agh_sko

  • Dokumenty97
  • Odsłony14 865
  • Obserwuję7
  • Rozmiar dokumentów156.1 MB
  • Ilość pobrań5 787

Tamela Quijas - Angels Fire, Demons Blood - Rozdział 5

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :142.0 KB
Rozszerzenie:pdf

Tamela Quijas - Angels Fire, Demons Blood - Rozdział 5.pdf

agh_sko EBooki Tamela Quijas
Użytkownik agh_sko wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 10 osób, 8 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 19 z dostępnych 19 stron)

Tłumaczenie dla: Translations_Club Tłumacz: Fardome Korekta: wanileczka

Rozdział 5 Kieruj mnie, mój najdroższy aniele, z dala od ciemności rządzącej moim życiem Eva była przerażona. W sumie niechętnie przyznała, że doznała niewygodnego poczucia lęku i zniecierpliwienia. Potem zwijało się ono w jej brzuchu, przyprawiając o mdłości. Nudności zwiększyły się, gdy zbliżała się do drzwi holu wysokiego ultra nowoczesnego apartament owca. Nie była w stanie dokładnie ustalić przyczyny swojej obawy, lecz doszła do dwóch oddzielnych wniosków. Albo to głupota jej działania, albo indywidualne mieszkanie w tym stylowym miejscu, które doprowadziło ją na skraj załamania nerwowego. Eva uznała jeden niezaprzeczalny fakt. Dwa dni wcześniej z powodzeniem zrobiła z siebie głupka. Czując się upokorzona, wierzyła, że zadała jedno pytanie, będące na końcu każdego języka. Nie powinna była się marszczyć, czy sprawiać, że poczuła się, jakby spadła na najniższy poziom człowieczeństwa. Jednakże zademonstrowała absolutny brak profesjonalizmu i naraziła na szwank swoje dobre imię… wszystko z powodu faceta! Eva sumiennie znosiła powolną, pewną śmierć. Jej pracodawca nie pisnął słowa o jej potknięciu. Geoffrey Noah nie musiał nic mówić, ale jego zmarszczone brwi wystarczyły, aby poczuła się jak gówno. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin Eva przeżyła najdłuższą noc w swoim życiu. Spędziła godziny w swoim łóżku, nie mogąc zasnąć, wina wżerała się w nią, gdy przypominała sobie wywiad. Nawet gorzej, wciąż

był obecny ton jego ganiącego głosu, rozprzestrzeniający się po jej zmartwionym umyśle. Pani Keyes, cóż za wysoce nieprofesjonalne pytanie. Było to podczas tych długich godzin poprzedzających świt, gdy miotała się i skręcała, cierpiała objawienie. Wylatując z łóżka, włączyła światło i zaczęła szybko przeglądać notatki. Gdzieś w zapchanych teczkach był mało znany adres. Eva nie czuła żadnych wyrzutów, gdy planowała swój następny ruch, zobowiązując się zrobić rzecz, której jeszcze nigdy nie zrobiła. Miała zamiar osobiście pojawić się w drzwiach Luke’a Angeles'a i przeprosić. To była najmniejsza rzecz, jaką mogła zrobić i miała nadzieję, że ta próba będzie przyjęta. W każdym razie jej sumienie domagało się pewnego otępienia i spokojnego snu. Decyzja twardo wbiła jej się w głowę i chwyciła okazję do odwiedzenia zdumiewającego mężczyzny. Eva szybko złapała taksówkę, pokazała nabazgrany adres, mocno zatrzasnęła za sobą drzwi pojazdu i oparła się o siedzenie. Zmarszczyła lekko nos na nieprzyjemny zapach samochodu, ale zmusiła swój zapracowany mózg do relaksu. Jej napięcie opadało, gdy pojazd nabierał prędkości i przyznała taksówkarzowi kilka punktów, gdy manewrował między tłumem samochodów. Westchnęła cicho i wyjrzała przez okno, ciesząc się nadchodzącą jesienią. Central Park był przepiękny tego roku, jesień odznaczała się w kolorach liści. Wysokie drzewa, tak dominujące w tym miejscu, przemieniły się w wielokolorową narzutę płynnie przechodzących kolorów czerwieni, brązu i złota. Jesień niezaprzeczanie trwała na pełnych obrotach.

