ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 235 152
  • Obserwuję977
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 294 384

Narzeczona Greka - Williams Cathy

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :528.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Narzeczona Greka - Williams Cathy.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK W Williams Cathy
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 155 stron)

Cathy Williams Narzeczona Greka

ROZDZIAŁ PIERWSZY Z rozległej werandy sypialni Theo Toyas miał widok na podjazd prowadzący do wspaniałej wil­ li swojego dziadka. Było wpół do siódmej wieczo­ rem, a morderczy upał powoli ustępował miejsca chłodniejszemu powiewowi wieczoru. Jednak na­ dal było za gorąco, żeby włożyć coś cieplejszego od pary drelichowych spodni i koszuli z krótkimi rękawami. W jednej ręce Theo trzymał szklankę whisky z lodem. Cieszył się, że mógł tak sobie siedzieć na wyłożonym poduszkami wiklinowym krześle i po­ dziwiać wspaniały krajobraz. Po jego prawej stronie znajdował się niewiarygodnie długi basen wychodzą­ cy na słynny zatopiony wulkan wyspy Santorini. Z każdej strony basen otaczały dopieszczone ogrody, które zawijały się przy podjeździe, tworząc złudze­ nie, jak gdyby opadały w dół krateru. Zapomniał, jak spokojne i senne było to miejsce. Nic dziwnego, skoro tak rzadko bywał w willi. Nie miał czasu. Prowadził życie między Londynem, Ate­ nami a Nowym Jorkiem, kontrolując imperium, które zbudował jego pradziadek, a które później przeszło

10 CATHY WILLIAMS w jego ręce. Znalezienie wolnej chwili niemal grani­ czyło z cudem. Niemniej jednak osiemdziesiąte urodziny nie zda­ rzały się każdego dnia, a jego dziadek postanowił je świętować właśnie w willi na wyspie, gdzie poznał swoją żonę. Większość członków rodziny, którzy mieszkali w Grecji kontynentalnej, najprawdopodob­ niej przyleci prywatnymi samolotami wyczarterowa- nymi specjalnie dla nich. Inni, zamieszkujący odległą Kanadę, pewnie zostaną w willi na cały tydzień albo udadzą się z wizytą do innych członków rodziny zamieszkujących greckie ziemie. Natomiast Theo planował zabawić na wyspie tylko trzy dni. Tyle czasu wystarczy, żeby okazać szacunek dziadkowi i oddać mu cześć. Na podjeździe zatrzymała się taksówka. Theo zmrużył oczy i zobaczył swojego brata Michaela wysiadającego z taksówki. Tuż za nim z samochodu wyłoniła się jego towarzyszka. A więc nadszedł ten dzień, pomyślał. W końcu pozna tajemniczą kobietę, która tak niespodziewanie wkroczyła na scenę. Dzię­ ki niej wszyscy odetchnęli z ulgą, a zwłaszcza jego matka i dziadek. Choć Theo nikogo nie miał, ostentacyjnie czerpał przyjemność z towarzystwa kobiet. A do tego był pragmatykiem i w pełni rozumiał zalety poślubienia odpowiedniej dziewczyny z odpowiednimi koneks­ jami. Oświadczył kiedyś, że ożeni się przed czter­ dziestką. A do tego czasu nikomu nie wolno było wtrącać się do jego prywatnego życia.

NARZECZONA GREKA 11 Natomiast z Michaelem sprawy miały się nieco inaczej. Był o pięć lat młodszy i jako dziecko bardzo często chorował. Podczas gdy trzynastoletniego Theo wysłano do angielskiej szkoły z internatem, gdzie nauczył się przede wszystkim niezależności, Michael został w domu. Lina Toyas nie mogła znieść myśli, że jej delikatny, wrażliwy synek mógłby dora­ stać z dala od domu. Zawsze się o niego martwiła. A kiedy przez lata nie przedstawił jej ani jednej miłej dziewczyny, przysporzył jej kolejnych zmartwień. Dobrze wiedziała, że był nieśmiały, a nieśmiali męż­ czyźni często zostawali samotnymi kawalerami. Taki scenariusz byłby dla niej gorszy niż śmierć. Nagle pojawienie się dziewczyny sprawiło, że do oczu Liny Toyas napłynęły łzy radości. Tymczasem Theo zachował powściągliwość. W historii, którą Michael opowiedział mu przez telefon, nic nie trzy­ mało się kupy. A on jako biznesmen dobrze wiedział, że jeśli coś nie trzyma się kupy, to prawdopodobnie nikomu nie wyjdzie na dobre. Jak to możliwe, że jego brat nigdy wcześniej nawet słowem nie wspomniał o Abigail Clinton? Gdyby od dłuższego czasu tworzyli parę, z pewnoś­ cią wspomniałby o niej matce podczas jednej z licz­ nych rozmów telefonicznych. A tymczasem imię tej dziewczyny wypłynęło dopiero dwa tygodnie temu, kiedy Michael zaskoczył wszystkich, ogłaszając, że zaręczył się z Angielką i przedstawi ją podczas obchodów urodzin dziadka na Santorini. Theo taktownie powstrzymał się od ujawnienia

