Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 03 - Ludzkie Gadanie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :770.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 03 - Ludzkie Gadanie.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 160 stron)

FRID INGULSTAD LUDZKIE GADANIE Saga Wiatr Nadziei część 3

ROZDZIAŁ PIERWSZY Kristiania, luty 1905 Elise wpatrywała się w Otta, nocnego stróża, czując, że rumieniec oblewa jej twarz. - Ty źle zrozumiałeś. Ja... my... my zostaliśmy tutaj zamknięci. Przez jakichś łobuzów z „Bandy z Sagene”. Na jego wargach pojawił się szyderczy uśmieszek. - Ach tak, zostaliście zamknięci. Dziwne, że dotychczas tego nie zauważyłem. Drzwi były otwarte, kiedy przyszedłem, a ja w nocy robiłem obchód tak samo często jak zawsze. - Musisz mi wierzyć - Elise sama słyszała, że jej głos brzmi desperacko. - Emanuel... to znaczy oficer Armii Zbawienia, odprowadzał mnie do domu i na wzgórzu Aker wpadliśmy na nich... Emanuel podszedł bliżej. - To prawda. Zostaliśmy oboje pobici i zaciągnięci do komórki. Kiedy doszliśmy trochę do siebie, wokół panowały nieprzeniknione ciemności. Po omacku dotarliśmy do drzwi, odkryliśmy jednak, że zostały zamknięte od zewnątrz. Otto machnął ręką, jakby się od niego opędzał. - Oszczędź sobie tych łgarstw, kolego. Dobrze wiem, co widziałem. Zabieraj się stąd. A ty, Elise, pójdziesz ze mną do fabryki. Elise wciąż gapiła się na niego, teraz jej ciało przeniknął dreszcz strachu. - Dlaczego mam chodzić do fabryki? Nie słyszałam jeszcze porannej syreny. - Idziesz ze mną, powiedziałem. Nie miała odwagi mu się przeciwstawić. Odwróciła się jeszcze do Emanuela i posłała mu rozpaczliwe spojrzenie. Zanim stróż wyszedł z latarnią, zdążyła w oczach Emanuela dostrzec strach. W drodze do fabryki podjęła jeszcze jedną próbę. - Dlaczego ty mi nie wierzysz, Otto? My naprawdę szarpaliśmy za drzwi, ale były zamknięte. Nie miałam pojęcia, że jest jakieś boczne wejście. Stróż nie odpowiadał. Milczał, dopóki nie dotarli do bramy wejściowej, którą otworzył. Wtedy odwrócił się do Elise, oczy mu pociemniały ze złości, widziała w nich także rozczarowanie. - Wiesz, co myślę o takich jak ty? - splunął daleko przed siebie. - Otóż myślę, że jesteś cholernym mętem. Nie musisz niczego udawać, Elise. Sądzisz, że was nie widziałem?

Uważasz, że nie rozumiem, coście robili w tej komórce? - To nieprawda. Myślałam, że zamarznę na śmierć. On mi pomógł, bo... - umilkła gwałtownie. Szedł ku nim pośpiesznie sam majster. - No patrzcie, oto i panna Lovlien. Bogu dzięki! Co się stało? Twoja siostra siedzi w moim biurze i nie posiada się ze zdenerwowania. - Znalazłem ją w komórce, panie majstrze. Rażeni z jakimś oficerem Armii Zbawienia. Majster spoglądał to na nocnego stróża, to na Elise, a potem znowu na stróża. - Co ty opowiadasz? Otto skinął głową. - Leżeli w kącie komórki i nie zauważyli, kiedy wszedłem. - Ty naprawdę niczego nie chcesz zrozumieć. - Elise zwróciła twarz w stronę stróża, mówiła gniewnym głosem. - Już ci tłumaczyłam, że zostaliśmy tam zamknięci. Zanim znowu odwróciła się do majstra, stróż zdążył jej posłać ponure spojrzenie. - Ona na nim leżała, panie majstrze. Pod jego płaszczem. - Możesz iść, Otto. Panna Lovlien pójdzie ze mną. - Majster odwrócił się i pomaszerował w stronę swojego kantorka. Elise nie miała innego wyjścia, jak tylko podążyć za nim. W tym samym momencie fabryczna syrena zaczęła wyć. W kantorku paliło się kilka lamp, a w głębokim fotelu siedziała Hilda z zapłakaną twarzą. - Elise! - zawołała Hilda przez łzy. Zerwała się z fotela. - Gdzieś ty była? Dlaczego nie wróciłaś do domu? - Zostaliśmy napadnięci. Kilku łobuzów z „Bandy z Sagene” rzuciło się na nas, a potem wciągnęli nas do komórki. W końcu zamknęli drzwi od zewnątrz i zniknęli. - Jakich „nas”? - Hilda patrzyła na nią, nie rozumiejąc. - Kapitan Emanuel Ringstad uparł się, że odprowadzi mnie do domu. - A czy nie mogliście wzywać pomocy? Łomotać do drzwi? Wiesz chyba, że Otto przez całą noc krąży po terenie fabryki. Elise ze wstydem zdała sobie sprawę, że nie pomyślała o tym, jakoś nocny stróż nie przyszedł jej do głowy. Nigdy nie wiedziała, że Otto kontroluje cały teren fabryki. Za każdym razem, kiedy przychodziła rano do pracy, spotykała go w wejściu. - Nie pomyślałam o tym - wymamrotała zbolałym głosem. - Myślałam, że nas nie usłyszy. Tak okropnie marzłam, byliśmy przekonani, że nie wyjdziemy, dopóki fabryka nie zostanie otwarta. Majster i Hilda słuchali jej w milczeniu, majster z podejrzliwym spojrzeniem, Hilda z

wyrzutem. - W komórce było zimno jak na dworze, a ja miałam tylko tę chustkę robioną na drutach. Bałam się, że zamarznę na śmierć. Więc żeby mi pomóc, pan Ringstad zdjął płaszcz i otulił nim nas oboje. - Poczuła, że się rumieni. - Zdaję sobie sprawę, że nocny stróż mógł źle zrozumieć to, co zobaczył. Musieliśmy oboje zasnąć i obudziliśmy się dopiero, kiedy Otto stanął w drzwiach. Nie mieliśmy pojęcia, że znajdują się tam jakieś boczne drzwi i w dodatku są otwarte. Widziała, że Hilda jej wierzy, majster jednak wciąż spoglądał na nią sceptycznie. Posłała siostrze zatroskane spojrzenie. - A co z Pederem i Kristianem? - Spali, kiedy wychodziłam. Napisałam im na kartce, że muszą radzić sobie sami i że wszystko im później wyjaśnimy. - Bogu dzięki, przynajmniej nie będą się bać. - Ale ja się bałam. - Hilda mówiła gniewnie. - Całą noc nie spałam. Najpierw myślałam, że poślizgnęłaś się na oblodzonym moście, wpadłaś do rzeki i utonęłaś, potem przyszło mi do głowy, że zostałaś napadnięta, zgwałcona i zamordowana, a w końcu wyobraziłam sobie, że się po prostu przewróciłaś, złamałaś nogę i leżysz bezradna w ciemnościach, zamarzając powoli na śmierć. Tak strasznie się bałam, że nie mogłam dłużej siedzieć w kuchni i czekać na ciebie, więc przybiegłam tutaj w nadziei, że znajdę kogoś, kto pomoże mi ciebie odszukać. Na całe szczęście zjawił się pan majster. - Strasznie mi przykro, Hildo, ale nic nie mogłam na to poradzić. - Nie przyszło mi do głowy, że oficer Armii Zbawienia cię odprowadzał - mówiła dalej Hilda, jakby nie słyszała słów siostry. - Gdybym o tym wiedziała, nie denerwowałabym się tak. Elise skinęła głową. - Rozumiem, ale ty też musisz przyjąć do wiadomości, że nie miałam wpływu na to, co się stało. Kapitan Ringstad próbował uspokoić napastników, ale oni po prostu chcieli awantury, widziałam to z daleka. - A skąd wiesz, że to była „Banda z Sagene”? - majster marszczył brwi i wcale nie wyglądał na przekonanego. - Poznałam jednego z nich. To jest... to jest znajomy mojego narzeczonego. - Poczuła, że się czerwieni, i nie była w stanie spojrzeć majstrowi w oczy. Musi się teraz zastanawiać, jakich to przyjaciół ma Johan. - Czy ktoś widział to, co się stało?

