Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 05 - Zazdrość

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :746.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 05 - Zazdrość.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 157 stron)

FRID INGULSTAD ZAZDROŚĆ Saga Wiatr Nadziei część 5

ROZDZIAŁ PIERWSZY Kristiania, czerwiec 1905 roku Elise obudził jej własny krzyk. Mrugając powiekami, rozejrzała się przerażona, ale na szczęście Peder i Kristian spali spokojnie. Na dworze wciąż jeszcze było widno, choć zapewne minął już późny wieczór. Czuła się dziwnie wyspana, mimo że spała chyba tylko chwilę, bo długo się przewracała z boku na bok, nim zasnęła. Serce waliło jej mocno, a mokra od potu nocna koszula przylepiła się do ciała. Elise na nowo przeżywała koszmarny sen. Śniło jej się, że brała ślub z Emanuelem. Kiedy już wychodzili z kościoła, zauważyła Johana, który stał z nożem w ręce i patrzył na nią posępnie. Pomimo gorąca przeszedł ją zimny dreszcz. Elise obróciła się na bok, próbując się otrząsnąć i zapomnieć o koszmarze, ale przykre obrazy powracały wciąż na nowo. Nie mogła uleżeć spokojnie, wstała więc i boso przemknęła w stronę kuchni, by napić się wody. Powstrzymał ją jednak szept matki: - Śniło ci się coś niedobrego? Elise zerknęła na łóżko, a widząc, że mama jej się przygląda, pokiwała głową. - Chodź tu na chwilę, Elise - poprosiła matka. Elise cofnęła się i usiadła na brzegu posłania. Mama wzięła ją za rękę i zapytała: - Co cię tak niepokoi? Męczą cię jakieś koszmary? - Miałam okropny sen - wyszeptała Elise, umykając spojrzeniem. - Śniło mi się, że Johan patrzył na mnie tak wrogo... - A więc to przez Johana jesteś taka niespokojna... - Matka uścisnęła jej dłoń. - Musisz spróbować o nim zapomnieć, Elise. On nie jest wart twojej miłości. - Po chwili dodała z ociąganiem: - Tak się cieszę z tego, co się stało. I ty też powinnaś. Kiedy wczoraj wieczorem zniknęłaś, bardzo się przestraszyłam. Wiedziałam, że nie masz pieniędzy na komorne. Ale gdy cię zobaczyłam razem z panem Ringstadem i podzieliliście się ze mną tą wielką nowiną, miałam wrażenie, że stał się cud, że moje modlitwy zostały wysłuchane. - Znów uścisnęła dłoń córki. - Wiele dziewcząt ogarnia niepokój, gdy już przyjmą oświadczyny, to zupełnie naturalne. Wydaje mi się, że jeszcze nie do końca pojmujesz, że na lepszego męża niż Emanuel Ringstad nie mogłaś trafić. Elise, skinąwszy głową, zmusiła się do uśmiechu. - Owszem, pojmuję. Smutno mi tylko, że nie odwzajemniam jego uczuć. Nie czuję do

niego tego samego co do Johana. - Powoli, Elise! Z czasem pokochasz go równie mocno, jestem tego pewna. Szanujesz go, to najważniejsze, a miłość przyjdzie. Daj tylko sobie trochę czasu! Kiedy już złożycie przysięgę małżeńską, przestaniesz zadręczać się wątpliwościami i całą swoją uwagę skupisz na nim. Elise pokiwała głową. - Dziękuję, mamo. Spróbuj teraz zasnąć. Pójdę się napić wody i też się zaraz kładę. Gdy tylko z powrotem otuliła się pierzyną, powróciła myślami do słów mamy i przyznała jej rację. Naprawdę, mam więcej szczęścia niż niejedna dziewczyna. Bo w końcu rzadko się słyszy, by któraś wiązała się z kimś, kogo kocha. Emanuel jest dobry i miły. To porządny i szlachetny człowiek, chce dla mnie jak najlepiej. Zdecydował się mnie poślubić, pomimo że wie, iż urodzę dziecko innego mężczyzny. Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał wystąpić z Armii Zbawienia i znaleźć sobie inną pracę. I podjął tę poważną decyzję świadomie, rozważywszy wszystkie za i przeciw. Pewnie niejedną noc spędził, przewracając się z boku na bok, bo nie mógł zmrużyć oka. Wyłożył Elise jasno, że nie zamierza wrócić na wieś, by przejąć dwór. Praca w gospodarstwie zupełnie go nie interesuje, mówił. Skończył przecież studia, a także roczną szkołę handlową. Wolałby więc znaleźć pracę, w której by mógł wykorzystać swoje umiejętności i wiedzę. Zdziwiła się, bo wcześniej opowiadał jej, że od przejęcia dworu rodzinnego powstrzymuje go powołanie, a teraz nagle tłumaczył się wykształceniem. Nie wyraziła jednak na głos swoich wątpliwości. Bez takiego zapewnienia z jego strony na pewno nie zgodziłaby się na małżeństwo. Nie mogłaby przecież wyjechać z nim do rodzinnej posiadłości i zostawić mamy samej z chłopcami, bez środków do życia. Byli od niej całkowicie zależni, nie mieli żadnych innych dochodów. Emanuel wie o mnie wszystko, a mimo to chce się ze mną ożenić. Nie miałam innego wyjścia, przekonywała po raz kolejny samą siebie. Gdyby nie jego pomoc, pozostałoby nam jedynie miłosierdzie gminy, a to zabiłoby mamę. Nagle przyszła jej do głowy nieprzyjemna myśl. Co na to powie Agnes? Przecież zwolniła się z fabryki, by być bliżej Emanuela. Wertowała czasopisma dla kobiet i oglądała suknie ślubne, marząc o tym, by stanąć na ślubnym kobiercu u boku Emanuela. Boże święty, jęknęła w duchu Elise, bo dobrze znała swoją przyjaciółkę. Wiedziała, że nie wybacza nigdy temu, kto jej nadepnie na odcisk. A mieć w niej wroga... Zadrżała, przewracając się z boku na bok. Emanuel wiedział co prawda, że podoba się Agnes, nie miał

jednak pojęcia, do czego ona jest zdolna... Pomyślała też o Annie, cierpliwej, miłej, kochanej Annie... Przypomniało jej się, jak się dowiedziała od Emanuela, że kocha inną. „Zazdroszczę jej tak, że aż serce mi ściska”, zwierzała się Elise i dodała: „Nieważne, kim ona jest, i tak jej nie znam”. Co powie, kiedy zrozumie, że Emanuel, mówiąc o kobiecie, którą kocha, miał na myśli Elise? Ona, która wciąż wierzy w to, że Johan i Elise się pogodzą. Elise już nie wiedziała, co gorsze, nieme wyrzuty Anny czy zazdrość i złość Agnes. Poczekała, aż na stole będzie śniadanie, i dopiero wówczas oznajmiła braciom nowinę. Nie wiedzieli jeszcze o niczym, bo gdy wróciła poprzedniego wieczoru z Emanuelem, oni już spali. - Muszę wam coś powiedzieć - zaczęła i popatrzyła z uśmiechem na Pedera i Kristiana. - Wychodzę za mąż za Emanuela Ringstada! Peder otworzył usta ze zdziwienia, ale zaraz jego twarz rozpromieniła się w uśmiechu. Zerwał się ze stołka gwałtownie, przewracając go na podłogę, i rzucił się siostrze na szyję. - To prawda? Nie kłamiesz? - wypytywał gorączkowo. Elise roześmiała się i pokręciła głową. - Nie kłamię. Wczoraj wieczorem Emanuel poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam. Zerknęła na Kristiana, który nie odezwał się ani słowem. Zacisnąwszy usta w cienką kreskę, wstał, wziął podręczniki obwiązane rzemykiem i skierował się do wyjścia. - Kristian! - zawołała mama ostrym głosem. Odwrócił się niechętnie. - Chyba rozumiesz, że pan Ringstad ratuje nas od głodu i nędzy? Wiesz, że stary Torgny zagroził, iż nas wyrzuci i będziemy musieli zamieszkać kątem u innej rodziny, jeśli do ósmej wieczorem nie zapłacimy czynszu, a my nie mamy pieniędzy? - Nic mnie to nie obchodzi! Mama aż poczerwieniała ze wzburzenia. - Jak to? Nie obchodzi cię, gdzie będziemy mieszkać? - Zostaw go w spokoju - wtrąciła się Elise i położyła jej dłoń na ramieniu. - On się smuci z powodu Johana. Mama otworzyła usta i już miała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Elise jednak poznała po jej minie, że mama nie ma już takiego dobrego zdania o Johanie jak kiedyś. - Wieczorem wybieram się do Agnes - rzekła więc pośpiesznie, by skierować uwagę mamy na inne tory. - Do Agnes? Chyba raczej powinnaś poświęcić czas swojemu narzeczonemu?

