alien231

  • Dokumenty8 985
  • Odsłony462 563
  • Obserwuję286
  • Rozmiar dokumentów21.8 GB
  • Ilość pobrań381 770

38. Jeter K W - Spisek Xizora

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :768.3 KB
Rozszerzenie:pdf

38. Jeter K W - Spisek Xizora.pdf

alien231 EBooki S ST. STAR WARS - (SERIA).
Użytkownik alien231 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 244 stron)

4 SPISEK XIZORA

5 Dla Andrew Slaca, Mary Mayther Slac i Gary’ego Slaca

7 R O Z D Z I A £  DZIŒ… RÓWNOLEGLE DO WYDARZEÑ POWROTU JEDI Strach to po¿yteczna rzecz. By³a to jedna z najwa¿niejszych nauk, jakie móg³ poznaæ ³ow- ca nagród. A Bossk uczy³ siê tego w³aœnie teraz. Przez okno kokpitu „Wœciek³ego Psa” widzia³ wybuchy, które rozdar³y na ogniste strzêpy poczernia³ej durastali tamten statek – „Niewolnika I” Boby Fetta. Jednoczeœnie og³uszy³ go wybuch sze- rokopasmowych zak³óceñ statycznych, dochodz¹cych z komlinka jak elektromagnetyczny jêk œmierci. Przenikliwy, wielooktawowy dŸwiêk wylewa³ siê z g³oœników „Wœciek³ego Psa” przez dobrych kilka minut, dopóki ognista apokalipsa nie poch³onê³a ostatniego obwodu na pok³adzie statku Fetta. Wreszcie, gdy ju¿ móg³ s³yszeæ w³asne myœli, Bossk spojrza³ w pust¹ przestrzeñ, tam, gdzie jeszcze przed chwil¹ znajdowa³ siê „Niewolnik I”. Na tle zimnego, rozgwie¿d¿onego nieba tylko kilka strzêpów roz¿arzonego do bia³oœci metalu powoli przygasa³o w st³u- mion¹ czerwieñ, oddaj¹c ¿ar pró¿ni. On nie ¿yje, pomyœla³ Bossk z dzik¹ satysfakcj¹. Nareszcie. Wszystkie atomy, które sk³ada³y siê na cia³o œwiêtej pamiêci Boby Fetta, tak¿e dryfowa³y teraz w przestrzeni, nareszcie nieszkodli- we. Zanim przeniós³ siê na w³asny statek, Bossk zdo³a³ na pok³a- dzie „Niewolnika I” zainstalowaæ tyle detonatorów termicznych, ¿eby z wszystkiego, co tam ¿y³o, pozosta³y wy³¹cznie popio³y i pa- skudne wspomnienia. A wiêc jeœli wci¹¿ odczuwa³ lêk, jeœli ¿o³¹dek wci¹¿ œciska³ mu siê na wspomnienie mrocznej, przes³oniêtej wizjerem twarzy

8 Boby Fetta, musia³a to byæ ca³kowicie irracjonalna reakcja. On nie ¿yje, nie ma go… Ciszê panuj¹c¹ w kokpicie „Psa” zak³óci³o ledwie s³yszalne pik- niêcie pochodz¹ce z panelu kontrolnego. Bossk spojrza³ w dó³ i stwier- dzi³, ¿e teletransponder wychwyci³ w najbli¿szym s¹siedztwie obec- noœæ drugiego statku. Jeœli wierzyæ koordynatom, jakie pojawi³y siê na ekranie, musia³ on siedzieæ na karku „Wœciek³ego Psa”. W dodatku by³ to statek znany jako „Niewolnik I”. Profil ID pasowa³ idealnie. To niemo¿liwe, pomyœla³ oszo³omiony Bossk. Serce na krót- k¹ chwilê zamar³o mu w piersi, po czym niepewnie podjê³o pracê. Przed eksplozj¹ odczyta³ ten sam profil ID z drugiej strony swoje- go statku i obróci³ „Wœciek³ego Psa” akurat na czas, aby ekran wype³ni³a ogromna kula eksplozji. Nagle zda³ sobie sprawê, ¿e nie widzia³ samego „Niewolni- ka I”. A to znaczy, ¿e… Bossk us³ysza³ inny dŸwiêk, jeszcze cichszy, dochodz¹cy z in- nego miejsca statku. Ktoœ jeszcze tam by³. Czujne zmys³y Trando- szanina zarejestrowa³y moleku³y innego stworzenia, kr¹¿¹ce po zamkniêtym obiegu wentylacji statku. Bossk wiedzia³, do kogo nale¿¹. On tu jest. Krew w ¿y³ach Bosska zamieni³a siê w lód. Boba Fett… Bossk czu³, ¿e jakimœ cudem wyprowadzono go w pole. Eks- plozja nie poch³onê³a ani „Niewolnika I”, ani jego pasa¿erów. Nie mia³ pojêcia, jak siê to Fettowi uda³o, ale siê uda³o. A og³uszaj¹cy wrzask elektroniczny, który wype³ni³ kokpit, wystarczy³, aby ukryæ wtargniêcie Boby Fetta na pok³ad „Wœciek³ego Psa”. Ha³as trwa³ doœæ d³ugo, aby Fett zd¹¿y³ wedrzeæ siê do w³azu i uszczelniæ go za sob¹. Z g³oœnika na sklepieniu kokpitu odezwa³ siê nagle g³os, który nie nale¿a³ ani do Bosska, ani do Boby Fetta. – Dwadzieœcia sekund do detonacji – oznajmi³ ch³odny, po- zbawiony emocji g³os autonomicznej bomby. Tylko najwiêksze modele mia³y takie obwody ostrzegawcze. Strach rozpuœci³ lód w ¿y³ach Bosska, który wyskoczy³ z fo- tela pilota i zanurkowa³ w korytarz za swoimi plecami. W pomieszczeniu ze sprzêtem awaryjnym „Wœciek³ego Psa” rzuci³ siê na zawartoœæ jednej z szafek, rozdzieraj¹c j¹ uzbrojony- mi w pazury ³apami. „Pies” ju¿ nied³ugo pozostanie statkiem; za

9 kilka sekund – odliczanie trwa – zmieni siê w roz¿arzone stalowe odpadki, otoczone mg³¹ szybko rozpraszaj¹cych siê gazów atmos- ferycznych, dok³adnie tak samo jak to, co omy³kowo wzi¹³ za statek Boby Fetta. Bossk nie przejmowa³ siê teraz tym, ¿e za chwilê jego statek nie bêdzie w stanie naprawiæ w³asnych systemów pod- trzymywania ¿ycia. Gadopodobny Trandoszanin upchn¹³ kilka naj- potrzebniejszych rzeczy w samouszczelniaj¹cy siê otwór zniszczo- nej, czêsto u¿ywanej torby ciœnieniowej. Za chwilê systemy nie bêd¹ mia³y ju¿ ¿adnego ¿ycia do podtrzymywania, bo z kapitana statku pozostanie kilka strzêpków zakrwawionej tkanki i koœci, szyb- ko stygn¹cych w zimnej pró¿ni. Ju¿ mnie tu nie ma, pomyœla³ Bossk, zarzucaj¹c na ramiê pasek torby, i rzuci³ siê w kierunku w³azu. – Piêtnaœcie sekund do detonacji – poinformowa³ Bosska spo- kojny, przyjazny g³os dochodz¹cy z centralnego korytarza „Psa”. Trandoszanin rzuci³ siê w kierunku kapsu³y awaryjnej. Wiedzia³, ¿e Boba Fett w³¹czy³ autonomiczne obwody g³osowe bomby tylko po to, ¿eby mu dokuczyæ. – Czternaœcie… – nie ma lepszego sposobu motywacji my- œl¹cego stworzenia ni¿ taki bezcielesny g³os oznajmiaj¹cy zbli¿aj¹- c¹ siê zag³adê. – Trzynaœcie… czy wzi¹³eœ pod uwagê mo¿liwoœæ ewakuacji? – Zamknij siꠖ warkn¹³ Bossk. Nie by³o sensu przemawiaæ do termicznych materia³ów wybuchowych i obwodów zap³ono- wych, ale jakoœ nie potrafi³ siê powstrzymaæ. Pod œmiertelnym lêkiem, który przyspieszy³ bicie jego serca, kry³a siê mordercza wœciek³oœæ. Ka¿de jego spotkanie z Bob¹ Fettem koñczy³o siê tak samo. Czy¿by nie mo¿na by³o tego unikn¹æ? Ten œmierdz¹cy, zdra- dziecki ³otr… Strzêpy i od³amki po poprzedniej eksplozji bombardowa³y ze- wnêtrzn¹ pancern¹ pow³okê „Psa” jak rój maleñkich meteorytów. Gdyby w tym wszechœwiecie panowa³a jakakolwiek sprawiedliwoœæ, Boba Fett ju¿ by teraz nie ¿y³. Ma³o tego, by³by rozbity na atomy. Furia i panika wype³niaj¹ce serce Bosska ust¹pi³y miejsca zdumie- niu. W biegu torba ciœnieniowa rytmicznie uderza³a o jego pokryte ³usk¹ plecy. Dlaczego ten Boba Fett ci¹gle wraca? Czy naprawdê nie mo¿na go zabiæ tak, ¿eby raz na zawsze pozosta³ martwy? – Dwanaœcie… To nieuczciwe. Nie mia³ nawet okazji wyci¹gn¹æ siê w fotelu pilota ani doznaæ ciep³ego poczucia satysfakcji, s³odkiego spokoju, jak zwykle, gdy wreszcie unieszkodliwi wroga. A Boba Fett zawsze

