FRID INGULSTAD
U TWEGO BOKU
Saga Wiatr Nadziei
część 19
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, Boże Narodzenie 1907 roku
- Johan? - szepnęła Elise, nie wierząc własnym oczom. Już miała rzucić się mu w
ramiona, ale coś ją powstrzymywało.
Na twarzy Johana pojawił się znajomy serdeczny uśmiech, który tak kochała.
- Nie obejmiesz mnie? - spytał.
Elise spojrzała na Hugo i Isaca. Chłopcy w milczeniu wodzili za nimi wzrokiem.
Żaden z nich się nie poruszył.
Oczywiście, że go przytuli. Nikt nie miał prawa czynić jej wyrzutów z tego powodu,
oto stary przyjaciel powraca do domu z wielkiego świata. Nogi wciąż jednak nie chciały jej
słuchać.
- Więc twój pobyt w Paryżu dobiegł końca? Uśmiech na twarzy Johana zgasł. Nie
zrozumiał?
Nie słyszał o chorobie Emanuela? Johan potrząsnął głową.
- Nie, przyjechałem na święta.
Święta... Tu nad rzeką to słowo miało dziwny wydźwięk. Poza dziatwą szkolną nikt w
tym czasie nie wypoczywał.
- Miałem nadzieję, że napiszesz. - W jego wzroku pojawił się cień urazy, a w słowach
kryła się nutka zdziwienia i rozczarowania.
- Przecież pisałam - zdziwiła się. - Nie dostałeś mojego listu?
Pokręcił głową.
- Pierwszy list spaliłam.
Johan nie poruszył się. Patrzył jej prosto w oczy, czekając na wyjaśnienia.
- Kiedy dostałam list od ciebie, postanowiłam rozmówić się z Emanuelem.
Zamierzałam odejść od niego, ale los chciał inaczej.
Johan słuchał z napięciem.
- Emanuel zachorował. Choroba przykuła go do łóżka. Nie mam pojęcia, czy
kiedykolwiek wydobrzeje.
Obserwowała, jak zmienia się jego twarz, zrazu przestraszona i zaskoczona, potem
pojawił się na niej wyraz zastanowienia.
W końcu pokiwał głową, dając znak, że pojął.
- Usiłujesz mi powiedzieć, że nic się nie zmieni, póki twój mąż jest chory.
Znów chciała podbiec, zarzucić mu ramiona na szyję i powiedzieć, że jest mężczyzną
jej życia, ale nie uczyniła tego. Targały nią uczucia tak potężne, że lękała się dopuścić je do
głosu.
- Tak mi przykro, Johan - szepnęła.
- Mnie też jest przykro.
- Więc potrafisz mnie zrozumieć?
- Potrafię, choć nie ukrywam, że jestem rozczarowany. Sam nie wiem, czego się
spodziewałem. Brak odpowiedzi tłumaczyłem sobie dwojako: że wciąż się wahasz lub że
chcesz sprawić mi niespodziankę. Gdybyś nie miała nadziei na wspólną przyszłość,
odpisałabyś od razu.
Elise pokiwała głową.
- Szkoda, że list do ciebie nie dotarł. W tym pierwszym, tym, który spaliłam,
napisałam, że Emanuel zachorował ze zgryzoty. Miałam zamiar zaproponować mu, byśmy
rozstali się w przyjaźni, więc poniekąd poczułam ulgę. Na wargach Johana pojawił się
zabłąkany uśmiech.
- Nie dane nam jest być ze sobą, Elise. A ja sądziłem, że to właśnie jest nam pisane.
- Ja też tak sądziłam.
Głos się jej załamał, nie była już dłużej w stanie panować nad sobą. W jednej chwili
znalazła się przy Johanie i przytuliła się do niego. Z twarzą przyciśniętą do jego ciepłego, sil-
nego ciała wypłakiwała z siebie cały ten żal, który ściskał jej serce od chwili, kiedy Emanuel
trafił do szpitala.
Johan trzymał ją mocno, głaskał po włosach i plecach, dawał pociechę, sam szukając
pocieszenia.
- Rozumiem cię, Elise, nie sądź, że jest inaczej. Nie możesz opuścić człowieka
przykutego do łóżka. Przeżywasz rozczarowanie równie mocno jak ja, ale jednocześnie czu-
jesz ciężar odpowiedzialności za dom, chorego męża i dzieci.
Pokręciła głową, łkając.
- Nie żałuj mnie. Chłopcy bardzo mi pomagają, nie są już dziećmi. Pracują nawet jako
subiekci w sklepie Emanuela.
Johan odsunął Elise od siebie, spojrzał na nią tkliwie i pogładził delikatnie po
policzku. Po raz kolejny zdumiała się, że ta silna spracowana dłoń ma w sobie taką miękkość
i czułość. Ta sama myśl przyszła jej do głowy dawno temu, kiedy siedziała na kolanach
Johana w kuchni pani Thoresen.
- Moja mała, dzielna Elise. Dlaczego musisz znosić tyle przeciwności losu? - Przytulił
ją mocno, zanurzył twarz w jej włosach i westchnął głęboko. - Nie bój się, kochana. Będę
czekać na ciebie. Choćby miały upłynąć lata, zawsze będę czekać na ciebie.
Elise pokręciła głową.
- Nie, Johan. Nie możesz złamać sobie życia z mojego powodu.
- Robię to dla siebie. Nie ma zresztą mowy o złamanym życiu. Uznaję siebie za
szczęściarza, bo mam o kim marzyć. Poza tym do mnie należy twoja miłość, a to jest
najważniejsze.
- Zasługujesz jednak na to, by mieć rodzinę. Dzieci...
- Przyjdzie jeszcze na to czas, wciąż jestem młody. Elise podniosła głowę i patrząc
mu w oczy, pokręciła nią powoli.
- Emanuel może spędzić w łóżku całe lata. Lekarze nie znają całej prawdy. Długi czas
łudziliśmy się, że się mylą, ale teraz przyszłość rysuje się w ciemnych barwach. Jeśli nigdy
nie odzyska władzy w członkach, to... - Urwała.
- To nie odejdziesz od niego - dokończył Johan. - To niczego nie zmieni, Elise,
zawsze będę czekać. Los był dla mnie łaskawy. Pomyśl tylko, zostałem obdarowany mocą
tworzenia! I dzięki niej mogę zarabiać na życie.
Znowu wybuchnęła płaczem i przytuliła się do niego.
- Ale potrzebujesz kobiety. Pogłaskał ją po włosach.
- Mam kobietę. To, o czym myślisz, nie jest takie ważne. Mężczyzna może żyć we
wstrzemięźliwości, zwłaszcza jeśli potrafi wypełnić dzień wartościową pracą. A kiedy kocha
i jest kochany, cała reszta schodzi na plan dalszy. Nie wątpię, że wolę żyć w taki sposób niż
spędzać dni w małżeńskim stadle, w którym brak miłości. To doświadczenie mam już za
sobą.
- Możesz jednak kogoś pokochać. W Paryżu nie brakuje ślicznotek.
Johan roześmiał się cicho.
- A na co mi Francuzka? Kobieta, która nie zna szumu wodospadu, która nigdy nie
śpieszyła do fabryki w zimnym świetle księżyca? Która nie słyszała wycia syren nad rzeką
Aker i nie widziała licho odzianych dziewcząt pędzących przez most do pracy? Podobieństwa
się przyciągają, jak to mówią. Pasujemy do siebie, Elise. Pamiętamy smród w sieni
Andersengarden, szczury rojące się w śmietniku, ulicznych grajków, rok po roku
śpiewających te same pieśni, Wiemy, jak trudno usnąć, kiedy ciało trzęsie się z zimna, a
żołądek kurczy się z głodu, lecz jednocześnie potrafimy cieszyć się pierwszymi płatkami
śniegu. Umieliśmy płakać ze szczęścia, znalazłszy miedziaka na ulicy, i cieszyć się, kiedy
siostry z misji przynosiły kawałek wyschniętego ciasta przed świętami. Kto tego nie
doświadczył, nie potrafi myśleć ani czuć jak my.
Stała nieruchomo w jego ramionach, wsłuchując się w jego słowa. A kiedy skończył,
dodała cicho: - I każde z nas otrzymało boży dar. Ty potrafisz rzeźbić w glinie, a ja słowami.
Skinął głową.
- Właśnie. Nie wiedzieliśmy tego, kiedy byliśmy dziećmi, a jednak czuliśmy, że łączy
nas coś więcej niż wspólny adres zamieszkania i kłopoty rodzinne. - Znów odsunął ją od
siebie. - Opowiedz mi o książce! Już się ukazała w Norwegii?
Elise otarła łzy i potaknęła z uśmiechem.
- Panna Johannessen, która pracuje w kantorze razem ze mną, twierdzi, że mówi o
niej całe miasto. Nie ma pojęcia, iż ja ją napisałam, i z irytacją nazywa autora wichrzycielem
i socjalistą. W jej ustach to chyba najgorsze obelgi. Twierdzi poza tym, że te historie są
zmyślone. Kiedyś stojąc w kolejce u Magdy na rogu, podsłuchałam, jak o książce rozmawiają
dziewczęta z fabryk. Mówiły, że Magda postanowiła kupić egzemplarz i wypożyczać go za
parę ore. Namawiały się, by ją przeczytać i dowiedzieć się, o kim mowa i kto ją napisał.
- Nie bój się, Elise. Nigdy nie zgadną, że ty jesteś autorką.
- Mam nadzieję.
- Wspomniałaś, że chłopcy pracują w sklepie Emanuela.
- Tak, Emanuel zajął się drobnym handlem. Wynajął w tym celu mały domek na
Maridalsveien. Pewnego wieczora wysłał chłopców, by pilnowali interesu, i Peder sprawił się
najlepiej ze wszystkich.
Johan roześmiał się.
- Wcale mnie to nie dziwi. Nie musisz niepokoić się o jego przyszłość, Elise. Chłopak
da sobie radę.
Elise uśmiechnęła się. Poczuła przypływ radości. Wrócił Johan, wciąż ją kochał,
czegóż mogła chcieć więcej? Oznajmił, że może czekać na nią całe lata, póki Emanuel nie
wydobrzeje. Skoro Anna wróciła do sił, Emanuel też może kiedyś odzyskać zdrowie.
- Co jeszcze napisałaś w liście?
- Że cię kocham, że moje uczucie pozostaje silne i nigdy nie przeminie. Ale także i to,
byś żył własnym życiem i korzystał z szans, które podsuwa ci los.
- To piękne słowa.
- I szczere. Napisałam też, że zaliczam się do tych szczęśliwych ludzi, którym dane
było poznać smak miłości niezostawiającej miejsca na zwątpienie.
Dostrzegła, że jego oczy zwilgotniały.
- Jaka szkoda, że nie dostałem tego listu - powiedział, nie odrywając wzroku od Elise,
ale zaraz potem się poprawił: - Gdybym go jednak dostał, nie przyjechałbym na święta. Więc
może dobrze się stało.
Elise poczuła ucisk w gardle i ogarnęła ją słabość.
- Pomóż mi, Johan! Starałam się być silna i odpychać marzenia, ale kiedy cię widzę i
słyszę twój głos, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Chcę jedynie być z tobą. Na
zawsze.
Jęknął głośno, przyciągnął ją do siebie i pocałował, z początku delikatnie, potem
mocno i namiętnie. Przywarli do siebie z taką mocą, jakby świat miał się zaraz skończyć, jak-
by kolejne pożegnanie przerastało ich siły.
Elise opamiętała się, kiedy usłyszała głosy chłopców. Gwałtownie uwolniła się z
objęć Johana i odwróciła głowę. Zupełnie o nich zapomniała, Hugo i Isac stali wciąż w tym
samym miejscu, przyglądając się im ze zdziwieniem i lekkim zawstydzeniem.
Chyba nigdy dotąd nie widzieli całujących się dorosłych. Hilda i majster zapewne nie
robili tego na oczach Isaca, a ona dawno już nie przytulała się do Emanuela w obecności
Hugo. Zresztą jakby się dobrze zastanowić, to w ogóle rzadko to robiła, jedynie wtedy, gdy w
łóżku Emanuel domagał się swoich praw. Taki był jej wybór, czułości z mężem przestały
sprawiać jej przyjemność.
Kucnęła przed chłopcami i każdemu dała buziaka w policzek.
- Wesołych świąt, Isac. Wesołych świąt, Hugo. Zaczęli chichotać i hasać po kuchni,
krzycząc: - Wesołych świąt, wesołych świąt!
Elise uśmiechnęła się do Johana przez łzy.
- Myślę, że się przestraszyli. Zobaczyli, że płaczę, i nie wiedzieli, co jest tego
przyczyną.
- Powinniśmy byli panować nad sobą w obecności dzieci.
Pokiwała głową.
- Spędzisz święta z Anną i Torkildem? - spytała, żeby zmienić temat rozmowy.
- Tak, przyjechałem wczoraj i zatrzymałem się u nich. Na mój widok Anna rozpłakała
się jak dziecko. Nie wspomniała ani słowem o Emanuelu. O niczym nie wie?
- Nie sądzę. Nie widziałam się z nimi od dnia, w którym spotkałam się z moim
wydawcą. Wtedy przyszli zapytać, jak mi poszło, i bardzo się radowali moim sukcesem.
Powiedzieli też, że dostali list od ciebie. Anna bardzo się martwiła, mówiła, że przeżywasz
trudne chwile.
- Mam to już za sobą.
Nic więcej nie powiedział, a Elise bała się pytać. To irracjonalne, ale opowieści o
zabawach w towarzystwie kobiet wzbudziłyby w niej zazdrość. Nasłuchała się plotek z szalo-
nego życia cyganerii w Kristianii, a paryscy artyści zapewne w niczym jej nie ustępowali.
- Nad czym teraz pracujesz? Masz pomysł na nową książkę?
- Pan Wang - Olafsen, „dżentelmen”, jak nazywa go Peder, zaproponował, bym
napisała książkę o nim właśnie. Może pomogłaby zrozumieć dzieciom z lepszych sfer, że nie
z każdym los obchodzi się łaskawie. I nauczyć dorosłych, iż rzeczy materialne nie są
najważniejsze.
Johan spojrzał na nią zaskoczony.
- Zaproponował, byś napisała książkę o Pederze?
- Pan Wang - Olafsen nie jest taki jak inni - uśmiechnęła się Elise. - Bardzo go bawią
spontaniczne komentarze Pedera i wyraźnie daje do zrozumienia, że darzy chłopca wielką
sympatią. Odwiedziłam go pewnego wieczora.
Zdała mu krótką relację z wizyty, podczas której pan Wang - Olafsen zachęcał ją do
dalszych prób pisarskich.
- Mogę ją przeczytać?
Skinęła głową. Zastanawiała się, jak długo zamierza zostać, ale lękała się zapytać
wprost. Odpowiedź, że wraca za parę dni, wprawiłaby ją w przygnębienie.
- Wpadnę jutro rano do Anny i Torkilda i ci ją przyniosę. Boże Narodzenie to dzień
wolny?
I wtedy przypomniała sobie o rodzicach Emanuela.
- W każdym razie spróbuję. Państwo Ringstadowie pewnie już przyjechali.
- Postaraj się! - Johan spojrzał na nią błagalnie. Drzwi otworzyły się gwałtownie, choć
wcześniej nie słychać było kroków.
- Przepraszam - Hilda była zasapana. - Idzie Paulsen. Elise złapała sweterek i czapkę i
zaczęła pośpiesznie ubierać Hugo.
Hilda roześmiała się.
