Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 31 - Grzesznicy W Letnią Noc

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :698.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 31 - Grzesznicy W Letnią Noc.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 137 stron)

FRID INGULSTAD GRZESZNICY W LETNIĄ NOC

1 Kristiania, lato 1911 roku Elise aż trzęsła się ze złości, kiedy wychodziła z domu. Powinna zawiadomić Johana, ale była zbyt wzburzona, by na niego czekać. Nie chciała też biec do jego pracowni, do Vøienvolden, bo trwałoby to zbyt długo. Jeśli Ansgar rzeczywiście odważył się zabrać Hugo, mimo gróźb Johana, nie chciała wiedzieć, do czego zmierzał. Oni nie byli tacy jak inni ludzie. Ani on, ani Helene. Być może zabrali Hugo i wyjechali. Kiedy biegła ulicą w dół, czuła, jak lęk ściska jej serce. Usłyszała hałas dobiegający z jednego z domów, które mijała. Może ktoś rzeczywiście wpadł przez otwór w dachu do piwnicy? Tego wszyscy się obawiali od wielu lat. Wzdrygnęła się, ale nie miała zamiaru się zatrzymywać. Musiała znaleźć Hugo, czas mijał. Z wściekłości na Ansgara niemal traciła oddech. Najpierw napadł na nią w mroku i zgwałcił, a teraz próbował jej odebrać dziecko! Powinna donieść o tym policji. Nigdy nie powinna mówić, że mu wybacza. Zrobiło jej się go żal, kiedy powiedział, że żałuje i gotów jest odebrać sobie życie. Był draniem, niegodziwcem i nie zasługiwał ani na wybaczenie, ani na współczucie. Helene nie była lepsza. Musiała być szalona, skoro broniła człowieka, który rzucił się na obcą dziewczynę, a teraz chciał odebrać dziecko poczęte podczas gwałtu. Gdyby opisała coś podobnego w swoich książkach, nikt by jej nie uwierzył. Wszyscy uznaliby, że taka historia nie mogłaby się wydarzyć w rzeczywistości. Kristian chciał iść z nią, ale kazała mu zostać i pilnować dzieci. Mały Halfdan jeszcze ich nie znał, mógł się przestraszyć, gdyby został sam pod opieką Dagny i Pedera. Kiedy Kristian wyjechał, żeby odwiedzić rodziców Svanhild, chłopiec był bardzo niepocieszony. Gdyby jednak Kristian wiedział, jak bardzo nieobliczalny jest Ansgar, z pewnością nalegałby, żeby iść razem z nią. Tyle tylko, że Elise chciała załatwić to sama. Tak się cieszyła, kiedy Kristian niespodziewanie pojawił się wczoraj! Dlaczego nie wolno jej było cieszyć się swym szczęściem dłużej niż tylko przez chwilę? Czy to tak wygląda życie? Że czas trwania radości liczy się w sekundach, minutach lub może godzinach, podczas gdy troski i zmartwienia zajmują cały pozostały czas? Spróbowała przypomnieć sobie, jak się wtedy czuła, ale przeszkodził jej w tym strach o Hugo. Ansgar i Helene musieli mieć jakiś niecny plan, skoro zdecydowali się na taki krok. Musieli przecież wiedzieć, że Johan i ona natychmiast będą chcieli złożyć im wizytę. Gdyby zgłosiła się z tym na policję, od razu otrzymałaby wsparcie. To ona jest matką Hugo i opiekowała się nim od chwili narodzin. Ansgar nie miał żadnego dokumentu na to, że jest jego ojcem. Nie zgłosiła gwałtu,

liczyła się z tym, że policja jej nie uwierzy, bo była tylko pracownicą fabryki. Dzisiaj zachowałaby się już zupełnie inaczej. Mijała właśnie Garn & Lærredshandelen pod numerem 58. Sklep był na parterze na lewo od bramy. Miała nadzieję, że nikt jej nie zauważy, nie była w nastroju do rozmów i chciała udawać, że wszystko jest w porządku. Na szczęście nikt jej nie widział, kiedy przemykała się obok. Stąd było już niedaleko do ulicy Tharene i Steinløkka. Ta ostatnia miała już niedługo zostać nazwana imieniem pisarza Alexandra Kiellanda, który zmarł pięć lat wcześniej. Czytała w „Sværta", że nazwa ulicy Steinløkka pochodziła od kamieniołomu, który był tam w zeszłym stuleciu. Poszła pod górę, zanim skręciła w prawo, w kierunku parku Sankthanshaugen. Nigdy wcześniej nie była u Ansgara i Helene, ale Johan mówił jej, gdzie mieszkają. To było nieopodal jego rodziców, w wysokiej kamienicy. W czasie szybkiego marszu trochę się uspokoiła. Nie powinna była wychodzić bez Johana. Był wysoki i silny, i z łatwością pokonałby Ansgara, gdyby doszło do przepychanki. Ona sama nie miała żadnej broni oprócz własnych ust, a Helene miała znacznie bardziej cięty język. Pewnie nie wpuszczą jej do środka, a ona nie miała żadnego dowodu na to, że uprowadzili Hugo. Jeśli okaże się, że jest gdzieś w głębi mieszkania i nie usłyszy jej głosu, ona nie dowie się, czy tam jest, czy nie. Od razu przypomniała sobie, jak pani Mathiesen odwiedziła ich kilka lat temu, zaraz po pogrzebie wnuczka, małego synka Helene i Ansgara. Była pogrążona w żałobie i chociaż Elise chciała mieć jak najmniej do czynienia z tą rodziną, współczuła jej i zaprosiła ją do środka. Rozmowa zakończyła się tym, że pani Mathiesen wyszła wściekła. Jej ostatnie słowa brzmiały: Żal mi waszego dziecka! Zabolało ją, kiedy usłyszała, że jest złą matką, bo nie żywi współczucia. Elise poczuła kołatanie serca, kiedy to sobie przypominała. Jak można być tak bezczelnym? A co będzie jeśli Ansgar potrzebuje Hugo, bo Helene przypuszczalnie nie może mieć więcej dzieci, a Ansgar nie chce czuć się samotny na starość? Czy oni wszyscy kompletnie oszaleli? Cała ta rodzina? Kiedyś lubiła panią Mathiesen, która jawiła jej się jako dobra kobieta, zrozpaczona czynem swojego syna, jednak zmieniła się nie do poznania po śmierci wnuka. Westchnęła ciężko. Być może wszystkie matki są takie. W obliczu zagrożenia w każdej budzi się tygrysica. Dochodziła do Collettsgate. Powyżej, między drzewami Sankthanshaugen dostrzegła zarys restauracji Hasselbakken. Dwoje młodych ludzi schodziło z góry w stronę ulicy, ona w białej,

