Kaaasia241992

  • Dokumenty470
  • Odsłony994 438
  • Obserwuję692
  • Rozmiar dokumentów740.9 MB
  • Ilość pobrań609 455

DOM NOCY 11 - rozdział pierwszy

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :372.0 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Kaaasia241992
Dokumenty

DOM NOCY 11 - rozdział pierwszy.pdf

Kaaasia241992 Dokumenty Cast P.C., Cast Kristin - Dom nocy (1-12) XI Cast P.C Cast Kristin - Dom Nocy - Ujawniona
Użytkownik Kaaasia241992 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 22 z dostępnych 22 stron)

DOM NOCY – UJAWNIONA P. C. CAST AND KRISTIN CAST Tłumaczenie nieoficjalne. KAZchomik.

Rozdział pierwszy Neferet Odbicie przeszłości, które nagle pojawiło się w mistycznym lustrze Zoey Redbird było okropnym przypomnieniem śmierci niewinności Neferet. To było tak nieoczekiwane dla Neferet zobaczyć ponownie siebie, jako złamaną, pobitą dziewczynę, że jej wspomnienia roztrzaskały się narażając ją na atak stworzenia, które było jej naczyniem. Aurox pokonał ją, ugodził i cisnął z balkonu penthouse. Kiedy uderzyła o chodnik poniżej, Neferet – Wyższa Kapłanka Nyx, rzeczywiście umarła. Jej śmiertelne serce przestało bić, dusza uniosła się a nieśmiertelna energia, która uczyniła z niej Królową Tsi Sgili, przejęła jej ducha i rozpuściła jej połamane ciało i życie… życie. Masa Ciemności i ducha zagnieżdżone razem, wtopiło się w ziemnie, czekając, czekając, przeżywając, podczas, w czasie, gdy świadomość Tsi Sigili zacierała się w dalszym ciągu.

Naruszona dziewczyna z lustra ożywiła wspomnienia, które, jak wierzyła Neferet, były od dawna martwe… pogrzebane… zapomniane. Przeszłość powróciła z zdwojoną siłą, z którą nie była przygotowana, by walczyć. Ożyła ponownie przeszłość, którą Neferet zabiła. Neferet pamiętała. Była kiedyś córką. Była kiedyś Emilią Whelier. Była kiedyś bezbronnym, zdesperowanym dzieckiem, którego ludzki mężczyzna zamiast być bohaterem molestował ją, używał i naruszał. Odbicie Emily błysnęło zastępując wszystkie dekady władzy i siły, z których ulepiła mur, odgradzając się od naruszonej i zamordowanej niewinności. Odeszła potężna wampirzyca, Wysoka Kapłanka. Pozostała tylko Emily, patrząca na zrujnowane dzieciństwo. To była Emily, którą ugodził Aurox i rzucił na samotny chodnik przed Hotelem Mayo. To była Emily, która związana z Neferet umarła. Tylko duch Królowej Tsi Sgili przetrwał. Połamane ciało, rozbity umysł, nieśmiertelna energia Neferet, jej świadomość unosząca się na krawędzi rozpadu. Pocieszające nici Ciemności otoczyły ją i wzmocniły, zmieniając na podobieństwo owadów, w

cienie, następnie w mgłę. Duch Tsi Sgili upijał się nocą i wymiotował dniem – pogrążając się w systemie kanalizacji centrum Tulsy i poruszając się powolnie, lecz nieuchronnie w kierunku jednego celu – by znaleźć coś, co pozwoliłoby jej stać się całością ponownie. Duch Tsi Sgili był świadomy, gdy przekroczył granicę między miastem a miejscem, którą znał najlepiej. Miejsce, które bezcielesny duch uznawał, ponieważ przebywał tam od tak wielu lat. Wkroczyła do Domu Nocy w formie gęstej, szarej mgły. Płynęła z cienia do cienia, wchłaniając znajome uczucie. Gdy dotarła do świątyni w sercu szkoły, widomo cofnęło się, choć mgła i cień, nie potrafił przecież odczuć bólu, tak jak nie może odczuwać przyjemności. Złowroga energia Tsi Sgili cofnął się odruchowo, podobnie jak oderwane żabie udko w odpowiedzi na gorącą patelnie. To było tak niezamierzone drgnięcie, że zmieniła kurs, dryfując do miejsca mocy, które wyczuła. Tsi Sgili nie mogła rozpoznać bólu, czy przyjemności, ale to, co wyczuwała Neferet, była moc. Ona zawsze wyczuwała moc. Te lepkie krople wilgotnego paliwa wydobywające się z otworu ziemi. Wchłaniała pogrzebaną energię wokół niej, i przez to zwróciła uwagę na upiorne pozostałości tego, co z niej zostało.