- Owszem, z nim też się na pewno spotkam. Muszę jednak porozmawiać z Agnes o czymś ważnym. - Agnes ugania się za tym Ringstadem - zaśmiał się Peder. - Na pewno się teraz na ciebie wścieknie, Elise! - Właśnie tego się obawiam. - A cóż Agnes do tego? - zdziwiła się mama, posyłając córce ponure spojrzenie. - Ona zawsze kleiła się do chłopaków, ale od twojego narzeczonego niech się lepiej trzyma z daleka. Elise nie miała siły rozmawiać o tym z mamą. Wstała i kierując się w stronę drzwi, rzuciła: - Zaraz odezwie się syrena fabryczna, muszę się śpieszyć. W powietrzu czuło się chłód. Wiatr od północy gładził toczące się wartko z głośnym szumem wody Aker. Elise zadrżała z zimna i mocniej owinęła się szalem. Właściwie o tej porze powinno już wreszcie nadejść lato, tymczasem pogoda wciąż się zmieniała i raz było ciepło, a zaraz potem nadciągał chłód. Jakiś czas temu pisano w gazetach, że tegoroczna zima i wiosna odbiegały od normy. Wygląda na to, że będzie to też dotyczyć lata. Wiele osób łączyło te odstępstwa w pogodzie z niepokojem w kraju. Niemal powszechnie obawiano się wojny. Elise zastanawiała się z lękiem, czy w wypadku ogłoszenia powszechnej mobilizacji Emanuel także zostanie powołany. A co z Johanem? Czy więźniów też wcielają do wojska? Gdy przeszła przez most, odwróciła się, bo usłyszała, że ktoś ją woła. Czy to nie pech? Za każdym razem, gdy w jej życiu coś się działo, pierwsza pojawiała się na horyzoncie wścibska Valborg i koniecznie chciała z niej wyciągnąć prawdę. - Widziałam was, Elise! Ciebie i oficera! Zaprzeczałaś, że coś was łączy, tymczasem wczoraj wieczorem szliście, trzymając się za ręce! - Owszem, zaprzeczałam, bo wtedy nic nas nie łączyło, ale nastąpiła zmiana. Zaręczyliśmy się. Uznała, że równie dobrze może powiedzieć Valborg od razu, skoro wkrótce i tak się wszyscy o tym dowiedzą. A ponieważ ślub ma się odbyć jak najprędzej, ze względu na jej brzuch, lepiej mieć to już za sobą. Valborg zatrzymała się gwałtownie i popatrzyła na nią zaskoczona. - Zaręczyłaś się z oficerem? Całkiem zgłupiałaś? Przecież oni nie mogą się żenić! - Emanuel zamierza wystąpić z Armii Zbawienia. - Co? - Valborg zmierzyła Elise od stóp do głów. - Spodziewasz się dziecka, czy co? - Nic podobnego! - zaprzeczyła Elise nerwowo i poczuła, że się czerwieni.

- To po co ten pośpiech? Przecież dopiero co byłaś zaręczona z Johanem. - Nieprawda, minęło już kilka tygodni, odkąd Johan ze mną zerwał. Valborg uśmiechnęła się z ironią. - Już ja swoje wiem! - popatrzyła na nią raz jeszcze badawczo, po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku bramy fabryki. To był ciężki dzień. Pomocnice uwijały się jak w ukropie pośród nawoływań poganiających je prządek. W hali unosiły się tumany kurzu, a huk maszyn zagłuszał wszelkie inne odgłosy. Elise czuła ulgę, że Hilda już nie pracuje w przędzalni. Tęskniła za nią, ale świadomość, że siostra uwolniła się od tego kieratu, napełniała ją radością. Ja, niestety, muszę tu zostać, pomyślała nagle z rezygnacją. Nawet jeśli Emanuel będzie miał tyle szczęścia, że dostanie pracę, to przecież kanceliści nie zarabiają znowu tak dużo, by utrzymać tyle osób. Emanuel obiecał, że mama i chłopcy zamieszkają razem z nami, nie mogę jednak pozwolić, by on sam łożył na całą moją rodzinę. Wystarczy już, że przyrzekł zaopiekować się nie swoim dzieckiem. Po co ja mówiłam Agnes o swoim kłopocie, wyrzucała sobie w myślach... Teraz wie o dziecku. Ona i Hilda. Hildzie mogę zaufać, jednak gdy Agnes zwróci się przeciwko mnie... Przeszły ją ciarki. A co z Anną? Czy ona także domyśliła się prawdy? Nie, to niemożliwe, pomyślała Elise. Kiedy jej mówiłam, że upadłam, bo mi się zdawało, że ktoś mnie goni, Anna powiedziała: „Oni chcą cię tylko nastraszyć. Na pewno nie zrobiliby ci nic złego”. Anna zawsze dobrze myślała o ludziach. Nie przyszłoby jej nawet na myśl, że ktoś mnie zgwałcił. Nie, tajemnicę znają wyłącznie Hilda i Agnes. Mama nie może się o tym dowiedzieć pod żadnym pozorem! Ani Peder i Kristian. Co prawda Peder z Evertem dociekali głośno, co się jej mogło stać, jak to dzieciaki, ale to było tylko takie gadanie, choć zaskakująco bliskie prawdy. W gruncie rzeczy w to nie wierzyli. Jeśli pobierzemy się z Emanuelem dość szybko, ludzie nie domyśla się nawet, że nie on jest ojcem dziecka. Niektóre kobiety rodzą przedwcześnie, innym zdarza się przenosić ciążę. Powiem, że dziecko jest wcześniakiem. Nikt nie będzie podejrzewał, że kłamię. . Po pierwsze wszyscy wiedzą, że Johan siedzi w więzieniu, a skoro o tym, co się zdarzyło tamtej niedzieli, gdy wracałam z więzienia Akershus, wie tylko Hilda i Agnes, nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, że miałam kogoś w tym czasie. Nikt prócz tego, który mnie zgwałcił... ale on się nawet nie domyśli, że to jego dziecko. Pośpiesznie porzuciła tę myśl, bo słabo jej się robiło, ilekroć sobie przypominała ten koszmar.

