PiotrW91

  • Dokumenty134
  • Odsłony24 885
  • Obserwuję22
  • Rozmiar dokumentów449.7 MB
  • Ilość pobrań12 751

7- Nikt nie robi tego lepiej - Plotkara - Cecily Von Ziegesar

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

7- Nikt nie robi tego lepiej - Plotkara - Cecily Von Ziegesar.pdf

PiotrW91 EBooki
Użytkownik PiotrW91 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 177 stron)

CECILY VON ZIEGESAR NIKT NIE ROBI TEGO LEPIEJ plotkara 7 Przekład Małgorzata Strzelec Tytuł oryginału NOBODY DOES IT BETTER Chcąc być łagodnym, okrutnym być muszę. William Szekspir Hamlet przekł. J. Paszkowski

 tematy ◄ wstecz dalej ► wyślij pytanie odpowiedź Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli ja. hej, ludzie! Zostały dwa tygodnie, żeby się zdecydować, do którego pójść college'u - oczywiście dotyczy to tylko tych, którzy mają jakiś wybór. Ćwiczymy się właśnie w trudnej sztuce: jak totalnie nie zawalić ostatniego semestru w szkole, jak najrzadziej bywając na zajęciach i nie odrabiając prac domowych. Jeśli zobaczycie dziewczyny, które zrzucają biało - niebieskie szkolne mundurki i kładą się na Owczej Łące w Central Parku w ślicznych, szpanerskich bikini, to właśnie my A jeśli zobaczycie grupę biegają- cych boso chłopaków bez koszul, w podwiniętych spodniach khaki, z platynowymi zegarkami od Cartiera połyskującymi na opalonych, umięśnionych od gry w lacrosse rękach, to właśnie będziecie podziwiać naszych chłopaków. No dobra, jest dopiero jedenasta przed południem w piątek i powinnyśmy być na WF - ie albo francuskim dla zaawansowanych, ale zbliżamy się do końca najtrudniejszego roku w naszym życiu i naprawdę musimy wyluzować, więc odpuście nam trochę, w porządku? Albo lepiej przyłączcie się do nas. A na wypadek, gdybyście do tej pory chowali się pod jakimś kamieniem i jeszcze nas nie znali - no bo znają nas już chyba wszyscy - to właśnie my jesteśmy tymi najpiękniejszymi na balach; księżniczkami i książętami z Upper East Side w Nowym Jorku. Przez większość czasu mieszkamy w rezydencjach przy Park Avenue albo Piątej Alei lub w ogromnych willach, More zajmują pół kwartału. Resztę czasu spędzamy w naszych „domkach na wsi”, co może oznaczać rezydencję w Connecticut lub w Hamptons, średniowieczny zamek w Irlandii albo willę na St. Barts z widokiem na morze. W tygodniu uczymy tlę - nuda - w którejś z tych małych, prywatnych, żeńskich lub męskich szkół na Manhattanie, gdzie obowiązują mundurki. W weekendy ostro balujemy, zwłaszcza teraz, gdy pogoda jest piękna i nasi rodzice są na swoich jachtach, w prywatnych odrzutowcach albo limuzynach z kierowcą i zostawiają nam, swoim zwariowanym dzieciakom, zupełną swobodę. A nas najbardziej teraz rajcuje coś, co nazywa się na literę „s”. Może jeszcze tego nie robicie, ale na  plotkara.net jest tłumaczeniem nazwy autentycznej strony internetowej: www.gossipgirl.net (przyp. red.). *

pewno o tym mówicie. Wszyscy o tym mówią. A niektórzy też to robią. Zwłaszcza... PARY, KTÓRE RÓWNIE DOBRZE MOGŁYBY JUŻ BYĆ MAŁŻEŃSTWAMI Razem śpią, razem jedzą, pożyczają sobie ubrania. Nie zwracają uwagi na oddzielanie jego i jej rzeczy ze stosu ubrań porzuconych koło łóżka i po prostu wskakują w pierwszy lepszy ciuch, wiedząc, że i tak za chwilę go zrzucą. Żadne z nich nie może nigdzie pójść samo i nie usłyszeć pytań „A gdzie jest to...?” lub „Gdzie jest tamto...?”, jakby nie potrafili się rozdzielić na dłużej niż trzydzieści sekund. Wiem, już słyszę, jak się nabijacie. Przecież to takie nudne mieć jednego chłopaka. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, oni na pewno robią coś więcej, niż tylko rozmawiają o tym słowie na „s” - a niewielu z nas może to o sobie powiedzieć. Wasze e - maile P: Droga P! Mój ojciec jest niezależnym producentem filmowym i właśnie wyjechał na festiwal do Cannes. Wszyscy tam mówią o filmie dokumentalnym na temat „uprzywilejowanych nastolatków z Nowego Jorku”, ale nikt nie wie, kto go nakręcił. Po pierwsze, występujesz w tym filmie? Po drugie, to ty go zrobiłaś? dziewczyna z LA O: Droga dziewczyno z LA! Nie mogę odpowiedzieć na twoje pierwsze pytanie, bo nie widziałam tego filmu, ale brzmi przerażająco znajomo... Kilka tygodni temu pewna dziewczyna z ogoloną głową chodziła za wszystkimi z kamerą... A co do twojego drugiego pytania - ledwo daję sobie radę z robie- niem zdjęć moją komórką! P Na celowniku Po północy S wybiega na paluszkach do skrzynki pocztowej przed swoim mieszkaniem przy Piątej Alei. W rękach trzyma plik wielkich białych kopert z herbami różnych college'ów. Ma na sobie skąpą błękitną koszulkę nocną Cosabella, która ledwo zakrywa jej słynną, prześliczną pupę (ku uciesze wszystkich portierów na służbie i taksówkarzy, którzy stoją w korku). Potem jednak wraca na paluszkach do domu, niczego nie wysławszy. Pewnie trudno jej podjąć decyzję co do przyszłego roku, skoro dostała się do wszystkich szkół, do których złożyła papiery, i może nawet do paru takich, gdzie w ogóle się nie zgłaszała! C zabiera swoje straszliwe wojskowe buciory do Toda, żeby je trochę odszykować. Będzie pierwszym kadetem w historii z różowymi frędzlami przy butach. D i J walczą o lustro w H&M. Wygląda na to, że teraz, kiedy oboje są tacy stawni, zaczęta się typowa dla rodzeństwa rywalizacja. V w kafejce internetowej w Williamsburgu gawędzi na czacie z przypadkowymi

nieznajomymi. Ta kobieta niczego się nie boi. K i I objadają się i knują intrygi w Jackson Hole. Boże, co tym razem? Nie widać nigdzie N i B... Jezu, czy oni nigdy się sobą nie znudzą? A co, jeśli w przyszłym roku będą musieli się rozstać? Decyzje, decyzje, decyzje... Gdzie będziemy za rok? Czy zdołamy przetrwać bez siebie? Spróbujcie nie oszaleć. Wiecie, gdzie mnie szukać, gdybyście potrzebowali pomocy, towarzystwa albo gdybyście chcieli mnie zaprosić na jedną z tych słynnych spontanicznych imprez na dachu, które maturzyści organizują pod koniec roku. Wiecie, że was kocham. plotkara

