Robin, Normanowi i Nickowi,
bo kiedyś razem stanęliśmy do słusznej walki.
7
Osoby dramatu
OŻP DOBRAOKAZJA
Wulfcot Trumane – kapitan OŻP Dobra Okazja.
Corrick Hilemore – pierwszy oficer p.o. kapitana na OŻP
Dobra Okazja.
Dravin Talmant – podporucznik na OŻP Dobra Okazja.
Naytanil Bozware – pierwszy mechanik na OŻP Dobra
Okazja.
Steelfine – pierwszy oficer na OŻP Dobra Okazja
pochodzący z Wysp Barierowych.
Claydon Torcreek – niezarejestrowany Błogosławiony,
zatrudniony w Niezależnej Kompanii Pracowników
Najemnych „Długie Karabiny”.
Braddon Torcreek – stryj Claydona Torcreeka. Kapitan
i główny Udziałowiec w Niezależnej Kompanii
Pracowników Najemnych „Długie Karabiny”.
Loriabeth Torcreek – córka Fredabel i Braddona,
młodszy strzelec w Niezależnej Kompanii
Pracowników Najemnych „Długie Karabiny”.
Cwentun Skaggerhill – główny żniwiarz w Niezależnej
8
Kompanii Pracowników Najemnych „Długie
Karabiny”.
Kaznodzieja – pozbawiony święceń duchowny Kościoła
Proroka i snajper w Niezależnej Kompanii
Pracowników Najemnych „Długie Karabiny”.
Zenida Okanas – Błogosławiona i była kapitan
pirackiego statku Królowa Wiatru. Zakontraktowana
Błogosławiona i nawigator na OŻP Dobra Okazja.
Akina Okanas – córka Zenidy.
FEROS
Lizanne Lethridge – Błogosławiona. Pełnoprawny
Udziałowiec i tajna agentka Wydziału Inicjatyw
Nadzwyczajnych Żelaznego Syndykatu Handlowego.
Jermayah Tollermine – technik i pracownik Żelaznego
Syndykatu Handlowego.
Profesor Graysen Lethridge – ojciec Lizanne Lethridge,
który jednak nie utrzymuje z nią kontaktu.
Niezależny technik. Syn Darusa Lethridge’a,
wynalazca mikroskopu i współwynalazca napędu
termoplazmowego.
Pendilla Cableford – ciotka Lizanne i gospodyni
Graysena.
Tekela Akiv Artonin – osierocona córka corvuskiego
burgrabiego Artonina. Wychowanica Lizanne.
Arberus Lek Hakimas – były corvuski oficer kawalerii
i major Cesarskich Dragonów. Potajemny członek
radykalnego Bractwa Współwezwanych.
Fredabel Torcreek – żona Braddona i współwłaścicielka
Niezależnej Kompanii Pracowników Najemnych
„Długie Karabiny”.
Cralmoor – Wyspiarz, zawodowy bokser i były szef
przestępczego półświatka w Kątach.
9
Gloryna Dolspeake – przewodnicząca Zarządu Żelaznego
Syndykatu.
Taddeus Bloskin – członek Zarządu Żelaznego
Syndykatu i dyrektor Inicjatyw Nadzwyczajnych.
Admirał Heapmire – szef Zarządu Morskiego Żelaznego
Syndykatu, naczelny dowódca Morskiego
Protektoratu.
Elektorka Dorice Vol Arramyl – były corvuski jeniec
i Błogosławiona. Późniejsza cesarska ambasadorka
przy Żelaznym Syndykacie.
CESARSTWO CORVUSKIE
Cesarz Caranis Vol Lek Akiv Arakelin – boski cesarz
Cesarstwa Corvuskiego, pierwszy władca o tym
imieniu.
Wicehrabia Caled Vol Kalasin – Cesarska Krew na
dworze cesarskim, dowódca Korpusu Krwi.
Hrabina Sefka Vol Nazarias – dowódca Korpusu
Cesarskiego, daleka kuzynka cesarza.
Szambelan Avedis Vol Akiv Yervantis – dworzanin
w Cesarskim Sanktuarium.
Korian – przywódca corvuskiej komórki Bractwa
Współwezwanych.
Hyran – Błogosławiony i członek Bractwa
Współwezwanych.
Kraz – Błogosławiony i członek Bractwa
Współwezwanych.
Jelna – Błogosławiona i członkini Pierwszego Sojuszu
Republikańskiego.
Benric Thriftmor – członek Zarządu Żelaznego
Syndykatu i dyrektor Spraw Pozakorporacyjnych.
Zakaeus Griffan – Błogosławiony zatrudniony na
kontrakcie na OŻP Dobra Okazja, mąż Sofiyi.
10
Sofiya Griffan – Błogosławiona zatrudniona na
kontrakcie na OŻP Dobra Okazja, żona Zakaeusa.
SCORAZIN
Elektorka Atalina – przywódczyni Furii.
Makario Bovosan – muzyk grający na pianoli i członek
Furii.
Anatol – członek Furii, ochroniarz i przyboczny elektorki
Ataliny.
Melina – kierowniczka Wytchnienia Górnika, prawa
ręka elektorki Ataliny, więzień w Scorazinie.
Devies Kevozan – przywódca Węglarzy, znany
powszechnie jako Król Węgla.
Julesin – członek Węglarzy, przyboczny Króla Węgla.
Simizon Ven Estimont – przywódca Grynszpanowców,
znany powszechnie jako Rechoczący Sim.
Varkash – były varestiacki pirat i przywódca Mądrych
Głupców.
Majsterkowicz – rzemieślnik o nieznośnych manierach.
Darkanis – cesarski konstabl stacjonujący w Scorazinie.
POZOSTALI
Sirus Akiv Kapazin – były kustosz Cesarskiego Muzeum
w Morsvale.
Katrya – była pokojówka Sirusa.
Myratis Lek Sigoral – podporucznik Cesarskiej Piechoty
Morskiej, p.o. kapitana na OFC Pierwszorzędny.
Scrimshine – skazany przemytnik i więzień osadzony
w Lossermark, późniejszy sternik na OŻP Dobra
Okazja.
Madame Hakugen – rewident Konglomeratu
11
Wywiadowca Sanoryjski
SŁYNNA PIĘKNOŚĆ Z TOWARZYSTWA GINIE W POŻODZE
W ZAKŁADZIE DLA OBŁĄKANYCH
Powszechna żałoba po „królowej mandinorskiej socjety”
Czarujący żywot kończy się szaleństwem i płomieniami
Majętna rodzina Dewsmine przywdziała dziś żałobę po tragicznej
śmierci swojej najsłynniejszej córki, niegdyś pięknej i czarującej,
dwudziestopięcioletniej Catheline. Trudno uwierzyć, że zaledwie
cztery lata temu właśnie to czasopismo ogłosiło Catheline
Dewsmine niekoronowaną Królową Mandinorskiej Socjety.
Catheline, jako błyskotliwa i pełna życia postać na każdym balu
czy innym mandinorskim spotkaniu towarzyskim, podczas swojej
błyskawicznej kariery dorobiła się licznych wielbicieli i wielu
wrogów o ciętym języku. Wasz pokorny korespondent słyszał, jak
opisywano ją zarówno jako „duszę obdarzoną niebiańską gracją
i istotę o wielkim sercu”, jak i „jadowitą harpię o ostrych jak
brzytwy szponach, której plecy jeszcze nie trafiły na materac,
który by jej nie odpowiadał”. Jakkolwiek prezentowała się
prawda, wraz z jej śmiercią mandinorska socjeta stanie się
znacząco mniej ciekawym miejscem.
Ród Dewsmine wybił się jeszcze za czasów cesarstwa, kiedy
rodowe fortuny w znacznej części opierały się na różnych
posiadłościach przyznanych przez królową Arrad III w uznaniu
zasług podczas wojny z Corvusyjczykami. Z nastaniem Epoki
Korporacyjnej rodzina jako jedna z pierwszych
arystokratycznych dynastii kupiła udziały w rodzącym się
podówczas Żelaznym Syndykacie. W ciągu następnych
14
dziesięcioleci doskonale prosperowała dzięki ciągle rosnącym
zyskom z Posiadłości Arradsyjskich Syndykatu. Nie zadowalała
się jedynie zbieraniem plonów z pewnych inwestycji i nigdy nie
uchylała się od swoich kierowniczych obowiązków. Od każdego
syna i córki noszących nazwisko Dewsmine oczekiwano, że
wstąpią do Syndykatu jako pracownicy niższego szczebla,
z założeniem, że dzięki wrodzonym talentom, takim jak ambicja
i inteligencja, wespną się na bardziej stosowne dla nich
stanowiska. Kilku takich potomków ostatecznie zasiadło nawet
w Zarządzie.