10 by³ jego g³ównym przeciwnikiem. Bossk straci³ ju¿ rachubê wszyst- kich upokorzeñ, jakich od niego dozna³. Bywa³o przecie¿, ¿e dzia- ³a³ razem z Fettem, a i tak zawsze to on okazywa³ siê stron¹ prze- gran¹. Kiedy wpatrywa³ siê w w¹ski wizjer he³mu Fetta, wyczuwa³ grymas triumfu na twarzy ukrytej pod mandaloriañsk¹ zbroj¹. Przy jednej z takich okazji, gdy pracowa³ z Bob¹ Fettem, mia³ go zabiæ jeden z tajnych agentów Bosska. To, ¿e mu siê nie uda³o, stanowi- ³o kolejny dowód na to, jak okrutnym i bezdusznym miejscem jest wszechœwiat. Jak dawno, dawno temu powiada³ stary Cradossk, jego ojciec, zanim Bossk go zamordowa³: „Nikt nigdy nie pomaga w³asnemu zabójcy, nawet jeœli powinien…”. – Jedenaœcie – oznajmi³a bomba. Nie ma czasu na u¿alanie siê nad sob¹. Bossk wyrzuci³ z g³o- wy wszelkie myœli poza instynktem samozachowawczym. Serce zaczê³o mu szybciej biæ na widok w³azu do kapsu³y ratunkowej, który znajdowa³ siê dok³adnie przed nim. Bossk jedn¹ rêk¹ popra- wi³ na plecach torbê ciœnieniow¹, drug¹ zaœ desperacko wyci¹gn¹³ w kierunku kontrolek wejœciowych z boku w³azu, który wci¹¿ jesz- cze znajdowa³ siê o kilka metrów od niego. W tej czêœci „Wœcie- k³ego Psa” nie by³o ¿adnego poprzecznego korytarza, z którego Boba Fett móg³by wyskoczyæ i trafiæ go strza³em z blastera. Wci¹¿ jeszcze mia³ szansê, ¿eby wyjœæ z tego ca³o. – Dziesiêæ… Czubek pazura Bosska uderzy³ w wielki czerwony przycisk, w który celowa³. W³az kapsu³y otworzy³ siê z przenikliwym sy- kiem, ods³aniaj¹c sferyczn¹, ciasn¹ kabinê. Przez ca³y czas bêdzie musia³ siedzieæ niczym posk³adany, z kolanami przy twarzy. To lepsze ni¿ œmieræ, szybko przypomnia³ sobie Bossk. Wrzuci³ torbê do œrodka i sam wgramoli³ siê do kapsu³y. – Dzie… – Syk zamykaj¹cego siê w³azu uci¹³ bezlitoœnie po- godny g³os bomby. Bossk siêgn¹³ obok torby i wcisn¹³ przycisk wystrzelenia kap- su³y. Mocno wcisn¹³ siê w krzywiznê hermetycznie zamkniêtej skorupy. Ciasnota tego miejsca podsunê³a mu poni¿aj¹ce wspo- mnienie innego dnia, kiedy równie¿ ucieka³ przed Bob¹ Fettem w kapsule awaryjnej. Nie potrafi³ siê go pozbyæ. Na zewn¹trz kapsu³y s³ysza³ st³umione brzêki i zgrzyty, gdy maszyneria „Psa” ustawia³a kapsu³ê w pozycji do wystrzelenia. – No, szybciej… – zachrypia³ Bossk. Urz¹dzenia przecho- dzi³y przez kolejne etapy programu z denerwuj¹cym spokojem.

11 Wreszcie ciche klikanie przesz³o w wizg i skrobanie. Kapsu³a za- dygota³a, jakby nie mia³a zamiaru opuszczaæ „Wœciek³ego Psa”. Bossk nigdy przedtem nie korzysta³ z tej kapsu³y; kiedyœ nawet chcia³ j¹ wystrzeliæ jako niepotrzebny balast. Jego trandoszañska natura zawsze sk³ania³a siê raczej ku temu, aby pozostaæ na polu walki i biæ siê, ni¿ uciekaæ. Jednak wprowadzenie do równania Boby Fetta sprawia³o, ¿e wynik okazywa³ siê nagle zupe³nie inny. Ta kapsu³a mia³a przynajmniej iluminator. Przez maleñki otwór, wielkoœci zaledwie d³oni, Bossk zobaczy³ rozgwie¿d¿one niebo. Widocznie œluza „Wœciek³ego Psa” otworzy³a siê wreszcie. Uzy- ska³ pewnoœæ, gdy wgniot³o go gwa³townie w klapê w³azu. To po- tê¿ny odrzut wypchn¹³ kapsu³ê w przestrzeñ, daleko od statku. Gwiazdy zawirowa³y w okienku, gdy kapsu³a przechyli³a siê na bok. Bossk owin¹³ ramiona wokó³ torby i zacisn¹³ k³y, usi³uj¹c opano- waæ md³oœci spowodowane ruchem pojazdu i tward¹ kul¹ strachu, jak¹ wci¹¿ czu³ w ¿o³¹dku. Zacisn¹³ powieki, zastanawiaj¹c siê, do ilu zd¹¿y³a odliczyæ bomba. Nie wiedzia³, czy ju¿ jest bezpieczny. Zale- ¿a³o to od tego, jak¹ iloœæ materia³ów wybuchowych Boba Fett zdo³a³ wnieœæ na pok³ad „Wœciek³ego Psa” i z jak¹ prêdkoœci¹ kapsu³a prze- mierza³a teraz przestrzeñ. Eksplozja bomby wci¹¿ jeszcze mog³a zmyæ kapsu³ê jak planetarny przyp³yw, tyle ¿e nie wody morskiej, a ognia. Szpony Bosska zacisnê³y siê w piêœci. Wyobra¿a³ sobie siebie, ugoto- wanego w kapsule niczym jajko pieczone w ognisku. Zaraz, zaraz… przysz³a mu do g³owy inna myœl. Boba Fett mia³ doœæ instynktu samozachowawczego, by uciec z pok³adu „Wœcie- k³ego Psa”, jak tylko ustawi³ mechanizm zegarowy bomby. A zatem jego statek „Niewolnik I”, ten prawdziwy „Niewolnik I”, a nie atra- pa, która emitowa³a ten sam profil ID, wci¹¿ jeszcze musi byæ w po- bli¿u. W pobli¿u i w zasiêgu potê¿nej eksplozji. Bossk odetchn¹³ l¿ej i rozluŸni³ ramiona trzymaj¹ce torbê ciœnieniow¹. To proste ob- liczenie odrobinê z³agodzi³o nieco strach, jaki œciska³ mu wnêtrzno- œci. Nie uruchomi³by bomby, która zabi³aby tak¿e i jego, pomyœla³. W ciasnocie kapsu³y ratunkowej nagle odezwa³ siê g³os: – Piêæ… Bossk momentalnie otworzy³ oczy. Znów przycisn¹³ torbê do siebie, strzelaj¹c oczami na prawo i lewo. – Cztery – odezwa³ siê znajomy, spokojny g³os bomby. Paradoksalnie strach sprawi³, ¿e g³os, który zabrzmia³ teraz w g³owie Bosska, by³ równie spokojny. To jest tutaj, pomyœla³. Boba Fett umieœci³ bombê wewn¹trz kapsu³y ratunkowej.

