Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 17 - Podrzutek

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :683.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 17 - Podrzutek.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 140 stron)

FRID INGULSTAD PODRZUTEK Saga Wiatr Nadziei część 17

ROZDZIAŁ PIERWSZY Ringstad, wrzesień 1907 roku Elise zasłoniła usta dłonią i wstrzymała oddech. Zapadła cisza, Peder przestał krzyczeć. Biegła dalej, choć nogi ciążyły jej jak ołów i z trudem je za sobą ciągnęła. Przed oczami wirowały jej przerażające obrazy; Peder, leżący w kałuży krwi na zboczu, a nad nim wściekły byk, który stoi z pochylonym łbem i grzebie kopytem w ziemi, przygotowując się do ataku. Wydawało jej się, że to ona krwawi gdzieś w środku i że tak już zostanie do końca życia. Nie mogła znieść myśli o tym, co spotkało Pedera. Na pewno długo wołał o pomoc, a nikt nic nie widział i nie słyszał. Został całkiem sam, śmiertelnie przerażony, patrząc, jak niebezpieczne zwierzę zbliża się coraz bardziej. Miły, serdeczny Peder o gołębim sercu. Peder, który zawsze wszystkich potrafił rozśmieszyć nawet wtedy, gdy byli w najgorszym nastroju. Peder, który miał tyle zabawnych refleksji i uwag. Peder, który miał tak miękkie serce, że nie zdeptałby nawet mrówki. Bez niego życie nigdy już nie będzie takie samo. Nic nie będzie jak przedtem, jeśli Pedera zabraknie. Elise do końca swego życia nie zazna już radości. Emanuel i pan Ringstad dotarli już do ogrodzenia. Emanuel przeskoczył na drugą stronę i zaczął biec na oślep. Pedera nigdzie nie było widać. Elise z trudem złapała oddech, gdy zatrzymała się koło teścia. - Widzisz go? Mówiła głosem piskliwym, płaczliwym, nie do poznania. Pan Ringstad pokręcił głową. - Pastwisko jest rozległe. - Ale musimy tam wejść i go poszukać! Ringstad nie odpowiedział, Elise nie mogła się oprzeć wrażeniu, że i on jest przerażony. Jak można trzymać aż tak niebezpieczne zwierzę? W tej samej chwili spostrzegła ciemne, ogromne zwierzę przy drugim końcu ogrodzenia. - Tam jest! Widzę go! - Wdrapała się na ogrodzenie i zawołała pełnym głosem: - Uważaj, Emanuel! On się zbliża! Zauważyła, że Emanuel kiwa głową, i zrozumiała, że o to mu właśnie chodziło. Emanuel zdjął marynarkę i wymachiwał nią. Byk chyba go właśnie dostrzegł, bo zmienił

kierunek i ruszył ku niemu. Elise patrzyła z narastającym przerażeniem, jak byk zbliża się do Emanuela, podczas gdy Ringstad pobiegł wzdłuż ogrodzenia w drugą stronę. Domyśliła się, dlaczego. Teraz, gdy byk zajął się Emanuelem, łatwiej im będzie odnaleźć Pedera. Pobiegła za nim z nadzieją, że Emanuel zdąży w porę przeskoczyć przez płot. Trzeba przede wszystkim odszukać Pedera. Nie mogła złapać tchu, gdy dobiegli do końca żywopłotu. Ringstad zatrzymał się i zajrzał na pastwisko, spodziewając się, że Peder gdzieś tam leży, ale chłopca nigdzie nie było. Elise nastawiła uszu. Usłyszała jakiś dźwięk, cichutkie jęknięcie, gdzieś w pobliżu. lej spojrzenie zatrzymało się na wielkim zbiorniku na wodę, utworzonym z kamieni. I od razu zauważyła, że coś się tam rusza. - Peder! - wykrzyknęła z wielką ulgą. - Widzę go! Schował się za zbiornikiem na wodę! Ringstad obrócił głowę i też zawołał chłopca. Po chwili byli już przy nim. Peder wypełzł ze swej kryjówki, pomogli mu przedostać się przez ogrodzenie. Jego niedzielne ubranie było doszczętnie przemoczone i ubłocone, kolana miał podrapane, twarz spuchniętą od płaczu, a czapkę gdzieś zgubił. Ale był cały i zdrowy! Elise przytuliła go z całej siły, płacząc i śmiejąc się na przemian. - Chyba nigdy w życiu się tak nie bałam! - Jak mogłeś zrobić coś tak niemądrego! - zdenerwował się Ringstad. - Rozumu ci brak, chłopcze? Nie słyszałeś, jak mówiliśmy, że nie wolno wam wchodzić za ogrodzenie? Zawstydzony Peder pochylił głowę. Wtedy rozległ się głos Emanuela, który przybiegł przez nikogo niezauważony. - Coś mu się stało? - Nie, na szczęście nie. - Elise uniosła głowę z uśmiechem. - Tylko się wstydzi. - I ma powody! - W głosie Emanuela słychać było wzburzenie. Chwycił Pedera za ramię i potrząsnął nim. - Jak mogłeś wpaść na coś takiego? Peder nie miał odwagi podnieść wzroku. Pociągał tylko nosem. - Zgubiłem czapkę - powiedział cieniutkim głosem. - Jakim cudem mogłeś zgubić czapkę na pastwisku? - Emanuel był wciąż wściekły. Peder znów pociągnął nosem. - Było mi tak wesoło. Podskakiwałem, tańczyłem sobie i podrzucałem czapkę. No i nagle wpadła za ogrodzenie. - I stwierdziłeś, że czapka jest ważniejsza niż twoje życie?

- Nie mam innej. Elise by się gniewała. Nie ma pieniędzy na nową. Elise znów go przytuliła. - Emanuel się zdenerwował, bo bał się o ciebie. Pan Ringstad też. Jeśli ładnie wszystkich przeprosisz, pobiegniemy z powrotem do dworu, żeby uspokoić panią Ringstad. Peder wyciągnął brudną dłoń, ukłonił się uroczyście i wydukał: - Przepraszam, panie Ringstad. Nie chciałem być nieposłuszny. - Podniósł zapłakaną i zatroskaną twarz. - Teraz pewnie nie będę mógł zostać stajennym. Elise zauważyła, że panu Ringstadowi zalśniły oczy. Rozczochrał Pederowi niesforną grzywkę i powiedział z pewnym wzruszeniem: - Myślę, że jednak potrzebuję chłopca stajennego. No i nie będę się musiał martwić, że on zbliży się do naszego groźnego byka. W każdym razie na początku. W tej samej chwili z drugiej strony nadbiegli Evert i Kristian. Pomylili zapewne kierunki, wydawało im się, że pastwisko jest po drugiej stronie. Zatrzymali się przy nich prawie bez tchu. Kristian spojrzał na brata z rezygnacją. - Czemu byłeś taki głupi? Elise wyjaśniła, co się wydarzyło. Kristian otworzył szeroko oczy ze zdumienia. - Jak ci się udało przed nim uciec? - Przelazłem przez kamienie na brzeg zbiornika na wodę, ale gdy on zaczął węszyć tuż koło mojej głowy, przestraszyłem się i przeszedłem przez wodę na drugą stronę. Tam nie mógł się już dostać. Elise obawiała się reakcji pani Ringstad. Skoro tak łatwo traci panowanie nad sobą, to pewnie zruga Pedera. Ale ku zdumieniu Elise pani Ringstad nie powiedziała ani słowa. Gdy Emanuel wyjaśnił jej, co się zdarzyło, spojrzała na Pedera znacząco, ale reprymendę skierowała do swego męża. - Zrozumiałeś chyba wreszcie, że musimy się pozbyć tego byka. Przed wyjazdem Elise udało się zostać na chwilę sam na sam z teściem, podczas gdy teściowa z Emanuelem poszli na strych szukać starych zabawek. Elise dostała parę dni temu kilka egzemplarzy swojej książki i teraz podała jeden z nich panu Ring - stadowi. - Ty podsunąłeś mi pomysł, bym zaczęła pisać. Pomyślałam więc, że się pewnie ucieszysz, gdy się dowiesz, że wydałam swoją pierwszą książkę. Zauważyła, że go to poruszyło. - Peder mówił mi o tym, ale nie byłem całkiem pewien, czy nie fantazjuje. Naprawdę

