Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 29 - Dzień Sądu

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :655.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 29 - Dzień Sądu.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 130 stron)

FRID INGULSTAD DZIEŃ SĄDU

1 Kristiania, kwiecień 1910 roku - Nie! - krzyknęła Elise i zasłoniła usta dłonią. - To nie może być prawda! Powiedz, że to nieprawda! Hilda dyszała ciężko. - Pokojówka znalazła rano list w jego pokoju, nie spał w domu. - Wyciągnęła zwitek papieru z kieszeni płaszcza i podała jej. Elise przeczytała liścik, wstrzymując oddech. Wybaczcie mi. Nie mogę czekać do osiemnastego maja. Nie wytrzymuję myśli o tym, co się ma wydarzyć. Kristian. - Czekać do osiemnastego maja? - Elise próbowała zebrać myśli. - Nie rozumiesz? - Hilda była bliska histerii. - Uwierzył w teorie spiskowe na temat dnia sądu! W to, że kometa uderzy w ziemię osiemnastego maja! Ta myśl tak go przeraziła, że posta- nowił sam się zabić. Wniosę oskarżenie przeciwko temu kaznodziei! - dodała wzburzona. - Jest winien śmierci Kristiana. Johan odstawił filiżankę z kawą i podniósł się. - Szukaliście go? Nie ma pewności, że udało mu się to zrobić. Hilda posłała mu zdziwione spojrzenie. - Ale przecież nie spał tej nocy w swoim łóżku. - Ale nie wiadomo, czy coś sobie zrobił. Miałem kiedyś w klasie chłopaka, który chciał się zabić i dokładnie to sobie zaplanował. Został na szczęście znaleziony, zanim udało mu się to zrobić. Hilda wodziła bezradnie wzrokiem od Johana do Elise. - Ale... Nie zdążyła powiedzieć więcej, bo Johan już szedł w stronę drzwi. - Wiesz, gdzie mieszka ta Svanhild? Każ woźnicy jechać tam tak szybko, jak to tylko możliwe! Hilda w końcu zrozumiała. Uniosła spódnicę i wybiegła. Nim Elise zdążyła pojąć, co się stało, drzwi się za nimi zamknęły. Chwilę później usłyszała, że wóz odjeżdża. Hugo spojrzał na nią zdumiony. - Ciocia Hilda nie napije się kawy? - Nie dzisiaj, mój drogi. Jest nieco zajęta. Spojrzała przed siebie, myśląc o słowach Hildy.

Kristian postanowił odebrać sobie życie! Ze strachu przed tym, co się wydarzy, gdy kometa uderzy w ziemię. Ale nie tylko dlatego, że o tym czytał! Poczuła, jak ogarnia ją wściekłość, a serce mocniej bije. Hilda miała rację. Wszystkiemu winne były te oświecające spotkania, kaznodzieja, szaleni ludzie wołający Amen i Alleluja, a także Svanhild. Z pewnością go namawiała, a ponieważ był zakochany, udało jej się na niego wpłynąć. Nie był w stanie dłużej wytrzymać. Wstała, podeszła do pieca i dorzuciła do ognia kawałek drewna. W uszach jej szumiało, a oddychanie sprawiało jej ból. Kristiana już z nimi nie było. Cichego, pracowitego, zdolnego Kristiana. Niedługo miał być konfirmowany i skończyć szkołę. Miał przed sobą świetlaną przyszłość. Ze swoją przytomną głową, pracowitością i godną podziwu siłą woli mógł w życiu wiele osiągnąć. Gdyby nie spotkał Svanhild, nigdy by się to nie wydarzyło. Przypomniała sobie tamten jesienny wieczór, dzień po nagłym pojawieniu się dziadka, gdy Kristian przyszedł przemoczony i spytał, czy może wejść. Przez cały dzień siedział przy grobie matki i modlił się o pomoc. Johan powiedział, że być może matka mogła dla niego zrobić teraz więcej, niż wtedy, gdy żyła. Chyba tak się jednak nie stało, żadne nadprzyrodzone siły nie pomogły Kristianowi. Stopniowo był ściągany coraz głębiej w ciemną otchłań, gdzie nie było miejsca na śmiech i radość, był tylko bezgraniczny lęk przed tym, co miało nadejść. Chciała płakać, ale czuła, jakby jej łzy wyschły. Myśl o rozpaczy Kristiana była nie do wytrzymania. Powinna była częściej z nim rozmawiać, odwiedzać go u Hildy, próbować skierować jego myśli na inne tory. Zamiast tego żyła losami zmyślonych postaci i próbowała rozwiązywać ich problemy. Zaledwie poprzedniego dnia Hilda odwiedziła ich i podzieliła się z nią swoimi obawami o Kristiana. Dlaczego żadne z nich nic nie zrobiło? Dlaczego nie wyczuli powagi sytuacji? Gdyby zareagowała natychmiast, może dałoby się temu zapobiec. Powinna była natychmiast udać się na wzgórza Aker, a gdyby go tam nie znalazła, pójść do domu modlitewnego na Hausmannsgate i zrobić to, co bezskutecznie usiłował zrobić kierownik fabryki. Nie powinna się gniewać, tylko poprosić go grzecznie, żeby poszedł z nią. Powiedzieć, że musi z nim porozmawiać o czymś ważnym. Kristian zawsze był posłuszny, poszedłby za nią, gdyby poprosiła go w odpowiedni sposób. Jak zauważył kiedyś Johan, Paulsen i Kristian za bardzo się od siebie różnili, żeby móc się nawzajem zrozumieć. Jensine pociągnęła za jej fartuch. - Sine pić.

- Zaraz dostaniesz mleko. - Sięgnęła po dzbanek z mlekiem i nalała jej pełny kubek. Miała wrażenie, jakby znajdowała się poza swoim ciałem. Jensine się oblała, mleko spływało po jej ubraniach. - Musisz jej pomóc - upomniał ją Hugo. Elise zdjęła z wieszaka czyste ubranie, kucnęła i zaczęła przebierać córkę bez słowa. Hugo stał zamyślony i przyglądał się im. - Dlaczego jesteś taka dziwna? Jego słowa coś w niej poruszyły. Zakryła twarz dłońmi, schyliła głowę i wybuchła płaczem. Nagle poczuła dotyk drobnej dziecięcej rączki na swojej głowie. - Nie płacz, bo ja też będę płakał - załkał Hugo, a zaraz po nim zaczęła płakać Jensine. Opanowała się i objęła ich oboje. - To nic takiego, jestem po prostu zmęczona. - Możesz się położyć w moim łóżku, a ja popilnuję Jensine. Uśmiechnęła się przez łzy. - Dobry z ciebie chłopiec, Hugo. Niedługo przyjdzie Dagny, będę mogła wtedy chwilę odpocząć, a wy pójdziecie się pobawić. - Podniosła się. - Pójdę tylko na chwilę po coś do sypialni. Wyszła z kuchni i zamknęła za sobą drzwi. Położyła się na łóżku, ukryła twarz w poduszce i płakała tak, jakby miało jej pęknąć serce. Jak mogła dalej żyć, mając Kristiana na sumieniu? Uważała się za dobrą matkę dla chłopców, była dumna z siebie za to, że wzięła za nich odpowiedzialność, kiedy matka ich zawiodła, i sądziła, że zrobiła wszystko, co w jej mocy. Mimo to Kristian postanowił przeprowadzić się do Hildy i jej męża, zapewne nie tylko ze względu na piękny dom i dobre jedzenie. Musiało w tym być coś więcej. Może miało to jakiś związek z nią. Krytykował ją za to, że ponownie wyszła za mąż. Być może domyślił się, że kochała Johana, gdy była jeszcze żoną Emanuela, i w głębi duszy miał jej to za złe. Poza tym zdawał się być nieco zazdrosny o Pedera, któremu poświęcała więcej uwagi. Poczuła nieprzyjemne ukłucie wyrzutów sumienia. Czyżby go zawiodła? Zawsze potrafił sobie poradzić sam, nigdy nie potrzebował pomocy w lekcjach ani w niczym innym. Peder za to prawie niczego nie potrafił zrobić samodzielnie. Mimo to Kristian mógł się czuć pominięty. Ponownie napłynęły jej do oczu łzy. Płakała tak mocno, że aż trzęsło się łóżko. Powstrzymał ją jakiś odgłos. Spojrzała w kierunku drzwi i zauważyła, że klamka się porusza. Najwyraźniej Hugo próbował bezskutecznie otworzyć drzwi. Podniosła się szybko, wytarła oczy brzegiem fartucha i otworzyła mu. - Już idę, Hugo. - Miałaś po coś pójść. - Spojrzał na nią zdziwiony. - Tak, szukałam rajstop, ale ich nie znalazłam.

