Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 116 497
  • Obserwuję513
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań682 741

Ingulstad Frid - Saga Wiatr nadziei 04 - Nadzieja

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :730.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr nadziei 04 - Nadzieja.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 154 stron)

FRID INGULSTAD NADZIEJA Saga Wiatr Nadziei część 4

ROZDZIAŁ PIERWSZY Kristiania, kwiecień 1905 Elise wlokła się do domu w ciemnościach. Bolało ją wszystko, ale najbardziej okolice podbrzusza. Niewiele widziała przez łzy, z trudem łapała oddech, dławiona strachem. Jakaś ciepła, wilgotna i obrzydliwa maź przykleiła jej majtki i pończochy do skóry. Elise wolała nie zastanawiać się, co to może być. Głowa jej pękała, bolały ją ramiona i nogi. Wiła się jak wąż, próbowała go uderzyć, ugryzła go w brodę, walczyła zaciekle, ale bez powodzenia. Gdy ten zamaskowany przez ciemności potwór dostał się tam, gdzie chciał, przeszył ją gwałtowny ból, jakby jakiś ostry nóż rozciął jej pochwę. Krzyknęła i zaczęła wzywać pomocy, ale jej usta zasłoniła brudna pięść. Gdy tylko napastnik skończył, zerwał się na równe nogi i zniknął między drzewami, Elise zaś leżała, jakby straciła przytomność. Nie miała wątpliwości, kto to był, choć zaatakował ją od tyłu i uderzył jej głową o ziemię, zanim zdołał obrócić jej ciało. Gwiazdy zawirowały jej przed oczami i na chwilę straciła świadomość. Gdy otworzyła oczy, poczuła ostry odór alkoholu i jakieś wilgotne, wstrętne wargi, które przylepiły się do jej ust, nim zdążyła odwrócić głowę i krzyknąć. Przez chwilę widziała jednak jego twarz i była pewna, że to jeden z dwóch mężczyzn, którzy szli z Gustavem do miasta. Elise przypuszczała, że ten człowiek należy do gangu Lorta - Andersa. Gdy usłyszał jej imię, od razu zareagował. Na pewno dostał rozkaz, by jej nie oszczędzać, jeśli ją gdzieś spotka. Znów zaszlochała rozpaczliwie i wlokła się dalej, choć nie miała pojęcia, gdzie jest. Słyszała nieopodal rzekę, ogromną i spienioną, wiatr przynosił wilgotne powietrze aż tutaj. Na nowo ogarnęło ją przerażenie. Czy on naprawdę już sobie poszedł, czy gdzieś się ukrył? Może przeraził się tego, co zrobił, i postanowił to ukryć, popełniając jeszcze jedno prze- stępstwo? I gdzie jest ten drugi mężczyzna? Też gdzieś niedaleko? Elise starała się przyśpieszyć kroku, ale ból jej na to nie pozwolił. Wyszła wreszcie z zagajnika, ale nie poprawiło jej to samopoczucia. Nocny mrok spowił już wszystkie domy, z nielicznych okien sączyło się nikłe światło. Ludzie przygotowywali się do snu, na dworze zostali tylko ci, którzy stronią od dziennego światła. W tej okolicy mieszkało wielu żebraków i złodziei, którzy po wielu latach grzesznego życia nie bali się zapewne coraz cięższych przestępstw.

Jak mogła wybrać tę drogę, powinna była przewidzieć, że nie zdąży wrócić do domu przed zmrokiem. Gdy zaszło słońce, zrobiło się nagle znacznie chłodniej. Zimne powietrze napływające znad rzeki mieszało się z przenikliwym wiatrem z północy, chłód przedzierał się przez warstwy jej ubrań, a ta obrzydliwa maź pod bielizną zmroziła ją coraz bardziej. Powiewy wiatru wślizgiwały się pod szal i pod bluzkę, Elise drżała na całym ciele. Nie była jednak pewna, czy drży z powodu wiatru, czy też z powodu tego, co właśnie przeżyła. Nie chciała nawet myśleć o tym, co się wydarzyło. Nie miała odwagi. Gdy tylko prawda wypływała na powierzchnię jej świadomości, Elise odpychała ją od siebie. Nie chciała, nie miała siły, nie mała odwagi spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Na szczęście przeżyła. Mógł ją przecież zabić. Stopniowo jednak docierała do niej prawda. Co powie Johan? Czy jej uwierzy? A może uzna to za powód potwierdzający plotki, że coś ją łączy z Emanuelem? Jej ciało przeszył gwałtowny dreszcz. Wybuchła płaczem i zakryła usta dłonią, żeby go zagłuszyć. Nie może przecież żyć z taką hańbą. Nie jest już nietkniętą narzeczoną Johana, Johan ją znie- nawidzi, odwróci się od niej z odrazą. Dotarła już do tkalni płótna żaglowego, była blisko domu. Co powie Pederowi i Kristianowi? Na pewno niecierpliwią się, zastanawiają się, dlaczego tak długo jej nie ma. Mogłaby opowiedzieć o tym Hildzie, ale na pewno nie chłopcom. Dość mają kłopotów, wychowują się przecież bez ojca, mają matkę w sanatorium. Nie wspominając już o plotkach, które krążą na temat Hildy i jej ciąży, o oficerze Armii Zbawienia, który ich faworyzuje ku zazdrości innych, i o tym, jak Peder boi się starszych kolegów ze szkoły. Nie, Elise nie może dostarczyć im kolejnego powodu do strachu i do wstydu. Będzie musiała wytrwać z tą wilgotną i odrażającą mazią, póki chłopcy nie położą się spać. Dopiero gdy zostanie sama w kuchni, będzie mogła zdjąć te wstrętne ubrania, wyszorować się do czysta, wrzucić wszystko do wiadra, zalać amoniakiem i prać tak długo, aż znikną wszystkie ślady. - Dobry Boże. - Usłyszała swe własne półgłośne jęknięcie. Nie mogła pojąć, jak do tego doszło, jak mogła być tak głupia, żeby wybrać tę drogę. - Ty świnio! - Krzyknęła, wybuchając płaczem. Co za diabelski potwór. Zasłużył sobie na piekło. Oby zapadł na suchoty. Oby się poślizgnął i wpadł do wodospadu. Gdy Johan wreszcie wyjdzie, powinien go zbić do nieprzytomności. Sprawić mu ból podobny choć trochę do tego, który teraz czuje Elise. Wściekłość przeszła w rozpaczliwy szloch. Co w niej jest takiego, że przydarza się jej

