ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 229 090
  • Obserwuję974
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 289 816

Skrzydlate tarcze

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Skrzydlate tarcze.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK S Seria ŻÓŁTY TYGRYS
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 71 stron)

WIESŁAW FUGLEWICZ SKRZYDLATE TARCZE | SCAN & OCR by blondi@mailplus.pl | 1 WYDAWNICTWO MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 2 Okładkę projektował Adam Werka Redaktor Wiesława Zaniewska Redaktor techniczny Renata Wojciechowska Scan & OCR blondi@mailplus.pl © Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1975 r., Wydanie I SCAN & OCR by blondi@mailplus.pl 2009 Fuglewicz Wiesław: Skrzydlate tarcze. — W-wa 1975 Wydaw. Min. Obrony Nar. 16° s. 136 — Żółty Tygrys 1. Lotnictwo — ZSRR 2. Druga wojna światowa 355.489 (47) „1941/1944” (023) Wybrane epizody z działalności bojowej radzieckiego lotnictwa — doraźnie organizowanych pułków myśliwskich, szturmowych, bombowych — złożonych z pilotów oblatywaczy Naukowo-Doświadczalnego Instytutu WWS, którzy wykonywali najtrudniejsze zadania na froncie i na tyłach nieprzyjaciela. Pięć tysięcy sześćset osiemdziesiąta dziewiąta publikacja Wydawnictwa MON Printed in Poland Nakład 210 000 + 350 egz. Objętość 4,78 ark. wyd., 4,0 ark. druk Papier druk. sat. VII kl. 65 g, z roli 63 cm z Zakładów Papierniczych w Myszkowie. Oddano do składu 16.VI.75 r. Druk ukończono w październiku w Wojskowych Zakładach Graficznych w Warszawie. Zam. nr 4823 z dnia 17.06.75 r. Cena zł 5.- B-33

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 3 SPIS TREŚCI: OBLATYWACZE..............................................................................................4 PUŁK STEFANA SUPRUNA .........................................................................10 SKRZYDLATA TARCZA MOSKIEWSKIEGO NIEBA...............................19 BŁYSKAWICE POD SKRZYDŁAMI............................................................32 LATAJĄCE FORTECE PUŁKOWNIKA LEBIEDIEWA..............................38 SKOK NAD NIAGARĄ ..................................................................................49 SZYBOWCE NAD „MAŁĄ ZIEMIĄ”............................................................55 NA PIERWSZYM SZCZEBLU KOSMICZNEJ DROGI................................60

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 4 OBLATYWACZE Nieśmiało budzą się pierwsze ptaki. Wkrótce Piotrowski Park przepełniony jest ich szczebiotem. Gdzieś z Górnej Masłowki koguty dają znać, że świt blisko. Jakby w odezwie na ptasie hasła na Chodyńskim Polu odpowiadają silniki. Odzywa się stareńki M-11, za chwilę zagłusza go zaraz dwunastocylindrowy Mikulin1 , przedrzeźniają jakby 800-konne Cyklony2 ... Chodynka budzi się do pracy. Rozpoczyna się dzień, choć do świtu jeszcze dobre pół godziny. Kiedy mechanicy ściągają mokre od rosy pokrowce, przed hangarami zatrzymuje się pękaty autobus, z którego wysypuje się gromada ludzi. Kilku kieruje się ku dwusilnikowemu samolotowi, z którego już zdjęto brezent, a mechanicy rozgrzewać zaczynają silniki. Jeden z nich wypręża się na baczność na widok wysokiego o ogolonej głowie pilota. — Piotrze Michajłowiczu, wszystko sprawdzone. Maszyna gotowa! Stefanowski obchodzi samolot, przegląda podwozie i znika w dolnym luku. Czeka go za chwilę kolejny lot doświadczalny na nowym typie ciężkiego myśliwca, który w przyszłości będzie jednym z najlepszych bombowców nurkujących na świecie. Na razie jego sylwetka jeszcze nie bardzo przypomina przyszłą „peszkę”3 , wydłużony przód kadłuba z groźnie sterczącymi działkami, kabina cofnięta do tyłu, wysokie podwozie, które ostatnio sprawia oblatywaczom najwięcej kłopotu przy lądowaniu. 1 Aleksandr Aleksandrovich Mikulin (ros. Александр Александрович Микулин) (ur. 1895 - zm. 1985) - sowiecki konstruktor silników lotniczych i główny projektant OKB. Do jego osiągnięć zalicza się m.in. Mikulin AM-34, pierwszy sowiecki lotniczy silnik tłokowy chłodzony cieczą oraz Mikulin AM-3, silnik turboodrzutowy dla pasażerskiego samolotu Tupolev Tu-104. (przyp. blondi) 2 Curtiss-Wright R-1820 Cyclone 9 – amerykański 9-cylindrowy, chłodzony powietrzem silnik gwiazdowy. Budowany na licencji m.in. w Związku Radzieckim jako M-25. (przyp. blondi) 3 Petlakov Pe-2 – Początki kostrukcji sięgają prototypu myśliwca wysokościowego WI- 100, oblatanego 22 grudnia 1939. W czerwcu 1940r. zapadła decyzja o zbudowaniu na jego bazie szybkiego bombowca nnurkującego PB-100. Konstrukcję przebudowano do postaci bombowca nurkującego PB-100 z trzema członkami załogi w miejsce dwóch, z niehermetyzowaną kabiną, z silnikami dostosowanymi do działania na mniejszych wysokościach i ze zróżnicowanym uzbrojeniem i z komorą bombową. Prototyp PB-100 powstał z przebudowy drugiego WI-100 i oblatany został w 15 grudnia 1940 roku. Jeszcze w tym samym miesiącu podjęto decyzję, by PB-100 z niewielkimi zmianami natychmiast skierować do produkcji jako Pe-2.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 5 Mechanicy wyrywają podstawki spod kół i Stefanowski niemal wprost z hangaru, od razu daje gaz i startuje. Maszyna z czerwoną „setką” na podwójnych statecznikach łagodnie odrywa się od lotniska i wychodzi w powietrze. Na wysokości czterystu metrów pilot czuje nagły wstrząs, samolot schodzi z kursu, łopaty śmigieł prawego silnika nieruchomieją, ale Stefanowski jest spokojny. Nie po raz pierwszy to się zdarza. Już po lotach na pierwszym prototypie „setki” oblatywacz meldował o pewnych niedomaganiach silnika i na dodatek o trudnościach w utrzymaniu kursu i „wysokości podczas takiego defektu, ale machnięto na jego uwagi ręką. Należało się wszak spieszyć, Hitler coraz łapczywiej spoglądał na wschodnią granicę... „Setka” schodzi coraz niżej, przeskakuje dach hangaru i gna wprost na ogromne drewniane kozły, którymi mechanicy podpierają remontowane samoloty. Koła dotykają ziemi, maszyna wyskakuje w górę w potężnym „kangurze”, przemyka nad kozłem, jeszcze raz łomot podwozia i jeszcze, aż wreszcie, po kilku kolejnych podskokach, toczy się równo po ziemi... — No, tym razem wysokie golenie na coś się przydały! — Stefanowski uśmiecha się. Pakiet raportów oblatywaczy tym razem już nie pozostał bez echa. Po pewnym czasie na Chodynkę powróciła poprawiona wersja „setki”, przebudowana, z większym usterzeniem, przesuniętą ku przodowi kabiną i poprawionym podwoziem. Ten samolot po całej serii lotów doświadczalnych otrzymał od pilotów jednoznaczną opinię: nadaje się do wprowadzenia na uzbrojenie Sił Powietrznych ZSRR. Teraz kolejna seria nowoczesnych samolotów bojowych mogła już zasilić liniowe pułki radzieckich wojsk lotniczych. Piotr Stefanowski, Aleksander Brandiejski, Stefan Suprun, Małyszew i Bachcziwandżi, Koczetkow i Niuchtikow oraz wielu innych najbardziej doświadczonych pilotów wojskowych, myśliwców, bombowców i szybowników stanowiło kadrę latającego personelu Wojskowego Instytutu Naukowo-Doświadczalnego4 Armii Czerwonej. Oni właśnie decydowali po maksymalnym zmęczeniu samolotu w powietrzu, czy maszyna nadaje się do służby w lotnictwie wojskowym, przeprowadzali niebezpieczne obloty nowych, eksperymentalnych stratosferycznych czy bezogonowych konstrukcji, przeszkalali liniowych pilotów nowych seryjnych myśliwców, szturmowców czy wielosilnikowych bombowców dalekiego zasięgu... Nie wszystkim dane było powrócić na podmoskiewską Chodynkę, gdzie mieściło się lotnisko instytutu... * 4 OKB – ros. ОКБ – Oпытно-Kонструкторское Бюро

