Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 32 - Jesień

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :650.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 32 - Jesień.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 129 stron)

INGULSTAD FRID JESIEŃ

1 Kristiania, jesień 1911 roku Elise próbowała się oswobodzić, ale Asle Diriks trzymał ją mocno. - Czego ode mnie chcesz? - wysyczała, nie przejmując się mijającymi ich ludźmi. - Chcę, żebyś naprawiła krzywdę, jaką wyrządziłaś mnie i mojej rodzinie. Zhańbiłaś nas. - To nie ja zhańbiłam pańską rodzinę, tylko pan. - Żądam, żebyś publicznie wyraziła skruchę. Wyślij list do gazet i napisz, co naprawdę się wydarzyło: że poczułaś zazdrość, kiedy zobaczyłaś mój dom i porównałaś go z nędzną norą, w któ- rej mieszkasz. A ponieważ byłaś w trakcie pisania powieści, w której oczerniałaś mieszczaństwo, gloryfikując własną klasę społeczną, uległaś pokusie i opisałaś nasz dom, gdzie zaprosiłem cię, by udzielić ci wskazówek odnoście twojego pisania. Elise nie wierzyła własnym uszom. - W życiu nie spotkałam się z taką bezczelnością! Powinien pan iść do lekarza. Niech da panu coś na poprawienie pamięci, może wtedy będzie pan w stanie odróżnić prawdę od kłamstwa. Bo ja doskonale pamiętam ten okropny dzień, kiedy zwabił mnie pan do siebie pod pretekstem, że pan Wilse chce zrobić mi zdjęcie. Mój adwokat, pan Wang-Olafsen, też to pamięta. Udałam się do niego zaraz po tym okropnym zdarzeniu i powiedziałam mu o wszystkim. Zaproponował, że będzie mnie bronić, jeśli dojdzie do sprawy! Spojrzała mu w oczy i zobaczyła, że się przestraszył. Pewnie nie spodziewał się, że zna adwokata Wang-Olafsena. Nie przyszło mu do głowy, że zwróci się do tak znanego i drogiego prawnika. Na jego ustach pojawił się niepewny uśmiech. - Masz bogatą wyobraźnię, Elise. Może też powinienem odwiedzić pana Wang-Olafsena. - Ależ oczywiście! Pozdrów go ode mnie i podziękuj za niezapomniany dzień, który spędziliśmy w wakacyjnym raju konsula Hefty'ego. Uśmiech zniknął, twarz mężczyzny pobladła. Najwyraźniej zrozumiał, że Elise mówi prawdę. Na chwilę stracił pewność siebie, ale szybko się opanował. - Cóż, skoro nie chcesz przyznać się do winy, będę musiał sięgnąć po inne środki. Puścił ją, odwrócił się i zdecydowanym krokiem zaczął iść w przeciwnym kierunku. Elise śledziła go wzrokiem. Nie poddał się, widziała to po jego ruchach. A może po prostu udawał pewność siebie? Pomyślała o jego biednym ojcu. Wysłanie syna za granicę najwyraźniej

niewiele dało. Pamiętała smutek na twarzy starszego pana Diriksa, kiedy prosił, żeby napisała o zepsutej młodzieży, która niszczyła swoje życie oddając się rozpuście. Asle Diriks miał jej potem za złe, że naskarżyła na niego ojcu. Wściekł się, groził, że wytoczy jej proces. Wtedy ciotka Ulrikke i wuj Kristian zdecydowali się odwiedzić Diriksa seniora. Starszy pan obiecał, że do tego nie dopuści, a nawet kupił rzeźbę Johana - W drodze do fabryki. Ale mógł zmienić zdanie, gdy dowiedział się, że w swojej ostatniej noweli opisała szczegółowo jego piękne mieszkanie. Niektórzy czytelnicy mogli uznać, że jej opowiadanie Córka przekupki oparte jest na prawdziwym zdarzeniu. Stawiałoby to w złym świetle nie tylko Asle, ale i jego ojca, a przecież mogło się zdarzyć, że ktoś z ich znajomych przeczyta książkę. Szła dalej, zmartwiona. Nie chciała zaszkodzić ojcu Diriksa, który był wobec niej miły i grzeczny i był szczerze zasmucony zachowaniem syna. Może rzeczywiście nie powinna była opisywać jego mieszkania w książce? Ale jak Asle mógł przypuszczać, że pogodzi się z tym, co jej zrobił, i nie będzie szukała zemsty. Przecież niemal ją zgwałcił. Czegoś takiego się nie zapomina, to zostawia trwałej ślady, taka rana nigdy się nie goi. Nigdy nie zapomniała tego, co zrobił jej Ansgar i czynu Asle Diriksa też nigdy nie zapomni. Tym bardziej że on jeszcze dodatkowo ją oszukał. Ansgar zgwałcił ją, bo chciał zyskać w oczach kolegów. Miał nadzieję, że po jego wyczynie go zaakceptują. Asle chodziło jedynie o zaspokojenie własnych żądz, chciał się po prostu zabawić jej kosztem. Na szczęście wyglądało na to, że Benedict Guldberg jej wybaczył. Pewno się domyślił, jak sytuacja naprawdę wyglądała. Pan Wang-Olafsen nie będzie ukrywał przed nim prawdy. Mimo to czuła do siebie żal. Postanowiła, że już nigdy czegoś takiego nie zrobi. Nagle zobaczyła idącego w jej stronę młodego mężczyznę, ledwie trzymał się na nogach, zataczał się, najwyraźniej za dużo wypił. Mijając go, poczuła na twarzy jego kwaśny oddech, wi- działa jego brudne ubranie. Ruszyła przed siebie szybkim krokiem, ale mężczyzna się zatrzymał. - Czy to Elise? Teraz ona też go poznała. Był to przyjaciel Lort-Andersa. - Tak, to ja - odpowiedziała. Uśmiechnął się, zauważyła, że nie ma już kilku zębów, chociaż wcale nie był od niej starszy. - Wiesz, że Anders już siedem lat siedzi za kratkami? Próbowała go wyminąć, ale zagrodził jej drogę. - Wiesz, co się stanie, kiedy wyjdzie? - ciągnął dalej. - Nic mnie to nie obchodzi. - Nie? - spytał, spluwając tuż obok jej stopy. - To chyba dzięki tobie tam trafił?

- Nie miałam z tym nic wspólnego. To nie moja winna, że był głupi i dokonał włamania. - Nie byłaś taka mocna w gębie, kiedy wystawił twojego bachora za poręcz na moście. Mam ci przekazać, że niedługo wraca. - Został skazany na dwanaście lat ciężkich robót. Zostało mu jeszcze co najmniej pięć i pół roku. - Tak myślisz? - roześmiał się, znów spluwając obok jej buta. Niewiele brakowało, a pobrudziłby rąbek jej sukni. Stał jeszcze chwile i poszedł dalej. Próbuje mnie przestraszyć, tłumaczyła sobie. Niewykluczone, że Lort-Andersowi wręcz przedłużono karę po tym, jak groził, że wrzuci Hugo do rzeki. Wracając do domu, wybrała krótszą drogę, wzdłuż lewego brzegu rzeki. Idąc, rozmyślała o wizycie w mieszkaniu majstra. Kiedy była tam ostatni razem, zauważyła, że Anna źle wygląda. Była na wysokości fabryki płótna żaglowego i warsztatów Akers, kiedy nagle zwróciła uwagę na młodą dziewczynę. Siedziała skulona między kamieniami po lewej stronie, głowę miała opartą o kolana, wzrok spuszczony, wyglądała, jakby płakała. Elise się zatrzymała. Gdy wieczorami wracała po pracy do domu, zdarzało się, że widziała młode robotnice, które szły drogą i płakały, ale teraz był środek dnia. Może dziewczyna straciła pracę? Powinna podejść do niej? Porozmawiać z nią? A może ją zna? Może to któraś z dziewcząt, które pracowały u Graaha razem z Hildą albo razem z Johanem w fabryce płótna? Prędzej czy później każdy musi się nauczyć radzić sobie ze swoimi smutkami i kłopotami, pomyślała. Każdy przeżywał takie chwile. Niekiedy nie było pocieszenia, jedynie czas łagodził ból. Wiedziała jednak, że kłopoty zwykle okazywały się łatwiejsze do zniesienia, kiedy można było o nich z kimś porozmawiać. Z lekkim wahaniem ruszyła pod górę, w kierunku dziewczyny. - Halo? Dziewczyna wzdrygnęła się, podniosłą głowę. Ku swojemu zdziwieniu Elise zobaczyła, że to Jenny. - Siedzisz tu tak? - spytała. Jenny opuściła głowę, jakby było jej wstyd. Gdyby to nie była Elise, na pewno poprosiłaby, żeby dać jej spokój, ale pamiętała, że to właśnie Elise im pomogła, kiedy matka chorowała, a ojciec zginął w pijackiej bójce. - Coś się stało? Co za głupie pytanie, pomyślała natychmiast. Z daleka widać było, że dziewczyna ma jakiś problem. Jenny pokiwała głową.

