Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 116 497
  • Obserwuję513
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań682 741

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 07 - Chude Lata

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :798.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 07 - Chude Lata.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 167 stron)

FRID INGUISTAD CHUDE LATA Saga Wiatr Nadziei część 7

ROZDZIAŁ PIERWSZY Kristiania, czerwiec 1905 roku Elise wpatrywała się w Johana, czując, jak robi jej się na przemian to zimno, to gorąco. Mężczyzna na moście... Jezu, to chyba nie mógł być on? Ten, którego, jak sądziła, powstrzymała od popełnienia samobójstwa i rzucenia się do wodospadu? Ten sam, któremu współczuła? - Co ci jest, Elise? Zbladłaś tak nagle. Potrząsnęła głową. - To... to... po prostu przypomniałeś mi, to było takie okropne. Johan skinął głową, wydawało się, że rozumiał. - Więcej o nim nie wspomnę. Uważałem, że muszę ci o tym powiedzieć, bo się tak martwiłaś. Nie odezwała się, nie mogła się przyznać, co widziała. Wówczas Johan też poważnie by się zmartwił. - Myślę, że nie musisz się bać, że się na niego natkniesz, nie pokazuje się w tej okolicy. Jego rodzice mieszkają po drugiej stronie rzeki. Poza tym jest poważnie ranny, upłynie dużo czasu, zanim pojawi się w pobliżu. Otworzyła usta, żeby powiedzieć, że mimo wszystko będzie się bała, ale ugryzła się w język. Johan i tak nic na to nie poradzi, musiał wracać do Kongsvinger. Zamiast tego spróbowała się uśmiechnąć. - Uważaj, żebyś nie spóźnił się na pociąg. Uśmiechnął się w odpowiedzi, odwrócił się i ruszył do drzwi. Kiedy zniknął, Elise nie poruszyła się, siedziała, wpatrując się przed siebie, a strach chłodem pełzł w górę jej pleców. „Teraz porusza się o kulach i ma duży bandaż na głowie”. To nie mógł być nikt inny. Brakło jej powietrza. Dlaczego stał na moście i wpatrywał się w dom majstra? Czego od niej chciał? Znowu przypomniała sobie zdarzenie z poczekalni u lekarza, dziwną reakcję tego człowieka, kiedy chciała mu pomóc, jego przerażony wzrok, kiedy ją zobaczył. Dopiero teraz zrozumiała. Rozpoznał ją, domyślił się, kim jest. I chyba nic dziwnego, że przeżył wstrząs. Uderzyła ją nowa przerażająca myśl: czy mógł po niej poznać, że jest w ciąży? Zrobiło się jej gorąco, płomienie ogarniały całe ciało, przesuwając się ku górze aż do głowy. Czy odgadł, że to jego dziecko? Poczuła mdłości, szybko wstała i wybiegła. Zwymiotowała.

Mama zabrała z sobą Anne Sofìe i Larsine, Elise zobaczyła je nieco niżej między jabłoniami. Wzrok ześliznął się na most. Chwała Bogu, nikogo tam nie było. Rozpłakała się. Jak ma zapomnieć, że to jego dziecko, jeśli kręcił się koło domu, stał na moście i gapił się na nią, być może chodził za nią, gdy się gdzieś wybierała? Anne Sofìe widziała go koło domu kowala Andersa, to by znaczyło, że mógł być wszędzie. Dlaczego tu przychodził? Czy zamierzał jeszcze raz spróbować? Dostała spazmów. Czyż nie dość ją skrzywdził? Zacisnęła pięści i zagryzła zęby rozgoryczona. Nienawidziła go, nienawidziła go aż do bólu! Zaraz jednak potrząsnęła głową, dziwiąc się samej sobie. Miałby spróbować jeszcze raz? Z głową owiniętą bandażami i zranioną nogą, na której nie mógł stanąć? To absurd. Ale dręczyć ją, tak, do tego najwyraźniej był zdolny. Mama i dziewczynki wróciły, rozmawiając i śmiejąc się. - Nie uważasz, że teraz, kiedy wyszło słońce, zrobiło się ciepło i cudnie, Elise? - Mama spojrzała na nią wesołym wzrokiem. - Rano było jesiennie, ale teraz znowu mamy prawie lato. Gdzie byłaś? - Spojrzała na córkę zdziwiona. - Czy coś się stało? Elise potrząsnęła głową. - Tylko zrobiło mi się tak gorąco, że musiałam się trochę przejść w cieniu. Pani Lcvlien zmarszczyła czoło. - Nie jest wcale aż tak ciepło. Nie jesteś przypadkiem chora? - Wiesz, dużo czasu spędzam przy krosnach. - Sama usłyszała, jak ostro zabrzmiał jej głos, i dostrzegła, że przez twarz mamy przemknął cień. W tej samej chwili pożałowała swoich słów. Mama nie jest zdrowa i nie można od niej wymagać, by spędzała na tkaniu tyle samo czasu co ona. - Mogę cię teraz zmienić, żebyś też mogła trochę wyjść z Anne Sofie i Larsine. Elise pokręciła głową. - Myślę, że raczej pójdę jeszcze trochę popracować przy krosnach. A ty przypilnuj dziewczynek. - Weszła pośpiesznie do środka, żeby uniknąć kolejnych pytań. Niepokój jej nie opuszczał, a jedno pytanie rodziło następne, wszystkie pozostawały bez odpowiedzi. To niepojęte, że ten łajdak jeszcze ma czelność ją prześladować po tym, jak dopuścił się gwałtu. Może jest szalony? Zadrżała. To jeszcze potworniejsze. Czy powinna pójść na policję? W tej samej chwili odrzuciła ten pomysł. Policja nie przejmie się jakąś robotnicą z tej strony rzeki Aker. Nie uwierzą jej. Jeśli w dodatku ów rudowłosy pochodzi z zamożnego

domu, prędzej jego wysłuchają. Ten człowiek może wszystkiemu zaprzeczyć. Albo jeszcze gorzej: stwierdzić, że to ona go zaczepiła. W dole miasta aż roiło się od prostytutek, policja mu uwierzy. Nie, musi to sama załatwić. Teraz żałowała, że nie powiedziała o niczym Johanowi. Znał kolegów Lorta - Andersa i być może mógłby jakoś na nich wpłynąć. Nie miała w każdym razie odwagi przyznać się do wszystkiego Emanuelowi. Wpadłby we wściekłość, po- biegł od razu na policję i tyle by zdziałał, że ściągnąłby jej na kark jeszcze innych kumpli z bandy. Kiedy wszyscy położyli się spać tego wieczoru, starannie zamknęła drzwi na klucz. Z łóżka mogła obserwować wąskie okienko obok wejścia. Gdyby ten mężczyzna zaglądał do środka, dostrzegłaby może jego cień. W każdym razie, jeśli wyjdzie księżyc. Cieszyła się, że pan Hvalstad zajmuje u nich poddasze. Rudy nie odważy się chyba na nic, kiedy zobaczy, że w domu majstra mieszka mężczyzna. Nie sądziła też, by miał śmiałość zbliżyć się tu w ciągu dnia, widząc, że mama i dzieci są razem z nią. Postanowiła, że musi pilnować, by drzwi były zamknięte na klucz, gdy będzie sama, i po prostu mieć oczy i uszy otwarte. Wreszcie uspokoiła się i zaczęła rozmyślać o tym, co Johan jej opowiedział. O jego strasznym przeżyciu. Ze wszystkich żołnierzy ze straży granicznej właśnie on, rudowłosy, spadł z urwiska i prawdopodobnie wykrwawiłby się na śmierć, gdyby nie Johan. Co za ironia losu. Najpierw Johan go ocalił podczas wymarszu, on, który nienawidził go bardziej niż ktokolwiek inny. Potem ona być może... Nie, zresztą to nic pewnego, że zamierzał rzucić się do wodospadu. Może tylko tam stał, żeby ją obserwować. Pierwsze, co zrobiła, kiedy się obudziła następnego ranka, to wyjrzała przez okna. Nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby go zobaczyła w pobliżu. Najchętniej wypadłaby z domu i obrzuciła go stekiem przekleństw i wyzwisk, które właśnie przyszłyby jej do głowy, jednocześnie nie wyobrażała sobie, że miałaby stanąć z nim twarzą w twarz. Wściekłość towarzyszyła jej cały dzień i dodała jej mnóstwo energii. Elise zostawiła tkanie matce, sama wolałaby wyszorować podłogi, uprać brudne spodnie chłopców, nanosić drewna i wody niż siedzieć spokojnie. Musiała pozbyć się tego napięcia, pracować tak ciężko, by uciszyć myśli. Kiedy właśnie miała rozpalić w piecu, by nastawić ziemniaki, nagle zdała sobie sprawę, że tuż za nią cichutko stanęła mama. Anne Sofie i Larsine siedziały przed domem na stołkach i bawiły się szyszkami. - Co ci jest, Elise? - głos matki był cichy i zmartwiony. Elise wolała się nie odwracać.