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 6 Jesienią 1940 „wojna błyskawiczna” została wyhamowana przez najlepszy przeciwczołgowy rów Europy — kanał La Manche. Ale na czerwcowej naradzie w Berghofie, gdzie decydowała się inwazja na Wyspy, generał pułkownik Haider zanotował w swoim dzienniku: „Do 13.IX będziemy przygotowani już na tyle, że przeprawa będzie mogła się rozpocząć, o ile nie zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności. Od 20 do 28.IX nad kanałem panuje zła pogoda, która dopiero pod koniec września lub na początku października może ulec poprawie. W tym czasie będziemy mieli już przygotowane rezerwy. Ale powołanie nowych roczników pod broń wpłynie ujemnie na żeglugę krajową i na gospodarkę (węgiel, rudy, żywność na linii Berlin—Hamburg). Statki rybackie będziemy musieli wykorzystać jako holowniki, na czym ucierpi rybołówstwo, a tym samym zaopatrzenie. Handel z północnymi krajami zostanie zahamowany, w innych rejonach w mniejszym stopniu. Wnioski: Przełożenie inwazji na wiosnę”. A o kilka stron dalej: „Całą nadzieją Anglii jest Rosja i Ameryka. Jeśli odpadnie Rosja, odpadną i Amerykanie... Jeśli Rosja zostanie zniszczona, zgaśnie ostatnia nadzieja dla Anglików. A panem Europy i Bałkanów zostanie Rzesza Niemiecka. Wniosek: W ciągu tej wojny Rosja musi być wycofana z gry. Na wiosnę 1941”. Ci wszyscy, którzy tego dnia zebrali się w Berghofie, mieli dotychczas niezwykłe szczęście w rozpętanym hazardzie. Chwilowe zastopowanie „blitzkriegu” nad wodami Kanału — jak pochopnie sądzili — nie mogło w poważniejszym stopniu zakłócić perspektyw na najbliższe lata. A były to perspektywy oszałamiające. Początek operacji — maj 1941 roku. Pięć miesięcy powinno według nich wystarczyć na opanowanie europejskiej części Związku Radzieckiego i ważnych pól naftowych Baku. Od wschodu zapewne pomogą japońscy sojusznicy, choć, co dziwne, nie potrafili jakoś udowodnić swej przewagi podczas walk w Mongolii i w bezpośrednich starciach z Rosjanami zebrali tęgie baty. Ale po co wracać do historii? Siły zbrojne III Rzeszy są niezawodnym instrumentem podboju. Pięć miesięcy... Najdłuższa kampania w tej wojnie, jej ostateczny wynik przekreśli jednak wszystko, co zdarzyło się dotąd w dziejach Europy. W Berghofie kości zostały rzucone. Nikt z zebranych nie ma wątpliwości, że i tym razem nie opuści fiihrera szczęśliwa gwiazda. Ale wcześniej należy jeszcze wykonać kilka zasadniczych planów. Piątego grudnia ma miejsce w Berghofie kolejna narada, na której skontrolowany zostaje stan przygotowań do podjęcia wielkiej gry. Narada ma przebieg normalny — mówi Hitler, reszta słucha... — Jak daleko jest posunięta realizacja planu „Marita”?

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 7 Sytuacja w Grecji jest jeszcze nie wyjaśniona. Wiadomo jedno: W żadnym przypadku nie można dopuścić do zwycięstwa Brytyjczyków, którzy zakładając tam lotniska zagroziliby nie tylko Włochom, ale przede wszystkim rumuńskim polom naftowym... Fuhrer kontynuuje monolog: — Zająć Grecję i Jugosławię, wtedy całe Bałkany będą w naszych rękach. Zająć resztę Francji (plan „Atilla”). — Herr Reichsmarschall — zwraca się nagle do Göringa — jaki jest stan rosyjskiego lotnictwa? „Der Dicke”5 , jak go poza plecami nazywają jego najbliżsi koledzy, wbija w wodza wodnisto-błękitne oczy i recytuje: — Rosjanie mają w chwili obecnej sześć do siedmiu tysięcy samolotów myśliwskich, które w razie konfliktu mogą zostać z większymi lub mniejszymi trudnościami użyte w boju. Są to w większości konstrukcje o prędkości do 400 km. W każdym razie samoloty te nie dorównują naszym zarówno pod względem uzbrojenia, jak i osiągów... Rosyjskie lotnictwo zaatakujemy i zniszczymy na ziemi już w pierwszych dniach walki, potem przyjdzie kolej na linie komunikacyjne wroga, przy jednoczesnym wsparciu naszych jednostek naziemnych, zwłaszcza na południowym skrzydle, gdzie będzie leżał środek ciężkości wszystkich operacji... Bazy operacyjne: Finlandia, kraje bałtyckie, Ukraina. W następnych dniach Hitler podpisuje trzy dyrektywy. Dziesiątego grudnia dyrektywę nr 19 dotyczącą operacji „Atilla”, 13 grudnia — „Marita”, a w pięć dni później dyrektywę nr 21 — plan „Barbarossa”. * W końcu lat trzydziestych w Instytucie Naukowo-Doświadczalnym Sił Powietrznych przeprowadzono próby całego szeregu samolotów zagranicznej produkcji — francuskich Dewoitine D-510, holenderskich Fokker D-21, myśliwców amerykańskich i angielskich, zdobycznych FIAT-ów i japońskich myśliwców Nakajima I-96. Poznając podczas licznych oblotów seryjne maszyny państw zachodnich, piloci instytutu porównywali je z odpowiednimi konstrukcjami krajowej produkcji. Konfrontacja ta, z obowiązku surowa i wszechstronna, dowodziła niezbicie, że radzieckie samoloty budowane według własnych założeń i projektów wyszkolonej w Kraju Rad kadry inżynieryjno-technicznej nie ustępowały swym zagranicznym odpowiednikom, choć — jak wykazały szczegółowe analizy porównawcze — 5 Tłuścioch

