Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 14 - Zjednoczenie

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :703.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 14 - Zjednoczenie.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 147 stron)

FRID INGULSTAD ZJEDNOCZENIE Saga Wiatr Nadziei część 14

ROZDZIAŁ PIERWSZY Kristiania, grudzień 1906 roku Elise, śmiertelnie przerażona widokiem obcego mężczyzny w swoim łóżku, chciała wybiec z pokoju. Serce waliło jej jak oszalałe. Najpewniej to jakiś bezdomny, mógł być niebezpieczny. W tej samej chwili postać poruszyła się. Spod narzuty, uszytej ze skrawków materiałów, wychyliła się głowa. Mimo że widziała go jedynie w smudze światła dochodzącego przez uchylone drzwi od kuchni, poznała go od razu. - Emanuel? - wydobyła z siebie, a kolana się pod nią ugięły. Dlaczego on był tutaj? Mężczyzna usiadł. Wyglądał na oszołomionego. Najwyraźniej wyrwała go z głębokiego snu. Sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, gdzie jest. Szybko jednak się pozbierał, był ubrany i zawstydzony. - Przepraszam, ja... chyba zasnąłem - powiedział. Zacinał się, wyraźnie skrępowany. Stała i patrzyła na niego, czując, jak narasta w niej złość. Na szczęście Hugo spał niewzruszony na jej ręku. - Wielkie nieba, co się stało? Dlaczego tu jesteś? - spytała ostro. - Ja... Nie wytrzymałem - powiedział, patrząc na nią bezradnie. - Musiałem odejść. Matka, Signe, sam nie wiem, która z nich gorsza. Nie wyobrażasz sobie, jakie one są. - I myślisz, że tak po prostu możesz tu wrócić? Nie masz za grosz wstydu? Czuła, że serce jej wali, a policzki pałają. Jak można było być tak bezczelnym? Najpierw zjawił się, żeby się upewnić, że jest w ciąży - z jego dzieckiem - żeby zaraz potem wrócić do Signe. A teraz miał czelność wrócić tu, do jej domu, położyć się w jej łóżku, pod nieobecność jej i chłopców? Naprawdę nie rozumiał, co jej zrobił? Nie było mu wstyd, że zdradził ją zaledwie kilka miesięcy po ślubie? Że okłamał ją, zapewniając, że zdarzyło się to tylko raz, a potem opuścił ją dla Signe? Na dodatek pozwolił, żeby syn Signe został uznany za prawowitego dziedzica dworu w Ringstad. Nie miał żadnego zrozumienia dla uczuć innych ludzi? Otworzyła usta, chcąc wyrzucić z siebie całą swoją złość, ale w tym właśnie momencie usłyszała, że drzwi do kuchni się otworzyły i do mieszkania wpadli chłopcy. - Elise? - dobiegł ją głos Kristiana. - Co to za walizka tu stoi? Walizka? Dziwne, że nie zauważyła jej, wchodząc. Emanuel przyjechał tu z walizką? - Mamy gościa - odpowiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to lekko. Nie chciała psuć im radosnego świątecznego nastroju, ale sama słyszała, że się jej to nie udało.

Trzy zmarznięte chłopięce twarzyczki jednocześnie ukazały się w drzwiach. - Emanuel?! - wykrzyknął Peder, wpadając do pokoju. - Wróciłeś? Głos Pedera brzmiał radośnie. Najpierw dostał prezent, a teraz taka niespodzianka. Nie codziennie działo się tyle ciekawych rzeczy, pomyślała Elise, wiedząc, jak się to wszystko skończy. Peder chwycił Emanuela za rękę i pociągnął go za sobą do kuchni. - Byliśmy u Asbjorna i mamy w Kjelsas i dostaliśmy prezenty. Patrz! Zaciągnął go do stołu kuchennego, pokazując mu dumnie pudełko z cyną, z której można było robić żołnierzyki. - Evert też dostał takie pudełko. Prawda, że ładne? - spytał, a jego oczy błyszczały w świetle świeczki. Policzki miał czerwone po długiej wędrówce w mroźnym powietrzu. Dwaj pozostali chłopcy rozbierali się w milczeniu. Elise stała w drzwiach i wodziła za nimi oczami. Pamiętała, jak Peder rozpaczał, kiedy Emanuel pojawił się tu na krótko ostatnim razem. Rozpłakał się i wybiegł z domu. Teraz znów czeka go zawód. I to w Wigilię. Odwróciła się i spokojnie wróciła do pokoju położyć Hugo do łóżka. Spał twardo na jej ręce i nawet nie zauważył, że go położyła. Zwlekała. Nie miała ochoty wracać do kuchni, do pozostałych, tak długo jak Emanuel tam był. Ale przecież nie mogła wyrzucić go za drzwi w wigilijny wieczór, poza tym do najbliższego hotelu było daleko. Nie mogła też pozwolić, żeby spał w kuchni. Hilda i Reidar jeszcze nie wrócili. Byliby zaskoczeni, gdyby znaleźli śpiącego mężczyznę na podłodze w kuchni. Olaf miał nocować u swoich rodziców, najlepiej więc będzie, jeśli Emanuel przenocuje na stryszku, chociaż nie powinna korzystać z pokoju wynajętego lokatorowi. W całej historii było coś dziwnego. „Matka, Signe, nie wiem, która gorsza”. Co mógł mieć na myśli? Nawet jeśli z jakiegoś powodu by się zdenerwował, nie wypadało zatrzasnąć za sobą drzwi i wyjść, i to jeszcze w Wigilię. Jak obrażony dzieciak! I jechać aż do Kristianii? Co on zamierzał tu robić? Musiała położyć chłopców spać. Padali ze zmęczenia. Wstali rano, pilnowali Hugo, kiedy ona obsługiwała klientów w sklepie wdowy Borresen, a potem pomagali jej ciągnąć dziecięcy wózek całą drogę aż do Kjelsas i z powrotem w błocie i w padającym śniegu. Pewnym krokiem weszła do kuchni. - Marsz do łóżek, chłopcy! Jest późno, a za dwa dni musicie znów wcześnie wstać i iść do pracy. Nikt jej nie słuchał. Zarówno Emanuel, jak i chłopcy byli zajęci ustawianiem guzików - żołnierzy w szereg i planowaniem, gdzie staną cynowe żołnierzyki, kiedy zostaną

wytopione. Szwedzi w dalszym ciągu byli wrogami, rozwiązanie unii nie zmieniło nastawienia do wschodnich sąsiadów. - Nie słyszeliście, co powiedziałam? Marsz do łóżek! - Jeszcze chwilę, Elise! - odezwał się Kristian równie podniecony jak pozostali. - Strzelaj! Zastrzel go! Padł, drań! - wołał Evert, tupiąc z podniecenia. Miała wrażenie, jakby coś wybuchło w jej głowie. Emanuel i chłopcy bawili się w wojnę w wigilijny wieczór! Czuła, jak wzbiera w niej złość. Kilka godzin wcześniej byli w kościele, widzieli palące się na choince świeczki, słuchali opowieści o aniołach i pasterzach. A teraz stali przy kuchennym stole i uśmiercali szwedzkich żołnierzy! Podbiegła do nich, chwyciła Pedera, który był najbliżej, i przyciągnęła go do siebie. - Macie być posłuszni! - powiedziała, a głos drżał jej ze wściekłości. - Kiedy mówię, że macie iść spać, to nie żartuję! Peder poszedł z nią, nie protestując, i zaczął się rozbierać. Słyszała, że płacze, i nie mogła się uspokoić. Wiedziała, że źle postępuje. Nic by się nie stało, gdyby raz położyli się trochę później. Zepsuła Pederowi Wigilię, a przecież nieczęsto miał okazję przeżyć coś miłego. Cały dzień błyszczały mu oczy. Że też nie potrafiła nad sobą zapanować! Po chwili przyszli Kristian i Evert. Poruszali się cicho, starając się nie wchodzić jej w drogę. Wkrótce wszyscy trzej leżeli pod kołdrą, nie miała jednak siły zmówić z nimi pacierza. Powiedziała tylko szybko „dobranoc” i wyszła z pokoju, mocno zamykając za sobą drzwi. Emanuel stał i patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. On też nie miał odwagi się odezwać. Pewnie się nie spodziewał, że mogła się tak zezłościć z tak błahego powodu. - Czego chcesz? - spytała, sprzątając ze stołu żołnierzyki i prezenty szybkimi gniewnymi ruchami, nie patrząc na niego. - Chciałem spytać, czy mogę tu przenocować? - odezwał się słabym głosem. - Poza tym miałem nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać. - Możesz spać na stryszku. Nasz nowy lokator nocuje dzisiaj u swoich rodziców. Hilda i Reidar jeszcze nie wrócili. Odwróciła się do niego plecami, kierując się w stronę drzwi. Musiała wyjść na podwórze, zanim się położy. Uderzył ją chłód. Długotrwałe mrozy skuły lodem duże odcinki rzeki, tłumiąc szum wody. Niebo było czarne i rozgwieżdżone jak rzadko. Wokół niej było cicho, w oknach nie było świateł, ani w fabryce, ani w domach po drugiej stronie rzeki. Stała tak i czuła, jak narasta w niej poczucie bezsilności. Jak mogła zepsuć chłopcom

