andzia3382

  • Dokumenty184
  • Odsłony69 077
  • Obserwuję51
  • Rozmiar dokumentów256.9 MB
  • Ilość pobrań38 110

Thorup Torill - Cienie z przeszłości 12 - Zaginiony

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :662.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Thorup Torill - Cienie z przeszłości 12 - Zaginiony.pdf

andzia3382 EBooki Thorup Torill
Użytkownik andzia3382 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 52 osób, 21 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 185 stron)

saga Cienie zprzeszłości Torill Thorup

W SERII UKAŻĄ SIĘ: tom 1. Inga tom 2. Korzenie tom 3. Podcięte skrzydła tom 4. Pakt milczenia tom 5. Groźny przeciwnik tom 6. Pościg tom 7. Mroczne tajemnice tom 8. Kłamstwa tom 9. Wrogość tom 10. Nad przepaścią tom 11. Odrzucenie tom 12. Zaginiony tom 13. Waśń rodowa

tom 12. ZAGINIONY

1 Kiedy Inga zobaczyła wychodzącego z lasu Erlinga, wpad- ła w panikę i poczuła ból, jakby w serce ktoś wbijał jej ostry pazur. Dobry Boże, jęknęła żałośnie, czego on ode mnie chce? Dlaczego tu za mną przyszedł? Poprzedniego dnia dowie- działa się, że Erling umówił się z lensmanem na rozmowę w cztery oczy po niedzielnej mszy. Erling twierdził, że po- siada jakieś informacje o próbie zabójstwa. Używał dziwnie konspiracyjnego tonu, przypomniała sobie nagle Inga i za- stanowiło ją, czy miał na myśli zabójstwo Gudrun, czy też chodziło mu o napaść na nią. W popłochu wydało jej się bar- dziej prawdopodobne, że parobek chce się podzielić z lens- manem swymi podejrzeniami na temat śmierci Gudrun... Zaplanowała już, jak powstrzymać gadatliwość Erlin- ga. Miała nadzieję, że ojciec także przybędzie na mszę do kościoła w Botne, i ufała, że zdoła nakłonić Erlinga do milczenia. Kristian zapewne się zdziwi, dlaczego córka prosi go o taką przysługę, ale Inga zapewni go, że mu kie- dyś o tym powie. Kiedy indziej... 5

Ingę i Erlinga dzieliła długa równina porośnięta trawą i kwiatami we wszystkich możliwych kolorach. W po- wietrzu bzyczały owady. Erling musiałby mocno przy- śpieszyć kroku, by ją dogonić. Inga zmagała się ze sobą. Z jednej strony pragnęła uciec jak najdalej, z drugiej zaś ciekawiło ją, czego parobek od niej chce. Niepewność zżerała ją już od dawna, a teraz po prostu nie potrafiła ustać spokojnie. - Chcę ci przedstawić pewne warunki, Inga - dolecia ło do niej wołanie Erlinga. - Jeśli ich nie przyjmiesz, lens- man dowie się, że zamordowałaś Gudrun. I zgadnij, kto także zostanie obwiniony o pomoc Bjornarowi w ucieczce z więzienia... Rechot Erlinga odbił się stłumionym echem od skał otaczających łąkę. Ze strachu serce tłukło jej się w piersi niczym uderze- nia młota w kuźni. Poruszyła się niespokojnie. Może po- mimo wszystko jest jeszcze jakiś ratunek? - pomyślała z nadzieją. O ile żądania Erlinga nie okażą się zbyt wygó- rowane, na jakiś czas ominie ją jeszcze kara i wieczne po- tępienie, bo potem ten drań zażąda z pewnością kolejnych dóbr. - Chcę dostać okazałą parcelę... - To niemożliwe - odparła Inga przerażona. Erling przyłożył dłoń za uchem, udając, że nie dosły- szał, co mu odpowiedziała. - To niemożliwe - powtórzyła Inga raz jeszcze. - Gaupås nie ma już wolnych... - Na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie - machnął nonszalancko dłonią i dodał szyderczo: - Przecież już kiedyś wytyczyłaś dodatkową parcelę. Poza tym zapew- 6

