BECCA
Pocięte ręce i zamknięte drzwi
Listopad
Nell siedziała naprzeciwko mnie. Ręce chowała w rękawach płaszcza. Nie patrzyła mi w oczy, tak jak
przy kilku poprzednich spotkaniach.
Uciekła w połowie swojego przemówienia w domu pogrzebowym, a potem, kiedy znów ją
zobaczyłam, na cmentarzu, była ze starszym bratem Kyle’a. W każdym razie podejrzewałam, że to
on. Nie widziałam go, odkąd miałam dziesięć czy jedenaście lat. Był od nas o jakieś pięć lat starszy i
tak też wyglądał. Był ogorzały i onieśmielający, zwłaszcza w garniturze, choć musiałam przyznać, że
był też zjawiskowy. Miał ciemne włosy, długie i trochę rozczochrane, i przenikliwe niebieskie oczy
przesycone dojrzałością i czymś znacznie głębszym.
Tylko kilka razy słyszałam, żeby Kyle o nim mówił. Pamiętam, że był samotnikiem. Większość czasu
spędzał w swoim pokoju albo w starej szopie, która służyła mu za warsztat. W liceum miał kłopoty.
Tyle pamiętałam, a raczej tyle słyszałam. Wyjechał z Michigan w dniu ukończenia szkoły. Zostawił
wszystko. Pamiętam, jak Kyle o tym opowiadał. Nic nie rozumiał i czuł się dotknięty, chociaż miał
dopiero jedenaście lat. Colton wyjechał i już.
A potem pojawił się na pogrzebie, a Nell wysiadła z jego wielkiego pick-upa. Co z nim robiła?
Trzymałam Jasona za rękę, staliśmy przy grobie, pod zadaszeniem i nie wiedziałam, co się dzieje.
Czemu przyjechał? Przecież zostawił rodzinę, młodszego brata i z tego, co wiedziałam, rzadko się
odzywał. A teraz Nell trzyma się z nim w dniu pogrzebu jej chłopaka? Starałam się nie czuć
zdradzona. Nie patrzyła na mnie. Na nikogo. Stała przed trumną z drewna czereśniowego z
mosiężnymi okuciami. Mokra trawa wokół grobu przykryta była sztucznym trawnikiem. Nell
wyglądała, jakby chciała wskoczyć do tej głębokiej, ciemnej dziury i zostać tam z Kyle’em.
Kiedy się zachwiała, Colton ją złapał. Nie chciałam, żeby jej dotykał. Ona należy do Kyle’a.
Odbierałam emanujący z Jasona gniew i wiedziałam, że czuje mniej więcej to co ja.
Kiedy urzędnik wygłaszał nic nieznaczące słowa, usiadła na krześle i pustym wzrokiem wpatrywała
się w przestrzeń. Płakałam cicho, tak jak matka Kyle’a i pani Hawthorne. Jak bardzo wielu ludzi, z
wyjątkiem Nell. Ona nie płakała, przynajmniej ja nie widziałam.
Kiedy wszystkie słowa zostały już powiedziane, wrzuciła do grobu kwiat, a potem odwróciła się i
odbiegła. Chwiała się na szpilkach, więc zrzuciła je z nóg, a gips obijał się o jej bok. Kto za nią
pobiegł? Colton. Słyszałam szepty. Ludzie zadawali na głos te same pytania, które ja stawiałam sobie
w głowie.
Teraz siedziała naprzeciwko mnie z kubkiem kawy i nieuważnie mieszała ją wyszczerbioną łyżeczką.
Poszłyśmy na obiad u mnie, w Ann Arbor. Przyjechała tu, bo ja byłam uziemiona zajęciami i pracami
domowymi. Zgodziła się, kiedy zadzwoniłam rano i spytałam, czy znajdzie kilka godzin na
spotkanie, ale głos miała apatyczny i zrezygnowany.
Łyknęłam kawy i patrzyłam, jak wprawia w niekończący się wirowy ruch karmelowe odmęty.
– Nell? Widziałaś się z kimś?
– Z kim? – Spojrzała na mnie przelotnie, ale zaraz wróciła do mieszania. Z rękawów szarej
polarowej bluzy North Face wystawały tylko koniuszki jej palców.
Wzruszyłam ramionami.
– Z kimś. Z terapeutą. W sprawie tego, co się stało.
Pokręciła głową, a koniuszek luźnego warkocza podskoczył jej na ramieniu.
– Nie. Nic mi nie jest.
– Nie wydaje mi się
W końcu popatrzyła mi w oczy i widziałam, że jest zła.
– A uważasz, że powinno mi nic nie być? On umarł trzy miesiące temu. Kochałam go. Co mi na to
pomoże terapeuta? Powie, że to nie moja wina? Będzie truł o zaakceptowaniu wszystkich etapów
żałoby? Nie potrzebuję słuchać tych bzdur. – Odwróciła wzrok. Przez okno patrzyła na chłodne,
pochmurne październikowe popołudnie. – Chcę go mieć z powrotem.
– Wiem.
– Nic nie wiesz. – Ostatnie słowa wypowiedziała syczącym szeptem, a w jej oczach widziałam
wwiercający się we mnie ból.
– Nell… – Chciałam jej pomóc, zmusić do mówienia.
Ale nie dała się. Od tamtego pierwszego dnia w jej pokoju nie powiedziała ani słowa na temat
wypadku. Nie poszła na żadną z uczelni, na które została przyjęta. Mieszkała z rodzicami, chodziła
do szkoły pomaturalnej w Oakland i pracowała w biurze u ojca. Wydawało się, że podejmuje jakieś
działania, ale ja czułam, że przestała żyć.
– Muszę iść – powiedziała. Dopiła kawę i wstała.
– Dopiero przyszłaś.
– Przepraszam. Muszę iść.
Położyłam na stole pieniądze za kawę. Burczało mi w brzuchu, bo w intencji lunchu z nią nie jadłam
śniadania.
– W porządku.
Chyba usłyszała w moim głosie irytację.
– Przepraszam, Beck. Po prostu… Nie umiem być teraz dobrą przyjaciółką.
– Nie o to chodzi. – Wyszłam za nią na chłodne jesiennie powietrze i po drodze zapięłam płaszcz. –
Martwię się o ciebie.
Zatrzymała się, odwróciła i popatrzyła na mnie.
– Wiem. Wszyscy się martwią. Nie wiem, co powiedzieć. Muszę przez to przejść, ale nie wiem jak i
nikt nie może mi pomóc. Idę do domu. Chcę być sama. – Drapała się przez polar po prawej ręce,
jakby w nerwowym odruchu.
Przyjrzałam się jej.
– Nell, nic sobie nie wstrzykujesz, prawda?
Wzdrygnęła się i opuściła rękę.
– Nie! Oczywiście, że nie.
– Pokaż mi rękę. Tę, w którą się drapałaś.
Splotła ramiona pod biustem.
– Nie. Nie martw się o mnie. Przysięgam ci na grób Kyle’a, że nie ćpam.
Słyszałam, że mówi szczerze i nie miałam innego wyjścia, jak tylko uwierzyć. Nachyliłam się, żeby
ją objąć i wyczułam w jej oddechu alkohol.
– Ale pijesz. – Objęłam ją mocno, nie chciałam puścić.
Popatrzyła na mnie.
– Trochę, od czasu do czasu. To mi pomaga i tyle. Lepiej daję sobie radę, ale panuję nad tym. –
Wątpliwości musiałam mieć wypisane na twarzy. – Jestem dorosła. Mogę pić, jeśli mam ochotę.
– Nie masz jeszcze prawa do picia. – Zmrużyłam oczy.
Parsknęła.
– Nie bądź takim sztywniakiem. Gdyby to się nie stało i tak piłabym w college’u. Teraz po prostu
okoliczności są inne. – Sięgnęła do torebki po kluczyki. – Zobaczymy się kiedy indziej, dobrze?
– Możesz prowadzić? – spytałam.
– Jezu! Tak! Nic mi nie jest. Jesteś gorsza niż moi rodzice. Oni przynajmniej dają mi święty spokój.
– Może nie powinni – odgryzłam się. – Może powinni się o ciebie martwić. Ja się martwię.
Przerażasz mnie.
– Jesteś moją przyjaciółką. Powinnaś mnie rozumieć i wspierać.
– Rozumiem. I wspieram. Ale to nie znaczy, że będę siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak nikniesz w o-
oczach. – Zacisnęłam zęby, kiedy zająknęłam się na ostatnim słowie. Zamknęłam oczy i skupiłam się.
Już się nie jąkałam, a na pewno nie publicznie. – Wiem, że minęło dopiero kilka miesięcy, ale tobie
się nie poprawia, jest coraz gorzej.
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, czego ode mnie chcesz. On był nie tylko moim chłopakiem, ale też najlepszym
przyjacielem. Znałam go całe życie. Widywałam go codziennie przez osiemnaście lat. – Ręka jej
zadrżała, więc zacisnęła ją w pięść, a niepomalowane paznokcie zatopiła w skórze. – Był wszystkim.
A teraz go nie ma. Jakim cudem miałoby mi być lepiej?
– Nie wiem, Nell. Nie wiem. Wiem, że nie potrafię zrozumieć, przez co przechodzisz.
– Więc przestań próbować.
– Ale…
Nachyliła się i pocałowała mnie w policzek.
– Jadę. Dzięki za kawę. Odezwę się. – Nie odwracając się za siebie, wsiadła za kierownicę lexusa
swojej matki.
Patrzyłam, jak odjeżdża, a serce pękało mi z żalu. Nie była pijana, ale niepokoiłam się, że okazałam
się złą przyjaciółką, pozwalając jej prowadzić, mimo że wyczułam od niej alkohol. A to drapanie się
po ręce? Ben tak robił i wiem na pewno, że wtedy ćpał. Ale nie okłamałaby mnie, nie przysięgałaby
na grób Kyle’a. Znałam ją wystarczająco dobrze, żeby być tego pewna.
Prawda?
Jasona znalazłam w siłowni zarezerwowanej dla drużyny futbolowej. Siedział na ławeczce i ćwiczył
nogi, podnosząc ciężar, który wydawał mi się niewiarygodny. Nie miał koszulki, a jego ciało lśniło
od potu. Mięśnie nabrzmiały mu od ćwiczeń. Chociaż byłam przybita, nie mogłam powstrzymać
pomruku pożądania, który się przeze mnie przetoczył. Obserwowałam, jak podkula nogi, aż kolana
przylegają do piersi, potem powoli wypuszcza powietrze i prostuje. Kosztowało go to sporo wysiłku.
Był sam w sali, więc zaszłam go od tyłu. Nie słyszał mnie, bo maszyna trochę zgrzytała, a on głośno
oddychał. Zaczekałam, aż zrobi przerwę, a potem położyłam mu ręce na piersi.
– Cześć, skarbie.
Wykrzywił głowę i popatrzył na mnie do góry nogami.
– Cześć, śliczna. Co tu robisz? Myślałem, że umówiłaś się z Nell. – Nachyliłam się, żeby go
pocałować. Na wargach poczułam pot, a na języku napój Gatorade. – Jestem cały mokry, czy to nie
obrzydliwe?
– A narzekałam kiedyś, że jesteś spocony? – Musnęłam palcami jego szczękę. – To seksowne. Kręci
mnie patrzenie, jak ćwiczysz. – Chociaż byliśmy sami, mówiłam szeptem.
Uśmiechnął się, ale musiał zobaczyć w moich oczach troskę.
– Co jest, Beck? Gdzie Nell? – Zszedł z ławki i wstał.
Nie pozwoliłam mu się objąć. To, że lubiłam, kiedy był cały mokry i nie przeszkadzało mi to w
całowaniu go, nie znaczyło jeszcze, że chcę mieć jego pot na ubraniu. Wiedział o tym, bo wziął mnie
tylko za ręce.
– Poszła.
– Tak szybko? – Rozpinał mi płaszcz, guzik za guzikiem.
Pokiwałam głową.
– Tak. Martwię się o nią. Spóźniła się pół godziny, wypiła filiżankę kawy i pojechała. – Zsunął mi
płaszcz i zawiesił na jednym z urządzeń. – Pokłóciłyśmy się. A my się nigdy nie kłócimy. Jest
zamknięta w sobie, broni się.
– Przechodzi przez piekło, przecież wiesz. – Wyjął z torby ręcznik, otarł twarz, szyję, pierś i dopiero
wtedy pozwoliłam mu się wziąć w ramiona.
Westchnęłam w jego skórę.
– Wiem. Ale… zachowywała się dziwnie. Cały czas drapała się po ręce i śmierdziało od niej
alkoholem.
To go zdziwiło.
– Piła? O trzynastej w sobotę?
– No właśnie. Zaniepokoiło mnie to drapanie. Ben się tak drapał, kiedy ćpał.
Zmrużył oczy.
– Bierze jakieś prochy?
Pokręciłam głową.
– Już nie. W zeszłym roku był na odwyku i od tamtej pory jest czysty. Zrobił to dobrowolnie. Ale
Nell? Myślałam, że w ogóle nie wie, co to narkotyki, nie mówiąc już o braniu ich.
– Pytałaś ją? – Muskał ustami moje włosy, skroń, ucho.
– Oczywiście. Przysięgła na grób Kyle’a, że to nie to.
Przez chwilę się zastanawiał.
– Sam nie wiem. Może to po prostu wysypka.
Pokręciłam głową.
– Przez cały czas chowała ręce w rękawach. Nie chciała mi pokazać.
– Ale co możemy zrobić? Powiedzieć jej rodzicom? Ma osiemnaście lat, nie mogą jej do niczego
zmusić.
– Wiem. Po prostu się martwię. Nie jest sobą. Zmieniła się. Wiem, że wiele przeszła, że straciła
Kyle’a, ale wszyscy go straciliśmy. I jakoś sobie radzimy.
– Myślisz, że poszłaby na terapię? – Masował mi ramiona, a potem zjechał w dół pleców. – Ja
poszedłem i to mi pomogło. A znasz moje zdanie na ten temat.
Musiałam go zaszantażować, że przestanę z nim uprawiać seks, jeśli nie pójdzie do uniwersyteckiego
terapeuty. Wciąż tam chodził raz w miesiącu i teraz terapia polegała na rozpracowywaniu związku z
ojcem.
– Wiem. O to też ją spytałam. Powiedziała, że to jej nic nie da i że chce tylko dostać Kyle’a z
powrotem.
Jason westchnął.
– Nie wiem, co powiedzieć. Nie brzmi to dobrze, ale… Możemy chyba tylko starać się jej pomóc i
być, kiedy będzie nas potrzebowała. – Skinęłam głową i podniosłam usta do pocałunku. – Umyję się
szybko i może pójdziemy coś zjeść? Słyszę, że ci burczy w brzuchu.
– Teraz, kiedy się o ciebie powycierałam, też muszę wziąć prysznic, Panie Spocony i Napakowany.
Oczy mu zapłonęły i wbił mi palce w skórę nad pupą.
– Mój współlokator wyjechał na weekend.
– Moja współlokatorka też. – Włożyłam płaszcz.
– Mój pokój jest bliżej – zaznaczył i wygrał.
Włożył bluzę z kapturem na gołe ciało, w jedną rękę złapał torbę, drugą przycisnął mnie do siebie i
ruszyliśmy. Normalnie droga zajmowała dziesięć minut, ale dotarliśmy w pięć. Jason obejmował
mnie w pasie, a ja przyciskałam twarz do jego ramienia, żeby zamaskować chichot. Spieszył się i ja
też się spieszyłam.
Objęłam go w tym samym miejscu co on mnie i czułam mięśnie, przesuwające się w czasie ruchu.
Wyobraziłam sobie, jak będzie wyglądał, gdy tylko zamkniemy za sobą drzwi do jego pokoju. Bez
koszulki, z potężnymi, nabrzmiałymi mięśniami, które mnie hipnotyzowały, z nastroszonymi
jasnymi włosami i w mokrych od potu spodenkach, opuszczonych nisko na biodra i odsłaniających
mięsień w kształcie litery V.
Wepchnęłam go do środka, kiedy tylko otworzył, a potem oparłam się o drzwi plecami.
Przekręciłam zasuwkę i stałam tak, ze złączonymi nogami, przyciskając ręce do drzwi za mną, lekko
odchylając głowę w tył. Czekałam.
Jason rozpoczął grę. Odstawił torbę na podłogę obok łóżka. Potem wyjął z kieszeni telefon, portfel i
klucze i położył na biurku. Nie patrzył na mnie, nawet się nie odwrócił. Poruszał się najwolniej, jak
się dało, wystawiał mnie na próbę, ile wytrzymam, zanim się na niego rzucę.
