Fern Michaels
Gwiazdy Vegas
Tom 5
cykl
Światła Las Vegas
Dwóm wspaniałym siostrom:
Anne Griffith i Carol Walderman
Rozdział pierwszy
O trzeciej trzydzieści popołudniu głośniki w biurach „Babilonu” z
trzaskiem obudziły się do Ŝycia. I chociaŜ poziom decybeli był dość
wysoki, Ŝaden z klientów nie przerwał gry.
– Panie i panowie, przypominamy, Ŝe Babilon” zamyka swoje
podwoje punktualnie o godzinie osiemnastej i otwiera je ponownie
dopiero minutę po północy. Ten komunikat zostanie w ciągu
najbliŜszych trzech godzin powtórzony sześciokrotnie.
– Och, Marcus, naprawdę uwaŜasz, Ŝe sprawimy im niespodziankę?
– spytała Fanny męŜa. – Bess i John nie są głupi. Nie obawiasz się, Ŝe
przejrzą nasz mały podstęp?
– Tak, naprawdę tak uwaŜam. Bess wie, Ŝe nigdy o nic jej nie
prosiłaś, o ile nie było to naprawdę waŜne. Jest przekonana, Ŝe
wyjeŜdŜa na farmę, aby namówić Ruby Thornton, twoją... kim ona
właściwie jest, Fanny, twoją przyrodnią szwagierką?... do przyjazdu do
kasyna. Wspaniały pomysł, Ŝe chcesz ją włączyć do rodziny.
– NaleŜy do rodziny, nawet jeśli Ash twierdził, Ŝe weszła do niej
tylnymi drzwiami. Płynie w niej krew Thorntonów, ten argument
wystarcza i mnie, i dzieciom. To samo odnosi się do syna Asha. To
niesprawiedliwe, Ŝeby odmawiać Ruby i Jeffowi Lassiterowi naleŜnego
im miejsca. Oboje są takimi wspaniałymi ludźmi. I ja, i dzieci o tym
wiemy.
– Mam nadzieję, Fanny, Ŝe wszystko się ułoŜy jak trzeba.
– Oczywiście, Ŝe tak, dlaczego miałoby być inaczej? Nie psuj mi
humoru, Marcus.
– Zupełnie, jakbym kiedykolwiek próbował to robić. Czy ten
chłopak naprawdę zgodził się tu przyjechać i przejąć obowiązki Bess i
Johna? To zdumiewające.
– Musiałam się trochę nagadać. Jego matka pomogła mi go
przekonać. Wszystkie ferie i wakacje podczas studiów przepracował w
kasynie. Nieźle juŜ wszedł w ten interes, a reszty się douczy. Dwa dni
temu podpisaliśmy z nim trzyletni kontrakt. To się musi udać, Marcus,
nie mam innego wyjścia. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby Birch
był tutaj. Nie ma go jednak, więc zrobiłam to, co musiałam. Klamka
zapadła, nie mówmy juŜ o tym więcej. Ale co będzie, jeśli Bess i
Johnowi nie spodoba się odprawa emerytalna, jaką dla nich
wymyśliłam? To, Ŝe ja uwaŜam roczną podróŜ dookoła świata za
cudowne doświadczenie, nie oznacza jeszcze, Ŝe oni podzielają moje
zdanie. Dzieciaki spakowały ich walizki i juŜ wcześniej dostarczyły
bagaŜe na miejsce. Samochód ma podjechać punktualnie o północy,
Ŝeby zawieźć ich na lotnisko. Wszystko załatwione, byle tylko Bess się
nie wycofała. – Fanny chodziła po gabinecie, zaciskając i rozluźniając
pięści. – Nie będzie protestować, prawda, Marcus?
– W Ŝadnym razie – odpowiedział szybko. – Na pewno twój
pomysł bardzo im się spodoba. Przestań się martwić, Fanny. Lepiej
zajrzyjmy do jadalni i sprawdźmy, czy skończono juŜ dekorować pokój.
– Billie o wszystko zadbała. Zaplanowała nawet menu, same
ulubione potrawy Bess i Johna. Na pięćset osób, masz pojęcie? Nawet
okiem nie mrugnęła. Moja córka nie przestaje mnie zadziwiać.
Oświadczyła, Ŝe więcej ludzi będzie miało dziś wieczorem
niespodziankę, nie tylko Bess i John. Jak sądzisz, Marcus, co ona miała
na myśli?
MęŜczyzna zachichotał.
– Pewnie to jakiś rodzinny kawał. Ty przecieŜ uwielbiasz
niespodzianki. Wygląda na to, Ŝe będziesz musiała zdobyć się na
cierpliwość. – Poprowadził ją do wielkiej jadalni, przystanął i patrzył,
jak Ŝona szybkim krokiem przeszła przez pokój, Ŝeby uściskać Billie.
– Och, kochanie, jak tu pięknie. Musimy to sfotografować. – Fanny
objęła córkę.
– Ta rzeźba z lodu stanie pośrodku stołu – wyjaśniła Billie. – W
tym miejscu pod blatem schowano takie coś, Ŝeby się nie stopiła. Sage
uruchomił fontannę. Chue wczesnym popołudniem przywiózł orchidee.
Wyglądają wspaniale, prawda?
– Ani w połowie tak wspaniale jak te obrusy. Len wyszywany
perełkami, Billie?
– Zamierzam wystawić je na naszym następnym pokazie rzemiosła.
Mam specjalną maszynę do takich haftów. Chciałam, Ŝeby dzisiejsze
przyjęcie było czymś specjalnym. O piątej mają przynieść balony.
Zostaną puszczone, gdy Bess i John przekroczą próg kasyna. Od tego
momentu będzie tylko zabawa, zabawa, zabawa. Prywatny wieczór,
tylko dla nas. Krewni i przyjaciele Bess, Colemanowie, wszyscy nasi
pracownicy i ich najbliŜsi. Josh Coleman lada chwila przyjedzie z
rodziną z Wirginii. Dzwonił wczoraj wieczorem. Dom będzie
pełniusieńki. Pomyśl o tym, mamo. Wszyscy nasi krewni i
współpracownicy, niczym jedna wielka rodzina.
– Cudownie. Mam tylko nadzieję, Ŝe spodoba się Bess i Johnowi.
Marcus i ja idziemy teraz na górę, zejdziemy o piątej trzydzieści.
Zawołaj mnie, kiedy przyjedzie ciocia Billie i Thad.
– Zupełnie nie tęsknię za tym miejscem – stwierdziła Fanny,
otwierając drzwi luksusowego apartamentu usytuowanego na dachu
budynku. – Jaka szkoda, Ŝe zwykle stoi puste. Proponowałam
Jeffrey’owi, Ŝeby z niego korzystał, ale oświadczył, Ŝe woli mieszkać w
domu. Podejrzewam, Ŝe jego matka nie czuje się dobrze i chłopak chce
się nią opiekować. Szanuję taką postawę wobec rodziców. Ash byłby
dumny z syna, chociaŜ nigdy by się do tego nie przyznał. Myślę, Ŝe
chłopiec świetnie da sobie radę.
– Mam rozumieć, Ŝe bardziej podoba ci się nasz mały domek niŜ to
wspaniałe otoczenie?
– Marcus, kocham nasz dom, jest bardzo wygodny. Mamy
supernowoczesną kuchnię, a ja ogromnie lubię patrzeć, jak się po niej
kręcisz. Uwielbiam wszystko, co wygodne i przytulne, pewnie dlatego,
Ŝe jestem trochę wygodnicka. Bardzo mi przypomina nasz stary dom w
Sunrise. Mamy frontowy i tylny ganek, ogród kwiatowy i warzywny,
wybieg dla psa, wspaniały kominek i wannę do masaŜu wodnego. I
jesteś ty, aby to wszystko ze mną dzielić. Niczego więcej nie mogłabym
sobie wymarzyć. Przejście na emeryturę to prawdziwy błogostan.
MoŜna się obudzić i w jednej chwili podjąć decyzję o wyprawie... to
jest... jak to nazwać, Marcus?
– To jest wspaniałe. Mam pomysł, chodź, weźmiemy razem
prysznic.
– Pańskie pomysły, panie Reed, bywają niekiedy naprawdę
wyśmienite.
– Prawda? Które przyjdzie później, myje drugiemu plecy.
Sage Thornton stał na samym końcu płyty lotniska, a mięśnie jego
Ŝołądka zacisnęły się gwałtownie. Zastanawiał się, czy będzie
wymiotować.
Swego brata bliźniaka rozpoznałby nawet na końcu świata, choćby
widział go tylko z profilu. Kiedy Birch się odwrócił, Sage głośno
wypuścił powietrze z płuc. Zupełnie jakby ujrzał przed sobą ojca. W
pamięci utkwiła mu identyczna scena. Prawdopodobnie utrwalił ją sobie
dawno temu, gdy jako nastolatek odbierał ojca z lotniska.
Szczupły i opalony, Birch nawet z tej odległości wyglądał jak okaz
zdrowia. Baseballową czapeczkę z napisem „Thornton Chickens”
zsunął na tył głowy. Była wytarta i wystrzępiona. Koszulka
gimnastyczna z biegnącym przez środek napisem „Babilon”, równie
zniszczona, wyblakłe niebieskie dŜinsy i znoszone turystyczne buty
dopełniały stroju. Z ramienia zwisała mu płócienna torba podróŜna. Na
tle opalenizny jego oczy wydawały się bardziej niebieskie niŜ szafiry, a
zęby bielą przypominały perły. Mając sto osiemdziesiąt pięć
centymetrów wzrostu, mógł patrzeć ponad głowami współpasaŜerów. Z
chwilą, gdy dostrzegł Sage’a upuścił torbę i przepchnął się przez zwartą
grupę opuszczających samolot podróŜnych.
Stanęli twarzą w twarz, nie zwracając najmniejszej uwagi na tłum
dookoła. Głos Sage’a był zdławiony, gdy powiedział:
– DuŜo czasu upłynęło, Birch.
– Zbyt duŜo. Okropnie tęskniłem za tobą i za mamą. No, chodź tu
do mnie, ty draniu. BoŜe, jak to dobrze widzieć cię znowu, Sage. –
Mówił głosem równie wzruszonym jak brat. – Zawsze wiedziałem, Ŝe z
nas dwóch ty pierwszy załoŜysz rodzinę. A teraz chciałbym, Ŝebyś
poznał moją Ŝonę.
Sage ze zdziwienia przez chwilę nie mógł wydobyć głosu.
– OŜeniłeś się!
– Taak. Z najwspanialszą na świecie dziewczyną. Przez trzy łata
mieszkaliśmy w namiocie – juŜ choćby ten fakt powinien ci dać pewne
wyobraŜenie, co z niej za kobieta. Jest prosta i niezniszczalna, zupełnie
jak mama. Czeka trochę dalej, bo chciała, Ŝebyśmy mieli parę minut
tylko dla siebie. Zobaczysz, Ŝe ją pokochasz. – Birch gestem poprosił
Ŝonę, by do nich dołączyła.
Była wysoka niczym modelka, szczupła, ale proporcjonalnie
zbudowana, z blond włosami prawie białymi od słońca. Na tle
miodowej opalenizny szare oczy o gołębim odcieniu wydawały się
jakby rozświetlone od wewnątrz. Sage doznał niesamowitego wraŜenia,
gdy napotkał wzrok Celii. Gdzieś w głębi jego duszy rozległ się sygnał
alarmowy, aŜ się cofnął o krok. Birch przedstawił ich sobie. Sage
wyciągnął na powitanie rękę, dostrzegając jednocześnie kątem oka na
twarzy brata wyraz niemiłego zaskoczenia. Trzeba będzie przemyśleć to
sobie. Birch najwyraźniej oczekiwał, Ŝe jego Ŝona zostanie powitana
bardziej entuzjastycznie.
Celia ujęła dłoń Sage’a i odezwała się głosem słodkim jak miód:
– Czuję się tak, jakbyśmy się juŜ znali od dawna. Nie było dnia,
Ŝeby Birch o tobie nie wspomniał.
Śmiech Sage’a był nieco wymuszony.
– Mam nadzieję, Ŝe dobrze o mnie mówił.
– Wspaniale. Cieszę się na poznanie waszej rodziny. W namiocie
przypięliśmy agrafkami zdjęcia najbliŜszych, twoje i paru innych osób.
Te fotografie były pierwszą i ostatnią rzeczą, na którą patrzyliśmy zaraz
po przebudzeniu i tuŜ przed zaśnięciem.
– Bardzo mi to pochlebia. Mogłeś więcej pisać, Birch.
– Znasz mnie. Pisanie listów to nie moja specjalność. Twoja zresztą
teŜ nie. Nie próbuj mnie nabierać.
– Okay, nie będę. DuŜo macie bagaŜy?
Birch i Celia wybuchnęli śmiechem. Wskazali na swoje worki.