zwiewnej, letniej sukience, z zakładkami z boku, on w jasnym garniturze i słomkowym kapeluszu. Właśnie się zatrzymali, a ona opuściła parasolkę. Wyglądali, jakby się całowali. Elise odwróciła głowę. Tak odległym wydawał jej się czas, kiedy sama była młoda i beztroska. Czy właściwie kiedykolwiek była beztroska? Nie po tym, jak matka zapadła na suchoty. Ani po tym, jak ojciec zaczął pić. Nie potrafiła oprzeć się pokusie zerknięcia na zakochaną parę jeszcze raz. Wówczas coś ją uderzyło. Młoda kobieta przypominała Hildę! Zwolniła kroku i przyglądała się wnikliwie. Ależ oczywiście, to była Hilda! Dobry Boże, jak ona mogła tak po prostu stać tu i go całować? I to tuż przy Ullevålsveien, gdzie ktoś mógł ją zobaczyć! Kierownik fabryki mógł zwyczajnie tamtędy przejeżdżać. Albo wybrać się na spotkanie z interesantami w restauracji! Co miała teraz zrobić? Nie mogła przecież stać i ze spokojem przyglądać się, jak Hilda rujnuje swoje życie. Prędzej czy później przejdzie jej to zakochanie. To wyglądało bardziej na zauroczenie niż prawdziwą miłość. Podczas tych kilku rozmów, które udało jej się przeprowadzić z siostrą na jego temat, dowiedziała się, że przyjemnie na niego popatrzeć i że rozkoszuje się tymi chwilami, gdy spaceruje u boku tego wysokiego, dobrze ubranego młodego mężczyzny, za którym inne kobiety rzucają pełne zachwytu spojrzenia. Nie powiedziała ani słowa na temat tego, czy jest miły, czy lubi dzieci, czy jest opiekuńczy, czy ma pogodne usposobienie, na temat cech uchodzących za najbardziej wartościowe. Musiała się pospieszyć, Hugo był tysiąc razy ważniejszy. Z odwróconą w drugą stronę twarzą nie ryzykowała, że Hilda ją zauważy. Poza tym siostra była tak oczarowana swoim towarzyszem, że ledwie zauważała, co się dzieje dookoła. Hilda wstydziłaby się, gdyby ją zobaczyła. Wybiegając z domu, była zbyt zaaferowana i nie zastanawiała się, jak wygląda. Włosy miała w nieładzie, czuła, że z koczka wysunęło się sporo kosmyków. Nie zdjęła nawet fartucha, nałożyła jedynie czepek i wybiegła na ulicę. Wtem rozbrzmiał okrzyk zaskoczenia. - Elise? Hilda musiała być tak przestraszona na jej widok, że krzyknęła, zanim zdążyła pomyśleć. Nie mogła udawać, że jej nie słyszy. Spoglądała to w górę, to w dół ulicy, ale nigdzie nie dostrzegła ani przechodnia, ani nadjeżdżającego powozu. - Hugo zniknął! - krzyknęła. - Idę do Ansgara i Helene sprawdzić, czy go tam nie ma. - Hugo zniknął? - Hilda brzmiała, jakby się przeraziła. - Poczekaj, Elise! Może będziemy mogli ci pomóc.

Przeszli przez ulicę. - To pan Christoffer Clausen, a to moja siostra, Elise. - Hilda szybko przedstawiła ich sobie. - Jak ty wyglądasz, Elise? - dodała tonem wyrażającym poruszenie pomieszane z zażenowaniem. - Tak się przeraziłam, że wybiegłam z domu, nie zastanawiając się nad tym, jak wyglądam. Wiedziała, że to usprawiedliwienie nie pomoże. W oczach Christoffera Clausena została zdemaskowana, wyszło na jaw, że była tylko panią skromnego domu, której nie było stać ani na służącą, ani pokojówkę, w dodatku przywykłą do chodzenia pieszo. Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, nie mówiąc ani słowa. Mową ciała dał jednak do zrozumienia, że jest wstrząśnięty tym, że Hilda ma taką siostrę. W końcu odchrząknął. - Sądzi pani, że ktoś uprowadził jej dziecko, tak to należy rozumieć? Nagle zdała sobie sprawę z tego, jak trudno będzie jej to wyjaśnić. Nie mogła mu przecież opowiedzieć, że urodziła synka po tym, jak została zgwałcona, a teraz gwałciciel chciał odebrać dziecko. Hilda z pewnością nie opowiadała zbyt wiele o swojej rodzinie, a jeśli już, to z pewnością podkoloryzowała trochę rzeczywistość lub w ogóle wszystko zmyśliła. - To jest... dziwne małżeństwo, które pokochało mojego syna - zaczęła nieskładnie. - Jedno z ich dzieci zmarło na odrę, a drugie jeszcze w łonie matki, najwyraźniej nie mogę mieć już więcej dzieci. - A ta szalona kobieta uważa, że Hugo jest podobny do jej męża - dodała szybko Hilda. - Niewielu ludzi ma takie rude loki. Christoffer Clausen wyglądał na porażonego. - Ale dlaczego nie wezwała pani policji? Elise ugryzła się w język i uśmiechnęła się zawstydzona. - Nie wiem. Byłam taka przestraszona, że bez zastanowienia wybiegłam na ulicę. - Jak pani poznała tę parę? Elise poczuła, że się czerwieni. - Ona... To znaczy pani... pani Mathiesen, jest siostrzenicą pani Muus z Kjelsås. Przyjaciółki rodziny - pospieszyła z wyjaśnieniem. Nie wiedziała, czy Hilda wspominała mu, że matka porzuciła swoje dzieci i wyszła ponownie za mąż. - Pani mąż nie wie, co się stało? Potrząsnęła głową. - Nie. Powinnam go powiadomić, ale nie chciałam tracić czasu na to, żeby biec pod górę do Vøienvolden, gdzie ma swoją pracownię. Hilda musiała być dumna ze szwagra rzeźbiarza. Christoffer Clausen roześmiał się. - Biec pod górę? Mogła pani przecież wezwać dorożkę albo polecić jednej ze służących, żeby go przyprowadziła?

Elise się uśmiechnęła. - Zawstydza mnie pan. Rozumiem już, że postąpiłam pochopnie. Tak to jest z artystami, najpierw działamy, potem myślimy. - Jest pani artystką? - zainteresował się nagle. - O tym mi nie opowiadałaś, Hildo Camillo - dodał i posłał Hildzie pełne wyrzutu spojrzenie. Hildo Camillo. Skąd on wziął to imię? Zaśmiał się, co zabrzmiało jak wyraz ulgi. - Teraz rozumiem, czemu pani tak wygląda. Już zacząłem podejrzewać, że... - nie dokończył. Elise odwróciła się, żeby odejść. - Tak czy owak, wybiorę się do nich. Nie uspokoję się, dopóki nie dowiem się, czy Hugo rzeczywiście tam jest. - Pójdziemy z panią - powiedział stanowczo Christoffer Clausen. - Na wypadek, gdyby potrzebowała pani wsparcia - dodał pogodnym tonem. Elise potrząsnęła głową przestraszona. - Nie, chcę tam iść sama. Hilda, co dziwne, nie odzywała się przez dłuższą chwilę, a teraz skinęła głową. - Sądzę, że nie powinniśmy się w to mieszać. Ansgar Mathiesen stałby się wówczas jeszcze bardziej nieznośny. - Co za bzdura! Do tego wyraźnie potrzeba mężczyzny. - Zaczął iść obok Elise, ciągnąc za sobą Hildę. Hilda się opierała. - Nie, Christofferze! Ansgar Mathiesen przestraszy się tylko i będzie jeszcze gorszy niż zwykle. Elise musi załatwić to sama. Christoffer Clausen zatrzymał się nagle i spojrzał w nią nic nierozumiejącym wzrokiem. - Co to znaczy? Uważasz, że nie wiem, co robię? Hilda spotulniała. - Oczywiście. Jesteś mądry i wiesz najlepiej, ale nie znasz tych ludzi. - Zatem chcę ich poznać. Teraz naprawdę się zaciekawiłem. - Roześmiał się. - Chyba nie chcesz mi odebrać tej radości? Rzadko zdarza się tak emocjonujący dzień jak ten. Najpierw z przerażeniem odkryłaś, że przyjaciele twojego męża są w Hasselbakken, a teraz to. Przyspieszył kroku, a Hilda nie ośmieliła się zaprotestować. Co ją opętało? Nie miała w zwyczaju pozwalać, by inni nią kierowali. Myśli kotłowały się w głowie Elise. Jeśli wszyscy troje wpadną do domu Ansgara i Helene, może wyjść na jaw, że Ansgar jest biologicznym ojcem Hugo. Wówczas pan Clausen pojmie, że kłamała oraz że Hilda zachowała wiele dla siebie. Hilda wpadnie we wściekłość i nigdy jej nie

