ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 248 086
  • Obserwuję984
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 302 991

Trudna miłość - Lamb Charlotte

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :715.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Trudna miłość - Lamb Charlotte.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK L Lamb Charlotte
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 153 stron)

CHARLOTTE LAMB Trudna miłość Harlequin Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • ParyŜ • Sydney Sztokholm. • Tokio • Warszawa

ROZDZIAŁ PIERWSZY Rozglądając się na bazarze za prezentem dla matki, Annis zobaczyła nagle afisz koncertowy. Stanęła jak wryta pośrodku wąskiej, krętej uliczki, tak Ŝe o mało nie wpadła pod przejeŜdŜającą taksówkę. Rozzłosz- czony kierowca wykrzykiwał coś po grecku. Z trudem oderwała wzrok od nazwiska wydrukowanego ogrom- nymi literami na afiszu i wyjąkała: - Przepraszam. Twarz kierowcy złagodniała. - Ach, ci Anglicy - powiedział pod nosem do siebie tak, jakby to wszystko wyjaśniało. Gdyby Annis w ogóle się nie odezwała, sam zgadłby zapewne jej narodowość. W jasnoniebieskiej, płóciennej sukience o prostym kroju wyglądała na klasyczną Angielkę: niebieskie oczy, szczupła sylwetka, długie nogi, jasne, upięte w koczek włosy, delikatna, niemal alabastrowa cera. Kierowca taksówki w uśmiechu wyszczerzył zęby. - Podwieźć panią, lady? Annis zrezygnowała z zakupów, teraz stać ją było tylko na powrót do hotelu. Skinęła potakująco głową i wsiadła to taksówki. Staruszka trzeszczała za kaŜdym razem, gdy kierowca brawurowo pokonywał zakręty, pędząc do placu Syntagma i hotelu Grand Bretagna. Zachowywał się przyjaźnie. Znał angielski i mówił bez przerwy niemal tak szybko, jak jechał, ale prawie nic z tego do Annis nie docierało. Kiedy na nią spoglądał, odpowiadała machinalnie uśmiechem i za- niepokojona myślała tylko o jednym. Niepotrzebnie się przejmuję, uspokajała samą siebie.

6 TRUDNA MIŁOŚĆ Koncert odbędzie się jutro wieczorem, a wycieczka autokarowa, z którą zwiedzała Grecję, opuszczała Ateny juŜ o siódmej rano. Orkiestra jeszcze pewnie była w drodze. Annis dobrze wiedziała, jak bardzo podczas kaŜdego tournee są napięte wszystkie te- rminy. Muzycy powinni zjawić się na miejscu dopiero po jej odjeździe z Aten, a jeśli nawet przyjadą wcześniej, zamieszkają w innym hotelu, których tu jest bez liku. Z pewnością nie natknie się na nikogo. Mieszkała wraz z Loveday w duŜym, dwuosobowym pokoju. Przyjaciółka nieprędko wróci jednak do hotelu, pojechała z Carlem odwiedzić starego przyjaciela rodziny, mieszkającego nad morzem, w Vouliagmeni, jakieś dwadzieścia parę kilometrów na południe od Aten. - Jedź z nami, Annis - prosił Carl. - Petros jest bardzo gościnny. Zapowiedział barbecue nad basenem, czy to nie wspaniale? Annis nie czułaby się dobrze z wizytą u kogoś, kogo nie znała. Co innego Loveday i Carl, którzy wszędzie czuli się swobodnie i nic nie było w stanie zakłócić ich spokoju ducha. Pochodzili z zamoŜnej rodziny i wyrośli na bardzo pewnych siebie młodych ludzi. Annis zazdrościła im, ale naśladować nie potrafiła. Uśmiechnęła się więc przepraszająco do Carla. - Dzięki za zaproszenie, ale przyrzekłam sobie poŜegnalny spacer po Atenach. Widziałam ładną biŜuterię, będzie świetnym prezentem dla matki. - Nie powinnaś chodzić nigdzie daleko w tym upale - powiedziała zaniepokojona Loveday. Była rudowłosa i, podobnie jak Annis, miała delikatną cerę. Chroniąc się przed udarem, musiała zawsze coś nosić na głowie i bardzo uwaŜała, by nie pozostawać zbyt długo na słońcu.

TRUDNA MIŁOŚĆ 7 - Nie martw się, wezmę kapelusz - odrzekła Annis z uśmiechem. - Weź koniecznie - nalegał Carl. On i Loveday byli bliźniakami, wprawdzie nie identycznymi, lecz bardzo podobnymi, o jednakowych płomiennych włosach, zielonobrązowych oczach i nieodpornej na słońce cerze. - Postaram się iść w cieniu - przyrzekła Annis. Nie martwcie się o mnie. Miłej zabawy i do zobaczenia jutro na śniadaniu. - Kawę z bułką nazywasz śniadaniem? - skrzywił się Carl. - A potem trzeba będzie z pustym brzuchem jechać taki kawał drogi przez góry, aŜ do Koryntu. - Myślisz tylko o jedzeniu - draŜniła go Loveday. - Ta wycieczka to był przecieŜ twój pomysł! - Mój, i do tego znakomity, prawda, Annis? - Carl się roześmiał. - Gdybym was nie namówił na ten wyjazd, leŜałybyście teraz plackiem na plaŜy w Hisz- panii, dziko znudzone, i smaŜyły na słońcu jak na patelni. - To by było wspaniale - westchnęła Loveday. - A propos plaŜy i morza, czy nie powinniśmy juŜ jechać? - zwróciła się do brata. - Chętnie jeszcze bym się wykąpała. Przy naszym hotelu przydałby się basen. Annis miała ochotę na pływanie, ale i tak z przyjem- nością spędzi te kilka godzin sama. Na wycieczce trochę czasu dla siebie bardzo się liczy - pomyślała. Dla rodzeństwa nie miało to znaczenia. Widocznie jako bliźniaki przywykli do ciągłego przebywania w towarzystwie. Jeszcze przed wyjściem na spacer poŜegnała Carla i Loveday na stopniach hotelu. Teraz, po powrocie, Ŝałowała, Ŝe się z nimi nie zabrała. Nie zobaczyłaby wówczas afisza i nie wiedziałaby ani o koncercie, ani o tym, kto przyjeŜdŜa do Aten. Weszła do windy i wcisnęła guzik na piąte piętro.