nisz mi służbę w Gaupås do końca moich dni. Oczywiście za wyższą zapłatą. Inga rozglądała się bezradnie. Strach paraliżował jej ciało, zupełnie jakby zaatakowało je tysiące mrówek. Nie chciała tego słuchać... Nie zamierzała się ugiąć pod wygórowanymi żądaniami Erlinga. Nadal dzieliła ich spo- ra odległość, która się jednak niebezpiecznie kurczyła. - Znasz mnie już, Inga - zaśmiał się cynicznie Er- ling. - Wiesz dobrze, że się nie zawaham i wydam cię, jeśli nie przyjmiesz moich warunków. A prócz tego, że szepnę na ucho parę słów lensmanowi, to kto wie, czy dodatkowo nie ucierpisz. W pierwszej chwili Inga nie zrozumiała, o co mu cho- dzi, dopiero po jakimś czasie dotarła do niej brutalna prawda. - To ty... - Inga zamrugała przerażona, w każdym nerwie swego ciała czując przejmujący lęk, i z niedowie rzaniem wyjąkała: - To ty na mnie napadłeś? Ty mnie po biłeś tak dotkliwie, że straciłam dziecko? Jej oczy napełniły się łzami, a nogi trzęsły się tak, że mało brakowało, a osunęłaby się bezwładnie na ziemię. Zmusiła się jednak, by się wyprostować. - Głupia, zagubiona Ingo... Że też potrzebowałaś tyle czasu, by się tego domyślić! - wyśmiewał się Erling złośli wie z jej naiwności. Muszę stąd uciekać! - kołatała się w głowie Ingi tylko ta jedna myśl. Sądząc po szaleńczym spojrzeniu parobka, nie ma sensu wchodzić z nim w żadne układy. W jego nie- bieskich oczach dostrzegła groźny błysk, a uśmiech, któ- ry błąkał się w okolicach ust, zdradzał radość z cudzego nieszczęścia. Nie miała żadnych wątpliwości co do złych 7

zamiarów Erlinga, ani teraz, ani w przyszłości. A kto wie czy z czasem nie będzie jeszcze gorzej. Inga cofnęła sit przerażona, zrozumiawszy, że ma do wyboru albo zgodzie się na jego warunki, albo uciekać stąd na łeb na szyję. Te raz wszystko będzie zależało od tego, czy ojciec zechce je pomóc... W czasie tej wymiany zdań żadne z nich nie zwracało uwagi na Czarnulkę. Nagle ciszę przeszyło przejmując* rżenie klaczy, która tłukła kopytami o ziemię z taką siłą że rozpryskiwały się spod nich kępki trawy. Uszy położyli po sobie, a jej pysk pokryła piana. Gdy z wolna dotarło do świadomości Ingi, co się K chwilę stanie, rozszerzyła oczy z niedowierzaniem i opuś- ciła ręce, w których trzymała uzdę. Zaraz jednak ocknęła się i w przypływie strachu zaczęła wymachiwać rękami krzycząc, ile sił w płucach: - Uciekaj stąd, Erling! Biegnij! Szybko! Boże drogi, przemknęło jej przez głowę, czemu or mnie nie słucha? Nie widzi, co się dzieje z Czarnulką? Erling, nie zwalniając kroku, zmierzał w jej stronę Odległość między nimi zmniejszyła się na tyle, by mogła dostrzec na jego twarzy ten pewny siebie, triumfując) uśmiech. Był już niebezpiecznie blisko. Najwyraźniej miai jej więcej do powiedzenia, skoro już trafiła mu się okazja porozmawiać z nią w cztery oczy. Inga pomyślała, że musi za wszelką cenę założyć uprząi Czarnulce, bo tylko wtedy zdoła ją okiełznać i zapobiec katastrofie. Chwyciła rozjuszone zwierzę za grzywę i usi- łując je przytrzymać, manipulowała przerażona przy jegc pysku. W głębi serca wiedziała, że za nic w świecie nie zdoła zapanować nad silną klaczą, mimo to próbowała 8