Catheline Dewsmine okazała się spektakularnym wyjątkiem
od tej reguły, ku ogromnej (jak głosiły plotki) konsternacji swoich
rodziców. Żadna rodzina, nawet tak świetna, nie jest zwolniona
od udziału w Próbie Krwi, a Błogosławieństwo Krwi nie wybiera.
O ile wśród rodów, którym szczęście mniej sprzyjało, odkrycie
Błogosławionego dziecka to nieodmiennie droga z rynsztoka do
dobrobytu, o tyle w przypadku dziecka z klasy dyrektorskiej
Błogosławieństwo często uważa się za przekleństwo, które
nieuchronnie przerwie jego związki z krewnymi i przyjaciółmi
i pozbawi udziału w rodzinnej fortunie. Jednakże tak się nie
stało z Catheline, gdy Próba Krwi ujawniła jej prawdziwą
naturę. Kiedy wezwano ją, by spakowała się i udała się do
Arradsii, gdzie miała wstąpić do Akademii Kształcenia Kobiet
Żelaznego Syndykatu, natychmiast odmówiła i urządziła coś, co
była służąca z rezydencji Dewsmine nazwała w rozmowie
z waszym korespondentem „sceną, jakiej świat nie widział”.
Chociaż każda jednostka w świecie korporacyjnym jest związana
porozumieniami dotyczącymi edukacji i zatrudnienia
Błogosławionych, Dewsmine’owie, dzięki niezwykle kosztownym
poradom prawnym i pomysłowej interpretacji prawa
korporacyjnego, zdołali uzyskać „nadzwyczajne zwolnienie” od
standardowych praktyk, uzasadniając to zbyt „delikatnym
usposobieniem” Catheline, które nie pozwoliłoby jej uporać się
z brutalnym wyrwaniem z łona rodziny.
Dlatego, zamiast latami uczyć się prawidłowego sposobu
15
wykorzystywania swoich talentów pod fachowym okiem
renomowanego personelu Akademii, Catheline odebrała
prywatne wykształcenie pod kierunkiem różnych
Błogosławionych nauczycieli. Chociaż rzadko popisywała się
swoimi darami publicznie, wiele relacji opisuje jej szczególne
zdolności w wykorzystywaniu Czerwonej. Jedna ze służących
wspomina, że Catheline potrafiła zapalić świecę z odległości
pięćdziesięciu jardów, inna zaś opisała incydent, podczas którego
młoda dama spaliła cały sad w przypływie złości. Zaznaczam
jednak, aby nie zarzucono tej relacji jednostronności, że rodzina
Dewsmine zaprzecza, jakoby ten drugi incydent kiedykolwiek
nastąpił.
Jedyna w swoim rodzaju pozycja Catheline w oczywisty sposób
zwróciła uwagę prasy i społeczeństwa, a jej dorastanie stało się
przedmiotem żywego zainteresowania licznych czasopism, które
uznały za stosowne zamieszczanie na swoich łamach po
wielokroć powracających relacji o pieczonych żywcem kociętach,
patroszonych szczeniakach i pokojówkach wyrzuconych przez
okna z wyższych pięter – relacji, którym systematycznie
zaprzeczano.
Ponieważ nigdy nie podjęto żadnych kroków prawnych
w związku z tymi rzekomymi zajściami, nie można potwierdzić
ich prawdziwości. Jednakże wasz korespondent odnotował, że
niektórzy z byłych pracowników rezydencji Dewsmine w rzeczy
samej żyją bardzo wygodnie na emeryturze, mimo kalectwa
wynikającego z trwałych obrażeń.
Status Catheline – intrygującej, acz nieważnej ciekawostki –
zmienił się wraz z jej pierwszym pojawieniem się na ważnym
spotkaniu towarzyskim. Miała dopiero siedemnaście lat, ale już
rozkwitła, osiągając to, co kolega po fachu waszego
korespondenta określił jako „bliski ideałowi kobiecy powab”, i po
prostu oczarowała wszystkich, którzy brali udział w Balu
Debiutanckim urządzonym w Sali Bankietowej Sanorah. Wieść
niesie, że otrzymała nie mniej niż sześć propozycji małżeństwa
w ciągu następnego tygodnia, wszystkie od wybitnych
16
przedstawicieli klasy kierowniczej zajmujących imponujące
stanowiska, w tym jednego, który podobno już był żonaty.
Jednakże Catheline nie dała się tak łatwo zwieść i jej
błyskotliwa, acz krótka kariera w roli królowej mandinorskiej
socjety odznaczała się całkowitym brakiem zaręczyn czy
poważniejszego związku miłosnego (opowieści na temat mniej
poważnych związków nie brakuje, ale takie plotki nie są godne
pióra waszego korespondenta).
W ciągu roku Catheline stała się najbardziej poszukiwanym
gościem na każdym znaczniejszym spotkaniu towarzyskim
i uzyskała całkiem znaczący dochód ze wspierania różnych
domów mody i koncernów kosmetycznych. Wkrótce jej fotostaty
zaczęły ukazywać się wszędzie, chociaż obrazy często nie były
w stanie oddać niemalże eterycznej natury jej urody, jaką mogli
docenić jedynie ci szczęśliwcy, którzy znaleźli się dostatecznie
blisko Catheline. Jej piękno było bowiem czymś więcej niż
jedynie zgodnością rysów z powszechnie akceptowanymi
kanonami urody – Catheline promieniała odmiennością.
Ryzykując, że narazi się na oskarżenia o przesadę, wasz
korespondent pozwoli sobie orzec, że z racji swojego
Błogosławieństwa Krwi Catheline w jakiś sposób wykroczyła
poza ramy przyziemnej natury ludzkiej. Więcej niż jeden
świadek wspominał o uzależniającej naturze jej towarzystwa,
wrażeniu paraliżu, kiedy jej wzrok zatrzymywał się na kimś,
niemal rozpaczliwym pragnieniu pozostania w jej towarzystwie
i poczuciu osamotnienia wypełniającym serce po rozstaniu.
Niestety to wszystko zbyt szybko się skończyło. Pierwsze
sygnały, że być może nie wszystko dobrze się układa w świecie
Catheline, pojawiły się podczas przyjęcia z okazji jej
dwudziestych urodzin, prawdziwie wystawnej gali, całkowicie
sponsorowanej przez dział Odzieży i Dodatków konglomeratu
Alebond. Wedle wszelkich relacji Catheline była jak zwykle
czarująca i fascynująca przez większość wieczoru, mimo
paskudnego incydentu, kiedy jeden z zalotników stał się zbyt
nachalny i musiano go siłą wyprowadzić. Nie sposób powiedzieć,
17
czy to ten epizod ją zdenerwował, czy też przyczyną była jakaś
wcześniejsza, ukryta przypadłość umysłu. Tak czy inaczej, pod
koniec wieczoru Catheline Dewsmine zaczęła bełkotać. Zaczęło
się od pomruku, niskiego i gardłowego, słowa były niezrozumiałe,
ale ich ton nadal mrozi waszego korespondenta do szpiku kości,
nawet pięć lat później. Fakt, że nie był to pierwszy taki incydent,
zdradziła skwapliwość, z jaką rodzina Catheline chciała
wyprowadzić ją z sali balowej, i to najwyraźniej ostatecznie
wytrąciło ją z równowagi. Jej pomruki zamieniły się w krzyki, jej
idealna twarz stała się paskudną, szkarłatną maską. Catheline
miotała się, pluła i gryzła, kiedy ją wywlekano, a jej słowa
rozbrzmiewały echem wśród ciszy, jaka zapadła po jej wyjściu.
Nigdy ich nie zapomnę:
– On mnie wzywa! Obiecuje mi świat!
Nigdy więcej nie widziano publicznie Catheline Dewsmine.
