FRID INGULSTAD
TĘSKNOTA
Saga Wiatr Nadziei
część 15
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, marzec 1907 roku
Elise otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale ze ściśniętego gardła nie mogła wydobyć
słowa. Patrzyła oniemiała na nowego przyjaciela Emanuela i nogi się pod nią ugięły. Chwycił
ją przeraźliwy strach, serce łomotało jej w piersi, a w głowie kłębiły się najkoszmarniejsze
myśli.
- Ale... Może się nie zrozumieliście? - wykrztusiła wreszcie z siebie. - Może czeka na
ciebie w innym miejscu?
Paul Schwencke pokręcił głową.
- Umówiliśmy się przed wejściem. Gdy go tam nie zastałem, wszedłem na wszelki
wypadek do środka, a potem przeszukałem całą restaurację. Wydało mi się w najwyższym
stopniu dziwne, że Emanuel nie przyszedł, bo odniosłem wrażenie, że bardzo się ucieszył z
mojej propozycji, by napić się kawy w Hasselbakken, a potem odbyć przechadzkę na
Wzgórze Świętego Jana. Dziś wieczorem miał się odbyć ciekawy koncert w muszli koncerto-
wej.
Elise gorączkowo doszukiwała się jakiegoś wyjaśnienia, nie dopuszczając nawet do
siebie myśli, że Emanuel znów uciekł po kryjomu.
- Może coś się wydarzyło w jego rodzinie? Może pogorszył się nagle stan zdrowia
jego mamy?
- Pomyślałem sobie dokładnie to samo, bo wspominał mi o chorobie matki.
Zapytałem więc pannę Carlsen, czy Emanuel otrzymał z domu jakiś telegram. Niestety,
Carlsenowie nic nie wiedzą, choć pogorszenie zdrowia pani Ringstad uważają' za mało
prawdopodobne. „Wiedzielibyśmy wówczas coś o tym, bo przecież Ringstadowie są naszymi
bliskimi przyjaciółmi”, oświadczyła mi panna Carlsen.
Nagle Elise przypomniała sobie wyraz twarzy Emanuela, gdy zobaczył list od Johana.
Czy to możliwe, aby wywołał w nim taką złość i zazdrość? Przecież powiedziała mu, że
może sobie przeczytać! Tyle że jemu nie pozwalała na to duma. Może pomyślał, że w liście
jest coś więcej niż tylko informacje dotyczące rękopisu. A może w ogóle mu się nie
spodobało, że to Johan załatwiał jej sprawy, a nie on.
Odgoniła jednak tę myśl. Nawet gdyby obudziła się w nim zazdrość, to z tego powodu
z pewnością nie zawiódłby Schwenckego. Nie! Musi być jakaś inna przyczyna. I to ważna,
skoro Emanuel nie dotrzymał umowy.
- Nic z tego nie rozumiem, panie Schwencke. Coś się musiało zdarzyć - odezwała się
wreszcie Elise. W ustach jej zaschło i z trudem poruszyła językiem. - Bardzo mi przykro, że
zmarnował pan sobie wieczór, jestem jednak pewna, że da się to jakoś wyjaśnić. Gdy tylko
Emanuel się pojawi, przekażę mu, że pan tu był. A może wolałby pan wejść i poczekać?
Schwencke pokręcił głową.
- Dziękuję za zaproszenie, ale chyba wrócę do domu. Emanuel wie, gdzie mieszkam.
Uchylił kapelusza, odwrócił się i wyszedł.
Wróciły z Hildą do środka, a Reidar spojrzał na nie zdziwiony. Zapewne słyszał całą
rozmowę.
- To dziwne - odezwał się z namysłem. - Niemożliwe, by Emanuel nie dotrzymał
umowy bez jakiegoś ważnego powodu.
Hilda była wyraźnie zdenerwowana.
- Tam, gdzie dziś sprzątałam, słyszałam, że jakiś mężczyzna został pobity przy
moście Bentsebrua. Nieprzytomnego odwieziono go do szpitala.
Elise popatrzyła na nią przerażona i osunęła się na stołek. Nie była w stanie składać
dalej wysuszonego prania.
- Dlaczego od razu wyobrażać sobie najgorsze? - próbował je uspokoić Reidar. -
Może po prostu nieoczekiwanie zjawił się z wizytą jego ojciec?
- Gdyby tak było, Emanuel poszedłby do restauracji Hasselbakken, by powiadomić
Schwenckego o zmianie planów - sprzeciwiła się Elise, a Hilda ją poparła.
- Ale zdaje się, że zaglądał tu w drodze z biura? - zapytała.
- Tak, rozmawialiśmy przez chwilę. Był ożywiony, miał dobry humor i cieszył się na
spotkanie ze Schwenckem.
- Tymczasem Carlsenowie utrzymują, że do nich nie dotarł. Coś się więc musiało
wydarzyć w drodze pomiędzy domem nad rzeką a szczytem wzgórza Aker.
- To niemożliwe - pokręcił głową Reidar.
- Ale kiedyś już Emanuela napadli, i to na parę dni przed ich ślubem! Ktoś go
zaatakował od tyłu tak, że stracił przytomność.
Elise zaprotestowała.
- To całkiem inna sprawa. Wtedy zapewne stała za tym banda Lorta - Andersa, teraz
natomiast nie wydaje mi się, by Emanuel miał jakichś wrogów.
Reidar posłał jej zdezorientowane spojrzenie.
- A kim jest Lort - Anders i co on ma do Emanuela?
- Lort - Anders to stary znajomy Johana. Nie wiem na pewno, podejrzewam jedynie,
że to jego kompani napadli na Emanuela. Wściekli się, że zamierzam poślubić Emanuela,
skoro byłam zaręczona z Johanem, nim trafił do więzienia. Johan i Lort - Anders razem
odsiadywali karę w twierdzy Akershus i żaden z nich nie miał pojęcia, że zostałam
zgwałcona i w wyniku tego zaszłam w ciążę.
- Czyli że ani Johan, ani ty nie mieliście już później z nimi do czynienia?
Pokręciła głową.
- Johan odwrócił się od nich, kiedy zrozumiał, jakie to bandziory. Ja też nie spotkałam
później nikogo z bandy. Nie licząc Ansgara Mathiesena, który też nie chce mieć z nimi nic
wspólnego. To te oprychy podjudziły go, by na mnie napadł, mimo że wiedzieli, iż jestem
narzeczoną Johana, co tylko dowodzi, jacy to ludzie.
- Nie sądzę, by coś usprawiedliwiało tego, który dał się podjudzić - skomentował
sucho Reidar.
- Zgadzam się z tobą, tyle że Ansgar przynajmniej okazał żal i bardzo cierpiał z tego
powodu. Pamiętaj, że dwukrotnie próbował odebrać sobie życie.
- A po co my w ogóle rozmawiamy teraz o Ansgarze? - Hilda najwyraźniej miała dość
wysłuchiwania tej historii. - Zastanówmy się raczej, gdzie jest Emanuel!
Elise wstała i oznajmiła:
- Zajrzę do Anny i Torkilda. Jeśli Emanuel potrzebował jakiejś pomocy,
niewykluczone, że zwrócił się do nich.
- A może jeszcze trochę poczekać? Kto wie, czy lada chwila się nie zjawi? -
zastanawiała się Hilda, ale Elise pokręciła głową.
- Mam przeczucie, że coś się stało.
Nie miała siły wyjawić, co jej się tłucze po głowie. Zastanawiała się, czy Emanuel
nagle nie pożałował swojej decyzji, przekonawszy się po raz kolejny, że nie jest urodzony do
życia nad rzeką.
Co ja teraz zrobię? - myślała gorączkowo. Nie mam pracy, nie wiadomo, czy moja
książka zostanie wydana, a bez dochodów Emanuela nie dam rady wynająć domu na
Hammergaten. Tymczasem Hilda i Reidar liczą na to, że będą mieli cały dom dla siebie,
kiedy wprowadzi się Isac.
- Podejrzewasz, co się mogło stać? - Hilda posłała jej pytające spojrzenie.
- Nie, mam jedynie przeczucie, że coś niedobrego.
W powietrzu czuło się wiosnę. Powiewał łagodny wiaterek, a krzaki bzu obsiadła
gromada świergoczących ptaków. Normalnie cieszyłaby ją każda najmniejsza oznaka
nadchodzącej wiosny, dziś jednak była zbyt zdenerwowana, by to zauważyć. Co się stało? -
zastanawiała się wciąż na nowo. Uciekł? Przydarzyło mu się jakieś nieszczęście? Może Hilda
ma rację, że padł ofiarą jakichś zbirów? W okolicy nierzadko dochodziło do pobić, kręciło się
tu tylu różnych pijaków. Zresztą trudno się dziwić, że niektórzy, żyjąc w biedzie i nędzy,
zdesperowani uciekają się do przemocy.
Strach ją paraliżował. Żałowała, że była dla Emanuela taka surowa. Które kobiety stać
na to, by stawiać mężowi warunki, nim pozwolą mu wrócić do domu? Może tego właśnie nie
mógł znieść i dlatego odszedł?
Jenny opowiadała, że jej matka i kobiety z sąsiedztwa cieszyły się, gdy ich mężowie
znaleźli sobie inną, bo na jakiś czas miały spokój i nie musiały bez przerwy rodzić dzieci.
Tak wyglądało życie nad rzeką.
Czemu nie potrafi spojrzeć w oczy prawdzie, że dla niej i Johana nie ma przyszłości?
Pomimo tego, że ją zdradził, Emanuel nie jest złym człowiekiem. Gdyby nie naciski matki i
Signe, nigdy nie wyjechałby do Ringstad, nie potrafił się im jednak przeciwstawić. Potem
bardzo żałował, że tak postąpił, i odkąd wrócił do Kristianii, starał się na wszelkie sposoby,
żeby wszystko naprawić. Ilu mężów zaofiarowałoby się pilnować dzieci, gdy żona szła
pomagać innej rodzinie? A Emanuel wielokrotnie ostatnio zastępował ją przy maluchach. I
chociaż nie jest tym jedynym mężczyzną, którego kocha nad życie i z którym pragnęłaby
dzielić dni, miesiące i lata, to jednak nie da się zaprzeczyć, że to dobry człowiek. Przeżyli
wspólnie wiele miłych chwil, przy nim czuje się bezpiecznie, a chłopcy go lubią. Powinna
była mu okazać więcej przyjaźni i bardziej docenić to, że wrócił. Teraz być może jest już za
późno.
Na samą myśl o tym przeszły ją dreszcze.
Zawszę ogarniało ją dziwne uczucie, gdy wchodziła do Andersen - garden.
Nachodziła ją tęsknota przemieszana ze smutkiem. Przecież tu razem z Johanem przeżywali
radość pierwszego zakochania, tu ukrywali się na ciemnej klatce schodowej, by pobyć przez
chwilę we dwoje. Ale to także tu dygotała ze strachu, że ojciec znów wróci pijany, tu
zmęczona wchodziła na górę po długim i ciężkim dniu pracy, z lękiem w sercu, czy zastanie
mamę przy życiu. Z tym miejscem łączyło się tyle wspomnień! Dobre i wesołe przeplatały
się z przykrymi.
Usłyszawszy za drzwiami głosy, domyśliła się, że Torkild i Anna są w domu. Gdy
tylko zapukała do drzwi, rozległo się wesołe wołanie Anny: „Proszę!”
Siedzieli przy stole kuchennym przy zapalonej lampie naftowej. Na stole stały
filiżanki z kawą, a obok talerzyk z ciastkami. Torkild czytał na głos książkę, a Anna coś
dziergała. Tych dwoje potrafiło ze sobą spędzać mile czas.
Twarz Anny rozpromieniła się.
- Elise? Ależ miła niespodzianka! Usiądź z nami i napij się kawy!
- Widzieliście może Emanuela? - zapytała.
- Emanuela? - popatrzyli na nią zdumieni. - A wybierał się do nas?
Elise siadła na stołku, który podsunął jej Torkild, i oznajmiła:
- Zaginął bez śladu.
- Jak to zaginął? - Anna zmarszczyła czoło, nic nie rozumiejąc.
Elise pośpiesznie opowiedziała, co się zdarzyło.
- Pomyślałam, że może Emanuel był tutaj, żeby z tobą pomówić, Torkild. To znaczy,
jeśli miał jakiś kłopot.
Sama słyszała, jak głupio to zabrzmiało. Przecież gdyby Emanuel miał jakieś
zmartwienie poza tymi, których nabawił się wcześniej, na pewno by zauważyła. A jeśli
obraził się o ten list od Johana, siostra Johana byłaby ostatnią osobą, do której by się z tym
zwrócił. Zresztą jakiego kłopotu mógłby się nabawić po drodze od niej do Carlsenów? Nie,
musiało się wydarzyć jakieś nieszczęście.
Torkild pokręcił głową, a u nasady nosa utworzyła mu się głęboka bruzda.
- Dziwne - powiedział. - Gdyby coś stanęło na przeszkodzie, Emanuel zatroszczyłby
się, by powiadomić o tym pana Schwencke. Ale skoro Carlsenowie go nie widzieli, to
znaczy, że zmienił plany po wyjściu od ciebie. Nie zauważyłaś czasem, że coś go dręczy?
- Nie, przeciwnie, od dawna nie widziałam go w tak dobrym humorze. Cieszył się na
spotkanie ze Schwenckem i radowało go, że wkrótce się przeprowadzimy. Powiedział, że
spakował już walizkę i powiadomił ojca, że chce zabrać swoje meble. Proponował, żebyśmy
się wybrali w niedzielę na spacer na Hammergaten - urwała i dodała z ociąganiem: - Jedyne...
- Jedyne... co? - pomógł jej Torkild.
- Zauważył, że dostałam list od Johana. Wydawało mi się, że dostrzegłam w jego
oczach lęk. Proponowałam, że może sobie przeczytać, bo Johan pisał mi jedynie o rękopisie,
ale on nie chciał...
- Jest zbyt dumny. Pokiwała głową.
- Mimo to nie wydaje mi się, żeby przejął się tym listem do tego stopnia, iż nie
poszedł na spotkanie ze Schwenckem.
- Emanuel dotrzymuje umów. Na pewno powiadomiłby Schwenckego o zmianie
planów.
Elise zauważyła, że Anna nie bierze udziału w rozmowie. W przeciwieństwie do
Torkilda nie miała najlepszego zdania o Emanuelu. Zresztą trudno się dziwić, skoro wolałaby
widzieć u boku Elise Johana.
- Nie pojmuję, co się mogło stać - kręciła głową Elise. - Pierwsze, co przyszło mi do
głowy, to że miał wypadek, ale przecież do tej pory doszłaby do nas już jakaś wiadomość.
Hilda obawia się, że został napadnięty, podobnie jak niedawno jakiś mężczyzna przy
Bentsebrua.
- Ale wówczas zjawiłaby się u was policja i powiadomiła o wszystkim. W końcu
jesteś jego żoną.
Zapadło milczenie.
Anna chciała coś powiedzieć, ale rozmyśliła się. Po chwili jednak rzekła mimo
wszystko:
- Jesteś pewna, że i tym razem nie wymyślił jakiegoś głupstwa? Sama wiesz, jak to
jest: „Złodziej na zawsze pozostanie złodziejem, a kłamca kłamcą”.
Elise poczuła, jak oblewa się rumieńcem.
- Nie mogę przysiąc, że Emanuel już nigdy nie zrobi niczego głupiego, nie sądzę
jednak, by po raz kolejny mnie zawiódł. Był taki skruszony i bardzo żałował tego, co się
wydarzyło. Stara się, jak może, by wszystko naprawić - oświadczyła.
Takie słowa wydawały się jej właściwe w danym momencie. Za nic w świecie nie
przyznałaby się do tego, że i ją dręczą podobne wątpliwości.
Torkild przyznał jej rację.
- Zgadzam się z tobą, Elise. Emanuel dostał sromotną nauczkę za to, że tak cię
zawiódł. Bardzo cierpiał z tego powodu. Znam go lepiej niż kogokolwiek. Przyznaję, że nie
spodziewałbym się po nim, że jest zdolny do takiego postępku, ale jestem przekonany, że już
nigdy nie popełni tego samego błędu.
Anna nie odezwała się.
- Muszę popytać naokoło - oświadczyła Elise, podnosząc się ze stołka. - Przecież ktoś
go musiał widzieć idącego z domu majstra na wzgórze Aker. Gdzieś na tym odcinku musiało
się zdarzyć coś, co skłoniło go do zmiany planów.
Anna popatrzyła na nią z troską.
