Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 11 - Zdrada

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :694.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 11 - Zdrada.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 145 stron)

FRID INGULSTAD ZDRADA Saga Wiatr Nadziei część 11

ROZDZIAŁ PIERWSZY Kristiania, kwiecień 1906 roku Emanuel odszedł... i zabrał swoje meble. Elise odwróciła się i weszła do domu, chwiejąc się na nogach. Nie chciała, by Kristian odgadł jej myśli. - Dziwne - mruknęła. - Może zamierza je sprzedać. Takie piękne meble nie są nam przecież potrzebne. W tej sytuacji moglibyście spać w salonie, będzie wam wygodniej niż w kuchni. Trzeba będzie wynająć mansardę. Kristian poszedł za nią. - Ale dlaczego nic nie powiedział? Mógł uprzedzić przynajmniej ciebie. - Emanuel ma kłopoty. Zdarzyło się coś ważnego. - Podeszła do pieca kuchennego, żeby nie patrzeć na brata. - Na razie nie mogę o tym opowiadać, Kristianie, ale Emanuel przeżył coś, co go bardzo dotknęło. - Stracił pracę? - Nie, jeszcze nie... to znaczy... Ja... ja nie wiem. Kristian podszedł do siostry. - Elise? Teraz już musiała się obrócić i zobaczyła, że chłopiec grzebie w kieszeni spodni. - I tak miałem zamiar to zrobić. Proszę. - Wyciągnął w jej stronę brudną zaciśniętą piąstkę i z dumą na twarzy rozchylił palce. Na jego dłoni leżała kupka dziesięcioorówek. - Korona i pięćdziesiąt ore. Są twoje. Zaoszczędziłem je dla ciebie. Elise wzruszenie ścisnęło za gardło, walczyła z sobą, by nie okazać uczuć, które nią targały. - Nie, oddałeś już tyle pieniędzy, ile trzeba, Kristian. Powiedziałam przecież, że resztę możecie zachować dla siebie. Kristian zdecydowanie pokręcił głową. - Jeśli Emanuel stracił pracę, potrzebujesz pieniędzy na jedzenie. Wcale nie muszę kupować tej piłki, to zresztą nic specjalnego, jest przecież zrobiona z gałganków. Będę oszczędzał i kupię sobie porządną. - Nic nam nie potrzeba, Kristian. Zarobiłam dwadzieścia koron za suknię, którą uszyłam. - Kłamiesz, Elise. Gdybyśmy nie byli w fatalnej sytuacji, Emanuel nie musiałby sprzedawać swoich mebli. Elise opadła na najbliższy stołek i musnęła oczy dłonią. Nie mogła już dłużej

powstrzymywać łez. - Usiądź koło mnie, Kristian, to powiem ci, o co chodzi. Masz już prawie jedenaście lat, niedługo będziesz dorosły, jakoś zniesiesz prawdę. - Wzięła go za rękę i posadziła na stołku, który stał obok. - Ale obiecaj, że nic nie powiesz Pederowi i Evertowi. Peder i tak musi znosić dokuczanie, powinniśmy go oszczędzać. Kristian siedział sztywno i nieruchomo na stołku, przygotowywał się na nieprzyjemną nowinę. Elise żal się go zrobiło. - Cieszę się, że cię mam, Kristian. Gdy byłeś mały, martwiłam się o ciebie, bo wydawałeś się taki ponury i zamknięty w sobie. I ciągle się kłóciłeś z Pederem. Ale zmieniłeś się, gdy się wyprowadziliśmy z Andersengarden. Myślę, że potrzebowałeś czasu, żeby przeboleć śmierć ojca. Kristian nic nie powiedział. Elise wzięła głęboki drżący oddech. - Przypuszczam, że Emanuel wyjechał na pewien czas. To były jego meble, pochodziły z dworu w Ringstad, ale nam nie są potrzebne. To nawet dobrze, że pokój będzie pusty. Możemy tam wstawić łóżko. Może uda się nam zdobyć jeszcze jedno. Wówczas miałbyś własne, a Peder i Evert spaliby razem na starym. Mielibyście pokój wyłącznie dla siebie. Tylko w ciągu dnia musiałabym tam szyć. Kristian siedział w milczeniu i patrzył siostrze w oczy. Elise domyśliła się, że czeka na wyjaśnienie. Znów westchnęła, walcząc ze łzami, nie chciała się poddać. Przyj - dzie pora na jej własny żal, teraz trzeba myśleć o tym, jak oszczędzić chłopców. - Zauważyłeś pewnie, że ostatnimi czasy Emanuel nie był sobą. Często się kłóciliśmy, znikał gdzieś wieczorami, późno wracał, w domu najczęściej milczał, okazywał niechęć albo irytował się z powodu drobiazgów. - Ale nie wtedy, gdy przyszli tu ci ludzie. Ta piękna dama i ten pan. Wtedy rozmawiali głośno, śmiali się i żartowali. - To prawda. Niełatwo to zrozumieć, ale większość z nas woli przebywać w towarzystwie ludzi podobnych do siebie. Na pewno nie chciałbyś się bawić z chłopcami zza rzeki. W każdym razie nie z tymi, którzy mieszkają nieco dalej. Ojciec wolałby ciągle pływać po morzach w towarzystwie innych marynarzy, źle się czuł w fabryce. Emanuel był przyzwyczajony do wielkich pokoi w Ringstad, u nas było mu za ciasno i za ubogo. W biurze też nie czuł się najlepiej. W końcu wpadł w rozpacz i odszedł, ale myślę, że wróci. Potrzebuje czasu, żeby przemyśleć swoje życie.

- Nie mógł tego powiedzieć? - Nie umiał. Nie chciał patrzeć na nasz smutek. - To znaczy, że jest tchórzem. Elise nie odpowiedziała. Poczuła, że ogarnia ją złość. Kristian miał rację, Emanuel był tchórzem. Nie wolno w ten sposób opuszczać rodziny, nie wolno brać po kryjomu swoich rzeczy i znikać bez słowa. Zachował się podle nie tylko w stosunku do niej, ale i do dzieci. Może Emanuel odpowiedziałby, że nie ma żadnych dzieci. Ale jest przecież odpowiedzialny za Hugo, czy tego chce, czy nie. Uznał ojcostwo, postarał się, by wszyscy uwierzyli, że to jego dziecko, przyśpieszył nawet chrzest, żeby zapisać chłopca w kościelnych księgach, nim ktoś odkryje prawdę. Jak może mu się wydawać, że Elise poradzi sobie sama z dziećmi? Prawdopodobnie uznał, że o Pedera i Kristiana powinna się martwić matka i ten jej Hvalstad, że Evert może liczyć na pomoc gminy, a Hugo ma przecież innego ojca. W tej sytuacji będzie musiała wrócić do przędzalni i do życia, które porzuciła, gdy się spotkali. To bezlitosne i okrutne z jego strony, zupełnie niepodobne do Emanuela, którego znała. Ktoś musiał go do tego namówić, ktoś, kto miał znacznie silniejszą wolę niż on. Matka? Trudno w to uwierzyć. Matka Emanuela była wprawdzie przeciwna temu małżeństwu i przeżyła szok, gdy się dowiedziała, że Hugo nie jest jej wnukiem, ale nie jest przecież złym człowiekiem. .. A poza tym z półsłówek Emanuela można się było domyślić, że nie kocha swojej matki. A może źle to wszystko interpretuje? Może on rzeczywiście chce sprzedać meble, żeby poprawić ich sytuację? Gdyby ją zapytał, zrobiłaby wszystko, żeby go powstrzymać. Nie dlatego, że te meble coś dla niej znaczą, ale dlatego, że wie, ile znaczą dla niego. - Dlaczego nic nie mówisz? - Myślę, Kristian. Może się pomyliłam. Może Emanuel rzeczywiście chce sprzedać meble, żebyśmy mieli więcej pieniędzy na jedzenie? - Powiedziałby o tym. - To nie takie pewne. Wiedział, że na pewno bym protestowała. - Sprawdzałaś, czy zostawił ubrania? Elise drgnęła. Nie pomyślała o tym. Zerwała się ze stołka i pobiegła do sypialni, szarpnęła drugą od góry szufladę, która należała do Emanuela, i zauważyła, że jest pusta. Wpatrywała się w nią zaszokowana. Kristian stanął cicho za jej plecami. - Tak właśnie myślałem.