W ciągu ostatnich dwóch lat odkryliśmy, że w naszej seksualnej relacji często to ja przejmowałam
rolę dominantki. Jemu to pasowało i mnie też.
Otworzył laptop, zalogował się, sprawdził pocztę i szybko coś odpisał koledze. Potem, z paraliżującą
powolnością zdjął koszulkę, a ja patrzyłam na jego obłędnie muskularne plecy, na mięśnie
naramienne i czworogłowe, rozkosznie przesuwające się pod skórą, kiedy składał koszulkę i
wrzucał ją do kosza na brudną bieliznę. Potem, żeby się ze mną podroczyć, przeciągnął się i napiął
ramiona. Wiedział, jak na mnie działają jego plecy. Powoli się odwrócił i wiedziałam, że napina
mięśnie brzucha, które też uwielbiałam.
Miałam szczęście.
Uniósł brew, a ja odpowiedziałam tym samym. Rozpięłam płaszcz, zsunęłam go z ramion i
pozwoliłam, żeby spadł na podłogę. Potem zagryzłam wargę i potrząsnęłam włosami jak w reklamie
szamponu. Zawsze nas to bawiło. Jason starał się nie roześmiać, ale wyszło mu tylko częściowo, bo
kąciki ust drżały mu w napięciu.
Oboje zdjęliśmy buty i skarpetki, stanęliśmy w odległości metra od siebie i wpatrywaliśmy się w
siebie, czekając, kto pierwszy zrobi ruch. Ja się złamałam pierwsza. Wsunęłam palce pod rąbek
koszulki i powoli ją ściągnęłam. Jason natychmiast popatrzył na moje piersi, uniesione w miseczkach
prostego, zapinanego z przodu czerwonego stanika. Ja też go dręczyłam, zsuwając najpierw jedno
ramiączko, a potem drugie. Zawahałam się przy zapięciu. Trzymałam miseczki złączone rękami. Nie
puszczając ich, wysunęłam z ramiączka najpierw jedno ramię, potem drugie, następnie szybki ruch i
już zakrywałam piersi tylko dłońmi. Jason głośno jęknął.
– Wykończysz mnie. – Zrobił krok w moją stronę i wpatrywał się wygłodniałym wzrokiem w ciało
widoczne między moimi dłońmi.
Nie ruszałam się, tylko odchylałam głowę, kiedy się zbliżał.
– Zabiorę ręce, jak zdejmiesz spodenki.
– Ale wtedy ja będę nagi, a ty ciągle będziesz miała na sobie spodnie.
Niedbale wzruszyłam ramionami.
– Więc mi pomóż.
Zdjął spodenki i stanął przede mną tylko w obcisłych bokserkach, niebiesko-zielonych,
pociemniałych od potu. Poszłam na kompromis i zasłaniałam palcami wskazującymi już tylko
brodawki. Wciągnął ostro powietrze, zlikwidował dystans między nami i ukląkł przede mną, kładąc
mi dłonie na biodrach, tuż nad paskiem obcisłych dżinsów. Patrzył mi w oczy, odpinając guzik i
ciągnąc suwak w dół. Zaczął mi zdejmować spodnie, które utknęły w okolicy ud.
Zmarszczył czoło, popatrzył na nie, a potem na mnie.
– Jezu, jakie ciasne. Jak ty je w ogóle wkładasz?
– Wstaję godzinę wcześniej i zużywam dużo masła.
Roześmiał się głośno i schował twarz w moim brzuchu.
– Ale pytam serio. Jak się to zdejmuje?
– Pociągnij za nogawki.
Podniósł mi do góry jedną stopę i zdjął jedną nogawkę, a potem to samo zrobił z drugą nogą i
stałam przed nim naga, tylko w stringach.
– Skąd masz taką bieliznę?! – Złapał mnie za biodra i odwrócił twarzą do drzwi. – Cholera, Beck, to
kawałek szmatki i nić dentystyczna! – Dotykał moich pośladków, a potem złapał je i zaczął łapczywie
masować.
Roześmiałam się, choć brakowało mi tchu.
– Kupiłam wczoraj. W Victoria’s Secret była wyprzedaż, więc wzięłam kilka par. – Wygięłam się tak,
że wypchnęłam do przodu pierś, a pośladki do tyłu, jedną nogę odstawiłam w bok, a drugą napięłam.
Mnie się ta pozycja wydawała głupia, ale Jasona doprowadzała do szaleństwa, sądząc po warkocie
wydobywającym się z jego gardła i sposobie, w jaki jego dłonie dotykały moich ud i pupy. – Nie
zakrywają zbyt wiele, co?
– Niezbyt wiele? Nic nie zakrywają! Masz całkiem goły tyłek!
– Czyli dobrze się składa, że tylko ty będziesz mnie w nich widywał. No, z wyjątkiem mojej
współlokatorki.
– Chyba nie jest lesbijką?
Pytająco uniosłam brwi.
– A miałbyś coś przeciwko temu, gdyby była?
– Ogólnie rzecz biorąc, oczywiście nie. Ale jeśli chodzi o ciebie, to tak. Jesteś moja. Kobieta czy
facet, nie ma znaczenia. Nikt inny nie ma do ciebie prawa.
Westchnęłam.
– Nie, nie jest lesbijką. Prawdę mówiąc, wiem to aż za dobrze. Prawie co noc przyprowadza do
naszego pokoju jakiegoś kolesia i uprawiają seks bez względu na to, czy jestem w pokoju, czy mnie
nie ma. Czasem nawet nie okrywają się kocem. To obrzydliwe. – Coś mi przyszło do głowy i
spojrzałam na niego badawczo. – Myślałam, że facetów kręci myśl o dwóch kobietach.
Jason zaczepił palec o gumkę moich majtek i powoli je zdjął, potem podniósł i ku mojemu
przerażeniu powąchał.
– Wydaje mi się, że to raczej kwestia wizualna – powiedział, a potem wstał i jego wyprężony członek
wylądował między moimi pośladkami. Dłonie przesunął mi na biodra. – Jestem prawie pewien, że
większości facetów nie chodzi o seks, który uprawiają dwie kobiety. Nie kręci ich homoseksualny
aspekt całej sprawy, liczy się widok dwóch nagich kobiet, ich krągłości, ruch, ciało. Mnie patrzenie
na ciebie z inną kobietą by nie kręciło. Wściekłbym się i byłbym zazdrosny i zaborczy tak samo,
jakbyś była z facetem.
– Dobrze wiedzieć – wydyszałam.
Jego palce błądziły w okolicy złączenia moich ud, a ja z trudem powstrzymywałam się przed
rozłożeniem nóg i błaganiem, żeby mnie dotykał. Wygięłam tylko pupę i ocierałam się o jego
twardy jak kamień członek. Chciałam tego, ale postanowiłam wytrzymać. Albo on się złamie
pierwszy, albo nic z tego nie będzie.
Wciąż zakrywałam dłońmi brodawki, a Jason próbował oderwać od nich moje ręce.
– O nie! Znasz zasady. Najpierw bielizna, potem dotykanie.
– Od kiedy mamy takie zasady?
– Od teraz.
Pocałował mnie w ramię i zjechał w dół po kręgosłupie, a każdy pocałunek przyprawiał mnie o
dreszcze. Całował mnie i zdejmował majtki. Potem położył mi je na głowie. Pisnęłam i zrzuciłam je
szybko.
– Fuj! Nie chcę mieć na głowie twoich przepoconych gaci!
Roześmiał się i wykorzystał moje rozproszenie, żeby objąć dłońmi moje piersi, które puściłam, by
oprzeć ręce na biodrach w wyrazie oburzenia.
– Wygrałem – powiedział.
Starałam się nie wzdychać, kiedy przesuwał kciukami po brodawkach.
– Nie… Nie wygrałeś – jęknęłam. – Pozwoliłam ci.
– Na co? – Trzymał w palcach twarde, sztywne koniuszki moich piersi i pieścił je, aż straciłam
zdolność myślenia.
– Pozwoliłam ci… wygrać. – Musiałam jakoś odzyskać kontrolę. Wiedziałam, że muszę, ale jego
ręce aż za dobrze wiedziały, co zrobić, żebym nie mogła się skupić. Pochylił się i poczułam na
piersiach jego usta, pokrywające mnie gorącymi pocałunkami. Już było po mnie. Nie umiałam się
powstrzymać od wygięcia w łuk pod jego dotykiem. – O Boże, nie przestawaj.
– Podobało ci się? – przestał na chwilę, żeby uśmiechnąć się do mnie z triumfem, bo wiedział, że
wygrał.
– Wiesz, że tak.
– Chcesz więcej? – Zdołałam tylko pokiwać głową, bo resztę uwagi skupiałam na tym, żeby nie
przestać oddychać.
Mieliśmy tyle nauki, że kochaliśmy się pierwszy raz od tygodnia i oboje byliśmy wygłodzeni. Ja
potrzebowałam więcej i on to wiedział, ale chciał, żebym powiedziała to na głos.
– Tak, chcę więcej – szepnęłam, trzymając jego głowę. Palce wplotłam mu we włosy.
– Czego chcesz?
Wciągnęłam gwałtownie powietrze, kiedy objął moją brodawkę ustami, odciągnął ją od mojej piersi,
a potem wypuścił. Musiałam odzyskać kontrolę. Sprężyłam umysł, a potem się uśmiechnęłam, bo
wpadłam na pomysł.
– Weź mnie – wymruczałam.
Wyprostował się i poczułam jego erekcję na udzie, a potem na brzuchu, gorącą i twardą. Przycisnął
mnie do siebie, pocałował, a potem schylił się, żeby mnie wziąć w ramiona i zanieść do łóżka.
Odepchnęłam go.
– Nie, nie tam.
Zdziwił się.
– To gdzie?
Odwróciłam się od niego, stanęłam twarzą do drzwi, oparłam o nie dłonie, stopy rozstawiłam
szeroko, lekko wygięłam się w pasie i zerknęłam na niego przez ramię, patrząc przez zasłonę
czarnych loków.
– Tutaj.
– Żartujesz? – Złapał mnie za biodra i znieruchomiał, ale zaraz dopasował się do mojej sylwetki.
– Teraz i tutaj.
Sięgnął mi między nogi, przesunął palcem między wilgotnymi wargami, zanurzył we mnie
środkowy palec, a potem podjechał nim w górę, żeby zataczać kręgi wokół łechtaczki.
– Skłamałem – szepnął, biorąc wyprężony członek w dłoń i nakierowując go do mojego wejścia. –
Ty wygrałaś.
– Zapamiętaj sobie! – zdołałam jeszcze powiedzieć, zanim straciłam zdolność mówienia, bo powoli
zagłębiał się we mnie, wchodząc coraz dalej, aż napierał biodrami na moją pupę.
Jedną rękę oparł mi na biodrze, drugą przesuwał po moich plecach, powoli się wysunął, a potem
znów we mnie wszedł. Jęknął. Zrobił to dwa razy, potem trzeci, a ja ledwie wytrzymywałam, żeby nie
opaść w dół, gnana przyjemnością, jaką dawała mi jego obecność we mnie. Opanowałam się jednak.
Chciałam skończyć z nim, zacisnąć się wokół niego, kiedy będzie tracił nad sobą panowanie.
Zaczął poruszać się szybciej i chociaż tego właśnie potrzebowałam, spowolniłam go, szepcząc:
– Nie tak szybko. Zwolnij. Poruszaj się najwolniej, jak potrafisz.
Zatrzymał się w pół pchnięcia i resztę drogi pokonał nienaturalnie powolnym ślizgiem.
– Tak? – Wycofał się w tym samym tempie, które niemal nie zasługiwało na miano ruchu.
– Tak – wydyszałam. – Właśnie tak. Powoli.
– Czemu?
Jedną ręką ucisnęłam swoją brodawkę i przez moje ciało przeleciał jakby piorun, równocześnie z
jego powrotem we mnie.
– Żebym czuła każdy centymetr ciebie tak długo, jak to możliwe.
Objął dłonią moją pierś, pieścił, uciskał, momentami nawet za mocno, kiedy w tym samym
momencie wchodził we mnie. Westchnęłam i schyliłam głowę, bo spełnienie już mnie zalewało,
budowało się napięcie. Czułam też, że zbliża się i jego orgazm. Świadczyło o tym drżenie, lekko
spazmatyczny ruch, kiedy wchodził we mnie.
Zaczął tracić kontrolę, trzymał mnie teraz za biodra obiema rękami, wchodził i wysuwał się, a potem
znów we mnie znikał. Uwielbiałam, kiedy tracił nad sobą panowanie. Zachwycało mnie, że mogę mu
to zrobić, sprawić, że będzie się czuł tak dobrze, aż nie zapanuje nad sobą. Musiałam zacząć się
ruszać. Podnosiłam się na palcach i opadałam, żeby zgrać się z jego pchnięciami. Pochylałam się
niżej i odpychałam rękami od drzwi, żeby mógł nacierać coraz gwałtowniej. Wkrótce w pokoju
słychać było odgłosy zderzających się ciał, nasze westchnienia i jęki. Potem poczułam, że moje ciało
zaciska się i drży, a w moim wnętrzu otworzyła się tama, zwalniająca całe napięcie. Spełnienie
wybuchło jak bomba. Zagryzłam skórę na swoim ramieniu i krzyknęłam, a potem poczułam, jak on
napina się za mną i wbija mi palce w biodra.
– Boże, jak genialnie – wymruczał.
Nie mogłam odpowiedzieć, tylko jęknęłam i oparłam się o niego, kiedy we mnie uderzał, teraz
rozszalały i gwałtowniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Usłyszałam pomruk, po którym się
wysunął, znieruchomiał i naparł raz jeszcze, najmocniej, a ja nie mogłam powstrzymać krzyku,
kiedy się zanurzał, niemal sprawiając mi ból, a jednak nie. Nigdy nie trzeba było wiele, żebym
odleciała, ale kiedy poczułam, jak traci nad sobą kontrolę, uderza we mnie raz za razem, za każdym
razem jęcząc i zagarnia mnie całą dla siebie… doszłam po raz drugi. Zderzające się ze sobą ciała, on
zanurzony głęboko we mnie, ocierający się tak doskonale, jego palce na moich biodrach,
przyciągające mnie do siebie… Doszłam raz jeszcze, ale tym razem nie zdołałam stłumić krzyku.
– Boże, Jezu… – jęczałam. Czułam się jak sparaliżowana, jakby nie moje kości, tylko jego ręce i
ciało utrzymywały mnie w pozycji pionowej. Cały czas napierałam na niego pośladkami, kiedy
kontynuował swój najazd, zatracony w swoim zbliżającym się spełnieniu. – Dojdziesz teraz?
– Boże, tak. Zaraz – jęknął.
Pchnął po raz ostatni i poczułam w sobie gorącą powódź. Krzyknęłam, kiedy zanurzał się głębiej i
głębiej, miażdżąc mnie, kiedy dochodził. Powtarzał moje imię.
Kiedy znieruchomiał, odsunęłam się od niego i chwiejnie podeszłam do łóżka, a potem padłam na
nie, ciągnąc go ze sobą. Upadł przy mnie, ukrył twarz w moich piersiach i głęboko oddychał.
Objęłam go, poczułam na miękkiej skórze drapiący zarost i nasze tętna, które dudniły w tym samym
rytmie.
– Podobało ci się, co? – spytałam po kilku minutach ciszy.
Pokiwał głową.
– Boże… Na koniec trochę się zatraciłem, nie?
Zachichotałam.
– No jakby…
Podniósł się i spojrzał na mnie z troską.
– Nic ci nie zrobiłem?
Pokręciłam głową.
– Nie, skarbie, Możesz mnie tak pieprzyć, kiedy tylko będziesz chciał.
Roześmiał się i wturlał się na mnie.
– Mogę? Naprawdę? Wiedziałem, że może jestem za ostry, ale nie mogłem się powtrzymać. Przep…
– Nie przepraszaj. Powiedziałam ci, że mnie nie bolało. Lubię tak. Naprawdę. – Podrapałam go po
plecach, a potem stopą pomasowałam jego pośladki, żeby przysunąć go bliżej.
– Następnym razem chcę cię na czworakach – powiedział.
Uniosłam brew.
– Co ty powiesz? Na pieska?
Opuścił głowę.
– Nie znoszę tego określenia. Jest takie uwłaczające.
Wzruszyłam ramionami.
– Mnie wszystko jedno, jak to się nazywa. Dobrze, następnym razem tak zrobimy.
