- Dokumenty134
- Odsłony25 213
- Obserwuję22
- Rozmiar dokumentów449.7 MB
- Ilość pobrań12 925
//= numbers_format(display_get('profile_user', 'followed')) ?>
3 - Chce tylko wszystkiego - Plotkara - Cecily Von Ziegesar
Rozmiar : | 1.2 MB |
//= display_get('profile_file_data', 'fileExtension'); ?>Rozszerzenie: | pdf |
//= display_get('profile_file_data', 'fileID'); ?>//= lang('file_download_file') ?>//= lang('file_comments_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'comments_format'); ?>//= lang('file_size') ?>//= display_get('profile_file_data', 'size_format'); ?>//= lang('file_views_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'views_format'); ?>//= lang('file_downloads_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'downloads_format'); ?>
3 - Chce tylko wszystkiego - Plotkara - Cecily Von Ziegesar.pdf
//= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>Użytkownik PiotrW91 wgrał ten materiał 6 lata temu. //= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>
CECILY VON ZIEGESAR CHCĘ TYLKO WSZYSTKIEGO plotkara 3 Przekład Małgorzata Strzelec Tytuł oryginału ALL I WANT IS EVERYTHING Muszę, muszę, muszę być uwielbiany. The Stone Roses
tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli ja. hej, ludzie! Boże Narodzenie w Nowym Jorku jest naprawdę magiczne, zwłaszcza na przedmieściach. Pachnie świeżym śniegiem, palącym się drewnem i świątecznymi ciastami. Z góry, z naszego penthouse'u, Central Park wygląda jak srebrzysty las, Park Avenue to parada świątecznych świateł, a rozmiar choinki przed Centrum Rockefellera obiecuje, że to będą najbardziej niezwykłe święta ze wszystkich - chociaż większość z nas wypije za dużo szampana, żeby to zauważyć. Okna wystawowe wzdłuż Piątej Alei są świątecznie udekorowane, a dziewczyny idą na zakupy w tych cudnych lazurowych płaszczach z kaszmiru od Marca Jacobsa, które kupiły w październiku i już nie mogły się doczekać, żeby je włożyć. A wieczorem wszyscy wychodzą, żeby się bawić, bawić, bawić! Zapomnij o uczeniu się przed końcem semestru, zapomnij o ostatniej szansie na wysłanie podania do college'u, zapomnij o pomaganiu mamie przy kupowaniu prezentów dla pokojówek, kucharzy, kierowców i pań z pralni. Łap swoją obcisłą kieckę z czarnej satyny od Prady, dziesięciocentymetrowe szpilki od Christiana Louboutina z obcasami z perspeksu, pomarańczową torebkę Hermesa, najprzystojniejszego chłopaka, jakiego znasz, i chodź ze mną! Na celowniku D z V przyklejeni do siebie przy Siedemdziesiątej Dziewiątej, koło przystani. To właściwie tragiczne - tyle czasu minęło, nim się zorientowali, że się sobie podobają. N kupuje czerwone róże dla J - kto by się spodziewał, że w tym wiecznie najaranym ciele kryje się romantyczny duch. B i S wybierają się do Bendela, żeby kupić sukienki na dzisiejszy bal charytatywny Czerń i Biel. Słyszę właśnie, że Flow (były model, wspaniały wokal i gitarzysta, którego zespół 45 za swoją debiutancką płytę Komunik8 zdobył MTV Music Award dla najlepszego albumu) będzie miał zaszczyt ogłosić, ile pieniędzy zebrano. Dochód z balu jest przeznaczony dla Bądź dobry, organizacji walczącej o prawa zwierząt, plotkara.net jest tłumaczeniem nazwy autentycznej strony internetowej: www.gossipgirl.net (przyp. red.). *
której rzecznikiem jest Flow. Ale kogo to obchodzi? Wszyscy wiemy, że idziemy tam tylko po to, żeby popatrzeć na jego idealną buzię. Do zobaczenia! CZY ZNOWU SĄ PRAWDZIWYMI PRZYJACIÓŁKAMI? To prawda: S i B postanowiły się pocałować i pogodzić. Najwyższy czas. No bo w końcu, jak długo można wściekać się na kogoś, z kim w szkole średniej razem się kąpiesz? B może nie jest tak blond ani tak wysoka, ani tak „doświadczona” jak S, ale to nie znaczy, że musi jej nienawidzić. A S nigdy nie będzie tak zwodnicza ani tak skupiona na sobie jak B, ale to nie znaczy, że musi się jej bać. Dziewczyny postanowiły więc zapomnieć o dzielących je różnicach i zaczęły być dla siebie miłe, przynajmniej na razie. Pytanie brzmi: Skoro znowu są razem, to co szalonego zmalują? Wierzcie mi, pierwsza się o tym dowiem, a wy zaraz potem. Nie żebym była dobra w dotrzymywaniu tajemnicy. Wiem, że mnie kochacie plotkara
piękności na balu - Gdyby była z piętnaście centymetrów wyższa, mógłby oprzeć brodę na rowku między jej piersiami - zauważyła Blair Waldorf, przyglądając się swojemu ekschłopakowi Nate'owi Archibaldowi. Tańczył z Jennifer Humphrey, niską i wyjątkowo dobrze zbudowaną dziewiątoklasistką, dla której z niewyjaśnionych przyczyn zerwał z Blair raptem parę tygodni temu. - Ale wtedy nie miałby jak oddychać. Na szczęście tego wieczoru Blair nie zjadła kolacji. W przeciwnym wypadku pobiegłaby prosto do toalety, żeby zwymiotować z obrzydzenia. Serena van der Woodsen, najstarsza i najnowsza przyjaciółka Blair, pokręciła w odpowiedzi jasnoblond czupryną. - Nie rozumiem - powiedziała. - Nie mam nic przeciwko Jenny, ale zawsze uważałam, że ty i Nate jesteście idealną parą. Jesteście sobie przeznaczeni i powinniście spędzić razem resztę życia. To nie były słowa w stylu Sereny. W końcu latem po dziewiątej klasie ona i Nate za plecami Blair stracili razem dziewictwo. Jeśli jakaś para była sobie przeznaczona, to raczej należałoby się spodziewać, że właśnie Serena i Nate. Ale jak w przypadku wszystkich związków Sereny, romans z Nate'em stanowił tylko chwilowy kaprys. Blair i Nate tworzyli starą parę, na poważnie. Zawsze byli elementem pewnym i niezmiennym - jak odźwierny w wejściu do apartamentowca Sereny przy Piątej Alei. Nie sposób wyobrazić sobie przyszłości tych dwojga jako pary. Obserwując ich, Serena mogła posmakować, co to znaczy być w stałym związku. To trochę przerażające zobaczyć, jak bardzo sprawy mogą się posypać. Blair wypiła duszkiem kieliszek szampana. Dziewczyny siedziały samotnie przy wielkim, okrągłym stole przykrytym udrapowanym muślinem i czarną taftą. Cała sala balowa hotelu St. Claire, w której na dobre rozkręcił się coroczny grudniowy bal Czerń i Biel, była bogato udekorowana. Dziewczyny w długich czarnych sukienkach na ramiączkach od Versacego i Dolce&Gabbany, z białymi piórami we włosach, tańczyły z chłopcami w szeleszczących czarno - białych smokingach projektowanych dla Gucciego przez Toma Forda. U sufitu wisiała gigantyczna kula z czarnych i białych róż. Blair miała silne wrażenie déjà vu.