nieszczęście za nieszczęściem? Gdzie jest Bóg, dlaczego na to pozwala? Czyżby nie widział, jak wiele wycierpiała w ciągu minionych miesięcy? Czyżby nie wiedział, że opiekuje się matką, pomaga chłopcom, dochowuje wierności Johanowi i wspiera Annę? Czyżby nie zauważył, że jest porządną dziewczyną, która nie ma żadnych złych zamiarów? Tyle dziewcząt lekkich obyczajów włóczy się przecież po Vaterlandzie, szukając łatwego zarobku, pieniędzy na stroje i rozrywki. Nie brakuje też mężczyzn, którzy ciągle przepijają to, z czego powinny żyć ich rodziny. A ile jest robotnic podobnych do Agnes, które wabią mężczyzn do łóżka, żeby przeżyć kilka upojnych chwil. Bóg nie karze ich za to chorobą i lękiem. Ona zaś nie zrobiła nigdy w życiu nic złego, jeśli nie liczyć paru złośliwości w stosunku do Agnes, gniewu na panią Evertsen i wściekłości na Hildę, która ją od czasu do czasu nachodziła. Nawiedziły ją wprawdzie grzeszne myśli wtedy, gdy była zamknięta w komórce z Emanuelem, ale przezwyciężyła to i poprosiła Emanuela, by trzymał się od niej z daleka. Dlaczego Bóg pozwolił, by stało się coś tak strasznego, skoro nie należała do tych najgorszych? Dotarła wreszcie do Andersengarden. Otarła oczy rękawem, wyprostowała się i bezskutecznie próbowała zagłuszyć bolesne myśli. Zatrzymała się w połowie schodów. Ból rozsadzał jej podbrzusze, cierpiała przy każdym kroku. Wilgotne, szorstkie pończochy drażniły jej skórę. Piekły ją uda. Najgorszy jednak był ból wewnętrzny. Przez chwilę chciała obrócić się na pięcie, uciec, pobiec na most i zrobić to samo co ojciec. Takie życie jest nie do zniesienia. Ale na myśl o Pederze, Kristianie i Hildzie zagryzła zęby, wygładziła ubranie i poszła dalej. Matka czuje się znacznie lepiej, lecz jeśli się dowie, co spotkało jej córkę, może znów podupaść na zdrowiu. I co pocznie Hilda, gdy już urodzi i zostanie sama z noworodkiem, płaczliwym Pederem i zamkniętym w sobie Kristianem? Nie, Elise nie mogła ich opuścić. Zorientowała się, że siedzą w kuchni, nim dotarła na drugie piętro. Spróbowała raz jeszcze opanować się, wzięła głęboki oddech, uniosła brodę i przeszła kilka ostatnich metrów pewnym krokiem. Cała trójka spojrzała na nią, gdy tylko stanęła w drzwiach. - Nareszcie. - Hilda odetchnęła z ulgą. - Tak długo cię nie było. - W głosie dziewczyny słychać było nutę oskarżenia. W tym samym momencie Hilda spostrzegła wygląd siostry. - Co się stało? - Przewróciłam się. Chciałam skrócić sobie drogę i poszłam wschodnim brzegiem rzeki. Nagle się ściemniło, poślizgnęłam się i skręciłam nogę. - Gdzie jest twój szal?

- . Zgubiłam szal, gdy się przewróciłam. Potem nie mogłam go znaleźć. Pójdę tam jutro podczas porannej przerwy i poszukam. Peder i Kristian siedzieli cicho i śledzili siostrę wzrokiem. Peder ze współczuciem, Kristian z pogardą. - Czemu byłaś taka głupia? Wiesz przecież, jak jest po tamtej stronie. Elise chciała zagrzać sobie trochę mleka, ale nie miała odwagi odwrócić się do nich plecami. Co będzie, jeśli widać plamę na spódnicy? - Chyba wkrótce powinniście pójść spać? - Spojrzała surowo na braci. - Spać? Jeszcze nie jest tak późno. - Jutro idziecie do szkoły. A poza tym i tak się obudzicie, gdy obie z Hildą będziemy wychodzić o piątej. - Jak poszło? - Hilda spojrzała w napięciu na siostrę. - Oddałaś list? Elise pokiwała głową. Wydawało jej się, że to było tak dawno, już prawie o tym zapomniała. - Oddałaś list Johanowi? - Oczy Pedera rozbłysły ciekawością. - Tak. Jakiś miły człowiek w mundurze wziął list i obiecał, że go dostarczy. - Miły człowiek? Strażnik? - Peder spojrzała na nią ze zdumieniem. - Może być przecież miły, chociaż ma głupią pracę - wtrąciła Hilda. - To się Johan ucieszy. - Peder uśmiechnął się od ucha do ucha. - Czemu stoisz i się gapisz? - Kristian spojrzał na siostrę badawczo. - Nie gapię się. Stoję i czekam, aż mnie posłuchacie. Wczoraj położyliście się za późno. Zaśpicie, jeśli dziś nie będziecie w łóżkach wcześniej. Chłopcy podnieśli się z niechęcią. Gdy tylko chłopcy położyli się spać, Hilda odwróciła się do siostry. - Powiedz, co się stało - spytała cicho, patrząc na Elise z zaniepokojeniem. Łzy stanęły w oczach Elise. - Stało się coś strasznego, gdy wracałam do domu. Zostałam napadnięta. - Co takiego? - Hilda patrzyła na nią z niedowierzaniem. - Usłyszałam, że ktoś za mną idzie, i zaczęłam biec. Nagle ktoś rzucił się na mnie. - Elise załkała. - Hilda, nie wolno ci o tym nikomu mówić. Myślę, że ... On... On mnie... - Elise nie mogła już dłużej nad sobą panować, opadła na taboret, położyła się na kuchennym stole i płacz zaczął wstrząsać jej ciałem. Bezgłośny płacz, jakby nie umiała już wydać z siebie dźwięku. Hilda w pierwszej chwili zamarła bez ruchu, ale potem podeszła do siostry i pogłaskała ją niezgrabnie po plecach.

- Nikomu nic nie powiem, Elise. Mogę ci jakoś pomóc? Co... jak... Elise przez pewien czas nie mogła wykrztusić nawet słowa. Potem podniosła się, drżąc od szlochu. - Jestem cała przemoczona. - Dotknęła dłonią spódnicy z tyłu, a gdy wyciągnęła rękę przed siebie, były na niej ślady tego, co przeszła, lepka maź i krew. Elise wybuchła płaczem i zaczęła zdzierać z siebie ubranie. Hilda postawiła na piecu garnek z wodą, znalazła wiadro i amoniak. Gdy woda była już ciepła, Hilda wlała ją do miednicy i zaniosła siostrze. Nie padło ani jedno słowo. Gdy Elise rozebrała się już od pasa w dół, zerknęła nerwowo na drzwi do pokoju. - Pilnuj, żeby nie wszedł tu Peder ani Kristian. Hilda pokiwała głową. - Zazwyczaj od razu zasypiają. Gdy Elise szorowała swoje ciało gwałtownymi, nerwowymi ruchami, Hilda wrzuciła ubranie siostry do wiadra. Elise spojrzała na nią i spostrzegła, że po policzkach Hildy płyną łzy i wpadają prosto do wiadra. - Świnia - łkała dziewczyna. Jej głos podniósł się do krzyku. - Diabelski pomiot. Gówniana świnia. Łajdak. Niech go diabli porwą. - Hilda! - przerwała jej Elise z przerażeniem. - Nie wolno ci tak strasznie przeklinać. Hilda rzuciła jej buntownicze spojrzenie. - To ty powinnaś go przekląć. Masz powody. Elise zauważyła, że wybuch wściekłości Hildy stłumił jej własny gniew. - Mogłabyś wejść do pokoju i przynieść mi koszulę nocną? Hilda wślizgnęła się cichutko do pokoju i wkrótce Elise siedziała przy stole w czystej koszuli nocnej, pijąc ciepłe mleko z syropem, podczas gdy jej siostra rozwieszała wyprane pończochy i spódnicę nad pie- cem. - Cieszę się, że cię mam, Hildo. Dobra z ciebie siostra. Hilda zarumieniła się, bo nie przywykła do pochwał. Po chwili wahania zdobyła się na odwagę, by zapytać: - Wiesz, kto to był? Elise zacisnęła usta i pokiwała głową. - Jestem pewna, że to był jeden z ludzi Lorta - Andersa. Hilda spojrzała na nią ze zdumieniem. - To on nie wie, że jesteś zaręczona z Johanem? - Wie. To właśnie dlatego. Robią wszystko, żeby się zemścić. - To Lort - Anders będzie się chciał też zemścić na Johanie? Elise spojrzała na siostrę.