- Wiszą na sznurku. - Dobrze, że to zauważyłeś. Czy Dagny już przyszła? Pokręcił głową, - Jensine wylała mleko na podłogę. Elise westchnęła z rezygnacją. - Nie rozumiem, dlaczego ona to robi. Przecież wie, że tak nie wolno. - Zdenerwowała się, bo długo cię nie było. Jensine stała na środku pokoju z pustym kubkiem w dłoni i posyłała Elise przepraszające spojrzenie. - Nieładnie, Jensine! Nie wolno wylewać mleka! Mleko kosztuje, a poza tym spójrz na swoje ubranie. Znowu jesteś mokra i nie mam już w co cię przebrać. -Jej głos był o wiele surowszy niż zwykle, ale nie potrafiła się opanować. Usta Jensine zaczęły drżeć i po chwili ponownie się rozpłakała. Elise westchnęła, sięgnęła po ścierkę i zaczęła czyścić jej sukienkę. Następnie objęła ją mocno. - No już, moja mała. Mama się nie gniewa, jest tylko zmęczona - mruknęła. - Słyszę jakieś kroki na zewnątrz, może to Dagny. Jensine natychmiast przestała płakać i wyrwała się. - Sine pobawi się z Dagny. Dagny wpadła do środka. - Widziałam powóz twojej siostry, jak pędził po ulicy. Coś się stało? - Gdzie go widziałaś? - Przy moście Beierbrua. Stałam na dziedzińcu w fabryce i rozmawiałam z panią Gulliksen. Była na mnie zła, bo nie miałam czasu, by umyć schody. W tej samej chwili Elise poczuła silny skurcz w dole brzucha i skuliła się. - Zabierz dzieci na zewnątrz, Dagny. - Ból sprawiał, że jej głos brzmiał obco. - Jest piękna, wiosenna pogoda. - Zamilkła i zacisnęła zęby. - Czy mogłabyś poprosić panią Børresen, żeby tu przyszła? Muszę z nią o czymś porozmawiać. Dagny przyjrzała jej się. - Dziecko jest w drodze? Mam pójść po Lagertę? Pokiwała głową. Podeszła z trudem do ławy i usiadła. Dobry Boże, to dwa tygodnie za wcześnie i na dodatek nie ma Johana! Łzy popłynęły jej po policzkach i nie miała nawet siły ich obetrzeć. I jeszcze na dodatek Kristian odebrał sobie życie, nie wytrzymam tego! - Pójdę najpierw po panią Børresen! - Dagny ruszyła do drzwi, najwyraźniej przestraszona płaczem Elise. Hugo i Jensine stali, wpatrując się w nią. - Dalej jesteś zmęczona? - spytał nieśmiało Hugo. Spróbowała się uśmiechnąć.

- Po prostu boli mnie trochę brzuch. Dzisiaj przyleci bocian, Hugo, i dostaniecie małą siostrzyczkę albo braciszka. - A musimy? Czy bocian nie może zabrać go z powrotem? Nadszedł ją kolejny skurcz. To dziwne, że skurcze pojawiały się tak często, przecież poród dopiero się zaczął. Musiała odczekać chwilę, zanim była w stanie coś powiedzieć. - Nie chciałbyś mieć braciszka lub siostrzyczki? Może chłopczyka, z którym mógłbyś się bawić pociągiem, kiedy trochę podrośnie? Pokręcił głową. - Sam chcę się bawić moim pociągiem. - Idźcie na dwór, Dagny zaraz do was przyjdzie. A może pani Børresen zabierze was do stodoły - dodała, gdy przypomniała sobie, że Dagny miała pójść po Lagertę na Sandakerveien. Drzwi się otworzyły, a do środka wpadła zdyszana pani Børresen. - Już się zaczęło? Panie Jezu! - Rozłożyła ramiona i wyglądała na całkiem bezradną. Hugo pokręcił głową. - To nie Jezus, to mały chłopczyk lub dziewczynka, którzy ukradną mój pociąg. Ale ja każę bocianowi zabrać ich z powrotem. Pani Børresen nie zwróciła na niego uwagi. - Biegnij po Lagertę, Dagny! Powiedz, że ma tu natychmiast przyjść! Dagny ponownie wybiegła. - Nie wolałabyś się położyć? Elise pokiwała głową, a pani Børresen pomogła jej wstać z ławki. - Hugo, pobaw się z Jensine do czasu, aż wróci Dagny. Jeśli będziecie grzeczni i będziecie się ładnie bawić, to dostaniecie cukierki. Hugo rozpromienił się. - Chodź, Jensine, dostaniemy cukierki! Dobrze było w końcu się położyć. Skurcze przychodziły regularnie i często. Czuła, że ten poród przebiegnie szybko, oby nie tak szybko, by Lagerta nie zdążyła przyjść na czas. Pamiętała ostatni raz, kiedy rodziła Jensine. Mieszkali wtedy jeszcze w domu kierownika fabryki, a wiolonczelista Olaf był zmuszony biec do Labakken w nadziei, że zastanie Lagertę w domu. Próbowała odsunąć od siebie myśli o Kristianie, zamiast tego starając przypomnieć sobie ostatni poród. Miała wrażenie, jakby to było wieki temu. Od tego czasu wydarzyło się tak wiele. Emanuel przeprowadził się z powrotem do domu, Hilda odzyskała swego pierworodnego syna, a Agnes urodziła Larsa i próbowała wmówić Johanowi, że to on jest ojcem. To był trudny czas. Choć