Tsi Sgili może pozostać taka – bez formy, bez twarzy, po prostu istniejąc. Śmierć nie zmieniła jej podejścia. Jak niewidoczny wiatr przesuwał chmury w kierunku słońca, tak śmierć pozostawała niewidoczna, jednak Tsi Sgili poczuła jej muśnięcie, nim zapoczątkowała początek kaszlu. Śmierć przypominała bardziej widmo, niż szkolne miejsce siły. Śmierć wyciągnęła ją z podziemnego dołu. W pośpiechu podekscytowany duch Tsi Sgili objawił się w pierwotnej formie, w pobliżu miejsca, gdzie iskrzyła się siła – z coraz większym zaciekawieniem, zainteresowaniem. Czarne pająki, poruszając się jak jeden mąż, zmaterializowały się by szukać i karmić się śmiercią. Jak na ironię, to krąg piskląt otworzył przewód energii, który umożliwił Neferet zdobyć świadomość, tak, aby mogła skupić się i użyczyć starożytną moc śmierci i ostatecznie odnaleźć samą siebie ponownie. Jestem tą, którą nazywali Emily Wheiler, Neferet a następnie Tsi Sgili – królową, boginią, nieśmiertelną! Do tego momentu, znalazła coś na kształt celu. Jak śmierć zstąpiła do piskląt, tak duch Tsi Sgili stąpił do nagromadzonej energii, aby w końcu jej wspomnienia

połączyły się z fragmentów przeszłości i ukazując prawdziwą istotę poznania. Szok spowodowany poznaniem surowej energii przypieczętowało jej ducha, rozdzielając nici Ciemności i napędzając odnowę jej ciała. Była prawie w pełni ukształtowana, gdy elementy ją wypędziły. Eksplodując w kręgu, Neferet uciekła. Postawiła tylko krok za żelazną bramą, która służyła za barierę między ludzką ulicą a terenem szkoły. Wtedy jej ciało się zestaliło i poczuła palącą symfonię władzy, aż ta opuściła ją niczym ostatnie tchnienie. Zostawiając ją słabą niczym noworodek, ledwo trzymającą się świadomości. Neferet przesunęła ręką po chropowatej ścianie, która była granicą Domu Nocy. Musi się pożywić! Głód był wszystkim, co wiedziała, aż usłyszała podniesiony głos, złośliwy i sarkastyczny, dowcipny. „Tak, kochanie. Oczywiście masz rację. Zawsze masz racje. Nie mam zamiaru zostać na tej śmiesznej loterii albo raczej absolutnie nie interesuje się pięcioma setkami dolarów, za który kupiłam bilet, by wygrać Forda Thunderbird z 1966 roku, który wampiry mają zamiar oddać. Nie, nie ma problemu! I, tak jak pani

mówiła wiele razy, powinniśmy wezwać kierowcę i wziąć limuzynę. Tak, tak, przepraszam za niedogodności, za czekanie na mnie. „Idź tam gdzie zaparkowaliśmy, bierz samochód, jedź tu z powrotem a nie tak siedzisz na tyłku i odpoczywasz.” Oh, jestem ci bardzo, bardzo wdzięczny, że pozwoliłeś tym dwóm dupkom z Rady Miasta patrzeć na swoje piersi, gdy szeptałaś mi te szalone rzeczy o Neferet. Ha! Ha! Ha!” Ten sarkastyczny śmiech płynął do niej przez noc. „Jeśli rzeczywiście zwracasz uwagę na każdego, sam wiesz, że Neferet potrafi o siebie zadbać. Wandale nie mieli wiele wspólnego z Penthausem? Nic dziwnego. Dla mnie wyglądało na scenę kobieciej furii. Żal mi każdego, kto podniósł ciśnienie Neferet na tyle, że wybuchła, ale jej mi nie szkoda” Neferet zmusiła się by usiąść i słuchać z całej swojej siły. Człowiek wypowiedział jej imię. To musi być znak, darem od boga. Lexus nie stał dalej, niż dziesięć stóp od miejsca, gdzie przykucnęła. Przycisnął przycisk na pilocie i światła samochodu zamrugały. „Przeklęta kobieta. Wszystko, co robi to manipuluje i rozgłasza plotki, plotki i manipulacje. Powinienem posłuchać ojca i nigdy się z nią nie żenić. I tak cały czas w naszym dwudziestopięcioletnim życiu z jej wysokim ciśnieniem, zgagą i niewdzięczną córką. Ja mógłbym

