1
Vøienvolden, jesień 1909 roku
W drzwiach stanął nieznany starzec o zmierzwionych włosach i gęstych, czarnych brwiach.
Jensine i Hugo zaczęli krzyczeć wniebogłosy. Choć nie zrozumiały, że żona dzierżawcy i Dagny
rozmawiały o duchach, to i tak dotarło do nich, że dzieje się coś przerażającego.
Elise szybko odwróciła się do Dagny. Jej głos był surowy.
- Zabierz dzieci do pokoju i zamknij drzwi!
Dagny posłuchała bez słowa sprzeciwu i pociągnęła płaczące dzieci do pokoju Pedera i
Everta. Elise widziała, jak bardzo dziewczynka była zaciekawiona. Niełatwo było przestraszyć ko-
goś, kto przeżył tyle, co ona.
- Potrzebuję pomocy! - powiedział mężczyzna. Jego głos był przerażający i groźny. - Jestem
ojcem Mathiasa. Ściga mnie policja.
Przez kilka sekund Elise czuła się zupełnie bezradna. Z powodu złej pogody wszyscy
mieszkańcy gospodarstwa siedzieli w domach, więc prawdopodobnie nikt nie zauważył przybycia
obcego mężczyzny. Mogłaby pobiec do kuźni po Johana, ale wtedy dzieci zostałyby same z
nieznajomym, a to mogło narazić je na niebezpieczeństwo.
- Jesteś głucha? Policja mnie ściga! Jestem ojcem Mathiasa. Mathiasa? Myśli wirowały jej
w głowie. Kogo mógł mieć na myśli?
- Nie jesteś jego córką? Nic nie rozumiesz? - Mężczyzna zaczął tracić cierpliwość. Z
przerażeniem spojrzał w stronę okna.
Elise miała dziwne uczucie, że znalazła się poza własnym ciałem. Że jej głowa przypomina
gniazdo os, a jej myśli krążą bez ładu i składu. Jest jego córką? Mathiasa? Nie mógł chyba być oj-
cem jej ojca? Cygan? Zabrakło jej tchu.
W tej samej chwili usłyszała, że ktoś wbiegł na podwórze. Usłyszała niskie męskie głosy.
Nim się spostrzegła, nieznajomy wbiegł do sąsiedniego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi.
Ktoś głośno zapukał, ale nim zdążyła odpowiedzieć, w progu stanęło dwóch policjantów.
Do środka zaczęły wpadać gęste krople deszczu, a silny powiew wiatru przywiał suche liście i kurz.
- Widziała pani Cygana? - Policjant musiał głośno krzyczeć, aby zagłuszyć odgłos burzy.
Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc.
- Cygana? - Serce waliło jej tak mocno, że o mało nie straciła przytomności. Wiedziała, że
ukrywanie włóczęgów było karalne i prawie tak niebezpieczne jak samo bycie Cyganem. Na mocy
nowej ustawy o włóczęgach, policja miała prawo ich aresztować. Wiedziała, że pojmani mogli być
zgodnie z prawem wysyłani na przymusowe roboty. Słyszała o mężczyźnie, którego skazano na rok
więzienia za kradzież dwóch znaczków pocztowych.
Kiedy policjant zaczął zamykać drzwi, walcząc z napierającym wiatrem, myśli wciąż
wirowały jej w głowie. Deszcz i kurz, które wpadły do środka, ukryły na szczęście ślady, które
zostawił nieznajomy. Poczuła ulgę.
- Dlaczego pani dzieci płaczą? - zapytał nagle jeden z policjantów, któremu wreszcie udało
się zamknąć drzwi. Rozejrzał się po kuchni.
- Boją się burzy. Pilnuje ich teraz opiekunka. Właśnie do nich szłam, kiedy zapukaliście -
dodała.
- Mieszka tu pani sama?
- Nie, mój mąż pracuje w warsztacie, w starej kuźni za domem. Jest rzeźbiarzem.
Mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni.
- A pani kim jest?
- Nazywam się Elise Ringstad... a właściwie Elise Thoresen - odparła zawstydzona.
Twarz jednego z mężczyzn rozjaśniła się.
- Czy to pani napisała o pracownikach znad rzeki Aker? Skinęła głową.
Uśmiechnął się i nagle zaczął zachowywać się bardzo przyjaźnie.
- Czytałem pani książkę i bardzo mi się spodobała. Mój wuj pracuje w fabryce gwoździ.
Razem z żoną i dwanaściorgiem dzieci mieszka w dwóch pokojach i kuchni. Wychodek mają w
korytarzu, a wszędzie biega pełno myszy i szczurów. Dokładnie jak w pani książce. Dobrze znam
to, o czym pani pisze.
Elise uśmiechnęła się i przytaknęła. Oby tylko już sobie poszli! Nie może w żaden sposób
zachęcać ich do dłuższego pozostania. Nie może też mówić nic, co mogłoby ich zainteresować.
- Skąd wziął się ten Cygan? - zapytała, zmieniając temat.
- Uciekł z Akershus. Ścigaliśmy go aż do mostu, ale tam ślad po nim zaginął. Przez tę
przeklętą burzę! - odparł rozzłoszczony.
- Nie sądzę, by szukał tu schronienia. Musi wiedzieć, że gospodarstwo należy do ludzi
bogatych i żyjących w zgodzie z prawem.
- Z pewnością o tym nie wie. Nie jest stąd. Hugo i Jensine wciąż płakali.
- Będzie chyba najlepiej, jeśli zajrzę teraz do dzieci. Opiekunka je przestraszyła, mówiąc, że
w dom może uderzyć piorun.
Policjanci z niechęcią zgodzili się opuścić dom. Widać nie bardzo mieli ochotę znów
wychodzić na deszcz i wiatr. Odczuła wielką ulgę, kiedy z wysiłkiem otworzyli drzwi.
- Kiedy wyjdziemy, proszę zamknąć drzwi na klucz i nikomu nie otwierać! - zawołał jeden z
nich. - Pójdziemy teraz do kuźni porozmawiać z pani mężem.
Szybko podbiegła do drzwi i kiedy w końcu przekręciła klucz w zamku, mogła wreszcie
odetchnąć. Potem pobiegła do dzieci.
No, możecie już wyjść. Starzec zniknął. Policjanci też już sobie poszli. Dzieci z płaczem
rzuciły się jej na szyję. Przykucnęła i delikatnie gładziła je po plecach.
Dagny patrzyła na nią dziwnie.
- Dzieci myślały, że to Cygan, a to był tylko stary kowal. Zanim zmarł, wyglądał dokładnie
tak samo.
Po raz pierwszy Elise naprawdę ucieszyła się z bujnej fantazji Dagny. Spojrzała na Jensine i
Hugo, a potem na dziewczynkę. Ruchem głowy dała jej znać, żeby nie rozmawiały o tym w
obecności dzieci.
- Myślę Dagny, że kiedy burza trochę się uspokoi, powinnaś iść do domu. Nie miałaś
przypadkiem umyć schodów po południu?
Dagny z niechęcią skinęła głową.
- Gdzie mam ukryć lalkę? A jeśli kowal stoi za drzwiami?
- Na pewno policja go przestraszyła. Może zrobił kiedyś coś złego i teraz boi się, że go
ścigają.
Dagny znów skinęła głową.
- Też tak myślę. Widziałam, jak buszował w sklepiku Magdy po zamknięciu.
- Czy kowal dawno zmarł?
- Nie wiesz? Zmarł w ubiegłym roku. Krótko przed tym, jąk Børresen i jego żona
wprowadzili się na gospodarstwo.
Czy dziewczyna znów fantazjowała? Kiedy po raz pierwszy spotkała Dagny, ta powiedziała,
że jej babcia nie żyje. Potem się okazało, że stara Maren, która mieszkała w domku dla parobków,
wcale nie była jej babcią.
- Skoro go znasz, to chyba się go nie boisz? Dagny potrząsnęła głową.
- Niczego ani nikogo się nie boję, nawet policji. Myślisz, że już poszli, czy może dalej stoją
na zewnątrz?
- Powiedzieli, że pójdą do kuźni porozmawiać z Johanem.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli jeszcze chwilę zaczekam. W międzyczasie poszukam
schronienia dla Solveig, mojego słoneczka - powiedziała z uśmiechem i rozejrzała się dokoła. -
Mogę ją ukryć pod łóżkiem Pedera?
Elise była zdenerwowana. Jeśli Cygan wyjdzie z pokoju, Dagny wszystkim o tym opowie.
Nie tylko spotka ją kara za ukrywanie zbiega, ale wyjdzie też na jaw, że jej dziadek był Romem.
Wtedy z pewnością zostaną wypędzeni z gospodarstwa, a dzieci w szkole będą dokuczać Pederowi.
- Tak, to bardzo dobra kryjówka, Dagny, ale słyszę, że deszcz zelżał. Pospiesz się, nim
znów się rozpada.
Dziewczyna zawahała się i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz panował nieprzenikniony
mrok.
Elise już chciała zaproponować, że ją odprowadzi, ale dotarło do niej, że nie może zostawić
Hugo i Jensine samych.
Nagle na zewnątrz rozległy się szybkie kroki i ktoś gwałtownie poruszył klamką.
- Elise? To tylko ja.
Johan. Z ulgą otworzyła drzwi, a on szybko wszedł do środka.
- Czy była tu policja?
- Tak, poprosili, żebym zamknęła drzwi na klucz. Już sobie poszli?
Skinął głową i powiesił przemoczoną czapkę na haku.
- Jakiś stary Cygan uciekł ponoć z Akershus. - Johan zaczął zdejmować kurtkę.
- Dagny musi wracać do domu. Chciałam ją odprowadzić, ale nie mogę zostawić dzieci
samych.
- Ja z nią pójdę.
- Już mówiłam, że się nie boję. - Dagny wyglądała na urażoną.
- Wiem, że jesteś odważną dziewczynką, Dagny, ale i tak cię odprowadzę. W pobliżu może
się ukrywać niebezpieczny Cygan.
Dagny przestała protestować. Elise zauważyła, że dziewczynka odczuła wyraźną ulgę.
Wyglądało na to, że wcale nie była tak odważna, jak deklarowała. Skoro wierzyła w to, co pani
Børresen mówiła o duchu, nie powinien dziwić fakt, że się bała.
Kiedy oboje wyszli z domu, Elise podała Hugo i Jensine bułeczkę z cukrem. Ich płacz
ucichł i dzieci wróciły do zabawy.
Z wahaniem podeszła do drzwi prowadzących do pokoju przy kuchni. Od chwili przybycia
tego dziwnego mężczyzny jej myśli nieustannie wirowały w głowie. Zastanawiała się, czy męż-
czyzna czasem nie skłamał, mówiąc, że jest ojcem Mathiasa, tylko po to, by zyskać schronienie, ale
od razu ogarniała ją niepewność. Ojciec był do niego podobny. Miał te same ciemne oczy i czarne,
krzaczaste brwi.
Nigdy nie dowiedziała się niczego o dziadkach. Wiele razy próbowała wydobyć od matki
jakieś informacje, ale ta milczała jak zaklęta. Elise nie wiedziała, czy dlatego, by ją chronić, czy też
miała ku temu jakieś inne powody. Była pewna tylko jednego, że dziadkowie zmarli wiele lat temu
i najlepiej dla wszystkich było udawać, że nigdy nie istnieli.
Zapukała, nim weszła do środka. W pokoju Jensine i Hugo, w którym teraz spali także ona i
Johan, nikogo nie było. Ze strachem weszła do środka.
Stał za drzwiami, gotowy do ataku, jeśli groziłoby mu niebezpieczeństwo. W miejscu, w
którym stał, powstała spora kałuża. Jego ubrania były doszczętnie przemoczone.
- Policja już poszła, a mój mąż wróci lada chwila. Jeszcze nie zdążyłam mu powiedzieć, że
tu jesteś. Dlaczego mam uwierzyć, że jesteś ojcem Mathiasa?
- Ożenił się z Jensine z Ulefoss - powiedział zachrypłym głosem. - Jej wuj mieszkał na
rynku.
- Mogłeś się tego od kogoś dowiedzieć.
- Mathias wypłynął w morze na pokładzie statku, który nazywał się „Elise". Powtarzałem
mu, że zawsze zostanie Cyganem i udawanie kogoś innego nie ma sensu.
- Kiedy widziałeś go po raz ostatni?
- Wiele lat temu. Wędrowałem od wioski do wioski, ale kiedy znalazłem się w pobliżu
Kristianii, zostałem pojmany i osadzony w Akershus. Za drobnostkę. Człowiek musi czasem coś
ukraść, jeśli ma przeżyć w świecie, w którym samo bycie Cyganem jest już przestępstwem.
- Gdyby ojciec żył, miałby teraz ponad czterdzieści lat. Ty musisz mieć co najmniej
sześćdziesiąt. Nie wiedziałam, że Cyganie żyją tak długo.
Uśmiechnął się, odsłaniając niepełne uzębienie.
- Tylko pomyśl, przecież my cały czas jesteśmy na świeżym powietrzu! Nie spędzamy
całych dni przy maszynach. Żyjemy zdrowiej niż inni.
- Wiedziałeś, że ojciec nie żyje?
- Tak i wiem też, dlaczego umarł. Gdyby słuchał mnie, Starego Mathiasa, nie leżałby teraz
w ziemi. Cygan nie może zostać marynarzem, a marynarz nie może pracować w fabryce. To go
zabiło.
- Skąd to wszystko wiesz? I jak się dowiedziałeś, że tutaj mieszkam?
- Mam znajomego w Akershus, nazywa się Lort-Anders. Zaskrzypiały drzwi. Elise się
odwróciła.
- Muszę porozmawiać z mężem. Zaczekaj tutaj.
Kiedy tylko weszła do pokoju, Johan spojrzał na nią zaskoczony.
- Coś się stało?
Skinęła głową i wskazała palcem w stronę kuchni, dając mu znak, żeby poszedł za nią. Tam
usiadła na ławie i westchnęła.
- Stało się coś strasznego!
Mówiła cicho, by Jensine i Hugo jej nie usłyszeli. Stał wyczekując.
- Odwiedziła nas pani Børresen, aby nam przypomnieć o wieczornym spotkaniu. Upiera się,
że duch starego kowala krąży po gospodarstwie. Powiedziała, że za każdym razem, kiedy mija
drzewo, na którym się powiesił, czuje powiew lodowatego wiatru.
Johan się uśmiechnął. Wydawał się rozluźniony.
- Dagny mi o tym powiedziała. Chyba nie wierzysz w takie bajki?
- Nie, ale nagle do naszych drzwi zapukał brudny starzec. Jensine i Hugo byli przerażeni.
Poprosiłam Dagny, by zabrała dzieci do pokoju Pedera i Everta i zamknęła za sobą drzwi.
Johan zmartwiony zmarszczył brwi.
- Kim był ten mężczyzna?
- Cyganem, którego ścigała policja. Johan spojrzał na nią, nic nie rozumiejąc.
- Był tu Cygan? Dlaczego nie powiedziałaś o tym policji? Elise poczuła, że zbiera jej się na
płacz.
- Bo ten Cygan twierdzi, że nazywa się Stary Mathias i że jest moim dziadkiem.
2
W kuchni zapadła cisza.
Johan patrzył na nią z niedowierzaniem. Miał nadzieję, że Elise zaraz zacznie się śmiać i
powie, że ta historia to zwykły żart. Jednak zamiast tego po jej policzkach popłynęły łzy. Nawet nie
starała się ich powstrzymać.
Johan podsunął taboret i usiadł przy niej. Widziała, że zachowanie spokoju sporo go
kosztuje.
