ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 158 139
  • Obserwuję935
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 244 006

Odrobina seksu - Lee Miranda

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :596.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Odrobina seksu - Lee Miranda.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK L Lee Miranda
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 204 osób, 115 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 247 stron)

Miranda Lee Odrobina seksu

Rozdział pierwszy Wychodząc na umówiony lunch z Drake’em, Zoe nie miała pojęcia, co się święci. Wszystko układało się rewelacyjnie. Nareszcie. Przyjechała do Sydney pięć lat wcześniej, pełna nadziei i marzeń. Przez pierwszy rok grubawa i naiwna dwudziestolatka ze wsi wiele się nauczyła. O pewnych wydarzeniach tamtego okresu do dzisiaj nie potrafiła myśleć spokojnie. Najgorsze wspomnienia wiązały się z Gregiem. Nie sądziła, że los kiedykolwiek zetknie ją z taką szują. A przecież dała sobie radę. Niepowodzenie zmobili- zowało ją do pracy nad tym, aby stać się taką kobietą, jaką zawsze chciała być. Przez cztery lata zmieniała miejsca pracy, ciężko harowała przez całe dnie, wieczo- rami się uczyła, cały czas się odchudzała i intensywnie ćwiczyła na siłowni. Warto było, powtarzała sobie, idąc George Street w kierunku portu. Wyglądała jak z żurnala, znalazła

ciekawą pracę, świetne mieszkanie, a przede wszyst- kim wreszcie znalazła fantastycznego faceta. Drake uosabiał wszystko, o czym marzyła. Nie dość, że był wysoki, ciemnowłosy i przystojny, odnosił sukcesy w pracy i zarabiał krocie, to jeszcze oszalał na jej punkcie. Niekiedy nie potrafiła uwierzyć w swoje szczęście. Poznali się cztery miesiące wcześniej, kiedy sprze- dawał szefowej Zoe ekskluzywny apartament w cen- trum miasta. Właśnie tym się zajmował, znajdował klientów na mieszkania w wysokościowcach wyras- tających jak grzyby po deszczu w śródmieściu Syd- ney. Nabywcy rekrutowali się spośród coraz liczniej- szych japiszonów, pragnących mieszkać blisko miej- sca pracy i nie liczących się z pieniędzmi. Drake zarabiał tyle, że sam mógł pozwolić sobie na luk- susowy apartament. Już pierwszego dnia znajomości z Zoe zaprosił ją na randkę. Później utrzymywał, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Początkowo Zoe była bardzo ostrożna– po wcześniejszych doświadczeniach bała się komukolwiek zaufać – lecz w krótkim czasie Drake znalazł się w centrum jej życia. Skończyły się długie, samotneweekendy i smutne chwile, kiedy zastanawia- ła się, co zrobiła ze swoim życiem. Zniknęły obawy, że nigdy nie zazna miłości i romansu, o jakim marzy każda dziewczyna. Koniec. Koniec! Zoe z niepokojem zerknęła na zegarek, zatrzymując się na kolejnym skrzyżowaniu z czerwonym światłem. Dwadzieścia trzy po dwunastej. Droga z biurowca do restauracji, w której umawiała

się z Drake’em na lunch, zajmowała jej zwykle około dziesięciu minut. ,,Rockery’’ była jej ulubioną knajpą w dzielnicy portowej. Modne bistro znajdowało się na piętrze przebudowanego magazynu. Drake umówił się z nią punktualnie o dwunastej trzydzieści i zabronił się spóźnić, bo miał tylko godzinę. Nie cierpiał, kiedy ktoś kazał mu na siebie czekać, choćby przez kilka sekund. Zoe podejrzewała, że ta niecierpliwość bierze się z jego perfekcjonizmu i skłonności do planowania. Pod tym względem byli nieco do siebie podobni. Miała wrażenie, że światła się popsuły i nigdy nie zmienią się na zielone. Kiedy wreszcie to nastąpiło, wyskoczyła jak z procy. Jej serce waliło jak oszalałe z obawy przed spóźnieniem. Na szczęście znalazła się na miejscu z trzyminutowym zapasem. Drake jeszcze nie przyszedł, więc pobiegła do toale- ty, aby poprawić makijaż. W lustrze ujrzała zroszone potem czoło i włosy zmierzwione przez wiatr. Wystar- czyło kilka ruchów szczotką i rękoma, aby kasztanowe włosy do ramion ponownie znalazły się na swoim miejscu. Autorem fryzury był jeden z najlepszych i najdroższych specjalistów w Sydney, lecz rezultat był wart wydanych pieniędzy. Każdego ranka Zoe musiała poświęcać godzinę na przygotowanie się do pracy. Suszenie i prostowanie naturalnie falujących włosów było dość skomplikowa- ne i zabierało sporo czasu. Równie pracochłonny był makijaż, maskujący wszelkie mankamenty, zwłaszcza jeśli chciała wyglądać naturalnie i uniknąć ciągłych poprawek. Sprint po George Street w ciepły letni dzień zburzył całą koncepcję. Wystarczyło jednak pobieżnie