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 8 można było dostrzec pewne braki w rozwoju silników, a także w stosowaniu nowocześniejszych materiałów, technologii i oprzyrządowania. Spostrzeżenia oblatywaczy oraz bogate doświadczenia z walk w Hiszpanii i na Dalekim Wschodzie, gdzie doszło do bezpośrednich spotkań z samolotami wroga i porównania sprzętu w działaniach bojowych, wymagały głębszej oceny i podjęcia nowych, daleko idących, decyzji w sztabach, biurach konstrukcyjnych i przemyśle lotniczym. Na wniosek Biura Politycznego KC WKP(b), troszczącego się stale o zachowanie wysokiego potencjału obronnego państwa, miała się odbyć specjalna narada w celu omówienia całokształtu radzieckiej techniki lotniczej. Na Kreml zaproszono wówczas kierownictwo Komisariatu Obrony Sił Powietrznych, zakładów przemysłu lotniczego, konstruktorów, inżynierów i oblatywaczy Instytutu Naukowo-Doświadczalnego. Naradę otworzył J. W. Stalin, żądając od zebranych, aby gruntownie przedstawili swe opinie i wnioski. W wystąpieniach wielu przedstawicieli technicznych resortów lotnictwa — kierowników zakładów produkcyjnych i współpracujących z nimi biur konstrukcyjnych — przeważał ton optymizmu. Wskaźniki wykonywanych planów, rzeczywiście wysokie, zaczęły przesłaniać istotę rzeczy. Wszyscy mogli być dumni, że w ciągu niewielu lat lotnictwo Kraju Rad, startując w istocie od zera, osiągnęło stan liczbowy wysuwający go do rzędu światowych potęg. Problem tkwił jednak w czymś innym — technika lotnicza, jak chyba żadna, ulega szybkim przeobrażeniom i jakościowym zmianom. Toteż gdy z ust wielu mówców padały tylko słowa pochwały, bez dostrzegania trwającego wyścigu, wśród zaproszonych pilotów, zwłaszcza uczestników powietrznych zmagań w Hiszpanii i Mongolii, doszło do niezwykle żywego poruszenia. Piotr Stefanowski po krótkiej wymianie swych wątpliwości z Suprunem, który całkowicie podzielał jego zdanie, poprosił o głos. Mówił spokojnie i rzeczowo, ale podjął takie sprawy, że siedzący za stołem prezydialnym członkowie Biura Politycznego słuchali tego wystąpienia z coraz większym zainteresowaniem. To był głos inny od poprzedników, krytyczny, lecz jednocześnie poparty znajomością przedmiotu, osobistymi spostrzeżeniami i przepojony troską o przyszłość radzieckiego lotnictwa. Stefanowski nazwał po imieniu niedostatki przemysłu, powiedział o jego nienadążaniu za najnowszymi osiągnięciami w porównaniu z techniką rozwiniętych państw zachodnich. — Chciałbym zaapelować do wszystkich zebranych — zakończył — aby w maksymalnym stopniu wzmogli wysiłki zmierzające do jak najszybszego przełamania trudności. Musimy uczynić wszystko, żeby przyspieszyć rozwój nowoczesnego lotnictwa i nie pozostać w tyle w przyszłych konfrontacjach z kapitalizmem na tym polu! Śmiałe i konstruktywne wystąpienie jednego z najlepszych pilotów doświadczalnych wywołało wrażenie na zebranych. Kilka osób podeszło do niego, by wyrazić uznanie. Inni opuszczali salę obrad w milczeniu.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 9 O następstwach wystąpienia Stefanowskiego tak pisze Aleksander Jakowlew, znany konstruktor lotniczy, w swej książce „Cel życia”: „Natychmiast po zakończeniu narady Stalin wezwał do siebie Woroszyłowa i przekazał swoje uwagi na temat spotkania ze Stefanowskim. Jeszcze tego samego dnia Kliment Jefremowicz spotkał się z kierownikiem instytutu, generałem Pietrowem, przekazał mu uwagi Stalina i zażądał opinii o Stefanowskim. Naczelnik instytutu nie tylko pozytywnie scharakteryzował oblatywacza, ale i sam go gorąco poparł. Wypowiedź Piotra Michajłowicza nie była w owym czasie odosobniona. Swoje zdanie, wynikające z bezpośrednich spotkań nad Madrytem, czy Guadalajarą, mieli także piloci-ochotnicy: Batów, Sierow, Minajew czy Smuszkiewicz. Znakomity radziecki dziennikarz Michał Kolców, przez cały czas wojny przebywający na Półwyspie Iberyjskim jako korespondent «Prawdy», po powrocie, w prywatnych rozmowach z pilotami, pytał rozżalony: «Jak to się stało, że niemieckie samoloty okazały się lepsze od naszych? Jakże, wciąż wyżej, wyżej i wyżej, a tu nagle?... Dlaczego nasze sławne «iszaki» ustępują niemieckim Messerschmittom pod względem szybkości i siły ognia ?... »” Wystąpienie Stefanowskiego, raporty Supruna, wypowiedzi pilotów, którzy powrócili z Hiszpanii, reportaże Kolcowa nie pozostały bez echa. Głosów tych było zresztą znacznie więcej. Młoda kadra inżynieryjna w biurach konstrukcyjnych też wysuwała nowe postulaty. Zdobyte doświadczenie i własne zaplecze techniczno-naukowe pozwalały na zaprojektowanie samolotów, które pod względem osiągów i uzbrojenia nie ustępowałyby żadnym ze znanych odpowiedników zagranicznych. Ambicje konstruktorów sięgały dalej — chodziło nie tylko o dorównanie, ale uzyskanie nawet wyższych parametrów, co przy odpowiedniej mobilizacji sił i śmiałości rozwiązań było osiągalne. Odpowiednie decyzje zapadły wkrótce na szczeblu rządowym. Zakres prac był ogromny. W końcu 1939 roku przystąpiono do budowy ośmiu nowych zakładów płatowcowych i siedmiu silnikowych. Kilka innych przestawiło swój produkcyjny profil wyłącznie na budowę sprzętu lotniczego. Dla kierowania i koordynowania skomplikowanym procesem wytwórczości powołano w 1940 roku Ludowy Komisariat Przemysłu Lotniczego. Praca ruszyła więc na wielu płaszczyznach, ale na jej pełne rozkręcenie do momentu agresji hitlerowskiej zabrakło już czasu. W pierwszej połowie 1941 roku rozpoczęto seryjną produkcję nowych typów samolotów, które już wkrótce miały zaskoczyć zbyt pewnych siebie Niemców spod znaku Luftwaffe. Do 22 czerwca tegoż roku zdołano wyprodukować: 1946 myśliwców typu Mig-3, ŁaGG-3 i Jak-1, 249 szturmowców Ił-2 oraz 458 bombowców Pe-2. Nowy sprzęt był od razu kierowany do jednostek bojowych w strefie nadgranicznej i do węzłów obrony przeciwlotniczej. Od razu też zaczynał się trening załóg, znacznie trudniejszy od normalnego z powodu nowocześniejszej generacji samolotów, różniących się od ogólnie znanych poprzedników w każdej

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 10 klasie maszyn. W przeddzień napaści hitlerowskiej wojska lotnicze Kraju Rad dysponowały 21 procentami nowego sprzętu w zestawieniu z ogólnym stanem samolotów, ale nie we wszystkich jednostkach personel zdążył go należycie opanować. Ciężką próbę przechodzono już w walkach. PUŁK STEFANA SUPRUNA Rzeka płynie leniwie, połyskując gwiazdami odbijającymi się w jej tafli. Na prawym brzegu radziecki pogranicznik ukryty w wysokich krzakach leszczyny w pewnej chwili słyszy cichy plusk. Ryba? — bo cóż by innego? — zastanawia się. Na granicy panuje absolutny spokój w tę dwudziestą pierwszą noc czerwca 1941 roku. Plusk powtarza się. Po wodzie rozchodzą się szerokie kręgi. Żołnierzowi wydaje się, że przez moment pojawiło się coś na powierzchni, jakby ludzka głowa... Na wszelki wypadek ściąga z ramienia karabin, przesuwa bezpiecznik. Z wody, bez szmeru prawie, wyłania się jakaś wysoka postać, przygarbią się w cieniu krzaków i pogranicznik słyszy cichy głos: — Towarzysz! Kamerad! Człowiek skryty w zaroślach na widok żołnierza z czerwoną gwiazdą na czapce prostuje się, uśmiecha i bez słowa podnosi ręce w górę. Przez całą drogę ku strażnicy obaj milczą... Oficer dyżurny zna niemiecki i w milczeniu słucha, jak człowiek z tamtego brzegu Bugu wyrzuca z siebie chaotycznie: — Jestem niemieckim proletariuszem, zagnanym do Wehrmachtu przez faszystów. Nienawidzę hitleryzmu... Przybyłem, aby was ostrzec... Jutro Niemcy napadną na Związek Radziecki...6 Dnieje... Jest sobota, ostatni dzień pokoju na tej granicy. Noc, która nadchodzi, przykryje maskującym płaszczem ostatnie przygotowania. Na polowych lotniskach stoją gotowe do startu samoloty. Myśliwce, nurkujące Stukasy, bombowce, bombowce, bombowce... Ich załogi mają za sobą, wpisane w dzienniki pokładowe, loty bojowe nad całą Europą. Bombardowały Warszawę, a jeszcze przedtem-Madryt, Jaragossę i Guernikę. Niosły śmierć i zniszczenie Holendrom, Francuzom, Anglikom, mieszkańcom Bałkanów... Teraz cztery z pięciu posiadanych przez Niemcy flot powietrznych czekały na rozkaz. Taśmy amunicyjne do kaemów i działek założone, wielokilowe bomby wiszą pod płatami lub tkwią zamknięte w lukach. 6 Marszałek Żuków w swych wspomnieniach pisze o tym fakcie wyjaśniając, że ostrzeżenie niemieckiego anty faszysty nie zostało wykorzystane do zaalarmowania pogranicznych wojsk, ponieważ obawiano się prowokacji.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 11 O godzinie trzeciej nad ranem rozryczały się pełną mocą pierwsze silniki. Cztery armie Luftwaffe powoli kołują na start, ich piloci, strzelcy i celowniczowie mają przed sobą tylko jedno zadanie: zasypać bombami, unieruchomić radzieckie lotnictwo, wzniecić pożary, a kiedy przerażeni ludzie wybiegną, by szukać schronienia, kosić ich seriami karabinów maszynowych. Jest niedziela, 22 czerwca 1941 roku. Plan ,,Barbarossa” zaczyna być realizowany. Kiedy zdradziecka napaść jest już w pełnym toku, kiedy na miasta i wsie Ukrainy, Białorusi, na bałtyckie i czarnomorskie porty sypią się z Heinkli kolejne serie bomb, niemiecki ambasador w Moskwie von Schulenburg zjawia się u Molotowa i z kamienną twarzą, posługując się fałszywymi, pełnymi łgarstw, argumentami, mówi, że Trzecia Rzesza wypowiada Związkowi Radzieckiemu wojnę. O godzinie 7.15 Ludowy Komisarz Obrony Związku Radzieckiego S.K. Timoszenko wydaje dyrektywę o prowadzeniu działań wojennych. Wojska naziemne mają wszystkimi siłami uderzyć nr. nieprzyjaciela i zniszczyć go. Granicy przekraczać nie należy pod żadnym pozorem. Lotnictwo ma uderzyć na nieprzyjacielskie bazy. obrzucić je bombami oraz zaatakować zgrupowania wojsk. Naloty bombowe przeprowadzać na głębokość 100—150 km, bombardować Koenigsberg i Memel. Dyrektywa była, niestety, wydana za późno. W pierwszym dniu wojny Heinkle i Stukasy obrzuciły bombami sześćdziesiąt sześć radzieckich lotnisk polowych, na których skoncentrowane były znaczne ilości samolotów. Kiedy dyrektywa Timoszenki dociera do jednostek Zachodniego Okręgu, gdzie stoi ponad tysiąc osiemset samolotów bojowych, Heinkle-11 2 floty powietrznej są już za Bugiem... W pierwszym dniu lotnictwo okręgów wojskowych: Bałtyckiego, Zachodniego, Kijowskiego i Odeskiego, traci na swych lotniskach trzysta osiemdziesiąt siedem myśliwców i trzysta pięćdziesiąt jeden bombowców. Kiedy w Berghofie zapadała decyzja o wykonaniu planu „Barbarossa”, generał Haider zapisał, że za siedem, osiem miesięcy sytuacja będzie zupełnie inaczej wyglądać. Były to prorocze słowa, tylko że generałowi pułkownikowi przez myśl nie przeszło, że za osiem miesięcy sytuacja odwracać się zacznie na niekorzyść jego armii. I choć w pierwszych dniach wydawało się, że wojnę tę rozstrzygną przede wszystkim maszyny, czołgi i samoloty, dni następne wykazywały również coś innego, że liczyć się będą ludzie, ich odwaga, patriotyzm, wola zwycięstwa. Niemcy natknęli się na opór, który nie tylko nie malał, ale wzmagał się z każdym następnym dniem. Broni się Twierdza Brzeska, flota czarnomorska pierwszy impet uderzenia wytrzymuje bez strat własnych, bohaterski opór stawia Odessa. W Odeskim Okręgu Wojskowym na kilka dni przed atakiem nastąpiło przebazowanie utrzymane w pełnej tajemnicy. Zamaskowane samoloty stały rozproszone na