Czas wlókł się niemiłosiernie. Bolały ją plecy, głowa, i zbierało jej się na mdłości. Nie miała pojęcia, jak Hilda wytrzymywała tę harówkę, będąc w zaawansowanej ciąży. Zwłaszcza że jako pomocnica biegała w tę i z powrotem, przynosząc prządkom nawoje. Elise nie pamiętała, by kiedyś było w hali tak duszno. Nigdy też jeszcze hałas nie wydawał jej się tak dokuczliwy. Gdy w końcu usłyszała pobrzękiwanie kotłów z zupą w korytarzu, postanowiła pójść w czasie przerwy do domu, choć nie musiała już się opiekować mamą. Jak dobrze było wyjść trochę na dwór! Świeże powietrze orzeźwiło ją, ustały mdłości, a i ból głowy nieco zelżał. Pomyślała o Emanuelu, wciąż nie mogąc wyjść ze zdziwienia, że chce się z nią ożenić, wiedząc, że nosi pod sercem dziecko innego mężczyzny. Nie mogła go zrozumieć. Samej trudno jej było sobie wyobrazić, że będzie potrafiła kochać dziecko, poczęte w takich okolicznościach. Nawet w myślach nie nazywała istoty, którą nosiła, „dzieckiem”, a jedynie „czymś”, „czymś okropnym i wstrętnym”. „Ażeby dziecku, którego oczekujesz, dać ojca”, powiedział. On myślał o tym jak o żywym dziecku. Nie budziło w nim wstrętu, traktował je jak istotę, której chce pomóc. Nawet stać się jej ojcem. Naprawdę Emanuel różnił się bardzo od innych mężczyzn. Poczuła w sobie miłe ciepło. „Na lepszego męża nie mogłaś trafić”, powiedziała mama. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by być dobrą żoną, postanowiła. Tak by Emanuel nie żałował nigdy decyzji, jaką podjął. W bramie czynszówki wpadła wprost na panią Thoresen. Po jej minie od razu poznała, że wie o wszystkim. - Twoja mama, Elise, była u nas i opowiedziała, co się wydarzyło - rzuciła krótko. Elise nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Zaraz po Agnes najbardziej się obawiała właśnie spotkania z panią Thoresen. Spuściła wzrok, obawiając się spojrzeć sąsiadce prosto w oczy. - Anna płacze, ale tego się pewnie spodziewałaś - dodała z goryczą. Elise podniosła wzrok. - Przykro mi z tego powodu. Ostatnie, czego bym chciała, to zasmucić Annę. Pani Thoresen wzruszyła ramionami. - Zawsze powtarzałam, że każdy ma dość własnych kłopotów! - Naprawdę, nie chciałam skrzywdzić Anny, zna mnie pani przecież! Emanuel Ringstad od dawna wyznawał mi swoje uczucia, ale ja nie chciałam go słuchać. Postanowiłam czekać na Johana.

- Rzeczywiście, poczekałaś - prychnęła pani Thoresen z pogardą. - To Johan zerwał zaręczyny - odparła Elise, czując wzbierającą się w niej przekorę. - Wszystko jedno! Jak nie jedno nieszczęście, to drugie. Dla takich jak my nie ma nadziei - oznajmiła i wymaszerowała, nie spojrzawszy nawet na Elise, uznając pewnie rozmowę za zakończoną. Elise ciężkim krokiem weszła po schodach. Przed drzwiami do mieszkania Thoresenów ociągała się chwilę. Najchętniej przeszłaby obok i skierowała się na schody prowadzące na drugie piętro, zmusiła się jednak, by zapukać i wejść do środka. Anna leżała w łóżku blada i zapłakana. Gdy jednak zobaczyła Elise, pośpiesznie wytarła łzy, udając, że nic się nie stało. - Witaj, Elise. - Spotkałam na dole w bramie twoją mamę. Podobno moja mama była u was. Anna skinęła głową i spojrzała na nią wyraźnie zakłopotana. - Nie przejmuj się, Elise - rzekła, połykając łzy. - Właściwie bardzo się cieszę twoim szczęściem, tylko że ta wiadomość spadła na mnie dość nieoczekiwanie. - Dobrze to rozumiem. Mnie też zaskoczyła. Anna otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale rozmyśliła się. - Nie zamierzałam cię oszukiwać, Anno. Wtedy gdy mi mówiłaś, że Emanuel kocha inną, podejrzewałam, że ma na myśli mnie, i zdenerwowałam się tym. Uznałam, że to bezczelne z jego strony, bo w żaden sposób go do tego nie zachęcałam. Przeciwnie, przez cały czas powtarzałam, że zamierzam czekać na Johana. Anna słuchała z uwagą. - Skoro domyśliłaś się, że mówił o tobie, to musiał ci to sugerować. - Tak, ale ja go traktowałam jak przyjaciela. Nie mam siły ci o tym wszystkim opowiadać, Anno, ale uwierz, że nie chciałam ci sprawić bólu. Nie przyszło mi nawet do głowy, że tak się to wszystko skończy. - Wzruszyła bezradnie ramionami. - On wie, że go nie kocham. Wie, że nadal darzę miłością Johana i wolałabym na niego poczekać, mimo że Johan sobie tego nie życzy. Ale gdy Hilda się wyprowadziła, wszystko się zawaliło. Wczoraj wieczorem musiałam wyjść z domu, by mama i chłopcy nie domyślili się, jak bardzo jestem zrozpaczona. Nie miałam pieniędzy na czynsz i nie miałam pojęcia, jak damy radę się utrzymać z mojej jednej wypłaty. Torgny dał nam czas do godziny ósmej wieczorem. Zagroził, że jeśli nie zapłacę komornego, wyrzuci nas stąd. Anna popatrzyła na nią przerażona. - W tym czasie przyszedł do domu Emanuel i zapytał o mnie. Powiedzieli mu, że

wyszłam się przejść. Znalazł mnie i zaproponował małżeństwo, by uratować nas z trudnej sytuacji, a ja dałam się przekonać. - Mogłaś pożyczyć od niego pieniądze! Poza tym Peder i Kristian są już dość duzi, by zacząć roznosić gazety popołudniami, a wnet twoja mama też nabierze sił po chorobie i będzie mogła podjąć jakąś pracę. Wspominała coś mojej mamie, że zamierza dowiedzieć się u Magdy, czy nie potrzebna jej pomoc w sklepie. Elise bardzo pragnęła wyjawić jej najważniejszy powód, dla którego zgodziła się na małżeństwo, ale nie mogła. - Nie chciałam go prosić o kolejną przysługę. Pytałam Hildę, ale ona nie ma pieniędzy. Agnes też nie. Zastanawiałam się nawet, czy nie zapytać twojej mamy o pożyczkę, ale wiem, jak bardzo się męczy, by związać koniec z końcem. Tak samo zresztą jak my wszyscy tu w okolicy. - Nie mogłaś zwrócić się o zasiłek do gminy? Albo do Armii Zbawienia? - Mama jest zbyt dumna, by przyjmować zasiłek, a jej zdaniem Armia Zbawienia wystarczająco już nam pomogła. - I z powodu chorobliwej ambicji twojej mamy jesteś zmuszona poślubić mężczyznę, którego tak naprawdę wcale nie chcesz? - W głosie Anny pobrzmiewało nie tylko zdumienie, ale i nuta szyderstwa. Elise nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy. Wiedziała, że nie powinna zrzucać winy na mamę. Gdyby Anna wiedziała o tym, co rośnie w jej brzuchu, pewnie by zrozumiała. Anna westchnęła z rezygnacją. - Wybacz, Elise. Wiem, że mogę sprawiać wrażenie małostkowej. Nie mam żadnego prawa wypytywać cię i drążyć tego tematu. - Owszem, masz prawo do wyjaśnień. W końcu byłam narzeczoną twojego brata! Mogę ci tylko powiedzieć, że zarówno Emanuel, jak i ja uczynimy wszystko, by wam pomóc. Sam mi to powiedział wczoraj wieczorem. Anna nie odezwała się. Elise odwróciła się, zbierając się do wyjścia. - Rozumiem cię, Anno - rzuciła na odchodnym. - Mam tylko nadzieję, że nie odwrócisz się ode mnie z tego powodu. Anna nadal milczała. Elise westchnęła ciężko i cicho zamknęła za sobą drzwi. Ku swemu zdumieniu zastała w kuchni Emanuela, który siedział przy stole razem z mamą. Akurat w tej chwili wolałaby, aby go tu nie było, potrzebowała bowiem pobyć trochę sama.