Łzy spływały jej po policzkach, pulsowało jej w skroniach. Gdy złapała ucho Czarnulki, by nałożyć jej uzdę, klacz za- rżała i stanęła dęba. Szarpnięcie poderwało Ingę do góry. Czarnulka potrząsnęła łbem i odrzuciła ją na bok. Inga upadła na ziemię, a wówczas nic już nie mogło przeszko- dzić klaczy w zemście. Dziewczyna szlochała rozdzierają- co, gdy Czarnulka niczym strzała pomknęła do upatrzo- nego celu. Dopiero wtedy Erling zrozumiał, że popełnił błąd. Na jego twarzy odmalował się strach. Pobladł gwałtownie i wymachując ramionami, rzucił się do ucieczki. Gdy ten potężny mężczyzna biegł co sił w nogach, walcząc o życie, Inga siedziała jak porażona. Ziemia drżała pod dudniącymi kopytami Czarnulki, która galopem dopadła Erlinga. Nad wierzchołkami sosen wzbił się przejmujący krzyk parobka. Jego wołanie poniosło się przez las, rozbrzmiało nad łąką i odbiło się głuchym echem w sercu Ingi. Zatkała palcami uszy, kucnęła i wtuliła głowę w kola- na. Nie chciała widzieć ani słyszeć... Nie ciekawość więc pchnęła ją, by podnieść wzrok, ale jakiś wewnętrzny nakaz. Trzęsła się cała, przeniknięta lodowatym chłodem, i wbrew swej woli obserwowała całe zdarzenie. Widziała, jak Erling, sparaliżowany stra- chem, odwrócił się do Czarnulki w nadziei, że uspokoi zwierzę lub jakimś cudem jego błagania zostaną wysłu- chane. Ale nic nie było w stanie zatrzymać Czarnulki, któ- ra, najwyraźniej gnana żądzą zemsty, zamierzała dopełnić tego, co sobie postanowiła. Co do tego nie było żadnych wątpliwości. Czarnulka stanęła dęba, kierując przednie kończyny 9

w Erlinga, który zamarł i z rozdziawionymi ustami wpa- trywał się w klacz. Czy on zdaje sobie sprawę, że jest za późno na ratunek i śmierć zagląda mu w oczy? Czarnulka kopnęła Erlinga w ramiona i zmusiła, by upadł na kolana. Erling wrzeszczał coś głośno, ale Inga nie rozróżniała słów. Pokręciła głową ze smutkiem, ukryła twarz w dłoniach i zasłoniła usta. Wstrząśnięta odwróciła się z płaczem, gdy zrozumiała, że Erling tego nie przeżyje. Słyszała, jak Czarnulka tratuje mężczyznę, który był jej śmiertelnym wrogiem. Pod wpływem tych makabrycz- nych odgłosów z jej gardła wydobył się krzyk... Inga nie miała pojęcia, jak długo, rozdygotana, zalewała się łzami. Klęczała, a świat wirował jej przed oczami, i zdawało jej się, że znalazła się na granicy obłędu. - Dobry Boże - jęczała, kompletnie niezdolna do działania. - Dobry Boże! Cofnij czas, bym mogła temu zapobiec! Albo nie każ mi wiedzieć, że to Czarnulka zabi ła Erlinga. Nienawidziłam tego człowieka, tak, lękałam się go, ale nie zasłużył na to, co się stało... Nie zasłużył... Inga drgnęła, gdy Czarnulka parsknęła jej we włosy i miękkim pyskiem szturchnęła ją delikatnie w głowę. Inga podniosła wzrok, ale przez zasłonę łez widziała tylko jak przez mgłę stojącą przy niej spokojnie klacz. - Co zrobiłaś?! - zawołała ze złością, a jej krzyk uto nął w rozpaczliwym szlochu. Brzegiem fartucha wytarła oczy. Zwymiotowała i pochylona zauważyła krew na ko pytach Czarnulki. Krew Erlinga... 10