Jej matka wyszła za mąż raptem miesiąc temu za Cyrusa Rose'a, głośnego, pocącego się, grubego frajera, a przyjęcie weselne urządzono w tej sali. Wesele ponadto odbyło się w siedemnaste urodziny Blair, w dniu, w który planowała pójść na całość z Nate'em. Poświęciła długie godziny na przygotowania i raz za razem wyobrażała sobie ze wszystkimi szczegółami, jak to wszystko po kolei będzie przebiegało. Ale potem wpadła na Nate'a obściskującego się z tą małą w korytarzu hotelowym i zdała sobie sprawę, że to koniec. I nieważne już, jak seksownie wyglądała w ciemnobrązowej sukience druhny od Chloé, jak niesamowite miała włosy i jak wysokie miała szpilki od Manolo Blahnika. Nate za bardzo był zajęty macaniem balonów tej czternastolatki z loczkami, żeby cokolwiek zauważyć. Były to najgorsze urodziny w życiu Blair. Ale nie miała zamiaru o tym rozmyślać. To nie w jej stylu. Aha, jasne. - Już nie wierze w przeinaczenie - odezwała się do Sereny, z rozmachem odstawiając smukły kieliszek na stół i prawie tłukąc przy tym nóżkę. Przejechała palcami po długich ciemnobrązowych włosach, które tego samego dnia przystrzygł Antoine, jej nowy ulubiony fryzjer w salonie Red Door Elizabeth Arden. Serena roześmiała się i przewróciła oczami. - Więc dlaczego zawsze mówisz, że Yale to twoje przeznaczenie? - To co innego - upierała się Blair. Ojciec Blair poszedł do Yale i ona od zawsze marzyła, żeby też tam studiować. Była najlepsza w swojej klasie w szkole Constance Billard, a zajęć dodatkowych miała po prostu od zarąbania, więc podanie o wcześniejsze przyjęcie wydawało się najbardziej oczywistym rozwiązaniem. Ale w czasie rozmowy kwalifikacyjnej nie wytrzymała napięcia i zamieniła się w gwiazdę srebrnego ekranu. Z łamiącym sercem szlochem opowiedziała facetowi od rozmowy kwalifikacyjnej historię o matce, która rozwiodła się z jej ojcem, gejem, i właśnie miała zamiar poślubić człowieka, którego ledwo znała, a Blair nie może doczekać się college'u, żeby wreszcie zacząć nowe życie. A potem pocałowała go - stanęła na palcach i pocałowała go w zapadnięty, niedogolony policzek! Blair zawsze wyobrażała sobie, że jest bohaterką czarno - białego filmu z lat pięćdziesiątych, kimś w stylu Audrey Hepbum, jej idolki. Tym razem poniosła klęskę. Teraz była zmuszona złożyć podanie o przyjęcie w normalnym trybie, tak jak wszyscy. Rozmawiała nawet z ojcem, żeby zasponsorował wymianę studencką z Yale do Francji. Dzięki temu zyskałaby przewagę nad resztą. Mimo wszystko miała niewielkie szanse dostać się do Yale. Wyjęła butelkę szampana ze srebrnego kubełka z lodem, który stał na środku stołu, i nalała sobie kieliszek.
- Przeznaczenie jest dla frajerów - stwierdziła. - To tylko nędzna wymówka, żeby pozwolić, aby sprawy same się toczyły, zamiast wziąć je we własne ręce. Gdyby tylko wiedziała, jak załatwić swoje sprawy, nie pieprząc wszystkiego przy okazji! Serena nie potrafiła na niczym skupić się dłużej, zupełnie jak małe szczenię, i wypiła już za dużo wina, żeby poruszać poważne tematy. - Nie rozmawiajmy o przyszłości, dobra? - zaproponowała. Zapaliła papierosa i wydmuchnęła dym nad głową Blair. - Wiesz, ten blondynek, z którym gada Aaron, gapi się na ciebie bez przerwy od dziesięciu minut. - Przykryła usta długimi, smukłymi palcami i zachichotała. - Ups! Idą tutaj. Blair odwróciła się i zobaczyła, że jej przybrany brat, który nosi dredy i jest wegetarianinem. Aaron Rose, idzie do ich stolika z niewiarygodnie wysokim chłopakiem o nastroszonych blond włosach, jasnobrązowych oczach i w doskonale skrojonym smokingu od Armaniego. Blondyn bębnił smukłymi palcami w swoje nadzwyczaj długie nogi i gapił się na lśniące, czarne buty od Christiana Diora, jakby bał się, że się potknie. Za plecami tych dwóch chłopców parkiet roił się od ślicznych, prześlicznie ubranych dziewczyn z wyjątkowo przystojnymi facetami, obejmującymi się za szyje i kołyszącymi się do piosenki Becka. - Powiedz Blair coś miłego - podsunęła Serena Aaronowi, - Dziewczyna martwi się przyszłością. - A kto się nie martwi? - Blair przewróciła oczami. Aaron wykrzywił wąskie usta we współczującym uśmiechu. Przyjechał na bal razem z Blair i Sereną, lecz od razu zostawił dziewczyny przy szampanie i papierosach, żeby poszukać swoich znajomych. Ale Blair ostatnio była przybita Z powodu ślubu rodziców, koszmarnej rozmowy kwalifikacyjnej w Yale i całej reszty. Potrzebowała wsparcia. - Przepraszam. Kiepski ze mnie partner na randkę. Może chcesz zatańczyć? Blair go zignorowała. Czy wyglądała na kogoś, kto ma ochotę tańczyć? Zerknęła na wysokiego przyjaciela Aarona. - Kim jesteś? Blondyn uśmiechnął się szeroko. Zęby miał jeszcze bielsze od koszuli. - Miles. Miles Ingram. Syn Danny'ego Ingrama, słynnego właściciela restauracji i nocnych klubów, tak popularnych jak Gorgon w Nowym Jorku i Trixie w Los Angeles, i wiele innych. - Chodzi ze mną do klasy w Bronxdale - dodał Aaron. - Zakładamy zespól. Miles gra na perkusji.