Wyszczerzył zęby i przylgnął do mnie. Czułam, że znów robi się twardy i sięgnęłam pomiędzy nas,
biorąc go do ręki i doprowadzając do pełnej erekcji. Chciał we mnie wejść, ale pokręciłam głową i
uśmiechnęłam się. Przysunęłam jego główkę do swojej łechtaczki i użyłam jego naprężonego,
ciepłego ciała, żeby się pieścić, najpierw powoli, a potem coraz szybciej, aż musiałam wygiąć plecy i
zaczęłam jęczeć. Przez przymknięte powieki widziałam, że się spina i stara się powstrzymać, bo ruch
mojej ręki, kiedy się zaspokajałam jego fiutem, doprowadzał go do szaleństwa.
Doszłam gwałtownie i żeby uciszyć pozbawiony tchu okrzyk, ugryzłam go w ramię. Kiedy pierwsza
fala już się przeze mnie przetoczyła, przysunęłam jego rozognione ciało do mojego wejścia i
objęłam go udami w pasie, tak że nie mógł się ruszyć. Poruszałam biodrami, nacierając na niego i
zaciskając mięśnie pochwy najmocniej, jak mogłam. Ślizgałam się pod nim, mój pot mieszał się z
jego potem. Odnalazłam jego usta i wyszeptałam „kocham cię” prosto w jego jęk, kiedy doznawałam
kolejnego orgazmu. Gdy już przestałam się trząść, zwolniłam, rozluźniłam uścisk i pozwoliłam mu
wysunąć się ze mnie trochę, ale potem zatrzymałam go w miejscu, uśmiechając się w czasie
pocałunku. On też był blisko, ale nie byłam jeszcze gotowa, żeby pozwolić mu dojść. Chciałam mieć
jeszcze jeden orgazm i byłam zdeterminowana do zdobycia go, zanim pozwolę mu na zaspokojenie.
Wiedział już, czego chcę i zamiast po prostu wedrzeć się głębiej, napierał płytko. Uniósł biodra,
żeby wejść pod innym kątem i teraz jego członek z każdym ruchem napierał na moją łechtaczkę.
Jęknęłam w jego usta, bo czułam, że wzbiera we mnie kolejne spełnienie.
– Mówiłaś, że następnym razem spróbujemy inaczej? – wymruczał z uśmiechem.
Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się zadziornie:
– Skłamałam. Będziesz musiał zaczekać.
– Nieładnie.
– Zachowuję się ładnie przez całą resztę czasu – powiedziałam. – W łóżku już nie muszę. Teraz chcę
być niegrzeczna.
Naparł mocniej, ale odsunęłam się, żeby powstrzymać go od zanurzenia się głębiej.
– Co robisz?
– Pilnuję, żebyś wchodził płytko.
– Dlaczego?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem. Robię to, co mi sprawia przyjemność. I zmuszam cię do czekania.
Wsunął mi ręce pod głowę i oparł się na łokciach.
– Czyli muszę czekać? – łobuzerski uśmieszek spoważniał. – Chcę robić wszystko, co ci sprawi
przyjemność. Czegokolwiek zapragniesz.
Złapałam go za twardy tyłek i zmusiłam do ruchu.
– I za to cię kocham. No, między innymi. – Znaleźliśmy wspólny rytm. Spotykaliśmy się w połowie
każdego płytkiego pchnięcia, które doprowadzały nas do szaleństwa.
– A jakie są inne powody?
– Mam ci pokadzić?
Uśmiechnął się, ale potem twarz mu spoważniała. Widziałam, że się koncentruje.
– Bezwstydnie dopominam się pochwał.
– Kocham cię za to, jak się ze mną kochasz. Kocham cię za twoje ciało. Za to, że jesteś wobec mnie
taki zaborczy i że o mnie dbasz. – Zamilkłam i przymknęłam oczy, kiedy poprawiał pozycję i
niechcący trafił koniuszkiem wyprężonego członka w mój najczulszy punkt. – Boże, tak, tak jak
teraz, w tym miejscu! Nie przestawaj. Boże, jak cudownie!
Poruszył się kilka razy szybko i płytko, zmusił mnie do desperackiego przylgnięcia do niego.
Wbijałam palce w jego mięśnie pleców.
– Jeszcze jakieś powody?
Zaśmiałam się, choć brakowało mi tchu.
– Hm. Kocham cię za talent fotograficzny. A szczególnie za to, co umiesz zrobić językiem. I na
pewno za to, że kochasz mnie mimo zaburzenia mowy.
– Które już prawie nie istnieje.
Pokiwałam głową, bo nie mogłam już mówić. Przez moje ciało przetaczało się trzęsienie ziemi. Nie
zmienił tempa ani głębokości i za to też go kochałam, ale nie byłam w stanie znaleźć słów, żeby mu
o tym powiedzieć. Wciąż wchodził we mnie szybko i płytko, a fale rozkoszy układały się na wzór
ostro zakończonych szczytów ekstazy. Nie doszły jeszcze do punktu szczytowego i napięcie wciąż się
we mnie budowało z każdym dotknięciem tego cudownego punktu, który znalazł. Czułam, że moja
klatka piersiowa się napina, serce mi wzbiera, a kiedy spojrzałam mu w oczy, w odmętach jaskrawej,
jadeitowej zieleni zobaczyłam głębię miłości, która przeniosła mnie z poziomu fizycznego orgazmu
w odmęty desperackiej, wzruszającej i wszechogarniającej miłości.
Minęło kilka chwil, napięcie się nawarstwiało, a ja nie mogłam się już doczekać orgazmicznego
spełnienia. Wzdychałam w jego ramię i jęczałam, kiedy pochylił głowę, żeby possać moją pierś.
Tego mi było trzeba. Dotyku gorących ust na wezbranej brodawce. Krzyczałam głośno, nie
obchodziło mnie, czy ktoś usłyszy.
– Teraz, p-p-p-potrzebuję t-t-t-ego – wyjąkałam, dysząc mu do ucha.
Jęknął z ulgą i zanurzył się głęboko, mocno. Całym ciężarem ciała oparł się na mnie i wdarł do
środka.
– Boże, Becco, to będzie masakra.
– D-d-dobrze, daj mi s-s-siebie. – Jąkałam się już tylko w takich sytuacjach, kiedy przeżywałam
rozkosz z Jasonem i wydawało mi się, że on stawia sobie za punkt honoru doprowadzenie mnie do
takiego stanu, żebym straciła płynność mówienia.
Trzymał usta na mojej piersi, lekko skubał zębami brodawkę i wchodził głębiej, choć łagodnie, z
uczuciem, wsuwając się długimi, doskonałymi pchnięciami.
Doszłam i zapadłam się w tym. Łza popłynęła mi po policzku, a ciało wyzwoliło się spod mojej
kontroli, wijąc się pod ciężarem Jasona, który spełniał się we mnie, szepcząc moje imię w
niekończącej się mantrze rozkoszy.
Przytulaliśmy się, zapadaliśmy w sen i opuściły nas myśli o szkole, meczach i wszystkim innym.
Moją ostatnią myślą, zanim zasnęłam, słysząc bicie jego serca, była Nell i to, jak jej pomóc.
JASON
Cisza przed burzą
Kwiecień
Napisałem ostatnie zdania egzaminacyjnego wypracowania, schowałem je do teczki, zamknąłem ją,
sprawdziłem, czy na pewno się podpisałem, a potem przewiesiłem plecak przez ramię. Położyłem
arkusz egzaminacyjny na biurku profesora i odwzajemniłem jego skinienie głowy. To był mój
ostatni egzamin w wiosennej sesji i wiedziałem, że będzie dobrze. Oczywiście bez Becki bym się tak
dobrze nie przygotował. Bez niej w ogóle nie mógłbym żyć. Wiedziałem, że ona wciąż jest w sali, bo
wyznawała filozofię powtórnego sprawdzania każdej odpowiedzi, zanim oddała test. Ja nigdy nie
miałem do tego cierpliwości.
Odpowiadałem na ostatnie pytanie i koniec, oddawałem test, a Becca zwykle opuszczała salę
egzaminacyjną jako ostatnia. Wstąpiłem do pokoju, żeby zostawić plecak i wziąć torbę, którą
zapakowałem już wcześniej, a potem wskoczyłem do ciężarówki. Zaparkowałam najbliżej, jak się
dało budynku, w którym była Becca.
Podłączyłem iPhone do kupionego z odzysku stereo, które podarowała mi na gwiazdkę. Rozległo się
Ten Cent Pistol The Black Keys i wyluzowałem się przy jej dźwiękach. Potem poleciała jedna z
piosenek Becki, The Blower Daughter Damiena Rice’a. Nie lubiłem większości z jej folkowych,
akustycznych, pseudoartystycznych piosenek, ale kilka mi się podobało, w tym zwłaszcza Damiena
Rice’a. Szczególnie ta, a już na pewno, kiedy śpiewała ją Becca. Zatracała się w niej, zamykała oczy,
a słowa wyśpiewywane jej uroczym głosem brzmiały tak słodko. Zarzekała się, że nie umie śpiewać
i nigdy dla mnie nie śpiewała, kiedy prosiłem, ale było kilka piosenek, które włączałem, wiedząc, że
zacznie je nucić.
Nagle ją zobaczyłem. Szła w mojej starej bluzie z kapturem, wycięty w trójkąt dekolt odsłaniał
fragment jej ciemnej skóry, włosy miała luźno związane na karku, a obcisłe czarne legginsy
sprawiały, że miałem na nią ochotę od samego patrzenia.
Szczególnie że między udami miała małe okienko. Jeszcze na mnie nie patrzyła.
Skupiała się na telefonie, który trzymała w rękach, pewnie planując coś z Nell.
Wyjąłem z torby aparat, włączyłem i skierowałem obiektyw na nią. Uchwyciłem doskonały moment,
pełen wyrazu. Zaparło mi dech, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłem zrobione przed chwilą zdjęcie.
Twarz miała okoloną czarnymi włosami, a na ustach błąkał się jej uśmieszek, bo śmiała się do
jakiejś tylko sobie znanej myśli. Słońce było za nią, oświetlało ją z lewej strony, a promienie
oblewały ją złotym popołudniowym blaskiem. Moja bluza była na nią za luźna, ale piersi napierały
na szary materiał, a kiedy szła, wyraźnie zaznaczały się biodra. Światło sprawiało, że fotografia
wyglądała na trochę wyblakłą i już wiedziałem, jakich filtrów w Photoshopie użyję, żeby nadać jej
wygląd jeszcze bardziej vintage.
Schowałem aparat, zanim podeszła, bo wiedziałem, że z jakiegoś głupiego powodu nie znosi swoich
zdjęć. W większości wypadków szanowałem tę niechęć, ale od czasu do czasu robiłem jej je z
ukrycia, kiedy już nie mogłem się powstrzymać. Miałem cały album takich potajemnych fotek. Nikt
poza mną nigdy ich nie widział i zamierzałem dopilnować, żeby tak pozostało. A już na pewno nikt
nie miał oglądać zdjęcia, na którym wychodziła spod prysznica. To było chyba moje ulubione.
Przyciskała do piersi biały ręcznik, który ledwie zasłaniał przód jej ciała.
Pochylała się i widać było duży fragment pośladków, pierś wypchnęła do przodu, a drugą ręką
odgarniała włosy. Stała na jednej nodze, drugą odstawiając na bok. Szyję miała obnażoną, plecy
wygięte w łuk, oczy przymknięte i chyba nigdy w życiu nie była tak piękna jak w tamtej chwili.
Wskoczyła do ciężarówki i zanim powiedziała „cześć”, pocałowała mnie.
- Jak egzamin, kocie? - spytałem. Wzruszyła ramionami.
- Chyba dobrze. To anatomia, już to zaliczałam, tyle że zdobytych punktów nie dało się przenieść.
Cieszę się, że mam już z głowy. A jak u ciebie?
- Wymiotłem. Dzięki tobie. Rzuciła plecak na podłogę i zapięła pas.
- Tylko ci pomogłam to poukładać, materiał miałeś już opanowany.
Wycofałem się z parkingu i pojechałem do Ann Arbor, żeby mogła wpaść do pokoju po bagaż i
rzucić go na pakę obok mojego.
- Dlaczego zawsze jeździmy moim starym rzęchem, skoro twoje auto jest znacznie wygodniejsze i
ładniejsze? - spytałem nagle.
Wzruszyła ramionami.
- Pewnie z przyzwyczajenia. Uwielbiam twoją ciężarówkę. Mam tyle wspomnień z nią związanych, że
chyba się zapłaczę, kiedy postanowisz ją wymienić na nową.
- Ja chyba też. Tutaj pierwszy raz zobaczyłem kawałek twojego nagiego ciała.
Parsknęła.
- Tylko to ci w głowie?
- A tobie może nie? Nawet nie próbuj się wypierać. -Splotłem nasze palce i uścisnąłem jej dłoń. - A o
jakich wspomnieniach ty mówiłaś?
Nie odpowiedziała od razu.
- Masz rację. Cholera - prychnęła. - Myślałam o tych wszystkich macankach pod drzewem. O
wszystkich roz-mowach, które tu odbyliśmy. W tej ciężarówce podejmo-waliśmy wszystkie
najważniejsze decyzje.
Odwróciła się ode mnie i wiedziałem, że dalej będzie coś pieprznego.
- Co jeszcze? - kusiłem.
Spojrzała na mój rozporek, a potem podniosła wzrok.
- Przypomniałam sobie Bal Zimowy, pamiętasz? Jak tu dokazywaliśmy i w końcu spuściłeś się w
swój podkoszulek?
Odchyliłem się na siedzeniu i zacząłem się śmiać.
- Wyglądałaś tak seksownie w tej sukience. Cały wieczór mi stał, autentycznie.
- A co zrobiłeś z koszulką? Uśmiechnąłem się wstydliwie.
- Zatrzymałem się przy Macu i wyrzuciłem. Zaśmiała się.
- Od tamtej pory się nad tym zastanawiałam, bo już nigdy jej nie widziałam.
Gadaliśmy dalej, aż wyjechaliśmy na autostradę do naszego rodzinnego miasta.
- Mamy jakieś plany? - spytałem. Wzruszyła ramionami.
- Znów są problemy z Nell. Chcę się z nią jakoś dogadać, ale ona nie współpracuje. A jutro
umówiłam nas na lunch z Benem i Kate.
- Kate?
- To jego dziewczyna. Pokiwałem głową.
- A co z Nell?
Becca odpowiedziała spokojnie, ale patrzyła przy tym w okno, mówiła powoli, starannie
wypowiadając każde słowo, co wskazywało, że była naprawdę przybita.
- Nie chce się ze mną spotkać. Za każdym razem, kiedy do niej piszę, jest „zajęta”. - Zrobiła palcami
znak cudzysłowu. - Kiedy ostatnio się z nią widziałam, była totalnie pijana.
- Kiedy to było?
- W czasie ferii? Ty byłeś na siłowni, a ona przyjechała do domu moich rodziców. Była pijana, tak
od niej cuchnęło whisky, że mnie zemdliło. I cały czas drapała się po nadgarstkach.
- Sama prowadziła? Becca pokręciła głową.
- Nie, mama ją podwiozła.
- I nic nie zauważyła?
Becca podniosła dłoń do ust.
- Chyba n-nie. - Jąkanie się było zapowiedzią łez, byłem pewien, więc zatrzymałem się na parkingu
przed jakimś podrzędnym barem otwartym dopiero od piętnastej. - Chociaż nie mam pojęcia, jak
mogła nie zauważyć. Poczułam, jak tylko weszła do pokoju. Nie wiem, co r-robią jej rodzice. Za
każdym razem, jak ją widzę, jest w coraz gorszym stanie. Tak jakby znikała. Zatapia się coraz głębiej
w sobie, a jej rodzice nawet nie kiwają p-palcem, żeby jej pomóc. Uwielbiam państwa Hawthorne’ów,
wiesz, że tak. Zawsze mi pomagali, kiedy miałam kłopoty z moimi rodzicami, ale teraz, kiedy Nell
ich potrzebuje, chowają głowy w piasek. A ja n-nnie wiem, co robić.
Rozpiąłem pas i przesunąłem się w jej stronę, żeby ją objąć.
- Też nie wiem. To ich córka i myślisz, że powinni działać, ale ona ma osiemnaście lat. Co mogą
zrobić? Dać jej szlaban? Zabrać auto? Z tego co mówisz to i tak rzadko wychodzi z domu. Jeśli nie
chce iść na terapię, kto ją zmusi?
Becca chlipnęła i pokiwała głową.
