AlekSob

  • Dokumenty879
  • Odsłony125 579
  • Obserwuję109
  • Rozmiar dokumentów1.9 GB
  • Ilość pobrań72 198

Angelsen Trine - Córka Morza 14 - Podejrzenia

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :635.6 KB
Rozszerzenie:pdf

Angelsen Trine - Córka Morza 14 - Podejrzenia.pdf

AlekSob Fantastyka
Użytkownik AlekSob wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 126 stron)

TRINE ANGELSEN PODEJRZENIA

Rozdział 1 Elizabeth zakręciło się w głowie. Musiała cofnąć się nieco, bo dopiero po chwili stanąć na pewnych nogach. Lina spostrzegła krew na swojej ręce i zaczęła krzyczeć. Rozpaczliwie próbowała zetrzeć plamy fartuchem, patrząc na Elizabeth szeroko otartymi oczami. - Co się tu dzieje? – Helene wybiegła z kuchni i na widok Liny stanęła jak wryta. – Skaleczyłaś się? Przerażona Ane zaczęła płakać, ale Elizabeth już odzyskała równowagę. Chwyciła Linę za ramię i spytała. - Co zrobiłaś? Gdzie Lavina? Lina nie odpowiedziała. Wciąż wycierała zakrwawioną dłoń, bełkotała coś niewyraźnie. - Mario, zabierz Ane na poddasze – poleciła Elizabeth. Siostra natychmiast jej posłuchała, rozumiejąc, ze stało się coś złego. – A teraz mów, gdzie jest Lavina – stanowczo zażądała Elizabeth, biorąc Linę pod brodę. – Spójrz na mnie i powiedz, gdzie ona jest. - Nad brzegiem – załkała Lina, zamykając oczy, jakby chciała odegnać jakiś prześladujący ją obraz. Elizabeth cofnęła rękę. - Helene, zajmij się Liną – rzuciła tylko i wybiegła. Już ze ścieżki, prowadzącej w stronę brzegu zauważyła Kristiana. Chciała zawołać go, powiedzieć o Lnie, ale słowa zamarły jej na ustach. Kristian schylił się nad nieruchomym ciałem Laviny. Elizabeth zmrużyła oczy. Czy on grzebie w jej kieszeniach, czy tylko tak jej się wydaje? Nie była pewna… Tymczasem Kristian się wyprostował, odgarnął grzywkę dłonią i nerwowo się rozejrzał. Potem znów przykucnął i wsunął dłoń do kieszeni Laviny, jakby czegoś szukał. Elizabeth nie pojmowała, o co w tym wszystkim chodzi. Kristian poczuł chyba, ze ktoś go obserwuje i stanął prosto. Elizabeth uniosła spódnicę i ruszyła w dół. Jedno spojrzenie na ciało leżącej kobiety potwierdziło jej obawy. Wolała jednak zapytać. Usłyszeć to z jego ust. - Ona nie żyje? - Tak. Jest martwa. Elizabeth opadła na kolana i odgarnęła jasne włosy z twarzy Laviny. Jej szaroniebieski oczy patrzyły pusto w niebo. Elizabeth zamknęła je delikatnie. Włosy i szyja kobiety były

zakrwawione, podobnie jak kamienie, na których spoczywała jej głowa. Elizabeth poczuła suchość w ustach, nie mogła zebrać myśli. Podniosła się chwiejnie i, odchrząknąwszy, powiedziała: - Musimy wezwać lensmana! - Czy o konieczne? Elizabeth spiorunowała męża wzrokiem, na co on spuścił oczy. - Pewnie poślizgnęła się na kamieniach… - Bądź łaskaw wydać polecenie Larsowi – przerwała mu. – Tym powinny zająć się władze. Kristian nic już nie dodał, choć kilkakrotnie otwierał usta. Wzruszył tylko ramionami i poszedł pod górę. Elizabeth patrzyła za nim w milczeniu. Czego on szukał w kieszeniach Laviny? Bo miła pewność, że tak właśnie było. Od morza wiał lodowaty wiatr, Elizabeth dopiero teraz sobie uświadomiła, że nie ma na sobie żadnego ciepłego okrycia. Palce jej już zgrabiały z zimna, wsunęła je więc pod pachy. Spojrzała na martwą kobietę. Czyżby to Lina ją zabiła? Elizabeth pokręciła głową. Nie, to niemożliwe. Słodka, mała Lina nie mogła tego zrobić. Bo i dlaczego? Co prawda, Lavina się z niej naśmiewała, ale to przecież nie powód. Zresztą kpiła ze wszystkich. Poza tym Lina i Lavina prawie się nie znały. Elizabeth nie mogła już zapanować nad kłębiącymi się w jej głowie myślami. Po chwili wrócił Kristian. - Zamarzniesz tu, Elizabeth – powiedział. – Powinnaś pójść do domu i się ogrzać. Pokręciła głową. Jeśli Lina nie ma z tym nic wspólnego, to może… może Kristian zabił Lavinę? Elizabeth widziała przecież jak się o coś kłócili. Teraz nie mogła zostawić zmarłej z Kristianem, bo on znów zacząłby przeszukiwać kieszenie kobiety. No i musi wyjaśnić, co się tu stało. - Nie jest mi zimno – zapewniła, starając się panować nad drżącym głosem. - Weź moją kurtkę. – Kristian zdjął okrycie i otulił nim żonę. Elizabeth poczuła wdzięczność i wstyd jednocześnie. Jak może posądzić własnego męża o coś tak strasznego! Przecież gdyby był zdolny dokonać morderstwa, nie troszczyłby się teraz o nią… A może jedno drugiego nie wyklucza? - Zamyśliłaś się – stwierdził Kristian, przytulając ją i głaszcząc po ramionach i plecach, jakby chciał ją rozgrzać. Elizabeth spojrzała na męża. Czy to dziwne, że się zamyśliła? Przecież to na ich ziemi leży martwa kobieta. Osoba, którą znali i która najprawdopodobniej została zamordowana.

Przez kogoś, kogo także znają. - Lina ją znalazła – powiedziała w końcu. I wtedy uzmysłowiła sobie, że jeśli rzeczywiście Lina znalazła Lavinę, to Kristian nie mógł jej zabić. Czy to logiczne, że najpierw zabiłby Lavinę, potem pozwolił, by Lina ją znalazła, by znowu wrócić do ciała? Elizabeth niezauważalnie pokręciła głową. to się nie układa w sensowną całość, zapewne musi być jakieś inne wyjaśnienie. - Biedna Lina, musiała przeżyć szok – rzekł powoli Kristian. - Była cała we krwi. Przyjął te słowa w milczeniu, choć najwyraźniej zrobiły na nim wrażenie. Czyżby też zaczął podejrzewać Linę? - Jesteś pewna, że nie chcesz wrócić do domu? – spytał ponownie. - Całkiem pewna. Elizabeth poczuła się nieswojo. Dlaczego tak mu zależy, żeby poszła do domu? Czyżby chciał zostać sam, by móc przeszukać kieszenie? Szybko jednak odsunęła od siebie tę myśl. Kristian po prostu troszczy się o nią, nie chce, żeby zmarzła. Stali więc i czekali, szarpani podmuchami wiatru. Nie mili sobie wiele do powiedzenia. Elizabeth straciła poczucie czasu – minęła może godzina, może więcej, gdy wreszcie usłyszała czyjeś ciężkie kroki. To był lensman. Urzędnik siknął im obojgu głową i pochylił się nad zmarłą. Elizabeth odwróciła wzrok. Słyszała tylko, jak urzędnik mruczy coś do siebie. Po pewnym czasie mężczyzna się wyprostował. - Możecie ją stąd zabrać. Może na razie do szopy na łodzie, ale zanim ją umyjecie, powinien ją zobaczyć doktor. - Dlaczego? – zdziwiła się Elizabeth. – Przecież ona nie żyje. Lensman uśmiechnął się krzywo. - Doktor ustali, jak umarła. Elizabeth się na tym nie znała, ale słowa lensmana ją zaskoczyły. - Doktor jest w Danii i nikt nie wie, kiedy wróci. - Do pastora przyjechał jakiś lekarz z południa. Słyszałem, ze właśnie skończył studia. Gdy do grupki dołączył Lars, Elizabeth poleciła mu wezwać doktora. Poczuła na sobie badawcze spojrzenie lensmana i pomyślała, że musi dziwnie wyglądać w zbyt obszernej kurtce Kristiana. - Uznaliśmy, że musimy zawiadomić władze – wyjaśniła Elizabeth parobkowi. – Nikt nie wie, co się tu stało. - Kto ją znalazł? – spytał lensman tonem tak obojętnym, jakby rozmawiali o pogodzie.

