a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony854 269
  • Obserwuję553
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań668 989

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 12 - Dzika róża

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :508.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 12 - Dzika róża.pdf

a_tom CYKLE Bente Pedersen - cykl Raija ze śnieżnej krainy (tom 1-40)
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 142 stron)

BENTE PEDERSEN DZIKA RÓŻA

1 Knut wrócił sam. Zamachał tuż przed Idą dopiero co złowionymi i wypatroszonymi dorszami, aż dziewczyna odskoczyła z obrzydzeniem. - A tata? - spytała. - Popłynął jeszcze raz. - Knut wzruszył ramionami. - Wydawało mu się, że widzi żagiel u wejścia do fiordu... Maja zatrzymała kołowrotek tak gwałtownie, że aż zerwała nić. - On nadal czeka - westchnęła Ida współczująco. - Musi wreszcie zrozumieć, że ona nie wróci - zabrzmiał twardo głos Mai. - Nigdy nie zamierzała wrócić. Pozwoliła, aby Reijo zajął się nami, i odpłynęła w swoją stronę. Ale on nie chce tego pojąć. - Tata nie pozwala tak mówić! - Ida pokiwała palcem przed nosem starszej o trzy lata siostry. - To nasza matka, Maju! - Będę o niej mówić tak, jak mi się spodoba. Żadna matka nie porzuciłaby męża i dzieci tak jak ona. Okradła go z życia! Jest nadal młody, a jednak przez nią związany. - Powiedz mu to - rzuciła czternastolatka i potrząsnęła głową, aż rude warkocze zatańczyły jej na plecach. - Może cię posłucha, przecież jesteś prawie dorosła! Maja nie odpowiedziała, co jak na nią było rzeczą niezwykłą. Palce szybko związały nitkę i wróciła do pracy. Zacisnęła usta i poczuła, że nienawiść sprawia jej ból. Ale nie panowała nad swoimi uczuciami. Knut skorzystał z okazji, aby podkraść trochę tytoniu Reijo. Po męsku włożył sobie porcję do ust i rzucił się na ławę jak ojciec. - I tak wyglądasz jak chłopak, choćbyś nawet bardzo się starał - odważyła się na komentarz Ida, krojąc ryby na obiad. - Czy to mógł być statek? To, że nie pamiętała Raiji, pozwalało jej snuć marzenia, których żadne wspomnienie z dzieciństwa nie mogło zniszczyć. Pozostali zachowali ją w pamięci. Ida nie doświadczyła samotności, strachu ściskającego serce i kładącego się bolesnym ciężarem w brzuchu. Dla niej Raija była postacią nierzeczywistą jak księżniczka z bajki. Otaczała ją mgiełka romantyzmu. Ida miała tysiące wyjaśnień usprawiedliwiających zniknięcie matki na wschodzie, tysiące powodów, dla których nie dawała znaku życia. Ale nie dzieliła się nimi z nikim. Rodzeństwo było tak prozaiczne! Nie mieli takiej wyobraźni jak ona. A gdy była mowa

o Raiji, Maja i Knut trzymali wspólny front. Ida nie miała pewności co do zdania Elise, ale ci dwoje byli zgorzkniali. - Czy ja wiem - zastanowił się Knut. - Może tak, a może nie... Kto, u diabła, zdoła coś dostrzec z tak daleka? - Nie przeklinaj! Tata tego nie lubi! Uważający się za dorosłego szesnastolatek przewrócił oczami. Jak długo jeszcze przyjdzie mu znosić upomnienia młodszej siostry? - On śni na jawie - powiedział twardo. Może i za twardo, ale Ida go zirytowała. - Nie mógłby wreszcie o niej zapomnieć? Mógłby znaleźć sobie inną kobietę i zacząć wszystko od nowa, prawda? Wielu przecież dopiero się żeni w tym wieku. Podobno mężczyzna po trzydziestce jest najlepszy. Tym razem zdenerwowała się Maja: - Co, chcesz tu sprowadzić jakąś babę? To ja się stąd wyniosę. Nikt nie będzie mi rozkazywał. - Kto chciałby za nas odpowiadać? - spytała Ida cicho. - Tata pewnie mógł znaleźć sobie kogoś. - Uśmiechnęła się. - Jest całkiem przystojny, nie wygląda staro. Lubi pracować. Ale my pewnie nie byliśmy zbyt kuszącym dodatkiem... - No właśnie. Ona zmarnowała mu życie. Nam też. - Knut splunął brązową śliną, ale nie trafił we właściwe miejsce. Ojciec nie pozwalał mu żuć tytoniu, więc nie miał wprawy w pluciu. - Zaraz mi to wytrzyj! - Rozzłoszczona Ida rzuciła w brata ścierką. Usłuchał z obrażoną miną, choć bez komentarza. Zielonobrązowe oczy Idy znów przesłoniła mgiełka, którą dobrze znali. Nie rozumieli swej najmłodszej siostry, ale kochali ją mimo to. Różniła się od nich bardzo. Wiedzieli, że najbardziej z nich przypomina Raiję, ale przecież nie mógł być to powód, żeby i ją nienawidzić. Nie taką siostrę jak Ida. - Myślę, że tata i tak by się nie ożenił - powiedziała wreszcie. - Sądzę, że ją nadal kocha. Kocha mamę. I ona go kochała Tylko Ida nazywała ją mamą. Oni nawet nie wypowiadali tego słowa. Dla nich była Raiją. Obcą osobą, którą ledwo pamiętali. - Ha! - wykrzyknęła Maja. Nitka znów jej się zerwała. - Co też ci się roi w tej głowinie, Idusiu. Tak nie było! Jeszcze raz powtórzę: tak nie było! Ona na pewno go nie kochała! Ona kochała... - ... twojego ojca - dokończył Knut.

Maja nie odpowiedziała, ale jej twarz przybrała surowy wyraz. Świadomość, że Mikkal jest jej ojcem, z początku była trudna do przełknięcia. Potrzebowała czasu. Teraz już się z tym pogodziła. Ułatwiła to jego śmierć. Z trudem zaakceptowałaby żyjącego Mikkala jako ojca. Ale nadal nie lubiła o nim mówić. Kochała Ravnę, babcię o łagodnych dłoniach i silnym charakterze. Kochała też Ailo. Spotkała go na wiosennym jarmarku trzy lata temu. Wtedy uznała za tragedię fakt, że są rodzeństwem. Sądziła, że to, co do niego czuje, nie jest siostrzanym przywiązaniem. Ailo był wspaniały. Już wtedy sprawiał wrażenie tak dorosłego jak wujek Matti. Mai wydawało się, że jest w nim zakochana. Wypłakała wiele łez, gdy pojęła, kim są dla siebie. Wszystko przez Raiję. Wtedy wiele oddałaby za to, żeby być kimkolwiek innym, a nie przyrodnią siostrą Ailo. Teraz rozumiała, że to nie była miłość. Po prostu łatwo było polubić tego chłopaka. Miał coś w sobie. Łączyło ich wiele wspólnych cech. Wiedziała już, że to właśnie dlatego, że są rodzeństwem. Ze ona odziedziczyła wiele cech Mikkala. Tak jak Ailo. Nie była podobna do Raiji. Cieszyło ją to. Chociaż... wolałaby być ładna. A nigdy nie będzie ładna. Blizny rosły razem z nią i na zawsze oszpeciły jej twarz. Reijo nigdy nie chciał opowiedzieć jej dokładnie, jak do tego doszło. Ona nic nie pamiętała. Ludzie ze wsi wspominali jednak pełnego nienawiści mężczyznę, który nie dostał Raiji. Mężczyznę, któremu pewien Lapończyk przeciął policzek nożem. Mikkal. Niezły spadek zostawili jej rodzice! Nigdy nie będzie w stanie ich zapomnieć... - Elise jest przy strumieniu - odezwał się Knut niewinnie. Nauczył się już zażegnywać spory. Przy trzech siostrach było to koniecznością życiową. Miał zdolność rozładowywania napięć, kierowania rozmów na bezpieczne tory, gdy zachodziła taka potrzeba. - Pewnie słodko marzy o Kristofferze znad fiordu... Maja uśmiechnęła się leciutko. Nawet Idzie drgnęły usta. - Tylko jej nie dokuczaj! Knut spojrzał na nią niewinnie dużymi, brązowymi oczami. - Sądziłem, że o Kristofferze marzą wszystkie dziewczyny. O tym, żeby za niego wyjść,