Emanuel zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby znowu byli szczęśliwi, to jednak męczyła się w tym związku, bo tak naprawdę cały czas kochała Johana. Ponownie ujrzała twarz Kristiana, choć starała się skierować myśli na inne tory. Powiedziała sobie, że musi najpierw przetrwać poród, a później będzie mogła rozpaczać, ale nie pomogło jej to. Wspomnienia o urodzeniu Jensine uleciały. Gdyby tylko Kristian mógł wrócić. Dlaczego Johan postanowił jechać do Svanhild? Kristian z pewnością uciekłby sam, gdyby zamierzał dopuścić się tak straszliwego czynu. Czyżby Johan uważał, że zamierzali się zabić razem? Może chciał sprawdzić, czy ona także zniknęła. A jeśli tak, to gdzie mogli być? Pewnie gdzieś, gdzie nikt ich nie znajdzie... Przeszedł kolejny skurcz, tym razem silniejszy. Chwyciła się mocno brzegu łóżka, żeby powstrzymać krzyk, który cisnął jej się na usta. Wiedziała, że będzie jeszcze gorzej, i musiała wytrzymać tak długo, jak tylko potrafiła. Oby tylko dzieci się nie przestraszyły. Pamiętała, jak bardzo chłopcy bali się ostatnim razem, gdy przyszli ze szkoły i zastali ją zwijającą się z bólu w łóżku. Pamiętała, że wsunęła sobie wtedy poszewkę do ust, żeby nie krzyczeć. Pedera łatwo było przestraszyć. Pani Børresen krzątała się po domu. Elise wyjaśniła, gdzie znajdują się czyste prześcieradła, i poprosiła ją, by nastawiła czajnik z wodą i przyniosła jej miednicę. Kobieta sprawiała wrażenie, jakby nie była w stanie zebrać myśli. Sama nie miała dzieci i z pewnością niewiele wiedziała o porodach, prawdopodobnie nigdy w żadnym nie uczestniczyła. Elise było jej nieco żal, zachowywała się tak nieporadnie. - Lagerta niedługo przyjdzie - próbowała ją uspokoić. - Dagny szybko biega, a położna mieszka niedaleko, na San-dakerveien. W tej samej chwili przyszedł kolejny silny skurcz, a ona zamknęła oczy i zacisnęła zęby. - Jesteś pewna, że Dagny ją znajdzie? Elise nie była w stanie od razu odpowiedzieć, musiała zaczekać, aż przejdzie skurcz. - Może mogłabyś spytać jedną ze służących w domu, czy nie uczestniczyły kiedyś w porodzie? Pani Børresen natychmiast wybiegła z sypialni. Skurcze przychodziły coraz częściej i czuła, że Lagerta nie zdoła przybyć na czas. Dopadł ją nagle lęk, ale po chwili ponownie się uspokoiła, myśląc, że da sobie radę. Jeśli tylko ktoś już po wszystkim przetnie pępowinę, sama poradzi sobie z resztą. Usłyszała z daleka, jak Jensine głośno płacze, a Hugo upomina ją surowo. - Przestań płakać! Bo nie dostaniemy cukierków.

Oby tylko pani Børresen znalazła szybko którąś ze służących! To źle, że Jensine i Hugo byli sami, gdy woda mogła się w każdej chwili zagotować. Wsunęła do ust róg poduszki, gdy jej ciało przeszyła nagła fala bólu. Wypłynęło z niej coś ciepłego. Wody płodowe odeszły. Poród miał się zacząć za chwilę. Jak to możliwe, że tak szybko do tego doszło? Dopiero przed chwilą poczuła pierwszy poważny skurcz. Odczuwała, co prawda, od kilku dni lekkie napięcie w brzuchu, ale tego się nie spodziewała. Poczuła nagle potrzebę parcia. Odchyliła się do tyłu, podniosła nogi i rozchyliła je tak mocno, jak tylko potrafiła. Kiedy przyszedł kolejny skurcz, nabrała powietrza w płuca i wstrzymała oddech. Przyciągnęła brodę do piersi, uniosła obiema dłońmi do góry biodra i zaczęła przeć. Po kilku sekundach odetchnęła, ponownie wstrzymała oddech i parła. Cieszyła się z tego, że już kiedyś rodziła. Tylko dzięki temu wiedziała, co ma robić. Napinając całe ciało i trzymając się kurczowo materaca, parła tak mocno, że spływał z niej pot, a jej głowa płonęła. Jeden skurcz przychodził za drugim, a pani Børresen wciąż nie było. Równocześnie zauważyła, że coś zaczęło się dziać. Nabrała jeszcze raz powietrza i użyła wszystkich swoich sił, aż nagle poczuła, że coś śliskiego i ciepłego wysunęło się z jej ciała! W tej samej chwili otworzyły się drzwi i Elise zobaczyła Karen, pokojówkę pani Berge w białym fartuchu i czepku. Dziewczyna krzyknęła i natychmiast podbiegła do łóżka. - Panie Jezu! - zawołała. - Główka dziecka już jest na zewnątrz! Elise poczuła kolejny skurcz, a dziewczyna zagrzewała ją do dalszego parcia. - Jeszcze raz, za chwilę wyjdzie całe dziecko! - Elise spięła się i po chwili było już po wszystkim. Dziecko przyszło na świat! Przyszło jeszcze kilka skurczy, ale już nie tak silnych, jak poprzednie. Niedługo później urodziła całą resztę, łącznie z łożyskiem. Karen wprawnymi ruchami zrobiła wszystko co trzeba, aż w końcu uniosła maleństwo w ramionach. - Śliczna mała dziewczynka! Gratulacje, pani Thoresen. - Umyła małą, owinęła w kocyk i położyła w ramionach Elise. Elise starała się powstrzymać płacz, ale jej się to nie udało. Łzy płynęły po jej policzkach. Przypomniała sobie, jak kiedyś ktoś jej powiedział: Gdy jedno życie się kończy, drugie się zaczyna. Ta myśl sprawiła, że zaniosła się głośnym płaczem. - Ależ pani Thoresen, nie cieszy się pani? Przecież wszystko dobrze się skończyło, choć położnej nie udało się dotrzeć na czas. Była pani taka dzielna! Elise pokręciła głową. - Oczywiście, że cię cieszę - załkała. - Ale mój brat Kristian nie żyje - dodała z płaczem.

Karen zamilkła i posłała jej przerażone spojrzenie. - Pani młodszy brat nie żyje? - wydusiła z siebie w końcu. - Nie wiedziałam o tym. To straszne, pani Thoresen. I to na dodatek tuż przed porodem. Pani Børresen weszła do środka, kiedy usłyszała, co powiedziała Elise. Stanęła przy łóżku i przemówiła głośno i podniośle. - Bóg dał, Bóg wziął, niech Mu będzie chwała!

2 W pokoju słychać było hałas i po chwili do sypialni wpadła Lagerta z podwiniętymi rękawami. Siwe włosy upięte miała w ciasny koczek. - Co tu się stało? - spytała głębokim i władczym głosem. Karen odwróciła się do niej. - Pani Thoresen urodziła córeczkę. Była sama, kiedy dziecko zaczęło przychodzić na świat, ale wszystkim się zajęłam. Lagerta pokręciła głową. - Jak ja mam nadążyć z przyjmowaniem tych wszystkich porodów, skoro ludzie mnożą się jak króliki? Odstawiła torbę z narzędziami i przyjrzała się dziecku. - Nie wystarczy ci już tych dzieci? Z nowym mężem też chcesz mieć kolejną dwójkę? Masz jeszcze trzech chłopców, co ty z nimi wszystkimi zrobisz? Elise uśmiechnęła się przez łzy, cieszyła się, że Lagerta przyszła. - Czego płaczesz? - dodała Lagerta, spoglądając na nią surowo. - Czy ta mała nie jest mile widziana? - Oczywiście, to dziecko moje i Johana. Bardzo się cieszę, a Johan będzie wniebowzięty. Ale coś się dzisiaj wydarzyło... - Przygryzła wargę, ale znów nie mogła się powstrzymać. Z pła- czem opowiedziała o wszystkim, co się stało. Lagerta, pani Børresen i Karen stały w milczeniu, były wyraźnie zaszokowane i nie wiedziały, co mają powiedzieć. W końcu pani B0rresen pokręciła głową. - U nas nikt się nie przestraszył. Wiemy, że zbliża się Dzień Sądu, ale nie panikujemy z tego powodu. To pewnie ten nowy kaznodzieja z Hausmannsgate, który nie potrafi nawracać ludzi bez wzbudzania w nich panicznego strachu. Żadna z kobiet nie odpowiedziała. Karen pogłaskała Elise pocieszająco po głowie. - Ma pani zdrową i śliczną córeczkę, pani Thoresen. Może taki był plan, żeby urodziła się właśnie dzisiaj. Elise ponownie się uśmiechnęła i podziękowała jej za pomoc. Spojrzała na córeczkę. Karen miała rację. Nawet teraz, tuż po porodzie, było widać, że to śliczne dziecko. Miała malutkie uszka, prosty, drobny nosek, mocno zarysowane brwi i ciemne rzęsy. Jej usteczka wyglądały jak pączek róży, a włosy były ciemne i kręcone. Johan będzie taki dumny! Gdyby tylko nie wydarzyła się ta historia z Kristianem!