12 – Trzy… Trandoszanin poczu³ przyp³yw adrenaliny. Odrzuci³ od siebie torbê, która wcisnê³a siê we wklês³¹ œciankê kuli. Pazurami dar³ wnêtrze kapsu³y, usi³uj¹c znaleŸæ urz¹dzenie wybuchowe. Taki drobiazg, nie wiêkszy od piêœci, wystarczy, ¿eby zmieniæ jego i ota- czaj¹cy go metal w luŸne atomy. Ona musi tu byæ, myœla³ nerwo- wo. Musi gdzieœ tu byæ… Wyrywa³ garœciami obwody z niewielkiego panelu kontrolne- go kapsu³y, nie zwa¿aj¹c na gor¹ce iskry k¹saj¹ce go po twarzy. Przewód powietrza, wyrwany z gniazda, sycza³ i wi³ siê przed nosem Bosska jak zdychaj¹cy w¹¿. Pêkate cylindry i wygiêty pa- nel modu³owy urz¹dzeñ pomocniczych kapsu³y wali³y go po ra- mionach i piersi, gdy kln¹c, wyszarpywa³ ze œcian wszystko, na czym zdo³a³ po³o¿yæ szpony. – Dwa… Spokojny g³os dochodzi³ z niewielkiego b³êkitnego szeœcianu, który Bossk trzyma³ w d³oniach. Ju¿ wiedzia³, ¿e to bomba. By³a przytwierdzona do kratki p³uczki powietrznej kawa³kiem najzwy- klejszego kleju, który jeszcze nie zd¹¿y³ wyschn¹æ. Bossk rozgl¹- da³ siê gor¹czkowo, którêdy wyrzuciæ j¹ z kapsu³y. Nie by³o takiej mo¿liwoœci. – Jeden… Przestrzeñ wewn¹trz kapsu³y by³a tak ograniczona, ¿e Bossk nie móg³ nawet wyprostowaæ ramion na ca³¹ d³ugoœæ. Przekroczy³ le¿¹ce wokó³ szcz¹tki, odwróci³ wzrok – choæ to i tak nie mia³o znaczenia – i wcisn¹³ bombê w drug¹ œcianê kapsu³y, ko³o maleñ- kiego okienka. I nic siê nie sta³o. Wci¹¿ ¿y³. Powoli spojrza³ na niebieski szeœcianik, który wci¹¿ przyciska³ do wklês³ej œciany kapsu³y. Urz¹dzenie milcza³o, jakby zabrak³o mu s³ów. Zacisn¹³ je w garœci i podniós³ do oczu, ¿eby mu siê dok³adniej przyjrzeæ. Jeden z naro¿ników szeœcianu pêk³. Bossk ostro¿nie wsun¹³ koniec szpona w szparê i odchyli³ go. W œrodku nie by³o nic, a przynajmniej nic, co mog³oby wygl¹- daæ na ³adunek. Zajrza³ uwa¿niej do pustego wnêtrza. Jedyn¹ za- wartoœæ szeœcianu stanowi³ zminiaturyzowany g³oœnik i kilka pro- gramowanych obwodów g³osowych. Bossk z odraz¹ odrzuci³ niebiesk¹ kostkê. To wcale nie by³a bomba. Nie s³ysza³ te¿ eksplozji z zewn¹trz, a wiêc prawdopodobnie

13 nie by³o ³adunku równie¿ na pok³adzie „Wœciek³ego Psa”. Gdyby nie da³ siê ponieœæ panice i nie opuœci³ „Psa”, gdyby stan¹³ twarz¹ w twarz z Bob¹ Fettem, móg³by raz na zawsze za³atwiæ porachun- ki ze swoim wrogiem… no i nie straciæ statku. Bossk zastanawia³ siê, gdzie teraz jest. Jego ³okcie ociera³y siê o œciany ciasnej kabi- ny, która sta³a siê jeszcze mniej wygodna z powodu wiruj¹cych po niej resztek obwodów i czêœci. Przynajmniej wygl¹da³o na to, ¿e nie uszkodzi³ niczego wa¿nego. Wci¹¿ mia³ powietrze do oddychania, a obwody nawigacyjne kapsu³y wydawa³y siê nie uszkodzone. Same nastawi³y siê na Tatooine, najbli¿sz¹ zamieszkan¹ planetê; jej znajo- my obraz wype³ni³ ju¿ iluminator. Wkrótce kapsu³a pogr¹¿y siê w at- mosferze i wyl¹duje na powierzchni planety. Prawdopodobnie gdzieœ na pustkowiu, ponuro pomyœla³ Bossk. Zdaje siê, ¿e takie ju¿ jego szczêœcie. Z drugiej strony, Tatooine sk³ada³a siê g³ównie z pustko- wi, a zatem szansa na cokolwiek innego by³a niewielka. Gdy tak wierci³ siê wewn¹trz kapsu³y, Bossk poczu³ nagle, ¿e zawartoœæ torby wpija mu siê w bok. Przynajmniej uda³o mu siê wynieœæ parê rzeczy z „Wœciek³ego Psa”. Cennych rzeczy. Pocie- sza³ go fakt, ¿e strach nie zd³awi³ w nim innych instynktów. Natu- ralna trandoszañska chciwoœæ pozosta³a nienaruszona. A czy uda mu siê skorzystaæ z tego, co uratowa³ – có¿, to siê zobaczy. Podniós³ niebiesk¹ kostkê, tê fa³szyw¹ bombê, która teraz wreszcie milcza³a. Teraz, kiedy tak przygl¹da³ siê niewielkiemu przedmiotowi, spoczywaj¹cemu w zag³êbieniu szponiastej d³oni, czu³, ¿e zaczynaj¹ nim targaæ zupe³nie odmienne uczucia. Odwiecz- ny gniew, który odczuwa³ zawsze, kiedy myœla³ o Bobie Fetcie, od¿ywa³ w mrocznej g³êbi jego serca. Co innego wyp³oszyæ Bosska z w³asnego statku: strategiczna ruletka, godna mistrza, za którego uwa¿a³ Fetta ca³y wszechœwiat; ale w³o¿yæ ten gadaj¹cy gad¿et do kapsu³y ratunkowej tylko po to, ¿eby doprowadziæ uciekaj¹cego do sza³u… To ju¿ czysty sadyzm. Bossk zgniót³ pusty niebieski szeœcian i odrzuci³ go za siebie. Otoczy³ kolana ³uskowatymi ramionami i opar³ na nich podbródek. W miarê jak obraz Tatooine w iluminatorze nabiera³ ostroœci, my- œli Bosska stawa³y siê coraz mroczniejsze i bardziej mordercze. Nastêpnym razem, œlubowa³ w duchu. Bo bêdzie nastêpny raz… I wprowadzi³ kolejn¹ pozycjê na d³ug¹ listê upokorzeñ, na- znaczonych imieniem Boby Fetta. Od dawna ho³ubi³ tê listê w ser- cu.

14 R O Z D Z I A £ – Pozwoli³eœ mu odejœæ. Neelah odwróci³a siê od iluminatora kokpitu „Niewolnika I”. Po drugiej stronie szyby kapsu³a ratunkowa, unosz¹ca ³owcê na- gród Bosska, skurczy³a siê ju¿ do œwietlnego punktu zagubionego poœród gwiazd, a potem znik³a za krzywizn¹ planety, na któr¹ le- cia³a. – Stwierdzasz fakt oczywisty – odpar³ Boba Fett. Okryte rê- kawicami d³onie porusza³y siê po uk³adach kontrolnych przed fo- telem pilota. – Có¿, ja te¿ nie rozumiem – odezwa³ siê Dengar, który sta³ w progu kokpitu. Twarz lœni³a mu jeszcze potem od niedawnego wysi³ku. Trzeba by³o przenieœæ mnóstwo towaru ze statku do wy- strzelonego modu³u towarowego, i to w wielkim poœpiechu. – Ten bydlak próbowa³ nas zabiæ. – Nie nas – poprawi³ Fett. – Mnie. Wed³ug wszelkiego praw- dopodobieñstwa Bossk nawet nie wiedzia³, ¿e jesteœcie na pok³a- dzie. Neelah nie czu³a siê przez to ani trochê lepiej. Wydarzenia zaczê³y nastêpowaæ po sobie bardzo szybko – za szybko, jak na jej gust – jeszcze zanim statek Boby Fetta podniós³ siê z Morza Wydm na Tatooine. Szybki, funkcjonalny „Niewolnik I” sp³yn¹³ z nocnego nieba niczym powiêkszony symbol potencjalnej zag³a- dy, w sam¹ porê, aby zgnieœæ pod rozpalon¹ dysz¹ rakietow¹ jed- nego z dwóch ludzi, którzy j¹ trzymali. Dengar i Fett wyskoczyli, siej¹c zniszczenie strza³ami z miotaczy. Boba Fett podczas strzela- niny ani na chwilê nie straci³ zimnej krwi. Dla niego to ¿aden pro-

