Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 33 - Cienie Z Przeszlości

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :661.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 33 - Cienie Z Przeszlości.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 134 stron)

INGULSTAD FRID CIENIE Z PRZESZŁOŚCI

1 Kristiania, 1 listopada 1911 roku Elise łkała z przerażenia. Chłopcy powiedzieli, że pali się dom obok gospodarstwa Biermannsgården, więc musiał to być jej dom lub sąsiadów z przeciwka. Nie powinna była iść tego samego dnia do pana Diriksa i pana Wang-Olafsena, zostawiając Dagny samą z dziećmi. Teraz biegła, starając się złapać oddech. Dlaczego nigdy nie wyciągała odpowiednich wniosków? Wiedziała przecież, że na Dagny nie zawsze można było polegać. Zazwyczaj wszystko było w porządku, ale dziewczynka potrafiła czasem wpaść na jakiś nieoczekiwany pomysł, jak wtedy gdy zabrała dzieci aż do pani Jonsen i nie wracała przez pół dnia. Wzięła wtedy ze sobą nawet Halfdana. Dobry Boże, oby tylko dzieciom nic się nie stało! Przełknęła łzy i starała się biec jeszcze szybciej, co nie było łatwe na oblodzonej drodze. W dodatku jej rajstopy rozdarły się na pięcie i miała otartą stopę, która sprawiała jej ból przy każdym kroku. Im bardziej się zbliżała, tym wyraźniejszy stawał się dym. Przekonywała sama siebie, że może to tylko stajnia, ale wiedziała, że to nie może być prawdą. Stara stajnia po woźnicy Skjoldenie była murowana, dlaczego miałaby się zapalić? Posterunek straży pożarnej był niedaleko, ale zaprzęgnięcie koni do wozu strażackiego zajmowało nieco czasu, a gdy niewielki drewniany dom stawał w ogniu, to płonął niezwykle szybko. Biegła tak prędko, że czuła w ustach smak krwi. Strach ściskał jej gardło, a ona, nie zwalniając kroku, modliła się. Jeśli coś się stanie dzieciom, nigdy sobie tego nie wybaczy. To zniszczyłoby na zawsze ich życie i równie dobrze mogłaby wtedy sama umrzeć. Co mogło się wydarzyć? Czy Dagny dołożyła drwa do pieca, a drewno wypadło na podłogę? A może próbowała zapalić lampę olejną, która stała na stole kuchennym, a ta zapłonęła zbyt mocno? Może po prostu zapaliła świeczkę, a któreś z dzieci ją przewróciło. Wielokrotnie tłumaczyła Dagny, jak łatwo jest o pożar, kiedy nie jest się uważnym, i widziała, że dziewczynka jej słucha. Jeśli coś się mimo wszystko wydarzyło, mogła za to winić tylko siebie. Dagny miała przecież zaledwie dziesięć lat i nie powinna być odpowiedzialna za małe dzieci przez tyle godzin, szczególnie teraz, gdy nadchodziła zima i szybko zapadał zmrok. Z bocznych uliczek wybiegały kolejne dzieci i podekscytowane biegły w kierunku pożaru. Wołały i przekrzykiwały się, mijały ją biegiem i pędziły w kierunku Maridalsveien. Obserwowanie palącego się budynku było niezwykle fascynujące, o ile nie był to ich własny dom! Elise pomyślała,

że to dziwne, iż dzieci nie są o tej porze w szkole. Czyżby nauczyciele dali im wolne, żeby mogły oglądać pożar? Dobiegła do skrzyżowania przy gospodarstwie Sæbegården, gdzie Peder pracował w sklepie z tytoniem i czekoladą u pani Braathen. Z pewnością zdążył usłyszeć o pożarze i od dawna już nie stał za ladą. Ogień przyciągał dzieci jak magnes, a jeśli rzeczywiście palił się numer 76, to Peder musiał się bardzo przestraszyć i wybiec ze sklepu, nie pytając nawet pani Braathen o zgodę. Nagle zwolniła, wpatrując się zdyszana w miejsce, gdzie dym unosił się w powietrzu. Chłopcy musieli się pomylić, nie mógł się palić dom obok gospodarstwa Biermannsgården. Biegła dalej, ale jej strach częściowo ustępował. W końcu dojrzała ich dom i zobaczyła, że to nie on stał w płomieniach. Miała ochotę usiąść na ziemi i zapłakać z poczucia ulgi. Łzy płynęły z jej oczu. Łkała, dziękując Bogu i czując, jak drży na całym ciele. Zobaczyła, że w jej stronę zmierza pracownik fabryki i zatrzymała go. - Przepraszam, czy może mi pan powiedzieć, który dom płonie? - Stajnia i spiżarnia przy starym posterunku straży pożarnej, tuż obok Jamy. Miejmy nadzieję, że strażacy powstrzymają ogień, zanim dotrze do głównego budynku. Elise pokiwała głową, podziękowała i poszła dalej. Słyszała, że przy dawnym posterunku stały wciąż stare wozy strażackie. Jama była restauracją, w której chłopi z doliny Maridalen zwykli koić pragnienie w drodze z targu do domów. Wiedziała, że budynek był z XVII wieku, niewielki i zbudowany z drewna. Zawsze zaglądała z ciekawością do środka, gdy przechodziła obok. Zgadzała się z pracownikiem fabryki, że byłoby żal, gdyby płomienie strawiły stary, drewniany dom. Otworzyła furtkę i weszła do domu, ale tak jak podejrzewała, w środku nikogo nie było. Dagny była z pewnością tak ciekawa, że zabrała ze sobą dzieci i poszła oglądać pożar. Oby tylko Elvira się nie przestraszyła! Pospiesznie wybiegła z domu i poszła dalej ulicą. Przed sklepem Magdy zebrało się mnóstwo ludzi. Znalazła dzieci przy starym posterunku straży. Elvira siedziała w wózku i wyła ze strachu, a Jensine i Hugo niczym zahipnotyzowani wpatrywali się w płomienie. Kiedy ją zauważyli, wyrwali się Dagny i pobiegli w jej stronę. - Mamo, mamo! Pali się! Niedługo spłoną wszystkie budynki na ulicy! Słyszała przerażenie w głosie Hugo. - Nie, Hugo. Widzisz przecież, że są już na miejscu strażacy. Poleją teraz płomienie wodą i pożar zaraz się skończy. Hugo pokręcił głową.

- Nie, nie poradzą sobie. - Ależ tak, na pewno za chwilę ugaszą ogień. Chodźcie teraz ze mną do domu, zrobię wam kakao. Dagny podeszła do nich, popychając wózek. W jej oczach było widać, że ma wyrzuty sumienia. - Gospodyni z Biermannsgården powiedziała, że muszę zabrać ze sobą dzieci na wypadek, gdyby ogień się rozprzestrzenił. Elise nie odpowiedziała. Nie mogła upominać Dagny, skoro jej samej od kilku godzin nie było w domu. - Chodźmy już. Dagny otworzyła szeroko usta. - Do domu? Tam jest niebezpiecznie! Jeśli przyjdzie wiatr, płomienie przeniosą się na dom i wszyscy spłoniemy. - Wcale nie wieje i sama widzisz, że płomienie nie są już tak wysokie. Posterunek straży jest murowany, a strażacy wylali wszędzie mnóstwo wody. Dagny zamierzała dalej protestować, ale prędko pojęła, że na nic się to nie zda, i poszła niechętnie za nimi. Elise odwróciła się do niej. - Widziałaś gdzieś Pedera? Pokiwała głową ze zgorzkniałym wyrazem twarzy. - Widziałam, jak pędził ulicą, pewnie pomaga gasić pożar. - Dzieci z pewnością nie mogą pomagać. - Peder nie jest dzieckiem. Elise nie odpowiedziała. Dagny miała rację, Peder nie był już dzieckiem, a ona wciąż o tym zapominała. - Musisz zrozumieć, dlaczego nie chcę, by dzieci tam stały, Dagny. Elvira była przerażona, podobnie zresztą Hugo i Jensine. Teraz będzie im się w nocy śnił pożar, może będą się bać, że nasz dom spłonie. Hugo spojrzał na nią urażony. - Wcale się nie bałem, bardzo mi się tam podobało. Szkoda, że dom obok się nie palił, wtedy płomienie sięgnęłyby samego nieba! - Jak możesz tak mówić! Nie wiesz, jakie to straszne stracić dom i na dodatek jeszcze restaurację, z której oni żyją. - Dagny mówi, że niedobrze jest pić. Uważa, że budynek powinien się spalić, żeby ludzie nie mogli więcej pić gorzałki.

