Rozdział 1
Zaległa grobowa cisza. Pomimo panującego w kuchni ciepła Marię
przeniknął lodowaty chłód. Elen spoglądała na nią wrogo, a przez jej
twarz przemknął lekki grymas.
Co takiego powiedziałam na weselu Bergette? - zastanawiała się
zrozpaczona Maria. Czyżby Elen domyśliła się, co zaszło między mną a
0lavem? Mogę wszystkiemu zaprzeczyć, czy nie ma to już sensu?
Tamtego wieczora Elen prawie nie piła alkoholu, pamięta więc z
pewnością każde słowo. Ale przecież od wesela upłynęło tyle czasu!
Dziwne, że do tej pory o niczym nie wspomniała, mimo że wielokrotnie
spotykały się w sklepie.
- Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi - odparła wreszcie Maria i
zakasłała. W gardle poczuła straszną suchość, nalała więc sobie wody do
szklanki i wypiła duszkiem. Dopiero wówczas odwróciła się do Elen i
dodała: - Mówisz, że na weselu Bergette coś powiedziałam?
- Nie udawaj, że nie masz o niczym pojęcia - prych-nęła Elen ze
śmiechem pozbawionym radości.
Maria poczuła się tak, jakby otrzymała cios prosto w brzuch.
- Wiem, że kochasz 01ava. Nie zapominaj jednak, że to ja jestem jego
żoną - wycedziła Elen, obracając obrączkę na palcu.
Marii ulżyło. Spodziewała się usłyszeć cięższe zarzuty.
2
Chwyciła imbryk z kawą i podszedłszy do stołu, drżącą ręką nalała do
filiżanek.
- Dziękuję, nie chcę kawy - odezwała się Elen chłodno. Maria tylko
wzruszyła ramionami i wyjaśniła z pozoru obojętnym tonem:
- Kocham Olava tak jak brata, to chyba oczywiste.
- Jak brata - przedrzeźniała ją Elen, a jej urodziwa buzia wykrzywiła się
ze złości. - Nie tak mówiłaś na weselu.
- Minęło tyle czasu. Pewnie coś źle zapamiętałaś -rzuciła lekkim tonem
Maria, zdziwiona, skąd wzięła w sobie tyle odwagi.
Elen pochyliła się nad stołem i ściszonym głosem wycedziła:
- Nie udawaj przede mną, Mario. Powiedziałaś, że kochasz 01ava, i
gdybym go nie poślubiła, to ty byś wyszła za niego za mąż. Takich rzeczy
nie mówi się
o kimś, wobec kogo żywi się braterskie uczucia. Naprawdę tak
powiedziałam? - zastanawiała się Maria,
zdjęta nagłym lękiem. Dlaczego jednak Elen od razu nie dała po sobie
poznać, jak bardzo ją to zdenerwowało? Czemu sączyła swoją niechęć
kropelka po kropelce. Może czerpie przyjemność z dręczenia mnie?
Ciekawe, czy jeszcze coś ukrywa?
- Tamtego wieczora wypiłam trochę za dużo wina
i plątał mi się język - odparła lekko, chuchając, by ostudzić gorącą kawę.
Z obawy, że filiżanka wyślizgnie się jej ze spoconej dłoni, odstawiła ją
jednak na spodek. -Chodziło mi o to, że masz szczęście, iż poślubiłaś
Olava. Pomyśl, gdyby mi naprawdę na nim zależało, to zakręciłabym się
koło niego, zanim poznał ciebie. Prawda?
Jej słowa zabrzmiały rozsądnie. Poczuła przypływ odwagi.
- Mnie nie oszukasz, Mario. Myślisz, że nie zauważyłam, jak na niego
patrzysz? Jestem pewna, że wciąż ci na nim zależy!
8
- Jeśli nawet, to nie masz się czego obawiać. Jesteś przecież jego żoną.
Proszę, poczęstuj się naleśnikiem.
Podsunęła jej talerz, ale ponieważ Elen udawała, że tego nie widzi,
odstawiła go z powrotem na stół.
- Powiedziałaś coś jeszcze - wtrąciła Elen znienacka.
- O, co takiego? - zapytała Maria, pochylając wzrok nad talerzykiem.
- Widziałam wiele razy, jak się gapisz na 01ava, jak się do niego
uśmiechasz i z nim żartujesz - mówiła podniesionym głosem. Wstała
gwałtownie, ciężko dysząc, a jej dłonie zacisnęły się w pięści. - Teraz
wreszcie rozumiem, dlaczego. Na weselu zachwycałaś się, jaki on
przystojny, jak świetnie zbudowany, jakie ma silne ramiona, płaski
brzuch...
- Siadaj, Elen - odezwała się Maria spokojnie. - Niemożliwe, bym coś
takiego powiedziała, zresztą po co miałabym to robić? Bywa, że z
upływem czasu wyobraźnia podsuwa nam coś i...
- Milcz, ty ladacznico! - zawołała Elen.
Maria zerwała się z krzesła, omal go nie wywracając.
- Cofnij te słowa! I bardzo cię proszę, ucisz się, bo obudzisz Kristine.
- Phi, ani myślę cofnąć tego, co powiedziałam! - odparła, dużo ciszej i
dodała po chwili: - Czy to na pewno Peder jest ojcem twojego dziecka?
Marię przepełnił strach przemieszany z gniewem. Drżącym palcem
wskazała na drzwi i rzuciła stanowczo:
- Wyjdź stąd, Elen, natychmiast! Żona Ołava nawet się nie poruszyła.
- Nie zamierzam się powtarzać. Wyjdź! - odezwała się ponownie Maria,
podchodząc bliżej.
Elen sięgnęła po swoją chustę i zerkając na Marię, oznajmiła z
satysfakcją:
- Zdaje się, że trafiłam w sedno. Kristine nie jest córką Pedera.
W tym momencie w Marii coś pękło. Złapała Elen za
4
ramiona i popchnęła ją w stronę drzwi. Ta jednak wyrwała się i
wymierzywszy jej siarczysty policzek, wrzasnęła tak głośno, że obudziła
Kristine, która spała w alkierzu.
- Nie dotykaj mnie!
Maria złapała ją mocniej i wyprowadziła na dwór.
- Bądź pewna, że któregoś dnia pożałujesz swego zachowania, mogę ci to
przyrzec - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- A co, może rzucisz na mnie klątwę? Nie zdziwiłoby mnie to, bo
wyglądasz jak lapońska wiedźma - zaśmiała się Elen i wsiadła do bryczki.
Maria zamknęła za sobą drzwi i pośpieszyła do córeczki.
- Dobrze już, dobrze - pocieszała małą. - Coś ci się śniło, skarbie? Spij
już! Mama zaśpiewa ci kołysankę.
Zanuciła cicho, a po policzkach spłynęły jej łzy. Na szczęście w
pomieszczeniu panował mrok. Wkrótce Kristine przestała płakać, a gdy z
łóżeczka dał się słyszeć jej miarowy oddech, Maria wymknęła się cicho
do kuchni.
Zasunęła zasłony w oknach i postawiła w kuchni zapaloną lampę.
Naleśniki wyschły, a kawa ostygła. Podgrzeję sobie jutro, pomyślała,
odstawiając imbryk na ławie kuchennej. Uprzątnąwszy ze stołu, otarła
policzki mokre od łez i przysiadła z łokciami opartymi na drewnianym
blacie. Ukryła twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnął płacz. Wciąż
piekł ją policzek, ale jeszcze bardziej dokuczały jej wyrzuty sumienia. Bo
chociaż wyrzuciła Elen z domu i zaprzeczyła wszystkiemu, o co ją
posądzała, to czuła, że Elen ma rację, wyzywając ją od najgorszych.
Przecież oddała się żonatemu mężczyźnie i zaszła z nim w ciążę. Peder
jako jedyny zna prawdę, on jednak zaginął. Nad nim także zapłakała.
Siedziała tak, póki ciało jej nie zdrętwiało i zabrakło jej łez. Dopiero
wtedy się wyprostowała i otarła fartuchem twarz. Pomyślała, że Elen
mimo wszystko nie
5
miała prawa nazywać jej ladacznicą, skoro opierała się jedynie na
domysłach.
Nalała chochlą wody do szklanki i, pochlipując, oparła się biodrem o
ławę. Sama słyszała, że Elen nie do końca jest taka, jaką udaje. Może ona
też coś ukrywa, zasłaniając się słodkim uśmiechem i obrączką? Maria
pokiwała głową i od razu zrobiło jej się lżej. Poza tym, wciąż broniła się
w duchu, nikt poza Pederem nie zna prawdy. Nigdy nie miała zamiaru
niszczyć związku Elen i Olava. Przeciwnie, lubiła Elen i nigdy nie
życzyła jej źle. A 01av... Cóż, kocha go, choć wie, że nigdy nie będą
razem.
Zgasiła lampę i skierowała swe kroki do alkierza. Zwinięta w kłębek w
chłodnej pościeli, złożyła dłonie do modlitwy i wyszeptała w mrok:
- Dobry Boże, nie modlę się o wybaczenie za to, że zgrzeszyłam, bo nie
potrafię spojrzeć na to w ten sposób, skoro urodziłam tak śliczną
córeczkę. Zresztą, jeśli już, to nie ciebie lecz Elen i 01ava powinnam
prosić
o wybaczenie, jeśli ich skrzywdziłam. Ale wiesz przecież, że nie mogę
tego uczynić, bo tylko bym pogorszyła sytuację. Dlatego, proszę cię, byś
ich strzegł, i sprawił, by było im ze sobą dobrze. Amen.
Modlitwa przyniosła jej ulgę. Maria zamknęła oczy
i wkrótce spała już twardym snem.
Następnego ranka, gdy Kristine ją obudziła, Marii kręciło się w głowie ze
zmęczenia i dopiero po chwili przypomniała sobie, co się wydarzyło
poprzedniego wieczoru. Wyjęła córkę z łóżeczka i skierowała się do
kuchni. Mijając lustro, zatrzymała się i przyjrzała swemu odbiciu. Oczy
miała spuchnięte od płaczu, ale na szczęście na policzku nie został ślad od
uderzenia Elen.
- Zimno ci? - spytała córeczkę i kucnęła, by napalić w piecu.
Kristine pokręciła główką.
11
- Posiedź sobie tutaj, blisko pieca - przykazała córeczce, sadzając ją na
krześle, po czym zajęła się poranną toaletą.
Gdy po śniadaniu zbierała się, aby wyjść do sklepu, sięgnęła po odłożoną
na ławie kartkę, którą napisała wcześniej, i przeczytała raz jeszcze:
Książki do wypożyczenia.
Książki na półce wypożycza się za darmo. Każda osoba może wziąć
jednorazowo jedną książkę na okres trzech tygodni.
Bardzo była ciekawa, jak klienci przyjmą jej pomysł. Czy napisała dość
wyraźnie? Zresztą, gdyby coś było niejasne, zawsze mogą zapytać.
- Chodź, Kristine - powiedziała i chwyciła córeczkę za rękę.
Na dworze panował jesienny chłód, ale na niebie nie widać było ani
jednej chmurki. Przez noc na kałużach utworzyła się cienka warstewka
lodu. Kristine miała dużo uciechy, stąpając po pękającym lodzie.
Zaraz po wejściu do sklepu Maria ustawiła książki na półce. Potem
napaliła w piecu i powiesiła kartkę.
Cofnąwszy się o krok, by zobaczyć, jak to wygląda, pokiwała głową z
zadowoleniem. Obróciła się na dźwięk dzwonka przy drzwiach i
dostrzegła Jeremiasza, który rozglądał się nieco bezradny przy wejściu.
Zauważył kartkę z ogłoszeniem. Zmrużywszy oczy, przesylabizował
powoli pierwszą linijkę tekstu.
Maria przypomniała sobie tamten wieczór, gdy Jeremiasz próbował
wziąć ją siłą. Najwyraźniej wstydził się tego zdarzenia i pokornie
próbował ją jakoś udobruchać.
