FRID INGULSTAD
NOC ZIMOWA
Saga Wiatr Nadziei
część 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, styczeń 1905 roku
Elise otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa utknęły jej w gardle. Chciała
rzucić się ku Johanowi, objąć go, zatrzymać, nie pozwolić konstablom, by go zabrali. Jednak
nie poruszyła się, stała jak sparaliżowana, obezwładniona strachem. Na co zdałyby się
protesty? Konstable reprezentowali prawo i liczyło się tylko prawo. Na pewno nie pytali,
dlaczego Johan z taką siłą wyrzucił jej ojca z domu, nie obchodziło ich, że jej matka leży
ciężko chora na suchoty, że ojciec był kompletnie pijany i nie zdawał sobie sprawy, co robi.
Nikt nigdy również nie pytał, jak doszło do tego, że jej ojciec zaczął pić albo dlaczego tylu
innych mieszkańców czynszówek wzdłuż rzeki Aker podzieliło jego los. A teraz Johan miał
trafić do aresztu. Niezależnie od tego, czy jej ojciec zawinił, czy nie.
Odgłos ciężkich kroków na schodach stawał się coraz słabszy, drzwi wejściowe
otworzyły się i zatrzasnęły z powrotem, by pozostawić pustą i przerażającą ciszę.
Dopiero wtedy Elise zauważyła matkę Johana. Stała w drzwiach jakby wykuta w
kamieniu, trupio blada i chuda. Drżąc, wpatrywała się przed siebie przerażonym, pustym
spojrzeniem, równie odrętwiała jak Elise.
Widok śmiertelnie przestraszonej, podstarzałej kobiety sprawił, że Elise otrząsnęła się
z apatii. Poruszając się sztywno z powodu doznanego szoku, który nadal obezwładniał jej
ciało, podeszła do pani Thoresen. Zęby dzwoniły jej w ustach, gdy próbowała coś powiedzieć.
- Cz - czy wiesz... Mam na myśli...
Matka Johana potrząsnęła głową, nie patrząc, na dziewczynę, tylko ciągle wpatrując
się przed siebie.
Elise usiłowała się opanować.
- Na pewno wróci. Kiedy się zorientują, że się pomylili. Pani Thoresen nadal się nie
odzywała, nie przesunęła wzroku.
- Chciał mi tylko pomóc, nie zamierzał zrobić memu ojcu nic złego.
Dopiero teraz coś się poruszyło w wodnistoniebieskim spojrzeniu. Sąsiadka zwróciła
wzrok na Elise, jakby nie rozumiejąc.
Elise uświadomiła sobie, że kobieta nie wie, co się stało tej nocy, kiedy zginął ojciec, i
uznała, że powinna to wyjaśnić.
- Johan wpadł we wściekłość, kiedy mój ojciec przyprowadził do domu kolesia i
prostytutki. Wiedział, że mama leży obok w pokoju i wszystko słyszy. Pech chciał, że wszedł
do kuchni w chwili, kiedy ojciec właśnie ruszył na mnie.
Pani Thoresen zasłoniła ręką usta, jak gdyby już domyśliła się całej reszty.
Elise spojrzała na nią nieszczęśliwa.
- To moja wina - szepnęła ochryple. - Johan chciał mi tylko pomóc.
Matka Johana wpatrywała się w dziewczynę, a w jej matowym spojrzeniu widniał
nagi strach.
- I co?
- Wywiązała się bójka i Johan wyrzucił mego ojca za drzwi.
- Ale... Jego ciało znaleziono przecież w rzece? Elise skinęła głową.
- Nie wiem, co się stało. Może Johan uderzył tak mocno, że... - zamilkła i bezradnie
rozłożyła ręce. Nie miała pojęcia, jak to się mogło stać. - Pewnie Evert się wygadał.
Twierdził, że ich widział.
- Evert? Chłopak od Hermansena?
- Tak. Ciągle się włóczy po ulicy, chociaż Hermansen nie szczędzi pasa.
Pani Thoresen nie odezwała się, stała tylko w milczeniu, jak gdyby jeszcze nie mogła
uwierzyć, że Johan naprawdę został aresztowany.
Przeczuwałam, że coś się stanie, pomyślała Elise. Bałam się już od chwili, kiedy
pojawiły się te ulicznice i chciały rozmawiać z Johanem.
- Co ja powiem Annie? - Aslaug spojrzała bezradnie na Elise.
- Anna zrozumie, dlaczego Johan uderzył mego ojca.
- Ale jak sobie poradzimy bez tego chłopaka? - oczy pani Thoresen nagle wypełniły
się łzami. - To Johan płacił za jej lekarstwa!
- Nie płacz! Kiedy konstable się zorientują, że Evert nieźle nałgał, Johan na pewno
będzie mógł wrócić do domu. Evert opowiada niestworzone rzeczy, nie sądziłam, że
policjanci uwierzą takiemu chłopaczynie jak on. To prawda, Johan zareagował ostro, jednak
do rzeki jest spory kawałek. To nie mogła być jego wina. Ojciec musiał się pośliznąć albo z
innej przyczyny wpaść do wody.
Wyglądało na to, że matka Johana uspokoiła się.
- Skoczę tylko na górę i powiem mamie, że wróciłam z pracy, i zaraz do was przyjdę.
Odwróciła się i pośpieszyła ku schodom.
Nogi się pod nią trzęsły. Johan został aresztowany jako winny śmierci jej ojca. Tylko
jak policja się o tym dowiedziała? Czy może zaufać zeznaniom dziecka i uznać je jako
wiarygodnego świadka?
A może Evert nie był jedynym, który widział całe zajście? Może te dwie prostytutki
również zameldowały o Johanie. Jeśli lak, to nie ma już nadziei. Johan zostanie osadzony w
więzieniu Akershus, a ona już nigdy więcej go nie zobaczy. Myśl o tym usadowiła się w
gardle i dławiła niczym bolesny spazm, rozlewała się po ciele jak ból. Elise oparła się o zimną
ścianę i poczuła, jak jej oczy wypełniają się łzami.
Kiedy wreszcie zdołała się opanować i ruszyła dalej na drugie piętro, usłyszała Pedera
i Kristiana, którzy hałasowali tak, że słychać ich było na całej klatce schodowej. Kłócili się,
mówili podniesionymi głosami. Kiedy indziej wpadłaby do kuchni i zrobiła awanturę,
ponieważ ciągle nie mogli się nauczyć, że muszą mieć wzgląd na chorą matkę. Teraz jednak
wlokła się ciężko pod górę.
Johan powiedział, że mogliby zaproponować pieniądze Lorangowi, by ten przyznał
się, że jest ojcem dziecka Hildy. Zaofiarował się nawet, że weźmie dodatkową pracę po
godzinach i będzie nosił skrzynie w tkalni płótna żaglowego, żeby zdobyć na to trochę grosza.
A teraz, kiedy trafił do więzienia, trzeba będzie znaleźć inne rozwiązanie.
Doczłapała się do drzwi.
Zanim otworzyła, zatrzymała się i głęboko wciągnęła powietrze. Musi się wziąć w
garść, być silna. Nie wolno jej martwić się na zapas! Jeszcze nie wiadomo, jak naprawdę
było. Może się zdarzyć, że to wszystko to jedno wielkie nieporozumienie, a Johan będzie
mógł wrócić do domu jeszcze dziś wieczorem. I nawet jeśli Evert wypaplał o tym, co widział,
to jeszcze nie znaczy, że to przez Johana ojciec wpadł do rzeki. Johan nie okłamał jej, była o
tym przekonana. Wyrzucił ojca za drzwi, ale nie poszedł za nim. Niezależnie od tego, jak
mocno go popchnął, staruszek umarł nie od jego uderzenia.
Peder i Kristian natychmiast przestali się kłócić, gdy zobaczyli siostrę w drzwiach.
- To wina Pedera! - Kristian popatrzył na nią przestraszony. Pewnie od razu zauważył
coś w jej twarzy i pomyślał, że to gniew.
Peder przeciągnął dłonią po policzkach, ocierając łzy.
- Nieprawda - rzucił z płaczem. - To ty powiedziałeś, z kim Hilda... - urwał nagle,
posyłając siostrze przerażone spojrzenie. - A ja mówiłem, że to kłamstwo, Elise!
Elise nie odpowiedziała. Zmęczona podeszła do drzwi pokoiku. Kiedy je uchyliła,
zobaczyła, że Hilda siedzi na brzegu łóżka mamy. Cicho rozmawiały. Na moment Elise
wstrzymała oddech. Hilda chyba się nie przyznała? Nie, mama nie zachowywałaby się tak
spokojnie. Prawdopodobnie mama dała jej do zrozumienia, że domyśla się, w jakim stanie
jest Hilda. Położyła dłoń na dłoni córki.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Z pomocą Elise i Johana na pewno damy sobie
radę.
Elise cicho zamknęła za sobą drzwi i podeszła do kuchni, żeby rozpalić.
Chłopcy nie odzywali się słowem, nawet się nie poruszyli. Milczenie siostry pewnie
ich zaniepokoiło.
- Co się stało, Elise? - spytał Peder. W jego głosie dał się słyszeć tłumiony płacz i
strach. - Jesteś na nas zła?
Elise potrząsnęła głową.
- Nie, jestem tylko zmęczona. Chłopiec podszedł do niej.
- Przyniosę wodę i drewno - zaproponował ochoczo. - Mogę też umyć schody, jeśli
chcesz!
Elise odwróciła się do niego i uśmiechnęła. Ten chłopak jest za dobry dla tego świata,
pomyślała, a myśl ta niemal ją przeraziła.
- Dziękuję, Peder, ale nie musimy dzisiaj myć schodów. Zrób lekcje, a ja ugotuję
polewkę. Na dworze jeszcze się ochłodziło i musimy zjeść coś rozgrzewającego.
Peder uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony, że siostra się rozpogodziła.
- Miałem dziś całkiem sine nogi, kiedy wróciłem do domu, i przemoczone skarpety,
bo śnieg wpadał mi do butów przez dziurawe podeszwy.
Elise zmarszczyła czoło zmartwiona.
- Zapytam może w Armii, czy ty też mógłbyś dostać nowe buty zimowe.
Spojrzał na Elise z nadzieją.
- Myślisz, że się uda?
- W każdym razie spróbuję.
- Jesteś najlepszą siostrą w całym Sagene, Elise!
Drzwi do pokoiku otworzyły się i stanęła w nich Hilda. Podeszła bliżej.
- Kto jest u Johana, Elise? Słyszałam jakieś obce głosy.
Elise poruszyła mocno garnkiem, nie odwracając się. Wzruszyła ramionami.
- Skąd mam wiedzieć?
- Nigdy nie przychodzą do niego inni mężczyźni.
- Może lekarz przyszedł do Anny?
- Nie, było ich kilku. Głośno rozmawiali. Peder z ożywieniem włączył się do
rozmowy.
- Może wrócił ojciec Johana?
- Phi! - rzucił Kristian pogardliwie. - Ojciec Johana zszedł na ląd w Hamburgu i
zabawia się z dziewczynami w okolicy, która nazywa się Reperbahn.
Elise gwałtownie odwróciła głowę.
- Kto opowiada takie bzdury?
Kristian otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale ugryzł się w język. Wzruszył
ramionami.
- Wszyscy tak mówią.
- Domyślam się, że to pewnie Evert - wtrąciła się Hilda. - Kiedy przestaniesz słuchać
tego kłamczucha?
Kristian ściągnął usta obrażony.
- Evert nie kłamie.
Elise znowu odwróciła się do pieca. Wpadła na pewien pomysł. Jeżeli opróżni
blaszane pudełko z dziesięcioorówkami i zaproponuje to wszystko Evertowi, to może chłopak
wyzna jej, co widział. Jeżeli się okaże, że ktoś złożył fałszywe doniesienie, to sama pójdzie
do magistratu i powie prawdę.
Ta myśl podniosła ją na duchu. Oczywiście, powinna dokładnie opowiedzieć na
policji o całym zajściu. Mogła poświadczyć wszystko, co miało miejsce od momentu, kiedy
razem z Johanem zobaczyli jej ojca i dziewczęta na dole w „Perle”, aż do chwili, kiedy w
środku nocy usłyszała w kuchni awanturę i wybiegła, żeby poprosić o ciszę. Nie musi niczego
ukrywać, lecz otwarcie powie, że byli pijani i zachowywali się głośno, że ojciec wpadł we
wściekłość, kiedy zażądała, żeby wyszli. Potem mogłaby dodać, że ojciec rzucił się do niej
raz i drugi, przeklinał i groził jej, mimo że matka leżała chora w pokoju obok i mogła
wszystko słyszeć. Wtedy oficerowie śledczy na pewno zrozumieją, że Johan musiał stanąć w
jej obronie. W końcu mogłaby dodać, że Johan przyszedł do niej zaraz potem, więc nie mógł
pójść za ojcem na dół nad rzekę.
Kiedy doszła do takiego wniosku, odczuła ogromną ulgę. Konstable naturalnie
wysłuchają jej. Jeżeli Evert zdążył coś powiedzieć, to nic pewnego, że mu uwierzyli. Poza
tym co takiego mógł zeznać? Prostytutki nie odważą się mówić; dobrze wiedziały, że muszą
się trzymać jak najdalej od posterunku, żeby nie trafić za kratki. Najważniejsze, co policja
miała do zrobienia, to łapanie pijaków i włóczęgów i zamykanie ich pod kluczem. Wszyscy o
tym wiedzieli.
Im więcej o tym myślała, tym bardziej była przekonana, że właśnie tak powinna
postąpić. Żołądek jej się ścisnął na samą myśl, że miałaby sama pójść do magistratu i
rozmawiać z ubranymi na czarno konstablami, ale musiała to zrobić. Przede wszystkim ze
względu na Johana. Nikt inny poza nią nie mógł mu pomóc.
Ale najpierw należało pogadać z Evertem. Nie miała odwagi iść do niego do domu tak
późno wieczorem. Hermansen nie był miły. Tym bardziej, kiedy się napił. Jedyna okazja, by
spokojnie porozmawiać z Evertem w cztery oczy, nadarzała się w czasie przerwy obiadowej.
Evert był chłopcem na posyłki i ostatnio widziała go, gdy ciągnął wózek z towarem dla
Magdy, która ma sklep na rogu.
Elise zaniosła garnek na stół i nalała polewki do talerzy. Chłopcy sprzątnęli już książki
i przetarli blat. Rozumieli, że coś się stało, i robili, co mogli, żeby udobruchać siostrę. Nawet
Kristian zachowywał się wyjątkowo potulnie.
- Czy coś się stało?
Pytanie padło z ust Hildy, która z niepokojem w oczach spojrzała na siostrę.
Przypuszczalnie sądziła, że milczenie Elise ma coś wspólnego z ich kłótnią w drodze do
domu, kiedy Hilda wybuchnęła, że już więcej jej nic nie powie. Elise potrząsnęła głową.
- Jestem po prostu zmęczona.
- Uważam, że powinnaś zejść do Johana i dowiedzieć się, czy przypadkiem nie
spotkało go coś złego. Te głosy wydawały się tak... - machnęła ręką, nie znalazła słowa, by
wyjaśnić, co miała na myśli.
- Wydawały się tak... ? - powtórzył Kristian i spojrzał na nią wyczekująco.
- Wydawały się, jak gdyby należały do jakichś ważnych osobistości.
- Takich jak Ropucha i majster? - spytał Peder niewinnie. Elise zauważyła, że Hilda
zaczerwieniła się na twarzy jak burak, i pośpieszyła jej z pomocą.
- Pójdę do Johana zaraz po obiedzie. Nie siorb tak okropnie, Kristian! Słychać cię na
samym dole u pani Evertsen z parteru!
Kazała Hildzie pozmywać, a chłopcom skończyć odrabiać lekcje, zanim wyszła z
domu.
Kiedy zapukała do drzwi mieszkania Johana, nie otrzymała odpowiedzi. Ostrożnie
weszła do środka. W kuchni było pusto.
Niepewnie podeszła na palcach do drzwi pokoiku i ponownie zapukała.
- Proszę! - Głos brzmiał cicho i żałośnie.
Pani Thoresen siedziała na brzegu łóżka Anny i trzymała ją za rękę. Anna miała twarz
czerwoną i zapuchniętą od płaczu. Dlaczego matka już jej o wszystkim opowiedziała?
Możliwe przecież, że Johan wróci do domu jeszcze dziś wieczorem.