- Wiem, przecież wiem. Jeśli nie zrobi czegoś drastycznego, na przykład nie będzie chciała się zabić,
nie mogą wysłać jej do szpitala, a zresztą nie wiem, czy to by cokolwiek pomogło. - Becca starała się
to jakoś ogarnąć i jej ból sprawił, że ja też cierpiałem. - Ale to moja przyjaciółka od zawsze.
Kocham ją i się martwię. To drapanie się po rękach mnie przeraża.
- Jak myślisz, o co w tym chodzi?
Przytulałem ją, a ona cicho płakała. W końcu wyprostowała się, pociągnęła nosem i palcem otarła
łzy.
- Nie wiem. Wydaje się, że to narkotyki, ale nie ma ani tików, ani huśtawek nastrojów. Widziałam, jak
to było u Bena, więc wiem, na co zwracać uwagę. Nie schudła też tak dramatycznie jak on, więc to
chyba nie prochy. Ale tym bardziej nie wiem, co się dzieje i jeszcze bardziej się boję.
- Może latem uda nam się czegoś dowiedzieć - zasugerowałem.
- Może. Mam nadzieję. - Becca wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze z płuc. - No dobra, już
się ogarnęłam. Gdzie będziesz mieszkał w lecie?
W czasie świąt bożonarodzeniowych mieszkałem u niej i spałem w piwnicy na najbardziej
niewygodnym rozkładanym łóżku na świecie. Niechętnie powtórzyłbym to doświadczenie.
- Nie wiem - powiedziałem. - Może znajdę jakąś robotę na lato i wynajmę mieszkanie.
Spojrzała na mnie.
- Nie wiem, co ty na to, ale Ben i Kate wynajmują mieszkanie. Mają dwa pokoje, ale używają jednego.
W drugim mieszkała jakaś przyjaciółka Kate, ale się wyprowadziła. Gdybyś znalazł pracę i dokładał
się do czynszu, na pewno zgodziliby się, żebyś zamieszkał z nimi. To na pewno lepsze niż piwnica
moich rodziców.
Jej rodzice pogodzili się z moim istnieniem, szczególnie że zdołałem już udowodnić, że jestem
odpowiedzialny i kocham ich córkę. Nie zaszkodziło też to, że jej ojciec był fanem drużyny naszego
uniwerku, a ja załatwiałem mu bilety po niższej cenie. Wciąż nie zaakceptowali w pełni mnie ani
faktu, że ich córka ma chłopaka, ale byli na tyle rozsądni, żeby rozumieć, że jeśli spróbują stanąć
nam na drodze, stracą Beccę. Ilekroć przyjeżdżaliśmy na weekendy czy na wakacje, pozwalali mi
zatrzymywać się u nich w domu, ale musiałem spać w piwnicy, dwa poziomy pod Beccą. Chyba
domyślali się, że u mnie w domu nie jest najlepiej. W każdym razie wiedzieli już po ostatniej
Gwiazdce, kiedy powiedziałem, że nie jadę do rodziców z powodu różnicy zdań z moim tatą. Nie
dodawałem nic więcej, ale jestem pewien, że pan de Rosa zrozumiał, co miałem na myśli.
Zacząłem rozważać zamieszkanie na lato z Benem i Kate i zaczynało mi się to podobać. Becca
mogłaby przychodzić i w zasadzie moglibyśmy robić, co nam się podoba. To nie byłoby możliwe u
niej w domu. Nie znałem za dobrze Bena, ale wydawał się fajnym gościem. Wiedziałem, że ma
poważne zaburzenia afektywne dwubiegunowe i że w przeszłości brał narkotyki, ale od roku był
czysty, a od prawie dwóch lat miał tę samą pracę, więc wydawało się, że dobrze sobie radzi.
- Jeśli Ben i Kate się zgodzą, zamieszkam u nich. Zaoszczędzę moim plecom bólu. Becca
wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Po prostu chcesz sypiać ze mną bez ograniczeń, nie przejmując się moimi rodzicami.
Poważnie pokiwałem głową.
- Zdecydowanie, to jest mój priorytet. Jestem od ciebie uzależniony poważnie.
Jeśli nie będę dostawał twojego ciała w regularnych odstępach czasu, może się wywiązać poważny
syndrom odstawienia.
Nawet nie mrugnęła.
- To bardzo poważna sprawa. Może powinniśmy spróbować wyleczyć cię z tego nałogu?
Pokręciłem głową.
- Nie, nie! Ten nałóg daje mi szczęście. Nie mam przecież wielu wad. Prawie nie piję, nie palę, nie
impre-zuję, nic z tych rzeczy. Ale ty? Ty jesteś mi niezbędna.
Nie oddałbym cię za nic.
Becca pokiwała głową i w zamyśleniu podparła brodę.
- W tej sytuacji musimy panu zapewniać kolejne dawki, panie Dorsey. Nie chciałabym, żeby miał pan
przeze mnie kłopoty.
Przesunąłem palcem po jej udzie, a jędrne ciało chętnie się poddawało mojemu dotykowi.
- Zdecydowanie byłoby to niewskazane. Sytuacja byłaby fatalna.
Zmieniła pozycję.
- Jakie byłyby objawy? Żebym wiedziała, na co zwracać uwagę.
Przesuwałem teraz otwartą dłonią po jej pachwinie. Legginsy były tak obcisłe, że przez cienki
materiał czułem kształt jej warg. Westchnęła lekko, kiedy natrafiłem na punkt, którego szukałem i
zacząłem masować przez spodnie.
- No więc - powiedziałem - najpierw stałbym się marudny. Potem byłbym już tak napalony, że trudno
by mi się było na czymkolwiek skupić.
Rozsunęła uda, przymknęła oczy i oparła się plecami o drzwi.
- Rozumiem. A jak można ci pomóc?
- Nie mam szczególnych wymagań.
- Więc gdybyś mnie dotknął tutaj, na parkingu, to by pomogło?
Pokiwałem głową w geście mającym wyrażać „i tak, i nie”.
- Na jakiś czas na pewno. Ile dni minęło, odkąd miałem cię ostatnio? Trzy, tak?
Mieliśmy tyle nauki, że później nie było okazji. Ale teraz mogę cię mieć, kiedy zapragnę, więc
zapotrzebowanie może wzrosnąć.
- Ale na dobry początek obleci? - Wzięła mnie za rękę i przesunęła się tak, że opierała się plecami o
mój bok. Moją dłoń przesunęła w dół swojego brzucha, pod gumkę legginsów. - Szczególnie, jeśli ci
obiecam, że się odwzajemnię, jak tylko będziesz chciał?
- Jak będę chciał?
Zsunęła moją dłoń niżej, a ja posłuchałem i wsunąłem w nią palec.
- Tak, co zechcesz, tylko powiesz. Wciągnąłem ostro powietrze, kiedy poczułem, że jest już całkiem
mokra.
- Boże, ty już jesteś gotowa!
Oblizała usta i wygięła plecy, kiedy włożyłem w nią dwa najdłuższe palce i znalazłem jej
najwrażliwszy punkt, a jednocześnie kciukiem masowałem łechtaczkę.
Pozycja była dziwna, ale skuteczna.
- Tak. Myślę o tobie od rana. Nie mogłam się skupić na egzaminie, bo przypominałam sobie, co
robiłeś w środę językiem.
- Podobało ci się, co? - W ciągu dwóch lat niewiele tak naprawdę eksperymentowaliśmy z seksem
oralnym, dopiero niedawno. Kiedy pierwszy raz pieściłem ją językiem, było trochę niezręcznie, ale
udało się i doprowadziłem ją do takiego stanu, że krzyczała tak głośno, aż sąsiedzi z góry walili w
podłogę. Przeraziła się swoimi reakcjami, ale ja byłem z siebie bardzo dumny, że wywołałem u niej
taki stan.
Tak, moja dziewczyna lubiła pohałasować. Uwielbiałem to. Do niej to tak nie pasowało! Zwykle była
cicha, spokojna i zdystansowana, ale kiedy tylko zdejmowała ubranie i zaczynały płynąć życiodajne
soki, traciła wszelkie zahamowania. Nie miała żadnych problemów z osiąganiem orgazmu ani
ograniczeń liczbowych, jeśli tylko byłem na tyle opanowany i cierpliwy, żeby zapewniać jej kolejne
spełnienia. Nikomu pewnie to nie przychodziło do głowy, ale moja cicha, ponadprzeciętnie
inteligentna, nadambitna i przestrzegająca wszystkich zasad dziewczyna była niewyżytą i
nieokiełznaną kochanką. Czasem z trudem dotrzymywałem jej kroku.
Dobrze mieć takie problemy.
Teraz, na publicznym parkingu, o godzinie siedemnastej w piątkowe popołudnie aż drżała z
niecierpliwości, kiedy prowadziłem ją na szczyt. W ciągu kilku minut całe palce miałam w jej
śliskich, ciepłych sokach, a ona nie mogła złapać tchu, chwytała się mojego ramienia i manewrowała
biodrami, żeby być jeszcze bliżej mojego dotyku.
Zagryzała wargę, żeby być cicho, ale wiedziałem, że długo nie wytrzyma. Loki wysmyknęły się z
luźnego kucyka, a jej czoło zrosiły kropelki potu. Przesunąłem drugą dłoń w dół jej szyi, po
obojczyku i za dekolt mojej bluzy. Włożyłem palce do stanika i wyswobodziłem pierś z jedwabnej
miseczki. Pieściłem brodawkę, aż stała się twarda jak diament. Becca wrzasnęła, a ja nachyliłem się
tak, żeby zagarnąć jej okrzyki rozkoszy.
Moja erekcja napierała na jej plecy i wiedziałem, że ją czuje, ale nie ruszyła się, dopóki nie
odzyskała panowania nad oddechem.
- Boże. To było mocne. - Wyprostowała się i spięła włosy.
- Tak. Nigdy mi się nie znudzi patrzenie na ciebie, kiedy dochodzisz. Wiesz o tym?
Schyliła głowę, rozejrzała się po pustym parkingu, już po fakcie sprawdzając, czy ktoś nas nie
widział.
- Wiem. Ale wydawałoby się, że zdarza się to tak często, że mógłbyś mieć dość.
Pokręciłem głową.
- Nie. Nigdy. To mi się nigdy nie znudzi. Za każdym razem jest tak samo podniecające i tak samo
mnie kręci.
Obróciła się na fotelu i zadziornie spojrzała w oczy.
- Czyżby? Czyli jesteś teraz napalony?
- Żebyś wiedziała. - Poprawiłem naprężone spodnie. -Marzę o tobie.
- No to może ty jedź, a ja się zrewanżuję za przysługę.
Nie byłem do końca pewien, co ma na myśli, ale miałem podejrzenia. Zapaliłem silnik i wyjechałem
na szosę, ale zaraz zjechałem z autostrady i skierowałem się na polną drogę, zaczynającą się
szerokim zakrętem. Becca odpięła mój pas, rozpięła mi spodnie i zsunęła mi je z ud razem z
bokserkami. Podniosłem się na siedzeniu, żeby mogła ściągnąć je do końca, a potem nagle jej dłonie
mnie objęły i musiałem obiema rękami złapać za kierownicę, żeby jechać prosto. A i tak jechałem
ledwie pięćdziesiątką. Przesuwała dłonie powoli i obserwowała, jak z każdą chwilą twardnieję pod
jej dotykiem. Zmieniła ręce, ustabilizowała rytm, a potem zsunęła dłoń w dół i masowała nasadę.
Potem zacisnęła w dłoni główkę. Wkrótce nie mogłem zapanować nad szarpnięciami bioder i
zastanawiałem się, czy pozwoli, żebym zafajdał całą kabinę, czy zrobi to, o co nie śmiałem jej
poprosić.
- Boże… Cholera. Becco, jestem blisko. Uśmiechnęła się, przesunęła dłoń w dół, a potem przesunęła
się na fotelu i schyliła się do mnie.
- Więc chyba powinnam coś z tym zrobić, prawda?
- Tak… Może… Może powinnaś. - Dotknąłem jej policzka, żeby ją zatrzymać. - Ale tylko, jeśli tego
chcesz.
Spojrzała na mnie z miłością i wtuliła się w moją dłoń.
- Chcę. Daję słowo. Nie zrobiłabym tego, gdybym nie chciała. - Potem objęła mnie słodkimi ustami i
jęknąłem.
- Jezu. Genialnie - wymamrotałem.
Jedną dłoń zatrzymała przy nasadzie, a językiem przesuwała wokół mojej główki, a potem wzięła
mnie głębiej do ust, wycofała się i znów zagarnęła.
Wplątałem dłoń w jej włosy, ale pilnowałem, żeby nie zaciskać palców i żeby Becca nie czuła żadnej
presji. Chciałem dać jej pewność, że robi tylko to, co sama chce. Schylała głowę i z każdym ruchem
brała mnie coraz głębiej do ust, a jedyne, co mogłem zrobić, to powstrzymać się od ruchów
biodrami. Rozparłem się w fotelu i desperacko trzymałem kierownicy, a ona zwolniła, w ustach
trzymała już tylko główkę i mocno ssała, masując jednocześnie dłonią.
- O Boże - wymruczałem. - Już prawie. Nie przestawaj. Zaraz kończę. Jezu… - Musiałem zatrzymać
auto.
Kiedy jej powiedziałem, że dochodzę, zsunęła usta niżej i wzięła mnie głębiej niż wcześniej, tak że
czułem zaciskające się wokół mnie mięśnie gardła. W zasadzie nie wiedziałem, jakim cudem się nie
krztusi, ale potem poczułem, że zatracam się w strumieniu ciepła i cudownym pulsowaniu. Przyjęła
wszystko i czułem, że przełyka, co dodało mocy targającym mną skurczom. Doszedłem z siłą
eksplozji atomowej, a ona zrobiła dla mnie wszystko, ssała i poruszała się tak długo, aż ustały
wstrząsy i uspokoiło się rozszalałe tętno.
Wyprostowała się i otarła usta dłonią, a potem nieśmiało się uśmiechnęła.
Nachyliłem się do niej i pocałowałem tak mocno, że kiedy rozdzieliliśmy się kilka minut później,
obojgu nam brakowało tchu.
- To znaczy, że ci się podobało?
Nawet nie wiedziałem, jak jej odpowiedzieć.
- Podobało się? Boże, to było niesamowite! Nawet więcej. Nie wierzę, że to zrobiłaś.
- Nie wiedziałam, co robię, więc tylko miałam nadzieję, że jest ci dobrze.
Roześmiałem się na myśl, że mogła w siebie wątpić.
- To była najbardziej zajebista rzecz na świecie. Serio. Dziękuję ci.
- Najbardziej zajebista? - Zmarszczyła brwi i wydęła usta w rozkoszną podkówkę. - Bardziej
zajebista niż seks ze mną?
- Nie, no co ty. To było zupełnie co innego. - Dotknąłem kciukiem jej policzka. - Wszystko, co
robisz, jest najlepsze na świecie. Wszystko, co ja robię z tobą. A nie męczyłaś się? Nie miałaś
odruchu wymiotnego?
Zawstydzona schyliła głowę.
- Trochę tak. Ale nie na tyle, żebym miała się przejmować. Byłam zachwycona, że tak ci się to
podoba. - Zapięła pas, a ja ruszyłem. - Może zrobimy to następnym razem, jak będę miała okres i nie
będziemy mogli uprawiać seksu.
- Byłoby genialnie, ale to zależy od ciebie.
- Jak to?
Wzruszyłem ramionami.
- Czułbym się dziwnie, prosząc cię o to. Przekrzywiła głowę i się uśmiechnęła.
- Czemu? Przecież nie mam nic przeciwko, lubię sprawiać ci przyjemność, jak możesz się czuć
niezręcznie, prosząc mnie o coś? Jeśli nie będę chciała, po prostu ci powiem. Ja nie mam obciachu,
żeby cię prosić o to samo, uwierz mi. Jeśli tylko będziesz chciał, po prostu powiedz. Podobało mi się.
Naprawdę.
Gapiłem się na nią.
- Jak to możliwe, że jesteś taka fantastyczna? Pytam serio. Żaden facet na świecie nie ma takiego
szczęścia jak ja.
- To ja mam szczęście - odpowiedziała cicho. Pokręciłem tylko głową, bo wiedziałem, że nie ma
sensu się z nią kłócić.