Mama popatrzyła na nią zatroskanym wzrokiem. - Jesteś bardzo zmęczona, Elise. Widać to po tobie. - Byłam u Anny - rzekła Elise, patrząc na Emanuela porozumiewawczo. Wiedziała, że się domyśli, o co chodzi. Mama nie wyglądała na osobę, którą dręczą wyrzuty sumienia. - Podzieliłam się z nimi tą wielką nowiną. Uznałam, że równie dobrze mogą się dowiedzieć o tym od razu. Elise pokiwała głową. - Pani Thoresen jest bardzo rozgoryczona. Najwyraźniej uważa, że powinnam czekać na Johana. - Jak śmie oczekiwać czegoś takiego? - oburzyła się mama i aż poczerwieniała na twarzy. - Po tym wszystkim, co zrobił? Elise nie odpowiedziała. Dawno już zrozumiała, że z mamą nie ma sensu rozmawiać o Johanie. Mama wstała tymczasem i oznajmiła: - Pójdę się przejść. Będziecie mogli pobyć trochę sami. Gdy tylko zniknęła, Emanuel popatrzył na Elise, marszcząc czoło. U nasady nosa utworzyła mu się głęboka bruzda. - Żałujesz, Elise? - Nie, Emanuelu - pokręciła głową i spojrzała na niego ciepło. - Przykro mi jednak ranić kogoś, kto już i tak jest dotknięty przez los. Chodzi o Annę. Zresztą rozmowa z panią Thoresen też nie była przyjemna. - Rozumiem, ale nie możesz pozwolić na to, by cudze nieszczęście decydowało o twoim życiu. Będę się nadal opiekować Anną. Ubolewam, że żywi do mnie takie a nie inne uczucia, bo w żaden osób jej do tego nie zachęcałem. - Wiem. Ale ona nie ma możliwości spotykania młodych mężczyzn, więc gdy się pojawiłeś na horyzoncie, taki pociągający i pomocny, trudno się dziwić, że się w tobie zadurzyła. - Szkoda tylko, że mój urok nie działa na ciebie - uśmiechnął się z lekkim smutkiem. - Mylisz się. Byłam pod dużym wrażeniem już po pierwszym naszym spotkaniu - odparła Elise, sadowiąc się na stołku obok niego. - Gdybym nie była zaręczona z Johanem, pewnie też bym się w tobie zakochała. - Ale wciąż tęsknisz za Johanem? - zapytał, a po jego spojrzeniu poznała, że ten temat sprawia mu przykrość.

Elise westchnęła. - Przestałam tęsknić, bo to nie ma sensu. Rozmawiałam w nocy z mamą i usłyszałam od niej coś, co wydaje mi się prawdziwe. Szacunek dla drugiej osoby może z czasem przerodzić się w miłość. - Bardzo cenię sobie twoją szczerość - oznajmił, ujmując jej dłoń. - Dla mnie jest ważne, byś wiedział, co czuję. Zgodziłam się zostać twoją żoną dlatego, że wydaje mi się, iż może być nam ze sobą dobrze. - Po chwili dodała z ociąganiem: - Ale od wczoraj, myśląc sobie o tym i o owym, zaczęłam się zastanawiać, co powiedzą na to twoi rodzice. Emanuel spojrzał jej prosto w oczy i oznajmił: - To ja się z tobą żenię, a nie moi rodzice. Dawno już im wyjaśniłem, że nie zamierzam przejąć dworu, tak czy inaczej. Wiem, że to dla nich bolesne, i przykro mi, że sprawiam im taki zawód, ale nie mogę inaczej. Moje życie jest związane z miastem, to tu czuję się na właściwym miejscu. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - Nie wiem, jak zareagują. - Ale przecież znasz ich i możesz się domyślić. Oni życzą sobie, byś poślubił Karolinę. Odniosłam wrażenie, że dla nich jest oczywiste, iż znajdziesz sobie narzeczoną równą tobie stanem. - Możliwe. - Może się zdenerwują. Milczał chwilę, jakby szukając właściwych słów, wreszcie rzekł: - Nawet jeśli, to będziemy musieli dać im trochę czasu. Kiedy cię dobrze poznają, na pewno zmienią zdanie. - Pochylił się i ją objął, dodając: - Dla mnie liczy się tylko to, że mamy być razem. Nie chcę innej, Elise. Pragnę tylko ciebie. Nawet jeśli cały świat będzie się temu sprzeciwiał. Odszukał jej usta, a ona odpowiedziała na jego pocałunek. Słodki dreszcz przeniknął jej ciało. Pocałunek stał się bardziej namiętny. Dłonie Emanuela pieściły jej ciało powolnymi ruchami, sunąc ku piersiom. Elise zdziwiła się, że Emanuel, taki niewinny z pozoru, ma takie doświadczenie w tych sprawach. Pociągnął ją i posadził sobie na kolanach. Wsunął dłoń pod bluzkę i dotknął nagiej skóry Elise. A potem całkiem rozpiął bluzkę i odsłonił piersi. Nachylił się i koniuszkiem języka drażnił brodawki, wprawiając jej ciało w dziwne drżenie. Pozwoliła mu na to zdziwiona. Wydawało jej się, że podobnych doznań doświadczyć może jedynie z Johanem, a po tym, co ją spotkało w drodze powrotnej z więzienia, w ogóle

nie wiedziała, czy nie będzie ją odpychało od mężczyzn, tymczasem jej ciało powoli ogar- niała gorączka i podniecenie. Przypomniała sobie noc w komórce spędzoną z Emanuelem. Czuła wówczas jego tłumioną tęsknotę, sama jednak pozostała obojętna, tak jej się przynajmniej zdawało. Teraz jednak zrozumiała, że nie do końca było to prawdą. Nie miała jedynie odwagi przyznać się do tego przed sobą. Ogarnęła ją radość, że będzie mogła przestać mówić, iż czuje do niego jedynie przyjaźń. Bo to, co odczuwała teraz, z przyjaźnią niewiele miało wspólnego. - Cofam moje słowa - wyszeptała chrapliwie, przywierając ustami do jego warg. - Co takiego? - zapytał stłumionym głosem i z rozpaloną twarzą. - Że czuję do ciebie jedynie przyjaźń. Odsunął nieco twarz i popatrzył jej w oczy, jakby chciał się upewnić, że mówi szczerze. Uśmiechnęła się do niego lekko, nieco zażenowana, i dodała: - Podoba mi się to. Jęknął z radości, po czym pochylił się nad nią i poczuła na ustach jego głodne pocałunki. Dała się porwać namiętności, nie próbowała się już wzbraniać. Pragnęła jedynie uciszyć tę gorączkę teraz, zaraz. Pomyślała niejasno, że czekają ich cudowne chwile. Nagle stuknęły drzwi gdzieś na dole i wnet usłyszeli na schodach ciężkie kroki. Emanuel niechętnie wypuścił Elise z objęć, poprawił jej bluzkę i pozwolił usiąść obok na stołku. Elise chwyciła kromkę chleba, która została na talerzu, bo mama poczęstowała Emanuela kawą i chlebem. Nie czuła głodu, ale nie chciała dać po sobie poznać, co się tu przed chwilą wydarzyło. Kroki na schodach były ciężkie i powolne, jakby mama chciała ich przygotować na to, że nadchodzi. - Chce, żebyśmy ją usłyszeli - uśmiechnęła się Elise. - Dobrze, że nas nie zaskoczyła - odpowiedział jej Emanuel i także się uśmiechnął. Elise poczuła, że się rumieni, i spuściła wzrok. - Będzie nam dobrze ze sobą, Elise, jestem tego pewien - szepnął, kładąc dłoń na jej kolanie. - Ja też tak myślę - pokiwała głową. - Kiedy wrócisz dziś wieczorem do domu, sądzę, że będę miał dla ciebie dobre wiadomości. - Dobre wiadomości? - popatrzyła na niego pytająco. - Wybieram się do tkalni płótna żaglowego na rozmowę z dyrektorem. To przyjaciel