ten radosny dzień? Tylko dlatego, że nie posłuchali jej od razu i bawili się Bogu ducha winnymi żołnierzykami? Było jej tak przykro, że najchętniej położyłaby się na śniegu i rozpłakała. Dlaczego? Z powodu Emanuela? To on wzbudzał w niej taką złość? Czy zareagowałaby tak samo, gdyby nie stał przy kuchennym stole i nie bawił się z chłopcami? Odwróciła się szybko i pośpiesznie weszła do domu. Świeczka wciąż się paliła wątłym płomieniem, ale Emanuela nie było, zapewne poszedł już na stryszek. Ostrożnie uchyliła drzwi do pokoju, stała i nasłuchiwała. Z początku nic nie słyszała, ale po chwili z jednego z łóżek dobiegło ją tłumione łkanie. - Śpicie? - wyszeptała na wypadek, gdyby któryś z nich zdążył już zasnąć. Ujrzała ciemną główkę. - Jesteś zła, Elise? Znów usłyszała pociągnięcie nosem. To z pewnością był Peder. Podeszła do niego cicho, uklękła i objęła go. - Przepraszam. Nie chciałam. Byłam zmęczona długą drogą do Kjelsas i z powrotem. Z dziecięcym wózkiem i maleństwem, które w sobie noszę, na tej śliskiej drodze... Pocałowała go w policzek. - Przykro mi, że skrupiło się to na was. - Nie szkodzi, Elise. Nie myślmy już o tym. Mogła tylko się uśmiechnąć, tuląc się do jego ciepłej szyi. Zwykle to ona tak mówiła. Pocałowała go jeszcze raz, zanim oderwała się od niego i pozwoliła mu się znów położyć. - Dobranoc, Peder, śpij dobrze. - Emanuel już poszedł? - Nie, będzie spał na stryszku. Olaf wraca dopiero jutro. - Dlaczego tu przyszedł? - Chciał ze mną porozmawiać. Ale to musi poczekać do jutra. Jest już późno. - Może jednak chce być z nami? - Nie wiem, Peder. Spróbuj usnąć. Na pewno wszystkiego się dowiemy - powiedziała i podniosła się. - A ty się nie położysz? - Muszę jeszcze coś zrobić. Niedługo wrócę. Kiedy po jakimś czasie ponownie znalazła się w kuchni, była zbyt rozbudzona i rozdarta, żeby móc spać. Usiadła przy stole i wpatrywała się w migoczące światło świeczki. Niedługo się wypali, a na zapalenie kolejnej nie mogła sobie pozwolić.

Czyżby Peder miał rację? Czy Emanuel chciał wrócić?

ROZDZIAŁ DRUGI Siedziała, rozmyślając, aż usłyszała za drzwiami śmiech Hildy i Reidara. Szybko wstała, podeszła po cichu do drzwi i wślizgnęła się do pokoju, zanim zdążyli otworzyć drzwi do przedsionka. Świeczka dawno się wypaliła. Kiedy się rozbierała i kładła do łóżka, słyszała, że szepczą i cicho się śmieją. Przyjęcie u rodziców Reidara było najwyraźniej suto zakrapiane. Dobrze, że przynajmniej oni mogli iść spać z czystym sumieniem. Elise na pewno nie będzie w stanie zasnąć. Peder oddychał spokojnie, najwyraźniej już spał. Myśl, że zepsuła radosny nastrój jemu, Kristianowi i Evertowi, nie dawała jej spokoju. Co zrobi, jeśli Emanuel rzeczywiście będzie chciał wrócić? Nadal byli małżeństwem, oczekiwała jego dziecka, poza tym będzie jej bardzo trudno ich wszystkich wyżywić. Hilda i Reidar dawali do zrozumienia, że chcieliby mieć trochę więcej dla siebie, a czynsz, który płacił Olaf, cztery korony i pięćdziesiąt ore, ich nie uratuje. Po tym, jak zwrócono jej opowiadanie, które wysłała do „Urd”, straciła nieco zapał. Przez pierwsze tygodnie co prawda nadal pisała, zachęcona propozycją opublikowania powieści, ale ostatnio jakby coś ją powstrzymywało. Miała wrażenie, że ostatnie jej opowiadanie o matce i ojcu, walczących o dziecko, w którym ojciec wygrywa, bo stać go na adwokata, wyczerpało zarówno jej siły, jak i chęć pisania. Mimo że z „Verdens Gang” jak i z „Nylaende” odpisano jej, że dobrze pisze - podobnego zdania była Anna Boe z „Urd” - jak tylko siadała z ołówkiem i kartką papieru, czuła pustkę w głowie. Może pisanie książek nie było jej przeznaczeniem? „Rób to, co potrafisz robić”, mawiano. Matka bała się, że przyniesie wstyd rodzinie. Kobieta nie powinna mieszać się do męskich spraw, tak jej powiedziała. Chyba że jest niezamężna. Będą ją krytykować. Wielu uważało, że pisanie jest równie złe jak występowanie na scenie. Tylko ludzie rozwiąźli wybierali takie zawody, słyszała. Ludzie, którym nie chciało się poszukać porządnej pracy. Może matka miała rację? Powinna raczej zadbać, żeby mieć więcej szycia. Nawet jeśli zabrakło pani Paulsen, to na pewno były inne panie, którym przydałaby się zręczna krawcowa. To niezbyt opłacalna praca, ale mogła ją wykonywać w domu, opiekując się jednocześnie Hugo i maleństwem. O ile poród pójdzie dobrze... Przeszył ją dreszcz. Hilda straciła maleńką Jensine. Agnes straciła swoje poprzednie dziecko, pani Paulsen także. Wcale nie było oczywiste, że wszystko pójdzie dobrze. Ani że dziecku dane będzie dorosnąć. Kiedy była w ciąży z Hugo, chciała się go pozbyć, a teraz go kochała, chociaż

wiedziała, że jego ojcem jest Ansgar. Dziecko, które nosiła w swoim łonie, było dzieckiem z prawego łoża. Kiedy zaszła w ciążę, Emanuel jeszcze z nimi mieszkał. Pewnie pokocha je równie silnie, jak kochała Hugo, Pedera, Kristiana i Everta. Johan był chętny zaopiekować się całą gromadką. Na samą myśl ścisnęło się jej gardło. Agnes miała oczywiście prawo kazać mu wrócić. Jak zawsze osiągnęła to, co sobie postanowiła. Nie było wcale pewne, czy Johan był ojcem dziecka, którego się spodziewała, ale sprawiła, że on w to uwierzył. Inaczej by odszedł. Magnus Hansen był żonaty, napisał jej Johan, jakby to było dowodem na to, że Agnes była mu wierna! Przysięgała przed księdzem, że to prawda, pisał, ale czy i księdzu nie mogła skłamać? Czy naprawdę mógł wierzyć w to, co pisał mu jego przyjaciel? Przewróciła się na drugi bok, zbyt niespokojna, żeby zasnąć. Skoro Johan wierzył Agnes, to i ona powinna. Agnes miała nie tylko złe strony, w końcu się przecież przyjaźniły i często świetnie się bawiły, kiedy jeszcze były dziewczynkami. Nie powinna być taka podejrzliwa. Była po prostu zazdrosna, bo pragnęła Johana dla siebie, a Johan pragnął jej. Po przeczytaniu jego ostatniego listu nie miała już wątpliwości. Pojawienie się Agnes było dla niego wstrząsem. Wściekał się na Boga i los, miał wrażenie, że ktoś zamknął go w małym, ciemnym pokoju bez wyjścia. Pod koniec listu prosił ją, żeby nie rozpaczała za bardzo. „Nic nie zmieni moich uczuć do Ciebie. Moje serce należy do Ciebie na zawsze”. Czytała list tyle razy, że znała go na pamięć. Szczególnie ostatnie zdania: „Bez Twojej miłości i marzeń o Tobie nie mógłbym tworzyć. Jesteś moim natchnieniem, bez Ciebie nie byłbym tym, kim jestem”. Przełknęła łzy. No a teraz nagle zjawił się Emanuel. Może tylko na chwilę, a może będzie prosił ją, żeby pozwoliła mu zostać. Nie chciała, żeby wracał. To, co się wydarzyło, zabiło jej uczucie do niego, ale przecież nadal był jej mężem. Peder ucieszył się, kiedy go zobaczył, nie miała wątpliwości, czego pragnął, mimo że jego prawdziwym bohaterem nadal był Johan. Brakowało mu ojca; skoro nie mógł nim być Johan, to niech będzie Emanuel. Kristian zapewne czuł podobnie, mimo że nie okazywał tego tak wyraźnie. Odwróciła się na drugi bok. To chyba niemożliwe, żeby Emanuel chciał wrócić. A co z Signe i ich synem? Co powiedzieliby rodzice? Tak zabiegali o rozwód, że zaświadczyła, że była niewierna mężowi, mimo że tak nie było! Jednak nie słyszała, żeby coś zostało już załatwione. Wiedziała, że w sądzie niewierność jest wystarczającym powodem do rozwodu, ale nie dostała żadnych dokumentów, które by to potwierdziły. Gdyby orzeczono rozwód, z pewnością dostałaby jakieś zawiadomienie. Peder mówił przez sen. Brzmiał pogodnie, chyba śniło mu się coś przyjemnego. Nie