udało ci się wydać książkę? - Ale nie w Norwegii, tylko w Danii. Spojrzał na nią ze zdumieniem. - Co cię skłoniło, żeby tam posłać rękopis? - Nie przyjęło go norweskie wydawnictwo. Przyjaciel rodziny poradził mi spróbować szczęścia w Kopenhadze. Wybierał się tam właśnie i zaproponował, że zabierze moją książkę. - I opublikowali ją! No nieźle! Moje gratulacje, Elise! Naprawdę sobie na to zasłużyłaś. Muszę powiedzieć, że mi zaimponowałaś. Wiedziałem, że jesteś utalentowana, ale nie przypuszczałem, że uda ci się wydać książkę. Gdy podsunąłem ci myśl, żebyś spisała wszystkie swoje bolesne przeżycia, chodziło mi przede wszystkim o to, że to ci pomoże. A teraz naprawdę mogę to przeczytać? - zapytał z uśmiechem. - To dla ciebie. Dostałam kilka autorskich egzemplarzy. Muszę jednak dodać, że to nie jest książka o mnie, ale o ludziach, których znam albo których kiedyś spotkałam. Chciałam przede wszystkim opisać, co to znaczy być młodą, samotną i bezrobotną kobietą w Kristianii. I co to znaczy być samotną matką, która pracuje w fabryce. Jest takich wiele. Jest też wiele domów, w których ojciec rodziny ciągle pije. To smutne, ale prawdziwe historie. Emanuel uważa, że nie będziesz chciał czytać takich ponurych opowiadań, ale ja jestem innego zdania. - Ma się rozumieć, że chętnie przeczytam to, co napisałaś, nie rozumiem, jak Emanuel mógł w to powątpiewać. Zdaję sobie sprawę, że w stolicy jest wiele nędzy, o której elity nie chcą nawet słyszeć. Dlatego doceniam to, że postanowiłaś spróbować zwrócić uwagę na te bolesne sprawy. Musisz się jednak liczyć z oporem. Pokiwała głową. - Jestem tego świadoma, już zresztą tego doświadczyłam. Na szczęście pisałam pod pseudonimem. Mój szef przeczytał recenzję, opartą na recenzji z duńskiej gazety. Krytyk ocenił książkę, choć jej nie czytał. A mój szef mówił z oburzeniem o norweskim autorze, który pisze o czymś, o czym nie ma pojęcia. Choć sam jest majstrem w przędzalni, niewiele wie o swoich robotnicach. Emanuel także się obawiał, że spotka mnie tyle krytyki, że odbierze mi to wiarę w siebie. Ringstad poklepał ją delikatnie po ramieniu. - Nie przejmuj się krytykami, Elise! Duńskie wydawnictwo nie wydałoby książki, gdyby uznało, że jest nic niewarta. Jeśli spotkają cię szyderstwa i kpiny, powiedz sobie, że tak reagują ludzie, którzy nie mają o tym pojęcia, albo ci, którym doskwierają wyrzuty sumienia. A to znaczy, że coś osiągnęłaś.

- Będę o tym pamiętać - odparła z uśmiechem. - Dziękuję ci za książkę i za zaufanie. Bardzo się cieszę na tę lekturę. W pociągu Elise myślała o tym, co usłyszała do teścia. Cieszyła się, że podarowała mu książkę. Uśmiechnęła się do Emanuela. - Pomimo tej strasznej przygody Pedera to były naprawdę miłe dni. Tak się cieszę, że zaprzyjaźniliśmy się z twoimi rodzicami.

ROZDZIAŁ DRUGI Gdy następnego dnia przyszła do domku nad rzeką, w drzwiach spotkała się z Hildą. Elise od razu się zorientowała, że siostra ma jej coś do powiedzenia. - Fatalnie się stało, że nie było cię tu w piątek. - W głosie Hildy zabrzmiała nuta oskarżenia. Elise spojrzała na nią zaskoczona. - Mówiłam ci przecież, że nie zdążę tu przyjść w czasie przerwy obiadowej. - Zjawił się ktoś, kto miał nadzieję, że cię spotka. Elise poczuła rumieniec na twarzy. - Johan? Hilda pokiwała głową. - Był tu wczoraj i zostawił dla ciebie list. Wyjechał dziś rano. Elise szeroko otworzyła oczy. - Wyjechał? Do Paryża? Hilda znów pokiwała głową i rzuciła siostrze wyzywające spojrzenie. - Wiedziałaś przecież, że prędzej czy później wyjedzie. Wolałaś zostać z Emanuelem. - Powiedział coś? To znaczy... - Rozczarowanie okazało się wielkim ciosem. - Nie wiedziałam, że tu zaglądał w piątek, musiał się zjawić, gdy gdzieś wyszłam. Gdybym wiedziała, powiedziałabym ci, gdy zabierałaś Hugo. Gdy wczoraj wieczorem przyniósł list, mówił, że pukał tu bezskutecznie. W sobotę zdobył się na odwagę i wybrał się na Hammergaten, ale zastał pusty dom. Wybrał się tam jeszcze tego samego wieczoru i zaniepokoił się trochę, gdy znów nikogo nie zastał. Tacy ludzie jak my rzadko przecież wyjeżdżają na weekend. Gdy mu powiedziałam, że pojechaliście do Ringstad, trochę się zdziwił. Wydawało mu się, że twoi teściowie nie chcą mieć z wami do czynienia. Kazał mi cię pozdrowić i powiedzieć, że napisze, gdy tylko znajdzie trochę czasu. Zaproponowałam, żeby przysyłał listy tutaj, i obiecałam, że to zostanie między nami. Chociaż to i tak nic nie pomoże, miałaś już okazję i z niej nie skorzystałaś. Nie możesz więc oczekiwać, że taka okazja się powtórzy. Elise pokiwała głową. Prawda zaczęła do niej stopniowo docierać. Hilda miała rację, zaprzepaściła to, co w jej życiu było najważniejsze. - Nie wiedziałam, że wyjedzie tak szybko... - Głos się jej załamał. Hilda otworzyła drzwi. - Wejdź i zjedz trochę kaszy. Musisz się wzmocnić. Jak było we dworze? Traktowali