mojego gospodarza, a ten znów jest przyjacielem mojego ojca. Chcę zapytać, czy znalazłaby się dla mnie wolna posada. To znaczy wiem, że posada jest wolna, pytanie tylko, czy dyrektor zechce mnie przyjąć. - Jak zdążyłeś załatwić to tak szybko? Uśmiechnął się przekornie. - O, to nie zdarzyło się tak szybko. Jeśli mam być szczery, zacząłem się dowiadywać już przed paroma tygodniami. - Jak to? Planowałeś to? - Oczy Elise rozszerzyły się ze zdumienia. - To znaczy sądziłeś, że... - Zapewne uznasz, że jestem nieprzyzwoicie zarozumiały - uśmiechnął się znowu, zaraz jednak spoważniał i dodał: - Ale czułem, że w końcu będziemy razem. - A może też zdążyłeś już wystąpić z Armii Zbawienia? - Powiadomiłem majora. Elise nie miała innego wyjścia jak się roześmiać, potrząsając głową z niedowierzaniem. - Gdybyś mnie zapytał przed dwoma dniami, to wcale nie jestem pewna, czy przyjęłabym twoje oświadczyny. - Ale ja nie zapytałem cię przed dwoma dniami. - Czekałeś na taki moment, bym nie mogła odmówić? - uśmiechnęła się, przejrzawszy jego zamiary. - Właśnie. - To jesteś bardzo wyrachowany. - Wyrachowany i szczęśliwy. Nie zwlekajmy ze ślubem, Elise. Zamierzałem odwiedzić tutejszego pastora w najbliższych dniach, ale pomyślałem sobie, że dla mamy byłby to dodatkowy cios, a nie chcę jej ranić. Chyba więc będziemy musieli zgodzić się na tradycyjny ślub we dworze, a to wymaga trochę czasu, by wszystko zaplanować. Elise popatrzyła na niego przerażona. - Nie mam odpowiedniego stroju na taką okazję. Zresztą mama i chłopcy także. - Zostaw to mnie. Porozmawiam z kobietami z Armii Zbawienia. Może uda nam się wypożyczyć odpowiednie stroje dla wszystkich. - Ale pomyśl, jeśli... - zamilkła, gryząc nerwowo wargi. - Jeśli co? - Jeśli oni mnie nie zaakceptują i nie zgodzą się na nasz ślub? Otworzyły się drzwi i do kuchni weszła mama. - Byłam na dole u Anny. Wcale się tak bardzo nie przejęła wiadomością o waszym

ślubie. Nawet mi pogratulowała i powiedziała, że cieszy się w imieniu was obojga. - Anna jest wyjątkowa. - Sądzę, że po prostu zrozumiała, iż nie możesz czekać na Johana. Bardzo cię lubi i na pewno nie życzy ci takiej niepewnej przyszłości. Elise nie skomentowała tego. Wstała ze stołka i zbierając się do wyjścia, rzekła: - Muszę już wracać. Nie wiem, o której skończę, o szóstej czy o ósmej. Ostatnio wciąż musiałyśmy zostawać dodatkowo dwie godziny. - Już wracasz? Przecież nic nie zjadłaś! - Nie zdążę. Jeśli się spóźnię, nadzorca będzie wściekły. Emanuel też wstał. - Odprowadzę cię, idę w tę samą stronę. - Uważasz, że Anna bardzo ciężko przeżyła wiadomość o naszym ślubie? - spytał zdziwiony, gdy mijali drzwi do mieszkania Thoresenów. - Tak, ale ona jest bardzo dzielna i nie żywi z tego powodu do mnie urazy. Za to obawiam się bardzo, że inna osoba nie będzie równie wspaniałomyślna. Jak to jest, Emanuelu, gdy ma się takie powodzenie? - dodała ironicznie. - Myślisz o Agnes? - Tak. Gdy ostatnio ją widziałam, oglądała w czasopismach suknie ślubne i snuła marzenia, że stoi obok ciebie na ślubnym kobiercu. Jęknął głośno i rzucił niepewnie: - A jak ja to, na Boga, wyjaśnię Karolinę? Elise rozbawiło jego przerażenie i roześmiała się, ale gdy spojrzała mu w twarz, spoważniała gwałtownie. - Będzie tak źle? - Niestety. To niebezpieczna kobieta.

ROZDZIAŁ DRUGI Gdy wreszcie skończyła się zmiana w fabryce i Elise wraz z innymi robotnicami pośpiesznie wracała przez most do domu, na drodze przy wodospadzie dostrzegła Emanuela. Dziwne, że wraca z tkalni płótna żaglowego o tak późnej porze, pomyślała. Z tego, co mówił, zrozumiała, że wybierał się tam zaraz po przerwie obiadowej w fabryce. Zwolniła, ale nie miała ochoty biec mu na spotkanie, czując na sobie ciekawskie spojrzenia prządek. On zauważył ją dopiero, gdy już minęła most, pomachał do niej i ruszył z zapałem w jej kierunku. Przystanęła zaintrygowana. Ich plany zależały w dużej mierze od tego, czy Emanuel dostanie pracę. A o pracę nie było łatwo. Słyszała, że nie tylko zwykli robotnicy mają kłopoty ze znalezieniem sobie zajęcia. - Trzymaj się, Elise, bo mam dla ciebie niezwykłe nowiny! Jest rozpromieniony i podekscytowany niczym wyrostek, pomyślała. - Dostałem posadę kasjera! Ale to nie wszystko! Załatwiłem dla nas dom! Elise zmarszczyła brwi, nic nie pojmując. - Wiedziałaś, że stary majster z farbiarni Vaaghalsen nie żyje? - Tak, słyszałam, dziewczyny w fabryce o tym rozmawiały. - Dom stoi pusty! - Emanuel odwrócił głowę i skinął w kierunku domu w dole blisko mostu. Elise nie odzywała się, czekając na dalszy ciąg, bo nie rozumiała, do czego Emanuel zmierza. - Możemy go wynająć! Wciąż nie rozumiała. Przecież nie stać ich na wynajęcie własnego domu! - Twoja mama i bracia zajęliby pokoiki na poddaszu, a my pomieszczenia przy kuchni. Na pewno ucieszy was, że w domu jest pokój dzienny, wprawdzie nieduży, ale zawsze to odmiana, jeśli do tej pory miało się tylko kuchnię i izbę. - Wygłupiasz się? - Elise nie miała odwagi uwierzyć w jego słowa. Emanuel roześmiał się zadowolony i dumny. - Nic podobnego! Pożyczyłem nawet klucz. Jak tylko coś zjesz, możemy tu przyjść i dokładnie obejrzeć dom w środku. Zamieszkać w domu majstra! Nie dochodziło do niej, że to może być prawda.

- Ale jak to? - dopytywała się. - Pewnie tylko na parę dni? Póki fabryka go nie sprzeda? Emanuel znów się zaśmiał. - Nie patrz na mnie z takim niedowierzaniem. Nie kłamię! Póki co możemy wynająć dom na rok. - Na cały rok? Powoli docierało do świadomości Elise, że to prawda. - Możecie się tam wprowadzić już jutro, dzięki czemu unikniecie dalszych kłopotów z zarządcą. Zapytam wozaków z Armii, może pożyczą nam jakiś większy wózek. Po trochu wszystko przewieziemy. Elise wreszcie odważyła się spojrzeć na czerwony domek nad rzeką. Ileż to razy marzyła sobie, by siedzieć na ganku w ciepłe słoneczne dni! Cieszyć oczy zielenią wokół, wdychać zapach kwiatów rosnących przy ścianie domu i wpatrywać się w leniwy nurt rzeki. Nie być narażoną na wścibskie spojrzenia sąsiadek, pani Evertsen, pani Albertsen i pani Thoresen. Nie wąchać smrodu na klatce schodowej, odoru śmietników na podwórzu, nie czekać, przebierając nogami, w kolejce do wspólnej wciąż zajętej ubikacji. Mieć cały dom dla siebie... Wydawało jej się to zupełnie niepojęte. - Chodź, Elise. Pośpieszmy się, żeby opowiedzieć o tym Pederowi i Kristianowi. Wbiegli pędem po schodach na drugie piętro. Przy kuchennym stole siedzieli bracia i odrabiali lekcje, a mama siedziała obok nich i pilnowała surowo, by się nie ociągali. - Mamy wielką nowinę! - oznajmiła Elise, czując, jak rozpiera ją radość. - Przeprowadzamy się. Zgadnijcie tylko dokąd! Twarze przy stole przygasły. - Przeprowadzamy się? - Peder popatrzył na Elise przerażony. - Będziemy musieli mieszkać razem z obcymi ludźmi? Elise roześmiała się. - Tylko z Emanuelem. - Czemu cię to tak śmieszy? - Kristian posłał jej podejrzliwe spojrzenie. - To chyba nie jest takie zabawne. - Będziemy mieszkać w domu starego majstra nad rzeką! - oświadczyła, patrząc po kolei na wszystkich, spodziewając się wybuchu radości. - W domu majstra? - Mama popatrzyła na nią, nic nie rozumiejąc. - A dla ilu rodzin jest tam miejsce? - Nie chcę mieszkać z tym starym marudą i kupą dzieciarów! - oświadczył Kristian z