- Chcesz wypożyczyć książkę? - zapytała, by mu trochę pomóc. - Możesz
ją trzymać w domu przez trzy tygodnie, ale musisz pilnować, by się nie
zniszczyła.
Pokręcił głową i wytarł nos w rękaw kurtki.
7
Maria odwróciła się z obrzydzeniem, zadowolona, że nie był
zainteresowany książkami.
- Czym mogę służyć? - zapytała.
Pogrzebał w kieszeni spodni i wyjąwszy parę monet, oznajmił:
- Wczoraj dostałem wypłatę. Powinno chyba starczyć na spłacenie długu.
Maria otworzyła gruby zeszyt w twardych okładkach, znalazła jego
nazwisko i przekreśliła wypisane towary, które wziął na kredyt.
- Załatwione. Masz czyste konto - rzekła po chwili z uśmiechem i
zamknęła zeszyt.
Następnie do papierowej torebki nasypała trochę ziarnistej kawy i podała
Jeremiaszowi. - Proszę bardzo.
- Ale z jakiej racji? Nie mogę tego przyjąć - zastrzegał się i, nie mogąc
oderwać wzroku od tutki z kawą, przełykał ślinę. Na chudej szyi widać
było wyraźnie poruszającą się grdykę.
- To podziękowanie za szybką spłatę długu - wyjaśniła.
- W takim razie po stokroć dziękuję - odparł, chwytając łapczywie
prezent. Następnie uchylił czapki i, kłaniając się parokrotnie, zniknął za
drzwiami.
Maria zaśmiała się pod nosem, po czym wychyliła się zza lady, by
sprawdzić, co robi Kristine.
- Sprzątasz? Pomagasz mamusi? - zapytała. Kristine pokiwała główką i
uśmiechnęła się, przestawiając towary ustawione na najniższej półce.
Już dawno Maria usunęła stamtąd tłukące się przedmioty, nie obawiała
się więc, że córeczka coś strąci.
Wyjrzała przez okno i zauważyła gromadę mężczyzn przy dużej szopie
na łodzie. Jeśli zajrzą do sklepu, to poprosi ich, by wnieśli jej nową
beczkę z syropem. Potrzebny jest też worek cukru, bo ten już jest prawie
pusty.
Do sklepu weszła kolejna klientka i zażyczyła sobie mąki, a kiedy Maria
ważyła, kobieta ucięła sobie pogawędkę z Kristine.
13
- Ale jesteś pracowita! Może kiedyś i ty będziesz miała własny sklep?
- Lubisz czytać? - spytała Maria, gdy już kobieta zapakowała wszystko,
po co przyszła.
- No, czytuję gazetę Lofotens Tidende, którą, jak ci wiadomo,
prenumerujemy.
- A książki?
- Jedynie Biblię.
- Postanowiłam otworzyć wypożyczalnię książek. Zerknij sobie, proszę,
może któraś ci się spodoba. O, ta jest godna polecenia - rzekła Maria,
zdejmując książkę z półki.
- A ile to kosztuje? - spytała kobieta, marszcząc czoło. " Wypożyczanie
jest bezpłatne. Możesz trzymać
książkę w domu przez trzy tygodnie.
T Jeszcze o czymś takim nie słyszałam - zdziwiła się kobieta, biorąc
książkę do ręki.
- Ale takie wypożyczalnie już istnieją w wielu miejscach - odpowiedziała
Maria z uśmiechem.
- Tak mówisz? - Kobieta przewróciła kartkę i, poruszając wargami,
przeczytała pierwsze linijki. - To znaczy, że mogę zabrać książkę do
domu, i nie będę ci winna ani ore?
- Właśnie! - Maria pokiwała głową z ożywieniem.
- W takim razie bardzo dziękuję - rzekła, przyciskając książkę do piersi.
- Proszę bardzo. Nie zapomnij mąki!
Kiedy klientka wyszła, Maria zapisała w specjalnym zeszycie jej
nazwisko, tytuł książki i datę wypożyczenia. Uśmiechnęła się do siebie.
Kobiety potrzebują książek, by zapomnieć o codziennej harówce. Należy
im się trochę radości i wytchnienia, gdy już położą dzieci spać i uporają
się z robotą. Tak, miała nadzieję, że wiele kobiet skorzysta z tej
możliwości.
9
Tuż przed zamknięciem, gdy już ustawiła na pólkach świeży towar, przy
ladzie stanął nieoczekiwanie Olav. Poza nim już żadnego klienta w
sklepie nie było.
- O, dziś ty przyszedłeś po sprawunki - wyjąkała. Podrapał się po głowie i
rzekł:
- Hm, tak sobie pomyślałem, by tu do ciebie zajrzeć. Dawno się nie
widzieliśmy.
- Nie mów tak - odparła, odwracając głowę. By zająć czymś ręce,
chwyciła nożyce, którymi wcześniej rozcięła worek z cukrem.
- A dlaczego nie? - Oparł się o ladę i znalazł się tak blisko, że mimowolnie
cofnęła się o krok.
- Boisz się mnie? - zaśmiał się, jakby się z nią droczył.
- Nie, nie o to chodzi, ale...
- Co jest? - Uśmiech nagle zniknął mu z twarzy. -Miałaś jakieś wieści od
Pedera?
- Nie - pokręciła głową gwałtownie i dodała niepewnie: - Ale ty jesteś
żonaty, Olavie Elen...
- Co z nią? Czyżbym nie miał prawa już porozmawiać z moimi
przyjaciółmi z dzieciństwa?
Maria spojrzała mu prosto w oczy.
- Z przyjaciółmi? Traktujesz mnie jedynie jak przyjaciela?
Poczuła się nagle oszukana i w pewnym sensie wykorzystana przez niego.
Zwlekał z odpowiedzią, ale w końcu wyjaśnił:
- Nie. Nie tylko. Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim, Mario.
Pokiwała głową, a jej gniew uleciał. Owszem, wie. 01av by jej nie
okłamał.
- Elen wie o nas - wyrwało jej się.
- Skąd takie przypuszczenie? Coś ci mówiła?
- Odwiedziła mnie wczoraj wieczorem i była bardzo rozgniewana. Na
weselu Bergette wypiłam za dużo wina. Nie pamiętam, co mówiłam. Ona
twierdzi, że wygadywałam, iż gdyby ona nie poślubiła ciebie, ja bym
15
została twoją żoną. Zarzucała mi, że się za tobą uganiam.
Zamilkła, nie mając ochoty opowiedzieć reszty. 01av wyglądał przez
okno, zagryzł dolną wargę, po czym rzekł:
- A więc to dlatego zachowuje się ostatnio tak dziwnie.
- Jak to dziwnie?
01av popatrzył na Marię z powagą.
- Elen nie jest taka łagodna i cicha, jak wszyscy sądzą. Nie rozumiałem
tego, oczywiście, gdy się poznaliśmy, ani nawet wówczas, gdy się z nią
żeniłem. Bywa, że zachowuje się jak troll - rzekł z naciskiem, ale zaraz
jego twarz oblała się rumieńcem, jakby uznał, że powiedział za dużo.
Maria, choć sama doświadczyła furii Elen, uznała, że powinna ją wziąć w
obronę.
- Może to ma jakiś związek z tym, że nie może zajść w ciążę.
Ołav pokręcił głową.
- Nie, coś ty. Ona się zmieniła tak gwałtownie zaraz po naszym ślubie.
Przy ludziach nadal udaje milutką. Nawet domownicy nie podejrzewają,
jaka jest naprawdę. A może nic nie mówią i tylko udają ze względu na
mnie - dodał i spojrzał na nią: - Mario, nie należę do takiego typu
mężczyzn, którzy uganiają się za innymi. Ale moje małżeństwo z Elen
stało się piekłem. Możesz mi wierzyć, że wiele razy żałowałem swego
wyboru. Pociechą są mi tylko te nasze spotkania od czasu do czasu -
dodał, patrząc jej prosto w oczy.
Maria zwilżyła usta i nachyliła się, by wziąć na ręce Kristine, która
wkładała rączkę do worka z cukrem i oblizywała palce.
- Rozumiem, że nie jest ci lekko - odparła. - Ale okoliczności są takie,
jakie są, i nic na to nie poradzimy. Lepiej byśmy trzymali się od siebie z
daleka. Zajmij się Elen. To mimo wszystko twoja żona.
16
Skinął lekko głową.
- Wiem, rozsądek tak mi podpowiada, ale...
- Żadnego ale. Zrób tak, jak ci mówię. Tak będzie
najlepiej.
- Z pewnością masz rację - przyznał potulnie, i, obrzuciwszy spojrzeniem
Kristine, zapytał ją z uśmiechem: - A co u ciebie słychać, co?
Kristine zachichotała i przytuliła się do mamy, chowając buzię.
- Masz dużo szczęścia, że urodziłaś dziecko - orzekł Olav.
Maria poczuła ukłucie w piersi. Najchętniej opowiedziałaby mu prawdę.
Pogłaskała po policzku i pocieszyła: - Nie martw się, Kristine jest także
twoją córką. Przezornie jednak milczała. 01av nie może się tego do-
wiedzieć. Nigdy.
- No to żegnaj! - rzucił i po cichu wyszedł.
- Żegnaj - opowiedziała Maria, gdy drzwi już się zdążyły za nim
zamknąć.
Rozdział 2
Elizabeth policzyła oczka i sprawdziła, czy wzór się zgadza. Drugi rękaw
swetra był już prawie gotowy. Pogładziła dłonią czartio-szaro-białą
robótkę, dzierganą z miłością i troską, i uznała, że sweter, który Kristian
dostanie w prezencie na Boże Narodzenie, wyszedł naprawdę ładnie.
Była pewna, że mężowi będzie w nim do twarzy.
Ane oznajmiła, że dobra żona powinna umieć uszyć ślubną koszulę dla
swojego męża, i przystąpiła do dzieła. Elizabeth przyznała jej rację,
zresztą taka była tradycja.
12
- Też uszyłaś koszulę do ślubu tacie Jensowi? - spytała nieoczekiwanie
Ane.
Elizabeth roześmiała się.
- Nie, nie miałam z czego.
- A ty, mamo, jaki miałaś strój do ślubu?
- Włożyłam tę samą suknię, w której przystąpiłam do konfirmacji -
odpowiedziała zamyślona. - Miałam, jak wiesz, zaledwie siedemnaście
lat, suknia więc była niemal nowa. Przez długi czas używałam jej od
święta.
- Opowiedz, jak to było kiedy wychodziłaś za mąż. Elizabeth przerobiła
wiele oczek, zanim odpowiedziała. Opanowała już wzór, więc szło jej
łatwo.
- Jak było? No... wspaniale - odparła niepewnie.
- A wesele? Właściwie nigdy mi o tym nie opowiadałaś.
- Nie mieliśmy żadnego wesela. Urządziliśmy jedynie w Dalen skromny
poczęstunek bez tańców i muzyki. Było miło. Strasznie denerwowałam
się przed... -urwała.
- Przed czym?
- Nocą poślubną - odparła, unikając wzroku córki. O takich sprawach nie
rozmawiało się głośno.
- Doskonale rozumiem - odparła Ane ze współczuciem i odłożywszy
tkaninę na kolana, zapatrzyła się przed siebie zamyślona. - Ja się
specjalnie nie denerwuję.
Elizabeth spojrzała na córkę. Czyżby już...?
- Wiem przecież, co się wydarzy - dodała ze śmiechem. - Jestem
akuszerką, mamo.
- Tak, oczywiście - odparła Elizabeth, przerabiając kolejne oczka.
- Poza tym z tobą było inaczej - rzekła ściszonym głosem Ane. - Na
pewno byłaś przerażona po tym, jak Leonard...
- Rzeczywiście, wydawało mi się, że czeka mnie znów taki sam koszmar.
13
Na chwilę zaległo milczenie pełne niedopowiedzeń i domysłów.