Z jakiegoś powodu przyszedł mi do głowy wers z piosenki Beyonce: if you liked it, you should’ve
put a ring on it. Wiedziałem, że jeszcze nie jestem gotowy na ślub, ale ziarno zostało zasiane. Byłem
przekonany, że jestem największym szczęściarzem na świecie i że nie ma drugiej takiej kobiety jak
Rebecca de Rosa. Na pewno nie mogłem pozwolić, żeby ktokolwiek mnie ubiegł. Nie chodziło tylko
o to, jaka chętna i odważna była w seksie. Kochała mnie, wspierała, dodawała mi odwagi. Zrobiła mi
dobrze ustami, kiedy potrzebowałem rozluźnienia, nie zostawiła mnie. Moją życiową ambicją było
być godnym jej mężczyzną, wartym jej doskonałości.
Korekta Halina Lisińska Renata Kuk Zdjęcie na okładce © vita khorzhevska/Shutterstock Projekt graficzny okładki Małgorzata Cebo-Foniok Tytuł oryginału Falling Into Us Copyright © 2013 by Jasinda Wilder All rights reserved. For the Polish edition Copyright © 2014 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 978-83-241-5092-2 Warszawa 2014. Wydanie I Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel. 620 40 13, 620 81 62 www.wydawnictwoamber.pl Konwersja do wydania elektronicznego P.U. OPCJA juras@evbox.pl
BECCA Pocięte ręce i zamknięte drzwi Listopad Nell siedziała naprzeciwko mnie. Ręce chowała w rękawach płaszcza. Nie patrzyła mi w oczy, tak jak przy kilku poprzednich spotkaniach. Uciekła w połowie swojego przemówienia w domu pogrzebowym, a potem, kiedy znów ją zobaczyłam, na cmentarzu, była ze starszym bratem Kyle’a. W każdym razie podejrzewałam, że to on. Nie widziałam go, odkąd miałam dziesięć czy jedenaście lat. Był od nas o jakieś pięć lat starszy i tak też wyglądał. Był ogorzały i onieśmielający, zwłaszcza w garniturze, choć musiałam przyznać, że był też zjawiskowy. Miał ciemne włosy, długie i trochę rozczochrane, i przenikliwe niebieskie oczy przesycone dojrzałością i czymś znacznie głębszym. Tylko kilka razy słyszałam, żeby Kyle o nim mówił. Pamiętam, że był samotnikiem. Większość czasu spędzał w swoim pokoju albo w starej szopie, która służyła mu za warsztat. W liceum miał kłopoty. Tyle pamiętałam, a raczej tyle słyszałam. Wyjechał z Michigan w dniu ukończenia szkoły. Zostawił wszystko. Pamiętam, jak Kyle o tym opowiadał. Nic nie rozumiał i czuł się dotknięty, chociaż miał dopiero jedenaście lat. Colton wyjechał i już. A potem pojawił się na pogrzebie, a Nell wysiadła z jego wielkiego pick-upa. Co z nim robiła? Trzymałam Jasona za rękę, staliśmy przy grobie, pod zadaszeniem i nie wiedziałam, co się dzieje. Czemu przyjechał? Przecież zostawił rodzinę, młodszego brata i z tego, co wiedziałam, rzadko się odzywał. A teraz Nell trzyma się z nim w dniu pogrzebu jej chłopaka? Starałam się nie czuć zdradzona. Nie patrzyła na mnie. Na nikogo. Stała przed trumną z drewna czereśniowego z mosiężnymi okuciami. Mokra trawa wokół grobu przykryta była sztucznym trawnikiem. Nell wyglądała, jakby chciała wskoczyć do tej głębokiej, ciemnej dziury i zostać tam z Kyle’em. Kiedy się zachwiała, Colton ją złapał. Nie chciałam, żeby jej dotykał. Ona należy do Kyle’a. Odbierałam emanujący z Jasona gniew i wiedziałam, że czuje mniej więcej to co ja. Kiedy urzędnik wygłaszał nic nieznaczące słowa, usiadła na krześle i pustym wzrokiem wpatrywała się w przestrzeń. Płakałam cicho, tak jak matka Kyle’a i pani Hawthorne. Jak bardzo wielu ludzi, z wyjątkiem Nell. Ona nie płakała, przynajmniej ja nie widziałam. Kiedy wszystkie słowa zostały już powiedziane, wrzuciła do grobu kwiat, a potem odwróciła się i odbiegła. Chwiała się na szpilkach, więc zrzuciła je z nóg, a gips obijał się o jej bok. Kto za nią pobiegł? Colton. Słyszałam szepty. Ludzie zadawali na głos te same pytania, które ja stawiałam sobie w głowie. Teraz siedziała naprzeciwko mnie z kubkiem kawy i nieuważnie mieszała ją wyszczerbioną łyżeczką. Poszłyśmy na obiad u mnie, w Ann Arbor. Przyjechała tu, bo ja byłam uziemiona zajęciami i pracami domowymi. Zgodziła się, kiedy zadzwoniłam rano i spytałam, czy znajdzie kilka godzin na spotkanie, ale głos miała apatyczny i zrezygnowany.
Łyknęłam kawy i patrzyłam, jak wprawia w niekończący się wirowy ruch karmelowe odmęty. – Nell? Widziałaś się z kimś? – Z kim? – Spojrzała na mnie przelotnie, ale zaraz wróciła do mieszania. Z rękawów szarej polarowej bluzy North Face wystawały tylko koniuszki jej palców. Wzruszyłam ramionami. – Z kimś. Z terapeutą. W sprawie tego, co się stało. Pokręciła głową, a koniuszek luźnego warkocza podskoczył jej na ramieniu. – Nie. Nic mi nie jest. – Nie wydaje mi się W końcu popatrzyła mi w oczy i widziałam, że jest zła. – A uważasz, że powinno mi nic nie być? On umarł trzy miesiące temu. Kochałam go. Co mi na to pomoże terapeuta? Powie, że to nie moja wina? Będzie truł o zaakceptowaniu wszystkich etapów żałoby? Nie potrzebuję słuchać tych bzdur. – Odwróciła wzrok. Przez okno patrzyła na chłodne, pochmurne październikowe popołudnie. – Chcę go mieć z powrotem. – Wiem. – Nic nie wiesz. – Ostatnie słowa wypowiedziała syczącym szeptem, a w jej oczach widziałam wwiercający się we mnie ból. – Nell… – Chciałam jej pomóc, zmusić do mówienia. Ale nie dała się. Od tamtego pierwszego dnia w jej pokoju nie powiedziała ani słowa na temat wypadku. Nie poszła na żadną z uczelni, na które została przyjęta. Mieszkała z rodzicami, chodziła do szkoły pomaturalnej w Oakland i pracowała w biurze u ojca. Wydawało się, że podejmuje jakieś działania, ale ja czułam, że przestała żyć. – Muszę iść – powiedziała. Dopiła kawę i wstała. – Dopiero przyszłaś. – Przepraszam. Muszę iść. Położyłam na stole pieniądze za kawę. Burczało mi w brzuchu, bo w intencji lunchu z nią nie jadłam śniadania. – W porządku. Chyba usłyszała w moim głosie irytację.
– Przepraszam, Beck. Po prostu… Nie umiem być teraz dobrą przyjaciółką. – Nie o to chodzi. – Wyszłam za nią na chłodne jesiennie powietrze i po drodze zapięłam płaszcz. – Martwię się o ciebie. Zatrzymała się, odwróciła i popatrzyła na mnie. – Wiem. Wszyscy się martwią. Nie wiem, co powiedzieć. Muszę przez to przejść, ale nie wiem jak i nikt nie może mi pomóc. Idę do domu. Chcę być sama. – Drapała się przez polar po prawej ręce, jakby w nerwowym odruchu. Przyjrzałam się jej. – Nell, nic sobie nie wstrzykujesz, prawda? Wzdrygnęła się i opuściła rękę. – Nie! Oczywiście, że nie. – Pokaż mi rękę. Tę, w którą się drapałaś. Splotła ramiona pod biustem. – Nie. Nie martw się o mnie. Przysięgam ci na grób Kyle’a, że nie ćpam. Słyszałam, że mówi szczerze i nie miałam innego wyjścia, jak tylko uwierzyć. Nachyliłam się, żeby ją objąć i wyczułam w jej oddechu alkohol. – Ale pijesz. – Objęłam ją mocno, nie chciałam puścić. Popatrzyła na mnie. – Trochę, od czasu do czasu. To mi pomaga i tyle. Lepiej daję sobie radę, ale panuję nad tym. – Wątpliwości musiałam mieć wypisane na twarzy. – Jestem dorosła. Mogę pić, jeśli mam ochotę. – Nie masz jeszcze prawa do picia. – Zmrużyłam oczy. Parsknęła. – Nie bądź takim sztywniakiem. Gdyby to się nie stało i tak piłabym w college’u. Teraz po prostu okoliczności są inne. – Sięgnęła do torebki po kluczyki. – Zobaczymy się kiedy indziej, dobrze? – Możesz prowadzić? – spytałam. – Jezu! Tak! Nic mi nie jest. Jesteś gorsza niż moi rodzice. Oni przynajmniej dają mi święty spokój. – Może nie powinni – odgryzłam się. – Może powinni się o ciebie martwić. Ja się martwię. Przerażasz mnie. – Jesteś moją przyjaciółką. Powinnaś mnie rozumieć i wspierać.
– Rozumiem. I wspieram. Ale to nie znaczy, że będę siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak nikniesz w o- oczach. – Zacisnęłam zęby, kiedy zająknęłam się na ostatnim słowie. Zamknęłam oczy i skupiłam się. Już się nie jąkałam, a na pewno nie publicznie. – Wiem, że minęło dopiero kilka miesięcy, ale tobie się nie poprawia, jest coraz gorzej. Wzruszyła ramionami. – Nie wiem, czego ode mnie chcesz. On był nie tylko moim chłopakiem, ale też najlepszym przyjacielem. Znałam go całe życie. Widywałam go codziennie przez osiemnaście lat. – Ręka jej zadrżała, więc zacisnęła ją w pięść, a niepomalowane paznokcie zatopiła w skórze. – Był wszystkim. A teraz go nie ma. Jakim cudem miałoby mi być lepiej? – Nie wiem, Nell. Nie wiem. Wiem, że nie potrafię zrozumieć, przez co przechodzisz. – Więc przestań próbować. – Ale… Nachyliła się i pocałowała mnie w policzek. – Jadę. Dzięki za kawę. Odezwę się. – Nie odwracając się za siebie, wsiadła za kierownicę lexusa swojej matki. Patrzyłam, jak odjeżdża, a serce pękało mi z żalu. Nie była pijana, ale niepokoiłam się, że okazałam się złą przyjaciółką, pozwalając jej prowadzić, mimo że wyczułam od niej alkohol. A to drapanie się po ręce? Ben tak robił i wiem na pewno, że wtedy ćpał. Ale nie okłamałaby mnie, nie przysięgałaby na grób Kyle’a. Znałam ją wystarczająco dobrze, żeby być tego pewna. Prawda? Jasona znalazłam w siłowni zarezerwowanej dla drużyny futbolowej. Siedział na ławeczce i ćwiczył nogi, podnosząc ciężar, który wydawał mi się niewiarygodny. Nie miał koszulki, a jego ciało lśniło od potu. Mięśnie nabrzmiały mu od ćwiczeń. Chociaż byłam przybita, nie mogłam powstrzymać pomruku pożądania, który się przeze mnie przetoczył. Obserwowałam, jak podkula nogi, aż kolana przylegają do piersi, potem powoli wypuszcza powietrze i prostuje. Kosztowało go to sporo wysiłku. Był sam w sali, więc zaszłam go od tyłu. Nie słyszał mnie, bo maszyna trochę zgrzytała, a on głośno oddychał. Zaczekałam, aż zrobi przerwę, a potem położyłam mu ręce na piersi. – Cześć, skarbie. Wykrzywił głowę i popatrzył na mnie do góry nogami. – Cześć, śliczna. Co tu robisz? Myślałem, że umówiłaś się z Nell. – Nachyliłam się, żeby go pocałować. Na wargach poczułam pot, a na języku napój Gatorade. – Jestem cały mokry, czy to nie obrzydliwe? – A narzekałam kiedyś, że jesteś spocony? – Musnęłam palcami jego szczękę. – To seksowne. Kręci mnie patrzenie, jak ćwiczysz. – Chociaż byliśmy sami, mówiłam szeptem.
Uśmiechnął się, ale musiał zobaczyć w moich oczach troskę. – Co jest, Beck? Gdzie Nell? – Zszedł z ławki i wstał. Nie pozwoliłam mu się objąć. To, że lubiłam, kiedy był cały mokry i nie przeszkadzało mi to w całowaniu go, nie znaczyło jeszcze, że chcę mieć jego pot na ubraniu. Wiedział o tym, bo wziął mnie tylko za ręce. – Poszła. – Tak szybko? – Rozpinał mi płaszcz, guzik za guzikiem. Pokiwałam głową. – Tak. Martwię się o nią. Spóźniła się pół godziny, wypiła filiżankę kawy i pojechała. – Zsunął mi płaszcz i zawiesił na jednym z urządzeń. – Pokłóciłyśmy się. A my się nigdy nie kłócimy. Jest zamknięta w sobie, broni się. – Przechodzi przez piekło, przecież wiesz. – Wyjął z torby ręcznik, otarł twarz, szyję, pierś i dopiero wtedy pozwoliłam mu się wziąć w ramiona. Westchnęłam w jego skórę. – Wiem. Ale… zachowywała się dziwnie. Cały czas drapała się po ręce i śmierdziało od niej alkoholem. To go zdziwiło. – Piła? O trzynastej w sobotę? – No właśnie. Zaniepokoiło mnie to drapanie. Ben się tak drapał, kiedy ćpał. Zmrużył oczy. – Bierze jakieś prochy? Pokręciłam głową. – Już nie. W zeszłym roku był na odwyku i od tamtej pory jest czysty. Zrobił to dobrowolnie. Ale Nell? Myślałam, że w ogóle nie wie, co to narkotyki, nie mówiąc już o braniu ich. – Pytałaś ją? – Muskał ustami moje włosy, skroń, ucho. – Oczywiście. Przysięgła na grób Kyle’a, że to nie to. Przez chwilę się zastanawiał. – Sam nie wiem. Może to po prostu wysypka. Pokręciłam głową.
– Przez cały czas chowała ręce w rękawach. Nie chciała mi pokazać. – Ale co możemy zrobić? Powiedzieć jej rodzicom? Ma osiemnaście lat, nie mogą jej do niczego zmusić. – Wiem. Po prostu się martwię. Nie jest sobą. Zmieniła się. Wiem, że wiele przeszła, że straciła Kyle’a, ale wszyscy go straciliśmy. I jakoś sobie radzimy. – Myślisz, że poszłaby na terapię? – Masował mi ramiona, a potem zjechał w dół pleców. – Ja poszedłem i to mi pomogło. A znasz moje zdanie na ten temat. Musiałam go zaszantażować, że przestanę z nim uprawiać seks, jeśli nie pójdzie do uniwersyteckiego terapeuty. Wciąż tam chodził raz w miesiącu i teraz terapia polegała na rozpracowywaniu związku z ojcem. – Wiem. O to też ją spytałam. Powiedziała, że to jej nic nie da i że chce tylko dostać Kyle’a z powrotem. Jason westchnął. – Nie wiem, co powiedzieć. Nie brzmi to dobrze, ale… Możemy chyba tylko starać się jej pomóc i być, kiedy będzie nas potrzebowała. – Skinęłam głową i podniosłam usta do pocałunku. – Umyję się szybko i może pójdziemy coś zjeść? Słyszę, że ci burczy w brzuchu. – Teraz, kiedy się o ciebie powycierałam, też muszę wziąć prysznic, Panie Spocony i Napakowany. Oczy mu zapłonęły i wbił mi palce w skórę nad pupą. – Mój współlokator wyjechał na weekend. – Moja współlokatorka też. – Włożyłam płaszcz. – Mój pokój jest bliżej – zaznaczył i wygrał. Włożył bluzę z kapturem na gołe ciało, w jedną rękę złapał torbę, drugą przycisnął mnie do siebie i ruszyliśmy. Normalnie droga zajmowała dziesięć minut, ale dotarliśmy w pięć. Jason obejmował mnie w pasie, a ja przyciskałam twarz do jego ramienia, żeby zamaskować chichot. Spieszył się i ja też się spieszyłam. Objęłam go w tym samym miejscu co on mnie i czułam mięśnie, przesuwające się w czasie ruchu. Wyobraziłam sobie, jak będzie wyglądał, gdy tylko zamkniemy za sobą drzwi do jego pokoju. Bez koszulki, z potężnymi, nabrzmiałymi mięśniami, które mnie hipnotyzowały, z nastroszonymi jasnymi włosami i w mokrych od potu spodenkach, opuszczonych nisko na biodra i odsłaniających mięsień w kształcie litery V. Wepchnęłam go do środka, kiedy tylko otworzył, a potem oparłam się o drzwi plecami. Przekręciłam zasuwkę i stałam tak, ze złączonymi nogami, przyciskając ręce do drzwi za mną, lekko odchylając głowę w tył. Czekałam.