mieszkać we własnym domu... Kristoffer ma piękny dom, kilka łodzi... - ... i sporo lat na karku - zachichotała Maja. - Wyobrażacie sobie coś takiego? Nasza piękna, błękitnooka nimfa i ten zgarbiony dziadyga? Powiedziała to nie bez pewnej złośliwości. Dawało jej to rodzaj niedobrej radości. Elise była tak ładna... - Tata nigdy nie pozwoli mu wziąć ją za żonę - odezwała się Ida rozsądnie. - On chce, żebyśmy byli szczęśliwi. Elise nie może wyjść za jakiegoś starego dziada! mu przykrość porównywanie się z rówieśnikami o silnych ramionach, grubym głosie i pierwszym zaroście. On mówił jeszcze wysokim głosem i był tak delikatnie zbudowany, że mógł uchodzić za dziewczynę. Miał pełne policzki, długie rzęsy i miękko zarysowane usta. Najbardziej chciał być podobny do Reijo. On w jego wieku na pewno wyglądał jak mężczyzna. - Jeszcze urośniesz - pocieszał go Reijo, gdy Knutowi udało się coś wykrztusić na ten temat. - Twój ojciec, Karl, był podobny do ciebie jako szesnastolatek. A wyrósł na mężczyznę. No i... - uśmiechnął się pod nosem - mimo że byłem od niego co najmniej dwa razy szerszy w barach, Raija nawet nie chciała na mnie spojrzeć. Gdy brali ślub, Kalle był równie drobny jak ona. Zobaczysz, znajdzie się dziewczyna, która cię zechce. Knut nie dbał o to. Nie dla dziewczyn chciał stać się mężczyzną. Dla samego siebie! Poczłapał w dół zbocza w kierunku potoku. Zobaczył, że Reijo jest już w połowie fiordu. Teraz żagle stały się wyraźnie widoczne. Knut wytężył wzrok i zrozumiał, dlaczego Reijo zawrócił. Dostrzegł, że statek miał ciemne burty. Rosyjskie statki były zazwyczaj pomalowane na jaskrawe kolory i mieniły się jak letnia łąka, gdy wpływały na zatokę. To nie byli Rosjanie. Knut ucieszył się, że nie będzie go w domu, gdy Reijo wróci. Zawsze go bolał widok jego zawiedzionej miny. Reijo nie powinien być słaby. - Przychodzisz jak na zawołanie! Elise podwinęła spódnicę do wysokości kolan. Stała w potoku i prała. Ręce i nogi miała zaczerwienione. Woda była jeszcze zimna, mimo że zbliżało się lato. Knut rzucił się na trawę. - Na tak mały ładunek szkoda dużego konia - orzekł i zerwał źdźbło trawy, które wsunął między zęby. - Poczekam, aż wypłuczesz wszystko. Elise musiała się uśmiechnąć. Nieważne, jak bardzo się starał, nadal był tylko chłopcem. - Maja pobiegła w góry - powiedziała swoim łagodnym, jasnym głosem. - Czym jej tym

razem dokuczyłeś? Knut wypluł źdźbło. - Dlaczego wszyscy od razu sądzą, że to moja wina, kiedy się ktoś obrazi? - Bo to zwykle jest twoja wina. Potrafisz wyjątkowo skutecznie drażnić Maję. Westchnął i osłonił oczy przed słońcem. - Powiedziałem tylko, że ona nie ma zbyt wielu starających się... Elise długo patrzyła na niego oskarżycielskim wzrokiem. - Najgorsze jest to, że Maja w rzeczywistości jest bardzo ładna - rzekła w końcu. - Pod tymi bliznami jest śliczna! Ale ona widzi tylko blizny. Inni też... - Możesz przekonać Reijo, żeby zaproponował ją Kristofferowi. - Powiedziałeś jej i to? Elise rzadko używała tak ostrego tonu. Knut uciekł spojrzeniem. - No, może niedokładnie tak... - Nie wolno ci nastawiać jej przeciwko mnie! Kocham ją i ta sytuacja jest trudna zarówno dla niej, jak i dla mnie. - Kristoffer nie jest taki zły. A może ty sama chcesz go dostać? Wtedy mógłbym nająć się do was za parobka... - Kristoffer ma pięćdziesiąt lat. Jest jak stara, okropna, zasuszona ryba! - No to może ganiasz na Simonem? - rzucił Knut. Simon, dziewiętnastolatek, był nieco młodszy od Elise. Wszystkie dziewczyny czuły do niego słabość, z czego skrzętnie korzystał. Ale dla nikogo nie stanowiło tajemnicy, że często popatrywał tęsknie w stronę domku na cyplu. - Simon to tylko chłopak! - prychnęła lekceważąco Elise. Knutowi wydało się, że z przekonaniem. Jakąż on mógł mieć nadzieję, skoro Simon - mówiący niskim głosem, szeroki w ramionach, o mocnych nogach i dłoniach nawykłych do pracy - został określony przez nią pogardliwie jako „chłopak”? - No to pozostaje ci tylko Kristoffer. Wszyscy inni są za młodzi. Przecież chcesz dojrzałego mężczyznę! Elise cisnęła w niego zwiniętą mokrą koszulą. Tym razem był czujny i zdołał ją złapać, zanim go dosięgła. - Reijo myślał, że to Rosjanie? - spytała, skinąwszy głową w kierunku łódki cumującej u brzegu. Chłopak przytaknął, zmieszany w imieniu Reijo. - Ona na pewno nie żyje. Taka myśl i jemu przemykała przez głowę, ale coś w duszy sprzeciwiało się temu. Ona... Raija nie mogła nie żyć. - Raija by wróciła. - Elise wydawała się przekonana o swojej racji. - Minęło dziesięć lat.

Na pewno nie żyje. - Kochałaś ją? Elise przytaknęła, unikając wzroku Knuta, on jednak wiedział, że miała łzy w oczach. - Raija była najwspanialsza na świecie! Mówcie, co chcecie, ale ona nigdy by was nie zawiodła. Nas. Także nie Reijo. - Reijo wcale nie uważa, że ona nie żyje. Elise wyprostowała się, wyżymając ostatnią sztukę bielizny. Skierowała ciepłe spojrzenie w stronę opiekuna. - On nie chce w to uwierzyć. Ale na pewno tak myśli. Raija zawsze była w jego życiu. Nie umiałby żyć bez wiary, że ona gdzieś tam jest. - Wielka miłość - rzucił, pogardliwie Knut, który uważał, że całe to gadanie o uczuciach jest mocno przesadzone. - Nie pamiętacie jej tak dobrze, jak ja i Reijo - odparła Elise. - Inaczej i ty, i Maja rozumielibyście nas. - Pamiętam wystarczająco dobrze - rzucił chłopak twardo. - Czy to wszystko? - spytał, wskazując na dobrze wypełniony kosz. Nie czekając na odpowiedź, podniósł go z wysiłkiem i poszedł, schylony, pod górę w stronę domu. Droga dłużyła mu się, lecz nie zatrzymał się ani razu. Elise miała swoje wspomnienia. Ida - dziwaczne marzenia. Nie wiedział, czym żyje Reijo, ale on też musiał coś mieć. Sam pamiętał tylko matkę, której teraz nie było. Piękną matkę, a przy niej mężczyzn. Matkę, która odeszła bez podania przyczyny. I która już nie wróciła. Nie potrzebował jej! Nie potrzebował wspomnień o niej! Równie dobrze mógł żyć bez żadnej Raiji. - Powinieneś to przynieść na dwa razy - rzucił Reijo. Siedział na progu i śledził wzrokiem łodzie na fiordzie. - Wielki chłop, wielki ciężar! - zaśmiał się Knut. Chciał, żeby jak zwykle nikt nie potraktował go poważnie. Postawił kosz na ziemi koło wioseł. Elise zajmie się resztą. Reijo zerknął na chłopca, który usiadł koło niego. Szesnaście lat, no, prawie. To już prawie szesnaście lat temu w pewną listopadową noc musiał odegrać rolę położnika. Już nigdy wcześniej ani potem nie wytrzeźwiał tak szybko. Maja ma lat siedemnaście. Jego ukochana, choć nie rodzona córka. Drobna, ale o kobiecych kształtach jak Raija. Córka Mikkala. Uparta, gwałtowna, humorzasta... Obiecał sobie, że będzie na nią uważał. Że zadba o to, aby nikt na tym świecie jej nie zranił. Ochroni ją przed złem. Ale nie był w stanie tego dokonać. Gdy była dzieckiem, zmuszał