Blair sączyła szampana, czekając, aż powiedzą coś, co nie będzie tak strasznie nudne. Miles uśmiechnął się do niej szeroko i zabębnił palcami w oparcie wolnego krzesła. - Jesteś o wiele ładniejsza, niż myślałem - powiedział. Był milutki, ale to bębnienie palcami potrafiło naprawdę wkurzyć. Nie odpowiedziała uśmiechem. Podniosła kieliszek. Aaron pewnie odmalował ją przed przyjacielem jako potworną jędzę, a Miles spodziewał się, będzie miała brodawki na nosie i miotłę pod tyłkiem. Niezupełnie. Aaron nie lubił mówić o swojej nowej przybranej siostrze, bo chciał ją zatrzymać dla siebie. Ale spokojnie, bez pośpiechu - dojdziemy do tego później. Aaron odgarnął dredy za ucho. - A to Serena - wyjaśnił Milesowi. Miles obrzucił wzrokiem idealne rysy twarzy Sereny, jej głębokie błękitne oczy, smukłą figurę i fantastyczną czarną sukienkę od Gucciego. Pozwolił sobie zatrzymać na niej wzrok przez chwilę - trudno było się powstrzymać, po czym odwrócił się do Aarona. - To dziwne. Nie mówiłeś, że Blair jest taka piękna. Aaron wzruszył ramionami. Wyglądał na zakłopotanego. - Przepraszam. Dziewczyny zapaliły i nadal czekały, aż wydarzy się coś szalonego. Biorąc pod uwagę, co przed chwilą Blair powiedziała na temat przeznaczenia, to one powinny zadbać, aby coś się wydarzyło. Aaron odchrząknął. - Na pewno nic masz ochoty zatańczyć? - zapytał znowu Blair. Blair zauważyła, że Aaron nie ma muszki, a koszulę wypuścił ze spodni i rozpiął pod szyją. Najwyraźniej chciał przez to dać coś do zrozumienia. Zaciągnęła się i dmuchnęła mu dymem prosto w twarz. - Nie, dzięki. Piosenka Becka skończyła się i ludzie tłoczyli się wokół stolików, żeby wlać w siebie trochę procentów. - Nóg nie czuję! - jęknęła Kati Frank, opadając na krzesło naprzeciwko Blair i zdejmując szpilki. - Ja też - wtrąciła Isabel Coates, opadając na krzesło obok Kati. Przez ostatnie dwa lata, kiedy Serena była w Hanover Academy w New Hampshire, Isabel i Kati nie odstępowały Blair na krok. Razem kupowały kosmetyki w Sephorze, razem piły cappuccino w Le Canard i nawet do toalety chodziły razem. Blair rządziła życiem towarzyskim, więc kiedy z nią były, czuły się niemal sławne, wszędzie przyjmowano je jak
królowe. Ale przed Dniem Kolumba wyrzucili Serenę ze szkoły z internatem. Wróciła więc do Nowego Jorku i ukradła Blair dziewczynom. Kati i Isabel znowu stały się zwykłą Kati i zwykłą Isabel. - Dziewczyny, a dlaczego nie tańczycie? - zapytała Kati. Blair wzruszyła ramionami. - Nie jestem w nastroju. - Musimy tylko przetrwać ten tydzień przed końcem semestru - westchnęła Isabel. Znudzenie na twarzy Blair pomyliła ze zmęczeniem. - A potem wyrwiemy się gdzieś na Boże Narodzenie. - Macie szczęście, że wyjeżdżacie gdzieś, gdzie jest ciepło - dorzuciła Kati. - Ja będę musiała jechać na głupie narty do głupiego Aspen. Znowu! - To i tak masz lepiej niż ja w moim nudnym domku w Connecticut - odparła Isabel. - Ja się cieszę. Będzie niesamowicie. - Serena uśmiechnęła się podekscytowana. Kati i Isabel spiorunowały ją wzrokiem. Blair i Serena razem wyjeżdżały na ferie świąteczne na St. Hans. Matka Blair i ojciec Aarona spędzali miesiąc miodowy, żeglując po Karaibach i ustawili wszystko tak, żeby w święta spotkać się z Blair, Aaronem i młodszym bratem Blair, Tylerem, w ekskluzywnym kurorcie Isle de la Paix na St. Bans. Każde mogło zabrać ze sobą kogoś z przyjaciół, więc Blair zaprosiła Serenę po tym. jak pogodziły się w łazience w czasie wesela matki. Oczywiście wracają do Nowego Jorku na sylwestra. Po ukończeniu dwunastego roku życia żadna szanująca się dziewczyna nie wita Nowego Roku gdzieś na wakacjach z rodzicami. - Świetnie będzie - zgodziła się Blair z szelmowskim uśmiechem. Oczami wyobraźni już widziała siebie: ze skórą gładką od olejku, w nowym bikini od Missoniegona nieskazitelnym białym piasku plaży, twarz ma schowaną za ogromnymi ciemnymi okularami od Chanel, a zabójczo przystojni chłopcy w szortach do surfingu przynoszą jej egzotyczne drinki w łupinach kokosa. Zapomni o Yale i Nacie, i o matce, i o Cyrusie. Będzie przypiekać się na kolor kawy z mlekiem, leżąc pod gorącym słońcem. Oczywiście wiedziała, że Kati i Isabel aż skręca z zazdrości, bo nie zaprosiła żadnej z nich na St. Bans, ale miała to absolutnie gdzieś. Jeszcze tylko tydzień. Chuck Bass stanął za Blair i położył swoje wielkie, ciepłe ręce na jej odsłoniętych, Dzień Kolumba - święto obchodzone w Stanach Zjednoczonych w drugi poniedziałek października - upamiętniające odkrycie Ameryki przez Krzysztofa Kolumba (przyp. tłum.).
wyćwiczonych dzięki tenisowi ramionach. - Właśnie widziałem Nate'a i tę małą z Constance obściskujących się w kącie - oznajmił, jakby ktokolwiek chciał o tym wiedzieć. Chuck był przystojny, tak jak ci mroczni faceci z reklam wody po goleniu. Był też najbardziej napalonym chłopakiem w całym Nowym Jorku. W październiku próbował napastować Serenę w apartamencie hotelu Tribeca Star (należącym do jego rodziny), kiedy straciła przytomność, bo za dużo wypiła. W tym samym tygodniu prawie namówił małą Jenny Humphrey, żeby zdjęła dla niego sukienkę w damskiej toalecie na imprezie „Buziak w usteczka”. Chuck to wyjątkowo odrażający typ, ale nadal wszyscy go tolerowali, bo był jednym z nich. Chodził do małej prywatnej szkoły tylko dla chłopców. W podstawówce uczył się tańczyć w studiu Arthura Murraya i brał lekcje tenisa w Asphalt Green. Śpiewał w chórze kościelnym kaplicy hotelu na plaży w południowej Francji. Był zapraszany na najlepsze imprezy i na najbardziej ekskluzywne prywatne wyprzedaże, tak jak oni wszyscy. Urodził się, żeby żyć w wielkim świecie, tak jak oni wszyscy. Nawet gdy został odrzucony, i tak wracał po więcej. Absolutnie nic go nie zrażało. Blair próbowała strącić jego dłonie. - I co z tego? Chuck nadał trzymał dłonie tam, gdzie je położył. - Nate'owi nigdy nie udało się ciebie namówić, nie? - Zaczął masować jej ramiona. - Pomyślałem sobie, że może mnie przypadnie ten zaszczyt. Blair zesztywniała. Do tej pory nie miała specjalnych problemów z Chuckiem, ale teraz zrozumiała, dlaczego Serena tak serdecznie go nie cierpi. Odsunęła krzesło, wyszarpując się spod jego dłoni, i wstała. - Muszę zrobić siusiu - oznajmiła wszystkim przy stole, Chucka ignorując całkowicie. - A potem wynośmy się stąd. Możemy się zabawić u mnie w domu. Aaron wstał i zrobił krok w jej stronę, odgarniając w zażenowaniu dredy za uszy. - Wszystko w porządku? - zapytał z troską. W tej chwili zachowanie w stylu Pan Wrażliwy wkurzało Blair równie mocno, co obrzydliwe zagrywki Chucka. - Tak. Odwróciła się i przemaszerowała przez salę w dziesięciocentymetrowych szpilkach od Christiana Louboutina z obcasami z perspeksu i w superobcisłej czarnej sukience Gucciego. Patrzyła przed siebie, żeby nie zauważyć Nate'a z małą Ginny, czy jak ona się nazywała.