8 TRUDNA MIŁOŚĆ Usiłowała myśleć o czymś innym. Dlaczego w ogóle miałaby się przejmować jutrzejszym koncertem? Orkiestra występowała przecieŜ w Londynie i Annis nigdy tak emocjonalnie na to nie reagowała. Drzwi się otworzyły i wyszła z windy, wpadając na czekającego przy drzwiach męŜczyznę. - Przepraszam - wykrzyknęli odruchowo oboje, po czym podnieśli na siebie wzrok. Dziewczyna zbladła, a rysy męŜczyzny wyraźnie stęŜały. - To ty! - powiedział, a jego głos przeraził Annis do głębi. Przesunęła się pod ramieniem męŜczyzny i zaczęła biec wzdłuŜ korytarza. Klucz do pokoju, który znajdował się blisko windy, trzymała w garści, lecz roztrzęsionymi rękoma nie zdołała szybko otworzyć zamka. MęŜczyzna dogonił ją na progu. - Tym razem juŜ mi nie uciekniesz. Pchnął Annis w głąb pokoju, zatrzasnął drzwi nogą i stanął, przyglądając się jej uwaŜnie, jakby nie w pełni wierząc własnym oczom. Dziewczyna zareagowała identycznie. Spotkanie się w Atenach, w tym samym hotelu i tak daleko od Londynu było wręcz niepodobieństwem! Utkwiwszy wzrok w podłodze, Annis miała nadal przed oczyma obraz męŜczyzny: wrogie spojrzenie, smagłą, delikatnie zarysowaną twarz - twarz człowieka mocnego i równocześnie wraŜliwego, zacięte usta i przejmujący, lodowaty wzrok. Jest nie ten sam - pomyślała zaskoczona. A czego mogła się spodziewać po dwóch lata niewidzenia? W miarę upływu czasu kaŜdy się przecieŜ zmienia. Sama była o dwa lata starsza, musiał więc spostrzec ślady, które w tym czasie pozostawiły udręka i samotność. Ale jego trudno było poznać. Schudł, był spięty, a z zaciętej twarzy emanowała surowość. Jest teraz kimś obcym, nieznanym. A moŜe nigdy go naprawdę nie znałam? - zadrŜała.

TRUDNA MIŁOŚĆ 9 - Co tutaj właściwie robisz? - zapytał ostro męŜczyzna. - Jestem... spędzam urlop - odpowiedziała zalęk- niona. - Urlop? - powtórzył, jakby zaskoczony. - Z wycieczką zwiedzam autokarem Grecję. - Zwil- Ŝyła językiem zaschnięte wargi. Czytała kiedyś, Ŝe mówienie o byle czym rozładowuje napiętą atmosferę. - Trzy dni temu przylecieliśmy samolotem do Aten, zrobiliśmy juŜ wycieczki do Pireusu i Sounionu, zwiedziliśmy galerie i muzea, tak jak to robią wszyscy turyści. - Mówiła dalej szybko, uśmiechając się niepewnie. - Najbardziej podobał mi się Partenon. Kiedy przyjechaliśmy, był prawie niewidoczny, cały we mgle, ale juŜ tam, na samym wzgórzu, wyglądał bajecznie. Podobały mi się takŜe Plaka i bazar. Stał, patrząc na nią, gdy ciągnęła dalej. - A... a jutro jedziemy na dwa dni do Koryntu. - Jedziemy? Annis spojrzała na męŜczyznę zaskoczona. - Z kim tutaj jesteś? - zapytał szorstko. - JuŜ mówiłam, z wycieczką autokarową. Odwróciła się, nie mogąc znieść dłuŜej jego wzro- ku. W lustrze stojącym na toaletce zobaczyła odbicie swej bladej twarzy z błyszczącymi oczyma. Wyglądam jakbym miała gorączkę, pomyślała. Muszę wziąć się w garść. Teraz, gdy stał tak blisko, nie mogła jasno myśleć. Wrogość odbijająca się na twarzy męŜczyzny była nie do zniesienia. ZasłuŜyłam sobie na nią, przyznała w myśli, ale ta jego postawa sprawia, Ŝe wszystko staje się jeszcze trudniejsze. - Nie spędzasz przecieŜ urlopu sama. Z kim przyjechałaś? Czy z tym, dla którego mnie rzuciłaś? - Mówiąc to, zaczął zbliŜać się do niej. Na dźwięk tych słów cofnęła się jak spoliczkowana.

10 TRUDNA MIŁOŚĆ Patrzyła na męŜczyznę przeraŜona, jak zaszczute zwierzę na myśliwego. - Nie bój się, nie dotknę cię nawet palcem. - Skrzywił cynicznie usta. - Kiedyś moŜe miałem ochotę nawet cię zamordować, ale to było dawno temu i juŜ mi przeszło. Nic mnie, do diabła, nie obchodzi, czy jesteś nadal z facetem, z którym odeszłaś, czy się go pozbyłaś i masz następnego. Zapytałem tylko ze zwykłej ciekawości. Na pogardę brzmiącą w głosie męŜczyzny dziew- czyna odpowiedziała ze złością: - Jak śmiesz tak mówić! - Prawda w oczy kole? - odparował drwiąco. - To nieprawda, nie jestem taka - wyszeptała, wiedząc, Ŝe wszelkie tłumaczenia są daremne. Miał prawo mieć do niej Ŝal, na jego miejscu czułaby to samo. - A jaka? - Omiótł szybko wzrokiem cały pokój. Annis zdawała sobie sprawę z tego, Ŝe oba przygoto- wane do snu łóŜka nie mogły ujść jego uwagi. Ściągnął brwi i zacisnął usta. - Mam wierzyć, Ŝe nie mieszkasz razem z nim? - Jestem tu z przyjaciółką z biura. - Annis przebiegła przez pokój i otworzyła drzwi szafy. - Czy nie widzisz, Ŝe są to same damskie rzeczy? Zajrzyj do szuflad, zobacz, co leŜy pod poduszkami. Damskie piŜamy. - Wierzę ci. - Wzruszył ramionami. - No to dlaczego nie jesteście razem? Pokłóciłaś się z nim? Zamierza ciągnąć ten temat, pomyślała Annis z goryczą. - Przestań - wyszeptała. - Przepraszam za to, co się stało. Ale w Ŝaden sposób nie mogę ci tego wyjaśnić, przykro mi. Idź juŜ, proszę, i zostaw mnie samą. Stała z pochyloną głową i ze zwieszonymi rękoma. Przez dłuŜszy czas męŜczyzna pozostawał bez ruchu,

