Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 111 277
  • Obserwuję511
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań680 096

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 38 - Poza Prawem

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :720.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 38 - Poza Prawem.pdf

Beatrycze99 EBooki I
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 142 stron)

Frid Ingulstad Poza Prawem

1 Jæren, jesień 1915 roku Kristian się przebudził. Głos obcego był władczy, jakby był przywódcą. Teraz zauważył, że w wozie siedziało jeszcze dwóch mężczyzn, oboje byli duzi i silni, ale nie byli ubrani jak rolnicy. Bardziej jak pracownicy biurowi. Niepewny Kristian patrzył ze złością na jednego i na drugiego. Nie był Cyganem, ten mężczyzna nie miał prawa mówić do niego w taki sposób. W tym samym momencie zaczęła w nim wzbierać panika. Czy nie tego się bał od czasu, kiedy właściciel pensjonatu w Stavanger zerkał na niego podejrzliwie? Mężczyzna zeskoczył z ławeczki. Jego przeszywający wzrok zatrzymał się na dziurze w jednej z nogawek, a potem przeniósł się na Evelyn, która siedziała w wózku. - Jak się nazywasz, Cyganie? Kristian poczuł, jak zalewa go fala wściekłości, ale postarał się opanować. Chodziło o to, żeby pokazać, że był porządnym człowiekiem, który nie żerował na innych. - Nazywam się Kristian Løvlien i pochodzę z Kristianii. Razem z córką przypłynęliśmy do Stavanger przez fiord w Kristianii, ale nie mogliśmy dalej kontynuować podroży statkiem, ponieważ niemiecki okręt podwodny prawie nas zatopił tuż przed przybyciem do celu. Mężczyzna się uśmiechnął. - Wołałeś więc wybrać drogę lądową, niż popłynąć dalej na bilecie, który był ważny aż do stolicy? - Wiele osób może to poświadczyć. Mogę panu podać ich nazwiska i adresy. Mężczyzna go nie słuchał. - Nocowałeś w pensjonacie Utsyn na obrzeżach Stavanger, ale nie miałeś pieniędzy, żeby za siebie zapłacić. Kristian zaczął się pocić. A więc właściciel pensjonatu doniósł na niego lensmanowi. - Jak wytłumaczyłem właścicielowi pensjonatu, moje pieniądze i dokumenty zostały skradzione, prawdopodobnie na statku. Obiecałem, że prześlę należność tak szybko, jak dotrę do domu. - Mówisz, że nazywasz się Kristian Løvlien. Nie jesteś przypadkiem spokrewniony z Mathiasem Løvlien z Eidsberg w Smålenene? Cyganem, który uciekł z więzienia w Akershus, po tym jak został skazany za kradzież? Wszyscy o nim słyszeliśmy! Kristian poczuł, że robi mu się słabo. Nie mógł kłamać, to by tylko pogorszyło sprawę.

- Mój ojciec i dziadek nazywali się Mathias Løvlien. Mojego dziadka nigdy nie spotkałem, ojciec pracował w fabryce płótna żaglowego w Sagene w Kristianii i nigdy nie był podejrzany o kradzież. Przez całe moje dzieciństwo mieszkaliśmy na ulicy Holst, niedaleko szkoły w Sagene, do czasu aż ojciec zmarł, a my przeprowadziliśmy się na Sandakerveien 2. Mimo że mój dziadek był wędrownym Cyganem, nie utrzymywaliśmy z nim kontaktu, a nikt z jego potomków nie poszedł w jego ślady. Mężczyzna wpatrywał się w Kristiana lodowatym wzrokiem. - Masz na myśli do teraz. Słyszałeś o prawie o włóczęgostwie, żebractwie i pijaństwie? Albo o nowym prawie mówiącym o opiece nad dziećmi? - dodał i spojrzał w dół na Evelyn, która siedziała spokojnie i patrzyła na mężczyznę swoimi wielkimi i wystraszonymi oczyma. Coś w jego ostrym głosie musiało ją przerazić. - Tak. Wiem o tym, że nie wolno jeździć z miejsca do miejsca bez stałego zamieszkania ani bez stałej pracy, ale tak jak powiedziałem, jestem w drodze do Kristianii i tam będę kontynuował naukę. Jako że ukradziono mi pieniądze, byłem zmuszony do podjęcia pracy w gospodarstwach, i mam nadzieję, że nadal będę mógł to robić, by dotrzeć w końcu do domu. - Naukę? - Zaśmiał się mężczyzna. - Chcesz spróbować w szkole ludowej? Serce Kristiana zaczęło walić mocniej z irytacji. Jego głos drżał, kiedy odpowiadał. - Szkołę ludową już skończyłem. Teraz będę chodził do szkoły państwowej w Kristianii. Przyjaciel rodziny, adwokat Wang-Olafsen, zaoferował się pomóc sfinansować moją eduka- cję. Mogę albo mieszkać u niego, albo u mojej siostry, pisarki Elise Thoresen. Dwójka pozostałych mężczyzn zaśmiała się głośno. - Ale ten Cygan ma bujną fantazję - powiedział jeden z nich. - Aha - mruknął mężczyzna stojący przed Kristianem. - Tak więc masz siostrę, która jest pisarką, i przyjaciela adwokata. Nieźle. - Sposób, w jaki to powiedział, wskazywał, że nie wierzy w ani jedno słowo Kristiana. - A teraz masz zamiar utrzymywać się z pracy na gospodarstwie, jeśli będziesz miał tyle szczęścia, żeby znaleźć tam coś do roboty - kontynuował mężczyzna. - A co z małą? - Będzie ze mną. W gospodarstwie, w którym ostatnio pracowałem, gospodyni była miła i opiekowała się nią, kiedy byłem w polu. - Ale po dwóch dniach zostałeś wyrzucony, ponieważ dobierałeś się do gospodyni. Tak nie postępują dobrzy ludzie. Kristian spojrzał na mężczyznę. Trudno mu było uwierzyć, że gospodyni doniosła na niego do lensmana. Nie wierzył też w to, że mógł to zrobić gospodarz. Wtedy nie wysłałby za

nim dziewczyny z wózkiem. Któraś ze służących albo któryś z parobków musieli opowiedzieć, co się stało. - Nigdy nie próbowałem się do niej dobierać - zaczął Kristian, ale od razu zrozumiał, że to było niepotrzebne. Lensman, czy kim on tam był, wpatrywał się w niego wzrokiem mówiącym, że tłumaczenie Kristiana nie ma żadnego znaczenia. I tak już uznano go winnym. - Wejdź na wóz, zostaniesz przewieziony tam, gdzie twoje miejsce - powiedział ostro mężczyzna i wskoczył na ławkę z przodu wozu. Kristian się nie ruszył. - Źle słyszysz? Powiedziałem, że masz wejść na wóz. Kristian nadal stał nieruchomo. Złość i strach walczyły ze sobą. Nie zrobił przecież nic złego, nie mogą go zmusić, żeby pojechał z nimi. - Nie słyszałeś? - krzyknął mężczyzna. - Powiedziałem, że masz wejść na wóz! - Nie powiedział mi pan dlaczego. Jestem teraz w drodze do gospodarstwa, aby prosić o pracę, zapada zmierzch, a ja nie chcę dotrzeć tam, kiedy będzie ciemno. Mężczyzna zeskoczył z ławki i złapał Kristiana mocno za ramię. - Nie udawaj. Dobrze wiesz, z kim masz do czynienia i dlaczego tu jesteśmy. Zostaliśmy wysłani przez władze, aby łapać takich włóczęgów jak ty. Wędrowanie po kraju jest zabronione, sam to powiedziałeś! Nie pozwolimy, aby tacy jak wy zastraszali mieszkańców, żerowali na nich, bez manier, bez pracy i domu, ubrani w łachmany, brudni i niewychowani. A więc wsiadaj na wóz, ty włóczęgo, i zachowaj te swoje kłamstwa dla siebie! Kristian wiedział, że nie warto protestować. Zauważył, że dwaj pozostali mężczyźni byli gotowi wstać i pomóc koledze, gdyby była taka potrzeba. Kristian mógł wziąć Evelyn na ręce i uciec, ale i tak by go znowu złapali. Jeden wyglądał na szybkiego i gibkiego, żaden z nich nie miał więcej niż trzydzieści lat. Pozwoli się zabrać, a kiedy dotrą tam, gdzie zmierzają, jeszcze raz opowie swoją historię i poprosi, aby wysłano do pana Wang-Olafsena telegram, żeby ten mógł potwierdzić tożsamość Kristiana i to, że mówił prawdę o kontynuowaniu nauki. Niechętnie wyciągnął Evelyn z wózka. Przytuliła się do niego i wtuliła twarz w jego koszulę, by nie widzieć tamtych mężczyzn. Musiała zrozumieć, że coś było nie tak. Kristian spróbował wziąć ze sobą również wózek, ale mężczyzna wyrwał mu go i wrzucił do rowu przy drodze. - Nie będzie ci już potrzebny - prychnął i pchnął Kristiana, aby ten przyspieszył. Posadzono go pomiędzy dwoma mężczyznami na tylnim siedzeniu. Evelyn siedziała mu na kolanach i nadal chowała twarz w jego pierś.