będzie już dłużej myślała o tych trudnych sprawach. Spędzili miłą Wigilię, najedli się do syta dobrych rzeczy, było przyjemnie. Poza tym wciąż jeszcze nie wiedziała, dlaczego Emanuel przyjechał. Obudził ją płacz Hugo. W pokoju było zimno, chłopiec się rozkopał i był teraz zimny jak lód. Światło dzienne zaczynało już przenikać przez okna. Musieli długo spać, a mimo to chłopcy spali nadal. Przytuliła Hugo do siebie i otuliła szczelnie kołdrą. Westchnął, kiedy poczuł ciepło, i po chwili zobaczyła, że znów zasnął. Ostrożnie wyszła spod kołdry, wstała, przemknęła do kuchni i rozpaliła w piecu. Wkrótce żółte płomienie trzaskały radośnie w palenisku. Woda była porażająco zimna, tylko się trochę ochlapała i ubrała najszybciej, jak mogła. Potem nakryła stół w kuchni, zapalając oprócz lampy naftowej także świeczkę, bo przecież był pierwszy dzień świąt. Zmełła kawę w młynku i nalała wody do dzbanka, zamiast gotować ją w garnku. Dzisiaj poda też masło, ser i melasę, stół przystroiła świątecznymi dekoracjami, zrobionymi przez chłopców w szkole. Niech nie myślą, że tylko u mamy i Asbjorna panuje świąteczny nastrój. Zaczęła gotować kaszkę dla Hugo, zastanawiając się, czy Emanuel już się obudził i jaki był prawdziwy powód jego przyjazdu. Otworzyły się drzwi od izby. Hilda, zaspana, wyszła, ziewając i kuląc się z zimna. Wciągnęła pożądliwie zapach świeżo zmielonej kawy. - Jak ładnie wszystko przygotowałaś - powiedziała, skinąwszy głową w kierunku stołu, i ponownie ziewnęła. W tym momencie zauważyła walizkę. - Ktoś tu jest? - spytała ze zdziwieniem w głosie. Elise przytaknęła, nie patrząc na nią. - Emanuel przyjechał wczoraj wieczorem. Nie miał gdzie przenocować, więc pozwoliłam mu położyć się na stryszku, skoro Olaf i tak miał dzisiaj spać u swoich rodziców. - Emanuel? - spytała Hilda z niedowierzaniem w głosie. - Nie powinien raczej iść do Carlsenów? Elise wzruszyła ramionami. - Może nie było ich w domu. Niewiele z nim rozmawiałam. Zrobiło się późno, a ja byłam zmęczona po powrocie z Kjelsas i pchaniu wózka po śliskiej drodze. - Nie rozumiem, jak możesz być taka spokojna. Na twoim miejscu kopnęłabym go w tyłek i wyrzuciła za drzwi. Elise nic nie odpowiedziała. W tej samej chwili usłyszała, jak chłopcy hałasują i się śmieją, otworzyły się drzwi i cała trójka wpadła do kuchni. Zatrzymali się, widząc przybrany stół.

- Dzisiaj też jest Wigilia? - spytał Peder, który najwyraźniej zapomniał już o wczorajszych smutkach, bo jego głos brzmiał raźnie i wesoło. - Gdzie jest Emanuel? - Śpi na stryszku. Możesz iść go obudzić. Powiedz, że jest już śniadanie. - Będzie z nami jadł? - spytała Hilda wyraźnie niezadowolona. Twarz miała pochmurną. - Matka nauczyła nas, że nie wolno odesłać nikogo głodnego, niezależnie od tego, ile się ma samemu - odpowiedziała Elise, starając się mówić zdecydowanym głosem. Hildzie nic do tego, co było między nią a Emanuelem. Peder nie dał się prosić dwa razy. Wybiegł do przedsionka i po stromych schodkach wspiął się na stryszek. Evert chciał już pójść za nim, ale nagle się zatrzymał, odwrócił i pokazał na drzwi od pokoju. - Patrzcie na Hugo! Wyszedł z łóżka i pędzi tutaj! - zawołał. Elise nie widziała go, stała przy piecu, zasłaniał go garnek, jednak po chwili też go spostrzegła. Biegł, chwiejąc się i piszcząc z radości. Nagle stanął, spojrzał na nich, a potem na stół. - Am - powiedział. - To znaczy jeść - wytłumaczył Evert dorosłym głosem. Podniósł go i posadził obok siebie na skrzyni z drewnem. - Mogę go nakarmić? - spytał. Elise przytaknęła i nalała kaszkę do blaszanego talerza. - Jest gorąca, więc karm go ostrożnie. Prawdę mówiąc, trzeba było najpierw zmienić mu pieluchę. - Zaraz to zrobię - powiedział szybko Kristian. Zdjął suchą pieluchę ze sznura nad piecykiem, wziął mokrą ściereczkę i zaniósł Hugo do pokoju, żeby położyć go na materacu i zmienić pieluchę. Reidar wszedł do kuchni na wpół ubrany. - Co tu się dzieje? - spytał. - Emanuel śpi na stryszku, Elise zaprosiła go na śniadanie - odpowiedziała Hilda, odwracając się do niego. Reidar posłał Elise zdziwione spojrzenie. Nalał zimnej wody do miski i zabrał ją ze sobą do izby, nic nie mówiąc. Hilda pośpieszyła za nim. - Powiedziałam, że powinna kopnąć go w tyłek i wyrzucić za drzwi. Nie rozumiem, dlaczego chce mieć z nim jeszcze do czynienia po tym wszystkim, co jej zrobił. Elise nie usłyszała, co Reidar odpowiedział, zamknęli za sobą drzwi. Evert zszedł ze skrzyni na drewno i stanął obok niej. - Mogę ci w czymś pomóc? - spytał.