- Nie macie się czego wstydzić. On wie, że jesteś przyjacielem rodziny, Johan. Nic w
tym dziwnego, że przychodzisz złożyć nam życzenia świąteczne.
Elise kończyła właśnie ubierać chłopca, kiedy majster zapukał do drzwi.
- Przychodzę za wcześnie? - spytał trochę spłoszony. Hilda uśmiechnęła się.
- Ależ nie. Będziesz miał okazję, poznać Johana Thoresena. Właśnie przyjechał z
Paryża na święta. Pamiętasz, opowiadałam ci, że tam studiuje. Zostanie rzeźbiarzem.
Pan Paulsen przywitał się serdecznie z Johanem.
- To ciekawe. Otrzymał pan stypendium państwowe?
Johan skinął głową i wyjaśnił pokrótce, że dzięki pomocy pewnego profesora
przebywał w Kopenhadze, a teraz kontynuuje naukę w Paryżu.
Majster był pod wrażeniem.
- Ten profesor musi pokładać wielką nadzieję w pański talent. Zapewne od dawna
ćwiczy się pan w rysunku?
Johan przytaknął ponownie. Elise dostrzegła, że teraz już odzyskał pewność siebie w
głosie i postawie. Zawsze podziwiała tę jego umiejętność, która pozwalała mu ukrywać
pochodzenie. Miała nadzieję, że majster nie będzie pytał o szczegóły. Kariera Johana zaczęła
się wszak w więzieniu.
- Wystawiał już pan swoje prace?
- Tak, jedną, w Kopenhadze. Wykonaną na podstawie szkicu, który zrobiłem,
pracując u pewnego snycerza w Kristianii.
- Chętnie bym ją zobaczył. Zechciałby pan pokazać mi swoje rysunki któregoś dnia?
Bardzo interesuję się sztuką.
- Z przyjemnością. Wyjeżdżam dopiero po Nowym Roku.
Elise odetchnęła z ulgą. A więc zostanie choć tydzień. W następnej chwili
przypomniała sobie o bolesnej rzeczywistości. Nie mogła spotkać się z Johanem na osobno-
ści, to było zbyt niebezpieczne. Wstydziła się swojej słabości, ale wiedziała, że nie zdołałaby
zapanować nad sobą. Gdyby nie miała przy sobie dzieci, gdyby nie wiedziała, że Hilda wróci
lada moment, już dałaby upust dławionej od dawna namiętności. Johan też by się nie
powstrzymał. Nie ośmieliła się nawet pomyśleć, czym by się to skończyło.
- Będę tutaj jutro. Może dotrzyma nam pan towarzystwa?
Majster tryskał życzliwością. Może dlatego, że rozmawiał z przyszłą sławą
artystyczną?
- Dziękuję za zaproszenie, ale umówiłem się już z Elise, że jutro przyjdzie z wizytą do
mnie i mojej siostry.
Pan Paulsen odwrócił się do Elise.
- Panią też zapraszam, pani Lovlien - powiedział z ożywieniem. - Siostrę pana
Thoresena może pani odwiedzić innego dnia.
- Proszę, Elise! - dołączyła się Hilda. - Musisz korzystać z okazji, póki twoi teściowie
są u ciebie. To jedyna możliwość.
- Zgadzam się - pokiwał głową majster. - Hilda opowiadała mi o sytuacji w pani
domu. Jest nadzwyczaj niezręczna, pani Ringstad. Miałem zamiar pomówić o tym z panią,
ale dotąd nie nadarzyła się sposobność. Jeśli nie zadba pani o siebie, sama wpędzi się pani w
chorobę.
Elise podniosła Hugo i otworzyła drzwi. Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Porozmawiam z Emanuelem.
- To na nic! - rzuciła zdecydowanie Hilda. - Wcześniej nie miał pojęcia, ile masz na
głowie, a teraz rozumie jeszcze mniej. Znajdź jakąś wymówkę. Powiedz, że jestem chora.
Elise spodziewała się, że majster się oburzy, ale ku jej zdumieniu przytaknął Hildzie.
- To dobry pomysł. A więc spotykamy się tu w czwórkę jutro przed południem.
Zapraszam na porządne świąteczne śniadanie.
Elise zerknęła na Johana. Wyglądał na zadowolonego.
Czyjej odpowiedzialność ograniczała się tylko do Emanuela? Czy nie powinna okazać
troski Johanowi? To nie jego wina, że dał się kiedyś zwieść Lortowi - Andersowi i uwierzył
w jego zapewnienia, że go zdradziła. Nie mógł nic poradzić na to, że Ansgar Mathiesen ją
zgwałcił, a z tego aktu przemocy zrodziło się dziecko. Nie był winien żadnych krzywd,
których doznała. Dlaczego miałaby mieć wyrzuty sumienia wobec Emanuela? Johanowi
pierwszemu obiecała, że będzie dzielić z nim życie, tyle że los zdecydował inaczej.
Zapadł zmrok. Elise nie spojrzała na zegar przed wyjściem. Emanuel wiedział, że
skończyła pracę o trzeciej, i zapewne zastanawiał się teraz, dlaczego jeszcze nie wróciła do
domu.
Ile czasu spędziła z Johanem w kuchni? Nie liczyła upływających minut, ujrzawszy
Johana, zapomniała o całym świecie.
Wielki Boże, jak się teraz wytłumaczy? Miała okłamywać Emanuela i jego rodziców?
ROZDZIAŁ DRUGI
We wszystkich oknach przy Maridalsveien paliły się światła. Zaglądając do niskich
izb, Elise widziała ludzi zajętych przygotowaniami do świątecznego wieczoru. Jedni deko-
rowali choinki wstążkami i koszykami z błyszczącego papieru, inni stawiali na stołach
odświętną zastawę. Po tej stronie rzeki bieda nie była tak dotkliwa, niektórzy mieli nawet
prawdziwe talerze. Pomysł Emanuela nie trafił jej do przekonania, ale może rzeczywiście uda
mu się zdobyć klientów w tej części miasta? Kiedy chłopcy byli w sklepie, interes szedł
całkiem nieźle.
Jej myśli pobiegły do Johana i poczuła, jak serce zaczyna bić przyśpieszonym
rytmem. Spotkanie u Hildy nie było najszczęśliwszym rozwiązaniem, ale Elise zamierzała z
nie - , go skorzystać. W obecności majstra i siostry nie zdobędą się na nic niestosownego.
Zresztą zachowałaby się nieładnie wobec Johana, odmawiając przyjścia. Majster niczego by
nie zrozumiał, a Hilda uznałaby ją za tchórza. Anna też życzyłaby sobie, by spotkała się z jej
bratem, mimo że była osobą z gruntu uczciwą i pobożną. Torkild to co innego, ale on brał
Pismo zbyt dosłownie. Poza tym zostając w domu, Elise nie przestałaby kochać Johana.
Emanuel nie ma nic do gadania, w końcu porzucił ją dla Signe i miał z nią dziecko.
Zeszła ze wzgórza i znalazła się przed sklepem Emanuela, jedynym budynkiem
pogrążonym w ciemności.
W tej samej chwili rozkołysały się dzwony kościoła w Sagene, wzywające na
bożonarodzeniowe nabożeństwo. Zamiast grzeszyć, powinna była zabrać chłopców na mszę.
A ona całowała się z Johanem i nie ukrywała pożądania. Czy za taki występek przysługuje
rozgrzeszenie?
Na szczycie wzgórza pojawił się powóz, dzwony brzmiały miękko i łagodnie w gęsto
padającym śniegu. Z kuchennego okna sączyły się smakowite zapachy. Elise obróciła głowę i
zobaczyła jakiegoś człowieka, ciągnącego ogromną choinę na sankach. Czytała w piśmie
kobiecym, że w domach mieszczan dekorowano drzewka pod nieobecność dzieci. Niektóre
choinki sięgały aż pod sufit, a do gałązek przyczepiano mnóstwo świeczek. Kiedy wreszcie
otwierano drzwi do salonu, dzieci zatrzymywały się w progu zachwycone niezwykłym
widokiem.
W domach, które znała, nie było miejsca na takie ekstrawagancje. Ludziom nie
starczało pieniędzy na drzewko i ozdoby świąteczne, ale to nie umniejszało radości z Bożego
Narodzenia. Przynajmniej w tych rodzinach, w których ojcowie nie przepijali każdego
grosza. Elise przypomniała sobie historię, którą kiedyś opowiedziała jej Jenny. W Wigilię
Marta pojechała do miasta szukać siostry, która gdzieś zniknęła. Późnym wieczorem znalazła
ją na Lakkegata. Matka oznajmiła, że wolałaby ujrzeć córkę w grobie niż w tamtym miejscu,
ale Jenny nie zrozumiała, o co jej chodziło. Siostra zachowywała się dziwnie od chwili, kiedy
jakiś podstarzały mężczyzna podglądał ją podczas kąpieli. Elise podejrzewała, że nie
poprzestał na podglądaniu, bo dziewczyna po tamtym zdarzeniu zmieniła się nie do poznania.
Ojciec jak zwykle się upił i wrócił do domu, niosąc klatkę z dwiema papużkami. Matka
rozpłakała się, wyrzucając mu, że nie kupił nic do jedzenia. Nie mieli nic poza owsianką, a
cukier dawno się skończył.
Elise westchnęła. Radość wieczoru wigilijnego nie była pisana każdemu.
Wreszcie dotarła do Arendalsgaten. Szła szybko, zastanawiając się, jak wytłumaczyć
spóźnienie. Emanuelowi i teściom mogła powiedzieć cokolwiek, ale Pedera nie sposób było
oszukać. Patrząc w jego duże niebieskie oczy, nie potrafiła kłamać. Może zdoła szepnąć mu
na ucho, że spotkała Johana, ale nie chce mówić o tym głośno, by nie irytować Emanuela?
Czy jednak w ten sposób nie uczyła go kłamać?
W oknach jaśniały światła, pani Ringstad musiała zapalić wszystkie lampy i świece. A
może nie będzie musiała niczego tłumaczyć? Może uznają za oczywiste, że dzień pracy się
przedłużył?
W kuchni nie było nikogo, przez uchylone drzwi do pokoju dobiegały jakieś głosy.
Piec buzował, na fajerkach stały garnki, część z nich nie należała do niej. Zrzuciła
szal i rozebrała Hugo. Chłopiec pobiegł do pokoju, a Elise zajrzała ciekawie pod pokrywki.
Żeberka, kiełbasy, mielone kotlety i kapusta. Wszystko wyglądało przepysznie. Sos
był gotowy, ziemniaki obrane. Dziwne, że pani Ringstad nie zaczęła ich gotować.
Nabrała tchu, wyprostowała się i ruszyła do pokoju.
Zdziwiona ujrzała, że Emanuel siedzi na wózku inwalidzkim. Pan Ringstad znalazł
sobie miejsce w fotelu bujanym. Obaj palili cygara, obaj trzymali kieliszki z jakimś złocistym
płynem.
Teść wstał na jej widok.
- A oto Elise! Wesołych świąt, moje dziecko. Biedactwo, musiałaś pracować w takim
dniu? Dzielna z ciebie dziewczyna.
Elise zaczerwieniła się lekko i spojrzała na Emanuela.
- Pożyczyłeś wózek?
- Nie, ojciec mi go kupił. Co za ulga, teraz mogę przemieścić się do kuchni i napalić
w piecu.
- Zamówiłem go przez telefon - wtrącił pan Ringstad - i odebrałem przesyłkę na
Dworcu Wschodnim. Dostaniemy też łóżko od Carlsenów - dodał. - Wozak przywiezie je w
najbliższych dniach. Wstawimy je do pokoju, Emanuel będzie mógł prosto z łóżka przesiadać
się na wózek. Łóżko odsprzeda się, kiedy wróci mu władza w nogach.
Elise rozejrzała się wokół.
- Nie będzie miejsca na inne meble.
- Tak, trzeba je będzie usunąć na jakiś czas. Sofa i stół zostaną, ale fotele, łącznie z
tym bujanym, muszą zniknąć. A tak przy okazji, ten stolik na przybory do palenia jest
przepiękny. Gratuluję.
Elise uśmiechnęła się grzecznie.
- A gdzie pozostali? Na górze?
- Matka zabrała chłopców do kościoła - wyjaśnił Emanuel. - Sądziłem, że skończysz o
trzeciej i do nich dołączysz.
- Przykro mi, nie zdążyłam. To miło ze strony twojej matki, że ich zabrała.
- Ojciec sprowadził dorożkę. Matka nie lubi chodzić po zapadnięciu zmroku i miała
nadzieję, że dotrzymasz jej towarzystwa. Powiedziałem jej, że w Wigilię chętnie chodzisz do
kościoła.
Elise zawstydziła się.
- Jensine jest u pani Jonsen? Emanuel skinął głową.
- Matka od przyjazdu krzątała się w kuchni. Obiad jest prawie gotowy, trzeba jedynie
ugotować ziemniaki.
- Zajmę się tym, przebiorę się i przyprowadzę Jensine.
Ruszyła ku drzwiom rada, że ominą ją kolejne pytania.
Pozostali wrócili, kiedy naciągała na siebie niedzielną suknię. Przez chwilę miała
ochotę włożyć tę piękną z niebieskiej wełny, którą dostała od pani Stangerud, ale się opa-
miętała. Jeśli Signe miała ją na sobie podczas poprzednich świąt, pani Ringstad mogłaby ją
poznać. A to przypomniałoby jej tamten przykry epizod, kiedy Signe obrzuciła ją
wyzwiskami. Elise nie zamierzała psuć świątecznego nastroju niewłaściwym strojem.
Pani Ringstad przywitała się z nią serdecznie. Elise dostrzegła z miejsca, że Peder jest
nie w sosie. Wysłała Kristiana po Jensine i zwróciła się do chłopca.
- Co się stało, Peder? Nie cieszysz się, że mamy święta?
- Tak.
Evert pośpieszył mu z pomocą.
- W kościele nie było skrzata.
Elise zamyśliła się. Peder źle znosił brak zaufania. Może koledzy szkolni nabijali się z
niego, bo twierdził, że widział w kościele skrzata? W tej samej chwili przypomniała sobie
coś.
- Wiesz, co gdzieś wyczytałam, Peder? Że kościelne skrzaty mają dobry słuch i nie
tolerują dźwięku dzwonów. Kiedy rozpoczyna się nabożeństwo, wchodzą do swoich
kryjówek. Gdybyś jednak znalazł się sam w kościele dzień przed Wigilią, zobaczyłbyś, jak
pracowicie odkurzają ławki i robią porządki.
Peder patrzył na siostrę sceptycznym wzrokiem.
- Nie kłamiesz?
- Jakżebym mogła! Przeczytałam to w piśmie, które pani Johannessen przyniosła do
kantoru. Jeśli mi nie wierzysz, poproszę ją, by pożyczyła mi to pismo. Sam będziesz mógł
przeczytać.
Twarz Pedera rozjaśniła się. Chłopiec odwrócił się na pięcie.
- Słyszałeś, Evert? Jeśli mi nie uwierzą, zaświadczysz, że to prawda.
Evert skinął głową z powagą.
- Zaświadczę, że skrzat siedzi za kamieniem i trzyma się za uszy, kiedy biją dzwony.
Peder zdziwił się.
- Skąd wiesz, że trzyma się za uszy i siedzi za kamieniem? Elise tego nie powiedziała.
- Nie, ale ja tak uważam. Sam bym tak zrobił.
- Rozbierzcie się i idźcie do Emanuela i pana Ringstada. My w tym czasie nakryjemy
do wieczerzy.