Wszelkie zapytania odnośnie do jej stanu zdrowia spotykały się
z twardą odmową odpowiedzi ze strony rodziny, chociaż służba
wspominała później potworny okres, kiedy rodzice próbowali
opiekować się nią w domu. Zjawiali się i odchodzili różni lekarze
zarówno umysłu, jak i ciała, podawano przeróżne mikstury,
nowatorskie i eksperymentalne destylaty Zielonej. Wszystko na
próżno. Relacje wiarygodnych świadków zgodnie potwierdzają,
że na tym etapie Catheline była całkowicie i nieuleczalnie chora
umysłowo. Przed dwudziestymi pierwszymi urodzinami
umieszczono ją w Ventworth, Domu dla Niezrównoważonych
Emocjonalnie, instytucji sponsorowanej przez Żelazny Syndykat
i specjalizującej się w opiece i leczeniu Błogosławionych
cierpiących na choroby umysłowe. Wkrótce Catheline zniknęła
niemal całkowicie z pamięci śmietanki towarzyskiej i nie licząc
dowcipnych acz okrutnych uwag albo niepochlebnych karykatur,
pewnie zostałaby całkowicie zapomniana, gdyby nie straszliwe
wydarzenia sprzed dwóch dni.
Przyczyny pożaru, który pochłonął Dom Ventworth, nie
zostały jeszcze ustalone. Z powodów, które powinny być dla
wszystkich oczywiste, nie zezwala się na obecność nawet kropli
18
Produktu na terenie instytucji i wszyscy pacjenci są stale
monitorowani. Wiadomo jednak, że jakieś dwie godziny po
północy w zachodnim skrzydle nastąpił potężny wybuch ognia,
który wkrótce rozprzestrzenił się na pozostałe części budynku.
Tylko sześć osób z personelu i trzej pacjenci uciekli. Niestety nie
było wśród nich Catheline. Wstępny raport dyrektora Straży
Pożarnej Żelaznego Syndykatu potwierdza, że pożar wybuchł
wewnątrz budynku, ale nadal nie ustalono jego źródła. Ponadto –
z racji stanu szczątków ludzkich – nie zdołano jeszcze
przygotować pełnej listy zmarłych.
I tak Catheline Dewsmine, niegdyś swego rodzaju królowa
i niespotykana piękność, opuszcza ten świat w najpaskudniejszy
sposób, jaki można sobie wyobrazić. Jej blask już nas nie
opromienia. Zdaniem waszego skromnego korespondenta świat
od tego czasu stał się znacznie mroczniejszym miejscem.
Artykuł z pierwszej strony
„Wywiadowcy Sanoryjskiego”
z 35 verestera 1600 roku (211 roku Kompanii)
pióra starszego korespondenta
Sigmenda Talwicka.
19
Rozdział 1
Sirus
Znowu obudził go szloch Katryi. Ciche łkanie w ciemności. Do tej
pory nauczyła się już nie płakać głośno, za co Sirus był
wdzięczny. Majack zagroził, że ją udusi pierwszej nocy, kiedy
stłoczyli się razem w cuchnącej strudze, a Katrya przywarła
mocno do Sirusa i wypłakiwała łzy, którym najwyraźniej nie było
końca.
– Zrób coś, żeby się zamknęła! – warknął wtedy Majack,
odsuwając się od zielonych od śluzu ścian kanału ściekowego.
Mundur miał w strzępach, a w chaosie, który rozpętał się na
górze, stracił karabin. Był jednak potężnym mężczyzną, a jego
ręce żołnierza wyglądały na bardzo silne, kiedy rzucił się ku nim,
sięgając po przemoczoną bluzkę Katryi, i syknął: – Milcz, durna
suko!
Zamarł, gdy nóż Sirusa docisnął się do jego mięsistego ciała
poniżej podbródka.
– Zostaw ją – szepnął chłopak, zdumiewając się pewnością
swojego głosu.
Nóż, rzeźnickie narzędzie o szerokim ostrzu z kuchni w domu
jego ojca, był ciemnoczerwony od czubka aż po rękojeść:
pamiątka po początku ich podróży do tego cuchnącego
schronienia.
Majack odsłonił zęby w wyzywającym grymasie, patrząc
w oczy młodzikowi z zakrwawionym nożem, i dostrzegł w nich na
tyle złowieszczą obietnicę, że zabrał ręce.
– Ściągnie je tutaj – wychrypiał.
– Wobec tego zostaje ci nadzieja, że biegasz szybciej od nas –
20
odpowiedział mu Sirus, zabierając nóż i wciągając Katryę głębiej
do tunelu.
Trzymał ją blisko, szepcząc jej do ucha pocieszające kłamstwa,
aż płacz zamienił się w żałosne kwilenie.
Było ich dziesięcioro tej pierwszej nocy, dziesięć
zdesperowanych dusz tłoczących się w brudzie pod ziemią, kiedy
powyżej umierało Morsvale. Mimo obaw Majacka płacz Katryi
nie ściągnął wrogów. Ani wtedy, ani następnej nocy. Sądząc po
nieustającej kakofonii dobiegającej przez kraty studzienek, Sirus
spodziewał się, że najeźdźcy znaleźli dość ofiar, żeby mieć
zajęcie, przynajmniej na razie. Ale, oczywiście, to nie mogło
trwać w nieskończoność.
Piątego dnia dziesiątka zamieniła się w dziewiątkę, kiedy głód
wygnał ich na poszukiwanie jedzenia. Czekali aż do zmroku,
zanim wymknęli się przez studzienkę przy ulicy Buchalterów,
gdzie znajdowała się większość sklepów spożywczych w mieście.
Początkowo wydawało się, że wszędzie panuje spokój, nigdzie nie
rozbrzmiewały przenikliwe wrzaski zaniepokojonego smoka,
żaden patrol Splugawionych nie zagnał ich z powrotem do brudu.
Majack wyważył drzwi sklepu i napełnili kilka worków cebulami
i ziemniakami. Sirus chciał wracać, ale pozostali – coraz bardziej
przekonani przez trwającą ciszę, że potwory odeszły –
zdecydowali, że zaryzykują i zajrzą do rzeźnika nieopodal. Szli
właśnie wąską uliczką w stronę Targu Hailwell, obładowani
wołowiną i wieprzowiną, kiedy to się stało.
Nagły wibrujący warkot, rozmazana plama błyskającego
ogona i jedno z nich przepadło. Kobieta w średnim wieku, mało
ważna urzędniczka z Cesarskiego Pierścienia; jej ostatnie słowa
były bełkotliwą prośbą o pomoc, zanim smok zniknął z nią za
krawędzią dachu w górze. Nie czekali, aż rozlegną się jej krzyki,
uciekli do obrzydliwego schronienia, gubiąc w pośpiechu połowę
łupów. Kiedy już znaleźli się pod ziemią, uciekli głębiej w kanały
ściekowe. Simleon, chudy jak patyk młodzieniec o przestępczych
skłonnościach, znał nieco labirynt rur i tuneli; poprowadził ich
do centralnego węzła, gdzie łączyły się różne rury,
21
a zgromadzone ścieki wyprowadzał do morza szeroki kanał.
Początkowo ryczący nurt był brudny, ale w miarę upływu dni
wody stawały się coraz czystsze.
– Myślisz, że jeszcze ktoś został? – mruknął pewnego dnia
Majack.
Sirus uznał, że minął miesiąc albo więcej od ich nieudanego
wypadu; na dole trudno było zachować rachubę upływających
dni. Tępy wzrok Majacka był utkwiony w przepływających
wodach. Uprzednia wrogość żołnierza zamieniła się w apatyczne
przygnębienie, które – jak wiedział Sirus – wynikało z głodu
i rozpaczy. Chociaż surowo przestrzegali wydzielania racji
żywnościowych, zostały im może ze dwa dni do końca zapasów.
– Nie wiem – odpowiedział Sirus, chociaż mocno podejrzewał,
że dziewięć zagłodzonych dusz to wszystko, co ostało się
z populacji Morsvale.
– To nie była nasza wina, wiesz? – Apatia w spojrzeniu
Majacka zniknęła, kiedy spojrzał na Sirusa, a w jego głosie
zabrzmiała prośba o zrozumienie. – Było ich tak wielu. Tysiące
tych bydlaków, tysiące smoków i Splugawionych. Morradin
zabrał wszystkich do walki z korporacjonistami, w garnizonie
została tylko garstka ludzi. Nie mieliśmy szans...
– Wiem – odrzekł Sirus, a w jego głosie zabrzmiała
ostateczność. Słyszał już tę przemowę i wiedział, że jeśli jej nie
przerwie, użalanie się Majacka może ciągnąć się godzinami.
– Sto nabojów każdy, tylko tyle mieliśmy. I tylko jedna bateria
artylerii do obrony całego miasta...
Sirus jęknął i odsunął się, idąc ostrożnie po cegłach do
miejsca, gdzie Katrya kuliła się na półce obok wielkich rur.
