7
Prolog
Yorkshire, Anglia, rok 1786
Jonathan Ainsworth ledwie móg³ poznaæ swojego ojca. Po piê-
ciu miesi¹cach spêdzonych w wilgotnej, ciemnej celi, Michael Ain-
sworth wygl¹da³ jak zupe³nie inny cz³owiek. Straci³ na wadze oko³o
dwunastu kilogramów, a w³osy mia³ potargane i siwe. Rêce zwisa³y
mu po bokach, jakby w gecie rezygnacji.
Ojcze?
MichaelAinsworthpowolipodniós³g³owê,gdystra¿nikwiêzienny
otworzy³ celê. Przez chwilê Jonathan pomyla³ ze strachem, ¿e ojciec
móg³by go nie poznaæ, ¿e postrada³ ju¿ zmys³y. Nie widzieli siê od dnia
zakoñczenia procesu. Dostrzeg³ jednak niemia³y umiech oraz jasne
iskierkiw nabieg³ychkrwi¹oczachojcai wiedzia³,¿emimowarunków,
w jakich przebywa³, senior Ainsworth nadal jest zdrowy psychicznie.
Drzwi celi zamknê³y siê z trzaskiem, a echo ponios³o przera¿a-
j¹cy dwiêk wzd³u¿ korytarza. Umiech na twarzy ojca zmieni³ siê
w grymas maj¹cy wyra¿aæ troskê.
Jon, nie powiniene by³ tu przychodziæ. To nie jest miejsce dla
ma³ych ch³opców.
Wszystko w porz¹dku. Nie martw siê o mnie. Ojciec wci¹¿
myla³ o nim jak o dziecku, a przecie¿ Jonathan mia³ ju¿ dwadzie-
cia jeden lat, by³ doros³ym mê¿czyzn¹ i g³ow¹ rodziny. Chcia³em
odwiedziæ ciê wczeniej, ale...
Jak przyjmuj¹ to maluchy?
Jonathan usiad³ na ³awce obok ojca.
Mary ciê¿ko to znosi. Ci¹gle za tob¹ p³acze. Mylê, ¿e Char-
les jako to zaakceptowa³. Oczywicie jest nieco starszy.
8
A twoja matka?
Stara siê jak mo¿e. Jonathan chcia³ powiedzieæ ojcu, ¿e by³
szczególny powód, dla którego to on, a nie matka, przyszed³ dzisiaj,
ale nie móg³ tego zrobiæ. Jeszcze nie teraz.
Michael Ainsworth zakas³a³; g³êboki, charcz¹cy kaszel mêczy³
go przez chwilê i dusi³.
Jakie problemy?
Jonathan wzruszy³ ramionami.
Nie mog¹ zrobiæ nam nic wiêcej ponad to, co ju¿ uczynili,
ojcze.
Ainsworth chwyci³ syna za nadgarstek z zadziwiaj¹c¹ si³¹. Jego
oczy p³onê³y.
Co zrobili? Opowiedz mi wszystko.
Jonathan wyjani³, ¿e trac¹ dom. Nie s¹ ju¿ w stanie op³acaæ
d³u¿ej czynszu. Nie mog¹ uzyskaæ kredytu. Ludzie im nie ufaj¹. Nawet
gorzej: jawnie okazuj¹ wrogoæ. Ale Jonathan nie chcia³ obci¹¿aæ
ojca tymi problemami. Pragn¹³ tylko, ¿eby zrozumia³, i¿ musz¹ prze-
nieæ siê do Londynu, gdzie nikt by ich nie zna³, i ¿e matka nie mo-
g³aby go ju¿ tak czêsto odwiedzaæ.
Porozmawiaj z Mathersem. Mówi³, ¿e bardzo niepokoi siê
o wasz los, dzieci. Mo¿e pomo¿e wam znaleæ pracê.
Podobnie jak Michael Ainsworth, Frederick Mathers pracowa³
jako adwokat. Byli partnerami i rozstali siê dwa lata przed areszto-
waniem Ainswortha. Podczas procesu Mathers zeznawa³, i¿ zna³
Michaela Ainswortha jako cz³owieka uczciwego i godnego zaufa-
nia, ale zeznanie to nie wnios³o zbyt wiele, a sêdzia nie przyj¹³ go do
wiadomoci.
On nie mo¿e ju¿ zrobiæ nic wiêcej, nie mo¿e nam pomóc.
Musimy wyjechaæ, ojcze. Tutaj nie ma ju¿ dla nas miejsca.
Starszy Ainsworth pokiwa³ g³ow¹.
Masz racjê, ale teraz pos³uchaj mnie uwa¿nie, synu.
Jon nachyli³ siê w stronê ojca, którego chrapliwy g³os utrudnia³
zrozumienie. Mia³ nadziejê, ¿e to nie bêdzie spowied. Chocia¿ Jon
wiedzia³, ¿e jego ojciec zosta³ s³usznie oskar¿ony, jednak nie chcia³
s³yszeæ, jak siê do tego przyznaje.
Moja walizka w szafie...
Policja przeszuka³a j¹. Przetrz¹snêli ca³y nasz dobytek.
Ainsworthpokrêci³g³ow¹.Wyt³umaczy³,¿ewalizkamia³apodwój-
ne dno i powiedzia³ Jonathanowi, by je rozerwa³. Znajdzie tam trochê
pieniêdzy. Wprawdzie niewiele, ale i tak mog¹ okazaæ siê pomocne.
9
Dlaczego nie powiedzia³e mi o tym wczeniej? Wykorzysta-
libymy te pieni¹dze na twoj¹ obronê.
Ainsworth ponownie pokrêci³ g³ow¹ i odpar³, ¿e to i tak by nie
pomog³o.
Znajdziesz tam równie¿ co, co wygl¹da jak laska z rzebio-
nej koci s³oniowej inkrustowanej srebrem. To alikorn. Jest piêkny,
ale musisz go zniszczyæ, rozumiesz?
Jonathan zaprzeczy³ ruchem g³owy.
Co to jest alikorn?
Róg jednoro¿ca. Co, od czego zaczê³y siê wszystkie moje
k³opoty, co do jednego. I twoje równie¿, s³yszysz?
Jak jaka laska, alikorn, móg³by co takiego zrobiæ?
Znajdziesz napisany przeze mnie list, który wszystko ci wyja-
ni. Przeczytaj go i roztrzaskaj tê cholern¹ rzecz na tyle kawa³ków,
ile ci siê uda, a potem je rozrzuæ. To z³amie czar.
Tak, ojcze. Zrobiê tak jak ka¿esz.
Ainsworth mówi³ dalej, a podniesiony w górê palec dr¿a³.
Wiem, ¿e to pewnie brzmi nonsensownie, ale proszê, uwierz
mi. Laska jest z³a. Jej moc jest niezg³êbiona.
Post¹piê zgodnie z twoimi wskazaniami, ojcze.
Jonathan opuci³ celê z przewiadczeniem, ¿e ojciec komplet-
nie oszala³. Obwinia³ jak¹ star¹ laskê o wszystkie swoje problemy.
Okropne by³o ogl¹danie go w takim stanie. Ale pieni¹dze siê przy-
dadz¹. Potrzebowali ka¿dego centa, jakiego mogli zdobyæ. Mo¿e
uda³oby siê sprzedaæ laskê, jeli tylko rzeczywicie oka¿e siê wyko-
nana z koci s³oniowej i srebra, i je¿eli w ogóle istnieje. Mog³a jed-
nak okazaæ siê nie bardziej rzeczywista ni¿ jednoro¿ce.
11
1. Podwodna wyprawa
w epokê lodowcow¹
Montignac, Francja, rok 1924
Indy wszed³ do lodowatej wody, która wp³ywa³a do ciemnej pie-
czary, i przygotowa³ siê psychicznie na to, co go czeka³o. Spojrza³
jeszcze wzd³u¿ brzegu rzeki, aby upewniæ siê, ¿e nikogo nie ma w po-
bli¿u, po czym ruszy³ ku wejciu.
Woda by³a zimniejsza, ni¿ siê spodziewa³, i kiedy jej lodowate
palce siêgnê³y ju¿ pachwin, skrzywi³ siê. Czy jeste pewien, ¿e
tego chcesz, Jones? szeptem spyta³ sam siebie. Warto spróbo-
waæ odpowiedzia³. Warto spróbowaæ. Sykn¹³, gdy nag¹ stop¹
nadepn¹³ na ostry kamieñ. Mam nadziejê.
Przeszed³ oko³o stu kroków i zatrzyma³ siê na chwilê, zanurzo-
ny ju¿ po pas. Naprzeciwko sklepienie schodzi³o w dó³ i napotyka³o
taflê wody. Podnó¿a Pirenejów obfitowa³y w ³atwiejsze do badania
jaskinie. Odkryto co najmniej tuzin zawieraj¹cych dowody na to, ¿e
zamieszkiwa³y je paleolityczne ludy, które zamalowa³y ciany za-
dziwiaj¹co dok³adnymi rysunkami. Zarówno Jones, jak i inni, zd¹-
¿yli ju¿ odwiedziæ dwie takie groty w okolicach Le Tuc dAudo-
ubert. Jednak¿e grupa eksploratorów mia³a nadziejê natrafiæ na now¹
jaskiniê w czasie dziesiêciodniowej wycieczki na po³udniowy zachód
Francji. Dzisiaj, w przeddzieñ zakoñczenia prac nad przeszukiwa-
niem wzgórz w rejonie Trois Freres, stanêli przed ostatni¹ szans¹,
zanim udadz¹ siê z powrotem do Pary¿a.
Indy oceni³, ¿e albo w tej w³anie grocie natrafi na nie zbadane
dot¹d lady zamieszkania, albo te¿ przyjdzie mu wróciæ z pustymi
12
rêkami. Chocia¿ usytuowana by³a tylko oko³o pó³tora kilometra od
obozowiska, nikt siê ni¹ nie zainteresowa³, bowiem sklepienie szybko
schodzi³o poni¿ej tafli wody. Jednak im d³u¿ej siê nad tym zastana-
wia³, tym bardziej umacnia³ siê w przekonaniu, ¿e g³êbiej z pewnoci¹
znajduj¹ siê jaskinie. Póna epoka lodowcowa charakteryzowa³a siê
przecie¿ zimnym i suchym klimatem, poziom wody musia³ wiêc byæ
ni¿szy. Oznacza³o to, ¿e istnia³a du¿a szansa na to, i¿ grotê, podobnie
jak inne w okolicy, zamieszkiwali kiedy ludzie.
Zrobi³ wdech i wype³ni³ p³uca powietrzem, po czym zanurzy³
siê pod powierzchniê. By³o mu tak zimno, ¿e natychmiast wyp³yn¹³,
pluj¹c i charcz¹c. No, Jones. Albo to zrobisz, albo wy³a z tej wody,
pomyla³.
Znowu wzi¹³ g³êboki wdech i zanurkowa³. Jeszcze w czasach
dzieciñstwa móg³ bez problemu wstrzymywaæ oddech przez trzy
minuty. W³aciwie pojemnoæ jego p³uc powinna byæ teraz wiêksza.
Tyle tylko, ¿e cia³o równie¿, ale zaplanowa³ ju¿, jak p³yn¹æ, ¿eby nie
nara¿aæ siê na zbêdne ryzyko. Bêdzie p³yn¹³ przez minutê, po czym
wynurzy siê. Jeli sufit nie podniesie siê nad taflê wody, zawróci.
Pozostan¹ mu dwie minuty, aby siê wycofaæ. Móg³ tego dokonaæ.
Wykonywa³ powolne ruchy, pozwalaj¹c pr¹dowi pracowaæ za
niego. Trzydzieci sekund... czterdzieci. Pr¹d okaza³ siê nadspo-
dziewanie mocny. Indy zastanawia³ siê, jak trudno bêdzie p³yn¹æ mu
naprzeciw. Mo¿e lepiej siê wynurzyæ. Pop³yn¹³ w górê i prawie na-
tychmiast uderzy³ g³ow¹ w cianê. Przeci¹gn¹³ rêk¹ wzd³u¿ g³adkiej
powierzchni i zauwa¿y³, ¿e nurt bardzo szybko znosi go w g³¹b. Na-
gle i nieoczekiwanie przebieg³ go dreszcz strachu. Wci¹¿ siê odda-
la³, a koñczy³o siê powietrze. Potrzebowa³ tlenu. Ju¿. Teraz.
Nie. Uda ci siê uciec, pomyla³. Zawróci³ w górê rzeki, trac¹c
przy tym kolejnych kilka metrów. Z impetem ruszy³ naprzeciw nur-
towi, poczu³, ¿e jedna stopa wychyli³a siê ponad powierzchniê i ude-
rzy³a w taflê wody. Umys³ Indyego utraci³ sprawnoæ, a jego cia³o
zdrêtwia³o z zimna i up³ynê³o kilka chwil, zanim poj¹³ znaczenie tego,
co siê wydarzy³o: ten plusk nie rozleg³by siê, gdyby tam nie by³o
powietrza. Wygi¹³ cia³o w ³uk, obróci³ siê i wyskoczy³ ponad po-
wierzchniê. Wci¹gn¹³ g³êboki, o¿ywczy haust tlenu.
Posuwa³ siê dalej w g³êbokiej wodzie, daj¹c siê unosiæ pr¹dowi
w tej nieprzeniknionej ciemnoci. Siêgn¹³ w kierunku sklepienia, ale
nie natrafi³ na nie. Móg³ byæ w ogromnej jaskini i nie wiedzieæ o tym.
Podp³yn¹³ z powrotem w górê, a¿ znalaz³ cianê ca³kowicie wyg³a-
dzon¹ przez wodê.
13
Halo! krzykn¹³, gdy ponownie dryfowa³ z pr¹dem. Echo
zwielokrotni³o jego g³os, jakby przebywa³ w ogromnej komnacie,
ale ju¿ kilka sekund póniej uderzy³ g³ow¹ w sklepienie. Auu!
Nie mia³ pojêcia, na jak d³ugo wystarczy jeszcze powietrza w tym
naturalnym zag³êbieniu i nie by³o ¿adnych powodów, aby dalej dawaæ
siê unosiæ pr¹dowi. Pop³yn¹³ wiêc naprzeciw nurtowi z sercem mocno
ko³acz¹cym w piersiach. Chwyta³ powietrze ustami, z g³ow¹ uniesio-
n¹ nad powierzchniê. Nie wytrzyma³by trzech minut pod wod¹. Wy-
ci¹gn¹³ rêkê, dotkn¹³ ciany i znalaz³ miejsce, którego siê uchwyci³.
Odpoczywa³ i zbiera³ myli. Dobrze sobie radzi³, przyzna³ w du-
chu, i powoli p³yn¹³ dalej wzd³u¿ ciany w górê rzeki, a¿ wreszcie
woda znów siêgnê³a sklepienia. Nie ma siê czym martwiæ. Mo¿e st¹d
wyjæ bez najmniejszego problemu. Wróci tu nawet ze wieczkami
i zapa³kami, ¿eby sprawdziæ, co w³aciwie znalaz³.
Najwy¿szy czas. Wzi¹³ g³êboki wdech, zanurkowa³ i ruszy³
z wciek³oci¹ w górê. Im g³êbiej p³yn¹³, tym mniej, wydawa³o mu
siê, pr¹d spycha³ go z powrotem. Ale wiedzia³, ¿e nie mo¿e siê zatrzy-
maæ ani nawet zwolniæ tempa. Minê³a minuta. Potem druga. P³yn¹³
dalej. P³uca prawie pêka³y z bólu, ale nie poddawa³ siê. I wtedy w³a-
nie brzuchem otar³ siê o dno. Rzuci³ siê w górê i wychyli³ g³owê po-
nad powierzchniê, w stronê wiat³a. By³ z powrotem u wlotu do jaskini.
Jones, co ty wyprawiasz?
Indy wygramoli³ siê z pieczary i zmru¿y³ oczy w jasnych pro-
mieniach s³oñca. Roland Walcott, laborant, który oficjalnie przewo-
dzi³ wyprawie, sta³ na brzegu rzeki z rêkami opartymi na biodrach.
Mylê, ¿e znalaz³em jaskiniê.
Mylisz, ¿e znalaz³e, czy naprawdê znalaz³e?
Muszê wróciæ ze wiecami. Nie mog³em nic zobaczyæ. Trzeba
d³ugo p³yn¹æ pod wod¹, zanim mo¿na siê wynurzyæ.
Walcott rzuci³ w jego stronê dziwne spojrzenie.
S³ysza³em, ¿e jeste odrobinê zwariowany. Teraz ju¿ w to wie-
rzê. Pokrêci³ g³ow¹ i odwróci³ siê w swoj¹ stronê. Nie udzieli³ po-
parcia, ale nie wyrazi³ te¿ dezaprobaty dla planu Indyego, aby po-
nownie zapuciæ siê do groty.