- Opowiedz mi wszystko od początku. Musiałaś się przesłyszeć. Skoro był tutaj Cygan i
powiedział ci, że jest twoim dziadkiem, to na pewno próbował cię oszukać.
Pokręciła głową.
- Wszystko, co mówił, było prawdą. Wiedział, że ojciec był marynarzem na pokładzie statku
„Elise" i że zmarł, bo źle czuł się w fabryce. Wiedział też, że matka miała na imię Jensine i pocho-
dziła z Ulefoss. Wiedział nawet to, że jej wuj mieszkał na rynku.
- Jak się dowiedział, że tutaj mieszkasz?
- Uciekł z Akershus po tym, jak ukradł jedzenie, aby przeżyć. W więzieniu poznał Lort-
Andersa, który z pewnością powiedział mu wszystko, co o nas wiedział. Lort-Anders nie mógł
jednak wiedzieć, że przeprowadziliśmy się z Hammergaten do Vøienvolden, o tym starzec musiał
się dowiedzieć gdzie indziej.
- Mówisz o nim starzec. Jeśli to naprawdę twój dziadek, to musi być bardzo stary. Cyganie
rzadko żyją tak długo.
- Też tak pomyślałam, ale ojciec był bardzo młody, kiedy przyszłam na świat, a jego matka
też musiała urodzić go w młodym wieku. Może ma jakieś sześćdziesiąt lat, ale wygląda na
starszego.
- Jak udało mu się uciec policji? Byli w kuźni i pytali, czy go widziałem.
Patrzyła na niego, błagając o zrozumienie.
- Skłamałam, że go nie widziałam. Dagny uwierzyła, że to duch, a ja wcale nie
wyprowadziłam jej z błędu. Niech tak dalej myśli.
- No ale jak zdołał się wymknąć? Deptali mu przecież po piętach.
- Pojawili się w zasadzie od razu po nim.
- Chcesz powiedzieć, że on nadal jest w gospodarstwie?
- Tak, w pokoju wuja Kristiana. Johan szeroko otworzył usta.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że ukryłaś go przed policją? Elise spojrzała na niego
zrozpaczona.
- Nie mogłam go zdradzić. A co, jeśli naprawdę jest moim dziadkiem? - Jej głos się załamał.
Johan odetchnął głęboko i westchnął.
- Czy wiesz, co to wszystko oznacza? Tu nie chodzi tylko o to, że jest Cyganem. Uciekł
przecież z więzienia, gdzie siedział za kradzież. Jest...
Nagle urwał, a na jego twarzy pojawiła się niepewność. Elise zrozumiała, dlaczego zamilkł.
Sam przecież siedział kiedyś w Akershus. Skazany za to samo przestępstwo! Pochylił głowę i
przetarł dłonią oczy.
- Przepraszam, Elise.
Wstała i pogładziła go po policzku.
- Oboje już prawie o tym zapomnieliśmy. Poza tym, waszych przypadków nie można
porównywać. Zrobiłeś to, by uratować życie Anny.
- A on zrobił to, by ratować własne.
- I tak widzę wielką różnicę. Zajrzysz ze mną do niego?
Skinął głową i wstał. Oboje skierowali się w stronę pokoju.
Wciąż stał w tym samym miejscu.
- To Johan, mój mąż. Wszystko mu powiedziałam.
Światło w lampce zaczęło migotać i gasnąć. Zapomniała dolać parafiny. Gasnący płomień
skąpał pomieszczenie w półmroku. Mężczyzna wyglądał jeszcze bardziej przerażająco.
- Więc jesteś dziadkiem Elise?
Głos Johana brzmiał obco. Widziała, jak bardzo starał się ukryć niechęć.
- Nazywam się Mathias Løvlien i jestem ojcem Małego Mathiasa, jej ojca. Nie masz może
jakiejś starej koszuli, którą mógłbym pożyczyć?
W tej samej chwili zgasła lampa i pokój utonął w mroku.
- Johanie, czy mógłbyś dolać parafiny do lampy? Ja znajdę jakieś ubranie. W przedpokoju
wiszą stare rzeczy po ludziach, którzy mieszkali tutaj przed nami.
- To ty napełnij lamę, ja zaczekam.
Zrozumiała, że nie ufał mężczyźnie i nie chciał, by została z nim sama. Najwyraźniej wciąż
nie mógł uwierzyć, że to jej dziadek.
Nie chciała ich zostawiać. Co jeśli Johan miał rację? Może to wcale nie jest jej dziadek,
tylko przestępca, który jakimś sposobem zdołał zebrać o nich tyle informacji? Nigdy nie zyska
całkowitej pewności. Może przyszedł ich okraść albo zrobić coś jeszcze gorszego?
Kiedy wyszła, usłyszała, że cicho o czymś rozmawiają.
Jensine i Hugo nie domyślili się, że w domu przebywał ktoś obcy. Dzięki Bogu, że Dagny
uwierzyła w ducha, pomyślała po raz kolejny Elise. Bała się jednak, że po powrocie do domu
dziewczynka mogła zmienić zdania. Co jeśli opowie matce, czego była świadkiem? Wieść o
zbiegłym Cyganie mogła się już roznieść po okolicy i dotrzeć także do matki dziewczynki. Po-
licjanci na pewno zapukali do wszystkich drzwi na ulicy. Teraz wszyscy chłopcy z całego Sagene
na pewno ścigali zbiega.
Co powinna powiedzieć Pederowi i Evertowi, kiedy wrócą? Dobroduszny Peder na pewno
będzie współczuł dziadkowi, ale czy można mu zaufać, że nikomu o nim nie powie? Niełatwo było
dotrzymać tak wielkiej tajemnicy.
A co powie właściciel fabryki, kiedy się dowie, że udzieliła schronienia Cyganowi? I że jej
dziadek jest włóczęgą? Sam jest potężnym mężczyzną, cieszącym się wielkim szacunkiem w Sa-
gene i całej Kristianii. Nie mówiąc już o tym, co pomyśli jego żona, elegancka kobieta obracająca
się wśród najznamienitszych rodów zachodniej części miasta.
Zadrżały jej ręce i rozlała trochę parafiny na gazetę, którą podłożyła pod lampkę. Poczuła
jednak ulgę, słysząc, że Jensine i Hugo spokojnie bawią się w pokoju Pedera i Everta. Dzieci
najwyraźniej zapomniały już o burzy i wizycie nieznajomego.
Wzięła ze sobą szmatę, by wytrzeć kałużę. Z przedpokoju zabrała starą koszulę roboczą i
spodnie, które tam wisiały, odkąd się wprowadzili.
Kiedy wróciła do pokoju, mężczyzna wciąż stał w tym samym miejscu. Johan opierał się o
ścianę przy oknie. Zła pogoda nie dawała za wygraną. Deszcz zacinał o szyby, a na dworze pa-
nowały egipskie ciemności.
Podała mężczyźnie ubranie.
- Poszukam w komodzie jakiejś bielizny. - Przeniosła wzrok na Johana. - Mogę mu coś
pożyczyć?
Wiedziała, że Johan ma tylko jeden komplet na zmianę, ale może uda jej się wysuszyć
bieliznę nieznajomego, nim ten opuści ich dom. Najwyżej dołoży więcej drewna do pieca i nagrzeje
bardziej niż zwykle.
Johan się zgodził, choć nie wyglądał na szczególnie zadowolonego. Czyżby wciąż uważał
mężczyznę za oszusta?
Wytarła mokrą kałużę i wyszła z pokoju, by starzec mógł się przebrać. Lampkę zostawiła w
środku.
Kiedy tylko znalazła się w kuchni usłyszała kroki na zewnątrz i chłopięce głosy. Boże,
Peder i Evert już wrócili do domu!
- Elise, słyszałaś? - Peder przemoczony z zapałem wbiegł do środka. - Stary Cygan uciekł z
Akershus i był widziany na ulicy Maridalsveien! Okradał jedno gospodarstwo za drugim poza
miastem, a teraz zjawił się z Kristianii!
- Nie możesz nikomu otwierać drzwi! - dodał zdyszany Evert. - Myślę, że powinniśmy
pozamykać wszystkie wejścia na klucz. Gdzie są Jensine i Hugo? - zapytał przestraszony.
- Bawią się w swoim pokoju, ale wkrótce położę ich spać. Wy też musicie szybko się
położyć. Jutro rano idziecie przecież do szkoły.
Peder spojrzał na nią, jakby nic nie rozumiała.
- Nie słyszałaś, co powiedziałem? Na Maridalsveien grasuje niebezpieczny Cygan!
- Czy ja i Peder musimy kłaść się tak wcześnie jak Jensine i Hugo? - zapytał Evert z
wyraźną pretensją. - Nie jesteśmy już dziećmi.
- Nie, ale dużo czasu spędzacie w szkole, na odrabianiu lekcji i w pracy. Poza tym burza
może zacząć się na nowo, a wtedy ciężko wam będzie zasnąć.
Evert się roześmiał.
- Myślisz, że boję się burzy?
Elise otworzyła drzwi pieca i dołożyła dwie spore szczapy drewna.
- Przygotuję wam ciepłą kaszę na mleku. Zdejmijcie mokre ubrania, bo się przeziębicie.
Zrobili, o. co prosiła, a ona tymczasem poszła po Hugo i Jensine. Musiała zmusić całą
czwórkę, by położyli się do łóżek. Peder i Evert nie mogli odkryć obecności dziadka. W każdym
razie nie wcześniej, niż zyskają pewność, że to naprawdę członek jej rodziny.
Na szczęście Hugo i Jensine nie marudzili i nie mieli nic przeciwko położeniu się spać.
Przed pójściem do łóżek posadziła najmłodsze pociechy na nocniku a na dobranoc dała im po
kromce chleba. Jednocześnie przez cały czas miała nadzieję, że nieznajomy będzie zachowywał się
na tyle cicho, by żadne z dzieci nie domyśliło się, że w domu jest ktoś obcy.
- Czy Johan jest w kuźni? - zapytał nagle Evert. Skinęła głową.
- Chce skończyć ostatnie zlecenie, nim przyjdą odbiorcy.
- Myślałem, że mieli dziś przyjść.
- Tak, taki był plan, ale burza z pewnością ich powstrzymała. Peder powiesił mokre ubrania
na sznurze nad piecem.
- Mam jeszcze jedno zadanie do odrobienia.
- Odrobisz je jutro rano. Mogę cię nieco wcześniej obudzić.
- Dlaczego nie mogę zrobić tego teraz? Nie jestem zmęczony.
- Ale ja jestem, a wiesz, że potrzebna ci pomoc. Zauważyła, że zrobiła niecierpliwa i
nerwowa.
- Dlaczego jesteś dziś taka wściekła? Chyba nawet nie słyszałaś, co ci powiedzieliśmy
Wcale cię to nie zainteresowało, choć może nam grozić niebezpieczeństwo.
Słuchała tylko połowicznie.
- Że co?
- Jeszcze raz powtarzam, że z Akershus uciekł złodziej i był widziany na Maridalsveien,
czyli niedaleko naszego domu! - powiedział Peder i spojrzał na nią z wyrzutem.
- Nie ośmieli się tutaj przyjść. Przecież mieszka tu Eugen Berge.
- A niby dlaczego nie? Na zewnątrz jest ciemno jak w nocy. Nikt nie zauważy, jak będzie
przebiegał przez podwórze. Może zakradnie się do Johana i odrąbie mu głowę! A my nawet nie
usłyszmy jego krzyku.
- Przestań już fantazjować, Pederze. To tylko zwykły Cygan, który ukradł jedzenie, żeby
przeżyć.
- Skąd wiesz? Wzruszyła ramionami.
- Zazwyczaj tak bywa. Nie mają pracy, a tym samym pieniędzy na jedzenie. Tylko kradnąc,
mogą przeżyć.
Peder spojrzał na nią zdumiony
- Chcesz przez to powiedzieć, że miał prawo kraść? Może zabrał coś jakiejś biednej
kobiecie, która sama musi walczyć o każdy kawałek chleba?
- Oczywiście, że nie to chcę powiedzieć. Chcę ci tylko wytłumaczyć, że niekoniecznie jest
niebezpieczny. Ty tylko zwykły Cygan. Tacy już się rodzą. Wszyscy ich traktują jak żebraków,
złodziei i oszustów.
Evert spojrzał na nią.
- Żona stróża w szkole powiedziała, że to nie ich wina. Ona twierdzi, że nikt nie chce dać im
pracy. Są wypędzani z jednej wioski do drugiej. Ludzie urządzają na nich nagonki i traktują ich jak
przestępców. Cyganie nie mogą chrzcić swoich dzieci ani brać ślubu w kościele. Co mają więc
robić?
Elise słuchała go ze zdumieniem. Sama powinna porozmawiać kiedyś z żoną stróża. Kobieta
najwyraźniej wiedziała o wiele więcej o Cyganach niż ona.
Peder przyniósł ze swego pokoju starą piżamę. Odwrócił się i szybko ją nałożył. Wszedł już
w ten wiek, kiedy człowiek zaczyna wstydzić się swojej nagości. Pamiętała, że Kristian zrobił się
wstydliwy dużo wcześniej niż on.
Hugo i Jensine wreszcie byli gotowi by położyć się spać. Wzięła dziewczynkę na ręce i
popędziła Hugo do pokoju.
- Powiedzcie dobranoc Pederowi i Evertowi! - Starała się powiedzieć to miłym i radosnym
głosem, jak co wieczór, ale nie bardzo jej wyszło.
Dzieci były zmęczone całodzienną zabawą. Skuliły się pod kołdrą i ziewały, kiedy
odmawiała wieczorną modlitwę. Potem pocałowała je w policzki i cicho wyszła. Odczuła wielką
ulgę, kiedy nie protestowały. Na szczęście z pokoju obok nie dochodziły żadne dźwięki.
- Teraz wasza kolej, chłopcy. Do łóżek!
- Nie zjedliśmy jeszcze kaszy!
Usiedli przy kuchennym stole i zaczęli jeść.
Kiedy tylko upewni się, że Jensine i Hugo zasnęli, przemknie się przez ich pokój i zabierze
mokre ubrania dziadka. Ubrania Pedera i Everta będą musiały zaczekać.
Zastanawiała się, co Johan robi w pokoju z nieznajomym. Początkowo nie chciał zostawić
obcego samego, a potem, kiedy domyślił się, że Peder i Evert wrócili, nie mógł już wyjść. Teraz
musiał tam zostać do chwili, kiedy dzieci zasną. Na pewno słyszał, kiedy mówiła chłopcom, że
wciąż jest w kuźni.
Zaczynała tracić cierpliwość. Żeby tylko Evert i Peder szybko skończyli!
- Kiedy zjecie, idźcie natychmiast do łóżek. Zajrzę do was, żeby powiedzieć dobranoc.
Peder spojrzał na nią znad miski z kaszą.
- Do licha, ale dziś zrzędzisz!
- Jestem zmęczona i chcę się położyć.
- Przecież nikt ci nie zabrania. Evert i ja możemy zgasić lampę.
- Muszę zaczekać na Johana, żeby mu przygotować coś do jedzenia. Biedak pracuje cały
dzień.
Evert wstał i włożył miseczkę do balii z brudnymi naczyniami.
- Chodź, Pederze. Nie rozumiesz, że Elise jest zmęczona? Peder szybko wstał, podbiegł do
niej boso i objął ją.
- Przepraszam, Elise. Nie chciałem być niegrzeczny. Nie rozumiałem tylko, dlaczego tak
dziwnie się zachowujesz, ale teraz już wiem.
