ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 248 432
  • Obserwuję984
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 303 148

Nasza broń kobieca - Steele Jessica

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :635.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Nasza broń kobieca - Steele Jessica.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK S Steele Jessica
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 77 stron)

Droga Czytelniczko! W sierpniu jeszcze cieszymy się wakacjami, lecz juŜ uświadamiamy sobie bliskie nadejście jesieni. Taka juŜ jest kolej rzeczy, Ŝe większość z nas, zamiast Ŝyć chwilą teraźniejszą, wybiega myślą w przyszłość. Nie warto martwić się na zapas, lepiej nauczyć się przeciwdziałać napadom smutku. Wierzę, Ŝe sięgasz po nasze ksiąŜki, zwłaszcza te I serii ROMANS, poniewaŜ są skutecznym lekarstwem na zły humor Oto moje propozycje na ten miesiąc: Dziedzictwo - opowieść o trojaczkach, które odziedziczyły duŜy majątek, lecz by go otrzymać, musiały spełnić pewne warunki. W sierpniu poznasz Abby, o pozostałych siostrach przeczytasz w październiku i grudniu. Krew nie woda - chociaŜ wszyscy zgadzamy się z tym twierdzeniem, czasami o nim zapominamy. RównieŜ Sophie popełniła ten błąd. Pan biznesmen szuka Ŝony - historia, jakich mało. Nie co dzień bowiem obcy męŜczyzna proponuje nam małŜeństwo, a to właśnie przydarzyło się Lindsay. Nasza broń kobieca - romans niani z pracodawcą. Banalne? Nic podobnego, bo Fennia jest nadzwyczaj oryginalną dziewczyną. KsiąŜka o miłosnych perypetiach jej kuzynki. Astry, ukaŜe się w listopadzie. Widzę tylko ciebie, Tajemnicza milionerka (Duo) - poznasz Sophie i Melody, którym Ŝycie nie poskąpiło trosk. Pierwsza z nich marzy o wybrnięciu z kłopotów finansowych, druga zaś... chciałaby być choć trochę biedniejsza. śyczę miłej lektury! GraŜyna Ordęga Harleąuin. KaŜda chwila moŜe być niezwykła. Czekamy na listy! Nasz adres: Arlekin - Wydawnictwo Harleąuin Enterprises Sp. z o.o. 00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21 Jessica Steele Nasza broń kobieca AHARLEOJJIN* Toronto ■ Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt ■ Hamburg Madryt • Mediolan • ParyŜ Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa

Tytuł oryginału: Bachelor in Need Pierwsze wydanie: Hariequin Romanc*. 2000 Redaktor serii: GraŜyna Ordęga Korekta: Janina Szrajer GraŜyna Ordęga © 2000 by Jessica Steele © forthe Polish edition by Arlekin -Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o„ Warszawa 2002 Wszystkie prawa zastrzeŜone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Hartequin Enterprises II B.V. Wszystkie postacie w tej ksiąŜce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - Ŝywych czy umarłych - jest całkowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Hariequin i znak serii Harlequin Romans są zastrzeŜone. Skład i łamanie: Studio Q Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona ISBN 83-238-0253-X Indeks 360325 ROMANS - 628 ROZDZIAŁ PIERWSZY Fennia kolejny raz spojrzała na zegarek. JuŜ siódma! Gdzie oni się podziewali? Czasami spóźniali się, ale nigdy aŜ tyle. Lucie, dwuipółletnia córeczka państwa Todd, była oczkiem w głowie swoich rodziców. Mariannę i Harvey pra- cowali wprawdzie do późna, zawsze jednak któreś z nich wyskakiwało na chwilę, by odebrać córkę. Kate Young, szefowa Ŝłobka, która dobro swoich pod- opiecznych przedkładała nad wszystko, umówiła się z rodzi- cami, Ŝe dzieci będą odbierane najpóźniej o pół do siódmej. UwaŜała, Ŝe jeśli ktoś nie jest w stanie odebrać dziecka do tej godziny, to powinien poszukać innego miejsca dla swej pociechy. - Fennia! - zawołała z kuchni Kate. - Co się stało? - Wzięła dziewczynkę na ręce i wbiegła do kuchni. - Zadzwonili ze szkoły Jonathana, miał jakiś wypadek w czasie meczu rugby. Muszę lecieć, poradzisz sobie sama? - Oczywiście - odparła Fennia pewnym głosem, choć czuła narastający niepokój. Spojrzała na Lucie. Dziecko zaczynało się mazać. Wzięła je na ręce, podała ulubionego misia i utuliła. Gdyby odebrano je tak jak zwykle, zapewne byłoby teraz kąpane i szykowane do snu.

JESSICA STEELE Faktycznie, gdy tylko Fennia połoŜyła Lucie do łóŜeczka, dziewczynka natychmiast zasnęła. Podeszła do okna i zaczęła nerwowo wyglądać. Nie wie- działa, czy Kate, wychodząc w pośpiechu, zostawiła klucze do gabinetu, gdzie przechowywana była dokumentacja Ŝłob- ka. Gdyby udało jej się tam dostać, mogłaby sprawdzić, gdzie pracują Toddowie i zadzwonić tam. Wróciła do pokoju i spojrzała na śpiącą Lucie. Mała wy- glądała teraz jak aniołek i w niczym nie przypominała diab- lątka, którym w istocie była. - Tak, juŜ wiem! - Fennia przypomniała sobie, gdzie kie dyś spotkała rodziców małej. Państwo Todd byli dynamicz nymi, młodymi ludźmi, pracującymi w jednej z międzynaro dowych agencji reklamowych. Tylko jak się ona nazywała? W tym momencie na podjazd wjechał duŜy, elegancki, czarny samochód. Ucieszona, podeszła do okna, lecz mina natychmiast jej zrzedła. Wysoki, dobrze zbudowany, trzy- dziestoparoletni męŜczyzna, który właśnie wysiadł z auta, z całą pewnością nie był Harveyem Toddem. - Słucham - zapytała chłodno Fennia, otwierając drzwi i wzrokiem natykając się na dwoje pięknych, niebieskosza- rych oczu. - Pani tu pracuje? - zapytał nieznajomy, ze zdziwieniem patrząc na bardzo wysoką, brązowooką dziewczynę o kru- czoczarnych włosach. Nie wiedziała, kim jest ten męŜczyzna ani czego chce, a jego ogłada i atrakcyjny wygląd nie robiły na niej wraŜenia. ZdąŜyła się juŜ przyzwyczaić do tego, Ŝe niektórzy tatusiowie uwaŜali się za bóstwa, zawsze i wszędzie szukali swojej szan- sy, a ich sposób bycia był więcej niŜ przyjacielski. NASZABROŃKOBIECA 7 - Nie jest pan ojcem Ŝadnego z naszych podopiecznych, prawda? - Fennia postanowiła nie odpowiadać na jego py- tanie. - Nic mi na ten temat nie wiadomo - odparł z szerokim uśmiechem. Gdy posłała mu surowe spojrzenie, spowaŜniał, lecz w oczach nadal błyskały diabelskie ogniki. - Jestem stryjem Lucie Todd. Czy dzwoniono do pani, Ŝeby powiedzieć, Ŝe po nią przyjadę? - Stryjem Lucie? - powtórzyła Fennia i uchyliła szerzej drzwi. - Jej tata jest moim bratem. - Proszę, niech pan wejdzie - zaprosiła go do środka. Coś ją jednak zaniepokoiło. - A więc przyjechał pan po Lucie... - zagaiła w nadziei, Ŝe zdoła się czegoś więcej dowiedzieć. - Zdaje się, Ŝe jest ostatnim dzieckiem w Ŝłobku. - A jej rodzice? Dlaczego oni się nie zjawili? - Mieli wypadek. PowaŜny wypadek... Serce Fennii zamarło. Przypomniała sobie, jak zareago- wały z kuzynką Astrą, gdy ich krewna Yancie padła ofiarą samochodowej katastrofy. Na szczęście Yancie szybko doszła do siebie, ale pierwsze godziny po odebraniu wiadomości były straszne. - Tak mi przykro - powiedziała Fennia, a jej wcześniej- szy chłód i dystans gdzieś się ulotniły. - Czy odnieśli powaŜ- ne obraŜenia? - Jeszcze dokładnie nie wiadomo, ale nie wygląda to dobrze. - Powaga w jego głosie na tle wcześniejszej lekkości sprawiła, Ŝe Fennia pomyślała, iŜ ma przed sobą człowieka 6

8 JESSICA STEELE ukrywającego swoje prawdziwe uczucia. MęŜczyznę, który swoje cierpienia, bo chyba musiał teraz cierpieć, ukrywał przed całym światem. - Jak rozumiem, oboje odnieśli obraŜenia? - spytała Fen- nia miękko. Czy Mariannę teŜ...? - Jechali razem na spotkanie z klientem - wyjaśnił. - Zderzyli się z cięŜarówką. - Kto pana zawiadomił? Policja? - Fennia nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. - Tak. Wprawdzie nie było mnie w biurze, ale mój asy- stent zadzwonił do mnie na telefon komórkowy. Natychmiast pojechałem do szpitala, ale oboje byli nieprzytomni. Potem zadzwoniłem do biura i okazało się, Ŝe ktoś z agencji rekla- mowej Frost and Fletcher chciał się ze mną skontaktować, Ŝeby mi przypomnieć o małej. - A pan o niej zapomniał? - zapytała Fennia, na co męŜ- czyzna zareagował ostrym spojrzeniem. - Przepraszam, miał pan co innego na głowie. - Byłem pewien, Ŝe opiekuje się nią niania, a gdy oka- zało się, Ŝe jest inaczej, musiałem ustalić, o jaki Ŝłobek chodzi, co zajęło mi sporo czasu. A właśnie, gdzie jest mała? - zapytał tonem sugerującym, Ŝe ma ochotę skończyć tę rozmowę. Fennia zaprowadziła męŜczyznę do pokoiku, w którym spała Lucie. Pochyliła się nad małą, a dziecko otworzyło oczka. - Tatuś? - spytała dziewczynka nieprzytomnie. Fennia natychmiast się zorientowała, Ŝe Lucie równieŜ nie zna tego człowieka. - Śpij, kochanie - uspokoiła ją, i gdy tylko mała zamknę- NASZA BROŃ KOBIECA ła oczka, chwyciła nieznajomego za łokieć i wyprowadziła z pokoju. - Kim pan jest? - spytała stanowczym głosem. - JuŜ pani mówiłem! - wypalił w taki sposób, by nie miała wątpliwości, Ŝe nie podoba mu się jej ton. - Oczekuję wyjaśnień - odparła stanowczo. - Widzę przecieŜ, Ŝe Lucie nie rozpoznaje pana! - Nie dziwi mnie to. Widziałem ją moŜe cztery... góra pięć razy. - A zatem nie jest pan zbyt blisko ze swoim bratem? - dociekała Fennia. - Owszem, jesteśmy blisko, tylko cięŜko pracujemy, więc rzadko mamy okazję się widzieć. Często jednak do siebie d/.wonimy. - Taka rodzinna miłość na odległość? - Proszę sobie darować len sarkazm - powiedział oschle i podał Fennii wizytówkę. Bez cienia zainteresowania przeczytała jej treść. Jegar Urquart, prezes tej słynnej, wielkiej korporacji Global Com- munications? CóŜ, nierzadko spotyka się tak waŜne osobisto- ści, pomyślała Fennia i juŜ miała oddać wizytówkę właści- cielowi, ale coś ją tknęło. - Nazywa się pan Jegar Urquart? - Tak. - A pana brat nazywa się Todd? - Jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Co za pech, Ŝe akurat dziś Kate nie mogła zostać dłuŜej. Co robić? Co robić? - myślała gorączkowo. Mówi, Ŝe są przyrodnimi braćmi i przedstawia się jako stryj Lucie Todd... - Jest pan starszy od Harveya - powiedziała dla zyskania 9