Włożyła rękę w wodę tryskającą z rury, jej smukłe palce
rozbryzgiwały strumień.
– Myślisz, że jest już dość czysta, żeby nadawała się do picia? –
zapytała.
Mieli jakieś półtorej butelki wina: jedyna nieskażona rzecz do
picia, jaka im została.
– Nie.
22
Usiadł, spuszczając nogi z półki i patrząc, jak woda znika
w rozległej ciemności szybu. Już kilka razy zastanawiał się, czy
nie skoczyć, ale nie z powodu ciągot samobójczych. Według
Simleona szyb łączył się z rozległym podziemnym tunelem, który
prowadził do morza. Gdyby przeżyli upadek, mogliby tamtędy
uciec. O ile przeżyją upadek...
– Znowu o niej myślisz, co? – zapytała Katrya.
Sirus rzucił jej surowe spojrzenie, szorstkie przypomnienie
o jej statusie cisnęło mu się na usta. „Pamiętaj, proszę, panienko,
że jesteś jedynie służącą w domu mojego ojca”. Słowa jednak
zamarły mu na ustach, kiedy spojrzał jej w oczy i zobaczył
mieszankę nieposłuszeństwa i wyrzutu. Podobnie jak większość
służby zatrudnionej przez jego ojca, Katrya miała pewne pojęcie
o wstydliwej, lecz przemożnej obsesji Sirusa. Dziwiło go jednak,
że przejmowała się czymś takim w ich obecnej sytuacji.
– Prawdę mówiąc, nie – odpowiedział tylko i skinął głową
w stronę szybu. – Simleon mówi, że do dna jest jakieś
osiemdziesiąt stóp.
– Zginiesz – orzekła beznamiętnie.
– Możliwe. Jednak coraz trudniej mi dostrzec jakieś inne
wyjście.
Zawahała się, a potem przysunęła do niego i oparła mu głowę
na ramieniu w coraz bardziej znajomym geście, który był nie do
pomyślenia jeszcze kilka tygodni wcześniej.
– Na górze zrobiło się teraz okropnie cicho – powiedziała. –
Możliwe, że wszyscy odeszli. Poszli do Carvenportu. Parę innych
osób też tak myśli.
Poszli do Carvenportu. Czemu nie? Po co zostawać, skoro już
wszystkich wyrżnęli? Ta myśl była wręcz niemożliwie kusząca,
ale też niebezpieczna. Istnieje jakieś inne wyjście? – zadawał
sobie pytanie, a całkowita ciemność szybu znowu wypełniła mu
oczy.
– Twój ojciec poszedłby przynajmniej sprawdzić –
zasugerowała Katrya. Wypowiedziała te słowa cicho, bez
złośliwości czy krytyki, ale wystarczyły, żeby odsunął się od niej
23
i wstał.
– Mój ojciec nie żyje – odpowiedział jej.
Wspomnienie ostatniego przesłuchania powróciło z całą siłą,
kiedy odszedł kilka kroków. Agent Korpusu siedział w nogach
jego łóżka, wbijając w niego spojrzenie przenikliwych oczu,
i jakimś cudem był jeszcze bardziej przerażający od mężczyzn,
którzy wcześniej torturowali Sirusa w piwnicy. „Gdzie ona jest?
Dokąd mogła uciec?”. Sirus nie znał żadnej odpowiedzi oprócz
„Byle dalej ode mnie”.
Prawdę mówiąc, niewiele pamiętał z ucieczki Tekeli.
Poprzedzające ją godziny były wypełnione takim bólem
i strachem, że pamięć o nich została na zawsze zniszczona. Jego
aresztowanie nastąpiło wkrótce po śmierci ojca, pół tuzina
agentów Korpusu wyłamało drzwi, wywlekło go z łóżka, pięści
i pałki były jedynymi odpowiedziami na jego wybełkotane
pytania i protesty. Obudził się i odkrył, że przywiązano go do
krzesła, a prosto w oczy patrzy mu major Arberus z twarzą
twardą i wyrażającą ostrzeżenie. Arberusa, jak wkrótce zdał
sobie sprawę Sirus, także przywiązano do krzesła, a na prawo od
Sirusa podobnie usadzono Tekelę. Przypomniał sobie wyraz jej
idealnej jak u lalki twarzy – nigdy, przenigdy nie spodziewałby
się, że ujrzy na niej coś podobnego: przemożne i nieskalane
niczym poczucie winy.
„Przepraszam”, powiedziała, bezgłośnie poruszając ustami.
Z oczu płynęły jej łzy. I wtedy to się zmieniło, ta jego obsesja,
którą wolał nazywać namiętnością, urojenie zmuszające go do
pisania wierszy, o których w głębi serca wiedział, że są okropne,
i do robienia z siebie bezwstydnego głupca przy każdej okazji.
Oto ona, jego prawdziwa miłość, zwykła, znękana poczuciem
winy dziewczyna, przywiązana do krzesła, z którego miała
patrzeć na jego śmierć.
Zajmowało się nimi dwóch mężczyzn w skórzanych
fartuchach, obaj byli w średnim wieku i zupełnie przeciętni
z wyglądu. Wzięli się do pracy ze sprawnością praktykujących od
lat rzemieślników. Zaczęli od majora. Sirus zaciskał kurczowo
24
powieki z powodu straszliwego spektaklu i wrzasków Tekeli.
Potem, kiedy Arberus zemdlał, skupili się na Sirusie, który po
raz pierwszy dowiedział się, co znaczy prawdziwy ból. Padały
pytania, na które nie umiał odpowiedzieć, żądania, którym nie
mógł sprostać. Wiedział, że to wszystko jest bez znaczenia, że to
tylko jeszcze jedna forma nacisku, teatrzyk na użytek Tekeli. Ile
to trwało, nigdy się nie dowiedział, ale wydawało mu się, że
wieczność, nim jego serce zaczęło zwalniać, zamieniać się w słabo
rozbrzmiewający bębenek w piersi i Sirus zdał sobie sprawę, że
niedługo opuści ten świat. Piwnica zniknęła, zamieniając się
w odległą mieszaninę dźwięków i doznań. W pewnym momencie
usłyszał krzyki i dudnienie, odgłosy walki i szarpaniny, ale
zakładał, że to tylko kolejny wytwór jego słabnącego umysłu.
Mimo zamętu doskonale zapamiętał moment, w którym jego
serce stanęło. Czytał o tych, którzy powrócili znad krawędzi
śmierci i opowiadali o jasnym, przywołującym ich świetle, ale on
nigdy go nie ujrzał. Widział tylko ciemność i słyszał potworną,
nabrzmiałą ciszę, jaką zostawiło po sobie bicie serca, gdy to już
znieruchomiało.
Korpus go ożywił, chociaż niewiele brakowało, żeby go stracili,
jak radośnie poinformował go lekarz. To był wesoły jegomość
o śpiewnym akcencie, który Sirus skojarzył z północnymi
prowincjami. Jednakże mimo wesołości jego spojrzenie było
zimne, a Sirus wyczuwał, że lekarz wie równie dużo na temat
odbierania życia, co jego ratowania. Przez wiele dni opiekowano
się nim, aplikowano mu szczodre porcje Zielonej i precyzyjne
dawki różnych leków, aż został wyleczony w stopniu, w jakim to
było możliwe, a rozliczne szramy na jego piersi zamieniły się
w bladą siateczkę łączących się linii. Rozumiał, że to tylko chwila
wytchnienia. Korpus jeszcze z nim nie skończył – daleko mu było
do tego.