cię równie lekceważąco jak przedtem? Elise pokręciła głową. - Nie, byli bardzo mili. - Sama zauważyła, że zaczął łamać jej się głos, nie mogła się pogodzić z tym, że Johan wyjechał, nim zdążyli się porządnie pożegnać. - Czy Johan mówił, kiedy wróci do domu? - Tego nie wiedział. Może zostanie tam tylko rok, a może pięć lat. - Pięć? - Elise spojrzała na siostrę z przerażeniem. - Nie wiem, jak to się odbywa. Możesz się dowiedzieć, jakie były losy innych rzeźbiarzy. Gustav Vigeland wyjechał do Paryża, gdy miał dwadzieścia cztery lata i był równie biedny jak Johan. Miał tylko list polecający od profesora, podobnie jak Johan. I znalazł sobie atelier, pracował na własną rękę. Elise spojrzała na nią ze zdumieniem. - Skąd to wszystko wiesz? - Johan mi mówił. Siedział tu trochę wczoraj wieczorem, chyba chciał z kimś porozmawiać. Wcześniej był u Anny i Torkilda. Anna płakała, nie chciała, żeby jechał, ale Torkild go zachęcał i mówił, że nie wolno odrzucać takiej możliwości. - Co jeszcze mówił o pobycie Gustava Vigelanda w Paryżu? Długo to trwało? - Tego nie wiem. Johan mówił tylko, że Vigeland stworzył tam wiele swoich rzeźb. Na motywach zaczerpniętych z Biblii. Johan przypuszcza, że liczył na jakieś zamówienie z Kościoła. Ale mówił też, że podczas takiego wyjazdu i dla Vigelanda, i dla niego samego najważniejsza jest możliwość oglądania rzeźb znanych artystów. - Gdzie jest list? - Elise poczuła, że powiedziała to całkiem bezbarwnym głosem. Hilda weszła do sypialni, a po chwili wróciła z białą kopertą. Na kopercie widniały duże, wyraźne litery, charakterystyczne dla pisma Johana: „Dla Elise”. Elise usiadła na najbliższym kuchennym stołku i otworzyła list drżącymi rękami. Moja ukochana! Ufam Hildzie, więc piszę prosto z serca. Gdy się dowiedziałem, że dostałem stypendium, miałem wątpliwości, czy powinienem wyjeżdżać. Czułem, że to będzie nasze ostateczne pożegnanie, a nie chcę porzucić wiary w to, że kiedyś będziemy razem. Zrozumiałem jednak, że nie masz serca zabierać ojca Jensine, i nie chciałem na Ciebie nacis- kać. Dopóki wierzyłem, że Lars jest moim synem, sam nie chciałem go zawieść. Mieszkać tu i nie móc Cię widywać - to nie do zniesienia. Nie mógłbym jednak bez końca spotykać się z Tobą potajemnie w domu Hildy. Prędzej czy później ktoś by to odkrył, a poza tym nie sądzę, byśmy się zadowolili pogawędką w kuchni przy kawie...

Jest mi dziś bardzo źle, Elise. Tak źle, że nie potrafię znaleźć słów pocieszenia dla kobiety, którą kocham. W tej chwili przeklinam wszystkich i wszystko, co sprawiło, że musimy żyć z dala od siebie. Nawet profesora, który każe mi wierzyć, że mam talent, i wysyła mnie do Paryża. Było mi znacznie lepiej w tkalni płótna żaglowego i w matczynej kuchni w Andersengarden. Bo wtedy byłaś moja. Dziś wszystko inne wydaje mi się nieważne. Nie potrafię, nie chcę uwierzyć, że straciłem Cię na zawsze. Pozwól, bym przynajmniej pisywał do Ciebie. Każdy list od Ciebie złagodzi choć na chwilę mój ból. Na razie żyć będziesz w moich myślach, będziesz przy mnie za dnia i w nocy. Słyszę Twój głos, widzę twój jasny uśmiech, ciepłe spojrzenie. Dla mnie nie istnieją żadne inne kobiety. Zostałem stworzony po to, by Cię kochać, dla Ciebie tylko żyję i nigdy o Tobie nie zapomnę. Twój Johan Elise upuściła list na swe kolana, a z jej oczu popłynęły łzy. Słowa Johana poruszyły ją i wprawiły w rozpacz. Tęsknota trawiła jej ciało, zarazem jednak czuła ten sam gniew, który towarzyszył zapewne Johanowi: bunt przeciwko tym, którzy ich rozdzielili. Johan miał rację: zostali stworzeni dla siebie nawzajem, żadne z nich nie powinno dzielić małżeńskiego łoża z nikim innym. Bez względu na to, co się zdarzy, będą związani ze sobą do końca życia. Nie z powodu przysięgi, której ktoś od nich zażądał, ale dlatego, że należą do siebie nawzajem. Hilda pozwoliła siostrze przeczytać list w spokoju, dopiero teraz weszła do kuchni. Spojrzenie jej złagodniało, gdy zobaczyła zapłakaną twarz Elise. - Jeszcze jest nadzieja, Elise. Jeśli dopisze wam szczęście, będziecie żyć długo. Nie musisz przecież poświęcać wszystkich tych lat Emanuelowi. Elise nie odpowiedziała. Oczyściła nos, otarła oczy, złożyła list i schowała go do koperty. - Czy mogę go u ciebie zostawić? - Oczywiście. Kupiłam papier listowy i znaczki. Wiem, ile kosztuje list do Francji. - Jaka jesteś dobra, Hildo - wzruszyła się Elise. Hilda nalała owsianki do głębokiego talerza. - Jedz, póki ciepła! Jak się najesz, ujrzysz wszystko w jaśniejszych barwach! Zrozumiesz wtedy, że ten list miał być miłosnym wyznaniem, a nie przysporzyć ci zgryzot. Choć nie czytałam listu, wiem dobrze, co Johan czuje wobec ciebie. - To był list miłosny - pokiwała głową Elise. - Płaczę i ze wzruszenia, i z rozpaczy.

Tak bardzo bym chciała przeżyć raz jeszcze dwa ostatnie lata, od tego dnia, gdy wybrałam się z Agnes do miasta. Nie poszłabym z nią, zostałabym w domu, żeby napisać list do Johana. A gdyby napisał, że zrywa zaręczyny, nie uwierzyłabym mu. W gruncie rzeczy wiedziałam przecież, że on mnie nadal kocha. - To nie takie proste. Żyjemy tylko raz i rzadko się zdarza, by los nam po raz drugi stwarzał możliwości, które zaprzepaściliśmy. Myślę jednak, że wam przydarzy się wyjątek. Taka wielka miłość musi w końcu zwyciężyć. Elise podniosła łyżkę z owsianką do ust i spojrzała na siostrę. - Zmieniłaś się, Hildo. Wydoroślałaś. Kiedyś wydawało mi się, że zazdrościsz mnie i Johanowi tego, co nas łączy, a teraz interesujesz się bardziej naszym szczęściem niż swoim własnym. Hilda uśmiechnęła się tajemniczo. - Może dlatego, że jestem szczęśliwa? - Sama? Jako samotna matka tu w domku nad rzeką? - Nie jestem ani sama, ani samotna. Mam przecież Isaca, Paulsen tu ciągle przychodzi, a Olaf dotrzymuje mi towarzystwa do późnej nocy. Elise spojrzała na siostrę pytająco. - Chyba nie ma nic między tobą a Olafem? - Nie, wielki Boże! - roześmiała się Hilda. - To ostatnia rzecz, jaka mogłaby mi przyjść do głowy. Z takim dzieciakiem? - No tak, ty wolisz trochę starszych. - Nie trochę, dużo starszych. Elise podniosła do ust kolejną łyżkę. - Czy to znaczy, że kochasz ojca Isaca? - Tak. Nie tak jak ty Johana, ale w sposób, jaki mi odpowiada. Czuję się przy nim bezpiecznie, on mi ciągle prawi komplementy, ubóstwia mnie i robi wszystko, o co go poproszę. Nie muszę się bać, że znajdzie sobie inną i zostawi mnie samą z dzieckiem, tak jak Emanuel ciebie. Daje mi pieniądze, gdy tylko go o to poproszę. Czy można jeszcze czegoś chcieć? - Myślę, że już kiedyś coś takiego słyszałam. Niczego ci nie brakuje? Hilda gwałtownie pokręciła głową. - Nie zależy mi na szalonej miłości, chcę być bezpieczna i zadbana. - Szkoda, że nie jestem do ciebie podobna. Gdy tego wieczoru wróciła do domu, w drzwiach natknęła się na rozradowanego