przypudrować lekko naruszony podkład, maznąć szminką usta i do boju! Zgodnie ze wskazaniem zegarka, była o minutę spóźniona. Kiedy wyszła z łazienki, jęknęła na widok Drake’a, który już zajął ich stolik przy oknie i stukał palcami w śnieżnobiały obrus. A niech to wszyscy diabli! Zoe zdobyła się na promienny uśmiech i pośpieszyła ku partnerowi. Obrócił głowę w jej stronę, a w jego ciemnych oczach widać było niezadowolenie. Zoe się zniecierpliwiła. Myślałby kto, że czekał pół godziny, a nie góra dwie minuty. Przeprosiła go za spóźnienie i obserwowała, jak grymas niechęci przeobraża się na jej oczach w cudow- ny uśmiech. Oczy Drake’a wypełniły się podziwem, gdy oglądał jej szczupłe, wygimnastykowane na siłow- ni ciało. Tego dnia miała na sobie elegancką czar- no-białą sukienkę z jedwabiu. Napięcie Zoe minęło w jednej chwili. Uwielbiała, gdy się jej tak przyglądał. Czuła się wtedy jak najpięk- niejsza dziewczyna na świecie. Mimo to wiedziała, że to nieprawda. Po prostu ciężko nad sobą pracowała i nauczyła się wykorzys- tywać swoje atuty. Nagle przyszło jej do głowy, że Drake znajduje się w podobnej sytuacji. Chociaż sprawiał wrażenie atrak- cyjnego, miał kilka mankamentów. Nauczył się je ukrywać i dostrzeżenie ich nie było łatwe, zwłaszcza kiedy zachowywał się tak czarująco. Oszałamiająco się uśmiechał i strzelał oczami, dzięki czemu mało kto zauważał ogromny nos i zbyt cienkie usta. Znakomicie skrojone garnitury maskowały jego dalekie od dosko-

nałości kształty i poszerzały mu ramiona. Drake cho- dził na siłownię i był wysportowany, lecz natura nie obdarzyła go zgrabną sylwetką. Zresztą Zoe niespecjalnie na tym zależało. Kto jak kto, ale ona na pewno nie oceniała ludzi wyłącznie na podstawie ich ciała. – Warto czekać na taki widok – skomplementował ją Drake, jednocześnie podrywając się, aby pomóc jej usiąść. – Przyszłam przed czasem, ale wiatr zrobił coś okropnego z moimi włosami – wyjaśniła Zoe. – Moim zdaniem są bez zarzutu, ale też nigdy nie mam ci nic do zarzucenia – wyjaśnił, sadowiąc się na własnym krześle. W jego spojrzeniu cały czas widać było aprobatę. – Powinieneś mnie ujrzeć z rana. – Przecież nie raz miałem już okazję. – Uniósł brew. – Mogę zaświadczyć, że rankami wyglądasz jeszcze piękniej. Zoe uśmiechnęła się nieśmiało. Ten komplement wprawił ją w zakłopotanie, gdyż zanim się obudził, zawsze wykradała się do łazienki, aby poprawić maki- jaż i uczesać się. Dopiero potem wślizgiwała się po- nownie do łóżka. Obawa, że Drake ujrzy ją w nie do końca idealnym stanie, była głęboka i zapewne irracjonalna, zważyw- szy na jego szczere uczucie. Nie potrafiła się jednak opanować. Nie wiedziała, co zrobi, jeśli Drake zechce kiedykolwiek wziąć z nią prysznic. – Podobno miłość jest ślepa – zażartowała. – Nic z tych rzeczy. Na pewno nie w moim wypadku. Kiedy na ciebie patrzę, dobrze wiem, co

widzę. Mam przed oczami doskonałą kobietę. Piękną. Inteligentną. Seksowną. Najwspanialsze jednak jest to, że wiesz, co chcesz w życiu osiągnąć, i jesteś przygoto- wana na ciężką pracę, aby to zdobyć. Nie masz pojęcia, jakie to atrakcyjne. Wyciągnął rękę nad stołem i chwycił jej lewą dłoń, aby pogłaskać jej starannie wypielęgnowane paznok- cie. – Szaleję za tobą, Zoe. Jej serce topniało jak wosk. Zawsze tak reagowała, kiedy mówił takie rzeczy. – Ja za tobą także – odparła cicho. – No to dlaczego nie wprowadzisz się do mnie? Zoe westchnęła. Drake po raz drugi podejmował ten temat. Propozycja była kusząca, ale jeszcze nie tego chciała w życiu. Właśnie odkryła uroki randek oraz roman- sowania i nie miała ochoty z tego rezygnować. Dosko- nale wiedziała, co się dzieje z ludźmi, którzy ze sobą mieszkają. W krótkim czasie przestają na siebie zwra- cać uwagę i kłócą się o domowe drobiazgi. Inny scenariusz sprowadzał się do tego, że kobieta bierze na siebie wszystkie domowe obowiązki i w rezul- tacie zaczyna nienawidzić swojego mężczyzny. Zoe przez kilka lat pełniła funkcję darmowej i niedocenianej gospodynidomowej ojca i miałategopo dziurkiw nosie. Takie wyjaśnienie nie wchodziło w grę w wypadku Drake’a. Uznałby je za zbyt... samolubne. – Posłuchaj, Drake, przykro mi – zaczęła. – Ko- cham cię do szaleństwa. Uwielbiam każdą chwilę spędzoną z tobą. Wolałabym jednak nie zmieniać aktualnej sytuacji. Chodzi o to, że nie znamy się zbyt

