Droga Czytelniczki*!
Witam Cię serdecznie w lutym. Wokół jeszcze zima , ale my już
wyglądamy pierwszych zwiastunów zbliżającej się wiosny.
Jednak luiy te/ ma swoje zalety, a jedną z nich są walentynki,
obchodzone w naszym kraju coraz powszechniej. To naprawdę miłe święto.
zwłaszcza że na co dzień zbyt rzadko okazujemy sobie uczucia. Spraw
przyjemność bliskim, kochanym osobom, a sobie podaruj chwilę miłego
wytchnienia, najlepiej przy lekturze kolejnych powieści z serii ROMANS.
Lutowe książki polecam wszystkim zakochanym i czekającym na miłość
czytelniczkom, a zwłaszcza tym. które lubią poznawać obce kraje.
Oto moje propozycje:
Wesele u stóp Olimpu - wraz i bohaterami odwiedzisz piękną Grecję.
To właśnie tutaj rozkwitnie romans między wpływowym greckim
biznesmenem i jego skromną a.systentką.
Wygrana na loterii - odhędziesz spacer ulicami Londynu, ale przede
wszystkim przekonasz się. że od wzajemnej niechęci do miłości wcale nic
jesi tak daleko.
Drużba pozna druhnę przeniesiesz się do Australii, by śledzić rozwój
znajomości, która rozpoczęła się bardzo niefortunnie. Cóż. najtrudniejszy
pierwszy krok...
Siostra Kopciuszka - druga książka z seni Dobre wróżki. Zobaczysz,
jakie nieprawdopodobne historie zdarzają się W Las Vegas, a potem
przeczytasz o dziewiczej przyrodzie w Montanic.
Narzeczona dla dżentelmena. Pospieszny ślub (Duo) - dwa romanse,
bardzo różne w charakterze W pierwszym zachwycisz się pięknem
tropikalnej wyspy i przeżyjesz wraz z bohaterami wiele przygód. Drugi,
rozgrywający się w Chicago, na pewno Cię rozbawi, ale tez zmusi do
zastanowienia, na czym powinien się opierać związek dwojga ludzi.
Życzę miłej lektury!
Grażyna Ordęga
Harleguin. Każda chwila może być niezwykła.
Czekamy na listy!
Nasz adres:
Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises Sp. z o.o.
00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21
Jessica Hart
Wygrana na loterii
m HARLEQUIN*
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
6 JESSICA HART
wiedział, wciągając płaszcz i zapinając guziki. - Niech
te listy będą gotowe, gdy wrócę. Chcę też mieć na
biurku egzemplarz z opisem projektu i szczegółowe
dane o architektach.
- Tak, panie Stearne.
Miała chłodny, beznamiętny głos z ledwie słyszal
nym szkockim akcentem. Gabriel nie mógł się po
wstrzymać od ironii. Oto idealna asystentka - chłodne
spojrzenie znad okularów, w dłoni długopis, zawsze go
towa notować jego polecenia. Tess Gordon pracowała
z nim od czterech tygodni, a zdążył się o niej dowie
dzieć tylko tego, że jest nadzwyczaj pracowita, ma nie
skazitelne maniery i... wyraźnie go nie lubi.
Mała strata, pomyślał obojętnie. W końcu nie był tu
po to, żeby go lubiano. Miał wprowadzić firmę w dwu
dziesty pierwszy wiek, a sobie zapewnić dobry start
w Europie. Nie zamierzał się w najmniejszym nawet
stopniu przejmować tym, co sądzi o nim zimna panna
Gordon.
- Gdy to skończysz, roześlij e-maile i przypomnij
pracownikom, że telefony nie są do ich prywatne
go użytku - powiedział szorstko. - To samo dotyczy
e-maili. Wkrótce wprowadzimy system monitorujący,
niech wiec zaczynają się przyzwyczajać.
Nie miała wątpliwości, że takie polecenie wywoła
wściekłość większości pracowników, ale uwagi zacho
wała dla siebie.
- Były jakieś wiadomości?
WYGRANA NA LOTERII 7
- Dzwonił pana brat i prosił o telefon.
Gabriel tylko coś mruknął pod nosem. To dziwne,
pomyślała Tess, że człowiek tak zimny i zawsze niena
ganny może być bratem niepoprawnego flirciarza, nie
zbyt dbającego o formy, człowieka o wyjątkowo miłym
głosie. Tess, wrogo nastawiona wobec każdego, kto był
w jakikolwiek sposób związany z Gabrielem, musiała
przyznać, że jego brat jest czarujący. Zupełne przeci
wieństwa!
Gabriel nie zdawał sobie nawet sprawy z niepochleb
nego wyniku porównania, zresztą prawdopodobnie nie
miałoby to dla niego żadnego znaczenia. Sprawdził, czy
ma w teczce wszystkie potrzebne dokumenty, i nim wy
szedł, zapytał:
- Coś jeszcze?
- Nie - odpowiedziała Tess z wahaniem.
Spojrzał na nią zaskoczony. Jasne, bystre szare oczy
kontrastowały z ciemnymi brwiami. Ciągle nie mogła
się przyzwyczaić do spojrzenia, które zdawało się ją
przenikać na wylot.
- O co chodzi?
- Zastanawiałam się tylko, o której pan wróci.
- Około szóstej trzydzieści. Dlaczego?
- Chciałabym chwilę porozmawiać.
Gabriel uniósł brwi.
- O czym?
Tess chciała go poprosić o podwyżkę, ale nie mogła
przecież powiedzieć tego tak wprost.
8 JESSICA HART
- Wolałabym zaczekać do chwili, gdy nie będzie pan
tak zajęty - powiedziała.
- Więc może jutro?
- Jutro będzie pan załatwiał sprawę Emery - przy
pomniała. No tak, a potem weekend, co oznaczało dwa
kolejne dni zamartwiana się o Andrew. Zacisnęła zęby.
Nie znosiła żebrania, ale nie miała innego wyjścia.
- Byłabym wdzięczna, gdyby po powrocie poświęcił
mi pan jednak pięć minut,
Gabriel raz jeszcze spojrzał na nią. Właściwie nie
była brzydka. Miała delikatne rysy, doskonałą karnację,
kształtne brwi, złotobrązowe włosy zawsze schludnie
zaczesane do tyłu. Byłaby nawet ładna, gdyby tylko się
uśmiechnęła i przestała patrzeć z tak pogardliwą miną.
Nagle przyszło mu do głowy, że może Tess chce
odejść. Zmarszczył brwi. Pracował nad ważnym kon
traktem i nie miał czasu na szukanie nowej asystentki.
Tess przejął razem ze SpaceWorks. Jej znajomość firmy
była bezcenna. Nie mógł sobie teraz pozwolić na taką
stratę.
- Dobrze - powiedział zirytowany, że będzie musiał
tracić cenny czas. - Zobaczymy się, jeśli zaczekasz na
mój powrót.
- Dziękuję.
Cała Tess. Żadnej radości czy wdzięczności, tylko
chłodne: dziękuję. Była doskonałą asystentką, zawsze
mógł liczyć na jej dobrą organizację i kompetencję. Nie
obrażała się ani nie była zmieszana, gdy czasami pod-
WYGRANA NA LOTERII 9
niósł głos. Była błyskotliwa, inteligentna i dyskretna.
Była ideałem. Ale lubiłby ją bardziej, gdyby czasem się
pomyliła. Lub uśmiechnęła.
Zamknął teczkę i ruszył do drzwi.
- Aha. zarezerwuj stolik w „Cupiditas" - przypo
mniał sobie w ostatniej chwili. - Dziś na dziewiątą.
Dlaczego nigdy nie powie: proszę? To przecież żaden
wysiłek, pomyślała Tess.
- Dla dwóch osób?
- Tak, dla dwóch - burknął zirytowany jej spoko
jem. Większość ludzi czuła się niepewnie w jego obec
ności, ałe nie Tess. Jakby nigdy nic siedziała za biur
kiem, ubrana w elegancki szary kostium i spoglądała na
niego wzrokiem nie wyrażającym żadnych uczuć.
- Oczywiście, panie Stearne.
Gabriel wyszedł z ponurą miną.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Tess wyjęła
Z kosza gazetę, wygładziła pogniecioną kartkę i raz je
szcze przeczytała artykuł, kręcąc głową z niedowierza
niem. Gabriel Stearne i Fionnula Jenkins! Kto by po
myślał? Od rana po biurze krążyły e-maile na temat
prasowych plotek o nielubianym nowym szefie. Tess
początkowo nawet myślała, że to żart, dopóki któraś
z sekretarek nie przyniosła jej gazety z poprzedniego
dnia. Uważnie obejrzała zdjęcie, jakby spodziewając
się. że to jednak pomyłka. Ale nie, to na pewno był
Giabriel. Nikt inny nie miał takich brwi! Niektóre dziew
czyny w biurze uważały wprawdzie, że jest atrakcyjny,
10 JESSICA HART
i ciągle kręciły się w pobliżu, żeby choć przez moment
na niego popatrzeć, ale Tess zupełnie nie rozumiała tego
zainteresowania. Według niej Gabriel wcale nie był
przystojny, za to bez wątpienia gburowaty. Na zdjęciu
w gazecie wyglądał jak zwykle ponuro, zwłaszcza na
tle uczepionej jego ramienia Fionnuli Jenkins, pełnej
dziewczęcego wdzięku, uśmiechniętej. Trudno sobie
wyobrazić bardziej niedopasowaną parę. Fionnula -
gwiazda w pełni sławy, Gabriel - pracoholik, szorstki,
wiecznie zirytowany i - według Tess - gruboskórny.
Co taka znakomitość jak Fionnula w nim widziała?
- zastanawiała się Tess. Wyrzuciła gazetę do kosza
i wykręciła numer restauracji. Fionnula była piękna
i sławna. Mogła mieć każdego. Dlaczego więc wybrała
Gabriela? Z pewnością nie chodziło o pieniądze, bo
miała dość swoich, a tym bardziej nie o wdzięk, bo tego
Gabrielowi brakowało.
Do szóstej wszystko zdążyła już załatwić: stolik za
mówiony, listy, dokumenty i raporty równo ułożone na
biurku szefa. Odruchowo sprawdziła jeszcze raz. Wie
działa, że Gabriel chętnie by ją na czymś przyłapał. Nie
miała wątpliwości, że od pewnego czasu prowadzili
jakąś niewypowiedzianą oficjalnie wojnę. 1 ku swemu
zaskoczeniu zauważyła, że sprawia jej to perwersyjną
wprost przyjemność. Rozłożyła ostatni dokument i po
gratulowała sobie. Gabriel będzie musiał bardziej się
starać, żeby ją pokonać. Wróciła za biurko i wysłała
WYGRANA NA LOTERII 11
krotki e-mail do Andrew, że przesłała mu pieniądze i że
jeszcze spróbuje w następnym tygodniu. Właśnie po
wtarzała sobie argumenty, jakie chciała przedstawić
w sprawie podwyżki, gdy zadzwonił telefon.
- Jakaś pani chce rozmawiać z panem Stearnem -
powiedziała recepcjonistka, - Odmawia podania nazwi
ska Mówi, że to sprawa osobista.
Tess odruchowo spojrzała na zegarek. Gabriel nie
uprzedził, że spodziewa się gościa. Miała nadzieję, że
wizyta nie przeszkodzi w rozmowie o podwyżce.
- Lepiej będzie, jeśli przyślesz ją na górę - powie-
dziala. iłumiąc westchnienie.
Zustanawiała się, kim może być niezapowiedziany
gosć nie spodziewała się jednak, że będzie to starsza
kobieca z dziecinnym wózkiem. Starała się nie okazać
zaskoczenia. Zdjęła okulary i wstała z uprzejmym
uśmiechem.
- W czym mogę pomóc?
Kobieta rozejrzała się wokół, jakby nie mogła się zde-
cydować. czy ma się czuć onieśmielona, czy pewna siebie.
- Szukam Gabriela Stearne'a - poinformowała wo-
jowniczym tonem.
- Niestety, w tej chwili go nie ma. Jestem jego
asystętka - wyjaśniła Tess. - Może mogłabym go
zastąpić?
- Sama nie wiem...
Z kosza umieszczonego pod wózkiem wyciągnęła ga-
zete otwartą na stronie ze zdjęciem Gabriela i Fionnuli.
12 JESSICA HART
- Czy to wasz Gabriel Stearne? - spytała, wskazując
zdjęcie.
- Tak, to pan Stearne.
- Nie tak go sobie wyobrażałam - stwierdziła kobie
ta, rzucając okiem na zdjęcie. - Leanne mówiła, że jest
wspaniały. Że to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego
spotkała.
Opuściła kąciki ust z dezaprobatą.
- Nie powiedziałabym, że jest przystojny, a pani?
- Też uważam, że nie - powiedziała Tess. Trudno to
nazwać lojalnością wobec szefa, ale jak mogła zachwy
cać się jego urodą, znosząc codzienne humory.
- Cóż, miłość jest ślepa.
Na chwilę zapadła cisza.
- O czyjej miłości mówimy? - ostrożnie zapytała
Tess.
- Leanne, moja córka, poznała Gabriela w zeszłym
roku na statku - wyjaśniła kobieta. - Jest tam krupierką
- dodała z dumą, widząc, że Tess niczego się nie domy
śla. - A on był pasażerem pierwszej klasy. Mówiła, że
był bardzo zabawny.
Ze zdziwioną miną rozejrzała się po luksusowym
wnętrzu.
- Jakoś nie wyobrażałam go sobie w takim miejscu.
Leanne mówiła, że to lekkoduch.
Nie tylko ona była zaskoczona. Tess z kolei nie mogła
sobie wyobrazić Gabriela jako wesołego lekkoducha krą
żącego po kasynie. Chętnie poznałaby tajemniczą Leanne.
WYGRANA NA LOTERII 13
- Przykro mi, że go tu nie ma. Wróci później. Czy
mam przekazać jakąś wiadomość?
- Nawet coś lepszego niż wiadomość. - Kobieta jak
by nagle podjęła decyzję. - Może pani przekazać mu
syna.
Tym razem Tess straciła zimną krew.
- Syna? - powtórzyła.
- Tak. - Kobieta kiwnęła głową w stronę wózka.
Ma na imię Harry.
Tess spojrzała na wózek. Gabriel ojcem? Wydawało
sie to zupełnie nieprawdopodobne.
- Hm... czy on wie o Harrym? - spytała delikatnie.
- Ależ skąd. Leanne zdecydowała się sama wycho
wywać dziecko. Świetnie - powiedziałam - ale co
z pieniędzmi? Miała dostać pracę na lądzie, a tymcza
sem zaproponowali jej kolejny rejs. Tylko sześć tygodni
i tak dobre zarobki, że nie mogła odmówić.
Tess poczuła się zdezorientowana. Nie do końca ro
zumiała, o co chodziło jej gościowi, ale jednego była
pew na: ostatnia rzecz, jaką chciałby zastać Gabriel po
powrocie do biura, to prezent w postaci małego dziecka
0 imieniu Harry.
- Myślę, że omawianie spraw ojcostwa należy wy-
łącznie do pani córki - stwierdziła zdecydowanie. - Po
za tym pan Stearne nie załatwia w biurze swoich pry
watnych spraw.
- Leanne nie może niczego omawiać, bo jej tu nie
ma - zauważyła zdecydowanym tonem kobieta. -
14 JESSICA HART
l w tym problem. Obiecałam zajad się Harrym podczas
jej nieobecności, ale kilka dni temu dowiedziałam się,
że wygrałam wycieczkę do Kalifornii. Po raz pierwszy
w życiu wygrałam cokolwiek! Zawsze chciałam zoba
czyć Amerykę - kontynuowała rozmarzonym głosem
- ale musiałabym natychmiast lecieć. Już chciałam zre
zygnować, tymczasem wczoraj przeczytałam w gaze
cie, że Gabriel Stearne jest tutaj. Nie widzę powodu, by
odwoływać wyjazd, skoro ojciec Harry'ego może się
nim zająć.
- Tego nie wiem - powiedziała zaniepokojona Tess.
- Jest bardzo zajęty.
- Nie tak bardzo, jeśli może się włóczyć z tą Fion-
nulą Jenkins - oświadczyła babcia Harry
1
ego, wyma
chując gazetą jako dowodem rzeczowym. - Jeśli ma na
to czas, to sądzę, że powinien go znaleźć dla własnego
syna. Uważam, że już najwyższa pora, żeby wziął na
siebie trochę odpowiedzialności za małego. Dlaczego
Leanne ma się ze wszystkim sama borykać? Sama
w ciążę nie zaszła, prawda?
- Nie, oczywiście, ale...
- Nie zostawiam go przecież na zawsze. Wyjeżdżam
tylko na dwa tygodnie. To dobre dziecko, nie sprawi
żadnego kłopotu.
Tess szybko wyszła zza biurka. Wreszcie dotarło do
niej, że to nie żarty.
- Chyba nie myśli pani poważnie o pozostawieniu
tutaj dziecka? - spytała przerażona.
WYGRANA NA LOTERII 15
- Dlaczego nie? Z tego, co mówiła Leanne, wynika,
że Gabriel do ubogich nie należy. Jestem pewna, że da
sobie radę.
- Nie może przecież pani porzucić dziecka!
Nie porzucam go, tylko zostawiam z ojcem. - Po
a się nad wózkiem i pocałowała dziecko. - Bądź
grzeczny, kochanie. Babcia wróci po ciebie za dwa
tygodnie.
Spojrzała uważnie na Tess i wskazała na koszyk pod
wózkiem.
- Jest tu wszystko, czego trzeba na kilka dni, ale
później musicie kupić mleko w proszku i pieluszki.
- Pieluszki? - Tess była przerażona. - Nie może pani
tak po prostu odejść, proszę zaczekać! - zawołała, ale
babcia już zmierzała w kierunku windy.
Ruszyła za nią.
Podniesione głosy obudziły dziecko. Maluch zaczął
płakać. Tess zatrzymała się w drzwiach. Nie mogła
uwierzyć, ale babcia nie zawróciła do płaczącego
wnuka. Gdy Tess wyjrzała na korytarz, drzwi windy
właśnie się zamykały. Podbiegła i gorączkowo nacisnę-
ta przycisk, ale winda nieubłaganie ruszyła. Tess rozej-
rzała sie wokół, szukając pomocy. Wyglądało na to, że
na całym piętrze nikogo nie było. No tak, wszyscy
wyszli o piątej trzydzieści. Jakże żałowała, że ona tego
nie zrobiła.