Pedera. - Wiesz co, Elise? Dziś przeczytałem całe pół strony bez jednego błędu! Za jego plecami pojawił się Evert. - I wtedy Peder zaczął klepać się po udach i śmiać się głośno. Nauczyciel spytał go, czemu się śmieje, a jak się dowiedział, że to z radości, to powiedział, że Peder może się klepać, po czym tylko chce, byle tylko dobrze czytał. Obaj chłopcy wybuchnęli śmiechem. Elise im zawtórowała. Jeden kamień spadł jej z serca. Tego samego wieczoru wybrała się w odwiedziny do Anny i Torkilda. Dawno u nich nie była, ale nie to było przyczyną wizyty. Chciała się dowiedzieć czegoś na temat Johana. Emanuel miał zamiar tym razem zostać w domu. Schwencke miał bóle w krzyżu, nie mógł więc chodzić na spacery. - W takim razie nic się nie stanie, jeśli zajrzę na chwilę do Anny i Torkilda? Tak dawno ich nie widziałam. - Ale wracaj szybko, bardzo proszę. Chciałbym się wcześniej położyć, źle dzisiaj spałem. Anna i Torkild jak zwykle sprawiali wrażenie pary zgodnej i szczęśliwej. Zastała ich siedzących przy kuchennym stole, tak jak podczas poprzedniej wizyty. On czytał jej na głos, na stole stał bukiecik polnych kwiatków w słoiku. Elise nie miała wątpliwości, że Torkild przyniósł te kwiatki, żeby sprawić radość żonie. Anna wciąż miała kłopoty ze schylaniem się i musiała wspierać się na kuli. Niełatwo jej było samodzielnie zrywać kwiatki. W kuchni pachniało szarym mydłem, okna lśniły, zasłonki były świeżo wyprasowane. Anna nie mogła wprawdzie zarabiać na życie, potrafiła jednak utrzymywać dom w czystości i porządku. Elise zauważyła także, że Anna umie przygotowywać smaczne jedzenie z tanich i niewyszukanych surowców. - Jak miło, że do nas zajrzałaś, Elise! - Anna szczerze się ucieszyła się na widok przyjaciółki. - Byłam dziś w rozpaczy, bo Johan wyjechał, ale Torkild jest doprawdy aniołem. Najpierw nazbierał dla mnie kwiatków, a teraz pożyczył od pastorowej wszystkie numery „Husmoderen”, które wyszły w tym roku. Czytamy właśnie artykuł przedrukowany z londyńskiej gazety „The Daily Express”, z którego wynika, że robotnicze rodziny mogą wydawać na utrzymanie znacznie mniej, niż im się wydaje. Podają tu ceny na osobę, w przeliczeniu na norweskie korony. Posłuchaj tylko: „Śniadanie: owsianka, ciasteczka owsiane, cukier, masło roślinne: 40 ore. Obiad: soczewica, pudding chlebowy z masłem roślinnym, cukier, rodzynki: 59 ore. Podwieczorek: chleb, dżem, kakao: 29 ore. Kolacja: ryż,

cebula, masło roślinne: 60 ore. W sumie: 1 korona i 56 ore”. Według redakcji to bardzo tanie wyżywienie, ale my z Torkildem policzyliśmy właśnie, że taką rodzinę jak twoja nie tak dawno - sześcioosobową - kosztowałoby to 9 koron i 36 ore dziennie. A zarabiałaś siedem i pół korony tygodniowo! Angielscy robotnicy są chyba znacznie lepiej sytuowani niż norwescy! Elise słuchała tylko jednym uchem, nie mogła się doczekać, kiedy się dowie czegoś na temat Johana. - Nie wiedziałam, że Johan już wyjechał. Hilda mówiła mi, że odwiedził ją i pytał o mnie, ale my byliśmy z wizytą u rodziców Emanuela w Ringstad. Anna rzuciła jej smutne spojrzenie. - Nie mógł już dłużej wytrzymać w domu. Po tym, co się stało. Elise nie była pewna, czy Anna ma na myśli Agnes i Larsa, czy ją. - To była wyjątkowa szansa - zaprotestował Torkild. - Nie tak wielu rzeźbiarzy dostaje państwowe stypendium i może pojechać do Paryża na studia artystyczne. Powinnaś traktować to jak zaszczyt i wyróżnienie, a nie jak tragedię. - Jestem z niego dumna i cieszę się, że dostał stypendium, ale tak bardzo mi go żal. Stracił wszystko. Najpierw Elise, potem syna. Obawiam się, że teraz nic go nie wiąże z Norwegią. Jeśli ktoś zwróci na niego uwagę w Paryżu i będą się go tam starali zatrzymać, to pewnie nie wróci do kraju. Nie mogę znieść tej myśli. Wiem, że to egoizm z mojej strony, że powinnam się cieszyć, ale znam go dobrze. Dla niego ani bogactwo, ani sława nie są najważniejsze. Torkild podniósł się z miejsca. - Masz ochotę na kakao, Elise? Zaszaleliśmy dziś i przygotowaliśmy kakao na kolację. Pod wpływem artykułu z „The Daily Express”. - Bardzo chętnie, ale nie mogę zbyt długo zostać. Emanuel jest zmęczony i chce się wcześniej położyć. - Może się chyba położyć, nawet jeśli cię nie ma w domu. - Anna powiedziała to wyjątkowo ostrym głosem. Elise nie odpowiedziała, usiadła na taborecie, który podsunął jej Torkild, i zerknęła na leżącą na stole gazetę. - Minęło sto lat od urodzin Welhavena - powiedziała i zaczęła czytać na głos: - „Jego gwiazdą przewodnią była żałoba; najpierw nieokreślony smutek i żal, potem głęboka żałoba, której doświadczył, gdy zmarła jego ukochana. Dla Welhavena żałoba nie była jednak ołowianą chmurą, ale jasną gwiazdą, która nie zniknęła z pierwszym podmuchem wiatru, ale

została na zawsze, by rozświetlać jego życie”. Elise podniosła wzrok znad gazety. - Dziwne. Jak żałoba może stać się jasną gwiazdą? I rozświetlać życie człowieka? Tokild spojrzał na nią z powagą. - Gdybyś mogła sama zdecydować, czy wolałabyś nigdy nie spotkać Johana, czy też doświadczyć jego miłości, a potem bólu rozstania, co byś wybrała? Elise nie musiała się zastanawiać. - To drugie, oczywiście. - No właśnie. Niedługo okaże się, że żal po Johanie nie jest ołowianą chmurą, ale jasną gwiazdą. Masz wspomnienia. I nikt ci ich nie odbierze. Będą już zawsze rozświetlać twoje życie. W oczach Anny zalśniły łzy. - Nie podoba mi się to, co mówisz, Torkildzie. To brzmi tak, jakby Johan miał już nigdy nie wrócić. - Nie to miałem na myśli. Johan wróci do domu, ale nie wróci do Elise. Elise jest mężatką, ma dziecko z Emanuelem i przysięgała, że będzie go kochać i nie opuści aż do śmierci. Nie można tego zmienić. Żadna z kobiet się nie odezwała. Elise czuła, że Anna myśli to samo co ona. Żadna nie chciała na razie pogodzić się z prawdą. Tylko Torkild to zrobił. Był najbardziej uczciwy z nich wszystkich. Anna oczyściła nos. - Nie moglibyśmy porozmawiać o czymś innym? Elise zaczęła znów przeglądać gazetę. - Czytaliście artykuł zatytułowany Mamo, co ja mam robić? Anna pokiwała głową. - Tak, i od razu zrozumieliśmy, że należymy do innego świata. Matka narzeka, że jej dzieci, ośmio - i dziewięcioletnie, nie mają czym się zająć popołudniami, gdy siedzą „w świetle lamp i w cieple kominka”. Nudzą się, bo wcześnie kończą odrabianie lekcji, a ze swoich zabawek już wyrośli. Matka prosi inne matki o radę. Od razu pomyślałam o Pederze, Kristianie i Evercie, którzy muszą bardzo szybko odrabiać lekcje po pracy, żeby zdążyć przed snem. - Zawsze twierdziłam, że wszystkie gazety i czasopisma są przeznaczone dla mieszczaństwa, nie dla nas. Tutaj jest artykuł o wizycie w pierwszym w Norwegii zakładzie leczenia siłami natury. „Na najwyższym piętrze wieży zostaną urządzone sale kąpielowe, całkowicie przeszklone, by nie uronić ani jednego słonecznego promienia, ale by w czasie