Jason rozpoczął grę. Odstawił torbę na podłogę obok łóżka. Potem wyjął z kieszeni telefon, portfel i klucze i położył na biurku. Nie patrzył na mnie, nawet się nie odwrócił. Poruszał się najwolniej, jak się dało, wystawiał mnie na próbę, ile wytrzymam, zanim się na niego rzucę. W ciągu ostatnich dwóch lat odkryliśmy, że w naszej seksualnej relacji często to ja przejmowałam rolę dominantki. Jemu to pasowało i mnie też. Otworzył laptop, zalogował się, sprawdził pocztę i szybko coś odpisał koledze. Potem, z paraliżującą powolnością zdjął koszulkę, a ja patrzyłam na jego obłędnie muskularne plecy, na mięśnie naramienne i czworogłowe, rozkosznie przesuwające się pod skórą, kiedy składał koszulkę i wrzucał ją do kosza na brudną bieliznę. Potem, żeby się ze mną podroczyć, przeciągnął się i napiął ramiona. Wiedział, jak na mnie działają jego plecy. Powoli się odwrócił i wiedziałam, że napina mięśnie brzucha, które też uwielbiałam. Miałam szczęście. Uniósł brew, a ja odpowiedziałam tym samym. Rozpięłam płaszcz, zsunęłam go z ramion i pozwoliłam, żeby spadł na podłogę. Potem zagryzłam wargę i potrząsnęłam włosami jak w reklamie szamponu. Zawsze nas to bawiło. Jason starał się nie roześmiać, ale wyszło mu tylko częściowo, bo kąciki ust drżały mu w napięciu. Oboje zdjęliśmy buty i skarpetki, stanęliśmy w odległości metra od siebie i wpatrywaliśmy się w siebie, czekając, kto pierwszy zrobi ruch. Ja się złamałam pierwsza. Wsunęłam palce pod rąbek koszulki i powoli ją ściągnęłam. Jason natychmiast popatrzył na moje piersi, uniesione w miseczkach prostego, zapinanego z przodu czerwonego stanika. Ja też go dręczyłam, zsuwając najpierw jedno ramiączko, a potem drugie. Zawahałam się przy zapięciu. Trzymałam miseczki złączone rękami. Nie puszczając ich, wysunęłam z ramiączka najpierw jedno ramię, potem drugie, następnie szybki ruch i już zakrywałam piersi tylko dłońmi. Jason głośno jęknął. – Wykończysz mnie. – Zrobił krok w moją stronę i wpatrywał się wygłodniałym wzrokiem w ciało widoczne między moimi dłońmi. Nie ruszałam się, tylko odchylałam głowę, kiedy się zbliżał. – Zabiorę ręce, jak zdejmiesz spodenki. – Ale wtedy ja będę nagi, a ty ciągle będziesz miała na sobie spodnie. Niedbale wzruszyłam ramionami. – Więc mi pomóż. Zdjął spodenki i stanął przede mną tylko w obcisłych bokserkach, niebiesko-zielonych, pociemniałych od potu. Poszłam na kompromis i zasłaniałam palcami wskazującymi już tylko brodawki. Wciągnął ostro powietrze, zlikwidował dystans między nami i ukląkł przede mną, kładąc mi dłonie na biodrach, tuż nad paskiem obcisłych dżinsów. Patrzył mi w oczy, odpinając guzik i ciągnąc suwak w dół. Zaczął mi zdejmować spodnie, które utknęły w okolicy ud. Zmarszczył czoło, popatrzył na nie, a potem na mnie.
– Jezu, jakie ciasne. Jak ty je w ogóle wkładasz? – Wstaję godzinę wcześniej i zużywam dużo masła. Roześmiał się głośno i schował twarz w moim brzuchu. – Ale pytam serio. Jak się to zdejmuje? – Pociągnij za nogawki. Podniósł mi do góry jedną stopę i zdjął jedną nogawkę, a potem to samo zrobił z drugą nogą i stałam przed nim naga, tylko w stringach. – Skąd masz taką bieliznę?! – Złapał mnie za biodra i odwrócił twarzą do drzwi. – Cholera, Beck, to kawałek szmatki i nić dentystyczna! – Dotykał moich pośladków, a potem złapał je i zaczął łapczywie masować. Roześmiałam się, choć brakowało mi tchu. – Kupiłam wczoraj. W Victoria’s Secret była wyprzedaż, więc wzięłam kilka par. – Wygięłam się tak, że wypchnęłam do przodu pierś, a pośladki do tyłu, jedną nogę odstawiłam w bok, a drugą napięłam. Mnie się ta pozycja wydawała głupia, ale Jasona doprowadzała do szaleństwa, sądząc po warkocie wydobywającym się z jego gardła i sposobie, w jaki jego dłonie dotykały moich ud i pupy. – Nie zakrywają zbyt wiele, co? – Niezbyt wiele? Nic nie zakrywają! Masz całkiem goły tyłek! – Czyli dobrze się składa, że tylko ty będziesz mnie w nich widywał. No, z wyjątkiem mojej współlokatorki. – Chyba nie jest lesbijką? Pytająco uniosłam brwi. – A miałbyś coś przeciwko temu, gdyby była? – Ogólnie rzecz biorąc, oczywiście nie. Ale jeśli chodzi o ciebie, to tak. Jesteś moja. Kobieta czy facet, nie ma znaczenia. Nikt inny nie ma do ciebie prawa. Westchnęłam. – Nie, nie jest lesbijką. Prawdę mówiąc, wiem to aż za dobrze. Prawie co noc przyprowadza do naszego pokoju jakiegoś kolesia i uprawiają seks bez względu na to, czy jestem w pokoju, czy mnie nie ma. Czasem nawet nie okrywają się kocem. To obrzydliwe. – Coś mi przyszło do głowy i spojrzałam na niego badawczo. – Myślałam, że facetów kręci myśl o dwóch kobietach. Jason zaczepił palec o gumkę moich majtek i powoli je zdjął, potem podniósł i ku mojemu przerażeniu powąchał.
– Wydaje mi się, że to raczej kwestia wizualna – powiedział, a potem wstał i jego wyprężony członek wylądował między moimi pośladkami. Dłonie przesunął mi na biodra. – Jestem prawie pewien, że większości facetów nie chodzi o seks, który uprawiają dwie kobiety. Nie kręci ich homoseksualny aspekt całej sprawy, liczy się widok dwóch nagich kobiet, ich krągłości, ruch, ciało. Mnie patrzenie na ciebie z inną kobietą by nie kręciło. Wściekłbym się i byłbym zazdrosny i zaborczy tak samo, jakbyś była z facetem. – Dobrze wiedzieć – wydyszałam. Jego palce błądziły w okolicy złączenia moich ud, a ja z trudem powstrzymywałam się przed rozłożeniem nóg i błaganiem, żeby mnie dotykał. Wygięłam tylko pupę i ocierałam się o jego twardy jak kamień członek. Chciałam tego, ale postanowiłam wytrzymać. Albo on się złamie pierwszy, albo nic z tego nie będzie. Wciąż zakrywałam dłońmi brodawki, a Jason próbował oderwać od nich moje ręce. – O nie! Znasz zasady. Najpierw bielizna, potem dotykanie. – Od kiedy mamy takie zasady? – Od teraz. Pocałował mnie w ramię i zjechał w dół po kręgosłupie, a każdy pocałunek przyprawiał mnie o dreszcze. Całował mnie i zdejmował majtki. Potem położył mi je na głowie. Pisnęłam i zrzuciłam je szybko. – Fuj! Nie chcę mieć na głowie twoich przepoconych gaci! Roześmiał się i wykorzystał moje rozproszenie, żeby objąć dłońmi moje piersi, które puściłam, by oprzeć ręce na biodrach w wyrazie oburzenia. – Wygrałem – powiedział. Starałam się nie wzdychać, kiedy przesuwał kciukami po brodawkach. – Nie… Nie wygrałeś – jęknęłam. – Pozwoliłam ci. – Na co? – Trzymał w palcach twarde, sztywne koniuszki moich piersi i pieścił je, aż straciłam zdolność myślenia. – Pozwoliłam ci… wygrać. – Musiałam jakoś odzyskać kontrolę. Wiedziałam, że muszę, ale jego ręce aż za dobrze wiedziały, co zrobić, żebym nie mogła się skupić. Pochylił się i poczułam na piersiach jego usta, pokrywające mnie gorącymi pocałunkami. Już było po mnie. Nie umiałam się powstrzymać od wygięcia w łuk pod jego dotykiem. – O Boże, nie przestawaj. – Podobało ci się? – przestał na chwilę, żeby uśmiechnąć się do mnie z triumfem, bo wiedział, że wygrał. – Wiesz, że tak.
– Chcesz więcej? – Zdołałam tylko pokiwać głową, bo resztę uwagi skupiałam na tym, żeby nie przestać oddychać. Mieliśmy tyle nauki, że kochaliśmy się pierwszy raz od tygodnia i oboje byliśmy wygłodzeni. Ja potrzebowałam więcej i on to wiedział, ale chciał, żebym powiedziała to na głos. – Tak, chcę więcej – szepnęłam, trzymając jego głowę. Palce wplotłam mu we włosy. – Czego chcesz? Wciągnęłam gwałtownie powietrze, kiedy objął moją brodawkę ustami, odciągnął ją od mojej piersi, a potem wypuścił. Musiałam odzyskać kontrolę. Sprężyłam umysł, a potem się uśmiechnęłam, bo wpadłam na pomysł. – Weź mnie – wymruczałam. Wyprostował się i poczułam jego erekcję na udzie, a potem na brzuchu, gorącą i twardą. Przycisnął mnie do siebie, pocałował, a potem schylił się, żeby mnie wziąć w ramiona i zanieść do łóżka. Odepchnęłam go. – Nie, nie tam. Zdziwił się. – To gdzie? Odwróciłam się od niego, stanęłam twarzą do drzwi, oparłam o nie dłonie, stopy rozstawiłam szeroko, lekko wygięłam się w pasie i zerknęłam na niego przez ramię, patrząc przez zasłonę czarnych loków. – Tutaj. – Żartujesz? – Złapał mnie za biodra i znieruchomiał, ale zaraz dopasował się do mojej sylwetki. – Teraz i tutaj. Sięgnął mi między nogi, przesunął palcem między wilgotnymi wargami, zanurzył we mnie środkowy palec, a potem podjechał nim w górę, żeby zataczać kręgi wokół łechtaczki. – Skłamałem – szepnął, biorąc wyprężony członek w dłoń i nakierowując go do mojego wejścia. – Ty wygrałaś. – Zapamiętaj sobie! – zdołałam jeszcze powiedzieć, zanim straciłam zdolność mówienia, bo powoli zagłębiał się we mnie, wchodząc coraz dalej, aż napierał biodrami na moją pupę. Jedną rękę oparł mi na biodrze, drugą przesuwał po moich plecach, powoli się wysunął, a potem znów we mnie wszedł. Jęknął. Zrobił to dwa razy, potem trzeci, a ja ledwie wytrzymywałam, żeby nie opaść w dół, gnana przyjemnością, jaką dawała mi jego obecność we mnie. Opanowałam się jednak.
Chciałam skończyć z nim, zacisnąć się wokół niego, kiedy będzie tracił nad sobą panowanie. Zaczął poruszać się szybciej i chociaż tego właśnie potrzebowałam, spowolniłam go, szepcząc: – Nie tak szybko. Zwolnij. Poruszaj się najwolniej, jak potrafisz. Zatrzymał się w pół pchnięcia i resztę drogi pokonał nienaturalnie powolnym ślizgiem. – Tak? – Wycofał się w tym samym tempie, które niemal nie zasługiwało na miano ruchu. – Tak – wydyszałam. – Właśnie tak. Powoli. – Czemu? Jedną ręką ucisnęłam swoją brodawkę i przez moje ciało przeleciał jakby piorun, równocześnie z jego powrotem we mnie. – Żebym czuła każdy centymetr ciebie tak długo, jak to możliwe. Objął dłonią moją pierś, pieścił, uciskał, momentami nawet za mocno, kiedy w tym samym momencie wchodził we mnie. Westchnęłam i schyliłam głowę, bo spełnienie już mnie zalewało, budowało się napięcie. Czułam też, że zbliża się i jego orgazm. Świadczyło o tym drżenie, lekko spazmatyczny ruch, kiedy wchodził we mnie. Zaczął tracić kontrolę, trzymał mnie teraz za biodra obiema rękami, wchodził i wysuwał się, a potem znów we mnie znikał. Uwielbiałam, kiedy tracił nad sobą panowanie. Zachwycało mnie, że mogę mu to zrobić, sprawić, że będzie się czuł tak dobrze, aż nie zapanuje nad sobą. Musiałam zacząć się ruszać. Podnosiłam się na palcach i opadałam, żeby zgrać się z jego pchnięciami. Pochylałam się niżej i odpychałam rękami od drzwi, żeby mógł nacierać coraz gwałtowniej. Wkrótce w pokoju słychać było odgłosy zderzających się ciał, nasze westchnienia i jęki. Potem poczułam, że moje ciało zaciska się i drży, a w moim wnętrzu otworzyła się tama, zwalniająca całe napięcie. Spełnienie wybuchło jak bomba. Zagryzłam skórę na swoim ramieniu i krzyknęłam, a potem poczułam, jak on napina się za mną i wbija mi palce w biodra. – Boże, jak genialnie – wymruczał. Nie mogłam odpowiedzieć, tylko jęknęłam i oparłam się o niego, kiedy we mnie uderzał, teraz rozszalały i gwałtowniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Usłyszałam pomruk, po którym się wysunął, znieruchomiał i naparł raz jeszcze, najmocniej, a ja nie mogłam powstrzymać krzyku, kiedy się zanurzał, niemal sprawiając mi ból, a jednak nie. Nigdy nie trzeba było wiele, żebym odleciała, ale kiedy poczułam, jak traci nad sobą kontrolę, uderza we mnie raz za razem, za każdym razem jęcząc i zagarnia mnie całą dla siebie… doszłam po raz drugi. Zderzające się ze sobą ciała, on zanurzony głęboko we mnie, ocierający się tak doskonale, jego palce na moich biodrach, przyciągające mnie do siebie… Doszłam raz jeszcze, ale tym razem nie zdołałam stłumić krzyku. – Boże, Jezu… – jęczałam. Czułam się jak sparaliżowana, jakby nie moje kości, tylko jego ręce i ciało utrzymywały mnie w pozycji pionowej. Cały czas napierałam na niego pośladkami, kiedy kontynuował swój najazd, zatracony w swoim zbliżającym się spełnieniu. – Dojdziesz teraz?