Elise pokiwała głowa, nie obracając się. Rozejrzała się dokoła. Niedzielne ubranie nie wisiało już na wieszaku, ze ściany zniknął obraz, z komody - wszystkie ozdoby. Nic nie wskazywało na to, że Emanuel tu kiedyś mieszkał. - Odszedł - powiedziała przez łzy. - Nie przejmuj się, Elise. Pomogę ci. Nakłamiemy Pederowi i Evertowi, powiemy, że Emanuel musiał wyjechać na pewien czas. Wolno przecież kłamać, żeby komuś pomóc. Pokiwała głową, nie obracając się, po jej policzkach płynęły łzy i kapały prosto do pustej szuflady. - Ale jak to wytłumaczymy? - Powiemy, że stracił posadę w fabryce i znalazł pracę gdzie indziej. Może w Ulefoss - dodał z zapałem. To było jedyne znane mu miejsce, gdzie byli robotnicy, i dyrektorzy, i urzędnicy, tak jak tutaj. - A za jakiś czas o wszystkim zapomną. - Zapomną? - Elise przestała płakać i obróciła się do Pedera. - Peder kocha Emanuela, na pewno źle to przyjmie. Kristian się nie odezwał. Elise przypomniała sobie od razu, jak zareagował na wieść o planowanym ślubie. Nie podobał mu się ten pomysł. - Bez względu na to, co się stanie, Emanuel i ja jesteśmy w dalszym ciągu małżeństwem. Gdy staliśmy przed ołtarzem, przysięgaliśmy, że będziemy się kochać i wspierać nawzajem aż do śmierci. Na dobre i na złe. Dlatego wiem, że Emanuel wróci, choć na razie ma kłopoty. Kristian w dalszym ciągu milczał. Obrócił się i powoli ruszył w stronę drzwi. - Nie martw się o Pedera, Elise, ja z nim porozmawiam - oświadczył i wyszedł. Gdy Elise usłyszała zamykające się z nim drzwi, padła na łóżko i zaczęła płakać bez opamiętania. Po pewnym czasie płacz przycichł, w jej głowie zaczęły się kotłować różne myśli, a w miejsce żalu pojawił się gniew. Waliła pięściami w materac i ciskała przekleństwami, które przychodziły jej do głowy. Tchórz, asekurant, sprośny łajdak. A jaki fałszywy. Jak można tak się pomylić w ocenie człowieka. Przypomniała sobie, jak spotkała go po raz pierwszy, w drodze ze Świątyni. Opowiadał jej o swojej pracy w Armii Zbawienia, mówił, że jest tam po to, żeby pomagać innym. „Jeśli naprawdę w coś wierzysz, nie poddasz się' - powiedział. Wydał jej się prawdziwym idealistą, wyzbytym egoizmu, pełnym poświęcenia. Jak więc mógł najpierw ją zdradzić z inną dziewczyną, i to nie raz, a teraz uciec przed odpowiedzialnością. Uciec z podwiniętym ogonem, jak najgorsze bydlę, bez słowa

pożegnania. Bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, które pomogłoby jej to wszystko zrozumieć? Nie chciała go więcej widzieć, nawet gdyby wrócił i na kolanach błagał o łaskę. Nienawidziła go. Nienawidziła go aż do bólu. Nigdy więcej nie uwierzy mężczyźnie, nigdy więcej nie da się nabrać na piękny wygląd, miłe słówka i pochlebstwa. Mężczyznom zależy tylko na jednym, mają tylko jeden cel: dostać się pod spódnicę dziewczyny. Zachowują się jak psy, węszące po ulicach w poszukiwaniu suczki. Nawet jeśli nie znajdą żadnej chętnej, robią to, na co mają ochotę. Tylko dlatego Emanuel za nią chodził, choć wiedział, że jest zaręczona z Johanem. Dlatego oświadczył się, gdy miała chwilę słabości. A gdy ją wreszcie zdobył, gdy polowanie się skończyło, mógł zacząć szukać kolejnego łupu. Wstała z łóżka i usłyszała gaworzenie Hugo. Jeśli nie weźmie go zaraz na ręce, gaworzenie zamieni się w płacz. Nie ma mowy, żeby leżała tu i rozpaczała z powodu takiego niewiernego bydlaka jak Emanuel. Poradzi sobie bez niego. Dzięki pieniądzom z szuflady bę- dzie mogła nadal wynajmować domek nad rzeką i utrzymywać całą rodzinę przez parę miesięcy. Podeszła do małego, wzięła go na ręce, a on nagrodził ją bezzębnym uśmiechem. - Nie potrzebujemy tego twojego ojca, Hugo. Damy sobie radę z Kristianem, Pederem i Evertem. Usiadła na stołku kuchennym i przyłożyła małego do piersi. Myśli wciąż kotłowały się w jej głowie. To nawet dobrze, że Emanuela nie będzie. Nie będzie musiała znosić jego gwałtowności w łóżku. Nie będzie musiała wymyślać potraw, które są tanie i przypadną mu do gustu, bo trudno to było pogodzić. Nie będzie musiała się martwić, że Hugo zacznie krzyczeć i zdenerwuje Emanuela, nie będzie leżała bezsennie całymi nocami, zastanawiając się, gdzie on się podział. Nie ma mowy, żeby opłakiwała odejście takiego tchórza. Niech sobie jedzie do Ringstad, czy gdzie tam chce, ona nie wyleje już ani jednej łzy. Do Ringstad... Myśl o Ringstad zaczęła jej dławić gardło. Czyżby właśnie to zrobił? Czyżby pojechał do Signe, jak to przepowiedziała Karolinę? Czyżby kochał ją tak bardzo, że nie mógł bez niej żyć? Myśl okazała się bolesna pomimo wściekłości. Karolinę miała rację. Chyba znała Emanuela znacznie lepiej. Przez wiele lat mieszkała z nim pod jednym dachem, znała jego dobre i złe strony. Teraz na pewno będzie triumfować. Sama myśl o tym jest okropna. Na dworze zrobiło się ciemno, pora położyć chłopców. Otworzyła drzwi wejściowe i zawołała:

- Kristian, Peder, Evert, do domu! Dopiero gdy zawołała, zorientowała się, że stoją tuż za węgłem. Wszystko wskazywało na to, że właśnie się naradzali. - Już późno, chłopcy, pora do łóżek. Przyszli od razu. Mieli dziwne miny, poważne, prawie uroczyste. - Myślałam, że się gdzieś bawicie. - Bawiliśmy się. - Tylko Kristian się odezwał. - Powiedziałem Pederowi i Evertowi, że Emanuel pojechał do Ulefoss, Elise. Oni też mają trochę dziesięcioorówek. Peder i Evert zaczęli grzebać w kieszeniach, a potem obaj podeszli do niej, trzymając na wyciągniętych brudnych dłoniach równie brudne pieniążki. - Proszę. Elise z trudem powstrzymywała łzy i kręciła głową, żeby nic nie mówić. W końcu udało jej się wykrztusić: - Jesteście najlepszymi chłopakami w Sagene. Jestem bardzo wzruszona i nie wiem, jak mam wam dziękować, ale mogę was od razu pocieszyć, że nie czeka nas bieda. Mam więcej pieniędzy, niż ktokolwiek mógłby przypuścić. Podczas kolacji opowiem wam skąd. Schowajcie swoje pieniążki i wydajcie je, na co chcecie, zasłużyliście sobie na to. Odwróciła się i weszła do kuchni, żeby przygotować parę pajd chleba suto smarowanych melasą. Chłopcy siedzieli pełni oczekiwania, śledząc każdy jej ruch. Gdy kolacja była gotowa, Elise usiadła koło nich, chrząknęła i zaczęła: - Musicie mi obiecać, że nikomu nie powiecie tego, co ode mnie usłyszycie. To wielka tajemnica. Zamilkła i objęła ich spojrzeniem. Przestali żuć i patrzyli na nią w napięciu. - Napisałam opowiadanie i wysłałam je do gazety. Spodobało im się i chyba dobrze mi zapłacą. Potem napiszę jeszcze jedno opowiadanie i może jeszcze jedno. A na końcu zrobię z nich książkę. Oprócz nas czworga tylko Torkild Abrahamsen o tym wie. Znał re- daktora tej gazety i zaniósł mu moje opowiadanie. Peder spojrzał na nią okrągłymi oczami. - Napisałaś bajkę? Jak Asbjornsen? - Nie, napisałam o czymś, co się naprawdę wydarzyło. O czymś, co inni powinni przeczytać, żeby zrozumieli, co to znaczy być robotnicą w fabryce i mieć na utrzymaniu gromadkę dzieci. - Ale przecież ty już nie pracujesz fabryce.

