ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 158 585
  • Obserwuję935
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 244 225

Żona na tysiąc nocy - McMahon Barbara

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :585.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Żona na tysiąc nocy - McMahon Barbara.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK M McMahon Barbara
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 155 osób, 112 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 153 stron)

BARBARA McMAHON Żona na tysiąc nocy

PROLOG Cole Langford zatrzymał auto tuż za stojącym przed domem samochodem. Bez pośpiechu zgasił światła, wyłączył silnik i wy­ siadł. Zmierzchało. O tej dziwnej porze na skraju dnia i nocy jedynym słyszalnym dźwiękiem było brzęczenie cykad. Samochód stoi przed domem, pomyślał Cole, wchodząc po schodach na szeroką, drewnianą werandę, więc pewnie nigdzie nie poszła. Był zły i całkowicie pewien, że podjął właściwą decyzję. Całkiem niedawno przeżył koszmar. Stracił żonę, przed­ siębiorstwo budowlane, dom. Na samo wspomnienie zdrady uko­ chanej żony ogarniała go wściekłość. Przystanął i z całych sił zacisnął pięści. Bez tego pewnie nie udałoby mu się opanować. Przez oszklone drzwi zajrzał do wnętrza domu. Było ciemno, choć oko wykol. Nacisnął dzwonek. Potem jeszcze raz. Co jest? pomyślał coraz bardziej zdenerwowany Cole. Gdzie ona się podziewa? Powinna przecież siedzieć w domu. Wczoraj na pogrzebie tak mizernie wyglądała. Była taka samotna. To właśnie podczas pogrzebu ojca Patrycji przyszedł mu do głowy ten pomysł. Od tamtej pory Cole właściwie o niczym innym nie mógł myśleć. Tym bardziej że Becky bardzo go pro­ siła, żeby zajrzał do Patrycji, z którą jego młodsza siostra przyjaźniła się od czasów szkolnych. No więc przyszedł i chciał jej przedstawić swoją propozycję. Wcale nie był pewien, jak ona na to zareaguje, chociaż w głębi duszy miał nadzieję, że się zgodzi. Z pomocą Patrycji Anderson mógłby się wykaraskać

6 ŻONA NA TYSIĄC NOCY z tarapatów finansowych i ponownie mocno stanąć na własnych nogach. Cole był niezależny aż do przesady. Przerażała go sama myśl o tym, że mógłby kogokolwiek potrzebować. Tymczasem sam sobie wymyślił zależność i to w dodatku zależność od kobiety. No cóż, trafiła mu się nie lada okazja, którą głupio byłoby zmar­ nować. Zresztą, pocieszał się, nie uzależnię się od niej na zawsze. Trzy lata można wytrzymać. Jeśli oczywiście ona się zgodzi. Cole obszedł dom dookoła. Patrycja siedziała na ustawionej na tarasie drewnianej huśtawce. Sama w zapadającym mroku. Cole stanął przed jedną z wielu rabat kwiatowych, czekając, żeby go zauważono. Wszystkie te kwiaty, które Patrycja tak bardzo lubiła, kolorowe i pełne życia w ciągu dnia, w ciemnościach wczesnego wieczoru wyglądały szaro i smutno. Tylko ich zapa­ chy tworzyły przedziwną wieczorną mieszaninę woni. A w tym wszystkim Patrycja. Taka drobna, bezbronna i zupełnie zagu­ biona. .. - Patrycjo. - Cole? - Zdziwiona podniosła głowę. - Skąd się tu wziąłeś? Cole jednym susem przesadził kwiatową rabatę, wszedł na taras i usiadł na huśtawce obok Patrycji. Ściskała w dłoni mokrą chusteczkę i miała Zapuchnięte oczy. Płakała. Sukienkę miała pogniecioną, bose stopy. Cole'owi zrobiło się jej żal. - Przyszedłem zobaczyć, czy nic ci nie jest - powiedział cicho. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, zupełnie odruchowo przytulił ją do siebie. Patrycja wsparła się na jego mocnym ramieniu. Patrzyła na ciemny ogród. Znali się od dziecka. Patrycja i Becky, młodsza siostra Cole'a, były serdecznymi przyjaciółkami, więc Cole i ją traktował jak młodszą siostrę. A przecież kiedyś okropnie się we mnie kochała,

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 7 pomyślał Cole. Ciekawe, dlaczego właśnie teraz mi się to przy­ pomniało? No cóż, mam nadzieję, że nie odrzuci mojej propo­ zycji. Choćby przez wzgląd na naszą przyjaźń. - Jak się czujesz? - zapytał. - Dobrze, tylko strasznie mi smutno. Tak bardzo mi go brakuje. - Ogromnie ci współczuję - powiedział Cole. Patrycja z ojcem sprowadzili się do Norfolk, kiedy dziewczy­ na miała szesnaście lat. Jej matka zmarła kilka lat wcześniej i oprócz ojca Patrycja nikogo na świecie nie miała. - Widziałam cię wczoraj na pogrzebie - odezwała się Patry­ cja. - Dziękuję, że przyszedłeś. Cole delikatnie głaskał ją po ramieniu. Na próżno usiłował wymyślić słowa pociechy. Przede wszystkim jednak chciał po­ rozmawiać z nią o swojej propozycji, która od wczoraj zaprzą­ tała mu głowę. Bał się jednak, żeby Patrycja sobie nie pomyślała, że on jest nieokrzesanym i pozbawionym wszelkiej wrażliwości gburem. - Co teraz zrobisz? - zapytał po chwili. - Nic. - Wzruszyła ramionami. - Czy tata zapisał ci dom? - Tak. Zresztą mam z czego żyć. Pracuję w bibliotece. - Becky mi powiedziała, że wydałaś książkę. Myślałem, że zrezygnujesz z pracy i zaczniesz pisać. - Jedna książka jeszcze o niczym nie świadczy, ale dobrze, że tatuś zdążył ją zobaczyć przed śmiercią. Zresztą nic mi jeszcze za nią nie zapłacili. Wszystko zależy od tego, czy powieść dobrze się sprzeda. Z polisy taty prawie nic nie zostało. Bardzo dużo kosztowało leczenie. Potem pogrzeb... Nie mogę zrezygnować z pracy. - Chcesz zostać zawodową pisarką? - zapytał Cole, spoglą­ dając w ciemne niebo. Im było ciemniej, tym głośniej grały