sypialnia N to 100% czystej miłości - Obudź się! - Blair Waldorf szarpnęła kołdrę w kratę i pozwoliła jej opaść na podłogę obok antycznego łóżka. Nate Archibald, całkiem nagi, leżał rozciągnięty swobodnie na materacu. Blair usiadła obok niego i z całej siły zatrzęsła parę razy łóżkiem. Nate nie otwierał oczu. chociaż złoto- włosa głowa podskakiwała mu na poduszce. Dlaczego seks sprawiał, że ona była taka nakręcona, a on taki śpiący? - Nie śpię - wymamrotał. Otworzył jedno błyszczące zielone oko i natychmiast poczuł, że jest znacznie bardziej obudzony niż jeszcze sekundę temu. Blair też była naga - cały jej metr i sześćdziesiąt dwa centymetry, od lśniących, pomalowanych na koralowo paznokci u stóp po kasztanowe falujące włosy, które już nieco odrosły po króciutkim ścięciu. Miała tego rodzaju ciało, które nago prezentuje się jeszcze lepiej niż w ubraniu. Zaokrąglone, ale bez zbędnego tłuszczu, delikatniejsze, niż to zdradzały jej grzeczne, porządnie zaprasowane dżinsy i kaszmirowe sweterki albo krótkie, obcisłe czarne sukienki. Była jak wrzód na jego tyłku, bo odkąd skończyli jedenaście lat wiele razy rozstawali się i godzili. A on pragnął jej nagości chyba jeszcze dłużej. Jakie to typowe, że Blair potrzebowała sześciu lat i pół roku. żeby przestać się kłócić i w końcu pójść z nim do łóżka. A kiedy już raz to zrobili, nie potrafili przestać. Nate złapał ją i wciągnął na siebie. Całował namiętnie gdzie popadło, napawając się myślą, że w końcu jest jego, cała jego. - Ej! - zachichotała Blair. Granatowe jedwabne rolety były podciągnięte, a okna otwarte, ale Blair miała gdzieś, czy ktoś ich zobaczy. Byli zakochani, piękni i uprawiali seks. Każdego, kto na nich patrzył, mogła zżerać jedynie zazdrość. Poza tym uwielbiała zwracać na siebie uwagę, nawet przypadkowych, zboczonych podglądaczy, którzy akurat obserwowali ich z okien otaczających domów przez złocone lorgnon. Całowali się przez chwilę, ale Nate był zbyt wycieńczony, żeby zrobić coś więcej.

Blair sturlała się z niego i zapaliła papierosa. Co jakiś czas posyłała do Nate'a małe obłoczki dymu, jak aktorzy w Do utraty tchu, rewelacyjnym czarno - białym francuskim filmie, który widziała wcześniej tego dnia na zajęciach z francuskiego dla zaawansowanych. Główna bohaterka, blondynka, zawsze wyglądała stylowo, była piękna i nigdy nie pokazywała się bez szminki. Ludzie w tym filmie nie robili nic oprócz tego, że jeździli na skuterze Vespa, kochali się, przesiadywali w kafejkach i palili. I oczywiście przez cały czas rewelacyjnie wyglądali. Ale Blair musiała utrzymać oceny, jeśli chciała wyskoczyć z listy rezerwowych do Yale, a skoro miała na głowie szkołę, prace domowe i codziennie po lekcjach seks z Nate'em, niewiele czasu zostawało jej na dbanie o urodę, Ciemne, falujące włosy Blair były zmatowione i przepocone, usta spierzchnięte od długich pocałunków, a brwi zarośnięte. Tak naprawdę wcale jej to nie przeszkadzało. Zdecydowanie warto było poświęcić sprawie seksu trochę czasu przeznaczonego do tej pory na zabiegi upiększające. Poza tym przeczytała gdzieś, że godzina seksu pozwala spalić trzysta sześćdziesiąt kalorii, więc nawet jeśli trochę się zaniedbała, to przynajmniej była chuda! Musnęła dłonią i wyczuła odrastające włoski między ciemnymi, pięknie wygiętymi w luk brwiami. No dobra, może odrobinkę jej to przeszkadzało, ale zawsze mogła złapać taksówkę i pojechać do salonu Elizabeth Arden na regulację brwi. Pomijając kwestię brwi, Blair nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa. Odkąd prawie dwa tygodnie temu zrobili to z Nate'em po raz pierwszy, czuła się zupełnie inną kobietą. Jedyną ciemną chmurę na jej różowym niebie stanowił irytujący fakt, że znalazła się tylko na liście rezerwowych do Yale. Jak będzie spędzać z Nate'em każde popołudnie, jeśli ona wyląduje w Georgetown - w jedynej szkole, do której ją przyjęli - a on pójdzie do Yale w New Haven, w Connecticut, albo do Brown w Providence, na Rhode Island lub do którejś z pozostałych świetnych szkół, gdzie zupełnie niesprawiedliwie się dostał. Nie przemawiała przez nią gorycz - po prostu Nate miał szczęście. Przychodził na egzaminy ujarany, nie brał żadnych dodatkowych zajęć i jego średnia wynosiła zaledwie cztery, podczas gdy ona chodziła na wszystkie zajęcia dla zaawansowanych, na egzaminie końcowym zdobyła tysiąc czterysta dziewięćdziesiąt punktów i miała średnią prawie pięć z plusem. No dobra, może rzeczywiście była trochę zgorzkniała. - Jeśli zgłoszę się do Korpusu Pokoju i przez kilka lat będę budować kanały i robić kanapki dla głodujących dzieci w Rio czy gdzieś indziej, to będą musieli mnie przyjąć do Yale, prawda? - zapytała. Nate uśmiechnął się szeroko. Właśnie to uwielbiał w Blair. Była rozpieszczona, ale nie leniwa. Wiedziała, czego chce, a ponieważ niezachwianie wierzyła, że może mieć

wszystko, czego zapragnie, jeśli tylko się postara, nigdy nie przestawała próbować. - Słyszałem, że w Korpusach Pokoju wszyscy chorują. I trzeba mówić miejscowym językiem. - Wobec tego będę pracować we Francji. - Blair wydmuchnęła dym w stronę sufitu. - Albo w którymś z tych afrykańskich krajów, gdzie mówią po francusku. Próbowała sobie wyobrazić siebie, jak rozmawia z tubylcami w jakieś spalonej słońcem wiosce, trzymając na głowie gliniany dzban z kozim mlekiem, ubrana w pięknie farbowany, długi wschodni kaftan, który może wyglądać niezwykle seksownie, jeśli się go przewiąże w odpowiednich miejscach. Miałaby zabójczą opaleniznę i ciało składające się tylko z mięśni i kości z powodu ciężkiej pracy i straszliwej choroby jelit. Dzieci kręciłyby się wokół jej kolan, domagając się czekoladek Godivy, które zamawiałaby dla nich, a ona uśmiechałaby się do nich łagodnie jak piękna, niepomarszczona matka Teresa. Po powrocie do Stanów zdobyłaby nagrodę dla najlepszej wolontariuszki Korpusu Pokoju, a może nawet Pokojową Nagrodę Nobla. Zjadłaby kolację z prezydentem, który napisałby jej rekomendację do college'u, a Yale stanęłoby na głowie, żeby ją przyjąć. Nate był pewien, że Korpus Pokoju pomaga tylko w krajach Trzeciego Świata, a nie w kwitnących pod względem gospodarczym państwach, takich jak Francja. Był też przekonany, że Blair nie wytrzymałaby nawet jednego dnia w jakiejś dalekiej, afrykańskiej wiosce, gdzie nie byłoby perfumerii Sephora ani nawet toalet ze spłuczką. Biedna Blair. To była rażąca niesprawiedliwość, że on się dostał, bez najmniejszych starań, podczas gdy ona. dziewczyna, która naprawdę chciała studiować w Yale, odkąd skończyła dwa latka, dostała się na lisię rezerwowych. Z drugiej strony Nate przyzwyczaił się do tego, że bez wysiłku dostaje różne rzeczy. Uniósł głowę i oparł ją na ręku. Czule odgarnął ciemne włosy z czoła Blair. - Obiecuję, że nie pójdę do Yale. chyba że ciebie też tam przyjmą - przysiągł. - Równie dobrze mogę iść do Brown albo gdziekolwiek indziej. - Naprawdę? - Blair zgasiła papierosa w marmurowej popielniczce w kształcie lodki, która stała koło łóżka, i objęła Nate'a za szyję. Nate był zdecydowanie najlepszym chłopakiem, jakiego dziewczyna mogła sobie wymarzyć. Blair nie potrafiła zrozumieć, dlaczego z nim zerwała, i to nie raz, ale wiele, wiele razy. Bo ją zdradzał wiele, wiele razy? Teraz wiedziała tylko jedno: że nigdy, przenigdy go nie opuści. Oparła policzek na jego szerokiej, nagiej piersi. Właściwie, gdy się teraz nad tym zastanowiła, wprowadzenie się

