1
Kristiania, zima 1908 roku
Elise ponownie spojrzała na gazetę. Tytuł kłuł w oczy dużymi literami. Zaczęła czytać tekst
poniżej:
Z zaufanego źródła dowiedzieliśmy się, kto kryje się pod pseudonimem Elias Aas, który jest
autorem wydanego w zeszłym roku skandalicznego zbioru opowiadań Podcięte skrzydła. Książka ta
traktuje o pozbawionych moralności młodych dziewczynach, przybywających do naszej stolicy, by
kupczyć swoim ciałem i tym samym w łatwy sposób się bogacić. Ku naszemu ogromnemu
zaskoczeniu Elias Aas okazuje się kobietą. To Elise Ringstad, która w przeszłości pracowała jako
prządka w Graah. Pani Ringstad ukończyła zaledwie szkołę ludową i „debiutuje" właśnie zbiorem
opowiadań Dym na rzece, w którym przedstawia losy pracownic fabryki oraz ich smutne życie nad
rzeką Aker. Podcięte skrzydła zostały najpierw wydane w Danii, lecz książka nie odniosła tam
sukcesu. Mimo to wydano ją także w Norwegii. Według księgarza Siverta Sivertsena książka miała
nieprzychylne recenzje i w związku z tym sprzedawała się słabo. Pastor Lauritz Einarsen uważa, że
jej wydrukowanie to hańba. Niektórzy kupują tę książkę z ciekawości, ale jak ostrzega pastor: Jeśli
wpadnie ona w ręce młodzieży o słabszej kondycji duchowej, może wywołać u nich grzeszne myśli i
wypaczyć ich umysły.
Przypominamy, że minęły zaledwie dwadzieścia dwa lata od skonfiskowania w dniu wydania
całego nakładu książki Christiana Krogha, poruszającej te same tematy, zaś jej autora ukarano
wysoką grzywną. Dlatego za karygodny uważamy brak podobnej reakcji naszych władz na książkę
Podcięte skrzydła. Według wychowawczyni autorki ze szkoły w Sagene, pani Solveig Stiansen, Elise
Ringstad była utalentowaną uczennicą, wyróżniającą się w większości przedmiotów. Niestety
inteligencja i talent nie są tożsame z wykształceniem i kulturą. Autorka najwyraźniej przynależy do
zwolenników buntowniczej i uprawiającej nachalną agitację Helene Ugland, którzy chcą zniszczyć
porządek tego świata i wyrzucić wiarę chrześcijańską ze szkół, a także zachęcają robotników do
nieposłuszeństwa i strajku. Ci polityczni fantaści pragną zatruć ludzkie serca jadem socjalizmu -
stanowią oni zagrożenie dla moralności, instytucji rodziny oraz pozycji Kościoła. Jeśli jednak
okazałoby się, że pani Ringstad nie należy do tego środowiska, dowodzi to, że jedynym powodem
napisania tej książki jest chęć wzbogacenia się przez autorkę, wychodzącą z błędnego założenia, że
ludzie potajemnie kupują nieprzyzwoite powieści.
Elise nie mogła czytać dalej. W jej oczach pojawiły się łzy.
- On z pewnością nie przeczytał mojej książki! - wykrzyknęła, odrzucając od siebie gazetę.
Serce waliło jej jak młot, policzki płonęły wstydem. Co powie Benedict Guldberg, kiedy to
zobaczy? A szef wydawnictwa? A matka, Asbj0rn, panna Johannessen i wszyscy inni? A co z
majstrem z fabryki, który był taki wściekły, gdy ukazał się jej pierwszy artykuł, napisany pod pseu-
donimem Elias Aas?
Torkild pokręcił głową, zmartwiony.
- Nie rozumiem, jak ktoś może być tak bezduszny, żeby wypaplać wszystko gazecie. Kto
jeszcze wiedział, że to ty kryjesz się za pseudonimem Elias Aas? Czy wiedział jeszcze ktoś oprócz
twoich bliskich?
Elise potrząsnęła głową.
- Sigvart Samson wiedział, ale on nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Złożyliśmy sobie
nawzajem obietnice. Wiedziałam coś o nim, a on wiedział coś o mnie i przysięgliśmy na honor, że
zachowamy to dla siebie.
W tej samej wszystko zrozumiała! Że też od razu się nie domyśliła! To musiał być Asle
Diriks! Znał przecież wszystkie okoliczności. Johan zgadł, że Asle był nią zainteresowany, choć jej
podobna myśl nie przeszła nawet przez głowę. Kiedy zobaczył ich razem w kawiarni, być może
dostrzegł, że Johan pocałował ją w usta, i zrobił się zazdrosny. W akcie zemsty zdradził dzienni-
karzowi jej tożsamość.
W następnej chwili Elise odrzuciła tę możliwość. Asle nie mógłby być tak podły!
Zaprowadziła go przecież na Lakkegata, by umożliwić mu rozmowę z Othilie, a kiedy później do
niej przyszedł, dziękował jej za to, że swoim artykułem w gazecie otworzyła mu oczy. Przecież
Asle dał nawet Othilie dwieście koron!
Urywki jego słów dźwięczały w jej uszach: Poznanie pani było dla mnie zrządzeniem losu.
W środowisku, w którym się obracam, nie wolno nigdy pokazywać swoich prawdziwych myśli i
uczuć.
Najważniejsze, by spoza maski nie wychynęło prawdziwe oblicze. Czyżby on także skrywał
twarz pod maską? Czyżby w rzeczywistości, przeczytawszy jej artykuł, skręcał się z wściekłości,
ale udawał, że ją rozumie?
Zapytał, czy może przyjść znów za kilka dni. Napisał coś, co chciał jej pokazać, ale od
tamtej pory go nie widziała.
Torkild posłał jej współczujące spojrzenie.
- Co się stało, to się nie odstanie. Nic ci nie przyjdzie z zastanawiania się, kto zdradził.
Teraz musisz dostosować się do obecnej sytuacji. Oczywiście twoim największym zmartwieniem
jest, co powiedzą w wydawnictwie. Raczej nie ucieszy ich ten artykuł.
Elise czuła płacz dławiący ją w gardle. Szef wydawnictwa rozmawiał z nią, a Benedict
Guldberg chwalił i określił rękopis jako obiecujący. Wydali mnóstwo pieniędzy by wydrukować jej
książkę i liczyli, że dobrze się sprzeda. Z pewnością byli teraz nie tylko rozczarowani, ale i
wściekli. Benedict Guldberg z całych sił prosił ją, by nigdy więcej nie pisała takich artykułów pod
pseudonimem Elias Aas. Bał się, by nie stało się właśnie coś takiego jak teraz. Przypomniała sobie
jego słowa: Taki artykuł może zrujnować Pani karierę i uniemożliwić nam sprzedaż książki. Torkild
poklepał ją po ramieniu.
- Spróbuj się tym za bardzo nie przejmować, Elise. Pomyślałem, że trzeba ci to pokazać, bo
wiem, że nie czytujesz tej gazety. Zobaczymy, co będzie dalej, być może w wydawnictwie przyjmą
to spokojnie. Może się przecież okazać, że przez ten artykuł więcej ludzi będzie chciało kupić twoją
książkę. W każdym razie twoje nazwisko stało się sławne.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Elise posłała Torkildowi błagalne
spojrzenie.
- Czy mógłbyś być tak miły i otworzyć? Nie chcę, żeby ktoś widział mnie w takim stanie.
Zrobił, jak prosiła. Niedługo potem Elise usłyszała na korytarzu męski głos, a chwilę
później wrócił Torkild.
- To dziennikarz z "Socjaldemokraty". Chciałby z tobą porozmawiać.
Elise skinęła głową.
- On reprezentuje inną opcję.
- Tego możesz być pewna.
Dziennikarz był starszym mężczyzną. Miał ciemne oczy, krzaczaste, zarośnięte brwi i wąsy.
Jego płaszcz był wystrzępiony na brzegach, a kapelusz najlepsze dni z pewnością miał już za sobą.
Przedstawił się i uśmiechnął zachęcająco.
- Z pewnością domyśla się pani, dlaczego tu jestem, pani Ringstad - jego spojrzenie
powędrowało ku gazecie, którą Elise odrzuciła w złości. - „Gazeta Poranna" wypaliła dziś z grubej
rury.
Elise skinęła głową.
- Mój przyjaciel, Torkild Abrahamsen, przyszedł właśnie, by mi to pokazać. Muszę
przyznać, że cios był bolesny. Właśnie mówiłam panu Abrahamsenowi, że ten człowiek nie czytał
chyba mojej książki.
Dziennikarz uśmiechnął się, wyciągnął notatnik i ołówek. Rozejrzał się wokół.
- Czy mogę usiąść na brzegu łóżka?
- Bardzo proszę. Torkild skierował się ku drzwiom.
- W takim razie pójdę już. Powodzenia, Elise, pozdrów chłopców.
- A ty Annę. Wyobrażam sobie, że ją też to wzburzyło.
Kiedy tylko wyszedł, Elise westchnęła. Spojrzała na dziennikarza. Pomimo surowego
wyglądu wydawał się przyjazny i miły. Uprzedziła jego pytanie.
- Pewnie chce pan wiedzieć, kto zdradził „Gazecie Porannej", że to ja ukrywam się pod
pseudonimem Elias Aas, nieprawdaż?
Potwierdził.
- Dobrze pani zgadła, pani Ringstad. Czy ma pani jakichś wrogów?
- O to samo spytał mnie Torkild Abrahamsen. Nie wiem, kto zdradził. Nie mogę sobie
wyobrazić, by ktoś z mojej rodziny lub przyjaciół mógł zrobić coś podobnego. Nie znajduję innego
wyjaśnienia niż to, że ktoś sam się domyślił. Bardzo zastanawia mnie zwrot z zaufanego źródła.
Chciała mówić dalej, ale nagle przerwała.
- Być może nie powinnam się przyznawać, że to ja? Czy może pan być tak miły i
zapomnieć, że to powiedziałam?
Znów się uśmiechnął.
- Obawiam się, że to na nic, pani Ringstad. Rozmawiałem rano z dziennikarzem z „Gazety
Porannej", który potwierdził, że informacje te uzyskał od znanej pani osoby. Rzecz jasna, nie chciał
zdradzić nazwiska, lecz nie wpadli na to sami.
- Powiedział, czy to był mężczyzna, czy kobieta? A może dziecko? - spytała, myśląc o
Pingelenie. Czy zdołał wyciągnąć prawdę z Pedera?
Dziennikarz potrząsnął głową.
- Nie powiedział i z pewnością nie uzyskamy od niego takiej informacji.
Zauważyła, że powiedział my. Uznała to za znak, że stoi po jej stronie. W końcu
„Socjaldemokratę" czytali głównie robotnicy.
- Czy czytał pan Podcięte skrzydła? - odważyła się zapytać.
- Muszę się przyznać, że nie miałem czasu, by przeczytać całą książkę, ale przejrzałem ją i
przeczytałem opowieść o dziewczynie z fabryki, która rzuciła się z mostu, a także tę o dziewczynie
zwolnionej z pracy, która wylądowała na ulicy i urodziła czwórkę dzieci.
- Czy sądzi pan, że moja książka jest niemoralna, nieprzyzwoita i szkodliwa dla młodzieży?
Dziennikarz zachichotał.
- To jest polityka, pani Ringstad. Kapitaliści robią, co tylko mogą, by oczernić robotników,
bo boją się, że będą musieli zacząć im wreszcie więcej płacić. Coraz więcej ludzi walczy o to,
byśmy mieli prawo do zasiłków w razie choroby i ubezpieczenie społeczne. Niedawno weszło
przecież w życie prawo o ubezpieczeniach rybaków od wypadków. Ci, którzy śledzą te wydarzenia,
z pewnością wiedzą, że warunki zatrudniania dzieci w przemyśle zostały ostatnio zaostrzone, tak
samo jak przepisy dotyczące bezpieczeństwa w miejscu pracy.
Elise słuchała z zainteresowaniem. Dziennikarz nagle zamilkł.
- Wróćmy do naszej rozmowy - powiedział. - Komuś nie podoba się to, że Podcięte skrzydła
zostały wydane i próbuje panią powstrzymać, ujawniając pani pseudonim. Dlaczego pisała pani pod
pseudonimem, pani Ringstad? Nie miała pani odwagi wystąpić publicznie?
- Najpierw napisałam artykuł do „Verdens Gang". O tej dziewczynie, która skoczyła z
mostu. Do redakcji przyszedł wtedy wściekły człowiek, żądając podania prawdziwego nazwiska
autora. Bałam się, że to może zaszkodzić mojej rodzinie.
- Dlaczego był wściekły? Czy miał coś wspólnego z fabryką? Elise poczuła, że się
czerwieni. Teraz musiała uważać. Ryzykowała, że każde jej słowo może ukazać się drukiem.
- Niestety nie mogę powiedzieć, kim był ten człowiek. Dziennikarz zachichotał.
- To na pewno był dyrektor albo majster - nabazgrał coś w swoim notatniku.
- Niech pan będzie tak miły i nie drukuje tego - poprosiła. - Już wtedy było wystarczająco
źle.
Zignorował ją.
- Proszę opowiedzieć mi trochę o sobie, pani Ringstad. Owdowiała pani tego lata, prawda?
Pani, mąż był handlarzem, wcześniej kancelistą w warsztacie Myrens, a jeszcze wcześniej oficerem
w Armii Zbawienia. Pani zaś była prządką w przędzalni Nedre Vøien, nazywanej przędzalnią
Graah. Jak to się stało, że wyszła pani za mąż za chłopaka z wyższej sfery, wychowanego na
dworze w Eidsvoll?
Spojrzała na niego, zaskoczona.
- Skąd pan to wszystko wie? Dziennikarz roześmiał się.
- Nietrudno było się dowiedzieć. Usłyszałem, że dorastała pani w Andersensgården i
uciąłem sobie miłą i długą pogawędkę z jedną z pani byłych sąsiadek.
Elise westchnęła.
- Z panią Evertsen, jak mniemam.
- Zgadza się.
- W takim razie nie musi pan zadawać mi więcej pytań.
- Sąsiadka opowiedziała mi, że była pani zaręczona z pewnym młodym człowiekiem,
którego zamknięto w więzieniu Akershus za udział we włamaniu na ulicy Karla Johana. Niedługo
potem otrzymała pani znaczną pomoc od pewnego młodego oficera Armii Zbawienia. Pani matce
przyznano darmowy pobyt w sanatorium Grefsen.
Elise czuła, jak na przemian robi się jej gorąco i zimno.
- To nieprawda! Jej pobyt nie został opłacony z pieniędzy Armii!
- Kto więc zań zapłacił?
- Tego nie mogę powiedzieć.
Dziennikarz zmarszczył czoło, twarz wykrzywił mu grymas niezadowolenia.
- Równie dobrze może pani powiedzieć mi prawdę, i tak ją odkryję.
Elise myślała szybko. Hilda i majster byli teraz małżeństwem, więc powiedzenie prawdy nie
mogło chyba nikomu zaszkodzić. Poza tym była pewna, że dziennikarz dowie się tego tak czy
owak.
- To był mój szwagier. Mąż mojej siostry, Hildy.
- I majster w przędzalni Nedre Vøien. Myślę, że to on tak się wściekł, kiedy przeczytał pani
artykuł w gazecie. Na pewno czuł, że obwinia go pani za to, że ta dziewczyna rzuciła się do
wodospadu.
Elise nie odpowiedziała. Straciła zaufanie do dziennikarza.
- Pani siostra wyszła za mąż niedawno, ale jej syn ma już trzy lata. Kto jest jego ojcem?
Elise zdołała powstrzymać narastający w niej bunt.
- Kiedy pan tu przyszedł, myślałam, że jesteśmy po tej samej stronie. Chcę otwierać
ludziom oczy na niesprawiedliwość panującą w społeczeństwie i sądziłam, że „Socjaldemokracie"
przyświeca ten sam cel. Zamiast tego próbuje pan dogrzebać się do wstydliwych wydarzeń w życiu
moim i mojej siostry. Z pewnością znajdzie pan coś, na co rzucą się głodni skandali czytelnicy. To
prawda, że mój poprzedni narzeczony dał się skusić, aby stać na czatach podczas włamania. Zrobił
to, bo wiedział, że jego siostra umrze, jeżeli nie dostanie lekarstw. A lekarstwa kosztują. Kosztują
bardzo dużo.
Prawdą jest też, że moja siostra zaszła w ciążę w wieku szesnastu lat i ma nieślubne dziecko.
Jeśli pogrzebie pan głębiej, dowie się pan także, że mój zmarły mąż uczynił brzemienną młodą
dziewczynę podczas swojego pobytu na posterunku granicznym w 1905 roku, zaledwie kilka
miesięcy po naszym ślubie. Odkryje pan także, że moje pierwsze dziecko przyszło na świat o dwa
miesiące za wcześnie. Z pewnością może pan zapełnić szpalty opowieściami o błędach
popełnionych przeze mnie i moją rodzinę. Nie mamy na swoje usprawiedliwienie nic poza faktem,
że dorastaliśmy z chorą na suchoty matką i ojcem alkoholikiem i że Hilda i ja musiałyśmy
zatroszczyć się o byt rodziny, kiedy byłyśmy jeszcze dziewczynkami. Tak jak wielu innych ludzi
mieszkających wzdłuż Aker, my też często trzęsłyśmy się z zimna podczas mroźnych miesięcy i
odczuwałyśmy taki głód, że aż kiszki grały nam marsza. Codziennie stałyśmy po dwanaście godzin
przy maszynie, a moi bracia musieli po szkole pracować. Przyjęłam pod swój dach chłopca sierotę,
który decyzją ośrodka pomocy ubogim mieszkał z pijakiem, lejącym go bez przerwy i zmu-
szającym, aby pracował jako posługacz na dworze od czasu, gdy skończył sześć lat.
Elise przerwała, spocona i zdyszana od swojej przemowy.
Dziennikarz z dezaprobatą podniósł rękę.