Mężczyzna, który przyszedł go przepytać, był drobnego
wzrostu i szczupłej budowy. Nosił typowy, nijaki ciemny garnitur
chętnie wybierany przez agentów Korpusu, chociaż wyróżniała
go drobna, srebrna szpilka w klapie: regularne koło ozdobione
25
Spis treści Karta tytułowa Karta redakcyjna Osoby dramatu I. Żniwa Rozdział 1. Sirus Rozdział 2. Lizanne Rozdział 3. Hilemore Rozdział 4. Lizanne Rozdział 5. Hilemore Rozdział 6. Sirus Rozdział 7. Lizanne Rozdział 8. Clay Rozdział 9. Lizanne Rozdział 10. Sirus Rozdział 11. Lizanne Rozdział 12. Clay Rozdział 13. Lizanne Rozdział 14. Hilemore Rozdział 15. Lizanne Rozdział 16. Clay II. Pod bezgwiezdnym niebem Rozdział 17. Sirus Rozdział 18. Lizanne 2
Rozdział 19. Clay Rozdział 20. Lizanne Rozdział 21. Clay Rozdział 22. Lizanne Rozdział 23. Sirus Rozdział 24. Clay Rozdział 25. Lizanne Rozdział 26. Clay Rozdział 27. Lizanne Rozdział 28. Clay Rozdział 29. Lizanne Rozdział 30. Hilemore Rozdział 31. Clay Rozdział 32. Lizanne Rozdział 33. Sirus III. Wezwanie Rozdział 34. Clay Rozdział 35. Lizanne Rozdział 36. Clay Rozdział 37. Lizanne Rozdział 38. Clay Rozdział 39. Lizanne Rozdział 40. Clay Rozdział 41. Hilemore Rozdział 42. Lizanne Rozdział 43. Sirus 3
Rozdział 44. Clay Rozdział 45. Lizanne Rozdział 46. Clay Rozdział 47. Hilemore Rozdział 48. Clay Rozdział 49. Lizanne Rozdział 50. Sirus Rozdział 51. Clay Rozdział 52. Sirus Dodatek Podziękowania O Autorze Mapy 4
Tytuł oryginału: The Legion of Flame. The Book Two of Draconis Memoria Copyright © 2017 by Anthony Ryan Copyright for the Polish translation © 2018 by Wydawnictwo MAG Redakcja: Urszula Okrzeja Korekta: Magdalena Górnicka Ilustracja na okładce: Christian Bravery Opracowanie graficzne okładki: Piotr Chyliński Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń ISBN 978-83-7480-951-1 Wydanie II Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel./fax 228134743 e-mail: kurz@mag.com.pl www.mag.com.pl Wyłączny dystrybutor: Firma Księgarska Olesiejuk Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. tel. 227213000 www.olesiejuk.pl Skład wersji elektronicznej: pan@drewnianyrower.com 6
Robin, Normanowi i Nickowi, bo kiedyś razem stanęliśmy do słusznej walki. 7
Osoby dramatu OŻP DOBRAOKAZJA Wulfcot Trumane – kapitan OŻP Dobra Okazja. Corrick Hilemore – pierwszy oficer p.o. kapitana na OŻP Dobra Okazja. Dravin Talmant – podporucznik na OŻP Dobra Okazja. Naytanil Bozware – pierwszy mechanik na OŻP Dobra Okazja. Steelfine – pierwszy oficer na OŻP Dobra Okazja pochodzący z Wysp Barierowych. Claydon Torcreek – niezarejestrowany Błogosławiony, zatrudniony w Niezależnej Kompanii Pracowników Najemnych „Długie Karabiny”. Braddon Torcreek – stryj Claydona Torcreeka. Kapitan i główny Udziałowiec w Niezależnej Kompanii Pracowników Najemnych „Długie Karabiny”. Loriabeth Torcreek – córka Fredabel i Braddona, młodszy strzelec w Niezależnej Kompanii Pracowników Najemnych „Długie Karabiny”. Cwentun Skaggerhill – główny żniwiarz w Niezależnej 8
Kompanii Pracowników Najemnych „Długie Karabiny”. Kaznodzieja – pozbawiony święceń duchowny Kościoła Proroka i snajper w Niezależnej Kompanii Pracowników Najemnych „Długie Karabiny”. Zenida Okanas – Błogosławiona i była kapitan pirackiego statku Królowa Wiatru. Zakontraktowana Błogosławiona i nawigator na OŻP Dobra Okazja. Akina Okanas – córka Zenidy. FEROS Lizanne Lethridge – Błogosławiona. Pełnoprawny Udziałowiec i tajna agentka Wydziału Inicjatyw Nadzwyczajnych Żelaznego Syndykatu Handlowego. Jermayah Tollermine – technik i pracownik Żelaznego Syndykatu Handlowego. Profesor Graysen Lethridge – ojciec Lizanne Lethridge, który jednak nie utrzymuje z nią kontaktu. Niezależny technik. Syn Darusa Lethridge’a, wynalazca mikroskopu i współwynalazca napędu termoplazmowego. Pendilla Cableford – ciotka Lizanne i gospodyni Graysena. Tekela Akiv Artonin – osierocona córka corvuskiego burgrabiego Artonina. Wychowanica Lizanne. Arberus Lek Hakimas – były corvuski oficer kawalerii i major Cesarskich Dragonów. Potajemny członek radykalnego Bractwa Współwezwanych. Fredabel Torcreek – żona Braddona i współwłaścicielka Niezależnej Kompanii Pracowników Najemnych „Długie Karabiny”. Cralmoor – Wyspiarz, zawodowy bokser i były szef przestępczego półświatka w Kątach. 9
Gloryna Dolspeake – przewodnicząca Zarządu Żelaznego Syndykatu. Taddeus Bloskin – członek Zarządu Żelaznego Syndykatu i dyrektor Inicjatyw Nadzwyczajnych. Admirał Heapmire – szef Zarządu Morskiego Żelaznego Syndykatu, naczelny dowódca Morskiego Protektoratu. Elektorka Dorice Vol Arramyl – były corvuski jeniec i Błogosławiona. Późniejsza cesarska ambasadorka przy Żelaznym Syndykacie. CESARSTWO CORVUSKIE Cesarz Caranis Vol Lek Akiv Arakelin – boski cesarz Cesarstwa Corvuskiego, pierwszy władca o tym imieniu. Wicehrabia Caled Vol Kalasin – Cesarska Krew na dworze cesarskim, dowódca Korpusu Krwi. Hrabina Sefka Vol Nazarias – dowódca Korpusu Cesarskiego, daleka kuzynka cesarza. Szambelan Avedis Vol Akiv Yervantis – dworzanin w Cesarskim Sanktuarium. Korian – przywódca corvuskiej komórki Bractwa Współwezwanych. Hyran – Błogosławiony i członek Bractwa Współwezwanych. Kraz – Błogosławiony i członek Bractwa Współwezwanych. Jelna – Błogosławiona i członkini Pierwszego Sojuszu Republikańskiego. Benric Thriftmor – członek Zarządu Żelaznego Syndykatu i dyrektor Spraw Pozakorporacyjnych. Zakaeus Griffan – Błogosławiony zatrudniony na kontrakcie na OŻP Dobra Okazja, mąż Sofiyi. 10
Sofiya Griffan – Błogosławiona zatrudniona na kontrakcie na OŻP Dobra Okazja, żona Zakaeusa. SCORAZIN Elektorka Atalina – przywódczyni Furii. Makario Bovosan – muzyk grający na pianoli i członek Furii. Anatol – członek Furii, ochroniarz i przyboczny elektorki Ataliny. Melina – kierowniczka Wytchnienia Górnika, prawa ręka elektorki Ataliny, więzień w Scorazinie. Devies Kevozan – przywódca Węglarzy, znany powszechnie jako Król Węgla. Julesin – członek Węglarzy, przyboczny Króla Węgla. Simizon Ven Estimont – przywódca Grynszpanowców, znany powszechnie jako Rechoczący Sim. Varkash – były varestiacki pirat i przywódca Mądrych Głupców. Majsterkowicz – rzemieślnik o nieznośnych manierach. Darkanis – cesarski konstabl stacjonujący w Scorazinie. POZOSTALI Sirus Akiv Kapazin – były kustosz Cesarskiego Muzeum w Morsvale. Katrya – była pokojówka Sirusa. Myratis Lek Sigoral – podporucznik Cesarskiej Piechoty Morskiej, p.o. kapitana na OFC Pierwszorzędny. Scrimshine – skazany przemytnik i więzień osadzony w Lossermark, późniejszy sternik na OŻP Dobra Okazja. Madame Hakugen – rewident Konglomeratu 11
Wschodniego w porcie Lossermark. Attcus Tidelow – kapitan ŻMP Brzask. 12
I Żniwa 13