- O tym nie pomyślałam. Lort - Anders dostał dwanaście lat, bo miał już na sumieniu inne kradzieże. Johan dostał cztery lata, bo zrobił to pierwszy raz. Ludzie Lorta - Andersa uważają, że oboje z Johanem w pewien sposób zawiniliśmy. Johan dlatego, że zgubił broszkę, a ja dlatego, że dałam ją Johanowi, gdy ją znalazłam. - W takim razie Lort - Anders musi być wściekły na Johana. Elise zadrżała ze strachu. - Na szczęście Johan siedzi w izolatce. Hilda podeszła do stołu i usiadła. Przez chwilę obie milczały. Elise znów zaczęło się zbierać na płacz, nie mogła powstrzymać łez, które płynęły bez końca. - Nie przejmuj się tak, Elise. - Oczy Hildy przepełniał ból. - Nie ty jedna przestałaś być dziewicą. Do tej pory byłaś jedną z niewielu nietkniętych. Elise jeszcze bardziej się rozpłakała. Może właśnie dlatego Johan tak mnie kochał, pomyślała. Chciał mieć nietkniętą pannę młodą. Hilda jakby czytała jej w myślach. - Johan na pewno nic nie powie, wie dobrze, jak wygląda życie tu, nad rzeką. A poza tym wyjdzie dopiero za cztery lata, do tej pory zdążysz o wszystkim zapomnieć. A w każdym razie odsuniesz to od siebie. Jestem przekonana, że będzie chciał cię pomścić. Gdy tylko dopadnie tego drania, sprawi mu manto. Johan jest silny. Ta świnia będzie go na kolanach błagać o pomoc i może już nigdy nie będzie wyglądać tak jak przedtem. A już na pewno nie pojawi się tu w Sagene. Elise słuchała jej tylko jednym uchem. Słowa siostry nie przyniosły jej pocieszenia. Na początku ją także ogarnęła wściekłość, ale gniew już minął. Został po nim tylko tępy ból w piersiach. - Chyba już się położę - mruknęła i podniosła się z trudem. Skrzywiła się z bólu. Najgorsze było to, że wciąż czuła tego potwora w środku swego ciała. Jak zdołam dotrzeć jutro do fabryki i udawać, że nic się nie stało? - pomyślała. Wszyscy zauważą, że coś jest nie tak.

ROZDZIAŁ DRUGI Elise niewiele spala tej nocy, prześladowały ją wciąż straszne myśli, bolało ją całe ciało. Gdy została w kuchni sama z Pederem i Kristianem, obiecała, że da im po dziesięć ore, jeśli po lekcjach pójdą do zagajnika poszukać jej szala i apaszki. Na myśl o tym, że miałaby tam pójść sama, robiło jej się słabo ze strachu. Nie zdobyła się jeszcze na to, by powiedzieć Hildzie, że pożyczyła jej najlepszą apaszkę, i bała się ogromnie, że ktoś znajdzie zgubione rzeczy. Zarówno wstążka, jak i szal były wiele warte, w każdym razie dla kogoś, kogo nie stać na omastę o chleba. Hilda zaproponowała, że przyjdzie do domu w czasie przerwy obiadowej. Ktoś powinien zrobić zakupy, bo w szafce nie było już nic do jedzenia, a chłopcy muszą coś przekąsić, gdy przyjdą do domu. Gdy Elise szła do fabryki i gdy wchodziła do fabrycznej hali, wydawało jej się, że wiele dziewcząt patrzy na nią z zaciekawieniem. Tłumaczyła sobie, że powodem tych spojrzeń są zapewne plotki na temat jej i Emanuela. Chyba nikt, patrząc na nią, nie zorientuje się, co się naprawdę wydarzyło? Nie odczuwała bólu już tak dotkliwie, w każdym razie nie w okolicy podbrzusza. Ale nieprzyjemny ucisk w piersiach nie ustępował. To ją wystarczająco przygnębiało. Poza tym miała obolały kark i ramiona po upadku na twardą ziemię, aż dziw, że nie wyskoczył jej żaden guz ani siniak. Zapewne zdążyła instynktownie unieść twarz, upadając. Dzień wlókł się bez końca. Elise od czasu do czasu robiło się słabo. Obawiała się nawet, że znowu rozkłada ją choroba. A przecież nie mogła sobie na to pozwolić. Tym razem nadzorca nie okazałby jej zapewne tyle zrozumienia. Gdy dzień pracy dobiegł wreszcie końca, podeszła do niej Hilda i zaproponowała, że pójdą razem do domu. Elise często posądzała siostrę o egoizm i brak troskliwości, ale w trudnej sytuacji Hilda pokazywała się z innej, lepszej strony. Przeszły już przez most Beierbrua i zmierzały w stronę Andersengarden, gdy Hilda nagle powiedziała: - Może będziesz na mnie zła, Elise, ale opowiedziałam o wszystkim kapitanowi Ringstadowi. Spotkałam go na schodach. Był u Anny. Elise zatrzymała się gwałtownie. - Chyba nie mówisz poważnie?

Na twarzy Hildy pojawił się dobrze znany wyraz buntu. - Nie możesz przejść nad tym do porządku. Coś z tym trzeba zrobić. Przecież zostałaś zgwałcona. - Zrobić coś? Mój Boże, co Emanuel może z tym zrobić? - Poczuła piekący rumieniec na twarzy. Co za wstyd. Emanuel dowiedział się, że została zgwałcona. Emanuel, który był w niej zakochany. Elise spiorunowała siostrę wzrokiem. - Nieładnie się zachowałaś. Doniosłaś na mnie. A obiecałaś, że nic nie powiesz. Hilda rzuciła jej gniewne spojrzenie. - Nie doniosłam. Poprosiłam o pomoc. Ze względu na ciebie. Elise westchnęła zrezygnowana. - Ale co Emanuel może z tym zrobić, Hildo? Policja nic nie pomoże, powiedzą tylko, że sama jestem sobie winna, że go sprowokowałam. Zaczną podejrzewać, że jestem taka. - No właśnie. A Emanuel cię zna i wie, że mówisz prawdę. Elise znowu westchnęła. Potem odwróciła się i poszły dalej, nie odzywając się do siebie nawet słowem. Dopiero w domu, w kuchni, Elise zwróciła się do siostry. - I co powiedział? - Najpierw pobladł jak kreda, potem zacisnął pięści i poczerwieniał. Gdyby ten łajdak tam był, to chybaby już nie żył. - Nic nie powiedział? - Myślę, że przyjdzie tu dziś wieczorem, żeby z tobą porozmawiać. - To niemożliwe. Ja tego nie zniosę, Hildo. - Przyjmij pomoc, Elise. To jedyny przyjaciel, jakiego masz, a przy tym człowiek, który poszedłby za tobą w ogień. - Nie dam rady, Hildo. Nie rozumiesz tego? Nie mogę rozmawiać z Emanuelem o czymś tak wstydliwym. - To nie była twoja wina. - Wiem, ale i tak się wstydzę. Na samą myśl, że... że on będzie sobie wyobrażał, jak... - Co się stało, to się nie odstanie. Powiedziałam mu, a on ma czas, żeby to sobie przemyśleć. Może ludzie z Armii zdołają wytropić tego drania i oddać go w ręce policji. Tobie policja mogłaby nie uwierzyć, ale im uwierzy. Elise westchnęła z rezygnacją. - Wierzysz w to? Zapomniałaś, kim jesteśmy? Nie wiesz, że należymy do rasy, którą niektórzy chcieliby wysterylizować, żebyśmy nie mieli więcej dzieci? Nie jesteśmy tacy sami