Elise nie odpowiedziała. Nic dziwnego, że Dagny tak mówiła, skoro całymi dniami była otoczona przez pijanych ludzi. Właśnie przygotowywała kakao, gdy do środka wpadł Peder, cały brudny i umazany popiołem. - Peder! Jak ty wyglądasz? Czy pani Braathen pozwoliła ci wyjść ze sklepu? - Nie pytałem. Zawołałem tylko, że nasz dom się pali, a Ona pokiwała głową. - Ale nie możesz stać za ladą taki brudny, a ja nie mam dla ciebie ubrania na zmianę. Jak zdołałeś się tak ubrudzić? Strażacy pozwolili ci się zbliżyć do pożaru? Pokiwał głową. - Powiedziałem, że mam doświadczenie, i mnie przepuścili. Chyba byli zdenerwowani, bo dwóch strażaków było chorych, więc zająłem ich miejsce. - Doświadczenie? Jak to? Przecież nigdy nie brałeś udziału w gaszeniu pożaru. - Powiedziałem tylko, że mam doświadczenie, a oni nie pytali o nic więcej. Nie zapominaj, że pracowałem u Emanuela, w fabryce Larsena i u pani Braathen. Elise westchnęła z rezygnacją. - Pozwoliłeś im uwierzyć, że masz doświadczenie jako strażak, oszukałeś ich. - No i co z tego? Teraz już się prawie nie pali, a gdyby mnie tam nie było, to może i całe Sagene by spłonęło. Hugo przyglądał się Pederowi z podziwem. - A ja uważam, że jesteś bardzo dzielny, Peder, chociaż trochę się ubrudziłeś. Nagle otworzyły się drzwi i pojawił się w nich Evert. Wpadł do środka, nie zdejmując nawet czapki ani brudnych butów. - Co się stało? Dlaczego na ulicy jest takie zamieszanie? Hugo pospieszył z odpowiedzią. - Peder był strażakiem! Jeździł wozem strażackim i ugasił cały pożar! Evert powiódł wzrokiem po wszystkich i w końcu przyjrzał się Pederowi, którego umazana twarz i brudne od popiołu ubrania potwierdzały słowa Hugo. - Jeździłeś wozem strażackim? Co się paliło? Tym razem Dagny była najszybsza. - Spiżarnia przy starym posterunku strażaków. Peder posłał jej urażone spojrzenie. - Nieprawda, uratowałem wszystkie budynki. Elise postawiła na stole gorący dzbanek. - Usiądźcie już i napijcie się kakao. Peder, zdejmij najpierw brudne ubrania i umyj ręce oraz twarz. Ubierz odświętne spodnie oraz jedną z koszul Johana, najwyżej podwiniesz rękawy. A póź- niej biegnij z powrotem do pani Braathen. A ty Evert zdejmij w końcu buty i czapkę. - To tak, jakbyśmy coś świętowali - stwierdziła z zadowoleniem Dagny. Jensine uśmiechnęła się.

- Świętujemy, bo Peder został strażakiem! Elise pomogła Elvirze przytrzymać ciepły kubek. - Świętujemy to, że nasz dom nie spłonął - westchnęła z ulgą.

2 Pogrzeb Asle Diriksa odbył się w kościele w Vestre Aker, w którym wcześniej został ochrzczony i konfirmowany. Kościół stał na szczycie wzgórza Kalvehaugen. Elise nigdy przedtem tam nie była. Zaskoczyło ją, jak potężny i wysoki jest budynek. Słyszała, że mógł pomieścić łącznie ponad tysiąc ludzi. Johan był w pracy, ale sądziła, że nie przyszedłby na pogrzeb nawet, gdyby miał czas. Nie mógł zrozumieć, dlaczego się tam wybierała. - Chcesz iść na pogrzeb człowieka, który cię tak upokorzył? - zapytał, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Próbowała wyjaśnić, że robi to ze względu na starszego pana Diriksa, a nie jego syna. Pan Diriks powiedział wręcz, że jej obecność tam dodałaby mu sił i byłaby dla niego wielką podporą. Kiedy jednak zobaczyła, jak jeden automobil za drugim zajeżdżają pod kościół, poczuła się całkiem nie na miejscu. Co ona tam robiła? Prawie nikt inny nie przybył na piechotę. Ci, którzy nie mieli automobilu, przyjechali powozami, a niektórzy w saniach. W ostatnich dniach spadło sporo śniegu, ale o poranku wreszcie się przejaśniło i słońce lśniło teraz pięknie w białym puchu. Nawet w zimowym płaszczu, który był najelegantszą częścią jej garderoby, czuła się uboga i obdarta w porównaniu z ubranymi w piękne futra gośćmi, którzy wysiadali z wozów i dostojnym krokiem zmierzali w stronę kościelnych drzwi. Nie znała nikogo z przybyłych i w pewnym momencie zadała sobie to samo pytanie, które wcześniej zadał jej Johan: po co właściwie tam przyszła? W tej samej chwili zauważyła ubranego na czarno starszego mężczyznę w cylindrze, który stał przed wejściem i machał do niej. Pan Wang-Olafsen! Dzięki Bogu, pomyślała, nie będę musiała iść sama do kościoła. - Tak podejrzewałem, że się pani tutaj zjawi - uśmiechnął się. - Zgadza się to z moją opinią na pani temat. Uśmiechnęła się zakłopotana. - Pan Diriks poprosił, żebym przyszła. Pokiwał głową. - Tak właśnie myślałem. Zdziwiła się, nie rozumiejąc, dlaczego miałby tak pomyśleć. Wszyscy poza nim musieli być zdziwieni faktem, że pan Diriks mógłby szukać wsparcia u takiej kobiety, jak ona. - Ulżyło mi, kiedy pana zobaczyłam - powiedziała. - Nie pasuję tutaj i bałam się wejść do środka.