12 CATHY WILLIAMS matce choćby jednego ze swoich podejrzeń. Zamiast tego zamierzał konstruktywnie wykorzystać krótki pobyt w willi, obserwować, zadawać pytania i usta­ lić, czy dziewczyna marzy wyłącznie o pieniądzach jego brata, co podejrzewał. Chociaż Michael miesz­ kał w Brighton i prowadził dwie restauracje oraz klub nocny, miał swój udział w majątku rodziny Toyas. Posiadał znaczne udziały w firmie i fundusz powier­ niczy opiewający na kwotę, która była spełnieniem marzeń większości ludzi. Prowadził dość skromne życie i na pierwszy rzut oka mógł nie sprawiać wrażenia odnoszącego sukcesy biznesmena. Ale Theo dobrze wiedział, że mały biznes Michaela był jedynie wierzchołkiem góry lodowej, mimo że jego brat starał się odgrodzić od fortuny, którą odziedzi­ czył wraz z nazwiskiem. Wystarczyło tylko trochę poszperać, żeby poznać prawdę. Theo był pewny, że tak właśnie się stało. Ale był również pewny, że zrobi wszystko co w jego mocy, żeby nikt nie oskubał jego brata. Chociaż nie martwił się o Michaela tak bardzo jak ich matka, zawsze otaczał go troską. Michael ufał lu­ dziom, co zdaniem Theo było jego dużą wadą. Zaufa­ nie oznaczało bezbronność. A tylko głupcy byli bez­ bronni. Theo pochylił się do przodu, wbijając czarne oczy w postać z długimi blond włosami, opadającymi na plecy niczym jedwabna kurtyna. Wciąż się nimi bawiła, unosiła je jedną ręką, robiąc kucyk i pusz­ czając je swobodnie. Przez cały czas rozglądała się

NARZECZONA GREKA 13 dookoła z rozchylonymi ustami, napawając się prze­ pychem tego miejsca. Wycenia Michaela, pomyślał Theo cynicznie. A mimo to musiał przyznać niechętnie, że jego brat miał gust. Nie widział dokładnie twarzy dziew­ czyny, ale z całą pewnością mógł stwierdzić, że była bardzo zgrabna, miała szczupłe nogi i bardzo smukłe ręce. Jej chłopięca sylwetka z trudem wypełniała krótką sukienkę na ramiączkach. W przeciwieństwie do niego Michael nigdy nie interesował się zmys­ łowymi dziewczynami o bujnych kształtach, w które obrodziła Grecja. Theo przyglądał się, jak wyjmowano walizki z ta­ ksówki, a jego myśli kierowały się tymczasem bez­ względnie logiczną ścieżką. Kiedy narzeczeni znik­ nęli mu z pola widzenia, wstał z fotela i wszedł wolnym krokiem do swojej sypialni, wypijając resztę whisky jednym haustem. Odstawił pustą szklankę na kredens. Jego pokój niczym nie różnił się od pozostałych pomieszczeń w ogromnej willi. Był umeblowany bar­ dzo prosto, ale luksusowo. Na bejcowanej drewnianej podłodze leżał duży dywan w jasne wzory, a ściany w kolorze jasnej terakoty tworzyły efektowne tło dla kremowych zasłon spływających od sufitu do podłogi. Pod jedną ze ścian stała imponująca syryjska skrzynia ozdobiona masą perłową, a nad nią wisiał ciemny przyciągający wzrok obraz słynnego wulkanu. Więk­ szość mebli była wykonana z ciemnego drewna, co nadawało pokojowi dekadencki, przepyszny wygląd.

14 CATHY WILLIAMS Theo ledwie dostrzegał te rzeczy. Całkiem po­ chłonęło go obmyślanie planu, który pozwoliłby mu zbliżyć się do dziewczyny, nie wzbudzając podejrzeń brata ani nie ściągając na siebie gniewu matki. Przy czym to drugie było o wiele większym wyzwaniem. Ale kto powiedział, że Theo Toyas nie lubi wyzwań? Uśmiechnął się do siebie. Godzinę później jego myśli nadal krążyły wokół pomysłu zdemaskowania naciągaczki. Udał się do jednego z salonów, w którym, jak przypuszczał, podano drinki dla gości. Jak na razie nie było ich zbyt wielu. Większość miała przybyć następnego dnia, co oznaczało, że pierwszą noc w willi miała spędzić jedynie najbliższa rodzina: jego dziadek, matka, a także wujowie i ciotki z latoroślami w różnym wieku. No i Michael z narzeczoną. Drinki podawano w salonie wychodzącym na ogrody na tyłach domu. Trochę wcześniej spędził tutaj kilka godzin w towarzystwie matki, dyskutując na temat praktyczności oświetlenia tego terenu. Cho­ ciaż wcześniej się z nią nie zgadzał, teraz, kiedy wszedł do salonu, musiał przyznać, że latarnie dały zadziwiający efekt. Ogrody zdawały się tętnić włas­ nym życiem, jak gdyby kłębiły się w nich ogromne robaczki świętojańskie. Kilku gości wyszło z drin- kami na zewnątrz, żeby podziwiać romantyczną sce- nerię. - Przyznaję, że wygląda wspaniale - powiedział Theo, chwytając drinka i podchodząc niespiesznie do matki, która w milczeniu podziwiała swoje dzieło.