TRUDNA MIŁOŚĆ 11 przyglądając się dziewczynie. Annis słyszała urywany oddech, wyczuwała jego wściekłość. Bała się tego, co moŜe nastąpić. - Tylko list. Nie odwaŜyłaś się spojrzeć mi w oczy. Po prostu napisałaś, Ŝe wszystko między nami skończone, i zniknęłaś. Nie zasłuŜyłem na to, abyś powiedziała, co się stało i dlaczego zrywasz? Na Boga, dlaczego nie spotkałaś się ze mną i wszystkiego nie wyjaśniłaś? Annis stała nieporuszona, bojąc się spojrzeć na męŜczyznę. Odpowiedziała tak cichym głosem, Ŝe musiał wytęŜyć słuch, by zrozumieć jej słowa. - Bałam się. Spójrz na siebie. W złości jesteś przeraŜający. Ta ciemna strona jego charakteru uwidaczniała się takŜe w muzyce, którą tworzył, w ponurych, surowych tonach, kiedy to słowa nie są w stanie skryć siły witalnej kompozytora, agresji tkwiącej głęboko w jego psychice. - PrzeraŜający? - wybuchnął. - Próbujesz zrzucić winę na mnie, jak typowa kobieta? Wszystkiemu jest zawsze winien męŜczyzna! A ty jesteś bez winy? Oczywiście, jakŜe mogłoby być inaczej, jesteś bez skazy, jesteś tylko ofiarą, skończoną niewinnością! - Tego nie twierdzę. Nie oskarŜam cię. Jesteś na mnie zły, przykro mi. Upłynęły juŜ przecieŜ dwa lata, wszystko skończone. Czy nie moŜemy zapomnieć? - Zapomnieć? - warknął, z jakiegoś powodu jeszcze bardziej rozzłoszczony. - Nie, Annis, nie mogę, do diabła, zapomnieć! Rzuciłaś mnie bez Ŝadnego wyjaś- nienia i od tamtej pory tkwi to we mnie jak zadra, doprowadza do szału. Ciągle się zastanawiam, dlaczego tak postąpiłaś. - ZbliŜył się do niej z roziskrzonymi oczyma. - Muszę wiedzieć, muszę. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Oboje zamilkli. - Twoja przyjaciółka? - zapytał cicho.

12 TRUDNA MIŁOŚĆ Zanim odpowiedziała, usłyszeli z korytarza jakieś greckie słowa, a po chwili ktoś otworzył kluczem drzwi. W progu stanęła pokojówka ze stosem czystych ręczników. Zaskoczona, przepraszając zaczęła się wycofywać. Annis szybko zareagowała: - Zmienia pani ręczniki? Proszę wejść... Zdawała się nie widzieć ponurego spojrzenia swego towarzysza. Pokojówka weszła do łazienki, a Annis zwróciła się do milczącego męŜczyzny: - Zostaw mnie samą. Przykro mi, ale nie mam nic więcej do powiedzenia. Muszę iść wcześniej spać, jutro wyjeŜdŜamy o świcie. Przez chwilę Annis bała się, Ŝe gość nie posłucha. Spojrzał na dziewczynę tak, jakby próbował utrwalić w pamięci jej obraz lub go na zawsze wymazać - i wyszedł z pokoju. DrŜąc z wraŜenia, Annis stała jeszcze chwilę w bezruchu, oszołomiona. A więc znów go zobaczyła! Był tutaj, rozmawiał z nią. I... odszedł. Nie mogła w to uwierzyć. Pokojówka opuściła łazienkę, uśmiechnęła się do Annis nie ukrywając ciekawości i wychodząc odezwała się po angielsku: - Dobranoc pani. Annis odwzajemniła się machinalnym uśmiechem. Przez dwa lata często wyobraŜała sobie, Ŝe go znów zobaczy, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, iŜ spotkanie moŜe mieć tak przykry przebieg. Wymarzyła sobie zupełnie inny scenariusz, mimo Ŝe była pewna, iŜ on zachowa się nieprzyjaźnie, wręcz wrogo. JuŜ dwa lata temu wiedziała, Ŝe moŜe ją znienawidzić, i nic na to nie mogła poradzić. Tak bardzo chciała cofnąć czas, wrócić do tego, co było kiedyś. Ale czasu, podobnie jak rzeki, zawrócić się nie da. Trzeba godzić się z faktami i Ŝyć dalej. Tak robiła przez ostatnie dwa lata. To, co się wówczas

TRUDNA MIŁOŚĆ 13 wydarzyło, było jak koszmarny wypadek, z którego wyszła Ŝywa, lecz okaleczona. Aby Ŝyć dalej, trzeba umieć uporać się z przeszłością, ale przedtem - dojść do porozumienia z samą sobą. W pewnym stopniu Annis to się udało. Odzyskiwała powoli radość Ŝycia i pewność siebie. Dziś jednak się okazało, Ŝe ten jej cały świat, tak mozolnie ze skorup posklejany, rozpadł się na nowo. Gdy około północy Loveday weszła na palcach do pokoju, Annis leŜała bez ruchu, udawała, Ŝe śpi. Bardziej niŜ przedtem Ŝałowała teraz, Ŝe nie pojechała do Vouliagmeni. Następnego ranka LoVeday, spojrzawszy na Annis, wykrzyknęła: - Wyglądasz okropnie! Jesteś chora? - Coś mi chyba wczoraj zaszkodziło - skłamała Annis. - Mam tabletki na niestrawność. Jedzenie w Grecji jest tak dobre, Ŝe nie sądzę, aby były mi potrzebne. - Loveday woziła ze sobą całą aptekę. Wyciągnęła jakieś lekarstwo i podała Annis. - Lepiej nic nie jedz, dopóki nie wy dobrzejesz - dodała. Annis i ,tak nie byłaby w stanie niczego przełknąć. Teraz juŜ nie będzie musiała się tłumaczyć, dlaczego pozostawi śniadanie nietknięte. Trudniej było znieść zaniepokojone spojrzenia Loveday i Carla. Nienawi- dziła kłamstwa. Westchnęła. PrzecieŜ od chwili poznania nie powie- działa im całej prawdy. Zadawali jej sporo osobistych pytań, na niektóre odpowiadała wymijająco. Pozwalała, by pod pewnymi względami mieli o niej mylne wyobraŜenie, i to juŜ było właściwie kłamstwem. Loveday i Carl znali ją od niedawna, ale byli przekonani, Ŝe znają na wylot. śycie Annis - w wersji, którą podała - nie było bogate w wydarzenia. Mieszkała z matką w Manchesterze, potem przeniosły