- Nie ma się pani czego wstydzić, pani Thoresen, wręcz przeciwnie. Ludzie mówią, że szata czyni człowieka, ale moim zdaniem to nieprawda. To ludzkie wnętrze liczy się najbardziej. Może pani złapać za moje ramię i wejdziemy razem. Pokręciła głową z uśmiechem. - Lepiej tego uniknąć, panie Wang-Olafsen. Ludzie nas zobaczą i zaraz zaczną gadać - dodała wesoło. Odwzajemnił jej uśmiech. - Na pewno mi nie zaszkodzi, że będę widziany u boku pięknej kobiety - odparł i razem poszli do wejścia. Kościół był już do połowy zapełniony, choć był przecież tak wielki. Kim byli ci wszyscy ludzie? Pan Diriks wyglądał na osamotnionego, chociaż tak wiele osób zgromadziło się na pogrze- bie jego syna. Część stanowili młodzi studenci i pisarze, koledzy Asle Diriksa, ale większość gości była starsza. Zapewne byli to sąsiedzi i partnerzy w interesach. Imię pana Diriksa było dobrze znane, być może nie wszyscy zgromadzeni byli jego bliskimi znajomymi, ale przybyli, by okazać mu swój szacunek. A może też z ciekawości?, pomyślała. Wiedziała, jak szybko rozniosły się plotki. Z pewnością nie wszystkich zadowoliło tłumaczenie, że śmierć Asle Diriksa była wypadkiem spowodowanym poślizgnięciem się na lodzie. Ludzie spekulowali na temat tego, co naprawdę się wydarzyło. Co taki przystojny, młody mężczyzna jak pisarz Asle Diriks robił w tej części miasta? Niektórzy twierdzili, że odebrał sobie życie z powodu miłosnego rozczarowania, a inni szeptali o ulicznicy z Lakkegata, która spodziewała się jego dziecka i groziła ujawnieniem prawdy, jeśli nie otrzyma od niego astronomicznej sumy, której nigdy nie miałby szansy uzbierać. Elise uważała, że oba wytłumaczenia były śmieszne. Jaka ulicznica miałaby odwagę zrobić coś podobnego? Były zadowolone, jeśli klient w ogóle decydował się zapłacić, a gdyby Asle Diriks doznał rzeczywiście miłosnego rozczarowania, to z pewnością nie udawałby się aż nad rzekę Aker, żeby ulżyć swoim cierpieniom. Poza tym Elise wątpiła, że byłby w stanie pokochać kobietę tak mocno, żeby odechciało mu się żyć. Równocześnie rozmyślała nad tym, co się naprawdę wydarzyło, ale tego mieli się prawdopodobnie już nigdy nie dowiedzieć. Nie słyszała dokładnie, co mówił pastor. Cytował jeden fragment Biblii za drugim i przemawiał bez końca o potrzebie życia w czystości. Prędko jednak oprzytomniała, gdy pastor podniósł wzrok znad Pisma i oświadczył, że ojciec zmarłego życzył sobie odczytania kilku słów, które wiele dla niego znaczyły w ostatnich dniach. A brzmiały tak: Ziemski niepokój ustąpi, wnet koniec będzie waśni, grób wszystkich nas pojedna, a niebo wszystko wyjaśni.

Siedziała, rozmyślając nad tym, co te słowa znaczyły dla pana Diriksa. Prawdopodobnie uważał, że nie dowie się prawdy o śmierci syna, dopóki sam nie pożegna się z tym światem. Dopiero teraz, gdy Asle odszedł, był w stanie zakopać topór wojenny i pogodzić się z nim. Bardzo bolesna musiała być utrata szansy na pojednanie, póki obaj żyli. Wyglądało na to, że pan Diriks pogodził się z faktem, że nigdy nie odzyska tej sposobności. Odległość między nimi stała się zbyt wielka. Dopiero gdy kondukt wyszedł na cmentarz i ceremonia dobiegła końca, miała okazję przywitać się z panem Diriksem. Był niezwykle przejęty powagą chwili, ale jego oczy były suche. - Dziękuję za przybycie, pani Thoresen, bardzo to doceniam. Spojrzał na pana Wang-Olafsena. - Dobrze wiedzieć, że w takiej chwili jak ta człowiek ma przy sobie przyjaciół. Elise się zdziwiła. Ze wszystkich uczestników pogrzebu, ona i pan Wang-Olafsen prawdopodobnie znali pana Diriksa najmniej i najkrócej, a mimo to uważał ich za swoich przyjaciół. - Krytykowano mnie za to, że nie zorganizowałem jakiegoś spotkania po pogrzebie - dodał. - Ale jeśli zechcą państwo wstąpić do mnie na filiżankę kawy, to będę zaszczycony. Pan Wang-Olafsen pokiwał głową. - Z największą przyjemnością. Pani również pójdzie, prawda, pani Thoresen? - spojrzał na nią błagalnie. Pokiwała głową, choć najchętniej wróciłaby do domu. Pani Jonsen pilnowała dzieci, ale zamierzała udać się do Anny, kiedy tylko Elise wróci. Pan Diriks i pan Wang-Olafsen udali się w kierunku automobilu pana Diriksa, a ona szła tuż za nimi. Nagle podszedł do niej pospiesznie jakiś młody mężczyzna. Wydawało jej się, że wyglądał znajomo, ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie go wcześniej widziała. - Elise Ringstad, jak mniemam? - Tak nazywałam się dawniej, teraz noszę nazwisko Thoresen. - Była pani kilka lat temu na przyjęciu u Eilerta Iversena we Frogner, zgadza się? - Tak, teraz sobie pana przypominam. Tak mi się zdawało, że skądś pana znam. Jego oczy zwęziły się i coś w jego spojrzeniu zaniepokoiło ją. - To pani namówiła Asle, żeby odwiedził pewną ulicznicę z Lakkegata, prawda? - To on poprosił mnie o zaaranżowanie spotkania, chciał napisać o nieszczęśliwych dziewczętach, które nie mają innych możliwości w życiu. Uśmiechnął się paskudnie. - Tak też można to ująć, ale wiem jedno, pani Thoresen. Gdyby nie to, że miał nieszczęście panią poznać, dzisiaj wciąż by żył.

Elise zdawało się, że musiała coś źle usłyszeć. Wlepiła w niego wzrok, starając się zrozumieć to, co mężczyzna do niej powiedział. - Wiem, że zdołała się pani wkraść w łaski jego ojca tak skutecznie, że wydziedziczył syna, a następnie napisał artykuł do gazety, który wpędził Asle w taką rozpacz, że się upił. Resztę pani wie. Elise poczuła, jak na zmianę robi jej się zimno i gorąco. W końcu zdołała wydobyć z siebie głos. - Jeśli przeczytał pan artykuł, to z pewnością zrozumiał pan, dlaczego pan Diriks go napisał. Zobaczyła, że pan Diriks i pan Wang-Olafsen byli pogrążeni w rozmowie do tego stopnia, że nie zauważyli, iż z kimś rozmawia. - Tak, zrozumiałem to, że wmówiła mu pani, iż mój dobry przyjaciel Asle straszliwie panią uraził. Nie powiem nawet głośno, o co go pani oskarżyła. Dobrze rozumiem, że pana Diriksa mogło to przerazić. Ale najokropniejsze jest to, że wolał raczej wierzyć kobiecie o wątpliwej reputacji niż własnemu synowi. Elise poczuła, jak wzbiera w niej wściekłość. - Być może powinnam tłumaczyć pana zachowanie faktem, że jest pan roztrzęsiony po śmierci przyjaciela. Ale zaręczam, że prawdą jest to, co mówiono o tamtym dniu, gdy Asle Diriks zwabił mnie do swego domu, wmawiając mi, że pan Wilse będzie mi robił zdjęcia. Uciekłam stamtąd z butami w ręce i włosami w nieładzie, udałam się wprost do domu przyjaciela naszej ro- dziny, pana Wang-Olafsena, i zwierzyłam mu się z tego, co się wydarzyło. Pan Wang-Olafsen zna mnie i wie, że nigdy nie zmyśliłabym takiej historii. Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie. - Zdarzenia można przedstawiać na wiele sposobów, pani Thoresen. Asle opowiedział mi, że to pani w nieprzyzwoity sposób starała się go skusić, aby później móc wykorzystać to przeciwko niemu. Znałem mojego przyjaciela od wielu lat i nie mam wątpliwości, że mówił prawdę. Pan Diriks odwrócił się, gdy zauważył, że Elise nie stoi obok nich. Kiedy zobaczył przy niej znajomego Asle, zmarszczył brwi. - Pani Thoresen? Mieliśmy jechać. Nie podszedł do nich, by przywitać się z mężczyzną, a wyraz jego twarzy zdradzał, że nie podobało mu się to, co widzi. Kiedy tylko wsiedli do automobilu, odwrócił się do niej. - Mam nadzieję, że ten człowiek nie był wobec pani nieuprzejmy? Elise poruszyła się niespokojnie, nie chciała go niepokoić. - Sądzę, że głównie był ciekawy tego, kim jestem. Pan Diriks westchnął z rezygnacją.