Przyjemny facet, pomyla³ Indy i poszed³ sam z powrotem do
obozu. Walcott mia³ prawie trzydzieci lat, by³ wiecznym studentem,
który nie móg³ jako ukoñczyæ doktoratu. Indy s³ysza³, ¿e ten nadêty
Anglik wiêkszoæ czasu powiêca³ piciu w ró¿nych lokalach, a co wiê-
cej, nie mia³ za grosz ambicji. A jednak okazywa³ siê wcibski, zdolny
do wspó³zawodnictwa, i wykorzystywa³ swoje dowiadczenie, by
14
narzucaæ innym swoj¹ wolê. Podczas tej wyprawy Walcott stara³ siê
jak najwiêcej pró¿nowaæ w granicach istniej¹cych mo¿liwoci. Zda-
niemIndyegoby³otoo niebolepszeodkoniecznciwspó³¿yciaz kim,
kto ustanawia wszelkiego rodzaju ograniczenia i zakazy.
Indy, jeste ca³y mokry. Gdzie ty siê podziewa³e?
Czeæ, Mara. P³ywa³em w rzece, w miejscu, gdzie znika u pod-
stawy wzgórz odpowiedzia³.
Mara Rogers, Amerykanka uczestnicz¹ca w kursach podyplo-
mowych na Sorbonie, by³a jedyn¹ osob¹ wród nich, nie pracuj¹c¹
nad doktoratem z archeologii lub antropologii. Studentka historii
sztuki, smuk³a, bardzo ³adna kobieta o jasnoniebieskich oczach,
owalnej twarzy z wysoko zarysowanymi koæmi policzkowymi i wy-
datnymi ustami oraz blond w³osami zwi¹zanymi w kucyk budzi³a
ogóln¹ sympatiê. Nale¿a³o te¿ dodaæ, ¿e by³a gociem specjalnym
Walcotta.
To znaczy, pop³yn¹³e ni¹ pod ziemiê?
Zgadza siê.
I co siê sta³o?
Indy rozejrza³ siê po prowizorycznej kuchni polowej.
Zosta³o co?
Schowa³am dla ciebie trochê jedzenia z lunchu.
wietnie. Pozwól, ¿e zmieniê ubranie, a potem opowiem ci,
co siê wydarzy³o.
Kilka minut póniej, przy misce gulaszu z wo³owiny, Indy opisa³
swoje odkrycie. Kiedy skoñczy³ opowieæ, zdziwi³ siê, ¿e dziewczyna
najwyraniej nie uzna³a jego wyczynu za co nadzwyczajnego.
Wracasz tam? spyta³a.
Pewnie, i tym razem mam zamiar lepiej siê przygotowaæ.
Roland wie, co robisz?
Indy pomyla³, ¿e nale¿a³o teraz uwa¿aæ na s³owa. Nie wiedzia³,
jak blisko ze sob¹ byli Mara i laborant.
Oczywicie, widzia³em siê z nim w górze rzeki.
Mogê iæ z tob¹? Chcia³abym obejrzeæ tê jaskiniê.
No, nie wiem, to jest trochê niebezpieczne. Musia³aby na-
prawdê dobrze p³ywaæ.
Nazywali mnie jasnow³os¹ syrenk¹, kiedy by³am dzieckiem.
P³ywa³am codziennie przez godzinê lub dwie w rzece San Juan. Mie-
limy ogromne rozlewisko w Bluff, w stanie Utah, gdzie dorasta³am.
Indy nie mia³ nic przeciwko Marze, ale nie chcia³ te¿, aby po-
psu³a mu plany.
15
A co na to Roland? Mo¿e mu siê to nie spodobaæ.
Nie potrzebujê jego zgody na wszystko, co robiê. Jeli bêdê
chcia³a pop³ywaæ, zrobiê to.
Gdyby jednak Walcott zobaczy³ ich razem, móg³by zakazaæ In-
dyemu zbli¿ania siê do groty. Indy zacz¹³ siê zastanawiaæ, jakby tu
zniechêciæ Marê do towarzyszenia mu i równoczenie jej nie obra-
ziæ, kiedy nadesz³o czterech innych studentów.
Hej, czy które z was widzia³o Rolanda? zapyta³ jeden z nich.
Polaz³ gdzie sam odpowiedzia³a Mara.
Indy spodziewa³ siê, ¿e Mara opowie reszcie o jego poszukiwa-
niach w g³êbi rzeki i oczami wyobrani zobaczy³ ju¿ swój plan roz-
padaj¹cy siê na drobne kawa³ki. Ka¿dy chcia³by siê przy³¹czyæ, a Wal-
cott zaprzepaci³by tak¹ okazjê. Ale Mara nie powiedzia³a nic na ten
temat.
No có¿, jeli bêdziecie go widzieæ, powiedzcie, ¿e zamierza-
my przejæ kilka kilometrów wzd³u¿ w¹wozu.
Indy i Mara ¿yczyli im szczêcia, po czym patrzyli, jak grupka
siê oddala.
Dziêki, ¿e nie zrobi³a szumu wokó³ tej jaskini.
Nie by³o powodu. Nie wiemy jeszcze nawet, czy tam co jest.
Kiedy skoñczy³ lunch, Walcott jeszcze nie wróci³ i Indy musia³
pogodziæ siê z myl¹, ¿e zabierze Marê ze sob¹. Pomyla³, ¿e mo¿e
dziewczyna zmieni zdanie, gdy wejdzie do lodowatej wody, a mo¿e
wpadn¹ na Walcotta zanim dojd¹ do pieczary. W takiej sytuacji Indy
zaplanowa³, ¿e oddali siê i nie bêdzie siê miesza³ w sprawy Mary
i Walcotta.
Dlaczego nie posz³a z Rolandem, kiedy wychodzi³ z obozu?
spyta³, gdy kierowali siê w stronê rzeki.
Nie mia³am ochoty. Wiesz, on nie jest moim ch³opakiem.
Myla³em, ¿e... Wy dwoje zawsze trzymalicie siê razem.
Ale mi ju¿ tego wystarczy. Zmêczy³am siê chodzeniem za nim
wszêdzie jak cieñ i to w³anie mu powiedzia³am, zanim wyszed³.
Przykro mi, jeli zrani³am jego uczucia, ale tak to w³anie odbieram.
Zastanawia³em siê, co w nim widzia³a.
Przyjanilimy siê przez jaki czas, ale prawdê mówi¹c, jedy-
nym powodem, dla którego tutaj przyjecha³am, by³a chêæ obejrzenia
malowide³ skalnych.
Kiedy Indy us³ysza³, ¿e Walcott zabiera ze sob¹ kobietê z wy-
dzia³u historii sztuki, pomyla³ o najgorszym. Doszed³ do wnio-
sku, ¿e na pewno zacznie urz¹dzaæ awantury na temat koniecznoci
16
spania pod namiotem, pomagania przy przygotowywaniu posi³ków
i wykonywania innych nudnych robót. Ale Mara zupe³nie nie paso-
wa³a do jego wyobra¿enia o historykach sztuki. Chêtnie robi³a
wszystko, co by³o konieczne, i ani razu nie zdarzy³o jej siê narze-
kaæ, nawet wtedy, gdy pierwszej nocy znalaz³a mysz poln¹ w swo-
im piworze.
Wiêc naprawdê s¹dzisz, ¿e mamy szansê odkryæ now¹ jaski-
niê? spyta³a, gdy szli wzd³u¿ brzegu rzeki.
Jestem nawet tego pewien. Pytanie tylko, czy ktokolwiek ¿y³
w niej dziesiêæ tysiêcy lat temu i czy zostawi³ wizytówkê.
To by by³o cudowne, gdybymy mieli tyle szczêcia. Tak bar-
dzo siê cieszê, ¿e pozwoli³e mi pójæ z tob¹.
Indy umiechn¹³ siê, ale nie odpowiedzia³.
Mia³e jakie problemy z wyjazdem z Pary¿a? spyta³a.
Wzruszy³ ramionami.
Znalaz³em na to czas. Nie przebaczy³bym sobie straty takiej
szansy.
Nie to mia³am na myli, to znaczy... Zastanawia³am siê, czy
zostawi³e tam dziewczynê.
Indy zamia³ siê.
Raczej nie.
Jak mam to rozumieæ?
Nie ma nikogo, komu musia³bym t³umaczyæ siê, ¿e wy-
je¿d¿am. Prawdê mówi¹c, nie da³ dziewczynom nawet szansy zbli-
¿yæ siê do siebie od czasu, gdy pozna³ swojego pierwszego nauczy-
ciela archeologii, który zabra³ go do Grecji. Ale to zdarzy³o siê prawie
dwa lata temu i teraz zaczyna³ patrzeæ na kobiety w innym wietle.
W³aciwie czeka³ tylko, by znaleæ odpowiedni¹ wybrankê.
Kiedy dotarli do podstawy wzgórza, gdzie rzeka znika³a w w¹-
skiej grocie, Indy usiad³ na brzegu i zdj¹³ buty. Rzuci³ okiem na Marê
w nadziei, ¿e mo¿e zd¹¿y³a zmieniæ ju¿ zdanie po tym, jak tu dotar³a.
Ona jednak myla³a o zmianie czego innego.
Tylko nie patrz powiedzia³a i schowa³a siê za kêp¹ ja³owca.
Indy otworzy³ plecak i upewni³ siê, ¿e wodoszczelne opakowa-
nie ze wiecami i zapa³kami jest dobrze zabezpieczone. W plecaku
znajdowa³ siê jeszcze tylko bicz. Nie mia³ ochoty dwigaæ dodatko-
wych kilogramów, ale pozostali uczestnicy wyprawy zabrali wszyst-
kie liny, jakie znaleli w obozie w nadziei, ¿e u¿yj¹ ich przy scho-
dzeniu w dó³ zag³êbienia do jaskini. Poza tym bicz by³ czym
w rodzaju talizmanu, który przynosi³ szczêcie.
17
Us³ysza³, jak Mara podpiewuje co, i pozwoli³ sobie zerkn¹æ
przez ramiê w momencie, gdy rzuca³a bluzkê na krzaczek obok.
Dostrzeg³ jej ramiona i nogi poprzez g¹szcz krzewów, po czym jej
spodnie wyl¹dowa³y obok bluzki. Umiechn¹³ siê sam do siebie
i odwróci³ g³owê.
Nie patrzysz, prawda?
Oczywicie, ¿e nie.
Cieszê siê, ¿e wziê³am kostium ze sob¹ powiedzia³a. S¹-
dzi³am na pocz¹tku, ¿e to g³upie, ale chyba wierzy³am, i¿ bêdê mia³a
okazjê go wykorzystaæ.
Równie dobrze mog³a go zostawiæ.
Co przez to rozumiesz?
Indy zamia³ siê.
Poniewa¿ mog³aby p³yn¹æ w ubraniu. Woda jest zimna.
Przez chwilê myla³am... ach, niewa¿ne.
Mara podoba³a mu siê coraz bardziej. Zacz¹³ sobie ju¿ nawet
wyobra¿aæ, jak to bêdzie, kiedy wróc¹ do Pary¿a. Widzia³ ich razem,
siedz¹cych przy fontannie na placu Saint-Michel, przechadzaj¹cych
siê po Ogrodach Luksemburskich lub te¿ zagubionych w Luwrze.
Czy tu bêdzie tak, jak w kana³ach ciekowych? spyta³a.
S³ucham?
No wiesz, tak jak w les Égouts, ciekach paryskich. By³e tam?
Indy przyzna³, ¿e tej czêci Pary¿a nigdy nie zwiedzi³.
Och, musisz tam pójæ. To jest jak podziemne miasto.
Chyba potrzebowa³bym przewodnika odpowiedzia³ Indy.
Mo¿e zaprowadzisz mnie tam, kiedy wrócimy do Pary¿a?
Indy! krzyknê³a nagle.
Poderwa³ siê i pobieg³ w stronê Mary. Sta³a przyparta do krzaka
ja³owca, z nagimi, zesztywnia³ymi nogami i ramionami skrzy¿owa-
nymi na piersiach.
Patrz!
Przy jej stopach le¿a³ zwiniêty czarny, b³yszcz¹cy w¹¿. Grubo-
ci¹ dorównywa³ nadgarstkowi Indyego, a jego jêzyk szybko wysu-
wa³ siê i znika³ w gardzieli. Indy powoli schyli³ siê i siêgn¹³ po ka-
mieñ. W¹¿ odwróci³ g³owê, przeszywaj¹c go spojrzeniem dziwnych,
hipnotyzuj¹cych oczu. Indy zastyg³ w bezruchu, nie móg³ podnieæ
kamienia. Wygl¹da³o to zupe³nie, jakby popad³ w letarg. Gad nagle
przelizgn¹³ siê po jego nagiej stopie i znikn¹³ wród ska³.
Gdy wyprostowa³ siê, Mara objê³a go.
Do diab³a. Nawet siê nie przestraszy³e.
2 Indiana...
18
Oczy Indyego by³y rozszerzone ze strachu. Serce wali³o mu
w piersiach. Patrzy³, jak w¹¿ znika miêdzy dwoma kamieniami.
Ani trochê. To przecie¿ tylko w¹¿.
Przerazi³ mnie na mieræ.
Nagle Indy zda³ sobie sprawê z bliskoci Mary. Odsunê³a siê
niemia³o, poprawiaj¹c zsuwaj¹ce siê rami¹czko kostiumu k¹pielo-
wego.
No có¿, czy nie powinnimy ju¿ wchodziæ do wody? po-
wiedzia³a.
Pomyla³, ¿e wygl¹da osza³amiaj¹co.
Nadal masz na to ochotê?
Nie s¹dzisz chyba, ¿e s¹ jeszcze jakie...
Wê¿e w wodzie? Nie, jest dla nich za zimna, poniewa¿ s¹ zim-
nokrwiste. W niskich temperaturach robi¹ siê ospa³e.
To dobrze.
Zeszli w dó³, w stronê wody, ramiê w ramiê i Indy zdziwi³ siê,
jak ³atwo wszystko im razem sz³o, jak bez ¿adnego wysi³ku zbli¿yli
siê do siebie. Zupe³nie jakby znali siê od lat.
Lecz zaraz potem znowu pomyla³ o Walcotcie. Spojrza³ w gó-
rê, zlustrowa³ wzgórza w poszukiwaniu Anglika. Wyobrazi³ sobie,
jak siedzi gdzie wysoko, przygl¹da siê im zazdronie, ronie w nim
gniew, a wreszcie szar¿uje na dó³, aby pokrzy¿owaæ plany Indyego.
Na co patrzysz? spyta³a Mara.
Tak po prostu, na wzgórza.
Zanurzy³a stopê w wodzie.
Auu, jaka zimna. Ale to oznacza, ¿e mam teraz nad tob¹ prze-
wagê.
Niby dlaczego?
Nie wiedzia³e, ¿e kobiety maj¹ dodatkow¹ warstwê t³uszczu,
który chroni je przed zimnem?
Indy wszed³ do strumienia. Zastanawia³ siê, jak podpowiedzieæ
jej, ¿e w takim razie mog³aby go rozgrzaæ, ale zachowa³ to dla siebie.
Szczêciara z ciebie. Siêgn¹³ do plecaka i wyj¹³ bicz. To
pomo¿e nam siê nie zgubiæ.
Zawi¹za³ jeden koniec wokó³ jej szczup³ej talii.
Dobry pomys³ powiedzia³a. Ale czy nie zesztywnieje od
wilgoci?
Bicz? Natrê go olejem, gdy ju¿ wyschnie. Bêdzie jak nowy.
Zacisn¹³ drugi koniec wokó³ swojego paska. Dzieli³o ich oko³o trzech
metrów rzemienia, wystarczaj¹co du¿o, ¿eby p³yn¹c nie kopali siê
19
wzajemnie. Martwi³ siê tylko, ¿e Mara mo¿e siê przestraszyæ i ci¹-
gn¹æ go. W takiej sytuacji obydwoje by utonêli.
Jeste pewna, ¿e potrafisz wstrzymaæ oddech przez dwie mi-
nuty?
Mam znakomit¹ pojemnoæ p³uc. Zrobi³a g³êboki wdech i ko-
stium wybrzuszy³ siê pod naporem piersi.
Tak, widzê. Ruszyli w stronê wlotu do groty, nurt pcha³ ich
do przodu, a wiat³o robi³o siê coraz bardziej przyæmione. My-
lisz, ¿e uda ci siê pokonaæ ten pr¹d?
Zaczekaj tu odrzek³a i ruszy³a w dó³ rzeki na odleg³oæ, na
jak¹ pozwala³a d³ugoæ bicza. Zanurzy³a siê i przez jaki czas nie
móg³ jej dojrzeæ. Chwilê póniej gibka sylwetka mignê³a mu przed
nosem, gdy Mara przelizgnê³a siê obok, a zaraz potem poczu³ szarp-
niêcie i zobaczy³, jak dziewczyna siê wynurza.
Niele. Teraz widzê, dlaczego nazywali ciê syrenk¹.
Krople wody po³yskiwa³y na jej ramionach i nogach.