15 blem, mruknê³a do siebie Neelah. To w³aœnie on przes³a³ sygna³ do „Niewolnika I”, kr¹¿¹cego na orbicie nad ich g³owami. A zatem wiedzia³, co siê œwiêci. Po prostu nie uzna³ za stosowne poinfor- mowaæ o tym swoich partnerów. O ile wci¹¿ jeszcze nimi jesteœmy, pomyœla³a Neelah. Z ra- mionami skrzy¿owanymi na piersi po kolei przygl¹da³a siê obu ³owcom nagród. Dengara nietrudno by³o rozszyfrowa栖 pewnie zdo³a³aby nawet zawrzeæ z nim jak¹œ umowê, a on prawdopodob- nie by jej przestrzega³. Zw³aszcza gdyby widzia³ mo¿liwoœæ wyci¹- gniêcia z tego zysków. Wiedzia³a nawet, po co mu s¹ potrzebne pieni¹dze: Dengar opowiada³ jej o swojej narzeczonej, kobiecie imieniem Manaroo, i o swoich marzeniach, ¿eby uzbieraæ mnó- stwo forsy i raz na zawsze po¿egnaæ siê z fachem ³owcy nagród. M¹dry facet, zdecydowa³a. A przynajmniej na tyle m¹dry, ¿eby wiedzieæ, ¿e towarzystwo kogoœ takiego jak Boba Fett to niebez- pieczna sprawa. Z tego, czego siê do tej pory dowiedzia³a, wynika- ³o, ¿e wspó³pracownicy Fetta ¿yli prawie tak samo krótko jak jego wrogowie. Za to Fett – o ile mog³a to stwierdzi栖 równie dobrze móg³ byæ nieœmiertelny. Prze¿y³ ju¿ upadek w czeluœæ gardzieli tej bestii Sarlaka, czyhaj¹cej na dnie Wielkiej Jamy Karkun. Neelah znala- z³a go z cia³em prawie dos³ownie rozpuszczonym przez wydzieliny trawienne Sarlaka; dla ka¿dego innego oznacza³oby to œmieræ. Boba jednak prze¿y³, a ca³e zdarzenie zahartowa³o go jeszcze i uczyni³o bardziej przera¿aj¹cym. Takie ju¿ moje szczêœcie, zdecydowa³a Neelah. Zachowa³a nie- przenikniony wyraz twarzy, obserwuj¹c, jak Fett manewruje stat- kiem. Jej los znalaz³ siê nagle w rêkach jednej z najtwardszych istot we wszechœwiecie, której nie zatrzymaj¹ ani groŸby, ani przemoc… ani cielesna pokusa. W pewnym sensie lepiej by³o jej nawet w pa³a- cu Jabby, gdzie by³a jedn¹ z tancerek jego trupy. Tam przynajmniej wiedzia³a, ¿e uroda i wdziêk, a tak¿e zami³owanie Jabby do tych w³aœnie cech, pozwoli jej prze¿yæ. Przez jakiœ czas, dopóki Jabbie nie znudzi siê jej ciemnooka uroda albo dopóki nie przyjdzie mu do g³owy, ¿eby rzuciæ j¹ na po¿arcie swojemu ulubionemu rankorowi, tak jak uczyni³ to z t¹ biedn¹ twi’leck¹ dziewczyn¹ Ool¹. Przy- mknê³a oczy, z trudem opanowuj¹c dr¿enie na wspomnienie po- twornych krzyków dziewczyny, pomruków i powarkiwañ rankora oraz ohydnej radoœci Jabby na widok sceny, jaka rozegra³a siê w za- s³anej koœæmi czeluœci u stóp jego tronu. Kimkolwiek byli ci, którzy

16 go wreszcie pokonali – Dengar powiedzia³ jej, jak siê nazywali: Luke Skywalker i ksiê¿niczka Leia Organa, co zreszt¹ niewiele jej mówi- ³o – wykonali kawa³ dobrej roboty, uwalniaj¹c wszechœwiat od tego ohydnego, olbrzymiego œlimaka. Neelah nie oœmieli³a siê nawet przy- puszczaæ, ¿e tamci wróc¹ równie¿ jej przesz³oœæ – mroczne, pogr¹- ¿one w cieniach wspomnienia tego, kim by³a i co siê z ni¹ dzia³o, zanim wyl¹dowa³a w pa³acu Jabby. Trudno by³o tego oczekiwaæ równie¿ od Boby Fetta. Profesja ³owcy nagród mia³a tylko jeden cel: dostarczaæ drogocenne jed- nostki towaru najhojniejszemu oferentowi. Czy towar ten mia³ na- dzieje, lêki i myœli, czy te¿ wszystko to zosta³o usuniête przez do- g³êbne skasowanie pamiêci – to nie mia³o wiêkszego znaczenia. Skoro Boba Fett utrzymywa³ Neelah przy ¿yciu – w koñcu wy- rwa³ j¹ z pierwszej linii ognia i zabra³ na pok³ad „Niewolnika I” tu¿ przed odlotem – mog³a przypuszczaæ, ¿e zrobi³ to z myœl¹ o swo- im zadaniu, a nie z troski o jej ¿ycie. W³aœnie tego muszê siê do- wiedzieæ, przypomnia³a sobie Neelah. Co on bêdzie z tego mia³. Od odpowiedzi na to pytanie zale¿a³o bowiem nie tylko jej prze- trwanie. Mia³a nadziejê, ¿e bêdzie to równie¿ klucz do rozwik³ania wszystkich innych tajemnic, ³¹cznie z jej prawdziwym imieniem. Przerwano jej nieweso³e rozmyœlania. – Wci¹¿ jeszcze nie powiedzia³eœ nam, dlaczego pozwoli³eœ zwiaæ tej kreaturze Bosskowi – zauwa¿y³ Dengar. Boba Fett spojrza³ przez ramiê na ³owcê nagród, stoj¹cego w progu kokpitu. – Znasz jego nazwisko? – Rozpozna³em profil ID, odczytany, kiedy do niego podcho- dziliœmy. Wed³ug moich ostatnich informacji „Wœciek³y Pies” wci¹¿ jest statkiem Bosska. – Poprawka – wtr¹ci³ Boba Fett. – By³ statkiem Bosska. – Masz zamiar go rozwaliæ? – Dengar skrzywi³ siê i lekko potrz¹sn¹³ g³ow¹. – Nie wiem, czy to taki dobry pomys³. Mia³em w przesz³oœci okazjê zetkn¹æ siê z Bosskiem. Potrafi byæ paskud- ny, jeœli siê postara. – To siê rozumie samo przez siê. – Neelah zosta³a na pok³adzie „Niewolnika I”, obserwuj¹c, jak Dengar obs³uguje kontrolki luków transferowych pomiêdzy obu statkami. W wizjerze zdalnej kamery luku pochwyci³a przelotny obraz Bosska, uciekaj¹cego przed zjaw¹ swojego dawno pogrzebanego wroga, który nagle zmaterializowa³ siê na pok³adzie „Psa”. Dozna³a nawet pewnej satysfakcji na widok

17 paniki potê¿nego Trandoszanina. Jednoczeœnie rozpozna³a ³uskowa- t¹, pe³n¹ k³ów gêbê widywan¹ w czasach, kiedy przebywa³a w pa³a- cu Jabby. Bossk by³ tylko jednym z wielu nêdzników i wykonaw- ców przynosz¹cej zysk przemocy, którzy przychodzili i odchodzili ze s³u¿by zabitego Hutta. Za ka¿dym razem, kiedy natyka³a siê na niego, wnêtrznoœci œciska³ jej lodowaty strach – gadzi wzrok, jaki kierowa³ na ni¹ i inne tancerki, mówi³ o ¿¹dzach, których spe³nienie pozostawia³o rozbryzgi krwi i po³amane koœci. – Mia³em wiêcej doœwiadczeñ z Bosskiem ni¿ ty. – G³os Boby Fetta pozostawa³ spokojny i niewzruszony. – Znamy siê od bar- dzo dawna. Wierz mi, nie bojê siê jego zemsty. – Dobrze ci mówi栖 burkn¹³ Dengar. – Mo¿e ty sobie z nim poradzisz. Ja tam dr¿ê na myœl, co siê stanie, jeœli to mnie siê dobierze do skóry. Ten goœæ raczej nie s³ynie z pob³a¿liwoœci i wspa- nia³omyœlnoœci. Kiedy siê budzi rano, od razu ma apetyt na odgry- zanie g³ów. – Potrafiê siê nim zaj¹æ. Ju¿ to kiedyœ robi³em. – W g³osie Boby Fetta zabrzmia³a nuta rozbawienia. – Dopóki bêdziesz siê mnie trzy- ma³ i dopóki przetrwa nasza wspó³praca, któr¹ uzgodniliœmy, tak d³ugo nie masz czym siê przejmowaæ. Zgadzasz siê ze mn¹? Wyraz twarzy Dengara mówi³ Neelah, ¿e kres zmartwieñ ³ow- cy nagród wci¹¿ jest bardzo odleg³y. Musia³a jednak przyznaæ, ¿e s³owa Boby Fetta brzmia³y bardzo realnie i nie mia³y w sobie nic z przechwa³ek. Wyprzedza³ Bosska o ca³¹ d³ugoœæ, nawet wtedy, gdy wszyscy wreszcie wspiêli siê do wnêtrza „Niewolnika I” i za- trzasnêli za sob¹ w³az. – Ten statek zaraz wybuchnie – oznajmi³ Fett. – Ktoœ za³ado- wa³ nam na pok³ad potê¿n¹ porcjê materia³ów wybuchowych. – Co? – Dengar wytrzeszczy³ oczy na drugiego ³owcê na- gród. – Sk¹d o tym wiesz? Boba Fett postuka³ siê w he³m i wyjaœni³: – Mam tu system alarmowy pod³¹czony do uk³adów zabez- pieczaj¹cych, które wpi¹³em w sieæ obwodow¹ statku. Nikt nie wejdzie ani nie wyjdzie z „Niewolnika I” bez mojej wiedzy, nawet jeœli pozostaje w trybie automatycznego czuwania. Komputer do- kona³ ju¿ analizy i odczytu widma moleku³ w powietrzu. Gdzieœ tutaj jest kupa paskudnych, ale skutecznych materia³ów wybucho- wych, które ktoœ pod³¹czy³ do zdalnego zapalnika. Znalezienie ³adunku nie zajê³o im du¿o czasu. Obwody czuj- nikowe „Niewolnika I” dokona³y ju¿ pierwszego, pobie¿nego 2 – Spisek Xizora

