1
Kristiania, sierpień 1914 roku
Elise zostawiła wózek i podbiegła do Johana. Uklękła obok niego, ledwo zauważając, że
Lort-Anders zniknął w deszczu niczym mroczny cień.
- Johan! Kochanie, co się stało?
Johan jęknął i chwycił się za pierś, próbując wstać.
- Dźgnął mnie nożem, cholerny drań!
Elise zauważyła, że jego dłoń robi się czerwona od krwi.
- Nie wolno ci się ruszać! Pobiegnę poszukać pomocy.
- Rana nie jest głęboka, to nic takiego. - Udało mu się wstać, ale chwiał się na nogach.
Elise pospieszyła, żeby go podtrzymać. Jego prawe ramię założyła sobie na szyję.
- Dasz radę dojść do Hildy? - zapytała.
- A co z dzieckiem?
- Pociągnę wózek drugą ręką.
Szli powoli, Johan musiał odczuwać silny ból, bo pojękiwał przy każdym kroku. Elise
obawiała się, że może zemdleć albo, co gorsza, wykrwawi się, zanim dojdą do mieszkania Hildy.
Na ulicy nie było żywej duszy, w tym miejscu stało tylko kilka domów. Rozważała, czy nie
powinna do któregoś z nich zapukać, ale w oknach było ciemno, z pewnością nikogo tam nie było.
- Jesteś pewien, że nie zranił cię głęboko?
- Gdyby tak było, nie byłbym w stanie iść, a on nie dałby rady wyjąć noża.
- Mocno krwawisz?
- Nie myśl o tym. Chodźmy do Hildy.
Słyszała w jego głosie ból i zmęczenie, ale może było mu słabo z powodu utraty krwi. Elise
coraz silniej przepełniał niepokój.
W końcu dotarli na miejsce. Elise zostawiła wózek na zewnątrz, na szczęście, pomimo
deszczu, Sigurd spał. Johanowi udało się z pomocą Elise wejść po schodach.
Hilda otworzyła drzwi.
- Chryste Panie, co się stało?
- Lort-Anders dźgnął Johana nożem!
Hilda wydała stłumiony okrzyk przerażenia, chwyciła Johana i pomogła mu wejść do
środka, po czym zaprowadziła go do swojej sypialni.
- Połóż się, a ja pobiegnę do pana Stenersena. Z pewnością wie, kto ma w domu telefon, i
wezwie lekarza.
- Hildo? Co się dzieje? - Z salonu dobiegł ich zniecierpliwiony głos Ole Gabriela.
Elise pospieszyła do drzwi salonu i otworzyła je.
- To ja i Johan. Johan jest ranny i Hilda pobiegła po pomoc.
- Ranny? Czyżby potrącił go powóz?
- Nie, Lort-Anders dźgnął go nożem, ale Johan twierdzi, że rana nie jest zbyt głęboka.
- Dźgnął go nożem? - Ole Gabriel był wstrząśnięty.
Ku swojemu przerażeniu Elise zauważyła, że szwagier próbuje wstać z kanapy.
- Ależ nie, Ole Gabrielu, jesteś chory i nie wolno ci wstawać!
- Phi! - Prychnął rozzłoszczony. - Nie jestem aż tak chory, jakby chciała Hilda.
Wziął laskę, która była zawieszona na krześle obok, i podszedł do Elise niepewnym
krokiem.
- Nie mogę tutaj tak leżeć, kiedy Johan jest poważnie ranny, chyba rozumiesz.
Elise pobiegła z powrotem do Johana.
- Ole Gabriel tu idzie. Johan jęknął.
- Czy mogłabyś poszukać jakiegoś kawałka materiału, który mógłbym przycisnąć do rany?
Ole Gabriel musiał go usłyszeć, bo natychmiast zwrócił się do Elise.
- Tam w środku, w szyfonierze znajdziesz czyste ręczniki. Elise pospiesznie otworzyła szafę
i zobaczyła, że pościel leży zwinięta w kłębek. Czyżby Hilda jej nie prasowała i nie składała?
Wyjęła z szafy kilka pogniecionych, ale czystych poszewek na poduszki i podała je Johanowi.
Wcisnął je pod koszulę, która była przesiąknięta krwią. Elise chciała mu pomóc, ale on pokręcił
głową.
- Nic nie możesz zrobić W tej sytuacji. Po chwili wróciła Hilda. Była zdyszana.
- Pan Stenersen pobiegł do sąsiada, który ma telefon. Ole Gabriel posłał jej zirytowane
spojrzenie.
- Dlaczego sama nie mogłaś iść prosto do tego sąsiada?
- Nie wiedziałam, kto ma telefon.
- Masz w takim razie złą pamięć. Zaledwie kilka dni temu byłaś tam, żeby zatelefonować.
Hilda nie odpowiedziała, zacisnęła tylko usta. Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi
i do środka ostrożnie wszedł pan Stenersen.
- Zadzwoniłem do szpitala. Zaraz przyjedzie karetka. Mężczyzna wpatrywał się w Johana,
był wyraźnie poruszony.
- Naprawdę dźgnął pana jakiś przestępca? Tak na ulicy? Johan pokiwał głową.
- To okropne! Myślałem, że mieszkamy w cywilizowanym kraju.
- Zależy, w której części miasta się mieszka - stwierdził oschle Ole Gabriel. W tej samej
chwili chyba pożałował, że to powiedział, i zwrócił się do Elise.
- Nie zrozum mnie źle, Elise. Nie chciałem was urazić.
- Nie czuję się urażona, Ole Gabrielu. Masz rację. Większość bandytów mieszka po
wschodniej stronie rzeki. Podobno nawet policjanci nie mają odwagi poruszać się w okolicach
Lakkegata czy Vaterland po zmierzchu.
Pan Stenersen zwrócił się w jej stronę.
- To wy tam mieszkacie?
- Nie, już nie, ale dorastaliśmy w Andersengården, niedaleko szkoły na Sagene.
- Ale to przecież nie to samo co Lakkegata czy Vaterland?
- Niezupełnie, ale szajki z Vaterland grasują nawet w Maridalen i czasami współpracują z
bandą z Sagene albo z chłopakami z Rodeløkka.
Nie miała ochoty opowiadać mu o Lort-Andersie, bo wtedy zacząłby się z pewnością
zastanawiać, co Johan miał wspólnego z takim bandytą.
Hilda najwyraźniej o tym nie pomyślała.
- Jeden z nich nazywa się Lort-Anders. On już wcześniej gnębił Elise. Kiedyś złapał jej syna
i trzymał go za poręczą na moście, grożąc, że wrzuci go do wody.
Pan Stenersen wyglądał na jeszcze bardziej wstrząśniętego. Spojrzał na Elise.
- Jak wy w ogóle wytrzymujecie, mieszkając w pobliżu takich osób?
Elise chciała powiedzieć, że nie mają innego wyboru, ale ugryzła się w język.
- Mamy dobrych sąsiadów, to pomaga. Lort-Anders chodził przez krótki czas do tej samej
klasy, co Johan, ale nie chciało mu się kontynuować nauki. Myślę, że jest zazdrosny, że Johanowi
tak się powodzi, podczas gdy on nie ma ani pracy, ani wykształcenia. Nie skończył nawet szkoły
ludowej. Pan Stenersen podszedł do łóżka.
- Jeszcze pan krwawi?
Johan pokiwał głową. Elise zauważyła, jak bardzo zbladł. Stenersen pochylił się i spojrzał
na zakrwawione poszewki.
- Myślę, że potrzebujemy więcej czystych kawałków materiału. To ważne, żeby mocno
przyciskać je do rany, żeby przestała krwawić - zwrócił się do Hildy.
Hilda otworzyła szyfonierę, z której wyleciało zwinięte w kłębek prześcieradło. Chwyciła
je, zanim spadło na podłogę, i podała mu.
- Nie znam się na opatrywaniu ran - powiedziała przepraszającym tonem.
Ani na prowadzeniu gospodarstwa, pomyślała Elise, przypominając sobie słowa matki o
tym, jak ważne jest szorowanie podłóg, ścian i sufitu, pranie ubrań i wywieszanie ich na zewnątrz w
słońcu, kiedy tylko nadarza się taka możliwość, a potem składanie i prasowanie. Gdyby matka
zobaczyła szyfonierę Hildy, byłaby przerażona. Zwłaszcza dlatego, że Hilda miała teraz o wiele
lepszą pościel niż wtedy, kiedy mieszkały z matką. Hilda miała nawet porządne kołdry puchowe,
narzutę z szydełkowym obrębieniem i poszewki z haftem na mniejsze poduszki, które układa się na
większych. Na wszystkim wyszyty był monogram.
Elise pomogła Stenersenowi w złożeniu prześcieradła i usunęła zakrwawione poszewki.
Kiedy zobaczyła, jak bardzo są przesiąknięte krwią, poczuła, że na nowo ogarnia ją niepokój.
Znów rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Kiedy Hilda je otworzyła, okazało się, że
to pani Stenersen. Elise nigdy wcześniej jej nie widziała i zaskoczyło ją, że kobieta wygląda na
dużo starszą od swojego męża. Nie była też zbyt piękna, nic dziwnego, że jej mąż był oczarowany
Hildą.
- Przepraszam, ale na zewnątrz w wózku leży małe dziecko i krzyczy.
Elise natychmiast się podniosła. Zapomniała o małym Sigurdzie! Jak mogła! Przerażona
wybiegła na korytarz i zbiegła schodami do drzwi wejściowych.
Kiedy wyjęła Sigurda z wózka, zauważyła, że kocyk był przemoczony od deszczu, a
dziecko było zziębnięte. Jak mogła o nim zapomnieć! Jeśli poważnie się rozchoruje, to będzie jej
wina.
Wniosła chłopczyka do salonu, wzięła pled Ole Gabriela i owinęła nim dziecko, po czym
usiadła w fotelu bujanym i zaczęła je karmić w nadziei, że dziecko się uspokoi. Na szczęście Sigurd
przestał płakać i zaczął łapczywie jeść.
Po chwili podeszła do niej Hilda.
- Zapomniałaś o nim? - W jej głosie dało się słyszeć wzburzenie i wyrzut.
Elise kiwnęła głową, nic nie mówiąc. Przecież Hilda musi zrozumieć, że stało się tak tylko
dlatego, że była przerażona i myślała głównie o Johanie.
- Na Boga, Elise! Zapomnieć o noworodku, który moknie na zewnątrz?
Elise czuła, że do oczu napływają jej łzy. Przełknęła ślinę i powstrzymała chęć
zareagowania ciętą ripostą. Hilda nie ma nic do gadania, po tym jak sama nieraz zaniedbywała
swoich synów. Nawet po utracie Isaka zaniedbywała małego Gabriela.
Hilda westchnęła bezradnie i zostawiła ją samą.
Chwilę później wszedł Ole Gabriel.
- Byłam bezczelna i pożyczyłam twój pled Ole Gabrielu. Sigurd był przemoczony do suchej
nitki i zziębnięty. Jeśli się poważnie rozchoruje, nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Nie ma o czym mówić, oczywiście, że możesz pożyczyć pled. Ja go nie potrzebuję.
Słyszała, że ostrożnie usiadł na sofie. Odwróciła fotel bujany plecami do niego, żeby nie
widział jej podczas karmienia.
- To było straszne, Elise! Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo jestem wstrząśnięty. Coś
takiego, na naszej spokojnej ulicy!
- Lort-Anders i jego kumple pojawili się tutaj, bo pewnie dowiedzieli się, że ja tu jestem. To
ja byłam ich celem. Lort-Anders nadal uważa, że to moja wina, że dziewięć lat temu go złapano, i
przez cały ten czas szukał zemsty.
- A dlaczego Johan przyszedł?
- Stwierdził, że się spóźniam, i wyszedł mi na spotkanie.
- Więc rzucili się na niego?
- Johan pojawił się w momencie, kiedy Lort-Anders zaczął mnie dusić. Johan rzucił się na
niego od tyłu.
- Mówisz, że zaczął cię dusić? Chyba nie chcesz przez to powiedzieć, że zamierzał odebrać
ci życie?
- Ależ tak. Powiedział, że kiedy ze mną skończą, na zawsze przestanę oddychać.
- Ależ to okropne! Musisz iść na policję. To jest poważna sprawa. Co się teraz dzieje w tym
kraju? Zaledwie dwa miesiące temu na środku ulicy Karla Johana zastrzelono adwokata Strøma!
- Ale jego zastrzelił jakiś zwykły człowiek?
- To sprzedawca Wiborg. Uważał, że Strøm jest winny temu, że sklep splajtował.
- Czyli to samo: akt zemsty.
Ole Gabriel nie odpowiedział. Po chwili jednak się odezwał: - Słyszałem, jak kłóciłaś się z
Hildą, zanim od nas wyszłaś.
- Tak. Hilda uważała, że zachowałam się niegrzecznie wobec pana Stenersena, ponieważ
wyszłam. Odpowiedziałam jej, że przyszłam tu zobaczyć się z tobą, a nie z jej nowym sąsiadem.
Zapadła cisza. Elise była zadowolona, że Hilda i pan Stenersen byli teraz u Johana, kiedy
ona musiała nakarmić Sigurda. Jednocześnie niepokoiła się o męża i chciała jak najszybciej
skończyć.
Po chwili usłyszała: - Ale ty też zareagowałaś, jak rozumiem.
- Tak jak ci mówiłam, kiedy zostaliśmy sami. Wstydzę się za nią, ale ty jej broniłeś.
- Próbuję ją zrozumieć. Życie nauczyło mnie, że nie da się zmienić dorosłego człowieka.
Skrzywdziłem szesnastoletnią pracownicę fabryki i muszę ponieść konsekwencje tego zła, które
popełniłem. Nie mogę tak po prostu obwiniać Hildy za to, że nasze małżeństwo nie jest takie, jakie
powinno być. Różnica wieku jest zbyt duża i z czasem jeszcze się powiększyła, jeśli rozumiesz, co
mam na myśli. Hilda wciąż jest młoda, czasami jest prawie jak nastolatka, podczas gdy ja stałem się
starym człowiekiem.
- Nie jesteś stary, Ole Gabrielu. Masz zaledwie pięćdziesiąt kilka lat.
- Ale Hilda ma zaledwie dwadzieścia pięć. Mógłbym być jej ojcem.
- Mówisz, że skrzywdziłeś Hildę, ale ona na to pozwoliła. Doskonale pamiętam, jaka była
szczęśliwa, będąc z tobą, kiedy zasypywałeś ją prezentami.
- Właśnie w ten sposób ją skrzywdziłem. Kupiłem ją, dając jej prezenty. Dobrze
wiedziałem, ile dla niej znaczy odrobina luksusu.
- W takim razie obydwoje zawiniliście, ale Hilda musi się nauczyć ponosić konsekwencje
swoich czynów. Powiedziała ci tak, dopóki śmierć was nie rozłączy, i tej obietnicy musi dotrzymać.
Znów zrobiło się cicho.
Sigurd puścił jej sutek i zasnął. Zapięła bluzkę, podniosła się z krzesła i zaczęła z nim iść w
kierunku drzwi.
- Pójdę zobaczyć, co u Johana. Ole Gabriel westchnął głęboko.
- Wierna, obowiązkowa Elise.
- To nie ma nic wspólnego z obowiązkami. Johan i ja byliśmy razem od małego. Mam
szczęście.
Kiedy Elise weszła do sypialni Hildy, zobaczyła, że jej siostra siedzi obok pana Stenersena.
Ich krzesła stały bardzo blisko siebie. Johan leżał z zamkniętymi oczami.
- Śpi? - Słyszała, że w jej głosie brzmi strach. Hilda pokiwała twierdząco głową.
- Tak myślę. Cały czas leży z zamkniętymi oczami. Elise spojrzała na pana Stenersena.
- Czy pana żona wróciła do domu?
- Tak, przyszła tu tylko po to, żeby powiedzieć, że dziecko płacze. - Wyglądał na
zmartwionego. - Uznałem, że nie mogę was zostawić, zanim nie zobaczę, że ktoś po niego
przyjechał. Biedna pani Paulsen, jest taka przerażona.
Hilda przerażona? A dlaczego miałaby być przerażona? To nie jej mąż leży tutaj z raną
zadaną nożem w pierś! Hilda wyglądała na zawstydzoną.