- A jak było potem? Kiedy już zostałaś gospodynią we własnym
gospodarstwie i sama musiałaś podejmować decyzje?
Elizabeth uśmiechnęła się.
- Nie zawsze było mi łatwo, ale na szczęście w pobliżu mieszkał mój
ojciec, na którego mogłam liczyć, a i do Heimly było niedaleko. Mężatka
jednak z większością spraw musi sobie radzić sama. Musi podołać
ciężkiej harówce, ale też stawić czoło samotności i nachodzącej ją raz po
raz tęsknocie za domem. Poczucie bezpieczeństwa, jakie dotąd dawała
rodzina, a które wydawało się takie oczywiste, teraz trzeba stworzyć
samemu.
Ane pokiwała głową.
- Kłóciłaś się czasem z tatą Jensem?
- Tak, zdarzało się. Wiesz, że łatwiej wpadam w złość niż on. Ty i Trygve
też pewnie nieraz się poróżnicie. Ważne jednak jest zachowanie
rozsądku. Nie wolno pozwolić na to, by trwać w gniewie dłużej niż do
zachodu słońca. Pamiętaj, zanim położycie się spać, wszystko sobie
wyjaśnijcie! Do domu rodzinnego możesz przychodzić, kiedy zechcesz,
ale nie wolno ci przybiegać z płaczem, ilekroć pokłócisz się z Trygvem.
Sami musicie rozwiązywać własne sprawy. Trygye jest miły i na pewno
nigdy nie podniesie na ciebie ręki ani nie będzie urządzał awantur, ale on
też ma swoje zdanie, które musisz uszanować.
Ane przez długą chwilę szyła w skupieniu, nim wreszcie podniosła
wzrok.
- Wydaje mi się, mamo, że będzie dobrze. Pomyśl o Marii. Została sama z
Kristine i jakoś sobie radzi. Nigdy nie słyszałam, żeby narzekała.
- Maria zawsze była silna i praktyczna. Ale ty też to potrafisz, jeśli będzie
trzeba, wiem o tym. - Pogłaskała córkę po policzku i dodała: - Jesteś
podobna do mnie.
19
- Dziękuję!
Elizabeth uśmiechnęła się do niej.
- Mamo, właściwie nie rozmawialiśmy jeszcze ° ty111
' gdzie zamieszkamy
z Trygvem po ślubie, a przecież zostało niewiele czasu, raptem pół roku.
- Na początku możecie mieszkać w Dalsrud, jeśli chcecie. Przygotuje się
dla was pokój gościnny.
-Ale my byśmy chcieli mieć jakieś własne miejsce, tylko dla siebie.
Przecież każda mężatka o tym marzy, prawda?
Rozmowę przerwał im Kristian, który nieoczekiwanie otworzył drzwi i
zapytał:
- Co robicie?
- Zamknij oczy! - zawołała Elizabeth w popłochu, przykrywając robótkę
kawałkiem filcu, który miała pod ręką.
- Dlaczego?
- Ponieważ niedługo Boże Narodzenie i każdy ma prawo mieć swoje
tajemnice - prychnęła.
- Oj, przepraszam, chciałem tylko powiedzieć, że mamy gości.
- Kto przyszedł?
- Chodź i sama zobacz. Wkrótce Boże Narodzenie i każdy ma prawo mieć
swoje tajemnice - zaśmiał się, zamykając drzwi.
Schowały swoje robótki, po czym skierowały się do kuchni.
- Dzień dobry, Ołavie, jak miło, że się do nas wybrałeś! - Elizabeth
powitała wesoło gościa, ale w sercu poczuła ukłucie niepokoju. 01av
nigdy nie zjawiał się u nich sam. - Nie zabrałeś ze sobą Elen?
- Nie, była czymś zajęta. Prosiła jednak, żeby was pozdrowić.
Dzieci przysunęły krzesła, żeby usiąść jak najbliżej 01ava.
- Dzieci! Zostawcie gościa w spokoju - nakrzyczała
15
na nie Lina. - Zachowujecie się tak, jakbyście nigdy nie oglądały ludzi.
01av się roześmiał.
- Niech zostaną, mnie to zupełnie nie przeszkadza. Lina puściła Signe,
która trzymała się kurczowo
oparcia krzesła.
- Co tam u was słychać? - spytał 01av, spoglądając na Williama.
- Nie za dobrze. Zobacz! - odparł William, pokazując podrapany przez
Hagbarta palec.
- Czyżbyś źle obchodził się z kotem, skoro cię podrapał?
- Ależ nie, zawsze jestem dla niego miły. To Signe zaczęła go tak ściskać,
że...
- Wcale nie - zaprotestowała głośno Signe.
- Idą kolejni goście - przerwał im Kristian. - Dzieci, idźcie się pobawić na
podłodze.
Elizabeth wyjrzała pośpiesznie przez okno.
- To Maria!
Pośpiesznie wyszła na schody, a za nią stanął Lars, mówiąc:
- Zaprowadzę konia do stajni, bo pewnie jest spocony i zgrzany.
- Wejdźcie szybko do środka! - Elizabeth pociągnęła lekko Marię i
Kristine. - Biedulki, pośmiałyście aż z zimna.
- Macie gości? - spytała Maria i zatrzymała się gwałtownie, zauważywszy
buty z cholewami w korytarzu.
Elizabeth bez słowa popchnęła ją lekko do ciepłej kuchni. Siostra zamarła
na widok Olava, szybko jednak opanowała się i spytała:
- O, ty tutaj? Sam przyjechałeś?
- Tak, chciałbym zaprosić was do Heimly w drugi dzień świąt.
- Dziękujemy za zaproszenie, na pewno przyjedziemy - odpowiedziała w
imieniu wszystkich Elizabeth. -Prawda? - dodała, popatrzywszy po
twarzach wokół.
21
- Oczywiście, dziękujemy za zaproszenie - pokiwał głową Kristian. -
Bardzo nam miło. Przekaż wszystkim podziękowanie i pozdrowienia od
nas.
Maria rozbierała wiercącą się Kristine, która nie mogła się doczekać,
kiedy pobawi się z dziećmi.
- Ciebie też zapraszamy, Mario - dodał Ołav. Maria podniosła wzrok.
- O, dziękuję bardzo, miło mi.
- Przyjedziesz? Pokiwała głową.
Elizabeth przyglądała się siostrze badawczo, zdziwiona jej zachowaniem.
Odniosła wrażenie, że Maria nie ma chęci odwiedzić Heimly. Zawahała
się, czy ją o to zapytać na osobności, ale szybko porzuciła ten pomysł. To
nie jej Sprawa. Nie wolno jej zapominać, że Maria jest dorosła. Przecież
dopiero co kładła Ane do głowy, żeby nie przybiegała do domu po każdej
drobnej sprzeczce z Trygvem i z każdym błahym kłopotem. Jeśli jednak
naprawdę coś by je dręczyło, mogą z nią porozmawiać o każdej porze.
Zarówno Maria, jak i Ane dobrze o tym wiedzą.
W izbie zapachniało kawą. Mężczyźni gawędzili ze sobą, Lina i Helenę
nakryły do stołu, Elizabeth zaś poszła do spiżarni po naleśniki i inne
smakołyki, planując w myślach, jak się ubierze w gościnę do Heimly.
Nieczęsto miała okazję się wystroić, takie świąteczne wizyty stanowiły
więc miłą odmianę.
Może włożę tę czerwoną suknię? Nie, za bardzo rzuca się w oczy.
Chociaż... Jeszcze się zastanowię.
W ciągu dnia zostały napełnione wodą obie balie, tak by wszyscy mogli
wziąć porządną kąpiel przed Wigilią. Nanoszenie tylu wiader wody i
drewna wymagało sporego nakładu pracy. Elizabeth uśmiechała się pod
nosem, przypominając sobie, jak Kristian powiedział: - Przed Wigilią
zawsze się kąpię, obojętnie czy to konieczne, czy nie.
17
W całym domu pachniało czystością, a gdy dzieci poszły spać, w salonie
ustawiono choinkę. Ane siedziała przy klawikordzie i ćwiczyła kolędy.
Helenę nuciła jakąś melodię, wyjmując ozdoby z przyniesionych ze
strychu pudełek.
- Och, pamiętacie? - zapytała, pokazując krzywe rożki z szarego papieru.
- O, jest jeszcze jeden! Signe i William sami je kleili w ubiegłym roku!
Nasypała do rożków odrobinę kandyzowanego cukru, po czym powiesiła
je na gałązkach.
Elizabeth, mimo iż przed Bożym Narodzeniem miała pełne ręce roboty,
szorowała, sprzątała, zmieniała zasłony, piekła, to cieszyła się na te
święta jak dziecko. A gdy choinka stała już ustrojona, spływał na nią
cudowny spokój i poddawała się bez reszty świątecznemu nastrojowi.
Ustaliła z Marią, że w okresie od Wigilii do Nowego Roku córka
przeniesie się wraz z Kristine do Dalsrud. Namówiła też Linę i Jensa, by
całą rodziną nocowali we dworze. Jens zgodził się i obiecał Linie, że sam
będzie chodził rankiem do Linastua, by oporządzić inwentarz.
Elizabeth sięgnęła po mniejsze pudełko, ze świeczkami na choinkę.
Mocowała je w specjalnych metalowych uchwytach i jedną po drugiej
przypinała na gałązkach. Odwróciła się, usłyszawszy szmer przy
drzwiach i zobaczyła, że klamka porusza się powoli w dół. W jednej
chwili znalazła się w progu.
- Williamie i Signe, co tu robicie? Kto wam pozwolił wstać z łóżek?
- Tak bardzo chcieliśmy zobaczyć - przymilała się Signe. - Tylko troszkę!
Tyci tyci!
Pokazała palcem wskazującym i kciukiem, jak niewiele pragną.
- Nie, nie ma mowy! Choinka to niespodzianka na jutrzejszy poranek.
Niektóre dzieci muszą czekać jeszcze dłużej, bo rodzice pozwolą im
zobaczyć choinkę dopiero w wieczór wigilijny.
23
- Biedaki - mruknęła Signe.
Tymczasem zjawił się Jens i, chwyciwszy córkę na ręce, oznajmił:
- Idziemy do łóżka, młoda panno. Nóżki masz lodowate. Co będzie, jeśli
się na jutro rozchorujesz?
Ruszył w stronę pokoiku przy kuchni, Elizabeth zaś skierowała się wraz z
Williamem na poddasze. Otuliła synka porządnie kołdrą i odgarnęła z
czoła ciemną grzywkę.
- Teraz bądź już grzeczny i więcej nie wstawaj z łóżka. Obiecujesz?
Malec pokiwał głową.
- Ale zaśpiewaj mi kołysankę!
Spełniła jego prośbę, William jednak nie miał jeszcze ochoty się z nią
rozstawać.
- Jeszcze raz - odezwał się błagalnym głosem.
- Dwa razy - zgodziła się Elizabeth z uśmiechem. -I na tym koniec.
Gdy skończyła śpiewać, William posłusznie obrócił się na bok.
Posiedziała przy nim jeszcze parę minut, głaszcząc go po głowie. Wstała,
gdy już oddychał miarowo pogrążony we śnie. Wymknęła się po cichu,
zostawiwszy uchylone drzwi, na wypadek, gdyby chłopiec się obudził i ją
wołał. Na dole w korytarzu natknęła się na Jensa, który wychodził
właśnie z kuchni.
- Też musiałaś posiedzieć chwilę? - zapytał. Przytaknęła.
Odgarnął jej za ucho kosmyk włosów i musnął delikatnie policzek.
Poczuła, jak przenika ją dreszcz.
- Boże Narodzenie powinno trwać przez cały rok -odezwał się cicho.
Wstrzymała oddech. Z salonu dolatywały dźwięki kolęd wygrywanych na
klawikordzie.
- Dlaczego? - wyszeptała, patrząc mu prosto w oczy.
- Ponieważ jesteś wówczas taka szczęśliwa. Zaśmiała się cicho i spuściła
wzrok.