złośliwe języki do milczenia. Teraz stawała się kobietą i nic już nie mógł dla niej zrobić. Mógł się tylko modlić, żeby spotkała mężczyznę, który okaże się na tyle wspaniałomyślny, że nie dostrzeże jej blizn. Który wyniesie ponad nie wszystkie inne jej zalety. Ale to i tak nie pomoże. Maja przecież wiedziała, że jej policzki nigdy nie będą gładkie jak jedwab. Serce Reijo krwawiło. Żaden ojciec nie przekona młodych, że uroda ma znaczenie tylko na początku. Młodzi nie wierzyli. Przy tak uderzająco ładnych siostrach Maja nie mogła myśleć inaczej. Ida odziedziczyła po Raiji jej dziką piękność. Ognistorude włosy i brązowozielone oczy miały w sobie coś magicznego. Coś, co Reijo rozpoznawał i pamiętał jako cechę Raiji. Nadal była dla niego dzieckiem, choć pewnie jako jedyny ojciec uważał czternastoletnią córkę za dziecko. Liczył się z tym, że Ida może w przyszłości sprawiać mu kłopoty. I tak miał już teraz dosyć zamieszania z powodu Elise. Któż by mógł przypuszczać, że ta blada dziewczynka wyrośnie na tak piękną... dziką różę! Wokół ich domku dosłownie wydeptano ścieżki wzdłuż ścian. Wieczorami słyszało się tyle odgłosów kroków, że można by przypuszczać, iż prowadzą tamtędy szlaki jakichś gnomów. Po zapadnięciu ciemności grad kamyków uderzał w okno pokoju, gdzie spały Maja i Elise, jednak to nie Maja była wywoływana. Nawet tak stateczny mężczyzna jak Kristoffer znad fiordu zaczynał smalić do niej cholewki. Reijo uważał, że to nie wypadało z racji wieku. Kristoffer niemal mógłby być jego ojcem. Mimo to biedny Kwen nie mógł ot, tak, odesłać z kwitkiem takiego godnego człowieka, który stałby się wtedy obiektem żartów w wiosce. Tu zostali pochowani pradziadowie Kristoffera. Był niewątpliwie kimś, z kim należało się liczyć. Może nie bogacz, ale miał trochę ziemi i łodzie. Na pewno nie pozwoli staremu ożenić się z Elise, ale musi mu odmówić tak, by go nie obrazić. Czuł się samotny wobec konieczności podjęcia decyzji. Był tylko z dziećmi, które już zresztą dorastały. Zastanawiał się czasem, jak to będzie, gdy wszystkie wyfruną z gniazda, a on pozostanie wolny i nie związany żadnymi zobowiązaniami. W taki dzień jak ten, gdy widział żagiel w oddali na horyzoncie, serce zaczynało mu bić jak oszalałe. Jak w czasach młodości. Wtedy wierzył, że Raija powróci. Reijo był przekonany, że Raija nigdy by go nie zawiodła. Dla niego stanowiła uosobienie wierności.

Gdyby uwierzył, że nie powróci, musiałby spojrzeć w oczy gorzkiej prawdzie, że nie może tego uczynić. Ze nie żyje. Reijo nie był jeszcze na to gotów. - No, synu - rzucił w stronę Knuta. - To nie dla nas, mężczyzn, tak siedzieć z założonymi rękami. Narąbmy drzewa na saunę. W końcu sobota zdarza się raz na tydzień, prawda? Zbudował własną saunę. To był jego kawałek Finlandii w Norwegii, coś, czego by się za nic nie wyrzekł. Nigdy nie uważał, że można uznać się za czystego po pluskaniu się w cebrze, w którym po kolei kąpała się cała rodzina. Nie, sauna to coś zupełnie innego. Knut westchnął. Jego oczy nadal śledziły statki, które najwyraźniej zmierzały na tę stronę fiordu. - Jeszcze zostanie masa czasu' na włóczenie się przy brzegu i oglądanie tych statków, chłopcze. Dla nas obu - dokończył gorzko Reijo. Po tych słowach zapadła smutna cisza. Knut wstał bez ociągania się.

2 Maja wróciła ze swej górskiej samotni jakiś czas po tym, jak rodzina rozeszła się już po posiłku złożonym z zupy rybnej i kaszy. Garnek stał przy palenisku, utrzymując ciepło potraw. Zwykle Reijo mawiał, że ten, kto nie pilnuje pór posiłków, musi obywać się bez nich. Milcząc, wzięła drewnianą miseczkę i nalała sobie trochę zupy. Elise siedziała przy stole tak, aby promienie wieczornego słońca padały na jej dłonie. Łatała koszulę Kmita. Był mistrzem w darciu ubrań, jednak Elise udawało się je tak reperować, że niemal nie było znać szwów. Jeszcze jedna z jej zalet, pomyślała Maja szyderczo. Były tylko we dwie. Reijo i Knut poszli do sauny, a Ida wybiegła, żeby pomyśleć. Utrzymywała, że aby móc porządnie myśleć, potrzebuje wokół siebie masy świeżego powietrza. Elise podniosła wzrok znad robótki. - Nie powinnaś brać słów Knuta poważnie - zaczęła ostrożnie. - Ma niewyparzony język i plecie trzy po trzy. Nawet nie wiem, czy ten szczeniak się zastanawia, zanim coś powie, czy nie. Maja oparła łokcie na stole i wbiła wzrok w Elise. Patrzyła na jej bujne pszeniczne włosy wijące się przy skroniach, błękitne oczy pod jasnymi brwiami, miękkie policzki o gładkiej skórze, lekko zaróżowionej pod wpływem słońca, małe usta pod drobnym nosem, smu- kłą szyję... - Nie rozumiesz tego, Elise - rzuciła. - Nie możesz rozumieć. - Mogłabyś wobec tego porozmawiać ze mną, zamiast uciekać za każdym razem, gdy coś się dzieje przeciwko tobie. - Już tak muszę - odrzekła Maja. - Nikomu się nie narzucam. Właśnie tak chcę. - Nie dajesz sobie szansy - sprzeciwiła się Elise. - Nie dajesz też szansy nikomu z nas. Jeżeli coś sprawia ci przykrość, chcemy ci pomóc. Jestem przecież prawie twoją siostrą, do diabła! Maja uśmiechnęła się krzywo pomiędzy dwoma łykami letniej zupy. - Któż by przypuszczał, że tak bardzo się mną przejmujesz? - spytała, patrząc nieprzyjaźnie na Elise. - I nie jesteś wcale moją siostrą, zapewniam cię! - Mogłabym poprosić Reijo, żeby puścił cię dziś ze mną na tańce. Maja zapatrzyła się na kawałek ryby samotnie pływający na skraju miski. - Nie rób sobie kłopotu - odpowiedziała. - Ja nie tańczę. Zresztą nie chcę, żebyś miała przeze mnie jakieś przykrości. Nie mogę przecież zaszkodzić mojej prawie siostrze. Co by było,