- To nie jest historia o mnie. - Dlaczego nie? O matce Pingelena? - Nie znacie tej osoby, a ja nie chcę mówić, kto to taki. To nie ma znaczenia, najważniejsze, żeby ci, którzy rządzą w naszym kraju, zrozumieli, że kobiety nie mogą mieć takiego trudnego życia. - Moim zdaniem powinnaś raczej napisać o nas, Elise. Możesz napisać o duchu w szkole, który wcale nie był żadnym duchem, tylko pijakiem. To będzie znacznie bardziej wciągające. - Nie chcę pisać wciągających historii, chcę pisać o tym, jak żyją ludzie tu, nad rzeką. Pederowi zabłysły oczy. - Możesz napisać o tym człowieku, który wskoczył do rzeki. O tym, którego mama, Hvalstad i Emanuel musieli wyciągać. Pingelen mówi, że on jest rudy. I widział go parę razy na moście, jak znowu próbował to zrobić, ale za każdym razem ktoś przechodził i mu przeszkadzał. Elise poczuła wielki ciężar na piersi. A więc chłopcy go zauważyli. Spostrzegli nie tylko to, że włóczy się po okolicy, ale też to, że ma rude włosy. Kiedyś mówili, że kręci się tu, bo się w niej kocha. Ale co będzie dalej? Podniosła się, żeby przynieść bańkę z mlekiem, i ogarnął ją strach. Emanuel zniknął, więc plotki zaczną jej doskwierać bardziej niż kiedykolwiek. Jeśli ludzie zauważą, że Hugo jest podobny do tego rudzielca, nie dadzą jej spokoju. - Czy mogę powiedzieć nauczycielowi? Że napisałaś coś do gazety? - Kristian posłał jej błagalne spojrzenie. Sądził zapewne, że ta wiadomość wzbudzi podziw nauczycieli i uczniów, może miał nadzieję, że zaczną patrzeć na nich z szacunkiem. Ale w tym się mylił. W szkolnych kolegach mogło to obudzić jedynie zazdrość. Mieliby jeszcze więcej powodów, żeby dokuczać Pederowi. - Nie, Kristian, nie wolno ci nikomu o tym mówić. Napisałam to pod pseudonimem. To znaczy, że wymyśliłam inne imię i nazwisko, żeby nikt się nie domyślił, że ja to napisałam. Musicie mi obiecać, że dotrzymacie tajemnicy. Jeśli wyjdzie na jaw, czego dotyczy ta historia, ktoś, kto i tak ma ciężkie życie, ucierpi jeszcze bardziej. Spójrzcie na mnie, wszyscy trzej. Czy przysięgacie, że nikomu o tym nie powiecie? Zdradziłam wam ten sekret tylko dlatego, żebyście wiedzieli, że nie będziemy głodować. Pokiwali głowami z powagą. - Słowo honoru. Ale gdy chłopcy się już położyli i ona sama też wślizgnęła się do łóżka, leżała

bezsennie do późnej nocy. Nie docierało do niej to, że Emanuel naprawdę uciekł, że odwrócił się od nich bez słowa. Odpowiedzialność za czwórkę dzieci bardzo jej ciążyła. Co z nimi bę- dzie, jeśli przytrafi jej się jakieś nieszczęście? Pedera i Kristiana zawiodła już ich własna matka, wybierając miłość i inne dziecko. Teraz Emanuel zrobił to samo. Nawet jeśli Peder na razie tego nie rozumie, prawda dotrze do niego prędzej czy później. Pieniądze z szuflady kiedyś się skończą. Nawet jeśli Elise wróci do pracy w fabryce, nie utrzyma pięciu osób z jednej pensji. Chłopcy rosną, potrzebują coraz więcej jedzenia, nowych ubrań. Obróciła się. Można wynająć mansardę, chłopcy z każdym rokiem będą więcej pracować. Tak, jakoś sobie poradzą. Czuła się dziwnie i samotnie w wielkim łóżku, jakby leżała i czekała na kogoś, kto się spóźnia. Nie zdążyła opowiedzieć Emanuelowi o dwudziestu koronach, które zarobiła szyciem, i o pieniądzach, które dostała od jego ojca i od matki Ansgara. A przecież postano- wiła, że mu o tym powie. Nie zdradziła też, że myśli o przeprowadzce na Wzgórze Świętego Jana. Może nie uciekłby, gdyby mu o tym wszystkim powiedziała? W tkalni płótna żaglowego na pewno wiedzą, gdzie on jest. Może po prostu przeprowadził się do jakiegoś małego mieszkanka? W dzielnicy, w której dobrze się czuł? Gdy będzie miał trochę czasu, na pewno napisze do niej list i wszystko wyjaśni. Ostatnia myśl trochę jej pomogła i wreszcie nadszedł sen.

ROZDZIAŁ DRUGI Następnego ranka Elise postanowiła, że spróbuje jeszcze raz porozmawiać z Hildą. Z przyzwyczajenia obudziła się, zanim zawyły fabryczne syreny, ale leżała jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, jak to zrobić. Mogłaby wykorzystać nieobecność Emanuela i pozwolić siostrze zamieszkać tu na jakiś czas. Jeśli Hilda urodzi i potrzyma dziecko w ramionach przez kilka dni, na pewno nie będzie żałować decyzji. Tym razem chciała przecież zatrzymać przy sobie dziecko, a Elise nie miała wątpliwości, że tak będzie dla niej najlepiej. Majster poszedł chyba do pracy, ale na pewno przykazał służącym, żeby nie wpuszczały nikogo obcego. Trzeba znaleźć jakiś pretekst, by zobaczyć się z Hildą. Ułożyła Hugo w wózku i ruszyła w drogę. Pogoda wciąż dopisywała, było zadziwiająco ciepło jak na początek kwietnia. Świat wydawał się piękniejszy, gdy słońce ogrzewało policzki, a powietrze pachniało wiosną. Emanuel na pewno wróci, gdy się nad wszystkim zastanowi. Wróci, gdy Elise mu opowie o wszystkich pieniądzach, również o tych, które dostała od jego ojca. Teraz trzeba przede wszystkim ratować Hildę. A jutro wybierze się do tkalni płótna żaglowego, żeby zapytać o Emanuela. Może naprawdę stracił posadę, wówczas łatwiej byłoby zrozumieć jego de- sperację. A może złożył wypowiedzenie i znalazł inne zajęcie. Ktoś powinien wiedzieć, co się z nim dzieje. W najgorszym razie porozmawia z Carlem Wilhelmem. Dopiero w drodze na strome wzgórze wpadła na pomysł, jak dostać się do Hildy. Gdy tylko wspięła się na szczyt, skierowała kroki w stronę domu Paulsena Juniora, zadzwoniła do drzwi i poprosiła o spotkanie z panią Paulsen. Na szczęście pani Paulsen była w domu. Służąca wpuściła Elise do sieni i poszła zawiadomić panią. Twarz gospodyni się rozjaśniła na widok Elise. - Pani Ringstad? Jak miło. Miałam zamiar wysłać dziś do pani służącą, żeby zapytać, czy nie zechciałaby pani uszyć mi peleryny. Suknia jest taka piękna. - Chętnie to zrobię, ale chciałabym panią najpierw poprosić o drobną przysługę. - Zawahała się przez chwilę. - Czy pani wie, że moja siostra jest służącą u wuja pani małżonka, u majstra Paulsena? Pani Paulsen spojrzała na nią ze zdumieniem. - Nie, nie miałam o tym pojęcia. - Mam dla niej ważną wiadomość, ale skoro pan Paulsen jest w fabryce, służące na pewno nie otwierają nikomu obcemu. Byłam tu już dwa razy i dowiedziałam się, że moja