19
- Przez resztę roku też jestem szczęśliwa.
- Ale nie tak jak teraz.
- Możliwe - odparła i znów popatrzyła na niego uważnie. - A ty Jensie? -
zapytała. - Jesteś szczęśliwy?
- Nie powinienem narzekać. Z salonu wyszła Maria.
- O, tu jesteście? Idę zagotować kawy i przynieść trochę ciasteczek.
Będzie miło.
Elizabeth w zamyśleniu skinęła głową i ruszyła do kuchni. Chciała
zapytać Jensa, co właściwie miał na myśli, ale coś ją powstrzymało. Po
trosze domyślała się prawdy. Nie wolno im jednak zapominać, że oboje
są teraz związani z innymi partnerami...
Późnym popołudniem Elizabeth napaliła w piecu. W sypialni na
poddaszu zdążyło się przyjemnie nagrzać. Wykrochmalona pościel była
gładka i czysta, dokładnie taka, jaka powinna być w noc przed Wigilią.
Jej włosy pachniały dobrym mydłem. Gruby warkocz, jeszcze trochę
wilgotny, przez noc z pewnością wyschnie, pomyślała, wsuwając się pod
kołdrę.
Kristian ustawił na swym nocnym stoliku zapaloną łojową lampkę.
Ułożyła się obok męża i przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu.
- Aleś ty przystojny! - wyszeptała wreszcie. Uśmiechnął się do niej,
odsłaniając białe zęby.
- A ty piękna niczym huldra!
- Huldra nie włożyła nocnej koszuli - rzuciła z pozoru obojętnie.
- Wiem.
Przysunęła się nieco bliżej i wtuliła się w niego. Poczuła przyjemne
łaskotanie jego oddechu. Gorąca, silna dłoń pogładziła ją po plecach,
dokładnie wiedząc, gdzie skierować swe pieszczoty, by sprawić jej
przyjemność.
Elizabeth zamknęła oczy i poddała się czułościom, wodząc także dłonią
po jego ciele. Milczeli, mimo że
25
nie obawiali się, iż zbudzą synka, bo malec spał twardo. Słowa jednak
wydawały się zbędne. Wiedzieli oboje, czego pragnie to drugie.
Obsypywali się nawzajem delikatnymi pocałunkami, zagryzali leciutko
wargi, koniuszkiem języka sprawdzali ich smak. Kristian zanurzył dłonie
w jej włosach, jego usta stały się bardziej zachłanne, a oddech szybszy.
Westchnęła, szeptem dając znak, że jest gotowa. Wtuliwszy twarz w jego
tors, stłumiła krzyk, gdy świat rozsypał się na milion gwiazd.
Leżała później na jego piersi, a ich nogi splotły się w miłosnym uścisku.
Wówczas też nie potrzebowali słów.
Rozdział 3
Chłodny wiatr bezlitośnie smagał twarze. Szarówka za oknem
zwiastowała rychłe nadejście polarnych nocy. Ale Elizabeth w ogóle się
tym nie przejmowała. Była szczęśliwa. Jens miał rację, mówiąc, że Boże
Narodzenie powinno trwać przez cały rok. Żałowała, że dni upływają tak
szybko. Nastał już drugi dzień świąt. Nim się obejrzą, minie świąteczna
pora, trzeba będzie wynieść choinkę i pochować ozdoby. Stoimy u progu
nowego roku, tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego. Okrągła liczba,
pomyślała Elizabeth, przymykając oczy.
Kristian bardzo się ucieszył ze swetra zrobionego przez nią na drutach.
Nie myliła się, bo sweter pasował na niego idealnie i był bardzo
twarzowy.
Z rozrzewnieniem przypomniała sobie Trygyego, który, otrzymawszy w
prezencie koszulę, tak się wzruszył, że omal nie rozpłakał się ze
szczęścia. Poza tym wśród prezentów świątecznych znalazły się:
jedwabne
21
wstążki, artykuły piśmienne, książki, wełniane skarpety, rękawice i
zabawki. William zapakował kawałek brązowego sera dla Hagbarta, a
kot, ku uciesze wszystkich dzieci, natychmiast zjadł prezent.
Nie, pomyślała, otwierając znów oczy. Jednak nie chciałabym, by święta
Bożego Narodzenia nigdy się nie kończyły. Przecież przez resztę roku też
jestem szczęśliwa. Ludzie nie są stworzeni do tego, by nieustannie
świętować. Zresztą, czy potrafiliby wówczas to docenić? Po omacku
odszukała dłoń Kristiana i mocno ją uścisnęła. Oczywiście, że jest
szczęśliwa!
Budynek mieszkalny w Heimly, oświetlony aż po strych, emanował
ciepłem i gościnnością. Elizabeth cieszyła się, że znów spotka wszystkich
mieszkańców dworu, którzy wyczekiwali ich niecierpliwie, bo na dźwięk
dzwoneczków przy końskiej uprzęży podbiegli do okien. W chwilę
później na schodach stanęli Dorte i Jakob, witając gości serdecznie:
- Wesołych świąt! Zapraszamy!
- Dziękujemy - odpowiedzieli gromadnie, a z ich ust popłynęły obłoczki
pary. Z końskich nozdrzy także biła para. Jakob zniknął na moment za
drzwiami, zaraz jednak wrócił wraz z Danielem. Obaj włożyli buty z
cholewami, a na ramiona zarzucili ciepłe kurtki.
- Trzeba wprowadzić konie do stajni - oznajmił Jakob. - Jest zbyt zimno,
by pozostały na zewnątrz.
Gdy mężczyźni zajęli się wyprzęganiem, kobiety wraz z dziećmi
skierowały się do ciepłego wnętrza. W korytarzu zrobiło się tłoczno i
gwarno. Goście wraz z zimowym chłodem wnieśli pogodę i radość.
Serdecznym powitaniom i świątecznym życzeniom nie było końca. W
pachnącym czystością domu unosiła się woń kawy i świątecznego ciasta.
Elizabeth przywitała się serdecznie z Mathilde i jej córką Sofie, które też
przybyły z wizytą do Heimly. Po-
27
myśleć tylko, że Sofie skończyła już szesnaście lat! Dziewczyna zerkała
na Daniela zarumieniona. Nie do wiary, przecież to już dorosła panna! -
uświadomiła sobie Elizabeth.
Dzieci z Dalsrud, otrzymawszy należną porcję uwagi, strasznie się
zawstydziły. Dzięki Bogu, pomyślała Elizabeth. Może William
przynajmniej przez chwilę będzie siedział spokojnie.
Tymczasem do korytarza weszli, tupiąc nogami, mężczyźni, kobiety zaś
przeniosły się do salonu. Elizabeth zobaczyła 01ava rozmawiającego z
młodym, nie znanym jej mężczyzną. Na widok gości wstali i przyszli się
przywitać, a 01av dokonał prezentacji:
- To Elizabeth, o której ci już opowiadałem. Elizabeth, poznaj mojego
przyjaciela ze studiów, Amunda Davidsena.
Wymienili uściski dłoni. Gdy Amund witał się z pozostałymi, przyjrzała
mu się ukradkiem. Był niezbyt wysoki i raczej szczupły, miał jednak w
sobie coś pociągającego. Uczesany na bok, odgarniał co chwila ciemną
grzywkę, opadającą mu na błękitne oczy. Czy to bystre spojrzenie, mocny
uścisk dłoni, a może piękny uśmiech? Z pewnością złamał niejedno
dziewczęce serce, pomyślała Elizabeth i zerknęła na Marię, ciekawa, czy i
ona ulegnie urokowi tego młodego mężczyzny. Nie. Siostra przywitała
się uprzejmie i skierowała swą uwagę w inną stronę. Biedna Maria,
najwyraźniej wciąż nie może przestać myśleć o Pederze!
- Trzymaliśmy się razem przez całe studia - opowiadał 01av. - Amund,
jego dziewczyna, Elen i ja.
- Jesteś zaręczony? - zapytała Ane.
- Nie, już nie. Zerwaliśmy, niestety, ze sobą - odparł Amund.
- Jaka szkoda - rzekła Ane, ujmując Trygvego za ramię.
Elizabeth uchwyciła spojrzenie Elen. Żona 01ava nie
28
spuszczała wzroku z Amunda, a każdy jego żart przyjmowała głośnym
śmiechem.
- Śliczna bluzka, Elen. Nie widziałam jej jeszcze, nowa? - zagadnęła ją
Maria, podchodząc bliżej.
Elen nie odpowiedziała. Wsunęła dłoń pod rękę Olava, nie przestając
patrzeć na Amunda.
Elizabeth zamarła. Co to ma znaczyć? Czyżby Elen ostentacyjnie
ignorowała Marię?
- Siadajcie, bardzo proszę - odezwała się Dorte. - Rozstawiliśmy długi
stół, żebyśmy się wszyscy zmieścili.
Elizabeth przecisnęła się pomiędzy krzesłami i usadowiła się obok
Kristiana. Dorte gawędziła wesoło, krzątając się pomiędzy kuchnią a
salonem. Mathilde i Sofie pomagały jej wnosić półmiski i talerze ze świą-
tecznym ciastem, naleśnikami, chlebem, masłem, wędliną, a także miski z
leguminą i deserem z bagiennych malin. Na stole, przykrytym
śnieżnobiałym lnianym obrusem, stały delikatne porcelanowe filiżanki,
które wyjmowano tylko od święta. Oby tylko dzieci nic nie rozlały,
pomyślała Elizabeth, zerkając na Williama. Synek siedział grzecznie
obok niej wyprostowany jak generał i rozglądał się wokół swymi dużymi
ciemnymi oczętami. Przed wyjazdem do Heimly Kristian pokropił go
męską wodą toaletową, z czego chłopiec był bardzo dumny. Na szczęście
zapach zdążył już wywietrzeć.
W rogu salonu stała choinka ustrojona rożkami, ciastkami i papierowymi
figurkami. Na tę okazję też zapalono wszystkie białe świeczki na
drzewku.
W salonie zapanował wesoły gwar. Zewsząd dochodziły odgłosy
rozmów. Kristian, który usadowił się obok Jakoba, dowcipkował, a
siedzącej naprzeciwko Elen buzia się wprost nie zamykała. Co chwila
kładła dłoń na ramieniu Amunda, którego miała po prawej stronie, i
wybuchała perlistym śmiechem. Elizabeth przypomniało się, jak spotkała
ją po raz pierwszy. Dziewczyna powiedziała jej wówczas, że pochodzi
24
z rodziny, w której bliskość jest zupełnie naturalna i nikt nie wstydzi się
okazywać czułości. Pewnie więc 01avowi nie przeszkadza to, że jego
żona jest taka wylewna wobec ich wspólnego przyjaciela ze studiów.
Przecież znają się od dawna.
Puste miejsce obok Marii zajął niebawem 01av. Uśmiechnęła się
promiennie, gdy ją zagadnął.
- Czy 01av i Maria się kochają? - szepnął do niej William, który także
spojrzał w tamtą stronę.
- Nie, coś ty, głuptasie, nie wolno tak mówić - ofuknęła go Elizabeth. -
Bądź grzeczny, to dostaniesz zaraz ciasto. Popatrz, jak Kathinka ładnie
siedzi.
- E, ona jest mała i nic nie rozumie.
- Proszę bardzo, częstujcie się! - głos Dorte przedarł się przez gwar
rozmów.
Jakob podniósł się, obciągnął kamizelkę, po czym postukał łyżeczką w
filiżankę. Goście umilkli i przy stole zrobiło się cicho.
- Chciałbym wam przede wszystkim podziękować za to, że zechcieliście
wybrać się dziś do nas - zaczął. -Niestety, Indianne z Torsteinem nie
mogli przybyć, pojechali bowiem na święta do jego rodziny. Prosili jed-
nak, by was wszystkich pozdrowić i życzyć wam zdrowia i wszelkiej
pomyślności. Mam nadzieję, że wszystko wam będzie smakować, trunki
zaszumią w głowach i wspólnie spędzimy prawdziwie miłe chwile. Dorte
tak się cieszyła na wasz przyjazd i tak się starała, by wszystko
przygotować, że przez ostatnie dni zupełnie nie dało się z nią
porozmawiać.