gdyby Kristoffer się tam wybrał i mnie zobaczył! Pomyślałby może, że to jest zaraźliwe! - Zabawa jest dla młodych - odparła Elise i gwałtownie zrobiła kilka ściegów. Czasami miała ochotę uderzyć Maję, potrząsnąć nią porządnie. Nigdy jednak nie mogła się na to zdobyć. - Za bardzo użalasz się nad sobą! - Łatwo ci to mówić. Ciebie to nie dotyczy. - Istnieją większe smutki niż twoje, Maju - stwierdziła Elise z odcieniem bólu w głosie. Maja drgnęła, ale zaraz powróciła do jedzenia. Nigdy się nie dogadają. Tym razem też nie. Jakaś gorycz zawsze będzie leżała pomiędzy nimi i zatruwała ich dni. A mogłyby zostać przyjaciółkami. Ich losy były tak podobne... Mimo to ta gorycz stworzyła pomiędzy nimi przepaść, głęboką i bez dna. Od progu dobiegł je odgłos męskich kroków. Dziewczęta były tak pochłonięte rozmową, że nie dostrzegły wcześniej mężczyzn, którzy, pochyleni pod ciężarem worków żeglarskich, wchodzili pod górę w stronę ich domku. To nie mogli być Reijo z Knutem, oni chodzili boso. Skierowały wzrok ku drzwiom. Ujrzały dwóch mężczyzn pochylonych przy przestępowaniu progu. Koszula Knuta zsunęła się na podłogę. Nie było obawy, że się zabrudzi, bo dopiero co wyszorowano deski piaskiem. Maja o mało nie przewróciła miski, tak gwałtownie wstała. Wtedy przypomniała sobie, że przecież nie ma już dwunastu lat tak jak wtedy, gdy ci dwaj wyjeżdżali. Siedemnastolatki nie szafują uściskami. Dostojnie wygładziła fartuch i powoli podeszła, aby ich przywitać. Pożałowała zaraz, gdy Elise, dwudziestolatka i bardziej świadoma tego, co wypada, jak dziecko rzucała się im po kolei na szyję. - Aleksanteri! - krzyczała przenikliwie jak mewy nad resztkami ryb. - Matti! Została mocno uściskana i okręcona w powietrzu przez silne ramiona. - Już straciłam nadzieję, że wrócicie! - dodała. Santeri uśmiechnął się, lekko zażenowany. Nic się nie postarzał przez te lata. - Takich jak my łatwo się nie pozbędziecie. Wtedy wystąpiła do przodu Maja, cicha jak cień. Czuła się zresztą tak samo. Dłoń, którą podawała przybyszom, była mała, ale uścisk mocny. - Witam w domu, wujku Matti i Aleksanteri. Matti uściskał tę pozornie niechętną siostrzenicę. - Maja! Już taka duża! - śmiał się, pokazując dłonią, dokąd przy rozstaniu sięgała głowa Mai. - Czuję się bardzo stary, gdy na was patrzę. Takie dorosłe panny! Chyba tu głośno

nocami? Reijo pewnie wyrywa sobie włosy z głowy i przeklina zalotników? Elise uśmiechnęła się lekko, a twarz Mai spochmurniała. - Na pewno nie z mojego powodu wydeptują tu ścieżki. Maja po raz pierwszy zdobyła się na wypowiedzenie tego głośno, na nazwanie rzeczy po imieniu. Sprawiło jej to ból, ale też napełniło rodzajem ulgi. Od razu poczuła się silna, niemal niezwyciężona. - A Raija? - spytał Matti prawie bezgłośnie. Maja odwróciła się. Zacisnęła pięści. Ta prawda nie stawała się lżejsza mimo nazwania jej po imieniu. Elise potrząsnęła przecząco głową. - I nie macie żadnych wieści? Dziewczyna znów zaprzeczyła. - Już przestaliśmy czekać, Matti. To było tak dawno. Dziecinne byłoby wierzyć jeszcze w to, że ona powróci... - A Reijo? - Nadal czeka - rzuciła Maja twardo. - Wciąż się łudzi. Nie chce spojrzeć prawdzie w oczy. - Umarła - powiedział Santeri niechętnie. Matti pokiwał głową. Nikomu z nich nawet nie przyszło do głowy, że Raija mogła oszukać Reijo i dzieci. W niej nie było miejsca na taką zdradę. - A gdzie jest Reijo? - W saunie z Knutem. - Sauna! - Matti wymówił to słowo jak miłosne zaklęcie. - Zbudowaliście saunę? Pamiętasz, kiedy ostatnio byliśmy naprawdę czyści, Santeri? Przydałoby się trochę wypocić, co ty na to? - Idę. - Nie trzeba było go prosić dwa razy, jeśli chodziło o łaźnię. Nigdy nie nabrał zaufania do podejrzanych zwyczajów kąpielowych Norwegów. Sauna to było coś więcej niż kąpiel. Stanowiła część jego życia. - Chyba ostatnio byliśmy tam w Alcie! - Santeri zaraz zaczęło swędzieć całe ciało. Często nazywano go zawszonym Kwenem, ale dopiero teraz się takim poczuł. Matti już na progu ściągnął kurtkę i buty, teraz rozpiął i zdjął koszulę. Powinien właściwie zmarznąć, bo wieczory były nadal chłodne o tej porze roku, ale Matti Alatalo był zahartowany. - Czyż tu nie jest pięknie? - spytał, przebiegając wzrokiem po potężnych górach, wciśniętym pomiędzy nie fiordzie, sosnowym lesie porastającym zbocza, rzece, która miała swe

źródło w jego ojczyźnie. - Ech, Santeri, tu jest tak pięknie, że aż mnie coś ściska w dołku! Aleksanteri Kilpi żył dłużej niż Matti. Dla niego najpiękniejsze były niziny. - Łatwo wpadasz w zachwyt, chłopcze - rzucił sucho. - Wyśpiewywałeś pochwały Alty. Byłeś gotów zostać w Nordreisa, Tana i Tenojoki, kochałeś Tornedalen, wybrzeże Finnmarku przyciągało cię i przerażało... A teraz Jykea. Chyba uważasz, że wszystko jest piękne! Matti zaśmiał się. W słowach Santeriego było sporo prawdy. Chyba po prostu kochał ten kraj. - Wszędzie czuję się jak w domu. Ramię w ramię poszli w kierunku zbudowanej z bali sauny, stojącej w pewnej odległości od ostatnich szop. Matti miał długie nogi i był dobrze zbudowany. Złociste włosy opadały mu na kark i tęsknił też za ogoleniem brody. W czasie wędrówki nikt nie goli się codziennie. Teraz miał ochotę pokazać się z jak najlepszej strony. Santeri był niższy i drobniejszy, o bledszej skórze, rudoblond włosach i zmarszczkach na twarzy, zdradzających, że skończył już trzydzieści pięć lat. Życie wolnego strzelca ma swoją cenę. W sobotni wieczór wczesnym latem coś zapukało do ściany sauny Reijo. Ponury głos zawołał: - Reijo Kesaniemi! Reijo Kesaniemi, czy mnie słyszysz? Twoi sąsiedzi chcą z tobą pogadać... - Strzygi! - wyrwało się Knutowi, mimo że uważał siebie za rozsądnego i odważnego mężczyznę. Ale nie udawało mu się całkiem przestać wierzyć w istoty spod ziemi... Reijo natychmiast znalazł się przy drzwiach sauny. Nadal był szybki jak młodzieniec. - Wreszcie te młokosy będą mieli ze mną do czynienia! Tego już za wiele! Knut wdrapał się na półkę najwyżej, jak mógł. Nie miał ochoty stawać twarzą w twarz z groźnymi istotami. Dla niego mogły na zawsze pozostać pod ziemią. - Cholerne szczeniaki! - warczał Reijo na wpół wychylony przez drzwi. Nikogo nie dostrzegł. Pewnie się schowali, bezczelni. Ale nikt nie będzie sobie stroił żartów z Reijo Kesaniemi, tego się już powinni nauczyć! Zza sauny dobiegł go śmiech. Reijo pobiegł w tamtą stronę. Jego ciało mogło się równać z młodszymi o dziesięć lat. Miał nieco krzywe nogi, ale... na pewno dałby radę wymłócić niejednego! Ci chyba byli na tyle głupi, że nie uciekali. Pewnie sądzili, że staremu Kesaniemi nie starczy sił, żeby uderzyć pięścią prosto w ich szczerzące się gęby...