- Chodzi o szkołę - zaczęła. - Nikt nie chce się ze mną przyjaźnić. Mówią, że jestem z biedoty i że mój ojciec był pijakiem. Dzisiaj wszystkie dziewczyny w klasie poszły na urodziny do Ragnhild. Zaprosiła je do siebie do domu, ja jedna nie zostałam zaproszona. Bo mówię jak biedota i dziwki z Lakkegata i z Vika. Tak mi powiedziały - zaszlochała. Elise stała i przyglądała się dziewczynie. Pomyślała, że może nie należało przenosić jej z Maridalsveien na ulicę Antona Schiötza. Czy naprawdę uczniowie w szkole Bolteløkka mieli się za lepszych od tych, którzy chodzili do szkoły w Sagene? Jenny spojrzała na nią z twarzą mokrą od łez. - Mama uszyła mi nową sukienkę. Kiedy pokazałam się w niej Ragnhild, ona się roześmiała i powiedziała, że jest staromodna. Powiedziała też, że moja macocha jest stara i dlatego mnie tak niemodnie ubiera. Elise zauważyła, że dziewczyna mówi mama o babci Anne Sofie. To chyba znaczyło, że jest jej tam dobrze, ale dla trzynasto- czy czternastolatki równie ważne były relacje z rówieśnikami. - Dziewczynki zachowały się nieładnie. Ragnhild nie wie, że straciłaś i mamę, i tatę? - A co to by pomogło? Najwyżej tylko jeszcze by zaszkodziło. One nikomu nie współczują - powiedziała, pociągając nosem. - Poza tym nie chcę, żeby się nade mną użalały, bo przecież ja mam nową mamę. Hjalmar ma gorzej. - Gdzie on teraz jest? - Nigdzie. - Myślałam, że Torkild Abrahamsen i Armia Zbawienia mu pomogli. - Jeśli ktoś nie chce pomocy, to nic się nie poradzi. Szlaja się po ulicach i pije, tak jak ojciec, pewnie w końcu trafi do aresztu. - Nie możesz siedzieć tu na ziemi, jest mokro i zimno. Chodź ze mną do domu, usiądziemy w ciepłej kuchni i porozmawiamy. Zrobię ci gorące kakao, żebyś się rozgrzała i nie złapała przeziębienia. Jenny wstała. Elise czuła, że serce jej krwawi. Miała przed oczami obraz dziewczynki na szkolnym podwórzu, stojącej samotnie gdzieś w kącie, podczas gdy inne dziewczęta stały razem, rozmawiały i śmiały się z niej, bo chodziła niemodnie ubrana, a jej ojciec zapił się na śmierć. Dzieci potrafią być bezlitosne, szczególnie w tym wieku, kiedy tak ważne jest, by pokazać innym, że jest się kimś. Niestety często odbywało się to cudzym kosztem. - Spróbuj się tym nie przejmować - usiłowała ją pocieszać, chociaż dobrze wiedziała, że to pewnie niewiele da. - Jeśli będziesz udawać obojętną, przestanie je to bawić. Udawaj, że grasz rolę w przedstawieniu i śmiej się, kiedy tak naprawdę chce ci się płakać. Aktorka na scenie musi często

udawać radość, mimo że w domu ma kłopoty. Innym razem musi grać smutek, chociaż w jej życiu prywatnym właśnie wydarzyło się coś radosnego. Jenny spojrzała na nią. - Tak właśnie robiłaś, kiedy twój ojciec wracał pijany do domu i wyzywał matkę? - W szkole robiłam dobrą minę do złej gry. Udawałam, że wszystko jest w porządku, i że w ogóle mnie to nic nie obchodzi. Kiedy wieczorem kładłam się do łóżka, zamykałam oczy i wy- obrażałam sobie, że mieszkamy w pięknej willi, że mamy służącą, kucharza i woźnicę, który wozi nas wszędzie tam, gdzie chcemy. Wieczorem często kładłam się na łóżku, chowałam pod kołdrę i oddawałam się marzeniom. Jenny roześmiała się. - Kiedyś śniło mi się, że mieszkam w domu dyrektora, że mamy osiem koni, kilka powozów i sanie. W domu była ogromna kuchnia, gdzie było mnóstwo jedzenia, mogłam jeść do syta. Miałam własny pokój z wielką szafą pełną pięknych sukienek. Kiedy miałam urodziny, zapraszałam wszystkie dziewczynki z całej ulicy i częstowałam je ciastkami z kremem. Elise przypomniała sobie, że Jenny nigdy nie miała prawdziwego przyjęcia urodzinowego, z wyjątkiem tego, kiedy ojciec wyrzucił garnek z gulaszem przez okno. Nigdy też nie była na żadnym przyjęciu, bo nie miała, co na siebie włożyć. Teraz miała już sukienkę, mieszkała w dużym mieszkaniu, ale dziewczynki z klasy nadal nie chciały jej odwiedzać, bo pamiętały, skąd pochodzi. To było okrutne! Uśmiechnęła się do niej. - Nasze spotkanie było nam chyba pisane. Wyobraź sobie, że zanim cię zobaczyłam, spotkałam kolegę Lort-Andersa. Słyszałaś o nim, prawda? Jenny przytaknęła. - Policja go aresztowała, bo to złodziej. - Ten kolega był bardzo nieprzyjemny i próbował mnie nastraszyć. Wcześniej inny mężczyzna też próbował mi grozić. Było mi okropnie przykro, pomyślałam, że świat jest pełen głupich ludzi, i nagle zobaczyłam ciebie. Ucieszyłam się, chociaż widziałam, że jesteś smutna. Nareszcie ktoś miły, pomyślałam. - O mnie tak pomyślałaś? Że jestem miła? - spytała Jenny, podnosząc głowę. - To przecież prawda. Jenny się roześmiała. - Może dobrze, że nie zaprosili mnie na te urodziny. Wolę siedzieć tu z tobą, rozmawiać i pić gorące kakao. Elise uśmiechnęła się. - Peder i Evert się ucieszą. Dawno cię nie widzieli.