dobrze, prawda? A zamieszkanie razem to poważna decyzja. Zacisnął usta i Zoe na chwilę wpadła w panikę. Co teraz? Rzuci ją dlatego, że nie chce się do niego wprowadzić? Drake w końcu przechylił głowę na jedną stronę i uśmiechnął się krzywo. – Czy to jest znowu jakaś twoja gierka? Jeszcze raz usiłujesz udawać nieprzystępną? Zoe zamrugała oczami. – Nie rozumiem. – Zaciągnięcie cię do łóżka zajęło mi dwa miesiące. Wierz mi, pobiłaś rekord. Zaczynałem myśleć, że jesteś oziębła. Zoe podejrzewała, że jej odmowa wzbudziła w Dra- ke’u większe pożądanie, lecz z całą pewnością nie grała. Tak naprawdę związek z tym odrażającym Gregiem wzbudził w niej niepewność i odrazę do własnego ciała. Chociaż obecnej figury pozazdrościłaby jej więk- szość kobiet, Drake musiał jej bez końca pochlebiać, aby wreszcie się przed nim obnażyła. Dwie butelki wina, dwie godziny gry wstępnej i niekończące się deklaracje oddania i bezkresnej miło- ści pozwoliły mu w końcu odnieść sukces. Nie miało to nic wspólnego z oziębłością. Oczywiście Zoe zdawała sobie sprawę, że w łóżku nie zachowuje się jak seksbomba. Nie bardzo miała szansę, skoro jej jedyne doświadczenia wiązały się z facetem, który od razu robił swoje i szybko kończył. Staranna technika Drake’a była dla niej miłym za- skoczeniem. Pierwszej nocy z nim nawet osiągnęła orgazm i o mało nie zemdlała z zachwytu. Niestety,

kiedy wytrzeźwiała, mogła liczyć na szczytowanie równie często jak na ciastka czekoladowe w swojej diecie. W tym wypadku Drake nie zawinił. Okazał się wspaniałym kochankiem. Czuły, wrażliwy i roman- tyczny, zawsze robił i mówił to, co trzeba. Cała odpowiedzialność spadała na nią. Gdy się rozebrała, zawsze zamartwiała się swoim wyglądem. Ćwiczenia pozwoliły jej pozbyć się tłuszczu,lecz nie uwolniły Zoe od okropnych myśli. Właśnie one uniemożliwiały jej doświadczanie roz- koszy. Kiedy Drake zaczął się martwić brakiem orgazmów u partnerki, Zoe zrobiła to, co każda rozsądna i zako- chana dziewczyna uczyniłaby na jej miejscu. Postano- wiła je udawać. Dlaczego niby Drake miałby się czuć winny, skoro to ona była powodem wszelkich prob- lemów? Poza tym, kto wie? Liczyła na to, że któregoś dnia dojdzie jak w zegarku, kiedy naprawdę uda się jej odprężyć, i to niekoniecznie po pokaźnej dawce al- koholu. Do tego czasu nie zamierzała się przejmować jedną niedoskonałością w ich związku, która zresztą nie miała nic wspólnego z Drake’em i wynikała wyłącz- nie z jej zahamowań. – Złożyłeś już zamówienie? – zainteresowała się, zmieniając temat. – Od razu, kiedy przyszedłem. W ten samej chwili pojawił się kelner z drinkami. Przed Zoe postawił kieliszek chłodnego chardonnay, a przed Drake’em to, co zwykle – wodę mineralną. Nigdy nie pił alkoholu, jeśli jeszcze wracał do pracy.

– Zamówiłem także obiad – dodał, gdy Zoe sięgnęła po menu. – Naprawdę? Usiłowała nie zdradzić irytacji. Ostatecznie, mogła winić tylko siebie. Podczas pierwszych sześciu randek z Drake’em zawsze zdawała się na niego. Od tego czasu często sam decydował, co będą jedli. – Nie mogłem się ciebie doczekać – wyjaśnił, do- strzegając zapewne jej lekkie rozczarowanie. – Mówi- łem ci, nie mam zbyt wiele czasu. Na wpół do drugiej umówiłem się z klientem w Hyatt. To biznesmen z Hongkongu. Chce kupić penthouse w samym cent- rum Sydney. Cena nie gra roli. – No, no, brzmi obiecująco. – I to jak. Od czasu igrzysk olimpijskich Sydney stało się niezwykle popularne. I dobrze. To najwspa- nialsze i najpiękniejsze miasto na świecie. – Nie musisz mi reklamować Sydney – odparła Zoe. – Uwielbiam je. Wystarczy spojrzeć przez okno. Ze swojego miejsca Zoe widziała budynek opery po prawej stronie i most po lewej. Na wprost biały statek pasażerski przecinał spieniony błękit wód. Na po- kładzie kłębili się turyści uzbrojeni w aparaty foto- graficzne. Zoe sączyła wino i podziwiała widoki, kiedy usły- szała, jak Drake syknął z przejęcia. Spojrzała na niego i przekonała się, że wpatruje się w coś – lub kogoś, mamrocząc pod nosem. Obróciła się na krześle i do- strzegła przyczynę zakłopotania Drake’a. Była nią kobieta, która zmierzała w ich kierunku. Zoe nie rozpoznała jej, a na pewno zapamiętałaby, gdyby się z nią kiedykolwiek zetknęła. Nieznajoma