8 ŻONA NA TYSIĄC NOCY cykady. Było parno. Zapowiadała się gorąca noc, a po niej naj­ pewniej kolejny upalny dzień. - Pewnie, że chcę, ale muszę przecież z czegoś żyć. Drugą książkę też już prawie skończyłam. Został mi jeszcze tylko ostat­ ni rozdział. Na razie nie mogę pracować. Muszę najpierw dojść do siebie po tym wszystkim... Dobrze się składa, pomyślał Cole. Moja propozycja także dla niej będzie korzystna, więc może się nią zainteresuje. - Posłuchaj, Pat - zaczął niepewnie. - Chciałbym cię prosić, żebyś rozważyła moją propozycję. Własna nieśmiałość jego samego zadziwiła. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo zależało mu na tym, żeby Patrycja się zgodziła. Należało tak jej przedstawić ten plan, żeby nie miała żadnego, choćby nawet najmniejszego powodu do jego odrzuce­ nia. Trzeba było uzmysłowić jej korzyści, jakie obojgu przynio­ słaby jego realizacja. - Jaką propozycję? - zaciekawiła się Patrycja. - Becky pewnie ci powiedziała o mnie i o Diane. - Cole znów uczuł straszny gniew. Niewiele słabszy niż ten, który go ogarnął, kiedy dowiedział się o zdradzie żony. - Tak, mówiła, że się rozwodzicie. - Już po wszystkim. Trzy tygodnie temu wyrok się upra­ womocnił. - Cole bardzo się starał, żeby zabrzmiało to obojęt­ nie, jakby nie jego, ale zupełnie kogo innego ta sprawa doty­ czyła. - Czy powiedziała ci też, że jestem kompletnie spłuka­ ny? Nie mam absolutnie niczego. No nie, przesadziłem. Mam ubranie. .- Niemożliwe! - Patrycja wpatrywała się w twarz Cole'a, jakby w ciemnościach nocy rzeczywiście mogła coś zobaczyć. - Jak to się stało? - Diane zabrała wszystkie nasze oszczędności, papiery war-

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 9 tościowe i maksymalne kwoty ze wszystkich kart kredytowych. Dopiero potem uciekła z kochankiem. Musiałem sprzedać wszy­ stko, żeby spłacić długi. Firmę też zlikwidowałem. Mało brakowało, a Cole jednak straciłby panowanie nad sobą. Nie mógł sobie darować, że był taki głupi, taki zaślepiony, że nawet nie zauważył, jak jego własna żona stała się hazardzistką i całkowicie go zrujnowała. Kiedy wreszcie zorientował się w sytuacji, na wszystko było już za późno. - Musiałeś zlikwidować firmę? - W to Patrycja zupełnie nie mogła uwierzyć. - Musiałem zlikwidować absolutnie wszystko. Diane miała mnóstwo długów. Zostało mi jeszcze do spłacenia pięć tysięcy dolarów. Tymczasem nie mam sprzętu, nie posiadam nawet naj­ prostszych narzędzi, a bez nich nie mogę zarabiać. Na rynku jest mnóstwo firm budowlanych. Jak mam z nimi teraz konkurować? Straciłem już nawet nadzieję. - Wiesz, Cole, ja naprawdę nie wiem, co powiedzieć. - Tak bardzo chciała go jakoś pocieszyć, ale zupełnie nie wiedziała, jak to zrobić. Nie była pewna nawet, czy to w ogóle możliwe. - A może mógłbyś pracować ze swoim tatą? Wiesz, że przyjąłby cię z otwartymi ramionami. - Nic z tego. W każdym razie jeszcze nie teraz. Najpierw muszę mu udowodnić, że sam sobie poradzę. Zresztą nie wiem, czy jemu, czy raczej samemu sobie muszę to udowodnić. Poza tym tata ma zupełnie inne poglądy na budownictwo niż ja. Jest taki staroświecki. Ciągle się kłóciliśmy i dlatego w końcu zało­ żyłem własną firmę. Teraz, pomyślał Cole. Teraz mam okazję powiedzieć jej, co wymyśliłem. Tylko ostrożnie, żeby jej nie spłoszyć. Oby się tylko zgodziła! - Mam pewien pomysł - ciągnął - ale potrzebna mi pomoc.

10 ŻONA NA TYSIĄC NOCY Mówiąc dokładnie, potrzebna mi twoja pomoc. Jeśli, oczywiście, się zgodzisz. - Wiesz, że chętnie ci pomogę. Tylko że ja właściwie nie mam pieniędzy. Wszystkie oszczędności wydaliśmy na leczenie tatusia. - Nie potrzebuję twoich pieniędzy, tylko ciebie. Markham International zaproponował mi pracę. - Chcesz pracować w cudzym przedsiębiorstwie budowlanym? - zdziwiła się Patrycja. Wiedziała, że Cole nienawidzi pracować dla kogoś. Nawet ze swoim ojcem, którego firma prędzej czy później miała się stać własnością Cole'a, nie mógł się zgodzić. - Markham to ogromne przedsiębiorstwo. Budują na całym świecie. Ostatnio wygrali przetarg na prace budowlane w Kuwej­ cie. Płacą najwyższe stawki, a oprócz tego premie i zwrot ko­ sztów utrzymania. - Ale przecież... '- To doskonała okazja, żeby szybko zarobić sporo pieniędzy. Pomyślałem sobie, że mógłbym odłożyć prawie wszystko, co mi tam zapłacą. Bo nawet bieżące wydatki firma częściowo rekom­ pensuje. Podpisałbym z nimi kontrakt na trzy lata. Przy tych stawkach po trzech latach mógłbym od nowa rozkręcić własny interes. I jeszcze by mi coś zostało. - Wobec tego rzeczywiście powinieneś wyjechać. - Mnie też się tak wydaje. Jest tylko jeden problem. W Ku­ wejcie panują bardzo surowe obyczaje. Markham nie chce do­ puścić do jakiegokolwiek incydentu i dlatego wysyłają tam wy­ łącznie ludzi żonatych. Razem z żonami. - O, nie! - zawołała Patrycja. - Czy jest jakaś nadzieja, że ty i Diane... - Żadnej - uciął ostro Cole. - Jeśli już nigdy w życiu jej nie zobaczę, będę z tego powodu szczęśliwy! Ale muszę się ożenić.