Salwa śmiechu wywołała rumieniec na twarzy Dorte.
- W takim razie, wasze zdrowie! - wzniósł toast Jakob, chwytając
kieliszek. Dopiero wówczas Elizabeth zauważyła, że kobietom nalano
likieru, a mężczyznom koniaku. Wychyliła łyczek. Słodki mocny trunek
przyjemnie rozgrzewał przełyk.
- Dobry? - spytał Kristian, pochylając się w jej stronę.
30
Angelsen Trine Córka Morza 25 Oczekiwanie
Rozdział 1 Zaległa grobowa cisza. Pomimo panującego w kuchni ciepła Marię przeniknął lodowaty chłód. Elen spoglądała na nią wrogo, a przez jej twarz przemknął lekki grymas. Co takiego powiedziałam na weselu Bergette? - zastanawiała się zrozpaczona Maria. Czyżby Elen domyśliła się, co zaszło między mną a 0lavem? Mogę wszystkiemu zaprzeczyć, czy nie ma to już sensu? Tamtego wieczora Elen prawie nie piła alkoholu, pamięta więc z pewnością każde słowo. Ale przecież od wesela upłynęło tyle czasu! Dziwne, że do tej pory o niczym nie wspomniała, mimo że wielokrotnie spotykały się w sklepie. - Nie bardzo rozumiem, o co ci chodzi - odparła wreszcie Maria i zakasłała. W gardle poczuła straszną suchość, nalała więc sobie wody do szklanki i wypiła duszkiem. Dopiero wówczas odwróciła się do Elen i dodała: - Mówisz, że na weselu Bergette coś powiedziałam? - Nie udawaj, że nie masz o niczym pojęcia - prych-nęła Elen ze śmiechem pozbawionym radości. Maria poczuła się tak, jakby otrzymała cios prosto w brzuch. - Wiem, że kochasz 01ava. Nie zapominaj jednak, że to ja jestem jego żoną - wycedziła Elen, obracając obrączkę na palcu. Marii ulżyło. Spodziewała się usłyszeć cięższe zarzuty. 2
Chwyciła imbryk z kawą i podszedłszy do stołu, drżącą ręką nalała do filiżanek. - Dziękuję, nie chcę kawy - odezwała się Elen chłodno. Maria tylko wzruszyła ramionami i wyjaśniła z pozoru obojętnym tonem: - Kocham Olava tak jak brata, to chyba oczywiste. - Jak brata - przedrzeźniała ją Elen, a jej urodziwa buzia wykrzywiła się ze złości. - Nie tak mówiłaś na weselu. - Minęło tyle czasu. Pewnie coś źle zapamiętałaś -rzuciła lekkim tonem Maria, zdziwiona, skąd wzięła w sobie tyle odwagi. Elen pochyliła się nad stołem i ściszonym głosem wycedziła: - Nie udawaj przede mną, Mario. Powiedziałaś, że kochasz 01ava, i gdybym go nie poślubiła, to ty byś wyszła za niego za mąż. Takich rzeczy nie mówi się o kimś, wobec kogo żywi się braterskie uczucia. Naprawdę tak powiedziałam? - zastanawiała się Maria, zdjęta nagłym lękiem. Dlaczego jednak Elen od razu nie dała po sobie poznać, jak bardzo ją to zdenerwowało? Czemu sączyła swoją niechęć kropelka po kropelce. Może czerpie przyjemność z dręczenia mnie? Ciekawe, czy jeszcze coś ukrywa? - Tamtego wieczora wypiłam trochę za dużo wina i plątał mi się język - odparła lekko, chuchając, by ostudzić gorącą kawę. Z obawy, że filiżanka wyślizgnie się jej ze spoconej dłoni, odstawiła ją jednak na spodek. -Chodziło mi o to, że masz szczęście, iż poślubiłaś Olava. Pomyśl, gdyby mi naprawdę na nim zależało, to zakręciłabym się koło niego, zanim poznał ciebie. Prawda? Jej słowa zabrzmiały rozsądnie. Poczuła przypływ odwagi. - Mnie nie oszukasz, Mario. Myślisz, że nie zauważyłam, jak na niego patrzysz? Jestem pewna, że wciąż ci na nim zależy! 8
- Jeśli nawet, to nie masz się czego obawiać. Jesteś przecież jego żoną. Proszę, poczęstuj się naleśnikiem. Podsunęła jej talerz, ale ponieważ Elen udawała, że tego nie widzi, odstawiła go z powrotem na stół. - Powiedziałaś coś jeszcze - wtrąciła Elen znienacka. - O, co takiego? - zapytała Maria, pochylając wzrok nad talerzykiem. - Widziałam wiele razy, jak się gapisz na 01ava, jak się do niego uśmiechasz i z nim żartujesz - mówiła podniesionym głosem. Wstała gwałtownie, ciężko dysząc, a jej dłonie zacisnęły się w pięści. - Teraz wreszcie rozumiem, dlaczego. Na weselu zachwycałaś się, jaki on przystojny, jak świetnie zbudowany, jakie ma silne ramiona, płaski brzuch... - Siadaj, Elen - odezwała się Maria spokojnie. - Niemożliwe, bym coś takiego powiedziała, zresztą po co miałabym to robić? Bywa, że z upływem czasu wyobraźnia podsuwa nam coś i... - Milcz, ty ladacznico! - zawołała Elen. Maria zerwała się z krzesła, omal go nie wywracając. - Cofnij te słowa! I bardzo cię proszę, ucisz się, bo obudzisz Kristine. - Phi, ani myślę cofnąć tego, co powiedziałam! - odparła, dużo ciszej i dodała po chwili: - Czy to na pewno Peder jest ojcem twojego dziecka? Marię przepełnił strach przemieszany z gniewem. Drżącym palcem wskazała na drzwi i rzuciła stanowczo: - Wyjdź stąd, Elen, natychmiast! Żona Ołava nawet się nie poruszyła. - Nie zamierzam się powtarzać. Wyjdź! - odezwała się ponownie Maria, podchodząc bliżej. Elen sięgnęła po swoją chustę i zerkając na Marię, oznajmiła z satysfakcją: - Zdaje się, że trafiłam w sedno. Kristine nie jest córką Pedera. W tym momencie w Marii coś pękło. Złapała Elen za 4
ramiona i popchnęła ją w stronę drzwi. Ta jednak wyrwała się i wymierzywszy jej siarczysty policzek, wrzasnęła tak głośno, że obudziła Kristine, która spała w alkierzu. - Nie dotykaj mnie! Maria złapała ją mocniej i wyprowadziła na dwór. - Bądź pewna, że któregoś dnia pożałujesz swego zachowania, mogę ci to przyrzec - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - A co, może rzucisz na mnie klątwę? Nie zdziwiłoby mnie to, bo wyglądasz jak lapońska wiedźma - zaśmiała się Elen i wsiadła do bryczki. Maria zamknęła za sobą drzwi i pośpieszyła do córeczki. - Dobrze już, dobrze - pocieszała małą. - Coś ci się śniło, skarbie? Spij już! Mama zaśpiewa ci kołysankę. Zanuciła cicho, a po policzkach spłynęły jej łzy. Na szczęście w pomieszczeniu panował mrok. Wkrótce Kristine przestała płakać, a gdy z łóżeczka dał się słyszeć jej miarowy oddech, Maria wymknęła się cicho do kuchni. Zasunęła zasłony w oknach i postawiła w kuchni zapaloną lampę. Naleśniki wyschły, a kawa ostygła. Podgrzeję sobie jutro, pomyślała, odstawiając imbryk na ławie kuchennej. Uprzątnąwszy ze stołu, otarła policzki mokre od łez i przysiadła z łokciami opartymi na drewnianym blacie. Ukryła twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnął płacz. Wciąż piekł ją policzek, ale jeszcze bardziej dokuczały jej wyrzuty sumienia. Bo chociaż wyrzuciła Elen z domu i zaprzeczyła wszystkiemu, o co ją posądzała, to czuła, że Elen ma rację, wyzywając ją od najgorszych. Przecież oddała się żonatemu mężczyźnie i zaszła z nim w ciążę. Peder jako jedyny zna prawdę, on jednak zaginął. Nad nim także zapłakała. Siedziała tak, póki ciało jej nie zdrętwiało i zabrakło jej łez. Dopiero wtedy się wyprostowała i otarła fartuchem twarz. Pomyślała, że Elen mimo wszystko nie 5
miała prawa nazywać jej ladacznicą, skoro opierała się jedynie na domysłach. Nalała chochlą wody do szklanki i, pochlipując, oparła się biodrem o ławę. Sama słyszała, że Elen nie do końca jest taka, jaką udaje. Może ona też coś ukrywa, zasłaniając się słodkim uśmiechem i obrączką? Maria pokiwała głową i od razu zrobiło jej się lżej. Poza tym, wciąż broniła się w duchu, nikt poza Pederem nie zna prawdy. Nigdy nie miała zamiaru niszczyć związku Elen i Olava. Przeciwnie, lubiła Elen i nigdy nie życzyła jej źle. A 01av... Cóż, kocha go, choć wie, że nigdy nie będą razem. Zgasiła lampę i skierowała swe kroki do alkierza. Zwinięta w kłębek w chłodnej pościeli, złożyła dłonie do modlitwy i wyszeptała w mrok: - Dobry Boże, nie modlę się o wybaczenie za to, że zgrzeszyłam, bo nie potrafię spojrzeć na to w ten sposób, skoro urodziłam tak śliczną córeczkę. Zresztą, jeśli już, to nie ciebie lecz Elen i 01ava powinnam prosić o wybaczenie, jeśli ich skrzywdziłam. Ale wiesz przecież, że nie mogę tego uczynić, bo tylko bym pogorszyła sytuację. Dlatego, proszę cię, byś ich strzegł, i sprawił, by było im ze sobą dobrze. Amen. Modlitwa przyniosła jej ulgę. Maria zamknęła oczy i wkrótce spała już twardym snem. Następnego ranka, gdy Kristine ją obudziła, Marii kręciło się w głowie ze zmęczenia i dopiero po chwili przypomniała sobie, co się wydarzyło poprzedniego wieczoru. Wyjęła córkę z łóżeczka i skierowała się do kuchni. Mijając lustro, zatrzymała się i przyjrzała swemu odbiciu. Oczy miała spuchnięte od płaczu, ale na szczęście na policzku nie został ślad od uderzenia Elen. - Zimno ci? - spytała córeczkę i kucnęła, by napalić w piecu. Kristine pokręciła główką. 11
- Posiedź sobie tutaj, blisko pieca - przykazała córeczce, sadzając ją na krześle, po czym zajęła się poranną toaletą. Gdy po śniadaniu zbierała się, aby wyjść do sklepu, sięgnęła po odłożoną na ławie kartkę, którą napisała wcześniej, i przeczytała raz jeszcze: Książki do wypożyczenia. Książki na półce wypożycza się za darmo. Każda osoba może wziąć jednorazowo jedną książkę na okres trzech tygodni. Bardzo była ciekawa, jak klienci przyjmą jej pomysł. Czy napisała dość wyraźnie? Zresztą, gdyby coś było niejasne, zawsze mogą zapytać. - Chodź, Kristine - powiedziała i chwyciła córeczkę za rękę. Na dworze panował jesienny chłód, ale na niebie nie widać było ani jednej chmurki. Przez noc na kałużach utworzyła się cienka warstewka lodu. Kristine miała dużo uciechy, stąpając po pękającym lodzie. Zaraz po wejściu do sklepu Maria ustawiła książki na półce. Potem napaliła w piecu i powiesiła kartkę. Cofnąwszy się o krok, by zobaczyć, jak to wygląda, pokiwała głową z zadowoleniem. Obróciła się na dźwięk dzwonka przy drzwiach i dostrzegła Jeremiasza, który rozglądał się nieco bezradny przy wejściu. Zauważył kartkę z ogłoszeniem. Zmrużywszy oczy, przesylabizował powoli pierwszą linijkę tekstu. Maria przypomniała sobie tamten wieczór, gdy Jeremiasz próbował wziąć ją siłą. Najwyraźniej wstydził się tego zdarzenia i pokornie próbował ją jakoś udobruchać. - Chcesz wypożyczyć książkę? - zapytała, by mu trochę pomóc. - Możesz ją trzymać w domu przez trzy tygodnie, ale musisz pilnować, by się nie zniszczyła. Pokręcił głową i wytarł nos w rękaw kurtki. 7