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 12 polowych lotniskach, rozpoznawcze Polikarpowy bez przerwy pełniły dyżur w powietrzu, sztab okręgu przeniósł się do Terespola, utrzymując stałą łączność radiową ze sztabami dywizji lotniczych Natychmiast po przekroczeniu granicy na Dorniery i Heinkle zwaliły się małe, tęponose myśliwce z czerwonymi gwiazdami. Napastnik stracił trzydzieści maszyn, a jego bomby spadły tylko na sześć lotnisk okręgu, na których stały małe ilości samolotów. Już te pierwsze dni wojny wykazywały dobitnie, że przeciwnik osiągał sukcesy dzięki elementom zaskoczenia. Potwierdzały to zresztą komunikaty z innych frontów. „Błyskawiczna wojna” rozwijała się zbyt powoli. Haider pisze pod datą 28 czerwca: „Grupa Armii «Południe» posuwa się naprzód niezmiernie powoli. U przeciwnika daje się odczuć działanie energicznego dowództwa”. Radzieckie lotnictwo ponosząc na początku znaczne straty w sprzęcie, straciło niewiele załóg z latającego personelu Myśliwcy, szturmowcy, nawigatorzy z nadgranicznych okręgów, za linią frontu, zaczęli przeszkalać się na nowych typach maszyn, na dostarczonych z fabryk woroneskich czy świerdłowskich „iszakach”, czy szybkich SB. Siły powietrzne Kraju Rad wkrótce przystępują do ofensywnych ataków. Dwudziestego czwartego czerwca lotnicy dwóch bombowych pułków Południowego Frontu atakują niemiecką kolumnę zmechanizowaną pod Dubnem. Po odlocie Iliuszynów na poddubieńskich polach płonie kilkadziesiąt czołgów, transporterów i ciężarówek, kilka eskadr 4 pułku szturmowego dowodzonych przez majora Hofmana niszczy przeprawę na Prypeci, zapala dwadzieścia czołgów i zatrzymuje ruch na magistrali Bobrujsk—Mohylew na osiem godzin... Haider markotnie zauważa pod datą 27.VI: „Dowódca grupy pancernej »Gotha« zameldował, że pozostało mu tylko pięćdziesiąt procent zdolnych do boju maszyn...” Radzieckie samoloty niszczą wroga na ziemi, zestrzeliwują w powietrzu, nad własnym krajem, ale już czas najwyższy, by przejść do ataku na niemieckie lotniska na północy i wschodzie. Dwudziestego piątego czerwca, poprzedzony powietrznym rozpoznaniem, następuje potężny nalot na bazy 5 floty powietrznej w Norwegii i Finlandii. Luftflotte przygotowuje się do nalotu na Leningrad, ale dwieście trzydzieści osiem radzieckich bombowców, osłanianych przez dwie setki myśliwców z lotnictwa morskiego i lądowego, wybija Niemcom z głowy ten plan. Nad celem myśliwce osłony atakują kilka samotnych Messerschmittów, które niczego się nie spodziewając wyszły w powietrze. Niemiecki flak zaczyna strzelać dopiero wtedy, kiedy druga fala bombowców pozbywszy się ładunku zawraca ku swoim, Iliuszyny i Jery, pozostawiwszy poza sobą płonące cysterny, eksplodujące