wybaczy, ale może jest coś, co może ją wybawić z kłopotu? Jeden z przyjaciół majstra najwyraźniej widział ją z tym młodym bawidamkiem i z pewnością pojął, że coś między nimi jest. Tylko kwestią czasu było to, że plotki dotrą do uszu Ole Gabriela, a wówczas rozpęta się piekło. Złość Hildy w niczym nie pomagała. Jej przyjaciel nalegał, by iść. Elise zerkała na niego z ukosa. Przypominał jej trochę Asle Diriksa. Nie z wyglądu, Christoffer Clausen był znacznie przystojniejszy, ale byli podobni pod względem sposobu bycia - pewni siebie, aroganccy, pogardliwie odnoszący się do ludzi z niższych klas, beztroscy i niefrasobliwi. Wcześniej rzadko zastanawiała się nad różnicą między panami a zwykłymi robotnikami. Pogrążała się w marzeniach o życiu w luksusie, w domu równie pięknym jak Sagene Bad, ale to były tylko fantazje niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Po tym jak Hilda wyszła za mąż za majstra i opowiadała o życiu wyższych sfer, zaczęła się do nich upodabniać. Nie było nic dziwnego w tym, że biedni ludzie zazdrościli bogatym ciepłych domów, pięknych ubrań i tego, że mogli najadać się do syta. Ale czy tamci byli w istocie szczęśliwsi? - Czy pan ma swoje biuro gdzieś w okolicy, panie Clausen? Wybuchnął śmiechem. - Biuro? Nie, na szczęście nie. Nie powiedział nic więcej, a ona nie zebrała się w sobie, żeby dalej dociekać. Czym on się zajmuje? Czy jest tylko synkiem tatusia, żerującym na swoich rodzicach, niezaradnym i bez zamiaru stworzenia czegoś własnego? - Może pan studiuje? Znów się roześmiał. - Tak młodo wyglądam? Nie, studia nie są dla mnie. Jak rozumiem, chciałaby się pani dowiedzieć czegoś więcej o moich zainteresowaniach, w związku z tym mogę powiedzieć, że jestem całkiem przyzwoitym jeźdźcem i wygrałem nawet sporo konkursów. Poza tym interesuję się sztuką. Widziała pani obraz Brudefœrden i Hardanger? Można go obejrzeć w nowym Muzeum Rzeźby przy Tullinløkka i zapewniam, że warto to uczynić. - Zaśmiał się. - Przepraszam, zapomniałem, że pani sama tworzy, więc oczywiście już go pani na pewno widziała. - Ja nie maluję, piszę książki. Popatrzył na nią spod uniesionych brwi. - Nie chce pani chyba powiedzieć, że jest pani pisarką? - Odwrócił się w stronę Hildy. - Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, kochanie? Wiesz przecież, że uwielbiam czytać. Mówi do niej kochanie, chociaż wie, że jest mężatką! - Byłam pewna, że ci o tym wspomniałam. - Coś w głosie Hildy wskazywało na to, że cała sytuacja bardzo jej się nie podobała.

- Nie, nie mówiłaś nic takiego. - Znów odwrócił twarz do Elise. - Jakie książki pani wydała? Z pewnością o nich słyszałem. - Pierwsza nosiła tytuł Podcięte skrzydła, druga Dym na rzece, a trzecia Córka przekupki. Oprócz tego napisałam jeszcze książkę o dziecku, która nosi tytuł Birger Olsen z Sagene. Z początku chciała pominąć tę ostatnią, ale jego pogardliwy ton i arogancja spowodowały, że nie chciała się poddawać. Wybuchnął śmiechem, który nie brzmiał naturalnie. - Birger Olsen z Sagene? Co sprawiło, że zaczęła pani pisać o ludziach ze wschodnich dzielnic? Nagle uświadomiła sobie, jak okrutna była wobec Hildy. Próba wpłynięcia na nią to jedna rzecz, ale ośmieszanie jej to coś całkiem innego. - Żona pastora opowiedziała mi wzruszającą historię, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie - usłyszała samą siebie. - Zdecydowałam się opisać ją w formie powieści. - Niełatwo pisać o ludziach, którzy żyją w całkiem innych warunkach. - Tak, to trudne. - Rozumiem zatem, że ta książka nie sprzedaje się zbyt dobrze. Muszę przyznać, że nie słyszałem o niej. - Żadna z moich książek nie jest zbyt znana, ale pisanie daje mi radość, a poza tym mogę się podzielić z innymi, tym, co czuję. - W takim razie uważam, że powinna pani dalej pisać, nawet jeśli nie zarabia pani na tym zbyt dużo. Ma pani przecież utrzymanie. Dotarli do posiadłości. Hilda wyzwoliła się z objęć Clausena i stanęła obok Elise. Elise miała właśnie złapać za kołatkę, kiedy Hilda szturchnęła ją mocno w bok. Najwyraźniej chciała ją ostrzec. Kołatka zabrzmiała głośno, ale nikt nie otworzył. - Z pewnością pojęli, że to my, i zdecydowali się nie otwierać. - Hilda odwróciła się częściowo. - Sądzę, że powinniśmy iść. Nie możemy się włamać. Miałeś rację, Christofferze, Elise powinna złożyć najpierw doniesienie na policji. Clausen wyjątkowo się z nią zgodził. Może zaczął żałować swojej pochopnej decyzji, żeby im towarzyszyć. Jakby przyszło co do czego, bardzo niechętnie stanąłby twarzą w twarz z szaleńcem. Z człowiekiem, z którym mogłoby nawet dojść do rękoczynów. Elise odczuła ulgę. - Idźcie. Z pewnością uda mi się ich uspokoić. Już kiedyś mi się to udało.

Kiedy jednak Hilda i Clausen odwrócili się i odeszli, poczuła niepokój. Nie miała żadnej pewności, że Hugo tam jest, a jeśli nawet, to Ansgar na pewno nie odda go dobrowolnie.

2 Ponownie zastukała do drzwi. Jeśli są w domu, będzie pukać tak głośno i często, aż nie będą mogli wytrzymać hałasu i w końcu otworzą. Znów zapukała. Zza drzwi po przeciwnej stronie wychyliła się kobieta. - Czy coś się stało? - Mam ważną wiadomość dla pana i pani Mathiesen. Pomyślałam, że może nie usłyszeli kołatki. - To dziwne. Widziałam, jak wrócili do domu z jego synkiem. Zazwyczaj otwierają od razu, kiedy ktoś zapuka. Jego synkiem... Elise poczuła ucisk w piersi. Spojrzała na nią. - Dawno wrócili? - Może przed godziną. Przyjechali z naszym woźnicą. - Uśmiechnęła się. - Malec jest taki słodki. Miał całą buzię w czekoladzie i wpadł do środka domu Mathiesenów, jakby był tu już wcześniej. - Podeszła kilka kroków bliżej i ściszyła głos. - On ma go z inną kobietą, rozumie pani. Poza małżeństwem. - Dodała i pokręciła głową z dezaprobatą. - Myślę, że to bardzo ładnie ze strony pani Mathiesen, że chce, żeby dziecko było u nich. Pomyśleć, że jakaś bezczelna i rozwiązła młoda kobieta uwiodła jej męża! Sąsiadka zerkała przestraszona na drzwi Ansgara i Helene, wyraźnie obawiając się, że ktoś może ją usłyszeć. Po chwili wycofała się do swojego domu. Kiedy drzwi się za nią zatrzasnęły, Elise wciąż stała, porażona tym, co zostało powiedziane. To w ten sposób Helene przedstawiała innym kwestię syna swojego męża! Matka Hugo była bezczelna, rozwiązła i uwiodła Ansgara! W tej samej chwili usłyszała dźwięk dochodzący ze środka i zanim zdążyła sięgnąć po kołatkę, drzwi się otworzyły. Ten, kto był w środku musiał słyszeć ich rozmowę. - Pani Ringstad? To znaczy pani Thoresen, przepraszam. Już pani jest? - Helene uśmiechnęła się serdecznie. - Dotarła do pani wiadomość, że zabieramy ze sobą Hugo? Byłam pewna, że pozwoli nam pani mieć go u siebie przez chwilę. Elise wpatrywała się w nią zdezorientowana. - Jaka wiadomość? Helene roześmiała się. - Nie powie mi pani, że ma pani tak niedobrych sąsiadów! Hugo zauważył Ansgara i mnie, kiedy byliśmy w Biermannsgården i kupowaliśmy jaja i masło. Prześlizgnął się pod żywopłotem,