- Słyszeliśmy jakieś głosy, kiedy byliśmy na wzgórzu Aker. Napastnicy się zdenerwowali i kazali nam zejść na dół i iść dalej Maridalsveien. Kapitan Ringstad zaczął biec, ja próbowałam dotrzymać mu kroku na tyle, na ile pozwalała mi boląca noga, ale oni i tak znowu nas dopadli. - Pozostają więc wasze słowa przeciwko słowom bandy. Policja raczej nie rozpatruje takich spraw, w których nie wiadomo, czego się trzymać. Przypuszczalnie policjanci pomyślą to samo co nocny stróż - majster patrzył na nią z nieskrywaną podejrzliwością we wzroku. - Ale pan musi mi uwierzyć, panie majstrze. Jestem zaręczona i nigdy bym nie zrobiła niczego za plecami swojego narzeczonego. Kapitan Ringstad był taki miły i pomógł nam w różnych sprawach. Obiecałam mamie, że pójdę do niego i zapytam go o coś, co mama musi wiedzieć. On natomiast nie chciał, żebym sama wracała po nocy. Nic więcej się nie stało. - W porządku - majster machnął ręką. - A teraz musicie obie pośpieszyć się do hali fabrycznej. Dzień pracy już się zaczął. Po drodze Elise oznajmiła szeptem: - To nie Armia Zbawienia zapłaciła za naszą mamę, Hilda. - Wiem o tym. Elise odwróciła się ku niej zaskoczona. - Wiesz? Hilda skinęła głową. - Majster mi o tym powiedział, kiedy tłumaczyłam mu, dlaczego poszłaś do tego oficera Armii Zbawienia. - Odwróciła się i spojrzała w tył. - Obiecałam, że nikomu o tym nie pisnę, nawet tobie. - Chcesz powiedzieć... Hilda skinęła głową. - Ale na Boga nie wydaj mnie, nie mów, że cokolwiek wiesz. Myślę, że on się bał, że zarażę się suchotami. - Uśmiechnęła się jakby przepraszająco. Elise milczała. Rozumiała bardzo dobrze, dlaczego majster tak się tego boi. Nie musiała zatem chodzić do Emanuela. Mama może leżeć w sanatorium z czystym sumieniem, a oni wszyscy mogą się cieszyć, że otrzymała pomoc. Majster najwyraźniej pragnie kontynuować swój romans z Hildą, ale tego dnia, kiedy straci zainteresowanie, opłaty za sanatorium z pewnością się skończą. A zatem powinnam się cieszyć za każdym razem, kiedy Hilda wieczorem wymyka się z domu, pomyślała z uczuciem goryczy w ustach. Ale dlaczego on wybrał właśnie Hildę? Dziewczyna nie jest przecież ładna. Jest miła i sympatyczna, zwłaszcza kiedy się uśmiecha, i umie się przypodobać, poza tym jednak jest dość zwyczajna. A majster ma pieniądze i z pewnością mógłby zdobyć każdą kobietę, której

pragnie. Dlaczego nie znalazł sobie kogoś ze swojej klasy? Kogoś, z kim mógłby się otwarcie pokazywać? Kogoś, z kim znajomości nie musiałby ukrywać? Nadzorca wiedział chyba, że ich spóźnienie jest usprawiedliwione, bo skinął tylko głową, kiedy obok niego przechodziły. Zarówno prządki, jak i pomocnice posyłały im zaciekawione spojrzenia, raz po raz podnosiły głowy znad swojej roboty. Dopiero teraz Elise mogła spokojnie pomyśleć. Przepełniały ją dziwne uczucia, sama nie rozumiała, jak mogła położyć się na Emanuelu, przytulać się do niego pod tym płaszczem, którym owinął ich oboje. Człowiek chyba nie zamarznie na śmierć w ciągu jednej krótkiej nocy, mając w dodatku wokół siebie ściany i sufit? Elise z pewnością by przeżyła, nawet gdyby usiadła w pewnej odległości od Emanuela. W każdym razie nie musiała się kłaść na jego brzuchu. Nawet sam Emanuel na to zareagował i przestraszony spytał, co Elise robi. Wstyd palił jej policzki. Pomyślała o nocnym stróżu, który ich znalazł i domyślał się jak najgorszych rzeczy. Teraz plotki rozejdą się po całej fabryce z szybkością błyskawicy. A potem przyjaciel Lorta - Andersa zrobi z pewnością, co będzie mógł, żeby szkoda była jeszcze większa. Może nawet przeszmugluje tę plotkarską historię do Johana w więzieniu. Na myśl o tym robiło się jej zimno i gorąco, kręciło jej się w głowie, bała się, że znowu zemdleje. Zwłaszcza że od dawna nie jadła, a ostatniej nocy spała niewiele. Głęboko wciągnęła powietrze i próbowała koncentrować się na pracy, starała się nie myśleć już o tym, co się stało, ale ta sprawa wciąż nie dawała jej spokoju. Ciekawe, co się stało z Emanuelem? Co też zdecydował się powiedzieć córce gospodarza? Czy będzie miał nieprzyjemności z powodu tego, co zaszło? Elise skuliła się. Na kilka sekund uniosła wzrok. Natychmiast dostrzegła, że wiele prządek patrzy na nią z zaciekawieniem. Gdy tylko się zorientowały, że je widzi, jak na komendę odwróciły spojrzenia. Kiedy popatrzyła następnym razem, stwierdziła, że Valborg daje znaki i robi grymasy do jednej z dziewcząt. No to się zaczęło, pomyślała i już teraz bała się drogi powrotnej do domu. Gdy tylko na korytarzu rozległ się szczęk baniek z jedzeniem, wybiegła, kulejąc, zanim ktokolwiek zdążył się do niej odezwać. Pogoda była tak samo klarowna jak poprzedniego dnia, zrobiło się tylko trochę chłodniej. Właściwie Elise nie musiała iść do domu, mogła spokojnie zjeść w fabryce zupę, ale myśl o Pederze i Kristianie budziła w niej niepokój. Chłopcy na pewno poszli do szkoły, nie odważyliby się postąpić inaczej, musiała jednak sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Poza tym w domu brakowało różnych produktów, powinna więc po drodze wstąpić do Magdy na rogu.

W sklepie zderzyła się z Evertem. - Cześć, Evert. Brakowało nam ciebie. Tamtego dnia obiecałam ci mleczną zupę. Chłopak drapał się gwałtownie po głowie, z pewnością ma wszy. - Nie mogłem się wyrwać. - Kristian mi mówił. Pójdę do Hermansena i powiem mu, że to ja dałam ci obrazek. Chłopak popatrzył na nią zdumiony. - Naprawdę byś to zrobiła? Elise potwierdziła stanowczym skinieniem. - Chciałabym też porozmawiać z nim o twojej szkole. Naprawdę nie może być tak, że nie chodzisz do szkoły. Taki zdolny z ciebie chłopak. Evert zaczerwienił się po uszy. Elise widziała, że bardzo się ucieszył. - Przecież czytasz niczym pastor - uśmiechnęła się do niego. - Widziałeś dzisiaj Pedera i Kristiana? Chłopiec skinął głową. - Widziałem, jak biegli do szkoły. Mówili, że zaspali. Elise skinęła głową. - No właśnie, tego się bałam. Evert ruszył ku drzwiom. - Muszę zmykać. - Naciągnął czapkę na czoło i lekko wyprostował plecy, kiedy wychodził. Na szczęście Elise nie widziała nigdzie pani Evertsen, nie byłaby w stanie wytłumaczyć jej teraz, dlaczego nie wróciła na noc do domu. Spotkała natomiast panią Thoresen, która wyszła z fabryki, żeby zajrzeć do Anny. - Dzień dobry, Elise. Co to się stało? Hilda zbiegała dzisiaj rano po schodach bardzo wzburzona. Elise wyjaśniła jej pokrótce, co ją spotkało w nocy, nie wspomniała jednak o Emanuelu. Pani Thoresen załamywała ręce zbulwersowana. - „Banda z Sagene”, powiadasz? To przecież powinnaś iść na policję, Elise. Nie możemy pozwolić, żeby tacy bandyci włóczyli się po naszych ulicach. Elise przytaknęła i ruszyła dalej na trzecie piętro. - Proszę pozdrowić ode mnie Annę i powiedzieć, że zajrzę do niej jutro. Dzisiaj w nocy nie spałam, będę się musiała wcześniej położyć. Pani Thoresen kręciła głową, nie słuchając już, co mówi Elise. - „Banda z Sagene”... - mamrotała pod nosem. W kuchni było zimno, chłopcy nie mieli czasu, żeby rozpalić ogień. Wyglądało na to,