18 przeszukania ca³ego statku, zawê¿aj¹c mo¿liwe miejsce z³o¿enia obcej masy gdzieœ za g³ówn¹ konstrukcj¹ wspornikow¹. Boba Fett szybko zlokalizowa³ bombê, wydoby³ j¹ i za³adowa³ do modu³u towarowego. Neelah trzyma³a nad g³ow¹ latarkê, kieruj¹c jej œwia- t³o na przestrzeñ pomiêdzy durastalowym o¿ebrowaniem pow³oki, kiedy Boba Fett i Dengar obluzowywali ³adunek. Potem wywlekli go na œrodek pod³ogi. Przed pozbyciem siê modu³u Boba Fett wprowadzi³ do jego uk³adów zasilaj¹cych niewielki aparacik, który przyniós³ ze sob¹ z kokpitu. – Co to? – zapyta³a, wskazuj¹c na urz¹dzenie. – Nadajnik nak³adki ID – odpar³ Boba Fett. Zamkn¹³ luk mo- du³u towarowego i wyprostowa³ siê. – Zaprogramowany kodem identyfikacyjnym „Niewolnika I”. Wy³¹cznie na krótkie zasiêgi, bez poziomów trwa³ego kodowania, które pozwoli³yby mu przejœæ przez prawdziw¹ kontrolê ID. Wystarczy jednak chyba, ¿eby zmyliæ naszego nieproszonego goœcia, który zostawi³ tu tê paczuszkê, i to dok³adnie na tak d³ugo, jak bêdzie trzeba. Reszta by³a prosta. Zaledwie wystrzelili modu³ towarowy z po- k³adu „Niewolnika I”, jego obwody nawigacyjne skierowa³y go w stronê drugiego statku. Boba Fett wy³¹czy³ silniki w³asnego po- jazdu i cofn¹³ go, by utrzymaæ dok³adnie w cieniu modu³u towaro- wego, który wci¹¿ zd¹¿a³ do celu. Kiedy Bossk wcisn¹³ zapalnik, eksplozja pozwoli³a Bobie Fettowi w³¹czyæ silniki na pe³n¹ moc i zrównaæ siê ze „Wœciek³ym Psem”. Dosta³ siê do jego wnêtrza i przygotowa³ w³asny zestaw niespodzianek, zanim drugi ³owca na- gród zorientowa³ siê, co jest grane. Ca³a ta b³yskawiczna strategia by³a dla Neelah doœæ oczywi- sta. Ale to by³o wtedy, a nie teraz. – Wci¹¿ nie rozumiem – rzek³a g³oœno – dlaczego nie zabi³eœ Bosska, czy jak on siê tam nazywa, zamiast tylko go postraszyæ. – To proste. – Boba Fett nawet siê nie obejrza³, nie przery- waj¹c korygowania wspó³rzêdnych po³o¿enia „Niewolnika I”. – W tej chwili ca³y wszechœwiat uwa¿a, ¿e nie ¿yjê. A przynajmniej ta jego czêœæ, któr¹ obchodzi los ³owców nagród. – Fakt – wtr¹ci³ Dengar. – Kiedy przyjecha³em do Mos Eisley, ca³e miasto a¿ siê trzês³o od plotek, jak to wpad³eœ w gêbê Sarlaka. – Przypuszcza³em, ¿e w³aœnie tak bêdzie. – Fett wprowadzi³ jeszcze kilka liczb. – Nieraz korzystnie jest przez jakiœ czas pozo- staæ martwym. A przynajmniej ¿eby inni myœleli, ¿e tak jest.

19 – Wiêc dlaczego wypuœci³eœ Bosska? On wie, ¿e ¿yjesz! – Neelah nie wierzy³a w³asnym uszom. – Czy to nie przewraca ca³ej tej szarady do góry nogami? Jak tylko ten typek dotrze do Mos Eisley, rozpaple ca³¹ historiê ka¿demu, kto zechce go s³uchaæ. – Nie, nie zrobi tego – Boba Fett pokrêci³ he³mem. – Nie zna- cie Trandoszan tak dobrze jak ja. To bardzo egoistyczny gatunek, w tej dziedzinie przewy¿szaj¹ ich tylko Huttowie. Oni jednak s¹ znacznie sprytniejsi od Trandoszan. Bossk jest przynajmniej na tyle inteligentny, ¿e widzi, jakie korzyœci p³yn¹ dla niego z po- wszechnego przekonania o mojej œmierci. Teraz, kiedy wypad³em z gry, wielu bêdzie go uwa¿aæ za najlepszego ³owcê nagród w tym biznesie. Zaczn¹ nap³ywaæ zlecenia odszukania i zabezpieczenia towaru, a jego pycha na tym skorzysta. Dla niego zawsze by³a to g³ówna motywacja. Jeœli kredyty nie wpadn¹ do mojej kieszeni, co mnie to obchodzi? Oczywiœcie, pomyœla³a Neelah. Postanowi³a jednak trzymaæ buziê na k³ódkê, przynajmniej tym razem. – Dla Bosska to sprawa ambicji – ci¹gn¹³ Fett. – Lubi byæ roz- pieszczany i chwalony, a jego wrogoœæ w stosunku do mnie wynika przede wszystkim z przekonania, ¿e jakimœ cudem pozbawi³em go przywództwa Gildii £owców Nagród. Tego mi nie wybaczy. Ale choæby mnie nienawidzi³ do szpiku koœci, na pewno nie zacznie rozpowiadaæ na prawo i lewo, ¿e wci¹¿ ¿yjê. Zrobi³by z siebie g³up- ca. Kiedy ju¿ dotrze do Mos Eisley, i tak bêdzie siê musia³ nieŸle napociæ, ¿eby wyjaœniæ bywalcom kantyny, dlaczego straci³ „Wœcie- k³ego Psa”, którego mia³ od bardzo dawna. Na pewno nie wyzna nikomu, ¿e zosta³ z niego wyp³oszony jak biituiañski zaj¹c b³otny. – Rozumiem. – Dengar powoli skin¹³ g³ow¹, prze¿uwaj¹c to w myœli. Opar³ siê ramieniem o framugê wejœcia do kokpitu. – A za- tem nic nie tracisz, wypuszczaj¹c Bosska na wolnoœæ. Co jednak zyskujesz? Czy warto pozostawiaæ przy ¿yciu takiego wroga, ¿eby wci¹¿ mieæ go na karku? – To proste: zyskujê bardzo przekonuj¹cy dowód mojej œmier- ci. We wszechœwiecie mo¿e byæ jeszcze kilka izolowanych sekto- rów, które nic nie wiedz¹ o tym nieszczêœliwym wydarzeniu, i na pewno s¹ istoty, które z przyjemnoœci¹ dowiedzia³yby siê czegoœ wiêcej na ten temat. A ja muszê teraz za³atwiæ parê spraw, co mog³oby niechc¹cy zapocz¹tkowaæ plotki, jakobym wci¹¿ jeszcze ¿y³. Lepiej, ¿ebyœmy mieli w rezerwie Bosska. Mos Eisley to tygiel plotkarzy, gdzie przewijaj¹ siê wszystkie szumowiny zamieszkanych