NARZECZONA GREKA 15 Lina odwróciła się do swojego pierworodnego i uśmiechnęła do niego. George'owi też się podoba. Najpierw, kiedy trwały prace, awanturował się i marudził, a teraz tylko spójrz na niego, jak puszy się i pręży, dumny niczym paw. Bez zmrużenia oka przyjmuje wszyst­ kie komplementy. Żałuję, że twojego ojca nie ma już wśród nas. Na pewno cieszyłby się tą chwilą. Theo objął matkę ramieniem i skinął głową. - Ostatni raz zorganizowaliśmy takie rodzinne spotkanie z okazji... ślubu Eleny i Stefana przed pięciu laty. - Dołączą do nas jutro. Razem z dwójką dzieci. - Lina posłała mu surowe spojrzenie. Musiał przy­ znać, że była jedyną osobą na ziemi, która mogła bezkarnie patrzeć na niego w ten sposób. - To mógł­ byś być ty - rzuciła prosto z mostu. - Nie jesteś już taki młody. Dynastia potrzebuje dziedziców, Theo. - I będzie ich miała - próbował ją udobruchać - w swoim czasie. - Przyjedzie Alexis Papaeliou - zaryzykowała Li­ na. - Byłaby dla ciebie dobrą partią, Theo. Jej dziadek wychowywał się razem z George'em. Nadał utrzymu­ ją kontakt, choć nie jest to już tak łatwe jak kiedyś. - Papaeliou... faktycznie brzmi znajomo. Alexis, ładne imię i muszę przyznać, że trzy miesiące celiba­ tu zaczynają mi doskwierać. - Wyszczerzył zęby, kiedy jego matka spłonęła rumieńcem w odpowiedzi na tę zbyt osobistą uwagę. Nie oponował, kiedy upomniała go, że przekroczył

16 CATHY WILLIAMS granicę przyzwoitości. Jednak w jej głosie dało się wyczuć przekorną pobłażliwość. - Oczywiście - odparł, spoglądając na ogrody i grupki gawędzących gości. - Teraz nie muszę się chyba śpieszyć? Skoro Michael postanowił zadbać o przedłużenie gatunku... - Proszę cię, Theo... - Ja tylko podsumowuję fakty, najdroższa mamo. - Tonem, który chyba mi się nie podoba. Po­ znałam tę młodą kobietę i wydaje się bardzo miła, choć najwyraźniej oszołomiło ją otoczenie. Mogę się założyć, pomyślał Theo. Oszołomienie potrwa do momentu, kiedy uda jej się zliczyć miliony ukazujące się na horyzoncie. Otworzył usta, żeby podzielić się z matką tymi przemyśleniami, ale na­ tychmiast zrezygnował. Często oskarżała go o cy­ nizm, a w ten sposób dałby jej doskonały pretekst do poparcia swojej teorii, chociaż sam wolał utrzymy­ wać, że jest po prostu ostrożny. - Gdzie oni są? - zapytał od niechcenia. - Zaraz zejdą na dół - odpowiedziała Lina. - Theo, zachowuj się. - Ależ mamo, ja zawsze się zachowuję. - Spoj­ rzał na nią i uśmiechnął się, kiedy potrząsnęła głową i westchnęła. - Michael kocha tę kobietę. To widać. Nie zepsuj wszystkiego... - Będę miał to na uwadze - rzucił Theo niezobo­ wiązująco i chcąc uniknąć składania fałszywych obietnic, pociągnął za sobą matkę w kierunku gości.

NARZECZONA GREKA 17 Ale ani na chwilę nie przestał obserwować wszyst­ kich ośmiu par drzwi balkonowych, które zostawiono otwarte na oścież dla gości, którzy wchodzili do środka, żeby usiąść, po czym wychodzili na ze­ wnątrz, skuszeni pogodą i uwodzicielskim blaskiem latarni. Kiedy weszli, był w trakcie rozmowy. Jak tylko dostrzegła rozciągające się przed nią ogrody, chwyciła Michaela za ramię, a on złapał ją za rękę w uspokajającym geście. Theo widział, jak spojrzała na Michaela i powiedziała mu coś, a on uśmiechnął się do niej, jak gdyby chciał ją zapewnić, że nie powinna czuć się onieśmielona. Czarująca farsa, pomyślał. Czy odegrała tę scenkę na cześć mojego brata czy zgromadzonych tutaj osób, którzy z zainteresowaniem spoglądali w ich stronę? Jej strój był z całą pewnością dobrany tak, żeby roztaczać aurę niewinności. Miała na sobie skromną jasną sukienkę z zaokrąglonym dekoltem i długim rzędem guzików. Choć jej góra była opięta, dół spływał luźno do kolan. A do tego była jasnoróżowa, a róż przywodził na myśl dzieci. Stała tak niepewna i zdenerwowana. Jasne, prawie białe włosy zebrała w warkocz, eksponując smukłą szyję. Przez to spra­ wiała wrażenie bezbronnej. Śliczny obrazek, choć jego zdaniem daleki od rzeczywistości. Zacisnął zęby i ruszył w ich stronę, zmieniając wyraz twarzy. Serdecznie uściskał brata, zanim odwrócił się do niej. - Moja narzeczona - przedstawił ją Michael, szczerząc zęby w uśmiechu - Abby. Choć domyślam się, że pewnie już o niej słyszałeś. Wiadomości w tej