Zdjęła palec z przycisku windy. Nie było szansy do-
gonienia babci. Wróciła do płaczącego dziecka. Przez
16 JESSICA HART
chwilę bujała wózkiem, ale to nie pomogło. Wzięła je
więc na ręce i delikatnie przytuliła. Widziała jak Bella,
jej przyjaciółka, tak uspokajała swoje maleństwo.
- Cichutko, wszystko będzie dobrze - powiedziała.
1 miała nadzieję, że tak rzeczywiście się stanie. Spojrza
ła na zegar. Żeby Gabriel wreszcie wrócił!
Wydawało jej się, że trwa to wieki, chociaż wska
zówki zegara przesunęły się zaledwie o dwadzieścia mi
nut. Wreszcie Gabriel wkroczył do biura. Powitało go
westchnienie ulgi.
- Dzięki Bogu, że pan wrócił! - zawołała Tess.
Gabriel zatrzymał sięjak wryty. Wychodząc, zostawił
zasadniczą asystentkę pogrążoną w pracy, a po powro
cie zastał zdenerwowaną dziewczynę, ze szlochającym
dzieckiem na ręku. Bluzkę miała wymiętą małymi rącz
kami i wilgotną od łez. Rozczochrane kosmyki już nie
układały się w nieskazitelną fryzurę.
Uniósł brwi.
- Co tu się dzieje?
W innych okolicznościach tak niezwykła zmiana wy
glądu zawsze doskonałej Tess pewnie by go ucieszyła, ale
spotkanie poszło źle, czekało go jeszcze mnóstwo pracy,
musiał przygotować nową ofertę na następny dzień. W tej
sytuacji nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać dzie
cięcych wrzasków. Potrzebował ciszy i skupienia.
- Czyje to dziecko? - spytał, nie dając jej nawet
szansy odpowiedzenia na poprzednie pytanie.
Tess była już zbyt zdenerwowana, żeby dyplo-
WYGRANA NA LOTERII 17
matycznie przekazać szokującą bez wątpienia wiado
mośc. Wypaliła prosto z mostu:
- Pana.
- Co?! - wrzasnął tak głośno, że Harry podskoczył
i znów zaczął płakać.
- Niech pan tak nie krzyczy! No i co pan najlepsze
go zrobił?! - powiedziała z wyrzutem. - Znów muszę
go uspokajać.
Bujała dziecko na rękach, dopóki nie przestało żałoś-
nie szlochać.
Gabriel z trudem panował nad sobą.
- Tess, proszę mi natychmiast wytłumaczyć, co tu
robi to dziecko - wycedził złowrogo przez zęby.
W kilku słowach opowiedziała, co zaszło podczas
jego nieobecności.
- To wszystko stało się tak szybko - dokończyła. -
W jednej chwili kładłam listy na pana biurku, a w dru-
giej zostałam z dzieckiem na ręku!
- Czy dobrze zrozumiałem? Nie wiadomo skąd zja-
wia się jakaś kobieta, oświadcza, że wyjeżdża na waka-
cje i zostawia ci dziecko, a ty pozwalasz jej odejść
i nawet nie pytasz o nazwisko?
- Powiedziała, że jest pan ojcem Harry'ego - pró-
bowała się bronić.
- A ty jej uwierzyłaś?
- Nie wiedziałam, w co mam wierzyć. Nie zwierza
mi się pan z osobistych spraw. Niektórzy twierdzą, że
ma pan już chyba z tuzin synów.
18 JESSICA HART
Gabriel spojrzał na nią wściekle.
- Zapewniam cię - powiedział ozięble - że nie mam
żadnego syna i nigdy nie byłem na żadnej morskiej
wycieczce. Z pewnością też nie uwodziłem żadnych
krupierck.
Tess zagryzła wargę i zmartwiona spojrzała na
dziecko.
- Co teraz zrobimy? - spytała.
- My?
Uniósł brwi w wyrazie zdziwienia; miała ochotę go
uderzyć.
- To nie moje dziecko - stwierdziła.
- Moje także nie - odrzekł, lekceważąc groźne błys
ki w jej spojrzeniu. - Wzięłaś na siebie odpowiedział
ność za nie i to ty musisz sobie z tym poradzic
Wyraźnie uważał sprawę za załatwioną. Tess wpadła
w złość. Przez chwilę gapiła się na niego, zaskoczona
tupetem i bezduszną odmową pomocy.
- Zaraz, chwileczkę - zaczęła z wściekłością, ale
nim zdążyła powiedzieć Gabrielowi, co o nim myśli,
zadzwonił telefon. Odruchowo oboje spojrzeli w tam
tym kierunku. Gabriel zaklął pod nosem, niezadowolo
ny, że ktoś im przeszkadza.
- Lepiej ty odbierz - powiedział złośliwie. - Może
ktoś jeszcze chce zostawić dziecko lub psa przed wy
jazdem na wakacje! Zaproponuj, że możemy także pod
lewać kwiatki!
Tess spojrzała z wyrzutem.
WYGRANA NA LOTERII 19
- Jak mam odebrać telefon? Mam tylko dwie ręce,
ale zapewne pan nie zauważył, że obie są zajęte? Może
powinnam podnieść słuchawkę zębami?
Telefon nieustannie dzwonił i nie sposób było go
zignorować.
- Dobrze, odbiorę - zdecydował Gabriel. - Słu
cham? - warknął do słuchawki. - A, Greg. Tak, do
stałem twoją wiadomość. Nie, w niczym nie możesz
pomóc. Chyba że znasz krupierkę, która ma na imię
Leanne - dodał takim tonem, jakby nagle sobie
o czymś przypomniał.
Tess nie mogła słyszeć odpowiedzi Grega, ale mu
siało to być coś zaskakującego, bo Gabriela dosłownie
zamurowało. Rzucił szybkie spojrzenie na Tess.
- Zaczekaj chwilkę - przerwał bratu. - Lepiej bę
dzie, jeśli do ciebie oddzwonię. Za dwie minuty.
- To był mój brat - wyjaśnił zupełnie niepotrzebnie.
Cała dotychczasowa jego pewność siebie gdzieś się
ulotniła.
- Pana brat? Co on ma wspólnego z matką Hanye-
go? - spytała Tess, oszołomiona niespodziewanym roz
wojem wypadków.
- Tego właśnie zamierzam się dowiedzieć.
Ściągnął płaszcz, rzucił go na oparcie krzesła i ruszył
do swojego gabinetu.
- A ja co mam teraz robić? - spytała zaczepnie.
- Po prostu - kiwnął ręką wymijająco - zajmij się
dzieckiem, żeby nie płakało.
2 0 J E S S I C A H A R T
- Świetnie, dziękuję! - mruknęła, gdy drzwi się za
nim zamknęły. Przełożyła Harry'ego na drugą rękę; był
mały, ale zaskakująco ciężki. Dziecko cicho kwiliło,
jakby nie miało już siły płakać.
Spojrzała na zegar. Zdziwiła się, że minęła zaledwie
godzina od chwili, gdy do biura wjechał wózek z dziec
kiem. Nie wiedziała, co dalej robić. Zaczęła chodzić po
pokoju, niezręcznie poklepując Harry'ego po plecach.
Tak robiły jej znajome mające dzieci. Miała nadzieję,
że Gabriel się pospieszy. Łatwo mu było zarządzić, że
dziecko powinno być cicho, ale ona nie była w stanie
tak chodzić w tę i z powrotem przez całą noc.
Na dźwięk otwieranych drzwi odwróciła się gwał
townie. Gabriel był bez marynarki. I bardziej ponury
niż kiedykolwiek.
- I co? - zapytała.
Desperackim ruchem rozluźnił krawat.
- Greg był w zeszłym roku na wycieczce na Karai
bach. Statkiem - powiedział po chwili. - Poznał tam
Leanne, krupierkę. Miał z nią romans. Niestety, jak to
Greg, nawet nie pamięta jej nazwiska, więc tą drogą nie
znajdziemy jej matki. Ale to jeszcze nie znaczy, że Greg
jest ojcem Harry'ego - dodał szybko. - Tyle tylko, że
wiemy przynajmniej, dlaczego twój gość przyczepił się
do mnie.
- Ale ona na pewno powiedziała „Gabriel Stearne'*
- upierała się Tess. - Raczej trudno pomylić Gabriela
z Gregiem.
WYGRANA NA LOTERII 21
Zacisnął zęby, słysząc podejrzliwy ton jej głosu.
- Słuchaj, chciałaś znać sytuację, więc ci wyjaśni
prawda?
Nie miał ochoty opowiadać Tess o Gregu, żeby
mogła potem patrzeć na niego z góry. Kiedy jednak
na nią spojrzał, nie miał wątpliwości, że tak długo
będzie zadawała pytania, aż otrzyma zadowalającą
odpowiedź.
- No dobrze, okazuje się, że Greg czasem przedsta-
wia się moim imieniem - przyznał zrezygnowany. -
Mówi, że w ten sposób dostaje lepszy stolik w lokalu
albo miejsce w samolocie bez rezerwacji. Dzięki temu
w czasie wycieczki statkiem przydzielono mu też lepszą
kabinę. Zamówił miejsce jako Gabriel Stearne i cały
czas tak się przedstawiał. Nie przyznał się do niczego
również Leanne. Nie uważał, że to może mieć jakieś
znaczenie. Wiedział, że ja nie jeżdżę na żadne wyciecz-
ki, mało prawdopodobne było też, że Leanne zajrzy
kiedykolwiek do gazety na strony poświęcone bizneso-
wi i zobaczy tam moje zdjęcie.
- A zatem Greg jest ojcem Harry'ego?
- Tak.
- Cyli mały jest pana bratankiem - powiedziała
wolno. Spoglądała na nich na przemian, jakby szukając
podobieństwa.
- To możliwe - przyznał niechętnie Gabriel,
Najwyraźniej nie był zachwycony perspektywą powic
rodziny.
22 JESSICA HART
r Czy Greg też myśli, że może być ojcem Harry'ego?
Gabriel usiadł na brzegu biurka i nerwowo zaczął
pocierać kark.
- Nie powiedziałem mu o Harrym - przyznał po
chwili.
Tess była zupełnie zaskoczona. Przecież chyba po to
dzwonił do Grega?
- Dlaczego?
- Bo raz jeden w życiu Greg jest tam, gdzie powi
nien być - wyjaśnił. - Pojechał do matki na Florydę.
Ray, jego ojciec, a mój ojczym, przeszedł operację ser
ca. Matka sama nie daje sobie rady. Nie była zbyt silna,
nawet w lepszych czasach. Wolę, żeby teraz z nią zo
stał. Nam i tak nie pomoże, bo nie ma pojęcia o małych
dzieciach.
- A my mamy? - spytała Tess złośliwie.
Gabriel zignorował pytanie. Wstał z biurka i zaczął
krążyć po pokoju.
- Akurat dziś jest mi to szczególnie nie na rękę -
mówił pod nosem. - Musimy sprawdzić wszystkie dane
w naszej ofercie, jeden rozdział trzeba napisać od nowa.
Nie mam czasu, żeby biegać po Londynie, szukając
bezimiennej babci, która podrzuciła nam dziecko.
- Dlaczego nie zadzwoni pan na policję?
- Nie mogę ryzykować, że sprawa dostanie się do
gazet. Gdyby się okazało, że Greg naprawdę jest ojcem,
mama by się załamała. A i tak ma dosyć zmartwień
z powodu Raya.
WYGRANA NA LOTERII 23
Tess rozbolała ręka. Postanowiła zaryzykować i po
łożyła Harry'ego do wózka. Zaczęła delikatnie kołysać
w obawie, że dziecko znów się rozpłacze. Nigdy by
jej do głowy nie przyszło, że Gabriel Stearne może
być kochającym synem. A tymczasem starał się oszczę-
dzić matce dodatkowych zmartwień. Może gdzieś głę-
boko w środku drzemały w nim ludzkie uczucia?
W każdym razie dotychczas świetnie mu się udawało je
ukrywać!
Tymczasem Gabriel szukał wyjścia z sytuacji. Po-
chylony, z rękami w kieszeniach, spacerował w tę i
z powrotem, aż Tess poczuła przemożną chęć, żeby
podstawić mu nogę i przerwać tę wędrówkę.
- Mogę wynająć prywatnych detektywów, żeby
odnaleźli matkę dziecka - zdecydował po chwili. - Nie
ma znowu tak wielu krupierek o imieniu Leanne.
- No dobrze, ale nawet jeśli wytropią Leanne, po-
trwa trochę, zanim wróci do kraju - zauważyła. - A co
będzie z dzieckiem do tego czasu?
- W końcu od tego są opiekunki.
Zdecydowawszy, co należy zrobić, Gabriel chciał jak
najszybciej zająć się ofertą potrzebną następnego dnia.
Wyprostował ramiona, przeciągnął się z zadowoleniem
i powiedział do Tess:
- Lepiej od razu skontaktuj się z agencją. Za
mów opiekunkę przynajmniej na tydzień. Jeśli do
pisze nam szczęście, przez ten czas odnajdziemy
matkę chłopca.
24 JESSICA HART
Ruszył w stronę gabinetu, uważając sprawę za zała
twioną. Tess spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Dochodzi siódma - powiedziała powoli i wyraź
nie, żeby to do niego dotarło. - Agencje są już nieczyn
ne. Mogę się z kimś skontaktować dopiero jutro rano.
Gabriel spojrzał na nią wściekle. Zdawał sobie spra
wę, że Tess nie jest niczemu winna, ale jej uwagi nie
pozwalały mu zająć się ważniejszymi sprawami. Po pro
stu nie miał czasu na takie drobiazgi.
- W takim razie, co proponujesz? - spytał przez za
ciśnięte zęby.
Tess uśmiechnęła się słodko.
- Będzie pan musiał sam się nim zająć.
- Ja?
- Tak, pan! - powiedziała, z przyjemnością obser
wując jego minę. Był tak przerażony, że z trudem po
wstrzymała się od śmiechu. - Wygląda na to, że właśnie
przejął pan obowiązki wobec Harry'ego.
- Ale jeśli chodzi o dzieci, to nawet nie odróżniam,
który koniec jest który!
- To w końcu tylko jedna noc - powiedziała zdecy
dowanie. - Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku.
Gabriel spojrzał na nią z wyraźną niechęcią. Odrobi
na rozsądku? Kiedy trzymała dziecko na rękach, wcale
nie była taka pewna siebie.
- Sam nie dam rady, będziesz musiała mi pomóc.
- Przykro mi - powiedziała Tess bez cienia żalu
w głosie - ale dziś mam umówione wyjście.
WYGRANA NA LOTERII 25
- Randkę?
Spojrzał na nią zaskoczony. Najwyraźniej nigdy nie
przyszło mu do głowy, że mogłaby prowadzić normalne
życie, a już na pewno, że jest wystarczająco atrakcyjna,
żeby chodzić na randki.
Tym razem Tess nie ukrywała uśmiechu.
- Tak, jestem umówiona na randkę - odpowiedziała,
choć nie było to całkiem zgodne z prawdą. Miała się
tylko spotkać z grupką przyjaciół; nie zamierzała mu
jednak tego mówić.
- Nie możesz odwołać?
W głębi duszy Gabriel przeklinał nieobecnego bra
ta, Nigdy nie lubił prosić kogoś o przysługę, a już
szczególnie Tess Gordon z tym jej ostrym szkockim
akcentem i spojrzeniem pełnym dezaprobaty... Nie
miał jednak wyjścia. Pozostanie z dzieckiem nie
schodziło w grę.
- Posłuchaj, wiem, że proszę o wiele, ale potrzebna
mi pomoc. Sam nie dam sobie rady z Harrym. Nigdy
ze nie miałem dziecka na rękach.
W jego głosie pojawiła się nuta rozpaczy. Podziałało
to na Tess, ale postanowiła być twarda. On nie był taki
chetny do udzielenia jej jakiejkolwiek pomocy, zanim
sprawa się nie wyjaśniła.
- Na pewno ma pan znajomych, którzy mogliby po
móc - stwierdziła.
- Nie znam w Londynie nikogo - powiedział Ga-
briel. - Jestem tu dopiero od miesiąca.
26 JESSICA HART
WYGRANA NA LOTERII 27
- Tak? - Tess pomyślała o gazecie w koszu pod
biurkiem. - Słyszałam, że zna pan Fionnulę Jenkins.
- Nie na tyle, żeby prosić ją o zajmowanie się cu
dzym dzieckiem przez całą noc.
- Mnie też pan nie zna zbyt dobrze, a jednak żąda
pan ode mnie pomocy.
- To co innego. - Gabriela zadziwił jej brak logiki.
- Pracujesz dla mnie.
- Jestem pana asystentką, a nie nianią!
- Tak, i bardzo byś mi pomogła, gdybyś zajęła się
tym dzieckiem.
Tess uniosła brodę. Nie miała zamiaru tak łatwo sie
poddać.
- Przykro mi - powiedziała stanowczo - aleja...
- Oczywiście zapłacę ci za nadgodziny - przerwał
Gabriel, zmieniając taktykę. - Podwójna stawka - do
dał sprytnie.
To było mistrzowskie posuniecie. Tess zaczęła sic
wahać. Wcześniej zastanawiała się, jak zdobyć pienią
dze, żeby pomóc bratu wydostać się z tarapatów, a teraz
pojawiła się okazja zarobku i to bez żebrania o pod
wyżkę, na którą Gabriel z pewnością i tak by się nie
zgodził.
- Nie wiem o dzieciach więcej niż pan - powiedzia
ła, ale Gabriel już się zorientował, że jej opór osłabł,
i postanowił to wykorzystać.
- Na pewno wiesz więcej - stwierdził. - Daj spokój
Tess, nie możesz mnie zostawić z nim samego.
Pamiętała, jak chciał się wymigać od pomocy i miała
ogromną ochotę odpowiedzieć, że zostawienie go spra-
wiłoby jej ogromną radość, ale spojrzała na dziecko
i zrezygnowała. Miało tak smutną buzię, że intynktow-
nie schyliła się i wzięła je na ręce. Biedne maleństwo
już raz zostało dziś porzucone. Nie miała serca zosta
wiać Harry'ego na pastwę losu.,.
ROZDZIAŁ DRUGI
Westchnęła.
- Dobrze. Pomogę, ale to nie znaczy, że sama wszyst
ko zrobię.
- Zgoda - odpowiedział Gabriel. Czuł taką ulgę, że
gotów był zgodzić się na to, co zaproponuje. - Zabie
rzemy go do mojego mieszkania - szybko mówił dalej,
żeby nie zdążyła zmienić zdania. - Po drodze podje
dziemy do ciebie, weźmiesz, co ci będzie potrzebne na
noc. Zbieramy się.