- Nic. - Widzę po tobie, że cię coś gnębi. - Nic, przecież mówię. Usłyszała, że matka przycupnęła na jednym ze stołków kuchennych. - Usiądź tu na chwilę, chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. Elise niechętnie odwróciła się. - Jest coś, co już dawno chciałam ci wyznać, ponieważ sądzę, że to mogłoby ci pomóc w sytuacji, w której się znalazłaś. Elise zerknęła na nią z ukosa. Czyżby matka domyślała się prawdy? Zrobiło się jej słabo na samą myśl. Może Hilda nie zdołała zatrzymać tego dla siebie? Albo Agnes? Co powiedziałby Emanuel, gdyby usłyszał, że nie jest już tajemnicą, że nie on jest ojcem dziec- ka, którego Elise się spodziewa? - Wiem, że się wstydzisz, ponieważ brałaś ślub w kościele, będąc w odmiennym stanie. - Mówiąc to, matka spuściła wzrok, wyraźnie zakłopotana. - Zostaliśmy tak wychowani, że traktujemy to jako grzech. - Zawahała się, poprawiła kołnierzyk sukni, wyglądało na to, że nie ma odwagi mówić dalej. - Myślałam, że powinnam cię pocieszyć i powiedzieć ci, że rozumiem, co czujesz. - Podniosła wzrok, posłała córce bezradne spojrzenie, zaczerwieniła się na policzkach. Elise siedziała jak na szpilkach, jednak miała niejasne uczucie, że nie jest tak, jak się obawiała. - Byłam w czwartym miesiącu ciąży, kiedy Mathias i ja pobieraliśmy się. - Zamilkła, zagryzła wargę, jej oczy się zaszkliły. - Sądziłam, że nigdy nie zdradzę tego żadnej z moich córek, a tym bardziej tobie, która miałaś się wtedy urodzić, ale teraz czuję, że przyszedł czas, by się z tego zwierzyć. Elise odetchnęła w głębi duszy. To nie o jej nieszczęściu matka chciała rozmawiać, lecz o własnej grzesznej przeszłości. - Nic nie szkodzi, mamo. Nie mam ci tego za złe. Pani Lovlien odpowiedziała uśmiechem, wyglądało na to, że i jej ulżyło. - A więc jesteśmy kwita. Gdyby tylko wiedziała, pomyślała Elise. Natomiast na głos powiedziała: - Dlaczego tak długo czekaliście ze ślubem? Matka westchnęła i znowu spuściła wzrok. - To długa historia. - Opowiedz! Nigdy nie wspominałaś o waszych pierwszych wspólnych latach z tatą.

Nie mówiłaś nic poza tym, że byłaś zakochana, on przystojny i uroczy, uwielbiał taniec i świetnie grał na akordeonie. Matka skinęła głową z uśmiechem. - Tak, byłam potwornie zakochana. Spotkałam go w podróży do Kristianii, kiedy miałam zacząć pracę jako służąca na Pilestraedet. Elise spojrzała na matkę zdumiona. - Pracowałaś tu w Kristianii jako służąca? Nigdy o tym nie mówiłaś. Matka potrząsnęła głową, a na jej ustach pojawił się uśmiech zawstydzenia. - Nic z tego nie wyszło. Mieszkałam u wujka i ciotki w Grensen; miałam u nich spędzić czternaście dni pozostałych do rozpoczęcia pracy. Ku mojej rozpaczy zauważyli, że wymykałam się wieczorami bez pozwolenia, zdenerwowali się i wysłali telegram do ojca. Natychmiast wyjechał z domu w tę długą i kosztowną podróż i przywiózł mnie z powrotem. Płakałam i przepraszałam, wyjaśniłam, że zaręczyłam się z Mathiasem i że nie chcę nikogo innego poza nim, ale oni byli jeszcze bardziej nieprzejednani. Marynarz, a w dodatku syn Cygana, to wstyd, z którym nie mogliby żyć. Poza tym przeżyli prawdziwy wstrząs, że wszystko potoczyło się tak szybko. Elise przyglądała się matce z niedowierzaniem. Pomyśleć tylko, że matka przeżyła taką tragedię i nigdy słowem o tym nie wspomniała. - Co się potem stało? Uciekłaś? Pani Lovlien pokręciła głową. - Mathias był mądry. Skończył z pływaniem, nic mi o tym nie mówiąc, i na początku najął się do pracy w porcie w Skien, potem znalazł pracę w tartaku, a w końcu w hucie żelaza w Ulefoss. Zrozumiał, co się stało, i postanowił zdobyć serca moich rodziców. - Uśmiechnęła się. - Udało mu się. Wreszcie z błogosławieństwem obojga pobraliśmy się. - Ale dlaczego przeprowadziliście się tutaj? Dlaczego nie zostaliście w Ulefoss, skoro tak bardzo kochałaś swoje rodzinne miasto? Uśmiech na ustach matki zgasł. - Mathias nie czuł się tam dobrze, dla niego było zbyt spokojnie. On lubił ruch i życie, ruchliwe ulice, wesołe miasteczka, tłumy ludzi i restauracje. Odezwała się w nim cygańska krew. Po jakimś czasie nie mógł już wytrzymać w fabryce. To stało się naszym nie- szczęściem. - Powinien nadal pływać. Matka przytaknęła. - Wiele razy o tym myślałam. Wtedy być może nie zacząłby pić. Elise nie zdążyła jeszcze przetrawić wszystkiego, co usłyszała. - Do tej pory myśleliśmy, że nie masz żadnej rodziny poza nami.

Matka znowu skinęła głową, posmutniała. - Mój ojciec zmarł, zanim się urodziłaś, a matka poszła w jego ślady trzy lata później. Trzech z moich braci wyemigrowało do Ameryki, dwóch z nich zmarło na tyfus. - Ale było was ośmioro. Matka przeniosła wzrok ku oknu. - Nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Mimo że ojciec i matka wybaczyli mi i zmienili zdanie o Mathiasie, moi bracia nie chcieli uznać Cygana za szwagra. Nigdy więcej ich nie widziałam. - A co z tą ciotką i wujkiem, u których mieszkałaś? - Ich też później nie spotkałam, nie wiem nawet, czy żyją. Ten wujek to brat mojej mamy. Oboje wychowali się w średnio zamożnym gospodarstwie; wujek zdołał ukończyć studia i się wzbogacił. Razem z ciotką mieszkali w wytwornym mieszkaniu na rogu Grensen i Akersgaten. Nigdy nie byłam w równie bogatym domu. Dostałam własny pokój z pięknymi meblami i firankami, obsługiwały mnie pomoc domowa i pokojówka i, wierz mi, jadłam najbardziej wyszukane potrawy. Ale to szczęście trwało tylko dwa tygodnie. Przychylność krewnych i ich serdeczność obróciła się w złość i pogardę. Okryłam ich wstydem, nie chcieli mnie więcej widzieć na oczy. Elise pomyślała, przez co matka musiała potem przejść, o jej życiu z ojcem, który wracał pijany do domu, przeklinał i bił ją. - Żałowałaś? - spytała ostrożnie. Pani Lovlien potrząsnęła głową. - Nie, nie żałowałam. Kochałam Mathiasa, a on kochał mnie, i kochaliśmy nasze dzieci, oboje. Kiedy zaczęło się źle dziać, oczywiście było mi przykro, ale nigdy nie przestałam go kochać. Nie mógł sobie poradzić z nałogiem. Kiedy trzeźwiał, bardzo żałował i miał ogromne poczucie winy. Współczułam mu. Elise zdziwiła się, jak wiele razy przedtem. Matka położyła dłoń na jej dłoni. - Teraz na pewno rozumiesz, dlaczego ci to opowiedziałam. Ja też kiedyś poddałam się silnym uczuciom i zrobiłam coś, czego nie powinnam była robić przed ślubem. Uległaś Emanuelowi, tak jak ja uległam twemu ojcu. Nie zamierzam czynić ci wyrzutów. Elise nie mogła spojrzeć matce w oczy. Nie mogła się przyznać, że ta ciąża nie jest skutkiem wielkiej namiętności do Emanuela. Mama byłaby głęboko nieszczęśliwa, gdyby poznała prawdę. - Czy nigdy nie próbowałaś nawiązać kontaktu ze swoimi braćmi? Matka potrząsnęła głową. - Kazałam wam wierzyć, że nie mam już żadnej rodziny. Uważałam, że tak będzie najlepiej. Nie wiem nawet, czy moi bracia w Ulefoss utrzymują kontakt z tymi, którzy