- A jak tam mały Sigurd? Przemókł na deszczu? Elise pokiwała głową.
- Pozwoliłam sobie wziąć pled Ole Gabriela i otulić nim małego. Zapadł w sen, kiedy go
nakarmiłam.
- Mam nadzieję, że się nie rozchoruje.
- Ja też. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby mu się coś stało. Pan Stenersen posłał jej
spojrzenie pełne współczucia.
- Nic dziwnego, że pani o nim zapomniała po tym, co się wydarzyło.
Elise spuściła wzrok.
- To nie jest usprawiedliwienie. Matka nie może zapomnieć o swoim maleńkim dziecku i
pozwolić mu moknąć na deszczu.
W tej samej chwili usłyszeli, że na zewnątrz zatrzymał się jakiś powóz. Pan Stenersen wstał.
- Wyjdę i powiem im, że to tutaj.
Chwilę później wrócił razem z dwoma dobrze zbudowanymi mężczyznami, którzy mieli
nosze. Elise wydawało się, że ich rozpoznaje. To z pewnością tych dwóch, którzy przyszli kiedyś
po Emanuela.
Pan Stenersen musiał im najwyraźniej wytłumaczyć, co się stało, bo nie zadając żadnych
pytań, podeszli do łóżka, zbadali ranę Johana po czym ostrożnie go podnieśli i ułożyli na noszach.
Wynieśli go, nic nie mówiąc.
Elise położyła Sigurda na łóżku i pospieszyła za nimi. Widziała, jak wsuwają nosze do
czarnego wozu ze znakiem Czerwonego Krzyża.
- Jestem jego żoną. Czy mogę go odwiedzić wieczorem?
- Musi pani poczekać do jutra. Lekarz powinien go najpierw zbadać. - Teraz rozpoznała też
głos. To był ten sam człowiek.
Kiedy konie skręciły i pomknęły w stronę szpitala Ullevål, Elise stała, czując, że dławi ją w
gardle. Nie wiedziała, że pan Stenersen stoi za nią, dopóki nie usłyszała za sobą jego głosu.
- Myślałem, że Ullevål dostał automobil, którym będzie można transportować pacjentów.
- Może był zajęty.
- Niech się pani nie boi, pani Thoresen. Kiedy lekarz zaszyje ranę, pani mąż na pewno
szybko dojdzie do siebie. Myślę, że to nie jest głęboka rana.
Nie odpowiedziała, nie chciała mu pokazać, jak bardzo się boi. W ranę mogła się wdać
infekcja, poza tym Johan z pewnością utracił dużo krwi. Złożyła ręce i po cichu odmówiła modli-
twę o to, żeby Johan przeżył.
2
Kiedy przyszła do domu, Hugo odwrócił się i spojrzał na nią pytająco.
- Czy tata cię nie znalazł? Wyszedł ci na spotkanie, bo tak okropnie padało.
Wiedziała, że Hugo nie lubił zostawać sam z Jensine, Halfdanem i Elvirą. Bał się ciemności
i pomimo że był już taki duży, był niespokojny, kiedy ani jej, ani Johana nie było w domu.
- Ależ tak, spotkaliśmy się, ale tata upadł i się potłukł, więc musiał jechać do szpitala. Z
pewnością jutro wróci do domu.
- Upadł i się potłukł? Jak to?
- Zatoczył się i rymnął - powiedziała beztrosko Elvira. Hugo posłał jej rozgniewane
spojrzenie.
- Tata nie pije i się nie zatacza.
Jensine się zamyśliła, po czym najwyraźniej znalazła wytłumaczenie.
- W takim razie na pewno wpadł do dziury na drodze. Pani Jonsen mówi, że jest tak dużo
dziur, że niedługo będziemy mogli sadzić ziemniaki na całej Maridalsveien.
Elise zaniosła Sigurda na kuchenną ławy, żeby zdjąć mu mokrą pieluchę. W kuchni było
ciepło i przyjemnie, a on z pewnością był na wskroś przemoczony.
Hugo poszedł za nią.
- Evert tu był.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Evert był tutaj? Dzisiejszego wieczoru?
- Uhmm. Chciał o czymś porozmawiać i się zdziwił, że ciebie nie ma w domu.
- Chyba nie stało się nic złego?
- Chyba nie. Powiedział, że kiedy zacznie się szkoła, on nie będzie już dłużej pracował.
Adwokat mówi, że Evert musi poświęcić swój czas na naukę.
- A mówił, co słychać u pana Wang-Olafsena? Prosiłam Everta, żeby go zapytał, czy
przyjdzie do nas na niedzielny obiad, ale mam wrażenie, jakby on starał się trzymać od nas z
daleka. Nie widziałam go całe wieki.
- W takim razie wydaje mi się, że sama musisz do niego iść. Sama możesz go zapytać.
Dotknęło ją to. Hugo miał rację, powinna była tam iść dawno temu. Szczególnie kiedy się
dowiedziała, że zmarło jedno z jego wnucząt. Następnym razem kiedy przyjdzie Evert, prześle
przez niego krótki list z pytaniem, czy zechce do nich przyjść.
Sigurd na szczęście się rozgrzał. Pożyczyła pled Ole Gabriela, i teraz chude nóżki dziecka
były ciepłe. Uśmiechał się i gaworzył, kiedy go myła i zasypywała jego pupę mąką ziemniaczaną.
Potem owinęła wokół każdej nogi szmatkę, założyła pieluszkę, potem ceratkę, w końcu szare
flanelowe ubranko, po czym owinęła go w becik i zawiązała troczki. Nareszcie mogła usiąść, wziąć
go w ramiona i położyć przy piersi. Pomyślała o swojej sąsiadce, która miała już sześcioro
maluchów, a której niedawno urodziły się trojaczki. Dagny opowiadała, że ta kobieta każdego
wieczoru stała i liczyła wszystkie dzieci po kolei, żeby się upewnić, czy żadnego nie brakuje.
Wiele rzeczy słyszała od Dagny. Dziewczyna znała każdą rodzinę na Sagveien, i większość
rodzin z Maridalsveien. Była ciekawska i wiedziała prawie o wszystkim, co się działo w
poszczególnych domach. Pan Olsen nie znosił, kiedy najmłodsze dziecko krzyczało, więc matka
lała kilka kropel wódki na pierś maleństwa, żeby się uspokoiło. To zawsze pomagało. Pani Olsen
miała tyle mleka w piersiach, mówiła Dagny, że dawała pić też najstarszym dzieciom, kiedy o to
prosiły. W domu obok wdowy Jacobsen zmarło niedawno jedno dziecko - mała dziewczynka, która
chorowała na bronchit. Młodszy brat miał się nią zajmować, kiedy matka wyszła po zakupy.
Siedział i kołysał swoją małą siostrę i wpatrywał się w drobną, bladą twarzyczkę o niebieskich
oczach. Nagle zauważył, że z jej nosa leci biała piana i że ona już na niego nie patrzy. Przestraszył
się i pobiegł do sąsiadki, która natychmiast przyszła razem z nim do domu. Kiedy spojrzała na
małą, rozpłakała się. Dziecko nie żyło.
Elise wróciła myślami do Johana. Teraz leży w wąskim łóżku na wielkiej szpitalnej sali,
razem z ludźmi, którzy albo ulegli wypadkom, albo byli poważnie chorzy. Czy powiedział
lekarzowi, że Lort-Anders próbował odebrać mu życie? Czy lekarz zgłosi to na policję, czy może
ona powinna to zrobić?
Nie było wcale pewne, czy lekarze mają czas na takie rzeczy. Ole Gabriel powiedział, że
musi iść na policję, że to poważna sprawa. Kiedy skończy karmić Sigurda, znów będzie zmuszona
zostawić dzieci i wyjść.
Hugo głośno protestował.
- Na dworze jest ciemno! Nie możesz nas zostawić samych! Dagny mówiła, że Cyganie
ukrywają się tu w pobliżu i szukają dzieci, które będą mogli ukraść, bo policja zabrała im ich dzieci
i wsadziła je do więzienia.
- Co za głupoty! Nigdy nie słyszałam o tym, żeby Cyganie kradli czyjeś dzieci. Nie możesz
wierzyć we wszystko, co mówi Dagny, Hugo. Ona wymyśla więcej bajek niż Asbjørnsen i Moe.
- Ale to prawda, że niektóre cygańskie dzieci wtrącono do więzienia. Więzienie nazywa się
Svanviken.
- Svanviken to nie jest więzienie, tylko przymusowy obóz pracy. Cyganie mieszkają tam
razem ze swoimi dziećmi.
- Teraz kłamiesz. Zabrano im dzieci i oddano je jakimś innym ludziom. Dagny tego nie
zmyśliła, bo ja słyszałem, jak jej matka opowiadała o tym sąsiadce spod ósemki. Są ludzie, którzy
śledzą Cyganów i zabierają im dzieci siłą, bo im się nie chce pracować. Oni kradną nam jedzenie.
Elise zarzuciła szal na ramiona i skierowała się do drzwi. Przestało padać.
- Tutaj nie ma żadnych Cyganów, Hugo, a ja muszę wyjść. Wrócę za pół godziny.
Spiesząc wzdłuż Maridalsveien, myślała o tym, co powiedział Hugo. Co będzie, kiedy się
dowie, że jej dziadek był Cyganem? Czy będzie się wstydził? Musi wytłumaczyć mu pewne rzeczy,
przede wszystkim to, jak bardzo niemądrze, jej zdaniem, postępują władze, odbierając rodzicom ich
dzieci. Żeby tak się stało, Cyganie nie muszą nawet zrobić nic złego, wystarczy, że prowadzą
wędrowny tryb życia. No i że są Cyganami.
Odpędziła te myśli i zaczęła się przygotowywać do tego, co powie na policji. Gdyby to
wydarzyło się jeszcze kilka lat temu, w ogóle by jej nie wysłuchali, wzruszyliby tylko ramionami i
pomyśleli, że to z pewnością nic innego jak tylko zwykła pijacka bójka. Po tym jak pan Wang-
Olafsen pojawił się na komisariacie i z poważną miną dał im do zrozumienia, że jest bliskim
przyjacielem rodziny Thoresenów, oczekiwała, że nie odważą się ponownie okazać jej obojętności.
Rozpoznała mężczyznę, który akurat był na służbie. To ten sam oficer, który przesłuchiwał
ją po tym, jak zaginął Hugo, a ona odkryła, że porwał go Ansgar.
- Nazywam się Elise Thoresen. - Nie zdążyła powiedzieć więcej, kiedy on wyskoczył z
krzesła.
- Proszę bardzo, pani Thoresen, niech pani wejdzie i usiądzie. Czym mogę służyć?
Miała przebłysk, w którym zobaczyła go, jak siedzi na sofie w ich domu i niecierpliwie
bębni palcami o blat stołu, oskarżając ją o to, że pracuje na ulicy, kłamie i jest bezczelna. Teraz stał
przed nią wyprostowany niczym cynowy żołnierzyk i zachowywał się tak, jakby miał przed sobą
samego dyrektora Hjula albo Graaha. Ulżyło jej, ale jednocześnie była zbulwersowana. Była tym
samym człowiekiem co wtedy, ale jej bliska znajomość ze znanym i poważanym adwokatem, być
może też to, że jest pisarką, sprawiła, że traktował ją teraz jak jedną z tych z drugiej strony rzeki.
Usiadła i pokrótce opowiedziała mu, co przydarzyło się jej i Johanowi, i jakie były tego
skutki.
Wyglądał na wstrząśniętego.
- Dźgnął go nożem? Na ulicy, wczesnym wieczorem? Pokiwała głową.
- Już wcześniej nam groził, nie myślał o niczym innym tylko o zemście od momentu, kiedy
dziewięć lat temu został wsadzony do więzienia.
- Ja wiem, kim on jest. To on wystawił pani dziecko za barierkę na moście Beierbrua i
groził, że je wrzuci do wody, nieprawdaż?
Znów twierdząco pokiwała głową.
- Wątpię, żeby się odważył to zrobić na oczach wszystkich, którzy tam stali, ale to, co zrobił
dzisiaj, z pewnością było próbą zabójstwa.
- Zatroszczę się o to, żeby natychmiast wszczęto poszukiwania tego człowieka, pani
Thoresen. Nie spoczniemy, dopóki go nie znajdziemy, i może być pani pewna, że już nigdy więcej
nie będzie pani prześladował. Kolejne przestępstwo kwalifikuje go do otrzymania wyższej kary niż
za pierwszym razem, a teraz to jest co najmniej czwarte. On już siedział wcześniej, zanim dokonał
kradzieży w 1905 roku.
Elise wstała.
- Dziękuję. Cieszę się, że pan mi uwierzył, mimo że nie mam żadnych dowodów. Nikt nie
widział tego, co się stało, ale moja siostra, szwagier i ich sąsiad zajęli się mężem, kiedy do nich
przyszliśmy.
- Z pewnością i tak zrobimy z tym porządek, pani Thoresen. - Uśmiechnął się. - Proszę
pozdrowić adwokata, pana Wang-Olafsena.
3
Kiedy wróciła do domu, Hugo stał przed drzwiami wejściowymi z łopatą i szczypcami do
węgla.
- Ależ Hugo, mówiłam ci, że tu w pobliżu nie ma żadnych Cyganów!
- Skąd możesz to wiedzieć? Mogli się ukryć w naszej starej stajni albo w szopie.
- Jeśliby się tam schowali, to tylko po to, żeby gdzieś przenocować.
- Nie masz o tym pojęcia. Nawet nie wiesz, kto to jest Cygan.
O dziwo, zasnęła prawie od razu, pomimo że tak bardzo przejmowała się losem Johana.
Dopadło ją nieprzyjemne uczucie. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, jak źle to się mogło skończyć.
Mimo to powieki same jej się zamknęły i zapadła w sen.
Następnego ranka Dagny przyszła jak zwykle zaraz po tym, jak Hugo pobiegł do Magdy na
rogu. Miał szczęście, że przejął stanowisko Dagny i został tego lata chłopcem na posyłki u Magdy.
Dagny dostała tę samą pracę, którą miał Peder u panny Braathen, ale przedpołudniami pracowała u
Elise jako opiekunka. Szkoła się jeszcze nie zaczęła, nie było też pewne, czy ojciec Dagny pozwoli
jej do niej w tym roku chodzić. Johan na nowo podjął próbę przekonania go, ale było to daremne.
Ojciec zaczął wymieniać wszystkie inne dzieci, które znał i które nie chodziły do szkoły, a zamiast
tego pomagały, jak to powiedział, przeżyć rodzicom. W jego przypadku oznaczało to z pewnością
pieniądze na tanie wino, pomyślała rozzłoszczona Elise.
Znów się rozjaśniło i zrobiło się przyjemnie ciepło. Jednak lato jeszcze się nie skończyło,
tak jak jej się wydawało dzień wcześniej. Jak tylko nakarmiła Sigurda, a Dagny zabrała pozostałe
dzieci do ogrodu, Elise zasiadła do maszyny do pisania. Nie było sensu wybierać się z wizytą do
Johana, lekarz z pewnością jeszcze nie zdążył go zbadać tak wcześnie rano.
Nareszcie jej praca nad książką Walka matki zbliżała się do końca. Powinna dostarczyć ją
do wydawnictwa w przyszłym tygodniu. Liczyła się jednak z tym, że być może nie będą chcieli jej
przyjąć. Czuła się niepewnie, po tym jak Benedict Guldberg kazał jej zmienić kilka rozdziałów,
ponieważ nie podobało mu się, że traktują o rozwodzie.
Pomimo że jej dwie ostatnie książki dobrze się sprzedały, zarobione w ten sposób pieniądze
nie wystarczyły na utrzymanie rodziny. Na szczęście Johanowi udało się sprzedać kilka prac od
razu. Po tym jak wiele lat temu ukazały się Podcięte skrzydła, wydano jeszcze pięć jej książek:
zbiór nowel pt. Dym na rzece i powieści Córka przekupki, Birger Olsen z Sagene, Julia oraz Pomoc
domowa. Na kilku z nich dobrze zarobiła, ale z reszty miała mały dochód. Redaktor Guldberg
wydawał się jednak zadowolony. Powiedział, że jej książki sprzedają się lepiej niż wielu innych
autorów. Ale byt innych pisarek nie był uzależniony od ich honorariów, bo one były albo zamężne z
dobrze sytuowanymi mężczyznami, albo były ich córkami.