że nic też nie jedli, prawdopodobnie obudzili się późno, a kiedy odkryli, która jest godzina, po prostu ubrali się i pobiegli. Pokuśtykała do izby. Było tak, jak sądziła, łóżka nie zostały pościelone. Ogarnęła spojrzeniem łóżko matki. Jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić, że matki tam nie ma. Elise tęskniła za nią bardziej, niżby kiedykolwiek przypuszczała. Odpowiedzialność za rodzinę i wszystkie trudności, jakie na nią spadły, były zbyt trudne do udźwignięcia. Pragnęła teraz, żeby mama znowu leżała w łóżku, tak jak Elise przywykła, by mogła usiąść na brzegu, potrzymać matkę za wychudłą rękę i opowiedzieć jej, co się stało. Matka by mnie zrozumiała, powtarzała sobie w duchu. Ona by nie miała wątpliwości, że mówię prawdę. Potrafiłaby nawet wczuć się w sytuację córki i przekonać ją, że nie było innego wyjścia. Gdyby nie przyjęła pomocy Emanuela, mogłaby zamarznąć na śmierć, tak matka by ją uspokajała. Zaczęła ścielić łóżka, ale w głowie wciąż krążyły te same myśli. Po tym, co się stało, nie będzie mogła pójść do Świątyni. Nie potrafiłaby stanąć z nim twarzą w twarz, spojrzeć mu w oczy. I chociaż próbowała zapomnieć o wydarzeniach ostatniej nocy, to i tak przypomni sobie wszystko, kiedy go spotka. A to będzie nieprzyjemne, zarówno dla niego, jak i dla niej. Nie, to po prostu niemożliwe. Sposób, w jaki zostali odkryci, zniszczył ich przyjaźń. Nie będą w stanie zachowywać się teraz wobec siebie naturalnie. Coś między nimi stanęło, coś, co zbrukało ich wzajemne stosunki. Zatrzymała się i patrzyła w okno. Dlaczego tak myślisz? - spytała sama siebie zdumiona. Nic się przecież nie stało. Nie zrobiliśmy nic złego. Znowu wróciły do niej tamte słowa: „To dlatego, że jestem zazdro...” Elise była przestraszona i chciała wstać, ale on ją zatrzymał. „Chyba rozumiesz, że żartowałem”. „Czuję, jak bije ci serce”. „Myślisz, że bije szybciej niż zwykle?” „Nie wiem, jak ono bije zazwyczaj”. „Na pewno nie tak szybko”. Rumieniec oblał jej policzki, z całej siły tłukła poduszki, jakby chciała odegnać od siebie takie myśli. Znaleźli się oboje w sytuacji skrajnej, a wtedy ludzie zachowują się inaczej niż zwykle. Do niczego między nimi nie doszło. Naprawdę do niczego. To tylko taka słowna zabawa dla zabicia czasu. Słowa, które nie miały żadnego znaczenia, a dzisiaj on z pewnością jest tak samo zawstydzony jak ona.

Skończyła ze sprzątaniem i przeszła do kuchni. Rozpaliła pod płytą, żeby w pomieszczeniach zrobiło się choć trochę cieplej, nalała wody do garnka i ugotowała zupę mleczną, aby chłopcy mieli co jeść po powrocie ze szkoły. W końcu usiadła przy kuchennym stole i sama zjadła trochę gorącej zupy. Dobrze jej to zrobiło, poczuła ciepło w całym ciele. Tymczasem jej myśli powędrowały do Johana. Modliła się w głębi duszy, żeby przyjaciel Lorta - Andersa nie powtarzał plotek, by nie dotarły one do Johana. Był przecież zazdrosny dlatego, że Emanuel odprowadził ją pierwszego dnia, kiedy poszła do Świątyni, nie podobało mu się także, iż Emanuel śpiewał na pogrzebie jej ojca. Gdyby teraz usłyszał, że ona znowu była z Emanuelem i że „Banda z Sagene” zamknęła ich w komórce, z pewnością sprawiłoby mu to przykrość. Nie wierzyła, że Johan podejrzewałby ją o coś złego, mimo wszystko jednak odczuwałby ból. Starała się przypomnieć sobie wszystko, co stało się wczorajszego dnia. Akurat w momencie, kiedy na zboczu zauważyli „Bandę z Sagene”, Elise poślizgnęła się i o mało nie upadła. Emanuel chwycił ją za ramię i nalegał, żeby się go trzymała, upierał się, że będzie ją podtrzymywał, chociaż ona prosiła, żeby tego nie robił. Dla niezorientowanych przechodniów mogło to wyglądać tak, jakby szli pod rękę. Elise westchnęła głęboko. Jak niewiele trzeba, żeby wzbudzić podejrzenia. Człowiek może być całkiem niewinny, a tak łatwo źle go zrozumieć. Ciężko podniosła się ze stołka. Przerwa obiadowa wkrótce dobiegnie końca, a Elise musi dać sobie więcej czasu niż zazwyczaj, by dojść do fabryki z bolącą nogą. Właśnie minęła pierwsze piętro i zaczęła schodzić na parter, gdy usłyszała docierający stamtąd głos pani Evertsen. W tej samej chwili usłyszała własne imię i zatrzymała się gwałtownie. - To nie może być prawda! Elise? Ona, która jest zaręczona z Johanem i w ogóle? Teraz dał się słyszeć głos drugiej kobiety: - Sama słyszałam, jak opowiadał. Biedak, był po prostu przerażony. Mówił, że zawsze spoglądał na nią życzliwym okiem, ale że po tym nie może już o niej dobrze myśleć. - Och, to najgorsze, co słyszałam. I żeby to Elise, ona, taka dobra dziewczyna. Elise zakaszlała i głośno stawiała kroki na kolejnych stopniach. Głosy na dole umilkły. Kiedy zeszła, kobiety nadal tam stały. Pani Evertsen i pani Albertsen z sąsiedniego domu. Milczały, twarze zwróciły w stronę Elise z wyrazem pożądliwej ciekawości. - Dzień dobry, pani Evertsen. Dzień dobry, pani Albertsen. - Elise uśmiechała się

uprzejmie i starała się stłumić gniew w duszy. - Czy panie słyszały, na co zostałam narażona dzisiejszej nocy? Jej słowa musiały paść najzupełniej nieoczekiwanie dla pani Evertsen, spodziewała się raczej, że Elise przemknie obok zawstydzona. - Zostałaś narażona, powiadasz? Elise skinęła głową: - No właśnie, obiecałam mamie, że wczoraj wieczorem przekażę wiadomość jednemu z oficerów Armii Zbawienia. Kiedy stamtąd wracaliśmy, nagle pojawiła się „Banda z Sagene”. Pobili nas, a potem zamknęli w fabrycznej komórce. O mało nie zamarzliśmy. Ja naprawdę byłam pewna, że żywa stamtąd nie wyjdę. Pani Evertsen przewracała oczami. - „Banda z Sagene”? Jezu Chryste! - Niech panie uważają, wychodząc na ulicę. Oni nadal pewnie tu są. Potem skinęła głową na pożegnanie, wyszła za drzwi i najszybciej, jak mogła, pobiegła do fabryki. Z pewnością nie zdołałam przekonać tych kobiet, myślała. Ale przynajmniej wzbudziłam w nich niepewność. Z drugiej jednak strony było oczywiste, że pani Albertsen usłyszała tę historię od samego nocnego stróża, musiał jej też powiedzieć, jak Elise tłumaczyła fakt, że leżała na Emanuelu. Boże drogi, jęknęła przejęta. Całe osiedle będzie teraz gadać tylko o nas.