siostra jest chora. I teraz bardzo się o nią martwię, bo nie wiem, co jej jest. Kontaktowała się z małą dziewczynką, która zapadła na suchoty. Dlatego uważam, że powinna czym prędzej pójść do doktora, żeby sprawdzić, czy się nie zaraziła. Wprawdzie ostatnio Elise się dowiedziała, że Larsine nie ma jednak suchot, ale nie mogła znaleźć innego pretekstu, choć źle się czuła, okłamując panią Paulsen. Pani Paulsen załamała ręce z przerażoną miną. - Myślałam, że suchoty zagrażają tylko biedakom. - Zazwyczaj tak, ale jeśli miało się kontakt z chorym, niczego nie można być pewnym. Zajęliśmy się tą dziewczynką, ponieważ mama nie miała jej z kim zostawiać, idąc do pracy. Wszyscy byliśmy już u lekarza. Wszyscy oprócz Hildy. Pani Paulsen nie kryła przerażenia. - To bardzo dziwne, że wuj nie chce pani wpuścić, zazwyczaj nie robi takich trudności. - Nie było go w domu, gdy przychodziłam. Gospodyni poprosiła służącą o płaszcz i kapelusz i ruszyła w stronę wyjścia. - Myślę, że nie powinna pani do niej wchodzić, pani Ringstad. Zwłaszcza że wie pani, jak zaraźliwa jest ta choroba. - Stanę w drzwiach i porozmawiam z nią. Suchotami można się zarazić tylko przez bezpośredni kontakt. Niestety, moja siostra jest bardzo uparta. Jeśli uważa, że dolega jej coś całkiem innego, nie będzie chciała przyjąć doktora. Od dziecka boi się lekarzy. Proszę spróbować zająć czymś służące, w przeciwnym razie zaraz je zawoła i mnie wyprosi. Pani Paulsen pokiwała głową, choć widać było, że nie jest zadowolona. Zadzwoniły do głównych drzwi. Elise postawiła wózek pod schodami, a sama stanęła za plecami swojej towarzyszki, żeby jak najmniej było ją widać. Służąca dygnęła nisko na widok gościa. Najwyraźniej czuła wielki respekt wobec całej rodziny Paulsenów. - Dzień dobry, to tylko ja. Rozumiem, że pana Paulsena nie ma w domu? - Pani Paulsen weszła do środka, a Elise pośpieszyła za nią. - Mam bardzo ważną wiadomość dla Hildy. - Ona leży w łóżku, pani Paulsen. Majster zabronił jej przeszkadzać. - Wiem o tym, ale to sprawa życia i śmierci, nie tylko jej życia. Podejrzewamy, że mogła zarazić się suchotami. Musicie czym prędzej wezwać lekarza. Służąca pobladła. - Suchotami?

- Zaprowadź do niej panią Ringstad i wracaj tu szybko, bo muszę ci zapisać nazwisko lekarza. Nie możecie wzywać starego doktora Moe, gdy sprawa jest tak poważna. Znam innego specjalistę od chorób płuc. Służąca obróciła się czym prędzej, a Elise poszła za nią. Przed drzwiami do służbówki dziewczyna się zatrzymała i spojrzała na Elise z przerażeniem. - Nosiłam jej jedzenie. Myśli pani, że mogłam się zarazić? Elise pokręciła głową. - Nie, nie sądzę. Wracaj szybko do pani Paulsen. Służąca zrobiła, co jej kazano. Elise zaś ze zdumieniem stwierdziła, że drzwi nie są zamknięte na klucz, jak podejrzewała. Hilda leżała w łóżku. - Elise? - zdziwiła się, ale nie tak bardzo, jak Elise oczekiwała. - Znalazłam rozwiązanie, Hildo. - Podeszła do siostry i usiadła na brzegu łóżka. Opowiedziała jej szybko o tym, co się zdarzyło; o pieniądzach, które leżą w szufladzie, i o tym, że Emanuel odszedł. - Rozumiesz? Możesz zamieszkać z nami. I żadna z nas jeszcze długo nie będzie musiała pracować w fabryce. Może Emanuel wróci pewnego pięknego dnia, w końcu jesteśmy małżeństwem, ale na razie zabrał swoje meble i zniknął. Nie może więc zabronić ci mieszkać u nas. Byłam tu już dwa razy, ale mnie nie wpuścili. Czy on cię tu zamyka? Hilda pokręciła głową. - Nie musi. Zgodziłam się oddać dziecko tym ludziom. - Mówiłaś mi, że chcesz je zatrzymać. - Zanim zrozumiałam, że to niemożliwe. Nie mam dachu nad głową, nie mam pracy. Umrę raczej, niż pójdę po pomoc do gminy. Mathilde myślała tak samo. - A więc słyszałaś o niej? - Czy o niej słyszałam? - prychnęła Hilda. - A jak myślisz, o czym plotkują dziewczyny w kuchni? - Gdy cię ostatnio spotkałam na drodze, odgadłam od razu, że tak właśnie myślisz. Przestraszyłam się i postanowiłam z tobą porozmawiać. Gdy mnie tu nie chcieli wpuścić, sądziłam, że majster trzyma cię wbrew twojej woli. Hilda pokręciła głową i zamyśliła się. - Mówisz, że Emanuel cię opuścił? - Wczoraj wieczorem. Poprosił o chwilę spokoju, bo bolała go głowa. Wzięłam więc małego na spacer. Gdy wróciłam, już go nie było. Nie było też jego mebli. - Niech diabli porwą tego łajdaka. Spodziewałam się tego od Bożego Narodzenia, Elise. Od kiedy cię zmusił, żebyś pozwoliła tej dziwce zamieszkać z wami.

Elise nie odpowiedziała. - Co ci jest? - zapytała. - Nic. Jestem tylko rozpłodową kwoką i nie mogę się doczekać chwili, w której pozbędę się wreszcie tego pomiotu, który we mnie siedzi. Elise zdenerwowała się nie na żarty. - Mówisz o swoim dziecku. Wstawaj natychmiast i uciekaj stąd kuchennymi drzwiami. Pani Paulsen wzywa właśnie lekarza. Powiedziałam jej, że mogłaś się zarazić suchotami, więc się śmiertelnie przeraziła. - Nic z tego nie będzie, Elise. Nie rozumiesz, że Paulsen mnie znajdzie? Elise pokręciła głową. - Nie będzie próbował, bo mam zamiar opowiedzieć o wszystkim pani Paulsen. Ona jest dobrym człowiekiem. Jestem przekonana, że nie zechce odbierać dziecka matce, która chciałaby je sama wychować. Wreszcie w mętnym spojrzeniu Hildy pojawiła się jakaś iskra. - Ale Emanuel może wrócić w każdej chwili. - Nie sądzę. Nie tak prędko. Nie zabierałby ze sobą mebli. Zresztą nie wiem, jak mógłby wytłumaczyć to, co zrobił. Elise podniosła się i ruszyła w stronę drzwi. - Pośpiesz się, Hildo. Chłopcy się ucieszą. Najpierw stracili ciebie i Braciszka, potem matkę, a teraz jeszcze Emanuela. Zasługują na jakąś miłą niespodziankę pośród tych wszystkich nieszczęść. Przekonam panią Paulsen, żeby jednak nie wzywała lekarza. Powiem, że wiem wszystko o suchotach i że nie masz żadnych objawów. - A co będzie, jak służące zobaczą, że wychodzę? Pobiegną od razu do fabryki i uprzedzą pana Paulsena. - Postaram się zatrzymać je w salonie. Ale uważaj, gdy będziesz przechodzić koło przędzalni Graaha i koło Hjula, uważaj też na moście. Zarzuć szal na głowę i pochyl się, żeby cię nikt nie poznał. Zabierz ze sobą swoje ubrania. Będziesz ich potrzebowała. Elise wyszła z pokoju, żeby nie słyszeć więcej protestów, ale wcale nie była pewna, czy Hilda jej posłucha. Gdy wróciła do pani Paulsen, powiedziała, że jej zdaniem to nie wygląda na suchoty i że chce z nią porozmawiać w cztery oczy. Spojrzała na trzy służące. - Możecie tu zostać, a my pójdziemy do biblioteki. Służące były przerażone i myślały chyba, że ta rozmowa ich ma dotyczyć, bo żadna nawet nie pisnęła.