- Jeśli to prawda, to może rzeczywiście Bóg spojrzał na ziemię i uznał, że musimy się dzisiaj spotkać. Dotarły do domku dozorcy. Elise zajrzała do środka przez okno od kuchni, ale nikogo nie zobaczyła. Odwiedzę Annę innym razem, pomyślała. Dzisiaj zajmę się Jenny, to jest ważniejsze. Spędziły razem miłe popołudnie. Jenny cały czas coś opowiadała, śmiała się, najwyraźniej zapomniała o nieszczęsnym przyjęciu urodzinowym. Kiedy w końcu zjawili się Peder i Evert, ra- dości nie było końca. Gdy wychodziła, chłopcy zaproponowali, że odprowadzą ją do domu. Kiedy Elise wieczorem położyła się do łóżka, przypomniała sobie nagle słowa przyjaciela Lort-Andersa. Powiedział: Tak myślisz? i się roześmiał. Odniosła wrażenie, że wie coś, czego ona nie wie. Czy to możliwe, że Lort-Andersowi darowano część kary za dobre sprawowanie? Tak jak kiedyś Johanowi? Może nagle zjawi się i znów zacznie ich dręczyć? Johan zdążył już zasnąć. Miała ochotę wślizgnąć się w jego objęcia, wtedy znów poczułaby się bezpieczna. Nie chciała mu jednak mówić o rozmowie z Asle ani o spotkaniu z przyjacielem Lort-Andersa. Chociaż Johan ostatnio dużo pracował, nadal był niezadowolony z wyników swojej pracy. Nie chciała dokładać mu zmartwień. Ma dość kłopotów z Ansgarem i jego rodziną. I z rodzicami Svanhild, pomyślała w duchu i ciężko westchnęła. Przeciągnęła ręką po brzuchu, złe myśli zniknęły. Nie miała jeszcze pewności. Wcześniej też się zdarzało, że okres jej się spóźniał, ale tym razem była niemal pewna, że jest w ciąży. Johan się ucieszy! Marzył o całej gromadce dzieci. Kiedy wracał do domu i Elvira wybiegała mu na spotkanie na chwiejnych nóżkach i z błyszczącymi oczami, jego twarz promieniała. Córeczka cieszyła się u niego szczególnymi względami, ale pozostałe dzieci też kochał. Nawet Halfdana, który dopiero niedawno do nich dołączył. Jeśli do soboty nie zacznie krwawić, powie mu, postanowiła.

2 Dwa dni później Johan wrócił z warsztatu w środku dnia. Elise właśnie zniosła na dół maszynę do pisania, na stryszku było za zimno, żeby mogła tam pracować. Odwróciła się do niego, zdziwiona. - Coś się stało? - Jesteś sama? - upewnił się, rozglądając się dookoła. - Dagny wróciła dzisiaj wcześniej ze szkoły i poszła na spacer z Halfdanem i Elvirą. Zabrała też Hugo i Jensine. O co chodzi? Wyglądasz jak chmura gradowa. Johan wyjął gazetę i rozłożył ją. Elise wstała i zaczęła czytać. Pisarka zmieszana w skandalizującą sprawę. Posłała mu pytające spojrzenie. - Dlaczego tak się denerwujesz? To nie ma nic wspólnego z nami. - Nie? Czytaj dalej. Pisarka ze stolicy stanie przed sądem, oskarżona o zniesławienie kolegi po fachu. Powodem jej postępowania była prawdopodobnie chęć zemsty, ponieważ powieści kolegi sprzedają się lepiej niż jej. Kobieta, której nazwiska gazeta na obecnym etapie nie chce ujawnić, należy do klasy robotniczej i w swoich powieściach pisze o ulicznicach, pijakach i o przestępczości w stolicy, szczególnie na jej wschodnich obrzeżach. Podczas towarzyskiego spotkania u szanowanej mieszczańskiej rodziny na ulicy Oscara, w którym uczestniczyli pisarze zarówno z Kristianii jak i z innych miast, pilnie wszystko notowała, a potem wykorzystała swoje notatki w powieści, którą właśnie pisze. Co ciekawe, wspomniana pisarka w swoich powieściach często piętnuje brak moralności. Gospodarz zamierza wnieść sprawę przeciwko kobiecie. Twierdzi, że opis jego domu w powieści tego rodzaju może zaszkodzić jemu i jego rodzicom. Rodzina posiada wiele zakupionych za granicą cennych przedmiotów, dlatego też opis pozwala na łatwe zidentyfikowanie pierwowzoru. Elise poczuła, jak robi się jej gorąco. Pokiwała głową zmieszana. - Nie ma innych pisarek, które opisywałyby wschodnie dzielnice Kristianii. Czy to Asle Diriks za tym stoi? Wiesz, czy już wrócił ze swojej zagranicznej podróży? Elise spuściła głowę. Żałowała, że od razu nie powiedziała mu wszystkiego, ale bała się, że wpadnie w złość i natychmiast uda się na na ulicę Oscara. Potem mógłby tego żałować. Asle na pewno natychmiast zawiadomiłby policję, a Johan sam mówił, że policja bardziej słucha bogatych mieszczan niż kogoś z niższej warstwy społecznej. Westchnęła ciężko i skinęła głową. - Tak, niestety już wrócił.

Potem opqwiedziała mu o wszystkim, o tym, jak stojąc pod drzwiami redaktora Guldberga, usłyszała kłótnię z Asle, i jak potem, kiedy już wracała do domu, mężczyzna zaskoczył ją, chwy- tając ją z znienacka za ramię. - Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - Po pierwsze dlatego, że zaraz potem spotkałam Jenny i słuchając jej opowieści, zapomniałam o własnych kłopotach, a po drugie wiedziałam, że będziesz zły i możesz zrobić coś, czego potem byś żałował. - Powinnaś lepiej mnie znać - odezwał się zraniony. - Prędzej czy później powiedziałabym ci o wszystkim, ale ostatnio tyle się wydarzyło. Ciotka Ulrikke i wuj Kristian mają się przenieść do Telthusbakken, a... Jego twarz pociemniała. - Nie możesz na to pozwolić! Ten artykuł to jedno wielkie kłamstwo. Próbował wziąć cię siłą, a teraz przedstawia cię jako osobę niemoralną! Jak można być tak bezczelnym! - To obrzydliwy człowiek! Bardzo współczuję jego ojcu. On jest zupełnie inny. - Próbuje zniszczyć cię jako pisarkę, chce cię oczernić, sprawić, że ludzie przestaną cię szanować. Pisarze, którzy próbowali pisać otwarcie o trudnych i przykrych sprawach, często doświadczali piekła. Niektórych krytyka niemal nie zabiła. Szum, który się podniesie, przesłoni przesłanie twoich książek. Ludzie nie dostrzegą tragedii bohaterki Podciętych skrzydeł, nie będą współczuć kobiecie, która sprzedaje swoje ciało, ale będą oburzeni, że odważyłaś się to opisać. Może nawet oskarżą cię o zarabiane na ich nieszczęściu. Elise patrzyła na niego z rosnącym przerażeniem. - Ale przecież moje nazwisko nie zostało tu wymienione. Niewiele osób wie, kim jest Elise Ringstad. Na szczęście już tak się nie nazywam. Johan pokręcił powoli głową. - Ile jest pisarek, które mieszkają nad rzeką Aker? - To nie jest tam napisane. - Jest napisane, że należysz do klasy robotniczej i opisujesz nędzę na wschodnich obrzeżach Kristianii. Za moment zobaczysz w druku swoje nazwisko. - Wtedy wniosę sprawę przeciwko Asle Diriksowi. - Wiesz, ile to kosztuje? - Jestem pewna, że pan Wang-Olafsen poprowadzi ją dla nas za darmo. - Możliwe, ale co zrobisz, jeśli sąd uzna, że twoja powieść godzi w dobre imię i cześć jego rodziny i każe ci wypłacić mu ogromne odszkodowanie? Elise poczuła, że nagle robi się jej zimno.