- Był uciążliwy od chwili, gdy pierwszy raz pojawił się w naszym domu. Gdyby nie on i ci inni znajomi pisarze, być może Asle nie obracałby się w takim środowisku. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę tego drania. Pan Wang-Olafsen również się do niej odwrócił. - Jeśli był wobec pani niemiły, to nie powinna się pani tym przejmować. Z tego, co opowiadał mi pan Diriks, ten człowiek nie szczyci się zbyt dobrą reputacją. Elise pokręciła głową i zmusiła się do uśmiechu. - Nie martwię się tym. W głębi duszy czuła jednak coś całkiem innego. Wielu gości stało w grupkach i rozmawiało ze sobą cicho. Zauważyła, że wielu z nich spogląda z ciekawością w jej stronę. Z pewnością zastanawiali się, kim jest i dlaczego tylko ona i pan Wang-Olafsen zostali zaproszeni do automobilu pana Diriksa. Oby tylko nie narobiło się przez to jeszcze więcej plotek! Gospodyni podała im pyszny poczęstunek, a oni rozmawiali o przeróżnych sprawach, za wyjątkiem śmierci Asle. Elise sądziła, że to nieco dziwne, ale przypomniała sobie, co powiedział niegdyś Asle: w jego domu nigdy nie było zwyczaju rozmawiania o uczuciach. Należało się uśmiechać nawet wtedy, gdy człowiekowi zbierało się na płacz. Najważniejsze było zachowanie pozorów. Nie rozumiała, po co pan Diriks ich tam zaprosił, ale podejrzewała, że po prostu nie chciał być sam na sam z myślami. Pan Wang-Olafsen powiedział to samo, kiedy już wyszli i udali się w drogę powrotną. - Biedny człowiek, nie był nawet w stanie powiedzieć głośno imienia syna. - Nie miałam odwagi o nim mówić, bałam się, że panu Diriksowi się to nie spodoba. - Ja również. - Uśmiechnął się do niej. - Czy to nie zadziwiające, jak bardzo obawiamy się zdradzać tego, co czujemy? Pokiwała w zamyśleniu głową. - Sądzę, że zależało mu na naszej wizycie - ciągnął pan Wang-Olafsen. - Spróbuję go namówić pewnego dnia na wyjście do teatru. W Narodowym grają teraz wyśmienitą sztukę. Ach, ale przecież on nie może pójść, jest w żałobie. - Mogłabym panów zaprosić którejś niedzieli na obiad do nas, rozmawialiśmy przecież o tym. O ile zechcą panowie usiąść przy stole w ciasnej kuchni. - Oczywiście. Moim zdaniem z pani dziećmi jest zawsze wesoło. Hugo zaczyna przypominać małego Pedera, on również jest taki energiczny i sprytny.

Elise miała ochotę go uściskać za te słowa. Magda zwykła mawiać, że Peder jest niedorozwinięty, ale pan Wang-Olafsen nazywał go energicznym i sprytnym. Z głową Pedera wszystko było w porządku, był po prostu nieco dziecinny jak na swój wiek i rozwinął się odrobinę później niż inni. - Chce pani, żebym zamówił dla pani powóz? Do domu ma pani daleko. - Nie, dziękuję, przejdę się. - W takim razem przejdźmy się kawałek razem. Ja również lubię spacerować po świeżym powietrzu. Poza tym zjadłem dzisiaj zdecydowanie zbyt wiele. - Roześmiał się, ale po chwili ponownie spoważniał. - Proszę powiedzieć, pani Thoresen, czy ten znajomy Asle był wobec pani nieuprzejmy? Zdawało mi się, że wyglądała pani na bladą i przerażoną, gdy z nim pani rozmawiała. - Obarczył mnie winą za jego śmierć. Pan Wang-Olafsen stanął w miejscu. - Co takiego? Elise powtórzyła mu, co powiedział jej młody pisarz. Pan Wang-Olafsen pokręcił głową, wyraźnie wstrząśnięty. - Nie pojmuję, dlaczego spotyka panią tak wiele nieprzyjemności, pani Thoresen. Czy to z zazdrości? Mimo młodego wieku wydała pani już cztery książki, a ten młody człowiek, z tego co słyszałem, ma na swoim koncie zaledwie jedną, która na dodatek wyjątkowo źle się sprzedawała. Elise wzruszyła ramionami. - Nie wiem, skąd się to bierze. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. - Zawsze uważałem, że Bóg zsyła nam jedynie tyle ciężarów, ile jesteśmy w stanie udźwignąć, a pani jest wyjątkowo silną kobietą. Elise odwzajemniła uśmiech z zakłopotaniem. - Pięknie powiedziane. Zmarszczył czoło. - Oby tylko nie musiała pani dźwigać zbyt wiele.

3 Dwa dni później w gazecie pojawił się nekrolog Asle Diriksa. Johan był wyraźnie rozgoryczony gdy go przeczytał. Pisarz Asle Amadeus Johannes Diriks zmarł w czwartek 26 listopada w wieku zaledwie dwudziestu pięciu lat. Asle był wesołym, otwartym, niezwykle towarzyskim i lubianym przez wszystkich człowiekiem. My, jego najbliżsi przyjaciele, przyjęliśmy wiadomość o jego śmierci z niedowierzaniem i przerażeniem. Według policyjnego raportu Asle poślizgnął się na zamarzniętej kałuży na wschodnim brzegu rzeki Aker, wpadł do lodowatej wody i uderzył głową w kamień. Dla tych, którzy przeczytali w ostatnim czasie dwa specjalne artykuły w gazecie, jasne jest, że powyższe teksty miały związek z tragiczną śmiercią Asle. Nie twierdzimy, że policyjny raport jest nieprawdziwy lub że sprawa tej śmierci powinna być bliżej zbadana. Śmierć naszego przyjaciela była tragicznym wypadkiem. Niewielu jednak zadaje sobie proste pytanie: dlaczego? Dlaczego młody, obiecujący pisarz przebywał w tej części miasta w zimny, listopadowy dzień? Czego szukał wśród pracowników fabryki? Czy mogło to mieć związek z konkretną osobą? Z kobietą, która wykorzystywała innych ludzi z powodu pragnienia, by zdobyć sławę? Prawdopodobnie nigdy nie uzyskamy odpowiedzi na wiele pytań, ale nie zamierzamy spocząć. Kochaliśmy naszego dobrego przyjaciela Asle. Czujemy, że jesteśmy mu winni to, by ludzie poznali prawdę. Jego śmierć nie była tylko wypadkiem. Mamy nadzieję, że dusza Asle zazna spokoju, ale obawiamy się, że nam samym jeszcze długo nie będzie to dane. W imieniu licznych przyjaciół zmarłego, Per G.O. oraz Arvid D.T. Elise bez słowa odłożyła gazetę. Johan westchnął. - Nie rozumiesz tego, że jestem wzburzony ze względu na ciebie? Nie pojmuję, jak gazeta może drukować takie teksty. To nie jest nekrolog tylko atak i oskarżenie! Pod pretekstem nekrologu wzbudzili ciekawość czytelników, którzy będą teraz dociekać, kim jest tak kobieta i co ma wspólnego ze śmiercią Asle Diriksa. W kręgach wydawców i pisarzy jest z pewnością oczywiste, że chodzi tu o ciebie. Wielu widziało cię na pogrzebie i musiało się zastanawiać, co tam robisz. Szczególnie że po wszystkim pojechałaś wraz z panem Diriksem do jego domu. - Ale on tak bardzo mnie prosił. Poza tym towarzyszył nam pan Wang-Olafsen.