ROZDZIAŁ DRUGI Kiedy wróciła do fabryki, zrozumiała natychmiast, co było głównym tematem rozmów podczas przerwy obiadowej. Robotnice zamilkły na jej widok. Hildy nigdzie nie widziała. Valborg jak zwykle nie potrafiła się powstrzymać: - Biegałaś do domu, Elise? Myślałam, że twoja mama wyjechała do sanatorium. - Musiałam iść, żeby posprzątać po chłopcach. Oni dzisiaj zaspali, ponieważ byli w domu sami. - Równie dobrze mogę wziąć byka za rogi, pomyślała i mówiła dalej: - Z pewnością słyszałaś, co się stało dziś w nocy? Valborg zachichotała. - Wszyscy o tym wiemy. To chyba nie było takie straszne, jak sądzę? Czy ten członek Armii jest na tyle miękki, że wygodnie na nim leżeć? - Dziewczyny wokół zaczęły chichotać, co podniecało Valborg, mówiła więc dalej: - Nocny stróż znalazł was w kącie komórki, jak słyszałam. Hilda twierdzi, że to była najzupełniej niewinna sprawa, ale jak do tego doszło? Elise wiedziała, że nie należy odpowiadać, powinna raczej uznać, że nie słyszała pytania tamtej, nie była jednak w stanie milczeć. - Miałam do wyboru albo zamarznąć na śmierć, albo leżeć tuż przy nim. Co ty byś zrobiła w tej sytuacji? Valborg wybuchnęła śmiechem. - Ja? Ja starałabym się jak najlepiej wykorzystać tę noc, oczywiście. Słyszałam, że on jest bardzo urodziwy. Elise nie odpowiedziała. Na szczęście wszedł nadzorca i wszystkie skupiły się na pracy. Tymczasem w drzwiach pojawiła się Hilda z gorączkowymi wypiekami na policzkach. Czy oni to robią również za dnia? - zastanawiała się Elise przestraszona. Do domu wracała wolno, na samym końcu. Nie była w stanie znosić wszystkich docinków ani chichotów. Hilda musiała zrozumieć, o co chodzi, bo na nią zaczekała. Nie odzywały się do siebie, dopóki nie weszły na most. Wszystkie pozostałe dziewczyny poszły już do domów. Elise zdawała sobie sprawę, że to nie jest odpowiednia pora na robienie siostrze wymówek.

- Chyba niewiele osób wierzy w moją wersję - rzekła zamiast tego. - Ależ tak, Elise. One ci wierzą, chcą się tylko trochę zabawić twoim kosztem. - Nie wyglądało na to, żeby majster mi uwierzył. - Na początku może nie, ale udało mi się go przekonać. - Całe Sagene będzie teraz plotkować o Emanuelu i o mnie. - Czy teraz jest tylko Emanuel? - Hilda zwróciła się do niej w półmroku. - A czy to takie dziwne? Pominąwszy wszystko inne, spotkałam go przecież wiele razy. On nie bardzo się różni od innych chłopców, których znamy. - Opowiedz mi, co się właściwie stało. Czy byłaś u niego w domu? Elise opowiedziała jej wszystko od chwili, kiedy wyszła z domu, o córce gospodarza, która najwyraźniej jest zakochana w Emanuelu, o tym, że się poślizgnęła i on musiał przytrzymać ją za ramię, i o tym, że nagle pojawili się członkowie bandy. - Jaki to pech, że musieli przyjść akurat wtedy. Elise skinęła głową. - Tak, myślę, że po prostu miałam pecha. Hilda wahała się przez chwilę. - Czy to prawda, że na nim leżałaś? Elise poczuła, że się rumieni, chociaż Hilda nie mogła widzieć jej twarzy. Westchnęła zdenerwowana. - Rozumiem, że to musi brzmieć bardzo dziwnie, ale wtedy w nocy takie dziwne nie było. To prawda, po prostu bałam się, że zamarznę na śmierć. - A czy on nie... to znaczy... w jaki sposób... on, który jest członkiem Armii Zbawienia i w ogóle, to mam na myśli... Elise poczuła się nieswojo. O co tej Hildzie chodzi? Zastanawia się, czy Emanuel się podniecił, mając ją tak blisko siebie? Tak jak zauważyła, że Johan się podniecał w lecie na błoniach? - Otóż wszystko dokonało się bardzo przyzwoicie. On by nigdy nie wykorzystał sytuacji, tego jestem pewna. Był bardzo miły i okazywał mi szacunek. - Gdyby Johan się o tym dowiedział, z pewnością byłby wściekły. - Tak, wiem. I właśnie to mnie przeraża. Ta banda, jak słyszałam, ma kontakty również w więzieniu. - Musisz być przygotowana na to, że ludzie zaczną gadać. - Najwyraźniej już zaczęli. Pani Albertsen stała na schodach i plotkowała z panią Evertsen, kiedy wróciłam do domu w przerwie obiadowej. Słyszałam, że mówią o mnie. - To Otto musiał im o wszystkim powiedzieć. Uważam, że z jego strony to świństwo. - No właśnie, zwłaszcza że tłumaczyłam mu, co się stało.

- On się w tobie podkochuje, wiedziałaś o tym? Elise machnęła ręką. - Otto zaczepia wszystkie dziewczyny. - Ale na ciebie się gapi. Nie rozumiesz, że jest zazdrosny? Dlatego będzie teraz rozpowiadał o nocnych wydarzeniach na prawo i lewo, będzie rozmawiał z każdym, kto zechce go słuchać. Elise milczała. Możliwe, że Hilda ma rację. - I pomyśleć, że to majster zapłacił za sanatorium matki - powiedziała, zmieniając temat. - Nie byłaś zaskoczona? - Owszem, byłam. Nigdy bym nie pomyślała, że wyda na nas tak dużo pieniędzy. - W końcu nie ma na kogo ich wydawać. Hilda zwróciła ku niej twarz. - Myślisz, Elise że on naprawdę jest we mnie zakochany? - Na to wygląda. Ale co z tobą? - Ja też go kocham. Wiem, że trudno ci to zrozumieć, bo ty masz przystojnego chłopaka, Johana. Ale majster jest dobry i miły, czuję się przy nim bezpieczna. Kiedy jestem z nim, niczego nie muszę się bać. Elise skinęła głową w mroku. Dobrze rozumiała siostrę, zarazem jednak jej nie rozumiała. Większość dziewczyn w ich wieku marzy p zakochaniu, o romansie i silnych uczuciach. - Chciałabym tylko, żeby on się z tobą ożenił - rzekła wymijająco. - Może i tak zrobi. Kiedy minie trochę czasu. - A co zamierzasz powiedzieć Valborg i innym dziewczynom, kiedy się domyśla, że oczekujesz dziecka? - Już im o tym powiedziałam. Elise gwałtownie przystanęła. - Powiedziałaś im o tym? - przestraszona wpatrywała się w siostrę, chociaż nie mogła widzieć jej twarzy. - Co im powiedziałaś? - No, że będę miała dziecko, ale nie mogę mówić, kim jest ojciec, dopóki nie będę miała pewności, że wszystko pójdzie dobrze. - One będą cię zadręczać, żeby się dowiedzieć. Poza tym same domyśla się wszystkiego, kiedy zauważą, że wciąż znikasz w przerwie obiadowej, ale z fabryki nie wychodzisz. - Tak było tylko dzisiaj. - Ale przecież mogą cię zauważyć, kiedy wieczorem przechodzisz przez most. - Dotychczas nikogo jeszcze nie spotkałam. Elise westchnęła przejęta. - Czy nie dość już mamy kłopotów, Hildo? Czy nie możesz być trochę bardziej