20 œwiatów. Na pewno chêtnie pos³uchaj¹ jego opowieœci o tym, jak bardzo jestem martwy. Mimo woli Neelah by³a pod wra¿eniem. Myœli o wszystkim, przyzna³a niechêtnie. Nic dziwnego, ¿e wydar³ sobie pazurami drogê na szczyt s³awy jako ³owca nagród. Stos krwawych trupów, jaki po sobie pozostawi³, tak¿e musi byæ imponuj¹cy. – Zapomnia³em o jednym – zafrasowa³ siê Dengar. – Pewien drobiazg mo¿e zrujnowaæ ca³y ten piêkny plan. Wszyscy w galak- tyce wiedz¹, ¿e „Niewolnik I” jest statkiem Boby Fetta. Skoro tylko zauwa¿¹ go mieszkañcy innych systemów, zaczn¹ podejrze- waæ albo nawet nabior¹ pewnoœci, ¿e wci¹¿ ¿yjesz. I wci¹¿ pozo- stajesz w kursie. – Cieszê siê, ¿e mój partner nie jest g³upcem. – G³os Boby Fetta by³ wolny od sarkazmu. – No wiêc co z tym zrobisz? – zapyta³a Neelah dziwnie pew- na, ¿e ³owca nagród ma ju¿ gotow¹ odpowiedŸ na to pytanie. – To te¿ nic trudnego. – Boba Fett oderwa³ od sterów okryt¹ rêkawic¹ d³oñ i zatoczy³ ni¹ pó³kole. – Dengar ma absolutn¹ racjê, uwa¿aj¹c, ¿e ten statek zdradza mnie i mój plan… ale tylko wtedy, kiedy znajdujê siê na jego pok³adzie. Opuszczony „Niewolnik I” to ca³kiem inna historia. Jeœli zostanie znaleziony pusty i dryfuj¹- cy, wtedy nawet najbardziej inteligentne istoty dojd¹ do jedynego logicznego wniosku, ¿e naprawdê nie ¿yjê. Statek potwierdzi tylko to, co ju¿ wczeœniej s³yszeli. „Niewolnik I” jest dla mnie tak cen- ny, ¿e nie wypuœci³bym go z garœci, gdybym nie by³ trupem. A przy- najmniej tak uwa¿a wiêkszoœæ ¿ywych istot. Neelah skinê³a g³ow¹: dla niej mia³o to sens. – Jednak bêdziesz potrzebowa³ statku – zauwa¿y³a. – St¹d do miejsca, gdzie chcesz siê znaleŸæ, raczej nie dojdziesz na piechotê. – No to œwietnie siê sk³ada, ¿e mamy do dyspozycji drugi sta- tek. – Fett spokojnie wskaza³ na przedni iluminator kokpitu, gdzie, zawieszonyw przestrzenipoœródgwiazd,unosi³siê„Wœciek³yPies”. – Oczywiœcie nie dorównuje wyposa¿eniem i mo¿liwoœciami moje- mu… – ¿aden statek nie jest w stanie mu dorównaæ… ale wystar- czy. Bossk nie by³ w koñcu takim z³ym ³owc¹ nagród, ¿eby nie zebraæ przyzwoitej kwoty na przyzwoity system. – Fett lekko wzru- szy³ ramionami. – Po paru niewielkich przeróbkach œwietnie siê nada do naszych celów. Po prze³amaniu starego profilu ID i zast¹pieniu go nowym nikt nawet nie pozna, ¿e to statek Bosska. Nikomu nie przyjdzie do g³owy, ¿e podczas gdy w³aœciciel „Psa” przebywa na

21 Tatooine, jego statek znajduje siê o wiele lat œwietlnych stamt¹d. Dziêki temu uzyskamy potrzebn¹ nam anonimowoœæ. – To chyba wyjaœnia, dlaczego po prostu nie wysadzi³eœ go w powietrze razem z za³og¹ na pok³adzie. – Jednak nie wyjaœnia³o reszty zagadek, które wci¹¿ jeszcze nurtowa³y Neelah. – Ale po co tyle tajemnic? – No w³aœnie – popar³ j¹ Dengar. – Twoja reputacja jest prze- cie¿ twoim najwiêkszym atutem. Wiele istot wiedz¹c, ¿e jesteœ w coœ zamieszany, po prostu odwraca siê na piêcie i ucieka. Jeœli z tego zrezygnujesz… jeœli zrezygnujesz ze swojej to¿samoœci, bê- dziesz musia³ zaczynaæ od zera i za ka¿dym razem zdobywaæ wszystko w pocie czo³a. Boba Fett okrêci³ siê razem z fotelem pilota, odwracaj¹c siê od sterów. Obrzuci³ ka¿de z nich po kolei spojrzeniem zza mrocz- nego, w¹skiego wizjera. – Powinniœcie uwa¿aæ siê za niezwykle uprzywilejowanych – rzek³ powoli. – Nie mam zwyczaju t³umaczyæ siê byle komu z mo- ich metod. Teraz jednak mam partnera i to wymaga z mojej strony pewnych ustêpstw. A co do ciebie – wskaza³ na Neelah i pokiwa³ g³ow¹ w g³êbokiej zadumie – nie przeszkadza mi, jeœli s³uchasz moich rozmów z Dengarem. Ale nie miej z³udzeñ. Ocali³em ciê i zabra³em ze sob¹ nie bez powodu. Neelah wytrzyma³a jego spojrzenie, czuj¹c, jak wzbiera w niej coraz wiêkszy gniew. – To znaczy? – Sama siê wkrótce dowiesz. Na razie jednak jesteœ mi po- trzebna. To ci musi wystarczyæ. Pewnie, pomyœla³a. Do momentu, a¿ przestanê ci byæ potrzeb- na. A co wtedy? Ten moment móg³ nadejœæ w ka¿dej chwili. Neelah zdecydo- wa³a ju¿, ¿e bêdzie na niego przygotowana. Boba Fett mo¿e sobie byæ najgroŸniejszym ³owc¹ nagród w ca³ej galaktyce, niezale¿nie od tego, czy uznano go za nieboszczyka, czy te¿ wszyscy wiedzieli, ¿e ¿yje, ale jeœli mu siê zdaje, ¿e ona bêdzie tak po prostu czekaæ, a¿ zrobi z ni¹ to, co uzna za stosowne dla swoich planów… …to siê grubo myli. Twarz Neelah wygl¹da³a jak maska bez wyrazu, podobnie jak twarz jej rozmówcy. Jeszcze nie wiedzia³a, jak¹ to niespodziankê przygotuje dla Boby Fetta, ale jej mózg pra- cowa³ ju¿ pe³n¹ par¹. – A co do koniecznoœci zachowania tajemnicy…

22 Przez chwilê s¹dzi³a, ¿e w jakiœ sposób zajrza³ do jej umys³u i wyczyta³ to, co chcia³a ukryæ. A potem nagle stwierdzi³a, ¿e udziela³ po prostu odpowiedzi na zadane wczeœniej przez Dengara pytanie. – Pewne sprawy lepiej za³atwiaæ w ciemnoœci – doda³ Boba Fett niskim, ponurym g³osem i odwróci³ siê z powrotem do uk³a- dów kontrolnych kokpitu. Milcz¹cy obraz „Wœciek³ego Psa” w przednim iluminatorze zbli¿a³ siê powoli. – Zbyt wielu pragnê³o mojej œmierci. Niektórzy wychodzili z siebie, ¿eby spe³niæ to pra- gnienie. To prawda. W pamiêci Neelah wci¹¿ ¿y³y wspomnienia Mo- rza Wydm na Tatooine, wstrz¹sanego wybuchami nalotów bom- bowych. Pamiêta³a furiê nieznanych si³ – nieznanych jej – które próbowa³y zniszczyæ Bobê Fetta za wszelk¹ cenê. Si³y te wci¹¿ jeszcze czai³y siê poœród gwiazd. – Zobaczymy, jak im siê to spodoba… – g³os Boby Fetta zni¿y³ siê do mrocznego, groŸnego szeptu. – Kiedy martwi powracaj¹…

23 R O Z D Z I A £ ! Nowiny przechodzi³y z jednej strony galaktyki na drug¹, z zimnej pustki przestrzeni ponad najdalszymi, najbardziej opuszczonymi pla- netami znanymi istotom rozumnym a¿ do jednego z najwspanialszych oœrodków w³adzy i bogactwa Imperium. A tam, gdzie by³y w³adza i bogactwo, nieuchronnie czai³y siê intrygi, konspiracja i oszustwa. – ¯yjemy we wszechœwiecie k³amstw – powiedzia³ Pan Kuat. Jedn¹ d³oni¹ g³adzi³ jedwabiste futro spoczywaj¹cego na jego pier- si felinksa. Zwierz¹tko przymknê³o oczy w b³ogiej nieœwiadomo- œci. S³owa pana nie mia³y dla niego ¿adnego znaczenia. Szczêœliwe stworzenie, pomyœla³ Kuat. – Wdychamy k³amstwa i wydychamy zdradê, jakby stanowi³y nieod³¹czn¹ czêœæ atmosfery. – Sir? – Fenald, szef ochrony Kuata, sta³ obok, w pobli¿u ogromnych ekranów widokowych prywatnej sali audiencyjnej. Widaæ by³o przez nie doki budowlane i zaplecze projektowe Za- k³adów Stoczniowych Kuat, rozci¹gaj¹ce siê daleko w kierunku nieskoñczonej spirali gwiazd. Ca³e pokolenia rodu Kuat najpierw tworzy³y, a nastêpnie przekszta³ca³y korporacjê w przemys³owego giganta. Na obrze¿ach Zak³adów Stoczniowych Kuat frachtowce sk³ada³y surowce œci¹gniête z innych systemów gwiezdnych. Su- rowce te nastêpnie przekuwano w statki i broñ dla imperialnej flo- ty. Wielopoziomowy dysk budynku korporacji obraca³ siê powoli wokó³ w³asnej osi, odmierzaj¹c czas kr¹¿owników i niszczycieli nastroszonych lufami, z których nikt jeszcze nie strzela³. Wzmoc- nione blachy przyspawane by³y do konstrukcji noœnych, a rucho- me palniki laserowe dawa³y wiêcej œwiat³a ni¿ w¹t³e s³oñce po- œrodku orbity by³ej planety.