Eva zatopiła się głębiej w ciepłą kurtkę, nadchodzący wieczór stawał się widocznie chłodny. Gdy mijali ulice, rozpoznała miejsca, których nie widziała od lat. Zachichotała i potrząsnęła głową. Cuda nie przestaną się zdarzać, pomyślała, oglądając otoczenie. Gospodarz Those Among Us najwyraźniej miał mieszkanie w jej starym sąsiedztwie! Stary nie było dobrym słowem, pomyślała lekko posępnie, niespodziewane uczucie tęsknoty poruszyło jej serce. Wciąż była garstka starszych rezydencji, widocznych na skrajach nowoczesnych budynków i potrząsnęła głową, nie mogąc uwierzyć. Bardziej eleganckie i o wiele nowsze budynki zastępowały większość rzędu domów z przedkryzysowej ery, które przez lata wypełniały te ulice. Taksówka zaczęła się powoli zatrzymywać przed jednym z tych raczej nowszych i oszałamiających, nowoczesnych budynków. Wyjrzała niepewnie przez okno, pochłaniając splendor czteropiętrowej fasady. Budynek był zbyt współczesny jak na jej gust, pomyślała i zacisnęła usta gdy płaciła kierowcy. Zadrżała i skrzywiła się. Cierpiąc z powodu przemarzających kości od kilku dni zastanawiała się, czy nie złapała przeziębienia. Owinęła się dokładniej płaszczem i zadrżała. Właśnie zrobiła krok na widocznie pustym chodniku, gdy zdała sobie sprawę z niskiego, nieustannego szumu w jej wewnętrznym uchu. Wiedziała, że dźwięk wkrótce zmieni natężenie. W tym czasie wykryła najsłabsze echo zniekształconych, wręcz nie do rozszyfrowania słów. Eva nie powiedziała nic na głos o nieznanych dźwiękach, przechodzących przez jej myśli. Wydawało się, że graniczyła z niebezpieczną przepaścią, prowadzącą do niepoczytalności i że traci kontakt z rzeczywistością. Zakryła płonące uszy lodowatymi koniuszkami palców, żałując, że nie może zagłuszyć dźwięków. Wiedziała, że próba

była daremna. Nie mogła uwolnić się od nieustannych szeptów wypełniających jej umysł każdego dnia. Eva potarła tył szyi zimnymi rękoma, sfrustrowana, że niski, brzęczący odgłos przemienił się w lepszy do rozszyfrowania, choć wciąż pospiesznie szepczącą serię słów. Wymysły wyłapanych przez nią fraz sprawiły, że się zatrzymała, rozmyślając nad dokładnym sformułowaniem. Nie mogła zaprzeczyć, że te lekko chropawe modulacje należą do młodego mężczyzny. Wiele zakłóceń, które rozpoznała, droczyły się, śmiały, zanim przemieniły się w podobnie niezdecydowane nakazy. Stojąc pośrodku pustego chodnika i przemarzając do gości, skupiła się na błyszczącym szkle podwójnych drzwi bloku mieszkalnego. Jej ręce przywarły do boków, gdy mijała oko kamery nad imponującą fasadą budynku. Niespodziewane uczucie déjà vu i dziwny głos w jej głowie mógł kojarzyć się jedynie z jedną osobą, Luke Angeles. Zatrzymała się, wiedząc, że Luke Angeles nie było jego prawdziwym imieniem. Upiorny głos wyszeptał jej na ucho jego imię kilka nocy temu. Zastanawiała się, jak dokładnie brzmiało to imię, zaciskając usta. Lucien… Lucien, co? Eva mogła założyć się o miesięczną wypłatę, że wszystkie fakty o nim były nieprawdziwe. Przez godziny przeszukiwała nieznane miejsca w sieci, desperacko próbując znaleźć coś o nim w różnych wyszukiwarkach. Zakłopotało ją, że nie była w stanie odkryć żadnej informacji o zawsze nieuchwytnym Luke 'Lucien' Angeles. Po wpisywaniu niezliczonych możliwości jego nazwiska, w zamian została nagrodzona absolutnym niczym. Jego show, pomimo popularności potwierdził, że Luke Angeles zwyczajnie nie istnieje. Poczuła chłód i lekki wiatr pieścił