– Tylko to. śyjemy bardzo oszczędnie. Będę zmuszony poŜyczyć
sobie jakieś ubranie, albo pójdę na przyjęcie w tym, co mam na sobie.
Zakładam, Ŝe obowiązują stroje wieczorowe.
– Masz rację. To nie będzie byle co. Mama i Billie planują je juŜ od
tygodni. A moŜliwe, Ŝe nawet od miesięcy. Przylecieliście tylko z
wizytą czy na dobre, bo nic nie powiedziałeś.
– Na stałe. Gdy napisałeś, Ŝe Bess i John odchodzą na emeryturę,
uznałem, Ŝe nadeszła pora, by zająć się prowadzeniem kasyna. Dlatego
tu jestem. JuŜ czas.
Sage miał wraŜenie, Ŝe jego Ŝołądek lada chwila wywróci się na
drugą stronę.
– Wykombinowałem sobie, Ŝe zamieszkamy w apartamencie na
dachu, jeśli nikt nie będzie miał nic przeciwko temu – kontynuował
Birch. – Jak ci się podoba Ŝycie w Sunrise, Człowieku Rodzinny?
– Uwielbiam to. Iris i dzieciaki nie chcą juŜ nawet przyjeŜdŜać do
miasta. Ona mówi, Ŝe Ŝyjemy jak pustelnicy. MoŜe ma rację. – Niemal
czuł, jak spojrzenie świetlistych oczu wwierca mu się w potylicę.
– Musimy kupić jakieś ubrania, Birch. Nie zdawałam sobie sprawy,
Ŝe tak okropnie wyglądamy, dopóki nie przyjrzałam się, jak ludzie tutaj
chodzą ubrani. W krajach trzeciego świata nikt nie zawraca sobie głowy
modą.
– Nie ma sprawy, kochanie. Pójdziemy prosto do jednego z
butików przy kasynie i dostaniemy wszystko, co jest nam potrzebne.
– Tak po prostu!
– Aha.
Sage zajął się wkładaniem worków podróŜnych do bagaŜnika
swego samochodu.
– BoŜe, nie mogę się wprost doczekać, by wejść pod prysznic. Będę
pod nim stał tak długo, aŜ skończy się ciepła woda – westchnął Birch.
– NajdroŜszy, musimy iść na zakupy. Nie moŜemy twojej rodziny
wprawiać w zakłopotanie.
– Nie, Celio, nie musimy iść na zakupy. Zadzwonimy, a oni przyślą
towar na górę. Wybierzemy sobie, to co chcemy, a resztę zabiorą.
MoŜesz to zrobić, gdy ja będę się pławił pod cudownym, gorącym
natryskiem.
Sage wcisnął swoje wielkie ciało za kierownicę.
– Na dachu mieszkają mama i Marcus. Mam dla was pokój.
– Pokój?! – spytała Celia.
– Ściślej biorąc to apartament – odparł Sage. Sam się zastanawiał,
dlaczego zabrzmiało to tak, jakby się tłumaczył.
Birch odezwał się pogodnie:
– Wygląda na to, kochanie, Ŝe będziesz musiała trochę poczekać
zanim wprowadzimy się do tego arcynowoczesnego mieszkanka na
dachu.
– DuŜo się w środku zmieniło, Birch. Mama przerobiła je dla
siebie, gdy tam zamieszkała. Nie mogła znieść tych wszystkich luster,
szkła i chromu. Pewnego dnia zlikwidowała dawne wyposaŜenie.
Wnętrze przypomina obecnie Sunrise. Wstawiła tam nawet ten komplet
czerwonych foteli.
– A jak wygląda Sunrise? – dopytywała się Celia z tylnego
siedzenia.
– Wygodny i podniszczony. Zielone rośliny, Ŝywe kolory.
Prawdziwy dom – wyjaśnił Birch.
– Och – powiedziała Celia.
– Zobaczysz, Ŝe przypadnie ci do serca, kochanie.
– Jestem pewna, Ŝe mi się spodoba.
– No więc powiedz mi coś o tym dzisiejszym przyjęciu. Albo nie,
zmieniłem zdanie, opowiedz mi raczej o rodzinie. Jak się miewa mama?
– Świetnie. Nigdy przedtem nie była tak szczęśliwa. Prowadzi z
Marcusem cudowne Ŝycie. Mieszkają w małym domu na obrzeŜach
miasta. Uprawiają ogród, podróŜują, często biorą do siebie dzieciaki,
nawet na kilka dni. Naprawdę jest szczęśliwa. Kilka lat temu pogodziła
się z ojcem. Na koniec okazał się całkiem fajnym facetem.
– A pewnie. Jeśli chcesz człowieka, który zastrzelił swego brata,
nazwać całkiem fajnym facetem, to ja się nie będę sprzeciwiał.
– Nie było cię tu, Birch. Jakimś cudem sytuacja okazała się
jednocześnie i zła, i dobra. JuŜ po wszystkim, a ja nie mam ochoty o
tym mówić.
– Jasne. Chcę tylko, Ŝebyś wiedział, Sage, Ŝe usiłowałem się
stamtąd wydostać, ale zaczęła się akurat pora deszczowa i nie dało się.
AŜ mnie skręcało. Do diabła, przez dziesięć dni nie mogliśmy nawet
dostać się do telefonu. Uznałem, Ŝe w tym momencie lepiej będzie
pozostać na miejscu. Ale ogromnie się martwiłem, Sage.
– Wszyscy się martwiliśmy. – BoŜe kochany, co się z nim dzieje?
Dlaczego zachowuje się tak... tak głupio? Na wyciągnięcie ręki ma
Bircha, swego bliźniaka i najlepszego przyjaciela, a zachowuje się tak,
jakby siedział na desce nabijanej gwoździami. Usiłował stłumić swoje
emocje. – Sunny ma się świetnie. Akurat jest w stanie remisji, na stałe
mieszka w ośrodku. Prowadzi zupełnie nowe Ŝycie. Nie umiem
wyrazić, ile mam podziwu dla naszej siostry. Jak na swoje ograniczone
moŜliwości dobrze sobie radzi takŜe z dziećmi.
– Myślę, Ŝe nie umiałabym oddać własnych dzieci do adopcji – z
tylnego siedzenia odezwała się Celia.
Odpowiedź Bircha świadczyła o niewzruszonej lojalności:
– Umiałabyś, gdyby Sage był twoim bratem. Idę o zakład, Ŝe Iris
jest cudowną matką dla dzieci Sunny. Przypomina mamę, prawda?
– Nawet bardzo. Mama przekazała jej wszystkie swoje przepisy,
nauczyła ją szycia i innych domowych umiejętności. Iris duŜo
pomagała na koniec przy tacie. Ze wszystkimi świetnie się dogaduje.
Gdy dzieciaki podrosną, być moŜe zechce wrócić do pracy na
uniwersytecie, ale to nic pewnego. Poczekaj tylko, aŜ spróbujesz jej
ciasta z truskawkami i rabarbarem. Będziesz przekonany, Ŝe to mama je
piekła.
– Billie?
– Osiągnęła szczyt. Przez trzy lata pod rząd wybierano ją Kobietą
Roku w przemyśle tekstylnym. Udało jej się sprzedać sześćdziesiąt pięć
milionów lalek, czyli Bernie i Blossom. Nadal dobrze idą. Billie
przymierza się teraz do stworzenia ich młodszego rodzeństwa.
Opracowuje prototypy. Za kilka miesięcy zaczniemy sondaŜe rynku.
– Wynika z tego, Ŝe kufry klanu Thorntonów są pełne, prawda?
Dokładnie w tym momencie Sage zerknął w lusterko wsteczne, Ŝeby
popatrzeć na wyprzedzającą ich cięŜarówkę, a pochwyciwszy
spojrzenie błyszczących oczu Celii, poczuł jak cały sztywnieje.
Na ramieniu Sage’a przysiadł diabeł.
– Znasz mamę. Wyciąga pieniądze, ledwie się pojawią. Wszystko
idzie na centrum rehabilitacyjne.
– A jaka jest sytuacja kasyna? W ostatnim liście mama chwaliła się,
Ŝe jest większe i lepsze niŜ było. Przysłała mi nawet wycinek z gazety.
Napisano w nim, Ŝe Vegas spodziewa się w tym roku trzydziestu trzech
milionów gości. A parę linijek dalej stwierdzono, Ŝe według szacunków
kaŜdy z gości przegra sto pięćdziesiąt cztery dolary. To cięŜka forsa.
– Nie pokazałeś mi tego artykułu, Birch – zauwaŜyła Celia.
– Nie przypuszczałem, Ŝe cię to zainteresuje, kochanie. Wyrzuciłem
go.
Sage zaryzykował kolejny rzut oka w lusterko. Jasne oczy
odpowiedziały mu twardym i zimnym spojrzeniem. W głębi duszy
zdawał sobie sprawę, Ŝe Celia usiłowała policzyć w pamięci, ile to
będzie. Poczuł nerwowy tik w dolnej powiece.
Birch wypytywał o wszystko dalej, nie dostrzegając odpychającego
wyrazu twarzy swojej Ŝony:
– Czy moŜemy się zatrzymać i przywitać z Sunny?
– Jest w kasynie, Birch. Mama przywiozła ją i jej przyjaciela z
samego rana. Było zupełnie jak dawniej, z tym tylko, Ŝe brakowało
ciebie.
Celia przechyliła się przez oparcie kierowcy.
– W wózku inwalidzkim? Czy to nie jest zbyt kłopotliwe?
– Nie, kochanie. Ojciec jeździł w fotelu na kółkach. Całe kasyno
jest dostępne dla osób niepełnosprawnych. Zadbał o to nasz dziadek,
tak Ŝe tata nie miał Ŝadnych problemów.
Diabeł siedzący na ramieniu Sage’a przesunął się do tyłu.
– Wzięła ze sobą psa. Harry takŜe zabrał swojego – poinformował.
– Do kasyna! To takie... niehigieniczne – stwierdziła Celia.
– Są tresowane – odparł Sage z irytacją. DraŜniło go, Ŝe ta
dziewczyna przechyla się nad oparciem jego fotela, draŜnił go jej ciepły
oddech owiewający mu prawe ucho, draŜnił jej świeŜy zapach. Nie lubił
jej, kropka. Jego pierwsze wraŜenie było zdecydowanie niekorzystne.
– Zrelaksuj się, Celio. Mama zamyka na dzisiaj kasyno, tak Ŝe będą
tylko przyjaciele i rodzina. To nie są zwykłe psy. UmoŜliwiają Sunny
sprawniejsze poruszanie się. Myślę, Ŝe są czymś nadzwyczajnym.
Celia opadła z powrotem na miękkie siedzenie. Sage zdawał sobie
sprawę, Ŝe ani na moment nie odwróciła spojrzenia od głowy męŜa.
– Skąd jesteś, Celio?
– Z małego miasteczka w Alabamie. Liczy sobie jakieś tysiąc
dwieście mieszkańców.
– Wybierasz się tam z wizytą?
– Nie.
– Celia nie ma rodziny. Nie ma tam kogo odwiedzić. W pewnym
sensie jest sierotą. To znaczy była sierotą, bo przecieŜ teraz ma mnie i
całą naszą rodzinę. Prawda, kochanie?
– Wiem, Ŝe pokocham twoich bliskich, Birch. Nigdy nie
rozmawialiśmy o niczym innym, tylko o nich. Rano, w południe i
wieczorem. Mam takie uczucie, jakbym dobrze juŜ wszystkich znała,
nawet dzieci.
Diabeł na ramieniu Sage’a poruszył się nieznacznie.
– Czy nigdy nie opowiadałaś o swoich bliskich, Celio?
– Nie było o czym mówić. A wasza rodzina jest tak interesująca. I
bogata, pomyślał Sage.
– Chcecie wejść frontowymi drzwiami czy wolicie wjechać na górę
wprost z garaŜu?
– Z garaŜu. Wyglądając tak, jak wyglądamy, zarobilibyśmy od
Neala tylko kopa w tyłek. Który mamy pokój?
– Ulubiony pokój taty, 2711.
– O której powinniśmy być na dole? Chcesz, Ŝebym siedział w
ukryciu i zrobił wielkie entree? Co przewiduje scenariusz?
– Przyjęcie zaczyna się o szóstej trzydzieści. Bess i John wejdą
frontowymi drzwiami, a wszyscy będą krzyczeć: „Niespodzianka!”. Z
góry polecą balony. Billie orzekła, Ŝe masz przepchać się koło stołów
do gry w kości, a my znowu będziemy wrzeszczeć: „Niespodzianka!”.
W tym momencie mama zemdleje, bądź więc przygotowany na to, Ŝeby
ją złapać. Cieszę się, Ŝe się poznaliśmy, Celio. Och, à propos, wszyscy
zrzuciliśmy się na roczną podróŜ dookoła świata dla Bess i Johna.
PoŜycz te pieniądze z funduszu powierniczego, wielki bracie.