Wyraźnie starał sieją ponaglić, ale dla Tess wszystko
dziło się trochę za szybko.
Najpierw dobrze byłoby się kogoś poradzić - pró
bowała zyskać na czasie. Nie była przekonana, czy chce
jechać do mieszkania Gabriela. Zgodziła się pomóc, ale
wolała ustalić wcześniej, na czym ta pomoc ma polegać.
- Mówiłaś, że agencje są już nieczynne? - spytał
Gabriel, marszcząc brwi.
- Nie mówię o telefonie do agencji. Moja znajoma
w tym roku urodziła dziecko. Żadne z nas nie wie, co
robić, więc pomyślałam, żeby do niej zadzwonić. Oczy
wiście, jeśli mi wolno - dodała z niewinną miną - bo
WYGRANA NA LOTERII 29
przecież nie życzy pan sobie w pracy żadnych prywat
nych telefonów.
- Dzwoń!-warknął Gabriel; rozmowy telefoniczne
personelu były dla niego w tej chwili najmniejszym
Zmartwieniem.
Ku jego przerażeniu Tess wręczyła mu dziecko, a sa
ma sięgnęła po słuchawkę. Stanął obok na wypadek,
gdyby musiał szybko oddać jej Harry'ego. Trzymał go
nieudolnie w wyciągniętych rękach i spoglądał z mie
szaniną lęku i zaciekawienia. Tess nie przypuszczała, że
ktoś mógłby wyglądać bardziej niezręcznie z dzieckiem
na ręku niż ona. Gabriel jednak był wyjątkowo niepo
radny.
Zauważyła z rozbawieniem, że nagle stracił arogan
cki wyraz twarzy. Bez marynarki, z rozluźnionym kra
watem wyglądał młodziej i mniej odpychająco niż zwy
kle. Tess pomyślała, że może to tylko złudzenie. W koń
cu nigdy nie spotkała człowieka bardziej nieprzystępne
go niż Gabriel Steame: zimnego, pozbawionego
skrupułów i całkowicie obojętnego na sprawy ludzi,
którzy dla niego pracowali. I pomyśleć, że z kimś takim
ma spędzić wieczór. Cóż, przynajmniej będzie za to
trochę pieniędzy.
Przysiadła na krawędzi biurka. Sygnał w słuchawce
świadczył, że numer jest zajęty. Spoglądała na Gabriela,
który zabawiał dziecko, unosząc je i opuszczając. Przez
chwilę Harry nie mógł się zdecydować, czy na pewno
mu się to podoba. Tess wstrzymała oddech, czekając na
30 JESSICA HART W Y G R A N A N A L O T E R I I 3 1
straszny krzyk, Harry jednak się nie rozpłakał. Niespo
dziewanie na buzi malca pojawił się uśmiech. Gabriel
był zaskoczony i,., zakłopotany. Poczuł ulgę, a nawet
dumę z tak niespodziewanej reakcji na jego zabiegi
i nim się zorientował, instynktownie odwzajemnił
uśmiech.
Tess o mało nie spadła z biurka. Nigdy nie widziała
uśmiechu na twarzy Gabriela, nawet go sobie nie pró
bowała wyobrazić. Zaskoczyło ją, że w zimnych oczach
nagle pojawiły się iskierki radości, usta przestały być
zaciśnięte, policzki zmarszczyły się w uśmiechu. Cał
kiem oszołomiona, dopiero po chwili zorientowała się,
że głos w słuchawce brzmi coraz bardziej natarczywie.
- Halo! Halo! Kto mówi?
- Bella! - Tess przestała gapić się na Gabriela
i wzięła się w garść. - Tu Tess.
- Tess! - wykrzyknęła Bella donośnie. - Jak tam
piekielny szef?
- Stoi tuż obok - wyjaśniła cicho Tess.
Nie odważyła się spojrzeć na Gabriela, nie wiedziała
więc, czy usłyszał pytanie Belli. Jak najzwięźlej starała
się wyjaśnić przyjaciółce sytuację. Nie było to łatwe, bo
Bella wtrącała uwagi i zadawała nieistotne pytania. Tess
z trudem przeszła do zasadniczej kwestii. Kiedy odwa
żyła się spojrzeć na Gabriela, ten znacząco uniósł brew.
Niewątpliwie słyszał doskonale.
- Bella, po prostu powiedz nam, co robić - poprosiła
pospiesznie. - Babcia Harry'ego powiedziała, że wszyst
ko, co potrzebne, schowała do wózka. Dla mnie to jak
zaglądanie pod maskę samochodu. Jest tu dużo rzeczy,
ale nie wiem, co do czego służy.
Gabriel przyciągnął wózek bliżej, żeby Tess mogła
dokładnie opisać, co się znajduje w koszyku.
- Hmm - zastanawiała się Bella. - W jakim wieku
jest dziecko?
Tess zasłoniła mikrofon, choć biorąc pod uwagę, że
Gabriel już i tak słyszał rozmowę, było za późno na
dyskrecję.
- W jakim wieku jest Harry? - spytała.
- Skąd mogę wiedzieć?
Nadal bolało go określenie: „piekielny szef, a na
dodatek irytowało, że nagle nie mógł od niej oderwać
oczu. Mimo że była to ta sama Tess w nieśmiertelnym
eleganckim, szarym kostiumie i pantoflach na płaskim
obcasie, wyglądała jednak jakoś inaczej. Gabriel zasta
nawiał się, jak to się stało, że nie zauważył tak zgrab
nych nóg.
- Dziecko to dziecko, wiek nie ma znaczenia - do
dał gniewnie. Miał nadzieję, że Tess nie dostrzegła, jak
sie jej przyglądał.
- Najwyraźniej ma - odpowiedziała.
Czuła jego wzrok i przeszkadzało jej to uważnie słu-
chać Belli. Był wściekły z powodu jej uwag, nie miała
co do tego wątpliwości. Uznała jednak, że nie ma się
czym przejmować. Gabrielowi dobrze zrobi, jeśli się
wreszcie dowie, co o nim wszyscy myślą. Choć musiała
32 JESSICA HART
przyznać, że chwila nie była najlepsza. Nie powinien
się dowiedzieć, jak bardzo go nie lubi właśnie teraz,
kiedy mieli razem spędzić noc. Odłożyła jednak ten
problem na później i zajęła się ustalaniem wieku Har
ry'ego.
- Czy brat wspomniał, kiedy uczestniczył w tym
sławetnym rejsie?
- W zeszłym roku... chyba w sierpniu - zaczaj
szybko liczyć - wiec dziecko powinno mieć teraz około
pięciu miesięcy.
- Sądzimy, że pięć miesięcy - poinformowała Bellę
- Aha... a dokąd zamierzacie zabrać dziecko?
- Do mieszkania pana Steame'a.
- No, no. Chcesz powiedzieć, że spędzisz z nim naj-
bliższą noc?
Dotychczas Tess starała się o tym nie myśleć. W koń-
cu nie chodziło o spędzenie nocy tak, jak to sobie wy-
obrażała Bella. Jednak sytuacja była niezręczna. Spój-
rżała na Gabriela. Nie potrzebował nic mówić, wystar
czyło uniesienie brwi. Słyszał każde słowo Belli. Ale
jakie to miało znaczenie. Mężczyzna, który umawia się
z kobietami takimi jak Fionnula Jenkins, nie będzie
miał problemów z trzymaniem się z dala od Tess.
- Po prostu musimy zająć się dzieckiem, dopóki nie
znajdziemy jutro jakiejś opiekunki. Bella, gdybyś mogła
tylko powiedzieć, czym mamy go karmić.
Zajęło to trochę czasu, ale w końcu Tess udało się
dowiedzieć wszystkiego na temat sterylizowania bute-
WYGRANA NA LOTERII 33
lek, podgrzewania mleka, kąpieli, noszenia na rękach
po karmieniu i układania do snu. Cały czas skrupulatnie
notowała, na koniec przejrzała zapiski i stwierdziła, że
jeden temat został pominięty.
- Jak zmieniać pieluszki?
- To znaczy?
- Wiesz... skąd mamy wiedzieć, że już trzeba?
Bella roześmiała się.
- Próbowaliście go powąchać?
Gabriel nie czekał na odpowiednie polecenie. Uniósł
Harry*ego wyżej i ostrożnie powąchał. Zmarszczył nos
i zrobił minę, która powiedziała Tess wszystko. Serce
jej dosłownie zamarło.
- Och, zdaje się, że musimy wziąć się za to zaraz.
Więc co mamy zrobić?
- Tess, to nie do wiary! Masz trzydzieści cztery lata
i nigdy nie zmieniałaś pieluchy? - skarciła ją Bella. -
Gdybyś choć raz na jakiś czas zajęła się swoją chrześ-
nicą, dawno byś to wiedziała. Zresztą dlaczego ciągle
powtarzasz: „my"? - mówiła dalej, nim Tess zdążyła
zaprotestować. - Od kiedy jesteście z Gabrielem Stear-
ne'em tacy nierozłączni?
Tess ominęła wzrokiem Gabriela, chociaż czuła, że
on słucha każdego słowa.
- Bella - powiedziała przez zaciśnięte zęby - czy
mogłybyśmy skupić się na zmianie pieluszek?
- No dobrze, ale jutro musisz zadzwonić i wszystko
mi opowiedzieć!
3 4 J E S S I C A H A R T
Tess zanotowała wskazówki Belli, omijając wszelkie
docinki. Miała przeczucie, że następne kilka minut bę
dzie raczej nieprzyjemne.
- Dziękuję ci, Bella - powiedziała oschłym tonem.
- Wprost nie mogę się doczekać.
- Życzę powodzenia! - zawołała Bella, żeby Gabriel
mógł ją słyszeć. -1 powiedz temu twojemu szefowi, że
moim zdaniem ma bardzo zmysłowy głos!
Tess pospiesznie odłożyła słuchawkę. Przy najbliż
szej okazji nie omieszka zamordować Belli.
- Nie wiedziałem, że plotkujesz o mnie ze znajomy
mi. - Gabriel rzucił jej chłodne spojrzenie.
- A ja nie wiedziałam, że ma pan zwyczaj podsłu
chiwać prywatne rozmowy.
Gabriel miał już na końcu języka ciętą odpowiedź,
ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Przypomniał so
bie, że dziś będzie jeszcze potrzebował pomocy Tess.
Tymczasem Harry miał już dość zwisania w niewygod
nej pozycji i zaczął popłakiwać.
- Słuchaj, zmieńmy wreszcie tę pieluchę - warknął
Gabriel. - Zróbmy to razem, bo zabieg nie zapowiada
się nazbyt przyjemnie.
- Dobrze.
Tess skorzystała z okazji, żeby się wycofać z nie
zręcznej sytuacji. Obecność Harry^go miała zły wpływ
na nich oboje. Pomyślała, że jeśli nie będzie postępować
ostrożniej, to wkrótce znajdzie się bez pracy. Dodatko
we pieniądze są nie do pogardzenia, ale stała pensja to
WYGRANA NA LOTERII 35
sprawa najważniejsza. Odkąd Gabriel zjawił się w Spa-
ceWorks, zastanawiała się nad zmianą pracy, jednak
wszystkie proponowane jej stanowiska były gorzej płat
ne, a na to nie mogła sobie teraz pozwolić. Pomyślała
ze smutkiem, że najlepiej będzie trzymać buzię na kłód
kę i robić swoje.
Gabriel, trzymając Harry^go w wyciągniętych rę
kach, zaniósł malca do eleganckiej, lśniącej łazienki
Obok swego gabinetu. Tess rozłożyła na marmurowym
blacie obok umywalki ręcznik.
- Zaczynamy! - oznajmiła, wzięła głęboki oddech
i desperackim ruchem rozpięła śpioszki.
Dziecko zareagowało żałosnym wrzaskiem, do tego
kręciło się niebezpiecznie, więc musieli oboje się nim
zająć, żeby nie zsunęło się na podłogę. Jednocześnie pró-
bowali się zorientować, jak rozplatać pieluchę. Gdy wresz-
cie im się to udało, spojrzeli na siebie, krzywiąc się.
Gabriel zauważył nagle, że oczy Tess mają piękny,
miodowy odcień brązu i że błyszczą w nich złote iskier
ki. Uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy im się nie
przyjrzał. Zwykle były schowane za okularami, których
używała, pracując na komputerze lub robiąc notatki.
Teraz poczuł dziwny dreszcz. Ich spojrzenia spotkały
się dosłownie na sekundę lub dwie, a miał wrażenie, że
ta chwila trwała wieczność.
Tess często widywała matki, które w toalecie zręcz
nie przewijały dzieci. Nie mogła pojąć, jak udawało im
sie to robić samodzielnie. Ona i Gabriel musieli zerkać
36 JESSICA HART
co chwilę do notatek ze wskazówkami Bel Ii. Kręcili się
w kółko, przynosząc z wózka olejki, zasypki, kremy
i pieluchy. Tess była zadowolona, że nie została sama
z tym problemem, choć za nic na świecie by się do tego
nie przyznała. Gabriel był bardziej niż ona nieporadny,
jego twarz przybrała dziwnie zielony kolor, ale ręce
trzymały dziecko pewnie i spokojnie. Pomyślała, że ta
kie ręce dają prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Były
duże, silne i z bardzo czystymi paznokciami. I takie
miłe w dotyku.
Wreszcie uporali się z zadaniem. Harry, znów zapięty
na wszystkie guziki, wyraźnie poczuł się lepiej i prze
stał popłakiwać. Tess uniosła go i przytuliła do ramie
nia. Pogratulowała sobie w duchu, że zaczyna nabierać
wprawy.
- Dzięki Bogu, że już po wszystkim! - powiedział
Gabriel, z obrzydzeniem wyrzucając brudną pieluchę.
Tess skinęła głową. Ich spojrzenia znów się na mo
ment spotkały. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że
ona i Gabriel mogą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego,
choćby nieporadną zmianę pieluch.
Był już najwyższy czas, żeby pojechać do domu Ga
briela. Tess często zastanawiała się, dlaczego znajomym
obarczonym dziećmi wybranie się gdziekolwiek zabiera
tyle czasu. Tego wieczoru przekonała się, że mając
dziecko pod opieką, nie można po prostu ubrać się,
wziąć torebkę i wyjść. Harry nie chciał leżeć w wózku,
więc musieli na zmianę trzymać go na rękach, pakując
WYGRANA NA LOTERII 37
jego rzeczy, wyłączając światła i komputery. Wszystko
to trwało wieczność. W połowie drogi do podziemnego
garażu Gabriel przypomniał sobie o dokumentach, któ-
re miał w nocy sprawdzić. Musieli więc zawrócić na
górę. Humor mu się nie poprawił, gdy wreszcie dotarli
do samochodu i należało złożyć wózek. Klnąc pod no-
sem, walczył z gałkami i dźwigniami.
- To nie może być takie trudne - nierozsądnie
stwierdziła Tess. - Ciągle widuję matki z takimi wóz-
kami. Niemożliwe, żeby wszystkie miały dyplomy in
żynierów.
- Nie, ale nikt też nie robi im niepotrzebnych uwag
rzucił opryskliwie.
- Nie musi się pan na mnie wyżywać tylko dlatego,
że nie wie pan, jak to zrobić - powiedziała chłodno,
zapominając, że przyrzekła sobie trzymać język za zę
bami. - To nie moja wina, że jest pan w złym humorze.
Gabriel miał własne zdanie na ten temat. Gdyby od
powiednio załatwiła sprawę z babcią Harry^go, wie-
czór nie stałby się totalną katastrofą. A tak musiał bła-
gać ją o pomoc, zmieniać pieluchę, co wymagało nie
lada samozaparcia, a teraz robił z siebie pośmiewisko,
walcząc z tym przeklętym wózkiem. I nie koniec na
tym. Czekał go jeszcze wieczór w towarzystwie własnej
asystentki, która nie robiła tajemnicy z faktu, że go nie
znosi. Gabriel doszedł do wniosku, że jego zły humor
jest w dużej mierze zasługą Tess, jednak mógł co naj
wyżej posłać jej nienawistne spojrzenie, i to wyłącznie
38 JESSICA HART
w chwili, gdy odwracał się w stronę wózka. Wyładował
złość na dźwigni, którą już wcześniej próbował przesu
nąć. Szarpnął ją ostro i... wózek złożył się jednym
płynnym ruchem.
Wreszcie ruszyli i niemal natychmiast utknęli w kor
ku. Powoli posuwali się na południe od rzeki, w kierun
ku mieszkania Tess, Gabriel niecierpliwie bębnił palca
mi o kierownicę. Obecność Tess bardzo go rozpraszała.
Był zły na siebie, że nie może zapomnieć ani jej oczu,
ani nóg. Żałował, że w ogóle zwrócił uwagę na cokol
wiek. Gdy już raz zaczął się przyglądać, trudno mu było
przestać.
Na zewnątrz było ciemno. W słabym świetle padają
cym z deski rozdzielczej Gabriel widział tylko zarys jej
twarzy i kącik ust. Pomyślał, że do asystentki, która tra
ktowała go z lodowatą uprzejmością, bardziej pasowałyby
zimnoniebieskie oczy, a nie te brązowe, takie ciepłe, przy
ciągające. Gabriel nie był w stanie o nich zapomnieć.
Powtarzał sobie, że teraz nie ma czasu na takie roz
ważania. Objęcie zarządu SpaceWorks było ryzykow
nym posunięciem. Jeśli nie uda się podpisać umowy
z Emery, poniesie klęskę i straci pieniądze. A nie lubił
przegrywać. Nie miał zamiaru ponieść strat tylko dlate
go, że pojawiło się jakieś dziecko albo że sekretarka
zdjęła okulary!
Gdy godzinę później zatrzymali się przed domem
Tess, mały spał, więc Gabriel został z nim w samocho
dzie. Tess wbiegła do mieszkania i szybko wrzuciła do
WYGRANA NA LOTERII 39
torby tylko kilka niezbędnych drobiazgów. Czekała ich
jeszcze jazda przez całe zatłoczone śródmieście, bo
wiem Gabriel mieszkał nad rzeką w starych magazy
nach, niedawno przebudowanych na mieszkania. Kiedy
wreszcie dotarli na miejsce, Tess była już potwornie
zmęczona. Rozejrzawszy się po mieszkaniu Gabriela,
zaczeła żałować, że nie zaproponowała pozostania
u niej. Może nie byłoby tak elegancko, ale przynajmniej
wygodnie. Nawet przez moment chciała coś na ten te
mat powiedzieć, ale zrezygnowała; dom był jej króle-
stwem i nie wiedziała jeszcze, czy chciałaby w nim go
ścić Gabriela.