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 11 Zawahał się. Wcale się nie spodziewał, że kiedykolwiek w ży­ ciu znów zada jakiejś kobiecie to pytanie. - Czy zostaniesz moją żoną, Patrycjo? - powiedział cicho. - Wysłuchaj mnie, zanim odpowiesz. Będę cię utrzymywał. Nie będziesz musiała nic robić, tylko mieszkać ze mną pod jednym dachem. Nie będę się od ciebie domagał wypełniania obowiąz­ ków małżeńskich ani niczego w tym rodzaju. Tak źle myślę w tej chwili o kobietach, że chyba już nigdy w życiu nie zdecyduję się na prawdziwy związek. Ale naprawdę bardzo potrzebuję tej pra­ cy, a warunkiem jej zdobycia jest dla mnie szybki ożenek. - Chcesz, żebym została twoją żoną? - Patrycja była kom­ pletnie zaskoczona. Jedną z niewielu rzeczy, jakich na pewno się od życia nie spodziewała, były oświadczyny Cole'a Langforda. A tymczasem... - Poświęcisz się wyłącznie pisaniu - przekonywał ją Cole. - Nie będziesz się musiała martwić o pieniądze. Mogłabyś wy­ nająć komuś dom, zrezygnować z pracy w bibliotece... Zanim wrócimy, staniesz się znaną autorką, wyrobisz sobie nazwisko, pozycję zawodową. A po powrocie rozwiedziemy się po cichu i każde pójdzie własną drogą. Pomożesz mi, Patrycjo? Cole wiedział od siostry, że Patrycja nie jest związana z żad­ nym mężczyzną. Żyła jak mniszka, pracowała i opiekowała się chorym ojcem. Teraz już nic jej w Norfolk nie trzymało. Miał nadzieję, że jego oferta wyda się Patrycji na tyle kusząca, że nie zdecyduje się jej odrzucić. Na tarasie panowała grobowa cisza. Nawet cykady przerwały swoją niesamowitą symfonię. Na granatowym niebie mrugały gwiazdy, nieruchome powietrze wypełniał słodki zapach jaśmi­ nu. Cole'owi wydawało się, że czas stanął w miejscu. * - Dobrze, wyjdę za ciebie za mąż.

ROZDZIAŁ PIERWSZY Patrycja nie mogła zasnąć. Wpatrywała się w rozciągającą się za iluminatorem ciemność nocy. Zresztą nawet gdyby był jasny dzień i tak nie zobaczyłaby niczego, poza okrywającymi Atlan­ tyk chmurami. Dlaczego nie mogę cofnąć czasu? myślała bliska płaczu. Od początku wiedziała, że jej sen któregoś dnia się skończy, ale nie spodziewała się, że stanie się to tak szybko. Spojrzała na śpiącego obok niej Cole'a. Rysy jego twarzy rozluźniły się we śnie i wy­ glądał, jakby był szczęśliwy. Szybko odwróciła twarz do okna. Myśli kłębiły jej się w gło­ wie bez żadnego ładu i składu. „Wszystko skończone, wszystko skończone", powtarzały bez ustanku silniki samolotu. Patrycja zgodziła się zostać żoną Cole'a. Przez trzy lata mieli mieszkać w Kuwejcie; Minął zaledwie rok, a oni już wracali do Ameryki. Patrycja wiedziała już, co czuł Kopciuszek, kiedy pa­ łacowy zegar wybił północ. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało, nie chciała tego i była zdruzgotana. Marzyła teraz tylko o tym, żeby zatrzymać czas, cofnąć wskazówki zegara i od po­ czątku przeżyć to dziwaczne małżeństwo. Dwa dni temu dostali wiadomość, że ojciec Cole'a miał zawał serca i że konieczna jest natychmiastowa operacja. Cole poprosił o urlop okolicznościowy i zaraz na drugi dzień oboje wylecieli do Stanów Zjednoczonych, pozostawiając w Kuwejcie nie do­ kończoną budowę i wszystkie związane z jej prowadzeniem pro-

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 13 bierny. Patrycja wiedziała, że już tam nie wrócą. Zbyt dużo zajęć czekało na Cole'a w Ameryce. Jak choćby przeprowadzenie roz­ wodu. Po policzku Patrycji pociekły łzy. Zła na siebie i na cały świat, otarła je wierzchem dłoni. Przyjęłam jego warunki, myślała. Wiedziałam, że to małżeństwo kiedyś się skończy. Dobrze, że Cole śpi. Nie chcę, żeby wiedział, jak bardzo cierpię na samą myśl o rozwodzie. Patrycja nie zdawała sobie sprawy z tego, że tak bardzo kocha swego męża. Nie przypuszczała także, że tak trudno jej będzie ukrywać swą miłość, mieszkając z Cole'em pod jednym dachem. Nie wiedziała, że będzie cierpieć z powodu rozwodu, i nie miała pojęcia, jak uda jej się samotnie przeżyć resztę życia. - Co się stało, Pat? - Cole jednak się obudził. - Nic - pokręciła głową. - Myślałam sobie tylko o różnych sprawach. - Powinnaś trochę pospać, kochanie. Przed nami jeszcze dłu­ ga droga. Potem odprawa celna w Nowym Jorku i trzy godziny czekania na samolot do Norfolk. Przytul się do mnie. Opuścił oparcie siedzenia żony, podniósł dzielący ich podło- kietnik i otoczył Patrycję ramieniem. Delikatnie głaskał ją po policzku, osuszając resztki łez. Zupełnie jak starszy brat. - Martwisz się moim tatą? - zapytał cicho. Patrycja skinęła głową. Wolała, żeby nie znał prawdziwego powodu jej rozpaczy. Przypomniała sobie tamten wieczór, po pogrzebie swego ojca. Wtedy Cole też ją do siebie przytulał i czuła się naprawdę cudownie. To właśnie wtedy poprosił ją, żeby została jego żoną. Patrycja miała szesnaście lat, kiedy od pierwszego wejrzenia zakochała się w Cole'u Langfordzie. Z początku nawet się z tym nie kryła, dopiero kiedy została wyśmiana, nauczyła się trzymać