10 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 11 na czasie. - Harvey Todd ma najwyŜej dwadzieścia sześć lat... - Między nami jest dziesięć lat róŜnicy. Mama roz- wiodła się z moim ojcem, po czym ponownie wyszła za mąŜ i urodziła Harveya. Proszę mnie posłuchać, miałem dziś cięŜki dzień, który wcale jeszcze się nie skończył. Wezmę Lucie i... - Nie! - Nie? - Jegar Urquart zaczynał wpadać w gniew. Fennia nic nie mogła na to poradzić. Faktycznie, jeśli ten męŜczyzna mówił prawdę, to bez wątpienia miał dzisiaj bar- dzo cięŜki dzień, dopóki jednak nie zdoła potwierdzić jego słów, pod Ŝadnym pozorem nie odda mu dziecka. Tylko czy on o tej porze zdoła udowodnić swoją toŜsamość? Nie czekając na jej zgodę, nieznajomy zrobił krok w stro- nę pokoju, w którym spała Lucie. - Czy zastanę w domu pańską Ŝonę? - rzuciła w pośpie- chu. Zdawała sobie sprawę, Ŝe jeśli ten człowiek zdecyduje się uŜyć siły fizycznej, będzie bezradna. - Nie mam Ŝony! - A partnerkę? - Nie jestem w Ŝadnym trwałym związku - odparł ziry- towany, po czym zrobił kolejny krok w stronę pokoju do leŜakowania. - Nie! - zaprotestowała. - Nie mogę oddać panu Lucie. Nie wolno mi jej spuścić z oka. Odpowiadam za... Fennia przerwała, jako Ŝe nieznajomy zatrzymał się, spoj- rzał na nią uwaŜnie, a na jego twarzy znów pojawił się ów tajemniczy uśmiech, któremu tak bardzo nie ufała. - Proszę zatem pojechać z nami - zaproponował Jegar Urquart i z rozbawieniem zaczął się przyglądać, jak Fennia ze zdziwienia otwiera buzię. - Nie mogę się na to zgodzić! - zaprotestowała. Zauwa- Ŝyła, Ŝe jego wzrok na chwilę spoczął na jej dłoniach, na których nie było obrączki. - Czeka na panią partner? - Nie, ale... - Nie ma Ŝadnego „ale". Niech pani zadzwoni do mamy i powie... - Nie mieszkam z matką! - wypaliła, czując jednak, Ŝe jej opór słabnie. Nie miała Ŝadnego rozsądnego pomysłu, jak inaczej rozwiązać tę sytuację. Dodała więc tylko: - Ale Lucie jedzie w moim samochodzie. Uśmiechnął się tryumfująco, a Fennia spakowała wszyst- ko co, mogło się przydać Lucie w ciągu najbliŜszej doby. Następnie wręczyła mu torbę i wzięła przenośny fotelik ze śpiącą dziewczynką, nie pozwalając się w tym wyręczyć Ur- quartowi. Bardzo eleganckie miejsce, pomyślała, gdy zajechali pod jego dom. Tym razem pozwoliła mu nieść śpiącą małą, jako Ŝe od garaŜu do wejścia było kilkanaście metrów. Wreszcie weszli do luksusowego apartamentu na ostatnim piętrze. - Czy ma pan stałą pomoc domową? - spytała Fennia. gdyŜ wszędzie panował nieskazitelny porządek. - Panią Swann, od poniedziałku do piątku. Zostaje pani na noc, rzecz jasna? Fennia nie miała tego w planie, lecz poniewaŜ i tak juŜ przegrała bitwę, przewoŜąc tu małą, więc dalszy opór nic miał sensu. Jedyne, co jej pozostało, to nie spuszczać Lucie

12 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 13 z oka. Mogła wprawdzie zabrać ją do cioci Delii, przyrodniej siostry mamy, ale nie wydawało jej się to dobrym pomysłem. Ciocia miała juŜ swoje lata, a ten mały diabełek, Lucie, po- trafił niejednemu zajść za skórę... Astra? TeŜ nie, bo potrze- bowała spokoju, by pracować. MoŜe więc mama? Tę moŜli- wość wykluczyła najszybciej. Po pierwsze nie znosiła dzieci i zaszła w ciąŜę tylko dlatego, by nie być gorszą od swoich sióstr, a po drugie Fennia i jej matka od dawna przestały nawet ze sobą rozmawiać. ZauwaŜyła, Ŝe Jegar Urquart uwaŜnie się jej przygląda. Zaproponował, by została na noc, bo oczywiście nie miał zielonego pojęcia, jak naleŜy opiekować się dziećmi. W gruncie rzeczy Fennia po prostu spadła mu z nieba. - PokaŜę pani sypialnie - zarządził Jegar. - A swoją dro- gą, ma pani jakieś imię? - Fennia Massey - odparła i pomaszerowała za nim. Pierwsza z sypialni miała dwa łóŜka. - Ta będzie w sam raz - zadecydowała, spoglądając na niego spod oka. - Nadal mi pani nie ufa, prawda? - zapytał. Ku swemu zdumieniu uświadomiła sobie jednak, Ŝe jest akurat odwrotnie. - Nie, skądŜe - odparła szczerze. - Chodzi o to, Ŝe gdy- by Lucie w nocy się obudziła, bardzo by się przestraszyła, nie widząc przy sobie znajomej twarzy. - Jest pani bystra - skomentował z uśmiechem. - Nie Ŝyczę sobie osobistych uwag, panie Urąuart - od- paliła z miejsca - Nastroszyła się pani jak kotka, lecz zapewniam panią, Ŝe nic jej nie grozi. MoŜe pani schować pazurki. - Nie uwaŜa pan, Ŝe jest w tej chwili parę waŜniejszych spraw do zrobienia? Proszę sobie darować te puste poga- wędki. - Wracam do szpitala - odparł powaŜnie, a po uśmiechu nie zostało nawet śladu. - Potrzebne pani jedzenie dla dziec- ka? Czy mam coś kupić? - Mała zjadła kolację w Ŝłobku. Pokazał jej, gdzie jest czysta pościel, i wyszedł. Fennia odetchnęła z ulgą. Dochodziła dziewiąta. Lucie spała smacznie w łóŜku przytulona do swego ukochanego misia. Fennia zrobiła sobie herbatę t postanowiła zadzwonić do Kate. - Mogło być gorzej - wyjaśniła Kate. - Jonathan złamał wprawdzie obojczyk, ale to wszystko. Miał duŜo szczęścia, Ie nie stracił zębów - dodała z ulgą. - A co u ciebie? Miałaś jakieś problemy po moim wyjściu? - Rodzice Lucie Todd mieli wypadek. Przyjechał po nią jej stryj czy wuj... - Jegar Urąuart? - W głosie Kate słychać było podekscy- towanie. - Tak, właśnie u niego jestem. Pojechał z powrotem do szpitala, więc... - ...zostałaś w roli opiekunki do dziecka. To bardzo uprzejme z twojej strony. - Kate była pełna uznania, dlatego teŜ Fennia nie przyznała się, Ŝe zachowała się wobec Jegara Urquarta cokolwiek obcesowo. - A co z Mariannę i Harle- yem? Wszystko w porządku? Fennia przekazała jej wszystkie informacje, choć nie było tego wiele, a następnie zadzwoniła do kuzynki, Ŝeby powie- dzieć, co się stało i Ŝe nie wróci na noc. - Przyjadę i przywiozę ci coś do spania - zaproponowała

JESSICA STEELE natychmiast Astra, ale Fennia, wiedząc, jak bardzo jest zajęta, nie chciała jej fatygować. - Jegar Urquart ma szafę pełną koszul, więc w jednej się prześpię, a drugą włoŜę do pracy. Wepchnę ją w spodnie i będzie dobrze. - Skoro jesteś pewna, Ŝe dasz sobie radę... - A dlaczego miałabym sobie nie dać? Po tej rozmowie Fennia spenetrowała lodówkę i przygo- towała sobie kanapki. Po namyśle zrobiła ich trochę więcej, przewidując, Ŝe Jegar Urquart pewnie teŜ nie jadł tego dnia obiadu. Po kolacji sprawdziła, czy Lucie dobrze śpi, po czym weszła do sąsiadującej z sypialnią łazienki, gdzie znalazła ręcznik, szczoteczkę do zębów i pastę. By jednak nie budzić dziecka odgłosami kąpieli, postanowiła skorzystać z drugiej łazienki, przylegającej do innej sypialni. Przeprała bieliznę i wskoczyła pod prysznic. W głowie kłębiły jej się róŜne myśli. Wychodząc dziś rano z mieszkania Astry, postanowiła, Ŝe jeszcze raz wybierze się do matki i spróbuje naprawić zepsute stosunki. A niech tam, do trzech razy sztuka! - pomyślała. Czwartej próby nie bę- dzie, przynajmniej na razie... Jednak wydarzenia związane z małą Lucie pokrzyŜowały te plany. AŜ do BoŜego Narodzenia Fennia mieszkała z matką, jed- nak wszystko runęło w gruzach, gdy pojawił się Bruce Per- cival, wdowiec po jednej Ŝonie, a rozwodnik po drugiej, obecnie przyjaciel mamy. Wzdrygnęła się z obrzydzenia na wspomnienie, jak ten odraŜający typ obłapił ją spoconymi rękoma i na siłę próbował pocałować, a gdy nagle wkroczyła matka, natychmiast ochłonął i całą winę zrzucił na Fennię, NASZA BROŃ KOBIECA 15 która jakoby miała się na niego rzucić w wiadomych zamia- rach! Wstrętny typ! - Portio, czy naprawdę muszę być na to naraŜony? Twoja córka ma cokolwiek dziwne obyczaje. Nagle zebrało jej się na amory z narzeczonym własnej matki! Fennia była przekonana, Ŝe jej matka nie da wiary pomó- wieniom przyjaciela, i nawet nie zamierzała się bronić, tylko z niesmakiem patrzyła na miotającego się facecika. Niestety, ku jej przeraŜeniu, Portia Cavendish potraktowała ją jak wy- ną ladacznicę, dybiącą na wspaniałego Bruce'a, i kazała jej natychmiast wynosić się z domu. Duma nie pozwoliła Fennii podjąć dyskusji na ten temat, i to w obecności tego odraŜającego typka, wiec zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i pojechała na noc do cioci Delii, a następnego dnia wprowa- dziła się do Astry. Nie mając ochoty juŜ dłuŜej roztrząsać tej okropnej histo- rii. Fennia skupiła się na dzisiejszych wydarzeniach... i nagle uświadomiła sobie, Ŝe myśli o Jegarze Urquarcie. Musiał się bardzo przejąć bratem i bratową, pomyślała, i zrobiło się jej go szkoda. śeby tylko wieści ze szpitala były pomyślne... Był bardzo przystojny i... O czym ja myślę?! - skarciła się i uciekła w bezpieczniejsze, czyli rodzinne rejony. Wró- ciła myślami do Astry i Yancie. Yancie, Astra i Fennia. Trzy kuzynki i równolatki zara- zem. Urodziły się nawet w tym samym miesiącu! Córki trzech sióstr, poczęte i urodzone chyba dla kobiecej próŜno- ści, bo dla miłości z całą pewnością nie. Gdy tylko nieco podrosły, natychmiast zostały wysłane do szkoły z internatem. Dorastały razem i kochały się jak sio- stry. Gdy jedna z nich doznała krzywdy, cierpiały wszystkie. 14