24 Kuat zauwa¿y³ reakcjê szefa ochrony. Swoj¹ uwagê wypowie- dzia³ po d³ugim, pe³nym melancholii milczeniu. ¯aden wy¿ej posta- wiony pracownik Zak³adów Stoczniowych Kuat, nawet z najciaœniej- szego krêgu zaufanych – i dobrze op³acanych – wspólników, nigdy nie odwa¿y³ siê przerwaæ jego g³êbokiej medytacji. Nieraz jednak po- maga³o, gdy ktoœ zaczyna³ myœleæ na g³os. Oczywiœcie, w obecnoœci zaufanych s³uchaczy. Instynktowna lojalnoœæ szefa ochrony wzmac- niana by³a solidnym wynagrodzeniem. Nic, co zosta³o powiedziane, nie wyjdzie poza œciany tego sanktuarium, troskliwie oczyszczonego z wszelkich ukrytych urz¹dzeñ pods³uchowych. – Ta odrobina geniuszu, któr¹ posiadam – odezwa³ siê wresz- cie Kuat – pochodzi od mojego ojca i wszystkich wczeœniejszych przodków. Fenald uœmiechn¹³ siê blado. S³ysza³ ju¿ takie s³owa. – Pan in¿ynier jest zbyt skromny. – To lepsze ni¿ nadmiar pychy. – Wiedzia³, ¿e wszechogar- niaj¹ca pycha bêdzie tym, co zgubi jego wrogów. By³ taki falleeñ- ski ksi¹¿ê o ambicjach niemal dorównuj¹cych Imperatorowi Pal- patine’owi, którego ognista œcie¿ka poœród gwiazd zakoñczy³a siê œmierteln¹ katastrof¹. – Ale jak ju¿ mówi³em, ten odziedziczony geniusz dotyczy czegoœ wiêcej ni¿ projektowania i produkcji stat- ków wojennych. – Gdybym mia³ robiæ tylko to, myœla³ Kuat, ¿ycie by³oby pasmem rozkoszy. Ale dla mnie, tak samo jak dla mojego potomstwa, ¿ycie nie jest takie proste. – Sir? – Nawet w czasach starej Republiki musieliœmy liczyæ siê z in- trygami politycznymi. – Kuat podrapa³ felinksa za spiczastymi uszka- mi i powiód³ wzrokiem po pó³kolu ekranów. – I z konkurencyjnymi firmami projektowymi, które chcia³yby zaj¹æ pozycjê Zak³adów Stoczniowych Kuat, najwa¿niejszego producenta sprzêtu wojsko- wego w galaktyce. Zawsze tak by³o – powoli skin¹³ g³ow¹. – Ale teraz, pod rz¹dami Imperatora Palpatine’a, stawki, o jakie gra siê w tych skomplikowanych, nie koñcz¹cych siê rozgrywkach, sta³y siê œmiertelnie powa¿ne. Ka¿dy nasz ruch na szachownicy obejmu- j¹cej wszystkie zamieszkane œwiaty mo¿e byæ fatalny w skutkach… nie tylko dla jednego cz³owieka, ale nawet dla najpotê¿niejszych korporacji. Niewiele mnie obchodzi mój w³asny los, ale kiedy po- myœlê, ¿e Imperator móg³by zagarn¹æ Zak³ady Stoczniowe Kuat tak samo, jak zagarn¹³ tyle innych œwiatów i istot w galaktyce… – za- milk³ na chwilê, by powtórzyæ w duchu swoje bolesne œlubowanie.

25 To siê nigdy nie zdarzy, obiecywa³ sobie Kuat. Ju¿ raczej wo- la³bym ujrzeæ Zak³ady Stoczniowe Kuat, moj¹ spuœciznê i pracê ca³ych pokoleñ Kuatów, zniszczone i zrujnowane, ni¿ pozwoliæ, aby wpad³y w ³apy Imperium. – Obejrza³ siê na szefa ochrony. – I to te¿ nie jest pusta obietnica – dokoñczy³. – Jestem tego w pe³ni œwiadom, panie in¿ynierze. – Fenald sk³oni³ g³owê na znak zgody. – Sam nadzorowa³em niezbêdne czyn- noœci i zapewniam, ¿e wszystkiego dopilnowa³em. Jeœli kiedyœ przyjdzie taki czas… nie bêdzie ju¿ Zak³adów Stoczniowych Kuat, które Imperator móg³by zagarn¹æ. S³owa Fenalda nios³y pewn¹ smêtn¹ pociechê. Co mo¿na zbu- dowaæ, mo¿na równie¿ zrównaæ z ziemi¹, pomyœla³ Kuat. Te same zdolnoœci, które wk³ada³ w budowê statków wojennych Im- perium, wykorzysta³ do zniszczenia doków, w których te statki budowano. I tu Kuat dozna³ wizji: nie zobaczy³ wprawdzie serii zaprogramowanych, wysokotermicznych eksplozji, które zmie- ni¹ Zak³ady Stoczniowe Kuat w dymi¹ce ruiny, ale to, co bêdzie póŸniej, gdy poskrêcane durastalowe resztki ogromnych dŸwi- gów i suwnic wystygn¹ do temperatury zb³¹kanych atomów w ota- czaj¹cej je pró¿ni. Systemy podtrzymywania ¿ycia stoczni, chro- ni¹ce j¹ przed pró¿ni¹ i twardym promieniowaniem reaktorów zasilaj¹cych, równie¿ legn¹ w gruzach. Poœród zgliszczy nie pozo- stanie ani jedno ¿ywe stworzenie. Ogarnie ich wœciek³a apokalipsa. Pracownicy i s³u¿ba Zak³adów Stoczniowych Kuat i ich w³aœcicie- le, wszyscy umr¹ przy swoich stanowiskach pracy, a¿ po ostatnie- go operatora tokarki karuzelowej. Z samego Kuata zostanie tylko zwêglony zew³ok, spoczywaj¹cy przed rozdart¹ szachownic¹ ekra- nów, które jeszcze niedawno ukazywa³y ca³e jego królestwo. To bêdzie pomnik, mauzoleum dla niego i jego przodków, którzy rów- nie¿ nosili nazwisko Kuat. ¯yj¹cy obserwatorzy z innych œwiatów spojrz¹ w gwiaŸdziste niebo i zobacz¹ cieñ katastrofy przes³ania- j¹cy niebo, kreœl¹cy na horyzoncie mroczny hieroglif. Ten sym- bol minionej chwa³y nie bêdzie wymaga³ t³umaczenia na obce jêzyki. – Dziêkujê ci za wiern¹ s³u¿bꠖ powiedzia³ Pan Kuat. – Wiele to dla mnie znaczy. – Cieszê siê, ¿e to uspokaja pana in¿yniera. – Szef ochrony Zak³adów Stoczniowych Kuat sta³ z rêkami za³o¿onymi do ty³u. W jego oczach lœni³ blask szczerej wiary, odziedziczony po przod- kach tak samo jak tytu³. – Czas wprowadzenia w ¿ycie naszych