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 13 składy amunicji i wraki Dornierów, powróciły do nadbałtyckich i północnych baz bez własnych strat. Przez następne dni, aż do 1 lipca, naloty nie słabną na sile. Niemcy muszą przebazować swe bombowce na lotniska położone na dalekich tyłach. Ale jest to tylko preludium do radzieckiej kontrofensywy powietrznej. Na 6 lipca Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa przygotowuje masowy atak lotnictwa bombowego na lotniska niemieckie wzdłuż całej linii frontu — od Bałtyku po Morze Czarne. Rozkaz postanawia o rozpoczęciu kontruderzenia powietrznego o godzinie trzeciej rano. Pierwsze startują ciężkie bombowce. Cel — czternaście największych baz Luftwaffe. Po nich lekkie bombowce SB i Su. Wykonano w sumie trzysta cztery starty. Straty nieprzyjaciela bardzo duże, samo lotnictwo Frontu Zachodniego zniszczyło pięćdziesiąt cztery maszyny z czarnymi krzyżami... Straty zadawane Niemcom liczy się na razie na dziesiątki, lecz z tych dziesiątek, w miarę rozwoju walk, układają się pokaźne cyfry — do 9 lipca Luftwaffe traci tysiąc trzysta samolotów bojowych różnych typów... Niebagatelny jest w tym udział najlepszych pilotów-oblatywaczy z Instytutu Naukowo-Doświadczalnego Sił Powietrznych. * Codziennie w gabinecie Piętrowa i jego zastępców zbierają się piloci. Oblatywacze już przestali prosić, teraz po prostu domagają się niezwłocznego odprawienia na front. Ale odpowiedź jest wciąż taka sarna: — Nie mam, towarzysze, żadnych rozkazów odnośnie wysłania was na front... I ludzie pracują. Mechanicy grzebią w silnikach, dłubią w instalacjach hydraulicznych i elektrycznych, oblatywacze po kilka razy dziennie wznoszą się w powietrze, ale wszyscy robią to, co do nich należy, jakoś bardziej niż poprzednio automatycznie, bez tego entuzjazmu, który im do tej pory towarzyszył. Obojętne — lot to, czy odprawa, myśli każdego pracownika IND są tam, na zachodzie, na pierwszej linii frontu... Węzeł gordyjski? I wreszcie znajduje się Aleksander Macedoński, który ten węzeł rozcina jednym uderzeniem. Z Soczi, wprost z urlopu, przyjeżdża do Moskwy delegat Rady Najwyższej Stefan Suprun i od razu melduje się na Kremlu. W pierwszej chwili chłodno przyjęto propozycję znakomitego oblatywacza, ale stopniowo przekonano się do rozsądnie umotywowanych wniosków Supruna. — To doskonale, że i oblatywacze chcą nam pomóc na froncie. Ale utworzenie jednego tylko pułku myśliwskiego z waszych pilotów, to za mało... —- usłyszał na Kremlu. — Drugi pułk mógłby zorganizować mój najlepszy przyjaciel, podpułkownik Stefanowski — podchwytuje Suprun.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 14 — Wszystko jedno, to za mało. Potrzebujemy setek nowych jednostek złożonych z dobrych pilotów... Ot co, postarajcie się zmobilizować wśród oblatywaczy możliwie jak najwięcej ochotników. Czas formowania — siedemdziesiąt dwie godziny. Po przyjeździe do instytutu natychmiast zorientujcie się i meldujcie, ile pułków można zorganizować z waszych pilotów, jakim rodzajem kto będzie dowodził. Latać będziecie tylko na nowych samolotach. Na okres formowania dostajecie maksymalne pełnomocnictwo. Radości, jaka zapanowała wśród personelu instytutu po przybyciu Stefana Pawłowicza, opisywać nie trzeba. Na błyskawicznie zebranej naradzie zapadają decyzje i Suprun melduje na Kreml: na bazie lotnego i technicznego personelu instytutu oraz w oparciu o pomoc Ludowego Komisariatu Przemysłu Lotniczego można zorganizować sześć pułków lotniczych — dwa myśliwskie (na samolotach Mig-3), jeden szturmowy, uzbrojony w Iły-2, dwa bombowców nurkujących na Pietlakotoach i jeden lotnictwa bombowego dalekiego zasięgu wyposażony w TB- 7 Dowódcami wybrano: S. P. Supruna, P. M. Stefanowskiego, N. I. Małyszewa, A. I. Kabanowa, W. I. Zdanowa i W. I. Lebiediewa. Zgoda na utworzenie nowych jednostek i nominacje ich dowódców przyszła natychmiast i od tego momentu instytut przypominał zapracowany ul... Z lotniczych fabryk zaczęły nadchodzić nowe samoloty, z Tuły przysłano broń dla pilotów i personelu naziemnego — najnowsze, dziesięciostrzałowe karabiny półautomatyczne i pistolety TT. Nadjeżdżały ciężarowe GAZ-y z umundurowaniem i wyposażeniem. Na krańcach lotniska przestrzeliwano działka i kaemy, mechanicy po raz setny sprawdzali silniki i instalacje, dowódcy kompletowali, wyłącznie z ochotników, personel latający, złożony z najlepszych ludzi, natychmiast rozdzielano ich do eskadr, inżynierowie i technicy szkolili pilotów w samodzielnej obsłudze swoich maszyn, ta umiejętność przyda się w czasie przelotu na front i w pierwszych dniach walki, nim personel techniczny dotrze na nowe lotniska, zbrojeniowcy przeglądali broń pokładową, intendenci biegali z naręczami mundurów i bielizny, w dowództwach pułków stoły były zawalone mapami, instrukcjami, notatkami... Wydział Polityczny Armii Czerwonej przysyła pilotów-myśliwców, absolwentów Akademii Wojskowo-Politycznej, którzy mają objąć funkcje komisarzy przy pułkach i eskadrach. Ze sztabu Sił Powietrznych przysłano numery pułków, specjalnego przeznaczenia, które odtąd podlegać miały bezpośrednio Kwaterze Głównej. W trzy dni potem Suprun, Stefanowski i Kabanow meldują się na Kremlu i składają jednobrzmiący meldunek: ich pułki gotowe są do wylotu na front, kolejne jednostki osiągną gotowość bojową w ciągu dwudziestu czterech godzin. Na Kremlu przyjęci zostali bardzo serdecznie przez przedstawicieli najwyższych władz. Omówione zostały formalne sprawy organizacyjne. Każdy z pułków dostał transportowy samolot Li-2 do przewozu personelu technicznego.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 15 Dowódcy powracali na Chodynkę w milczeniu. Każdy rozmyślał o tym, co czeka jego i ludzi mu podległych na froncie... Rozkaz z Kremla nadszedł nocą: start o godzinie siedemnastej dnia 30 czerwca 1941 roku. * Jeszcze ostatnie rozkazy dla pozostających zastępców, którzy wkrótce, jutro, najdalej pojutrze, dołączą z resztą maszyn do myśliwskich pułków, w niebo idzie zielona rakieta, trzaskają zasuwane owiewki kabin i Migi kołują na start. Pierwsi wychodzą w powietrze myśliwcy 401 pułku Stefana Supruna. W przodzie wysmukły Mig z czerwoną „trzynastką”' na stateczniku — maszyna dowódcy. Po pięciu minutach, kiedy ostatni samolot znika na horyzoncie, ruszają maszyny 402 pułku specjalnego Stefanowskiego. Na czele szyku leci dwusilnikowa „peszka” — lider zespołu, prowadzący ku najbliższemu punktowi międzylądowania. Za sterami kapitan Piskunow, jeden z najstarszych oblatywaczy instytutu. Migi suną w ciasnym szyku, prawie w zerowych odległościach, równo, jak na defiladzie. Lecą przecież najlepsi piloci radzieckiego lotnictwa. W dole przemykają pod skrzydłami znajome przedmieścia stolicy, a potem zabudowania Sołniecznogorska i Klina. „Peszka” skręca w prawo o kilka stopni, Migi, jak przywiązane, powtarzają manewr... Teraz kurs na Kalinin, gdzie myśliwce po uzupełnieniu paliwa będą musiały się rozstać: 401 poleci na małe, skryte w lesie, polowe lotnisko Zubowo, a załogi Stefanowskiego czeka nieco dłuższy przelot do Idrycy, w okolicach Połocka. * Podpułkownik Stefan Pawłowicz Suprun nie jest nowicjuszem w lotniczym rzemiośle. Ma za sobą wiele lat pracy jako oblatywacz w Instytucie Naukowo- Doświadczalnym, służbę w pułkach liniowych i kilka zestrzelonych maszyn na swym koncie. Ojczyzna wysoko oceniła jego wkład. Major Suprun został awansowany, a na jego piersi zawisła maleńka czerwona wstążka ze złotą gwiazdą Bohatera Związku Radzieckiego. Wybrano go delegatem Ukrainy do Rady Najwyższej. Stefan Pawłowicz jest oprócz tego jakby współtwórcą nowego myśliwskiego Jakowlewa. Jeszcze przed wybuchem wojny, przebywając razem ze Stefanowskim w jednej z lotniczych fabryk, przy okazji oględzin nowego sportowo-szkolnego UT zagadywano jego konstruktora: — A może byście tak, Aleksandrze Siergiejewiczu, pomyśleli o lekkim myśliwcu, takim właśnie jak „Utionka”...

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 16 Jakowlew tajemniczo się uśmiecha. W jakiś czas po tym spotkaniu oblatywacze na Chodynce otrzymują nowy samolot do oblotu. Wysmukły dolnopłat, uzbrojony w dwa kaemy i działko dwudziestomilimetrowe, nazywa się I-26. Już po pierwszych lotach Suprun orientuje się w zaletach nowej maszyny, a kiedy kończą się oficjalne próby, pisze: należy jak najszybciej wprowadzić samolot do produkcji seryjnej! Nowa maszyna, jako Jak-1, zdobywa wkrótce szeroką sławę... Teraz formując nową jednostkę Suprun w pełni wykorzystuje swoje doświadczenia i jako pierwszy odlatuje na front z pułkiem kompletnie sformowanym. Inne jednostki przebazowane zostają w składzie dwóch, trzech eskadr i dopiero po paru dniach będą w pełni skompletowane. Przed startem do Zubowa pułkownik pisze do rodziców, jak zwykle przed ważnymi wydarzeniami swego życia: „Drodzy! Dziś odlatuję na front, by bronić Ojczyzny. Pod komendą mam samych orłów! Damy z siebie wszystko, by faszystowskiej swołoczy pokazać, jak walczą radzieccy lotnicy. Proszę, nie niepokójcie się. Stefan”. Dziś list ten spoczywa w jednej z gablot Muzeum Historycznego w Moskwie. Zaraz po wylądowaniu, kiedy ledwie zdążono zamaskować maszyny, nad lotniskiem pojawiła się hitlerowska „rama” — Focke-Wulf 189. W samolocie Supruna skończono właśnie tankowanie paliwa i pułkownik nie tracąc czasu, błyskawicznie wystartował, otworzył ogień na wznoszeniu, podchodząc do niemieckiej rozpoznawczej maszyny, i już pierwszą serią posłał ją w ziemie. Działania 401 pułku na tym odcinku frontu przynoszą widoczną ulgę wojskom naziemnym. Niemcy bezkarnie dotąd buszujący w powietrzu, teraz, na widok długonosych Migów, pierzchają, nie podejmując walki. Taktyka walk powietrznych w pierwszym okresie wojny nie była jeszcze opracowana i na ten temat w pułku Supruna niejednokrotnie trwały spory. Sam dowódca, powołując się na swoje doświadczenia, twierdził, że prowadzący powinien lecieć w pewnej odległości od swoich samolotów i mając lepsze warunki obserwacji kierować ich walką. Nie wszyscy piloci zgadzali się z tą koncepcją, twierdząc, że Niemcy atakują przede wszystkim samotne samoloty, które oderwały się od szyku. Tak było przecież w Hiszpanii, gdzie wielu pilotów 401 nieraz miało do czynienia z niemieckim sposobem prowadzenia walki powietrznej. Ale Suprun nie zwracał uwagi na ustrzeżenia kolegów i po kilka razy dziennie startował pierwszy, odbijał od swoich o 30—40 kilometrów i czekał na pojawienie się nieprzyjaciela. Trzeba przyznać, że piloci nieraz obawiali się o losy swego dowódcy. ...Trzy dziewiątki szybkich SB, osłanianych przez piętnastkę Migów, wyleciały naprzeciw niemieckiej kolumnie pancernej pod Borysowem. Suprun, jak zwykle,