- Może nie warto się tak denerwować? Poczekaj do jutra! Zobaczysz, zjawi się i
wszystko ci wyjaśni. Na pewno okaże się, że nie było powodu do zmartwień!
Elise spojrzała na przyjaciółkę, która najwyraźniej nie dała się przekonać, że
Emanuelowi można do końca zaufać.
- Zobaczę jeszcze - uśmiechnęła się do obojga. - Jak miło tu u was. Co czytacie?
- Związek młodzieży Henryka Ibsena.
- Mam nadzieję, że kiedyś opowiecie mi treść. Ja, niestety, nie mam już czasu na
czytanie i bardzo mi tego brakuje.
- Oczywiście, że ci opowiemy, Elise! - uśmiechnęła się Anna. - Powodzenia w
poszukiwaniach! Emanuel na pewno się odnajdzie.
Dziwne, z jakim spokojem przyjęła to Anna - rozmyślała Elise, schodząc po
schodach. Jest przecież z natury takim dobrym człowiekiem. Wprawdzie nie była
zadowolona, że Emanuel znów zamieszka z Elise, jednak nie pasowało do niej, by się
całkiem nie przejąć jego zniknięciem. Torkild zareagował całkiem inaczej. Anna zapewne
sądzi, że Emanuel znów uciekł do Signe albo wymyślił coś innego. Całkiem straciła w niego
wiarę.
W napięciu Elise weszła do domu, ale natychmiast doznała zawodu. Hilda,
spojrzawszy na nią, pokręciła tylko głową, a po chwili rzekła zmartwiona:
- Nie było go.
Chłopcy wrócili do domu po pracy i usiedli do lekcji. Kristian posłał siostrze pytające
spojrzenie:
- Jak myślisz, Elise, co mu się mogło stać?
- Nie wiem. To zupełnie niezrozumiałe. Niemożliwe, by Emanuel tak bez powodu nie
przyszedł na umówione spotkanie.
- Evert myśli, że Lort - Anders go zabił - wtrącił Peder przestraszony.
Evert głośno zaprotestował:
- Kłamiesz! Powiedziałem tylko, że można by go o to podejrzewać, gdyby nie siedział
w więzieniu.
- Na jedno wychodzi. Skąd wiesz, może uciekł z twierdzy Akershus i zaczaił się
gdzieś w pobliżu? - rzucił Peder i popatrzył ze strachem w ciemne okno.
- Dajcie już spokój! - upomniała ich Elise i dorzuciła drewno do pieca, po czym
zabrała się do gotowania owsianki.
Hugo położyła już na noc, a Jensine dopiero za jakiś czas będzie musiała przewinąć i
nakarmić.
- Jeśli do jutra rana nic się nie wyjaśni, pójdę na posterunek policji na Maridalsveien i
spróbuję się tam czegoś dowiedzieć. Na pewno jest jakieś rozsądne wyjaśnienie tej sytuacji.
Emanuel byłby zażenowany, gdybym wzywała policję bez powodu.
Reidar przysiadł na skrzynce do drewna, by na stole zrobić chłopcom miejsce do
odrabiania lekcji.
- Zgadzam się. Gdyby doszło do jakiegoś przestępstwa, na pewno byśmy już o tym
usłyszeli. Podobnie by było, gdyby Emanuel miał jakiś wypadek. Może po prostu gwałtownie
źle się poczuł i odwieziono go do doktora albo dostał nieoczekiwanie jakąś wiadomość i
musiał pośpiesznie wyjechać, ze zdenerwowania zapominając o umówionym spotkaniu.
Elise zerknęła na niego i zapytała:
- A cóż to mogłaby być za wiadomość, na Boga? Reidar wzruszył ramionami.
- Nie wiem, próbuję jedynie znaleźć jakieś wyjaśnienie.
- Może Signe z żalu, że Emanuel jej nie chce, utopiła się w rzece? - wtrącił Peder,
patrząc na nich niewinnie.
Hilda zdenerwowała się.
- Przestań już, Peder! Dosyć już różnych ludzi tu, w okolicy, wybrała taki koniec. Nie
trzeba, by jeszcze jacyś obcy szli ich śladem. Poza tym wydaje mi się, że Signe wcale go nie
kocha. Jej zależało tylko na jego pieniądzach.
- Pieniądzach? - Evert podniósł zdziwiony wzrok znad rachunków. - Myślałem, że
Emanuel nie zarabia zbyt dużo. Przecież pracuje dopiero od paru dni.
- Głupi jesteś? Nie rozumiesz, że chodzi o jego dwór? - Peder popatrzył na niego z
wyższością. - Wystarczy, że oni tam sprzedadzą krowę, a przez pięć lat mogą jeść codziennie
lapskaus z ziemniakami i warzywami.
Na samą myśl zabłysły mu oczy.
Elise słuchała ich jednym uchem, zastanawiając się na głos:
- Może powinnam najpierw pójść do zakładów Myren i tam zapytać?
Reidar ją poparł.
- Najlepiej pójdź tam wcześnie rano! Sprawdzisz, czy o zwykłej porze pojawi się w
biurze, a jeśli nie, to na pewno dowiesz się, czemu go nie ma.
- A może powinnam pójść do Carlsenów i dowiedzieć się, czy nie wrócił. Trochę mi
niezręcznie iść do niego do biura i się przyznać, że nie wiem, gdzie jest Emanuel. Wciąż
mimo wszystko jesteśmy małżeństwem!
Hilda pokręciła gwałtownie głową.
- Moim zdaniem nie ma sensu, byś tam szła. Przecież to przyjaciele jego rodziców i
na pewno też ich oburzyło, że Emanuel postanowił do ciebie wrócić. Zapewne już sam
dźwięk twojego imienia działa na nich jak płachta na byka. A jeśli odniosą wrażenie, że nie
do końca mu ufasz i obawiasz się, że znów uciekł, będą mieli powód do triumfu.
Peder podniósł znad zeszytu przerażony wzrok.
- Znów uciekł? Naprawdę myślisz, Elise, że to zrobił?
- Nie, Peder, oczywiście, że nie. Przecież mamy się razem przeprowadzić do domu na
Hammergaten. Emanuel cieszył się bardzo, gdy udało mu się go wynająć.
Ale Peder nie był do końca przekonany.
- Może Signe znów spodziewa się dziecka?
Elise poczuła, że się czerwieni, i rzuciła ostrzej, niż zamierzała:
- Przestań opowiadać głupoty! To, co się stało w zeszłym roku, nigdy nie miałoby
miejsca, gdyby nie mobilizacja, pilnowanie granicy i strach przed wybuchem wojny. Jestem
pewna, że więcej się to nie powtórzy.
- Niech diabli porwą tych Szwedów! - rzucił Evert impulsywnie i przerażony swoimi
słowami zasłonił usta. - Przepraszam, Elise.
Posłała mu surowe spojrzenie, ale nie zrugała go. By jednak odwrócić uwagę
chłopców, zagadnęła Reidara:
- Było dziś coś ciekawego w „Svaerta”?
- Umarł Georg Stang.
- A kto to taki? - zdziwiła się Hilda.
- Ależ Hildo - westchnęła Elise i popatrzyła na siostrę zrezygnowana. - Nie pamiętasz,
że to nasz minister obrony? A poza tym najzagorzalszy przeciwnik zlikwidowania
fortyfikacji granicznych podczas rokowań w Karlstad, które doprowadziły do ugody i
pokojowego rozwiązania unii ze Szwedami. - A zwróciwszy się ponownie do Reidara,
zapytała: - Przeczytałeś coś jeszcze ciekawego?
- Tak, podobno Norwegowie wkrótce przeboleją likwidację fortyfikacji. Dzięki
odzyskaniu państwowości przejawiamy większą inicjatywę i nabraliśmy pewności siebie
także w dziedzinie ekonomicznej.
- Zastanawiam się, o jakich Norwegach mowa - rzuciła oschle Hilda. - Ja, niestety, nie
zauważyłam wokół żadnej poprawy ekonomicznej, wzrostu pewności siebie ani inicjatywy.
- No i jeszcze było tu coś o Cyganach - ciągnął Reidar, nie przejmując się uwagami
Hildy. - Przewodniczący Związku do spraw Przeciwdziałania Włóczęgostwu, pastor Jacob
Walnum, napisał, w jaki sposób z włóczęgów uczynić pożytecznych obywateli. - Rozłożył
gazetę i przeczytał na głos: - Praca jest obowiązkiem każdego człowieka, a kto żyje jak
pasożyt, popełnia przestępstwo. Uprawianie ziemi, w przeciwieństwie do rzemiosła, ma
działanie edukacyjne, uczy i wychowuje.
Elise i Hilda wymieniły spojrzenia. Elise wiedziała, że siostra, podobnie jak ona sama,
za każdym razem, gdy ktoś wypowiadał słowo „Cygan”, czuła przenikający ją lęk.
Wprawdzie mało kto wiedział, że w żyłach ich ojca płynęła cygańska krew, ale czy dużo
trzeba, by ktoś to zwęszył i rozdmuchał?
- Co tam jeszcze ciekawego? - zapytała, nie chcąc, by chłopcy podjęli ten temat.
Słyszała wystarczająco wiele historii o cygańskich dzieciach siłą odbieranych rodzicom i
rozłączonych z nimi na zawsze.
- Jest też wyjaśnienie Ministerstwa Opieki Społecznej na temat pracy zarobkowej
dzieci. Chcecie posłuchać?
Hilda prychnęła.
- Nam to dobrze znany temat. Nie ma nic ciekawszego?
- Ja chętnie posłucham - wtrąciła się Elise. Reidar zaczął czytać:
- Nie da się zaprzeczyć, że przy obecnej sytuacji ekonomicznej niektórych grup
społecznych praca dzieci jest koniecznością. W rodzinach wielodzietnych ojciec czy oboje
rodzice nie zawsze są w stanie zarobić na utrzymanie całej gromady. W takich rodzinach
dzieci muszą, na ile im siły pozwalają, wstąpić w szeregi pracujących i podjąć walkę o byt.
Zarabiają na własne utrzymanie albo na jedzenie dla młodszego rodzeństwa lub niezdolnych
do pracy matki lub ojca. Innymi słowy do podejmowania pracy w bardzo młodym wieku
zmusza dzieci bez względu na skutki smutna konieczność.
Kristian, choć pochylony nad lekcjami, chłonął uważnie chyba każde słowo, bo
wtrącił się:
- Spotkałem wczoraj Olę na Maridalsveien. Już od paru lat nie chodzi do szkoły. Jego
ojciec postarał się, by go zwolnili z obowiązkowej nauki, ponieważ chłopak musi pracować.
Elise pokręciła z dezaprobatą głową.
- To wstyd. Przecież oboje jego rodzice mają pracę, a w domu jest ich tylko pięcioro
rodzeństwa. Jestem pewna, że daliby radę tak samo jak my, gdyby tylko żyli skromniej. Bez
szkoły chłopak daleko nie zajdzie.
Evert głośno odsunął stołek i wstał, oznajmiając:
- Gotowe!
Peder zerknął na niego z zazdrością, bo jemu jak zwykle zostało jeszcze dużo do
odrobienia.
Hilda podeszła do okna i wyjrzała w wieczorny mrok.
- Co z tym Emanuelem? Domyślacie się, gdzie on może być?
Elise poczuła znowu, jak łapie ją strach. O tak późnej porze trudno spodziewać się
jakichś wieści. Schwencke wie, że się denerwuję, pomyślała. Gdyby tylko dowiedział się
czegoś, na pewno by zajrzał.
Co się mogło stać?
ROZDZIAŁ DRUGI
W nocy było zimno i rankiem, kiedy Elise otulała Jensine w wózku grubą kołderką, a
ciepło ubranego Hugo sadzała na twardej deseczce wózka, wciąż unosiły się nad rzeką
mroźne opary.
Prawie nie spała w nocy, myślała jedynie o tym, co mogło się przytrafić Emanuelowi i
co zrobi, jeśli mąż się nie pojawi. Nie stać jej na wynajęcie domu na Hammergaten bez jego
pensji. Czy jednak Reidar wytrzyma z nimi wszystkimi, kiedy w domu dodatkowo pojawi się
Braciszek? Muszę pójść do pani Borresen i poprosić, bym mogła wrócić do pracy za ladą,
postanowiła w duchu. Tylko czy ta posada jest jeszcze wolna? Tego nie była bynajmniej
pewna. Może uda mi się umieścić Hugo w żłobku, a Jensine zabierać będę do pracy? Wózek
z dzieckiem postawię pod wiatą przed sklepem.
Boże drogi, zakładam, że Emanuel znów uciekł. To oczywiście niemożliwe. Torkild
także w to nie wierzy, a on zna go lepiej niż ktokolwiek. Co więc mogło się stać? Przecież
ludzie nie znikają tak ni z tego, ni z owego.
Pójdę do zakładów Myren i tam na pewno się czegoś dowiem, zadecydowała. Może
zastanę Emanuela, który mi wszystko dokładnie wyjaśni, a jeśli go tam nie będzie, wówczas
na pewno jego przełożeni będą powiadomieni, jaki jest powód jego nieobecności.
W fabrykach już dawno zaczął się dzień pracy, kupcy i kanceliści zaś dopiero udawali
się do swych zajęć. Miała nadzieję, że nie spotka nikogo znajomego, na przykład Valborg
czy pani Evertsen, które z pewnością nie omieszkałyby jej zatrzymać i zacząć wypytywać z
ciekawością, co na Boga robi o tak wczesnej porze z dwojgiem maleńkich dzieci, skoro nie
musi iść do pracy. Co by im odpowiedziała?
Jej buty miały tak starte zelówki, że co chwila się ślizgała i gdyby nie przytrzymywała
się wózka, dawno już by upadła. A droga była nierówna, pełna wybojów i lodowych pryzm.
Ciężko było jej pchać wózek, zwłaszcza że dodatkowo na deseczce siedział Hugo. Wilgotny
chłód przenikał przez wełniany szal i szczypał ją w policzki. Pomyślała sobie, że nim dojdzie
do celu, zmarznie na kość. Pewnie będą na nią zerkać z ciekawością i zastanawiać się, co też
Emanuelowi przyszło do głowy, by się ożenić z ubogą robotnicą, która na dodatek nawet nie
jest ładna.
Na szczęście do zakładów nie było tak daleko. Latem razem z Johanem często
spacerowali ulicą Sandakerveien aż do Bentsebrua, skręcali na most, a potem szli w dół do
Myralokka, a stamtąd aż do Voyenbrua i dalej do domu. Obudziło to w niej miłe
wspomnienia, które jednak natychmiast od siebie odsunęła. Teraz nie może myśleć o Johanie,
tylko o Emanuelu.
Emanuel opowiadał o dwóch braciach, którzy w zeszłym stuleciu zakupili dwór
Myren z młynem i tartakiem, i rozpoczęli budowę zakładów mechanicznych, które w krótkim
czasie stały się najważniejszymi w Norwegii. Tartaki nad rzeką przyciągnęły tu ludzi, a
dzięki energii z wody powstały fabryki. W zakładach Myren wykorzystywano siłę
wodospadu, która napędzała młyńskie koła, wyposażenie elektrowni wodnej i maszyny
przemysłowe.
Elise słyszała, że młody Oskar Braaten, który mieszka na Sandakerveien tuż za szkołą
i pracuje w księgarni, powiedział, że rzeka Aker jest najużyteczniejszą i najpracowitszą rzeką
w całej Norwegii. Dziwne! Ktoś inny natomiast stwierdził, że rzeka rozdzieliła
społeczeństwo na bogatych i biednych. Ta myśl wydała jej się niezbyt miła.
Była już niedaleko. Hugo popłakiwał zmarznięty, a Jensine kręciła się niespokojnie.
Elise czekało niełatwe zadanie. Wyobraziła sobie, jak wchodzi do biura z dwojgiem
wrzeszczących dzieci w poszukiwaniu męża.
Emanuel na pewno się nie domyśla, że niepokoję się o niego. Może nie pojawił się
wczoraj na spotkaniu z całkiem prozaicznego powodu i nie będzie w stanie pojąć mojego
zmartwienia. Może nawet wcale nie wie, że był u mnie Schwencke.
W oknach zakładów paliło się światło i dolatywały stamtąd dźwięczne uderzenia
młotów o stal i świdrujące odgłosy wiercenia. Elise minął pośpiesznie młody mężczyzna w
wyglansowanych butach i z wystającym z prawej kieszeni płaszcza drugim śniadaniem. Już
go miała zapytać, w którą stronę powinna się udać, ale zrezygnowała, widząc, że bardzo się
śpieszy. Skierowała się więc ku drzwiom budynku, w którym, jak jej się zdawało,
znajdowały się biura.