- Dziękuję, ale wszystko jest już gotowe. Możesz nakarmić Hugo. Wyglądało, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Może myślał o tym, co się wydarzyło wieczorem? - Nie powinnam się była wczoraj tak złościć - zaczęła ostrożnie. - Widziałam, że dobrze się bawiliście z Emanuelem. Byłam bardzo zmęczona, rozumiesz? Evert przytaknął z poważną miną. - Byłaś zła, bo Emanuel leżał w twoim łóżku, prawda? Nie ma tu czego szukać po tym, jak uciekł. Elise była zdziwiona. Dzieci rozumieją więcej, niż się wydaje dorosłym. - Możliwe, że dlatego byłam zła, i skrupiło się to na was - powiedziała. - Nie szkodzi, Elise. I tak uważam, że jesteś miła. Wiesz, co mówi Pingelen? - spytał, uśmiechając się. - Że Emanuel to dziwkarz. Rogacz - roześmiał się i dodał: - Nie widziałem, żeby miał rogi. Elise czuła, że robi się czerwona. - Cicho - powiedziała. - Idą. - Dzień dobry - odezwał się Emanuel łagodnym głosem. Musiał zauważyć, jak zachwycony był Peder, kiedy go zobaczył. - Jesteśmy pierwsi? Elise czuła, że sztywnieje. Mówił, jakby tu mieszkał. - Kristian przewija Hugo, a Hilda i Reidar się ubierają. - Evert i ja możemy siedzieć na skrzyni z drewnem - rzucił Peder szybko. I dodał: - Nie szkodzi, jeśli nie starczy dla nas miejsca. Elise nic nie powiedziała. Nie ma mowy o świątecznym nastroju, skoro Hilda się gniewała, a i ona sama była zdenerwowana. Reidar będzie pewno milczał niezadowolony, zwykle myślał to, co myślała Hilda. Evert pośpieszył do małego. - Mam go nakarmić. Tak powiedziała Elise. Ty nie musisz. Kristian oddał niechętnie dziecko. Najwyraźniej też czuł, że sytuacja jest ciężka. Łatwiej było ukryć swoje uczucia, kiedy miało się jakieś zajęcie. Evert pozwolił Pederowi wziąć Hugo na ręce, podczas gdy on go karmił. Maluch otwierał usta i zajadał z apetytem. Uśmiechał się zadowolony z buzią umazaną kaszą. Chłopcy rzadko mieli czas go karmić, zwykle jak tylko się ubrali, zjadali kawałek chleba i biegli do szkoły albo do pracy. Hugo był zawsze pogodny, kiedy byli w domu, szczególnie kiedy mieli trochę czasu, żeby się z nim pobawić. Najbardziej lubił, kiedy gonili go na czworakach, a on uciekał im, piszcząc z radości. Przy stole nastrój był zupełnie inny. Hilda demonstracyjnie milczała, podobnie jak Reidar. Kristian najwyraźniej nie był pewien, jak ma się zachować, i też raczej się nie

odzywał. Tylko Emanuel zachowywał się mniej więcej normalnie. Opowiadał o ostatnich wydarzeniach w kraju, o spadku cen na świecie, który na szczęście nie wydawał się wpływać na norweską gospodarkę, która na przekór wszystkiemu się rozwijała. Elise słuchała go jed- nym uchem. Nie interesowało jej to specjalnie. Z doświadczenia wiedziała, że robotnicy zwykle byli ostatnimi, którzy korzystali z rozwoju. Reidar sprawiał wrażenie bardziej zainteresowanego, ale najwyraźniej postanowił się nie odzywać. Może Hilda zabroniła mu mówić, żeby pokazać, co sądzi o bezczelności Emanuela, który nagle zjawił się tu jakby nigdy nic. Emanuel musiał zauważyć nikłe zainteresowanie tematem, wobec czego zaczął opowiadać o Norwegach, którzy wyemigrowali do Ameryki. - Wiecie, że w Stanach Zjednoczonych mieszka kilkaset tysięcy Norwegów? Jeśli policzymy także ich dzieci, wyjdzie znacznie więcej. Spojrzenie Hildy się ożywiło. - Aż tyle? - zdziwiła się, zapominając najwyraźniej, że przecież postanowiła się w ogóle nie odzywać. Emanuel przytaknął, po czym ciągnął dalej: - Pierwsza fala emigracji miała miejsce osiemdziesiąt lat temu. Wiecie, dlaczego ludzie wyjeżdżali? - To się chyba zaczęło od norweskich marynarzy, którzy dostali się do angielskiej niewoli w czasie wojen napoleońskich i których trzymano zamkniętych na jakimś statku? - Nieźle, Kristian - skwitował Emanuel, posyłając mu zdziwione spojrzenie. - Odrobiłeś lekcję, jak słyszę. Tak, to prawda. Ulegli wpływom kwakrów, sekty religijnej, która zabrania swoim członkom brania udziału w wojnie. Wśród norweskich więźniów było trzech mężczyzn ze Stavanger, którzy po powrocie do Norwegii dali początek miejscowej społeczności kwakrów. Władzom się to nie podobało, ponieważ kwakrzy nie chcieli chodzić do kościoła, jeden z nich został nawet ukarany wysoką grzywną, bo pochował swoje dwie małe córeczki w niepoświęconej ziemi. To bardzo wzburzyło całą społeczność, a ponieważ słyszeli o Ameryce, postanowili tam zbudować swój nowy dom. Pomógł im pewien męż- czyzna, Cleng Peerson, który pojechał tam pierwszy. Kilka lat później doradził swoim przyjaciołom, żeby kupili mały statek, który potem będą mogli sprzedać w Ameryce, wzięli ze sobą szwedzkie żelazo i przyjeżdżali. Hilda nagle okazała się tak zainteresowana, że Elise zaczęła podejrzewać, czy też nie zamierza emigrować. - Co się z nimi stało? Pojechali? - Znaleźli jakąś starą łajbę, którą wyremontowali i nazwali „Restaurationen”, i

wypłynęli z czterdziestoma pięcioma osobami na pokładzie. Podczas trzymiesięcznej przeprawy urodziło się nawet dziecko. - Trzy miesiące - powtórzyła Hilda zdziwiona, a jej zapał nieco ostygł. Elise się uśmiechnęła. - Płynęli na południe, na Maderę. Tam wyłowili z morza beczkę z winem, resztę drogi pili, a kiedy dotarli do Nowego Jorku, wpłynęli do porty, nie wywiesiwszy nawet flagi. Tam czekał na nich Cleng Peerson, załatwił im pieniądze, żeby mogli ruszyć w głąb kraju. Peder karmił Hugo, ale najwyraźniej uważnie słuchał. - To tak jak nasz wujek! Pisał, że ma dom z werandą! Wyobrażacie sobie: z werandą! - Naprawdę? Odezwał się do was? - Emanuel posłał Elise pytające spojrzenie. Elise przytaknęła, ale nie miała ochoty się w to zagłębiać. Trudno jej było to wszystko znieść. - Kiedy Reidar i ja uzbieramy dość pieniędzy, pojedziemy go odwiedzić, prawda, Reidar? - odezwała się Hilda z dumą w głosie. - Czytałem o Clengu Peersonie - włączył się Reidar. - Przemierzył na piechotę Pensylwanię, Ohio, Indianę i Michigan w poszukiwaniu ziemi. Chicago składało się wtedy z paru biednych drewniany chatek, to była wieś. Przemierzał ogromne równiny Illinois, na zachód od Chicago, nie widząc po drodze żadnych domów. Jednak pewnego ranka, kiedy się obudził po nocy spędzonej pod gołym niebem, zobaczył w oddali zieleń. Dotarł do żyznej ziemi, gdzie były lasy i potoki, podobne do tych w domu. Ziemia była na sprzedaż, i to po korzystnej cenie! Dolina nazywała się Fox River Halley i tam właśnie założył norweską osadę. - To ja też mógłbym zaoszczędzić i kupić tam ziemię! - powiedział Kristian podniecony. Elise patrzyła to na jednego, to na drugiego. - Mam nadzieję, że nie zamierzacie wszyscy emigrować? - spytała. Ze skrzyni na drewno doszedł do niej silny głos: - Nie, Elise, ja i Evert zostaniemy i zaopiekujemy się Hugo. Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć. Emanuel uśmiechnął się. - Masz rację, Peder. Wielu emigrantom było ciężko. Pewien syn pastora napisał książkę o życiu pionierów w okolicach Beaver Creek. Książka wyszła parę lat temu, a on sam umarł na malarię, zresztą większość ludzi w tej okolicy zmarła z chorób i wycieńczenia. Na tyfus, na malarię, na suchoty i z wycieńczenia, tak słyszałem. Ktoś nawet zachorował na cholerę. Wiele farm nawiedziła szarańcza, która zniszczyła wszystkie uprawy.