Wreszcie „strzygi” wyszły z ukrycia, nadal chichocząc. Reijo westchnął, zrezygnowany, i tylko potrząsnął głową. - Skąd miałem wiedzieć, że to wy? Matti i Santeri nie mogli powstrzymać śmiechu. - Jesteście dranie - Reijo też zaczął się uśmiechać. - Pojawiliście się naprawdę jak spod ziemi. Tyle lat... - Gdy odjeżdżałem, nigdy nie sądziłem, że zobaczę cię następnym razem uganiającego się na golasa sobotnią nocą - stwierdził Matti ze złośliwym uśmieszkiem. Reijo spojrzał po sobie i dopiero wtedy zrozumiał, że to prawda. Uśmiechnął się, zmieszany. - Tak się wściekłem, że o niczym nie myślałem - powiedział, przekradając się w stronę uchylonych drzwi sauny, przez które uciekało drogocenne ciepło. - Byłem pewien, że to jakieś młokosy stroją sobie ze mnie żarty. Wszedł do środka i zwrócił się do Knuta: - Masz tutaj swoje strzygi. To ich trzymają się głupie żarty. Knut zamrugał. - Przypłynęliście statkiem? Przybyli wyskoczyli ze spodni i wdrapali się na półkę pod sufitem. Wszyscy siedzieli teraz w największym cieple. Reijo, gdy tylko zamknął za sobą drzwi, polał kamienie wodą i zadbał, aby brzozowe witki leżały pod ręką. Fińska sauna była przyjemnością, ale także wzmacniała i hartowała ciało. Norweska sobotnia kąpiel w cebrzyku ustawionym pośrodku izby, z wodą coraz brudniejszą i zimniejszą po kolejnych członkach rodziny, nie mogła się równać z tym pełnym oczyszczeniem ciała, a nawet duszy. - Spotkaliśmy dziewczęta. - Matti aż przewrócił oczami z zachwytu. - Któż by przypuszczał, że takie piękne kwiaty wyrosną z tych smarkul. Idy nie było. Ona ma już... - ... trzynaście, prawie czternaście - dopowiedział Reijo z ojcowską dumą w głosie. - Urodziła się w Boże Narodzenie, więc jeszcze zostało jej kilka miesięcy dzieciństwa. Wszystkie chciałyby już rozprostować skrzydła, a mnie się kraje serce. - Maja i Elise powiedziały, że... ona... nie dała znaku życia. - Matti nie musiał wymieniać imienia. I tak wiadomo było, kogo miał na myśli. - Nie. Knut wolał nie patrzeć na Reijo. Nie mógł znieść widoku jego kamiennej twarzy i spojrzenia, które za każdym razem, gdy był zmuszony do stwierdzenia tego faktu, stawało się

jakby bardziej martwe. - Minęło sporo czasu. - Tak. Dziesięć lat. - Na pewno wiesz, co to może oznaczać... Reijo pokiwał głową, nie spuszczając wzroku z Mattiego. To też był rodzaj cierpienia zadawanego samemu sobie. Oczy chłopaka bardzo przypominały oczy siostry. Takie samo mądre ponad wiek, brązowoczarne spojrzenie w młodej twarzy. Oczy Alatalo... Tak, Reijo znal to spojrzenie. - Przez te lata moją ostatnią myślą przed zaśnięciem i pierwszą po obudzeniu się było: „Ona nie wróci. Czekasz na próżno, ona nie wróci. Nie żyje, a ty się nigdy nie dowiesz, jak umarła”. - Nabrał powietrza i spojrzał na swoje luźno splecione dłonie. Wiele się ostatnio mo- dlił, więcej niż w ciągu całego życia. Nie wyglądało jednak na to, żeby Wszechmocny brał to poważnie. Widać Jemu też na nim nie zależało... - Ale to moja wina. To był mój pomysł, aby popłynęła do Rosji. Błagałem ją o to. Sam ją przekonałem, że to jest jedyne rozwiązanie... - A nie było? - spytał Matti cicho. - Może i nie. Wiemy przecież, co się tu potem działo. Może i ją udałoby się ukryć. Nie szukali przecież zbyt dokładnie... Knut był przekonany, że to Raija postanowiła wyjechać, że opuściła ich z lekkim sercem. - To ty ją prosiłeś, żeby popłynęła z Ruskimi, Reijo? - spytał chłopiec z niedowierzaniem. Szeroko otwarte oczy żądały odpowiedzi. Na najwyższej półce sauny stało się tak ciasno, że zabrakło tam miejsca na kłamstwa. Knut miał pewność, że usłyszy prawdę. Reijo spojrzał w oczy chłopcu, który niemal był jego synem. - Musiałem ją nakłonić do ucieczki. Płakała, zanim nie zacisnęła zębów i nie pogodziła się z tym. Ja wiedziałem, do czego to może doprowadzić. Ona nie. Nie wiem, możliwe, że została w Rosji z własnej woli... Matti był obdarzony taką samą intuicją jak Raija. - Teraz mówisz o czymś innym, Reijo, nie o tym, co jej groziło tutaj? - Kapitanem okrętu był znajomy Raiji, wspominałem ci o nim, Matti, pamiętasz? I pamiętasz może to gorzkie pytanie, które mi wtedy zadałeś? Mattiemu rozgorzały policzki. Mimo wieku skłonność do rumieńców nie chciała go opuścić. - Spytałem, czy to jeszcze jeden z jej kochanków - odpowiedział zażenowany. - A był? Wtedy zaprzeczyłeś. Czy skłamałeś?

Reijo potrząsnął głową. - Nie był. Wtedy nie - dodał z trudem. - Jewgienij miał jednak jakąś tęsknotę w spojrzeniu, marzenie, które go spalało... - Reijo zamilkł, a potem prychnął ze złością: - Nie umiem o tym mówić. Może w ten sposób powinno się mówić do kobiet, ale z tym szło mi zawsze nie najlepiej... Jewgienijowi wydawało się, że ją kocha. Wierzył w to do tego stopnia, że nie był zdolny kochać się z żadną inną kobietą. - Sądzisz, że ona z nim została? Reijo wzruszył ramionami. Po minie Mattiego po- znawał, że w to nie wierzy. - Wiesz sam, że Raija zawsze pomagała tym, którzy jej potrzebowali, wspierała tych, których uznawała za słabych... - Tak, pewnie masz rację. - Matti oparł się o ścianę i poczuł, jak bele parzą mu plecy. Gorąco nie mogło mu zaszkodzić, był przecież Finem. Sauna to dobry przyjaciel, a przyjaciele nie robią sobie krzywdy. - Ale tutaj w Jykea pozostali ci, którzy także potrzebowali Raiji. Ona nie mogła tak postąpić. - Raija żyła tak, jak jej podpowiadało serce - powiedział Santeri bez większego przekonania. Wiedział, że serce mogło prowadzić Raiję w nieprzewidzianych kierunkach, ale wiedział także, że jej poczucie obowiązku jest jeszcze silniejsze. - Czasami myślę, że nie miała tu do czego wracać po śmierci Mikkala - szepnął Reijo. - Co masz na myśli? - Nie wiem. - Chyba nie mówisz tego poważnie! - Matti bronił siostry, a przez to dobrego imienia całego rodu. - Raija jest jedną z Alatalo. Jest bardziej uparta ode mnie. Nigdy by nie została w Rosji, niezależnie od tego, jak gorąco bilo jej serce. Ona by wróciła. Przesłałaby wiadomość. Przecież pływają statki pomiędzy Rosją a Norwegią! Ty sam sobie nie wierzysz, Reijo. Nie mo- żesz tak myśleć! Znasz ją lepiej niż którykolwiek z nas! Jesteś jej jedynym prawdziwym przyjacielem. I ty to mówisz?! Ty spośród wszystkich ludzi? - Lepiej jest myśleć, że ona nie żyje. - Reijo wykrzywił twarz w grymasie. - Dziesięć lat to szmat czasu. Przez pierwszy rok masz jeszcze nadzieję. Możesz czekać bez tego szarpiącego serce bólu. Zachowujesz wiarę jeszcze przez następne dwa, trzy, cztery lata. Ale potem zostaje tylko zwątpienie, Matti. Marzenia i nadzieja mogą być bardziej dziurawe od skarpet po długim rejsie. Moja nadzieja już długo chodzi boso. Minęło dziesięć lat. - A ty sam? W pytaniu szwagra zabrzmiało wyzwanie. Reijo nie był zaskoczony sposobem mówienia i wyrazu twarzy Mattiego. Mijające lata upodabniały brata coraz bardziej do Raiji. A może dopiero teraz dostrzegł to podobieństwo? On, który widywał jej twarz w