Ludzie zaczęli zbierać się na parkiecie, rozmawiali z podnieceniem. Flow - najprzystojniejszy lider spośród wszystkich liderów różnych zespołów - zaraz się zjawi. Ale Blair miała to gdzieś. Nie szalała na punkcie sławnych ludzi. Nie musiała: była gwiazdą filmu, który nieustannie widziała w wyobraźni, najsłynniejszą osobą, jaką znała.
sławny przystojniak całkowicie zmienia sytuację Jenny przez cały wieczór chodziła jak pijana ze szczęścia. Zanim przyjechali na bal, Nate ubrany w nowiutki smoking od Donny Karan podjechał po nią taksówką, zabrał ją na sushi i zbyt dużą ilość sake w Bond, a potem podarował jej mały turkusowy wisiorek w kształcie gwiazdki od Jade Jaggera. Jego zielone oczy błyszczały w świetle świec, a złocistobrązowe włosy były idealnie zmierzwione. Jenny starała się zapisać w pamięci każdą scenę, żeby rano namalować następny jego portret i dodać do swojej kolekcji. Najlepsze był to, że kiedy zjawili się na balu, Nate nie ciągał jej, żeby rozmawiała z ludźmi, których nie znała Nawet jego najlepsi, wiecznie hałaśliwi przyjaciele, Jeremy Scott Tompkinson, Anthony Avuldsen i Charlie Dern, zostawili ich w spokoju. Dziś wieczór Nate należał tylko do niej; wystarczało mu do szczęścia, że ją obejmował, gdy całowali się po cichu w kącie. - Kojarzysz taki obraz Pocałunek Gustava Klimta? - zapytała z przejęciem Jenny, patrząc na prześliczną twarz Nate'a. Nate zmarszczył brwi. - Chyba nie. - Tak, na pewno kojarzysz. Jest strasznie znany. W każdym razie pasuje do tego, co teraz czuję. Nate wzruszył ramionami i spojrzał na scenę. - Chyba ten gość z 45 zaraz wyjdzie i coś powie. Jenny oparła się o ścianę. Jeszcze niedawno by się posiusiała ze szczęścia, że zobaczy taką sławę jak Flow, ale teraz chciała tylko dalej całować się z Nate'em. - I co z tego? - zachichotała i dotknęła wierzchem dłoni ust, ostrożnie, żeby nie rozmazać błyszczyka. - To było mile - dodała cicho. - Co? - zapytał Nate, rozglądając się z roztargnieniem po sali. - Nigdy wcześniej nie całowałam się tak długo - wyznała Jenny. Nate odwrócił się do niej i uśmiechnął. Wypalił skręta po drodze, gdy po nią jechał, i nadal czuł efekt. Podobała mu się sukienka Jennifer. Długa i czarna, z głębokim wycięciem z przodu i z tyłu oraz z efektowną białą lamówką, która okręcała się wokół drobniutkich kostek
Jenny. Kupiła ją w Century 21, w sklepie, gdzie po zniżkowych cenach można kupić markowe ciuchy. Odwiedzają go łowcy okazji i ludzie wyjątkowo bezmyślni, kupujący wszystko, co ma odpowiednią metkę, nawet jeśli ewidentnie jest to rzecz nieudana albo pomyłka projektanta, która nigdzie indziej poza Century 21 w życiu by się nie sprzedała. Jenny poświęci kieszonkowe z czterech miesięcy, żeby zwrócić ojcu za sukienkę, ale Nate nie musiał o tym wiedzieć. Uważał, że wygląda w niej jak czarno - biały anioł. Anioł z najładniejszymi balonami, jakie w życiu widział. Wyciągnął ręce i pogłaskał ją po ramionach. W dotyku też była miła, mila i ciepła, jak świeżo upieczony chleb w pięciogwiazdkowej restauracji. Didżej zaczął grać przebój 45, Korrupr Me. Flow wkroczył dumnie - nie wiadomo skąd - na parkiet. Miał na sobie smoking i czerwoną koszulkę z napisem BĄDŹ MIŁY wypisanym dużymi białymi literami. Szczerzył zęby w uśmiechu jak ktoś, kto wie, że jest jednym z najprzystojniejszych facetów na świecie. Flow był synem duńskiej modelki bielizny i jamajskiego króla kawy. Wyglądał jak opalona, błękitnooka wersja Jima Morrisona z Doorsów - kapeli z lat sześćdziesiątych. Stanął za szklanym pulpitem, muzyka ucichła. Wszyscy zaczęli wrzeszczeć i klaskać. Jenny wsunęła swoją drobną dłoń w większą dłoń Nate'a i uścisnęła ją, gdy wyszli z kąta, żeby popatrzeć. - Chcę wam wszystkim gorąco podziękować za to, że się odstawiliście i przyszliście tutaj, żeby zbierać pieniądze na... - Flow rozsunął poły smokinga i wskazał na swoją koszulkę. Któryś z dziarskich, rozentuzjazmowanych gości, kto nie bal się wyjść na kretyna, krzyknął: „Bądź miły!” W tej samej chwili Blair z rozmachem otworzyła drzwi damskiej toalety i zobaczyła, że Nate i Jenny stoją dokładnie na jej drodze, trzymając się za ręce. Jenny miała na sobie sukienkę w stylu babuni, za dużej w biodrach, a za ciasnej w ramionach, wątpliwej marki. Wyglądali z Nate'em tandetnie, jak dzieciaki z przedmieścia na balu maturalnym. Blair poprawiła ramiączka sukienki i cmoknęła pomalowanymi na rubinowo ustami. Im prędzej się stąd wyniesie, tym lepiej. Ale nie mogła uciec chyłkiem jak jakaś biedna, porzucona eksdziewczyna. Cholera, na to była zbyt dumna. Zdecydowanie zbyt dumna. - Chciałbym także podziękować komitetowi organizacyjnemu, któremu przewodniczyły Blair Waldorf i Serena van der Woodsen - ciągnął Flow, czytając z maleńkiej karteczki schowanej w dłoni. - Ej, dziewczyny, może byście tu przyszły i pomogły mi ogłosić, ile zebraliśmy pieniędzy?
Wszyscy wykręcili głowy, szukając Sereny i Blair. Z typową dla siebie żywiołowością, Serena wykrzyknęła radośnie i swobodnie, z wdziękiem przeszła przez parkiet w stronę podium z rozwianymi jasnymi włosami. Flow cofnął się o krok. oniemiały jej urodą, a Serena pochyliła się nad mikrofonem: - Chodź, Blair! - krzyknęła, rozglądając się po zatłoczonej sali. - Rusz się tutaj! Blair czuła, że ludzie gapią się na nią. Spróbowała się uśmiechnąć i ruszyła ze swojego posterunku przy drzwiach do toalety. Przeszła tuż przed nosem Nate'a i Jenny. Nate otworzył usta, gdy Blair śmignęła obok niego. Wyglądała na wyższą, niż pamiętał, a jej pupa nabrała wyrazu. Jej długie włosy błyszczały, a skóra miała perlisty połysk. Wyglądała rewelacyjnie. Nie, wyglądała lepiej niż rewelacyjnie. Nagle poczuł się zagubiony. Miał ochotę złapać Blair za rękę i powiedzieć: „Chodź no tutaj. Popełniłem błąd”. Ale Jenny uścisnęła jego dłoń, a on spojrzał w jej ujmujące brązowe oczy i głęboki rowek miedzy piersiami. Natychmiast zapomniał o Blair. Był jak wyjątkowo głupi labrador. Jeśli mu pomachasz przed nosem kijkiem, będzie musiał go złapać, ale jeśli rzucisz mu piłkę tenisową, zapomni o kijku i poleci za piłką. Blair stanęła za pulpitem. Flow podał Serenie karteczkę, uśmiechając się od ucha do ucha, bo przewodniczące komitetu okazały się prawdziwymi Ślicznotkami. - No dobra - powiedziała Serena, czytając karteczkę. - Zebraliśmy więc osiem tysięcy czterysta dolarów. Wszystko zostanie przekazane organizacji Bądź Miły, międzynarodowemu funduszowi ratowania zwierząt. - Popisała się słynnym uśmiechem, który obfotografowało już tylu reporterów z kronik towarzyskich i rubryk z plotkami. Szturchnęła Blair w rękę. Blair uczestniczyła w setkach takich imprez. Wiedziała, jak to leci. Pochyliła się do mikrofonu. - Dziękujemy wam za przyjście! - krzyknęła i uśmiechnęła się swoim najlepszym uśmiechem dobroczyńcy. - I nie zapomnijcie zabrać torebek z upominkami - to najlepsza część zabawy! Muzyka znowu zaczęła grać, ale teraz głodniej. Wszyscy znowu pili i tańczyli. Flow szepnął coś Serenie do ucha. Jego oddech połaskotał ją w ucho i nieco je rozgrzał. Pachniał świeżą skórą. Serena zachichotała. - Poczekaj chwile, dobra? Flow kiwnął głową, a Serena złapała Blair za rękę, wyciągnęła ją zza pulpitu i poprowadziła do stołu. - Chce, żebym spotkała się z nim na zewnątrz. Przejedziemy się jego limuzyną.