18 CATHY WILLIAMS rodzinie rozchodzą się z prędkością ponaddźwięko- wą - dodał, zwracając się do Abby. Abby uśmiechnęła się, próbując zignorować męż­ czyznę stojącego obok Michaela. Dużo o nim słysza­ ła. Michael podziwiał go i na tej podstawie stworzyła sobie obraz człowieka tak wspaniałego jak on sam. Łagodnego, troskliwego, lubiącego żartować, który natychmiast rozbudził w niej ciepłe uczucia. Rzeczy­ wistość pokazała, że nie mogła się bardziej mylić. W tym mężczyźnie nie było nic łagodnego, choć gawędził z nimi dość swobodnie. Nawet południową urodę, którą odznaczał się również Michael, udało mu się zamienić w coś mrocznego. Jego czarne włosy były dłuższe niż u brata i zawijały się na karku. Oczy przypominały krzemień. Nawet rysy były ostrzejsze. To wszystko podziałało na nią onieśmielająco. Spra­ wiło, że przeszył ją zimny dreszcz strachu, mimo że nie miała pojęcia, czego mogłaby się obawiać z jego strony. Właśnie coś do niej mówił, pytał o pogodę w Brigh­ ton, zadawał całkiem niewinne pytania, ale kiedy Abby spojrzała na niego, odniosła wrażenie, że skry­ wał coś mrocznego pod tą pozornie obojętną maską. Odkryła również, że nie mogła oderwać oczu od jego twarzy, która miała w sobie coś fascynującego i jed­ nocześnie przerażającego. Przysunęła się do Michaela i wiedziała, że Theo dostrzegł ten ruch, pomimo że jego twarz zachowała beznamiętnie uprzejmy wyraz. Przechylił głowę na bok, jak gdyby ciekawiło go, co miała do powiedze-

NARZECZONA GREKA 19 nia. Z tego mężczyzny emanowały siła i niebez­ pieczeństwo. Wymamrotała coś bez sensu o zimie na wybrzeżu, a potem rzuciła kolejną monotonną uwagę o wspaniałej pogodzie w tych stronach i o tym, jak to cudownie móc stać tutaj dziś wieczorem. W połowie tej pełnej udręki wypowiedzi Michael oddalił się, żeby poszukać matki i przynieść drinki. Zostawił ją całkiem samą, przez co ogarnęła ją nagła i niezrozu­ miała panika. - Chyba nie jest ci za ciepło - powiedział Theo przeciągle. On też się przesunął, odgradzając ją od gości stojących tuż za nim. Dobrze wiedział, że za chwilę podejdzie do nich jego matka. Dlatego nie miał zamiaru tracić czasu. - Drżysz. - Ja... po prostu jestem trochę zdenerwowana. - Abby spojrzała w inną stronę. - Ci wszyscy ludzie... - Możesz śmiało wmieszać się w naszą rodzinę. Zapewniam cię, że to zupełnie normalni ludzie. - Na­ wet się nie uśmiechnął, tylko przyglądał się tak, jak gdyby chciał poznać jej myśli. - Chociaż domyślam się, że z Michaelem poradziłaś sobie trochę inaczej, niż zamierzasz... z resztą z nas. - Co masz na myśli, mówiąc, że sobie poradzi­ łam? - zapytała Abby ostro. - Chcesz poznać resztę klanu? Theo położył dłoń na jej ramieniu i poprowadził w kierunku zgromadzonych gości. Wyczuł, że w pier­ wszej chwili chciała odsunąć się od niego. Kobieta, która do szaleństwa kochałaby jego brata i nie miała nic do ukrycia, nie mogłaby się tak zachowywać.

20 CATHY WILLIAMS Pewnie pokierował nią w stronę swojej matki, obser­ wując jej reakcję. Nie odrywał od niej oczu przez cały wieczór. Jego brat zajmował się nią z taką troskliwoś­ cią, na jaką tylko było go stać. Przy innych gościach wydawała się zrelaksowana. Ale w końcu nikt inny nie zadawał jej niewygodnych pytań. Kolację podano w jadalni, którą wybudowano z myślą o przyjęciach. Przy stole mogło pomieścić się co najmniej dwadzieścia osób. Theo dopilnował, żeby usiąść naprzeciwko niej. Chciał, żeby czuła jego obecność, nie wzbudzając przy tym podejrzeń. Tak jak to było w zwyczaju przy takich rodzinnych spot­ kaniach, podawano kolejne drinki, a rozmowy stawa­ ły się coraz głośniejsze. Jego dziadek był w swoim żywiole. „Osiemdziesiątka - wykrzyknął gdzieś mię­ dzy daniem głównym a kawą - to tylko kolejna dwucyfrowa liczba". Do momentu, kiedy na stole pojawiły się likiery, niektórzy z gości udali się na spoczynek, podobnie jak jego matka. Pozostali szukali wymówek, żeby wznosić toasty za wszystko i wszystkich. Kiedy na­ stało milczenie, Theo postukał łyżką w stół i pocze­ kał, aż wszystkie głowy odwrócą się w jego stronę. Zauważył, że Abby była bardziej powściągliwa, niż się spodziewał. Czy zastanawiała się, co chciał powiedzieć? W jej oczach dostrzegł czujność. A mia­ ła naprawdę piękne oczy, duże i brązowe, doskonałe do uwodzenia mężczyzn, a przynajmniej tych, którzy nie mieli wielkiego doświadczenia w kontaktach z płcią piękną. Uniósł kieliszek w jej stronę.