- Pomysłowa jesteś, Elise! - powiedziała z uśmiechem teściowa, kiedy chłopcy
zniknęli w pokoju.
- Niczego nie wymyśliłam - odrzekła Elise. - Przeczytałam artykuł o dawnych
wierzeniach.
- Te przesądy wciąż są żywe. My też wystawiamy skrzatom miskę kaszy. Co dziwne,
w Boże Narodzenie zawsze jest pusta.
- Więc skrzaty istnieją.
Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo zjawił się Kristian z Jensine.
- Pani Jonsen jest sama - oznajmił.
- Sama? Sądziłam, że wybiera się do siostry.
- Nic z tego nie wyszło. Siostra wyjechała do swojej przyjaciółki w Kampen.
Elise spojrzała na teściową.
- Miałabyś coś przeciw temu, byśmy ją zaprosili? To bardzo miła i uczynna kobieta.
Bez niej nie dałabym sobie rady.
- Oczywiście, że nie mam nic przeciw temu. Nie mamy jednak dość taboretów, a stół
kuchenny jest za krótki.
- Pożyczymy stół i taborety od pani Jonsen. Kristian, weź Pedera i Everta i biegnijcie
do niej!
Kiedy chwilę później zasiedli do posiłku, Elise potoczyła wokół radosnym wzrokiem.
Było ciasno, ale nie miało to żadnego znaczenia. Oczy Pedera, Everta, Kristiana i Hugo
błyszczały jak świece stojące na stole. Nawet Emanuel zdawał się być zadowolony,
samodzielnie przetoczył wózek do kuchni i zajął miejsce u szczytu. Pani Ringstad ude-
korowała biały obrus gałązkami świerku, przez uchylone drzwi widać było drzewko na
stoliku, ozdobione aniołkami i koszykami z błyszczącego papieru, które Emanuel zrobił w
dzieciństwie.
- Jak dobrze! - westchnął Peder zachwycony. - Czy dla każdego jest kawałek mięsa,
pani Ringstad?
Matka Emanuela roześmiała się.
- Oczywiście. Możesz jeść, ile chcesz. Przypomnij sobie jednak, co się stało, kiedy
przejadłeś się u nas bułeczkami! Zaczniemy modlitwą.
Złożyła dłonie, skłoniła głowę i zaczęła się modlić wyraźnym, podniosłym głosem: -
Boże, dzięki Ci składamy za to, co pożywać mamy Ty nas żywić nie przestajesz, bądź
pochwalon za to, co nam dajesz. Amen.
Peder patrzył na nią ze zdziwieniem.
- On nam daje jedzenie? A ja myślałem, że ty je przygotowałaś?
Emanuel uśmiechnął się z rezygnacją.
- Ależ Peder! Nie pierwszy raz słyszysz modlitwę przed jedzeniem. Poza tym dzieci
nie powinny zabierać głosu przy stole.
Zapadła cisza. Wszyscy jedli w milczeniu, nawet Jensine siedząca na kolanach Elise
bez słowa otwierała usta, by przełknąć zawartość podsuwanej jej łyżeczki.
Elise myślała o Johanie. Siedział teraz w towarzystwie Anny i Torkilda i na pewno
dobrze się bawił. Ta myśl sprawiła Elise przyjemność. Współczuła mu, z pewnością źle
znosił samotność w obcym kraju. Im też nie było łatwo, ale przynajmniej mieli z kim dzielić
przeciwności losu. Teraz zaś powrócił do domu rodzinnego, słyszał szum wodospadu, śpiew
ulicznych grajków, czuł swojski zapach sieni w Andersengàrden; wszystko to wiązało go z
przeszłością i ukształtowało na człowieka, którym był.
Na deser był krem ryżowy z dwoma migdałami. Nagrody za znalezienie migdała,
dwie marcepanowe świnki, stały na tacy. Elise pomodliła się w duchu, by świnki trafiły do
Pedera i Everta, ale szansa na to była niewielka.
Jej teść miał wyraźnie nadzieję na inne rozwiązanie. - Spojrzał na Hugo.
- To dopiero zabawa, prawda, mój mały? - powiedział. - Może znajdziesz coś w
swojej miseczce?
- Małe dzieci nie powinny jeść migdałów - sprzeciwiła się jego żona. - Mogą się
zadławić.
- W takim razie dajcie mu ciasta, wyjdzie na to samo - zgodził się dobrodusznie pan
Ringstad i ponownie zwrócił się do Hugo. - Jak ci było u cioci Hildy? Bawiłeś się z jej
synkiem, twoim kuzynem? - Spojrzał na Elise. - Jak on ma na imię? Isac?
Elise skinęła głową.
- Isac boi. Isac płakać - oznajmił nagle Hugo. - Mama też - dodał beztrosko,
wpychając do buzi kolejny kęs jedzenia.
Pan Ringstad zdziwił się.
- Wygłupiasz się, Hugo. Mama płakała?
Hugo pokiwał głową, nie zaszczycając go spojrzeniem.
Wszyscy odwrócili się ku Elise, a ta miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Zmusiła się do uśmiechu. Lekki rumieniec wystąpił jej na policzki. Wszyscy
spodziewali się jakiegoś wyjaśnienia.
- Przyszedł majster Paulsen. Powiedział coś śmiesznego i wszystkich nas rozbawił.
- Mama też - powtórzył Hugo.
Elise poczuła, jak krople potu występują jej na czoło.
- Hugo jest za mały, by zrozumieć. Popłakałam się ze śmiechu.
- . No to musisz nam powtórzyć tę zabawną historyjkę. - Emanuel wyrzekł to zdanie
takim głosem, jakby ją przejrzał.
- Szczerze mówiąc, nie pamiętam jej. Może śmiałam się ze zmęczenia. - Elise
rozgniotła kawałek ziemniaka w sosie.
Jej teść ożywił się.
- Z tego majstra taki zabawny człowiek? Emanuel zaśmiał się sucho.
- Ten epitet w ogóle do niego nie pasuje. Oboje z Elise nie mamy pojęcia, co Hilda w
nim widzi. Po pierwsze mógłby być jej ojcem, a po drugie jest przeraźliwie nudny.
- Może święta wprawiły go w dobry humor - wtrąciła się pani Ringstad. - Może
wychylił świąteczną szklaneczkę trochę wcześniej niż zwykle. Co ty na to, Hugo? Wszak
zrobiliście to samo z Emanuelem? Widziałam dwa puste kieliszki na stole.
- Uznałem, że Emanuel zasłużył sobie na coś mocniejszego po tym, co przeszedł.
Ton jego głosu kazał pani Ringstad zmienić temat.
- Jesteście dzisiaj bardzo eleganccy. Mama kupiła wam nowe ubrania?
Elise chciała kopnąć Pedera pod stołem, ale nie zdążyła.
- Dostaliśmy je od matki Signe. Przyszła do nas z wielką paczką! Właściwie
zamierzała zanieść ją do Armii Zbawienia, ale zostawiła u nas. - Peder obrócił się do siostry.
- Dlaczego nie włożyłaś tej niebieskiej sukni, Elise?
Dziewczyna nie odpowiedziała. Rodzice Emanuela wymienili się spojrzeniami.
- To miło ze strony pani Stangerud - stwierdziła chłodno pani Ringstad i spojrzała na
syna. - A co ty na to?
- Nie miałem nic do powiedzenia. Nie było mnie wtedy w domu.
Pani Ringstad odwróciła się do Elise.
- Nie uważasz, że to wstyd przyjmować rzeczy przeznaczone dla ubogich?
- Tak, w pewnym sensie. Pani Stangerud zostawiła mi wolną rękę, a mnie nie stać na
zakup nowej odzieży. Te rzeczy bardzo się nam przydały.
Pan Ringstad patrzył na nią zdumiony.
- Emanuel opowiadał, że twoja książka ukazała się w Norwegii. Gratuluję! Od czasu
waszej wizyty u nas nie miałem okazji z tobą porozmawiać. Uważam, że książka jest dobra,
ale obawiam się też, że wzbudzi nieprzychylne komentarze.
- Już wzbudziła - przyznała Elise. - Na szczęście ludzie nie wiedzą, że to ja ją
napisałem.
W tej samej chwili przypomniała sobie o pani Jonsen i posłała jej przestraszone
spojrzenie. Pani Jonsen nie usłyszała jednak tej wymiany zdań, siedziała na drugim końcu
stołu pogrążona w rozmowie z Kristianem. Wymieniali uwagi na temat portów we
wschodniej Afryce. Brat pani Jonsen był marynarzem i często przysyłał jej listy z podróży.
Kristian, zafascynowany obcymi krajami i miastami, z ciekawością słuchał jej wywodów.
- Ile kosztuje książka? - wtrąciła się pani Ringstad.
- Pięć koron.
- Dostałaś zaliczkę?
- Tak, sto czterdzieści siedem koron. Niepokoję się jednak stanem zdrowia Emanuela,
więc jestem ostrożna z wydatkami.
Zapadła cisza. Sytuację uratował Peder.
- Słyszał pan, że zostałem subiektem, panie Ringstad? Ojciec Emanuela roześmiał się.
- Doprawdy? A co sprzedajesz? Stoisz koło bramy i wciskasz ludziom obwarzanki?
Peder pokręcił głową oburzony.
- Nie sprzedaję na ulicy, tylko w prawdziwym sklepie. W sklepie Emanuela. W
ostatnim tygodniu sprzedałem więcej niż Schwencke. Sam to przyznał. Na wiosnę będę taki
bogaty jak on. I wtedy rzucę szkołę.
Pan Ringstad spojrzał na syna.
- Wpuszczasz dzieciaki za ladę, Emanuelu? Emanuel skinął głową.
- Tak. Świetnie dają sobie radę. Kristian twierdzi, że Peder potrafi zagadać klientów
na śmierć. Czasami kupują coś tylko po to, by wreszcie wyjść ze sklepu. - Roześmiał się ser-
decznie, najwyraźniej zapomniał już o słowach Hugo.
Peder pokraśniał z dumy.
- Wdowa po Jacobie kupiła wczoraj dzbanek do kawy, chociaż przyszła po linijkę do
mierzenia ciastek.
- I jeszcze warząchew, choć ma dwie w domu - dodał ochoczo Evert.
Pani Ringstad ściągnęła brwi.
- Dlaczego kupiła coś, czego nie potrzebowała?
- Bo mnie pożałowała.
- Pożałowała? - zainteresowała się Elise. - Co masz na myśli?
- Powiedziałem jej, że matka mnie porzuciła - zaczął Peder ze skruszoną miną. - I że
ojciec utopił się w rzece, a właściciel sklepu stracił władzę w nogach. No i że matka Everta
umarła i nikt nie wie, kto jest jego ojcem.
Elise zaczerwieniła się ze złości.
- Jak możesz mówić takie rzeczy, skoro mieszkasz w porządnym domu? Opiekujemy
się tobą z Emanuelem, masz co jeść i gdzie spać. A mama była niedawno, przyniosła jabłka,
dwa słoiki dżemu i trzy butelki soku z czerwonej porzeczki. Przecież wiesz.
Peder zrobił nieszczęśliwą minę.
- Nie kłamałem! - Łzy trysnęły mu z oczu. - Przecież to prawda, że tata się Utopił! A
mama nas zostawiła! Mama Everta nie żyje i nikt nie wie, kto jest jego ojcem.
Elise westchnęła z rezygnacją.
- To prawda, Peder, ale powiedziałeś to wszystko, by wzbudzić współczucie klientki i
coś jej sprzedać, a tak się nie godzi. Nie jesteś biedakiem godnym pożałowania.
- Ale wczoraj trochę byłem, bo o tym wszystkim nie wiedziałem! - Peder rozłożył
ręce, wskazując na stół. - Nie wiedziałem, że pani Jonsen będzie tutaj. Poza tym pociąg mógł
spaść z mostu i rodzice Emanuela mogli się utopić razem z żeberkami i kapustą i jeszcze...
Emanuel powstrzymał go ruchem dłoni.
- Wystarczy, Peder! Mówiłem już, że dzieciom nie przystoi paplać, kiedy dorośli
jedzą.
- Twoja matka zaczęła. Spytała o nasze nowe ubrania. Pani Ringstad pośpiesznie
zmieniła temat.
- Kto to jest ten Schwencke? Jakiś twój nowy znajomy, Emanuelu?
- Znam go od jakiegoś czasu. Kiedyś pomógł Elise uratować chłopca przed
utonięciem i od tego czasu widujemy się. To on pomógł mi znaleźć pomieszczenie sklepowe
przy Maridalsveien i zdobyć towar. Nawet pożyczył mi trochę pieniędzy i nie nalega na
szybką spłatę.
- To musi być bardzo miły człowiek! I na dodatek bardzo zdolny, skoro tak dobrze
zarabia.
- O tak, to znakomity sprzedawca. Prawie tak dobry jak Peder - dodał Emanuel,
mrugając do chłopca.
Peder otarł oczy i uśmiechnął się.
- Znalazłem migdał! - oznajmił pan Ringstad, podnosząc łyżkę.
- A ja drugi! - krzyknął Emanuel. - Od lat mi się to nie zdarzało.
Pani Ringstad roześmiała się.
- Zawsze było nam ciebie żal z tego powodu. Któreś z nas zazwyczaj podkładało
migdał na twój talerzyk.
Emanuel uśmiechnął się.
Obaj otrzymali swoje nagrody i spałaszowali je ze smakiem.
Elise dostrzegła zawiedzione miny Pedera i Everta.
- Zdaje mi się, że pod drzewkiem czekają na was niespodzianki - powiedziała
pośpiesznie. - Najpierw jednak obejdziemy je wkoło, śpiewając kolędy.
- Zmieścimy się wszyscy w pokoju? - powątpiewała matka Emanuela. - Choinka jest
malutka.
- Oczywiście, że się zmieścimy - odrzekł zdecydowanie jej mąż. - Postawimy
drzewko na podłodze i zepchniemy stół do kąta.
Dziwnie wyglądali, tłocząc się wokół małej choinki, ale nie to było najważniejsze.
Oczy chłopców lśniły, Jensine gaworzyła rozkosznie, a Hugo usiłował powtarzać słowa
kolęd.
Tylko szkoda, że nie było Johana. Dzień się jednak kończył i za parę godzin znów go
zobaczy.
Jeśli zdoła się wyrwać z domu.
ROZDZIAŁ TRZECI
Zdecydowano, że tę noc Emanuel spędzi na sofie. Przeniesienie go na piętro po
stromych schodach byłoby bardzo uciążliwe, a zresztą za parę dni pokój i tak miał się stać
jego sypialnią. Rodzice Emanuela zamierzali przenocować u Carlsenów, dokąd przewieźć ich
miała dorożka zamówiona na godzinę dziesiątą. Pierwszy dzień świąt zamierzali znów
spędzić wspólnie.
- Nie spodziewaj się nas zbyt wcześnie. - Matka Emanuela zmarszczyła czoło w
zamyśleniu. - Carlsenowie przeżywają ciężkie chwile. Karolinę nie przyjechała na święta,
wciąż gniewa się, że ojciec ją odprawił. Dzisiejszy wieczór mieli spędzić w towarzystwie
siostry i szwagra, ale obawiam się, że jutro zostaną sami.
- Nie możesz przyprowadzić ich tutaj? - spytał Emanuel.
- Tutaj? - Matka nie ukrywała zaskoczenia. - Nie sądzisz, że i tak jest nas za dużo?
- Lepsze to niż święta w samotności.
- Sądzę, że Betzy i Oscar mają inne zdanie na ten temat, Emanuelu.