Na szczęście Jensine się jeszcze nie obudziła, Elise wzięła więc na ręce Hugo i
zostawiła wózek na zewnątrz. Nabrała głęboko powietrza w płuca i podniosła dumnie głowę.
Sama przecież przekonywała kiedyś Jenny, że nie są niczemu winne, iż miały ojców pijaków.
Nie jest też jej winą, że Emanuel się ulotnił.
W kantorze, do którego weszła, unosił się dym z fajki. Za biurkiem siedział
mężczyzna w zarękawkach i przeglądał jakieś dokumenty. Na podłodze obok niego leżał
rozsypany tytoń i nadpalone zapałki, ale w ogóle podłoga była wyszorowana i pachniała
szarym mydłem.
Mężczyzna nie zwrócił na nią uwagi.
Chrząknęła więc i zaczęła niepewnie:
- Przepraszam...
Zmęczyła się drogą, a Hugo ciążył jej na rękach. Ostrożnie rozejrzała się na boki za
jakimś wolnym krzesłem, na którym mogłaby przysiąść.
Mężczyzna, nie podnosząc głowy znad papierów, rzucił tylko:
- Proszę usiąść na chwilę na skrzynce z drewnem.
Kiwnęła głową z wdzięcznością i usiadła przy piecu, w którym buzował wesoło ogień
i biło od niego ciepło. Pewnie napalono w nim wcześnie rano.
Otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł pośpiesznie młody kancelista w
ciemnym, za ciasnym ubraniu. Rękawy surduta były za krótkie, tak samo jak nogawki
spodni. Na pewno w tym ubraniu przystępował do konfirmacji. Zanim usiadł przy drugim
biurku, zerknął na Elise zaciekawiony. Na niskim stoliku stała czarna maszyna do pisania.
Widziała kiedyś taką na wystawie w sklepie i domyśliła się, do czego służy. Przez chwilę
przyglądała się jej uważnie. Pomyśleć, gdyby miała taką...
Do pomieszczenia wdarł się chłodny powiew. Listonosz położył stertę listów na
kontuarze, po czym wyszedł bez słowa. Wkrótce drzwi znów się otworzyły i pojawił się
starszy pan w kaloszach, w wykrochmalonej koszuli, czarnym krawacie i z posiwiałymi
wąsami. Po uprzejmym „dzień dobry” nie odezwał się więcej, póki nie zdjął płaszcza i nie
włożył biurowej marynarki. Wszystkie czynności wykonywał powoli i z pedanterią. Następ-
nie oparł się mankietami o blat biurka, odwrócił się do Elise i zapytał:
- Czym mogę służyć?
Wstała i podeszła parę kroków bliżej, zażenowana, że będzie musiała wyłożyć swoją
sprawę na głos przy wszystkich.
- Nazywam się Elise Ringstad. jestem żoną nowego kancelisty Emanuela Ringstada.
- Ach tak - uśmiechnął się zachęcająco, choć nie mógł nie zauważyć jej chustki i
skromnego ubrania. - Wydaje mi się, że to porządny człowiek i bardzo zdolny.
- Dziękuję. Nie wiem, czy... Czy byłaby możliwość, by zamienić z nim parę słów?
Starszy pan odwrócił się do zapracowanego kancelisty i zapytał:
- Czy pan Ringstad już przyszedł?
Mężczyzna oderwał się od papierów i podniósł wzrok.
- Ringstad? Nie, nie widziałem go.
Elise poczuła ukłucie w sercu. A więc to prawda. Emanuel zniknął.
Starszy pan wyjął zegarek z kieszonki kamizelki.
- Dziwne. Powinien tu już być od pół godziny. - Zdziwiony popatrzył na Elise. -
Wyszedł z domu o zwykłej porze?
Elise poczuła, jak palą ją policzki.
- Mąż... nocował u przyjaciół rodziny.
Urzędnik nie spuszczał jej z oczu, jakby domagając się dalszych wyjaśnień.
- Zamierzamy się przeprowadzić na Hammergaten - dodała pośpiesznie. - Będziemy
mieć tam więcej miejsca. Tymczasem mąż zamieszkuje u państwa Carlsen na wzgórzu Aker.
Miała nadzieję, że wymieniając tę elegancką dzielnicę, poprawi nieco niezbyt
korzystne wrażenie.
- To znaczy, że pani nie wie, czy wyszedł do pracy o zwykłej porze?
Pokręciła głową. Starszy pan wydawał się przyjazny i wyrozumiały, zdobyła się więc
na odwagę, by opowiedzieć, jak było.
- Wczoraj po pracy przyszedł do domu, a potem udał się do restauracji Hasselbakken,
gdzie był umówiony z przyjacielem. Tymczasem nieoczekiwanie zjawił się u mnie
wieczorem ów przyjaciel i powiedział, że mąż nie zjawił się w umówionym miejscu.
Zaniepokoiłam się.
Kancelista zmarszczył czoło zdezorientowany.
- Ale sprawdzała pani u jego gospodarzy? Może oni coś wiedzą? /
- Tak, to znaczy nie ja, tylko pan Schwencke, przyjaciel, z którym był umówiony.
Nikt tam nie widział wczoraj mojego męża.
Zauważyła, że pozostali kanceliści przestali przeglądać papiery i spojrzeli w jej
stronę.
- A nie pytała pani może później wieczorem albo dziś rano?
Czuła, że jeszcze bardziej poczerwieniała.
- Ja... Nie mogłam tam pójść ze względu na dzieci. Na zewnątrz zostawiłam
niemowlę, które karmię piersią.
Pokiwał głową ze zrozumieniem i popatrzywszy na nią zamyślony, zwrócił się do
pochylonego nad papierami kancelisty.
- Mortensen? Zostałeś może powiadomiony, że pan Ring - stad dziś się nie stawi w
pracy?
Mortensen pokręcił głową.
- Nie, nie widziałem go ani z nim nie rozmawiałem.
- Czy ci państwo Carlsenowie mają telefon, pani Ringstad? Przytaknęła.
Starszy pan ponownie zwrócił się do zapracowanego kancelisty.
- Mortensen, może pan zadzwonić na centralę i poprosić o połączenie z Carlsenami ze
wzgórza Aker?
Kancelista, nieco poirytowany, wykonał polecenie. Najwyraźniej uważał, że ma zbyt
dużo pracy, by mu przerywać takimi sprawami.
Przez chwilę czekali w milczeniu. Nawet młody mężczyzna w garniturze od
konfirmacji wydawał się zaciekawiony. Wreszcie Mortensen uzyskał połączenie.
- Dzwonię z zakładów Myren. Czy mógłbym rozmawiać z panem Emanuelem
Ringstadem?
Nastąpiła cisza i wszyscy w napięciu czekali na odpowiedź.
- Ach nie. Dziękuję bardzo.
Odłożył słuchawkę i podniósłszy wzrok, oznajmił:
- Ringstad nie wrócił na noc, a państwo jeszcze śpią.
Elise poczuła, jak krew odpływa jej z głowy. Nie wrócił na noc... To znaczy, że stało
się coś poważnego.
Starszy pan za kontuarem posłał jej współczujące spojrzenie, ale nie wydawał się
zmartwiony. Zapewne sądził, że Emanuel po prostu gdzieś się zawieruszył.
Wymamrotawszy podziękowanie, odwróciła się i skierowała do wyjścia. Płacz dławił
ją w gardle.
Gdy wyszła z budynku, usłyszała dolatujący z wózka płacz Jensine. Hugo, który
niechętnie opuścił ciepłe biuro, szarpał się i wyrywał jej z rąk. Gdy mu jednak nie pozwoliła
zejść, on także uderzył w płacz. W tej samej chwili otworzyły się sąsiednie drzwi i dwóch
robotników wyniosło duże koło zębate. Zerknęli na nią i zażartowali:
- Co tam, złotko? Stoisz tu i czekasz na wypłatę? Wybrałaś zły dzień. Przyjdź w
piątek!
Odeszli, zanosząc się od śmiechu.
Elise stanowczo posadziła Hugo na deseczce na wózku i ruszyła szybkim krokiem.
Dobrze wiedziała, że wiele żon wyczekuje przed fabrykami i zakładami w dniu wypłaty, w
nadziei, że uda im się uratować choć parę koron, nim mężowie je przepiją. Nie dość, że
kanceliści nabrali podejrzeń, iż Emanuel hulał gdzieś w nocy, to jeszcze robotnicy byli
przekonani, że przyszła wyżebrać od męża parę koron. Wstyd palił ją w policzki.
Z naprzeciwka wprost na nią jechała bryczka. Woźnica krzyknął głośno „Prrr...” i
wstrzymał konia, nim zeskoczył z kozła, by pomóc wysiąść jakiemuś jaśnie panu. Elise
przyśpieszyła kroku, więc tylko mignął jej mężczyzna z bródką, w cylindrze i w
śnieżnobiałej wykrochmalonej koszuli, na pewno dyrektor. Jego jednak nie zamierzała już o
nic pytać.
Zziajana, ale i rozgrzana szybkim spacerem dotarła wreszcie do domu. Na ganku stała
Hilda gotowa do wyjścia do Paulsena Juniora, od którego miała zabrać Braciszka. Zgodnie z
umową dziecko przywiezione zostanie bryczką, ale Hilda miała z nim jechać, żeby się nie
przestraszyło.
Dla siostry był to wielki dzień, może najbardziej uroczysty w całym jej życiu. Oczy
jej błyszczały, na policzkach malowały się rumieńce, a buzia jej się nie zamykała.
- No to ja idę, Elise. Życz mi powodzenia. Boże, tak się denerwuję! Pomyśl tylko,
jeśli on zacznie płakać i będzie chciał wracać do domu? Mam nadzieję, że będziesz czekać z
Hugo, tak żeby Braciszek, przepraszam Isac, zobaczy! go od razu, gdy wejdzie do środka.
Zrobiłam ciasto na naleśniki z tych jajek, które znalazłam w szafce. Chyba nie masz mi tego
za złe? Musimy mieć dla niego coś smacznego, żeby nie zraził się do naszego domu od
pierwszej chwili. Kupię świeże jajka, jak tylko dostanę wypłatę. A właściwie to jak ci
poszło?
- Emanuel nie stawił się do pracy.
- E, na pewno wkrótce przyjdzie. Poprosiłaś, by go powiadomili, że się o niego
niepokoisz?
Elise pokiwała głową i upomniała siostrę:
- Pośpiesz się, żeby nie musieli na ciebie czekać.
Ale gdy Hilda oddaliła się pośpiesznie przez most, poddała się i z oczu popłynęły jej
łzy.
Hugo uspokoił się, gdy tylko znalazł się w ciepłym pomieszczeniu. Zapewne ubrała
go za cienko. Posadziła go na podłodze, dała mu do zabawy chochlę, tłuczek i pokrywkę od
garnka. Nastawiła wodę do podgrzania, by umyć Jensine, i dorzuciła drewna do pieca, po
czym wniosła do środka córeczkę.
Przy karmieniu nie przestawała rozmyślać, szukając wyjaśnienia zniknięcia
Emanuela. Nie ma wyjścia, uznała. Trzeba porozmawiać z Carlsenami. Na pewno wydało im
się dziwne, czemu Emanuel nie wrócił do domu na noc. Może zmartwieni zatelefonowali do
jego rodziców, by sprawdzić, czy nie pojechał czasem do domu. Może Peder miał rację,
mówiąc, że Signe spodziewa się kolejnego dziecka? Zaraz jednak odgoniła od siebie tę myśl,
uznając ją za absurdalną.
Ale ona wciąż uparcie powracała. Bo niby dlaczego nie? Przecież żyli ze sobą jak
mąż z żoną, póki Emanuel, rozgniewany, nie opuścił w Boże Narodzenie rodzinnego domu.
Teraz był początek marca. Nie, takiej ewentualności nie da się wykluczyć.
Zrobiło jej się gorąco. Przecież Emanuel brzydził się Signe, nie dopuszczał nawet
możliwości, by z nią żyć. Pragnął jedynie wrócić do Elise i chłopców. Doprawdy byłaby to
ironia losu, gdyby teraz wydarzyło się coś takiego.
Ale gdzie on się w takim razie podział? Prędzej czy później będzie musiał podać w
biurze powód swojej nieobecności, a wówczas kanceliści przekażą mu, że była i o niego
pytała. Jeśli nie pojawi się sam, to pewnie z kantoru zatelefonują jeszcze raz do Carlsenów.
Wyczuła, że zaintrygowała ich ta sprawa. Jej wizyta z pewnością nie przeszła niezauważona.
Zdążyła właśnie nakarmić Jensine i włożyć ją do kołyski, gdy na moście usłyszała
turkot kół, a po chwili prychanie konia za oknami. Pośpiesznie uprzątnęła mokre pieluszki i
wylała wodę z miski do wiadra.
- Przyjechał Isac, Hugo - powiedziała do synka. Popatrzył na nią, a potem skierował
wzrok na drzwi. Była pewna, że zrozumiał jej słowa. W ostatnim czasie często słyszał imię
Isaca.
- Elise?! - usłyszała wołanie Hildy.
Otworzyła pośpiesznie. Siostra trzymała na ręce Isaca, a w drugiej duży kosz. Obok
niej stał woźnica z dużym pudłem.
- Będzie tego więcej! - zawołała Hilda radośnie podnieconym głosem. - Isac dostanie
swoje łóżeczko, mebelki i wszystkie zabawki, a ponadto całą walizkę ubrań. - Zaśmiała się. -
Nie mam pojęcia, co my z tym wszystkim zrobimy. Pomyśl jednak, Hugo będzie mógł się
bawić tym wszystkim.
Wniosła Isaca do kuchni i posadziła obok Hugo.
- Popatrz, tu jest Hugo, Isac - zwróciła się do synka. - Teraz możecie się razem bawić.
Mali chłopcy patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Hugo podał Isacowi chochlę.
- To - powiedział. Tego słowa używał najczęściej i miało ono w jego ustach
najróżniejsze znaczenia.
Elise stała obok Hildy i obserwowała tę scenę w napięciu. Ciekawe, czy Isac weźmie
chochlę od Hugo?
Odetchnęła z ulgą, gdy malec wyciągnął rączki po chochlę, a potem podszedł do
skrzynki na drewno, obok której leżały szyszki i patyki, którymi Hugo przez całą zimę bawił
się w gospodarstwo. Przez chwilę przyglądał się z uwagą, po czym wziął dwie szyszki,
podreptał z powrotem do Hugo i położył jedną na podłodze obok niego. Zaraz też zaczęli się
bawić, każdy swoimi zabawkami, ale mimo wszystko razem.
Elise uśmiechnęła się do Hildy i stwierdziła ze spokojem:
- Będzie dobrze.
Hilda przytaknęła, a jej twarz rozpromieniła się w uśmiechu.
- Też tak myślę - powiedziała i popatrzyła na Elise ze łzami wzruszenia w oczach. -
Jakie to niezwykłe. Wciąż nie pojmuję, że to prawda.
Elise objęła siostrę.
- Tak się cieszę, Hildo, ze względu na ciebie, ale i na nas wszystkich. Musimy wysłać
chłopców do mamy, by jej opowiedzieli tę wspaniałą nowinę. Pamiętam, jaka była
nieszczęśliwa, gdy się dowiedziała, że nie ma już u nas Braciszka.
- Isaca - poprawiła ją Hilda. - Nie miałam odwagi o niczym mówić mamie, na
wypadek gdyby pan Paulsen się rozmyślił. Ale teraz mój synek jest już u nas i nikt go stąd
nie zabierze.
- Nie, nikt go nie zabierze - uśmiechnęła się Elise. Dziwiło ją, że Hilda wciąż nazywa
majstra panem Paulsenem, mimo że żyła z nim niemal jak żona. - Musimy to uczcić, Hildo.
Jak dobrze, że przygotowałaś ciasto na naleśniki.
W głębi serca przeraziła się, gdy zobaczyła, że Hilda zużyła ostatnie jajka. Smażyli
naleśniki tego dnia, gdy odbył się pogrzeb pani Einarsen, czyli całkiem niedawno. Elise
odnosiła wrażenie, że zaczęli żyć nieco ponad stan, a to z pewnością się zemści. Ale
równocześnie nie mogła przecież psuć Hildzie tego radosnego dnia, robiąc jej wyrzuty.
Trudno, najwyżej w kolejne dni będą się musieli zadowolić kaszą na wodzie.
Nagle Hilda ocknęła się i zapytała nagle:
- Emanuel się pokazał?
- Nie, ale pomyślałam sobie, że pójdę do Carlsenów. Może tam się czegoś dowiem.