zimowych miesięcy chroniły przed chłodem i wiatrem. To będzie wspaniałe miejsce, z którego warto skorzystać zarówno dla zdrowia, jak i dla przyjemności”. - Elise westchnęła. - Zastanawiam się, kogo stać na wypoczynek w takim miejscu. - O tym właśnie ludzie chcą czytać. Nie o ulicznicy Othilie, nie o Mathilde, która skoczyła do wodospadu, ani o prządce, która musiała oddać swoje dziecko. Twoja książka jest wyjątkowa, ale tylko my tu nad rzeką ją naprawdę rozumiemy. Nie podobało mi się tylko ostatnie z twoich opowiadań. Elise spojrzała na nią ze zdumieniem. - Nie wiedziałam, że czytaliście moją książkę. - Emanuel pożyczył ją Torkildowi. - Naprawdę? - Usłyszała nutę wielkiego zdziwienia we własnym głosie. Emanuel nawet jej o tym nie wspomniał. - Nie mówił ci o tym? Myślałam, że masz więcej egzemplarzy. - Dostałam je dopiero w ubiegłym tygodniu. Pierwszego nie chciałam nikomu oddawać. Teraz miałam zamiar przynieść wam jedną z książek, ale zapomniałam. Taka byłam zrozpaczona wyjazdem Johana. - W takim razie Emanuel wziął książkę, nie pytając cię o pozwolenie. Pożyczyliśmy ją tylko na jeden dzień i oddaliśmy zaraz po przeczytaniu. Torkild czytał mi ją na głos do późnej nocy. Dawno już tak nie płakałam, choć przecież znałam już wszystkie opowiadania. Udało ci się przekazać ból. Tak bardzo wczułam się w losy bohaterów, że śniło mi się, jak stoję na Lakkegata, żeby się sprzedać jakiemuś pijakowi czy włóczędze. - Anna się roześmia- ła. - To był najstraszniejszy sen w moim życiu. - Spoważniała po chwili. - Ale w tym nie ma nic śmiesznego. Torkild pokiwał głową. - Rzeczywiście, w tym nie ma nic śmiesznego. Spotykam takich ludzi codziennie. - Zwrócił się do Elise. - Napisz jeszcze jedną książkę, Elise. Ale nie opowiadaj w niej kilku historii. Napisz całą książkę o jednej bohaterce! Wyobraź sobie, że nią jesteś. Postaraj się wczuć w jej los. - Chyba nie radzisz mi, żebym napisała książkę o swoim własnym życiu? - To byłoby najlepsze rozwiązanie, ale nie sądzę, żebyś miała dość odwagi. Musiałabyś być całkiem szczera, opisać gwałt, wyrazić jakoś rozpacz, która cię ogarnęła, gdy się dowiedziałaś, że jesteś w ciąży. Musiałabyś opisać miłość między tobą a Johanem i pomóc czytelnikom zrozumieć, dlaczego wyszłaś za Emanuela. Ludzie, którzy nie wiedzą, co znaczy głód i przejmujący chłód w bezsenne noce, nie zrozumieją, dlaczego przyjęłaś

oświadczyny człowieka, którego nie kochałaś, i zostałaś z nim, mimo iż cię zdradził. W niektórych kręgach rozwody stają się modne, w oczach tych ludzi twoja ofiara byłaby nie tylko pozbawiona sensu, ale i śmieszna. Oni szydzą nawet z matczynej miłości i chrześcijańskiej moralności. Gdybyś miała napisać taką książkę, nie mogłabyś się przejmować cudzymi opiniami, musiałabyś pisać to, co ci leży na sercu, to, co przeżyłaś, co czujesz i myślisz. Tylko wówczas książka byłaby prawdziwa. - Ale krytykowano by ją tak samo jak Zranione skrzydło. - Tak, z tym się musisz liczyć. Trzeba dużo odwagi i siły, żeby wystawiać głowę z piasku. Przemyśl to dobrze, nim się zabierzesz do dzieła, choć ja nie wątpię, że podołałabyś temu. Elise wypiła swoje kakao i podniosła się z miejsca. - Dziękuję wam bardzo. Daliście mi sporo do myślenia. Anno, czy zechciałabyś zapytać pastorową, czy będę mogła pożyczyć te czasopisma po tobie? Anna pokiwała głową. - Na pewno będziesz mogła. Pozdrów rodzinę i powiedz chłopcom, żeby do mnie zajrzeli. Tak dawno ich nie widziałam. Elise biegła przez całą drogę do domu. Serce jej biło mocno z podniecenia. Napisze książkę o swoim własnym życiu. Pod pseudonimem, oczywiście, ze zmienionymi imionami. Może nawet umieści akcję w innym mieście. Ale to będzie jej własna historia. Tylko co na to powie Emanuel? Nie będzie przecież w stanie napisać tej książki, nie ujawniając swojej miłości do Johana. To się nie uda... Chociaż czy Emanuel musi o tym wiedzieć...?

ROZDZIAŁ TRZECI Emanuel jeszcze się nie położył. Siedział w bujanym fotelu, przy niewielkiej świecy, i patrzył w przestrzeń. Elise się zaniepokoiła. Czyżby coś zauważył? Że Elise była sam na sam z Johanem w domku nad rzeką? Emanuel obrócił ku niej twarz. - Co słychać u Anny i Torkilda? - Wszystko dobrze. U nich jest zawsze tak miło. Poczęstowali mnie ciepłym kakao. Przeczytali właśnie artykuł z „Husmoderen” o tym, jak robotnicze rodziny mogą obniżyć koszta swego utrzymania. Propozycja była oparta na eksperymencie przeprowadzonym w Londynie, ale ceny przeliczono na norweskie korony. Myślałam, że angielskim robotnikom żyje się jeszcze trudniej niż norweskim, ale się myliłam. Oni piją kakao na podwieczorek! Złapała się na tym, że mówi szybko i nerwowo, zaniepokoiła się, widząc, jak Emanuel siedzi i patrzy w przestrzeń, to było do niego niepodobne. - O czym jeszcze rozmawialiście? - O sąsiadach, których kiedyś znałam, i o tym, co się dzieje w Andersengarden. O tego rodzaju sprawach. Emanuel pokiwał głową. Nagle przetarł oczy, a na jego twarzy pojawił się wyraz niepokoju. Nie usłyszał chyba, co powiedziała. - Coś się stało? - Nie, zobaczyłem tylko coś dziwnego. Zaczęło mi się dwoić w oczach. - Mówiłeś, że jesteś zmęczony, powinieneś się położyć. - Nie mogłem się położyć przed twoim przyjściem. Jensine była niespokojna. - Pójdę do niej. Myślę, że powinieneś się położyć, Emanuelu. Nawet w tym oświetleniu widzę, że jesteś blady. Już wcześniej to zauważyłam. Może masz anemię. Emanuel wstał z bujanego fotela. - Przyniosłem drwa i wodę i podzelowałem buty Pederowi. Spojrzała na niego bardzo zaskoczona. - Naprawdę? To wspaniale! Dziękuję ci bardzo! - Dlaczego mi dziękujesz? Czy to nie oczywiste, że troszczę się o swoją rodzinę? Zmieszała się i uśmiechnęła nieco zawstydzona. - Ależ tak, oczywiście. Czy słyszałeś, że Peder zdołał przeczytać w szkole całe pół