jak ci, co mieszkają na prawym brzegu. Nie liczymy się. Nie mamy nic do powiedzenia. Jesteśmy śmieciami, które zamiatają pod dywan, żeby były niewidoczne, choć przecież ze względu na nich tutaj jesteśmy. Dzięki nam zarabiają mnóstwo pieniędzy, a tylko ci, którzy mają pieniądze, coś znaczą. Hilda nic nie powiedziała, raczej nie podobało jej się to, że Elise przypomniała jej o niesprawiedliwości. Do mieszkania wpadli z hałasem chłopcy, którzy wrócili właśnie znad rzeki. Elise zauważyła, że jej szal wisi na wieszaku. Wcześniej tego nie spostrzegła, zaabsorbowana rozmową z Hildą. - Dzięki za pomoc, chłopcy. Trudno było znaleźć ten szal? - Elise wyjęła pudełeczko, w którym znów udało jej się odłożyć trochę grosza, i wręczyła braciom po dziesięć ore. - Znaleźliśmy prawie od razu. - Peder mrugnął do niej, Elise zrozumiała więc, że znaleźli także apaszkę Hildy i że zgodnie z umową schowali ją od razu do szuflady. Uśmiechnęła się do brata z poczuciem ulgi. - Jestem głodny - zniecierpliwił się Kristian. - Dostaniemy coś do jedzenia? Elise obróciła się w stronę pieca. - Zaraz ugotuję owsiankę. Emanuel przyszedł, gdy chłopcy byli już w łóżkach. Hilda znalazła jakiś pretekst, by się wymknąć, i Elise została sama z Emanuelem. Od razu się zorientowała, jak bardzo przejął się nowiną, którą usłyszał. Był blady, miał sińce pod oczami, a w jego pogodnym zazwyczaj spojrzeniu czaił się gniew. Elise podała kawową lurę z cukrem i usiadła. - Wiem, że Hilda już ci to powiedziała - szepnęła, oblewając się rumieńcem. Emanuel pokiwał głową, ale tym razem nie spojrzał jej w oczy. Elise zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie poczuł wobec niej pogardy. Po chwili kapitan Ringstad pokręcił głową. - Nie jestem w stanie nawet wyrazić, jak bardzo mnie to wzburzyło. Elise milczała, bo nie wiedziała, co powiedzieć. Rozpaczała cały wieczór i całą noc, zabrakło jej już łez. Poza tym wstydziła się rozmowy na ten temat. - Wpadłem w taki gniew, że przestraszyłem się sam siebie - ciągnął. - Gdybym wiedział, kim był ten człowiek, zrobiłbym coś, o czym lepiej nie mówić. Wszystko, czego nauczyłem się przez te dziesięć lat w Armii Zbawienia, wyparowało mi nagle z głowy. - Umilkł na chwilę, siedział i bawił się rąbkiem ceraty, wpatrując się w stół. - Uczyli nas wszystko cierpliwie znosić, przebaczać. Starać się patrzeć na sprawę oczami drugiej strony,

starać się zrozumieć powody. Ale w tym wypadku nie znajduję żadnych okoliczności łagodzących. Znów zamilkł, Elise widziała, jak bardzo go to poruszyło. W końcu podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy. - Jeśli mi powiesz, kto to był, pobiegnę natychmiast do Vaterlandu, gdziekolwiek trzeba, i nie poddam się, póki go nie dopadnę. Elise pokręciła głową. - I co to da? Moje życie zostało zrujnowane, nie sprawisz, że będzie takie jak dawniej. Osiągniesz tylko tyle, że jego towarzysze rzucą się na ciebie i zbiją do nieprzytomności. Albo jeszcze gorzej: że zjawi się policja i uzna, że to ty jesteś winien. Co na to powie Armia? Jeden z oficerów, przyłapany na awanturnictwie i przemocy. Emanuel wziął głęboki oddech i westchnął. - Uważasz, że powinien uniknąć kary? - zapytał wzburzonym głosem. - Ujść cało? - Wiem tylko, że nie warto iść na policję. Słyszałam o dziewczętach, które to zrobiły. I nikt im nie chciał wierzyć. Ci, którzy nie mieszkają nad rzeką, sądzą, że wszyscy tutaj są tacy sami, że wszystkie dziewczęta sprzedają się za pieniądze. Wiesz przecież, że ulicznice muszą chodzić na kontrolne badania do policyjnego lekarza, żeby nie zarazić swoich klientów, mężczyzn z dobrego towarzystwa. Władze popierają te kontrole. Władze zgadzają się na to, by dziewczęta się sprzedawały, chociaż wiedzą doskonale, że wszystkie robią to, żeby nie umrzeć z głodu. Wystarczy wziąć przykład Oline. Podwójna moralność każe im odwrócić się ode mnie. A może nawet szydzić ze mnie i pogardzać mną w przekonaniu, że zgodziłam się na to, co się stało. Nie zniosłabym takiego upokorzenia. Emanuel spojrzał na nią z rozpaczą. - Dlaczego nie poprosiłaś, żebym poszedł z tobą? - W jego głosie była nuta oskarżenia. - Mówiłaś, że się ich boisz, że wydaje ci się, że cię śledzą. Obiecywałaś, że będziesz ostrożna. Elise pokiwała głową, wiedziała, że Emanuel ma rację. - Nie pomyślałam o tym. - Jej głos był pełen wstydu. - Słońce świeciło, teraz długo jest całkiem jasno, nie przyszło mi do głowy, że coś mi się może przytrafić, jeśli pójdę do miasta Maridalsveien. Po drodze spotkałam Agnes, która wybierała się na spotkanie z przyjaciółkami, na Karl Johan. I poszłyśmy razem. Umilkła, by napić się trochę kawy. Nie chciała opowiadać dalej, ale zmusiła się do tego. - Pojawił się jakiś jej przyjaciel w towarzystwie dwóch innych mężczyzn. Wydawało

mi się, że jednego z nich już gdzieś widziałam, ale nie byłam pewna. Postanowiłam, że na wszelki wypadek wrócę do domu inną drogą. Emanuel spojrzał na nią z przerażeniem. - Obawiałaś się, że on należy do gangu? Pokiwała głową i spuściła wzrok. - I mimo to szłaś dalej? - Nie doszłabym aż do Akershus i z powrotem w czasie przerwy obiadowej. Poza tym musiałam założyć, że będę trochę czekać. - Zauważyła, że w jej głosie pojawiła się buntownicza nuta. Łatwo mu było ją krytykować, on przecież mógł chodzić wszędzie o każdej porze. Ringstad westchnął. - List był aż tak ważny, że ośmieliłaś się zaryzykować własne życie? Zacisnęła mocno wargi, nim mu odpowiedziała. - Rozumiesz chyba, jak Johan musi cierpieć, gdy słyszy plotki na nasz temat. Nie odpowiedział. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Z czasem cisza zaczęła im ciążyć. Elise znów nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Emanuel jest nie tylko poruszony, ale że czuje do niej odrazę w związku z tym, co się wydarzyło. Johan na pewno też tak zareaguje, pomyślała. Szloch zaczął dławić jej gardło, łzy napłynęły do oczu. Przełknęła ślinę, zamrugała powiekami, starała się powstrzymać płacz, ale nie dała rady. Załkała rozpaczliwie, zadrżały jej ramiona. Emanuel podniósł się ze stołka i objął ją ramieniem. - Nie płacz, Elise. Porozmawiam z kimś z Armii, zastanowimy się, jak ukarać tego człowieka. Widziałaś go i wiesz, kto to był. Elise gwałtownie pokręciła głową. - I co to da? - szepnęła przez łzy zduszonym głosem. - To nie przekreśli tego, co się stało. To tylko podsyci ich nienawiść, staną się jeszcze bardziej niebezpieczni. Emanuel nie odpowiedział. Pomyślał pewnie, że Elise ma rację. Zemsta wywoła jeszcze większą nienawiść, pociągnie za sobą kolejne przestępstwa. Ringstad wstał i pogłaskał Elise po głowie. - Udało ci się dostarczyć list? - spytał delikatnie po chwili. - Tak. Wziął go jakiś człowiek w mundurze. Zachowywał się przyjaźnie. - Cieszę się, że to słyszę. Nie powinnaś tracić wiary w ludzi, Elise. W prawie każdym mieszka dobro. Ja myślę sobie zawsze, że każdy przestępca, nawet ten, który wygląda groźnie i strasznie, był kiedyś małym chłopcem, który leżał w ramionach swojej matki i spoglądał na świat niewinnym spojrzeniem. Życie ich zmienia. Życie i to, jak sami sobie z nim radzą. Nikt nie zmieni tego, z czym przychodzi na świat, ale każdy stoi wobec wyboru.