14 ŻONA NA TYSIĄC NOCY swoje uczucie w tajemnicy. Zresztą Cole nigdy nie ukrywał, że traktuje ją jak drugą siostrę. Nikomu nie powiedziała, jak bardzo przeżyła jego ślub z Diane. A i potem nastawiała uszu na wszy­ stkie nowinki, które tak chętnie przekazywała jej Becky. Miarowy rytm serca męża, który wyraźnie słyszała, uśpił Patrycję. Zmęczona przeżyciami ostatnich dwóch dni, zapadła w głęboki sen. Ciekawe, dlaczego ona płakała, pomyślał Cole. Ostatni raz płakała po pogrzebie swojego ojca, tego wieczoru, kiedy się jej oświadczyłem. A co ją dziś napadło? Może rzeczywiście zdener­ wowała się tatą? W końcu zna go od dzieciństwa. Kiedyś bez przerwy przesiadywała u nas w domu, zresztą tak samo jak Bec­ ky u niej. Byliśmy jak rodzeństwo. A może przypomniała sobie swego ojca i jego chorobę? Sądził, że ten nieoczekiwany powrót do Stanów ucieszy Pa­ trycję. Cole w każdym razie bardzo był rad, że mógł zostawić za sobą niegościnną pustynię i wszystkie ograniczenia, jakie musie­ li znosić. Żył zresztą bardzo oszczędnie i nie tylko udało mu się spłacić resztę długów Diane, ale jeszcze zgromadzić fundusze, które po powrocie do kraju pozwoliłyby mu na odbudowanie własnej firmy. Niestety, nie mógł wykorzystać dwóch następnych lat oferowanego mu przez Markham kontraktu. Pieniądze, jakie mógłby przez ten czas zarobić, bardzo by mu się przydały, ale Cole wiedział, że nie będzie mógł zostawić ojca samego. Cole chciał znów zająć się budownictwem jednorodzinnym, bo ogromnych konstrukcji przemysłowych, które stawiał w Ku­ wejcie, nie lubił. Dobrze mu płacono, ale sama praca była bez­ myślna i śmiertelnie go nudziła. Poza tym te wszystkie ograni­ czenia... Nawet Cole'owi dały się one we znaki, choć przecież nie pojechał tam dla przyjemności, tylko po to, żeby podźwignąć się po bankructwie.

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 15 A Patrycja nigdy na nic się nie skarżyła, pomyślał Cole. Mieszkanie utrzymywała w idealnym porządku. Gotuje lepiej niż moja mama. I zawsze była taka pogodna, choć nie raz i nie dwa wyłączano wodę. Kiedyś przez trzy dni krany były suche, a ona nawet słowa nie powiedziała. Bez przerwy wyłączano prąd, a i wtedy tylko brak klimatyzacji jej przeszkadzał. O in­ nych niedogodnościach nigdy nie wspominała. Na całym świecie nie znalazłbym lepszej partnerki na miniony rok niż Patrycja. Diane na pewno by tego wszystkiego nie prze­ żyła. Nawet gdybyśmy wybrali się do Kuwejtu w pierwszym roku małżeństwa, kiedy jeszcze wszystko było w idealnym po­ rządku. Dobrze zrobiłem, że poprosiłem o pomoc Patrycję. Na­ prawdę bardzo wiele jej zawdzięczam. Świtało, kiedy Cole się obudził. Patrycja już nie spała. - Dobrze się czujesz? - zapytał Cole. Spojrzała na niego i skinęła głową. - Chyba niedługo wylądujemy - powiedział, spojrzawszy na zegarek. Patrycja wpatrywała się w męża tak intensywnie, jakby usi­ łowała na zawsze zapamiętać każdy szczegół jego twarzy. Wes­ tchnęła cicho. Tak bardzo go kochała, a przecież tylko na papie­ rze pozostawał jej mężem, choć i ta fikcja wkrótce miała się zakończyć. Odwróciła twarz do okna. Życie pod jednym dachem z Co- le'em było dla niej nieustanną wędrówką pomiędzy niebem a piekłem. Tak bardzo go kochała, że czasami wydawało jej się, że dłużej już nie potrafi ukrywać swego uczucia. A przecież wiedziała, że on uważał ją co najwyżej za przybraną siostrę. Miała mu tylko pomóc pokonać problemy finansowe, w które wpędziła Cole'a jego pierwsza żona. Patrycja bardzo się starała nie wyjść z narzuconej jej przez męża roli, choć ona jedna na

16 ŻONA NA TYSIĄC NOCY całym świecie wiedziała, jak bardzo pragnęła rzucić mu się na szyję i opowiedzieć o swojej miłości do niego. - Nie zdążyłam się skontaktować z pośrednikiem i poprosić go, żeby zawiadomił moich lokatorów, żeby się wcześniej wy­ prowadzili. Muszę to zrobić natychmiast, jak tylko przyjedziemy do Norfolk - mruknęła do siebie Patrycja. Ta prosta i nieskom­ plikowana czynność z niewiadomych powodów wydała jej się bardzo trudna, jeśli nie całkiem niemożliwa do wykonania. - Nie ma pośpiechu. - A gdzie będę mieszkać? - Ze mną - powiedział Cole, uważnie przyglądając się żonie. - A gdzie miałabyś mieszkać? .- Nasza umowa dotyczyła tylko pobytu w Kuwejcie. Prze­ cież w Stanach żona nie jest ci do niczego potrzebna. Jeśli mi nie wierzysz, możesz to sprawdzić w naszym kontrakcie przed­ małżeńskim - powiedziała. Ten kontrakt ranił ją jak drzazga pod paznokciem. Cole zmusił ją do podpisania dokumentu, który nawet świętego wyprowadziłby z równowagi. - Ale przecież nie musimy się rozwodzić zaraz po wylądo­ waniu w Ameryce! Chyba nie myślisz, że zostawię cię samą na lotnisku. Było nam razem dobrze, więc po co ten pośpiech? - Cole był wyraźnie zły. Nie rozumiał, dlaczego ona tak się spieszy do tego swojego domu. Doskonale pamiętał, że ich mał­ żeństwo zostało zawarte na czas określony, ale przecież dwa czy trzy tygodnie nie powinny jej sprawić różnicy, tym bardziej że z zaplanowanych trzech lat dopiero rok mieli za sobą. Cole'owi się wydawało, że po tak długiej nieobecności w kraju Patrycja będzie potrzebowała czasu, żeby wrócić do normalnego życia, i że on musi jej w tym pomóc. - To ty ciągle powtarzasz, że nie chcesz mieć żony. Sądziłam, że po przygodzie z Diane na zawsze wyrzekłeś się kobiet.