14 TRUDNA MIŁOŚĆ się do Londynu, aby matka mogła tam roztoczyć opiekę nad chorowitym starszym bratem, który rzadko podnosił się z łóŜka. Nie wymagał stałej opieki, był po prostu coraz słabszy w wyniku długotrwałej, nieuleczalnej choroby. Potrzebował przede wszystkim kogoś bliskiego, serdeczności, a pani Hilton była szczęśliwa, Ŝe ma się o kogo troszczyć. Bardzo kochała swego jedynego brata. Gdy zachorował, postanowiła sprzedać dom i przenieść się do niego. Przeprowadzka do Londynu nastąpiła w dobrym momencie dla Annis. Początkowo zamierzała pozostać w Manchesterze, później jednak, po dramatycznych przejściach, poczuła potrzebę natychmiastowego wyjaz- du. Przyjęła z zadowoleniem propozycję matki i takŜe przeniosła się do Londynu. Obie zamieszkały w ob- szernym, wiktoriańskim domu wuja w Croydon. Annis była dobrą sekretarką, bez trudu znalazła więc pracę w centrum Londynu, w agencji reklamowej. Tam poznała Loveday, zatrudnioną w dziale sztuki. Carl pisał teksty reklamowe. Firmę załoŜył ich wuj. Od początku stosunki między całą trójką układały się bardzo dobrze, mimo Ŝe róŜniło ich wychowanie. Annis pochodziła z niezamoŜnej rodziny, podczas gdy w domu Loveday i Carla pieniędzy było pod dostatkiem. O siódmej rano mieli zająć miejsca w autokarze stojącym przed hotelem. Ateny tętniły juŜ Ŝyciem - było słychać klaksony, samochody objeŜdŜające plac Syntagma połyskiwały w słońcu, które po jednej stronie placu ginęło w liściach palm Ethnicos Kipos, parku narodowego, i odbijało się w szybach gmachu Vouli, greckiego parlamentu. Wraz z innymi pasaŜerami Annis stanęła obok autokaru. Nie tylko ona miała pobladłą twarz i znuŜone oczy. Jedna z Amerykanek głośno ziewnęła i, przepraszając, powiedziała:

TRUDNA MIŁOŚĆ 15 - Poszłam późno spać. Chcieliśmy przez chwilę popatrzeć na nocne Ŝycie Aten. Skończyło się na tym, Ŝe bawiliśmy się świetnie niemal do rana, i spałam tylko cztery godziny. Czuję się fatalnie. Okropne te wczesne pobudki. - W Koryncie zostaniemy dwa dni, będzie się pani mogła tam wyspać - powiedział Paddy, pilot wycieczki, usłyszawszy ostatnie zdanie. Loveday przyglądała się prostej, białej fasadzie hotelu. - Zastanawiam się, kiedy go zbudowano. - Jest wiktoriański - odpowiedział Carl. Właśnie pytałem o to Paddy'ego. Mówi, Ŝe hotel jest z roku 1862. Postawiono go na skale, tak Ŝe moŜna dość bezpiecznie w nim mieszkać podczas trzęsienia ziemi. - Czy tutaj są trzęsienia ziemi? - zapytała nerwowo Loveday. - Od czasu do czasu, chyba niewielkie, więc się z góry nie zamartwiaj. Podczas drugiej wojny światowej - ciągnął dalej Carl - Niemcy zajęli ten hotel na swą kwaterę główną, gdyŜ wiedzieli, Ŝe jest mocny jak forteca. - Zbyt elegancki jak na fortecę - oponowała Loveday, mruŜąc w słońcu oczy utkwione w fasadzie budynku. - Spójrzcie na balkon drugiego piętra. Tam stoi męŜczyzna. Annis spojrzała w górę i zdrętwiała. Zobaczyła Raphaela. Zejdzie na dół i zrobi scenę? - Chyba go poznaję - mówiła dalej Loveday - a ty, Carl? Brat spojrzał w górę i potrząsnął głową. - Nie, nie sądzę. Czy myślisz, Ŝe to jakiś gwiazdor filmowy? - zapytał Ŝartobliwie, a Loveday zrobiła do niego minę. - Tego nie powiedziałam, ale znam tę twarz