- To możliwe? - Obawiam się, że nie można tego wykluczyć. Nie mówię tego, żeby cię straszyć - powiedział Johan, obejmując ją. - Nie jestem na ciebie zły, ale krew mnie zalewa, kiedy pomyślę, do czego posuwa się ten pasożyt. Ponieważ jego ojciec jest bogaty i znany, wydaje mu się, że wszystko mu wolno. Wiem, ile pisanie dla ciebie znaczy. Jestem dumny, że wydałaś już cztery książki, zaraz zresztą skończysz piątą. Obawiam się tylko, że ten artykuł może mieć swoje konsekwencje. Wydawnictwo może się zawahać, kiedy następnym razem przyniesiesz im swoją powieść. Ryzykujesz, że twoje książki zostaną zarekwirowane. Takie rzeczy się zdarzały. - Więc będę musiała wrócić do pracy w biurze. Johan puścił ją i się uśmiechnął. - Nie mówisz tego serio. Pisanie stało się ważną częścią twojego życia, podobnie jak moja pracą jest częścią mojego. - Nie martwmy się na zapas. Kiedy starszy pan Diriks przeczyta artykuł, na pewno każe się synowi tłumaczyć. Podejrzewam, że czytał moje książki. Zrozumie, że artykuł nie mówi prawdy. Elise zmarszczyła czoło. - Jak on może mówić takie rzeczy? Johan westchnął, odwrócił się i ruszył do drzwi. - On chce ci zaszkodzić - rzucił, wychodząc. Kiedy Johan wyszedł, nastąpiła reakcja. Elise krążyła po pokoju coraz bardziej zła. Serce jej waliło. Układała w myślach artykuł, który będzie odpowiedzią na kłamstwa Asle Diriksa. Rzuci mu w twarz najgorsze wyzwiska, jakie zna. Nieważne, że ludzie dowiedzą się, kim jest anonimowa pisarka. Nie jest tchórzem, stanie i powie, jak Asle Diriks traktuje swoich kolegów pisarzy i jakie jest jego podejście do kobiet, z jaką pogardą się o nich wyraża. Nie tylko o nich, ale w ogóle o ludziach, należących do niższej klasy społecznej! W końcu się uspokoiła i wróciła do maszyny, okazało się jednak, że nie jest w stanie się skupić. Słowa z artykułu kołatały jej w głowie, gniew wrócił. Próbowała się opanować, stłumić złość i wrócić do pisania. Zaczęła właśnie nową książkę, o matce i ojcu, którzy się rozwodzą i walczą przed sądem o dziecko. Wśród znajomych nie miała nikogo, kto miałby podobne doświadczenia. Po pierwsze, robotnicy się nie rozwodzili, bo nie było ich na to stać, po drugie, rodzice nie biliby się o dziecko, którego i tak nie byli w stanie utrzymać. Musiała umieścić akcję w innym środowisku. Zamknęła oczy i zaczęła przypominać sobie mieszkanie państwa Mathiesen na Gjetemyrsveien. Mogła też wykorzystać mieszkanie dziadków Anne Sofie na ulicy Antona Schiøtza. Na pewno znajdzie pretekst, żeby ich odwiedzić, a wtedy przyjrzy się bliżej pokojom, żeby potem dokładnie oddać atmosferę domu.

Jeśli chodzi o strach przed utratą dziecka, nie musiała daleko szukać, wystarczyło sięgnąć do własnej pamięci. Pamiętała też rozpacz wszystkich, kiedy Hilda zdecydowała się oddać Isaka, gdy uznała, że sama nie może go zatrzymać. Pamiętała promienną radość Pedera, kiedy Hilda odzyskała synka. Miała problem z początkiem. Pierwsza strona maszynopisu była zawsze najtrudniejsza. Najpierw musiała stworzyć swoją bohaterkę, poznać ją bliżej, potem musiała wymyślić pozostałe osoby, stworzyć ich otoczenie. Gdy wybierała dom, który znała albo przynajmniej już kiedyś w nim była, było jej łatwiej. To miała być współczesna historia. W ubiegłym stuleciu ludzie pewnie w ogóle się nie rozwodzili. Jak jej bohaterka będzie miała na imię? To powinno być jakieś pospolite imię. Karoline albo Aslaug, może Marie albo Anna. Ale co będzie, jeśli Karoline albo pani Ringstad pomyślą, że pisze o nich? Obrażą się na nią. Nie, musi wybrać popularne imię, ale takie, które nie nosiła żadna ze znanych jej osób. Josefine pojawiło się nagle w jej głowie i już wiedziała, że nie musi dalej szukać. To często się jej zdarzało, nagle pojawiało się jakieś imię i od razu wiedziała, że to jest to właściwe. W końcu zaczęła pisać. Oczyma wyobraźni widziała swoją Josefine: była to szczupła młoda kobieta, miała gęste, ciemne włosy, niebieskozielone oczy i wyraźnie zaznaczone brwi. Miała pełne wargi, wysokie kości policzkowe, była ładna, ale na swój sposób. Kiedy była radosna, jej perlisty śmiech wypełniał pokój, a w policzkach pokazywały się dwa dołeczki. Jej mąż miał mieć na imię Ernest. Był wysoki, przystojny, miał gładkie, ciemne włosy, czesał się z przedziałkiem, miał wąską twarz i bruzdę na brodzie. Byli płomiennie w sobie zako- chani, przynajmniej na początku, przez pierwsze lata, potem ich małżeństwo zaczęło się psuć. Elise wpatrywała się przed siebie. Jak mogło do tego dość? Może się okazało, że są tak różni, że irytują się nawzajem? Zaczęło się zapewne od drobiazgów. Jego denerwowało, że ona nigdy nie zamyka za sobą drzwi, a ją, że mąż mlaszcze, kiedy je. Gdyby naprawdę się kochali, takie drobiazgi nie miałby znaczenia. Ale przecież wyszli za siebie z miłości. On był z niej dumny, a ona z niego, podziwiali się nawzajem. Zakochali się w sobie, pomyślała. Kiedy miłość przeminęła, a to przecież niemal zawsze się zdarza, należało ją zstąpić czymś innym. Kiedy się okazało, że nie ma czym jej zastąpić, wtedy pojawiła się irytacja. W końcu nie mogli już ze sobą dłużej wytrzymać. Mieli do wyboru, albo toczyć ze sobą wieczną wojnę, albo pójść każde w swoją stronę mimo krytyki, której musieli się spodziewać. Pisząc, myślała o Emanuelu. Pamiętała, jak starała się unikać jego pieszczot, jak się wzdrygała, kiedy ją obejmował. Nie lubiła, kiedy widział ją nagą, wykorzystywała każdy pretekst, żeby uniknąć zbliżenia. Prawdę mówiąc, chyba nigdy nie była w nim naprawdę zakochana.

Podziwiała jego zaangażowanie w działalność Armii Zbawienia, lubiła go jako przyjaciela, ale nie kochała tak, jak żona powinna kochać męża. Gdyby Emanuel nie zachorował, wiedliby dalej nieszczęśliwe życie albo Emanuel rzuciłby ją i znalazł sobie kobietę z własnej klasy społecznej. Sebastian przejąłby gospodarstwo, a ona zosta- łaby na Hammergaten i ledwo wiązała koniec z końcem. Wtedy być może zażądałby prawa do Jensine. Dziewczynka była jego jedynym małżeńskim dzieckiem i zapewne coś do niej czuł, nawet jeśli miłość w ogóle przychodziła mu z trudem. Palce uderzały w klawisze maszyny, kolejne kartki się zapełniały. Lubiła to uczucie. Nagle spojrzała na zegar z kukułką. Było już tak późno? Dlaczego Dagny jeszcze nie wróciła z dziećmi? Wstała gwałtownie z krzesła i podeszła do okna. Na zewnątrz wiał silny wiatr, zaczęło padać. Jakiś mężczyzna szedł pospiesznie ulicą, postawił kołnierz, chroniąc się przed deszczem, skulił się, dając odpór powiewom wiatru. Dzieci nie były ubrane na taką pogodę. Dokąd poszła Dagny, na litość boską! Wiedziała przecież, że nie wolno jej odchodzić daleko, gdy wychodziła razem z całą gromadką! Elise wyszła pospiesznie na korytarz, włożyła trzewiki, stare palto i zawiązała na głowie chustkę. Wyszła, a raczej wybiegła z domu. Dlaczego nie zorientowała się wcześniej? Powinna była spojrzeć na zegar, kiedy przyszedł Johan i przyniósł gazetę. Dzieci nie zjadły nawet drugiego śniadania.