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 17 wystartował pierwszy. Przy dolocie do celu prowadzący myśliwską osłonę Walery Chomiakow spostrzegł, jak na samotnego Miga wyskoczyło z chmur sześć Messerschmittów. W ułamku sekundy wszystkie samoloty zaczęły zwijać się w powietrznym starciu. Niemcy chcąc za wszelką cenę zestrzelić samotnego Miga przeszkadzali sobie wzajemnie i dzięki temu maszyny Chomiakowa mogły, na pełnym gazie, przyjść z pomocą swemu dowódcy. Jeden niemiecki myśliwiec, obficie dymiąc, poszedł ku ziemi, reszta pierzchnęła... Po wykonaniu zadania Chomiakow próbował jeszcze raz namówić pułkownika na zmianę taktyki, ale Suprun tylko uśmiechnął się — i znowu wystartował samotnie. Dziesięć samolotów poleciało w ślad za nim. Nad Borysowem natknęli się na kilkanaście nurkujących Stukasów, które przymierzały się właśnie do zbombardowania radzieckiej przeprawy na Berezynie. Mig z czerwoną „trzynastką” już tam szalał, posłał właśnie jeden samolot na ziemię, ale kiedy Rosjanie spłynęli ze słońcem na zawracające w popłochu Junkersy, z góry, z chmur, wyskoczyło piętnaście Messerschmittów. Przez ponad kwadrans trwała zaciekła walka. Niemcy dysponowali przewagą liczebną, ale nie potrafili jej wykorzystać po kolei zaczęli wymykać się na zachód. ...W trzecim locie tego dnia „Suprunowcy” zaliczyli jeszcze jedną maszynę — bombowego Dorniera-215. Drugiego lipca sytuacja powtórzyła się. Znowu i Migi i osłaniane przez nie SB całą mocą silników musiały spieszyć w sukurs walczącemu z kilkoma Messerschmittami dowódcy. Do 3 lipca pułk miał na swym bojowym koncie już jedenaście zestrzelonych samolotów nieprzyjaciela, tracąc jednego Miga. Następnego dnia polecieli jak zwykle wcześnie i jak zwykle pierwszy wystartował Suprun. Migi leciały w osłonie bombowych Ił-4 i SB, które miały zbombardować nieprzyjacielską kolumnę zmotoryzowaną bazującą w Krupkach — małej miejscowości leżącej pięćdziesiąt kilometrów na wschód od Borysowa. W powietrzu unosiła się lekka mgiełka, tworzyły się pierwsze, pękate cumulusy... Samoloty doleciały do Borysowa i wzięły kurs na północ, minęły Lepel, gdzie część maszyn „wyrzuciła ulotki, i skręciły ku Krupkom. Bombowce wykonały swoją robotę dokładnie, pozostawiając dymiące na przedmieściu wraki samochodów i wzięły kurs do bazy. Migi dołączyły do dwusilnikowych samolotów i zamknęły nad nimi ochronny parasol. W pewnej chwili Chomiakow obejrzał się i zobaczył jak lecący z tyłu Suprun, wraz z swym „naparnikiem”, młodym pilotem Ostapowem, atakują rozpoznawczego Storcha, który nieopatrznie zaplątał się na trasie radzieckich myśliwców. Niemiec natychmiast podszedł do lądowania, ale Chomiakow nie miał czasu sprawdzić, jak

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 18 skończyła się jego kariera, bowiem przed nimi, o kilka stopni na północ, na pełnym gazie, gnał ku linii frontu wielki, czterosilnikowy bombowiec FW-200 Condor... Chomiakow natychmiast pociągnął za sobą swego osłaniającego, pozostawiając resztę Migów w eskorcie bombowców, i pognał za Niemcem. Condor zaczął ostrzeliwać się już z dużej odległości, ale oba myśliwce podchodziły bliżej, Chomiakow musiał mieć pewność, że serie jego samolotu nie miną celu. Lewy wewnętrzny silnik Focke-Wulfa zadymił, błysnęła eksplozja i czterosilnikowy mastodont zaczął się gwałtownie zniżać, a z jego kadłuba wysypały się maleńkie figurki. Po chwili osiem spadochronów powoli opadało na ziemię... Z tego lotu bojowego na lotnisko nie powróciły dwie maszyny — dowódcy pułku i jego osłaniającego lejtenanta Ostapowa. Początkowo myślano, że obaj lotnicy polecieli jeszcze na dodatkowe rozpoznanie, ale im więcej upływało czasu, tym bardziej upewniano się, że coś jest nie w porządku... Nikt nie dopuszczał jednak myśli, że ich dowódca może nie powrócić. Ot, najprawdopodobniej lądowali na innym lotnisku, uzupełnią paliwo i jutro będą z powrotem... Po dwóch dniach powrócił samochodem samotny Ostapow. Opowiedział, że dopadli samotnego Storcha, który już nieomal dotykał podwoziem ziemi, zamienili Niemca w stos dymiącego płótna i sklejki, ale wychodząc z ataku sami zostali zaatakowani przez cztery Messerschmitty. Ostapowa Niemcy zestrzelili od razu, lądował przymusowo na polu, a kiedy wydostał się z maszyny, walka w górze jeszcze trwała, powoli przenosząc się na zachód... Przez długi czas piloci szukali wraka zestrzelonej maszyny swego dowódcy, ale na próżno. Dopiero po dwudziestu latach, pod miasteczkiem Tołoczno, niedaleko Witebska, znaleziono w lesie roztrzaskanego Miga z czerwoną „trzynastką” na stateczniku... Ale wojna trwała dalej. Czterysta pierwszy dzień w dzień startował do walki, prowadzony przez następcę Supruna, znakomitego pilota doświadczalnego Konstantego Kokkinakiego. Migi, a potem Jaki jeszcze przez trzy miesiące atakowały piechotę nieprzyjaciela, osłaniały bombowce i szturmowce, walczyły z Messerschmittami i Dornierami do końca września wpisując na konto 401 pułku specjalnego pięćdziesiąt cztery zestrzelone maszyny wroga. W październiku jednostka została rozwiązana, a jej piloci powrócili do instytutu i fabryk lotniczych. Przemysł pracował na pełnych obrotach, dziesiątki nowych samolotów opuszczało fabryczne hale. Potrzebni byli piloci doświadczalni, by nowe maszyny można było kierować na front, do walki...

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 19 SKRZYDLATA TARCZA MOSKIEWSKIEGO NIEBA Trzeciego dnia po rozlokowaniu się w Idrycy pułk Stefanowskiego otrzymał rozkaz natychmiastowego startu — trzydzieści Messerschmittów atakuje radziecką piechotę! Jeden rzut oka na mapę wystarczył, by zrozumieć złożoność sytuacji, rejon działania znajdował się prawie w połowie granicy zasięgu Migów. Było tylko jedno wyjście — start bez tradycyjnego kręgu nad lotniskiem, lot na pułapie pięciu tysięcy metrów, albo i wyżej, dopóki nie zaczną spadać obroty, na walkę powietrzną nad celem nie więcej jak pięć minut i od razu powrót na lotnisko... Kiedy 402 nadlatuje nad radzieckie okopy, Messerschmittów już nie ma. Kręci się rozpoznawczy Henschel, a kilkanaście Stukasów spokojnie, jak na poligonie, atakuje zaległą w ziemi piechotę. Niemcy nie spodziewali się tu radzieckich samolotów i ich zaskoczenie było zupełne. Nawet nie mieli czasu na sformowanie jakiego takiego obronnego szyku i już po paru minutach starcia pięć Junkersów dopala się w dole... Na lotnisko Migi powracają na ostatnich kroplach benzyny, nie mają już na czym dokołować na stoiska. Ryzykowna operacja kończy się sukcesem, operacja, która, jak uważano, .mogła udać się tylko pilotom-oblatywaczom... Na następny dzień kolejny rozkaz: start całym pułkiem na bombardowanie niemieckiej przeprawy na zachodniej Dźwinie. Migi startują, lecz nie w komplecie, bez dowódcy, przy maszynie którego zbrojmistrze kręcą się od świtu i w żaden sposób nie mogą sobie poradzić z zacięciem wielkokalibrowych Szkasów, oraz bez Grigorija Bachczwandżi, którego Stefanowski, mimo rozkazu, pozostawił na lotnisku: — Zamaskuj maszynę, siedź w kabinie i czekaj na zieloną rakietę. Powrócimy na resztkach paliwa i nie daj Boże jakiś fryc się napatoczy, to wystrzela nas jak kaczki... W piętnaście minut po starcie myśliwców spoza ściany lasu wyskakuje, lecący na małej wysokości, Do-215. Stefanowski wyszarpuje rakietnicę, zielony punkt świetlny rozpryskuje się na niebie, a mechanicy błyskawicznie ściągają maskujące gałęzie, silnik pracuje na najwyższych obrotach i Mig Bachcziwandżiego wprost ze stoiska rusza do startu. Pilot tuż nad ziemią chowa podwozie, kładzie maszynę w ciasny lewy zakręt i już siedzi na ogonie Niemca. Słychać terkot serii ze wszystkich kaemów, zaskoczona załoga Dorniera nie ma nawet czasu na otwarcie ognia. W chwilę potem szczątki bombowca dopalają się na skraju lotniska... Ale dlaczego Bachcziwandżi nie ląduje? Mig wspina się wyżej i teraz już wszyscy na lotnisku widzą: od zachodu nadlatuje kolejny Dornier. Myśliwiec otwiera ogień z dołu, prawy silnik Niemca zaczyna coraz obficiej dymić, ale jego