jej twarz, gdy imię wypełniło jej umysł. Drżąc, miała nadzieję, że korytarz budynku był ocieplony. Musiał być jakiś sposób, aby pozbyć się tego zimna, cokolwiek, co by ją ogrzało i odegnało chłód z jej ciała. Biorąc głęboki wdech, Eva zbliżyła się do budynku. Pchnęła dłonią szklane drzwi i zrobiła krok w kierunku witającego ją ciepła. Gdy minęła wejście, drzwi zatrzasnęły się za nią mocno i potężna, zwalista figura zablokowała jej przejście. Zatrzymała się, cierpliwie czekając na mężczyznę, który wyrósł zza opływowego biurka postawionego między dwoma windami. Z niezłym pokazem swoich imponujących rozmiarów, napiął szerokie ramiona w groźny sposób. Eva odpowiedziała krytycznie na jego spojrzenie. Jej błyskawiczny umysł z łatwością wydedukował, że mężczyzna był oficerem po służbie. Jego główny zawód był widoczny dzięki twardym ramionom i prostej postawie, jakby był przygotowany do wydawania komend albo wypełniania ich. Oczywiście wyciągał potajemnie kasę, dorabiając jako ochroniarz/ portier luksusowego apartament owca. Cóż, nie mogła krytykować go za dorabianie. Czasy były trudne dla każdego, a koszty były po prostu kosztami. Opiekun drzwi rzucił na nią okiem. Jego rysy pociemniały wyraźnie, a oczy poniżej niemal duszącym ciężarze krzaczastych brwi zwęziły się w szparki. Z początku jego twarz celowo była bez wyrazu, gdy próbował ocenić ją w myślach. Wielu ludzi musiało ubiegać się o wejście do budynku, a ona nie była żadną ze stałych osób, które musiał oglądać. - Mogę pani w czymś pomóc? - Jestem tu, aby spotkać się z panem Angeles – odpowiedziała, mając nadzieję, że mężczyzna był w domu. Eva nie odczuwała przyjemności w wymianie słów z budzącą grozę figurą, mającą sto funtów przewagi ochronną postawą i pasującą pozą pitbulla.

- Panem A? – zamilkł oczarowany. - Tak, panem Angeles – kiwnęła głową, nagradzając go powszechnie fotografowanym uśmiechem Evy Keyes. Jego groźny wyraz twarzy zelżał, a w oczach mając błysk rozpoznania. Nagle wydał z siebie niski, doceniający gwizd. - Hej, jesteś tą dziennikarką z TV! Nie mów mi! Nie mów mi! - Jego ręce latały pionowo, gdy zmagał się z przypomnieniem sobie jej imienia. Wrażenie pitbulla natychmiast znikło, a ona zdała sobie sprawę, że polubiła tego ogromnego nadgorliwego bulteriera. - Jesteś tą kobietą z Keyes to New York! Jesteś Eva Keyes! - Tak, sir - odpowiedziała posłusznie, uśmiechając się lekko. - Eva Keyes! – Kolejny pełen aprobaty gwizd podążył za jej imieniem. Okrążył biurko i podszedł do niej z wyciągniętą ręką na powitanie. – Żona nigdy nie uwierzy, że to ty! - Jedyna w swoim rodzaju - potwierdziła. - Wielki pan A miszka w budynku, w którym pracuję i Eva Keyes składa mu wizytę. Teraz na pewno mi nie uwierzy! Evy dłoń znalazła się w jego silnym uścisku i wzdrygnęła się, gdy kończyna była energicznie potrząsana. Niewyraźnie zaczęła rozważać po raz drugi zbliżanie się do najbardziej popularnego śledczego zjawisk nadnaturalnych na świecie na jego terytorium. Na dodatek zaczęła się zastanawiać, czy była jakakolwiek szansa, że nie będzie widniała na pierwszych stronach porannych gazet. Jej osobista wizyta u pana A będzie nieźle płatną pożywką dla brukowców, a to wszystko byłoby z jej winy.

Gdy ochroniarz puścił jej rękę i powróciła swoje miejsce, Eva poczekała cierpliwie, aż znowu zacznie paplać i zabierając chwilę na poproszenie o autograf. Po czasie, który wyglądał jak wieczność, choć minęło około dziesięciu minut, przypomniał sobie o swoich obowiązkach. Przycisnął niewidzialny klawisz na klawiaturze, najwyraźniej zwracając nigdy nieosiągalną uwagę pana Luke Angeles’a i czekał na głos odpowiedzi - Witam panie A, nigdy pan nie zgadnie, kto przyszedł pana odwiedzić! Dwa słabe słowa padły z drugiego końca, tak samo niezrozumiałe, jak mamroczące głosy wypełniające jej uszy. Ochroniarz zaśmiał się głośno na całe gardło. Można było dojrzeć łzy w jego oczach, gdy wykrztusił z siebie odpowiedź. - Jak pani sądzi, pani Keyes? – zapytał lekko zdziwiony mężczyzna, tak naprawdę nie oczekując odpowiedzi. Ponownie zachichotał i otworzył jej drzwi. – Nasz pan A jest nie tylko łowcą duchów, ale i czyta w myślach! Wygląda na to, że na panią czekał. *** Eva stała przed wielkimi drzwiami. Patrzyła się w nie, dopóki nie przysięgła, że zobaczyła swoje zniekształcone odbicie w dokładnie wypolerowanym drewnie. Wkurzyła się, rozprostowała ramiona i potrząsnęła głową. Zastanawiała się, czy jej niepewność była tak samo widoczna, jak w chwiejnym odbiciu.