Elise opowiedziała o wszystkim pani Paulsen najdelikatniej, jak potrafiła. Nie powiedziała tylko, że Braciszek jest dzieckiem Hildy. Nie mogła być aż tak brutalna. Zwłaszcza że pani Paulsen dawała zawsze do zrozumienia, że to jej własne dziecko. Braciszek czuł się tu dobrze, pokochał swoją nową matkę i nowego ojca. Nie należało go zabierać z domu, od rodziców. Pani Paulsen strasznie pobladła. - Czy chce pani powiedzieć, że wuj zamierzał zabrać dziecko pani siostrze wbrew jej woli? Elise pokręciła głową, choć była przekonana, że taka właśnie jest prawda. - Nie, on na pewno chciał dobrze. Hilda jest młoda, nierozważna, nie ma ani męża, ani pracy, ani dachu nad głową. Dziecko miałoby lepiej u państwa niż u niej. Zgodziła się na to dobrowolnie, ale teraz żałuje. Najprawdopodobniej pan Paulsen nie chciał państwa rozczarować, więc zrobił wszystko, żeby dotrzymała obietnicy. - Czy pani wie, kto jest ojcem dziecka? Elise nie zdołała spojrzeć jej w oczy. - Nie. Wystarczy, że odbieram jej drugie dziecko, nie powinnam odbierać także pierwszego, pomyślała. Jeśli powiem coś więcej, odgadnie wreszcie prawdę. Pani Paulsen zaczerpnęła tchu. - To dla mnie wielki szok, pani Ringstad. Jestem ogromnie rozczarowana, że Isac nie będzie miał małego braciszka albo siostrzyczki. Mój mąż też będzie rozczarowany. Ale sądzę, że wcale nie tak trudno dostać dziecko z sierocińca Armii Zbawienia, musimy tylko uzbroić się w cierpliwość. - Pani jest dobrym człowiekiem, pani Paulsen. Wiedziałam, że dzielnie to pani zniesie. Najprawdopodobniej pani wuj będzie oburzony, że powiedziałam o wszystkim, ale nic na to nie poradzę. Pani Paulsen pokręciła głową. - Oboje z mężem z nim porozmawiamy. Nie musi pani się o to martwić - powiedziała, zmierzając powoli w stronę drzwi. - Proszę pozdrowić ode mnie swoją siostrę i życzyć jej szczęścia. Mam nadzieję, że pani i ja pozostaniemy w przyjaźni. - Z wielką przyjemnością, pani Paulsen. - Co pani mąż na to, że w domu będzie jeszcze więcej osób? - Tylko przez pewien czas, póki Hilda nie znajdzie sobie pracy i mieszkania. Pani Paulsen pokiwała głową. - Słyszałam, że na Ullevalsveien jest wolne mieszkanie. Tylko dwa pokoje z kuchnią, ale pokoje są przestronne i jasne. Proszę to powiedzieć siostrze.

Elise przytaknęła. Dwa przestronne pokoje z kuchnią na Ullevalsveien... Pani Paulsen nie ma pojęcia, co to znaczy być biednym. Gdy wyszły na korytarz, pani Paulsen skinęła na służące. - Możecie wrócić do pracy. Suchoty nam nie zagrażają. Na młodych twarzach odmalowała się ulga. Dziewczęta pobiegły czym prędzej do swoich obowiązków. Elise ucieszyła się, że Hugo śpi nadal, i odprowadziła panią Paulsen do jej domu, zastanawiając się, czy Hilda zdecydowała się na ucieczkę. - Bardzo przepraszam, że sprawiłam pani przykrość, pani Paulsen. Pani Paulsen machnęła ręką. - Byłoby znacznie gorzej, gdybym odkryła prawdę później. Poza tym mam przecież Isaca, chyba trochę za szybko pojawiłoby się nowe dziecko - uśmiechnęła się. - Gdyby to miało być moje własne dziecko, to raczej nie urodziłabym go tak szybko, prawda? Elise pokręciła głową. Hilda musiała jakoś temu sprostać, pomyślała. Dobry Boże, spraw, żeby Hilda mnie posłuchała i żeby już była w domu, błagała w duchu.

ROZDZIAŁ TRZECI Szła do domu w takim napięciu, że nie mogła złapać tchu, gdy już wchodziła przez furtkę. Jeśli Hilda nie przyszła, to znaczy, że nie chce tego dziecka. Elise straciłaby wówczas wszelką nadzieję i pogrążyłaby się w depresji. Gwałtownie otworzyła drzwi. I odetchnęła z ulgą. Hilda z chłopcami siedziała przy stole. Jedli ciasteczka. Ciasteczka, które Hilda wyniosła z kuchni majstra albo kupiła po drodze. Choć to wątpliwe, by wstępowała do sklepu, skoro tak się bała demaskacji. Peder promieniał. - Elise, popatrz, Hilda przyszła! Będzie u nas mieszkać. I jest w ciąży, więc niedługo będziemy mieć nowego braciszka, za parę dni. Wtedy w domu będzie pięciu chłopaków. Emanuel będzie chyba przerażony, ale się przyzwyczai. Evert spojrzał na niego ze zdumieniem. - Skąd wiesz, że to będzie chłopak? - Tego nie wiem, ale tak myślę. Skoro nie ma już Larsine i Anne Sofie, to dziewczynka by się tu nudziła. Elise się uśmiechnęła. - Larsine wróci. Właśnie się dowiedziałam, że jednak nie ma gruźlicy. Leżała w łóżku przez kilka tygodni, bo była chora na bronchit. Peder spojrzał na nią z przerażeniem. - Leżała sama całymi dniami, gdy Kiełbaska była w pracy? Elise pokiwała głową. - A co miała robić? Takie jest życie. - Zerknęła na siostrę. - Miło cię widzieć, Hildo. Prosiłam Boga, żebyś mnie posłuchała. Pani Paulsen wie już o wszystkim i wszystko rozumie. Cieszę się, że zaczęłam dla niej szyć. W przeciwnym razie nic by z tego nie było. Peder uśmiechnął się trochę nieśmiało. - Ja się cały czas modliłem, żeby Braciszek do nas wrócił. I teraz będzie tak, jakby się nam urodził na nowo. Elise pokiwała głową z uśmiechem. - Masz przecież małego Hugo, więc nie ma znaczenia, czy to będzie braciszek, czy siostrzyczka. Pomyśl, jak się Hugo ucieszy, że będzie miał kogoś prawie w tym samym wieku do zabawy. Elise obróciła się, by wyjąć Hugo z wózka. - Tylko się nie zagapcie, chłopcy! - zawołała przez ramię. - Pamiętajcie, że idziecie do