26 planów nigdy nie nadejdzie, wierzê w to szczerze. Nasi wrogowie na pró¿no spiskuj¹, Zak³ady Stoczniowe Kuat i tak przetrwaj¹. – Doceniam tak¿e twoj¹ wiarê. – Kuat sam chcia³by mieæ tak¹ pewnoœæ. Imperator i jego nie koñcz¹ce siê machinacje stanowi³y tylko czêœæ k³opotów. Rebelia skomplikowa³a wszystko; by³o tak, jakby szachownica z dwuwymiarowej przekszta³ci³a siê w trójwy- miarow¹. Zak³ady Stoczniowe Kuat nie podlega³y nikomu z wyj¹t- kiem samych siebie, nie mia³y te¿ innych idea³ów ni¿ w³asne prze- trwanie i niezale¿noœæ. By³y jak pañstwo w pañstwie. Czy to pañstwo, które otacza³o korporacjê, mia³o byæ star¹ Republik¹, czy Imperium, które j¹ pokona³o, czy wizj¹ uniwersalnej wolno- œci, któr¹ Rebelianci pragnêli powo³aæ do ¿ycia, dla Kuata by³o ca³kowicie obojêtne. Czy zapanuje Imperator Palpatine, czy Leia Organa i Luke Skywalker, przywódcy si³, które symbolizowali – Kuat pragn¹³ tylko mieæ pewnoœæ, ¿e Zak³ady Stoczniowe pozo- stan¹ ze zwyciêzc¹ w przyjaznych, a co najmniej neutralnych sto- sunkach. Ktokolwiek zwyciê¿y, bêdzie potrzebowa³ kr¹¿owników i niszczycieli oraz wszelkiego innego przera¿aj¹cego sprzêtu, nie- zbêdnego do prowadzenia wojen miêdzyplanetarnych. – Rebelia… – rozmyœla³ na g³os Kuat. – Nawet jeœli Rebe- lianci potrafi¹ stworzyæ now¹ Republikê, rz¹dz¹c¹ siê sprawiedli- woœci¹ i harmoni¹ wszystkich myœl¹cych istot galaktyki, lepsz¹ nawet ni¿ poprzednia, pewne aspekty natury ludzkiej i nieludzkiej nie ulegn¹ zmianie. – Tak przemawia m¹droœæ, panie in¿ynierze. Omawia³ ju¿ kiedyœ te sprawy z szefem ochrony. Zach³an- noœæ antagonistów i coraz to nowe nieporozumienia bêd¹ wyma- ga³y zaanga¿owania si³ porz¹dkowych. A to oznacza potrzebê bro- ni oraz mo¿liwoœci jej dostarczania na wielkie odleg³oœci. Os³awiona Gwiazda Œmierci nie by³a projektem Zak³adów Stoczniowych Ku- ata – zabroni³ swojej organizacji startowaæ w przetargach choæby na jej podsystemy, co by³o ca³kowicie zrozumia³e. – Nie tylko m¹droœæ, ale i spryt – odpar³ Kuat. Powtarza³ so- bie w myœli jedn¹ z nauk, które przekaza³ mu ojciec: „Si³a i terror dokonaj¹ tego, czego nigdy nie dokona rozs¹dek i zrozumienie”. Rodzina Kuat prowadzi³a ten interes od bardzo dawna, nie- zmiennie dostarczaj¹c instrumenty dla si³y i terroru. Niechêæ do anga¿owania siê w jakikolwiek aspekt budowy Gwiazdy Œmierci nie mia³a nic wspólnego z moralnoœci¹, lecz pochodzi³a z czystego wyrachowania. Bogactwo i si³a Zak³adów Stoczniowych Kuat mia³y

27 Ÿród³o w budowie statków wojennych, a Gwiazda Œmierci – gdy- by spe³ni³a nadzieje imperialnych admira³ów – mog³aby spowodo- waæ koniec popytu na tak kosztowne i przynosz¹ce zyski zabaw- ki. Tylko g³upiec kala w³asne gniazdo, tylko samobójca pomaga je zniszczyæ. Kuat dowiedzia³ siê o zniszczeniu Gwiazdy Œmierci w Bi- twie o Yavin z ulg¹, zabarwion¹ pewn¹ doz¹ mœciwoœci. Skoro Imperium rozpoczê³o budowê drugiej, jeszcze wiêkszej Gwiazdy Œmierci, nale¿a³o wnioskowaæ, ¿e admira³owie niczego siê nie na- uczyli. Szybkoœæ nie by³a a¿ tak wa¿na w porównaniu ze zwrotno- œci¹. Mo¿liwoœci hiperprzestrzenne Gwiazdy Œmierci nie wystar- czy³y, aby przewa¿yæ szalê zwyciêstwa w walce; wystarczy³a przewaga liczebna przeciwnika. Wyprodukowanie Gwiazdy Œmier- ci, tak potê¿nej i niezniszczalnej, by zrekompensowaæ brak mo¿li- woœci manewru, by³o po prostu niemo¿liwe. Szef ochrony pozwoli³ sobie na lekki, pe³en zrozumienia uœmie- szek. – Spryt zwyciê¿a tam, gdzie m¹droœæ jest bezsilna, panie in- ¿ynierze. – W³aœnie. – Ta zasada, stara jak œwiat, powstrzymywa³a go przed zaproponowaniem us³ug Zak³adów Stoczniowych Kuat Rebe- liantom. Prawdziwy spryt wymaga³ zimnej krwi, zimniejszej ni¿ krew p³yn¹ca w ¿y³ach wszystkich gadzich gatunków w ca³ej galaktyce. Kuat zauwa¿y³ tê cechê u Imperatora, ale co z Rebeliantami? Przej- rza³ wszystkie raporty, sk³adane przez siatkê szpiegowsk¹ Zak³adów Stoczniowych Kuat: kompendium szczegó³ów, faktów, plotek, mi- tów, s³owem wszystkiego, co mo¿na by³o wygrzebaæ na temat przy- wódców Rebelii, zw³aszcza zaœ Luke’a Skywalkera, który sta³ siê obsesj¹ zarówno Imperatora, jak i jego g³ównego adiutanta Lorda Vadera. Kuat dowie siê jeszcze, jaka jest ich prawdziwa natura. Ca³y ten idealizm go przera¿a³. W³aœnie przez to zginê³a stara Repu- blika, a Palpatine doszed³ do w³adzy. A teraz opowiadaj¹, ¿e Luke Skywalker zosta³ rycerzem Jedi. Czy mo¿e byæ coœ g³upszego? Przod- kowie Kuata napatrzyli siê do syta, jak honor i poœwiêcenie, wiara w rzeczy wiêksze ni¿ to, co mog¹ zagarn¹æ d³onie œmiertelnika, gin¹ stopniowo wraz ze wzrostem potêgi Imperatora. Zag³ada, która po- ch³onê³a ca³e s³oñca, pogr¹¿aj¹c œwiat w cieniu. Tajemnicza Moc, obiekt wierzeñ Jedi, zdawa³a siê bezsilna wobec istot takich jak Va- der, który zrobi³ z niej mroczny orê¿, zdolny po¿reæ jego duszê pomimo ca³ej si³y, z jak¹ dzier¿y³ losy galaktyki. Lepiej ufaæ ma- szynom, pomyœla³ Kuat, i si³om, które mo¿na zobaczyæ, poczuæ

28 i zmierzyæ. Ta prosta metoda pozwoli³a przetrwaæ Zak³adom Stocz- niowym Kuat. Przynajmniej dotychczas… – A jednak… – mrukn¹³ Kuat. – A jednak uwierzy³bym, gdy- bym móg³. – Panie in¿ynierze? Uœwiadomi³ sobie, ¿e Fenald zagl¹da mu w twarz, usi³uj¹c roz- szyfrowaæ ledwie s³yszalne s³owa. – Nie zwracaj na mnie uwagi. Felinks poruszy³ siê w ko³ysce ramion Kuata, mru¿¹c lœni¹ce zielone œlepia. Jego zwyk³ym marzeniom o ciep³ym k¹tku i pe³- nym brzuszku na razie nic nie zagra¿a³o. Dla ma³ego stworzonka by³ to ca³y œwiat. Jemu jest ³atwiej, pomyœla³ Kuat. Gdyby sam mia³ siê kierowaæ tylko w³asnymi pragnieniami, nadziejami i lêka- mi, ³atwiej by³oby podejmowaæ w³aœciwe decyzje. Ciê¿ar prowa- dzenia Zak³adów Stoczniowych Kuat, spoczywaj¹cy na jego bar- kach, w³asny los, który tak¿e musia³ dŸwigaæ, odpowiedzialnoœæ za ¿ycie tak wielu istot, zale¿ne wy³¹cznie od jego posuniêæ w tej grze, od sojuszy, jakie zawiera³ z niesprawdzonymi sprzymierzeñ- cami, od œmiercionoœnej nienawiœci wrogów, których ukryta si³a obejmowa³a swoim zasiêgiem ca³¹ galaktykê… Uœpiony felinks poruszy³ siê w jego ramionach, jakby wyczu- waj¹c problemy gnêbi¹ce jego pana. Pog³adzi³ ³ebek zwierzêcia, uspokajaj¹c je, by na nowo pogr¹¿y³o siê w beztroskiej drzemce. Zaopiekujê siê tob¹, obiecywa³ mu w myœli Kuat. Tak czy inaczej, wygrana czy przegrana. Stoj¹cy obok Fenald odwróci³ siê na chwilê; przycisn¹³ palce do ucha i z uwag¹ s³ucha³ szeptu implantu umieszczonego w ma³- ¿owinie. – Rozszyfrowano i przeanalizowano raport, panie in¿ynierze – opuœci³ wreszcie d³oñ. – Zewnêtrzne stanowiska wywiadowcze otrzyma³y potwierdzenie od swoich Ÿróde³, których wspó³czynnik niezawodnoœci wynosi ponad dziewiêædziesi¹t procent. – Doskonale. – Kuat tego siê w³aœnie spodziewa³. Niezmien- nie powtarza³, ¿e nie interesuj¹ go plotki i bezpodstawne spekula- cje. Wy³¹cznie ch³odne, rzetelne fakty, dok³adne doniesienia o ru- chach innych graczy w tej grze, pozwol¹ mu w³aœciwie sformu³owaæ w³asne strategie i gambity. – Szczegó³y? – Statek, znany jako „Niewolnik I”, zarejestrowany na na- zwisko ³owcy nagród Boby Fetta, znaleziono dryfuj¹cy na orbicie wokó³ planety Tatooine