- Mówisz tak, żeby nas przestraszyć - odezwała się Hilda oburzona. - Poza tym to są opowieści o pierwszych emigrantach. Teraz na pewno jest już dużo lepiej. - Na ogół słyszy się o ciężkiej pracy, o tęsknocie i o bezkresnej prerii. - To są opowieści o uczciwych ludziach, kobietach i mężczyznach, którzy legalnie kupują ziemię, karczują ją, orzą i zaczynają uprawiać, żeby zapewnić swoim dzieciom lepsze życie niż tutaj - podkreślił Reidar. - W przeciwieństwie do wikingów, którzy zabijali, grabili i plądrowali, czy kolonizatorów, gnębiących ludzi i zdobywających ziemię w nieuczciwy sposób. Na tym polega różnica. Hilda przytaknęła i posłała mu dumne spojrzenie, po czym wstała od stołu. - Dziękuję. Reidar i ja idziemy do kościoła. Kristian skorzystał z okazji i też wstał, szykując się do wyjścia, a Evert i Peder nareszcie mogli usiąść wygodnie przy stole i zjeść śniadanie. Posadzili Hugo na podłodze, malec od razu ruszył pędem w kierunku uchylonych drzwi do pokoju. Emanuel siedział nadal przy stole. Elise zastanawiała się, co zrobić, żeby mogli porozmawiać sami, kiedy chłopcy byli w domu, gdyż nie miała ochoty wciągać ich w rozmowę. Postanowiła, że będzie spokojna i zdecydowana, nie da się ponieść emocjom. Nie chciała zepsuć Pederowi i Evertowi kolejnego wolnego dnia. Wstała i zaczęła zbierać talerze, a kiedy skończyła, nastawiła garnek z wodą, żeby pozmywać, i dołożyła kilka szczap do pieca. Na zewnątrz zrobiło się na tyle jasno, że mogła zgasić lampę naftową i zdmuchnąć świeczkę. Za oknem wirowały w powietrzu lekkie płatki śniegu, na niebie wisiały ciężkie chmury, w ciągu dnia na pewno spadnie śnieg. Miała ochotę pójść do kościoła, jak zwykle w pierwszy dzień Bożego Narodzenia, ale najpierw chciała usłyszeć, jaki był powód przyjazdu Emanuela. Peder i Evert nie kwapili się, żeby wstać od stołu. Żartowali, śmiali się, opowiadali Emanuelowi dowcipy, kazali rozwiązywać zagadki, zadając mu pytania typu: „Jakie zwierzę w dżungli widzi najlepiej? Kobra - okularnik”. Elise uśmiechnęła się do siebie i zaczęła zmywać, przysłuchując się rozmowie przy stole. Dobrze było słyszeć wesołe głosy chłopców. Nawet Hugo musiał wyczuć pogodny nastrój, bo wrócił, pełzając na czworakach, z powrotem do kuchni, mimo że zwykle uwielbiał siedzieć na materacu, owinięty kołdrą, bawiąc się starą szmacianą lalką, zostawioną przez Anne Sofie. Teraz pędem zbliżał się do stołu, chwycił się jednej nogi, próbując się podciągnąć, lecz stracił równowagę i klapnął na pupę. Zrobił smutną minę, gotów zaraz się rozpłakać, ale Peder dał mu sucharka i maluch ucichł.

Zauważyła, że Emanuel nie okazywał mu żadnego zainteresowania. Wcześniej też się nim specjalnie nie zajmował, przynajmniej w ostatnim okresie, kiedy tu z nimi mieszkał. Teraz ma własnego syna. Gdy wspominała piękne obietnice, które jej składał, kiedy się jej oświadczał, coś ścisnęło ją za gardło. „Proponuję ci małżeństwo, żeby dziecko, którego się spodziewasz, miało ojca, ale przede wszystkim dlatego, że cię kocham”. Miłość szybko minęła, a on nigdy się nie stał ojcem dla Hugo. Gdyby nie pozwolił Signe zamieszkać u Carlsenów, być może prawda o chłopcu nigdy nie wyszłaby na jaw. Dlaczego tak mu było spieszno, żeby ochrzcić Hugo, tego nie rozumiała. Może dowiedziawszy się, że Signe jest w ciąży, chciał w ten sposób zabezpieczyć przyszłość Hugo? Jeśli tak, to był to jego jedyny szlachetny uczynek po tym, jak poznał Signe. Spojrzała na Hugo i przypomniała sobie, jak w Ringstad zareagowano na jego widok. Komentowano dziwny kształt głowy, zastanawiając się, czy coś z nim jest nie w porządku. Prym wiodła tu pani Ringstad. „Nie można powiedzieć, żeby był ładny”, stwierdziła. Od tamtej pory bardzo się zmienił. Kształt głowy miał normalny, włoski mu ściemniały, do twarzy mu było z loczkami, uważała Elise. Prawie zawsze był pogodny, śmiał się, cały czas był uśmiechnięty. Dziwne, że Emanuel nie zauważył zmiany. W końcu chłopcy skończyli jeść. Peder zeskoczył ze stołka. - Teraz możemy zacząć wytapiać żołnierzyki! - Twarz mu promieniała. - Masz blaszane pudełko? - spytał. Elise już miała zaprotestować: był pierwszy dzień świąt, powinni iść do kościoła, ale nie chciała gasić jego zapału. Znalazła pudełko, do którego wkładali kawałki cyny. Kristian dorobił nawet uchwyt z kawałka stalowego drutu, tak żeby mogli je trzymać, lejąc płynną cynę do form. Przestępując niecierpliwie z nogi na nogę, każdy z chłopców otworzył swoje pudełko z cyną, po czym wyłożyli kawałki na pokrywkę, trzymając ją nad ogniem. Niedługo cyna się roztopi i wtedy wleją ją do form. Emanuel nadal siedział przy stole, śledząc wzrokiem ich poczynania z dużym zainteresowaniem. Nie próbował nawet wstać, żeby wyjść z nią do pokoju albo na schodki, żeby porozmawiać. Wydawał się zadowolony z sytuacji. Uprzątnęła ze stołu, wstawiła ser i masło do szafki, powąchała mleko, które zostało w bańce; było kwaśne. Będą musieli takie pić. Żałowała, że nie wystawiła go do zimnego przedsionka. Emanuel pomógł chłopcom ostrożnie otworzyć formy, kiedy cyna stężała. Na jego twarzy malowało się takie samo podniecenie jak na twarzy Pedera czy Everta. Miał zamiar zostać tu cały dzień?

- Chciałeś ze mną rozmawiać, Emanuelu? - odezwała się. Skinął głową, ale nie odwrócił się do niej. - Zaraz, tylko to skończymy. Peder nagle chyba sobie przypomniał, co się wydarzyło poprzedniego wieczoru, bo posłał jej zaniepokojone spojrzenie. - To nie zajmie nam dużo czasu. Możemy dokończyć, Elise? - Dobrze, sprzątnę najpierw pokój. Uważajcie tylko, żeby Hugo nie dotknął rozgrzanego pudełka z cyną! Jednak kiedy skończyła sprzątać, oni wciąż jeszcze byli zajęci. Zbliżała się pora pójścia do kościoła, musiała wkroczyć bardziej stanowczo. - Jeśli chcesz porozmawiać ze mną przed wyjazdem, musimy zrobić to teraz, bo zaraz wychodzę do kościoła. Odłożył to, co trzymał w ręku, podszedł pośpiesznie do wieszaka, zdjął palto i kapelusz. - Idę z tobą - powiedział. - Idziesz ze mną? Nie bierzesz walizki? - Tak. To znaczy... - Sprawiał wrażenie zdziwionego. - Chciałbyś zostać na jeszcze jedną noc? - Elise czuła, że żołądek podchodzi jej do gardła. - To niemożliwe. Olaf wraca wieczorem do domu. Peder i Evert stali cicho, wodząc za nimi wzrokiem. W końcu Peder nie wytrzymał: - Nie może się przespać w kuchni? Elise pokręciła głową. - Nie mamy materaca. Poza tym.... - zaczęła i urwała. - Rozumiem. - Emanuel pokiwał głową. - Mogę zostawić tu walizkę do powrotu z kościoła? Porozmawiamy w drodze do Sagene. Nie mogła zabronić mu pójścia do kościoła, ale nie podobało się jej to. Co powiedzą ludzie, kiedy zobaczą ich razem? Wielu sąsiadów wiedziało, co się wydarzyło. Ostrym tonem nakazała chłopcom uważać na Hugo podczas jej nieobecności, po czym wyszła w śnieżycę z Emanuelem.