być pierwszym singlem, pięćdziesięcioletnim burmistrzem Tulsy i miał sznury młodych dziewczyn, i napęczniały portfel, gdybym nie był przykutym do niej…” Jego narzekania urwał, gdy usłyszał hałas w tle, który zarejestrował jego wyczulony słuch w miej, niż jedno uderzenie serca. Westchnęła z wdzięcznością. On naprawdę brzmiał jak obiad. Nie chciała dziękować losowi, który jej go zesłał. Zaakceptowała pomoc, jako nic więcej, niż to, na co sama zasłużyła, – czyli powrót do zastępów nieśmiertelnych. Otworzył drzwi samochodu, gdy wstała. Neferet umieściła całe swoje pragnienie i głód w jego imieniu: „Charles!” Zatrzymał się, wyprostował i spojrzał w jej stronę, próbując przebić wzrokiem mur ciemności. „Hallo? Jest tu ktoś?” Neferet nie potrzebowała światła by widzieć. W jej wizji, Ciemność usuwała się przed nią z łatwością. Widziała jego staranie uczesane włosy, dobrze spasowane linie na jego drogim garniturze, pot nad górną wargą, i puls widoczny na szyi, który bił wraz z jego życiodajną krwią.

Podeszła ponownie do przodu i odgarnęła swoje długie, kasztanowe włosy, odsłaniają nagie ciało. Potem, jakby w odruchu, uniosła ręce w nieudanej próbie zasłonięcia swoich najbardziej prywatnych części ciała przed jego rozszerzonymi oczami. „Charles!” Neferet powtórzyła jego imię. Tym razem wraz z szlochem powiedziała, „Oni mnie skrzywdzili!” „Neferet?” Oczywiście, zdezorientowany Charles zrobił krok w jej stronę, zanim go nie zatrzymała. „To naprawdę ty?” „Tak! Tak! Oh, Bogini, ci, co mnie rozebrali, zostawili mnie tu, nagą, poranioną. To takie potworne! To zbyt dużo bym mogła to znieść!” Neferet płacząc zakryła dłońmi twarz, by mógł przyjrzeć się dokładniej jej ciału. „Nie rozumiem. Co ci się stało?” „Charles!” Jego imię przecięło powietrze za nim z terenu szkoły, sprawiając, że się zatrzymali. „Co ci zajmuje tyle czasu?” „Moja droga, znalazłem-” Charles zaczął odpowiadać żonie, lecz Neferet szybko poruszyła się w jego kierunku. Chwyciła go za rękę, powstrzymując kolejne słowa. „Nie! Nie mów jej, że to ja. Nie możesz pozwolić by dowiedziała się, co oni mi zrobili.” Szeptała rozpaczliwie.

Jego wzrok był całkowicie skupiony na nagich piersiach Neferet, gdy odchrząknął ciągnął dalej: „Frances, kochanie, bądź cierpliwa. Upuściłem pilota od samochodu i dopiero teraz go znalazłem. Uruchomię samochód w minutkę albo dwie.” „Oczywiście, że upuściłeś! Jesteś tak cholernie niezdarny!” Rzuciła jadowitą ripostę. „Idź do niej! Zapomnij, że w ogóle mnie widziałeś.” Neferet mruknęła kryjąc się w cieniach obok ściany szkoły. „Potrafię o siebie zadbać.” „O czym ty mówisz? Oczywiście, że cię tu nie zostawię, nagą i skrzywdzoną. Trzymaj, włóż mój płaszcz. Powiedz mi, co się stało. Wiem, że twój penthouse został zdewastowany. Zostałaś porwana?” Mówiąc to, Charles zbliżył się do niej. Zdjął marynarkę i podał jej. Neferet przyglądała się jego dłoniom, gdy podawał jej górę od garnituru. „Twoje ręce są tak duże.” Przytłoczona obrazami przeszłości, Neferet trudno było mówić przez zmrożone i odrętwiałe usta. „Twoje palce. Tak, tak grube.” Charles zamrugał zdziwiony. „Przypuszczam, że są. Neferet, wszystko w porządku? Wydaje się, że coś cię zmartwiło. Jak ci mogę pomóc?”