Pogłaskała go po grzywce i spojrzała pytająco.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Pochyl głowę, to powiem ci na ucho!
Pochyliła się, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego Peder nie zaczął szybciej rosnąć.
Większość chłopców w jego wieku była o wiele wyższa.
- Nie chciałaś słuchać o Cyganie, bo wiesz, że ojciec naszego ojca był Cyganem, prawda?
Skinęła głową i uścisnęła go.
- Masz rację - szepnęła. - Właśnie dlatego nie chciałam o nim rozmawiać.
Poszła do pokoju chłopców, zmówiła z nimi pacierz i pocałowała ich na dobranoc.
Wiedziała, że kiedyś przestaną jej na to pozwalać, ale póki co cieszyła się, że wciąż może to robić.
Kristian od dawna nie zgadzał się, żeby go całować, ale Peder i Evert nie byli tacy jak inne dzieci w
ich wieku.
Wreszcie przemknęła cicho przez pokój Jensine i Hugo. Dzieci oddychały równo i
spokojnie. Najwyraźniej zasnęły ód razu po tym, jak wyszła.
Zdziwiła się, kiedy zobaczyła, że Johan i mężczyzna siedzą obok siebie na skraju łóżka.
Starzec miał na sobie suche ubrania. Zdążył zdjąć przemoczone buty, który stały teraz obok.
Spojrzała na Johana.
- Może znajdą się także jakieś suche skarpety?
Johan wstał i podszedł do komody. Wiedziała, że miał tylko jedną parę skarpet na zmianę,
ale miała nadzieję, że teraz kiedy dołożyła do pieca, ubrania mężczyzny szybko wyschną. Wzięła ze
sobą przemoczone rzeczy i ruszyła w stronę drzwi.
- Dam wam znać, kiedy Peder i Evert zasną.
Póki co mokre ubrania chłopców powiesiła na krześle. Musiała przede wszystkim wysuszyć
ubranie dziadka.
W piecu płonął duży ogień, ale mimo to dodała jeszcze trochę drewna. Musiała mocno
napalić. Słyszała, że chłopcy cicho rozmawiają. Wydawali się pobudzeni, chwilami słychać było
ich śmiech. Czy to uciekinier z Akershus sprawił, że tak trudno było im zasnąć, czy może zbyt
wcześnie posłała ich do łóżek?
Posprzątała po dzieciach i wytarła stół. Obcy pewnie od dawna nic nie jadł. Na szczęście
zostało sporo mleka. Może przygotuje mu porządną kaszę na mleku.
W szafce znalazła kawałek masła. Poczęstuje nim mężczyznę, a dzieciom na śniadanie poda
chleb z tranem. Chłopcy nienawidzili tranu. Twierdzili, że przykleja im się do podniebienia.
Póki jednak Johan nie dostanie zapłaty za swoje prace, muszą uważać z wydatkami.
Wiedziała, że muszą żyć skromnie, ale starzec, który nie jadł cały dzień, a może i kilka dni, musi
zjeść coś sycącego.
Wreszcie w pokoju chłopców zapanowała cisza. Stanęła przy drzwiach i nasłuchiwała.
Zasnęli. Cichutko przemknęła przez pokój Jensine i Hugo. Ku swemu zaskoczeniu zobaczyła, że
Johan i mężczyzna wciąż siedzieli obok siebie. Starzec miał na nogach nowe, ciepłe, wełniane
skarpety Johana.
- Dzieci śpią. Ugotowałam dla was kaszę.
Wstali bez słowa i w ciszy przeszli za nią do pokoju.
Nakryła stół jak najdalej od kuchni i pokoju chłopców. Wyjęła świece i sok z czerwonej
porzeczki, który dostała od pani Børresen, a na środku stołu postawiła cukier i masło.
- Proszę, częstujcie się. Przypuszczam, że obaj jesteście głodni. Starzec jadł tak łapczywie,
jakby od tygodni nie miał nic
w ustach. Johan zerknął na niego, a potem wymienił spojrzenie z Elise. Przez dłuższą chwilę
milczeli.
Kiedy mężczyzna zaczął jeść wolniej, zwróciła się do niego. - Powiedz, proszę, dlaczego
siedziałeś w więzieniu i dokąd masz zamiar się udać.
Podniósł wzrok.
- Gdzie mam zamiar się udać? Dobry Jezu, przecież dopiero przyszedłem.
- Policja cię ściga. Nie możesz tutaj zostać. Spojrzał na nią swoimi czarnymi oczyma.
- Dlaczego nie? Jesteś przecież córką mojego syna, więc jestem twoim dziadkiem. Teraz
znalazłem dom. Nikt nie będzie mógł mi zarzucić, że nie mam stałego miejsca zamieszkania czy jak
to zwą.
Elise bezradnie spojrzała na Johana. Teraz to on przemówił.
- Siedziałeś w więzieniu, bo popełniłeś przestępstwo, prawda? Nie dlatego, że jesteś
Cyganem. Dopuściłeś się kradzieży.
Starzec wzruszył ramionami.
- Trochę jedzenia tu i ówdzie. Miałem umrzeć z głodu?
- Myślę, że powinieneś zgłosić się na policję, odsiedzieć karę, a potem spróbować znaleźć
pracę. To nie takie trudne, jak ci się zdaje. Słyszałem, że są wolne posady w fabryce gwoździ. W
młynie Bjølsen także. Mimo wieku wydajesz się silny. Na pewno im się przydasz.
Dziadek uśmiechnął się pogardliwie.
- Słyszałeś, by jakiś Cygan pracował przy maszynie? Nie wiesz, jak skończył Mathias?
Zachorował i zmarł, bo nie był dłużej w stanie mieszkać w szczurzej norze z czwórką
rozwrzeszczanych bachorów, zrzędliwą żoną i pracować w fabryce.
Elise poczuła, że czerwieni się ze złości. To matka, Hilda i ona stały przy maszynach
dwanaście godzin na dobę, nie ojciec. On przepijał większość z tego, co zarobiły, i zabawiał się z
ulicznicami.
- Zrobisz, co zechcesz. - Johan mówił spokojnie. - Sam siedziałem w więzieniu. Jeśli
będziesz zachowywał się przyzwoicie, możesz zyskać ograniczenie kary, ale Elise ma rację, nie
możesz tutaj zostać. To, że jesteś jej dziadkiem, niczego nie zmienia. Kiedy właściciel fabryki, do
którego należy gospodarstwo, dowie się, że tutaj jesteś, od razu zgłosi to na policję. Tak samo
postąpi dzierżawca i jego żona. Zajmują się działalnością misyjną. Dziś wieczorem także mają tutaj
spotkanie. Pewnie słyszałeś o organizacji, która nazywa się Norweska Misja na rzecz Bezdomnych?
Jej przywódca, pastor Jacob Walnum, twierdzi, że praca jest obowiązkiem, a jej zaniedbywanie
zbrodnią i pasożytnictwem. Rozumiesz więc, że pozostanie w Vøienvolden nie byłoby najroz-
sądniejszym posunięciem.
Elise się zastanowiła. Dzisiejsze spotkanie Børresenów nie miało nic wspólnego z misją.
Starzec niespokojnie wyjrzał za okno.
- Ale mogę tutaj chociaż przespać noc? W taką pogodę nikogo nie powinno się wyrzucać za
drzwi.
Elise spojrzała na Johana. Czyżby chciał wyrzucić obcego na taką ulewę? Tym bardziej, że
nie miał się gdzie podziać. Johan spojrzał jej w oczy.
- Dziś w nocy może spać w łóżku wuja Kristiana, ale skoro świt ma niezauważony
przemknąć przez podwórze.
Z wdzięcznością skinęła głową.
3
Niewiele spała tej nocy. Przerażała ją myśl, że w sąsiednim pokoju śpi Cygan. Choć od
zawsze wiedziała, że jej dziadek jest jednym z nich, bała się włóczęgów nie mniej niż inni.
Ponieważ w domu nigdy nie rozmawiali o rodzinie ojca, rzadko zastanawiała się nad tym, czy
plotki krążące o Cyganach dotyczą po części także jej. W szkole słyszała, że matki i dzieci często
uciekały z gospodarstw i wiosek ze strachu przed Cyganami.
Wszyscy odczuli ulgę, kiedy w życie weszło nowe prawo wymierzone przeciwko
włóczęgom. Teraz nie mogli już wędrować z miejsca na miejsce, nie mając pracy i stałego miejsca
zamieszkania. Zdaniem ludzi to niesprawiedliwe, że niektórzy nie pracują, podczas gdy inni trudzą
się, aby przeżyć. Poza tym Cyganie byli brudni. Zadrżała. Niedokładnie przyjrzała ubrania
mężczyzny, które powiesiła nad piecem, choć czuła, że nie pachniały najlepiej. Może były pełne
pcheł i wszy? Nie powinna była prosić Johana, by pozwolił mu u nich nocować. Johan wyczytał z
jej oczu, czego chciała i od razu ustąpił. Starzec był przecież jej dziadkiem.
Teraz ryzykowali, że jutro rano ktoś go odkryje. Jeśli tak się stanie, niedługo do ich drzwi
zapuka policja.
Hilda i jej mąż pewnie też od razu się dowiedzą. Jak przyjmie to kierownik fabryki?
Najpierw ożenił się z prostą pracownicą, która miała ojca pijaka i chorą na gruźlicę matkę, a teraz,
jakby tego było mało, okaże się, że jej dziadek jest Cyganem. Będzie poruszony, wściekły i tak
zawstydzony, że z pewnością zacznie zastanawiać się nad przeprowadzką. Być może wystąpi nawet
o rozwód.
Ostrożnie przewróciła się na drugi bok. Miała wrażenie, że obeszły ją pchły. Łóżko było
wąskie. Wczoraj wieczorem przytuliła się do Johana, ale teraz miała wrażenie, że nie może oddy-
chać. Jej ciało było obolałe od zbyt długiego leżenia w jednej pozycji, ale nie chciała się poruszyć,
żeby nie zbudzić męża.
Kiedy dziewczęta pójdą rano do obory, by wydoić krowy, poprosi mężczyznę, żeby sobie
poszedł. Dojenie trwało dość długo, o tej porze wszyscy jeszcze spali i nikt nie powinien go
zobaczyć. Peder i Evert też pewnie nic nie usłyszą, a nawet jeśli, to pomyślą, że to może Elise pali
w piecu i parzy Johanowi kawrę.
Gorzej będzie, jeśli obudzą się Jensine i Hugo. Ta dwójka często wcześnie wstawała. Jeśli
tak się stanie, Johan będzie musiał się nimi zająć. Ona w tym czasie przygotuje mężczyźnie
prowiant i ciepłą kawę. Planowała dać mu na drogę kilka koron. Pieniądze powinny mu wystarczyć
na jakiś czas. Może będzie mógł nawet kupić bilet na pociąg, by wyjechać jak najdalej od
Kristianii.
Czy ojciec nie wspomniał kiedyś o miejscowości Eidsberg niedaleko Smålenes?
Przypomniała sobie, że kiedyś wieczorem rodzice się kłócili i choć ojciec nie był wtedy tak pijany i
hałaśliwy jak zazwyczaj, to i tak odczuwała strach. Leżała za ścianą, nasłuchując, przygotowana na
najgorsze. Wydawało jej się, że ojciec mówił coś o gospodarstwie Rud w Eidsbergu. O Smålene
także wspomniał. Może to stamtąd wywodziła się jego rodzina? Nie wiedziała, dlaczego o tym
rozmawiali, ale przypuszczała, że matka skrytykowała jego rodzinę za ich styl życia. Może ojciec
starał się jej coś udowodnić, wspominając miejsce, w którym przez jakiś czas mieszkali na stałe?
Jutro, zanim mężczyzna wyjdzie, może go o to zapytać. Może właśnie tam zamierzał się
udać? Swoją drogą przekonywanie go, by sam zgłosił się na policję, było nieporozumieniem. Jak
Johan w ogóle mógł wyjść z taką propozycją? Powinien wiedzieć, że sugerowanie takiego
rozwiązania włóczędze jest pozbawione sensu. Jeśli jednak starcowi uda się dostać w miejsce, które
zna, może zdoła znaleźć jakąś pracę? Cyganie słynęli z tego, że byli świetnymi rzemieślnikami i
doskonale radzili sobie w obróbce metalu. Słyszała, że potrafili naprawiać zegary i wytapiali piękne
noże, poza tym mieli podejście do koni. Dając mu kilka koron, dawała mu nową szansę.
Ta myśl ją uspokoiła. Wreszcie poczuła nadchodzący sen. Powoli zaczęła zapadać się w
słodką beztroskę. Wszystkie złe myśli gdzieś zniknęły.
Obudziła się, gdy usłyszała hałas w sąsiednim pokoju. Od razu pomyślała o mężczyźnie.
Szybko wstała. Johan, Jensine i Hugo twardo spali. Ubrała się pospiesznie, najciszej jak mogła
otworzyła szufladę komody i wyjęła kopertę z pieniędzmi. Przez chwilę walczyła ze sobą. Ile mógł
potrzebować i ile mogłaby mu dać, aby nie pozbawić rodziny niezbędnych środków do życia?
Wreszcie podjęła decyzję. Włożyła banknoty do kieszeni fartucha i wymknęła się do kuchni. Tam
w ciemności wymacała pudełko zapałek, zapaliła lampę i zaczęła rozpalać w piecu.
Z pokoju Pedera i Everta nie dochodziły żadne dźwięki. Miała nadzieję, że chłopcy jeszcze
trochę pośpią. Usłyszała brzęk kanek i przyciszoną rozmowę dziewcząt, które zmierzały do obory,
by wydoić krowy.
Oby tylko udało jej się wyprawić starca, nim gospodarstwo się zbudzi!
Musiała przede wszystkim przygotować mu tobołek z jedzeniem i kawę. Dotknęła ubrań na
sznurze. Jeszcze nie wyschły. Ubrania Pedera i Everta też nie. Musi powiesić je teraz nad piecem,
bo chłopcy nie mieli nic na zmianę.
Kiedy już miała dołożyć drewna do pieca, usłyszała, że zaskrzypiały drzwi, a gdy się
odwróciła, zobaczyła mężczyznę, który zakradał się do pokoju. Szybko podała mu buty, które po-
przedniego wieczoru postawiła przy piecu.
- Przygotowałam ci coś do jedzenia, a teraz gotuję kawę - szepnęła. Potem wsadziła rękę do
kieszeni fartucha i wręczyła mu trzydzieści koron. Było to prawie tyle, ile zarabiała jako sekretarka
w biurze kierownika fabryki Paulsena. Mogła wydać te pieniądze inaczej, bo potrzeb mieli sporo.
Musiała kupić chłopcom buty na zimę i nowe ubrania dla Johana. Na szczęście dla nich, właśnie
teraz, kiedy Johan czekał na pieniądze za swoją pracę, a ona na wypłatę honorarium z
wydawnictwa, udało im się tanio zamieszkać w gospodarstwie.
Starzec wziął pieniądze bez najmniejszych oznak skrępowania czy wdzięczności. Wsadził je
do kieszeni, a potem pochylił się, by włożyć buty. Już miała mu powiedzieć, żeby oddał skarpety
Johana, ale kiedy przed chwilą sprawdzała, czy ubrania wyschły, odkryła w jego skarpetach wielkie
dziury.
Kawa się zagotowała i Elise podeszła do kuchenki. Kiedy przelała kawę do małej, starej
kanki na mleko i podała ją mężczyźnie, uśmiechnęła się i szepnęła:
- Pomyślałam, że mógłbyś kupić bilet na pociąg i wyjechać daleko od miasta. Nie masz
krewnych w Eidsbergu?