ostrożna, żebyśmy uniknęli więcej plotek i wstydu, niż i tak już na nas spadło? - Dzisiaj to akurat przez ciebie. - W głosie Hildy słyszała upór. - Poza tym oni wiedzą, że Johan został aresztowany, że jest podejrzany o kradzież. Szeptali o tym od wielu dni, tylko ty niczego nie widziałaś. Więc nie zwalaj teraz na mnie winy za to, że ludzie gadają. Dotarły do Andersengarden w milczeniu i jedna za drugą zaczęły wchodzić po schodach. Peder i Kristian odwrócili się gwałtownie, kiedy weszły do kuchni. - Gdzieście były? - Peder, nic nie rozumiejąc, patrzył to na Hildę, to na Elise. - Elise została dzisiaj w nocy zamknięta w komórce, a ja wyszłam bardzo wcześnie, żeby jej szukać - odparła Hilda krótko. - Zamknięta w komórce? - obaj chłopcy gapili się na Elise z jawnym przerażeniem w oczach. - Kto ją zamknął? I dlaczego to zrobili? - To była „Banda z Sagene” - odparła Elise zmęczona. Zaczynała mieć dosyć tego całego wyjaśniania. Bardzo krótko powiedziała im, co się stało. - Poczekaj, niech no ja ich złapię! - Peder ze złością zaciskał chłopięce pięści. Kristian zachichotał. - No to Peder spuści lanie całej bandzie. Tylko patrzcie, jakie on ma mięśnie! - Ciii, Kristian - wtrąciła się Elise. - Nie ma nic dziwnego w tym, że Peder się zdenerwował. - Czy to twój żołnierz zapłacił za naszą mamę, Elise? - Peder patrzył na nią z zaciekawieniem. - Nie. - Odwróciła się do rodzeństwa plecami i zaczęła dokładać drewna do pieca. - I nie nazywaj go „moim żołnierzem”. Bo po pierwsze on nie jest żołnierzem, a poza tym nie jest mój. Wystarczy już tych plotek, które są. Rozległo się pukanie do drzwi i pani Thoresen wsunęła głowę do środka. - Musiałam tylko zobaczyć, jak sobie radzicie. Ludzie gadają o napadzie, Elise. - Posłała dziewczynie taksujące spojrzenie. - Teraz wszystko jest znowu dobrze, pani Thoresen. Miałam straszną noc, ale cieszę się, że skończyło się na strachu, paru zadrapaniach i odmrożonych palcach u nóg. - Czy ty rozumiesz, skąd coś takiego mogło im przyjść do głowy? Przecież jesteś zaręczona z Johanem i w ogóle. Czy oni nie widzieli, kim jesteś? - Pewnie, że widzieli, i dlatego na nas napadli. Oni uważają, że to przeze mnie Johan i Lort - Anders zostali aresztowani. - Przez ciebie? - pani Thoresen gapiła się na nią z otwartymi ustami.

- Tak, ponieważ to ja znalazłam broszkę. - Elise spoglądała to na Hildę, to na Pedera, w końcu na Kristiana. Przecież jeszcze im nie opowiedziała o tej broszce, czas więc najwyższy, żeby to zrobić. W skrócie wyjaśniła, co się stało i co doprowadziło do aresztowa- nia Johana. Potem zwróciła się znowu do pani Thoresen: - Jeszcze się pani dowie różnych rzeczy, ale nie powinna pani wierzyć we wszystko, co mówią. To, co powiedziałam pani dzisiaj przed południem, to jest cała i pełna prawda. Pani Thoresen nerwowo załamywała ręce. - Teraz dzieje się tyle strasznych rzeczy - zawodziła cicho. - Naprawdę więcej niż biedny człowiek może pojąć. Odwróciła się w stronę drzwi. - No to idę do Anny. Chciałam się tylko dowiedzieć, czy nie ma nowych wiadomości. Gdy tylko sąsiadka wyszła za drzwi, Hilda posłała Elise wściekłe spojrzenie. - Ona z pewnością coś słyszała, a teraz przyszła się dowiedzieć, czy to prawda. Elise w zamyśleniu kiwała głową. - Spotkałam ją na schodach dzisiaj przed południem i opowiedziałam jej, co się stało. Niełatwo jest być panią Thoresen - dodała z westchnieniem. - Sama z Anną i całą odpowiedzialnością za dom. Poza tym ona naprawdę martwi się o Johana. - Elise zwróciła się do chłopców: - Mam wam do powiedzenia coś radosnego. Mama może nadal leżeć w sanatorium. Nie mogę jeszcze ujawnić, kto za nią płaci, chciałabym tylko wspomnieć, że możemy się cieszyć i być wdzięczni. Jest nadzieja, że mama wyzdrowieje. Peder uśmiechnął się. - Ja o tym wiem, ja wiem. I Elise, i Hilda patrzyły na niego przestraszone. - Wiesz? Chłopiec z dumą skinął głową. - To jest Bóg. Elise uśmiechnęła się z ulgą. Przez moment obawiała się, że po osiedlu krążą jeszcze jakieś inne plotki. - To prawda, Peder - potwierdziła teraz cicho. - Pan Bóg nas wysłuchał. - Nie ma żadnego Boga. - W głosie Kristiana brzmiał upór. Elise odwróciła się do niego gwałtownie. - Oczywiście, że Bóg istnieje. - Nie dla nas, tylko dla tych po drugiej stronie rzeki, Evert tak mówi. Elise milczała. Nie miała dzisiaj ochoty powiedzieć nic złego o Evercie. - Biedny

Evert - westchnęła tylko. Kiedy się najedli, lekcje zostały odrobione i naczynia pozmywane, Elise zwróciła się do siostry: - Jestem śmiertelnie zmęczona, myślę, że dziś wieczorem położę się razem z chłopcami. Czy ty też nie powinnaś iść spać? Bo i ty nie spałaś ostatniej nocy? Hilda potrząsnęła głową z tajemniczym wyrazem twarzy. - Idź i połóż się. Przyjdę, jak będę gotowa. Elise spała całą noc i obudziła się w środku dziwnego snu. Śniło jej się, że jest lato, słoneczna pogoda, a ona leży w zacienionej dolince na błoniach, razem z Johanem. Leżała mu na brzuchu. On miał nagi tors, piersi porośnięte ciemnymi włosami, Elise śmiała się i przytulała do nich policzek. Czuła, że ją łaskoczą. „Czuję, jak bije ci serce” - powiedziała. „Czy bije szybciej niż zwykle?” - zapytał Johan. „Nie wiem, jak szybko bije twoje serce zazwyczaj”. „No, nie tak szybko”. „Czy chcesz, żebym się położyła obok ciebie?” „Nie, chcę, żebyś leżała tak, jak leżysz. Później będę to pamiętał jako najlepszą noc w moim życiu”. Wtedy Elise odkryła, że to nie Johan, lecz Emanuel leży pod nią, i przestraszona chciała się zerwać, on jednak na to nie pozwolił. Walczyła rozpaczliwie, żeby się uwolnić, ogarnęła ją panika, szarpała się i biła, ale to nie pomagało, jakby była z nim związana. I właśnie wtedy się obudziła. Wstała z łóżka, boso pobiegła po lodowato zimnej podłodze do kuchni. Co to za idiotyczny sen. Jakby ona kiedykolwiek wyobrażała sobie siebie na błoniach razem z Emanuelem. Skąd się biorą takie sny? Nalała wody z wiadra do umywalki, zdjęła zniszczoną nocną koszulę i zaczęła się myć zdecydowanymi, gniewnymi ruchami. Po chwili do kuchni weszła Hilda, ziewając. - Co ci się tak dzisiaj śpieszy? Elise nie patrzyła na siostrę. - Tylu rzeczy nie zrobiłam wczoraj wieczorem. - Ale ja je zrobiłam. Nie widziałaś, że uprałam skarpety Pedera i Kristiana, wyszorowałam podłogę i połatałam twój sweter? - Z dumą i pełna oczekiwań patrzyła na siostrę. Elise zerknęła na skarpety, suszące się nad kuchnią, na wyszorowaną do białości podłogę, a potem na sweter, powieszony na kuchennym haczyku. - Hilda, jesteś aniołem. Zarzuciła siostrze ręce na szyję. - Uff, jakaś ty mokra! - Hilda wymknęła się z jej objęć, Elise wybuchnęła śmiechem.