Zrozumiała nagle, że to jej wina. Gdyby nie wybrała się na przejażdżkę, parobek nie straciłby życia. Gdyby nie zdjęła uprzęży i nie pozwoliła klaczy paść się swobodnie, Erling nadal by żył. Całkiem wyparła z pamięci, że to przecież Erling przyszedł tu za nią po kryjomu, Erling zlekceważył jej ostrzeżenia i się nie posłuchał... Zabójstwo! Inga w najgorszych snach nie przewidzia- ła, że zostanie wplątana w kolejną straszliwą śmierć. Er- ling nie żyje! Ale czy na pewno? Kierowana wewnętrz- nym nakazem, wstała, by to sprawdzić. Może tylko stracił przytomność? Założyła klaczy uzdę i osiodłała ją, po czym przywiązała rzemienie do pnia solidnym węzłem. Nie mogła ryzykować, że Czarnulka oswobodzi się i jeszcze raz za- atakuje parobka. Jeżeli on żyje, trzeba klacz trzymać z dala od niego. Zebrało jej się na mdłości, gdy zbliżyła się do zbroczo- nej krwią postaci. Wzbraniała się przed tym, by spojrzeć na poranionego mężczyznę, ale rozsądek nakazywał jej to uczynić. Nie może pozwolić na to, by leżał opuszczony i bez pomocy, jeśli nadal tli się w nim życie. Uniosła brzeg sukni samodziałowej i zakrywszy nos, ostrożnie posuwała się naprzód. Obawiała się tego, co zo- baczy. Osunęła się na kolana tuż przy Erlingu i jęknęła. Przerażający widok wywołał w niej gwałtowną reakcję. Ciążyła jej głowa i wirowało przed oczami. Zachwiała się i podparłszy rękami, by nie zemdleć, dyszała ciężko. W jednej chwili zrozumiała, że nie ma sensu sprawdzać pulsu czy nasłuchiwać bicia serca. Erling jest martwy. Leżał na ziemi w kałuży krwi, ubrania pokryły się czer- wonymi plamami, a część twarzy, gdzie trafiły go końskie kopyta, była całkowicie zmiażdżona. 11

Inga siedziała sztywna. Co mam robić? Co robić? - po- wtarzała jak zaklęcie. Nagle uświadomiła sobie, że ma tylko dwie możli- wości. Albo dotaszczy zmasakrowane zwłoki do dworu i opowie, co się stało, albo musi je ukryć w nadziei, że ni- gdy nie zostaną znalezione. Gryząc paznokcie, myślała gorączkowo. Mimo że gło- wa pękała jej z bólu, wiedziała, że musi coś przedsięwziąć. Nie może tak siedzieć sparaliżowana strachem, niezdolna do działania, wierząc, że Bóg za nią to załatwi. Nie, to jej sprawa! To ona musi dokonać owego brzemiennego w skutki wyboru. Ona, nikt inny. Nie ma czasu do stracenia. Musi sama zadecydować, i to szybko... Szybko! Zawieźć zwłoki do Gaupås, opowiedzieć, co ,się stało, uśmiercić Czarnulkę i żyć dalej? Przepełniło ją bolesne uczucie, bo zdała sobie sprawę, że nie może opowiedzieć prawdy. Ludzie zaczną się dopatrywać podobieństw pomiędzy śmiercią Erlinga a Gudrun i zdziwią się, gdy nagle się okaże, że Inga jest zamieszana w kolejną podej- rzaną śmierć. To, że była w pobliżu, gdy zginęła Gudrun, uznano za nieszczęśliwy przypadek i zbieg okoliczności, ale jeśli pojawi się we dworze z kolejnym trupem... Lu- dzie z pewnością będą się zastanawiać, dlaczego zawsze jest sama, gdy dochodzi do takich tragedii. Nikt nic nie będzie mógł jej udowodnić, bo przecież nie było świad- ków zdarzenia, ale z pewnością nie minie wiele czasu, gdy ludzie we wsi zaczną plotkować o niewyjaśnionych oko- licznościach śmierci. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nabie- rze podejrzeń, choćby nie wiem jak próbowała wyjaśniać to, co się stało. Inga powoli wypuszczała powietrze. Została pochwy- 12