– Roczna podróŜ dookoła świata. Przypuszczam, Ŝe kosztuje więcej
niŜ zdołam zarobić przez całe Ŝycie. Co to za fundusz powierniczy?
Masz jakiś fundusz powierniczy, Birch? Powinieneś się wstydzić, Ŝe nic
mi o nim nie wspomniałeś. Ja teŜ się cieszę, Ŝe cię spotkałam, Sage.
Sage oparł się o ścianę.
– To wszystko jest diabła warte – wymruczał. Siedział na kufrze
swego samochodu, wypalając juŜ trzeciego z rzędu papierosa. W jego
myślach panował chaos. MoŜe miał zły dzień. MoŜe to nie prawda, Ŝe
w oczach nowej pani Thornton zobaczył to, co zobaczył, a przynajmniej
tak mu się wydawało. Zachowaj swoje myśli dla siebie. Nie szukaj
kłopotów, ostrzegł go jakiś wewnętrzny głos.
Sage skierował się ku windzie. ZadrŜał i sam nie wiedział,
dlaczego.
– Nadchodzą! Właśnie nadchodzą! Przygotować się! – krzyczała
Fanny, w jej głosie dźwięczało podniecenie.
Wielkie drzwi otworzyły się. Bess i John Noble przestąpili próg
kasyna przy akompaniamencie okrzyków: „Niespodzianka!”. Kolorowe
baloniki powoli opadały na dół.
Fanny podbiegła do ludzi, którzy od czterdziestu lat byli jej
przyjaciółmi, i rzuciła się im na szyję.
– Nie płacz, Bess, bo nie mam przy sobie chusteczek. Chcieliśmy
coś dla was zrobić. ChociaŜ to i tak nie wystarczy, Ŝeby podziękować
za wszystko, co wy zrobiliście dla naszej rodziny. – Ani sekundy dłuŜej
nie była juŜ w stanie utrzymać sekretu i wyrzuciła z siebie
najwaŜniejszą nowinę: – Zafundowaliśmy wam podróŜ dookoła świata!
Całoroczną, Ŝebyś nie musiała nic robić, tylko spędzać czas ze swoim
męŜem. Powiedz, proszę, Ŝe macie na nią ochotę.
– Ja powiem za nas oboje – oświadczył John. – W zeszłym
tygodniu rozmawialiśmy właśnie o wybraniu się na jakąś wycieczkę.
MoŜe nie tak wielką... Ale podróŜ dookoła świata przyjmujemy,
prawda, Bess?
– Tak. Fanny...
– Ćśś, cała przyjemność po naszej stronie. Wszyscy się na nią
złoŜyli. Wasze dzieciaki spakowały walizki. Prawdopodobnie nie
wrzuciły tam wszystkiego, co trzeba, więc jeśli pobawicie się trochę
trzecim automatem od lewej w drugim korytarzu, zdobędziecie
pieniądze na nowe ubrania.
– Och, Fanny... jesteś taka kochana.
– Hej, swoim gadaniem zabieram zbyt duŜo czasu. Kolejka za mną
robi się coraz dłuŜsza. Wszyscy chcą was ucałować i uściskać.
Punktualnie o północy podjedzie po was samochód, zupełnie jak po
Kopciuszka. Będzie mi was bardzo brakować...
– Mamo, popatrz tam, koło stołów do gry w kości – szepnął jej
Sage do ucha.
– Czy to moŜliwe? Birch? Tak, to on!
Sage usunął się na bok, gdy jego brat porwał matkę w objęcia i
zakręcił nią, aŜ zawirowało jej w głowie.
– Och, Birch, jak dobrze cię widzieć. Wyglądasz świetnie, zupełnie
jak ojciec, gdy był w twoim wieku. Co za cudowna niespodzianka!
– Mamo, to jest Celia, moja Ŝona.
– OŜeniłeś się i nikomu nic nie powiedziałeś!
– Och, ona jest jedyna w swoim rodzaju. Nie przypuszczałem, Ŝe
kiedykolwiek spotkam kogoś takiego, jak ona. Jest tak wspaniała, Ŝe aŜ
mi dech zapiera. Przyjechaliśmy na stałe. Od poniedziałku chciałbym
zacząć pracę, jeśli ci to odpowiada.
Sage, mając Ŝonę u boku, patrzył, jak brat przyciąga Celię ku
matce. Brwi starszej pani uniosły się na widok stroju synowej, co Sage
mógł bez przeszkód obserwować z miejsca, gdzie stał. Był pewien, Ŝe
wzrok go nie myli, gdy dostrzegł, Ŝe plecy matki zesztywniały.
Celia miała na sobie obcisłą, rozciętą z boku sukienkę bez
ramiączek i bez pleców, całą naszywaną cekinami. Gdy synowa
zbliŜyła się, Fanny wyciągnęła rękę, ale nie pocałowała synowej, ani
nie uścisnęła.
– Tak się cieszę, Ŝe cię widzę, Celio. Witaj w rodzinie. Jak ci się
podoba „Babilon”?
– Jest... fantastyczny. Całe popołudnie robiłam zakupy. Mieszkanie
w namiocie i kąpiele w wodospadzie są... tu jest po prostu wspaniale. W
głowie mi się nie mieści, Ŝe to wszystko jest twoją własnością.
– W pierwszej chwili wywiera duŜe wraŜenie. Ale bardzo szybko
staje się po prostu miejscem, gdzie się robi interesy.
Iris odwróciła się, by popatrzeć na ludzi otaczających Bess i Johna.
– Sage, co byś zrobił, gdybym ja się tak ubrała? Przy niej czuję się
trochę jak druhna zastępowa. Jak na kogoś, kto mieszkał w namiocie i
mył się w wodospadzie, ona zadziwiająco dobrze wygląda w tych
diamentach. Wydaje mi się, Ŝe mówiłeś, Ŝe oni mają tylko jakieś łachy.
– Wybrała się na zakupy – syknął Sage. – Mama nie objęła jej ani
nie ucałowała tak, jak ciebie przy pierwszym spotkaniu.
– Zajęła stanowisko: „Poczekamy, zobaczymy”. JuŜ Birch był
dostatecznym szokiem. Połącz to z nową synową, która wygląda jak
dziewczyna z rewii, a będziesz miał odpowiedź. Co o niej myślisz?
Sage uchylił się od odpowiedzi.
– Birch ją kocha. NiewaŜne, co inni o niej myślą. Po prostu jest
tutaj. Prawdopodobnie się denerwuje i musiała się juŜ chyba
zorientować, Ŝe nie jest właściwie ubrana.
– Mylisz się. Buty, które ma na sobie, kosztują osiemset dolarów.
W zeszłym tygodniu oglądałam takie w sklepie. Wyraźnie widać, co to
za kobieta. W dodatku jest znacznie młodsza od Bircha. Wygląda dość
sympatycznie, ale nie sądzę, bym ją polubiła.
Sage westchnął tak głośno, Ŝe Iris pociągnęła go za ramię.
– TeŜ jej nie lubisz, prawda? Czekałeś, aŜ ja to powiem.
Powinniśmy dać jej szansę. Pierwsze wraŜenia nie zawsze się
sprawdzają. Proponuję, Ŝebyśmy nieco przyhamowali i zaczęli się
odpowiednio zachowywać, bo to, co robimy, jest nie fair. Zgadzasz się
ze mną?
– Jasne, kochanie. I moim zdaniem wcale nie wyglądasz jak druhna
zastępowa. A to, co nosisz, jest bardzo stylowe i świetnie się w tym
prezentujesz.
– Ciocia Billie uszyła tę suknię specjalnie dla mnie. Zrobiła jeszcze
jedną dla Sunny, no i oczywiście taką samą dla Billie. Sunny juŜ od
dawna tak dobrze nie wyglądała. Pewnie dlatego, Ŝe jest szczęśliwa.
– Myślę, Ŝe tak. Pójdę sprawdzić, co robią dzieciaki. Lexie
przypuszczalnie chlapie się juŜ w którymś basenie.
– Marcus ich pilnuje. Zbierali kwiaty dla Sunny w jednym z
wiszących ogrodów.
– Sprawdzę to. Moja kolej na uściskanie Bess i Johna. Zobaczymy
się później, przy bankietowym stole.
Siostra Sage’a pomachała do nich z drugiego końca sali.
Przepchnąwszy się do niej, Iris pochyliła się, by ucałować bratową i
Harry’ego, który zaparkował swój fotel na kółkach nieopodal fotela
Sunny. Psy siedziały tuŜ obok, kaŜdy koło swojego pana.
– Jest ona jedną z dwóch osób, które na całym wielkim świecie
najbardziej lubię. O, właśnie nadchodzi ta druga – powiedział Birch,
gdy zobaczył Billie popychającą przed sobą Sunny w wózku
inwalidzkim. Iris obserwowała, jak Birch uścisnął i ucałował obie
siostry, zanim przedstawił im swoją Ŝonę. Wyraz niesmaku na obliczu
Billie był tak ulotny, Ŝe Iris zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem
go sobie nie wyobraziła. Nabrała jednak pewności, gdy Sunny, na swój
własny, niepowtarzalny sposób, dała jej do zrozumienia, Ŝe teŜ go
spostrzegła.
– Harry i ja zastanawialiśmy się, czy moŜemy juŜ ruszyć do
bankietowego stołu. Zapomnieliśmy przynieść śliniaki. – Krytycznie
przyglądając się Celii stwierdziła: – Od czasu do czasu cieknie nam po
brodzie. Co by to było, gdyby ci się coś takiego przytrafiło się tobie i
zapaćkałabyś tak wspaniałą toaletę? – spytała bratową.
– Myślę, Ŝe trzeba by ją było oddać do pralni. – Zapytana
krytycznie przyglądała się męŜowi, który rozmawiał z Harrym,
towarzyszem Sunny.
– W pralni zniszczono by ją z kretesem – stwierdziła Billie. Celia
skrzywiła się.
– Myślę, Ŝe dokonałam złego wyboru, decydując się na tę suknię.
Birch tyle razy mi opowiadał, jakie to wspaniałe miejsce, jak tu
wszystko lśni i połyskuje, uznałam więc, Ŝe będzie odpowiednia. Nie
miałam racji. Ale kusiło mnie strasznie. Tak długo nosiłam obcięte
dŜinsy i powyciągane koszulki gimnastyczne, Ŝe nie mogłam się oprzeć
pokusie. Kupowałam bez zastanowienia. Mam nadzieję, Ŝe nikogo nie
obraziłam.
– Tylko moją matkę i mnie – powiedziała Sunny. Billie
odchrząknęła, a Iris odwróciła wzrok.
– Czy coś mnie ominęło? – spytał Birch.
– Nie. Sunny właśnie się ze mną zgodziła, Ŝe jestem
nieodpowiednio ubrana. Przypuszcza, Ŝe twoja matka poczuła się
dotknięta.
– A widzisz. Mówiłem ci to, ale nie chciałaś słuchać. – Birch
uszczypnął Ŝonę w policzek zanim odszedł do Bess i Johna Noble’ów.
– Czy te diamenty są prawdziwe? – spytała Sunny.
– Jubiler twierdził, Ŝe tak. Birch nalegał, Ŝebym je wzięła.
Powiedział, Ŝe chce, Ŝebym dziś wieczór jaśniała.
Głos Sunny brzmiał bardzo oficjalnie, gdy oświadczyła: Nasza
rodzina nie naleŜy do tych, które się afiszują. Prawdę mówiąc, jesteśmy
dość skromni. Mama zawsze mawiała, Ŝe mniej znaczy więcej, jeśli
rozumiesz, co mam na myśli.
– Tak. Dziękuję za objaśnienie mi tego wszystkiego.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparła Sunny.
– Przepraszam. Birch kiwa na mnie, Ŝebym podeszła.
– Sunny, to chyba było trochę nie fair – zauwaŜyła Billie.
– Ale za to szczere, do cholery. Widziałam jej twarz, gdy patrzyła
na mnie i na Harry’ego. Malował się na niej niesmak. Spytaj Iris, jeśli
mi nie wierzysz. – Iris przytaknęła z bardzo nieszczęśliwą miną.
– Jest w nowym dla siebie otoczeniu. Wszyscy jesteśmy dla niej
obcy. Ubrała się nieodpowiednio, ale z tego nic nie wynika. Z
pewnością kaŜdej z nas choć raz się zdarzyło za bardzo wystroić lub
odwrotnie, ubrać zbyt skromnie. Nie twórz problemów tam, gdzie ich
nie ma, Sunny. Ona jest Ŝoną Bircha – powiedziała Billie.
Harry, dotąd milczący, teraz odezwał się:
– Kiedyś malowałem portrety. Nawet dobrze mi to szło. Krytycy
zawsze twierdzili, Ŝe najlepiej wychodziły mi oczy. To dlatego, Ŝe są
one zwierciadłem duszy. A ta młoda kobieta nie ma duszy. Taka jest
moja opinia. Chodźmy do stołu, Sunny. Ręce trzęsą mi się dzisiaj mniej
niŜ tobie, więc pozwól, Ŝe cię obsłuŜę. Wrócimy tutaj, Ŝeby nie jeść na
widoku, dobra?