Czy chce znosić życie z pokorą i cierpliwością, czy chce odwrócić się do niego gniewnie plecami. Elise pokiwała głową. - Ojciec odwrócił się od życia. Nie poradził sobie z ubóstwem, pozwolił, by alkohol zamroczył mu umysł. Był słaby i uciekł stąd pijany. - Ale ty jesteś silna, Elise. Nie dasz się złamać, nawet jeśli napotkasz same przeciwności. Zajęłaś się braćmi, gdy matka zachorowała, poradziłaś sobie z szokiem po samobójstwie ojca i po aresztowaniu twego ukochanego za kradzież. Z tym też sobie poradzisz. Jego słowa jej trochę pomogły. Otarła łzy. Udowodni Lortowi - Andersowi i jego ludziom, że nie zdołali jej złamać. - Jesteś wspaniałą dziewczyną, Elise - mówił Emanuel ciepłym głosem. - Nosisz głowę wysoko. Nie załamujesz się, zagryzasz zęby i postanawiasz, że wytrwasz. Elise wzięła głęboki oddech i wypuściła go powoli. - Nie mam wyboru. Jestem potrzebna czterem osobom. A niedługo - pięciu. Bo choć Hilda bardzo dojrzała po tym, co przeszła, to w dalszym ciągu jest dzieckiem. Będę musiała jej pomóc, gdy maleństwo się urodzi. Mama czuje się coraz lepiej, może wróci z sanatorium latem. Wtedy też mnie będzie potrzebowała. No a chłopcy... sam wiesz, jak to z nimi jest. Przysunął stołek trochę bliżej i znowu usiadł. Położył dłoń na jej ręce i zajrzał jej w oczy. - Twoja siła polega na tym, że myślisz przede wszystkim o innych. Gdybyś myślała o sobie, łatwo by ci było się poddać, ale w tej sytuacji nie możesz tego zrobić. - Dziś w nocy byłam tego bardzo bliska. - Zerknęła na niego z zawstydzeniem. Zmierzył ją spojrzeniem pełnym powagi. - Nic dziwnego, że przyszło ci to do głowy, skoro byłaś w takim stanie. Musiałaś być w wielkiej rozpaczy. Nic nie powiedziała. Nie musiała mu przecież tłumaczyć, jak to przeżyła. Ścisnął jej dłoń. - Pozwól, żebym ci pomógł. Plotki nie mogą być już gorsze, zapomnijmy o nich. Obiecałem Pederowi, że latem zabiorę go na ryby. Obiecałem też, że nauczę was żelować podeszwy. Na razie nic z tego nie wyszło. Jeśli ta hałastra zobaczy, że często tu bywam, znudzi się śledzeniem każdego mojego kroku. Na pewno zauważyli już, że często odwiedzam Annę. Nie mogą wiedzieć, na którym piętrze się zatrzymuję. Jego słowa brzmiały pokrzepiająco. Elise zauważyła, że zaczyna się odprężać. Hilda miała rację, mówiąc, że Emanuel jest jej jedynym przyjacielem. Rezygnacja z tej przyjaźni

byłaby nie tylko stratą, ale i tchórzostwem. Gang osiągnąłby w ten sposób to, czego chciał, a ona by przegrała. Spojrzała na Emanuela i skinęła głową. - Chciałabym, żebyś był moim przyjacielem, Emanuelu. Od tej pory będę się trzymać Beierbrua, a jeśli będę musiała pójść gdzieś dalej, poproszę cię o opiekę. Ale chyba nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo w drodze do sanatorium, jeśli chodzimy tam całą gromadą? Emanuel uśmiechnął się z ulgą. - Nie, nie sądzę. Mógłbym zresztą kiedyś tam z wami pójść. Siostra z Armii pyta ciągle o twoją matkę i zastanawia się, co u niej słychać. Elise też się uśmiechnęła i pomyślała od razu, że robi to po raz pierwszy po tym, co ją spotkało poprzedniego dnia. - Mama na pewno się ucieszy. Zawsze rozjaśnia się jej twarz, gdy o tobie wspominam. - Czekam na dzień, w którym twoja twarz się rozjaśni, gdy ktoś wspomni o mnie. Uśmiech zgasł na twarzy Elise. Dziewczyna spuściła wzrok i zmieszała się. - Myślę, że nie muszę ci wyjaśniać, co czuję. - Owszem. Chciałbym to usłyszeć. Dzień, w którym poprosiłaś, bym trzymał się od ciebie z daleka, był... - Emanuel umilkł. Najwyraźniej nie chciał dokończyć zdania. Elise westchnęła, spojrzała mu w oczy, chciała być szczera. - Lubię cię, Emanuelu. Jak przyjaciela, jak brata, jak bliźniego. Podziwiam cię za dobro, które czynisz, jestem ci głęboko wdzięczna za wszystko, co dla nas zrobiłeś. Ale nie możesz zapominać, że jestem zaręczona. - Nie masz wątpliwości, że chcesz się związać z Johanem? Pomimo tego, co się wydarzyło? Spojrzała mu w oczy. - Nigdy nie miałam najmniejszych wątpliwości. W moich oczach Johan nie jest wcale inny po tym, co się wydarzyło. Zdradziłabym go, gdybym się od niego odwróciła, ponieważ przytrafiła mu się taka tragedia. Nic nie powiedział, tylko patrzył jej w oczy. - Kochałam Johana od dziecka. Od kiedy zrozumiałam, że nasza przyjaźń zmieniła się w coś innego, nie chciałam już nikogo poza nim. Pamiętam, jak obie z Agnes oglądałyśmy się za chłopakami, gdy przygotowywałyśmy się do konfirmacji, ale ja nigdy nie zakochałam się w żadnym z nich. Może należę do tych, którzy mogą pokochać tylko jedną osobę i są jej wierni przez całe życie, bez względu na to, co się dzieje. W jego pięknych oczach pojawił się wyraz bólu.

- Szczęśliwy Johan. - Przykro mi, Emanuelu. Wolałabym, żebyś nie czuł wobec mnie więcej, niż ja czuję wobec ciebie. Wówczas moglibyśmy być prawdziwymi przyjaciółmi. - Zapomniałaś o nocy w komórce? Elisa spuściła wzrok. - Nie. - Musiałaś też coś czuć. Nic nie powiedziała. - Nie sądzę, by ktoś mógł przeżyć to, co ja wtedy przeżyłem, bez zaangażowania drugiej strony. Elise zorientowała się, że uczucia, których tak się obawiała, zaczynają nad nią panować. - Sądzę, że pamiętam każde słowo naszej rozmowy. Zanim zasnęliśmy nad ranem, zapytałaś, czy wiele bym dał, żeby uniknąć tej nocy, a ja odpowiedziałem „nie”. Potem ja zadałem ci to samo pytanie, a ty nie odpowiedziałaś. Uznałem, że twoje milczenie oznacza, że czujesz to samo co ja. Policzki Elise zapłonęły. - To była bardzo szczególna sytuacja. Gdybym nie leżała pod twoim płaszczem, zamarzłabym na śmierć. - Na pewno powtarzałaś to sobie wiele razy. Spojrzała na niego ze zdumieniem. - Zamarzłabym przecież. Pogłaskał ją po policzku. - Rozumiem doskonale, że w ten sposób można wyjaśnić innym to, co się wydarzyło. - Ale to jest prawda, Emanuelu! - Spojrzała na niego ze wzburzeniem. - Zamarzłabym na śmierć. Zwlekał z odpowiedzią i głaskał ją po policzku. - Bądź szczera wobec siebie, Elise. Ty też coś czułaś. Wiem, że walczyłaś z tym, że nie chciałaś tego, ale jestem pewien, że musiałaś coś czuć. Coś, co nie było ani lękiem, ani niechęcią, ani wdzięcznością. - Nie wiem, o czym ty mówisz. - Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się ze smutkiem. - Niełatwo przyznać, że ciało jest niedoskonałe, gdy się ma żelazną wolę. - Mówisz dziwne rzeczy. - Wtedy też tak powiedziałaś. Powiedziałaś, że serce ci bije szybciej. „W takim razie musimy porozmawiać o czymś innym”, powiedziałem. „Dlaczego?” - zapytałaś, choć dobrze znałaś odpowiedź. Bądź szczera wobec siebie, Elise. Chciałaś, żebym o tym mówił, bo to wywoływało w twoim ciele słodki dreszcz.