16 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 17 Wzajemnie wynagradzały sobie brak rodzicielskich uczuć, bo ich matki... no cóŜ... miały kompletnego bzika na pun- kcie pieniędzy i męŜczyzn. Wprawdzie szanowne matrony zwały to szlachetną zapobiegliwością i nowoczesną bez- pruderyjnością, lecz ich córki szybko zdefiniowały to jako chciwość i rozwiązłość. Dziewczęta, przeraŜone tymi wzorcami, gdy skończyły czternaście lat, złoŜyły uroczyste śluby czystości. Nigdy, przenigdy tkwiąca w ich genach trucizna lubieŜności nie obudzi się, a swoje dziewictwo kaŜda z nich złoŜy w darze tylko temu jedynemu, właściwemu męŜczyźnie. Fennia, co warto podkreślić, z dochowaniem tych ślubów nigdy nie miała problemów i w jakiś szczególny sposób swe- go wianka strzec nie musiała. Wprawdzie była na kilku, nazwijmy to, eksperymentalnych randkach, a takŜe parę razy zdarzało się jej przyjąć zaproszenie na bardzo śmiałe imprezy towarzyskie, to nigdy nie poczuła najmniejszej potrzeby, by przekroczyć pewne granice. Całym swym jestestwem prze- czyła wszelkiemu promiskuityzmowi*. Była beznadziejnie wstrzemięźliwa i śmiesznie wybredna w wyborze partnerów, co czyniło wielce prawdopodobnym, iŜ na zawsze pozostanie samotna. I. o dziwo, wcale nie cierpiała z tego powodu. Me- sko-damskie wyczyny jej matki oraz ciotek Ursuli i Imogen sprawiły, Ŝe zupełnie nie interesowały ją związki z męŜczy- znami. Inna sprawa, Ŝe Yancie powiedziała niedawno, iŜ w ogóle nie warto zastanawiać się nad takimi sprawami. - Bo gdy się zakochacie - mówiła - ale tak naprawdę * Promiskuityzm - bezładne, przypadkowe stosunki płciowe (przyp. red). akochacie, to nawet do głowy wam nie przyjdzie, Ŝeby zachowywać się jak nasze matki. Odkryjecie nagle - przekonywała - Ŝe chcecie, by trzymał was w ramionach ten jeden, jedyny i nikt inny. Znów przypomniał jej się Jegar Urquart. Jednak nie zdziwi to jej to, Ŝe o nim pomyślała. Wypadek rodziców Lucie, poznanie Jegara Urquarta, wraŜenie, jakie na niej wywarł, robiąc tak wiele dla zapewnienia bezpieczeństwa swojej bra- tanicy, wreszcie sam pobyt w jego domu, wszystko to wy- kraczało poza rutynowy bieg zwyczajnych wydarzeń. Wyszła spod prysznica i wytarła się. Jej myśli znów po- wędrowały w stronę matki. Wydawało jej się, Ŝe w zeszłym tygodniu, na weselu Yancie, coś się zmieniło w jej stosunku do niej. Wszystko wskazywało na to, Ŝe związek z tym dra- niem Bruce'em Percivalem naleŜał juŜ do przeszłości, a jego miejsce zajął niejaki Joseph Price. Bardzo jej zaleŜało, Ŝeby Yancie mogła w pełni cieszyć się tym szczególnym dniem, by najmniejszy szczegół nie zakłócił podniosłej, zarazem radosnej atmosfery. W związku z tym Fennia postanowiła, Ŝe odpowie na kaŜdy, choćby najmniejszy uśmiech matki, skierowany w jej .stronę. Ku jej radości Portia Cavendish sama pozdrowiła córkę, a nawet wyraziła podziw dla klasycznego piękna jej szkarłatnej su- kienki druhny. Fennia odnotowała ten fakt w pamięci, później jednak, podobnie zresztą jak druga z druhen, Astra, zbyt była zaaferowana całym wydarzeniem, by zwracać uwagę na kogokolwiek prócz Yancie i jej ukochanego, Thomsona. Rozmarzona westchnęła na wspomnienie tego szczegól- nego spojrzenia, jakim Thomson omiatał swoją Yancie. Fen- z

JESSICA STEELE nia była pewna, Ŝe jej kuzynka będzie szczęśliwa z tym męŜczyzną. Bez wątpienia Thomson kochał Yancie równie mocno, jak Yancie kochała jego. Zdała sobie sprawę, Ŝe jest bardzo zmęczona. Powinna jak najprędzej się połoŜyć, by następnego dnia być w pełni sił. Coś jej bowiem mówiło, Ŝe Lucie zbudzi się bardzo wcześnie. PoniewaŜ nadal nie miała w czym spać, więc owinęła się ręcznikiem i wyszła z łazienki. Przechodząc obok sypialni, wsunęła głowę do środka. Mała spała spokojnie, toteŜ bez- szelestnie poszła w stronę garderoby. ZauwaŜyła, Ŝe w kuch- ni pali się światło, choć była pewna, Ŝe je zgasiła. No cóŜ, jak widać, jednak nie zrobiła tego. Przechyliła się przez próg kuchni i wyciągnęła rękę, by wymacać kontakt, poniewaŜ jednak nie mogła go znaleźć, weszła do środka. Jej nagiemu ramieniu, a polem wyłaniają- cej się zza drzwi reszcie, przyglądała się para niebieskosza- rych oczu. - O! - krzyknęła piskliwie, po czym spurpurowiała. Jegar Urquart przyglądał jej się ze szczerym zaciekawie- niem, i tylko on sam mógłby powiedzieć, co było bardziej interesujące: jej rumieniec, szczupłe ramiona, czy moŜe dłu- gie, zgrabne nogi, dotąd starannie przykryte spodniami. - Nie... nie słyszałam, jak pan wchodził - wyjąkała zmieszana Fennia. - Słysząc, Ŝe mała śpi, starałem się zachowywać jak naj- ciszej - odparł. - To bardzo miło z pana strony. - Fennia próbowała wy- paść moŜliwie najbardziej oficjalnie, marząc tylko o tym, by czmychnąć stąd jak najprędzej. NASZA BROŃ KOBIECA 19 - A mnie było bardzo miło, gdy znalazłem zrobione przez pumą kanapki. - Jego oczy się śmiały. Wzruszyła ramionami. Ręcznik był na swoim miejscu, mimo to na wszelki wypadek przycisnęła go mocniej nagim ramieniem. - A co z państwem Todd? - Nim stąd wyjdzie, powinna zadać to pytanie. - Gdy zjawiłem się w szpitalu, Harveya właśnie wieziono na operację. Odzyskał przytomność i od razu pytał o Ŝonę. - Widział pan ją? - Tak. Nic jeszcze nie wiadomo na pewno, ale lekarze podejrzewają powaŜny uraz kręgosłupa. - Biedna Mariannę - szepnęła Fennia. - A tu wszystko w porządku? - zapytał Jegar. - Wszystko gra - zapewniła. Wobec tragedii, jaka spotkała rodziców Lucie, fakt, Ŝe stała półnaga przed obcym męŜczyzną, nagle stracił za znaczeniu. - Sprawdzała mnie pani? - PrzecieŜ zaufałam panu! - zaprotestowała, cała w pur- purze. - To do kogo pani dzwoniła? - drąŜył, najwyraźniej przekonany, Ŝe gdy w grę wchodziło dobro dziecka, Fennia za-chowa wszystkie środki ostroŜności. - Proszę pana, wcześniej nie mogłam sprawdzić, czy fa ktycznie jest pan tym, za kogo się podaje, dlatego Ŝe Kate, szefowa Ŝłobka, musiała wcześniej wyjść. Zadzwonili ze szkoły, Ŝe Jonathan, jej syn, miał wypadek w czasie meczu. A ja nie mogłam dostać się do gabinetu... - Wiedziała, Ŝe plecie głupoty, znów jednak dotarło do niej, jak skąpo jest 18

20 JESSICA STEELE odziana. - Więc zadzwoniłam do niej, to znaczy... jak pan wyszedł, to zadzwoniłam, Ŝeby zapytać, czy z Jo... Jonatha- nem... - I co z nim? - zapytał łagodnie. - Ma złamany obojczyk, poza tym wszystko w porządku. W kaŜdym razie kiedy powiedziałam Kate, Ŝe państwo Todd mieli wypadek i Ŝe przyjechał po nią wujek, a raczej stry- jek... to Kate sama wymieniła pańskie nazwisko. Więc cho- ciaŜ rzeczywiście nie ma pana na liście osób uprawnionych do odbierania Lucie, to Mariannę albo Harvey musieli kiedyś o panu wspomnieć. - Fennio, nie musi się pani tak strasznie przy mnie dener- wować - oświadczył, gdy wreszcie skończyła tę swoją papla- ninę. - Jestem panu wdzięczna za wyrozumiałość. Idę spać. Dobranoc - powiedziała i wyszła z kuchni. Była wściekła. Dobre sobie! ,3idulko, nie musisz się tak strasznie denerwować" - przedrzeźniała go w myślach. Szkoda, Ŝe nie dodał: „Maleńka, moŜesz sobie paradować nawet nago, i tak nie zwróciłbym na to najmniejszej uwagi". Fennia weszła do garderoby i zdjęła z wieszaka najlepszą, jak jej się wydawało, z koszul. Była juŜ w łóŜku, wciąŜ po- irytowana i zła, gdy nagle przyszło otrzeźwienie. O czym, na miłość boską, ona myśli?! PrzecieŜ gdyby się komuś z tego zwierzyła, kaŜdy, dosłownie kaŜdy, powiedziałby, Ŝe zaleŜy jej na tym, by się podobać Jegarowi. CzyŜ to nie jest po prostu śmieszne? ROZDZIAŁ DRUGI Tak jak przypuszczała, Lucie obudziła się, gdy tylko zro-się jasno. Był piękny, majowy dzień, lecz dla Fennii zaczął się zbyt wcześnie, by mogła docenić jego urodę. - Mamo! - krzyknęło niezadowolone dziecko i Fennia juŜ była w pełni obudzona. Jednak Lucie nie było ani w łóŜ ku, ani w pokoju. Znalazła ją w salonie i od razu wzięła na ręce. - Dzień dobry, jak się masz kochanie? - Ucałowała dziewczynkę w główkę. Hałas w sąsiednim pokoju sprawił, Ŝe obie postanowiły do niego zajrzeć. Na jego środku stał pan domu, w koszuli i skarpetkach, za to bez spodni. Widok jego silnych nóg przypomniał Fennii, Ŝe koszula, którą ma na sobie, zakrywa niewiele więcej i poczuła się bardzo nieswojo. W dodatku w pewnym momencie, gdy musiała się schylić do Lucie, koszula powędrowała do góry, co nie uszło czujnej uwagi Jegara. Natychmiast jednak z lekka dziki, pierwotny błysk oka przesłonił spokojnym, nobliwym spojrzeniem, dając Fennii do zrozumienia, Ŝe nie musi wpadać w panikę. - Jest... - rozpoczął, ale Lucie w tej samej chwili wrzas- nęła: - Socek!