- Rozumiem to i nie winię cię za to. Znam cię dobrze i wiem, że zrobiłaś to z dobroci serca. Ale ci, którzy widzieli, jak wsiadasz do wozu pana Diriksa, z pewnością jeszcze długo będą o tym gadać. Mam nadzieję, że nie spotka cię przez to więcej nieprzyjemności. Elise usiadła na taborecie i zaczęła przeglądać gazetę, ale w głowie miała taką gonitwę myśli, że nie rozumiała, co czyta. Co powie pan Diriks, kiedy zobaczy ten nekrolog? Wiedziała, że będzie mu przykro ze względu na nią, ale czy postanowi coś przedsięwziąć? Co będzie z ich znajomymi? Czy plotki dotrą również do ich sąsiadów? Z tego, co powiedziała jej wcześniej pani Jonsen, ludzie nie przestawali plotkować na ten temat, a nekrolog będzie z pewnością wodą na ich młyn. Jej wzrok zatrzymał się na jednym z nagłówków. - Czytałeś o tej strasznej historii? - spytała, nie chcąc dalej roztrząsać sprawy krzywdzącego artykułu przyjaciół Asle Diriksa. - W Kopenhadze kobieta wyrzuciła przez okno z czwartego piętra półtoraroczne dziecko, a następnie próbowała otruć jego sześcioletniego brata! Jej mąż miał wcześniej inną żonę, a ona była zazdrosna o dzieci z jego pierwszego małżeństwa! - Tak, tak się właśnie dzieje, gdy ludzie się rozwodzą. Rozumiem, że nie chcesz rozmawiać o tym artykule, Elise, ale choć próbujesz to ukrywać wiem, jak bardzo czujesz się zraniona. Chcesz, żebym coś w tej sprawie zrobił? Czy mam odwiedzić jednego z tych przyjaciół Asle i się z nim policzyć? Pokręciła głową. - Zemsta nigdy nie przynosi nic dobrego. Najlepiej będzie zapomnieć o całej tej historii i mieć nadzieję, że inni również z czasem o niej zapomną. - Jest oczywiste, że tych dwóch nie zamierza o tym tak prędko zapomnieć. Ryzykujesz to, że twoje imię pewnego dnia pojawi się w druku w powiązaniu ze śmiercią Asle Diriksa. - Niech więc tak się stanie. Wtedy będę musiała napisać odpowiedź wyjaśniającą ludziom to, co się wydarzyło. Pan Diriks czuł, że jest zmuszony oczernić swojego syna, dlatego ja powin- nam przynajmniej być zdolna do opowiedzenia prawdy. - Wszystko będzie zależeć od tego, czy gazeta zechce przyjąć twoją odpowiedź. Stoją raczej po stronie wyższych sfer. - W takim razie pójdę do innej gazety. W „Socjaldemokracie" nie odmówią wydrukowania tego, co napisałam. - Nie wiem. Nie byłbym tego taki pewien. Gazety nie zawsze mają odwagę pisać to, co myślą. Najważniejsza dla nich jest sprzedaż, a dziennikarze są zależni od tego, co postanowi redak- tor. Jeśli artykuł mógłby źle wpłynąć na opinię o gazecie, nie sądzę, żeby zbytnio się przejęli losem niewinnej kobiety.

- Ale „Socjaldemokrata" bierze przecież zawsze w obronę robotników. - Nie jestem tego taki pewien, a poza tym ta sprawa nie ma żadnego związku z polityką. - Ależ tak. Chodzi tu o to, że nie wszyscy jesteśmy równi wobec prawa. Władze bardziej przejmują się zamożnymi mieszkańcami z zachodniej części miasta niż pracownikami fabryki. - Po pierwsze, nie jesteś już pracownicą fabryki, a po drugie, to nie policja cię o coś podejrzewa, tylko przyjaciele Diriksa. - Nie zapomniałeś chyba, jak zachowała się policja tego razu, gdy Ansgar zabrał ze sobą do domu Hugo? Zmienili zdanie dopiero, gdy w sprawę wmieszał się pan Wang-Olafsen. Wcześniej słuchali Ansgara i jego ojca, a mnie obarczali całą winą. Możesz mówić, co chcesz, ale to ma związek z polityką. - Wolisz więc czekać na to, co się wydarzy, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce? Wstała i go objęła. - Wiem, że chcesz dobrze, Johanie. Tak bardzo się cieszę, że mam cię przy sobie. I właśnie dlatego, że tak bardzo cię kocham, nie chcę, żebyś się narażał. Zaczekamy i zobaczymy. Wcale nie ma pewności, że coś się jeszcze w tej sprawie wydarzy. Pocałował ją. - Nie zasłużyłaś na to, by być w ten sposób traktowaną. Uśmiechnęła się przez łzy. - Żona pastora powiedziała mi pewnego razu, że życie jest szkołą. Ten, kto nigdy nie napotyka na swojej drodze trudności, niczego się nie uczy. Jensine, która do tej pory siedziała na podłodze wraz z Elvirą i bawiła się lalkami, podniosła wzrok i roześmiała się. - Zakochana para! Jesteście zakochaną parą, bo się całujecie! Elise i Johan uśmiechnęli się do niej, a Johan pokiwał głową. - To prawda, Jensine. Twoja mama i ja jesteśmy zakochaną parą. Było tak od czasu, gdy byliśmy jeszcze w wieku Pedera i Everta, i zostanie tak już na zawsze. Zaraz po jedzeniu Elise usiadła przy maszynie do pisania. Dagny przyszła jak zwykle po szkole, by pilnować dzieci, a Johan zajął się rąbaniem drzewa. Wszystko wskazywało na to, że nad- chodziła mroźna zima. Już teraz zużywali więcej węgla i drewna niż zazwyczaj o tej porze roku. Napisała jeszcze jeden list do Hugo Ringstada i zaprosiła ich na święta. Sądziła, że to dziwne, iż do tej pory jej nie odpowiedzieli. Johan spotkał któregoś dnia pana Carlsena i dowiedział się, że Hugo Ringstad w końcu zdołał usunąć Signe oraz jej rodzinę ze swojego domu. Pomogli mu w tym pastor oraz adwokat. Prawdopodobnie pan Ringstad był zajęty szukaniem swoich za-

bytkowych mebli, które wcześniej sprzedała Signe. Wyglądało na to, że nie będzie to wcale takie proste. Doszła do czwartego rozdziału książki o pomocy domowej. Pewnego dnia wybrała się nawet na Bispegaten, bo wiedziała, że stamtąd właśnie pochodziła służąca ciotki Ulrikke i wuja Kristiana. Chciała na własne oczy zobaczyć dom, o którym miała pisać, i znalazła pretekst, by móc zapukać do drzwi. Wstrząsnęło ją to, jak okropne warunki panowały w środku. Część dachu była zawalona, ale nie wyglądało na to, by ktoś nosił się z zamiarem naprawienia go. Przed drzwiami wejściowymi rozłożono kilka desek, które nie pasowały do siebie rozmiarem. Były między nimi spore szpary i po ciemku nietrudno było się o nie potknąć. Drzwi nie zamykały się do końca i do środka wpadało lodowate powietrze. Gdy otworzyła jej jakaś kobieta, poczuła dochodzący z wnętrza okropny odór. Dowiedziała się, że stara i zaniedbana kobieta była babką służącej ciotki Ulrikke i wuja Kristiana, która samodzielnie opiekowała się sporą grupką dzieci. Jakie to szczęście, że jej wnuczka zdobyła dobrze płatną posadę u uprzejmych ludzi w Telthusbakken! Elise chciała jednak pisać o dzieciństwie i dorastaniu dziewczyny. Pewnego dnia zamierzała się nawet udać z wizytą do ciotki i wuja, by spróbować wyciągnąć od służącej nieco informacji. Kiedy tak siedziała, rozmyślając, naszły ją wspomnienia z jej własnego dzieciństwa. Gdy mieszkali w gospodarstwie Andersengården, musieli być niezwykle oszczędni, bo żyli tylko z jej wypłaty Hilda bez przerwy przepuszczała zarobione przez siebie pieniądze. Elise nie pojmowała, jak siostra mogła tak lekką ręką pozbywać się swojej wypłaty, skoro wiedziała, że potrzebują każdego øre na jedzenie i opał. Do środka wszedł Johan i ułożył drwa obok kominka. Odwróciła się do niego. - Ciężko mi dzisiaj idzie pisanie. Czy mógłbyś mi pomóc? Co pamiętasz ze swojego dzieciństwa? Chodzi mi o coś, co miało na ciebie wpływ. Na przykład to, jak trudno było wam wtedy powiązać koniec z końcem. Johan się zamyślił. - Pamiętam, że żebrałem i sprzedawałem drobne przedmioty wystrugane z drewna. Zawsze się bałem, że Anna nie będzie miała na jedzenie i lekarstwa, bo cała wypłata matki szła na zapłacenie wynajmu. Wiedziała, że wylądowalibyśmy na ulicy, gdyby nie płaciła na czas. - Czy twój ojciec nigdy nie przysyłał wam pieniędzy? - Sądzę, że robił to przez kilka pierwszych lat, ale później przestał. Spojrzała na niego z wielką czułością.