- Teraz jesteś niedobry - rzuciła mu wzburzone spojrzenie. - Nie, próbuję tylko pomóc ci zdobyć się na szczerość wobec samej siebie. Nie sądzę, by ktokolwiek był stworzony, by kochać tylko jedną osobę. Ty także nie. Bardzo szlachetnie z twojej strony, że chcesz dochować wierności Johanowi, ale obawiam się, że się rozczarujesz. Więźniowie z Akershus nie są tymi samymi ludźmi, gdy wychodzą na wolność. Wielu z nich popełnia kolejne przestępstwo zaraz po opuszczeniu więzienia. Oni wpływają na siebie nawzajem, rozmawiają ze sobą w warsztatach i na dziedzińcu, stają się niemal braćmi. Pamiętaj, że przez wiele lat widują tylko współwięźniów, nie docierają do nich żadne inne impulsy, zapominają więc niemal o zewnętrznym świecie. Jednocześnie podsycają w sobie gorycz i nienawiść do społeczeństwa, które ich odizolowało. Przekonasz się, że Johan nie będzie tym samym człowiekiem, z którym obiecywałaś dzielić życie. Elise podniosła się gwałtownie z krzesła. - Uważam, że źle robisz, mówiąc takie rzeczy. Zwłaszcza w takim dniu. Emanuel też się podniósł. - Możliwe, że powinienem poczekać, ale prędzej czy później poczułbym, że muszę zwrócić ci na to uwagę. Marnujesz sobie życie, Elise. Nie zasłużyłaś na to. - Czy to nie egoizm kazał ci to powiedzieć? - Spojrzała na niego ostro. - Najpierw wyjawiasz, że jesteś we mnie zakochany, a po chwili próbujesz mnie przekonać, żebym opuściła Johana. - Rozumiem, że mogłaś odnieść takie wrażenie, i bardzo mi przykro z tego powodu. Ale to, co powiedziałem o więźniach z Akershus, powtórzyłbym nawet, gdyby mi na tobie nie zależało. - Nie wierzę. Chcesz tylko zniszczyć wszystko między nami. Spojrzał na nią, wyraźnie dotknięty. - Robię to dla twojego dobra. - Byłoby dla mnie najlepiej, gdybym wybrała ciebie zamiast Johana, czy to chcesz powiedzieć? Pokręcił głową zrezygnowany. - Oboje jesteśmy zdenerwowani, jedno słowo pociąga za sobą następne. Proponuję, żebyśmy odłożyli tę rozmowę i zapomnieli na razie o wszystkim. - Nie mogę zapomnieć tego, co powiedziałeś. Westchnął ciężko, obracając się w stronę drzwi. - W głębi serca wiesz, że mam rację, ale potrzebujesz czasu, żeby to zaakceptować, przyzwyczaić się do tej myśli.

Elise nie odpowiedziała. Była zła i odetchnęła z ulgą, gdy Emanuel sobie poszedł.

ROZDZIAŁ TRZECI W pralni kipiał kocioł z gotującą się bielizną, a Elise szorowała na tarze brudne chłopięce spodnie i koszule, rozchlapując na wszystkie strony mydliny. Łamało ją w krzyżu, dłonie miała czerwone i spuchnięte, ale wysiłek dobrze jej robił, dzięki pracy zapominała na chwilę o bolesnych myślach. Choć świeciło wciąż popołudniowe słońce, w pralni panował półmrok. Zapach pleśni wionął od ścian i sufitu. Pani Evertsen prała przed Elise, więc pod powałą wciąż kołysała się wilgotna para wodna, a zapach amoniaku drażnił nozdrza i oczy. Zazwyczaj Elise nie lubiła schodzić do ciemnej piwnicy, bo szare cienie czaiły się na schodach i w kątach, ale dziś nie przejmowała się szczurami. Głowę rozsadzały jej wspomnienia tego, co się wydarzyło w zagajniku, i tego, co powiedział Emanuel. Wciąż była zła na niego. Jak mógł mówić takie rzeczy o więźniach z Akershus. Można by przejść nad tym do porządku dziennego, gdyby Emanuel się nią nie interesował, ale w tej sytuacji jego słowa były prostackie. Ból, który doskwierał Elise, przeminął, ale nie przeminęło wzburzenie ani wstyd. Ona będzie napiętnowana do końca życia, a temu draniowi wszystko ujdzie płazem. Tak łatwo zranić człowieka na ciele i duszy, nie tracąc nawet włosa z głowy. Pewnie śmiali się po tym wszystkim, on i jego towarzysz. Może nawet przechwalał się tym, co zrobił. Opowiadał innym, jak ją powalił na ziemię, wziął gwałtem, jak ona wiła się, krzyczała i kopała, gdy robił swoje. W ten sposób zemścili się również na Johanie. Życie nie będzie już takie samo ani dla niej, ani dla niego. Podwinęła rękawy bluzki jeszcze wyżej, wyżymała jedną sztukę bielizny za drugą i wrzucała je ze złością po kolei do balii. Potem ujęła mocno uchwyty i pociągnęła balię po schodach na górę, na podwórze. Nie wyżęła prania dokładnie, więc gdy wieszała je na sznurze, woda pociekła jej po ramionach za bluzkę. Nim uporała się z rozwieszaniem bielizny, była już doszczętnie przemoczona. Kiedy się odwracała, by odnieść balię do piwnicy, w bramie pojawiła się drobna postać. To był Evert. Elise nie była w nastroju do rozmów, nawet z Evertem, ale nie miała serca się od niego odwrócić. Podbiegł do niej natychmiast. - Elise? Zatrzymała się i spojrzała na chłopca. Jego piegowata twarz jaśniała szczęściem pod

wielkim daszkiem czapki. Sweter miał za ciasny, spodnie przykrótkie, kolana podrapane i posiniaczone, ale oczy płonęły mu jak gwiazdy. - Wiesz co? Dostałem najlepszą ocenę. Nauczyciel powiedział nawet, że jestem najzdolniejszy w klasie. Wydawało jej się, że gniew i wszystkie bolesne myśli spłynęły z niej z wodą. To dzięki niej i Emanuelowi Evert wrócił do szkoły i miał szansę na lepsze życie. Elise odstawiła balię, pochyliła się i objęła go ramionami. - Tak się cieszę, Evercie. Tak strasznie się cieszę, że masz szansę wykorzystać swoje zdolności. Na pewno zostaniesz kimś wielkim, jak już dorośniesz. Wypuściła chłopca z objęć, a on obrzucił ją pełnym zdumienia spojrzeniem. - Kimś wielkim? Elise pokiwała głową. - Nie będziesz sobie niszczył zdrowia w fabryce ani przesiadywał z pijakami u Magdy na rogu. Na pewno zostaniesz urzędnikiem albo nauczycielem... - Musiała się zastanowić. - Albo pastorem! - dorzuciła entuzjastycznie. Evert miał nieco rozczarowaną minę. - Nie mogę zostać policjantem? - Oczywiście, to także możliwe - uśmiechnęła się Elise. - Chodź ze mną na górę, uczcimy tę twoją najlepszą ocenę. Muszę tylko znieść balię do piwnicy. - Ja zaniosę. - Chwycił jeden z uchwytów i pociągnął ciężką cynową balię przez podwórko do piwnicy, robiąc przy tym wiele hałasu i rumoru. Elise pobiegła na górę, żeby nastawić owsiankę. Usłyszała głosy i tupanie na schodach, a po chwili w kuchni pojawił się Evert z Pederem. - Elise, wiesz co? Evert zostanie policjantem. A wtedy spierze na kwaśne jabłko tego cholernego... - urwał nagle, zagryzł wargę i spojrzał na siostrę z przerażeniem. - Tego gnojka, na którego obie z Hildą byłyście takie wściekłe - dorzucił łamiącym się głosem. Elise poczuła, że krew jej odpływa z twarzy, zmroziło ją aż po czubki palców. - Co wiesz na ten temat? - zapytała szeptem. Peder spojrzał na nią ze zrozpaczoną miną. - Słyszałem, jak rozmawiałyście. Ty i Hilda. Elise gorączkowo próbowała sobie przypomnieć, co padło z ich ust tamtego wieczoru, ale jej się nie udawało. - Powiedziałaś, że stało się coś okropnego po drodze do domu, a Hilda nazwała go łajdakiem - przypomniał jej Peder. - Wtedy on by na pewno próbował mnie zgwałcić - powiedział Evert spokojnie.

Jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie, pomyślała wstrząśnięta Elise. Ukryła przed nimi twarz. Trzeba coś wymyślić, nie można ryzykować, że zaczną opowiadać o tym innym. - Bił mnie i kopał, bo myślał, że to przeze mnie Johan i Lort - Anders zostali złapani - powiedziała tak spokojnie, jak tylko umiała. - Evert wsadzi go do Tukthuset, jak będzie duży. - Tylko kobiety siedzą w Tukthuset - wyjaśnił mu Evert. - Ale i tak go złapię, Elise - dodał dorosłym głosem. - Bardzo dobrze, Evert. Potrzebna jest nam policja, która będzie równie surowa dla tych, którzy krzywdzą nas, jak dla tych, którzy krzywdzą ludzi po drugiej stronie rzeki. - Chwycę go za kark i nim potrząsnę. A potem tak go spiorę, że zrobi się siny. - Evert najwyraźniej wziął sobie do serca to, co mu opowiedział Peder. - A ja mu poderżnę gardło i strzelę w brzuch! - dodał zachwycony Peder. Elise nic nie powiedziała. Cieszyła się, że chłopcy chcą ją pomścić, choć wiedziała, że to tylko dziecięce gadanie. Peder spojrzał na nią ze zdziwieniem. Zazwyczaj przerywała mu, gdy tylko zaczynał przeklinać. - Mogę, Elise? - Siadajcie. Zaraz dostaniecie owsianki. Czy to nie wspaniale, że Evert dostał taką dobrą ocenę, Peder? Peder pokiwał głową, ale Elise zauważyła, że się zmieszał. Spojrzała na brata badawczo. - A tobie źle poszło? Pokiwał głową, nie podnosząc wzroku. - Musimy zająć się poważniej odrabianiem lekcji, Peder. W przeciwnym razie to ty będziesz przesiadywał z pijakami u Magdy, gdy już dorośniesz. Następnego dnia czekał na nią list, gdy wróciła z fabryki. Serce jej podskoczyło z radości. Johan! Coś w niej zaśpiewało. Podniosła natychmiast kopertę z podłogi, ale od razu ogarnęło ją rozczarowanie. To nie było pismo Johana. To był list od Emanuela, poznała to po charakterze pisma z poprzedniego listu. Schowała pośpiesznie list do kieszeni fartucha. Nie miała siły teraz tego czytać. Domyślała się, co jest w tym liście, nie ma znaczenia, czy prosi ją o przebaczenie. Nie da się cofnąć tego, co zostało powiedziane. Wyjęła garnek do mleka z szafki kuchennej i zaczęła gotować owsiankę. Wprawdzie

nie było ich stać na gotowanie owsianki na mleku codziennie, ale Elise czuła, że dziś tego potrzebuje. Zaoszczędzą na czym innym. Już dawno przestali grzać w sypialni, a w kuchni palili tylko wtedy, gdy gotowali. Wydawali koronę i pięćdziesiąt ore na światło i opał co tydzień, ale teraz, gdy tak długo było jasno na dworze, zapalali parafinową lampę tylko na chwilę o poranku. Za koronę i pięćdziesiąt ore mogli kupować mleko przez parę dni. I rybę. Hilda miała wrócić dopiero późno wieczorem, bo była w fabryce. Elise nie przestawała się dziwić. Że też majster chce się z nią pokazywać teraz, gdy brzuch jest już taki duży. Nie boi się, że ktoś to zauważy? Jak się tłumaczy? Może mówi, że Hilda jest jego służącą, a może wmawia ludziom, że są rodziną? Nie zabrał jej jeszcze ze sobą do domu, spotykają się w biurze. O czym rozmawiają? Co robią? Chyba nie... Elise zrezygnowana pokręciła głową. Czy to nie jest niebezpieczne dla dziecka? Chyba ją kocha na swój sposób. W przeciwnym razie wziąłby sobie inną dziewczynę. Inną prządkę, która jest taka młoda, niewinna i czysta, jaka była Hilda przez kilkoma miesiącami... Ale majster trzymał się Hildy, był dla niej miły, chwalił ją, obdarowywał... Całe szczęście, że chłopcy znaleźli apaszkę. Elise postanowiła, że już nigdy nie będzie tak głupia, żeby pożyczać coś od Hildy bez pytania. Gdyby chłopcy odmówili, nie miałaby kogo poprosić o pomoc. Sama nie zdobyłaby się na odwagę, żeby tam pójść, Hilda nie mogłaby jej towarzyszyć, bo była już tak ociężała, że dostawała zadyszki, wchodząc po schodach na drugie piętro. Nikomu innemu nie mogłaby zaufać, skoro po raz kolejny odwróciła się od Emanuela. Wówczas przypomniała sobie o liście. Wyjęła go z kieszeni, rozerwała kopertę i zaczęła czytać. Droga Elise! Nie proszę Cię o przebaczenie, bo uważam, że dobrze zrobiłem, mówiąc to, co powiedziałem. Chcę Cię tylko poinformować, że rozmawiałem właśnie z jednym z oficerów Armii, który wczoraj odwiedzał więźniów. Opowiedziałem mu o tym, co Ci się przytrafiło, prosząc, żeby miał uszy i oczy otwarte. Rozmawiał też z jednym ze strażników i dowiedział się o czymś, co mnie zdumiewa. Ten Lort - Anders, jak go nazywacie, nie może być wrogiem twoim i Johana z powodu broszki. On i Johan są raczej dobrymi przyjaciółmi i grypsują do siebie nawzajem. To jest zakazane, ale zostali przyłapani na gorącym uczynku. Strażnik przeczytał te listy. Odniósł wrażenie, że tamten bardzo imponuje Johanowi. I na pewno nie ma mowy o jakiejkolwiek wrogości między nimi.

Dlatego to, co się wydarzyło w niedzielę wieczorem, na pewno nie miało nic wspólnego z broszka. Myślę, że powinnaś potraktować to jako dowód na to, do jakiego środowiska należy Johan. Moim zdaniem jesteś zbyt dobra, żeby się zadawać z takimi ludźmi. Spróbuj spojrzeć na mnie jak na przyjaciela, który stara się ci pomóc, a nie jak na łotra, który chce komuś ukraść narzeczoną. Pozdrawiam Cię Emanuel Elise złożyła kartkę i wsunęła ją do koperty, spoglądając przed siebie w zamyśleniu. Emanuel ma rację. Dziwne, że przyjaciele Lorta - Andersa chcieli ją skrzywdzić, skoro wiedzieli, że jest zaręczona z Johanem i że Lort - Anders przyjaźni się z Johanem. Wprawdzie obwiniali ją o to, że Johan i Lort - Anders zostali złapani, ale... Elise przypomniała sobie nienawistne spojrzenie tego, którego spotkała pod sklepem Magdy. I słowa tego drugiego, którego spotkała tego wieczoru, gdy schodziła z Emanuelem ze wzgórza Aker: „Wszystko przez tę broszkę. Nie mogłaś jej schować, ty gówniaro?” Ale właściwie co to ma do rzeczy? Johan nie jest przecież winien temu, że Lort - Anders ma niewłaściwych przyjaciół. Gdyby wiedział, co się stało, wpadłby we wściekłość, odwrócił się od tamtych i postanowił wziąć się za nich, gdy już wyjdzie z więzienia. Elise usłyszała głosy chłopców na schodach i pośpiesznie schowała kopertę do kieszeni fartucha. Następnego wieczoru zajrzała do Anny. Nie była tam od czasu swego wypadku, w obawie, by Anna niczego nie zauważyła. Ciążyła jej także świadomość, że Emanuel jest w niej zakochany, bo wiedziała, co Anna czuje wobec niego. Życie już przedtem było niełatwe, nie powinni go sobie jeszcze bardziej utrudniać. Okno było otwarte, do sypialni napływało ciepłe powietrze. Słychać było szum wodospadu. Ciepły wietrzyk przynosił znad rzeki zapach wilgotnej ziemi i rosnących gwałtownie roślin. Anna odzyskała humor, jej piękne oczy lśniły, na bladych policzkach pojawiły się ślady rumieńców. - Witaj, Elise. Jak milo cię widzieć. Cieszyłam się na rozmowę z tobą. Elise usiadła na brzegu łóżka i czekała, co powie Anna. - Rozmówiłam się z Emanuelem i teraz jestem już w stanie spojrzeć na wszystko tak, jak mi radziłaś. Wiedziałaś, że on ma kogoś? - Nie - odparła zdumiona Elise. - Jest bardzo zakochany w innej, ale na razie nie może się ożenić. Musi albo zrezygnować z członkostwa w Armii, albo przekonać ją, żeby wstąpiła do Armii. A więc nie