– Jasne. Przypilnujecie nasze psy?
– Oczywiście – odparła Billie.
– Jestem pełna podziwu dla Sunny – oświadczyła Iris, a słowa
uwięzły jej w gardle ze wzruszenia.
Głos Billie brzmiał bardzo miękko, gdy odparła:
– Ja teŜ.
– Birch źle to rozegrał. Myślę, Ŝe tu jest pies pogrzebany. Byłoby
znacznie milej, gdyby poczekał i zrobił ze swego ślubu prawdziwą
rodzinną imprezę, wówczas Celia znalazłaby się w samym centrum
uwagi. Z drugiej strony rozumiem go, zwłaszcza gdy pomyślę, gdzie on
do tej pory przebywał. Podobno Birch planuje od poniedziałku zabrać
się do roboty. Nikt mu chyba jeszcze nie wspomniał o Jeffreyu. Sage
twierdzi, Ŝe informowanie o tym brata nie do niego naleŜy. UwaŜa
równieŜ, Ŝe Birch nie nauczył się dotychczas schodzić na drugi plan.
Czy to znaczy, Ŝe szykują się kłopoty, Billie?
– Intuicja mi podpowiada, Ŝe tak. Ale nie martwmy się o to dziś
wieczór. Jesteśmy tu po to, Ŝeby się dobrze bawić, no więc się bawmy.
– Czy wyglądam jak kobieta niemodna i nieatrakcyjna, Billie?
– Ani trochę.
– To dlaczego tak się czuję?
– PoniewaŜ nasz cichy, spokojny światek przeŜył inwazję blond
seksbomby. Sama teŜ czuję się podobnie. A wychodząc z domu byłam
przekonana, Ŝe wyglądam całkiem dobrze.
– Usiłujesz mi zatem powiedzieć, Ŝe jesteśmy zazdrosne.
– Wcale nie. Jesteśmy tym, kim jesteśmy, a ona jest tym, kim jest.
– Sage dostrzega coś, czego my nie widzimy. Był cały rozdygotany
na samą myśl, Ŝe wyjedzie po Bircha na lotnisko. Z tego podniecenia
trzy noce nie spał. Miał nawet ochotę zabrać ze sobą dzieciaki, Ŝeby się
nimi od razu pochwalić. Chciał, Ŝeby jego brat je poznał. A kiedy
wrócił, wszystko zrobiło się takie... smutne. Było mi go tak Ŝal, Ŝe mało
się nie popłakałam. Miał mnóstwo wspaniałych planów, tyle oczekiwań
i nagle ta nowa Ŝona wszystko przekreśliła. Sage obawia się, Ŝe dojdzie
do jakiegoś spięcia, gdy Birch odkryje, Ŝe to Jeff podpisał kontrakt na
zarządzanie „Babilonem”.
– Sytuacja sama się rozwiąŜe, Iris, zobaczysz. Wkroczy mama i
zrobi to, co zwykle, czyli wprowadzi porządek i nada wszystkiemu
sens.
– Nie tym razem, Billie. Birch ma teraz Ŝonę, a to znaczy, Ŝe ona
będzie miała swój udział we wszystkim, co on powie czy zrobi. Właśnie
przyszedł Jeff. JakiŜ on podobny do waszego ojca. Ruby jest naprawdę
miła, bardzo ją lubię. Cieszę się, Ŝe mama przyjęła ją do rodziny. Tu
jest jej miejsce. Od razu chciała się dowiedzieć, do czego mogłaby się
przydać. Z punktu stała się jedną z nas. I wygląda tak cholernie
normalnie w porównaniu z... Celią. Myślałam, Ŝe przyprowadzisz dziś
swojego chłopaka.
– Jest na słuŜbie. Detektywi muszą być dyspozycyjni przez
dwadzieścia cztery godziny na dobę. MoŜe później tu zajrzy. To nic
powaŜnego, Iris. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, mam dla niego sporo
sympatii i z wzajemnością. Nie tylko słucha tego, co mówię, ale
naprawdę to rozumie. Lubię takich męŜczyzn, ale nie zamierzam się
powaŜnie angaŜować. Wolę naleŜeć sama do siebie, podejmować
autonomiczne decyzje. SłuŜy mi to, podobnie jak Ŝycie małŜeńskie i
wychowywanie dzieci słuŜy tobie.
– A jak sądzisz, co słuŜy Celii Thornton?
– Pieniądze Thorntonów.
– Jestem tego samego zdania.
– Sunny się oblała. Chodź, doprowadzimy ją do porządku.
– Billie, Sunny piła jakiś napój chłodzący i butelka wyśliznęła jej
się z ręki. Jake... choć przecieŜ jeszcze bardzo mały, znakomicie się
znalazł. Wytarł ją i powiedział: „Do licha, mamo, mnie się ciągle coś
takiego przytrafia”. Oczy Sunny wypełniły się łzami i Jake je otarł.
Długo mówił coś do niej szeptem, uśmiechając się przy tym od ucha do
ucha. Przypuszczam, Ŝe opowiedział jej coś zabawnego, bo zaczęła się
śmiać. RównieŜ dla Harry’ego jest bardzo dobry. Ash dołoŜył starań, by
Jake rozumiał, Ŝe jego matka jest niepełnosprawna. I wiesz, Billie,
chłopak naprawdę to pojął. Czy myślisz, Ŝe będzie taki, gdy dorośnie?
Ze wszystkich sił staram się utrwalić w nim to, czego nauczył go twój
ojciec.
– Jake zawsze idealizował dziadka. Wierz mi, Iris, nauki mojego
ojca nie wywietrzeją z głowy tego chłopca. Doceniam, Ŝe mi o
wszystkim powiedziałaś.
Dziesięć minut przed północą na sygnał dany przez Fanny
zagrzmiały werble.
– Panie i panowie, nadszedł czas, by nasi honorowi goście wsiedli
do samochodu, który odwiezie ich na lotnisko, skąd udadzą się w
pierwszy etap swojej podróŜy. Prosimy dla nich o wielkie brawa.
Państwo Noble ruszyli w stronę drzwi. Po twarzy Bess ciekły łzy,
gdy machała wszystkim na poŜegnanie. W tłumie wzrokiem szukała
Fanny.
– Szczęśliwej podróŜy, przyjaciele. Róbcie duŜo zdjęć i wysyłajcie
co tydzień kartkę.
– Fanny, nie powinnam teraz wyjeŜdŜać, to nie jest odpowiedni
czas. Ta dziewczyna oznacza kłopoty. Wyczuwam je przez skórę, i to
wcale nie dlatego, Ŝe tak się ubrała. Johnowi bardzo się jej kreacja
spodobała. Jest w Celii coś, co budzi mój niepokój.
– Nie martw się, Bess. Mam trasę waszej podróŜy. Zadzwonię, jeśli
pojawią się problemy. No, staruszko, to przecieŜ ja. Osoba, która miewa
kryzysy Ŝyciowe przynajmniej dwa razy na miesiąc. Jedź i cudownie
spędzaj czas. JuŜ trąbią na ciebie.
– Chodź, Fanny, czas iść na górę. Drzwi kasyna zostały otwarte dla
gości. Przyjęcie się skończyło. Widzisz, zupełnie niepotrzebnie się
martwiłaś. Cała rodzina siedzi w „Harem Lounge”. Piją ostatni
kieliszeczek przed snem. Prosili, Ŝebyśmy się do nich przyłączyli –
powiedział Reed.
Fanny skinęła głową.
– Marcus, jak mam powiedzieć Birchowi, Ŝe będzie zmuszony
pracować pod kierownictwem przyrodniego brata?
– Powiedz mu to wprost, Fanny. Czy moŜe myślisz o wycofaniu się
z umowy?
– Nigdy w Ŝyciu bym tego nie zrobiła.
– Zatem nie ma innego wyjścia poza szczerym i otwartym
stwierdzeniem faktu. Wspomniałaś, Ŝe Birch i Sage razem tu kiedyś
pracowali. Prowadzenie tego miejsca moŜe dostarczyć zajęcia w
pełnym wymiarze godzin nawet sześciu ludziom, co tu mówić o dwóch.
Z tego, co powiedziałaś, wynika, Ŝe obecny Birch jest zupełnie inny od
tego, który wyjechał stąd przed laty. Jest teraz starszy, mądrzejszy,
bardziej dojrzały, no i ma Ŝonę.
– Zastanawiam się, czy z tego nie wynikną jakieś problemy.
– Popatrz tylko. Ciekawe, o czym oni mówią – powiedział Marcus.
Fanny spojrzała w głąb saloniku. Jej dzieci rozsiadły się przy barze.
Celia ulokowała się jednym ze stołków, pokazując nogi niemal do
pasa. Po jej prawej stronie siedział Birch, pogrąŜony w rozmowie z
Sage’em. Z lewej przysiadł Jeffrey Lassiter. Celia obróciła się z
krzesłem tak, Ŝe twarz miała teraz zwróconą do Jeffreya.
Gdy się odezwała, w jej głosie brzmiało rozbawienie i udawana
nieśmiałość:
– A kim ty moŜesz być?
Jeffrey Lassiter uśmiechnął się:
– Ja? Jestem nieślubnym synem, który pewnego dnia zostanie
właścicielem tego kasyna.
Rozdział drugi
Sunny Thornton szturchnęła łokciem męŜczyznę siedzącego obok
niej O w fotelu na kółkach. Konspiracyjnym szeptem zapytała:
– Czy zauwaŜyłeś to samo, co ja, Harry?
Chudy jak tyczka rudzielec o twarzy usianej piegami odszepnął w
odpowiedzi:
– To ty przecieŜ krzyczałaś, Ŝe uczenie się mowy ciała i czytania z
ruchów warg nie ma sensu, no, ale mniejsza z tym. A co do twojego
pytania, to oczywiście, Ŝe widziałem to samo, co ty.
– Szykują się nam kłopoty. Mama była przyparta do muru, gdy
zaproponowała memu przyrodniemu bratu przejęcie obowiązków Bess i
Johna. Ale teraz, gdy Birch wrócił, będzie nas to cholernie duŜo
kosztować. Co w tej sytuacji powinnam zrobić, Harry?
– Jak na razie Jeff powiedział tylko, Ŝe jest nieślubnym synem, co
jest prawdą, i Ŝe któregoś dnia stanie się właścicielem tej budy. Trochę
się zagalopował, ale wykluczyć tego nie moŜna. Tyle tylko, Ŝe jeśli
zaczniesz gadać, to moŜe się okazać, Ŝe nie będziesz umiała w porę
przestać. A jak powszechnie wiadomo, w razie jakichkolwiek
wątpliwości najlepiej nic nie robić.
– Nie lubię Celii. Flirtuje z Jeffem pod samym nosem Bircha, na
oczach nas wszystkich.
– Dopiero co ją poznałaś, Sunny. Pierwsze wraŜenia są czasami...
– Widziałam, jak ona patrzyła na ciebie, na mnie, na nasze wózki
inwalidzkie i na psy. Naprawdę nie jestem małostkowa i wiele rzeczy
potrafię zrozumieć, ale nie umiem się pogodzić z wyrazem obrzydzenia,
jak dostrzegłam w jej oczach. Mówię ci, Harry, Ŝe szykują się nam
kłopoty. Wiszą w powietrzu, potrafię je wywęszyć, dają się niemal
dotknąć. JeŜeli uwaŜasz, Ŝe naleŜy siedzieć cicho, to lepiej juŜ teraz
wracajmy do centrum.
– Chodźmy się w takim razie poŜegnać.
– Tak wcześnie wychodzisz, Sunny? – spytała Iris, – Kto wcześnie
wstaje, ten wcześnie chodzi spać. Powinniśmy unikać nadmiaru wraŜeń.
Iris uśmiechnęła się.
– Ooo, jak to świetnie brzmi.
Sunny rzuciła spojrzenie w stronę baru, po czym wzruszyła
ramionami.
– Czy nie zechciałabyś odprowadzić nas do samochodu, kiedy się
juŜ poŜegnamy? Jeden z chłopców zabrał psy kilka minut temu.
– Jasne, Ŝe tak. Zresztą na mnie i na Sage’a takŜe juŜ czas. – Głos
Iris zadrŜał, gdy dodała: – Po prostu kocham tego twojego brata.
– On ciebie kocha równie mocno. Sam mi powiedział, Ŝe jego świat
był niepełny, dopóki ty nie pojawiłaś się w jego Ŝyciu. Bycie kochanym
ogromnie podnosi na duchu. – I znów spojrzenie Sunny pomknęło ku
barowi. Bez trudu odwróciła fotel, mocniej uchwyciła drąŜek
sterowniczy i ruszyła przez salon, nie zwracając uwagi na wyciągnięte
nogi Celii.