była wysoką blondynką i z całą pewnością nosiła biustonosz w rozmiarze D. – Proszę, proszę – odezwała się blondynka, a na jej twarzy pojawił się przesłodzony uśmiech. Za- trzymała się przy ich stoliku, a jej imponujący biust dopiero po chwili zdołał się uspokoić. – Czyżby tu siedział Drake Carson, człowiek gotów do wygłosze- nia każdego pochlebstwa i złamania wszelkich obiet- nic? Wybacz, że ci przeszkadzam, kotku – zwróciła się do Zoe – lecz Drake nie zakończył ze mną pewnej sprawy. Powiedziałeś, że zadzwonisz, zgadza się, kochasiu? Wiesz, rozumiem, że od konferencji upły- nęły zaledwie dwa tygodnie, ale zaczęłam myśleć, że naprawdę uważasz mnie za kogoś wyjątkowego. Przecież nie jesteś jednym z tych żałosnych palan- tów, którzy kłamią jak najęci, aby zaciągnąć dziew- czynę do łóżka, i myślą, że ujdzie im to płazem i że ich wierna narzeczona daleko w domu nigdy się o niczym nie dowie? Drake wpatrywał się w nią spode łba, nic nie mówiąc. Zoe poczuła się tak, jakby ziemia pod jej krzesłem rozstąpiła się i miała ją za chwilę pochłonąć. Dokładnie dwa tygodnie wcześniej Drake wyjechał do Melbourne na konferencję dla specjalistów od marketingu. Przez trzy dni co wieczór dzwonił do niej i powtarzał, jak bardzo tęskni. Teraz wpatrywała się w niego i pragnęła uwierzyć, że blondynka to jakaś wariatka, usiłująca rozbić ich związek z sobie tylko znanych powodów. Niestety, poczucie winy, bijące z twarzy Drake’a, nie pozo- stawiało żadnych wątpliwości.

– Ach, więc jednak jesteś jednym z tych palantów? – ciągnęła nieznajoma. – Kto by pomyślał. Masz szczęście, że nie jestem tą żądną zemsty suką z filmu, zapomniałam tytułu. A, już wiem: ’’ Fatalne zaurocze- nie’’. Osobiście widzę te sprawy inaczej. Jeśli gość okazuje się kłamliwym sukinsynem, po prostu nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Blondynka odwróciła się do Zoe. – Strasznie zbladłaś, słonko. Nie mów mi tylko, że to ty jesteś tą wierną narzeczoną daleko w domu. To okropne! A tak sympatycznie wyglądasz. Biedactwo! Bywaj, Drake. Baw się dobrze. Zoe z zaschniętymi ustami wpatrywała się w nie- znajomą, która powędrowała z powrotem do wysokie- go, starszego mężczyzny, oczekującego przy recepcji. Marszczył brwi, jakby nie wiedział, o co chodzi. Blondynka szepnęła coś do niego, wzięła go pod rękę i oboje wyszli. Drake nie powiedział ani słowa, lecz jego oczy potwierdzały najgorsze obawy Zoe. Zrobiło się jej niedobrze. Była skołowana i wstrząś- nięta. – Spałeś z nią, tak? – wykrztusiła. – Na konferencji w Melbourne. – To wszystko nie tak – burknął, unikając jej wzroku. – Więc jak? Zoe usłyszała swój niski, przytłumiony głos. To nie mogło się jej przytrafić po raz drugi. Mogłaby przysiąc, że Drake w niczym nie przypomina Grega, że ją szczerze kocha, a ich związek nie jest tylko okrutnym żartem.

Uniósł wzrok znad obrusa. Jego oczy przepełniała panika. – Boże, nie patrz na mnie w taki sposób. Kocham cię, naprawdę. Zoe się wzdrygnęła. – Ciekawie to okazujesz– wycedziła. – Kochając się z inną. – No właśnie nie, nie kochałem się z nią. Tylko z tobą się kochałem. Z nią uprawiałem seks. To nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Ona nigdy dla mnie nic nie znaczyła. Zoe gardziła mężczyznami, którzy mówili takie rzeczy. – Najwyraźniej ona była odmiennego zdania – za- uważyła chłodno. – W przeciwnym wypadku nie czułaby się tak urażona. – Wątpię, czy w ogóle ją to obeszło– warknął, a jego policzki zaczerwieniły się z wściekłości. – Niektóre kobiety to wredne dziwki. Wierz mi, ona doskonale wiedziała, co robi. Nie miała żadnych wątpliwości, że chodzi o jednorazowy numer, a teraz, z sobie znanych powodów udaje, że liczyła na coś więcej. Wstrząśnięta Zoe potrząsnęła głową. – Jak możesz twierdzić, że mnie kochasz i jedno- cześnie iść do łóżka z inną kobietą? Jak to jest możliwe? Drake zaczynał sprawiać wrażenie agresywnego, co mu się zawsze zdarzało, kiedy ktoś miał odmienne poglądy. – Mówiłem ci, że w grę wchodził wyłącznie seks. To zasadnicza różnica. Miłość i seks niekoniecznie chodzą w parze. Powinnaś to już wiedzieć, nie jesteś