Spojrzał na nią zdumiony.
- Skąd wiesz?
- Wydaje mi się, że ojciec kiedyś o nich opowiadał. Wzruszył ramionami.
- Mam ważniejsze rzeczy do roboty. - Uśmiechnął się szeroko. - Twój mąż powinien
słuchać Lort-Andersa. Policja nie znalazła całego łupu, który ukrył.
Nic nie rozumiejąc, zmarszczyła czoło.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie słyszałaś o łupie? Spinkach, pierścieniach i łańcuszkach z najczystszego złota?!
- Wtedy kiedy Johan stał na czatach i został złapany? Znów się roześmiał.
- Tak, złapany, ale gdzie podziały się rzeczy, które ukradli?
Kiedy to powiedział, zdjął kurtkę ze sznura i ruszył w stronę drzwi. Otworzył je i zniknął w
ciemności bez słowa podziękowania.
Elise pobiegła do okna i wyjrzała. Na szczęście w żadnym oknie nie paliło się światło, a na
dworze nie było żywej duszy.
Nagle drzwi się otworzyły i do kuchni wszedł zaspany Peder.
- Słyszałem jakiegoś mężczyznę! Może to Cygan!
- Musiało ci się coś przyśnić. Wracaj do łóżka. Nie musisz jeszcze wstawać.
Peder się wykrzywił.
- Dlaczego tak tu śmierdzi? - Spojrzał na sznur. - Czy to spodnie Johana tak śmierdzą?
- Ale bzdury wygadujesz. To stare ubrania, które znalazłam na korytarzu. Próbowałam je
uprać, ale na niewiele to się zdało.
Peder znów się wykrzywił.
- Czy to ubrania Maren, tej, która mieszkała tutaj przed nami? Wydaje mi się, że to męskie
spodnie.
- Może zostały po jej mężu, który zmarł wiele lat temu.
- Czy ona nigdy nie prała jego ubrań? Do kuchni wszedł Evert, równie zaspany.
- Była tutaj policja?
- Policja? Dlaczego?
- Słyszałem nieznajomy męski głos. Dlaczego tak tu śmierdzi? Peder odpowiedział w jej
imieniu.
- Elise wyprała ubrania po mężu starej Maren, ale okazały się tak brudne, że się poddała.
Tobie też przyśnił się Cygan, Evercie?
Evert pokręcił głową.
- Nie, nic mi się nie śniło. Nie spałem. Słyszałem, jak coś mówił. Albo był w kuchni, albo
tuż za drzwiami domu.
- No to nie pójdę do szkoły. To zbyt niebezpieczne!
- Zgadzam się z tobą.
- Myślę, że macie zbyt bujną fantazję, chłopcy. Skoro już wstaliście, to się ubierzcie. Wasze
ubrania jeszcze są trochę mokre, ale doschną, kiedy będzie jeść śniadanie.
Otworzyły się drzwi drugiego pokoju i do kuchni wszedł ubrany Johan. Spojrzał pytająco na
Elise.
- Evert i Peder twierdzą, że przed chwilą słyszeli jakiś męski głos - powiedziała, odwracając
wzrok. Zaczęła nakrywać do stołu. - Przestraszyły ich plotki o Cyganie, który rzekomo zbiegł z
Akershus i obojgu się przyśnił.
Peder i Evert protestowali przyciszonymi głosami.
- To wcale nie był sen! - Głos Pedera był wyraźnie zagniewany. - Słyszałem go i Evert też.
Nie fantazjowaliśmy! Albo jesteś głucha, albo nie do końca się obudziłaś!
Johan się wtrącił.
- Pederze! Nie mów tak do Elise.
- Przepraszam. - Peder się zawstydził. - Ale to prawda. Przysięgam! Obaj go słyszeliśmy.
- Pewnie ktoś chodził po podwórzu. Nikt nie mógł wejść do środka. Przecież na noc
zamknęliśmy drzwi na klucz, prawda Elise?
Elise z wdzięcznością skinęła głową. Johan musiał wszystkiego się domyślić.
Nagle w pokoju Jensine i Hugo rozległ się płacz.
- Pederze, przyprowadź, proszę, dzieci. Ubiorę je tutaj, bo tu jest ciepło.
Peder zrobił, o co prosiła.
Po chwili wszyscy zasiedli do śniadania. Elise nie miała już chleba ani mleka, więc zjedli
owsiankę na wodzie.
- Nie mam już chleba, więc nie mogę przygotować wam drugiego śniadania.
Evert spojrzał na nią zaskoczony.
- Wczoraj wieczorem widziałem, że mieliśmy jeszcze prawie cały bochenek.
- Musiało ci się przewidzieć.
Miała wyrzuty sumienia, że musiała ich okłamywać.
Poczuła wielką ulgę, kiedy chłopcy wreszcie pobiegli do szkoły.
Johan przygotowywał się do wyjścia, a ona miała nadzieję, że uda jej się trochę popisać,
kiedy przyjdzie Dagny, o ile w ogóle przyjdzie.
- Przygotowałam mu paczkę z jedzeniem i kawę - wyjaśniła Johanowi, kiedy chłopcy
wyszli. - Poza tym zrobiłam coś, za co być może się na mnie rozgniewasz. Dałam mu trzydzieści
koron.
Johan szeroko otworzył oczy.
- Trzydzieści koron? Dlaczego to zrobiłaś? Siedząc w Akershus, nie będzie potrzebował
pieniędzy.
- Wiesz przecież, że nigdy z własnej woli nie zgłosi się na policję.
- Dać mu coś do zjedzenia i schronienie przez jedną noc to jedno, ale ty dałaś mu dużo
pieniędzy, Elise. Chłopcy potrzebują ubrań i butów na zimę. Ty także. Mam nadzieję, że odzyskałaś
chociaż moje nowe skarpety?
Poczuła, że się zaczerwieniła.
- Bardzo mi przykro, Johanie.
Podszedł do sznura, na którym suszyły się ubrania.
- Śmierdzą. Poza tym są na nich pchły i wszy. Wyrzuć je!
- Wyrzucić? - Spojrzała na niego przerażona. - To ubrania, Johanie.
- Są znoszone, a tego smrodu nigdy się nie pozbędziemy. Powiedział, dokąd zamierza się
udać?
- Zaproponowałam, by pojechał pociągiem do Eidsberga. Wydaje mi się, że ma tam
dalekich krewnych.
- I co on na to? Znowu się zaczerwieniła.
- Nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Mamrotał coś o tym, że powinieneś był słuchać Lort-
Andersa i że policja nie odnalazła tego, co ukrył.
Johan spojrzał na nią.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że ma zamiar szukać tego, co Lort-Anders ukrył prawie pięć
lat temu?
- Nie wiem, co miał na myśli. Szybko wyszedł, nie dziękując za pomoc. Bardzo mi przykro,
Johanie. Nie powinnam była mu pomagać, ale nie mogłam przestać myśleć o tym, że to mój dzia-
dek i że kiedyś był pewnie dobrym człowiekiem. Mama mówiła, że mój ojciec też kiedyś taki był.
Uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
- Jesteś dobrym człowiekiem, Elise. Damy sobie radę bez tych trzydziestu koron. Może wuj
Kristian kupi moją rzeźbę. Bogaci ludzie, którzy wczoraj byli w moim warsztacie, nie okazali nią
zainteresowania.
Spojrzała na niego ze współczuciem. Jak mogli nie docenić takiego dzieła sztuki? Tylko
dlatego, że Johan nie zyskał jeszcze sławy, i dlatego, że jego rzeźba przedstawiała ubogą
pracownicę, odwrócili się do niego plecami!
- Zabiorę dzieci i pójdę do sklepu Magdy na rogu, by kupić chleb i coś do niego. Pani
Børresen z pewnością ma dla nas trochę mleka, choć pewnie będzie trochę krzywo na nas patrzeć
przez to, że nie było nas na wczorajszym spotkaniu.
Uśmiechnął się, potem ubrał kurtkę i wyszedł.
Elise posprzątała ze stołu, a potem poszła do pokoju po pieniądze. Jeśli od razu wyjdzie do
sklepu, będzie miała więcej czasu na pisanie, kiedy przyjdzie Dagny.
Energicznie wysunęła szufladę i wyjęła kopertę. Jej serce stanęło. Koperta była pusta!
4
Kristian z niepokojem rozejrzał się dokoła. Na szczęście na zewnątrz panował mrok. W dole
ulicy słabo świeciła jedna gazowa latarnia.
- Kiedy się spostrzegą, że nie ma mnie w środku, pewnie zrozumieją, że uciekłem, a wtedy
zaczną mnie szukać.
- Zmuszą cię do powrotu do domu? I już nie pozwolą ci tutaj przychodzić? - Dziewczyna
wydawała się przerażona.
Kristian skinął głową.
- Kierownik fabryki jest mężem mojej siostry. - Kristian starał się mówić ładnie tak, jak
robią to ludzie po drugiej stronie rzeki. - Mogę mieszkać u nich za darmo i nie muszę pracować po
szkole. Dzięki temu mam więcej czasu na odrabianie lekcji.
- A więc są dla ciebie dobrzy. W takim razie, dlaczego zabraniają ci zbliżyć się do Boga?
Myślę, że powinieneś powiedzieć o tym naszemu nauczycielowi, Albertowi Lundemu. Może on
zgodzi się z nimi porozmawiać i uświadomi im, jaki grzech popełniają, trzymając cię z dala od
naszej wspólnoty.
- To bez sensu. Mąż mojej siostry chodzi do kościoła. Złapał się na tym, że mówi mniej
starannie, nie tak, jak powinien. Ruszyła w dół ulicy, a on poszedł za nią. Nie wiedział, dokąd idą.
Czyżby chciała go przedstawić rodzicom? Taki wstyd! Nigdy wcześniej nie poszedł z żadną
dziewczyną do jej domu. W każdym razie od wielu lat, kiedy to bawił się z dziewczętami z są-
siedniego gospodarstwa.
Nie znał okolicy, w której się znaleźli. Szli w dół Hausmannsgate. Jako pomocnik woźnicy
jeździł głównie w rejonie mostu Beier. Teraz bacznie się rozglądał, na wypadek gdyby musiał
szukać drogi do domu, o ile w ogóle ośmieli się wrócić do Hildy i Paulsena. Może powinien pójść
do Vøienvolden i poprosić Elise, by przyjęła go z powrotem? Choć to, że żyła w grzechu z drugim
mężem, bardzo utrudniało sprawę.
Kiedy znaleźli się po drugiej stronie rzeki, dziewczyna skręciła w lewo w Lakkegata.
Zdziwił się. Czyżby mieszkała w jednym z tak zwanych wilczych gospodarstw? Nie wyglądała na
taką. Nie mówiła jak ludzie z tej okolicy.
Szli dalej, nie zamieniając ze sobą słowa. Nie wiedział, o czym mogliby rozmawiać, zresztą
ona wydawała się zatopiona w myślach. Może obawiała się zabrać go do domu i teraz żałowała, że
to zaproponowała?
Znaleźli się w niebezpiecznej dzielnicy. Z okien wyglądały ulicznice, inne stały w bramach i
wejściach. Miały na sobie krótkie sukienki z ogromnymi dekoltami. Jakiś pijany mężczyzna
próbował przekonać jedną z nich, by poszła z nim za darmo, po znajomości, ale został przepędzony.
W tej samej chwili jedna z dziewcząt zauważyła Kristiana i zrobiła krok w jego stronę, odpinając
bluzkę i odsłaniając nagie piersi.
- Chodź do mnie, piękniutki, dostaniesz za pół ceny! Kristianowi zrobiło się gorąco ze
wstydu, a jednocześnie na widok białych, pełnych piersi poczuł zdradzieckie pożądanie.
Dziewczyna ze wspólnoty pociągnęła go za sobą.
- Chodź, pospieszmy się!
Przez chwilę znowu szli bez słowa. Kiedy podeszli kawałek, zapytała: - Słyszałeś o
Slurpen?
- Nie, co to takiego?
- Organizacja, która przygotowuje jedzenie dla biednych dzieci i rozdaje je w szkołach.
- Czy na tej ulicy mieszka wielu biednych ludzi?
- Nie więcej niż gdzie indziej. Nie jesteśmy biedni. Ojciec pracuje w Vulkanie, a matka w
Slurpen. Mój brat zmarł na świnkę dwa lata temu i teraz zostałam im tylko ja.
Spojrzał na nią.
- Dziwnie musi być jedynaczką. Uśmiechnęła się.
- Sąsiedzi podejrzewają, że moja mama usuwa ciąże. - Spoważniała. - Poza tym tęsknię za
bratem.
- Czy twój ojciec pije? Popatrzyła na niego zdumiona.
- Myślisz, że wszyscy ojcowie piją?
Kristian poczuł, że znów się zaczerwienił. Odwrócił wzrok.
- Nie, ale wielu to robi.
- Tak sądzisz, bo mieszkamy na Lakkegata? - W jej głosie dało się słyszeć cień urazy.
Poczuł się zbity z tropu, ale przecież nie to miał na myśli. Może dziewczyna doszła do
wniosku, że patrzy na nią z góry z powodu miejsca, w którym mieszka. Postarał się jakoś to
sprostować.
- Zanim moja siostra wyszła za mąż, mieszkaliśmy w gospodarstwie Andersengården na
Holstsgate, w pobliżu Sagene. Tam prawie wszyscy mężczyźni pili.
- Twój ojciec też? Skinął głową.
- Matka chorowała na gruźlicę. Elise, moja nastrasza siostra, była szwaczką w Graah, Hilda
też tam pracowała.
- Masz więcej rodzeństwa?
- Mam o rok młodszego brata, ale jest bardzo dziecinny. Roześmiała się.
- Teraz mówisz jak wywyższający się starszy brat. Zawstydził się.
- Nie tylko ja tak uważam. Wszyscy myślą, że Peder jest dużo młodszy ode mnie. Kiepsko
radzi sobie w szkole i prawie w ogóle nie potrafi czytać. Evert ma tyle lat co on, a czyta dwa razy
szybciej i wie o wiele więcej, choć chodzą do tej samej klasy.
- Kim jest Evert?
- Mieszka u nas. Został podrzucony Hermansenowi, ale ten przepijał wszystkie pieniądze,
które dostawał z komisji do spraw ubogich, więc Elise zabrała go do siebie. Teraz już zapomniał, że
nie jest członkiem naszej rodziny.
Znów złapał się na tym, że mówi z dziwnym akcentem.
- Elise i Hilda mówią tak jak ty - dodał szybko. - Matka chciała, żeby nauczyły się ładnie
mówić, bo wtedy łatwiej dostać pracę.
- Twoja matka zmarła na gruźlicę?
- Nie, była w sanatorium i wyzdrowiała, ale potem wyszła za mąż za Asbj0rna i urodziła
kolejne dziecko, a to było dla niej za wiele.
- Twój ojciec zmarł czy się rozwiedli?
- Wpadł pijany do rzeki i utonął.
- Wiele w życiu przeszedłeś...
Nic nie odpowiedział. Jak to możliwe, że jej się zwierzył? On, który tak bardzo nie lubił o
sobie mówić. Zatrzymała się przed furtką.
- Mieszkam tutaj, na drugim piętrze. W oknach pali się światło. Mama i tata wieczory
zawsze spędzają w domu.
Zawahał się.
- Co powiedzą, jak mnie zobaczą?
Złapała go za ramię i pociągnęła za sobą.