pracy. Chłopcy podskoczyli, chwycili kaszkiety i wybiegli. Elise wniosła małego do domu i położyła go na stole, z którego Hilda szybko uprzątnęła kubki i okruszki ciasteczek. - Dawno go nie widziałaś. Urósł, prawda? - Zdjęła dziecku czapeczkę i uśmiechnęła się do niego. Hugo też się uśmiechnął, zamachał rączkami i zaczął radośnie gaworzyć. Hilda stała i patrzyła na siostrzeńca w milczeniu. Elise spojrzała na nią ze zdumieniem. - Nie wydaje ci się, że urósł? Hilda nie odpowiedziała, tylko patrzyła na dziecko, pogrążona w myślach. - Wiem, dlaczego wyszłaś za Emanuela, Elise, ale nie powiedziałaś mi całej prawdy. Elise poczuła rumieniec na swoich policzkach. Uważała, że im mniej osób będzie znało prawdę, tym lepiej, żałowała, że zwierzyła się Agnes. - Wiesz, kto cię zgwałcił, prawda? - Hilda spojrzała siostrze w oczy. Elise nie potrafiła skłamać jej prosto w oczy. Pokiwała głową. - To ten ranny żołnierz, który kręcił się po okolicy Ten, który próbował skoczyć do wodospadu? Elise znów pokiwała głową. - Ten rudy dziwak? Elise nie odpowiedziała. - Czy Emanuel wie, że to on? - Tak. Domyślił się tego z czasem. Ale nikt więcej. Tylko Agnes i Johan. Prosiłam Agnes o adres do tej kobiety z Mollergata, domyśliła się więc, co się stało. Johan dowiedział się z innych powodów. Wolałabym, żeby nikt o tym nie wiedział. Nawet ja sama. Byłoby mi lżej. - Spójrz na niego, Elise. - Hilda wskazała dziecko ruchem głowy. - Nie rozumiesz, dlaczego Emanuel uciekł? Elise poczuła, że ogarnia ją gniew. - Hugo nic nie poradzi na to, do kogo jest podobny. Ja też nic na to nie poradzę. Emanuel zaproponował mi małżeństwo, żeby nas uratować przed hańbą, i zupełnie nie rozumiem, jak może sądzić, że hańba będzie mniej dotkliwa po tym, jak uciekł. - Jest takim samym łajdakiem jak inni mężczyźni, ale gdy patrzę na to dziecko, coraz lepiej rozumiem, dlaczego uciekł. Nagle Hilda skuliła się i wybuchnęła płaczem. Zarzuciła siostrze ramiona na szyję. - Przepraszam, nie chciałam być taka niemiła, jestem po prostu zdruzgotana. Cieszę

się, że przyszłaś i wyjaśniłaś sprawę, Elise, ale jest mi też smutno. - Smutno? Dlatego, że zachowasz dziecko? Hilda pokręciła głową. - Nie. Dlatego, że musiałam się wyprowadzić. Elise nie mogła uwierzyć własnym uszom. - Żal ci tamtego domu? - Przypomniała sobie apaszkę i inne drobiazgi, które stanowiły taką pokusę dla Hildy. Czyżby jeszcze nie wydoroślała i nie nabrała rozsądku? Hilda znów pokręciła głową. - Nie. Dlatego, że go kocham. - Kochasz majstra? - Elise usłyszała niedowierzanie we własnym głosie. - Co w tym dziwnego? - zdenerwowała się Hilda. - Jest taki dobry. Daje mi czekoladę, pomarańcze i jedwabne pończochy. Teraz nikt mi niczego nie będzie dawał. - Ależ tak, Hildo. Jest ktoś, kto da ci znacznie więcej niż inni, ktoś, kto będzie cię kochał nade wszystko. Czekolada i jedwabne pończochy nie znaczą nic w porównaniu z tym, co dostaniesz. - Obróciła się w stronę Hugo i pochyliła się nad nim. Chłopczyk spojrzał na nią pełnym oddania spojrzeniem i uśmiechnął się całą buzią. - Widzisz? Czy może być coś ważniejszego? Hilda stała i patrzyła na nich bez słowa. Kristian powiedział Pederowi i Evertowi, że będą mogli przenieść się do salonu, i jeszcze tego wieczoru poprosili Elise o pomoc w przestawieniu łóżka. Elise się zawahała. - Myślę, że możemy poczekać do jutra. Skoro tak długo spaliście razem, nic się nie stanie, jeśli prześpicie tak samo jeszcze jedną noc. Hilda spojrzała na siostrę. - On nie wróci, Elise - powiedziała cicho, gdy chłopcy wybiegli do wychodka. - Nie wróci, skoro zabrał wszystkie meble. Musiał to od dawna planować. Słowa Hildy ubodły Elise. Czy Emanuel naprawdę planował od dawna, że się od niej wyprowadzi? A ona się nie zorientowała, że sprawy zaszły tak daleko? Kłócili się, ale przecież wszystkie małżeństwa kłócą się czasami. Emanuel narzekał wprawdzie na smród od rzeki, na mróz zimą i na ciasnotę w domu, ale Elise nigdy nie przyszło do głowy, że mógłby się wyprowadzić. Nawet wtedy, gdy wzdychał i mówił, że nie ma żadnego wyboru, że musi to jakoś znieść. - Co się stało? - Hilda spojrzała na nią ze zdziwieniem. - Nic, myślałam tylko o tym wszystkim - powiedziała Elise, ciężko wzdychając. - Możemy zamieszkać w jednym pokoju, a poddasze wynająć. Dwa pokoje z kuchnią to

prawdziwy luksus. Mieszkamy przecież tylko w szóstkę. W siódemkę, za parę dni. Wynajmiemy je komuś, kto dobrze znosi płacz niemowlęcia po nocach. Hilda rzuciła jej urażone spojrzenie. - Nie jest powiedziane, że moje dziecko będzie krzyczało bardziej niż Hugo. Chłopcy wrócili i od razu poszli spać. Elise i Hilda weszły do pokoju i usiadły na brzegu łóżka. W salonie nie było żadnych mebli. Kołyska wciąż stała w kuchni, Hugo, przewinięty i nakarmiony, smacznie zasnął. - Wciąż mi się wydaje, że słyszę głosy i kroki na zewnątrz. - Hilda była niespokojna, najwyraźniej obawiała się, że pan Paulsen pojawi się tu lada moment. - O tej porze roku wieczorami na ulicach jest wiele osób. Pogoda jest ładna. A poza tym niektórzy tak późno kończą pracę. Siedziały w milczeniu i nasłuchiwały. - Co zrobimy, jak przyjdzie? - Nie otworzymy mu. Zamknęłam drzwi na klucz. - A jeśli zacznie straszyć policją? Jestem przecież u niego na służbie, nie mogę tak po prostu skończyć pracy. - Powiem, że jesteś chora. - Nie uwierzy. Widział mnie dziś rano. - To powiem, że zaraz wezwę policję, i wytłumaczę, dlaczego tu jesteś. - Wiesz dobrze, że nie będziemy miały nic do powiedzenia. - To pobiegnę do pani Paulsen i powiem jej, co się zdarzyło. - Ona też jest tylko kobietą, chociaż należy do wyższej klasy. - No cóż, to opiszę to wszystko w gazecie. Hilda się roześmiała. - Już to widzę. Robotnica znad rzeki Aker, która sprzeciwiła się panom. - Śmiej się, śmiej, sama zobaczysz. - Nie żartuj, Elise. Ja się naprawdę boję. Nigdy nie widziałaś, jak on się wścieka, a ja widziałam. Kiedyś strasznie mnie zbił. Prawie nie mogłam po tym chodzić. - Nie miał prawa. - Myślisz, że kogoś pytał? - To jak możesz mówić, że go kochasz? - On się nie upija i jest czasem dobry, przecież ci mówiłam. A poza tym niewiele służących może siedzieć przy kominku w salonie, gdy na dworze jest trzaskający mróz. A ja wiele razy tam siedziałam, gdy w służbówce było tak zimno, że oddech mi zamarzał.