- Mogę się od czasu do czasu zajmować dziećmi, kiedy nie będzie tu Dagny - dodała usłużnie Karen. Pani Børresen poruszyła się niespokojnie, być może sprawa Kristiana dała jej do myślenia. Między spotkaniami wiernych w ich domu a tymi, które odbywały się na Hausmannsgate, była wielka różnica. - Teraz, gdy przyszła już Lagerta, nie musi pani tu dłużej zostawać. Bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiem, jak bym sobie bez pani poradziła. Pani Børresen uśmiechnęła się zadowolona i poszła do drzwi, wyraźnie ciesząc się z tego, że może już wyjść. Karen przeprosiła, mówiąc, że czeka na nią gospodyni i wyszła chwilę później. Lagerta zaczęła sprzątać, przyniosła z kuchni więcej gorącej wody i zebrała wszystkie zakrwawione prześcieradła, które należało uprać. - Masz ubrania dla małej po starszych dzieciach? - Tak, wszystko jest w komodzie. Ścierki, pieluchy i cała reszta. Lagerta pomogła jej się przebrać w czystą koszulę, a następnie ponownie położyła dziecko w jej ramionach. Lagerta mówiła bez przerwy w trakcie pracy. Opowiadała o tym, jak ważna jest higiena osobista. Elise słuchała jej tylko jednym uchem, drugim nasłuchiwała odgłosów z kuchni, nie mogąc się doczekać, kiedy wróci Johan. Biły się w niej sprzeczne uczucia. To powinien być szczęśliwy dzień, a zamiast tego leżała tutaj i walczyła ze łzami. - Nic dziwnego, że gruźlica roznosi się po ludziach - mówiła dalej Lagerta. - Odwiedziła mnie moja siostra z Fredrikstad. Opowiedziała o starym gruźliku, który sprzedawał w mieście mleko na targu. Gdy był spragniony, pił mleko z tego samego wiaderka, którego później używał do odmierzania. Rozpuściła mydło w gorącej wodzie w miednicy i włożyła do niej brudną pościel. - Na targu w Kristianii nad straganem rzeźnika lata mnóstwo much, a gdy wieje wiatr, kurz i brud z ulicy przyczepiają się do kawałków mięsa. Na rybnym targu jest jeszcze gorzej. Nic dziwnego, że ludzie zaczynają chorować. Poza tym u nas, w sklepie Magdy na rogu, wcale nie jest lepiej. Ludzie przychodzą z własnymi kubkami i dzbankami na mleko i zanurzają je w dużym wiadrze, ale ich naczynia nie zawsze są czyste. Z pewnością stracilibyśmy dużo dzieci, gdybym nie myła i nie gotowała wszystkiego po porodzie. Minęło już tyle czasu! Johan i Hilda musieli już zdążyć dotrzeć do domu rodziców Svanhild. Kristian powiedział, że jej rodzice pracowali, ale w domu zawsze byli dziadkowie. Na pewno wiedzieli, czy Svanhild poszła tego dnia do szkoły.

W końcu usłyszała, że otwierają się drzwi. Uniosła się nieco na łóżku i wstrzymała oddech. - Wraca mój mąż. Ciekawe, czy go znaleźli. - Kogo znaleźli? - Mojego brata. - Nie sądzę. Na pewno utopił się w rzece i prąd poniósł go do samego fiordu. Elise zamarła. - A może pojechał do Maridalen i utopił się tam w jeziorze. Niektórzy przywiązują sobie kamień do szyi albo wkładają kamienie do kieszeni. Elise znowu się rozpłakała. - Czy nie możesz mówić o czymś innym? Lagerta zatrzymała się, wsparła dłonie na szerokich biodrach i popatrzyła na nią z niezadowoleniem. - Musisz się nauczyć patrzeć prawdzie prosto w oczy, Elise. Takie już jest życie. Niektórzy umierają na gruźlicę, niektórzy po pijaku, niektórzy na czarną ospę, a inni topią się w rzece. Dzisiaj ty, a jutro ja. Nikogo to nie ominie. Elise pokiwała głową i nieco się uspokoiła. Lagerta miała rację. Każdego dnia zdarzały się tragedie, a ona wcale nie miała gorzej niż inni. W Rodeløkka ponad sto osób umarło na ospę, a rzeka pozbawiała ludzi życia każdego roku. Jej ojciec zginął po pijaku, podobnie jak ojciec Jenny. Ludvig Lien powiesił się w ogrodzie obok sklepu Emanuela, a syn Hele i Ansgara Mathiesenów umarł na odrę. - To prawda, Lagerto. Rozczulanie się nad sobą nie pomaga. - Oczywiście, że nie! Nie chcesz chyba zmarnować tego krótkiego czasu, który został ci dany na tej ziemi? Śmiej się i ciesz, bo jutro możesz nie żyć, jak mawiał mój ojciec, gdy byłam mała. Usłyszały nagle za drzwiami pospieszne kroki, a gdy się otworzyły, do środka wpadł zgrzany i zdenerwowany Johan. Jego spojrzenie zatrzymało się na łóżku. Otworzył szeroko oczy i zaniemówił. Przez moment stał w miejscu jak wryty, ale po chwili jego twarz rozpromieniła się w wielkim uśmiechu. - Elise! - szepnął. - Już po wszystkim? - Podszedł do niej ostrożnie, jakby bał się ją przestraszyć lub zranić. Jego oczy lśniły i przez chwilę udało mu się zapomnieć o tym wszystkim, co bolesne. - Mamy córkę i jest najpiękniejsza na całym świecie. Zatrzymał się przy łóżku i z niedowierzaniem spojrzał na dziecko.

- Jaka malutka! - powiedział tylko i jego głos się załamał. - Miejmy nadzieję, że jeszcze urośnie - stwierdziła ponuro Lagerta. Zaczynała uważać, że za dużo już tego rozczulania. Johan odwrócił się do niej, ale Elise spostrzegła, że jego wielka radość została wyparta przez niepokój. - Coś jest nie tak? - Dziecko jest zdrowe jak ryba! - powiedziała. Johanowi ulżyło. Elise nie mogła już wytrzymać. - Wiecie coś o Kristianie? Johan jakby nagle oprzytomniał. - Hilda czeka w powozie, wpadłem tu tylko po to, by ci powiedzieć, że wybieramy się do lasu Grefsenskogen. Svanhild zostawiła liścik, w którym napisała, że nie idzie dzisiaj do szkoły i że wybiera się z Kristianem na wycieczkę. Babka powiedziała, że jej rodzice się wściekli. Na szczęście zna miejsce, gdzie Svan-hild zazwyczaj się wybiera, i wyjaśniła mi, gdzie to jest. Elise poczuła, jak odżywa w niej nadzieja. - Myślisz, że pojechali tylko na wycieczkę? Johan nie odpowiedział i ruszył w stronę drzwi. - Wrócę najszybciej, jak to możliwe. Zaopiekuj się nimi dobrze, Lagerto. - Zapamiętaj sobie, co powiedziałam, Elise - stwierdziła ponuro Lagerta. - Spójrz prawdzie w oczy. Jeśli postanowili opuścić szkołę, to na pewno nie zamierzali wracać do domu. Elise opadła ponownie na poduszkę, zamknęła oczy i złożyła dłonie do modlitwy obejmując ramieniem córeczkę. - Dobry Boże, spraw, żeby Kristian wciąż żył! - modliła się w ciszy.