No to ruszajmy.
Kiedy dotarli do miejsca, w którym sklepienie znika³o pod po-
wierzchni¹ wody, Indy da³ Marze sygna³ i obydwoje zanurkowali.
Tym razem wydawa³o siê, ¿e zajê³o to raptem kilka sekund, zanim
Indy poczu³ nad sob¹ powietrze i wynurzy³ siê. Za pierwszym razem
pop³yn¹³ dalej w dó³ rzeki, ni¿ by³o to konieczne, ale wiadomoæ,
¿e ju¿ raz to zrobi³ sprawi³a, i¿ teraz podwodna wycieczka posz³a
du¿o ³atwiej.
Mara wpad³a na niego i wychyli³a siê na powierzchniê.
To wcale nie by³o trudne. Ale gdzie my jestemy? Nic nie
widzê.
W tej chwili p³yniemy z nurtem w dó³ rzeki. Tu jest ciana.
Znalaz³em wystêp.
Gdzie?
Poprowadzi³ jej rêkê.
Tutaj.
Mam.
Indy uczepi³ siê ska³y, siêgn¹³ do plecaka i wyci¹gn¹³ metalowy
pakunek wielkoci mydelniczki ze wiecami i zapa³kami w rodku.
Nie by³o w nim wody, to dobry znak. Zapali³ zapa³kê, i dwiêk ten
zagrzmia³ mu w uszach. Jasne wiat³o wype³ni³o jaskiniê. Przystawi³
p³omieñ do wieczki i poda³ j¹ Marze, po czym zapali³ kolejn¹.
Indy, patrz!
Co to jest?
20
Wystêp by³ w¹ski, a sklepienie znajdowa³o siê nie wiêcej ni¿
cztery metry nad ich g³owami, ale to nie to przyci¹gnê³o uwagê Mary.
Raptem kilka metrów od nich rzeka rozdziela³a siê na dwie odnogi
i ta skrêcaj¹ca w lewo wp³ywa³a do ogromnej jaskini, której sufit
siêga³ tym razem co najmniej dziesiêciu metrów.
Jak wiele mo¿e zmieniæ ma³e wiate³ko. Indy zsun¹³ siê z wy-
stêpu i wp³yn¹³ bokiem do kana³u, trzymaj¹c wiecê nad g³ow¹.
Skierowa³ wzrok ku górze, w poszukiwaniu skalnej wnêki. Móg³
pójæ o zak³ad, ¿e znajd¹ tu jaskinie nietkniête przez wodê i nie od-
kryte przez cz³owieka od czasów epoki lodowcowej.
Spójrz w górê! krzyknê³a Mara. Indy poszed³ za jej wzro-
kiem w kierunku sklepienia. Wysoko na cianie by³o zag³êbienie sze-
rokie na oko³o dwa metry i w po³owie tak wysokie.
Kiedy kierowa³ siê w stronê ciany, stopami natrafi³ na w¹sk¹
podwodn¹ pó³kê skaln¹ i stan¹³ na niej. Podci¹gn¹³ Marê, aby mog³a
postawiæ nogi obok niego.
Zimno ci?
Potar³a ramiona rêkami.
Trochê. A tobie?
Jestem ca³y zdrêtwia³y.
Przytrzyma³a wieczkê przy jego twarzy i dotknê³a palcem
jego ust.
Twoje wargi s¹ niebieskie. Pochyli³a siê do przodu i poca³o-
wa³a go ³agodnie.
Mylê, ¿e ju¿ siê rozgrzewaj¹.
Zgasi³ swoj¹ wiecê i w³o¿y³ j¹ z powrotem do plecaka, potem
siêgn¹³ rêk¹ do talii Mary i odwi¹za³ bicz.
Jeli wnêka oka¿e siê odpowiednia, pomogê ci siê wspi¹æ.
Tu jest bardzo stromo. Mylisz, ¿e uda ci siê tam dostaæ?
Zwin¹³ bicz i wrzuci³ go do torby.
To bêdzie proste. Jeli spadnê, to i tak wyl¹dujê w wodzie.
Znalaz³ miejsce na rêkê, potem na stopê i podci¹gn¹³ siê.
Powoli pokonywa³ trasê w górê ciany. Wreszcie, kiedy by³ ju¿
tylko oko³o trzech metrów od zag³êbienia, zauwa¿y³, ¿e widzi wszyst-
ko w jaskini bez pomocy wieczki. wiat³o by³o przyæmione, ale sta³e,
co oznacza³o, i¿ promienie s³oñca musia³y wpadaæ przez jedn¹ z dziur.
Pokona³ krawêd wnêki i wczo³ga³ siê do rodka.
Mara!
Co siê sta³o?
Musisz to zobaczyæ.
21
2. Zdrada pod ziemi¹
Walcott nie posiada³ siê z radoci, wrêcz tryska³ szczêciem. Mia³
w rêkach prawdopodobnie najstarsze z odkrytych do tej pory znale-
zisk archeologicznych. Szczegó³y w rysach glinianego niedwiedzia
by³y niesamowicie dok³adne. Dostrzega³ wyranie kêpki glinianej sier-
ci, ostre siekacze, a nawet fa³dy miêni ramion. Jedyne skazy, jakie
dojrza³, to dziurki na klatce piersiowej, ale nawet te mog³y jedynie
wiadczyæ o wieku niedwiedzia. Poza tym znalaz³ w komnacie jesz-
cze dwa gliniane bawo³y, a nie wiadomo jak wiele takich pomieszczeñ
znajdowa³o siê w jaskiniach i jak du¿o statuetek mieci³y.
Dziêkowa³ w mylach Jonesowi za wskazanie mu w³aciwej dro-
gi. Gdy tylko us³ysza³ opowieæ studenta, Walcott zda³ sobie sprawê,
¿e wzgórze musia³o obfitowaæ w jaskinie, i ¿e istnia³ prawdopodob-
nie sposób, ¿eby dokopaæ siê do jednej z nich, gdyby tylko znaleæ
odpowiednie miejsce. Postanowi³, ¿e rozejrzy siê woko³o i wróci tutaj
sam, tak prêdko jak tylko bêdzie móg³. Ale królik zaprowadzi³ go do
celu.
Zwierzak wyskoczy³ z zaroli, gdy Walcott grzeba³ lask¹ w po-
bli¿u du¿ego g³azu. Wsadzi³ kij w dziurê w ziemi i na zewn¹trz wygra-
moli³y siê cztery m³ode. Nacisn¹³ znowu i kijek zag³êbi³ siê; znalaz³
wejcie. Roland zastanawia³ siê przez chwilê, czy nie pójæ po na-
rzêdzia i nie poprosiæ o pomoc, ale to by³o jego odkrycie, wy³¹cznie
jego. Pó³ godziny zajê³o mu kopanie rêkami i kijem, ale w koñcu
uda³o mu siê dotrzeæ do czego, co od razu go porazi³o, i co uzna³ za
najwiêksze chyba, jak do tej pory, odkrycie archeologiczne. Ka¿de
wiêksze muzeum na wiecie chcia³oby mieæ w swoich zbiorach
22
autentyczny relikt epoki lodowcowej i Walcott wiedzia³, ¿e mo¿e na
tym zbiæ fortunê.
Ale teraz trzeba bêdzie przemyleæ, jak dobrze wszystko roze-
graæ. Nale¿a³o upewniæ siê, czy podniecenie nie wemie góry nad
zdrowym rozs¹dkiem. Nie chcia³, ¿eby Jones znalaz³ drogê do tych
komnat. Musia³ pobiec do obozowiska i zabroniæ mu wchodzenia
do groty, powiedzieæ, ¿e i tak mia³ du¿o szczêcia, i¿ nie uton¹³.
Walcott nie mia³ pojêcia, czy da³o siê tu dotrzeæ od strony podziem-
nej rzeki, ale nie zamierza³ ryzykowaæ.
Od³o¿y³ figurkê bawo³a i wszed³ do przyleg³ego pomieszczenia.
Wiêcej cudownych statuetek z epoki kamiennej spoczywa³o na zie-
mi. Naliczy³ dwa niedwiedzie, renifera i drugiego bawo³a, a pozo-
stawa³a jeszcze co najmniej jedna komnata s¹siaduj¹ca z tym po-
mieszczeniem. Gdyby dobrze rozegra³ karty, móg³by siê staæ bogatym
cz³owiekiem.
Jak tylko wróc¹ do Pary¿a, zwolni siê z uniwersytetu. Nastêpnie
wróci tu i przetrz¹nie ca³¹ jaskiniê. Zabierze wiêkszoæ przedmio-
tów, ale zostawi jeden lub dwa nietkniête, tak ¿eby móg³ powiad-
czyæ autentycznoæ swojego odkrycia. Obejdzie wszystkich kusto-
szy muzeów i handlarzy sztuki, a potem sprzeda znaleziska temu,
kto zaproponuje najlepsz¹ cenê. Sorbona bêdzie pewnie podejrze-
wa³a, ¿e znalaz³ jaskiniê, kiedy pracowa³ u nich, ale nie potrafi¹ nic
udowodniæ. Powie po prostu, ¿e przypuszcza³, i¿ w okolicy mog³a
znajdowaæ siê grota, i ¿e wróci³, ¿eby rzuciæ na to okiem po tym, jak
odszed³ z uczelni.
ciany pokrywa³y malowid³a zwierz¹t, ale Walcott nie powiê-
ci³ im wiêkszej uwagi. Nie mo¿na przecie¿ od³upaæ rysunków ze
ska³y i sprzedaæ ich. Beznadziejna g³upota i tyle. Mara bez w¹tpie-
nia wpad³aby w zachwyt. Mo¿e nawet podzieli siê z ni¹ odkryciem.
To na pewno wywar³oby na dziewczynie wra¿enie. Ca³kiem praw-
dopodobne, ¿e wtedy zmieni³aby zdanie co do propozycji, jak¹ jej
przedstawi³.
Mia³ w³anie przejæ do nastêpnej komnaty, kiedy us³ysza³ jaki
ha³as. Ws³ucha³ siê uwa¿nie i ruszy³ w kierunku wejcia do pomiesz-
czenia. Znów to us³ysza³. G³os.
Cholerny drañ, znalaz³ drogê do tego miejsca, pomyla³. Ale do
kogo on mówi? Niewa¿ne. Nikt nie pokrzy¿uje mi planów. Nie po-
zwolê na to.
23
Co o tym s¹dzisz? spyta³ Indy, gdy Mara z zachwytem wpa-
trywa³a siê w ponad dziesiêciometrow¹ cianê, pokryt¹ rysunkami
w³ochatych mamutów, jeleni, niedwiedzi i bawo³ów. Po drugiej stro-
niewidaæby³ojeszczewiêcejmalowide³zwierz¹t,jakrównie¿kilkana-
cie odcisków d³oni obrysowanych farb¹ oraz szereg dziwnych symboli.
Fantastyczne, po prostu fantastyczne odpowiedzia³a cichym
g³osem. Czy jeste pewien, ¿e one s¹ naprawdê staro¿ytne?
Bez w¹tpienia odrzek³ Indy. Wystarczaj¹co du¿o takich grot
znaleziono w tych okolicach. Z ca³¹ pewnoci¹ patrzysz na malowi-
d³a z epoki lodowcowej.
Spójrz na te kolory czerwieñ, ¿ó³æ, br¹z, czerñ. Chcia³abym
ich dotkn¹æ, ale chyba lepiej nie.
Z tego co wiem, farbê robiono z naturalnych minera³ów po-
wiedzia³ Indy.
Ciekawe, czego u¿yli jako spoiwa.
Pewnie krwi lub t³uszczów zwierzêcych.
S¹dzisz, ¿e to jest naprawdê istotne odkrycie? spyta³a Mara.
Zale¿y, na co jeszcze siê tutaj natkniemy. W najgorszym wy-
padku znalelimy trochê fascynuj¹cej paleolitycznej sztuki jaski-
niowej, porównywalnej z tym, co odkryto ju¿ do tej pory.
Mara przysunê³a siê bli¿ej ciany i wskaza³a palcem na czworo-
no¿ne zwierzê, które wydawa³o siê mieæ pojedynczy róg wyrastaj¹-
cy z g³owy.
Popatrz na to. To jednoro¿ec.
Indy zamia³ siê.
Nie by³bym taki pewien.
Ja wierzê w jednoro¿ce powiedzia³a cicho. One naprawdê
istnia³y.
Sk¹d wiesz?
Mara przesunê³a siê wzd³u¿ fresku, oceniaj¹c rysunki.
Po prostu wierzê w to. Nie s¹dzisz chyba, ¿e ta jaskinia zosta-
³a ju¿ odkryta, co?
W¹tpiê. Nawet gdyby ¿adne z nas o niej nie s³ysza³o, miesz-
kañcy wioski, z którymi rozmawialimy w Montignac, co by nam
powiedzieli. Sprawiali wra¿enie dobrze poinformowanych, gdy py-
talimy o wszystkie pozosta³e groty.
Chyba masz racjê.
Zobaczmy, co wiêcej tu znajdziemy powiedzia³.
Dziury w dwóch ze cian prowadzi³y do kolejnych pomieszczeñ
i Indy ruszy³ prosto w stronê najjaniejszego pokoju. Krótki korytarz
24
doprowadzi³ ich do komnaty z jeszcze wiêksz¹ iloci¹ fresków. wia-
t³o wpada³o przez szczelinê w odleg³ym rogu sklepienia, ale Indy
zwróci³ uwagê na inne odkrycie. Kilka kroków od niego le¿a³a me-
trowej wielkoci gliniana figurka niedwiedzia, stoj¹cego na tylnych
³apach, a gdy rozejrza³ siê naoko³o, zauwa¿y³ dwie inne statuetki.
Marazd¹¿y³aju¿dostrzecniedwiedziai przykucnê³atu¿przed nim.
Spójrz tylko na to!
Teraz powiedzia³bym, ¿e dokonalimy istotnego odkrycia
rzek³ Indy, przyklêkaj¹c na jedno kolano. To znaczy, jeli to jest
naprawdê relikt z epoki kamiennej.
Szkoda, ¿e ma tyle tych ma³ych otworków na piersiach za-
uwa¿y³a Mara.
Indy podniós³ z pod³ogi ostro zakoñczony kamieñ, który le¿a³
tu¿ obok niedwiedzia.
Popatrz tylko, ten kamieñ zosta³ obrobiony. Wydaje mi siê, ¿e
szaman kuca³ tutaj i nak³uwa³ glinianego niedwiedzia.
Po co mia³by to robiæ?
Prawdopodobnie, ¿eby spowodowaæ mieræ prawdziwego
zwierzêcia. To magia, tak stara, jak te wzgórza.
Có¿ za przes¹dni ludzie musieli tutaj mieszkaæ.
Indy wzruszy³ ramionami.
Dla jednych przes¹dy, dla innych religia. Przeszed³ w po-
przek pomieszczenia i oceni³ otwór w suficie.
Czy mo¿emy wyjæ têdy? spyta³a Mara. Nie za bardzo
umiecha mi siê wracanie do tej lodowatej wody.
Wydawa³o siê, ¿e szczelina jest na tyle du¿a, ¿eby mo¿na siê ni¹
przelizgn¹æ, ale Indy natychmiast sta³ siê podejrzliwy. Ziemia na
pod³odze jaskini wygl¹da³a na wie¿¹. Zaraz potem dostrzeg³ odcisk
stopy. Od razu ogarnê³o go rozczarowanie; statuetki by³y prawdopo-
dobnie pochodzenia wspó³czesnego.
Kto ju¿ tutaj by³ przed nami.
Co? Kiedy?
Nie tak dawno temu.
I nadal tu jestem.
Indy obróci³ siê i zauwa¿y³ Walcotta, stoj¹cego u wejcia do s¹-
siedniej komnaty z wycelowanym w ich stronê rewolwerem.
Roland?! krzyknê³a zdziwiona Mara.
Nie bêdziesz ju¿ musia³a siê martwiæ p³ywaniem w górê rzeki,
kochanie powiedzia³ Walcott.
Jak znalaz³e wejcie? spyta³ Indy.
25
Jestem z natury leniwy, Jones. Szuka³em ³atwiejszej drogi
do rodka, a ¿e mia³em trochê szczêcia, ma³y królik wskaza³ mi drogê.
Roland, od³ó¿ ten pistolet! warknê³a Mara.
Ale¿, Maro. Wielce mi ciebie szkoda. Mia³em nadziejê, ¿e
wszystko inaczej siê u³o¿y.
Pozb¹d siê tego, Walcott, albo wrobiê ciê w niez³e bagno,
gdy wrócimy do Pary¿a zagrozi³ Indy, staraj¹c siê mówiæ stanow-
czym tonem.
Walcott zamia³ siê.
Ale z ciebie dzieciak, Jones. Taka szkoda, ¿e nie bêdzie ci dana
szansa dorosn¹æ.
Roland, proszê. Niczego nie zrobilimy b³aga³a Mara. By³e
tu pierwszy. Tobie przypadn¹ zas³ugi za odkrycie. Nie nam.