żeby popatrzeć na kocięta i bardzo się ucieszył, kiedy nas zobaczył. Prosił, żeby mógł z nami pójść do domu, a my poprosiliśmy pani służącą, żeby przekazała pani tę wiadomość. Elise nie wierzyła własnym uszom. Jak można było mieć taki tupet? Z pewnością nie powiedzieli o tym nikomu ani słowa. W tym samym momencie z wnętrza mieszkania dobiegł radosny okrzyk. Helene znów się roześmiała. - Ansgar świetnie sobie radzi z dziećmi. Bardzo dobrze się razem bawią, jak słyszę. Proszę, niech pani wejdzie! To naprawdę miło, że pani przyszła! Elise otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale była całkowicie zaskoczona. Wściekłość ugrzęzła jej w gardle. Albo Helene była taka głupia i prosta, albo świetnie grała swoją rolę. Być może nie skłamała nawet, mówiąc o wiadomości, ale zarówno ona, jak i Ansgar wiedzieli, że Hugo nie można było sobie wypożyczyć, a w szczególności nie mogli tego zrobić oni. Drzwi się otworzyły i wypadł z nich Hugo, poczerwieniały z radości. Za nim wybiegł roześmiany Ansgar. Kiedy odkryli obecność Elise, obaj nagle się zatrzymali. - Nie chcę do domu! - Twarz Hugo wyrażała gwałtowny protest. - Elise? - Ansgar wyglądał na przestraszonego, a jednocześnie zaskoczonego. Wpatrywał się w nią zdezorientowany, zanim posłał pytające spojrzenie Helene. W każdym razie nie było trudno dostrzec, że jest świadomy tego, co zrobili, nie podejrzewał jedynie, że pojawi się u nich tak szybko. Helene się śmiała. - Tak, czy to nie miło, że w końcu przyszła nas odwiedzić? Nie dostała wiadomości o tym, że Hugo jest tutaj, służąca z Biermannsgården musiała zapomnieć ją przekazać. - Odwróciła się do Elise. - Skąd pani wiedziała, że tu jest? Elise czuła, że płoną jej policzki. - Ponieważ chcecie mi go odebrać, ale to nie wchodzi w grę. Hugo jest mój, a w księdze parafialnej figuruje jako syn mojego pierwszego męża, Emanuela Ringstada. Nie macie żadnych praw! Jeśli spróbujecie czegoś takiego jeszcze raz, pójdę na policję. - Aż trzęsła się ze złości. Helene się uśmiechnęła. - Trochę za późno, żeby teraz iść na policję, pani Thoresen. Zastanawialiby się wówczas, dlaczego nie przyszła pani wcześniej. Poza tym wzięła pani pieniądze od mojej teściowej, to powinno być dowodem na to, kto jest prawdziwym ojcem Hugo. Elise z trudem chwytała powietrze. Kolana ugięły się pod nią, wargi drżały.

- Jesteście szaleni, oboje! Mówiłam, że nie chcę mieć z wami nic wspólnego! - Zwróciła się do Hugo. - Chodź, Hugo, idziemy do domu. - Słyszała, jak ostro brzmiał jej głos. Nie zwykła mó- wić do niego takim tonem. Hugo zacisnął usta i potrząsnął głową. Kiedy na jego twarzy pojawił się ten wyraz, wiedziała już, że nie będzie łatwo. Był w takim wieku, że chętnie protestował, gdy coś szło nie po jego myśli. - Słyszysz? - Głos zabrzmiał jak smagnięcie biczem. Podeszła kilka kroków bliżej. Hugo błyskawicznie schował się za Ansgarem. - Nie chcę! Chcę zostać tutaj! - Nie pozwalam ci, powiedziałam już. Jeśli nie zrobisz tego, co mówię, dostaniesz w domu rózgą. Ansgar nagle wyprostował się i nabrał zdecydowania. - Hugo zostanie tutaj. Jest moim synem i mam prawo go widywać. Napisałem oświadczenie, w którym przyznaję się do ojcostwa. To mi daje prawo, żeby go tu zatrzymać. Elise stała jak rażona gromem. - Prawo, żeby go zatrzymać? Boże, czyś ty zapomniał, co się stało? Zamierzałeś także powiedzieć mu, w jaki sposób został poczęty? - Zrobimy to, kiedy będzie już na tyle duży, żeby zrozumieć - powiedziała Helene. - Zaboli go, kiedy będzie musiał usłyszeć, jak lekkomyślna jest jego matka, ale wytłumaczymy mu, że nie- którzy są tak biedni, że są zmuszeni oddawać się na ulicy, żeby przeżyć. Elise poczuła, jak krew odpływa jej z głowy. Przed oczyma tańczyły jej gwiazdy, cały pokój się chwiał. To nie mogła być prawda, to musiał być jakiś straszny koszmar, z którego zaraz się obudzi. Odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych. - Idę na policję! Wyszła na ulicę i stanęła jak wryta. Para starszych, tęgich ludzi szła w jej kierunku, a ona nawet się nie przesunęła. Mężczyzna wymamrotał coś pod nosem z irytacją, przepychając się obok niej. Odebrano jej Hugo. Ansgar przyznał się do ojcostwa i chciał walczyć o synka, a Hugo nie chciał iść z nią do domu. To było jak koszmar. W końcu wyzwoliła się z uczucia sparaliżowania. Serce zaczęło znów bić mocniej, obudził się w niej duch walki. Teraz będą mieli wojnę! Helene i Ansgar poszli o krok za daleko. Kiedy Johan dowie się, co się stało, wpadnie w furię.

Nie spotkała Hildy i Christoffera Clausena w drodze do domu, co ją ucieszyło. Miała dość swoich kłopotów, nie chciała angażować się w problemy Hildy. Zresztą Hilda nie jest głupia. Prędzej czy później dotrze do niej, że zakochała się w szarlatanie i obiboku, a gdy tylko odkryje jego wady, z pewnością się wycofa. Żeby tylko majster nie odkrył tego wcześniej... Kristian był w ogrodzie z Pederem, Dagny i najmłodszymi dziećmi. Położył Halfdana na małym kocyku na trawie. Było ciepło, a chłopiec był dobrze opatulony. Kiedy Kristian ją zauważył, posłał jej przestraszone spojrzenie. - Nie znalazłaś go? - Znalazłam, ale nie chciał iść ze mną do domu. Kristian patrzył na nią, nic nie rozumiejąc. - Nie mogłaś go po prostu zabrać? - Schował się za Ansgarem. Ten idiota utrzymuje, że ma prawo, żeby go tam zatrzymać. Kristian potrząsnął głową z niedowierzaniem. - Mogłaś iść tam z Johanem albo ze mną. Elise przytaknęła. - Do głowy by mi nie przyszło, że zachowają się w ten sposób. Sądziłam, że będzie im wstyd i oddadzą mi Hugo od razu. - Peder opowiadał, że Helene Mathiesen groziła Johanowi i że obawialiście się pobicia przez bandę Lort-Andersa. - Tak, Helene powiedziała coś podobnego. To znaczy, nie powiedziała tego wprost, ale odgrażała się mówiąc, że ma swoich znajomych. Zgadywaliśmy, że chodzi o Lort-Andersa, ale mogła też mieć na myśli kogoś innego. - Ona musi być niespełna rozumu. Jak można bronić diabła, który zrobił coś takiego jak on tobie? Elise zerknęła na Dagny, w obawie, że dziewczynka coś usłyszy. Na szczęście Dagny była zajęta Elvirą i nie wydawało się, żeby słuchała. - Kiedy tam stałam, myślałam sobie, że muszą być szaleni, oboje. Ansgar powiedział, że podpisał pismo, w którym przyznaje się do ojcostwa. Tak jakby gwałciciel mógł mieć jakieś prawa! - Na jej twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. - Przykro mi, że to się dzieje właśnie wtedy, kiedy przyjechałeś do domu. Chociaż byłam pewna, że żyjesz, nie wiedziałam, czy cię jeszcze spotkam. Kiedy wróciłeś, poczułam, jakby w końcu uśmiechnęło się do nas szczęście. W drodze do Ansgara i Helene pytałam samą siebie, dlaczego nie możemy cieszyć się dłużej niż tylko przez chwilę. Kristian podszedł do niej i zarzucił jej ramiona na szyję. Stało się to tak nieoczekiwanie, że poczuła ucisk w gardle. Nigdy nie należał do ludzi, którzy okazują uczucia, ale teraz wyrósł i wydoroślał. Musiała się uśmiechnąć, kiedy zauważyła, że jest już wyższy od niej.