Wywiadowca Sanoryjski SŁYNNA PIĘKNOŚĆ Z TOWARZYSTWA GINIE W POŻODZE W ZAKŁADZIE DLA OBŁĄKANYCH Powszechna żałoba po „królowej mandinorskiej socjety” Czarujący żywot kończy się szaleństwem i płomieniami Majętna rodzina Dewsmine przywdziała dziś żałobę po tragicznej śmierci swojej najsłynniejszej córki, niegdyś pięknej i czarującej, dwudziestopięcioletniej Catheline. Trudno uwierzyć, że zaledwie cztery lata temu właśnie to czasopismo ogłosiło Catheline Dewsmine niekoronowaną Królową Mandinorskiej Socjety. Catheline, jako błyskotliwa i pełna życia postać na każdym balu czy innym mandinorskim spotkaniu towarzyskim, podczas swojej błyskawicznej kariery dorobiła się licznych wielbicieli i wielu wrogów o ciętym języku. Wasz pokorny korespondent słyszał, jak opisywano ją zarówno jako „duszę obdarzoną niebiańską gracją i istotę o wielkim sercu”, jak i „jadowitą harpię o ostrych jak brzytwy szponach, której plecy jeszcze nie trafiły na materac, który by jej nie odpowiadał”. Jakkolwiek prezentowała się prawda, wraz z jej śmiercią mandinorska socjeta stanie się znacząco mniej ciekawym miejscem. Ród Dewsmine wybił się jeszcze za czasów cesarstwa, kiedy rodowe fortuny w znacznej części opierały się na różnych posiadłościach przyznanych przez królową Arrad III w uznaniu zasług podczas wojny z Corvusyjczykami. Z nastaniem Epoki Korporacyjnej rodzina jako jedna z pierwszych arystokratycznych dynastii kupiła udziały w rodzącym się podówczas Żelaznym Syndykacie. W ciągu następnych 14
dziesięcioleci doskonale prosperowała dzięki ciągle rosnącym zyskom z Posiadłości Arradsyjskich Syndykatu. Nie zadowalała się jedynie zbieraniem plonów z pewnych inwestycji i nigdy nie uchylała się od swoich kierowniczych obowiązków. Od każdego syna i córki noszących nazwisko Dewsmine oczekiwano, że wstąpią do Syndykatu jako pracownicy niższego szczebla, z założeniem, że dzięki wrodzonym talentom, takim jak ambicja i inteligencja, wespną się na bardziej stosowne dla nich stanowiska. Kilku takich potomków ostatecznie zasiadło nawet w Zarządzie. Catheline Dewsmine okazała się spektakularnym wyjątkiem od tej reguły, ku ogromnej (jak głosiły plotki) konsternacji swoich rodziców. Żadna rodzina, nawet tak świetna, nie jest zwolniona od udziału w Próbie Krwi, a Błogosławieństwo Krwi nie wybiera. O ile wśród rodów, którym szczęście mniej sprzyjało, odkrycie Błogosławionego dziecka to nieodmiennie droga z rynsztoka do dobrobytu, o tyle w przypadku dziecka z klasy dyrektorskiej Błogosławieństwo często uważa się za przekleństwo, które nieuchronnie przerwie jego związki z krewnymi i przyjaciółmi i pozbawi udziału w rodzinnej fortunie. Jednakże tak się nie stało z Catheline, gdy Próba Krwi ujawniła jej prawdziwą naturę. Kiedy wezwano ją, by spakowała się i udała się do Arradsii, gdzie miała wstąpić do Akademii Kształcenia Kobiet Żelaznego Syndykatu, natychmiast odmówiła i urządziła coś, co była służąca z rezydencji Dewsmine nazwała w rozmowie z waszym korespondentem „sceną, jakiej świat nie widział”. Chociaż każda jednostka w świecie korporacyjnym jest związana porozumieniami dotyczącymi edukacji i zatrudnienia Błogosławionych, Dewsmine’owie, dzięki niezwykle kosztownym poradom prawnym i pomysłowej interpretacji prawa korporacyjnego, zdołali uzyskać „nadzwyczajne zwolnienie” od standardowych praktyk, uzasadniając to zbyt „delikatnym usposobieniem” Catheline, które nie pozwoliłoby jej uporać się z brutalnym wyrwaniem z łona rodziny. Dlatego, zamiast latami uczyć się prawidłowego sposobu 15
wykorzystywania swoich talentów pod fachowym okiem renomowanego personelu Akademii, Catheline odebrała prywatne wykształcenie pod kierunkiem różnych Błogosławionych nauczycieli. Chociaż rzadko popisywała się swoimi darami publicznie, wiele relacji opisuje jej szczególne zdolności w wykorzystywaniu Czerwonej. Jedna ze służących wspomina, że Catheline potrafiła zapalić świecę z odległości pięćdziesięciu jardów, inna zaś opisała incydent, podczas którego młoda dama spaliła cały sad w przypływie złości. Zaznaczam jednak, aby nie zarzucono tej relacji jednostronności, że rodzina Dewsmine zaprzecza, jakoby ten drugi incydent kiedykolwiek nastąpił. Jedyna w swoim rodzaju pozycja Catheline w oczywisty sposób zwróciła uwagę prasy i społeczeństwa, a jej dorastanie stało się przedmiotem żywego zainteresowania licznych czasopism, które uznały za stosowne zamieszczanie na swoich łamach po wielokroć powracających relacji o pieczonych żywcem kociętach, patroszonych szczeniakach i pokojówkach wyrzuconych przez okna z wyższych pięter – relacji, którym systematycznie zaprzeczano. Ponieważ nigdy nie podjęto żadnych kroków prawnych w związku z tymi rzekomymi zajściami, nie można potwierdzić ich prawdziwości. Jednakże wasz korespondent odnotował, że niektórzy z byłych pracowników rezydencji Dewsmine w rzeczy samej żyją bardzo wygodnie na emeryturze, mimo kalectwa wynikającego z trwałych obrażeń. Status Catheline – intrygującej, acz nieważnej ciekawostki – zmienił się wraz z jej pierwszym pojawieniem się na ważnym spotkaniu towarzyskim. Miała dopiero siedemnaście lat, ale już rozkwitła, osiągając to, co kolega po fachu waszego korespondenta określił jako „bliski ideałowi kobiecy powab”, i po prostu oczarowała wszystkich, którzy brali udział w Balu Debiutanckim urządzonym w Sali Bankietowej Sanorah. Wieść niesie, że otrzymała nie mniej niż sześć propozycji małżeństwa w ciągu następnego tygodnia, wszystkie od wybitnych 16
przedstawicieli klasy kierowniczej zajmujących imponujące stanowiska, w tym jednego, który podobno już był żonaty. Jednakże Catheline nie dała się tak łatwo zwieść i jej błyskotliwa, acz krótka kariera w roli królowej mandinorskiej socjety odznaczała się całkowitym brakiem zaręczyn czy poważniejszego związku miłosnego (opowieści na temat mniej poważnych związków nie brakuje, ale takie plotki nie są godne pióra waszego korespondenta). W ciągu roku Catheline stała się najbardziej poszukiwanym gościem na każdym znaczniejszym spotkaniu towarzyskim i uzyskała całkiem znaczący dochód ze wspierania różnych domów mody i koncernów kosmetycznych. Wkrótce jej fotostaty zaczęły ukazywać się wszędzie, chociaż obrazy często nie były w stanie oddać niemalże eterycznej natury jej urody, jaką mogli docenić jedynie ci szczęśliwcy, którzy znaleźli się dostatecznie blisko Catheline. Jej piękno było bowiem czymś więcej niż jedynie zgodnością rysów z powszechnie akceptowanymi kanonami urody – Catheline promieniała odmiennością. Ryzykując, że narazi się na oskarżenia o przesadę, wasz korespondent pozwoli sobie orzec, że z racji swojego Błogosławieństwa Krwi Catheline w jakiś sposób wykroczyła poza ramy przyziemnej natury ludzkiej. Więcej niż jeden świadek wspominał o uzależniającej naturze jej towarzystwa, wrażeniu paraliżu, kiedy jej wzrok zatrzymywał się na kimś, niemal rozpaczliwym pragnieniu pozostania w jej towarzystwie i poczuciu osamotnienia wypełniającym serce po rozstaniu. Niestety to wszystko zbyt szybko się skończyło. Pierwsze sygnały, że być może nie wszystko dobrze się układa w świecie Catheline, pojawiły się podczas przyjęcia z okazji jej dwudziestych urodzin, prawdziwie wystawnej gali, całkowicie sponsorowanej przez dział Odzieży i Dodatków konglomeratu Alebond. Wedle wszelkich relacji Catheline była jak zwykle czarująca i fascynująca przez większość wieczoru, mimo paskudnego incydentu, kiedy jeden z zalotników stał się zbyt nachalny i musiano go siłą wyprowadzić. Nie sposób powiedzieć, 17