Nie była to prawda, ale na razie tyle wystarczy. Elizabeth potrzebowała czasu, by ułożyć sobie to wszystko w głowie.

Rozdział 2 Lensman i Kristian wnieśli ciało Laviny do szopy na łodzie i położyli je ostrożnie na kilku jutowych workach. Lensman powiedział, że zmarła ma tam leżeć do czasu przybycia lekarza. Cofnął się parę kroków, przyglądając się Lavinie, potem przeniósł wzrok na Elizabeth. - Chciałbym porozmawiać z każdym z was w cztery oczy – powiedział. Elizabeth patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu, nim wreszcie zrozumiała jego słowa. - Tak, oczywiście. Proszę pójść za mną, usiądziemy w salonie. W milczeniu ruszyli w stronę domu. W drzwiach czekała na nich Maria. Podała lensmanowi rękę i dygnęła na nich Maria. Podała lensmanowi rękę i dygnęła na powitanie, potem rzuciła pytające spojrzenie siostrze. - Lavina nie żyje – wyjaśniła Elizabeth zwięźle. Poczuła się nagle taka przytłoczona. Tyle spraw trzeba było załatwić tyle myśli kłębiło jej się w głowie. Miała ochotę przysiąść gdzieś w spokoju chociaż na chwilę. - Gdzie jest Ane? – spytała. - W kuchni. Podam kawę i coś do przygryzienia – odparła Maria i znikła w drzwiach. - Zaprowadzę lensmana do salonu – rzekł Kristian. W drzwiach salonu lensman odwrócił się. - Może zaczniemy od ciebie? – spytał, patrząc na Larsa, który zjawił się właśnie z wieścią, że doktor będzie tu lada moment. Parobek skinął głową i poszedł za lensmanem. Elizabeth skierowała się do kuchni. Maria nastawiła już kawę, teraz układała placki i kanapki na talerzu. - Wyjmij porcelanowe filiżanki – poleciła Elizabeth, jakby siostra sama na to nie wpadła. Ane siedziała na skrzynce z torfem, z kolanami podciągniętymi pod brodę. Nogi oplotła chudymi ramionami. Elizabeth podeszła do córki i pogłaskała ją po głowie. - Już wszystko dobrze? Ane skinęła głowa i przygryzła dolną wargę. - Dlaczego Lavina umarła? – spytała po chwili. - Nie wiem – odpadła Elizabeth szczerze, lecz zaraz dodała: - Poślizgnęła się na mokrym kamieniu i rozbiła sobie głowę. Może było całkiem inaczej, pomyślała, ale na razie nie znajdowała lepszego

wyjaśnienia. - Biedna! – Ane zamyśliła się na moment, ale po chwili spytała. – A dlaczego Lina była taka przerażona? Dopiero teraz Elizabeth przypomniała sobie o służącej. - Gdzie są Lina i Helene? – spytała siostrę. - W alkierzu. Elizabeth usłyszała przyciszone głosy za drzwiami bo bocznego pomieszczenia. - To Lina znalazła Lavinę – wyjaśniła córce. - A dlaczego miała na sobie krew? - Usiądź przy stole, Ane, dostaniesz kawy z mlekiem – zaproponowała Elizabeth. Maria ustawiła tymczasem filiżanki i talerzyki na tacy. - Zaniosę to do salonu o oznajmiła. W tej samej chwili do kuchni wszedł Lars. Opadł ciężko na krzesło i oparł się ramionami o stół. - Szybko poszło – zauważyła Elizabeth. - Nie miałem wiele do powodzenia. – Lars spojrzał nieobecnym wzrokiem w okno. – Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Ane piła mleko z kawą. Niektórzy twierdzili, że taki napój może hamować wzrost, ale Elizabeth w to nie wierzyła. Wręcz przeciwnie, uważała, że kawa działa wzmacniająco. Człowiek odzyskuje jasność umysłu, gdy tylko napije się mocniej kawy, więc ten napój nie może być szkodliwy ani dla dorosłych, ani dla dzieci. - Teraz jest tam Kristian – dodał Lars. Elizabeth podniosła się i nalała kawy dla parobka i dla siebie. Do kuchni weszła Maria. W milczeniu odstawiła pustą tacę i zaczęła sprzątać ze stołu. Elizabeth domyśliła się, że siostra chce po prostu zająć czymś ręce. - Ty też nie masz nic do powiedzenia lensmanowi? – spytał Lars. Maria uznała, że pytanie jest skierowane do niej. - Nie. byłam z Ane na poddaszu. Elizabeth poczuła rosnący niepokój. O co lensman ja spyta i co powinna mu odpowiedzieć? Drzwi się otworzyły i z alkowy wyszła Helene. - Nic nie mogę z niej wydobyć. Może ty spróbujesz, Elizabeth? W tej samej chwili w drzwiach pojawił się Kristian. - Lensman chce porozmawiać z Liną. I prosi, żebyśmy się nie porozumiewali, doki on

nie spotka się ze wszystkimi. Razem z Liną do salonu poszła Helene. Liza zmyła już krew z rak i twarzy, ale brunatne plamy świadczyły o tym, że zaszło coś dramatycznego. W kuchni zapadła cisza przerywana tylko trzaskiem ognia w piecu. Kilka gałązek chrustu wystrzeliło w górę fontanną iskier. Elizabeth spojrzała w okno i dostrzegła na podwórzu kota. Nagle wydało jej się, że to Mruczek, kot, który zdechł w Heimly. Ciarki jej przeszły po plecach. Lepiej nie siedzieć bezczynnie, wtedy przychodzą głupie myśli i człowiek się denerwuje. Wyjęła robótkę na drutach. Starała się na niej skupić, ale ciągle gubiła oczka. W końcu się poddała i odłożyła druty. Lars chrząknął, wypił resztę kawy i odstawił kubek. Nikt nic nie mówił. Czas się wszystkim dłużył, gdy tak czekali, póki wreszcie Lina i Helene nie wyszły z salonu. - Mamy to z głowy – rzuciła Helene. – Powiedziałyśmy wszystko, co wiemy. Teraz Lina musi odpocząć – dodała i obie skierowały się do alkowy. - Nadeszła moja kolek – oznajmiła Elizabeth. Podniosła się i przeczesała włosy lekko drżącą dłonią. Lensman siedział w fotelu. Na stole przed nim leżał notatnik odwrócony grzbietem do góry. Urzędnik poprosił, by Elizabeth zajęła miejsce. Starała się zachować spokój, nie wiedziała jednak, czy jej się to uda. Usiadła na własnych dłoniach, by lensman nie widział, jak drżą. Gdyby to spostrzegł, mógłby pomyśleć, że Elizabeth kłamie albo się czegoś obawia. - To zaczynamy – mruknął lensman, zaglądając do swojego notesu. Spojrzał badawczo na Elizabeth. – Rozumiem, że była pani przy swoim, jak Lina przyniosła wiadomość o Lavinie. Dobrze, że tak to ujął, pomyślała i wzięła głęboki wdech. - Siedziała, wtedy w salonie. - Co pani tam robiła? Elizabeth spojrzała na niego. Nie mogła się przyznać, że chciała zostać sama po tym, jak ujrzała Kristiana z Laviną. Urzędnik zacząłby się zastanawiać, o czym tych dwoje rozmawiało i dlaczego tak się z tym ukrywali. - Bolała mnie głowa – powiedziała, przypominając sobie, że w ten sam sposób wytłumaczyła się przed Marią.. Lensman pokiwał głowa. - I usłyszała pani krzyk Liny?