Rozluźnił uścisk, wydawał się zawstydzony. - Tęskniłem za wami. W czasie długich dni zimowych w szałasie na pastwiskach myślałem o was prawie cały czas. Nie tak bardzo o Hildzie i panu Paulsenie, chociaż wiem, że wiele im za- wdzięczam, ale wspominałem wszystkie piękne chwile przeżyte w Andersengården, w domu majstra i na Hammergaten. Dzięki tobie te chwile szczęścia przysłoniły złe wspomnienia. Na tobie mogliśmy zawsze polegać, zawsze byłaś, gdy cię potrzebowaliśmy, nigdy nie zawiodłaś. Nigdy tego nie zapomnę, Elise. Elise musiała otrzeć łzy, które pojawiły się w kąciku oka. - Dziękuję, Kristianie. To najpiękniejsze słowa, jakie ktokolwiek mi powiedział. Kristian wyglądał na zakłopotanego i najwyraźniej próbował to pokryć, zmieniając temat. - Teraz, kiedy wróciłaś, mogę pobiec do Vøienvolden i przyprowadzić Johana. Skinęła głową. - Będzie wściekły - Ma powody. - Kristian zrobił kilka kroków w przód, ale zatrzymał się i uśmiechnął zawstydzony. - Dobrze, że masz Johana. To szczęście, że człowiek taki jak on został twoim mężem. Popatrzyła na niego. W zeszłym roku krytykował ją za niewierność i nie podobało mu się, że wyszła za mąż za Johana. Teraz znów był sobą. - Dziękuję, Kristianie. Te słowa znaczą dla mnie więcej, niż myślisz. Spoważniał. - Wiem, że byłem niesprawiedliwy w stosunku do was, ale nie byłem wówczas sobą. - Wiem o tym. Wcześniej ubóstwiałeś Johana. Skinął głową. - Mam nadzieję, że mogę to jeszcze naprawić. - Już to zrobiłeś, wracając do nas. Halfdan zaczął kwilić. Schyliła się, żeby go podnieść, ciekawa, jak się zachowa. Może nie był przyzwyczajony do tego, żeby obcy się nim zajmowali? Ku jej wielkiej radości uśmiechnął się, wyciągnął do niej rękę i złapał ją za włosy. Kristian wybiegł za bramę, zanim Halfdan zdążył zaprotestować. Peder podszedł do niej. - Słyszałem o czym rozmawialiście. - Nie chciałam trzymać tego w tajemnicy. - Zerkała na Dagny, która wciąż była zajęta Elvirą. - Ale są też tacy, którzy nie powinni wiedzieć wszystkiego o naszej rodzinie - dodała cicho. Peder się uśmiechnął. - Całe Sagene wiedziałoby, zanim słońce by zaszło. - Spoważniał. - Hugo nie wróci do domu?

- Nie, dostał tyle czekolady, że wolał zostać u Helene i Ansgara. - Pewno będzie marudził, jak przyjdzie wieczór i zatęskni za swoim łóżkiem. Elise skinęła głową. - Ale do tego czasu Johan i Kristian go przyprowadzą. Zastanawiam się, co zrobić, żeby Ansgar nie zrobił tego więcej. - Możemy go zabić. Zaciukać albo zastrzelić z rewolweru. Posłała mu przerażone spojrzenie. - Skąd ci to przyszło do głowy, na miłość boską? - Z gazety, co mi ją woźnica Karlsen pożyczył. Czytałem o jednym bandycie, co zabijał ludzi. Podnosił tylko lufę, bum i tamten leży. Każdy bał się z nim abanturować, bo miał rewolwer w ręce. - Chyba awanturować? Takie gazety to tylko bajki, Pederze. Nie zabija się ludzi, tylko dlatego, że się ich nie lubi. Jeśli ktoś zastrzeli człowieka, gnije w celi więziennej w Botsfengselet przez resztę życia. - A nie w Akershus? - Więzienie w Akershus jest dla tych, którzy zostali skazani na roboty i dostali długie wyroki. Wydaje mi się, że przede wszystkim idą tam tacy, którzy byli już wcześniej w więzieniu. Peder spochmurniał. - Ja tam myślę, że Johan to powinien go zbić. Porachować mu kości i wybić zęby. A jak policja przyjdzie, to sam im powiem, co ci zrobił Ansgar, i że nasza matka dostała suchot, a ojciec utonął w rzece. Elise zmarszczyła czoło. - To przecież nieprawda, Pederze. Matka zachorowała na suchoty na długo przed tym. Ojciec też utonął, zanim do tego doszło. - Tego policja nie wie. Jak się dowiedzą, że ojciec utonął, bo się dowiedział, co zrobił ci Ansgar, to nie wezmą Johana do więzienia. Choćby i ukatrupił Ansgara. - Co ty wygadujesz? Wiesz przecież, że to głupoty. Chyba nie wierzysz, że można robić, co się chce, nie będąc za to ukaranym. Johan z Kristianem wpadli przez bramę. Johan wyglądał na przerażonego. - Elise! To straszne! Nie zgodzili się, żeby Hugo wrócił z tobą do domu? - Tak. - Elise trzęsła się ze złości. - Wyobraź sobie, że ich sąsiadka twierdzi, że Ansgar został uwiedziony przez młodą kobietę! Sądzi też, że to bardzo dobrze, że Hugo zostanie z nimi i że to ładnie ze strony Helene Mathiesen, że chce się opiekować nieślubnym dzieckiem swojego męża!

Czuła, że łzy duszą ją w gardle, kiedy wypowiadała ostanie zdanie. Johan musiał pojąć, jak się czuje, bo natychmiast otoczył ją ramieniem. - Nie przejmuj się tym, Elise. Wiesz przecież, że ci ludzie nie są całkiem normalni. Zaraz pojadę tam z Kristianem i niebawem wrócimy razem z Hugo. Skinęła głową i otarła łzy rogiem fartucha. - Hugo nie chciał wracać do domu, bo dawali mu czekoladę. - Nie obchodzi mnie, czego chce Hugo. Jest za mały, żeby coś rozumieć. Gdy tylko znaleźli się za bramą, podeszła do niej Dagny. - Chyba muszę iść do domu, Elise. Mama kazała mi wrócić wcześniej do domu. Mówiła, że mam jej pomóc z praniem. Elise była zaskoczona. Dagny nigdy nie wychodziła tak wcześnie do domu. Czasami Elise wydawało się, że matka dziewczynki niemal się cieszy, że może pozbyć się jej z domu. Z drugiej strony bardziej niż chętnie brała pieniądze, które Dagny zarabiała. Dagny nie zostawało więcej niż kilka øre. - Ale jutro przyjdziesz o zwykłej porze? Dagny skinęła głową, wybiegając w stronę bramy Peder niemal minął się z nią w drzwiach. - Dokąd poszła Dagny? - Musiała pomóc matce robić pranie. - Codziennie piorą? Mówiła, że wczoraj pomagała matce przy praniu. Elise posłała mu badawcze spojrzenie. - Bardzo się spieszyła. Zaczęłam niemal podejrzewać, że zamierza śledzić Johana i Kristiana. - Może właśnie tak zrobi. Dagny wietrzy sensację na dziesięć mil. Tak mi kiedyś powiedziała. - W tym, że Johan i Kristian poszli po Hugo, nie ma akurat żadnej sensacji. - W tym może i nie, ale jak Kristian spuści manto Ansgarowi, to przyjedzie policja i wtedy już będzie sensacja. A wczoraj Dagny powiedziała, że widziała Hildę niedaleko Steinløkka. Siedziała w powozie z jakimś mężczyzną. On się nagle nad nią pochylił i ją pocałował! - Peder roześmiał się, trochę zawstydzony. - To przecież nieprawda. Dagny łże jak pies. - Ma bujną wyobraźnię. Nie warto wierzyć we wszystko, co ona mówi. Muszę porozmawiać z Hildą. To naprawdę zaczyna być niebezpieczne!, pomyślała. - Pederze? Popilnujesz dzieci? Tylko przez chwilę! Właśnie sobie przypomniałam, że muszę jeszcze coś załatwić. Muszę... spytać Hildę, czy Kristian przeniesie się do nich, czy będzie mieszkał tutaj. Zdążę, zanim Johan i Kristian wrócą z Hugo.