- Kiedy usłyszą, że rodzina zabrania ci chodzić na spotkania z Albertem Lundem, zrobią
wszystko, żeby ci pomóc.
Przestraszony powoli wchodził za nią po schodach. Co za wstyd! Idzie z dziewczyną do
domu i będzie musiał rozmawiać z jej rodzicami!
Weszli do przytulnej kuchni. W środku pachniało smażonym boczkiem. Poczuł, jak bardzo
jest głodny. Czyżby jedli boczek w dzień powszedni?
- Czy to ty, Svanhild? - dobiegł ich radosny głos z pokoju obok. - Spotkanie już się
skończyło?
- Nie, wyszłam trochę wcześniej, bo musiałam komuś pomóc. - Zwróciła się do Kristiana. -
Jesteś głodny? Zostało jeszcze trochę jedzenia z obiadu.
FRID INGULSTAD WŁÓCZĘGA
1 Vøienvolden, jesień 1909 roku W drzwiach stanął nieznany starzec o zmierzwionych włosach i gęstych, czarnych brwiach. Jensine i Hugo zaczęli krzyczeć wniebogłosy. Choć nie zrozumiały, że żona dzierżawcy i Dagny rozmawiały o duchach, to i tak dotarło do nich, że dzieje się coś przerażającego. Elise szybko odwróciła się do Dagny. Jej głos był surowy. - Zabierz dzieci do pokoju i zamknij drzwi! Dagny posłuchała bez słowa sprzeciwu i pociągnęła płaczące dzieci do pokoju Pedera i Everta. Elise widziała, jak bardzo dziewczynka była zaciekawiona. Niełatwo było przestraszyć ko- goś, kto przeżył tyle, co ona. - Potrzebuję pomocy! - powiedział mężczyzna. Jego głos był przerażający i groźny. - Jestem ojcem Mathiasa. Ściga mnie policja. Przez kilka sekund Elise czuła się zupełnie bezradna. Z powodu złej pogody wszyscy mieszkańcy gospodarstwa siedzieli w domach, więc prawdopodobnie nikt nie zauważył przybycia obcego mężczyzny. Mogłaby pobiec do kuźni po Johana, ale wtedy dzieci zostałyby same z nieznajomym, a to mogło narazić je na niebezpieczeństwo. - Jesteś głucha? Policja mnie ściga! Jestem ojcem Mathiasa. Mathiasa? Myśli wirowały jej w głowie. Kogo mógł mieć na myśli? - Nie jesteś jego córką? Nic nie rozumiesz? - Mężczyzna zaczął tracić cierpliwość. Z przerażeniem spojrzał w stronę okna. Elise miała dziwne uczucie, że znalazła się poza własnym ciałem. Że jej głowa przypomina gniazdo os, a jej myśli krążą bez ładu i składu. Jest jego córką? Mathiasa? Nie mógł chyba być oj- cem jej ojca? Cygan? Zabrakło jej tchu. W tej samej chwili usłyszała, że ktoś wbiegł na podwórze. Usłyszała niskie męskie głosy. Nim się spostrzegła, nieznajomy wbiegł do sąsiedniego pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Ktoś głośno zapukał, ale nim zdążyła odpowiedzieć, w progu stanęło dwóch policjantów. Do środka zaczęły wpadać gęste krople deszczu, a silny powiew wiatru przywiał suche liście i kurz. - Widziała pani Cygana? - Policjant musiał głośno krzyczeć, aby zagłuszyć odgłos burzy. Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. - Cygana? - Serce waliło jej tak mocno, że o mało nie straciła przytomności. Wiedziała, że ukrywanie włóczęgów było karalne i prawie tak niebezpieczne jak samo bycie Cyganem. Na mocy nowej ustawy o włóczęgach, policja miała prawo ich aresztować. Wiedziała, że pojmani mogli być
zgodnie z prawem wysyłani na przymusowe roboty. Słyszała o mężczyźnie, którego skazano na rok więzienia za kradzież dwóch znaczków pocztowych. Kiedy policjant zaczął zamykać drzwi, walcząc z napierającym wiatrem, myśli wciąż wirowały jej w głowie. Deszcz i kurz, które wpadły do środka, ukryły na szczęście ślady, które zostawił nieznajomy. Poczuła ulgę. - Dlaczego pani dzieci płaczą? - zapytał nagle jeden z policjantów, któremu wreszcie udało się zamknąć drzwi. Rozejrzał się po kuchni. - Boją się burzy. Pilnuje ich teraz opiekunka. Właśnie do nich szłam, kiedy zapukaliście - dodała. - Mieszka tu pani sama? - Nie, mój mąż pracuje w warsztacie, w starej kuźni za domem. Jest rzeźbiarzem. Mężczyźni spojrzeli na nią zaskoczeni. - A pani kim jest? - Nazywam się Elise Ringstad... a właściwie Elise Thoresen - odparła zawstydzona. Twarz jednego z mężczyzn rozjaśniła się. - Czy to pani napisała o pracownikach znad rzeki Aker? Skinęła głową. Uśmiechnął się i nagle zaczął zachowywać się bardzo przyjaźnie. - Czytałem pani książkę i bardzo mi się spodobała. Mój wuj pracuje w fabryce gwoździ. Razem z żoną i dwanaściorgiem dzieci mieszka w dwóch pokojach i kuchni. Wychodek mają w korytarzu, a wszędzie biega pełno myszy i szczurów. Dokładnie jak w pani książce. Dobrze znam to, o czym pani pisze. Elise uśmiechnęła się i przytaknęła. Oby tylko już sobie poszli! Nie może w żaden sposób zachęcać ich do dłuższego pozostania. Nie może też mówić nic, co mogłoby ich zainteresować. - Skąd wziął się ten Cygan? - zapytała, zmieniając temat. - Uciekł z Akershus. Ścigaliśmy go aż do mostu, ale tam ślad po nim zaginął. Przez tę przeklętą burzę! - odparł rozzłoszczony. - Nie sądzę, by szukał tu schronienia. Musi wiedzieć, że gospodarstwo należy do ludzi bogatych i żyjących w zgodzie z prawem. - Z pewnością o tym nie wie. Nie jest stąd. Hugo i Jensine wciąż płakali. - Będzie chyba najlepiej, jeśli zajrzę teraz do dzieci. Opiekunka je przestraszyła, mówiąc, że w dom może uderzyć piorun. Policjanci z niechęcią zgodzili się opuścić dom. Widać nie bardzo mieli ochotę znów wychodzić na deszcz i wiatr. Odczuła wielką ulgę, kiedy z wysiłkiem otworzyli drzwi.
- Kiedy wyjdziemy, proszę zamknąć drzwi na klucz i nikomu nie otwierać! - zawołał jeden z nich. - Pójdziemy teraz do kuźni porozmawiać z pani mężem. Szybko podbiegła do drzwi i kiedy w końcu przekręciła klucz w zamku, mogła wreszcie odetchnąć. Potem pobiegła do dzieci. No, możecie już wyjść. Starzec zniknął. Policjanci też już sobie poszli. Dzieci z płaczem rzuciły się jej na szyję. Przykucnęła i delikatnie gładziła je po plecach. Dagny patrzyła na nią dziwnie. - Dzieci myślały, że to Cygan, a to był tylko stary kowal. Zanim zmarł, wyglądał dokładnie tak samo. Po raz pierwszy Elise naprawdę ucieszyła się z bujnej fantazji Dagny. Spojrzała na Jensine i Hugo, a potem na dziewczynkę. Ruchem głowy dała jej znać, żeby nie rozmawiały o tym w obecności dzieci. - Myślę Dagny, że kiedy burza trochę się uspokoi, powinnaś iść do domu. Nie miałaś przypadkiem umyć schodów po południu? Dagny z niechęcią skinęła głową. - Gdzie mam ukryć lalkę? A jeśli kowal stoi za drzwiami? - Na pewno policja go przestraszyła. Może zrobił kiedyś coś złego i teraz boi się, że go ścigają. Dagny znów skinęła głową. - Też tak myślę. Widziałam, jak buszował w sklepiku Magdy po zamknięciu. - Czy kowal dawno zmarł? - Nie wiesz? Zmarł w ubiegłym roku. Krótko przed tym, jąk Børresen i jego żona wprowadzili się na gospodarstwo. Czy dziewczyna znów fantazjowała? Kiedy po raz pierwszy spotkała Dagny, ta powiedziała, że jej babcia nie żyje. Potem się okazało, że stara Maren, która mieszkała w domku dla parobków, wcale nie była jej babcią. - Skoro go znasz, to chyba się go nie boisz? Dagny potrząsnęła głową. - Niczego ani nikogo się nie boję, nawet policji. Myślisz, że już poszli, czy może dalej stoją na zewnątrz? - Powiedzieli, że pójdą do kuźni porozmawiać z Johanem. - Myślę, że najlepiej będzie, jeśli jeszcze chwilę zaczekam. W międzyczasie poszukam schronienia dla Solveig, mojego słoneczka - powiedziała z uśmiechem i rozejrzała się dokoła. - Mogę ją ukryć pod łóżkiem Pedera?
Elise była zdenerwowana. Jeśli Cygan wyjdzie z pokoju, Dagny wszystkim o tym opowie. Nie tylko spotka ją kara za ukrywanie zbiega, ale wyjdzie też na jaw, że jej dziadek był Romem. Wtedy z pewnością zostaną wypędzeni z gospodarstwa, a dzieci w szkole będą dokuczać Pederowi. - Tak, to bardzo dobra kryjówka, Dagny, ale słyszę, że deszcz zelżał. Pospiesz się, nim znów się rozpada. Dziewczyna zawahała się i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz panował nieprzenikniony mrok. Elise już chciała zaproponować, że ją odprowadzi, ale dotarło do niej, że nie może zostawić Hugo i Jensine samych. Nagle na zewnątrz rozległy się szybkie kroki i ktoś gwałtownie poruszył klamką. - Elise? To tylko ja. Johan. Z ulgą otworzyła drzwi, a on szybko wszedł do środka. - Czy była tu policja? - Tak, poprosili, żebym zamknęła drzwi na klucz. Już sobie poszli? Skinął głową i powiesił przemoczoną czapkę na haku. - Jakiś stary Cygan uciekł ponoć z Akershus. - Johan zaczął zdejmować kurtkę. - Dagny musi wracać do domu. Chciałam ją odprowadzić, ale nie mogę zostawić dzieci samych. - Ja z nią pójdę. - Już mówiłam, że się nie boję. - Dagny wyglądała na urażoną. - Wiem, że jesteś odważną dziewczynką, Dagny, ale i tak cię odprowadzę. W pobliżu może się ukrywać niebezpieczny Cygan. Dagny przestała protestować. Elise zauważyła, że dziewczynka odczuła wyraźną ulgę. Wyglądało na to, że wcale nie była tak odważna, jak deklarowała. Skoro wierzyła w to, co pani Børresen mówiła o duchu, nie powinien dziwić fakt, że się bała. Kiedy oboje wyszli z domu, Elise podała Hugo i Jensine bułeczkę z cukrem. Ich płacz ucichł i dzieci wróciły do zabawy. Z wahaniem podeszła do drzwi prowadzących do pokoju przy kuchni. Od chwili przybycia tego dziwnego mężczyzny jej myśli nieustannie wirowały w głowie. Zastanawiała się, czy męż- czyzna czasem nie skłamał, mówiąc, że jest ojcem Mathiasa, tylko po to, by zyskać schronienie, ale od razu ogarniała ją niepewność. Ojciec był do niego podobny. Miał te same ciemne oczy i czarne, krzaczaste brwi. Nigdy nie dowiedziała się niczego o dziadkach. Wiele razy próbowała wydobyć od matki jakieś informacje, ale ta milczała jak zaklęta. Elise nie wiedziała, czy dlatego, by ją chronić, czy też
miała ku temu jakieś inne powody. Była pewna tylko jednego, że dziadkowie zmarli wiele lat temu i najlepiej dla wszystkich było udawać, że nigdy nie istnieli. Zapukała, nim weszła do środka. W pokoju Jensine i Hugo, w którym teraz spali także ona i Johan, nikogo nie było. Ze strachem weszła do środka. Stał za drzwiami, gotowy do ataku, jeśli groziłoby mu niebezpieczeństwo. W miejscu, w którym stał, powstała spora kałuża. Jego ubrania były doszczętnie przemoczone. - Policja już poszła, a mój mąż wróci lada chwila. Jeszcze nie zdążyłam mu powiedzieć, że tu jesteś. Dlaczego mam uwierzyć, że jesteś ojcem Mathiasa? - Ożenił się z Jensine z Ulefoss - powiedział zachrypłym głosem. - Jej wuj mieszkał na rynku. - Mogłeś się tego od kogoś dowiedzieć. - Mathias wypłynął w morze na pokładzie statku, który nazywał się „Elise". Powtarzałem mu, że zawsze zostanie Cyganem i udawanie kogoś innego nie ma sensu. - Kiedy widziałeś go po raz ostatni? - Wiele lat temu. Wędrowałem od wioski do wioski, ale kiedy znalazłem się w pobliżu Kristianii, zostałem pojmany i osadzony w Akershus. Za drobnostkę. Człowiek musi czasem coś ukraść, jeśli ma przeżyć w świecie, w którym samo bycie Cyganem jest już przestępstwem. - Gdyby ojciec żył, miałby teraz ponad czterdzieści lat. Ty musisz mieć co najmniej sześćdziesiąt. Nie wiedziałam, że Cyganie żyją tak długo. Uśmiechnął się, odsłaniając niepełne uzębienie. - Tylko pomyśl, przecież my cały czas jesteśmy na świeżym powietrzu! Nie spędzamy całych dni przy maszynach. Żyjemy zdrowiej niż inni. - Wiedziałeś, że ojciec nie żyje? - Tak i wiem też, dlaczego umarł. Gdyby słuchał mnie, Starego Mathiasa, nie leżałby teraz w ziemi. Cygan nie może zostać marynarzem, a marynarz nie może pracować w fabryce. To go zabiło. - Skąd to wszystko wiesz? I jak się dowiedziałeś, że tutaj mieszkam? - Mam znajomego w Akershus, nazywa się Lort-Anders. Zaskrzypiały drzwi. Elise się odwróciła. - Muszę porozmawiać z mężem. Zaczekaj tutaj. Kiedy tylko weszła do pokoju, Johan spojrzał na nią zaskoczony. - Coś się stało? Skinęła głową i wskazała palcem w stronę kuchni, dając mu znak, żeby poszedł za nią. Tam usiadła na ławie i westchnęła.
- Stało się coś strasznego! Mówiła cicho, by Jensine i Hugo jej nie usłyszeli. Stał wyczekując. - Odwiedziła nas pani Børresen, aby nam przypomnieć o wieczornym spotkaniu. Upiera się, że duch starego kowala krąży po gospodarstwie. Powiedziała, że za każdym razem, kiedy mija drzewo, na którym się powiesił, czuje powiew lodowatego wiatru. Johan się uśmiechnął. Wydawał się rozluźniony. - Dagny mi o tym powiedziała. Chyba nie wierzysz w takie bajki? - Nie, ale nagle do naszych drzwi zapukał brudny starzec. Jensine i Hugo byli przerażeni. Poprosiłam Dagny, by zabrała dzieci do pokoju Pedera i Everta i zamknęła za sobą drzwi. Johan zmartwiony zmarszczył brwi. - Kim był ten mężczyzna? - Cyganem, którego ścigała policja. Johan spojrzał na nią, nic nie rozumiejąc. - Był tu Cygan? Dlaczego nie powiedziałaś o tym policji? Elise poczuła, że zbiera jej się na płacz. - Bo ten Cygan twierdzi, że nazywa się Stary Mathias i że jest moim dziadkiem.