Maria odwróciła się z obrzydzeniem, zadowolona, że nie był zainteresowany książkami. - Czym mogę służyć? - zapytała. Pogrzebał w kieszeni spodni i wyjąwszy parę monet, oznajmił: - Wczoraj dostałem wypłatę. Powinno chyba starczyć na spłacenie długu. Maria otworzyła gruby zeszyt w twardych okładkach, znalazła jego nazwisko i przekreśliła wypisane towary, które wziął na kredyt. - Załatwione. Masz czyste konto - rzekła po chwili z uśmiechem i zamknęła zeszyt. Następnie do papierowej torebki nasypała trochę ziarnistej kawy i podała Jeremiaszowi. - Proszę bardzo. - Ale z jakiej racji? Nie mogę tego przyjąć - zastrzegał się i, nie mogąc oderwać wzroku od tutki z kawą, przełykał ślinę. Na chudej szyi widać było wyraźnie poruszającą się grdykę. - To podziękowanie za szybką spłatę długu - wyjaśniła. - W takim razie po stokroć dziękuję - odparł, chwytając łapczywie prezent. Następnie uchylił czapki i, kłaniając się parokrotnie, zniknął za drzwiami. Maria zaśmiała się pod nosem, po czym wychyliła się zza lady, by sprawdzić, co robi Kristine. - Sprzątasz? Pomagasz mamusi? - zapytała. Kristine pokiwała główką i uśmiechnęła się, przestawiając towary ustawione na najniższej półce. Już dawno Maria usunęła stamtąd tłukące się przedmioty, nie obawiała się więc, że córeczka coś strąci. Wyjrzała przez okno i zauważyła gromadę mężczyzn przy dużej szopie na łodzie. Jeśli zajrzą do sklepu, to poprosi ich, by wnieśli jej nową beczkę z syropem. Potrzebny jest też worek cukru, bo ten już jest prawie pusty. Do sklepu weszła kolejna klientka i zażyczyła sobie mąki, a kiedy Maria ważyła, kobieta ucięła sobie pogawędkę z Kristine. 13
- Ale jesteś pracowita! Może kiedyś i ty będziesz miała własny sklep? - Lubisz czytać? - spytała Maria, gdy już kobieta zapakowała wszystko, po co przyszła. - No, czytuję gazetę Lofotens Tidende, którą, jak ci wiadomo, prenumerujemy. - A książki? - Jedynie Biblię. - Postanowiłam otworzyć wypożyczalnię książek. Zerknij sobie, proszę, może któraś ci się spodoba. O, ta jest godna polecenia - rzekła Maria, zdejmując książkę z półki. - A ile to kosztuje? - spytała kobieta, marszcząc czoło. " Wypożyczanie jest bezpłatne. Możesz trzymać książkę w domu przez trzy tygodnie. T Jeszcze o czymś takim nie słyszałam - zdziwiła się kobieta, biorąc książkę do ręki. - Ale takie wypożyczalnie już istnieją w wielu miejscach - odpowiedziała Maria z uśmiechem. - Tak mówisz? - Kobieta przewróciła kartkę i, poruszając wargami, przeczytała pierwsze linijki. - To znaczy, że mogę zabrać książkę do domu, i nie będę ci winna ani ore? - Właśnie! - Maria pokiwała głową z ożywieniem. - W takim razie bardzo dziękuję - rzekła, przyciskając książkę do piersi. - Proszę bardzo. Nie zapomnij mąki! Kiedy klientka wyszła, Maria zapisała w specjalnym zeszycie jej nazwisko, tytuł książki i datę wypożyczenia. Uśmiechnęła się do siebie. Kobiety potrzebują książek, by zapomnieć o codziennej harówce. Należy im się trochę radości i wytchnienia, gdy już położą dzieci spać i uporają się z robotą. Tak, miała nadzieję, że wiele kobiet skorzysta z tej możliwości. 9
Tuż przed zamknięciem, gdy już ustawiła na pólkach świeży towar, przy ladzie stanął nieoczekiwanie Olav. Poza nim już żadnego klienta w sklepie nie było. - O, dziś ty przyszedłeś po sprawunki - wyjąkała. Podrapał się po głowie i rzekł: - Hm, tak sobie pomyślałem, by tu do ciebie zajrzeć. Dawno się nie widzieliśmy. - Nie mów tak - odparła, odwracając głowę. By zająć czymś ręce, chwyciła nożyce, którymi wcześniej rozcięła worek z cukrem. - A dlaczego nie? - Oparł się o ladę i znalazł się tak blisko, że mimowolnie cofnęła się o krok. - Boisz się mnie? - zaśmiał się, jakby się z nią droczył. - Nie, nie o to chodzi, ale... - Co jest? - Uśmiech nagle zniknął mu z twarzy. -Miałaś jakieś wieści od Pedera? - Nie - pokręciła głową gwałtownie i dodała niepewnie: - Ale ty jesteś żonaty, Olavie Elen... - Co z nią? Czyżbym nie miał prawa już porozmawiać z moimi przyjaciółmi z dzieciństwa? Maria spojrzała mu prosto w oczy. - Z przyjaciółmi? Traktujesz mnie jedynie jak przyjaciela? Poczuła się nagle oszukana i w pewnym sensie wykorzystana przez niego. Zwlekał z odpowiedzią, ale w końcu wyjaśnił: - Nie. Nie tylko. Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim, Mario. Pokiwała głową, a jej gniew uleciał. Owszem, wie. 01av by jej nie okłamał. - Elen wie o nas - wyrwało jej się. - Skąd takie przypuszczenie? Coś ci mówiła? - Odwiedziła mnie wczoraj wieczorem i była bardzo rozgniewana. Na weselu Bergette wypiłam za dużo wina. Nie pamiętam, co mówiłam. Ona twierdzi, że wygadywałam, iż gdyby ona nie poślubiła ciebie, ja bym 15
została twoją żoną. Zarzucała mi, że się za tobą uganiam. Zamilkła, nie mając ochoty opowiedzieć reszty. 01av wyglądał przez okno, zagryzł dolną wargę, po czym rzekł: - A więc to dlatego zachowuje się ostatnio tak dziwnie. - Jak to dziwnie? 01av popatrzył na Marię z powagą. - Elen nie jest taka łagodna i cicha, jak wszyscy sądzą. Nie rozumiałem tego, oczywiście, gdy się poznaliśmy, ani nawet wówczas, gdy się z nią żeniłem. Bywa, że zachowuje się jak troll - rzekł z naciskiem, ale zaraz jego twarz oblała się rumieńcem, jakby uznał, że powiedział za dużo. Maria, choć sama doświadczyła furii Elen, uznała, że powinna ją wziąć w obronę. - Może to ma jakiś związek z tym, że nie może zajść w ciążę. Ołav pokręcił głową. - Nie, coś ty. Ona się zmieniła tak gwałtownie zaraz po naszym ślubie. Przy ludziach nadal udaje milutką. Nawet domownicy nie podejrzewają, jaka jest naprawdę. A może nic nie mówią i tylko udają ze względu na mnie - dodał i spojrzał na nią: - Mario, nie należę do takiego typu mężczyzn, którzy uganiają się za innymi. Ale moje małżeństwo z Elen stało się piekłem. Możesz mi wierzyć, że wiele razy żałowałem swego wyboru. Pociechą są mi tylko te nasze spotkania od czasu do czasu - dodał, patrząc jej prosto w oczy. Maria zwilżyła usta i nachyliła się, by wziąć na ręce Kristine, która wkładała rączkę do worka z cukrem i oblizywała palce. - Rozumiem, że nie jest ci lekko - odparła. - Ale okoliczności są takie, jakie są, i nic na to nie poradzimy. Lepiej byśmy trzymali się od siebie z daleka. Zajmij się Elen. To mimo wszystko twoja żona. 16
Skinął lekko głową. - Wiem, rozsądek tak mi podpowiada, ale... - Żadnego ale. Zrób tak, jak ci mówię. Tak będzie najlepiej. - Z pewnością masz rację - przyznał potulnie, i, obrzuciwszy spojrzeniem Kristine, zapytał ją z uśmiechem: - A co u ciebie słychać, co? Kristine zachichotała i przytuliła się do mamy, chowając buzię. - Masz dużo szczęścia, że urodziłaś dziecko - orzekł Olav. Maria poczuła ukłucie w piersi. Najchętniej opowiedziałaby mu prawdę. Pogłaskała po policzku i pocieszyła: - Nie martw się, Kristine jest także twoją córką. Przezornie jednak milczała. 01av nie może się tego do- wiedzieć. Nigdy. - No to żegnaj! - rzucił i po cichu wyszedł. - Żegnaj - opowiedziała Maria, gdy drzwi już się zdążyły za nim zamknąć. Rozdział 2 Elizabeth policzyła oczka i sprawdziła, czy wzór się zgadza. Drugi rękaw swetra był już prawie gotowy. Pogładziła dłonią czartio-szaro-białą robótkę, dzierganą z miłością i troską, i uznała, że sweter, który Kristian dostanie w prezencie na Boże Narodzenie, wyszedł naprawdę ładnie. Była pewna, że mężowi będzie w nim do twarzy. Ane oznajmiła, że dobra żona powinna umieć uszyć ślubną koszulę dla swojego męża, i przystąpiła do dzieła. Elizabeth przyznała jej rację, zresztą taka była tradycja. 12
- Też uszyłaś koszulę do ślubu tacie Jensowi? - spytała nieoczekiwanie Ane. Elizabeth roześmiała się. - Nie, nie miałam z czego. - A ty, mamo, jaki miałaś strój do ślubu? - Włożyłam tę samą suknię, w której przystąpiłam do konfirmacji - odpowiedziała zamyślona. - Miałam, jak wiesz, zaledwie siedemnaście lat, suknia więc była niemal nowa. Przez długi czas używałam jej od święta. - Opowiedz, jak to było kiedy wychodziłaś za mąż. Elizabeth przerobiła wiele oczek, zanim odpowiedziała. Opanowała już wzór, więc szło jej łatwo. - Jak było? No... wspaniale - odparła niepewnie. - A wesele? Właściwie nigdy mi o tym nie opowiadałaś. - Nie mieliśmy żadnego wesela. Urządziliśmy jedynie w Dalen skromny poczęstunek bez tańców i muzyki. Było miło. Strasznie denerwowałam się przed... -urwała. - Przed czym? - Nocą poślubną - odparła, unikając wzroku córki. O takich sprawach nie rozmawiało się głośno. - Doskonale rozumiem - odparła Ane ze współczuciem i odłożywszy tkaninę na kolana, zapatrzyła się przed siebie zamyślona. - Ja się specjalnie nie denerwuję. Elizabeth spojrzała na córkę. Czyżby już...? - Wiem przecież, co się wydarzy - dodała ze śmiechem. - Jestem akuszerką, mamo. - Tak, oczywiście - odparła Elizabeth, przerabiając kolejne oczka. - Poza tym z tobą było inaczej - rzekła ściszonym głosem Ane. - Na pewno byłaś przerażona po tym, jak Leonard... - Rzeczywiście, wydawało mi się, że czeka mnie znów taki sam koszmar. 13