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 20 strzelcy bronią się do ostatka. Nagle nieprzyjacielski bombowiec załamuje lot, zwala się na prawe skrzydło i spada... Na lotnisku jeden wielki krzyk radości. Raptownie zapada cisza, jak nożem uciął. Znad lasu podchodzi do lądowania zwycięski Mig. Trójłopatowe śmigło tkwi nieruchomo, ale widać, że pilot w pełni panuje nad maszyną, podwozie wypuszczone klapy otwarte, samolot lotem ślizgowym zniża się coraz bardziej i siada klasycznie, na trzy punkty. Stefanowski jest pierwszy przy myśliwcu — Ranny? — pyta. — Chyba nie. Tylko szyja pali... Osmażony pociskiem szalik na szyi Grigorija stracił swoją biel. Niewiele brakowało... Koledzy serdecznie ściskają pilota, gratulują, nie każdemu udaje się w pierwszej walce strącić dwie nieprzyjacielskie maszyny. Samolot jest solidnie postrzelany, silnik, golenie podwozia, dziury w kadłubie i poszyciu płatów. Wylądować na takim „nieboszczyku” mógł rzeczywiście tylko doświadczony oblatywacz, zwłaszcza że Mig w lotach ślizgowych nie najlepiej się przecież spisuje...Kiedy Stefanowski podchodzi do swego samolotu, jest już wszystko w porządku. Zacięcie usunięte, taśmy załadowane, można startować. Mechanicy pomagają pilotowi założyć spadochron, kiedy z ziemianki dowództwa wyskakuje radiotelegrafista: — Natychmiast start, towarzyszu pułkowniku! Idzie na nas kolejny Dornier... Trzask zamykanej owiewki. Warto by było jeszcze sprawdzić kaemy — myśli Stefanowski — ale czasu już nie ma... Mig na maksymalnych obrotach nabiera wysokości. Niemiecka maszyna pozostaje w dole, ale nie schodzi z kursu, uparcie sunie ku Idrycy. Mając tysiąc metrów przewagi nad Dornierem Stefanowski decyduje się na atak, pierwsza seria idzie w stanowisko górnego strzelca — jego karabin maszynowy milknie, opada lufą w dół, Niemiec opada w głąb kabiny, sterczy zaczepiona palcami o poszycie jego ręka. Tylko tyle pilot Miga zdążył zauważyć, mijając na dużej prędkości maszynę wroga, i natychmiast nabiera wysokości ponownie, potem przewrót i atak niemal prostopadle do kursu bombowca. Kciuk wciska spust do oporu. Strzelanie w locie nurkowym tak pochłania uwagę myśliwca, że w ostatniej chwili ledwie ma czas na przemknięcie się między szerokimi płatami a statecznikami Domiera. Kiedy Mig zawraca do kolejnego ataku za prawym silnikiem bombowca snuje się gęstniejąca z każdą chwilą smuga dymu, a ze skrzydeł i stateczników powiewają poszarpane pociskami strzępy płótna, lecą kawałki żeber... Ale Dornier, mimo że traci szybko wysokość, ciągnie ku linii frontu. Jego pilot ma jeszcze nadzieję, że dotrze do swoich. Stefanowski powtarza atak, nacisrca apuat, aie kaemy milczą. Znowu zacięcie! Pilot jest wściekły, w pierwszym odruchu chce staranować wroga,

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 21 natychmiast zmienia jednak decyzję, wyskakuje przed Domiera i z lotu nurkowego gna na niemieckiego pilota, na kursie spotkaniowym, ryzykując w każdej chwili zderzenie. W ułamku sekundy pułkownik ściąga drążek na siebie, widzi pobladłą, przerażoną twarz tamtego. Niemiec odruchowo puszcza wolant i zasłania twarz. To wystarczy... Podmuch eksplozji szarpie Migiem — z lasu unoszą się smoliste kłęby dymu. Stefanowski ociera pot z czoła i zawraca — pierwsze zwycięstwo przyszło cholernie trudno... Rzut oka na zegary — temperatura wody i oleju dawno już przekroczyła górną granicę i trzeba wracać na minimalnych obrotach... W Idrycy otaczają pilota koledzy i mechanicy. Gratulują zwycięstwa, a Bachcziwandżi mówi: — Kiedyś spadał pionowo na szkopa, myślałem: nawojował mi się przyjaciel, no, ale skoroś cały, po takim ataku znaczy długie życie przed tobą... Słowa Bachcziwandżiego sprawdziły się w zupełności, przez cały czas wojny Stefanowski tylko raz powrócił na uszkodzonej i to lekko maszynie. Oprócz Bachcziwandżiego i dowódcy również pozostali piloci mieli się czym pochwalić — Gruzdiew i Baulin zestrzelili po Junkersie, Czenosow, Pietuchin i Szadrin mają na koncie po jednym Henschlu, a Ampiłogow jednego Storcha. Radość z pierwszych zwycięstw przytłumiają komunikaty z frontu. Oblatywacze startują po kilka razy w ciągu dnia. Zadania najrozmaitsze — osłona bombowców, własnych wojsk, szturmowanie nieprzyjacielskich pozycji, ataki na zmotoryzowane kolumny, zwiad... I każdego dnia zespołowe walki powietrzne z wciąż jeszcze przeważającym wrogiem. Wyjątek z dziennika działań bojowych 402 pułku specjalnego: „6.VII.41. Godzina 7.00, kapitan Proszakow Afanasij Grigoriewicz w rejonie Wielkich Łuków zestrzelił Do-215, godz. 10.00, lejtenant Czenosow M. S. nad Newelem zestrzelił Me-110, 7.VII.41, kapitanowie Proszakow A. G. i Bachcziwandżi G. J. zestrzelili samolot Ju-88. 8.VII.41 lejtenant Czenosow o godz 10.00 w rejonie Wielkich Łuków zestrzelił Ju-88, a o godz. 14,00 koło stacji Pustoszka Me-110...” Następnego dnia Czenosow, Bachcziwandżi i Kożewnikow zaliczają znowu po jednym samolocie. Pod wieczór tegoż dnia Proszakow startuje samotnie, by zaatakować nieprzyjacielski balon na uwięzi, z którego Niemcy korygują ogniem artylerii. Balon osłaniają bez przerwy Messerschmitty-109. Po piętnastu minutach w Idrycy słychać cichy terkot Szkasów, a po chwili na niebie wybucha nagły płomień, szybko opadający za las. Proszakow powraca uśmiechnięty, cały i na nieuszkodzonym samolocie. Nim osłaniający balon piloci „messerów” połapali się, skąd wziął się samotny Mig, było już po wszystkim.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 22 W połowie miesiąca nastąpiła zmiana na stanowisku dowódcy. Pułkownik Stefanowski został pilnie wezwany do Moskwy, a jego obowiązki przejął major Konstanty Gruzdiew. Piotrowi Michajłowiczowi było niezmiernie trudno rozstawać się z przyjaciółmi i bojowymi towarzyszami, ale rozkaz jest rozkazem, nic na to nie poradzisz. Pułkownik siada za sterami znalezionego gdzieś w okolicy Wielkich Łuków, naprędce połatanego Po-2 i startuje. Jeszcze tylko pożegnalny, ostatni krąg nad macierzystym lotniskiem i terkocący dwupłat bierze kurs na południowy wschód... W kilkanaście dni po odlocie dawnego dowódcy 402 pułk specjalny zostaje wycofany na tyły — ludzie muszą odpocząć, a postrzelane maszyny wymagają remontu. W pierwszych dniach sierpnia 402 jest już znowu na froncie, gdzie w składzie 57 dywizji mieszanej wspiera natarcie radzieckich wojsk na Starą Russę i Nowogród. W zimie z czterdziestego pierwszego na czterdziesty drugi pułk dostaje nowego dowódcę: Włodzimierza Popkowa — doświadczonego myśliwca, w niedalekiej przyszłości Bohatera Związku Radzieckiego, i pod jego okiem działa na Półnoeno- Zachodnim Froncie, gdzie okrążona została 18 armia Wehrmachtu. Od lutego czterdziestego drugiego pułk wchodzi w skład 265 dywizji lotnictwa myśliwskiego, stanowiącej odwód Naczelnego Dowództwa. Wiosną lotnicy pułku osłaniają szturmowce i bombowce likwidujące niemiecki przyczółek na Półwyspie Tamańskim i chronią konwoje idące do portów Kaukazu. Stąd, po dłuższym odpoczynku i zmianie samolotów na nowsze Jak-9, załogi i personel techniczny przebazowują się na Front Południowy gdzie po intensywnym szkoleniu w nocnych lotach piloci 402 stają się specami w nocnych walkach powietrznych. Walczą o Donbas i Melitopol, blokują potem okrążone na Krymie wojska niemieckie i rumuńskie, osłaniają przeprawy na Siwaszu i latające nocą rozpoznawcze Jakowlewy, penetrujące na tyłach wroga. Za walki nad Sewastopolem w lecie 1944 roku, po wyzwoleniu czarnomorskiej stolicy, 402 pułk otrzymuje miano Sewastopolskiego. W tym czasie w jednostce nie ma już pilotów doświadczalnych z instytutu, powrócili do swoich służbowych zajęć, oblatując samoloty dla frontu, ale tradycje ich powietrznego mistrzostwa kontynuują nowi, młodzi, ale już doświadczeni myśliwcy: Jeremin, Ustinowicz, Rubachin. Od lata 1944 roku pułk wspiera operacje 3 Frontu Białoruskiego, ściga Focke- Wulfy i Messerschmitty naprowadzany przez stacje radiolokacyjne RUS-3 nad Wilnem, Brodami, Mołodecznem i ponownie nad Borysowem Kolejno zmieniają się polowe lotniska: Magnuszew, Zamość, Stargard, Piła, aż wreszcie to ostatnie, pod Berlinem, gdzie chlubny szlak bojowy 402-go dobiega końca. Dziewiątego maja 1945 roku, po wykonaniu trzydziestu tysięcy trzystu pięćdziesięciu dziewięciu lotów i zestrzeleniu ośmiuset dziesięciu samolotów nieprzyjaciela, Jakoiclewy pułku przez czas jakiś bazują jeszcze pod Berlinem, by potem, opromienione zwycięstwami, powrócić do ojczyzny.