22 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 23 - Proszę! - Fennia bez dodatkowych wyjaśnień podała zdumionemu Jegarowi bratanicę. - Ale... ale - zaczął się bezradnie jąkać. Wyglądał teraz tak komicznie, Ŝe Fennia od razu poczuta się lepiej. - Pańska bratanica domaga się soku. - Nie wiem, czy jest w lodówce. A nie moŜe być mleko? - Socek! - Lucie stanowczo ponowiła Ŝądanie. Jegar, całkiem zbity z pantałyku, podjął jednak błyska- wiczne działanie. Oddał dziecko piastunce, po czym pobiegł do kuchni. Fennia poszła za nim. Ku ich wielkiemu zadowo- leniu, w lodówce był jeszcze kartonik soku. Lucie odzyskała dobry humor, gdy tylko zobaczyła, Ŝe do kubka nalewają jej „socku". Fennia posadziła ją na kuchen- nym stole, co małej bardzo przypadło do gustu. Jegar miał mniej zadowoloną minę, być moŜe dlatego, Ŝe Fennia popro- siła go o zostanie z małą, jako Ŝe sama postanowiła wziąć prysznic. - Fennia! - zawołał za nią, ale zignorowała jego pełen rozpaczy krzyk. Wzięła jednak najszybszy prysznic w Ŝyciu. Prócz szmin- ki i pudru nie miała ze sobą Ŝadnych kosmetyków, ale nawet i tych nie uŜyła, zresztą jej zdrowa, gładka skóra tak napra- wdę nie potrzebowała tego rodzaju wsparcia. Zwykle o tej porze czuła się świetnie, naładowana energią i ciekawa nowego pracowitego dnia, teraz jednak było ina- czej. W ciągu zaledwie paru godzin obcy facet dwukrotnie widział ją ledwie co odzianą, i choć sam specjalnie się tym nie przejmował, ona nie czuta się z tym dobrze. Na szczęście zaraz poŜegna się z Jegarem Urquartem i więcej juŜ go nie ujrzy. Popędziła do kuchni. - Jestem, zanim zaczęło panu mnie brakować - powie- działa Ŝartem. Widać było, Ŝe poczuł ulgę, a zarazem uwaŜ- nie przyjrzał się strojowi Fennii. - Mam nadzieję, Ŝe nie jest to pana ukochana koszula - dodała roześmiana. Jegar bez słowa wyszedł z kuchni i poszedł do łazienki. Fennia wykąpała i ubrała Lucie, a potem wróciła z nią do kuchni, Ŝeby przyrządzić dla małej kaszkę. Gdy Lucie ponownie zapytała o mamę, wyjaśniła jej, Ŝe oboje rodzice są teraz chorzy, ale znajdują się pod dobrą opieką I niedługo będzie mogła się z nimi zobaczyć. W trakcie tej roz- mowy w kuchni zjawił się Jegar. Był w garniturze i z teczką. Wyglądało na to, Ŝe ma zamiar wyjść z domu bez śniadania -Dzwoniłem do szpitala - oznajmił. - Niedługo będę mógł się z nimi zobaczyć. - Najwyraźniej w trosce o spokój małej celowo nie uŜył imion brata i bratowej. - Proszę im powiedzieć, Ŝe z Lucie wszystko w porządku - odparła. - Sądzę, Ŝe warto by było pomyśleć o niani. Oczy- wiście dzisiaj zawiozę ją do Ŝłobka, ale... Jegar zmarszczył czoło i spojrzał na zegarek, po czym zniknął na chwilę, by zaraz znów się pojawić z kompletem kluczy w ręku. - Czy mógłbym prosić, Ŝeby dziś takŜe przywiozła pani Lucie ze Ŝłobka do domu? W pierwszym odruchu chciała odmówić, bo instynkt jej podpowiadał, Ŝe przy tym męŜczyźnie powinna być czujna, poniewaŜ on moŜe ją zranić. Ale tam, do licha! - ofuknęła się. Zachowuję się jak na- stoletnia idiotka. Spędziłam z nim pod jednym dachem noc, widział mnie prawie nagą, i nic się nie stało!

24 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 25 Tyle tylko, Ŝe w tej sytuacji nie poŜegna się z nim na zawsze... - Oczywiście, nie ma problemu - odparła z uśmiechem, ignorując rozpaczliwy krzyk instynktu. Musi pomóc Jegaro- wi, i tak miał dość kłopotów z bratem i bratową. W Ŝłobku wszystko toczyło się normalnym trybem i pod- czas leŜakowania Fennia wyrwała się po zakupy. Poza tym, co niezbędne, nabyła teŜ zabawki i ulubione łakocie Lucie, by osłodzić jej rozłąkę z rodzicami. Fennia układała teŜ w głowie listę wskazówek, które przekaŜe niani, bo dziew- czynka nie była łatwym dzieckiem i by uniknąć kłopotów, naleŜało z nią umiejętnie postępować. Gdy wieczorem zajeŜdŜała pod dom Jegara Urąuarta, dziew- czynka spała juŜ na dobre. Fennia zaniosła fotelik z małą do windy i wjechała na ostatnie piętro. Przed drzwiami apartamentu zawahała się chwilę, nim nacisnęła dzwonek. Nikt nie otwierał, a więc niani nie było w domu. Chcąc nie chcąc wyjęła z torebki klucze, które Jegar dał jej tego dnia rano. Wolała, by niania zdąŜyła wieczorem zapoznać się z Lu- cie, niestety dziewczynka była tak zmęczona, Ŝe Fennia mu- siała połoŜyć ją spać. Pozostało jej tylko czekać. Przejrzała tytuły ksiąŜek, po- rozglądała się po domu, a przede wszystkim się nudziła. Czu- ła się w tym mieszkaniu obco i nie na miejscu. Nie zaczęła nawet nic czytać, bo w kaŜdej chwili mógł zjawić się gospo- darz lub niania. Wreszcie uznała, Ŝe powinna coś zjeść, i gdy zaczęła robić kanapki, spostrzegła, Ŝe mimowolnie szykuje kolację dla dwóch osób. Robiła właśnie czwartą kanapkę z pastą łoso- siową, gdy zjawił się Jegar. - Jadłeś coś? - spytała od razu. Wszysdco inne mogło w tej chwili poczekać. - Chyba nie - odparł po chwili zastanowienia. - To idź umyć ręce - poinstruowała go, na co on radośnie się uśmiechnął. - To znaczy... zrobiłam kilka kanapek, wiec jeśli chcesz... - poprawiła się zakłopotana, a potem prawie wybuchła śmiechem. Reakcja Jegara pokazała jej, Ŝe popeł- niła nie tyle gafę, co drobną śmiesznostkę, wynikłą z częste- go obcowania z dziećmi, a poza tym jego beztroski uśmiech natychmiast zmył z jego twarzy zmęczenie. Jegar posłusznie umył ręce w kuchni, ona zaś postawiła na stole talerzyki i kubki, a potem zasiadła za stołem. - Jak się czują Harvey i Mariannę? - zapytała. - Od wczoraj jest wielka poprawa. Wszystko wskazuje na to, ze operacja Harveya się udała, niemniej oboje czeka długa droga, zanim wrócą do zdrowia. NajwaŜniejsze jednak, Ŝe zagroŜenie Ŝycia minęło. Jasne. A czy Mariannę odzyskała świadomość? - Tak, rozmawiałem równieŜ z nią. Bardzo martwią się o Lucie, ale Mariannę zupełnie się uspokoiła, gdy jej powie- działem, Ŝe to ty się nią zajmujesz. Wygląda na to, Ŝe mała w domu bez przerwy o tobie opowiadała, chociaŜ zrozumie-nie jej języka przekracza moje moŜliwości. - Nie wymiguj się, tylko szybko naucz się dziecięcej mowy. - Jasne, bo nieprędko wypuszczą ich ze szpitala. To moŜe być kwestia nawet dwóch miesięcy. - AŜ tak długo? - Dopiero teraz zaczynała rozumieć, jak powaŜnych musieli doznać obraŜeń. - Mariannę najpierw zostanie przeniesiona na oddział. -

26 JESSICA STEELE w którym zajmują się leczeniem urazów kręgosłupa, a potem czekają długa rehabilitacja, natomiast Harvey będzie musiał przejść jeszcze kilka operacji. - Jegar, tak mi przykro! Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Jej serdeczne, ciepłe współczucie było mu bardzo potrzebne. - W kaŜdym razie najwaŜniejsze, Ŝe lekarze przestali się martwić o ich Ŝycie. - Tak, to prawda. - Musimy zrobić wszystko, Ŝeby pomóc im wrócić do zdrowia - oświadczył. Nie bardzo rozumiała tę liczbę mnogą. „Musimy"? - Więc nie zatrudniłeś niani? - spytała oskarŜycielskim tonem. - Jesteś zbyt inteligentna i przenikliwa, Ŝeby całe Ŝycie niańczyć cudze dzieci - powiedział ze śmiechem. - Uprzejmości zostaw na później. Znalazłeś nianię czy nie? - Próbowałem... - Ale nie znalazłeś? - Nie złość się - poprosił najbardziej czarującym głosem, na jaki go było stać. Nie pomagało. - Nie złoszczę się - odparła juŜ całkiem spokojnie, po czym dokończyła kanapkę. Następnie wstała od stołu i oświadczyła: - Po prostu jadę do domu. - Fennio - poprosił miękko. - Nie utrudniaj dodatkowo sytuacji, naprawdę robię, co w mojej mocy... - Więc słucham. - Naprawdę chciałem przyjąć nianię, ale potem pojecha- łem do szpitala i Mariannę poczuła tak wielką ulgę, gdy NASZA BROŃ KOBIECA dowiedziała się, Ŝe to ty zajmujesz się małą... Bez przerwy powtarzała, Ŝe Lucie czuje się przy tobie dobrze i co by to było, gdyby nagle znalazła się pośród obcych ludzi. Zastanawialiśmy się... - Przerwał i spojrzał na Fennię. - OtóŜ zastanawialiśmy się, czy zgodziłabyś się przyjąć taką pracę - zakończył z pełną powagą. - Ale ja juŜ mam pracę! - Wiem, wiem, ale Lucie przepada za tobą i czuje się przy tobie bezpiecznie. Wystarczająco mocno przeŜywa nieobec- ność rodziców, a teraz ty jeszcze chcesz zniknąć. Co robić? Co robić? - zastanawiała się gorączkowo. Tak bardzo chciała pomóc w tej sytuacji... Jednak coś ją po- wstrzymywało, czegoś się bała... tylko czego, na miłość bo- tka! PrzecieŜ nie odpowiedzialności za małe dziecko, bo akurat w tym była bardzo dobra... więc? - A czy nie ma kogoś, kto mógłby się zająć małą? MoŜe jakaś krewna? Mariannę musi mieć... Mariannę nie ma nikogo. - A moŜe twoja matka? - Mieszka za granicą z moim ojczymem, no i ma kłopoty ze zdrowiem. Fennia czuła, Ŝe trudno jej będzie odmówić, zresztą nie wiedziała, dlaczego nie miałaby się tego podjąć. Postanowiła jednak uściślić pewne sprawy. - A więc uwaŜasz, Ŝe powinnam tu zostawać na noc? - przerwała milczenie. - Czyli, inaczej mówiąc, zamieszkać z tobą? - Wiele kobiet dałoby wszystko za taką szansę - odparł tonem triumfującego Cezara. - CóŜ za skromność - skomentowała z gryzącą ironią. 27