– O rany Boskie!
– AleŜ ze mnie niezdara. Przepraszam – rzuciła Sunny przez ramię,
zatrzymując swój wózek koło matki.
– Widziałam to, Sunny.
– Jak słowo daję, ze mną jest coraz gorzej.
– Doprawdy?- – wycedziła Fanny. – Jak w takim razie wyjaśnisz
fakt, Ŝe przed dwoma ledwie tygodniami wygrałaś w centrum wyścigi
w fotelach na kółkach?
– Miałam trochę szczęścia, nic więcej – mruknęła Sunny w
odpowiedzi. – Harry i ja chcemy juŜ jechać. Zobaczymy się w
przyszłym tygodniu. Do widzenia wszystkim!
Birch objął siostrę mocno i wyszeptał jej do ucha:
– No i co, starsza siostro, co myślisz o mojej nowej Ŝonie? Zwala z
Fern Michaels Gwiazdy Vegas Tom 5 cykl Światła Las Vegas
Dwóm wspaniałym siostrom: Anne Griffith i Carol Walderman
Rozdział pierwszy O trzeciej trzydzieści popołudniu głośniki w biurach „Babilonu” z trzaskiem obudziły się do Ŝycia. I chociaŜ poziom decybeli był dość wysoki, Ŝaden z klientów nie przerwał gry. – Panie i panowie, przypominamy, Ŝe Babilon” zamyka swoje podwoje punktualnie o godzinie osiemnastej i otwiera je ponownie dopiero minutę po północy. Ten komunikat zostanie w ciągu najbliŜszych trzech godzin powtórzony sześciokrotnie. – Och, Marcus, naprawdę uwaŜasz, Ŝe sprawimy im niespodziankę? – spytała Fanny męŜa. – Bess i John nie są głupi. Nie obawiasz się, Ŝe przejrzą nasz mały podstęp? – Tak, naprawdę tak uwaŜam. Bess wie, Ŝe nigdy o nic jej nie prosiłaś, o ile nie było to naprawdę waŜne. Jest przekonana, Ŝe wyjeŜdŜa na farmę, aby namówić Ruby Thornton, twoją... kim ona właściwie jest, Fanny, twoją przyrodnią szwagierką?... do przyjazdu do kasyna. Wspaniały pomysł, Ŝe chcesz ją włączyć do rodziny. – NaleŜy do rodziny, nawet jeśli Ash twierdził, Ŝe weszła do niej tylnymi drzwiami. Płynie w niej krew Thorntonów, ten argument wystarcza i mnie, i dzieciom. To samo odnosi się do syna Asha. To niesprawiedliwe, Ŝeby odmawiać Ruby i Jeffowi Lassiterowi naleŜnego im miejsca. Oboje są takimi wspaniałymi ludźmi. I ja, i dzieci o tym wiemy. – Mam nadzieję, Fanny, Ŝe wszystko się ułoŜy jak trzeba. – Oczywiście, Ŝe tak, dlaczego miałoby być inaczej? Nie psuj mi humoru, Marcus. – Zupełnie, jakbym kiedykolwiek próbował to robić. Czy ten chłopak naprawdę zgodził się tu przyjechać i przejąć obowiązki Bess i Johna? To zdumiewające. – Musiałam się trochę nagadać. Jego matka pomogła mi go
przekonać. Wszystkie ferie i wakacje podczas studiów przepracował w kasynie. Nieźle juŜ wszedł w ten interes, a reszty się douczy. Dwa dni temu podpisaliśmy z nim trzyletni kontrakt. To się musi udać, Marcus, nie mam innego wyjścia. Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby Birch był tutaj. Nie ma go jednak, więc zrobiłam to, co musiałam. Klamka zapadła, nie mówmy juŜ o tym więcej. Ale co będzie, jeśli Bess i Johnowi nie spodoba się odprawa emerytalna, jaką dla nich wymyśliłam? To, Ŝe ja uwaŜam roczną podróŜ dookoła świata za cudowne doświadczenie, nie oznacza jeszcze, Ŝe oni podzielają moje zdanie. Dzieciaki spakowały ich walizki i juŜ wcześniej dostarczyły bagaŜe na miejsce. Samochód ma podjechać punktualnie o północy, Ŝeby zawieźć ich na lotnisko. Wszystko załatwione, byle tylko Bess się nie wycofała. – Fanny chodziła po gabinecie, zaciskając i rozluźniając pięści. – Nie będzie protestować, prawda, Marcus? – W Ŝadnym razie – odpowiedział szybko. – Na pewno twój pomysł bardzo im się spodoba. Przestań się martwić, Fanny. Lepiej zajrzyjmy do jadalni i sprawdźmy, czy skończono juŜ dekorować pokój. – Billie o wszystko zadbała. Zaplanowała nawet menu, same ulubione potrawy Bess i Johna. Na pięćset osób, masz pojęcie? Nawet okiem nie mrugnęła. Moja córka nie przestaje mnie zadziwiać. Oświadczyła, Ŝe więcej ludzi będzie miało dziś wieczorem niespodziankę, nie tylko Bess i John. Jak sądzisz, Marcus, co ona miała na myśli? MęŜczyzna zachichotał. – Pewnie to jakiś rodzinny kawał. Ty przecieŜ uwielbiasz niespodzianki. Wygląda na to, Ŝe będziesz musiała zdobyć się na cierpliwość. – Poprowadził ją do wielkiej jadalni, przystanął i patrzył, jak Ŝona szybkim krokiem przeszła przez pokój, Ŝeby uściskać Billie. – Och, kochanie, jak tu pięknie. Musimy to sfotografować. – Fanny objęła córkę.
– Ta rzeźba z lodu stanie pośrodku stołu – wyjaśniła Billie. – W tym miejscu pod blatem schowano takie coś, Ŝeby się nie stopiła. Sage uruchomił fontannę. Chue wczesnym popołudniem przywiózł orchidee. Wyglądają wspaniale, prawda? – Ani w połowie tak wspaniale jak te obrusy. Len wyszywany perełkami, Billie? – Zamierzam wystawić je na naszym następnym pokazie rzemiosła. Mam specjalną maszynę do takich haftów. Chciałam, Ŝeby dzisiejsze przyjęcie było czymś specjalnym. O piątej mają przynieść balony. Zostaną puszczone, gdy Bess i John przekroczą próg kasyna. Od tego momentu będzie tylko zabawa, zabawa, zabawa. Prywatny wieczór, tylko dla nas. Krewni i przyjaciele Bess, Colemanowie, wszyscy nasi pracownicy i ich najbliŜsi. Josh Coleman lada chwila przyjedzie z rodziną z Wirginii. Dzwonił wczoraj wieczorem. Dom będzie pełniusieńki. Pomyśl o tym, mamo. Wszyscy nasi krewni i współpracownicy, niczym jedna wielka rodzina. – Cudownie. Mam tylko nadzieję, Ŝe spodoba się Bess i Johnowi. Marcus i ja idziemy teraz na górę, zejdziemy o piątej trzydzieści. Zawołaj mnie, kiedy przyjedzie ciocia Billie i Thad. – Zupełnie nie tęsknię za tym miejscem – stwierdziła Fanny, otwierając drzwi luksusowego apartamentu usytuowanego na dachu budynku. – Jaka szkoda, Ŝe zwykle stoi puste. Proponowałam Jeffrey’owi, Ŝeby z niego korzystał, ale oświadczył, Ŝe woli mieszkać w domu. Podejrzewam, Ŝe jego matka nie czuje się dobrze i chłopak chce się nią opiekować. Szanuję taką postawę wobec rodziców. Ash byłby dumny z syna, chociaŜ nigdy by się do tego nie przyznał. Myślę, Ŝe chłopiec świetnie da sobie radę. – Mam rozumieć, Ŝe bardziej podoba ci się nasz mały domek niŜ to wspaniałe otoczenie? – Marcus, kocham nasz dom, jest bardzo wygodny. Mamy
supernowoczesną kuchnię, a ja ogromnie lubię patrzeć, jak się po niej kręcisz. Uwielbiam wszystko, co wygodne i przytulne, pewnie dlatego, Ŝe jestem trochę wygodnicka. Bardzo mi przypomina nasz stary dom w Sunrise. Mamy frontowy i tylny ganek, ogród kwiatowy i warzywny, wybieg dla psa, wspaniały kominek i wannę do masaŜu wodnego. I jesteś ty, aby to wszystko ze mną dzielić. Niczego więcej nie mogłabym sobie wymarzyć. Przejście na emeryturę to prawdziwy błogostan. MoŜna się obudzić i w jednej chwili podjąć decyzję o wyprawie... to jest... jak to nazwać, Marcus? – To jest wspaniałe. Mam pomysł, chodź, weźmiemy razem prysznic. – Pańskie pomysły, panie Reed, bywają niekiedy naprawdę wyśmienite. – Prawda? Które przyjdzie później, myje drugiemu plecy. Sage Thornton stał na samym końcu płyty lotniska, a mięśnie jego Ŝołądka zacisnęły się gwałtownie. Zastanawiał się, czy będzie wymiotować. Swego brata bliźniaka rozpoznałby nawet na końcu świata, choćby widział go tylko z profilu. Kiedy Birch się odwrócił, Sage głośno wypuścił powietrze z płuc. Zupełnie jakby ujrzał przed sobą ojca. W pamięci utkwiła mu identyczna scena. Prawdopodobnie utrwalił ją sobie dawno temu, gdy jako nastolatek odbierał ojca z lotniska. Szczupły i opalony, Birch nawet z tej odległości wyglądał jak okaz zdrowia. Baseballową czapeczkę z napisem „Thornton Chickens” zsunął na tył głowy. Była wytarta i wystrzępiona. Koszulka gimnastyczna z biegnącym przez środek napisem „Babilon”, równie zniszczona, wyblakłe niebieskie dŜinsy i znoszone turystyczne buty dopełniały stroju. Z ramienia zwisała mu płócienna torba podróŜna. Na tle opalenizny jego oczy wydawały się bardziej niebieskie niŜ szafiry, a
zęby bielą przypominały perły. Mając sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, mógł patrzeć ponad głowami współpasaŜerów. Z chwilą, gdy dostrzegł Sage’a upuścił torbę i przepchnął się przez zwartą grupę opuszczających samolot podróŜnych. Stanęli twarzą w twarz, nie zwracając najmniejszej uwagi na tłum dookoła. Głos Sage’a był zdławiony, gdy powiedział: – DuŜo czasu upłynęło, Birch. – Zbyt duŜo. Okropnie tęskniłem za tobą i za mamą. No, chodź tu do mnie, ty draniu. BoŜe, jak to dobrze widzieć cię znowu, Sage. – Mówił głosem równie wzruszonym jak brat. – Zawsze wiedziałem, Ŝe z nas dwóch ty pierwszy załoŜysz rodzinę. A teraz chciałbym, Ŝebyś poznał moją Ŝonę. Sage ze zdziwienia przez chwilę nie mógł wydobyć głosu. – OŜeniłeś się! – Taak. Z najwspanialszą na świecie dziewczyną. Przez trzy łata mieszkaliśmy w namiocie – juŜ choćby ten fakt powinien ci dać pewne wyobraŜenie, co z niej za kobieta. Jest prosta i niezniszczalna, zupełnie jak mama. Czeka trochę dalej, bo chciała, Ŝebyśmy mieli parę minut tylko dla siebie. Zobaczysz, Ŝe ją pokochasz. – Birch gestem poprosił Ŝonę, by do nich dołączyła. Była wysoka niczym modelka, szczupła, ale proporcjonalnie zbudowana, z blond włosami prawie białymi od słońca. Na tle miodowej opalenizny szare oczy o gołębim odcieniu wydawały się jakby rozświetlone od wewnątrz. Sage doznał niesamowitego wraŜenia, gdy napotkał wzrok Celii. Gdzieś w głębi jego duszy rozległ się sygnał alarmowy, aŜ się cofnął o krok. Birch przedstawił ich sobie. Sage wyciągnął na powitanie rękę, dostrzegając jednocześnie kątem oka na twarzy brata wyraz niemiłego zaskoczenia. Trzeba będzie przemyśleć to sobie. Birch najwyraźniej oczekiwał, Ŝe jego Ŝona zostanie powitana bardziej entuzjastycznie.