- A mimo to nigdy się nie skarżyłeś. Zawsze byłeś wesoły i w dobrym humorze. Jak to robiłeś? - Wiedziałem, że życie Anny zależy od mojego nastroju. Gdy żartowałem i śmiałem się, zawsze jej się poprawiało. Ale gdy tylko byłem smutny, od razu widziałem, jak jej twarz blednie. Elise słuchała, próbując ich sobie wyobrazić. - Co pomyślałeś, gdy zobaczyłeś po raz pierwszy młodą służącą ciotki Ulrikke i wuja Kristiana? - Pomyślałem sobie, że musiała mieć ciężki życie. Jej dłonie były czerwone i popękane, była wychudzona, a jej oczy nie miały blasku. Przypominała mi Klarę, pamiętasz ją? Gdy jej ojciec dowiedział się, że matka oraz kilkoro z jej rodzeństwa zapadło na gruźlicę, postanowił się zabić. Wypełnił kieszenie kamieniami i wszedł do morza. Klara była jedyną osobą w rodzinie, która przeżyła. Spotkałem ją pewnego dnia w mieście, ale odwróciła się, udając, że mnie nie widzi. Nie mam najmniejszej wątpliwości, co do tego, jaki zawód jest zmuszona wykonywać. - Książka będzie smutna, jeśli będę pisać tylko o takich sprawach. - Nie masz pisać tylko o smutnych rzeczach, ale musisz też znajdować pozytywne strony. Nauczyliśmy się przecież cieszyć z tego, co mamy. Elise uśmiechnęła się. - Teraz już wiem, o czym mogę pisać, dziękuję. Podszedł do niej i pocałował ją w policzek. - Jesteś niezwykła, Elise. Potrafisz odepchnąć od siebie nieprzyjemne myśli i zmusić się do pisania pomimo tego, co się wydarzyło. Domyśliła się, że chodzi mu o nekrolog Asle Diriksa, ale nic nie powiedziała. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo bolało ją bycie niesłusznie oskarżaną. Johan poszedł w kierunku drzwi. - Idę do pracowni, ale niedługo wrócę. Elise pokiwała głową i pisała dalej. Hugo klęczał na stołku przy oknie i patrzył na tańczące w powietrzu duże płatki mokrego śniegu. - Idą święta - powiedział i uśmiechnął się. - Mamo, myślisz, że Mikołaj przyjdzie do nas w tym roku? - Na pewno przyjdzie, jeśli będziecie słuchać mnie i ojca. - I mnie - dodała Dagny. - Ulicą idzie jakiś mały chłopiec - powiedział zdziwiony Hugo. - Ale nie jest taki jak my. Ma na sobie płaszcz, jak jakiś elegant. Dagny podeszła natychmiast do okna.

- O Boże, jaki on dziwny! Ma na sobie skórzaną czapkę i białe rękawiczki, wygląda jak królewicz! Elise rzuciła na nich wzrokiem. - Widzę, że coś was tam zainteresowało. Dagny pokiwała głową. - Jakiś chłopiec chyba się zgubił. To pewnie syn premiera albo kogoś podobnego. Elise się roześmiała. - Nie sądzę, żeby znalazł się tu na Maridalsveien, a poza tym premier nie ma małego synka. - Chodź zobaczyć. Teraz na dodatek zaczął płakać! Elise wstała i podeszła do okna. Tak jak mówili, na dworze stał mały chłopiec ubrany w zimowy płaszcz i skórzana czapkę niczym większość dzieci z zamożnych domów. Chłopiec stał na zewnątrz i płakał. - Biedaczek. Wyjdę na dwór i spytam, kogo tu szuka. Może to wnuk dyrektora fabryki. Hugo zeskoczył ze stołka. - Idę z tobą! - Nie, Hugo, na zewnątrz jest zimno. A poza tym ten chłopiec może się poczuć niezręcznie, gdy zobaczy inne dzieci. Hugo niechętnie jej posłuchał, najwyraźniej wciąż miał w pamięci ich rozmowę o Mikołaju. Wdrapał się ponownie na stołek, by widzieć, co się dzieje za oknem. Elise owinęła się szalem i trzęsąc się, wyszła na dwór. Wiał silny wiatr, a na ulicy nie było żywej duszy. Ludzie woleli siedzieć w domach, jeśli nie musieli koniecznie wychodzić na takie zimno. Otworzyła furtkę i przyjrzała się chłopcu. Rozglądał się z przerażeniem w oczach. Był całkiem bezradny, a jego policzki były mokre od łez. - Witaj, chłopcze! Czy mogę ci jakoś pomóc? Odwrócił się do niej i spojrzał jej w oczy. Z początku wyglądał na nieco przerażonego, ale po chwili nieco się uspokoił. Wydawał jej się znajomy i w tej samej chwili pojęła, kogo jej przypomina. Czyżby to był...

4 - Sebastian? Zapłakana twarz chłopca rozjaśniła się nieco i pokiwał głową. - Ależ mój drogi, co ty tu robisz? Zgubiłeś się? Jest z tobą twoja mama? W tej samej chwili po plecach przeszły jej ciarki. Czyżby Signe się do nich wybierała? Pokręcił głową. - To ty jesteś Elise? Szukam Elise i Hugo. Pokiwała głową, rozglądając się po ulicy, ale nikogo nie zobaczyła. - Gdzie jest twoja mama? - W mieście. - W mieście? A kto tu z tobą jest? - Nikt. Przyjechałem tramwajem. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Sam przyjechałeś tramwajem? Pokiwał głową. - A twoja mama wie, że tu jesteś? Pokręcił przecząco głową. - Nie chcę u niej być, ona jest niedobra. Elise była całkiem zbita z tropu. - Widzę, że jest ci zimno. Chodźmy do środka i wtedy porozmawiamy. Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkamy? - spytała, gdy szli w stronę domu. - Pani Jonsen mi powiedziała. Ona mnie poznała, a ty nie. - Ależ poznałam cię, chociaż nie od razu. Nie mogłam uwierzyć, że jesteś tu sam, tak daleko od Ringstad. Poza tym nie widziałam cię aż od pogrzebu twojego taty. - Nie mieszkam w Ringstad, dziadek nie chciał nas tam, bo mama jest niedobra. Wyrzuciła wszystkie jego meble. - Przeprowadziliście się do Kristianii? - Sjur jest zły, nie na mojego brata, tylko na mnie. Otworzyła drzwi i chciała mu pomóc z płaszczem oraz butami, ale on pokręcił głową. - Sam sobie poradzę, jestem już dużym chłopcem. Dzieci musiały ich usłyszeć, bo wypadły na korytarz. Stały teraz bez słowa i przyglądały się gościowi. Hugo spojrzał na niego nieufnie. - Jesteś księciem? Elise roześmiała się. - Ależ Hugo, to Sebastian! Bawiłeś się z nim w gospodarstwie Ringstad, miałeś wtedy dwa lata. Hugo uśmiechnął się, najpierw nieco nieśmiało, ale już po chwili całkiem się rozpromienił i zawołał wesoło.