28 JESS1CA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 29 - Ale wracając do tematu, wspomniałeś o kilku miesiącach' Miałabym tu spędzać noce... - Tak byłoby najwygodniej, bo inaczej miałabyś dodat kowy kłopot. - Pozwoliłbyś, Ŝebym wzięła małą i się wyniosła? - spy- tała, choć znała juŜ odpowiedź. Jegar. choć z bratem konta- ktował się głównie telefonicznie, jak to sam wyznał, kochał i czuł się odpowiedzialny za swoich najbliŜszych. - W Ŝadnym wypadku! Teraz tu jest dom Lucie. Po prostu wieczorami byś wychodziła, a rankami wracała, zaś w razie nocnych kłopotów z małą wzywałbym ciebie. Byłoby to bar- dzo uciąŜliwe, nie sądzisz? - Masz rację - przyznała Fennia i poczuła, Ŝe zaczyna go lubić. - Mieszkam z kuzynką, to nieprawdopodobny mozgo- wiec... - Jest neurochirurgiem? - Jesteś niemoŜliwy - roześmiała się. - Wszystkie mi to mówią - odparł. Fennia przyjrzała się jego ustom. Pięknie zarysowane, unosiły się nieco w kącikach, gdy się uśmiechał. - A więc tak... - zaczęła. - Mam pracę, którą kocham i której nie zamierzam rzucić... - Wiec? - Więc codziennie, od poniedziałku do piątku, będę zabierała Lucie do Ŝłobka. Po pracy będziemy tu wracać, w weekendy takŜe będę tu nocować. Oczywiście mała będzie wymyta, nakarmiona i dopieszczona. Ty będziesz zastępował jej ojca. Masz jakieś pytania? Rozbawił go jej dyrektorski ton, więc zareagował uśmie-szkiem, lecz Fennia w ogóle się tym nie przejęła. - Zapowiada się niezła zabawa - stwierdził. - Będziesz się musiał sporo nauczyć - powiedziała, i zaraz dotarła do niej dwuznaczność jego odpowiedzi. -I nie Ŝyczę sobie Ŝadnych flirtów - dodała niepewnym głosem. czując, Ŝe znów powiedziała coś głupiego. Prze- cieŜ dopiero co sama uznała, Ŝe pod tym dachem nic jej nie grozi! Mocno się zaczerwieniła i miała ochotę zapaść się pod ziemię. - Nie ma obawy, Fennio. Szczerze mówiąc, nie jesteś w moim typie. - Do zobaczenia. - Wstała, mocno zirytowana jego pew- nością siebie. Do diabła z nim! - Wcale nie chcę być w two im typie. - Dokąd się wybierasz? - Jegar zerwał się na równe nogi. - PrzecieŜ nie mogę wciąŜ paradować w twoich koszu- lach. Jadę do domu po moje rzeczy. - Zostawiasz mnie z Lucie? - spytał ze strachem, co Fen- nii od razu polepszyło nastrój. - A jeśli się obudzi? - Będzie chciała siusiu albo soku. Poradzisz sobie, jesteś juŜ duŜym chłopcem - rzuciła ze śmiechem. - Szybko wrócisz? - zapytał gorączkowo. Wyglądał na- prawdę komicznie. Potentat, który na co dzień obracał milio- namii. w obecności małego dziecka stawał się zupełnie bez- radny. - Na pewno wrócisz? - Nie zostawiłabym z tobą na dłuŜej nawet chomika - roześmiała się, co Jegar skwitował raczej ponurą miną. - Masz czas, Ŝeby napić się kawy? - spytała Astra, gdy Fennia szybko wszystko jej zrelacjonowała. - Raczej nie - odparła - bo biedny stryjaszek wprost nie

30 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 31 moŜe się doczekać mojego powrotu. - Obie się roześmiały, po czym Fennia zaczęła się pakować. Była pewna, ze Jegar po kilku dniach praktyki zacząłby sobie doskonale radzić z małą, musiałby tylko przełamać swoje kawalerskie nawyki i opory. W oczywisty sposób do- bro dziecka bardzo leŜało mu na sercu. Bez wahania przyjął dziewczynkę i jej opiekunkę pod swój dach, choć oczywiście mógł znaleźć wygodniejsze rozwiązanie, choćby nianię z własnym mieszkaniem. Wiele kobiet za odpowiednią opłatą chętnie by się na to zgodziło. PoniewaŜ jednak byłoby to niekorzystne dla Lucie, z góry odrzucił takie rozwiązanie. Wychodząc od Astry, patrzyła na tę sytuację juŜ z wię- kszym optymizmem. - Wszystko w porządku? - spytała Jegara od progu. - Tak - odparł, ale widać było, jak wielki cięŜar spadł mu z serca. - MoŜe zrobić ci drinka? - Choć w ten sposób chciał okazać, Ŝe gotów jest jej nieba przychylić. - Mamy waŜniejsze sprawy na głowie - powiedziała, ucinając towarzyskie zakusy Jegara. - Potrzebne są ubrania dla Lucie, wiec musisz dostać się do domu Toddów. Poza tym mała powinna mieć pokój dla siebie, a ja sąsiadujący z nim. Szybko uzgodnili wszystkie szczegóły i Fennia połoŜyła się spać. Następnego dnia był piątek. Wieczorem Lucie ani myślała o zaśnięciu, tylko chciała się bawić, więc Fennia, która za- mierzała się rozpakować, poprosiła małą, by jej „pomogła" w tym zajęciu. Najpierw jednak wykąpała dziewczynkę, by natychmiast, gdy tylko zrobi się śpiąca, połoŜyć ją do łóŜka, Faktycznie, po mnie więcej dwudziestu minutach „pomaga- nia", Lucie zasnąła. Fennia połoŜyła przy niej misia i wyszła z pokoju, zostawiając uchylone drzwi, by w razie czego usły- szeć małą. Kończyła układać ubrania w szafie w swoim pokoju, gdy usłyszała zgrzytnięcie kluczy w drzwiach. - Dobry wieczór - przywitała Jegara. - Widzę, Ŝe przy- wiozłeś rzeczy małej - ucieszyła się i odebrała od niego wa- lizkę. - A co z Harveyem i Mariannę? - spytała i poszła za nim do stołowego. - Nie widziałem Harveya, bo akurat był operowany. Wstawili mu stalowe pręty w nogi. Szczegółów jednak nie znam. - Biedny Harvey! A co z Mariannę? - W zasadzie bez zmian, chociaŜ próbowała Ŝartować. Zadawała takŜe tysiące pytań na temat Lucie. Czy je? Czy ma ze sobą swego ukochanego misia? Czy... - przerwał i uśmiechnął się. - Gdy cię zobaczy, obsypie cię pocałunkami, jest ci bardzo wdzięczna... - Miło mi - odparła. - Pani Swann zrobiła wspaniały pasztet. Masz na niego ochotę? - Jestem umówiony na kolację. Wpadłem tylko na mo- ment. Zaraz muszę... - Chwileczkę! - Zatrzymała go, zanim zdąŜył zrobić krok. - Nie tak to sobie wyobraŜałam - oświadczyła sucho. Był zdumiony jej reakcją. Nerwowo spojrzał na zegarek i mruknął: - Doprawdy? Pewnie spieszy się na randkę, pomyślała Fennia. - Spędziłam z Lucie cały dzień. Teraz twoja kolej. - Moja kolej?! - zapytał, jakby nie wierzył swoim uszom. - PrzecieŜ ci płacę, Ŝebyś była z Lucie!

32 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 33 - Co się tyczy faktów, nie zapłaciłeś mi ani grosza, co więcej, nawet nie rozmawialiśmy na ten temat - Ale ci zapłacę. Chyba nie masz co do tego wątpliwości? Tak, jeszcze nie mówiliśmy o twoim wynagrodzeniu, ale... - Sięgnął po portfel i zaczął w nim szperać. Pennia nie była zdumiona. Była uraŜona! - Daj sobie spokój! - zareagowała ostro. - Nie potrzebuję twoich pieniędzy! - Nie potrzebujesz? - Nie! - potwierdziła z przekonaniem. - Chyba nie sądzisz, Ŝe pozwolę, abyś zajmowała się Lucie za darmo. - Wyraźnie spuścił z tonu. - Doszliśmy do sedna sprawy, Jegar. Ja nie muszę zajmo wać się Lucie, ale ty - tak! Mruknął pod nosem coś nieparlamentarnego. - Chyba nie podejrzewasz, Ŝe przez najbliŜsze trzy mie- siące będę ślęczał po nocach z małą? - Trzy miesiące?! - wybuchła Fennia. - Wcześniej mó- wiłeś o dwóch! - Tak to wstępnie oceniali lekarze, teraz jednak, gdy Har- veyowi zrobiono dodatkowe badania, zmienili zdanie. A Ma- riannę... Co tu duŜo mówić, oboje są porządnie pogrucho- tani. - Rozumiem, sytuacja jest jeszcze powaŜniejsza, niŜ to początkowo wyglądało. Bardzo mi Ŝal Toddów... Dobra. PoniewaŜ dzisiaj jesteś umówiony, więc w porządku, idź, a ja zostanę z Lucie. Będziemy mieć wolne wieczory na zmianę, raz ty, raz ja. Oczywiście jutro ja mam wolne - dodała dla pełnej jasności. Słuchał jej z uniesioną ze zdumienia brwią, jakby nie wierzył własnym uszom. Fennia przypuszczała, Ŝe w podob- ny sposób po raz ostatni zwracano się do niego, gdy był w szkole średniej, ale nie zamierzała roztkliwiać się nad panem prezesem i pozostała nieugięta. - Ale jutro... - próbował protestować, lecz ku jej zdzi wieniu zabrzmiało to dziwnie nieśmiało. Wyraźnie nie za mierzał iść z nią na udry. - A co, masz jutro randkę? - zmie nił taktykę. Nie miała, lecz to nie jego sprawa. - Nie tylko ty masz prawo umawiać się na randki - od parła. Jego spojrzenie wyraźnie powiedziało, Ŝe przynajmniej w tej chwili nie uwaŜa Fennii za swoją najbliŜszą przyjaciół- kę, po czym ruszył do łazienki. Rozległ się szum wody. Casanovą brał szybki prysznic. Fennia długo nie mogła zasnąć tej nocy. bo wciąŜ myślała o Jegarze Urquarcie. Chciał jej płacić! Impertynent! Nie po- trzebowała tych pieniędzy. Miała własne, odziedziczone po ojcu. a takŜe zarobione cięŜką pracą. Jej ojciec zmarł na zawał, gdy miała osiem lat. pozostawił jednak wcale pokaźną sumkę, do podziału dla niej, swego jedynego dziecka, i jej matki. Fennia dostała te pieniądze w dniu dwudziestych pierwszych urodzin, prawie rok temu. Była niezaleŜna finansowo. Choć nigdy nie zaznała niedostatku, wiedziała, jak cięŜko trzeba pracować, by zarobić parę funtów, i znała smak zwią- zanej z tym satysfakcji. Natomiast jej matka, choć sowicie wyposaŜona przez ojca Fennii, niedługo po owdowieniu wy- szła za mąŜ za bardzo zamoŜnego Edwarda Cavendisha. Zre- sztą Fennia była przekonana, Ŝe Edward pojawił się w jej