do domu Archibaldów było całkiem dobrym pomysłem, zwłaszcza że jej obecne własne mieszkanie nie miało nic wspólnego ze scenerią z filmu Siódme niebo. Jej matka raptem dwa tygodnie temu urodziła córeczkę i teraz przechodziła ciężką depresję poporodową. Dziś rano Blair zostawiła matkę szlochającą nad DVD przysłanym przez farmę peruwiańskich alpak. Jeśli adoptuje się stado roczniaków, można zamawiać ręcznie tkane koce i swetry z wełny zwierząt ze swojego stada. Mała siostrzyczka Blair będzie niedługo dumną posiadaczką włochatego białego koca z alpaki, który do niczego się nie przyda przez całe lato i pewnie tak już zostanie przez resztę jej życia. No chyba że jako nastolatka mała Yale przejdzie okres hipisowskiej mody na własnoręcznie robione rzeczy, wytnie w kocu dziurę na głowę i przerobi go na poncho. Kiedy matka Blair była jeszcze w ciąży, poprosiła swoją córkę o wymyślenie imienia dla dziecka, a ona z czystego oddania dla ukochanego college'u nazwała siostrę Yale. Teraz mała Yale była żywym i bardzo hałaśliwym przypomnieniem faktu, że niezależnie od tego, jak oszałamiające były osiągnięcia jej Starszej siostry, szkoła ma ją po prostu w nosie. Na dodatek dziecko przejęło sypialnię Blair, transportując ją do pokoju przyrodniego brata. Aarona, aż do czasu jesiennego wyjazdu do colleges. Aaron był rastafarianinem. weganem i miłośnikiem psów, więc z myślą o nim pokój urządzono samymi ekologicznymi, przyjaznymi środowisku rzeczami w odcieniach oberżyny i szałwii. Na domiar złego kotka Blair, Kitty Minky, zaczęła sikać na poduszki wypełnione łupinami z jęczmienia i wymiotować na maty z trawy morskiej, żeby zabić w pokoju zapach wiecznie śliniącego się psa Aarona, boksera Mookiego. Obrzydliwość, prawda? „Zamieszkać u Nate'a”. Blair nie wiedziała, dlaczego wcześniej nie wpadła na ten pomysł. Ogłupiała matka, przesiąknięty kocim moczem pokój i nowo narodzona siostrzyczka o imieniu Yale nie sprzyjały ani nauce, ani seksowi. Było więc naturalne poszukać dla siebie nowego miejsca. Oczywiście w grę wchodził jeszcze dom Sereny, ale raz już próbowały i skończyło się kłótnią. Poza tym Serena niewiele by jej pomogła w kwestii seksu. No chyba, że te stare plotki były prawdziwe... Nate leniwie wodził dłonią po jej nagich plecach. - Nie myślałaś nigdy o tatuażu? - zapytał ni stąd, ni zowąd, gdy głaskał ją po łopatkach. Poza krótkim okresem na odwyku na początku tego roku Nate niemal codziennie od jedenastego roku życia był upalony trawą i Blair przyzwyczaiła się do jego dziwacznych pytań. Zmarszczyła spiczasty, lekko zadarty nosek na myśl o wielkiej bliźnie wypełnionej

czarnym tuszem. - Ohyda - odparła. Zostawiała takie pomysły aktorkom, które lubią odstręczający wizerunek, jak Angelina Jolie. Nate wzruszył ramionami. Zawsze uważał, że dobrze dobrany, maleńki tatuaż w odpowiednim miejscu może być szalenie seksowny. Na przykład czarny kotek między łopatkami naprawdę idealnie by pasował do Blair. Ale nim zdążył powiedzieć coś więcej, Blair szybko zmieniła temat. - Nate? - Otarła się policzkami o jego męski, idealnie kształtny obojczyk. - Myślisz, że twoi rodzice mieliby coś przeciwko, gdybym została... Nim zdołała skończyć zdanie, na dole rozległ się dzwonek. Część domu, która należała do Nate'a. zajmowała cale ostatnie piętro - stąd osobny dzwonek przy frontowych drzwiach. Nate odsunął się od Blair i spuścił nogi na podłogę. - Tak? - zawołał przyciskając guzik domofonu. - Dostawa! - wrzasnął Jeremy Scott Tompkinson chrapliwym, ujaranym głosem. - Pospiesz się, póki gorące! Nate usłyszał śmiech i jakieś inne glosy w tle. Blair poczekała, aż jej chłopak ich spławi, ale on nacisnął guzik, żeby ich wpuścić. - Pójdę się ubrać - stwierdziła krótko. Wyśliznęła się z łóżka i pomaszerowała do sąsiadującej z sypialnią łazienki. Jak to możliwe, że Nate był dość inteligentny, by dostać się do Yale, a jednak za głupi, żeby zrozu- mieć, że zapraszając swoich naćpanych przyjaciół do ich parnego, miłosnego gniazdka, całkowicie zniszczy nastrój? Ale Yale nie przyjęło Nate'a ze względu na jego intelekt: szkoła potrzebowała kilku dobrych graczy lacrosse. I tyle. Przynajmniej Blair miała teraz pretekst, żeby użyć cudnego sandałowego mydła w płynie L'Occitane, które gospodyni przynosiła Nate'owi pod prysznic. Wytarła się grubym granatowym ręcznikiem od Ralpha Laurena, wskoczyła w różowe, cieniutkie, jedwabne figi Cosabella, w spódnice od wiosennego mundurka szkolnego Constance Billard z biało - niebieskiej krepy i zapięła białą, lniana bluzkę z rękawami trzy czwarte od Calvina Kleina na dwa z sześciu guzików. Bez stanika i boso wyglądała dokładnie w stylu „moja dziewczyna Właśnie wyszła spod prysznica, więc moglibyście sobie pójść?” Miała nadzieję, że znajomi Nate'a zrozumieją aluzję, strzelą parę dymków i wyniosą się w podskokach. Roztrzepała wil-

gotne włosy palcami i otworzyła drzwi łazienki. - Bonjour! Piersiasta, kruczowłosa i długonoga dziewczyna z L'École powitała Blair z łóżka Nate'a. Blair widziała ją już na paru imprezach. Nazywała się Lexus albo Lexique czy jakoś równie irytująco. Miała szesnaście lat i jako dziecko była modelką w Paryżu, a teraz pracowała nad doprowadzeniem do perfekcji wizerunku jednej z francuskich hipisowskich zdzir. Lexique, która tak naprawdę nazywała się Lexie, miała na sobie wiązaną, ręcznie farbowaną, lawendowo - musztardową sukienkę, która wyglądała na uszytą przez kompletnego laika, ale która w rzeczywistości została kupiona u Kirny Zabete za czterysta pięćdziesiąt dolarów. Lexie nosiła też brzydkie sandały na płaskim obcasie w stylu pasterzy z Pakistanu, które można było kupić w Barneys i które wszyscy poza Blair najwyraźniej uważali za świetny pomysł na ten sezon. Lexie nie miała makijażu, a w chudych rękach trzymała gitarę. Obok niej leżała torebka pełna trawy. Prawdziwa buntowniczka. Większość dziewczyn z L'École nie ruszała się nigdzie bez gitanów. czerwonej szminki i wysokich obcasów. - Chłopcy szykują fajkę na dachu - wyjaśniła Lexie. Przejechała kciukiem po strunach gitary. - Alors, chcesz ze mną poimprowizować, póki nie wrócą? Poimprowizować? Blair zmarszczyła nos jeszcze bardziej niż wtedy, gdy usłyszała o tatuażu. Zdecydowanie nie odpowiadało jej popalanie, granie na gitarze oraz śmianie się z idiotycznych uwag najaranych znajomych. I absolutnie nie miała ochoty spędzać czasu z la Lexique, która najwyraźniej uważała się za najbardziej odlotową Francuzkę w Nowym Jorku. Blair wolała już oglądać potworki Ophrah w śmierdzącym kocimi sikami pokoju w to- warzystwie szlochającej matki, wzruszonej losem małych alpak. Ktoś wbił płonące kadzidełko o zapachu ambry w korkowy obcas jej nowych espadryli w kolorze mięty od Christiana Diora. Złapała kadzidełko i wepchnęła je do iluminatora jednego z ukochanych modeli łódek Nate'a, które stały na biurku. Zawiązała buty, porządniej zapięła bluzkę i złapała torbę z bambusowymi uszami od Gucciego. - Powiedz, proszę, Nathanielowi, że poszłam do domu - rzuciła ostro. - Pokój wszystkim! - Lexie zasalutowała, wesoła po trawce. - Au revoir! Na łopatce miała tatuaż ze słońcem, księżycem i gwiazdami. Stąd u Nate'a to nagle zainteresowanie tatuażami? Blair zeszła po schodach i wyszła na Osiemdziesiątą Drugą. Miało się wrażenie, że lato już się zaczęło. Do zachodu słońca brakowało jeszcze dwóch godzin, powietrze pachniało