Na chwilę zaległo milczenie pełne niedopowiedzeń i domysłów. - A jak było potem? Kiedy już zostałaś gospodynią we własnym gospodarstwie i sama musiałaś podejmować decyzje? Elizabeth uśmiechnęła się. - Nie zawsze było mi łatwo, ale na szczęście w pobliżu mieszkał mój ojciec, na którego mogłam liczyć, a i do Heimly było niedaleko. Mężatka jednak z większością spraw musi sobie radzić sama. Musi podołać ciężkiej harówce, ale też stawić czoło samotności i nachodzącej ją raz po raz tęsknocie za domem. Poczucie bezpieczeństwa, jakie dotąd dawała rodzina, a które wydawało się takie oczywiste, teraz trzeba stworzyć samemu. Ane pokiwała głową. - Kłóciłaś się czasem z tatą Jensem? - Tak, zdarzało się. Wiesz, że łatwiej wpadam w złość niż on. Ty i Trygve też pewnie nieraz się poróżnicie. Ważne jednak jest zachowanie rozsądku. Nie wolno pozwolić na to, by trwać w gniewie dłużej niż do zachodu słońca. Pamiętaj, zanim położycie się spać, wszystko sobie wyjaśnijcie! Do domu rodzinnego możesz przychodzić, kiedy zechcesz, ale nie wolno ci przybiegać z płaczem, ilekroć pokłócisz się z Trygvem. Sami musicie rozwiązywać własne sprawy. Trygye jest miły i na pewno nigdy nie podniesie na ciebie ręki ani nie będzie urządzał awantur, ale on też ma swoje zdanie, które musisz uszanować. Ane przez długą chwilę szyła w skupieniu, nim wreszcie podniosła wzrok. - Wydaje mi się, mamo, że będzie dobrze. Pomyśl o Marii. Została sama z Kristine i jakoś sobie radzi. Nigdy nie słyszałam, żeby narzekała. - Maria zawsze była silna i praktyczna. Ale ty też to potrafisz, jeśli będzie trzeba, wiem o tym. - Pogłaskała córkę po policzku i dodała: - Jesteś podobna do mnie. 19
- Dziękuję! Elizabeth uśmiechnęła się do niej. - Mamo, właściwie nie rozmawialiśmy jeszcze ° ty111 ' gdzie zamieszkamy z Trygvem po ślubie, a przecież zostało niewiele czasu, raptem pół roku. - Na początku możecie mieszkać w Dalsrud, jeśli chcecie. Przygotuje się dla was pokój gościnny. -Ale my byśmy chcieli mieć jakieś własne miejsce, tylko dla siebie. Przecież każda mężatka o tym marzy, prawda? Rozmowę przerwał im Kristian, który nieoczekiwanie otworzył drzwi i zapytał: - Co robicie? - Zamknij oczy! - zawołała Elizabeth w popłochu, przykrywając robótkę kawałkiem filcu, który miała pod ręką. - Dlaczego? - Ponieważ niedługo Boże Narodzenie i każdy ma prawo mieć swoje tajemnice - prychnęła. - Oj, przepraszam, chciałem tylko powiedzieć, że mamy gości. - Kto przyszedł? - Chodź i sama zobacz. Wkrótce Boże Narodzenie i każdy ma prawo mieć swoje tajemnice - zaśmiał się, zamykając drzwi. Schowały swoje robótki, po czym skierowały się do kuchni. - Dzień dobry, Ołavie, jak miło, że się do nas wybrałeś! - Elizabeth powitała wesoło gościa, ale w sercu poczuła ukłucie niepokoju. 01av nigdy nie zjawiał się u nich sam. - Nie zabrałeś ze sobą Elen? - Nie, była czymś zajęta. Prosiła jednak, żeby was pozdrowić. Dzieci przysunęły krzesła, żeby usiąść jak najbliżej 01ava. - Dzieci! Zostawcie gościa w spokoju - nakrzyczała 15
na nie Lina. - Zachowujecie się tak, jakbyście nigdy nie oglądały ludzi. 01av się roześmiał. - Niech zostaną, mnie to zupełnie nie przeszkadza. Lina puściła Signe, która trzymała się kurczowo oparcia krzesła. - Co tam u was słychać? - spytał 01av, spoglądając na Williama. - Nie za dobrze. Zobacz! - odparł William, pokazując podrapany przez Hagbarta palec. - Czyżbyś źle obchodził się z kotem, skoro cię podrapał? - Ależ nie, zawsze jestem dla niego miły. To Signe zaczęła go tak ściskać, że... - Wcale nie - zaprotestowała głośno Signe. - Idą kolejni goście - przerwał im Kristian. - Dzieci, idźcie się pobawić na podłodze. Elizabeth wyjrzała pośpiesznie przez okno. - To Maria! Pośpiesznie wyszła na schody, a za nią stanął Lars, mówiąc: - Zaprowadzę konia do stajni, bo pewnie jest spocony i zgrzany. - Wejdźcie szybko do środka! - Elizabeth pociągnęła lekko Marię i Kristine. - Biedulki, pośmiałyście aż z zimna. - Macie gości? - spytała Maria i zatrzymała się gwałtownie, zauważywszy buty z cholewami w korytarzu. Elizabeth bez słowa popchnęła ją lekko do ciepłej kuchni. Siostra zamarła na widok Olava, szybko jednak opanowała się i spytała: - O, ty tutaj? Sam przyjechałeś? - Tak, chciałbym zaprosić was do Heimly w drugi dzień świąt. - Dziękujemy za zaproszenie, na pewno przyjedziemy - odpowiedziała w imieniu wszystkich Elizabeth. -Prawda? - dodała, popatrzywszy po twarzach wokół. 21
- Oczywiście, dziękujemy za zaproszenie - pokiwał głową Kristian. - Bardzo nam miło. Przekaż wszystkim podziękowanie i pozdrowienia od nas. Maria rozbierała wiercącą się Kristine, która nie mogła się doczekać, kiedy pobawi się z dziećmi. - Ciebie też zapraszamy, Mario - dodał Ołav. Maria podniosła wzrok. - O, dziękuję bardzo, miło mi. - Przyjedziesz? Pokiwała głową. Elizabeth przyglądała się siostrze badawczo, zdziwiona jej zachowaniem. Odniosła wrażenie, że Maria nie ma chęci odwiedzić Heimly. Zawahała się, czy ją o to zapytać na osobności, ale szybko porzuciła ten pomysł. To nie jej Sprawa. Nie wolno jej zapominać, że Maria jest dorosła. Przecież dopiero co kładła Ane do głowy, żeby nie przybiegała do domu po każdej drobnej sprzeczce z Trygvem i z każdym błahym kłopotem. Jeśli jednak naprawdę coś by je dręczyło, mogą z nią porozmawiać o każdej porze. Zarówno Maria, jak i Ane dobrze o tym wiedzą. W izbie zapachniało kawą. Mężczyźni gawędzili ze sobą, Lina i Helenę nakryły do stołu, Elizabeth zaś poszła do spiżarni po naleśniki i inne smakołyki, planując w myślach, jak się ubierze w gościnę do Heimly. Nieczęsto miała okazję się wystroić, takie świąteczne wizyty stanowiły więc miłą odmianę. Może włożę tę czerwoną suknię? Nie, za bardzo rzuca się w oczy. Chociaż... Jeszcze się zastanowię. W ciągu dnia zostały napełnione wodą obie balie, tak by wszyscy mogli wziąć porządną kąpiel przed Wigilią. Nanoszenie tylu wiader wody i drewna wymagało sporego nakładu pracy. Elizabeth uśmiechała się pod nosem, przypominając sobie, jak Kristian powiedział: - Przed Wigilią zawsze się kąpię, obojętnie czy to konieczne, czy nie. 17
W całym domu pachniało czystością, a gdy dzieci poszły spać, w salonie ustawiono choinkę. Ane siedziała przy klawikordzie i ćwiczyła kolędy. Helenę nuciła jakąś melodię, wyjmując ozdoby z przyniesionych ze strychu pudełek. - Och, pamiętacie? - zapytała, pokazując krzywe rożki z szarego papieru. - O, jest jeszcze jeden! Signe i William sami je kleili w ubiegłym roku! Nasypała do rożków odrobinę kandyzowanego cukru, po czym powiesiła je na gałązkach. Elizabeth, mimo iż przed Bożym Narodzeniem miała pełne ręce roboty, szorowała, sprzątała, zmieniała zasłony, piekła, to cieszyła się na te święta jak dziecko. A gdy choinka stała już ustrojona, spływał na nią cudowny spokój i poddawała się bez reszty świątecznemu nastrojowi. Ustaliła z Marią, że w okresie od Wigilii do Nowego Roku córka przeniesie się wraz z Kristine do Dalsrud. Namówiła też Linę i Jensa, by całą rodziną nocowali we dworze. Jens zgodził się i obiecał Linie, że sam będzie chodził rankiem do Linastua, by oporządzić inwentarz. Elizabeth sięgnęła po mniejsze pudełko, ze świeczkami na choinkę. Mocowała je w specjalnych metalowych uchwytach i jedną po drugiej przypinała na gałązkach. Odwróciła się, usłyszawszy szmer przy drzwiach i zobaczyła, że klamka porusza się powoli w dół. W jednej chwili znalazła się w progu. - Williamie i Signe, co tu robicie? Kto wam pozwolił wstać z łóżek? - Tak bardzo chcieliśmy zobaczyć - przymilała się Signe. - Tylko troszkę! Tyci tyci! Pokazała palcem wskazującym i kciukiem, jak niewiele pragną. - Nie, nie ma mowy! Choinka to niespodzianka na jutrzejszy poranek. Niektóre dzieci muszą czekać jeszcze dłużej, bo rodzice pozwolą im zobaczyć choinkę dopiero w wieczór wigilijny. 23
- Biedaki - mruknęła Signe. Tymczasem zjawił się Jens i, chwyciwszy córkę na ręce, oznajmił: - Idziemy do łóżka, młoda panno. Nóżki masz lodowate. Co będzie, jeśli się na jutro rozchorujesz? Ruszył w stronę pokoiku przy kuchni, Elizabeth zaś skierowała się wraz z Williamem na poddasze. Otuliła synka porządnie kołdrą i odgarnęła z czoła ciemną grzywkę. - Teraz bądź już grzeczny i więcej nie wstawaj z łóżka. Obiecujesz? Malec pokiwał głową. - Ale zaśpiewaj mi kołysankę! Spełniła jego prośbę, William jednak nie miał jeszcze ochoty się z nią rozstawać. - Jeszcze raz - odezwał się błagalnym głosem. - Dwa razy - zgodziła się Elizabeth z uśmiechem. -I na tym koniec. Gdy skończyła śpiewać, William posłusznie obrócił się na bok. Posiedziała przy nim jeszcze parę minut, głaszcząc go po głowie. Wstała, gdy już oddychał miarowo pogrążony we śnie. Wymknęła się po cichu, zostawiwszy uchylone drzwi, na wypadek, gdyby chłopiec się obudził i ją wołał. Na dole w korytarzu natknęła się na Jensa, który wychodził właśnie z kuchni. - Też musiałaś posiedzieć chwilę? - zapytał. Przytaknęła. Odgarnął jej za ucho kosmyk włosów i musnął delikatnie policzek. Poczuła, jak przenika ją dreszcz. - Boże Narodzenie powinno trwać przez cały rok -odezwał się cicho. Wstrzymała oddech. Z salonu dolatywały dźwięki kolęd wygrywanych na klawikordzie. - Dlaczego? - wyszeptała, patrząc mu prosto w oczy. - Ponieważ jesteś wówczas taka szczęśliwa. Zaśmiała się cicho i spuściła wzrok. 19