Hilda popatrzyła na nią z powątpiewaniem.
- Pamiętasz, co ci mówiłam wczoraj wieczorem? Elise pokiwała głową.
- Trudno, nieważne, że są przeciwko mnie. Muszę się dowiedzieć, co się stało.
- Jeśli przewinęłaś już i nakarmiłaś Jensine, to możesz iść, a ja przypilnuję dzieci.
Hugo i Isac sobie radzą, a ja zacznę wszystko wypakowywać. Woźnica zaraz przywiezie
resztę rzeczy.
Elise popatrzyła na nią zdziwiona.
- To jeszcze nie wszystko?
- Nie, jest tego cały ładunek - zaśmiała się Hilda. - Póki co część rzeczy wstawimy do
komórki na drewno.
Póki co... Dopiero po drodze na wzgórze Aker Elise zaczęła rozważać słowa Hildy.
Czyżby siostra z mężem zamierzali się stąd wyprowadzić? A może miała na myśli raczej
wyprowadzkę Elise i chłopców na Hammergaten?
Jeśli Emanuel nie wróci, nie będzie żadnej przeprowadzki! Nie stać mnie będzie też,
by mieszkać samej w domu majstra, gdyby Hilda z Reidarem znaleźli sobie inne mieszkanie.
Nie utrzymam rodziny marzeniami, że kiedyś zostanę pisarką. Zresztą nie mam pojęcia, czy
jakaś kobieta utrzymuje się z pisarstwa. Byłam naiwna i zadufana w sobie, sądząc, że mogę
być tą pierwszą. Gdy tylko się dowiem, gdzie jest Emanuel, pójdę pośpiesznie do sklepiku
przy Telthusbakken i zapytam wdowę Borresen, czy mogę wrócić na swoją starą posadę.
Niezależnie od tego, co postanowi Emanuel.
Otworzyły się drzwi do przędzalni i wybiegła stamtąd jakaś prządka. Narzuciła szal
na ramiona, ale szła z gołą głową. Gdy się mijały, Elise zauważyła, że dziewczyna ma twarz
spuchniętą od płaczu. Nie znała jej, pewnie jakaś nowa. Dziewczyna szlochała, nie zważając
na to, co dzieje się wokół niej. Wydawała się całkiem zdruzgotana.
Elise westchnęła. Pewnie kolejna, którą wyrzucono z pracy. Kolejna osoba bez
środków do życia, zależna jedynie od dobrodziejstwa gminy.
Gdy była już w połowie wzgórza, zwolniła nieco kroku. Obawiała się spotkania z
Carlsenami. Hilda z pewnością miała rację, mówiąc, że już sam dźwięk jej imienia podziała
na nich jak płachta na byka. Może wcale nie zechcą jej nic odpowiedzieć, tylko zatrzasną
drzwi przed nosem?
Mimo to uznała, że musi się przemóc. Odetchnęła głęboko i wyprostowała się, po
czym znów przyśpieszyła kroku.
ROZDZIAŁ TRZECI
Chwilę trwało, nim usłyszała kroki dobiegające ze środka. Otworzyła jej znajoma
służąca, która jednak udawała, że jej nie poznaje. Pewnie słyszała, jak Karolinę i Betzy
Carlsen rozmawiały o niej niepochlebnie.
- Przepraszam, czy zastałam pana Ringstada?
- Nie, nie ma go w domu - pokręciła głową służąca.
- Nazywam się Elise Ringstad i jestem jego żoną. Czy mogłabym porozmawiać z
panią albo panną Carlsen?
Służąca skinęła głową niechętnie, ale nie poprosiła jej do środka, tylko zostawiła ją na
schodach. Gdyby z wizytą przyszedł ktoś równy stanem gospodarzom, z pewnością zostałby
poproszony przynajmniej do holu.
Elise czekała dość długo, czując rosnące zdenerwowanie. Wolałaby porozmawiać z
panią Carlsen, której nie miała tak wiele do zarzucenia, w przeciwieństwie do tej wstrętnej
Karolinę.
Usłyszała wreszcie głosy i zbliżające się kroki. Drzwi się otworzyły, a w drzwiach do
salonu stanęła panna Carlsen i zapytała z ironią:
- Elise Lovlien? Co za niespodzianka! Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt?
Elise poczuła, jak gorąco uderza jej do głowy. Jak można być tak bezczelnym?
Karolinę zwraca się do niej panieńskim nazwiskiem, choć doskonale wie, że jest mężatką!
Nie wspominając już o szyderczym tonie, z jakim wypowiedziała słowo „zaszczyt”!
- Przyszłam się dowiedzieć, czy nie wiedzą państwo czegoś o Emanuelu?
- O Emanuelu? - zaśmiała się Karolinę. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że znów
uciekł? A fe! Powinien się wstydzić, brzydki chłopiec! Wczoraj wieczorem był tu jakiś jego
przyjaciel i też o niego pytał. Czy to znaczy, że przez całą noc szukał przygód?
Elise ugryzła się w język, by się nie odciąć, ale czuła, jak z gniewu mocniej zabiło jej
serce. Dobrze wiedziała, że Karolinę jest rozpieszczona i nieznośna, a czasami potrafi być
bardzo złośliwa, teraz jednak ją przejrzała. Gdyby Emanuel naprawdę zniknął, zarówno ona,
jak i jej rodzice martwiliby się, jeśli nie ze względu na niego, to ze względu na jego
rodziców, a swoich przyjaciół. Karolinę, przybierając ironiczny ton, zdradziła się, że wie,
gdzie jest Emanuel.
Elise zmusiła się, by zachować spokój.
- Byłam w zakładach Myren. Jeśli Emanuel nie przedstawi uzasadnionego powodu
swojej nieobecności, straci posadę. Mało tego, otrzyma niepochlebne referencje i będzie miał
duże kłopoty, by znaleźć sobie nową pracę.
W spojrzeniu Karolinę zauważyła cień niepokoju, ale dziewczyna szybko się
opanowała.
- To bardzo smutne dla niego. W tej sytuacji mam nadzieję, że niebawem się pojawi.
- Więc panienka nie wie, gdzie on jest? - Elise popatrzyła Karolinę prosto w oczy, ale
ta uciekła spojrzeniem.
- A skąd mam to wiedzieć? To poniżej mojej godności być niańką niewiernych
mężów cudzych żon.
Elise odwróciła się i powoli skierowała ku drzwiom, rzucając na odchodnym:
- W tej sytuacji nie widzę innej rady, jak tylko zgłosić zaginięcie Emanuela na policji.
Bo oznacza to, że albo uległ wypadkowi, albo padł ofiarą przestępstwa. Niech policja ogłosi
w gazetach, że jest poszukiwany. Na pewno państwu Ringstad będzie bardzo przykro, ale nie
mam wyboru. Żegnam, panno Carlsen.
Za plecami Elise zrobiło się całkiem cicho. Na pewno Karolinę w panice zastanawiała
się, co robić. Jeśli wiadomość o zaginięciu Emanuela ukaże się w gazecie, przyniesie to
wstyd nie tylko rodzinie Emanuela, ale i jej rodzinie, równocześnie jednak nie chciała
wyjawić Elise, co wie.
O ile w ogóle coś wie... Bo przecież istnieje też możliwość, że Karolinę nie ma o
niczym pojęcia i że właściwie też się niepokoi, tyle że nie chce dzielić się tym zmartwieniem
z Elise, którą uważa za swego odwiecznego wroga.
Miała kruchą nadzieję, że Karolinę zawoła ją i przyzna się, iż Emanuelowi nie stało
się nic złego, ale na pożegnanie usłyszała jedynie krótkie: „Żegnam!”
A więc niczego się nie dowiedziałam, myślała. Być może wczoraj wieczorem
wydarzyło się coś, co zmusiło Emanuela do pośpiesznego wyjazdu do domu, tak że nawet nie
zdążył powiadomić Schwenckego, pracowników biura ani jej, a Karolinę świadomie o tym
nie informuje. Chyba że naprawdę stało się coś złego.
Dotarłszy do bramy, odwróciła się i zerknęła w okno na poddaszu. Właściwie zrobiła
to bezwiednie, bo przecież niemożliwe, by tam był. Oczywiście nikogo tam nie zobaczyła, za
to w salonie poniżej mignęła jej blada twarz i żółta suknia Karolinę. A więc była na tyle
zaciekawiona, że podeszła do okna, by popatrzeć, jak odchodzę, rozgniewała się w duchu
Elise. Ciekawe! Czy to możliwe, że milczała na temat Emanuela, kierowana czystą
złośliwością?
Zachowała się osobliwie. Jeśli Emanuel nie wrócił wczoraj wieczorem do domu, a
teraz dowiedziała się od Elise, że nie było go u niej ani nie stawił się w pracy, powinna się
zaniepokoić. Kochała się w Emanuelu od paru lat, odkąd u nich zamieszkał. Szalała z
wściekłości, gdy zamiast niej wybrał sobie na żonę ubogą robotnicę. Wciąż nie był jej
obojętny. Dlaczego więc tak się zachowała? Albo coś wie, albo tak jak Anna uważa, że kto
raz ukradł, na zawsze pozostanie złodziejem.
Pokręciła głową, zdezorientowana i zrezygnowana. Teraz już była niemal pewna, że
Emanuel nie uciekł tak po prostu. Przecież okazał taką skruchę i z takim zapałem starał się
wszystko naprawić. Gdzie on na Boga się podział?
Gdy doszła do Maridalsveien, skręciła od razu na prawo i skierowała się w stronę
Telthusbakken. Modliła się w duchu, by wdowa Borresen nie przyjęła jeszcze nikogo innego
na wolną posadę. Musi mieć jakąś konkretną pracę, mimo że z Hammergaten jest do sklepu
dość daleko.
Trafiła właśnie na przerwę obiadową w fabrykach, bo przed sklepem ustawiła się
długa kolejka. Jaki pech! Będzie musiała przyjść ponownie innego dnia. Nie może zostawiać
Hildy samej z dziećmi na tak długo. Przynajmniej nie w pierwszym dniu przeprowadzki
Isaca. Już miała zawrócić, gdy nagle cała kolejka rozluźniła się i wszyscy pobiegli z
powrotem do fabryk. Widocznie skończyła się przerwa, a biada temu, kto się spóźnił.
Z ulgą skierowała się więc po schodkach do sklepu.
W środku zostały tylko dwie starsze panie. Wdowa Borresen właśnie sięgała chochlą
po syrop z beczki. Z dużą wprawą nabierała syropu i wlewała do bańki klientki. Trwało to
dość długo, bo syrop był gęsty. Potem chwyciła drewnianymi szczypcami śledzia z beczki i
położyła na papierze pergaminowym. Starsza pani zażyczyła sobie jeszcze mąki. Elise
przestępowała nerwowo z nogi na nogę, gdy wdowa Borresen dużą łopatką nasypywała mąki.
Wydawało jej się, że wszystko dzieje się dziś tak powoli.
Wreszcie przyszła kolej na nią.
- Dzień dobry, pani Berresen.
- A, to ty, Elise! - W głosie wdowy zabrzmiała radość. - Myślałam, że wcześniej do
mnie wrócisz. Wiele osób pytało o pracę w sklepie, ale odpowiadałam, że już komuś
obiecałam.
Elise uśmiechnęła się z ulgą.
- Czy to znaczy, że mogę zacząć?
- Choćby od jutra. Chyba że wolisz od razu?
- Nie, niestety nie mogę. Hilda została z dziećmi. Słyszała chyba pani, że urodziłam
córeczkę?
- No pewnie, a jakżeby inaczej. Lagerta zachodzi tu czasem, a wtedy dowiaduję się
większości nowin. I jak tam to twoje dzieciątko? Myślisz, że przeżyje?
Elise popatrzyła na nią przerażona i wykrztusiła:
- Mam taką nadzieję.
- Zdajesz chyba sobie sprawę, Elise, że to wcale nie jest takie oczywiste? Doktorzy
mówią, że przeżywa tylko połowa z urodzonych dzieci. Córka mojej kuzynki napiła się ługu i
skończyło się to tragicznie. Mój siostrzeniec włożył rękę w koło, a jego brat chciał się
pobawić ogniem w piecu. Możesz sobie wyobrazić, jak to się skończyło. Tak, tak, dzieci
trzeba dobrze pilnować! Grozi im tyle niebezpieczeństw! Elise przyznała jej rację.
- Skoro już tu jestem, to poproszę kawałek sera. Resztę zakupów zrobię jutro, jak tu
przyjdę.
Wdowa Borresen zajęła się ważeniem i pytała dalej:
- A jak tam ta twoja córeczka, spokojna?
- Trochę popłakuje nocami, niestety.
- To daj jej do possania namoczoną skórkę od chleba zawiniętą w szmatkę albo
pokrop pierś kilkoma kropelkami wódki. To pomaga.
To ostatnie, co bym zrobiła, pomyślała Elise, nic nie odpowiadając. W naszej rodzinie
dość już było alkoholu.
- Widziałaś zdjęcia z koronacji, Elise? Pożyczyłam „Nowiny ze Świata” sprzed pół
roku, więc są już podniszczone, ale można popatrzeć, jak pięknie wyglądała nasza królowa w
gronostajach i w koronie na głowie. Zupełnie jak z bajki. Na Boga, jakaż ona szczupła w
pasie! Rosa i Ammalie stały przy płocie parku zamkowego i podglądały w nadziei, że
zobaczą księcia. Pomyśl tylko, najprawdziwszy książę! Czy to nie dziwne? A słyszałaś, że za
dnia jechał tu, Maridalsveien, automobil? Wybiegłam ze sklepu razem ze wszystkimi
klientkami. Nie ciągnęły go żadne konie, a on podjechał w naszą stronę. Z przodu błyszczały
dwie wielkie mosiężne latarnie. Akurat koń ciągnął wóz z browaru. Przestraszył się, zarżał i
stanął dęba. Mało brakowało, a źle by się to skończyło.
Elise słuchała uprzejmie, ale chciała czym prędzej wyjść ze sklepu i pobiec do domu.
Pani Borresen miała zawsze coś do opowiedzenia i zabawnie było słuchać jej powiastek.
Teraz myślała jedynie o tym, że Hilda z pewnością już się niecierpliwi i zastanawia się, gdzie
przepadła.
Zapłaciła za ser i odwróciła się do wyjścia, mówiąc:
- W takim razie przyjdę jutro rano, o tej samej porze co zwykle, tak?
- Tak, och, dobrze będzie mieć znów kogoś do pomocy. Zresztą ty pewnie też
potrzebujesz trochę zarobić, Elise. A właśnie! Widziałam twojego męża. Jechał tędy wczoraj
wieczorem. Nie znam go, ale jedna z dziewcząt z fabryki była akurat w sklepie i pokazała mi
go, wyjaśniając, że ten w dorożce to oficer Armii Zbawienia, którego poślubiłaś.
Elise zatrzymała się gwałtownie.
- Jechał dorożką?
- Tak, z Hansenem. Był z nim jeszcze jakiś jaśnie pan. Nie wiedziałaś o tym? -
zdziwiła się wdowa, posyłając Elise podejrzliwe spojrzenie.
- Ależ wiedziałam, oczywiście, że tak. Sądziłam jedynie, że poszli pieszo. Wczoraj
nie było przecież tak zimno.
Pani Borresen przybrała nagle surowy ton.
- Nie powinnaś go tak rozpieszczać, Elise. Do czego to podobne, żebyś ty nosiła stare
buty z dziurami w zelówkach, a twój mąż jeździł sobie dorożką. Z jakiej racji? Co to, oni są
lepsi? My też jesteśmy ludźmi.
Elise uśmiechnęła się.
- Zgadzam się z panią, pani Borresen. Do widzenia.
Tymczasem w głowie miała plątaninę myśli. Emanuel pojechał w stronę miasta razem
z jakimś jaśnie panem... Nie mógł to być nikt inny jak jego ojciec. Pan Ringstad pewnie
natknął się na Emanuela, gdy ten szedł w stronę wzgórza Aker. Zabrał go więc od razu i
pojechali, nie mając możliwości jej powiadomić. Może matka Emanuela jest umierająca?...
Kiedy Elise weszła do kuchni, oniemiała. Cóż to był za widok! Całe pomieszczenie
tonęło w zabawkach. Oprócz małego stolika z krzesełkami, które stały na środku, zagradzając
dostęp do pieca, stał też drewniany koń na kółkach. Miał sztywne nogi i ogon z juty. Hilda
posadziła Hugo na końskim grzbiecie, a Isac trzymał za lejce i wołał: „Prr!” „Wio!”, i
cmokał. Hilda zaś ciągnęła. Hugo trzymał się mocno, jak tylko potrafił, ale gdy zobaczył Eli-
se, zapomniał się i spadł na podłogę, uderzając w płacz.