Nagle Indy zrozumia³, o co chodzi³o.
To nie na zas³ugach mu zale¿y. On chce zachowaæ dla siebie
znaleziska.
Masz racjê, Jones. Jest tu wiêcej pomieszczeñ i wiêcej relik-
tów ni¿ widzicie, a ja zamierzam zabraæ, co do mnie nale¿y.
One nie s¹ twoje. Nie mo¿esz ich sprzedaæ warknê³a Mara.
Nie jeste ³owc¹ skarbów. Jeste naukowcem.
Przemyl to jeszcze powiedzia³ Indy.
Walcott machn¹³ rewolwerem.
Starczy tego gadania. Cofnijcie siê. Chcê zobaczyæ, jak siê
tutaj dostalicie.
Wracaj¹c do pierwszej komnaty, Indy zauwa¿y³ na pod³odze swój
plecak. W rodku znajdowa³ siê bicz. Ale zanim móg³ cokolwiek
zrobiæ, Walcott i Mara weszli za nim do pomieszczenia.
Gdzie jest wejcie? spyta³ Walcott.
Mara wskaza³a palcem na otwór.
Walcott chwyci³ j¹ za kark i pchn¹³ w stronê dziury. Przy³o¿y³
broñ do jej g³owy i przyjrza³ siê uwa¿nie.
Têdy wiêc mo¿na trafiæ wprost do rzeki. Bardzo dobrze.
Zostaw j¹ w spokoju, Walcott warkn¹³ Indy, przesuwaj¹c siê
pomiêdzy Anglika i swój plecak.
Jeli nie chcesz, ¿ebym jej zrobi³ krzywdê, lepiej rób, co ci mó-
wiê. Walcott odst¹pi³ od otworu, ca³y czas trzymaj¹c Marê za kark.
Chcê, ¿eby przeczo³ga³ siê przez tê dziurê nogami do przodu, Jones.
Indy natychmiast uzmys³owi³ sobie, ¿e Walcott ma zamiar za-
strzeliæ go i zepchn¹æ cia³o do rzeki. Musia³ zaryzykowaæ i to szyb-
ko. Z³o¿y³ rêce w b³agalnym gecie i zacz¹³ prosiæ:
26
Nie zabijaj nas, proszê. Nie zabijaj. Zgi¹³ siê wpó³ i chwyci³
za brzuch. Och, nie czujê siê zbyt dobrze. Powiedzia³ to cien-
kim, histerycznym g³osem.
Walcott zamia³ siê i wtedy w³anie Indy chwyci³ plecak i cisn¹³
nim w jego stronê. Niestety, w popiechu nie trafi³ w cel. Jestem mar-
twy, pomyla³.
Walcott wycelowa³ rewolwer w g³owê Indyego.
Ty cholerny... Mara rzuci³a siê Rolandowi pod nogi, ³api¹c
za kolana, a broñ wystrzeli³a w sklepienie jaskini. Indy run¹³ na Wal-
cotta, chwyci³ go w pasie i obydwaj potoczyli siê, walcz¹c o broñ.
Rewolwer wystrzeli³ ponownie, i jeszcze raz. Indy z³apa³ Walcotta
za nadgarstek i uderzy³ nim o ziemiê, a miercionone narzêdzie
wypad³o Anglikowi z d³oni. Walcott wykona³ gwa³towny ruch do
przodu, aby je odzyskaæ, ale Mara zd¹¿y³a ju¿ kopn¹æ broñ poza
zasiêg ramion laboranta.
Indy wyszarpn¹³ bicz z plecaka i zamachn¹³ siê, by uderzyæ
Walcotta, gdy ten czo³ga³ siê w kierunku rewolweru. Anglik krzyk-
n¹³ z bólu, kiedy wêze³ na koñcu rzemienia przeci¹³ mu skórê na
policzku. Rzuci³ siê do ty³u i siêgn¹³ po broñ, ale bicz zawin¹³ siê
wokó³ rêki i Indy odci¹gn¹³ go. Walcott walczy³ za¿arcie, ale Mara
by³a szybsza, podnios³a broñ i wycelowa³a.
Stój! krzyknê³a.
Koniec gry, kolego powiedzia³ Indy.
Hej, kochani, nie znacie siê na ¿artach? zachichota³ Walcott,
podnosz¹c rêce do góry i szczerz¹c zêby w umiechu. Sprawdza-
³em was tylko.
Niez³y dowcip, Roland odpar³a Mara.
My zdalimy test, ale ty obla³e stwierdzi³ Indy.
Walcott odwi¹za³ bicz z ramienia.
Mam nadziejê, ¿e nie bierzecie tego wszystkiego serio. Oczy-
wicie, ¿e znaleziska powêdruj¹ do Sorbony.
Ty za wyl¹dujesz w wiêzieniu za próbê zabójstwa. Indy
spojrza³ na Marê. Lepiej daj mi rewolwer. Nie ufam mu.
Kiedy podawa³a mu broñ, Walcott nagle podbieg³ w stronê cia-
ny, rzuci³ siê w otwór i znikn¹³ im z oczu. Chwilê póniej us³yszeli
plusk, gdy wpada³ do wody. Indy zajrza³ w ciemn¹ dziurê.
Walcott? krzykn¹³.
Woda szemra³a w absolutnej ciszy.
27
Powiem wam jedno. Nie bêdê za nim têskni³. Ani trochê
powiedzia³ jeden ze studentów, gdy wszyscy siedzieli na brzegu rze-
ki w oczekiwaniu na policjê.
Ani ja doda³ kto inny.
Indy i Mara wrócili do obozu i opowiedzieli, co siê sta³o. Ku ich
zaskoczeniu, nikt nie wydawa³ siê bardzo zdziwiony faktem, i¿ Wal-
cott dokona³ próby zabójstwa. Podczas gdy Indy uda³ siê do Monti-
gnac, aby zg³osiæ wypadek, Mara zaprowadzi³a wszystkich do grot,
przypuszczalnie po to, by szukaæ Walcotta. Kiedy Indy nadszed³ z ¿an-
darmem i kilkoma mieszkañcami miasteczka, Mara i czêæ uczestni-
ków wyprawy czeka³a u wejcia do jaskini, a reszta w³óczy³a siê po
pieczarach, badaj¹c malowid³a skalne i figurki.
¯andarm przej¹³ kontrolê nad sytuacj¹ i rozkaza³ wszystkim
opuciæ jaskiniê. Teraz, kiedy miejscowi prowadzili swoje w³asne
poszukiwania, Indyego powoli zaczê³o mêczyæ wys³uchiwanie cy-
nicznych uwag kolegów ze studiów i postanowi³ siê przejæ.
Mogê siê przy³¹czyæ? spyta³a Mara.
Pewnie.
Wszyscy oni zachowuj¹ siê tak dziecinnie, jakby to by³ jeden
wielki dowcip powiedzia³a.
Nie byli razem z nami w jaskini. Indy popatrzy³ w stronê
miejsca, gdzie rzeka wyp³ywa³a spod wzgórz. Dojrza³ w oddali ¿an-
darma, który najwyraniej kierowa³ siê w ich stronê.
Ale jednak...
Wiem. Bêdê naprawdê szczêliwy, kiedy to wszystko siê skoñ-
czy i udamy siê z powrotem do Pary¿a powiedzia³ Indy, zmierza-
j¹c w kierunku policjanta.
Ja równie¿.
Umiechn¹³ siê do Mary.
Mo¿e moglibymy siê wspólnie wybraæ do kana³ów albo co
w tym stylu.
Nie odpowiada³a przez kilka sekund.
Chcia³abym, ale...
Masz jednak ch³opaka?
Nie, to nie o to chodzi. Lubiê ciê, Indy. Naprawdê. Ale pro-
blem w tym, ¿e wyje¿d¿am z Pary¿a w przysz³ym tygodniu.
Opuszczasz nastêpny semestr?
Nie wracam ju¿ na Sorbonê. Dosta³am stypendium na Uni-
wersytecie Rzymskim. Tam w³anie zamierzam ukoñczyæ doktorat.
To jest naprawdê odpowiednie miejsce dla historyka sztuki.
28
No có¿, cieszê siê z twojego szczêcia... Powodzenia.
Szkoda, ¿e nie spotka³am ciê wczeniej odrzek³a ze smut-
kiem w g³osie.
Indy wzruszy³ ramionami.
Có¿, czasami tak siê uk³ada.
Bêdziesz do mnie pisa³? spyta³a.
Jeli tylko chcesz.
Dotknê³a jego ramienia.
Sprawi³oby mi to przyjemnoæ. Napiszê do ciebie, jak tylko
dojadê i znajdê zakwaterowanie.
Nie ma ¿adnego ladu cia³a po drugiej stronie wzgórz, gdzie
wyp³ywa rzeka powiedzia³ ¿andarm, gdy ju¿ do nich dotar³. Oczy-
wicie to jeszcze nic nie znaczy. Mog³o siê zapl¹taæ gdzie pod zie-
mi¹, albo te¿ rzeka je znios³a.
Ale pan s¹dzi, ¿e on nie ¿yje? spyta³a Mara.
Prawdopodobnie skrêci³ kark podczas upadku.
Mo¿e, pomyla³ Indy. Z dziwnego powodu nie opuszcza³o go
jednak wra¿enie, ¿e Walcott mimo wszystko zdo³a³ w jaki sposób
prze¿yæ i uciec.
29
3. Trzy razy W
Nowa Anglia maj roku 1928
Mê¿czyni w bia³ych kombinezonach stali na d³ugich drabinach
i przycinali gêste, spl¹tane pêdy bluszczu, zas³aniaj¹ce ca³kowicie
du¿e, kwadratowe okna. Pracowali pod uwa¿nym spojrzeniem gar-
gulca, który patrzy³ na nich z góry, z gzymsu starego ceglanego bu-
dynku. Poni¿ej t³umy studentów k³êbi³y siê na chodnikach promena-
dy miasteczka uniwersyteckiego. Ka¿demu zale¿a³o, by zd¹¿yæ
z jednego wyk³adu na drugi.
Indy zatrzyma³ siê na moment, by przyjrzeæ siê pracy. Wci¹gn¹³
g³êboko wie¿e, wiosenne powietrze i ruszy³ dalej. Jeszcze tylko dwa
tygodnie zajêæ i bêdzie wolny, pomyla³ i umiechn¹³ siê sam do sie-
bie. Baga¿e zosta³y ju¿ spakowane, a bilet na poci¹g do Cortez w Co-
lorado le¿a³ na kredensie.
To mo¿e byæ wspania³e lato! Jego myli zaprz¹tnê³y wakacyjne
plany; mia³ zamiar oddaæ siê czemu, co w wyobrani nazywa³ trze-
ma W w³óczêdze, wypoczynkowi i wspania³ej kobiecie. Pierwsze
dwa elementy mia³ zapewnione, ostatni za mo¿liwy do spe³nienia,
co wynika³o z biegu zdarzeñ. Oczywicie wszystko cile wi¹za³o
siê z jego badaniami, prawdziwym powodem, dla którego wybiera³
siê w podró¿, a uniwersytet wspiera³ go finansowo. Jednak w opinii
Indyego tego lata praca w Four Corners powinna okazaæ siê czyst¹
przyjemnoci¹.
Nie tylko wróci na po³udniowy zachód, gdzie spêdzi³ kilkana-
cie lat dzieciñstwa, ale spotka siê jeszcze z Mar¹ Rogers, po raz
pierwszy od kiedy siê z ni¹ po¿egna³ w Pary¿u cztery lata temu. Ich
romans zosta³ raptownie uciêty zanim jeszcze zd¹¿y³ rozkwitn¹æ, ale
30
przez ostatnie dwa lata uda³o im siê o¿ywiæ stare uczucia poprzez
korespondencjê; pisywali do siebie coraz czêciej.
Kiedy dotar³ do budynku administracyjnego, dwie studentki z za-
jêæ, które prowadzi³, przeciê³y mu drogê i wpad³y na niego. Wie-
dzia³, ¿e kolizja ta nie by³a przypadkowa, ale i tak przeprosi³.
Profesorze Jones, czy czyta³ pan ju¿ tê now¹ ksi¹¿kê Franza
Boasa Antropologia a ¿ycie nowo¿ytne? Podobno obala teoriê rasy
nadludzi.
Indy umiechn¹³ siê.
S³ysza³em o tym, Millie, ale prawdê mówi¹c, dotychczas zaj-
mowa³em siê wy³¹cznie studiowaniem ¿ycia w czasach staro¿ytnych.
Mo¿e jednak którego dnia nadrobiê zaleg³oci. A teraz wybacz, pro-
szê, jestem umówiony na lunch.
Ciekawe z kim powiedzia³a studentka, gdy siê oddala³.
Pojecha³ wind¹ na najwy¿sze piêtro budynku administra-
cyjnego w towarzystwie profesora o bia³ych krzaczastych brwiach,
podpieraj¹cego siê lask¹. By³ nadal w doskona³ym nastroju i nie
myl¹c nawet o tym, zacz¹³ nuciæ pod nosem popularn¹ piosen-
kê zas³yszan¹ w radiu. Stary profesor zmarszczy³ brwi, po czym
spyta³:
Czy mi siê tylko wydaje, czy próbuje pan podpiewywaæ Ma-
kin Woopee?
Indy zamia³ siê.
Có¿, nie jest to z pewnoci¹ Button Up Your Overcoat.
Winda zazgrzyta³a i stanê³a w miejscu. Indy wkroczy³ na plu-
szowe dywany klubu wydzia³owego. ciany pokryto tu bogat¹ ma-
honiow¹ boazeri¹, a gdzieniegdzie wisia³y du¿e portrety poprzed-
nich rektorów uniwersytetu. Kilkanacie mocno wysiedzianych
krzese³ rozrzuconych by³o po korytarzu, wiêkszoæ z nich zajmowa-
li mê¿czyni, czytaj¹cy New York Times i pal¹cy fajki.
Dzieñ dobry. Czym mogê s³u¿yæ, profesorze...
Indy obróci³ siê i zauwa¿y³ przed sob¹ mê¿czyznê w smokingu,
z zaczesanymi do ty³u w³osami.
Jones. Czekam na kogo. Powinien tu byæ lada chwila.
Zarezerwujê panu stolik dla dwóch osób powiedzia³ kelner,
po czym siê oddali³.
Indy zawsze wola³ spo¿ywaæ lunch w kafejce na obrze¿u kam-
pusu, kiedy tylko nie jada³ u siebie w biurze, ale zdawa³ sobie te¿
sprawê, ¿e Marcus Brody doceni spokojniejsze i nieco bardziej do-
stojne wnêtrze klubu wydzia³owego. Poszukuj¹c wzrokiem wolnego
31
krzes³a, zauwa¿y³ dwóch kolegów z wydzia³u archeologii, siedz¹-
cych na sofie. Spogl¹dali w jego kierunku i wymieniali siê uwagami.
Znakomicie, pomyla³. Teraz powinien podejæ i pogadaæ z nimi,
jakby byli najlepszymi kumplami. Na szczêcie nagle drzwi windy
otworzy³y siê i wyszed³ Brody, co oszczêdzi³o Indyemu tego obo-
wi¹zku.
Witam, Indy. Mi³o ciê widzieæ. Brody umiechn¹³ siê i po
ojcowsku poklepa³ go po ramieniu. Mam nadziejê, ¿e nie kaza³em
ci d³ugo czekaæ.
Sk¹d¿e znowu, Marcus. Indy wzi¹³ starszego mê¿czyznê pod
rêkê. Chodmy, stolik ju¿ na nas czeka.
Ledwie zd¹¿yli siê usadowiæ, a ju¿ pojawi³ siê kelner i zebra³
zamówienia: gulasz wêgierski dla Brodyego i miseczkê minestrone
dla Indyego.
By³em akurat w miecie, wiêc wpad³em na pomys³, by zatrzy-
maæ siê i sprawdziæ, co u ciebie s³ychaæ powiedzia³ Brody.
Nie mog³oby byæ lepiej. Lubiê uniwersytet, miasto równie¿,
ale najbardziej podoba mi siê fakt, i¿ nie jestem tu ograniczony tak
jak wtedy, gdy uczy³em archeologii celtyckiej.
Indy straci³ posadê asystenta profesora na Uniwersytecie Lon-
dyñskim, poniewa¿ jego zainteresowanie archeologi¹ celtyck¹ os³a-
b³o. Pragn¹³ odkrywaæ inne kultury staro¿ytne, a potraktowane to
zosta³o jako brak zaanga¿owania. Tutaj wszystko wygl¹da³o inaczej.
Zamiast specjalizowaæ siê w konkretnej kulturze, jego zaintereso-
wania mog³y zostaæ skierowane na archeologiê staro¿ytnych jêzy-
ków i symboli. By³a to niejako furtka do studiowania i badania do-
wolnych cywilizacji w dowolnych przedzia³ach czasowych. Tego
w³anie chcia³ najbardziej.