Podczas podróży panowała cisza. Kristian zastanawiał się, dokąd jadą. Do biura lensmana? W każdym razie musi być tam telefon, żeby można było zadzwonić do towarzystwa żeglugowego i potwierdzić, że był pasażerem statku „Kristianiafjord”. Mógłby jeszcze poprosić lensmana, żeby zadzwonił do pana Wang-Olafsena albo Ole Gabriela Paulsena. Kiedy porozmawiają z adwokatem lub kierownikiem fabryki, zrozumieją, że popełnili wielki błąd, aresztując go. Bo tego nie da się nazwać inaczej niż aresztowaniem. Kristian wątpił, aby mężczyźni mieli prawo do stosowania takich metod. Był bardzo ciekawy, co powie pan Wang-Olafsen, kiedy się o wszystkim dowie. Nieporozumienie zostanie wkrótce wyjaśnione, tego był pewien. W sumie powinien się cieszyć z takiego obrotu sprawy. Zaczynało się ściemniać, był zmęczony, przeszedł długą drogę, a teraz chociaż ma zapewniony na noc dach nad głową. Evelyn spała na jego kolanach, strach musiał opuścić również ją. Wydawało mu się, że jechali długo, kiedy koń skręcił na drogę prowadzącą do szeregu nowo wybudowanych budynków. Wokoło były pola uprawne. W oddali widać było niekończące się bagna. Dawno już nie widział żadnego gospodarstwa. Koń się zatrzymał przed budynkiem, który wyglądał na główny. Mężczyzna zeskoczył z ławki, pospieszył do drzwi, otworzył je i krzyknął: - Mam jeszcze jednego! Jeden z mężczyzn siedzących obok Kristiana pchnął go łokciem. - Wyskakuj! Kristian wstał i powoli zszedł z wozu, tak by nie obudzić Evelyn. Jednocześnie z budynku wyszło dwóch mężczyzn. Wyglądali na poważnych i niemiłych. Pierwszy złapał mocno ramię Kristiana, a drugi wziął Evelyn. O dziwo się nie obudziła, musiała być zmęczona od siedzenia cały dzień w wózku i podskakiwania na dziurawej drodze. Zasmucony Kristian spojrzał na Evelyn i powiedział: - Ona się boi obcych. Mężczyzna przesłał mu pogardliwe spojrzenie i bez słowa zniknął wewnątrz budynku razem z Evelyn. Sam został zaprowadzony do jakiegoś biura. Starszy mężczyzna z lorgnonem siedział za dużym biurkiem i przeglądał jakieś papiery. Kristian odczekał chwilę, potem chrząknął, aby mężczyzna go zauważył. - Ach tak? Nowy? Witamy w obozie pracy przymusowej w Opstad. - Nazywam się Kristian Løvlien. Przypłynąłem niedawno do Stavanger statkiem „Kristianiafjord” i... Nie skończył. Mężczyzna przewał mu zdecydowanym ruchem dłoni. - Przestań! Ciągle słyszę takie historie. Zostałeś zatrzymany za włóczęgostwo na

gorącym uczynku, nie potrafiłeś podać miejsca stałego zamieszkania, nie masz pracy, a przed chwilą usłyszałem, że zostałeś wyrzucony z jednego gospodarstwa za nieodpowiednie zachowanie. - Chwycił jakiś dokument i mówił dalej. - Przeczytam ci teraz pierwszy rozdział Prawa o Włóczęgostwie i Żebractwie, żebyś zrozumiał, że mam za sobą zarówno lensmana, jak i Departament Sprawiedliwości: Osoba zdolna do pracy, która oddaje się lenistwu, dostanie upomnienie od policji i jeśli będzie to możliwe, przez ośrodek pomocy socjalnej dostanie instrukcje dotyczące podjęcia pracy. Mężczyzna spojrzał przez lorgnon na Kristiana znad dokumentu i dodał: - Państwo kupiło pola w Opstad, tu w Jæren - tereny bagienne - poza miastem, ze świeżym morskim powietrzem, z dala od miejsc, do których wy, włóczędzy, jesteście przyzwyczajeni. Kristian otworzył usta, aby zaprotestować, ale został zatrzymany jeszcze bardziej władczym gestem mężczyzny. - W maju tego roku skończono budowę domów i są one jednymi z najbardziej nowoczesnych w całej Europie. Znajduje się tam 175 miejsc - tylko dla mężczyzn. Alkoholicy i włóczędzy zostaną wyciągnięci z więzień i umieszczeni tu na wsi, gdzie ciężka fizyczna praca z łopatą i motyką dobrze wpłynie na zdrowie i morale pracujących. Kristian już nie mógł dłużej milczeć. - Przepraszam, panie zarządco, to brzmi bardzo dobrze, ale jeśli o mnie chodzi, nastąpiła jakaś pomyłka. Mam stałe miejsce zamieszkania w Kristianii i tam będę uczęszczał do szkoły. Nigdy nie byłem żadnym włóczęgą, jeśli mi pan nie wierzy, proszę zatelefonować do adwokata Wang-Olafsena z Pilestredet w Kristianii lub do majstra Ole Gabriela Paulsena z przędzalni Nedre Vøien w Sagene. Ukradziono mi pieniądze i dokumenty, prawdopodobnie na statku „Kristianiafjord”. Nie chciałem ryzykować dalszej podróży statkiem, ponieważ niemiecki okręt podwodny próbował nas zatopić, zanim dotarliśmy do Stavanger. Nim dotarłem do Nowego Jorku, byłem marynarzem na norweskim statku towarowym, który został zatopiony przy francuskim wybrzeżu, musieliśmy wiosłować do lądu na łodzi ratunkowej. To wydarzenie odbiło na mnie piętno, a jako że mam również małą córeczkę, nie chciałem jej narażać na niebezpieczeństwo związane z dalszą podróżą statkiem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ktoś mi ukradł pieniądze. Pomyślałem, że dotrę do Bergen i stamtąd wsiądę w pociąg do domu. Wielu pasażerów tak właśnie postanowiło zrobić. Mężczyzna przez cały czas siedział spokojnie, podczas gdy Kristian mówił. Czy w końcu ktoś mu uwierzy? Bardzo się zdziwił, kiedy mężczyzna oparł się wygodnie o fotel, położył dłonie na wielkim brzuchu i powiedział z uśmiechem: - Coraz bardziej mi imponuje