świeżo skoszoną trawą w Central Parku i balsamem do opalania półnagich dziewcząt spieszących do swoich domów przy Park Avenue. Stado nieudaczników z klasy Nate'a i Jeremy'ego kręciło się na dole przy dzwonku. Jeden z nich miał przewieszoną przez ramię gitarę. - Bien sûr. Wchodźcie! - Blair usłyszała głos Lexie, wołającą do chłopaków przez domofon. Zupełnie, jakby tam mieszkała. Dom Nate'a najwyraźniej przyciągał wszystkie upalone trawą dzieciaki z Upper East Side, jak jakiś magiczny magnes. A Blair przysięgała, że nie ma nic przeciwko - naprawdę nie miała nic przeciwko - pod warunkiem, że nie musi z nimi siedzieć i patrzeć, jak „improwizują”. Po tym wszystkim, co Blair i Nate razem przeszli, wiedziała, że tym razem będzie inaczej. Byli jednością w sensie duchowym, a teraz także fizycznie, dzięki czemu mogła go zostawić samego i mieć absolutną pewność, że jej nie zdradzi. Ruszyła Osiemdziesiątą Drugą w stronę Piątej Alei. Co chwila sprawdzała na komórce, czy nie ma wiadomości od Nate'a. To oczywiste, że w każdej chwili mógł zadzwonić. Nawet powinien. Jak każda zaborcza, agresywna i obsesyjna dziewczyna lubiła sobie wyobrażać, że Nate nie ma poza nią żadnego życia. Z drugiej jednak strony, gdyby rzeczywiście nie miał, doprowadziłby ją do szału.

gwiazdka daje kilka rad wielkiej gwieździe - Dali nam pięć rozkładówek - wyjaśniała Serena van der Woodsen, przeglądając egzemplarz „W” prosto z drukarni. - To cale dziesięć stron! Znany na całym świecie projektant mody Les Best przysłał właśnie do jej mieszkania nowe wydanie pisma z modą oraz liścik: Jak zawsze jesteś bajeczna, kochanie. Tak samo jak ta mata, słodka brunetka, twoja przyjaciółka! Owa rzekomo mała, słodka brunetka, czternastoletnia Jenny Humphrey, z całych sił próbowała nie zsikać się w majtki z przejęcia. Serena, najbardziej podziwiana dziewczyna w Constance Billard. absolutnie przesławna i najpiękniejsza modelka, znana na całe miasto mieszkanka Upper East Side, poprosiła, żeby spotkały się dziś po szkole. Teraz Jenny sie- działa w ogromnej, staromodnie urządzonej sypialni Sereny - w jej prywatnym sanktuarium - na jej osobistym łóżku i przeglądały najnowsze wydanie najbardziej odlotowego czasopisma o modzie na świecie. Oglądały strony, na których we dwie jako modelki prezentowały niesamowite markowe ciuchy. Jenny zawsze tęsknie patrzyła na takie ubrania w sklepach, ale nigdy nawet nie marzyła, że będzie je nosić. To było tak nierzeczywiste, że aż jej dech zaparło. - O, popatrz! - pisnęła Serena, stukając w kartkę długim, smukłym palcem. - Wyglądamy jak ostatnie jędze, nie? Jenny pochyliła się, żeby się przyjrzeć. Uszczęśliwiona zaciągnęła się słodkim zapachem mieszanki olejków paczuli robionej specjalnie na zamówienie dla Sereny. Na pięknych, idealnych kolanach starszej koleżanki leżała rozkładówka z dwiema dziewczynami ubranymi od stóp do głów w stroje Lesa Besta. Dziewczęta jechały po plaży małą terenówką, a za nimi widać było rozświetlony diabelski młyn na Coney Island. Zdjęcie było typowe dla stylu Jonathana Joyce'a - supersławnego fotografa mody, który stworzył tę rozkładówkę - wyglądało naturalnie - zupełnie jakby dziewczyny akurat jechały sobie plażą o zachodzie słońca w terenówce i świetnie się bawiły. Rzeczywiście wyglądały jak ostre jędze w tych zwariowanych turkusowo - czarnych leginsach w pasy. turkusowych skórzanych kamizelkach, białych górach od bikini i w białych, wysokich do kolan kozakach z cieniutkimi obcasami. Rozwiane włosy, paznokcie pomalowane na biało, cukierkowo różowe usta... Z

uszu zwisały im kolczyki z pawich piór. To było bardzo w stylu lat osiemdziesiątych, a zarazem futurystyczne i stylowe. I absolutnie czadowe. Jenny nie mogła oderwać oczu. Oto ona. w czasopiśmie, i po raz pierwszy w życiu jej ogromny biust nie był w centrum zainteresowania. Obie wyglądały tak świeżo i niewinnie, że fotografię chciało się po prostu schrupać. Jenny nawet nie marzyła, że zdjęcie wyjdzie tak dobrze. Było boskie. - Strasznie mi się podoba wyraz twojej twarzy - zauważyła Serena. - Wyglądasz tak. jakby właśnie ktoś cię pocałował albo coś w tym rodzaju. Jenny zachichotała. Czuła się właśnie tak. jakby ktoś ją pocałował. - Ty też ładnie wyglądasz. Ups, patrzcie, któż to się podkochuje w Serenie! Tak samo zresztą jak cala reszta wszechświata! Ale uczucie Jenny było głębsze niż innych - tak naprawdę to ona chciała stać się Sereną. Brakowało jej jeszcze jednej rzeczy - zagadkowej przeszłości, ponętnej atmosfery absolutnie niezgłębionej tajemnicy. - Założę się, że ledwo pamiętasz czas, kiedy wyrzucili cię ze szkoły z internatem - zaryzykowała odważnie Jenny, nie odrywając oczu od pisma. - Bałam się. że przez to nie przyjmą mnie do żadnego college'u - westchnęła Serena. - Gdybym wiedziała, że przyjmą mnie do wszystkich, nie wysłałabym aż tylu podań. Biedactwo. Gdybyśmy wszyscy mieli takie problemy. - Podobało ci się w szkole z internatem? - dopytywała się Jenny, patrząc na Serenę wielkimi brązowymi oczami. - To znaczy bardziej niż w normalnej szkole? Serena położyła się na łóżku z baldachimem i popatrzyła na biały materiał nad głową. Dostała to łóżko, gdy miała osiem lat, i co wieczór, kiedy szła spać, czuła się jak mała księżniczka. Prawdę mówiąc, nadal czuła się jak księżniczka, tyle że starsza. - Uwielbiałam to wrażenie, że mam własne życie, niezależnie od rodziców i przyjaciół, których znałam praktycznie od urodzenia. Podobało mi się chodzenie do szkoły z chłopcami, jedzenie z nimi w stołówce. Jakbym miała całą klasę braci. Ale tęskniłam za własnym pokojem i miastem, i za wyjściami w weekendy. - Ściągnęła białe bawełniane skarpetki i rzuciła je przez pokój. - I pewnie wyjdę na strasznie rozpieszczoną, ale brakowało mi pokojówki. Jenny kiwnęła głową. Podobała jej się myśl o stołówce pełnej chłopców. Nawet bardzo. I nigdy nie miała pokojówki, więc nie odczułaby jej braku. - To chyba był dobry trening przed college'em - Serena rozmyślała na glos. -