Wnętrze było obrzydliwie nowoczesne: wszędzie
błyszcząca stal, szkło i tkaniny w neutralnych kolorach.
Żadnej przytulności. Przestrzeń umiejętnie podzielono,
ustawiając odpowiednio meble i oświetlenie. Było ele-
gancko. wytwornie i zupełnie bez wdzięku. Tess nie
mogła sobie wyobrazić, że ktoś chciałby tu naprawdę
mieszkać. W tym wyblakłym otoczeniu kolorowy wó
zek dziecięcy stanowił drażniący kontrast. Doszła do
wniosku, że może lepiej się stało, że nie zaprosiła Ga
briela do siebie. Jeśli ma taki gust, jej mieszkanie wy
dałoby mu się koszmarne.
- Wszystko tu takie... nowe - stwierdziła.
- Nie podoba ci się - domyślił się Gabriel. Za
brzmiało to, jakby zależało mu na jej opinii.
- Nie, po prostu wydaje mi się, że nie ma własnego
charakteru.
4 0 J E S S I C A H A R T
- Nie zależy mi na tym - powiedział krótko. - Po
trzebuję wygody. A te mieszkania były rozchwytywane.
Od razu wyposażone w pościel, ręczniki, naczynia, na
wet w zapas wina. Idealne dla ludzi sukcesu, którzy nie
chcą tracić czasu na zastanawiane się, gdzie kupić kor
kociąg.
Na Tess nie zrobiło to wrażenia.
- Dla mnie to żaden sukces, jeśli nie mam czasu
i chęci, by stworzyć sobie dom.
- Dom to tylko miejsce do spania.
Gabriel, urażony brakiem zachwytu, postanowił za
słonic okna ciągnące się na całej długości ściany. Do
tychczas nie zwrócił na to uwagi, ale gdy na zewnątrz
zrobiło się ciemno i deszcz uderzał w szyby, mieszkanie
istotnie nie wyglądało przytulnie.
- Wprowadziłem się dopiero dwa dni temu - w\jaś
ni!, starając się znaleźć coś, co pozwoliłoby zaciągnąć
zasłony; ponieważ podobał mu się widok z okien, do
tychczas nie musiał tego robić. - Przedtem mieszkałem
w hotelu - dodał. Przesunął ręką wzdłuż krawędzi za
słon, szukając sznura lub jakiegoś mechanizmu. - Ale
tu jest o wiele lepiej. Obsługa jak w hotelu, a czuję się
jak u siebie. Poza tym w nowym mieszkaniu wszystko
działa bez zarzutu.
- Chyba nie wszystko - stwierdziła Tess, obserwu
jąc jego coraz bardziej nerwowe wysiłki. Mruczał coś
pod nosem i był już gotów uciec się do siły. Odsunęła
go na bok.
WYGRANA NA LOTERII 41
- Chwileczkę, ja spróbuję.
Podeszła do ściany, odnalazła dyskretnie umieszczo
ny zestaw przełączników. Nacisnęła jeden z nich i za
słony rozciągnęły się gładko wzdłuż ogromnego okna.
Gabriel poczuł wzbierającą irytację.
- Bardzo wygodne - mruknęła.
Gabriel uniósł wzrok, słysząc ironię w jej głosie, ale
wtedy od strony wózka dobiegł odgłos przypominający
miauczenie.
- Harry się budzi - nerwowo stwierdziła Tess.
Równocześnie pochylili się nad wózkiem. Dziecko
kręciło się i przecierało piąstkami oczy.
- Co mamy teraz zrobić? - spytał Gabriel. Starał się
zachować bezpieczną odległość.
Tess wyciągnęła z torebki instrukcję Bell i.
- Myślę, że trzeba go nakarmić - powiedziała. -
Musimy mu przygotować mleko w proszku. - Kucnęła
i przeszukała rzeczy, które Gabriel przyniósł z samo-
chodu. - Powinna tu być puszka... to chyba ta.
Przeczytała instrukcję na opakowaniu.
- Czy mógłby pan znaleźć jakiś rondelek?
- Myślę, że z tym dam sobie radę - oświadczył Ga-
briel z godnością.
Nadal nie mógł zapomnieć wpadki z zasłonami. Po-
szedł do kuchni i zaczął otwierać po kolei szafki. Do
tychczas nawet do nich nie zaglądał. Wreszcie znalazł
coś odpowiedniego i podał Tess. Poprosiła, żeby teraz
popilnował Harry'ego.
JESSICA HART
- Nie mogę się skupić, gdy stoi pan nade mną -
przyznała szczerze.
Harry był coraz bardziej niespokojny. Gabriel kręcił
się obok wózka i bezradnie patrzył na małą, wykrzy
wioną płaczem buzię. Gdy w końcu rozległ się donośny
krzyk, spojrzał na Tess. Właśnie ostrożnie odmierzała
proszek i wsypywała go do garnuszka. W oczach Ga
briela malowało się przerażenie.
- Czy mleko już gotowe?
- Nie, muszę je podgrzać - odpowiedziała i spojrza
ła na Harry'ego jak na prześladowcę. - Musi pan go
czymś zająć. .
- Jak?
- Nie wiem... może go przytulić?
Gabriel westchnął, wziął Harry'ego na ręce i pobujał
przez chwilę.
- Nie pomogło - poskarżył się, gdy płacz stal się
jeszcze bardziej donośny.
- Nie dziwię się- stwierdziła, spoglądając znad kuchen
ki; takiego panelu sterowniczego nie powstydziłoby się
i centrum lotów kosmicznych. - To ma być przytulanie?
- Coś nie tak? - spytał sztywno.
- Przytulić, to nie znaczy trzymać kogoś w powie
trzu na odległość rąk i potrząsać nim w górę i dół.
- Nie wiedziałem, że aż tak się na tym znasz - po
wiedział, rzucając złośliwe spojrzenie.
- Nie znam się, ale wiem, jak chciałabym być przy
tulana.
WYGRANA NA LOTERII 43
- Może powinnaś więc udzielać lekcji - odgryzł się.
- Lekcje przytulania byłyby dodatkowo płatne - zri-
postowała Tess - a i tak odrabiam już podwójnie płatne
nadgodziny.
- Nie martw się, nie zapomniałem - zapewnił cierp
kim tonem. Niechętnie przysunął Harry'ego bliżej i za-
czał spacerować w sposób, jaki wydawał mu się uspo
kajający. Niestety, rady Tess nie na wiele się zdały.
- Dlaczego to tak długo trwa? - spytał w końcu,
przerywając wrogą ciszę, jaka zapadła między nimi.
- To przecież tylko mleko, prawda? Można by pomy
śleć, że przygotowujesz obiad z kilku dań.
Tess zacisnęła zęby.
- Staram się tak szybko, jak mogę. Nim mu to po
dam, muszę jeszcze sprawdzić temperaturę.
Pochyliła głowę nad notatkami, potem potrząsnęła
butelką i nalała kilka kropel na wewnętrzną stronę prze
gubu. Jak kazała Bella, było letnie, ale nie gorące. Z ul-
rozejrzała się za czymś do siedzenia. Nie była to
Jednak kuchnia przewidziana do zagracenia jakimś zwy-
czajnym stołem, przy którym można by przejrzeć gaze
to, wypić kawę i zrobić przytulny bałagan. Krzesła sy
metrycznie ustawione wokół szklanego stołu sprawiały
wrażenie wyjątkowo niewygodnych. W końcu niepew
nie przysiadła na jednej z sof pokrytej poduszkami
w kremowym kolorze.
- Dobrze, spróbujmy,
Gabriel z ulgą podał jej wrzeszczącego Harry'ego
4 4 J E S S I C A H A R T
Tess udała, że przypadkowe zetknięcie się ich rąk nie
zrobiło na niej żadnego wrażenia. Zajęła się dziec
kiem. Na szczęście karmienie butelką nie było dla
Harry'ego nowością. Gdy tylko poczuł smoczek, na
tychmiast zajął się ssaniem. Gabriel i Tess zapomnieli
o docinkach i obserwowali go z przejęciem. Pozwo
lili sobie na chwilę odpoczynku. Dziecko zakasłało
i wypluło trochę mleka na ubranie. Tess za późno
przypomniała sobie o śliniakach zapakowanych do
torby z pieluchami.
- Co się dzieje? - spytał zaniepokojony Gabriel.
- Skąd mogę wiedzieć?
Tess uniosła Harry'ego pionowo i poklepała go po
pleckach. Sposób okazał się skuteczny. Kaszel ustał.
Znów ostrożnie zaczęła go karmić.
- Nie myślałam, że zajmowanie się dzieckiem tak
wyczerpuje nerwowo - westchnęła,
- Ja też nie - przyznał Gabriel. Zdjął marynarkę,
stanął przy szklanym stole. Jedną ręką rozluźniał kra
wat, drugą wyciągał dokumenty z teczki. - Wolę co
dzienną nerwową atmosferę w pracy!
- Nie przypuszczałam, że i pan wie, co to napięcie
i stres - stwierdziła Tess
Gabriel zmarszczył brwi.
- Co masz na myśli?
- Pana styl zarządzania trudno nazwać spokojnym
- wyjaśniła z przekąsem. Chodziło jej przede wszyst
kim o ostatnie tygodnie szalonych przygotowań oferty
WYGRANA NA LOTERII 45
dla Emery. - Potrafi pan pracować chyba tylko w ogro
mnym napięciu.
Odchyliła głowę do tyłu. Dziecko spokojnie ssało.
- Dziwi mnie, że w ogóle wie pan, że jest coś takie
go jak stres!
- Wiem, oczywiście - powiedział zirytowanym to
nem. - Ludzie z zarządu ciągle mówią na ten temat!
Chociaż przyznaję, że sam nie mam na to czasu.
- Ale nie każdemu odpowiada praca w ciągłym na
pięciu, tak jak panu. Nie ma pan pojęcia, jak się pracuje
w biurze, gdzie nie ma chwili spokoju, szef się gorącz-
kuje, stawiając ludziom zbyteczne żądania i wszystko
musi być gotowe na wczoraj.
Gabriel ściągnął brwi i spojrzał znad dokumentów na
jej pochyloną głowę, łagodną linię policzka, kasztanowe
włosy, od których światło odbijało się złotym refleksem.
Odwrócił wzrok.
- Tobie to nie przeszkadza.
Tess na chwilę uniosła wzrok.
- Jakoś sobie radzę, ale to nie znaczy, że mi się
podoba.
- Nie musi ci się podobać - stwierdził opryskliwie
Gabriel. Za nic nie chciał okazać, jak bardzo poruszał
go jej widok, gdy tak obejmowała dziecko. - Masz po
prostu wykonywać pracę, za którą ci płacą. Teraz trzeba
dokończyć ofertę dla Emery. Gdy to skończymy, mo-
żesz martwić się stresem. Tymczasem mamy ważniejsze
sprawy na głowie.
46 JESSICA HART
Spojrzał na zegarek.
- Do rana powinniśmy zrobić całkiem sporo. Po
trzebny jest nowy wstęp i chciałbym, żebyś dokładnie
sprawdziła każdą kwotę. Będzie ostra konkurencja i nie
możemy sobie pozwolić, żeby oferta była niedokładna.
- Mam dzisiaj sprawdzać dane? - spytała Tess z nie
dowierzaniem.
- Płacę ci za nadgodziny - przypomniał Gabriel.
- Ale za pomoc przy Harrym!
Machnął ręką.
- Skoro już tu jesteś, możesz pomóc też w sprawie
oferty. Nie ma telewizji ani książek. Tylko ty, ja i mnó
stwo papierkowej roboty. Co innego moglibyśmy robić
w nocy?
Złośliwy ton głosu wywołał rumieniec na twarzy
Tess. Inni ludzie z pewnością mieliby lepszy pomysł na
wspólne spędzenie czasu, ale jej i Gabriela nie łączyły
aż tak bliskie stosunki. Owszem, mieli razem spędzić
noc w tym mieszkaniu, ale on nadal jest jej szefem,
a ona asystentką.
- Nie musisz pomagać - dodał, wzruszając obojęt
nie ramionami. - Tylko od ciebie zależy, czy chcesz
stracić pracę.
Tess gwałtownie uniosła głowę i rzuciła mu zimne
spojrzenie.
- Czy to groźba?
- Nie, żadna groźba. - Gabriel mówił spokojnie
zdecydowanie i równie twardo, jak ona. - Taka jest ize-
WYGRANA NA LOTERII 47
czywistość. Ten kontrakt jest nam potrzebny. Jeśli go
nie dostaniemy, będę musiał pozbyć się udziałów
w SpaceWorks. W takiej sytuacji firma po prostu prze
stanie istnieć, a tym samym i twoja praca. Contraxa jest
liderem na rynku, a jej reputacja zależy od utrzymania
wysokiej jakości i sukcesów. Nie możemy sobie po
zwolić, żeby kojarzono nas z niepowodzeniami, nawet
jeśli miałoby to dotyczyć małej filii.
Tess wiedziała, że miał rację, ale nie mogła się po
godzić z takim lekceważeniem firmy, w której praco
wała ponad dziesięć lat. SpaceWorks to o wiele więcej
niż mała filia!
- Zastanawiam się, po co w ogóle zajął się pan fir-
mą, która jest tak mało ważna!
- Bo uważam, że warto ryzykować, żeby coś osiąg
nąć - powiedział Gabriel, rzucając na stół ostatni plik
dokumentów. - SpaceWorks jest teraz niewiele znaczą
cą filią, ale to się może zmienić. Jeśli nie popełniłem
będu, ryzykując, stąd rozpocznę działanie na terenie
Europy. Mamy teraz światowy rynek. Trzeba wyprze
dzać innych, a nie da się tego zrobić bez ryzyka.
- Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na podejmowa
ryzyka- powiedziała Tess, wzdychając. Pomyślała,
że Andrew ma przed sobą jeszcze rok nauki. - Niektó-
rzy mają zobowiązania.
- Dlatego unikam zobowiązań - przyznał Gabriel.
- Nie można niczego osiągnąć, jeśli ciągle oglądasz się
za siebie, pamiętając o odpowiedzialności
48 JESSICA HART
Łatwo to mówić, pomyślała gniewnie Tess. Zabrała
Harry'emu pustą butelkę, mimo że ściskał ją nieustępli
wie. Zobowiązań sobie nie wybierasz. Postawiła butelkę
na podłodze i wstała z dzieckiem na rękach.
- Właśnie może pan wykazać się odpowiedzialno
ścią - powiedziała zdecydowanym tonem. - Proszę na
chwilę wziąć bratanka.
ROZDZIAŁ TRZECI
Gabriel spojrzał na dziecko, które Tess mu podawała.
- Co niby mam z nim zrobić? - spytał zaniepokojo
ny. Dotychczasowa zimna obojętność nagle go opuściła.
- Bella powiedziała, że powinno mu się odbić. Trze-
ba mu w tym pomóc. Widziałam, jak robił to jej mąż.
Nic prostszego - tłumaczyła, widząc przerażoną minę.
- Wystarczy go trochę ponosić i poklepać po pleckach.
Gabriel uważał, że już dość się nanosił, ale nie wy-
padało odmówić, bo Tess w końcu nakarmiła małego.
Niechętnie wyciągnął ręce.
- Trzyma go pan? - spytała oschle, żeby ukryć nie-
spodziewany dreszcz, który poczuła, gdy zetknęły się
ich dłonie.
- Tak - przyznał, choć bez entuzjazmu.
- Teraz proszę oprzeć go o ramię i poklepać, ale de
likatnie.
Gabriel ostrożnie poklepał.
- Tak?
- Cóż, Roger jednocześnie jeszcze podśpiewuje -
powiedziała Tess, idąc do kuchni, żeby umyć butelkę
- ale to nie jest konieczne.
50 JESSICA HART
Wyjmując z kosza sterylizator, ukradkiem obserwo
wała Gabriela. Z przejętą miną posłusznie spacerował
z Harrym po mieszkaniu. Gdyby pracownicy ze Space-
Works mogli go teraz widzieć... Bezwzględna arogan
cja i pewność siebie pokonane przez małe dziecko. Cza
sem życie bywa też słodkie, pomyślała.
Po kolejnym okrążeniu Gabriel ponownie zjawił się
w kuchni.
- Myślę, że idzie mi coraz lepiej - pochwalił się
i odważył zanucić. W tym momencie Harry zwymioto
wał na jego bardzo kosztowną koszulę.
- Chyba pan fałszował - stwierdziła Tess.
Gabriel wykręcał głowę, próbując ocenić ogrom po
wstałych zniszczeń.
- Na dodatek muszę jeszcze znosić krytykę - powie
dział skwaszony.
Tess przeglądała szuflady, usiłując znaleźć jakąś
ścierkę. W końcu trafiła na całą paczkę. Rozerwała opa
kowanie.
- Teraz już wiem, dlaczego Roger zawsze kład/ic
szmatkę na ramieniu, gdy nosi Rosy - powiedziała, mo
cząc ścierkę pod kranem.
- Cieszę się, że teraz sobie o tym przypomniałaś -
zrzędził.
- Proszę się nie ruszać - poleciła.
Starannie wytarła zabrudzeni i w tym momencie
Harry był uprzejmy znów zwymiotować odrobinę mle
ka. Gabriel się skrzywił.
WYGRANA NA LOTERII 51
- Nie ma się czym denerwować - powiedziała z iry
tacją. - To tylko trochę mleka. - Energicznie potarła
koszulę. - Już, wszystko zeszło.
Podejrzliwie zerknął na wilgotną plamę na plecach,
potem spojrzał na Tess. Miodowe oczy błyszczały
z rozbawienia. Nagle uświadomił sobie, że Tess stoi tuż
obok, że jej gorąca dłoń dotyka go przez koszulę, włosy
błyszczą w świetle, a delikatny zapach jej perfum nie
pokojąco go drażni.
Niemal w tej samej chwili Tess poczuła, że ramię,
którego od niechcenia dotyka, jest twarde, mocne i go-
rące. Nagle dostrzegła w Gabrielu mężczyznę z krwi
i kości. Zaskoczona i zażenowana szybko cofnęła rękę
i odsunęła się.
- Sprawdzę, co jeszcze mamy do zrobienia - wy-
mamrotała.