dzieckiem. Masz dwadzieścia pięć lat. Zoe, przynaj- mniej postaraj się zrozumieć. Podniósł ręce, aby zanurzyć je w jej gęstych wło- sach. Jego dłonie drżały. Przez chwilę Zoe zaczęła znowu wierzyć, że mimo wszystko Drake może ją kochać. – Przykro mi – ciągnął. – Bardziej, niż sobie wyob- rażasz. Ona nie powiedziała prawdy. Nie jestem jakąś zwykłą świnią. Po prostu miałem chwilę słabości. Kocham tylko ciebie, Zoe. Może nawet za bardzo. Ogromnie za tobą tęskniłem i potwornie cię prag- nąłem. Nie potrafiłem przestać myśleć o tobie, cały czas chodziłem podniecony. To się wydarzyło podczas ostatniegodnia konferencji. Wszyscysporo wypiliśmy. – Nigdy nie pijesz alkoholu podczas imprez biuro- wych – przypomniała mu w nagłym przypływie gnie- wu. Wysłuchiwanie tłumaczeń i przeprosin nużyło ją. Świetnie wiedział, co zrobił. Mógł to nazywać jak chciał, ale wszystko sprowadzało się do tego, że przeleciał inną kobietę. A robiąc to, szeptał jej do ucha słodkie kłamstewka. Właśnie to zabolało ją bardziej niż jego fizyczna zdrada. Mówił innej kobiecie to samo co jej. – Konferencja praktycznie dobiegła końca – wyjaś- niał dalej. – Nie musiałem nigdzie jechać, więc raz sobie odpuściłem i trochę wypiłem. Nie uwierzysz, po prostu się na mnie rzuciła. Późnym wieczorem poszła za mną do windy i praktycznie mnie zgwałciła. Znienawidzi- łem siebie za to, co się stało, ale co mogłem poradzić? Nie jestem święty. Jestem tylko mężczyzną. Ogromnie cię przepraszam, Zoe. Nigdy nie miałem zamiaru cię

skrzywdzić. Nie sądziłem, że kiedykolwiek się do- wiesz. – Nie wątpię. Nie potrafiła już na niego patrzeć. Przed jej ocza- mi pojawiały się obrazy jego z tą blondynką, i to w windzie! Jakby nie mogli znaleźć innego miejsca. Okropne! – Zoe, nie bądź taka. Postaraj się zrozumieć. – Wątpię, czy mi się uda – odparła z pogardą. Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko zerwać z Drake’em. Po rozstaniu z Gregiem przysięgła sobie, że nie pozwoli, aby jakikolwiek mężczyzna traktował ją jak szmatę. Właśnie dlatego przez niemal cztery długie lata z nikim się nie spotykała. Mimo to nie bardzo uśmiechała jej się wizja po- wrotu do samotnego życia. Nie chciała ponownie pogrążać się w samotności. Sądziła, że ten etap ma już za sobą. Uważała, że kocha Drake’a. Nabrała przekona- nia, że jeszcze kilka lat bliskiego związku i w końcu wezmą ślub, urodzi dzieci i będą żyli długo i szczęś- liwie. Z jej gardła wydobył się szloch, a w oczach zapiekły łzy. – Nie płacz, kochanie – jęknął Drake. – Proszę, nie płacz. Jeśli mi przebaczysz, to się już nigdy nie po- wtórzy. Obiecuję. Wyciągnął ręce nad stołem i chwycił jej dłonie. Zoe gwałtownie wyrwała się z jego uścisku w nag- łym przypływie rozgoryczenia. – A co zrobisz, jeśli na następnej konferencji jakaś inna seksowna blondynka z wielkimi cyckami rzuci się na ciebie?

– Wiem, co bym ryzykował, idąc z nią, więc tego nie zrobię. Zoe wpatrywała się w niego z bólem serca. – Ale mimo to miałbyś ochotę, tak? Znowu jęknął. – Na litość boską, Zoe. Mam tylko trzydzieści lat. Jestem normalnym mężczyzną u szczytu możliwości seksualnych. Kocham cię, ale nie oznacza to, że nigdy nie zainteresuję się fizycznie inną kobietą. To by było nierealistyczne i nienaturalne. Daję ci jednak słowo, że takie zainteresowanie nigdy nie przerodzi się w cokol- wiek poważniejszego. Wpatrywała się w niego z uwagą. Chciała mu wierzyć. Nawet jej się to udało. A potem przypomniała się jej ta blondynka i słowo, które rzuciła na odchodnym: ’’ biedactwo’’. – Myślę, że daruję sobie lunch i pójdę na spacer – oświadczyła nerwowo. – Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Poza tym potrzebuję czasu do namysłu. – Nie rób tego, Zoe. Zostań i porozmawiaj ze mną. Zoe pokręciła głową i schyliła się po torebkę. Roz- mowa z Drake’em była ostatnią rzeczą, na którą miała teraz ochotę. Jako handlowiec należał do wyjątkowo wygadanych osób. Zbyt wygadanych i zbyt kłamliwych. – Damy sobie z tym radę, Zoe – upierał się. – Nie mam żadnych wątpliwości. Nie chcę cię utracić. Ko- cham cię i wiem, że ty też mnie kochasz. Wpatrywała się w jego twarz. – Wszystko się zgadza, z tym, że twoje pojęcie miłości diametralnie różni się od mojego. Wiem, że nigdy nie dopuściłabym się czegoś takiego. Nigdy, bez względu na okoliczności.