34 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 35 Ŝyciu, gdy ojciec jeszcze Ŝył... W kaŜdym razie Portia szyb- ko /nudziła się drugim męŜem i rozwiodła się, by związać się z kimś innym, tym razem juŜ bez ślubu. Fennia z wzajemnością bardzo polubiła Edwarda Caven- disha i po ukończeniu szkoły spotkała się z nim. Wprawd/.ic nie powiedziała mu, Ŝe czuje się niechciana w domu, ale wcale nie musiała, bo Edward wiedział o tym. Wiedział teŜ, jak trudno jest wytrzymać z kimś, kto stale krytykuje swych bliskich, co było ulubionym zajęciem Portii. - Pójdź do pracy - poradził jej. - UwaŜasz, Ŝe powinnam powiedzieć o tym matce? A moŜe ty jej powiesz? - spytała, bo z niepojętych przyczyn Portia. podobnie zresztą jak jej siostry, Ursula i Imogen, były przeciwne temu, by ich córki zarabiały na siebie. - A najlepiej zacznij jednocześnie studia, tak jak twoja kuzynka Astra. Choćbyś co noc ślęczała nad ksiąŜkami, twoja matka i tak będzie myślała, Ŝe wiecznie chodzisz na imprezy, bo studia kojarzą się jej z nieustającą balangą. Dzięki temu da ci spokój i przestanie ci mówić, Ŝe marnujesz Ŝycie. Problem tkwił jednak w tym, Ŝe Fennia nie miała pojęcia, jaki fakultet powinna wybrać. - Zapisz się na mój kierunek - zachęcała ją Astra. - Sama nie wiem... - wahała się Fennia. - Nie musisz przecieŜ chodzić na wszystkie przedmioty. Zapisz się na kurs biznesu i na zajęcia komputerowe. Finanse moŜesz sobie na razie odpuścić. - Pewnie, Ŝe tak - wtórowała jej Yancie. - Masz głowę nie od parady. - Ale- nie laką jak Astra - odparła Fennia. - Takiej to nie ma nikt - roześmiała się Yancie. Fennia z podziwem myślała o tym, z jaką łatwością Astra przechodziła przez studia, gdy nagle uświadomiła sobie, Ŝe Jegar jest juŜ w domu. W pierwszej chwili chciała spojrzeć na zegarek, ale zrezygnowała z tego. PrzecieŜ nie obchodziło jej, o której wraca i czy w ogóle wraca. Odwróciła się do ściany i wreszcie usnęła. Lucie obudziła się bardzo wcześnie. Fennia otworzyła oczy i instynktownie spojrzała w stronę łóŜka dziecka. Było puste. Zadowolona, Ŝe wreszcie moŜe na siebie włoŜyć to, co lubi, narzuciła podomkę i wyszła z pokoju, by poszukać małej. Nie musiała daleko szukać. Drzwi do pokoju, który słuŜył ' panu domu za gabinet, były otwarte. Gdy zajrzała do środka, Lucie właśnie starała się dosięgnąć klawiatury komputera, stojącej na potęŜnym, antycznym biurku. Fennia znała kogoś, kto z pewnością nie byłby zadowo- lony, widząc jak psotne paluszki dotykają drogiego sprzętu, toteŜ natychmiast zainterweniowała. - Dzień dobry, kochanie - zwróciła się do Lucie, lecz zanim zdąŜyła ją wziąć za rączkę, poczuła, Ŝe w pokoju jest jeszcze ktoś. Zamierzała miło przywitać się z Jegarem, jednak ten uprzedził ją warknięciem: - Do diabła- a co wy tu robicie? - Widzę, Ŝe wstałeś dzisiaj z łóŜka lewą nogą - z miejsca odparowała Fennia. Spojrzał groźnie w jej brązowe oczy, a potem na małą. - Do mojego gabinetu wstęp surowo wzbroniony! Na twardym dysku, a takŜe na dyskietkach i na płytach, zapisane są efekty wielu miesięcy pracy.

36 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 37 - Przestań gderać, Jegar - przywołała go do porządku, a gdy stanął jak wryty, podała mu Lucie. - Wymyśl lepiej, dokąd dziś zabierzesz swoją bratanicę. - Ja?! - krzyknął w panice Fennia od razu odzyskała wigor. - Pracuję za darmo, pamiętasz? - przypomniała mu słod- kim głosem. - Pozwól sobie zapłacić - nalegał. - Mowy nie ma! Zresztą to córka twego brata, więc się nie wymiguj. - Przyrodniego - poprawił ją. - Wszystko jedno - parsknęła. - Jak pewnie juŜ zauwa- Ŝyłeś, Lucie wprost roznosi energia, więc trzeba zająć ją czymś, co ją naprawdę zainteresuje, bo inaczej... - Urządzi nam piekło? - Zaczynasz się uczyć. - MoŜe być zoo? - spytał po namyśle. - Weźcie ze sobą jabłka, banany i marchewki. W wy- dzielonych zagrodach znajdują się zwierzęta, na przykład osły i kozy, które wolno karmić, a dzieciaki za tym prze- padają - poinstruowała go, po czym oddała się kontemplacji uroków dnia, który nareszcie miała spędzić w samotności. Jednak Jegar miał inny, i według niego znacznie lepszy pomysł. - Chodź z nami - powiedział, a jego głos przybrał bła- galne nuty. Gdy zaś Fennia złośliwie zwlekała z odpowie- dzią, pokornie dodał: - Proszę! - Dobrze - zgodziła się po długiej chwili i, nie mogąc juŜ dluŜej zachować powagi, roześmiała się. - Kobieto pod twą słodkością jad kryje się zdradliwy... - wyskandował z ponurą miną, lecz w jego oczach zalśniły wesołe iskierki, - To nasza broń kobieca - spointowała, na co razem wy buchli śmiechem. Wizyta w zoo zaczęła się udanie. Miło było patrzeć, jak Lucie przygląda się zwierzętom okrągłymi ze zdziwienia oczyma. Przez pierwszą godzinę była aniołkiem, później jed- nak zaŜądała, Ŝeby Jegar niósł ją na barana, a prawdziwe kłopoty zaczęły się przed klatką z gorylami, skąd za Ŝadne skarby nie chciała się ruszyć. Po upływie następnej godziny ekscherubinek przekształcił się w potwora. Mała wrzeszczała dosłownie bez przerwy. - Co jej się stało, do stu tysięcy diabłów? - spytał Jegar. - Zmęczyła się, więc jest wściekła - odparła. - Za chwilę ją zamorduję. - Jegar teŜ był zmęczony tasz- czeniem Lucie na plecach. - Co zrobimy z tym fantem? - Znajdziemy jakieś miejsce, gdzie będzie moŜna odpo- Trzymaj ją mocno i chodu! - Będzie się tak darła, dopóki nie odpocznie? - Nie bez przyczyny mówi się o „strasznych dwulatkach" - wyjaśniła, po czym wzięła małą z ramion Jegara. - A co byś powiedziała na lody? - Fennia zniŜyła się do niepedagogicznej łapówki, ale zrobiło jej się Ŝal małej. Być moŜe tęskniła za rodzicami, i stąd jej zły nastrój. Po zjedzeniu lodów Lucie od razu wrócił dobry humor. Jegarowi niestety nie. - Nigdy nie będę miał dzieci - powiedział ponuro. - Akurat, na pewno zostaniesz tatusiem. Mogę cię zresztą

38 JESSICASTEELE NASZABRONKOBIECA 39 zapewnić, Ŝe bardziej nieznośne juŜ nie bywają. Co innego dorośli... W jednej z restauracyjek w okolicy zoo zjedli lunch, pod- czas którego Jegar przekonał się, Ŝe jak na swój wiek Lucie bardzo ładnie zachowuje się przy stole. - Świetnie się z nią dogadujesz - w pewnej chwili skom- plementował Fennię. - Spędzamy ze sobą duŜo czasu - odparła, nie wiedząc, Ŝe właśnie pomogła mu poruszyć draŜliwy temat. - Czy nie mogłabyś zająć się Lucie przez resztę popołud- nia, a ja w tym czasie pojechałbym do szpitala? - Oczywiście - zgodziła się bez zastanowienia. - Chyba zaczynam cię poznawać, Fennio Massey. - Zaj- rzał jej głęboko w oczy. - Nie licz na to - powiedziała chłodno. - Jesteś bardzo miłą osobą - dodał, nie zraŜony jej re- akcją. Przyjrzała mu się uwaŜnie. Próbował z nią flirtować? Chyba nie. PoniewaŜ jednak nie wiedziała wiele o flirtowa- niu, wzięła ową „miłą osobę" za dobrą monetę. - To prawda - odpowiedziała z uśmiechem. - Ale to ty zostajesz z Lucie wieczorem. Jeśli sądziła, Ŝe popsuje mu tym nastrój, myliła się, bo tylko się uśmiechnął. Niedługo potem wrócili do domu. Jegar pojechał do szpi- tala, a Fennia ułoŜyła małą do popołudniowej drzemki. Chwilę po tym zadzwoniła ciocia Delia. - Masz dla mnie jakąś niezwykłą propozycję spędzenia dzisiejszego wieczoru? - spytała Ŝartem przyrodnią siostrę swojej matki. - Przyjdź do mnie na kolację. O siódmej. Nim Jegar wrócił do domu, Fennia zdąŜyła nakarmić ma- łą, trochę się z nią pobawić, wykąpać i ubrać w piŜamkę. Z antologią bajek pod pachą wzięła Lucie i poszła przywitać się z Jegarem. - Co nowego? - zainteresowała się. - Jest postęp, bardzo niewielki, ale jest. Uśmiechnęła się ze współczuciem, po czym wręczyła mu ksiąŜkę i spytała: - Czy mógłbyś przeczytać Lucie jakąś bajkę? A ja w tym czasie przygotuję się do wyjścia. Z wyrazu jego twarzy było widać, Ŝe to ostatnia rzecz, na jaką miał teraz ochotę. - Naprawdę zostawisz mnie samego? Nie wiem, czy Lu- cie i ja to przeŜyjemy, - Jak juŜ nic nie będzie pomagało, to w zamraŜalniku są lody - odparła ze śmiechem. - Obawiam się, Ŝe zapas lodów skończy się kwadrans po twoim wyjściu. A potem co? - zaŜartował. Fennia weszła do łazienki. Wzięła prysznic, zrobiła deli- katny makijaŜ i wyszczotkowała włosy. WłoŜyła czerwoną jedwabną sukienkę, chwyciła torebkę i była gotowa do wyj- ścia. Przechodząc obok sypialni Lucie, słyszała Jegara, który usypiał małą. Mimo tego, Ŝe dziecko juŜ spało, przytulone do swego ukochanego misia, Jegar nadal czytał, pewnie w obawie, Ŝe mała się zaraz obudzi. Fennia zajrzała do sypialni. Wyglądał Ŝałośnie, jednak gdy ją zauwaŜył, uśmiechnął się. - Fennio, ja naprawdę jestem cały w nerwach. - Spokojnie, będzie spała do rana.