Có¿, mi³o mi to s³yszeæ. Brody nerwowo zgina³ i rozprosto-
wywa³ palce. S³ysza³em pochlebne opinie.
Brody zastêpowa³ Indyemu ojca przez d³ugie lata, po tym, gdy
ten porzuci³ jêzykoznawstwo na rzecz archeologii, a jego prawdzi-
wy ojciec zaprzesta³ wszelkich kontaktów. Brody, w gruncie rzeczy,
poprowadzi³ jego karierê, poleci³ go na zajmowane stanowisko, a co
wiêcej odegra³ istotn¹ rolê w zdobyciu przez niego pierwszej pra-
cy nauczyciela w Londynie. Indy zna³ go dobrze i zawsze potrafi³
zauwa¿yæ, ¿e co go trapi.
A teraz powiedz mi, o czym chcia³e naprawdê porozmawiaæ.
O co chodzi, Marcus?
Brody rozprostowa³ palce i po³o¿y³ d³onie na stole.
7 Prolog Yorkshire, Anglia, rok 1786 Jonathan Ainsworth ledwie móg³ poznaæ swojego ojca. Po piê- ciu miesi¹cach spêdzonych w wilgotnej, ciemnej celi, Michael Ain- sworth wygl¹da³ jak zupe³nie inny cz³owiek. Straci³ na wadze oko³o dwunastu kilogramów, a w³osy mia³ potargane i siwe. Rêce zwisa³y mu po bokach, jakby w gecie rezygnacji. Ojcze? MichaelAinsworthpowolipodniós³g³owê,gdystra¿nikwiêzienny otworzy³ celê. Przez chwilê Jonathan pomyla³ ze strachem, ¿e ojciec móg³by go nie poznaæ, ¿e postrada³ ju¿ zmys³y. Nie widzieli siê od dnia zakoñczenia procesu. Dostrzeg³ jednak niemia³y umiech oraz jasne iskierkiw nabieg³ychkrwi¹oczachojcai wiedzia³,¿emimowarunków, w jakich przebywa³, senior Ainsworth nadal jest zdrowy psychicznie. Drzwi celi zamknê³y siê z trzaskiem, a echo ponios³o przera¿a- j¹cy dwiêk wzd³u¿ korytarza. Umiech na twarzy ojca zmieni³ siê w grymas maj¹cy wyra¿aæ troskê. Jon, nie powiniene by³ tu przychodziæ. To nie jest miejsce dla ma³ych ch³opców. Wszystko w porz¹dku. Nie martw siê o mnie. Ojciec wci¹¿ myla³ o nim jak o dziecku, a przecie¿ Jonathan mia³ ju¿ dwadzie- cia jeden lat, by³ doros³ym mê¿czyzn¹ i g³ow¹ rodziny. Chcia³em odwiedziæ ciê wczeniej, ale... Jak przyjmuj¹ to maluchy? Jonathan usiad³ na ³awce obok ojca. Mary ciê¿ko to znosi. Ci¹gle za tob¹ p³acze. Mylê, ¿e Char- les jako to zaakceptowa³. Oczywicie jest nieco starszy.
8 A twoja matka? Stara siê jak mo¿e. Jonathan chcia³ powiedzieæ ojcu, ¿e by³ szczególny powód, dla którego to on, a nie matka, przyszed³ dzisiaj, ale nie móg³ tego zrobiæ. Jeszcze nie teraz. Michael Ainsworth zakas³a³; g³êboki, charcz¹cy kaszel mêczy³ go przez chwilê i dusi³. Jakie problemy? Jonathan wzruszy³ ramionami. Nie mog¹ zrobiæ nam nic wiêcej ponad to, co ju¿ uczynili, ojcze. Ainsworth chwyci³ syna za nadgarstek z zadziwiaj¹c¹ si³¹. Jego oczy p³onê³y. Co zrobili? Opowiedz mi wszystko. Jonathan wyjani³, ¿e trac¹ dom. Nie s¹ ju¿ w stanie op³acaæ d³u¿ej czynszu. Nie mog¹ uzyskaæ kredytu. Ludzie im nie ufaj¹. Nawet gorzej: jawnie okazuj¹ wrogoæ. Ale Jonathan nie chcia³ obci¹¿aæ ojca tymi problemami. Pragn¹³ tylko, ¿eby zrozumia³, i¿ musz¹ prze- nieæ siê do Londynu, gdzie nikt by ich nie zna³, i ¿e matka nie mo- g³aby go ju¿ tak czêsto odwiedzaæ. Porozmawiaj z Mathersem. Mówi³, ¿e bardzo niepokoi siê o wasz los, dzieci. Mo¿e pomo¿e wam znaleæ pracê. Podobnie jak Michael Ainsworth, Frederick Mathers pracowa³ jako adwokat. Byli partnerami i rozstali siê dwa lata przed areszto- waniem Ainswortha. Podczas procesu Mathers zeznawa³, i¿ zna³ Michaela Ainswortha jako cz³owieka uczciwego i godnego zaufa- nia, ale zeznanie to nie wnios³o zbyt wiele, a sêdzia nie przyj¹³ go do wiadomoci. On nie mo¿e ju¿ zrobiæ nic wiêcej, nie mo¿e nam pomóc. Musimy wyjechaæ, ojcze. Tutaj nie ma ju¿ dla nas miejsca. Starszy Ainsworth pokiwa³ g³ow¹. Masz racjê, ale teraz pos³uchaj mnie uwa¿nie, synu. Jon nachyli³ siê w stronê ojca, którego chrapliwy g³os utrudnia³ zrozumienie. Mia³ nadziejê, ¿e to nie bêdzie spowied. Chocia¿ Jon wiedzia³, ¿e jego ojciec zosta³ s³usznie oskar¿ony, jednak nie chcia³ s³yszeæ, jak siê do tego przyznaje. Moja walizka w szafie... Policja przeszuka³a j¹. Przetrz¹snêli ca³y nasz dobytek. Ainsworthpokrêci³g³ow¹.Wyt³umaczy³,¿ewalizkamia³apodwój- ne dno i powiedzia³ Jonathanowi, by je rozerwa³. Znajdzie tam trochê pieniêdzy. Wprawdzie niewiele, ale i tak mog¹ okazaæ siê pomocne.
9 Dlaczego nie powiedzia³e mi o tym wczeniej? Wykorzysta- libymy te pieni¹dze na twoj¹ obronê. Ainsworth ponownie pokrêci³ g³ow¹ i odpar³, ¿e to i tak by nie pomog³o. Znajdziesz tam równie¿ co, co wygl¹da jak laska z rzebio- nej koci s³oniowej inkrustowanej srebrem. To alikorn. Jest piêkny, ale musisz go zniszczyæ, rozumiesz? Jonathan zaprzeczy³ ruchem g³owy. Co to jest alikorn? Róg jednoro¿ca. Co, od czego zaczê³y siê wszystkie moje k³opoty, co do jednego. I twoje równie¿, s³yszysz? Jak jaka laska, alikorn, móg³by co takiego zrobiæ? Znajdziesz napisany przeze mnie list, który wszystko ci wyja- ni. Przeczytaj go i roztrzaskaj tê cholern¹ rzecz na tyle kawa³ków, ile ci siê uda, a potem je rozrzuæ. To z³amie czar. Tak, ojcze. Zrobiê tak jak ka¿esz. Ainsworth mówi³ dalej, a podniesiony w górê palec dr¿a³. Wiem, ¿e to pewnie brzmi nonsensownie, ale proszê, uwierz mi. Laska jest z³a. Jej moc jest niezg³êbiona. Post¹piê zgodnie z twoimi wskazaniami, ojcze. Jonathan opuci³ celê z przewiadczeniem, ¿e ojciec komplet- nie oszala³. Obwinia³ jak¹ star¹ laskê o wszystkie swoje problemy. Okropne by³o ogl¹danie go w takim stanie. Ale pieni¹dze siê przy- dadz¹. Potrzebowali ka¿dego centa, jakiego mogli zdobyæ. Mo¿e uda³oby siê sprzedaæ laskê, jeli tylko rzeczywicie oka¿e siê wyko- nana z koci s³oniowej i srebra, i je¿eli w ogóle istnieje. Mog³a jed- nak okazaæ siê nie bardziej rzeczywista ni¿ jednoro¿ce.
11 1. Podwodna wyprawa w epokê lodowcow¹ Montignac, Francja, rok 1924 Indy wszed³ do lodowatej wody, która wp³ywa³a do ciemnej pie- czary, i przygotowa³ siê psychicznie na to, co go czeka³o. Spojrza³ jeszcze wzd³u¿ brzegu rzeki, aby upewniæ siê, ¿e nikogo nie ma w po- bli¿u, po czym ruszy³ ku wejciu. Woda by³a zimniejsza, ni¿ siê spodziewa³, i kiedy jej lodowate palce siêgnê³y ju¿ pachwin, skrzywi³ siê. Czy jeste pewien, ¿e tego chcesz, Jones? szeptem spyta³ sam siebie. Warto spróbo- waæ odpowiedzia³. Warto spróbowaæ. Sykn¹³, gdy nag¹ stop¹ nadepn¹³ na ostry kamieñ. Mam nadziejê. Przeszed³ oko³o stu kroków i zatrzyma³ siê na chwilê, zanurzo- ny ju¿ po pas. Naprzeciwko sklepienie schodzi³o w dó³ i napotyka³o taflê wody. Podnó¿a Pirenejów obfitowa³y w ³atwiejsze do badania jaskinie. Odkryto co najmniej tuzin zawieraj¹cych dowody na to, ¿e zamieszkiwa³y je paleolityczne ludy, które zamalowa³y ciany za- dziwiaj¹co dok³adnymi rysunkami. Zarówno Jones, jak i inni, zd¹- ¿yli ju¿ odwiedziæ dwie takie groty w okolicach Le Tuc dAudo- ubert. Jednak¿e grupa eksploratorów mia³a nadziejê natrafiæ na now¹ jaskiniê w czasie dziesiêciodniowej wycieczki na po³udniowy zachód Francji. Dzisiaj, w przeddzieñ zakoñczenia prac nad przeszukiwa- niem wzgórz w rejonie Trois Freres, stanêli przed ostatni¹ szans¹, zanim udadz¹ siê z powrotem do Pary¿a. Indy oceni³, ¿e albo w tej w³anie grocie natrafi na nie zbadane dot¹d lady zamieszkania, albo te¿ przyjdzie mu wróciæ z pustymi
12 rêkami. Chocia¿ usytuowana by³a tylko oko³o pó³tora kilometra od obozowiska, nikt siê ni¹ nie zainteresowa³, bowiem sklepienie szybko schodzi³o poni¿ej tafli wody. Jednak im d³u¿ej siê nad tym zastana- wia³, tym bardziej umacnia³ siê w przekonaniu, ¿e g³êbiej z pewnoci¹ znajduj¹ siê jaskinie. Póna epoka lodowcowa charakteryzowa³a siê przecie¿ zimnym i suchym klimatem, poziom wody musia³ wiêc byæ ni¿szy. Oznacza³o to, ¿e istnia³a du¿a szansa na to, i¿ grotê, podobnie jak inne w okolicy, zamieszkiwali kiedy ludzie. Zrobi³ wdech i wype³ni³ p³uca powietrzem, po czym zanurzy³ siê pod powierzchniê. By³o mu tak zimno, ¿e natychmiast wyp³yn¹³, pluj¹c i charcz¹c. No, Jones. Albo to zrobisz, albo wy³a z tej wody, pomyla³. Znowu wzi¹³ g³êboki wdech i zanurkowa³. Jeszcze w czasach dzieciñstwa móg³ bez problemu wstrzymywaæ oddech przez trzy minuty. W³aciwie pojemnoæ jego p³uc powinna byæ teraz wiêksza. Tyle tylko, ¿e cia³o równie¿, ale zaplanowa³ ju¿, jak p³yn¹æ, ¿eby nie nara¿aæ siê na zbêdne ryzyko. Bêdzie p³yn¹³ przez minutê, po czym wynurzy siê. Jeli sufit nie podniesie siê nad taflê wody, zawróci. Pozostan¹ mu dwie minuty, aby siê wycofaæ. Móg³ tego dokonaæ. Wykonywa³ powolne ruchy, pozwalaj¹c pr¹dowi pracowaæ za niego. Trzydzieci sekund... czterdzieci. Pr¹d okaza³ siê nadspo- dziewanie mocny. Indy zastanawia³ siê, jak trudno bêdzie p³yn¹æ mu naprzeciw. Mo¿e lepiej siê wynurzyæ. Pop³yn¹³ w górê i prawie na- tychmiast uderzy³ g³ow¹ w cianê. Przeci¹gn¹³ rêk¹ wzd³u¿ g³adkiej powierzchni i zauwa¿y³, ¿e nurt bardzo szybko znosi go w g³¹b. Na- gle i nieoczekiwanie przebieg³ go dreszcz strachu. Wci¹¿ siê odda- la³, a koñczy³o siê powietrze. Potrzebowa³ tlenu. Ju¿. Teraz. Nie. Uda ci siê uciec, pomyla³. Zawróci³ w górê rzeki, trac¹c przy tym kolejnych kilka metrów. Z impetem ruszy³ naprzeciw nur- towi, poczu³, ¿e jedna stopa wychyli³a siê ponad powierzchniê i ude- rzy³a w taflê wody. Umys³ Indyego utraci³ sprawnoæ, a jego cia³o zdrêtwia³o z zimna i up³ynê³o kilka chwil, zanim poj¹³ znaczenie tego, co siê wydarzy³o: ten plusk nie rozleg³by siê, gdyby tam nie by³o powietrza. Wygi¹³ cia³o w ³uk, obróci³ siê i wyskoczy³ ponad po- wierzchniê. Wci¹gn¹³ g³êboki, o¿ywczy haust tlenu. Posuwa³ siê dalej w g³êbokiej wodzie, daj¹c siê unosiæ pr¹dowi w tej nieprzeniknionej ciemnoci. Siêgn¹³ w kierunku sklepienia, ale nie natrafi³ na nie. Móg³ byæ w ogromnej jaskini i nie wiedzieæ o tym. Podp³yn¹³ z powrotem w górê, a¿ znalaz³ cianê ca³kowicie wyg³a- dzon¹ przez wodê.