Było za późno na odwrót, od kiedy ten zasługujący na potępienie mężczyzna wiedział, że tu jest. Biorąc nogi za pas i uciekając, zrobiłaby z siebie większego głupka, niż teraz była. Próbując odzyskać spokój, chwyciła za bogato zdobioną srebrną kołatkę i upuściła ją. Wzdrygnęła się, gdy dźwięk rozbrzmiał wzdłuż przydługiego, pustego holu. Serce Evy przyspieszyło do szaleńczego tempa i zakwestionowała swój zdrowy rozsądek. Nie wiedziała, czy przeprosiny będą mieć jakieś znaczenie i była niepewna swojego działania. Ledwie znany nerwowy głos, czający się w jej głowie, stawał się coraz głośniejszy, gdy zbliżała się do mieszkania Angeles’a. Wzięła kolejny wzmacniający oddech, wykonała ruch, aby znowu chwycić za kołatkę i niemal wyskoczyła ze szpilek, gdy drzwi się otworzyły. Stał przed nią górujący nad nią mężczyzna, którego obraz dręczył ją przez ostatnich kilka dni. Jak zwykle ubrany był na czarno, ale zauważyła różnicę w jego ubiorze. Brakowało mu grubo plecionego golfa, a zamiast niego miał na sobie ręcznie szytą, drogą jedwabną koszulkę. Eva stłumiła połknięcie śliny, jej wzrok przylgnął do górnej serii rozpiętych guzików koszulki, ukazujących kawałek nagiej, bladej skóry. Zarumieniła się i skupiła spojrzenie na jego twarzy. Eva zauważyła, że jego twarz wyrażała delikatne zaciekawienie. Przyglądał się jej, a jego zainteresowanie wydawało się wzrosnąć. Jego spojrzenie zatrzymało się na jej ciężkim, zimowym płaszczu i absurdalnej wysokości butów. Jego opanowane rysy pozostały zadowolone i w srebrnej głębi jego oczu mignęła troska. Przez krótką chwilę wydawało jej się, że spojrzał groźnie na coś ponad jej lewym ramieniem z nagłą rezerwą. Eva doświadczyła przytłaczającego pragnienia, aby odwrócić się przez ramię i przywitać się z kimkolwiek, kto stał za nią. Nieufność zamieniła się w znużoną rezygnację. Eva wzięła kolejny głęboki oddech i wyprostowała ramiona,

tłumiąc mrożące kości drżenie. Kolejny raz poczuła ciepło wpływające na policzki, gdy jego spojrzenie przemknęło po niej, aż zatrzymało się na oczach. Przytrzymała oddech, a jej serce zwolniło, gdy napotkała jego spojrzenie. Chwilę zajęło jej odwrócenie swojej uwagi. Umysł jej wirował. Eva oddychała szybko, desperacko łapiąc powietrze, gdy ewidentny łomot jej serca wypełnił jej uszy. Mężczyzna intensywnie wpływał na jej zmysły i poczuła niewygodne, lecz przyjemne ciepło, przepływające przez linię jej kręgosłupa, gdy na niego spojrzała. Miał głęboki, niejasny seksualny czar, który sprawiał, że czuła się doskonała i seksowniejsza jak nigdy wcześniej. Pomimo lat profesjonalnego treningu, Eva bała się, że przywita go bełkocząc i zacinając się. Nie rozumiała, jak od jednego spojrzenia, mogła stać się nieprofesjonalną i nieudolną masą kobiecości. Pomimo chłodu, pomimo bezsennych godzin, jego obecność zostawiła ją oniemiałą. I to tyle, jeśli chodzi o drogi poziom dziennikarstwa! Powalił ją podmuch sugestywnych, gorących i ekscytujących mentalnych obrazów, gdy wdychała jego doskonały zapach. Eva starała się usunąć myśli chodzące w po głowie i spojrzała gniewnie. Nie rozważała możliwości, że to nienasycone pożądanie trzymało ją rozbudzoną w nocy. Eva stała niepewnie przed nim, przystępując z nogi na nogę. Gdy nadaremnie spróbowała się odezwać, jej usta stały się suche. Skupiła się na krzywiźnie jego szczęki, gdy naszła ją nieproszona chęć dowiedzenia się, jak on smakuje. Przesunęła językiem po ustach, nieporadnie próbując sformułować jakąś spójną myśl. Zamiast czekać na nią, aż wymyśli najgorsze powitanie swego życia, Luke Angeles zrobił krok w tył. Otworzył drzwi swojego mieszkania