strony bez błędu? - Nie, nic mi o tym nie mówił. - Był z siebie taki dumny, że zaczął klepać się po udach i śmiać na głos. Gdy nowy nauczyciel zapytał, i czego się śmieje, i Peder mu wytłumaczył, nauczyciel powiedział, że Peder może klepać się, po czym tylko zechce, byleby nauczył się dobrze czytać - roześmiała się Elise. Emanuel ruszył w stronę drzwi. - Słyszałaś coś na temat Johana? Czy dostał stypendium? - powiedział obojętnym tonem, ale nie zdołał ukryć, że z niepokojem czeka odpowiedzi. - Tak, wczoraj rano wyjechał do Paryża. Emanuel obrócił się ku niej gwałtownie. - Naprawdę dostał to stypendium? Nie wierzyłem w to. - Anna była zmartwiona. Podejrzewa, że Johan nigdy nie wróci do domu. - Rozumiem ją. - Powiedział to ze współczuciem w głosie, ale Elise zauważyła, że przez jego twarz przemknął wyraz zadowolenia. Gdy weszła na górę z podgrzanym mlekiem dla Jensine, Emanuel leżał już w łóżku. Zerknęła na niego z niepokojem. - Czujesz się lepiej? - Tak, dziękuję. Cieszę się, że już jestem w łóżku. Zmarszczyła brwi. Może rozkłada go przeziębienie. We wrześniu często pojawia się jedna choroba za drugą. Elise co roku się temu dziwiła, bo przecież można było przypuścić, że wszyscy nabrali sił dzięki słońcu i ciepłym dniom. Następnego ranka obudziła się niespokojna, ale zauważyła, że Emanuel już wstaje. - Jak się czujesz? Nie masz gorączki? - Nie, czuję się całkiem dobrze. Nie widzę podwójnie i nie łamie mnie w kościach jak wczoraj wieczorem. - Bardzo się cieszę, bo już się obawiałam, że rozkłada cię poważne przeziębienie. To się często zdarza o tej porze roku. Ale pewnie byłeś po prostu zmęczony. - Zawahała się przez chwilę, ale postanowiła, że będzie z nim szczera. - Nie powiedziałam ci, że podarowałam swoją książkę twemu ojcu. Spodziewała się, że zmarszczy czoło i powie, że wcale mu się to nie podoba, ale on uśmiechnął się przekornie. - Sądziłaś, że się tego nie domyśle? Uśmiechał się przecież od ucha do ucha po rozmowie z tobą, a gdy wyjeżdżaliśmy, życzył ci powodzenia. Elise uśmiechnęła się zawstydzona.

- Mówiłeś, że nie sądzisz, by twój ojciec miał ochotę na taką lekturę, ale zaryzykowałam. To przecież dzięki niemu zaczęłam pisać i chciałam mu o tym powiedzieć. Opowiedziałam, o czym napisałam, a on stwierdził, że to dobrze, iż staram się zwrócić uwagę ludzi na całą niesprawiedliwość. - Skoro wyznajesz mi swój grzech, ja wyznam ci mój. Pożyczyłem Annie i Torkildowi twój pierwszy autorski egzemplarz, ale pewnie ci o tym już powiedzieli. - Tak, zdziwiłam się, ale i ucieszyłam. To znaczy, że jesteś ze mnie dumny, choć boisz się ludzkich reakcji. - Po chwili wahania postanowiła powiedzieć mu także o sugestii Torkilda. Przemyślała to przed zaśnięciem i doszła do wniosku, że nie zdoła napisać całej książki w tajemnicy przed mężem. - Torkild zasugerował, żebym napisała książkę, w której opowiem o życiu jednego człowieka, a nie o wielu różnych losach. Twierdził, że czy- telnikowi dużo łatwiej wczuć się w czyjś los, jeśli pozna więcej szczegółów. - To nie będzie proste. O kim, u licha, miałabyś napisać? - Na przykład o tobie. - Powiedziała to nieco prowokacyjnym tonem. - O człowieku, który wychowuje się w wielkim dworze z wieloma pokojami i całą armią służących. Ma ogród, w którym można zabłądzić, i stajnię z wieloma końmi. A potem żeni się z ubogą wdową, która ma dużo dzieci. I przeprowadza się do ciasnego domku w robotniczej dzielnicy, przyjmuje kiepsko płatną posadę w kantorze i zmaga się z ubóstwem, ciasnotą i krzykiem dzieci. Jak on to wszystko zniesie? - Może będzie cierpiał na migreny i widział podwójnie - uśmiechnął się. - Ale właściwe rozwiązanie tej zagadki to miłość. Gdyby nie kochał tej ubogiej wdowy, na pewno by nie wytrzymał. Ona musiała mieć w sobie coś, musiała być całkiem wyjątkowa. - Udał, że się zastanawia. - Może była niezwykle piękna i dobra jak anioł, a może miała nad nim jakąś tajemną władzę. Przywiązała go do siebie jak księżniczka z bajki albo miała moc, dzięki której ludzie spełniali jej życzenia. - Czy w ten sposób na mnie patrzysz? - roześmiała się Elise. - Kto powiedział, że mam ciebie na myśli? Pomagam ci tylko znaleźć pomysł na następną książkę. - Jego oczy rozświetlił figlarny błysk. Napisała do Johana długi miłosny list, ale nie przyznała się, że żałuje swojej decyzji. Nie zdradziła mu także, że Hilda i Anna skrytykowały ją za to, że wybrała dobro dzieci i Emanuela, a nie szczęście dla siebie i Johana. Po pierwsze, na pewno o tym dobrze wiedział, a po drugie, i tak by to im nic nie pomogło. Najważniejsze, by Johan zrozumiał, że Elise go kocha i nigdy kochać nie przestanie, ale nie może zmienić tego, co się stało. On o tym wiedział, ona o tym wiedziała, a mimo to oboje dali się skusić marzeniom. To nie mogło się

udać. Im dłużej o tym myślała, tym głębiej była przekonana, że podjęła słuszną decyzję. Teraz cieszyła się, że Johan wyjechał. Skoro nie miała dość siły, by oprzeć się pokusie, lepiej, że pokusa zniknęła. Emanuel jest dobrym człowiekiem, na pewno z czasem będzie jej coraz więcej pomagał, tylko musi się tego najpierw nauczyć. To nie jego wina, że jest rozpieszczony. I nie męczy jej już tak po nocach. Elise nie bardzo rozumiała, gdzie się podziało jego szalone pożądanie. Przyjęła to wprawdzie z ulgą, ale ciągle się zastanawiała nad przyczyną tej odmiany. Może jest dla niego za chuda? Signe miała obfite kształty, krągłe uda i piersi. Mężczyźni wolą chyba takie kobiety. Niekiedy podejrzewała, że znalazł sobie inną, ale zawsze odsuwała od siebie tę myśl. Nie zrobiłby tego po raz drugi. Nie po tym, co go spotkało. Wydawało jej się, że nie zniósłby więcej takich duchowych katuszy, poczucia winy i żalu i zażartej walki, by ją zdobyć na nowo. Poza tym pokazał przecież, że naprawdę ją kocha i że za nic w świecie nie chciałby jej stracić. Szalał z rozpaczy, gdy chorowała. Nie, musi być jakaś inna przyczyna braku pożądania. Może jest zbyt zmęczony. Taka sytuacja ze wszech miar jej odpowiadała. Skoro ona go nie pożądała, lepiej dla nich obojga, że i on jej nie pragnie. Małżeństwo i wspólne życie to przecież coś więcej niż płodzenie dzieci. Dzieci mają już dość, Elise nie chciała, by było ich więcej, a bliskość mogą przeżywać na wiele innych sposobów. Najważniejsze, by troszczyli się o siebie nawzajem i starali się ułatwiać życie sobie i całej rodzinie. Miłość może poczekać.