3 Miała wrażenie, jakby czas stanął w miejscu. Za każdym razem, gdy słyszała jakiś dziwny odgłos w kuchni, podnosiła natychmiast głowę i nasłuchiwała. - Nie możesz być taka niespokojna - upomniała ją Lagerta. - Urodziłaś właśnie dziecko i powinnaś się cieszyć. Twój mąż nie wróci szybciej tylko dlatego, że się denerwujesz. Jak dziecko zacznie krzyczeć nocami, to zobaczysz, że będziesz sypiać tylko wtedy, kiedy się da. Elise pokiwała głową i ponownie zamknęła oczy. Wiedziała, że i tak nie zaśnie, ale mogła wykorzystać tę okazję, żeby się pomodlić. Gdy Lagerta sobie pójdzie, będzie zmuszona poradzić sobie sama. Dzięki Bogu przynajmniej Dagny zajmowała się dziećmi. - Niedługo przyjdzie lato - ciągnęła swą nieustającą opowieść Lagerta. - Pani Ellevsen zauważyła wczoraj przez okno pierwszy słomiany kapelusz. Dzieci biegają po boisku i hałasują, za oknem bez przerwy jeżdżą wozy, a w mieście eleganckie damy noszą wielkie kapelusze ze strusimi piórami oraz parasolki, a mężczyźni w cylindrach wymachują laskami spacerowymi. Na Wzgórzu św. Jana wczoraj i dzisiaj były tłumy i sądzę, że zostanie tak przez cały tydzień. Elise pozwoliła jej mówić. W pewnym sensie przynosiło jej to ulgę. Od czasu do czasu udawało jej się odgonić przykre myśli i zaczynała słuchać tego, co opowiadała Lagerta. - Jest dopiero kwiecień, ale pani Ellevsen powiesiła już u siebie na lampie lep na muchy. Wiesz, to jest taki klejący papier, do którego przyczepia się mucha. Ale powinnaś ją była widzieć wczoraj, gdy do lepu przylepiła jej się peruka, a ona zaczęła piszczeć i się szarpać. Tak bardzo się boi, że wyłysieje, robi zamieszanie za każdym razem, kiedy straci kilka włosów. Nie rozumiem, o co jej chodzi. I tak jest za stara, żeby sobie znaleźć nowego męża. Elise nie mogła się powstrzymać od komentarza. - Nie mów tak, Lagerto. Ciotka Ulrikke, która jest ciotką mojego pierwszego męża, właśnie wyszła za mojego wuja. Jest od niego o pięć lat starsza. Lagerta przerwała pranie i spojrzała na nią z niedowierzaniem. - Dobry Boże, jak jej się to udało? - Wystroiła się, wyprostowała plecy i uśmiechnęła się, a on nie wiedział, ile ona tak naprawdę ma lat, aż do dnia, kiedy wyprawiliśmy im wesele. Lagerta pokręciła głową. - Może z twoim wujem jest coś nie tak. Elise zaprzeczyła ruchem głowy. - Ależ skąd, to najmilszy człowiek na świecie, ma tysiące zmarszczek od uśmiechania się, jest niezwykle miły i nigdy przedtem nie był żonaty. Lagerta ponownie pokręciła głową.

- W takim razie musi z nim być coś nie tak, coś, o czym nie wiesz. Elise nie odpowiedziała, zamknęła tylko oczy. Dobry Boże, pozwól Kristianowi żyć!, powtórzyła ponownie swoją modlitwę. - Podobno wczoraj był koncert jakiegoś Szweda - ciągnęła niezrażona Lagerta. - Ma zaledwie dwadzieścia lat i nazywa się Ernst Rolf. Pani Ellevsen powiedziała, że ma głos niczym anioł, choć sama go nie słyszała. Jeszcze pięć lat temu nie odważyłby się śpiewać tu w Norwegii, nie sądzisz? Słyszałam o stolarzu, który stracił wszystkich swoich klientów tylko dlatego, że był Szwedem. Nagle z kuchni dobiegł je dziki wrzask. - Czy możesz pójść sprawdzić, co tam się dzieje, Lagerto? Lagerta wyszła, a w pokoju nareszcie zapanowała cisza. Po chwili usłyszała głosy chłopców, którzy zwykli wpadać do domu, zanim udawali się do pracy. Peder miał tak naprawdę nie pracować w tym roku i wykorzystać wolny czas na naukę, ale gorąco się sprzeciwił. Twierdził, że skoro Evert chodził do pracy, to on też powinien. Poza tym powiedział, że podoba mu się praca pomocnika woźnicy. Wielu pasażerów dawało mu napiwki i chwaliło za to, że jest grzeczny i kulturalny. Elise nigdy by się na to nie zgodziła, gdyby nie to, że Peder nagle zaczął o wiele lepiej czytać. Nie wiedziała, jak to się stało, ale pewnego dnia, gdy miał jej coś przeczytać, nie jąkał się już i nie dukał tak, jak dawniej. Tak bardzo się ucieszyła, że aż go uściskała. Jak miała przed nimi ukryć to, że obawiała się o Kristiana? Musiała im powiedzieć, że brat zniknął, że nie spał w nocy w swoim łóżku i zostawił list, w którym napisał, że nie chce już dłużej żyć. Prawdopodobnie Lagerta opowiedziała im już o nowym dziecku, a poza tym chłopcy i tak by się wszystkiego domyślili ze względu na obecność położnej. Drzwi otworzyły się powoli i bezgłośnie. Peder wsunął głowę do środka. - Elise, możemy wejść? - Oczywiście - uśmiechnęła się. - Macie nową siostrzenicę. Teraz jesteście wujkami piątki dzieci: Isaca, małego Gabriela, Hugo, Jensine i tej małej. - Ja też? - spytał Evert, wyglądając zza pleców Pedera. - Oczywiście Evercie, jesteś przecież częścią rodziny. Podeszli po cichu do łóżka. Peder wyglądał na rozczarowanego. - Przecież to tylko lalka. Elise roześmiała się. - Nie widzisz, że ona jest żywa? Zobacz, zaciska usta, jakby chciała coś possać. - Ale co miałaby ssać?

- Niedługo przyłożę ją do piersi, ale na razie jest za wcześnie, bo dopiero przed chwilą przyszła na świat. - Czy mam poszukać Johana i powiedzieć mu o wszystkim? - On już wie, był tu, żeby się przywitać ze swoją córką, ale... musiał załatwić pewną ważną sprawę. W tym czasie przy porodzie pomagały mi Lagerta, pani Børresen i Karen. - Służąca pani Berge? A co ona tu robiła? Czy ona też jest położną? - Nie, ale Dagny pobiegła po Lagertę, a pani Børresen nie miała doświadczenia w przyjmowaniu porodów, dlatego poprosiłam ją, by przyprowadziła Karen. Tej małej bardzo się spieszyło na świat. - Hugo powiedział, że bocian przyniósł mu małą siostrzyczkę. Jutro zamierza go poprosić, żeby ją zabrał z powrotem. Elise zmarszczyła czoło. - Czy jest mu przykro, że z nim nie jestem? Peder pokiwał głową. - Chyba nie powinnaś mu pozwolić tutaj wchodzić. Gdy ją zobaczy w twoich ramionach, może być trochę zazdrosny. - Sądzę, że i tak powinnam im pokazać małą, zanim zaczną myśleć, że dzieje się tu coś złego. Nie zauważyła, że do pokoju weszła Dagny, dopóki nie usłyszała jej głosu. Stała ze swoją lalką w ramionach i wspięła się na palce, starając się coś zobaczyć ponad głowami Pedera i Everta. - Jest niebieska? - Chodź tu bliżej, Dagny. Jak to niebieska? - Dziecko Marii było niebieskie i umarło tej samej nocy. - Może miała trudny poród. - Chyba nie, nagle w ciągu dnia zrobiła się niebieska, odetchnęła głęboko i chwilę później była już w niebie. Peder i Evert odwrócili się i spojrzeli na nią z przerażeniem. - Miała ospę? - spytał w końcu Peder. - Nie, to musiała być gruźlica. Nie miała żadnych mięśni na ciele, sama skóra i kości. Elise westchnęła zniecierpliwiona. - Znowu coś zmyślasz, Dagny. Czyżbyś ostatnio usłyszała jakąś historię o kimś, kto zmarł na gruźlicę? To brzmi jak opis pacjenta, który długo leżał na łożu śmierci, a nie noworodka. Dagny wyglądała na zmieszaną, ale nie poddawała się. - Gruźlica bierze się od zwierząt, które zjadają wszystkie nasze wnętrzności. Peder i Evert słuchali zafascynowani.