– Boże, tak. Zaraz – jęknął. Pchnął po raz ostatni i poczułam w sobie gorącą powódź. Krzyknęłam, kiedy zanurzał się głębiej i głębiej, miażdżąc mnie, kiedy dochodził. Powtarzał moje imię. Kiedy znieruchomiał, odsunęłam się od niego i chwiejnie podeszłam do łóżka, a potem padłam na nie, ciągnąc go ze sobą. Upadł przy mnie, ukrył twarz w moich piersiach i głęboko oddychał. Objęłam go, poczułam na miękkiej skórze drapiący zarost i nasze tętna, które dudniły w tym samym rytmie. – Podobało ci się, co? – spytałam po kilku minutach ciszy. Pokiwał głową. – Boże… Na koniec trochę się zatraciłem, nie? Zachichotałam. – No jakby… Podniósł się i spojrzał na mnie z troską. – Nic ci nie zrobiłem? Pokręciłam głową. – Nie, skarbie, Możesz mnie tak pieprzyć, kiedy tylko będziesz chciał. Roześmiał się i wturlał się na mnie. – Mogę? Naprawdę? Wiedziałem, że może jestem za ostry, ale nie mogłem się powtrzymać. Przep… – Nie przepraszaj. Powiedziałam ci, że mnie nie bolało. Lubię tak. Naprawdę. – Podrapałam go po plecach, a potem stopą pomasowałam jego pośladki, żeby przysunąć go bliżej. – Następnym razem chcę cię na czworakach – powiedział. Uniosłam brew. – Co ty powiesz? Na pieska? Opuścił głowę. – Nie znoszę tego określenia. Jest takie uwłaczające. Wzruszyłam ramionami. – Mnie wszystko jedno, jak to się nazywa. Dobrze, następnym razem tak zrobimy. Wyszczerzył zęby i przylgnął do mnie. Czułam, że znów robi się twardy i sięgnęłam pomiędzy nas,
biorąc go do ręki i doprowadzając do pełnej erekcji. Chciał we mnie wejść, ale pokręciłam głową i uśmiechnęłam się. Przysunęłam jego główkę do swojej łechtaczki i użyłam jego naprężonego, ciepłego ciała, żeby się pieścić, najpierw powoli, a potem coraz szybciej, aż musiałam wygiąć plecy i zaczęłam jęczeć. Przez przymknięte powieki widziałam, że się spina i stara się powstrzymać, bo ruch mojej ręki, kiedy się zaspokajałam jego fiutem, doprowadzał go do szaleństwa. Doszłam gwałtownie i żeby uciszyć pozbawiony tchu okrzyk, ugryzłam go w ramię. Kiedy pierwsza fala już się przeze mnie przetoczyła, przysunęłam jego rozognione ciało do mojego wejścia i objęłam go udami w pasie, tak że nie mógł się ruszyć. Poruszałam biodrami, nacierając na niego i zaciskając mięśnie pochwy najmocniej, jak mogłam. Ślizgałam się pod nim, mój pot mieszał się z jego potem. Odnalazłam jego usta i wyszeptałam „kocham cię” prosto w jego jęk, kiedy doznawałam kolejnego orgazmu. Gdy już przestałam się trząść, zwolniłam, rozluźniłam uścisk i pozwoliłam mu wysunąć się ze mnie trochę, ale potem zatrzymałam go w miejscu, uśmiechając się w czasie pocałunku. On też był blisko, ale nie byłam jeszcze gotowa, żeby pozwolić mu dojść. Chciałam mieć jeszcze jeden orgazm i byłam zdeterminowana do zdobycia go, zanim pozwolę mu na zaspokojenie. Wiedział już, czego chcę i zamiast po prostu wedrzeć się głębiej, napierał płytko. Uniósł biodra, żeby wejść pod innym kątem i teraz jego członek z każdym ruchem napierał na moją łechtaczkę. Jęknęłam w jego usta, bo czułam, że wzbiera we mnie kolejne spełnienie. – Mówiłaś, że następnym razem spróbujemy inaczej? – wymruczał z uśmiechem. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się zadziornie: – Skłamałam. Będziesz musiał zaczekać. – Nieładnie. – Zachowuję się ładnie przez całą resztę czasu – powiedziałam. – W łóżku już nie muszę. Teraz chcę być niegrzeczna. Naparł mocniej, ale odsunęłam się, żeby powstrzymać go od zanurzenia się głębiej. – Co robisz? – Pilnuję, żebyś wchodził płytko. – Dlaczego? Wzruszyłam ramionami. – Nie wiem. Robię to, co mi sprawia przyjemność. I zmuszam cię do czekania. Wsunął mi ręce pod głowę i oparł się na łokciach. – Czyli muszę czekać? – łobuzerski uśmieszek spoważniał. – Chcę robić wszystko, co ci sprawi przyjemność. Czegokolwiek zapragniesz. Złapałam go za twardy tyłek i zmusiłam do ruchu.
– I za to cię kocham. No, między innymi. – Znaleźliśmy wspólny rytm. Spotykaliśmy się w połowie każdego płytkiego pchnięcia, które doprowadzały nas do szaleństwa. – A jakie są inne powody? – Mam ci pokadzić? Uśmiechnął się, ale potem twarz mu spoważniała. Widziałam, że się koncentruje. – Bezwstydnie dopominam się pochwał. – Kocham cię za to, jak się ze mną kochasz. Kocham cię za twoje ciało. Za to, że jesteś wobec mnie taki zaborczy i że o mnie dbasz. – Zamilkłam i przymknęłam oczy, kiedy poprawiał pozycję i niechcący trafił koniuszkiem wyprężonego członka w mój najczulszy punkt. – Boże, tak, tak jak teraz, w tym miejscu! Nie przestawaj. Boże, jak cudownie! Poruszył się kilka razy szybko i płytko, zmusił mnie do desperackiego przylgnięcia do niego. Wbijałam palce w jego mięśnie pleców. – Jeszcze jakieś powody? Zaśmiałam się, choć brakowało mi tchu. – Hm. Kocham cię za talent fotograficzny. A szczególnie za to, co umiesz zrobić językiem. I na pewno za to, że kochasz mnie mimo zaburzenia mowy. – Które już prawie nie istnieje. Pokiwałam głową, bo nie mogłam już mówić. Przez moje ciało przetaczało się trzęsienie ziemi. Nie zmienił tempa ani głębokości i za to też go kochałam, ale nie byłam w stanie znaleźć słów, żeby mu o tym powiedzieć. Wciąż wchodził we mnie szybko i płytko, a fale rozkoszy układały się na wzór ostro zakończonych szczytów ekstazy. Nie doszły jeszcze do punktu szczytowego i napięcie wciąż się we mnie budowało z każdym dotknięciem tego cudownego punktu, który znalazł. Czułam, że moja klatka piersiowa się napina, serce mi wzbiera, a kiedy spojrzałam mu w oczy, w odmętach jaskrawej, jadeitowej zieleni zobaczyłam głębię miłości, która przeniosła mnie z poziomu fizycznego orgazmu w odmęty desperackiej, wzruszającej i wszechogarniającej miłości. Minęło kilka chwil, napięcie się nawarstwiało, a ja nie mogłam się już doczekać orgazmicznego spełnienia. Wzdychałam w jego ramię i jęczałam, kiedy pochylił głowę, żeby possać moją pierś. Tego mi było trzeba. Dotyku gorących ust na wezbranej brodawce. Krzyczałam głośno, nie obchodziło mnie, czy ktoś usłyszy. – Teraz, p-p-p-potrzebuję t-t-t-ego – wyjąkałam, dysząc mu do ucha. Jęknął z ulgą i zanurzył się głęboko, mocno. Całym ciężarem ciała oparł się na mnie i wdarł do środka. – Boże, Becco, to będzie masakra.
– D-d-dobrze, daj mi s-s-siebie. – Jąkałam się już tylko w takich sytuacjach, kiedy przeżywałam rozkosz z Jasonem i wydawało mi się, że on stawia sobie za punkt honoru doprowadzenie mnie do takiego stanu, żebym straciła płynność mówienia. Trzymał usta na mojej piersi, lekko skubał zębami brodawkę i wchodził głębiej, choć łagodnie, z uczuciem, wsuwając się długimi, doskonałymi pchnięciami. Doszłam i zapadłam się w tym. Łza popłynęła mi po policzku, a ciało wyzwoliło się spod mojej kontroli, wijąc się pod ciężarem Jasona, który spełniał się we mnie, szepcząc moje imię w niekończącej się mantrze rozkoszy. Przytulaliśmy się, zapadaliśmy w sen i opuściły nas myśli o szkole, meczach i wszystkim innym. Moją ostatnią myślą, zanim zasnęłam, słysząc bicie jego serca, była Nell i to, jak jej pomóc.
JASON Cisza przed burzą Kwiecień Napisałem ostatnie zdania egzaminacyjnego wypracowania, schowałem je do teczki, zamknąłem ją, sprawdziłem, czy na pewno się podpisałem, a potem przewiesiłem plecak przez ramię. Położyłem arkusz egzaminacyjny na biurku profesora i odwzajemniłem jego skinienie głowy. To był mój ostatni egzamin w wiosennej sesji i wiedziałem, że będzie dobrze. Oczywiście bez Becki bym się tak dobrze nie przygotował. Bez niej w ogóle nie mógłbym żyć. Wiedziałem, że ona wciąż jest w sali, bo wyznawała filozofię powtórnego sprawdzania każdej odpowiedzi, zanim oddała test. Ja nigdy nie miałem do tego cierpliwości. Odpowiadałem na ostatnie pytanie i koniec, oddawałem test, a Becca zwykle opuszczała salę egzaminacyjną jako ostatnia. Wstąpiłem do pokoju, żeby zostawić plecak i wziąć torbę, którą zapakowałem już wcześniej, a potem wskoczyłem do ciężarówki. Zaparkowałam najbliżej, jak się dało budynku, w którym była Becca. Podłączyłem iPhone do kupionego z odzysku stereo, które podarowała mi na gwiazdkę. Rozległo się Ten Cent Pistol The Black Keys i wyluzowałem się przy jej dźwiękach. Potem poleciała jedna z piosenek Becki, The Blower Daughter Damiena Rice’a. Nie lubiłem większości z jej folkowych, akustycznych, pseudoartystycznych piosenek, ale kilka mi się podobało, w tym zwłaszcza Damiena Rice’a. Szczególnie ta, a już na pewno, kiedy śpiewała ją Becca. Zatracała się w niej, zamykała oczy, a słowa wyśpiewywane jej uroczym głosem brzmiały tak słodko. Zarzekała się, że nie umie śpiewać i nigdy dla mnie nie śpiewała, kiedy prosiłem, ale było kilka piosenek, które włączałem, wiedząc, że zacznie je nucić. Nagle ją zobaczyłem. Szła w mojej starej bluzie z kapturem, wycięty w trójkąt dekolt odsłaniał fragment jej ciemnej skóry, włosy miała luźno związane na karku, a obcisłe czarne legginsy sprawiały, że miałem na nią ochotę od samego patrzenia. Szczególnie że między udami miała małe okienko. Jeszcze na mnie nie patrzyła. Skupiała się na telefonie, który trzymała w rękach, pewnie planując coś z Nell. Wyjąłem z torby aparat, włączyłem i skierowałem obiektyw na nią. Uchwyciłem doskonały moment, pełen wyrazu. Zaparło mi dech, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłem zrobione przed chwilą zdjęcie. Twarz miała okoloną czarnymi włosami, a na ustach błąkał się jej uśmieszek, bo śmiała się do jakiejś tylko sobie znanej myśli. Słońce było za nią, oświetlało ją z lewej strony, a promienie oblewały ją złotym popołudniowym blaskiem. Moja bluza była na nią za luźna, ale piersi napierały na szary materiał, a kiedy szła, wyraźnie zaznaczały się biodra. Światło sprawiało, że fotografia wyglądała na trochę wyblakłą i już wiedziałem, jakich filtrów w Photoshopie użyję, żeby nadać jej wygląd jeszcze bardziej vintage. Schowałem aparat, zanim podeszła, bo wiedziałem, że z jakiegoś głupiego powodu nie znosi swoich zdjęć. W większości wypadków szanowałem tę niechęć, ale od czasu do czasu robiłem jej je z
ukrycia, kiedy już nie mogłem się powstrzymać. Miałem cały album takich potajemnych fotek. Nikt poza mną nigdy ich nie widział i zamierzałem dopilnować, żeby tak pozostało. A już na pewno nikt nie miał oglądać zdjęcia, na którym wychodziła spod prysznica. To było chyba moje ulubione. Przyciskała do piersi biały ręcznik, który ledwie zasłaniał przód jej ciała. Pochylała się i widać było duży fragment pośladków, pierś wypchnęła do przodu, a drugą ręką odgarniała włosy. Stała na jednej nodze, drugą odstawiając na bok. Szyję miała obnażoną, plecy wygięte w łuk, oczy przymknięte i chyba nigdy w życiu nie była tak piękna jak w tamtej chwili. Wskoczyła do ciężarówki i zanim powiedziała „cześć”, pocałowała mnie. - Jak egzamin, kocie? - spytałem. Wzruszyła ramionami. - Chyba dobrze. To anatomia, już to zaliczałam, tyle że zdobytych punktów nie dało się przenieść. Cieszę się, że mam już z głowy. A jak u ciebie? - Wymiotłem. Dzięki tobie. Rzuciła plecak na podłogę i zapięła pas. - Tylko ci pomogłam to poukładać, materiał miałeś już opanowany. Wycofałem się z parkingu i pojechałem do Ann Arbor, żeby mogła wpaść do pokoju po bagaż i rzucić go na pakę obok mojego. - Dlaczego zawsze jeździmy moim starym rzęchem, skoro twoje auto jest znacznie wygodniejsze i ładniejsze? - spytałem nagle. Wzruszyła ramionami. - Pewnie z przyzwyczajenia. Uwielbiam twoją ciężarówkę. Mam tyle wspomnień z nią związanych, że chyba się zapłaczę, kiedy postanowisz ją wymienić na nową. - Ja chyba też. Tutaj pierwszy raz zobaczyłem kawałek twojego nagiego ciała. Parsknęła. - Tylko to ci w głowie? - A tobie może nie? Nawet nie próbuj się wypierać. -Splotłem nasze palce i uścisnąłem jej dłoń. - A o jakich wspomnieniach ty mówiłaś? Nie odpowiedziała od razu. - Masz rację. Cholera - prychnęła. - Myślałam o tych wszystkich macankach pod drzewem. O wszystkich roz-mowach, które tu odbyliśmy. W tej ciężarówce podejmo-waliśmy wszystkie najważniejsze decyzje. Odwróciła się ode mnie i wiedziałem, że dalej będzie coś pieprznego. - Co jeszcze? - kusiłem.