Dochody Johana były jeszcze mniej przewidywalne niż jej. Ostatnio znów zaczął
wspominać o tym, że musi sobie znaleźć coś innego, mimo że nie podobała mu się praca w firmie
Mobjerg & Co. W tej chwili nie było sensu niczego planować, najpierw muszą się dowiedzieć, jaki
jest jego stan.
Męczyła się z napisaniem ostatnich stron. Wiedziała już, jak ma wyglądać zakończenie, ale
nie umiała tego ubrać w słowa. Pozostałe książki, które napisała, były o czymś, o czym miała poję-
cie, ale teraz było inaczej. Tego dnia, kiedy Ansgar zabrał ze sobą Hugo, miała przedsmak tego, jak
to jest zostać zmuszonym przekazać swoje dziecko komuś innemu. Na szczęście dzięki panu Wang-
Olafsenowi skończyło się tylko na strachu. Teraz zmagała się, próbując sobie wyobrazić, jak to jest
być zmuszonym oddać swoje dziecko na zawsze. Postanowiła, że kolejna książka będzie traktowała
o czymś, o czym wie więcej.
Zastanawiała się, jakby to było natkąć się na obcą kobietę prowadzącą jej dziecko.
Przypomniała sobie, jak młodzi państwo Paulsen szli wzdłuż rzeki z małym Isakiem w wózku. Nie
zapomniała też tej okropnej niedzieli w kościele Gamie Aker, kiedy chłopczyk został ochrzczony, a
Hilda nie miała nic do powiedzenia na temat chrztu. Nawet nie mogła podjąć decyzji w sprawie
imienia własnego syna.
Elise usłyszała, że Dagny rozmawia z kimś na tyłach domu. Uniosła głowę i zaczęła
nasłuchiwać. Głosy należały do wuja Kristiana i ciotki Ulrikke. Jak zwykle zjawili się w momencie,
kiedy była w połowie ostatniego rozdziału! Mogłaby poprosić, żeby przyszli kiedy indziej, ale nie
miała sumienia tego zrobić. Dawno ich nie widziała, poza tym oni nie mieli innych krewnych w
mieście. Westchnęła, wstała z krzesła i wyszła na zewnątrz.
Ciotka Ulrikke odwróciła twarz w jej stronę, wyraźnie przerażona.
- Hugo mówi, że Johan leży w szpitalu, bo wpadł do głębokiego rowu i połamał sobie
niemal wszystkie kości!
Elise uśmiechnęła się.
- Hugo przesadza. To najprawdopodobniej żadne złamanie, tylko brzydka rana. Dla
pewności zatrzymali go przez noc w szpitalu, ponieważ stało się to wczoraj wieczorem.
Wuj Kristian spojrzał na nią pytająco.
- Czy to jakiś rów na Vøienvolden?
Elise zauważyła, że Dagny uważnie się przysłuchuje.
- Nie, nie, to było po drodze w kierunku ulicy Antona Schiøtza. Miał mi wyjść na spotkanie,
bo byłam z wizytą u chorego Ole Gabriela.
- A co tam u kierownika fabryki? Słyszałem pogłoski, że pogorszyło mu się od czasu, kiedy
się przeprowadzili.
- Tak, przez większość czasu leży. Na początku każdego dnia przychodziła do niego
pielęgniarka, ale ostatnio Hilda musi sama sobie ze wszystkim radzić. Kilka godzin w tygodniu
pracuje w ochronce dla biednych dzieci, ale poza tym musi być zarówno gospodynią domową, jak i
pielęgniarką. Ona, która jest przyzwyczajona do tego, że ma pokojówkę, kucharkę i opiekunkę do
dzieci! Ale usiądźcie, a ja nastawię kawę. Poza tym naprawdę potrzebuję teraz przerwy w pisaniu -
dodała.
Ulżyło jej, że rozmowa zeszła na temat Ole Gabriela i Hildy. Dagny nie może się
dowiedzieć, co się przydarzyło Johanowi, bo wtedy całe Sagene usłyszałoby o tym, zanim zapadnie
wieczór, pomyślała, nastawiając dzbanek z kawą i wyjmując filiżanki i kubki. Może Lort-Anders
myślał, że udało mu się zabić Johana - w takim razie musi się denerwować. A może myśli, że
policja jej nie uwierzy, kiedy to zgłosi? Nie było przecież przy tym żadnych świadków, ale tego nie
mógł być pewny. Jeśli zrozumie, że zaczęły się rozchodzić plotki, będzie mógł zapaść się pod
ziemię. Z pewnością miał wielu znajomych, którzy wiedzieli, gdzie będzie mógł się ukryć. Skoro
policja nie miała odwagi zapuszczać się wieczorami na Lakkegata, to tym bardziej nie odważy się
szukać łotrów w jeszcze gorszych dzielnicach.
Kiedy Elise weszła z tacą, ciotka Ulrikke podjęła temat.
- Nie stać ich nawet na pielęgniarkę? Nie wiedziałam, że tak u nich źle - powiedziała
przerażona.
- Ale przecież sprzedali dom? - powiedział wuj Kristian ze zdziwieniem w głosie. - Pan
Paulsen z pewnością dużo zarobił, sprzedając tę wspaniałą willę.
- Wydaje mi się, że był bardzo zadłużony. Wydawali więcej pieniędzy, niż on zarabiał.
Wuj Kristian pokręcił głową, wyraźnie wzburzony takim brakiem rozsądku.
- Przyszliśmy właściwie po to, żeby powiedzieć, że dostałem list od mojego brata. Eleonora
urodziła półtora roku temu córkę, wyszła dobrze za mąż i wydaje się zadowolona. Jej mąż figuruje
w aktach jako ojciec jej dziecka, nikt nawet nie wymienia imienia Kristiana.
- Zastanawiam się, czy napisała do Kristiana i opowiedziała mu o tym. To musi być dla
niego dziwne - wiedzieć, że ma córkę, której prawdopodobnie nigdy nie zobaczy.
- Myślę, że tak jest najlepiej, Elise. Nie byłoby mu łatwo żyć z Eleonorą, która jest taka
rozpieszczona.
- To prawda.
- Napisałem list do mojego brata kiedy powiedziałaś mi, jak Kristian został wyrzucony za
drzwi, nie uzyskawszy nawet pomocy w dotarciu do domu. On teraz przyznaje, że to było kary-
godne z jego strony. Stracił panowanie nad sobą, kiedy się dowiedział, że Eleonora jest w ciąży, i
prosi mnie, żebym w jego imieniu prosił was o wybaczenie. Mimo wszystko jesteście dziećmi
Jensine, jego siostrzeńcami i siostrzenicami, i jest mu bardzo przykro, że się tak zachował wobec
swojej rodziny.
Elise już miała coś powiedzieć, ale ciotka Ulrikke ją uprzedziła.
- Najwyższy czas, żeby przeprosić! Tyle czasu po tym, jak Kristian został wyrzucony za
drzwi!
Wuj Kristian pokiwał głową.
- Tak, najwyższy czas, ale mówi się, że lepiej późno niż wcale. Jeśli mam być szczery, to
nie sądziłem, że kiedykolwiek otrzymam odpowiedź na ten list, który wysłałem. Byłem w nim
dosyć ostry. A ty pewnie nie miałaś w ostatnim czasie żadnych wiadomości od Kristiana?
- Nie. Pytanie, czy w najbliższym czasie w ogóle będę miała jakieś wiadomości.
- Myślisz o wojnie i o parowcu australijskich linii pasażerskich, który wpłynął na minę?
- Z pewnością nie będzie to odosobniony przypadek.
- Zależy jakie będą losy naszej floty handlowej. Nie tylko ze względu na torpedy i miny, ale
istnieje obawa, że flota upadnie. Ilość transportów maleje katastrofalnie, jest o połowę niższa niż
przed wybuchem wojny. W porcie stoi wiele statków, które nie kursują.
Ciotka Ulrikke wtrąciła się do dyskusji.
- Ale w gazetach publikują nie tylko smutne wiadomości. Wczoraj podawali, że Roald
Amundsen nie przyjął dwóch tysięcy koron, które mu przydzielono na realizację wyprawy polarnej.
On chce, jak to powiedział, przyczynić się do ulżenia państwu i krajowi w trudnościach.
Wuj Kristian kiwał potakująco głową.
- A Tryggve Gran przeprowadził swój lot nad Morzem Północnym pomimo wybuchu
wojny. Przelot z Aberdeen do Jæren zajął mu pięć godzin. Kiedy przyjechał do Kristianii, z
aplauzem witała go ogromna rzesza ludzi. Pisano, że jego wyczyn pozwolił na moment zapomnieć
o wojnie.
- Żal mi tych wszystkich niemieckich i austriackich inżynierów, którzy musieli opuścić kraj,
bo byli w rezerwie - powiedziała z zamyśleniem ciotka Ulrikke. - Dworzec Wschodni był pełen,
kiedy odjeżdżali. Ludzie na przemian płakali, śmiali się i śpiewali pieśni, począwszy od
Deutschland über alles, a skończywszy na Gott erhalte Franz den Kaiser. Zamierzasz odwiedzić
Johana? - dodała ciotka, jak gdyby nagle przypomniała sobie, co się wydarzyło.
- Tak, zamierzałam zabrać ze sobą Sigurda i niedługo wyjść. Dagny pomoże Hugo zająć się
najmłodszymi.
- Teraz, kiedy Hugo i Jensine są więksi, nie potrzebujesz już chyba opiekunki do dziecka?
Elise zauważyła, że Dagny zamarła.
- Potrzebna mi pomoc przy Elvirze i Halfdanie. Muszę szybko skończyć książkę.
- Nie ma potrzeby, żebyś brała ze sobą Sigurda, możemy tu zostać i się nim zaopiekować,
gdy ciebie nie będzie.
Elise posłała ciotce spojrzenie, które mówiło, jak bardzo jej ulżyło.
- Moglibyście? To zaoszczędzi mi wiele czasu i sił, poza tym nie wiem, czy mogłabym
przyprowadzić ze sobą do szpitala małe dziecko. Dagny też się zaofiarowała, i wiem, że z pewno-
ścią by sobie poradziła, ale nie chcę, żeby musiała odpowiadać za wszystkie dzieci.
Elise obawiała się iść sama do szpitala, kiedy pomyślała, że Lort-Anders mógłby być gdzieś
w pobliżu. Z drugiej strony to chyba mało prawdopodobne, żeby odważył się tu przyjść po tym, co
zrobił.
Wuj Kristian pokiwał głową.
- Idź, Elise, i nie spiesz się. My nie mamy innych planów na dzisiaj.
Elise weszła do kuchni, zdjęła z siebie fartuch i założyła elegancki, letni kapelusz.
Cicho westchnęła, kiedy jej spojrzenie padło na maszynę do pisania. Może po spacerze
przejaśni jej się w głowie i gdy wróci do domu, pisanie będzie jej lepiej szło.
Ładna pogoda wyciągnęła ludzi z domu. Starsze kobiety, które nie były w stanie dłużej
pracować w fabrykach, wyszły na zewnątrz. W rękach miały koszyki i siatki na zakupy. Kilka
dziewczynek grało w klasy, podczas gdy chłopcy rzucali piłką. Z pewnością cieszyli się ostatnimi
dniami wolnymi od szkoły. Starszy mężczyzna rąbał drewno, a w wielu miejscach pranie suszyło
się na słońcu. Trzeba było wykorzystać dobrą aurę, zanim nadejdą jesienne deszcze.
Elise próbowała cieszyć się niezwykłym poczuciem wolności, kiedy tak szła, nie musząc
pchać wózka, nieść ciężkich zakupów, bez Elviry i Halfdana, ciągnących się za nią. Minęła chwila,
kiedy nagle naszły ją myśli o tym, co się wydarzyło wczoraj, i pełna obaw zaczęła się rozglądać na
boki, żeby sprawdzić, czy nikt za nią nie idzie. Lort-Anders nie był taki jak inni. Wyleciał ze szkoły
w pierwszej klasie i wszyscy wiedzieli, że było mu z tym ciężko. Może nie zrozumiał jeszcze
ciężaru swojego postępku i nadal był zdecydowany, żeby ją dopaść. On nie chciał się zemścić na
Johanie, wyszło jak wyszło, tylko dlatego że Johan się pojawił.
Doszła do kościoła na Sagene, przeszła przez ulicę i zaczęła pokonywać długi odcinek drogi
prowadzącej do szpitala. Przypomniała sobie ten dzień, kiedy przed oczami mignęła jej Valborg i
jakiś mężczyzna, którzy, przemknąwszy przez dziurę w płocie, wślizgnęli się do rozpadającej się
szopy. Valborg potknęła się i upadła, a chłopak wziął ją tak od razu. Nawet pamiętała, co
powiedział: Swoja dziewczyna! Nie nosi nic pod spodem - tak powinno być! Elise zaczerwieniła się
ze wstydu, ale jednocześnie poczuła lekkie ukłucie zazdrości i tęsknoty. Miała wrażenie, że cały
czas nie robi nic innego, tylko zajmuje się innymi: począwszy od chorej na suchoty matki, przez
młodszych braci, a na własnych dzieciach skończywszy. Nigdy nie mogła cieszyć się młodością,
beztroską i wolnością, zawsze był ktoś, kto na nią czekał, kto był ważniejszy od niej samej.
Dzisiaj, kiedy miała Johana, nie myślała już w ten sposób. Była jedną z tych szczęśliwych,
które poślubiły swoją wielką miłość; nikomu już nie zazdrościła.
Znowu obejrzała się za siebie. Jeszcze mogliby się pojawić jacyś ludzie: małżeństwo idące
ramię w ramię, chłopiec na posyłki przejeżdżający na rowerze albo człowiek rozwożący drewno,
podążający w tę samą stronę, co ona. Mogłaby nawet poprosić, żeby ją podwiózł. Ale droga była
pusta i opuszczona, nie było widać żywej duszy ani nie dało się słyszeć stukotu kół.
Nagle z krzaków rozległ się dźwięk. Elise przestraszyła się i zeszła na bok, na szczęście
okazało się, że to tylko sroka. Nie możesz być taka strachliwa, powiedziała sobie surowo. Skąd
Lort-Anders miałby wiedzieć, że ona właśnie teraz tu będzie? Być może domyślił się, że Johan
wylądował w szpitalu Ullevål i że ona będzie chciała go odwiedzić, ale nie mógł wiedzieć kiedy.
Poza tym musiałby być głupcem, żeby znowu czegoś próbować, skoro nawet nie wie, w jakim
Johan jest stanie.
Przyspieszyła kroku. Jakie to dziwnie, że jest tu tak pusto. Może z czasem wybudują tu
mieszkania dla robotników, skoro jest tu tyle miejsca do zagospodarowania. Mogliby postawić
więcej domów, gdzie słońce wpadałoby do każdego pomieszczenia, a mieszkańcy mogliby mieć
pod oknami zielone drzewa, krzewy i kwaty zamiast ciemnych podwórzy z cuchnącymi
wychodkami i śmietnikami.
Ale chyba najbardziej prawdopodobne jest to, że postawią tu bogate wille z ogrodami,
dużymi bramami z kutego żelaza przed podjazdem i garażami, w których będą stały automobile.
Znów się obejrzała. Szło za nią dwóch mężczyzn, ale nie mieli kapeluszy i lasek. Byli to
robotnicy ubrani w bluzy i kombinezony.
Lort-Anders nigdy się tak nie ubierał, zazwyczaj nosił się na czarno. Z pewnością dlatego,
żeby być jak najmniej widocznym w ciemności.
Mimo wszystko poczuła niepokój. Zaczęła biec. Dlaczego szpital był położony tak daleko
od skupisk ludzkich? Nie każdy miał powóz i konia, automobil albo pieniądze na bilet tramwajowy.
Powinni byli pomyśleć o tych, którzy muszą iść na piechotę.
Starała się nie odwracać i nie sprawdzać, czy mężczyźni, którzy szli za nią, również zaczęli
biec. Może myśleli, że ma coś na sumieniu, skoro tak nagle zaczęło jej się spieszyć. W końcu
jednak nie wytrzymała i odwróciła się. Musieli przyspieszyć, bo byli teraz o wiele bliżej. Serce
mocniej jej zabiło. Może mimo wszystko mieli coś wspólnego z Lort-Andersem? On wiedział, że
Elise była jedynym świadkiem tego, co zrobił. Już wcześniej jej nienawidził i pewnie zrobi
wszystko, żeby ją dopaść.