- A jak wyglądają te zwierzęta? - spytał przerażony Peder. - Czy są duże? Muszę ją powstrzymać, zanim całkiem się przestraszą, pomyślała Elise. - Dagny, może powinnaś spytać Lagertę, czy nie potrzebuje pomocy w kuchni. Na pewno niedługo będzie musiała iść. Dagny pokiwała niechętnie głową. Lubiła zwracać na siebie uwagę opowiadając różne dziwne i straszne historie. Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, Elise odezwała się do chłopców. - Nie wierzcie we wszystko, co wam mówi Dagny. Żaden noworodek nie umiera na gruźlicę. Poza tym to nieprawda, że gruźlica bierze się od zwierząt. To zaraźliwa choroba. Mówiłam wam już tyle razy, że nie możecie pić z tych samych naczyń, co inne dzieci w szkole. Zgodnie z prawem nauczyciele są badani każdego roku, ale komisja do spraw zdrowia najwyraźniej zapomniała o uczniach. Chyba nigdy nie byli w szkole i nie widzieli, że wszystkie dzieci piją z tych samych kubków. Peder zmienił temat. - Kristiana nie było dzisiaj w szkole. Evert powiedział, że mam nie skarżyć, ale wiem, że ty i Johan chcielibyście, żeby Kristian znowu z nami zamieszkał. Wydaje mi się, że uciekł, bo majster nie pozwolił mu się spotykać ze Svanhild. Nie potrafiła mu spojrzeć w oczy. - Hilda była tu i powiedziała nam o tym. Johan właśnie poszedł go szukać. - Jak to szukać? Dlaczego? Uciekł ze strachu przed majstrem? - Wiem tylko, że nie było go w domu. - Pewnie uciekli razem gdzieś w góry i teraz się całują. Evert uśmiechnął się. - Też mi się tak wydaje. Elise pokręciła głową. - Kristian nie jest taki. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i do środka weszła Lagerta z Jensine na ramieniu. Hugo kurczowo trzymał się jej sukni, wyglądając, jakby nie miał ochoty wejść do środka. - Jest tu bocian? Peder odpowiedział mu szybko. - Wyleciał oknem, żeby zanieść dziecko komuś innemu. Hugo spojrzał w stronę okna. - Przyjdzie tu znowu? - Nie sądzę. Powiedział, że nie ma czasu. Dziecko musi tu zostać, tak powiedział, zanim odleciał. - Peder był niezwykle poważny, ale Evert wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał się od śmiechu. Elise wyciągnęła do niego rękę. - Chodź, Hugo, zobaczysz swoją młodszą siostrzyczkę. Ma taki sam nosek i usta jak ty.

Hugo puścił suknię Lagerty i ostrożnie podszedł bliżej. Nie miał jednak odwagi podejść do samego łóżka. - Ma rude włosy? - Nie, ale może z czasem staną się rude. Wielu dzieciom zmienia się z wiekiem kolor włosów. - Wcale nie ma takiego samego nosa jak ja. - To dlatego, że jest jeszcze mała, ale kiedy podrośnie, to sam zobaczysz. Będzie cię wtedy naśladować i robić to samo, co ty. - Dlaczego? - Bo będzie dumna, że ma takiego starszego braciszka. Hugo uśmiechnął się. - W takim razie, jeśli będzie grzeczna, pozwolę jej pobawić się moim pociągiem. Jensine też chciała się zbliżyć. - Sine też chce! Lagerta postawiła ją na ziemi. - Tylko jej nie dotykaj brudnymi palcami. Hugo podniósł na nią wzrok. - Dlaczego nie? Dagny ponownie wsunęła się do środka. Pospieszyła z wyjaśnieniem, zanim Lagerta zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Bo na jej palcach są niebezpieczne zwierzęta. Hugo spojrzał na dłonie Jensine. - Nie widzę żadnych zwierząt. - Są niewidzialne, ty też je masz. Peder spojrzał na swoje dłonie. - Zawsze są niewidzialne? - Nie w nocy, pełzają wtedy po twojej kołdrze i poduszce. Lagerta zaśmiała się donośnie. - Ależ ta twoja opiekunka do dzieci ma wyobraźnię, Elise. A skąd wiesz, że masz na placach zwierzęta, skoro ich nie widzisz, Dagny? Dagny wyglądała na urażoną. - Maria tak powiedziała, a ona wie więcej niż Jezus. Potrafi znajdować rzeczy, które inni zgubili, i widzi ludzi, którzy zniknęli. Lagerta spojrzała na nią zdziwiona. - Jak to? - Widzi ich w swojej głowie. Kiedyś przy gospodzie Nylanda utopił się mężczyzna, a Maria zobaczyła, gdzie dokładnie leżał. Skierowała na to miejsce poszukujących i znaleźli go właśnie tam. Elise wstrzymała oddech. - Dagny, gdzie mieszka Maria?

- Niedaleko od nas. Muszę o tym powiedzieć Johanowi, jeśli nie uda mu się znaleźć Kristiana. Lagerta popchnęła Hugo i Jensine w kierunku drzwi. - Teraz już musimy iść, dzieci! Wasza mama jest zmęczona i musi odpoczywać. Hugo próbował protestować, ale szybko pojął, że to na nic. - Dlaczego mama jest zmęczona, skoro spała przez całą noc - spytał, gdy był już za drzwiami. - Bo bocian ją zmęczył - odpowiedziała Lagerta. Peder i Evert roześmiali się. - Hugo wierzy w bociana! - Wy też wierzyliście, gdy byliście młodsi. Ale teraz już idźcie, poród bardzo mnie zmęczył. Zjedzcie trochę chleba, zanim pójdziecie do pracy. Minęło już tyle czasu. Johan najwyraźniej nie znalazł Kristiana i Svanhild. Powinien uprzedzić policję, żeby również oni zaczęli szukać. Dlaczego wcześniej na to nie wpadł? Czyżby się bał, że rozniesie się plotka o samobójstwie? Drżała ze strachu, a łzy płynęły jej po policzkach. Położyła dziecko ostrożnie obok siebie w łóżku. Dlaczego musiało się to wydarzyć akurat tego dnia, gdy na świat przyszedł owoc ich miłości? Dlaczego Bóg pozwalał, by takie rzeczy się działy? Kristian nie zrobił nic złego. Nosił w sobie wiele problemów, o których z nimi nie rozmawiał, ale nigdy nie był złym człowiekiem. Poczuła, jak ogarnia ją rozpacz. To była wina Svanhild i kaznodziei! Svanhild była głupia i łatwowierna, wierzyła w każde słowo kaznodziei i zdołała wpłynąć na Kristiana tylko dlatego, że był w niej zakochany. On był inteligentny i myślał przytomnie. Z pewnością podszedłby do sprawy o wiele bardziej sceptycznie, gdyby nie zaślepiła go miłość do Svanhild. Czy kaznodzieja nie pojmował, że jego nauczanie mogło być szkodliwe, a już na pewno dla podatnej na wpływy młodzieży? Słyszała, że Ole Hallesby organizował każdego roku kilka spotkań z nauczaniem, na każdym z nich przemawiał płomiennie na temat straszliwego bólu, cierpienia w piekielnych płomie- niach i wiecznego potępienia. Ile wrażliwych chłopców i dziewcząt musiało słuchać go ze strachem. Czy nie pojmował, że to wszystko może prowadzić do samobójstw? Kristian z pewnością nie był jedynym, który nie był w stanie znieść życia w strachu. W swojej rozpaczy postanowił uprzedzić to, czego się obawiał, zamiast modlić się do Boga, żeby kometa nie trafiła w ziemię. To wszystko nie miało sensu. Z jednej strony bał się sądnego dnia, a z drugiej postanowił wyjść śmierci dobrowolnie na spotkanie.