- No już, pani Ringstad, wiem, do czego pani zmierza. To, o czym pani mi opowiedziała, to
nie usprawiedliwienia, ale wyjaśnienia. To samo próbowała pani wyjaśnić w Podciętych skrzydłach
i Dymie na rzece. Opowiada pani czytelnikom, dlaczego robotnica z fabryki rzuciła się do
wodospadu, dlaczego prządka skończyła na ulicy i dlaczego szesnastoletnia dziewczyna nie mogła
się oprzeć pokusie przyjmowania podarków od szefa. Właśnie dlatego chcę poznać historię pani
życia. By wyjaśnić, dlaczego napisała pani te książki. Tak jak napisali w „Gazecie Porannej", była
pani dobrą uczennicą i bez wątpienia jest pani zarówno mądra, jak i utalentowana. Moim celem jest
wyjaśnienie, dlaczego chce pani opowiedzieć o tych nieszczęśliwych dziewczynach, ich rodzinach i
losach. Nie mam zamiaru pani oczernić, pani Ringstad, ale jeśli burżuazja ma zrozumieć, że trzeba
wreszcie coś zrobić, by skończyć z biedą na obszarach wzdłuż rzeki, musi się dowiedzieć, jak żyją
ich mieszkańcy. Zrobiła pani już wiele w tym kierunku, opisując ich losy w swoich książkach.
Teraz trzeba przekonać mieszczan, że opisała pani te historie z idealistycznych pobudek, kierowana
współczuciem dla swoich sióstr, nie zaś z chciwości bądź zawiści. Na pewno nie po to, by
wzbudzać niezdrowe zainteresowanie, opisując to, co nieprzyzwoite i niemoralne.
- I dlatego musi pan opisać całe moje życie?
- Ludzie chcą wiedzieć, kim pani jest. Proszę pamiętać, że jest pani tu, w kraju pierwszą
robotnicą, która została pisarką. Wszyscy inni pisarze wywodzą się z mieszczaństwa.
- Słyszałam, że jeden z naszych wcześniejszych sąsiadów także zajmuje się pisaniem.
Pracuje w księgarni.
Dziennikarz przytaknął.
- Też o tym słyszałem. Ale on jest mężczyzną. To co innego.
- W każdym razie nie musi pan mieszać w to rodziny mojego szwagra. Ani mojego byłego
narzeczonego. Rodzina mojego szwagra nie należy do klasy robotniczej, a mój były narzeczony nie
ma z tym nic wspólnego. W Akershus wyróżnił się pracą w warsztacie kamieniarskim, a teraz
przebywa w Paryżu, gdzie studiuje rzeźbiarstwo. Powinien pan absolutnie o nim napisać, jako o
jednym z niewielu, którym udało się do czegoś dojść, ale proszę go nie wiązać z wydarzeniami
mojego życia ani moimi książkami.
Wydawało się, że dziennikarz się namyśla. Po chwili skinął głową.
- To mogłoby rzeczywiście być warte opisania. Innym razem.
Rozległo się pukanie do drzwi i ciotka Ulrikke wsadziła głowę do pokoju. Elise niemal
zapomniała, że ciotka była w kuchni. Torkild z pewnością opowiedział jej, że przyszedł dziennikarz
z „Socjaldemokraty". Po zastanowieniu uznała, że w domu panowała zastanawiająca cisza. Peder
jeszcze nie wrócił i ciotka Ulrikke z pewnością podsłuchiwała. Hugo i Jensine prawdopodobnie
spali albo bawili się po cichutku w swoim kąciku.
- Wejdź proszę, ciociu Ulrikke. Odwiedził mnie dziennikarz w związku z artykułem w
dzisiejszej „Gazecie Porannej". Torkild Abrahamsen przyszedł, by pokazać mi tę gazetę.
Ciotka Ulrikke weszła powoli do pokoju, z uniesionym podbródkiem i zaciętym wyrazem
twarzy.
Dziennikarz poderwał się ze skraju łóżka, na którym siedział, i przedstawił się.
Ciotka Ulrikke zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów.
- Co ma wspólnego dziennikarz z „Socjaldemokraty" z artykułem, który ukazał się w
„Gazecie Porannej"? - zapytała.
- Chcę wziąć panią Ringstad w obronę, pani...
- Panno, jeśli można prosić. Panna Ulrikke Ringstad. Ciotka Ulrikke rzuciła Elise pytające
spojrzenie.
- Co się stało?
- Opowiem ci wszystko później, ciociu. Stało się coś, co może mieć znaczące konsekwencje
dla naszej rodziny, mojego pisarstwa oraz mnie samej.
Ciotka Ulrikke uniosła brwi i spojrzała na dziennikarza.
- Oznajmiam panu, mój panie, że jeśli napisze pan coś uwłaczającego o synowej mojego
bratanka, narobię panu ambarasu. Wśród moich najbliższych przyjaciół znajduje się poważany i
bardzo mądry adwokat. Nie zamierzamy tolerować poniżania Elise.
Dziennikarz wsunął notatnik i ołówek do kieszeni znoszonego płaszcza, skinął Elise na
pożegnanie i podreptał do drzwi.
- Kiedy pani przeczyta artykuł, zrozumie pani, co miałem na myśli, mówiąc o wzięciu pani
Ringstad w obronę - wymamrotał, po czym założył kapelusz i wyszedł.
- Mało przyjemny człowiek - rzuciła oskarżycielsko ciotka Ulrikke.
- Naprawdę myślę, że przyszedł, by mi pomóc - odpowiedziała jej Elise. Strach wywołany
przez artykuł w „Gazecie Porannej" znów ścisnął jej serce.
2
Kiedy ciotka Ulrikke przeczytała artykuł, nie powiedziała ani słowa. Jej twarz zbladła.
- To podłość - wyszeptała po chwili. - Hugo dał mi przeczytać Podcięte skrzydła, Elise. Po
duńsku. Byłam przerażona, ale ani przez chwilę nie wątpiłam, że to, co napisałaś, jest prawdą. Nie
mam też wątpliwości, dlaczego napisałaś tę książkę ani dlaczego dalej piszesz o ludziach
mieszkających wzdłuż Aker. Ja dorastałam w dostatku. Tak czy siak, udzielę ci potrzebnego
wsparcia, choć mała to pociecha. Myślę, że najbardziej w tej chwili martwi cię reakcja
wydawnictwa.
Elise skinęła głową.
- No i reakcja mamy, państwa Ringstad, rodziny Carlsenów, majstra Paulsena, panny
Johannesen, a także męża Hildy i jej nowych, wytwornych znajomych. Niektórzy będą przerażeni,
inni rozzłoszczeni. Niektórzy pewnie będą się zachowywać tak, jakby mnie nie znali.
- Nie rozumiem, czemu włączasz w to Hugo i Marie. Marie dobrze to zrobi, zaś Hugo jest
dumny z tego, co robisz.
- Nazwisko Ringstad będzie wymieniane niezliczoną ilość razy. Przyniosę wstyd rodzinie.
Ciotka Ulrikke prychnęła:
- Wstyd! Jeśli ktoś powinien się wstydzić, to twoja teściowa! Cieszyłabym się, gdyby ten
ciekawski dziennikarz zdołał wyniuchać, że Marie przyjęła pod dach kochankę swojego syna,
przedstawiając ją jako synową. Tak, cieszyłabym się, mimo że odbiłoby się to negatywnie na Hugo.
Taka jestem wstrętna. Wiesz, że bardzo lubię swojego bratanka, ale on wyjdzie z tej próby obronną
ręką. Poza tym utwierdzi go to w decyzji, którą właśnie podjął.
- Co masz na myśli?
- Hugo postanowił nie tańczyć już dłużej tak, jak ona mu zagra. Marie może sobie krzyczeć
do woli, Hugo nie da sobą więcej dyrygować.
- Myślisz, że mu się uda? Jak zdoła znieść urządzane przez nią sceny?
- Gdybyś zapytała mnie o to kilka miesięcy temu, odpowiedziałabym, że nie ma szans, ale
teraz myślę, że Hugo naprawdę udało się zrzucić z barków jarzmo, które dźwigał od ponad trzy-
dziestu lat.
Elise wyjrzała przez okno.
- Peder nie może przecież przebywać tak długo na dworze bez kurtki?
- Myślę, że wymknął się do pani Jonsen. Widziałam ślady jej butów na śniegu.
- Ale Peder wyszedł, zanim pani Jonsen tędy przeszła.
- Ona nigdy nie zamyka drzwi. Poza tym słyszałam, jak mówiła, żeby przychodził do niej za
każdym razem, kiedy znów będzie mieć jakieś kłopoty.
Dopiero kiedy leżała wieczorem w łóżku, miała czas, żeby pomyśleć o Johanie. Statek był
już daleko na morzu, w drodze do Francji. Ponownie zobaczy go dopiero w lecie przyszłego roku,
w tak długim czasie wiele może się wydarzyć. Elise poczuła dławienie w gardle, oczy ją zapiekły.
Dlaczego coś takiego musiało się wydarzyć właśnie wtedy, kiedy Johan wyjechał? Tak
dobrze byłoby wypłakać się teraz na jego ramieniu.
Następnego ranka, ledwo Elise wyprawiła chłopców z kuchni, pojawił się kolejny
dziennikarz. Ten był z „Verdens Gang" i pod względem wyglądu stanowił absolutne
przeciwieństwo swojego poprzednika - wysoki i chudy, z rzadkimi, jasnymi włosami.
- Dlaczego nie była pani ostrożniejsza, pani Ringstad? Mieliśmy mnóstwo roboty z
utrzymaniem pani nazwiska w tajemnicy przed natrętami, kiedy ukazał się pani pierwszy artykuł,
ale ze względu na panią i pani rodzinę odmawialiśmy ujawnienia pani prawdziwych danych. Fakt,
że konkurencyjna gazeta dotarła do prawdy, jest dla nas wysoce niepomyślny, dla pani zresztą
także.
- Jestem zrozpaczona. Nie wiem, kto mógł zrobić coś takiego, tylko rodzina i najbliżsi
przyjaciele wiedzieli, że to ja jestem autorką Podciętych skrzydeł. Nikt z nich nie chciałby mnie w
ten sposób skrzywdzić. W „Gazecie Porannej" napisali z zaufanego źródła, ale jakoś nie mogę w to
uwierzyć. Moją pierwszą myślą było, że ktoś musiał po prostu zgadnąć, kim jest autor, po
przeczytaniu Dymu na rzece. Każdy pisarz ma swój indywidualny styl.
Dziennikarz potrząsnął głową.
- Żadna gazeta nie odważyłaby się napisać czegoś takiego bez twardych dowodów. Ktoś
musiał im o tym powiedzieć i ten ktoś musi panią dobrze znać. Ta osoba jest albo zazdrosna o panią
i pani sukces, albo też jest przeciwko pani z innych powodów. Czy naprawdę nie ma pani żadnych
podejrzeń, kto to mógł być? Aż tyle osób życzy pani źle?
- Naprawdę sądzi pan, że odniosłam sukces? Podcięte skrzydła sprzedały się słabo, a
wydawnictwo teraz z pewnością martwi się, że Dym na rzece będzie się sprzedawać jeszcze gorzej.
Ludzie nie kupią książek, które są niemoralne, nieprzyzwoite i stanowią zagrożenie dla młodzieży,
jak to napisano w „Gazecie Porannej" - Elise usłyszała gorycz w swoim głosie.
- Przypuszczalnie właśnie to chciał osiągnąć ten, kto ujawnił pani nazwisko. Udaremnić
sprzedaż książki. Albo dlatego, że sam jest pisarzem i widzi w pani konkurentkę, albo ma jakiś inny
powód, żeby być przeciw pani.
- A czy nie mogłoby równie dobrze być tak, że ta osoba naprawdę sądzi, iż moja książka
może być szkodliwa dla młodych czytelników? Na przykład kler, członkowie towarzystwa misyj-
nego albo ktoś inny, kto uważa, że lepiej, by jego dzieci umarły z głodu, niż wylądowały na ulicy?
Elise czuła się podle, mówiąc to, lecz często myślała o liście podpisanym Christian Nicolai
Tveter - ten człowiek uważał, że zachęcała do nieprzyzwoitości i bezbożności, a ulicznice w Va-
terland, Fjerdingen i w Vika stanowiły obrazę chrześcijańskiej moralności i przynosiły wstyd
ojczyźnie. Nie miał ani krzty zrozumienia dla rozpaczliwej sytuacji życiowej tych dziewczyn i
najwyraźniej nie miał pojęcia, jak naprawdę wygląda życie biednych ludzi.
Dziennikarz rzucił jej wystraszone spojrzenie.
- Proszę nie mówić takich rzeczy na głos, pani Ringstad. Ryzykuje pani, że jakiś inny
dziennikarz, innego rodzaju niż ja, wykorzysta pani złość i wydrukuje te słowa, żeby wywołać
poruszenie. Ludzie z pewnością zwróciliby się wtedy przeciw pani.
Elise westchnęła ciężko, miała ochotę się rozpłakać.
- Nie chcę szkalować Kościoła. Wręcz przeciwnie, uważam, że każde dziecko powinno
dorastać w niewzruszonym przekonaniu, że Bóg czuwa nad nim i że modlitwa potrafi zdziałać
cuda. Ale czasem zastanawiam się, dlaczego burżuazja chodzi do kościoła, a biedacy do świątyni.
Albo dlaczego księża należą do wyższej klasy społecznej, mają piękne gospodarstwa parafialne i
dlaczego głoszą kazania tylko dla swoich, a nie dla nas.
Spojrzała na twarz dziennikarza, widząc, że wciąż był przerażony jej słowami. Ze strachem
pomyślała, co też przeczyta w jego gazecie następnego dnia. „Socjaldemokrata" być może już dziś
zamieścił swój artykuł, a ona wcale nie była pewna, czy robotnicza gazeta odważyłaby się ją
poprzeć. Najwyraźniej zamierzali ją przedstawić jako nowe wcielenie Helene Ugland -
buntowniczkę i agitatorkę.
- Przepraszam, ale nie mam czasu, by z panem rozmawiać, muszę pracować. Jestem właśnie
w trakcie pisania powieści. Traktuje ona o młodym, bogatym paniczu z wyższej warstwy
społecznej.
Dziennikarz szybko wyciągnął z kieszeni notatnik i krótki ołówek.
- Czy może pani zdradzić coś więcej? Powieść nie jest przecież wyłącznie o mężczyźnie?
- Oczywiście, że nie, jest także o kobiecie i o miłości między nimi - Elise usłyszała swoją
odpowiedź. - To niezwykła osoba, która uważa, że kobiety powinny mieć w społeczeństwie takie
same prawa, jak mężczyźni. Także w sportach narciarskich.
- Niedawno przeczytała coś podobnego w „Pani Domu". Opisywano tam kobietę, która
publicznie pokazała się w kostiumie narciarskim! W spodniach!
Dziennikarz pisał najszybciej jak umiał.
- Czym jeszcze zajmuje się pani bohaterka? - zapytał, zanim zapisał ostatnie słowo.
- Jeździ konno i na rowerze, pływa, chodzi na wycieczki i gra w tenisa.
Co w nią wstąpiło? Zawsze przecież mówiła to, co powinna, i zachowywała się tak, jak tego
od niej oczekiwano. Teraz zaś siedzi tutaj i bez mrugnięcia okiem okłamuje tego biednego
dziennikarza.
- Czy tą powieścią chce pani przekazać czytelnikom jakieś przesłanie?
- Chcę położyć kres ubezwłasnowolnieniu kobiet, sprawić, by były niezależne i równe
mężczyznom. Przede wszystkim zaś chcę, by wszystkie kobiety miały prawo głosu.
Ręka dziennikarza zatrzymała się w połowie pisania. Spojrzał na nią wystraszonym
wzrokiem: - Nie sądzi pani chyba, że należy zrównać kobiety i mężczyzn?
- Dlaczego nie? Pracujące w fabrykach kobiety wykonują równie ważną pracę jak
mężczyźni. Dodatkowo muszą zajmować się swoimi mężami, domami i dziećmi. Kobiety są tak
samo inteligentne jak mężczyźni - widać to wyraźnie w szkole; jednak coś jest nie tak z ich
wychowaniem, oczekiwaniami wobec nich oraz z możliwościami, jakie mają. Trzeba to zmienić.
Tylko wtedy kobiety będą mogły się swobodnie rozwijać, tylko wtedy będą mogły żyć jak
pełnowartościowi ludzie.
Dziennikarz rzucił Elise szybkie, zdziwione spojrzenie, zanim znów zaczął notować z
zawrotną szybkością, jakby bał się, że coś mu umknie.
- Kobiety powinny mieć pracę, która stymuluje ich intelekt - kontynuowała. - Ale to
wymaga, by nauczono je traktować szkołę i wykształcenie poważnie - zamilkła. Znów była
przerażona samą sobą. Dlaczego to robiła? Wiedziała, że istnieje Norweski Związek Praw Kobiet,
lecz kobiety walczące o wprowadzenie reform były wykształcone i należały do bogatej części
społeczeństwa. Wiele z nich było żonami znanych polityków, a niektóre z nich same zajmowały
ważne stanowiska. Elise wiedziała, że istnieją nawet kobiety lekarze.
Dziennikarz zadał jej jeszcze kilka pytań, Elise zaś odpowiadała w tym samym stylu. Kiedy
wreszcie mężczyzna się pożegnał i zniknął za drzwiami, zaczęła roztrząsać, co właściwie zrobiła.
W głębi duszy dobrze wiedziała dlaczego, ale czy to było rozsądne? Teraz będzie przedstawiana
jako osoba inna niż ta, którą jest, a dyskusje nie będą już dotyczyć prostytuujących się dziewczyn
czy biednych robotników fabrycznych, lecz praw kobiet. Być może zdołała zyskać zainteresowanie
nie tym, co tak poruszyło czytelników Podciętych skrzydeł, ale obrazem idealnej rzeczywistości,
który chciała widzieć zamiast tego?