marzeniach niemal przez połowę życia... - Ja? Łowię ryby. Hoduję zwierzęta. Poluję. Sprzedaję skóry na targu. Żyję. - Jesteś chyba najwierniejszą osobą w Norwegii. Reijo wzruszył ramionami. - Nie uważam, żebym cokolwiek przez to stracił. Takie życie dużo mi dało. Więcej niż przypuszczają inni mężczyźni. Pewnie nie traktują mnie jak prawdziwego mężczyznę, jednak w tym babskim życiu odkryłem wartości, których istnienia się nie domyślałem... Knut wcisnął się w kąt. Po raz pierwszy znalazł się w towarzystwie mężczyzn jako jeden z nich. Był świadkiem rozmowy tak ważnej jak ta. Wiedział, że jego życie będzie inne po tym wieczorze. Zacznie inaczej myśleć o Reijo. Dostrzegł głębię jego osobowości, o której dziewczęta nie miały pojęcia. Nikomu o tym nie powie, nawet Mai. Nikt nie będzie wiedział, jaki Reijo jest naprawdę wrażliwy. Knut umie dochowywać tajemnicy. - No a wy? - usłyszał pytanie Reijo. - Fruwaliśmy jak ptaki - odrzekł Matti. - Opowiem wszystko, ale nie na półce w saunie. Na to nadaje się ława przed paleniskiem w izbie. - No i będziesz miał więcej słuchaczy... - rzucił kąśliwie Reijo. Knut wiedział już, że ten wieczór nie będzie smutny. Będzie inny. Wujek Matti wypełni go śmiechem. Śmiechem rodu Alatalo...

3 Trudno było znaleźć pasujące na obu mężczyzn czyste ubrania. Reijo i Knut musieli im pożyczyć i koszule, i spodnie. Santeri, drobny i szczupły, bez większych trudności założył ubranie Knuta. Gorzej było z Mattim, który był szerszy w ramionach i miał dłuższe nogi niż Reijo. Jego spodnie sięgały mu ledwie za kolana. Dziewczęta z trudem ukryły uśmiechy, gdy pojawił się w drzwiach obleczony w cudze szaty. - Wspaniale wyglądasz, wujku Matti - stwierdziła Ida, poważna może przez trzy sekundy, zanim nie wybuchnęła śmiechem. Matti pogroził jej palcem, zastanawiając się na głos, czy aby Reijo dobrze wychował swoje dzieci. Uśmiech jednak czaił się w kącikach jego ust. Podano kolację. Była to, jak zwykle, kasza. Elise jednak tym razem wlała więcej mleka. W końcu wędrowcy powinni się dobrze odżywiać. - Czekamy teraz na waszą opowieść - oznajmił Reijo, patrząc na tych, od których nie miał wieści od sześciu lat. - Dzisiaj nie dojedziemy dalej niż do Raisi - zaczął Matti. - Gdyby to od niego zależało, zostalibyśmy tam na dobre - wtrącił Santeri uszczypliwie. - Nie umiał trzymać się z dala od dziewcząt... Matti uśmiechnął się z zażenowaniem. Dziwne, opowiadali już przecież o swoich przygodach mężczyznom spotkanym po drodze i wcale się wtedy tak nie czuł... - Była miła, a ja byłem młody - rzucił tonem wyjaśnienia. - W Alcie poszło nam lepiej. Aleksanteri westchnął znacząco. - Do tej pory tylko ja wpadałem w tarapaty. Uciekałem przed rozsierdzonymi ojcami albo próbowałem czarować i matkę, i córkę. Ten tu chłopak sprawił, że patrzę teraz poważnie na życie. Zapomniał dodać, że nas wygnano z Raisi. Dziewczyna sądziła, że zaszła w ciążę. Matti nie miał zamiaru się żenić, ojciec wyklął nas obu... no i okazało się, że potomka jednak nie będzie! Wtedy uciekliśmy, nim ktokolwiek zdążył mrugnąć. Dziewczę nie było widać aż tak cnotliwe, jakby tego chciał ojciec. Policzki Mattiego płonęły. Nadal się uśmiechał, ale jego uśmiech przypominał raczej grymas. Ida słuchała zachwycona, łokciami wsparta o stół. Zapomniała całkiem o jedzeniu, te opowieści były o wiele lepsze! Niemal nieprzyzwoite, Reijo wolałby pewnie, żeby ich nie słuchała. To prawdziwie męskie rozmowy, ale jakże ciekawe!

- Szczeniak stał się ostrożniejszy z upływem czasu - przyznał Santeri. - W końcu usłuchał rad starca... - W Alcie spotkaliśmy wielu Finów - powiedział Matti i odchrząknął. Nie zdobył się na podniesienie wzroku i napotkanie oczu patrzących na niego wyczekująco. Nie uważał się za żadnego bohatera, żaden przykład, wzór do naśladowania. Był zwyczajnym, nie wolnym od wad mężczyzną. Żył tak, że może i nie był z tego zbyt dumny, ale i też nie uważał, że ma się czego wstydzić. - Tak, niektórzy przybyli w tym czasie, gdy mieszkała tam Raija. - Matti kiwnął głową w stronę Reijo. - Inni żyli tam mniej więcej od mojego urodzenia. Bali się, że zaciągną ich do wojska, uciekli więc do Norwegii. Niektórzy pamiętali jeszcze Raiję. Nie chwaliłem się specjalnie, że jestem jej bratem, ale wielu twierdziło, że ją przypominam. Niektórym się przyznałem, że to prawda... - Chłopak uśmiechnął się lekko. - Wydało mi się dziwne, że tak wielu ją nadal lubiło. Nie była przecież jedną z nich. Ale ją lubili. Nie wiem, dlaczego, ale to dało się odczytać z ich twarzy. - Alta nie jest jednak rajem dla Finów - stwierdził Santeri. - Tamtejszy wójt jest szalony, nie znosi niczego, co jest odmienne. Nie podoba mu się sposób, w jaki uprawiamy ziemię. Uważa, że niszczymy las przez wypalanie. Jakby nie było tam dość lasów! Spalony las daje najlepszą glebę, to wie każdy Fin. Ale ten Norweg jest uparty i mówi, że Finowie rujnują kraj. - Pokręcił głową z dezaprobatą. - Zrobiło się całkiem niemiło. Więc odeszliśmy. Nic tam nas nie trzymało. Nawet Mattiego - dodał złośliwie. - Wójt Kjeldsen mógł już prześladować innych, nie nas. - Matti grzebał łyżką w kaszy. - Ale to są wspaniali ludzie. Mają przywódcę, który mieszka tam najdłużej ze wszystkich. Knut Olsson. Też jest z Tornedalen. Naprawdę prawdziwy mężczyzna, Reijo! - Tak, Knut jest w porządku - zgodził się Santeri. - Ale i on robi to, co inni Finowie: siedzi cicho i zgadza się na wszystko. Tacy już jesteśmy. - Popłynęliśmy potem na połów - kończył Matti. - Cały rok włóczyliśmy się wzdłuż wybrzeża Finnmarku. Kilka razy natrafialiśmy na rodzinę Mikkala. Pomagaliśmy Ravnie przy reniferach, poprzeszkadzaliśmy Ailo... - Byliście u Ravny i Ailo? - ożywiła się Maja. - Niedawno? Mówcie! - Nie ma zbyt dużo do opowiadania. Chłopak wyrósł, pracuje jak dorosły. Przystojny. Podobny do ojca. Spotkaliśmy ich zimą. Pozdrawiają was wszystkich, przesyłają podarunki. Potem je wyjmiemy, są w workach. - Doprawdy nie umiecie opowiadać - westchnęła Ida. - Mężczyźni nie wiedzą chyba, co sprawia, że opowieść jest ciekawa. Czy Ailo ma się dobrze? Może ma dziewczynę? A Ravna zdrowa?