„Pomóc mi?” Jej wygłodniały umysł pchnął Neferet w stronę przeszłości Emily. „Mogę ci pokazać jedyny sposób by mi pomóc.” Neferet nie marnowała więcej energii by mówić do niego. W jednym drapieżnym ruchu rozpruła bok zaoferowanej marynarki i przyszpiliła Charlsa do ściany. Wypuścił powietrze i w szoku upadł na trawę, z trudem łapiąc oddech. Nie dała mu czasu, aby go odzyskał. Przypiła go do ziemi kolanem, zmieniając palce w szpony rozrywając mu gardło. Z całej długości rozcięcia, spływała gorąca krew barwiąc mu szyję. Przywarła ustami do rany i zaczęła ją wysysać. Nawet, gdy umierał nie walczył. Całkowicie pod jej urokiem, jęczał i próbował objąć ją ramionami. Jego oddech zacharczał w gardle, kończąc jęki, drgnął nogami spazmatycznie, a siła Neferet wzrosła, gdy przybliżył się do śmierci. Piła i piła, opróżniając ciało i ducha, dopóki nic nie pozostało w Charlesie LaFont, burmistrzu Tulsy, ani kropla krwi, ani życia. Oblizując usta, Neferet wstała, pozostawiając go za sobą. Przeszyło ją uczucie energii. Jak ona kochała smak śmierci! „Charles, do jasnej cholery! Czy ja wszystko muszę robić sama?” Głos jego żony zbliżał się w jej kierunku.

Neferet uniosła zakrwawioną rękę. „Ciemność i Mgła… Rozkazuję wam. Okryjcie moje ciało. Teraz. Ukryjcie mnie!” Otoczyły ją i ukryły przed wzrokiem w najgłębszych, najciemniejszych cieniach, które drżały niespokojnie. Poprzez noc usłyszała więcej niż odpowiedź: Twoja moc słabnie, odrodzona Tsi Sgili. Rozkażesz nam teraz? Zobaczymy… Zobaczymy… Wściekłość była luksusową emocją, na którą Neferet nie mogła sobie pozwolić. Utrzymywała swoją złość w ryzach, nie podnosząc marynarki Charlesa LaFont’a. Ubrana jedynie w krew, wściekłość i bladnącą moc, Neferet uciekła. Skrywając się w rowie po przeciwnej stronie Utica Street, gdy krzyk żony LaFont’a przeciął noc. Jej krzyk sprawił, że na twarzy Neferet wykwitł uśmiech i choć Ciemność nie wykonywała jej komend i nie ukrywała, nieśmiertelna Tsi Sgili pobiegła. Uciekała przez bogate serce dzielnicy, Neferet wyobraziła sobie, jakie szczęście by miał śmiertelnik, który zobaczyłby ją przez okno. Była szkarłatnym widmem, Banshee z zamierzchłych czasów. Neferet życzyła sobie przywołać do życia Starą Magię, klątwę Banshee, – by każdy śmiertelnik wypełniony pychą, gdyby spojrzał na nią zmieniłby się w kamień.

W kamień… Pragnę… Bo tak chcę… Zostawiła śmierć burmistrza za sobą. Zbyt szybko siłą Neferet znikła. Fale słabości tak mocno ją uderzyły, że potknęła się obok krawężnika, z trudem łapiąc oddech. Nie ma tu domów. Gdzie ja jestem? Zagubiona, Neferet rozejrzała się dookoła w świetle mrugającej latarnie w stylu z roku 1920 wkoło parku. Instynktownie przeniosła się z dala od światła, głębiej w krzewy i kręte ścieżki w sercu parku. To był mały grzbiet, otoczony krzewami, gdzie Neferet złapała oddech na tyle, aby pozbierać myśli do kupy, by rozpoznać lokalizacje. Woodward Park – nie daleko Domu Nocy. Neferet rozejrzała się, szukając panoramy Tulsy. Mayo było za daleko. Nie dotarłaby tam przed świtem. A nawet, gdyby mogła się tam zjawić nim słońce wzniesie się na horyzont i wchłonie to, co pozostało z jej siły, jak ominie ludzi pracujących w recepcji? Ciemność więcej jej już nie kryła. Odsłonięta, stałaby tam naga, pokryta krwią wampirka – zostałaby zatrzymana – zwłaszcza w nocy, gdy ich burmistrz został zamordowany przez wampira.