- To wszystko brzmi tak, jakbyś go kochała jak ojca, a nie jak ukochanego. - Nigdy nie miałam ukochanego, więc nie wiem, jak to jest. - Miałaś Loranga. - Tego szczeniaka? - prychnęła Hilda. J przestraszyła się. - Cicho, słyszę, że ktoś idzie. Obie wytężyły słuch. - Nie ośmieli się zmuszać cię do niczego, Hildo. - Elise starała się mówić bardziej pewnym głosem. Wiedziała, że majstrowie, nadzorcy i dyrektorzy robią z robotnicami to, na co mają ochotę. - Poza tym sądzę, że pani Paulsen z nim rozmawiała i powiedziała, że nie chce dziecka, które siłą odebrano matce. Hilda nic nie powiedziała. Elise zorientowała się, że słowa tu nie pomogą. Hilda była naprawdę przerażona. Najtrudniej było jednak zrozumieć, że ona naprawdę kocha majstra. - Gdyby zamierzał przyjść, dawno by już tu był. Hilda nadal milczała. Spojrzała w stronę okna. Odgłosy kroków zaczęły się oddalać. - Nie zapominaj, że dom stoi przy ulicy. Słychać tu prawie każdego przechodnia. W każdym razie tu, w pokoju, który jest nieco oddalony od wodospadu. Hilda nic nie mówiła. - Jak to dobrze, że przyszłaś właśnie dziś, gdy zostałam sama. Kiedy wypowiedziała te słowa, nagle dotarła do niej prawda. Została sama! Emanuel ją opuścił. Łzy napłynęły jej do oczu, choć wydawało jej się, że wypłakała już wszystkie i że poradzi sobie bez Emanuela. Szlochając, oparła się o siostrę i się rozpłakała. Hilda objęła ją i przytuliła jak dziecko. Role się odwróciły, teraz Hilda była dorosła i silna, a Elise poddała się rozpaczy. Następnego ranka Elise postanowiła pójść do tkalni płótna żaglowego i zapytać o Emanuela. Hilda miała zająć się Hugo. Hilda zmarszczyła brwi, spoglądając na siostrę. - Jesteś tego pewna? Będą się śmiać za twoimi plecami. Zdradzona żona - , która szuka swojego męża. Na pewno nie pierwszy raz. - Niech się śmieją, ile tylko chcą, to Emanuel zrobił z siebie idiotę, nie ja. - „Stój prosto jak Daniel”. - W głosie Hildy pojawiła się nuta kpiny. - Nie poddawaj się, Elise. Emanuelowi nie zaszkodzi trochę śmiechu i pogardy. Niech się jego szef dowie o wszystkim. - Nie szukam zemsty. Chcę tylko wiedzieć, gdzie on jest i co zamierza.

- Zapewne nic poza ucieczką. Może dostał pieniądze od ojca i przeprowadził się do mieszkania w zachodniej dzielnicy. Tam jego meble będą bardziej pasować. Oficer Armii Zbawienia - dodała z szyderstwem w głosie. - Idealista. - Nie obwiniaj Armii o tchórzostwo Emanuela. Większość z nich to naprawdę wspaniali ludzie. Weź na przykład Torkilda Abrahamsena, długo by szukać szlachetniejszego człowieka niż on. Padał kapuśniaczek, ale wciąż było ciepło. Elise z przyjemnością wyszła z domu, choć z niechęcią myślała o spotkaniu z ludźmi z tkalni. Na ulicy Thorvalda Meyera nie było nikogo, panowała cisza. Z bramy wyjechał z turkotem wóz, zmierzający do Ringnes Bryggeri. Na koźle siedział wozak zwany Carem. Uchylił czapki i pozdrowił Elise. Woźniców było wielu, warzelnia dysponowała pięćdziesięcioma końmi. Każdy woźnica miał jakieś przezwisko: Krowa, Cietrzew, Kukułka, Lis, Flądra. Był nawet taki, którego zwali Puszek. Elise była przekonana, że Peder właśnie dlatego dał to imię szczeniakowi, a potem kotu. Wozacy rozwożący piwo musieli zachowywać się i ubierać przyzwoicie, bo przecież reprezentowali warzelnię. Mówiło się nawet, że konie w warzelni Ringnes mają lepsze życie niż robotnicy znad rzeki Aker. Stały w stajniach wyłożonych marmurami i mogły chodzić swobodnie po boksach. Z budynku wyszła nagle jakaś robotnica. Ubrana jak wszystkie, w odcinaną długą spódnicę, znoszoną cienką bluzkę i szal skrzyżowany na piersiach, na głowie miała chustkę. Szła szybko, a w jej twarzy było coś, co sprawiło, że Elise ciarki przeszły po plecach. Coś się musiało zdarzyć, skoro wybiegła w samym środku dnia pracy. Może dowiedziała się, że któreś z jej dzieci wpadło do wodospadu albo że najmłodsze zachorowało? A może któryś z chłopców wskoczył na drewniane bale spływające rzeką, ześlizgnął się, wpadł do wody i nie mógł się spod nich wydostać? Niebezpieczeństwa czyhały zewsząd, zwłaszcza na maluchy, których nikt - nie pilnował. Wszyscy wiedzieli, że co tydzień zdarza się jakiś wypadek. Wiosenny dzień nie wydawał się jej już taki piękny. Elise spostrzegła, że robotnica zaczęła biec i zniknęła z Biermannsgate. Sama też przyśpieszyła kroku. Niewykluczone, że kobieta należała do tych najodważniejszych i weszła do biura nadzorcy, żądając podwyżki albo skrócenia dnia pracy. W takiej sytuacji mogła od razu wylądować na ulicy. Emanuel opowiadał, że robotnice w tkalni płótna żaglowego zarabiają dziesięć ore na godzinę i że zazwyczaj jesienią mają dużo roboty z jutą na liny żeglarskie. Wówczas pracowały od szóstej rano do dziesiątej wieczorem. Szesnaście godzin. Jak matka, która ma kilkoro dzieci, może temu sprostać? Elise dostała gęsiej skórki. Nie miała ochoty wracać do fabryki. Do wielkiej hali

pełnej maszyn i wirującego w powietrzu pyłu. Na lodowatą kamienną posadzkę zaplamioną olejem, na której trzeba się było kłaść, żeby wyczyścić maszynę. I do ogłuszającego huku. Taki huk musi szkodzić ludziom. Przypomniała sobie, jak Johan opowiadał, że wszyscy, którzy pracują w tkalni płótna żaglowego, zapadają w końcu na chorobę, którą nazywają pylicą. Powietrze jest tam tak zanieczyszczone, że gdy w poniedziałek wracają do pracy, wydaje im się, że się uduszą. Wielu ma takie duszności, że zupełnie nie może oddychać. Poza tym palce mają zupełnie poranione od konopi, ale choć skóra im ciągle pęka, muszą doszywać coraz to nowe kawałki. W wybielarni natomiast jest strasznie zimno, ale dopiero gdy powiedzieli szefowi, że maszyny mogą zamarznąć, zaczęli tam trochę grzać. Elise pomyślała o artykule, który posłała do gazety „Verdens Gang”. O iluż innych sprawach mogła jeszcze napisać. Jeśli redaktor naprawdę uważał, że ma talent, to spoczywała na niej jeszcze większa odpowiedzialność. Zbliżała się już do wielkiej fabryki, do największego budynku w całym kraju, jeśli nie liczyć królewskiego zamku. Mieszkańcy Kristianii przychodzili tu na wycieczki. Pracowały tu setki ludzi, ale niektórzy już się zastanawiali, co z nimi będzie, gdy miną czasy żaglowców. Na działce były wciąż pozostałości po warsztatach mechanicznych, choć przeniesiono je dawno nad fiord. Elise zwolniła, przypominając sobie słowa Hildy: „Będą się z ciebie śmiać za plecami. Zdradzona żona, która szuka swojego męża”. Trzęsąc się cała, szła w stronę głównego wejścia. Dobry Boże, oby tylko Emanuel wciąż był w mieście. Oby nie opuścił mnie na zawsze.