- Ravna jest bardzo wytrzymała. Ailo ma się dobrze jak każdy zapracowany mężczyzna. Takim brak czasu j na romanse. Maja odetchnęła z ulgą. Ailo był jej bratem, nie chciała, żeby związał się z pierwszą lepszą dziewczyną. - Tęskniliśmy już do... domu - przyznał Matti. - Nie znalazłem nic dla siebie na północy. Norwegia nie miała takiego czaru, jak kiedyś sądziłem... Reijo mrugnął do Idy porozumiewawczo. - Masz rację, oni nie umieją opowiadać. Może usłyszymy więcej, jak odpoczną? - Elise może spokojnie iść na tańce - rzuciła uszczypliwie Maja. - Nic nie straci. - Przecież jeszcze nie wychodzę! - zaprotestowała gorąco dziewczyna. Policzki jej zapłonęły. Matti rozładował sytuację. - Oczywiście, że młodzi powinni tańczyć. Potem będą żałować, gdy dożyją takiego wieku... jak Santeri i Reijo - dodał z błyskiem w oku. - Gdybym tylko miał spodnie odpowiedniej długości, też bym poszedł. Teraz obawiałbym się, czy którakolwiek dziewczyna by ze mną zatańczyła. Nie jestem nazbyt dumny z moich nóg. - A co z Mają? - spytał Santeri. - Nie tańczysz? - Nie dbam o to! - prychnęła, ucinając dalsze komentarze. Wzrok ostrzegał przed drążeniem tematu. Santeri zamilkł. - Elise tańczy lekko jak letni wietrzyk - rzucił Knut. Chciał jeszcze podrażnić się z Mają, ale sprawił, że wszyscy zapatrzyli się na Elise. Spuściła wzrok, lecz Matti i Santeri dobrze rozumieli, że dziewczyna mogła nie mieć na tańcach chwili wytchnienia. Odznaczała się szczególną urodą, lekką jak świeżo spadły śnieg, jak welon, jak taniec elfów na wodzie. Widzieli też, że jest za młoda dla nich, starych. Na pewno znajdą się inni, którzy potrafią okręcić nią w tańcu tak, żeby jej stopy ledwo dotykały ziemi... Matti już to sobie wyobraził. Był to widok piękny i niewinny. Wujek Matti miał wyobraźnię! W ciszy wszyscy usłyszeli słaby stuk w okno pokoju dziewcząt. Elise zarumieniła się, skoczyła na równe nogi i wygładziła spódnicę, zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. Opamiętała się jednak i z powrotem opadła na lawę. - Idź już! - Maja wzruszyła ramionami. - Wszyscy wiemy, że to o ciebie im chodzi. Knut przeszedł przez ławę i otworzył drzwi. Chwilę później odwrócił się, nieco poważniejszy, i skinął głową w stronę wyjścia. - Elise - zakomunikował - to Simon. Chce z tobą mówić.

Niechętnie wstała. Dlaczego akurat teraz? przemknęło jej przez myśl. Simon to... Simon, może i lubiła go bardziej niż pozostałych, ale... dlaczego przyszedł właśnie teraz? Na pewno wolała go od tego starego Kristoffera, ale właściwie nie chciała i Simona. Nikogo nie chciała! Było jej dobrze w domu... Ale oczywiście poszła z nim porozmawiać. Miło zresztą się na niego patrzyło, gdy tak stał oparty o ścianę. Był taki duży i dorosły! Włosy miał ani jasne, ani ciemne, i akurat tak nieuczesane, jak lubiła, a nie przylizane na mokro, gdy przychodził do niej jako zalotnik w sobotnie wieczory. Koszulę miał rozpiętą pod szyją, nosił jeszcze codzienny ubiór. Gwałtownie schwycił ręce Elise i przycisnął do piersi. Ciepło jego ciała dotarło do dziewczyny poprzez jego cienką, znoszoną koszulę. Było to dobre ciepło. Ale wyczuła w Simonie napięcie. - Coś się stało? - spytała. Chłopak skinął głową twierdząco. Elise pozwoliła mu się objąć, pozwoliła, żeby jego dłonie błądziły po jej plecach, a policzek dotykał jej policzka. Wyczuwała, że jest zdesperowany. - Kristoffer postanowił na mnie nasłać lensmana. Najpierw przyszedł do mnie do domu ze swoimi bratankami. Chcieli mnie pobić. - Dlaczego? - spytała, choć właściwie znała odpowiedź. Zesztywniała w jego mocnym uścisku. Simon puścił ją i usiadł na trawie. Oparł się o grube bele chaty i spojrzał na nią z dołu. Bez słowa opadła koło niego na kolana. Uśmiechnął się. Stawał się szczególnie ładny, gdy pokazywał w uśmiechu zęby, a miłe zmarszczki pojawiały mu się koło oczu. - Jest zazdrosny - rzucił. - Ojciec mówi, że powinienem przestać się za tobą uganiać. Ze biedacy nie powinni wchodzić w drogę zamożniejszym - dodał gorzko. - Ojciec umie giąć kark... - Ale dlaczego? - powtórzyła Elise. - Przecież nie może czegoś takiego zrobić tylko z mojego... powodu. - Kristoffer twierdzi, że ktoś mu ukradł łódź. Że ktoś mu zniszczył sieci. Że jego trzy krowy padły bez powodu. Że sam leżał chory przez kilka tygodni... - Dlatego nie przychodził... - syknęła Elise. - Ale ty przecież nie masz z tym nic wspólnego, Simon! Nie możesz pozwolić się obwiniać o coś takiego! - Oczywiście, że nic mu nie ukradłem - przyznał chłopak. - Uganiam się tylko za dziewczyną, o której Kristoffer mówi, że jest jemu przyrzeczona... - Co?!

Simon uśmiechnął się kącikiem ust. Delikatnie pogładził jej policzek. - Ty i ja wiemy, że on kłamie. Ale jest wielu takich, którzy mu wierzą. - Reijo nigdy by na to nie przystał! - stwierdziła Elise stanowczo. - On może zaświadczyć, że to kłamstwo od początku do końca! - To nie wszystko - rzekł Simon. - Obwinia mnie o te krowy i chorobę. Mówi, że rzuciłem na niego klątwę. Elise spojrzała zdumiona na siedzącego przed nią chłopaka. - Przecież nie znasz się na czarach! - wykrztusiła po chwili. - Moja prababka mogła mu się wydać podejrzana - odpowiedział, wzruszając ramionami. - Chyba była Laponką. Już to mnie obciąża. Kristoffer nie popuszcza w takich przypadkach. - Muszę przestać się z tobą widywać - stwierdziła dziewczyna stanowczo. - To wszystko moja wina. Twój ojciec ma rację, Simon... Przyciągnął Elise do siebie. Zbliżył twarz do jej twarzy i powiedział ochryple, nie spuszczając z niej pełnego ognia wzroku: - Myślisz, że mógłbym na to przystać? Nie przyszedłbym tu wtedy. Pochyliłbym czoła przed Kristofferem i grzecznie go przeprosił. Nie dowiedziałabyś się o niczym, Elise. Ale ja taki nie jestem. Nie tchórzę. I nie chcę przestać się z tobą spotykać. Rozumiesz mnie? Pokiwała głową. Chyba go rozumiała. Jednocześnie nie chciała traktować poważnie jego słów. - Nie chcę, żebyś miał kłopoty z mojego powodu. Kristoffer nie żartuje. Ma wpływowych przyjaciół. - Nie ugniemy się tylko z tego powodu - Simon był nieprzejednany. - Także jesteśmy ludźmi. Też jesteśmy coś warci. On nigdy, przenigdy cię nie dostanie! Żaden staruch nigdy nie będzie cię tak obejmował! Przyciskał Elise mocno do siebie. Czuła jego gorący oddech na policzku. Już kiedyś też tak na nią patrzył. Wiedziała, że wpatruje się w jej usta, i wiedziała też, że mogłaby utonąć w tym spojrzeniu, dlatego i teraz nie odważyła się na niego popatrzeć. Przerażało ją to, a zarazem kusiło. Sądziła, że wie, czego od niej chce, ale nadal jakaś jej część bała się tego. Elise wiedziała tak mało. Już kiedyś ją obejmował. Był pierwszym, któremu na to pozwoliła. Przed nim żaden chłopak nawet nie trzymał jej za rękę. On był taki inny, jakby bardziej dorosły. Może dlatego miała do niego zaufanie.