16 TRUDNA MIŁOŚĆ - upierała się. - Czy ten facet, tam na górze, nie jest super? - zwróciła się do przyjaciółki. Annis stała milcząca. Loveday marzycielsko wes- tchnęła. - Uwielbiam takich męŜczyzn - wysokich, szczup- łych, o czarnych oczach i śniadej cerze. - Południowcy - orzekł z przekąsem Carl. - Ten to pewnie kelner z Jiotelu. - Coś ty! W takim szlafroku? To gość, musi mieszkać w wielkim apartamencie, z takim duŜym balkonem... MoŜe to grecki milioner? - zmyślała Love- day. - Milioner ze wspaniałym jachtem i małą wyspą przy wybrzeŜu Grecji... - Podekscytowana spoglądała nadal na męŜczyznę. - Patrzcie, przygląda się nam. Jestem pewna, Ŝe patrzy na mnie. Och, gdybyśmy zostali tutaj jedną noc dłuŜej, mogłabym go spotkać, zjeść wspólną kolację... - Ale masz fantazję. - Carl rzucił siostrze roz- bawione spojrzenie. Loveday nie dała jednak za wygraną. - Popatrz sam. Wychylił się przez balustradę i mi się przygląda. Zaprzecz, jeśli to nieprawda! - Ten facet patrzy na ciebie, bo się na niego gapisz - odpowiedział brat. Annis wsiadła do autokaru pierwsza, zadowolona, Ŝe wreszcie odjeŜdŜają. Loveday i Carl weszli chwilę później, a Loveday, podniecona, wykrzykiwała: - Wyobraź sobie, Ŝe to jest... Nie, nigdy nie zgadniesz! Portier powiedział mi, Ŝe to jest Raphael Leon, kompozytor! - Naprawdę? - Annis udawała zaskoczoną. - Czy się przypadkiem nie zaziębiłaś? - pytała z niepokojem Loveday. - MoŜe dlatego całą noc bolał cię brzuch. Złapałaś jakąś infekcję. - Czuję się dobrze - odparła cicho Annis. - JuŜ są wszyscy na miejscach, czemu autokar nie rusza?

TRUDNA MIŁOŚĆ 17 - Pilot i kierowca oglądają mapę - powiedział Carl. - Mam nadzieję, Ŝe to nie jest zły znak. Jeszcze by tego brakowało, Ŝeby kierowca nie znał drogi. - Wyobraź sobie, Raphael Leon w tym samym hotelu! - ciągnęła swoje Loveday, ignorując uwagę brata. Spojrzała zniecierpliwiona na przyjaciółkę. - Wiesz chyba, kto to jest? - zapytała. - Tak - przyznała Annis. - Napisał tę świetną muzykę do filmu... no wiesz... Jak się ten film nazywał? Wszyscy to nucą od lat, płyta była przebojem. Pamiętam tę muzykę. Idzie to tak... - Loveday zaczęła śpiewać, a Carl zatkał sobie uszy. - Przestań, proszę. Zaraz mnie głowa rozboli. - „PodróŜ do najodleglejszej z gwiazd" - powie- działa bezbarwnie Annis. - Tak, to właśnie ten film. Widziałaś go? Ja na nim byłam - wykrzyknęła Loveday. - Była i nic nie zrozumiała, jeśli mnie. pamięć nie myli. - Carl dokuczał siostrze. - Przestałbyś juŜ wreszcie. To był chyba kiepski film, ale z fantastyczną muzyką. Raphael Leon jest nie tylko dyrygentem, lecz takŜe kompozytorem. Przyjechał do Aten na dzisiejszy koncert. Szkoda, Ŝe wyjeŜdŜamy. Po koncercie wrócilibyśmy do hotelu, on by przyszedł, poprosilibyśmy, Ŝeby zjadł z nami kolację, i... - ciągnęła rozmarzona Loveday. - Przestań! - Annis przerwała szorstko, chwilę potem gorzko Ŝałując, Ŝe nie ugryzła się w język. Loveday i Carl odwrócili się i spojrzeli na nią zaskoczeni. Poczuła, Ŝe się czerwieni i wyjąkała: - Przepraszam, Loveday. Przerwałam ci dlatego, Ŝe głowa mnie boli. - Nic się nie stało. Ale to do ciebie niepodobne, tak naskoczyć na mnie. Jesteś na pewno chora. Zaraz

18 TRUDNA MIŁOŚĆ po przyjeździe do Koryntu poprosimy Paddy'ego, Ŝeby wezwał do ciebie lekarza. - Zobaczymy, jak będę się czuła, gdy dojedziemy - odpowiedziała szybko Annis. Autokar ruszył. Z ulgą oparła się na siedzeniu, zamykając oczy. - Spróbuję trochę pospać - dodała. I rzeczywiście spała, gdy przejeŜdŜali przez wzgó- rza w drodze do Teb, miasta słynnego w staroŜytnej Grecji, a dziś ruchliwego centrum handlowego dla miejscowych rolników i hodowców. Gdy zatrzymali się na chwilę na szybką kawę, Annis otworzyła oczy. - Jak się czujesz? - spytał Carl. - Dobrze, dziękuję - uśmiechnęła się do niego. - Przepraszam, byłam w złym nastroju. - O tak nieprzyzwoicie wczesnej porze nikt nie moŜe mieć dobrego humoru - dodał, ciepło na nią spoglądając. Cały Carl, pomyślała. Z jednej strony leniwy, niedbały i arogancki, z drugiej - praktyczny i czuły. Miała do Carla zaufanie i bardzo go lubiła. Nie była w nim jednak zakochana, choć to roz wiązałoby większość problemów. Zjedli lunch w małej tawernie pod Koryntem, której właścicielem był - jak się okazało - szwagier kierowcy autokaru. Jedzenie podano skromne, lecz bardzo smaczne. Gołąbki z liści winogronowych, kebab z jagnięcia i wiejska sałata z pieczywem w postaci płaskich, okrągłych placków, a na deser miodowe ciastka i świeŜe winogrona zbierane z krzewów rozpiętych nad tarasem tawerny. Gdy pili bardzo słodką i mocną kawę z malutkich filiŜanek, Loveday - rozglądając się po skąpanej w słońcu okolicy - westchnęła: - Jak pięknie! Pomyślcie, my tutaj, a reszta haruje w agencji jak woły! Na te słowa reszta osób przy stole zaczęła się