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 17 - Tak, ale to było dawno. Mam dość pieniędzy, żeby wszy­ stko zacząć od nowa. Z początku będzie, oczywiście, skromnie, ale i tak nawet tego bym nie miał bez twojej pomocy, skarbie - pogłaskał Patrycję po policzku. Czy ona zawsze miała taką delikatną skórę? pomyślał. A je­ szcze do tego tak ładnie pachnie. Ten zapach zawsze będzie mi przypominał Patrycję i Kuwejt. Czyżby... A może rzeczywiście ten rok zmienił mój stosunek do niej? - O ile dobrze sobie przypominam, to nasza umowa obojgu nam przyniosła korzyści - odrzekła Patrycja. - Nigdy nie napi­ sałabym tyle, ile przez ten rok spędzony w Kuwejcie, gdybym musiała nadal pracować w bibliotece. - Dwie książki w niecały rok to świetny wynik. Będziesz mogła pojechać na te spotkania autorskie, które zorganizował ci twój wydawca. - Chyba tak. A ty jakie masz plany? - Na razie zamieszkamy u moich rodziców. Zorientujemy się, co jest z tatą, a potem poszukamy sobie własnego mie­ szkania. - Jeśli lokatorzy się wyprowadzą, będziemy mogli zamiesz­ kać w moim domu - zaproponowała Patrycja. Serce waliło jej tak, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Nie mogła uwie­ rzyć w swoje szczęście. Tak bardzo pragnęła, żeby ich małżeń­ stwo nie zakończyło się od razu. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że Cole ją poprosi, żeby jeszcze przez kilka miesięcy z nim pomieszkała. - A wiesz, to nawet nie jest zły pomysł. Jaki okres wypowie­ dzenia z nimi ustaliłaś? - Miesiąc. A więc zostanie ze mną przez cały miesiąc! Patrycja nie posiadała się ze szczęścia. To ostatnia szansa, żeby mu udowod-

18 ŻONA NA TYSIĄC NOCY nić, że jestem kobietą z krwi i kości, żeby go sobą zainteresować. Może uda mi się sprawić, że Cole zapragnie mnie tak, jak męż­ czyzna pragnie kobiety. Moglibyśmy przecież na zawsze pozo­ stać małżeństwem. Gdyby tylko zechciał dać mi szansę. Ale jak to zrobić, skoro jemu małżeństwo wciąż kojarzy się ze zdradą i ruiną finansową? Mało prawdopodobne, że zechce dostrzec pozytywne strony związku z jakąkolwiek kobietą. Nie bardzo wierzyła w to, że uda jej się zmienić nastawienie Cole'a do instytucji małżeństwa. Powiedział wprawdzie, że nie muszą się rozstawać zaraz po powrocie do Ameryki, ale Patrycja doskonale wiedziała, że będzie zbyt zajęty organizowaniem fir­ my, żeby zdążył w tym czasie zakochać się we własnej żonie. Jeśli chciała wykorzystać swoją szansę, musiała działać szybko. Miała nadzieję, że w ciągu trzech lat Cole chociaż raz ją zauwa­ ży, ale pobyt w Kuwejcie zakończył się po roku. I to bez uprze­ dzenia. Skoro jednak przez rok nic się w stosunku Cole'a do niej nie zmieniło, to czy następne dwa lata byłyby lepsze? Może więc czas nie miał w tej sprawie wielkiego znaczenia. Musi mi się udać, pomyślała zdeterminowana. Udowodnię mu, że jestem zupełnie inna niż ta jego cała Diane. Zrobię wszy­ stko, żeby nasze małżeństwo utrzymać. A jeśli ono mimo wszy­ stko się rozpadnie, to przynajmniej nie będę sobie miała nic do zarzucenia. Zmuszę go, żeby wreszcie zauważył, iż jestem ko­ bietą, żeby mnie pragnął tak mocno, jak ja pragnę jego, i żeby mnie pokochał. Patrycja nie spodziewała się po sobie takich zdolności aktor­ skich. Przez cały długi rok, dzień po dniu, ukrywała swoje uczu­ cia tak doskonale, że Cole niczego się nie domyślił. Wiele razy miała ogromną ochotę powiedzieć mu, jak bardzo go kocha, chociaż wolała nie myśleć, co by się stało, gdyby uległa pokusie. Cole sumiennie przestrzegał warunków uzgodnionego kontraktu,

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 19 więc Patrycji nie pozostawało nic innego, jak tylko zrobić to samo. Teraz jednak nie byli już w Kuwejcie, tylko nad nowojor­ skim lotniskiem, i postanowienia kontraktu już Patrycji nie obo­ wiązywały. - Nie wiem, jak mam ci dziękować za to, co dla mnie zrobiłaś - odezwał się Cole, kiedy samolot zaczął schodzić do lądowania. - Nigdy na nic się nie skarżyłaś, ani razu nie poprosiłaś, żebyśmy choć na kilka dni przyjechali do kraju. I nie narzekałaś, że tak oszczędnie żyjemy. - Naprawdę byłam szczęśliwa i niczego mi tam nie brako­ wało. A do Stanów nie miałam po co przyjeżdżać. Wiesz prze­ cież, że oprócz tatusia nikogo nie miałam. Poza tym teraz ty jesteś częścią mojej rodziny, drogi braciszku. - A to co ma znaczyć? - Cole przyglądał jej się zaskoczony. - Zawsze mówiłeś, że traktujesz mnie jak siostrę - uśmiechnęła się do niego. - Wobec tego ja także zaczęłam uważać cię za brata. Nie masz pojęcia, jaka ze mnie kłamczucha, dopowiedziała sobie w myślach. Pragnę cię i przysięgam, że cię zdobędę. Cole skrzywił się. Patrycja rzeczywiście traktowała go jak brata, ale nie wiadomo dlaczego sprawiało mu to przykrość. Przecież wcale nie byli rodzeństwem. - Muszę spisać sobie wszystko, co mam do zrobienia - po­ wiedziała Patrycja. - Ach, te twoje listy! - roześmiał się Cole. Podczas pobytu w Kuwejcie Patrycja nie rozstawała się z notesem, w którym wszystko zapisywała. - Chyba nikt na świecie nie robi tylu no­ tatek co ty. - Przecież wiesz, że zgubiłabym się bez nich. - Wiem, wiem. Bez przerwy wszystko zapisujesz: co kupić, jakie prezenty komu przywieźć, nad którym rozdziałem właśnie pracujesz i co w nim napiszesz - śmiał się Cole.