Nagle usłyszała jakiś dźwięk i gwałtownie odwróciła głowę. Za nią, w drzwiach salonu stała
ciotka Ulrikke, całkowicie ubrana, choć był jeszcze wczesny ranek. Elise była przekonana, że
ciotka będzie spać jeszcze przynajmniej kilka godzin.
- Brawo, Elise! - ciotka uśmiechała się od ucha do ucha. - Słyszałam wszystko, co mówiłaś,
i jestem z ciebie dumna. Teraz nikt nie będzie cię traktować jak niesamodzielnej lalki czy też jak
bezczelnej i cwanej robotnicy, która zdołała wydać swoją książkę, pisząc o tym, co nieprzyzwoite.
Teraz będą cię traktować poważnie.
Elise spojrzała na nią zmieszana.
- Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Ciotka Ulrikke zachichotała.
- Ale ja wiem. Siedział w tobie mały diabeł. Byłaś zła nie tylko na tego, kto ujawnił twoje
nazwisko, ale też na dziennikarza, który napisał ten krzywdzący artykuł w „Gazecie Porannej".
Wzięłaś więc na nich odwet, opisując niesprawiedliwy kobiecy los. Wiesz coś o prawach kobiet,
Elise? I skąd na Boga wzięłaś tę opowiastkę o narciarstwie?
Elise zaczęła się śmiać.
- Niedawno czytałam o tym w „Pani Domu", którą pożyczyłam od Anny. Ona pożycza je od
gospodyni proboszcza i ja też tak czasem robię. Właściwie to czasopismo dla kobiet z burżuazji, ale
można tam znaleźć wiele ciekawych rzeczy.
- Ale bohaterka twojej powieści nie jeździ na nartach ani nie gra w tenisa. Nie ma przecież
na to ani czasu, ani pieniędzy.
Elise uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
- Nie. Stoi sina z zimna na rynku, sprzedając jabłka i kapustę. Kiedy w końcu wraca do
domu, jest tak zmęczona, że ledwo może ustać na nogach. Ale przecież w dalszej części książki
może zyskać nowe zainteresowania.
Czekała, aż ciotka Ulrikke zbeszta ją za okłamanie dziennikarza, jednak zamiast tego ciotka
klasnęła w dłonie.
- Brawo! Nie mogę się doczekać, kiedy ten artykuł ukaże się drukiem! Ależ to ekscytujące!
Mam nadzieję, że nie masz nić przeciwko, bym została jeszcze tydzień. Muszę przy tym być!
3
Następnego dnia „Socjaldemokrata" zamieścił na pierwszej stronie artykuł o niej. Torkild
wpadł, by pokazać jej gazetę, i wychodząc, uśmiechnął się pocieszająco. Elise zagryzła mocno zęby
i wzięła głęboki wdech. Dopiero wtedy odważyła się zacząć lekturę. Jeżeli dziennikarz umieścił
nazwisko majstra Paulsena w kontekście samobójstwa Mathilde, Hilda nigdy jej tego nie wybaczy.
AUTORKA KSIĄŻKI PODCIĘTE SKRZYDŁA ZABIERA GŁOS
„Gazeta Poranna" ujawniła wczoraj prawdziwą tożsamość pisarza kryjącego się za
pseudonimem Elias Aas. Okazuje się, że nie jest to autor, lecz autorka o nazwisku Elise Ringstad. O
ile nam wiadomo, jest to pierwsza robotnica, która zajęła się szlachetną sztuką pisarską. Pani
Ringstad zadebiutowała w zeszłym roku kontrowersyjną książką Podcięte skrzydła, w której podjęła
próbę wyjaśnienia przyczyn, dla których część nieszczęśliwych dziewczyn zaczyna zarabiać na
ulicy.
Pani Ringstad jest niezwykle zaangażowana w sprawy społeczne i głęboko współczuje
ulicznym dziewczynom; jednocześnie jest także poruszona panującą w społeczeństwie
niesprawiedliwością, zwłaszcza związaną z podziałami społecznymi, jakie powstały pomiędzy
mieszkańcami wschodniego i zachodniego brzegu Aker po tym, jak wybudowano tu fabryki. Na
wschodnim brzegu rzeki tysiące ludzi żyją w biedzie, w przepełnionych, obskurnych robotniczych
barakach. Pracują przy maszynach od dwunastu do czternastu godzin dziennie za kilka koron
tygodniowo, podczas gdy ci, którzy czerpią profity z naszego kwitnącego przemysłu, mieszkają w
luksusowych willach na zachodnim brzegu, mają pokojówki i służące, i wyjeżdżają na urlop do
uzdrowisk przy kanale La Manche.
W najbliższych dniach wydana zostanie druga książka pani Ringstad, zatytułowana Dym na
rzece. Tytuł odwołuje się do mroźnej mgły, jaka zimą unosi się nad rzeką, i która stanowi symbol
rozpaczy i biedy, z jaką zmaga się wielu mieszkańców wschodniego brzegu. Przybyli oni do stolicy,
skuszeni możliwością zarobku, lecz zbyt późno zorientowali się, że rzeczywistość jest zupełnie inna
niż ich wyobrażenia.
Książka pani Ringstad to płonąca głownia. Ponieważ autorka sama wywodzi się ze
środowiska, które opisuje, zdołała nakreślić realistyczny obraz tych bohaterów dnia codziennego.
Ci, których nie porwały jej opowieści, mają chyba serca z kamienia. Na swój łagodny sposób,
ostrożnie posługując się piórem, pani Ringstad przekazała nam swoje przesłanie w taki sam sposób,
jak zrobiły to dziewczynki sprzedające zapałki, które kilka lat temu przemaszerowały w cichym
proteście ulicą Karla Johana. Był to widok, jakiego obywatele Kristianii nie widzieli nigdy
wcześniej; widok, który wywoływał łzy nawet u najbardziej nieczułych osób. Dlatego myślimy, że
książka Dym na rzece autorstwa pani Ringstad także wzbudzi sympatię i współczucie dla opisanych
przez nią „prawdziwych ludzi". Jesteśmy pełni podziwu dla dzieła pani Ringstad i mamy nadzieję,
że dane nam będzie przeczytać jeszcze wiele książek jej autorstwa.
Elise wpatrywała się w gazetę, jakby nie mogła uwierzyć własnym oczom. Potem zerwała
się i pobiegła do salonu do ciotki Ulrikke, która surowo zapowiedziała, by jej nie przeszkadzać,
ponieważ zamierza napisać list do przyjaciółki w Niemczech.
- Ciociu Ulrikke! „Socjaldemokrata" pisze o moich książkach na pierwszej stronie i to same
dobre rzeczy! Ten dziennikarz na pewno wystraszył się ciebie! - niecierpliwie położyła przed ciotką
gazetę, nie zważając na pisany przez nią list.
Ciotka krzyknęła: - Co robisz? Rozmażesz atrament!
- Przepraszam ciociu, ale pospiesz się i przeczytaj artykuł! Piszą, że są pełni podziwu dla
mojego pisarstwa i mają nadzieję, że napiszę jeszcze więcej książek! Nie mogę uwierzyć, że to
prawda! Nie napisali nawet jednego negatywnego słowa! Nic o tym, że mój ojciec był pijakiem, że
Hilda zaszła w ciążę w wieku szesnastu lat, że majster pomógł nam, ponieważ Hilda była jego ko-
chanką, ani o tym, że Johan siedział w więzieniu za współudział w kradzieży! Musiał się
przestraszyć, kiedy powiedziałaś, że pójdziesz do adwokata, ciociu!
Ciotka Ulrikke nasadziła na nos lorgnon i zaczęła czytać. Od czasu do czasu słychać było
cichy okrzyk aprobaty albo nucenie, ale ciotka przeczytała artykuł do końca, zanim wreszcie coś
powiedziała. Kiedy odłożyła gazetę na stół, zdjęła z nosa lorgnon i uśmiechnęła się:
- Moje gratulacje, Elise! Z pewnością nie ma to związku z moją wypowiedzią. Ten
dziennikarz naprawdę podziwia twoje książki, to przebija z każdego jego zdania! To, co wydarzyło
się w twojej rodzinie, zupełnie go nie interesuje. Jedyne, co się dla niego liczy, to fakt, że robotnicy
zyskali rzeczniczkę w osobie utalentowanej pisarki, która pomoże im w ich walce o
sprawiedliwość.
- Rzeczniczkę? Przecież ten dziennikarz nigdy nie słyszał, jak przemawiam.
Ciotka Ulrikke zaśmiała się.
- Nie? A co zrobiłaś wczoraj, podczas jego odwiedzin?
- Nie powiedziałam zbyt wiele, mówił głównie on.
- Skądże znowu. Nie zapominaj, że stałam za drzwiami i wszystko słyszałam. Wygłosiłaś
długą orację, w której wyłożyłaś wszystko to, co chciałby wiedzieć, jeśli pragnąłby grzebać się w
prywatnym życiu innych, zamiast otwierać ludziom oczy na niesprawiedliwość panującą w
społeczeństwie.
- Naprawdę? Byłam tak zła, że nie całkiem wiedziałam, co mówię.
- Byłaś niezrównana! Byłam dumna, że jesteśmy rodziną.
Elise uśmiechnęła się. Nagle powiedziała jednak: - Dlaczego, na litość boską, ten
dziennikarz napisał o urlopie w uzdrowiskach przy kanale La Manche? O tym też mówiłam?
- Nie, nie pamiętam niczego takiego. Musiał to usłyszeć gdzieś indziej.
- Dziwne. Jak myślisz, ciociu, czy ten dziennikarz mógł rozmawiać z Hildą?
- Nie wydaje mi się to prawdopodobne. Myślę, że to po prostu przypadek. Twoja siostra nie
jest jedyną z tego środowiska, która jeździ nad kanał La Manche.
Elise przytaknęła, po czym odetchnęła z ulgą.
- Jestem taka szczęśliwa! Niemal nie mogłam się zebrać, żeby zacząć czytać ten artykuł,
mimo że Torkild wyglądał na zadowolonego. Teraz nawet jeśli „Verdens Gang" napisze coś zu-
pełnie przeciwnego, nic to nie zmieni. Wiem, że przynajmniej „Socjaldemokrata" jest po mojej
stronie. Jak myślisz, ciociu, czy w wydawnictwie czytają wszystkie gazety, niezależnie od opcji
politycznej, jaką reprezentują?
- Na pewno. Przecież chcą być na bieżąco ze wszystkim, co się dzieje, a poza tym czytają
napisane przez innych recenzje książek.
- Mam nadzieję, że mama i Asbjørn nie czytali artykułu w „Gazecie Porannej". Mama tak
łatwo się denerwuje. Wszystko, co odbiega od normalności, silnie na nią wpływa.
- Nie odwiedziłaś jej od chwili, kiedy tu przyjechałam. Może wybierzesz się do Kjelsås, a ja
i pani Jonsen zaopiekujemy się dziećmi?
- Mówisz poważnie, ciociu? Tak, bardzo chętnie się wybiorę! Mam wyrzuty sumienia, że
tak dawno u nich nie byłam. Kiedy ostatnio byłam u mamy, leżała chora w łóżku, ale przypusz-
czam, że Asbjørn przesłałby wiadomość albo przyjechał, gdyby jej się pogorszyło.
- Tak czy owak, jedź. I weź ze sobą „Socjaldemokratę", ale w żadnym wypadku nie bierz
„Gazety Porannej"! Pójdę teraz do pani Jonsen i zapytam, czy będzie mogła przyjść.
Niedługo potem Elise wyruszyła w drogę do Kjelsås. Wychodząc przez furtkę, zauważyła,
że klapka od skrzynki na listy jest na wpół otwarta. Kiedy zajrzała do środka, zobaczyła dużą
paczkę z wypisanym swoim nazwiskiem. Nadawcą było wydawnictwo Grøndahl & Syn. Elise
uświadomiła sobie, że w paczce znajduje się książka. Niecierpliwie zdarła papier i z radością za-
uważyła, że tak właśnie było: jej własna książka! W środku znajdował się krótki liścik.
Szanowna Pani Ringstad
Przepraszam, że zapomniałem wręczyć Pani egzemplarz Pani książki Dym na rzece. Teraz
pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że będzie się ona dobrze sprzedawać.
Szczerze oddany
Benedict Guldberg
Zerknęła na datę na stemplu - paczka została wysłana tego samego dnia, w którym była w
wydawnictwie, czyli zanim „Gazeta Poranna" ujawniła, że to ona kryje się pod pseudonimem Elias
Aas. Zaczęła się zastanawiać, czy redaktor nadal jest do niej tak przyjaźnie nastawiony. Szybko
schowała książkę do torby i pomyślała, że mogłaby trochę poczytać matce na głos, jeśli ta wciąż
musi leżeć w łóżku.
Elise szła szybkim krokiem wzdłuż Maridalsveien. Miała długą drogę do przejścia, ale
cieszyła się na myśl o przechadzce. Tak rzadko miała czas, żeby pobyć na świeżym powietrzu i spa-
cerować tak długo, by zrobiło się jej ciepło. W nocy był przymrozek, drzewa pokryte były szronem.
Na niebie nie było najmniejszej chmurki, a blade jesienne słońce wisiało nisko nad dachami
domostw. Elise poczuła wdzięczność za stary płaszcz po siostrze pani Jonsen - znacznie lepiej
chronił przed zimnem niż robiony na drutach szal.
W jej kierunku szybkim krokiem zmierzała pracownica fabryki z głową spuszczoną w dół.
Elise zerknęła na nią, by sprawdzić, czy nie jest to przypadkiem ktoś, kogo zna, ale dziewczyna
była jeszcze zbyt daleko. Dopiero kiedy tamta podeszła bliżej, Elise dostrzegła, że jest to jedna z
tkaczek z Hjula. Teraz dostrzegła, że z oczu dziewczyny płyną łzy, a jej twarz jest spuchnięta od
płaczu. Elise zatrzymała się.
- Czy coś się stało?
Dziewczyna podniosła głowę. Nie wydawało się, żeby ją rozpoznała, ale potem dotarło do
niej, z kim rozmawia. Pociągnęła głośno nosem i wytarła go znoszoną, mokrą rękawiczką.
- Taaak, widzi pani, moja siostra straciła trzy palce u prawej ręki. Teraz nie pozwolą jej już
pracować w fabryce, a jej mąż ladaco zwiał. Siostra ma na utrzymaniu sześcioro dzieci, które musi
wyżywić i ubrać. Pozwolili mi, żebym poszła do domu popilnować dzieciaków, kiedy ona jest u
lekarza, a ja tak siedziałam i ryczałam, a maluchy trzęsły się ze strachu i płakały wniebogłosy. Nie
mogłam dłużej zostać, bo majster kazał mi wracać.
Spojrzenie dziewczyny prześlizgnęło się po płaszczu i kapeluszu Elise. Z pewnością
wiedziała, że jej siostra jest żoną majstra, a sama Elise pracowała kiedyś jako sekretarka w jego biu-
rze. Być może wiedziała też, że Elise była żoną syna bogatego gospodarza.
- Wie pani, gdzie jest Liggerstua na Bjølsen? Dom Pettera, czeladnika murarskiego, i
Andreasa? Moja siostra wynajmuje tam pokój. W pozostałej części mieszka cała chmara innych bab
i dzieciaków. Będzie pani tamtędy przechodzić?
- Idę do Kjelsås, odwiedzić moją matkę. Jest chora.
- A więc będzie pani mijać Liggerstuę. Wyświadczy mi pani przysługę i zajdzie do mojej
siostry? Tak ją bolało, że sama zaczęłam płakać, ale teraz muszę już lecieć, bo inaczej majster mnie
też wyleje.
Z tymi słowami dziewczyna puściła się biegiem.
Elise otworzyła usta, by powiedzieć, że ma przed sobą jeszcze długą drogę i nie może zbyt
długo być poza domem, ale nie zdołała wydobyć z siebie ani słowa. Westchnęła. Chyba musi
znaleźć czas, żeby zajrzeć do starej czynszówki Liggerstua, położonej tuż przy ulicy Maridalsveien.
Elise wiedziała, że budynek należał do dworu Bjølsen. Jedna z dziewczynek w jej klasie mieszkała
tam, zanim jej rodzina przeniosła się bliżej szkoły w Sagene.
Stracić trzy palce... Elise zadrżała. Ręka musiała zostać wciągnięta w tryby maszyny. Prawa
ręka. Z pewnością kobiecie niełatwo jest teraz cokolwiek zrobić. Elise miała nadzieję, że jej dzieci
nie są już całkiem małe i potrafią się same ubrać. Ale z czego będą teraz żyć, skoro mąż porzucił
rodzinę, a matka stała się niezdolna do pracy? Elise wiedziała, że kilkoro zapaleńców walczy o
wprowadzenie ubezpieczeń chorobowych dla robotników, ale póki co nie było jeszcze takiego
prawa. Pozostawała jedynie kasa zapomogowa, ale pieniądze przez nich wypłacane były marne, zaś
dla niektórych udanie się tam było wstydem nie do pokonania.
Śliczny jesienny dzień nagle przestał być taki piękny. Myśl o tak korzystnym artykule w
„Socjaldemokracie" też już nie cieszyła tak jak wcześniej. Nie powinna była oszukiwać dziennika-
rza, wmawiając mu, że pisze o kobiecie grającej w tenisa i jeżdżącej na nartach. Powinna była
raczej wykorzystać tę rzadką okazję, by powiedzieć, co myśli o warunkach pracy w fabryce - o tym,
jak beznadziejna stawała się sytuacja tych robotników, którzy zachorowali albo ulegli wypadkowi.
Czytała kiedyś, że przywódca partii lewicowej przywiązywał ogromną wagę do tego, by
rozwijający się przemysł wykorzystywał norweską siłę roboczą i norweskie surowce, i że nowy
minister sprawiedliwości był zdeterminowany, aby wprowadzić szereg ustaw socjalnych,
chroniących słabych i bezbronnych. Na razie jednak były to jedynie puste słowa.