Celia ujęła dłoń Sage’a i odezwała się głosem słodkim jak miód: – Czuję się tak, jakbyśmy się juŜ znali od dawna. Nie było dnia, Ŝeby Birch o tobie nie wspomniał. Śmiech Sage’a był nieco wymuszony. – Mam nadzieję, Ŝe dobrze o mnie mówił. – Wspaniale. Cieszę się na poznanie waszej rodziny. W namiocie przypięliśmy agrafkami zdjęcia najbliŜszych, twoje i paru innych osób. Te fotografie były pierwszą i ostatnią rzeczą, na którą patrzyliśmy zaraz po przebudzeniu i tuŜ przed zaśnięciem. – Bardzo mi to pochlebia. Mogłeś więcej pisać, Birch. – Znasz mnie. Pisanie listów to nie moja specjalność. Twoja zresztą teŜ nie. Nie próbuj mnie nabierać. – Okay, nie będę. DuŜo macie bagaŜy? Birch i Celia wybuchnęli śmiechem. Wskazali na swoje worki. – Tylko to. śyjemy bardzo oszczędnie. Będę zmuszony poŜyczyć sobie jakieś ubranie, albo pójdę na przyjęcie w tym, co mam na sobie. Zakładam, Ŝe obowiązują stroje wieczorowe. – Masz rację. To nie będzie byle co. Mama i Billie planują je juŜ od tygodni. A moŜliwe, Ŝe nawet od miesięcy. Przylecieliście tylko z wizytą czy na dobre, bo nic nie powiedziałeś. – Na stałe. Gdy napisałeś, Ŝe Bess i John odchodzą na emeryturę, uznałem, Ŝe nadeszła pora, by zająć się prowadzeniem kasyna. Dlatego tu jestem. JuŜ czas. Sage miał wraŜenie, Ŝe jego Ŝołądek lada chwila wywróci się na drugą stronę. – Wykombinowałem sobie, Ŝe zamieszkamy w apartamencie na dachu, jeśli nikt nie będzie miał nic przeciwko temu – kontynuował Birch. – Jak ci się podoba Ŝycie w Sunrise, Człowieku Rodzinny? – Uwielbiam to. Iris i dzieciaki nie chcą juŜ nawet przyjeŜdŜać do miasta. Ona mówi, Ŝe Ŝyjemy jak pustelnicy. MoŜe ma rację. – Niemal
czuł, jak spojrzenie świetlistych oczu wwierca mu się w potylicę. – Musimy kupić jakieś ubrania, Birch. Nie zdawałam sobie sprawy, Ŝe tak okropnie wyglądamy, dopóki nie przyjrzałam się, jak ludzie tutaj chodzą ubrani. W krajach trzeciego świata nikt nie zawraca sobie głowy modą. – Nie ma sprawy, kochanie. Pójdziemy prosto do jednego z butików przy kasynie i dostaniemy wszystko, co jest nam potrzebne. – Tak po prostu! – Aha. Sage zajął się wkładaniem worków podróŜnych do bagaŜnika swego samochodu. – BoŜe, nie mogę się wprost doczekać, by wejść pod prysznic. Będę pod nim stał tak długo, aŜ skończy się ciepła woda – westchnął Birch. – NajdroŜszy, musimy iść na zakupy. Nie moŜemy twojej rodziny wprawiać w zakłopotanie. – Nie, Celio, nie musimy iść na zakupy. Zadzwonimy, a oni przyślą towar na górę. Wybierzemy sobie, to co chcemy, a resztę zabiorą. MoŜesz to zrobić, gdy ja będę się pławił pod cudownym, gorącym natryskiem. Sage wcisnął swoje wielkie ciało za kierownicę. – Na dachu mieszkają mama i Marcus. Mam dla was pokój. – Pokój?! – spytała Celia. – Ściślej biorąc to apartament – odparł Sage. Sam się zastanawiał, dlaczego zabrzmiało to tak, jakby się tłumaczył. Birch odezwał się pogodnie: – Wygląda na to, kochanie, Ŝe będziesz musiała trochę poczekać zanim wprowadzimy się do tego arcynowoczesnego mieszkanka na dachu. – DuŜo się w środku zmieniło, Birch. Mama przerobiła je dla siebie, gdy tam zamieszkała. Nie mogła znieść tych wszystkich luster,
szkła i chromu. Pewnego dnia zlikwidowała dawne wyposaŜenie. Wnętrze przypomina obecnie Sunrise. Wstawiła tam nawet ten komplet czerwonych foteli. – A jak wygląda Sunrise? – dopytywała się Celia z tylnego siedzenia. – Wygodny i podniszczony. Zielone rośliny, Ŝywe kolory. Prawdziwy dom – wyjaśnił Birch. – Och – powiedziała Celia. – Zobaczysz, Ŝe przypadnie ci do serca, kochanie. – Jestem pewna, Ŝe mi się spodoba. – No więc powiedz mi coś o tym dzisiejszym przyjęciu. Albo nie, zmieniłem zdanie, opowiedz mi raczej o rodzinie. Jak się miewa mama? – Świetnie. Nigdy przedtem nie była tak szczęśliwa. Prowadzi z Marcusem cudowne Ŝycie. Mieszkają w małym domu na obrzeŜach miasta. Uprawiają ogród, podróŜują, często biorą do siebie dzieciaki, nawet na kilka dni. Naprawdę jest szczęśliwa. Kilka lat temu pogodziła się z ojcem. Na koniec okazał się całkiem fajnym facetem. – A pewnie. Jeśli chcesz człowieka, który zastrzelił swego brata, nazwać całkiem fajnym facetem, to ja się nie będę sprzeciwiał. – Nie było cię tu, Birch. Jakimś cudem sytuacja okazała się jednocześnie i zła, i dobra. JuŜ po wszystkim, a ja nie mam ochoty o tym mówić. – Jasne. Chcę tylko, Ŝebyś wiedział, Sage, Ŝe usiłowałem się stamtąd wydostać, ale zaczęła się akurat pora deszczowa i nie dało się. AŜ mnie skręcało. Do diabła, przez dziesięć dni nie mogliśmy nawet dostać się do telefonu. Uznałem, Ŝe w tym momencie lepiej będzie pozostać na miejscu. Ale ogromnie się martwiłem, Sage. – Wszyscy się martwiliśmy. – BoŜe kochany, co się z nim dzieje? Dlaczego zachowuje się tak... tak głupio? Na wyciągnięcie ręki ma Bircha, swego bliźniaka i najlepszego przyjaciela, a zachowuje się tak,
jakby siedział na desce nabijanej gwoździami. Usiłował stłumić swoje emocje. – Sunny ma się świetnie. Akurat jest w stanie remisji, na stałe mieszka w ośrodku. Prowadzi zupełnie nowe Ŝycie. Nie umiem wyrazić, ile mam podziwu dla naszej siostry. Jak na swoje ograniczone moŜliwości dobrze sobie radzi takŜe z dziećmi. – Myślę, Ŝe nie umiałabym oddać własnych dzieci do adopcji – z tylnego siedzenia odezwała się Celia. Odpowiedź Bircha świadczyła o niewzruszonej lojalności: – Umiałabyś, gdyby Sage był twoim bratem. Idę o zakład, Ŝe Iris jest cudowną matką dla dzieci Sunny. Przypomina mamę, prawda? – Nawet bardzo. Mama przekazała jej wszystkie swoje przepisy, nauczyła ją szycia i innych domowych umiejętności. Iris duŜo pomagała na koniec przy tacie. Ze wszystkimi świetnie się dogaduje. Gdy dzieciaki podrosną, być moŜe zechce wrócić do pracy na uniwersytecie, ale to nic pewnego. Poczekaj tylko, aŜ spróbujesz jej ciasta z truskawkami i rabarbarem. Będziesz przekonany, Ŝe to mama je piekła. – Billie? – Osiągnęła szczyt. Przez trzy lata pod rząd wybierano ją Kobietą Roku w przemyśle tekstylnym. Udało jej się sprzedać sześćdziesiąt pięć milionów lalek, czyli Bernie i Blossom. Nadal dobrze idą. Billie przymierza się teraz do stworzenia ich młodszego rodzeństwa. Opracowuje prototypy. Za kilka miesięcy zaczniemy sondaŜe rynku. – Wynika z tego, Ŝe kufry klanu Thorntonów są pełne, prawda? Dokładnie w tym momencie Sage zerknął w lusterko wsteczne, Ŝeby popatrzeć na wyprzedzającą ich cięŜarówkę, a pochwyciwszy spojrzenie błyszczących oczu Celii, poczuł jak cały sztywnieje. Na ramieniu Sage’a przysiadł diabeł. – Znasz mamę. Wyciąga pieniądze, ledwie się pojawią. Wszystko idzie na centrum rehabilitacyjne.
– A jaka jest sytuacja kasyna? W ostatnim liście mama chwaliła się, Ŝe jest większe i lepsze niŜ było. Przysłała mi nawet wycinek z gazety. Napisano w nim, Ŝe Vegas spodziewa się w tym roku trzydziestu trzech milionów gości. A parę linijek dalej stwierdzono, Ŝe według szacunków kaŜdy z gości przegra sto pięćdziesiąt cztery dolary. To cięŜka forsa. – Nie pokazałeś mi tego artykułu, Birch – zauwaŜyła Celia. – Nie przypuszczałem, Ŝe cię to zainteresuje, kochanie. Wyrzuciłem go. Sage zaryzykował kolejny rzut oka w lusterko. Jasne oczy odpowiedziały mu twardym i zimnym spojrzeniem. W głębi duszy zdawał sobie sprawę, Ŝe Celia usiłowała policzyć w pamięci, ile to będzie. Poczuł nerwowy tik w dolnej powiece. Birch wypytywał o wszystko dalej, nie dostrzegając odpychającego wyrazu twarzy swojej Ŝony: – Czy moŜemy się zatrzymać i przywitać z Sunny? – Jest w kasynie, Birch. Mama przywiozła ją i jej przyjaciela z samego rana. Było zupełnie jak dawniej, z tym tylko, Ŝe brakowało ciebie. Celia przechyliła się przez oparcie kierowcy. – W wózku inwalidzkim? Czy to nie jest zbyt kłopotliwe? – Nie, kochanie. Ojciec jeździł w fotelu na kółkach. Całe kasyno jest dostępne dla osób niepełnosprawnych. Zadbał o to nasz dziadek, tak Ŝe tata nie miał Ŝadnych problemów. Diabeł siedzący na ramieniu Sage’a przesunął się do tyłu. – Wzięła ze sobą psa. Harry takŜe zabrał swojego – poinformował. – Do kasyna! To takie... niehigieniczne – stwierdziła Celia. – Są tresowane – odparł Sage z irytacją. DraŜniło go, Ŝe ta dziewczyna przechyla się nad oparciem jego fotela, draŜnił go jej ciepły oddech owiewający mu prawe ucho, draŜnił jej świeŜy zapach. Nie lubił jej, kropka. Jego pierwsze wraŜenie było zdecydowanie niekorzystne.