20 ŻONA NA TYSIĄC NOCY - Kiedy pisarz wymyśla intrygę, traci poczucie rzeczywisto­ ści. - Patrycja uśmiechnęła się trochę do niego, trochę do zeszło­ rocznych wspomnień. - Dzięki notatkom mogę swobodnie two­ rzyć fabułę powieści, nie gubiąc głównego wątku. Patrycja lubiła, kiedy Cole żartował. Nie cierpiała natomiast, kiedy się martwił i pogrążał we wspomnieniach. Zastanawiała się nawet, czy on kiedykolwiek zdoła zapomnieć o tym, co mu zrobiła Diane i żyć teraźniejszością. Po odprawie celnej poszli do restauracji na solidne śniadanie. Kręcili się potem po lotnisku, zaglądali do sklepików, a w końcu usiedli w poczekalni. Patrycja wyjęła notes i zapisała wszystko, co miała do załatwienia zaraz po powrocie do Norfolk. Dobrze, że Cole poszedł po gazetę, bo mogła bez przeszkód naszkicować sobie cały plan zdobycia miłości męża. W tej spra­ wie nawet najmniejszego drobiazgu nie chciała pozostawiać przypadkowi. Szkoda, że nie piszę romansów, tylko kryminały, pomyślała. Łatwiej byłoby mi znaleźć sposób na uwiedzenie mężczyzny. Ale i tak sobie poradzę. - Zawsze spałam nago. Zupełnie się tego nie spodziewałam. - Patrycja spojrzała wymownie na ogromne, zajmujące prawie cały pokój łoże. Trochę głupio wyglądało to małżeńskie łóżko w kawalerskim pokoju Cole'a, zastawionym jego pucharami i obwieszonym dy­ plomami za osiągnięcia sportowe. Wszystko w tym pokoju było takie jak w dniu, w którym Cole się stąd wyprowadził. Wszy­ stko, oprócz łóżka. Patrycja patrzyła na małżeńskie łoże i wyobrażała sobie, co też Cole mógłby jej teraz powiedzieć. „Nie sądzisz, kochanie, że powinniśmy wreszcie skonsumować nasze małżeństwo? I tak

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 21 zbyt długo z tym zwlekamy. Świetnie się złożyło, że mama po­ myślała o tej niespodziance. Przez cały rok tak bardzo cię pra­ gnąłem. Nie chowaj przed mną tego swojego cudownego ciała". Mógłby, bo w końcu nic by go to nie kosztowało, ale najwy­ raźniej nie chciał. Stał oparty plecami o zamknięte drzwi szafy i rozbawiony patrzył na żonę. Wyglądał jak kwintesencja męskości. Wysoki, muskularny, opalony. Uśmiechał się, ale tym razem Patrycja wcale nie była z tego zadowolona. Pochyliła się nad swoją torbą podręczną. Mimo desperackich poszukiwań nie udało jej się znaleźć niczego, co nadawałoby się na strój do spania. - Ja jestem wykończona, a ty wyglądasz tak, jakbyś dopiero co wstał z łóżka - użalała się nad sobą. Pod powiekami czuła piasek. Drzemka w samolocie niewiele jej dała i całe ciało bolało ją ze zmęczenia. Zresztą wciąż jeszcze funkcjonowała według czasu kuwejckiego. - Nie złość się. - Głos Cole'a działał na nią uspokajająco. - Co ty robisz z tymi ubraniami? Chcesz je podrzeć? - Szukam czegoś, co by się nadawało na piżamę. Nie spo­ dziewałam się, że będziemy spali w jednym łóżku - mruknęła. Przez rok w Kuwejcie o niczym innym nie marzyła, a teraz, kiedy marzenie się spełniło, nijak nie mogła się odnaleźć w tej wyśnionej rzeczywistości. „Nie zawracajmy sobie głowy ubraniem. Położymy się na­ go pod prześcieradłem i..." Patrycja nie śmiała wymyślić do końca kolejnej kwestii, którą jej wyobraźnia przygotowała dla Cole'a. - Nie miałem pojęcia, że mama kupi nam łóżko - tłumaczył cierpliwie Cole, jak gdyby Patrycja była małą, rozkapryszoną dziewczynką. - Kiedy ostatni raz spałem w tym pokoju, było tu wąskie, piętrowe łóżko. Skąd mogłem wiedzieć, że mama pomy-

22 ŻONA NA TYSIĄC NOCY śli o tym, żeby zastąpić je małżeńskim łożem. Szczególnie teraz, kiedy tata zachorował... - Taka jestem zmęczona, że niewiele widzę - skarżyła się Patrycja. - Masz. - Cole rzucił na łóżko bawełniany podkoszulek. - Ubierz się w to na razie, a jutro zobaczymy, co się da zrobić. Patrycja przyłożyła podkoszulek do siebie. Sięgał jej do po­ łowy ud. Przypomniała sobie, jak wyglądał na Cole'u, kiedy rano wychodził do pracy w dżinsach i w tym białym podkoszulku. Tylko że do niego przylegał jak druga skóra, podczas gdy na Patrycji wisiał luźno, jak na wieszaku. No cóż, przynajmniej mam w czym spać, pomyślała Patrycja. Szkoda, że nie udało mi się nakłonić go do powiedzenia tej kwestii, którą sobie wymy­ śliłam. Najwyraźniej nie mam zdolności telepatycznych. - Łóżko jest ogromne, a my tacy zmęczeni, że zapomnimy o swojej obecności - pocieszał ją Cole, sądząc, że ona wciąż martwi się koniecznością spania razem z nim. - Połóż się, kochanie. Ja jeszcze tylko powiem mamie dobranoc i też zaraz się kładę. - Może ty o mnie zapomnisz, ale ja o tobie nigdy - mruknęła Patrycja, kiedy drzwi sypialni zamknęły się za Cole'em. Westchnęła i włożyła podkoszulek Cole'a. Przez chwilę na­ wet poczuła się tak, jak gdyby on sam się do niej przytulił. Cała obolała położyła się do łóżka. Podróż była okropnie męcząca, a jeśli dodać do tego jeszcze niepokój o zdrowie teścia i strach o własną przyszłość... Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła. Powoli wracała do przytomności. Było jej gorąco. Czyżby znowu wysiadła klimatyzacja? Co tu się dzieje z tą elektryczno­ ścią. Można by pomyśleć, że kraj, który ma tyle ropy... Patrycja otworzyła oczy. Wcale nie była w Kuwejcie, tylko w domu. A raczej w Norfolk. Ale upał był nie do zniesienia.