2 W kuchni zapadła cisza. Johan patrzył na nią z niedowierzaniem. Miał nadzieję, że Elise zaraz zacznie się śmiać i powie, że ta historia to zwykły żart. Jednak zamiast tego po jej policzkach popłynęły łzy. Nawet nie starała się ich powstrzymać. Johan podsunął taboret i usiadł przy niej. Widziała, że zachowanie spokoju sporo go kosztuje. - Opowiedz mi wszystko od początku. Musiałaś się przesłyszeć. Skoro był tutaj Cygan i powiedział ci, że jest twoim dziadkiem, to na pewno próbował cię oszukać. Pokręciła głową. - Wszystko, co mówił, było prawdą. Wiedział, że ojciec był marynarzem na pokładzie statku „Elise" i że zmarł, bo źle czuł się w fabryce. Wiedział też, że matka miała na imię Jensine i pocho- dziła z Ulefoss. Wiedział nawet to, że jej wuj mieszkał na rynku. - Jak się dowiedział, że tutaj mieszkasz? - Uciekł z Akershus po tym, jak ukradł jedzenie, aby przeżyć. W więzieniu poznał Lort- Andersa, który z pewnością powiedział mu wszystko, co o nas wiedział. Lort-Anders nie mógł jednak wiedzieć, że przeprowadziliśmy się z Hammergaten do Vøienvolden, o tym starzec musiał się dowiedzieć gdzie indziej. - Mówisz o nim starzec. Jeśli to naprawdę twój dziadek, to musi być bardzo stary. Cyganie rzadko żyją tak długo. - Też tak pomyślałam, ale ojciec był bardzo młody, kiedy przyszłam na świat, a jego matka też musiała urodzić go w młodym wieku. Może ma jakieś sześćdziesiąt lat, ale wygląda na starszego. - Jak udało mu się uciec policji? Byli w kuźni i pytali, czy go widziałem. Patrzyła na niego, błagając o zrozumienie. - Skłamałam, że go nie widziałam. Dagny uwierzyła, że to duch, a ja wcale nie wyprowadziłam jej z błędu. Niech tak dalej myśli. - No ale jak zdołał się wymknąć? Deptali mu przecież po piętach. - Pojawili się w zasadzie od razu po nim. - Chcesz powiedzieć, że on nadal jest w gospodarstwie? - Tak, w pokoju wuja Kristiana. Johan szeroko otworzył usta. - Nie chcesz chyba powiedzieć, że ukryłaś go przed policją? Elise spojrzała na niego zrozpaczona.
- Nie mogłam go zdradzić. A co, jeśli naprawdę jest moim dziadkiem? - Jej głos się załamał. Johan odetchnął głęboko i westchnął. - Czy wiesz, co to wszystko oznacza? Tu nie chodzi tylko o to, że jest Cyganem. Uciekł przecież z więzienia, gdzie siedział za kradzież. Jest... Nagle urwał, a na jego twarzy pojawiła się niepewność. Elise zrozumiała, dlaczego zamilkł. Sam przecież siedział kiedyś w Akershus. Skazany za to samo przestępstwo! Pochylił głowę i przetarł dłonią oczy. - Przepraszam, Elise. Wstała i pogładziła go po policzku. - Oboje już prawie o tym zapomnieliśmy. Poza tym, waszych przypadków nie można porównywać. Zrobiłeś to, by uratować życie Anny. - A on zrobił to, by ratować własne. - I tak widzę wielką różnicę. Zajrzysz ze mną do niego? Skinął głową i wstał. Oboje skierowali się w stronę pokoju. Wciąż stał w tym samym miejscu. - To Johan, mój mąż. Wszystko mu powiedziałam. Światło w lampce zaczęło migotać i gasnąć. Zapomniała dolać parafiny. Gasnący płomień skąpał pomieszczenie w półmroku. Mężczyzna wyglądał jeszcze bardziej przerażająco. - Więc jesteś dziadkiem Elise? Głos Johana brzmiał obco. Widziała, jak bardzo starał się ukryć niechęć. - Nazywam się Mathias Løvlien i jestem ojcem Małego Mathiasa, jej ojca. Nie masz może jakiejś starej koszuli, którą mógłbym pożyczyć? W tej samej chwili zgasła lampa i pokój utonął w mroku. - Johanie, czy mógłbyś dolać parafiny do lampy? Ja znajdę jakieś ubranie. W przedpokoju wiszą stare rzeczy po ludziach, którzy mieszkali tutaj przed nami. - To ty napełnij lamę, ja zaczekam. Zrozumiała, że nie ufał mężczyźnie i nie chciał, by została z nim sama. Najwyraźniej wciąż nie mógł uwierzyć, że to jej dziadek. Nie chciała ich zostawiać. Co jeśli Johan miał rację? Może to wcale nie jest jej dziadek, tylko przestępca, który jakimś sposobem zdołał zebrać o nich tyle informacji? Nigdy nie zyska całkowitej pewności. Może przyszedł ich okraść albo zrobić coś jeszcze gorszego? Kiedy wyszła, usłyszała, że cicho o czymś rozmawiają.
Jensine i Hugo nie domyślili się, że w domu przebywał ktoś obcy. Dzięki Bogu, że Dagny uwierzyła w ducha, pomyślała po raz kolejny Elise. Bała się jednak, że po powrocie do domu dziewczynka mogła zmienić zdania. Co jeśli opowie matce, czego była świadkiem? Wieść o zbiegłym Cyganie mogła się już roznieść po okolicy i dotrzeć także do matki dziewczynki. Po- licjanci na pewno zapukali do wszystkich drzwi na ulicy. Teraz wszyscy chłopcy z całego Sagene na pewno ścigali zbiega. Co powinna powiedzieć Pederowi i Evertowi, kiedy wrócą? Dobroduszny Peder na pewno będzie współczuł dziadkowi, ale czy można mu zaufać, że nikomu o nim nie powie? Niełatwo było dotrzymać tak wielkiej tajemnicy. A co powie właściciel fabryki, kiedy się dowie, że udzieliła schronienia Cyganowi? I że jej dziadek jest włóczęgą? Sam jest potężnym mężczyzną, cieszącym się wielkim szacunkiem w Sa- gene i całej Kristianii. Nie mówiąc już o tym, co pomyśli jego żona, elegancka kobieta obracająca się wśród najznamienitszych rodów zachodniej części miasta. Zadrżały jej ręce i rozlała trochę parafiny na gazetę, którą podłożyła pod lampkę. Poczuła jednak ulgę, słysząc, że Jensine i Hugo spokojnie bawią się w pokoju Pedera i Everta. Dzieci najwyraźniej zapomniały już o burzy i wizycie nieznajomego. Wzięła ze sobą szmatę, by wytrzeć kałużę. Z przedpokoju zabrała starą koszulę roboczą i spodnie, które tam wisiały, odkąd się wprowadzili. Kiedy wróciła do pokoju, mężczyzna wciąż stał w tym samym miejscu. Johan opierał się o ścianę przy oknie. Zła pogoda nie dawała za wygraną. Deszcz zacinał o szyby, a na dworze pa- nowały egipskie ciemności. Podała mężczyźnie ubranie. - Poszukam w komodzie jakiejś bielizny. - Przeniosła wzrok na Johana. - Mogę mu coś pożyczyć? Wiedziała, że Johan ma tylko jeden komplet na zmianę, ale może uda jej się wysuszyć bieliznę nieznajomego, nim ten opuści ich dom. Najwyżej dołoży więcej drewna do pieca i nagrzeje bardziej niż zwykle. Johan się zgodził, choć nie wyglądał na szczególnie zadowolonego. Czyżby wciąż uważał mężczyznę za oszusta? Wytarła mokrą kałużę i wyszła z pokoju, by starzec mógł się przebrać. Lampkę zostawiła w środku. Kiedy tylko znalazła się w kuchni usłyszała kroki na zewnątrz i chłopięce głosy. Boże, Peder i Evert już wrócili do domu!
- Elise, słyszałaś? - Peder przemoczony z zapałem wbiegł do środka. - Stary Cygan uciekł z Akershus i był widziany na ulicy Maridalsveien! Okradał jedno gospodarstwo za drugim poza miastem, a teraz zjawił się z Kristianii! - Nie możesz nikomu otwierać drzwi! - dodał zdyszany Evert. - Myślę, że powinniśmy pozamykać wszystkie wejścia na klucz. Gdzie są Jensine i Hugo? - zapytał przestraszony. - Bawią się w swoim pokoju, ale wkrótce położę ich spać. Wy też musicie szybko się położyć. Jutro rano idziecie przecież do szkoły. Peder spojrzał na nią, jakby nic nie rozumiała. - Nie słyszałaś, co powiedziałem? Na Maridalsveien grasuje niebezpieczny Cygan! - Czy ja i Peder musimy kłaść się tak wcześnie jak Jensine i Hugo? - zapytał Evert z wyraźną pretensją. - Nie jesteśmy już dziećmi. - Nie, ale dużo czasu spędzacie w szkole, na odrabianiu lekcji i w pracy. Poza tym burza może zacząć się na nowo, a wtedy ciężko wam będzie zasnąć. Evert się roześmiał. - Myślisz, że boję się burzy? Elise otworzyła drzwi pieca i dołożyła dwie spore szczapy drewna. - Przygotuję wam ciepłą kaszę na mleku. Zdejmijcie mokre ubrania, bo się przeziębicie. Zrobili, o. co prosiła, a ona tymczasem poszła po Hugo i Jensine. Musiała zmusić całą czwórkę, by położyli się do łóżek. Peder i Evert nie mogli odkryć obecności dziadka. W każdym razie nie wcześniej, niż zyskają pewność, że to naprawdę członek jej rodziny. Na szczęście Hugo i Jensine nie marudzili i nie mieli nic przeciwko położeniu się spać. Przed pójściem do łóżek posadziła najmłodsze pociechy na nocniku a na dobranoc dała im po kromce chleba. Jednocześnie przez cały czas miała nadzieję, że nieznajomy będzie zachowywał się na tyle cicho, by żadne z dzieci nie domyśliło się, że w domu jest ktoś obcy. - Czy Johan jest w kuźni? - zapytał nagle Evert. Skinęła głową. - Chce skończyć ostatnie zlecenie, nim przyjdą odbiorcy. - Myślałem, że mieli dziś przyjść. - Tak, taki był plan, ale burza z pewnością ich powstrzymała. Peder powiesił mokre ubrania na sznurze nad piecem. - Mam jeszcze jedno zadanie do odrobienia. - Odrobisz je jutro rano. Mogę cię nieco wcześniej obudzić. - Dlaczego nie mogę zrobić tego teraz? Nie jestem zmęczony. - Ale ja jestem, a wiesz, że potrzebna ci pomoc. Zauważyła, że zrobiła niecierpliwa i nerwowa.
- Dlaczego jesteś dziś taka wściekła? Chyba nawet nie słyszałaś, co ci powiedzieliśmy Wcale cię to nie zainteresowało, choć może nam grozić niebezpieczeństwo. Słuchała tylko połowicznie. - Że co? - Jeszcze raz powtarzam, że z Akershus uciekł złodziej i był widziany na Maridalsveien, czyli niedaleko naszego domu! - powiedział Peder i spojrzał na nią z wyrzutem. - Nie ośmieli się tutaj przyjść. Przecież mieszka tu Eugen Berge. - A niby dlaczego nie? Na zewnątrz jest ciemno jak w nocy. Nikt nie zauważy, jak będzie przebiegał przez podwórze. Może zakradnie się do Johana i odrąbie mu głowę! A my nawet nie usłyszmy jego krzyku. - Przestań już fantazjować, Pederze. To tylko zwykły Cygan, który ukradł jedzenie, żeby przeżyć. - Skąd wiesz? Wzruszyła ramionami. - Zazwyczaj tak bywa. Nie mają pracy, a tym samym pieniędzy na jedzenie. Tylko kradnąc, mogą przeżyć. Peder spojrzał na nią zdumiony - Chcesz przez to powiedzieć, że miał prawo kraść? Może zabrał coś jakiejś biednej kobiecie, która sama musi walczyć o każdy kawałek chleba? - Oczywiście, że nie to chcę powiedzieć. Chcę ci tylko wytłumaczyć, że niekoniecznie jest niebezpieczny. Ty tylko zwykły Cygan. Tacy już się rodzą. Wszyscy ich traktują jak żebraków, złodziei i oszustów. Evert spojrzał na nią. - Żona stróża w szkole powiedziała, że to nie ich wina. Ona twierdzi, że nikt nie chce dać im pracy. Są wypędzani z jednej wioski do drugiej. Ludzie urządzają na nich nagonki i traktują ich jak przestępców. Cyganie nie mogą chrzcić swoich dzieci ani brać ślubu w kościele. Co mają więc robić? Elise słuchała go ze zdumieniem. Sama powinna porozmawiać kiedyś z żoną stróża. Kobieta najwyraźniej wiedziała o wiele więcej o Cyganach niż ona. Peder przyniósł ze swego pokoju starą piżamę. Odwrócił się i szybko ją nałożył. Wszedł już w ten wiek, kiedy człowiek zaczyna wstydzić się swojej nagości. Pamiętała, że Kristian zrobił się wstydliwy dużo wcześniej niż on. Hugo i Jensine wreszcie byli gotowi by położyć się spać. Wzięła dziewczynkę na ręce i popędziła Hugo do pokoju.
- Powiedzcie dobranoc Pederowi i Evertowi! - Starała się powiedzieć to miłym i radosnym głosem, jak co wieczór, ale nie bardzo jej wyszło. Dzieci były zmęczone całodzienną zabawą. Skuliły się pod kołdrą i ziewały, kiedy odmawiała wieczorną modlitwę. Potem pocałowała je w policzki i cicho wyszła. Odczuła wielką ulgę, kiedy nie protestowały. Na szczęście z pokoju obok nie dochodziły żadne dźwięki. - Teraz wasza kolej, chłopcy. Do łóżek! - Nie zjedliśmy jeszcze kaszy! Usiedli przy kuchennym stole i zaczęli jeść. Kiedy tylko upewni się, że Jensine i Hugo zasnęli, przemknie się przez ich pokój i zabierze mokre ubrania dziadka. Ubrania Pedera i Everta będą musiały zaczekać. Zastanawiała się, co Johan robi w pokoju z nieznajomym. Początkowo nie chciał zostawić obcego samego, a potem, kiedy domyślił się, że Peder i Evert wrócili, nie mógł już wyjść. Teraz musiał tam zostać do chwili, kiedy dzieci zasną. Na pewno słyszał, kiedy mówiła chłopcom, że wciąż jest w kuźni. Zaczynała tracić cierpliwość. Żeby tylko Evert i Peder szybko skończyli! - Kiedy zjecie, idźcie natychmiast do łóżek. Zajrzę do was, żeby powiedzieć dobranoc. Peder spojrzał na nią znad miski z kaszą. - Do licha, ale dziś zrzędzisz! - Jestem zmęczona i chcę się położyć. - Przecież nikt ci nie zabrania. Evert i ja możemy zgasić lampę. - Muszę zaczekać na Johana, żeby mu przygotować coś do jedzenia. Biedak pracuje cały dzień. Evert wstał i włożył miseczkę do balii z brudnymi naczyniami. - Chodź, Pederze. Nie rozumiesz, że Elise jest zmęczona? Peder szybko wstał, podbiegł do niej boso i objął ją. - Przepraszam, Elise. Nie chciałem być niegrzeczny. Nie rozumiałem tylko, dlaczego tak dziwnie się zachowujesz, ale teraz już wiem. Pogłaskała go po grzywce i spojrzała pytająco. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Pochyl głowę, to powiem ci na ucho! Pochyliła się, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego Peder nie zaczął szybciej rosnąć. Większość chłopców w jego wieku była o wiele wyższa. - Nie chciałaś słuchać o Cyganie, bo wiesz, że ojciec naszego ojca był Cyganem, prawda? Skinęła głową i uścisnęła go.