ponurą twarzą. - Nie będziesz musiał. Stary majster umarł, dom stoi pusty. Wynajmiemy go na rok. - Ależ Elise! - Mama popatrzyła na nią przerażona. - Przecież nas na to nie stać! Emanuel, który do tej pory tylko słuchał, uznał, że czas wtrącić się do rozmowy. - Proszę to zostawić mnie, pani Lovlien. Otrzymałem posadę kasjera w tkalni płótna żaglowego i bez problemu będę mógł opłacić czynsz. Po policzkach mamy popłynęły łzy. Sięgnęła po chusteczkę i pośpiesznie je wytarła, ale łzy nie przestawały płynąć. Elise podeszła do niej i objęła ją ramieniem. - Teraz, mamo, szybko wrócisz do zdrowia. Jak tylko słońce wyjdzie zza chmur, będziesz mogła usiąść sobie na ganku. Zobaczysz, jak się trochę opalisz i nabierzesz ciała, łatwiej ci będzie przetrzymać zimę. Mama oparła głowę na ramieniu Elise, a jej drobnym ciałem wstrząsnął płacz. Elise zrozumiała, jak ciężko musiało być mamie w ostatnim czasie. Tyle spadło na nią zmartwień. Nie wiedziała, jak się utrzymają bez pomocy Hildy. Przeżyła wielki smutek, gdy okazało się, że wnuczek, na którego tak się cieszyła, nagle zniknął. Peder uśmiechnął się od ucha do ucha. - To prawda? Będziemy mieszkać w „Beczce”? - W „Beczce”? - Emanuel posłał mu zdumione spojrzenie. - Podobno kiedyś mieścił się tam zajazd, który nazywano „Beczką” - wyjaśniła Elise. - A to rzeczywiście pasuje, że ja tam będę mieszkał - roześmiał się Emanuel. - Jak to? - teraz Peder patrzył na niego zdziwiony. - Żołnierze i oficerowie Armii Zbawienia nie piją alkoholu - wyjaśniła bratu Elise. - Nigdy nie jesteś pijany? - Peder popatrzył na Emanuela szeroko otwartymi oczami. - Nie, Peder, nie upijam się - odparł ten i zmierzwił chłopcu grzywkę. - Dzięki Bogu! - odezwała się mama, wzdychając przeciągle. - Niestety, muszę już iść - wyjaśnił Emanuel i odwrócił się ku drzwiom. - Umówiłem się na rozmowę z oficerami z Armii. Wrócę, gdy się najesz, Elise, a wtedy możemy pójść obejrzeć tę „Beczkę” - uśmiechnął się szelmowsko. - Mogę pójść z wami? - Peder popatrzył na niego błagalnie. - Możesz, jeśli chcesz. Emanuel wyszedł, a Elise przysiadła na stołku. Mama przyniosła dzbanek z kawą i nalała jej do kubka. Na talerzu leżało parę suchych kromek, trochę sera i syrop. Mleka i masła zabrakło. Mama usiadła przy stole i popatrzyła na Elise podekscytowana.

- Nie mogę uwierzyć, że to prawda! Odkąd przeprowadziłam się do Kristianii nad Aker, spoglądałam tęsknie w stronę domku majstra i marzyłam, by kiedyś zamieszkać w podobnym miejscu. W Ulefoss, gdzie się wychowałam, mieszkaliśmy w drewnianych barakach dla robotników, po dwie rodziny w każdym budynku. Mieliśmy przydomowy ogródek, jabłonie i zieloną trawę pod stopami. Było nas jedenaścioro, ośmioro dzieci, mama, tata i babcia. W Wigilię mieliśmy małą choinkę, na której paliły się świeczki, ale na noc wystawialiśmy ją na dwór, bo inaczej zabrakłoby miejsca na posłania i sienniki. Ale chociaż mieliśmy tam ciasno, bardzo kochaliśmy nasz dom. Mama i tata potrafili zadbać o dobry nastrój. Mama grywała na gitarze, oboje śpiewali. Mimo że byliśmy biedni, stanowiliśmy szczęśliwą rodzinę.. - Zamilkła i popatrzyła na Elise z miłością. - Taki dom wy też możecie stworzyć. Oboje lubicie śpiew i muzykę, oboje jesteście odpowiedzialni i dobrzy i mam nadzieję, że oboje pragniecie otoczyć troską dzieci, które wam się urodzą. Jej słowa Elise przyjęła z ukłuciem w sercu. Gdyby mama wiedziała, że już noszę dziecko, pomyślała. Wciąż nie wiedziała, czy zdołała je przyjąć z miłością, do jakiej ma prawo każde niewinne dziecko, nawet to poczęte w wyniku gwałtu. Peder i Kristian siedzieli cicho, przysłuchując się opowieści mamy. - Jak myślisz, mamo, ile dzieci urodzi Elise? - zapytał nagle Peder zamyślony. - Nikt tego nie wie - uśmiechnęła się mama. - To zależy, jaką gromadką dzieci Bóg zechce ją obdarzyć. Elise zesztywniała. Bóg? Czy to Bóg ją obdarzył potomkiem łajdaka? To Bóg zadecydował, że maleńkiemu synkowi Oline nie dane było dorosnąć, podczas gdy w Vaterlandzie aż się roi od pijaków i nierobów? Nie, to niemożliwe, by Bóg miał tyle nieprawości na sumieniu. Tu chyba decydują inne siły. - A czemu pytasz? - zainteresował się nagle Kristian i włączył się do rozmowy. - Zastanawiam się tylko, czy starczy miejsca dla nas. Kristian uśmiechnął się. - Kiedy Elise urodzi ośmioro dzieci, to ty już będziesz dość duży, by sam sobie smarować chleb. Będziesz pracował w fabryce, żuł tytoń i pił wino w „Perle” co sobota. No i zamieszkasz gdzieś w pokoju na Lakkegata. - Będę mógł mieszkać z wami w „Beczce”, Elise? - Peder zwrócił się do siostry. - Nawet gdy urodzisz ośmioro dzieci? - Oczywiście, Peder, możesz mieszkać z nami, jak długo zechcesz. Chłopiec uśmiechnął się z wyraźną ulgą i posłał Kristianowi zwycięskie spojrzenie, mówiąc:

- Widzisz, kłamałeś. Elise najadła się i wypiła słabą kawę, która bez cukru i mleka nie smakowała najlepiej. - Zaraz pewnie przyjdzie Emanuel - oznajmiła. - Chcesz też iść z nami, Kristian? Chłopiec pokręcił głową, ale Elise poznała po jego spojrzeniu, że tak naprawdę jest bardzo ciekawy i chętnie by z nimi poszedł. Domyślała się jednak, że nie pozwala mu na to ambicja. Nie chciał się przyznać, że zmienił zdanie na temat Emanuela. - Muszę zacząć się pakować - oświadczyła mama i wstała gwałtownie. - Przecież dzisiaj się jeszcze nie przeprowadzamy - zaśmiała się Elise. - Nie, ale ja potrzebuję trochę czasu. Nie mam siły pracować tak szybko jak kiedyś. Muszę opróżnić komodę, zapakować kubki i talerze, zdjąć zasłony i obrazki ze ścian, no i w ogóle mnóstwo innych rzeczy. - Wszystko to my możemy zrobić. Emanuel spróbuje pożyczyć wózek, a Peder i Kristian pomogą mu znieść nasze rzeczy na dół. Mama z wypiekami na twarzy klasnęła w dłonie i zawołała: - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda. Pomyślcie tylko: dom majstra! Peder zgarnął swoje podręczniki, związał je rzemykiem i zawołał: - A ja muszę zapakować żołnierzyki! - Cha, cha, małe blaszane pudełko. Na pewno zajmie ci to dużo czasu! - zaśmiał się Kristian. Mimo że znów drwił z młodszego brata, głos miał radośniejszy niż zwykle i nie był taki najeżony. On też się cieszy, pomyślała Elise i poczuła, że ze wzruszenia zbiera się jej na płacz. Ale to były łzy radości. Wczoraj wieczorem była w czarnej rozpaczy, nie widziała na- wet promyka nadziei, a teraz jakby słońce wychyliło się zza czarnych chmur i wszystko się odmieniło. Kristian też nagle pobiegł do izby, by przejrzeć swoje rzeczy. Kiedy pojawił się Emanuel, wszyscy czworo zajęci byli pakowaniem. Elise odwróciła się do niego z uśmiechem i powiedziała: - Już na dobre zaczęliśmy! - To dobrze, bo jutro pożyczę wózek. - Muszę zejść na dół i powiadomić zarządcę. - Wziąłem parę koron, byś zapłaciła mu to, co jesteś winna - rzekł Emanuel, sięgając do kieszeni. Elise z ociąganiem przyjęła pieniądze. Nie podobało jej się to, wiedziała jednak, że