Elise miała poczucie, że politycy dyskutowali, lecz do niczego to nie prowadziło. Bogatym
założono w domach elektryczność, a najbogatsi kupili sobie automobile, sedesy i wanny.
Zbudowano wiele linii kolejowych, parowców i łodzi motorowych. W wysokich kamienicach
zaczęto montować windy, a po miastach jeździło mnóstwo tramwajów i otwarto kinematografy.
Jednak jeśli chodzi o robotników mieszkających wzdłuż rzeki, nie zmieniło się nic.
Kawałek drogi dalej stała stara czynszówka, która była w rzeczywistości domkiem
małorolnego chłopa, ze stajnią i oborą. Doszły ją wieści o tym, że Andreas dostał pracę jako
kancelista w Bentse Bruk. Petter wciąż był czeladnikiem murarskim. Bracia przejęli Liggerstuę po
ojcu. Elise zawsze lubiła przechodzić koło niej latem, kiedy krowy pasły się spokojnie na zielonej
łące - miała wtedy wrażenie, że jest na wsi. Teraz też usłyszała krowę ryczącą w obórce.
Minęła ją stara, zgarbiona kobieta z ciężkim ładunkiem. Na kalenicy siedziała para wron,
być może chciały się ogrzać w cieple komina. Ze środka dobiegał hałas i dziecięcy płacz.
Nikt jej nie otworzył, kiedy zapukała do drzwi. Elise spróbowała ponownie. Teraz drzwi
uchyliły się nieco i wyjrzała zza niqh brudna dziecięca twarzyczka z dużymi, przestraszonymi
oczami.
- Dzień dobry, czy twoja mama jest w domu? Dziewczynka gapiła się na nią bez słowa.
- Przed chwilą spotkałam twoją ciocię. Mówiła, że twoją mamę boli ręka.
Dziecko kiwnęło nieśmiało głową, jednak nic nie wskazywało na to, żeby chciało ją
wpuścić do środka.
- Może mogłabym z nią porozmawiać? Zapytać, czy nie trzeba jej w czymś pomóc?
Dziewczynka uchyliła w końcu drzwi nieco szerzej i Elise przecisnęła się koło niej. Znalazła
się w kuchni - najbardziej brudnej kuchni, jaką w życiu widziała. Na stołku przy palenisku siedziała
kobieta: mogła mieć zarówno 25, jak i 50 lat. Chuda i koścista, zgarbiona, o szarej cerze; jej prawa
dłoń owinięta była grubo bandażem.
- Dzień dobry, czy pani mnie pamięta? Jestem Elise Løvlien z przędzalni Graah. Spotkałam
pani siostrę, która opowiedziała mi o wypadku.
Jej spojrzenie ponownie powędrowało ku obandażowanej dłoni.
- Czy założono pani szwy?
Dopiero teraz dostrzegła, że twarz tamtej była spuchnięta od płaczu. Kobieta skinęła głową,
nie patrząc na Elise. Nie wyglądało, żeby odczuwała w tej chwili silny ból, z pewnością dostała ja-
kieś proszki, jednak wyglądała na załamaną. Niewątpliwie przygniatał ją strach o przyszłość.
- Czy nie ma pani nikogo, kto mógłby pani pomóc? Kobieta potrząsnęła głową.
- Mam tylko siostrę. On ma dość swoich kłopotów na głowie. Nie powiedziała nic więcej,
nie zamierzała wyjaśniać swoich słów. Elise uświadomiła sobie, że słyszała jedną czy drugą
skandalizującą plotkę o jej siostrze, lecz nie była sobie w stanie przypomnieć, o co dokładnie
chodziło.
- Co na to majster? Nie może przecież pani wyrzucić, to nie pani wina.
Kobieta wreszcie na nią spojrzała. W jej oczach Elise dostrzegła pogardę.
- Naprawdę nie może?
- Nic pani nie dostała? Nawet kilku koron, żeby móc kupić jedzenie, zanim znajdzie pani
inną pracę?
Kobieta ponownie zaprzeczyła.
- Inną pracę? Słyszała pani może o kimś, kto chciałby zatrudnić starą babę z gromadą
bachorów i tylko lewą ręką?
Elise nie odpowiedziała, rozumiała jej rozpacz. Znów poczuła żal z powodu tego, co
powiedziała dziennikarzowi. Powinna go tu przyprowadzić, żeby zobaczył, co dzieje się z matkami,
które tracą pracę. Samotne matki, na których barkach spoczywa cała odpowiedzialność za dzieci.
Ból, jaki ta kobieta musiała czuć, kiedy maszyna wciągnęła jej palce, był niczym w porównaniu z
całym złem, które czekało ją w przyszłości.
Elise wsadziła rękę do kieszeni i wyjęła małą portmonetkę. Wewnątrz znajdowały się dwie
korony i sześćdziesiąt 0re - pieniądze, za które planowała zrobić zakupy w drodze powrotnej. To
była duża suma, większa, niż zazwyczaj wydawała, ale ponieważ na dworze było zimno i jedzenie
można było przechowywać dłużej, chciała zrobić zakupy na co najmniej dwa dni. Opróżniła
portmonetkę i położyła pieniądze na brzegu paleniska.
- Proszę wziąć przynajmniej to. Porozmawiam z Torkildem Abrahamsenem, być może
Armia Zbawienia będzie w stanie pomóc.
Spojrzenie nieszczęśliwej kobiety oderwało się od pieniędzy i powędrowało w stronę Elise,
jak gdyby nie mogła uwierzyć własnym oczom.
- Jak może pani sobie na to pozwolić?
- Właśnie wydano moją książkę. Dobrze mi za nią zapłacili - to ostatnie było kłamstwem,
ale przynajmniej nie głodowała.
- Pani napisała książkę? - w głosie kobiety pobrzmiewało zdumienie i ciekawość, biedaczka
chyba w końcu zajęła myśli czymś innym niż swoim nieszczęściem. Przynajmniej na chwilę.
- Tak. Opowiada o życiu robotników znad rzeki. O ludziach takich jak pani czy ja. To
znaczy, ja też kiedyś tak żyłam. Mam nadzieję, że przyczynię się do otwarcia ludziom oczu.
Drzwi otworzyły się i do kuchni weszła starsza kobieta. Jej sięgająca kostek spódnica była
wystrzępiona, długi fartuch był brudny. Szare, pozlepiane włosy zebrane były na karku w ciasny
węzeł. Kobieta rzuciła Elise nieprzychylne spojrzenie, zanim podeszła do opalanej drewnem
kuchenki, przeznaczonej dla dwóch rodzin. Z niepotrzebnym hałasem odsunęła na bok fajerki,
jakby chciała zademonstrować, jak bardzo jest zajęta.
- Twoja matka leży i jęczy. Boli ją od rana. Elise spojrzała na nią.
- Z pewnością słyszała pani o wypadku? Ta kobieta straciła trzy palce w maszynie.
- Użalanie się nad sobą nic tu nie pomoże. Ona ma swoją matkę i wszystkie dzieci, a ja mam
tylko siebie i Antona.
- Co dolega jej matce? Jest chora?
- Od jedenastu lat nie wstaje z łóżka. Nie potrafi robić nic poza kiwaniem i kręceniem
głową, kiedy chce powiedzieć tak albo nie.
- Wie pani, czy dostała dziś jeść?
- A skąd ja mam to wiedzieć? Dość mam roboty z Antonem.
Elise podeszła z wahaniem do drzwi, które, jak sądziła, prowadziły do pokoju i uchyliła je.
Zobaczyła małe pomieszczenie, którego ściany wyklejone były gazetami. W krótkim łóżku przy
oknie leżała staruszka. Była tak drobna i chuda, że wyglądała jak dziecko; jej głowa była niema
całkiem łysa, jedynie kilka cienkich białych pasm włosów kleiło się do skóry czaszki. Wodniste
oczy wpatrywały się w sufit. Do Elise nie dochodził żaden dźwięk. Ktoś, kto nie może mówić, z
pewnością nie może się też skarżyć?
Podeszła ostrożnie bliżej.
- Czy mogę pani w czymś pomóc? Jest pani głodna? Wydawało się, że staruszka dopiero
teraz dostrzegła, że ktoś wszedł do pokoju. Powoli odwróciła głowę, po czym kiwnęła nią kilka
razy.
Elise wróciła do kuchni.
- Pani matka jest głodna. Czy mogę jej coś przygotować, czy też najpierw trzeba zrobić
zakupy?
- W garnku jest owsianka z rana. Wtedy nie chciała jeść.
Elise znalazła garnek z owsianką i postawiła go na ogniu. Jedzenie nie pachniało najlepiej.
Kiedy już się zagrzało, przelała je do kubka, znalazła łyżkę w szufladzie stołu i poszła do pokoju.
Zdziwiło ją, że stara jadła z apetytem, otwierając szeroko usta po każdą łyżkę, niczym małe,
głodne pisklę. Przy łóżku stała czwórka zasmarkanych dzieci, wodząc za nią oczami.
- Wyjdę zrobić zakupy - powiedziała Elise, kiedy tylko wróciła z powrotem do kuchni. -
Najważniejsze są chleb i mleko. Potrzeba pani więcej kawy?
Nie było odpowiedzi. Kiedy Elise spojrzała na kobietę, dostrzegła na jej czole grube krople
potu. Jej twarz wykrzywiona była bólem, najwyraźniej środki przeciwbólowe przestawały działać.
Zajrzała do szafki na jedzenie - była niemal pusta. Zabrała połowę pieniędzy i wyszła
szybko, aby pójść do sklepu.
Kiedy wróciła, zaparzyła mocną kawę. Następnie wlała ją do kubka, dodała mleko i dużo
cukru, a następnie dobrze zamieszała.
- To pomaga na ból - wyjaśniła, podając kobiecie kubek. Potem ugotowała nową porcję
owsianki i poprosiła najstarsze dziecko - bladą dziewczynkę w wieku sześciu czy siedmiu lat - żeby
pomogła rodzeństwu. - Wrócę tu jutro, ale dziś wieczorem musisz być mądra i zrobić wszystko to,
co zazwyczaj robiła twoja mama. Strasznie boli ją ręka i nie może jej używać.
Dziewczynka kiwnęła głową i spojrzała na Elise dużymi, poważnymi oczami.
- Wydobrzeje?
Elise przytaknęła: - Z pewnością, ale minie trochę czasu, zanim przyzwyczai się, że ma
tylko dwa palce u prawej ręki.
- A więc nie umrze?
- Nie, od tego się nie umiera.
- Pani Hansen mówiła, że tak. W ranę może wdać się zakażenie - powiedziała.
Elise spojrzała na nią.
- Czy to pani Hansen była przed chwilą w kuchni? Dziewczynka skinęła głową.
- Co jest nie tak z Antonem?
- Ma nie po kolei w głowie, ciągle macha rękami i się ślini.
Elise ruszyła w dalszą drogę do Kjelsås, podczas gdy jej myśli krążyły wokół ciężkiego losu
nieszczęśliwej rodziny. Nie martwiła się już tym, co powie jej matka, kiedy dowie się o artykule w
„Gazecie Porannej". Ludzie mogą się wściekać i złościć, ile dusza zapragnie; jeśli kiedykolwiek
miała wątpliwości, czemu ma poświęcić swoje życie, teraz nie miała już żadnych złudzeń. Nie
chciała zostać bojowniczką pierwszego szeregu, ale teraz wiedziała jedną rzecz na pewno:
wykorzysta wszystkie swoje siły i czas, by walczyć o sprawiedliwość, by dać robotnikom godne
życie.
Poza wieloma innymi osobami, kwestie równouprawnienia zajmowały także Ginę Krog z
gazety „Nowa Ziemia". Ale ci, którzy mieli zapewniony byt, mogli pisać, myśleć i sądzić bardzo
wiele. Elise natomiast musiała być ostrożna, by nie stracić źródła utrzymania. Nie miała męża,
który zarabiałby na dom, gdyby nikt nie chciał wydawać jej książek, zaś znalezienie nowej pracy w
biurze mogło zająć dużo czasu - o ile w ogóle ktoś zechciałby ją zatrudnić.
Będę jednak walczyć mimo to!, wymamrotała półgłosem do samej siebie. W powieści, nad
którą właśnie pracowała, zamierzała opowiedzieć o tkaczce z tkalni Hjula, która straciła trzy palce u
prawej ręki i nie miała za co żyć. Mogła uczynić ją siostrą głównej bohaterki! Nie mogła się
doczekać, kiedy wróci do domu i zapisze swoje pomysły, póki jeszcze widziała je tak wyraźnie.
Elise szła najszybciej, jak mogła. Odwiedziny u matki muszą być tym razem krótkie.
4
Hilda podążyła spiesznie do wyjścia. Przed chwilą widziała przez okno Ole Gabriela,
stojącego przed bramą i rozmawiającego z którymś z sąsiadów. A przecież wiedział, że idą dziś do
teatru!
- Co z tobą? Zapomniałeś, że... - Hilda przerwała gwałtownie, gdy zerknęła na twarz męża.
Był purpurowy na twarzy, oczy rzucały gromy. W ręce trzymał gazetę. Złożył ją, by pokazać jej
pierwszą stronę. Duże, tłuste litery biły po oczach:
PRAWDZIWE NAZWISKO PISARZA ODKRYTE
Zakryła usta dłonią i wciągnęła głośno powietrze, poczuła złość.
- Twoja siostra! W mieście mówią tylko o niej! Dziewczyna z fabryki, broniąca prostytutek
zarówno w gazecie, jak i swojej książce! Wstyd i hańba! Nie tylko dla niej, jej rodziny i ojczyzny,
ale też dla mnie, który przypadkiem ożeniłem się z jej siostrą! Wiedziałaś, że to Elise napisała ten
niesłychany artykuł w „Verdens Gang" o robotnicy, która skoczyła z mostu, bo ją zwolnili?
Obarczyła winą mnie i dyrektora! Przecież postępowaliśmy zgodnie z przepisami! Ten, kto spóźnia
się do pracy, musi wiedzieć, że może zostać wyrzucony!
Szarpnął swoje rzadkie włosy i głośno jęknął: - A ja poszedłem do redakcji i żądałem od
nich, by ujawnili nazwisko autora! Możesz sobie wyobrazić, jak się ze mnie teraz śmieją. Wyjdę
przez nią na głupka! Prostaka, który nie zdawał sobie sprawy, że artykuł napisała jedna z jego
własnych robotnic! Prządka, która ukończyła zaledwie szkołę ludową, zdołała nabić w butelkę
majstra! Już widzę te nagłówki w gazetach. Pamiętam, jak wyjaśniałem temu redaktorowi, dlaczego
dziewczyna została wylana. Była krnąbrna, ciągle się spóźniała, była bezczelna i niemiła.
Powiedziałem, że miała zły wpływ na inne pracownice, i że nie będę tolerował, że jakiś anonim
ośmiela się krytykować porządki w mojej fabryce! Ale kiedy zażądałem podania nazwiska autora,
ten redaktor wykpił się, bełkocząc, że autor ma prawo pozostać anonimowy. Musiał turlać się po
podłodze ze śmiechu, kiedy od niego wyszedłem. Dobrze wiedział, że to twoja siostra Elise była
autorką!
Popatrzył na nią. Wargi mu drżały, twarz, choć wydawało się to niemożliwe, jeszcze
bardziej mu poczerwieniała.
- Nie idę do żadnego teatru, Hildo! Nie będę wystawiać się na pośmiewisko ludzi i słuchać,
jak obgadują mnie i śmieją się za moimi plecami. Patrzcie, to ten naiwny majster, którego godność
zdeptała jego własna szwagierka, prządka z jego własnej fabryki! O nie, dziękuję bardzo! Nie będę
narażać się na coś takiego! - rzucił gazetę na komodę. - Ani teraz, ani nigdy - dodał, rzucając
Hildzie ostrzegawcze, pełne złości spojrzenie.
Hilda nic nie odpowiedziała. Nauczyło ją tego życie u jego boku. Jeśli da mu się wyzłościć i
nie będzie się sprzeciwiać, w końcu się uspokoi. Potem będą mogli nawet przedyskutować całą
sprawę. Zamiast tego nalała mu do kieliszka sherry i wskazała gestem tacę pełną ciastek. To
niesamowite, jaki wpływ na jego humor miał mały migdałowy makaronik.
- Jak to odkryłeś? Mówiłeś, że nie czytałeś wczoraj „Gazety Porannej". Czy artykuł ukazał
się dzisiaj?
- Nie, wczoraj. Jak myślisz, kto zwrócił mi na niego uwagę? Właściciel fabryki we własnej
osobie, który był tak uprzejmy, że dziś rano pofatygował się do mojego biura. Zapytał, czy
„Verdens Gang" wiedział, że za pseudonimem kryje się moja szwagierka. Na pewno wiedział!
Przecież nie drukują artykułów, jeśli nie wiedzą, kto je napisał!
Hilda wolno potrząsnęła głową.
- Sądzę, że naprawdę nie wiedzieli.
- Ale ty wiedziałaś! - Oczy Ole Gabriela zwęziły się niebezpiecznie.
Westchnęła.
- Miałam dość własnych zmartwień. To było wtedy, gdy odeszłam od ciebie i
wprowadziłam się do Elise i chłopców. Emanuel zostawił Elise, a ja sama myślałam tylko o moim
małym aniołku. Niedługo potem maleńka zmarła - głos Hildy załamał się; wyciągnęła pospiesznie
chusteczkę z rękawa sukienki i otarła oczy. Smutek znów przeszył ją z całą mocą, cierpiała za
każdym razem, kiedy myślała o małej, chorowitej dziewczynce, którą wydała na świat, a której nie
dane było żyć.
Zapadła cisza.
Hilda dolała mężowi jeszcze trochę sherry i podała mu tacę z ciastkami, aby zająć myśli
obojga czymś innym. Przełknęła ślinę i odchrząknęła: - Nic nie szkodzi, że nie pójdziemy do teatru.
Równie dobrze możemy spędzić miło czas w domu.