Elise przestraszyła się, że teściowie zmienią zdanie i spędzą dzień Bożego Narodzenia
z przyjaciółmi. W takim wypadku nie mogłaby wyjść z domu. Emanuel nie był w stanie zająć
się Hugo i Jensine, a chłopcy wybierali się na sanki. Pani Jonsen nie opiekowała się Jensine
w dni świąteczne.
- Byłoby nam miło, gdyby nas odwiedzili. Jestem im to winna, bo przecież byłam u
nich z wizytą.
- Dziękuję, Elise, to miło z twojej strony, ale nie sądzę, by to był dobry pomysł. Betzy
najlepiej czuje się u siebie. Trudno ją wyciągnąć z domu, zwłaszcza w święta.
Elise znała tok jej myśli. Betzy Carlsen nie przyszłoby do głowy, by spędzić
świąteczny dzień w malutkim domku przy Hammergaten u byłej robotnicy i dzieci
mówiących miejską gwarą. A zresztą nie wiedziała, czym mogłaby ich ugościć. Teściowa nie
wspomniała ani słowem o jedzeniu na kolejny dzień, a Elise nie miała nic poza pieczywem i
kośćmi na wywar.
Pani Ringstad przywiozła ze sobą duże pudło wypieków, ale w ciągu wieczora
zniknęła prawie cała jego zawartość. W tej kwestii możliwości chłopców były
nieograniczone. Teraz Pedera bolał brzuch, a Evert słaniał się ze zmęczenia. Kristian już się
położył, a Hugo i Jensine od dawna byli w łóżkach.
Wszyscy szaleli ze szczęścia, rozpakowując prezenty. Kristian dostał książkę
Cudowna podróż i zaraz z nią gdzieś przepadł. Evert otrzymał harmonijkę, a Peder samocho-
dzik. Cała trójka patrzyła na Elise z radością i zaskoczeniem, spodziewali się raczej jakichś
praktycznych podarków.
Rodzice Emanuela sprezentowali im rękawice i szale zrobione na drutach przez ciotkę
Ulrikke. Jensine dostała piękną sukienkę, a Hugo kolejkę. Elise podejrzewała, że Peder
będzie się nią bawił równie chętnie jak Hugo. Od dawna marzył o kolejce, z zazdrością
spoglądał na tę, którą miał Isac.
Pani Jonsen niewiele mówiła tego wieczora, zapewne speszona obecnością „tych
państwa z Eidsvoll”, jak się wyraziła, kiedy Elise odprowadzała ją do drzwi. Kłaniała się jed-
nak w pas i dziękowała po wielekroć, podkreślając, że była to najpiękniejsza Wigilia w jej
życiu.
Kiedy wszyscy wyszli, w pokoju zrobiło się pusto i cicho. Elise pościeliła
Emanuelowi na sofie, usunęła popielniczkę, sprzątnęła skórki pomarańczy i wyniosła
kieliszki do kuchni, zostawiając sobie zmywanie na następny ranek. Nogi miała ciężkie jak z
ołowiu, w uszach jej szumiało i tętniło w skroniach. Nie wiedziała właściwie, skąd wzięło się
to zmęczenie, zwykły dzień pracy bywał bardziej wyczerpujący.
- Boli mnie głowa - powiedziała zwrócona plecami do Emanuela. - Jeśli do jutra ból
nie minie, wybiorę się na spacer. Świeże powietrze dobrze mi zrobi.
- Nie dziwota, że jesteś zmęczona. Najpierw długi dzień w kantorze, potem długi
wieczór w domu. Dzisiaj zresztą wstałaś wcześniej niż zazwyczaj.
Zaśmiała się nieco sztucznie.
- Trudno, żebym była zmęczona w dzień świąteczny. Mam nadzieję, że nie
przyplątała się mi jakaś choroba. Może przejdę się do Anny po tabletkę przeciwbólową, ona
zwykle trzyma je w domu.
- Do jutra poczujesz się lepiej. Pewnie denerwowałaś się wizytą moich rodziców i
bałaś się, że wieczór źle wypadnie. Pomóż mi dostać się na sofę i połóż się. Możesz pogasić
świece, będę przyglądał się Hammergaten w świetle latarni. Ten widok działa usypiająco:
płatki śniegu tańczące w powietrzu i opadające w migotliwym świetle.
- Nie jesteś śpiący?
- Trudno zasnąć, kiedy w głowie kłębią się złe myśli.
- Myślisz o chorobie? - spytała, odwracając się do niego.
- O tym też. Zapadła cisza.
Może powziął jakieś podejrzenia. Elise nie odważyła się zapytać.
- Myślę również o tobie, o nas i o dzieciach. Jak dasz sobie radę, kiedy zostaniesz
sama?
- Nie mów tak, Emanuelu. Lekarz nie twierdził, że to śmiertelna choroba.
- Ale zapewne i tobie przyszła taka myśl do głowy. Widziałaś, jak postępuje. Zaczęło
się od zawrotów, bólu głowy, potem zacząłem tracić czucie w nogach, a teraz jestem
sparaliżowany. Co mnie dalej czeka?
- Pomyśl o Annie. Wiele lat leżała przykuta do łóżka, a teraz już chodzi nieomal
samodzielnie.
- To co innego. Anna zachorowała, będąc dzieckiem. Mój stan wciąż się pogarsza.
- Lekarz w szpitalu nie wiedział, co ci dolega. Twierdził, że wiele chorób ma podobne
objawy.
- Usiłujesz mnie pocieszyć i powinienem być ci wdzięczny, ale nie tego od ciebie
oczekuję. Bądź szczera i porozmawiaj ze mną o przyszłości. Jeśli w ogóle czeka mnie jakaś
przyszłość.
Elise wyszła do kuchni, zastanawiając się nad jego słowami. Nie mogła mu
powiedzieć, że nie lęka się o przyszłość. Nigdy nie będzie sama, ma przecież Johana. Może
nie zejdą się od razu, może minie rok lub dwa, lecz nigdy nie będzie sama. Kto wie, może
Emanuel znalazłby w tym wyznaniu jakąś pociechę, ale Elise wolała nie ryzykować. Równie
dobrze mogła go zranić, wzbudzić gniew i zazdrość. Mógłby zacząć podejrzewać ją o zdradę,
zacząć śledzić jej kroki. Kiedy leżała w Ulleval, wyznał jej, że kocha ją nad wszystko i nie
może bez niej żyć. Uwierzyła mu, lecz jednocześnie nie potrafiła zrozumieć, iż ktoś, kto
miłuje, może tak bardzo uprzykrzać życie ukochanej. Nie spytał jej o zdanie, kiedy rzucił
pracę i kiedy kupował towar do sklepu. Nie przyznał się, iż wydał miesięczną pensję na
stolik, i nie dawał jej pieniędzy na jedzenie i ubranie. Więc jakże mógł ją kochać?
Kiedy weszła z powrotem do pokoju, Emanuel zdążył się już rozebrać, naciągnąć
koszulę nocną przez głowę i położyć się na sofie.
- Wspaniale! - pochwaliła go. - Nie pojmuję, jak dajesz sobie radę z tym wszystkim.
Emanuel uśmiechnął się.
- Nie codziennie spotykają mnie wyrazy uznania. Warto się było trudzić. Usiądź przy
mnie, Elise. Pomasuję cię, może ból głowy ustąpi.
Przycupnęła na stołku koło sofy. Emanuel ostrożnie rozpuścił włosy, które upięła w
kok na czubku głowy.
- Masz takie piękne włosy - powiedział. - Powinnaś nosić je rozpuszczone.
Elise roześmiała się.
- To coś dla młodych dziewcząt.
- Przecież jesteś młoda. Masz tylko dwadzieścia jeden lat.
- Tylko? - zaśmiała się ponownie.
Nic nie odrzekł, wplótł palce w jej włosy i zaczął masować jej kark. To było miłe
uczucie. Elise rzeczywiście bolała głowa. Nie potrafiła się jednak odprężyć z obawy, że sta-
nie się zbyt natarczywy.
Ale przecież nie może tego zrobić, bo ma sparaliżowane nogi, powiedziała w duchu.
Usiłował wsunąć palce pod kant sukni, ale kołnierzyk był zbyt wąski. Zaczął wolno
odpinać guziki.
- Gorąco tutaj. Zdejmij suknię.
- Jestem zmęczona, Emanuelu. Za chwilę kładę się do łóżka.
- Zaraz sobie pójdziesz, pozwól mi tylko na odrobinę pieszczoty. Nie mogę zrobić
tego, czego pragnę najbardziej, ale i tak dobrze nam z sobą.
Zaczął szarpać materiał.
- Pomóż mi. Mam tyle złych myśli. Może uda mi się o nich zapomnieć choć na
chwilę.
Nie miała serca się sprzeciwiać. Niechętnie ściągnęła suknię przez głowę i powiesiła
ją na oparciu krzesła. W pokoju paliła się jedna świeca, na krześle obok sofy. Ich cienie
poruszały się na ścianie, płomień świecy chybotał się w przeciągu od okna i drzwi. Śnieg
padał gęsto, dom i ulica pogrążone były w ciszy.
Znów zaczął masować jej kark, po czym zsunął dłoń w dół na plecy pod rąbek
bielizny. Westchnął cicho i przesunął ją w przód, usiłując sięgnąć jej piersi.
- Możesz zdjąć resztę? - spytał chrapliwie.
- Zimno mi, poza tym jestem zmęczona.
- Zrób to dla mnie.
- Któryś z chłopców może wejść.
- Przecież śpią. Zrób to dla mnie, Elise! Spraw mi tę przyjemność.
Posłuchała go niechętnie, zsunęła bieliznę, obnażając się do pasa.
Emanuel uniósł się nieco, przekręcił na bok i dotknął jej piersi.
- Masz piękne ciało. Jędrne i zdrowe, mimo że urodziłaś dwójkę dzieci. - Połaskotał
jej sutki, które stwardniały, raczej z zimna niż z podniecenia. Przeszył ją słodki dreszcz. Jak
to możliwe, skoro pożądała Johana? - Ty też masz ochotę, Elise. Proszę cię, połóż się na
mnie.
I znów posłuchała go z niechęcią. Myśl, że będzie musiała mu pomóc, napełniła ją
wstrętem. Dlaczego? Nie wystarczało mu, że z nim została, opiekowała się nim, była jego
pomocą domową i pielęgniarką, że go utrzymywała? Czego jeszcze od niej zażąda? Czy
prawo naprawdę stanowiło, że kobieta musi być we wszystkim posłuszna swemu mężowi?
- Tak, dobrze. Unieś się nieco, bym mógł pieścić twoje piersi.
Elise odwróciła twarz, by ukryć wyraz odrazy.
- Jeszcze chwilkę. Może się uda. Jeśli mi pomożesz.
Elise gwałtownie zsunęła się na podłogę i pozbierała ubranie.
- Dobranoc, Emanuelu. Przykro mi, ale nie mogę. To niewłaściwe. Boję się, że
mogłabym ci zaszkodzić. Nic nie powiedział. I nie życzył jej dobrej nocy.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Obudziła się z uczuciem niepokoju. Nie wiedziała, czy teściowie zjawią się z wizytą,
a nie chciała zawieść chłopców prośbą o opiekę nad najmłodszymi dziećmi. Obiecała im
wszak, że będą mogli pójść na sanki. Rzadko mieli okazję do zabawy, praca i nauka
wypełniały im całe dni.
Niepokój zamienił się w irytację, choć Elise starała się jej nie okazywać. W końcu
było Boże Narodzenie, a poprzedniego dnia wszyscy przeżyli jedną z najpiękniejszych
Wigilii w ich życiu. Chłopcy wciąż byli radośnie podekscytowani. Poczuła ulgę, kiedy
zamknęły się za nimi drzwi.
Napaliła w pokoju i zapaliła lampy dla Emanuela. Przewinęła Jensine, posadziła Hugo
na nocniczku, a potem zamierzała zająć się mężem.
Żeby tylko niczego się nie domyślił! Choć powtarzała sobie, że nie robi niczego
złego, to poczucie winy jej nie opuszczało. Było jej żal Emanuela. Świadomość, że może
nigdy nie podniesie się z wózka inwalidzkiego, musiała być straszna. Emanuel zdradził ją i
zachowywał się podle wobec niej, ale nie darzyła go nienawiścią. Nie miała ochoty się mścić,
odpłacać pięknym za nadobne. Mimo jego przewin darzyła go szacunkiem i chciała być mu
przyjacielem. Ale nie żoną.
Kiedy skończyła zajmować się dziećmi, wzięła ich zabawki i zaniosła do pokoju.
Emanuel śledził ją wzrokiem.
- Jak się dzisiaj czujesz? Wciąż boli cię głowa? Przytaknęła, nie patrząc na niego.
- A jak ty się czujesz?
- Tak samo. Szkoda, że nie możesz wyjść na powietrze. Bardzo bym chciał, ale boję
się wziąć na siebie odpowiedzialność za Hugo i Jensine.
- Dobrze to rozumiem. Przejdę się, jak zjawią się twoi rodzice.
- Zapewne nie zjawią się tak szybko. Boją się urazić panią Carlsen.
- Może przekonają ją do wizyty u nas?
- Nie sądzę. Słyszałaś, co powiedziała matka. Pani Carlsen najlepiej czuje się u siebie.
- Ale przecież wychodzi? Do teatru, na spotkania towarzyskie.
Emanuel nic nie odrzekł, ale Elise znała jego myśli.
- Pomasuję cię, kiedy skończymy z toaletą. Zwykle ból głowy nie trzyma się ciebie
tak długo.
- Dzisiaj masaż mi nie pomoże. Mam wrażenie, że głowa mi pęknie.
- Coś innego ci dolega? - Emanuel spojrzał na nią badawczo. - Jesteś taka
niespokojna.
Elise schyliła się po zabawkę, by uniknąć jego wzroku. Jej policzki płonęły.
- Ostatnio mieliśmy sporo pracy w kantorze.
- Ktoś jeszcze komentował twoją książkę? Ktoś cię uraził?
Elise pokręciła głową.
- Panna Johannessen wspomniała, że w którejś z gazet ukazała się recenzja. Nie
miałam okazji zapytać, w której.
- Może Torkild coś wie na ten temat, zazwyczaj jest dobrze zorientowany. Jeśli zjawią
się rodzice, możesz zajść do nich i zapytać. Przy okazji się przewietrzysz.
Emanuel ożywił się, wzmianka o recenzji wyraźnie go zainteresowała. Sam o tym nie
wiedząc, dał jej pretekst, którego potrzebowała.
Dobry Boże, niech teściowie się zjawią, pomodliła się w duchu. Emanuel nie będzie
miał żadnych podejrzeń, kiedy wyjdzie. Elise poczuła ulgę.
Posmarowała jego kromki chleba grubszą warstwą masła i zaparzyła świeżą kawę. Te
gesty pomagały jej stłumić wyrzuty sumienia.
- A ty nic nie zjesz? - spytał zatroskany.
- Nie jestem głodna. Wypiłam kubek kawy, kiedy chłopcy jedli śniadanie.
- Kawy z fusów, jak się domyślam - uśmiechnął się. Odwzajemniła uśmiech,
sprzątając ze stołu. - Zawsze myślisz o innych, nigdy o sobie. Musisz zacząć dbać o siebie,
Elise. Jesteś taka chuda. I blada.
Podeszła do okna. Rozjaśniło się, ale niebo wciąż zaciągnięte było chmurami.
Zapowiadała się śnieżyca. Poprzedniego dnia chłopcy pracowicie odśnieżali ulicę. To była
ciężka praca i Elise miała nadzieję, że pogoda oszczędzi im powtórki.