- Masz rację - szepnęła. - Właśnie dlatego nie chciałam o nim rozmawiać. Poszła do pokoju chłopców, zmówiła z nimi pacierz i pocałowała ich na dobranoc. Wiedziała, że kiedyś przestaną jej na to pozwalać, ale póki co cieszyła się, że wciąż może to robić. Kristian od dawna nie zgadzał się, żeby go całować, ale Peder i Evert nie byli tacy jak inne dzieci w ich wieku. Wreszcie przemknęła cicho przez pokój Jensine i Hugo. Dzieci oddychały równo i spokojnie. Najwyraźniej zasnęły ód razu po tym, jak wyszła. Zdziwiła się, kiedy zobaczyła, że Johan i mężczyzna siedzą obok siebie na skraju łóżka. Starzec miał na sobie suche ubrania. Zdążył zdjąć przemoczone buty, który stały teraz obok. Spojrzała na Johana. - Może znajdą się także jakieś suche skarpety? Johan wstał i podszedł do komody. Wiedziała, że miał tylko jedną parę skarpet na zmianę, ale miała nadzieję, że teraz kiedy dołożyła do pieca, ubrania mężczyzny szybko wyschną. Wzięła ze sobą przemoczone rzeczy i ruszyła w stronę drzwi. - Dam wam znać, kiedy Peder i Evert zasną. Póki co mokre ubrania chłopców powiesiła na krześle. Musiała przede wszystkim wysuszyć ubranie dziadka. W piecu płonął duży ogień, ale mimo to dodała jeszcze trochę drewna. Musiała mocno napalić. Słyszała, że chłopcy cicho rozmawiają. Wydawali się pobudzeni, chwilami słychać było ich śmiech. Czy to uciekinier z Akershus sprawił, że tak trudno było im zasnąć, czy może zbyt wcześnie posłała ich do łóżek? Posprzątała po dzieciach i wytarła stół. Obcy pewnie od dawna nic nie jadł. Na szczęście zostało sporo mleka. Może przygotuje mu porządną kaszę na mleku. W szafce znalazła kawałek masła. Poczęstuje nim mężczyznę, a dzieciom na śniadanie poda chleb z tranem. Chłopcy nienawidzili tranu. Twierdzili, że przykleja im się do podniebienia. Póki jednak Johan nie dostanie zapłaty za swoje prace, muszą uważać z wydatkami. Wiedziała, że muszą żyć skromnie, ale starzec, który nie jadł cały dzień, a może i kilka dni, musi zjeść coś sycącego. Wreszcie w pokoju chłopców zapanowała cisza. Stanęła przy drzwiach i nasłuchiwała. Zasnęli. Cichutko przemknęła przez pokój Jensine i Hugo. Ku swemu zaskoczeniu zobaczyła, że Johan i mężczyzna wciąż siedzieli obok siebie. Starzec miał na nogach nowe, ciepłe, wełniane skarpety Johana. - Dzieci śpią. Ugotowałam dla was kaszę. Wstali bez słowa i w ciszy przeszli za nią do pokoju.
Nakryła stół jak najdalej od kuchni i pokoju chłopców. Wyjęła świece i sok z czerwonej porzeczki, który dostała od pani Børresen, a na środku stołu postawiła cukier i masło. - Proszę, częstujcie się. Przypuszczam, że obaj jesteście głodni. Starzec jadł tak łapczywie, jakby od tygodni nie miał nic w ustach. Johan zerknął na niego, a potem wymienił spojrzenie z Elise. Przez dłuższą chwilę milczeli. Kiedy mężczyzna zaczął jeść wolniej, zwróciła się do niego. - Powiedz, proszę, dlaczego siedziałeś w więzieniu i dokąd masz zamiar się udać. Podniósł wzrok. - Gdzie mam zamiar się udać? Dobry Jezu, przecież dopiero przyszedłem. - Policja cię ściga. Nie możesz tutaj zostać. Spojrzał na nią swoimi czarnymi oczyma. - Dlaczego nie? Jesteś przecież córką mojego syna, więc jestem twoim dziadkiem. Teraz znalazłem dom. Nikt nie będzie mógł mi zarzucić, że nie mam stałego miejsca zamieszkania czy jak to zwą. Elise bezradnie spojrzała na Johana. Teraz to on przemówił. - Siedziałeś w więzieniu, bo popełniłeś przestępstwo, prawda? Nie dlatego, że jesteś Cyganem. Dopuściłeś się kradzieży. Starzec wzruszył ramionami. - Trochę jedzenia tu i ówdzie. Miałem umrzeć z głodu? - Myślę, że powinieneś zgłosić się na policję, odsiedzieć karę, a potem spróbować znaleźć pracę. To nie takie trudne, jak ci się zdaje. Słyszałem, że są wolne posady w fabryce gwoździ. W młynie Bjølsen także. Mimo wieku wydajesz się silny. Na pewno im się przydasz. Dziadek uśmiechnął się pogardliwie. - Słyszałeś, by jakiś Cygan pracował przy maszynie? Nie wiesz, jak skończył Mathias? Zachorował i zmarł, bo nie był dłużej w stanie mieszkać w szczurzej norze z czwórką rozwrzeszczanych bachorów, zrzędliwą żoną i pracować w fabryce. Elise poczuła, że czerwieni się ze złości. To matka, Hilda i ona stały przy maszynach dwanaście godzin na dobę, nie ojciec. On przepijał większość z tego, co zarobiły, i zabawiał się z ulicznicami. - Zrobisz, co zechcesz. - Johan mówił spokojnie. - Sam siedziałem w więzieniu. Jeśli będziesz zachowywał się przyzwoicie, możesz zyskać ograniczenie kary, ale Elise ma rację, nie możesz tutaj zostać. To, że jesteś jej dziadkiem, niczego nie zmienia. Kiedy właściciel fabryki, do którego należy gospodarstwo, dowie się, że tutaj jesteś, od razu zgłosi to na policję. Tak samo postąpi dzierżawca i jego żona. Zajmują się działalnością misyjną. Dziś wieczorem także mają tutaj
spotkanie. Pewnie słyszałeś o organizacji, która nazywa się Norweska Misja na rzecz Bezdomnych? Jej przywódca, pastor Jacob Walnum, twierdzi, że praca jest obowiązkiem, a jej zaniedbywanie zbrodnią i pasożytnictwem. Rozumiesz więc, że pozostanie w Vøienvolden nie byłoby najroz- sądniejszym posunięciem. Elise się zastanowiła. Dzisiejsze spotkanie Børresenów nie miało nic wspólnego z misją. Starzec niespokojnie wyjrzał za okno. - Ale mogę tutaj chociaż przespać noc? W taką pogodę nikogo nie powinno się wyrzucać za drzwi. Elise spojrzała na Johana. Czyżby chciał wyrzucić obcego na taką ulewę? Tym bardziej, że nie miał się gdzie podziać. Johan spojrzał jej w oczy. - Dziś w nocy może spać w łóżku wuja Kristiana, ale skoro świt ma niezauważony przemknąć przez podwórze. Z wdzięcznością skinęła głową.
3 Niewiele spała tej nocy. Przerażała ją myśl, że w sąsiednim pokoju śpi Cygan. Choć od zawsze wiedziała, że jej dziadek jest jednym z nich, bała się włóczęgów nie mniej niż inni. Ponieważ w domu nigdy nie rozmawiali o rodzinie ojca, rzadko zastanawiała się nad tym, czy plotki krążące o Cyganach dotyczą po części także jej. W szkole słyszała, że matki i dzieci często uciekały z gospodarstw i wiosek ze strachu przed Cyganami. Wszyscy odczuli ulgę, kiedy w życie weszło nowe prawo wymierzone przeciwko włóczęgom. Teraz nie mogli już wędrować z miejsca na miejsce, nie mając pracy i stałego miejsca zamieszkania. Zdaniem ludzi to niesprawiedliwe, że niektórzy nie pracują, podczas gdy inni trudzą się, aby przeżyć. Poza tym Cyganie byli brudni. Zadrżała. Niedokładnie przyjrzała ubrania mężczyzny, które powiesiła nad piecem, choć czuła, że nie pachniały najlepiej. Może były pełne pcheł i wszy? Nie powinna była prosić Johana, by pozwolił mu u nich nocować. Johan wyczytał z jej oczu, czego chciała i od razu ustąpił. Starzec był przecież jej dziadkiem. Teraz ryzykowali, że jutro rano ktoś go odkryje. Jeśli tak się stanie, niedługo do ich drzwi zapuka policja. Hilda i jej mąż pewnie też od razu się dowiedzą. Jak przyjmie to kierownik fabryki? Najpierw ożenił się z prostą pracownicą, która miała ojca pijaka i chorą na gruźlicę matkę, a teraz, jakby tego było mało, okaże się, że jej dziadek jest Cyganem. Będzie poruszony, wściekły i tak zawstydzony, że z pewnością zacznie zastanawiać się nad przeprowadzką. Być może wystąpi nawet o rozwód. Ostrożnie przewróciła się na drugi bok. Miała wrażenie, że obeszły ją pchły. Łóżko było wąskie. Wczoraj wieczorem przytuliła się do Johana, ale teraz miała wrażenie, że nie może oddy- chać. Jej ciało było obolałe od zbyt długiego leżenia w jednej pozycji, ale nie chciała się poruszyć, żeby nie zbudzić męża. Kiedy dziewczęta pójdą rano do obory, by wydoić krowy, poprosi mężczyznę, żeby sobie poszedł. Dojenie trwało dość długo, o tej porze wszyscy jeszcze spali i nikt nie powinien go zobaczyć. Peder i Evert też pewnie nic nie usłyszą, a nawet jeśli, to pomyślą, że to może Elise pali w piecu i parzy Johanowi kawrę. Gorzej będzie, jeśli obudzą się Jensine i Hugo. Ta dwójka często wcześnie wstawała. Jeśli tak się stanie, Johan będzie musiał się nimi zająć. Ona w tym czasie przygotuje mężczyźnie prowiant i ciepłą kawę. Planowała dać mu na drogę kilka koron. Pieniądze powinny mu wystarczyć na jakiś czas. Może będzie mógł nawet kupić bilet na pociąg, by wyjechać jak najdalej od Kristianii.
Czy ojciec nie wspomniał kiedyś o miejscowości Eidsberg niedaleko Smålenes? Przypomniała sobie, że kiedyś wieczorem rodzice się kłócili i choć ojciec nie był wtedy tak pijany i hałaśliwy jak zazwyczaj, to i tak odczuwała strach. Leżała za ścianą, nasłuchując, przygotowana na najgorsze. Wydawało jej się, że ojciec mówił coś o gospodarstwie Rud w Eidsbergu. O Smålene także wspomniał. Może to stamtąd wywodziła się jego rodzina? Nie wiedziała, dlaczego o tym rozmawiali, ale przypuszczała, że matka skrytykowała jego rodzinę za ich styl życia. Może ojciec starał się jej coś udowodnić, wspominając miejsce, w którym przez jakiś czas mieszkali na stałe? Jutro, zanim mężczyzna wyjdzie, może go o to zapytać. Może właśnie tam zamierzał się udać? Swoją drogą przekonywanie go, by sam zgłosił się na policję, było nieporozumieniem. Jak Johan w ogóle mógł wyjść z taką propozycją? Powinien wiedzieć, że sugerowanie takiego rozwiązania włóczędze jest pozbawione sensu. Jeśli jednak starcowi uda się dostać w miejsce, które zna, może zdoła znaleźć jakąś pracę? Cyganie słynęli z tego, że byli świetnymi rzemieślnikami i doskonale radzili sobie w obróbce metalu. Słyszała, że potrafili naprawiać zegary i wytapiali piękne noże, poza tym mieli podejście do koni. Dając mu kilka koron, dawała mu nową szansę. Ta myśl ją uspokoiła. Wreszcie poczuła nadchodzący sen. Powoli zaczęła zapadać się w słodką beztroskę. Wszystkie złe myśli gdzieś zniknęły. Obudziła się, gdy usłyszała hałas w sąsiednim pokoju. Od razu pomyślała o mężczyźnie. Szybko wstała. Johan, Jensine i Hugo twardo spali. Ubrała się pospiesznie, najciszej jak mogła otworzyła szufladę komody i wyjęła kopertę z pieniędzmi. Przez chwilę walczyła ze sobą. Ile mógł potrzebować i ile mogłaby mu dać, aby nie pozbawić rodziny niezbędnych środków do życia? Wreszcie podjęła decyzję. Włożyła banknoty do kieszeni fartucha i wymknęła się do kuchni. Tam w ciemności wymacała pudełko zapałek, zapaliła lampę i zaczęła rozpalać w piecu. Z pokoju Pedera i Everta nie dochodziły żadne dźwięki. Miała nadzieję, że chłopcy jeszcze trochę pośpią. Usłyszała brzęk kanek i przyciszoną rozmowę dziewcząt, które zmierzały do obory, by wydoić krowy. Oby tylko udało jej się wyprawić starca, nim gospodarstwo się zbudzi! Musiała przede wszystkim przygotować mu tobołek z jedzeniem i kawę. Dotknęła ubrań na sznurze. Jeszcze nie wyschły. Ubrania Pedera i Everta też nie. Musi powiesić je teraz nad piecem, bo chłopcy nie mieli nic na zmianę. Kiedy już miała dołożyć drewna do pieca, usłyszała, że zaskrzypiały drzwi, a gdy się odwróciła, zobaczyła mężczyznę, który zakradał się do pokoju. Szybko podała mu buty, które po- przedniego wieczoru postawiła przy piecu.
- Przygotowałam ci coś do jedzenia, a teraz gotuję kawę - szepnęła. Potem wsadziła rękę do kieszeni fartucha i wręczyła mu trzydzieści koron. Było to prawie tyle, ile zarabiała jako sekretarka w biurze kierownika fabryki Paulsena. Mogła wydać te pieniądze inaczej, bo potrzeb mieli sporo. Musiała kupić chłopcom buty na zimę i nowe ubrania dla Johana. Na szczęście dla nich, właśnie teraz, kiedy Johan czekał na pieniądze za swoją pracę, a ona na wypłatę honorarium z wydawnictwa, udało im się tanio zamieszkać w gospodarstwie. Starzec wziął pieniądze bez najmniejszych oznak skrępowania czy wdzięczności. Wsadził je do kieszeni, a potem pochylił się, by włożyć buty. Już miała mu powiedzieć, żeby oddał skarpety Johana, ale kiedy przed chwilą sprawdzała, czy ubrania wyschły, odkryła w jego skarpetach wielkie dziury. Kawa się zagotowała i Elise podeszła do kuchenki. Kiedy przelała kawę do małej, starej kanki na mleko i podała ją mężczyźnie, uśmiechnęła się i szepnęła: - Pomyślałam, że mógłbyś kupić bilet na pociąg i wyjechać daleko od miasta. Nie masz krewnych w Eidsbergu? Spojrzał na nią zdumiony. - Skąd wiesz? - Wydaje mi się, że ojciec kiedyś o nich opowiadał. Wzruszył ramionami. - Mam ważniejsze rzeczy do roboty. - Uśmiechnął się szeroko. - Twój mąż powinien słuchać Lort-Andersa. Policja nie znalazła całego łupu, który ukrył. Nic nie rozumiejąc, zmarszczyła czoło. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Nie słyszałaś o łupie? Spinkach, pierścieniach i łańcuszkach z najczystszego złota?! - Wtedy kiedy Johan stał na czatach i został złapany? Znów się roześmiał. - Tak, złapany, ale gdzie podziały się rzeczy, które ukradli? Kiedy to powiedział, zdjął kurtkę ze sznura i ruszył w stronę drzwi. Otworzył je i zniknął w ciemności bez słowa podziękowania. Elise pobiegła do okna i wyjrzała. Na szczęście w żadnym oknie nie paliło się światło, a na dworze nie było żywej duszy. Nagle drzwi się otworzyły i do kuchni wszedł zaspany Peder. - Słyszałem jakiegoś mężczyznę! Może to Cygan! - Musiało ci się coś przyśnić. Wracaj do łóżka. Nie musisz jeszcze wstawać. Peder się wykrzywił. - Dlaczego tak tu śmierdzi? - Spojrzał na sznur. - Czy to spodnie Johana tak śmierdzą?