- Elise? - Anna dźwignęła głowę z poduszki, a pani Thoresen pomogła jej unieść się
trochę wyżej. - Czy to prawda, że Johan tak mocno uderzył twojego tatę, że go zabił? -
spytała zdławionym głosem.
- Nie, tego nie powiedziałam! - Elise spojrzała na nią przerażona. - Mówiłam tylko, że
Johan rzucił się na niego i że ktoś mógł o tym donieść. Evert twierdzi, że widział, co się stało.
- Ale od naszego domu do rzeki jest jeszcze daleko?
- Właśnie. Dlatego uważam, że Johan wróci do nas, kiedy na policji zrozumieją, że się
pomylili.
Anna wytarła nos i spojrzała na Elise z iskierką nadziei w ślicznych oczach.
- Tak myślisz? Elise skinęła głową.
- Porozmawiam jutro z Evertem. Jeżeli Johan do tego czasu nie wróci, pójdę do
magistratu i opowiem, jak było. Johan przyszedł do mnie do kuchni zaraz, jak tylko mój
ojciec z kolegą zniknęli. Nawet gdyby chciał, nie zdążyłby zejść do mostu i wrócić.
Anna odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do niej. Potem zwróciła twarz ku matce.
- Widzisz, mamo! Nie martw się na zapas. Kiedy Elise porozmawia z konstablami, to
jestem pewna, że zrozumieją, że Johan nie może być winny.
Matka Anny nie wyglądała na równie przekonaną, ale zdawało się, jak gdyby trochę
się uspokoiła. Wstała.
- Usiądź, Elise! Poczytaj trochę Annie, by mogła pomyśleć o czymś innym.
Odwróciła się i poczłapała do kuchni, przygarbiona bardziej niż zwykle.
Anna uśmiechnęła się.
- Mama tak się wszystkim przejmuje. Jest najlepsza na świecie, ale chciałabym, żeby
od czasu do czasu mogła się uśmiechnąć i roześmiać. Jest tyle rzeczy, z których się można
cieszyć, prawda? Już teraz jest jaśniej na dworze, a skoro dotrwaliśmy do lutego, to zawsze
myślę, że muszę wytrzymać. Czas tak szybko mija i jest tyle rzeczy, którymi chcę się
nacieszyć, zanim dni znowu się zmienią. Czy potrafisz sobie wyobrazić coś równie
przyjemnego jak odgłos spadających z dachu na chodnik kropel wody z topniejącego śniegu?
Albo pierwszych kół dwukółki, stukoczących o bruk, gdy sanie trzeba schować do następnej
zimy? Kiedy nastaje wiosna i mama otwiera okno, leżę sobie tu i nasłuchuję jaskółek, które
śpiewają: „Wyjrzyj! Wyjrzyj!”
Elise tylko pokręciła głową ze zdumienia. Anna, która leży sparaliżowana, przykuta
do łóżka, i nie może zobaczyć nic z tej wiosny poza skrawkiem nieba wysoko nad dachami
domów, mimo wszystko potrafi się cieszyć!
Nagle dziewczyna zmarszczyła czoło i spojrzała na Elise zmartwiona.
- Nie mówisz chyba tego wszystkiego tylko po to, żeby mnie pocieszyć, co?
- Nie, naprawdę zamierzam porozmawiać jutro z Evertem i dowiedzieć się, czy komuś
coś powtórzył. Potem pójdę na posterunek. Jeżeli się pośpieszę, zdążę to załatwić w czasie
przerwy obiadowej. Ten jeden raz mama jakoś sobie beze mnie poradzi.
- Uważaj tylko, żebyś nie spóźniła się do fabryki. Pamiętasz chyba, jak Ropucha
postąpił z Oline?
Elise przytaknęła i mocno zacisnęła zęby.
- Nigdy mu tego nie wybaczę! Anna potrząsnęła głową.
- Czy potrafisz zrozumieć, co sprawia, że człowiek staje się tak surowy dla innych?
On, który zarabia wystarczająco dużo, by wszyscy w jego rodzinie kładli się spać najedzeni!
Codziennie!
- Poczytać ci?
- Nie, dziękuję. Nie sądzę, bym mogła się skupić. To, co się przydarzyło Johanowi, to
dla mnie szok. - Popatrzyła Elise w oczy. - Podejrzewałaś, że może nas spotkać coś takiego,
Elise?
- Nie. To znaczy zaniepokoiłam się, kiedy Peder powiedział, że dziewczyny z ulicy
pytały o Johana następnego dnia, i nie podobało mi się, że Evert był w pobliżu i widział ich
tego wieczoru, ale tak naprawdę nie wierzyłam, że Johan mógłby mieć coś wspólnego ze
śmiercią mojego ojca.
- Wcale się nie dziwię, że się zdenerwował, kiedy usłyszał na górze podniesione głosy
- stwierdziła Anna z wyrozumiałością i spojrzała na Elise.
Elise pokręciła głową.
- Tak, bał się, że może dojść do rękoczynów, już wcześniej widział u mnie siniaki.
Ojciec rzucił się do mnie z rękami w chwili, kiedy Johan właśnie otworzył drzwi.
Anna skrzywiła się.
- Dobrze go rozumiem. Zrobiłabym to samo, gdybym. .. - wzruszyła z rezygnacją
ramionami.
- To dlatego muszę zejść na posterunek i porozmawiać z konstablami. Oni nie wiedzą,
co tu się działo. Jeżeli Evert zeznał tylko, że widział, jak Johan wyrzuca ojca za drzwi, to nic
dziwnego, że sądzą, że zrzucił go również z mostu.
- Ale naprawdę myślisz, że Evert coś powiedział? Nie jest wiele starszy niż Peder!
Elise pokiwała głową w zamyśleniu.
- Tak, masz rację. Ale Evert nigdy nie był taki jak inni. Zresztą nie jest wcale pewne,
że to on doniósł na policję.
- Myślisz, że mogły to zrobić dziewczęta z ulicy?
- Zastanawiałam się też nad tym, ale chyba nie. Ich proceder jest nielegalny, więc
zgłaszając się na posterunek, ryzykowałyby, że same zostaną aresztowane, jeśli się wyda,
czym się zajmują. Poza tym nie mam pojęcia, dlaczego miałyby zeznawać przeciw Johanowi.
Przecież go nie znają.
- Ale przecież i je wyrzucił! Mogą być wściekłe, ponieważ straciły... - zamilkła i
spojrzała ze smutkiem na Elise, wyraźnie przestraszona, że powiedziała za dużo.
- Ponieważ straciły klientów, chciałaś powiedzieć? Całkiem możliwe. Albo też
sądziły, że mogą liczyć na jakieś korzyści, jeżeli zgłoszą na policji, co widziały. To właściwie
nie ma żadnego znaczenia. Jutro pójdę na posterunek i złożę wyjaśnienia, a wtedy konstable
inaczej spojrzą na całą sprawę, jestem tego pewna.
Anna uśmiechnęła się do niej.
- Co byśmy zrobili bez ciebie, Elise? Szkoda mi Johana, że będzie musiał spędzić noc
w areszcie, ale mój brat jest silny i wytrzyma to.
Elise przytaknęła.
- Tak, Johan jest silny i może wiele znieść. Chyba muszę wracać do siebie na górę,
Anno. Nie zaglądałam jeszcze do mamy. Była u niej Hilda, kiedy przyszłam z pracy, i nie
chciałam im przeszkadzać.
- Oczywiście powinnaś iść do mamy. Pozdrów ją ode mnie. Przekaż jej, że o niej
myślę i modlę się, żeby wyzdrowiała.
Elise spojrzała na Annę zdumiona. Ona, która nie mogła mieć nadziei, że sama
kiedykolwiek wstanie z łóżka.
- Sądzę, że nie powinnaś jej mówić o aresztowaniu - dodała szybko. - Jutro Johan na
pewno będzie znowu w domu, nie ma powodu jej niepokoić.
- Nie zamierzałam o niczym mówić. Czy była u ciebie samarytanka, Anno?
Opowiedziałam jej o tobie i przestraszyła się, że do tej pory o tobie nie wiedziała.
Anna rozpromieniła się.
- Rozmawiała z mamą i obiecała, że zajrzy do mnie, kiedy przyjdzie do twojej mamy.
Moja mama jest taka skromna - dodała z uśmiechem. - Boi się, że sprawi komuś kłopot.
- To nie jest powód, żeby cię pozbawiać pomocy. Pomyśl o tych długich kolejkach po
żywność przy jadłodajni! Nie jesteś jedyną osobą, która potrzebuje pomocnej dłoni.
Już na schodach w drodze na górę Elise opuściła odwaga. To brzmiało tak pięknie,
kiedy opowiadała Annie, co zamierza zrobić, jednak w głębi duszy zdawała sobie sprawę, że
rzeczywistość jest o wiele trudniejsza. Nie było nawet pewne, czy policjanci wpuszczą ją do
środka...
ROZDZIAŁ DRUGI
Mroźna mgła leżała gęsto nad rzeką, kiedy Elise śpieszyła z fabryki do domu
następnego przedpołudnia. Szum wodospadu wydawał się głośniejszy niż zwykle - to na
pewno dlatego, że tylko ona jedna przechodziła przez most o tej porze dnia. Wszyscy inni
zostali na miejscu, żeby zjeść zupę w fabryce.
Musiała skłamać mamie i znaleźć jakąś wymówkę, że nie przyjdzie do domu przed
wieczorem. Nie miała odwagi pójść do magistratu, zanim nie dowie się, co powiedział Evert.
Johan nie wrócił do domu wczoraj wieczorem. Ani też dzisiaj rano. Elise nie wierzyła już, że
to nieporozumienie.
Całą noc sypało i robotnicy drogowi odgarniali śnieg z ulicy Sandakerveien, ale przy
moście droga nie była jeszcze odśnieżona. Buty Elise nasiąknęły wodą, kiedy rano szła do
przędzalni, i pończochy nadal były mokre. Teraz czuła, że znowu zrobiła się w nich dziura,
mimo że wczoraj wieczorem zacerowała ją. Nitka była zbyt cienka, pomyślała, a pończochy
przetarte, ale jak zdobyć pieniądze na nowe, skoro jest winna Johanowi koronę i
siedemdziesiąt pięć øre, a do tego zamierzała zaproponować Evertowi wszystkie drobniaki z
pudełka?
Znowu poczuła ból w palcach u nóg! Zastanowiła się, czy innym też równie często jak
jej drętwieją stopy od mrozu. Jej buty dojrzały już do wyrzucenia do kosza na śmieci, ale nie
mogła poprosić Armii o jeszcze jedną parę, skoro zamierzała spytać o buty dla Pedera.
Poczuła nagły podmuch wiatru, który przeniknął przez spódnicę, kubrak, kurtkę i szal,
wcisnął się pod ubranie i przeszył ciało na wskroś, przyprawiając o dreszcze. Elise pomyślała,
że nigdy jeszcze nie marzła tak bardzo jak tej zimy. Ciekawe, czy w więziennej celi jest
cieplej? Na pewno nie. Skąd mieliby czerpać ciepło?
Wprawdzie Johan nie marzł tak bardzo jak ona, ale na pewno było mu zimno.
Przyśpieszyła kroku.
Usłyszała, jak zadźwięczał dzwonek u drzwi do sklepu Magdy. Wyszła stamtąd
zgarbiona postać podobna do pani Evertsen. Nie chciała z nią dziś rozmawiać! Sąsiadka
będzie rozprawiać i dopytywać się, być może widziała nawet, jak Johan i konstable wsiadali
do czarnego wozu z napisem złożonym wielkimi literami: POLICJA. Zaraz by cała kamienica
i wkrótce cała ulica usłyszała o wstydzie.
Pochyliła się i udawała, że zawiązuje buty. Kiedy zerknęła do góry, zobaczyła, że pani
Evertsen skuliła się na przenikliwym wietrze i poszła w stronę Andersengården. Szybko
wpadła do sklepu.
Jedynym klientem była mała dziewczynka, która zapomniała, co chce kupić, i stała
przy ladzie, jąkając się i dukając. Elise czuła ogarniające ją zniecierpliwienie i mrówki ją
przeszły po ciele. Nie chciała pytać o Everta, zanim nie zostaną z Magdą same. Przeniosła
wzrok na Magdę z brzydką brodawką na nosie i wystającą z jej czubka wiązką szarych
włosów, popatrzyła na jej luźny fartuch z wielką kieszenią i kubrak z rękawami przetartymi
na łokciach. Potem zerknęła na wszystkie torby i kawałki sera, leżące na ladzie, a w końcu na
plakaty wiszące na tylnych drzwiach z napisami: „Mydło Sunlight”, „Kompania Naftowa,
Christiania”, „Mydło toaletowe Szafir”.
Magda niespiesznie wyjęła z kieszeni fartucha ogryzek ołówka i napisała wielkimi
literami, jednocześnie głośno czytając pudełko zapałek, kawałek białego sera, dwa deko
koniny.
Gzy ona nigdy nie skończy? Elise przestępowała z nogi na nogę. Musi wrócić do
fabryki przed końcem przerwy obiadowej. W końcu nie wytrzymała:
- Przepraszam, Magdo, wiesz może, gdzie jest Evert?
Magda podniosła wzrok poirytowana, ponieważ Elise przerwała jej w samym środku
sylabizowania „koniny”.
- Poszedł z towarem na Maridalsveien.
- Nie wiesz przypadkiem, gdzie... to znaczy do kogo...
- Do Jensena, do tego małego niebieskiego drewnianego domku, wciśniętego między
pozostałe.
Elise podziękowała i pośpiesznie wyszła. Zapomniała zapytać, czy Evert wyszedł
dawno temu, ale nie chciała, by Magda zaczęła się zbytnio dziwić.
Przeszła przez most i obok fabryk, kiedy zauważyła chłopca, który sapiąc, ciągnął
dwukółkę. Wózek zakopywał się w śniegu co drugi krok chłopca. Czapka zsunęła się
biedakowi na czoło; nie miał też nic na rękach, były równie czerwone jak nos i policzki. Elise
już z daleka usłyszała, jak chłopak przeklina za każdym razem, gdy koła nie chciały się
toczyć. Wózek był pusty i zastanowiła się, jak nieborak poradził sobie, kiedy wiózł towar w
tamtą stronę.
- Evert?
Podniósł wzrok, jego oczy były pełne goryczy. Elise spodziewała się, że chłopak
szybko ucieknie spojrzeniem, gdy tylko zorientuje się, kto go zagadnął, dręczony poczuciem
winy, że wszystko wygadał. Jednak on śmiało patrzył na nią.
- Muszę z tobą pomówić, Evercie.
- Nie mam czasu. - Chciał ruszyć dalej.
Chwyciła go mocno za ramię, wyjęła z kieszeni blaszane pudełko z drobniakami i
przeszła do rzeczy.
- Dostaniesz wszystkie pieniądze, które są w środku, jeżeli mi powiesz, o czym
wypaplałeś na policji.
Po raz pierwszy, odkąd sięgała pamięcią, popatrzył jej prosto w oczy.
- Na policji? A co ja mam z nimi wspólnego?
- Opowiedziałeś, co widziałeś koło naszego domu tej nocy, kiedy umarł mój ojciec.
- Nie rozmawiałem z nikim na policji i nie miałem nawet takiego zamiaru!
Elise otworzyła pudełko po „Hill's Badminton Smoking Mixture” i pokazała Evertowi
błyszczące monety.
- Dostaniesz to wszystko, jeżeli wyznasz mi prawdę.
Siłą woli próbowała odsunąć myśl o tym, na co zamierzała wydać te pieniądze. Od
zeszłego lata cieszyła się ze swej małej tajemnicy, zwłaszcza wtedy, gdy udało jej się
zaoszczędzić dziesięć øre i przemycić je do pudełka.
Chłopiec wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w błyszczące drobniaki. Potem
odwrócił wzrok.
- Nic nie powiedziałem, przecież mówię!
- Ale kiedy wtedy byłam u ciebie, twierdziłeś, że widziałeś mojego ojca, jak wypadł
zza drzwi i upadł, uderzając głową o chodnik. Potem dźwignął się na nogi i, zataczając się,
ruszył na dół nad rzekę, tak mówiłeś.
Evert skinął, nie patrząc na Elise.
- Kiedy miałam odejść, zawołałeś za mną, zanim pojawił się Hermansen: „Ale to nie
dlatego się utopił”, krzyknąłeś.
Evert kopnął nogą grudkę śniegu.
- Utopił się, ponieważ sobie wypił.
- To miałeś na myśli?
- Może.
Elise chwyciła chłopca za ramię i potrząsnęła nim.