Elise rzuciła się mu na pomoc i podniosła synka, posyłając Hildzie pełne wyrzutu
spojrzenie.
- Chyba powinnaś wiedzieć, Hildo, że Hugo jest jeszcze za mały, by potrafił się sam
trzymać.
- Przepraszam, ale tak nam było wesoło.
Hugo nie uderzył się na szczęście groźnie i szybko się uspokoił, po czym znów chciał,
by go posadzić na końskim grzbiecie. Tym razem jednak Elise trzymała go tak, by nie upadł.
- Dowiedziałaś się czegoś? - Hilda popatrzyła na nią w napięciu.
- Nie od Carlsenów, lecz od pani Borresen. Wczoraj razem z jakąś dziewczyną z
FRID INGULSTAD TĘSKNOTA Saga Wiatr Nadziei część 15
ROZDZIAŁ PIERWSZY Kristiania, marzec 1907 roku Elise otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale ze ściśniętego gardła nie mogła wydobyć słowa. Patrzyła oniemiała na nowego przyjaciela Emanuela i nogi się pod nią ugięły. Chwycił ją przeraźliwy strach, serce łomotało jej w piersi, a w głowie kłębiły się najkoszmarniejsze myśli. - Ale... Może się nie zrozumieliście? - wykrztusiła wreszcie z siebie. - Może czeka na ciebie w innym miejscu? Paul Schwencke pokręcił głową. - Umówiliśmy się przed wejściem. Gdy go tam nie zastałem, wszedłem na wszelki wypadek do środka, a potem przeszukałem całą restaurację. Wydało mi się w najwyższym stopniu dziwne, że Emanuel nie przyszedł, bo odniosłem wrażenie, że bardzo się ucieszył z mojej propozycji, by napić się kawy w Hasselbakken, a potem odbyć przechadzkę na Wzgórze Świętego Jana. Dziś wieczorem miał się odbyć ciekawy koncert w muszli koncerto- wej. Elise gorączkowo doszukiwała się jakiegoś wyjaśnienia, nie dopuszczając nawet do siebie myśli, że Emanuel znów uciekł po kryjomu. - Może coś się wydarzyło w jego rodzinie? Może pogorszył się nagle stan zdrowia jego mamy? - Pomyślałem sobie dokładnie to samo, bo wspominał mi o chorobie matki. Zapytałem więc pannę Carlsen, czy Emanuel otrzymał z domu jakiś telegram. Niestety, Carlsenowie nic nie wiedzą, choć pogorszenie zdrowia pani Ringstad uważają' za mało prawdopodobne. „Wiedzielibyśmy wówczas coś o tym, bo przecież Ringstadowie są naszymi bliskimi przyjaciółmi”, oświadczyła mi panna Carlsen. Nagle Elise przypomniała sobie wyraz twarzy Emanuela, gdy zobaczył list od Johana. Czy to możliwe, aby wywołał w nim taką złość i zazdrość? Przecież powiedziała mu, że może sobie przeczytać! Tyle że jemu nie pozwalała na to duma. Może pomyślał, że w liście jest coś więcej niż tylko informacje dotyczące rękopisu. A może w ogóle mu się nie spodobało, że to Johan załatwiał jej sprawy, a nie on. Odgoniła jednak tę myśl. Nawet gdyby obudziła się w nim zazdrość, to z tego powodu z pewnością nie zawiódłby Schwenckego. Nie! Musi być jakaś inna przyczyna. I to ważna, skoro Emanuel nie dotrzymał umowy.
- Nic z tego nie rozumiem, panie Schwencke. Coś się musiało zdarzyć - odezwała się wreszcie Elise. W ustach jej zaschło i z trudem poruszyła językiem. - Bardzo mi przykro, że zmarnował pan sobie wieczór, jestem jednak pewna, że da się to jakoś wyjaśnić. Gdy tylko Emanuel się pojawi, przekażę mu, że pan tu był. A może wolałby pan wejść i poczekać? Schwencke pokręcił głową. - Dziękuję za zaproszenie, ale chyba wrócę do domu. Emanuel wie, gdzie mieszkam. Uchylił kapelusza, odwrócił się i wyszedł. Wróciły z Hildą do środka, a Reidar spojrzał na nie zdziwiony. Zapewne słyszał całą rozmowę. - To dziwne - odezwał się z namysłem. - Niemożliwe, by Emanuel nie dotrzymał umowy bez jakiegoś ważnego powodu. Hilda była wyraźnie zdenerwowana. - Tam, gdzie dziś sprzątałam, słyszałam, że jakiś mężczyzna został pobity przy moście Bentsebrua. Nieprzytomnego odwieziono go do szpitala. Elise popatrzyła na nią przerażona i osunęła się na stołek. Nie była w stanie składać dalej wysuszonego prania. - Dlaczego od razu wyobrażać sobie najgorsze? - próbował je uspokoić Reidar. - Może po prostu nieoczekiwanie zjawił się z wizytą jego ojciec? - Gdyby tak było, Emanuel poszedłby do restauracji Hasselbakken, by powiadomić Schwenckego o zmianie planów - sprzeciwiła się Elise, a Hilda ją poparła. - Ale zdaje się, że zaglądał tu w drodze z biura? - zapytała. - Tak, rozmawialiśmy przez chwilę. Był ożywiony, miał dobry humor i cieszył się na spotkanie ze Schwenckem. - Tymczasem Carlsenowie utrzymują, że do nich nie dotarł. Coś się więc musiało wydarzyć w drodze pomiędzy domem nad rzeką a szczytem wzgórza Aker. - To niemożliwe - pokręcił głową Reidar. - Ale kiedyś już Emanuela napadli, i to na parę dni przed ich ślubem! Ktoś go zaatakował od tyłu tak, że stracił przytomność. Elise zaprotestowała. - To całkiem inna sprawa. Wtedy zapewne stała za tym banda Lorta - Andersa, teraz natomiast nie wydaje mi się, by Emanuel miał jakichś wrogów. Reidar posłał jej zdezorientowane spojrzenie. - A kim jest Lort - Anders i co on ma do Emanuela? - Lort - Anders to stary znajomy Johana. Nie wiem na pewno, podejrzewam jedynie,
że to jego kompani napadli na Emanuela. Wściekli się, że zamierzam poślubić Emanuela, skoro byłam zaręczona z Johanem, nim trafił do więzienia. Johan i Lort - Anders razem odsiadywali karę w twierdzy Akershus i żaden z nich nie miał pojęcia, że zostałam zgwałcona i w wyniku tego zaszłam w ciążę. - Czyli że ani Johan, ani ty nie mieliście już później z nimi do czynienia? Pokręciła głową. - Johan odwrócił się od nich, kiedy zrozumiał, jakie to bandziory. Ja też nie spotkałam później nikogo z bandy. Nie licząc Ansgara Mathiesena, który też nie chce mieć z nimi nic wspólnego. To te oprychy podjudziły go, by na mnie napadł, mimo że wiedzieli, iż jestem narzeczoną Johana, co tylko dowodzi, jacy to ludzie. - Nie sądzę, by coś usprawiedliwiało tego, który dał się podjudzić - skomentował sucho Reidar. - Zgadzam się z tobą, tyle że Ansgar przynajmniej okazał żal i bardzo cierpiał z tego powodu. Pamiętaj, że dwukrotnie próbował odebrać sobie życie. - A po co my w ogóle rozmawiamy teraz o Ansgarze? - Hilda najwyraźniej miała dość wysłuchiwania tej historii. - Zastanówmy się raczej, gdzie jest Emanuel! Elise wstała i oznajmiła: - Zajrzę do Anny i Torkilda. Jeśli Emanuel potrzebował jakiejś pomocy, niewykluczone, że zwrócił się do nich. - A może jeszcze trochę poczekać? Kto wie, czy lada chwila się nie zjawi? - zastanawiała się Hilda, ale Elise pokręciła głową. - Mam przeczucie, że coś się stało. Nie miała siły wyjawić, co jej się tłucze po głowie. Zastanawiała się, czy Emanuel nagle nie pożałował swojej decyzji, przekonawszy się po raz kolejny, że nie jest urodzony do życia nad rzeką. Co ja teraz zrobię? - myślała gorączkowo. Nie mam pracy, nie wiadomo, czy moja książka zostanie wydana, a bez dochodów Emanuela nie dam rady wynająć domu na Hammergaten. Tymczasem Hilda i Reidar liczą na to, że będą mieli cały dom dla siebie, kiedy wprowadzi się Isac. - Podejrzewasz, co się mogło stać? - Hilda posłała jej pytające spojrzenie. - Nie, mam jedynie przeczucie, że coś niedobrego. W powietrzu czuło się wiosnę. Powiewał łagodny wiaterek, a krzaki bzu obsiadła gromada świergoczących ptaków. Normalnie cieszyłaby ją każda najmniejsza oznaka nadchodzącej wiosny, dziś jednak była zbyt zdenerwowana, by to zauważyć. Co się stało? -
zastanawiała się wciąż na nowo. Uciekł? Przydarzyło mu się jakieś nieszczęście? Może Hilda ma rację, że padł ofiarą jakichś zbirów? W okolicy nierzadko dochodziło do pobić, kręciło się tu tylu różnych pijaków. Zresztą trudno się dziwić, że niektórzy, żyjąc w biedzie i nędzy, zdesperowani uciekają się do przemocy. Strach ją paraliżował. Żałowała, że była dla Emanuela taka surowa. Które kobiety stać na to, by stawiać mężowi warunki, nim pozwolą mu wrócić do domu? Może tego właśnie nie mógł znieść i dlatego odszedł? Jenny opowiadała, że jej matka i kobiety z sąsiedztwa cieszyły się, gdy ich mężowie znaleźli sobie inną, bo na jakiś czas miały spokój i nie musiały bez przerwy rodzić dzieci. Tak wyglądało życie nad rzeką. Czemu nie potrafi spojrzeć w oczy prawdzie, że dla niej i Johana nie ma przyszłości? Pomimo tego, że ją zdradził, Emanuel nie jest złym człowiekiem. Gdyby nie naciski matki i Signe, nigdy nie wyjechałby do Ringstad, nie potrafił się im jednak przeciwstawić. Potem bardzo żałował, że tak postąpił, i odkąd wrócił do Kristianii, starał się na wszelkie sposoby, żeby wszystko naprawić. Ilu mężów zaofiarowałoby się pilnować dzieci, gdy żona szła pomagać innej rodzinie? A Emanuel wielokrotnie ostatnio zastępował ją przy maluchach. I chociaż nie jest tym jedynym mężczyzną, którego kocha nad życie i z którym pragnęłaby dzielić dni, miesiące i lata, to jednak nie da się zaprzeczyć, że to dobry człowiek. Przeżyli wspólnie wiele miłych chwil, przy nim czuje się bezpiecznie, a chłopcy go lubią. Powinna była mu okazać więcej przyjaźni i bardziej docenić to, że wrócił. Teraz być może jest już za późno. Na samą myśl o tym przeszły ją dreszcze. Zawszę ogarniało ją dziwne uczucie, gdy wchodziła do Andersen - garden. Nachodziła ją tęsknota przemieszana ze smutkiem. Przecież tu razem z Johanem przeżywali radość pierwszego zakochania, tu ukrywali się na ciemnej klatce schodowej, by pobyć przez chwilę we dwoje. Ale to także tu dygotała ze strachu, że ojciec znów wróci pijany, tu zmęczona wchodziła na górę po długim i ciężkim dniu pracy, z lękiem w sercu, czy zastanie mamę przy życiu. Z tym miejscem łączyło się tyle wspomnień! Dobre i wesołe przeplatały się z przykrymi. Usłyszawszy za drzwiami głosy, domyśliła się, że Torkild i Anna są w domu. Gdy tylko zapukała do drzwi, rozległo się wesołe wołanie Anny: „Proszę!” Siedzieli przy stole kuchennym przy zapalonej lampie naftowej. Na stole stały filiżanki z kawą, a obok talerzyk z ciastkami. Torkild czytał na głos książkę, a Anna coś dziergała. Tych dwoje potrafiło ze sobą spędzać mile czas.
Twarz Anny rozpromieniła się. - Elise? Ależ miła niespodzianka! Usiądź z nami i napij się kawy! - Widzieliście może Emanuela? - zapytała. - Emanuela? - popatrzyli na nią zdumieni. - A wybierał się do nas? Elise siadła na stołku, który podsunął jej Torkild, i oznajmiła: - Zaginął bez śladu. - Jak to zaginął? - Anna zmarszczyła czoło, nic nie rozumiejąc. Elise pośpiesznie opowiedziała, co się zdarzyło. - Pomyślałam, że może Emanuel był tutaj, żeby z tobą pomówić, Torkild. To znaczy, jeśli miał jakiś kłopot. Sama słyszała, jak głupio to zabrzmiało. Przecież gdyby Emanuel miał jakieś zmartwienie poza tymi, których nabawił się wcześniej, na pewno by zauważyła. A jeśli obraził się o ten list od Johana, siostra Johana byłaby ostatnią osobą, do której by się z tym zwrócił. Zresztą jakiego kłopotu mógłby się nabawić po drodze od niej do Carlsenów? Nie, musiało się wydarzyć jakieś nieszczęście. Torkild pokręcił głową, a u nasady nosa utworzyła mu się głęboka bruzda. - Dziwne - powiedział. - Gdyby coś stanęło na przeszkodzie, Emanuel zatroszczyłby się, by powiadomić o tym pana Schwencke. Ale skoro Carlsenowie go nie widzieli, to znaczy, że zmienił plany po wyjściu od ciebie. Nie zauważyłaś czasem, że coś go dręczy? - Nie, przeciwnie, od dawna nie widziałam go w tak dobrym humorze. Cieszył się na spotkanie ze Schwenckem i radowało go, że wkrótce się przeprowadzimy. Powiedział, że spakował już walizkę i powiadomił ojca, że chce zabrać swoje meble. Proponował, żebyśmy się wybrali w niedzielę na spacer na Hammergaten - urwała i dodała z ociąganiem: - Jedyne... - Jedyne... co? - pomógł jej Torkild. - Zauważył, że dostałam list od Johana. Wydawało mi się, że dostrzegłam w jego oczach lęk. Proponowałam, że może sobie przeczytać, bo Johan pisał mi jedynie o rękopisie, ale on nie chciał... - Jest zbyt dumny. Pokiwała głową. - Mimo to nie wydaje mi się, żeby przejął się tym listem do tego stopnia, iż nie poszedł na spotkanie ze Schwenckem. - Emanuel dotrzymuje umów. Na pewno powiadomiłby Schwenckego o zmianie planów. Elise zauważyła, że Anna nie bierze udziału w rozmowie. W przeciwieństwie do Torkilda nie miała najlepszego zdania o Emanuelu. Zresztą trudno się dziwić, skoro wolałaby
widzieć u boku Elise Johana. - Nie pojmuję, co się mogło stać - kręciła głową Elise. - Pierwsze, co przyszło mi do głowy, to że miał wypadek, ale przecież do tej pory doszłaby do nas już jakaś wiadomość. Hilda obawia się, że został napadnięty, podobnie jak niedawno jakiś mężczyzna przy Bentsebrua. - Ale wówczas zjawiłaby się u was policja i powiadomiła o wszystkim. W końcu jesteś jego żoną. Zapadło milczenie. Anna chciała coś powiedzieć, ale rozmyśliła się. Po chwili jednak rzekła mimo wszystko: - Jesteś pewna, że i tym razem nie wymyślił jakiegoś głupstwa? Sama wiesz, jak to jest: „Złodziej na zawsze pozostanie złodziejem, a kłamca kłamcą”. Elise poczuła, jak oblewa się rumieńcem. - Nie mogę przysiąc, że Emanuel już nigdy nie zrobi niczego głupiego, nie sądzę jednak, by po raz kolejny mnie zawiódł. Był taki skruszony i bardzo żałował tego, co się wydarzyło. Stara się, jak może, by wszystko naprawić - oświadczyła. Takie słowa wydawały się jej właściwe w danym momencie. Za nic w świecie nie przyznałaby się do tego, że i ją dręczą podobne wątpliwości. Torkild przyznał jej rację. - Zgadzam się z tobą, Elise. Emanuel dostał sromotną nauczkę za to, że tak cię zawiódł. Bardzo cierpiał z tego powodu. Znam go lepiej niż kogokolwiek. Przyznaję, że nie spodziewałbym się po nim, że jest zdolny do takiego postępku, ale jestem przekonany, że już nigdy nie popełni tego samego błędu. Anna nie odezwała się. - Muszę popytać naokoło - oświadczyła Elise, podnosząc się ze stołka. - Przecież ktoś go musiał widzieć idącego z domu majstra na wzgórze Aker. Gdzieś na tym odcinku musiało się zdarzyć coś, co skłoniło go do zmiany planów. Anna popatrzyła na nią z troską. - Może nie warto się tak denerwować? Poczekaj do jutra! Zobaczysz, zjawi się i wszystko ci wyjaśni. Na pewno okaże się, że nie było powodu do zmartwień! Elise spojrzała na przyjaciółkę, która najwyraźniej nie dała się przekonać, że Emanuelowi można do końca zaufać. - Zobaczę jeszcze - uśmiechnęła się do obojga. - Jak miło tu u was. Co czytacie? - Związek młodzieży Henryka Ibsena.