ROZDZIAŁ CZWARTY Gdy pewnego dnia Elise wracała z kantoru, przy furtce czekała na nią pani Jonsen. W pierwszej chwili Elise przeraziła się, że coś złego przytrafiło się Jensine, bo pani Jonsen nigdy na nią w ten sposób nie czekała. Gdy podeszła nieco bliżej, stwierdziła, że przemiła sąsiadka ma twarz rozpromienioną, a nie przerażoną. - Był tu jakiś pan i pytał o was, pani Ringstad! Mówił w jakimś innym języku, więc słowa nie zrozumiałam. I ubrany był jakoś tak nie po norwesku, musiał być z zagranicy. Elise wpatrywała się w nią ze zdumieniem. Czy to może mieć coś wspólnego z Emanuelem? - Nie zorientowała się pani, co to był za język? Może francuski? Pani Jonsen spojrzała na nią z urazą. - Skąd mam wiedzieć, czy to był francuski, czy chiński, skoro nigdy w życiu nie byłam poza Kristiania? - Dał może do zrozumienia, że jeszcze tu przyjdzie? - Wymachiwał ramionami i gadał bez przerwy. Dorożka na niego czekała. A ja stałam z rozdziawioną buzią, kręciłam głową i pokazywałam mu dziecko, żeby zrozumiał, że ja tu tylko pomagam. Elise starała się ukryć rozczarowanie. - Jeśli to coś ważnego, to pewnie wróci. Wzięła na ręce Jensine i obeszła dom, żeby wejść od kuchni. Jaka szkoda, że chłopców nie było w domu, może by się domyślili, w jakim języku mówił ten człowiek. A jeśli to ktoś, kto ma coś wspólnego z Johanem? Byłoby niedobrze, gdyby Emanuel się o tym dowiedział. Czy to mógł być jakiś Amerykanin? Ktoś, kto przywiózł pozdrowienia od wuja Kristiana? To nie mógł być żaden z wujów, oni znają przecież norweski. A w każdym razie jakąś mieszaninę norweskiego i angielskiego. Elise pokręciła głową. Pan, który mówił w obcym, niezrozumiałym języku i chciał z nią rozmawiać? Skąd zresztą pani Jon - sen wie, że chciał z nią rozmawiać, skoro nie zrozumiała ani słowa? Może szukał Emanuela? Wciąż wracała do niej myśl o Johanie. A jeśli coś mu się przydarzyło? Może miał wypadek? Albo popełnił samobójstwo... Był załamany, gdy wyjeżdżał, w Paryżu nie znał żywej duszy...

A może ten obcy przywiózł jej list? List podobny w tonie do poprzedniego. „Nie chcę porzucić wiary w to, że kiedyś będziemy razem...” Jeśli Emanuel przeczyta coś podobnego, dostanie szału. Elise starała się rzucić w wir domowych obowiązków, ale myśl o tajemniczym nieznajomym wciąż ją prześladowała. Hugo i Jensine marudzili, oboje byli zmęczeni i głodni. Jensine miała mokrą i brudną pieluchę, Hugo marzł, bo był za lekko ubrany. Pogoda się nagle zmieniła, temperatura spadła chyba o kilka stopni, przez całe przedpołudnie padał deszcz. Elise pośpiesznie przyszykowała kaszę dla obojga, zmieniła pieluchę Jensine, włożyła Hugo ciepłe skarpetki. Okazały się za duże, ale nic na to nie mogła poradzić. W końcu otuliła go szalem i posadziła na stołku pod ścianą, stawiając po obu stronach inne stołki, żeby nie spadł. Wzięła Jensine na jedno ramię, pozwalając, by mała sama trzymała butelkę, drugą ręką karmiła synka. Wreszcie zrobiło się cicho. Usłyszała, jak chłopcy otwierają furtkę, nie przestając gadać. Zerknęła na zegar, wiszący na ścianie. Był to zegar z kukułką, który dostali od Emanuela. Hugo był zachwycony za każdym razem, gdy ptaszek wyskakiwał, by wykukać kolejną godzinę i połowę godziny, nawet Peder i Evert podzielali jego zachwyt. Elise stwierdziła, że wkrótce będzie wpół do ósmej. Skończyła pracę już półtorej godziny temu, a gdy zabierała Hugo od Hildy, siostra była dziwnie osowiała. Elise niczego się od niej nie dowiedziała, ale nie mogła się oprzeć poczuciu, że nastrój Hildy ma coś wspólnego z majstrem Paulsenem. Peder i Evert zrzucili swoje książki przewiązane rzemieniem na kuchenny stół i od razu opadli na swoje stołki. Widać było, jak bardzo są zmęczeni, a przecież jeszcze się nie zabrali do lekcji. Lekcji mieli znacznie więcej niż w ubiegłym roku, z norweskiego, z ra- chunków, z historii, geografii, przyrody i religii. Peder wciąż nie najlepiej radził sobie z czytaniem, Elise musiała więc czytać mu na głos dłuższe teksty, inaczej by nie zdążył. Starała się namówić Everta, żeby czytał głośno, bo Peder mógłby się w ten sposób uczyć, ale nic z tego nie wyszło. Peder narzekał, że Evert czyta za szybko i za cicho, a Evert denerwował się, gdy Peder mu przerywał. - Mam dla was ciepłą kaszę. Najpierw zjecie, a potem siądziecie do lekcji. Ciepła kolacja dobrze robi na zmęczenie. - Pingelen mówi, że kasza na wodzie to żadne jedzenie, on dostaje słodkie bułeczki na kolację. - Peder rzucił jej oskarżające spojrzenie. Elise była zbyt zmęczona, by obrócić to w żart. - Wcale w to nie wierzę. Oni nie mają więcej pieniędzy niż inni.

- A właśnie że mają. Jego ojciec wygrał. Teraz jedzą mięso na obiad, bułki na śniadanie i słodkie bułeczki na podwieczorek i na kolację. Elise nie miała siły się z nim spierać. Gdy wpadał w ten nastrój, nigdy się nie poddawał. W gruncie rzeczy sam dobrze wiedział, że to nieprawda. Na dworze rozległy się czyjeś kroki i do kuchni wszedł Emanuel. - A więc tu się zebrała cała rodzina - powiedział wesoło. - Spotkałem panią Jonsen. Opowiadała coś o jakimś obcym jegomościu, który się tu dzisiaj pojawił. Z Chin czy jakiegoś innego dalekiego kraju, w którym mówią całkiem niezrozumiałym językiem. - Uśmiechnął się, kręcąc głową, jakby nie dowierzał pani Jonsen. Peder podniósł głowę. - Czy to był Hotentot? - Hotentot, też coś - roześmiał się Kristian. - Nie ma się z czego śmiać - obraził się Peder. - Hotentoci istnieją, mają czarne twarze i jedzą ludzkie mięso. W gazecie o tym pisali. Niektórzy nazywają ich Murzynami. Elise postawiła talerz przed Emanuelem i czym prędzej zmieniła temat, żeby wszyscy zainteresowali się czymś innym. - Hilda była dziś w złym nastroju, nie mogłam od niej wyjść bez pogawędki. - Coś się stało? - Nie dowiedziałam się, o co chodzi. Peder nie zapomniał jednak o Hotentocie. - Po co tu przyszedł ten, co je ludzkie mięso? - Peder, przestań! - Elise spojrzała na brata z rezygnacją. - To nie był ani Hotentot, ani Murzyn, ani kanibal. Pani Jonsen powiedziała, że był tu jakiś obcokrajowiec, który o nas pytał. W pierwszej chwili pomyślałam, że może to ma jakiś związek z wujem Kristianem. Że to jakiś jego przyjaciel, który się wybrał do Norwegii. Twarz Pedera się rozjaśniła. - A może to jeden z naszych wujów? Z wielkimi paczkami pod pachą i kieszeniami wypchanymi pieniędzmi? - Wiesz przecież, że nasi wujowie znają norweski - prychnął Kristian. Emanuel się zamyślił. - Czy to może mieć jakiś związek z Johanem? Może ten człowiek mówił po francusku? Elise nie zdołała mu spojrzeć w oczy, pośpieszyła, by nalać mu kaszy. - Po co zjawiałby się tu jakiś Francuz? Gdyby chodziło o Johana, pytałby przecież o Annę.