Oczywiście, jeśli w końcu zdecyduje się pójść do college'u. Jenny zamknęła magazyn i przycisnęła go do piersi. - Myślałam, że pójdziesz do Brown. Serena zakryła twarz poduszką z gęsiego puchu, którą po chwili odłożyła. Czy naprawdę musiała odpowiadać na tyle pytań? Nagle pożałowała, że zaprosiła do siebie Jenny. - Nie wiem, gdzie pójdę. Może nigdzie nie pójdę. Naprawdę nie wiem - wymamrotała, rzucając poduszkę na podłogę obok skarpetek. Jasne jak len włosy rozsypały się wokół jej twarzy o idealnie wyrzeźbionych rysach, kiedy zapatrzyła się w dal wielkimi błękitnymi oczami. Wyglądała tak ślicznie, że Jenny wyobraziła sobie, że spod łóżka wyfruwa stado białych gołębi. Serena wzięła z nocnego stolika pilota do wieży i włączyła starą płytę Ravesów, której ostatnio często słuchała. Płyta wyszła zeszłego lata i przypominała jej czas, kiedy żyła zupełnie beztrosko. Jeszcze nie wywalili jej ze szkoły z internatem. Jeszcze nie myślała o podaniach do college'ów. Jeszcze nie zaczęła pracy jako modelka. - A co jest takiego super w Brown? - zapytała, chociaż studiował tam jej brat. Erik, i pewnie wściekłby się jak diabli, gdyby nie poszła do tej szkoły. Poza tym poznała tam seksownego latynoskiego malarza, który zakochał się w niej po uszy. Ale co z Harvardem i wrażliwym krótkowidzem, jej przewodnikiem, który też się w niej zabujał? Albo z Yale i Whifteopoofs, którzy napisali dla niej piosenkę? No i jeszcze zostawało Princeton, do którego nawet nie pojechała. W końcu ten college był najbliżej miasta. - Może powinnam poczekać z rok albo dwa lata i załatwić sobie własne mieszkanie. Może popracowałabym trochę jako modelka albo spróbowałabym aktorstwa? - Albo jedno i drugie. Jak Claire Danes - podsunęła Jenny. - No bo gdy raz przerwiesz szkolę, to pewnie trudno potem wrócić. Jakbyś coś o tym wiedziała, mała mądrala. Serena sturlała się z łóżka i stanęła przed wysokim lustrem, które wisiało na szafie. Miała pogniecioną niebieską bluzkę w rustykalnym stylu od Marni, a biało - błękitna spódniczka Z krepy od mundurka wisiała krzywo na jej biodrach. Dziś rano jak zwykle biegła spóźniona i się potknęła. Zgubiła pomarańczowy drewniak na korkowym obcasie od Miu Miu i wylądowała jak długa na chodniku. Teraz połyskujący różowy lakier na dużym palcu lewej stopy odprysł, a na prawym kolanie widniał wielki, fioletowo - żółty siniak. - Co za rozpacz - jęknęła. Jenny nie wyobrażała sobie, jak Serena może codziennie stawać przed lustrem i nie

mdleć, patrząc na swoją idealną twarz. To było całkiem niezrozumiale, żeby ktoś tak perfek- cyjnie piękny jak Serena mógł mieć jakieś problemy. - Na pewno uda ci się to rozwiązać - powiedziała Jenny. Nagle jej uwagę przyciągnęło zdjęcie Erika van der Woodsena - seksownego, starszego brata Sereny. Fotografia stała na nocnym stoliku w srebrnych ramkach od Tiffany'ego. Wysoki i smukły, miał tak samo jasne włosy, dość długie i pięknie okalające twarz - męska wersja Sereny. Miał też identyczne ciemnoniebieskie oczy, takie same usta z uniesionymi kącikami, takie same proste, śnieżnobiałe zęby i arystokratyczny podbródek. Na zdjęciu stał na kamienistej plaży, opalony i bez koszuli. Jenny zacisnęła kolana. Ta klatka, ten brzuch, te ramiona... och! Jeśli w szkole z internatem są chłopcy chociaż w połowie tak śliczni jak Erik van der Woodsen. już by ją mogli przyjąć! Spokojnie, kowbojko! Różowy iMac Sereny zapiszczał, co znaczyło, że przyszedł e - mail. - Pewnie ktoś z naszych fanów - zażartowała Serena, chociaż Jenny pomyślała, że mówi poważnie. Serena pochyliła się nad antycznym sekretarzykiem, kliknęła myszką i sprawdziła najnowszy list. Do: SvW§vanderWoodsen.com Od: Sheri@PrincetonTriDs.org Droga Sereno! Nasze stowarzyszenie studentek absolutnie wielbi Lesa Besta. Kilka dziewczyn od nas było tej wiosny na jego nowojorskim pokazie, więc możesz sobie wyobrazić naszą radość, gdy się dowiedziałyśmy, że bierzesz pod uwagę studiowanie w Princeton. Jeśli wybierzesz nasz college, musisz przyłączyć się do Tri Delt. Mamy już mnóstwo pomysłów na imprezy charytatywne, łącznie z pokazem Lesa Besta, z którego pieniądze poszłyby na dzikie konie w Chincoteague. W pokazie jako modelki wzięłybyśmy udział my - członkinie Tri Delt. Najlepsze jest to, że nie musisz nawet przechodzić ślubowania i reszty - nasze gratulacje, Sereno, już jesteś naszą siostrą! Musisz tylko przywieźć

swój tyłek do Princeton kilka dni wcześniej w sierpniu, żebyś dostała dobry pokoik w naszym domu. Nie możemy się doczekać. Całusy. Twoja siostra, Sheri Serena przeczytała wiadomość raz jeszcze, a potem się wylogowała. Zszokowana gapiła się jeszcze przez chwilę na pusty ekran. Namolne siostrzyczki ze stowarzyszenia to ostatnie osoby, od których chciałaby dostać teraz list. A poza tym. czy Princeton to nie jest uczelnia z intelektualnymi ambicjami? Podniosła słuchawkę i wybrała numer do Blair, a polem cisnęła ją z powrotem, zdając sobie sprawę, że zupełnie zapomniała o swoim gościu. Jenny była słodka, milutka i w ogóle, ale czyż nie miała do odrobienia żadnej pracy domowej, nie musiała obejrzeć jakiegoś filmu czy coś takiego? Widzicie, nawet chodzące ideały mają wredną stronę. Jenny ześliznęła się z łóżka i poprawiła ramiączka superszerokiego. wzmacnianego stanika, zgadując, że zaraz zostanie pożegnana. - Wiesz, mój brat, Dan. śpiewa teraz z Ravesami - oznajmiła. - Jutro wieczorem ma pierwszy koncert. Mogę cię wpisać na listę specjalnych gości, jeśli masz ochotę przyjść. Jenny nie była pewna, czy w ogóle istnieje taka lista specjalnych gości. Wiedziała tylko, że wchodzi za darmo, bo jest siostrą wokalisty. Dan uważał, że jest taki sławny, skoro należy do kapeli, która wydała najlepiej sprzedający się album na wschodnim wybrzeżu. Gdyby jednak pojawiła się na koncercie z Sereną - dwie najładniejsze modelki w Nowym Jorku w takich samych sukienka od Lesa Besta - przebiłaby go o głowę. Serena zmarszczyła nos. Chciała iść na koncert Ravesów, naprawdę chciała, ale już potwierdziła rodzicom, że jutro wieczorem pójdą razem na przyjęcie zapoznawcze dla przyszłych studentów Yale. Nie za bardzo mogła ich teraz wystawić. - Chyba nie mogę - powiedziała przepraszającym tonem. - Muszę iść na imprezę organizowaną przez Yale. Ale spróbuję dojechać, jeśli wyrwę się wcześniej. Jenny kiwnęła głową i rozczarowana wsadziła „W” do torby z uszami Gapa. Już sobie wyobrażała, jak robią we dwie wielkie wejście do klubu w Lower East Side. Zapomnijcie o Ravesach - to tylko gwiazdy rocka, wielkie mi co. One z Sereną były supermodelkami, a przynajmniej była nią Serena. Na pewno wszystkie głowy odwróciłyby się w ich kierunku. Chyba będzie musiała zadowolić się statusem siostry lidera zespołu. Jakby to komukolwiek wystarczało.