czy to ten epizod ją zdenerwował, czy też przyczyną była jakaś wcześniejsza, ukryta przypadłość umysłu. Tak czy inaczej, pod koniec wieczoru Catheline Dewsmine zaczęła bełkotać. Zaczęło się od pomruku, niskiego i gardłowego, słowa były niezrozumiałe, ale ich ton nadal mrozi waszego korespondenta do szpiku kości, nawet pięć lat później. Fakt, że nie był to pierwszy taki incydent, zdradziła skwapliwość, z jaką rodzina Catheline chciała wyprowadzić ją z sali balowej, i to najwyraźniej ostatecznie wytrąciło ją z równowagi. Jej pomruki zamieniły się w krzyki, jej idealna twarz stała się paskudną, szkarłatną maską. Catheline miotała się, pluła i gryzła, kiedy ją wywlekano, a jej słowa rozbrzmiewały echem wśród ciszy, jaka zapadła po jej wyjściu. Nigdy ich nie zapomnę: – On mnie wzywa! Obiecuje mi świat! Nigdy więcej nie widziano publicznie Catheline Dewsmine. Wszelkie zapytania odnośnie do jej stanu zdrowia spotykały się z twardą odmową odpowiedzi ze strony rodziny, chociaż służba wspominała później potworny okres, kiedy rodzice próbowali opiekować się nią w domu. Zjawiali się i odchodzili różni lekarze zarówno umysłu, jak i ciała, podawano przeróżne mikstury, nowatorskie i eksperymentalne destylaty Zielonej. Wszystko na próżno. Relacje wiarygodnych świadków zgodnie potwierdzają, że na tym etapie Catheline była całkowicie i nieuleczalnie chora umysłowo. Przed dwudziestymi pierwszymi urodzinami umieszczono ją w Ventworth, Domu dla Niezrównoważonych Emocjonalnie, instytucji sponsorowanej przez Żelazny Syndykat i specjalizującej się w opiece i leczeniu Błogosławionych cierpiących na choroby umysłowe. Wkrótce Catheline zniknęła niemal całkowicie z pamięci śmietanki towarzyskiej i nie licząc dowcipnych acz okrutnych uwag albo niepochlebnych karykatur, pewnie zostałaby całkowicie zapomniana, gdyby nie straszliwe wydarzenia sprzed dwóch dni. Przyczyny pożaru, który pochłonął Dom Ventworth, nie zostały jeszcze ustalone. Z powodów, które powinny być dla wszystkich oczywiste, nie zezwala się na obecność nawet kropli 18
Produktu na terenie instytucji i wszyscy pacjenci są stale monitorowani. Wiadomo jednak, że jakieś dwie godziny po północy w zachodnim skrzydle nastąpił potężny wybuch ognia, który wkrótce rozprzestrzenił się na pozostałe części budynku. Tylko sześć osób z personelu i trzej pacjenci uciekli. Niestety nie było wśród nich Catheline. Wstępny raport dyrektora Straży Pożarnej Żelaznego Syndykatu potwierdza, że pożar wybuchł wewnątrz budynku, ale nadal nie ustalono jego źródła. Ponadto – z racji stanu szczątków ludzkich – nie zdołano jeszcze przygotować pełnej listy zmarłych. I tak Catheline Dewsmine, niegdyś swego rodzaju królowa i niespotykana piękność, opuszcza ten świat w najpaskudniejszy sposób, jaki można sobie wyobrazić. Jej blask już nas nie opromienia. Zdaniem waszego skromnego korespondenta świat od tego czasu stał się znacznie mroczniejszym miejscem. Artykuł z pierwszej strony „Wywiadowcy Sanoryjskiego” z 35 verestera 1600 roku (211 roku Kompanii) pióra starszego korespondenta Sigmenda Talwicka. 19
Rozdział 1 Sirus Znowu obudził go szloch Katryi. Ciche łkanie w ciemności. Do tej pory nauczyła się już nie płakać głośno, za co Sirus był wdzięczny. Majack zagroził, że ją udusi pierwszej nocy, kiedy stłoczyli się razem w cuchnącej strudze, a Katrya przywarła mocno do Sirusa i wypłakiwała łzy, którym najwyraźniej nie było końca. – Zrób coś, żeby się zamknęła! – warknął wtedy Majack, odsuwając się od zielonych od śluzu ścian kanału ściekowego. Mundur miał w strzępach, a w chaosie, który rozpętał się na górze, stracił karabin. Był jednak potężnym mężczyzną, a jego ręce żołnierza wyglądały na bardzo silne, kiedy rzucił się ku nim, sięgając po przemoczoną bluzkę Katryi, i syknął: – Milcz, durna suko! Zamarł, gdy nóż Sirusa docisnął się do jego mięsistego ciała poniżej podbródka. – Zostaw ją – szepnął chłopak, zdumiewając się pewnością swojego głosu. Nóż, rzeźnickie narzędzie o szerokim ostrzu z kuchni w domu jego ojca, był ciemnoczerwony od czubka aż po rękojeść: pamiątka po początku ich podróży do tego cuchnącego schronienia. Majack odsłonił zęby w wyzywającym grymasie, patrząc w oczy młodzikowi z zakrwawionym nożem, i dostrzegł w nich na tyle złowieszczą obietnicę, że zabrał ręce. – Ściągnie je tutaj – wychrypiał. – Wobec tego zostaje ci nadzieja, że biegasz szybciej od nas – 20
odpowiedział mu Sirus, zabierając nóż i wciągając Katryę głębiej do tunelu. Trzymał ją blisko, szepcząc jej do ucha pocieszające kłamstwa, aż płacz zamienił się w żałosne kwilenie. Było ich dziesięcioro tej pierwszej nocy, dziesięć zdesperowanych dusz tłoczących się w brudzie pod ziemią, kiedy powyżej umierało Morsvale. Mimo obaw Majacka płacz Katryi nie ściągnął wrogów. Ani wtedy, ani następnej nocy. Sądząc po nieustającej kakofonii dobiegającej przez kraty studzienek, Sirus spodziewał się, że najeźdźcy znaleźli dość ofiar, żeby mieć zajęcie, przynajmniej na razie. Ale, oczywiście, to nie mogło trwać w nieskończoność. Piątego dnia dziesiątka zamieniła się w dziewiątkę, kiedy głód wygnał ich na poszukiwanie jedzenia. Czekali aż do zmroku, zanim wymknęli się przez studzienkę przy ulicy Buchalterów, gdzie znajdowała się większość sklepów spożywczych w mieście. Początkowo wydawało się, że wszędzie panuje spokój, nigdzie nie rozbrzmiewały przenikliwe wrzaski zaniepokojonego smoka, żaden patrol Splugawionych nie zagnał ich z powrotem do brudu. Majack wyważył drzwi sklepu i napełnili kilka worków cebulami i ziemniakami. Sirus chciał wracać, ale pozostali – coraz bardziej przekonani przez trwającą ciszę, że potwory odeszły – zdecydowali, że zaryzykują i zajrzą do rzeźnika nieopodal. Szli właśnie wąską uliczką w stronę Targu Hailwell, obładowani wołowiną i wieprzowiną, kiedy to się stało. Nagły wibrujący warkot, rozmazana plama błyskającego ogona i jedno z nich przepadło. Kobieta w średnim wieku, mało ważna urzędniczka z Cesarskiego Pierścienia; jej ostatnie słowa były bełkotliwą prośbą o pomoc, zanim smok zniknął z nią za krawędzią dachu w górze. Nie czekali, aż rozlegną się jej krzyki, uciekli do obrzydliwego schronienia, gubiąc w pośpiechu połowę łupów. Kiedy już znaleźli się pod ziemią, uciekli głębiej w kanały ściekowe. Simleon, chudy jak patyk młodzieniec o przestępczych skłonnościach, znał nieco labirynt rur i tuneli; poprowadził ich do centralnego węzła, gdzie łączyły się różne rury, 21