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 23 * Popstrzony łatami kryjącymi przestrzelmy, dwupłatowy „kukuruźnik” pułkownika Stefanowskiego bez przygód dotarł do Moskwy i wylądował na poboczu lotniska, gdzie na Stefanowskiego miał ktoś oczekiwać. Kiedy samolot kołował do stoiska, na dolny płat wskoczył mały, krępy człowiek w skórzanej kurtce: — Piotrze Michajłowiczu? — rozległ się znajomy głos. Stefanowski poznał od razu — pułkownik Babkin, zastępca kierownika IND do spraw personelu latającego. Samolot zatrzymał się i obaj mężczyźni serdecznie się uściskali. — Po co wezwali, wiesz? — Oczywiście, że wiem. Ale nie powiem. Jest dla ciebie rozkaz: natychmiast do domu, do żony i ani kroku od niej. Jasne? Jutro po ciebie przyjadą i hajda na Kreml... A tak między nami, coś ty tam narozrabiał, że cię od razu na Kreml wzywają? — Stefanowski w pierwszej chwili jest zaniepokojony, ale wesołe nutki w głosie Babkina rozpraszają niepokój. Na dziedziniec pałacu kremlowskiego Stefanowski wjeżdża w towarzystwie Bułganina. Obaj wojskowi natychmiast meldują się u dyżurnego generała i po chwili są już w gabinecie Naczelnego Dowódcy. Stalin jest wyraźnie zmęczony, słychać to w jego głosie: — Opowiedzcie, jak się wojowało?... Stefanowski w lakonicznych słowach zdaje relację z walk swego pułku i czeka na pytania. Ale pytań nie ma. Głównodowodzący milczy przez chwilę, wreszcie mówi: — Macie doświadczenie bojowe, inni wasi piloci również. Trzeba zorganizować powietrzną obronę stolicy. Za trzy dni Niemcy zaczną bombardować Moskwę... Wiecie, kto dowodzi lotnictwem stolicy? — Oczywiście. Pułkownik Klimów, doskonały pilot i inteligentny dowódca... — Ile pułków? — Około trzydziestu, jeśli się nie mylę... —- A ilu zastępców ma Klimów? — Według etatu dowódca korpusu powinien mieć jednego — odpowiada Stefanowski, nie bardzo orientując się, o co chodzi. — No właśnie, jak może jeden, nawet bardzo dobry, dowódca kierować trzydziestoma podległymi mu komendantami pułków. Od czasów Cesarstwa Rzymskiego wiadomo, że jeden człowiek może twórczo kierować nie więcej jak pięcioma, sześcioma podwładnymi — Stalin nacisnął przycisk dzwonka i w drzwiach natychmiast pojawił się wyprężony generał. — Dajcie szybko Żygariewa do mnie!

„ŻÓŁTY TYGRYS“ 1975/16 Wiesław Fuglewicz 24 Generał lejtenant P. Źygariew wkrótce zameldował się w gabinecie Naczelnego Wodza. Trzech mężczyzn pochyliło się nad rozłożoną na biurku mapą Moskwy i jej najbliższych okolic. Stalin energicznie rozrysował czerwonym ołówkiem dwie przecinające się w centrum Moskwy Unie. Jedna z nich szła od Sas-Demiańska, druga miała początek w Kalininie. — Otóż tak. Stworzymy cztery sektory powietrznej obrony stolicy. Dowódcy sektorów będą jednocześnie zastępcami dowodzącego korpusem pułkownika Klimowa. Zachodni sektor przydzielam Stefanowskiemu, pozostałe obsadzicie według waszych decyzji, towarzyszu Źygariew. Projekt rozkazu przedstawicie o dwudziestej drugiej. Wyróżniających się lotników — Stalin zwrócił się do Stefanowskiego — przedstawicie do odznaczenia jeszcze dzisiaj. Wszystkiego dobrego! Cicho zamknęły się drzwi i Stefanowski zwrócił się do dowódcy radzieckich sił powietrznych: — Proponowałbym na dowódców Tryfonowa i Jakuszyna. Obaj z dużym doświadczeniem bojowym, Jakuszyn to przecież weteran z Hiszpanii... Żygariew w milczeniu skinął głową i obaj wojskowi wyszli na korytarz. * Trzydziestego września 1941 roku atakiem na wojska Frontu Briańskiego rozpoczynają hitlerowcy operację „Tajfun”, która w ostatecznym rezultacie miała, według zamierzeń, przynieść im przełamanie radzieckiej obrony wokół Moskwy i zajęcie stolicy. W ciągu miesiąca Niemcy ponosząc ogromne straty włamują się w głąb radzieckiego pierścienia obronnego na niektórych odcinkach do dwustu pięćdziesięciu kilometrów. Ale to jest już wszystko, na co ich stać... Pierwsze samoloty z czarnymi krzyżami pojawiły się nad stolicą w miesiąc po przekroczeniu przez hitlerowców Bugu. Dwudziestego pierwszego lipca o godzinie 22.00 w mieście po raz pierwszy ogłoszono alarm przeciwlotniczy. W dziesięciominutowych odstępach sunęły na Moskwę Junkersy, Heinkle i Dorniery. Drogę przegrodziły im nożyce reflektorów, pierwsze pociski artylerii zaczęły rozrywać się w powietrzu, w monotonnie jęczący huk silników wdarły się wysokie tony tysiąckonnych Mikulinów. Myśliwce.. Pierwsze cztery zestrzelone bombowce załamały nalot. Formacje zaczęły się rwać, .Niemcy sypali bomby, gdzie popadło, i zawracali. Pierwszy atak został odparty. * Na niemieckiej stronie frontu ostatnie noce lata czterdziestego pierwszego były niespokojne. Znużeni, odpoczywający po całym dniu zażartych walk, żołnierze