Dłonie jej drżały, gdy odczytywała z kartki leżącej
na kuchennym blacie wskazówki Belli. Pomyślała, że
musi wziąć się w garść. Nigdy nie uważała Gabriela za
atrakcyjnego i nie zamierzała teraz zmieniać zdania.
Skupiła się na notatkach.
- Coś tu mam na temat kąpieli - powiedziała po
chwili. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej głos znów
brzmi zwyczajnie. - Nie jestem pewna, czy kąpiel ma
być przed, czy po karmieniu. Z tego trudno się zorien
tować.
Ostatecznie zdecydowali, że Harry'emu nic się nie
stanie, jeśli jednego wieczoru ominie go kąpiel. Jutro
Droga Czytelniczki*! Witam Cię serdecznie w lutym. Wokół jeszcze zima , ale my już wyglądamy pierwszych zwiastunów zbliżającej się wiosny. Jednak luiy te/ ma swoje zalety, a jedną z nich są walentynki, obchodzone w naszym kraju coraz powszechniej. To naprawdę miłe święto. zwłaszcza że na co dzień zbyt rzadko okazujemy sobie uczucia. Spraw przyjemność bliskim, kochanym osobom, a sobie podaruj chwilę miłego wytchnienia, najlepiej przy lekturze kolejnych powieści z serii ROMANS. Lutowe książki polecam wszystkim zakochanym i czekającym na miłość czytelniczkom, a zwłaszcza tym. które lubią poznawać obce kraje. Oto moje propozycje: Wesele u stóp Olimpu - wraz i bohaterami odwiedzisz piękną Grecję. To właśnie tutaj rozkwitnie romans między wpływowym greckim biznesmenem i jego skromną a.systentką. Wygrana na loterii - odhędziesz spacer ulicami Londynu, ale przede wszystkim przekonasz się. że od wzajemnej niechęci do miłości wcale nic jesi tak daleko. Drużba pozna druhnę przeniesiesz się do Australii, by śledzić rozwój znajomości, która rozpoczęła się bardzo niefortunnie. Cóż. najtrudniejszy pierwszy krok... Siostra Kopciuszka - druga książka z seni Dobre wróżki. Zobaczysz, jakie nieprawdopodobne historie zdarzają się W Las Vegas, a potem przeczytasz o dziewiczej przyrodzie w Montanic. Narzeczona dla dżentelmena. Pospieszny ślub (Duo) - dwa romanse, bardzo różne w charakterze W pierwszym zachwycisz się pięknem tropikalnej wyspy i przeżyjesz wraz z bohaterami wiele przygód. Drugi, rozgrywający się w Chicago, na pewno Cię rozbawi, ale tez zmusi do zastanowienia, na czym powinien się opierać związek dwojga ludzi. Życzę miłej lektury! Grażyna Ordęga Harleguin. Każda chwila może być niezwykła. Czekamy na listy! Nasz adres: Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises Sp. z o.o. 00-975 Warszawa 12, skrytka pocztowa 21 Jessica Hart Wygrana na loterii m HARLEQUIN* Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału: Assignment: Baby Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Urrited, 2001 Redaktor serii: Grażyna Ordęga Opracowanie redakcyjne: Urszula Przasnek Korekta: Ewa Popławska Urszula Przasnek © 2001 by Jessica Hart © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Hartequin Enterprises sp. z o.o.. Warszawa 2003 Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harłequin Enterprises II B.V. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych - jest całkowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Hariequin i znak serii Harlequin Romans są zastrzeżone. Skład i łamanie: Studio O Printed in Spain by Litografia Roses, Barcelona ISBN 83-238-0494-X Indeks 360325 ROMANS - 656 ROZDZIAŁ PIERWSZY Wprost z uroczystości wręczania nagród Fionnula Jenkins, rudowłosa prezenterka telewizyjna, ulubienica Brytyjczyków, zjawiła się w najmodniejszej restauracji „ Cupiditas", a towarzyszył jej Gabriel Stearne {zdjęcie powyżej), założyciel amerykańskiego giganta budowla nego Contraxa. Para poznała się w Nowym Jorku, gdzie Fionnula uczestniczyła w balu charytatywnym, sponso rowanym przez firmę Contrcaa. Gabriel Stearne znany jest raczej czytelnikom czasopism finansowych, ale ostatnio widziano go kilkakrotnie w towarzystwie Fion- nuli, która jednak odmawia potwierdzenia plotek, że przyjechał tu dla niej. „Po prostu lubimy ze sobą prze bywać - powiedziała ", Tess zdążyła przeczytać jedynie fragment artykułu, gdyż spłoszył ją trzask otwieranych drzwi gabinetu sze fa. Pospiesznie wrzuciła gazetę do kosza pod biurkiem. Gdy Gabriel stanął przed nią, już pisała listy, które wcześniej jej podyktował. - Idę na spotkanie z firmą ubezpieczeniową - po-
6 JESSICA HART wiedział, wciągając płaszcz i zapinając guziki. - Niech te listy będą gotowe, gdy wrócę. Chcę też mieć na biurku egzemplarz z opisem projektu i szczegółowe dane o architektach. - Tak, panie Stearne. Miała chłodny, beznamiętny głos z ledwie słyszal nym szkockim akcentem. Gabriel nie mógł się po wstrzymać od ironii. Oto idealna asystentka - chłodne spojrzenie znad okularów, w dłoni długopis, zawsze go towa notować jego polecenia. Tess Gordon pracowała z nim od czterech tygodni, a zdążył się o niej dowie dzieć tylko tego, że jest nadzwyczaj pracowita, ma nie skazitelne maniery i... wyraźnie go nie lubi. Mała strata, pomyślał obojętnie. W końcu nie był tu po to, żeby go lubiano. Miał wprowadzić firmę w dwu dziesty pierwszy wiek, a sobie zapewnić dobry start w Europie. Nie zamierzał się w najmniejszym nawet stopniu przejmować tym, co sądzi o nim zimna panna Gordon. - Gdy to skończysz, roześlij e-maile i przypomnij pracownikom, że telefony nie są do ich prywatne go użytku - powiedział szorstko. - To samo dotyczy e-maili. Wkrótce wprowadzimy system monitorujący, niech wiec zaczynają się przyzwyczajać. Nie miała wątpliwości, że takie polecenie wywoła wściekłość większości pracowników, ale uwagi zacho wała dla siebie. - Były jakieś wiadomości? WYGRANA NA LOTERII 7 - Dzwonił pana brat i prosił o telefon. Gabriel tylko coś mruknął pod nosem. To dziwne, pomyślała Tess, że człowiek tak zimny i zawsze niena ganny może być bratem niepoprawnego flirciarza, nie zbyt dbającego o formy, człowieka o wyjątkowo miłym głosie. Tess, wrogo nastawiona wobec każdego, kto był w jakikolwiek sposób związany z Gabrielem, musiała przyznać, że jego brat jest czarujący. Zupełne przeci wieństwa! Gabriel nie zdawał sobie nawet sprawy z niepochleb nego wyniku porównania, zresztą prawdopodobnie nie miałoby to dla niego żadnego znaczenia. Sprawdził, czy ma w teczce wszystkie potrzebne dokumenty, i nim wy szedł, zapytał: - Coś jeszcze? - Nie - odpowiedziała Tess z wahaniem. Spojrzał na nią zaskoczony. Jasne, bystre szare oczy kontrastowały z ciemnymi brwiami. Ciągle nie mogła się przyzwyczaić do spojrzenia, które zdawało się ją przenikać na wylot. - O co chodzi? - Zastanawiałam się tylko, o której pan wróci. - Około szóstej trzydzieści. Dlaczego? - Chciałabym chwilę porozmawiać. Gabriel uniósł brwi. - O czym? Tess chciała go poprosić o podwyżkę, ale nie mogła przecież powiedzieć tego tak wprost.
8 JESSICA HART - Wolałabym zaczekać do chwili, gdy nie będzie pan tak zajęty - powiedziała. - Więc może jutro? - Jutro będzie pan załatwiał sprawę Emery - przy pomniała. No tak, a potem weekend, co oznaczało dwa kolejne dni zamartwiana się o Andrew. Zacisnęła zęby. Nie znosiła żebrania, ale nie miała innego wyjścia. - Byłabym wdzięczna, gdyby po powrocie poświęcił mi pan jednak pięć minut, Gabriel raz jeszcze spojrzał na nią. Właściwie nie była brzydka. Miała delikatne rysy, doskonałą karnację, kształtne brwi, złotobrązowe włosy zawsze schludnie zaczesane do tyłu. Byłaby nawet ładna, gdyby tylko się uśmiechnęła i przestała patrzeć z tak pogardliwą miną. Nagle przyszło mu do głowy, że może Tess chce odejść. Zmarszczył brwi. Pracował nad ważnym kon traktem i nie miał czasu na szukanie nowej asystentki. Tess przejął razem ze SpaceWorks. Jej znajomość firmy była bezcenna. Nie mógł sobie teraz pozwolić na taką stratę. - Dobrze - powiedział zirytowany, że będzie musiał tracić cenny czas. - Zobaczymy się, jeśli zaczekasz na mój powrót. - Dziękuję. Cała Tess. Żadnej radości czy wdzięczności, tylko chłodne: dziękuję. Była doskonałą asystentką, zawsze mógł liczyć na jej dobrą organizację i kompetencję. Nie obrażała się ani nie była zmieszana, gdy czasami pod- WYGRANA NA LOTERII 9 niósł głos. Była błyskotliwa, inteligentna i dyskretna. Była ideałem. Ale lubiłby ją bardziej, gdyby czasem się pomyliła. Lub uśmiechnęła. Zamknął teczkę i ruszył do drzwi. - Aha. zarezerwuj stolik w „Cupiditas" - przypo mniał sobie w ostatniej chwili. - Dziś na dziewiątą. Dlaczego nigdy nie powie: proszę? To przecież żaden wysiłek, pomyślała Tess. - Dla dwóch osób? - Tak, dla dwóch - burknął zirytowany jej spoko jem. Większość ludzi czuła się niepewnie w jego obec ności, ałe nie Tess. Jakby nigdy nic siedziała za biur kiem, ubrana w elegancki szary kostium i spoglądała na niego wzrokiem nie wyrażającym żadnych uczuć. - Oczywiście, panie Stearne. Gabriel wyszedł z ponurą miną. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, Tess wyjęła Z kosza gazetę, wygładziła pogniecioną kartkę i raz je szcze przeczytała artykuł, kręcąc głową z niedowierza niem. Gabriel Stearne i Fionnula Jenkins! Kto by po myślał? Od rana po biurze krążyły e-maile na temat prasowych plotek o nielubianym nowym szefie. Tess początkowo nawet myślała, że to żart, dopóki któraś z sekretarek nie przyniosła jej gazety z poprzedniego dnia. Uważnie obejrzała zdjęcie, jakby spodziewając się. że to jednak pomyłka. Ale nie, to na pewno był Giabriel. Nikt inny nie miał takich brwi! Niektóre dziew czyny w biurze uważały wprawdzie, że jest atrakcyjny,
10 JESSICA HART i ciągle kręciły się w pobliżu, żeby choć przez moment na niego popatrzeć, ale Tess zupełnie nie rozumiała tego zainteresowania. Według niej Gabriel wcale nie był przystojny, za to bez wątpienia gburowaty. Na zdjęciu w gazecie wyglądał jak zwykle ponuro, zwłaszcza na tle uczepionej jego ramienia Fionnuli Jenkins, pełnej dziewczęcego wdzięku, uśmiechniętej. Trudno sobie wyobrazić bardziej niedopasowaną parę. Fionnula - gwiazda w pełni sławy, Gabriel - pracoholik, szorstki, wiecznie zirytowany i - według Tess - gruboskórny. Co taka znakomitość jak Fionnula w nim widziała? - zastanawiała się Tess. Wyrzuciła gazetę do kosza i wykręciła numer restauracji. Fionnula była piękna i sławna. Mogła mieć każdego. Dlaczego więc wybrała Gabriela? Z pewnością nie chodziło o pieniądze, bo miała dość swoich, a tym bardziej nie o wdzięk, bo tego Gabrielowi brakowało. Do szóstej wszystko zdążyła już załatwić: stolik za mówiony, listy, dokumenty i raporty równo ułożone na biurku szefa. Odruchowo sprawdziła jeszcze raz. Wie działa, że Gabriel chętnie by ją na czymś przyłapał. Nie miała wątpliwości, że od pewnego czasu prowadzili jakąś niewypowiedzianą oficjalnie wojnę. 1 ku swemu zaskoczeniu zauważyła, że sprawia jej to perwersyjną wprost przyjemność. Rozłożyła ostatni dokument i po gratulowała sobie. Gabriel będzie musiał bardziej się starać, żeby ją pokonać. Wróciła za biurko i wysłała WYGRANA NA LOTERII 11 krotki e-mail do Andrew, że przesłała mu pieniądze i że jeszcze spróbuje w następnym tygodniu. Właśnie po wtarzała sobie argumenty, jakie chciała przedstawić w sprawie podwyżki, gdy zadzwonił telefon. - Jakaś pani chce rozmawiać z panem Stearnem - powiedziała recepcjonistka, - Odmawia podania nazwi ska Mówi, że to sprawa osobista. Tess odruchowo spojrzała na zegarek. Gabriel nie uprzedził, że spodziewa się gościa. Miała nadzieję, że wizyta nie przeszkodzi w rozmowie o podwyżce. - Lepiej będzie, jeśli przyślesz ją na górę - powie- dziala. iłumiąc westchnienie. Zustanawiała się, kim może być niezapowiedziany gosć nie spodziewała się jednak, że będzie to starsza kobieca z dziecinnym wózkiem. Starała się nie okazać zaskoczenia. Zdjęła okulary i wstała z uprzejmym uśmiechem. - W czym mogę pomóc? Kobieta rozejrzała się wokół, jakby nie mogła się zde- cydować. czy ma się czuć onieśmielona, czy pewna siebie. - Szukam Gabriela Stearne'a - poinformowała wo- jowniczym tonem. - Niestety, w tej chwili go nie ma. Jestem jego asystętka - wyjaśniła Tess. - Może mogłabym go zastąpić? - Sama nie wiem... Z kosza umieszczonego pod wózkiem wyciągnęła ga- zete otwartą na stronie ze zdjęciem Gabriela i Fionnuli.