chodzi o żadną siostrę z Armii. Słuchałam tego z wielkim bólem, ale powiedział też, że kocha mnie jak siostrę i nigdy mnie nie zawiedzie. Wiele kosztowało Elise, by się nie zdradzić. Czy to o niej mówił Emanuel? Jeśli tak, to były to najbardziej odważne słowa, jakie słyszała. Jeśli zaś chodziło o inną kobietę, to jak mógł wyznawać jej miłość? Elise zakasłała. - Pytałaś, kto to jest? - To nie ma znaczenia, i tak jej nie znam - pokręciła głową Anna. - Ale strasznie jej zazdroszczę. - Wcale nie wiadomo, czy ona go chce. Skoro on nie jest pewien, czy chce skończyć z Armią Zbawienia, czy nie. Anna uśmiechnęła się ze smutkiem. - W takim razie musi być strasznie głupia. - Anna potrząsnęła głową, jakby chciała pozbyć się ciężkich myśli. - Opowiedz, co u ciebie. Peder był tu i mówił, że cię uderzyłaś. Powiedział, że ktoś cię gonił. Czy to prawda? Elise nie potrafiła spojrzeć jej w oczy. - Tak Przyjaciele Lorta - Andersa uważają, że to przeze mnie złapali Johana i Lorta - Andersa. W niedzielę wieczorem wybrałam się do Akershus z nadzieją, że uda mi się doręczyć list Johanowi, i po drodze spotkałam kilku z tych ludzi. W drodze powrotnej miałam wrażenie, że któryś z nich mnie goni. Przestraszyłam się i przyśpieszyłam. I wtedy upadłam. - Próbują cię tylko nastraszyć. Na pewno nic ci nie zrobią. Elise nie odpowiedziała. - Spotkałam bardzo miłego strażnika - powiedziała. - Obawiałam się, że nie zechce wziąć listu dla Johana, ale pomyliłam się. - Może ja też mogę do niego napisać? - Na pewno. Najtrudniej jest tam dotrzeć. Nie zdążę pójść tam i z powrotem w czasie przerwy obiadowej. Może mogłabyś poprosić Emanuela? Anna pokiwała głową. - On to na pewno zrobi dla mnie. - Zawahała się przez chwilę, po czym powiedziała z pewnym zakłopotaniem: - Widujesz się ostatnio z Agnes? - Nie widziałam jej przez jakiś czas. Dlaczego pytasz? - Emanuel wspomina o niej od czasu do czasu. Zastanawiałam się nawet, czy to nie w niej się zakochał. - Nie sądzę. Ona nie jest w jego typie. Anna odetchnęła z ulgą i roześmiała się. - No tak, zgadzam się z tobą.

Otworzyły się drzwi do sypialni i pani Thoresen wsunęła głowę do środka. - Peder właśnie przyszedł, Elise. Jakiś człowiek pyta o ciebie. Elise obróciła się, zaskoczona. - Tutaj? - Nie, wszedł na górę. Peder mówi, że go nie zna. Elise szybko się podniosła. To nie może być niebezpieczny człowiek, skoro przyszedł do domu, myślała, wbiegając na drugie piętro. Mimo to była niespokojna. Chłopcy wpuścili go do domu, więc stał teraz na środku kuchni. Rosły, potężny mężczyzna z czarnym wąsikiem i prawie łysą głową. Nie przypominała sobie, by go już kiedyś widziała. - Elise Lovlien? - zapytał niskim głosem. Skinęła głową. - Przyniosłem wiadomość dla ciebie. - Wsunął dłoń do kieszeni i podał jej zwiniętą karteczkę. Elise chwyciła liścik. Peder i Kristian stali cichutko i przyglądali się gościowi z zaciekawieniem. Gdy rozprostowała karteczkę, rozpoznała od razu charakter pisma Johana. Nie miała ochoty czytać listu przy wszystkich i już chciała złożyć karteczkę z powrotem, gdy nieznajomy powiedział: - Czytaj. On czeka na odpowiedź. Spojrzała na niego nieco zmieszana, nie podobał jej się ani ten człowiek, ani jego rozkazujący ton. Czyżby on miał coś wspólnego z tym, co się zdarzyło w niedzielę? Zaczęło jej się zbierać na wymioty. Zrobiła jednak, co jej kazał. Elise! Z wielu różnych źródeł słyszałem o tobie i o tym Emanuelu Ringstadzie. Czy to prawda? Odpowiedz mi. Johan. Nie napisał „kochana Elise” ani „Twój Johan”. Nie podziękował za list. Tylko kilka krótkich słów, które tchnęły podejrzeniami. Poczuła, że rumieniec oblewa jej policzki, a po chwili zrobiło jej się słabo. Podniosła wzrok i spojrzała w oczy nieznajomemu. - Możesz dostarczyć mu odpowiedź? Mężczyzna zachichotał. Uderzył w nią zapach tytoniu i alkoholu. - Dostarczyć to nie najlepsze słowo. - Potem kiwnął głową. - Pośpiesz się. Elise pobiegła do sypialni i wyjęła swoją papeterię oraz ołówek. Potem napisała, stojąc przy komodzie. Drogi Johanie!

To, co słyszałeś, to wierutne kłamstwa. Kocham ciebie i nikogo innego. Czy nie dostałeś mojego listu? Twoja Elise Złożyła kartkę, wsunęła ją do koperty, a kopertę zakleiła. Potem napisała nazwisko Johana wielkimi literami i wróciła do kuchni. Mężczyzna stał dokładnie w tym samym miejscu, ani on, ani chłopcy nie odezwali się nawet słowem. Niemal wyrwał jej list i obrócił się w stronę drzwi. Elise czuła wielką niechęć wobec tego człowieka, ale nie zamierzała go od razu wypuścić. - Znasz kogoś w więzieniu? Masz możliwość rozmowy z Johanem? Obrócił twarz w stronę Elise. - Czemu pytasz? - Powiedz mu, że to nie jest prawda. Powiedz, że przyrzekam czekać, aż Johan wyjdzie z więzienia. I że o niczym innym nie myślę. - Tak mu powiem, mała. Wydawało jej się, że się uśmiechnął. Uważał ją pewnie za idiotkę. Dopiero gdy usłyszeli jego ciężkie kroki na samym dole, ośmielili się otworzyć usta. Pierwszy odezwał się Kristian: - Piekielny gbur. Zaskoczona Elise obróciła się do brata. - Dlaczego tak mówisz? - Widziałaś jego oczy? To był bandyta. - Tego nie można poznać po wyglądzie. Moim zdaniem wyglądał tak samo jak większość mężczyzn, był tylko trochę potężniejszy. - Właśnie - Kristian ze złością spojrzał siostrze w oczy. - Jak myślisz, skąd on ma pieniądze? - Domyślam się, że jest łotrem, Kristian, inaczej nie zdołałby przemycić informacji dla Johana do więzienia. Ale nikt inny nie może mi pomóc, więc muszę być wdzięczna, że są tacy jak on. Nie zrobił nam nic złego, a poza tym przyniósł list od Johana. - Chyba się nie ucieszyłaś z tego listu. Elise westchnęła ciężko. - Ktoś powtórzył Johanowi te złośliwe plotki o mnie i Emanuelu Ringstadzie. Napisałam mu, że to kłamstwa. Gdy położyła się do łóżka tego wieczoru, długo leżała i rozmyślała. Dziwne, że Johan napisał coś takiego po przeczytaniu jej listu. To znaczy, że nie uwierzył nawet jednemu jej