ROZDZIAŁ TRZECI Na moście leżał śnieg, droga była jak lustro. Elise pomyślała z przerażeniem o chmarze dzieci mieszkających po drugiej stronie rzeki, które zawsze rozpędzone wbiegają na most w drodze do szkoły. Wiedziała, jak rodzice się tego bali, wielu skarżyło się fabryce, ale nic nie zrobiono. Nie trzeba było wiele, żeby któreś dziecko się poślizgnęło, przeleciało pod rachityczną balustradą i albo zostało porwane przez wartki nurt rzeki, albo uderzyło o ostrą i niebezpieczną krawędź lodu. Szli, nie odzywając się do siebie. To Emanuel powiedział, że chce z nią rozmawiać, więc on powinien zacząć. Krępował ją ten wspólny spacer, walczyły w niej sprzeczne uczucia, wolałaby, żeby się tu nie zjawił. Myśl, że mieszka w Ringstad z Signe, jakby była jego żoną, pozwalając, żeby sąsiedzi w to wierzyli, wywoływała w niej bunt. Mieli dziecko. Jednocześnie jego obecność wydawała się naturalna, jakby miesiące po jego wyjeździe były jedynie złym snem. W końcu się odezwał. - Jak sobie radzisz? - spytał ostrożnie. - Chodzi ci o pieniądze? - To też. - Jakoś wiążę koniec z końcem. Trochę szyję, czasem stoję za ladą w sklepie pani Borresen. Postanowiła, że powie mu to teraz, chociaż wiedziała, że może się spodziewać ostrej reakcji. Ale co miała do stracenia? - Nie byłam wobec ciebie szczera, ale to dlatego, że obiecałam twojemu ojcu, że nic ci nie powiem. Odwrócił się do niej, wyraźnie zdziwiony. - Ojcu? - spytał. Przytaknęła. - Dał mi trzysta koron, prosząc, żeby zostało to między nami. Te pieniądze uratowały mnie w najtrudniejszym okresie. To było wtedy, kiedy jeszcze mieszkałeś w domu. Nic nie powiedział. Rozumiała, że jest mu wstyd i że jest zdziwiony. - Ale nie on jeden dał mi pieniądze - ciągnęła. Pomyślała, że równie dobrze może mieć to już za sobą. Prawda musi wyjść na jaw. - Teraz pewnie przeżyjesz wstrząs, będziesz zły, ale trudno. Zasłużyłeś sobie na to. Dostałam też pieniądze od Ansgara Mathiesena. Emanuel zatrzymał się gwałtownie. Najpierw zrobił się biały, potem jego twarz zalała

purpura. - Od tego gwałciciela? - spytał. Elise szła dalej. - Tak, gwałciciela. Kiedyś podbiegł do mnie, wetknął mi do ręki jakieś zawiniątko i uciekł, zanim zdążyłam sprawdzić, co w nim jest. To było pięćset koron, w podziękowaniu za uratowanie mu życia. Najpierw chciałam mu je zwrócić, ale pomyślałam, że to matka i Asbjorn pierwsi zauważyli, że chce się utopić. Dałam więc połowę matce, a połowę zatrzymałam. Poza tym zarobiłam trochę, pisząc opowiadania i szyjąc dla pani Paulsen. Emanuel znów zaczął iść, lecz nie odzywał się. Dopiero kiedy minęli posterunek na Maridalsveien, powiedział wyraźnie oburzony: - Nie pojmuję, jak mogłaś przyjąć pieniądze od mężczyzny, który cię zgwałcił. - Komuś, kto nigdy nie musiał troszczyć się o to, by jego dziecko miało co jeść, pewnie trudno to zrozumieć. Nie miałam wyboru. Emanuel znów się zatrzymał. Chwycił ją za rękę, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Wziął cię siłą, Elise! Zniszczył ci życie. Chyba wolałbym umrzeć z głodu niż przyjąć cokolwiek od takiego bandyty. Zagryzła mocno wargi. Nie pozwoli, żeby sprawił, że zacznie się wstydzić albo mieć wyrzuty sumienia. I to on, który zadał jej więcej bólu niż Ansgar. - Nie stać mnie na dumę. Myślisz, że to, co ty zrobiłeś, jest lepsze? Zaczerwienił się i przyśpieszył kroku. - Nie musisz iść ze mną do kościoła. Sam tego chciałeś. Nie prosiłam cię o to. Nie chciałam też, żebyś nocował, najchętniej w ogóle bym cię nie oglądała. Sprawiłeś mi więcej bólu niż ktokolwiek, a mimo to masz czelność przyjść tu jakby nigdy nic. Bawisz się z chłopcami, pozwalasz Pederowi łudzić się nadzieją, krytykujesz mnie, bo wzięłam pieniądze od innych, a sam nie chciałeś łożyć na nasze utrzymanie. To ty chciałeś się ze mną ożenić i wziąć odpowiedzialność za Hugo. Opierałam się, ale mnie przekonałeś. Wiedz, że Ansgar też chce być dla niego ojcem. Jego rodzice wiedzą, że to dziecko Ansgara. Odwiedzili mnie, prosili o wybaczenie w imieniu syna. Czują się dziadkami małego. Emanuel znów się gwałtownie zatrzymał. Zrobił się czerwony, a jego oczy ciskały błyskawice. - I ty na to pozwalasz? Nie masz w ogóle wstydu? Elise czuła, jak wali jej serce. - Ty mówisz o wstydzie? Zresztą nie obchodzi mnie, co o tym sądzisz. Przyszedłeś, bo chciałeś, żebyśmy porozmawiali. A wciąż nie powiedziałeś, o co chodzi. Masz jeszcze szansę, zanim dojdziemy do kościoła. Spotkała jego wzrok, gardziła nim. Nawet nie spytał, jak się czuje, a przecież nosi pod sercem dziecko. Jego dziecko.

Boże, chyba nie zaczął płakać? Nie zamierzała się nad nim litować! Mimo że nic nie zawiniła, czuła wyrzuty sumienia, że tak ostro go potraktowała. - Powiedz, o co ci chodzi - odezwała się nieco łagodniej. - W ten sposób tylko siebie ranimy. Najlepiej będzie, jeśli każde pójdzie swoją drogą. Puścił jej dłoń, a kiedy na nią spojrzał, zauważyła, że ma wilgotne kąciki oczu. - Przyszedłem spytać, czy zgodziłabyś się, żebym wrócił. Więc Peder miał rację... Pokręciła głową, zdezorientowana. - Jak możesz tak mówić, skoro zamieszkałeś z Signe, jakby była twoją żoną, i masz z nią dziecko? Zamierzasz tak wędrować od jednej kobiety do drugiej przez całe życie? - Nie wytrzymuję z nimi, Elise. Odsuwałem to od siebie, ale postanowiłem odejść od nich wszystkich. Signe jest taka jak matka, przebiegła i złośliwa, chciwa i wyrachowana. Ojciec jest pod pantoflem matki, nie odważy się nic zrobić. Dzieciak bez przerwy krzyczy. Już wcześniej życie tam było okropne, teraz zamieniło się w koszmar. - Twój ojciec nie jest pantoflarzem. - Może nie powinienem był tak mówić, ale uważam, że dla świętego spokoju godzi się na zbyt wiele. Bardzo cię szanuje, ale nie odważy się tego powiedzieć. Kiedy ma już dosyć matki, idzie do stajni. Widzę, że coraz bardziej nie lubi Signe, ale zamiast uderzyć pięścią w stół, po prostu wychodzi z domu. Nie do końca go rozumiem, matka zachowuje się niczym wiedźma, ale w końcu to on jest panem domu. - Nie sądziłam, że możesz tak mówić o swojej matce. Wiem, że robiła wszystko, żeby nie dopuścić do naszego małżeństwa, ale to nie tak trudno zrozumieć. Jesteś spadkobiercą dużego dworu, a ja tylko biedną robotnicą. Jeśli zaś chodzi o ciebie, to chyba w końcu masz to, czego chciałeś. Posłał jej bezsilne spojrzenie i westchnął głęboko. - Nie masz pojęcia, jak tam jest, Elise. Nie lubię o tym mówić, nigdy nikomu o tym nie wspomniałem, ale chyba pora, żebyś dowiedziała się czegoś więcej o moim dzieciństwie. Może wtedy lepiej zrozumiesz, dlaczego wyjechałem do Kristianii i wstąpiłem do Armii Zbawienia, zamiast zostać i pomagać we dworze. Nie wiem, co jest z matką. Czasem myślę, że jest po prostu złym człowiekiem, a czasem, że to choroba. Przy obcych jest miła i troskliwa, taką ją poznałaś, kiedy odwiedziłaś ją pierwszy raz z chłopcami. Nikt z jej przyjaciół nie zdaje sobie sprawy z tego, jak się zmienia, kiedy zostajemy sami. Z wyjątkiem służby, ale ludzie boją się cokolwiek powiedzieć, żeby nie trafić na bruk. Elise stała cicho i słuchała. Słyszała bicie dzwonów, uznała jednak, że rozmowa jest ważniejsza.