Spojrzał na nią, złość przeszła mu jak ręką odjął.
- Naprawdę tak uważasz? Skinęła głową.
- Tak naprawdę wcale nie miałam wielkiej ochoty. Chciałam iść ze względu na ciebie.
Uśmiechnął się.
- A ja zgodziłem się na wyjście ze względu na ciebie! Roześmiali się oboje.
Hilda dokładnie rozważyła słowa, zanim znów się odezwała.
- Musisz porozmawiać z Elise. Musi wiedzieć, co ci zrobiła. I to tobie, który pomogłeś
umieścić matkę w sanatorium i tyle dla nas zrobiłeś! Powinna błagać cię o przebaczenie.
- Tak, tak. Pisała przecież pod przybranym nazwiskiem, żebym ani ja, ani nikt inny nie
wiedział, że chodzi właśnie o moją fabrykę i że to ona jest autorką. Potem przyznałem zresztą sam,
FRID INGULSTAD NEMEZIS
1 Kristiania, zima 1908 roku Elise ponownie spojrzała na gazetę. Tytuł kłuł w oczy dużymi literami. Zaczęła czytać tekst poniżej: Z zaufanego źródła dowiedzieliśmy się, kto kryje się pod pseudonimem Elias Aas, który jest autorem wydanego w zeszłym roku skandalicznego zbioru opowiadań Podcięte skrzydła. Książka ta traktuje o pozbawionych moralności młodych dziewczynach, przybywających do naszej stolicy, by kupczyć swoim ciałem i tym samym w łatwy sposób się bogacić. Ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu Elias Aas okazuje się kobietą. To Elise Ringstad, która w przeszłości pracowała jako prządka w Graah. Pani Ringstad ukończyła zaledwie szkołę ludową i „debiutuje" właśnie zbiorem opowiadań Dym na rzece, w którym przedstawia losy pracownic fabryki oraz ich smutne życie nad rzeką Aker. Podcięte skrzydła zostały najpierw wydane w Danii, lecz książka nie odniosła tam sukcesu. Mimo to wydano ją także w Norwegii. Według księgarza Siverta Sivertsena książka miała nieprzychylne recenzje i w związku z tym sprzedawała się słabo. Pastor Lauritz Einarsen uważa, że jej wydrukowanie to hańba. Niektórzy kupują tę książkę z ciekawości, ale jak ostrzega pastor: Jeśli wpadnie ona w ręce młodzieży o słabszej kondycji duchowej, może wywołać u nich grzeszne myśli i wypaczyć ich umysły. Przypominamy, że minęły zaledwie dwadzieścia dwa lata od skonfiskowania w dniu wydania całego nakładu książki Christiana Krogha, poruszającej te same tematy, zaś jej autora ukarano wysoką grzywną. Dlatego za karygodny uważamy brak podobnej reakcji naszych władz na książkę Podcięte skrzydła. Według wychowawczyni autorki ze szkoły w Sagene, pani Solveig Stiansen, Elise Ringstad była utalentowaną uczennicą, wyróżniającą się w większości przedmiotów. Niestety inteligencja i talent nie są tożsame z wykształceniem i kulturą. Autorka najwyraźniej przynależy do zwolenników buntowniczej i uprawiającej nachalną agitację Helene Ugland, którzy chcą zniszczyć porządek tego świata i wyrzucić wiarę chrześcijańską ze szkół, a także zachęcają robotników do nieposłuszeństwa i strajku. Ci polityczni fantaści pragną zatruć ludzkie serca jadem socjalizmu - stanowią oni zagrożenie dla moralności, instytucji rodziny oraz pozycji Kościoła. Jeśli jednak okazałoby się, że pani Ringstad nie należy do tego środowiska, dowodzi to, że jedynym powodem napisania tej książki jest chęć wzbogacenia się przez autorkę, wychodzącą z błędnego założenia, że ludzie potajemnie kupują nieprzyzwoite powieści. Elise nie mogła czytać dalej. W jej oczach pojawiły się łzy.
- On z pewnością nie przeczytał mojej książki! - wykrzyknęła, odrzucając od siebie gazetę. Serce waliło jej jak młot, policzki płonęły wstydem. Co powie Benedict Guldberg, kiedy to zobaczy? A szef wydawnictwa? A matka, Asbj0rn, panna Johannessen i wszyscy inni? A co z majstrem z fabryki, który był taki wściekły, gdy ukazał się jej pierwszy artykuł, napisany pod pseu- donimem Elias Aas? Torkild pokręcił głową, zmartwiony. - Nie rozumiem, jak ktoś może być tak bezduszny, żeby wypaplać wszystko gazecie. Kto jeszcze wiedział, że to ty kryjesz się za pseudonimem Elias Aas? Czy wiedział jeszcze ktoś oprócz twoich bliskich? Elise potrząsnęła głową. - Sigvart Samson wiedział, ale on nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Złożyliśmy sobie nawzajem obietnice. Wiedziałam coś o nim, a on wiedział coś o mnie i przysięgliśmy na honor, że zachowamy to dla siebie. W tej samej wszystko zrozumiała! Że też od razu się nie domyśliła! To musiał być Asle Diriks! Znał przecież wszystkie okoliczności. Johan zgadł, że Asle był nią zainteresowany, choć jej podobna myśl nie przeszła nawet przez głowę. Kiedy zobaczył ich razem w kawiarni, być może dostrzegł, że Johan pocałował ją w usta, i zrobił się zazdrosny. W akcie zemsty zdradził dzienni- karzowi jej tożsamość. W następnej chwili Elise odrzuciła tę możliwość. Asle nie mógłby być tak podły! Zaprowadziła go przecież na Lakkegata, by umożliwić mu rozmowę z Othilie, a kiedy później do niej przyszedł, dziękował jej za to, że swoim artykułem w gazecie otworzyła mu oczy. Przecież Asle dał nawet Othilie dwieście koron! Urywki jego słów dźwięczały w jej uszach: Poznanie pani było dla mnie zrządzeniem losu. W środowisku, w którym się obracam, nie wolno nigdy pokazywać swoich prawdziwych myśli i uczuć. Najważniejsze, by spoza maski nie wychynęło prawdziwe oblicze. Czyżby on także skrywał twarz pod maską? Czyżby w rzeczywistości, przeczytawszy jej artykuł, skręcał się z wściekłości, ale udawał, że ją rozumie? Zapytał, czy może przyjść znów za kilka dni. Napisał coś, co chciał jej pokazać, ale od tamtej pory go nie widziała. Torkild posłał jej współczujące spojrzenie. - Co się stało, to się nie odstanie. Nic ci nie przyjdzie z zastanawiania się, kto zdradził. Teraz musisz dostosować się do obecnej sytuacji. Oczywiście twoim największym zmartwieniem jest, co powiedzą w wydawnictwie. Raczej nie ucieszy ich ten artykuł.
Elise czuła płacz dławiący ją w gardle. Szef wydawnictwa rozmawiał z nią, a Benedict Guldberg chwalił i określił rękopis jako obiecujący. Wydali mnóstwo pieniędzy by wydrukować jej książkę i liczyli, że dobrze się sprzeda. Z pewnością byli teraz nie tylko rozczarowani, ale i wściekli. Benedict Guldberg z całych sił prosił ją, by nigdy więcej nie pisała takich artykułów pod pseudonimem Elias Aas. Bał się, by nie stało się właśnie coś takiego jak teraz. Przypomniała sobie jego słowa: Taki artykuł może zrujnować Pani karierę i uniemożliwić nam sprzedaż książki. Torkild poklepał ją po ramieniu. - Spróbuj się tym za bardzo nie przejmować, Elise. Pomyślałem, że trzeba ci to pokazać, bo wiem, że nie czytujesz tej gazety. Zobaczymy, co będzie dalej, być może w wydawnictwie przyjmą to spokojnie. Może się przecież okazać, że przez ten artykuł więcej ludzi będzie chciało kupić twoją książkę. W każdym razie twoje nazwisko stało się sławne. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Elise posłała Torkildowi błagalne spojrzenie. - Czy mógłbyś być tak miły i otworzyć? Nie chcę, żeby ktoś widział mnie w takim stanie. Zrobił, jak prosiła. Niedługo potem Elise usłyszała na korytarzu męski głos, a chwilę później wrócił Torkild. - To dziennikarz z "Socjaldemokraty". Chciałby z tobą porozmawiać. Elise skinęła głową. - On reprezentuje inną opcję. - Tego możesz być pewna. Dziennikarz był starszym mężczyzną. Miał ciemne oczy, krzaczaste, zarośnięte brwi i wąsy. Jego płaszcz był wystrzępiony na brzegach, a kapelusz najlepsze dni z pewnością miał już za sobą. Przedstawił się i uśmiechnął zachęcająco. - Z pewnością domyśla się pani, dlaczego tu jestem, pani Ringstad - jego spojrzenie powędrowało ku gazecie, którą Elise odrzuciła w złości. - „Gazeta Poranna" wypaliła dziś z grubej rury. Elise skinęła głową. - Mój przyjaciel, Torkild Abrahamsen, przyszedł właśnie, by mi to pokazać. Muszę przyznać, że cios był bolesny. Właśnie mówiłam panu Abrahamsenowi, że ten człowiek nie czytał chyba mojej książki. Dziennikarz uśmiechnął się, wyciągnął notatnik i ołówek. Rozejrzał się wokół. - Czy mogę usiąść na brzegu łóżka? - Bardzo proszę. Torkild skierował się ku drzwiom. - W takim razie pójdę już. Powodzenia, Elise, pozdrów chłopców.
- A ty Annę. Wyobrażam sobie, że ją też to wzburzyło. Kiedy tylko wyszedł, Elise westchnęła. Spojrzała na dziennikarza. Pomimo surowego wyglądu wydawał się przyjazny i miły. Uprzedziła jego pytanie. - Pewnie chce pan wiedzieć, kto zdradził „Gazecie Porannej", że to ja ukrywam się pod pseudonimem Elias Aas, nieprawdaż? Potwierdził. - Dobrze pani zgadła, pani Ringstad. Czy ma pani jakichś wrogów? - O to samo spytał mnie Torkild Abrahamsen. Nie wiem, kto zdradził. Nie mogę sobie wyobrazić, by ktoś z mojej rodziny lub przyjaciół mógł zrobić coś podobnego. Nie znajduję innego wyjaśnienia niż to, że ktoś sam się domyślił. Bardzo zastanawia mnie zwrot z zaufanego źródła. Chciała mówić dalej, ale nagle przerwała. - Być może nie powinnam się przyznawać, że to ja? Czy może pan być tak miły i zapomnieć, że to powiedziałam? Znów się uśmiechnął. - Obawiam się, że to na nic, pani Ringstad. Rozmawiałem rano z dziennikarzem z „Gazety Porannej", który potwierdził, że informacje te uzyskał od znanej pani osoby. Rzecz jasna, nie chciał zdradzić nazwiska, lecz nie wpadli na to sami. - Powiedział, czy to był mężczyzna, czy kobieta? A może dziecko? - spytała, myśląc o Pingelenie. Czy zdołał wyciągnąć prawdę z Pedera? Dziennikarz potrząsnął głową. - Nie powiedział i z pewnością nie uzyskamy od niego takiej informacji. Zauważyła, że powiedział my. Uznała to za znak, że stoi po jej stronie. W końcu „Socjaldemokratę" czytali głównie robotnicy. - Czy czytał pan Podcięte skrzydła? - odważyła się zapytać. - Muszę się przyznać, że nie miałem czasu, by przeczytać całą książkę, ale przejrzałem ją i przeczytałem opowieść o dziewczynie z fabryki, która rzuciła się z mostu, a także tę o dziewczynie zwolnionej z pracy, która wylądowała na ulicy i urodziła czwórkę dzieci. - Czy sądzi pan, że moja książka jest niemoralna, nieprzyzwoita i szkodliwa dla młodzieży? Dziennikarz zachichotał. - To jest polityka, pani Ringstad. Kapitaliści robią, co tylko mogą, by oczernić robotników, bo boją się, że będą musieli zacząć im wreszcie więcej płacić. Coraz więcej ludzi walczy o to, byśmy mieli prawo do zasiłków w razie choroby i ubezpieczenie społeczne. Niedawno weszło przecież w życie prawo o ubezpieczeniach rybaków od wypadków. Ci, którzy śledzą te wydarzenia,
z pewnością wiedzą, że warunki zatrudniania dzieci w przemyśle zostały ostatnio zaostrzone, tak samo jak przepisy dotyczące bezpieczeństwa w miejscu pracy. Elise słuchała z zainteresowaniem. Dziennikarz nagle zamilkł. - Wróćmy do naszej rozmowy - powiedział. - Komuś nie podoba się to, że Podcięte skrzydła zostały wydane i próbuje panią powstrzymać, ujawniając pani pseudonim. Dlaczego pisała pani pod pseudonimem, pani Ringstad? Nie miała pani odwagi wystąpić publicznie? - Najpierw napisałam artykuł do „Verdens Gang". O tej dziewczynie, która skoczyła z mostu. Do redakcji przyszedł wtedy wściekły człowiek, żądając podania prawdziwego nazwiska autora. Bałam się, że to może zaszkodzić mojej rodzinie. - Dlaczego był wściekły? Czy miał coś wspólnego z fabryką? Elise poczuła, że się czerwieni. Teraz musiała uważać. Ryzykowała, że każde jej słowo może ukazać się drukiem. - Niestety nie mogę powiedzieć, kim był ten człowiek. Dziennikarz zachichotał. - To na pewno był dyrektor albo majster - nabazgrał coś w swoim notatniku. - Niech pan będzie tak miły i nie drukuje tego - poprosiła. - Już wtedy było wystarczająco źle. Zignorował ją. - Proszę opowiedzieć mi trochę o sobie, pani Ringstad. Owdowiała pani tego lata, prawda? Pani, mąż był handlarzem, wcześniej kancelistą w warsztacie Myrens, a jeszcze wcześniej oficerem w Armii Zbawienia. Pani zaś była prządką w przędzalni Nedre Vøien, nazywanej przędzalnią Graah. Jak to się stało, że wyszła pani za mąż za chłopaka z wyższej sfery, wychowanego na dworze w Eidsvoll? Spojrzała na niego, zaskoczona. - Skąd pan to wszystko wie? Dziennikarz roześmiał się. - Nietrudno było się dowiedzieć. Usłyszałem, że dorastała pani w Andersensgården i uciąłem sobie miłą i długą pogawędkę z jedną z pani byłych sąsiadek. Elise westchnęła. - Z panią Evertsen, jak mniemam. - Zgadza się. - W takim razie nie musi pan zadawać mi więcej pytań. - Sąsiadka opowiedziała mi, że była pani zaręczona z pewnym młodym człowiekiem, którego zamknięto w więzieniu Akershus za udział we włamaniu na ulicy Karla Johana. Niedługo potem otrzymała pani znaczną pomoc od pewnego młodego oficera Armii Zbawienia. Pani matce przyznano darmowy pobyt w sanatorium Grefsen. Elise czuła, jak na przemian robi się jej gorąco i zimno.