13 Halo! krzykn¹³, gdy ponownie dryfowa³ z pr¹dem. Echo zwielokrotni³o jego g³os, jakby przebywa³ w ogromnej komnacie, ale ju¿ kilka sekund póniej uderzy³ g³ow¹ w sklepienie. Auu! Nie mia³ pojêcia, na jak d³ugo wystarczy jeszcze powietrza w tym naturalnym zag³êbieniu i nie by³o ¿adnych powodów, aby dalej dawaæ siê unosiæ pr¹dowi. Pop³yn¹³ wiêc naprzeciw nurtowi z sercem mocno ko³acz¹cym w piersiach. Chwyta³ powietrze ustami, z g³ow¹ uniesio- n¹ nad powierzchniê. Nie wytrzyma³by trzech minut pod wod¹. Wy- ci¹gn¹³ rêkê, dotkn¹³ ciany i znalaz³ miejsce, którego siê uchwyci³. Odpoczywa³ i zbiera³ myli. Dobrze sobie radzi³, przyzna³ w du- chu, i powoli p³yn¹³ dalej wzd³u¿ ciany w górê rzeki, a¿ wreszcie woda znów siêgnê³a sklepienia. Nie ma siê czym martwiæ. Mo¿e st¹d wyjæ bez najmniejszego problemu. Wróci tu nawet ze wieczkami i zapa³kami, ¿eby sprawdziæ, co w³aciwie znalaz³. Najwy¿szy czas. Wzi¹³ g³êboki wdech, zanurkowa³ i ruszy³ z wciek³oci¹ w górê. Im g³êbiej p³yn¹³, tym mniej, wydawa³o mu siê, pr¹d spycha³ go z powrotem. Ale wiedzia³, ¿e nie mo¿e siê zatrzy- maæ ani nawet zwolniæ tempa. Minê³a minuta. Potem druga. P³yn¹³ dalej. P³uca prawie pêka³y z bólu, ale nie poddawa³ siê. I wtedy w³a- nie brzuchem otar³ siê o dno. Rzuci³ siê w górê i wychyli³ g³owê po- nad powierzchniê, w stronê wiat³a. By³ z powrotem u wlotu do jaskini. Jones, co ty wyprawiasz? Indy wygramoli³ siê z pieczary i zmru¿y³ oczy w jasnych pro- mieniach s³oñca. Roland Walcott, laborant, który oficjalnie przewo- dzi³ wyprawie, sta³ na brzegu rzeki z rêkami opartymi na biodrach. Mylê, ¿e znalaz³em jaskiniê. Mylisz, ¿e znalaz³e, czy naprawdê znalaz³e? Muszê wróciæ ze wiecami. Nie mog³em nic zobaczyæ. Trzeba d³ugo p³yn¹æ pod wod¹, zanim mo¿na siê wynurzyæ. Walcott rzuci³ w jego stronê dziwne spojrzenie. S³ysza³em, ¿e jeste odrobinê zwariowany. Teraz ju¿ w to wie- rzê. Pokrêci³ g³ow¹ i odwróci³ siê w swoj¹ stronê. Nie udzieli³ po- parcia, ale nie wyrazi³ te¿ dezaprobaty dla planu Indyego, aby po- nownie zapuciæ siê do groty. Przyjemny facet, pomyla³ Indy i poszed³ sam z powrotem do obozu. Walcott mia³ prawie trzydzieci lat, by³ wiecznym studentem, który nie móg³ jako ukoñczyæ doktoratu. Indy s³ysza³, ¿e ten nadêty Anglik wiêkszoæ czasu powiêca³ piciu w ró¿nych lokalach, a co wiê- cej, nie mia³ za grosz ambicji. A jednak okazywa³ siê wcibski, zdolny do wspó³zawodnictwa, i wykorzystywa³ swoje dowiadczenie, by
14 narzucaæ innym swoj¹ wolê. Podczas tej wyprawy Walcott stara³ siê jak najwiêcej pró¿nowaæ w granicach istniej¹cych mo¿liwoci. Zda- niemIndyegoby³otoo niebolepszeodkoniecznciwspó³¿yciaz kim, kto ustanawia wszelkiego rodzaju ograniczenia i zakazy. Indy, jeste ca³y mokry. Gdzie ty siê podziewa³e? Czeæ, Mara. P³ywa³em w rzece, w miejscu, gdzie znika u pod- stawy wzgórz odpowiedzia³. Mara Rogers, Amerykanka uczestnicz¹ca w kursach podyplo- mowych na Sorbonie, by³a jedyn¹ osob¹ wród nich, nie pracuj¹c¹ nad doktoratem z archeologii lub antropologii. Studentka historii sztuki, smuk³a, bardzo ³adna kobieta o jasnoniebieskich oczach, owalnej twarzy z wysoko zarysowanymi koæmi policzkowymi i wy- datnymi ustami oraz blond w³osami zwi¹zanymi w kucyk budzi³a ogóln¹ sympatiê. Nale¿a³o te¿ dodaæ, ¿e by³a gociem specjalnym Walcotta. To znaczy, pop³yn¹³e ni¹ pod ziemiê? Zgadza siê. I co siê sta³o? Indy rozejrza³ siê po prowizorycznej kuchni polowej. Zosta³o co? Schowa³am dla ciebie trochê jedzenia z lunchu. wietnie. Pozwól, ¿e zmieniê ubranie, a potem opowiem ci, co siê wydarzy³o. Kilka minut póniej, przy misce gulaszu z wo³owiny, Indy opisa³ swoje odkrycie. Kiedy skoñczy³ opowieæ, zdziwi³ siê, ¿e dziewczyna najwyraniej nie uzna³a jego wyczynu za co nadzwyczajnego. Wracasz tam? spyta³a. Pewnie, i tym razem mam zamiar lepiej siê przygotowaæ. Roland wie, co robisz? Indy pomyla³, ¿e nale¿a³o teraz uwa¿aæ na s³owa. Nie wiedzia³, jak blisko ze sob¹ byli Mara i laborant. Oczywicie, widzia³em siê z nim w górze rzeki. Mogê iæ z tob¹? Chcia³abym obejrzeæ tê jaskiniê. No, nie wiem, to jest trochê niebezpieczne. Musia³aby na- prawdê dobrze p³ywaæ. Nazywali mnie jasnow³os¹ syrenk¹, kiedy by³am dzieckiem. P³ywa³am codziennie przez godzinê lub dwie w rzece San Juan. Mie- limy ogromne rozlewisko w Bluff, w stanie Utah, gdzie dorasta³am. Indy nie mia³ nic przeciwko Marze, ale nie chcia³ te¿, aby po- psu³a mu plany.
15 A co na to Roland? Mo¿e mu siê to nie spodobaæ. Nie potrzebujê jego zgody na wszystko, co robiê. Jeli bêdê chcia³a pop³ywaæ, zrobiê to. Gdyby jednak Walcott zobaczy³ ich razem, móg³by zakazaæ In- dyemu zbli¿ania siê do groty. Indy zacz¹³ siê zastanawiaæ, jakby tu zniechêciæ Marê do towarzyszenia mu i równoczenie jej nie obra- ziæ, kiedy nadesz³o czterech innych studentów. Hej, czy które z was widzia³o Rolanda? zapyta³ jeden z nich. Polaz³ gdzie sam odpowiedzia³a Mara. Indy spodziewa³ siê, ¿e Mara opowie reszcie o jego poszukiwa- niach w g³êbi rzeki i oczami wyobrani zobaczy³ ju¿ swój plan roz- padaj¹cy siê na drobne kawa³ki. Ka¿dy chcia³by siê przy³¹czyæ, a Wal- cott zaprzepaci³by tak¹ okazjê. Ale Mara nie powiedzia³a nic na ten temat. No có¿, jeli bêdziecie go widzieæ, powiedzcie, ¿e zamierza- my przejæ kilka kilometrów wzd³u¿ w¹wozu. Indy i Mara ¿yczyli im szczêcia, po czym patrzyli, jak grupka siê oddala. Dziêki, ¿e nie zrobi³a szumu wokó³ tej jaskini. Nie by³o powodu. Nie wiemy jeszcze nawet, czy tam co jest. Kiedy skoñczy³ lunch, Walcott jeszcze nie wróci³ i Indy musia³ pogodziæ siê z myl¹, ¿e zabierze Marê ze sob¹. Pomyla³, ¿e mo¿e dziewczyna zmieni zdanie, gdy wejdzie do lodowatej wody, a mo¿e wpadn¹ na Walcotta zanim dojd¹ do pieczary. W takiej sytuacji Indy zaplanowa³, ¿e oddali siê i nie bêdzie siê miesza³ w sprawy Mary i Walcotta. Dlaczego nie posz³a z Rolandem, kiedy wychodzi³ z obozu? spyta³, gdy kierowali siê w stronê rzeki. Nie mia³am ochoty. Wiesz, on nie jest moim ch³opakiem. Myla³em, ¿e... Wy dwoje zawsze trzymalicie siê razem. Ale mi ju¿ tego wystarczy. Zmêczy³am siê chodzeniem za nim wszêdzie jak cieñ i to w³anie mu powiedzia³am, zanim wyszed³. Przykro mi, jeli zrani³am jego uczucia, ale tak to w³anie odbieram. Zastanawia³em siê, co w nim widzia³a. Przyjanilimy siê przez jaki czas, ale prawdê mówi¹c, jedy- nym powodem, dla którego tutaj przyjecha³am, by³a chêæ obejrzenia malowide³ skalnych. Kiedy Indy us³ysza³, ¿e Walcott zabiera ze sob¹ kobietê z wy- dzia³u historii sztuki, pomyla³ o najgorszym. Doszed³ do wnio- sku, ¿e na pewno zacznie urz¹dzaæ awantury na temat koniecznoci
16 spania pod namiotem, pomagania przy przygotowywaniu posi³ków i wykonywania innych nudnych robót. Ale Mara zupe³nie nie paso- wa³a do jego wyobra¿enia o historykach sztuki. Chêtnie robi³a wszystko, co by³o konieczne, i ani razu nie zdarzy³o jej siê narze- kaæ, nawet wtedy, gdy pierwszej nocy znalaz³a mysz poln¹ w swo- im piworze. Wiêc naprawdê s¹dzisz, ¿e mamy szansê odkryæ now¹ jaski- niê? spyta³a, gdy szli wzd³u¿ brzegu rzeki. Jestem nawet tego pewien. Pytanie tylko, czy ktokolwiek ¿y³ w niej dziesiêæ tysiêcy lat temu i czy zostawi³ wizytówkê. To by by³o cudowne, gdybymy mieli tyle szczêcia. Tak bar- dzo siê cieszê, ¿e pozwoli³e mi pójæ z tob¹. Indy umiechn¹³ siê, ale nie odpowiedzia³. Mia³e jakie problemy z wyjazdem z Pary¿a? spyta³a. Wzruszy³ ramionami. Znalaz³em na to czas. Nie przebaczy³bym sobie straty takiej szansy. Nie to mia³am na myli, to znaczy... Zastanawia³am siê, czy zostawi³e tam dziewczynê. Indy zamia³ siê. Raczej nie. Jak mam to rozumieæ? Nie ma nikogo, komu musia³bym t³umaczyæ siê, ¿e wy- je¿d¿am. Prawdê mówi¹c, nie da³ dziewczynom nawet szansy zbli- ¿yæ siê do siebie od czasu, gdy pozna³ swojego pierwszego nauczy- ciela archeologii, który zabra³ go do Grecji. Ale to zdarzy³o siê prawie dwa lata temu i teraz zaczyna³ patrzeæ na kobiety w innym wietle. W³aciwie czeka³ tylko, by znaleæ odpowiedni¹ wybrankê. Kiedy dotarli do podstawy wzgórza, gdzie rzeka znika³a w w¹- skiej grocie, Indy usiad³ na brzegu i zdj¹³ buty. Rzuci³ okiem na Marê w nadziei, ¿e mo¿e zd¹¿y³a zmieniæ ju¿ zdanie po tym, jak tu dotar³a. Ona jednak myla³a o zmianie czego innego. Tylko nie patrz powiedzia³a i schowa³a siê za kêp¹ ja³owca. Indy otworzy³ plecak i upewni³ siê, ¿e wodoszczelne opakowa- nie ze wiecami i zapa³kami jest dobrze zabezpieczone. W plecaku znajdowa³ siê jeszcze tylko bicz. Nie mia³ ochoty dwigaæ dodatko- wych kilogramów, ale pozostali uczestnicy wyprawy zabrali wszyst- kie liny, jakie znaleli w obozie w nadziei, ¿e u¿yj¹ ich przy scho- dzeniu w dó³ zag³êbienia do jaskini. Poza tym bicz by³ czym w rodzaju talizmanu, który przynosi³ szczêcie.
17 Us³ysza³, jak Mara podpiewuje co, i pozwoli³ sobie zerkn¹æ przez ramiê w momencie, gdy rzuca³a bluzkê na krzaczek obok. Dostrzeg³ jej ramiona i nogi poprzez g¹szcz krzewów, po czym jej spodnie wyl¹dowa³y obok bluzki. Umiechn¹³ siê sam do siebie i odwróci³ g³owê. Nie patrzysz, prawda? Oczywicie, ¿e nie. Cieszê siê, ¿e wziê³am kostium ze sob¹ powiedzia³a. S¹- dzi³am na pocz¹tku, ¿e to g³upie, ale chyba wierzy³am, i¿ bêdê mia³a okazjê go wykorzystaæ. Równie dobrze mog³a go zostawiæ. Co przez to rozumiesz? Indy zamia³ siê. Poniewa¿ mog³aby p³yn¹æ w ubraniu. Woda jest zimna. Przez chwilê myla³am... ach, niewa¿ne. Mara podoba³a mu siê coraz bardziej. Zacz¹³ sobie ju¿ nawet wyobra¿aæ, jak to bêdzie, kiedy wróc¹ do Pary¿a. Widzia³ ich razem, siedz¹cych przy fontannie na placu Saint-Michel, przechadzaj¹cych siê po Ogrodach Luksemburskich lub te¿ zagubionych w Luwrze. Czy tu bêdzie tak, jak w kana³ach ciekowych? spyta³a. S³ucham? No wiesz, tak jak w les Égouts, ciekach paryskich. By³e tam? Indy przyzna³, ¿e tej czêci Pary¿a nigdy nie zwiedzi³. Och, musisz tam pójæ. To jest jak podziemne miasto. Chyba potrzebowa³bym przewodnika odpowiedzia³ Indy. Mo¿e zaprowadzisz mnie tam, kiedy wrócimy do Pary¿a? Indy! krzyknê³a nagle. Poderwa³ siê i pobieg³ w stronê Mary. Sta³a przyparta do krzaka ja³owca, z nagimi, zesztywnia³ymi nogami i ramionami skrzy¿owa- nymi na piersiach. Patrz! Przy jej stopach le¿a³ zwiniêty czarny, b³yszcz¹cy w¹¿. Grubo- ci¹ dorównywa³ nadgarstkowi Indyego, a jego jêzyk szybko wysu- wa³ siê i znika³ w gardzieli. Indy powoli schyli³ siê i siêgn¹³ po ka- mieñ. W¹¿ odwróci³ g³owê, przeszywaj¹c go spojrzeniem dziwnych, hipnotyzuj¹cych oczu. Indy zastyg³ w bezruchu, nie móg³ podnieæ kamienia. Wygl¹da³o to zupe³nie, jakby popad³ w letarg. Gad nagle przelizgn¹³ siê po jego nagiej stopie i znikn¹³ wród ska³. Gdy wyprostowa³ siê, Mara objê³a go. Do diab³a. Nawet siê nie przestraszy³e. 2 Indiana...
18 Oczy Indyego by³y rozszerzone ze strachu. Serce wali³o mu w piersiach. Patrzy³, jak w¹¿ znika miêdzy dwoma kamieniami. Ani trochê. To przecie¿ tylko w¹¿. Przerazi³ mnie na mieræ. Nagle Indy zda³ sobie sprawê z bliskoci Mary. Odsunê³a siê niemia³o, poprawiaj¹c zsuwaj¹ce siê rami¹czko kostiumu k¹pielo- wego. No có¿, czy nie powinnimy ju¿ wchodziæ do wody? po- wiedzia³a. Pomyla³, ¿e wygl¹da osza³amiaj¹co. Nadal masz na to ochotê? Nie s¹dzisz chyba, ¿e s¹ jeszcze jakie... Wê¿e w wodzie? Nie, jest dla nich za zimna, poniewa¿ s¹ zim- nokrwiste. W niskich temperaturach robi¹ siê ospa³e. To dobrze. Zeszli w dó³, w stronê wody, ramiê w ramiê i Indy zdziwi³ siê, jak ³atwo wszystko im razem sz³o, jak bez ¿adnego wysi³ku zbli¿yli siê do siebie. Zupe³nie jakby znali siê od lat. Lecz zaraz potem znowu pomyla³ o Walcotcie. Spojrza³ w gó- rê, zlustrowa³ wzgórza w poszukiwaniu Anglika. Wyobrazi³ sobie, jak siedzi gdzie wysoko, przygl¹da siê im zazdronie, ronie w nim gniew, a wreszcie szar¿uje na dó³, aby pokrzy¿owaæ plany Indyego. Na co patrzysz? spyta³a Mara. Tak po prostu, na wzgórza. Zanurzy³a stopê w wodzie. Auu, jaka zimna. Ale to oznacza, ¿e mam teraz nad tob¹ prze- wagê. Niby dlaczego? Nie wiedzia³e, ¿e kobiety maj¹ dodatkow¹ warstwê t³uszczu, który chroni je przed zimnem? Indy wszed³ do strumienia. Zastanawia³ siê, jak podpowiedzieæ jej, ¿e w takim razie mog³aby go rozgrzaæ, ale zachowa³ to dla siebie. Szczêciara z ciebie. Siêgn¹³ do plecaka i wyj¹³ bicz. To pomo¿e nam siê nie zgubiæ. Zawi¹za³ jeden koniec wokó³ jej szczup³ej talii. Dobry pomys³ powiedzia³a. Ale czy nie zesztywnieje od wilgoci? Bicz? Natrê go olejem, gdy ju¿ wyschnie. Bêdzie jak nowy. Zacisn¹³ drugi koniec wokó³ swojego paska. Dzieli³o ich oko³o trzech metrów rzemienia, wystarczaj¹co du¿o, ¿eby p³yn¹c nie kopali siê
19 wzajemnie. Martwi³ siê tylko, ¿e Mara mo¿e siê przestraszyæ i ci¹- gn¹æ go. W takiej sytuacji obydwoje by utonêli. Jeste pewna, ¿e potrafisz wstrzymaæ oddech przez dwie mi- nuty? Mam znakomit¹ pojemnoæ p³uc. Zrobi³a g³êboki wdech i ko- stium wybrzuszy³ siê pod naporem piersi. Tak, widzê. Ruszyli w stronê wlotu do groty, nurt pcha³ ich do przodu, a wiat³o robi³o siê coraz bardziej przyæmione. My- lisz, ¿e uda ci siê pokonaæ ten pr¹d? Zaczekaj tu odrzek³a i ruszy³a w dó³ rzeki na odleg³oæ, na jak¹ pozwala³a d³ugoæ bicza. Zanurzy³a siê i przez jaki czas nie móg³ jej dojrzeæ. Chwilê póniej gibka sylwetka mignê³a mu przed nosem, gdy Mara przelizgnê³a siê obok, a zaraz potem poczu³ szarp- niêcie i zobaczy³, jak dziewczyna siê wynurza. Niele. Teraz widzê, dlaczego nazywali ciê syrenk¹. Krople wody po³yskiwa³y na jej ramionach i nogach. No to ruszajmy. Kiedy dotarli do miejsca, w którym sklepienie znika³o pod po- wierzchni¹ wody, Indy da³ Marze sygna³ i obydwoje zanurkowali. Tym razem wydawa³o siê, ¿e zajê³o to raptem kilka sekund, zanim Indy poczu³ nad sob¹ powietrze i wynurzy³ siê. Za pierwszym razem pop³yn¹³ dalej w dó³ rzeki, ni¿ by³o to konieczne, ale wiadomoæ, ¿e ju¿ raz to zrobi³ sprawi³a, i¿ teraz podwodna wycieczka posz³a du¿o ³atwiej. Mara wpad³a na niego i wychyli³a siê na powierzchniê. To wcale nie by³o trudne. Ale gdzie my jestemy? Nic nie widzê. W tej chwili p³yniemy z nurtem w dó³ rzeki. Tu jest ciana. Znalaz³em wystêp. Gdzie? Poprowadzi³ jej rêkê. Tutaj. Mam. Indy uczepi³ siê ska³y, siêgn¹³ do plecaka i wyci¹gn¹³ metalowy pakunek wielkoci mydelniczki ze wiecami i zapa³kami w rodku. Nie by³o w nim wody, to dobry znak. Zapali³ zapa³kê, i dwiêk ten zagrzmia³ mu w uszach. Jasne wiat³o wype³ni³o jaskiniê. Przystawi³ p³omieñ do wieczki i poda³ j¹ Marze, po czym zapali³ kolejn¹. Indy, patrz! Co to jest?