- Kiedy z jakiegoś powodu wpada w złość, nie jest w stanie się pohamować. Wtedy bije na oślep, zdarzało się, że rzucała ciężkimi przedmiotami we mnie i w ojca, wykręcała mi ręce, szczypała, gryzła. Widzę, że mi nie wierzysz, ale to wszystko prawda. Gdy przyjechałem do Kristianii, opowiedziałem kiedyś o tym pewnemu lekarzowi. Twierdził, że powinna pójść do szpitala na obserwację. Ponieważ kiedy jej na tym zależy, zachowuje się normalnie, trudno byłoby dowieść, że coś jest nie w porządku. Kiedy porównywałem ją z matkami moich kolegów ze szkoły, widziałem, jak bardzo się od nich różniła. Nie sądzę, żeby była w stanie kochać kogoś innego niż samą siebie. Nie ma wyrzutów sumienia, nawet kiedy zrobi coś złego, nie czuje się winna. Kiedyś, kiedy ojciec trochę wypił, zwierzył mi się, że żałuje, że się z nią ożenił. Taka jest zła. Elise była wstrząśnięta. Nie miała pojęcia, że jest aż tak źle. - Jak to możliwe, że między nią a Signe tak się dobrze układa? Bo rozumiem, że między nimi wszystko jest w porządku. Wczoraj wieczorem coś mówiłeś, ale tego nie zrozumiałam - powiedziała Elise. - Do tej pory stosunki układały się zadziwiająco dobrze. Matka chciała, żeby Signe została jej synową, bo przecież była córką bogatego gospodarza, poza tym Signe robiła wszystko, żeby jej się przypodobać. Nadejdzie jednak dzień, kiedy się jej przeciwstawi, i wtedy... - urwał gwałtownie. - Co jest z Signe? - spytała Elise. - Pewno uznasz, że przesadzam, ale one są do siebie bardzo podobne. Początkowo Signe też była miła, kochająca. Starała się wszystkim przypodobać, była łagodna, przyjazna, ciepła... - zamilkł i zaczął kręcić głową. - Ale to tylko gra. W rzeczywistości nie potrafi być dobra dla kogokolwiek, nawet dla własnego dziecka. Nic dziwnego, że mały ciągle płacze. - Więc ty powinieneś dać mu to, czego ona nie potrafi. - Nie pozwala mi - powiedział Emanuel, kręcąc głową. - Twierdzi, że dziecko jest jej i ona będzie o nim decydować. Nie chce, żeby się do mnie przywiązał. - I co zamierzasz z tym zrobić? Nie możesz pozwolić, żeby cię tak traktowała. - Tęsknię za domkiem majstra. - Patrzył na nią z błaganiem z oczach. - Brakuje mi towarzystwa miłych ludzi, brakuje mi ciepła, które jest między tobą a twoimi braćmi, brakuje mi ludzi, którzy są dla siebie dobrzy, którzy potrafią się śmiać i żartować z siebie, dzielić się tym, co mają, i cieszyć się także z drobiazgów. Brakuje mi tej wspólnoty, którą obserwowałem wśród ludzi mieszkających wzdłuż rzeki. Gdybyś wiedziała, jak często o was wszystkich myślałem, o dobrym sercu Anny, o sympatycznym Torkildzie, o pani Thoresen i jej ciężkim losie. O pani Evertsen i sklepiku Magdy na rogu. Nawet jeśli ktoś o kimś coś

powiedział, to nie było to złośliwe, to raczej rodzaj spędzania wolnego czasu, rozrywka. Kiedy córka Oline wparowała tu z dziećmi Mathilde po tym, jak ta rzuciła się do rzeki, nie odesłałaś ich, mimo że sama ledwo wiązałaś koniec z końcem. Wyjęłaś to, co miałaś, i nakarmiłaś ich. Sam zachowałem się jak egoista, zezłościłem się, wziąłem kapelusz i wyszedłem. Potem było mi wstyd. I jest mi nadal. Pragnę, abyś o tym wiedziała. - Chcesz, żebyśmy znów byli małżeństwem? - spytała Elise. Przytaknął, sprawiał wrażenie poruszonego, ale nie śmiał spojrzeć jej w oczy. - Nie czuję do ciebie tego, co kiedyś czułam. Zabiłeś wszystkie moje uczucia, kiedy mnie opuściłeś. - Wiem. Pamiętasz, co ci powiedziałem, kiedy ci się oświadczałem? Nie ukrywałaś, że nie jesteś we mnie zakochana, ale uznałem, że jeśli mnie lubisz, to z czasem może się to zamienić w miłość. Trzeba jednak się szanować... - nagle umilkł. Patrzył na nią bezradnie. Elise kiwała głową. - O to właśnie chodzi. Straciłam dla ciebie szacunek. - Myślisz, że nie mogę go odzyskać? - Patrzył na nią nieszczęśliwy. - Wszystko było takie dziwne. Była wojna. Na granicy cały czas się baliśmy, że zaraz napadną na nas Szwedzi, wiedzieliśmy, że możemy nie dożyć następnego dnia. To zmienia człowieka. Nie tylko ja tego doświadczałem. Chcieliśmy czuć, że żyjemy, chociaż przez chwilę. Nie sądzę, żeby to się tak potoczyło, gdybym nie trafił do straży granicznej. - Też tak próbowałam na to patrzeć, tym cię usprawiedliwiałam. Zanim się dowiedziałam, że spotykasz się z Signe. Zaczerwienił się i spuścił wzrok. - To było jak gorączka. Nie mogłem się opanować i nienawidziłem siebie za to, co robiłem. Ale kiedy gorączka minęła, robiłem to dalej, bo byłem pod silną presją. - Więc rozumiesz, że trudno jest mi ciebie szanować? - Wiem. Nie oczekuję, że wszystko będzie jak dawniej. Chodzi mi o to, że... nie oczekuję, że... - urwał i rozłożył bezradnie ręce. - Że będziemy żyć jak mąż i żona, o to ci chodzi? - To chyba chciałem powiedzieć. - Wzruszył ramionami. - Jeśli pozwolisz mi zostać, postaram się być dobrym ojcem dla dziecka, którego się spodziewasz, będę też próbował być lepszym ojcem dla Hugo i zajmę się chłopcami. - Dlaczego miałabym ci wierzyć? Podczas śniadania nawet nie spojrzałeś na małego. - Byłem zajęty, poza tym nie jestem przyzwyczajony do małych dzieci. Nie wiem, co z nimi robić.

- Czym zamierzasz się zająć? Poza tym widziałeś, jak jest nas dużo. Nie wyrzucę przecież Hildy i Reidara. A Olaf ma umowę do lata. - Moglibyśmy spróbować znaleźć coś innego. Jeśli nie masz ochoty wrócić do mieszkania, możemy poszukać jakiegoś małego domku nad rzeką, nieco z dala od fabryk, tam gdzie woda jest czystsza. Spróbuję poszukać jakiejś pracy w biurze, z opinią, jaką dostałem z tkalni płótna żaglowego, nie powinienem mieć z tym trudności. Elise zastanawiała się. Emanuel nie byłby pierwszym mężem, który uciekł, a potem wrócił. Tutaj nad rzeką takie rzeczy ciągle się zdarzały. Mężczyźni nie wytrzymywali życia w ciasnych mieszkaniach, wrzasku dzieci, pieluch i znikali na jakiś czas, zwykle też wracali. - A co z separacją i rozwodem? - spytała. Emanuel odwrócił się. - Nigdy do niczego nie doszło. To znaczy w pewnym momencie mieliśmy adwokata, pamiętasz, ale się rozchorował, a potem już do tego nie wracaliśmy. Ojciec zaczął mieć zastrzeżenia, mama dostała ataku wściekłości, Signe bur- czała, wszystko zamieniło się w jeden wielki chaos. Wciąż jesteś moją żoną - powiedział, patrząc jej w oczy. Elise odwróciła się i zaczęła iść. - Muszę się zastanowić. Najpierw musisz się poważnie rozmówić z Signe i z rodzicami, potem musisz znaleźć sobie pracę i miejsce, gdzie moglibyśmy mieszkać. - Więc nie mówisz „nie”? - Nie mogę sobie na to pozwolić ze względu na dzieci, ale nie robię tego z radością. Najchętniej bym się nie zgodziła. To jest to, czego chcę. Zresztą jeszcze się nie zgodziłam, powiedziałam tylko, że się zastanowię. Pamiętaj o tym! Szli dalej w kierunku kościoła, mimo że wiedzieli, że są spóźnieni. - Musimy jeszcze do tego wrócić, jeśli rzeczywiście się na to zdecydujemy - powiedziała poważnym tonem. - Mówiłam ci, że napisałam kilka opowiadań. - Tak, zaimponowałaś mi. - Nie zamierzam przestać pisać. Zaczęłam pisać powieść i zbiór opowiadań. Kiedy skończę, będę starała się je wydać. - O czym są te opowiadania? - spytał, zerkając na nią z ukosa. - O różnych losach kobiet. Między innymi o kobiecie, którą opuścił mąż i która musi walczyć, żeby móc zatrzymać dziecko. - Możesz pisać pod pseudonimem. - Nie chcę. Nie mam nic na sumieniu i jestem gotowa ręczyć za to, co piszę. - Możesz upokorzyć własne dzieci.