Boże, jakaż była głupia! Że też przyszło jej do głowy iść samej przez to pustkowie dzień po
tym, jak próbowali zabić Johana? Teraz zaczęła biec dużo szybciej.
4
W końcu daleko przed sobą dostrzegła szpitalną bramę. Znów odwróciła głowę i ku
swojemu zdziwieniu zauważyła, jak ci dwaj wspinają się na płot i znikają po drugiej stronie. Może
to jednak byli zwyczajni robotnicy, którzy mieli coś tam do zrobienia? Z ulgą zaczęła iść ku
wejściu do szpitala.
Uderzył ją zapach nafty. Jedna z pielęgniarek pokazała jej, jak dojść do sali, gdzie leżał
Johan. Między łóżkami stały parawany, co było pocieszające. Pomyśleć, co by było, gdyby w tym
samym pomieszczeniu, co osoby ranne, leżeli gruźlicy chorzy na ospę czy tyfus! Swoją drogą, obiło
jej się o uszy, że szpital dorobił się oddziału zakaźnego, więc pewnie tam leżały osoby, które cier-
piały na takie choroby.
Pielęgniarka odsunęła parawan na bok i Elise zobaczyła, ku swojemu zdziwieniu, że Johan
siedzi na brzegu łóżka kompletnie ubrany.
- Nikt się tobą nie zajął? Johan uśmiechnął się.
- Myślisz, że całą noc tak siedziałem? Właśnie się dowiedziałem, że mogę jechać do domu.
Zaszyli ranę i zbadali najdokładniej, jak tylko się dało. Potem dostałem jakiś proszek nasenny, po
którym spałem jak kamień, dopóki nie przyszli ze śniadaniem.
Elise westchnęła z ulgą i uściskała go.
- Jak dobrze to słyszeć! Tak bardzo się bałam, że będziesz miał jakieś wewnętrzne
obrażenia. Nie potrafiłam opowiedzieć dzieciom, co się naprawdę wydarzyło. Powiedziałam, że
upadłeś i się potłukłeś. Hugo powiedział potem Dagny, że połamałeś sobie wszystkie kości.
Wybuchnęli śmiechem.
- Ciotka Ulrikke i wuj Kristian zajmują się dziećmi. Przyszli, zanim zdążyłam wyjść, nie
musiałam więc pchać wózka pod wszystkie wzniesienia. Wuj Kristian dostał list od swojego brata.
Eleonore urodziła w zeszłym roku córkę i najwyraźniej jest zadowolona z męża, którego znalazł jej
ojciec.
Johan zmarszczył czoło.
- Myślę, że twój wuj, który jest w Ameryce, dziwnie się zachowuje. Dlaczego tak długo
zwlekał, żeby o tym napisać?
- Prosił o wybaczenie i napisał, że puściły mu nerwy, kiedy się dowiedział, że Eleonore
spodziewa się dziecka. Wuj Kristian uważa, że najlepiej by było, gdyby Kristian nie miał z nimi nic
wspólnego. Eleonore jest tak rozpieszczona, że na pewno nie byłoby mu z nią dobrze.
- Tak samo pomyślałem, ale to mimo wszystko musi być dla niego dziwne. Pamiętam, jak
bardzo mnie bolało, kiedy Agnes chciała zabrać Larsa do Ameryki, a ja wtedy jeszcze myślałem, że
on jest moim synem.
Elise pogłaskała go po włosach.
- Próbowałam dzisiaj napisać kilka stron ostatniego rozdziału, ale nie udało mi się.
Stwierdziłam, że dużo łatwiej jest pisać o czymś, czego samemu się doświadczyło, niż zmyślać.
Zasmakowałam tego, jak to jest, gdy trzeba oddać swoje dziecko, kiedy Ansgar zabrał Hugo,
chociaż trwało to tylko kilka godzin. Kristian nigdy nie widział swojej córki, ale to i tak może
sprawić ból.
Na twarzy Johana pojawił się grymas, kiedy ostrożnie podniósł się z łóżka. Z pewnością
bolała go rana i miejsca, w których były szwy.
- Nie możesz iść całą drogę pieszo.
- Oczywiście, że mogę. Przecież będziesz szła ze mną.
- Czy nie możemy ich poprosić, żeby posłali po woźnicę?
- Wcale nie jest lepiej podskakiwać w powozie, na drodze jest przecież tyle dziur. Poza tym
to kosztuje.
Na dworze stał automobil. Jakiś mężczyzna miał właśnie do niego wsiadać. Kiedy ich
zauważył, gwałtownie się zatrzymał.
- Czy to pani Thoresen?
Niepewnie skinęła głową. Było w nim coś znajomego, ale nie mogła sobie przypomnieć, kto
to.
- Z pewnością mnie pani nie poznaje. Jestem szefem wydawnictwa Grøndahl & Syn. Czy
mogę państwa gdzieś podwieźć?
Elise spojrzała zaskoczona na Johana po czym pospiesznie podeszła do szefa wydawnictwa.
- Mój mąż uległ wczoraj wieczorem wypadkowi i ma dużo szwów w boku. Byłabym bardzo
wdzięczna, gdyby mógł z panem kawałek podjechać.
- Ależ nie ma sprawy, oczywiście, że mogę państwa podwieźć. Proszę wsiadać i
powiedzieć, dokąd jedziemy.
- Czy leżał pan w szpitalu?
- Tylko na badaniach. Fałszywy alarm.
- To dobrze. Wydawnictwu na pewno nie jest łatwo radzić sobie bez szefa.
Uśmiechnęła się, a on wybuchł śmiechem.
- Nie ma ludzi niezastąpionych, pani Thoresen. Wsiedli do automobilu i kierowca ruszył.
- Czy pani się u nas wkrótce pojawi z manuskryptem, pani Thoresen? - zapytał z uśmiechem
szef wydawnictwa.
- Właśnie pracuję nad ostatnim rozdziałem książki, ale nie jestem do końca pewna, czy ją
zaakceptujecie. Panu Benedictowi Guldbergowi nie podobało się, że piszę o rozwodzie. Książka
opowiada o kobiecie, która była niewierna, więc jej mąż nie chce mieć z nią więcej nic wspólnego.
Pozwoliłam im wobec tego zamieszkać osobno. Opisanie rozpaczy matki, która musi oddać swoje
dzieci, było dla mnie najważniejsze. W książce poruszam też temat żalu i poczucia winy.
Szef wydawnictwa nic nie odpowiedział. Z pewnością był rozczarowany tematem, który
podjęła w swojej książce. Odwaga ją opuściła. Jeśli nie zechcą Walki matki, nie będą też z pewno-
ścią chcieli jej kolejnej książki. Co ona wtedy zrobi? Postara się o posadę w biurze?
Wydawało się, że mężczyzna był zatopiony w myślach, ale teraz odchrząknął, jakby chciał
coś powiedzieć.
- Myślę, że nadszedł czas na taką książkę. Z pewnością wzbudzi falę niezadowolenia, ale
faktem jest, że w ciągu ostatnich lat liczba rozwodów wzrosła. W czasach, w których żyjemy, dużo
jest lekkomyślności. Ludzie niszczą swoje małżeństwa, bo brak im siły charakteru i stałości
potrzebnych do walki ze swoimi popędami. To ważne, żeby młodzi stojący przed najważniejszym
wyborem w swoim życiu rozumieli jego powagę. Muszą zapytać samych siebie: Czy jestem gotów
postawić ukochaną osobę na pierwszym miejscu? Czy mogę ją uczynić szczęśliwą? Czy moja
miłość jest na tyle silna, żeby znieść przeciwności, które są potrzebne, żebym stał się dojrzałym
człowiekiem? Czy jestem gotów do tylu poświęceń, żeby przestać myśleć o sobie?
Elise słuchała ze zdziwieniem. Wyglądało na to, że szef wydawnictwa nie podzielał poglądu
pana Guldberga, że nie powinna pisać o rozwodzie. Wręcz przeciwnie.
- Myślę, że wiele z tych osób, które się rozwodzą i powtórnie zawierają związki małżeńskie,
odkrywają że ich pierwsze małżeństwo było równie dobre. Może z czasem okazuje się, że ten
człowiek, którego tak pożądali, ma jakieś cechy, które im się nie podobają. A co z dziećmi? Czy
rodzice o nich myślą?
Zwrócił się do Johana.
- Proszę wybaczyć panie Thoresen, zupełnie się zapomniałem z tego przejęcia. Mieszkają
państwo na Sagene, nieprawdaż?
Johan pokiwał głową.
- Na Maridalsveien 76, tuż obok gospodarstwa Biermannsgården.
- Cóż to za wypadek, któremu pan uległ?
- Ja... Upadłem na ostry kamień i mam brzydką ranę w boku. Szef wydawnictwa się
uśmiechnął.
- Czy nie jest pan za młody, żeby tracić równowagę podczas spaceru?
Johan roześmiał się; jego śmiech był wymuszony.
- Może za rzadko spaceruję. Większość dnia spędzam, stojąc bez ruchu w moim atelier.
- Pan jest rzeźbiarzem, nieprawdaż? Johan pokiwał głową.
- Chętnie obejrzałbym jakieś pana prace. Czy będę mógł kiedyś wpaść?
- Bardzo proszę. Pracuję w starej kuźni w gospodarstwie Vøienvolden.
- Czy zna pan Gustava Vigelanda?
- Niestety tylko ze słyszenia. Bardzo podziwiam jego i jego prace. Czytałem w gazecie, że
on sobie życzy, żeby przenieść planowany kompleks z fontanną ze Studenterlunden do Abelhaugen.
Żartownisie zastanawiali się, czy on zamierza zamienić całą Kristianię w galerię rzeźby.
Szef wydawnictwa roześmiał się.
- No tak, to może tak wyglądać. Osobiście, najbardziej podobają mi się jego wolnostojące
rzeźby, takie jak Mężczyzna i kobieta, Matka i dziecko oraz Lunatyczka. W nich przejawia się spo-
kojniejszy, bardziej klasyczny styl.
Johan pokiwał głową.
- Zgadzam się z panem. To właśnie ten styl, który ja sam próbuję wypracować.
Szef wydawnictwa posłał mu zamyślone spojrzenie.
- Jeśli spodoba mi się to, co pan robi, być może zlecimy panu wykonanie popiersia naszego
założyciela, Christophera Grøndahla?
Może też popiersie jego przyjaciela Hansa Nielsena Hauge? Gustav Vigeland wyrzeźbił
wiele takich popiersi znanych osób, między innymi Bjørnstjerne Bjørnsona, Henrika Wergelanda i
Camilli Collett. Elise zauważyła, że Johan się zarumienił. Spuścił głowę.
- Nie może mnie pan porównywać z Gustavem Vigelandem. W porównaniu z nim nic nie
znaczę.
- O tym zadecydują inni, panie Thoresen. Mimo to mam teraz chęć obejrzeć pana prace.
Zapadła cisza. Ani Elise, ani Johan nie wiedzieli, co mają powiedzieć, a szef wydawnictwa
wyglądał na pogrążonego w myślach.
W końcu dojechali na miejsce. Elise i Johan podziękowali i próbowali wyrazić, jak bardzo
są wdzięczni za podwiezienie.
Szef wydawnictwa tylko machnął ręką.
- W takim razie wpadnę któregoś dnia do pańskiego atelier na Vøienvolden. To będzie
interesujące.
Elise i Johan, przechodząc przez bramę, nie odezwali się ani słowem. Zachmurzyło się, a w
ogrodzie na tyłach domu było cicho, najprawdopodobniej wszyscy weszli do środka. Dopiero kiedy
znaleźli się za rogiem, Elise zatrzymała się i posłała mu uśmiech pełen zdumienia.
- Myślę, że nie mówił tego ot, tak. Jestem pewna, że przyjdzie.
- Ale to nie oznacza, że spodoba mu się to, co robię. Teraz pracuję nad popiersiem Elviry.
Myślę, że nazwę je po prostu Elvira.
- Mówiłeś, że masz ochotę to zrobić, ale nie wspominałeś, że już zacząłeś nad tym
pracować.
- Miałem przypływ inspiracji i zaszedłem już dość daleko.
- W takim razie jestem pewna, że to piękna praca, przede wszystkim ze względu na twoją
miłość do niej. - Spojrzała na niego i szeptem dodała: - Nic nie będziemy mówić o Lort-Andersie i
o tym, co się wydarzyło. Cieszę się, że przyjechaliśmy automobilem, bo obawiałam się, że znów się
na nich natkniemy.
- On nie jest aż tak głupi. Z pewnością jest przerażony tym, co zrobił. Nie wie, że
przeżyłem.
- Mogli się ukrywać i zauważyć, że przyjechał po ciebie wóz Czerwonego Krzyża.
- Ale to jeszcze nie oznacza, że przeżyłem.
- Zgłosiłam to na policję. Johan otworzył szeroko oczy.
- Naprawdę? A co oni powiedzieli?
- Oficer potraktował mnie tak, jakbym była królową. Johan zaśmiał się cicho.
- Nie odważył się potraktować ciebie inaczej, po tym jak pan Wang-Olafsen przywołał go
do porządku. Co zamierzają zrobić?
- Powiedział, że nie poddadzą się, dopóki go nie znajdą. Po czterech odsiadkach w
więzieniu kara będzie tak wysoka, że już nigdy go nie zobaczymy.
- Ale nie mamy żadnych dowodów.
- To samo powiedziałam, ale policjant stwierdził, że mam się tym w ogóle nie przejmować.
Uwierzył mi na słowo. Poza tym powiedziałam, że Hilda, Ole Gabriel i ich sąsiad zaopiekowali się
tobą, kiedy do nich przyszliśmy. Przecież widzieli, że okropnie krwawisz.
Johan zmarszczył czoło.
- Gdyby to był jeden z pijaczków z Lakkegata albo Vaterland i opowiedział im taką samą
historię, wyrzuciliby go za drzwi i nawet nie zadali sobie trudu, żeby odnaleźć winnego.
- Tak. Biedni i bogaci nie są traktowani na równi. Nawet nie są tak samo karani.
- Następnym razem wykonam rzeźbę przedstawiającą więźnia Akershus, z łańcuchami
wokół kostek, wychudzonego i obdartego, z pustym wyrazem twarzy. Cieszę się, że Lort-Anders
zostanie wtrącony do więzienia, bo jest łotrem, ale myślę o tych wszystkich, którzy nie zawinili
niczym innym, tylko kradzieżą chleba, bo nie mieli pieniędzy na jedzenie.
Elise zamyśliła się.
- Może kiedyś napiszę o tym książkę?
Drzwi się uchyliły i Jensine wybiegła im na spotkanie.
- Mamo! Tato! Wuj Kristian zbudował ogromną wieżę z zapałek, a Halfdan próbuje ją teraz
zniszczyć! Sigurd wyje, bo jest głodny, a ciotka Ulrikke jest zła, bo Elvira siedzi na nocniku na
środku kuchni i puszcza brzydkie bąki.
Nagle spojrzała na Johana, jakby nagle przypomniała sobie, co się z nim stało.
- Czy to prawda, że połamałeś wszystkie kości i że wpadłeś w ogromną dziurę na ulicy?
Johan uśmiechnął się.
- Nie było aż tak źle, ale wóz Czerwonego Krzyża zabrał mnie do szpitala Ullevål.
- Dagny opowiedziała o tym pani Jonsen, a ta była teraz u Magdy i na Sagveien i
rozpowiedziała to wszystkim babom, które tam stały i rozmawiały o wojnie. Kiedy pani Jonsen
wróciła, powiedziała, że to dobrze, że wpadłeś do dziury, bo one teraz zapomniały, że Niemcy nie
chcą nam sprzedawać chleba i że zimą zamarzniemy.
Wzięła Johana za rękę i pociągnęła go za sobą w stronę drzwi.
- Musisz powiedzieć wujowi Kristianowi i ciotce Ulrikke, jak duża była ta dziura. Hugo
mówi, że może jednak coś wypiłeś, bo dorośli mężczyźni nie upadają na ulicy, jeśli nie mają
taniego wina w kieszeni spodni.