eona w pułapkę kłamstw, zaklęty krąg oszustw. Niczym koszmar jawiła jej się czekająca ją kara. Więzienny loch, szyderstwo i pogarda... Zaszlochała i łzy spłynęły jej po policzkach i spadły na ziemię. Wcześniej zdawało jej się, że przyjmie śmierć odważna i silna, ale teraz w ułamku chwili uświadomiła sobie, jak bardzo kocha życie. Tak bardzo pragnie żyć! Chce widzieć, jak jej córeczka wyrasta na piękną kobietę, chce poczuć znów pieszczoty Martina. Nie, niech kara jej teraz nie dosięga! Życie i przyszłość wciąż tyle jej mogą zaoferować. Zakręciło jej się w głowie, ale zrozumiała, że może uczynić tylko jedno: ukryć ciało Erlinga i nigdy, nigdy nikomu o tym nie wspomnieć. Wprawdzie to Czarnulka skopała Erlinga na śmierć, ale klacz przecież należała do niej i na niej w związku z tym spoczywa odpowiedzial- ność. Pewnie, że nie ona jest bezpośrednio winna, ale lu- dzie dopowiedzą swoje. Wytkną jej nieodpowiedzialność i głupotę. W pewnym sensie zabiła dwoje ludzi. Inga pobiegła do Czarnulki. Ręce trzęsły jej się tak, że z wielkim trudem rozwiązywała lejce. Przerwała na moment, by wytrzeć spocone dłonie w spódnicę, i spró- bowała na nowo. Dyszała ciężko, w końcu jednak udało jej się rozwiązać węzeł. Pośpiesznie zawróciła klacz i przy- wiązała ją do drzewa bliżej zwłok. Nigdy by nie dała rady ukryć ciała Erlinga bez pomocy klaczy. Spocona i cała we łzach przeciągnęła zmasakrowane zwłoki bliżej klaczy. Czarnulka uderzała poirytowana kopytami, zupełnie jak- by rozpoznawała i nie chciała dźwigać na grzbiecie tego człowieka przesiąkniętego złem na wskroś. Ani żywego, ani martwego. Inga odwróciła głowę w przerażeniu i rozpaczy. Po pro- 13

stu nie była w stanie patrzeć z bliska na zmasakrowane zwłoki. Gdy poczuła ich ciężar, omal znów nie zwymioto- wała. Słodkawy zapach krwi drażnił jej nozdrza. Nie miała pojęcia, skąd wzięła tyle siły, ale w końcu udało jej się przewiesić martwe ciało Erlinga przez koński grzbiet. Przez chwilę znów targały nią wątpliwości. Zastana- wiała się, czyby nie wrzucić Erlinga po prostu do rzeki. Nurt mógłby jednak znieść ciało w stronę wsi i znaleziono by go za dzień lub dwa. Może ludzie uznaliby, że się uto- pił, a rany i obrażenia przypisali niebezpiecznym wirom i wartkiemu prądowi płynącej dziko rzeki? Inga zyskałaby trochę czasu, by pomyśleć i się przygotować... Pokręciła głową zasmucona. Nie, nie może tak ryzy- kować. Poza tym nie ma pewności, czy ludzie uwierzą, że rany na ciele powstały wskutek uderzeń o kamienie i głazy w rzece. Zwłaszcza gdy zobaczą zmiażdżoną poło- wę twarzy... Byłoby szybciej, gdybym wskoczyła na koński grzbiet, pomyślała Inga w panice. Ale nie dam rady siedzieć tuż obok mężczyzny, którego dopiero co zabiłam. Sumienie mam czarne jak noc. Po tym, co się zdarzyło, już nigdy nie będę w pełni człowiekiem. A przecież dopiero co udało mi się otrząsnąć po śmierci Gudrun... Inga ruszyła biegiem obok Czarnulki, bo przecież mu- siała zdążyć wrócić do dworu, zanim wszyscy wyruszą do kościoła. Nie może zjawić się zbyt późno, wszystko musi się odbyć normalnie, by nie wzbudzić podejrzeń. Normal- nie, normalnie - dźwięczało jej w głowie niczym smutny anielski chór. Inga zatrzymała się raptownie. Czarnulka szarpnęła 14

ze złością łbem, a w jej dużych czarnych oczach błysnął lęk. Czy to szczęście w nieszczęściu, czy też może sam Bóg okazał mi miłosierdzie? - zastanawiała się Inga, z trudem łapiąc oddech. W gęstym świerkowym lesie zauważyła ot- wór w skale. Wyglądało na to, że jest to niewielka grota ukryta głęboko w cieniu drzew. Zmusiła konia, by wszedł w gąszcz. Sama pochyliła głowę, by gałęzie nie uderzały ją w twarz. Nie może przecież wrócić do dworu cała podra- pana. Złożyła pośpiesznie dłonie w głębokiej wdzięczności, gdy się okazało, iż rzeczywiście jest tu niewielka jaskinia! Musiała się schylić i uklęknąć, by się dostać do środka, ale to miejsce nadawało się wprost idealnie do ukrycia zwłok Niełatwo będzie je tu znaleźć. Inga podprowadziła Czarnulkę bliżej otworu w skale i podciągnęła ciało Erlinga po leśnym poszyciu. Jakiż był ciężki! Czoło pokryło jej się perlistym potem, ale nie pod- niosła ręki, by je otrzeć, póki nie umieściła zwłok w gro- cie. Zdyszana i wyczerpana wyczołgała się na zewnątrz. Niepokój przybrał na sile. Pulsowało jej w nadgarstkach. W pośpiechu podchodziła od drzewa do drzewa, by na- zrywać dużych gałęzi. Starannie okryła zwłoki świerkiem. Uznała, że nie ma sensu zakrywać otworu do jaskini ga- łęziami, bo i tak się zaraz przewrócą. A poza tym mogą wzbudzić niepotrzebnie podejrzenia, gdyby ktoś przy- padkiem tędy przechodził. Inga zerknęła jeszcze raz uważnie na grotę. Ciało do- kładnie okryte gałęziami było z zewnątrz niewidoczne. Pośpiesznie dosiadła konia na oklep i pogalopowała z po- wrotem na łąkę, gdzie osiodłała Czarnulkę i skierowała ją w stronę rzeki. Szybko umyła w wodzie ręce, a potem 15