– Nie mogę ci niczego powiedzieć, abyś mnie zro- zumiała? – Nie teraz. – A później? – Daruj to sobie dzisiaj, Drake. – Nie potrafię. Zadzwonię do ciebie wieczorem, kiedy wrócisz z pracy. – Skoro musisz... – Muszę. Nie dam ci odejść, Zoe. Naprawdę. – Nie wątpię – odparła. Między innymi dlatego chciała się od niego uwolnić. Bała się, że Drake przekona ją, aby mu przebaczyła, nie dając jej czasu na pełne zrozumienie przyczyn i skut- ków tego, co się stało. Miłość to szalenie zniewalające uczucie. Zwłaszcza w wypadku kobiet. Wstała w chwili, gdy kelner przyniósł ich dania. Przez ułamek sekundy Zoe odczuwała pokusę, aby zostać i połknąć każdy kęs tych smakowitości. Nieszczęście zawsze wywoływało w niej głód, lecz nadwaga wzbudzała jeszcze gorsze samopoczucie. Wiedziała, że nie znajdzie ukojenia w opychaniu się, tym bardziej w towarzystwie Drake’a. Miała ochotę udusić go za to, co jej zrobił, za to, że wszystko zepsuł i że okazał się typowym samcem. Sądziła, że jest inny. Lepszy. Nie był. – Pora na mnie – oznajmiła szorstko i wyszła.

Rozdział drugi Zoe nie poszła na spacer. Kiedy poczuła, że ma łzy w oczach, skierowała się prosto do biura. Dotarcie do holu na parterze wielopiętrowego budynku zajęło jej dokładnie sześć minut. W windzie wzięła się garść, gdyż nie jechała sama, lecz kiedy na dwunastym piętrze drzwi zasunęły się za nią z cichym szelestem, poczuła, że traci kontrolę nad sobą. Niestety, pomieszczenia wynajmowane przez spół- kę adwokacką Phillips & Cox zajmowały cały korytarz, po którym kręciło się mnóstwo ludzi. Ostatecznie trwała przerwa na lunch. Zaciskając zęby, aby powstrzymać drżenie dolnej szczęki, Zoe przeszła wyłożonym szarą wykładziną korytarzem. Mijanych znajomych obdarowywała sztucznym uśmiechem. Wreszcie udało się jej dotrzeć na miejsce. W pokoju zastałaJune, recepcjonistkę, jedzącą lunch przy biurku, chociaż zwykle schodziła do kawiarni na parterze.

– Dlaczego tak wcześnie wróciłaś? – zainteresowa- ła się June, kiedy Zoe wmaszerowała do biura. – Czy przypadkiem nie umówiłaś się ze swoim chłopakiem na lunch w ’’ Rockery’’? Zoe bezwiednie jeszcze mocniej zacisnęła zęby. – Musiał wcześniej wrócić do pracy – oznajmiła z udawaną obojętnością. – Pomyślałam, że wrócę i wypiję kawę na miejscu. – Błąd. Lepiej było zostać na dole. Mamy tylko rozpuszczalne popłuczyny. W ’’ Rockery’’ dają praw- dziwą kawę. – Trudno. – Zoe wzruszyła ramionami, uśmiech- nęła się obojętnie i energicznie ruszyła do pomiesz- czenia, w którym pracownicy zazwyczaj popijali her- batę i gdzie miała nadzieję wreszcie się wypłakać. Ponieważ jednak nieszczęściachodzą parami, w środku siedziała jej szefowa, Fran. Parzyła kawę i mamrotała do siebie. Umilkła na widok Zoe. – Co ty tutaj robisz tak wcześnie? – zdumiała się. – Wydawało mi się, że poszłaś na lunch z Dra- ke’em. Tego było już za wiele. Fran dosłownie osłupiała, kiedy Zoe wybuchnęła płaczem. Pracowały razem od pół roku i jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby jej podwładna się rozpłakała. Dwudziestopięcioletnia Zoe była tak opanowana i od- powiedzialna, że Fran niekiedy zapominała o jej mło- dym wieku. Fran nie należała do osób z natury uczuciowych i przyjacielskich, lecz miała spore doświadczenie w po- cieszaniu płaczących kobiet. Nie da się ukryć, że zdobyła też doświadczenie w dostarczaniu kobietom