kryzys tożsamości - Strzaskaj mnie jak jajko! Daniel Humphrey spiorunował wzrokiem swoje odbicie w lustrze w sypialni i zaciągnął się do połowy wypalonym camelem. Mięczak o beznadziejnym glosie w znoszonych sztruksach w kolorze khaki i bordowej koszulce Gapa. Prawie gwiazda rocka. - Strzaskaj mnie jak jajko! - jęknął znowu, próbując wyglądać jednocześnie na udręczonego, zbuntowanego i totalnie wyluzowanego. Problem polegał na tym, że głos łamał mu się za każdym razem, gdy wchodził na wyższe rejestry. Wydawał z siebie dychawiczny szept, a jego twarz wyglądała łagodnie, młodo i bez cienia pozy. Dan potarł kościsty podbródek i zastanawiał się, czy nie zapuścić koziej bródki. Vanessa zawsze była zdecydowanie przeciwna zarostowi, ale odkąd przestali być parą, jej zdanie już się nie liczyło. Prawie dwa tygodnie temu na osiemnastce Vanessy w jej mieszkaniu w Williamsburgu, w Brooklynie. Dan został odkryty przez megapopulamą kapelę grającą indie - Raves. A właściwie odkryto jego wiersze. Myśląc, że oboje od przyszłego roku będą studiować na NYU i żyć długo i szczęśliwie. Dan wprowadzi! się do Vanessy raptem parę dni przed imprezą. Ale ich związek szybko zaczął się sypać. Bardziej przygnębiony niż zwykle Dan siedział na imprezie w kącie i żłopał prosto z butelki wódkę Grey Goose. W tym czasie pojawili się Ravesi i ich gitarzysta. Damian Polk, napatoczył się na stos czarnych notatników z wierszami Dana. Damian i jego zespół zwariowali na punkcie tej poezji. Upierali się. że to świetne teksty do piosenek. Ich wokalista zniknął w tajemniczych okolicznościach - czyżby jakiś odwyk? - więc postanowili zaproponować fuchę autorowi wierszy. Dan był już wtedy zalany w pestkę i uznał, że cala ta sytuacja jest przezabawna. Rzucił się do roboty z pijackim zapałem, przyciągnął całą uwagę i wszystkich nakręcił swoim bezwstydnym występem. Myślał, że to była jednorazowa propozycja, coś, co pomoże mu przestać myśleć o tym. że właśnie zerwał z jedyną dziewczyną, która go kochała. Następnego dnia odkrył, że  NYU - New York University (ang.) - Uniwersytet w Nowym Jorku (przyp. tłum.).

jest oficjalnym członkiem zespołu i że tkwi w tym po uszy. W czasie prób Dan zorientował się. że jego normalne, trzeźwe ja jest fizycznie niezdolne do występów z tą samą brawurą co w czasie imprezy i że przy pozostałych członkach zespołu, którzy byli już po dwudziestce i nosili ubrania szyte na miarę przez awangardowych projektantów, takich jak Pistolcock albo Better Than Naked, czuł się jak niezręczny, piszczący dzieciak. Zapytał nawet Damiana Polka, dlaczego do diabła Ravesi chcą. żeby dla nich śpiewał. Damian odpowiedział po prostu: - Chodzi tylko o słowa. Kurczę, to, że potrafił pisać, nie znaczyło, że potrafi śpiewać. Ale gdyby wyglądał bardziej jak ktoś, kto potrafi śpiewać, to może przekonałby publiczność, że zasługuje na bycie w zespole. Dan przegrzebał przepełnione szuflady biurka w poszukiwaniu maszynki na baterie do przycinania brody. Kupił sobie to urządzenie w zeszłym roku, gdy przez tydzień eksperymentował z długością bokobrodów. Poszedł do pokoju młodszej siostry, Jenny, i w końcu znalazł maszynkę pod jej łóżkiem, z niewyjaśnionych przyczyn zawiniętą w stary różowy ręcznik kąpielowy. Lekcja numer jeden na temat młodszych sióstr: jeśli chcesz zachować swoje śmiecie, załóż kłódkę na drzwiach. Nawet nie kłopotał się. żeby wrócić do własnego pokoju - podszedł do lustra na drzwiach szafy Jenny i pociągnął się za włosy. Odrosły mu już po fryzurze w stylu „modnego artysty”, którą zafundował sobie zaraz po tym, jak opublikowano jego wiersz w „New Yorkerze”. Teraz, kiedy z poety zamienił się w przebojową gwiazdę rocka, nadszedł czas na zmianę. Fuj! Przecież wszyscy wiedzą, że w dzień przed wielkim występem nie wypróbowuje się nowego wizerunku! Włączył maszynkę i zaczął golić kark. Patrzył, jak jasnobrązowe pasemka pokrywają czekoladowy dywan. Przerwał, bo nagle zaniepokoił się, że maszynka nie ma odpowiednich ostrzy do golenia głowy. Mogłaby zostawić dziwne, czerwone ślady na całej czaszce albo ogolić go nierówno i wyglądałby, jakby ktoś wygryzł mu włosy. Pewnie, że chciał wyglądać jak twardziel, ale niekoniecznie jak twardziel z wygryzioną głową. Zastanawiał się. co dalej. Jeśli zostawi tak jak teraz, ogolony kawałek będzie zasłonięty przez resztę włosów do chwili, kiedy Dan się nie pochyli - a wtedy voila - wyłoni się ogolona szyja. Właściwie to fajne wiedzieć, że ma się taki wygolony kawałek, ale nie

musi go pokazywać. Z drugiej jednak strony, niezauważalna fryzura to nie było dokładnie to, o co mu chodziło. Odłożył golarkę, wsadził do ust camela i sięgnął po telefon Jenny. Jeśli ktoś zna się na goleniu głowy, to na pewno Vanessa. Goliła sobie włosy od dziewiątej klasy. Unikała drogich salonów, takich jak Frederic Fekkai i Elizabeth Arden Red Door, gdzie regularnie chodziły jej wyfiokowane koleżanki z klasy, i upierała się, żeby golić włosy samodzielnie w domu. W głębi duszy zawsze uważał, że gdyby miała odrobinę więcej włosów, wyglądałaby trochę lepiej, ale skoro najwyraźniej myślała, że jako łysa prezentuje się świetnie, nic jej nie mówił. - Jeśli dzwonisz w sprawie wynajmu mieszkania, oddzwonię zaraz po przejrzeniu oferty online - Vanessa automatycznie wyrecytowała formułkę. - Hej, to ja, Dan - odpowiedział wesoło. - Co u ciebie? Vanessa nie od razuzareagowała. Chciała dać Danowi trochę przestrzeni, żeby podrósł i rozkwitł jako nowy Kurt Cobain. Jon Keats czy czym tam do cholery chciał być, ale zerwanie z nim i wyrzucenie go z mieszkania nie było dla niej takie łatwe. Zwyczajny, przyjacielski ton w jego głosie sprawił, że serce jej oklapło jak balon bez powietrza. - Jestem trochę zajęta. - Wystukała na klawiaturze jakąś bzdurę, żeby sprawiać wrażenie dramatycznie zawalonej pracą. - Mam mnóstwo ofert do przejrzenia, no wiesz, w sprawie mieszkania. - Och. Dan nie wiedział, że Vanessa szuka współlokatora. Ale Z drugiej strony, skoro jej starsza siostra Ruby pojechała w trasę ze swoim zespołem, pewnie Vanessie nudziło się samej w mieszkaniu, zwłaszcza że on już nie dotrzymywał jej towarzystwa. Na ułamek sekundy Dana ogarnął taki żal, że miał ochotę złapać ołówek i napisać tragiczny wiersz o rozstaniu, używając słów. takich jak „ciąć” i „golić”, ale jego świeżo ogolony kark zaczął go piec i szczypać, więc od razu przypomniał sobie, po co dzwonił do Vanessy. - Mam tylko pytanko. - Zaciągnął się kilka razy papierosem, a potem wrzucił go z roztargnieniem do wazonu ze stokrotkami więdnącymi na biurku Jenny. - Jak golisz głowę, no wiesz... Używasz konkretnej golarki, czy jak? Jakiegoś ostrza? W pierwszej chwili Vanessa chciała mu powiedzieć, że z ogoloną głową będzie wyglądał jak chudy siedmiolatek z białaczką świeżo po chemioterapii, ale miała już dość chronienia go przed własnymi błędami, zwłaszcza teraz, gdy byli „tylko przyjaciółmi”. - Wahl, ostrze numer dziesięć. Słuchaj, muszę kończyć. Dan obejrzał swoją golarkę. Kupił ją w drogerii. Nie było na niej informacji o