TRUDNA MIŁOŚĆ 19 śmiać. Annis niemal Ŝałowała swego przyjazdu. Otworzyły się zabliźnione rany. W drodze do hotelu zwiedzili słynny Kanał Koryn- cki. Jedni poszli potem na spacer wokół ruin staro- Ŝytnego Koryntu, inni odpoczywali przed kolacją w pokojach hotelowych. Następnego, bardzo upalnego przedpołudnia, wy- posaŜeni w kapelusze, a niektórzy nawet w staromodne parasole, zwiedzali Korynt. W tym miejscu na rynku, w którym święty Paweł zwracał się do Koryncjan, wysłuchali wykładu Paddy'ego na temat historii miasta. Po lunchu w hotelu część osób korzystała ze sjesty, reszta poszła po zakupy i na dalsze zwiedzanie. Loveday, Annis i Carl szukali pamiątek i prezentów. Przed kolacją zdecydowali się jeszcze na krótką kąpiel w basenie hotelowym. Loveday kupiła nowe bikini. Przymierzyła je zaraz po przyjściu do hotelu i uznała za zbyt skąpe. - Zejdź na dół, Annis. WłoŜę stary kostium i zaraz cię dogonię - powiedziała poirytowana. O tej porze nad basenem było pusto, wszyscy przebierali się do kolacji. Po Carlu teŜ ani śladu. Na leŜance Annis zostawiła bawełniany sarong i skoczyła do wody. Płynąc wolno poczuła nagle, Ŝe czyjaś ręka łapie ją za stopy i ciągnie w dół. Próbowała się oswobodzić, odwracając w stronę atakującego. W niebieskiej, rozświetlonej wodzie zobaczyła roześmianego Carla. Puścił ją i na powierz- chnię wody wynurzyli się razem. - Chyba zwariowałeś - wykrztusiła Annis. - Nie mogłem oprzeć się pokusie, przepraszam. - Masz dziwaczne pomysły. Zobaczymy, czy teraz będzie ci tak wesoło. - Wzbiła wokół Carla fontannę wody. - Sama tego chciałaś. - To mówiąc złapał Annis* wpół i pociągnął. Straciła grunt pod nogami.

20 TRUDNA MIŁOŚĆ Wyrywała się, śmiejąc, a Carl nie zwracał na to Ŝadnej uwagi. Przewracali się w wodzie jak barasz- kujące delfiny i dopiero gdy padł na nich cień kogoś stojącego z tyłu za Annis, na brzegu basenu, Carl, zaskoczony, puścił ją. Obejrzała się roześmiana, sądząc Ŝe ujrzy Loveday. To nie była przyjaciółka i Annis od razu zrozumiała, dlaczego Carl tak nagle się uspokoił. Na brzegu basenu stał Raphael Leon i ponurym, wręcz złym wzrokiem obserwował ich wodne igraszki.

ROZDZIAŁ DRUGI Carl poznał go od razu. - To ten facet, którego poderwała sobie Loveday - wymamrotał po cichu. Annis zaniosła się gwałtownym, niemal histerycznym śmiechem. Obaj męŜczyźni spojrzeli na nią - Carl ze zdumieniem, a Raphael z nie tajoną złością. Odwróciła się i, Ŝeby zebrać myśli, zaczęła szybko płynąć w stronę przeciwległego brzegu basenu. To, Ŝe Raphael moŜe przyjechać aŜ tutaj, nie przeszło jej nawet przez myśl. Nie powiedziała mu, w którym hotelu zatrzymają się w Koryncie, ale to nieduŜe miasto. Stojąc na balkonie zobaczył pewnie wczoraj nazwę biura podróŜy wymalowaną na auto- karze. Wystarczyło parę telefonów, Ŝeby dowiedzieć się, gdzie będą ulokowani w Koryncie. Dlaczego tutaj przyjechał? PołoŜyła się i zaczęła unosić na powierzchni wody, patrząc w szafirowe niebo. Była siódma wieczór, słońce juŜ tak nie praŜyło. Lekko zadrŜała. Co zamierzał zrobić? Nienawidził jej, co do tego nie miała Ŝadnych wątpliwości. Jego pojawienie się w Koryncie zapowiadało dalsze kłopoty. Zesztywniała, gdy dobiegł ją głos Raphaela. Była jednak za daleko, aby usłyszeć, co powiedział. Roześmiał się. Po chwili do Annis dotarł jeszcze inny głos - kobiecy, egzaltowany. Loveday, pomyślała. Szybko podpłynęła do brzegu basenu i wyszła z wody. Stali w trójkę, rozmawiając, i nie zauwaŜyli Annis idącej w ich kierunku. Wzięła z leŜanki sarong i owinęła

22 TRUDNA MIŁOŚĆ go wokół siebie, a potem zaczęła wykręcać włosy, przysłuchując się rozmowie. - O koncercie dowiedzieliśmy się dopiero tego ranka, którego opuszczaliśmy Ateny - mówiła właśnie Loveday. Z lekko zaróŜowioną twarzą i błyszczącymi oczyma zwróciła się do Raphaela: - Jestem pana wielbicielką. - Dziękuję - odpowiedział uśmiechając się Raphael. Annis była wielokrotnie świadkiem prawionych mu komplementów. Dobrze znała ten ton, ten uśmiech będący wyrazem szacunku i wystudiowanej uprzej- mości, uśmiech, który urzekał teraz Loveday! - Czy często dyryguje pan poza Anglią? - zapytał Carl, nieco ubawiony podekscytowaniem siostry. - Tak - przytaknął Raphael. - Tym razem jeździłem po Europie przez ostatnie sześć tygodni. - To musi być męczące. - Bardzo. - Głos Raphaela zabrzmiał jakby ostrzej. Annis patrzyła z boku na jego twarz. Dopiero teraz zauwaŜyła oznaki znuŜenia - podkrąŜone oczy, zmarszczki wokół ust, bladość przebijającą spod śniadej cery. Wiedziała dobrze, jak bardzo wyczerpują go tournee. Zawodowy muzyk Ŝyje w ciągłym napięciu. Stałe stresy na próbach i koncertach, ciągłe podróŜe. Raphael przekroczył dopiero czterdziestkę. Ile jeszcze wytrzyma, prowadząc taki tryb Ŝycia? Annis przygryzła wargę, zaniepokojona. - Czy koncertuje pan w Koryncie? - zapytała Loveday. - Nasze tournee skończyło się w Atenach - odrzekł. - Mam teraz kilka dni odpoczynku. - Zostaje pan tutaj? Annis wstrzymała oddech. Powiedz, proszę, Ŝe nie, pomyślała. Raphael jednak przytaknął. - Zamierzam objechać Peloponez, zwiedzić naj ciekawsze wykopaliska, Mykeny i Argos.