a zgromadzone ścieki wyprowadzał do morza szeroki kanał. Początkowo ryczący nurt był brudny, ale w miarę upływu dni wody stawały się coraz czystsze. – Myślisz, że jeszcze ktoś został? – mruknął pewnego dnia Majack. Sirus uznał, że minął miesiąc albo więcej od ich nieudanego wypadu; na dole trudno było zachować rachubę upływających dni. Tępy wzrok Majacka był utkwiony w przepływających wodach. Uprzednia wrogość żołnierza zamieniła się w apatyczne przygnębienie, które – jak wiedział Sirus – wynikało z głodu i rozpaczy. Chociaż surowo przestrzegali wydzielania racji żywnościowych, zostały im może ze dwa dni do końca zapasów. – Nie wiem – odpowiedział Sirus, chociaż mocno podejrzewał, że dziewięć zagłodzonych dusz to wszystko, co ostało się z populacji Morsvale. – To nie była nasza wina, wiesz? – Apatia w spojrzeniu Majacka zniknęła, kiedy spojrzał na Sirusa, a w jego głosie zabrzmiała prośba o zrozumienie. – Było ich tak wielu. Tysiące tych bydlaków, tysiące smoków i Splugawionych. Morradin zabrał wszystkich do walki z korporacjonistami, w garnizonie została tylko garstka ludzi. Nie mieliśmy szans... – Wiem – odrzekł Sirus, a w jego głosie zabrzmiała ostateczność. Słyszał już tę przemowę i wiedział, że jeśli jej nie przerwie, użalanie się Majacka może ciągnąć się godzinami. – Sto nabojów każdy, tylko tyle mieliśmy. I tylko jedna bateria artylerii do obrony całego miasta... Sirus jęknął i odsunął się, idąc ostrożnie po cegłach do miejsca, gdzie Katrya kuliła się na półce obok wielkich rur. Włożyła rękę w wodę tryskającą z rury, jej smukłe palce rozbryzgiwały strumień. – Myślisz, że jest już dość czysta, żeby nadawała się do picia? – zapytała. Mieli jakieś półtorej butelki wina: jedyna nieskażona rzecz do picia, jaka im została. – Nie. 22
Usiadł, spuszczając nogi z półki i patrząc, jak woda znika w rozległej ciemności szybu. Już kilka razy zastanawiał się, czy nie skoczyć, ale nie z powodu ciągot samobójczych. Według Simleona szyb łączył się z rozległym podziemnym tunelem, który prowadził do morza. Gdyby przeżyli upadek, mogliby tamtędy uciec. O ile przeżyją upadek... – Znowu o niej myślisz, co? – zapytała Katrya. Sirus rzucił jej surowe spojrzenie, szorstkie przypomnienie o jej statusie cisnęło mu się na usta. „Pamiętaj, proszę, panienko, że jesteś jedynie służącą w domu mojego ojca”. Słowa jednak zamarły mu na ustach, kiedy spojrzał jej w oczy i zobaczył mieszankę nieposłuszeństwa i wyrzutu. Podobnie jak większość służby zatrudnionej przez jego ojca, Katrya miała pewne pojęcie o wstydliwej, lecz przemożnej obsesji Sirusa. Dziwiło go jednak, że przejmowała się czymś takim w ich obecnej sytuacji. – Prawdę mówiąc, nie – odpowiedział tylko i skinął głową w stronę szybu. – Simleon mówi, że do dna jest jakieś osiemdziesiąt stóp. – Zginiesz – orzekła beznamiętnie. – Możliwe. Jednak coraz trudniej mi dostrzec jakieś inne wyjście. Zawahała się, a potem przysunęła do niego i oparła mu głowę na ramieniu w coraz bardziej znajomym geście, który był nie do pomyślenia jeszcze kilka tygodni wcześniej. – Na górze zrobiło się teraz okropnie cicho – powiedziała. – Możliwe, że wszyscy odeszli. Poszli do Carvenportu. Parę innych osób też tak myśli. Poszli do Carvenportu. Czemu nie? Po co zostawać, skoro już wszystkich wyrżnęli? Ta myśl była wręcz niemożliwie kusząca, ale też niebezpieczna. Istnieje jakieś inne wyjście? – zadawał sobie pytanie, a całkowita ciemność szybu znowu wypełniła mu oczy. – Twój ojciec poszedłby przynajmniej sprawdzić – zasugerowała Katrya. Wypowiedziała te słowa cicho, bez złośliwości czy krytyki, ale wystarczyły, żeby odsunął się od niej 23
i wstał. – Mój ojciec nie żyje – odpowiedział jej. Wspomnienie ostatniego przesłuchania powróciło z całą siłą, kiedy odszedł kilka kroków. Agent Korpusu siedział w nogach jego łóżka, wbijając w niego spojrzenie przenikliwych oczu, i jakimś cudem był jeszcze bardziej przerażający od mężczyzn, którzy wcześniej torturowali Sirusa w piwnicy. „Gdzie ona jest? Dokąd mogła uciec?”. Sirus nie znał żadnej odpowiedzi oprócz „Byle dalej ode mnie”. Prawdę mówiąc, niewiele pamiętał z ucieczki Tekeli. Poprzedzające ją godziny były wypełnione takim bólem i strachem, że pamięć o nich została na zawsze zniszczona. Jego aresztowanie nastąpiło wkrótce po śmierci ojca, pół tuzina agentów Korpusu wyłamało drzwi, wywlekło go z łóżka, pięści i pałki były jedynymi odpowiedziami na jego wybełkotane pytania i protesty. Obudził się i odkrył, że przywiązano go do krzesła, a prosto w oczy patrzy mu major Arberus z twarzą twardą i wyrażającą ostrzeżenie. Arberusa, jak wkrótce zdał sobie sprawę Sirus, także przywiązano do krzesła, a na prawo od Sirusa podobnie usadzono Tekelę. Przypomniał sobie wyraz jej idealnej jak u lalki twarzy – nigdy, przenigdy nie spodziewałby się, że ujrzy na niej coś podobnego: przemożne i nieskalane niczym poczucie winy. „Przepraszam”, powiedziała, bezgłośnie poruszając ustami. Z oczu płynęły jej łzy. I wtedy to się zmieniło, ta jego obsesja, którą wolał nazywać namiętnością, urojenie zmuszające go do pisania wierszy, o których w głębi serca wiedział, że są okropne, i do robienia z siebie bezwstydnego głupca przy każdej okazji. Oto ona, jego prawdziwa miłość, zwykła, znękana poczuciem winy dziewczyna, przywiązana do krzesła, z którego miała patrzeć na jego śmierć. Zajmowało się nimi dwóch mężczyzn w skórzanych fartuchach, obaj byli w średnim wieku i zupełnie przeciętni z wyglądu. Wzięli się do pracy ze sprawnością praktykujących od lat rzemieślników. Zaczęli od majora. Sirus zaciskał kurczowo 24
powieki z powodu straszliwego spektaklu i wrzasków Tekeli. Potem, kiedy Arberus zemdlał, skupili się na Sirusie, który po raz pierwszy dowiedział się, co znaczy prawdziwy ból. Padały pytania, na które nie umiał odpowiedzieć, żądania, którym nie mógł sprostać. Wiedział, że to wszystko jest bez znaczenia, że to tylko jeszcze jedna forma nacisku, teatrzyk na użytek Tekeli. Ile to trwało, nigdy się nie dowiedział, ale wydawało mu się, że wieczność, nim jego serce zaczęło zwalniać, zamieniać się w słabo rozbrzmiewający bębenek w piersi i Sirus zdał sobie sprawę, że niedługo opuści ten świat. Piwnica zniknęła, zamieniając się w odległą mieszaninę dźwięków i doznań. W pewnym momencie usłyszał krzyki i dudnienie, odgłosy walki i szarpaniny, ale zakładał, że to tylko kolejny wytwór jego słabnącego umysłu. Mimo zamętu doskonale zapamiętał moment, w którym jego serce stanęło. Czytał o tych, którzy powrócili znad krawędzi śmierci i opowiadali o jasnym, przywołującym ich świetle, ale on nigdy go nie ujrzał. Widział tylko ciemność i słyszał potworną, nabrzmiałą ciszę, jaką zostawiło po sobie bicie serca, gdy to już znieruchomiało. Korpus go ożywił, chociaż niewiele brakowało, żeby go stracili, jak radośnie poinformował go lekarz. To był wesoły jegomość o śpiewnym akcencie, który Sirus skojarzył z północnymi prowincjami. Jednakże mimo wesołości jego spojrzenie było zimne, a Sirus wyczuwał, że lekarz wie równie dużo na temat odbierania życia, co jego ratowania. Przez wiele dni opiekowano się nim, aplikowano mu szczodre porcje Zielonej i precyzyjne dawki różnych leków, aż został wyleczony w stopniu, w jakim to było możliwe, a rozliczne szramy na jego piersi zamieniły się w bladą siateczkę łączących się linii. Rozumiał, że to tylko chwila wytchnienia. Korpus jeszcze z nim nie skończył – daleko mu było do tego. Mężczyzna, który przyszedł go przepytać, był drobnego wzrostu i szczupłej budowy. Nosił typowy, nijaki ciemny garnitur chętnie wybierany przez agentów Korpusu, chociaż wyróżniała go drobna, srebrna szpilka w klapie: regularne koło ozdobione 25