Zabieraj szybko swój płaszcz. Ty też jedziesz. Blair zmarszczyła brwi. Nie lubiła być piątym kołem u wozu, to nie w jej stylu. - Nie sądzę. Serena udawała, że jej nie słyszy. Nie miała zamiaru pozwolić Blair, żeby popsuła całą imprezę. Kati, Isabel, Chuck, Aaron i Miles nadal siedzieli przy stoliku, popijając wódkę, którą Chuck przemycił w srebrnej piersiówce z monogramem. - Chodźcie! - zawołała Serena rozradowana. - Wszyscy wychodzimy! Jedziemy na imprezę limuzyną Flowa! Blair wyłowiła numerek do szatni ze swojej niezupełnie ekologicznej, podłużnej torebki z norek i pancernika od Fendiego. Entuzjazm Sereny bywał irytujący. Ale trudno powiedzieć, żeby na balu bawiła się jakoś szczególnie dobrze. Podobał jej się pomysł, żeby odstawić się i pojeździć po mieście, oglądać świat zza przyciemnionych szyb limuzyny. To było takie w stylu Audrey ze Śniadania u Tiffany'ego. A może przejażdżka z Flowem będzie czymś, co w magiczny sposób zmieni jej życie z pasma katastrof w ciąg spełnionych marzeń. A może nie. Nate zaczął się nudzić samym całowaniem Jenny. Nie miał co pić i naprawdę potrzebował następnego skręta. - Masz ochotę na spacer? - zapytał. Jenny uśmiechnęła się. Jego rzęsy wyglądały jak skąpane w złocie, zupełnie jak włosy. Jedno tylko mogłoby uczynić ten wieczór jeszcze bardziej idealnym - gdyby Nate powiedział, że ją kocha. I mając nadzieję, że to właśnie chce jej powiedzieć, zgodziła się z zapałem: - Jasne. Zabrali płaszcze. Nate przytrzymał jej drzwi, gdy wychodzili z tętniącego życiem hotelu. Ogromna limuzyna o przyciemnianych szybach stała zaparkowana przed budynkiem. Zeszli na chodnik po marmurowych schodach. Nate wypuścił dłoń Jenny, żeby dyskretnie zapalić skręta. Jenny zawiedziona bawiła się czarnymi zamszowymi rękawiczkami. Jeżeli Nate ma zamiar wyznać jej miłość, to wolałaby, żeby nie był wtedy na haju. Nagle ciemna szyba w limuzynie opuściła się i pojawiła się śliczna blond głowa Sereny. - Ej, wy! - krzyknęła do Jenny i Nate'a. - Chodźcie! Mamy imprezę! Wsiadajcie!
Wsiadajcie! Serena jak zwykle działała pod wpływem impulsu. Nawet nic pomyślała, że to ostatni ludzie na ziemi, których Blair chciałaby widzieć. Jenny zawsze uwielbiała Serenę, przejażdżka z nią wydawała się ekscytującym i dekadenckim pomysłem. Bardziej ekscytującym niż chodzenie w mroźną noc i czekanie, aż Nate odpłynie. Dotknęła jego ręki. - Możemy? Nate wzruszył ramionami. Mógł zrobić wszystko, o ile będzie mógł zabrać ze sobą skręta. - Jasne. Czemu nie? Drzwi otworzyły się, a Jenny, chichocząc, zaczęła gramolić się nad masą nóg w kabaretkach i w spodniach od smokingów. W końcu wkręciła się w odrobinę miejsca tuż przy oknie, obok dziewczyny, która miała najbardziej niezwykłe buty. chyba potwornie drogie. Jenny w życiu czegoś takiego nie widziała. I tak się składa, że to była eksdziewczyna Nate'a - Blair Waldorf. Jenny zaczerwieniła się jak burak i natychmiast odwróciła głowę - a wtedy zobaczyła rzucającego jej lubieżne spojrzenie Chucka Bassa, tego dupka, który przykleił się do niej w łazience na imprezie „Buziak w usteczka” w październiku. Widzisz, co się dzieje, kiedy nurkujesz do limuzyny, nie sprawdziwszy wcześniej, kto jest w środku?
D może uchowa się do ślubu Daniel Humphrey odgryzł różowy paznokieć Vanessy Abrams i wypluł go na brązowy kudłaty dywan leżący w jego sypialni. Ten paznokieć był dużo dłuższy od reszty i Dan miał już dość tego, że Vanessa cały czas go nim drapała. - Ej, to był mój paznokieć do gitary! - zaprotestowała Vanessa, wyrywając dłoń. żeby ocenić straty. Dan roześmiał się. Jego blada twarz wykrzywiła się pod szopą włosów. Rzadko kiedy je obcinał, ale za długie włosy pasowały do wizerunku poety, który nadużywa kofeiny. - Jakbyś grała na gitarze. Vanessa wzruszyła ramionami i potarła czubek głowy bladymi knykciami. Miała ogromne brązowe oczy, bladą cerę, wąskie czerwone usta i mogłaby być ładna, gdyby przestała golić głowę. Ale Vanessy nie interesowała uroda, ona wolała brzydką stronę rzeczywistości, jej mroczne zakamarki. - Skąd wiesz? Za dnia widuję się z tobą, ale w nocy daję czadu. - Nawet nie lubisz głośnej muzyki - szydził Dan. Pchnął ją na łóżko i zaczął łaskotać pod pachami. - Twoja ulubiona płyta to nagranie burzy z piorunami. - Przestań! - pisnęła Vanessa, śmiejąc się histerycznie, machając na oślep rękoma i nogami. - Danielu Randolphie Humphreys, przestań natychmiast! Prawda, że są słodcy? Dan przestał ją łaskotać i usiadł prosto. - Powiedziałaś to słowo na „r”. Vanessa poprawiła golf. który podjechał w górę na jej bladym, nieco pulchnym brzuchu. - Randolph, Randolph, Randolph. Kto daje dziecku na drugie Randolph? Brzmi jak nazwa prezerwatyw albo imię gwiazdy porno. Randolph Posuwacz! - zanosiła się od śmiechu. Dan nagle umilkł. Marszcząc brwi, wsunął palec w dziurę wypaloną papierosem w starym, zielonym wełnianym kocu wojskowym, którym przykrywał łóżko. Vanessa usiadła. - Przepraszam. Obiecałam, że nie będę już nabijać się z twojego drugiego imienia, a
teraz siedzę tu i wyję jak szakal. Ale nie to gryzło Dana. - Ile lat ma Clark? Dwadzieścia dwa? - zapytał. Oczy Vanessy zrobiły się jeszcze większe. Clark był barmanem, z którym widywała się, zanim Dan w końcu zajarzył i zrozumiał, że on i .Vanessa powinni być kimś więcej niż przyjaciółmi. - No, i co z tego? - Prawdziwy ogier? - Chyba. - Nadal nie wiedziała, do czego Dan zmierza. Zakręcił się gwałtownie na łóżku i zapalił milion któregoś camela tego dnia. Zaciągnął się głęboko i wydmuchnął błękitnoszary dym nad głową Vanessy. Chciał wyglądać na spokojnego. - Więc wy... OM... uprawialiście seks? Vanessa próbowały ukryć uśmiech. A więc o to chodziło. Zastanowiła się nad odpowiedzią. - Tak jakby. - Tak jakby tak, czy tak jakby nie? - Tak jakby tak, ale niedużo - odparła z wahaniem Vanessa. Poszła do łóżka z Clarkiem dwa razy. Pierwszy raz był w środku dnia. Była tak skrępowana myślami o swoim ciele, że nie zwracała uwagi na nic innego. Za drugim razem bardziej się rozluźniła, ale nadal nic rozumiała, o co tyle hałasu. Dla niej to było w zabawny sposób prehistoryczne. Bo to właściwie dokładnie to samo, co robią zebry i hieny w porze godowej na filmach przyrodniczych. Z drugiej strony fajnie było mieć to za sobą. Dzięki temu czuła się bardziej doświadczona - pewne rzeczy już znała i robiła. Rozumiem. - Dan znowu zaciągnął się. I jeszcze raz. Patrzył na szew na obszyciu białej, poplamionej kawą poduszki. On był prawiczkiem, a Vanessa już nie była dziewicą. Nie wiedział, jak się powinien z tym czuć. Właściwie to wiedział. Czul się zdenerwowany, głupi, niski, chudy, blady, dziwny i kompletnie z innej bajki. Czemu poszła do łóżka z innym facetem? Słuchaj, wiem, że jesteś prawiczkiem - powiedziała wprost Vanessa. - Ale to nie znaczy, że musisz nim zostać na zawsze. - Uniosła znacząco brwi i uśmiechnęła się szeroko. Dan podniósł wzrok i odpowiedział uśmiechem. Zaczerwienił się mocno. - Naprawdę? Vanessa skinęła głową i przysunęła się nieco do niego. - Naprawdę.