Drzwi od izby się otworzyły i do kuchni wszedł Peder, wciąż jeszcze na pół śpiąc. - Co się dzieje? Dlaczego robicie tyle hałasu? - My tylko żartujemy. - Elise ochlapała go wodą. - Zarzuciłam Hildzie mokre ręce na szyję, jak chcesz, to ciebie też mogę uściskać. Chłopak umknął na bok. W tym samym momencie z izby wyszedł Kristian, nieco bardziej rozbudzony niż brat. - Miej się na baczności, Kristian, Elise kompletnie zwariowała. - Co się dzisiaj z wami dzieje? - Kristian spoglądał na nią spod oka. - Elise miała piękny sen. Zbudziła się pełna energii - tłumaczyła Hilda ze śmiechem. Elise odwróciła się od nich gwałtownie. Wspaniały sen, prychnęła w duchu. Mój sen był okropny. Jak rzadko kiedy zjedli śniadanie wszyscy czworo. Mieli teraz więcej czasu rano, skoro nie musieli przed wyjściem pomagać matce. Kristian był bardziej przytomny i w dodatku dużo bardziej rozmowny niż zwykle. Opowiadał o epizodzie, jaki poprzedniego dnia miał miejsce na lekcji norweskiego. - Okularnica cisnęła do pieca książeczkę Myszowatego o Indianach i spaliła ją. Chociaż Myszowaty nie zrobił nic złego. On nawet nie starał się czytać pod ławką. Elise zerknęła na brata. - Przecież wiecie, że nie wolno po kryjomu czytać takich książek w czasie lekcji. - Ale właśnie mówię, że on tego nie robił. Książka tam tylko leżała. - Z pewnością czytał ją przedtem. Peder przytakiwał z ożywieniem. - Tak, do diabła. Orle Oko wystrzelił pięćdziesiąt kul do Indian i wybił wszystkich. Elise spoglądała na niego zdumiona. - A ty skąd o tym wiesz? - Evert mi powiedział. - Teraz i Orle Oko, i tomahawki, i wszyscy Indianie się spalili. Ta przeklęta Okularnica. - Cicho bądź, Kristian! Nie wolno przeklinać. - To dlaczego nie krzyczysz na Pedera? On przecież powiedział „do diabła”. - Chciałam zwrócić mu uwagę, ale tak się zdziwiłam, bo pomyślałam, że Peder sam to czytał. Kristian roześmiał się szyderczo. - Peder miałby przeczytać książkę? On nie potrafiłby nawet wysylabizować słowa „tomahawk”.

- Cicho! - Hilda uderzyła ręką w stół. - Czy zawsze musicie się kłócić, jak tylko usiądziecie do stołu? Elise próbowała łagodzić temperamenty. - Cieszę się, bo mogę wam powiedzieć, że mama będzie leżeć w sanatorium z czystym sumieniem. - Elise wstała z miejsca. - Bądźcie grzeczni i wracajcie ze szkoły prosto do domu, chłopcy. I pamiętajcie, żeby nanosić drewna i wody. - Och, ale ty marudzisz. - Peder uśmiechał się łobuzersko. Elise potargała jego niesforne włosy. Hilda również wstała, szczelnie otuliła głowę i ramiona wełnianą chustką i obie z siostrą wyszły z kuchni, a potem zbiegły po schodach, by razem pójść do fabryki. - Myślę, że dzisiaj też przyjdę do domu w przerwie obiadowej, Hildo. Chciałabym porozmawiać z Anną, zanim zbyt wiele plotek do niej dotrze. Jeśli nawet pani Thoresen mi nie wierzy, to wiem, że Anna będzie po mojej stronie. Hilda skinęła głową. - Aż dziwne, jak one się od siebie różnią, chociaż to matka i córka. Na szczęście uniknęły po drodze spotkania z Valborg. Padał śnieg i mokry, lodowaty północny wiatr szarpał ich ubrania. Elise drżała i coraz szczelniej otulała się chustką. W tym gęstym śniegu od czasu do czasu migały jej jakieś inne ciemne postaci, kiedy mijały latarnie, poza tym było cicho i ciemno, tylko wodospad dudnił poniżej mostu, nawet on jednak był o tej porze spokojniejszy. Na rzece tworzył się lód, zbierał się w grubą krę przy brzegach. A tam, gdzie najgłębiej, ścinał rzekę grubą warstwą. - Mam nadzieję, że dzisiaj one będą gadać o czym innym. - Głęboko wciągnęła powietrze. - A nawet jeśli nie, to przecież jakoś to zniesiesz. Daj im się wygadać, sama nic nie mów, nie odpowiadaj. Szybko się znudzą i znajdą sobie inny obiekt do obgadywania. - Mam nadzieję. Ja sobie zawsze dam radę, nawet jeśli będę narażona na ludzkie gadanie, martwię się tylko o chłopców. Peder jest taki wrażliwy, a Kristian... - wzruszyła ramionami. - No przecież sama wiesz. Hilda skinęła głową. Zbliżyły się do bramy fabryki, za nimi szło wiele innych robotnic. - Wieczorem do domu też wrócimy razem, Elise. Przez chwilę Elise rozważała, czy mimo wszystko nie zostać w fabryce na przerwę obiadową. Świeży śnieg pokrył lód na drodze, nie miała ochoty jeszcze raz się przewrócić.

Poza tym na dworze panował przejmujący ziąb. Lepiej jednak było pójść do Anny teraz, przed południem, niż wieczorem, kiedy będzie bardzo zmęczona. Elise otuliła się więc chustką i ruszyła w drogę. Wokół siebie nie widziała nikogo, wszystkie robotnice zostały widocznie w hali. Może powinnam wstąpić również do Hermansena, to nie musiałabym chodzić do niego po ciemku. Szczerze mówiąc, trochę się go bała. Nie sądziła, że mógłby jej coś zrobić, ale mimo wszystko... W jego oczach było coś... coś niebezpiecznego. Elise skuliła się i przyśpieszyła kroku. Pani Evertsen najwyraźniej siedziała w domu przy tej kiepskiej pogodzie. Elise ucieszyła się, że nie będzie musiała z nią rozmawiać. Nie widziała też nigdzie pani Thoresen, pewnie i ona została w fabryce. W takim razie łatwiej jej będzie porozmawiać otwarcie z Anną. Wbiegła po schodach tak szybko, jak jej pozwalała boląca noga. W ostatnich dniach było już zresztą o wiele lepiej, wkrótce całkiem wyzdrowieje. Chciała ugotować ziemniaki i usmażyć rybę dla Pedera i Kristiana, minęło sporo czasu, odkąd jedli porządny obiad. Jeśli włoży jedzenie do kosza z sianem, to będzie ciepłe, kiedy bracia wrócą do domu. Chciała pośpiesznie otworzyć drzwi. W pewnym momencie zatrzymała się gwałtownie. Przed nią stanął Emanuel. Najwyraźniej czekał na nią na półpiętrze.