- Sebastian, mój brat? Elise musiała się przez chwilę zastanowić. Jego brat? Ależ tak, Sebastian był przecież synem Emanuela, który uznał Hugo jako swego pierworodnego potomka. Choć chłopców nie łączyły więzy krwi, to byli braćmi przynajmniej oficjalnie. W tej samej chwili przyszło jej coś do głowy. Czyżby Hugo miał na myśli właśnie Sebastiana za każdym razem, gdy mówił o swoim bracie, który umarł? Mógł pomieszać coś, co usłyszał od Ansgara i Helene ze wspomnieniami o towarzyszu zabaw, który nagle zniknął. Gdy mieli po kilka lat, byli przez jakiś czas nierozłączni, a Hugo strasznie rozpaczał, gdy Sebastian wyjechał. Później widzieli się tylko raz na pogrzebie Emanuela, a teraz mieli już po sześć lat. Elise zwróciła się do Dagny. - To jest Sebastian Stangerud. Mieszkał u nas przez jakiś czas kilka lat temu. Sebastian spojrzał na nią z powagą. - Nie nazywam się Stangerud, tylko Ringstad. Elise zmarszczyła brwi. - Mama ci tak powiedziała? Pokiwał głową. - A mój brat nazywa się Bergeseth. - Dobry Boże! - wtrąciła Dagny. - Ile ty masz imion? - Dlaczego chodzisz w płaszczu królewicza? - spytał Hugo. Sebastian spojrzał na niego ze zdziwieniem. - To nie jest płaszcz królewicza, tylko mój. - Ukradłeś go? - Ależ Hugo! - Elise pokręciła głową. - Nie uważasz chyba, że Sebastian kradnie? - Ale jego matka to robi - wtrąciła Dagny. - Czy to prawda, że twoja mama ukradła meble pana Ringstada? Sebastian posłał jej zranione spojrzenie i ze wstydem pokiwał głową. - Chodźcie! - powiedziała Elise, popychając chłopca w kierunku kuchni. - Uczcimy to, że Sebastian znów jest z nami. Lubisz kakao? - Tak, z kremem. - Nie mam śmietanki na krem, ale dostaniesz za to więcej cukru. Co ja mam teraz zrobić?, pomyślała. Jeśli naprawdę uciekł od Signe i przyjechał tu sam tramwajem, to będę musiała powiadomić policję. - Dagny, bądź tak miła i pobiegnij do powiedzieć Johanowi, że przyszedł do nas Sebastian. Chłopiec aż krzyknął z przerażenia. - Nie! Nie mów o niczym mamie, bo mnie zbije!

Elise spojrzała mu w oczy, wyglądał na przerażonego. Była przekonana, że chłopiec mówi prawdę. Gdy pomyślała o wszystkim, co Signe zrobiła Hugo i Marii Ringstadom, nie miała wątpliwości, że kobieta była zdolna do skrzywdzenia swego własnego syna. - Chcę powiedzieć o tym tylko mojemu mężowi, Johanowi. Nie znasz go, wyszłam za niego po śmierci twojego ojca. Jest bardzo miły i nic ci nie zrobi. Musimy tylko zastanowić się razem nad tym, co zrobić, żeby twoja mama nie poszła na policję. Może Oscar Carlsen o czymś wie?, pomyślała w tej samej chwili. Karoline i Signe były dobrymi koleżankami. Signe mieszkała nawet u nich wtedy, gdy przybyła do Kristianii, by powie- dzieć Emanuelowi, że spodziewa się jego dziecka. Sebastian stał spokojnie przyglądając jej się. - Pójdę do więzienia? Uśmiechnęła się do niego. - Nie, Sebastianie, nie pójdziesz. Policja powie tylko twojej mamie, gdzie jesteś, żeby nie musiała się o ciebie martwić. W jego oczach pojawiły się nagle łzy. - Nie chcę wracać do domu. Elise pokręciła głową. - Zrobię, co mogę, żeby ci pomóc. Może pójdziemy zadzwonić do twojego dziadka? Twarz chłopca rozpromieniła się. - Spytamy, czy mogę u niego zamieszkać bez mamy i Sjura? - Tak, możemy spróbować. Nie wiem, co on na to powie, ale wiem na pewno, że kocha cię pomimo tego, co się wydarzyło. Wiesz, twój dziadek i mama... - Wiem, zdenerwował się na nią, bo wyrzuciła jego stołki. Elise pokiwała głową. - No właśnie. Odwrócił się i podszedł do Hugo. Wyglądało na to, że jej słowa go uspokoiły. Hugo pokazał Sebastianowi samochodzik, który dostał od wuja Kristiana, i chłopcy natychmiast zabrali się za zabawę. - Dagny, przewiń Elvirę, a ja przygotuję kakao. Jensine, możesz nakryć do stołu. Otworzyły się drzwi wejściowe i usłyszała, że do środka wszedł Evert. Wsunął głowę do kuchni, zanim jeszcze zdążył zdjąć czapkę. - Ktoś do nas przyszedł? - Tak, nigdy nie zgadniesz, kto nas odwiedził. Zdejmuj płaszcz oraz buty i wejdź do środka. Evert natychmiast rozpoznał chłopca. - Sebastian? - W jego głosie słychać było równocześnie zaskoczenie i radość. Spojrzał pytająco na Elise. - Jego matka też tu jest?

Elise pokręciła głową i mrugnęła do niego. Evert miał świadomość, co w ich domu myślano o Signe. - Nie, Sebastian zdołał sam przyjechać tu tramwajem z rynku i znalazł drogę do naszego domu. Pani Jonsen wyjaśniła mu, jak się tu dostać. Evert usiadł na podłodze wraz z chłopcami. - To wspaniale, że do nas przyjechałeś, Sebastianie. Bardzo za tobą tęskniliśmy. Sebastian spojrzał na niego zaskoczony. - Tęskniłeś za mną? - Nie tylko ja, my wszyscy. Sebastian uśmiechnął się zawstydzony. - Naprawdę? - Tak. Poczekaj tylko, aż Peder wróci do domu. Zobaczysz, jak będzie skakał z radości pod sam dach. Sebastian i Hugo równocześnie podnieśli wzrok i spojrzeli w sufit. Chwilę później Dagny wróciła razem z Johanem, który spojrzał pytająco na Elise, zanim przywitał się z Sebastianem. Dagny zdążyła mu po drodze opowiedzieć, w jaki sposób chłopiec ich odnalazł. - To jest właśnie Sebastian, syn Signe, o którym tak wiele słyszałeś - wyjaśniła Elise. - Jest tylko kilka miesięcy młodszy od Hugo. - Witaj Sebastianie. Naprawdę przyjechałeś tu całkiem sam? Sebastian wyglądał z początku na przestraszonego, gdy usłyszał na korytarzu kroki Johana, ale teraz uśmiechnął się z dumą i pokiwał głową. - Kazałem maszyniście dać mi znać, gdy dotrzemy do mostu Beierbrua. Mama powiedziała mi kiedyś, że ojciec mieszkał blisko wodospadu, a później przeprowadził się na Hammergaten. Elise była pod wrażeniem tego, jak składnie wypowiadał się chłopiec, choć był jeszcze taki mały. Johan zdawał się myśleć podobnie. - To wspaniale! Ale nie sądzisz, że twoja mama może się o ciebie martwić? Twarz Sebastiana pociemniała, wlepił wzrok w podłogę. - Nie wiem, nie chcę wracać do domu. Johan spojrzał ze smutkiem na Elise, a ona dobrze go rozumiała. Nie rozwiązali jeszcze jednego problemu, a już zdążył się pojawić kolejny. - Przejdę się do pana Carlsena. Johan nie tłumaczył nic więcej, ale Elise domyśliła się, że zamierzał spytać Oscara Carlsena o to, czy ma jakikolwiek kontakt z Signe.