– Zrelaksuj się, Celio. Mama zamyka na dzisiaj kasyno, tak Ŝe będą tylko przyjaciele i rodzina. To nie są zwykłe psy. UmoŜliwiają Sunny sprawniejsze poruszanie się. Myślę, Ŝe są czymś nadzwyczajnym. Celia opadła z powrotem na miękkie siedzenie. Sage zdawał sobie sprawę, Ŝe ani na moment nie odwróciła spojrzenia od głowy męŜa. – Skąd jesteś, Celio? – Z małego miasteczka w Alabamie. Liczy sobie jakieś tysiąc dwieście mieszkańców. – Wybierasz się tam z wizytą? – Nie. – Celia nie ma rodziny. Nie ma tam kogo odwiedzić. W pewnym sensie jest sierotą. To znaczy była sierotą, bo przecieŜ teraz ma mnie i całą naszą rodzinę. Prawda, kochanie? – Wiem, Ŝe pokocham twoich bliskich, Birch. Nigdy nie rozmawialiśmy o niczym innym, tylko o nich. Rano, w południe i wieczorem. Mam takie uczucie, jakbym dobrze juŜ wszystkich znała, nawet dzieci. Diabeł na ramieniu Sage’a poruszył się nieznacznie. – Czy nigdy nie opowiadałaś o swoich bliskich, Celio? – Nie było o czym mówić. A wasza rodzina jest tak interesująca. I bogata, pomyślał Sage. – Chcecie wejść frontowymi drzwiami czy wolicie wjechać na górę wprost z garaŜu? – Z garaŜu. Wyglądając tak, jak wyglądamy, zarobilibyśmy od Neala tylko kopa w tyłek. Który mamy pokój? – Ulubiony pokój taty, 2711. – O której powinniśmy być na dole? Chcesz, Ŝebym siedział w ukryciu i zrobił wielkie entree? Co przewiduje scenariusz? – Przyjęcie zaczyna się o szóstej trzydzieści. Bess i John wejdą frontowymi drzwiami, a wszyscy będą krzyczeć: „Niespodzianka!”. Z
góry polecą balony. Billie orzekła, Ŝe masz przepchać się koło stołów do gry w kości, a my znowu będziemy wrzeszczeć: „Niespodzianka!”. W tym momencie mama zemdleje, bądź więc przygotowany na to, Ŝeby ją złapać. Cieszę się, Ŝe się poznaliśmy, Celio. Och, à propos, wszyscy zrzuciliśmy się na roczną podróŜ dookoła świata dla Bess i Johna. PoŜycz te pieniądze z funduszu powierniczego, wielki bracie. – Roczna podróŜ dookoła świata. Przypuszczam, Ŝe kosztuje więcej niŜ zdołam zarobić przez całe Ŝycie. Co to za fundusz powierniczy? Masz jakiś fundusz powierniczy, Birch? Powinieneś się wstydzić, Ŝe nic mi o nim nie wspomniałeś. Ja teŜ się cieszę, Ŝe cię spotkałam, Sage. Sage oparł się o ścianę. – To wszystko jest diabła warte – wymruczał. Siedział na kufrze swego samochodu, wypalając juŜ trzeciego z rzędu papierosa. W jego myślach panował chaos. MoŜe miał zły dzień. MoŜe to nie prawda, Ŝe w oczach nowej pani Thornton zobaczył to, co zobaczył, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zachowaj swoje myśli dla siebie. Nie szukaj kłopotów, ostrzegł go jakiś wewnętrzny głos. Sage skierował się ku windzie. ZadrŜał i sam nie wiedział, dlaczego. – Nadchodzą! Właśnie nadchodzą! Przygotować się! – krzyczała Fanny, w jej głosie dźwięczało podniecenie. Wielkie drzwi otworzyły się. Bess i John Noble przestąpili próg kasyna przy akompaniamencie okrzyków: „Niespodzianka!”. Kolorowe baloniki powoli opadały na dół. Fanny podbiegła do ludzi, którzy od czterdziestu lat byli jej przyjaciółmi, i rzuciła się im na szyję. – Nie płacz, Bess, bo nie mam przy sobie chusteczek. Chcieliśmy coś dla was zrobić. ChociaŜ to i tak nie wystarczy, Ŝeby podziękować za wszystko, co wy zrobiliście dla naszej rodziny. – Ani sekundy dłuŜej
nie była juŜ w stanie utrzymać sekretu i wyrzuciła z siebie najwaŜniejszą nowinę: – Zafundowaliśmy wam podróŜ dookoła świata! Całoroczną, Ŝebyś nie musiała nic robić, tylko spędzać czas ze swoim męŜem. Powiedz, proszę, Ŝe macie na nią ochotę. – Ja powiem za nas oboje – oświadczył John. – W zeszłym tygodniu rozmawialiśmy właśnie o wybraniu się na jakąś wycieczkę. MoŜe nie tak wielką... Ale podróŜ dookoła świata przyjmujemy, prawda, Bess? – Tak. Fanny... – Ćśś, cała przyjemność po naszej stronie. Wszyscy się na nią złoŜyli. Wasze dzieciaki spakowały walizki. Prawdopodobnie nie wrzuciły tam wszystkiego, co trzeba, więc jeśli pobawicie się trochę trzecim automatem od lewej w drugim korytarzu, zdobędziecie pieniądze na nowe ubrania. – Och, Fanny... jesteś taka kochana. – Hej, swoim gadaniem zabieram zbyt duŜo czasu. Kolejka za mną robi się coraz dłuŜsza. Wszyscy chcą was ucałować i uściskać. Punktualnie o północy podjedzie po was samochód, zupełnie jak po Kopciuszka. Będzie mi was bardzo brakować... – Mamo, popatrz tam, koło stołów do gry w kości – szepnął jej Sage do ucha. – Czy to moŜliwe? Birch? Tak, to on! Sage usunął się na bok, gdy jego brat porwał matkę w objęcia i zakręcił nią, aŜ zawirowało jej w głowie. – Och, Birch, jak dobrze cię widzieć. Wyglądasz świetnie, zupełnie jak ojciec, gdy był w twoim wieku. Co za cudowna niespodzianka! – Mamo, to jest Celia, moja Ŝona. – OŜeniłeś się i nikomu nic nie powiedziałeś! – Och, ona jest jedyna w swoim rodzaju. Nie przypuszczałem, Ŝe kiedykolwiek spotkam kogoś takiego, jak ona. Jest tak wspaniała, Ŝe aŜ
mi dech zapiera. Przyjechaliśmy na stałe. Od poniedziałku chciałbym zacząć pracę, jeśli ci to odpowiada. Sage, mając Ŝonę u boku, patrzył, jak brat przyciąga Celię ku matce. Brwi starszej pani uniosły się na widok stroju synowej, co Sage mógł bez przeszkód obserwować z miejsca, gdzie stał. Był pewien, Ŝe wzrok go nie myli, gdy dostrzegł, Ŝe plecy matki zesztywniały. Celia miała na sobie obcisłą, rozciętą z boku sukienkę bez ramiączek i bez pleców, całą naszywaną cekinami. Gdy synowa zbliŜyła się, Fanny wyciągnęła rękę, ale nie pocałowała synowej, ani nie uścisnęła. – Tak się cieszę, Ŝe cię widzę, Celio. Witaj w rodzinie. Jak ci się podoba „Babilon”? – Jest... fantastyczny. Całe popołudnie robiłam zakupy. Mieszkanie w namiocie i kąpiele w wodospadzie są... tu jest po prostu wspaniale. W głowie mi się nie mieści, Ŝe to wszystko jest twoją własnością. – W pierwszej chwili wywiera duŜe wraŜenie. Ale bardzo szybko staje się po prostu miejscem, gdzie się robi interesy. Iris odwróciła się, by popatrzeć na ludzi otaczających Bess i Johna. – Sage, co byś zrobił, gdybym ja się tak ubrała? Przy niej czuję się trochę jak druhna zastępowa. Jak na kogoś, kto mieszkał w namiocie i mył się w wodospadzie, ona zadziwiająco dobrze wygląda w tych diamentach. Wydaje mi się, Ŝe mówiłeś, Ŝe oni mają tylko jakieś łachy. – Wybrała się na zakupy – syknął Sage. – Mama nie objęła jej ani nie ucałowała tak, jak ciebie przy pierwszym spotkaniu. – Zajęła stanowisko: „Poczekamy, zobaczymy”. JuŜ Birch był dostatecznym szokiem. Połącz to z nową synową, która wygląda jak dziewczyna z rewii, a będziesz miał odpowiedź. Co o niej myślisz? Sage uchylił się od odpowiedzi. – Birch ją kocha. NiewaŜne, co inni o niej myślą. Po prostu jest tutaj. Prawdopodobnie się denerwuje i musiała się juŜ chyba
zorientować, Ŝe nie jest właściwie ubrana. – Mylisz się. Buty, które ma na sobie, kosztują osiemset dolarów. W zeszłym tygodniu oglądałam takie w sklepie. Wyraźnie widać, co to za kobieta. W dodatku jest znacznie młodsza od Bircha. Wygląda dość sympatycznie, ale nie sądzę, bym ją polubiła. Sage westchnął tak głośno, Ŝe Iris pociągnęła go za ramię. – TeŜ jej nie lubisz, prawda? Czekałeś, aŜ ja to powiem. Powinniśmy dać jej szansę. Pierwsze wraŜenia nie zawsze się sprawdzają. Proponuję, Ŝebyśmy nieco przyhamowali i zaczęli się odpowiednio zachowywać, bo to, co robimy, jest nie fair. Zgadzasz się ze mną? – Jasne, kochanie. I moim zdaniem wcale nie wyglądasz jak druhna zastępowa. A to, co nosisz, jest bardzo stylowe i świetnie się w tym prezentujesz. – Ciocia Billie uszyła tę suknię specjalnie dla mnie. Zrobiła jeszcze jedną dla Sunny, no i oczywiście taką samą dla Billie. Sunny juŜ od dawna tak dobrze nie wyglądała. Pewnie dlatego, Ŝe jest szczęśliwa. – Myślę, Ŝe tak. Pójdę sprawdzić, co robią dzieciaki. Lexie przypuszczalnie chlapie się juŜ w którymś basenie. – Marcus ich pilnuje. Zbierali kwiaty dla Sunny w jednym z wiszących ogrodów. – Sprawdzę to. Moja kolej na uściskanie Bess i Johna. Zobaczymy się później, przy bankietowym stole. Siostra Sage’a pomachała do nich z drugiego końca sali. Przepchnąwszy się do niej, Iris pochyliła się, by ucałować bratową i Harry’ego, który zaparkował swój fotel na kółkach nieopodal fotela Sunny. Psy siedziały tuŜ obok, kaŜdy koło swojego pana. – Jest ona jedną z dwóch osób, które na całym wielkim świecie najbardziej lubię. O, właśnie nadchodzi ta druga – powiedział Birch, gdy zobaczył Billie popychającą przed sobą Sunny w wózku
inwalidzkim. Iris obserwowała, jak Birch uścisnął i ucałował obie siostry, zanim przedstawił im swoją Ŝonę. Wyraz niesmaku na obliczu Billie był tak ulotny, Ŝe Iris zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem go sobie nie wyobraziła. Nabrała jednak pewności, gdy Sunny, na swój własny, niepowtarzalny sposób, dała jej do zrozumienia, Ŝe teŜ go spostrzegła. – Harry i ja zastanawialiśmy się, czy moŜemy juŜ ruszyć do bankietowego stołu. Zapomnieliśmy przynieść śliniaki. – Krytycznie przyglądając się Celii stwierdziła: – Od czasu do czasu cieknie nam po brodzie. Co by to było, gdyby ci się coś takiego przytrafiło się tobie i zapaćkałabyś tak wspaniałą toaletę? – spytała bratową. – Myślę, Ŝe trzeba by ją było oddać do pralni. – Zapytana krytycznie przyglądała się męŜowi, który rozmawiał z Harrym, towarzyszem Sunny. – W pralni zniszczono by ją z kretesem – stwierdziła Billie. Celia skrzywiła się. – Myślę, Ŝe dokonałam złego wyboru, decydując się na tę suknię. Birch tyle razy mi opowiadał, jakie to wspaniałe miejsce, jak tu wszystko lśni i połyskuje, uznałam więc, Ŝe będzie odpowiednia. Nie miałam racji. Ale kusiło mnie strasznie. Tak długo nosiłam obcięte dŜinsy i powyciągane koszulki gimnastyczne, Ŝe nie mogłam się oprzeć pokusie. Kupowałam bez zastanowienia. Mam nadzieję, Ŝe nikogo nie obraziłam. – Tylko moją matkę i mnie – powiedziała Sunny. Billie odchrząknęła, a Iris odwróciła wzrok. – Czy coś mnie ominęło? – spytał Birch. – Nie. Sunny właśnie się ze mną zgodziła, Ŝe jestem nieodpowiednio ubrana. Przypuszcza, Ŝe twoja matka poczuła się dotknięta. – A widzisz. Mówiłem ci to, ale nie chciałaś słuchać. – Birch