12 JESSICA HART - Czy to wasz Gabriel Stearne? - spytała, wskazując zdjęcie. - Tak, to pan Stearne. - Nie tak go sobie wyobrażałam - stwierdziła kobie ta, rzucając okiem na zdjęcie. - Leanne mówiła, że jest wspaniały. Że to najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego spotkała. Opuściła kąciki ust z dezaprobatą. - Nie powiedziałabym, że jest przystojny, a pani? - Też uważam, że nie - powiedziała Tess. Trudno to nazwać lojalnością wobec szefa, ale jak mogła zachwy cać się jego urodą, znosząc codzienne humory. - Cóż, miłość jest ślepa. Na chwilę zapadła cisza. - O czyjej miłości mówimy? - ostrożnie zapytała Tess. - Leanne, moja córka, poznała Gabriela w zeszłym roku na statku - wyjaśniła kobieta. - Jest tam krupierką - dodała z dumą, widząc, że Tess niczego się nie domy śla. - A on był pasażerem pierwszej klasy. Mówiła, że był bardzo zabawny. Ze zdziwioną miną rozejrzała się po luksusowym wnętrzu. - Jakoś nie wyobrażałam go sobie w takim miejscu. Leanne mówiła, że to lekkoduch. Nie tylko ona była zaskoczona. Tess z kolei nie mogła sobie wyobrazić Gabriela jako wesołego lekkoducha krą żącego po kasynie. Chętnie poznałaby tajemniczą Leanne. WYGRANA NA LOTERII 13 - Przykro mi, że go tu nie ma. Wróci później. Czy mam przekazać jakąś wiadomość? - Nawet coś lepszego niż wiadomość. - Kobieta jak by nagle podjęła decyzję. - Może pani przekazać mu syna. Tym razem Tess straciła zimną krew. - Syna? - powtórzyła. - Tak. - Kobieta kiwnęła głową w stronę wózka. Ma na imię Harry. Tess spojrzała na wózek. Gabriel ojcem? Wydawało sie to zupełnie nieprawdopodobne. - Hm... czy on wie o Harrym? - spytała delikatnie. - Ależ skąd. Leanne zdecydowała się sama wycho wywać dziecko. Świetnie - powiedziałam - ale co z pieniędzmi? Miała dostać pracę na lądzie, a tymcza sem zaproponowali jej kolejny rejs. Tylko sześć tygodni i tak dobre zarobki, że nie mogła odmówić. Tess poczuła się zdezorientowana. Nie do końca ro zumiała, o co chodziło jej gościowi, ale jednego była pew na: ostatnia rzecz, jaką chciałby zastać Gabriel po powrocie do biura, to prezent w postaci małego dziecka 0 imieniu Harry. - Myślę, że omawianie spraw ojcostwa należy wy- łącznie do pani córki - stwierdziła zdecydowanie. - Po za tym pan Stearne nie załatwia w biurze swoich pry watnych spraw. - Leanne nie może niczego omawiać, bo jej tu nie ma - zauważyła zdecydowanym tonem kobieta. -
14 JESSICA HART l w tym problem. Obiecałam zajad się Harrym podczas jej nieobecności, ale kilka dni temu dowiedziałam się, że wygrałam wycieczkę do Kalifornii. Po raz pierwszy w życiu wygrałam cokolwiek! Zawsze chciałam zoba czyć Amerykę - kontynuowała rozmarzonym głosem - ale musiałabym natychmiast lecieć. Już chciałam zre zygnować, tymczasem wczoraj przeczytałam w gaze cie, że Gabriel Stearne jest tutaj. Nie widzę powodu, by odwoływać wyjazd, skoro ojciec Harry'ego może się nim zająć. - Tego nie wiem - powiedziała zaniepokojona Tess. - Jest bardzo zajęty. - Nie tak bardzo, jeśli może się włóczyć z tą Fion- nulą Jenkins - oświadczyła babcia Harry 1 ego, wyma chując gazetą jako dowodem rzeczowym. - Jeśli ma na to czas, to sądzę, że powinien go znaleźć dla własnego syna. Uważam, że już najwyższa pora, żeby wziął na siebie trochę odpowiedzialności za małego. Dlaczego Leanne ma się ze wszystkim sama borykać? Sama w ciążę nie zaszła, prawda? - Nie, oczywiście, ale... - Nie zostawiam go przecież na zawsze. Wyjeżdżam tylko na dwa tygodnie. To dobre dziecko, nie sprawi żadnego kłopotu. Tess szybko wyszła zza biurka. Wreszcie dotarło do niej, że to nie żarty. - Chyba nie myśli pani poważnie o pozostawieniu tutaj dziecka? - spytała przerażona. WYGRANA NA LOTERII 15 - Dlaczego nie? Z tego, co mówiła Leanne, wynika, że Gabriel do ubogich nie należy. Jestem pewna, że da sobie radę. - Nie może przecież pani porzucić dziecka! Nie porzucam go, tylko zostawiam z ojcem. - Po a się nad wózkiem i pocałowała dziecko. - Bądź grzeczny, kochanie. Babcia wróci po ciebie za dwa tygodnie. Spojrzała uważnie na Tess i wskazała na koszyk pod wózkiem. - Jest tu wszystko, czego trzeba na kilka dni, ale później musicie kupić mleko w proszku i pieluszki. - Pieluszki? - Tess była przerażona. - Nie może pani tak po prostu odejść, proszę zaczekać! - zawołała, ale babcia już zmierzała w kierunku windy. Ruszyła za nią. Podniesione głosy obudziły dziecko. Maluch zaczął płakać. Tess zatrzymała się w drzwiach. Nie mogła uwierzyć, ale babcia nie zawróciła do płaczącego wnuka. Gdy Tess wyjrzała na korytarz, drzwi windy właśnie się zamykały. Podbiegła i gorączkowo nacisnę- ta przycisk, ale winda nieubłaganie ruszyła. Tess rozej- rzała sie wokół, szukając pomocy. Wyglądało na to, że na całym piętrze nikogo nie było. No tak, wszyscy wyszli o piątej trzydzieści. Jakże żałowała, że ona tego nie zrobiła. Zdjęła palec z przycisku windy. Nie było szansy do- gonienia babci. Wróciła do płaczącego dziecka. Przez
16 JESSICA HART chwilę bujała wózkiem, ale to nie pomogło. Wzięła je więc na ręce i delikatnie przytuliła. Widziała jak Bella, jej przyjaciółka, tak uspokajała swoje maleństwo. - Cichutko, wszystko będzie dobrze - powiedziała. 1 miała nadzieję, że tak rzeczywiście się stanie. Spojrza ła na zegar. Żeby Gabriel wreszcie wrócił! Wydawało jej się, że trwa to wieki, chociaż wska zówki zegara przesunęły się zaledwie o dwadzieścia mi nut. Wreszcie Gabriel wkroczył do biura. Powitało go westchnienie ulgi. - Dzięki Bogu, że pan wrócił! - zawołała Tess. Gabriel zatrzymał sięjak wryty. Wychodząc, zostawił zasadniczą asystentkę pogrążoną w pracy, a po powro cie zastał zdenerwowaną dziewczynę, ze szlochającym dzieckiem na ręku. Bluzkę miała wymiętą małymi rącz kami i wilgotną od łez. Rozczochrane kosmyki już nie układały się w nieskazitelną fryzurę. Uniósł brwi. - Co tu się dzieje? W innych okolicznościach tak niezwykła zmiana wy glądu zawsze doskonałej Tess pewnie by go ucieszyła, ale spotkanie poszło źle, czekało go jeszcze mnóstwo pracy, musiał przygotować nową ofertę na następny dzień. W tej sytuacji nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać dzie cięcych wrzasków. Potrzebował ciszy i skupienia. - Czyje to dziecko? - spytał, nie dając jej nawet szansy odpowiedzenia na poprzednie pytanie. Tess była już zbyt zdenerwowana, żeby dyplo- WYGRANA NA LOTERII 17 matycznie przekazać szokującą bez wątpienia wiado mośc. Wypaliła prosto z mostu: - Pana. - Co?! - wrzasnął tak głośno, że Harry podskoczył i znów zaczął płakać. - Niech pan tak nie krzyczy! No i co pan najlepsze go zrobił?! - powiedziała z wyrzutem. - Znów muszę go uspokajać. Bujała dziecko na rękach, dopóki nie przestało żałoś- nie szlochać. Gabriel z trudem panował nad sobą. - Tess, proszę mi natychmiast wytłumaczyć, co tu robi to dziecko - wycedził złowrogo przez zęby. W kilku słowach opowiedziała, co zaszło podczas jego nieobecności. - To wszystko stało się tak szybko - dokończyła. - W jednej chwili kładłam listy na pana biurku, a w dru- giej zostałam z dzieckiem na ręku! - Czy dobrze zrozumiałem? Nie wiadomo skąd zja- wia się jakaś kobieta, oświadcza, że wyjeżdża na waka- cje i zostawia ci dziecko, a ty pozwalasz jej odejść i nawet nie pytasz o nazwisko? - Powiedziała, że jest pan ojcem Harry'ego - pró- bowała się bronić. - A ty jej uwierzyłaś? - Nie wiedziałam, w co mam wierzyć. Nie zwierza mi się pan z osobistych spraw. Niektórzy twierdzą, że ma pan już chyba z tuzin synów.
18 JESSICA HART Gabriel spojrzał na nią wściekle. - Zapewniam cię - powiedział ozięble - że nie mam żadnego syna i nigdy nie byłem na żadnej morskiej wycieczce. Z pewnością też nie uwodziłem żadnych krupierck. Tess zagryzła wargę i zmartwiona spojrzała na dziecko. - Co teraz zrobimy? - spytała. - My? Uniósł brwi w wyrazie zdziwienia; miała ochotę go uderzyć. - To nie moje dziecko - stwierdziła. - Moje także nie - odrzekł, lekceważąc groźne błys ki w jej spojrzeniu. - Wzięłaś na siebie odpowiedział ność za nie i to ty musisz sobie z tym poradzic Wyraźnie uważał sprawę za załatwioną. Tess wpadła w złość. Przez chwilę gapiła się na niego, zaskoczona tupetem i bezduszną odmową pomocy. - Zaraz, chwileczkę - zaczęła z wściekłością, ale nim zdążyła powiedzieć Gabrielowi, co o nim myśli, zadzwonił telefon. Odruchowo oboje spojrzeli w tam tym kierunku. Gabriel zaklął pod nosem, niezadowolo ny, że ktoś im przeszkadza. - Lepiej ty odbierz - powiedział złośliwie. - Może ktoś jeszcze chce zostawić dziecko lub psa przed wy jazdem na wakacje! Zaproponuj, że możemy także pod lewać kwiatki! Tess spojrzała z wyrzutem. WYGRANA NA LOTERII 19 - Jak mam odebrać telefon? Mam tylko dwie ręce, ale zapewne pan nie zauważył, że obie są zajęte? Może powinnam podnieść słuchawkę zębami? Telefon nieustannie dzwonił i nie sposób było go zignorować. - Dobrze, odbiorę - zdecydował Gabriel. - Słu cham? - warknął do słuchawki. - A, Greg. Tak, do stałem twoją wiadomość. Nie, w niczym nie możesz pomóc. Chyba że znasz krupierkę, która ma na imię Leanne - dodał takim tonem, jakby nagle sobie o czymś przypomniał. Tess nie mogła słyszeć odpowiedzi Grega, ale mu siało to być coś zaskakującego, bo Gabriela dosłownie zamurowało. Rzucił szybkie spojrzenie na Tess. - Zaczekaj chwilkę - przerwał bratu. - Lepiej bę dzie, jeśli do ciebie oddzwonię. Za dwie minuty. - To był mój brat - wyjaśnił zupełnie niepotrzebnie. Cała dotychczasowa jego pewność siebie gdzieś się ulotniła. - Pana brat? Co on ma wspólnego z matką Hanye- go? - spytała Tess, oszołomiona niespodziewanym roz wojem wypadków. - Tego właśnie zamierzam się dowiedzieć. Ściągnął płaszcz, rzucił go na oparcie krzesła i ruszył do swojego gabinetu. - A ja co mam teraz robić? - spytała zaczepnie. - Po prostu - kiwnął ręką wymijająco - zajmij się dzieckiem, żeby nie płakało.
2 0 J E S S I C A H A R T - Świetnie, dziękuję! - mruknęła, gdy drzwi się za nim zamknęły. Przełożyła Harry'ego na drugą rękę; był mały, ale zaskakująco ciężki. Dziecko cicho kwiliło, jakby nie miało już siły płakać. Spojrzała na zegar. Zdziwiła się, że minęła zaledwie godzina od chwili, gdy do biura wjechał wózek z dziec kiem. Nie wiedziała, co dalej robić. Zaczęła chodzić po pokoju, niezręcznie poklepując Harry'ego po plecach. Tak robiły jej znajome mające dzieci. Miała nadzieję, że Gabriel się pospieszy. Łatwo mu było zarządzić, że dziecko powinno być cicho, ale ona nie była w stanie tak chodzić w tę i z powrotem przez całą noc. Na dźwięk otwieranych drzwi odwróciła się gwał townie. Gabriel był bez marynarki. I bardziej ponury niż kiedykolwiek. - I co? - zapytała. Desperackim ruchem rozluźnił krawat. - Greg był w zeszłym roku na wycieczce na Karai bach. Statkiem - powiedział po chwili. - Poznał tam Leanne, krupierkę. Miał z nią romans. Niestety, jak to Greg, nawet nie pamięta jej nazwiska, więc tą drogą nie znajdziemy jej matki. Ale to jeszcze nie znaczy, że Greg jest ojcem Harry'ego - dodał szybko. - Tyle tylko, że wiemy przynajmniej, dlaczego twój gość przyczepił się do mnie. - Ale ona na pewno powiedziała „Gabriel Stearne'* - upierała się Tess. - Raczej trudno pomylić Gabriela z Gregiem. WYGRANA NA LOTERII 21 Zacisnął zęby, słysząc podejrzliwy ton jej głosu. - Słuchaj, chciałaś znać sytuację, więc ci wyjaśni prawda? Nie miał ochoty opowiadać Tess o Gregu, żeby mogła potem patrzeć na niego z góry. Kiedy jednak na nią spojrzał, nie miał wątpliwości, że tak długo będzie zadawała pytania, aż otrzyma zadowalającą odpowiedź. - No dobrze, okazuje się, że Greg czasem przedsta- wia się moim imieniem - przyznał zrezygnowany. - Mówi, że w ten sposób dostaje lepszy stolik w lokalu albo miejsce w samolocie bez rezerwacji. Dzięki temu w czasie wycieczki statkiem przydzielono mu też lepszą kabinę. Zamówił miejsce jako Gabriel Stearne i cały czas tak się przedstawiał. Nie przyznał się do niczego również Leanne. Nie uważał, że to może mieć jakieś znaczenie. Wiedział, że ja nie jeżdżę na żadne wyciecz- ki, mało prawdopodobne było też, że Leanne zajrzy kiedykolwiek do gazety na strony poświęcone bizneso- wi i zobaczy tam moje zdjęcie. - A zatem Greg jest ojcem Harry'ego? - Tak. - Cyli mały jest pana bratankiem - powiedziała wolno. Spoglądała na nich na przemian, jakby szukając podobieństwa. - To możliwe - przyznał niechętnie Gabriel, Najwyraźniej nie był zachwycony perspektywą powic rodziny.
22 JESSICA HART r Czy Greg też myśli, że może być ojcem Harry'ego? Gabriel usiadł na brzegu biurka i nerwowo zaczął pocierać kark. - Nie powiedziałem mu o Harrym - przyznał po chwili. Tess była zupełnie zaskoczona. Przecież chyba po to dzwonił do Grega? - Dlaczego? - Bo raz jeden w życiu Greg jest tam, gdzie powi nien być - wyjaśnił. - Pojechał do matki na Florydę. Ray, jego ojciec, a mój ojczym, przeszedł operację ser ca. Matka sama nie daje sobie rady. Nie była zbyt silna, nawet w lepszych czasach. Wolę, żeby teraz z nią zo stał. Nam i tak nie pomoże, bo nie ma pojęcia o małych dzieciach. - A my mamy? - spytała Tess złośliwie. Gabriel zignorował pytanie. Wstał z biurka i zaczął krążyć po pokoju. - Akurat dziś jest mi to szczególnie nie na rękę - mówił pod nosem. - Musimy sprawdzić wszystkie dane w naszej ofercie, jeden rozdział trzeba napisać od nowa. Nie mam czasu, żeby biegać po Londynie, szukając bezimiennej babci, która podrzuciła nam dziecko. - Dlaczego nie zadzwoni pan na policję? - Nie mogę ryzykować, że sprawa dostanie się do gazet. Gdyby się okazało, że Greg naprawdę jest ojcem, mama by się załamała. A i tak ma dosyć zmartwień z powodu Raya. WYGRANA NA LOTERII 23 Tess rozbolała ręka. Postanowiła zaryzykować i po łożyła Harry'ego do wózka. Zaczęła delikatnie kołysać w obawie, że dziecko znów się rozpłacze. Nigdy by jej do głowy nie przyszło, że Gabriel Stearne może być kochającym synem. A tymczasem starał się oszczę- dzić matce dodatkowych zmartwień. Może gdzieś głę- boko w środku drzemały w nim ludzkie uczucia? W każdym razie dotychczas świetnie mu się udawało je ukrywać! Tymczasem Gabriel szukał wyjścia z sytuacji. Po- chylony, z rękami w kieszeniach, spacerował w tę i z powrotem, aż Tess poczuła przemożną chęć, żeby podstawić mu nogę i przerwać tę wędrówkę. - Mogę wynająć prywatnych detektywów, żeby odnaleźli matkę dziecka - zdecydował po chwili. - Nie ma znowu tak wielu krupierek o imieniu Leanne. - No dobrze, ale nawet jeśli wytropią Leanne, po- trwa trochę, zanim wróci do kraju - zauważyła. - A co będzie z dzieckiem do tego czasu? - W końcu od tego są opiekunki. Zdecydowawszy, co należy zrobić, Gabriel chciał jak najszybciej zająć się ofertą potrzebną następnego dnia. Wyprostował ramiona, przeciągnął się z zadowoleniem i powiedział do Tess: - Lepiej od razu skontaktuj się z agencją. Za mów opiekunkę przynajmniej na tydzień. Jeśli do pisze nam szczęście, przez ten czas odnajdziemy matkę chłopca.
24 JESSICA HART Ruszył w stronę gabinetu, uważając sprawę za zała twioną. Tess spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Dochodzi siódma - powiedziała powoli i wyraź nie, żeby to do niego dotarło. - Agencje są już nieczyn ne. Mogę się z kimś skontaktować dopiero jutro rano. Gabriel spojrzał na nią wściekle. Zdawał sobie spra wę, że Tess nie jest niczemu winna, ale jej uwagi nie pozwalały mu zająć się ważniejszymi sprawami. Po pro stu nie miał czasu na takie drobiazgi. - W takim razie, co proponujesz? - spytał przez za ciśnięte zęby. Tess uśmiechnęła się słodko. - Będzie pan musiał sam się nim zająć. - Ja? - Tak, pan! - powiedziała, z przyjemnością obser wując jego minę. Był tak przerażony, że z trudem po wstrzymała się od śmiechu. - Wygląda na to, że właśnie przejął pan obowiązki wobec Harry'ego. - Ale jeśli chodzi o dzieci, to nawet nie odróżniam, który koniec jest który! - To w końcu tylko jedna noc - powiedziała zdecy dowanie. - Wystarczy odrobina zdrowego rozsądku. Gabriel spojrzał na nią z wyraźną niechęcią. Odrobi na rozsądku? Kiedy trzymała dziecko na rękach, wcale nie była taka pewna siebie. - Sam nie dam rady, będziesz musiała mi pomóc. - Przykro mi - powiedziała Tess bez cienia żalu w głosie - ale dziś mam umówione wyjście. WYGRANA NA LOTERII 25 - Randkę? Spojrzał na nią zaskoczony. Najwyraźniej nigdy nie przyszło mu do głowy, że mogłaby prowadzić normalne życie, a już na pewno, że jest wystarczająco atrakcyjna, żeby chodzić na randki. Tym razem Tess nie ukrywała uśmiechu. - Tak, jestem umówiona na randkę - odpowiedziała, choć nie było to całkiem zgodne z prawdą. Miała się tylko spotkać z grupką przyjaciół; nie zamierzała mu jednak tego mówić. - Nie możesz odwołać? W głębi duszy Gabriel przeklinał nieobecnego bra ta, Nigdy nie lubił prosić kogoś o przysługę, a już szczególnie Tess Gordon z tym jej ostrym szkockim akcentem i spojrzeniem pełnym dezaprobaty... Nie miał jednak wyjścia. Pozostanie z dzieckiem nie schodziło w grę. - Posłuchaj, wiem, że proszę o wiele, ale potrzebna mi pomoc. Sam nie dam sobie rady z Harrym. Nigdy ze nie miałem dziecka na rękach. W jego głosie pojawiła się nuta rozpaczy. Podziałało to na Tess, ale postanowiła być twarda. On nie był taki chetny do udzielenia jej jakiejkolwiek pomocy, zanim sprawa się nie wyjaśniła. - Na pewno ma pan znajomych, którzy mogliby po móc - stwierdziła. - Nie znam w Londynie nikogo - powiedział Ga- briel. - Jestem tu dopiero od miesiąca.
26 JESSICA HART WYGRANA NA LOTERII 27 - Tak? - Tess pomyślała o gazecie w koszu pod biurkiem. - Słyszałam, że zna pan Fionnulę Jenkins. - Nie na tyle, żeby prosić ją o zajmowanie się cu dzym dzieckiem przez całą noc. - Mnie też pan nie zna zbyt dobrze, a jednak żąda pan ode mnie pomocy. - To co innego. - Gabriela zadziwił jej brak logiki. - Pracujesz dla mnie. - Jestem pana asystentką, a nie nianią! - Tak, i bardzo byś mi pomogła, gdybyś zajęła się tym dzieckiem. Tess uniosła brodę. Nie miała zamiaru tak łatwo sie poddać. - Przykro mi - powiedziała stanowczo - aleja... - Oczywiście zapłacę ci za nadgodziny - przerwał Gabriel, zmieniając taktykę. - Podwójna stawka - do dał sprytnie. To było mistrzowskie posuniecie. Tess zaczęła sic wahać. Wcześniej zastanawiała się, jak zdobyć pienią dze, żeby pomóc bratu wydostać się z tarapatów, a teraz pojawiła się okazja zarobku i to bez żebrania o pod wyżkę, na którą Gabriel z pewnością i tak by się nie zgodził. - Nie wiem o dzieciach więcej niż pan - powiedzia ła, ale Gabriel już się zorientował, że jej opór osłabł, i postanowił to wykorzystać. - Na pewno wiesz więcej - stwierdził. - Daj spokój Tess, nie możesz mnie zostawić z nim samego. Pamiętała, jak chciał się wymigać od pomocy i miała ogromną ochotę odpowiedzieć, że zostawienie go spra- wiłoby jej ogromną radość, ale spojrzała na dziecko i zrezygnowała. Miało tak smutną buzię, że intynktow- nie schyliła się i wzięła je na ręce. Biedne maleństwo już raz zostało dziś porzucone. Nie miała serca zosta wiać Harry'ego na pastwę losu.,.