Pogładziła ostrożnie dłonią drobny, miękki policzek dziecka, a jej poduszka zrobiła się mokra od łez.

4 Hugo Ringstad roześmiał się. - Nie przesadzasz czasem, Kristianie Aas? Mówisz, że kładą się wcześnie do łóżka i liczą pieniądze za zasuniętymi zasłonami? Wuj Kristian pokiwał głową. - Pieniądze są dla nich wszystkim, to chciwi bandyci. Nazywamy ich gangsterami, jest ich tam mnóstwo. Lubią napięcie i strzelają z pistoletów. Nie mają żadnego szacunku dla ludzkiego życia. Żyją tylko po to, żeby się obłowić, oszukiwać ludzi i kraść to, co zarobią inni. Marie rzuciła okiem na ciotkę Ulrikke. - Naprawdę masz ochotę wybrać się do takiego kraju, Ulrikke? W tej samej chwili odwróciła się, nasłuchując ze zdziwieniem. - Zdaje mi się, że ktoś tu zmierza. Ciotka Ulrikke odwróciła się do okna. - Jakiś wóz zatrzymał się na dziedzińcu. - O tej porze? Hugo poczuł się nieprzyjemnie. - Jedyną osobą, która pojawia się tu bez zapowiedzi, jest Signe. Twarz Marie pociemniała. - Nie sądzę, żeby miała odwagę się tu pokazać po tym, jak ostatnim razem ją wyrzuciłeś. Wuj Kristian spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Wyrzuciłeś ją? Taki elegancki i dobrze wychowany mężczyzna jak ty? - Zaczekaj tylko, aż ją zobaczysz, to zrozumiesz dlaczego - wtrąciła oschle Marie. Ciotka Ulrikke się roześmiała. Hugo pomyślał, że tak łatwo było ją ostatnio rozśmieszyć. Prawie jej nie rozpoznawał, sprawiała wrażenie młodszej. Była pogodniejsza i o wiele mniej krytyczna i wyniosła niż przedtem. Kristian Aas naprawdę zdołał ją zmienić. - Jestem pewna, że Kristian zdołałby znaleźć w Signe jakieś dobre cechy - powiedziała. - Tak samo, jak znalazł je we mnie. - Posłała mężowi pełne miłości spojrzenie. Marie zwróciła się do niej. - Myślisz, że ona ma jakieś dobre strony? - Wszyscy ludzie mają w sobie coś dobrego, choć u niektórych jest to nieco bardziej ukryte. Marie pokręciła głową. - Nie wierzę w to. Ktoś wszedł do korytarza, Hugo. Nie zamierzasz sprawdzić, kto to jest?

- Olaug na pewno otworzyła jej drzwi. Wolę odwlec to, co nieprzyjemne. Cała czwórka zamilkła i zwróciła się w kierunku drzwi. - To więcej niż jedna osoba, więc na pewno nie jest to Signe - zauważyła z ulgą w głosie Marie. - Może to nowy pastor z małżonką? - dodała. - Należałoby ich wtedy ugościć. - Pastor? - Hugo pokręcił głową. - Dlaczego, na Boga, miałby tu przychodzić o tej porze? Ciotka Ulrikke wyglądała na zmartwioną. - Pastor najczęściej przynosi złe wiadomości, jeśli odwiedza ludzi o tej porze. Marie spojrzała na nią z przerażeniem. - O kogo mogłoby chodzić? Nie mamy przecież żadnej bliskiej rodziny, poza wami oraz Jonem i Agnes, rodzeństwem Hugo. Nie sądzę, żeby pastor zakłócał nasz spokój o tak późnej porze, żeby poinformować nas o śmierci bratanka. Przerażenie malowało się na twarzy ciotki Ulrikke. - Masz przecież wnuki, Marie. - Myślisz, że coś się mogło stać Sebastianowi? - W jej głosie pobrzmiewał niepokój. - Z tego co pamiętam, masz jeszcze dwójkę wnuków. - Tak, Jensine. Zapomniałam o tym niechcący. Hugo poczuł, jak zaschło mu w gardle. Może to naprawdę był pastor niosący złe wieści? A jeśli coś się stało małemu Hugo, dziedzicowi posiadłości? Wtedy padłoby na Sebastiana, a Signe miałaby wszelkie prawo, żeby tu zamieszkać. Poczuł, jak robi mu się zimno na samą myśl o tym. Przypominały mu się pojedyncze słowa i całe zdania. Nieustanne przypomnienia Marie, że dzieci dorastające nad rzeką Aker mają mniejszą szansę na dorośniecie niż inne dzieci. Czy nie powiedziała, że połowa umierała z powodu chorób i wypadków? W ciągu ostatnich lat odra zebrała ogromne żniwo wśród dzieci w Sagene, nie mówiąc już o tym, jak wiele z nich umarło na gruźlicę. Drzwi nagle się otworzyły i Olaug wsunęła głowę do środka. - Przyjechali państwo Stangerud, panie Ringstad. Czy mam ich poprosić do salonu? Hugo, zaskoczony zmarszczył czoło. - Państwo Stangerud? Co oni tu robią o tej porze? Może naprawdę coś się stało Sebastianowi? Poczuł równoczesną mieszankę przerażenia, smutku i ulgi. Sebastian był synem Emanuela z krwi i kości i choć chłopiec był rozpieszczony i nieznośny, był jego wnukiem i nie czułby niczego poza smutkiem, gdyby coś mu się stało. Drzwi otworzyły się nagle z impetem na oścież, a pan Stangerud wyminął Olaug. - No i proszę, panie Ringstad - powiedział oschle ojciec Signe. - Moja córka wyjechała, a wszystko przez tego nieudacznika, którego jej wmuszaliście! Zostawiła u nas Sebastiana. Moja żona nie jest zdrowa i nie jesteśmy w stanie zająć się dzieckiem. Najgorsze jest to, że Signe wysłała