- Masz powiedzieć prawdę, bo inaczej pójdę prosto do magistratu i powiem, że
kłamiesz!
Posłał jej szybkie i przestraszone spojrzenie.
- Nie kłamię. On był pijany. Poza tym był z tymi kobietami, które włóczą się po
Vaterlandzie i przekazują mężczyznom choroby.
Elise nie spuszczała z Everta wzroku.
- Powiedziałeś to na policji?
- Nie gadałem z policją, już mówiłem!
Jeszcze raz spojrzał jej prosto w oczy i Elise mu uwierzyła. Puściła go, wyjęła z
blaszanego pudełka trzydzieści øre i podała chłopcu.
- Wierzę ci.
Błyskawicznie chwycił monety i wcisnął do kieszeni spodni, zanim zdążyła się
rozmyślić. Wyglądał na zagniewanego. Został oskarżony o kłamstwo, kiedy wreszcie raz
powiedział prawdę; to prawdziwa obraza.
Elise westchnęła ciężko, chwyciła wózek razem z Evertem i pomogła mu ciągnąć.
Pozostało mi zatem tylko jedno, pomyślała i wzdrygnęła się. Muszę dziś wieczorem znaleźć
te ulicznice! Tylko one mogą potwierdzić, że mówię prawdę. Ale czy zechcą zeznawać?
Było okrutnie zimno, a do Vaterlandu daleko. Elise ledwie doszła do publicznej łaźni
w Sagene, a już zmarzła tak bardzo, że szczękała zębami. Musiał chwycić silniejszy mróz,
ponieważ gdy szła, skrzypiało pod podeszwami butów. Jej oddech zamieniał się w obłoczki
pary, a nad rzeką kładły się niczym mgła kłęby mroźnego dymu. Elise czuła ból w
koniuszkach uszu i szczypanie w nosie. Próbowała osłaniać szalem twarz, ale wtedy jeszcze
bardziej marzły jej plecy, ponieważ szal nie był wystarczająco długi. Palce stóp bolały tak
bardzo, że z trudem mogła iść.
Johan nie wrócił do domu również dziś przed południem. Anna i pani Thoresen
pokładały teraz jedyną nadzieję w Elise, że pójdzie do magistratu i spróbuje porozmawiać z
konstablami. Wcześniej jednak musi spróbować przekonać do złożenia zeznań prostytutki,
bez tego policja może jej nie uwierzyć. Tylko jak kogoś takiego, kto sam jest ścigany przez
prawo, nakłonić do wystąpienia w roli świadka?
W domu nikt jeszcze nie wiedział o aresztowaniu Johana. Elise chciała oszczędzić im
zmartwień tak długo, jak się da, przede wszystkim ze względu na matkę. Nadal istniała na-
dzieja, że Johan wróci, zanim się wyda, gdzie był, zwłaszcza jeśli nikt w kamienicy nie
zauważył, jak go zabierano. To niemal niewiarygodne, że nikt nie zwrócił uwagi na czarny
wóz policyjny zaprzężony w dwójkę koni. Jednak latarnia przed Andersengården jeszcze nie
działała, więc ta część ulicy wieczorem leżała pogrążona w całkowitej ciemności. Poza tym
Johana zabrano tuż po tym, jak robotnicy wrócili z pracy i mieli dość zachodu, żeby nakarmić
i ogrzać wątłe ciała. Pani Evert - sen, co prawda, prawie nie odchodziła od okna, ale jakoś do
tej pory jej nie zagadnęła, a poza tym gdyby sąsiadka coś widziała, dawno by już do nich
wpadła, żeby wypytać, co i jak.
Na ulicach było cicho i pusto. Ludzie nie mieli wystarczająco ciepłego ubrania, żeby
wychodzić na dwór w taki mróz, nie mieli też siły. Teraz po zamknięciu sklepów nie było tu
czego szukać.
Wreszcie Elise dotarła na Lakkegata; tutaj panował już większy ruch. Przed
większością drzwi stały lub spacerowały młode dziewczęta, o beznamiętnym spojrzeniu,
ubrane w zniszczone rzeczy, narzucone jedne na drugie. Za każdym razem, kiedy jakiś
mężczyzna przechodził obok, prostowały się, przywoływały uśmiech, zadzierały spódnice i
kręciły biodrami. Ludzie tutaj byli inni niż ci, do których przywykła, poruszali się inaczej, a
kiedy podeszła bliżej i mogła im się przyjrzeć w świetle ulicznej latarni, zauważyła
zmęczenie i upokorzenie wypisane w każdej bruździe twarzy. Większość z nich nie była też
trzeźwa.
Niski, zarośnięty mężczyzna w brudnej cyklistówce i z obdartym workiem na plecach
zatrzymał się przed jedną z dziewcząt. Mruknął coś, skinęła głową, a następnie zniknęli za
drzwiami. Jak można iść do łóżka z takim zawszonym obcym mężczyzną, pomyślała Elise i
wzdrygnęła się. Na pewno od niego śmierdziało, chyba całe lata się nie mył.
Z jednej z knajp tuż przed nią dochodził brzęk butelek, głośne rozmowy i rubaszny
śmiech. Czy powinna zebrać się na odwagę i zajrzeć do środka, żeby zobaczyć, czy
przypadkiem nie ma tam jednej z dziewcząt, których szuka?
Wciągnęła głęboko powietrze, podniosła głowę i stłumiła strach. Nagle z ciemności
wyłonił się jakiś typ i chwycił ją za ramię. Czuć było od niego wódką.
- Halo, maleńka. Pójdziesz ze mną i napijesz się ponczu? Ja stawiam.
Elise wyrwała mu się.
- Nie zamierzam tu wchodzić, tylko kogoś szukam.
- Ach tak. Jesteś dziewicą z Armii? Mówisz jak te damy z drugiej strony, ale nie
wyglądasz tak jak one.
Elise otworzyła drzwi i szybko weszła do środka.
Dym z papierosów wypełniał całe pomieszczenie niczym szary, wełnisty koc; Elise
uderzył odór potu, piwa i brudnych ubrań. Kilku mężczyzn, siedzących najbliżej, odwróciło
się, a jeden z nich zawołał:
- Boże uchowaj, to córka Mathiasa!
Elise podskoczyła ze strachu, nie spodziewała się, że ktoś może wiedzieć, kim jest.
Czerwona ze wstydu zamierzała czym prędzej wycofać się do wyjścia, ale zaraz przyszedł jej
do głowy inny pomysł. Może ten mężczyzna wie, z kim był jej ojciec tej nocy, kiedy zginął. Z
wahaniem podeszła do stolika mężczyzny.
- Znałeś mojego ojca? - spytała cienkim głosem. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Czy znałem twojego ojca? Pewnie, że tak. A ty jesteś chyba tego samego pokroju co
on, skoro się tu znalazłaś. Chodź tu, słodziutka, i usiądź mi na kolanach! Może chcesz
pociągnąć łyka z mojej flaszki? Twojemu ojcu ciągle chciało się pić.
Elise nie zwracała uwagi na jego gadanie.
- Szukam tych dwóch dziewczyn, które były razem z nim ostatniego wieczoru. To
bardzo ważne. Jeżeli je znajdę, mogę uratować życie człowieka.
Wokół stołu zapanowała cisza, wszyscy spojrzeli na Elise zaciekawieni.
- Jak to?
- Johan, mój narzeczony, został aresztowany pod zarzutem spowodowania śmierci
mojego ojca. Tę dwie dziewczyny wiedzą, że on jest niewinny.
Mężczyzna siedział w milczeniu i wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczyma.
Jego wzrok pociemniał. Być może jej nie wierzył. Być może sądził, że zamierza wydać obie
dziewczyny.
- Zlituj się! - zaklinała go wzrokiem. - Jego siostra jest sparaliżowana, a matka
pozostaje na jego utrzymaniu. Jeżeli Johan zostanie uznany za winnego, nigdy już nie wróci
do domu. I cała rodzina zginie.
Mężczyzna nadal patrzył na nią, nic nie mówiąc. Nikt z siedzących wokół stołu się nie
odezwał. Oczy wszystkich skierowane były na nią, patrzyli spode łba, podejrzliwie, z
pogardą. Nie była jedną z nich. Język, którego matka z mozołem uczyła ją, Johana i
rodzeństwo w nadziei, że zagwarantuje im lepsze życie, stanowił teraz barierę, która
oddzielała ją od pozostałych. Stwarzał dystans. Rodził w nich podejrzliwość.
- Proszę cię - dodała błagalnie. - Nie zrobię tym dziewczętom krzywdy i obiecuję, że
nie zgłoszę o nich na policję. Jedyne, czego pragnę, to potwierdzenia, że Johan nie miał nic
wspólnego ze śmiercią mojego ojca.
- A jeżeli nawet ci to powiedzą, to co to da? - Mężczyzna spojrzał na nią tym samym
czarnym, podejrzliwym wzrokiem.
Nie mógł być tak pijany jak inni, pomyślała Elise. Myślał przytomnie. - Wierzysz, że
policji wystarczy, że ty wiesz, kto to zrobił? Elise wiedziała, że ten człowiek ma rację.
- Myślałam, że policja może obieca dziewczynom, że unikną kary za... za to, czym się
zajmują, jeżeli... jeżeli złożą zeznania - jąkała się; sama słyszała, jak nieprawdopodobne jest
to, co mówi. Opuściła ją odwaga.
Mężczyzna nie odezwał się, tylko uparcie się w nią wpatrywał. Nagle uśmiechnął się.
- Zapomnij o tym, słodziutka! Nic tu nie pomożesz! Jeżeli złapie kogoś z naszych, to
już nie puszczą. Chodź lepiej i napij się łyka, wygląda na to, że tego ci trzeba. Na dworze jest
zimno, a ty drżysz.
Złapał ją i chciał ją pociągnąć na swe kolana, ale Elise była szybsza i zdołała mu się
wyrwać. Przestraszona rzuciła się do drzwi i wypadła na dwór.
Trzęsła się z zimna i ze strachu, kiedy znowu znalazła się na ulicy. Zadanie okazało
się trudniejsze, niż sądziła. W okolicy krążyło wielu pijaków i samotna dziewczyna była
łatwą zdobyczą Wszyscy o tym wiedzieli. Mimo to popędziła dalej, nie mogła się poddać,
nawet jeżeli sprawa wydawała się beznadziejna. Widział przed oczami twarz Anny, najpierw
zrozpaczoną i opuchniętą od płaczu, by za chwilę odzyskać nadzieję. Nie wolno jej się
poddać.
Nagle usłyszała za sobą szybkie kroki. Przerażona obejrzała się przez ramię i
dostrzegła mężczyznę, który wyraźnie ją gonił Zaczęła biec, a on ruszył za nią. Płacząc ze
strachu, próbowała przyśpieszyć, ale stopy, pozbawione czucia z zimna, odmawiały jej
posłuszeństwa. W następnym okamgnieniu poczuła, jak silna ręka chwyta ją mocno za ramię.
- Czekaj! Nic ci nie zrobię. Wiem, kogo szukasz.
Elise gwałtownie się zatrzymała i odwróciła w jego stronę. Zobaczyła, że to jeden z
mężczyzn, którzy siedzieli przy stole razem z tym, który znał jej ojca. Zerknęła na niego
podejrzliwie, nie wiedziała, czy powinna zaryzykować i mu uwierzyć, czy też może ten
człowiek coś knuje.
- Chodź! - powiedział i ruszył wzdłuż ulicy, nie oglądając się za siebie, by sprawdzić,
czy idzie za nim.
Elise wahała się tylko przez moment, nie miała wyboru, nie mogła zaprzepaścić tej
szansy.
Mężczyzna zniknął w ciemnej bramie i Elise podążyła za nim z bijącym sercem. Być
może to najgłupsza rzecz, jaką w życiu zrobiła, ale musiała zaryzykować. Ze względu na
Johana i Annę.
W bramie stali jacyś ludzie i pili, Elise szybko przeszła obok, nie patrząc na nich, i
poszła za mężczyzną na pierwsze piętro. Nieznajomy zapukał do drzwi i wszedł do środka,
nie czekając na odpowiedź. Weszli do mrocznego pokoiku, w którym unosił się ostry zapach
uryny. Elise musiała przyzwyczaić oczy do ciemności, zanim zdołała rozróżnić, co się w
środku znajdowało. Wtedy zauważyła dziewczynę na wąskim rozkładanym łóżku w rogu.
Leżała skulona, niczym śmiertelnie przerażone dziecko, które próbuje się ukryć, włosy
zwisały jej w brudnych strąkach wzdłuż jednego z policzków, ubranie miała podarte, a w
czarnych pończochach widniały duże dziury.
- Othilie?
Mężczyzna przemówił do niej zadziwiająco ostrożnie, jak gdyby była chora.
Dziewczyna od razu otworzyła oczy. Kiedy zauważyła Elise, w jej twarzy pojawiła się
pewna surowość i niechęć. Elise wydawało się, że ją rozpoznaje, ale nie była pewna. Wtedy,
kiedy przez moment dostrzegła ją w kuchni, nie zwróciła uwagi na twarz, ponieważ była zbyt
wzburzona, widząc ją półnagą na kolanach ojca, który dotykał jej piersi. Teraz Elise uderzyło
to, że wyglądała bardzo staro i blado, oczy miała jakby zapadnięte głęboko w oczodołach,
wzrok czujny, jak gdyby w każdej chwili gotowa była się na nią rzucić.
- Othilie - powtórzył mężczyzna, tym razem nieco głośniej, jak gdyby nie był pewien,
czy dziewczyna nie śpi i czy go słyszy. - Ktoś chce z tobą pogadać.
- Czego ode mnie chce? - jej głos brzmiał ostro i wrogo.
- To córka tego, co się utopił.
Przez mgnienie oka Elise wydawało się, że wzrok dziewczyny nabrał życia, ale nie
była pewna.
- Zastanawiałam się tylko, czy mogłabyś mi opowiedzieć, co się stało wtedy
wieczorem - wyjaśniła pośpiesznie, zanim tamta zdecydowała się wyrzucić ją za drzwi.
Wyglądało, jakby miała zamiar to zrobić.
- Sama wiesz.
- Tak, wiem, że doszło do bójki i że mój ojciec został wyrzucony z domu, ale nie
pojmuję, jakim cudem wylądował w rzece.
- To ja idę - rzekł mężczyzna i odwrócił się, by wyjść.
Elise nie wiedziała, czy ją to ucieszyło, czy raczej zmartwiło. Z jakiegoś powodu
zaczęła go darzyć zaufaniem. Dotrzymał słowa i pokazał jej właściwą drogę.
Jak tylko znalazł się za drzwiami, Elise wyjęła z kieszeni fartucha blaszane pudełko z
dziesięcioorówkami. Zostało tylko pięć monet. W jednej chwili uświadomiła sobie, że
pięćdziesiąt øre to nic dla dziewczyny, która na pewno swoim ciałem zarabia znacznie więcej.
Z drugiej strony prostytutka wygląda na wychudzoną, zaniedbaną i biedną, w domu taka
kwota wystarcza na mleko, chleb, masło i kawę przez cały tydzień. Wysypała drobniaki na
dłoń i wysunęła ją.
- Dostaniesz je, jeżeli mi opowiesz, co się stało.
- A czemu pytasz? - w nieprzyjaznym wzroku nagle błysnęło zainteresowanie.
- Johan, mój narzeczony, został aresztowany, jest podejrzany o spowodowanie śmierci
mojego ojca.
Dziewczyna zaciekawiła się.
- To on mu przyłożył? Elise skinęła głową.
- Chłopak z ładnym dołkiem w brodzie i szerokim torsem? Elise poczuła, że się
czerwieni.
- Tak.
- Mówisz, że siedzi w areszcie?
- Tak, zabrali go wczoraj przed południem i jeszcze nie wrócił. Jeżeli nikt nie będzie
mógł udowodnić, że Johan nie zrobił nic poza tym, że wyrzucił ojca za drzwi, mój chłopak
może zostać oskarżony o morderstwo.
Kiedy na głos wypowiedziała te słowa, przeszedł ją dreszcz, zagryzła wargę, walcząc
z płaczem.
- Dlaczego miałabym mu pomóc? Nic mu nie jestem winna. To raczej on jest mi coś
winien - uśmiechnęła się, ukazując dwa zepsute kikuty zębów.
- Zdaję sobie sprawę, że wygonił wtedy was wszystkich z domu, ale zrobił to ze
względu na moją matkę. Jest chora na suchoty, leży w pokoiku i wszystko słyszy.