Ziąb ciągnął od okien, wyraźnie się ochłodziło.
- Prognozy się sprawdzają, zapowiada się mroźna i śnieżna zima.
Emanuel westchnął ciężko.
- W gazecie pisali, że pokrywa na Sarabraten wynosi siedemdziesiąt pięć
centymetrów. To dużo, zima ledwie się zaczęła.
- Mam nadzieję, że pogoda się odmieni. Kiedy idę do pracy, śnieg zalega na ulicach, a
Hugo krzyczy, kiedy płatki opadają mu na twarz.
Emanuel westchnął raz jeszcze.
- Chciałbym móc się nim zająć. Byłbym jednak bezradny, gdyby coś się stało.
- Nie myśl o tym. Hugo dobrze się czuje u Hildy. Może bawić się z rówieśnikiem.
FRID INGULSTAD U TWEGO BOKU Saga Wiatr Nadziei część 19
ROZDZIAŁ PIERWSZY Kristiania, Boże Narodzenie 1907 roku - Johan? - szepnęła Elise, nie wierząc własnym oczom. Już miała rzucić się mu w ramiona, ale coś ją powstrzymywało. Na twarzy Johana pojawił się znajomy serdeczny uśmiech, który tak kochała. - Nie obejmiesz mnie? - spytał. Elise spojrzała na Hugo i Isaca. Chłopcy w milczeniu wodzili za nimi wzrokiem. Żaden z nich się nie poruszył. Oczywiście, że go przytuli. Nikt nie miał prawa czynić jej wyrzutów z tego powodu, oto stary przyjaciel powraca do domu z wielkiego świata. Nogi wciąż jednak nie chciały jej słuchać. - Więc twój pobyt w Paryżu dobiegł końca? Uśmiech na twarzy Johana zgasł. Nie zrozumiał? Nie słyszał o chorobie Emanuela? Johan potrząsnął głową. - Nie, przyjechałem na święta. Święta... Tu nad rzeką to słowo miało dziwny wydźwięk. Poza dziatwą szkolną nikt w tym czasie nie wypoczywał. - Miałem nadzieję, że napiszesz. - W jego wzroku pojawił się cień urazy, a w słowach kryła się nutka zdziwienia i rozczarowania. - Przecież pisałam - zdziwiła się. - Nie dostałeś mojego listu? Pokręcił głową. - Pierwszy list spaliłam. Johan nie poruszył się. Patrzył jej prosto w oczy, czekając na wyjaśnienia. - Kiedy dostałam list od ciebie, postanowiłam rozmówić się z Emanuelem. Zamierzałam odejść od niego, ale los chciał inaczej. Johan słuchał z napięciem. - Emanuel zachorował. Choroba przykuła go do łóżka. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek wydobrzeje. Obserwowała, jak zmienia się jego twarz, zrazu przestraszona i zaskoczona, potem pojawił się na niej wyraz zastanowienia. W końcu pokiwał głową, dając znak, że pojął. - Usiłujesz mi powiedzieć, że nic się nie zmieni, póki twój mąż jest chory.
Znów chciała podbiec, zarzucić mu ramiona na szyję i powiedzieć, że jest mężczyzną jej życia, ale nie uczyniła tego. Targały nią uczucia tak potężne, że lękała się dopuścić je do głosu. - Tak mi przykro, Johan - szepnęła. - Mnie też jest przykro. - Więc potrafisz mnie zrozumieć? - Potrafię, choć nie ukrywam, że jestem rozczarowany. Sam nie wiem, czego się spodziewałem. Brak odpowiedzi tłumaczyłem sobie dwojako: że wciąż się wahasz lub że chcesz sprawić mi niespodziankę. Gdybyś nie miała nadziei na wspólną przyszłość, odpisałabyś od razu. Elise pokiwała głową. - Szkoda, że list do ciebie nie dotarł. W tym pierwszym, tym, który spaliłam, napisałam, że Emanuel zachorował ze zgryzoty. Miałam zamiar zaproponować mu, byśmy rozstali się w przyjaźni, więc poniekąd poczułam ulgę. Na wargach Johana pojawił się zabłąkany uśmiech. - Nie dane nam jest być ze sobą, Elise. A ja sądziłem, że to właśnie jest nam pisane. - Ja też tak sądziłam. Głos się jej załamał, nie była już dłużej w stanie panować nad sobą. W jednej chwili znalazła się przy Johanie i przytuliła się do niego. Z twarzą przyciśniętą do jego ciepłego, sil- nego ciała wypłakiwała z siebie cały ten żal, który ściskał jej serce od chwili, kiedy Emanuel trafił do szpitala. Johan trzymał ją mocno, głaskał po włosach i plecach, dawał pociechę, sam szukając pocieszenia. - Rozumiem cię, Elise, nie sądź, że jest inaczej. Nie możesz opuścić człowieka przykutego do łóżka. Przeżywasz rozczarowanie równie mocno jak ja, ale jednocześnie czu- jesz ciężar odpowiedzialności za dom, chorego męża i dzieci. Pokręciła głową, łkając. - Nie żałuj mnie. Chłopcy bardzo mi pomagają, nie są już dziećmi. Pracują nawet jako subiekci w sklepie Emanuela. Johan odsunął Elise od siebie, spojrzał na nią tkliwie i pogładził delikatnie po policzku. Po raz kolejny zdumiała się, że ta silna spracowana dłoń ma w sobie taką miękkość i czułość. Ta sama myśl przyszła jej do głowy dawno temu, kiedy siedziała na kolanach Johana w kuchni pani Thoresen. - Moja mała, dzielna Elise. Dlaczego musisz znosić tyle przeciwności losu? - Przytulił
ją mocno, zanurzył twarz w jej włosach i westchnął głęboko. - Nie bój się, kochana. Będę czekać na ciebie. Choćby miały upłynąć lata, zawsze będę czekać na ciebie. Elise pokręciła głową. - Nie, Johan. Nie możesz złamać sobie życia z mojego powodu. - Robię to dla siebie. Nie ma zresztą mowy o złamanym życiu. Uznaję siebie za szczęściarza, bo mam o kim marzyć. Poza tym do mnie należy twoja miłość, a to jest najważniejsze. - Zasługujesz jednak na to, by mieć rodzinę. Dzieci... - Przyjdzie jeszcze na to czas, wciąż jestem młody. Elise podniosła głowę i patrząc mu w oczy, pokręciła nią powoli. - Emanuel może spędzić w łóżku całe lata. Lekarze nie znają całej prawdy. Długi czas łudziliśmy się, że się mylą, ale teraz przyszłość rysuje się w ciemnych barwach. Jeśli nigdy nie odzyska władzy w członkach, to... - Urwała. - To nie odejdziesz od niego - dokończył Johan. - To niczego nie zmieni, Elise, zawsze będę czekać. Los był dla mnie łaskawy. Pomyśl tylko, zostałem obdarowany mocą tworzenia! I dzięki niej mogę zarabiać na życie. Znowu wybuchnęła płaczem i przytuliła się do niego. - Ale potrzebujesz kobiety. Pogłaskał ją po włosach. - Mam kobietę. To, o czym myślisz, nie jest takie ważne. Mężczyzna może żyć we wstrzemięźliwości, zwłaszcza jeśli potrafi wypełnić dzień wartościową pracą. A kiedy kocha i jest kochany, cała reszta schodzi na plan dalszy. Nie wątpię, że wolę żyć w taki sposób niż spędzać dni w małżeńskim stadle, w którym brak miłości. To doświadczenie mam już za sobą. - Możesz jednak kogoś pokochać. W Paryżu nie brakuje ślicznotek. Johan roześmiał się cicho. - A na co mi Francuzka? Kobieta, która nie zna szumu wodospadu, która nigdy nie śpieszyła do fabryki w zimnym świetle księżyca? Która nie słyszała wycia syren nad rzeką Aker i nie widziała licho odzianych dziewcząt pędzących przez most do pracy? Podobieństwa się przyciągają, jak to mówią. Pasujemy do siebie, Elise. Pamiętamy smród w sieni Andersengarden, szczury rojące się w śmietniku, ulicznych grajków, rok po roku śpiewających te same pieśni, Wiemy, jak trudno usnąć, kiedy ciało trzęsie się z zimna, a żołądek kurczy się z głodu, lecz jednocześnie potrafimy cieszyć się pierwszymi płatkami śniegu. Umieliśmy płakać ze szczęścia, znalazłszy miedziaka na ulicy, i cieszyć się, kiedy siostry z misji przynosiły kawałek wyschniętego ciasta przed świętami. Kto tego nie
doświadczył, nie potrafi myśleć ani czuć jak my. Stała nieruchomo w jego ramionach, wsłuchując się w jego słowa. A kiedy skończył, dodała cicho: - I każde z nas otrzymało boży dar. Ty potrafisz rzeźbić w glinie, a ja słowami. Skinął głową. - Właśnie. Nie wiedzieliśmy tego, kiedy byliśmy dziećmi, a jednak czuliśmy, że łączy nas coś więcej niż wspólny adres zamieszkania i kłopoty rodzinne. - Znów odsunął ją od siebie. - Opowiedz mi o książce! Już się ukazała w Norwegii? Elise otarła łzy i potaknęła z uśmiechem. - Panna Johannessen, która pracuje w kantorze razem ze mną, twierdzi, że mówi o niej całe miasto. Nie ma pojęcia, iż ja ją napisałam, i z irytacją nazywa autora wichrzycielem i socjalistą. W jej ustach to chyba najgorsze obelgi. Twierdzi poza tym, że te historie są zmyślone. Kiedyś stojąc w kolejce u Magdy na rogu, podsłuchałam, jak o książce rozmawiają dziewczęta z fabryk. Mówiły, że Magda postanowiła kupić egzemplarz i wypożyczać go za parę ore. Namawiały się, by ją przeczytać i dowiedzieć się, o kim mowa i kto ją napisał. - Nie bój się, Elise. Nigdy nie zgadną, że ty jesteś autorką. - Mam nadzieję. - Wspomniałaś, że chłopcy pracują w sklepie Emanuela. - Tak, Emanuel zajął się drobnym handlem. Wynajął w tym celu mały domek na Maridalsveien. Pewnego wieczora wysłał chłopców, by pilnowali interesu, i Peder sprawił się najlepiej ze wszystkich. Johan roześmiał się. - Wcale mnie to nie dziwi. Nie musisz niepokoić się o jego przyszłość, Elise. Chłopak da sobie radę. Elise uśmiechnęła się. Poczuła przypływ radości. Wrócił Johan, wciąż ją kochał, czegóż mogła chcieć więcej? Oznajmił, że może czekać na nią całe lata, póki Emanuel nie wydobrzeje. Skoro Anna wróciła do sił, Emanuel też może kiedyś odzyskać zdrowie. - Co jeszcze napisałaś w liście? - Że cię kocham, że moje uczucie pozostaje silne i nigdy nie przeminie. Ale także i to, byś żył własnym życiem i korzystał z szans, które podsuwa ci los. - To piękne słowa. - I szczere. Napisałam też, że zaliczam się do tych szczęśliwych ludzi, którym dane było poznać smak miłości niezostawiającej miejsca na zwątpienie. Dostrzegła, że jego oczy zwilgotniały. - Jaka szkoda, że nie dostałem tego listu - powiedział, nie odrywając wzroku od Elise,
ale zaraz potem się poprawił: - Gdybym go jednak dostał, nie przyjechałbym na święta. Więc może dobrze się stało. Elise poczuła ucisk w gardle i ogarnęła ją słabość. - Pomóż mi, Johan! Starałam się być silna i odpychać marzenia, ale kiedy cię widzę i słyszę twój głos, wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Chcę jedynie być z tobą. Na zawsze. Jęknął głośno, przyciągnął ją do siebie i pocałował, z początku delikatnie, potem mocno i namiętnie. Przywarli do siebie z taką mocą, jakby świat miał się zaraz skończyć, jak- by kolejne pożegnanie przerastało ich siły. Elise opamiętała się, kiedy usłyszała głosy chłopców. Gwałtownie uwolniła się z objęć Johana i odwróciła głowę. Zupełnie o nich zapomniała, Hugo i Isac stali wciąż w tym samym miejscu, przyglądając się im ze zdziwieniem i lekkim zawstydzeniem. Chyba nigdy dotąd nie widzieli całujących się dorosłych. Hilda i majster zapewne nie robili tego na oczach Isaca, a ona dawno już nie przytulała się do Emanuela w obecności Hugo. Zresztą jakby się dobrze zastanowić, to w ogóle rzadko to robiła, jedynie wtedy, gdy w łóżku Emanuel domagał się swoich praw. Taki był jej wybór, czułości z mężem przestały sprawiać jej przyjemność. Kucnęła przed chłopcami i każdemu dała buziaka w policzek. - Wesołych świąt, Isac. Wesołych świąt, Hugo. Zaczęli chichotać i hasać po kuchni, krzycząc: - Wesołych świąt, wesołych świąt! Elise uśmiechnęła się do Johana przez łzy. - Myślę, że się przestraszyli. Zobaczyli, że płaczę, i nie wiedzieli, co jest tego przyczyną. - Powinniśmy byli panować nad sobą w obecności dzieci. Pokiwała głową. - Spędzisz święta z Anną i Torkildem? - spytała, żeby zmienić temat rozmowy. - Tak, przyjechałem wczoraj i zatrzymałem się u nich. Na mój widok Anna rozpłakała się jak dziecko. Nie wspomniała ani słowem o Emanuelu. O niczym nie wie? - Nie sądzę. Nie widziałam się z nimi od dnia, w którym spotkałam się z moim wydawcą. Wtedy przyszli zapytać, jak mi poszło, i bardzo się radowali moim sukcesem. Powiedzieli też, że dostali list od ciebie. Anna bardzo się martwiła, mówiła, że przeżywasz trudne chwile. - Mam to już za sobą. Nic więcej nie powiedział, a Elise bała się pytać. To irracjonalne, ale opowieści o
zabawach w towarzystwie kobiet wzbudziłyby w niej zazdrość. Nasłuchała się plotek z szalo- nego życia cyganerii w Kristianii, a paryscy artyści zapewne w niczym jej nie ustępowali. - Nad czym teraz pracujesz? Masz pomysł na nową książkę? - Pan Wang - Olafsen, „dżentelmen”, jak nazywa go Peder, zaproponował, bym napisała książkę o nim właśnie. Może pomogłaby zrozumieć dzieciom z lepszych sfer, że nie z każdym los obchodzi się łaskawie. I nauczyć dorosłych, iż rzeczy materialne nie są najważniejsze. Johan spojrzał na nią zaskoczony. - Zaproponował, byś napisała książkę o Pederze? - Pan Wang - Olafsen nie jest taki jak inni - uśmiechnęła się Elise. - Bardzo go bawią spontaniczne komentarze Pedera i wyraźnie daje do zrozumienia, że darzy chłopca wielką sympatią. Odwiedziłam go pewnego wieczora. Zdała mu krótką relację z wizyty, podczas której pan Wang - Olafsen zachęcał ją do dalszych prób pisarskich. - Mogę ją przeczytać? Skinęła głową. Zastanawiała się, jak długo zamierza zostać, ale lękała się zapytać wprost. Odpowiedź, że wraca za parę dni, wprawiłaby ją w przygnębienie. - Wpadnę jutro rano do Anny i Torkilda i ci ją przyniosę. Boże Narodzenie to dzień wolny? I wtedy przypomniała sobie o rodzicach Emanuela. - W każdym razie spróbuję. Państwo Ringstadowie pewnie już przyjechali. - Postaraj się! - Johan spojrzał na nią błagalnie. Drzwi otworzyły się gwałtownie, choć wcześniej nie słychać było kroków. - Przepraszam - Hilda była zasapana. - Idzie Paulsen. Elise złapała sweterek i czapkę i zaczęła pośpiesznie ubierać Hugo. Hilda roześmiała się. - Nie macie się czego wstydzić. On wie, że jesteś przyjacielem rodziny, Johan. Nic w tym dziwnego, że przychodzisz złożyć nam życzenia świąteczne. Elise kończyła właśnie ubierać chłopca, kiedy majster zapukał do drzwi. - Przychodzę za wcześnie? - spytał trochę spłoszony. Hilda uśmiechnęła się. - Ależ nie. Będziesz miał okazję, poznać Johana Thoresena. Właśnie przyjechał z Paryża na święta. Pamiętasz, opowiadałam ci, że tam studiuje. Zostanie rzeźbiarzem. Pan Paulsen przywitał się serdecznie z Johanem. - To ciekawe. Otrzymał pan stypendium państwowe?