wyjechali. Zapadła cisza. Matka poruszyła się niespokojnie. - Nigdy nie zdołałam im wybaczyć, Elise. Jak można osądzać człowieka z powodu jego pochodzenia... Mathias był wspaniałym człowiekiem, tylko wódka go zniszczyła. Był łagodny i wesoły, troskliwy i wierny. Wiem, że czuł gorycz z powodu moich braci, ale nigdy nie powiedział o nich złego słowa. Myślę, że jednak stracił przez nich nieco szacunku dla samego siebie. - Zamilkła. Elise popatrzyła na matkę zdumiona. Nie mogła wręcz uwierzyć w tę historię. Zawsze uważała mamę za osobę spokojną i opanowaną. Teraz wyobraziła ją sobie jako młodą dziewczynę żądną przygód i upartą. - Opowiadaj dalej! Jak mogłaś wpaść na pomysł, żeby zaręczyć się z mężczyzną, którego znałaś zaledwie parę tygodni? Matka uśmiechnęła się i trochę rozmarzyła. - Powinnaś go była wtedy zobaczyć. Już gdy siedzieliśmy w dyliżansie, a potem w pociągu, ukradkiem przyglądając się sobie nawzajem, postanowił, że to ze mną się zwiąże. Nie było dla niego przeszkody, której by nie pokonał. Ja natomiast byłam nieśmiała, niedoświadczona i wychowana w posłuszeństwie. Przeraziłam się, kiedy zaproponował mi, żebyśmy się spotkali potajemnie, ale byłam zbyt zakochana, żeby odmówić. Kiedy później zrozumiałam, że ojcu jest bardzo przykro, poczułam się głęboko nieszczęśliwa, a jedno- cześnie przepełniały mnie upór i odwaga. Moja rodzina osądziła Mathiasa, choć nawet go nie widziała. Po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że rodzice nie zawsze mają rację. Elise pokręciła głową w zamyśleniu. - Szkoda, że nie znałam ojca takiego. - Miałaś okazję przez kilka pierwszych lat, tylko zapomniałaś. Z czasem ojciec stawał się coraz bardziej poważny, niemal przygnębiony, Tęsknił za morzem, nienawidził pracy w fabryce. Co wieczór, kiedy wracał zmordowany do domu z tkalni płótna żaglowego, zgarbiony, z ponurym wzrokiem, serce mi krwawiło. Zaproponowałam mu, żeby się znowu zaciągnął, ale on nie chciał od nas wyjeżdżać. Naszą miłość zachowaliśmy aż do chwili, kiedy zginął. Nawet.. . - Zagryzła wargę i przełknęła ślinę. - Nawet wtedy, kiedy sprowadził do kuchni te prostytutki - pomogła jej Elise. Matka skinęła głową. - Nie oczekuję od ciebie, że to zrozumiesz. Mimo całego cierpienia, przez które przeszłam, otrzymałam w darze coś najwspanialszego, czego człowiek może doświadczyć:

miłość bez granic. Zdaję sobie sprawę, że tego nie rozumiecie, miłości pośród biedy, nędzy i pijaństwa, jednak ona łączyła nas cały czas. To dlatego tak bardzo się ucieszyłam, kiedy Emanuel zaśpiewał na pogrzebie, w dodatku mój ulubiony psalm. Elise poczuła dławienie w gardle. Jednocześnie nagle zakłuło ją w sercu. To, co mama przeżyła, było marzeniem wielu ludzi, jednak tylko nielicznym udawało się je zrealizować. Ani Hilda, ani ona nie doświadczyły podobnego uczucia. Odchrząknęła. - Cieszę się, że mi o tym opowiedziałaś, mamo. To smutne, że pamiętamy ojca tylko jako pijaczynę, który przeklinał i bił. W oczach pani Loylien zakręciły się łzy. - Nie wierzę, że tak jest. Nosicie w sobie również inny obraz ojca. Nawet Peder, który jest z was najmłodszy, mówi o ojcu bez goryczy. Elise spojrzała na matkę. Jak mogła być tak zauroczona panem Hvalstadem, skoro nosiła w sercu taką miłość do ojca? - W głębi duszy ufam, że ty i Hilda przeżyjecie to samo, co ja w pierwszych latach znajomości z Mathiasem. Muszę przyznać, że trudno mi zrozumieć Hildę i jej zachwyt dla podstarzałego majstra, lecz kto właściwie powiedział, że wiek odgrywa tu jakąkolwiek rolę? A jeśli chodzi o ciebie, ku swojej radości widzę, że ty i Emanuel jesteście w sobie bardzo zakochani. I jakie on pisze listy miłosne! - uśmiechnęła się. Elise nie wiedziała, co powiedzieć. To prawda, doświadczyła wielkiej namiętności, lecz mimo to miała uczucie, że czegoś jej brakuje. Zwłaszcza po wysłuchaniu opowieści mamy. - Rozumiesz - mówiła dalej matka i uścisnęła rękę córki - kiedy raz trafiło mi się takie szczęście, łatwiej przyszło mi przyjąć je po latach. Gdyby doszło do... - zaczerwieniła się. - Uważasz pewnie, że mówię zagadkami - dodała z uśmiechem. - Ale sądzę, że mnie rozumiesz. Elise otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. - Masz na myśli... Matka skinęła głową. - Właśnie, Asbjorna. A więc są już po imieniu, widocznie i tym razem wszystko toczyło się szybko. Elise zaświtało w głowie, że pewnych stron swojej matki nigdy nie poznała. - Cieszę się razem z tobą - wyznała. - Mam tylko nadzieję, że dla Pedera nie będzie to zbyt bolesne. Nie zapomniał ojca. - Ostatnie zdanie powiedziała z nutą oskarżenia w głosie, sama zdała sobie z tego sprawę. - Ja również o ojcu nie zapomniałam. Ale kto powiedział, że nie można kochać dwóch

naraz? Elise uśmiechnęła się. Pamiętała, że Peder zadał dokładnie to samo pytanie, kiedy, widząc jego troskę o Johana, spytała go, czy nie lubi Emanuela. Matka wstała. - Nie możemy tak siedzieć cały dzień. Elise również się podniosła. Tak ją pochłonęła opowieść mamy, że zupełnie zapomniała o rudzielcu. Rozmyślała o tym, co usłyszała, do samego wieczora, kiedy kładła się spać. Wtedy powrócił niepokój. Zamknęła dokładnie drzwi na klucz i wyjrzała przez każde okno, zanim wśliznęła się do łóżka. Wszyscy w domu już spali, jak zwykle kładła się ostatnia. Nawet Asbjorn Hvalstad zwykł wcześnie chodzić spać. Czasami Elise zastanawiała się, czy robi to ze względu na Anne Sofie, która bała się zostawać sama w pokoju. Kiedy zapadała w sen, usłyszała jakiś dźwięk. W jednej chwili rozbudziła się, otworzyła oczy i wpatrywała w drzwi, nie mając niemal odwagi oddychać. Na pewno słyszała kroki, lecz pomyślała, że może nie powinna się tym przejmować. Ciągle ktoś chodził nad rzekę, zdarzało się, że ludzie przechodzili tuż pod oknami. Przez chwilę leżała nieruchomo, zastanawiając się, czy powinna wstać i jeszcze raz wyjrzeć przez okna, lecz zmęczenie wzięło górę. To nie ma znaczenia, uznała zmorzona snem, drzwi są zamknięte na klucz, nikt nie może wejść.