ROZDZIAŁ CZWARTY Wprowadzono ją do gabinetu, w którym za ogromnym biurkiem siedział starszy pan w czarnym ubraniu z białymi mankietami, a przy niewielkim stojącym obok stoliku pisała na maszynie sekretarka, z wysoko upiętymi włosami, ubrana w ciemną suknię. Elise, jąkając się, wyjaśniła, o co chodzi. Mężczyzna spojrzał na nią przez binokle. - Jak się pani przedstawiła? - Jestem jego żoną - powiedziała bardzo cicho, przygryzając wargę ze wstydu. Mężczyzna otworzył szeroko oczy, zdjął szkła, przetarł je małą skórzaną szmatką, przyglądając się jej ciekawie, po czym znów wsadził sobie binokle na nos. - A więc jest pani jego żoną... - powiedział powoli, przeciągając słowa - i nie wie pani, że pan Emanuel Ringstad wypowiedział swoją posadę i wyjechał w rodzinne strony? Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, a Elise od razu odgadła, co sobie pomyślał: Nic dziwnego, że człowiek bierze nogi za pas, skoro wplątał się w małżeństwo z biedną robotnicą. - Bardzo mi przykro, pani Ringstad. Niestety nie możemy pani pomóc. Nie mamy żadnych, nawet najmniejszych długów wobec pani męża. Elise poczuła, że oblewa ją rumieniec wstydu. Ten człowiek pomyślał, że przyszła tu żebrać. Taki wstyd. - Ja nie dlatego... Przyszłam tylko... To znaczy nie wiedziałam, gdzie... Uśmiechnął się z wyższością i zbył ją machnięciem ręki. - Nic dziwnego, że chciała pani wiedzieć, czy nie ma u nas jakiejś zaległej pensji, ale niestety nie. Elise obróciła się i poszła do drzwi, mrucząc pod nosem słowa pożegnania. Za drzwiami zatrzymała się na chwilę, żeby złapać oddech. Była czerwona ze wstydu i poniżenia. Zawstydzenie zmieniło się po chwili w gniew. Co to za człowiek, który zostawia żonę z dziećmi bez grosza przy duszy, żeby zamieszkać ze swoją kochanką? Nie wiedział przecież ani o pieniądzach w szufladzie, ani o artykule, nie wiedział nawet, że dostała nowe zlecenie od pani Paulsen. Nie mógł zakładać, że Elise dostanie jakiekolwiek nowe zlecenia, że nie zostanie całkiem na lodzie. Była taka zła, że pobiegła do domu, nie rozglądając się ani na prawo, ani na lewo.

Drzwi były zamknięte. Hilda najprawdopodobniej wciąż się bała, że majster się pojawi. Gdy tylko usłyszała głos Elise, otworzyła drzwi. Od razu odgadła, co się wydarzyło. - Naprawdę jesteś zdziwiona, Elise? Mogłam ci to przepowiedzieć już podczas Wigilii. Elise weszła do kuchni, nie przestając kręcić głową z niedowierzaniem. - Co takiego w nas jest, Hildo? Dlaczego nikt nie chce mieć z nami nic wspólnego? - Nie mieszaj do tego pana Paulsena. Nie obiecywał mi nigdy niczego poza dachem nad głową i dobrym jedzeniem. Hilda zamknęła drzwi na klucz. Elise nic nie powiedziała, tylko opadła na stołek, całkiem zrezygnowana, i wzięła kubek z kawą, który Hilda jej podała. - Kogo jeszcze masz na myśli? Johana? Elise gwałtownie pokręciła głową. - Nie, Johan zerwał zaręczyny, bo podejrzewał, że byłam mu niewierna. On by mnie nigdy nie zawiódł. - To co masz na myśli, mówiąc, że ludzie nie chcą mieć z nami nic wspólnego? - Emanuel. Rodzina Ringstadów, Carlsenów. Sąsiedzi - zamilkła na chwilę. - I matka. - Starała się powiedzieć to całkiem spokojnie, ale jej nie wyszło. Hilda stanęła w pół drogi do pieca. - Matka? - Od chrzcin nawet tu nie zajrzała. Ani razu nie zaprosiła chłopców do siebie. - Naprawdę? - Hilda spojrzała na nią z przerażeniem. Elise przytaknęła. - Nie odwiedziła ani chłopców, ani mnie. Ostatni raz widziała Hugo, gdy miał miesiąc. - A ty nie mogłaś jej odwiedzić? - Dopiero od niedawna mam wózek. - Pewnie miała mnóstwo roboty. Poza tym było zimno i ślisko, a ona nie ma za dużo siły od czasu swojej zeszłorocznej choroby. Elise nie odpowiedziała. - Elise, o co chodzi? Czemu masz taką dziwną minę? - Żal mi Pedera i Kristiana. To chyba dla nich bardzo bolesne wiedzieć, że matka woli cudze dziecko. - Masz na myśli Anne Sofie? - Tak. Byłam tam kiedyś. Zauważyłam, że matka traktuje Anne Sofie jak własną córkę. Prawie w ogóle nie pytała o chłopców. Gdy wróciłam do domu, widziałam w oczach Kristiana oczekiwanie. Skłamałam więc i powiedziałam, że matka za nimi tęskni. Peder się

nie odzywał, ale kiedy rozmawialiśmy o matce, miał taki dziwny wyraz twarzy. On myśli o niej znacznie więcej, niż nam się zdaje. Ja wprawdzie staram się im zastępować matkę, ale obojętność rodzica musi bardzo boleć. To zostawia ślad. Zwłaszcza na kimś takim jak Peder, któremu już przedtem nie było łatwo. Ma już dziewięć lat i jeszcze nie potrafi czytać. Dostał kiedyś dziesięć razów rózgą po palcach za lenistwo, choć nauczyciel powinien wiedzieć, że on wcale nie jest leniwy. Kristian mówi, że nauczyciel bije ich z całej siły. Chłopcy, którzy dostają baty, mają później krwawe ślady i siniaki. Codziennie boję się, że Peder znów będzie na to narażony i wróci z płaczem do domu. Albo jeszcze gorzej: że ucieknie ze strachu. Hilda słuchała z uwagą. Elise zauważyła, że to wszystko zrobiło na niej wrażenie. - Nie wiedziałam, że jest tak źle - powiedziała z konsternacją w głosie. - Gdy już urodzę, pójdę do szkoły i porozmawiam z tym nauczycielem. - Nie sądzisz chyba, że to coś pomoże? To najgorsza rzecz, jaką można zrobić. Wówczas wszyscy chłopcy staną przeciwko niemu i będą mu dokuczać. - Nie muszą wcale wiedzieć o mojej wizycie. Sądziłam zresztą, że nie wolno już w ten sposób traktować uczniów. - W niektórych szkołach zakazano wszelkich kar, które „narażają na szwank głowę i jej organy”. A ja zadaję sobie pytanie, czy naprawdę nie ma nic złego w tym, że się naraża na szwank inne części ciała. Myślę, że wszyscy rodzice powinni zaprotestować przeciwko biciu batem i hiszpańską rózgą. - Nigdy nie przekonasz do tego innych rodziców. Sami przecież biją dzieci. - To co innego. Najczęściej biją wtedy, gdy dziecko zrobi coś złego. Ale jak można karać chłopca za to, że się nie nauczył czegoś, chociaż bardzo się starał? Nikt nie może odpowiadać za swoje zdolności. Każdy z nas urodził się z innymi talentami. Hilda nagle uniosła głowę. - Chyba ktoś idzie. Elise usiłowała usłyszeć coś poza szumem wodospadu, ale jej się nie udało. - Ale jesteś nerwowa. Myślę, że pan Paulsen już nie przyjdzie, skoro do tej pory się nie pojawił. - Oby tak było. Chwilę później usłyszeli tupot chłopięcych nóg i gwałtowne stukanie do drzwi. - Czemu się zamknęłyście? - W głosie Pedera była nuta oskarżenia. - Bo Hilda boi się ciemności. - Kristian mrugnął do Elise. A ona zaczęła się zastanawiać, co on właściwie wie, a czego się domyśla. Peder i Evert wybuchnęli śmiechem.