nie ma wyboru. - Oddam ci, gdy tylko dostanę wypłatę. Uśmiechnął się. - Wtedy, miejmy nadzieję, będziesz już moją żoną, Elise, i będę miał obowiązek cię utrzymywać. Roześmiała się rozbawiona, zerkając na Emanuela, który wydał jej się nagle bardzo przystojny. Gdyby nie Johan, zakochałabym się w nim od pierwszego wejrzenia, pomyślała. Przypomniała sobie tamten poniedziałkowy wieczór, gdy spotkała go w Świątyni. Po po- wrocie do domu była ożywiona i rozmowna, co bardzo zirytowało Johana. Nie zdawała sobie wówczas sprawy, że jej podekscytowanie wynikało z radości, że poznała Emanuela. Dopiero teraz widziała wszystko jaśniej. Starała się go unikać, by uciszyć plotki, ale również po to, by nie ulec pokusie. Przypomniał jej się sen, jaki śniła po nocy spędzonej w komórce z Emanuelem. Śniło jej się wówczas, że była z Johanem, ale gdy spojrzała na niego, odkryła, że to nie on, tylko Emanuel jest u jej boku. Może tak naprawdę cały czas czuła pociąg do Emanuela, robiła jednak wszystko, by nie dopuścić do siebie zakazanych uczuć. - Chodź - rzekł Emanuel. - Idziemy obejrzeć nasz nowy dom! Kristian wychylił głowę przez drzwi i oznajmił: - Chyba jednak pójdę z wami. - Idźcie, żebym mogła ogarnąć trochę ten bałagan, gdy was nie będzie - powiedziała mama radośnie. W ciągu dnia wiatr ucichł i się rozchmurzyło. Wieczorne słońce przygrzewało jasno i od razu zrobiło się cieplej. Nad rzeką zaroiło się od bawiącej się dzieciarni. Na ławce koło mostu siedziała stara pani Berg razem z inną staruszką i gawędziły ze sobą przyjaźnie. - Podejdę na chwilę do niej i się przywitam - rzuciła Elise. - Dzień dobry, pani Berg! Nie widziała pani tu gdzieś Everta? - Został w domu i odrabia lekcje. Nie widziałam jeszcze takiego pilnego chłopca! - pokiwała głową ze zdziwieniem. - Podobno jest najlepszym uczniem w klasie, tak mówi nauczyciel. A wszystko dzięki tobie, Elise! To ty się postarałaś, by mógł wrócić z powrotem do szkoły. Elise uśmiechnęła się zadowolona. - Przede wszystkim jest to zasługa pana Ringstada - rzekła, spoglądając w stronę Emanuela i chłopców, którzy czekali na nią z boku. Potem zaś odwróciła się znów do pani Berg i dodała: - Proszę powtórzyć Evertowi, że przeprowadzamy się z Andersengàrden do domu majstra. Obie starsze panie otworzyły szeroko oczy ze zdumienia.

- Do domu majstra? - zapytały, spoglądając w stronę pomalowanego na czerwono domku w dole przy moście. - Stary majster umarł i dom jest do wynajęcia. Pani Berg klasnęła w ręce. - Słyszał no kto coś takiego? Stać cię na to, Elise? - Wychodzę za mąż. Pani Berg spojrzała na nią z niedowierzaniem. . - Ale czy on nie... - Johan zerwał ze mną jakiś czas temu. Wychodzę za mąż za pana Ringstada, który stoi tam z boku. Obie staruszki zerknęły ciekawie we wskazanym kierunku. - Proszę powiedzieć o tym Evertowi - poprosiła Elise raz jeszcze na odchodnym. Chłopcy zamilkli, gdy przeszli na drugą stronę i do domku zostało tylko parę kroków. Elisa zerknęła na nich ukradkiem i zauważyła, że nawet Kristian był jakiś odmieniony. Jego twarz wyrażała ciekawość, zapał, a zarazem niedowierzanie. Elise ponownie poczuła, jak zalewa ją fala radości. Postanowiła zapomnieć, że dziecko, które nosi pod sercem, nie jest dzieckiem Emanuela. Wszyscy przecież będą przekonani, że to on jest ojcem, i ona też do nich dołączy. Emanuel uroczyście wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi. Przez nieduży przedsionek weszli do kuchni, która mieściła się w samym środku budynku. Z boku znajdowało się duże palenisko i kuchenka na drewno. Na prawo był pokój dzienny i Elise ze zdumieniem stwierdziła, że niezbyt duże, ale przytulne pomieszczenie jest już całkiem opróżnione. Przez okna ze szprosami świeciło wieczorne słońce, oświetlając pomalowane na żółto ściany. - Tu zmieści się moja sofa i stół z krzesłami - rzekł Emanuel z zapałem. Elise odwróciła się do niego zdumiona. - To są twoje meble? - Masz sofę? - zapytał Kristian zdziwiony, jakby spadł z księżyca. - Przywiozłem ze sobą z domu - uśmiechnął się Emanuel. Wrócili do kuchni. Emanuel zajrzał do sąsiadującej z nią izby i zadecydował: - To będzie nasza sypialnia, Elise. Zarumieniła się i nie wiedziała, co powiedzieć. Zwłaszcza że obok stali młodsi bracia i przysłuchiwali się zaciekawieni. - Chodźmy na górę. Zobaczymy wasz pokoik - rzuciła więc pośpiesznie. Chłopcy pierwsi wspięli się po stromych schodach, Emanuel zaś ukradkiem przytrzymał Elise. - Nie chcesz obejrzeć naszej sypialni? - zapytał i pocałował ją w usta.

- Nie chciałam przy chłopcach. - Co czujesz, ochotę czy niechęć? - wyszeptał, dotykając wargami jej ust. - Chyba zauważyłeś to już tamtej nocy w komórce - uśmiechnęła się szelmowsko. - Przyznajesz się wreszcie - zaśmiał się cicho. - Przyznaję - pokiwała głową. Pogładził dłonią jej ciało, mówiąc: - Miałaś taką samą ochotę jak ja. - Nie, było mi zimno. - Nie wtedy, gdy leżałaś na mnie otulona moim płaszczem. Przyjemne mrowienie przeniknęło ją niczym prąd. - Nie, marzłam. - Ty mała kłamczucho. Czułaś coś, coś, do czego nie chciałaś się przyznać. Nie miała okazji mu odpowiedzieć, bo znów zakrył jej usta pocałunkiem. Równocześnie poczuła na plecach jego dłoń zsuwającą się powoli i zatrzymującą się na pośladkach. Przycisnął ją mocno do swych bioder i wyszeptał chrapliwie: - Cieszę się, Elise. Na wszystko. Elise usłyszała na schodach chłopców i pośpiesznie uwolniła się z jego objęć. Z walącym sercem wspięła się po schodach na poddasze, nie przestając się dziwić temu, co się stało. Nie miała nic przeciwko temu, by dzielić małżeńskie łoże z Emanuelem. Wręcz przeciwnie...