3 Kiedy wychodziły, widziała, że idą w kierunku warsztatu Johana, ale gdyby rzeczywiście szły do niego, spotkałby je, gdy szedł do niej z gazetą. Może poszły na łąki, popatrzeć, jak chłopcy grają w piłkę? Pokręciła głową, sama sobie zaprzeczając. Gdyby tak było, wróciłyby do domu, kiedy zaczęło padać. Jensine szybko marzła, a wtedy od razu zaczynała płakać. A dzisiaj nie tylko padało, wiał też silny północny wiatr, przenikał do szpiku kości. Będzie musiała porozmawiać poważnie z Dagny. Przecież zabroniła jej surowo chodzić z dziećmi dalej niż do V0ienvolden, na pewno nie dalej niż na łąkę. Skoro jej nie posłuchała, nie puści jej więcej na spacer z dziećmi. A jeśli poszli nad ten wąski mostek przy komisariacie? Hugo był ciekawski, wszędzie musiał zajrzeć. Może przechylił się przez rachityczną barierkę, żeby lepiej widzieć rzekę? Najwyraźniej doświadczenie z Lort-Andersem nie zostawiło żadnych śladów w jego pamięci, bo w ogóle nie bał się wody. A jeśli Dagny poszła z nimi odwiedzić tego dziwnego mężczyznę, który mieszkał pod numerem 107? Ludzie mówili, że nie wszystko jest z nim w porządku i że dzieci powinny trzymać się od niego z daleka. Dagny na pewno była ciekawa dlaczego, podobno wabił dzieci słodyczami. Elise stanowczo zabroniła jej tam chodzić. Dagny rzadko bywała nieposłuszna, ale nawet dla niej pokusa mogła okazać się zbyt duża. W końcu była tylko dzieckiem. Serce waliło Elise w piersi. W głowie kłębiły jej się różne myśli, wyobrażała sobie wszelkie możliwe wypadki, oczyma wyobraźni widziała już całą piątkę, walczącą o życie w lodowatej rzece, widziała, jak prąd znosi dzieci w dół, do Hjulafossen. Złożyła dłonie i zaczęła się modlić do Boga, żeby tylko dzieciom nic się nie stało. Asle mógł obrażać ją do woli, Lort-Anders mógł ją straszyć, byle tylko dzieci były zdrowe i całe. Pomyślała o swojej nowej książce, którą chciała zatytułować Walka matki. Myślała wtedy o tych wszystkich rodzinach, które mieszkały nad rzeką i w których było tyle dzieci, że nikt ich nawet nie liczył. Rodziny ciągle przenosiły się z miejsca na miejsce, bo nie było pieniędzy na czynsz. Wszędzie była bieda i ubóstwo, a ona denerwowała się jakimś bzdurnym artykułem w gazecie! Przypomniała sobie dom na Arendalsgata 3, gdzie była jedna duża wspólna kuchnia dla czterech rodzin, z których każda zajmowała swój pokój. Gdy ojcowie wracali do domu na obiad, dochodziło do awantur. Wychodki były zawsze przepełnione, cuchnęło tak, że ludzie zatykali nosy, przechodząc obok domu. Człowiek musi się nauczyć rozróżniać między tym, co naprawdę ważne, a tym, co jest bez znaczenia. Ona i jej rodzina mieszkali w przyjemnym domku, nigdy nie głodowali, chociaż musieli oszczędzać i jedzenie było proste. Nikt z nich nie był poważnie chory. Obiecała sobie, że jeśli tylko

dzieci wrócą całe do domu, już nigdy nie będzie się denerwować takimi błahostkami, jak złe recenzje czy jakakolwiek inna krytyka. Nagle zwolniła. Na szczycie wzgórza zauważyła dziewczynkę z wózkiem dla dzieci i maszerującą obok dwójkę maluchów. Mimo deszczu dzieci podskakiwały radośnie, słyszała ich śmiech i podniecone głosy. Odetchnęła z ulgą. Później zbeszta Dagny, teraz była szczęśliwa, że wszystko dobrze się skończyło. - Gdzie byliście? - spytała, starając się nie oskarżać dziewczynki. - U pani Jonsen! - odpowiedziała Dagny, uśmiechając się od ucha do ucha. - Tak się ucieszyła, że przyszliśmy, że poczęstowała nas naleśnikami z dżemem. Mogliśmy brać, ile chcieliśmy! - I pozwoliła nam bawić się lalką - dodał Hugo podniecony. - Tą, którą ty się bawiłaś, kiedy byłaś małą dziewczynką. Straciła jedną nogę, ale pani Jonsen zabrała ją do doktora i teraz znów ma obie. Elise spoglądała to na jedno to na drugie. - Całe przedpołudnie spędziliście u pani Jonsen? Dagny, Hugo i Jensine pokiwali głowami. - Nie przyszło wam do głowy, że się denerwuję, bo nie wiem, gdzie jesteście? Hugo pokręcił głową przecząco. - Bałaś się, że wpadniemy do wody, tak jak Birger? - Birger? Dagny się roześmiała. - Nie pamiętasz, co piszesz w swoich książkach? Birger Olsen z Sagene, oczywiście. Elise, zdezorientowana, przyglądała się dzieciom. -Aco wy o nim wiecie? - Kiedy piszesz, rozmawiasz ustami - powiedział Hugo. Elise, zaskoczona, szybko zmieniła temat. - Pada deszcz i jest zimno, wracajmy do domu, żebyście się nie przeziębili. Wzięła Jensine i Hugo za rączki i ruszyła przed siebie, tuż za nią szła Dagny, pchając wózek z najmłodszą dwójką. Idąc, zastanawiała się nad tym, co powiedział Hugo. Najwyraźniej uznał, że pochłonięta pisaniem, nie będzie się o nich martwić. Rozmawiasz ustami, powiedział synek. Czyżby pisząc, rzeczywiście mówiła do siebie? I nie zdawała sobie z tego sprawy? I czyżby była tym tak zajęta, że zapominała o własnych dzieciach? Kiedy wrócili do domu, okazało się, że Johan, Peder i Evert już są.

- Gdzie byliście? - dopytywał Johan przestraszony. - Dagny długo nie wracała z dziećmi, więc poszłam ich szukać. - Jest ciemno, wije wiatr, pada. - Dlatego się zaniepokoiłam. Elvira zaczęła płakać, Johan wziął ją na ręce. - Biedactwo, jesteś okropnie zmarznięta - powiedział. Zaniósł córeczkę do kuchni i usiadł razem z nią koło pieca. Elise zauważyła, że rozpalił ogień i nastawił ziemniaki. W kuchni było przyjemnie ciepło. Zajęła się Halfdanem. Dagny pomogła przebrać się Hugo i Jensine. Evert rozłożył swoje zeszyty na stole w kuchni, a Peder wcierał w buty jakiś tłuszcz. Zamiast szczotki używał króliczej łapki, którą dał mu rzeźnik. Buty miały nowe zelówki, bardzo o nie dbał, używał nawet prawideł. - Dzielny jesteś - pochwaliła chłopca Elise. - Jak sobie radziłeś dzisiaj w sklepie? Peder pokiwał głową i zagryzł wargi. - Coś się stało? - spytała, patrząc na niego spod oka. - Nie byłem dzisiaj w sklepie, Larsen chciał sam obsługiwać gości. Pomagałem trochę w fabryce. - Rozumiem, że tylko dzisiaj? Chłopiec znów zaprzeczył. - Czy to znaczy, że nie będziesz już mógł stać za ladą? Tak dobrze sobie radziłeś, potrafisz sprzedawać. Nagle Elise przyszło coś do głowy. - Chodzi o to, że wmawiałeś ludziom towary, których nie potrzebowali? - spytała. Chłopiec przytaknął, zawstydzony. - Ta kobieta wróciła i powiedziała, że mąż na nią nakrzyczał, kazał jej wrócić do Larsena i powiedzieć, że nie będzie żadnej wojny. W każdym razie nie w tym roku. Elise i Johan wymienili spojrzenia. - Miałam nadzieję, że w końcu zrozumiałeś, że nie należy przesadzać - westchnęła Elise. - Bardzo dobrze sobie radzisz, ale nie wolno wmawiać ludziom rzeczy, które nie są prawdą. Oczy Pedera rozbłysły. - A skąd wiesz, że to nieprawda? Maria powiedziała, że będzie wojna. Widziała żołnierzy, obcinali sobie głowy i napadali na siebie. Evert, który uważnie przysłuchiwał się rozmowie, wybuchnął śmiechem. - Żołnierze nie obcinają sobie głów i nie napadają na siebie. Mają broń i z niej strzelają. - Przestańcie opowiadać takie bzdury! A jeśli chodzi o Marię, to pamiętacie, że nie udało się jej znaleźć Kristiana, chociaż bardzo tego pragnęła. Nie wierzę w jej dar jasnowidzenia.