uszczypnął Ŝonę w policzek zanim odszedł do Bess i Johna Noble’ów. – Czy te diamenty są prawdziwe? – spytała Sunny. – Jubiler twierdził, Ŝe tak. Birch nalegał, Ŝebym je wzięła. Powiedział, Ŝe chce, Ŝebym dziś wieczór jaśniała. Głos Sunny brzmiał bardzo oficjalnie, gdy oświadczyła: Nasza rodzina nie naleŜy do tych, które się afiszują. Prawdę mówiąc, jesteśmy dość skromni. Mama zawsze mawiała, Ŝe mniej znaczy więcej, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. – Tak. Dziękuję za objaśnienie mi tego wszystkiego. – Cała przyjemność po mojej stronie – odparła Sunny. – Przepraszam. Birch kiwa na mnie, Ŝebym podeszła. – Sunny, to chyba było trochę nie fair – zauwaŜyła Billie. – Ale za to szczere, do cholery. Widziałam jej twarz, gdy patrzyła na mnie i na Harry’ego. Malował się na niej niesmak. Spytaj Iris, jeśli mi nie wierzysz. – Iris przytaknęła z bardzo nieszczęśliwą miną. – Jest w nowym dla siebie otoczeniu. Wszyscy jesteśmy dla niej obcy. Ubrała się nieodpowiednio, ale z tego nic nie wynika. Z pewnością kaŜdej z nas choć raz się zdarzyło za bardzo wystroić lub odwrotnie, ubrać zbyt skromnie. Nie twórz problemów tam, gdzie ich nie ma, Sunny. Ona jest Ŝoną Bircha – powiedziała Billie. Harry, dotąd milczący, teraz odezwał się: – Kiedyś malowałem portrety. Nawet dobrze mi to szło. Krytycy zawsze twierdzili, Ŝe najlepiej wychodziły mi oczy. To dlatego, Ŝe są one zwierciadłem duszy. A ta młoda kobieta nie ma duszy. Taka jest moja opinia. Chodźmy do stołu, Sunny. Ręce trzęsą mi się dzisiaj mniej niŜ tobie, więc pozwól, Ŝe cię obsłuŜę. Wrócimy tutaj, Ŝeby nie jeść na widoku, dobra? – Jasne. Przypilnujecie nasze psy? – Oczywiście – odparła Billie. – Jestem pełna podziwu dla Sunny – oświadczyła Iris, a słowa
uwięzły jej w gardle ze wzruszenia. Głos Billie brzmiał bardzo miękko, gdy odparła: – Ja teŜ. – Birch źle to rozegrał. Myślę, Ŝe tu jest pies pogrzebany. Byłoby znacznie milej, gdyby poczekał i zrobił ze swego ślubu prawdziwą rodzinną imprezę, wówczas Celia znalazłaby się w samym centrum uwagi. Z drugiej strony rozumiem go, zwłaszcza gdy pomyślę, gdzie on do tej pory przebywał. Podobno Birch planuje od poniedziałku zabrać się do roboty. Nikt mu chyba jeszcze nie wspomniał o Jeffreyu. Sage twierdzi, Ŝe informowanie o tym brata nie do niego naleŜy. UwaŜa równieŜ, Ŝe Birch nie nauczył się dotychczas schodzić na drugi plan. Czy to znaczy, Ŝe szykują się kłopoty, Billie? – Intuicja mi podpowiada, Ŝe tak. Ale nie martwmy się o to dziś wieczór. Jesteśmy tu po to, Ŝeby się dobrze bawić, no więc się bawmy. – Czy wyglądam jak kobieta niemodna i nieatrakcyjna, Billie? – Ani trochę. – To dlaczego tak się czuję? – PoniewaŜ nasz cichy, spokojny światek przeŜył inwazję blond seksbomby. Sama teŜ czuję się podobnie. A wychodząc z domu byłam przekonana, Ŝe wyglądam całkiem dobrze. – Usiłujesz mi zatem powiedzieć, Ŝe jesteśmy zazdrosne. – Wcale nie. Jesteśmy tym, kim jesteśmy, a ona jest tym, kim jest. – Sage dostrzega coś, czego my nie widzimy. Był cały rozdygotany na samą myśl, Ŝe wyjedzie po Bircha na lotnisko. Z tego podniecenia trzy noce nie spał. Miał nawet ochotę zabrać ze sobą dzieciaki, Ŝeby się nimi od razu pochwalić. Chciał, Ŝeby jego brat je poznał. A kiedy wrócił, wszystko zrobiło się takie... smutne. Było mi go tak Ŝal, Ŝe mało się nie popłakałam. Miał mnóstwo wspaniałych planów, tyle oczekiwań i nagle ta nowa Ŝona wszystko przekreśliła. Sage obawia się, Ŝe dojdzie do jakiegoś spięcia, gdy Birch odkryje, Ŝe to Jeff podpisał kontrakt na
zarządzanie „Babilonem”. – Sytuacja sama się rozwiąŜe, Iris, zobaczysz. Wkroczy mama i zrobi to, co zwykle, czyli wprowadzi porządek i nada wszystkiemu sens. – Nie tym razem, Billie. Birch ma teraz Ŝonę, a to znaczy, Ŝe ona będzie miała swój udział we wszystkim, co on powie czy zrobi. Właśnie przyszedł Jeff. JakiŜ on podobny do waszego ojca. Ruby jest naprawdę miła, bardzo ją lubię. Cieszę się, Ŝe mama przyjęła ją do rodziny. Tu jest jej miejsce. Od razu chciała się dowiedzieć, do czego mogłaby się przydać. Z punktu stała się jedną z nas. I wygląda tak cholernie normalnie w porównaniu z... Celią. Myślałam, Ŝe przyprowadzisz dziś swojego chłopaka. – Jest na słuŜbie. Detektywi muszą być dyspozycyjni przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. MoŜe później tu zajrzy. To nic powaŜnego, Iris. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, mam dla niego sporo sympatii i z wzajemnością. Nie tylko słucha tego, co mówię, ale naprawdę to rozumie. Lubię takich męŜczyzn, ale nie zamierzam się powaŜnie angaŜować. Wolę naleŜeć sama do siebie, podejmować autonomiczne decyzje. SłuŜy mi to, podobnie jak Ŝycie małŜeńskie i wychowywanie dzieci słuŜy tobie. – A jak sądzisz, co słuŜy Celii Thornton? – Pieniądze Thorntonów. – Jestem tego samego zdania. – Sunny się oblała. Chodź, doprowadzimy ją do porządku. – Billie, Sunny piła jakiś napój chłodzący i butelka wyśliznęła jej się z ręki. Jake... choć przecieŜ jeszcze bardzo mały, znakomicie się znalazł. Wytarł ją i powiedział: „Do licha, mamo, mnie się ciągle coś takiego przytrafia”. Oczy Sunny wypełniły się łzami i Jake je otarł. Długo mówił coś do niej szeptem, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Przypuszczam, Ŝe opowiedział jej coś zabawnego, bo zaczęła się
śmiać. RównieŜ dla Harry’ego jest bardzo dobry. Ash dołoŜył starań, by Jake rozumiał, Ŝe jego matka jest niepełnosprawna. I wiesz, Billie, chłopak naprawdę to pojął. Czy myślisz, Ŝe będzie taki, gdy dorośnie? Ze wszystkich sił staram się utrwalić w nim to, czego nauczył go twój ojciec. – Jake zawsze idealizował dziadka. Wierz mi, Iris, nauki mojego ojca nie wywietrzeją z głowy tego chłopca. Doceniam, Ŝe mi o wszystkim powiedziałaś. Dziesięć minut przed północą na sygnał dany przez Fanny zagrzmiały werble. – Panie i panowie, nadszedł czas, by nasi honorowi goście wsiedli do samochodu, który odwiezie ich na lotnisko, skąd udadzą się w pierwszy etap swojej podróŜy. Prosimy dla nich o wielkie brawa. Państwo Noble ruszyli w stronę drzwi. Po twarzy Bess ciekły łzy, gdy machała wszystkim na poŜegnanie. W tłumie wzrokiem szukała Fanny. – Szczęśliwej podróŜy, przyjaciele. Róbcie duŜo zdjęć i wysyłajcie co tydzień kartkę. – Fanny, nie powinnam teraz wyjeŜdŜać, to nie jest odpowiedni czas. Ta dziewczyna oznacza kłopoty. Wyczuwam je przez skórę, i to wcale nie dlatego, Ŝe tak się ubrała. Johnowi bardzo się jej kreacja spodobała. Jest w Celii coś, co budzi mój niepokój. – Nie martw się, Bess. Mam trasę waszej podróŜy. Zadzwonię, jeśli pojawią się problemy. No, staruszko, to przecieŜ ja. Osoba, która miewa kryzysy Ŝyciowe przynajmniej dwa razy na miesiąc. Jedź i cudownie spędzaj czas. JuŜ trąbią na ciebie. – Chodź, Fanny, czas iść na górę. Drzwi kasyna zostały otwarte dla gości. Przyjęcie się skończyło. Widzisz, zupełnie niepotrzebnie się martwiłaś. Cała rodzina siedzi w „Harem Lounge”. Piją ostatni kieliszeczek przed snem. Prosili, Ŝebyśmy się do nich przyłączyli –
powiedział Reed. Fanny skinęła głową. – Marcus, jak mam powiedzieć Birchowi, Ŝe będzie zmuszony pracować pod kierownictwem przyrodniego brata? – Powiedz mu to wprost, Fanny. Czy moŜe myślisz o wycofaniu się z umowy? – Nigdy w Ŝyciu bym tego nie zrobiła. – Zatem nie ma innego wyjścia poza szczerym i otwartym stwierdzeniem faktu. Wspomniałaś, Ŝe Birch i Sage razem tu kiedyś pracowali. Prowadzenie tego miejsca moŜe dostarczyć zajęcia w pełnym wymiarze godzin nawet sześciu ludziom, co tu mówić o dwóch. Z tego, co powiedziałaś, wynika, Ŝe obecny Birch jest zupełnie inny od tego, który wyjechał stąd przed laty. Jest teraz starszy, mądrzejszy, bardziej dojrzały, no i ma Ŝonę. – Zastanawiam się, czy z tego nie wynikną jakieś problemy. – Popatrz tylko. Ciekawe, o czym oni mówią – powiedział Marcus. Fanny spojrzała w głąb saloniku. Jej dzieci rozsiadły się przy barze. Celia ulokowała się jednym ze stołków, pokazując nogi niemal do pasa. Po jej prawej stronie siedział Birch, pogrąŜony w rozmowie z Sage’em. Z lewej przysiadł Jeffrey Lassiter. Celia obróciła się z krzesłem tak, Ŝe twarz miała teraz zwróconą do Jeffreya. Gdy się odezwała, w jej głosie brzmiało rozbawienie i udawana nieśmiałość: – A kim ty moŜesz być? Jeffrey Lassiter uśmiechnął się: – Ja? Jestem nieślubnym synem, który pewnego dnia zostanie właścicielem tego kasyna.
Rozdział drugi Sunny Thornton szturchnęła łokciem męŜczyznę siedzącego obok niej O w fotelu na kółkach. Konspiracyjnym szeptem zapytała: – Czy zauwaŜyłeś to samo, co ja, Harry? Chudy jak tyczka rudzielec o twarzy usianej piegami odszepnął w odpowiedzi: – To ty przecieŜ krzyczałaś, Ŝe uczenie się mowy ciała i czytania z ruchów warg nie ma sensu, no, ale mniejsza z tym. A co do twojego pytania, to oczywiście, Ŝe widziałem to samo, co ty. – Szykują się nam kłopoty. Mama była przyparta do muru, gdy zaproponowała memu przyrodniemu bratu przejęcie obowiązków Bess i Johna. Ale teraz, gdy Birch wrócił, będzie nas to cholernie duŜo kosztować. Co w tej sytuacji powinnam zrobić, Harry? – Jak na razie Jeff powiedział tylko, Ŝe jest nieślubnym synem, co jest prawdą, i Ŝe któregoś dnia stanie się właścicielem tej budy. Trochę się zagalopował, ale wykluczyć tego nie moŜna. Tyle tylko, Ŝe jeśli zaczniesz gadać, to moŜe się okazać, Ŝe nie będziesz umiała w porę przestać. A jak powszechnie wiadomo, w razie jakichkolwiek wątpliwości najlepiej nic nie robić. – Nie lubię Celii. Flirtuje z Jeffem pod samym nosem Bircha, na oczach nas wszystkich. – Dopiero co ją poznałaś, Sunny. Pierwsze wraŜenia są czasami... – Widziałam, jak ona patrzyła na ciebie, na mnie, na nasze wózki inwalidzkie i na psy. Naprawdę nie jestem małostkowa i wiele rzeczy potrafię zrozumieć, ale nie umiem się pogodzić z wyrazem obrzydzenia, jak dostrzegłam w jej oczach. Mówię ci, Harry, Ŝe szykują się nam kłopoty. Wiszą w powietrzu, potrafię je wywęszyć, dają się niemal dotknąć. JeŜeli uwaŜasz, Ŝe naleŜy siedzieć cicho, to lepiej juŜ teraz wracajmy do centrum.
– Chodźmy się w takim razie poŜegnać. – Tak wcześnie wychodzisz, Sunny? – spytała Iris, – Kto wcześnie wstaje, ten wcześnie chodzi spać. Powinniśmy unikać nadmiaru wraŜeń. Iris uśmiechnęła się. – Ooo, jak to świetnie brzmi. Sunny rzuciła spojrzenie w stronę baru, po czym wzruszyła ramionami. – Czy nie zechciałabyś odprowadzić nas do samochodu, kiedy się juŜ poŜegnamy? Jeden z chłopców zabrał psy kilka minut temu. – Jasne, Ŝe tak. Zresztą na mnie i na Sage’a takŜe juŜ czas. – Głos Iris zadrŜał, gdy dodała: – Po prostu kocham tego twojego brata. – On ciebie kocha równie mocno. Sam mi powiedział, Ŝe jego świat był niepełny, dopóki ty nie pojawiłaś się w jego Ŝyciu. Bycie kochanym ogromnie podnosi na duchu. – I znów spojrzenie Sunny pomknęło ku barowi. Bez trudu odwróciła fotel, mocniej uchwyciła drąŜek sterowniczy i ruszyła przez salon, nie zwracając uwagi na wyciągnięte nogi Celii. – O rany Boskie! – AleŜ ze mnie niezdara. Przepraszam – rzuciła Sunny przez ramię, zatrzymując swój wózek koło matki. – Widziałam to, Sunny. – Jak słowo daję, ze mną jest coraz gorzej. – Doprawdy?- – wycedziła Fanny. – Jak w takim razie wyjaśnisz fakt, Ŝe przed dwoma ledwie tygodniami wygrałaś w centrum wyścigi w fotelach na kółkach? – Miałam trochę szczęścia, nic więcej – mruknęła Sunny w odpowiedzi. – Harry i ja chcemy juŜ jechać. Zobaczymy się w przyszłym tygodniu. Do widzenia wszystkim! Birch objął siostrę mocno i wyszeptał jej do ucha: – No i co, starsza siostro, co myślisz o mojej nowej Ŝonie? Zwala z