powodów do płaczu. Specjalizowała się w sprawach rozwodowych. Nie miała wątpliwości, że przyczyną łez Zoe jest mężczyzna, a w życiu jej podwładnej istniał tylko jeden – wyjątkowo uroczy i przebojowy Drake Carson. Wyciągnęła z pudełka na biurku garść chusteczek, wcisnęła je w ręce asystentki, a następnie zaprowadziła łkającą dziewczynę z powrotem do gabinetu. Na szczęście nie musiały przechodzić obok June, która wyjątkowo chętnie rozpowszechniała wszelkiego ro- dzaju biurowe plotki. – Usiądź – przykazała Fran, popychając Zoe na jedno z wielkich i wygodnych krzeseł przed biurkiem, a następnie zasiadłana czarnym krześlew oczekiwaniu na chwilę, kiedy przejdzie pierwsza fala płaczu. Łkanie w końcu zmieniło się w pociąganie nosem. – Masz na coś ochotę? – rzeczowo spytała Fran. – Na kawę? Brandy? Płatnego zabójcę? Zoe podniosła głowę i uśmiechnęła się płaczliwie. – Chcesz o tym porozmawiać? – ciągnęła Fran. Zoe spojrzała na szefową i nagle ujrzała przed sobą nie tylko kutego na cztery nogi prawnika, lecz także kobietę. W wieku trzydziestu ośmiu lat Fran wciąż była bardzo atrakcyjna. Farbowane na czarno włosy ścinała krótko i elegancko, miała szare oczy o przenik- liwym spojrzeniu, jasną i gładką skórę oraz figurę klepsydry. Świetnie prezentowała się w swoich ulubio- nych surowych czarnych garsonkach. Cieszyła się poważaniem zarówno klientów, jak i pracowników, a jej mężem był Angus Phillips, współwłaściel firmy. Jak wyglądało jej wcześniejsze życie? Kobiety takie jak ona miewają innych mężczyzn. Fran na pewno nie

była wyjątkiem. Ze swoim doświadczeniem życio- wym być może zdołałaby wyjaśnić, co się wydarzyło między Drake’em i tą blondynką, a także przekonać Zoe, dlaczego powinna mu wybaczyć i puścić sprawę w niepamięć. Właśnie tego pragnęła Zoe. Zdążyła już przemyśleć pewne sprawy i dojść do wniosku, że zerwanie z Dra- ke’em byłoby zbyt okropne, aby w ogóle brać je pod uwagę. Opowiedziała szefowej, co się zdarzyło. Fran słu- chała w milczeniu, a na jej twarzy nie pojawiły się żadne emocje. Zoe nabrałapodejrzeń, że szefowa wcale nie jest wstrząśnięta, co samo w sobie już było wstrząsające. – Nie jesteś zaskoczona? – W końcu zdecydowała się zadać to pytanie. Fran uśmiechnęła się sarkastycznie. – Zoe, nie dziwi mnie nic, co robią mężczyźni. Im facet jest bardziej atrakcyjny, tym mniej się dziwię. A więc nie, nie jestem zaskoczona. Myślę jednak, że szkoda, iż się dowiedziałaś o tym drobnym wyskoku Drake’a. Gdyby do tego nie doszło, nadal cieszyłabyś się pełnią szczęścia u jego boku. – Ale przecież... To nie był tylko drobny wyskok. On mnie zdradził i to bez wątpienia więcej niż raz. Nawet przez chwilę nie sądziłam, że spędził z tą kobietą tylko jedną noc. – A to dlaczego? Czyżby była aż tak piękna? – Była nieprawdopodobna i miała największe pier- si, jakie kiedykolwiek widziałam, nie licząc tych na zdjęciach w pisemkach. – Możliwe, że w skrytości ducha Drake jest fety-

szystą biustów. A może ona dała mu coś, czego ty nie potrafiłaś. Wybacz mi moje wścibstwo, ale trudno mi doradzić ci cokolwiek, nie znając wszystkich faktów. Czy masz pewność, że całkowicie zaspokajasz Drake’a w łóżku? – Wydawało mi się, że tak – zawahała się Zoe. – Dlaczego? Bo często się kochacie? – A to nie jest podstawowe kryterium? – Zoe zawsze się zdawało, że większość mężczyzn uskarża się na zbyt małą częstotliwość zbliżeń. – Niekoniecznie. Niektórych interesuje jakość, a nie ilość. Lubią urozmaicone pozycje. Różne miejsca. Nie jesteś chyba jedną z tych głuptasek, które upierają się, aby zawsze kochać się w łóżku przy zgaszonych światłach, prawda? – Oczywiście, że nie – stanowczo zaprzeczyła Zoe. I wcale nie kłamała. To Drake zawsze nalegał, aby robili to w łóżku. Potrafił stworzyć fantastyczną atmosferę na jedwab- nej pościeli, przy zapachowych świecach i cichej, nastrojowej muzyce. Nie chodziło o to, że Zoe nie odpowiadała tego typu aranżacja. Lubiła komfort, a światło świec korzystnie podkreślało jej urodę. Co się tyczy uroz- maiconych pozycji... Zoe cieszyła się, że Drake nie chciał robić tego na podłodze w pozycji ’’ na pieska’’ ani pod prysznicem, przygniatając ją do ściany. Sama myśl o konieczności obnażenia się w takich pozycjach wywoływała u Zoe dreszcz niechęci. Teraz zaczęła się zastanawiać, czy Drake w skryto- ści ducha nie chciał kochać się na wszystkie sposoby,