20 Wystêp by³ w¹ski, a sklepienie znajdowa³o siê nie wiêcej ni¿ cztery metry nad ich g³owami, ale to nie to przyci¹gnê³o uwagê Mary. Raptem kilka metrów od nich rzeka rozdziela³a siê na dwie odnogi i ta skrêcaj¹ca w lewo wp³ywa³a do ogromnej jaskini, której sufit siêga³ tym razem co najmniej dziesiêciu metrów. Jak wiele mo¿e zmieniæ ma³e wiate³ko. Indy zsun¹³ siê z wy- stêpu i wp³yn¹³ bokiem do kana³u, trzymaj¹c wiecê nad g³ow¹. Skierowa³ wzrok ku górze, w poszukiwaniu skalnej wnêki. Móg³ pójæ o zak³ad, ¿e znajd¹ tu jaskinie nietkniête przez wodê i nie od- kryte przez cz³owieka od czasów epoki lodowcowej. Spójrz w górê! krzyknê³a Mara. Indy poszed³ za jej wzro- kiem w kierunku sklepienia. Wysoko na cianie by³o zag³êbienie sze- rokie na oko³o dwa metry i w po³owie tak wysokie. Kiedy kierowa³ siê w stronê ciany, stopami natrafi³ na w¹sk¹ podwodn¹ pó³kê skaln¹ i stan¹³ na niej. Podci¹gn¹³ Marê, aby mog³a postawiæ nogi obok niego. Zimno ci? Potar³a ramiona rêkami. Trochê. A tobie? Jestem ca³y zdrêtwia³y. Przytrzyma³a wieczkê przy jego twarzy i dotknê³a palcem jego ust. Twoje wargi s¹ niebieskie. Pochyli³a siê do przodu i poca³o- wa³a go ³agodnie. Mylê, ¿e ju¿ siê rozgrzewaj¹. Zgasi³ swoj¹ wiecê i w³o¿y³ j¹ z powrotem do plecaka, potem siêgn¹³ rêk¹ do talii Mary i odwi¹za³ bicz. Jeli wnêka oka¿e siê odpowiednia, pomogê ci siê wspi¹æ. Tu jest bardzo stromo. Mylisz, ¿e uda ci siê tam dostaæ? Zwin¹³ bicz i wrzuci³ go do torby. To bêdzie proste. Jeli spadnê, to i tak wyl¹dujê w wodzie. Znalaz³ miejsce na rêkê, potem na stopê i podci¹gn¹³ siê. Powoli pokonywa³ trasê w górê ciany. Wreszcie, kiedy by³ ju¿ tylko oko³o trzech metrów od zag³êbienia, zauwa¿y³, ¿e widzi wszyst- ko w jaskini bez pomocy wieczki. wiat³o by³o przyæmione, ale sta³e, co oznacza³o, i¿ promienie s³oñca musia³y wpadaæ przez jedn¹ z dziur. Pokona³ krawêd wnêki i wczo³ga³ siê do rodka. Mara! Co siê sta³o? Musisz to zobaczyæ.
21 2. Zdrada pod ziemi¹ Walcott nie posiada³ siê z radoci, wrêcz tryska³ szczêciem. Mia³ w rêkach prawdopodobnie najstarsze z odkrytych do tej pory znale- zisk archeologicznych. Szczegó³y w rysach glinianego niedwiedzia by³y niesamowicie dok³adne. Dostrzega³ wyranie kêpki glinianej sier- ci, ostre siekacze, a nawet fa³dy miêni ramion. Jedyne skazy, jakie dojrza³, to dziurki na klatce piersiowej, ale nawet te mog³y jedynie wiadczyæ o wieku niedwiedzia. Poza tym znalaz³ w komnacie jesz- cze dwa gliniane bawo³y, a nie wiadomo jak wiele takich pomieszczeñ znajdowa³o siê w jaskiniach i jak du¿o statuetek mieci³y. Dziêkowa³ w mylach Jonesowi za wskazanie mu w³aciwej dro- gi. Gdy tylko us³ysza³ opowieæ studenta, Walcott zda³ sobie sprawê, ¿e wzgórze musia³o obfitowaæ w jaskinie, i ¿e istnia³ prawdopodob- nie sposób, ¿eby dokopaæ siê do jednej z nich, gdyby tylko znaleæ odpowiednie miejsce. Postanowi³, ¿e rozejrzy siê woko³o i wróci tutaj sam, tak prêdko jak tylko bêdzie móg³. Ale królik zaprowadzi³ go do celu. Zwierzak wyskoczy³ z zaroli, gdy Walcott grzeba³ lask¹ w po- bli¿u du¿ego g³azu. Wsadzi³ kij w dziurê w ziemi i na zewn¹trz wygra- moli³y siê cztery m³ode. Nacisn¹³ znowu i kijek zag³êbi³ siê; znalaz³ wejcie. Roland zastanawia³ siê przez chwilê, czy nie pójæ po na- rzêdzia i nie poprosiæ o pomoc, ale to by³o jego odkrycie, wy³¹cznie jego. Pó³ godziny zajê³o mu kopanie rêkami i kijem, ale w koñcu uda³o mu siê dotrzeæ do czego, co od razu go porazi³o, i co uzna³ za najwiêksze chyba, jak do tej pory, odkrycie archeologiczne. Ka¿de wiêksze muzeum na wiecie chcia³oby mieæ w swoich zbiorach
22 autentyczny relikt epoki lodowcowej i Walcott wiedzia³, ¿e mo¿e na tym zbiæ fortunê. Ale teraz trzeba bêdzie przemyleæ, jak dobrze wszystko roze- graæ. Nale¿a³o upewniæ siê, czy podniecenie nie wemie góry nad zdrowym rozs¹dkiem. Nie chcia³, ¿eby Jones znalaz³ drogê do tych komnat. Musia³ pobiec do obozowiska i zabroniæ mu wchodzenia do groty, powiedzieæ, ¿e i tak mia³ du¿o szczêcia, i¿ nie uton¹³. Walcott nie mia³ pojêcia, czy da³o siê tu dotrzeæ od strony podziem- nej rzeki, ale nie zamierza³ ryzykowaæ. Od³o¿y³ figurkê bawo³a i wszed³ do przyleg³ego pomieszczenia. Wiêcej cudownych statuetek z epoki kamiennej spoczywa³o na zie- mi. Naliczy³ dwa niedwiedzie, renifera i drugiego bawo³a, a pozo- stawa³a jeszcze co najmniej jedna komnata s¹siaduj¹ca z tym po- mieszczeniem. Gdyby dobrze rozegra³ karty, móg³by siê staæ bogatym cz³owiekiem. Jak tylko wróc¹ do Pary¿a, zwolni siê z uniwersytetu. Nastêpnie wróci tu i przetrz¹nie ca³¹ jaskiniê. Zabierze wiêkszoæ przedmio- tów, ale zostawi jeden lub dwa nietkniête, tak ¿eby móg³ powiad- czyæ autentycznoæ swojego odkrycia. Obejdzie wszystkich kusto- szy muzeów i handlarzy sztuki, a potem sprzeda znaleziska temu, kto zaproponuje najlepsz¹ cenê. Sorbona bêdzie pewnie podejrze- wa³a, ¿e znalaz³ jaskiniê, kiedy pracowa³ u nich, ale nie potrafi¹ nic udowodniæ. Powie po prostu, ¿e przypuszcza³, i¿ w okolicy mog³a znajdowaæ siê grota, i ¿e wróci³, ¿eby rzuciæ na to okiem po tym, jak odszed³ z uczelni. ciany pokrywa³y malowid³a zwierz¹t, ale Walcott nie powiê- ci³ im wiêkszej uwagi. Nie mo¿na przecie¿ od³upaæ rysunków ze ska³y i sprzedaæ ich. Beznadziejna g³upota i tyle. Mara bez w¹tpie- nia wpad³aby w zachwyt. Mo¿e nawet podzieli siê z ni¹ odkryciem. To na pewno wywar³oby na dziewczynie wra¿enie. Ca³kiem praw- dopodobne, ¿e wtedy zmieni³aby zdanie co do propozycji, jak¹ jej przedstawi³. Mia³ w³anie przejæ do nastêpnej komnaty, kiedy us³ysza³ jaki ha³as. Ws³ucha³ siê uwa¿nie i ruszy³ w kierunku wejcia do pomiesz- czenia. Znów to us³ysza³. G³os. Cholerny drañ, znalaz³ drogê do tego miejsca, pomyla³. Ale do kogo on mówi? Niewa¿ne. Nikt nie pokrzy¿uje mi planów. Nie po- zwolê na to.
23 Co o tym s¹dzisz? spyta³ Indy, gdy Mara z zachwytem wpa- trywa³a siê w ponad dziesiêciometrow¹ cianê, pokryt¹ rysunkami w³ochatych mamutów, jeleni, niedwiedzi i bawo³ów. Po drugiej stro- niewidaæby³ojeszczewiêcejmalowide³zwierz¹t,jakrównie¿kilkana- cie odcisków d³oni obrysowanych farb¹ oraz szereg dziwnych symboli. Fantastyczne, po prostu fantastyczne odpowiedzia³a cichym g³osem. Czy jeste pewien, ¿e one s¹ naprawdê staro¿ytne? Bez w¹tpienia odrzek³ Indy. Wystarczaj¹co du¿o takich grot znaleziono w tych okolicach. Z ca³¹ pewnoci¹ patrzysz na malowi- d³a z epoki lodowcowej. Spójrz na te kolory czerwieñ, ¿ó³æ, br¹z, czerñ. Chcia³abym ich dotkn¹æ, ale chyba lepiej nie. Z tego co wiem, farbê robiono z naturalnych minera³ów po- wiedzia³ Indy. Ciekawe, czego u¿yli jako spoiwa. Pewnie krwi lub t³uszczów zwierzêcych. S¹dzisz, ¿e to jest naprawdê istotne odkrycie? spyta³a Mara. Zale¿y, na co jeszcze siê tutaj natkniemy. W najgorszym wy- padku znalelimy trochê fascynuj¹cej paleolitycznej sztuki jaski- niowej, porównywalnej z tym, co odkryto ju¿ do tej pory. Mara przysunê³a siê bli¿ej ciany i wskaza³a palcem na czworo- no¿ne zwierzê, które wydawa³o siê mieæ pojedynczy róg wyrastaj¹- cy z g³owy. Popatrz na to. To jednoro¿ec. Indy zamia³ siê. Nie by³bym taki pewien. Ja wierzê w jednoro¿ce powiedzia³a cicho. One naprawdê istnia³y. Sk¹d wiesz? Mara przesunê³a siê wzd³u¿ fresku, oceniaj¹c rysunki. Po prostu wierzê w to. Nie s¹dzisz chyba, ¿e ta jaskinia zosta- ³a ju¿ odkryta, co? W¹tpiê. Nawet gdyby ¿adne z nas o niej nie s³ysza³o, miesz- kañcy wioski, z którymi rozmawialimy w Montignac, co by nam powiedzieli. Sprawiali wra¿enie dobrze poinformowanych, gdy py- talimy o wszystkie pozosta³e groty. Chyba masz racjê. Zobaczmy, co wiêcej tu znajdziemy powiedzia³. Dziury w dwóch ze cian prowadzi³y do kolejnych pomieszczeñ i Indy ruszy³ prosto w stronê najjaniejszego pokoju. Krótki korytarz
24 doprowadzi³ ich do komnaty z jeszcze wiêksz¹ iloci¹ fresków. wia- t³o wpada³o przez szczelinê w odleg³ym rogu sklepienia, ale Indy zwróci³ uwagê na inne odkrycie. Kilka kroków od niego le¿a³a me- trowej wielkoci gliniana figurka niedwiedzia, stoj¹cego na tylnych ³apach, a gdy rozejrza³ siê naoko³o, zauwa¿y³ dwie inne statuetki. Marazd¹¿y³aju¿dostrzecniedwiedziai przykucnê³atu¿przed nim. Spójrz tylko na to! Teraz powiedzia³bym, ¿e dokonalimy istotnego odkrycia rzek³ Indy, przyklêkaj¹c na jedno kolano. To znaczy, jeli to jest naprawdê relikt z epoki kamiennej. Szkoda, ¿e ma tyle tych ma³ych otworków na piersiach za- uwa¿y³a Mara. Indy podniós³ z pod³ogi ostro zakoñczony kamieñ, który le¿a³ tu¿ obok niedwiedzia. Popatrz tylko, ten kamieñ zosta³ obrobiony. Wydaje mi siê, ¿e szaman kuca³ tutaj i nak³uwa³ glinianego niedwiedzia. Po co mia³by to robiæ? Prawdopodobnie, ¿eby spowodowaæ mieræ prawdziwego zwierzêcia. To magia, tak stara, jak te wzgórza. Có¿ za przes¹dni ludzie musieli tutaj mieszkaæ. Indy wzruszy³ ramionami. Dla jednych przes¹dy, dla innych religia. Przeszed³ w po- przek pomieszczenia i oceni³ otwór w suficie. Czy mo¿emy wyjæ têdy? spyta³a Mara. Nie za bardzo umiecha mi siê wracanie do tej lodowatej wody. Wydawa³o siê, ¿e szczelina jest na tyle du¿a, ¿eby mo¿na siê ni¹ przelizgn¹æ, ale Indy natychmiast sta³ siê podejrzliwy. Ziemia na pod³odze jaskini wygl¹da³a na wie¿¹. Zaraz potem dostrzeg³ odcisk stopy. Od razu ogarnê³o go rozczarowanie; statuetki by³y prawdopo- dobnie pochodzenia wspó³czesnego. Kto ju¿ tutaj by³ przed nami. Co? Kiedy? Nie tak dawno temu. I nadal tu jestem. Indy obróci³ siê i zauwa¿y³ Walcotta, stoj¹cego u wejcia do s¹- siedniej komnaty z wycelowanym w ich stronê rewolwerem. Roland?! krzyknê³a zdziwiona Mara. Nie bêdziesz ju¿ musia³a siê martwiæ p³ywaniem w górê rzeki, kochanie powiedzia³ Walcott. Jak znalaz³e wejcie? spyta³ Indy.