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 23 Poruszyła się i wtedy dopiero poczuła na sobie ciężkie ramię. Cole tulił się do niej. Jego ręka spoczywała na odsłoniętym brzuchu Patrycji. To żar bijący z ciała męża ją obudził. Patrycja wstrzymała oddech. Potem wysunęła się ostrożnie spod przygniatającego ją ramienia. Cole spał smacznie. Przyglą­ dała mu się i myślała o tym, że nigdy nie zapomni tej jedynej nocy, kiedy to dane jej było spać razem z własnym mężem. W łóżku wydawał jej się większy niż zwykle. A może dlatego tak jej się wydawało, że nigdy jeszcze nie miała go tak blisko siebie. Patrycja zamknęła oczy i odwróciła się do męża plecami. Marzyła o tym, żeby uwieść Cole'a, skłonić go do tego, żeby choć raz przed rozstaniem namiętnie się z nią kochał. Tak bardzo chciała mieć choćby jedno cudowne wspomnienie na wypadek, gdyby jej plan rozkochania w sobie własnego męża jednak spalił na panewce. Westchnęła ciężko. Było jej bardzo smutno. Nie mogła odża­ łować, że jej małżeństwo tak szybko się skończyło i nie dane jej było przeżyć z Cole'em całych trzech lat. - Nie śpisz już? - usłyszała jego cichy szept. Spojrzała na niego i serce, jak zwykle w takich momentach, podskoczyło jej do gardła. Tak bardzo chciała przestać go ko­ chać, przestać się rumienić za każdym razem, kiedy na nią pa­ trzył, i zacząć w nim widzieć wyłącznie starszego brata swojej przyjaciółki. Skinęła głową. - Wyspałaś się? - zapytał Cole. - Chyba tak. - Coraz bardziej się niepokoiła. Dłoń Cole'a wciąż dotykała jej nagiego brzucha. Patrycja nie wiedziała, czy on w ogóle ma świadomość, że dotyka jej w taki sposób. Tak bardzo pragnęła się poruszyć, zrobić coś, żeby ją nareszcie za­ uważył...

24 ŻONA NA TYSIĄC NOCY - Która godzina? - zapytała. - Nie wiem, a nie chce mi się patrzeć na zegarek. Pewnie jest późno, bo słońce stoi wysoko na niebie. - O której masz zamiar jechać do szpitala? - zapytała znowu. Nie mogła uwierzyć w to, że leżą w jednym łóżku i rozmawiają tak zwyczajnie, jakby siedzieli przy restauracyjnym stoliku. - Mama mówiła, że odwiedziny zaczynają się od jedenastej. - Chcesz, żebym pojechała z tobą? - Pewnie. Przecież jesteś moją żoną. Tata na pewno zechce cię zobaczyć. A ty nie masz ochoty jechać? - Mam, tylko nie byłam pewna, czy ty tego chcesz. Myśla­ łam, że skoro mamy się rozwieść, to nie będzie ci odpowiadało udawanie szczęśliwego małżonka. No bo przecież nie wrócimy już do Kuwejtu, prawda? - Raczej nie. - Cole pokręcił głową. - Chociaż tak napra­ wdę, to dopiero po wizycie w szpitalu będę mógł zaplanować coś konkretnego. Muszę się zorientować, jak stoją sprawy firmy. Umówiliśmy się, że będziemy udawać normalne małżeństwo, żeby uniknąć niepotrzebnych pytań. Chciałbym, żeby to jeszcze trochę potrwało. Już wczoraj ci mówiłem, że nie musimy się rozwodzić natychmiast tylko dlatego, że wylądowaliśmy w Ameryce. W każdym razie jeszcze nie teraz. Widziałaś prze­ cież moją mamę. To kłębek nerwów. Ojciec przez całe życie był dla niej oparciem, a teraz ma tylko nas. Zresztą taty chyba też lepiej nie denerwować. Moi rodzice uważają nas za szczęśli­ we małżeństwo i nie chciałbym akurat teraz pozbawiać ich złudzeń. - Myślisz, że nasz rozwód by ich zdenerwował? - dopyty­ wała się Patrycja ostrożnie. Wiedziała, że Cole ma rację. Państwo Langford byli zachwyceni, kiedy dowiedzieli się, że Cole i Pa­ trycja postanowili się pobrać. Rozwód mógłby ich zdenerwować,

ŻONA NA TYSIĄC NOCY 25 choć Patrycja wolałaby, żeby Cole chciał z nią zostać z całkiem innego powodu. - No właśnie - potwierdził jej przypuszczenia Cole. - Pa­ miętasz, jak się cieszyli, kiedy braliśmy ślub? Diane nigdy nie wzbudzała w nich takiego entuzjazmu. Nie chciałbym pogorszyć stanu ojca ani denerwować mamy. Dlatego zostaniemy małżeń­ stwem tak długo, aż tata całkiem wyzdrowieje. - To może potrwać nawet i pół roku - powiedziała Patrycja. Zła była na swego aroganckiego męża. Przecież mogło się tak zdarzyć, że ona nie chciałaby już udawać jego żony. Ich umowa dotyczyła wyłącznie pobytu w Kuwejcie, a Cole tymczasem uznał, że ona nie ma nic przeciwko jego planom tylko dlatego, że zawsze robiła to, o co ją prosił. - Może nawet dłużej. Nie martw się, nadal będę cię utrzy­ mywał. Dobrze, pomyślała Patrycja, a co powiesz o wspólnym łóż­ ku? Niestety, nie śmiała powiedzieć tego głośno. - Zarobiłam sporo pieniędzy dzięki moim książkom, więc właściwie nie musisz mnie już utrzymywać. - Nie kłóć się ze mną. Powiedziałem, że przez cały czas trwania naszego małżeństwa będziesz na moim utrzymaniu. Pie­ niądze, które zarobiłaś, wykorzystasz po rozwodzie. Pamiętaj, że nic ode mnie nie dostaniesz i musi ci wystarczyć to, co przez ten rok zgromadzisz - przypomniał jej lodowatym tonem. - Zapisa­ liśmy to w kontrakcie. - Zapisaliśmy też, że po rozwodzie pomożesz mi się na nowo urządzić - przypomniała. Samo wspomnienie upokarzającego kontraktu doprowadzało ją do szału. Nie smakowało jej piwo, którego nawarzyła Diane. - Pamiętam. Ile mnie to będzie kosztowało? - zapytał. - Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Mam własny dom i od-