- Jestem gotowa zaryzykować. Nie sądzę jednak, żeby któreś z nich musiało się wstydzić tego, co piszę. Szereg tych losów mogli śledzić z bliska. Wiedzą, że napisałam prawdę. Prawda nikomu nie zaszkodziła. Emanuel nic nie odpowiedział. Miała wrażenie, że skłonny jest przystać na wszystko, byle tylko pozwoliła mu wrócić. Dłuższy czas szli w milczeniu. Po chwili spytał ostrożnie: - Co z tym rudym... Zamierzasz utrzymywać z nim jakieś kontakty? Pokręciła głową. - Jego narzeczona próbowała się ze mną zaprzyjaźnić, mając nadzieję, że pozwolę Ansgarowi spotykać się z Hugo, ale w tej sprawie jestem niewzruszona. Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi. - Jest zaręczony? - spytał. - Tak, z pielęgniarką ze szpitala w Ulleval. Jedną z tych, co to chcą zbawiać świat. A przynajmniej swojego narzeczonego. - Rozumiem, co masz na myśli - powiedział Emanuel, uśmiechając się. Zatrzymał się i spytał: - Chcesz iść dalej? Nabożeństwo już dawno się rozpoczęło, nie możemy teraz wejść, będziemy przeszkadzać innym. Elise zawahała się. - Tak, wróćmy do domu. Muszę przygotować świąteczny obiad, a mięso będzie się długo dusić. Pojedziesz popołudniowym pociągiem? - spytała. - Muszę? - Tak, musisz.

ROZDZIAŁ CZWARTY Zbliżał się do alei prowadzącej do domu. Walizka była ciężka. Nie przywykł iść ze stacji na piechotę, ale nikt nie wiedział, że przyjeżdża, więc nie wysłano po niego Andreasa. Zresztą i tak by tego nie zrobiono, skoro wyjechał w gniewie, i to w samą Wigilię. Miał przed sobą ich twarze w chwili, kiedy stracił nad sobą panowanie. Starał się wyprzeć to wspomnienie. Nie miał siły o tym myśleć. Śnieg trzeszczał mu pod nogami, mróz szczypał w uszy. W nocy na pewno będzie zimno. Poczuł, jak ściska mu się żołądek na samą myśl o tym, co go czeka. Że też Elise potrafiła być taka nieugięta, to nie było do niej podobne. Skoro już prawie zgodziła się na to, żeby wrócił - liczył zresztą, że tak będzie - to nie musiała wysyłać go z powrotem do domu. Zostawił im list, w którym tłumaczył, że nie jest w stanie tu dłużej wytrzymać, że woli mieszkać razem z Elsie i dziećmi w biednym domku nad rzeką niż wysłuchiwać kłótni w pokojach we dworze. Mógł znaleźć sobie jakiś materac i spać w kuchni w domku majstra, co na pewno nie przeszkadzałoby Elise, przywykłej do jeszcze większej ciasnoty. Nabrał powietrza i głęboko westchnął. Jak mógł być tak głupi, żeby zadać się z dziewczyną taką jak Signe? Przecież pilnował się przez cały czas służby w wojsku. Był tak zakochany w Elise, że nie wiedział, co robić ze szczęścia. Kiedy w końcu ją dostał, czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Gdyby ktoś wtedy powiedział mu, że minie kilka miesięcy, a on ją zdradzi, nie uwierzyłby. Nawet teraz trudno mu było to zrozumieć. Signe była nikim, była głupia i miała pstro w głowie. Zajmowało ją jedynie zagarnianie dla siebie, brała, nie dając nic w zamian. Dlaczego od razu jej nie przejrzał? Co sprawiło, że uległ nagłemu i nieoczekiwanemu pożądaniu, skoro tęsknił za Elise i tylko marzył o tym, żeby do niej wrócić? I jak to się stało, że ciągnął dalej tę znajomość, mając cały czas wyrzuty sumienia i czując się winny? Pokręcił głową. Jakby nagle przestał być sobą i stał się kimś innym. To było możliwe? Czy inni też tego doświadczali? Wtedy myślał, że Signe jest inna. Pamiętał, jaka była ciepła i serdeczna, pełna temperamentu i zmysłowa. Czuł się, jakby był pijany, a im więcej dostawał, tym więcej pragnął. Kiedy teraz o tym myślał, czuł w ustach przykry smak, tym bardziej że wiedział, że z jej strony była to gra. Jakby podsycała albo wygaszała płomień w zależności od tego, co chciała osiągnąć.

Nawet kiedy w zeszłym roku w Wigilię, gdy on już o wszystkim zapomniał, zjawiła się cała zapłakana, jeszcze jej nie przejrzał, tylko jej współczuł. A to Elise powinien był współczuć. To ona przeżywała jego zdradę, czuła zawód i wstyd. To ona została sama z wszystkimi kłopotami, z biedą, odpowiedzialnością za braci i za Hugo. I poczuciem goryczy, zła na niego, który ją zawiódł. Wciąż była tak samo piękna, ciąża jej służyła. Była tak samo miła i dobra dla chłopców, ale zauważył też coś nowego, jakąś większą stanowczość i wolę działania. Imponowało mu, że przyjęto jej opowiadania, ale nie podobało mu się, że postanowiła iść właśnie taką drogą. Od samego początku wiedział, że jest mądra, miał przeczucie, że może zostać kimś. Ale pisarką...? Pokręcił głową. Niewiele kobiet się na to ważyło, a te, które zdobyły się, by rzucić wyzwanie krytykom i pokonać opór, zwykle pochodziły z innej warstwy społecznej i miały wsparcie swoich potężnych mężów. Elise nie mogła sobie pozwolić, by szydzono z niej i ją poniżano, by ją potępiano. Nie miała sił, by znosić upokorzenia. Jeśli zamierza nadal pisać, musi przekonać ją, żeby robiła to pod pseudonimem. Poza tym niech znajdzie sobie inne tematy. Kto zechce czytać o robotnicy, która rzuciła się do rzeki, bo nie chciała skończyć na ulicy? Czy o dziewczynach, które sprzedawały swoje ciała pierwszemu lepszemu w Vaterlandzie? O tym na pewno też pisała. Wzdrygnął się. W oknach dostrzegł blask światła, jeszcze się nie położyli. Poza tym mieli gości, na pewno będą starali się powstrzymać emocje przynajmniej do końca wieczoru. Poczuł, że ma ściśnięty żołądek. Niewątpliwie dojdzie do awantury, gorszej niż wszystkie poprzednie, ale nie miał wyboru. Elise postawiła mu warunek: jeśli chce do niej wrócić, musi się rozmówić z Signe i ze swoimi rodzicami. Jakby tego nie było dość, kazała mu też znaleźć pracę i większe mieszkanie. Stała się dziwnie stanowcza. A na dodatek wcale nie obiecała mu, że na pewno zechce przyjąć go z powrotem. Na pewno nie będzie łatwo znaleźć jakiś mały domek do wynajęcia czy pracę. Co zrobi ze sobą do tego czasu? Signe i matka z pewnością zrobią taką awanturę, że będzie chciał uciec od nich jak najszybciej. Nie rozumiał, dlaczego nie mogli mieszkać w domku majstra do czasu, aż znajdą coś lepszego. Chłopcy mieli blisko do szkoły, poza tym lubili domek, w pobliżu mieszkali ich koledzy. Czyżby Elise obawiała się plotek? To nie było do niej podobne. Ależ dom pięknie wyglądał, aż zachęcał do wejścia, w oknach paliły się świeczki, śnieg leżał na dachu, biały i ciężki skrzył się w świetle księżyca, który wisiał blady nad wierzchołkami drzew. Był to najpiękniejszy dwór w promieniu kilku mil, i należał do niego.