ROZDZIAŁ TRZECI Emanuel uśmiechał się. - Mam nadzieję, że to nie jest zbyt zuchwałe z mojej strony, że tutaj na ciebie czekam? Miałem jednak nadzieję, że wrócisz do domu w przerwie obiadowej. Elise milczała, nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Pragnęła, żeby sobie poszedł. - Rozmawiałem z kimś o tym Evercie. Jego przybrany ojciec nie może tak po prostu zabrać go ze szkoły. Zgodnie z „Prawem szkolnym dla miast i wsi z 1889 roku” wszystkie dzieci, które skończyły siedem lat, powinny chodzić do szkoły powszechnej. Elise skinęła głową. Jaki on urodziwy, kiedy tak przed nią stoi. Tak po chłopięcemu przejęty i tak zdumiewająco wolny od wszelkiego skrępowania, mimo że spędzili razem całą noc. I to otuleni jednym płaszczem, pomyślała Elise, nie mając odwagi dłużej na niego patrzeć. Otworzyła drzwi, zaprosiła go do kuchni i natychmiast zaczęła zwijać starą gazetę, ułożyła ją na palenisku, a na niej przygotowane drzazgi i kawałki drewna. Emanuel musiał zauważyć, że Elise nie jest bardzo zadowolona z jego wizyty. - Czy zrobiłem coś złego? Mogłem chyba czekać na ulicy, ale... - uniósł w górę ręce, jakby chciał ją przeprosić. - To naprawdę nie ma znaczenia. - Elise starała się nie odwracać głowy, miała wrażenie, że dla niego to ponowne spotkanie z nią też jest trudne. - Miałaś jakieś nieprzyjemności z powodu tego, co się stało? Skinęła głową, nie odwracając się. - Nocny stróż źle sobie tłumaczy całą sytuację, majster też był podejrzliwy. Dziewczyny gapią się na mnie z ciekawością. Największe plotkary chciałyby się dowiedzieć szczegółów. - Przykro mi to słyszeć. - Naprawdę w jego głosie odczuwała żal. - A ty? Jak tobie poszło? - Karolinę była zła i nie rozmawiała ze mną. Elise potarła zapałkę o pudełko i podłożyła płomień pod gazetę. Nareszcie odwróciła się do gościa. - Nie powiedziałeś jej, co się stało? Emanuel uśmiechnął się, nagle wydał jej się skrępowany. - Owszem, ale chyba nie powinienem był tego robić. Elise popatrzyła na niego pytająco.

- Zapytała, jak zniosłaś tę noc, bo byłaś przecież tak lekko ubrana, a ja odpowiedziałem prawdę, że musiałem cię otulić swoim płaszczem. Ona to źle zrozumiała, myślała, że oddałem ci płaszcz, i przeraziła się, że sam zmarzłem i zachoruję na zapalenie płuc. Uważałem, że mam obowiązek wyjaśnić jej wszystko do końca, ale ona zdenerwowała się i oskarżyła mnie o nieprzyzwoite zachowanie. Poskarżyła się matce, która chciała mnie wyrzucić, ale przyszedł ojciec Karolinę i poprosił o wyjaśnienia. Powiedziałem mu więc, co się stało, a on nakrzyczał na córkę. Teraz Emanuel mówił bardzo poważnie. - Przykro mi, że miałaś nieprzyjemności, Elise. Jeśli chcesz, to mogę porozmawiać z majstrem. Potrząsnęła przecząco głową. - To nie jest konieczne, on mi w końcu uwierzył. Przez chwilę milczeli. Emanuel kręcił się niespokojnie, najwyraźniej źle się tutaj czuł. - Widzę, że coś się stało. Czy ty jesteś na mnie zła dlatego, że trzymałem cię pod rękę, kiedy spotkaliśmy tamtych łobuzów? Elise znowu potrząsnęła głową. - Zrobiłeś tak, żeby mi pomóc, w przeciwnym razie bym upadła. Emanuel przytaknął. - Jest mi tylko przykro z powodu tych wszystkich plotek - W jej głosie słychać było rozgorączkowanie, którego wolałaby nie okazywać. - Ludzie zawsze będą gadać za plecami swoich bliźnich, a teraz nasza rodzina stała się najważniejszym tematem przy wszystkich spotkaniach. Johan jest aresztowany, podejrzewają go o kradzież. Matka jest w sanatorium, chociaż nie mamy pieniędzy. Hilda spodziewa się dziecka i wszyscy zastanawiają się, kim też może być ojciec. A w dodatku spędziłam noc w komórce razem z oficerem Armii Zba- wienia. Nic dziwnego, że ludzi pali ciekawość. Emanuel stal w milczeniu i patrzył na nią. - Z tobą jest najwyraźniej o wiele gorzej niż ze mną - wykrztusił na koniec. - A czy zazwyczaj tak właśnie nie bywa? Przecież zawsze takie sprawy gorzej się kończą dla dziewczyny. - Spoglądała na niego wyzywająco. Emanuel spuścił wzrok. - Chyba masz rację. Elise wyjęła ziemniaki i zaczęła je obierać. - Mógłbym ci w czymś pomóc? - Nie, dziękuję.

- A czy dowiedziałaś się już, kto płaci za sanatorium twojej matki? - Dowiedziałam się. Przez chwilę znowu stał w milczeniu, potem wolno ruszył ku drzwiom. - Chyba najlepiej będzie, jak sobie pójdę. - Tak, tak myślę. - Przyjdziesz do Świątyni w przyszły poniedziałek? - Nie, nie sądzę. - Elise? - mówił cicho, pytająco. - Słucham, o co chodzi? - Elise unikała jego wzroku. - Ostatnie, czego bym sobie życzył, to sprowadzić na ciebie więcej kłopotów, niż i tak już masz. - Wiem o tym. Usłyszała, że Emanuel ciężko westchnął. - W takim razie do widzenia. Gdybyś potrzebowała pomocy, to wiesz, gdzie mnie szukać. Elise skinęła głową. Kiedy usłyszała, że drzwi się za nim zamknęły, podeszła do kuchennego okna i wyglądała na dwór, ale nic nie widziała. - Dlaczego wszystko musi być takie trudne? - pytała sama siebie pod nosem. Kiedy ziemniaki były miękkie, a ryba usmażona, minęła już większa część przerwy obiadowej. Elise pośpiesznie zapakowała gorące jedzenie do koszyka wypełnionego sianem, napisała kartkę do braci i opuściła kuchnię, w której jeszcze ogień w piecu nie wygasł. Chyba nie wyziębi się za bardzo, zanim chłopcy wrócą ze szkoły, myślała. Pani Thoresen nie było w domu i twarz Anny rozjaśniła się na widok przyjaciółki. - Elise! Miałam naprawdę nadzieję, że znajdziesz chwilkę czasu, żeby do mnie wstąpić. Była tutaj pani Evertsen i mówiła, że masz gościa. Rany boskie, pomyślała Elise ze złością. Głośno jednak powiedziała: - Chłopcy już tak dawno nie jedli porządnego obiadu, więc ugotowałam ziemniaki i usmażyłam dla nich rybę. Anna uśmiechnęła się, w jej szczerym spojrzeniu nie było ani cienia podejrzenia czy krytyki. - No to teraz siadaj i powiedz mi o wszystkim. Elise usiadła na krawędzi łóżka i opowiadała, co się stało, i o wizycie w sanatorium, i o jej odwiedzinach u Emanuela Ringstada, a także o tym, co ich spotkało w drodze do domu.