- Mam nadzieję, że kiedyś opowiecie mi treść. Ja, niestety, nie mam już czasu na czytanie i bardzo mi tego brakuje. - Oczywiście, że ci opowiemy, Elise! - uśmiechnęła się Anna. - Powodzenia w poszukiwaniach! Emanuel na pewno się odnajdzie. Dziwne, z jakim spokojem przyjęła to Anna - rozmyślała Elise, schodząc po schodach. Jest przecież z natury takim dobrym człowiekiem. Wprawdzie nie była zadowolona, że Emanuel znów zamieszka z Elise, jednak nie pasowało do niej, by się całkiem nie przejąć jego zniknięciem. Torkild zareagował całkiem inaczej. Anna zapewne sądzi, że Emanuel znów uciekł do Signe albo wymyślił coś innego. Całkiem straciła w niego wiarę. W napięciu Elise weszła do domu, ale natychmiast doznała zawodu. Hilda, spojrzawszy na nią, pokręciła tylko głową, a po chwili rzekła zmartwiona: - Nie było go. Chłopcy wrócili do domu po pracy i usiedli do lekcji. Kristian posłał siostrze pytające spojrzenie: - Jak myślisz, Elise, co mu się mogło stać? - Nie wiem. To zupełnie niezrozumiałe. Niemożliwe, by Emanuel tak bez powodu nie przyszedł na umówione spotkanie. - Evert myśli, że Lort - Anders go zabił - wtrącił Peder przestraszony. Evert głośno zaprotestował: - Kłamiesz! Powiedziałem tylko, że można by go o to podejrzewać, gdyby nie siedział w więzieniu. - Na jedno wychodzi. Skąd wiesz, może uciekł z twierdzy Akershus i zaczaił się gdzieś w pobliżu? - rzucił Peder i popatrzył ze strachem w ciemne okno. - Dajcie już spokój! - upomniała ich Elise i dorzuciła drewno do pieca, po czym zabrała się do gotowania owsianki. Hugo położyła już na noc, a Jensine dopiero za jakiś czas będzie musiała przewinąć i nakarmić. - Jeśli do jutra rana nic się nie wyjaśni, pójdę na posterunek policji na Maridalsveien i spróbuję się tam czegoś dowiedzieć. Na pewno jest jakieś rozsądne wyjaśnienie tej sytuacji. Emanuel byłby zażenowany, gdybym wzywała policję bez powodu. Reidar przysiadł na skrzynce do drewna, by na stole zrobić chłopcom miejsce do odrabiania lekcji. - Zgadzam się. Gdyby doszło do jakiegoś przestępstwa, na pewno byśmy już o tym
usłyszeli. Podobnie by było, gdyby Emanuel miał jakiś wypadek. Może po prostu gwałtownie źle się poczuł i odwieziono go do doktora albo dostał nieoczekiwanie jakąś wiadomość i musiał pośpiesznie wyjechać, ze zdenerwowania zapominając o umówionym spotkaniu. Elise zerknęła na niego i zapytała: - A cóż to mogłaby być za wiadomość, na Boga? Reidar wzruszył ramionami. - Nie wiem, próbuję jedynie znaleźć jakieś wyjaśnienie. - Może Signe z żalu, że Emanuel jej nie chce, utopiła się w rzece? - wtrącił Peder, patrząc na nich niewinnie. Hilda zdenerwowała się. - Przestań już, Peder! Dosyć już różnych ludzi tu, w okolicy, wybrała taki koniec. Nie trzeba, by jeszcze jacyś obcy szli ich śladem. Poza tym wydaje mi się, że Signe wcale go nie kocha. Jej zależało tylko na jego pieniądzach. - Pieniądzach? - Evert podniósł zdziwiony wzrok znad rachunków. - Myślałem, że Emanuel nie zarabia zbyt dużo. Przecież pracuje dopiero od paru dni. - Głupi jesteś? Nie rozumiesz, że chodzi o jego dwór? - Peder popatrzył na niego z wyższością. - Wystarczy, że oni tam sprzedadzą krowę, a przez pięć lat mogą jeść codziennie lapskaus z ziemniakami i warzywami. Na samą myśl zabłysły mu oczy. Elise słuchała ich jednym uchem, zastanawiając się na głos: - Może powinnam najpierw pójść do zakładów Myren i tam zapytać? Reidar ją poparł. - Najlepiej pójdź tam wcześnie rano! Sprawdzisz, czy o zwykłej porze pojawi się w biurze, a jeśli nie, to na pewno dowiesz się, czemu go nie ma. - A może powinnam pójść do Carlsenów i dowiedzieć się, czy nie wrócił. Trochę mi niezręcznie iść do niego do biura i się przyznać, że nie wiem, gdzie jest Emanuel. Wciąż mimo wszystko jesteśmy małżeństwem! Hilda pokręciła gwałtownie głową. - Moim zdaniem nie ma sensu, byś tam szła. Przecież to przyjaciele jego rodziców i na pewno też ich oburzyło, że Emanuel postanowił do ciebie wrócić. Zapewne już sam dźwięk twojego imienia działa na nich jak płachta na byka. A jeśli odniosą wrażenie, że nie do końca mu ufasz i obawiasz się, że znów uciekł, będą mieli powód do triumfu. Peder podniósł znad zeszytu przerażony wzrok. - Znów uciekł? Naprawdę myślisz, Elise, że to zrobił? - Nie, Peder, oczywiście, że nie. Przecież mamy się razem przeprowadzić do domu na
Hammergaten. Emanuel cieszył się bardzo, gdy udało mu się go wynająć. Ale Peder nie był do końca przekonany. - Może Signe znów spodziewa się dziecka? Elise poczuła, że się czerwieni, i rzuciła ostrzej, niż zamierzała: - Przestań opowiadać głupoty! To, co się stało w zeszłym roku, nigdy nie miałoby miejsca, gdyby nie mobilizacja, pilnowanie granicy i strach przed wybuchem wojny. Jestem pewna, że więcej się to nie powtórzy. - Niech diabli porwą tych Szwedów! - rzucił Evert impulsywnie i przerażony swoimi słowami zasłonił usta. - Przepraszam, Elise. Posłała mu surowe spojrzenie, ale nie zrugała go. By jednak odwrócić uwagę chłopców, zagadnęła Reidara: - Było dziś coś ciekawego w „Svaerta”? - Umarł Georg Stang. - A kto to taki? - zdziwiła się Hilda. - Ależ Hildo - westchnęła Elise i popatrzyła na siostrę zrezygnowana. - Nie pamiętasz, że to nasz minister obrony? A poza tym najzagorzalszy przeciwnik zlikwidowania fortyfikacji granicznych podczas rokowań w Karlstad, które doprowadziły do ugody i pokojowego rozwiązania unii ze Szwedami. - A zwróciwszy się ponownie do Reidara, zapytała: - Przeczytałeś coś jeszcze ciekawego? - Tak, podobno Norwegowie wkrótce przeboleją likwidację fortyfikacji. Dzięki odzyskaniu państwowości przejawiamy większą inicjatywę i nabraliśmy pewności siebie także w dziedzinie ekonomicznej. - Zastanawiam się, o jakich Norwegach mowa - rzuciła oschle Hilda. - Ja, niestety, nie zauważyłam wokół żadnej poprawy ekonomicznej, wzrostu pewności siebie ani inicjatywy. - No i jeszcze było tu coś o Cyganach - ciągnął Reidar, nie przejmując się uwagami Hildy. - Przewodniczący Związku do spraw Przeciwdziałania Włóczęgostwu, pastor Jacob Walnum, napisał, w jaki sposób z włóczęgów uczynić pożytecznych obywateli. - Rozłożył gazetę i przeczytał na głos: - Praca jest obowiązkiem każdego człowieka, a kto żyje jak pasożyt, popełnia przestępstwo. Uprawianie ziemi, w przeciwieństwie do rzemiosła, ma działanie edukacyjne, uczy i wychowuje. Elise i Hilda wymieniły spojrzenia. Elise wiedziała, że siostra, podobnie jak ona sama, za każdym razem, gdy ktoś wypowiadał słowo „Cygan”, czuła przenikający ją lęk. Wprawdzie mało kto wiedział, że w żyłach ich ojca płynęła cygańska krew, ale czy dużo trzeba, by ktoś to zwęszył i rozdmuchał?
- Co tam jeszcze ciekawego? - zapytała, nie chcąc, by chłopcy podjęli ten temat. Słyszała wystarczająco wiele historii o cygańskich dzieciach siłą odbieranych rodzicom i rozłączonych z nimi na zawsze. - Jest też wyjaśnienie Ministerstwa Opieki Społecznej na temat pracy zarobkowej dzieci. Chcecie posłuchać? Hilda prychnęła. - Nam to dobrze znany temat. Nie ma nic ciekawszego? - Ja chętnie posłucham - wtrąciła się Elise. Reidar zaczął czytać: - Nie da się zaprzeczyć, że przy obecnej sytuacji ekonomicznej niektórych grup społecznych praca dzieci jest koniecznością. W rodzinach wielodzietnych ojciec czy oboje rodzice nie zawsze są w stanie zarobić na utrzymanie całej gromady. W takich rodzinach dzieci muszą, na ile im siły pozwalają, wstąpić w szeregi pracujących i podjąć walkę o byt. Zarabiają na własne utrzymanie albo na jedzenie dla młodszego rodzeństwa lub niezdolnych do pracy matki lub ojca. Innymi słowy do podejmowania pracy w bardzo młodym wieku zmusza dzieci bez względu na skutki smutna konieczność. Kristian, choć pochylony nad lekcjami, chłonął uważnie chyba każde słowo, bo wtrącił się: - Spotkałem wczoraj Olę na Maridalsveien. Już od paru lat nie chodzi do szkoły. Jego ojciec postarał się, by go zwolnili z obowiązkowej nauki, ponieważ chłopak musi pracować. Elise pokręciła z dezaprobatą głową. - To wstyd. Przecież oboje jego rodzice mają pracę, a w domu jest ich tylko pięcioro rodzeństwa. Jestem pewna, że daliby radę tak samo jak my, gdyby tylko żyli skromniej. Bez szkoły chłopak daleko nie zajdzie. Evert głośno odsunął stołek i wstał, oznajmiając: - Gotowe! Peder zerknął na niego z zazdrością, bo jemu jak zwykle zostało jeszcze dużo do odrobienia. Hilda podeszła do okna i wyjrzała w wieczorny mrok. - Co z tym Emanuelem? Domyślacie się, gdzie on może być? Elise poczuła znowu, jak łapie ją strach. O tak późnej porze trudno spodziewać się jakichś wieści. Schwencke wie, że się denerwuję, pomyślała. Gdyby tylko dowiedział się czegoś, na pewno by zajrzał. Co się mogło stać?
ROZDZIAŁ DRUGI W nocy było zimno i rankiem, kiedy Elise otulała Jensine w wózku grubą kołderką, a ciepło ubranego Hugo sadzała na twardej deseczce wózka, wciąż unosiły się nad rzeką mroźne opary. Prawie nie spała w nocy, myślała jedynie o tym, co mogło się przytrafić Emanuelowi i co zrobi, jeśli mąż się nie pojawi. Nie stać jej na wynajęcie domu na Hammergaten bez jego pensji. Czy jednak Reidar wytrzyma z nimi wszystkimi, kiedy w domu dodatkowo pojawi się Braciszek? Muszę pójść do pani Borresen i poprosić, bym mogła wrócić do pracy za ladą, postanowiła w duchu. Tylko czy ta posada jest jeszcze wolna? Tego nie była bynajmniej pewna. Może uda mi się umieścić Hugo w żłobku, a Jensine zabierać będę do pracy? Wózek z dzieckiem postawię pod wiatą przed sklepem. Boże drogi, zakładam, że Emanuel znów uciekł. To oczywiście niemożliwe. Torkild także w to nie wierzy, a on zna go lepiej niż ktokolwiek. Co więc mogło się stać? Przecież ludzie nie znikają tak ni z tego, ni z owego. Pójdę do zakładów Myren i tam na pewno się czegoś dowiem, zadecydowała. Może zastanę Emanuela, który mi wszystko dokładnie wyjaśni, a jeśli go tam nie będzie, wówczas na pewno jego przełożeni będą powiadomieni, jaki jest powód jego nieobecności. W fabrykach już dawno zaczął się dzień pracy, kupcy i kanceliści zaś dopiero udawali się do swych zajęć. Miała nadzieję, że nie spotka nikogo znajomego, na przykład Valborg czy pani Evertsen, które z pewnością nie omieszkałyby jej zatrzymać i zacząć wypytywać z ciekawością, co na Boga robi o tak wczesnej porze z dwojgiem maleńkich dzieci, skoro nie musi iść do pracy. Co by im odpowiedziała? Jej buty miały tak starte zelówki, że co chwila się ślizgała i gdyby nie przytrzymywała się wózka, dawno już by upadła. A droga była nierówna, pełna wybojów i lodowych pryzm. Ciężko było jej pchać wózek, zwłaszcza że dodatkowo na deseczce siedział Hugo. Wilgotny chłód przenikał przez wełniany szal i szczypał ją w policzki. Pomyślała sobie, że nim dojdzie do celu, zmarznie na kość. Pewnie będą na nią zerkać z ciekawością i zastanawiać się, co też Emanuelowi przyszło do głowy, by się ożenić z ubogą robotnicą, która na dodatek nawet nie jest ładna. Na szczęście do zakładów nie było tak daleko. Latem razem z Johanem często spacerowali ulicą Sandakerveien aż do Bentsebrua, skręcali na most, a potem szli w dół do Myralokka, a stamtąd aż do Voyenbrua i dalej do domu. Obudziło to w niej miłe
wspomnienia, które jednak natychmiast od siebie odsunęła. Teraz nie może myśleć o Johanie, tylko o Emanuelu. Emanuel opowiadał o dwóch braciach, którzy w zeszłym stuleciu zakupili dwór Myren z młynem i tartakiem, i rozpoczęli budowę zakładów mechanicznych, które w krótkim czasie stały się najważniejszymi w Norwegii. Tartaki nad rzeką przyciągnęły tu ludzi, a dzięki energii z wody powstały fabryki. W zakładach Myren wykorzystywano siłę wodospadu, która napędzała młyńskie koła, wyposażenie elektrowni wodnej i maszyny przemysłowe. Elise słyszała, że młody Oskar Braaten, który mieszka na Sandakerveien tuż za szkołą i pracuje w księgarni, powiedział, że rzeka Aker jest najużyteczniejszą i najpracowitszą rzeką w całej Norwegii. Dziwne! Ktoś inny natomiast stwierdził, że rzeka rozdzieliła społeczeństwo na bogatych i biednych. Ta myśl wydała jej się niezbyt miła. Była już niedaleko. Hugo popłakiwał zmarznięty, a Jensine kręciła się niespokojnie. Elise czekało niełatwe zadanie. Wyobraziła sobie, jak wchodzi do biura z dwojgiem wrzeszczących dzieci w poszukiwaniu męża. Emanuel na pewno się nie domyśla, że niepokoję się o niego. Może nie pojawił się wczoraj na spotkaniu z całkiem prozaicznego powodu i nie będzie w stanie pojąć mojego zmartwienia. Może nawet wcale nie wie, że był u mnie Schwencke. W oknach zakładów paliło się światło i dolatywały stamtąd dźwięczne uderzenia młotów o stal i świdrujące odgłosy wiercenia. Elise minął pośpiesznie młody mężczyzna w wyglansowanych butach i z wystającym z prawej kieszeni płaszcza drugim śniadaniem. Już go miała zapytać, w którą stronę powinna się udać, ale zrezygnowała, widząc, że bardzo się śpieszy. Skierowała się więc ku drzwiom budynku, w którym, jak jej się zdawało, znajdowały się biura. Na szczęście Jensine się jeszcze nie obudziła, Elise wzięła więc na ręce Hugo i zostawiła wózek na zewnątrz. Nabrała głęboko powietrza w płuca i podniosła dumnie głowę. Sama przecież przekonywała kiedyś Jenny, że nie są niczemu winne, iż miały ojców pijaków. Nie jest też jej winą, że Emanuel się ulotnił. W kantorze, do którego weszła, unosił się dym z fajki. Za biurkiem siedział mężczyzna w zarękawkach i przeglądał jakieś dokumenty. Na podłodze obok niego leżał rozsypany tytoń i nadpalone zapałki, ale w ogóle podłoga była wyszorowana i pachniała szarym mydłem. Mężczyzna nie zwrócił na nią uwagi. Chrząknęła więc i zaczęła niepewnie:
- Przepraszam... Zmęczyła się drogą, a Hugo ciążył jej na rękach. Ostrożnie rozejrzała się na boki za jakimś wolnym krzesłem, na którym mogłaby przysiąść. Mężczyzna, nie podnosząc głowy znad papierów, rzucił tylko: - Proszę usiąść na chwilę na skrzynce z drewnem. Kiwnęła głową z wdzięcznością i usiadła przy piecu, w którym buzował wesoło ogień i biło od niego ciepło. Pewnie napalono w nim wcześnie rano. Otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wszedł pośpiesznie młody kancelista w ciemnym, za ciasnym ubraniu. Rękawy surduta były za krótkie, tak samo jak nogawki spodni. Na pewno w tym ubraniu przystępował do konfirmacji. Zanim usiadł przy drugim biurku, zerknął na Elise zaciekawiony. Na niskim stoliku stała czarna maszyna do pisania. Widziała kiedyś taką na wystawie w sklepie i domyśliła się, do czego służy. Przez chwilę przyglądała się jej uważnie. Pomyśleć, gdyby miała taką... Do pomieszczenia wdarł się chłodny powiew. Listonosz położył stertę listów na kontuarze, po czym wyszedł bez słowa. Wkrótce drzwi znów się otworzyły i pojawił się starszy pan w kaloszach, w wykrochmalonej koszuli, czarnym krawacie i z posiwiałymi wąsami. Po uprzejmym „dzień dobry” nie odezwał się więcej, póki nie zdjął płaszcza i nie włożył biurowej marynarki. Wszystkie czynności wykonywał powoli i z pedanterią. Następ- nie oparł się mankietami o blat biurka, odwrócił się do Elise i zapytał: - Czym mogę służyć? Wstała i podeszła parę kroków bliżej, zażenowana, że będzie musiała wyłożyć swoją sprawę na głos przy wszystkich. - Nazywam się Elise Ringstad. jestem żoną nowego kancelisty Emanuela Ringstada. - Ach tak - uśmiechnął się zachęcająco, choć nie mógł nie zauważyć jej chustki i skromnego ubrania. - Wydaje mi się, że to porządny człowiek i bardzo zdolny. - Dziękuję. Nie wiem, czy... Czy byłaby możliwość, by zamienić z nim parę słów? Starszy pan odwrócił się do zapracowanego kancelisty i zapytał: - Czy pan Ringstad już przyszedł? Mężczyzna oderwał się od papierów i podniósł wzrok. - Ringstad? Nie, nie widziałem go. Elise poczuła ukłucie w sercu. A więc to prawda. Emanuel zniknął. Starszy pan wyjął zegarek z kieszonki kamizelki. - Dziwne. Powinien tu już być od pół godziny. - Zdziwiony popatrzył na Elise. - Wyszedł z domu o zwykłej porze?