rozmiarze ostrza. Może lepiej pójść do fryzjera. - Dobra. Zobaczymy się jutro wieczorem na moim koncercie, tak? - Może - odparła beztrosko Vanessa. - Jeśli uporam się z tym szukaniem współlokatora. Zmykam. Cześć! Dan odłożył słuchawkę i znowu obejrzał golarkę. - Strzaskaj mnie jak jajko! - wrzasnął, trzymając maszynkę przy ustach, jakby to był mikrofon. Ściągnął koszulkę i wystawił blady, chudy brzuch, próbując wyglądać jak ktoś zu- chwały, znudzony i zbuntowany - taka niższa, chudsza i mniej narąbana wersja Jima Morrisona. - Strzaskaj mnie jak jajko! - jęknął, opadając na kolana. Nagłe w progu stanął jego ojciec, Rufus, w poprzypalanej papierosami szarej bluzie Old Navy i różowej opasce frotté, której Jenny używała do odgarniania włosów, gdy myła twarz. - Dobrze, że twoja siostra jest już zbyt zajęta, żeby siedzieć z nami po szkole. Pewnie nie byłaby zachwycona, gdyby zobaczyła, jak robisz striptiz w jej pokoju - stwierdził. - Mam próbę. - Dan wstał, starając się zachować resztki godności. - Mógłbyś mi nie przeszkadzać? - Mną się nie przejmuj. Rufus nadal siał w drzwiach, drapiąc się po piersi i macając camela bez filtra, którego wsunął za lewe ucho. Był samotnym ojcem pracującym w domu. wydawcą mniej znanych poetów - bitników i pisarzy ezoterycznych, o których nikt nie słyszał. - Myślę, że jakbyś akcentował co drugie słowo, lepiej by to brzmiało. Dan przechylił głowę i podał ojcu golarkę. - Pokaż mi. Rufus wyszczerzył zęby. - Dobra, ale nie zdejmę koszuli. Bogu dzięki. Odsunął golarkę od twarzy, jakby się bal. że może się włączyć i przyciąć jego słynną, niepielęgnowaną brodę. - Strzaskaj mnie jak jajko! - zawył. Jego brązowe oczy rozbłysły. Oddał synowi maszynkę do strzyżenia. - Teraz ty. Oczywiście Rufus zabrzmiał właśnie tak, jak chciał brzmieć Dan. Dan rzucił golarkę na łóżko Jenny i włożył z powrotem koszulkę. - Mam pracę domową do zrobienia - wymamrotał.

Ojciec wzruszył ramionami. - Dobra, zostawiam cię w spokoju. - Mrugnął do syna. - Zdecydowałeś już, gdzie pójdziesz na jesieni? - Nie - odparł ponuro Dan. Wyszedł z pokoju Jenny, powłócząc nogami, i wrócił do siebie. Ojciec tak przeżywał tę sprawę college'ów, że zaczynał się robić naprawdę denerwujący. - Columbia jest blisko! - zawołał za nim Rufus. - Mógłbyś mieszkać w domu! Jakby nie wspomniał o tym już tysiąc razy! W pokoju Dan znalazł w szufladzie biurka gumkę i spiął nią włosy w krótki kucyk, odsłaniając wygoloną część. Złapał znowu golarkę. - Strzaskaj mnie jak jajko! - szepnął, naśladując ojca najlepiej, jak umiał. Skrzywił się. Jego głos nie był dość zachrypły, żeby zabrzmiało to przekonująco. Zamienił maszynkę na stos informatorów z college'ów, które przeglądał przez ostatnie trzy miesiące, i rzucił się na łóżko. Jeszcze tydzień, żeby wybrać między NYU, Brown, Co- lumbią i Evergreen. Otworzył katalog na zdjęciu ze studentem z Brown ubranym w tweedową marynarkę i wyglądającym na intelektualistę. Stał oparty o pień drzewa i bazgrał coś w notat- niku jak młody Keats. Wyglądał właśnie tak. jak Dan wyobrażał sobie siebie za rok - zanim został odkryty przez Ravesów i zanim ogolił sobie tył głowy. Przejechał palcem po ogolonym kawałku i zerknął na swoje ubranie. Będzie musiał iść na zakupy, bo nic z jego ciuchów nie pasuje już do włosów. A myśleliście, że takimi rzeczami martwią się tylko dziewczyny. Szkoda, że nie ma Jenny do pomocy, pomyślał ponuro Dan. Ale jego młodsza siostra była zbyt zajęta karierą supermodelki. żeby przejrzeć jego ubrania i powiedzieć mu, co jest do bani. a co da się włożyć. Dan wziął kubek z kawą rozpuszczalną,, która od rana stygła na podłodze, i wypił łyk. Skrzywił się do swojego odbicia w lustrze i przez chwilę wyobrażał sobie, że na scenie krzywi się tak samo do publiczności - wściekły i rozdrażniony. Może. może jednak da sobie jakoś radę z tym wszystkim bez pomocy siostry. A może nie.

druga połowa zamiast współlokatora Połykaczkaognia: mam raczej chory cykl dobowy, śpię za dnia i pracuje nocami Łysakotka: co robisz? Połykaczkaognia: ech... występuje Łysakotka: naprawdę połykasz ogień? Połykaczkaognia: pracuje nad tym. najczęściej tańczę z wężami. Łysakotka: wężami? Połykaczkaognia: aha, mam cztery węże. Połykaczkaognia: nie masz nic przeciwko zwierzakom, nie? Połykaczkaognia: jesteś tam? Połykaczkaognia: ej? - Próbuj dalej, frajerko! - Vanessa Abrams wylogowała się i podeszła do szafy. Dwie godziny temu zdjęła swój ciepły, a zarazem okropny, bordowy wełniany mundurek szkoły Constance Billard - zimowy, ale jedyny, jaki miała - i do tej pory niczego nie włożyła. Chociaż dziewczyna, z którą Vanessa miała spotkać się za trzy minuty, w porannych e - mailach wypadła całkiem fajnie, pewnie trochę by się przestraszyła, gdyby Vanessa otworzyła jej drzwi tylko w czarnych bawełnianych figach. Na oślep wyciągnęła z górnej półki złożone spodnie Wszystkie jej ubrania były czarne, a poza tym Vanessa wierzyła w sens podwójnych zakupów. Jeśli masz sześć par prostych, czarnych, dopasowanych dżin- sów Levisa, to nigdy tak naprawdę nie zastanawiasz się, co włożyć, i wystarcza, jak raz w tygodniu robisz pranie. Wciągnęła spodnie na blade i trochę zbyt pulchne biodra, a potem naciągnęła czarną koszulkę z długimi rękawami i dekoltem w szpic. Przeciągnęła dłońmi po ogolonej głowie. Dla tak zwanych normalnych dziewczyn, z którymi chodziła do szkoły, wyglądałaby dziwnie, ale ta, z którą miała się spotkać, zapowiadała się naprawdę interesująco - żadna z tamtych gęsi nie mogła nawet marzyć, żeby wypaść równie ciekawie. No, przynajmniej tak wynikało z rozmowy online. Zgodnie z oczekiwaniami odezwał się dzwonek. Vanessa podeszła do okna i odsunęła