nam z Bergen telegram, w którym napisała, że wyszła za mąż! - Jego głos stał się piskliwy. - Wyszła za poszukiwacza przygód! Za lekkoducha i nieroba, ubogiego, nieznośnego młodego człowieka bez pracy który ma w życiu tylko jeden cel: przechwycić jednocześnie Ringstad i Stangerud! Hugo zauważył, że Marie pobladła ze złości. Zanim zdążył ją powstrzymać, wyraziła swoje wzburzenie. - Cóż za bezczelność! Powiedzieć, że wmuszaliśmy Signe Sjura Bergesetha. My, którzy nie mogliśmy go znieść! Signe sprowadziła go do naszego domu bez pytania, zostawiła tu Sebastiana, gdy oni sami wyjechali do Kristianii! Tak jakby byli małżeństwem! Niczego sobie nie żałowali, chodzili do teatru i restauracji, ale nie mieli na to wszystko pieniędzy i w końcu to Hugo musiał pokryć wszystkie koszty. A pan tu przychodzi i mówi, że to nasza wina, iż wyszła za takiego nieudacznika! To właśnie przez niego nie chcieliśmy jej tutaj zatrzymać. Jeśli pan myśli, że wystawilibyśmy gospodarstwo na taką niegodność, to jest pan w błędzie. Raczej spalilibyśmy wszystkie budynki i wydzierżawili ziemię komuś, kto na nią zasługuje. Pan Stangerud sprawiał wrażenie, jakby nagle stracił mowę. Patrzył na Marie, a jego żona, zasłoniła dłonią usta i wyglądała, jakby miała wybuchnąć płaczem. Nagle wuj Kristian wstał, wyciągnął dłoń do pana Stangeruda i przedstawił się. - Czy jako postronny mógłbym powiedzieć kilka słów? Pan Stangerud wyglądał na zmieszanego, dopiero teraz zauważył, że w pokoju był ktoś jeszcze. - Kim pan jest, panie Aas? - Jestem wujem Elise, właśnie przybyłem z Ameryki i poślubiłem niedawno ciotkę pana Ringstada, panią Ulrikke Ringstad. Pan Stangerud wyglądał, jakby zastanawiał się nad ich powiązaniami rodzinnymi. - Wuj Elise Ringstad, który ożenił się z ciotką pana Ringstada? Nic z tego nie rozumiem, panie Aas. Wuj Kristian uśmiechnął się. - Nie ma tu nic do rozumienia, panie Stangerud. Pan Hugo Ringstad i ja jesteśmy przyjaciółmi. Rozmawiałem o sprawach spadku z moim prawnikiem, to jeden z najlepszych w całej Ameryce, ale jest norweskiego pochodzenia. Zna się na norweskim prawie i twierdzi, że nie ma najmniejszej prawnej wątpliwości co do tego, że pierworodny syn Elise jest spadkobiercą gospodar- stwa Ringstad. Państwa wnuk, podobnie jak mała Jensine, dostaną z czasem pokaźną sumę, ale nie mają żadnych praw do dziedziczenia. Jego matka nie ma prawa tu mieszkać, szczególnie po tym, jak wyszła za innego. Pan i pani Ringstad już wystarczająco dużo wycierpieli. Proponuję, żeby zabrał pan swoją małżonkę i natychmiast opuścił Ringstad. Kilka kilometrów stąd znajduje się hotel

dla turystów. Musi pan wyjaśnić swojej córce, że nie ma tu czego szukać, a jeśli nadal będzie nachodzić państwa Ringstad, będę zmuszony wziąć sprawy w swoje ręce. A mam szerokie znajomości. - Zgrzał się cały, przemawiając, i teraz usiadł ponownie, próbując złapać oddech. Pan Stangerud wyglądał nagle jak handlarz, który właśnie sobie uświadomił, że nikt nie chce kupować jego produktów. Hugo stwierdził, że jest mu go wręcz żal. Pan Stangerud, przepraszając, cofnął się do drzwi i jednocześnie obiecał, że Signe nigdy więcej nie będzie ich nachodzić. Żona poszła w jego ślady, zapłakana i zaczerwieniona ze wstydu. Dopiero gdy usłyszeli, jak drzwi wejściowe się za nimi zamykają, Hugo odetchnął z ulgą. - Dziękuję. Bez ciebie i twojego straszenia prawnikiem nigdy nie pozbylibyśmy się Stangeruda i jego rozpuszczonej córki. Wuj Kristian roześmiał się. - Słowo potrafi być użyteczną bronią, a i fantazja też się czasem przydaje. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Nie znam żadnego prawnika w Ameryce, ale Ulrikke nauczyła mnie, jak dobrze grać. Dobrze się bawiliśmy w jednej z posiadłości na ulicy Oscara, gdzie grałem bogatego pana ze Stanów, z kieszeniami pełnymi dolarów i licznymi kontaktami za oceanem. Równocześnie miałem na sobie cylinder, buty, marynarkę i laskę, które pożyczyłem od męża Hildy - roześmiał się głośno. Marie wyglądała na wzburzoną, ale po chwili i ona się rozluźniła. Cała czwórka zaczęła się głośno śmiać. Kiedy śmiech ucichł Hugo zwrócił się do Marie. - Wygląda na to, że w końcu pozbyliśmy się naszego ogromnego zmartwienia, Marie. Pokiwała głową z uśmiechem, ale po chwili spoważniała. - Ale kto zajmie się biednym małym Sebastianem, skoro Stangerudowie nie mogą? Wokół stołu zapadła cisza. W końcu odezwał się wuj Kristian. - Poprosimy Elise. Ona ma wiele znajomości i stworzyła dom dla trójki innych małych dzieci. - Miałby mieszkać w rodzinie robotniczej? Nie ma mowy! Jest w końcu naszym wnukiem! - Marie wyglądała na oburzoną. Hugo zmierzył ją wzrokiem, ale nic nie powiedział. Wuj Kristian również spojrzał na nią zdziwiony. - A co miałoby być nie tak z robotniczą rodziną? Sądzisz, że nie są w stanie dać dziecku tyle samo, jeśli nie więcej miłości, co zamożniejsze rodziny? Hugo pokiwał głową.

- Elise jest na to najlepszym dowodem. Poza tym Sebastian mieszkał już u niej raz przez dłuższy czas po tym, jak Signe zostawiła go tam i uciekła. Nie zapominaj, że Sebastian jest synem Emanuela z nieprawego łoża. Niewiele kobiet potrafiłoby się zdobyć na to, co ona. Wuj Kristian w pełni się z nim zgadzał. Marie nadal jednak wyglądała na zbulwersowaną. - Posyłanie Sebastiana do tej rodziny byłoby szaleństwem. Hugo westchnął z rezygnacją. - Ale co mamy z nim zrobić twoim zdaniem? Jego ojciec nie żyje, matka uciekła, a dziadkowie nie chcą się nim zająć. Zostaliśmy tylko my, a przecież powiedziałaś wyraźnie, że nie chcesz, żeby tu mieszkał. Marie nie odpowiedziała. Ciotka Ulrikke siedziała w milczeniu od czasu, gdy pojawili się państwo Stangerud. Teraz jej twarz przybrała dawny, władczy wyraz. - Sebastian jest synem Emanuela - stwierdziła stanowczo. - Jeśli nikt inny go nie zechce, Kristian i ja zajmiemy się nim przez jakiś czas. Póki co nie wyjeżdżamy do Ameryki, a chłopcu mogłoby się przydać trochę dobrego, staroświeckiego wychowania. Dziękujemy za to, że zaproponowaliście nam mieszkanie, Hugo, ale na razie Kristian wolałby zamieszkać w Kristianii, żeby znajdować się bliżej Elise i jej rodziny. Za kilka tygodni ta nieodpowiedzialna matka z pewnością wróci na kolanach i będzie chciała dostać z powrotem swojego syna. Możecie wtedy powiedzieć, że oddaliście go starszemu, bezdzietnemu małżeństwu z Sagene. Wuj Kristian roześmiał się i poklepał jej dłoń. - Brawo, Ulrikke! Zawsze potrafisz znaleźć dobre wyjście. W takim razie zostaniemy jednak rodzicami! Ale nie wiem, czy chciałbym być za niego odpowiedzialny, gdy nieco podrośnie i zacznie się zadawać z bohemą i ulicznicami. Ciotka Ulrikke posłała mu zdziwione spojrzenie. - Naprawdę uważasz, że ośmieliłby się to zrobić, jeśli to ja miałabym za niego odpowiedzialność? Wuj Kristian pokręcił głową. - Nie ja na pewno bym się nie odważył na jego miejscu. - Roześmiał się. - Ulrikke, jesteś najmądrzejszą i najbardziej szczerą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem.