KAREN KINGSBURY
I
GARY SMALLEY
HISTORIA RODZINY BAXTERÓW 01
OCALENIE 01
OCALENIE
Naszym najbliższym — wspólnikom naszych marzeń, którzy zmagają się
z nami, co dzień przypominając nam o działaniu Chrystusowego
Odkupienia.
Bogu Wszechmogącemu, który nam błogosławi i jak dotąd darzy nas tym
wszystkim.
Od Autorów
Akcja powieści z niniejszej serii toczy się w Bloomington w stanie Indiana.
Niektóre z ważniejszych ukazanych miejsc - jak na przykład Uniwersytet
Stanu Indiana - istnieją naprawdę i wyglądają tak, jak opisują nasze książki.
Inne wymienione budynki, parki, firmy czy instytucje są jedynie wytworami
naszej wyobraźni. Mamy nadzieje, że rozróżnianie jednych i drugich będzie
dobrą zabawą dla tych z Państwa, którzy znają Bloomington i okolice.
1
RS
Rozdział 1
Dirk Bennett siedział za kierownicą starej półcięża-rówki marki Chevrolet i
spoglądał na okna drugiego piętra, gdzie znajdowało się mieszkanie jego
ukochanej. Zobaczył w oknie dwie postaci; zbliżyły się do siebie i pozostały
razem.
Minęła minuta, potem druga. Światło w oknach zgasło.
Dirkowi zadrżały ręce, serce mocno zabiło mu w piersi. Rzucił okiem na
leżący na prawym fotelu rewolwer i wzdrygnął się. Co się ze mną dzieje? -
pomyślał. Jestem zwykłym, sympatycznym człowiekiem, pochodzę z normal-
nej rodziny. Ludzie tacy jak ja nie wożą ze sobą broni, nie tkwią w nocy pod
oknami dziewczyny, którą odebrał rywal, nie dygoczą z nienawiści do innego
mężczyzny.
A może ja zwariowałem?!
Być może to przez te pigułki. Zdaje się, że potrafią zmienić człowieka w
szaleńca. Nie, to paranoiczne myślenie - uspokoił się. Takie pigułki nie mogą
wpłynąć na ludzką psychikę. To nawet nie sterydy. Trochę inne substancje; w
każdym razie działają. W ciągu ostatnich sześciu tygodni udało mi się
wypracować pięć kilogramów mięśni. Pięć kilo samych mięśni - odkąd
podwoiłem dawkę.
Dirk przycisnął dłonie do czoła i spróbował sobie przypomnieć, co mówił
trener, kiedy sprzedawał mu fiolkę pigułek. „Musi pan zażywać odpowiednią
ilość. Zbyt mała dawka nic panu nie da. A zbyt duża..."
Za duża dawka mogła wywołać spotęgowany gniew, depresję, irracjonalne
zachowanie.
To dlatego cały czas szumi mi w głowie? Od nadmiaru pastylek? Dirk
postukał się pięścią w czoło. Niemożliwe! Te pigułki zawierają same
naturalne składniki, wszyscy to powtarzają. Połowa chłopaków z uczelni je
zażywa, i nikt nie reaguje na nie w taki sposób.
Znowu spojrzał na rewolwer.
Każdy zrobiłby to samo. Nie mam zamiaru robić profesorowi Jacobsowi
krzywdy, chcę go tylko nastraszyć. W ten sposób odzyskam Angelę, przecież
powinniśmy być razem!
Od początku związku z Angelą Manning wiedział, że to kobieta jego życia.
Ona czuła tak samo - zanim poznała profesora. Dirk podniósł spojrzenie na
ciemne okna. Co też Angela widzi w tym facecie? Jest co najmniej dziesięć lat
starszy od niej, łysieje, nosi szpakowatą brodę, ma brzuszek.
A poza tym jest żonaty.
2
RS
Dirk widział raz czy dwa na wydziale żonę profesora Ja-cobsa. Była piękną
ciemnowłosą kobietą, wesołą, uśmiechniętą; robiła wrażenie zakochanej w
swoim mężu. To bez sensu - żeby taki stary facet jak Jacobs miał dwie
cudowne kobiety jednocześnie? Dirk zagryzł wargi. Wkrótce się to zmieni -
pomyślał - o ile coś w tej sprawie zrobię.
Spojrzał na zegarek oświetlony poświatą ulicznej latarni. Było już po
dziesiątej. Jeśli chcę zaliczyć historię, powinienem pojechać do domu i
napisać pracę o generałach wojny secesyjnej - myślał. Praca jest na jutro.
Zacisnął zęby, złapał rewolwer i schował go pod fotel.
Będę musiał nastraszyć profesora Jacobsa innym razem.
Nagle, kiedy uruchomił silnik, wpadł na dobry pomysł - pomysł, który
sprawił, że jego serce zabiło nadzieją. Może wcale nie będzie trzeba
posługiwać się bronią? Może jest lepszy sposób na wystraszenie profesora i
nakłonienie go do poniechania zalotów? Odczepi się od mojej dziewczyny.
Ze śmiechem na ustach Dirk ruszył spod domu Angeli.
Dziesięć minut później siedział na podłodze swojego pokoju w akademiku,
wpatrując się w numer na jednej z białych stron książki telefonicznej
Bloomington.
Kilka ulic dalej profesor Tim Jacobs leżał w łóżku kochanki. Nie spał.
Zastanawiał się nad tym, co się z nim działo.
Przyzwyczaił się do poczucia winy i do bezsenności. A teraz dołączyły do
nich łzy.
Odkąd zaczął łamać przysięgę małżeńską, zbyt często spędzał czas w łóżku
Angeli Manning, zamiast czytać prace studentów czy uczestniczyć w
konferencjach naukowych. Angela była chyba najzdolniejszą studentką, jaką
miał szczęście uczyć. Prowadził na wydziale dziennikarstwa zajęcia z pisania
wiadomości, grupę zaawansowaną. Angela była taka młoda, głowę miała
pełną ideałów, a ponadto była dziewczyną tak niezwykłej urody! Tim
wiedział, że to coś więcej niż jedynie krótkotrwały romans.
Świadomość stanu rzeczy wzmagała czasem jego poczucie winy do tego
stopnia, że niemalże słyszał karcący go głos; nie mógł przezeń spać, nawet
kiedy był wyczerpany.
Ów głos nie był słyszalny, a jednak raz za razem wyrywał Tima ze snu.
Tim mościł się z lubością przy Angeli, odurzony grzesznymi rozkoszami, o
jakich nigdy nawet nie marzył - ale wtem odzywał się nie wiadomo skąd
płynący głos:
„Nawróć się! Strzeż się rozpusty. Oto stoję u drzwi twego serca i kołaczę!
Nawróć się..."
3
RS
Profesor Jacobs przewracał się na drugi bok, próbując zasnąć z powrotem.
We śnie nie myślał o tym, że jego żona Kari czeka na niego w domu, ufając w
jego wierność. Lecz poczucie winy nie dawało mu spokoju. Powracało
uparcie, nieubłaganie, nawoływało go do powrotu do domu - mimo że Tim nie
odpowiadał na ów niezmordowany głos.
Mimo iż zachowywał się jak człowiek bezwartościowy.
Kolejny raz przewrócił się na drugi bok, starając się nie obudzić Angeli.
Wpatrywał się w białą ścianę jej pokoju. Przypomniało mu się nagle, jak
Angela Manning po raz pierwszy przyszła do jego gabinetu i wyznała mu
swoje uczucia i zamiary.
Rozmawiali kwadrans, kokietując się nawzajem. Ze śmiechem opowiadali
sobie o wzajemnym zauroczeniu; jednocześnie Tim skrywał palcami drugiej
ręki obrączkę, obracając ją nerwowo.
Kiedy Angela wyszła z gabinetu profesora, pozostał po niej zapach
jaśminowych perfum i młodego kobiecego ciała. I jeszcze uczucie gorąca,
które wzbudziła jej obecność. Zanim Tim poszedł poprowadzić kolejne
zajęcia, siedział przez kilka minut i rozpamiętywał spotkanie z Angelą Man-
ning, rozkoszując się stanem, w który go wprowadziła. Za to gdy późnym
popołudniem tego samego dnia wychodził z gabinetu, aby wrócić do domu,
jego wzrok spoczął na metalowej tabliczce, którą Kari dała mu w prezencie z
okazji pierwszej rocznicy ich ślubu. Na tabliczce wygrawerowany był orzeł w
locie oraz słowa, które Tim zdążył dobrze zapamiętać: „Oczy Pana obiegają
całą ziemię, by wspierać tych, którzy mają wobec Niego serce szczere".
Owego pamiętnego dnia słowa o służbie Bogu wydały się Timowi
surowym, ograniczającym go nakazem. Niewiele myśląc, podniósł tabliczkę,
wrzucił ją do pierwszej z brzegu szuflady i wypadł z gabinetu.
Nie wyjął tabliczki aż do dziś.
Zamrugał powiekami. Napis na tej tabliczce nie stoi w zgodzie z tym, jak
obecnie żyję - pomyślał. Lepiej nie będę jej wyjmował. Czerpię siłę z czegoś
zupełnie innego niż wierna służba Bogu. Coś się zmieniło.
Od gorącej sierpniowej nocy, kiedy Angela i Tim po raz pierwszy ze sobą
spali, źródłem energii życiowej Tima stała się jego relacja z Angela, jej
obecność. A także oczywiście jego osiągnięcia zawodowe. Tim Jacobs
postanowił kiedyś zrobić karierę, wykorzystując swój talent do opisywania
faktów. Najpierw doprowadził swoje umiejętności do perfekcji, pracując jako
dziennikarz, później zaczął prowadzić zajęcia na Uniwersytecie Stanu
Indiana. Co roku kształcił pewną liczbę reporterów, którzy następnie
podejmowali pracę w gazetach, przyczyniając się do rozwoju wolnej
4
RS
amerykańskiej prasy. Został szanowanym profesorem, jednocześnie miał
własną kolumnę w Indianapolis Star. Stopniowo stawał się znaną w swojej
branży postacią.
Tego rodzaju osiągnięcia wpływają na życie człowieka i przydają mu siły.
Dodatkowym źródłem energii Tima Jacobsa była jego absolutna wierność
etyce dziennikarskiej, zarówno kiedy sam pisał, jak i wtedy, gdy uczył innych.
Przez lata pracy reporterskiej nigdy nie zdradził źródła podawanych przez
siebie faktów. Mimo że był praktykującym chrześcijaninem - to znaczy,
dawniej był praktykującym - ani razu nie pozwolił, aby wyznawana religia
zakłóciła obiektywizm pisanego przez niego tekstu. W zawodzie dziennikarza
czy wykładowcy nie ma miejsca na stronniczość. Praca reportera ma
największą wartość wtedy, kiedy zachowuje on otwarty umysł, a nie
prezentuje odchylenie religijne.
Kari nieraz dyskutowała z Timem o jego poglądach na relacje wiary i
dziennikarstwa. Za to Angela w pełni zgadzała się z jego stanowiskiem.
Szanowała wiarę Tima, a jednocześnie podziwiała jego umiejętność
zachowywania w sekrecie osobistych przekonań, kiedy pisał artykuł albo
prowadził zajęcia. „Nigdy nie wiedzieliśmy, jakie są twoje poglądy na daną
sprawę - powiedziała mu, wpatrując się w niego błyszczącymi niebieskimi
oczami. Ale zawsze widać, że zależy ci na dobrym dziennikarstwie.
Wiadomo, że ty nigdy byś się nie ugiął, nie poddał. Wiesz, jaka to w
dzisiejszych czasach rzadkość?"
Tim zdawał sobie sprawę, że jest dla Angeli wzorem. Było oczywiste, że ta
dziewczyna go podziwia, wiedział to od dnia, kiedy po zajęciach podeszła do
jego biurka i zaproponowała mu wspólny spacer. Była wtedy wiosna, Angela
była na pierwszym roku studiów.
„Profesorom nie wolno umawiać się na randki ze studentkami" -
powiedział Tim, powstrzymując uśmiech.
Angela patrzyła mu prosto w oczy, wytrącając go z równowagi, kusząc.
„A czy profesorowi wolno zjeść ze studentką lunch?" - spytała.
Zjedli razem lunch. Tydzień później Angela Manning przyszła do gabinetu
Jacobsa.
Mijały miesiące, podczas których Tim walczył z pokusą. Rzeczywiście
wykładowcom uniwersytetu nie wolno było umawiać się ze studentkami,
które aktualnie uczyli. Z drugiej strony uniwersyteckie biuro do spraw etyki i
molestowania wydało niegdyś opinię, że nie ma nic złego w niewymuszonej
przez żadną ze stron relacji, kiedy wykładowca już oficjalnie przestał uczyć
daną osobę.
5
RS
Tim hamował się więc, flirtując z Angela podczas lunchów, ciesząc się
widywaniem jej na zajęciach. Nie przekraczał jednak wyznaczonych granic.
Nadeszło lato i Angela pojechała do rodzinnego Bostonu. Tim poczuł
wówczas ulgę, osłabło poczucie winy wywołane flirtem. Spróbował nie
myśleć o Angeli, skoncentrować się na swoim małżeństwie. Lecz Kari
wychodziła na całe dnie, była zbyt zajęta, aby mogli spędzać razem czas. W
nocy często bywała zbyt zmęczona, by reagować na jego pieszczoty.
Kiedy nadszedł nowy rok akademicki i Angela powróciła, Tim spojrzał
prawdzie w oczy, choć nie był gotów wyznać jej żonie.
Był zakochany w Angeli Manning. Mocno i trwale zakochany. Wiedział,
że to niedobrze. Ale jego uczucie do niej było niewątpliwe. Nie potrafił się jej
oprzeć, widząc ją, nie był w stanie odmówić sobie spędzania z nią czasu.
Kiedy zdał sobie z tego wszystkiego sprawę, poczucie winy zaczęło go
dręczyć.
„Nawróć się... Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i
niszczyć."
Niemy głos wygłaszał mu do ucha cytaty z Biblii. Tim zapamiętał je
jeszcze jako chłopiec. Nie czytał ich od lat.
„Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości."
Przynajmniej ostatnia fraza podobała się Timowi. „Mieć życie w obfitości".
Czyżby czytanie Biblii albo chodzenie do kościoła w dni wolne od pracy
mogło wzbudzać uczucia równające się tym, jakie wywoływała w nim
Angela?
Obfitość, pełnia życia?
W tym miejscu Biblia niewątpliwie się myliła. W ramionach Angeli Tim
czuł, że czerpie z życia więcej niż kiedykolwiek przedtem. Stopniowo
porzucił więc przekonania, które dotąd stanowiły fundament jego moralności -
z obecnej perspektywy ów fundament wydawał mu się chwiejny, niemal
śmieszny.
Oczywiście od dawna wątpił w niektóre podawane przez Biblię fakty. W
stworzenie świata w ciągu sześciu dni. W pływającą po zalanym wodą świecie
arkę z setkami zwierząt na pokładzie. W uzdrowienia dokonujące się dzięki
kąpieli czy pomazaniu oczu chorego błotem. Tim już dawno uznał, że relacje
o nich mają znaczenie symboliczne bądź całkiem pozbawione są sensu.
Ostatnio zaczął stawiać jeszcze bardziej fundamentalne pytania. Czy Bóg
naprawdę istnieje? Czy Biblia nie została napisana przez grupę przywódców
religijnych, których celem było wpojenie zepsutemu społeczeństwu trwałych
zasad moralnych? A jeśli osiągnięcie prawdziwego życia i rzeczywistej
6
RS
prawdy polega na odnalezieniu duchowego partnera? Osoby, której dusza
zdaje się idealnie uzupełniać moją własną?
Kogoś takiego jak Angela.
Po kilku tygodniach od momentu, w którym profesor Jacobs zaczął sypiać
z Angelą, jego pytania na tematy religijne zamieniły się w twierdzenia. Aż
ostatnio poczuł się gotów całkowicie odrzucić swoją tradycję religijną, jak
niepotrzebną protezę; gotów w pełni chłonąć nowe prawdziwe życie, nową
miłość.
Nie czuł się natomiast przygotowany do tego, żeby powiedzieć o
wszystkim żonie, i stąd brały się jego rozterki. Wiedział, że jedynym
uczciwym zachowaniem będzie powiadomienie jej o swoim romansie. Jednak
każdego wieczoru, gdy Kari witała go w drzwiach, Tim nie był w stanie
spojrzeć jej w oczy i wyznać prawdy. Powiedzieć, że chce się rozwieść. Że
kocha inną kobietę - a dokładniej, pewną studentkę.
Nie potrzebował pomocy psychologa, żeby zorientować się, dlaczego
poczucie winy dręczy go całe dnie, a nocami nie pozwala spać. Łatwo doszedł
też do przekonania, że glos szepczący cytaty z Pisma Świętego jest wytworem
jego wyobraźni, procesów zachodzących w jego mózgu czy też manifestacją
nadreaktywnego sumienia.
Postanowił nie skupiać się na poczuciu winy. Z czasem minie. Przestanie
mu dokuczać, kiedy Tim opuści Kari. Podwójne życie jest źródłem silnego
stresu. Ustaną i głosy, przez które chwilowo Tim prawie w ogóle nie sypiał.
Jego ogólne samopoczucie zmieniło się. Od wielu tygodni budził się z
poczuciem winy, słysząc powtarzane z uporem i spokojem słowa o prawdzie i
skrusze.
Zaś ostatnio budził się z czymś jeszcze. Z płaczem.
Myślał o tym wszystkim po kolei i nagle zorientował się, że znowu po jego
policzkach ściekają łzy. Z pozoru pograążony w spokojnym śnie u boku
kobiety, która owładnęła jego sercem i zmysłami, szanowany profesor i
znakomity publicysta Tim Jacobs budził się nagle ze łzami w oczach.
Płakał cicho, jak gdyby ktoś umarł.
Zamrugał powiekami, żeby wyraźniej widzieć, i nagle zdał sobie sprawę,
że rzeczywiście ktoś przestał istnieć. On sam.
Dyskretnie, bez hałasu, powstrzymał łkanie, otarł łzy... Lecz nie wyparło to
smutku z jego duszy, smutku tak głębokiego i prawdziwego, że Tim odczuwał
psychiczny ból. Poczuł się, jakby ktoś otworzył mu nagle oczy - zobaczył
siebie z przeszłości: wierzącego w ideały chłopca, pełnego energii nastolatka,
7
RS
pobożnego studenta, pracowitego dziennikarza, romantycznego pana
młodego. I wiernego męża.
Ten właśnie człowiek umarł.
Jego zdrada stała się jak gdyby ostatnią, śmiertelną kulą, która zabiła to, co
jeszcze zostało z dawnego Tima Jacobsa.
Leżał w ciemności, przy skulonej, pogrążonej we śnie Angeli, czując, że
jego smutek pogłębia się coraz bardziej. Płakał z powodu Kari, cudownej
młodej kobiety, której zaprzysiągł miłość do końca życia. I z powodu dzieci,
których nigdy nie będą mieli. I przez to, że nie zestarzeją się razem.
Przełknął z trudem ślinę i znowu przetarł oczy. Skąd wzięły się w nim tak
gwałtowne emocje? Wszak jego miłość do Kari ostygła na długo przed
poznaniem Angeli. A jednak Kari pozostawała jego żoną. Ogromnie pragnął
być z Angela, lecz Kari zasługiwała na lepsze traktowanie.
Dlaczego dopuściłem do tego, żeby sprawy przybrały tak zły obrót? Co się
ze mną stało? Kim teraz jestem? - myślał.
Odpowiedzi nasunęły mu się równie szybko jak pytania. Były bardzo
przykre. Poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicy serca. Wydawało mu się, że
jest silnym, inteligentnym, panującym nad życiem człowiekiem, a tymczasem
ogarnął go taki smutek, że czuł się bliski szaleństwa, zwykle w takich
chwilach słyszał głos sumienia, który mówił mu, że zawsze może okazać
skruchę i uzyskać przebaczenie, jeśli tylko o nie poprosi.
Lecz w tej chwili wtopiony w poduszkę Angeli, Tim, po raz pierwszy
opłakując w milczeniu człowieka, jakim niegdyś był, małżeństwo, które miał
obrócić w perzynę, wreszcie fakt, iż nie miał zamiaru zmienić postępowania,
zrozumiał coś, co było dla niego jeszcze boleśniejsze niż wszystkie te rzeczy
razem wzięte.
Słowa na podarowanej mu dawno temu przez Kari tabliczce były
prawdziwe. Bez Boga wcale nie był tak silny, jak mu się zdawało. To dlatego
ostatnio często płakał. Nawiązując romans z Angelą Manning, zupełnie nie
spodziewał się tego, że jego stwardniałe serce stanie się kruche i... pęknie na
pół.
8
RS
Rozdział 2
Tego wieczoru, kiedy Kari Baxter Jacobs zmywała makijaż, zadzwonił
telefon. Odłożyła wacik i szybko osuszyła twarz ręcznikiem.
Niebo nad Bloomington było czyste i piękne. Właśnie takie noce inspirują
artystów, którzy malują pejzaże pełne łagodnych, oświetlonych księżycem
wzgórz i pól. Kari cieszyła się z nadejścia jesieni. Ostatnio oboje z Timem
byli bardzo zapracowani; często czuła się zmęczona i była w nienajlepszej
kondycji fizycznej. Krótsze dni i zmieniające kolory liście kojarzyły jej się z
nadejściem spokojniejszych miesięcy, długich wieczorów, kiedy będą mogli z
Timem rozmawiać. Chciała omówić z nim pomysł, który narodził się w niej
już przed kilkoma miesiącami.
Myślała o tym, aby pomagać innym małżeństwom.
Nie chodziło o zajęcie w pełnym wymiarze godzin ani takie, któremu
trzeba by się całkowicie poświęcić. Przyszło jej po prostu na myśl, żeby
zorganizować na przykład odbywające się raz w tygodniu spotkania dla
małżonków, którzy pragną bardziej zbliżyć się do Boga i siebie nawzajem.
Dla ludzi podobnych do niej i...
Odebrała telefon. Pewnie to Tim dzwonił, żeby dać o sobie znać. Wyjechał
na konferencję do miejscowości odległej o trzy godziny jazdy samochodem i
miał wrócić dopiero w niedzielę po południu.
- Halo - odezwała się, przysiadając na skraju łóżka. Spojrzała na zegar.
Było wpół do jedenastej. Mniej więcej o tej porze Tim zwykle dzwonił, kiedy
nie było go w domu.
Zamiast jego głosu Kari usłyszała tylko czyjś oddech. Zmarszczyła brwi,
zastanawiając się, czy to pomyłka. - Tim?
- Eee... - zająknął się jakiś młody mężczyzna. Uśmiech Kari znikł. To
raczej nie akwizytor - pomyślała - profesjonalista w taki sposób nie zaczyna.
Poza tym w głosie rozmówcy od razu można było rozpoznać napięcie. Bał się
czegoś. Och... Kari przewróciła oczami. Pewnie jakiś żartowniś. Już miała
odłożyć słuchawkę, kiedy chłopak odchrząknął i powiedział: - Proszę pani,
mam pani coś do powiedzenia.
Kari przestała na chwilę oddychać. Nie ma się czego obawiać - uspokoiła
się zaraz - przecież Tim bezpiecznie dotarł do hotelu wczoraj wieczorem.
Rano rozmawiałam z mamą, rodzice i rodzeństwo byli zdrowi... Kari
wypuściła powietrze i opanowała głos. - Czy pan coś reklamuje? - spytała.
- Nie - odpowiedział natychmiast mężczyzna. - Muszę pani coś
powiedzieć.
9
RS
Kari westchnęła, zastanawiając się, o co może chodzić. Jej oddech
przyspieszył.
- Jestem zajęta - ponagliła, bezwiednie opuszczając wolną rękę i bębniąc
palcami w blat. - Proszę mówić.
- Nie mogę powiedzieć, jak się nazywam. - Rozmówca wziął głęboki
oddech. Był pełen niepokoju. - Ale to, co powiem, jest prawdą; może pani ją
zweryfikować.
O czym on mówi? - dziwiła się Kari. I dlaczego nie chce się przedstawić?
Co właściwie ma do powiedzenia? Zdenerwowała się.
- O co panu chodzi?
Odetchnąwszy jeszcze raz, mężczyzna wypalił:
- Pani mąż ma romans.
Kari poczuła skurcz żołądka; zamrugała powiekami i wydobyła z siebie
drwiący odgłos.
- Co pan wygaduje? - rzuciła. Bezczelny typ dzwoni do mojego domu i
rzuca mi w twarz tego rodzaju kłamstwo! Bo przecież to nie może być... - Nie
zna pan mojego męża.
- Pani chyba też go nie zna - odpowiedział rozmówca.
- Pomyślałem, że zasługuje pani na prawdę. Muszę kończyć.
- Zaraz! - Kari poczuła przypływ adrenaliny, serce w jej piersi zaczęło bić
bardzo mocno. Wydawało jej się przez chwilę, że spada w jakąś straszliwą
otchłań. Potrząsnęła głową i spróbowała ocenić sytuację. Chłopak musiał
kłamać. Tim był w Gary, na konferencji dotyczącej wolności prasy. Wcale nie
chciał tam jechać, tak mówił poprzedniego dnia, przed odjazdem.
Zamknęła oczy, jej serce na moment zamarło. „Nienawidzę tych
konferencji, ale muszę na nie jeździć, kochanie - powiedział Tim. - Władze
uczelni oczekują tego ode mnie." Mówił poważnym tonem, patrząc
przekonująco.
Kari poszukała w szufladzie nocnego stolika notesu i długopisu. Ręce jej
drżały. To niemożliwe! - myślała. To nie dzieje się naprawdę! To kłamstwo...
- Dlaczego... - odezwała się cichym, bezbarwnym głosem, jak gdyby
wiadomość zgasiła w niej całą radość życia.
- Dlaczego miałabym panu wierzyć? - dokończyła, z trudem dobierając
słowa.
Młody mężczyzna zawahał się.
- Powiedzmy, że robię przysługę zarówno pani, jak i sobie samemu. Pani
mąż jest niedaleko kampusu uniwersyteckiego, w apartamentowcu Silverlake.
W każdym razie był tam zeszłego wieczoru i przypuszczam, że dzisiaj także
10
RS
się tam znajduje. Przebywa w mieszkaniu Angeli Manning, studentki
dziennikarstwa na uniwersytecie stanowym... I jak, czy wierzy mi pani?
Kari pokręciła głową, powoli, potem szybciej.
- Nie, nie, nie wierzę. - Do jej oczu napłynęły łzy, uczucie spadania
wzmogło się. - Pan... pan na pewno pomylił go z kimś innym.
- Niech pani słucha - zniecierpliwił się rozmówca. - Mówię o profesorze
Timie Jacobsie. To pani mąż, prawda?
Oczy Kari rozszerzyły się, jej żołądek chwycił kolejny skurcz. Puściła
słuchawkę, jakby zaczęła ją nagle parzyć. A potem pobiegła do łazienki i
przyklęknęła przed sedesem. Wymiotowała tak długo, aż nie zostało w niej
nic. Ani w żołądku, ani w sercu. Wreszcie, słaba i drżąca od stóp do głów,
podniosła się z trudem, otarła usta papierem toaletowym i pomyślała: To
chyba nie może być prawda. Nic nic wskazywało na to, żeby...
Wtedy przypomniała sobie kilka szczegółów. Jesienią często zdarzały się
konferencje, w których Tim brał udział, ale ten rok był pod tym względem
najgorszy. W ciągu ostatnich miesięcy Tim spędził poza domem tyle
weekendów, że musiała zastanowić się, ile ich było. Cztery? Pięć?
Znów poczuła silne mdłości, ale powstrzymała je. Czy to możliwe, że jej
życie zatrzymało się nagle w biegu.
Przejrzała się w lustrze i potrząsnęła głową.
- To pomyłka - szepnęła. - To musi być pomyłka. -Uprzednio upięte włosy
rozsypały jej się w nieładzie wokół twarzy. Odgarnęła je pojedynczym
ruchem i obejrzała dokładnie swoje oczy i kąciki ust. Nie widziała żadnych
zmarszczek, nawet po usunięciu grubej warstwy makijażu, jaką tego dnia
nałożono jej na sesję zdjęciową. Pracowała w niepełnym wymiarze godzin
jako fotomodelka, pozowała do zdjęć do gazetek reklamowych centrów
handlowych. Właśnie wróciła z sesji reklamy odzieży wieczorowej. Solidny
makijaż jest w takich wypadkach niezbędny. W każdym razie bez niego
wyglądała nawet na mniej niż jej dwadzieścia osiem lat.
Przyjrzała się badawczo swoim policzkom i brodzie, naciągnęła z tyłu
luźną koszulkę, żeby ocenić swoją figurę. Hm, być może w ciągu ostatnich
miesięcy odrobinę przytyła, ale nie tyle, aby zaprzestano wybierać ją do zdjęć,
a już z pewnością nie tyle, żeby...
Zamknęła oczy i przypomniała sobie wyraz twarzy Tima, kiedy mówił jej,
że wygląda cudownie, że nigdy nie ma jej dość. Mawiał tak od zawsze, od
roku, w którym kończyła studia na Uniwersytecie Stanu Indiana - to wtedy
ona i Ryan Taylor wreszcie zgodnie postanowili się rozstać.
Ryan... Teraz Kari przypomniała sobie jego.
11
RS
Pokręciła głową. Akurat tego ranka usłyszała, że Ryan Taylor wrócił do
Clear Creek i dostał pracę nauczyciela wychowania fizycznego w
miejscowym liceum.
Nie jedź tam, Kari! - przykazała sobie. Lepiej było nie rozbudzać
wspomnień o jej dawnym chłopaku. A już szczególnie w tej chwili gdy stan
jej małżeństwa, cała jej sytuacja życiowa, zależały od tego, czy wiadomość,
jaką przekazano jej właśnie przez telefon, była prawdziwa.
Otworzyła oczy, jeszcze raz spojrzała w lustro, jak gdyby mogła wyczytać
z niego prawdę. Czy rzeczywiście Tim ma kogoś jeszcze? Czy spotyka się z
kimś potajemnie? - myślała, czując kolejny skurcz żołądka. To niemożliwe.
Tim, w latach liceum przewodniczący szkolnego klubu Young Life. Obecny
przewodniczący uczelnianego Stowarzyszenia Chrześcijańskich Sportowców.
Dawny organizator studenckich spotkań, na których wspólnie studiowano
Biblię.
Tim nigdy by jej nie zdradził. Raczej nie... Kari przypomniała sobie o
usłyszanym przed chwilą w słuchawce głosie. Był tylko jeden sposób na
poznanie prawdy. Zamknęła oczy i pomodliła się o siłę.
Boże, jesteś tam?
„Nie lękaj się. Zaspokoję każdą twoją potrzebę."
Usłyszała te słowa przez radio, gdy wracała samochodem z sesji. Wówczas
nie zwróciła na nie szczególnej uwagi. W końcu w tamtej chwili niczego się
nie bała ani nie potrzebowała. Cieszyła się życiem - miała wspaniałą rodzinę,
wspaniały Kościół, wspaniałą pracę, wspaniałego męża...
Tak było do chwili, kiedy odebrała telefon.
Z bijącym mocno sercem, próbowała zdusić narastający niepokój.
„Nie lękaj się..."
Ta ostatnia myśl trwała w niej przez chwilę. Boże, chcę tylko tego, żeby
ten człowiek się mylił. Kocham Tima, naprawdę. Pomóż mi zrozumieć, co się
dzieje.
„Nie lękaj się..."
Ogarnęły ją spokój, ciepło i pewność, poczuła, jak rozluźniają się jej
mięśnie szyi. To wszystko na pewno było pomyłką albo złośliwym żartem.
Musiało być.
Z pokoju naprzeciw dobiegało buczenie pozostawionego samemu sobie
telefonu. Kari wróciła do sypialni i odłożyła słuchawkę. Drżały jej ręce i nogi,
bolał ją brzuch. Jej myśli pochłonęła seria możliwych wyjaśnień sytuacji,
analizowała je kolejno, stopniowo odczuwając z powrotem coraz silniejszy
12
RS
lęk. Czy Tim naprawdę był na konferencji? Czy brał udział w konferencjach
w tamte, minione weekendy? Jeśli nie, gdzie był?...
Wtedy przypomniało jej się, że Tim zapisał dla niej na karteczce, dokąd
jedzie. Gdzie ją położył? Całowali się na pożegnanie, to było w kuchni. Kari
zbiegła na parter i przeszukała blat, na którym leżały stosy dokumentów i
listów; rozglądała się desperacko za kartką pokrytą pismem Tima. Nie czytała
jej wcześniej dokładnie, ponieważ zawarte na niej informacje nie były jej do
niczego potrzebne. Tim telefonował poprzedniego dnia, była pewna, że dziś
znów się odezwie.
- Gdzie jesteś?... - mruknęła, niechcący przewracając stos czasopism. W
końcu zobaczyła żółtą karteczkę z nazwą hotelu i numerem telefonu.
Niewiele myśląc, podniosła słuchawkę i wystukała numer.
- Hotel Marriott, Gary, stan Indiana. Przełknęła ślinę.
-Tak... Chciałabym... muszę porozmawiać z panem
Timem Jacobsem. Zatrzymał się u państwa.
- Chwileczkę.
Boże, niech tam będzie!
- Przykro mi - odezwał się po chwili głos recepcjonisty - ale nie ma u nas
gościa o tym nazwisku.
Kari poczuła się, jakby dostała kopniaka w brzuch. Znów czuła, że spada,
musiała złapać się blatu.
- Pan Jacobs przyjechał na konferencję „Wolność prasy".
- Chwileczkę. - Dało się słyszeć przesuwanie papierów.
- Mamy w ten weekend w hotelu cztery konferencje, ale żadna z nich nie
dotyczy prasy. Może chodzi o konferencję szefów kuchni z Środkowego
Zachodu?
Kari pokręciła głową, jej oczy błyskawicznie zalały łzy.
- Nie. Najwidoczniej pomyliłam hotele.
Krew odpłynęła jej z twarzy. Odłożyła słuchawkę, ogarnięta
przerażającymi myślami. Jej serce tłukło się tak, że bała się, iż umrze. Z
trudem łapiąc oddech, zakryła twarz dłońmi i próbowała wymyślić sensowne
wyjaśnienie sytuacji. Może Tim omyłkowo podał jej informacje dotyczące
poprzedniej konferencji? Albo następnej? Albo jego sekretarka podała mu
adres i telefon niewłaściwego hotelu? Musiał być jakiś powód, z którego Tima
tam nie było, jakikolwiek.
Otworzyła oczy, zdając sobie sprawę, że jest tylko jeden sposób na
poznanie prawdy.
13
RS
- Cóż - mruknęła. Wziąwszy głęboki oddech, sięgnęła po kluczyki do
samochodu. Mieszkała w Bloomington od urodzenia i całe lata odwiedzała
znajomych mieszkających na osiedlach wokół uniwersytetu.
Dziesięć minut później skręciła w South Mapie i skierowała się ku
apartamentowcowi Silverlake. Poszukała wzrokiem czarnego lexusa Tima, ale
nie zobaczyła go. Tempo bicia jej serca odrobinę zmalało. Młody mężczyzna,
który do niej zatelefonował, dopuścił się okrutnego żartu. Wszystko można
było wyjaśnić. Tim znajdował się w Gary, a nie...
Zaparło jej dech - przed sobą, po prawej stronie ulicy, pod latarnią,
zobaczyła znajomy ciemny kształt. Boże, nie! Nie! Przyspieszyła odrobinę i
zobaczyła czarnego lexusa, takiego samego jak ten, którym jeździł Tim.
Mnóstwo ludzi ma lexusy - pocieszała się. Mnóstwo. Tablica
rejestracyjna... Mogła się upewnić jedynie odczytując numer rejestracyjny
samochodu.
Przed dwoma laty Kari brała udział w serii sesji zdjęciowych, dzięki
którym mogła sprawić Timowi na urodziny niespodziankę - samochód jego
marzeń. Włącznie ze spersonalizowanymi tablicami rejestracyjnymi.
Zatrzymała się za lexusem, reflektory jej samochodu oświetlały wyraźnie tab-
licę z napisem, który kiedyś sama wybrała: „WRITE2U"."
" To skrót od angielskiego odpowiednika zdania: „Piszę do Ciebie" (przyp.
tłumacza)
Jej policzki oblało gorąco, nie była nawet w stanie wziąć głębokiego
oddechu. Po jej twarzy pociekły łzy, zacisnęła pięści. A więc to prawda!
Miniona godzina zdawała jej się złym snem, z którego desperacko pragnęła
się obudzić. Odkąd poznała Tima, ani razu nie przyszło jej na myśl, że może
on być w stanie robić coś takiego - okłamywać ją, zdradzać...
W głowie Kari kłębiły się myśli. Mogła zaparkować i chodzić od
mieszkania do mieszkania, aż znajdzie męża. Mogła wrócić do domu i
poszukać przez telefon adwokata. Łzy płynęły coraz szybciej, poczuła
narastającą panikę. Przed jej oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamki -
czyżby to od zbyt szybkiego oddechu?
A może mimo wszystko istniało wyjaśnienie całej sytuacji? Gdyby okazało
się, że Tim pomaga komuś znajomemu albo spotkał się z innym
pracownikiem uczelni... A może pojechał do Gary razem z kimś innym, kto
mieszka tutaj?
W głowie Kari narodził się pomysł, który przerwał rozpędzony bieg jej
myśli. Zaparkowała, podeszła do samochodu Tima i wpadła na niego ze
złością.
14
RS
Natychmiast odezwał się przeraźliwy alarm, odbijając się echem od
frontowej ściany budynku. Wróciła do swojego samochodu, wsiadła i czekała.
Tim, niech cię tu nie będzie! - błagała w myślach męża. Proszę cię... Niech
okaże się, że z jakiegoś powodu...
Wpatrywała się w wejście do apartamentowca, podczas gdy alarm wył.
Minęła minuta, potem druga. Wreszcie drzwi budynku otworzyły się i -
wyszedł. On, Tim, człowiek, któremu Kari ufała całym sercem.
Miał na sobie dres, jego włosy były w nieładzie. Kari poczuła ścisk w
gardle. Jak on mógł? Jak on mógł tak ją okłamywać?
Patrzyła, jak Tim biegnie truchtem ku ulicy, celuje kluczykami w lexusa,
naciska przycisk. Alarm ucichł. Tim zaczął się rozglądać. Zanim zdążył się
odwrócić, otworzyła drzwi i wysiadła.
Nagły ruch zwrócił jego uwagę i ich oczy spotkały się. Patrzył na nią z
odległości piętnastu metrów, z szeroko otwartymi ustami. Wydawało się, że
trwa to godzinę. Tim pobladł.
- Kari... - Zrobił dwa kroki naprzód i zatrzymał się.
Kari miała ochotę wymierzyć mu policzek, kopnąć go albo błagać, żeby
wrócił z nią do domu i powiedział, że to wszystko jedna wielka pomyłka. Nie
była jednak w stanie ścierpieć jego widoku - dowody jego zdrady były zbyt
oczywiste. Omal nie opadła na maskę samochodu i nie zaczęła płakać, ale nie
miała siły nawet na to. Usiadła z powrotem za kierownicą i uruchomiła silnik,
mimo że jej pole widzenia zakłócały łzy.
Stało się coś niewyobrażalnego, coś, co nie mogło przydarzyć się jej.
Zdawało jej się, że wcieliła się w nie swoją rolę. Oddychając ciężko i
mechanicznie prowadząc, dotarła do domu. Zastanawiała się, czy nie pojechać
do rodziców albo którejś z trzech sióstr, wszyscy mieszkali w odległości kilku
minut jazdy. Pomyślała jednak, że jeszcze zdąży. Chwilowo potrzebowała
pobyć sama, musiała jakimś sposobem przyjąć cios, który ją spotkał, przeżyć
tę straszną chwilę, oswoić się stopniowo z niezaprzeczalnymi faktami.
Tim miał romans. Ze studentką.
Przemierzyła garaż, ciągnąc nogę za nogą, weszła do mieszkania i z
płaczem rzuciła się na kanapę. Nie płakała w taki sposób po rozstaniu się z
Ryanem, ani nawet kiedy niedługo po ślubie, spodziewając się pierwszego
dziecka, poroniła.
Tym razem z jej piersi dobywało się głębokie łkanie; nawet nie zdawała
sobie sprawy, że może tak się czuć. Przeżywać pustkę odartą ze słów i myśli,
poza jednym, krótkim, rozdzierającym pytaniem: dlaczego?
15
RS
Dlaczego tak się stało? Co poszło nam źle? Wiedziała, że wciąż jest dla
Tima pociągająca. O co zatem chodziło? Spróbowała wyobrazić sobie z
jakiego powodu mogła przestać mu wystarczać.
Nagle wpadła na pomysł. Ta studentka z pewnością jest bardziej
inteligentna, to typ naukowca - mówi bogatszym językiem. Musi chodzić o to.
Przecież Tim raz po raz opowiadał po przyjściu do domu o różnych
studentach czy studentkach. Pokazywał jej fragmenty pisanych przez nich
artykułów, zachowując się tak, jakby zdolność do zręcznego układania słów
była największym talentem, jakim człowiek może być obdarzony.
Przypomniało jej się, jak wybrali się z Timem na uczelniane przyjęcie.
Miała wówczas jedną z pierwszych okazji zapoznania się ze środowiskiem
uniwersyteckim. Czuła się podekscytowana - stali z Timem w kręgu inteligen-
tnych, zdolnych ludzi. W pewnej chwili rozmowa zeszła na książki. Dziekan
wydziału dziennikarstwa rozprawiał przez chwilę o przemówieniu pewnego
polityka z Waszyngtonu, następnie kobieta, z którą Kari zdążyła zamienić
wcześniej kilka słów, wspomniała o swoim ulubionym zbiorze poezji
południowoamerykańskiej. W7tedy wysoka przygarbiona kobieta po lewej
nachyliła się nad Kari i z troską w głosie spytała, co ona lubi czytać.
Kari skinęła głową w podzięce.
„Wszystko Johna Grishama - odpowiedziała zgodnie z prawdą. -
Najbardziej podoba mi się Firma."
Cisza, jaka zapadła po jej słowach, zdawała się trwać całą wieczność.
Dziekan wydziału Tima uniósł w zdumieniu brwi. Wysoka kobieta
wykrzywiła usta w niezręcznym, niemal pogardliwym uśmiechu. Wielbicielka
poezji zamarła, a potem roześmiała się, jak gdyby zrozumiała nagle, że Kari
zażartowała. Rozglądający się niepewnie starszy człowiek podrapał się w
głowę i mruknął:
„Grisham... Chyba o nim nie słyszałem... Czy to ten autor z Iowa, który
napisał analizę literatury korporacyjnej?"
Kari już nie słuchała. Zobaczyła wyraz twarzy Tima - widać było, że jest
rozdrażniony, a jednocześnie próbuje nie dać tego po sobie poznać. Objął ją i
przytulił, patrząc śmiało na pozostałych, jak gdyby chciał powiedzieć: „I co z
tego, przynajmniej jest piękna".
Wznowiono rozmowę, ale tamten moment zapadł Kari w pamięć. Bez
wątpienia Tim poczuł się zawstydzony, wolałby, żeby Kari była błyskotliwa,
inteligentna i oczytana, jak żony pozostałych wykładowców. Na pewno
dlatego widywał się z kimś innym. Ta studentka musiała być wybitna i
wysławiać się w sposób, w jaki Kari nie potrafiła.
16
RS
I co z tego, jeśli nawet jestem piękna? W ostatecznym rozrachunku okazało
się to niewystarczające, żeby zatrzymać przy sobie Ryana Taylora.
I Tima.
Nasunęły jej się inne wspomnienia, wspomnienia chwil, kiedy w obecności
Tima czuła się prostaczką, człowiekiem gorszego gatunku. Czy to nie dlatego
tyle czasu spędzała w pracy albo przy kościele, pomagając w różnych przed-
sięwzięciach? Czy nie dlatego zapisała się do klubu książki oraz została
przewodniczką po muzeum? Pragnęła, aby Tim uważał ją za kogoś więcej niż
jedynie ozdobę. Aby był z niej dumny.
To wszystko było takie niesprawiedliwe. Kochała Tima całym sercem,
chciała do końca życia być jego żoną. Czy to nie wystarcza?
Mijały długie godziny, Tim nie wracał. Kari nie dziwiła się. Cóż mógłby
powiedzieć? Co zostało mu do powiedzenia?
W końcu łzy przestały płynąć. Kari usiadła. Czuła, że ma spuchnięte
gardło. Z wysiłkiem wzięła głęboki oddech, wytarła nos i popatrzyła przez
okno na mroczne niebo. Jak to możliwe, że jeszcze poprzedniego dnia
uważała swój związek z Timem za świetlany przykład małżeńskiej miłości?
Co się stało? Nawet jeśli ta studentka miała w sobie coś, czego Kari nie była
w stanie Timowi ofiarować, dlaczego tak łatwo było mu oddalić się od
wszystkiego, co ich łączyło, odejść od złożonych jej obietnic?
Zacisnęła pięści. Jeżeli rzeczywiście było mu łatwo, niech sobie odejdzie.
- Idiota - szepnęła przez zęby. - Mieliśmy wszystko, czego potrzeba do
szczęścia, a ty to odrzuciłeś.
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi, zamknęła więc ze złością oczy, w
poczuciu porażki.
Gdzie się podziały uspokajające podpowiedzi Boga? Gdzie się w ogóle
podział Bóg?
Kari zamrugała powiekami i westchnęła głęboko, znając odpowiedź na
postawione pytania. Bóg nie znikł z powodu romansu Tima. Nawet w tej
chwili, kiedy z trudem oddychała, ponieważ jej świat wywrócił się do góry
nogami, Bóg jej nie opuścił. Nigdy tego nie zrobi. Jakoś pomoże jej i 'Firnowi
poradzić sobie z ich wielkim problemem - choć na razie brało ją obrzydzenie
na samą myśl o tym.
Tak, ostatecznie uda się wszystko naprawić. Tim wróci do domu i
przeprosi, a potem zasięgną porad specjalisty, podobnie jak zrobiło kilka jej
przyjaciółek, których małżeństwa były zagrożone. Jeśli się postarają, uratują
swój związek. Czyż świadomość, że z pomocą Boga wszystko jest możliwe,
nie była fundamentem wszystkiego, w co Kari wierzyła?
17
RS
Mimo to myśl, że jest żoną mężczyzny, który okazał się zdolny okłamywać
ją i zdradzać, była dla niej bolesna niczym wyrok dożywotniego więzienia.
Bóg mógł naprawić jej relację z Timem, ale wiedziała, że po dzisiejszym dniu
już nigdy nie będzie taką samą kobietą. Znowu zapiekły ją oczy i poczuła łzy,
wszechogarniający smutek zdawał się przytłaczać ją, otaczać jak żałobny kir.
Podciągnęła kolana pod brodę i pomyślała o kobiecie, którą była jeszcze
tego samego dnia o poranku. Szczęśliwej, pełnej ideałów, ufnej, pewnej, że w
jej małżeństwie wszystko układa się znakomicie. Ufała Timowi z założenia,
tak bardzo, że była nawet gotowa zorganizować z nim spotkania formacyjne
dla innych małżeństw. Nie dotarł do niej żaden ostrzegawczy sygnał. Była
wprawdzie ostatnio bardzo zajęta, ale któż nie był? Tim nigdy nie miał do niej
o to pretensji.
W końcu niebo powoli zaczęło się rozjaśniać. Kari wciąż opłakiwała
kobietę, jaką była dotąd i jaką już nigdy nie będzie.
Kobietę, która swój ostatni oddech zaczerpnęła poprzedniego dnia o
dwudziestej drugiej trzydzieści.
W domu Baxterow było ciepło od płomieni świec o waniliowym zapachu i
od świeżo uprażonej kukurydzy. Baxterowie mieszkali w Clear Creek, jednym
z przedmieść Bloomington, w wielkim domu w stylu wiktoriańskim. Dallas
Cowboys wygrali właśnie zacięty mecz. John Baxter wyłączył telewizor i
popatrzył na żonę. Już od ponad trzydziestu lat byli z Elizabeth małżeństwem.
Wciąż pozostawała piękna, ale John widział w niej o wiele więcej. Miała w
sobie nieuchwytny czar i elegancję, jakich nie sposób się nauczyć.
Ekran wygasł, ale John nie spieszył się ze wstawaniem. Odchował pięcioro
dzieci, więc cisza była dla niego czymś wspaniałym. Przesunął kciukiem po
delikatnej dłoni Elizabeth, napawając się jej obecnością.
Boże, jesteś dla mnie taki dobry... Dziękuję, że pozwoliłeś, aby żyła.
Dziękuję Ci - pomodlił się z wdzięcznością.
Świadomość Bożej opieki sprawiła, że się uśmiechnął. John Baxter był
silną osobowością. Miał pięćdziesiąt siedem lat i wspaniałą żonę - swoją
najlepszą przyjaciółkę. Miał pewność, że kiedy wybije jego godzina, będzie
mógł cieszyć się wiecznym życiem u boku ukochanych najbliższych, w
miejscu, z którego wszelkie ziemskie dobra będą wydawać się marnościami.
Trudno o lepszą sytuację życiową.
John zamierzał właśnie to powiedzieć, kiedy Elizabeth westchnęła z troską,
wstała i powoli podeszła do stojących na kominku fotografii ich dzieci, całej
piątki - Brooke'a, Kari, Ashley, Erin i Luke'a. Zdjęcia były ustawione w ko-
lejności według dat urodzenia dzieci.
18
RS
Po kilku minutach otarła dwie nieme łzy. John zasmucił się i podszedł do
niej.
- O kim myślisz? - spytał, obejmując żonę. Elizabeth starła jeszcze jedną
łzę i wydała nieokreślony
odgłos, coś pomiędzy śmiechem a łkaniem.
- O Kari.
John popatrzył na zdjęcie swojej drugiej córki.
- Martwię się o nią i Tima - wyjaśniła Elizabeth, opierając głowę na jego
ramieniu. Dostała gęsiej skórki.
- Rozmawiałaś z nią? - John pogładził żonę po plecach.
- Dziś rano. Zanim pojechała na sesję.
- Co mówiła? - Patrzył jej w oczy, próbując ją uspokoić.
- Wszystko w porządku. - Po policzku Elizabeth spłynęła kolejna łza. - Być
może tylko ja to widzę, ale coś jest nie tak. Ostatnio patrzy takim wzrokiem,
jakby myślał o czymś innym, nigdy nie ma czasu na rodzinne obiady. -
Zrobiła pauzę. - Znowu wyjechał.
John milczał. Popatrzył tylko ponownie na podobiznę córki. I w pewnej
chwili zaczął o niej myśleć nie jako o pewnej siebie młodej mężatce
mieszkającej w pobliskim Bloomington, ale jako o zaniepokojonej nastolatce,
rozważającej na głos, dlaczego Ryan Taylor nie telefonuje.
„Tato, czy modlisz się za mnie co wieczór?" Słyszał w myśli te słowa
równie wyraźnie jak owego dawnego dnia, kiedy zostały wypowiedziane
dziewczęcym głosem jego ukochanej Kari. Zamknął oczy i poddał się
wspomnieniom. ..Oczywiście" - odpowiedział wtedy, ujmując dłonie córki,
starając się napełnić ją spokojem.
„Czy kiedy dorosnę i wyjdę za mąż, ciągle będziesz się za mnie modlił? -
Oczy Kari zwilgotniały, zadrżała jej broda. - Zawsze będę potrzebować twojej
modlitwy, tato."
Czy i teraz Kari była zaniepokojona? Czy między nią a Timem działo się
coś złego, coś, z czego żadne z nich nie zdawało sobie sprawy? Elizabeth
zawsze błyskawicznie dostrzegała potrzeby swoich dzieci, nieraz wcześniej
niż one same zdołały je rozpoznać.
- Rozumiem - szepnął John, łagodnie, krzepiąco ściskając jej ramię. -
Pomódlmy się.
Skinęła głową. Złączyli dłonie, skłonili głowy i polecili los córki Bogu, do
którego należała.
Nawet jeśli nie miała żadnych problemów.
19
RS
Rozdział 3
Tim Jacobs marzył o tym, żeby już mieć za sobą rozmowę z Kari.
Niedobrze, że został u Angeli po spotkaniu z żoną pod apartamentowcem,
ale to wydarzenie było dla niego tak silnym wstrząsem, że nie był w stanie
zrobić nic innego. Nie miał pomysłu na to, co powiedzieć Kari; a poza tym
trudno byłoby mu nagle przerwać weekend z Angelą.
Ta kobieta wzbudzała w nim tak gorące i silne uczucia, jak żadna inna.
Pojechał do domu w niedzielę wieczorem; zanim tam dotarł, nabrał już
przekonania, że dokonane przez Kari odkrycie wyjdzie im na dobre. Mógł
teraz przyznać się do romansu i poprosić żonę o rozwód. Będzie to oczywiście
smutne i trudne dla nich obojga. Ale jednocześnie sytuacja zmusi Tima do
wyprowadzenia się z domu - czyli stanie się coś wspaniałego: odtąd już nie
będzie musiał rozstawać się z Angelą.
Wyłączył silnik i popatrzył na drzwi wejściowe. Naprawdę wolałby mieć
za sobą zbliżającą się rozmowę. W końcu nie był pierwszym mężczyzną na
świecie, który wchodzi do domu i prosi żonę o rozwód. Podobne rzeczy
zdarzają się co dzień na całym świecie.
Przełknął ślinę, przypominając sobie usłyszane raz podczas kościelnego
kazania zdanie: „Im więcej złych wyborów podejmujesz, tym mniej złe ci się
one wydają."
Śmieszne - zbył w myśli sentencję pastora. Mam nad-wrażliwe sumienie.
Przecież odtąd życie stanie się lepsze niż kiedykolwiek.
Nie dziwił się swojemu poczuciu winy, uważał, że jest winny. I na swój
sposób czuł się przez to okropnie. Lecz ostatnie miesiące z Angelą wprawiły
go w stan podobny do tego, w jaki wpada dziecko w sklepie z zabawkami -
oderwał się od codziennego życia. Z powodu kobiety, która wypełniła jego
myśli, opanowała jego serce i duszę.
Westchnął przez zaciśnięte zęby i wszedł do mieszkania. Nie zobaczył Kari
od razu. Wytarł w spodnie spocone dłonie.
- Kari? - odezwał się przez zaciśnięte gardło.
Ta rozmowa będzie najtrudniejsza ze wszystkiego. Kari zacznie krzyczeć,
długo mówić, może nawet się rozpłacze. W istocie Tim nadal troszczył się o
nią, i ogromnie za nią tęsknił, kiedy nie było go w domu.
Przed oczami jego wyobraźni znowu stanęła Angela, i jego puls
przyspieszył. Dobrze, nie będzie żałował rozwiązania małżeńskich więzów.
Będzie jednak tęsknił za widywaniem Kari przy śniadaniu, za spojrzeniem,
jakie mu rzucała, kiedy ze zmierzwionymi włosami szła rano pod prysznic. Za
20
RS
jej mruczeniem do siebie samej podczas wykonywania domowych zajęć. Z
pewnością nie będzie mu za to brakować jej wiecznie wypełnionych dni -
tego, że na wszystko i dla wszystkich znajdowała czas, tylko dla niego nie.
Tego, że ich erotyczne zbliżenia zredukowały się niemalże do nie-
skomplikowanej rutyny.
Życie Kari było w istocie bardzo bogate. Pracowała jako modelka, uczyła
w szkółce niedzielnej, śpiewała w chórze kościelnym, była zatrudniona jako
wolontariuszka w muzeum, często bywała u rodziców lub rodzeństwa. Kiedy
minie początkowy szok, z pewnością sobie poradzi.
Poproszenie Kari o rozwód było najlepszą rzeczą, jaką Tim mógł dla niej
zrobić - niezależnie od tego, jak bardzo będzie mu brakowało jej towarzystwa.
Mógł to zrobić parę miesięcy wcześniej, choć wówczas sądził, że kilka
popołudni czy wieczorów spędzonych z Angelą wyleczy go z zainteresowania
jej osobą.
Zdecydowanie mylił się w tej sprawie.
- Kari? - powtórzył, odkładając torbę. Znów spociły mu się dłonie. Wetknął
je do tylnych kieszeni spodni i westchnął ciężko. W miarę jak jego relacja z
Angelą rozwijała się, doszukiwał się usprawiedliwień swojego postępowania.
W końcu na początku nie był w niej głęboko zakochany. To nastąpiło dopiero
pod koniec lata.
Jak powoli i zdradliwie rozwijał się ich związek. Angela spodobała mu się,
kiedy ją tylko zobaczył - trudno było ignorować obecność tak zbudowanej
dziewczyny - ale to nie wzbudziło jeszcze jego niepokoju. Podczas pracy na
uczelni spotykał dziesiątki atrakcyjnych studentek.
Potem przeczytał próbki jej tekstów. Szczerze mówiąc, zakochał się w
Angeli bardziej ze względu na jej talent do pisania niż na jej fizyczne piękno.
Jej pisemne wypowiedzi tryskały błyskotliwością, przebijała przez nie
inteligencja i emocje autorki. Po semestrze uczęszczania na prowadzone przez
Tima zajęcia Angela zaczęła bezustannie komplementować go za to, że
ogromnie pomógł jej rozwinąć umiejętność pisania tekstów.
Nader mile łechtało to jego próżność. Ale nawet wtedy na ich relację
składały się tylko wzajemny podziw i pożądanie.
Później, w połowie sierpnia, Angela wróciła z wakacji. Pierwszego dnia
zajęć zjedli razem lunch - podobnie jak bywało wiosną. Lecz po dłuższej
rozłące oboje mocno czuli, że pragną robić ze sobą więcej niż tylko jeść
wspólnie lunch. Było to tak oczywiste, że po lunchu pojechali do mieszkania
Angeli - i dwie godziny później Tim już wiedział, że jego małżeństwo z Kari
nigdy nie będzie takie samo jak przedtem.
21
RS
W ciągu zaledwie tygodnia całe jego spojrzenie na własną sytuację
życiową zmieniło się. Nabrał niemalże pewności, że chce się rozwieść. W
związku z Angelą Tim czuł się, z trudnych do opisania powodów, lepiej niż w
jakimkolwiek poprzednim, włączając w to jego małżeństwo z Kari. Był jak
gdyby uzależniony od wszystkiego, co wiązało się z jego nową ukochaną - od
jej wyglądu do uczuć jakie w nim budziła. Angela zdawała sobie sprawę, jak
działa na mężczyzn jej fizyczność. Za dnia ze spokojem odgrywała rolę
studentki, była opanowana.
Za to w nocy...
Tim westchnął z rozkosznego zachwytu. Nie miał słów na opisanie tego, w
jaki sposób...
Dochodzący z przedpokoju odgłos kroków przerwał jego rozmarzenie.
Dobrze, kończmy z tym szybko - pomyślał.
Kari weszła do salonu bocznymi drzwiami. Na jej widok Tim poczuł tak
silny ucisk w gardle, że nie był w stanie mówić. Miała czerwone, opuchnięte
oczy i ślady łez na policzkach. Mimo to była jak zwykle piękna. Jakże bardzo
piękna - choć jej uroda już go nie ekscytowała.
Przez długą chwilę stali bez słów, patrząc sobie w oczy. Wyraz twarzy Kari
mówił sam za siebie - romans Tima całkowicie ją zaskoczył. Czuła się
strasznie. Jedno i drugie i tak było dla Tima oczywiste.
Zagryzł wargi i stwierdził, że najlepiej będzie przejść do rzeczy.
- Przepraszam cię, Kari - odezwał się. Westchnął głęboko, czując, że jego
serce na moment przystaje, a potem oznajmił: - Już nie chcę być żonaty.
Jego słowa uderzyły Kari jak grom. Zapomniała nawet o oddychaniu. W
najgorszych koszmarach nie spodziewała się, że Tim zacznie rozmowę od
takiego wyznania! Uznawała za oczywiste, że przeprosi ją i będzie błagał o
wybaczenie. Boże, dopomóż mi! - myślała.
Nie chciała wierzyć w słowa Tima, mimo że poprzedniego dnia zobaczyła
go wybiegającego z domu innej kobiety. Pojechała w szoku do domu, ale
uznała, że powstrzyma się z osądami do czasu aż Tim wróci i wyjaśni jej, co
się stało i dlaczego, wbrew temu co zapowiedział, nie był na konferencji. W
międzyczasie musiała zachowywać się, jakby nic się nie stało.
Rano poszła do kościoła i jak każdej niedzieli uczyła dzieci religii, drugą
klasę. Wszystkim, którzy widząc jej napuchnięte oczy, pytali, co się stało,
odpowiadała, że to uczulenie. Nawet matce, która pytała ją o to dwukrotnie.
Wracając z kościoła, zatankowała samochód. Za każdym razem, kiedy
nachodziły ją myśli o Timie, przyspieszał jej puls i oddech. Musi być jakaś
przyczyna - tłumaczyła sobie. Tim ma powód. Ma powód...
22
RS
I jej niepokój malał.
Trzy godziny przed powrotem Tima, zdejmując pranie, spojrzała na ich
ślubne zdjęcie, stojące na półce w salonie. Przekonywała się właśnie, że
sytuacja nie może być tak zła, jak jej się zdawało. Spojrzała w inteligentne
oczy męża, popatrzyła na jego miłą twarz, wyrażającą, podobnie jak jej
oblicze, stan zakochania.
„Pani mąż ma romans" - powiedział poprzedniego dnia jakiś młody
człowiek. Ma romans. Ma romans...
Pozory spokoju momentalnie znikły. Załkała, po jej twarzy popłynęły łzy.
Natychmiast objęła spojrzeniem całą sytuację. Jej mąż rzeczywiście miał
powód do kłamstwa, i do tego, żeby spędzić weekend w mieszkaniu pewnej
studentki. Powód, który wymienił przez telefon jej rozmówca. Niezależnie od
tego, co mogła sobie wmawiać, prawda była oczywista.
Tim związał się emocjonalnie z inną kobietą.
Smutek i złość w jednej chwili zmieniły się w prawdziwą furię. Kari
złapała swoją ślubną fotografię i rzuciła nią o ścianę, patrząc jak szybka
rozpryskuje się na drobne kawałki. A potem, powoli jak w transie, Kari
opadła na kolana i zaczęła się modlić.
- Boże, nienawidzę go! - krzyknęła z płaczem. - Jak on mógł mi to zrobić?
Dwie godziny później jej gniew i żałość, poczucie tego, że została
zdradzona, były wciąż tak samo silne. Doszły do nich determinacja i jasna
świadomość prawdy, świętej prawdy, podług której żyli rodzice Kari i na
którą zgodzili się przed ślubem ona i Tim.
Świadomość tego, że miłość jest decyzją.
W obliczu niewierności Tima miała ochotę znienawidzić go, powiedzieć
mu, że nie chce go więcej oglądać, rozstać się z nim na zawsze. Lecz Bóg
pragnął czego innego. Chciał, aby wysłuchała wyjaśnień męża i była gotowa
mu przebaczyć, zwrócić się do psychologa, naprawić wszystko. Nie dlatego,
żeby miała ochotę, ale dlatego, że zdecydowała się na to przed niemal
sześcioma laty.
I tak, w ciągu ostatniej godziny przed powrotem Tima, Kari wyobrażała
sobie dziesiątki rzeczy, które mógł jej powiedzieć, kiedy wejdzie, gdy spojrzą
na siebie z obopólną świadomością sytuacji. Spodziewała się, że Tim przepro-
si, powie, że popełnił błąd, obieca, że nigdy więcej jej nie okłamie. Ze będzie
podkreślał, iż ta studentka tylko chwilowo go zauroczyła, wspomni o stresie w
pracy, zauważy, że Kari i on zbytnio popadli w rutynę.
Ostatnią rzeczą, jaka mogła jej przyjść do głowy, było to, że Tim powie jej,
iż już nie chce być żonaty. lego nie zdołała sobie wyobrazić.
23
RS
Tim podszedł i usiadł na kanapie. Oparł łokcie na kolanach, zmarszczył
brwi i popatrzył Kari w oczy.
- Słyszałaś? - spytał cicho, niewzruszenie.-Już nie chcę być żonaty.
Dusiła się z wściekłości, już nie płacząc, nie łkając.
- To wszystko? - rzuciła, zakładając ręce i starając się powstrzymać
mdłości. - Nie usłyszę żadnych wyjaśnień? Nie chcesz niczego mi obiecać?
Niczego?
Tim zakrył twarz dłońmi, jęknął, po czym popatrzył na nią znowu i odparł:
- Powinienem był powiedzieć ci o tym miesiąc temu. Kari poczuła odruch
wymiotny. Nie wiedziała już, czy biec do łazienki, czy wymiotować na
dywan. Co się dzieje?! Boże, co się dzieje? - kołatało jej się w głowie. „Nie
lękaj się."
Za późno na takie pocieszenia - pomyślała. Czuła ból, złość, nawet
nienawiść, a nade wszystko strach. Czy zostały już przygotowane dokumenty
rozwodowe? Czy Tim zamierzał wprowadzić się do ich domu z ową
studentką? Czy rzeczywiście mogło do tego dojść? Czy on był w stanie
opuścić ją i ożenić się z inną kobietą?
Grad pytań bił w nią niemiłosiernie, zamęczał ją.
Nie mogłaby dłużej mieszkać w Bloomington, wiedząc, że może w każdej
chwili spotkać Tima i jego... studentkę.
Nie była w stanie znieść myśli o tym, jak może wkrótce wyglądać jej życie.
Zamrugała powiekami i jej lęk ustąpił nieco miejsca wściekłości.
- Kto... to... jest?! - syknęła przez zaciśnięte gardło.
- To bez znaczenia - mruknął Tim, spuszczając wzrok. Kiedy je znowu
podniósł, wydawał się dziesięć lat starszy niż chwilę wcześniej.
- A więc nie zaprzeczasz?... - Kari znów poczuła się zdumiona. - Spotykasz
się z kimś innym?
- Myślałem, że to przejściowe. - Teraz Tim patrzył jej prosto w oczy. - Ze z
czasem minie.
Kari ścisnęła mocno poręcz krzesła, desperacko próbując zrozumieć, co się
dzieje. Wciąż czuła mdłości, ale w tej chwili dominującym doznaniem była
narastająca panika.
Emocje Kari zmieniały się jak w kalejdoskopie - po strachu następował
gniew i na odwrót. Nie wiedziała, co mówić.
Po dłuższej chwili milczenia Tim znowu opuścił głowę.
On boi się na mnie patrzeć! - pomyślała, czując ból w pustym żołądku.
24
RS
KAREN KINGSBURY I GARY SMALLEY HISTORIA RODZINY BAXTERÓW 01 OCALENIE 01 OCALENIE
Naszym najbliższym — wspólnikom naszych marzeń, którzy zmagają się z nami, co dzień przypominając nam o działaniu Chrystusowego Odkupienia. Bogu Wszechmogącemu, który nam błogosławi i jak dotąd darzy nas tym wszystkim. Od Autorów Akcja powieści z niniejszej serii toczy się w Bloomington w stanie Indiana. Niektóre z ważniejszych ukazanych miejsc - jak na przykład Uniwersytet Stanu Indiana - istnieją naprawdę i wyglądają tak, jak opisują nasze książki. Inne wymienione budynki, parki, firmy czy instytucje są jedynie wytworami naszej wyobraźni. Mamy nadzieje, że rozróżnianie jednych i drugich będzie dobrą zabawą dla tych z Państwa, którzy znają Bloomington i okolice. 1 RS
Rozdział 1 Dirk Bennett siedział za kierownicą starej półcięża-rówki marki Chevrolet i spoglądał na okna drugiego piętra, gdzie znajdowało się mieszkanie jego ukochanej. Zobaczył w oknie dwie postaci; zbliżyły się do siebie i pozostały razem. Minęła minuta, potem druga. Światło w oknach zgasło. Dirkowi zadrżały ręce, serce mocno zabiło mu w piersi. Rzucił okiem na leżący na prawym fotelu rewolwer i wzdrygnął się. Co się ze mną dzieje? - pomyślał. Jestem zwykłym, sympatycznym człowiekiem, pochodzę z normal- nej rodziny. Ludzie tacy jak ja nie wożą ze sobą broni, nie tkwią w nocy pod oknami dziewczyny, którą odebrał rywal, nie dygoczą z nienawiści do innego mężczyzny. A może ja zwariowałem?! Być może to przez te pigułki. Zdaje się, że potrafią zmienić człowieka w szaleńca. Nie, to paranoiczne myślenie - uspokoił się. Takie pigułki nie mogą wpłynąć na ludzką psychikę. To nawet nie sterydy. Trochę inne substancje; w każdym razie działają. W ciągu ostatnich sześciu tygodni udało mi się wypracować pięć kilogramów mięśni. Pięć kilo samych mięśni - odkąd podwoiłem dawkę. Dirk przycisnął dłonie do czoła i spróbował sobie przypomnieć, co mówił trener, kiedy sprzedawał mu fiolkę pigułek. „Musi pan zażywać odpowiednią ilość. Zbyt mała dawka nic panu nie da. A zbyt duża..." Za duża dawka mogła wywołać spotęgowany gniew, depresję, irracjonalne zachowanie. To dlatego cały czas szumi mi w głowie? Od nadmiaru pastylek? Dirk postukał się pięścią w czoło. Niemożliwe! Te pigułki zawierają same naturalne składniki, wszyscy to powtarzają. Połowa chłopaków z uczelni je zażywa, i nikt nie reaguje na nie w taki sposób. Znowu spojrzał na rewolwer. Każdy zrobiłby to samo. Nie mam zamiaru robić profesorowi Jacobsowi krzywdy, chcę go tylko nastraszyć. W ten sposób odzyskam Angelę, przecież powinniśmy być razem! Od początku związku z Angelą Manning wiedział, że to kobieta jego życia. Ona czuła tak samo - zanim poznała profesora. Dirk podniósł spojrzenie na ciemne okna. Co też Angela widzi w tym facecie? Jest co najmniej dziesięć lat starszy od niej, łysieje, nosi szpakowatą brodę, ma brzuszek. A poza tym jest żonaty. 2 RS
Dirk widział raz czy dwa na wydziale żonę profesora Ja-cobsa. Była piękną ciemnowłosą kobietą, wesołą, uśmiechniętą; robiła wrażenie zakochanej w swoim mężu. To bez sensu - żeby taki stary facet jak Jacobs miał dwie cudowne kobiety jednocześnie? Dirk zagryzł wargi. Wkrótce się to zmieni - pomyślał - o ile coś w tej sprawie zrobię. Spojrzał na zegarek oświetlony poświatą ulicznej latarni. Było już po dziesiątej. Jeśli chcę zaliczyć historię, powinienem pojechać do domu i napisać pracę o generałach wojny secesyjnej - myślał. Praca jest na jutro. Zacisnął zęby, złapał rewolwer i schował go pod fotel. Będę musiał nastraszyć profesora Jacobsa innym razem. Nagle, kiedy uruchomił silnik, wpadł na dobry pomysł - pomysł, który sprawił, że jego serce zabiło nadzieją. Może wcale nie będzie trzeba posługiwać się bronią? Może jest lepszy sposób na wystraszenie profesora i nakłonienie go do poniechania zalotów? Odczepi się od mojej dziewczyny. Ze śmiechem na ustach Dirk ruszył spod domu Angeli. Dziesięć minut później siedział na podłodze swojego pokoju w akademiku, wpatrując się w numer na jednej z białych stron książki telefonicznej Bloomington. Kilka ulic dalej profesor Tim Jacobs leżał w łóżku kochanki. Nie spał. Zastanawiał się nad tym, co się z nim działo. Przyzwyczaił się do poczucia winy i do bezsenności. A teraz dołączyły do nich łzy. Odkąd zaczął łamać przysięgę małżeńską, zbyt często spędzał czas w łóżku Angeli Manning, zamiast czytać prace studentów czy uczestniczyć w konferencjach naukowych. Angela była chyba najzdolniejszą studentką, jaką miał szczęście uczyć. Prowadził na wydziale dziennikarstwa zajęcia z pisania wiadomości, grupę zaawansowaną. Angela była taka młoda, głowę miała pełną ideałów, a ponadto była dziewczyną tak niezwykłej urody! Tim wiedział, że to coś więcej niż jedynie krótkotrwały romans. Świadomość stanu rzeczy wzmagała czasem jego poczucie winy do tego stopnia, że niemalże słyszał karcący go głos; nie mógł przezeń spać, nawet kiedy był wyczerpany. Ów głos nie był słyszalny, a jednak raz za razem wyrywał Tima ze snu. Tim mościł się z lubością przy Angeli, odurzony grzesznymi rozkoszami, o jakich nigdy nawet nie marzył - ale wtem odzywał się nie wiadomo skąd płynący głos: „Nawróć się! Strzeż się rozpusty. Oto stoję u drzwi twego serca i kołaczę! Nawróć się..." 3 RS
Profesor Jacobs przewracał się na drugi bok, próbując zasnąć z powrotem. We śnie nie myślał o tym, że jego żona Kari czeka na niego w domu, ufając w jego wierność. Lecz poczucie winy nie dawało mu spokoju. Powracało uparcie, nieubłaganie, nawoływało go do powrotu do domu - mimo że Tim nie odpowiadał na ów niezmordowany głos. Mimo iż zachowywał się jak człowiek bezwartościowy. Kolejny raz przewrócił się na drugi bok, starając się nie obudzić Angeli. Wpatrywał się w białą ścianę jej pokoju. Przypomniało mu się nagle, jak Angela Manning po raz pierwszy przyszła do jego gabinetu i wyznała mu swoje uczucia i zamiary. Rozmawiali kwadrans, kokietując się nawzajem. Ze śmiechem opowiadali sobie o wzajemnym zauroczeniu; jednocześnie Tim skrywał palcami drugiej ręki obrączkę, obracając ją nerwowo. Kiedy Angela wyszła z gabinetu profesora, pozostał po niej zapach jaśminowych perfum i młodego kobiecego ciała. I jeszcze uczucie gorąca, które wzbudziła jej obecność. Zanim Tim poszedł poprowadzić kolejne zajęcia, siedział przez kilka minut i rozpamiętywał spotkanie z Angelą Man- ning, rozkoszując się stanem, w który go wprowadziła. Za to gdy późnym popołudniem tego samego dnia wychodził z gabinetu, aby wrócić do domu, jego wzrok spoczął na metalowej tabliczce, którą Kari dała mu w prezencie z okazji pierwszej rocznicy ich ślubu. Na tabliczce wygrawerowany był orzeł w locie oraz słowa, które Tim zdążył dobrze zapamiętać: „Oczy Pana obiegają całą ziemię, by wspierać tych, którzy mają wobec Niego serce szczere". Owego pamiętnego dnia słowa o służbie Bogu wydały się Timowi surowym, ograniczającym go nakazem. Niewiele myśląc, podniósł tabliczkę, wrzucił ją do pierwszej z brzegu szuflady i wypadł z gabinetu. Nie wyjął tabliczki aż do dziś. Zamrugał powiekami. Napis na tej tabliczce nie stoi w zgodzie z tym, jak obecnie żyję - pomyślał. Lepiej nie będę jej wyjmował. Czerpię siłę z czegoś zupełnie innego niż wierna służba Bogu. Coś się zmieniło. Od gorącej sierpniowej nocy, kiedy Angela i Tim po raz pierwszy ze sobą spali, źródłem energii życiowej Tima stała się jego relacja z Angela, jej obecność. A także oczywiście jego osiągnięcia zawodowe. Tim Jacobs postanowił kiedyś zrobić karierę, wykorzystując swój talent do opisywania faktów. Najpierw doprowadził swoje umiejętności do perfekcji, pracując jako dziennikarz, później zaczął prowadzić zajęcia na Uniwersytecie Stanu Indiana. Co roku kształcił pewną liczbę reporterów, którzy następnie podejmowali pracę w gazetach, przyczyniając się do rozwoju wolnej 4 RS
amerykańskiej prasy. Został szanowanym profesorem, jednocześnie miał własną kolumnę w Indianapolis Star. Stopniowo stawał się znaną w swojej branży postacią. Tego rodzaju osiągnięcia wpływają na życie człowieka i przydają mu siły. Dodatkowym źródłem energii Tima Jacobsa była jego absolutna wierność etyce dziennikarskiej, zarówno kiedy sam pisał, jak i wtedy, gdy uczył innych. Przez lata pracy reporterskiej nigdy nie zdradził źródła podawanych przez siebie faktów. Mimo że był praktykującym chrześcijaninem - to znaczy, dawniej był praktykującym - ani razu nie pozwolił, aby wyznawana religia zakłóciła obiektywizm pisanego przez niego tekstu. W zawodzie dziennikarza czy wykładowcy nie ma miejsca na stronniczość. Praca reportera ma największą wartość wtedy, kiedy zachowuje on otwarty umysł, a nie prezentuje odchylenie religijne. Kari nieraz dyskutowała z Timem o jego poglądach na relacje wiary i dziennikarstwa. Za to Angela w pełni zgadzała się z jego stanowiskiem. Szanowała wiarę Tima, a jednocześnie podziwiała jego umiejętność zachowywania w sekrecie osobistych przekonań, kiedy pisał artykuł albo prowadził zajęcia. „Nigdy nie wiedzieliśmy, jakie są twoje poglądy na daną sprawę - powiedziała mu, wpatrując się w niego błyszczącymi niebieskimi oczami. Ale zawsze widać, że zależy ci na dobrym dziennikarstwie. Wiadomo, że ty nigdy byś się nie ugiął, nie poddał. Wiesz, jaka to w dzisiejszych czasach rzadkość?" Tim zdawał sobie sprawę, że jest dla Angeli wzorem. Było oczywiste, że ta dziewczyna go podziwia, wiedział to od dnia, kiedy po zajęciach podeszła do jego biurka i zaproponowała mu wspólny spacer. Była wtedy wiosna, Angela była na pierwszym roku studiów. „Profesorom nie wolno umawiać się na randki ze studentkami" - powiedział Tim, powstrzymując uśmiech. Angela patrzyła mu prosto w oczy, wytrącając go z równowagi, kusząc. „A czy profesorowi wolno zjeść ze studentką lunch?" - spytała. Zjedli razem lunch. Tydzień później Angela Manning przyszła do gabinetu Jacobsa. Mijały miesiące, podczas których Tim walczył z pokusą. Rzeczywiście wykładowcom uniwersytetu nie wolno było umawiać się ze studentkami, które aktualnie uczyli. Z drugiej strony uniwersyteckie biuro do spraw etyki i molestowania wydało niegdyś opinię, że nie ma nic złego w niewymuszonej przez żadną ze stron relacji, kiedy wykładowca już oficjalnie przestał uczyć daną osobę. 5 RS
Tim hamował się więc, flirtując z Angela podczas lunchów, ciesząc się widywaniem jej na zajęciach. Nie przekraczał jednak wyznaczonych granic. Nadeszło lato i Angela pojechała do rodzinnego Bostonu. Tim poczuł wówczas ulgę, osłabło poczucie winy wywołane flirtem. Spróbował nie myśleć o Angeli, skoncentrować się na swoim małżeństwie. Lecz Kari wychodziła na całe dnie, była zbyt zajęta, aby mogli spędzać razem czas. W nocy często bywała zbyt zmęczona, by reagować na jego pieszczoty. Kiedy nadszedł nowy rok akademicki i Angela powróciła, Tim spojrzał prawdzie w oczy, choć nie był gotów wyznać jej żonie. Był zakochany w Angeli Manning. Mocno i trwale zakochany. Wiedział, że to niedobrze. Ale jego uczucie do niej było niewątpliwe. Nie potrafił się jej oprzeć, widząc ją, nie był w stanie odmówić sobie spędzania z nią czasu. Kiedy zdał sobie z tego wszystkiego sprawę, poczucie winy zaczęło go dręczyć. „Nawróć się... Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć." Niemy głos wygłaszał mu do ucha cytaty z Biblii. Tim zapamiętał je jeszcze jako chłopiec. Nie czytał ich od lat. „Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości." Przynajmniej ostatnia fraza podobała się Timowi. „Mieć życie w obfitości". Czyżby czytanie Biblii albo chodzenie do kościoła w dni wolne od pracy mogło wzbudzać uczucia równające się tym, jakie wywoływała w nim Angela? Obfitość, pełnia życia? W tym miejscu Biblia niewątpliwie się myliła. W ramionach Angeli Tim czuł, że czerpie z życia więcej niż kiedykolwiek przedtem. Stopniowo porzucił więc przekonania, które dotąd stanowiły fundament jego moralności - z obecnej perspektywy ów fundament wydawał mu się chwiejny, niemal śmieszny. Oczywiście od dawna wątpił w niektóre podawane przez Biblię fakty. W stworzenie świata w ciągu sześciu dni. W pływającą po zalanym wodą świecie arkę z setkami zwierząt na pokładzie. W uzdrowienia dokonujące się dzięki kąpieli czy pomazaniu oczu chorego błotem. Tim już dawno uznał, że relacje o nich mają znaczenie symboliczne bądź całkiem pozbawione są sensu. Ostatnio zaczął stawiać jeszcze bardziej fundamentalne pytania. Czy Bóg naprawdę istnieje? Czy Biblia nie została napisana przez grupę przywódców religijnych, których celem było wpojenie zepsutemu społeczeństwu trwałych zasad moralnych? A jeśli osiągnięcie prawdziwego życia i rzeczywistej 6 RS
prawdy polega na odnalezieniu duchowego partnera? Osoby, której dusza zdaje się idealnie uzupełniać moją własną? Kogoś takiego jak Angela. Po kilku tygodniach od momentu, w którym profesor Jacobs zaczął sypiać z Angelą, jego pytania na tematy religijne zamieniły się w twierdzenia. Aż ostatnio poczuł się gotów całkowicie odrzucić swoją tradycję religijną, jak niepotrzebną protezę; gotów w pełni chłonąć nowe prawdziwe życie, nową miłość. Nie czuł się natomiast przygotowany do tego, żeby powiedzieć o wszystkim żonie, i stąd brały się jego rozterki. Wiedział, że jedynym uczciwym zachowaniem będzie powiadomienie jej o swoim romansie. Jednak każdego wieczoru, gdy Kari witała go w drzwiach, Tim nie był w stanie spojrzeć jej w oczy i wyznać prawdy. Powiedzieć, że chce się rozwieść. Że kocha inną kobietę - a dokładniej, pewną studentkę. Nie potrzebował pomocy psychologa, żeby zorientować się, dlaczego poczucie winy dręczy go całe dnie, a nocami nie pozwala spać. Łatwo doszedł też do przekonania, że glos szepczący cytaty z Pisma Świętego jest wytworem jego wyobraźni, procesów zachodzących w jego mózgu czy też manifestacją nadreaktywnego sumienia. Postanowił nie skupiać się na poczuciu winy. Z czasem minie. Przestanie mu dokuczać, kiedy Tim opuści Kari. Podwójne życie jest źródłem silnego stresu. Ustaną i głosy, przez które chwilowo Tim prawie w ogóle nie sypiał. Jego ogólne samopoczucie zmieniło się. Od wielu tygodni budził się z poczuciem winy, słysząc powtarzane z uporem i spokojem słowa o prawdzie i skrusze. Zaś ostatnio budził się z czymś jeszcze. Z płaczem. Myślał o tym wszystkim po kolei i nagle zorientował się, że znowu po jego policzkach ściekają łzy. Z pozoru pograążony w spokojnym śnie u boku kobiety, która owładnęła jego sercem i zmysłami, szanowany profesor i znakomity publicysta Tim Jacobs budził się nagle ze łzami w oczach. Płakał cicho, jak gdyby ktoś umarł. Zamrugał powiekami, żeby wyraźniej widzieć, i nagle zdał sobie sprawę, że rzeczywiście ktoś przestał istnieć. On sam. Dyskretnie, bez hałasu, powstrzymał łkanie, otarł łzy... Lecz nie wyparło to smutku z jego duszy, smutku tak głębokiego i prawdziwego, że Tim odczuwał psychiczny ból. Poczuł się, jakby ktoś otworzył mu nagle oczy - zobaczył siebie z przeszłości: wierzącego w ideały chłopca, pełnego energii nastolatka, 7 RS
pobożnego studenta, pracowitego dziennikarza, romantycznego pana młodego. I wiernego męża. Ten właśnie człowiek umarł. Jego zdrada stała się jak gdyby ostatnią, śmiertelną kulą, która zabiła to, co jeszcze zostało z dawnego Tima Jacobsa. Leżał w ciemności, przy skulonej, pogrążonej we śnie Angeli, czując, że jego smutek pogłębia się coraz bardziej. Płakał z powodu Kari, cudownej młodej kobiety, której zaprzysiągł miłość do końca życia. I z powodu dzieci, których nigdy nie będą mieli. I przez to, że nie zestarzeją się razem. Przełknął z trudem ślinę i znowu przetarł oczy. Skąd wzięły się w nim tak gwałtowne emocje? Wszak jego miłość do Kari ostygła na długo przed poznaniem Angeli. A jednak Kari pozostawała jego żoną. Ogromnie pragnął być z Angela, lecz Kari zasługiwała na lepsze traktowanie. Dlaczego dopuściłem do tego, żeby sprawy przybrały tak zły obrót? Co się ze mną stało? Kim teraz jestem? - myślał. Odpowiedzi nasunęły mu się równie szybko jak pytania. Były bardzo przykre. Poczuł nieprzyjemny ucisk w okolicy serca. Wydawało mu się, że jest silnym, inteligentnym, panującym nad życiem człowiekiem, a tymczasem ogarnął go taki smutek, że czuł się bliski szaleństwa, zwykle w takich chwilach słyszał głos sumienia, który mówił mu, że zawsze może okazać skruchę i uzyskać przebaczenie, jeśli tylko o nie poprosi. Lecz w tej chwili wtopiony w poduszkę Angeli, Tim, po raz pierwszy opłakując w milczeniu człowieka, jakim niegdyś był, małżeństwo, które miał obrócić w perzynę, wreszcie fakt, iż nie miał zamiaru zmienić postępowania, zrozumiał coś, co było dla niego jeszcze boleśniejsze niż wszystkie te rzeczy razem wzięte. Słowa na podarowanej mu dawno temu przez Kari tabliczce były prawdziwe. Bez Boga wcale nie był tak silny, jak mu się zdawało. To dlatego ostatnio często płakał. Nawiązując romans z Angelą Manning, zupełnie nie spodziewał się tego, że jego stwardniałe serce stanie się kruche i... pęknie na pół. 8 RS
Rozdział 2 Tego wieczoru, kiedy Kari Baxter Jacobs zmywała makijaż, zadzwonił telefon. Odłożyła wacik i szybko osuszyła twarz ręcznikiem. Niebo nad Bloomington było czyste i piękne. Właśnie takie noce inspirują artystów, którzy malują pejzaże pełne łagodnych, oświetlonych księżycem wzgórz i pól. Kari cieszyła się z nadejścia jesieni. Ostatnio oboje z Timem byli bardzo zapracowani; często czuła się zmęczona i była w nienajlepszej kondycji fizycznej. Krótsze dni i zmieniające kolory liście kojarzyły jej się z nadejściem spokojniejszych miesięcy, długich wieczorów, kiedy będą mogli z Timem rozmawiać. Chciała omówić z nim pomysł, który narodził się w niej już przed kilkoma miesiącami. Myślała o tym, aby pomagać innym małżeństwom. Nie chodziło o zajęcie w pełnym wymiarze godzin ani takie, któremu trzeba by się całkowicie poświęcić. Przyszło jej po prostu na myśl, żeby zorganizować na przykład odbywające się raz w tygodniu spotkania dla małżonków, którzy pragną bardziej zbliżyć się do Boga i siebie nawzajem. Dla ludzi podobnych do niej i... Odebrała telefon. Pewnie to Tim dzwonił, żeby dać o sobie znać. Wyjechał na konferencję do miejscowości odległej o trzy godziny jazdy samochodem i miał wrócić dopiero w niedzielę po południu. - Halo - odezwała się, przysiadając na skraju łóżka. Spojrzała na zegar. Było wpół do jedenastej. Mniej więcej o tej porze Tim zwykle dzwonił, kiedy nie było go w domu. Zamiast jego głosu Kari usłyszała tylko czyjś oddech. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy to pomyłka. - Tim? - Eee... - zająknął się jakiś młody mężczyzna. Uśmiech Kari znikł. To raczej nie akwizytor - pomyślała - profesjonalista w taki sposób nie zaczyna. Poza tym w głosie rozmówcy od razu można było rozpoznać napięcie. Bał się czegoś. Och... Kari przewróciła oczami. Pewnie jakiś żartowniś. Już miała odłożyć słuchawkę, kiedy chłopak odchrząknął i powiedział: - Proszę pani, mam pani coś do powiedzenia. Kari przestała na chwilę oddychać. Nie ma się czego obawiać - uspokoiła się zaraz - przecież Tim bezpiecznie dotarł do hotelu wczoraj wieczorem. Rano rozmawiałam z mamą, rodzice i rodzeństwo byli zdrowi... Kari wypuściła powietrze i opanowała głos. - Czy pan coś reklamuje? - spytała. - Nie - odpowiedział natychmiast mężczyzna. - Muszę pani coś powiedzieć. 9 RS
Kari westchnęła, zastanawiając się, o co może chodzić. Jej oddech przyspieszył. - Jestem zajęta - ponagliła, bezwiednie opuszczając wolną rękę i bębniąc palcami w blat. - Proszę mówić. - Nie mogę powiedzieć, jak się nazywam. - Rozmówca wziął głęboki oddech. Był pełen niepokoju. - Ale to, co powiem, jest prawdą; może pani ją zweryfikować. O czym on mówi? - dziwiła się Kari. I dlaczego nie chce się przedstawić? Co właściwie ma do powiedzenia? Zdenerwowała się. - O co panu chodzi? Odetchnąwszy jeszcze raz, mężczyzna wypalił: - Pani mąż ma romans. Kari poczuła skurcz żołądka; zamrugała powiekami i wydobyła z siebie drwiący odgłos. - Co pan wygaduje? - rzuciła. Bezczelny typ dzwoni do mojego domu i rzuca mi w twarz tego rodzaju kłamstwo! Bo przecież to nie może być... - Nie zna pan mojego męża. - Pani chyba też go nie zna - odpowiedział rozmówca. - Pomyślałem, że zasługuje pani na prawdę. Muszę kończyć. - Zaraz! - Kari poczuła przypływ adrenaliny, serce w jej piersi zaczęło bić bardzo mocno. Wydawało jej się przez chwilę, że spada w jakąś straszliwą otchłań. Potrząsnęła głową i spróbowała ocenić sytuację. Chłopak musiał kłamać. Tim był w Gary, na konferencji dotyczącej wolności prasy. Wcale nie chciał tam jechać, tak mówił poprzedniego dnia, przed odjazdem. Zamknęła oczy, jej serce na moment zamarło. „Nienawidzę tych konferencji, ale muszę na nie jeździć, kochanie - powiedział Tim. - Władze uczelni oczekują tego ode mnie." Mówił poważnym tonem, patrząc przekonująco. Kari poszukała w szufladzie nocnego stolika notesu i długopisu. Ręce jej drżały. To niemożliwe! - myślała. To nie dzieje się naprawdę! To kłamstwo... - Dlaczego... - odezwała się cichym, bezbarwnym głosem, jak gdyby wiadomość zgasiła w niej całą radość życia. - Dlaczego miałabym panu wierzyć? - dokończyła, z trudem dobierając słowa. Młody mężczyzna zawahał się. - Powiedzmy, że robię przysługę zarówno pani, jak i sobie samemu. Pani mąż jest niedaleko kampusu uniwersyteckiego, w apartamentowcu Silverlake. W każdym razie był tam zeszłego wieczoru i przypuszczam, że dzisiaj także 10 RS
się tam znajduje. Przebywa w mieszkaniu Angeli Manning, studentki dziennikarstwa na uniwersytecie stanowym... I jak, czy wierzy mi pani? Kari pokręciła głową, powoli, potem szybciej. - Nie, nie, nie wierzę. - Do jej oczu napłynęły łzy, uczucie spadania wzmogło się. - Pan... pan na pewno pomylił go z kimś innym. - Niech pani słucha - zniecierpliwił się rozmówca. - Mówię o profesorze Timie Jacobsie. To pani mąż, prawda? Oczy Kari rozszerzyły się, jej żołądek chwycił kolejny skurcz. Puściła słuchawkę, jakby zaczęła ją nagle parzyć. A potem pobiegła do łazienki i przyklęknęła przed sedesem. Wymiotowała tak długo, aż nie zostało w niej nic. Ani w żołądku, ani w sercu. Wreszcie, słaba i drżąca od stóp do głów, podniosła się z trudem, otarła usta papierem toaletowym i pomyślała: To chyba nie może być prawda. Nic nic wskazywało na to, żeby... Wtedy przypomniała sobie kilka szczegółów. Jesienią często zdarzały się konferencje, w których Tim brał udział, ale ten rok był pod tym względem najgorszy. W ciągu ostatnich miesięcy Tim spędził poza domem tyle weekendów, że musiała zastanowić się, ile ich było. Cztery? Pięć? Znów poczuła silne mdłości, ale powstrzymała je. Czy to możliwe, że jej życie zatrzymało się nagle w biegu. Przejrzała się w lustrze i potrząsnęła głową. - To pomyłka - szepnęła. - To musi być pomyłka. -Uprzednio upięte włosy rozsypały jej się w nieładzie wokół twarzy. Odgarnęła je pojedynczym ruchem i obejrzała dokładnie swoje oczy i kąciki ust. Nie widziała żadnych zmarszczek, nawet po usunięciu grubej warstwy makijażu, jaką tego dnia nałożono jej na sesję zdjęciową. Pracowała w niepełnym wymiarze godzin jako fotomodelka, pozowała do zdjęć do gazetek reklamowych centrów handlowych. Właśnie wróciła z sesji reklamy odzieży wieczorowej. Solidny makijaż jest w takich wypadkach niezbędny. W każdym razie bez niego wyglądała nawet na mniej niż jej dwadzieścia osiem lat. Przyjrzała się badawczo swoim policzkom i brodzie, naciągnęła z tyłu luźną koszulkę, żeby ocenić swoją figurę. Hm, być może w ciągu ostatnich miesięcy odrobinę przytyła, ale nie tyle, aby zaprzestano wybierać ją do zdjęć, a już z pewnością nie tyle, żeby... Zamknęła oczy i przypomniała sobie wyraz twarzy Tima, kiedy mówił jej, że wygląda cudownie, że nigdy nie ma jej dość. Mawiał tak od zawsze, od roku, w którym kończyła studia na Uniwersytecie Stanu Indiana - to wtedy ona i Ryan Taylor wreszcie zgodnie postanowili się rozstać. Ryan... Teraz Kari przypomniała sobie jego. 11 RS
Pokręciła głową. Akurat tego ranka usłyszała, że Ryan Taylor wrócił do Clear Creek i dostał pracę nauczyciela wychowania fizycznego w miejscowym liceum. Nie jedź tam, Kari! - przykazała sobie. Lepiej było nie rozbudzać wspomnień o jej dawnym chłopaku. A już szczególnie w tej chwili gdy stan jej małżeństwa, cała jej sytuacja życiowa, zależały od tego, czy wiadomość, jaką przekazano jej właśnie przez telefon, była prawdziwa. Otworzyła oczy, jeszcze raz spojrzała w lustro, jak gdyby mogła wyczytać z niego prawdę. Czy rzeczywiście Tim ma kogoś jeszcze? Czy spotyka się z kimś potajemnie? - myślała, czując kolejny skurcz żołądka. To niemożliwe. Tim, w latach liceum przewodniczący szkolnego klubu Young Life. Obecny przewodniczący uczelnianego Stowarzyszenia Chrześcijańskich Sportowców. Dawny organizator studenckich spotkań, na których wspólnie studiowano Biblię. Tim nigdy by jej nie zdradził. Raczej nie... Kari przypomniała sobie o usłyszanym przed chwilą w słuchawce głosie. Był tylko jeden sposób na poznanie prawdy. Zamknęła oczy i pomodliła się o siłę. Boże, jesteś tam? „Nie lękaj się. Zaspokoję każdą twoją potrzebę." Usłyszała te słowa przez radio, gdy wracała samochodem z sesji. Wówczas nie zwróciła na nie szczególnej uwagi. W końcu w tamtej chwili niczego się nie bała ani nie potrzebowała. Cieszyła się życiem - miała wspaniałą rodzinę, wspaniały Kościół, wspaniałą pracę, wspaniałego męża... Tak było do chwili, kiedy odebrała telefon. Z bijącym mocno sercem, próbowała zdusić narastający niepokój. „Nie lękaj się..." Ta ostatnia myśl trwała w niej przez chwilę. Boże, chcę tylko tego, żeby ten człowiek się mylił. Kocham Tima, naprawdę. Pomóż mi zrozumieć, co się dzieje. „Nie lękaj się..." Ogarnęły ją spokój, ciepło i pewność, poczuła, jak rozluźniają się jej mięśnie szyi. To wszystko na pewno było pomyłką albo złośliwym żartem. Musiało być. Z pokoju naprzeciw dobiegało buczenie pozostawionego samemu sobie telefonu. Kari wróciła do sypialni i odłożyła słuchawkę. Drżały jej ręce i nogi, bolał ją brzuch. Jej myśli pochłonęła seria możliwych wyjaśnień sytuacji, analizowała je kolejno, stopniowo odczuwając z powrotem coraz silniejszy 12 RS
lęk. Czy Tim naprawdę był na konferencji? Czy brał udział w konferencjach w tamte, minione weekendy? Jeśli nie, gdzie był?... Wtedy przypomniało jej się, że Tim zapisał dla niej na karteczce, dokąd jedzie. Gdzie ją położył? Całowali się na pożegnanie, to było w kuchni. Kari zbiegła na parter i przeszukała blat, na którym leżały stosy dokumentów i listów; rozglądała się desperacko za kartką pokrytą pismem Tima. Nie czytała jej wcześniej dokładnie, ponieważ zawarte na niej informacje nie były jej do niczego potrzebne. Tim telefonował poprzedniego dnia, była pewna, że dziś znów się odezwie. - Gdzie jesteś?... - mruknęła, niechcący przewracając stos czasopism. W końcu zobaczyła żółtą karteczkę z nazwą hotelu i numerem telefonu. Niewiele myśląc, podniosła słuchawkę i wystukała numer. - Hotel Marriott, Gary, stan Indiana. Przełknęła ślinę. -Tak... Chciałabym... muszę porozmawiać z panem Timem Jacobsem. Zatrzymał się u państwa. - Chwileczkę. Boże, niech tam będzie! - Przykro mi - odezwał się po chwili głos recepcjonisty - ale nie ma u nas gościa o tym nazwisku. Kari poczuła się, jakby dostała kopniaka w brzuch. Znów czuła, że spada, musiała złapać się blatu. - Pan Jacobs przyjechał na konferencję „Wolność prasy". - Chwileczkę. - Dało się słyszeć przesuwanie papierów. - Mamy w ten weekend w hotelu cztery konferencje, ale żadna z nich nie dotyczy prasy. Może chodzi o konferencję szefów kuchni z Środkowego Zachodu? Kari pokręciła głową, jej oczy błyskawicznie zalały łzy. - Nie. Najwidoczniej pomyliłam hotele. Krew odpłynęła jej z twarzy. Odłożyła słuchawkę, ogarnięta przerażającymi myślami. Jej serce tłukło się tak, że bała się, iż umrze. Z trudem łapiąc oddech, zakryła twarz dłońmi i próbowała wymyślić sensowne wyjaśnienie sytuacji. Może Tim omyłkowo podał jej informacje dotyczące poprzedniej konferencji? Albo następnej? Albo jego sekretarka podała mu adres i telefon niewłaściwego hotelu? Musiał być jakiś powód, z którego Tima tam nie było, jakikolwiek. Otworzyła oczy, zdając sobie sprawę, że jest tylko jeden sposób na poznanie prawdy. 13 RS
- Cóż - mruknęła. Wziąwszy głęboki oddech, sięgnęła po kluczyki do samochodu. Mieszkała w Bloomington od urodzenia i całe lata odwiedzała znajomych mieszkających na osiedlach wokół uniwersytetu. Dziesięć minut później skręciła w South Mapie i skierowała się ku apartamentowcowi Silverlake. Poszukała wzrokiem czarnego lexusa Tima, ale nie zobaczyła go. Tempo bicia jej serca odrobinę zmalało. Młody mężczyzna, który do niej zatelefonował, dopuścił się okrutnego żartu. Wszystko można było wyjaśnić. Tim znajdował się w Gary, a nie... Zaparło jej dech - przed sobą, po prawej stronie ulicy, pod latarnią, zobaczyła znajomy ciemny kształt. Boże, nie! Nie! Przyspieszyła odrobinę i zobaczyła czarnego lexusa, takiego samego jak ten, którym jeździł Tim. Mnóstwo ludzi ma lexusy - pocieszała się. Mnóstwo. Tablica rejestracyjna... Mogła się upewnić jedynie odczytując numer rejestracyjny samochodu. Przed dwoma laty Kari brała udział w serii sesji zdjęciowych, dzięki którym mogła sprawić Timowi na urodziny niespodziankę - samochód jego marzeń. Włącznie ze spersonalizowanymi tablicami rejestracyjnymi. Zatrzymała się za lexusem, reflektory jej samochodu oświetlały wyraźnie tab- licę z napisem, który kiedyś sama wybrała: „WRITE2U"." " To skrót od angielskiego odpowiednika zdania: „Piszę do Ciebie" (przyp. tłumacza) Jej policzki oblało gorąco, nie była nawet w stanie wziąć głębokiego oddechu. Po jej twarzy pociekły łzy, zacisnęła pięści. A więc to prawda! Miniona godzina zdawała jej się złym snem, z którego desperacko pragnęła się obudzić. Odkąd poznała Tima, ani razu nie przyszło jej na myśl, że może on być w stanie robić coś takiego - okłamywać ją, zdradzać... W głowie Kari kłębiły się myśli. Mogła zaparkować i chodzić od mieszkania do mieszkania, aż znajdzie męża. Mogła wrócić do domu i poszukać przez telefon adwokata. Łzy płynęły coraz szybciej, poczuła narastającą panikę. Przed jej oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamki - czyżby to od zbyt szybkiego oddechu? A może mimo wszystko istniało wyjaśnienie całej sytuacji? Gdyby okazało się, że Tim pomaga komuś znajomemu albo spotkał się z innym pracownikiem uczelni... A może pojechał do Gary razem z kimś innym, kto mieszka tutaj? W głowie Kari narodził się pomysł, który przerwał rozpędzony bieg jej myśli. Zaparkowała, podeszła do samochodu Tima i wpadła na niego ze złością. 14 RS
Natychmiast odezwał się przeraźliwy alarm, odbijając się echem od frontowej ściany budynku. Wróciła do swojego samochodu, wsiadła i czekała. Tim, niech cię tu nie będzie! - błagała w myślach męża. Proszę cię... Niech okaże się, że z jakiegoś powodu... Wpatrywała się w wejście do apartamentowca, podczas gdy alarm wył. Minęła minuta, potem druga. Wreszcie drzwi budynku otworzyły się i - wyszedł. On, Tim, człowiek, któremu Kari ufała całym sercem. Miał na sobie dres, jego włosy były w nieładzie. Kari poczuła ścisk w gardle. Jak on mógł? Jak on mógł tak ją okłamywać? Patrzyła, jak Tim biegnie truchtem ku ulicy, celuje kluczykami w lexusa, naciska przycisk. Alarm ucichł. Tim zaczął się rozglądać. Zanim zdążył się odwrócić, otworzyła drzwi i wysiadła. Nagły ruch zwrócił jego uwagę i ich oczy spotkały się. Patrzył na nią z odległości piętnastu metrów, z szeroko otwartymi ustami. Wydawało się, że trwa to godzinę. Tim pobladł. - Kari... - Zrobił dwa kroki naprzód i zatrzymał się. Kari miała ochotę wymierzyć mu policzek, kopnąć go albo błagać, żeby wrócił z nią do domu i powiedział, że to wszystko jedna wielka pomyłka. Nie była jednak w stanie ścierpieć jego widoku - dowody jego zdrady były zbyt oczywiste. Omal nie opadła na maskę samochodu i nie zaczęła płakać, ale nie miała siły nawet na to. Usiadła z powrotem za kierownicą i uruchomiła silnik, mimo że jej pole widzenia zakłócały łzy. Stało się coś niewyobrażalnego, coś, co nie mogło przydarzyć się jej. Zdawało jej się, że wcieliła się w nie swoją rolę. Oddychając ciężko i mechanicznie prowadząc, dotarła do domu. Zastanawiała się, czy nie pojechać do rodziców albo którejś z trzech sióstr, wszyscy mieszkali w odległości kilku minut jazdy. Pomyślała jednak, że jeszcze zdąży. Chwilowo potrzebowała pobyć sama, musiała jakimś sposobem przyjąć cios, który ją spotkał, przeżyć tę straszną chwilę, oswoić się stopniowo z niezaprzeczalnymi faktami. Tim miał romans. Ze studentką. Przemierzyła garaż, ciągnąc nogę za nogą, weszła do mieszkania i z płaczem rzuciła się na kanapę. Nie płakała w taki sposób po rozstaniu się z Ryanem, ani nawet kiedy niedługo po ślubie, spodziewając się pierwszego dziecka, poroniła. Tym razem z jej piersi dobywało się głębokie łkanie; nawet nie zdawała sobie sprawy, że może tak się czuć. Przeżywać pustkę odartą ze słów i myśli, poza jednym, krótkim, rozdzierającym pytaniem: dlaczego? 15 RS
Dlaczego tak się stało? Co poszło nam źle? Wiedziała, że wciąż jest dla Tima pociągająca. O co zatem chodziło? Spróbowała wyobrazić sobie z jakiego powodu mogła przestać mu wystarczać. Nagle wpadła na pomysł. Ta studentka z pewnością jest bardziej inteligentna, to typ naukowca - mówi bogatszym językiem. Musi chodzić o to. Przecież Tim raz po raz opowiadał po przyjściu do domu o różnych studentach czy studentkach. Pokazywał jej fragmenty pisanych przez nich artykułów, zachowując się tak, jakby zdolność do zręcznego układania słów była największym talentem, jakim człowiek może być obdarzony. Przypomniało jej się, jak wybrali się z Timem na uczelniane przyjęcie. Miała wówczas jedną z pierwszych okazji zapoznania się ze środowiskiem uniwersyteckim. Czuła się podekscytowana - stali z Timem w kręgu inteligen- tnych, zdolnych ludzi. W pewnej chwili rozmowa zeszła na książki. Dziekan wydziału dziennikarstwa rozprawiał przez chwilę o przemówieniu pewnego polityka z Waszyngtonu, następnie kobieta, z którą Kari zdążyła zamienić wcześniej kilka słów, wspomniała o swoim ulubionym zbiorze poezji południowoamerykańskiej. W7tedy wysoka przygarbiona kobieta po lewej nachyliła się nad Kari i z troską w głosie spytała, co ona lubi czytać. Kari skinęła głową w podzięce. „Wszystko Johna Grishama - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Najbardziej podoba mi się Firma." Cisza, jaka zapadła po jej słowach, zdawała się trwać całą wieczność. Dziekan wydziału Tima uniósł w zdumieniu brwi. Wysoka kobieta wykrzywiła usta w niezręcznym, niemal pogardliwym uśmiechu. Wielbicielka poezji zamarła, a potem roześmiała się, jak gdyby zrozumiała nagle, że Kari zażartowała. Rozglądający się niepewnie starszy człowiek podrapał się w głowę i mruknął: „Grisham... Chyba o nim nie słyszałem... Czy to ten autor z Iowa, który napisał analizę literatury korporacyjnej?" Kari już nie słuchała. Zobaczyła wyraz twarzy Tima - widać było, że jest rozdrażniony, a jednocześnie próbuje nie dać tego po sobie poznać. Objął ją i przytulił, patrząc śmiało na pozostałych, jak gdyby chciał powiedzieć: „I co z tego, przynajmniej jest piękna". Wznowiono rozmowę, ale tamten moment zapadł Kari w pamięć. Bez wątpienia Tim poczuł się zawstydzony, wolałby, żeby Kari była błyskotliwa, inteligentna i oczytana, jak żony pozostałych wykładowców. Na pewno dlatego widywał się z kimś innym. Ta studentka musiała być wybitna i wysławiać się w sposób, w jaki Kari nie potrafiła. 16 RS
I co z tego, jeśli nawet jestem piękna? W ostatecznym rozrachunku okazało się to niewystarczające, żeby zatrzymać przy sobie Ryana Taylora. I Tima. Nasunęły jej się inne wspomnienia, wspomnienia chwil, kiedy w obecności Tima czuła się prostaczką, człowiekiem gorszego gatunku. Czy to nie dlatego tyle czasu spędzała w pracy albo przy kościele, pomagając w różnych przed- sięwzięciach? Czy nie dlatego zapisała się do klubu książki oraz została przewodniczką po muzeum? Pragnęła, aby Tim uważał ją za kogoś więcej niż jedynie ozdobę. Aby był z niej dumny. To wszystko było takie niesprawiedliwe. Kochała Tima całym sercem, chciała do końca życia być jego żoną. Czy to nie wystarcza? Mijały długie godziny, Tim nie wracał. Kari nie dziwiła się. Cóż mógłby powiedzieć? Co zostało mu do powiedzenia? W końcu łzy przestały płynąć. Kari usiadła. Czuła, że ma spuchnięte gardło. Z wysiłkiem wzięła głęboki oddech, wytarła nos i popatrzyła przez okno na mroczne niebo. Jak to możliwe, że jeszcze poprzedniego dnia uważała swój związek z Timem za świetlany przykład małżeńskiej miłości? Co się stało? Nawet jeśli ta studentka miała w sobie coś, czego Kari nie była w stanie Timowi ofiarować, dlaczego tak łatwo było mu oddalić się od wszystkiego, co ich łączyło, odejść od złożonych jej obietnic? Zacisnęła pięści. Jeżeli rzeczywiście było mu łatwo, niech sobie odejdzie. - Idiota - szepnęła przez zęby. - Mieliśmy wszystko, czego potrzeba do szczęścia, a ty to odrzuciłeś. Nie usłyszała żadnej odpowiedzi, zamknęła więc ze złością oczy, w poczuciu porażki. Gdzie się podziały uspokajające podpowiedzi Boga? Gdzie się w ogóle podział Bóg? Kari zamrugała powiekami i westchnęła głęboko, znając odpowiedź na postawione pytania. Bóg nie znikł z powodu romansu Tima. Nawet w tej chwili, kiedy z trudem oddychała, ponieważ jej świat wywrócił się do góry nogami, Bóg jej nie opuścił. Nigdy tego nie zrobi. Jakoś pomoże jej i 'Firnowi poradzić sobie z ich wielkim problemem - choć na razie brało ją obrzydzenie na samą myśl o tym. Tak, ostatecznie uda się wszystko naprawić. Tim wróci do domu i przeprosi, a potem zasięgną porad specjalisty, podobnie jak zrobiło kilka jej przyjaciółek, których małżeństwa były zagrożone. Jeśli się postarają, uratują swój związek. Czyż świadomość, że z pomocą Boga wszystko jest możliwe, nie była fundamentem wszystkiego, w co Kari wierzyła? 17 RS
Mimo to myśl, że jest żoną mężczyzny, który okazał się zdolny okłamywać ją i zdradzać, była dla niej bolesna niczym wyrok dożywotniego więzienia. Bóg mógł naprawić jej relację z Timem, ale wiedziała, że po dzisiejszym dniu już nigdy nie będzie taką samą kobietą. Znowu zapiekły ją oczy i poczuła łzy, wszechogarniający smutek zdawał się przytłaczać ją, otaczać jak żałobny kir. Podciągnęła kolana pod brodę i pomyślała o kobiecie, którą była jeszcze tego samego dnia o poranku. Szczęśliwej, pełnej ideałów, ufnej, pewnej, że w jej małżeństwie wszystko układa się znakomicie. Ufała Timowi z założenia, tak bardzo, że była nawet gotowa zorganizować z nim spotkania formacyjne dla innych małżeństw. Nie dotarł do niej żaden ostrzegawczy sygnał. Była wprawdzie ostatnio bardzo zajęta, ale któż nie był? Tim nigdy nie miał do niej o to pretensji. W końcu niebo powoli zaczęło się rozjaśniać. Kari wciąż opłakiwała kobietę, jaką była dotąd i jaką już nigdy nie będzie. Kobietę, która swój ostatni oddech zaczerpnęła poprzedniego dnia o dwudziestej drugiej trzydzieści. W domu Baxterow było ciepło od płomieni świec o waniliowym zapachu i od świeżo uprażonej kukurydzy. Baxterowie mieszkali w Clear Creek, jednym z przedmieść Bloomington, w wielkim domu w stylu wiktoriańskim. Dallas Cowboys wygrali właśnie zacięty mecz. John Baxter wyłączył telewizor i popatrzył na żonę. Już od ponad trzydziestu lat byli z Elizabeth małżeństwem. Wciąż pozostawała piękna, ale John widział w niej o wiele więcej. Miała w sobie nieuchwytny czar i elegancję, jakich nie sposób się nauczyć. Ekran wygasł, ale John nie spieszył się ze wstawaniem. Odchował pięcioro dzieci, więc cisza była dla niego czymś wspaniałym. Przesunął kciukiem po delikatnej dłoni Elizabeth, napawając się jej obecnością. Boże, jesteś dla mnie taki dobry... Dziękuję, że pozwoliłeś, aby żyła. Dziękuję Ci - pomodlił się z wdzięcznością. Świadomość Bożej opieki sprawiła, że się uśmiechnął. John Baxter był silną osobowością. Miał pięćdziesiąt siedem lat i wspaniałą żonę - swoją najlepszą przyjaciółkę. Miał pewność, że kiedy wybije jego godzina, będzie mógł cieszyć się wiecznym życiem u boku ukochanych najbliższych, w miejscu, z którego wszelkie ziemskie dobra będą wydawać się marnościami. Trudno o lepszą sytuację życiową. John zamierzał właśnie to powiedzieć, kiedy Elizabeth westchnęła z troską, wstała i powoli podeszła do stojących na kominku fotografii ich dzieci, całej piątki - Brooke'a, Kari, Ashley, Erin i Luke'a. Zdjęcia były ustawione w ko- lejności według dat urodzenia dzieci. 18 RS