ROZDZIAŁ DRUGI Westchnęła. - Dobrze. Pomogę, ale to nie znaczy, że sama wszyst ko zrobię. - Zgoda - odpowiedział Gabriel. Czuł taką ulgę, że gotów był zgodzić się na to, co zaproponuje. - Zabie rzemy go do mojego mieszkania - szybko mówił dalej, żeby nie zdążyła zmienić zdania. - Po drodze podje dziemy do ciebie, weźmiesz, co ci będzie potrzebne na noc. Zbieramy się. Wyraźnie starał sieją ponaglić, ale dla Tess wszystko dziło się trochę za szybko. Najpierw dobrze byłoby się kogoś poradzić - pró bowała zyskać na czasie. Nie była przekonana, czy chce jechać do mieszkania Gabriela. Zgodziła się pomóc, ale wolała ustalić wcześniej, na czym ta pomoc ma polegać. - Mówiłaś, że agencje są już nieczynne? - spytał Gabriel, marszcząc brwi. - Nie mówię o telefonie do agencji. Moja znajoma w tym roku urodziła dziecko. Żadne z nas nie wie, co robić, więc pomyślałam, żeby do niej zadzwonić. Oczy wiście, jeśli mi wolno - dodała z niewinną miną - bo WYGRANA NA LOTERII 29 przecież nie życzy pan sobie w pracy żadnych prywat nych telefonów. - Dzwoń!-warknął Gabriel; rozmowy telefoniczne personelu były dla niego w tej chwili najmniejszym Zmartwieniem. Ku jego przerażeniu Tess wręczyła mu dziecko, a sa ma sięgnęła po słuchawkę. Stanął obok na wypadek, gdyby musiał szybko oddać jej Harry'ego. Trzymał go nieudolnie w wyciągniętych rękach i spoglądał z mie szaniną lęku i zaciekawienia. Tess nie przypuszczała, że ktoś mógłby wyglądać bardziej niezręcznie z dzieckiem na ręku niż ona. Gabriel jednak był wyjątkowo niepo radny. Zauważyła z rozbawieniem, że nagle stracił arogan cki wyraz twarzy. Bez marynarki, z rozluźnionym kra watem wyglądał młodziej i mniej odpychająco niż zwy kle. Tess pomyślała, że może to tylko złudzenie. W koń cu nigdy nie spotkała człowieka bardziej nieprzystępne go niż Gabriel Steame: zimnego, pozbawionego skrupułów i całkowicie obojętnego na sprawy ludzi, którzy dla niego pracowali. I pomyśleć, że z kimś takim ma spędzić wieczór. Cóż, przynajmniej będzie za to trochę pieniędzy. Przysiadła na krawędzi biurka. Sygnał w słuchawce świadczył, że numer jest zajęty. Spoglądała na Gabriela, który zabawiał dziecko, unosząc je i opuszczając. Przez chwilę Harry nie mógł się zdecydować, czy na pewno mu się to podoba. Tess wstrzymała oddech, czekając na
30 JESSICA HART W Y G R A N A N A L O T E R I I 3 1 straszny krzyk, Harry jednak się nie rozpłakał. Niespo dziewanie na buzi malca pojawił się uśmiech. Gabriel był zaskoczony i,., zakłopotany. Poczuł ulgę, a nawet dumę z tak niespodziewanej reakcji na jego zabiegi i nim się zorientował, instynktownie odwzajemnił uśmiech. Tess o mało nie spadła z biurka. Nigdy nie widziała uśmiechu na twarzy Gabriela, nawet go sobie nie pró bowała wyobrazić. Zaskoczyło ją, że w zimnych oczach nagle pojawiły się iskierki radości, usta przestały być zaciśnięte, policzki zmarszczyły się w uśmiechu. Cał kiem oszołomiona, dopiero po chwili zorientowała się, że głos w słuchawce brzmi coraz bardziej natarczywie. - Halo! Halo! Kto mówi? - Bella! - Tess przestała gapić się na Gabriela i wzięła się w garść. - Tu Tess. - Tess! - wykrzyknęła Bella donośnie. - Jak tam piekielny szef? - Stoi tuż obok - wyjaśniła cicho Tess. Nie odważyła się spojrzeć na Gabriela, nie wiedziała więc, czy usłyszał pytanie Belli. Jak najzwięźlej starała się wyjaśnić przyjaciółce sytuację. Nie było to łatwe, bo Bella wtrącała uwagi i zadawała nieistotne pytania. Tess z trudem przeszła do zasadniczej kwestii. Kiedy odwa żyła się spojrzeć na Gabriela, ten znacząco uniósł brew. Niewątpliwie słyszał doskonale. - Bella, po prostu powiedz nam, co robić - poprosiła pospiesznie. - Babcia Harry'ego powiedziała, że wszyst ko, co potrzebne, schowała do wózka. Dla mnie to jak zaglądanie pod maskę samochodu. Jest tu dużo rzeczy, ale nie wiem, co do czego służy. Gabriel przyciągnął wózek bliżej, żeby Tess mogła dokładnie opisać, co się znajduje w koszyku. - Hmm - zastanawiała się Bella. - W jakim wieku jest dziecko? Tess zasłoniła mikrofon, choć biorąc pod uwagę, że Gabriel już i tak słyszał rozmowę, było za późno na dyskrecję. - W jakim wieku jest Harry? - spytała. - Skąd mogę wiedzieć? Nadal bolało go określenie: „piekielny szef, a na dodatek irytowało, że nagle nie mógł od niej oderwać oczu. Mimo że była to ta sama Tess w nieśmiertelnym eleganckim, szarym kostiumie i pantoflach na płaskim obcasie, wyglądała jednak jakoś inaczej. Gabriel zasta nawiał się, jak to się stało, że nie zauważył tak zgrab nych nóg. - Dziecko to dziecko, wiek nie ma znaczenia - do dał gniewnie. Miał nadzieję, że Tess nie dostrzegła, jak sie jej przyglądał. - Najwyraźniej ma - odpowiedziała. Czuła jego wzrok i przeszkadzało jej to uważnie słu- chać Belli. Był wściekły z powodu jej uwag, nie miała co do tego wątpliwości. Uznała jednak, że nie ma się czym przejmować. Gabrielowi dobrze zrobi, jeśli się wreszcie dowie, co o nim wszyscy myślą. Choć musiała
32 JESSICA HART przyznać, że chwila nie była najlepsza. Nie powinien się dowiedzieć, jak bardzo go nie lubi właśnie teraz, kiedy mieli razem spędzić noc. Odłożyła jednak ten problem na później i zajęła się ustalaniem wieku Har ry'ego. - Czy brat wspomniał, kiedy uczestniczył w tym sławetnym rejsie? - W zeszłym roku... chyba w sierpniu - zaczaj szybko liczyć - wiec dziecko powinno mieć teraz około pięciu miesięcy. - Sądzimy, że pięć miesięcy - poinformowała Bellę - Aha... a dokąd zamierzacie zabrać dziecko? - Do mieszkania pana Steame'a. - No, no. Chcesz powiedzieć, że spędzisz z nim naj- bliższą noc? Dotychczas Tess starała się o tym nie myśleć. W koń- cu nie chodziło o spędzenie nocy tak, jak to sobie wy- obrażała Bella. Jednak sytuacja była niezręczna. Spój- rżała na Gabriela. Nie potrzebował nic mówić, wystar czyło uniesienie brwi. Słyszał każde słowo Belli. Ale jakie to miało znaczenie. Mężczyzna, który umawia się z kobietami takimi jak Fionnula Jenkins, nie będzie miał problemów z trzymaniem się z dala od Tess. - Po prostu musimy zająć się dzieckiem, dopóki nie znajdziemy jutro jakiejś opiekunki. Bella, gdybyś mogła tylko powiedzieć, czym mamy go karmić. Zajęło to trochę czasu, ale w końcu Tess udało się dowiedzieć wszystkiego na temat sterylizowania bute- WYGRANA NA LOTERII 33 lek, podgrzewania mleka, kąpieli, noszenia na rękach po karmieniu i układania do snu. Cały czas skrupulatnie notowała, na koniec przejrzała zapiski i stwierdziła, że jeden temat został pominięty. - Jak zmieniać pieluszki? - To znaczy? - Wiesz... skąd mamy wiedzieć, że już trzeba? Bella roześmiała się. - Próbowaliście go powąchać? Gabriel nie czekał na odpowiednie polecenie. Uniósł Harry*ego wyżej i ostrożnie powąchał. Zmarszczył nos i zrobił minę, która powiedziała Tess wszystko. Serce jej dosłownie zamarło. - Och, zdaje się, że musimy wziąć się za to zaraz. Więc co mamy zrobić? - Tess, to nie do wiary! Masz trzydzieści cztery lata i nigdy nie zmieniałaś pieluchy? - skarciła ją Bella. - Gdybyś choć raz na jakiś czas zajęła się swoją chrześ- nicą, dawno byś to wiedziała. Zresztą dlaczego ciągle powtarzasz: „my"? - mówiła dalej, nim Tess zdążyła zaprotestować. - Od kiedy jesteście z Gabrielem Stear- ne'em tacy nierozłączni? Tess ominęła wzrokiem Gabriela, chociaż czuła, że on słucha każdego słowa. - Bella - powiedziała przez zaciśnięte zęby - czy mogłybyśmy skupić się na zmianie pieluszek? - No dobrze, ale jutro musisz zadzwonić i wszystko mi opowiedzieć!
3 4 J E S S I C A H A R T Tess zanotowała wskazówki Belli, omijając wszelkie docinki. Miała przeczucie, że następne kilka minut bę dzie raczej nieprzyjemne. - Dziękuję ci, Bella - powiedziała oschłym tonem. - Wprost nie mogę się doczekać. - Życzę powodzenia! - zawołała Bella, żeby Gabriel mógł ją słyszeć. -1 powiedz temu twojemu szefowi, że moim zdaniem ma bardzo zmysłowy głos! Tess pospiesznie odłożyła słuchawkę. Przy najbliż szej okazji nie omieszka zamordować Belli. - Nie wiedziałem, że plotkujesz o mnie ze znajomy mi. - Gabriel rzucił jej chłodne spojrzenie. - A ja nie wiedziałam, że ma pan zwyczaj podsłu chiwać prywatne rozmowy. Gabriel miał już na końcu języka ciętą odpowiedź, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Przypomniał so bie, że dziś będzie jeszcze potrzebował pomocy Tess. Tymczasem Harry miał już dość zwisania w niewygod nej pozycji i zaczął popłakiwać. - Słuchaj, zmieńmy wreszcie tę pieluchę - warknął Gabriel. - Zróbmy to razem, bo zabieg nie zapowiada się nazbyt przyjemnie. - Dobrze. Tess skorzystała z okazji, żeby się wycofać z nie zręcznej sytuacji. Obecność Harry^go miała zły wpływ na nich oboje. Pomyślała, że jeśli nie będzie postępować ostrożniej, to wkrótce znajdzie się bez pracy. Dodatko we pieniądze są nie do pogardzenia, ale stała pensja to WYGRANA NA LOTERII 35 sprawa najważniejsza. Odkąd Gabriel zjawił się w Spa- ceWorks, zastanawiała się nad zmianą pracy, jednak wszystkie proponowane jej stanowiska były gorzej płat ne, a na to nie mogła sobie teraz pozwolić. Pomyślała ze smutkiem, że najlepiej będzie trzymać buzię na kłód kę i robić swoje. Gabriel, trzymając Harry^go w wyciągniętych rę kach, zaniósł malca do eleganckiej, lśniącej łazienki Obok swego gabinetu. Tess rozłożyła na marmurowym blacie obok umywalki ręcznik. - Zaczynamy! - oznajmiła, wzięła głęboki oddech i desperackim ruchem rozpięła śpioszki. Dziecko zareagowało żałosnym wrzaskiem, do tego kręciło się niebezpiecznie, więc musieli oboje się nim zająć, żeby nie zsunęło się na podłogę. Jednocześnie pró- bowali się zorientować, jak rozplatać pieluchę. Gdy wresz- cie im się to udało, spojrzeli na siebie, krzywiąc się. Gabriel zauważył nagle, że oczy Tess mają piękny, miodowy odcień brązu i że błyszczą w nich złote iskier ki. Uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy im się nie przyjrzał. Zwykle były schowane za okularami, których używała, pracując na komputerze lub robiąc notatki. Teraz poczuł dziwny dreszcz. Ich spojrzenia spotkały się dosłownie na sekundę lub dwie, a miał wrażenie, że ta chwila trwała wieczność. Tess często widywała matki, które w toalecie zręcz nie przewijały dzieci. Nie mogła pojąć, jak udawało im sie to robić samodzielnie. Ona i Gabriel musieli zerkać
36 JESSICA HART co chwilę do notatek ze wskazówkami Bel Ii. Kręcili się w kółko, przynosząc z wózka olejki, zasypki, kremy i pieluchy. Tess była zadowolona, że nie została sama z tym problemem, choć za nic na świecie by się do tego nie przyznała. Gabriel był bardziej niż ona nieporadny, jego twarz przybrała dziwnie zielony kolor, ale ręce trzymały dziecko pewnie i spokojnie. Pomyślała, że ta kie ręce dają prawdziwe poczucie bezpieczeństwa. Były duże, silne i z bardzo czystymi paznokciami. I takie miłe w dotyku. Wreszcie uporali się z zadaniem. Harry, znów zapięty na wszystkie guziki, wyraźnie poczuł się lepiej i prze stał popłakiwać. Tess uniosła go i przytuliła do ramie nia. Pogratulowała sobie w duchu, że zaczyna nabierać wprawy. - Dzięki Bogu, że już po wszystkim! - powiedział Gabriel, z obrzydzeniem wyrzucając brudną pieluchę. Tess skinęła głową. Ich spojrzenia znów się na mo ment spotkały. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że ona i Gabriel mogą mieć ze sobą cokolwiek wspólnego, choćby nieporadną zmianę pieluch. Był już najwyższy czas, żeby pojechać do domu Ga briela. Tess często zastanawiała się, dlaczego znajomym obarczonym dziećmi wybranie się gdziekolwiek zabiera tyle czasu. Tego wieczoru przekonała się, że mając dziecko pod opieką, nie można po prostu ubrać się, wziąć torebkę i wyjść. Harry nie chciał leżeć w wózku, więc musieli na zmianę trzymać go na rękach, pakując WYGRANA NA LOTERII 37 jego rzeczy, wyłączając światła i komputery. Wszystko to trwało wieczność. W połowie drogi do podziemnego garażu Gabriel przypomniał sobie o dokumentach, któ- re miał w nocy sprawdzić. Musieli więc zawrócić na górę. Humor mu się nie poprawił, gdy wreszcie dotarli do samochodu i należało złożyć wózek. Klnąc pod no- sem, walczył z gałkami i dźwigniami. - To nie może być takie trudne - nierozsądnie stwierdziła Tess. - Ciągle widuję matki z takimi wóz- kami. Niemożliwe, żeby wszystkie miały dyplomy in żynierów. - Nie, ale nikt też nie robi im niepotrzebnych uwag rzucił opryskliwie. - Nie musi się pan na mnie wyżywać tylko dlatego, że nie wie pan, jak to zrobić - powiedziała chłodno, zapominając, że przyrzekła sobie trzymać język za zę bami. - To nie moja wina, że jest pan w złym humorze. Gabriel miał własne zdanie na ten temat. Gdyby od powiednio załatwiła sprawę z babcią Harry^go, wie- czór nie stałby się totalną katastrofą. A tak musiał bła- gać ją o pomoc, zmieniać pieluchę, co wymagało nie lada samozaparcia, a teraz robił z siebie pośmiewisko, walcząc z tym przeklętym wózkiem. I nie koniec na tym. Czekał go jeszcze wieczór w towarzystwie własnej asystentki, która nie robiła tajemnicy z faktu, że go nie znosi. Gabriel doszedł do wniosku, że jego zły humor jest w dużej mierze zasługą Tess, jednak mógł co naj wyżej posłać jej nienawistne spojrzenie, i to wyłącznie
38 JESSICA HART w chwili, gdy odwracał się w stronę wózka. Wyładował złość na dźwigni, którą już wcześniej próbował przesu nąć. Szarpnął ją ostro i... wózek złożył się jednym płynnym ruchem. Wreszcie ruszyli i niemal natychmiast utknęli w kor ku. Powoli posuwali się na południe od rzeki, w kierun ku mieszkania Tess, Gabriel niecierpliwie bębnił palca mi o kierownicę. Obecność Tess bardzo go rozpraszała. Był zły na siebie, że nie może zapomnieć ani jej oczu, ani nóg. Żałował, że w ogóle zwrócił uwagę na cokol wiek. Gdy już raz zaczął się przyglądać, trudno mu było przestać. Na zewnątrz było ciemno. W słabym świetle padają cym z deski rozdzielczej Gabriel widział tylko zarys jej twarzy i kącik ust. Pomyślał, że do asystentki, która tra ktowała go z lodowatą uprzejmością, bardziej pasowałyby zimnoniebieskie oczy, a nie te brązowe, takie ciepłe, przy ciągające. Gabriel nie był w stanie o nich zapomnieć. Powtarzał sobie, że teraz nie ma czasu na takie roz ważania. Objęcie zarządu SpaceWorks było ryzykow nym posunięciem. Jeśli nie uda się podpisać umowy z Emery, poniesie klęskę i straci pieniądze. A nie lubił przegrywać. Nie miał zamiaru ponieść strat tylko dlate go, że pojawiło się jakieś dziecko albo że sekretarka zdjęła okulary! Gdy godzinę później zatrzymali się przed domem Tess, mały spał, więc Gabriel został z nim w samocho dzie. Tess wbiegła do mieszkania i szybko wrzuciła do WYGRANA NA LOTERII 39 torby tylko kilka niezbędnych drobiazgów. Czekała ich jeszcze jazda przez całe zatłoczone śródmieście, bo wiem Gabriel mieszkał nad rzeką w starych magazy nach, niedawno przebudowanych na mieszkania. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, Tess była już potwornie zmęczona. Rozejrzawszy się po mieszkaniu Gabriela, zaczeła żałować, że nie zaproponowała pozostania u niej. Może nie byłoby tak elegancko, ale przynajmniej wygodnie. Nawet przez moment chciała coś na ten te mat powiedzieć, ale zrezygnowała; dom był jej króle- stwem i nie wiedziała jeszcze, czy chciałaby w nim go ścić Gabriela. Wnętrze było obrzydliwie nowoczesne: wszędzie błyszcząca stal, szkło i tkaniny w neutralnych kolorach. Żadnej przytulności. Przestrzeń umiejętnie podzielono, ustawiając odpowiednio meble i oświetlenie. Było ele- gancko. wytwornie i zupełnie bez wdzięku. Tess nie mogła sobie wyobrazić, że ktoś chciałby tu naprawdę mieszkać. W tym wyblakłym otoczeniu kolorowy wó zek dziecięcy stanowił drażniący kontrast. Doszła do wniosku, że może lepiej się stało, że nie zaprosiła Ga briela do siebie. Jeśli ma taki gust, jej mieszkanie wy dałoby mu się koszmarne. - Wszystko tu takie... nowe - stwierdziła. - Nie podoba ci się - domyślił się Gabriel. Za brzmiało to, jakby zależało mu na jej opinii. - Nie, po prostu wydaje mi się, że nie ma własnego charakteru.