Dziwne, lecz ostatnie słowa zrobiły na dziewczynie wrażenie. Wstała.
- Zachowaj pieniądze. Ja i tak nie mogę ci pomóc. Razem z moimi koleżankami
poszłyśmy stamtąd, kiedy obaj zaczęli się bić, a więc nie widziałyśmy, co się stało.
Elise spojrzała na nią bezsilna.
- Jesteś pewna? I nic nie słyszałaś?
- Nie, biegłyśmy, jakby gonił nas upiór. Następnego dnia żałowałyśmy i wróciłyśmy
w to miejsce, żeby popatrzeć jeszcze na tego przystojniaka z dołkiem w brodzie, ale nie udało
nam się go zaczepić - uśmiechnęła się znowu.
Elise odwróciła się i ciężko podeszła do drzwi.
- Uważaj na ulicy! - zawołała za nią dziewczyna. - To nie miejsce dla takich jak ty.
Przy bramie stała grupka mężczyzn i kobiet, zmarzniętych i podpitych. Szybka
wymiana zdań raniła jej uszy; język ulicy, wulgarny, szorstki i cięty.
Jakiś mężczyzna wyszedł z lombardu na pierwszym piętrze sąsiedniego domu i
przemknął za róg budynku, pewien pijak gwizdnął za nią, inny próbował złapać ją za ramię,
ale zdołała się wyszarpnąć. Przed drzwiami domów stały grupki dziewcząt drżących z zimna,
od czasu do czasu któraś znikała w środku z mężczyzną, który przechodził obok.
Elise nie uszła daleko, gdy nagle usłyszała, że ktoś za nią biegnie. Kroki wydawały się
lekkie, musiały należeć do młodej dziewczyny. Elise odwróciła głowę. Ku swemu zdumieniu
ujrzała Othilie, która starała się ją dogonić. Czy mimo wszystko chciała jej coś powiedzieć?
Elise zatrzymała się.
- Przepraszam... - rzuciła, łapiąc oddech. - Ale potrzebuję tych pieniędzy na jedzenie.
Nie jadłam od dwóch dni.
Elise zawahała się. Co prawda zaproponowała dziewczynie drobniaki, ale ta nie miała
nic do powiedzenia. Z drugiej strony wyznała wszystko zgodnie z prawdą, a obietnica jest
obietnicą. Elise niechętnie sięgnęła do kieszeni fartucha i wyjęła blaszane pudełko. Najważ-
niejsze teraz to pomóc Johanowi, cała reszta się nie liczy.
Zerknęła przez ramię, żeby się upewnić, czy nikt nie widzi, co robią. Pokazanie w tej
dzielnicy, że ma się przy sobie pieniądze, mogłoby się źle skończyć. Z ciężkim sercem
jeszcze raz opróżniła pudełko i szybkim ruchem podała monety Othilie.
Prostytutka błyskawicznie schowała je do kieszeni.
- Ty nie wiesz, jak to jest - rzekła, jak gdyby usprawiedliwiając się. Ku zdziwieniu
Elise ruszyła razem z nią wzdłuż ulicy. - Najpierw zaczęła mi puchnąć jedna noga, mówię ci,
jaki to ból! Po kilku dniach zauważyłam nagle czerwone plamy na szyi i ramionach.
Wyobrażasz sobie chyba, jak się przeraziłam! Zaczęły drżeć mi kolana, kiedy wyczułam i
zauważyłam jedną małą krostę, potem drugą. W głowie czułam ogień, a myśli galopowały jak
szalone. Czułam coś, co nazywają „pełnią bólu”.
Elise spojrzała na dziewczynę przestraszona, przypomniała sobie, co mówiła jej Anna.
- Czy kiedykolwiek czułaś strach, przenikający do samego środka serca? Biegnie
niczym przeraźliwy ból do ramion i w dół pleców, pali i rwie. Bałam się tak potwornie, że nie
byłam w stanie myśleć!
- Nie poszłaś do lekarza? Othilie potrząsnęła głową.
- Minęły dopiero trzy dni, odkąd to zauważyłam. Nie miałam odwagi pójść. Co ja
zrobię, jeżeli się zaraziłam? Gdzie ja się podzieję?
- Pewnie będziesz musiała iść do szpitala.
Othilie odwróciła się do niej. Elise nie mogła dostrzec jej twarzy, ale czuła, że
dziewczyna się zdenerwowała.
- Do szpitala? Oszalałaś? Zaraz dowiedzieliby się, czym się zajmuję!
Elise nie wiedziała, co powiedzieć.
- No to... - rzekła nagle Othilie i zatrzymała się. - Teraz minęłaś już najgorsze. Śpiesz
się do domu, a w przyszłości trzymaj się z dala od Lakkegata.
Elise domyśliła się, że dziewczynie chodziło nie tylko o tych kilka øre, kiedy ją
dogoniła, ale po prostu chciała ją przeprowadzić przez dzielnicę cieszącą się złą sławą.
- Dziękuję - powiedziała i ogarnęło ją dziwne uczucie. Wprawdzie Othilie przyjęła
wszystkie pieniądze, które jej zostały, ale też okazała jej prawdziwe serce.
Wracając do domu, myślała o tej nieszczęsnej prostytutce, o jej strachu, lęku przed
potworną chorobą i wstydzie z powodu zajęcia, którym się trudniła.
Dopiero kiedy Elise dotarła do tkalni płótna żaglowego, uświadomiła sobie, że
całkiem zapomniała o własnej nędzy, o odmrożonych palcach u stóp, zgrabiałych z zimna
rękach i o głodzie, który skręcał jej wnętrzności. Mimo wszystko istnieli jeszcze ludzie,
którym wiodło się o wiele gorzej.
Jutro w czasie przerwy obiadowej pójdę do magistratu, rzekła do samej siebie.
Jeżeli Johan nie wrócił, kiedy mnie nie było...
Ta myśl dodała jej nowych sił. Elise przyśpieszyła, a kiedy wreszcie dotarła do
Andersengården, czuła się podekscytowana i była w dobrym nastroju. Wbiegła na górę po
schodach i zdyszana zatrzymała się przed drzwiami do mieszkania Johana. Nagle wyraźnie
usłyszała męski głos. Uszczęśliwiona zapukała i otworzyła.
Rozczarowanie było jak cios w klatkę piersiową. Na stołku Johana siedział obcy
człowiek.
ROZDZIAŁ TRZECI
- Przepraszam, nie wiedziałam... Sądziłam... - spoglądała zmieszana to na panią
Thoresen, to na nieznajomego, i znowu na panią Thoresen.
- Chodź, przywitaj się z moim bratem, Elise. Właśnie opowiadałam mu, co się stało.
Mężczyzna podniósł się z trudem, był jeszcze bardziej zgarbiony niż jego siostra i
wyglądało na to, że podniesienie się sprawiło mu ból.
- A więc to jest dziewczyna Johana - rzekł mężczyzna wesoło z błyskiem w oku. -
Zawsze mówiłem, że Johan wie, czego chce, i przeważnie to dostaje.
Elise podała mu rękę i dygnęła; odniosła niejasne wrażenie, że już przedtem spotkała
tego człowieka, ale nie była pewna.
- Lars przypłynął dziś z Antwerpii, zszedł na ląd i teraz wraca do domu do Toten.
Elise skinęła głową. Nie wiedziała, co powiedzieć. Wyglądało na to, że pani Thoresen
zapomniała na chwilę o synu, pewnie długo czekała na odwiedziny brata.
- O, wychodziłaś? - mówiła dalej pani Thoresen zdziwiona, kiedy dostrzegła, że Elise
jest czerwona na twarzy i przemarznięta.
- Byłam na Lakkegata. - Elise poczuła, że się rumieni, i szybko dodała: - Chciałam
porozmawiać z dwiema kobietami, które przyszły do nas tego wieczoru, kiedy umarł ojciec.
- Znalazłaś je?
- Jedną. Ale ona nic nie wiedziała. Obie zaraz sobie poszły, kiedy zaczęła się
awantura.
- Mój brat jest pewien, że Johan zostanie wypuszczony. Mówi, że chłopak nie może
być winien, rzeka jest zbyt daleko od naszego domu. Rozmawiałaś z Evertem?
- Tak, w czasie przerwy obiadowej. On też nic nie wie. Nie ma więc nikogo, kto
mógłby poświadczyć, że widział, co się stało, ale też nikt nie może udowodnić, że Johan jest
niewinny.
- Policja też powinna przecież trochę ruszyć głową! Poza tym mówiłaś przecież, że
Johan zaraz potem wrócił do kuchni.
Elise przytaknęła.
- Dlatego jak najszybciej muszę się wybrać do magistratu.
- Dzielna dziewczyna! - odezwał się z uznaniem wujek Johana. - Tak, idź na
posterunek i porozmawiaj z konstablami, powiedz im, że powinni umieć dodać dwa do
dwóch, jeżeli chcą chronić ludzi w tym mieście. To przecież jasne, że Johan tego nie zrobił,
on, który nie skrzywdziłby nawet muchy!
Elise musiała się uśmiechnąć. Wuj miał rację, Johan nie lubił zabijać ani ós, ani
karaluchów, zawsze ona musiała to robić.
- Muszę iść na górę do mamy - rzekła i odwróciła się. - Pozdrówcie ode mnie Annę.
Czuła się trochę lepiej na duchu, kiedy wchodziła na drugie piętro. Wujek Johana był
przekonany, że policjanci wypuszczą Johana do domu, a był przecież starszym człowiekiem,
który niejedno przeżył i widział.
Kiedy weszła do kuchni, zauważyła ku swemu zdumieniu, że Hilda siedzi z Pederem i
Kristianem przy stole i że wszyscy troje dawno nie byli w tak dobrym nastroju. Hilda śmiała
się z czegoś, co powiedział Peder, i nawet Kristian się uśmiechał.
W tej samej chwili Elise spostrzegła, że Hilda ma na szyi miękki, wełniany, fioletowy
szal. Wyglądał na całkiem nowy.
- Skąd go masz? - wskazała na szal zdumiona. Hilda zaczerwieniła się, a jej oczy
rozbłysły.
- Zgadnij!
Elise ogarnęło dziwne uczucie. Nie miała wątpliwości, kto ofiarował siostrze taki
prezent; właściwie powinna się rozczulić. Jednocześnie uzmysłowiła sobie, że Hilda jest
naprawdę szczęśliwa, a jej twarz zdradzała, że nie tylko z powodu szala.
Peder i Kristian nie spuszczali z siostry wzroku.
- Dlaczego nie chcesz powiedzieć, Hildo? - pytał Peder zniecierpliwiony.
- To tajemnica.
- Ja wiem, kto. - Kristian spojrzał na Hildę z wyższością. - Ten sam, do którego
biegasz przez most, żeby się z nim spotykać.
Hilda zbladła.
- Co ty o tym wiesz?
- Myślisz, że nie wiem, co się tu dzieje w Sagene? Hilda nie odpowiedziała, tylko
odwróciła się do Elise.
- Byłaś u Johana?
Elise skinęła głową, podeszła do pieca i dotknęła czajnika z kawą. Był gorący. Nalała
filiżankę, wsypała łyżeczkę cukru i, nie śpiesząc się, upiła kilka łyków. Jeżeli w domu nic do
tej pory nie wiedzieli o aresztowaniu, nie zamierzała im mówić. Jeszcze nie.
- Jak się czuje mama?
- Boi się o ciebie! - Kristian posłał jej chmurne spojrzenie. - Powiedziała, że nie było
cię w domu w czasie przerwy, i denerwowała się, że zniknęłaś gdzieś dziś wieczorem.
- Była u nas samarytanka - wtrącił szybko Peder. - Przesyła pozdrowienia od tego
człowieka, który śpiewał dla ojca.
Ku swemu niezadowoleniu Elise poczuła, że się czerwieni. Peder spojrzał na nią
proszącym wzrokiem.
- Pytałaś może o nowe buty dla mnie na zimę, Elise? Potrząsnęła głową.
- Nie byłam w Świątyni od poniedziałku po śmierci ojca.
- Pójdziesz tam? Proszę! Dziś mój duży paluch zrobił się całkiem niebieski!
Elise spojrzała na brata, było jej żal chłopca.
- Pójdę, Peder. Może mogłabym się tam wybrać jutro wieczorem, jeśli obiecacie zająć
się mamą. - Upiła dwa łyki gorącej kawy w nadziei, że się rozgrzeje, ale to nie pomogło.
Miała uczucie, że już nigdy nie pozbędzie się chłodu, który opanował jej ciało. - Zajrzę do
niej - dodała i ruszyła do drzwi pokoiku.
Ucieszyła się, widząc, że mama siedzi na łóżku, podparta poduszkami, i czyta Biblię.
- Jesteś nareszcie! - matka odetchnęła z ulgą. - Tak się bałam, że mogło ci się stać coś
złego.
- Przepraszam, mamo. Wujek Johana przyjechał w odwiedziny. Zasiedziałam się.
- Przyjechał brat pani Thoresen? Ten marynarz? Elise przytaknęła.
- Tak, zszedł na ląd i wybiera się dalej do Toten.
- To miło, że odwiedził ich ktoś z bliskiej rodziny. Wiem, że pani Thoresen była w
dzieciństwie bardzo związana ze swoim bratem. Początkowo było ich sześcioro rodzeństwa,
ale czworo zmarło. Z niewielkiego dzierżawionego poletka nie dało się wyżywić całej rodziny
i, choć bardzo kochali swój dom i to miejsce, musieli wyjechać w poszukiwaniu pracy. Na
pewno zauważyłaś, że matkę Johana zawsze na wiosnę ogarnia tęsknota za domem. - Elise
skinęła głową, zadowolona, że zmieniły temat i nie musi się tłumaczyć, dlaczego jej tak długo
nie było. - Każdego lata mówi, że w przyszłym roku przeprowadzi się z powrotem do domu. -
Matka uśmiechnęła się i jakby posmutniała. - Mówi tak, odkąd ją znam. Pewnie niełatwo jest
komuś takiemu jak ona, kto nie potrafi się przystosować.
- Niewielu robotnikom tu nad rzeką się to udało.
- To prawda. Życie tu jest niezgodne z naturą. Zwłaszcza dla kogoś, kto wyrósł, mając
zieloną trawę pod stopami.
Elise przyglądała się uważnie bladej twarzy matki. Zauważyła ciemne sińce pod
oczami, skóra na wysokich kościach policzkowych była napięta. Chociaż mama nie
wyglądała dobrze, nadal można było zauważyć, że kiedyś była piękną kobietą.
- A ty? Czy nie tęsknisz za zieloną trawą pod stopami? Matka uśmiechnęła się.
- Kiedyś, gdy byłam młoda, nie tęskniłam. Wiesz, byłam z ojcem taka szczęśliwa.
Zamieszkałabym wszędzie, byleby być razem z nim. Ale w ostatnich latach... - łagodny
wzrok przesłonił cień.
Elise pragnęła, by matka pomyślała o czymś innym.
- Myślę, że chociaż nie starczało wam na chleb, gdy byłaś dzieckiem, to jednak
byliście szczęśliwą rodziną.
Matka przytaknęła.
- Tak, potrafisz sobie wyobrazić, jak się to moim rodzicom udawało? Miałam ośmioro
rodzeństwa i żyliśmy tylko z pensji ojca, który pracował jako odlewacz, ale nie pamiętam,
byśmy kiedykolwiek byli głodni. W dodatku często było u nas wesoło. Twój wujek Lauritz
grał na gitarze, a my śpiewaliśmy. W naszym domu wiecznie się coś działo i często
wypełniały go muzyka i śpiew.
- Przynajmniej nie musieliście mieszkać w kamienicy czynszowej. Z twojego opisu
wynika, że mieszkaliście podobnie jak w dzielnicy majstra w dole przy moście, wśród drzew i
kwiatów, z przydomowym ogródkiem warzywnym.
Matka skinęła, uśmiechając się.
- Tak, mieliśmy szczęście. Gdyby jeszcze udało mi się nakłonić Mathiasa do
osiedlenia się w Ulefoss... - westchnęła ciężko.
Elise pogładziła ją po ręku.
- W żyłach ojca płynęła cygańska krew, mamo. Nigdzie nie zadomowiłby się na
dobre.
- Być może. Ale życie w mieście zniszczyło go.
- Tak jak niszczy wielu innych. Anna opowiedziała mi o dziewczętach z Vaterlandu.
One też przyjeżdżają ze wsi w nadziei na lepsze życie, ale po jakimś czasie przekonują się, że
to, co kusiło, okazało się oszustwem.