ROZDZIAŁ DRUGI Kiedy się obudziła, poranne słońce wspięło się ponad dachy domów na wschodzie. Przespała całą noc, pomimo wieczornego niepokoju. Kroki, które słyszała, należały z pewnością do kogoś, kto przypadkiem przechodził w pobliżu: jakiegoś samotnika, który nie mógł spać, lub zakochanej pary. Nie mogła za każdym razem wstawać w nocy z powodu dźwięków zza okna, dom leżał zbyt blisko mostu i prowadzącej ku niemu drogi. Chłopcy byli zmęczeni i nie udało się ich obudzić. Elise pomyślała, że powinna wcześniej kłaść ich spać, ale teraz, kiedy po lekcjach pracowali, mieli tak mało czasu na naukę, że często ślęczeli nad książkami do późna. Mama natomiast dawno nie była w tak dobrym nastroju i w pośpiechu przenosiła do pokoiku miskę z zimną wodą, żeby się umyć. Od kiedy wprowadził się pan Hvalstad, nie miała odwagi myć się w kuchni, jak to zawsze robili, kiedy mieszkali w czynszówce Andersengarden. Zimą tylko w kuchni było nieco cieplej, o ile Elise rozpaliła w piecu. Słyszała, jak matka, myjąc się, nuci pod nosem, mimo że w pokoiku było ciasno i na pewno musiała ją krępować obecność chłopców. Elise uśmiechnęła się w duchu. Myślami powędrowała w czasy, kiedy mama i tato szaleli gdzieś w Kristianii, tak zakochani, że zapominali o całym świecie dookoła, nawet o surowych ciotce i wujku, którzy wpadli w taką wściekłość, że odmówili swej pomocy. Usłyszała kroki na schodach. Asbjorn Hvalstad zapukał i wszedł do środka, niosąc na rękach Anne Sofie. - Dzień dobry, pani Ringstad - rzekł pogodnym głosem. - Czy jesteśmy dziś pierwsi? - Mama ubiera się, ale chłopcy najwyraźniej położyli się zbyt późno, nie mogłam ich wyciągnąć z łóżek. Zaraz znowu spróbuję. Westchnął. - Nie, nie jest łatwo surowo traktować dzieci, zwłaszcza te, które muszą pracować. Mówi się, że trzeba trzymać rózgę w pogotowiu i wychowywać dzieci w dyscyplinie, a w Piśmie Świętym jest napisane, że tych, których kochamy, musimy karać. Ale to nie jest łatwe. Elise uśmiechnęła się do siebie. Jeszcze nie widziała, by kiedykolwiek sprawił lanie Anne Sofie ani też żeby na nią krzyczał. Znowu poszła do pokoiku, trochę zawiedziona, że matka nie pomyślała o tym, żeby obudzić chłopców. Jeszcze raz spróbowała tchnąć w nich życie. Tym razem dźwignęli się,

jednak ich powieki nadal były ciężkie, a ruchy spowolnione. - Czy on już wstał? - szepnęła matka z wypiekami na policzkach, wciągając przez głowę znoszoną bawełnianą suknię. - Nie rozumiem, jak mogłam tak długo spać. Musisz mnie wcześniej budzić, Elise. Elise wróciła do kuchni, dołożyła do pieca szczapę drewna i wyjęła chleb, masło i biały ser, czekając, aż kawa będzie gotowa. W bańce zostało niewiele mleka. Żeby tylko pan Hvalstad tego nie zauważył. Płacił za posiłki i pewnie oczekiwał, że niczego nie będzie brakowało. Jednak w tej samej chwili do kuchni weszła matka i nawet jeśli zamierzał coś powiedzieć, natychmiast o tym zapomniał. Anne Sofie wdrapała się na ławę. - Gdzie jest Peder? - Zaraz przyjdzie. - Elise uśmiechnęła się do niej. - Tak to jest, jak ktoś za późno się kładzie spać - zauważył pan Hvalstad z uśmiechem. Pani Lovlien odwzajemniła uśmiech i zarumieniła się. Zachowuje się jak zakochana nastolatka, pomyślała Elise i uznała, że to zaczyna być męczące. Może to przez tę wczorajszą opowieść. Żeby się zakochać w ciągu zaledwie czternastu dni... Nagle uderzyła ją pewna myśl: czy matka od razu zaszła w ciążę? Czy młoda niewinna dziewczyna przybyła do stolicy z Bratsberg* odważyłaby się tak szybko związać z nieznajomym? To niemożliwe! Przypomniała sobie siebie z Johanem na polanie latem zeszłego roku, tak bardzo tego pragnęli, a jednak zdołali się opanować. Nie tylko myśl o grzechu i konsekwencjach ją powstrzymywała, ale również szacunek dla matki i obawa przed nią. A tymczasem matka sama... Elise pokręciła głową. Chłopcy z hałasem wpadli do kuchni. Kłócili się, który z nich powinien usiąść na wolnym stołku. Mówili głośno, podniesionymi głosami. - Cicho, chłopcy. - Elise spojrzała na nich surowo. - Nie widzicie, że już siedzimy przy stole? Natychmiast zamilkli. Kristian wygrał i zajął stołek, a Peder musiał usiąść obok Anne Sofie na ławie. - Jakie masz stopnie, Peder? - Pan Hvalstad zerknął na niego, biorąc kanapkę. Peder spuścił wzrok i zagryzł wargę. - Peder ma bujną wyobraźnię i ładnie rysuje - pośpieszyła Elise z odpowiedzią. * Od 1919 r. Telemark.

Pan Hvalstad posłał jej karcące spojrzenie. - Pytałem, jakie ma stopnie. - Jedynki i dwójki, i takie tam - odpowiedział za brata Kristian. Elise poznała po nim, że nie zamierza wydać Pedera, lecz po prostu chce go wyręczyć, by ten nie musiał sam mówić. - Jedynki? - pan Hvalstad wydawał się przerażony. - Kiedy ja chodziłem do szkoły, dostawałem zwykle czyste piątki. Nie odrabiasz lekcji, Peder? Bez wykształcenia nigdzie w życiu nie zajdziesz, wiesz. - Odrabiam lekcje, ale Kristian mówi, że jestem nierozgarnięty i że będę czyścił wychodki, kiedy dorosnę. A ja najbardziej chciałbym sprawdzać koła pociągów. Czy muszę się dobrze uczyć, żeby zostać kimś takim, panie Hvalstad? - popatrzył na lokatora wielkimi niebieskimi oczami i wzrokiem pełnym nadziei. - Tylko kiedyś tak mówiłem - Kristian ponownie zabrał głos. Elise zerknęła na niego zdumiona. - To prawda, Kristianie. Dawno już nie słyszałam, żebyś dokuczał Pederowi. - Niezależnie od tego, kim chcesz zostać, musisz skończyć szkołę - odparł pan Hvalstad. - Chyba nie chcesz do końca życia harować jako robotnik w fabryce? Peder spojrzał na niego zdumiony. - Czy jest w tym coś złego, panie Hvalstad? Mój tato pracował w tkalni płótna żaglowego. W każdym razie kiedy nie pił. Przy stole zrobiło się cicho. Peder chyba zrozumiał, że powiedział coś, czego nie powinien mówić, i odwrócił się do matki. - Prawda, mamo? Kiedy nie pił, to czasami pracował? - Prawda, Pederze. - Matka posłała mu szybki uśmiech. Peder na powrót rozpogodził się i znowu zwrócił się do Asbjorna Hvalstada. - Nasz tato był Cyganem, rozumie pan. Cyganie czują mrowienie w nogach i cały czas muszą się gdzieś przenosić, dlatego tato chodził na Lakkegata. Elise ma po nim brązowe oczy, Kristian czarne włosy, a ja odziedziczyłem tylko mrowienie w nogach. Kristian roześmiał się. Nie tak, jak śmiał się z brata kiedyś, pomyślała Elise, lecz serdecznie, jak gdyby Peder naprawdę go rozśmieszył. Śmiech Kristiana najwyraźniej dodał Pederowi pewności siebie, niebieskie oczy chłopca rozbłysły, a na twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Natomiast pani Lovlien spuściła wzrok i wydawała się zakłopotana.