Położyła dłonie na jego chudej piersi i pchnęła go na łóżko. Potem wyjęła papierosa z jego dłoni i utopiła go w niedopitej wystygłej kawie. - Nie martw się - powiedziała chrapliwym głosem doświadczonej kobiety. - Wiem, co robię. Pocałowała go delikatnie w usta i zaczęła ich oboje rozbierać. Najpierw ściągnęła z niego szarą koszulkę, a potem zdjęła swój czarny golf. Miała na sobie obcisły czarny top. Zawsze ubierała się na czarno. Dan wziął głęboki wdech i zamknął oczy. Nie tak to sobie wyobrażał. Dla niego seks był zaraz obok narodzin i śmierci jednym z najbardziej krańcowych, poetyckich doświadczeń w życiu człowieka. To nie coś, co człowiek robi z dziewczyną w sobotni wieczór przed końcem semestru, kiedy trochę się nudzi. To było coś, co się robi, kiedy już naprawdę ludzie znają się do końca i pod każdym względem - intelektualnym, duchowym, filozoficznym. Bawił się nawet mysią, żeby poczekać z seksem aż do małżeństwa. Chciał mieć pięciu synów i dać im imiona swoich ulubionych pisarzy: Kafki, Goethego, Sartre'a, Camusa i Keatsa. Nawet jeśli nie poczeka do ślubu, pierwszy raz powinien być częścią odkrywania, jakby się uczyli mówić do siebie w nowym języku. Ale Vanessa nauczyła się już tego języka od innego faceta. - Masz piękne wąskie stopy - zauważyła, gdy klęczała na podłodze i zdejmowała Danowi skarpetki. Dan usiadł i cofnął stopy. - Poczekaj. Vanessa wpełzła na materac i usiadła obok niego po turecku, w samych rajstopach i topie. - Co jest? - Nie chcę tego robić - powiedział Dan. Splótł chude ręce na nagiej piersi. Nadal miał na sobie sztruksy, ale czuł się całkiem nagi. - To znaczy nie tak od razu. Vanessa szturchnęła go zawadiacko w ramię. - Za pierwszym razem też się denerwowałam. To nic takiego - powiedziała uspokajająco. - Obiecuję. Dan przełknął ślinę i spojrzał na sufit. Patrzył na pęknięcie w sztukaterii. - Wolałbym poczekać, aż to będzie bardziej... naturalne. - No... dobra - odparła powoli Vanessa. - Ale to tylko seks, zrozum. To nie jest wiersz. Najwyraźniej nie rozumiała. Dla Dana to był wiersz. Pewnie najważniejszy wiersz, jaki kiedykolwiek napisze.
Sięgnął po koszulkę i wciągnął ją przez głowę. - Naprawdę wolałbym poczekać, i tyle. - Dobra - rzuciła Vanessa, tracąc cierpliwość. Dan zawsze wszystko analizował. Pisał w swoich czarnych notatnikach tak długo, aż nie pozostawało nic więcej do napisania. Uwielbiała to, że jest taki wrażliwy i romantyczny, ale czasem byłoby miło, gdyby trochę się zapomniał i dał się ponieść. Z drugiej strony podkochiwała się w nim od pierwszego spotkania, odkąd postali najlepszymi przyjaciółmi, jakieś trzy lata temu. Nie miała zamiaru wszystkiego popsuć, skoro w końcu byli razem. Dan zapalił następnego papierosa. Ręce mu się potwornie trzęsły. Vanessa znowu go szturchnęła. - Ej, nie martw się. Jeśli o mnie chodzi, możemy tego nie robić. W porządku? Kiwnął głową, a Vanessa złapała jego rękę i położyła ją na ramieniu tak, żeby ją objął. Ułożyli się na łóżku. Dan wydmuchiwał dym w stronę chińskiego czerwonego lampionu nad swoją głową i delikatnie głaskał kciukiem szorstką, ciemną głowę Vannessy. Cieszył się, że nie musi wiele tłumaczyć. To było fajne - spotykać się z najlepszą przyjaciółką. Znała go niemalże lepiej niż on sam. Leżeli tak przez chwilę, patrząc, jak dym z papierosa szybuje w powietrzu. To była kolejna fajna rzecz w chodzeniu z najlepszą przyjaciółką. Nie zawsze trzeba rozmawiać. - Kiedy tylko zaczną się ferie, chcę nakręcić jeszcze trochę materiału do mojego filmu - powiedziała Vanessa, przerywając ciszę. - Boję się, że moja Wojna i pokój jest zbyt mroczna, żeby wysłać ją na uniwersytet. Ostatni film Vanessy opierał się na scenie z Wojny i pokoju Tołstoja. Dan grał w nim księcia Andrzeja uzależnionego od kokainy. Vanessa złożyła już wcześniej papiery na Uniwersytet Nowojorski i chciała im wysłać film zamiast eseju, ponieważ jej główną specjalizacją miała być reżyseria. Nic mogła się doczekać. Jeszcze tylko jeden semestr w Constance Billard. w szkole dla grzecznych dziewcząt, do której (Bogu dzięki) nie pasowała, i wreszcie będzie wolna, wolna, wolna! Dan wydmuchnął długą smużkę dymu. Nie rozumiał, czym Vanessa się denerwuje. Jej filmy były mroczne, ale dzięki temu genialne. Nie ma siły - muszą ją przyjąć na uniwerek. - Jeżeli ktoś tu powinien się martwić, to ja - powiedział i znowu ręce mu zadrżały. - Co masz na myśli? Każda szkoła, w której jest porządny kurs pisarski, zabiłaby się, żeby cię tylko zdobyć. - Tak, ale mówimy o mrocznych rzeczach. Moje wiersze są... - Dan urwał. Jego wiersze były bardzo osobiste. Wydawało mu się to trochę dziwne - wysłać cały ich plik do
przypadkowych ludzi zajmujących się rekrutacją w Columbii, w Brown albo w Vassar. Zupełnie jakby obnażał duszę przed kimś zupełnie obcym, kto mógł nawet nie czytać Goethego, Sartre'a albo Camusa i mógłby nie zrozumieć ewidentnych odniesień do ich dzieł. - Wiesz, mógłbyś opublikować kilka swoich wierszy - zasugerowała Vanessa. - To naprawdę zachęciłoby ludzi od rekrutacji, żeby się tobą zainteresowali. Dan wcisnął peta do pustej puszki po coli. - Aha. jasne - powiedział. Lubił pisać, ale zdecydowanie nie był gotowy, żeby cokolwiek wysłać do druku. Jeszcze nawet nie odnalazł własnego stylu. Wiedział to. Każdy jego nowy wiersz brzmiał inaczej niż poprzednie. Vanessa znowu usiadła. - Mówię poważnie. Powinieneś spróbować. Dan schował się pod prześcieradła. - Jak uważasz - mruknął bez przekonania. Nie był gotowy na seks, nie był gotowy na opublikowanie wierszy. Poczuł jeszcze