- To nieprawda! Jej pobyt nie został opłacony z pieniędzy Armii! - Kto więc zań zapłacił? - Tego nie mogę powiedzieć. Dziennikarz zmarszczył czoło, twarz wykrzywił mu grymas niezadowolenia. - Równie dobrze może pani powiedzieć mi prawdę, i tak ją odkryję. Elise myślała szybko. Hilda i majster byli teraz małżeństwem, więc powiedzenie prawdy nie mogło chyba nikomu zaszkodzić. Poza tym była pewna, że dziennikarz dowie się tego tak czy owak. - To był mój szwagier. Mąż mojej siostry, Hildy. - I majster w przędzalni Nedre Vøien. Myślę, że to on tak się wściekł, kiedy przeczytał pani artykuł w gazecie. Na pewno czuł, że obwinia go pani za to, że ta dziewczyna rzuciła się do wodospadu. Elise nie odpowiedziała. Straciła zaufanie do dziennikarza. - Pani siostra wyszła za mąż niedawno, ale jej syn ma już trzy lata. Kto jest jego ojcem? Elise zdołała powstrzymać narastający w niej bunt. - Kiedy pan tu przyszedł, myślałam, że jesteśmy po tej samej stronie. Chcę otwierać ludziom oczy na niesprawiedliwość panującą w społeczeństwie i sądziłam, że „Socjaldemokracie" przyświeca ten sam cel. Zamiast tego próbuje pan dogrzebać się do wstydliwych wydarzeń w życiu moim i mojej siostry. Z pewnością znajdzie pan coś, na co rzucą się głodni skandali czytelnicy. To prawda, że mój poprzedni narzeczony dał się skusić, aby stać na czatach podczas włamania. Zrobił to, bo wiedział, że jego siostra umrze, jeżeli nie dostanie lekarstw. A lekarstwa kosztują. Kosztują bardzo dużo. Prawdą jest też, że moja siostra zaszła w ciążę w wieku szesnastu lat i ma nieślubne dziecko. Jeśli pogrzebie pan głębiej, dowie się pan także, że mój zmarły mąż uczynił brzemienną młodą dziewczynę podczas swojego pobytu na posterunku granicznym w 1905 roku, zaledwie kilka miesięcy po naszym ślubie. Odkryje pan także, że moje pierwsze dziecko przyszło na świat o dwa miesiące za wcześnie. Z pewnością może pan zapełnić szpalty opowieściami o błędach popełnionych przeze mnie i moją rodzinę. Nie mamy na swoje usprawiedliwienie nic poza faktem, że dorastaliśmy z chorą na suchoty matką i ojcem alkoholikiem i że Hilda i ja musiałyśmy zatroszczyć się o byt rodziny, kiedy byłyśmy jeszcze dziewczynkami. Tak jak wielu innych ludzi mieszkających wzdłuż Aker, my też często trzęsłyśmy się z zimna podczas mroźnych miesięcy i odczuwałyśmy taki głód, że aż kiszki grały nam marsza. Codziennie stałyśmy po dwanaście godzin przy maszynie, a moi bracia musieli po szkole pracować. Przyjęłam pod swój dach chłopca sierotę,
który decyzją ośrodka pomocy ubogim mieszkał z pijakiem, lejącym go bez przerwy i zmu- szającym, aby pracował jako posługacz na dworze od czasu, gdy skończył sześć lat. Elise przerwała, spocona i zdyszana od swojej przemowy. Dziennikarz z dezaprobatą podniósł rękę. - No już, pani Ringstad, wiem, do czego pani zmierza. To, o czym pani mi opowiedziała, to nie usprawiedliwienia, ale wyjaśnienia. To samo próbowała pani wyjaśnić w Podciętych skrzydłach i Dymie na rzece. Opowiada pani czytelnikom, dlaczego robotnica z fabryki rzuciła się do wodospadu, dlaczego prządka skończyła na ulicy i dlaczego szesnastoletnia dziewczyna nie mogła się oprzeć pokusie przyjmowania podarków od szefa. Właśnie dlatego chcę poznać historię pani życia. By wyjaśnić, dlaczego napisała pani te książki. Tak jak napisali w „Gazecie Porannej", była pani dobrą uczennicą i bez wątpienia jest pani zarówno mądra, jak i utalentowana. Moim celem jest wyjaśnienie, dlaczego chce pani opowiedzieć o tych nieszczęśliwych dziewczynach, ich rodzinach i losach. Nie mam zamiaru pani oczernić, pani Ringstad, ale jeśli burżuazja ma zrozumieć, że trzeba wreszcie coś zrobić, by skończyć z biedą na obszarach wzdłuż rzeki, musi się dowiedzieć, jak żyją ich mieszkańcy. Zrobiła pani już wiele w tym kierunku, opisując ich losy w swoich książkach. Teraz trzeba przekonać mieszczan, że opisała pani te historie z idealistycznych pobudek, kierowana współczuciem dla swoich sióstr, nie zaś z chciwości bądź zawiści. Na pewno nie po to, by wzbudzać niezdrowe zainteresowanie, opisując to, co nieprzyzwoite i niemoralne. - I dlatego musi pan opisać całe moje życie? - Ludzie chcą wiedzieć, kim pani jest. Proszę pamiętać, że jest pani tu, w kraju pierwszą robotnicą, która została pisarką. Wszyscy inni pisarze wywodzą się z mieszczaństwa. - Słyszałam, że jeden z naszych wcześniejszych sąsiadów także zajmuje się pisaniem. Pracuje w księgarni. Dziennikarz przytaknął. - Też o tym słyszałem. Ale on jest mężczyzną. To co innego. - W każdym razie nie musi pan mieszać w to rodziny mojego szwagra. Ani mojego byłego narzeczonego. Rodzina mojego szwagra nie należy do klasy robotniczej, a mój były narzeczony nie ma z tym nic wspólnego. W Akershus wyróżnił się pracą w warsztacie kamieniarskim, a teraz przebywa w Paryżu, gdzie studiuje rzeźbiarstwo. Powinien pan absolutnie o nim napisać, jako o jednym z niewielu, którym udało się do czegoś dojść, ale proszę go nie wiązać z wydarzeniami mojego życia ani moimi książkami. Wydawało się, że dziennikarz się namyśla. Po chwili skinął głową. - To mogłoby rzeczywiście być warte opisania. Innym razem.
Rozległo się pukanie do drzwi i ciotka Ulrikke wsadziła głowę do pokoju. Elise niemal zapomniała, że ciotka była w kuchni. Torkild z pewnością opowiedział jej, że przyszedł dziennikarz z „Socjaldemokraty". Po zastanowieniu uznała, że w domu panowała zastanawiająca cisza. Peder jeszcze nie wrócił i ciotka Ulrikke z pewnością podsłuchiwała. Hugo i Jensine prawdopodobnie spali albo bawili się po cichutku w swoim kąciku. - Wejdź proszę, ciociu Ulrikke. Odwiedził mnie dziennikarz w związku z artykułem w dzisiejszej „Gazecie Porannej". Torkild Abrahamsen przyszedł, by pokazać mi tę gazetę. Ciotka Ulrikke weszła powoli do pokoju, z uniesionym podbródkiem i zaciętym wyrazem twarzy. Dziennikarz poderwał się ze skraju łóżka, na którym siedział, i przedstawił się. Ciotka Ulrikke zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów. - Co ma wspólnego dziennikarz z „Socjaldemokraty" z artykułem, który ukazał się w „Gazecie Porannej"? - zapytała. - Chcę wziąć panią Ringstad w obronę, pani... - Panno, jeśli można prosić. Panna Ulrikke Ringstad. Ciotka Ulrikke rzuciła Elise pytające spojrzenie. - Co się stało? - Opowiem ci wszystko później, ciociu. Stało się coś, co może mieć znaczące konsekwencje dla naszej rodziny, mojego pisarstwa oraz mnie samej. Ciotka Ulrikke uniosła brwi i spojrzała na dziennikarza. - Oznajmiam panu, mój panie, że jeśli napisze pan coś uwłaczającego o synowej mojego bratanka, narobię panu ambarasu. Wśród moich najbliższych przyjaciół znajduje się poważany i bardzo mądry adwokat. Nie zamierzamy tolerować poniżania Elise. Dziennikarz wsunął notatnik i ołówek do kieszeni znoszonego płaszcza, skinął Elise na pożegnanie i podreptał do drzwi. - Kiedy pani przeczyta artykuł, zrozumie pani, co miałem na myśli, mówiąc o wzięciu pani Ringstad w obronę - wymamrotał, po czym założył kapelusz i wyszedł. - Mało przyjemny człowiek - rzuciła oskarżycielsko ciotka Ulrikke. - Naprawdę myślę, że przyszedł, by mi pomóc - odpowiedziała jej Elise. Strach wywołany przez artykuł w „Gazecie Porannej" znów ścisnął jej serce.
2 Kiedy ciotka Ulrikke przeczytała artykuł, nie powiedziała ani słowa. Jej twarz zbladła. - To podłość - wyszeptała po chwili. - Hugo dał mi przeczytać Podcięte skrzydła, Elise. Po duńsku. Byłam przerażona, ale ani przez chwilę nie wątpiłam, że to, co napisałaś, jest prawdą. Nie mam też wątpliwości, dlaczego napisałaś tę książkę ani dlaczego dalej piszesz o ludziach mieszkających wzdłuż Aker. Ja dorastałam w dostatku. Tak czy siak, udzielę ci potrzebnego wsparcia, choć mała to pociecha. Myślę, że najbardziej w tej chwili martwi cię reakcja wydawnictwa. Elise skinęła głową. - No i reakcja mamy, państwa Ringstad, rodziny Carlsenów, majstra Paulsena, panny Johannesen, a także męża Hildy i jej nowych, wytwornych znajomych. Niektórzy będą przerażeni, inni rozzłoszczeni. Niektórzy pewnie będą się zachowywać tak, jakby mnie nie znali. - Nie rozumiem, czemu włączasz w to Hugo i Marie. Marie dobrze to zrobi, zaś Hugo jest dumny z tego, co robisz. - Nazwisko Ringstad będzie wymieniane niezliczoną ilość razy. Przyniosę wstyd rodzinie. Ciotka Ulrikke prychnęła: - Wstyd! Jeśli ktoś powinien się wstydzić, to twoja teściowa! Cieszyłabym się, gdyby ten ciekawski dziennikarz zdołał wyniuchać, że Marie przyjęła pod dach kochankę swojego syna, przedstawiając ją jako synową. Tak, cieszyłabym się, mimo że odbiłoby się to negatywnie na Hugo. Taka jestem wstrętna. Wiesz, że bardzo lubię swojego bratanka, ale on wyjdzie z tej próby obronną ręką. Poza tym utwierdzi go to w decyzji, którą właśnie podjął. - Co masz na myśli? - Hugo postanowił nie tańczyć już dłużej tak, jak ona mu zagra. Marie może sobie krzyczeć do woli, Hugo nie da sobą więcej dyrygować. - Myślisz, że mu się uda? Jak zdoła znieść urządzane przez nią sceny? - Gdybyś zapytała mnie o to kilka miesięcy temu, odpowiedziałabym, że nie ma szans, ale teraz myślę, że Hugo naprawdę udało się zrzucić z barków jarzmo, które dźwigał od ponad trzy- dziestu lat. Elise wyjrzała przez okno. - Peder nie może przecież przebywać tak długo na dworze bez kurtki? - Myślę, że wymknął się do pani Jonsen. Widziałam ślady jej butów na śniegu. - Ale Peder wyszedł, zanim pani Jonsen tędy przeszła.
- Ona nigdy nie zamyka drzwi. Poza tym słyszałam, jak mówiła, żeby przychodził do niej za każdym razem, kiedy znów będzie mieć jakieś kłopoty. Dopiero kiedy leżała wieczorem w łóżku, miała czas, żeby pomyśleć o Johanie. Statek był już daleko na morzu, w drodze do Francji. Ponownie zobaczy go dopiero w lecie przyszłego roku, w tak długim czasie wiele może się wydarzyć. Elise poczuła dławienie w gardle, oczy ją zapiekły. Dlaczego coś takiego musiało się wydarzyć właśnie wtedy, kiedy Johan wyjechał? Tak dobrze byłoby wypłakać się teraz na jego ramieniu. Następnego ranka, ledwo Elise wyprawiła chłopców z kuchni, pojawił się kolejny dziennikarz. Ten był z „Verdens Gang" i pod względem wyglądu stanowił absolutne przeciwieństwo swojego poprzednika - wysoki i chudy, z rzadkimi, jasnymi włosami. - Dlaczego nie była pani ostrożniejsza, pani Ringstad? Mieliśmy mnóstwo roboty z utrzymaniem pani nazwiska w tajemnicy przed natrętami, kiedy ukazał się pani pierwszy artykuł, ale ze względu na panią i pani rodzinę odmawialiśmy ujawnienia pani prawdziwych danych. Fakt, że konkurencyjna gazeta dotarła do prawdy, jest dla nas wysoce niepomyślny, dla pani zresztą także. - Jestem zrozpaczona. Nie wiem, kto mógł zrobić coś takiego, tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele wiedzieli, że to ja jestem autorką Podciętych skrzydeł. Nikt z nich nie chciałby mnie w ten sposób skrzywdzić. W „Gazecie Porannej" napisali z zaufanego źródła, ale jakoś nie mogę w to uwierzyć. Moją pierwszą myślą było, że ktoś musiał po prostu zgadnąć, kim jest autor, po przeczytaniu Dymu na rzece. Każdy pisarz ma swój indywidualny styl. Dziennikarz potrząsnął głową. - Żadna gazeta nie odważyłaby się napisać czegoś takiego bez twardych dowodów. Ktoś musiał im o tym powiedzieć i ten ktoś musi panią dobrze znać. Ta osoba jest albo zazdrosna o panią i pani sukces, albo też jest przeciwko pani z innych powodów. Czy naprawdę nie ma pani żadnych podejrzeń, kto to mógł być? Aż tyle osób życzy pani źle? - Naprawdę sądzi pan, że odniosłam sukces? Podcięte skrzydła sprzedały się słabo, a wydawnictwo teraz z pewnością martwi się, że Dym na rzece będzie się sprzedawać jeszcze gorzej. Ludzie nie kupią książek, które są niemoralne, nieprzyzwoite i stanowią zagrożenie dla młodzieży, jak to napisano w „Gazecie Porannej" - Elise usłyszała gorycz w swoim głosie. - Przypuszczalnie właśnie to chciał osiągnąć ten, kto ujawnił pani nazwisko. Udaremnić sprzedaż książki. Albo dlatego, że sam jest pisarzem i widzi w pani konkurentkę, albo ma jakiś inny powód, żeby być przeciw pani.
- A czy nie mogłoby równie dobrze być tak, że ta osoba naprawdę sądzi, iż moja książka może być szkodliwa dla młodych czytelników? Na przykład kler, członkowie towarzystwa misyj- nego albo ktoś inny, kto uważa, że lepiej, by jego dzieci umarły z głodu, niż wylądowały na ulicy? Elise czuła się podle, mówiąc to, lecz często myślała o liście podpisanym Christian Nicolai Tveter - ten człowiek uważał, że zachęcała do nieprzyzwoitości i bezbożności, a ulicznice w Va- terland, Fjerdingen i w Vika stanowiły obrazę chrześcijańskiej moralności i przynosiły wstyd ojczyźnie. Nie miał ani krzty zrozumienia dla rozpaczliwej sytuacji życiowej tych dziewczyn i najwyraźniej nie miał pojęcia, jak naprawdę wygląda życie biednych ludzi. Dziennikarz rzucił jej wystraszone spojrzenie. - Proszę nie mówić takich rzeczy na głos, pani Ringstad. Ryzykuje pani, że jakiś inny dziennikarz, innego rodzaju niż ja, wykorzysta pani złość i wydrukuje te słowa, żeby wywołać poruszenie. Ludzie z pewnością zwróciliby się wtedy przeciw pani. Elise westchnęła ciężko, miała ochotę się rozpłakać. - Nie chcę szkalować Kościoła. Wręcz przeciwnie, uważam, że każde dziecko powinno dorastać w niewzruszonym przekonaniu, że Bóg czuwa nad nim i że modlitwa potrafi zdziałać cuda. Ale czasem zastanawiam się, dlaczego burżuazja chodzi do kościoła, a biedacy do świątyni. Albo dlaczego księża należą do wyższej klasy społecznej, mają piękne gospodarstwa parafialne i dlaczego głoszą kazania tylko dla swoich, a nie dla nas. Spojrzała na twarz dziennikarza, widząc, że wciąż był przerażony jej słowami. Ze strachem pomyślała, co też przeczyta w jego gazecie następnego dnia. „Socjaldemokrata" być może już dziś zamieścił swój artykuł, a ona wcale nie była pewna, czy robotnicza gazeta odważyłaby się ją poprzeć. Najwyraźniej zamierzali ją przedstawić jako nowe wcielenie Helene Ugland - buntowniczkę i agitatorkę. - Przepraszam, ale nie mam czasu, by z panem rozmawiać, muszę pracować. Jestem właśnie w trakcie pisania powieści. Traktuje ona o młodym, bogatym paniczu z wyższej warstwy społecznej. Dziennikarz szybko wyciągnął z kieszeni notatnik i krótki ołówek. - Czy może pani zdradzić coś więcej? Powieść nie jest przecież wyłącznie o mężczyźnie? - Oczywiście, że nie, jest także o kobiecie i o miłości między nimi - Elise usłyszała swoją odpowiedź. - To niezwykła osoba, która uważa, że kobiety powinny mieć w społeczeństwie takie same prawa, jak mężczyźni. Także w sportach narciarskich. - Niedawno przeczytała coś podobnego w „Pani Domu". Opisywano tam kobietę, która publicznie pokazała się w kostiumie narciarskim! W spodniach! Dziennikarz pisał najszybciej jak umiał.
- Czym jeszcze zajmuje się pani bohaterka? - zapytał, zanim zapisał ostatnie słowo. - Jeździ konno i na rowerze, pływa, chodzi na wycieczki i gra w tenisa. Co w nią wstąpiło? Zawsze przecież mówiła to, co powinna, i zachowywała się tak, jak tego od niej oczekiwano. Teraz zaś siedzi tutaj i bez mrugnięcia okiem okłamuje tego biednego dziennikarza. - Czy tą powieścią chce pani przekazać czytelnikom jakieś przesłanie? - Chcę położyć kres ubezwłasnowolnieniu kobiet, sprawić, by były niezależne i równe mężczyznom. Przede wszystkim zaś chcę, by wszystkie kobiety miały prawo głosu. Ręka dziennikarza zatrzymała się w połowie pisania. Spojrzał na nią wystraszonym wzrokiem: - Nie sądzi pani chyba, że należy zrównać kobiety i mężczyzn? - Dlaczego nie? Pracujące w fabrykach kobiety wykonują równie ważną pracę jak mężczyźni. Dodatkowo muszą zajmować się swoimi mężami, domami i dziećmi. Kobiety są tak samo inteligentne jak mężczyźni - widać to wyraźnie w szkole; jednak coś jest nie tak z ich wychowaniem, oczekiwaniami wobec nich oraz z możliwościami, jakie mają. Trzeba to zmienić. Tylko wtedy kobiety będą mogły się swobodnie rozwijać, tylko wtedy będą mogły żyć jak pełnowartościowi ludzie. Dziennikarz rzucił Elise szybkie, zdziwione spojrzenie, zanim znów zaczął notować z zawrotną szybkością, jakby bał się, że coś mu umknie. - Kobiety powinny mieć pracę, która stymuluje ich intelekt - kontynuowała. - Ale to wymaga, by nauczono je traktować szkołę i wykształcenie poważnie - zamilkła. Znów była przerażona samą sobą. Dlaczego to robiła? Wiedziała, że istnieje Norweski Związek Praw Kobiet, lecz kobiety walczące o wprowadzenie reform były wykształcone i należały do bogatej części społeczeństwa. Wiele z nich było żonami znanych polityków, a niektóre z nich same zajmowały ważne stanowiska. Elise wiedziała, że istnieją nawet kobiety lekarze. Dziennikarz zadał jej jeszcze kilka pytań, Elise zaś odpowiadała w tym samym stylu. Kiedy wreszcie mężczyzna się pożegnał i zniknął za drzwiami, zaczęła roztrząsać, co właściwie zrobiła. W głębi duszy dobrze wiedziała dlaczego, ale czy to było rozsądne? Teraz będzie przedstawiana jako osoba inna niż ta, którą jest, a dyskusje nie będą już dotyczyć prostytuujących się dziewczyn czy biednych robotników fabrycznych, lecz praw kobiet. Być może zdołała zyskać zainteresowanie nie tym, co tak poruszyło czytelników Podciętych skrzydeł, ale obrazem idealnej rzeczywistości, który chciała widzieć zamiast tego? Nagle usłyszała jakiś dźwięk i gwałtownie odwróciła głowę. Za nią, w drzwiach salonu stała ciotka Ulrikke, całkowicie ubrana, choć był jeszcze wczesny ranek. Elise była przekonana, że ciotka będzie spać jeszcze przynajmniej kilka godzin.