26 ŻONA NA TYSIĄC NOCY powiednie fundusze. Jeszcze dzisiaj dam lokatorom wymówienie i jak tylko twój tata wyzdrowieje, będę się mogła od ciebie wyprowadzić. Cole'owi wcale się to nie spodobało, choć przecież rok wcześ­ niej wszystko dokładnie uzgodnili. Nawet zapisali w kontrakcie przedmałżeńskim. A że zamiast trzech lat ich małżeństwo potrwa co najwyżej półtora roku. Powinienem się cieszyć, że ona nie chce wydoić mnie z pie­ niędzy, tyle że nie mam ochoty rozmawiać z nią o rozwodzie. W Kuwejcie było nam ze sobą dobrze. Lubiłem wracać do domu, w którym ona na mnie czekała, opowiadać jej o tym, jak idzie budowa... I bardzo mi smakowały te jej obiady. Żony już nie potrzebuję, to fakt, ale będziemy mieli jeszcze mnóstwo czasu, żeby porozmawiać o rozwodzie. - Nie chcę pieniędzy, jednak będę cię musiała prosić o pomoc - powiedziała z wahaniem Patrycja. Właśnie przyszedł jej do głowy wspaniały pomysł. Jeśli Cole nie zareaguje lub jeśli bez wahania zgodzi się na jej propozycję, to znaczy, że nie ma żad­ nych szans na to, żeby ją pokochał. - Jestem do usług. Powiedz mi tylko, co mam zrobić. - Poumawiać się ze mną na randki. - Co takiego? - Musisz się ze mną kilka razy umówić na randkę. Wiesz przecież, jak taka randka powinna wyglądać. Jak się zachować, o czym rozmawiać, no i co zrobić, żeby się mną ktoś zaintereso­ wał. Chcę, żebyś mi zafundował krótki kurs uwodzenia męż­ czyzn.

ROZDZIAŁ DRUGI - Co ty, do diabła, wygadujesz? - Proszę cię, żebyś mnie nauczył, jak należy uwodzić męż­ czyzn - powtórzyła Patrycja, patrząc mu prosto w oczy. Bardzo się ucieszyła, że aż tak bardzo się oburzył. - Przez ten rok, który spędziliśmy razem, uświadomiłam sobie, że małżeńskie życie bardzo mi się podoba. Tylko wolałabym, żeby moje następne małżeństwo nie było platoniczne. Ale nie mam w tych sprawach prawie żadnego doświadczenia. Nie uważała za stosowne mówić mu o swojej nadziei na to, że Cole któregoś dnia wreszcie ją zauważy i gdzieś zaprosi, ani o tym, że nie podobał jej się żaden chłopak, z którym się umó­ wiła, bo wszystkich porównywała z Cole'em. - Przez kilka ostatnich lat zajmowałam się wyłącznie ojcem - tłumaczyła. - Najpierw mieszkałam z chorym tatą, którego na krok nie mogłam odstąpić, a zaraz potem wyjechałam z tobą do Kuwejtu. Nie wiem, jak się obchodzić z mężczyznami. - Może nie zauważyłaś, ale właśnie jesteś ze mną w łóżku - mruknął Cole. Jak ona mnie traktuje? myślał wściekły. Czy naprawdę wydaje jej się, że jestem pocieszycielem złamanych serc? I co to za maniery, żeby z własnym mężem rozmawiać o przyszłych ko­ chankach! Chyba nie zapomniała, że wciąż jeszcze jest moją żoną? Jeśli nie podoba jej się związek platoniczny, to wystarczy mnie o tym zawiadomić.

28 ŻONA NA TYSIĄC NOCY - Cole - powiedziała cicho. Zdjęła jego dłoń ze swego brzu­ cha, bo bała się, że jeśli natychmiast tego nie zrobi, to zapomni o godności i rzuci się na niego jak wyposzczona samica. - Zro­ biłam wszystko, o co mnie prosiłeś, prawda? Zgadzam się nawet na to, żeby nasze małżeństwo potrwało jeszcze kilka miesięcy. Tymczasem ty nie chcesz wywiązać się ze swojego przyrzecze­ nia. Obiecałeś, że po rozwodzie pomożesz mi się na nowo urzą­ dzić. Ponieważ uznałam, że odpowiada mi życie małżeńskie, proszę cię o pomoc w znalezieniu prawdziwego męża. - A niech to wszyscy diabli! - Cole przewrócił się na plecy. Wpatrywał się w sufit tak intensywnie, jakby postanowił wzro­ kiem przebić go na wylot. Jego cicha i potulna dotąd żona kom­ pletnie go zaskoczyła. Wydawało mu się, że Patrycja lubi pracę bibliotekarki i cieszy się, że może mieszkać z ojcem. Od Becky wiedział, że z nikim się nie spotykała, toteż nigdy dotąd nie musiał jej sobie wyobrażać u boku innego mężczyzny. W Ku­ wejcie była doskonałą żoną: zawsze uśmiechnięta, gotowa speł­ nić każde życzenie męża. Dopiero teraz pokazała, co potrafi. Prosić własnego męża o pomoc w znalezieniu następcy to napra­ wdę szczyt bezczelności. Gdyby nie to, że jestem przeciwnikiem małżeństwa w ogóle, pewnie wcale nie chciałbym się z nią rozwodzić. Miło jest mieć Patrycję przy sobie, dobrze się z nią rozmawia. A jeszcze do tego ta dziewczyna wspaniale gotuje, pomyślał Cole. Ależ głupie pomy­ sły się mnie trzymają! Jakbym zapomniał, że raz na zawsze skoń­ czyłem z małżeństwami. Mam się związać z kobietą i znów ryzy­ kować utratę wszystkiego, co zarobiłem? Zawarliśmy umowę. Obie­ całem, że jej pomogę, i wypełnię swoje przyrzeczenie. Nawet jeśli miałbym jej sam tego męża znaleźć i doprowadzić do ołtarza. - Wezmę prysznic i zaraz zwalniam łazienkę - powiedziała Patrycja.