NARZECZONA GREKA 21 - Za piękną Abigail Clinton, narzeczoną mojego brata! - Pozostali biesiadnicy zaczęli wiwatować, a wtedy on dodał łagodnie: - Bez względu na to, jak błyskawiczne mogą wydawać się te zaręczyny... Abby spojrzała mu prosto w oczy i zadrżała. W przytłumionym półmroku świec jego twarz wy­ glądała niemal diabelsko. Mimo wszystko uniosła kieliszek, podnosząc wyzywająco głowę. - Po co marnować czas, kiedy dwoje ludzi wie, czego chce? - odcięła się brawurowo. W burzy głosów ich rozmowa przypominała elekt­ ryzujący szept. Stłumiła w sobie narastające uczucie niepewności i posłała mu szeroki bezbarwny uśmiech. Miała nadzieję, że wprawi go w zakłopotanie. Ale on tymczasem uniósł kieliszek i w milczeniu opróżnił jego zawartość, patrząc na nią tak długo, aż straciła panowanie nad sobą i odwróciła od niego wzrok. W panice zaczęła szukać wsparcia u Michaela, który nieświadomy żadnych podtekstów opowiadał jednemu z wujów o ostatniej nocnej eskapadzie. Musiała bardzo głośno zakasłać, żeby przyciągnąć jego uwagę. Kiedy w końcu osiągnęła cel, poczuła ulgę. Michael natychmiast wstał od stołu na niepew­ nych nogach i powiedział głośne dobranoc. Wyciąg­ nął rękę w jej stronę, a ona niemal rzuciła się na niego, starając się ze wszystkich sił, żeby w momen­ cie opuszczania jadalni nie napotkać ciemnego nie­ pokojącego spojrzenia Theo. Odetchnęła z ulgą do­ piero wtedy, kiedy weszli do sypialni i zamknęli za sobą drzwi.

22 CATHY WILLIAMS - No i co myślisz o mojej rodzinie? - zagadnął ją Michael. - Jest bardzo... żywiołowa. - Uśmiechnęła się do niego i podeszła do toaletki. Zaczęła rozplatać war­ kocz, oddzielając od siebie długie kosmyki włosów. - Twoja mama jest cudowna i taka miła. Nie wiem, czego się spodziewałam. Matki potrafią być dość zaborcze w stosunku do synów. - Ich spojrzenia spotkały się w lustrze. Michael uśmiechnął się do niej szeroko. - Dzięki Bogu nie jestem pierworodnym. Naj­ większym oczekiwaniom musi sprostać Theo. Co nie znaczy, że sobie nie radzi. - Ty też świetnie sobie radzisz, Michaelu. - Z trudem. - Uśmiech znikał z jego twarzy, ale już po chwili odprężył się i podszedł do niej. Zaczął masować jej ramiona, dzięki czemu poczuła, jak uchodzi z niej napięcie. - Sama widzisz, dlaczego tak bardzo zależało mi, żebyś ze mną przyjechała. Twoja obecność bardzo mi pomaga. Abby, jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać, i nawet nie potrafię wyra­ zić, ile to dla mnie znaczy... - Nie mów tak. - Odwróciła się, żeby na niego spojrzeć, i pociągnęła go ku sobie, tak że klęknął przed nią. - Ja też ci ufam. Pasujemy do siebie. To ma swoje dobre i złe strony. Mam tylko nadzieję... - O co chodzi? - Twój brat najwyraźniej za mną nie przepada - wyznała szczerze. - Niczego nie zauważyłeś? Od­ niosłam wrażenie, że cały czas uważnie mi się przy-

NARZECZONA GREKA 23 glądał. Kiedy wszyscy siedzieli przy stole, zaraz po tym jak wzniósł toast za nasze zaręczyny, pochylił się w moją stronę i powiedział coś na temat błyskawicz­ nych zaręczyn. - Nie przejmuj się nim. To tylko starszy brat. Zawsze taki był. Nie chodziliśmy do tych samych szkół. On wyjechał do Anglii, ale pamiętam, że kiedy wracał, zawsze stał pod bramą mojej szkoły, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. - Cień sympatii przebiegł po przystojnej twarzy Michaela. - Wiedział, że koledzy mnie dręczyli. Nie chciałem denerwować mamy, ale Theo wszystkim się zajął. Wystarczyło, że pokazał się kilka razy. Potem mia­ łem święty spokój. On taki jest, Abby. Zawsze gotów bronić rodziny. - Tak, ale... - Nie masz się czym przejmować. - Pogłaskał ją czule po ramieniu. - Będzie miał okazję przekonać się, jacy jesteśmy razem szczęśliwi. To mu wystarczy. Abby nie była tego taka pewna. Dwie godziny później jej niespokojne myśli nadal krążyły wokół Theo. W ciemności majaczyła sylwetka Michaela wyciągnięta na długiej eleganckiej sofie przy oknie. On nigdy nie dostrzegał ciemności kryjącej się za światłem. Taki po prostu był. Ale ona dobrze ją widziała. Theo Toyas niepokoił ją, sprawiał, że włosy jeżyły się jej na karku. I nawet w czterech ścianach tego pokoju odczuwała lęk na samą myśl o nim. Rano wszystko jawiło się w lepszym świetle.