Matka zadrżała.
- Dziękuję Bogu, że nie zostałyście wciągnięte w nic takiego. Elise pomyślała o
Hildzie i odwróciła wzrok.
- Kiedyś poznałam jedną taką... - matka zapatrzyła się przed siebie zamyślona. - Nigdy
jej nie zapomnę. To było jeszcze zanim wyszłam za mąż i gdy wynajmowałam pokoik w
Smalgangen. Obok mieszkała młoda dziewczyna. Nazywała się Lena. Wyszła na ulicę i
spędziła w sumie dwanaście lat w Mangelsgråden, wiesz, tam gdzie takie kobiety trafiają,
żeby odbyć karę. Pewnego dnia, kiedy nie mogła już wytrzymać i postanowiła utopić się w
rzece Aker, przechodziła obok Kutorvet, gdzie właśnie zgromadzili się wyznawcy Kościoła
FRID INGULSTAD NOC ZIMOWA Saga Wiatr Nadziei część 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY Kristiania, styczeń 1905 roku Elise otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa utknęły jej w gardle. Chciała rzucić się ku Johanowi, objąć go, zatrzymać, nie pozwolić konstablom, by go zabrali. Jednak nie poruszyła się, stała jak sparaliżowana, obezwładniona strachem. Na co zdałyby się protesty? Konstable reprezentowali prawo i liczyło się tylko prawo. Na pewno nie pytali, dlaczego Johan z taką siłą wyrzucił jej ojca z domu, nie obchodziło ich, że jej matka leży ciężko chora na suchoty, że ojciec był kompletnie pijany i nie zdawał sobie sprawy, co robi. Nikt nigdy również nie pytał, jak doszło do tego, że jej ojciec zaczął pić albo dlaczego tylu innych mieszkańców czynszówek wzdłuż rzeki Aker podzieliło jego los. A teraz Johan miał trafić do aresztu. Niezależnie od tego, czy jej ojciec zawinił, czy nie. Odgłos ciężkich kroków na schodach stawał się coraz słabszy, drzwi wejściowe otworzyły się i zatrzasnęły z powrotem, by pozostawić pustą i przerażającą ciszę. Dopiero wtedy Elise zauważyła matkę Johana. Stała w drzwiach jakby wykuta w kamieniu, trupio blada i chuda. Drżąc, wpatrywała się przed siebie przerażonym, pustym spojrzeniem, równie odrętwiała jak Elise. Widok śmiertelnie przestraszonej, podstarzałej kobiety sprawił, że Elise otrząsnęła się z apatii. Poruszając się sztywno z powodu doznanego szoku, który nadal obezwładniał jej ciało, podeszła do pani Thoresen. Zęby dzwoniły jej w ustach, gdy próbowała coś powiedzieć. - Cz - czy wiesz... Mam na myśli... Matka Johana potrząsnęła głową, nie patrząc, na dziewczynę, tylko ciągle wpatrując się przed siebie. Elise usiłowała się opanować. - Na pewno wróci. Kiedy się zorientują, że się pomylili. Pani Thoresen nadal się nie odzywała, nie przesunęła wzroku. - Chciał mi tylko pomóc, nie zamierzał zrobić memu ojcu nic złego. Dopiero teraz coś się poruszyło w wodnistoniebieskim spojrzeniu. Sąsiadka zwróciła wzrok na Elise, jakby nie rozumiejąc. Elise uświadomiła sobie, że kobieta nie wie, co się stało tej nocy, kiedy zginął ojciec, i uznała, że powinna to wyjaśnić. - Johan wpadł we wściekłość, kiedy mój ojciec przyprowadził do domu kolesia i prostytutki. Wiedział, że mama leży obok w pokoju i wszystko słyszy. Pech chciał, że wszedł
do kuchni w chwili, kiedy ojciec właśnie ruszył na mnie. Pani Thoresen zasłoniła ręką usta, jak gdyby już domyśliła się całej reszty. Elise spojrzała na nią nieszczęśliwa. - To moja wina - szepnęła ochryple. - Johan chciał mi tylko pomóc. Matka Johana wpatrywała się w dziewczynę, a w jej matowym spojrzeniu widniał nagi strach. - I co? - Wywiązała się bójka i Johan wyrzucił mego ojca za drzwi. - Ale... Jego ciało znaleziono przecież w rzece? Elise skinęła głową. - Nie wiem, co się stało. Może Johan uderzył tak mocno, że... - zamilkła i bezradnie rozłożyła ręce. Nie miała pojęcia, jak to się mogło stać. - Pewnie Evert się wygadał. Twierdził, że ich widział. - Evert? Chłopak od Hermansena? - Tak. Ciągle się włóczy po ulicy, chociaż Hermansen nie szczędzi pasa. Pani Thoresen nie odezwała się, stała tylko w milczeniu, jak gdyby jeszcze nie mogła uwierzyć, że Johan naprawdę został aresztowany. Przeczuwałam, że coś się stanie, pomyślała Elise. Bałam się już od chwili, kiedy pojawiły się te ulicznice i chciały rozmawiać z Johanem. - Co ja powiem Annie? - Aslaug spojrzała bezradnie na Elise. - Anna zrozumie, dlaczego Johan uderzył mego ojca. - Ale jak sobie poradzimy bez tego chłopaka? - oczy pani Thoresen nagle wypełniły się łzami. - To Johan płacił za jej lekarstwa! - Nie płacz! Kiedy konstable się zorientują, że Evert nieźle nałgał, Johan na pewno będzie mógł wrócić do domu. Evert opowiada niestworzone rzeczy, nie sądziłam, że policjanci uwierzą takiemu chłopaczynie jak on. To prawda, Johan zareagował ostro, jednak do rzeki jest spory kawałek. To nie mogła być jego wina. Ojciec musiał się pośliznąć albo z innej przyczyny wpaść do wody. Wyglądało na to, że matka Johana uspokoiła się. - Skoczę tylko na górę i powiem mamie, że wróciłam z pracy, i zaraz do was przyjdę. Odwróciła się i pośpieszyła ku schodom. Nogi się pod nią trzęsły. Johan został aresztowany jako winny śmierci jej ojca. Tylko jak policja się o tym dowiedziała? Czy może zaufać zeznaniom dziecka i uznać je jako wiarygodnego świadka? A może Evert nie był jedynym, który widział całe zajście? Może te dwie prostytutki
również zameldowały o Johanie. Jeśli lak, to nie ma już nadziei. Johan zostanie osadzony w więzieniu Akershus, a ona już nigdy więcej go nie zobaczy. Myśl o tym usadowiła się w gardle i dławiła niczym bolesny spazm, rozlewała się po ciele jak ból. Elise oparła się o zimną ścianę i poczuła, jak jej oczy wypełniają się łzami. Kiedy wreszcie zdołała się opanować i ruszyła dalej na drugie piętro, usłyszała Pedera i Kristiana, którzy hałasowali tak, że słychać ich było na całej klatce schodowej. Kłócili się, mówili podniesionymi głosami. Kiedy indziej wpadłaby do kuchni i zrobiła awanturę, ponieważ ciągle nie mogli się nauczyć, że muszą mieć wzgląd na chorą matkę. Teraz jednak wlokła się ciężko pod górę. Johan powiedział, że mogliby zaproponować pieniądze Lorangowi, by ten przyznał się, że jest ojcem dziecka Hildy. Zaofiarował się nawet, że weźmie dodatkową pracę po godzinach i będzie nosił skrzynie w tkalni płótna żaglowego, żeby zdobyć na to trochę grosza. A teraz, kiedy trafił do więzienia, trzeba będzie znaleźć inne rozwiązanie. Doczłapała się do drzwi. Zanim otworzyła, zatrzymała się i głęboko wciągnęła powietrze. Musi się wziąć w garść, być silna. Nie wolno jej martwić się na zapas! Jeszcze nie wiadomo, jak naprawdę było. Może się zdarzyć, że to wszystko to jedno wielkie nieporozumienie, a Johan będzie mógł wrócić do domu jeszcze dziś wieczorem. I nawet jeśli Evert wypaplał o tym, co widział, to jeszcze nie znaczy, że to przez Johana ojciec wpadł do rzeki. Johan nie okłamał jej, była o tym przekonana. Wyrzucił ojca za drzwi, ale nie poszedł za nim. Niezależnie od tego, jak mocno go popchnął, staruszek umarł nie od jego uderzenia. Peder i Kristian natychmiast przestali się kłócić, gdy zobaczyli siostrę w drzwiach. - To wina Pedera! - Kristian popatrzył na nią przestraszony. Pewnie od razu zauważył coś w jej twarzy i pomyślał, że to gniew. Peder przeciągnął dłonią po policzkach, ocierając łzy. - Nieprawda - rzucił z płaczem. - To ty powiedziałeś, z kim Hilda... - urwał nagle, posyłając siostrze przerażone spojrzenie. - A ja mówiłem, że to kłamstwo, Elise! Elise nie odpowiedziała. Zmęczona podeszła do drzwi pokoiku. Kiedy je uchyliła, zobaczyła, że Hilda siedzi na brzegu łóżka mamy. Cicho rozmawiały. Na moment Elise wstrzymała oddech. Hilda chyba się nie przyznała? Nie, mama nie zachowywałaby się tak spokojnie. Prawdopodobnie mama dała jej do zrozumienia, że domyśla się, w jakim stanie jest Hilda. Położyła dłoń na dłoni córki. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Z pomocą Elise i Johana na pewno damy sobie radę.
Elise cicho zamknęła za sobą drzwi i podeszła do kuchni, żeby rozpalić. Chłopcy nie odzywali się słowem, nawet się nie poruszyli. Milczenie siostry pewnie ich zaniepokoiło. - Co się stało, Elise? - spytał Peder. W jego głosie dał się słyszeć tłumiony płacz i strach. - Jesteś na nas zła? Elise potrząsnęła głową. - Nie, jestem tylko zmęczona. Chłopiec podszedł do niej. - Przyniosę wodę i drewno - zaproponował ochoczo. - Mogę też umyć schody, jeśli chcesz! Elise odwróciła się do niego i uśmiechnęła. Ten chłopak jest za dobry dla tego świata, pomyślała, a myśl ta niemal ją przeraziła. - Dziękuję, Peder, ale nie musimy dzisiaj myć schodów. Zrób lekcje, a ja ugotuję polewkę. Na dworze jeszcze się ochłodziło i musimy zjeść coś rozgrzewającego. Peder uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony, że siostra się rozpogodziła. - Miałem dziś całkiem sine nogi, kiedy wróciłem do domu, i przemoczone skarpety, bo śnieg wpadał mi do butów przez dziurawe podeszwy. Elise zmarszczyła czoło zmartwiona. - Zapytam może w Armii, czy ty też mógłbyś dostać nowe buty zimowe. Spojrzał na Elise z nadzieją. - Myślisz, że się uda? - W każdym razie spróbuję. - Jesteś najlepszą siostrą w całym Sagene, Elise! Drzwi do pokoiku otworzyły się i stanęła w nich Hilda. Podeszła bliżej. - Kto jest u Johana, Elise? Słyszałam jakieś obce głosy. Elise poruszyła mocno garnkiem, nie odwracając się. Wzruszyła ramionami. - Skąd mam wiedzieć? - Nigdy nie przychodzą do niego inni mężczyźni. - Może lekarz przyszedł do Anny? - Nie, było ich kilku. Głośno rozmawiali. Peder z ożywieniem włączył się do rozmowy. - Może wrócił ojciec Johana? - Phi! - rzucił Kristian pogardliwie. - Ojciec Johana zszedł na ląd w Hamburgu i zabawia się z dziewczynami w okolicy, która nazywa się Reperbahn. Elise gwałtownie odwróciła głowę.
- Kto opowiada takie bzdury? Kristian otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale ugryzł się w język. Wzruszył ramionami. - Wszyscy tak mówią. - Domyślam się, że to pewnie Evert - wtrąciła się Hilda. - Kiedy przestaniesz słuchać tego kłamczucha? Kristian ściągnął usta obrażony. - Evert nie kłamie. Elise znowu odwróciła się do pieca. Wpadła na pewien pomysł. Jeżeli opróżni blaszane pudełko z dziesięcioorówkami i zaproponuje to wszystko Evertowi, to może chłopak wyzna jej, co widział. Jeżeli się okaże, że ktoś złożył fałszywe doniesienie, to sama pójdzie do magistratu i powie prawdę. Ta myśl podniosła ją na duchu. Oczywiście, powinna dokładnie opowiedzieć na policji o całym zajściu. Mogła poświadczyć wszystko, co miało miejsce od momentu, kiedy razem z Johanem zobaczyli jej ojca i dziewczęta na dole w „Perle”, aż do chwili, kiedy w środku nocy usłyszała w kuchni awanturę i wybiegła, żeby poprosić o ciszę. Nie musi niczego ukrywać, lecz otwarcie powie, że byli pijani i zachowywali się głośno, że ojciec wpadł we wściekłość, kiedy zażądała, żeby wyszli. Potem mogłaby dodać, że ojciec rzucił się do niej raz i drugi, przeklinał i groził jej, mimo że matka leżała chora w pokoju obok i mogła wszystko słyszeć. Wtedy oficerowie śledczy na pewno zrozumieją, że Johan musiał stanąć w jej obronie. W końcu mogłaby dodać, że Johan przyszedł do niej zaraz potem, więc nie mógł pójść za ojcem na dół nad rzekę. Kiedy doszła do takiego wniosku, odczuła ogromną ulgę. Konstable naturalnie wysłuchają jej. Jeżeli Evert zdążył coś powiedzieć, to nic pewnego, że mu uwierzyli. Poza tym co takiego mógł zeznać? Prostytutki nie odważą się mówić; dobrze wiedziały, że muszą się trzymać jak najdalej od posterunku, żeby nie trafić za kratki. Najważniejsze, co policja miała do zrobienia, to łapanie pijaków i włóczęgów i zamykanie ich pod kluczem. Wszyscy o tym wiedzieli. Im więcej o tym myślała, tym bardziej była przekonana, że właśnie tak powinna postąpić. Żołądek jej się ścisnął na samą myśl, że miałaby sama pójść do magistratu i rozmawiać z ubranymi na czarno konstablami, ale musiała to zrobić. Przede wszystkim ze względu na Johana. Nikt inny poza nią nie mógł mu pomóc. Ale najpierw należało pogadać z Evertem. Nie miała odwagi iść do niego do domu tak późno wieczorem. Hermansen nie był miły. Tym bardziej, kiedy się napił. Jedyna okazja, by
spokojnie porozmawiać z Evertem w cztery oczy, nadarzała się w czasie przerwy obiadowej. Evert był chłopcem na posyłki i ostatnio widziała go, gdy ciągnął wózek z towarem dla Magdy, która ma sklep na rogu. Elise zaniosła garnek na stół i nalała polewki do talerzy. Chłopcy sprzątnęli już książki i przetarli blat. Rozumieli, że coś się stało, i robili, co mogli, żeby udobruchać siostrę. Nawet Kristian zachowywał się wyjątkowo potulnie. - Czy coś się stało? Pytanie padło z ust Hildy, która z niepokojem w oczach spojrzała na siostrę. Przypuszczalnie sądziła, że milczenie Elise ma coś wspólnego z ich kłótnią w drodze do domu, kiedy Hilda wybuchnęła, że już więcej jej nic nie powie. Elise potrząsnęła głową. - Jestem po prostu zmęczona. - Uważam, że powinnaś zejść do Johana i dowiedzieć się, czy przypadkiem nie spotkało go coś złego. Te głosy wydawały się tak... - machnęła ręką, nie znalazła słowa, by wyjaśnić, co miała na myśli. - Wydawały się tak... ? - powtórzył Kristian i spojrzał na nią wyczekująco. - Wydawały się, jak gdyby należały do jakichś ważnych osobistości. - Takich jak Ropucha i majster? - spytał Peder niewinnie. Elise zauważyła, że Hilda zaczerwieniła się na twarzy jak burak, i pośpieszyła jej z pomocą. - Pójdę do Johana zaraz po obiedzie. Nie siorb tak okropnie, Kristian! Słychać cię na samym dole u pani Evertsen z parteru! Kazała Hildzie pozmywać, a chłopcom skończyć odrabiać lekcje, zanim wyszła z domu. Kiedy zapukała do drzwi mieszkania Johana, nie otrzymała odpowiedzi. Ostrożnie weszła do środka. W kuchni było pusto. Niepewnie podeszła na palcach do drzwi pokoiku i ponownie zapukała. - Proszę! - Głos brzmiał cicho i żałośnie. Pani Thoresen siedziała na brzegu łóżka Anny i trzymała ją za rękę. Anna miała twarz czerwoną i zapuchniętą od płaczu. Dlaczego matka już jej o wszystkim opowiedziała? Możliwe przecież, że Johan wróci do domu jeszcze dziś wieczorem. - Elise? - Anna dźwignęła głowę z poduszki, a pani Thoresen pomogła jej unieść się trochę wyżej. - Czy to prawda, że Johan tak mocno uderzył twojego tatę, że go zabił? - spytała zdławionym głosem. - Nie, tego nie powiedziałam! - Elise spojrzała na nią przerażona. - Mówiłam tylko, że Johan rzucił się na niego i że ktoś mógł o tym donieść. Evert twierdzi, że widział, co się stało.