pomysłowość, z jaką wy, Cyganie, próbujecie się tłumaczyć, aby uniknąć przymusowej pracy. Kristian poczuł, jak mocno bije mu serce. Najchętniej powiedziałby temu mężczyźnie, co o tym myśli, ale to mogłoby mieć katastrofalne skutki. Zamiast tego odparł spokojnie: - Mógłby pan zadzwonić do pana Wang-Olafsena? Jest znanym adwokatem w Kristianii, panie w centrali telefonicznej szybko pana z nim połączą. Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Czy naprawdę myślisz, że wygłupię się aż tak? Dlaczego mam wierzyć jakiemuś Cyganowi? - Nie jestem Cyganem! - Kristian nie mógł się dłużej powstrzymać. Mężczyzna chwycił dokument, który wcześniej położył mu na biurku mężczyzna eskortujący Kristiana. Szybko przeczytał, co było tam napisane. - A więc nie jesteś Cyganem. Nie jesteś również wnukiem Mathiasa Løvliena z Eidsberg? Tego, który został skazany na wiele lat więzienia za kradzież i uciekł z Akershus kilka lat temu? - Być może, nigdy go nie spotkałem, a ojciec nigdy o nim nie opowiadał. Chyba nie uważa pan, że powinienem zostać ukarany za to, co zrobił mój dziadek? - Widzę, że twój ojciec został wyrzucony z fabryki płótna z powodu pijaństwa. Co na to powiesz? Kristian bardzo się zdziwił. Jak oni się o tym wszystkim dowiedzieli? Czy zadzwonili na Møllergaten 19, do głównej siedziby policji w Kristianii? Ale w takim razie musieli się też dowiedzieć, że jego rodzina miała stałe miejsce zamieszkania na Maridalsveien. - Muszę powiedzieć, że to była tragedia. Ojciec był marynarzem. Źle się czuł, pracując na stałe w fabryce i niestety był niewolnikiem alkoholu. Matka zachorowała na gruźlicę, więc czworo dzieci same musiało sobie radzić. Moja najstarsza siostra Elise była prządką w przędzalni w Nedre Vøien, zwaną ją również przędzalnią Graaha, i przy pomocy siostry Hildy, która była szpularką, utrzymywała nas. Starały się oszczędzać jak tylko się dało i dzięki temu zachowaliśmy mieszkanie na Holstsgate. Ojciec, który nie był już w stanie pracować, miał dach nad głową aż do czasu, kiedy wpadł do rzeki i się utopił. Mężczyzna nadal się uśmiechał. - Wzruszająca historia. Powinieneś z nią pójść do jakiegoś kobiecego czasopisma, może by ją wydrukowali. W oddali słychać było płacz dziecka. W tym samym momencie Kristian przypomniał sobie o Evelyn, z powodu swojego wzburzenia prawie o niej zapomniał. Odwrócił głowę.

- Gdzie jest moja córka? Bardzo boi się obcych, mówiłem temu, który ją zabrał. - Będzie musiała się przyzwyczaić - odparł mężczyzna. Kristian z trudnością łapał oddech, kiedy pochylił się nad mężczyzną. - Evelyn musi być ze mną! To jest moja córka! Jestem za nią odpowiedzialny. - Wszyscy tak mówią. Chodzi o to, że władze mają inne zdanie. Jeśli ocalisz dzieci, ocalisz rodzinę - napisał pastor Jacob Walnum, przewodniczący związku przeciwko włóczęgostwu. Wy Cyganie jesteście bardziej związani ze swoimi dziećmi niż inni. Żeby im pomóc, należy ich od was zabrać. Edukacja i praca spowodują, że wyrosną z nich prawi obywatele. Praca jest obowiązkiem, przestępstwem jest jej unikać. Kto żyje jak pasożyt, będzie ukarany, pisze pastor Walnum. - Nigdy nie żyłem jak pasożyt. Pracowałem w maszynowni na parowcu, później jako marynarz i nigdy nie unikałem pracy. Kiedy chodziłem do szkoły ludowej, pracowałem po lekcjach jako pomocnik woźnicy, później pomagałem szwagrowi i stałem za ladą w jego sklepie. Gdyby statek „Mita” nie zatonął, nadal bym pracował na pokładzie, mimo że kanał La Manche roił się od min, a my ryzykowaliśmy, że zostaniemy storpedowani. Mężczyzna wstał i poszedł w kierunku drzwi tak jakby nie słyszał ani słowa z tego, co powiedział Kristian. Otworzył je na oścież i zawołał kogoś. W mgnieniu oka ukazało się dwóch mężczyzn. Chwycili mocno Kristiana za ramiona i wzięli go ze sobą. W oddali Kristian usłyszał krzyk dziecka. Nie miał wątpliwości, że to był głos Evelyn. Co oni z nią robię?, pomyślał i desperacko próbował się wyrwać. Niestety, bez skutku.

2 Kristiana poprowadzono do nowego budynku, ze światłem, pomalowanymi ścianami i z dachem. Wszystko wyglądało na nowe, czyste i ładne, a na ścianach wisiały oprawione zdjęcia rodziny królewskiej. Musiały być zrobione dość niedawno, bo książę Olav wyglądał na jedenaście-dwanaście lat. Minęli kilka par drzwi i zatrzymali się przy jednych z ostatnich. Jeden ze strażników otworzył je ruchem ręki i nakazał Kristianowi wejść do środka. W małym pokoju stało łóżko i krzesło. W maleńkim oknie wstawione były kraty! Otworzył usta, by zaprotestować, odwrócił się szybko do mężczyzn, lecz ci zdążyli już przesunąć się do drzwi i zatrzasnąć je za sobą. Po chwili Kristian usłyszał dźwięk zamykanego zamka. Mój Boże!, pomyślał przerażony. Został uwięziony, wsadzono go do celi bez możliwości wyjścia, nie miał pojęcia, gdzie była Evelyn i co z nią zrobili. Rzucił się spanikowany ku drzwiom i zaczął w nie walić. Chciał im wykrzyczeć, że nie jest żadnym złoczyńcą. Nie zrobił nic złego, to nie jego wina, że ukradziono mu pieniądze ani że gospodyni przystawiała się do niego. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. To przecież Eleonore zmusiła go, żeby wziął Evelyn na „Kristianiafjord”. Mógł oczywiście odmówić, ale nie miał sumienia zostawić małej w Nowym Jorku, kiedy jej matce groziło więzienie, a Evelyn nie miała nikogo, kto mógłby się nią zaopiekować. Dlaczego nikt nie mógł zadzwonić do pana Wang-Olafsena, przecież rozmowa telefoniczna do Kristianii nie kosztowała dużo. Jeśli zarządca miał plany złapać wszystkich włóczęgów na zachodzie kraju, potrzebował zapewne więcej cel, niż zostało zbudowanych. Powinno więc mu być na rękę, gdyby okazało się, że ma jednego więźnia mniej. Czy ten mężczyzna był megalomanem? Wysoko postawieni urzędnicy z Departamentu Sprawiedliwości musieli się bardzo cieszyć z każdego złapanego Cygana lub włóczęgi. Może płacono im za to, żeby łapali ich jak najwięcej? W Nowym Jorku czytał starsze norweskie gazety i z tego co rozumiał, przez ostatnie kilka lat zaczęło się coś dziać w sprawie włóczęgów w Norwegii. Władze nie chciały dłużej pozwalać na to, aby ludzie bez domu i bez pracy włóczyli się po ulicach, chciały ich zmusić, żeby żyli tak jak większość. Wcześniej wyganiano ich z wioski do wioski, a teraz chciano ich siłą umieszczać w jednym miejscu. Kristian pamiętał, jak matka wstydziła się tego, że ojciec pochodził z rodziny cygańskiej. Dostali zakaz mówienia o tym komukolwiek. Z tego co pamięta, jedynie pani Evertsen matka zdradziła tajemnicę.

Pamięta ten dzień, kiedy dziadek pojawił się w Drengstua na Vøienvolden, a Elise dała mu pieniądze i trochę jedzenia, bo zrobiło jej się go żal. Jednocześnie bała się, że ktoś się o tym dowie. Strach towarzyszył jej ciągle. Była z nich najstarsza i rozumiała więcej niż Hilda, Peder czy on. Teraz do niego dotarło, że mieli się czego obawiać. Być spokrewnionym z Cyganami to jakby mieć znak na czole, taki jak kiedyś mieli przestępcy. Nie pomogło, że miał dom i pracę, dobre koneksje ani że członkowie rodziny i przyjaciele byli wysoko postawieni. Ponieważ jego dziadek był wędrownym Cyganem, od razu był podejrzany o to samo. Nie chcieli mu wierzyć w to, co mówił, chcieli go zamknąć w ośrodku pracy przymusowej, żeby się pochwalić, ilu udało im się złapać włóczęgów! Sto siedemdziesiąt pięć osób, powiedziano mu. Sami mężczyźni! Co robili z kobietami i dziećmi? Czy był dla nich osobny ośrodek w pobliżu? Czy jakaś Cyganka będzie nową mamą dla Evelyn, a cygańskie dzieci jej rodzeństwem? Czy będzie częścią ich wspólnoty? Kristian wzdrygnął się, ale postanowił, że musi się wziąć w garść. Nie powinni się w ogóle znaleźć tu w Opstad, powinni jechać do domu do Kristianii. Będzie się bił na pięści, będzie wrzeszczał, przeklinał i będzie robił tyle hałasu, że nie wytrzymają z nim długo. Usiadł na rogu łóżka i poczuł, jak ogarnia go zmęczenie. To był bardzo długi dzień, wydawało mu się, że minęły wieki, odkąd wyruszył z gospodarstwa. Nie dość, że nic nie jadł, to jeszcze nogi i plecy bardzo go bolały, a ostatnie chwile pozbawiły go resztek sił. Ze wstydem poczuł, że szloch ściska mu gardło. Jemu, który od czasu, kiedy uciekł od Hildy i jej męża na grób swojej matki, żeby znaleźć tam ukojenie. Ani razu od tego czasu nie płakał, nawet kiedy „Mita” została zatopiona, a oni musieli wiosłować prawie dobę, by dopłynąć do brzegu. Wtedy wydawało mu się, że już po nich, ale nie płakał. Nie mógł się teraz poddać, przecież nie był już dzieckiem. Jednak nie był w stanie się powstrzymać. Gdy się kładł, poczuł, jak szloch jeszcze bardziej ściska mu gardło. Po chwili łzy zaczęły spływać po policzku. Obudziły go promienie słońca, które wpadały przez okno z kratami. Po tym, jak przypomniał sobie wszystko, co się zdarzyło, ogarnęła go fala złości i desperacji. Szybko podniósł się z łóżka i zaczął mocno walić do drzwi. Trochę trwało, zanim usłyszał zbliżające się kroki. Strażnik otworzył drzwi. - Trafiłem tu z powodu nieporozumienia i żądam rozmowy z kierownikiem. Nowy strażnik nie wydawał się aż tak niesympatyczny jak poprzedni. - Teraz jest śniadanie dla wszystkich, musisz poczekać, aż się skończy.

Kristian poczuł iskierkę nadziei i przytaknął. - Dziękuję. Muszę najpierw wyjść na dwór. - Pójdę z tobą. Kristian nie mógł powstrzymać uśmiechu. - Boisz się, że ucieknę? - Dostaliśmy surowy nakaz, żeby nie spuszczać was z oczu. - Czy wokół tego miejsca jest płot? Nie zauważyłem żadnej bramy, kiedy mnie tu przywieziono, ale zaczynało się ściemniać, więc pewnie dlatego. - Jest tu płot i brama, ale brama była otwarta po tym, jak przywieziono tu innego. Zaczęli iść. - Długo tu pracujesz? - Zakład otworzono dopiero trzy miesiące temu. - Czy sąsiedzi wiedzą, co się tu dzieje? - Najbliżsi sąsiedzi mieszkają daleko stąd. Mieszkańcy Jæren nazywają to miejsce Jeddern. Chyba są zadowoleni, że nie będą już do nich przychodzić żebracy lub inni włóczędzy. - Czy kiedykolwiek słyszałeś, żeby przywieźli tu kogoś przez przypadek? Kogo oskarżyli o bycie włóczęgą, ale wcale nim nie był? - Kierownik nigdy się nie myli. - Chyba masz na myśli to, że nigdy nie przyznaje się do błędu. Mężczyzna nie odpowiedział. Miał coraz większe wrażenie, że ten strażnik był inny niż pozostali. To napełniło go nadzieją. Po tym jak odwiedził wychodek i umył się w misce stojącej obok, strażnik zaprowadził go na stołówkę. Pomieszczenie było po brzegi wypełnione mężczyznami w różnym wieku, większość z nich ubrana była w łachmany; byli brudni, nieogoleni, niechlujni i z brudnymi włosami. Wszyscy przesłali Kristianowi gniewne spojrzenia, nikt się nie odzywał. Posadzono go przy małym stole, gdzie siedział już jakiś mężczyzna z czarną brodą i surowym wyglądem. Jadł owsiankę i nawet nie spojrzał, kiedy Kristian koło niego usiadł. Kristian był głodny, złapał energicznie łyżkę i łapczywie zaczął jeść swoją porcję owsianki. Przez chwilę jedli w milczeniu. Kristian nie mógł się powstrzymać i zapytał: - Skąd jesteś? - Z Kristianii. Kristian otworzył szeroko oczy. - Z Kristianii? Myślałem, że wszyscy będą z zachodu kraju. Ja też pochodzę ze stolicy.

Mieszkałeś tam na stałe? - W Vål’enga. Kristian jeszcze bardziej się zdziwił. - A więc nie jesteś Cyganem? Mężczyzna podniósł głowę. - Jestem włóczęgą. Chciał jeszcze zadać kilka pytań, ale coś w wyrazie twarzy mężczyzny go zatrzymało. Widocznie musiał zrobić coś złego, że znalazł się na ulicy. Wyglądało na to, że nie chce o tym mówić. - Nazywam się Kristian Løvlien i pochodzę z Sagene. Złapano mnie wczoraj wieczorem z powodu nieporozumienia. Mężczyzna wzruszył ramionami. - Na pewno nie jesteś jedyny. Kristian posłał mu zdziwione spojrzenie. - Masz na myśli, że wielu zostało złapanych, mimo że nie złamali prawa o włóczęgostwie? Mężczyzna przytaknął. - Nikt nie protestował? Przecież mogli wytłumaczyć, kim są, i poprosić rodzinę, żeby potwierdziła ich tożsamość. Mężczyzna wzruszył ramionami. Nagle podniósł głowę i spojrzał na Kristiana dziwnym wzrokiem. - Może nie chcą? - Nie chcą? Przecież nikt nie chce być uwięziony, zwłaszcza kiedy jest niewinny Mężczyzna spojrzał na niego bez słowa. Kristian miał nadzieję, że powie coś więcej i wytłumaczy, co miał na myśli, ale nic takiego nie nastąpiło. Nagle jeden ze strażników krzyknął ostrym głosem: - Abram! Wstawaj! Siedziałeś już wystarczająco długo, robota czeka. Towarzysz Kristiana ciężko podniósł się z krzesła. Kiedy miał już odejść, odwrócił twarz do Kristiana. - Praca nie jest najgorsza, kolego. Potem skierował się w stronę drzwi. Kristian zauważył, że mężczyzna kulał. Strażnik, który podążał za Kristianem najpierw na dwór, a potem na stołówkę, podszedł do jego stołu. Widocznie zauważył dziwny wyraz twarzy Kristiana, bo powiedział: - Z

Abramem wszystko jest w porządku, jedynie nie stroni od wódki. Kristian przytaknął ze zrozumieniem. - Czyli o to chodzi. - To tragiczna historia. Abram skończył szkołę ludową i został szewcem, ale nie dawał sobie rady z długimi i monotonnymi dniami spędzonymi w warsztacie. Wpadł w złe towarzystwo i został złapany na kradzieży. Po trzech ciężkich latach w zakładzie poprawczym dla chłopców w stolicy Abram w końcu wyszedł. Ale szewc, u którego pracował, nie chciał przyjąć złodzieja. Abram nie miał pieniędzy, żeby wyemigrować do Ameryki, nie dostał też pracy na statku z powodu swojej przeszłości. Nie chciał również wracać do miasta, żeby jego wcześniejsi koledzy nie wplątali go w kolejne włamanie. Postanowił wybrać życie włóczęgi. Strażnik obejrzał się dokoła, prawdopodobnie dlatego, że nieczęsto się zdarzało, by strażnicy tak długo rozmawiali z więźniami. - Raz, kiedy Abram poszedł w cug w Hamarze, złapał go lensman i oskarżył o włóczęgostwo, żebractwo i pijaństwo. W gazecie policyjnej lensman znalazł informacje o jego przeszłości i skazał na pobyt w Jeddern. Przynajmniej nie piję, pomyślał Kristian, i raczej mało prawdopodobne, żeby o mnie napisano w gazecie policyjnej. Z drugiej jednak strony, istniało niebezpieczeństwo, że Kristiana oskarżą o włóczęgostwo. Być może jeszcze żebractwo, jeśli będą chcieli go oskarżyć o coś więcej. - Wiesz, co się stanie z moją córką? - zapytał szybko Kristian z nadzieją, że dowie się jeszcze czegoś, zanim strażnik odejdzie. - Jeśli zostaniesz skazany, twoja córka trafi albo do domu dziecka, albo do domu zastępczego. Pracuj szybciej, bo tu panuje bardzo surowa kontrola. Każdy z więźniów ma swój kawałek ziemi, który musi obrobić do głębokości 60 cm. Wszystkie kamienie trzeba wyrzucić. Ten, kto sobie nie poradzi z tym zadaniem, zostanie oskarżony o lenistwo i wsadzony do celi w piwnicy. Bez przesłuchania. Kristian gapił się na strażnika zszokowany. Co to jest za zakład? Kristian podniósł się i od razu poczuł ból w nodze i plecach. Każdy swój kawałek ziemi, 60 cm głęboko, przypomniał sobie Kristian, oblewając się zimnym potem. Jak on to zrobi, z takim bólem w nodze i w plecach? Strażnik powiedział wcześniej, że po śniadaniu będzie mógł porozmawiać z kierownikiem. Przesunął się w stronę strażnika. - Myślisz, że mógłbym teraz spotkać się z kierownikiem?

Mężczyzna rzucił Kristianowi krótkie spojrzenie, zanim odwrócił się i udał w kierunku drzwi szybkim krokiem. - Szybciej, powiedziałem. Chyba nie masz ochoty siedzieć w celi w piwnicy?

3 Elise spojrzała znad maszyny do pisania. - Wuj Kristian? Jak miło! Nie słyszałam, kiedy wuj przyszedł. - No tak, twoja maszyna tak hałasuje, że nie słyszysz, jak ktoś puka do drzwi. Bardzo wieje na dworze. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czuł taki silny wiatr tak wczesną jesienią. - Johan powiedział to samo. Pracuje w swoim warsztacie i obawia się, że wiatr zdmuchnie stary dach. Sigurd się boi, więc siedzi w domu, mimo że Elvira i Halfdan starają się go skusić, żeby wyszedł się z nimi pobawić. Dagny była u nas i opowiadała, że mają wolne w szkole, bo nauczyciel bał się, że wiatr zwieje najmłodszych uczniów z mostu, jak będą wracali do domu. Wiatr ma się jeszcze bardziej nasilić w ciągu dnia. Jensine i Hugo jeszcze nie wrócili. Wuj Kristian usiadł przy stole na krześle najbliżej Elise. - Dostałem list od mojego brata. - Ze Spokane? Napisał coś o córce Kristiana? - Napisał, że Eleonore i jej mąż zostali aresztowani za defraudację. Elise otworzyła usta za zdziwienia. - Defraudację? Eleonore też? - W jakimś stopniu musiała brać w tym udział, ale nie została skazana na taki surowy wyrok jak on. - Siedzi w wiezieniu? - Na to wygląda. Nie w Spokane, ale w Nowym Jorku. Elise otworzyła szeroko oczy. - Mieszkają w Nowym Jorku? W tym samym mieście, co Kristian? - W Brooklynie, na wyspie, która jest częścią miasta. - Kristian powinien o tym wiedzieć! - Tak, wie o tym. Napisałem do niego i mu to powiedziałem. Elise spojrzała na niego zdziwiona. - Nic o tym nie mówiłeś. - Nie byłem pewien, czy mu o tym powiedzieć, ale stwierdziłem, że tak będzie najrozsądniej. Jednocześnie nie chciałem ci dawać więcej powodów do zmartwień. - Ależ nie mam aż tylu zmartwień. - Jak to nie? A co z codziennym strachem, że zabraknie jedzenia, pieniędzy albo węgla?

Strachem o Pedera i Everta, którzy mogą zostać powołani do wojska, kiedy w kraju będzie toczyć się wojna? A mało masz kłopotów z tą parszywą kobietą Signe Stangerud? Naprawdę Elise myślę, że masz wystarczająco dużo kłopotów. - Czy Kristian ci odpisał? Potrząsnął głową. - Pewnie tak, ale prawdopodobnie statek poszedł na dno. Ciągle czytam o statkach, które zostają storpedowane. - Mam nadzieję i modlę się o to, by Kristian jak najdłużej był w Nowym Jorku. Twój brat nie pisze o maleńkiej córeczce Eleonory? Czy przygarnęli ją do siebie? Mimo że Eleonore z mężem są majętni i pewnie mają dużo służby, to przecież ona nie może mieszkać sama, kiedy rodziców nie ma w domu. Czy na pewno oni siedzą w więzieniu? Wuj Kristian przytaknął i się wzdrygnął. - Teraz dochodzę do najgorszej części tej historii, ale Ulrikke uważała, że powinienem ci powiedzieć. Dziecko zniknęło bez śladu. Elise patrzyła się na niego, nie rozumiejąc. - Zniknęło? - Mój brat nie może wybaczyć Eleonore, że zrobiła coś nielegalnego, i nie chce mieć z nią nic wspólnego. Postanowił, że również zapomni, że ma wnuczkę, ale wyrzuty sumienia nie pozwalały mu na to. W końcu skontaktował się z biurem zięcia i dowiedział się, co zaszło. - Czy policja jej nie szukała? - Tak, wiele jednostek zostało do tego zaangażowanych, ale to nie przyniosło efektów. Prawdopodobnie została porwana. Elise stała jak wryta. - Ale przecież służba musiała zauważyć, że dziewczynka zniknęła. - Niania powiedziała, że pojawił się jakiś obcy mężczyzna. Eleonore wzięła ze sobą córkę i odjechały z tym mężczyzną. Od tego czasu już ich nie widziano, dopiero później policja z Halifaksu odnalazła Eleonore na statku „Kristianiafjord”. Próbowała uciekać, kiedy dowiedziała się, że jej mąż został aresztowany. Ale wtedy nie było już z nią córki. Wytłumaczyła, że zostawiła ją u przyjaciółki w Nowym Jorku, ale ta przyjaciółka zaprzeczyła, że widziała dziecko. Jest ciągle przesłuchiwana. Policja sądzi, że coś ukrywa. Elise potrzasnęła po raz kolejny głową. - To straszne! „Kristianiafjord”? Czy to nie ten nowy statek pasażerski, który kursuje miedzy Norwegią a Ameryką? Wuj Kristian przytaknął.

- Myśli wuj, że chciała przyjechać do Norwegii? - Wszystko na to wskazuje. - Ale w takim razie wzięłaby przecież ze sobą córkę. Przytaknął kolejny raz. - To właśnie mnie najbardziej dziwi. Już prawie uwierzyłem, że tym obcym mężczyzną, który pojawił się w domu Eleonore, był Kristian. Dlatego zadzwoniłem do towarzystwa żeglugowego, żeby dowiedzieć się, czyjego nazwisko widnieje na liście pasażerów, którzy zeszli na ląd w Kristianii, ale niestety nie było go tam. Bardzo naiwnie z mojej strony, że tak pomyślałem. Ale gdyby jednak tak się stało, na pewno pojawiłby się u was. - Nie można się skontaktować z Domem Marynarza w Nowym Jorku i dowiedzieć się, czy Kristian nadal tam jest? - Wysłałem telegram i dostałem odpowiedź, że wyruszył znowu na morze. - Spojrzał współczująco na Elise. - Miałem nadzieję, że ci tego oszczędzę, ale nie byłem w stanie ci skłamać. Elise pokręciła głową. - To by mi się również nie spodobało. Lepiej poznać prawdę, niż się domyślać. Dowiedziałeś się, na jakim statku jest teraz Kristian? Płynie do Europy czy do Ameryki Południowej? - Tego nie wiedzieli. Telegram był krótki i dość ogólnikowy, pewnie chcieli wydać jak najmniej pieniędzy. Elise westchnęła. - Dużo nowych informacji naraz. Teraz już nie wiem, co gorsze, to że Kristian jest znowu na morzu, w najgorszym wypadku w drodze do Europy, czy że jego córka zaginęła. Próbo- wałam zapomnieć o jej istnieniu, po tym jak Eleonore wyszła za mąż i tym samym mała miała nowego ojca. Ale teraz, gdy usłyszałam, co się wydarzyło, nie mogę przestać myśleć o niebezpieczeństwie, na jakie to małe dziecko zostało narażone. - Też mnie to gnębi. Nie jestem pewien, czy powinniśmy powiedzieć o tym Evertowi i Pederowi. Peder jest taki wrażliwy, może to bardzo przeżyć. - Nie ma potrzeby, żeby im o tym mówić. To zostanie tylko między wujem, ciotką Ulrikke, Johanem a mną. Muszę powiedzieć panu Wang-Olafsenowi, że Kristian znowu wypłynął, ciągle pyta, czy mamy od niego jakieś wieści. Ale o córce Kristiana mu nie powiemy - Zgadzam się z tobą. Elise wstała.

- Nastawię kawę. Teraz potrzebujemy czegoś na wzmocnienie. Usiedli przy stole w kuchni. Za oknem było widać jak liście klonu, gałązki, szyszki, a nawet poszarpane kawałki gazety latają na wietrze. Cały dom skrzypiał, a kiedy nadciągnął niesamowicie silny podmuch wiatru, oboje spojrzeli w górę na dach. - Czy kiedykolwiek zauważyłaś, że wiatr działa uspokajająco? - zapytał wuj Kristian. Sigurd zaczął płakać, wuj Kristian podniósł go i posadził sobie na kolanach. - To nie jest niebezpieczne, mój mały przyjacielu. Patrz, jak szybko lecą liście wzdłuż drogi! Myślisz, że Halfdan potrafi tak szybko biegać? Halfdan i Elvira przyszli do stołu i usiedli obok. Halfdan się zaśmiał. - Potrafię biegać dużo szybciej. - Jestem tego pewien. Kiedy Sigurd będzie w twoim wieku, też będzie tak potrafił. Sigurd podniósł ramiona i przesunął dłonią po brodzie wuja Kristiana. - Gu, gu! - wykrzyknął mały Sigurd i już chyba zapomniał, że się bał wiatru. Wszyscy się zaśmiali. Wuj Kristian spoważniał i zwrócił się do Elise. - Słyszałaś coś więcej o Signe? Wiesz, ile lat więzienia dostała za kradzież tej wysadzanej diamentami pozytywki? - Dostaliśmy list od pana Ringstada. Rozmawiał z panem Stangerudem. Nic jeszcze nie zostało postanowione, ale myśli, że dostanie wysoką grzywnę. Wuj Kristian podniósł brwi ze zdziwienia. - Grzywnę? Nie zostanie skazana na karę wiezienia, po tym jak dokonała kradzieży? Elise przesłała mu gorzki uśmiech. - Zapomina wuj, że ona jest jedynym dzieckiem bogatego gospodarza Stangeruda, ma wysoko postawionych przyjaciół w Kristianii, a do niedawna była właścicielką wielkiej willi na Eckersbergsgaten. Tacy ludzie nie siedzą w więzieniach. Wuj potrząsnął głową, widać było, że jest zdenerwowany. - Nie ma sprawiedliwości w tym kraju. - A w innych krajach jest? Tacy są ludzie, wuju. Im jestem starsza, tym wyraźniej dostrzegam, jacy żałośni i małostkowi jesteśmy, my ludzie. Ci wielcy i wpływowi zabiegają o jeszcze więcej władzy, depcząc po drodze innych, podczas gdy ci mali stają się jeszcze mniejsi, bardziej bezbronni i bezradni. - Musisz o tym napisać, Elise! - Właśnie to robię. Akurat teraz piszę artykuł, który planuję wysłać do „Ilustrowanego

Tygodnika Rodzinnego”. Myślę, że to zbyt trudny temat do „Pani Domu” Wuj Kristian uśmiechnął się. - Jak dobrze, że mamy w rodzinie kogoś, kto coś robi, a nie tylko wzdycha i narzeka na to, co się dzieje. - To nie tylko ja, ale również Johan. Niech sobie wuj pomyśli o pięknych rzeźbach małych chłopców, ubogiej dziewczynki z lalką i pracownicy w drodze do fabryki! Teraz pracuje nad modelem kościoła w Sagene. W drzewie. Codziennie siedzi w pracowni, pożyczył rysunki z kościoła i wszystko dokładnie liczy, tak aby model był idealną kopią oryginału. Myślę, że może się przydać. - Ale uda mu się go sprzedać? Kto kupi model kościoła w Sagene? - Mam nadzieję, że muzeum to kupi. Nie sądzisz, że mogą być zainteresowani, kiedy zobaczą, że udało mu się zrobić idealną kopię? - Miejmy nadzieję. Coś w jego głosie wskazywało na to, że jednak miał wątpliwości. Drzwi się otworzyły i wszedł Johan. Elise od razu opowiedziała mu o liście, który wuj Kristian otrzymał od swojego brata. Nie zwracała nawet uwagi na to, że dzieci się przysłuchują, i tak były za małe, żeby to zrozumieć. Wyglądało na to, że Johan uważa to samo co wuj Kristian i Elise. Jeśli Eleonore faktycznie myślała o tym, żeby uciec do Norwegii, to dlaczego nie wzięła ze sobą córki? Zdezorientowany pokręcił głową, po czym zmarszczył czoło. - Mam nadzieję, że Kristian nie zaciągnął się na statek przewożący amunicję, który płynie do Europy. Wuj Kristian spojrzał na niego skonsternowany. - Niemożliwe, żeby tak postąpił. - Ale jeśli to była jego jedyna szansa? Pewnie nie miał dużo pieniędzy po tak długim pobycie w Nowym Jorku. Wuj się wzdrygnął. - Miejmy nadzieję, że nie będzie tak źle. Elise opowiadała mi o twoim nowym projekcie. Mógłbym go zobaczyć? Johan uśmiechnął się z dumą. - Oczywiście, bardzo proszę! Mężczyźni zniknęli. Elvira spojrzała na matkę. - Kim jest ta dziewczynka, która zniknęła? Myślisz, że udusił ją Lort-Anders?

- Co ty wygadujesz? Nie mówiliśmy o Lort-Andersie, przecież miałaś tylko cztery latka, kiedy on zmarł. To było ponad rok temu. - Hugo mówił, że Lort-Anders był niebezpiecznym złodziejem, który próbował zabić ciebie i tatę przed domem cioci Hildy. Elise patrzyła przerażona na Elvirę i Halfdana. Oboje wyglądali na wystraszonych. - Gadasz głupoty, Elviro. Nie można wierzyć we wszystko, co mówi Hugo. To prawda, że Lort-Anders był złodziejem, ale teraz już nie żyje i leży na cmentarzu. - Więc kto ją udusił? Czy takich jak Lort-Anders jest więcej? - Nikt nie powiedział, że ją uduszono, wuj Kristian powiedział tylko, że nie można jej znaleźć. Może się schowała, bo była niegrzeczna? Elvira się uśmiechnęła. - Mamo, teraz żartujesz. Przecież nie mogła się schować na tak długo. - Być może babcia przyjechała po nią i ją wzięła do siebie. Że też nigdy nie nauczy się trzymać języka za zębami. Dzieci rozumiały więcej, niż jej się wydawało. - Ja myślę, że ona się schowała, bo ukradła cukierka z kredensu - powiedziała pewnie Elvira. Powiedziawszy to, rzuciła pełne winy spojrzenie na szafkę z jedzeniem w kuchni. Elise udawała, że tego nie zauważyła. Czymże było wzięcie jednego cukierka w porównaniu z całym złem na świecie.

4 Za oknem w końcu przestał padać śnieg, ale było tak przeraźliwie zimno, że ciężko było ogrzać salon, mimo że palili od samego rana. Okna były nieszczelne, a podłoga tak zimna, że Elise miała na sobie dwie pary wełnianych skarpet. Jej spojrzenie powędrowało w stronę prawie pustej skrzyni na opał. Johan wcześnie rano wyszedł z nadzieją, że uda mu się kupić węgiel albo drewno, ale bez większych rezultatów. Wczoraj zabrał Hugo i Jensine do lasu w Grefsen, aby pozbierać gałęzie, ale wielu było tam już wcześniej, więc niełatwo było coś znaleźć. Elise nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek doświadczyła takiego mrozu, a przecież przed nimi jeszcze koniec stycznia i cały luty, najgorszy z miesięcy. Usiadła nad gazetą „Sværta” i ciężko westchnęła. Johan pogłaskał ją po głowie. - Nie zamartwiaj się. Pan Ringstad obiecał, że przyśle nam drewno, zawsze dotrzymuje słowa. - Ale z jego pamięcią jest coraz gorzej, wydaje mi się, że zapomniał o tym. - W takim razie pewnie Peder mu przypomni. Jaka szkoda, że byli chorzy na święta. Gdyby do nas przyjechali, zobaczyliby, w jak trudnej sytuacji jesteśmy tu w stolicy. Elise znowu westchnęła. - Siedziałam i starałam sobie przypomnieć, o czym myślałam, kiedy jesienią odwiedził nas wuj Kristian i opowiedział, co słyszał o Eleonore i jej córce. Myślałam o tym, że Elvira ukradła cukierka z kredensu, choć ja udawałam, że tego nie zauważyłam. Bo przecież to była tak mała rzecz w porównaniu z całym złem panującym na świecie. Kiedy akurat teraz przeczytałam o pożarze, który wybuchł kilka dni temu w Bergen i o Molde, gdzie ogień spowodował wielkie zniszczenia, to pomyślałam o tym samym. Pusta skrzynia to nic w porównaniu z tym, co spotkało tych biednych ludzi. W Molde, gdzie spłonęło ponad sto domów, ponad tysiąc osób znalazło się bez dachu nad głową, a w większości były to domy ludzi biednych. Ogień nadszedł tak szybko, że nie udało się prawie nic uratować, na drogach można było zobaczyć dzieci owinięte w wełniane koce leżące na śniegu. Napisali, że wiatr wiał z siłą orkanu. Elise przebiegł dreszcz. Johan przytaknął. - Czytałem o tym, gdy przygotowywałaś owsiankę. Napisali, że ogień galopował ulicami jak koń i obijał się od okna do okna. Najgorsze jest to, że wszystko zostało spowodowane

nieostrożnością. Dwóch robotników szło z zapaloną świeczką przez korytarz obok drewnianej zabudowy i prawdopodobnie zaprószyli ogień. Płomienie dotarły aż do Fjøsanger, pół mili od miasta! Czterysta domów spłonęło, a sześćset rodzin zostało pozbawionych mieszkań! Jak można być tak nieostrożnym? - Król tam pojechał i razem z królową przekazali dwadzieścia tysięcy koron. Wysłano statki i wagony z jedzeniem, ubraniami, wełniane koce i materace do tych, którzy stracili wszystko. Ale mój Boże, co trzy tysiące ludzi ma ze sobą zrobić? - Mówią, że była to sprawka jakiegoś piromana. - Ale przecież równie dobrze mogło chodzić o błyskawicę. Napisali, że błyskało nieprzerwanie. Bardzo dziwna burzowa pogoda jak na środek stycznia! - Straszny początek roku. Mam nadzieję, że niedługo się to skończy. Elise pomyślała o Pederze i Evercie, którzy zostaną powołani do wojska i przeszły ją dreszcze. Przeglądała dalej gazetę. - Napisali coś o wojnie? - Najwięcej piszą o przechowywaniu żywności i gospodyniach. Kobiety mdleją w zapełnionych kolejkach, ruch na targu Youngstorvet codziennie rano jest tak duży, że policjanci na koniach muszą pilnować porządku. Castberg uważa, że jedzenie w Norwegii jest droższe niż w krajach ogarniętych wojną. To powoduje, że pojawiają się spekulanci. Gunnar Knudsen walczy o monopol na cukier i wieprzowinę oraz o konfiskatę młynów w kraju. Parlament jednogłośnie uchwalił powołanie Departamentu ds. Żywności. Pewien mężczyzna z Øystese w Hardanger został wybrany na ministra tego departamentu. Johan podłożył ostatni kawałek drewna. - Poza tym dużo piszą o wypełnionych po brzegi domach dziecka i o niebezpiecznych dla zdrowia suterenach na Storgaten. Dzieci bawią się w brudnych i ciemnych korytarzach, do których nigdy nie dochodzi słońce. W starym zakładzie pracy przymusowej mieszkają w każdej z maleńkich komórek cztery osoby. Mają wspólną kuchnię i palą drzazgą, którą kupują za dziesięć øre za worek. Elise spojrzała się na niego zszokowana. - Przestanę narzekać na brak jedzenia i drewna. Teraz odstawię maszynę do pisania i pójdę z wami do lasu, żeby znaleźć gałązki. Posadzili zawiniętego w wełniany koc Sigurda na sankach. Reszta dzieci biegała wokół, aby nie zmarznąć. Jensine i Hugo nie szli do szkoły z powodu mrozu, woźny bał się, że nie starczy drewna na opał, jeśli mróz nie zelżeje. Dagny szła z Aslaug, razem było sześcioro dzieci, na które trzeba było uważać, ale piątka z nich się przyda, kiedy dojdą do lasu.

- Najgorsze jest to, że zawsze się znajdą ludzie pozbawieni skrupułów, którzy będą zarabiać na wojnie - kontynuował Johan, gdy szli w górę Mariadalsveien. - Pewien adwokat próbował przewieźć miedź do Niemiec wartą pół miliona koron, ale na szczęście złapała go policja. Później starał się wmówić kupującemu z Hamburga, że została wysłana statkiem, który zatopiono przy wybrzeżu norweskim. Dostał za to dwa lata więzienia. W Stavanger dwóch mężczyzn próbowało przeszmuglować pięć tysięcy kilogramów gumy do Niemiec. Gumę wsadzili do stu skrzyń z klopsami rybnymi! Elise potrząsnęła głową z niedowierzaniem. - Że też ludzie robią takie rzeczy! Oni nie mają moralności. Johan się zatrzymał, żeby poprawić koc wokół Sigurda. - Zastanawiam się, co sprawia, że niektórzy ludzie tacy się stają. Elise uśmiechnęła się. - Może fakt, że nie mieli takiego ojca, który im poprawiał koc w zimowe dni. Johan wyprostował się i pocałował Elise w jej uśmiechnięty policzek. Doszli do Arendalsgaten, kiedy Elise nagle zauważyła mężczyznę i kobietę, rozmawiających ze sobą. Według Elise, stali zbyt blisko siebie. Było w nich coś znajomego, aż w końcu dotarło do niej, kim był ten mężczyzna. Torkild! Dzieci były już daleko z przodu, prawdopodobnie przy Hammergaten, jeśli po drodze nie natknęły się na panią Jonsen. Elise przysunęła się do Johana i szepnęła. - Widzisz, kto to jest? Johan właśnie ich zauważył. Najpierw wyglądał na zdziwionego, potem na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka. - Już zapomniał o Annie? - Wydawał się być urażony. Elisa poczuła, że musi stanąć w obronie szwagra. - Nigdy nie zapomni o Annie, ale odkryłam, że wdowcy, którzy żyli w szczęśliwym małżeństwie, szybciej niż inni znajdują sobie nowe żony. Nie mogą znieść samotności, tęsknią za ciepłem i bliskością innych. Zmarszczka na czole Johana zniknęła. Uśmiechnął się i przytulił ją do siebie. - Rozumiem ich. Gdybym ja cię miał kiedyś stracić, nie wiem, co bym zrobił z rozpaczy. Torkild właśnie ich zauważył i szybko odsunął się od kobiety stojącej obok. Wyglądał na zawstydzonego. Elise zaczęła iść w jego kierunku. - Witaj, Torkildzie!

Mężczyzna uśmiechnął się, najwidoczniej świadomy swojej winy. - Akurat natknąłem się na starą znajomą. Może pamiętasz pannę Amalię Grunt-Pedersen, jedną z wolontariuszek z Sagene? Długo nią była. Elise podała dłoń kobiecie. - Niestety nie pamiętam pani, ale była pani zapewne wolontariuszką razem z Maren Sørby? Kobieta przytaknęła z uśmiechem. - Tak, znam ją. Bardzo miła osoba. Elise przytaknęła. - Najmilsza, jaką znam. Przychodziła do nas prawie codziennie, kiedy mama chorowała na gruźlicę, ale nie tylko mamą się opiekowała. To cud, że wolontariuszki się nie zaraziły. - Niestety wiele z nich zachorowało, ale Maren Sørby jest ciągle zdrowa. Elise przysunęła się do Torkilda. - Wiesz o tym, że Dagny wzięła ze sobą Aslaug do nas i że wszyscy razem idziemy do lasu, żeby pozbierać gałęzie? Torkild pokręcił głową i znowu wydawał się zawstydzony. - Nie, nie wiedziałem. Kiedy wychodziłem, siedziały w kuchni przy stole i wkładały obrazki do albumu, który Aslaug dostała od pani Evertsen na święta. - Ale nie masz nic przeciwko, że jest z nami na dworze, mimo że jest tak zimno? - Ona ma sześć lat, gorzej z Sigurdem - odpowiedział i zerknął na sanki. - Tak, chyba najlepiej będzie, jak już pójdziemy. Dagny i Aslaug na pewno wrócą z nami do domu. Będę pilnować, żeby wróciły do swoich domów, zanim się ściemni. Pomachali sobie na pożegnanie i pospieszyli ku Arendalsgaten i dalej w górę do Maridalsveien. Gdy doszli na Hammergaten, przyspieszyli kroku. Elise czuła mrowienie w palcach stóp od zimna. Johan był cichy i zadumany. Prawdopodobnie rozmyślał o Annie i o tym, że Torkild, zaledwie pół roku po śmierci Anny, zdążył już sobie kogoś znaleźć. Nie podobało mu się to. Zresztą fakt, że Torkild się z kimś spotykał, dla niej również był wielkim zaskoczeniem. Ale może się pomylili? Nie, sposób, w jaki ci dwoje rozmawiali ze sobą, jednoznacznie wskazywał, że są sobie bliscy. A do tego rumieniec Torkilda. Ale dla dobra Aslaug może to było najlepsze, co mogło się wydarzyć. Dziewczynka potrzebowała matki. Nadal szli w ciszy. Mróz szczypał w twarz, a lodowaty wiatr przeszywał ją na wskroś. Miała tak

zesztywniałe palce, że nie mogła poprawić sobie szalika. Zęby dzwoniły w ustach. Kiedy spojrzała na Sigurda, zauważyła, że chłopiec dostał białych plam na czerwonych policzkach. Zatrzymała się. - To szaleństwo, Johanie. Sigurd za chwilę odmrozi sobie twarz, musimy zawrócić. - Więc wy wracajcie do domu, a ja pobiegnę za dziećmi. - Ale przecież potrzebujecie sanek, żeby przewieść worki z gałęziami. - To nie jest konieczne. Hugo jest silny, może nieść razem ze mną. Jeśli będziemy mieli tyle szczęścia, że uzbieramy dwa worki, to Dagny i Jensine wezmą drugi. - Mam nadzieję, że Haldfan i Elvira znoszą jakoś ten mróz. Gdybym wiedziała, że jest aż tak zimno, nie proponowałabym, że pójdziemy wszyscy. - Kiedy dzieci biegają, to jest im ciepło. Gorzej jest siedzieć w domu bez ruchu i marznąć. Jak wrócisz do domu, idź na górę do mojej pracowni, weź kawałki desek, które leżą na stosie po prawej stronie i rozpal nimi w piecu. Elise spojrzała się na niego przestraszona. - Czy one nie są ci potrzebne do pracy? Johan pokręcił przecząco głową, ale nie była pewna, czy mówił prawdę. Kiedy Elise wracała do domu, przypomniała sobie o starej mądrości. Nie przeszkodzę czarnym ptakom, żeby latały nad moją głową, ale mogę im przeszkodzić w zbudowaniu gniazda w moich włosach. Nie wolno bać się tego, co przyniesie następny dzień. Każdy dzień przynosi inne zmartwienie, napisano kiedyś. Zastanawiała się, czy znowu spotka Torkilda i tę obcą kobietę, kiedy będzie przechodzić ulicą Arendalsgaten, ale nie zobaczyła ich. Przechodząc przez ulicę, usłyszała zbliżający się dzwonek i w ostatniej chwili zauważyła konia ciągnącego sanie. Wóz przejechał tak szybko, że ledwo udało jej się przepchnąć sanki na drugą stronę ulicy. W tym samym momencie usłyszała, że ktoś krzyczy jej imię, i zdezorientowana obejrzała się za siebie. W saniach zobaczyła opatulonych w futro Everta i Gudrun. Evert pomachał do niej uśmiechnięty i wyglądał, jakby chciał się zatrzymać, jednak w tej samej chwili Gudrun pokiwała głową i coś do niego powiedziała. Chwilę później zniknęli za rogiem. Coś było nie tak. Uważała Everta za swojego małego brata, tak samo jak Pedera i Kristiana. Po tym, jak matka wyszła za mąż za Asbjørna, a nawet wcześniej, traktowała wszystkich trzech tak samo. Wiedziała, że Evert bardzo ich lubił i traktował jak swoją najbliższą rodzinę. Gudrun wystarczała własna rodzina i nie chciała mieć z nimi nic wspólnego. Z nich dwojga to Gudrun była silniejsza, poza tym Evert nigdy nie lubił się