Ciotka Ulrikke i wuj Kristian siedzieli na sofie i wyglądali na dosyć zmęczonych. Jak tylko
ich zobaczyli, podnieśli się z sofy, a ciotka Ulrikke wykrzyknęła: - Jak dobrze, że przyszliście!
Słońce zniknęło i w tym cienistym ogrodzie zrobiło się chłodno. Jak się czujesz, Johanie? Czy
połamałeś dużo żeber?
Johan, uśmiechając się, pokręcił z uśmiechem głową.
- Ani jednego. Dostałem tylko kilka eleganckich szwów na piersi.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Elise pospieszyła, żeby wyjąć filiżanki do kawy. Ciotka
Ulrikke zebrała te, które były używane, i zdążyła je już umyć. Elise ulżyło, że nie zanosiło się na
więcej pytań odnośnie wypadku.
- Nie przygotowuj już nic dla nas, Elise. Musimy iść do domu. Możliwe, że odwiedzi nas
dzisiaj sąsiad.
Ingulstad Frid Ciężkie Czasy
1 Kristiania, sierpień 1914 roku Elise zostawiła wózek i podbiegła do Johana. Uklękła obok niego, ledwo zauważając, że Lort-Anders zniknął w deszczu niczym mroczny cień. - Johan! Kochanie, co się stało? Johan jęknął i chwycił się za pierś, próbując wstać. - Dźgnął mnie nożem, cholerny drań! Elise zauważyła, że jego dłoń robi się czerwona od krwi. - Nie wolno ci się ruszać! Pobiegnę poszukać pomocy. - Rana nie jest głęboka, to nic takiego. - Udało mu się wstać, ale chwiał się na nogach. Elise pospieszyła, żeby go podtrzymać. Jego prawe ramię założyła sobie na szyję. - Dasz radę dojść do Hildy? - zapytała. - A co z dzieckiem? - Pociągnę wózek drugą ręką. Szli powoli, Johan musiał odczuwać silny ból, bo pojękiwał przy każdym kroku. Elise obawiała się, że może zemdleć albo, co gorsza, wykrwawi się, zanim dojdą do mieszkania Hildy. Na ulicy nie było żywej duszy, w tym miejscu stało tylko kilka domów. Rozważała, czy nie powinna do któregoś z nich zapukać, ale w oknach było ciemno, z pewnością nikogo tam nie było. - Jesteś pewien, że nie zranił cię głęboko? - Gdyby tak było, nie byłbym w stanie iść, a on nie dałby rady wyjąć noża. - Mocno krwawisz? - Nie myśl o tym. Chodźmy do Hildy. Słyszała w jego głosie ból i zmęczenie, ale może było mu słabo z powodu utraty krwi. Elise coraz silniej przepełniał niepokój. W końcu dotarli na miejsce. Elise zostawiła wózek na zewnątrz, na szczęście, pomimo deszczu, Sigurd spał. Johanowi udało się z pomocą Elise wejść po schodach. Hilda otworzyła drzwi. - Chryste Panie, co się stało? - Lort-Anders dźgnął Johana nożem! Hilda wydała stłumiony okrzyk przerażenia, chwyciła Johana i pomogła mu wejść do środka, po czym zaprowadziła go do swojej sypialni.
- Połóż się, a ja pobiegnę do pana Stenersena. Z pewnością wie, kto ma w domu telefon, i wezwie lekarza. - Hildo? Co się dzieje? - Z salonu dobiegł ich zniecierpliwiony głos Ole Gabriela. Elise pospieszyła do drzwi salonu i otworzyła je. - To ja i Johan. Johan jest ranny i Hilda pobiegła po pomoc. - Ranny? Czyżby potrącił go powóz? - Nie, Lort-Anders dźgnął go nożem, ale Johan twierdzi, że rana nie jest zbyt głęboka. - Dźgnął go nożem? - Ole Gabriel był wstrząśnięty. Ku swojemu przerażeniu Elise zauważyła, że szwagier próbuje wstać z kanapy. - Ależ nie, Ole Gabrielu, jesteś chory i nie wolno ci wstawać! - Phi! - Prychnął rozzłoszczony. - Nie jestem aż tak chory, jakby chciała Hilda. Wziął laskę, która była zawieszona na krześle obok, i podszedł do Elise niepewnym krokiem. - Nie mogę tutaj tak leżeć, kiedy Johan jest poważnie ranny, chyba rozumiesz. Elise pobiegła z powrotem do Johana. - Ole Gabriel tu idzie. Johan jęknął. - Czy mogłabyś poszukać jakiegoś kawałka materiału, który mógłbym przycisnąć do rany? Ole Gabriel musiał go usłyszeć, bo natychmiast zwrócił się do Elise. - Tam w środku, w szyfonierze znajdziesz czyste ręczniki. Elise pospiesznie otworzyła szafę i zobaczyła, że pościel leży zwinięta w kłębek. Czyżby Hilda jej nie prasowała i nie składała? Wyjęła z szafy kilka pogniecionych, ale czystych poszewek na poduszki i podała je Johanowi. Wcisnął je pod koszulę, która była przesiąknięta krwią. Elise chciała mu pomóc, ale on pokręcił głową. - Nic nie możesz zrobić W tej sytuacji. Po chwili wróciła Hilda. Była zdyszana. - Pan Stenersen pobiegł do sąsiada, który ma telefon. Ole Gabriel posłał jej zirytowane spojrzenie. - Dlaczego sama nie mogłaś iść prosto do tego sąsiada? - Nie wiedziałam, kto ma telefon. - Masz w takim razie złą pamięć. Zaledwie kilka dni temu byłaś tam, żeby zatelefonować. Hilda nie odpowiedziała, zacisnęła tylko usta. Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi i do środka ostrożnie wszedł pan Stenersen. - Zadzwoniłem do szpitala. Zaraz przyjedzie karetka. Mężczyzna wpatrywał się w Johana, był wyraźnie poruszony. - Naprawdę dźgnął pana jakiś przestępca? Tak na ulicy? Johan pokiwał głową.
- To okropne! Myślałem, że mieszkamy w cywilizowanym kraju. - Zależy, w której części miasta się mieszka - stwierdził oschle Ole Gabriel. W tej samej chwili chyba pożałował, że to powiedział, i zwrócił się do Elise. - Nie zrozum mnie źle, Elise. Nie chciałem was urazić. - Nie czuję się urażona, Ole Gabrielu. Masz rację. Większość bandytów mieszka po wschodniej stronie rzeki. Podobno nawet policjanci nie mają odwagi poruszać się w okolicach Lakkegata czy Vaterland po zmierzchu. Pan Stenersen zwrócił się w jej stronę. - To wy tam mieszkacie? - Nie, już nie, ale dorastaliśmy w Andersengården, niedaleko szkoły na Sagene. - Ale to przecież nie to samo co Lakkegata czy Vaterland? - Niezupełnie, ale szajki z Vaterland grasują nawet w Maridalen i czasami współpracują z bandą z Sagene albo z chłopakami z Rodeløkka. Nie miała ochoty opowiadać mu o Lort-Andersie, bo wtedy zacząłby się z pewnością zastanawiać, co Johan miał wspólnego z takim bandytą. Hilda najwyraźniej o tym nie pomyślała. - Jeden z nich nazywa się Lort-Anders. On już wcześniej gnębił Elise. Kiedyś złapał jej syna i trzymał go za poręczą na moście, grożąc, że wrzuci go do wody. Pan Stenersen wyglądał na jeszcze bardziej wstrząśniętego. Spojrzał na Elise. - Jak wy w ogóle wytrzymujecie, mieszkając w pobliżu takich osób? Elise chciała powiedzieć, że nie mają innego wyboru, ale ugryzła się w język. - Mamy dobrych sąsiadów, to pomaga. Lort-Anders chodził przez krótki czas do tej samej klasy, co Johan, ale nie chciało mu się kontynuować nauki. Myślę, że jest zazdrosny, że Johanowi tak się powodzi, podczas gdy on nie ma ani pracy, ani wykształcenia. Nie skończył nawet szkoły ludowej. Pan Stenersen podszedł do łóżka. - Jeszcze pan krwawi? Johan pokiwał głową. Elise zauważyła, jak bardzo zbladł. Stenersen pochylił się i spojrzał na zakrwawione poszewki. - Myślę, że potrzebujemy więcej czystych kawałków materiału. To ważne, żeby mocno przyciskać je do rany, żeby przestała krwawić - zwrócił się do Hildy. Hilda otworzyła szyfonierę, z której wyleciało zwinięte w kłębek prześcieradło. Chwyciła je, zanim spadło na podłogę, i podała mu. - Nie znam się na opatrywaniu ran - powiedziała przepraszającym tonem.
Ani na prowadzeniu gospodarstwa, pomyślała Elise, przypominając sobie słowa matki o tym, jak ważne jest szorowanie podłóg, ścian i sufitu, pranie ubrań i wywieszanie ich na zewnątrz w słońcu, kiedy tylko nadarza się taka możliwość, a potem składanie i prasowanie. Gdyby matka zobaczyła szyfonierę Hildy, byłaby przerażona. Zwłaszcza dlatego, że Hilda miała teraz o wiele lepszą pościel niż wtedy, kiedy mieszkały z matką. Hilda miała nawet porządne kołdry puchowe, narzutę z szydełkowym obrębieniem i poszewki z haftem na mniejsze poduszki, które układa się na większych. Na wszystkim wyszyty był monogram. Elise pomogła Stenersenowi w złożeniu prześcieradła i usunęła zakrwawione poszewki. Kiedy zobaczyła, jak bardzo są przesiąknięte krwią, poczuła, że na nowo ogarnia ją niepokój. Znów rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Kiedy Hilda je otworzyła, okazało się, że to pani Stenersen. Elise nigdy wcześniej jej nie widziała i zaskoczyło ją, że kobieta wygląda na dużo starszą od swojego męża. Nie była też zbyt piękna, nic dziwnego, że jej mąż był oczarowany Hildą. - Przepraszam, ale na zewnątrz w wózku leży małe dziecko i krzyczy. Elise natychmiast się podniosła. Zapomniała o małym Sigurdzie! Jak mogła! Przerażona wybiegła na korytarz i zbiegła schodami do drzwi wejściowych. Kiedy wyjęła Sigurda z wózka, zauważyła, że kocyk był przemoczony od deszczu, a dziecko było zziębnięte. Jak mogła o nim zapomnieć! Jeśli poważnie się rozchoruje, to będzie jej wina. Wniosła chłopczyka do salonu, wzięła pled Ole Gabriela i owinęła nim dziecko, po czym usiadła w fotelu bujanym i zaczęła je karmić w nadziei, że dziecko się uspokoi. Na szczęście Sigurd przestał płakać i zaczął łapczywie jeść. Po chwili podeszła do niej Hilda. - Zapomniałaś o nim? - W jej głosie dało się słyszeć wzburzenie i wyrzut. Elise kiwnęła głową, nic nie mówiąc. Przecież Hilda musi zrozumieć, że stało się tak tylko dlatego, że była przerażona i myślała głównie o Johanie. - Na Boga, Elise! Zapomnieć o noworodku, który moknie na zewnątrz? Elise czuła, że do oczu napływają jej łzy. Przełknęła ślinę i powstrzymała chęć zareagowania ciętą ripostą. Hilda nie ma nic do gadania, po tym jak sama nieraz zaniedbywała swoich synów. Nawet po utracie Isaka zaniedbywała małego Gabriela. Hilda westchnęła bezradnie i zostawiła ją samą. Chwilę później wszedł Ole Gabriel. - Byłam bezczelna i pożyczyłam twój pled Ole Gabrielu. Sigurd był przemoczony do suchej nitki i zziębnięty. Jeśli się poważnie rozchoruje, nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Nie ma o czym mówić, oczywiście, że możesz pożyczyć pled. Ja go nie potrzebuję. Słyszała, że ostrożnie usiadł na sofie. Odwróciła fotel bujany plecami do niego, żeby nie widział jej podczas karmienia. - To było straszne, Elise! Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo jestem wstrząśnięty. Coś takiego, na naszej spokojnej ulicy! - Lort-Anders i jego kumple pojawili się tutaj, bo pewnie dowiedzieli się, że ja tu jestem. To ja byłam ich celem. Lort-Anders nadal uważa, że to moja wina, że dziewięć lat temu go złapano, i przez cały ten czas szukał zemsty. - A dlaczego Johan przyszedł? - Stwierdził, że się spóźniam, i wyszedł mi na spotkanie. - Więc rzucili się na niego? - Johan pojawił się w momencie, kiedy Lort-Anders zaczął mnie dusić. Johan rzucił się na niego od tyłu. - Mówisz, że zaczął cię dusić? Chyba nie chcesz przez to powiedzieć, że zamierzał odebrać ci życie? - Ależ tak. Powiedział, że kiedy ze mną skończą, na zawsze przestanę oddychać. - Ależ to okropne! Musisz iść na policję. To jest poważna sprawa. Co się teraz dzieje w tym kraju? Zaledwie dwa miesiące temu na środku ulicy Karla Johana zastrzelono adwokata Strøma! - Ale jego zastrzelił jakiś zwykły człowiek? - To sprzedawca Wiborg. Uważał, że Strøm jest winny temu, że sklep splajtował. - Czyli to samo: akt zemsty. Ole Gabriel nie odpowiedział. Po chwili jednak się odezwał: - Słyszałem, jak kłóciłaś się z Hildą, zanim od nas wyszłaś. - Tak. Hilda uważała, że zachowałam się niegrzecznie wobec pana Stenersena, ponieważ wyszłam. Odpowiedziałam jej, że przyszłam tu zobaczyć się z tobą, a nie z jej nowym sąsiadem. Zapadła cisza. Elise była zadowolona, że Hilda i pan Stenersen byli teraz u Johana, kiedy ona musiała nakarmić Sigurda. Jednocześnie niepokoiła się o męża i chciała jak najszybciej skończyć. Po chwili usłyszała: - Ale ty też zareagowałaś, jak rozumiem. - Tak jak ci mówiłam, kiedy zostaliśmy sami. Wstydzę się za nią, ale ty jej broniłeś. - Próbuję ją zrozumieć. Życie nauczyło mnie, że nie da się zmienić dorosłego człowieka. Skrzywdziłem szesnastoletnią pracownicę fabryki i muszę ponieść konsekwencje tego zła, które popełniłem. Nie mogę tak po prostu obwiniać Hildy za to, że nasze małżeństwo nie jest takie, jakie powinno być. Różnica wieku jest zbyt duża i z czasem jeszcze się powiększyła, jeśli rozumiesz, co
mam na myśli. Hilda wciąż jest młoda, czasami jest prawie jak nastolatka, podczas gdy ja stałem się starym człowiekiem. - Nie jesteś stary, Ole Gabrielu. Masz zaledwie pięćdziesiąt kilka lat. - Ale Hilda ma zaledwie dwadzieścia pięć. Mógłbym być jej ojcem. - Mówisz, że skrzywdziłeś Hildę, ale ona na to pozwoliła. Doskonale pamiętam, jaka była szczęśliwa, będąc z tobą, kiedy zasypywałeś ją prezentami. - Właśnie w ten sposób ją skrzywdziłem. Kupiłem ją, dając jej prezenty. Dobrze wiedziałem, ile dla niej znaczy odrobina luksusu. - W takim razie obydwoje zawiniliście, ale Hilda musi się nauczyć ponosić konsekwencje swoich czynów. Powiedziała ci tak, dopóki śmierć was nie rozłączy, i tej obietnicy musi dotrzymać. Znów zrobiło się cicho. Sigurd puścił jej sutek i zasnął. Zapięła bluzkę, podniosła się z krzesła i zaczęła z nim iść w kierunku drzwi. - Pójdę zobaczyć, co u Johana. Ole Gabriel westchnął głęboko. - Wierna, obowiązkowa Elise. - To nie ma nic wspólnego z obowiązkami. Johan i ja byliśmy razem od małego. Mam szczęście. Kiedy Elise weszła do sypialni Hildy, zobaczyła, że jej siostra siedzi obok pana Stenersena. Ich krzesła stały bardzo blisko siebie. Johan leżał z zamkniętymi oczami. - Śpi? - Słyszała, że w jej głosie brzmi strach. Hilda pokiwała twierdząco głową. - Tak myślę. Cały czas leży z zamkniętymi oczami. Elise spojrzała na pana Stenersena. - Czy pana żona wróciła do domu? - Tak, przyszła tu tylko po to, żeby powiedzieć, że dziecko płacze. - Wyglądał na zmartwionego. - Uznałem, że nie mogę was zostawić, zanim nie zobaczę, że ktoś po niego przyjechał. Biedna pani Paulsen, jest taka przerażona. Hilda przerażona? A dlaczego miałaby być przerażona? To nie jej mąż leży tutaj z raną zadaną nożem w pierś! Hilda wyglądała na zawstydzoną. - A jak tam mały Sigurd? Przemókł na deszczu? Elise pokiwała głową. - Pozwoliłam sobie wziąć pled Ole Gabriela i otulić nim małego. Zapadł w sen, kiedy go nakarmiłam. - Mam nadzieję, że się nie rozchoruje. - Ja też. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby mu się coś stało. Pan Stenersen posłał jej spojrzenie pełne współczucia. - Nic dziwnego, że pani o nim zapomniała po tym, co się wydarzyło.