Już dwa razy całował ją w policzki. Jego usta niemal parzyły. W niej także budziły ogień. To było niebezpieczne, napełniało ją lękiem. Wcześniej tego nie czuła, to Simon w niej coś obudził. - Lubisz, jak cię obejmuję, prawda? - Jego głos dziwnie drżał. - Tak - wyznała. - Elise... Lubisz mnie? Dlaczego pyta o to właśnie teraz? - Tak, Simon. Pieścił ją spojrzeniem. Była od niego starsza, ale to on był doroślejszy. Ona chyba nie rozumiała, o co w tym chodzi, i w pewien sposób to go cieszyło. Taka naiwna, niewinna... Ale marzyła mu się również Elise gwałtowna, która by wiedziała, czego chce, zdolna oprzeć się wiatrowi, a nie tylko giąć się w jego podmuchach. Marzył, by móc obejmować wymagającą kobietę, taką, która byłaby świadoma, czego szukają jego dłonie, która by sama szukała i nie rumieniła się. Elise wystarczało ciepło jego ramion. Umykała przed pieszczotami. Gdyby jego uczucie nie było tak silne i prawdziwe, pewnie okazałby większą stanowczość. Ale nie potrafił. Mimo że usta paliły go pragnieniem dotknięcia jej warg, trzymał się w ryzach. Palce świerzbiły go, aby wsunąć je pod jej bluzkę i zbadać to, co tylko mógł sobie wyobrazić, wyczuć w uścisku... Ale ona nie była jeszcze na to gotowa. Elise była zbyt delikatna, żeby ją do czegoś zmuszać. Powinna znaleźć się w ślubnym łożu jako dziewica, tego był pewien. Sama myśl o tym paliła mu uszy. Już dawno postanowił, że to właśnie z nim powinna dzielić to łoże. - Nie boję się tego bezzębnego starca - prychnął buńczucznie. Przelotnie pocałował skroń dziewczyny. Zdołał wyczuć jej szybko bijący puls. Wewnątrz miała żar. Mógł zaczekać, aż dojrzeje, żeby go uwolnić... - Ja się go boję - wyznała Elise. - Boję się tego, co może ci zrobić. - A więc martwisz się o mnie choć trochę? Elise wysunęła się z jego objęć, wstała i otrzepała spódnicę. - Chyba tak. Simon skoczył na równe nogi. - Nie dostanie mnie! Założę się, że jego bratankowie są na tańcach, żeby mnie śledzić. - Ja tam nie idę. - Wolisz iść ze mną? - Dokąd? - Przejść się - rzucił chłopak lekko. Usiłował odsunąć myśli o małżeńskim łożu. Chciał dać jej spokój, ale nie mógł nie spytać. - W góry. Kristoffer nie chodzi już tak dobrze, żeby tam

pójść. - Nie wiem - wahała się Elise. To graniczyło z czymś niebezpiecznym, czuła to. Przebywanie sam na sam z Simonem stało się niebezpieczne. Sprawiało, że czuła w sobie jakieś słodkie napięcie, ale nie miała pewności, czy to jest właściwe. - Wybiorę się w góry na jakiś czas - rzucił. - Możemy poszukać jakiegoś miejsca, o którym będziemy wiedzieli tylko ja i ty... - Może... - Nie musisz przecież mówić Reijo, że nie idziesz na tańce. - Ja mu nie kłamię. - Dlaczego mam wrażenie, że nie chcesz być razem ze mną? Elise czuła się rozdarta pomiędzy Simonem a czymś, czego nie potrafiła nazwać. Nie powinien zmuszać jej do takich wyborów, ale uległa mu. - Ale powiemy Reijo o Kristofferze. Simon westchnął. Reijo na pewno nie był najgorszym kandydatem na teścia, mimo to chłopak nie czuł się najlepiej pod jego badawczym zielonym spojrzeniem. Potrafiło przenikać go na wskroś. A akurat swoich myśli o Elise wolał przed nim nie ujawniać. - Przyjechał wujek Matti! - Elise rozjaśniła się w dziecinnym uśmiechu. - Matti i Santeri przypłynęli statkami z północy. - Brat Reijo? - Nie, Raiji - wyjaśniła. - Właściwie to nie jest moim wujkiem, ale jednak jest. Jeżeli rozumiesz... Simon tak całkiem nie rozumiał, ale przyjął to do wiadomości. Krążyło już tyle plotek o rodzinie Elise, że jeden wujek więcej, nawet nieprawdziwy, nie miał już znaczenia. Nie chciał przecież jej rodziny. Chciał Elise. Chłopak poczłapał za nią do domu, gdzie wszyscy nadal siedzieli za stołem. Napotkało go wrogie spojrzenie Mai. Niczego innego się zresztą nie spodziewał. Jej spojrzenie mogło kroić kamienie. Gdyby to od niej zależało, zaszlachtowałoby go już dawno. - A więc to jest kawaler Elise? - Wysoki blondyn wstał z ławy i potrząsnął dłonią Simona. Czyżby to był „wujek Matti”? Simon czuł, że Elise jest zażenowana. Jego też coś gryzło. Wujek? Niewiele od niego starszy... Od Elise też. - Za moich czasów nie byliśmy tak ostrożni - tokował dalej Matti. Mówił z akcentem jak Reijo. Słychać było, że jest Finem.

To nie może być prawdziwy wujek Elise... - Byliśmy bardziej zdecydowani wobec dziewcząt, prawda, Santeri? - Ty nadal taki jesteś - odpowiedział Santeri sucho, ale z błyskiem w oku. Domyślał się, co ten szczeniak mógł teraz czuć, i nie omieszkał skorzystać z okazji, by dolać oliwy do ognia. - Kristoffer twierdzi, że mu mnie obiecałeś - wyrzuciła z siebie Elise. Reijo wbił wzrok w Simona. - Ty to słyszałeś? Simon pokiwał głową. Nie czul się najpewniej. - Uwziął się na mnie. Mówi, że go okradłem. Chce sprowadzić na mnie lensmana. Przychodzili już do mnie do domu. Ostrzegali, żebym nie uganiał się za jego... narzeczoną. Elise zbierało się na płacz. Nie chciała, żeby ludzie mówili tak o niej i o tym okropnym staruchu. Co sobie pomyślą Santeri i Matti? - Mówi, że Simon rzucił na niego urok... - Co znowu? - Matti przenosił wzrok od Simona do Elise i znów na Reijo. - Czyżby więcej kawalerów smaliło cholewki do tej młodej damy? Kristoffer... - zamyślił się. - Pamiętam jednego Kristoffera, ale ten był już nieźle podstarzały, gdy stąd wyjeżdżałem. Pewnie nie żyje. - To on - rzuciła Maja słodko. - Chce ożenić się z Elise. Uważa, że jest dość młoda, aby urodzić mu synów... - Może nie dałem mu wystarczająco do zrozumienia, że z tego nic nie będzie - powiedział ochryple Reijo. - To nie byle kto, ten Kristoffer. Ale to jasne, że nie może rozpowiadać o nas kłamstw ani próbować wsadzać do więzienia uczciwych ludzi jak Simon! - Nie ma mowy! - potwierdził uroczyście Matti. - Ten stary wieprz nie powinien uważać, że jest odpowiednią partią dla naszej Elise! Nigdy jeszcze Elise nie słyszała czegoś równie pocieszającego. Ale Simon poczuł się bardzo niepewnie. - To mnie prześladują - wtrącił. - Dlatego musimy cię ukryć - postanowił Matti. I mimo że Simon już od dawna myślał o tym samym, ta propozycja wydała mu się nagle mniej pociągająca. - Ja się kiedyś musiałem przebrać za lapońską dziewczynę - zaśmiał się Matti. - Rzadko się tym chwaliłem... Reijo i Santeri uśmiechnęli się równie szeroko. Pamiętali Mattiego z czasów, gdy przypominał dziewczynę. Wtedy za nic w świecie by się do tego nie przyznał... - Kristoffer nie zna dobrze gór - zauważył Reijo. - Umarłby z wyczerpania, zanim zdołałby cię tam znaleźć. - Ale jego bratankowie są jak kozice - wtrącił Knut.