Hugo, który zdążył się już przebrać, podszedł do Pedera, który przykucnął pod ścianą. - Ja ci wierzę - powiedział i poklepał brata po ramieniu. Peder spojrzał ponuro na Elise. - Widzisz, tylko ty niczego nie rozumiesz! Elise nie odpowiedziała. Rozumiała, że chłopiec przeżył zawód i teraz odgrywa się na niej, bo akurat była pod ręką. Nie pierwszy raz to robił. - Słyszałam, że panna Braathen szuka sprzedawcy do swojego sklepiku z tytoniem i czekoladą, tego pod siedemdziesiątką. - W tym samym domu, w którym pani Olsen ma fabrykę mydła? - spytał, robiąc wielkie oczy. Elise przytaknęła. - Skąd to wiesz? - To ja się o tym dowiedziałam - wtrąciła się Dagny. - Mój brat starał się o tę posadę, ale panna Braathen zadziera nosa. Powiedziała, że go nie przyjmie, bo brzydko pachnie. Zapadło milczenie. Zawsze kiedy Dagny do nich przychodziła, Elise kazała jej się myć. Czasem prała jej ubrania, a potem suszyła nad piecem albo pożyczała jej coś swojego. Jeśli dziew- czynka poszłaby brudna i cuchnąca do szkoły, pewnie zostałaby odesłana do domu. Wcierała też smołę w jej włosy, żeby pozbyć się wszy, ale te zawsze już po paru dniach wracały. Johan posadził Elvirę na podłodze i poszedł sprawdzić, czy ziemniaki już się ugotowały. - Spotkałem wuja Kristiana przed sklepem. Kończą urządzać dom. Zapraszał, żebyśmy do nich wpadli i zobaczyli, jak u nich ładnie. - Tak! - zawołał Hugo. Zaczął klaskać w dłonie, podskakiwał i tańczył. - Pójdę do Leonore! Pójdę do Leonore! - wołał na całe gardło. Peder i Evert roześmieli się. - Zakochałeś się w Eleonore? Hugo skinął głową. Elise skończyła przewijać Halfdana i poszła postawić na ogniu patelnię. Na obiad miały być smażone śledzie. - Może wybierzemy się do nich jutro popołudniu? Johan skinął głową. - Chętnie zrobię sobie przerwę, coś ostatnio praca kiepsko mi idzie. A co z tobą? Udało ci się zacząć książkę? - Tak, napisałam sporo stron, ale nie wiem, czy będę mogła je wykorzystać. - Zawsze tak mówisz. Jesteś wobec siebie bardzo krytyczna. O czym tym razem piszesz? - O małżeństwie, które odkrywa, że nie może dłużej ze sobą żyć i się rozwodzi. Johan posłał jej przerażone spojrzenie. - Skąd u ciebie takie myśli?

Pochyliła się nad nim i pocałowała w policzek. - Na pewno nie chodzi o nas. Peder od samego początku słuchał uważnie. - Pewnie miałaś na myśli siebie i Emanuela, prawda? - spytał. Elise uśmiechnęła się, zażenowana. - Myślałam, że jesteś tak zajęty czyszczeniem butów, że nie słuchasz, co mówię. - Jak to: nie mogli żyć razem? Mieli wszy? Evert zachichotał. - Jeśli ludzie rozwodziliby się, dlatego że żona czy mąż mają wszy, to niewiele małżeństw by zostało. Peder jednak się nie poddawał. - Ale dlaczego tak zrobili? - dopytywał się. - Jej mąż był pijakiem? Bił ją? - Ani jedno, ani drugie, ale nie chcę więcej o tym mówić. Dopiero zaczęłam pisać i sama jeszcze nie wiem, jak wszystko się rozwinie. Nagle usłyszeli, że ktoś chwyta za klamkę, odwrócili się. Po przeprowadzce wuja Kristiana, ciotki Ulrikke i Eleonore, rzadko ktoś ich odwiedzał. Drzwi się otworzyły, na progu stanął Kristian, przemoczony i zmarznięty. Elise spojrzała na niego przestraszona. - Kristianie, co się stało? Przychodzisz w taką ulewę? Kristian jednak najwyraźniej w ogóle jej nie słuchał, wyciągnął z kieszeni złożoną na pół gazetę. - Widziałaś ten artykuł? Elise od razu zrozumiała, o co mu chodzi. - Domyśliłeś się, że to o mnie? - Oczywiście. Wszyscy to wiedzą. - Moje nazwisko nie zostało wymienione. Kristian prychnął. - Ile pisarek mieszka w tej okolicy? I w dodatku pisze o dziwkach, o pijakach, szczurach i cuchnących wychodkach? Elise nie odpowiedziała. Johan przyglądał mu się w napięciu. - Pan Wang-Olafsen też go już czytał? Kristian pokręcił głową. - Wziąłem gazetę, zanim zdążył do niej zajrzeć. Powiedziałem, że zainteresował mnie pewien artykuł. Spytałem, czy mogę go wyciąć i zachować. Johan wyglądał na zawiedzionego. - Szkoda. Myślałem, że może zgodzi się pomóc Elise, jeśli naprawdę dojdzie do sprawy.

- Nie możecie go w to wciągać - przerwał mu Kristian wzburzony. - Zrobił dla nas już wystarczająco dużo. Elise i Johan spojrzeli na siebie. - Kristian ma rację - odezwała się w końcu Elise. - Nie możemy nadużywać uprzejmości pana Wang-Olafsena. Napiszę list i zobaczymy, czy gazeta mi go przyjmie. Johan pokręcił głową. - To będą twoje słowa przeciwko jego. Nie mam wątpliwości, komu ludzie uwierzą. - I tak go napiszę. - Całe mieszczaństwo zwróci się przeciwko tobie. - I co z tego? Napiszę prawdę. - Może cię to drogo kosztować. - Trudno, zrobię to, nawet jeśli Grøndahl i Syn nie będą już chcieli wydawać moich książek. Nagle doszedł ich z ulicy hałas. Peder i Evert rzucili się do okna. - Automobil! Na naszej ulicy! Wszyscy podeszli do okna. Rzeczywiście ulicą jechał automobil, a na dodatek zatrzymał się tuż przed ich drzwiami. - Może to sam kierownik fabryki? - zastanawiał się Peder podniecony. - Dlaczego kierownik miałby tu się zatrzymywać? Myślisz, że zabłądził? Że nie wie, gdzie jest fabryka? Peder nie odpowiedział. Elisa się przestraszyła. Czyżby...? Po chwili usłyszeli, że ktoś otwiera bramę i zaraz potem kroki na korytarzu. Rozległo się pukanie. Johan poszedł otworzyć, w pokoju zapanowała cisza. Wszyscy wpatrywali się w drzwi. Kiedy się otworzyły, zobaczyli stojącego w progu starszego pana, w czarnym palcie, kapeluszu i z parasolem. - Przepraszam, że przeszkadzam, panie Thoresen, ale chciałbym zamienić kilka słów z pańską żoną.