TRUDNA MIŁOŚĆ 23 Loveday zawołała zadowolona: - Tam właśnie jedziemy! W autokarze są wolne miejsca, moŜe zabierze się pan z nami? Mamy świetnego pilota, jest pół-Grekiem i zna na wylot historię tego kraju. A w kaŜdym ze zwiedzanych miejsc są lokalni przewodnicy. Annis była przeraŜona perspektywą wspólnej po- dróŜy. Carl teŜ nie wyglądał na zachwyconego. Do tej pory wszystko układało się między nimi znakomicie, czuł, Ŝe towarzystwo sławnego kompozytora moŜe pogorszyć atmosferę. Raphael przez chwilę jakby się zastanawiał. - Kusi mnie pani - odpowiedział. - Za propozycję dziękuję, ale mam wynajęty samochód. Obdarzył Loveday tym swoim zawodowym uśmiechem. Na widok reakcji przyjaciółki Annis poczuła wzbierającą złość. Nie na miejscu byłby Ŝal do Loveday, która nie miała pojęcia, Ŝe jest to jego zwykłe i nic nie znaczące zachowanie. Na widok tak doskonałego okazu męs- kiego gatunku Loveday reagowała przecieŜ zupełnie naturalnie. Annis zapragnęła w tym momencie uderzyć Raphaela. - Och, jaka szkoda - stwierdziła Loveday. - Bylibyś- my zachwyceni pańskim towarzystwem. - Ja teŜ byłbym szczęśliwy - zapewnił ją szarmancko. Rzuciła mu figlarne spojrzenie. - MoŜe jeszcze natkniemy się gdzieś na pana? - Z pewnością - rzekł Raphael, patrząc z ukosa na Annis, aby się przekonać, jak to przyjmie. ZdąŜyła się juŜ opanować. Nie spoglądając na Raphaela odwróciła się i zaczęła iść w stronę hotelu. Zobaczyła to Loveday i zawołała: - Poczekaj! Chcę cię przedstawić panu Leonowi... - Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Raphael - przerwał. - CóŜ za romantyczne imię - powiedziała dziew-

24 TRUDNA MIŁOŚĆ czyna wzdychając. - Mam na imię Loveday, a to są mój brat i przyjaciółka Annis. Raphael wyciągnął rękę. Annis podała mu swoją. - Pracujemy w jednej firmie - wyjaśniła Loveday. - Jest to agencja, moŜe słyszałeś o niej? Quayland, Corris i Worth. Mój stryj, Dan Worth, był jednym z załoŜycieli. Reklamujemy same powaŜne firmy, musiałeś widzieć nasze ogłoszenia w gazetach i perio dykach. Czy jeździsz nowym orage? Prowadziliśmy całą kampanię prasową tego wozu. Jestem graficzką, a Carl pisze teksty. Wymyślił juŜ kilka znanych sloganów. Nigdy jednak nie reklamowaliśmy jeszcze Ŝadnej orkiestry. Byłoby to interesujące, prawda, Carl? Loveday paplała po to, aby jak najdłuŜej zatrzymać Raphaela. Annis rozumiała ją, był typem męŜczyzny, który bardzo podobał się kobietom. Jego męski urok był dla nich wyzwaniem. Takie sceny widywała wielokrotnie. Chętnie ostrzeg- łaby Loveday przed Raphaelem, ale to by ją zdradziło. Raphael zwrócił się do Annis: - Co robisz w tej agencji? - Jestem sekretarką - odpowiedziała i spojrzała na Loveday. - Idę się przebrać przed kolacją. Zrobiło się późno. Odeszła szybko. Wzięła prysznic, wysuszyła włosy i powoli robiła makijaŜ. Po co tutaj przyjechał? Zastanawiała się. śeby ją zranić, wziąć odwet za to, co zrobiła? Mógł jej zatruwać Ŝycie, dręczyć ją i prześladować. Nie, to nie leŜało w charakterze Raphaela. Bywał arogancki, apodyktyczny i wyciskał siódme poty z muzyków, z którymi pracował - po to, aby osiągnąć jak najlepsze wyniki. Równocześnie był jednak bardzo wraŜliwy i potrafił być czuły i miły. Nie widziała, Ŝeby kiedykolwiek zachowywał się złośliwie lub lekcewaŜąco. Co teraz zamierza? Co robi tutaj, w hotelu? AŜ

TRUDNA MIŁOŚĆ 25 podskoczyła, gdyŜ w tej właśnie chwili ktoś zapukał do drzwi. Odetchnęła z ulgą, słysząc głos Loveday. - Otwórz. Przepraszam, nie mam ze sobą klucza. Późno, muszę się spieszyć. - Weszła do łazienki, skąd nadal docierał do Annis jej podniecony głos. - Szkoda, Ŝe nie moŜemy siedzieć z Raphaelem przy kolacji. To wspaniale spotkać go tutaj. Czy nie jest super? Ale uwaŜaj, jest mój, zobaczyłam go pierwsza. Jak myślisz, czy mu się spodobałam? Gdy wróciłaś do hotelu i Carl poszedł się przebrać, rozmawialiśmy jeszcze przy basenie. Zadawał mi moc pytań. Po pewnym czasie Loveday wyszła z łazienki zawinięta w duŜe prześcieradło kąpielowe, z mokrymi włosami wijącymi się wokół zaróŜowionej twarzy. Annis zapytała: - Co go interesowało? Loveday włączyła suszarkę do włosów i prze- krzykując szum zawołała: - Co mówiłaś? Siląc się na obojętność Annis powtórzyła pytanie. - Och, interesowały go róŜne rzeczy. I ja, Carl, ty teŜ. - Loveday odłoŜyła suszarkę i popatrzyła w lustro. - No i jak wyglądam? - Wyglądasz świetnie - odpowiedziała Annis. Była przestraszona. Raphael zadawał pytania. O co mu chodziło? Całkiem serio myślała o tym, by uciec - natychmiast wyjechać i wrócić do Londynu. Ale co im powiedzieć? Musi wymyślić jakiś powód. Złe samopoczucie? Choroba? Nie, musiałabym symulować coś powaŜnego... Loveday zaczęła grzebać w szafie. - W co mam się ubrać? W czym będę wyglądała najlepiej? - WłóŜ tę jedwabną zieloną sukienkę - zapropo- nowała Annis, szykując się do wyjścia z pokoju. - Schodzę na dół. Do zobaczenia na kolacji. - Nie