mocniej, że do niczego się nie nadaje. Vanessa wiedziała, kiedy trzeba się wycofać. Wzięła głęboki wdech i przestroiła się na swojego wewnętrznego kociaka, tego, który wstawał z ciepłego legowiska przy kaloryferze, kiedy ślicznej buzi Dana należał się całus. Wsunęła się pod prześcieradła i pocałowała go w brodę. - Jeszcze tydzień i będziemy mogli tak spędzić całe ferie - wymruczała. W przeciwieństwie do swoich koleżanek z Constance Billard i kolegów z prywatnej szkoły średniej Riverside, ani Vanessa, ani Dan nie wyjeżdżali w żadne oszałamiające miejsce na ferie. Vanessa mieszkała na Brooklynie, w części Williamsburg, ze swoją starszą siostrą Ruby, która grała na gitarze basowej. Ich rodzice byli awangardowymi artystami. Mieszkali w Vermont i zawsze w święta mieli objazd z występami swojej grupy. Dan i jego siostra Jenny mieszkali z ojcem, Rufusem, komunistycznym pisarzem i wydawcą mniej znanych bitników, który nie uznawał Bożego Narodzenia, Chanuki ani żadnych innych świąt. - Tata w piątek przygotowuje swoją doroczną lasagne - powiedział Dan i pogłaskał Vanessę po plecach. Znowu się rozluźnił Uwielbiał jej plecy, takie mocne i gładkie, a nie kościste jak jego. - Przyjdziesz, prawda? Wzruszyła ramionami. - Jasne. Ale powiedz tacie, że nie będę się tak obżerać jak w zeszłym roku. W ferie mam zamiar zrzucić trzy kilo.
Dan nadal głaskał ją po plecach. - Po co? Vanessa nie musiała stosować diety. Jej ciało - opisał je w jednym ze swoich wierszy - było jak woda. - Bo ubrania będę lepiej pasować na mnie, jeśli schudnę. - Vanessa nie miała zamiaru wyglądać jak jej wychudzone koleżanki z klasy, ale nie podobało jej się to, że musi wciągać brzuch, żeby zapiąć spodnie. - Mnie się podobasz taka, jaka jesteś - powiedział Dan, trącając ją nosem w ucho. Vanessa obróciła głowę i ich usta spotkały się w długim, słodkim pocałunku. Kiedy się całowali, nic na to nie mogła poradzić, ale pomyślała, że seks z Danem mógłby być o wiele, wiele bardziej znaczący od seksu z Clarkiem. Gdyby tylko Dan by! gotowy. - Kocham cię - szepnął, otwierając oczy. - Ja też cię kocham - szepnęła, zamykając oczy. Przez chwilę chciała zapytać go jeszcze raz, czy nie chciałby się kochać, ale nie, bo popsułaby tę chwilę. Może poczekać, aż będzie gotowy, chociaż w przypadku Dana to może oznaczać czekanie do ślubu. Nuda. Już się zachowują, jakby byli małżeństwem.
J żałuje, że zgodziła się na tę imprezę Na tylnym siedzeniu limuzyny Flowa Blair ledwo mogła odetchnąć, tak było jej ciasno między piersiastą Jenny Humphrey a nastroszonym, patykowatym perkusistą Milesem, kumplem Aarona. Serena siedziała na kolanach u Flowa - „żeby reszta miała miejsce”, jak stwierdziła. Nate przycupnięty przy oknie palił trawkę. Zrobił też skręta dla Kati, Isabel i Chucka, który po trawce jest jeszcze bardziej denerwujący niż po alkoholu. Aaron siedział po turecku na podłodze, palii jednego ze swoich ziołowych papierosów i grał na konsoli PlayStation 2, w którą wyposażono limuzynę. - Jak się naprawdę nazywasz? - zapytała Flowa Serena, chociaż wiedziała z MTV, że naprawdę nazywa się Julian Prospere. Właściwie brzmiało to o wiele lepiej niż Flow, ale nie miała zamiaru lego mówić. Wyszczerzył zęby w tym swoi m słynnym uśmiechu nieśmiałego chłopca, który pojawiał się tyle razy na okładkach „Spin”, „Rolling Stone”, „Entertainment Weekly” oraz „Interview”. Pokręcił głową. - Nie powiem. - Cóż, na żywo nie jesteś już taki przystojny - powiedziała, odwracając się od niego z szelmowskim uśmieszkiem. Oczywiście kłamała. Na żywo wyglądał z dziesięć razy lepiej niż na zdjęciach, o ile to jeszcze możliwe. Serena wiedziała, że jest zalotna do granic śmieszności, ale podobało jej się to, jak jego ciemnobrązowe włosy wiją się na skroniach, uwielbiała jego złocistą skórę i długie, delikatne palce. Dlaczego nie poflirtować? To tylko jedna noc. Jutro Flow poleci do LA albo gdzie indziej - tam gdzie mieszka, a ona zacznie się uczyć do egzaminów na koniec semestru. Chciała się tylko trochę zabawić. Serena zawsze chciała tylko tej jednej rzeczy: trochę się zabawić. Flow skrzywił się, jakby wstydził się swojego boskiego wyglądu. - Wybacz. Obawiam się, że nie jestem też tak wysoki. Schylił się i otworzył małą lodówkę schowaną pod siedzeniami. - Ej, mamy tu co nieco do picia? Ktoś ma ochotę? - Poproszę - odpowiedziała natychmiast Blair. Upić się i robić dobrą minę do złej gry -
to jedyny sposób, żeby to przetrwać. - Eee, ja też spróbuję - zaryzykowała niepewnie Jenny. Limuzyna skręciła gwałtownie na włazie kanalizacyjnym i piersi Jenny podskoczyły bezlitośnie. Zerknęła na Nate'a, żeby zobaczyć, czy to zauważył, ale on wyglądał przez okno zapatrzony w dal, jak zawsze, kiedy zupełnie odlatywał. Miles pomógł Flowowi nalać szampana do dziesięciu kieliszków. Podał jeden Blair, mówiąc „na zdrowie” i stuknął się z nią swoim. Blair wzięła kieliszek, a ponieważ nie siedziała przy oknie i nie miała na co patrzeć, przyjrzała się twarzy Milesa. Miał okrągłe piwne oczy, trochę jak Mookie, pies Aarona. Sterczący, lekko zadarty nos Milesa był usiany drobniutkimi piegami, a blond włosy sterczały niemal pionowo. Sądząc po tym, jak rysowały mu się na długiej szyi żyły, pewnie wyciskał ciężary albo grał w koszykówkę, czy coś takiego. W sumie wyglądał jak posiać z kreskówki z ciałem sportowca. Ale ponieważ nie miała nic innego do roboty, a on zdecydowanie się na nią napalił, Blair postanowiła się nieco zabawić w uwodzenie. Położyła dłoń na jego nodze. - Dzięki - powiedziała, upijając łyk szampana. Miles