Elise spuściła wzrok. - To nie jest usprawiedliwienie. Matka nie może zapomnieć o swoim maleńkim dziecku i pozwolić mu moknąć na deszczu. W tej samej chwili usłyszeli, że na zewnątrz zatrzymał się jakiś powóz. Pan Stenersen wstał. - Wyjdę i powiem im, że to tutaj. Chwilę później wrócił razem z dwoma dobrze zbudowanymi mężczyznami, którzy mieli nosze. Elise wydawało się, że ich rozpoznaje. To z pewnością tych dwóch, którzy przyszli kiedyś po Emanuela. Pan Stenersen musiał im najwyraźniej wytłumaczyć, co się stało, bo nie zadając żadnych pytań, podeszli do łóżka, zbadali ranę Johana po czym ostrożnie go podnieśli i ułożyli na noszach. Wynieśli go, nic nie mówiąc. Elise położyła Sigurda na łóżku i pospieszyła za nimi. Widziała, jak wsuwają nosze do czarnego wozu ze znakiem Czerwonego Krzyża. - Jestem jego żoną. Czy mogę go odwiedzić wieczorem? - Musi pani poczekać do jutra. Lekarz powinien go najpierw zbadać. - Teraz rozpoznała też głos. To był ten sam człowiek. Kiedy konie skręciły i pomknęły w stronę szpitala Ullevål, Elise stała, czując, że dławi ją w gardle. Nie wiedziała, że pan Stenersen stoi za nią, dopóki nie usłyszała za sobą jego głosu. - Myślałem, że Ullevål dostał automobil, którym będzie można transportować pacjentów. - Może był zajęty. - Niech się pani nie boi, pani Thoresen. Kiedy lekarz zaszyje ranę, pani mąż na pewno szybko dojdzie do siebie. Myślę, że to nie jest głęboka rana. Nie odpowiedziała, nie chciała mu pokazać, jak bardzo się boi. W ranę mogła się wdać infekcja, poza tym Johan z pewnością utracił dużo krwi. Złożyła ręce i po cichu odmówiła modli- twę o to, żeby Johan przeżył.
2 Kiedy przyszła do domu, Hugo odwrócił się i spojrzał na nią pytająco. - Czy tata cię nie znalazł? Wyszedł ci na spotkanie, bo tak okropnie padało. Wiedziała, że Hugo nie lubił zostawać sam z Jensine, Halfdanem i Elvirą. Bał się ciemności i pomimo że był już taki duży, był niespokojny, kiedy ani jej, ani Johana nie było w domu. - Ależ tak, spotkaliśmy się, ale tata upadł i się potłukł, więc musiał jechać do szpitala. Z pewnością jutro wróci do domu. - Upadł i się potłukł? Jak to? - Zatoczył się i rymnął - powiedziała beztrosko Elvira. Hugo posłał jej rozgniewane spojrzenie. - Tata nie pije i się nie zatacza. Jensine się zamyśliła, po czym najwyraźniej znalazła wytłumaczenie. - W takim razie na pewno wpadł do dziury na drodze. Pani Jonsen mówi, że jest tak dużo dziur, że niedługo będziemy mogli sadzić ziemniaki na całej Maridalsveien. Elise zaniosła Sigurda na kuchenną ławy, żeby zdjąć mu mokrą pieluchę. W kuchni było ciepło i przyjemnie, a on z pewnością był na wskroś przemoczony. Hugo poszedł za nią. - Evert tu był. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Evert był tutaj? Dzisiejszego wieczoru? - Uhmm. Chciał o czymś porozmawiać i się zdziwił, że ciebie nie ma w domu. - Chyba nie stało się nic złego? - Chyba nie. Powiedział, że kiedy zacznie się szkoła, on nie będzie już dłużej pracował. Adwokat mówi, że Evert musi poświęcić swój czas na naukę. - A mówił, co słychać u pana Wang-Olafsena? Prosiłam Everta, żeby go zapytał, czy przyjdzie do nas na niedzielny obiad, ale mam wrażenie, jakby on starał się trzymać od nas z daleka. Nie widziałam go całe wieki. - W takim razie wydaje mi się, że sama musisz do niego iść. Sama możesz go zapytać. Dotknęło ją to. Hugo miał rację, powinna była tam iść dawno temu. Szczególnie kiedy się dowiedziała, że zmarło jedno z jego wnucząt. Następnym razem kiedy przyjdzie Evert, prześle przez niego krótki list z pytaniem, czy zechce do nich przyjść. Sigurd na szczęście się rozgrzał. Pożyczyła pled Ole Gabriela, i teraz chude nóżki dziecka były ciepłe. Uśmiechał się i gaworzył, kiedy go myła i zasypywała jego pupę mąką ziemniaczaną.
Potem owinęła wokół każdej nogi szmatkę, założyła pieluszkę, potem ceratkę, w końcu szare flanelowe ubranko, po czym owinęła go w becik i zawiązała troczki. Nareszcie mogła usiąść, wziąć go w ramiona i położyć przy piersi. Pomyślała o swojej sąsiadce, która miała już sześcioro maluchów, a której niedawno urodziły się trojaczki. Dagny opowiadała, że ta kobieta każdego wieczoru stała i liczyła wszystkie dzieci po kolei, żeby się upewnić, czy żadnego nie brakuje. Wiele rzeczy słyszała od Dagny. Dziewczyna znała każdą rodzinę na Sagveien, i większość rodzin z Maridalsveien. Była ciekawska i wiedziała prawie o wszystkim, co się działo w poszczególnych domach. Pan Olsen nie znosił, kiedy najmłodsze dziecko krzyczało, więc matka lała kilka kropel wódki na pierś maleństwa, żeby się uspokoiło. To zawsze pomagało. Pani Olsen miała tyle mleka w piersiach, mówiła Dagny, że dawała pić też najstarszym dzieciom, kiedy o to prosiły. W domu obok wdowy Jacobsen zmarło niedawno jedno dziecko - mała dziewczynka, która chorowała na bronchit. Młodszy brat miał się nią zajmować, kiedy matka wyszła po zakupy. Siedział i kołysał swoją małą siostrę i wpatrywał się w drobną, bladą twarzyczkę o niebieskich oczach. Nagle zauważył, że z jej nosa leci biała piana i że ona już na niego nie patrzy. Przestraszył się i pobiegł do sąsiadki, która natychmiast przyszła razem z nim do domu. Kiedy spojrzała na małą, rozpłakała się. Dziecko nie żyło. Elise wróciła myślami do Johana. Teraz leży w wąskim łóżku na wielkiej szpitalnej sali, razem z ludźmi, którzy albo ulegli wypadkom, albo byli poważnie chorzy. Czy powiedział lekarzowi, że Lort-Anders próbował odebrać mu życie? Czy lekarz zgłosi to na policję, czy może ona powinna to zrobić? Nie było wcale pewne, czy lekarze mają czas na takie rzeczy. Ole Gabriel powiedział, że musi iść na policję, że to poważna sprawa. Kiedy skończy karmić Sigurda, znów będzie zmuszona zostawić dzieci i wyjść. Hugo głośno protestował. - Na dworze jest ciemno! Nie możesz nas zostawić samych! Dagny mówiła, że Cyganie ukrywają się tu w pobliżu i szukają dzieci, które będą mogli ukraść, bo policja zabrała im ich dzieci i wsadziła je do więzienia. - Co za głupoty! Nigdy nie słyszałam o tym, żeby Cyganie kradli czyjeś dzieci. Nie możesz wierzyć we wszystko, co mówi Dagny, Hugo. Ona wymyśla więcej bajek niż Asbjørnsen i Moe. - Ale to prawda, że niektóre cygańskie dzieci wtrącono do więzienia. Więzienie nazywa się Svanviken. - Svanviken to nie jest więzienie, tylko przymusowy obóz pracy. Cyganie mieszkają tam razem ze swoimi dziećmi.
- Teraz kłamiesz. Zabrano im dzieci i oddano je jakimś innym ludziom. Dagny tego nie zmyśliła, bo ja słyszałem, jak jej matka opowiadała o tym sąsiadce spod ósemki. Są ludzie, którzy śledzą Cyganów i zabierają im dzieci siłą, bo im się nie chce pracować. Oni kradną nam jedzenie. Elise zarzuciła szal na ramiona i skierowała się do drzwi. Przestało padać. - Tutaj nie ma żadnych Cyganów, Hugo, a ja muszę wyjść. Wrócę za pół godziny. Spiesząc wzdłuż Maridalsveien, myślała o tym, co powiedział Hugo. Co będzie, kiedy się dowie, że jej dziadek był Cyganem? Czy będzie się wstydził? Musi wytłumaczyć mu pewne rzeczy, przede wszystkim to, jak bardzo niemądrze, jej zdaniem, postępują władze, odbierając rodzicom ich dzieci. Żeby tak się stało, Cyganie nie muszą nawet zrobić nic złego, wystarczy, że prowadzą wędrowny tryb życia. No i że są Cyganami. Odpędziła te myśli i zaczęła się przygotowywać do tego, co powie na policji. Gdyby to wydarzyło się jeszcze kilka lat temu, w ogóle by jej nie wysłuchali, wzruszyliby tylko ramionami i pomyśleli, że to z pewnością nic innego jak tylko zwykła pijacka bójka. Po tym jak pan Wang- Olafsen pojawił się na komisariacie i z poważną miną dał im do zrozumienia, że jest bliskim przyjacielem rodziny Thoresenów, oczekiwała, że nie odważą się ponownie okazać jej obojętności. Rozpoznała mężczyznę, który akurat był na służbie. To ten sam oficer, który przesłuchiwał ją po tym, jak zaginął Hugo, a ona odkryła, że porwał go Ansgar. - Nazywam się Elise Thoresen. - Nie zdążyła powiedzieć więcej, kiedy on wyskoczył z krzesła. - Proszę bardzo, pani Thoresen, niech pani wejdzie i usiądzie. Czym mogę służyć? Miała przebłysk, w którym zobaczyła go, jak siedzi na sofie w ich domu i niecierpliwie bębni palcami o blat stołu, oskarżając ją o to, że pracuje na ulicy, kłamie i jest bezczelna. Teraz stał przed nią wyprostowany niczym cynowy żołnierzyk i zachowywał się tak, jakby miał przed sobą samego dyrektora Hjula albo Graaha. Ulżyło jej, ale jednocześnie była zbulwersowana. Była tym samym człowiekiem co wtedy, ale jej bliska znajomość ze znanym i poważanym adwokatem, być może też to, że jest pisarką, sprawiła, że traktował ją teraz jak jedną z tych z drugiej strony rzeki. Usiadła i pokrótce opowiedziała mu, co przydarzyło się jej i Johanowi, i jakie były tego skutki. Wyglądał na wstrząśniętego. - Dźgnął go nożem? Na ulicy, wczesnym wieczorem? Pokiwała głową. - Już wcześniej nam groził, nie myślał o niczym innym tylko o zemście od momentu, kiedy dziewięć lat temu został wsadzony do więzienia.
- Ja wiem, kim on jest. To on wystawił pani dziecko za barierkę na moście Beierbrua i groził, że je wrzuci do wody, nieprawdaż? Znów twierdząco pokiwała głową. - Wątpię, żeby się odważył to zrobić na oczach wszystkich, którzy tam stali, ale to, co zrobił dzisiaj, z pewnością było próbą zabójstwa. - Zatroszczę się o to, żeby natychmiast wszczęto poszukiwania tego człowieka, pani Thoresen. Nie spoczniemy, dopóki go nie znajdziemy, i może być pani pewna, że już nigdy więcej nie będzie pani prześladował. Kolejne przestępstwo kwalifikuje go do otrzymania wyższej kary niż za pierwszym razem, a teraz to jest co najmniej czwarte. On już siedział wcześniej, zanim dokonał kradzieży w 1905 roku. Elise wstała. - Dziękuję. Cieszę się, że pan mi uwierzył, mimo że nie mam żadnych dowodów. Nikt nie widział tego, co się stało, ale moja siostra, szwagier i ich sąsiad zajęli się mężem, kiedy do nich przyszliśmy. - Z pewnością i tak zrobimy z tym porządek, pani Thoresen. - Uśmiechnął się. - Proszę pozdrowić adwokata, pana Wang-Olafsena.
3 Kiedy wróciła do domu, Hugo stał przed drzwiami wejściowymi z łopatą i szczypcami do węgla. - Ależ Hugo, mówiłam ci, że tu w pobliżu nie ma żadnych Cyganów! - Skąd możesz to wiedzieć? Mogli się ukryć w naszej starej stajni albo w szopie. - Jeśliby się tam schowali, to tylko po to, żeby gdzieś przenocować. - Nie masz o tym pojęcia. Nawet nie wiesz, kto to jest Cygan. O dziwo, zasnęła prawie od razu, pomimo że tak bardzo przejmowała się losem Johana. Dopadło ją nieprzyjemne uczucie. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, jak źle to się mogło skończyć. Mimo to powieki same jej się zamknęły i zapadła w sen. Następnego ranka Dagny przyszła jak zwykle zaraz po tym, jak Hugo pobiegł do Magdy na rogu. Miał szczęście, że przejął stanowisko Dagny i został tego lata chłopcem na posyłki u Magdy. Dagny dostała tę samą pracę, którą miał Peder u panny Braathen, ale przedpołudniami pracowała u Elise jako opiekunka. Szkoła się jeszcze nie zaczęła, nie było też pewne, czy ojciec Dagny pozwoli jej do niej w tym roku chodzić. Johan na nowo podjął próbę przekonania go, ale było to daremne. Ojciec zaczął wymieniać wszystkie inne dzieci, które znał i które nie chodziły do szkoły, a zamiast tego pomagały, jak to powiedział, przeżyć rodzicom. W jego przypadku oznaczało to z pewnością pieniądze na tanie wino, pomyślała rozzłoszczona Elise. Znów się rozjaśniło i zrobiło się przyjemnie ciepło. Jednak lato jeszcze się nie skończyło, tak jak jej się wydawało dzień wcześniej. Jak tylko nakarmiła Sigurda, a Dagny zabrała pozostałe dzieci do ogrodu, Elise zasiadła do maszyny do pisania. Nie było sensu wybierać się z wizytą do Johana, lekarz z pewnością jeszcze nie zdążył go zbadać tak wcześnie rano. Nareszcie jej praca nad książką Walka matki zbliżała się do końca. Powinna dostarczyć ją do wydawnictwa w przyszłym tygodniu. Liczyła się jednak z tym, że być może nie będą chcieli jej przyjąć. Czuła się niepewnie, po tym jak Benedict Guldberg kazał jej zmienić kilka rozdziałów, ponieważ nie podobało mu się, że traktują o rozwodzie. Pomimo że jej dwie ostatnie książki dobrze się sprzedały, zarobione w ten sposób pieniądze nie wystarczyły na utrzymanie rodziny. Na szczęście Johanowi udało się sprzedać kilka prac od razu. Po tym jak wiele lat temu ukazały się Podcięte skrzydła, wydano jeszcze pięć jej książek: zbiór nowel pt. Dym na rzece i powieści Córka przekupki, Birger Olsen z Sagene, Julia oraz Pomoc
domowa. Na kilku z nich dobrze zarobiła, ale z reszty miała mały dochód. Redaktor Guldberg wydawał się jednak zadowolony. Powiedział, że jej książki sprzedają się lepiej niż wielu innych autorów. Ale byt innych pisarek nie był uzależniony od ich honorariów, bo one były albo zamężne z dobrze sytuowanymi mężczyznami, albo były ich córkami. Dochody Johana były jeszcze mniej przewidywalne niż jej. Ostatnio znów zaczął wspominać o tym, że musi sobie znaleźć coś innego, mimo że nie podobała mu się praca w firmie Mobjerg & Co. W tej chwili nie było sensu niczego planować, najpierw muszą się dowiedzieć, jaki jest jego stan. Męczyła się z napisaniem ostatnich stron. Wiedziała już, jak ma wyglądać zakończenie, ale nie umiała tego ubrać w słowa. Pozostałe książki, które napisała, były o czymś, o czym miała poję- cie, ale teraz było inaczej. Tego dnia, kiedy Ansgar zabrał ze sobą Hugo, miała przedsmak tego, jak to jest zostać zmuszonym przekazać swoje dziecko komuś innemu. Na szczęście dzięki panu Wang- Olafsenowi skończyło się tylko na strachu. Teraz zmagała się, próbując sobie wyobrazić, jak to jest być zmuszonym oddać swoje dziecko na zawsze. Postanowiła, że kolejna książka będzie traktowała o czymś, o czym wie więcej. Zastanawiała się, jakby to było natkąć się na obcą kobietę prowadzącą jej dziecko. Przypomniała sobie, jak młodzi państwo Paulsen szli wzdłuż rzeki z małym Isakiem w wózku. Nie zapomniała też tej okropnej niedzieli w kościele Gamie Aker, kiedy chłopczyk został ochrzczony, a Hilda nie miała nic do powiedzenia na temat chrztu. Nawet nie mogła podjąć decyzji w sprawie imienia własnego syna. Elise usłyszała, że Dagny rozmawia z kimś na tyłach domu. Uniosła głowę i zaczęła nasłuchiwać. Głosy należały do wuja Kristiana i ciotki Ulrikke. Jak zwykle zjawili się w momencie, kiedy była w połowie ostatniego rozdziału! Mogłaby poprosić, żeby przyszli kiedy indziej, ale nie miała sumienia tego zrobić. Dawno ich nie widziała, poza tym oni nie mieli innych krewnych w mieście. Westchnęła, wstała z krzesła i wyszła na zewnątrz. Ciotka Ulrikke odwróciła twarz w jej stronę, wyraźnie przerażona. - Hugo mówi, że Johan leży w szpitalu, bo wpadł do głębokiego rowu i połamał sobie niemal wszystkie kości! Elise uśmiechnęła się. - Hugo przesadza. To najprawdopodobniej żadne złamanie, tylko brzydka rana. Dla pewności zatrzymali go przez noc w szpitalu, ponieważ stało się to wczoraj wieczorem. Wuj Kristian spojrzał na nią pytająco. - Czy to jakiś rów na Vøienvolden? Elise zauważyła, że Dagny uważnie się przysłuchuje.