Johan skinął głową i wyjaśnił pokrótce, że dzięki pomocy pewnego profesora przebywał w Kopenhadze, a teraz kontynuuje naukę w Paryżu. Majster był pod wrażeniem. - Ten profesor musi pokładać wielką nadzieję w pański talent. Zapewne od dawna ćwiczy się pan w rysunku? Johan przytaknął ponownie. Elise dostrzegła, że teraz już odzyskał pewność siebie w głosie i postawie. Zawsze podziwiała tę jego umiejętność, która pozwalała mu ukrywać pochodzenie. Miała nadzieję, że majster nie będzie pytał o szczegóły. Kariera Johana zaczęła się wszak w więzieniu. - Wystawiał już pan swoje prace? - Tak, jedną, w Kopenhadze. Wykonaną na podstawie szkicu, który zrobiłem, pracując u pewnego snycerza w Kristianii. - Chętnie bym ją zobaczył. Zechciałby pan pokazać mi swoje rysunki któregoś dnia? Bardzo interesuję się sztuką. - Z przyjemnością. Wyjeżdżam dopiero po Nowym Roku. Elise odetchnęła z ulgą. A więc zostanie choć tydzień. W następnej chwili przypomniała sobie o bolesnej rzeczywistości. Nie mogła spotkać się z Johanem na osobno- ści, to było zbyt niebezpieczne. Wstydziła się swojej słabości, ale wiedziała, że nie zdołałaby zapanować nad sobą. Gdyby nie miała przy sobie dzieci, gdyby nie wiedziała, że Hilda wróci lada moment, już dałaby upust dławionej od dawna namiętności. Johan też by się nie powstrzymał. Nie ośmieliła się nawet pomyśleć, czym by się to skończyło. - Będę tutaj jutro. Może dotrzyma nam pan towarzystwa? Majster tryskał życzliwością. Może dlatego, że rozmawiał z przyszłą sławą artystyczną? - Dziękuję za zaproszenie, ale umówiłem się już z Elise, że jutro przyjdzie z wizytą do mnie i mojej siostry. Pan Paulsen odwrócił się do Elise. - Panią też zapraszam, pani Lovlien - powiedział z ożywieniem. - Siostrę pana Thoresena może pani odwiedzić innego dnia. - Proszę, Elise! - dołączyła się Hilda. - Musisz korzystać z okazji, póki twoi teściowie są u ciebie. To jedyna możliwość. - Zgadzam się - pokiwał głową majster. - Hilda opowiadała mi o sytuacji w pani domu. Jest nadzwyczaj niezręczna, pani Ringstad. Miałem zamiar pomówić o tym z panią, ale dotąd nie nadarzyła się sposobność. Jeśli nie zadba pani o siebie, sama wpędzi się pani w
chorobę. Elise podniosła Hugo i otworzyła drzwi. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. - Porozmawiam z Emanuelem. - To na nic! - rzuciła zdecydowanie Hilda. - Wcześniej nie miał pojęcia, ile masz na głowie, a teraz rozumie jeszcze mniej. Znajdź jakąś wymówkę. Powiedz, że jestem chora. Elise spodziewała się, że majster się oburzy, ale ku jej zdumieniu przytaknął Hildzie. - To dobry pomysł. A więc spotykamy się tu w czwórkę jutro przed południem. Zapraszam na porządne świąteczne śniadanie. Elise zerknęła na Johana. Wyglądał na zadowolonego. Czyjej odpowiedzialność ograniczała się tylko do Emanuela? Czy nie powinna okazać troski Johanowi? To nie jego wina, że dał się kiedyś zwieść Lortowi - Andersowi i uwierzył w jego zapewnienia, że go zdradziła. Nie mógł nic poradzić na to, że Ansgar Mathiesen ją zgwałcił, a z tego aktu przemocy zrodziło się dziecko. Nie był winien żadnych krzywd, których doznała. Dlaczego miałaby mieć wyrzuty sumienia wobec Emanuela? Johanowi pierwszemu obiecała, że będzie dzielić z nim życie, tyle że los zdecydował inaczej. Zapadł zmrok. Elise nie spojrzała na zegar przed wyjściem. Emanuel wiedział, że skończyła pracę o trzeciej, i zapewne zastanawiał się teraz, dlaczego jeszcze nie wróciła do domu. Ile czasu spędziła z Johanem w kuchni? Nie liczyła upływających minut, ujrzawszy Johana, zapomniała o całym świecie. Wielki Boże, jak się teraz wytłumaczy? Miała okłamywać Emanuela i jego rodziców?
ROZDZIAŁ DRUGI We wszystkich oknach przy Maridalsveien paliły się światła. Zaglądając do niskich izb, Elise widziała ludzi zajętych przygotowaniami do świątecznego wieczoru. Jedni deko- rowali choinki wstążkami i koszykami z błyszczącego papieru, inni stawiali na stołach odświętną zastawę. Po tej stronie rzeki bieda nie była tak dotkliwa, niektórzy mieli nawet prawdziwe talerze. Pomysł Emanuela nie trafił jej do przekonania, ale może rzeczywiście uda mu się zdobyć klientów w tej części miasta? Kiedy chłopcy byli w sklepie, interes szedł całkiem nieźle. Jej myśli pobiegły do Johana i poczuła, jak serce zaczyna bić przyśpieszonym rytmem. Spotkanie u Hildy nie było najszczęśliwszym rozwiązaniem, ale Elise zamierzała z nie - , go skorzystać. W obecności majstra i siostry nie zdobędą się na nic niestosownego. Zresztą zachowałaby się nieładnie wobec Johana, odmawiając przyjścia. Majster niczego by nie zrozumiał, a Hilda uznałaby ją za tchórza. Anna też życzyłaby sobie, by spotkała się z jej bratem, mimo że była osobą z gruntu uczciwą i pobożną. Torkild to co innego, ale on brał Pismo zbyt dosłownie. Poza tym zostając w domu, Elise nie przestałaby kochać Johana. Emanuel nie ma nic do gadania, w końcu porzucił ją dla Signe i miał z nią dziecko. Zeszła ze wzgórza i znalazła się przed sklepem Emanuela, jedynym budynkiem pogrążonym w ciemności. W tej samej chwili rozkołysały się dzwony kościoła w Sagene, wzywające na bożonarodzeniowe nabożeństwo. Zamiast grzeszyć, powinna była zabrać chłopców na mszę. A ona całowała się z Johanem i nie ukrywała pożądania. Czy za taki występek przysługuje rozgrzeszenie? Na szczycie wzgórza pojawił się powóz, dzwony brzmiały miękko i łagodnie w gęsto padającym śniegu. Z kuchennego okna sączyły się smakowite zapachy. Elise obróciła głowę i zobaczyła jakiegoś człowieka, ciągnącego ogromną choinę na sankach. Czytała w piśmie kobiecym, że w domach mieszczan dekorowano drzewka pod nieobecność dzieci. Niektóre choinki sięgały aż pod sufit, a do gałązek przyczepiano mnóstwo świeczek. Kiedy wreszcie otwierano drzwi do salonu, dzieci zatrzymywały się w progu zachwycone niezwykłym widokiem. W domach, które znała, nie było miejsca na takie ekstrawagancje. Ludziom nie starczało pieniędzy na drzewko i ozdoby świąteczne, ale to nie umniejszało radości z Bożego Narodzenia. Przynajmniej w tych rodzinach, w których ojcowie nie przepijali każdego
grosza. Elise przypomniała sobie historię, którą kiedyś opowiedziała jej Jenny. W Wigilię Marta pojechała do miasta szukać siostry, która gdzieś zniknęła. Późnym wieczorem znalazła ją na Lakkegata. Matka oznajmiła, że wolałaby ujrzeć córkę w grobie niż w tamtym miejscu, ale Jenny nie zrozumiała, o co jej chodziło. Siostra zachowywała się dziwnie od chwili, kiedy jakiś podstarzały mężczyzna podglądał ją podczas kąpieli. Elise podejrzewała, że nie poprzestał na podglądaniu, bo dziewczyna po tamtym zdarzeniu zmieniła się nie do poznania. Ojciec jak zwykle się upił i wrócił do domu, niosąc klatkę z dwiema papużkami. Matka rozpłakała się, wyrzucając mu, że nie kupił nic do jedzenia. Nie mieli nic poza owsianką, a cukier dawno się skończył. Elise westchnęła. Radość wieczoru wigilijnego nie była pisana każdemu. Wreszcie dotarła do Arendalsgaten. Szła szybko, zastanawiając się, jak wytłumaczyć spóźnienie. Emanuelowi i teściom mogła powiedzieć cokolwiek, ale Pedera nie sposób było oszukać. Patrząc w jego duże niebieskie oczy, nie potrafiła kłamać. Może zdoła szepnąć mu na ucho, że spotkała Johana, ale nie chce mówić o tym głośno, by nie irytować Emanuela? Czy jednak w ten sposób nie uczyła go kłamać? W oknach jaśniały światła, pani Ringstad musiała zapalić wszystkie lampy i świece. A może nie będzie musiała niczego tłumaczyć? Może uznają za oczywiste, że dzień pracy się przedłużył? W kuchni nie było nikogo, przez uchylone drzwi do pokoju dobiegały jakieś głosy. Piec buzował, na fajerkach stały garnki, część z nich nie należała do niej. Zrzuciła szal i rozebrała Hugo. Chłopiec pobiegł do pokoju, a Elise zajrzała ciekawie pod pokrywki. Żeberka, kiełbasy, mielone kotlety i kapusta. Wszystko wyglądało przepysznie. Sos był gotowy, ziemniaki obrane. Dziwne, że pani Ringstad nie zaczęła ich gotować. Nabrała tchu, wyprostowała się i ruszyła do pokoju. Zdziwiona ujrzała, że Emanuel siedzi na wózku inwalidzkim. Pan Ringstad znalazł sobie miejsce w fotelu bujanym. Obaj palili cygara, obaj trzymali kieliszki z jakimś złocistym płynem. Teść wstał na jej widok. - A oto Elise! Wesołych świąt, moje dziecko. Biedactwo, musiałaś pracować w takim dniu? Dzielna z ciebie dziewczyna. Elise zaczerwieniła się lekko i spojrzała na Emanuela. - Pożyczyłeś wózek? - Nie, ojciec mi go kupił. Co za ulga, teraz mogę przemieścić się do kuchni i napalić w piecu.
- Zamówiłem go przez telefon - wtrącił pan Ringstad - i odebrałem przesyłkę na Dworcu Wschodnim. Dostaniemy też łóżko od Carlsenów - dodał. - Wozak przywiezie je w najbliższych dniach. Wstawimy je do pokoju, Emanuel będzie mógł prosto z łóżka przesiadać się na wózek. Łóżko odsprzeda się, kiedy wróci mu władza w nogach. Elise rozejrzała się wokół. - Nie będzie miejsca na inne meble. - Tak, trzeba je będzie usunąć na jakiś czas. Sofa i stół zostaną, ale fotele, łącznie z tym bujanym, muszą zniknąć. A tak przy okazji, ten stolik na przybory do palenia jest przepiękny. Gratuluję. Elise uśmiechnęła się grzecznie. - A gdzie pozostali? Na górze? - Matka zabrała chłopców do kościoła - wyjaśnił Emanuel. - Sądziłem, że skończysz o trzeciej i do nich dołączysz. - Przykro mi, nie zdążyłam. To miło ze strony twojej matki, że ich zabrała. - Ojciec sprowadził dorożkę. Matka nie lubi chodzić po zapadnięciu zmroku i miała nadzieję, że dotrzymasz jej towarzystwa. Powiedziałem jej, że w Wigilię chętnie chodzisz do kościoła. Elise zawstydziła się. - Jensine jest u pani Jonsen? Emanuel skinął głową. - Matka od przyjazdu krzątała się w kuchni. Obiad jest prawie gotowy, trzeba jedynie ugotować ziemniaki. - Zajmę się tym, przebiorę się i przyprowadzę Jensine. Ruszyła ku drzwiom rada, że ominą ją kolejne pytania. Pozostali wrócili, kiedy naciągała na siebie niedzielną suknię. Przez chwilę miała ochotę włożyć tę piękną z niebieskiej wełny, którą dostała od pani Stangerud, ale się opa- miętała. Jeśli Signe miała ją na sobie podczas poprzednich świąt, pani Ringstad mogłaby ją poznać. A to przypomniałoby jej tamten przykry epizod, kiedy Signe obrzuciła ją wyzwiskami. Elise nie zamierzała psuć świątecznego nastroju niewłaściwym strojem. Pani Ringstad przywitała się z nią serdecznie. Elise dostrzegła z miejsca, że Peder jest nie w sosie. Wysłała Kristiana po Jensine i zwróciła się do chłopca. - Co się stało, Peder? Nie cieszysz się, że mamy święta? - Tak. Evert pośpieszył mu z pomocą. - W kościele nie było skrzata.
Elise zamyśliła się. Peder źle znosił brak zaufania. Może koledzy szkolni nabijali się z niego, bo twierdził, że widział w kościele skrzata? W tej samej chwili przypomniała sobie coś. - Wiesz, co gdzieś wyczytałam, Peder? Że kościelne skrzaty mają dobry słuch i nie tolerują dźwięku dzwonów. Kiedy rozpoczyna się nabożeństwo, wchodzą do swoich kryjówek. Gdybyś jednak znalazł się sam w kościele dzień przed Wigilią, zobaczyłbyś, jak pracowicie odkurzają ławki i robią porządki. Peder patrzył na siostrę sceptycznym wzrokiem. - Nie kłamiesz? - Jakżebym mogła! Przeczytałam to w piśmie, które pani Johannessen przyniosła do kantoru. Jeśli mi nie wierzysz, poproszę ją, by pożyczyła mi to pismo. Sam będziesz mógł przeczytać. Twarz Pedera rozjaśniła się. Chłopiec odwrócił się na pięcie. - Słyszałeś, Evert? Jeśli mi nie uwierzą, zaświadczysz, że to prawda. Evert skinął głową z powagą. - Zaświadczę, że skrzat siedzi za kamieniem i trzyma się za uszy, kiedy biją dzwony. Peder zdziwił się. - Skąd wiesz, że trzyma się za uszy i siedzi za kamieniem? Elise tego nie powiedziała. - Nie, ale ja tak uważam. Sam bym tak zrobił. - Rozbierzcie się i idźcie do Emanuela i pana Ringstada. My w tym czasie nakryjemy do wieczerzy. - Pomysłowa jesteś, Elise! - powiedziała z uśmiechem teściowa, kiedy chłopcy zniknęli w pokoju. - Niczego nie wymyśliłam - odrzekła Elise. - Przeczytałam artykuł o dawnych wierzeniach. - Te przesądy wciąż są żywe. My też wystawiamy skrzatom miskę kaszy. Co dziwne, w Boże Narodzenie zawsze jest pusta. - Więc skrzaty istnieją. Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo zjawił się Kristian z Jensine. - Pani Jonsen jest sama - oznajmił. - Sama? Sądziłam, że wybiera się do siostry. - Nic z tego nie wyszło. Siostra wyjechała do swojej przyjaciółki w Kampen. Elise spojrzała na teściową. - Miałabyś coś przeciw temu, byśmy ją zaprosili? To bardzo miła i uczynna kobieta.