leczbał się to zasugerować.Dopiero piersiasta blondyn- ka w windzie potrafiła zaspokoić jego wyuzdane potrzeby. – A jak tam z seksem oralnym? – nalegała Fran, a Zoe poczuła, jak na jej twarz wypływa rumieniec. Cała ta szczerarozmowa na tematyosobiste z szefową, z którą dotąd łączyły ją wyłącznie sprawy zawodowe, wydała się jej nagle dziwna. – To nie jest... eee... moja ulubiona forma gry wstępnej – wyznała Zoe. Raz się na to zdecydowała. Na coś w tym rodzaju. Trwało to może dwadzieścia sekund. Na szczęście Drake przerwał jej, zanim zdarzyło się najgorsze. Nigdy jej już o to nie poprosił. Zoe z kolei z całą pewnościąnie była skłonna przystąpić do dzieła z włas- nej woli. – Mam wrażenie, że Drake ma podobne odczucia – dodała na swoją obronę. – Czyżby? To niezwykłe. Większość mężczyzn bardzo to podnieca. Ale przecież ludzie są różni, a ty sama najlepiej znasz swojego chłopaka. – Tak mi się dotąd wydawało – odparła żałośnie Zoe. – Może wcale go nie znałam. Może cały nasz związek to jedno wielkie bagno. Może Drake puszcza się na lewo, na prawo i pośrodku. – Nie sądzę. Gdyby tak było, wiedziałabym o tym. – Słucham? Fran posłała Zoe chytre spojrzenie. – Angus i ja mieszkamy w tym samym budynku co Drake. Parkujemy w tym samym garażu, jeździmy tymi samymi windami, pływamy w tym samym basenie i ćwiczymy na tej samej siłowni. Nigdy dotąd

nie widziałam go z żadną kobietą oprócz ciebie. Ani razu. Najwyraźniej nie zdradza cię, bo bym to na pewno spostrzegła. Zoe nieco się rozpogodziła, słysząc te rewelacje. – Ale o co chodzi Drake’owi, kiedy mówi, że z tą blondynką łączył go wyłącznie seks i że nic to dla niego nie znaczyło? Odniosłam wrażenie, że ona mu się nawet nie bardzo podoba. Nic z tego nie rozu- miem. Jak można uprawiać seks z kimś, kogo się nawet nie lubi ani nie zna? Czy wszyscy mężczyźni tak robią? Może właśnie dlatego nie potrafię się w tym połapać? Fran ze zdumieniem wpatrywała się w podwładną. – Nigdy nie miałaś fantazji, że uprawiasz seks z nieznajomym albo że spotykasz jakiegoś męż- czyznę i od razu ogarnia cię pożądanie? Nie chciałaś oddać się komuś od razu, bez zastanowienia? Bez żadnego przedstawiania się, uprzejmości ani gry wstępnej? Po prostu nieprzyzwoity seks? – Na litość boską, nie – zaprzeczyła energicznie Zoe, ponownie czerwieniąc się jak burak. – Nie wyob- rażam sobie niczego gorszego. Muszę przynajmniej lubić kogoś, z kim idę do łóżka. Lubiła nawet tego ohydnego Grega, dopóki nie pokazał, na co go stać. – Nawet nie spojrzałam na innego mężczyznę, od kiedy umawiam się z Drake’em, nie mówiąc już o oddawaniu się komukolwiek. – Nigdy nie miałaś jednorazowej przygody? – Nie. Nigdy. – No, no, niewiele jest takich jak ty, Zoe. Może właśnie dlatego Drake tak bardzo za tobą szaleje i nie

chce cię stracić. Taki romantyczny idealizm i ślepa lojalność to teraz prawdziwa rzadkość. Drake może ci ufać zawsze i wszędzie. A skoro już o tym mowa – czy ty możesz mu jeszcze zaufać? Czy zamierzasz z nim zerwać, czy nie? Czy wierzysz mu, kiedy twierdzi, że jest mu przykro, i czy chcesz dać mu jeszcze jedną szansę? – Właśnie nad tym się zastanawiam – smętnie stwierdziła Zoe. – I szczerze mówiąc, nie mam zielone- go pojęcia. – A ja nie mam zielonego pojęcia, co mogłabym ci doradzić. Sama musisz podjąć decyzję. Wierz mi, chciałabym dostać dolara od każdej swojej klientki, która poniewczasie żałowała, że upierała się przy rozwodzie z powodu cudzołóstwa. Kobiety kończą zrozpaczone i samotne, a mężczyźni po prostu prze- prowadzają się do innej. – Właśnie tego się obawiam – wymamrotała Zoe. – Rozpaczy i samotności. – To daj mu jeszcze jedną szansę. Co masz do stracenia? – Dumę i szacunek do samej siebie. Fran roześmiała się swobodnie. – Większość znanych mi rozwódek nie czuje ani odrobiny dumy i szacunku do siebie, samotnie spędza- jąc noce w łóżku. Zoe nie chodziło jednak przede wszystkim o seks. Bardziej zależało jej na towarzystwie i poczuciu sensu istnienia. Potrzebowała perspektywy na szczęśliwą przyszłość z mężczyzną. – Pewnie pozwolę mu wrócić – westchnęła. – Po pewnym czasie. Nie podoba mi się, kiedy kobiety