- Nie, nie, to było po drodze w kierunku ulicy Antona Schiøtza. Miał mi wyjść na spotkanie, bo byłam z wizytą u chorego Ole Gabriela. - A co tam u kierownika fabryki? Słyszałem pogłoski, że pogorszyło mu się od czasu, kiedy się przeprowadzili. - Tak, przez większość czasu leży. Na początku każdego dnia przychodziła do niego pielęgniarka, ale ostatnio Hilda musi sama sobie ze wszystkim radzić. Kilka godzin w tygodniu pracuje w ochronce dla biednych dzieci, ale poza tym musi być zarówno gospodynią domową, jak i pielęgniarką. Ona, która jest przyzwyczajona do tego, że ma pokojówkę, kucharkę i opiekunkę do dzieci! Ale usiądźcie, a ja nastawię kawę. Poza tym naprawdę potrzebuję teraz przerwy w pisaniu - dodała. Ulżyło jej, że rozmowa zeszła na temat Ole Gabriela i Hildy. Dagny nie może się dowiedzieć, co się przydarzyło Johanowi, bo wtedy całe Sagene usłyszałoby o tym, zanim zapadnie wieczór, pomyślała, nastawiając dzbanek z kawą i wyjmując filiżanki i kubki. Może Lort-Anders myślał, że udało mu się zabić Johana - w takim razie musi się denerwować. A może myśli, że policja jej nie uwierzy, kiedy to zgłosi? Nie było przecież przy tym żadnych świadków, ale tego nie mógł być pewny. Jeśli zrozumie, że zaczęły się rozchodzić plotki, będzie mógł zapaść się pod ziemię. Z pewnością miał wielu znajomych, którzy wiedzieli, gdzie będzie mógł się ukryć. Skoro policja nie miała odwagi zapuszczać się wieczorami na Lakkegata, to tym bardziej nie odważy się szukać łotrów w jeszcze gorszych dzielnicach. Kiedy Elise weszła z tacą, ciotka Ulrikke podjęła temat. - Nie stać ich nawet na pielęgniarkę? Nie wiedziałam, że tak u nich źle - powiedziała przerażona. - Ale przecież sprzedali dom? - powiedział wuj Kristian ze zdziwieniem w głosie. - Pan Paulsen z pewnością dużo zarobił, sprzedając tę wspaniałą willę. - Wydaje mi się, że był bardzo zadłużony. Wydawali więcej pieniędzy, niż on zarabiał. Wuj Kristian pokręcił głową, wyraźnie wzburzony takim brakiem rozsądku. - Przyszliśmy właściwie po to, żeby powiedzieć, że dostałem list od mojego brata. Eleonora urodziła półtora roku temu córkę, wyszła dobrze za mąż i wydaje się zadowolona. Jej mąż figuruje w aktach jako ojciec jej dziecka, nikt nawet nie wymienia imienia Kristiana. - Zastanawiam się, czy napisała do Kristiana i opowiedziała mu o tym. To musi być dla niego dziwne - wiedzieć, że ma córkę, której prawdopodobnie nigdy nie zobaczy. - Myślę, że tak jest najlepiej, Elise. Nie byłoby mu łatwo żyć z Eleonorą, która jest taka rozpieszczona. - To prawda.
- Napisałem list do mojego brata kiedy powiedziałaś mi, jak Kristian został wyrzucony za drzwi, nie uzyskawszy nawet pomocy w dotarciu do domu. On teraz przyznaje, że to było kary- godne z jego strony. Stracił panowanie nad sobą, kiedy się dowiedział, że Eleonora jest w ciąży, i prosi mnie, żebym w jego imieniu prosił was o wybaczenie. Mimo wszystko jesteście dziećmi Jensine, jego siostrzeńcami i siostrzenicami, i jest mu bardzo przykro, że się tak zachował wobec swojej rodziny. Elise już miała coś powiedzieć, ale ciotka Ulrikke ją uprzedziła. - Najwyższy czas, żeby przeprosić! Tyle czasu po tym, jak Kristian został wyrzucony za drzwi! Wuj Kristian pokiwał głową. - Tak, najwyższy czas, ale mówi się, że lepiej późno niż wcale. Jeśli mam być szczery, to nie sądziłem, że kiedykolwiek otrzymam odpowiedź na ten list, który wysłałem. Byłem w nim dosyć ostry. A ty pewnie nie miałaś w ostatnim czasie żadnych wiadomości od Kristiana? - Nie. Pytanie, czy w najbliższym czasie w ogóle będę miała jakieś wiadomości. - Myślisz o wojnie i o parowcu australijskich linii pasażerskich, który wpłynął na minę? - Z pewnością nie będzie to odosobniony przypadek. - Zależy jakie będą losy naszej floty handlowej. Nie tylko ze względu na torpedy i miny, ale istnieje obawa, że flota upadnie. Ilość transportów maleje katastrofalnie, jest o połowę niższa niż przed wybuchem wojny. W porcie stoi wiele statków, które nie kursują. Ciotka Ulrikke wtrąciła się do dyskusji. - Ale w gazetach publikują nie tylko smutne wiadomości. Wczoraj podawali, że Roald Amundsen nie przyjął dwóch tysięcy koron, które mu przydzielono na realizację wyprawy polarnej. On chce, jak to powiedział, przyczynić się do ulżenia państwu i krajowi w trudnościach. Wuj Kristian kiwał potakująco głową. - A Tryggve Gran przeprowadził swój lot nad Morzem Północnym pomimo wybuchu wojny. Przelot z Aberdeen do Jæren zajął mu pięć godzin. Kiedy przyjechał do Kristianii, z aplauzem witała go ogromna rzesza ludzi. Pisano, że jego wyczyn pozwolił na moment zapomnieć o wojnie. - Żal mi tych wszystkich niemieckich i austriackich inżynierów, którzy musieli opuścić kraj, bo byli w rezerwie - powiedziała z zamyśleniem ciotka Ulrikke. - Dworzec Wschodni był pełen, kiedy odjeżdżali. Ludzie na przemian płakali, śmiali się i śpiewali pieśni, począwszy od Deutschland über alles, a skończywszy na Gott erhalte Franz den Kaiser. Zamierzasz odwiedzić Johana? - dodała ciotka, jak gdyby nagle przypomniała sobie, co się wydarzyło.
- Tak, zamierzałam zabrać ze sobą Sigurda i niedługo wyjść. Dagny pomoże Hugo zająć się najmłodszymi. - Teraz, kiedy Hugo i Jensine są więksi, nie potrzebujesz już chyba opiekunki do dziecka? Elise zauważyła, że Dagny zamarła. - Potrzebna mi pomoc przy Elvirze i Halfdanie. Muszę szybko skończyć książkę. - Nie ma potrzeby, żebyś brała ze sobą Sigurda, możemy tu zostać i się nim zaopiekować, gdy ciebie nie będzie. Elise posłała ciotce spojrzenie, które mówiło, jak bardzo jej ulżyło. - Moglibyście? To zaoszczędzi mi wiele czasu i sił, poza tym nie wiem, czy mogłabym przyprowadzić ze sobą do szpitala małe dziecko. Dagny też się zaofiarowała, i wiem, że z pewno- ścią by sobie poradziła, ale nie chcę, żeby musiała odpowiadać za wszystkie dzieci. Elise obawiała się iść sama do szpitala, kiedy pomyślała, że Lort-Anders mógłby być gdzieś w pobliżu. Z drugiej strony to chyba mało prawdopodobne, żeby odważył się tu przyjść po tym, co zrobił. Wuj Kristian pokiwał głową. - Idź, Elise, i nie spiesz się. My nie mamy innych planów na dzisiaj. Elise weszła do kuchni, zdjęła z siebie fartuch i założyła elegancki, letni kapelusz. Cicho westchnęła, kiedy jej spojrzenie padło na maszynę do pisania. Może po spacerze przejaśni jej się w głowie i gdy wróci do domu, pisanie będzie jej lepiej szło. Ładna pogoda wyciągnęła ludzi z domu. Starsze kobiety, które nie były w stanie dłużej pracować w fabrykach, wyszły na zewnątrz. W rękach miały koszyki i siatki na zakupy. Kilka dziewczynek grało w klasy, podczas gdy chłopcy rzucali piłką. Z pewnością cieszyli się ostatnimi dniami wolnymi od szkoły. Starszy mężczyzna rąbał drewno, a w wielu miejscach pranie suszyło się na słońcu. Trzeba było wykorzystać dobrą aurę, zanim nadejdą jesienne deszcze. Elise próbowała cieszyć się niezwykłym poczuciem wolności, kiedy tak szła, nie musząc pchać wózka, nieść ciężkich zakupów, bez Elviry i Halfdana, ciągnących się za nią. Minęła chwila, kiedy nagle naszły ją myśli o tym, co się wydarzyło wczoraj, i pełna obaw zaczęła się rozglądać na boki, żeby sprawdzić, czy nikt za nią nie idzie. Lort-Anders nie był taki jak inni. Wyleciał ze szkoły w pierwszej klasie i wszyscy wiedzieli, że było mu z tym ciężko. Może nie zrozumiał jeszcze ciężaru swojego postępku i nadal był zdecydowany, żeby ją dopaść. On nie chciał się zemścić na Johanie, wyszło jak wyszło, tylko dlatego że Johan się pojawił. Doszła do kościoła na Sagene, przeszła przez ulicę i zaczęła pokonywać długi odcinek drogi prowadzącej do szpitala. Przypomniała sobie ten dzień, kiedy przed oczami mignęła jej Valborg i
jakiś mężczyzna, którzy, przemknąwszy przez dziurę w płocie, wślizgnęli się do rozpadającej się szopy. Valborg potknęła się i upadła, a chłopak wziął ją tak od razu. Nawet pamiętała, co powiedział: Swoja dziewczyna! Nie nosi nic pod spodem - tak powinno być! Elise zaczerwieniła się ze wstydu, ale jednocześnie poczuła lekkie ukłucie zazdrości i tęsknoty. Miała wrażenie, że cały czas nie robi nic innego, tylko zajmuje się innymi: począwszy od chorej na suchoty matki, przez młodszych braci, a na własnych dzieciach skończywszy. Nigdy nie mogła cieszyć się młodością, beztroską i wolnością, zawsze był ktoś, kto na nią czekał, kto był ważniejszy od niej samej. Dzisiaj, kiedy miała Johana, nie myślała już w ten sposób. Była jedną z tych szczęśliwych, które poślubiły swoją wielką miłość; nikomu już nie zazdrościła. Znowu obejrzała się za siebie. Jeszcze mogliby się pojawić jacyś ludzie: małżeństwo idące ramię w ramię, chłopiec na posyłki przejeżdżający na rowerze albo człowiek rozwożący drewno, podążający w tę samą stronę, co ona. Mogłaby nawet poprosić, żeby ją podwiózł. Ale droga była pusta i opuszczona, nie było widać żywej duszy ani nie dało się słyszeć stukotu kół. Nagle z krzaków rozległ się dźwięk. Elise przestraszyła się i zeszła na bok, na szczęście okazało się, że to tylko sroka. Nie możesz być taka strachliwa, powiedziała sobie surowo. Skąd Lort-Anders miałby wiedzieć, że ona właśnie teraz tu będzie? Być może domyślił się, że Johan wylądował w szpitalu Ullevål i że ona będzie chciała go odwiedzić, ale nie mógł wiedzieć kiedy. Poza tym musiałby być głupcem, żeby znowu czegoś próbować, skoro nawet nie wie, w jakim Johan jest stanie. Przyspieszyła kroku. Jakie to dziwnie, że jest tu tak pusto. Może z czasem wybudują tu mieszkania dla robotników, skoro jest tu tyle miejsca do zagospodarowania. Mogliby postawić więcej domów, gdzie słońce wpadałoby do każdego pomieszczenia, a mieszkańcy mogliby mieć pod oknami zielone drzewa, krzewy i kwaty zamiast ciemnych podwórzy z cuchnącymi wychodkami i śmietnikami. Ale chyba najbardziej prawdopodobne jest to, że postawią tu bogate wille z ogrodami, dużymi bramami z kutego żelaza przed podjazdem i garażami, w których będą stały automobile. Znów się obejrzała. Szło za nią dwóch mężczyzn, ale nie mieli kapeluszy i lasek. Byli to robotnicy ubrani w bluzy i kombinezony. Lort-Anders nigdy się tak nie ubierał, zazwyczaj nosił się na czarno. Z pewnością dlatego, żeby być jak najmniej widocznym w ciemności. Mimo wszystko poczuła niepokój. Zaczęła biec. Dlaczego szpital był położony tak daleko od skupisk ludzkich? Nie każdy miał powóz i konia, automobil albo pieniądze na bilet tramwajowy. Powinni byli pomyśleć o tych, którzy muszą iść na piechotę.
Starała się nie odwracać i nie sprawdzać, czy mężczyźni, którzy szli za nią, również zaczęli biec. Może myśleli, że ma coś na sumieniu, skoro tak nagle zaczęło jej się spieszyć. W końcu jednak nie wytrzymała i odwróciła się. Musieli przyspieszyć, bo byli teraz o wiele bliżej. Serce mocniej jej zabiło. Może mimo wszystko mieli coś wspólnego z Lort-Andersem? On wiedział, że Elise była jedynym świadkiem tego, co zrobił. Już wcześniej jej nienawidził i pewnie zrobi wszystko, żeby ją dopaść. Boże, jakaż była głupia! Że też przyszło jej do głowy iść samej przez to pustkowie dzień po tym, jak próbowali zabić Johana? Teraz zaczęła biec dużo szybciej.