Spojrzała na mój rozporek, a potem podniosła wzrok. - Przypomniałam sobie Bal Zimowy, pamiętasz? Jak tu dokazywaliśmy i w końcu spuściłeś się w swój podkoszulek? Odchyliłem się na siedzeniu i zacząłem się śmiać. - Wyglądałaś tak seksownie w tej sukience. Cały wieczór mi stał, autentycznie. - A co zrobiłeś z koszulką? Uśmiechnąłem się wstydliwie. - Zatrzymałem się przy Macu i wyrzuciłem. Zaśmiała się. - Od tamtej pory się nad tym zastanawiałam, bo już nigdy jej nie widziałam. Gadaliśmy dalej, aż wyjechaliśmy na autostradę do naszego rodzinnego miasta. - Mamy jakieś plany? - spytałem. Wzruszyła ramionami. - Znów są problemy z Nell. Chcę się z nią jakoś dogadać, ale ona nie współpracuje. A jutro umówiłam nas na lunch z Benem i Kate. - Kate? - To jego dziewczyna. Pokiwałem głową. - A co z Nell? Becca odpowiedziała spokojnie, ale patrzyła przy tym w okno, mówiła powoli, starannie wypowiadając każde słowo, co wskazywało, że była naprawdę przybita. - Nie chce się ze mną spotkać. Za każdym razem, kiedy do niej piszę, jest „zajęta”. - Zrobiła palcami znak cudzysłowu. - Kiedy ostatnio się z nią widziałam, była totalnie pijana. - Kiedy to było? - W czasie ferii? Ty byłeś na siłowni, a ona przyjechała do domu moich rodziców. Była pijana, tak od niej cuchnęło whisky, że mnie zemdliło. I cały czas drapała się po nadgarstkach. - Sama prowadziła? Becca pokręciła głową. - Nie, mama ją podwiozła. - I nic nie zauważyła? Becca podniosła dłoń do ust. - Chyba n-nie. - Jąkanie się było zapowiedzią łez, byłem pewien, więc zatrzymałem się na parkingu przed jakimś podrzędnym barem otwartym dopiero od piętnastej. - Chociaż nie mam pojęcia, jak mogła nie zauważyć. Poczułam, jak tylko weszła do pokoju. Nie wiem, co r-robią jej rodzice. Za
każdym razem, jak ją widzę, jest w coraz gorszym stanie. Tak jakby znikała. Zatapia się coraz głębiej w sobie, a jej rodzice nawet nie kiwają p-palcem, żeby jej pomóc. Uwielbiam państwa Hawthorne’ów, wiesz, że tak. Zawsze mi pomagali, kiedy miałam kłopoty z moimi rodzicami, ale teraz, kiedy Nell ich potrzebuje, chowają głowy w piasek. A ja n-nnie wiem, co robić. Rozpiąłem pas i przesunąłem się w jej stronę, żeby ją objąć. - Też nie wiem. To ich córka i myślisz, że powinni działać, ale ona ma osiemnaście lat. Co mogą zrobić? Dać jej szlaban? Zabrać auto? Z tego co mówisz to i tak rzadko wychodzi z domu. Jeśli nie chce iść na terapię, kto ją zmusi? Becca chlipnęła i pokiwała głową. - Wiem, przecież wiem. Jeśli nie zrobi czegoś drastycznego, na przykład nie będzie chciała się zabić, nie mogą wysłać jej do szpitala, a zresztą nie wiem, czy to by cokolwiek pomogło. - Becca starała się to jakoś ogarnąć i jej ból sprawił, że ja też cierpiałem. - Ale to moja przyjaciółka od zawsze. Kocham ją i się martwię. To drapanie się po rękach mnie przeraża. - Jak myślisz, o co w tym chodzi? Przytulałem ją, a ona cicho płakała. W końcu wyprostowała się, pociągnęła nosem i palcem otarła łzy. - Nie wiem. Wydaje się, że to narkotyki, ale nie ma ani tików, ani huśtawek nastrojów. Widziałam, jak to było u Bena, więc wiem, na co zwracać uwagę. Nie schudła też tak dramatycznie jak on, więc to chyba nie prochy. Ale tym bardziej nie wiem, co się dzieje i jeszcze bardziej się boję. - Może latem uda nam się czegoś dowiedzieć - zasugerowałem. - Może. Mam nadzieję. - Becca wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze z płuc. - No dobra, już się ogarnęłam. Gdzie będziesz mieszkał w lecie? W czasie świąt bożonarodzeniowych mieszkałem u niej i spałem w piwnicy na najbardziej niewygodnym rozkładanym łóżku na świecie. Niechętnie powtórzyłbym to doświadczenie. - Nie wiem - powiedziałem. - Może znajdę jakąś robotę na lato i wynajmę mieszkanie. Spojrzała na mnie. - Nie wiem, co ty na to, ale Ben i Kate wynajmują mieszkanie. Mają dwa pokoje, ale używają jednego. W drugim mieszkała jakaś przyjaciółka Kate, ale się wyprowadziła. Gdybyś znalazł pracę i dokładał się do czynszu, na pewno zgodziliby się, żebyś zamieszkał z nimi. To na pewno lepsze niż piwnica moich rodziców. Jej rodzice pogodzili się z moim istnieniem, szczególnie że zdołałem już udowodnić, że jestem odpowiedzialny i kocham ich córkę. Nie zaszkodziło też to, że jej ojciec był fanem drużyny naszego uniwerku, a ja załatwiałem mu bilety po niższej cenie. Wciąż nie zaakceptowali w pełni mnie ani faktu, że ich córka ma chłopaka, ale byli na tyle rozsądni, żeby rozumieć, że jeśli spróbują stanąć nam na drodze, stracą Beccę. Ilekroć przyjeżdżaliśmy na weekendy czy na wakacje, pozwalali mi
zatrzymywać się u nich w domu, ale musiałem spać w piwnicy, dwa poziomy pod Beccą. Chyba domyślali się, że u mnie w domu nie jest najlepiej. W każdym razie wiedzieli już po ostatniej Gwiazdce, kiedy powiedziałem, że nie jadę do rodziców z powodu różnicy zdań z moim tatą. Nie dodawałem nic więcej, ale jestem pewien, że pan de Rosa zrozumiał, co miałem na myśli. Zacząłem rozważać zamieszkanie na lato z Benem i Kate i zaczynało mi się to podobać. Becca mogłaby przychodzić i w zasadzie moglibyśmy robić, co nam się podoba. To nie byłoby możliwe u niej w domu. Nie znałem za dobrze Bena, ale wydawał się fajnym gościem. Wiedziałem, że ma poważne zaburzenia afektywne dwubiegunowe i że w przeszłości brał narkotyki, ale od roku był czysty, a od prawie dwóch lat miał tę samą pracę, więc wydawało się, że dobrze sobie radzi. - Jeśli Ben i Kate się zgodzą, zamieszkam u nich. Zaoszczędzę moim plecom bólu. Becca wyszczerzyła zęby w uśmiechu. - Po prostu chcesz sypiać ze mną bez ograniczeń, nie przejmując się moimi rodzicami. Poważnie pokiwałem głową. - Zdecydowanie, to jest mój priorytet. Jestem od ciebie uzależniony poważnie. Jeśli nie będę dostawał twojego ciała w regularnych odstępach czasu, może się wywiązać poważny syndrom odstawienia. Nawet nie mrugnęła. - To bardzo poważna sprawa. Może powinniśmy spróbować wyleczyć cię z tego nałogu? Pokręciłem głową. - Nie, nie! Ten nałóg daje mi szczęście. Nie mam przecież wielu wad. Prawie nie piję, nie palę, nie impre-zuję, nic z tych rzeczy. Ale ty? Ty jesteś mi niezbędna. Nie oddałbym cię za nic. Becca pokiwała głową i w zamyśleniu podparła brodę. - W tej sytuacji musimy panu zapewniać kolejne dawki, panie Dorsey. Nie chciałabym, żeby miał pan przeze mnie kłopoty. Przesunąłem palcem po jej udzie, a jędrne ciało chętnie się poddawało mojemu dotykowi. - Zdecydowanie byłoby to niewskazane. Sytuacja byłaby fatalna. Zmieniła pozycję. - Jakie byłyby objawy? Żebym wiedziała, na co zwracać uwagę. Przesuwałem teraz otwartą dłonią po jej pachwinie. Legginsy były tak obcisłe, że przez cienki materiał czułem kształt jej warg. Westchnęła lekko, kiedy natrafiłem na punkt, którego szukałem i
zacząłem masować przez spodnie. - No więc - powiedziałem - najpierw stałbym się marudny. Potem byłbym już tak napalony, że trudno by mi się było na czymkolwiek skupić. Rozsunęła uda, przymknęła oczy i oparła się plecami o drzwi. - Rozumiem. A jak można ci pomóc? - Nie mam szczególnych wymagań. - Więc gdybyś mnie dotknął tutaj, na parkingu, to by pomogło? Pokiwałem głową w geście mającym wyrażać „i tak, i nie”. - Na jakiś czas na pewno. Ile dni minęło, odkąd miałem cię ostatnio? Trzy, tak? Mieliśmy tyle nauki, że później nie było okazji. Ale teraz mogę cię mieć, kiedy zapragnę, więc zapotrzebowanie może wzrosnąć. - Ale na dobry początek obleci? - Wzięła mnie za rękę i przesunęła się tak, że opierała się plecami o mój bok. Moją dłoń przesunęła w dół swojego brzucha, pod gumkę legginsów. - Szczególnie, jeśli ci obiecam, że się odwzajemnię, jak tylko będziesz chciał? - Jak będę chciał? Zsunęła moją dłoń niżej, a ja posłuchałem i wsunąłem w nią palec. - Tak, co zechcesz, tylko powiesz. Wciągnąłem ostro powietrze, kiedy poczułem, że jest już całkiem mokra. - Boże, ty już jesteś gotowa! Oblizała usta i wygięła plecy, kiedy włożyłem w nią dwa najdłuższe palce i znalazłem jej najwrażliwszy punkt, a jednocześnie kciukiem masowałem łechtaczkę. Pozycja była dziwna, ale skuteczna. - Tak. Myślę o tobie od rana. Nie mogłam się skupić na egzaminie, bo przypominałam sobie, co robiłeś w środę językiem. - Podobało ci się, co? - W ciągu dwóch lat niewiele tak naprawdę eksperymentowaliśmy z seksem oralnym, dopiero niedawno. Kiedy pierwszy raz pieściłem ją językiem, było trochę niezręcznie, ale udało się i doprowadziłem ją do takiego stanu, że krzyczała tak głośno, aż sąsiedzi z góry walili w podłogę. Przeraziła się swoimi reakcjami, ale ja byłem z siebie bardzo dumny, że wywołałem u niej taki stan. Tak, moja dziewczyna lubiła pohałasować. Uwielbiałem to. Do niej to tak nie pasowało! Zwykle była cicha, spokojna i zdystansowana, ale kiedy tylko zdejmowała ubranie i zaczynały płynąć życiodajne
soki, traciła wszelkie zahamowania. Nie miała żadnych problemów z osiąganiem orgazmu ani ograniczeń liczbowych, jeśli tylko byłem na tyle opanowany i cierpliwy, żeby zapewniać jej kolejne spełnienia. Nikomu pewnie to nie przychodziło do głowy, ale moja cicha, ponadprzeciętnie inteligentna, nadambitna i przestrzegająca wszystkich zasad dziewczyna była niewyżytą i nieokiełznaną kochanką. Czasem z trudem dotrzymywałem jej kroku. Dobrze mieć takie problemy. Teraz, na publicznym parkingu, o godzinie siedemnastej w piątkowe popołudnie aż drżała z niecierpliwości, kiedy prowadziłem ją na szczyt. W ciągu kilku minut całe palce miałam w jej śliskich, ciepłych sokach, a ona nie mogła złapać tchu, chwytała się mojego ramienia i manewrowała biodrami, żeby być jeszcze bliżej mojego dotyku. Zagryzała wargę, żeby być cicho, ale wiedziałem, że długo nie wytrzyma. Loki wysmyknęły się z luźnego kucyka, a jej czoło zrosiły kropelki potu. Przesunąłem drugą dłoń w dół jej szyi, po obojczyku i za dekolt mojej bluzy. Włożyłem palce do stanika i wyswobodziłem pierś z jedwabnej miseczki. Pieściłem brodawkę, aż stała się twarda jak diament. Becca wrzasnęła, a ja nachyliłem się tak, żeby zagarnąć jej okrzyki rozkoszy. Moja erekcja napierała na jej plecy i wiedziałem, że ją czuje, ale nie ruszyła się, dopóki nie odzyskała panowania nad oddechem. - Boże. To było mocne. - Wyprostowała się i spięła włosy. - Tak. Nigdy mi się nie znudzi patrzenie na ciebie, kiedy dochodzisz. Wiesz o tym? Schyliła głowę, rozejrzała się po pustym parkingu, już po fakcie sprawdzając, czy ktoś nas nie widział. - Wiem. Ale wydawałoby się, że zdarza się to tak często, że mógłbyś mieć dość. Pokręciłem głową. - Nie. Nigdy. To mi się nigdy nie znudzi. Za każdym razem jest tak samo podniecające i tak samo mnie kręci. Obróciła się na fotelu i zadziornie spojrzała w oczy. - Czyżby? Czyli jesteś teraz napalony? - Żebyś wiedziała. - Poprawiłem naprężone spodnie. -Marzę o tobie. - No to może ty jedź, a ja się zrewanżuję za przysługę. Nie byłem do końca pewien, co ma na myśli, ale miałem podejrzenia. Zapaliłem silnik i wyjechałem na szosę, ale zaraz zjechałem z autostrady i skierowałem się na polną drogę, zaczynającą się szerokim zakrętem. Becca odpięła mój pas, rozpięła mi spodnie i zsunęła mi je z ud razem z bokserkami. Podniosłem się na siedzeniu, żeby mogła ściągnąć je do końca, a potem nagle jej dłonie mnie objęły i musiałem obiema rękami złapać za kierownicę, żeby jechać prosto. A i tak jechałem
ledwie pięćdziesiątką. Przesuwała dłonie powoli i obserwowała, jak z każdą chwilą twardnieję pod jej dotykiem. Zmieniła ręce, ustabilizowała rytm, a potem zsunęła dłoń w dół i masowała nasadę. Potem zacisnęła w dłoni główkę. Wkrótce nie mogłem zapanować nad szarpnięciami bioder i zastanawiałem się, czy pozwoli, żebym zafajdał całą kabinę, czy zrobi to, o co nie śmiałem jej poprosić. - Boże… Cholera. Becco, jestem blisko. Uśmiechnęła się, przesunęła dłoń w dół, a potem przesunęła się na fotelu i schyliła się do mnie. - Więc chyba powinnam coś z tym zrobić, prawda? - Tak… Może… Może powinnaś. - Dotknąłem jej policzka, żeby ją zatrzymać. - Ale tylko, jeśli tego chcesz. Spojrzała na mnie z miłością i wtuliła się w moją dłoń. - Chcę. Daję słowo. Nie zrobiłabym tego, gdybym nie chciała. - Potem objęła mnie słodkimi ustami i jęknąłem. - Jezu. Genialnie - wymamrotałem. Jedną dłoń zatrzymała przy nasadzie, a językiem przesuwała wokół mojej główki, a potem wzięła mnie głębiej do ust, wycofała się i znów zagarnęła. Wplątałem dłoń w jej włosy, ale pilnowałem, żeby nie zaciskać palców i żeby Becca nie czuła żadnej presji. Chciałem dać jej pewność, że robi tylko to, co sama chce. Schylała głowę i z każdym ruchem brała mnie coraz głębiej do ust, a jedyne, co mogłem zrobić, to powstrzymać się od ruchów biodrami. Rozparłem się w fotelu i desperacko trzymałem kierownicy, a ona zwolniła, w ustach trzymała już tylko główkę i mocno ssała, masując jednocześnie dłonią. - O Boże - wymruczałem. - Już prawie. Nie przestawaj. Zaraz kończę. Jezu… - Musiałem zatrzymać auto. Kiedy jej powiedziałem, że dochodzę, zsunęła usta niżej i wzięła mnie głębiej niż wcześniej, tak że czułem zaciskające się wokół mnie mięśnie gardła. W zasadzie nie wiedziałem, jakim cudem się nie krztusi, ale potem poczułem, że zatracam się w strumieniu ciepła i cudownym pulsowaniu. Przyjęła wszystko i czułem, że przełyka, co dodało mocy targającym mną skurczom. Doszedłem z siłą eksplozji atomowej, a ona zrobiła dla mnie wszystko, ssała i poruszała się tak długo, aż ustały wstrząsy i uspokoiło się rozszalałe tętno. Wyprostowała się i otarła usta dłonią, a potem nieśmiało się uśmiechnęła. Nachyliłem się do niej i pocałowałem tak mocno, że kiedy rozdzieliliśmy się kilka minut później, obojgu nam brakowało tchu. - To znaczy, że ci się podobało? Nawet nie wiedziałem, jak jej odpowiedzieć.
- Podobało się? Boże, to było niesamowite! Nawet więcej. Nie wierzę, że to zrobiłaś. - Nie wiedziałam, co robię, więc tylko miałam nadzieję, że jest ci dobrze. Roześmiałem się na myśl, że mogła w siebie wątpić. - To była najbardziej zajebista rzecz na świecie. Serio. Dziękuję ci. - Najbardziej zajebista? - Zmarszczyła brwi i wydęła usta w rozkoszną podkówkę. - Bardziej zajebista niż seks ze mną? - Nie, no co ty. To było zupełnie co innego. - Dotknąłem kciukiem jej policzka. - Wszystko, co robisz, jest najlepsze na świecie. Wszystko, co ja robię z tobą. A nie męczyłaś się? Nie miałaś odruchu wymiotnego? Zawstydzona schyliła głowę. - Trochę tak. Ale nie na tyle, żebym miała się przejmować. Byłam zachwycona, że tak ci się to podoba. - Zapięła pas, a ja ruszyłem. - Może zrobimy to następnym razem, jak będę miała okres i nie będziemy mogli uprawiać seksu. - Byłoby genialnie, ale to zależy od ciebie. - Jak to? Wzruszyłem ramionami. - Czułbym się dziwnie, prosząc cię o to. Przekrzywiła głowę i się uśmiechnęła. - Czemu? Przecież nie mam nic przeciwko, lubię sprawiać ci przyjemność, jak możesz się czuć niezręcznie, prosząc mnie o coś? Jeśli nie będę chciała, po prostu ci powiem. Ja nie mam obciachu, żeby cię prosić o to samo, uwierz mi. Jeśli tylko będziesz chciał, po prostu powiedz. Podobało mi się. Naprawdę. Gapiłem się na nią. - Jak to możliwe, że jesteś taka fantastyczna? Pytam serio. Żaden facet na świecie nie ma takiego szczęścia jak ja. - To ja mam szczęście - odpowiedziała cicho. Pokręciłem tylko głową, bo wiedziałem, że nie ma sensu się z nią kłócić. Z jakiegoś powodu przyszedł mi do głowy wers z piosenki Beyonce: if you liked it, you should’ve put a ring on it. Wiedziałem, że jeszcze nie jestem gotowy na ślub, ale ziarno zostało zasiane. Byłem przekonany, że jestem największym szczęściarzem na świecie i że nie ma drugiej takiej kobiety jak Rebecca de Rosa. Na pewno nie mogłem pozwolić, żeby ktokolwiek mnie ubiegł. Nie chodziło tylko o to, jaka chętna i odważna była w seksie. Kochała mnie, wspierała, dodawała mi odwagi. Zrobiła mi dobrze ustami, kiedy potrzebowałem rozluźnienia, nie zostawiła mnie. Moją życiową ambicją było być godnym jej mężczyzną, wartym jej doskonałości.