- Brawo, Elise! - ciotka uśmiechała się od ucha do ucha. - Słyszałam wszystko, co mówiłaś, i jestem z ciebie dumna. Teraz nikt nie będzie cię traktować jak niesamodzielnej lalki czy też jak bezczelnej i cwanej robotnicy, która zdołała wydać swoją książkę, pisząc o tym, co nieprzyzwoite. Teraz będą cię traktować poważnie. Elise spojrzała na nią zmieszana. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Ciotka Ulrikke zachichotała. - Ale ja wiem. Siedział w tobie mały diabeł. Byłaś zła nie tylko na tego, kto ujawnił twoje nazwisko, ale też na dziennikarza, który napisał ten krzywdzący artykuł w „Gazecie Porannej". Wzięłaś więc na nich odwet, opisując niesprawiedliwy kobiecy los. Wiesz coś o prawach kobiet, Elise? I skąd na Boga wzięłaś tę opowiastkę o narciarstwie? Elise zaczęła się śmiać. - Niedawno czytałam o tym w „Pani Domu", którą pożyczyłam od Anny. Ona pożycza je od gospodyni proboszcza i ja też tak czasem robię. Właściwie to czasopismo dla kobiet z burżuazji, ale można tam znaleźć wiele ciekawych rzeczy. - Ale bohaterka twojej powieści nie jeździ na nartach ani nie gra w tenisa. Nie ma przecież na to ani czasu, ani pieniędzy. Elise uśmiechnęła się z zakłopotaniem. - Nie. Stoi sina z zimna na rynku, sprzedając jabłka i kapustę. Kiedy w końcu wraca do domu, jest tak zmęczona, że ledwo może ustać na nogach. Ale przecież w dalszej części książki może zyskać nowe zainteresowania. Czekała, aż ciotka Ulrikke zbeszta ją za okłamanie dziennikarza, jednak zamiast tego ciotka klasnęła w dłonie. - Brawo! Nie mogę się doczekać, kiedy ten artykuł ukaże się drukiem! Ależ to ekscytujące! Mam nadzieję, że nie masz nić przeciwko, bym została jeszcze tydzień. Muszę przy tym być!
3 Następnego dnia „Socjaldemokrata" zamieścił na pierwszej stronie artykuł o niej. Torkild wpadł, by pokazać jej gazetę, i wychodząc, uśmiechnął się pocieszająco. Elise zagryzła mocno zęby i wzięła głęboki wdech. Dopiero wtedy odważyła się zacząć lekturę. Jeżeli dziennikarz umieścił nazwisko majstra Paulsena w kontekście samobójstwa Mathilde, Hilda nigdy jej tego nie wybaczy. AUTORKA KSIĄŻKI PODCIĘTE SKRZYDŁA ZABIERA GŁOS „Gazeta Poranna" ujawniła wczoraj prawdziwą tożsamość pisarza kryjącego się za pseudonimem Elias Aas. Okazuje się, że nie jest to autor, lecz autorka o nazwisku Elise Ringstad. O ile nam wiadomo, jest to pierwsza robotnica, która zajęła się szlachetną sztuką pisarską. Pani Ringstad zadebiutowała w zeszłym roku kontrowersyjną książką Podcięte skrzydła, w której podjęła próbę wyjaśnienia przyczyn, dla których część nieszczęśliwych dziewczyn zaczyna zarabiać na ulicy. Pani Ringstad jest niezwykle zaangażowana w sprawy społeczne i głęboko współczuje ulicznym dziewczynom; jednocześnie jest także poruszona panującą w społeczeństwie niesprawiedliwością, zwłaszcza związaną z podziałami społecznymi, jakie powstały pomiędzy mieszkańcami wschodniego i zachodniego brzegu Aker po tym, jak wybudowano tu fabryki. Na wschodnim brzegu rzeki tysiące ludzi żyją w biedzie, w przepełnionych, obskurnych robotniczych barakach. Pracują przy maszynach od dwunastu do czternastu godzin dziennie za kilka koron tygodniowo, podczas gdy ci, którzy czerpią profity z naszego kwitnącego przemysłu, mieszkają w luksusowych willach na zachodnim brzegu, mają pokojówki i służące, i wyjeżdżają na urlop do uzdrowisk przy kanale La Manche. W najbliższych dniach wydana zostanie druga książka pani Ringstad, zatytułowana Dym na rzece. Tytuł odwołuje się do mroźnej mgły, jaka zimą unosi się nad rzeką, i która stanowi symbol rozpaczy i biedy, z jaką zmaga się wielu mieszkańców wschodniego brzegu. Przybyli oni do stolicy, skuszeni możliwością zarobku, lecz zbyt późno zorientowali się, że rzeczywistość jest zupełnie inna niż ich wyobrażenia. Książka pani Ringstad to płonąca głownia. Ponieważ autorka sama wywodzi się ze środowiska, które opisuje, zdołała nakreślić realistyczny obraz tych bohaterów dnia codziennego. Ci, których nie porwały jej opowieści, mają chyba serca z kamienia. Na swój łagodny sposób, ostrożnie posługując się piórem, pani Ringstad przekazała nam swoje przesłanie w taki sam sposób, jak zrobiły to dziewczynki sprzedające zapałki, które kilka lat temu przemaszerowały w cichym proteście ulicą Karla Johana. Był to widok, jakiego obywatele Kristianii nie widzieli nigdy
wcześniej; widok, który wywoływał łzy nawet u najbardziej nieczułych osób. Dlatego myślimy, że książka Dym na rzece autorstwa pani Ringstad także wzbudzi sympatię i współczucie dla opisanych przez nią „prawdziwych ludzi". Jesteśmy pełni podziwu dla dzieła pani Ringstad i mamy nadzieję, że dane nam będzie przeczytać jeszcze wiele książek jej autorstwa. Elise wpatrywała się w gazetę, jakby nie mogła uwierzyć własnym oczom. Potem zerwała się i pobiegła do salonu do ciotki Ulrikke, która surowo zapowiedziała, by jej nie przeszkadzać, ponieważ zamierza napisać list do przyjaciółki w Niemczech. - Ciociu Ulrikke! „Socjaldemokrata" pisze o moich książkach na pierwszej stronie i to same dobre rzeczy! Ten dziennikarz na pewno wystraszył się ciebie! - niecierpliwie położyła przed ciotką gazetę, nie zważając na pisany przez nią list. Ciotka krzyknęła: - Co robisz? Rozmażesz atrament! - Przepraszam ciociu, ale pospiesz się i przeczytaj artykuł! Piszą, że są pełni podziwu dla mojego pisarstwa i mają nadzieję, że napiszę jeszcze więcej książek! Nie mogę uwierzyć, że to prawda! Nie napisali nawet jednego negatywnego słowa! Nic o tym, że mój ojciec był pijakiem, że Hilda zaszła w ciążę w wieku szesnastu lat, że majster pomógł nam, ponieważ Hilda była jego ko- chanką, ani o tym, że Johan siedział w więzieniu za współudział w kradzieży! Musiał się przestraszyć, kiedy powiedziałaś, że pójdziesz do adwokata, ciociu! Ciotka Ulrikke nasadziła na nos lorgnon i zaczęła czytać. Od czasu do czasu słychać było cichy okrzyk aprobaty albo nucenie, ale ciotka przeczytała artykuł do końca, zanim wreszcie coś powiedziała. Kiedy odłożyła gazetę na stół, zdjęła z nosa lorgnon i uśmiechnęła się: - Moje gratulacje, Elise! Z pewnością nie ma to związku z moją wypowiedzią. Ten dziennikarz naprawdę podziwia twoje książki, to przebija z każdego jego zdania! To, co wydarzyło się w twojej rodzinie, zupełnie go nie interesuje. Jedyne, co się dla niego liczy, to fakt, że robotnicy zyskali rzeczniczkę w osobie utalentowanej pisarki, która pomoże im w ich walce o sprawiedliwość. - Rzeczniczkę? Przecież ten dziennikarz nigdy nie słyszał, jak przemawiam. Ciotka Ulrikke zaśmiała się. - Nie? A co zrobiłaś wczoraj, podczas jego odwiedzin? - Nie powiedziałam zbyt wiele, mówił głównie on. - Skądże znowu. Nie zapominaj, że stałam za drzwiami i wszystko słyszałam. Wygłosiłaś długą orację, w której wyłożyłaś wszystko to, co chciałby wiedzieć, jeśli pragnąłby grzebać się w prywatnym życiu innych, zamiast otwierać ludziom oczy na niesprawiedliwość panującą w społeczeństwie.
- Naprawdę? Byłam tak zła, że nie całkiem wiedziałam, co mówię. - Byłaś niezrównana! Byłam dumna, że jesteśmy rodziną. Elise uśmiechnęła się. Nagle powiedziała jednak: - Dlaczego, na litość boską, ten dziennikarz napisał o urlopie w uzdrowiskach przy kanale La Manche? O tym też mówiłam? - Nie, nie pamiętam niczego takiego. Musiał to usłyszeć gdzieś indziej. - Dziwne. Jak myślisz, ciociu, czy ten dziennikarz mógł rozmawiać z Hildą? - Nie wydaje mi się to prawdopodobne. Myślę, że to po prostu przypadek. Twoja siostra nie jest jedyną z tego środowiska, która jeździ nad kanał La Manche. Elise przytaknęła, po czym odetchnęła z ulgą. - Jestem taka szczęśliwa! Niemal nie mogłam się zebrać, żeby zacząć czytać ten artykuł, mimo że Torkild wyglądał na zadowolonego. Teraz nawet jeśli „Verdens Gang" napisze coś zu- pełnie przeciwnego, nic to nie zmieni. Wiem, że przynajmniej „Socjaldemokrata" jest po mojej stronie. Jak myślisz, ciociu, czy w wydawnictwie czytają wszystkie gazety, niezależnie od opcji politycznej, jaką reprezentują? - Na pewno. Przecież chcą być na bieżąco ze wszystkim, co się dzieje, a poza tym czytają napisane przez innych recenzje książek. - Mam nadzieję, że mama i Asbjørn nie czytali artykułu w „Gazecie Porannej". Mama tak łatwo się denerwuje. Wszystko, co odbiega od normalności, silnie na nią wpływa. - Nie odwiedziłaś jej od chwili, kiedy tu przyjechałam. Może wybierzesz się do Kjelsås, a ja i pani Jonsen zaopiekujemy się dziećmi? - Mówisz poważnie, ciociu? Tak, bardzo chętnie się wybiorę! Mam wyrzuty sumienia, że tak dawno u nich nie byłam. Kiedy ostatnio byłam u mamy, leżała chora w łóżku, ale przypusz- czam, że Asbjørn przesłałby wiadomość albo przyjechał, gdyby jej się pogorszyło. - Tak czy owak, jedź. I weź ze sobą „Socjaldemokratę", ale w żadnym wypadku nie bierz „Gazety Porannej"! Pójdę teraz do pani Jonsen i zapytam, czy będzie mogła przyjść. Niedługo potem Elise wyruszyła w drogę do Kjelsås. Wychodząc przez furtkę, zauważyła, że klapka od skrzynki na listy jest na wpół otwarta. Kiedy zajrzała do środka, zobaczyła dużą paczkę z wypisanym swoim nazwiskiem. Nadawcą było wydawnictwo Grøndahl & Syn. Elise uświadomiła sobie, że w paczce znajduje się książka. Niecierpliwie zdarła papier i z radością za- uważyła, że tak właśnie było: jej własna książka! W środku znajdował się krótki liścik. Szanowna Pani Ringstad
Przepraszam, że zapomniałem wręczyć Pani egzemplarz Pani książki Dym na rzece. Teraz pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że będzie się ona dobrze sprzedawać. Szczerze oddany Benedict Guldberg Zerknęła na datę na stemplu - paczka została wysłana tego samego dnia, w którym była w wydawnictwie, czyli zanim „Gazeta Poranna" ujawniła, że to ona kryje się pod pseudonimem Elias Aas. Zaczęła się zastanawiać, czy redaktor nadal jest do niej tak przyjaźnie nastawiony. Szybko schowała książkę do torby i pomyślała, że mogłaby trochę poczytać matce na głos, jeśli ta wciąż musi leżeć w łóżku. Elise szła szybkim krokiem wzdłuż Maridalsveien. Miała długą drogę do przejścia, ale cieszyła się na myśl o przechadzce. Tak rzadko miała czas, żeby pobyć na świeżym powietrzu i spa- cerować tak długo, by zrobiło się jej ciepło. W nocy był przymrozek, drzewa pokryte były szronem. Na niebie nie było najmniejszej chmurki, a blade jesienne słońce wisiało nisko nad dachami domostw. Elise poczuła wdzięczność za stary płaszcz po siostrze pani Jonsen - znacznie lepiej chronił przed zimnem niż robiony na drutach szal. W jej kierunku szybkim krokiem zmierzała pracownica fabryki z głową spuszczoną w dół. Elise zerknęła na nią, by sprawdzić, czy nie jest to przypadkiem ktoś, kogo zna, ale dziewczyna była jeszcze zbyt daleko. Dopiero kiedy tamta podeszła bliżej, Elise dostrzegła, że jest to jedna z tkaczek z Hjula. Teraz dostrzegła, że z oczu dziewczyny płyną łzy, a jej twarz jest spuchnięta od płaczu. Elise zatrzymała się. - Czy coś się stało? Dziewczyna podniosła głowę. Nie wydawało się, żeby ją rozpoznała, ale potem dotarło do niej, z kim rozmawia. Pociągnęła głośno nosem i wytarła go znoszoną, mokrą rękawiczką. - Taaak, widzi pani, moja siostra straciła trzy palce u prawej ręki. Teraz nie pozwolą jej już pracować w fabryce, a jej mąż ladaco zwiał. Siostra ma na utrzymaniu sześcioro dzieci, które musi wyżywić i ubrać. Pozwolili mi, żebym poszła do domu popilnować dzieciaków, kiedy ona jest u lekarza, a ja tak siedziałam i ryczałam, a maluchy trzęsły się ze strachu i płakały wniebogłosy. Nie mogłam dłużej zostać, bo majster kazał mi wracać. Spojrzenie dziewczyny prześlizgnęło się po płaszczu i kapeluszu Elise. Z pewnością wiedziała, że jej siostra jest żoną majstra, a sama Elise pracowała kiedyś jako sekretarka w jego biu- rze. Być może wiedziała też, że Elise była żoną syna bogatego gospodarza.
- Wie pani, gdzie jest Liggerstua na Bjølsen? Dom Pettera, czeladnika murarskiego, i Andreasa? Moja siostra wynajmuje tam pokój. W pozostałej części mieszka cała chmara innych bab i dzieciaków. Będzie pani tamtędy przechodzić? - Idę do Kjelsås, odwiedzić moją matkę. Jest chora. - A więc będzie pani mijać Liggerstuę. Wyświadczy mi pani przysługę i zajdzie do mojej siostry? Tak ją bolało, że sama zaczęłam płakać, ale teraz muszę już lecieć, bo inaczej majster mnie też wyleje. Z tymi słowami dziewczyna puściła się biegiem. Elise otworzyła usta, by powiedzieć, że ma przed sobą jeszcze długą drogę i nie może zbyt długo być poza domem, ale nie zdołała wydobyć z siebie ani słowa. Westchnęła. Chyba musi znaleźć czas, żeby zajrzeć do starej czynszówki Liggerstua, położonej tuż przy ulicy Maridalsveien. Elise wiedziała, że budynek należał do dworu Bjølsen. Jedna z dziewczynek w jej klasie mieszkała tam, zanim jej rodzina przeniosła się bliżej szkoły w Sagene. Stracić trzy palce... Elise zadrżała. Ręka musiała zostać wciągnięta w tryby maszyny. Prawa ręka. Z pewnością kobiecie niełatwo jest teraz cokolwiek zrobić. Elise miała nadzieję, że jej dzieci nie są już całkiem małe i potrafią się same ubrać. Ale z czego będą teraz żyć, skoro mąż porzucił rodzinę, a matka stała się niezdolna do pracy? Elise wiedziała, że kilkoro zapaleńców walczy o wprowadzenie ubezpieczeń chorobowych dla robotników, ale póki co nie było jeszcze takiego prawa. Pozostawała jedynie kasa zapomogowa, ale pieniądze przez nich wypłacane były marne, zaś dla niektórych udanie się tam było wstydem nie do pokonania. Śliczny jesienny dzień nagle przestał być taki piękny. Myśl o tak korzystnym artykule w „Socjaldemokracie" też już nie cieszyła tak jak wcześniej. Nie powinna była oszukiwać dziennika- rza, wmawiając mu, że pisze o kobiecie grającej w tenisa i jeżdżącej na nartach. Powinna była raczej wykorzystać tę rzadką okazję, by powiedzieć, co myśli o warunkach pracy w fabryce - o tym, jak beznadziejna stawała się sytuacja tych robotników, którzy zachorowali albo ulegli wypadkowi. Czytała kiedyś, że przywódca partii lewicowej przywiązywał ogromną wagę do tego, by rozwijający się przemysł wykorzystywał norweską siłę roboczą i norweskie surowce, i że nowy minister sprawiedliwości był zdeterminowany, aby wprowadzić szereg ustaw socjalnych, chroniących słabych i bezbronnych. Na razie jednak były to jedynie puste słowa. Elise miała poczucie, że politycy dyskutowali, lecz do niczego to nie prowadziło. Bogatym założono w domach elektryczność, a najbogatsi kupili sobie automobile, sedesy i wanny. Zbudowano wiele linii kolejowych, parowców i łodzi motorowych. W wysokich kamienicach zaczęto montować windy, a po miastach jeździło mnóstwo tramwajów i otwarto kinematografy. Jednak jeśli chodzi o robotników mieszkających wzdłuż rzeki, nie zmieniło się nic.