Jej również nie udało się całkiem wyzbyć uprzedzeń, pomyślała Elise. - Uważam, że odziedziczyłeś po ojcu także słuch muzyczny, Pederze. W każdym razie potrafisz pięknie gwizdać. Ty też, Kristianie. Pamiętam, że ojciec grał na akordeonie i ładnie śpiewał. Teraz może dla nas grać Emanuel. Zauważyła, że matka posłała jej pełne wdzięczności spojrzenie. Niełatwo byłoby jej zrobić dobre wrażenie na kawalerze, skoro jest tyle rzeczy, których się wstydzi, pomyślała i w jednej chwili poczuła się staro. - Czy lubi pan muzykę, panie Hvalstad? Mężczyzna poruszył się niespokojnie, Elise zrozumiała, że trafiła w jego czuły punkt. - Niestety, nie za bardzo. Natomiast moja żona dobrze grała na pianinie. - W takim razie Anne Sofie na pewno jest muzykalna. - Elise zwróciła się do dziewczynki. - Kiedy Emanuel wróci do domu, poproszę go, żeby zagrał coś dla ciebie. Jakieś piosenki, które znasz. Anne Sofìe ożywiła się. - Zwariowany Truls. - Zwariowany Truls. - Elise roześmiała się. - Co to jest? Matka odpowiedziała za małą. - To piosenka biesiadna. - Zanuciła. - „I przyniósł różę na skraj doliny”... Anne Sofìe rozpromieniła się. - Nigdy przedtem nie słyszałem, żebyś to śpiewała, mamo - wtrącił Kristian. Ku swemu zdumieniu Elise zauważyła, że matka się zaczerwieniła. Pan Hvalstad podniósł się. - Chyba muszę iść do biura. Tak tu miło u was przy stole, że trudno mi się wyrwać. Jak tylko wyszedł, a chłopcy pobiegli do szkoły, Elise zwróciła się do matki. - Skąd znasz tę piosenkę? - To ulubiona piosenka Mathiasa i moja. Ojciec niezwykle pięknie gwizdał. Nawet na dwa głosy. Pierwszego wieczoru, tego dnia, kiedy poznaliśmy się w pociągu, usłyszałam, że ktoś gwiżdże tę melodię na ulicy. Mathias stał na dole i patrzył w moje okno - dodała i uśmiechnęła się zakłopotana. - Jaka szkoda, że Asbjorn Hvalstad nie lubi muzyki. Matka wzruszyła ramionami. - To nie ma żadnego znaczenia, najważniejsze, że jest przyzwoitym i porządnym człowiekiem. Rozległo się pukanie. Za drzwiami stały Kiełbaska i Larsine. - Proszę, przyprowadziłam ją. - Kiełbaska uśmiechnęła się, ukazując dziurę po zębie. - Coś leży na schodach - dodała. - To nie ode mnie.

- Leży coś na schodach? - Elise postąpiła krok do przodu. W rogu między gankiem a drzwiami leżało coś zapakowanego w brązowy papier i przewiązanego dookoła sznurkiem. Kiełbaska była tak zaciekawiona, że z trudem nad sobą panowała, ale kiedy zrozumiała, że Elise nie zamierza od razu rozpakować paczki, ruszyła z powrotem; musiała wracać do masarza robić kiełbasy. Anne Sofie i Larsine przystanęły i w napięciu przyglądały się pakunkowi. Nie co dzień znajdowali paczki na ganku. - To nie jest nic dla was - Elise popchnęła dziewczynki do środka. - To tylko resztki jedzenia, które tu wczoraj zostawiłam. - Sama nie wiedziała, dlaczego kłamie, lecz coś jej mówiło, że nie spodoba jej się to, co jest w środku. Wzięła paczkę i zniknęła za rogiem domu. Skoro matka prosiła, żeby czytała jej na głos listy od Emanuela, z pewnością nalegałaby również, żeby jej pokazać, co jest w paczce. Elise czuła jednocześnie napięcie i niepokój, kiedy rozwiązywała sznurek. Czyżby to Johan coś zostawił, kiedy tu był? A może ktoś przyniósł paczkę od Emanuela i położył na ganku? Ale dlaczego w takim razie czuje niepokój, jak gdyby paczka zawierała coś złego? Papier ześliznął się, a w ręku Elise zostało coś jasnego i miękkiego. Rozłożyła to i ujrzała śliczny nieduży kocyk dziecięcy zrobiony na drutach z delikatnej wełny. Przyglądała mu się, nic nie rozumiejąc. Znowu jej myśli podążyły ku Johanowi. Czy w taki sposób chciał jej okazać współczucie? Prośbę o wybaczenie za to, że zawiódł jej zaufanie? Ale dlaczego nie mógł jej tego dać, kiedy tu był? I jakim cudem stać go było, żeby kupić coś tak pięknego? Kocyk na pewno kosztował majątek. Johan powinien raczej przeznaczyć te pieniądze na pomoc Annie i swojej matce. Nie mogłaby przyjąć tak kosztownego prezentu od kogoś, kto nawet nie ma porządnej pensji, a tylko parę ore kieszonkowego jako żołnierz straży granicznej. Pewnie dlatego zrobił to w ten sposób: położył paczkę pod drzwiami, by zdążyć odejść, zanim Elise ją zauważy. To nierozważne z jego strony, podarunek mógł znaleźć przed nią ktoś inny. Zaraz gdy wróciła do kuchni, Anne Sofie i Larsine w napięciu skierowały na nią wzrok. - Gdzie jest paczka? - spytała Anne Sofie; nie usłyszała wyjaśnienia Elise, że zostawiła tam wczoraj jedzenie, zresztą pewnie by w to nie uwierzyła. Matka spojrzała znad gałganków, które cięła, by utkać z nich potem chodniki. Obie dziewczynki pomagały jej.

- Paczka? Elise podeszła do stołu i pokazała im, co leżało w środku zawiniątka. - Znalazłam go przy ganku. To znaczy nie ja to znalazłam, lecz mama Larsine. Matka patrzyła to na kocyk, to na Elise. - Kto to położył? - Czy to kocyk dla lalek? - Larsine już miała zamiar pociągnąć kocyk do siebie. Elise pośpiesznie zawinęła go z powrotem w szary papier. - Nie, jest zbyt ładny, żeby używać go dla lalek. Ktoś zrobił go na drutach z cieniutkiej, miękkiej wełny - Uznała, że nie ma potrzeby tłumaczyć dzieciom, do czego ma służyć. Jeszcze nie. - Ale... - matka spojrzała na nią, nie rozumiejąc. Elise potrząsnęła głową. - Nie wiem, kto podłożył tę paczkę. Może ktoś jej zapomniał. - Mrugnęła do matki. Ale kiedy Anne Sofie i Larsine poszły się bawić, matka znowu zwróciła się do Elise. - Nie masz pojęcia, czyj to pomysł? Elise pokręciła głową. Nagle pani Lovlien zacisnęła usta, aż utworzyły cienką kreskę. - Myślę, że wiem, kto to. - Wiesz? - To nie może być nikt inny, tylko Johan. Był tutaj dwa dni temu i poznałam po jego wzroku, że o tobie nie zapomniał. Ale mówię ci, Elise, jeśli zrobisz coś głupiego, to nie tylko będę na ciebie zła, ale naprawdę będzie mi przykro. Wpadnę w taką rozpacz, że odechce mi się żyć. Elise zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc. - O czym ty mówisz? - Johan jest zazdrosny, chyba to rozumiesz. Teraz będzie się starał, by między wami znowu się ułożyło, i spróbuje zdobyć twe serce upominkami. On nie jest głupi, na pewno liczy na to, że się wzruszysz, gdy podaruje coś maleństwu. Uważam, że to bezwstydne. Nikt poza twoim mężem nie powinien wiedzieć, że jesteś przy nadziei. Nie rozumiem, jak w ogóle to zauważył, jesteś przecież taka szczupła. Na twoim miejscu podarowałabym kocyk Hildzie. Jej też się przyda. Elise poszła do pokoiku i włożyła paczkę do swojej szuflady. Postanowiła nie robić nic, dopóki się nie dowie, kto położył pakunek na ganku. Jednak kiedy usiadła przy krosnach, w jej uszach odezwały się znowu słowa matki. Czy to możliwe, żeby matka miała rację? Sama o tym myślała. Przypomniała sobie wzrok Johana, gdy stanął w drzwiach i spojrzał na nią: w jego oczach dojrzała ciepło i smutek.

Pamiętała, że wydawał się zakłopotany, gdy spytała go o Agnes. Dlaczego życie jest takie trudne, spytała w duchu i westchnęła zmęczona. Więcej nie widziała mężczyzny o kulach i po jakimś czasie doszła do wniosku, że musiała sobie ubzdurać, że ją śledził. Nie wiadomo nawet, czy to na pewno był rudzielec. Jest tylu innych rannych młodych mężczyzn, zwłaszcza teraz, kiedy tak wielu pełni straż przy granicy i bierze udział w niebezpiecznych zadaniach i ćwiczeniach wojskowych. Dwa tygodnie później znowu przyszedł list od Emanuela. Najdroższa Elise! Dzisiaj dostaliśmy rozkaz wymarszu w stronę granicy. Przyjęliśmy to jak wybawienie, wreszcie coś się wydarzy, w końcu żądania Norwegii zostaną spełnione. Napięcie jest duże, ale odnoszę wrażenie, że uczucie strachu jest niewielkie. Dowódca korpusu własnoręcznie zapisał rozkazy dla kompanii, wydane w twierdzy Kongsvinger w środę trzynastego września 1905 roku. Zwróć uwagę na datę! Nie mogę powiedzieć, dokąd idziemy, ze względów bezpieczeństwa musi to pozostać tajemnicą. Piszę teraz na wypadek, gdybym później nie miał okazji. Wiemy, że patrole wroga dotarły do granicy, i znamy też swoje zadania, gdzie mamy zająć pozycje i co obserwować, ale tego niestety nie mogę ci zdradzić. Odnawiamy stare okopy i umocnienia i przygotowujemy nowe, budujemy drogi dla artylerii i szykujemy się na przyjęcie naszych „braci” po drugiej stronie Kjolen. Wszyscy rozprawiamy o arogancji Szwedów. Naszych „braci”, którzy traktowali nas jak gorszy naród, niczym „dzierżawców skandynawskiego majątku ziemskiego”! Zrobiło się zbyt zimno i mokro, żeby sypiać w namiotach, dlatego posprzątaliśmy w kilku starych budynkach twierdzy i tam znaleźliśmy zakwaterowanie. Poza tym wielu z nas nie daje spokoju myśl o najbliższych w domu. Codziennie któryś prosi o zwolnienie na kilka dni do pracy, żeby zarobić trochę pieniędzy dla rodziny. Chłopak, który śpi obok mnie, dostał list od żony i dał mi go przeczytać. Część sobie nawet przepisałem, ponieważ list mówi dużo o tej rodzinie, a poza tym uważam, że jest miły. Brzmi tak: „Kochany... Musisz poprosić kaftana o osiem dni pszepuski, rzeby pszyjehać do domu i zarobić piniondze dla dzieci i dla mnie. Jusz od dawna niemam ani grosza. Jemy u moih rodzicuw, ale myślę, rze niedugo wyrzucom mnie z mieszkania, bo nie płace. Co z nami zaś bendzie? Wracaj do domu. Goroncepozdrowienia, twoja...” Bardzo mi ich żal. Pomyśl tylko, że można być aż tak biednym! Będzie mi brakować życia w twierdzy, zwłaszcza tych chwil, gdy odwiedzają nas znajomi z Kongsvinger. Wielu chłopaków znalazło sobie w mieście dziewczyny. Tutaj jest niesamowicie dużo ładnych

dziewcząt. Mam nadzieję, że u Ciebie i Twojej rodziny wszystko w porządku. Twój Emanuel Ani słowa o tym, że za nią tęskni. Ani jednego pytania o to, jak sobie radzą. Złożyła list i wsunęła go do kieszeni. W każdym razie to nie on przysłał jej paczkę z niemowlęcym kocykiem, pewnie nie pamięta, że spodziewa się dziecka. Rozczarowanie zapiekło i spro- wadziło ponure myśli. „Bardzo mi ich żal. Pomyśl tylko, że można być aż tak biednym...” Czy już zapomniał, jak z Hildą i chłopcami marzła i głodowała tej zimy? Że Torgny groził, że wyrzuci ich na bruk? Że musiał sam przynosić im z Armii chleb, bo nie mieli pieniędzy na jedzenie? Te czasy mogą nadejść znowu, jeśli on nie wróci. Teraz, kiedy jeszcze jest w miarę ciepło, dobrze sobie radzą, ale jak zdobędą środki na drewno i węgiel na zimę? Zagryzła wargę, żeby powstrzymać płacz. Wiedziała, że jest niewdzięczna. Oczywiście, wielu wiodło się gorzej niż im. Nie w tym rzecz, najbardziej bolało rozczarowanie, że nie napisał ani jednego czułego słowa, nie martwił się, czy dobrze sobie radzą, ani jednego zdania, które zdradzałoby, że nadal ją kocha. Tylko wspomniał o tych wszystkich pięknych dziewczętach w Kongsvinger. - Czy coś nowego? - Matka spojrzała na nią w napięciu. - Dostali rozkaz wymarszu do granicy. Matka objęła ją ramionami i przytuliła. - Nie płacz, Elise. Jestem pewna, że wróci. Musimy się za niego modlić i mieć zaufanie do Boga, naszego Ojca. Elise zawstydziła się. Powinna czuć strach, a zamiast tego przejmuje się słowami, których zabrakło. Ale nie mogła się do tego przyznać. Nie matce, która, gdy była w jej wieku, przeżyła tak bezgraniczną miłość. Wyswobodziła się z objęć i wyszła na ganek. W powietrzu czuć było jesień, wieczór był ciemny. Znad rzeki ciągnęło chłodem. Wkrótce jesień zapanuje na dobre, z zimnym wiatrem, który przeszyje na wskroś rozeschnięte ściany, i szronem o poranku. Elise zadrżała i odwróciła się, żeby z powrotem wejść do domu. Wtedy jej wzrok padł na coś szarobrązowego wetkniętego między dwa kamienie za gankiem. Serce jej mocniej zabiło. Pochyliła się i podniosła paczkę, wstrzymała oddech, kiedy ściągała sznurek. W środku leżał maleńki kaftanik zrobiony na drutach i pięć koron!

ROZDZIAŁ TRZECI Przez chwilę stała jak zaczarowana i wpatrywała się w to, co trzymała w ręku. Myśli kłębiły się jej w głowie. Johan nie był w domu na przepustce od czasu, kiedy opowiedział jej o zdarzeniu w czasie wymarszu. A może jednak był? Czyżby Emanuel odbył z nim poważną rozmowę i zabronił mu odwiedzać Elise? Czy dlatego wsunął paczkę między kamienie? Pokręciła głową, nic z tego nie rozumiejąc. Nikt nie mówił jej, że to sprawka Johana, ale kto inny mógłby to zrobić? Rzeczy mógł przysłać również Emanuel, ale kto by je tu dostarczył i dlaczego nie wspomniał o tym w liście? A może to ktoś inny? Ktoś, kto pragnął zachować anonimowość? Majster? Pewnie ma wyrzuty sumienia, ponieważ Hilda, będąc w ciąży, musiała nadal pracować w fabryce, choć powinna przestać? A może to któryś z przyjaciół Emanuela z Armii? Wiedzieli, że jej męża oddelegowano do straży granicznej i że ona spodziewa się dziecka, przypuszczalnie słyszeli też, że straciła pracę w przędzalni Graaha. Mogli pomyśleć, że nie będzie chciała nic przyjąć teraz, kiedy weszła do dobrze sytuowanej rodziny. To ostatnie wydawało się najbardziej prawdopodobne. Członkowie Armii pomagali ludziom w potrzebie, cóż byłoby bardziej naturalnego niż pomoc jednemu ze swoich, gdy i jego dosięgła bieda? Elise wróciła do kuchni, nie kryjąc tego, co znalazła. - Znowu coś leżało przed domem. Był wczesny wieczór. Larsine już odebrano, a Asbjorn Hvalstad z Anne Sofie kładli się spać na poddaszu. Chłopcy nie przyszli jeszcze z pracy, a matka naszywała łatę na koszuli Pedera. Zdumiona podniosła wzrok. - Co, znowu? Ale... Elise przerwała jej. - Właśnie. Johana nie było w domu. Teraz widzisz, że się myliłaś. Zbyt szybko wyciągnęłaś wnioski i oceniłaś Johana, zanim dowiedziałaś się czegokolwiek. Wydawało się, że matka zdaje sobie sprawę ze swej winy. - Nie widziałam w tym nic dziwnego, zaręczyliście się przecież zaledwie parę miesięcy temu. W takim razie kto to może być? - dodała w zamyśleniu. - Myślę, że to ktoś z Armii. Przyjaciele Emanuela, ci, którzy przyszli na wesele, mogli powtórzyć komuś, że rodzice Emanuela nie byli zbytnio zachwyceni mną i moją rodziną. Później może się dowiedzieli, że straciłam pracę w przędzalni i że jestem w ciąży. Żeby nie wprawiać mnie w zakłopotanie, postanowili pomóc mi w taki sposób.