- Myślałem, że powiedziałaś, że Kristian dostanie u nas pokój. - Tak, ale wydaje mi się, że skoro ma powtarzać siódmą klasę, to u nas może mieć mało spokoju. W końcu mamy tu troje małych dzieci. - Ale u Hildy też są małe dzieci. - Tak, ale oni mają więcej miejsca. Isak i mały Gabriel są albo w swoim pokoju, albo na spacerze z nianią. Kristian może ich nawet w ogóle nie widywać. - Zabiorę dzieci do środka, skoro mam pilnować całej trójki. Jakby byk z Biermannsgården wpadł do naszego ogrodu, to nikomu nie będzie do śmiechu. - Dagny plecie głupoty. Ten byk nie chodzi luzem. - Tego nikt nie wie. Poza tym jacyś ludzie mogliby wejść przez bramę, stąd przecież blisko do mostu Beierbrua. Elise nie mogła się nie zaśmiać. - To jeszcze bardziej niedorzeczne. Zapomniałeś już, jak to było, kiedy mieszkaliśmy przy samym moście? Dom majstra jest znacznie bliżej Beierbrua niż ten dom. - Ale to było kiedyś. A teraz tam się dzieje dużo więcej gorszych rzeczy. Pani Olsen z Sæbegården mówiła. Elise pozbierała ubrania z trawy i wzięła na ręce Halfdana. - Już ją poznałeś? - No tak... Spytałem, czy nie trzeba jej pomóc. Nie wyglądam na dużego, ale jestem silny i pracowity. - To miło z twojej strony, że zaproponowałeś jej pomoc. Wygląda na biedną starowinkę. - To nie miało być miłe, to jest... no, dyplomacja. - Co masz na myśli? - Jak się ma sklep, trzeba udawać, że się lubi klientkę i że można dla niej zrobić więcej niż dla innych. - Ale ty nie masz sklepu, a pani Olsen nie jest twoją klientką. - Zapomniałaś, że pojutrze zaczynam u Larsena? Poza tym będę miał sklep, jak dorosnę. Jak dobrze pójdzie, to zapewnię sobie klientelę już zawczasu. Elise się roześmiała i posadziła Halfdana na podłodze obok Elviry, która leżała i przebierała nogami w powietrzu. - Niedługo wrócę, Pederze. Pamiętaj, że ja też mogę być kiedyś twoją klientką. Uśmiechnęła się do siebie, wychodząc przez bramę. Nie zdziwiłaby się, gdyby Pederowi naprawdę udało się w przyszłości zostać przyzwoitym kupcem.

W tej samej chwili pomyślała o Hildzie. Dobry Panie, jak można być tak bezmyślnym i niefrasobliwym?

3 - Majster leży na sofie w salonie, pani Thoresen. Źle się poczuł i przyjechał do domu niedawno. Elise, przestraszona wpatrywała się w służącą. - Źle się poczuł? - Zasłabł. Zapytam panią, czy może pani wejść. Właśnie wróciła do domu i nie może dojść do siebie po tym, jak usłyszała tę wiadomość. Z pewnością tak było. Najwyraźniej opanowały ją wyrzuty sumienia, pomyślała. Elise poszła za służącą długim korytarzem. A co, jeśli majster się rozchorował, bo usłyszał plotki o Hildzie i Clausenie? Peder twierdził, że matka zachorowała na suchoty po tym, jak ojciec utopił się w rzece na wieść o gwałcie. Nie wiedziała, skąd mu to przyszło do głowy, ale z pewnością niektórzy ludzie popadają w choroby, kiedy dowiadują się o czymś strasznym, co ich dotyczy. Drzwi do jadalni się otworzyły i stanęła w nich Hilda. - Wydawało mi się, że słyszę twój głos, Elise. Jak to dobrze, że przyszłaś. Służąca zniknęła, a Hilda podbiegła do niej. Była blada i roztrzęsiona. - Tak bardzo się boję, Elise! - ściszyła głos. - Może coś słyszał i rozchorował się ze strachu. Elise skinęła głową. - Pomyślałam o tym samym. - Pokłóciłam się z Christofferem w drodze do domu. Złapaliśmy dorożkę i pojechaliśmy prosto do mieszkania na Ullevålsveien. Christoffer wypożyczył je od kolegi, który wyjechał. Elise ciężko westchnęła. A więc tak daleko to zaszło! - Dlaczego się kłóciliście? - zapytała szeptem, rzucając pospieszne spojrzenia w kierunku drzwi. - Nie mogę ci powiedzieć tego akurat w tej chwili, ale to ma coś wspólnego z tobą. Nie wierzył, że jesteś pisarką, wywnioskował to z twojego wyglądu. W końcu byłam już taka zła, że wybuchłam. Opowiedziałam mu wszystko o matce, ojcu, mojej pracy w fabryce i moim marzeniu, żeby rzucić tę pracę. Powiedział, że mnie rozumie i skończyło się tak, że... - zamilkła i posłała sio- strze zawstydzony uśmiech. - Wiesz, co mam na myśli. Ty też wolałaś być sama z Johanem w te święta, kiedy Emanuel siedział na wózku, a jego rodzice przyjechali z wizytą - dodała, próbując się obronić.

Elise przestraszyła się i jednocześnie zrobiło jej się nieprzyjemnie. Martwiła się o majstra. Obawiała się, że ta historia z Clausenem może mieć swoje następstwa. Nie przypuszczała, że Hilda posunie się tak daleko. Hilda zmarszczyła czoło. - Czułam, że coś się między nami zmieniło, i zrobiło mi się przykro. A kiedy wróciłam do domu, usłyszałam jeszcze o tym. - Wskazała głową drzwi do salonu. - Był tu doktor? - Tutaj nie, ale został wezwany, kiedy Ole Gabriel był jeszcze w fabryce. Nie potrafił powiedzieć, co to jest, ale powiedział, że gdyby Ole Gabriel zbladł i znowu zasłabł, mamy się z nim skontaktować i być może trzeba będzie jechać do szpitala. Hilda zapukała i ostrożnie otworzyła drzwi do salonu. - Ole Gabrielu? Przyszła Elise. Możemy wejść? Elise usłyszała mamrotanie i Hilda pokiwała na nią. Kierownik fabryki leżał na sofie na wznak, owinięty pledem. Jego duży brzuch się poruszał. Nie był już blady, a spojrzenie miał zaskakująco trzeźwe. - Jak miło, Elise! Rozumiem, że Hilda musiała się o mnie martwić, skoro posłała po ciebie. Elise nie miała serca zrobić nic innego niż przytaknąć. - Przykro mi, że źle się poczułeś, ale słyszałam, że doktor cię zbadał i nie znalazł nic złego. Na pewno szybko wyzdrowiejesz. Może to początek przeziębienia. - Czuję się już znacznie lepiej. - Uśmiechnął się do Hildy. - Dziękuję za troskę, przyjaciółko. Nie wiedziałem, gdzie jesteś, ale teraz rozumiem, że pojechałaś po swoją siostrę. Hilda podeszła i pogłaskała go po czole. - Oczywiście! Przestraszyłam się, kiedy usłyszałam, co się stało. Wiesz przecież, że zawsze biegnę do Elise, jak tylko dzieje się coś niedobrego. Ona ma swoje sposoby, żeby mnie uspokoić. - Naprawdę się o mnie bałaś? - Wyglądał na szczerze zaskoczonego. Elise zesztywniała. - Oczywiście, że się o ciebie bałam, Ole Gabrielu. Chyba nie sądziłeś, że jest inaczej? - Nie, nie. - Próbował zmienić temat. - Za rzadko się widujemy. Mam dużo pracy w fabryce, a ty zajmujesz się swoimi sprawami. Hilda się zaśmiała. Elise pomyślała, że zabrzmiało to nienaturalnie. - Masz rację, mój drogi. Może powinniśmy uznać to, co się dzisiaj stało, za jakieś upomnienie. Odtąd będziesz mniej pracować, a ja powstrzymam się od ciągłego załatwiania moich spraw. Złapał ją za dłoń.