i lekka poświata wpadła na korytarz. Patrzyła w niemym milczeniu, gdy machnął przed sobą ręką postarzałym gestem, witając ją w swoich progach. Eva zrobiła niepewny krok w przód i zatrzymała się. Zamrugała, gdy jej oszołomione oczy próbowały odzyskać ostrość po oślepiających efektach jasnego światła z holu. Gdy już była świadoma otoczenia, spostrzegła, że mieszkanie było naprawdę ogromne, a jego wybór dekoracji zaskakujący. Znajdowało się tam bogactwo drogiej, czarnej skóry oraz jasny blask chromu i skóry. Wybrane meble przez Luke’a Angeles’a mogłyby usatysfakcjonować szwedzkiego projektanta, nawet mimo zauważalnej surowości pokoju. Nie było w nim ani jednego dzieła sztuki, czy fotografii. Ściany były potwornie nagie, oprócz niezwykle dużego obiektu. Pozłacane, o rozmiarach sofy lustro wypełniało całą ścianę, przedmiot zbyt ciężki, aby wisieć na beżowej przestrzeni. Bogato zdobiony, wiktoriański zabytek pozostał podparty naprzeciwko dużych, balkonowych okien, ukazujących śliczny widok na ulicę. Eva w ciszy oglądała najniklejszy błysk wiązek światła, przebijających się przez okno. Rozmaite odcienie fioletu, czerwieni i pomarańczy odbijały się w matowym, pokrytym plamkami szkle. Był to zapierający dech w piersiach widok późnej jesieni, a ona stała nieruchomo na środku pokoju, oniemiała pięknym odbiciem. - Evangeline. Jej cicho brzmiące imię przywróciło ją z powrotem do rzeczywistości. Zauważyła, że wypowiedział jej imię w najbardziej niezwykły ze sposobów, z akcentem padającym ostrożnie na każdą sylabę. Chrapliwa miękkość jego głosu wysyłała dziwne dreszcze ciepła przez jej schłodzony kręgosłup.

- Pozwolisz mi wziąć swój płaszcz? Skołowana Eva zamknęła rozdziawione usta i strząsnęła ciężki materiał. Przeklęła siebie za bycie sto razy większym głupkiem, niż była teraz w jego obecności. Pożądanie, czyste i proste, które próbowała zrozumieć i powstrzymać, potrząsając głową. Preferowała mężczyzn tajemniczych i namiętnych i nie potrafiła zrozumieć swojego pociągu do Luke’a Angeles’a, postaci niemal upiornej w swoim wyglądzie! - Skąd znasz moje imię? – Zapytała, czując dodatkowy chłód przepływający przez nią. Nagrodził ją małym uśmiechem, a jego oczy zakrył ciemny cień, zanim odwrócił wzrok. – Mały ptaszek wleciał mi do ucha i wyszeptał ten sekret. - Mały ptaszek? – Powtórzyła Eva, chcąc tupnąć mocno obcasem w o maślanym kolorze podłogę. Umyślnie z niej kpił, powtarzając to samo zdanie, co w studiu. Nie odpowiedział jej, gdy zabierał jej płaszcz. Zmarszczyła brwi i patrzyła, jak odkłada ciężki materiał na oparcie skórzanej sofy. Machnął nakazująco ręką w jej kierunku, niemo pokazując, aby usiadła. Eva spojrzała ślepo i przejechała nerwowo rękoma z tyłu spódnicy. Gorąco żałowała, że zdradliwy kolor napłynął na jej policzki, od kiedy nie była zadowolona z czucia się jak niewydarzona nastolatka. Eva usiadła niewygodnie na poduszce opływowej sofy, czarna skóra tapicerki zaprotestowała głośno. Przegryzła dolną wargę i rozejrzała po pokoju. Nikłe światło zapowiadało zmierzch. W odbiciu lustra widziała gospodarza idącego w stronę opływowej kuchni. Jego działania były łatwe do przewidzenia, gdyż dwa pomieszczenia były częścią bardziej otwartego, przewiewnego planu pomieszczeń.

Milcząc, wyjął kubek ze starannie zaplanowanego asortymentu szafki najbliżej niego. Rozległ się odgłos pstryknięcia, gdy włączał urządzenie i Eva odetchnęła z wdzięcznością, gdy bogaty, mocny aromat kawy wypełnił pomieszczenie. Nie musiała długo czekać. Na idealnie czysty i jałowy, szklany stolik do kawy umieszczony przed nią, postawił duży kubek parującej cieczy. Eva zauważyła, że nie przyniósł swojego, zanim nie zajął wolnego miejsca naprzeciwko niej. To nie fair, wydumała. Ta sama skóra na jego krześle nie zaprotestowała, gdy rozsiadał się w tym nowoczesnym komforcie. Miała nadzieję, że jej ręce nie będą się zbyt mocno trzęsły, gdy chwytała kubek. Wdzięczna, że tak nie było, Eva wzięła długi i wzmacniający łyk, pozwalając silnemu naparowi uspokoić swoje skołatane nerwy. Ciepło zalało jej ciało, odpędzając część chłodu, który towarzyszył jej przez ostatnie kilka dni. Zmarszczyła brwi i odstawiła ostrożnie gorący kubek z powrotem na stół, próbując nie zniszczyć nieskalanego szkła. - Nie smakuje ci napój? – Zapytał miękko. - Zakładałem, że wolisz kawę z kapką orzechowej śmietanki i dwóch kostek cukru. - N… Nie - pospieszyła z odpowiedzią, jąkając się. Zmarszczka między jej brwiami pogłębiła się, gdy zdała sobie sprawę, że zrobił kawę zgodną z jej niewypowiedzianymi preferencjami. Cholera, przez niego za wcześnie dorobi się zmarszczek! Nie wiedziała, że ta myśl spowodowała u niej grymas, dopóki nie rzucił jej lekko gniewnego spojrzenia. - Przypuszczam, że cię frustruję.

Zażenowana, poczuła kolejną falę ciepła wpływającą na jej policzki i ogrzewającą ciało. Jego precyzyjnie sformułowana obserwacja sprawiła, że chciała głośno przekląć. Nie wiedziała, jak długo jeszcze jest w stanie znosić mężczyznę patrzącego się na nią tymi tajemniczymi oczami. - Panie Angeles- zaczęła grzecznie. Eva miała ogromną ochotę zmienić temat i dojść prosto do sedna. Nie chciała przepraszać bardziej, niż to było konieczne oraz była chętna do wyjścia. - Jak wiesz, mam na imię Lucien. Przerwał płynnie, a jej uwaga spoczęła na jego twarzy. Jego blada skóra odznaczała się wyraźnie na czarnym obiciu głębokiego fotela, a którym siedział. Jego ciało świeciło w wieczornym świetle. Eva zastanawiała się, czy celowo używał tapicerki i ubrań, aby podkreślić swoją zadziwiającą skórę i odcień włosów. Skrzywiła się, przypominając sobie brukowcowi szepty o jego zawodzie. Może wszystko sugerowało, że łowca duchów był najlepszym zawodem dla kogoś będącego wampirem. Przełknęła głośno i rozważyła idiotyzm swoich myśli. Najpierw przychodziły jej do głowy pożądliwe myśli, a potem duchy podążające za wampirami. Eva poczuła, że jej zażenowanie wzrosło i odwróciła wzrok. - Lucien – zaczęła Eva, przeczyszczając gardło. – Przyszłam, aby przeprosić. Już, powiedziała to. - Przeprosić? - Wydawał się zdumiony, jakby przyznawała mu coś nieoczekiwanego. Przynajmniej Eva miała taką nadzieję. Miała nadzieję, że nie sprawi, że przeprosiny będą trudniejsze niż to konieczne.

- Tak, przeprosić - powtórzyła, a słowa były boleśniejsze, niż chciała przyznać. – Byłam niezwykle nieprofesjonalna w swoim zachowaniu tamtej nocy. - Ach. To jedno słowo miało bogactwo znaczeń. Podniósł rękę z oparcia krzesła i przesunął palcami po policzku. Lucien wydawał się rozważać słowa; nieświadomie jego ręce były widocznie nagie. Podążył za kierunkiem jej wzroku i w skrępowanej atmosferze z powrotem opuścił rękę. - Przypuszczam, że mogłam cię urazić. Chciałam wyjaśnić wszystkie nieporozumienia, które mogły się zdarzyć. - Nie uraziłaś mnie. – Jego oczy się zwęziły, a on sam wydawał się zakłopotany, niezdolny do znalezienia miejsca dla rąk na jego kolanach. Zamiast tego złączył je razem w, wydającym się, brutalnym uścisku. W jego spojrzeniu ukryta była pewna intensywność i Eva nerwowo pokręciła się na siedzeniu. Skóra zaprotestowała głośno i nieustający, brzęczący dźwięk, powrócił do jej wewnętrznego ucha, przypominając jej o nieszkodliwych szeptach licznych głosów. Podniosła swą zimną rękę i przyłożyła do palącego ucha, mając nadzieję, że to zredukuje dźwięk. - Jednak – usiłowała kontynuować, jej słowa brzmiały z daleka. - Po prostu zadałaś pytanie – wzruszył ramionami, nie opuszczając z niej swoich przysłoniętych cieniem oczu. – W rzeczywistości uniknąłem udzielenia ci odpowiedzi. Głębokie brzęczenie stało się głośniejsze i Eva ledwo go słyszała. Patrzyła się na niego, czując dziwne oszołomienie. Jej oddech zatrzymał się w jej piersi, zanim fizycznie sobą wstrząsnęła.

- Życzysz sobie odpowiedzi na moje pytanie, Evangeline – zapytał zwodniczo spokojnym głosem. Mimo szaleństwa, które przypuszczała, że opanowuje jej umysł, wyrósł w niej nienasycony, dociekliwy reporter. Desperacko pragnęła znać odpowiedź na swoje nieszczęsne pytanie. Eva przełknęła ślinę i kiwnęła głową, opuszczając rękę na swoje kolano. - Przyszliśmy na ten świat z czymś, co uważamy za sumienie. - zaczął Lucien najbardziej przekonywującym tonem. - Przypuszczamy, że sumienie jest decydującym czynnikiem kierującym naszymi działaniami w życiu. Rozumiesz? Kiwnęła ponownie zastanawiając się, do czego zmierza. - W bardziej komicznym odczuciu - w ostatnim stuleciu sumienie mężczyzn zostało przedstawiane jako miniaturowy aniołek, siedzący na prawym ramieniu, podczas gdy diabeł zajmował lewe. Słabo przypomniała sobie stare, poranne sobotnie obrazy z kreskówek z dzieciństwa. W tych żywych kolorowych komórkach widniały konsekwentne bitwy, przedstawiające wolę ludzką w teorii anioła i demona. - Moje pytanie do ciebie, Evangeline, skupia się na sumieniu - najkrótszy przebłysk intensywnego bólu wypełnił jego zazwyczaj łagodne rysy. Opuściła wzrok, gdy podniósł ręce i użył kciuka, aby w zamyśleniu potrzeć wewnętrzną część drugiej dłoni. - Jakie? – Zapytała, myśląc, że zwraca się do jej własnych wyrzutów sumienia. - Weźmy pod uwagę bliźnięta. Chociaż wychowane przez tych samych rodziców, czy ludzkość może wyjaśnić, dlaczego jedno dziecko wydaje się prowadzone diabelskim szeptaniem? – zapytał

przeczuwającym zło tonem, który wysłał dreszcze falujące w dół jej prostego kręgosłupa. - Kolejne rodzeństwo graniczy na krańcu uczciwości. - W każdej rodzinie zdarzy się zepsute jabłko. – Eva wzruszyła ramionami i powtórzyła stare przysłowie, ani razu nie odwracając uwagi od bolesnego sposobu, w jaki gnębił kciukiem swoją rękę. Kończyna wydawała się dawać mu ogromną ilość rozdrażnienia, jeśli można sądzić po jego ruchach. - Może to być zwykłe przypuszczenie – spojrzał prosto na nią, gdy się wierciła. – Powiedz mi, Evangeline, jak jedno dziecko może być tak zepsute? Eva odpowiedziała wzruszeniem ramion, niezdolna, aby dać mu jakieś wyjaśnienie. - W rezultacie, sumienie nie jest tylko przyrządem, który ustala ludzkie poczucie moralności i skrupuły. Zrozumiałem, że ludzkie sumienie jest przesądzone przez ducha wybranego na przewodnika. - Przyjmujesz, że nasze działania są kierowane przez ducha przewodnika? – ponownie zmarszczyła brwi, mając ochotę przekląć na jej ruch. - Być może powinienem zasugerować duszę. – Wiedziała, że oczekuje po niej drwiny z jego odpowiedzi, ale pozostała cicho, patrząc na niego. – Jeśli osoba wygra przysłowiowe przypadkowe szczęście1 przy jej tworzeniu, jest jej przydzielona przewodnia dusza ze skrzydłami anioła. - Innymi słowy jeśli przegrasz, dusza wyznaczona do cierpienia wiecznego potępienia będzie przyćmiewała i kierowała twoimi myślami? 1 The luck of the draw – coś w stylu naszego trzeba mieć szczęście

– oddychała głęboko i potrząsnęła głową w niedowierzaniu. Zaczęła sądzić, że gospodarz Those Among Us był po prostu kompletnie szalony. - Nie ufasz mi? - Może pan przypuszczać, co tylko pan chce, panie Angeles – oświadczyła pewnie, ściągając usta. – Pytanie, które zadałam podczas wywiadu burzało: czy ma pan umiejętność widzenia duchów. Ręce Lucien’a powróciły do oparcia fotela. Mimo że jego twarz wyrażała spokój, jego oczy zdawały się lekko przyciemniać. Patrzył na nią, dopóki nie zaczęła się wiercić, nie mogąc odczytać jego myśli. - Wciąż się zastanawiasz, czy posiadam tę umiejętność? – zapytał z pozorną delikatnością, jego oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze. - Tak, zastanawiam – odpowiedziała pewnie, nie mogąc się powstrzymać - Zapewniam cię że tak, Evangeline. Urodziłem się świadkiem obrazów śmierci każdego dnia mojego życia. Nie mogła powstrzymać niedowierzającego prychnięcia. - Zapytałaś nieoficjalnie, a ja powiedziałem ci prawdę - wzruszył ramionami. Nie wydawał się niezadowolony z jej reakcji, jedynie dziwnie zrezygnowany. – To czy uwierzysz, jest mało ważne. Bez wątpienia, pomyślała ze złością. Ten facet jest stuknięty! Wstała niegrzecznie. Zapomniawszy o płaszczu, zostawiła swoją prawie nietkniętą kawę i skierowała się w kierunku drzwi. Jej wzrok rozmył się, gdy sięgała po gałkę do drzwi, desperacko próbując wydostać się z mieszkania. Zatrzymała się i odetchnęła głęboko, trzymając palce wokół zimnego metalu. Wciąż obecny szum wzrósł w jej wewnętrznym uchu i zakołysała się pijacko w miejscu.

Brzęczenie powoli gasło, zamieniając się w męską, szepczącą intonację. Niski dźwięk wzrósł dramatycznie, gdy niewyraźne słowa stawały się coraz czystsze. Był tam wyraźny ciężar łamanych słów, proszących ją, aby została. Głos błagał ją, aby wysłuchała tego, co ta szalona osoba chciała powiedzieć. Eva powoli się odwróciła i spojrzała na Lucien’a, który podniósł się bezdźwięcznie z siedzenia. Gdy jej oczy omiotły salon, zauważyła, że stanął przed ogromnym lustrem wypełniającym ścianę. Wykonała niepewnie ostrożny krok na przód. Chciała wyciągnąć rękę w jego kierunku, dziękując mu za znoszenie jej obecności. Słowa zatrzymały się w jej ustach niewypowiedziane, gdy jej uwaga została przykuta do bogato zdobionego, antycznego lustra. Wewnątrz zmatowiałej głębi pojawiła się najsłabsza poświata odległego i migoczącego promienia światła. Lśniąca luminancja zadrżała przez moment, chwiejąc się niczym plusk w basenie pełnym spokojnej wody. Eva została przyciągana w kierunku od razu, pchana przez niewidzialne ręce, gdy poświata została zastąpiona przez wspaniały i oślepiający odcień białego światła. Gdy podeszła bliżej, bicie jej serca wzrosło do ogłuszającego crescendo. Schwytany przez własną ciekawość, jej umysł zarejestrował, że blask nie mógł być emitowany z pozostałości blaknącego, jesiennego słońca. Jego uwaga skupiona była na chwiejącej się postaci młodego mężczyzny, który stał przy boku Evy… mężczyzny, którego wiedziała, że nie było w pokoju.