Bez niej nie dałabym sobie rady. - Oczywiście, że nie mam nic przeciw temu. Nie mamy jednak dość taboretów, a stół kuchenny jest za krótki. - Pożyczymy stół i taborety od pani Jonsen. Kristian, weź Pedera i Everta i biegnijcie do niej! Kiedy chwilę później zasiedli do posiłku, Elise potoczyła wokół radosnym wzrokiem. Było ciasno, ale nie miało to żadnego znaczenia. Oczy Pedera, Everta, Kristiana i Hugo błyszczały jak świece stojące na stole. Nawet Emanuel zdawał się być zadowolony, samodzielnie przetoczył wózek do kuchni i zajął miejsce u szczytu. Pani Ringstad ude- korowała biały obrus gałązkami świerku, przez uchylone drzwi widać było drzewko na stoliku, ozdobione aniołkami i koszykami z błyszczącego papieru, które Emanuel zrobił w dzieciństwie. - Jak dobrze! - westchnął Peder zachwycony. - Czy dla każdego jest kawałek mięsa, pani Ringstad? Matka Emanuela roześmiała się. - Oczywiście. Możesz jeść, ile chcesz. Przypomnij sobie jednak, co się stało, kiedy przejadłeś się u nas bułeczkami! Zaczniemy modlitwą. Złożyła dłonie, skłoniła głowę i zaczęła się modlić wyraźnym, podniosłym głosem: - Boże, dzięki Ci składamy za to, co pożywać mamy Ty nas żywić nie przestajesz, bądź pochwalon za to, co nam dajesz. Amen. Peder patrzył na nią ze zdziwieniem. - On nam daje jedzenie? A ja myślałem, że ty je przygotowałaś? Emanuel uśmiechnął się z rezygnacją. - Ależ Peder! Nie pierwszy raz słyszysz modlitwę przed jedzeniem. Poza tym dzieci nie powinny zabierać głosu przy stole. Zapadła cisza. Wszyscy jedli w milczeniu, nawet Jensine siedząca na kolanach Elise bez słowa otwierała usta, by przełknąć zawartość podsuwanej jej łyżeczki. Elise myślała o Johanie. Siedział teraz w towarzystwie Anny i Torkilda i na pewno dobrze się bawił. Ta myśl sprawiła Elise przyjemność. Współczuła mu, z pewnością źle znosił samotność w obcym kraju. Im też nie było łatwo, ale przynajmniej mieli z kim dzielić przeciwności losu. Teraz zaś powrócił do domu rodzinnego, słyszał szum wodospadu, śpiew ulicznych grajków, czuł swojski zapach sieni w Andersengàrden; wszystko to wiązało go z przeszłością i ukształtowało na człowieka, którym był. Na deser był krem ryżowy z dwoma migdałami. Nagrody za znalezienie migdała,
dwie marcepanowe świnki, stały na tacy. Elise pomodliła się w duchu, by świnki trafiły do Pedera i Everta, ale szansa na to była niewielka. Jej teść miał wyraźnie nadzieję na inne rozwiązanie. - Spojrzał na Hugo. - To dopiero zabawa, prawda, mój mały? - powiedział. - Może znajdziesz coś w swojej miseczce? - Małe dzieci nie powinny jeść migdałów - sprzeciwiła się jego żona. - Mogą się zadławić. - W takim razie dajcie mu ciasta, wyjdzie na to samo - zgodził się dobrodusznie pan Ringstad i ponownie zwrócił się do Hugo. - Jak ci było u cioci Hildy? Bawiłeś się z jej synkiem, twoim kuzynem? - Spojrzał na Elise. - Jak on ma na imię? Isac? Elise skinęła głową. - Isac boi. Isac płakać - oznajmił nagle Hugo. - Mama też - dodał beztrosko, wpychając do buzi kolejny kęs jedzenia. Pan Ringstad zdziwił się. - Wygłupiasz się, Hugo. Mama płakała? Hugo pokiwał głową, nie zaszczycając go spojrzeniem. Wszyscy odwrócili się ku Elise, a ta miała ochotę zapaść się pod ziemię. Zmusiła się do uśmiechu. Lekki rumieniec wystąpił jej na policzki. Wszyscy spodziewali się jakiegoś wyjaśnienia. - Przyszedł majster Paulsen. Powiedział coś śmiesznego i wszystkich nas rozbawił. - Mama też - powtórzył Hugo. Elise poczuła, jak krople potu występują jej na czoło. - Hugo jest za mały, by zrozumieć. Popłakałam się ze śmiechu. - . No to musisz nam powtórzyć tę zabawną historyjkę. - Emanuel wyrzekł to zdanie takim głosem, jakby ją przejrzał. - Szczerze mówiąc, nie pamiętam jej. Może śmiałam się ze zmęczenia. - Elise rozgniotła kawałek ziemniaka w sosie. Jej teść ożywił się. - Z tego majstra taki zabawny człowiek? Emanuel zaśmiał się sucho. - Ten epitet w ogóle do niego nie pasuje. Oboje z Elise nie mamy pojęcia, co Hilda w nim widzi. Po pierwsze mógłby być jej ojcem, a po drugie jest przeraźliwie nudny. - Może święta wprawiły go w dobry humor - wtrąciła się pani Ringstad. - Może wychylił świąteczną szklaneczkę trochę wcześniej niż zwykle. Co ty na to, Hugo? Wszak zrobiliście to samo z Emanuelem? Widziałam dwa puste kieliszki na stole.
- Uznałem, że Emanuel zasłużył sobie na coś mocniejszego po tym, co przeszedł. Ton jego głosu kazał pani Ringstad zmienić temat. - Jesteście dzisiaj bardzo eleganccy. Mama kupiła wam nowe ubrania? Elise chciała kopnąć Pedera pod stołem, ale nie zdążyła. - Dostaliśmy je od matki Signe. Przyszła do nas z wielką paczką! Właściwie zamierzała zanieść ją do Armii Zbawienia, ale zostawiła u nas. - Peder obrócił się do siostry. - Dlaczego nie włożyłaś tej niebieskiej sukni, Elise? Dziewczyna nie odpowiedziała. Rodzice Emanuela wymienili się spojrzeniami. - To miło ze strony pani Stangerud - stwierdziła chłodno pani Ringstad i spojrzała na syna. - A co ty na to? - Nie miałem nic do powiedzenia. Nie było mnie wtedy w domu. Pani Ringstad odwróciła się do Elise. - Nie uważasz, że to wstyd przyjmować rzeczy przeznaczone dla ubogich? - Tak, w pewnym sensie. Pani Stangerud zostawiła mi wolną rękę, a mnie nie stać na zakup nowej odzieży. Te rzeczy bardzo się nam przydały. Pan Ringstad patrzył na nią zdumiony. - Emanuel opowiadał, że twoja książka ukazała się w Norwegii. Gratuluję! Od czasu waszej wizyty u nas nie miałem okazji z tobą porozmawiać. Uważam, że książka jest dobra, ale obawiam się też, że wzbudzi nieprzychylne komentarze. - Już wzbudziła - przyznała Elise. - Na szczęście ludzie nie wiedzą, że to ja ją napisałem. W tej samej chwili przypomniała sobie o pani Jonsen i posłała jej przestraszone spojrzenie. Pani Jonsen nie usłyszała jednak tej wymiany zdań, siedziała na drugim końcu stołu pogrążona w rozmowie z Kristianem. Wymieniali uwagi na temat portów we wschodniej Afryce. Brat pani Jonsen był marynarzem i często przysyłał jej listy z podróży. Kristian, zafascynowany obcymi krajami i miastami, z ciekawością słuchał jej wywodów. - Ile kosztuje książka? - wtrąciła się pani Ringstad. - Pięć koron. - Dostałaś zaliczkę? - Tak, sto czterdzieści siedem koron. Niepokoję się jednak stanem zdrowia Emanuela, więc jestem ostrożna z wydatkami. Zapadła cisza. Sytuację uratował Peder. - Słyszał pan, że zostałem subiektem, panie Ringstad? Ojciec Emanuela roześmiał się. - Doprawdy? A co sprzedajesz? Stoisz koło bramy i wciskasz ludziom obwarzanki?
Peder pokręcił głową oburzony. - Nie sprzedaję na ulicy, tylko w prawdziwym sklepie. W sklepie Emanuela. W ostatnim tygodniu sprzedałem więcej niż Schwencke. Sam to przyznał. Na wiosnę będę taki bogaty jak on. I wtedy rzucę szkołę. Pan Ringstad spojrzał na syna. - Wpuszczasz dzieciaki za ladę, Emanuelu? Emanuel skinął głową. - Tak. Świetnie dają sobie radę. Kristian twierdzi, że Peder potrafi zagadać klientów na śmierć. Czasami kupują coś tylko po to, by wreszcie wyjść ze sklepu. - Roześmiał się ser- decznie, najwyraźniej zapomniał już o słowach Hugo. Peder pokraśniał z dumy. - Wdowa po Jacobie kupiła wczoraj dzbanek do kawy, chociaż przyszła po linijkę do mierzenia ciastek. - I jeszcze warząchew, choć ma dwie w domu - dodał ochoczo Evert. Pani Ringstad ściągnęła brwi. - Dlaczego kupiła coś, czego nie potrzebowała? - Bo mnie pożałowała. - Pożałowała? - zainteresowała się Elise. - Co masz na myśli? - Powiedziałem jej, że matka mnie porzuciła - zaczął Peder ze skruszoną miną. - I że ojciec utopił się w rzece, a właściciel sklepu stracił władzę w nogach. No i że matka Everta umarła i nikt nie wie, kto jest jego ojcem. Elise zaczerwieniła się ze złości. - Jak możesz mówić takie rzeczy, skoro mieszkasz w porządnym domu? Opiekujemy się tobą z Emanuelem, masz co jeść i gdzie spać. A mama była niedawno, przyniosła jabłka, dwa słoiki dżemu i trzy butelki soku z czerwonej porzeczki. Przecież wiesz. Peder zrobił nieszczęśliwą minę. - Nie kłamałem! - Łzy trysnęły mu z oczu. - Przecież to prawda, że tata się Utopił! A mama nas zostawiła! Mama Everta nie żyje i nikt nie wie, kto jest jego ojcem. Elise westchnęła z rezygnacją. - To prawda, Peder, ale powiedziałeś to wszystko, by wzbudzić współczucie klientki i coś jej sprzedać, a tak się nie godzi. Nie jesteś biedakiem godnym pożałowania. - Ale wczoraj trochę byłem, bo o tym wszystkim nie wiedziałem! - Peder rozłożył ręce, wskazując na stół. - Nie wiedziałem, że pani Jonsen będzie tutaj. Poza tym pociąg mógł spaść z mostu i rodzice Emanuela mogli się utopić razem z żeberkami i kapustą i jeszcze... Emanuel powstrzymał go ruchem dłoni.
- Wystarczy, Peder! Mówiłem już, że dzieciom nie przystoi paplać, kiedy dorośli jedzą. - Twoja matka zaczęła. Spytała o nasze nowe ubrania. Pani Ringstad pośpiesznie zmieniła temat. - Kto to jest ten Schwencke? Jakiś twój nowy znajomy, Emanuelu? - Znam go od jakiegoś czasu. Kiedyś pomógł Elise uratować chłopca przed utonięciem i od tego czasu widujemy się. To on pomógł mi znaleźć pomieszczenie sklepowe przy Maridalsveien i zdobyć towar. Nawet pożyczył mi trochę pieniędzy i nie nalega na szybką spłatę. - To musi być bardzo miły człowiek! I na dodatek bardzo zdolny, skoro tak dobrze zarabia. - O tak, to znakomity sprzedawca. Prawie tak dobry jak Peder - dodał Emanuel, mrugając do chłopca. Peder otarł oczy i uśmiechnął się. - Znalazłem migdał! - oznajmił pan Ringstad, podnosząc łyżkę. - A ja drugi! - krzyknął Emanuel. - Od lat mi się to nie zdarzało. Pani Ringstad roześmiała się. - Zawsze było nam ciebie żal z tego powodu. Któreś z nas zazwyczaj podkładało migdał na twój talerzyk. Emanuel uśmiechnął się. Obaj otrzymali swoje nagrody i spałaszowali je ze smakiem. Elise dostrzegła zawiedzione miny Pedera i Everta. - Zdaje mi się, że pod drzewkiem czekają na was niespodzianki - powiedziała pośpiesznie. - Najpierw jednak obejdziemy je wkoło, śpiewając kolędy. - Zmieścimy się wszyscy w pokoju? - powątpiewała matka Emanuela. - Choinka jest malutka. - Oczywiście, że się zmieścimy - odrzekł zdecydowanie jej mąż. - Postawimy drzewko na podłodze i zepchniemy stół do kąta. Dziwnie wyglądali, tłocząc się wokół małej choinki, ale nie to było najważniejsze. Oczy chłopców lśniły, Jensine gaworzyła rozkosznie, a Hugo usiłował powtarzać słowa kolęd. Tylko szkoda, że nie było Johana. Dzień się jednak kończył i za parę godzin znów go zobaczy. Jeśli zdoła się wyrwać z domu.