- Biedactwo, to na pewno dlatego, że się nudzisz. Nigdy nie należałaś do tych, które spokojnie siedzą z robótką na kolanach, nie wyglądasz też na specjalnie zainteresowaną kontaktami z kobiecym towarzystwem. Szkoda, że nie masz takiej rozrywki, jak twoja siostra. - Skierował wzrok na Elise. - Prawda, Elise? Gdyby Hilda mogła zająć się pisaniem, rysowaniem albo malowaniem, spędzałaby więcej czasu w domu, nie sądzisz? Elise przytaknęła. Ole Gabriel postrzegał jej pracę jako rozrywkę, ale nie mogła oczekiwać niczego więcej. - Spróbuję poszukać czegoś, w co będzie się mogła zaangażować. Hilda zbyt dużo czasu marnuje na spotkania przy herbatce. Majster posłał jej zdziwione spojrzenie, najwyraźniej nigdy nie uznawał czasu spędzonego przy herbatce za zmarnowany. Dla ludzi z jego sfery popołudniowe spotkania były naturalnym rytuałem pań, które mogły wówczas przedyskutować sprawy, którymi się zajmowały. Nietrudno zrozumieć, że takie spotkania dużo znaczyły dla ludzi, którzy po powrocie do domu nie mieli wiele do zrobienia - wszystkim zajmowały się służące, nianie i kucharki. Ale dla Hildy, która była przyzwyczajona do ciężkiej pracy, sprawa wyglądała inaczej. Spojrzał na Hildę. - Elise jest mądra, posłuchaj jej. Może zostaniesz członkiem związku misyjnego i zajmiesz się zbieraniem datków dla małych Zulusów? Słyszałem, że pastorowa prowadzi taki związek. Mają stragan, na którym można wygrać obrusy albo haftowane poduszki. Na święta przygotowują skrzaty świąteczne i ozdoby choinkowe. - Zamyślił się przez chwilę i dodał: - Masz piękny głos, może mogłabyś dołączyć do chóru? Hilda pokiwała głową i uśmiechnęła się. - Drogi Ole Gabrielu, mówisz tak, jakbym to ja źle się poczuła. Czy to nie ty powinieneś mniej pracować w fabryce? Sądzę, że się przemęczasz, a nie wolno ci tak robić. Masz dwóch małych synów, którzy cię potrzebują. - Ty też mnie trochę potrzebujesz, prawda, moja droga? - Oczywiście. Wiesz przecież. Porządnie się wystraszyłam, gdy usłyszałam, że zasłabłeś. Uśmiechnął się i zamknął oczy. - Dziękuję wam. Myślę, że teraz trochę się zdrzemnę. Elise i Hilda wymknęły się z pokoju. - Jak właściwie potoczyła się sprawa z Hugo? Był u nich? Byłam tak roztrzęsiona tym, co się przydarzyło Ole Gabrielowi, że całkiem zapomniałam cię o to zapytać. Nie porozmawiałam z tobą nawet o zmartwychwstaniu Kristiana. Elise nie podobał się sposób, w jaki to widziała. Najwyraźniej obwiniała Kristiana o to, że oszukał ich, pozwalając wierzyć, że nie żyje.

- Johan i Kristian poszli po Hugo. Nie chciał wrócić ze mną. Hilda przyglądała się jej osłupiała. - Wolał zostać u Ansgara i Helene, niż iść z tobą? Elise skinęła głową. - Więc jednak ktoś był w domu. Jak udało ci się przekonać ich, żeby ci otworzyli? - Waliłam kołatką. Helene utrzymywała, że przekazała wiadomość dziewczynom w Biermannsgården, ale ja w to nie wierzę. Wtedy z pokoju wybiegł Hugo z Ansgarem i kiedy mnie zobaczył, schował się za Ansgarem. Miał czekoladę rozsmarowaną na całej twarzy. Hilda wydawała się wściekła. - Nigdy bym na to nie pozwoliła! Wrzeszczałabym i krzyczała, i zrobiła taki hałas, że wszyscy sąsiedzi natychmiast by się zbiegli. Zaczęłabym krzyczeć, że Helene jest złodziejką dzieci, a Ansgar gwałcicielem. Ani słowem bym nie skłamała. Po czymś takim z pewnością niewielu chciałoby mieć z nimi coś wspólnego. - Rozmawiałam z jedną z sąsiadek. Uważa, że Helene szlachetnie postępuje, zajmując się nieślubnym dzieckiem swojego męża. - A ty spokojnie stałaś i tego słuchałaś? Nie mogłaś powiedzieć jej prawdy? - Nie zdążyłam zaprotestować. Usłyszała dźwięki dochodzące z mieszkania Helene i Ansgara i szybko poszła do siebie. Potem mnie zamurowało, kiedy usłyszałam, co Helene i Ansgar powiedzieli. Ansgar utrzymywał, że mają prawo zatrzymać Hugo, bo on napisał oświadczenie, w którym uznaje Hugo za syna, a Helene chce opowiedzieć Hugo prawdę o jego rozwiązłej matce, kiedy będzie starszy. Hilda wpatrywała się w nią. - Rozwiązłej matce? - Tak, według Helene jestem zwykłą ulicznicą. Tak począł się Hugo. Hilda zacisnęła pięści. - Do cholery! Że mnie tam nie było! - Cicho, Hildo! Co będzie, jeśli któraś ze służących cię usłyszy. Hilda zignorowała uwagę. - Gdyby nie Christoffer, poszłabym tam z tobą. Wydaje mi się, że on zaczął się trochę denerwować. - Przypomina mi Asle Diriksa. Hilda posłała jej spojrzenie pełne powątpiewania. - Teraz wygadujesz bzdury. - Nie, naprawdę uważam, że go przypomina. Nie pod względem wyglądu, Christoffer Clausen jest przystojniejszy, ale pod względem sposobu bycia. - Co masz na myśli? Elise wzruszyła ramionami.