- Ale bzdury wygadujesz. To stare ubrania, które znalazłam na korytarzu. Próbowałam je uprać, ale na niewiele to się zdało. Peder znów się wykrzywił. - Czy to ubrania Maren, tej, która mieszkała tutaj przed nami? Wydaje mi się, że to męskie spodnie. - Może zostały po jej mężu, który zmarł wiele lat temu. - Czy ona nigdy nie prała jego ubrań? Do kuchni wszedł Evert, równie zaspany. - Była tutaj policja? - Policja? Dlaczego? - Słyszałem nieznajomy męski głos. Dlaczego tak tu śmierdzi? Peder odpowiedział w jej imieniu. - Elise wyprała ubrania po mężu starej Maren, ale okazały się tak brudne, że się poddała. Tobie też przyśnił się Cygan, Evercie? Evert pokręcił głową. - Nie, nic mi się nie śniło. Nie spałem. Słyszałem, jak coś mówił. Albo był w kuchni, albo tuż za drzwiami domu. - No to nie pójdę do szkoły. To zbyt niebezpieczne! - Zgadzam się z tobą. - Myślę, że macie zbyt bujną fantazję, chłopcy. Skoro już wstaliście, to się ubierzcie. Wasze ubrania jeszcze są trochę mokre, ale doschną, kiedy będzie jeść śniadanie. Otworzyły się drzwi drugiego pokoju i do kuchni wszedł ubrany Johan. Spojrzał pytająco na Elise. - Evert i Peder twierdzą, że przed chwilą słyszeli jakiś męski głos - powiedziała, odwracając wzrok. Zaczęła nakrywać do stołu. - Przestraszyły ich plotki o Cyganie, który rzekomo zbiegł z Akershus i obojgu się przyśnił. Peder i Evert protestowali przyciszonymi głosami. - To wcale nie był sen! - Głos Pedera był wyraźnie zagniewany. - Słyszałem go i Evert też. Nie fantazjowaliśmy! Albo jesteś głucha, albo nie do końca się obudziłaś! Johan się wtrącił. - Pederze! Nie mów tak do Elise. - Przepraszam. - Peder się zawstydził. - Ale to prawda. Przysięgam! Obaj go słyszeliśmy. - Pewnie ktoś chodził po podwórzu. Nikt nie mógł wejść do środka. Przecież na noc zamknęliśmy drzwi na klucz, prawda Elise? Elise z wdzięcznością skinęła głową. Johan musiał wszystkiego się domyślić.
Nagle w pokoju Jensine i Hugo rozległ się płacz. - Pederze, przyprowadź, proszę, dzieci. Ubiorę je tutaj, bo tu jest ciepło. Peder zrobił, o co prosiła. Po chwili wszyscy zasiedli do śniadania. Elise nie miała już chleba ani mleka, więc zjedli owsiankę na wodzie. - Nie mam już chleba, więc nie mogę przygotować wam drugiego śniadania. Evert spojrzał na nią zaskoczony. - Wczoraj wieczorem widziałem, że mieliśmy jeszcze prawie cały bochenek. - Musiało ci się przewidzieć. Miała wyrzuty sumienia, że musiała ich okłamywać. Poczuła wielką ulgę, kiedy chłopcy wreszcie pobiegli do szkoły. Johan przygotowywał się do wyjścia, a ona miała nadzieję, że uda jej się trochę popisać, kiedy przyjdzie Dagny, o ile w ogóle przyjdzie. - Przygotowałam mu paczkę z jedzeniem i kawę - wyjaśniła Johanowi, kiedy chłopcy wyszli. - Poza tym zrobiłam coś, za co być może się na mnie rozgniewasz. Dałam mu trzydzieści koron. Johan szeroko otworzył oczy. - Trzydzieści koron? Dlaczego to zrobiłaś? Siedząc w Akershus, nie będzie potrzebował pieniędzy. - Wiesz przecież, że nigdy z własnej woli nie zgłosi się na policję. - Dać mu coś do zjedzenia i schronienie przez jedną noc to jedno, ale ty dałaś mu dużo pieniędzy, Elise. Chłopcy potrzebują ubrań i butów na zimę. Ty także. Mam nadzieję, że odzyskałaś chociaż moje nowe skarpety? Poczuła, że się zaczerwieniła. - Bardzo mi przykro, Johanie. Podszedł do sznura, na którym suszyły się ubrania. - Śmierdzą. Poza tym są na nich pchły i wszy. Wyrzuć je! - Wyrzucić? - Spojrzała na niego przerażona. - To ubrania, Johanie. - Są znoszone, a tego smrodu nigdy się nie pozbędziemy. Powiedział, dokąd zamierza się udać? - Zaproponowałam, by pojechał pociągiem do Eidsberga. Wydaje mi się, że ma tam dalekich krewnych. - I co on na to? Znowu się zaczerwieniła.
- Nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Mamrotał coś o tym, że powinieneś był słuchać Lort- Andersa i że policja nie odnalazła tego, co ukrył. Johan spojrzał na nią. - Nie chcesz chyba powiedzieć, że ma zamiar szukać tego, co Lort-Anders ukrył prawie pięć lat temu? - Nie wiem, co miał na myśli. Szybko wyszedł, nie dziękując za pomoc. Bardzo mi przykro, Johanie. Nie powinnam była mu pomagać, ale nie mogłam przestać myśleć o tym, że to mój dzia- dek i że kiedyś był pewnie dobrym człowiekiem. Mama mówiła, że mój ojciec też kiedyś taki był. Uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. - Jesteś dobrym człowiekiem, Elise. Damy sobie radę bez tych trzydziestu koron. Może wuj Kristian kupi moją rzeźbę. Bogaci ludzie, którzy wczoraj byli w moim warsztacie, nie okazali nią zainteresowania. Spojrzała na niego ze współczuciem. Jak mogli nie docenić takiego dzieła sztuki? Tylko dlatego, że Johan nie zyskał jeszcze sławy, i dlatego, że jego rzeźba przedstawiała ubogą pracownicę, odwrócili się do niego plecami! - Zabiorę dzieci i pójdę do sklepu Magdy na rogu, by kupić chleb i coś do niego. Pani Børresen z pewnością ma dla nas trochę mleka, choć pewnie będzie trochę krzywo na nas patrzeć przez to, że nie było nas na wczorajszym spotkaniu. Uśmiechnął się, potem ubrał kurtkę i wyszedł. Elise posprzątała ze stołu, a potem poszła do pokoju po pieniądze. Jeśli od razu wyjdzie do sklepu, będzie miała więcej czasu na pisanie, kiedy przyjdzie Dagny. Energicznie wysunęła szufladę i wyjęła kopertę. Jej serce stanęło. Koperta była pusta!
4 Kristian z niepokojem rozejrzał się dokoła. Na szczęście na zewnątrz panował mrok. W dole ulicy słabo świeciła jedna gazowa latarnia. - Kiedy się spostrzegą, że nie ma mnie w środku, pewnie zrozumieją, że uciekłem, a wtedy zaczną mnie szukać. - Zmuszą cię do powrotu do domu? I już nie pozwolą ci tutaj przychodzić? - Dziewczyna wydawała się przerażona. Kristian skinął głową. - Kierownik fabryki jest mężem mojej siostry. - Kristian starał się mówić ładnie tak, jak robią to ludzie po drugiej stronie rzeki. - Mogę mieszkać u nich za darmo i nie muszę pracować po szkole. Dzięki temu mam więcej czasu na odrabianie lekcji. - A więc są dla ciebie dobrzy. W takim razie, dlaczego zabraniają ci zbliżyć się do Boga? Myślę, że powinieneś powiedzieć o tym naszemu nauczycielowi, Albertowi Lundemu. Może on zgodzi się z nimi porozmawiać i uświadomi im, jaki grzech popełniają, trzymając cię z dala od naszej wspólnoty. - To bez sensu. Mąż mojej siostry chodzi do kościoła. Złapał się na tym, że mówi mniej starannie, nie tak, jak powinien. Ruszyła w dół ulicy, a on poszedł za nią. Nie wiedział, dokąd idą. Czyżby chciała go przedstawić rodzicom? Taki wstyd! Nigdy wcześniej nie poszedł z żadną dziewczyną do jej domu. W każdym razie od wielu lat, kiedy to bawił się z dziewczętami z są- siedniego gospodarstwa. Nie znał okolicy, w której się znaleźli. Szli w dół Hausmannsgate. Jako pomocnik woźnicy jeździł głównie w rejonie mostu Beier. Teraz bacznie się rozglądał, na wypadek gdyby musiał szukać drogi do domu, o ile w ogóle ośmieli się wrócić do Hildy i Paulsena. Może powinien pójść do Vøienvolden i poprosić Elise, by przyjęła go z powrotem? Choć to, że żyła w grzechu z drugim mężem, bardzo utrudniało sprawę. Kiedy znaleźli się po drugiej stronie rzeki, dziewczyna skręciła w lewo w Lakkegata. Zdziwił się. Czyżby mieszkała w jednym z tak zwanych wilczych gospodarstw? Nie wyglądała na taką. Nie mówiła jak ludzie z tej okolicy. Szli dalej, nie zamieniając ze sobą słowa. Nie wiedział, o czym mogliby rozmawiać, zresztą ona wydawała się zatopiona w myślach. Może obawiała się zabrać go do domu i teraz żałowała, że to zaproponowała? Znaleźli się w niebezpiecznej dzielnicy. Z okien wyglądały ulicznice, inne stały w bramach i wejściach. Miały na sobie krótkie sukienki z ogromnymi dekoltami. Jakiś pijany mężczyzna
próbował przekonać jedną z nich, by poszła z nim za darmo, po znajomości, ale został przepędzony. W tej samej chwili jedna z dziewcząt zauważyła Kristiana i zrobiła krok w jego stronę, odpinając bluzkę i odsłaniając nagie piersi. - Chodź do mnie, piękniutki, dostaniesz za pół ceny! Kristianowi zrobiło się gorąco ze wstydu, a jednocześnie na widok białych, pełnych piersi poczuł zdradzieckie pożądanie. Dziewczyna ze wspólnoty pociągnęła go za sobą. - Chodź, pospieszmy się! Przez chwilę znowu szli bez słowa. Kiedy podeszli kawałek, zapytała: - Słyszałeś o Slurpen? - Nie, co to takiego? - Organizacja, która przygotowuje jedzenie dla biednych dzieci i rozdaje je w szkołach. - Czy na tej ulicy mieszka wielu biednych ludzi? - Nie więcej niż gdzie indziej. Nie jesteśmy biedni. Ojciec pracuje w Vulkanie, a matka w Slurpen. Mój brat zmarł na świnkę dwa lata temu i teraz zostałam im tylko ja. Spojrzał na nią. - Dziwnie musi być jedynaczką. Uśmiechnęła się. - Sąsiedzi podejrzewają, że moja mama usuwa ciąże. - Spoważniała. - Poza tym tęsknię za bratem. - Czy twój ojciec pije? Popatrzyła na niego zdumiona. - Myślisz, że wszyscy ojcowie piją? Kristian poczuł, że znów się zaczerwienił. Odwrócił wzrok. - Nie, ale wielu to robi. - Tak sądzisz, bo mieszkamy na Lakkegata? - W jej głosie dało się słyszeć cień urazy. Poczuł się zbity z tropu, ale przecież nie to miał na myśli. Może dziewczyna doszła do wniosku, że patrzy na nią z góry z powodu miejsca, w którym mieszka. Postarał się jakoś to sprostować. - Zanim moja siostra wyszła za mąż, mieszkaliśmy w gospodarstwie Andersengården na Holstsgate, w pobliżu Sagene. Tam prawie wszyscy mężczyźni pili. - Twój ojciec też? Skinął głową. - Matka chorowała na gruźlicę. Elise, moja nastrasza siostra, była szwaczką w Graah, Hilda też tam pracowała. - Masz więcej rodzeństwa? - Mam o rok młodszego brata, ale jest bardzo dziecinny. Roześmiała się. - Teraz mówisz jak wywyższający się starszy brat. Zawstydził się.
- Nie tylko ja tak uważam. Wszyscy myślą, że Peder jest dużo młodszy ode mnie. Kiepsko radzi sobie w szkole i prawie w ogóle nie potrafi czytać. Evert ma tyle lat co on, a czyta dwa razy szybciej i wie o wiele więcej, choć chodzą do tej samej klasy. - Kim jest Evert? - Mieszka u nas. Został podrzucony Hermansenowi, ale ten przepijał wszystkie pieniądze, które dostawał z komisji do spraw ubogich, więc Elise zabrała go do siebie. Teraz już zapomniał, że nie jest członkiem naszej rodziny. Znów złapał się na tym, że mówi z dziwnym akcentem. - Elise i Hilda mówią tak jak ty - dodał szybko. - Matka chciała, żeby nauczyły się ładnie mówić, bo wtedy łatwiej dostać pracę. - Twoja matka zmarła na gruźlicę? - Nie, była w sanatorium i wyzdrowiała, ale potem wyszła za mąż za Asbj0rna i urodziła kolejne dziecko, a to było dla niej za wiele. - Twój ojciec zmarł czy się rozwiedli? - Wpadł pijany do rzeki i utonął. - Wiele w życiu przeszedłeś... Nic nie odpowiedział. Jak to możliwe, że jej się zwierzył? On, który tak bardzo nie lubił o sobie mówić. Zatrzymała się przed furtką. - Mieszkam tutaj, na drugim piętrze. W oknach pali się światło. Mama i tata wieczory zawsze spędzają w domu. Zawahał się. - Co powiedzą, jak mnie zobaczą? Złapała go za ramię i pociągnęła za sobą. - Kiedy usłyszą, że rodzina zabrania ci chodzić na spotkania z Albertem Lundem, zrobią wszystko, żeby ci pomóc. Przestraszony powoli wchodził za nią po schodach. Co za wstyd! Idzie z dziewczyną do domu i będzie musiał rozmawiać z jej rodzicami! Weszli do przytulnej kuchni. W środku pachniało smażonym boczkiem. Poczuł, jak bardzo jest głodny. Czyżby jedli boczek w dzień powszedni? - Czy to ty, Svanhild? - dobiegł ich radosny głos z pokoju obok. - Spotkanie już się skończyło? - Nie, wyszłam trochę wcześniej, bo musiałam komuś pomóc. - Zwróciła się do Kristiana. - Jesteś głodny? Zostało jeszcze trochę jedzenia z obiadu.