ROZDZIAŁ TRZECI Zdecydowano, że tę noc Emanuel spędzi na sofie. Przeniesienie go na piętro po stromych schodach byłoby bardzo uciążliwe, a zresztą za parę dni pokój i tak miał się stać jego sypialnią. Rodzice Emanuela zamierzali przenocować u Carlsenów, dokąd przewieźć ich miała dorożka zamówiona na godzinę dziesiątą. Pierwszy dzień świąt zamierzali znów spędzić wspólnie. - Nie spodziewaj się nas zbyt wcześnie. - Matka Emanuela zmarszczyła czoło w zamyśleniu. - Carlsenowie przeżywają ciężkie chwile. Karolinę nie przyjechała na święta, wciąż gniewa się, że ojciec ją odprawił. Dzisiejszy wieczór mieli spędzić w towarzystwie siostry i szwagra, ale obawiam się, że jutro zostaną sami. - Nie możesz przyprowadzić ich tutaj? - spytał Emanuel. - Tutaj? - Matka nie ukrywała zaskoczenia. - Nie sądzisz, że i tak jest nas za dużo? - Lepsze to niż święta w samotności. - Sądzę, że Betzy i Oscar mają inne zdanie na ten temat, Emanuelu. Elise przestraszyła się, że teściowie zmienią zdanie i spędzą dzień Bożego Narodzenia z przyjaciółmi. W takim wypadku nie mogłaby wyjść z domu. Emanuel nie był w stanie zająć się Hugo i Jensine, a chłopcy wybierali się na sanki. Pani Jonsen nie opiekowała się Jensine w dni świąteczne. - Byłoby nam miło, gdyby nas odwiedzili. Jestem im to winna, bo przecież byłam u nich z wizytą. - Dziękuję, Elise, to miło z twojej strony, ale nie sądzę, by to był dobry pomysł. Betzy najlepiej czuje się u siebie. Trudno ją wyciągnąć z domu, zwłaszcza w święta. Elise znała tok jej myśli. Betzy Carlsen nie przyszłoby do głowy, by spędzić świąteczny dzień w malutkim domku przy Hammergaten u byłej robotnicy i dzieci mówiących miejską gwarą. A zresztą nie wiedziała, czym mogłaby ich ugościć. Teściowa nie wspomniała ani słowem o jedzeniu na kolejny dzień, a Elise nie miała nic poza pieczywem i kośćmi na wywar. Pani Ringstad przywiozła ze sobą duże pudło wypieków, ale w ciągu wieczora zniknęła prawie cała jego zawartość. W tej kwestii możliwości chłopców były nieograniczone. Teraz Pedera bolał brzuch, a Evert słaniał się ze zmęczenia. Kristian już się położył, a Hugo i Jensine od dawna byli w łóżkach. Wszyscy szaleli ze szczęścia, rozpakowując prezenty. Kristian dostał książkę
Cudowna podróż i zaraz z nią gdzieś przepadł. Evert otrzymał harmonijkę, a Peder samocho- dzik. Cała trójka patrzyła na Elise z radością i zaskoczeniem, spodziewali się raczej jakichś praktycznych podarków. Rodzice Emanuela sprezentowali im rękawice i szale zrobione na drutach przez ciotkę Ulrikke. Jensine dostała piękną sukienkę, a Hugo kolejkę. Elise podejrzewała, że Peder będzie się nią bawił równie chętnie jak Hugo. Od dawna marzył o kolejce, z zazdrością spoglądał na tę, którą miał Isac. Pani Jonsen niewiele mówiła tego wieczora, zapewne speszona obecnością „tych państwa z Eidsvoll”, jak się wyraziła, kiedy Elise odprowadzała ją do drzwi. Kłaniała się jed- nak w pas i dziękowała po wielekroć, podkreślając, że była to najpiękniejsza Wigilia w jej życiu. Kiedy wszyscy wyszli, w pokoju zrobiło się pusto i cicho. Elise pościeliła Emanuelowi na sofie, usunęła popielniczkę, sprzątnęła skórki pomarańczy i wyniosła kieliszki do kuchni, zostawiając sobie zmywanie na następny ranek. Nogi miała ciężkie jak z ołowiu, w uszach jej szumiało i tętniło w skroniach. Nie wiedziała właściwie, skąd wzięło się to zmęczenie, zwykły dzień pracy bywał bardziej wyczerpujący. - Boli mnie głowa - powiedziała zwrócona plecami do Emanuela. - Jeśli do jutra ból nie minie, wybiorę się na spacer. Świeże powietrze dobrze mi zrobi. - Nie dziwota, że jesteś zmęczona. Najpierw długi dzień w kantorze, potem długi wieczór w domu. Dzisiaj zresztą wstałaś wcześniej niż zazwyczaj. Zaśmiała się nieco sztucznie. - Trudno, żebym była zmęczona w dzień świąteczny. Mam nadzieję, że nie przyplątała się mi jakaś choroba. Może przejdę się do Anny po tabletkę przeciwbólową, ona zwykle trzyma je w domu. - Do jutra poczujesz się lepiej. Pewnie denerwowałaś się wizytą moich rodziców i bałaś się, że wieczór źle wypadnie. Pomóż mi dostać się na sofę i połóż się. Możesz pogasić świece, będę przyglądał się Hammergaten w świetle latarni. Ten widok działa usypiająco: płatki śniegu tańczące w powietrzu i opadające w migotliwym świetle. - Nie jesteś śpiący? - Trudno zasnąć, kiedy w głowie kłębią się złe myśli. - Myślisz o chorobie? - spytała, odwracając się do niego. - O tym też. Zapadła cisza. Może powziął jakieś podejrzenia. Elise nie odważyła się zapytać. - Myślę również o tobie, o nas i o dzieciach. Jak dasz sobie radę, kiedy zostaniesz
sama? - Nie mów tak, Emanuelu. Lekarz nie twierdził, że to śmiertelna choroba. - Ale zapewne i tobie przyszła taka myśl do głowy. Widziałaś, jak postępuje. Zaczęło się od zawrotów, bólu głowy, potem zacząłem tracić czucie w nogach, a teraz jestem sparaliżowany. Co mnie dalej czeka? - Pomyśl o Annie. Wiele lat leżała przykuta do łóżka, a teraz już chodzi nieomal samodzielnie. - To co innego. Anna zachorowała, będąc dzieckiem. Mój stan wciąż się pogarsza. - Lekarz w szpitalu nie wiedział, co ci dolega. Twierdził, że wiele chorób ma podobne objawy. - Usiłujesz mnie pocieszyć i powinienem być ci wdzięczny, ale nie tego od ciebie oczekuję. Bądź szczera i porozmawiaj ze mną o przyszłości. Jeśli w ogóle czeka mnie jakaś przyszłość. Elise wyszła do kuchni, zastanawiając się nad jego słowami. Nie mogła mu powiedzieć, że nie lęka się o przyszłość. Nigdy nie będzie sama, ma przecież Johana. Może nie zejdą się od razu, może minie rok lub dwa, lecz nigdy nie będzie sama. Kto wie, może Emanuel znalazłby w tym wyznaniu jakąś pociechę, ale Elise wolała nie ryzykować. Równie dobrze mogła go zranić, wzbudzić gniew i zazdrość. Mógłby zacząć podejrzewać ją o zdradę, zacząć śledzić jej kroki. Kiedy leżała w Ulleval, wyznał jej, że kocha ją nad wszystko i nie może bez niej żyć. Uwierzyła mu, lecz jednocześnie nie potrafiła zrozumieć, iż ktoś, kto miłuje, może tak bardzo uprzykrzać życie ukochanej. Nie spytał jej o zdanie, kiedy rzucił pracę i kiedy kupował towar do sklepu. Nie przyznał się, iż wydał miesięczną pensję na stolik, i nie dawał jej pieniędzy na jedzenie i ubranie. Więc jakże mógł ją kochać? Kiedy weszła z powrotem do pokoju, Emanuel zdążył się już rozebrać, naciągnąć koszulę nocną przez głowę i położyć się na sofie. - Wspaniale! - pochwaliła go. - Nie pojmuję, jak dajesz sobie radę z tym wszystkim. Emanuel uśmiechnął się. - Nie codziennie spotykają mnie wyrazy uznania. Warto się było trudzić. Usiądź przy mnie, Elise. Pomasuję cię, może ból głowy ustąpi. Przycupnęła na stołku koło sofy. Emanuel ostrożnie rozpuścił włosy, które upięła w kok na czubku głowy. - Masz takie piękne włosy - powiedział. - Powinnaś nosić je rozpuszczone. Elise roześmiała się. - To coś dla młodych dziewcząt.
- Przecież jesteś młoda. Masz tylko dwadzieścia jeden lat. - Tylko? - zaśmiała się ponownie. Nic nie odrzekł, wplótł palce w jej włosy i zaczął masować jej kark. To było miłe uczucie. Elise rzeczywiście bolała głowa. Nie potrafiła się jednak odprężyć z obawy, że sta- nie się zbyt natarczywy. Ale przecież nie może tego zrobić, bo ma sparaliżowane nogi, powiedziała w duchu. Usiłował wsunąć palce pod kant sukni, ale kołnierzyk był zbyt wąski. Zaczął wolno odpinać guziki. - Gorąco tutaj. Zdejmij suknię. - Jestem zmęczona, Emanuelu. Za chwilę kładę się do łóżka. - Zaraz sobie pójdziesz, pozwól mi tylko na odrobinę pieszczoty. Nie mogę zrobić tego, czego pragnę najbardziej, ale i tak dobrze nam z sobą. Zaczął szarpać materiał. - Pomóż mi. Mam tyle złych myśli. Może uda mi się o nich zapomnieć choć na chwilę. Nie miała serca się sprzeciwiać. Niechętnie ściągnęła suknię przez głowę i powiesiła ją na oparciu krzesła. W pokoju paliła się jedna świeca, na krześle obok sofy. Ich cienie poruszały się na ścianie, płomień świecy chybotał się w przeciągu od okna i drzwi. Śnieg padał gęsto, dom i ulica pogrążone były w ciszy. Znów zaczął masować jej kark, po czym zsunął dłoń w dół na plecy pod rąbek bielizny. Westchnął cicho i przesunął ją w przód, usiłując sięgnąć jej piersi. - Możesz zdjąć resztę? - spytał chrapliwie. - Zimno mi, poza tym jestem zmęczona. - Zrób to dla mnie. - Któryś z chłopców może wejść. - Przecież śpią. Zrób to dla mnie, Elise! Spraw mi tę przyjemność. Posłuchała go niechętnie, zsunęła bieliznę, obnażając się do pasa. Emanuel uniósł się nieco, przekręcił na bok i dotknął jej piersi. - Masz piękne ciało. Jędrne i zdrowe, mimo że urodziłaś dwójkę dzieci. - Połaskotał jej sutki, które stwardniały, raczej z zimna niż z podniecenia. Przeszył ją słodki dreszcz. Jak to możliwe, skoro pożądała Johana? - Ty też masz ochotę, Elise. Proszę cię, połóż się na mnie. I znów posłuchała go z niechęcią. Myśl, że będzie musiała mu pomóc, napełniła ją wstrętem. Dlaczego? Nie wystarczało mu, że z nim została, opiekowała się nim, była jego
pomocą domową i pielęgniarką, że go utrzymywała? Czego jeszcze od niej zażąda? Czy prawo naprawdę stanowiło, że kobieta musi być we wszystkim posłuszna swemu mężowi? - Tak, dobrze. Unieś się nieco, bym mógł pieścić twoje piersi. Elise odwróciła twarz, by ukryć wyraz odrazy. - Jeszcze chwilkę. Może się uda. Jeśli mi pomożesz. Elise gwałtownie zsunęła się na podłogę i pozbierała ubranie. - Dobranoc, Emanuelu. Przykro mi, ale nie mogę. To niewłaściwe. Boję się, że mogłabym ci zaszkodzić. Nic nie powiedział. I nie życzył jej dobrej nocy.
ROZDZIAŁ CZWARTY Obudziła się z uczuciem niepokoju. Nie wiedziała, czy teściowie zjawią się z wizytą, a nie chciała zawieść chłopców prośbą o opiekę nad najmłodszymi dziećmi. Obiecała im wszak, że będą mogli pójść na sanki. Rzadko mieli okazję do zabawy, praca i nauka wypełniały im całe dni. Niepokój zamienił się w irytację, choć Elise starała się jej nie okazywać. W końcu było Boże Narodzenie, a poprzedniego dnia wszyscy przeżyli jedną z najpiękniejszych Wigilii w ich życiu. Chłopcy wciąż byli radośnie podekscytowani. Poczuła ulgę, kiedy zamknęły się za nimi drzwi. Napaliła w pokoju i zapaliła lampy dla Emanuela. Przewinęła Jensine, posadziła Hugo na nocniczku, a potem zamierzała zająć się mężem. Żeby tylko niczego się nie domyślił! Choć powtarzała sobie, że nie robi niczego złego, to poczucie winy jej nie opuszczało. Było jej żal Emanuela. Świadomość, że może nigdy nie podniesie się z wózka inwalidzkiego, musiała być straszna. Emanuel zdradził ją i zachowywał się podle wobec niej, ale nie darzyła go nienawiścią. Nie miała ochoty się mścić, odpłacać pięknym za nadobne. Mimo jego przewin darzyła go szacunkiem i chciała być mu przyjacielem. Ale nie żoną. Kiedy skończyła zajmować się dziećmi, wzięła ich zabawki i zaniosła do pokoju. Emanuel śledził ją wzrokiem. - Jak się dzisiaj czujesz? Wciąż boli cię głowa? Przytaknęła, nie patrząc na niego. - A jak ty się czujesz? - Tak samo. Szkoda, że nie możesz wyjść na powietrze. Bardzo bym chciał, ale boję się wziąć na siebie odpowiedzialność za Hugo i Jensine. - Dobrze to rozumiem. Przejdę się, jak zjawią się twoi rodzice. - Zapewne nie zjawią się tak szybko. Boją się urazić panią Carlsen. - Może przekonają ją do wizyty u nas? - Nie sądzę. Słyszałaś, co powiedziała matka. Pani Carlsen najlepiej czuje się u siebie. - Ale przecież wychodzi? Do teatru, na spotkania towarzyskie. Emanuel nic nie odrzekł, ale Elise znała jego myśli. - Pomasuję cię, kiedy skończymy z toaletą. Zwykle ból głowy nie trzyma się ciebie tak długo. - Dzisiaj masaż mi nie pomoże. Mam wrażenie, że głowa mi pęknie.
- Coś innego ci dolega? - Emanuel spojrzał na nią badawczo. - Jesteś taka niespokojna. Elise schyliła się po zabawkę, by uniknąć jego wzroku. Jej policzki płonęły. - Ostatnio mieliśmy sporo pracy w kantorze. - Ktoś jeszcze komentował twoją książkę? Ktoś cię uraził? Elise pokręciła głową. - Panna Johannessen wspomniała, że w którejś z gazet ukazała się recenzja. Nie miałam okazji zapytać, w której. - Może Torkild coś wie na ten temat, zazwyczaj jest dobrze zorientowany. Jeśli zjawią się rodzice, możesz zajść do nich i zapytać. Przy okazji się przewietrzysz. Emanuel ożywił się, wzmianka o recenzji wyraźnie go zainteresowała. Sam o tym nie wiedząc, dał jej pretekst, którego potrzebowała. Dobry Boże, niech teściowie się zjawią, pomodliła się w duchu. Emanuel nie będzie miał żadnych podejrzeń, kiedy wyjdzie. Elise poczuła ulgę. Posmarowała jego kromki chleba grubszą warstwą masła i zaparzyła świeżą kawę. Te gesty pomagały jej stłumić wyrzuty sumienia. - A ty nic nie zjesz? - spytał zatroskany. - Nie jestem głodna. Wypiłam kubek kawy, kiedy chłopcy jedli śniadanie. - Kawy z fusów, jak się domyślam - uśmiechnął się. Odwzajemniła uśmiech, sprzątając ze stołu. - Zawsze myślisz o innych, nigdy o sobie. Musisz zacząć dbać o siebie, Elise. Jesteś taka chuda. I blada. Podeszła do okna. Rozjaśniło się, ale niebo wciąż zaciągnięte było chmurami. Zapowiadała się śnieżyca. Poprzedniego dnia chłopcy pracowicie odśnieżali ulicę. To była ciężka praca i Elise miała nadzieję, że pogoda oszczędzi im powtórki. Ziąb ciągnął od okien, wyraźnie się ochłodziło. - Prognozy się sprawdzają, zapowiada się mroźna i śnieżna zima. Emanuel westchnął ciężko. - W gazecie pisali, że pokrywa na Sarabraten wynosi siedemdziesiąt pięć centymetrów. To dużo, zima ledwie się zaczęła. - Mam nadzieję, że pogoda się odmieni. Kiedy idę do pracy, śnieg zalega na ulicach, a Hugo krzyczy, kiedy płatki opadają mu na twarz. Emanuel westchnął raz jeszcze. - Chciałbym móc się nim zająć. Byłbym jednak bezradny, gdyby coś się stało. - Nie myśl o tym. Hugo dobrze się czuje u Hildy. Może bawić się z rówieśnikiem.