ROZDZIAŁ TRZECI Już następnego wieczoru zaczęli przeprowadzkę. Emanuel, Peder i Kristian znieśli na dół po schodach komodę, a Elisa szła za nimi, trzymając pod pachami po jednej szufladzie. Pani Thoresen słyszała już wcześniej o domu majstra, ale kiedy jej uszu dobiegł hałas na schodach, nie mogła się powstrzymać, by nie wyjrzeć. - Co za pośpiech, Elise! Ledwie odwróciłaś się plecami do jednego chłopaka, już przeprowadzasz się do drugiego! Elise starała się ze wszystkich sił, by nie unieść się gniewem. Nie zamierzała nic więcej tłumaczyć, uznając, że wystarczy to, co powiedziała wcześniej. - Proszę pozdrowić Annę - rzuciła tylko. - Zajrzę jeszcze do niej, nim się stąd wyprowadzę na dobre. Na parterze wpadli prosto na panią Evertsen. - A co to znaczy? - zapytała sąsiadka z przerażoną miną. - Chyba się nie wyprowadzacie, Elise? - Będziemy mieszkać w „Beczce” - wyręczył siostrę w odpowiedzi Peder. - Wszyscy razem. Wszystkie dzieci Elise i oficera, Kristian, mama i ja! Pani Evertsen zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego zdezorientowana. - Chodziło mi o pana Ringstada - dodał Peder, posyłając Elise przepraszający uśmiech. Kiedy wyszli już na ulicę i załadowali komodę na wózek, Emanuel odwrócił się zdziwiony do Pedera i zapytał: - O co ci chodziło z tymi dziećmi? Peder speszył się. - U mamy w rodzinie było ośmioro dzieci, a mimo to wszyscy się jakoś pomieścili. Emanuel popatrzył na niego uważnie. - Bałeś się, że zabraknie dla ciebie miejsca, kiedy urodzą się nam dzieci? Peder wlepił wzrok w czubki swoich butów i pokiwał głową zawstydzony. - Dla ciebie i Kristiana zawsze znajdzie się u nas miejsce, bo dla Elise jesteście najważniejsi. - Ja wypłynę na morze - oznajmił Kristian, patrząc na Emanuela z przekorą. Emanuel pokiwał głową. - Nie możesz zaciągnąć się na statek, zanim nie skończysz piętnastu lat, więc póki co

będziesz się musiał zadowolić mieszkaniem z nami. Wózek nie był duży, więc oprócz komody, szuflad, siennika Elise, wiadra i skrzynki na drewno, do której zamiast opału zapakowali różne przedmioty kuchenne, nie zmieściło się nic więcej. Emanuel chwycił za dyszel i ruszył. - Zawieziemy teraz to wszystko, a resztę zapakujemy jutro. Jutro jest sobota, więc szybciej wrócisz z fabryki, Elise. Pokiwała głową, przytrzymując zsuwający się siennik. Chłopcy szli po drugiej stronie wózka i pilnowali, by nie wypadły szuflady. Na szczęście do ich nowego domu nie było daleko. Wózek stukał, koła piszczały, Emanuel z największym wysiłkiem ciągnął go po wyboistej drodze, pod górkę, i przez ciasny otwór w płocie aż do czerwonego domku. Kiedy zaczęli wnosić do środka swoje rzeczy, Elise ogarnęło dziwne uczucie. Wciąż zdawało jej się nierzeczywiste zarówno to, że zostanie żoną Emanuela, jak i to, że zamieszkają w tym przytulnym domku, który mijała w drodze do fabryki każdego ranka przez wiele lat. Komodę ustawili między oknami w pokoju dziennym. Pasowała tam znakomicie. Elise pomyślała zrazu, że mama będzie ją chciała mieć w swoim pokoju na poddaszu, ale schody były zbyt wąskie i strome, więc nie daliby rady jej tam wnieść. Od wieczora poprzedniego dnia utrzymywała się ładna pogoda i zrobiło się dużo cieplej. Emanuel otworzył wszystkie okna, żeby przewietrzyć pomieszczenia, bo w domu panował zaduch. Stary majster pewnie nie wietrzył od dawna. Chłopcy pognali na poddasze, nie posiadając się z radości, że jeden nieduży pokoik będzie tylko dla nich. Peder zdążył poustawiać swoje żołnierzyki w równych szeregach na podłodze na samym środku pokoiku. - Musimy zakończyć tę bitwę, zanim przywieziemy łóżko, póki jest miejsce - wyjaśnił Peder, kiedy Elise weszła na górę, by dokładnie obejrzeć poddasze. - Ty pioruński szwedzki diable, mam cię! - dodał i uderzył żołnierzyka, który poturlał się i wpadł w szparę pomiędzy deskami w podłodze. - Niestety, dziś nie ma czasu na wojnę ze Szwedami - uśmiechnęła się Elise. - Musicie pomóc przy przeprowadzce. Na widok takich podekscytowanych i radosnych chłopców ciepło jej się zrobiło na sercu, uśmiech nie znikał więc z jej twarzy. - Chyba wyszoruję podłogi, bo zdaje się, że już dawno nikt tu tego nie robił -

odezwała się do Emanuela, który wszedł do domu z naręczem drewna. - Rozpalę ci w piecu, a potem wrócę do Andersengarden i przywiozę następną partię rzeczy. - Chcesz, żebyśmy poszli z tobą? - Nie, lepiej będzie, jeśli w tym czasie pomyjesz podłogi. Chłopcy mogą nanieść więcej drewna ze stosu ułożonego zaraz przy wyjściu. Drewno jest nasze, wliczone jest w cenę najmu. „Drewno jest nasze...” - to krótkie słowo mieści tak wiele. Dlaczego tak długo zwlekała... Elise obserwowała go, jak się pochyla, otwiera drzwiczki w piecu, wkłada zgniecioną gazetę i kilka drzazg. Przypomniała sobie, że gdy go poznała, zwróciła uwagę na jego gładkie, czyste dłonie i pomyślała wówczas, że woli szorstkie robotnicze dłonie Johana. Teraz zaś z przyjemnością przyglądała się, jak zręcznie i sprawnie nimi porusza, z jaką wprawą pali w piecu, mimo że tam, gdzie mieszka, takie prace wykonuje służąca. Emanuel wstał i odwrócił się do niej. Może dostrzegł coś w jej spojrzeniu, bo pochylił się szybko i pocałował ją w usta, szepcząc: - Elise, ukochana. Ogarnęła ją fala gorąca. Nikt nigdy się tak do niej nie zwracał, nawet Johan, który wyrażał się piękniej od innych. W Andersengarden nie używano wielkich słów. Uśmiechnął się i popatrzył na nią ciepło, po czym pogłaskał w policzek i zniknął. Elise, nucąc sobie pod nosem, wzięła wiadro i poszła zaczerpnąć wody z rzeki. Ptaki świergotały radośnie na drzewie, które rosło tuż obok domu, i nawet szum rzeki nie zagłuszał ich śpiewu. Wracając z napełnionym wiadrem, rozejrzała się wokół z uśmiechem i ode- tchnęła głęboko. Nawet myśl o tym, co rosło w jej brzuchu, nie wydawała się dziś już taka odpychająca i bolesna. Właśnie miała wejść do domu, gdy usłyszała na drodze czyjeś pośpieszne kroki. Zatrzymała się, sądząc, że to Evert, któremu pani Berg przekazała wiadomość o ich przeprowadzce. Pewnie przychodzi się upewnić, czy to prawda, pomyślała. Cieszyła się, że będzie mu mogła powiedzieć, żeby odwiedzał ich tu tak często, jak przyjdzie mu ochota, bo teraz miejsca ma pod dostatkiem. Rozkołysane wiadro uderzyło o ziemię. Elise zastygła przerażona na widok Agnes, która wyłoniła się zza węgła i stanęła jak wryta z pociemniałą od gniewu twarzą. - A więc to jednak nie jest kiepski żart - stwierdziła przyjaciółka zmienionym głosem, powoli zbliżając się do Elise. - A ja nie chciałam uwierzyć, że to prawda. - Agnes patrzyła na nią oczami płonącymi z nienawiści. Mimo że była opanowana, Elise znała ją na tyle dobrze,