4 Johan się cofnął. - Proszę wejść, panie Diriks. Elise rozejrzała się dookoła przerażona. W pokoju panował bałagan. Część mokrych ubrań zdążyła już powiesić nad piecem, ale większość nadal leżała porozrzucana po kuchni. Na środku stały buty Pedera, tuż obok leżały królicza łapka i blaszane pudełko z tłuszczem, buty były przewrócone, widać było zniszczone zelówki. Obok jej maszyny leżały porozrzucane kartki, jedna tkwiła nadal w maszynie. Z patelni dochodził zapach smażonych śledzi, ziemniaki kipiały, woda zalała płytę kuchni. Elvira i Jensine skuliły się w rogu kanapy, na której właściwie nie wolno było im siadać, chyba że mieli gości. Dagny położyła Halfdana na fotelu i kończyła go przewijać. Elise była tak zajęta rozmową o artykule, że nie widziała, co się wokół niej dzieje. Teraz było jej wstyd, zarumieniła się. - Pan Diriks? Jak miło - powiedziała i ruszyła w jego stronę. - Przed chwilą przyszliśmy, dzieci przemokły - tłumaczyła się. Wzięła od niego palto i kapelusz i powiesiła na wieszaku. Pan Diriks wszedł, rozejrzał się i uśmiechnął. - Ładnie tu. Gratuluję nowego mieszkania. Zawsze lepiej mieć coś wyłącznie dla siebie. Domyślam się, że na Vøienvolden zawsze coś dzieło. - Evert i ja skakaliśmy na sianie i zawsze byliśmy przy dojeniu. Elise posłała Pederowi surowe spojrzenie, żeby przypomnieć mu, że kiedy dorośli mówią, dzieci powinny milczeć. Na szczęście był już na tyle duży, że zrozumiał, o co jej chodzi, i zamilkł. Hugo patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami. - Dlaczego nigdy nie zabraliście mnie ze sobą? Elise uznała, że musi jednak interweniować. - Dagny, weź dzieci i idźcie na stryszek. Peder, posprzątaj po sobie. Dzieci niechętnie wykonały jej polecenia. Elise zaprosiła gościa, żeby usiadł na kanapie. - Proszę usiąść, panie Diriks. To mój najstarszy brat, Kristian Løvlien. Niedawno wrócił do domu po rocznym pobycie na zachodnim wybrzeżu. Pan Diriks i Kristian podali sobie ręce. Nagle Elsie zobaczyła, że brat nadal trzyma w ręku gazetę. Pan Diriks usiadł. Odchrząknął, najwyraźniej nie kwapił się, żeby przejść do rzeczy. - Rozumiem, że nie ma pani czasu na lekturę gazet? - odezwał się w końcu. Elise pokręciła głową, uznała, że powinna mu pomóc.

- Nie - powiedziała - ale mąż pokazał mi artykuł w dzisiejszej gazecie. Jest przekonany, że chodzić tu o mnie. Pan Diriks nic nie powiedział, najwyraźniej czekał na dalszy ciąg. - Rozumiem, czemu pan przyszedł. Miałam przyjemność trochę pana poznać i domyślam się, że jest pan równie zaniepokojony artykułem, jak ja i mój mąż. Starszy pan skinął głową i nagle posmutniał. - Pobyt za granicą niewiele pomógł - ciągnęła dalej Elise. - Na to wygląda - westchnął mężczyzna ciężko. - Mam nadzieję, że ta przykra sprawa nie będzie miała żadnego dalszego ciągu. Gdybym wiedział, co mój syn zamierza, nie dopuściłbym do opublikowania tego artykułu. Elise domyśliła się, że pan Diriks obawia się jej ewentualnej odpowiedzi. Zawahała się, nie bardzo wiedząc, co w tej sytuacji powinna zrobić. - Przyznaję - zaczęła po chwili - że w pierwszym momencie chciałam ostro zareagować. Mąż obawia się, że artykuł może zaszkodzić mojej twórczości. Czytelnicy zaczną się bardziej przej- mować mną niż tragicznym losem tych biednych dziewcząt, które opisuję. Pan Diriks pokręcił głową. - Nie sądzę. Poza tym pani nazwisko nie zostało wymienione. - Każdy, kto interesuje się literaturą, domyśli się, o kogo chodzi - wpadł mu w słowo Johan. - Elise jest jedyną pisarką, wywodzącą się z klasy robotniczej. Mężczyzna może sobie prędzej pozwolić na pisanie o takich sprawach, kobiecie jest trudniej. Starszy pan przyglądał się mu uważnie. - Ale też książki pana żony nie wychodzą w tak dużych nakładach, prawda, panie Thoresen? - zaczął ostrożnie. - W kręgach literackich pańska żona nie jest zbyt znaną postacią. - Ludzie będą ją osądzać, nie przeczytawszy jej powieści - odpowiedział Johan gorzko. Pan Diriks skinął głową. - Zgadzam się z panem. Niedawno byłem w towarzystwie, gdzie padło jej nazwisko i rzeczywiście wywołało gwałtowną reakcję, oceniono ją bardzo surowo. Kiedy powiedziałem, że czytałem te opowiadania, zapadło milczenie. Mężczyzna zwrócił się do Elise. - Jestem pod wrażeniem pani twórczości. Byłem wstrząśnięty losem ludzi, których pani opisuje. Jest pani odważna i pragnie zrobić coś dla tych, których los potraktował tak niesprawiedliwie. Dużo ludzi też to widzi i uważa, że tak nie powinno być, ale nic z tym nie robi. Łącznie z politykami. Pani książki powinny otworzyć oczy tym, którzy rządzą naszym krajem, zresztą nam wszystkim. Wierzę, że to się stanie, ale oczywiście nie z dnia na dzień.

Proszę dalej o tym pisać! Niech się pani nie przestraszy ludzi, którzy mają klapki na oczach, czy zadufanych w sobie młodzieńców, takich jak mój syn. Są ludzie, którzy nie chcą pewnych rzeczy widzieć, bo boją się, że stracą swoje przywileje i swój majątek. Elise była poruszona. Stanął po jej stronie, chociaż po drugiej był jego jedyny syn. Niewielu zdecydowałby się na taki krok. Spojrzała na Johana i Kristiana. Na ich twarzach malowało się niedowierzanie, jakby uznali, że to wszystko to puste słowa. - Co pan zamierza z tym zrobić, panie Diriks? - odezwał się w końcu Johan. - Artykuł ukazał się drukiem, nie można go wycofać. Pański syn z pewnością będzie dążył do sprawy. Mężczyzna pokręcił głową. - Nie sądzę. Po chwili zwrócił się do Elise. - Powiedziała pani, że w pierwszym momencie chciała pani wysłać do redakcji list. Dlaczego pani tego nie zrobi, pani Thoresen? Niech Asle dostanie nauczkę. Spojrzała na niego zdziwiona. Mówił serio czy żartował? Starszy pan jakby czytał w jej myślach. - Ja nie żartuję. Proszę napisać list i jak najszybciej wysłać go do redakcji. Niech pani napisze prawdę! - Ale wtedy ucierpi pan i pańska rodzina. - Moja żona właśnie wyjechała, a Asle jest moim jedynym dzieckiem. Mieliśmy też córkę, ale zmarła kilka lat temu. Elise nie bardzo wiedziała, co mężczyzna miał na myśli, mówiąc, że jego żona właśnie wyjechała. Czyżby chciał powiedzieć, że go porzuciła? - A pańscy przyjaciele, znajomi? Nie chcę oczerniać pańskiego dobrego imienia. Mężczyzna wstał. - Proszę się tym nie przejmować. Jeśli naprawdę ma pani obiekcje, to przyznaję, że zaimponowała mi pani swoją wspaniałomyślnością. Mój syn schodzi na złą drogę. Wstyd mi, ale nie będę ukrywał, że sobie z nim nie radzę. Mam wrażenie, że on w głębi duszy panią podziwia. Być może jest pani jedyną osobą, która jest w stanie na niego wpłynąć. Elise była zmieszana. Nikt nie chciał, żeby opisywano go w gazetach. Jeśli napisze prawdę, wszyscy się dowiedzą, że Asle Diriks próbował wziąć ją siłą, a potem usiłował całe zdarzenie przedstawić w zupełnie innym świetle, przekonując wszystkich, że to ona jest winna. Jak jego ojciec mógł ją do tego namawiać? - Już pan wychodzi? Może napije się pan kawy? Starszy pan się uśmiechnął.