Być może powinnam była być bardziej ostrożna, nim zakończyłam nieszczęśliwe życie LaFont’a. Neferet poczuła pierwszy dotyk paniki. Nigdy nie była tak samotna i podatna na atak od nocy, w której ojciec zabił jej niewinność. Tsi Sgili zadrżała, przypominając sobie jego duże, gorące dłonie, grube palce i smród jego cuchnącego oddechu. Neferet zaszlochała, pamiętając także cienie, które ją pocieszały, gdy była młodą dziewczyną, i Ciemność, która łagodziła jej złamaną niewinność. „Czy wszyscy mnie opuścili? Nie ma już mrocznych dzieci mi wiernych?” Jakby w odpowiedzi, krzewy przed nią zaszeleściły a z wewnątrz wyszedł lis. Istota spojrzała na nią bez śladu strachu. Neferet była onieśmielona pięknem bursztynowego i rudego futra oraz inteligentnymi, błyszczącymi zielonymi oczami. Lis jest moja odpowiedzią – moim darem – moją ofiarą. Neferet zebrała resztkę mocy. Cicho i szybko, uderzyła, łamiąc kark lisowi jednym uderzeniem. Natychmiast blask jego oczu znikł, Neferet położyła ciało na swoich kolanach i pazurami otworzyła gardło

umierającemu zwierzęciu. Podniosła lisa tak, aby jego krew leniwie spływała po jej ramionach i piersiach, łącząc się z ciepłym wiosennym deszczem. „Jeśli jest to ofiara, której potrzebujesz, ta krew jest dla ciebie! Tylko krew otwiera drzwi. Wróć do mnie i do Tulsy a zapłacę ci więcej… więcej!” Najgłębsze cienie pod krzewami poruszyły się. Powoli, niemal nieśmiało, kilka nici Ciemności podpłynęło w kierunku Neferet. Tsi Sgili zamrugała przez łzy. Nie porzuciły jej! Przegryzła wargę by powstrzymać łzy radości, gdy pierwsza nić sunęła po jej lodowatym ciele, by zatopić się w ciepłej krwi lisa i zaczęło się nią karmić. Wkrótce dołączyły inne i choć nie przybył ich setki, czy tysiące, jak wtedy, gdy nimi władała, na ziemi zebrało się kotłujące gniazdo Ciemności. Wdychała głęboko nocne powietrze, czując pulsującą siłę. Być może będzie mogła nakarmić je, a one z kolei będą mogły ją ukryć, pielęgnować, dopóki nie odzyska swojej prawdziwej siły i celu. Mój cel? Jaki jest mój cel? Wspomnienia zalały jej osłabiony umysł kakofonią głosów i wizji: była młodą dziewczyną – twoim celem było zostać panią domu! Była młodą Wysoką Kapłanką – twoim celem było podążać ścieżką Nyx! Była

dojrzałym wampirem, zaczęła słuchać podszeptów Ciemności, które zdawały się dryfować do niej przez wiatr – twoim celem było pomóc mi się wyrwać z ziemskiego więzienia i rządzenie wraz ze mną! Była potężna, karmione przez nią nici ukształtowane z nocy i magii – twoim celem było bawienie mnie i bycie moją małżonką. „Dość!” Neferet płakała, chowając twarz w miękkim, stęchłym futrze lisiej ofiary. „Mam dość tego, że inni mówią o moim celu. Zabiłam i zostaliście nakarmieni. Teraz pomóżcie i zapewnijcie bezpieczeństwo, ja będę prowadzić” Macki Ciemności oplatały i owijały jej gołe nogi, delikatnie szarpiąc, przekonując, aby szła do przodu. Bez słowa, Neferet podążała za Ciemnością ścieżką, która doprowadziła do szerokich kamiennych schodów, wiły się one w dół skalistym grzbietem, aż stanęła na poziomie ulicy w pustym parku. Wpatrując się pusto w groto-podobny teren – jakby schowany między krajobrazem a drogą. Kamienie i krzewy przysłoniły jej usta, które otwarły się na widok trawiastej przestrzeni, która w końcu doprowadziła ją do Dwudziestej Pierwszej Ulicy. Nici zamknęły się na niej przy kamiennej szczelinie. Ponownie, Neferet podążała za nimi, wspinając się do

paszczy groty. Wzięła głęboki, wzmacniający oddech, kiedy czołgała się w zupełnej ciemności, gdy zatrzymała się w zdumieniu czując dziki, stęchły zapach, który ją otaczał. Jej nici zaprowadziły ją do nory lisa. Neferet zapadła się w ziemi, witając zapach jej zdobyczy. Niemal czuła ciepło zalegającego ciała zwierzęcia w gnieździe, które niedawno opuścił. Neferet pokręciła się w miejscu, otaczając się tylko krwią i nićmi Ciemności, zamknęła oczy i w końcu pozwoliła sobie zasnąć.