zasłonę (tak naprawdę to było czarne prześcieradło z bawełny z domieszką sztucznych włókien, które kupiły z Ruby, jej siostrą, w Kmart w poprzednie Halloween). Na ulicy dwa piętra niżej pijany bezdomny wrzeszczał na puste zaparkowane samochody. Chłopczyk z zielonymi, nastroszonymi włosami, bez koszulki, pędził chodnikiem na górskim rowerze, który był zdecydowanie dla niego za duży. Kruszący się kawał betonu, który robił za schodek do domu Vanessy, był pusty. Przyszła współlokatorka już wchodziła na górę. - Proszę, bądź normalna - mruknęła Vanessa. Nie chodziło o to, że tak naprawdę lubiła normalne dziewczyny. Normalne dziewczyny, jak te z jej klasy w Constance Billard. malowały usta na różowo i nosiły różne wersje dokładnie tej samej pary butów, z nabożeństwem traktując takie rzeczy jak pasemka albo pedikiur. W e - mailowym zgłoszeniu Beverly napisała, że studiuje w Pratt, więc jest starsza - to już coś, a poza tym prawdopodobnie woli bardziej alternatywny styl życia. Vanessa miała nadzieję, że dziewczyna wypadnie równie dobrze, jak się zapowiadała. Otworzyła drzwi mieszkania w chwili, gdy gość doszedł do końca schodów. Tyle, że ku kompletnemu zaskoczeniu Vanessy gość okazał się facetem. Vanessa zapomniała zaznaczyć w ogłoszeniu w Internecie, że na współlokatora szuka dziewczyny. Tak całkiem przypadkiem o tym zapomniała? - Założę się, że spodziewałaś się dziewczyny, nie? - zapytał Beverly, wyciągając rękę do Vanessy. - To imię jest potwornie staroświeckie i absolutnie mylące. Nie martw się, przy- zwyczaiłem się. Vanessa starała się nie wyglądać na zaskoczoną, co nie było dla niej zbyt trudne. Dawno temu podczas samotnych lunchów w szkolnej stołówce Constance Billard, kiedy wyłączała się z paplaniny pięknych, jędzowatych koleżanek z klasy, do mistrzostwa opanowała zupełnie obojętne spojrzenie. Wsadziła palce do tylnych kieszeni dżinsów i nonszalancko wpuściła gościa do mieszkania. - Właśnie gadałam na czacie z jakąś zwariowaną panienką, która tańczy z wężami. Ty nie hodujesz węży, prawda? - Nie. Beverly złożył ręce jak do modlitwy i przyjrzał się ponuro urządzonemu mieszkaniu. Ściany były białe, a drewniane podłogi nagie. Maleńka kuchnia wychodziła na salon, pełniący funkcję drugiej sypialni, w którym leżał materac i stał telewizor. Jedyna dekoracja to kadry z ponurych filmów, które Vanessa ciągle kręciła w wolnym czasie. - Czyja to praca? - zapytał Beverly, wskazując na czarno - białą fotografię gołębia

dziobiącego zużyty kondom w parku przy Madison Square. Vanessa złapała się na tym, że gapi się na mocny, okrągły tyłek Beverly'ego, więc szybko odwróciła wzrok. - Moja - odparła chrapliwym głosem. - To z filmu, który nakręciłam w tym roku. Beverly pokiwał głową, nadal trzymając złożone dłonie i przyglądając się pozostałym zdjęciom. Vanessie bardzo spodobało się to, że nie zacząć od razu paplać, jakie są przygnębiające i oryginalne, jak to zwykle robili ludzie. Już sam sposób, w jaki zapytał „czyja to praca”, sprawił, że poczuła się jak prawdziwa artystka. - Masz ochotę na piwo? - zapytała. Chociaż to nietypowe dla niej, w lodówce stało mnóstwo piwa, które zostało po jej szalonej osiemnastce dwa tygodnie temu. Teraz korzystała z każdej okazji, żeby się go pozbyć”. - Przykro mi, ale poza wodą niczego więcej nie mogę zaoferować. - Woda to dobry pomysł - odpowiedział Beverly, a Vanessa poczuła, że jeszcze bardziej go lubi. Zapytaj jakiegokolwiek chłopaka ze szkoły średniej, czy chce piwa, a ten w trzy sekundy wyżłopie cały sześciopak. Beverly potrzebował tylko trochę wody do moczenia pędzli i miejsca do mieszkania, na przykład z nią... Prrr, szalona! A co ze wstępną rozmową? Vanessa poszła do maleńkiej kuchni, wyjęła starą szklankę ze Scooby - Doo, trochę lodu i dzbanek ze schłodzoną wodą Z lodówki. Nalewała do szklanki powoli, jednocześnie podejrzliwie przyglądając się Beverly'emu. Jego małe oczy o intensywnym spojrzeniu były bladoniebieskie, a krótkie, potargane włosy prawie czarne. Dłonie i paznokcie miał poplamione jakimś czarnym tuszem, którego pewnie używał do pracy, a jego burozielona koszulka była przyprószona czymś, co wyglądało jak trociny. Miał czarne luźne spodnie z bawełny, które sama nosiłaby codziennie, gdyby była facetem, a na nogach cienkie pomarańczowe klapki z gumy, jakie można kupić za dziewięćdziesiąt dziewięć centów w drogerii. Był tak różny od ludzi, z którymi chodziła do szkoły, że Vanessa zaczęła się strasznie ekscytować - zupełnie nie potrafiła się opanować. Czy to mogło mieć coś wspólnego z faktem, że okazał się facetem? Obeszła blat i podała Beverly'emu wodę, już wyobrażając sobie, że siedzą razem do późna i oglądają filmy. Ona podawałaby mu wodę, a on kiwałby głową w podziękowaniu w ten swój zamyślony, seksowny sposób. A potem przeanalizowaliby dorobek Stanleya Kubricka. film po filmie... nago.

Vanessa usiadła na materacu, a Beverly przysiadł obok niej. - W tej chwili właściwie tylko pomieszkuję, nie mam stałego miejsca - wyjaśnił. - Mieszkałem w akademiku, a teraz jestem z grupą artystów. Mamy mieszkanie i pracownię w magazynach przy stoczni marynarki wojennej w Brooklynie. Ale czasem to prawdziwy dom wariatów. - Zaśmiał się cicho. - Potrzebuję miejsca, gdzie mogę spokojnie się zdrzemnąć i nie bać się, że ktoś w czasie snu odrąbie mi palce. No wiesz, do rzeźby z ludzkich części ciała albo czegoś w tym stylu. Vanessa pokiwała entuzjastycznie głową. Doskonale wiedziała, o co mu chodzi. Serio? Oczywiście nie spodziewała się. że będzie mieszkać z facetem - innym niż Dan - ale miała już osiemnaście lat. była dorosła, zdolna do podejmowania samodzielnych decyzji i dość dojrzała, żeby mieszkać z chłopakiem i nie mieć ochoty od razu wskoczyć mu do łóżka. Jasne. - Ale problem w tym, że to trochę dziwne, zamieszkać z kimś. z kim nigdy nie oddychało się tym samym powietrzem, rozumiesz? - ciągnął Beverly. Wielkie brązowe oczy Vanessy zrobiły się jeszcze większe. Więc nie chciał z nią mieszkać? - Chyba - odpowiedziała ponuro. - Zastanawiałem się, czy może moglibyśmy najpierw spędzić trochę czasu razem, przez kilka tygodni. Porobić różne rzeczy. Poznać się trochę. Sprawdzić, czy coś z tego będzie - dodał. Vanessa przysiadła na dłoniach. Czuła się zakłopotana, jak te tak zwane normalne dziewczyny, których tak nie cierpiała, kiedy jakiś przystojniak zaprasza je na bal czy jak tam nazywali te idiotyczne imprezy, na które trzeba się odstawić i na które nieustannie chodziły, bo miały pretekst, żeby kupować nowe sukienki. Beverly miał ochotę z nią zamieszkać, tylko najpierw chciał ją poznać. Jakie to odświeżające i jakie ekscytujące poznać nareszcie kogoś, kto jest inteligentny, w porządku, twórczy i... seksowny! - Cóż. mam jeszcze kilka spotkań z chętnymi - odparła, żeby nie wykazać zbyt dużego entuzjazmu. - Ale jak dla mnie, to dobry pomysł. To znaczy, masz rację. To ważne wiedzieć, do kogo człowiek się wprowadza. - Właśnie. Beverly dopił wodę. wstał i odstawił szklankę do zlewu. Rety, w dodatku sprząta po sobie. Wrócił do salonu, postukując klapkami.