- Przez resztę roku też jestem szczęśliwa. - Ale nie tak jak teraz. - Możliwe - odparła i znów popatrzyła na niego uważnie. - A ty Jensie? - zapytała. - Jesteś szczęśliwy? - Nie powinienem narzekać. Z salonu wyszła Maria. - O, tu jesteście? Idę zagotować kawy i przynieść trochę ciasteczek. Będzie miło. Elizabeth w zamyśleniu skinęła głową i ruszyła do kuchni. Chciała zapytać Jensa, co właściwie miał na myśli, ale coś ją powstrzymało. Po trosze domyślała się prawdy. Nie wolno im jednak zapominać, że oboje są teraz związani z innymi partnerami... Późnym popołudniem Elizabeth napaliła w piecu. W sypialni na poddaszu zdążyło się przyjemnie nagrzać. Wykrochmalona pościel była gładka i czysta, dokładnie taka, jaka powinna być w noc przed Wigilią. Jej włosy pachniały dobrym mydłem. Gruby warkocz, jeszcze trochę wilgotny, przez noc z pewnością wyschnie, pomyślała, wsuwając się pod kołdrę. Kristian ustawił na swym nocnym stoliku zapaloną łojową lampkę. Ułożyła się obok męża i przez chwilę przyglądała mu się w milczeniu. - Aleś ty przystojny! - wyszeptała wreszcie. Uśmiechnął się do niej, odsłaniając białe zęby. - A ty piękna niczym huldra! - Huldra nie włożyła nocnej koszuli - rzuciła z pozoru obojętnie. - Wiem. Przysunęła się nieco bliżej i wtuliła się w niego. Poczuła przyjemne łaskotanie jego oddechu. Gorąca, silna dłoń pogładziła ją po plecach, dokładnie wiedząc, gdzie skierować swe pieszczoty, by sprawić jej przyjemność. Elizabeth zamknęła oczy i poddała się czułościom, wodząc także dłonią po jego ciele. Milczeli, mimo że 25
nie obawiali się, iż zbudzą synka, bo malec spał twardo. Słowa jednak wydawały się zbędne. Wiedzieli oboje, czego pragnie to drugie. Obsypywali się nawzajem delikatnymi pocałunkami, zagryzali leciutko wargi, koniuszkiem języka sprawdzali ich smak. Kristian zanurzył dłonie w jej włosach, jego usta stały się bardziej zachłanne, a oddech szybszy. Westchnęła, szeptem dając znak, że jest gotowa. Wtuliwszy twarz w jego tors, stłumiła krzyk, gdy świat rozsypał się na milion gwiazd. Leżała później na jego piersi, a ich nogi splotły się w miłosnym uścisku. Wówczas też nie potrzebowali słów. Rozdział 3 Chłodny wiatr bezlitośnie smagał twarze. Szarówka za oknem zwiastowała rychłe nadejście polarnych nocy. Ale Elizabeth w ogóle się tym nie przejmowała. Była szczęśliwa. Jens miał rację, mówiąc, że Boże Narodzenie powinno trwać przez cały rok. Żałowała, że dni upływają tak szybko. Nastał już drugi dzień świąt. Nim się obejrzą, minie świąteczna pora, trzeba będzie wynieść choinkę i pochować ozdoby. Stoimy u progu nowego roku, tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego. Okrągła liczba, pomyślała Elizabeth, przymykając oczy. Kristian bardzo się ucieszył ze swetra zrobionego przez nią na drutach. Nie myliła się, bo sweter pasował na niego idealnie i był bardzo twarzowy. Z rozrzewnieniem przypomniała sobie Trygyego, który, otrzymawszy w prezencie koszulę, tak się wzruszył, że omal nie rozpłakał się ze szczęścia. Poza tym wśród prezentów świątecznych znalazły się: jedwabne 21
wstążki, artykuły piśmienne, książki, wełniane skarpety, rękawice i zabawki. William zapakował kawałek brązowego sera dla Hagbarta, a kot, ku uciesze wszystkich dzieci, natychmiast zjadł prezent. Nie, pomyślała, otwierając znów oczy. Jednak nie chciałabym, by święta Bożego Narodzenia nigdy się nie kończyły. Przecież przez resztę roku też jestem szczęśliwa. Ludzie nie są stworzeni do tego, by nieustannie świętować. Zresztą, czy potrafiliby wówczas to docenić? Po omacku odszukała dłoń Kristiana i mocno ją uścisnęła. Oczywiście, że jest szczęśliwa! Budynek mieszkalny w Heimly, oświetlony aż po strych, emanował ciepłem i gościnnością. Elizabeth cieszyła się, że znów spotka wszystkich mieszkańców dworu, którzy wyczekiwali ich niecierpliwie, bo na dźwięk dzwoneczków przy końskiej uprzęży podbiegli do okien. W chwilę później na schodach stanęli Dorte i Jakob, witając gości serdecznie: - Wesołych świąt! Zapraszamy! - Dziękujemy - odpowiedzieli gromadnie, a z ich ust popłynęły obłoczki pary. Z końskich nozdrzy także biła para. Jakob zniknął na moment za drzwiami, zaraz jednak wrócił wraz z Danielem. Obaj włożyli buty z cholewami, a na ramiona zarzucili ciepłe kurtki. - Trzeba wprowadzić konie do stajni - oznajmił Jakob. - Jest zbyt zimno, by pozostały na zewnątrz. Gdy mężczyźni zajęli się wyprzęganiem, kobiety wraz z dziećmi skierowały się do ciepłego wnętrza. W korytarzu zrobiło się tłoczno i gwarno. Goście wraz z zimowym chłodem wnieśli pogodę i radość. Serdecznym powitaniom i świątecznym życzeniom nie było końca. W pachnącym czystością domu unosiła się woń kawy i świątecznego ciasta. Elizabeth przywitała się serdecznie z Mathilde i jej córką Sofie, które też przybyły z wizytą do Heimly. Po- 27
myśleć tylko, że Sofie skończyła już szesnaście lat! Dziewczyna zerkała na Daniela zarumieniona. Nie do wiary, przecież to już dorosła panna! - uświadomiła sobie Elizabeth. Dzieci z Dalsrud, otrzymawszy należną porcję uwagi, strasznie się zawstydziły. Dzięki Bogu, pomyślała Elizabeth. Może William przynajmniej przez chwilę będzie siedział spokojnie. Tymczasem do korytarza weszli, tupiąc nogami, mężczyźni, kobiety zaś przeniosły się do salonu. Elizabeth zobaczyła 01ava rozmawiającego z młodym, nie znanym jej mężczyzną. Na widok gości wstali i przyszli się przywitać, a 01av dokonał prezentacji: - To Elizabeth, o której ci już opowiadałem. Elizabeth, poznaj mojego przyjaciela ze studiów, Amunda Davidsena. Wymienili uściski dłoni. Gdy Amund witał się z pozostałymi, przyjrzała mu się ukradkiem. Był niezbyt wysoki i raczej szczupły, miał jednak w sobie coś pociągającego. Uczesany na bok, odgarniał co chwila ciemną grzywkę, opadającą mu na błękitne oczy. Czy to bystre spojrzenie, mocny uścisk dłoni, a może piękny uśmiech? Z pewnością złamał niejedno dziewczęce serce, pomyślała Elizabeth i zerknęła na Marię, ciekawa, czy i ona ulegnie urokowi tego młodego mężczyzny. Nie. Siostra przywitała się uprzejmie i skierowała swą uwagę w inną stronę. Biedna Maria, najwyraźniej wciąż nie może przestać myśleć o Pederze! - Trzymaliśmy się razem przez całe studia - opowiadał 01av. - Amund, jego dziewczyna, Elen i ja. - Jesteś zaręczony? - zapytała Ane. - Nie, już nie. Zerwaliśmy, niestety, ze sobą - odparł Amund. - Jaka szkoda - rzekła Ane, ujmując Trygvego za ramię. Elizabeth uchwyciła spojrzenie Elen. Żona 01ava nie 28
spuszczała wzroku z Amunda, a każdy jego żart przyjmowała głośnym śmiechem. - Śliczna bluzka, Elen. Nie widziałam jej jeszcze, nowa? - zagadnęła ją Maria, podchodząc bliżej. Elen nie odpowiedziała. Wsunęła dłoń pod rękę Olava, nie przestając patrzeć na Amunda. Elizabeth zamarła. Co to ma znaczyć? Czyżby Elen ostentacyjnie ignorowała Marię? - Siadajcie, bardzo proszę - odezwała się Dorte. - Rozstawiliśmy długi stół, żebyśmy się wszyscy zmieścili. Elizabeth przecisnęła się pomiędzy krzesłami i usadowiła się obok Kristiana. Dorte gawędziła wesoło, krzątając się pomiędzy kuchnią a salonem. Mathilde i Sofie pomagały jej wnosić półmiski i talerze ze świą- tecznym ciastem, naleśnikami, chlebem, masłem, wędliną, a także miski z leguminą i deserem z bagiennych malin. Na stole, przykrytym śnieżnobiałym lnianym obrusem, stały delikatne porcelanowe filiżanki, które wyjmowano tylko od święta. Oby tylko dzieci nic nie rozlały, pomyślała Elizabeth, zerkając na Williama. Synek siedział grzecznie obok niej wyprostowany jak generał i rozglądał się wokół swymi dużymi ciemnymi oczętami. Przed wyjazdem do Heimly Kristian pokropił go męską wodą toaletową, z czego chłopiec był bardzo dumny. Na szczęście zapach zdążył już wywietrzeć. W rogu salonu stała choinka ustrojona rożkami, ciastkami i papierowymi figurkami. Na tę okazję też zapalono wszystkie białe świeczki na drzewku. W salonie zapanował wesoły gwar. Zewsząd dochodziły odgłosy rozmów. Kristian, który usadowił się obok Jakoba, dowcipkował, a siedzącej naprzeciwko Elen buzia się wprost nie zamykała. Co chwila kładła dłoń na ramieniu Amunda, którego miała po prawej stronie, i wybuchała perlistym śmiechem. Elizabeth przypomniało się, jak spotkała ją po raz pierwszy. Dziewczyna powiedziała jej wówczas, że pochodzi 24
z rodziny, w której bliskość jest zupełnie naturalna i nikt nie wstydzi się okazywać czułości. Pewnie więc 01avowi nie przeszkadza to, że jego żona jest taka wylewna wobec ich wspólnego przyjaciela ze studiów. Przecież znają się od dawna. Puste miejsce obok Marii zajął niebawem 01av. Uśmiechnęła się promiennie, gdy ją zagadnął. - Czy 01av i Maria się kochają? - szepnął do niej William, który także spojrzał w tamtą stronę. - Nie, coś ty, głuptasie, nie wolno tak mówić - ofuknęła go Elizabeth. - Bądź grzeczny, to dostaniesz zaraz ciasto. Popatrz, jak Kathinka ładnie siedzi. - E, ona jest mała i nic nie rozumie. - Proszę bardzo, częstujcie się! - głos Dorte przedarł się przez gwar rozmów. Jakob podniósł się, obciągnął kamizelkę, po czym postukał łyżeczką w filiżankę. Goście umilkli i przy stole zrobiło się cicho. - Chciałbym wam przede wszystkim podziękować za to, że zechcieliście wybrać się dziś do nas - zaczął. -Niestety, Indianne z Torsteinem nie mogli przybyć, pojechali bowiem na święta do jego rodziny. Prosili jed- nak, by was wszystkich pozdrowić i życzyć wam zdrowia i wszelkiej pomyślności. Mam nadzieję, że wszystko wam będzie smakować, trunki zaszumią w głowach i wspólnie spędzimy prawdziwie miłe chwile. Dorte tak się cieszyła na wasz przyjazd i tak się starała, by wszystko przygotować, że przez ostatnie dni zupełnie nie dało się z nią porozmawiać. Salwa śmiechu wywołała rumieniec na twarzy Dorte. - W takim razie, wasze zdrowie! - wzniósł toast Jakob, chwytając kieliszek. Dopiero wówczas Elizabeth zauważyła, że kobietom nalano likieru, a mężczyznom koniaku. Wychyliła łyczek. Słodki mocny trunek przyjemnie rozgrzewał przełyk. - Dobry? - spytał Kristian, pochylając się w jej stronę. 30