- Ale od naszego domu do rzeki jest jeszcze daleko? - Właśnie. Dlatego uważam, że Johan wróci do nas, kiedy na policji zrozumieją, że się pomylili. Anna wytarła nos i spojrzała na Elise z iskierką nadziei w ślicznych oczach. - Tak myślisz? Elise skinęła głową. - Porozmawiam jutro z Evertem. Jeżeli Johan do tego czasu nie wróci, pójdę do magistratu i opowiem, jak było. Johan przyszedł do mnie do kuchni zaraz, jak tylko mój ojciec z kolegą zniknęli. Nawet gdyby chciał, nie zdążyłby zejść do mostu i wrócić. Anna odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do niej. Potem zwróciła twarz ku matce. - Widzisz, mamo! Nie martw się na zapas. Kiedy Elise porozmawia z konstablami, to jestem pewna, że zrozumieją, że Johan nie może być winny. Matka Anny nie wyglądała na równie przekonaną, ale zdawało się, jak gdyby trochę się uspokoiła. Wstała. - Usiądź, Elise! Poczytaj trochę Annie, by mogła pomyśleć o czymś innym. Odwróciła się i poczłapała do kuchni, przygarbiona bardziej niż zwykle. Anna uśmiechnęła się. - Mama tak się wszystkim przejmuje. Jest najlepsza na świecie, ale chciałabym, żeby od czasu do czasu mogła się uśmiechnąć i roześmiać. Jest tyle rzeczy, z których się można cieszyć, prawda? Już teraz jest jaśniej na dworze, a skoro dotrwaliśmy do lutego, to zawsze myślę, że muszę wytrzymać. Czas tak szybko mija i jest tyle rzeczy, którymi chcę się nacieszyć, zanim dni znowu się zmienią. Czy potrafisz sobie wyobrazić coś równie przyjemnego jak odgłos spadających z dachu na chodnik kropel wody z topniejącego śniegu? Albo pierwszych kół dwukółki, stukoczących o bruk, gdy sanie trzeba schować do następnej zimy? Kiedy nastaje wiosna i mama otwiera okno, leżę sobie tu i nasłuchuję jaskółek, które śpiewają: „Wyjrzyj! Wyjrzyj!” Elise tylko pokręciła głową ze zdumienia. Anna, która leży sparaliżowana, przykuta do łóżka, i nie może zobaczyć nic z tej wiosny poza skrawkiem nieba wysoko nad dachami domów, mimo wszystko potrafi się cieszyć! Nagle dziewczyna zmarszczyła czoło i spojrzała na Elise zmartwiona. - Nie mówisz chyba tego wszystkiego tylko po to, żeby mnie pocieszyć, co? - Nie, naprawdę zamierzam porozmawiać jutro z Evertem i dowiedzieć się, czy komuś coś powtórzył. Potem pójdę na posterunek. Jeżeli się pośpieszę, zdążę to załatwić w czasie przerwy obiadowej. Ten jeden raz mama jakoś sobie beze mnie poradzi. - Uważaj tylko, żebyś nie spóźniła się do fabryki. Pamiętasz chyba, jak Ropucha
postąpił z Oline? Elise przytaknęła i mocno zacisnęła zęby. - Nigdy mu tego nie wybaczę! Anna potrząsnęła głową. - Czy potrafisz zrozumieć, co sprawia, że człowiek staje się tak surowy dla innych? On, który zarabia wystarczająco dużo, by wszyscy w jego rodzinie kładli się spać najedzeni! Codziennie! - Poczytać ci? - Nie, dziękuję. Nie sądzę, bym mogła się skupić. To, co się przydarzyło Johanowi, to dla mnie szok. - Popatrzyła Elise w oczy. - Podejrzewałaś, że może nas spotkać coś takiego, Elise? - Nie. To znaczy zaniepokoiłam się, kiedy Peder powiedział, że dziewczyny z ulicy pytały o Johana następnego dnia, i nie podobało mi się, że Evert był w pobliżu i widział ich tego wieczoru, ale tak naprawdę nie wierzyłam, że Johan mógłby mieć coś wspólnego ze śmiercią mojego ojca. - Wcale się nie dziwię, że się zdenerwował, kiedy usłyszał na górze podniesione głosy - stwierdziła Anna z wyrozumiałością i spojrzała na Elise. Elise pokręciła głową. - Tak, bał się, że może dojść do rękoczynów, już wcześniej widział u mnie siniaki. Ojciec rzucił się do mnie z rękami w chwili, kiedy Johan właśnie otworzył drzwi. Anna skrzywiła się. - Dobrze go rozumiem. Zrobiłabym to samo, gdybym. .. - wzruszyła z rezygnacją ramionami. - To dlatego muszę zejść na posterunek i porozmawiać z konstablami. Oni nie wiedzą, co tu się działo. Jeżeli Evert zeznał tylko, że widział, jak Johan wyrzuca ojca za drzwi, to nic dziwnego, że sądzą, że zrzucił go również z mostu. - Ale naprawdę myślisz, że Evert coś powiedział? Nie jest wiele starszy niż Peder! Elise pokiwała głową w zamyśleniu. - Tak, masz rację. Ale Evert nigdy nie był taki jak inni. Zresztą nie jest wcale pewne, że to on doniósł na policję. - Myślisz, że mogły to zrobić dziewczęta z ulicy? - Zastanawiałam się też nad tym, ale chyba nie. Ich proceder jest nielegalny, więc zgłaszając się na posterunek, ryzykowałyby, że same zostaną aresztowane, jeśli się wyda, czym się zajmują. Poza tym nie mam pojęcia, dlaczego miałyby zeznawać przeciw Johanowi. Przecież go nie znają.
- Ale przecież i je wyrzucił! Mogą być wściekłe, ponieważ straciły... - zamilkła i spojrzała ze smutkiem na Elise, wyraźnie przestraszona, że powiedziała za dużo. - Ponieważ straciły klientów, chciałaś powiedzieć? Całkiem możliwe. Albo też sądziły, że mogą liczyć na jakieś korzyści, jeżeli zgłoszą na policji, co widziały. To właściwie nie ma żadnego znaczenia. Jutro pójdę na posterunek i złożę wyjaśnienia, a wtedy konstable inaczej spojrzą na całą sprawę, jestem tego pewna. Anna uśmiechnęła się do niej. - Co byśmy zrobili bez ciebie, Elise? Szkoda mi Johana, że będzie musiał spędzić noc w areszcie, ale mój brat jest silny i wytrzyma to. Elise przytaknęła. - Tak, Johan jest silny i może wiele znieść. Chyba muszę wracać do siebie na górę, Anno. Nie zaglądałam jeszcze do mamy. Była u niej Hilda, kiedy przyszłam z pracy, i nie chciałam im przeszkadzać. - Oczywiście powinnaś iść do mamy. Pozdrów ją ode mnie. Przekaż jej, że o niej myślę i modlę się, żeby wyzdrowiała. Elise spojrzała na Annę zdumiona. Ona, która nie mogła mieć nadziei, że sama kiedykolwiek wstanie z łóżka. - Sądzę, że nie powinnaś jej mówić o aresztowaniu - dodała szybko. - Jutro Johan na pewno będzie znowu w domu, nie ma powodu jej niepokoić. - Nie zamierzałam o niczym mówić. Czy była u ciebie samarytanka, Anno? Opowiedziałam jej o tobie i przestraszyła się, że do tej pory o tobie nie wiedziała. Anna rozpromieniła się. - Rozmawiała z mamą i obiecała, że zajrzy do mnie, kiedy przyjdzie do twojej mamy. Moja mama jest taka skromna - dodała z uśmiechem. - Boi się, że sprawi komuś kłopot. - To nie jest powód, żeby cię pozbawiać pomocy. Pomyśl o tych długich kolejkach po żywność przy jadłodajni! Nie jesteś jedyną osobą, która potrzebuje pomocnej dłoni. Już na schodach w drodze na górę Elise opuściła odwaga. To brzmiało tak pięknie, kiedy opowiadała Annie, co zamierza zrobić, jednak w głębi duszy zdawała sobie sprawę, że rzeczywistość jest o wiele trudniejsza. Nie było nawet pewne, czy policjanci wpuszczą ją do środka...
ROZDZIAŁ DRUGI Mroźna mgła leżała gęsto nad rzeką, kiedy Elise śpieszyła z fabryki do domu następnego przedpołudnia. Szum wodospadu wydawał się głośniejszy niż zwykle - to na pewno dlatego, że tylko ona jedna przechodziła przez most o tej porze dnia. Wszyscy inni zostali na miejscu, żeby zjeść zupę w fabryce. Musiała skłamać mamie i znaleźć jakąś wymówkę, że nie przyjdzie do domu przed wieczorem. Nie miała odwagi pójść do magistratu, zanim nie dowie się, co powiedział Evert. Johan nie wrócił do domu wczoraj wieczorem. Ani też dzisiaj rano. Elise nie wierzyła już, że to nieporozumienie. Całą noc sypało i robotnicy drogowi odgarniali śnieg z ulicy Sandakerveien, ale przy moście droga nie była jeszcze odśnieżona. Buty Elise nasiąknęły wodą, kiedy rano szła do przędzalni, i pończochy nadal były mokre. Teraz czuła, że znowu zrobiła się w nich dziura, mimo że wczoraj wieczorem zacerowała ją. Nitka była zbyt cienka, pomyślała, a pończochy przetarte, ale jak zdobyć pieniądze na nowe, skoro jest winna Johanowi koronę i siedemdziesiąt pięć øre, a do tego zamierzała zaproponować Evertowi wszystkie drobniaki z pudełka? Znowu poczuła ból w palcach u nóg! Zastanowiła się, czy innym też równie często jak jej drętwieją stopy od mrozu. Jej buty dojrzały już do wyrzucenia do kosza na śmieci, ale nie mogła poprosić Armii o jeszcze jedną parę, skoro zamierzała spytać o buty dla Pedera. Poczuła nagły podmuch wiatru, który przeniknął przez spódnicę, kubrak, kurtkę i szal, wcisnął się pod ubranie i przeszył ciało na wskroś, przyprawiając o dreszcze. Elise pomyślała, że nigdy jeszcze nie marzła tak bardzo jak tej zimy. Ciekawe, czy w więziennej celi jest cieplej? Na pewno nie. Skąd mieliby czerpać ciepło? Wprawdzie Johan nie marzł tak bardzo jak ona, ale na pewno było mu zimno. Przyśpieszyła kroku. Usłyszała, jak zadźwięczał dzwonek u drzwi do sklepu Magdy. Wyszła stamtąd zgarbiona postać podobna do pani Evertsen. Nie chciała z nią dziś rozmawiać! Sąsiadka będzie rozprawiać i dopytywać się, być może widziała nawet, jak Johan i konstable wsiadali do czarnego wozu z napisem złożonym wielkimi literami: POLICJA. Zaraz by cała kamienica i wkrótce cała ulica usłyszała o wstydzie. Pochyliła się i udawała, że zawiązuje buty. Kiedy zerknęła do góry, zobaczyła, że pani Evertsen skuliła się na przenikliwym wietrze i poszła w stronę Andersengården. Szybko
wpadła do sklepu. Jedynym klientem była mała dziewczynka, która zapomniała, co chce kupić, i stała przy ladzie, jąkając się i dukając. Elise czuła ogarniające ją zniecierpliwienie i mrówki ją przeszły po ciele. Nie chciała pytać o Everta, zanim nie zostaną z Magdą same. Przeniosła wzrok na Magdę z brzydką brodawką na nosie i wystającą z jej czubka wiązką szarych włosów, popatrzyła na jej luźny fartuch z wielką kieszenią i kubrak z rękawami przetartymi na łokciach. Potem zerknęła na wszystkie torby i kawałki sera, leżące na ladzie, a w końcu na plakaty wiszące na tylnych drzwiach z napisami: „Mydło Sunlight”, „Kompania Naftowa, Christiania”, „Mydło toaletowe Szafir”. Magda niespiesznie wyjęła z kieszeni fartucha ogryzek ołówka i napisała wielkimi literami, jednocześnie głośno czytając pudełko zapałek, kawałek białego sera, dwa deko koniny. Gzy ona nigdy nie skończy? Elise przestępowała z nogi na nogę. Musi wrócić do fabryki przed końcem przerwy obiadowej. W końcu nie wytrzymała: - Przepraszam, Magdo, wiesz może, gdzie jest Evert? Magda podniosła wzrok poirytowana, ponieważ Elise przerwała jej w samym środku sylabizowania „koniny”. - Poszedł z towarem na Maridalsveien. - Nie wiesz przypadkiem, gdzie... to znaczy do kogo... - Do Jensena, do tego małego niebieskiego drewnianego domku, wciśniętego między pozostałe. Elise podziękowała i pośpiesznie wyszła. Zapomniała zapytać, czy Evert wyszedł dawno temu, ale nie chciała, by Magda zaczęła się zbytnio dziwić. Przeszła przez most i obok fabryk, kiedy zauważyła chłopca, który sapiąc, ciągnął dwukółkę. Wózek zakopywał się w śniegu co drugi krok chłopca. Czapka zsunęła się biedakowi na czoło; nie miał też nic na rękach, były równie czerwone jak nos i policzki. Elise już z daleka usłyszała, jak chłopak przeklina za każdym razem, gdy koła nie chciały się toczyć. Wózek był pusty i zastanowiła się, jak nieborak poradził sobie, kiedy wiózł towar w tamtą stronę. - Evert? Podniósł wzrok, jego oczy były pełne goryczy. Elise spodziewała się, że chłopak szybko ucieknie spojrzeniem, gdy tylko zorientuje się, kto go zagadnął, dręczony poczuciem winy, że wszystko wygadał. Jednak on śmiało patrzył na nią. - Muszę z tobą pomówić, Evercie.
- Nie mam czasu. - Chciał ruszyć dalej. Chwyciła go mocno za ramię, wyjęła z kieszeni blaszane pudełko z drobniakami i przeszła do rzeczy. - Dostaniesz wszystkie pieniądze, które są w środku, jeżeli mi powiesz, o czym wypaplałeś na policji. Po raz pierwszy, odkąd sięgała pamięcią, popatrzył jej prosto w oczy. - Na policji? A co ja mam z nimi wspólnego? - Opowiedziałeś, co widziałeś koło naszego domu tej nocy, kiedy umarł mój ojciec. - Nie rozmawiałem z nikim na policji i nie miałem nawet takiego zamiaru! Elise otworzyła pudełko po „Hill's Badminton Smoking Mixture” i pokazała Evertowi błyszczące monety. - Dostaniesz to wszystko, jeżeli wyznasz mi prawdę. Siłą woli próbowała odsunąć myśl o tym, na co zamierzała wydać te pieniądze. Od zeszłego lata cieszyła się ze swej małej tajemnicy, zwłaszcza wtedy, gdy udało jej się zaoszczędzić dziesięć øre i przemycić je do pudełka. Chłopiec wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w błyszczące drobniaki. Potem odwrócił wzrok. - Nic nie powiedziałem, przecież mówię! - Ale kiedy wtedy byłam u ciebie, twierdziłeś, że widziałeś mojego ojca, jak wypadł zza drzwi i upadł, uderzając głową o chodnik. Potem dźwignął się na nogi i, zataczając się, ruszył na dół nad rzekę, tak mówiłeś. Evert skinął, nie patrząc na Elise. - Kiedy miałam odejść, zawołałeś za mną, zanim pojawił się Hermansen: „Ale to nie dlatego się utopił”, krzyknąłeś. Evert kopnął nogą grudkę śniegu. - Utopił się, ponieważ sobie wypił. - To miałeś na myśli? - Może. Elise chwyciła chłopca za ramię i potrząsnęła nim. - Masz powiedzieć prawdę, bo inaczej pójdę prosto do magistratu i powiem, że kłamiesz! Posłał jej szybkie i przestraszone spojrzenie. - Nie kłamię. On był pijany. Poza tym był z tymi kobietami, które włóczą się po Vaterlandzie i przekazują mężczyznom choroby.