24 CATHY WILLIAMS Obudziła się wcześnie. Michael nadal spał. Uśmiech­ nęła się czule na widok jego postaci zwiniętej w kłę­ bek pod kocem. Mógł spać z nią w jednym łóżku i dobrze o tym wiedział, ale wybrał sofę. Była mu za to wdzięczna. Jedynym mężczyzną, do którego blis­ kości przywykła, był jej pięcioletni synek. Z Michae- lem w łóżku czułaby się nieswojo. Już dawno zrezygnowała z luksusu drzemek. Od kiedy pojawił się Jamie, jej ciało przestawiło się na wczesne wstawanie i zasypianie przed dziesiątą. Pode­ szła na palcach do Michaela i delikatnie nim potrząs­ nęła. W końcu wyłonił się półprzytomny spod koca. - Muszę zadzwonić do Rebeki i porozmawiać z Jamiem - wyszeptała, odgarniając mu włosy z czo­ ła, które sterczały na wszystkie strony. - Gdzie znajdę telefon? Nie chcę wejść nikomu do sypialni. - Poza sypialnią... hmm... - Podniósł się do poło­ wy i zmrużył czoło. - O rany, tak dawno tutaj nie byłem. Możesz zadzwonić z mojej komórki. Zjedź na dół nad basen i zadzwoń. Mam iść z tobą? - Miałabym pozbawić cię dobroczynnego dla urody snu? - Abby uśmiechnęła się. - Nawet nie śmiem o tym myśleć. Szybko umyła twarz, uczesała włosy, włożyła kuse dżinsy oraz koszulkę i wyszła z pokoju z telefo­ nem Michaela w ręku. Pierwszy raz zostawiła syna na tak długo i tęskniła za nim bardziej, niż mogła się tego spodziewać. Wiedziała, że nie powinna się mart­ wić. W końcu w ciągu dnia był w szkole, a potem zajmowała się nim Rebeka, którą uwielbiał.

NARZECZONA GREKA 25 Zaczęła wybierać numer, jeszcze zanim dotarła na brzeg basenu. Na szczęście znajdował się w pewnym oddaleniu od głównego budynku i zewsząd otaczał go gąszcz listowia. Kiedy spojrzała przed siebie, omal nie zasłabła na widok tego pięknego miejsca. Podziwiać będę później, pomyślała, odwracając się plecami do basenu i malowniczego krajobrazu. Znalazła mały zaciszny zakątek. Usiadła na krześle i jak tylko usłyszała jego głos, uśmiech pojawił się na jej twarzy. Podciągnęła nogi i oparła się wygodnie. Długie włosy opadły na oparcie krzesła. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie małą twarzyczkę. Miał sekret. Miał jej o niczym nie mówić, ale po kilku sekundach radośnie oświadczył, że Rebeka włożyła mu czekoladowy batonik do pudelka na drugie śniadanie. Ale dostał też owoce, o czym zapewnił bezzwłocznie. Nie przestawał mówić, a Ab- by, wtrącając się od czasu do czasu, była szczęśliwa, że może słuchać tej dziecięcej paplaniny. Oczyma wyobraźni widziała małego chłopca z rozczochrany­ mi włosami w kolorze toffi w za dużym mundurku, który przezornie kupiła o jeden rozmiar większy, jak wymachiwał chudymi nóżkami, siedząc na kuchen­ nym stołku. Szare skarpetki miał spuszczone, bo inni chłopcy też je tak nosili. - Zadzwonię później - obiecała łamiącym się głosem i natychmiast wzięła głęboki wdech, żeby się uspokoić. - Nie zapomnij czegoś dla mnie naryso­ wać. Przypniemy twoje dzieło na tablicy obok rysun­ ku dinozaurów.