26 TRUDNA MIŁOŚĆ mogła juŜ dłuŜej słuchać piania Loveday na temat Raphaela. W barze dołączyła do grupy znajomych z autokaru, wzięła kieliszek greckiej retsiny - pachnącego Ŝywicą białego wina, które juŜ zdąŜyła polubić. Usiadła, przysłuchując się rozmowom. Do jadalni przeszła wraz z innymi, bojąc się zostać sama, w razie gdyby pojawił się Raphael. Loveday i Carl przyszli chwilę później. Podano kolację. Ich grupa jadła gotowy zestaw potraw. Mimo Ŝe nie z karty, jedzenie było dobre. Najpierw na stole znalazł się rosół z kurczaka, o smaku cytrynowym. Potem podano makaron z mięsem, przypominający spaghetti po bolońsku, a na deser - świeŜe, zielone figi lub lody. Annis wybrała figi, były doskonałe. Po wypiciu maleńkich porcji kawy przenieśli się z jadalni nad oświetlony basen, popijając grecką brandy i obserwując księŜyc wiszący nad ginącym w mroku parkiem hotelowym. Raphaela nigdzie nie spotkali. Loveday była niepo- cieszona. - MoŜe poszedł wcześnie spać, musiał być bardzo zmęczony - rzucił Carl, zniecierpliwiony. - Albo z przyjaciółmi wyszedł gdzieś na obiad. Taki sławny facet ma wszędzie znajomych. Zastanawiające, co on w ogóle robi w tym hotelu, powinien zatrzymać się w luksusowym. - Wstał. - Pogram w ping-ponga, muszę wytrząść trochę kolacji. Idziecie ze mną, dziewczyny? Loveday zerwała się ochoczo. - Pójdę do łóŜka, chce mi się spać - odpowiedziała Annis. - Postaram się wrócić po cichu, Ŝeby cię nie obudzić - przyrzekła Loveday. - Mam nadzieję, Ŝe tym razem wzięłaś klucz. - Tak - roześmiała się Loveday. Okręciła klucz na

TRUDNA MIŁOŚĆ 27 palcu i wrzuciła go do małej srebrnej torebki. - Wejdę tak, abyś się nie obudziła - powtórzyła. Było jeszcze za wcześnie, Ŝeby iść spać. Po odejś- ciu Loveday i Carla Annis postanowiła przejść się po parku hotelowym. Idąc wąskimi, Ŝwirowanymi ścieŜkami słuchała głosu cykad i wdychała woń kwiatów. Na zakręcie zobaczyła nagle tuŜ przed sobą ciemną sylwetkę męŜczyzny. Był to Raphael w wieczorowym garniturze i bielejącej w mroku koszuli. - Sama? - zapytał drwiąco. - A gdzie Carl? Nie opowiadaj, Ŝe nie jest twoim chłopakiem. Gadatliwa siostrzyczka zwierzyła mi się, Ŝe marzy o tym, byście się pobrali. - Na pewno nic takiego nie mówiła! - zawołała Annis. W ogóle nie było o tym mowy. Przyjaźnili się, ale nie byli kochankami. - Zabroniłaś jej mówić? - Głos Raphaela zabrzmiał jadowicie. - Nie! - wykrzyknęła. - No tak, zbyt wiele im o sobie nie mówiłaś - przyznał. - O nas nie wiedzą nic. Ale co sobie pomyślą, gdy się wszystko wyda? Groźba ukryta w głosie Raphaela rozzłościła Annis. - Nie próbuj mnie szantaŜować! A co ty tutaj robisz? Dlaczego nie wracasz do Aten i do Londynu? - prawie krzyczała. - Jedź, gdzie chcesz, ale zostaw mnie w spokoju! Odwróciła się i chciała odbiec. W tym właśnie momencie duŜa ćma uderzyła ją skrzydełkami w twarz. Krzyknęła przeraŜona. Od dziecka bała się nocnych motyli. - Co się stało? - Raphael zbliŜył się szybko i objął ją ramieniem. - Ćma - wyszeptała. - Ćma? - W świetle księŜyca zobaczył jej pobladłą

28 TRUDNA MIŁOŚĆ twarz i drŜące wargi. - Pamiętam, Ŝe zawsze bałaś się ciem. Przytulił ją mocno do siebie. Annis wyrywała się. - Przykro mi, Ŝe cię zraniłam. Przepraszam. Ale, zrozum, nie miałam wyboru. - Dlaczego? - szybko zapytał. - Wracajmy do hotelu - prosiła. - Nie mam ci juŜ nic więcej do powiedzenia. Między nami wszystko skończone. - Nie dla mnie. - Był rozzłoszczony. - Nie puszczę cię dopóki nie powiesz, dlaczego mnie rzuciłaś. - Ujął w dłonie jej twarz i pochylił się. Dziewczyna zaczęła się szamotać. - Muszę przynajmniej wiedzieć jedno. - To mówiąc zaczął ją całować. Pod Annis ugięły się nogi. Przeszłość powróciła w ułamku sekundy. Raphael przyciągał ją do siebie coraz bliŜej, ich złączone ciała tworzyły wspólny cień. Wyjął delikatnie grzebyki z włosów dziewczyny, tak Ŝe rozsypały się na ramiona. Pieścił kark i ramiona. Jego ręka zsuwała się powoli w dół, aŜ wreszcie objęła pierś. Annis bezwolnie poddała się fali ogarniającego ją poŜądania. W pewnej chwili Raphael podniósł głowę. Oboje oddychali nierówno. - Nie całowałabyś mnie tak, gdybym ci był oboję- tny - powiedział, kiedy zaczęła powracać do rzeczy- wistości. Nie powinnam pozwolić mu się pocałować, pomyślała. - Nigdy nie mówiłam, Ŝe twoje pieszczoty są mi obojętne - wyszeptała. - Zawsze byłeś pociągający. Ale seks to nie wszystko, prawda? W małŜeństwie jest potrzebne pełne zaangaŜowanie. Jeszcze nie jestem do tego gotowa. - Ale byłaś. - Potrząsał nią, rozzłoszczony. - Byłaś. Oboje chcieliśmy małŜeństwa, aŜ do ostatniego tournee.