40 JESSICA STEELE - A jeśli się obudzi? Jeśli wpadnie w panikę, Ŝe ciebie nie ma i zacznie płakać? Co wtedy zrobię? Zrobiło jej się go Ŝal. Chciała nawet zrezygnować z wyj- ścia, ale nie mogła, bo chodziło o honor. Zasugerowała mu przecieŜ, Ŝe wybiera się na randkę. I co, miałaby się przyznać, Ŝe nie czeka na nią Ŝaden facet? - Zost... - zaczęła - ... zobaczę, moŜe uda mi się wrócić wcześniej. Mam nadzieję, Ŝe ty teŜ byś to dla mnie zrobił. - Oczywiście! - skłamał bez najmniejszej Ŝenady. Uśmiechnęła się kwaśno i wyszła. Fennia z ochotą poszła na spotkanie z ciocią Delią, cho- ciaŜ niedawno widziały się na ślubie Yancie. Wspominały, jak pięknie wyglądała panna młoda i jak ona i Thomson wy- dawali się szczęśliwi, wyjeŜdŜając w podróŜ poślubną. Potem Fennia opowiedziała ciotce o Lucie Todd i o tym, co stało się z jej rodzicami. - Zostawiłaś dziewczynkę z tym męŜczyzną, który nie ma zielonego pojęcia o dzieciach? - upewniła się Delia Al- ford. - Zajmie się nią znacznie sumienniej niŜ ktoś, kto zna się na tym, ale kieruje się rutyną. - Musi być kompletnie spanikowany. - I to jak. Rozumiesz, ciociu, Ŝe w tej sytuacji nie będę długo siedzieć? - Znając cię, kochanie, nie mogę się nadziwić, Ŝe zostałaś aŜ tak długo. - Jesteś kochana - odparła, pocałowała ją na poŜegnanie i wyszła. Przed dziesiątą była juŜ z powrotem. Cicho weszła do środka lecz Jegar natychmiast się pojawił, Ŝeby się z nią NASZA BROŃ KOBIECA 41 przywitać. Jego wzrok spoczął na jej długich, zgrabnych nogach, wyłaniających się spod czerwonej sukienki. - Wyglądasz tak wspaniale, a on pozwolił ci się urwać tak szybko? Co za... - Miałeś jakieś kłopoty? - przerwała mu szybko, tłumiąc poczucie winy. Nienawidziła kłamstw. - Co prawda wyostrzyły mi się zmysły od nieustannego obserwowania i nasłuchiwania, ale poza tym wszystko w po- rządku. Jednego tylko nie wiem: wprawdzie wyszłaś dziś wieczorem, ale szybko wróciłaś. Czy w takim razie liczy się to jako całe wyjście? - Co prawda zrobiłam to dla ciebie, ale niech ci będzie. Jegar uśmiechnął się zabójczo, lecz Fennia to zignoro wała. - Przyjmując, Ŝe zrobiłaś to dla mnie oraz Ŝe nie zasługuję na to... - Najwyraźniej świetnie się bawił. - Czy mógłbyś wreszcie bez owijania w bawełnę powie- dzieć, o co ci chodzi? - Nie wierzę, Ŝe jesteś choćby w połowie tak twarda, za jaką próbujesz uchodzić. - Jegar, nie igraj z ogniem, bo się sparzysz. - Pewnie uznasz, Ŝe mam tupet, a nawet Ŝe jestem bez- czelny, ale dziś wieczorem jest imprezka, na którą chciałbym się wybrać... Teraz? O tej porze, kiedy przyzwoici ludzie szykują się do snu? Kto jednak powiedział, Ŝe Jegar do takowych naleŜał? - JuŜ się z nią umówiłeś? - Jeśli sprawia ci to duŜą przykrość, to mogę się z nią spotkać kiedy indziej. CóŜ za arogancja! Jakaś nieszczęsna kobieta z utęsknie-

42 JESSICA STEELE niem czeka na randkę, a ten drań powiada, Ŝe moŜe się z nią zobaczyć kiedy indziej! I do tego ta obłudna delikatność: .Jeśli sprawiam ci tym duŜą przykrość". Dla mnie moŜesz zniknąć na całą noc! - warknęła w duchu. To śmieszne, ale nagle poczuła smutek, a nawet... za- zdrość? Nie, to przecieŜ absurd! - Masz moje błogosławieństwo - przemówiła, przerywa- jąc milczenie. - Tylko postaraj się być cicho, gdy wrócisz - dodała jakby od niechcenia. Godzinę później przewracała się w łóŜku z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Wydawało jej się, Ŝe komuś takiemu jak ona, kto w tak niewielkim stopniu interesuje się płcią prze- ciwną, nie powinno być aŜ tak przykro z powodu randki Jegara. ROZDZIAŁ TRZECI Fennia obudziła się wcześnie rano. W świetle dnia chciało jej się śmiać z tego, Ŝe poprzedniego wieczoru cierpiała z po- wodu randki pana domu. Zresztą, wcale nie cierpiała, tylko była wściekła, Ŝe Jegar zrobił sobie wychodne, gdy tak na- prawdę to był jej wolny wieczór. Powtarzała to sobie do skutku, i wreszcie uwierzyła w to wyjaśnienie. Weszła do pokoju Lucie, która teŜ juŜ się obu- dziła. - Dzień dobry, maleńka. - Piciu! - powiedziała dziewczynka i obdarowała Fennię uroczym uśmiechem. Dzień zaczął się wiec miłym akcentem. Fennia i Lucie pomaszerowały do kuchni, gdzie wkrótce dołączył do nich Jegar. Na jego twarzy widać było ślady uroków nocy, wzrok miał błędny. - Czy musicie uŜywać tej piekielnej maszyny? - Z ob- rzydzeniem spojrzał na sokowirówkę. - Rycerze nocy, by rano nie cierpieć, powinni zafundo- wać sobie sprzęt z wyciszaczem hałasu - odpowiedziała po- godnie, patrząc na jego wymizerowane oblicze. - Piciu? - spytała, z rozbawieniem obserwując, jak szare komórki Je- gara z trudem budzą się do Ŝycia. - Podwójny z lodem - odparł, na tyle juŜ rozbudzony, Ŝe zdołał zareagować Ŝarcikiem.

44 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 45 Po śniadaniu wyszła z Lucie na dwór. W czasie spaceru zastanawiała się, czy Jegar nie dokonał nadinterpretacji umo- wy, uznając, Ŝe Fennia będzie się zajmowała dzieckiem w czasie weekendów. Osobiście uwaŜała, Ŝe powinien być to obowiązek Jegara. Starał się, to prawda. Codziennie jeździł do szpitala, po- zwolił teŜ na dezorganizację swojego Ŝycia, byle tylko Fen- nia, a nie jakaś obca osoba zajmowała się Lucie. Na pewno nie był więc egoistą i chciał jak najlepiej dla innych, choć równocześnie starał się jak najwięcej wytargować dla siebie. Fennia uśmiechnęła się. Taka próba sił była nawet zabawna. Gdy wychodziły z domu, Jegar. mimo niewyspania, na- tychmiast zabrał się do pracy. No cóŜ, przyjmując pod swój dach bratanicę, bardzo skomplikował sobie Ŝycie. Fennia postanowiła dać mu jak najwięcej czasu na pracę, dlatego wróciły dopiero po czterech godzinach. - Stęskniłeś się za nami, prawda? - spytała przy wejściu. - Było bardzo cicho - odparł dyplomatycznie. - Gdzie w niedzielę jadasz lunch? - spytała z ciekawo- ści, bo i tak zamierzała przygotować coś w domu dla całej trójki. - Zapraszam najfajniejszą z moich dziewczyn do restau- racji - odparł, spoglądając Fennii w oczy. - Ale dziś mam aŜ dwie najfajniejsze dziewczyny, więc zabieram was obie. Fennia poczuła, Ŝe serce jej zadrŜało. Co, do diabła? Jegar mógł sobie mieć cały tabun „najfajniejszych dziewczyn", a jej i tak nic do tego. Nie powinna wyjść na zazdrosną idiotkę, za wszelką cenę musi nad sobą zapanować. Szybko zaprowadziła Lucie do łazienki, Ŝeby jej umyć rączki i buzię oraz przygotować do wyjścia. Mała nie miała apetytu i zjadła niewiele, dlatego Fennia uwaŜnie jej się przyglądała. Wiedziała, Ŝe maluchy potrafią się rozchorować dosłownie w ciągu godziny. Miała jednak nadzieję, Ŝe dziewczynka za bardzo się sforsowała podczas porannego spaceru i była tylko zmęczona. Po lunchu Jegar odwiózł je do domu i pojechał do szpitala. Fennia przyszykowała dla małej spanie w salonie na sofie, bo Lucie marudziła i nie chciała iść do swojego pokoju. Gdy zasnęła, Fennia dotknęła jej czoła. Nie miała gorączki, moŜe co najwyŜej lekki stan podgorączkowy. Po przebudzeniu Lucie kleiła się do Fennii i nadal nie chciała jeść, ale Fennia zbytnio się tym nie przejęła. Niektóre dzieci tracą na pewien czas apetyt i nie oznacza to jeszcze choroby. Lucie bawiła się spokojnie aŜ do wieczora, kiedy przy- szedł czas na sen. Fennia uśpiła ją bajką i wyszła z pokoju. Wzięła się za sprzątanie w kuchni, kiedy zjawił się Jegar. - Jak Mariannę i Harvey? - spytała. - Powoli dochodzą do siebie. Na prośbę lekarzy Harvey wsiał dziś nawet z łóŜka. - To świetnie. - Uśmiechnęła się, a gdy odpowiedział jej tym samym, nagle poczuła się onieśmielona. Niesamowite! Co się z nią dzieje? - Zrobić ci coś do jedzenia? - spytała i odwróciła się, Ŝeby ukryć zaŜenowanie. - Uhm... Z jakiegoś powodu to jego „Uhm" wydało jej się dziwne. - Chcesz mi coś powiedzieć, tylko nie wiesz, jak to zro- bić? Zgadłam? - A czy potrafisz zachować się racjonalnie? - A czy zwykłam zachowywać się jak szalona?