26 CATHY WILLIAMS Theo przyglądał się jej w milczeniu. Skończyła rozmawiać, ale nie ruszyła się z miejsca. Była rozluź­ niona, zatopiona w myślach. Zacisnął usta, kiedy tak się jej przyglądał. Tylko jedna rzecz na świecie mogła sprawić, żeby kobieta wyglądała w ten spo­ sób... mężczyzna. I tylko z jednego powodu musiała wymknąć się z domu o tak niedorzecznie wczesnej godzinie, żeby zadzwonić. Poruszając się zwinnie i cicho niczym pantera, chwycił ręcznik z łazienki i ruszył w kierunku basenu. Abby, zatopiona w myślach o Jamiem, nie zdawa­ ła sobie sprawy, że ktoś się zbliża. Dopiero kiedy usłyszała jego głos, podskoczyła, odwracając się z przestrachem. - Przepraszam - wyjąkała, podnosząc się. - Nie słyszałam, jak szedłeś. Czuła, jak po skórze zaczynają przebiegać jej ciarki będące wynikiem strachu. Jego uroda uderzyła ją z pełną mocą. Emanował z niego seksapil, którego brakowało Michaelowi. Jeśli to w ogóle możliwe, wydawał się jeszcze bardziej imponujący, kiedy po­ ranne słońce podkreślało jego muskularną sylwetkę, a zimne niezgłębione oczy przenikały ją jeszcze bardziej niż poprzedniego wieczoru. - Nigdy nie śpię długo - wyjaśnił Theo - nawet kiedy nie pracuję. I najwyraźniej ty też jesteś rannym ptaszkiem. Widziałem, jak rozmawiałaś przez telefon. - Chcesz przez to powiedzieć, że mnie szpiegu­ jesz? - zapytała Abby, zastanawiając się, jak długo stal za nią, zanim się ujawnił.

NARZECZONA GREKA 27 Czy słyszał jej rozmowę? Razem z Michaelem zgodzili się, że na razie nie będą wspominać o Ja- miem. Uznali, że na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. Tym bardziej teraz odnosiła wrażenie, że wy­ znanie temu mężczyźnie, że ona ma syna, byłoby dużym błędem. - Bardzo dziwna uwaga - stwierdził Theo. Tak jak poprzedniego wieczoru, tak i teraz spra­ wiała wrażenie młodej i bezbronnej. Na włosach miała pasemka, za które większość kobiet musiała płacić. Wątpił, żeby była jedną z nich. Młoda, bez­ bronna i w stu procentach naturalna. To bardzo ważne elementy, kiedy w grę wchodzi usidlenie mężczyzny, bo żaden nie może oprzeć się urokowi tego, co nietknięte. - Dlaczego przyszło ci na myśl, że cię szpieguję? Masz coś do ukrycia? Abby poczuła, że się rumieni. Otworzyła usta, żeby się roześmiać, ale nie wydobyła z siebie żad­ nego dźwięku. Ta chwila ciągnęła się w nieskoń­ czoność. Na samą myśl, że mógłby poznać prawdę, ogarnęła ją panika. - Powinnam wracać - powiedziała w końcu. - Dlaczego? Nikt inny nie wstanie z łóżka przez najbliższą godzinę. Idę popływać. Może się przyłą­ czysz? - Pierwsza zasada polowania brzmiała: nie spłoszyć zwierzyny. A co on zrobił? Naskoczył na nią i zaczął oskarżać. - Przyłączyć się? - zapytała zdumiona. - To bardzo miło z twojej strony, ale chyba zostawię cię

28 CATHY WILLIAMS w spokoju. - Zrobiła kilka kroków do tyłu i uśmiech­ nęła się. Był to tak uroczy uśmiech, że prawie zwalił go z nóg. - Jestem mężczyzną, który nie przepada za spo­ kojem - mruknął przekonująco. - Czy to nie żałosne? - Tak, wydaje mi się, że tak - odparła jednym tchem, a on zmarszczył brwi. - Dlaczego? - Muszę już iść. - Nie możesz. To byłoby okrutne, gdybyś teraz, po tym jak nazwałaś mnie żałosnym, uciekła, nie próbując nawet rozwinąć tej myśli. - Chodziło mi o to, że... - Idź po kostium kąpielowy. Dokończymy tę roz­ mowę w basenie. Albo, jeśli wolisz, posiedzisz na brzegu, a ja popływam. Co ty na to? - Dobrze. To znaczy... nie! - Poza tym - dodał Theo leniwie - Michael chciałby, żebyśmy się lepiej poznali. Jestem o tym przekonany. Nie dorastaliśmy razem, ale jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Miałby do mnie żal, gdyby się dowiedział, że wpędziłem cię w zakłopotanie.

ROZDZIAŁ DRUGI Oczywiście, to było właśnie to. Te jego sugestie, że wpędzał ją w zakłopotanie, że chciała od niego uciec. Abigail nigdy się nie poddawała. Sama wy­ chowała Jamiego, przetrwała ciążę bez niczyjej po­ mocy i przeżyła bolesne rozstanie z ojcem swojego syna. Nie miała rodziców, którzy mogliby ją wspie­ rać, ani żadnych troskliwych krewnych, którzy po­ śpieszyliby z pomocą, kiedy ich potrzebowała. Dlate­ go podejrzliwy Theo Toyas insynuujący, że przed czymś uciekała, działał na nią niczym płachta na byka. Tak jak się spodziewała, Michael nadal był po­ grążony we śnie, kiedy cicho weszła do sypialni, żeby zabrać czapkę, krem do opalania i książkę. Praca w branży restauratorskiej wymagała od niego funk­ cjonowania do bladego świtu. Nic więc dziwnego, że każdą nadarzającą się okazję wykorzystywał na sen. Postanowiła, że nie obudzi go po raz drugi, żeby powiedzieć mu, dokąd się wybiera. Na korytarzu zorientowała się, że nikt jeszcze nie wstał. Chociaż jeszcze godzinę temu byłaby zdruzgotana na myśl o spotkaniu z despotycznym