- Jest beztroski i niefrasobliwy. Pewny siebie i może trochę arogancki? - Fuj, brzydko tak mówić. - Mam na myśli tylko to, że nie dba o ludzi, którzy są niżsi stanem niż on. Hilda zamilkła. Elise zauważyła, że te słowa dały jej do myślenie. Odwróciła się. - Muszę iść - ściszyła głos. - Właściwie przyszłam cię ostrzec. Dagny widziała mężczyznę całującego cię w powozie. Musiałam znaleźć jakiś pretekst i powiedziałam Pederowi, że idę tylko zapytać, czy Kristian będzie mieszkał tutaj, czy u nas. Hilda skinęła głową. - Rozumiem. Nie sprawiała wrażenia, jakby zastanowiła się nad ostatnim pytaniem, miała już powyżej dziurek w nosie Dagny, ewentualnych plotek i Christoffera Clausena. - Bądź ostrożna, Hildo. Może się zdarzyć, że będziesz musiała zapłacić za chwile szczęścia. O ile się nie mylę, już zaczęłaś się zastanawiać, czy to wszystko jest tego warte. Hilda zirytowała się. - Jak możesz mówić coś takiego? - Ponieważ mimo twojego temperamentu i impulsywnej natury jesteś mądrą dziewczyną. Wiesz, co jest prawdziwym złotem, a co tylko pozłotą, która z czasem odpada. Elise podeszła do drzwi wejściowych i wyszła. W drodze na wzgórze Aker myślała o tym, co zostało powiedziane. Potrząsnęła głową. Czy Hilda rzeczywiście poszła do łóżka z Christofferem Clausenem? Musiała chyba stracić rozum! A co będzie, jeśli jest w ciąży? Wspominała coś na temat tego, że majster nie mógł lub nie chciał tego więcej, więc zorientuje się natychmiast, że Hilda była niewierna. Boże, jakie z tego może wyjść nieszczęście! Zbliżając się do Maridalsveien 76, usłyszała krzyk dziecka. Czyżby Hugo był w domu? Pospiesznie przeszła przez bramę. Byli w kuchni, wszyscy razem. Hugo stał pośrodku i wył, czerwony na twarzy. Johan stał przed nim i krzyczał na niego, podczas gdy Kristian stał z przerażonym Halfdanem w ramionach. Jensine i Dagny siedziały na podłodze. Peder stał przy ścianie, był z nich najwrażliwszy i zawsze czuł się nieswojo, kiedy ktoś dostawał reprymendę. Elise spojrzała zaskoczona na Dagny. - Nie powinnaś być w domu i pomagać swojej mamie, Dagny? Dagny potrząsnęła głową. - Okazało się, że nie muszę.

Elise zerknęła na Pedera, a on pochwycił jej spojrzenie. Zrozumiała, o czym myśli: A nie mówiłem? Hugo odwrócił się gwałtownie, podbiegł do niej i przywarł mocno. - Tata jest zły. On nie jest moim tatą. Mój tata ma czekoladę. Elise podniosła go. - Nie, Hugo. Tata nie jest zły. On cię kocha i dlatego zabrał cię do domu. Ansgar i Helene Mathiesen nie są twoimi rodzicami. Chcieli cię nam zabrać. Jakbyś musiał spać w obcym łóżku, płakałbyś i zacząłbyś tęsknić za domem. W końcu płacz ucichł. Hugo oparł głowę na jej szyi. Popatrzyła na Johana. - Majster źle się poczuł, ale wygląda na to, że już dochodzi do siebie. Jak to się stało? - Źle się poczuł? To niedobrze. - Odwrócił się, żeby wyjść, miał dużo pracy w związku ze zleceniem, które musiał oddać za kilka dni. - Złożyłem doniesienie na policji. Konstabl przyszedł na Møllergaten i spisał skargę, żeby przekazać ją przełożonemu. Porwanie dziecka to poważna sprawa. Skinęła głową. - Mam nadzieję, że to się wreszcie skończy. Odwróciła się do Kristiana i uśmiechnęła się. - Biedaku. Ledwie zdążyłeś wrócić do domu, już się takie rzeczy dzieją. Najpierw twoje spotkanie z rodzicami Svanhild, a potem zniknięcie Hugo. Odwzajemnił uśmiech. - Zaczynam czuć, że jestem z powrotem w domu. Mamy w zwyczaju tonąć w kłopotach, czyż nie? - Ale dlaczego tak się dzieje? - dało się słyszeć ze strony Pedera. Elise odwróciła się do niego. - Wszystkim się to zdarza, Pederze. Takie jest życie. - Przynajmniej nad rzeką - dodał Kristian. - Chodź, Peder, wyjdziemy na dwór. Musisz skorzystać z okazji, że masz jeszcze wolne. Może Elise popilnuje wszystkich dzieci, a my pójdziemy do Brekkedamen i wykąpiemy się? Kristian nadal pięknie mówił, ale wciąż miał jeszcze pewne naleciałości. To Svanhild go tego nauczyła. Elise skinęła głową. - Tak, idźcie, Kristianie. Od tak dawna nie mieliście okazji, żeby spędzić razem chwilę, a Peder nie kąpał się tego lata więcej niż kilka razy. Halfdan już się trochę uspokoił, więc z pewnością wszystko będzie dobrze. Wyciągnęła wiadro z szafki kuchennej. - Maliny już dojrzały. Nie mamy zbyt wielu krzaków, ale chyba wystarczy na słoik dżemu. Popilnujesz najmłodszych, prawda, Dagny? Możesz się tu bawić w pobliżu.

Rozkoszowała się słońcem. Kiedy siedziała przy maszynie do pisania, a promienie słońca odbijały się od szyb po drugiej stronie ulicy, tęskniła, by być na zewnątrz. Rzadko jednak pozawalała sobie na chwilę wolnego. W fabryce dziewczęta stały w zgiełku i tumanach kurzu po dwanaście godzin każdego dnia i rzadko miały możliwość rozkoszowania się letnim słońcem. Kiedy wieczorami w końcu nakarmiły dzieci i położyły je do łóżek, posprzątały i zrobiły pranie, robiło się bardzo późno, a one były już zbyt zmęczone, by gdziekolwiek wyjść. Cudownie było móc wstać od maszyny na chwilę. Nie rozumiała, dlaczego pisanie książki o Julii szło jej tak powoli, bo miała przecież dużo materiału. Chciała, żeby czytelnik dobrze wczuł się w życie ośmiolatki, małej dziewczynki, którą brutalnie odebrano rodzicom i umieszczono u rodziny zastępczej, której zależy jedynie na darmowej sile roboczej i która traktuje dziewczynkę okropnie. Może pisanie szło jej tak opornie bo wspomnienie Julii przypominało jej życie ojca i dziadka i skłaniało do rozmyślania o tym, czy miała więcej zagubionych krewnych? Dagny świetnie bawiła się z Jensine i Elvirą, podczas gdy Halfdan leżał na swoim kocyku i obserwował je zdziwionymi oczami. Dagny pozwalała mu usiąść od czasu do czasu, malec miał silne plecy, więc mógł dłużej utrzymać równowagę. W pewnej chwili Elise usłyszała ciężkie kroki i donośne głosy dochodzące z zewnątrz. Odwróciła się w stronę bramy i ku swojemu zdziwieniu zobaczyła trzech policjantów. To musiało mieć związek ze skargą złożoną przez Johana. Wytarła dłonie o fartuch i spróbowała wetknąć wystające pasma włosów pod chustkę. Była spocona po tym, jak stała w słońcu, czuła się brudna i zaniedbana. - Elise Thoresen? - Głos policjanta brzmiał ostro i władczo. Nie było w nim ani nuty współczucia, nie brzmiał też przyjacielsko, jak oczekiwała. - Tak, to ja. - Wyszła im szybko naprzeciw. - Twój mąż złożył doniesienie na Ansgara Mathiesena, prawda? Powiedział twój, a nie pani. To nie wróżyło dobrze. - Tak, wszystko się zgadza. Nasz syn zniknął nagle, zaczęłam mieć podejrzenia co do tego, gdzie jest i pospieszyłam do domu Ansgara Mathiesene przy Collettsgate. - Mówisz: nasz syn. Czy to nie Ansgar Mathiesen jest ojcem dziecka? Elise poczuła, że się czerwieni. Zerknęła na Dagny. - Dagny, czy możesz popilnować dzieci, przez ten czas, kiedy my będziemy w środku? Dagny skinęła głową. Stała cicho i wpatrywała się ciekawsko, z pewnością wyłapała każde słowo z tej rozmowy.