- Tak. - Skąd mogła pani wiedzieć, że to ona krzyczy? Przecież ona była w sieni, a pani w salonie. - Poznałam po głosie. To w każdym razie prawda, pomyślała i od razu lepiej się poczuła. Lensman coś zapisał. Elizabeth zerknęła w stronę notesu, ale nic nie zdołała dojrzeć. Poruszyła się niespokojnie. Nie podobało jej się, że zapisuje jej słowa. Czy będzie umiała dokładnie jej powtórzyć, gdy lensman tego zażąda? A może powie coś innego i lensmana zacznie ją podejrzewać o kłamstwo? - Ma pani dobry słuch – przyznał z przekąsem. – Słysząc hałas, wyszła pani z salonu i dowiedziała się, że Lavina leży nad brzegiem – dodał. - Nie. lina nie potrafiła się wysłowić. Krzyczała tylko, że coś się stało z Laviną. Albo może tylko wymieniła jej imię… nie pamiętam dokładnie. Dobrze, że tak to ujęła. Lensman nie będzie mógł się przyczepić, jeśli potem usłyszy od niej coś innego. Urzędnik spojrzał na nią pytająco, więc mówiła dalej: - Wtedy zauważyłam, że Lina jest zakrwawiona i wyszła z domu, by pobiec na wybrzeże. - Dlaczego? Wiedziała pani, że Lavina tam leży. Elizabeth się zawahała. - Nie. Sama nie wiem… Chyba Lina to mówiła. Potem zobaczyła, ich z podwórza. Ze ścieżki prowadzącej na brzeg, - Ich? Kogo? - Kristiana i Lavinę. – Elizabeth poczuła, że oblewa ją pot. Zwilżyła językiem wyschnięte wargi. – Kristian sprawdzał. Czy Lavina żyje. - W jaki sposób? - Nachylił się i słuchał, czy oddycha. Tak to wyglądało. - Nie jest pani pewna? - Patrzyłam z daleka. Ale tak, jestem pewna. Kristian o tym nie wspomniał? Lensman w milczeniu zapisał coś w notesie. - Gdzie pani była, zanim rozbolała ją głowa? - Byłam… na dworze. Zastanawiała się intensywnie. Musiała się do tego, przyznać, bo przecież ktoś mógł ją widzieć. Tak, natknęła się wszak na Marię, gdy weszła do domu. Może ktoś dostrzegł ją przez okno, albo zauważył, że była za oborą?

- Poszłam za potrzebą – dodała pośpiesznie. - I to wszystko? - Dlaczego lensman mnie tak szczegółowo wypytuje? Czy jestem o coś podejrzana? – spytała, czując, że głos jej lekko drży. Uśmiechnął się pod wąsem, ale szybko powiedział. - Proszę tylko odpowiadać na pytania. - Tak. Chyba przeszła się po podwórzu, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Często to robię. To dobre przyzwyczajenie. Lensman pokiwał głową, jakby spodobały mu się jej słowa. Przypuszczalnie lensman ma podobny zwyczaj. - I nie zauważyła pani nic podejrzanego? - Nie, nic – powiedziała stanowczo. - W porządku. Może pani już iść. - Elizabeth podniosła się, chrząknęła i spytała: - Lensman nie sądzi chyba, że ktoś zabił Lavinę? - Ja nie mogę nic sądzić. Ja musze wiedzieć. Elizabeth zdobyła się na odwagę: - Mogę zapytać, jak się rozwija sprawa Mikkela? Udało się coś ustalić. Rysy jego twarzy się ściągnęły. Lensman spoważniał. - Sprawa została zawieszona.

Rozdział 3 Elizabeth stała w oknie salonu i patrzyła w stronę szopy na łodzie, w której leżała zmarła. Miała nadzieję, że wkrótce zjawi się doktor, potem można będzie zabrać ciało Laviny do domu i umyć je. Niedawno zaczęło padać. Teraz po szybach spływały już strugi wody. Jak łzy, pomyślała Elizabeth. Przypomniała sobie, co mówiły z koleżankami w czasach szkolnych: gdy pada deszcz, anioły opłakują czyjąś śmierć. Gdybym wciąż mogła w to wierzyć, pomyślała ze smutkiem. Drzwi się otworzyły i Elizabeth od razu wiedziała, że to Kristian. - Na co patrzysz? – spytał trochę niepewnym głosem. - Na nic. Kristian zaczął krążyć po pokoju. Elizabeth słyszała jego westchnienia. Prawdopodobnie chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. - Co cię dręczy? – spytała, obracając się ku niemu. Przystanął, patrzył przez nią przez kilka sekund i spuścił wzrok. Założył ręce za plecy i zapytał: - Co powiedziałaś lensmanowi? Wzruszyła ramionami. - Tylko to, co wiem. - To znaczy co? - Że Lina weszła do domu i powiedziała, że Lavina leży nad brzegiem. - I co jeszcze? - Nic więcej. Serce biło jej mocno w piersi, czuła się nieswojo. Obawiała się, że Kristian zauważy jej niepokój. Znał ją przecież dobrze. - Musiałaś powiedzieć coś jeszcze, siedziałaś tam tak długo. - Nie miałam nic więcej do dodania. – Starała się mówić obojętnym tonem, ale od razu się zorientowała, że mąż jej nie uwierzył. Rozłożyła więc ramiona w geście bezradności. – Lavina nie żyje, Kristian. może zdarzyło się tu przestępstwo. Powiedziałam mu wszystko. - To znaczy co? - Że Lina wpadła do domu rozhisteryzowana i zakrwawiona. – Przerwała na chwilę. – Pewnie dotknęła Laviny i w ten sposób się poplamiła. – W tej samej chwili uzmysłowiła siebie, że tak właśnie mogło to wyglądać. Na ciele Laviny i na kamieniach było mnóstwo krwi. Lina musiała potrząsnąć leżącą, może uniosła jej głowę, zanim zrozumiała, że trzeba zawołać kogoś na pomoc.

- Możliwe – zgodził się Kristian. – To byłoby całkiem naturalne. – Spojrzał na nią badawczo. – Nie podejrzewasz chyba, że Lina… Elizabeth się roześmiała. - Nie, skądże! – Obróciła się znów do okna. Lina nie była morderczynią, pomyślała, to nie ona zabiła Lavinę. To ktoś inny. Tylko kto? Chyba że był to wypadek… Nie ma jednak wątpliwości, że właśnie Lina znalazła Lavinę. No i to Lavina wyśmiewała się z jej planów co do zamążpójścia, potem zapowiedziała Linie, że jeszcze tutaj wróci i wówczas prawda wyjdzie na jaw. Co Lavina miała na myśli? Czy te dwie kobiety o coś się pokłóciły? Czy Lina wymknęła się potajemnie za Liną? I o jakiej „prawdzie” mówiła Lavina, dlaczego Lina miałaby być tym zainteresowana? Kristian zerknął w okno i rzekł. - Nadchodzi doktor. Wyjdę i porozmawiam z nim. Zostań w domu, rozpadało się na dobre. Elizabeth skinęła głową, rada, że nie będzie musiała iść do szopy na łodzie. Stała jednak w oknie i przyglądała się mężczyznom. Kristian podał rękę lekarzowi. Postawny mężczyzna z tego nowego doktora, pomyślała Elizabeth. Widać to z daleka mimo padającego deszczu. Bardzo młody, ale przecież lensman mówił, że przyjechał tu prosto po studiach. Mężczyźni ruszyli w stronę szopy na łodzie. Elizabeth westchnęła i poszła do kuchni, żeby się czymś zając. - Pomóc ci w czymś? – spytała ją Helene. - Nie, dziękuję, nie trzeba. Co z Liną? Lars i Kristian wnieśli ciało Laviny do domu. - Musisz popłynąć na Wyspę Topielca, żeby zawiadomić Niasa Wędrowca – powiedziała Elizabeth do Kristiana. –Weź ze sobą Larsa. - Poślę samego Larsa, a ja zajmę się przygotowaniem trumny. Elizabeth pokiwała głową i usłyszała, jak się zamykają drzwi. Spojrzała na zmarłą. Lavina pozostała piękna nawet teraz. Usta miała pełne, wargi rozchylone, jakby uśmiechała się lekko. Nie zdążyła się przestraszyć? Nie wiedziała, co ją spotka? Elizabeth poczuła wielki żal. Lavina była za młoda, żeby umierać. Pogłaskała kobietę po twarzy, ale szybko cofnęła dłoń, czując chłód skóry. Potem przykryła ciało pledem i wyszła. Doktor czekał w salonie. Na widok Elizabeth podniósł się natychmiast, ukłonił się i wyciągnął rękę. - Torstein Jonsen. - Elizabeth Dalsrud. Uśmiechnął się, nie odsłaniając zębów, ale odgadła, że muszą być

ładne. Ciemne włosy miał mokre od deszczu. A spojrzenie łagodne. - Obejrzałem ciało zmarłej – oznajmił. – Sądzę, że się przewróciła i uderzyła głową o kamienie. Elizabeth pokiwała głową. miała ochotę zapytać, skąd taka pewność, ale się powstrzymała. Wolała uniknąć dyskusji, nie chciała by doktor powiedział lensmanowi coś, co kazałoby urzędnikowi tu wrócić i od nowa zadawać im pytania. - Napije się pan kawy? – spytała. - Nie, dziękuję. Śpieszę się. – Skinął głową, uśmiechnął się i sięgnął po swoją torbę. Elizabeth odprowadziła go do drzwi. - Mogę już umyć Lavinę? Spojrzał na nią pytająco. - Zmarłą – wyjaśniła. - Tak, jak najbardziej. - Poproszę Kristiana, żeby zawiózł pana do domu. - Nie trzeba. Pojadę z lensmanem, zdaje się, że jeszcze tu jest. Do widzenia, pani Dalsrud. Trudno było zdjąć ubranie z ciała Laviny, Elizabeth musiała naciąć niektóre rzeczy. Suknia zresztą i tak była poplamiona krwią, morską wodą i piaskiem. Elizabeth najpierw delikatnie umyła zmarła, potem zajęła się jej włosami. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nie ma dla niej ubrania. Powinna poprosić Larsa, żeby coś przywiózł z wyspy, ale było już za późno, bo Lars wyjechał. Przyjrzała się zmarłej uważnie. Lavina z figury była bardziej podobna do Helene niż do niej. Ale Helene nie miała aż tak wielu ubrań, by ich się w ten sposób pozbywać. Trzeba będzie ubrać Lavinę w jakąś koszulę nocną, taki strój powinien być wystarczający obszerny. Pomyślała o jeden ze swych najpiękniejszych koszul ze stójką i szerokimi koronkami przy rękawach i dekolcie. Lavina zasłużyła sobie na piękny strój przynajmniej po śmierci; za życia nie miała ich za wiele. Elizabeth przyniosła koszulę i założyła ją zmarłej przez głowę. Włosy splotła jej w gruby warkocz i przewiązała białą wstążką. Potem złożyła Lavinie dłonie. Teraz zmarła wyglądała tak, jakby spała spokojnie i miała dobre sny. Elizabeth przyklękła i odmówiła Ojcze nasz. Cicho, bo Bóg przecież i tak wszystko słyszy. Tego była pewna. Potem jeszcze raz poprawiła fałdy koszuli i uznała, że wszystko jest w porządku. Zanim przeniosą Lavinę do trumny, zdąży jeszcze znaleźć psałterz albo katechizm, żeby włożyć go zmarłej w dłonie.

Usłyszała kroki Kristiana w korytarzu i otworzyła drzwi. - Trumna gotowa? – spytała. - Prawie. Znalazłem odpowiednie drewno. Muszę ją tylko wypolerować. – Chrząknął. – Słyszałem, że, zdaniem doktora, Lavina poślizgnęła się i uderzyła głową o kamienie. Elizabeth tylko skinęła głową. - Jesteś głodny? - Nie. - Zaparzę kawę. To nam dobrze zrobi. Świetny pomysł. Byli sami w kuchni. Służba wróciła do pracy, Maria i Ane zajmowały się swoimi sprawami. Życie musi toczyć się dalej. Zwierzęta trzeba obrządzić, jedzenie przygotować, nie brak innych pilnych zajęć. Elizabeth zdjęła imbryk z płyty, nalała kawy do dwóch kubków i jeden podała Kristianowi. Potem wyjęła cukiernicę. Kristian długo żuł kawałek cukru, spoglądając w okno. Cisza służyła im obojgu. Jak to dobrze, że możemy tak posiedzieć, nic nie mówiąc, pomyślała Elizabeth. Przesłuchanie bardzo wszystkich zmęczyło. Wprawdzie lensman nie powiedział, że podejrzewa kogoś z domowników, lecz to żadna przyjemność opowiadać na jego pytania. Co się robiło, co mówiło. Jak to wszystko spamiętać. - Dziwne, że życie może być tak krótkie – mówiła Elizabeth w zadumie. – Nagle jest po wszystkim. Kiedy człowiek najmniej się tego spodziewa. Wydaje nam się, że dożyjemy starości, ale nie zawsze tak jest. Kristian milczał, jakby nie słyszał jej słów. Nagle Elizabeth ogarnął dziwny lęk. Zdarza się przecież, że lensman nie potrafi rozwikłać sprawy, że przestępca zostaje na wolności. Jeśli ktoś w Dalsrud stał się mordercą, musiał to być ktoś jej bliski, osoba, której była przywiązana. Ktoś… Elizabeth nie chciała kończyć tej myśli. - Gdy wróci Lars, położymy Lavinę do trumny, a trumnę tez postawimy szopie na łodzie – powiedziała. Kristian skinął głowa i dopił kawę. Nie mieli sobie nic więcej do powiedzenia. Lars wrócił o zmroku. Kristian akurat wyglądał przez okno i spostrzegł go pierwszy. - Idzie Lars. - Z Nilsem Wędrowcem? – zapytała Elizabeth w napięciu. - Nie, sam. Elizabeth podeszła do okna i stanęła obok Kristiana. Lars szedł szybko, niemal biegł. - Jak on się śpieszy – zauważyła. Kristian popatrzył na nią przez chwilę. W jego oczach dostrzegła niepokój.

Po chwili parobek stał już w drzwiach. Oddychał ciężko, z trudem łapiąc powietrze. -Niech mnie Bóg ma w swojej opiece – szepnął. - Co się stało? – spytał Kristian, zaciskając dłonie tak, że aż mu pobielały. - Nils… Nils… - On też nie żyje? – wyrwało się Elizabeth. Lepiej dowiedzieć się całej prawdy. Lars pokręcił głową, patrząc na nią z przerażeniem. 10 - Mam nadzieję, że żyje. - Siadaj, człowieku, opowiedz, co się stało – zażądał Kristian stanowczo, podsuwając parobkowi krzesło. Elizabeth sięgnęła po imbryk z kawą i napełniła kubek. Potem wzięła od Larsa przemoczoną kurtkę i podała mu ścierkę do osuszenia włosów. Odczekała, aż Lars wypije trochę kawy i zapytała: - Co się stało na Wyspie Topielca? Lars odłożył ścierkę. - Już jak cumowałem łódkę, miałem poczucie, że coś jest nie tak. Panowała niezwykła cisza. Nawet mewy nie hałasowały. Elizabeth pokiwała głową, żeby go zachęcić. - Wiecie, że strachliwy nie jestem. Ale kiedy podchodziłem do domu, kolana się pode mną trochę uginały. I okazało się, że w domu nikogo nie ma. Ani śladu życia, jakby od dawna nikt nie palił tam w piecu. Elizabeth wypiła trochę kawy, zrobiła się już zimna, ale ona tego nie zauważyła. - Poszedł więc do obory. I wiecie, co zobaczyłem? Oboje pokręcili głowami. - Obora też była pusta. - Pusta? – zdziwił się Kristian. – A co ze zwierzętami? Słyszałem, ze Lavina miała parę kóz i owcę. - Nie wiem. – Larsowi zaczął drżeć głos, a Elizabeth poczuła się nieswojo. – Nie znalazłem też żadnego mięsa. - No tak, przecież ludzie szlachtują swoje zwierzęta na mięso – powiedział Kristian. Elizabeth spiorunowała go wzrokiem. - Wszystkie naraz? – I kto zjadł to wszystko? Kristian wpatrywał się w podłogę. - No, rzeczywiście… Może… No nie wiem… A może… nie. - Musimy chyba znowu wezwać lensmana – stwierdził Lars. - Nie ma mowy – stanowczo zaprotestował Kristian. Elizabeth spojrzała na męża zdziwiona, ale on mówił dalej.

- I co mu powiemy? Że pewnie Lavina zaszlachtowała wszystkie zwierzęta, a Nils Wędrowiec znów gdzieś zniknął? I co z tego wynika? Myślicie, że lensman nie ma nic lepszego do roboty? - Coś tu jednak jest nie tak – uznała Elizabeth. Kristian przeczesał włosy dłonią. - Lensman nic tu nie poradzi. Trzeba zaczekać Az pojawi się Nils. Wówczas sprawa się wyjaśni. Lars patrzył to na Elizabeth, to na Kristiana. - W każdym razie to dziwna historia – mruknął. - Może i tak. Ale nikt nie popełnił żadnego przestępstwa. Zabili zwierzęta i to wszystko. – Kristian zerwał się z ławy i wyszedł. Trzasnęły za nim drzwi i pozostała ciężka cisza. - Może Kristian ma rację. To rzeczywiście trochę dziwne – powiedział Lars, a Elizabeth usłyszała w jego głosie niepewność. - Cóż, poczekamy i zobaczymy – odrzekła. – Zazwyczaj Nils znika i nagle wraca. Wtedy wszystko się wyjaśni. Tego wieczora Elizabeth długo nie mogła zasnąć. Wpatrywała się w belki na suficie, które w księżycowym świetle rzucały długie cienie. Za oknem świszczał wiatr, uderzając gałęziami drzewa o ścianę. Obok Elizabeth spał Kristian. w szopie na łodzie Lavina leżała w trumnie, blada i zimna. Kristian oddychał równo, ale ciężko. Od czasu do czasu przekręcał się z boku na bok, mruczał coś pod nosem i podciągał pled. W sypialni nie rozmawiali już na temat Niasa. Elizabeth zabroniła Larsowi opowiadać o tym komukolwiek. Dość mają swoich zmartwień, nie trzeba im ich dokładać, wyjaśniła. Odrzuciła na bok pled i wymknęła się z sypialni na palcach. Na dole, w korytarzu, wsunęła tylko chodaki na stopy i narzuciła na plecy kurtkę Kristiana. Zapaliła latarenkę i cicho zamknęła za sobą drzwi. Miała coś do zrobienia. I powinna to zrobić teraz, gdy cały dom był pogrążony we śnie.

Rozdział 4 - Poradzicie sobie sami przez pewien czas, bo ja muszę pójść do Bergette – oznajmiła Elizabeth następnego dnia. - Mogę iść z tobą? – spytała Ane. - Nie, pójdę sama. - Dlaczego? Elizabeth naciągnęła rękawiczki, zastanawiała się, co odpowiedzieć. - Muszę przemyśleć pewny sprawy. - Jakie? Elizabeth udała, że nie słyszy pytania córki, skinęła tylko głową służącym i wyszła. Zdecydowała, że nie weźmie konia. Chmury na niebie tu i ówdzie się przerzedziły, przepuszczając promienie jesiennego słońca. Wprawdzie słońce nie grzało już mocno, ale jego światło poprawiło humor. Elizabeth szła powoli, omijając błotniste kałuże i wciągając do płuc chłodne powietrze. Gdy domu prawie już nie było widać, poczuła się swobodniej. Naprawdę potrzebowała chwili wytchnienia. Może to jakoś rozjaśni jej myśli. Ani się obejrzała, gdy stała już przed drzwiami Bergette. Drzwi otworzyła jej jakaś nieznana służąca. Może dwudziestoletnia, tęga kobieta o wielkich piersiach i równie wielkim brzuchu. Długi nos sięgał jej niemal do ust. Tak szerokich nozdrzy u żadnej kobiety Elizabeth nigdy jeszcze nie widziała. Ramiona ma okrągłe jak świąteczna szynka, pomyślała Elizabeth i odwróciła wzrok, nie chcąc wprawić kobiety w zakłopotanie. - Tak? – Służąca spojrzała na nią pytająco. oczy miała niebieskie, rzęsy jasne. Włosy też jasne, gładko zaczesane i związane w węzeł na karku. - Czy gospodyni jest w domu? – spytała Elizabeth. Jej spojrzenie wciąż przyciągał olbrzymi nos dziewki, zmuszała się jednak, by patrzeć w inną stronę. - Tak, kogo mam zapowiedzieć? - Elizabeth. - Elizabeth? A jak dalej? - Sądzę, ze to wystarczy. Służąca znikła we wnętrzu domu, a po chwili pojawiła się Bergette. - Co za niespodzianka! Dlaczego stoisz tu i marzniesz? Wchodź, wchodź. Elizabeth poszła za nią, zdjęła okrycie i położyła je na krześle. Bergette wsunęła głowę do kuchni. - Poproszę kawę i ciasteczka do salonu. – A potem zwróciła się do Elizabeth z

uśmiechem: - Dobrze napaliłam w piecu. Jesienią jest tak zimni i nieprzyjemnie. – Usiadła, wskazując gościowi krzesło z zielony, obiciem. Elizabeth spostrzegła córeczkę Bergette, Karen-Louise, która bawiła się lalką. - Dzień dobry – powiedziała do niej z uśmiechem. Mała nieśmiało podniosła wzrok, nie przestając przebierać lalki. - Ile masz lat, Karen – Louise? - Tyle. – Mała podniosła pięć paluszków, zastanawiając się, który zgiąć. W końcu wybrała kciuk. - Cztery? – Elizabeth klasnęła w ręce. – No to jesteś już małą damą. Niedługo zaczniesz chodzić do szkoły i pójdziesz do konfirmacji. Karen – Louise zachichotała z zadowoleniem. - I wyjdę za mąż! - A masz już narzeczonego? Dziewczynka pokręciła głową, odgarniając jasne włosy z twarzy. - Jeszcze nie. będę miała narzeczonego później, jak pójdę do szkoły. Prawda, mamo? - Oczywiście. A teraz może pójdziesz do kuchni i sprawdzisz, czy kawa gotowa. Powiesz, że ty też powinnaś dostać jakieś ciasteczko i trochę mleka – dodała, gdy mała była już przy drzwiach, wciąż trzymając w objęciach lalkę. - Zabawne są dzieci w tym wieku – zauważyła Elizabeth, gdy zostały same. Bergette pokiwała głową. - Powinno być ich dwoje. Pomyśl tylko, gdyby Emil był tu z nami… Zanim Elizabeth zdążyła odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi i weszła służąca z tacą. Postawiła na stole filiżanki i talerzyki, nalała kawy, podała talerz z plackami i ciasteczkami. Potem dygnęła i spojrzawszy na Bergette, spytała: - Czy coś jeszcze, proszę pani? - Tak, możesz przynieść jeszcze trochę torfu, ale nie musisz się śpieszyć. Chociaż jeśli zobaczysz któregoś z parobków, powiedz, żeby przynieśli torf i zostawili go w korytarzu. Nie chcemy, by nam teraz ktoś przeszkadzał. Służąca znów dygnęła i wyszła, trzymając tacę pod pachą. - Najęłaś nową służącą? – zapytała Elizabeth. – Nigdy jej nie widziała, - Tak, jest u nas od niedawna. Jakieś trzy tygodnie. Sprawna i pracowita. Tak, tak, wiem, o czym myślisz – dodała ze śmiechem. - O czym? - Że niezbyt przyjemnie się na nią patrzy. Oj, nie, to nieładnie, że tak mówię.

Zapomnij o tym. - Sądziłam, że nie oceniasz ludzi po wyglądzie. - I masz rację. Słyszałaś chyba, jak powiedziałam, że jest sprawna i pracowita. - To prawda. – Elizabeth uniosła filiżankę. – I robi dobra kawę. Bergette podała jej talerz z ciasteczkami. - Co tam u was? - Nie słyszałaś jeszcze o Lavinie? Bergette ugryzła kawałek placka. - Co ona znowu wymyśliła. - Zmarła wczoraj! - Zmarła? – Zaskoczona Bergette zakrztusiła się tak, że aż łzy jej stanęły w oczach. – Co się stało? - Została znaleziona nad brzegiem. Martwa. – Elizabeth odłożyła nadgryzione ciasteczko na talerzyk. Straciła nagle apetyt. Wyprostowała się i, patrząc przyjaciółce w oczy, opowiedziała o tragedii. Nie wspomniała jednak o swych podejrzeniach wobec Kristiana i Liny. - Dlatego wybrałam się do ciebie – zakończyła. – Musiała, wyjść z domu. To wszystko jest takie… takie nierzeczywiste. Bergette aż się wstrząsnęła. - Rozumiem cię doskonale. Czasem słyszy się o ty, że rybacy złowią w sieci topielca, albo morze wyrzuci kogoś na brzeg. Ale Lavina! Ktoś, kogo się zna… Zresztą to całkiem inna historia. Tak, tak.. Lavina różniła się od innych. ludzie uważali ją za wariatkę, a niektórzy gardzili nią i potępiali nawet za to, co o niej opowiadano. - A co o niej opowiadano? - O niej i o ojcu. Ludzie szeptali, ze ona i jej ojciec… No, wiesz. Myślisz, że to może być prawda? Elizabeth pokręciła głową. - Nie mogę sobie tego wyobrazić. Była dziwna, ale żeby… - Myślisz, że ktoś ją zabił? Elizabeth spojrzała na przyjaciółkę. Bergette zadała to pytanie bez wahania, tak, jakby żaden inny powód śmierci Laviny nie przychodził jej do głowy. - Zabił? – powtórzyła Elizabeth bez tchu. – Nie mów takich rzeczy na głos, Bergette. Bo rozejdą się plotki i ktoś niewinny zostanie napiętnowany na całe życie. – Elizabeth pochyliła się nad stołem. – Musisz mi obiecać, że nikomu nic takiego nie powiesz. Doktor stwierdził, że się przewróciła i uderzyła głową o kamienie.

Bergette uśmiechnęła się i poklepała ją po dłoni. - Nie bój się, nie jestem przecież plotkarą. Elizabeth oparła się wygodniej. - Wiem o tym. Ale to takie straszne. Na dodatek zdarzyło się niemal pod naszymi drzwiami. Bergette dolała jej kawy. - Postaraj się myśleć o czymś innym. Przynajmniej tutaj. Chcesz zobaczyć, co właśnie szyję dla Karen-Lousie? – Bergette wyjęła wykrój z koszyka. Elizabeth pokiwała głowa, choć myślami była daleko. Zerknęła w okno i dostrzegła coś dziwnego. Nowa służąca wyszła właśnie z wygódki, a Sivgard z szopy. Gdy skinął na dziewczynę, od razu się zatrzymała, rozejrzała bacznie dokoła i pobiegła do niego. Elizabeth pobladła, gdy zobaczyła, jak Sivgard chwyta służącą za biodra i całuje. Po chwili oboje znikli we wnętrzu szopy, zamykając za sobą drzwi. - … myślę, że z koronką przy szyi będzie prześliczna – mówiła tymczasem Bergette z radością. - Rzeczywiście – powiedziała Elizabeth. Drżącą dłonią podniosła filiżankę. Jakoś sucho jej się zrobiło w gardle. Zakasłała, żeby odzyskać normalny głos. - Źle się czujesz? – spytała Bergette. - Nie mogę przestać myśleć o Lavinie. - Biedactwo. – Przyjaciółka podniosła się, wzięła szklankę i nalała do niej trochę koniaku. – Wypij to! Elizabeth chwyciła szklankę i opróżniła ją w paru łykach. Alkohol palił ją w gardło. Właściwie nie lubiła mocnych trunków, ale po chwili poczuła przyjemne ciepło rozlewające się po ciele. Musiała jednak zakasłać, bo znowu poczuła drapanie w gardle. - Jeszcze? - Nie, dziękuję. Bergette, wystarczy. Jest mi znacznie lepiej. A sukienka będzie prześliczna! Znów spojrzała za okno, myśli zawirowały jej w głowie. Domyślała się, że to, co przed chwilą zobaczyła, zdarzyło się nie po raz pierwszy. Co będzie, jeśli Bergette zechce ją odprowadzić do drzwi i zobaczy, że Sivgard wychodzi z szopy razem ze służącą? Domyśli się prawdy, czy uzna, że to przypadek? Elizabeth nie zamierzała rozmawiać o niewierności męża, lecz przemyka oczy i udaje, że wszystko jest w porządku? Niektóre kobiety tak właśnie postępują. Zarazem jednak czuła, że nie może patrzeć na to z założonymi rękami. - Elizabeth. Przecież ty mnie nie słuchasz! Podskoczyła na krześle i uśmiechnęła się.

- Oczywiście, że cię słucham. - To co powiedziałam? - Przepraszam, musiałam się zamyślić. To bardzo nieładnie. Lavina.. – szepnęła; liczyła na to, że wymieniając imię zmarłej, usprawiedliwi swoje roztargnienie. - Za dużo myślisz o tej Lavinie. – Bergette przygryzła wargę. – Spojrzysz na moją wełnę? Sama ją farbowałam, ale trudno mi ocenić, jak to wyszło. Bergette podeszła do komody i wyjęła kilka motków wełny. - Co o tym sądzisz? Elizabeth skupiła się z trudem. zdradziła przyjaciółce kilka swoich sekretów, poradziła, gdzie szukać najlepszych roślin, udzieliła dobrych rad. Ale wzrok jej ciągle uciekał w stronę okna. Oby tylko Bergette nie zauważyła męża razem ze służącą! Gdy przejrzały już całą wełnę. Elizabeth się podniosła. - Muszę chyba wracać do domu. - Tak szybko? No tak, pewnie masz dużo roboty. - Sporo, sporo. – Elizabeth wyszła do sieni. – Dziękuję za kawę i poczęstunek, Bergette. I za miłą rozmowę. - Nie ma za co. Następnym razem musisz zostać dłużej. Elizabeth uśmiechnęła się i zamknęła za sobą drzwi. Ze węgłem domy natknęła się na nową służącą. Kobieta miała zmierzwione włosy i niedopitą bluzkę. Wzburzona Elizabeth chwyciła ją za ramię. - Że też ci nie wstyd, ty dziwko! - O co ci chodzi? Puszczaj, do cholery – syknęła tamta. Elizabeth nie miała jednak zamiaru jej puszczać. - O co mi chodzi? Nie udawaj głupszej niż jesteś. Myślisz, że nie widziałam, jak wchodziłaś do szopy z Sivgardem? - Źle widziałaś. Zresztą nic ci do tego – warknęła dziewczyna, odrzucając hardo głowę. Elizabeth popchnęła ją mocno na ścianę i ze zwężonymi oczyma powiedziała: - Nie pomyślała o konsekwencjach? Co będzie, jeśli zajdziesz w ciążę? Co zrobisz, jak Sivgard się tobą znudzi? Bergette jest moją przyjaciółką i powinnam jej o tym wszystkim opowiedzieć. - Opowiadaj. Sivgard stanie w mojej obronie. - Więc się przyznajesz? Służąca się zaśmiała, ukazując żółte zęby.

- I tak nikt ci nie uwierzy. Słowo przeciwko słowu. Elizabeth miała ochotę wymierzyć jej policzek, opanowała się w ostatniej chwili. - Lepiej uważaj, możesz tego wszystkiego pożałować – powiedziała i puściła dziewczynę. Służąca zapięła bluzkę i przygładziła włosy. - Niby dlaczego? - Pamiętaj, że cię ostrzegałam. Dziewczyna nie odwróciła wzroku. - I tak będę robiła, co zechce. Możesz mnie straszyć do woli. Zaśmiała się pogardliwie i ruszyła do domu. Po chwili dało się słyszeć trzaśnięcie drzwiami. W drodze powrotnej Elizabeth była bardzo wzburzona. Jeśli ta dziewczyna skrzywdzi Bergette, Elizabeth jej tego nie daruje! Dostanie wtedy za swoje. W Dalsrud prawie wszyscy się pochorowali. Pierwsza musiała się położyć Helene, potem z gorączką i wymiotami zmagały się Ane i Lina. Elizabeth niemal cieszyła się z chory w domu bo przynajmniej nie miała czasu zastanawiać się nad tym, co naprawdę wydarzyło się nad brzegiem. Do nocy krążyła między łóżkami i pielęgnowała chore. - Powinnaś się trzymać z dala od nas – powiedziała Lina słabym głosem. – Inaczej sama się położysz. - Na pewno nie – uspokoiła ją Elizabeth. – Jeśli do tej pory nie zachorowałam, nic mi nie będzie. Złego licho nie bierze – uśmiechnęła się, chłodząc Linie czoło mokra szmatką. – Czujesz się lepiej? - Tak, dziękuję, Elizabeth. Jesteś taka dobra. Ale miałam straszny sen! Na jawie. - To z gorączki. Na szczęście zioła, które wypiłaś, już ja obniżyły. No i przestałaś wymiotować. To dobry znak. - Jak wyjdę za mąż, musisz się do nas przeprowadzić, żeby mnie doglądać w chorobie. Elizabeth zaśmiała się z jej żartu i pogłaskała po głowie. - Ty to masz pomysły, Lina. Służąca chwyciła ją za rękę. - Dziękuję, że jesteś dla mnie taka dobra. Kto inny tak by się troszczył o służbę? na pewno nie Petra ze Storli. - Oj, nie wspominaj o niej nawet. Postaraj się zasnąć. Jest już noc. Elizabeth przysiadła na krawędzi łóżka i czekała, aż Lina zaśnie, potem wyszła. Wspinając się po schodach na poddasze czuła zmęczenie. Zrzuciła ubranie. Powiesiła je na krześle i wślizgnęła się do łóżka. Kristian oddychał niespokojnie, rzucał nerwowo głową. żeby się tylko nie

rozchorował, pomyślała, dotykając dłonią jego czoła. Nie, czoło było zupełnie chłodne. To tylko jakiś zły sen. Uspokoił się trochę, lecz po chwili zaczął coś mruczeć pod nosem, niewyraźnie, bez ładu i składu. Elizabeth oparła się na łokciu i spojrzała na męża. - Ty cholerny Lapończyku! – warknął. Elizabeth starała się zrozumieć dalsze słowa męża, ale Kristian znów mamrotał coś niewyraźnie. Po chwili jednak powiedział zrozumiale: - Powinienem cię zatłuc… Jeszcze raz rzucił się na poduszce, a potem uspokoił się, odwrócił na drugi bok i zasnął. Niemy koszmar minął. Może nowy sen na przemian fale gorąca i chłodu. Czyżby Kristian jednak pobił Mikkela? Czy to mu się właśnie przyśniło? A może chodziło o pieniądze, które przedtem dał Lavinie i których później szukał w jej kieszeniach? Nocą po śmierci Laviny Elizabeth wymknęła się po cichu z domu znalazła nad brzegiem pieniądze. Zabrała je i dobrze schowała, zastanawiając się, w jaki sposób zagadnąć o nie Kristiana. Mógł, rzecz jasna, zaprzeczyć i twierdzić, że wcale ich nie szukał. Liczyła jednak na to, że jeśli wybierze dogodny moment, Kristian szczerze jej wyjaśni, co się wtedy stało. Odsunęła się od męża na swoją część łóżka. Leżała sztywno, oczy ją piekły i szczypały. Niewiele snu zakosztowała tej nocy. Następnego dnia przy śniadaniu z trudem udawała spokój. W całym ciele czuła napięcie. Rozmowa, która zazwyczaj przy śniadaniu toczyła się gładko, tego dnia zupełnie się nie kleiła. Elizabeth przeważnie milczała, wpatrując się w swój talerz. Lina wstała już z łóżka po chorobie, ale apetyt jej nie dopisywał. Na szczęście nic nie wskazywało na to, że zachorują kolejni domownicy. Może to już koniec choroby w Dalsrud, pomyślała Elizabeth z ulgą. Korzystając z każdej okazji, zerkała dyskretnie na Kristiana. Czy te ręce mogły kogoś zabić? Czy z jego ust mogły padać zarówno słowa prawdy, jak i kłamstwa? Nie była gotowa go zapytać, w każdym razie nie teraz. Na pewno by zresztą nie odpowiedział, zdenerwowałby się tylko. Lepiej milczeć i czekać na odpowiedni moment. Jeśli go zaskoczy pytaniem, może wtedy odpowie szczerze. Nagle Kristian spojrzał na nią, a ona nie zdążyła odwrócić wzroku. Rumieniec oblał jej twarz. Zerwała się i poszła dosypać cukru do miseczki. Lina spojrzała na nią ze zdumieniem. - Miseczka była prawie pełna. Dlaczego dosypałaś cukru? - Wydawało mi się, że jest za mało – odparła, choć doskonale wiedziała, że nikt jej nie wierzy.

Kristian siedział pochylony nad swoją kaszą, ale Elizabeth dostrzegła, że ją obserwuje. - Wybiorę się dziś na Wyspę Topielca – oświadczyła nagle. Ane wytarła wąsy z mleka i spojrzała na matkę z przerażeniem? - Po co? - Sprawdzę, czy wrócił Nils Wędrowiec. Ledwo to powiedziała, uzmysłowiła sobie, że popełniła błąd. Nikt poza nią nie wiedział przecież, co Lars zobaczył na wyspie. A po powrocie Elizabeth będzie musiała wszystko opowiedzieć. Ciszę przerwała Helene. - Nils zniknął? Elizabeth liczyła na pomoc Kristiana, ale on siedział w milczeniu, jakby nie dosłyszał pytania. I nic dziwnego, pomyślała z westchnieniem. - tak słyszałam – wykręciła się. – Ktoś chce więcej cukru? Źrenice Marii się zwęziły. - Jeśli Niasa nie ma tak długo, kto się opiekuje jego zwierzętami? Elizabeth uznała, że pora wyjaśnić prawdę i opowiedziała, co widział Lars. - Dlaczego to ukrywałaś? – Helene spojrzała zaskoczona. – Lensman o tym wie? - Tak przypuszczam. A wy macie przecież i tak dość innych zmartwień. Tak czy inaczej, popłynę tam dzisiaj – powtórzyła. - Czy to dobry pomysł? – zapytał Lars. – Powinnaś popłynąć z Kristianem. - Ja nie mam czasu oświadczył Kristian, kończąc jedzenie. – Ty zresztą też nie, Lars. Musisz mi pomóc. – Kristian zerknął na żonę. – Zgadzam się z Larsem, Elizabeth. Nie powinnaś płynąc tam sama. - Już postanowiła. – Elizabeth podniosła się i zaczęła sprzątać ze stołu. – Nie pierwszy raz będę wiosłować po morzu, wiec nie wiem, o co się martwicie. - Nie myślałem o łodzi i o wodzie – powiedział Lars. – Może zresztą Nils już wrócił? - Byłoby świetnie. Dowiem się wtedy, co się stało ze zwierzętami. I dlaczego nie zjawił się tu, u nas, żeby zapytać o Lavinę. Kristian żuł jakieś źdźbło. Elizabeth ucieszyła się, że jej nie zatrzymywał. Wciąż jednak mógł zmienić zdanie, więc wyszła pospiesznie do sieni. Zanim jednak zdążyła założyć kurtkę, był już koło niej. - Jesteś pewna, Elizabeth? – spytał cicho. Wyglądał na zatroskanego. – Jeśli zaczekasz do jutra, wybiorę się tam z tobą. Położyła dłoń na jego policzku. - Przestań się zamartwiać, Kristian. dam sobie radę. I pobiegła w stronę brzegu. Na szczęście wiatr jej sprzyjał. Dobrze, że ciepło się ubrała, bo zrobiło się strasznie

zimno. Mocniej zawiązała chustkę pod brodą, by nie Zsunęła się jej z głowy. Na środku fiordu wciągnęła na chwilę wiosła do łodzi. Nad górami krążyła para orłów. Powoli, dostojnie, na szeroko rozpostartych skrzydłach. Nie cieszyła się na ich widok, choć to też stworzenia Boże. Wiosną będą zagrażać jagniętom. Ludzie opowiadali nawet o małych dzieciach porwanych przez orły. Nikt jednak nic konkretnego nie wiedział, bo takie wypadki zdarzały się bardzo dawno temu. Elizabeth z westchnieniem chwyciła za wiosła. Trzeba się ruszać, żeby nie zamarznąć. Była tak zatopiona w myślach, że dopiero gdy łódź uderzyła o kamień, zorientowała się, że przybija do wyspy. Jedno wiosło położyła w łodzi, drugim zaczęła odpychać się od dna. Przy brzegu wyskoczyła na ląd i zacumowała. Przez chwilę stała, spoglądając w głąb wyspy. Nad domkiem Laviny nie unosił się dym, nie musiało to jednak oznaczać, że Nilsa wciąż nie ma. Może jest w którejś z szop? Elizabeth otuliła się szczelniej kurtką i zaczęła się wspinać pod górę. Zatrzymała się dopiero przed domem i zapukała. Choć nikt nie odpowiedział, weszła do środka. W izbie panował lodowaty chłód. Jakaś mysz przemknęła jej pod nogami i zniknęła w kącie. Czuć było stęchlizną. Na stole stała latarenka. Elizabeth ją zapaliła i słabe, żółte światło rozjaśniło pomieszczenie. Elizabeth podeszła do pieca. W kociołku znalazła resztki jedzenia, a na dodatek zdechłą mysz. Pewnie weszła do kociołka, szukając jedzenia, i już nie zdołała się z niego wydostać. Na oparciu krzesła wisiało jakieś brudne ubranie. Elizabeth rozpoznała bluzkę Laviny. Czego ja właściwie szukam? – pomyślała. Dowodu, że Nils był tu niedawno? Wszystko wskazywało na to, że dom jest opuszczony. Może od dnia, w którym Lavina pojawiła się w Dalsrud? Czemu dom opustoszał? Pytań było wiele, lecz Elizabeth na żadne nie potrafiła odpowiedzieć. Lavina, która znała odpowiedzi, już nie żyła, Nils – znikł. I może nigdy się tu nie pojawi? Zdmuchnęła latarenkę i starannie zamknęła drzwi. Zatrzymała się na chwilę przed domem, patrząc w stronę obory. W końcu zdecydowała się tam wejść po to, by się na własne oczy przekonać, że zwierzęta także znikły. Potwierdziły się słowa Larsa – w oborze nie było śladu życia. Przegrody straszyły pustką, wyschnięte łajno leżało pod ścianami. Zostało trochę siana, które świadczyło o tym, że kiedyś stał tu inwentarz. Nie miała tu już nic więcej do roboty. Dreszcz ją przeszył, gdy zbiegła w stronę