30 CATHY WILLIAMS mężczyzną, o którym zaczynała mieć jak najgorsze zdanie, bez względu na to, co mówił Michael, zacis­ nęła zęby i energicznym krokiem ruszyła na ze­ wnątrz. Theo pływał w basenie. Najwyraźniej czuł się w wodzie jak ryba. Abby przyglądała mu się przez kilka minut, zafascynowana ruchem jego mięśni. W końcu powoli podeszła do fotela ogrodowego i usiadła. Starała się skupić na zapierającym dech widoku, ale wciąż łapała się na tym, że przygląda się ciału przecinającemu wodę. W końcu wsunęła czap­ kę na głowę i oparła się wygodnie, splatając palce. Tym razem zorientowała się, kiedy podszedł do niej, mimo że miała zamknięte oczy. Słyszała plusk wody, gdy wychodził z basenu, a potem plaskanie stóp, kiedy przysuwał krzesło. - Myślałem, że nie skorzystasz z mojego zapro­ szenia - powiedział Theo, spoglądając na nią, na jej jasny brzuch i małe piersi pod bawełnianą koszulką. - Dlaczego miałabym nie skorzystać? Poza tym miałeś rację. Michael chciałby, żebyśmy się zaprzy­ jaźnili albo przynajmniej postarali się odnosić do siebie przyjaźnie. Kobiety zwykle nie darzyły go antypatią, ale po­ stanowił tego nie komentować. - Jesteś pierwszy raz w Grecji? - zapytał. Nadal miała zamknięte oczy, a on nie mógł ode­ rwać od niej wzroku. W końcu odwrócił głowę w inną stronę. Abby otworzyła oczy i spojrzała na niego z ociąganiem. Miał mokre włosy, a jego ciało lśniło

NARZECZONA GREKA 31 od wody. Szczerze mówiąc, wolałaby, żeby włożył koszulkę, ponieważ ten umięśniony tors tuż przed jej twarzą trochę ją rozpraszał. - Pierwszy raz na Santorini - odparła chłodno, spoglądając przed siebie. - Kilka lat temu byłam w Atenach. - Z rodziną? - Nie. Ponieważ najwyraźniej nie chciała dodać nic wię­ cej, oparł się na krześle i czekał w milczeniu. Prędzej czy później się odezwie. Ludzie byli przewidywalni. A skoro chciał dowiedzieć się o niej jak najwięcej, mógł poczekać, aż przekaże mu szczegóły, które ostatecznie ją pogrążą. - Nie mam żadnej rodziny. A przynajmniej nie w Anglii - wyjaśniła w końcu poirytowana. - Moi rodzice wyjechali do Australii siedem lat temu. Nie spotykamy się zbyt często. - A zatem pojechałaś razem z przyjaciółmi? - drążył Theo. - Ateny to piękne miasto, ale jestem zaskoczony, że właśnie tam postanowiłaś spędzić czas razem z przyjaciółmi. Nocne życie nie jest tam aż tak rozbuchane, jak na przykład na Ibizie. Czy to nie tam bawi się większość młodych Anglików? - Większość - zgodziła się, nie łapiąc się na przynętę. Ateny były jednym z tych tematów, których nie miała zamiaru poruszać. Nawet na samą myśl o spędzonym tam długim weekendzie robiło jej się słabo. Wtedy po raz ostatni rozkoszowała się

32 CATHY WILLIAMS pełnią niezmąconego szczęścia. Była zakochana albo przynajmniej tak jej się wydawało, a świat przed­ stawiał się w różowych barwach. - Rozumiem, że nie wiesz zbyt wiele o naszej wyspie. - Theo z trudem ukrywał zniecierpliwienie. - A może Michael ci coś opowiadał? Nie pamiętam, kiedy był tu po raz ostatni. - Nie mówił o niej zbyt wiele. Wspomniał tylko, że willa jest domkiem letniskowym waszego dziad­ ka, gdzie zamierza świętować swoje urodziny. - Czy willa sprostała twoim oczekiwaniom? - za­ pytał słodko. Abby zesztywniała. - Tak naprawdę nie wiedziałam, czego się spo­ dziewać. - Daj spokój. Każdy ma jakieś wyobrażenie o miejscu, do którego wybiera się na wakacje. - Po­ minął słowo „darmowe", ale miał je na końcu języka. - To wspaniały dom - odparła neutralnie. Od­ wróciła się w jego stronę i posłała mu przeciągłe, chłodne spojrzenie. - Czy to właściwa odpowiedź, czy może powinnam powiedzieć coś innego? Jestem tylko zaskoczona, że jedna osoba może mieć tak duży domek letniskowy. Może i wyglądała na dziewiętnaście lat, ale z pew­ nością jej umysł nie był umysłem dziecka. Ale w koń­ cu czego się spodziewał? Każda naciągaczka jej klasy musiała być przebiegła niczym lis i na tyle mądra, żeby wiedzieć, jak z tej przebiegłości korzys­ tać. To jasne, że nie ciągnęła Michaela za język.