Chłopcy słuchali z zainteresowaniem. Jak zwykle pierwszy odezwał się Peder. - Może Johana zabił jakiś tygrys? - W Paryżu nie ma tygrysów, ty baranie. - Tym razem Evert się roześmiał. - Może jakiś francuski bandyta strzelił mu w łeb. Elise spojrzała na nich surowo. - Przestańcie już, chłopcy! Nie wolno w ten sposób żartować. Emanuel podmuchał w talerz, nim nabrał kaszy na łyżkę. - Jeśli to coś ważnego, na pewno tu wróci. W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy podnieśli wzrok. W oczach Pedera i Everta pojawił się strach pomieszany z radością. Najwyraźniej nie otrząsnęli się jeszcze z myśli o Hotentotach i kanibalach. Emanuel poszedł otworzyć. Usłyszeli jakiś obcy męski głos. Elise od razu się zorientowała, że nieznajomy mówi po duńsku. Rumieniec wstąpił jej na policzki. Czyżby przyjechał do niej duński redaktor? Johan mówił, że zapowiadał swój przyjazd na koniec lata, ale skoro do tej pory się nie pojawił, Elise uznała, że nic z tego nie będzie. Wstała i podeszła do drzwi. Emanuel obrócił się do niej z uśmiechem. - To do ciebie, Elise. Redaktor twojej książki. Obawiam się, że nasza droga sąsiadka nie rozumie duńskiego, choć jest taki podobny do norweskiego. - Zwrócił się znów do gościa: - Proszę bardzo. Jemy właśnie kolację, ale zapraszamy do salonu. Ma pan ochotę na filiżankę kawy? - Bardzo chętnie - odparł mężczyzna po duńsku i wszedł do środka. Wyglądał na jakieś trzydzieści pięć lat, miał czarny wąsik, ciemne włosy i gęste brwi. Miał na sobie ciemne ubranie z kamizelką, zegarek z dewizką, koszulę z białym kołnierzykiem i lśniące buty. Przywitał się z nią serdecznie, przedstawił się - nazywał się Waldemar Rolfsen - i wykrzyknął ze zdumieniem, że sądził, iż Elise jest dużo starsza, skoro ma pięcioro dzieci. - Tylko dwójka najmłodszych to nasze dzieci - roześmiała się Elise. - Trzej starsi to moi bracia. Peder jak zwykle nie potrafił utrzymać języka za zębami. - Ale Evert jest naszym bratem tylko na niby. Dostaliśmy go od gminy. Na twarzy pana Rolfsena zagościł wyraz pewnej konsternacji, bo najprawdopodobniej nie zrozumiał ani słowa z tego, co powiedział Peder. Emanuel rzucił chłopcu surowe spojrzenie, Elise poprosiła Kristiana, żeby zajął się maluchami, i dorośli weszli do salonu. Elise usłyszała tylko, jak Kristian mruczy pod nosem,

że nie odrobił jeszcze lekcji, ale puściła to mimo uszu. Emanuel prowadził rozmowę. Elise zauważyła, że duński redaktor patrzy na niego z rosnącym szacunkiem. Emanuel potrafił przemawiać, zdał przecież maturę, chodził do szkoły handlowej i przywykł obracać się wśród ludzi z wyższym wykształceniem. Panu Rolfsenowi znacznie łatwiej było zwracać się do niego niż do niej, zapewne dlatego, że obaj byli mężczyznami i pochodzili z tej samej sfery. Elise doszła do wniosku, że redaktora zdumiał nie tylko jej wiek, ale też fakt, że nie była elegancką damą. Zastanawiała się, co mu powiedział Johan. Może udawał, że Elise pochodzi z kręgów mieszczańskich? Nie rozumiała niektórych słów. Język duński w piśmie był bardzo podobny do norweskiego, ale pod Względem wymowy bardzo się różnił. Zrozumiała jednak, że wydawnictwo sprzedało już znacznie więcej egzemplarzy książki, niż się spodziewano, i że wypłaci jej honorarium pod koniec października. Redaktor wybierał się następnego dnia na spotkanie z norweskim wydawcą, żeby powiedzieć mu, jak dobrze idzie sprzedaż w Danii. Może więc zmienią zdanie? Elise poczuła dumę i zdenerwowanie zarazem. Jeśli książka ukaże się w Norwegii, nie będzie końca spekulacjom, kto się kryje za pseudonimem. Emanuel miał rację, twierdząc, że Elise zmartwi się bardzo, gdy recenzenci okażą się bezlitośni. Może nawet nie będzie miała później odwagi patrzeć ludziom w oczy? Przygotowała kawę, nakryła do stołu i posłała Kristiana do pani Jonsen, żeby zapytał, czy nie ma w domu czegoś, co można by podać duńskiemu gościowi. Ulżyło jej, gdy brat wrócił z paczką ciasteczek. Pani Jonsen kupiła je właśnie tego dnia, by zabrać nazajutrz na spotkanie towarzystwa misyjnego. Elise posłała więc czym prędzej Everta z wiadomością, że postara się odkupić ciasteczka w porę, by sąsiadka zdążyła je zanieść na spotkanie. Emanuel dobrze się czuł w towarzystwie Duńczyka. Gdy Elise wyszła do kuchni, żeby zrobić więcej kawy, zauważyła z przerażeniem, że jest już kwadrans po dziewiątej. A ona nie pomogła Pederowi w lekcjach. Chłopiec siedział ze łzami w oczach nad rachunkami i nawet nie zajrzał jeszcze do innych książek. Evert był już prawie gotowy, podobnie jak Kristian, choć przecież Kristian musiał zajmować się maluchami i biegać do pani Jonsen. - Kristian, bardzo cię proszę, pomóż Pederowi w rachunkach! Rozumiesz chyba, że to bardzo ważna wizyta. To jest redaktor wydawnictwa, które opublikowało moją książkę, i Emanuel właśnie pertraktuje na temat mojego honorarium. Peder spojrzał na nią zapłakanymi oczami. - Co to jest humorarium? Czy to ma coś wspólnego z humorem? Elise wrzuciła więcej kawy do młynka, zmełła ją i zrobiła silniejszy napar niż zwykle. - Ty głuptasku. Honorarium to suma pieniędzy, którą dostanę za każdą sprzedaną

książkę. Peder otarł oczy rękawem. - Nic nie szkodzi, że nie radzę sobie z rachunkami. Teraz będziesz bogata i nic się nie stanie, jeśli nie skończę szkoły. Poza tym zostanę przecież głównym stajennym w Ringstad. - Głównym stajennym, też coś! - prychnął Kristian. - A tak. Nie wierzysz? To się spytaj ojca Emanuela. Położyli się dopiero o wpół do jedenastej, po wyjściu gościa. Kristian pomógł Pederowi, który wreszcie skończył odrabiać lekcje i też mógł się położyć. Światła już wszędzie pogasły, za siedem i pół godziny miały zawyć fabryczne syreny w zakładach Myren i Lilleborg. Emanuel był w świetnym humorze. - Przemiły człowiek. Całe szczęście, że byłem na miejscu, Elise. Gdyby nie ja, zaproponowałby ci na pewno znacznie gorsze warunki. Żadna kobieta nie zrobi kariery bez wsparcia mężczyzny. - Dowiedziałeś się, jakie honorarium dostanę? - Tak. Znacznie wyższe, niż się spodziewałem. Sądzę, że czeka cię miła niespodzianka pod koniec października. Spojrzała na niego w napięciu. - Nie możesz mi powiedzieć? - Nie, będzie zabawniej, jeśli cię to zaskoczy. - Westchnął z zadowoleniem. - Może będzie mnie wreszcie stać, żeby kupić sobie stolik na fajki. Elise popatrzyła na męża, ale nic nie powiedziała.