4 0 J E S S I C A H A R T - Nie zależy mi na tym - powiedział krótko. - Po trzebuję wygody. A te mieszkania były rozchwytywane. Od razu wyposażone w pościel, ręczniki, naczynia, na wet w zapas wina. Idealne dla ludzi sukcesu, którzy nie chcą tracić czasu na zastanawiane się, gdzie kupić kor kociąg. Na Tess nie zrobiło to wrażenia. - Dla mnie to żaden sukces, jeśli nie mam czasu i chęci, by stworzyć sobie dom. - Dom to tylko miejsce do spania. Gabriel, urażony brakiem zachwytu, postanowił za słonic okna ciągnące się na całej długości ściany. Do tychczas nie zwrócił na to uwagi, ale gdy na zewnątrz zrobiło się ciemno i deszcz uderzał w szyby, mieszkanie istotnie nie wyglądało przytulnie. - Wprowadziłem się dopiero dwa dni temu - w\jaś ni!, starając się znaleźć coś, co pozwoliłoby zaciągnąć zasłony; ponieważ podobał mu się widok z okien, do tychczas nie musiał tego robić. - Przedtem mieszkałem w hotelu - dodał. Przesunął ręką wzdłuż krawędzi za słon, szukając sznura lub jakiegoś mechanizmu. - Ale tu jest o wiele lepiej. Obsługa jak w hotelu, a czuję się jak u siebie. Poza tym w nowym mieszkaniu wszystko działa bez zarzutu. - Chyba nie wszystko - stwierdziła Tess, obserwu jąc jego coraz bardziej nerwowe wysiłki. Mruczał coś pod nosem i był już gotów uciec się do siły. Odsunęła go na bok. WYGRANA NA LOTERII 41 - Chwileczkę, ja spróbuję. Podeszła do ściany, odnalazła dyskretnie umieszczo ny zestaw przełączników. Nacisnęła jeden z nich i za słony rozciągnęły się gładko wzdłuż ogromnego okna. Gabriel poczuł wzbierającą irytację. - Bardzo wygodne - mruknęła. Gabriel uniósł wzrok, słysząc ironię w jej głosie, ale wtedy od strony wózka dobiegł odgłos przypominający miauczenie. - Harry się budzi - nerwowo stwierdziła Tess. Równocześnie pochylili się nad wózkiem. Dziecko kręciło się i przecierało piąstkami oczy. - Co mamy teraz zrobić? - spytał Gabriel. Starał się zachować bezpieczną odległość. Tess wyciągnęła z torebki instrukcję Bell i. - Myślę, że trzeba go nakarmić - powiedziała. - Musimy mu przygotować mleko w proszku. - Kucnęła i przeszukała rzeczy, które Gabriel przyniósł z samo- chodu. - Powinna tu być puszka... to chyba ta. Przeczytała instrukcję na opakowaniu. - Czy mógłby pan znaleźć jakiś rondelek? - Myślę, że z tym dam sobie radę - oświadczył Ga- briel z godnością. Nadal nie mógł zapomnieć wpadki z zasłonami. Po- szedł do kuchni i zaczął otwierać po kolei szafki. Do tychczas nawet do nich nie zaglądał. Wreszcie znalazł coś odpowiedniego i podał Tess. Poprosiła, żeby teraz popilnował Harry'ego.
JESSICA HART - Nie mogę się skupić, gdy stoi pan nade mną - przyznała szczerze. Harry był coraz bardziej niespokojny. Gabriel kręcił się obok wózka i bezradnie patrzył na małą, wykrzy wioną płaczem buzię. Gdy w końcu rozległ się donośny krzyk, spojrzał na Tess. Właśnie ostrożnie odmierzała proszek i wsypywała go do garnuszka. W oczach Ga briela malowało się przerażenie. - Czy mleko już gotowe? - Nie, muszę je podgrzać - odpowiedziała i spojrza ła na Harry'ego jak na prześladowcę. - Musi pan go czymś zająć. . - Jak? - Nie wiem... może go przytulić? Gabriel westchnął, wziął Harry'ego na ręce i pobujał przez chwilę. - Nie pomogło - poskarżył się, gdy płacz stal się jeszcze bardziej donośny. - Nie dziwię się- stwierdziła, spoglądając znad kuchen ki; takiego panelu sterowniczego nie powstydziłoby się i centrum lotów kosmicznych. - To ma być przytulanie? - Coś nie tak? - spytał sztywno. - Przytulić, to nie znaczy trzymać kogoś w powie trzu na odległość rąk i potrząsać nim w górę i dół. - Nie wiedziałem, że aż tak się na tym znasz - po wiedział, rzucając złośliwe spojrzenie. - Nie znam się, ale wiem, jak chciałabym być przy tulana. WYGRANA NA LOTERII 43 - Może powinnaś więc udzielać lekcji - odgryzł się. - Lekcje przytulania byłyby dodatkowo płatne - zri- postowała Tess - a i tak odrabiam już podwójnie płatne nadgodziny. - Nie martw się, nie zapomniałem - zapewnił cierp kim tonem. Niechętnie przysunął Harry'ego bliżej i za- czał spacerować w sposób, jaki wydawał mu się uspo kajający. Niestety, rady Tess nie na wiele się zdały. - Dlaczego to tak długo trwa? - spytał w końcu, przerywając wrogą ciszę, jaka zapadła między nimi. - To przecież tylko mleko, prawda? Można by pomy śleć, że przygotowujesz obiad z kilku dań. Tess zacisnęła zęby. - Staram się tak szybko, jak mogę. Nim mu to po dam, muszę jeszcze sprawdzić temperaturę. Pochyliła głowę nad notatkami, potem potrząsnęła butelką i nalała kilka kropel na wewnętrzną stronę prze gubu. Jak kazała Bella, było letnie, ale nie gorące. Z ul- rozejrzała się za czymś do siedzenia. Nie była to Jednak kuchnia przewidziana do zagracenia jakimś zwy- czajnym stołem, przy którym można by przejrzeć gaze to, wypić kawę i zrobić przytulny bałagan. Krzesła sy metrycznie ustawione wokół szklanego stołu sprawiały wrażenie wyjątkowo niewygodnych. W końcu niepew nie przysiadła na jednej z sof pokrytej poduszkami w kremowym kolorze. - Dobrze, spróbujmy, Gabriel z ulgą podał jej wrzeszczącego Harry'ego
4 4 J E S S I C A H A R T Tess udała, że przypadkowe zetknięcie się ich rąk nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Zajęła się dziec kiem. Na szczęście karmienie butelką nie było dla Harry'ego nowością. Gdy tylko poczuł smoczek, na tychmiast zajął się ssaniem. Gabriel i Tess zapomnieli o docinkach i obserwowali go z przejęciem. Pozwo lili sobie na chwilę odpoczynku. Dziecko zakasłało i wypluło trochę mleka na ubranie. Tess za późno przypomniała sobie o śliniakach zapakowanych do torby z pieluchami. - Co się dzieje? - spytał zaniepokojony Gabriel. - Skąd mogę wiedzieć? Tess uniosła Harry'ego pionowo i poklepała go po pleckach. Sposób okazał się skuteczny. Kaszel ustał. Znów ostrożnie zaczęła go karmić. - Nie myślałam, że zajmowanie się dzieckiem tak wyczerpuje nerwowo - westchnęła, - Ja też nie - przyznał Gabriel. Zdjął marynarkę, stanął przy szklanym stole. Jedną ręką rozluźniał kra wat, drugą wyciągał dokumenty z teczki. - Wolę co dzienną nerwową atmosferę w pracy! - Nie przypuszczałam, że i pan wie, co to napięcie i stres - stwierdziła Tess Gabriel zmarszczył brwi. - Co masz na myśli? - Pana styl zarządzania trudno nazwać spokojnym - wyjaśniła z przekąsem. Chodziło jej przede wszyst kim o ostatnie tygodnie szalonych przygotowań oferty WYGRANA NA LOTERII 45 dla Emery. - Potrafi pan pracować chyba tylko w ogro mnym napięciu. Odchyliła głowę do tyłu. Dziecko spokojnie ssało. - Dziwi mnie, że w ogóle wie pan, że jest coś takie go jak stres! - Wiem, oczywiście - powiedział zirytowanym to nem. - Ludzie z zarządu ciągle mówią na ten temat! Chociaż przyznaję, że sam nie mam na to czasu. - Ale nie każdemu odpowiada praca w ciągłym na pięciu, tak jak panu. Nie ma pan pojęcia, jak się pracuje w biurze, gdzie nie ma chwili spokoju, szef się gorącz- kuje, stawiając ludziom zbyteczne żądania i wszystko musi być gotowe na wczoraj. Gabriel ściągnął brwi i spojrzał znad dokumentów na jej pochyloną głowę, łagodną linię policzka, kasztanowe włosy, od których światło odbijało się złotym refleksem. Odwrócił wzrok. - Tobie to nie przeszkadza. Tess na chwilę uniosła wzrok. - Jakoś sobie radzę, ale to nie znaczy, że mi się podoba. - Nie musi ci się podobać - stwierdził opryskliwie Gabriel. Za nic nie chciał okazać, jak bardzo poruszał go jej widok, gdy tak obejmowała dziecko. - Masz po prostu wykonywać pracę, za którą ci płacą. Teraz trzeba dokończyć ofertę dla Emery. Gdy to skończymy, mo- żesz martwić się stresem. Tymczasem mamy ważniejsze sprawy na głowie.
46 JESSICA HART Spojrzał na zegarek. - Do rana powinniśmy zrobić całkiem sporo. Po trzebny jest nowy wstęp i chciałbym, żebyś dokładnie sprawdziła każdą kwotę. Będzie ostra konkurencja i nie możemy sobie pozwolić, żeby oferta była niedokładna. - Mam dzisiaj sprawdzać dane? - spytała Tess z nie dowierzaniem. - Płacę ci za nadgodziny - przypomniał Gabriel. - Ale za pomoc przy Harrym! Machnął ręką. - Skoro już tu jesteś, możesz pomóc też w sprawie oferty. Nie ma telewizji ani książek. Tylko ty, ja i mnó stwo papierkowej roboty. Co innego moglibyśmy robić w nocy? Złośliwy ton głosu wywołał rumieniec na twarzy Tess. Inni ludzie z pewnością mieliby lepszy pomysł na wspólne spędzenie czasu, ale jej i Gabriela nie łączyły aż tak bliskie stosunki. Owszem, mieli razem spędzić noc w tym mieszkaniu, ale on nadal jest jej szefem, a ona asystentką. - Nie musisz pomagać - dodał, wzruszając obojęt nie ramionami. - Tylko od ciebie zależy, czy chcesz stracić pracę. Tess gwałtownie uniosła głowę i rzuciła mu zimne spojrzenie. - Czy to groźba? - Nie, żadna groźba. - Gabriel mówił spokojnie zdecydowanie i równie twardo, jak ona. - Taka jest ize- WYGRANA NA LOTERII 47 czywistość. Ten kontrakt jest nam potrzebny. Jeśli go nie dostaniemy, będę musiał pozbyć się udziałów w SpaceWorks. W takiej sytuacji firma po prostu prze stanie istnieć, a tym samym i twoja praca. Contraxa jest liderem na rynku, a jej reputacja zależy od utrzymania wysokiej jakości i sukcesów. Nie możemy sobie po zwolić, żeby kojarzono nas z niepowodzeniami, nawet jeśli miałoby to dotyczyć małej filii. Tess wiedziała, że miał rację, ale nie mogła się po godzić z takim lekceważeniem firmy, w której praco wała ponad dziesięć lat. SpaceWorks to o wiele więcej niż mała filia! - Zastanawiam się, po co w ogóle zajął się pan fir- mą, która jest tak mało ważna! - Bo uważam, że warto ryzykować, żeby coś osiąg nąć - powiedział Gabriel, rzucając na stół ostatni plik dokumentów. - SpaceWorks jest teraz niewiele znaczą cą filią, ale to się może zmienić. Jeśli nie popełniłem będu, ryzykując, stąd rozpocznę działanie na terenie Europy. Mamy teraz światowy rynek. Trzeba wyprze dzać innych, a nie da się tego zrobić bez ryzyka. - Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na podejmowa ryzyka- powiedziała Tess, wzdychając. Pomyślała, że Andrew ma przed sobą jeszcze rok nauki. - Niektó- rzy mają zobowiązania. - Dlatego unikam zobowiązań - przyznał Gabriel. - Nie można niczego osiągnąć, jeśli ciągle oglądasz się za siebie, pamiętając o odpowiedzialności
48 JESSICA HART Łatwo to mówić, pomyślała gniewnie Tess. Zabrała Harry'emu pustą butelkę, mimo że ściskał ją nieustępli wie. Zobowiązań sobie nie wybierasz. Postawiła butelkę na podłodze i wstała z dzieckiem na rękach. - Właśnie może pan wykazać się odpowiedzialno ścią - powiedziała zdecydowanym tonem. - Proszę na chwilę wziąć bratanka. ROZDZIAŁ TRZECI Gabriel spojrzał na dziecko, które Tess mu podawała. - Co niby mam z nim zrobić? - spytał zaniepokojo ny. Dotychczasowa zimna obojętność nagle go opuściła. - Bella powiedziała, że powinno mu się odbić. Trze- ba mu w tym pomóc. Widziałam, jak robił to jej mąż. Nic prostszego - tłumaczyła, widząc przerażoną minę. - Wystarczy go trochę ponosić i poklepać po pleckach. Gabriel uważał, że już dość się nanosił, ale nie wy- padało odmówić, bo Tess w końcu nakarmiła małego. Niechętnie wyciągnął ręce. - Trzyma go pan? - spytała oschle, żeby ukryć nie- spodziewany dreszcz, który poczuła, gdy zetknęły się ich dłonie. - Tak - przyznał, choć bez entuzjazmu. - Teraz proszę oprzeć go o ramię i poklepać, ale de likatnie. Gabriel ostrożnie poklepał. - Tak? - Cóż, Roger jednocześnie jeszcze podśpiewuje - powiedziała Tess, idąc do kuchni, żeby umyć butelkę - ale to nie jest konieczne.
50 JESSICA HART Wyjmując z kosza sterylizator, ukradkiem obserwo wała Gabriela. Z przejętą miną posłusznie spacerował z Harrym po mieszkaniu. Gdyby pracownicy ze Space- Works mogli go teraz widzieć... Bezwzględna arogan cja i pewność siebie pokonane przez małe dziecko. Cza sem życie bywa też słodkie, pomyślała. Po kolejnym okrążeniu Gabriel ponownie zjawił się w kuchni. - Myślę, że idzie mi coraz lepiej - pochwalił się i odważył zanucić. W tym momencie Harry zwymioto wał na jego bardzo kosztowną koszulę. - Chyba pan fałszował - stwierdziła Tess. Gabriel wykręcał głowę, próbując ocenić ogrom po wstałych zniszczeń. - Na dodatek muszę jeszcze znosić krytykę - powie dział skwaszony. Tess przeglądała szuflady, usiłując znaleźć jakąś ścierkę. W końcu trafiła na całą paczkę. Rozerwała opa kowanie. - Teraz już wiem, dlaczego Roger zawsze kład/ic szmatkę na ramieniu, gdy nosi Rosy - powiedziała, mo cząc ścierkę pod kranem. - Cieszę się, że teraz sobie o tym przypomniałaś - zrzędził. - Proszę się nie ruszać - poleciła. Starannie wytarła zabrudzeni i w tym momencie Harry był uprzejmy znów zwymiotować odrobinę mle ka. Gabriel się skrzywił. WYGRANA NA LOTERII 51 - Nie ma się czym denerwować - powiedziała z iry tacją. - To tylko trochę mleka. - Energicznie potarła koszulę. - Już, wszystko zeszło. Podejrzliwie zerknął na wilgotną plamę na plecach, potem spojrzał na Tess. Miodowe oczy błyszczały z rozbawienia. Nagle uświadomił sobie, że Tess stoi tuż obok, że jej gorąca dłoń dotyka go przez koszulę, włosy błyszczą w świetle, a delikatny zapach jej perfum nie pokojąco go drażni. Niemal w tej samej chwili Tess poczuła, że ramię, którego od niechcenia dotyka, jest twarde, mocne i go- rące. Nagle dostrzegła w Gabrielu mężczyznę z krwi i kości. Zaskoczona i zażenowana szybko cofnęła rękę i odsunęła się. - Sprawdzę, co jeszcze mamy do zrobienia - wy- mamrotała. Dłonie jej drżały, gdy odczytywała z kartki leżącej na kuchennym blacie wskazówki Belli. Pomyślała, że musi wziąć się w garść. Nigdy nie uważała Gabriela za atrakcyjnego i nie zamierzała teraz zmieniać zdania. Skupiła się na notatkach. - Coś tu mam na temat kąpieli - powiedziała po chwili. Z zadowoleniem stwierdziła, że jej głos znów brzmi zwyczajnie. - Nie jestem pewna, czy kąpiel ma być przed, czy po karmieniu. Z tego trudno się zorien tować. Ostatecznie zdecydowali, że Harry'emu nic się nie stanie, jeśli jednego wieczoru ominie go kąpiel. Jutro