4 W końcu daleko przed sobą dostrzegła szpitalną bramę. Znów odwróciła głowę i ku swojemu zdziwieniu zauważyła, jak ci dwaj wspinają się na płot i znikają po drugiej stronie. Może to jednak byli zwyczajni robotnicy, którzy mieli coś tam do zrobienia? Z ulgą zaczęła iść ku wejściu do szpitala. Uderzył ją zapach nafty. Jedna z pielęgniarek pokazała jej, jak dojść do sali, gdzie leżał Johan. Między łóżkami stały parawany, co było pocieszające. Pomyśleć, co by było, gdyby w tym samym pomieszczeniu, co osoby ranne, leżeli gruźlicy chorzy na ospę czy tyfus! Swoją drogą, obiło jej się o uszy, że szpital dorobił się oddziału zakaźnego, więc pewnie tam leżały osoby, które cier- piały na takie choroby. Pielęgniarka odsunęła parawan na bok i Elise zobaczyła, ku swojemu zdziwieniu, że Johan siedzi na brzegu łóżka kompletnie ubrany. - Nikt się tobą nie zajął? Johan uśmiechnął się. - Myślisz, że całą noc tak siedziałem? Właśnie się dowiedziałem, że mogę jechać do domu. Zaszyli ranę i zbadali najdokładniej, jak tylko się dało. Potem dostałem jakiś proszek nasenny, po którym spałem jak kamień, dopóki nie przyszli ze śniadaniem. Elise westchnęła z ulgą i uściskała go. - Jak dobrze to słyszeć! Tak bardzo się bałam, że będziesz miał jakieś wewnętrzne obrażenia. Nie potrafiłam opowiedzieć dzieciom, co się naprawdę wydarzyło. Powiedziałam, że upadłeś i się potłukłeś. Hugo powiedział potem Dagny, że połamałeś sobie wszystkie kości. Wybuchnęli śmiechem. - Ciotka Ulrikke i wuj Kristian zajmują się dziećmi. Przyszli, zanim zdążyłam wyjść, nie musiałam więc pchać wózka pod wszystkie wzniesienia. Wuj Kristian dostał list od swojego brata. Eleonore urodziła w zeszłym roku córkę i najwyraźniej jest zadowolona z męża, którego znalazł jej ojciec. Johan zmarszczył czoło. - Myślę, że twój wuj, który jest w Ameryce, dziwnie się zachowuje. Dlaczego tak długo zwlekał, żeby o tym napisać?
- Prosił o wybaczenie i napisał, że puściły mu nerwy, kiedy się dowiedział, że Eleonore spodziewa się dziecka. Wuj Kristian uważa, że najlepiej by było, gdyby Kristian nie miał z nimi nic wspólnego. Eleonore jest tak rozpieszczona, że na pewno nie byłoby mu z nią dobrze. - Tak samo pomyślałem, ale to mimo wszystko musi być dla niego dziwne. Pamiętam, jak bardzo mnie bolało, kiedy Agnes chciała zabrać Larsa do Ameryki, a ja wtedy jeszcze myślałem, że on jest moim synem. Elise pogłaskała go po włosach. - Próbowałam dzisiaj napisać kilka stron ostatniego rozdziału, ale nie udało mi się. Stwierdziłam, że dużo łatwiej jest pisać o czymś, czego samemu się doświadczyło, niż zmyślać. Zasmakowałam tego, jak to jest, gdy trzeba oddać swoje dziecko, kiedy Ansgar zabrał Hugo, chociaż trwało to tylko kilka godzin. Kristian nigdy nie widział swojej córki, ale to i tak może sprawić ból. Na twarzy Johana pojawił się grymas, kiedy ostrożnie podniósł się z łóżka. Z pewnością bolała go rana i miejsca, w których były szwy. - Nie możesz iść całą drogę pieszo. - Oczywiście, że mogę. Przecież będziesz szła ze mną. - Czy nie możemy ich poprosić, żeby posłali po woźnicę? - Wcale nie jest lepiej podskakiwać w powozie, na drodze jest przecież tyle dziur. Poza tym to kosztuje. Na dworze stał automobil. Jakiś mężczyzna miał właśnie do niego wsiadać. Kiedy ich zauważył, gwałtownie się zatrzymał. - Czy to pani Thoresen? Niepewnie skinęła głową. Było w nim coś znajomego, ale nie mogła sobie przypomnieć, kto to. - Z pewnością mnie pani nie poznaje. Jestem szefem wydawnictwa Grøndahl & Syn. Czy mogę państwa gdzieś podwieźć? Elise spojrzała zaskoczona na Johana po czym pospiesznie podeszła do szefa wydawnictwa. - Mój mąż uległ wczoraj wieczorem wypadkowi i ma dużo szwów w boku. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby mógł z panem kawałek podjechać. - Ależ nie ma sprawy, oczywiście, że mogę państwa podwieźć. Proszę wsiadać i powiedzieć, dokąd jedziemy. - Czy leżał pan w szpitalu? - Tylko na badaniach. Fałszywy alarm. - To dobrze. Wydawnictwu na pewno nie jest łatwo radzić sobie bez szefa.
Uśmiechnęła się, a on wybuchł śmiechem. - Nie ma ludzi niezastąpionych, pani Thoresen. Wsiedli do automobilu i kierowca ruszył. - Czy pani się u nas wkrótce pojawi z manuskryptem, pani Thoresen? - zapytał z uśmiechem szef wydawnictwa. - Właśnie pracuję nad ostatnim rozdziałem książki, ale nie jestem do końca pewna, czy ją zaakceptujecie. Panu Benedictowi Guldbergowi nie podobało się, że piszę o rozwodzie. Książka opowiada o kobiecie, która była niewierna, więc jej mąż nie chce mieć z nią więcej nic wspólnego. Pozwoliłam im wobec tego zamieszkać osobno. Opisanie rozpaczy matki, która musi oddać swoje dzieci, było dla mnie najważniejsze. W książce poruszam też temat żalu i poczucia winy. Szef wydawnictwa nic nie odpowiedział. Z pewnością był rozczarowany tematem, który podjęła w swojej książce. Odwaga ją opuściła. Jeśli nie zechcą Walki matki, nie będą też z pewno- ścią chcieli jej kolejnej książki. Co ona wtedy zrobi? Postara się o posadę w biurze? Wydawało się, że mężczyzna był zatopiony w myślach, ale teraz odchrząknął, jakby chciał coś powiedzieć. - Myślę, że nadszedł czas na taką książkę. Z pewnością wzbudzi falę niezadowolenia, ale faktem jest, że w ciągu ostatnich lat liczba rozwodów wzrosła. W czasach, w których żyjemy, dużo jest lekkomyślności. Ludzie niszczą swoje małżeństwa, bo brak im siły charakteru i stałości potrzebnych do walki ze swoimi popędami. To ważne, żeby młodzi stojący przed najważniejszym wyborem w swoim życiu rozumieli jego powagę. Muszą zapytać samych siebie: Czy jestem gotów postawić ukochaną osobę na pierwszym miejscu? Czy mogę ją uczynić szczęśliwą? Czy moja miłość jest na tyle silna, żeby znieść przeciwności, które są potrzebne, żebym stał się dojrzałym człowiekiem? Czy jestem gotów do tylu poświęceń, żeby przestać myśleć o sobie? Elise słuchała ze zdziwieniem. Wyglądało na to, że szef wydawnictwa nie podzielał poglądu pana Guldberga, że nie powinna pisać o rozwodzie. Wręcz przeciwnie. - Myślę, że wiele z tych osób, które się rozwodzą i powtórnie zawierają związki małżeńskie, odkrywają że ich pierwsze małżeństwo było równie dobre. Może z czasem okazuje się, że ten człowiek, którego tak pożądali, ma jakieś cechy, które im się nie podobają. A co z dziećmi? Czy rodzice o nich myślą? Zwrócił się do Johana. - Proszę wybaczyć panie Thoresen, zupełnie się zapomniałem z tego przejęcia. Mieszkają państwo na Sagene, nieprawdaż? Johan pokiwał głową. - Na Maridalsveien 76, tuż obok gospodarstwa Biermannsgården. - Cóż to za wypadek, któremu pan uległ?
- Ja... Upadłem na ostry kamień i mam brzydką ranę w boku. Szef wydawnictwa się uśmiechnął. - Czy nie jest pan za młody, żeby tracić równowagę podczas spaceru? Johan roześmiał się; jego śmiech był wymuszony. - Może za rzadko spaceruję. Większość dnia spędzam, stojąc bez ruchu w moim atelier. - Pan jest rzeźbiarzem, nieprawdaż? Johan pokiwał głową. - Chętnie obejrzałbym jakieś pana prace. Czy będę mógł kiedyś wpaść? - Bardzo proszę. Pracuję w starej kuźni w gospodarstwie Vøienvolden. - Czy zna pan Gustava Vigelanda? - Niestety tylko ze słyszenia. Bardzo podziwiam jego i jego prace. Czytałem w gazecie, że on sobie życzy, żeby przenieść planowany kompleks z fontanną ze Studenterlunden do Abelhaugen. Żartownisie zastanawiali się, czy on zamierza zamienić całą Kristianię w galerię rzeźby. Szef wydawnictwa roześmiał się. - No tak, to może tak wyglądać. Osobiście, najbardziej podobają mi się jego wolnostojące rzeźby, takie jak Mężczyzna i kobieta, Matka i dziecko oraz Lunatyczka. W nich przejawia się spo- kojniejszy, bardziej klasyczny styl. Johan pokiwał głową. - Zgadzam się z panem. To właśnie ten styl, który ja sam próbuję wypracować. Szef wydawnictwa posłał mu zamyślone spojrzenie. - Jeśli spodoba mi się to, co pan robi, być może zlecimy panu wykonanie popiersia naszego założyciela, Christophera Grøndahla? Może też popiersie jego przyjaciela Hansa Nielsena Hauge? Gustav Vigeland wyrzeźbił wiele takich popiersi znanych osób, między innymi Bjørnstjerne Bjørnsona, Henrika Wergelanda i Camilli Collett. Elise zauważyła, że Johan się zarumienił. Spuścił głowę. - Nie może mnie pan porównywać z Gustavem Vigelandem. W porównaniu z nim nic nie znaczę. - O tym zadecydują inni, panie Thoresen. Mimo to mam teraz chęć obejrzeć pana prace. Zapadła cisza. Ani Elise, ani Johan nie wiedzieli, co mają powiedzieć, a szef wydawnictwa wyglądał na pogrążonego w myślach. W końcu dojechali na miejsce. Elise i Johan podziękowali i próbowali wyrazić, jak bardzo są wdzięczni za podwiezienie. Szef wydawnictwa tylko machnął ręką. - W takim razie wpadnę któregoś dnia do pańskiego atelier na Vøienvolden. To będzie interesujące.
Elise i Johan, przechodząc przez bramę, nie odezwali się ani słowem. Zachmurzyło się, a w ogrodzie na tyłach domu było cicho, najprawdopodobniej wszyscy weszli do środka. Dopiero kiedy znaleźli się za rogiem, Elise zatrzymała się i posłała mu uśmiech pełen zdumienia. - Myślę, że nie mówił tego ot, tak. Jestem pewna, że przyjdzie. - Ale to nie oznacza, że spodoba mu się to, co robię. Teraz pracuję nad popiersiem Elviry. Myślę, że nazwę je po prostu Elvira. - Mówiłeś, że masz ochotę to zrobić, ale nie wspominałeś, że już zacząłeś nad tym pracować. - Miałem przypływ inspiracji i zaszedłem już dość daleko. - W takim razie jestem pewna, że to piękna praca, przede wszystkim ze względu na twoją miłość do niej. - Spojrzała na niego i szeptem dodała: - Nic nie będziemy mówić o Lort-Andersie i o tym, co się wydarzyło. Cieszę się, że przyjechaliśmy automobilem, bo obawiałam się, że znów się na nich natkniemy. - On nie jest aż tak głupi. Z pewnością jest przerażony tym, co zrobił. Nie wie, że przeżyłem. - Mogli się ukrywać i zauważyć, że przyjechał po ciebie wóz Czerwonego Krzyża. - Ale to jeszcze nie oznacza, że przeżyłem. - Zgłosiłam to na policję. Johan otworzył szeroko oczy. - Naprawdę? A co oni powiedzieli? - Oficer potraktował mnie tak, jakbym była królową. Johan zaśmiał się cicho. - Nie odważył się potraktować ciebie inaczej, po tym jak pan Wang-Olafsen przywołał go do porządku. Co zamierzają zrobić? - Powiedział, że nie poddadzą się, dopóki go nie znajdą. Po czterech odsiadkach w więzieniu kara będzie tak wysoka, że już nigdy go nie zobaczymy. - Ale nie mamy żadnych dowodów. - To samo powiedziałam, ale policjant stwierdził, że mam się tym w ogóle nie przejmować. Uwierzył mi na słowo. Poza tym powiedziałam, że Hilda, Ole Gabriel i ich sąsiad zaopiekowali się tobą, kiedy do nich przyszliśmy. Przecież widzieli, że okropnie krwawisz. Johan zmarszczył czoło. - Gdyby to był jeden z pijaczków z Lakkegata albo Vaterland i opowiedział im taką samą historię, wyrzuciliby go za drzwi i nawet nie zadali sobie trudu, żeby odnaleźć winnego. - Tak. Biedni i bogaci nie są traktowani na równi. Nawet nie są tak samo karani.
- Następnym razem wykonam rzeźbę przedstawiającą więźnia Akershus, z łańcuchami wokół kostek, wychudzonego i obdartego, z pustym wyrazem twarzy. Cieszę się, że Lort-Anders zostanie wtrącony do więzienia, bo jest łotrem, ale myślę o tych wszystkich, którzy nie zawinili niczym innym, tylko kradzieżą chleba, bo nie mieli pieniędzy na jedzenie. Elise zamyśliła się. - Może kiedyś napiszę o tym książkę? Drzwi się uchyliły i Jensine wybiegła im na spotkanie. - Mamo! Tato! Wuj Kristian zbudował ogromną wieżę z zapałek, a Halfdan próbuje ją teraz zniszczyć! Sigurd wyje, bo jest głodny, a ciotka Ulrikke jest zła, bo Elvira siedzi na nocniku na środku kuchni i puszcza brzydkie bąki. Nagle spojrzała na Johana, jakby nagle przypomniała sobie, co się z nim stało. - Czy to prawda, że połamałeś wszystkie kości i że wpadłeś w ogromną dziurę na ulicy? Johan uśmiechnął się. - Nie było aż tak źle, ale wóz Czerwonego Krzyża zabrał mnie do szpitala Ullevål. - Dagny opowiedziała o tym pani Jonsen, a ta była teraz u Magdy i na Sagveien i rozpowiedziała to wszystkim babom, które tam stały i rozmawiały o wojnie. Kiedy pani Jonsen wróciła, powiedziała, że to dobrze, że wpadłeś do dziury, bo one teraz zapomniały, że Niemcy nie chcą nam sprzedawać chleba i że zimą zamarzniemy. Wzięła Johana za rękę i pociągnęła go za sobą w stronę drzwi. - Musisz powiedzieć wujowi Kristianowi i ciotce Ulrikke, jak duża była ta dziura. Hugo mówi, że może jednak coś wypiłeś, bo dorośli mężczyźni nie upadają na ulicy, jeśli nie mają taniego wina w kieszeni spodni. Ciotka Ulrikke i wuj Kristian siedzieli na sofie i wyglądali na dosyć zmęczonych. Jak tylko ich zobaczyli, podnieśli się z sofy, a ciotka Ulrikke wykrzyknęła: - Jak dobrze, że przyszliście! Słońce zniknęło i w tym cienistym ogrodzie zrobiło się chłodno. Jak się czujesz, Johanie? Czy połamałeś dużo żeber? Johan, uśmiechając się, pokręcił z uśmiechem głową. - Ani jednego. Dostałem tylko kilka eleganckich szwów na piersi. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Elise pospieszyła, żeby wyjąć filiżanki do kawy. Ciotka Ulrikke zebrała te, które były używane, i zdążyła je już umyć. Elise ulżyło, że nie zanosiło się na więcej pytań odnośnie wypadku. - Nie przygotowuj już nic dla nas, Elise. Musimy iść do domu. Możliwe, że odwiedzi nas dzisiaj sąsiad.