Po kilku minutach otarła dwie nieme łzy. John zasmucił się i podszedł do niej. - O kim myślisz? - spytał, obejmując żonę. Elizabeth starła jeszcze jedną łzę i wydała nieokreślony odgłos, coś pomiędzy śmiechem a łkaniem. - O Kari. John popatrzył na zdjęcie swojej drugiej córki. - Martwię się o nią i Tima - wyjaśniła Elizabeth, opierając głowę na jego ramieniu. Dostała gęsiej skórki. - Rozmawiałaś z nią? - John pogładził żonę po plecach. - Dziś rano. Zanim pojechała na sesję. - Co mówiła? - Patrzył jej w oczy, próbując ją uspokoić. - Wszystko w porządku. - Po policzku Elizabeth spłynęła kolejna łza. - Być może tylko ja to widzę, ale coś jest nie tak. Ostatnio patrzy takim wzrokiem, jakby myślał o czymś innym, nigdy nie ma czasu na rodzinne obiady. - Zrobiła pauzę. - Znowu wyjechał. John milczał. Popatrzył tylko ponownie na podobiznę córki. I w pewnej chwili zaczął o niej myśleć nie jako o pewnej siebie młodej mężatce mieszkającej w pobliskim Bloomington, ale jako o zaniepokojonej nastolatce, rozważającej na głos, dlaczego Ryan Taylor nie telefonuje. „Tato, czy modlisz się za mnie co wieczór?" Słyszał w myśli te słowa równie wyraźnie jak owego dawnego dnia, kiedy zostały wypowiedziane dziewczęcym głosem jego ukochanej Kari. Zamknął oczy i poddał się wspomnieniom. ..Oczywiście" - odpowiedział wtedy, ujmując dłonie córki, starając się napełnić ją spokojem. „Czy kiedy dorosnę i wyjdę za mąż, ciągle będziesz się za mnie modlił? - Oczy Kari zwilgotniały, zadrżała jej broda. - Zawsze będę potrzebować twojej modlitwy, tato." Czy i teraz Kari była zaniepokojona? Czy między nią a Timem działo się coś złego, coś, z czego żadne z nich nie zdawało sobie sprawy? Elizabeth zawsze błyskawicznie dostrzegała potrzeby swoich dzieci, nieraz wcześniej niż one same zdołały je rozpoznać. - Rozumiem - szepnął John, łagodnie, krzepiąco ściskając jej ramię. - Pomódlmy się. Skinęła głową. Złączyli dłonie, skłonili głowy i polecili los córki Bogu, do którego należała. Nawet jeśli nie miała żadnych problemów. 19 RS
Rozdział 3 Tim Jacobs marzył o tym, żeby już mieć za sobą rozmowę z Kari. Niedobrze, że został u Angeli po spotkaniu z żoną pod apartamentowcem, ale to wydarzenie było dla niego tak silnym wstrząsem, że nie był w stanie zrobić nic innego. Nie miał pomysłu na to, co powiedzieć Kari; a poza tym trudno byłoby mu nagle przerwać weekend z Angelą. Ta kobieta wzbudzała w nim tak gorące i silne uczucia, jak żadna inna. Pojechał do domu w niedzielę wieczorem; zanim tam dotarł, nabrał już przekonania, że dokonane przez Kari odkrycie wyjdzie im na dobre. Mógł teraz przyznać się do romansu i poprosić żonę o rozwód. Będzie to oczywiście smutne i trudne dla nich obojga. Ale jednocześnie sytuacja zmusi Tima do wyprowadzenia się z domu - czyli stanie się coś wspaniałego: odtąd już nie będzie musiał rozstawać się z Angelą. Wyłączył silnik i popatrzył na drzwi wejściowe. Naprawdę wolałby mieć za sobą zbliżającą się rozmowę. W końcu nie był pierwszym mężczyzną na świecie, który wchodzi do domu i prosi żonę o rozwód. Podobne rzeczy zdarzają się co dzień na całym świecie. Przełknął ślinę, przypominając sobie usłyszane raz podczas kościelnego kazania zdanie: „Im więcej złych wyborów podejmujesz, tym mniej złe ci się one wydają." Śmieszne - zbył w myśli sentencję pastora. Mam nad-wrażliwe sumienie. Przecież odtąd życie stanie się lepsze niż kiedykolwiek. Nie dziwił się swojemu poczuciu winy, uważał, że jest winny. I na swój sposób czuł się przez to okropnie. Lecz ostatnie miesiące z Angelą wprawiły go w stan podobny do tego, w jaki wpada dziecko w sklepie z zabawkami - oderwał się od codziennego życia. Z powodu kobiety, która wypełniła jego myśli, opanowała jego serce i duszę. Westchnął przez zaciśnięte zęby i wszedł do mieszkania. Nie zobaczył Kari od razu. Wytarł w spodnie spocone dłonie. - Kari? - odezwał się przez zaciśnięte gardło. Ta rozmowa będzie najtrudniejsza ze wszystkiego. Kari zacznie krzyczeć, długo mówić, może nawet się rozpłacze. W istocie Tim nadal troszczył się o nią, i ogromnie za nią tęsknił, kiedy nie było go w domu. Przed oczami jego wyobraźni znowu stanęła Angela, i jego puls przyspieszył. Dobrze, nie będzie żałował rozwiązania małżeńskich więzów. Będzie jednak tęsknił za widywaniem Kari przy śniadaniu, za spojrzeniem, jakie mu rzucała, kiedy ze zmierzwionymi włosami szła rano pod prysznic. Za 20 RS
jej mruczeniem do siebie samej podczas wykonywania domowych zajęć. Z pewnością nie będzie mu za to brakować jej wiecznie wypełnionych dni - tego, że na wszystko i dla wszystkich znajdowała czas, tylko dla niego nie. Tego, że ich erotyczne zbliżenia zredukowały się niemalże do nie- skomplikowanej rutyny. Życie Kari było w istocie bardzo bogate. Pracowała jako modelka, uczyła w szkółce niedzielnej, śpiewała w chórze kościelnym, była zatrudniona jako wolontariuszka w muzeum, często bywała u rodziców lub rodzeństwa. Kiedy minie początkowy szok, z pewnością sobie poradzi. Poproszenie Kari o rozwód było najlepszą rzeczą, jaką Tim mógł dla niej zrobić - niezależnie od tego, jak bardzo będzie mu brakowało jej towarzystwa. Mógł to zrobić parę miesięcy wcześniej, choć wówczas sądził, że kilka popołudni czy wieczorów spędzonych z Angelą wyleczy go z zainteresowania jej osobą. Zdecydowanie mylił się w tej sprawie. - Kari? - powtórzył, odkładając torbę. Znów spociły mu się dłonie. Wetknął je do tylnych kieszeni spodni i westchnął ciężko. W miarę jak jego relacja z Angelą rozwijała się, doszukiwał się usprawiedliwień swojego postępowania. W końcu na początku nie był w niej głęboko zakochany. To nastąpiło dopiero pod koniec lata. Jak powoli i zdradliwie rozwijał się ich związek. Angela spodobała mu się, kiedy ją tylko zobaczył - trudno było ignorować obecność tak zbudowanej dziewczyny - ale to nie wzbudziło jeszcze jego niepokoju. Podczas pracy na uczelni spotykał dziesiątki atrakcyjnych studentek. Potem przeczytał próbki jej tekstów. Szczerze mówiąc, zakochał się w Angeli bardziej ze względu na jej talent do pisania niż na jej fizyczne piękno. Jej pisemne wypowiedzi tryskały błyskotliwością, przebijała przez nie inteligencja i emocje autorki. Po semestrze uczęszczania na prowadzone przez Tima zajęcia Angela zaczęła bezustannie komplementować go za to, że ogromnie pomógł jej rozwinąć umiejętność pisania tekstów. Nader mile łechtało to jego próżność. Ale nawet wtedy na ich relację składały się tylko wzajemny podziw i pożądanie. Później, w połowie sierpnia, Angela wróciła z wakacji. Pierwszego dnia zajęć zjedli razem lunch - podobnie jak bywało wiosną. Lecz po dłuższej rozłące oboje mocno czuli, że pragną robić ze sobą więcej niż tylko jeść wspólnie lunch. Było to tak oczywiste, że po lunchu pojechali do mieszkania Angeli - i dwie godziny później Tim już wiedział, że jego małżeństwo z Kari nigdy nie będzie takie samo jak przedtem. 21 RS
W ciągu zaledwie tygodnia całe jego spojrzenie na własną sytuację życiową zmieniło się. Nabrał niemalże pewności, że chce się rozwieść. W związku z Angelą Tim czuł się, z trudnych do opisania powodów, lepiej niż w jakimkolwiek poprzednim, włączając w to jego małżeństwo z Kari. Był jak gdyby uzależniony od wszystkiego, co wiązało się z jego nową ukochaną - od jej wyglądu do uczuć jakie w nim budziła. Angela zdawała sobie sprawę, jak działa na mężczyzn jej fizyczność. Za dnia ze spokojem odgrywała rolę studentki, była opanowana. Za to w nocy... Tim westchnął z rozkosznego zachwytu. Nie miał słów na opisanie tego, w jaki sposób... Dochodzący z przedpokoju odgłos kroków przerwał jego rozmarzenie. Dobrze, kończmy z tym szybko - pomyślał. Kari weszła do salonu bocznymi drzwiami. Na jej widok Tim poczuł tak silny ucisk w gardle, że nie był w stanie mówić. Miała czerwone, opuchnięte oczy i ślady łez na policzkach. Mimo to była jak zwykle piękna. Jakże bardzo piękna - choć jej uroda już go nie ekscytowała. Przez długą chwilę stali bez słów, patrząc sobie w oczy. Wyraz twarzy Kari mówił sam za siebie - romans Tima całkowicie ją zaskoczył. Czuła się strasznie. Jedno i drugie i tak było dla Tima oczywiste. Zagryzł wargi i stwierdził, że najlepiej będzie przejść do rzeczy. - Przepraszam cię, Kari - odezwał się. Westchnął głęboko, czując, że jego serce na moment przystaje, a potem oznajmił: - Już nie chcę być żonaty. Jego słowa uderzyły Kari jak grom. Zapomniała nawet o oddychaniu. W najgorszych koszmarach nie spodziewała się, że Tim zacznie rozmowę od takiego wyznania! Uznawała za oczywiste, że przeprosi ją i będzie błagał o wybaczenie. Boże, dopomóż mi! - myślała. Nie chciała wierzyć w słowa Tima, mimo że poprzedniego dnia zobaczyła go wybiegającego z domu innej kobiety. Pojechała w szoku do domu, ale uznała, że powstrzyma się z osądami do czasu aż Tim wróci i wyjaśni jej, co się stało i dlaczego, wbrew temu co zapowiedział, nie był na konferencji. W międzyczasie musiała zachowywać się, jakby nic się nie stało. Rano poszła do kościoła i jak każdej niedzieli uczyła dzieci religii, drugą klasę. Wszystkim, którzy widząc jej napuchnięte oczy, pytali, co się stało, odpowiadała, że to uczulenie. Nawet matce, która pytała ją o to dwukrotnie. Wracając z kościoła, zatankowała samochód. Za każdym razem, kiedy nachodziły ją myśli o Timie, przyspieszał jej puls i oddech. Musi być jakaś przyczyna - tłumaczyła sobie. Tim ma powód. Ma powód... 22 RS
I jej niepokój malał. Trzy godziny przed powrotem Tima, zdejmując pranie, spojrzała na ich ślubne zdjęcie, stojące na półce w salonie. Przekonywała się właśnie, że sytuacja nie może być tak zła, jak jej się zdawało. Spojrzała w inteligentne oczy męża, popatrzyła na jego miłą twarz, wyrażającą, podobnie jak jej oblicze, stan zakochania. „Pani mąż ma romans" - powiedział poprzedniego dnia jakiś młody człowiek. Ma romans. Ma romans... Pozory spokoju momentalnie znikły. Załkała, po jej twarzy popłynęły łzy. Natychmiast objęła spojrzeniem całą sytuację. Jej mąż rzeczywiście miał powód do kłamstwa, i do tego, żeby spędzić weekend w mieszkaniu pewnej studentki. Powód, który wymienił przez telefon jej rozmówca. Niezależnie od tego, co mogła sobie wmawiać, prawda była oczywista. Tim związał się emocjonalnie z inną kobietą. Smutek i złość w jednej chwili zmieniły się w prawdziwą furię. Kari złapała swoją ślubną fotografię i rzuciła nią o ścianę, patrząc jak szybka rozpryskuje się na drobne kawałki. A potem, powoli jak w transie, Kari opadła na kolana i zaczęła się modlić. - Boże, nienawidzę go! - krzyknęła z płaczem. - Jak on mógł mi to zrobić? Dwie godziny później jej gniew i żałość, poczucie tego, że została zdradzona, były wciąż tak samo silne. Doszły do nich determinacja i jasna świadomość prawdy, świętej prawdy, podług której żyli rodzice Kari i na którą zgodzili się przed ślubem ona i Tim. Świadomość tego, że miłość jest decyzją. W obliczu niewierności Tima miała ochotę znienawidzić go, powiedzieć mu, że nie chce go więcej oglądać, rozstać się z nim na zawsze. Lecz Bóg pragnął czego innego. Chciał, aby wysłuchała wyjaśnień męża i była gotowa mu przebaczyć, zwrócić się do psychologa, naprawić wszystko. Nie dlatego, żeby miała ochotę, ale dlatego, że zdecydowała się na to przed niemal sześcioma laty. I tak, w ciągu ostatniej godziny przed powrotem Tima, Kari wyobrażała sobie dziesiątki rzeczy, które mógł jej powiedzieć, kiedy wejdzie, gdy spojrzą na siebie z obopólną świadomością sytuacji. Spodziewała się, że Tim przepro- si, powie, że popełnił błąd, obieca, że nigdy więcej jej nie okłamie. Ze będzie podkreślał, iż ta studentka tylko chwilowo go zauroczyła, wspomni o stresie w pracy, zauważy, że Kari i on zbytnio popadli w rutynę. Ostatnią rzeczą, jaka mogła jej przyjść do głowy, było to, że Tim powie jej, iż już nie chce być żonaty. lego nie zdołała sobie wyobrazić. 23 RS
Tim podszedł i usiadł na kanapie. Oparł łokcie na kolanach, zmarszczył brwi i popatrzył Kari w oczy. - Słyszałaś? - spytał cicho, niewzruszenie.-Już nie chcę być żonaty. Dusiła się z wściekłości, już nie płacząc, nie łkając. - To wszystko? - rzuciła, zakładając ręce i starając się powstrzymać mdłości. - Nie usłyszę żadnych wyjaśnień? Nie chcesz niczego mi obiecać? Niczego? Tim zakrył twarz dłońmi, jęknął, po czym popatrzył na nią znowu i odparł: - Powinienem był powiedzieć ci o tym miesiąc temu. Kari poczuła odruch wymiotny. Nie wiedziała już, czy biec do łazienki, czy wymiotować na dywan. Co się dzieje?! Boże, co się dzieje? - kołatało jej się w głowie. „Nie lękaj się." Za późno na takie pocieszenia - pomyślała. Czuła ból, złość, nawet nienawiść, a nade wszystko strach. Czy zostały już przygotowane dokumenty rozwodowe? Czy Tim zamierzał wprowadzić się do ich domu z ową studentką? Czy rzeczywiście mogło do tego dojść? Czy on był w stanie opuścić ją i ożenić się z inną kobietą? Grad pytań bił w nią niemiłosiernie, zamęczał ją. Nie mogłaby dłużej mieszkać w Bloomington, wiedząc, że może w każdej chwili spotkać Tima i jego... studentkę. Nie była w stanie znieść myśli o tym, jak może wkrótce wyglądać jej życie. Zamrugała powiekami i jej lęk ustąpił nieco miejsca wściekłości. - Kto... to... jest?! - syknęła przez zaciśnięte gardło. - To bez znaczenia - mruknął Tim, spuszczając wzrok. Kiedy je znowu podniósł, wydawał się dziesięć lat starszy niż chwilę wcześniej. - A więc nie zaprzeczasz?... - Kari znów poczuła się zdumiona. - Spotykasz się z kimś innym? - Myślałem, że to przejściowe. - Teraz Tim patrzył jej prosto w oczy. - Ze z czasem minie. Kari ścisnęła mocno poręcz krzesła, desperacko próbując zrozumieć, co się dzieje. Wciąż czuła mdłości, ale w tej chwili dominującym doznaniem była narastająca panika. Emocje Kari zmieniały się jak w kalejdoskopie - po strachu następował gniew i na odwrót. Nie wiedziała, co mówić. Po dłuższej chwili milczenia Tim znowu opuścił głowę. On boi się na mnie patrzeć! - pomyślała, czując ból w pustym żołądku. 24 RS