Elise poczuła, jak palą ją policzki. - Mąż... nocował u przyjaciół rodziny. Urzędnik nie spuszczał jej z oczu, jakby domagając się dalszych wyjaśnień. - Zamierzamy się przeprowadzić na Hammergaten - dodała pośpiesznie. - Będziemy mieć tam więcej miejsca. Tymczasem mąż zamieszkuje u państwa Carlsen na wzgórzu Aker. Miała nadzieję, że wymieniając tę elegancką dzielnicę, poprawi nieco niezbyt korzystne wrażenie. - To znaczy, że pani nie wie, czy wyszedł do pracy o zwykłej porze? Pokręciła głową. Starszy pan wydawał się przyjazny i wyrozumiały, zdobyła się więc na odwagę, by opowiedzieć, jak było. - Wczoraj po pracy przyszedł do domu, a potem udał się do restauracji Hasselbakken, gdzie był umówiony z przyjacielem. Tymczasem nieoczekiwanie zjawił się u mnie wieczorem ów przyjaciel i powiedział, że mąż nie zjawił się w umówionym miejscu. Zaniepokoiłam się. Kancelista zmarszczył czoło zdezorientowany. - Ale sprawdzała pani u jego gospodarzy? Może oni coś wiedzą? / - Tak, to znaczy nie ja, tylko pan Schwencke, przyjaciel, z którym był umówiony. Nikt tam nie widział wczoraj mojego męża. Zauważyła, że pozostali kanceliści przestali przeglądać papiery i spojrzeli w jej stronę. - A nie pytała pani może później wieczorem albo dziś rano? Czuła, że jeszcze bardziej poczerwieniała. - Ja... Nie mogłam tam pójść ze względu na dzieci. Na zewnątrz zostawiłam niemowlę, które karmię piersią. Pokiwał głową ze zrozumieniem i popatrzywszy na nią zamyślony, zwrócił się do pochylonego nad papierami kancelisty. - Mortensen? Zostałeś może powiadomiony, że pan Ring - stad dziś się nie stawi w pracy? Mortensen pokręcił głową. - Nie, nie widziałem go ani z nim nie rozmawiałem. - Czy ci państwo Carlsenowie mają telefon, pani Ringstad? Przytaknęła. Starszy pan ponownie zwrócił się do zapracowanego kancelisty. - Mortensen, może pan zadzwonić na centralę i poprosić o połączenie z Carlsenami ze wzgórza Aker?
Kancelista, nieco poirytowany, wykonał polecenie. Najwyraźniej uważał, że ma zbyt dużo pracy, by mu przerywać takimi sprawami. Przez chwilę czekali w milczeniu. Nawet młody mężczyzna w garniturze od konfirmacji wydawał się zaciekawiony. Wreszcie Mortensen uzyskał połączenie. - Dzwonię z zakładów Myren. Czy mógłbym rozmawiać z panem Emanuelem Ringstadem? Nastąpiła cisza i wszyscy w napięciu czekali na odpowiedź. - Ach nie. Dziękuję bardzo. Odłożył słuchawkę i podniósłszy wzrok, oznajmił: - Ringstad nie wrócił na noc, a państwo jeszcze śpią. Elise poczuła, jak krew odpływa jej z głowy. Nie wrócił na noc... To znaczy, że stało się coś poważnego. Starszy pan za kontuarem posłał jej współczujące spojrzenie, ale nie wydawał się zmartwiony. Zapewne sądził, że Emanuel po prostu gdzieś się zawieruszył. Wymamrotawszy podziękowanie, odwróciła się i skierowała do wyjścia. Płacz dławił ją w gardle. Gdy wyszła z budynku, usłyszała dolatujący z wózka płacz Jensine. Hugo, który niechętnie opuścił ciepłe biuro, szarpał się i wyrywał jej z rąk. Gdy mu jednak nie pozwoliła zejść, on także uderzył w płacz. W tej samej chwili otworzyły się sąsiednie drzwi i dwóch robotników wyniosło duże koło zębate. Zerknęli na nią i zażartowali: - Co tam, złotko? Stoisz tu i czekasz na wypłatę? Wybrałaś zły dzień. Przyjdź w piątek! Odeszli, zanosząc się od śmiechu. Elise stanowczo posadziła Hugo na deseczce na wózku i ruszyła szybkim krokiem. Dobrze wiedziała, że wiele żon wyczekuje przed fabrykami i zakładami w dniu wypłaty, w nadziei, że uda im się uratować choć parę koron, nim mężowie je przepiją. Nie dość, że kanceliści nabrali podejrzeń, iż Emanuel hulał gdzieś w nocy, to jeszcze robotnicy byli przekonani, że przyszła wyżebrać od męża parę koron. Wstyd palił ją w policzki. Z naprzeciwka wprost na nią jechała bryczka. Woźnica krzyknął głośno „Prrr...” i wstrzymał konia, nim zeskoczył z kozła, by pomóc wysiąść jakiemuś jaśnie panu. Elise przyśpieszyła kroku, więc tylko mignął jej mężczyzna z bródką, w cylindrze i w śnieżnobiałej wykrochmalonej koszuli, na pewno dyrektor. Jego jednak nie zamierzała już o nic pytać. Zziajana, ale i rozgrzana szybkim spacerem dotarła wreszcie do domu. Na ganku stała
Hilda gotowa do wyjścia do Paulsena Juniora, od którego miała zabrać Braciszka. Zgodnie z umową dziecko przywiezione zostanie bryczką, ale Hilda miała z nim jechać, żeby się nie przestraszyło. Dla siostry był to wielki dzień, może najbardziej uroczysty w całym jej życiu. Oczy jej błyszczały, na policzkach malowały się rumieńce, a buzia jej się nie zamykała. - No to ja idę, Elise. Życz mi powodzenia. Boże, tak się denerwuję! Pomyśl tylko, jeśli on zacznie płakać i będzie chciał wracać do domu? Mam nadzieję, że będziesz czekać z Hugo, tak żeby Braciszek, przepraszam Isac, zobaczy! go od razu, gdy wejdzie do środka. Zrobiłam ciasto na naleśniki z tych jajek, które znalazłam w szafce. Chyba nie masz mi tego za złe? Musimy mieć dla niego coś smacznego, żeby nie zraził się do naszego domu od pierwszej chwili. Kupię świeże jajka, jak tylko dostanę wypłatę. A właściwie to jak ci poszło? - Emanuel nie stawił się do pracy. - E, na pewno wkrótce przyjdzie. Poprosiłaś, by go powiadomili, że się o niego niepokoisz? Elise pokiwała głową i upomniała siostrę: - Pośpiesz się, żeby nie musieli na ciebie czekać. Ale gdy Hilda oddaliła się pośpiesznie przez most, poddała się i z oczu popłynęły jej łzy. Hugo uspokoił się, gdy tylko znalazł się w ciepłym pomieszczeniu. Zapewne ubrała go za cienko. Posadziła go na podłodze, dała mu do zabawy chochlę, tłuczek i pokrywkę od garnka. Nastawiła wodę do podgrzania, by umyć Jensine, i dorzuciła drewna do pieca, po czym wniosła do środka córeczkę. Przy karmieniu nie przestawała rozmyślać, szukając wyjaśnienia zniknięcia Emanuela. Nie ma wyjścia, uznała. Trzeba porozmawiać z Carlsenami. Na pewno wydało im się dziwne, czemu Emanuel nie wrócił do domu na noc. Może zmartwieni zatelefonowali do jego rodziców, by sprawdzić, czy nie pojechał czasem do domu. Może Peder miał rację, mówiąc, że Signe spodziewa się kolejnego dziecka? Zaraz jednak odgoniła od siebie tę myśl, uznając ją za absurdalną. Ale ona wciąż uparcie powracała. Bo niby dlaczego nie? Przecież żyli ze sobą jak mąż z żoną, póki Emanuel, rozgniewany, nie opuścił w Boże Narodzenie rodzinnego domu. Teraz był początek marca. Nie, takiej ewentualności nie da się wykluczyć. Zrobiło jej się gorąco. Przecież Emanuel brzydził się Signe, nie dopuszczał nawet możliwości, by z nią żyć. Pragnął jedynie wrócić do Elise i chłopców. Doprawdy byłaby to
ironia losu, gdyby teraz wydarzyło się coś takiego. Ale gdzie on się w takim razie podział? Prędzej czy później będzie musiał podać w biurze powód swojej nieobecności, a wówczas kanceliści przekażą mu, że była i o niego pytała. Jeśli nie pojawi się sam, to pewnie z kantoru zatelefonują jeszcze raz do Carlsenów. Wyczuła, że zaintrygowała ich ta sprawa. Jej wizyta z pewnością nie przeszła niezauważona. Zdążyła właśnie nakarmić Jensine i włożyć ją do kołyski, gdy na moście usłyszała turkot kół, a po chwili prychanie konia za oknami. Pośpiesznie uprzątnęła mokre pieluszki i wylała wodę z miski do wiadra. - Przyjechał Isac, Hugo - powiedziała do synka. Popatrzył na nią, a potem skierował wzrok na drzwi. Była pewna, że zrozumiał jej słowa. W ostatnim czasie często słyszał imię Isaca. - Elise?! - usłyszała wołanie Hildy. Otworzyła pośpiesznie. Siostra trzymała na ręce Isaca, a w drugiej duży kosz. Obok niej stał woźnica z dużym pudłem. - Będzie tego więcej! - zawołała Hilda radośnie podnieconym głosem. - Isac dostanie swoje łóżeczko, mebelki i wszystkie zabawki, a ponadto całą walizkę ubrań. - Zaśmiała się. - Nie mam pojęcia, co my z tym wszystkim zrobimy. Pomyśl jednak, Hugo będzie mógł się bawić tym wszystkim. Wniosła Isaca do kuchni i posadziła obok Hugo. - Popatrz, tu jest Hugo, Isac - zwróciła się do synka. - Teraz możecie się razem bawić. Mali chłopcy patrzyli na siebie przez chwilę, po czym Hugo podał Isacowi chochlę. - To - powiedział. Tego słowa używał najczęściej i miało ono w jego ustach najróżniejsze znaczenia. Elise stała obok Hildy i obserwowała tę scenę w napięciu. Ciekawe, czy Isac weźmie chochlę od Hugo? Odetchnęła z ulgą, gdy malec wyciągnął rączki po chochlę, a potem podszedł do skrzynki na drewno, obok której leżały szyszki i patyki, którymi Hugo przez całą zimę bawił się w gospodarstwo. Przez chwilę przyglądał się z uwagą, po czym wziął dwie szyszki, podreptał z powrotem do Hugo i położył jedną na podłodze obok niego. Zaraz też zaczęli się bawić, każdy swoimi zabawkami, ale mimo wszystko razem. Elise uśmiechnęła się do Hildy i stwierdziła ze spokojem: - Będzie dobrze. Hilda przytaknęła, a jej twarz rozpromieniła się w uśmiechu. - Też tak myślę - powiedziała i popatrzyła na Elise ze łzami wzruszenia w oczach. -
Jakie to niezwykłe. Wciąż nie pojmuję, że to prawda. Elise objęła siostrę. - Tak się cieszę, Hildo, ze względu na ciebie, ale i na nas wszystkich. Musimy wysłać chłopców do mamy, by jej opowiedzieli tę wspaniałą nowinę. Pamiętam, jaka była nieszczęśliwa, gdy się dowiedziała, że nie ma już u nas Braciszka. - Isaca - poprawiła ją Hilda. - Nie miałam odwagi o niczym mówić mamie, na wypadek gdyby pan Paulsen się rozmyślił. Ale teraz mój synek jest już u nas i nikt go stąd nie zabierze. - Nie, nikt go nie zabierze - uśmiechnęła się Elise. Dziwiło ją, że Hilda wciąż nazywa majstra panem Paulsenem, mimo że żyła z nim niemal jak żona. - Musimy to uczcić, Hildo. Jak dobrze, że przygotowałaś ciasto na naleśniki. W głębi serca przeraziła się, gdy zobaczyła, że Hilda zużyła ostatnie jajka. Smażyli naleśniki tego dnia, gdy odbył się pogrzeb pani Einarsen, czyli całkiem niedawno. Elise odnosiła wrażenie, że zaczęli żyć nieco ponad stan, a to z pewnością się zemści. Ale równocześnie nie mogła przecież psuć Hildzie tego radosnego dnia, robiąc jej wyrzuty. Trudno, najwyżej w kolejne dni będą się musieli zadowolić kaszą na wodzie. Nagle Hilda ocknęła się i zapytała nagle: - Emanuel się pokazał? - Nie, ale pomyślałam sobie, że pójdę do Carlsenów. Może tam się czegoś dowiem. Hilda popatrzyła na nią z powątpiewaniem. - Pamiętasz, co ci mówiłam wczoraj wieczorem? Elise pokiwała głową. - Trudno, nieważne, że są przeciwko mnie. Muszę się dowiedzieć, co się stało. - Jeśli przewinęłaś już i nakarmiłaś Jensine, to możesz iść, a ja przypilnuję dzieci. Hugo i Isac sobie radzą, a ja zacznę wszystko wypakowywać. Woźnica zaraz przywiezie resztę rzeczy. Elise popatrzyła na nią zdziwiona. - To jeszcze nie wszystko? - Nie, jest tego cały ładunek - zaśmiała się Hilda. - Póki co część rzeczy wstawimy do komórki na drewno. Póki co... Dopiero po drodze na wzgórze Aker Elise zaczęła rozważać słowa Hildy. Czyżby siostra z mężem zamierzali się stąd wyprowadzić? A może miała na myśli raczej wyprowadzkę Elise i chłopców na Hammergaten? Jeśli Emanuel nie wróci, nie będzie żadnej przeprowadzki! Nie stać mnie będzie też, by mieszkać samej w domu majstra, gdyby Hilda z Reidarem znaleźli sobie inne mieszkanie.