- Dziękuję za propozycję, ale mam wrażenie, że ma pani dość pracy, pani Thoresen. Może innym razem. Pożegnał się uprzejmie z Johanem i Kristianem i ruszył do drzwi. Johan podał mu palto i podziękował za wizytę. - Moja żona zawsze dobrze się o panu wyrażała, ale przyznaję, że nie do końca jej wierzyłem, kiedy przekonywała mnie, że zapewne tak właśnie pan się zachowa. Teraz wiem, że się myliłem. To ona miała rację. Pan Diriks uśmiechnął się, ale Elise widziała, że jego uśmiech nie pochodził z głębi duszy. Jego oczy pozostały smutne. Gość wyszedł, Elise patrzyła to na Johana to na swojego brata. - Dziwna wizyta! Dlaczego tak szybko wyszedł? Zachęcał mnie, żebym odpowiedziała na artykuł! Kristian pokręcił głową. - Pewnie tak tylko mówił. - Nie sądzę - wszedł mu w słowo Johan. - Odniosłem wrażenie, że dobrze wszystko przemyślał - powiedział, marszcząc czoło. Elise wstała i pokręciła głową. - Nie rozumiem, że naprawdę może tego chcieć. Jeśli napiszę prawdę, wyjdzie na jaw, że Asle chciał mnie zgwałcić. To zaszkodzi i jemu, i jego ojcu. Nawet jeśli nie ma więcej dzieci, to ma przecież jakichś krewnych i przyjaciół, na których mu chyba zależy? Johan przytaknął. - To rzeczywiście dziwne. Co zamierzasz? Posłuchasz go? - Chyba nie. Odczekam jakiś czas. Zobaczymy, jak na artykuł zareaguje wydawnictwo. Tego wieczoru położyli się spać wcześniej. Deszczowa pogoda działała na wszystkich usypiająco, poza tym nadal przeżywali wizytę pana Diriksa. Dagny została dłużej niż zwykle i dostała trzydzieści øre więcej. Kristian położył Halfdana spać i poszedł. Evert skończył odrabiać lekcje, a Peder był zmęczony po całym dniu pracy w fabryce. Najmłodsze dzieci też były zmęczone i zasnęły, jak tylko położyły się do łóżek. Elise dołożyła drew do pieca i od razu poczuła wyrzuty sumienia. Była jeszcze jesień, ale ona tak lubiła, kiedy w domu było ciepło. Johan przyniósł więcej drewna, wodę i też poszedł na stryszek. Elise zdmuchnęła świeczki. Dzisiaj mu powie. Była już ponad trzy tygodnie spóźniona.

Kiedy weszła do sypialni, Johan leżał już pod kołdrą. Na krześle obok łóżka paliła się mała stearynowa świeczka. Elise szybko się rozebrała, drżała z zimna. Zdmuchnęła świeczkę i wślizgnęła się pod kołdrę, nie wkładając koszuli nocnej. - Marzniesz. Rozgrzeję cię. Po jego głosie słyszała, że był miło zaskoczony, pewnie sądził, że będzie zbyt zmęczona. Objął ją i mocno przytulił. - Jesteś niezwykłą kobietą, Elise. Ktoś inny wyzwałby Diriksa i zamknął mu drzwi przed nosem. - To nie jego wina, że ma takiego syna. Gdybyśmy byli bogaci, być może Peder albo Kristian zachowywaliby się tak jak Asle Driks i też byłabym bezradna. I na pewno też byłoby mi przykro. Pogładził ją po włosach. - Dalej uważam, że jesteś niezwykła. Zawsze próbujesz wczuć się w sytuację drugiego, nie wszyscy to robią. Może dlatego tak dobrze piszesz. - W dzień nie mam już prawie na nic czasu. Peder, który był takim łatwym i miłym dzieckiem, teraz ciągle protestuje, buntuje się. Evert też ma takie skłonności, ale jest bardziej zamknięty w sobie i czasem nie ma odwagi powiedzieć tego, co myśli. Hugo zawsze był stanowczy i miał gwałtowny temperament. Nie mam pojęcia, jak inni rodzice sobie radzą. A przecież niektórzy mają dziesięcioro, a nawet dwanaścioro dzieci! - Kristian już się wyprowadził, Peder i Evert też wkrótce wyfruną z gniazda. Co będzie z Halfdanem, trudno powiedzieć. Zostanie ci tylko Hugo, Jensine i Elvira. Elise wzięła jego dłoń i położyła na brzuchu. - I pewnie jeszcze jedno - wyszeptała mu do ucha. Miała wrażenie, że Johan wstrzymał oddech. - To prawda? - spytał tak cicho, że ledwie go słyszała. - Tak sądzę, ale całkowitej pewności jeszcze nie mam. Już trzy tygodnie mi się spóźnia. Przytulił ją do siebie. - Jestem taki szczęśliwy! Już myślałem, że to dziwne, że... No wiesz... - Dziwne, że mimo naszych starań nie zaszłam jeszcze w ciążę - roześmiała się. - Pamiętaj, że dopiero niedawno przestałam karmić Elvirę. Wtedy znacznie trudniej zajść w ciążę. Johan zaczął pieścić jej ciało. - To dobrze dla Elviry, że będzie miała prawdziwą siostrzyczkę albo braciszka. Wiedziała, że Johan nie miał złych zamiarów, ale jego słowa ją ubodły. Chociaż z drugiej strony miała troje dzieci z trzema różnymi mężczyznami, więc może nie powinna się dziwić.

Johan najwyraźniej wyczuł jej reakcję. - Nie chciałem cię urazić. Kocham Hugo i Jensine. - Wiem. To jeden z powodów, dla których cię kocham. Nie każdy mężczyzna zgodziłby się traktować cudze dzieci jak swoje. - Dla mnie one nie są cudze, wszystkie są nasze. Elise roześmiała się cicho, czując, jak jej ciało reaguje na jego pieszczoty. - Wszystkie? Dagny, Halfdan, Kristian, Peder i Evert, Hugo, Jensine i Elvira? - Tak. I to, które jest tutaj - powiedział, gładząc delikatnie jej brzuch. Po chwili jego dłoń powędrowała niżej, Elsie jęknęła z rozkoszy. Przyjęła go szczęśliwa, z nieopisaną radością.

5 Następnego dnia wszyscy udali się do Telthusbakken zobaczyć, jak wuj Kristian i ciotka Ulrikke urządzili się w nowym mieszkaniu. Dom leżał na samym szczycie wzgórza, był niewielki, ale śliczny. Elise pomyślała, że dokładnie tak go sobie wyobrażała. Parter był murowany, piętro drewniane. Na piętrze mieszkała właścicielka domu razem ze swoim dorosłym synem, Iverem, który kiedyś pracował jako typograf. Kobieta była wdową. - Jak tu musi być pięknie latem, kiedy kwitną róże! - zachwyciła się Elise na widok różanych krzewów. Johan pokiwał głową i spojrzał na Pedera i Everta. - Wiecie, od czego pochodzi nazwa tego kawałka ulicy, Telthusbakken, czyli namiotowe wzgórze? Obaj pokręcili przecząco głowami. - W namiotach wojsko kiedyś przechowywało broń, był to rodzaj magazynów. Dawno temu obok starego kościoła w Aker, tam na szczycie, stał właśnie taki namiot. - Wszystkie domy tu na wzgórzu mają ponad sto lat - dodała Elise. - Kiedy miejska biedota po koniec XVIII wieku zaczęła szukać wolnych działek, wskazano im to miejsce, ponieważ ziemia tu nie nadawała się pod uprawę. - Dlaczego wuj Kristian chce mieszkać w takim starym domu? - wypalił nagle Hugo. - Bo nie stać go, żeby mieszkać w nowym - zaczął tłumaczyć mu Evert. Elise pokręciła głową. - Mnie się wydaje, że wybrali ten dom, bo im się spodobał. Drzwi do domu się otworzyły i na progu stanął uśmiechnięty wuj Kristian. Najwyraźniej zauważył ich przez okno. - Witamy! Czekaliśmy na was. Eleonore kupiła w sklepie cookies. Elise zauważyła, że wuj Kristian coraz gorzej mówił po norwesku, pewnie w domu on i Eleonore rozmawiali głównie po amerykańsku, z czasem wychodziła z tego dziwna mieszanka norweskiego z dodatkiem amerykańskich słów. Ciotka Ulrikke i Elenore przyjęły ich w pokoju dziennym. Ciotka promieniała z radości i z dumy i od razu chciała pokazać im całe mieszkanie. Eleonore wydawała się nieco zawstydzona, a witając się z Pederem i Evertem spuściła wzrok. Ona naprawdę jest jeszcze dzieckiem, pomyślała Elise.