Kawałek drogi dalej stała stara czynszówka, która była w rzeczywistości domkiem małorolnego chłopa, ze stajnią i oborą. Doszły ją wieści o tym, że Andreas dostał pracę jako kancelista w Bentse Bruk. Petter wciąż był czeladnikiem murarskim. Bracia przejęli Liggerstuę po ojcu. Elise zawsze lubiła przechodzić koło niej latem, kiedy krowy pasły się spokojnie na zielonej łące - miała wtedy wrażenie, że jest na wsi. Teraz też usłyszała krowę ryczącą w obórce. Minęła ją stara, zgarbiona kobieta z ciężkim ładunkiem. Na kalenicy siedziała para wron, być może chciały się ogrzać w cieple komina. Ze środka dobiegał hałas i dziecięcy płacz. Nikt jej nie otworzył, kiedy zapukała do drzwi. Elise spróbowała ponownie. Teraz drzwi uchyliły się nieco i wyjrzała zza niqh brudna dziecięca twarzyczka z dużymi, przestraszonymi oczami. - Dzień dobry, czy twoja mama jest w domu? Dziewczynka gapiła się na nią bez słowa. - Przed chwilą spotkałam twoją ciocię. Mówiła, że twoją mamę boli ręka. Dziecko kiwnęło nieśmiało głową, jednak nic nie wskazywało na to, żeby chciało ją wpuścić do środka. - Może mogłabym z nią porozmawiać? Zapytać, czy nie trzeba jej w czymś pomóc? Dziewczynka uchyliła w końcu drzwi nieco szerzej i Elise przecisnęła się koło niej. Znalazła się w kuchni - najbardziej brudnej kuchni, jaką w życiu widziała. Na stołku przy palenisku siedziała kobieta: mogła mieć zarówno 25, jak i 50 lat. Chuda i koścista, zgarbiona, o szarej cerze; jej prawa dłoń owinięta była grubo bandażem. - Dzień dobry, czy pani mnie pamięta? Jestem Elise Løvlien z przędzalni Graah. Spotkałam pani siostrę, która opowiedziała mi o wypadku. Jej spojrzenie ponownie powędrowało ku obandażowanej dłoni. - Czy założono pani szwy? Dopiero teraz dostrzegła, że twarz tamtej była spuchnięta od płaczu. Kobieta skinęła głową, nie patrząc na Elise. Nie wyglądało, żeby odczuwała w tej chwili silny ból, z pewnością dostała ja- kieś proszki, jednak wyglądała na załamaną. Niewątpliwie przygniatał ją strach o przyszłość. - Czy nie ma pani nikogo, kto mógłby pani pomóc? Kobieta potrząsnęła głową. - Mam tylko siostrę. On ma dość swoich kłopotów na głowie. Nie powiedziała nic więcej, nie zamierzała wyjaśniać swoich słów. Elise uświadomiła sobie, że słyszała jedną czy drugą skandalizującą plotkę o jej siostrze, lecz nie była sobie w stanie przypomnieć, o co dokładnie chodziło. - Co na to majster? Nie może przecież pani wyrzucić, to nie pani wina. Kobieta wreszcie na nią spojrzała. W jej oczach Elise dostrzegła pogardę. - Naprawdę nie może?
- Nic pani nie dostała? Nawet kilku koron, żeby móc kupić jedzenie, zanim znajdzie pani inną pracę? Kobieta ponownie zaprzeczyła. - Inną pracę? Słyszała pani może o kimś, kto chciałby zatrudnić starą babę z gromadą bachorów i tylko lewą ręką? Elise nie odpowiedziała, rozumiała jej rozpacz. Znów poczuła żal z powodu tego, co powiedziała dziennikarzowi. Powinna go tu przyprowadzić, żeby zobaczył, co dzieje się z matkami, które tracą pracę. Samotne matki, na których barkach spoczywa cała odpowiedzialność za dzieci. Ból, jaki ta kobieta musiała czuć, kiedy maszyna wciągnęła jej palce, był niczym w porównaniu z całym złem, które czekało ją w przyszłości. Elise wsadziła rękę do kieszeni i wyjęła małą portmonetkę. Wewnątrz znajdowały się dwie korony i sześćdziesiąt 0re - pieniądze, za które planowała zrobić zakupy w drodze powrotnej. To była duża suma, większa, niż zazwyczaj wydawała, ale ponieważ na dworze było zimno i jedzenie można było przechowywać dłużej, chciała zrobić zakupy na co najmniej dwa dni. Opróżniła portmonetkę i położyła pieniądze na brzegu paleniska. - Proszę wziąć przynajmniej to. Porozmawiam z Torkildem Abrahamsenem, być może Armia Zbawienia będzie w stanie pomóc. Spojrzenie nieszczęśliwej kobiety oderwało się od pieniędzy i powędrowało w stronę Elise, jak gdyby nie mogła uwierzyć własnym oczom. - Jak może pani sobie na to pozwolić? - Właśnie wydano moją książkę. Dobrze mi za nią zapłacili - to ostatnie było kłamstwem, ale przynajmniej nie głodowała. - Pani napisała książkę? - w głosie kobiety pobrzmiewało zdumienie i ciekawość, biedaczka chyba w końcu zajęła myśli czymś innym niż swoim nieszczęściem. Przynajmniej na chwilę. - Tak. Opowiada o życiu robotników znad rzeki. O ludziach takich jak pani czy ja. To znaczy, ja też kiedyś tak żyłam. Mam nadzieję, że przyczynię się do otwarcia ludziom oczu. Drzwi otworzyły się i do kuchni weszła starsza kobieta. Jej sięgająca kostek spódnica była wystrzępiona, długi fartuch był brudny. Szare, pozlepiane włosy zebrane były na karku w ciasny węzeł. Kobieta rzuciła Elise nieprzychylne spojrzenie, zanim podeszła do opalanej drewnem kuchenki, przeznaczonej dla dwóch rodzin. Z niepotrzebnym hałasem odsunęła na bok fajerki, jakby chciała zademonstrować, jak bardzo jest zajęta. - Twoja matka leży i jęczy. Boli ją od rana. Elise spojrzała na nią. - Z pewnością słyszała pani o wypadku? Ta kobieta straciła trzy palce w maszynie.
- Użalanie się nad sobą nic tu nie pomoże. Ona ma swoją matkę i wszystkie dzieci, a ja mam tylko siebie i Antona. - Co dolega jej matce? Jest chora? - Od jedenastu lat nie wstaje z łóżka. Nie potrafi robić nic poza kiwaniem i kręceniem głową, kiedy chce powiedzieć tak albo nie. - Wie pani, czy dostała dziś jeść? - A skąd ja mam to wiedzieć? Dość mam roboty z Antonem. Elise podeszła z wahaniem do drzwi, które, jak sądziła, prowadziły do pokoju i uchyliła je. Zobaczyła małe pomieszczenie, którego ściany wyklejone były gazetami. W krótkim łóżku przy oknie leżała staruszka. Była tak drobna i chuda, że wyglądała jak dziecko; jej głowa była niema całkiem łysa, jedynie kilka cienkich białych pasm włosów kleiło się do skóry czaszki. Wodniste oczy wpatrywały się w sufit. Do Elise nie dochodził żaden dźwięk. Ktoś, kto nie może mówić, z pewnością nie może się też skarżyć? Podeszła ostrożnie bliżej. - Czy mogę pani w czymś pomóc? Jest pani głodna? Wydawało się, że staruszka dopiero teraz dostrzegła, że ktoś wszedł do pokoju. Powoli odwróciła głowę, po czym kiwnęła nią kilka razy. Elise wróciła do kuchni. - Pani matka jest głodna. Czy mogę jej coś przygotować, czy też najpierw trzeba zrobić zakupy? - W garnku jest owsianka z rana. Wtedy nie chciała jeść. Elise znalazła garnek z owsianką i postawiła go na ogniu. Jedzenie nie pachniało najlepiej. Kiedy już się zagrzało, przelała je do kubka, znalazła łyżkę w szufladzie stołu i poszła do pokoju. Zdziwiło ją, że stara jadła z apetytem, otwierając szeroko usta po każdą łyżkę, niczym małe, głodne pisklę. Przy łóżku stała czwórka zasmarkanych dzieci, wodząc za nią oczami. - Wyjdę zrobić zakupy - powiedziała Elise, kiedy tylko wróciła z powrotem do kuchni. - Najważniejsze są chleb i mleko. Potrzeba pani więcej kawy? Nie było odpowiedzi. Kiedy Elise spojrzała na kobietę, dostrzegła na jej czole grube krople potu. Jej twarz wykrzywiona była bólem, najwyraźniej środki przeciwbólowe przestawały działać. Zajrzała do szafki na jedzenie - była niemal pusta. Zabrała połowę pieniędzy i wyszła szybko, aby pójść do sklepu. Kiedy wróciła, zaparzyła mocną kawę. Następnie wlała ją do kubka, dodała mleko i dużo cukru, a następnie dobrze zamieszała.
- To pomaga na ból - wyjaśniła, podając kobiecie kubek. Potem ugotowała nową porcję owsianki i poprosiła najstarsze dziecko - bladą dziewczynkę w wieku sześciu czy siedmiu lat - żeby pomogła rodzeństwu. - Wrócę tu jutro, ale dziś wieczorem musisz być mądra i zrobić wszystko to, co zazwyczaj robiła twoja mama. Strasznie boli ją ręka i nie może jej używać. Dziewczynka kiwnęła głową i spojrzała na Elise dużymi, poważnymi oczami. - Wydobrzeje? Elise przytaknęła: - Z pewnością, ale minie trochę czasu, zanim przyzwyczai się, że ma tylko dwa palce u prawej ręki. - A więc nie umrze? - Nie, od tego się nie umiera. - Pani Hansen mówiła, że tak. W ranę może wdać się zakażenie - powiedziała. Elise spojrzała na nią. - Czy to pani Hansen była przed chwilą w kuchni? Dziewczynka skinęła głową. - Co jest nie tak z Antonem? - Ma nie po kolei w głowie, ciągle macha rękami i się ślini. Elise ruszyła w dalszą drogę do Kjelsås, podczas gdy jej myśli krążyły wokół ciężkiego losu nieszczęśliwej rodziny. Nie martwiła się już tym, co powie jej matka, kiedy dowie się o artykule w „Gazecie Porannej". Ludzie mogą się wściekać i złościć, ile dusza zapragnie; jeśli kiedykolwiek miała wątpliwości, czemu ma poświęcić swoje życie, teraz nie miała już żadnych złudzeń. Nie chciała zostać bojowniczką pierwszego szeregu, ale teraz wiedziała jedną rzecz na pewno: wykorzysta wszystkie swoje siły i czas, by walczyć o sprawiedliwość, by dać robotnikom godne życie. Poza wieloma innymi osobami, kwestie równouprawnienia zajmowały także Ginę Krog z gazety „Nowa Ziemia". Ale ci, którzy mieli zapewniony byt, mogli pisać, myśleć i sądzić bardzo wiele. Elise natomiast musiała być ostrożna, by nie stracić źródła utrzymania. Nie miała męża, który zarabiałby na dom, gdyby nikt nie chciał wydawać jej książek, zaś znalezienie nowej pracy w biurze mogło zająć dużo czasu - o ile w ogóle ktoś zechciałby ją zatrudnić. Będę jednak walczyć mimo to!, wymamrotała półgłosem do samej siebie. W powieści, nad którą właśnie pracowała, zamierzała opowiedzieć o tkaczce z tkalni Hjula, która straciła trzy palce u prawej ręki i nie miała za co żyć. Mogła uczynić ją siostrą głównej bohaterki! Nie mogła się doczekać, kiedy wróci do domu i zapisze swoje pomysły, póki jeszcze widziała je tak wyraźnie. Elise szła najszybciej, jak mogła. Odwiedziny u matki muszą być tym razem krótkie.
4 Hilda podążyła spiesznie do wyjścia. Przed chwilą widziała przez okno Ole Gabriela, stojącego przed bramą i rozmawiającego z którymś z sąsiadów. A przecież wiedział, że idą dziś do teatru! - Co z tobą? Zapomniałeś, że... - Hilda przerwała gwałtownie, gdy zerknęła na twarz męża. Był purpurowy na twarzy, oczy rzucały gromy. W ręce trzymał gazetę. Złożył ją, by pokazać jej pierwszą stronę. Duże, tłuste litery biły po oczach: PRAWDZIWE NAZWISKO PISARZA ODKRYTE Zakryła usta dłonią i wciągnęła głośno powietrze, poczuła złość. - Twoja siostra! W mieście mówią tylko o niej! Dziewczyna z fabryki, broniąca prostytutek zarówno w gazecie, jak i swojej książce! Wstyd i hańba! Nie tylko dla niej, jej rodziny i ojczyzny, ale też dla mnie, który przypadkiem ożeniłem się z jej siostrą! Wiedziałaś, że to Elise napisała ten niesłychany artykuł w „Verdens Gang" o robotnicy, która skoczyła z mostu, bo ją zwolnili? Obarczyła winą mnie i dyrektora! Przecież postępowaliśmy zgodnie z przepisami! Ten, kto spóźnia się do pracy, musi wiedzieć, że może zostać wyrzucony! Szarpnął swoje rzadkie włosy i głośno jęknął: - A ja poszedłem do redakcji i żądałem od nich, by ujawnili nazwisko autora! Możesz sobie wyobrazić, jak się ze mnie teraz śmieją. Wyjdę przez nią na głupka! Prostaka, który nie zdawał sobie sprawy, że artykuł napisała jedna z jego własnych robotnic! Prządka, która ukończyła zaledwie szkołę ludową, zdołała nabić w butelkę majstra! Już widzę te nagłówki w gazetach. Pamiętam, jak wyjaśniałem temu redaktorowi, dlaczego dziewczyna została wylana. Była krnąbrna, ciągle się spóźniała, była bezczelna i niemiła. Powiedziałem, że miała zły wpływ na inne pracownice, i że nie będę tolerował, że jakiś anonim ośmiela się krytykować porządki w mojej fabryce! Ale kiedy zażądałem podania nazwiska autora, ten redaktor wykpił się, bełkocząc, że autor ma prawo pozostać anonimowy. Musiał turlać się po podłodze ze śmiechu, kiedy od niego wyszedłem. Dobrze wiedział, że to twoja siostra Elise była autorką! Popatrzył na nią. Wargi mu drżały, twarz, choć wydawało się to niemożliwe, jeszcze bardziej mu poczerwieniała. - Nie idę do żadnego teatru, Hildo! Nie będę wystawiać się na pośmiewisko ludzi i słuchać, jak obgadują mnie i śmieją się za moimi plecami. Patrzcie, to ten naiwny majster, którego godność zdeptała jego własna szwagierka, prządka z jego własnej fabryki! O nie, dziękuję bardzo! Nie będę narażać się na coś takiego! - rzucił gazetę na komodę. - Ani teraz, ani nigdy - dodał, rzucając Hildzie ostrzegawcze, pełne złości spojrzenie.
Hilda nic nie odpowiedziała. Nauczyło ją tego życie u jego boku. Jeśli da mu się wyzłościć i nie będzie się sprzeciwiać, w końcu się uspokoi. Potem będą mogli nawet przedyskutować całą sprawę. Zamiast tego nalała mu do kieliszka sherry i wskazała gestem tacę pełną ciastek. To niesamowite, jaki wpływ na jego humor miał mały migdałowy makaronik. - Jak to odkryłeś? Mówiłeś, że nie czytałeś wczoraj „Gazety Porannej". Czy artykuł ukazał się dzisiaj? - Nie, wczoraj. Jak myślisz, kto zwrócił mi na niego uwagę? Właściciel fabryki we własnej osobie, który był tak uprzejmy, że dziś rano pofatygował się do mojego biura. Zapytał, czy „Verdens Gang" wiedział, że za pseudonimem kryje się moja szwagierka. Na pewno wiedział! Przecież nie drukują artykułów, jeśli nie wiedzą, kto je napisał! Hilda wolno potrząsnęła głową. - Sądzę, że naprawdę nie wiedzieli. - Ale ty wiedziałaś! - Oczy Ole Gabriela zwęziły się niebezpiecznie. Westchnęła. - Miałam dość własnych zmartwień. To było wtedy, gdy odeszłam od ciebie i wprowadziłam się do Elise i chłopców. Emanuel zostawił Elise, a ja sama myślałam tylko o moim małym aniołku. Niedługo potem maleńka zmarła - głos Hildy załamał się; wyciągnęła pospiesznie chusteczkę z rękawa sukienki i otarła oczy. Smutek znów przeszył ją z całą mocą, cierpiała za każdym razem, kiedy myślała o małej, chorowitej dziewczynce, którą wydała na świat, a której nie dane było żyć. Zapadła cisza. Hilda dolała mężowi jeszcze trochę sherry i podała mu tacę z ciastkami, aby zająć myśli obojga czymś innym. Przełknęła ślinę i odchrząknęła: - Nic nie szkodzi, że nie pójdziemy do teatru. Równie dobrze możemy spędzić miło czas w domu. Spojrzał na nią, złość przeszła mu jak ręką odjął. - Naprawdę tak uważasz? Skinęła głową. - Tak naprawdę wcale nie miałam wielkiej ochoty. Chciałam iść ze względu na ciebie. Uśmiechnął się. - A ja zgodziłem się na wyjście ze względu na ciebie! Roześmiali się oboje. Hilda dokładnie rozważyła słowa, zanim znów się odezwała. - Musisz porozmawiać z Elise. Musi wiedzieć, co ci zrobiła. I to tobie, który pomogłeś umieścić matkę w sanatorium i tyle dla nas zrobiłeś! Powinna błagać cię o przebaczenie. - Tak, tak. Pisała przecież pod przybranym nazwiskiem, żebym ani ja, ani nikt inny nie wiedział, że chodzi właśnie o moją fabrykę i że to ona jest autorką. Potem przyznałem zresztą sam,