Nie utrzymam rodziny marzeniami, że kiedyś zostanę pisarką. Zresztą nie mam pojęcia, czy jakaś kobieta utrzymuje się z pisarstwa. Byłam naiwna i zadufana w sobie, sądząc, że mogę być tą pierwszą. Gdy tylko się dowiem, gdzie jest Emanuel, pójdę pośpiesznie do sklepiku przy Telthusbakken i zapytam wdowę Borresen, czy mogę wrócić na swoją starą posadę. Niezależnie od tego, co postanowi Emanuel. Otworzyły się drzwi do przędzalni i wybiegła stamtąd jakaś prządka. Narzuciła szal na ramiona, ale szła z gołą głową. Gdy się mijały, Elise zauważyła, że dziewczyna ma twarz spuchniętą od płaczu. Nie znała jej, pewnie jakaś nowa. Dziewczyna szlochała, nie zważając na to, co dzieje się wokół niej. Wydawała się całkiem zdruzgotana. Elise westchnęła. Pewnie kolejna, którą wyrzucono z pracy. Kolejna osoba bez środków do życia, zależna jedynie od dobrodziejstwa gminy. Gdy była już w połowie wzgórza, zwolniła nieco kroku. Obawiała się spotkania z Carlsenami. Hilda z pewnością miała rację, mówiąc, że już sam dźwięk jej imienia podziała na nich jak płachta na byka. Może wcale nie zechcą jej nic odpowiedzieć, tylko zatrzasną drzwi przed nosem? Mimo to uznała, że musi się przemóc. Odetchnęła głęboko i wyprostowała się, po czym znów przyśpieszyła kroku.
ROZDZIAŁ TRZECI Chwilę trwało, nim usłyszała kroki dobiegające ze środka. Otworzyła jej znajoma służąca, która jednak udawała, że jej nie poznaje. Pewnie słyszała, jak Karolinę i Betzy Carlsen rozmawiały o niej niepochlebnie. - Przepraszam, czy zastałam pana Ringstada? - Nie, nie ma go w domu - pokręciła głową służąca. - Nazywam się Elise Ringstad i jestem jego żoną. Czy mogłabym porozmawiać z panią albo panną Carlsen? Służąca skinęła głową niechętnie, ale nie poprosiła jej do środka, tylko zostawiła ją na schodach. Gdyby z wizytą przyszedł ktoś równy stanem gospodarzom, z pewnością zostałby poproszony przynajmniej do holu. Elise czekała dość długo, czując rosnące zdenerwowanie. Wolałaby porozmawiać z panią Carlsen, której nie miała tak wiele do zarzucenia, w przeciwieństwie do tej wstrętnej Karolinę. Usłyszała wreszcie głosy i zbliżające się kroki. Drzwi się otworzyły, a w drzwiach do salonu stanęła panna Carlsen i zapytała z ironią: - Elise Lovlien? Co za niespodzianka! Czemu zawdzięczamy ten zaszczyt? Elise poczuła, jak gorąco uderza jej do głowy. Jak można być tak bezczelnym? Karolinę zwraca się do niej panieńskim nazwiskiem, choć doskonale wie, że jest mężatką! Nie wspominając już o szyderczym tonie, z jakim wypowiedziała słowo „zaszczyt”! - Przyszłam się dowiedzieć, czy nie wiedzą państwo czegoś o Emanuelu? - O Emanuelu? - zaśmiała się Karolinę. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że znów uciekł? A fe! Powinien się wstydzić, brzydki chłopiec! Wczoraj wieczorem był tu jakiś jego przyjaciel i też o niego pytał. Czy to znaczy, że przez całą noc szukał przygód? Elise ugryzła się w język, by się nie odciąć, ale czuła, jak z gniewu mocniej zabiło jej serce. Dobrze wiedziała, że Karolinę jest rozpieszczona i nieznośna, a czasami potrafi być bardzo złośliwa, teraz jednak ją przejrzała. Gdyby Emanuel naprawdę zniknął, zarówno ona, jak i jej rodzice martwiliby się, jeśli nie ze względu na niego, to ze względu na jego rodziców, a swoich przyjaciół. Karolinę, przybierając ironiczny ton, zdradziła się, że wie, gdzie jest Emanuel. Elise zmusiła się, by zachować spokój. - Byłam w zakładach Myren. Jeśli Emanuel nie przedstawi uzasadnionego powodu
swojej nieobecności, straci posadę. Mało tego, otrzyma niepochlebne referencje i będzie miał duże kłopoty, by znaleźć sobie nową pracę. W spojrzeniu Karolinę zauważyła cień niepokoju, ale dziewczyna szybko się opanowała. - To bardzo smutne dla niego. W tej sytuacji mam nadzieję, że niebawem się pojawi. - Więc panienka nie wie, gdzie on jest? - Elise popatrzyła Karolinę prosto w oczy, ale ta uciekła spojrzeniem. - A skąd mam to wiedzieć? To poniżej mojej godności być niańką niewiernych mężów cudzych żon. Elise odwróciła się i powoli skierowała ku drzwiom, rzucając na odchodnym: - W tej sytuacji nie widzę innej rady, jak tylko zgłosić zaginięcie Emanuela na policji. Bo oznacza to, że albo uległ wypadkowi, albo padł ofiarą przestępstwa. Niech policja ogłosi w gazetach, że jest poszukiwany. Na pewno państwu Ringstad będzie bardzo przykro, ale nie mam wyboru. Żegnam, panno Carlsen. Za plecami Elise zrobiło się całkiem cicho. Na pewno Karolinę w panice zastanawiała się, co robić. Jeśli wiadomość o zaginięciu Emanuela ukaże się w gazecie, przyniesie to wstyd nie tylko rodzinie Emanuela, ale i jej rodzinie, równocześnie jednak nie chciała wyjawić Elise, co wie. O ile w ogóle coś wie... Bo przecież istnieje też możliwość, że Karolinę nie ma o niczym pojęcia i że właściwie też się niepokoi, tyle że nie chce dzielić się tym zmartwieniem z Elise, którą uważa za swego odwiecznego wroga. Miała kruchą nadzieję, że Karolinę zawoła ją i przyzna się, iż Emanuelowi nie stało się nic złego, ale na pożegnanie usłyszała jedynie krótkie: „Żegnam!” A więc niczego się nie dowiedziałam, myślała. Być może wczoraj wieczorem wydarzyło się coś, co zmusiło Emanuela do pośpiesznego wyjazdu do domu, tak że nawet nie zdążył powiadomić Schwenckego, pracowników biura ani jej, a Karolinę świadomie o tym nie informuje. Chyba że naprawdę stało się coś złego. Dotarłszy do bramy, odwróciła się i zerknęła w okno na poddaszu. Właściwie zrobiła to bezwiednie, bo przecież niemożliwe, by tam był. Oczywiście nikogo tam nie zobaczyła, za to w salonie poniżej mignęła jej blada twarz i żółta suknia Karolinę. A więc była na tyle zaciekawiona, że podeszła do okna, by popatrzeć, jak odchodzę, rozgniewała się w duchu Elise. Ciekawe! Czy to możliwe, że milczała na temat Emanuela, kierowana czystą złośliwością? Zachowała się osobliwie. Jeśli Emanuel nie wrócił wczoraj wieczorem do domu, a
teraz dowiedziała się od Elise, że nie było go u niej ani nie stawił się w pracy, powinna się zaniepokoić. Kochała się w Emanuelu od paru lat, odkąd u nich zamieszkał. Szalała z wściekłości, gdy zamiast niej wybrał sobie na żonę ubogą robotnicę. Wciąż nie był jej obojętny. Dlaczego więc tak się zachowała? Albo coś wie, albo tak jak Anna uważa, że kto raz ukradł, na zawsze pozostanie złodziejem. Pokręciła głową, zdezorientowana i zrezygnowana. Teraz już była niemal pewna, że Emanuel nie uciekł tak po prostu. Przecież okazał taką skruchę i z takim zapałem starał się wszystko naprawić. Gdzie on na Boga się podział? Gdy doszła do Maridalsveien, skręciła od razu na prawo i skierowała się w stronę Telthusbakken. Modliła się w duchu, by wdowa Borresen nie przyjęła jeszcze nikogo innego na wolną posadę. Musi mieć jakąś konkretną pracę, mimo że z Hammergaten jest do sklepu dość daleko. Trafiła właśnie na przerwę obiadową w fabrykach, bo przed sklepem ustawiła się długa kolejka. Jaki pech! Będzie musiała przyjść ponownie innego dnia. Nie może zostawiać Hildy samej z dziećmi na tak długo. Przynajmniej nie w pierwszym dniu przeprowadzki Isaca. Już miała zawrócić, gdy nagle cała kolejka rozluźniła się i wszyscy pobiegli z powrotem do fabryk. Widocznie skończyła się przerwa, a biada temu, kto się spóźnił. Z ulgą skierowała się więc po schodkach do sklepu. W środku zostały tylko dwie starsze panie. Wdowa Borresen właśnie sięgała chochlą po syrop z beczki. Z dużą wprawą nabierała syropu i wlewała do bańki klientki. Trwało to dość długo, bo syrop był gęsty. Potem chwyciła drewnianymi szczypcami śledzia z beczki i położyła na papierze pergaminowym. Starsza pani zażyczyła sobie jeszcze mąki. Elise przestępowała nerwowo z nogi na nogę, gdy wdowa Borresen dużą łopatką nasypywała mąki. Wydawało jej się, że wszystko dzieje się dziś tak powoli. Wreszcie przyszła kolej na nią. - Dzień dobry, pani Berresen. - A, to ty, Elise! - W głosie wdowy zabrzmiała radość. - Myślałam, że wcześniej do mnie wrócisz. Wiele osób pytało o pracę w sklepie, ale odpowiadałam, że już komuś obiecałam. Elise uśmiechnęła się z ulgą. - Czy to znaczy, że mogę zacząć? - Choćby od jutra. Chyba że wolisz od razu? - Nie, niestety nie mogę. Hilda została z dziećmi. Słyszała chyba pani, że urodziłam córeczkę?
- No pewnie, a jakżeby inaczej. Lagerta zachodzi tu czasem, a wtedy dowiaduję się większości nowin. I jak tam to twoje dzieciątko? Myślisz, że przeżyje? Elise popatrzyła na nią przerażona i wykrztusiła: - Mam taką nadzieję. - Zdajesz chyba sobie sprawę, Elise, że to wcale nie jest takie oczywiste? Doktorzy mówią, że przeżywa tylko połowa z urodzonych dzieci. Córka mojej kuzynki napiła się ługu i skończyło się to tragicznie. Mój siostrzeniec włożył rękę w koło, a jego brat chciał się pobawić ogniem w piecu. Możesz sobie wyobrazić, jak to się skończyło. Tak, tak, dzieci trzeba dobrze pilnować! Grozi im tyle niebezpieczeństw! Elise przyznała jej rację. - Skoro już tu jestem, to poproszę kawałek sera. Resztę zakupów zrobię jutro, jak tu przyjdę. Wdowa Borresen zajęła się ważeniem i pytała dalej: - A jak tam ta twoja córeczka, spokojna? - Trochę popłakuje nocami, niestety. - To daj jej do possania namoczoną skórkę od chleba zawiniętą w szmatkę albo pokrop pierś kilkoma kropelkami wódki. To pomaga. To ostatnie, co bym zrobiła, pomyślała Elise, nic nie odpowiadając. W naszej rodzinie dość już było alkoholu. - Widziałaś zdjęcia z koronacji, Elise? Pożyczyłam „Nowiny ze Świata” sprzed pół roku, więc są już podniszczone, ale można popatrzeć, jak pięknie wyglądała nasza królowa w gronostajach i w koronie na głowie. Zupełnie jak z bajki. Na Boga, jakaż ona szczupła w pasie! Rosa i Ammalie stały przy płocie parku zamkowego i podglądały w nadziei, że zobaczą księcia. Pomyśl tylko, najprawdziwszy książę! Czy to nie dziwne? A słyszałaś, że za dnia jechał tu, Maridalsveien, automobil? Wybiegłam ze sklepu razem ze wszystkimi klientkami. Nie ciągnęły go żadne konie, a on podjechał w naszą stronę. Z przodu błyszczały dwie wielkie mosiężne latarnie. Akurat koń ciągnął wóz z browaru. Przestraszył się, zarżał i stanął dęba. Mało brakowało, a źle by się to skończyło. Elise słuchała uprzejmie, ale chciała czym prędzej wyjść ze sklepu i pobiec do domu. Pani Borresen miała zawsze coś do opowiedzenia i zabawnie było słuchać jej powiastek. Teraz myślała jedynie o tym, że Hilda z pewnością już się niecierpliwi i zastanawia się, gdzie przepadła. Zapłaciła za ser i odwróciła się do wyjścia, mówiąc: - W takim razie przyjdę jutro rano, o tej samej porze co zwykle, tak? - Tak, och, dobrze będzie mieć znów kogoś do pomocy. Zresztą ty pewnie też
potrzebujesz trochę zarobić, Elise. A właśnie! Widziałam twojego męża. Jechał tędy wczoraj wieczorem. Nie znam go, ale jedna z dziewcząt z fabryki była akurat w sklepie i pokazała mi go, wyjaśniając, że ten w dorożce to oficer Armii Zbawienia, którego poślubiłaś. Elise zatrzymała się gwałtownie. - Jechał dorożką? - Tak, z Hansenem. Był z nim jeszcze jakiś jaśnie pan. Nie wiedziałaś o tym? - zdziwiła się wdowa, posyłając Elise podejrzliwe spojrzenie. - Ależ wiedziałam, oczywiście, że tak. Sądziłam jedynie, że poszli pieszo. Wczoraj nie było przecież tak zimno. Pani Borresen przybrała nagle surowy ton. - Nie powinnaś go tak rozpieszczać, Elise. Do czego to podobne, żebyś ty nosiła stare buty z dziurami w zelówkach, a twój mąż jeździł sobie dorożką. Z jakiej racji? Co to, oni są lepsi? My też jesteśmy ludźmi. Elise uśmiechnęła się. - Zgadzam się z panią, pani Borresen. Do widzenia. Tymczasem w głowie miała plątaninę myśli. Emanuel pojechał w stronę miasta razem z jakimś jaśnie panem... Nie mógł to być nikt inny jak jego ojciec. Pan Ringstad pewnie natknął się na Emanuela, gdy ten szedł w stronę wzgórza Aker. Zabrał go więc od razu i pojechali, nie mając możliwości jej powiadomić. Może matka Emanuela jest umierająca?... Kiedy Elise weszła do kuchni, oniemiała. Cóż to był za widok! Całe pomieszczenie tonęło w zabawkach. Oprócz małego stolika z krzesełkami, które stały na środku, zagradzając dostęp do pieca, stał też drewniany koń na kółkach. Miał sztywne nogi i ogon z juty. Hilda posadziła Hugo na końskim grzbiecie, a Isac trzymał za lejce i wołał: „Prr!” „Wio!”, i cmokał. Hilda zaś ciągnęła. Hugo trzymał się mocno, jak tylko potrafił, ale gdy zobaczył Eli- se, zapomniał się i spadł na podłogę, uderzając w płacz. Elise rzuciła się mu na pomoc i podniosła synka, posyłając Hildzie pełne wyrzutu spojrzenie. - Chyba powinnaś wiedzieć, Hildo, że Hugo jest jeszcze za mały, by potrafił się sam trzymać. - Przepraszam, ale tak nam było wesoło. Hugo nie uderzył się na szczęście groźnie i szybko się uspokoił, po czym znów chciał, by go posadzić na końskim grzbiecie. Tym razem jednak Elise trzymała go tak, by nie upadł. - Dowiedziałaś się czegoś? - Hilda popatrzyła na nią w napięciu. - Nie od Carlsenów, lecz od pani Borresen. Wczoraj razem z jakąś dziewczyną z