46 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 47 - Wiec dobrze. Owszem, wyszedłem wczoraj wieczorem, ale ty teŜ wyszłaś. Czy w związku z tym wykopiesz topór wojenny, gdybym urwał się i dziś? Ach więc to dlatego tak enigmatycznie odpowiedział, gdy mu zaproponowała wspólny posiłek. - Jak rozumiem, juŜ się umówiłeś z „najfajniejszą dziew czyną" na kolację, więc nie będę złośliwie rzucać ci kłód pod nogi. - Okrasiła to wyniosłym uśmiechem, natomiast Jegar wyraźnie ucieszył się z takiego obrotu rzeczy. - A przy okazji, Lucie nie powinna iść jutro do Ŝłobka. To nic powaŜnego, ma tylko lekką temperaturę. U małych dzieci zdarza się to często. - Jesteś pewna, Ŝe powaŜnie się nie rozchoruje? - Raczej jej to nie grozi, ale ma teraz obniŜoną odporność i nie powinna stykać się z innymi dziećmi. - Co ja bym zrobił bez ciebie. Cudownie, Ŝe jesteś z nami - powiedział miękko. - Oszczędź sobie tych uprzejmości - ucięła, z trudem kryjąc złość. - Rzecz w tym, Ŝe będziesz musiał wziąć w pra- cy wolny dzień. Uśmiech błyskawicznie znikł mu z twarzy. - Wolny dzień?! - Jegar wyglądał, jakby dostał obuchem w łeb. - Jako jedyny opiekun dziecka masz do tego prawo - wy- jaśniła mu. - Ale ja mam jutro kilka bardzo waŜnych spotkań. Nie mogę ich odwołać! - przekonywał, lecz poniewaŜ Fennia była jak z kamienia, szybko otrząsnął się z szoku i zmienił taktykę. - OkaŜ mi odrobinę dobroci - zaczął się łasić. - Dobroć... czy nie za wiele wymagasz ode mnie? - od- parła ze śmiechem. - Pod cudną postacią zło czai się krwawe... - No dobrze, niech ci będzie - mruknęła. - A teraz idź juŜ na tę kolację. Gdy wyszedł, Fennia z energią, która nie wiedzieć czemu podobna była furii, zabrała się za sprzątanie. Następnego ranka Lucie zaczęła głośno domagać się mamy. Fennia rozumiała, co dziewczynka przeŜywa i bar- dzo jej współczuła. Z uwagi jednak na to, Ŝe mała nie była całkiem zdrowa, nie mogła wysłać jej z Jegarem do szpi- tala. To byłoby zbyt ryzykowne. Jegar wyszedł do pracy wcześnie, a Fennia zadzwoniła do Kate, Ŝeby wyjaśnić sytuację. Poczuła ulgę, gdyŜ szefowa odniosła się do sprawy z pełnym zrozumieniem. - Przez kilka dni potrzymaj małą w domu. Chorujcie zdrowo i wracajcie szybko - zakończyła ciepło Kate. Było dopiero pół do dziewiątej, a Lucie juŜ się pokładała i cały czas chodziła za Fennia. Na szczęście o dziewiątej przyszła pani Swann, gosposia Jegara. Okazało się, Ŝe zna się na dzieciach i świetnie sobie daje radę z małą. - Pan Jegar opowiedział mi o tobie przez telefon, ale nie wspomniał, Ŝe jesteś taką śliczną dziewczynką. Lucie chciała co prawda, Ŝeby Fennia ją cały czas nosiła na rękach, była jednak zauroczona szczupłą, miłą panią. Koło jedenastej mała ucięła sobie drzemkę, a po obudzeniu, ku uciesze obu kobiet, apetyt jej wrócił i zabrała się za pałaszo- wanie lunchu. Pani Swann wyszła około południa, a dziew- czynka znów zasnęła na przeszło godzinę. Po przebudzeniu była juŜ zupełnie zdrowa. Wypoczęta i pełna energii, Lucie przeszła samą siebie, i gdy wreszcie, po długich namowach, połoŜyła się do łóŜka

48 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 49 i zasnęła, Fennia uznała, Ŝe dziś naprawdę naleŜy jej się wol- ny wieczór. Postanowiła, Ŝe wpadnie do Astry, wzięła więc prysznic, załoŜyła jedwabną bluzkę i dŜinsy oraz zrobiła makijaŜ. Za- częła się czesać, gdy usłyszała szczęk klucza w zamku. Z nie- wiadomego powodu serce znów jej zadrŜało i ponownie po- czuła dziwne, do niedawna zupełnie jej nie znane onieśmie- lenie. AleŜ ze mnie idiotka! - skarciła się w duchu. Jegar był w salonie i właśnie nalewał sobie szklaneczkę whisky. Spojrzał na Fcnnię. Jego wzrok powędrował wzdłuŜ jej nóg aŜ po samą górę i spoczął na kruczoczarnych włosach. Fennia zamarła. Jegar zajrzał jej w oczy, a następnie zawiesił wzrok na jej ustach. Milczeli. - Piciu? - zapytał niespodziewanie, a Fennia roześmiała się. - Mam na myśli szkocką - dodał. - Nie, dzięki. - Potrząsnęła głową. - Tobie teŜ odradzam kolejnego drinka - zasugerowała delikatnie. Jej brew uniosła się. Jak zawsze, gdy dziewczyna wygłaszała reprymendę. - Bo to ty dziś zostajesz z małą. Spojrzał na nią i westchnął. Wyjątkowo ją to rozbawiło. Co, u licha, jest w nim takiego, co wywołuje w niej tak dziw- ne reakcje? - Rozumiem, Ŝe z małą juŜ wszystko w porządku, bo inaczej nie ruszałabyś się stąd na krok. Mam rację? Fennia zrozumiała, Ŝe musi tego faceta trzymać na dys- tans, bo zaczynał zbyt dobrze ją rozumieć, podczas gdy ona nie potrafiła go przeniknąć i wciąŜ ją zaskakiwał. - Lucie jest juŜ zdrowa, ale na wszelki wypadek jeszcze jutro zatrzymam ją w domu, A przy okazji, pani Swann świetnie sobie z nią radzi. - Doprawdy? - zainteresował się. - Gdybyś w panice nie wymógł na mnie, bym tu została, pani Swann świetnie mogłaby mnie zastąpić. - Och, moja droga, czy oglądałaś się ostatnio w lustrze? Patrzyła na niego tępym wzrokiem. Nie rozumiała, o co mu chodzi, zaatakowała więc na ślepo: - A co, moŜe nie zgodziłam się ci pomóc? Jego spojrzenie omiotło jej aksamitną skórę i regularne rysy twarzy. - Jestem estetą i zwłaszcza podczas śniadania wolę pa trzeć na ciebie - oświecił ją. Jej serce znów zadrŜało, a umysł pogrąŜył się w chaosie, bo Fennia znalazła się na zupełnie sobie nie znanym gruncie. Mruknęła więc tylko błyskotliwie: -Hę? - Jesteś bardzo piękna - wyjaśnił jej. - Hola, hola, panie Urquart! śarty sobie ze mnie stroisz? - wreszcie oprzytomniawszy, warknęła gniewnie. Jegar studiował jej surową i pełną oburzenia twarz. - Nie ośmieliłbym się. Fennia obróciła się na pięcie i wyszła. - Mówię szczerą prawdę! - zdąŜył jeszcze krzyknąć do jej znikających pleców. Astry nie było w domu, więc Fennia zrobiła sobie kawę i usiadła w kuchni. Była na siebie zła, bo wręcz obsesyjnie myślała o Jegarze. Zaczęła się krzątać, zrobiła inspekcję lodówki i przyrzą- dziła lasagne dla Astry... Wszystko na nic, bo wciąŜ tylko Jegar i Jegar.

50 JESSICA STEELE NASZA BROŃ KOBIECA 51 Była wściekła na siebie. Z drugiej jednak strony mieszkali pod jednym dachem i coraz lepiej się poznawali, nic więc dziwnego, Ŝe ją intrygował. Tym bardziej, Ŝe na pewno nie był banalnym facetem. Przystojny jak diabli, bystry, inteli- gentny.. . no i uroczy, kiedy tylko tego chciał. A kiedy indziej do przesady ostry, gdy ją i Lucie wyrzucił ze swojego gabi- netu. RównieŜ trochę egoista i manipulant, sprytnie zabiega- jący o wieczorne wyjścia kosztem Fennii. Ale przede wszyst- kim człowiek dobry, dla najbliŜszych zdolny do poświęceń. No i potrafił sprawić, Ŝe czuła się przy nim pobudzona i pełna Ŝycia. Pobudzona? Pełna Ŝycia? Na miłość boską, o czym ona myśli? Przypomniała sobie, jak jej powiedział, Ŝe jest bardzo piękna i oczy jej zwilgotniały. A potem dodał, Ŝe nie ośmie- liłby się z niej Ŝartować. No cóŜ, pewnie bał się jej reakcji, bo się przekonał, Ŝe Fennia potrafi być bardzo uszczypliwa. W to akurat mogła uwierzyć. Ale zachwyty nad jej urodą? Wierutna bzdura, fałszywy komplement! Fennia absolutnie nie uwaŜała się za piękność, co najwyŜej za niebrzydką dziewczynę, domyślała się jednak, Ŝe gdy kogoś się naprawdę pragnie, wtedy patrzy się na niego przez róŜowe okulary. Mogła więc uchodzić za piękność, ale tylko w oczach męŜ- czyzny, któremu bardzo na niej zaleŜało. A wtedy, choćby była bardzo oporna i złośliwa, taki ktoś zrobiłby wszystko, aby ją zdobyć. A poniewaŜ tak wcale się nie działo, wniosek jest jeden: Jegar absolutnie jej nie pragnął. No cóŜ, w gruncie rzeczy to dobrze... Spojrzała na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Astra zapew- ne je kolację z klientem i prowadzi trudne, biznesowe roz- mowy. Wróciła do domu o jedenastej i od razu zajrzała do Lucie. Jej łóŜko było puste! Była zła na siebie, Ŝe na tak długo wyszła z domu. Mała wyspała się w ciągu dnia i teraz pewnie marudziła. Ruszyła na jej poszukiwania i nagle zauwaŜyła otwarte na ościeŜ i jasno oświetlone drzwi salonu. Stanęła w progu i ujrzała arcyciekawy obrazek. Na kana- pie siedział Jegar w towarzystwie niezwykle eleganckiej, do- biegającej trzydziestki blondynki, a między nimi siedziała panna Lucie i głośno domagała się przeczytania bajeczki. Fennia zamierzała zapytać, czy moŜe się przyłączyć do wspólnej zabawy, lecz blondyna ją uprzedziła; - Nareszcie wróciła niania! - W jej głosie była zarówno ulga, jak ów specyficzny, pełen wyŜszości ton, przeznaczony jedynie dla słuŜby. Och ty! Poczekaj! Fennia dziarsko wkroczyła do środka. - A co panna Todd robi o tej porze w salonie? - powie- działa z uśmiechem do małej. - Cie mlecko. - Lucie bardzo się ucieszyła na widok starej znajomej. - Zrozumiałem! - triumfalnie zawołał Jegar i zerwał się, by obsłuŜyć małą, natomiast jego znajoma demonstracyjnie ignorowała zarówno Lucie, jak i Fennię. Charmaine Rhodes nie zaszczyciła jej nawet podaniem ręki, co Fenia skwitowała kpiącym uśmiechem, natomiast Jegar przedstawił Fennię jako osobę, wobec której miał wielki dług wdzięczności. Mimo to panna Rhodes nadal traktowała ją jak powietrze, raz tylko obrzuciwszy ją zimnym, odpychającym spojrzeniem. Lecz Fennia miała to w nosie.