Elise nie spuszczała z Everta wzroku. - Powiedziałeś to na policji? - Nie gadałem z policją, już mówiłem! Jeszcze raz spojrzał jej prosto w oczy i Elise mu uwierzyła. Puściła go, wyjęła z blaszanego pudełka trzydzieści øre i podała chłopcu. - Wierzę ci. Błyskawicznie chwycił monety i wcisnął do kieszeni spodni, zanim zdążyła się rozmyślić. Wyglądał na zagniewanego. Został oskarżony o kłamstwo, kiedy wreszcie raz powiedział prawdę; to prawdziwa obraza. Elise westchnęła ciężko, chwyciła wózek razem z Evertem i pomogła mu ciągnąć. Pozostało mi zatem tylko jedno, pomyślała i wzdrygnęła się. Muszę dziś wieczorem znaleźć te ulicznice! Tylko one mogą potwierdzić, że mówię prawdę. Ale czy zechcą zeznawać? Było okrutnie zimno, a do Vaterlandu daleko. Elise ledwie doszła do publicznej łaźni w Sagene, a już zmarzła tak bardzo, że szczękała zębami. Musiał chwycić silniejszy mróz, ponieważ gdy szła, skrzypiało pod podeszwami butów. Jej oddech zamieniał się w obłoczki pary, a nad rzeką kładły się niczym mgła kłęby mroźnego dymu. Elise czuła ból w koniuszkach uszu i szczypanie w nosie. Próbowała osłaniać szalem twarz, ale wtedy jeszcze bardziej marzły jej plecy, ponieważ szal nie był wystarczająco długi. Palce stóp bolały tak bardzo, że z trudem mogła iść. Johan nie wrócił do domu również dziś przed południem. Anna i pani Thoresen pokładały teraz jedyną nadzieję w Elise, że pójdzie do magistratu i spróbuje porozmawiać z konstablami. Wcześniej jednak musi spróbować przekonać do złożenia zeznań prostytutki, bez tego policja może jej nie uwierzyć. Tylko jak kogoś takiego, kto sam jest ścigany przez prawo, nakłonić do wystąpienia w roli świadka? W domu nikt jeszcze nie wiedział o aresztowaniu Johana. Elise chciała oszczędzić im zmartwień tak długo, jak się da, przede wszystkim ze względu na matkę. Nadal istniała na- dzieja, że Johan wróci, zanim się wyda, gdzie był, zwłaszcza jeśli nikt w kamienicy nie zauważył, jak go zabierano. To niemal niewiarygodne, że nikt nie zwrócił uwagi na czarny wóz policyjny zaprzężony w dwójkę koni. Jednak latarnia przed Andersengården jeszcze nie działała, więc ta część ulicy wieczorem leżała pogrążona w całkowitej ciemności. Poza tym Johana zabrano tuż po tym, jak robotnicy wrócili z pracy i mieli dość zachodu, żeby nakarmić i ogrzać wątłe ciała. Pani Evert - sen, co prawda, prawie nie odchodziła od okna, ale jakoś do tej pory jej nie zagadnęła, a poza tym gdyby sąsiadka coś widziała, dawno by już do nich wpadła, żeby wypytać, co i jak.
Na ulicach było cicho i pusto. Ludzie nie mieli wystarczająco ciepłego ubrania, żeby wychodzić na dwór w taki mróz, nie mieli też siły. Teraz po zamknięciu sklepów nie było tu czego szukać. Wreszcie Elise dotarła na Lakkegata; tutaj panował już większy ruch. Przed większością drzwi stały lub spacerowały młode dziewczęta, o beznamiętnym spojrzeniu, ubrane w zniszczone rzeczy, narzucone jedne na drugie. Za każdym razem, kiedy jakiś mężczyzna przechodził obok, prostowały się, przywoływały uśmiech, zadzierały spódnice i kręciły biodrami. Ludzie tutaj byli inni niż ci, do których przywykła, poruszali się inaczej, a kiedy podeszła bliżej i mogła im się przyjrzeć w świetle ulicznej latarni, zauważyła zmęczenie i upokorzenie wypisane w każdej bruździe twarzy. Większość z nich nie była też trzeźwa. Niski, zarośnięty mężczyzna w brudnej cyklistówce i z obdartym workiem na plecach zatrzymał się przed jedną z dziewcząt. Mruknął coś, skinęła głową, a następnie zniknęli za drzwiami. Jak można iść do łóżka z takim zawszonym obcym mężczyzną, pomyślała Elise i wzdrygnęła się. Na pewno od niego śmierdziało, chyba całe lata się nie mył. Z jednej z knajp tuż przed nią dochodził brzęk butelek, głośne rozmowy i rubaszny śmiech. Czy powinna zebrać się na odwagę i zajrzeć do środka, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie ma tam jednej z dziewcząt, których szuka? Wciągnęła głęboko powietrze, podniosła głowę i stłumiła strach. Nagle z ciemności wyłonił się jakiś typ i chwycił ją za ramię. Czuć było od niego wódką. - Halo, maleńka. Pójdziesz ze mną i napijesz się ponczu? Ja stawiam. Elise wyrwała mu się. - Nie zamierzam tu wchodzić, tylko kogoś szukam. - Ach tak. Jesteś dziewicą z Armii? Mówisz jak te damy z drugiej strony, ale nie wyglądasz tak jak one. Elise otworzyła drzwi i szybko weszła do środka. Dym z papierosów wypełniał całe pomieszczenie niczym szary, wełnisty koc; Elise uderzył odór potu, piwa i brudnych ubrań. Kilku mężczyzn, siedzących najbliżej, odwróciło się, a jeden z nich zawołał: - Boże uchowaj, to córka Mathiasa! Elise podskoczyła ze strachu, nie spodziewała się, że ktoś może wiedzieć, kim jest. Czerwona ze wstydu zamierzała czym prędzej wycofać się do wyjścia, ale zaraz przyszedł jej do głowy inny pomysł. Może ten mężczyzna wie, z kim był jej ojciec tej nocy, kiedy zginął. Z wahaniem podeszła do stolika mężczyzny.
- Znałeś mojego ojca? - spytała cienkim głosem. Mężczyzna uśmiechnął się. - Czy znałem twojego ojca? Pewnie, że tak. A ty jesteś chyba tego samego pokroju co on, skoro się tu znalazłaś. Chodź tu, słodziutka, i usiądź mi na kolanach! Może chcesz pociągnąć łyka z mojej flaszki? Twojemu ojcu ciągle chciało się pić. Elise nie zwracała uwagi na jego gadanie. - Szukam tych dwóch dziewczyn, które były razem z nim ostatniego wieczoru. To bardzo ważne. Jeżeli je znajdę, mogę uratować życie człowieka. Wokół stołu zapanowała cisza, wszyscy spojrzeli na Elise zaciekawieni. - Jak to? - Johan, mój narzeczony, został aresztowany pod zarzutem spowodowania śmierci mojego ojca. Tę dwie dziewczyny wiedzą, że on jest niewinny. Mężczyzna siedział w milczeniu i wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczyma. Jego wzrok pociemniał. Być może jej nie wierzył. Być może sądził, że zamierza wydać obie dziewczyny. - Zlituj się! - zaklinała go wzrokiem. - Jego siostra jest sparaliżowana, a matka pozostaje na jego utrzymaniu. Jeżeli Johan zostanie uznany za winnego, nigdy już nie wróci do domu. I cała rodzina zginie. Mężczyzna nadal patrzył na nią, nic nie mówiąc. Nikt z siedzących wokół stołu się nie odezwał. Oczy wszystkich skierowane były na nią, patrzyli spode łba, podejrzliwie, z pogardą. Nie była jedną z nich. Język, którego matka z mozołem uczyła ją, Johana i rodzeństwo w nadziei, że zagwarantuje im lepsze życie, stanowił teraz barierę, która oddzielała ją od pozostałych. Stwarzał dystans. Rodził w nich podejrzliwość. - Proszę cię - dodała błagalnie. - Nie zrobię tym dziewczętom krzywdy i obiecuję, że nie zgłoszę o nich na policję. Jedyne, czego pragnę, to potwierdzenia, że Johan nie miał nic wspólnego ze śmiercią mojego ojca. - A jeżeli nawet ci to powiedzą, to co to da? - Mężczyzna spojrzał na nią tym samym czarnym, podejrzliwym wzrokiem. Nie mógł być tak pijany jak inni, pomyślała Elise. Myślał przytomnie. - Wierzysz, że policji wystarczy, że ty wiesz, kto to zrobił? Elise wiedziała, że ten człowiek ma rację. - Myślałam, że policja może obieca dziewczynom, że unikną kary za... za to, czym się zajmują, jeżeli... jeżeli złożą zeznania - jąkała się; sama słyszała, jak nieprawdopodobne jest to, co mówi. Opuściła ją odwaga. Mężczyzna nie odezwał się, tylko uparcie się w nią wpatrywał. Nagle uśmiechnął się. - Zapomnij o tym, słodziutka! Nic tu nie pomożesz! Jeżeli złapie kogoś z naszych, to
już nie puszczą. Chodź lepiej i napij się łyka, wygląda na to, że tego ci trzeba. Na dworze jest zimno, a ty drżysz. Złapał ją i chciał ją pociągnąć na swe kolana, ale Elise była szybsza i zdołała mu się wyrwać. Przestraszona rzuciła się do drzwi i wypadła na dwór. Trzęsła się z zimna i ze strachu, kiedy znowu znalazła się na ulicy. Zadanie okazało się trudniejsze, niż sądziła. W okolicy krążyło wielu pijaków i samotna dziewczyna była łatwą zdobyczą Wszyscy o tym wiedzieli. Mimo to popędziła dalej, nie mogła się poddać, nawet jeżeli sprawa wydawała się beznadziejna. Widział przed oczami twarz Anny, najpierw zrozpaczoną i opuchniętą od płaczu, by za chwilę odzyskać nadzieję. Nie wolno jej się poddać. Nagle usłyszała za sobą szybkie kroki. Przerażona obejrzała się przez ramię i dostrzegła mężczyznę, który wyraźnie ją gonił Zaczęła biec, a on ruszył za nią. Płacząc ze strachu, próbowała przyśpieszyć, ale stopy, pozbawione czucia z zimna, odmawiały jej posłuszeństwa. W następnym okamgnieniu poczuła, jak silna ręka chwyta ją mocno za ramię. - Czekaj! Nic ci nie zrobię. Wiem, kogo szukasz. Elise gwałtownie się zatrzymała i odwróciła w jego stronę. Zobaczyła, że to jeden z mężczyzn, którzy siedzieli przy stole razem z tym, który znał jej ojca. Zerknęła na niego podejrzliwie, nie wiedziała, czy powinna zaryzykować i mu uwierzyć, czy też może ten człowiek coś knuje. - Chodź! - powiedział i ruszył wzdłuż ulicy, nie oglądając się za siebie, by sprawdzić, czy idzie za nim. Elise wahała się tylko przez moment, nie miała wyboru, nie mogła zaprzepaścić tej szansy. Mężczyzna zniknął w ciemnej bramie i Elise podążyła za nim z bijącym sercem. Być może to najgłupsza rzecz, jaką w życiu zrobiła, ale musiała zaryzykować. Ze względu na Johana i Annę. W bramie stali jacyś ludzie i pili, Elise szybko przeszła obok, nie patrząc na nich, i poszła za mężczyzną na pierwsze piętro. Nieznajomy zapukał do drzwi i wszedł do środka, nie czekając na odpowiedź. Weszli do mrocznego pokoiku, w którym unosił się ostry zapach uryny. Elise musiała przyzwyczaić oczy do ciemności, zanim zdołała rozróżnić, co się w środku znajdowało. Wtedy zauważyła dziewczynę na wąskim rozkładanym łóżku w rogu. Leżała skulona, niczym śmiertelnie przerażone dziecko, które próbuje się ukryć, włosy zwisały jej w brudnych strąkach wzdłuż jednego z policzków, ubranie miała podarte, a w czarnych pończochach widniały duże dziury.
- Othilie? Mężczyzna przemówił do niej zadziwiająco ostrożnie, jak gdyby była chora. Dziewczyna od razu otworzyła oczy. Kiedy zauważyła Elise, w jej twarzy pojawiła się pewna surowość i niechęć. Elise wydawało się, że ją rozpoznaje, ale nie była pewna. Wtedy, kiedy przez moment dostrzegła ją w kuchni, nie zwróciła uwagi na twarz, ponieważ była zbyt wzburzona, widząc ją półnagą na kolanach ojca, który dotykał jej piersi. Teraz Elise uderzyło to, że wyglądała bardzo staro i blado, oczy miała jakby zapadnięte głęboko w oczodołach, wzrok czujny, jak gdyby w każdej chwili gotowa była się na nią rzucić. - Othilie - powtórzył mężczyzna, tym razem nieco głośniej, jak gdyby nie był pewien, czy dziewczyna nie śpi i czy go słyszy. - Ktoś chce z tobą pogadać. - Czego ode mnie chce? - jej głos brzmiał ostro i wrogo. - To córka tego, co się utopił. Przez mgnienie oka Elise wydawało się, że wzrok dziewczyny nabrał życia, ale nie była pewna. - Zastanawiałam się tylko, czy mogłabyś mi opowiedzieć, co się stało wtedy wieczorem - wyjaśniła pośpiesznie, zanim tamta zdecydowała się wyrzucić ją za drzwi. Wyglądało, jakby miała zamiar to zrobić. - Sama wiesz. - Tak, wiem, że doszło do bójki i że mój ojciec został wyrzucony z domu, ale nie pojmuję, jakim cudem wylądował w rzece. - To ja idę - rzekł mężczyzna i odwrócił się, by wyjść. Elise nie wiedziała, czy ją to ucieszyło, czy raczej zmartwiło. Z jakiegoś powodu zaczęła go darzyć zaufaniem. Dotrzymał słowa i pokazał jej właściwą drogę. Jak tylko znalazł się za drzwiami, Elise wyjęła z kieszeni fartucha blaszane pudełko z dziesięcioorówkami. Zostało tylko pięć monet. W jednej chwili uświadomiła sobie, że pięćdziesiąt øre to nic dla dziewczyny, która na pewno swoim ciałem zarabia znacznie więcej. Z drugiej strony prostytutka wygląda na wychudzoną, zaniedbaną i biedną, w domu taka kwota wystarcza na mleko, chleb, masło i kawę przez cały tydzień. Wysypała drobniaki na dłoń i wysunęła ją. - Dostaniesz je, jeżeli mi opowiesz, co się stało. - A czemu pytasz? - w nieprzyjaznym wzroku nagle błysnęło zainteresowanie. - Johan, mój narzeczony, został aresztowany, jest podejrzany o spowodowanie śmierci mojego ojca. Dziewczyna zaciekawiła się.
- To on mu przyłożył? Elise skinęła głową. - Chłopak z ładnym dołkiem w brodzie i szerokim torsem? Elise poczuła, że się czerwieni. - Tak. - Mówisz, że siedzi w areszcie? - Tak, zabrali go wczoraj przed południem i jeszcze nie wrócił. Jeżeli nikt nie będzie mógł udowodnić, że Johan nie zrobił nic poza tym, że wyrzucił ojca za drzwi, mój chłopak może zostać oskarżony o morderstwo. Kiedy na głos wypowiedziała te słowa, przeszedł ją dreszcz, zagryzła wargę, walcząc z płaczem. - Dlaczego miałabym mu pomóc? Nic mu nie jestem winna. To raczej on jest mi coś winien - uśmiechnęła się, ukazując dwa zepsute kikuty zębów. - Zdaję sobie sprawę, że wygonił wtedy was wszystkich z domu, ale zrobił to ze względu na moją matkę. Jest chora na suchoty, leży w pokoiku i wszystko słyszy. Dziwne, lecz ostatnie słowa zrobiły na dziewczynie wrażenie. Wstała. - Zachowaj pieniądze. Ja i tak nie mogę ci pomóc. Razem z moimi koleżankami poszłyśmy stamtąd, kiedy obaj zaczęli się bić, a więc nie widziałyśmy, co się stało. Elise spojrzała na nią bezsilna. - Jesteś pewna? I nic nie słyszałaś? - Nie, biegłyśmy, jakby gonił nas upiór. Następnego dnia żałowałyśmy i wróciłyśmy w to miejsce, żeby popatrzeć jeszcze na tego przystojniaka z dołkiem w brodzie, ale nie udało nam się go zaczepić - uśmiechnęła się znowu. Elise odwróciła się i ciężko podeszła do drzwi. - Uważaj na ulicy! - zawołała za nią dziewczyna. - To nie miejsce dla takich jak ty. Przy bramie stała grupka mężczyzn i kobiet, zmarzniętych i podpitych. Szybka wymiana zdań raniła jej uszy; język ulicy, wulgarny, szorstki i cięty. Jakiś mężczyzna wyszedł z lombardu na pierwszym piętrze sąsiedniego domu i przemknął za róg budynku, pewien pijak gwizdnął za nią, inny próbował złapać ją za ramię, ale zdołała się wyszarpnąć. Przed drzwiami domów stały grupki dziewcząt drżących z zimna, od czasu do czasu któraś znikała w środku z mężczyzną, który przechodził obok. Elise nie uszła daleko, gdy nagle usłyszała, że ktoś za nią biegnie. Kroki wydawały się lekkie, musiały należeć do młodej dziewczyny. Elise odwróciła głowę. Ku swemu zdumieniu ujrzała Othilie, która starała się ją dogonić. Czy mimo wszystko chciała jej coś powiedzieć? Elise zatrzymała się.