Matka początkowo wydawała się nieprzekonana, lecz po chwili skinęła głową. - Myślę, że masz rację - przyznała. - Ludzie z Armii Zbawienia są wyjątkowi. Nie mam pojęcia, jak by się żyło w naszym mieście bez ich pomocy. - Popatrzyła na Elise zmartwionym wzrokiem. - Czy lepiej się już czujesz? Nie wolno ci się martwić na zapas, Elise. Nawet jeśli krążą przerażające plotki, jestem pewna, że negocjatorzy w Karlstad znajdą pokojowe rozwiązanie. To było do przewidzenia, że Norwedzy i Szwedzi zgromadzą swoje siły po obu stronach granicy. Uważam, że w tak krytycznej sytuacji byli po prostu do tego zmuszeni. Elise pokiwała głową. Pomyślała i o Emanuelu, i o Johanie. Pożyczyły gazetę od Asbjorna Hvalstada i przeczytały, że sytuacja w Karlstad jest bardziej napięta niż kiedykolwiek. Zdawało się, że negocjacje zostaną zerwane. Strach przed wojną był silniejszy niż kiedykolwiek. Norweski rząd wydał rozkaz zmobilizowania w Ostlandet czterech batalionów liniowych i sił pospolitego ruszenia. W sobotę wieczorem niespodziewanie pojawiła się Agnes. Dzień był piękny, przejrzysty i spokojny. Liście na drzewach zaczęły już przybierać barwy jesieni, kiedy padało na nie słońce, lśniły jak złoto. Larsine została odebrana wcześniej, ponieważ Kiełbaska skończyła pracę przed czasem. Chłopcy też już na dziś uporali się z robotą i popędzili na polanę, mama poszła do Andersengarden odwiedzić panią Evertsen i panią Thoresen. Asbjorn i Anne Sofie udali się z wizytą do starych gospodarzy na Anton Schjoths gate. Elise po raz pierwszy od bardzo dawna została w domu sama. Czuła się nieswojo. Ciągle jeszcze prześladował ją w myślach mężczyzna o kulach. Co chwila wyglądała na most i zawsze zamykała za sobą drzwi na klucz. Kiedy zobaczyła przyjaciółkę przez okno, odczuła ulgę. - Agnes? Jak to miło. Wejdź, proszę. Agnes miała na sobie nową, czarną kurtkę wciętą w pasie i z turniurą, suto marszczoną spódnicę z czarnym haftem i czarny kapelusz. Jakim cudem ją na to stać? Elise spojrzała z zazdrością na nowy strój przyjaciółki. - Mam ci coś ważnego do powiedzenia. - Twarz Agnes jaśniała jak słońce. - Usiądź na chwilę, nastawię kawę. Mogę cię też poczęstować kawałkiem ciasta, które zafundował nam nasz lokator. - Słyszałam, że znalazłyście lokatora. Jaki on jest? - Agnes opadła na stołek, nie zdejmując kapelusza. - Miałyśmy szczęście. To wdowiec koło czterdziestki z czteroletnią córeczką.

Dostajemy dodatkowo parę koron za pilnowanie małej. - Nie musisz się chyba martwić o pieniądze, skoro masz dobrze sytuowanych teściów. Elise nie odpowiedziała. Agnes jednak nie zamierzała się poddać, przypuszczalnie czegoś się domyślała. - Wiem naturalnie, że Emanuel nic nie zarabia, służąc w straży granicznej, ale jego rodzice chyba wam pomagają? - Oni nie wiedzą, jak nam się wiedzie. - Nie odzywają się wcale? - Nawet na to nie liczę. W końcu od ślubu nie minęło tak wiele czasu. - Domyśliłam się, co z nich za ludzie. Mimo że niewiele pamiętam z tych kilku chwil na twoim weselu, wystarczyło, by zauważyć ich surowe twarze i przekonać się, że państwo Ringstadowie nie pasują do twojej rodziny. - My też pewnie zareagowalibyśmy w ten sposób, gdybyśmy byli na ich miejscu. Oni pragnęli córki ziemianina, najlepiej z bogatego dworu, który można by z czasem połączyć w jedno z ich gospodarstwem. W zamian dostała im się biedna robotnica, która zatrzyma Emanuela w mieście. W każdym razie oni to tak widzą. Co takiego miałaś mi powiedzieć? - Pobieramy się. - Popatrzyła na Elise z triumfującym uśmiechem. - Nie wierzyłaś w to, prawda? - Nie wiem, w co wierzyłam. - Elise usiłowała ukryć swoje uczucia. Sama nie bardzo rozumiała, co się działo w jej duszy, lecz nie czuła radości. - Czy potrafisz dochować tajemnicy? - Przecież wiesz, że tak. - Jestem w ciąży. Elise otworzyła oczy ze zdumienia. - Tak szybko? Agnes roześmiała się. - Minęły już dwa miesiące, odkąd wyjechał do Kongsvinger, a byliśmy ze sobą już przedtem. - Zaczerwieniła się na policzkach. - Przyszłam, żeby zapytać, czy zechciałabyś zostać moją druhną. Elise wiedziała, że nie ma wyboru. Jeżeli odmówi, obrazi Agnes na zawsze. Jednak w głębi duszy czuła ogromny protest. - Naprawdę tego chcesz? Po tym, co się stało? - Oczywiście, że tak. Jesteś przecież moją najlepszą przyjaciółką. O Emanuelu już dawno zapomniałam. To było tylko urojenie, dziewczęce zadurzenie. Myślę nawet, że i mundur zrobił swoje. Kiedy zobaczyłam Emanuela w cywilnym ubraniu, już nie wydawał mi

się taki przystojny. Elise z trudem panowała nad sobą. - Kiedy odbędzie się ślub? - W przyszłą sobotę. Elise popatrzyła na Agnes z niedowierzaniem. - Dostanie przepustkę, kiedy podeszli już bliżej do granicy? Agnes skinęła głową. - Muszą mu dać, gdy się dowiedzą, w jakim jestem stanie. - Weźmiecie ślub w kościele w Sagene? - Oczywiście. A gdzieżby indziej? Przecież stąd jesteśmy. - Będzie wielkie wesele? Agnes uśmiechnęła się. - Większe niż twoje. Ojciec chce, żeby wesele odbyło się z wielką pompą i planuje wyprawić je w restauracji Hasselbakken na Wzgórzu Świętego Jana. Jego kumple też przyjdą, na pewno będzie wesoło. - Kumple twojego ojca? Agnes roześmiała się. - Nie, Johana, naturalnie. - Mam nadzieję, że nie ci z bandy Lorta - Andersa? - powiedziała to żartem, jednak wyczuła w duszy pewien niepokój. - A co jest w nich złego? Nie wszyscy Siedzą w więzieniu. Nie wszyscy też napadają na dziewczęta. W każdym razie dwóch z nich to porządne chłopaki, wiem o tym. Johan nie wróci do domu przed sobotą, więc ja muszę się wszystkim zająć. - Czy musisz też zdecydować, których zaprosić? - To żaden kłopot. Wiem, gdzie jeden z nich mieszka. - Nie zamierzasz chyba zaprosić tego, który... - zamilkła. - Nigdy nie mówiłaś, który to. Sama nie możesz tego wiedzieć, bo było ciemno. - Jestem prawie pewna. To ten z rudymi, kręconymi włosami. - Nie chciała o tym mówić. Agnes nigdy nie umiała trzymać języka za zębami, zwłaszcza gdy dostała coś mocniejszego do picia. A na weselu na pewno będzie wódka, jej rodzice nie stronili od al- koholu. - Nie sądzę, Elise. Ansgar nie jest taki. To raczej Szpon. On przystawia się do wszystkich dziewczyn. Elise poczuła wzbierającą irytację. - Tu nie chodzi o przystawianie się! Mówisz, jakby to była jakaś drobnostka. On zniszczył moje życie, Agnes. Myślisz, że chcę urodzić dziecko takiego bałamuta? Agnes spojrzała na nią z wyrzutem.