25 Jestem z natury leniwy, Jones. Szuka³em ³atwiejszej drogi do rodka, a ¿e mia³em trochê szczêcia, ma³y królik wskaza³ mi drogê. Roland, od³ó¿ ten pistolet! warknê³a Mara. Ale¿, Maro. Wielce mi ciebie szkoda. Mia³em nadziejê, ¿e wszystko inaczej siê u³o¿y. Pozb¹d siê tego, Walcott, albo wrobiê ciê w niez³e bagno, gdy wrócimy do Pary¿a zagrozi³ Indy, staraj¹c siê mówiæ stanow- czym tonem. Walcott zamia³ siê. Ale z ciebie dzieciak, Jones. Taka szkoda, ¿e nie bêdzie ci dana szansa dorosn¹æ. Roland, proszê. Niczego nie zrobilimy b³aga³a Mara. By³e tu pierwszy. Tobie przypadn¹ zas³ugi za odkrycie. Nie nam. Nagle Indy zrozumia³, o co chodzi³o. To nie na zas³ugach mu zale¿y. On chce zachowaæ dla siebie znaleziska. Masz racjê, Jones. Jest tu wiêcej pomieszczeñ i wiêcej relik- tów ni¿ widzicie, a ja zamierzam zabraæ, co do mnie nale¿y. One nie s¹ twoje. Nie mo¿esz ich sprzedaæ warknê³a Mara. Nie jeste ³owc¹ skarbów. Jeste naukowcem. Przemyl to jeszcze powiedzia³ Indy. Walcott machn¹³ rewolwerem. Starczy tego gadania. Cofnijcie siê. Chcê zobaczyæ, jak siê tutaj dostalicie. Wracaj¹c do pierwszej komnaty, Indy zauwa¿y³ na pod³odze swój plecak. W rodku znajdowa³ siê bicz. Ale zanim móg³ cokolwiek zrobiæ, Walcott i Mara weszli za nim do pomieszczenia. Gdzie jest wejcie? spyta³ Walcott. Mara wskaza³a palcem na otwór. Walcott chwyci³ j¹ za kark i pchn¹³ w stronê dziury. Przy³o¿y³ broñ do jej g³owy i przyjrza³ siê uwa¿nie. Têdy wiêc mo¿na trafiæ wprost do rzeki. Bardzo dobrze. Zostaw j¹ w spokoju, Walcott warkn¹³ Indy, przesuwaj¹c siê pomiêdzy Anglika i swój plecak. Jeli nie chcesz, ¿ebym jej zrobi³ krzywdê, lepiej rób, co ci mó- wiê. Walcott odst¹pi³ od otworu, ca³y czas trzymaj¹c Marê za kark. Chcê, ¿eby przeczo³ga³ siê przez tê dziurê nogami do przodu, Jones. Indy natychmiast uzmys³owi³ sobie, ¿e Walcott ma zamiar za- strzeliæ go i zepchn¹æ cia³o do rzeki. Musia³ zaryzykowaæ i to szyb- ko. Z³o¿y³ rêce w b³agalnym gecie i zacz¹³ prosiæ:
26 Nie zabijaj nas, proszê. Nie zabijaj. Zgi¹³ siê wpó³ i chwyci³ za brzuch. Och, nie czujê siê zbyt dobrze. Powiedzia³ to cien- kim, histerycznym g³osem. Walcott zamia³ siê i wtedy w³anie Indy chwyci³ plecak i cisn¹³ nim w jego stronê. Niestety, w popiechu nie trafi³ w cel. Jestem mar- twy, pomyla³. Walcott wycelowa³ rewolwer w g³owê Indyego. Ty cholerny... Mara rzuci³a siê Rolandowi pod nogi, ³api¹c za kolana, a broñ wystrzeli³a w sklepienie jaskini. Indy run¹³ na Wal- cotta, chwyci³ go w pasie i obydwaj potoczyli siê, walcz¹c o broñ. Rewolwer wystrzeli³ ponownie, i jeszcze raz. Indy z³apa³ Walcotta za nadgarstek i uderzy³ nim o ziemiê, a miercionone narzêdzie wypad³o Anglikowi z d³oni. Walcott wykona³ gwa³towny ruch do przodu, aby je odzyskaæ, ale Mara zd¹¿y³a ju¿ kopn¹æ broñ poza zasiêg ramion laboranta. Indy wyszarpn¹³ bicz z plecaka i zamachn¹³ siê, by uderzyæ Walcotta, gdy ten czo³ga³ siê w kierunku rewolweru. Anglik krzyk- n¹³ z bólu, kiedy wêze³ na koñcu rzemienia przeci¹³ mu skórê na policzku. Rzuci³ siê do ty³u i siêgn¹³ po broñ, ale bicz zawin¹³ siê wokó³ rêki i Indy odci¹gn¹³ go. Walcott walczy³ za¿arcie, ale Mara by³a szybsza, podnios³a broñ i wycelowa³a. Stój! krzyknê³a. Koniec gry, kolego powiedzia³ Indy. Hej, kochani, nie znacie siê na ¿artach? zachichota³ Walcott, podnosz¹c rêce do góry i szczerz¹c zêby w umiechu. Sprawdza- ³em was tylko. Niez³y dowcip, Roland odpar³a Mara. My zdalimy test, ale ty obla³e stwierdzi³ Indy. Walcott odwi¹za³ bicz z ramienia. Mam nadziejê, ¿e nie bierzecie tego wszystkiego serio. Oczy- wicie, ¿e znaleziska powêdruj¹ do Sorbony. Ty za wyl¹dujesz w wiêzieniu za próbê zabójstwa. Indy spojrza³ na Marê. Lepiej daj mi rewolwer. Nie ufam mu. Kiedy podawa³a mu broñ, Walcott nagle podbieg³ w stronê cia- ny, rzuci³ siê w otwór i znikn¹³ im z oczu. Chwilê póniej us³yszeli plusk, gdy wpada³ do wody. Indy zajrza³ w ciemn¹ dziurê. Walcott? krzykn¹³. Woda szemra³a w absolutnej ciszy.
27 Powiem wam jedno. Nie bêdê za nim têskni³. Ani trochê powiedzia³ jeden ze studentów, gdy wszyscy siedzieli na brzegu rze- ki w oczekiwaniu na policjê. Ani ja doda³ kto inny. Indy i Mara wrócili do obozu i opowiedzieli, co siê sta³o. Ku ich zaskoczeniu, nikt nie wydawa³ siê bardzo zdziwiony faktem, i¿ Wal- cott dokona³ próby zabójstwa. Podczas gdy Indy uda³ siê do Monti- gnac, aby zg³osiæ wypadek, Mara zaprowadzi³a wszystkich do grot, przypuszczalnie po to, by szukaæ Walcotta. Kiedy Indy nadszed³ z ¿an- darmem i kilkoma mieszkañcami miasteczka, Mara i czêæ uczestni- ków wyprawy czeka³a u wejcia do jaskini, a reszta w³óczy³a siê po pieczarach, badaj¹c malowid³a skalne i figurki. ¯andarm przej¹³ kontrolê nad sytuacj¹ i rozkaza³ wszystkim opuciæ jaskiniê. Teraz, kiedy miejscowi prowadzili swoje w³asne poszukiwania, Indyego powoli zaczê³o mêczyæ wys³uchiwanie cy- nicznych uwag kolegów ze studiów i postanowi³ siê przejæ. Mogê siê przy³¹czyæ? spyta³a Mara. Pewnie. Wszyscy oni zachowuj¹ siê tak dziecinnie, jakby to by³ jeden wielki dowcip powiedzia³a. Nie byli razem z nami w jaskini. Indy popatrzy³ w stronê miejsca, gdzie rzeka wyp³ywa³a spod wzgórz. Dojrza³ w oddali ¿an- darma, który najwyraniej kierowa³ siê w ich stronê. Ale jednak... Wiem. Bêdê naprawdê szczêliwy, kiedy to wszystko siê skoñ- czy i udamy siê z powrotem do Pary¿a powiedzia³ Indy, zmierza- j¹c w kierunku policjanta. Ja równie¿. Umiechn¹³ siê do Mary. Mo¿e moglibymy siê wspólnie wybraæ do kana³ów albo co w tym stylu. Nie odpowiada³a przez kilka sekund. Chcia³abym, ale... Masz jednak ch³opaka? Nie, to nie o to chodzi. Lubiê ciê, Indy. Naprawdê. Ale pro- blem w tym, ¿e wyje¿d¿am z Pary¿a w przysz³ym tygodniu. Opuszczasz nastêpny semestr? Nie wracam ju¿ na Sorbonê. Dosta³am stypendium na Uni- wersytecie Rzymskim. Tam w³anie zamierzam ukoñczyæ doktorat. To jest naprawdê odpowiednie miejsce dla historyka sztuki.
28 No có¿, cieszê siê z twojego szczêcia... Powodzenia. Szkoda, ¿e nie spotka³am ciê wczeniej odrzek³a ze smut- kiem w g³osie. Indy wzruszy³ ramionami. Có¿, czasami tak siê uk³ada. Bêdziesz do mnie pisa³? spyta³a. Jeli tylko chcesz. Dotknê³a jego ramienia. Sprawi³oby mi to przyjemnoæ. Napiszê do ciebie, jak tylko dojadê i znajdê zakwaterowanie. Nie ma ¿adnego ladu cia³a po drugiej stronie wzgórz, gdzie wyp³ywa rzeka powiedzia³ ¿andarm, gdy ju¿ do nich dotar³. Oczy- wicie to jeszcze nic nie znaczy. Mog³o siê zapl¹taæ gdzie pod zie- mi¹, albo te¿ rzeka je znios³a. Ale pan s¹dzi, ¿e on nie ¿yje? spyta³a Mara. Prawdopodobnie skrêci³ kark podczas upadku. Mo¿e, pomyla³ Indy. Z dziwnego powodu nie opuszcza³o go jednak wra¿enie, ¿e Walcott mimo wszystko zdo³a³ w jaki sposób prze¿yæ i uciec.
29 3. Trzy razy W Nowa Anglia maj roku 1928 Mê¿czyni w bia³ych kombinezonach stali na d³ugich drabinach i przycinali gêste, spl¹tane pêdy bluszczu, zas³aniaj¹ce ca³kowicie du¿e, kwadratowe okna. Pracowali pod uwa¿nym spojrzeniem gar- gulca, który patrzy³ na nich z góry, z gzymsu starego ceglanego bu- dynku. Poni¿ej t³umy studentów k³êbi³y siê na chodnikach promena- dy miasteczka uniwersyteckiego. Ka¿demu zale¿a³o, by zd¹¿yæ z jednego wyk³adu na drugi. Indy zatrzyma³ siê na moment, by przyjrzeæ siê pracy. Wci¹gn¹³ g³êboko wie¿e, wiosenne powietrze i ruszy³ dalej. Jeszcze tylko dwa tygodnie zajêæ i bêdzie wolny, pomyla³ i umiechn¹³ siê sam do sie- bie. Baga¿e zosta³y ju¿ spakowane, a bilet na poci¹g do Cortez w Co- lorado le¿a³ na kredensie. To mo¿e byæ wspania³e lato! Jego myli zaprz¹tnê³y wakacyjne plany; mia³ zamiar oddaæ siê czemu, co w wyobrani nazywa³ trze- ma W w³óczêdze, wypoczynkowi i wspania³ej kobiecie. Pierwsze dwa elementy mia³ zapewnione, ostatni za mo¿liwy do spe³nienia, co wynika³o z biegu zdarzeñ. Oczywicie wszystko cile wi¹za³o siê z jego badaniami, prawdziwym powodem, dla którego wybiera³ siê w podró¿, a uniwersytet wspiera³ go finansowo. Jednak w opinii Indyego tego lata praca w Four Corners powinna okazaæ siê czyst¹ przyjemnoci¹. Nie tylko wróci na po³udniowy zachód, gdzie spêdzi³ kilkana- cie lat dzieciñstwa, ale spotka siê jeszcze z Mar¹ Rogers, po raz pierwszy od kiedy siê z ni¹ po¿egna³ w Pary¿u cztery lata temu. Ich romans zosta³ raptownie uciêty zanim jeszcze zd¹¿y³ rozkwitn¹æ, ale
30 przez ostatnie dwa lata uda³o im siê o¿ywiæ stare uczucia poprzez korespondencjê; pisywali do siebie coraz czêciej. Kiedy dotar³ do budynku administracyjnego, dwie studentki z za- jêæ, które prowadzi³, przeciê³y mu drogê i wpad³y na niego. Wie- dzia³, ¿e kolizja ta nie by³a przypadkowa, ale i tak przeprosi³. Profesorze Jones, czy czyta³ pan ju¿ tê now¹ ksi¹¿kê Franza Boasa Antropologia a ¿ycie nowo¿ytne? Podobno obala teoriê rasy nadludzi. Indy umiechn¹³ siê. S³ysza³em o tym, Millie, ale prawdê mówi¹c, dotychczas zaj- mowa³em siê wy³¹cznie studiowaniem ¿ycia w czasach staro¿ytnych. Mo¿e jednak którego dnia nadrobiê zaleg³oci. A teraz wybacz, pro- szê, jestem umówiony na lunch. Ciekawe z kim powiedzia³a studentka, gdy siê oddala³. Pojecha³ wind¹ na najwy¿sze piêtro budynku administra- cyjnego w towarzystwie profesora o bia³ych krzaczastych brwiach, podpieraj¹cego siê lask¹. By³ nadal w doskona³ym nastroju i nie myl¹c nawet o tym, zacz¹³ nuciæ pod nosem popularn¹ piosen- kê zas³yszan¹ w radiu. Stary profesor zmarszczy³ brwi, po czym spyta³: Czy mi siê tylko wydaje, czy próbuje pan podpiewywaæ Ma- kin Woopee? Indy zamia³ siê. Có¿, nie jest to z pewnoci¹ Button Up Your Overcoat. Winda zazgrzyta³a i stanê³a w miejscu. Indy wkroczy³ na plu- szowe dywany klubu wydzia³owego. ciany pokryto tu bogat¹ ma- honiow¹ boazeri¹, a gdzieniegdzie wisia³y du¿e portrety poprzed- nich rektorów uniwersytetu. Kilkanacie mocno wysiedzianych krzese³ rozrzuconych by³o po korytarzu, wiêkszoæ z nich zajmowa- li mê¿czyni, czytaj¹cy New York Times i pal¹cy fajki. Dzieñ dobry. Czym mogê s³u¿yæ, profesorze... Indy obróci³ siê i zauwa¿y³ przed sob¹ mê¿czyznê w smokingu, z zaczesanymi do ty³u w³osami. Jones. Czekam na kogo. Powinien tu byæ lada chwila. Zarezerwujê panu stolik dla dwóch osób powiedzia³ kelner, po czym siê oddali³. Indy zawsze wola³ spo¿ywaæ lunch w kafejce na obrze¿u kam- pusu, kiedy tylko nie jada³ u siebie w biurze, ale zdawa³ sobie te¿ sprawê, ¿e Marcus Brody doceni spokojniejsze i nieco bardziej do- stojne wnêtrze klubu wydzia³owego. Poszukuj¹c wzrokiem wolnego
31 krzes³a, zauwa¿y³ dwóch kolegów z wydzia³u archeologii, siedz¹- cych na sofie. Spogl¹dali w jego kierunku i wymieniali siê uwagami. Znakomicie, pomyla³. Teraz powinien podejæ i pogadaæ z nimi, jakby byli najlepszymi kumplami. Na szczêcie nagle drzwi windy otworzy³y siê i wyszed³ Brody, co oszczêdzi³o Indyemu tego obo- wi¹zku. Witam, Indy. Mi³o ciê widzieæ. Brody umiechn¹³ siê i po ojcowsku poklepa³ go po ramieniu. Mam nadziejê, ¿e nie kaza³em ci d³ugo czekaæ. Sk¹d¿e znowu, Marcus. Indy wzi¹³ starszego mê¿czyznê pod rêkê. Chodmy, stolik ju¿ na nas czeka. Ledwie zd¹¿yli siê usadowiæ, a ju¿ pojawi³ siê kelner i zebra³ zamówienia: gulasz wêgierski dla Brodyego i miseczkê minestrone dla Indyego. By³em akurat w miecie, wiêc wpad³em na pomys³, by zatrzy- maæ siê i sprawdziæ, co u ciebie s³ychaæ powiedzia³ Brody. Nie mog³oby byæ lepiej. Lubiê uniwersytet, miasto równie¿, ale najbardziej podoba mi siê fakt, i¿ nie jestem tu ograniczony tak jak wtedy, gdy uczy³em archeologii celtyckiej. Indy straci³ posadê asystenta profesora na Uniwersytecie Lon- dyñskim, poniewa¿ jego zainteresowanie archeologi¹ celtyck¹ os³a- b³o. Pragn¹³ odkrywaæ inne kultury staro¿ytne, a potraktowane to zosta³o jako brak zaanga¿owania. Tutaj wszystko wygl¹da³o inaczej. Zamiast specjalizowaæ siê w konkretnej kulturze, jego zaintereso- wania mog³y zostaæ skierowane na archeologiê staro¿ytnych jêzy- ków i symboli. By³a to niejako furtka do studiowania i badania do- wolnych cywilizacji w dowolnych przedzia³ach czasowych. Tego w³anie chcia³ najbardziej. Có¿, mi³o mi to s³yszeæ. Brody nerwowo zgina³ i rozprosto- wywa³ palce. S³ysza³em pochlebne opinie. Brody zastêpowa³ Indyemu ojca przez d³ugie lata, po tym, gdy ten porzuci³ jêzykoznawstwo na rzecz archeologii, a jego prawdzi- wy ojciec zaprzesta³ wszelkich kontaktów. Brody, w gruncie rzeczy, poprowadzi³ jego karierê, poleci³ go na zajmowane stanowisko, a co wiêcej odegra³ istotn¹ rolê w zdobyciu przez niego pierwszej pra- cy nauczyciela w Londynie. Indy zna³ go dobrze i zawsze potrafi³ zauwa¿yæ, ¿e co go trapi. A teraz powiedz mi, o czym chcia³e naprawdê porozmawiaæ. O co chodzi, Marcus? Brody rozprostowa³ palce i po³o¿y³ d³onie na stole.