uśmiechnął się, jakby pomyślał, że to początek pięknej przyjaźni. Flow nie mógł przestać ślinić się do Sereny. - Naprawdę jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką ostatnio widziałem - mruknął jej do ucha. - Może nawet jaką w ogóle spotkałem. Nie mogę uwierzyć, że nie jesteś modelką. Serena zanurzyła palce w kieliszku z szampanem i włożyła je do ust. Spodziewała się, że sławny Flow będzie arogancki i wygadany, ale się zawiodła. Gdyby nie był takim przystojniakiem i gwiazdą rocka, mógłby się okazać całkowitym niewypałem, ale był gwiazdą rocka i przystojniakiem, więc postanowiła przymknąć oko. - Nie - odparła. - Jestem po prostu sobą. Tak naprawdę zdjęcia Sereny ciągle ukazywały się w rubrykach towarzyskich. Po prostu nie płacili jej za nie, ale nie potrzebowała tych pieniędzy. Flow cały czas gapił się na nią. Serena zachichotała. - Przestań. - Oooch, kochana - rzucił niezbyt grzecznie Chuck, zaciągając się skrętem. - Komuś dziś wieczór co nieco się dostanie! - Zamknął oczy. Wyglądał, jakby miał zaraz stracić przytomność. - Umieram z głodu - powiedziała Kati. Otworzyła popielniczkę w drzwiach i zamknęła
ją z powrotem. - Masz coś do jedzenia? - Czuję... mrowienie - oznajmiła Isabel z lekką paniką. Aaron podniósł wzrok i zobaczył, że Blair siedzi bardzo blisko Milesa, a jej dłoń leży nonszalancko na jego kolanie. Nie kończąc gry, wyłączył konsolę, wsiał i wcisnął się na siedzenie między nimi. - Auć! - jęknęła Blair, gdy jego kościsty tyłek uderzył ją w biodro. - Przesuń się trochę - powiedział Aaron. - Ej, gdzie my właściwie jedziemy? - zapytał Flowa. Flow, który gładził swoimi długimi palcami niekończące się blond włosy Sereny, wzruszył ramionami. - Do centrum. Może zajrzymy do jakiegoś klubu. Jenny ściskała kieliszek szampana i miała ochotę zapaść się pod ziemię. Dla reszty pójście do klubu to drobiazg. Wyglądali na dorosłych i pewnie mieli podrobione dowody. A Jenny mimo swoich piersi wyglądała na dziesięć lat. Musiała się nawet legitymować przy wypożyczaniu filmów wideo dla dorosłych! Ostatnia rzecz, o jakiej marzyła, to patrzeć, jak wszyscy wchodzą swobodnie do fajnego klubu, a ją bramkarz grzecznie pyta, czy nie powinna być już w łóżku. Czemu nie poszła na spacer z Nate'em? Zawsze o wiele lepiej się bawiła, gdy zostawali sami, niż kiedy byli z innymi ludźmi. - Nate? - Wzięła go za rękę. - Muszę już wracać. - Była dopiero chwila po dwunastej, ale i tak na pierwszą miała być w domu. Wbrew powszechnym przekonaniom Nate nie umarł całkiem dla świata. Zauważył, że Blair pokłada się na tym chudym, nastroszonym chłopaku, którego w życiu wcześniej nie widział, i zauważył też, że Jenny nie bawi się najlepiej. Ale kiedy sprawy przybierały dziwny obrót. Nate zwykle wyłączał się i czekał, aż ktoś inny coś zrobi. - Dobra - rzucił. - Wynośmy się stąd. Trawka, którą wziął ze sobą, okazała się wyjątkowo mocna, a poza tym nic miał ochoty iść teraz do hałaśliwego klubu. Jak odwiezie Jenny, może zadzwonić na komórkę do Jeremy'ego i spotkać się z chłopakami w barze na Rivington, W jakimś przytulnym pokoju na tyłach, gdzie można spokojnie siedzieć na sofie i palić trawkę, i nikt człowiekowi nie przeszkadza. - Ej! - krzyknął, uderzając w szybę między tylnym siedzeniem a kierowcą. - Możesz nas wypuścić? Blair uśmiechnęła się. Czyżby tak działała Nate'owi na nerwy, że musiał wysiąść, bo nie mógł patrzeć, jak dotyka innego faceta?
- Och, Natie, nie chcecie iść z nami? - zapytała Serena. - Muszę ją odwieźć do domu - odpowiedział. Jenny zmarszczyła brwi. Nie lubiła, kiedy mówiło się o niej „ona”. Kierowca zatrzymał się i otworzył dla nich tylne drzwi. Jenny wyskoczyła, a za nią wygramolił się Nate. - Cześć! - krzyknęła wesoło do wszystkich w samochodzie. Chuck uśmiechnął się do niej głupawo, patrząc przez zmrużone powieki. - Szkoda - burknął. Jenny nie wiedziała, co miał na myśli, ale z pewnością chodziło o coś zboczonego. - Do zobaczenia! - zawołała Serena. - Powodzenia w czasie egzaminów! Nate i Jenny siedzieli w milczeniu, jadąc taksówką na przedmieścia. Nate'owi do szczęścia wystarczyło patrzenie na sklepy i restauracje migające za oknem. W myślach liczył od jednego do dwudziestu i z powrotem, kompletnie najarany. Jenny zmartwiona zastanawiała się, co poszło nie tak. To była przede wszystkim jej wina, doszła do wniosku. To ona chciała przejechać się limuzyną. Taksówka zatrzymała się przy domu Jenny na rogu Dziewięćdziesiątej Dziewiątej i West End Avenue. Jenny sięgnęła do klamki. - Ej - odezwał się Nate, dotykając rękawa jej płaszcza. Nie mógł pozwolić dziewczynie odejść bez powiedzenia dobranoc. Niezależnie od tego, czy się najarał, czy nie, miał pewną ogładę, wiedział, jak się zachować”. Pocałował ją w policzek. Jego włosy w kolorze piasku połaskotały ją lekko. - Dobranoc - powiedział ze słodkim, chłopięcym uśmiechem. Jenny odpowiedziała uśmiechem, desperacko chcąc zapomnieć o ostatniej godzinie i udawać, że wieczór kończy się tak samo idealnie, jak się zaczął. - Dobranoc - odpowiedziała i nagle odechciało jej się wysiadać. - Śpij dobrze - dodał Nate, a jego zielone oczy rozbłysły w świetle lampy ulicznej. Och. Potrafi być tak niesamowicie uroczy. Jej serce wezbrało prawdziwą miłością. Jenny trzasnęła drzwiami taksówki i pobiegła do domu. Zamiast wsiąść do windy, przebiegła osiem pięter i wpadła do mieszkania. - Heja - rzucił Dan, jej starszy brat. Niósł właśnie do swojego pokoju dwa kubki kawy. - Heja. Jenny zdjęła płaszcz ze sztucznego czarnego futra i rzuciła na krzesło w kącie. Płaszcz