- Przepraszam... - rzuciła, łapiąc oddech. - Ale potrzebuję tych pieniędzy na jedzenie. Nie jadłam od dwóch dni. Elise zawahała się. Co prawda zaproponowała dziewczynie drobniaki, ale ta nie miała nic do powiedzenia. Z drugiej strony wyznała wszystko zgodnie z prawdą, a obietnica jest obietnicą. Elise niechętnie sięgnęła do kieszeni fartucha i wyjęła blaszane pudełko. Najważ- niejsze teraz to pomóc Johanowi, cała reszta się nie liczy. Zerknęła przez ramię, żeby się upewnić, czy nikt nie widzi, co robią. Pokazanie w tej dzielnicy, że ma się przy sobie pieniądze, mogłoby się źle skończyć. Z ciężkim sercem jeszcze raz opróżniła pudełko i szybkim ruchem podała monety Othilie. Prostytutka błyskawicznie schowała je do kieszeni. - Ty nie wiesz, jak to jest - rzekła, jak gdyby usprawiedliwiając się. Ku zdziwieniu Elise ruszyła razem z nią wzdłuż ulicy. - Najpierw zaczęła mi puchnąć jedna noga, mówię ci, jaki to ból! Po kilku dniach zauważyłam nagle czerwone plamy na szyi i ramionach. Wyobrażasz sobie chyba, jak się przeraziłam! Zaczęły drżeć mi kolana, kiedy wyczułam i zauważyłam jedną małą krostę, potem drugą. W głowie czułam ogień, a myśli galopowały jak szalone. Czułam coś, co nazywają „pełnią bólu”. Elise spojrzała na dziewczynę przestraszona, przypomniała sobie, co mówiła jej Anna. - Czy kiedykolwiek czułaś strach, przenikający do samego środka serca? Biegnie niczym przeraźliwy ból do ramion i w dół pleców, pali i rwie. Bałam się tak potwornie, że nie byłam w stanie myśleć! - Nie poszłaś do lekarza? Othilie potrząsnęła głową. - Minęły dopiero trzy dni, odkąd to zauważyłam. Nie miałam odwagi pójść. Co ja zrobię, jeżeli się zaraziłam? Gdzie ja się podzieję? - Pewnie będziesz musiała iść do szpitala. Othilie odwróciła się do niej. Elise nie mogła dostrzec jej twarzy, ale czuła, że dziewczyna się zdenerwowała. - Do szpitala? Oszalałaś? Zaraz dowiedzieliby się, czym się zajmuję! Elise nie wiedziała, co powiedzieć. - No to... - rzekła nagle Othilie i zatrzymała się. - Teraz minęłaś już najgorsze. Śpiesz się do domu, a w przyszłości trzymaj się z dala od Lakkegata. Elise domyśliła się, że dziewczynie chodziło nie tylko o tych kilka øre, kiedy ją dogoniła, ale po prostu chciała ją przeprowadzić przez dzielnicę cieszącą się złą sławą. - Dziękuję - powiedziała i ogarnęło ją dziwne uczucie. Wprawdzie Othilie przyjęła wszystkie pieniądze, które jej zostały, ale też okazała jej prawdziwe serce.
Wracając do domu, myślała o tej nieszczęsnej prostytutce, o jej strachu, lęku przed potworną chorobą i wstydzie z powodu zajęcia, którym się trudniła. Dopiero kiedy Elise dotarła do tkalni płótna żaglowego, uświadomiła sobie, że całkiem zapomniała o własnej nędzy, o odmrożonych palcach u stóp, zgrabiałych z zimna rękach i o głodzie, który skręcał jej wnętrzności. Mimo wszystko istnieli jeszcze ludzie, którym wiodło się o wiele gorzej. Jutro w czasie przerwy obiadowej pójdę do magistratu, rzekła do samej siebie. Jeżeli Johan nie wrócił, kiedy mnie nie było... Ta myśl dodała jej nowych sił. Elise przyśpieszyła, a kiedy wreszcie dotarła do Andersengården, czuła się podekscytowana i była w dobrym nastroju. Wbiegła na górę po schodach i zdyszana zatrzymała się przed drzwiami do mieszkania Johana. Nagle wyraźnie usłyszała męski głos. Uszczęśliwiona zapukała i otworzyła. Rozczarowanie było jak cios w klatkę piersiową. Na stołku Johana siedział obcy człowiek.
ROZDZIAŁ TRZECI - Przepraszam, nie wiedziałam... Sądziłam... - spoglądała zmieszana to na panią Thoresen, to na nieznajomego, i znowu na panią Thoresen. - Chodź, przywitaj się z moim bratem, Elise. Właśnie opowiadałam mu, co się stało. Mężczyzna podniósł się z trudem, był jeszcze bardziej zgarbiony niż jego siostra i wyglądało na to, że podniesienie się sprawiło mu ból. - A więc to jest dziewczyna Johana - rzekł mężczyzna wesoło z błyskiem w oku. - Zawsze mówiłem, że Johan wie, czego chce, i przeważnie to dostaje. Elise podała mu rękę i dygnęła; odniosła niejasne wrażenie, że już przedtem spotkała tego człowieka, ale nie była pewna. - Lars przypłynął dziś z Antwerpii, zszedł na ląd i teraz wraca do domu do Toten. Elise skinęła głową. Nie wiedziała, co powiedzieć. Wyglądało na to, że pani Thoresen zapomniała na chwilę o synu, pewnie długo czekała na odwiedziny brata. - O, wychodziłaś? - mówiła dalej pani Thoresen zdziwiona, kiedy dostrzegła, że Elise jest czerwona na twarzy i przemarznięta. - Byłam na Lakkegata. - Elise poczuła, że się rumieni, i szybko dodała: - Chciałam porozmawiać z dwiema kobietami, które przyszły do nas tego wieczoru, kiedy umarł ojciec. - Znalazłaś je? - Jedną. Ale ona nic nie wiedziała. Obie zaraz sobie poszły, kiedy zaczęła się awantura. - Mój brat jest pewien, że Johan zostanie wypuszczony. Mówi, że chłopak nie może być winien, rzeka jest zbyt daleko od naszego domu. Rozmawiałaś z Evertem? - Tak, w czasie przerwy obiadowej. On też nic nie wie. Nie ma więc nikogo, kto mógłby poświadczyć, że widział, co się stało, ale też nikt nie może udowodnić, że Johan jest niewinny. - Policja też powinna przecież trochę ruszyć głową! Poza tym mówiłaś przecież, że Johan zaraz potem wrócił do kuchni. Elise przytaknęła. - Dlatego jak najszybciej muszę się wybrać do magistratu. - Dzielna dziewczyna! - odezwał się z uznaniem wujek Johana. - Tak, idź na posterunek i porozmawiaj z konstablami, powiedz im, że powinni umieć dodać dwa do dwóch, jeżeli chcą chronić ludzi w tym mieście. To przecież jasne, że Johan tego nie zrobił,
on, który nie skrzywdziłby nawet muchy! Elise musiała się uśmiechnąć. Wuj miał rację, Johan nie lubił zabijać ani ós, ani karaluchów, zawsze ona musiała to robić. - Muszę iść na górę do mamy - rzekła i odwróciła się. - Pozdrówcie ode mnie Annę. Czuła się trochę lepiej na duchu, kiedy wchodziła na drugie piętro. Wujek Johana był przekonany, że policjanci wypuszczą Johana do domu, a był przecież starszym człowiekiem, który niejedno przeżył i widział. Kiedy weszła do kuchni, zauważyła ku swemu zdumieniu, że Hilda siedzi z Pederem i Kristianem przy stole i że wszyscy troje dawno nie byli w tak dobrym nastroju. Hilda śmiała się z czegoś, co powiedział Peder, i nawet Kristian się uśmiechał. W tej samej chwili Elise spostrzegła, że Hilda ma na szyi miękki, wełniany, fioletowy szal. Wyglądał na całkiem nowy. - Skąd go masz? - wskazała na szal zdumiona. Hilda zaczerwieniła się, a jej oczy rozbłysły. - Zgadnij! Elise ogarnęło dziwne uczucie. Nie miała wątpliwości, kto ofiarował siostrze taki prezent; właściwie powinna się rozczulić. Jednocześnie uzmysłowiła sobie, że Hilda jest naprawdę szczęśliwa, a jej twarz zdradzała, że nie tylko z powodu szala. Peder i Kristian nie spuszczali z siostry wzroku. - Dlaczego nie chcesz powiedzieć, Hildo? - pytał Peder zniecierpliwiony. - To tajemnica. - Ja wiem, kto. - Kristian spojrzał na Hildę z wyższością. - Ten sam, do którego biegasz przez most, żeby się z nim spotykać. Hilda zbladła. - Co ty o tym wiesz? - Myślisz, że nie wiem, co się tu dzieje w Sagene? Hilda nie odpowiedziała, tylko odwróciła się do Elise. - Byłaś u Johana? Elise skinęła głową, podeszła do pieca i dotknęła czajnika z kawą. Był gorący. Nalała filiżankę, wsypała łyżeczkę cukru i, nie śpiesząc się, upiła kilka łyków. Jeżeli w domu nic do tej pory nie wiedzieli o aresztowaniu, nie zamierzała im mówić. Jeszcze nie. - Jak się czuje mama? - Boi się o ciebie! - Kristian posłał jej chmurne spojrzenie. - Powiedziała, że nie było cię w domu w czasie przerwy, i denerwowała się, że zniknęłaś gdzieś dziś wieczorem.
- Była u nas samarytanka - wtrącił szybko Peder. - Przesyła pozdrowienia od tego człowieka, który śpiewał dla ojca. Ku swemu niezadowoleniu Elise poczuła, że się czerwieni. Peder spojrzał na nią proszącym wzrokiem. - Pytałaś może o nowe buty dla mnie na zimę, Elise? Potrząsnęła głową. - Nie byłam w Świątyni od poniedziałku po śmierci ojca. - Pójdziesz tam? Proszę! Dziś mój duży paluch zrobił się całkiem niebieski! Elise spojrzała na brata, było jej żal chłopca. - Pójdę, Peder. Może mogłabym się tam wybrać jutro wieczorem, jeśli obiecacie zająć się mamą. - Upiła dwa łyki gorącej kawy w nadziei, że się rozgrzeje, ale to nie pomogło. Miała uczucie, że już nigdy nie pozbędzie się chłodu, który opanował jej ciało. - Zajrzę do niej - dodała i ruszyła do drzwi pokoiku. Ucieszyła się, widząc, że mama siedzi na łóżku, podparta poduszkami, i czyta Biblię. - Jesteś nareszcie! - matka odetchnęła z ulgą. - Tak się bałam, że mogło ci się stać coś złego. - Przepraszam, mamo. Wujek Johana przyjechał w odwiedziny. Zasiedziałam się. - Przyjechał brat pani Thoresen? Ten marynarz? Elise przytaknęła. - Tak, zszedł na ląd i wybiera się dalej do Toten. - To miło, że odwiedził ich ktoś z bliskiej rodziny. Wiem, że pani Thoresen była w dzieciństwie bardzo związana ze swoim bratem. Początkowo było ich sześcioro rodzeństwa, ale czworo zmarło. Z niewielkiego dzierżawionego poletka nie dało się wyżywić całej rodziny i, choć bardzo kochali swój dom i to miejsce, musieli wyjechać w poszukiwaniu pracy. Na pewno zauważyłaś, że matkę Johana zawsze na wiosnę ogarnia tęsknota za domem. - Elise skinęła głową, zadowolona, że zmieniły temat i nie musi się tłumaczyć, dlaczego jej tak długo nie było. - Każdego lata mówi, że w przyszłym roku przeprowadzi się z powrotem do domu. - Matka uśmiechnęła się i jakby posmutniała. - Mówi tak, odkąd ją znam. Pewnie niełatwo jest komuś takiemu jak ona, kto nie potrafi się przystosować. - Niewielu robotnikom tu nad rzeką się to udało. - To prawda. Życie tu jest niezgodne z naturą. Zwłaszcza dla kogoś, kto wyrósł, mając zieloną trawę pod stopami. Elise przyglądała się uważnie bladej twarzy matki. Zauważyła ciemne sińce pod oczami, skóra na wysokich kościach policzkowych była napięta. Chociaż mama nie wyglądała dobrze, nadal można było zauważyć, że kiedyś była piękną kobietą. - A ty? Czy nie tęsknisz za zieloną trawą pod stopami? Matka uśmiechnęła się.
- Kiedyś, gdy byłam młoda, nie tęskniłam. Wiesz, byłam z ojcem taka szczęśliwa. Zamieszkałabym wszędzie, byleby być razem z nim. Ale w ostatnich latach... - łagodny wzrok przesłonił cień. Elise pragnęła, by matka pomyślała o czymś innym. - Myślę, że chociaż nie starczało wam na chleb, gdy byłaś dzieckiem, to jednak byliście szczęśliwą rodziną. Matka przytaknęła. - Tak, potrafisz sobie wyobrazić, jak się to moim rodzicom udawało? Miałam ośmioro rodzeństwa i żyliśmy tylko z pensji ojca, który pracował jako odlewacz, ale nie pamiętam, byśmy kiedykolwiek byli głodni. W dodatku często było u nas wesoło. Twój wujek Lauritz grał na gitarze, a my śpiewaliśmy. W naszym domu wiecznie się coś działo i często wypełniały go muzyka i śpiew. - Przynajmniej nie musieliście mieszkać w kamienicy czynszowej. Z twojego opisu wynika, że mieszkaliście podobnie jak w dzielnicy majstra w dole przy moście, wśród drzew i kwiatów, z przydomowym ogródkiem warzywnym. Matka skinęła, uśmiechając się. - Tak, mieliśmy szczęście. Gdyby jeszcze udało mi się nakłonić Mathiasa do osiedlenia się w Ulefoss... - westchnęła ciężko. Elise pogładziła ją po ręku. - W żyłach ojca płynęła cygańska krew, mamo. Nigdzie nie zadomowiłby się na dobre. - Być może. Ale życie w mieście zniszczyło go. - Tak jak niszczy wielu innych. Anna opowiedziała mi o dziewczętach z Vaterlandu. One też przyjeżdżają ze wsi w nadziei na lepsze życie, ale po jakimś czasie przekonują się, że to, co kusiło, okazało się oszustwem. Matka zadrżała. - Dziękuję Bogu, że nie zostałyście wciągnięte w nic takiego. Elise pomyślała o Hildzie i odwróciła wzrok. - Kiedyś poznałam jedną taką... - matka zapatrzyła się przed siebie zamyślona. - Nigdy jej nie zapomnę. To było jeszcze zanim wyszłam za mąż i gdy wynajmowałam pokoik w Smalgangen. Obok mieszkała młoda dziewczyna. Nazywała się Lena. Wyszła na ulicę i spędziła w sumie dwanaście lat w Mangelsgråden, wiesz, tam gdzie takie kobiety trafiają, żeby odbyć karę. Pewnego dnia, kiedy nie mogła już wytrzymać i postanowiła utopić się w rzece Aker, przechodziła obok Kutorvet, gdzie właśnie zgromadzili się wyznawcy Kościoła