Anna leżała spokojnie, wytrzeszczając oczy, i słuchała z uwagą. - Jakaś ty biedna, Elise - westchnęła, gdy Elise umilkła. - Czy nigdy nie będzie końca nieszczęściom, które na ciebie spadają? Najpierw twoja mama dostała suchot, potem umarł ci ojciec, a teraz Johan siedzi w więzieniu. - Oczy jej zwilgotniały. - Czy ty myślisz, Elise, że oni go wypuszczą? - Nie mam pojęcia. Jedyne, co wiem, to że Johan jest przyzwoitym człowiekiem. Jeśli zrobił coś złego, to musiał mieć do tego powody. - Co chcesz przez to powiedzieć? Nagle Elise zdała sobie sprawę z tego, co chciała rzec. Nie powinna pozwolić, aby Annę męczyło poczucie winy. Przecież Johan być może dopuścił się kradzieży, by zdobyć pieniądze na jej lekarstwa. - Cóż, znasz Johana. On, jak to powiedział wasz wuj, nie byłby w stanie zabić nawet muchy. Jeśli zrobił coś niezgodnego z prawem, to musiał być przekonany, że prawo jest niesprawiedliwe. - Uniosła w górę ramiona, sama słyszała, jak głupio brzmią jej słowa. - Wierzę, że wróci do domu. - Anna patrzyła na nią ufnym wzrokiem. - Kiedy tamci zobaczą, jakim dobrym człowiekiem jest Johan, jestem pewna, że go uwolnią. Nie możesz mu tylko powiedzieć, że spędziłaś noc z kimś z Armii Zbawienia - dodała, śmiejąc się wesoło. - Johan jest zazdrosny. Elise uśmiechnęła się. - Wiem o tym. - Czy to ten oficer był u ciebie przed chwilą? Z wielką irytacją Elise poczuła, że się czerwieni. - Tak, przyszedł, żeby mi przekazać pewną wiadomość. Mówiłam mu, że Hermansen nie pozwala Evertowi chodzić do szkoły, a Emanuel twierdzi, że nie wolno mu tego robić. W prawie szkolnym napisano, że wszystkie dzieci od siódmego roku życia mają chodzić do szkoły powszechnej. - Bądź ostrożna, Elise. - Nic nie wskazywało na to, że Anna jej słucha”. - Plotka to groźny przeciwnik. Ona żyje własnym życiem. Pani Evertsen wspomniała o czymś, co mnie bardzo się nie spodobało. Wzięłam cię w obronę, wygląda jednak na to, że ona nie chce mnie słuchać. Elise skinęła głową. - Tak, wiem. Kiedy wczoraj przed południem schodziłam po schodach, stała i plotkowała z panią Albertsen. Usłyszałam swoje imię i przystanęłam. Mnie też nie podobało się to, co usłyszałam.

- A wyjaśniłaś jej, co się właściwie stało? - Owszem, ale wiesz, jak to jest. Jeżeli one z góry zdecydowały się wierzyć w coś, co pachnie skandalem, to będą w to wierzyć. - Powinnaś, moim zdaniem, mieć z nimi jak najmniej do czynienia. Elise skinęła głową. - Zachowałam się wobec Emanuela nieuprzejmie, dałam mu do zrozumienia, że nie chcę z nim rozmawiać. Widziałam, że go to dotknęło, przecież nie zrobił nic innego, tylko nam pomagał. Hilda i Peder dostali zimowe buty od Armii Zbawienia, które dla nas zdobył, Peder dostał ubranie, a samarytanka przynosiła jedzenie naszej mamie. - Czy to oni znaleźli miejsce dla mamy w sanatorium? - Nie. To zrobił ktoś inny. Człowiek, który interesuje się Hildą, musisz mi jednak obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. Anna z powagą skinęła głową. - Obiecuję. - Patrzyła na Elise z zaciekawieniem. - Ten człowiek musi mieć dużo pieniędzy, jeśli stać go na opłacanie sanatorium. Elise skinęła głową, ale już się nie odezwała. Podniosła się z miejsca. - Teraz muszę iść, przerwa obiadowa zaraz się skończy. - Miło było cię zobaczyć. Nie przejmuj się plotkarami, Elise. Udawaj, że nic cię to nie obchodzi, bądź sobą. One wkrótce znajdą sobie kogoś innego do obgadywania. Elise kiwnęła jej głową z uśmiechem. - Ja się wcale tym nie przejmuję. Kiedy jednak wyszła znowu w śnieżną zadymkę, wiedziała, że to nieprawda. Bardzo ją bolały te wszystkie podejrzenia, te ukradkowe spojrzenia, nie mogła znieść, że ludzie szepczą za jej plecami, i bała się tego, co plotki mogą spowodować, zwłaszcza w odniesieniu do Pedera i Kristiana. Myśli Elise znowu skierowały się do Emanuela. Na pewno nie było tak, że nie chciałaby go więcej widywać. On świetnie zrozumiał, co miała na myśli, odpowiadając mu półsłówkami i niechętnie, ale jest zbyt delikatny i pełen szacunku, by się tym nie przej- mować. Teraz, kiedy samarytanka nie musi już ich odwiedzać, a ona sama nie chce chodzić do Świątyni, mogą stracić kontakt. Nie czuła ulgi. Na myśl o tym robiło jej się smutno. Właściwie przed tą nocą spędzoną w komórce prawie go nie znała. Był dla niej miły, a ona miała nadzieję, że okazuje mu wdzięczność, Emanuel musi jednak rozumieć, że po tym, co się stało, nie powinni się widywać.

A to dlaczego? - odezwał się w jej duszy jakiś inny głos. Nie zrobiliśmy przecież nic złego. Zresztą ani on, ani ja o niczym takim nie myśleliśmy. On poświęcił swoje życie powołaniu i sam mówi, że przez to zrezygnował z tego rodzaju uczuć. Jest więc tylko przyjacielem. Emanuel nie stanowi żadnego zagrożenia dla ciebie i Johana, jest dobrym człowiekiem, który pragnie pomagać każdemu, kto tego potrzebuje. Poczuła, że płacz dławi ją w gardle. Żeby tylko Johan o tym wiedział. - Co też cię podkusiło, żeby postępować wbrew prawu, Johan - szeptała oskarżycielsko, przedzierając się przez śnieżycę. - Powinieneś był wiedzieć, że przestępstwo zostanie odkryte, a ciebie złapią. Gdyby chociaż mogła z nim porozmawiać, zmusić, by własnymi słowami wyjaśnił jej, dlaczego to zrobił, co nim kierowało. Gdyby tylko mogła zarzucić mu ręce na szyję i wypłakać cały żal razem z nim. Powiedzieć mu, że była na posterunku policji i zeznała, że to ona znalazła broszkę. Nie ma pewności, czy policjanci mu o tym powiedzieli. Może oczekuje, że Elise go oczyści. Wkrótce rozpocznie się proces i jeśli Johan zostanie skazany, to znajdzie się pośród „niewolników w Akershus”. Zakują mu nogi w kajdany, będzie czyścił wychodki... Johan, który jest taki porządny i czysty. Będzie siedział w maleńkiej celi, nie mogąc rozmawiać z innymi ludźmi. To może go załamać. Odepchnęła od siebie złe myśli, bo czuła, że tego nie wytrzyma. Pomyślała natomiast o Evercie. Jutro podczas przerwy obiadowej pójdzie do Hermansena, żeby mu powiedzieć o obrazku z gazety i o tym, co twierdzi Emanuel. Musi mu się postawić, udawać, że wie więcej, niż w istocie ma to miejsce, przestraszyć go. Nie powinna wyjawić, kto jej powiedział o szkolnym prawie, tylko dawać do zrozumienia, że otrzymała tę informację od ludzi wysoko postawionych. I żeby nie wiem jak bała się Hermansena, to winna jest Evertowi tę przysługę. Zresztą obiecała mu. Następnego ranka obudziło ją wycie wiatru, słyszała, że śnieg spływa ciężkimi kroplami z dachu. Pogoda musiała się zmienić. W ogóle zima jest nienaturalna, nawet w gazetach o tym piszą. Wczoraj była zadymka i mróz, a dzisiaj odwilż i ciepły wiatr. To ostrzeżenie, że może się wydarzyć coś złego, pisano w gazecie. Myśli Elise powędrowały teraz do Agnes. Nie widziała jej od tamtego razu, kiedy w sobotę wieczorem poszli z Johanem do „Perły”, może powinna ją odwiedzić któregoś dnia? Teraz, kiedy mama jest w sanatorium, a Johan siedzi w więzieniu, Elise nareszcie miała trochę czasu dla siebie. Stęskniła się za Agnes. Tęskniła nawet za interesującymi rozmowami z jej ojcem, który był zaangażowany w ruch robotników i znał się na tylu sprawach. Zanim jednak zrobi cokolwiek innego, powinna pójść do Hermansena. Postarała się opuścić fabrykę, gdy tylko ogłoszono przerwę obiadową. Przed