- Zniszczył ci życie? Tobie, która wyszłaś za Emanuela? - To nie ma nic wspólnego z dzieckiem. - Nie ma? Czy Emanuel by ci się oświadczył, gdyby nie było mu cię żal? I czy wyszłabyś za niego, gdyby nie chodziło ci o dziecko? Elise wpatrywała się w przyjaciółkę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. - Nie musisz nic mówić, widzę to po tobie. Elise spuściła wzrok. - Nie sądzę, by Emanuel aż tak mnie kochał - rzekła tak cicho, że nie była pewna, czy Agnes ją usłyszała. - Phi! - prychnęła przyjaciółka. - Jest tak zakochany, że nie wie, jak chodzić. Elise potrząsnęła głową. - Też tak myślałam, ale ostatnie listy wcale o tym nie świadczą. - Nie bądź niemądra, Elise. Oni mają tam co innego do roboty, chyba wiesz. Elise podniosła wzrok i spojrzała na Agnes prosząco. - Bądź tak dobra i nie zapraszaj tego rudego! Bo ja nie będę mogła przyjść. - W porządku. Obiecuję, że go nie zaproszę. Ale myślę, że się mylisz. To nie mógł być Ansgar. On nie jest taki jak inni. Elise zacisnęła zęby. - Nie jestem w stanie nawet o tym myśleć. Mogłabym go zabić! Zapadła cisza. Agnes siedziała w milczeniu i przyglądała się twarzy Elise. Wreszcie spytała z wahaniem: - Żałujesz, Elise? Elise posłała jej gniewne spojrzenie. - Oczywiście, że nie żałuję. Było mi dobrze z Emanuelem, kiedy był w domu. Wtedy byliśmy w sobie zakochani. Ale niewielu małżeństwom udaje się utrzymać ten stan. Nieliczni pobierają się z powodu wielkich uczuć. I nawet im po jakimś czasie przechodzi. Agnes wolno pokiwała głową. - Ja też myślę, że Johan mnie nie kocha. - Nie? Agnes potrząsnęła głową. - To ja chciałam za niego wyjść. Postarałam się, że potoczyło się, jak się potoczyło. - Chcesz powiedzieć, że ożenił się z tobą tylko dlatego, że spodziewasz się dziecka? Agnes przytaknęła. - Znasz go. On nie ucieka od odpowiedzialności. - Nie wstydzisz się do tego przyznać? - Dlaczego miałabym się wstydzić? Tak już jest. Jeżeli chcesz coś osiągnąć, sama

musisz o to zadbać. Nagle wyjęła z kieszeni kopertę. - Masz ochotę przeczytać jego list? Elise zawahała się. Właściwie nie chciała, lecz jednocześnie ciekawa była, czy Johan nie napisał czegoś o Emanuelu. Poza tym zastanowiła się, czy Agnes rzeczywiście ma rację. Ostatnio twierdziła, że pisał niezwykle gorąco i namiętnie. Bez przekonania sięgnęła po list. Kochana Agnes! Już dość narozrabiałem w moim życiu i nie chciałbym mieć niczego więcej na sumieniu. Oczywiście pobierzemy się, kiedy już tak się ułożyło. Rozumiem, że wolałabyś wziąć ślub jak najszybciej, zanim cokolwiek będzie widać, i mam nadzieję, że wszystko załatwisz. Tylko proszę Cię, nie rób zbyt wielkiego przyjęcia. Uważam, że teraz, kiedy nasz kraj znalazł się w zagrożeniu, to nie wypada. Dostaliśmy posiłki. Żołnierze wyglądali imponująco, kiedy przybyli, maszerując rytmicznie, aż ziemia śpiewała i drżały domy. Zauważyliśmy, jak bardzo wraz z ich pojawieniem się wzrosło poczucie powagi i solidarności. Jesteśmy wdzięczni, że możemy brać w tym udział i bronić ojczyzny. Wydaje się nam to równie oczywiste jak obrona tych, których kochamy, przed napastnikiem. Wieczorami zapalamy ognisko, a kiedy słońce opuszcza się nisko na zachodzie, śpiewamy Cudowna jest ziemia, wspaniałe jest Boskie niebo. Dzisiaj zapytano nas, czy ktoś chciałby zgłosić się na ochotnika do oddziału, który miałby podejść bliżej granicy. Wszyscy wystąpili trzy kroki do przodu. Wybrano co ósmego z nas, między innymi Emanuela Ringstada, ale na mnie nie trafiło. Proszę, przekaż to jakoś delikatnie Elise. Ze względu na Ciebie cieszę się, że mnie nie wybrano, mimo że chętnie bym się do nich przyłączył. Uważaj na siebie, Agnes. Ponieważ nie zostałem wybrany, na pewno dostanę przepustkę na ślub, ale tylko na jeden dzień. Twój Johan Elise złożyła list i podała go Agnes. - Dziękuję. - Widziałaś, nie było ani słowa o tęsknocie i takich tam. - Uważam, że list jest bardzo ładny. Nie dziwię się, że obu najbardziej interesuje teraz sytuacja w kraju. - Sama na to narzekałaś. - Obie jesteśmy strasznie głupie, Agnes. Johan trafnie opisał, co czują żołnierze. Teraz lepiej rozumiem, jak im tam jest. Znajdują się tak blisko granicy, w ciągłym zagrożeniu, że w

każdej chwili może wybuchnąć wojna. - Czy jest ci przykro? No wiesz, z powodu Emanuela. Że został wybrany. - Nie chcę o tym myśleć. Nadał istnieje możliwość, że negocjatorom uda się znaleźć pokojowe rozwiązanie. Nie chcę się martwić, dopóki się nie dowiem, że wojna jest faktem. Agnes przyjrzała się Elise uważnie. - Domyślam się, że między wami nie jest tak, jak powinno. - Nie, dobrze nam ze sobą. Tylko ja oczekuję zbyt wiele. Zapomnij o tym, co mówiłam, Agnes. Jestem pewna, że kiedy Emanuel wróci do domu, wszystko będzie jak dawniej. I jeśli po tych trudach będzie się zachowywał bardziej chłodno, to nic nie szkodzi, dodała w duchu. - Opowiedz o lokatorze. Jest przystojny? Elise nie mogła się nie roześmiać. Pytanie o wygląd było dla Agnes tak typowe. Opowiedziała o Asbjornie Hvalstadzie i małej Anne Sofie, która straciła matkę zaledwie parę miesięcy temu, o Larsine i Kiełbasce, o pracy przy gałgankowych chodnikach, a także o Pederze i Kristianie, którzy znaleźli zatrudnienie: pierwszy jako pomocnik dorożkarza, a drugi jako goniec. Agnes została aż do powrotu mamy. Wtedy nagle poderwała się. Było widać, że czuje się nieswojo przy pani Lovlien z powodu swego skandalicznego zachowania na weselu. Elise posłała matce wesoły uśmiech. - Agnes wychodzi za mąż i przyszła mnie poprosić, bym była jej druhną. - Za Johana? Elise zauważyła, jak twarz mamy rozjaśniła się. Najwyraźniej mama nadal obawiała się, że Johan stanowi zagrożenie dla związku Elise, i odczuła ulgę na wieść, że chłopak zamierza związać się z inną. Jednak kiedy Elise położyła się spać tego wieczoru, odżyły wszystkie bolesne uczucia. Nie dam rady pójść na ślub Johana, pomyślała. Dlaczego byłam tak głupia i się zgodziłam?