- Nie chcesz czegoś zjeść, zanim pójdziesz? - Nie, dziękuję. Zjem, gdy wrócę. Elise usiadła i zaczęła łatać rajstopy, przysłuchując się rozmowie chłopców. Sebastian sprawiał wrażenie, jakby już zdążył całkiem zapomnieć o swojej ucieczce. Był całkiem pochłonięty samochodzikiem Hugo. Nigdy nie widział podobnej zabawki, choć pewnie miał ich łącznie więcej, niż wszystkie ich dzieci razem wzięte. Miał zaledwie sześć lat, ale nie chciał wracać do domu, do swojej matki! Musiał wypłakać mnóstwo łez, zanim w końcu postanowił uciec. Cóż oni mieli z nim począć? Prędzej czy później Signe dowie się, gdzie jest jej syn. Poczuła ból w piersi, kiedy przypomniała sobie przerażenie na twarzy chłopca, gdy błagał, by go nie odsyłać. Musiał sobie dokładnie zaplanować tę ucieczkę, choć był taki mały. W jego oczach rodzina Elise była dla niego jedynym ratunkiem. Odesłanie go do Signe i Sjura Bergesetha byłoby okrutną zdradą, ale Signe była jego matką i to ona decydowała o jego losie. Żałowała, że Johan nie został z nimi chwilę dłużej. Powinni byli o wszystkim najpierw porozmawiać i spróbować znaleźć jakieś rozwiązanie. Jeśli Oscar Carlsen wiedział, gdzie przebywa Signe, to kobieta z pewnością prędko pojawi się w ich domu. Sebastian będzie przerażony i zrozpaczony. Jak mogłaby go odesłać do domu, skoro wiedziała, co go tam czeka? Była absolutnie pewna, że chłopiec mówi prawdę. Od pierwszej chwili, gdy Emanuel przyznał się do zdrady, dobrze wiedziała, jakim człowiekiem była Signe. Pamiętała, co powiedział jej kiedyś o Sebastianie pan Ringstad. Chciał, by chłopiec zamieszkał u Elise, miałby wtedy szansę wyjść na ludzi. W tamtym czasie chłopiec był bardzo trudnym dzieckiem. Było wprost nie do wiary, że stał się teraz taki grzeczny i spokojny. Zapewne to złość i porywczość Signe wybiły z niego upór i w zamian zaszczepiły w nim lęk oraz obawę. Któż to taki dziwił się temu, że Emanuel zainteresował się dziewczyną, która była tak bardzo podobna do jego własnej matki? Nie mogła sobie przypomnieć, być może to ona sama kiedyś o tym rozmyślała. Łatała rajstopy, a w jej głowie jedna myśl goniła drugą. Wspominała ostatnią wizytę w Ringstad tuż przed śmiercią Emanuela, podczas której odkryła, jak bardzo się zmienił. Dziwnie z nią rozmawiał, był oschły i nieprzyjemny, oskarżał ją o wiele różnych rzeczy. Między innymi podejrzewał, że planowała wyjechać do Ameryki wraz z Johanem, co wydało jej się wyjątkowo śmieszne. Niezależnie od tego, jak beznadziejna była ich sytuacja, nigdy nie opuściłaby swojego męża. A już na pewno nie wtedy, gdy ten ciężko chorował. Oskarżał ją nawet o to, że nie była w stanie wybaczyć Signe, która, jak podkreślał, była przecież matką jego syna.

Teraz ten syn siedział tuż obok niej i bawił się z jej dziećmi, a jedyne, o czym ona była w stanie myśleć, to jak uratować go przed jego własną matką. Życie potrafiło być osobliwe. Otworzyły się drzwi i do środka wpadł zdyszany Peder. - Dostałem dodatkowego dziesiątaka od pani Braathen, bo sprzedałem dziś tak dużo tytoniu! Hugo wszedł mu w słowo. - Peder, chodź zobaczyć, kto nas odwiedził. Peder pospiesznie zdjął buty i wszedł do pokoju. Gdy zobaczył bawiące się na podłodze dzieci, wyglądał na nieco rozczarowanego, prawdopodobnie spodziewał się zobaczyć kogoś innego. - Masz nowego kolegę, Hugo? - Nie poznajesz? Przecież to Sebastian! Peder otworzył szeroko oczy. - Sebastian? Rzeczywiście! - uśmiechnął się szeroko. - Przyszedłeś nas odwiedzić? - Odwrócił się do Elise. - Będzie z nami mieszkał? Uniknęła odpowiedzi na jego pytanie. - Przyjechał tu z miasta całkiem sam. - Jego matka też tu jest? - Nie! - odparł zdecydowanie Hugo. - Nie chcemy jej tutaj. Evert najwyraźniej uznał, że potrzebne jest wyjaśnienie. - Jego matka była dla niego niedobra i dlatego do nas uciekł. Peder pokiwał głową ze zrozumieniem, a chwilę później siedział na podłodze i bawił się z nimi. Elise usłyszała kroki Johana. Wybiegła szybko na korytarz w nadziei, że porozmawiają z dala od uszu dzieci. - Jak poszło? Czy Oscar Carlsen wie, gdzie można znaleźć Signe? - Nie poszedłem do pana Carlsena. W drodze na wzgórze Aker stwierdziłem, że wolę najpierw zadzwonić do pana Ringstada. Elise odetchnęła z ulgą. - Miałam taką nadzieję, ale nie przyszło mi to od razu do głowy. Jeśli pan Carlsen wie, gdzie znajduje się Signe, to ona na pewno się tu natychmiast pojawi. Johan pokiwał głową. - Chłopiec wygląda na przerażonego, nie mogłem mu tego zrobić. Elise spojrzała na niego czule i uśmiechnęła się. - Dobrze zrobiłeś. Co powiedział pan Ringstad? - Był przerażony, ale zamiast kazać mi iść na policję poprosił, żebyśmy przez kilka dni zaopiekowali się Sebastianem. Sam zamierza tu przyjechać i przedyskutować z nami tę sprawę. Spojrzała na niego zdziwiona.

- Nie boi się tego, co zrobi Signe, gdy się dowie, że nie zgłosiliśmy policji jego ucieczki? - Sądzę, że znacznie bardziej boi się tego, co ona może zrobić Sebastianowi, kiedy się dowie, co się stało. Elise pozwoliła Sebastianowi spać w jednym łóżku z Hugo, a chłopcy bardzo się ucieszyli. Gdy usiadła na brzegu łóżka i odmówiła z nimi wieczorną modlitwę, Sebastian leżał cicho, najwyraźniej nie przywykł do zmawiania pacierza. - Nie umiesz się modlić? - spytał zdziwiony Hugo. Sebastian pokręcił głową. - Dziadek uczył mnie odmawiać Ojcze nasz, ale już nie pamiętam. Elise wstała, pocałowała jednego i drugiego w policzek i po cichu wyszła z pokoju. Gdy zamykała za sobą drzwi, usłyszała głos Hugo. - Nauczę cię modlitwy, powtarzaj za mną. Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy. Amen. To znaczy, że jak zamkniesz oczy, to przyjdzie do ciebie anioł, usiądzie na twojej poduszce i nikt nie będzie mógł cię skrzywdzić. Żaden złodziej ani bandyta, ani nawet twoja mama. - Czy to prawda? - spytał nieufnie Sebastian. - Tak, absolutna prawda. Słowo honoru!