pocwałowała brzegiem w dół rzeki, rozpryskując wodę, by obmyła ślady krwi z końskiego ciała. Ale dopiero po paru godzinach zrozumiała w pełni powagę sytuacji.

2 Słowa pastora odprawiającego mszę szumiały w uszach Ingi niczym bzyczenie pszczół. Zupełnie nie była w sta- nie się skupić, bo błądziła myślami całkiem gdzie indziej. Szybko zorientowała się co prawda, że nowy duchowny wygłasza kazanie spokojnie, dobierając łagodne i ciepłe słowa, zupełnie inaczej, niż czynił to pastor Mohr, ale niewiele ją to teraz obchodziło. Mocno ściskała srebrną sprzączkę zamocowaną przy dekolcie. Tego dnia włożyła oczywiście odświętny strój, tak jak należało do kościoła. Krawiec uszył jej nową suknię, bo znudziła jej się już zarówno prosta czarna suknia, w której brała ślub, jak i ta czerwona, którą podarował jej ojciec przed zamążpój- ściem. Nowa suknia miała czerwony dół i zielony gorset i była ozdobiona pięknymi taśmami ze srebrnymi nitkami, które sama utkała. Jak to się stało, że została wciągnięta w wir zabójstw? Czemu wciąż znajdowała się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze? Inga westchnęła głośno. Nowy pastor zatrzymał na 17

niej zdziwione spojrzenie. Poprawiła się więc i pokornie pochyliła kark. Nikt nie zauważył niczego nienormalnego, gdy przygalo- powała w ostatniej chwili do dwora Arne zdążył właśnie za- prząc Mikrusa do odświętnego powozu, pośpiesznie zatem nozsiodłał Czarnulkę, wyczyścił ją i zaprzągł obok Mikrusa. - Przepraszam - szepnęła Inga z wymuszonym uśmie chem - ale Czarnulka była dziś wyjątkowo niepokorna. Biegnę szybko się przebrać. W paru susach przemierzyła dziedziniec i wbiegła po schodach do swojej sypialni. Zdyszana sięgnęła do wie- szaka po nowy odświętny strój, potem zdjęła przez głowę sabrudzoną samodziałową suknię, rzuciła ją na podłogę i w minutę była przebrana. Kiedy zeszła na dół, wszyscy już siedzieli w odkrytym powozie. - Dziwne - odezwał się Torę leniwie. - A gdzie jest Erling? Inga ścisnęła kant powozu, aż pobielały jej kłykcie. Zdawało jej się, że wszystko wokół niej wiruje, przełknęła więc głośno ślinę. - Och, zbyt gorliwie to on nie uczęszcza do kościo ła - odparł Arne z uśmiechem. Dzięki, pomyślała w duchu Inga. Jak to dobrze, że mnie wyręczyłeś w odpowiedzi. Bez słowa wspięła się po schod- ach do powozu i usiadła blisko Gulbranda. - Mimo to wydaje mi się dziwne, że nie przyszedł - mruknął Torę, marszcząc brwi. - A to już jego zmartwienie - uznał Arne i cmoknął la konie. 18

Inga oparła się w ławce i utkwiła wzrok w ołtarzu. - Zmiłuj się nade mną, Boże, w swoim miłosierdziu i daruj mi przewinienia! Znam bowiem swe słabości i grze chy. Oczyść mnie z grzechów, tak bym znów była czysta, obmyj, bym stała się bielsza niż śnieg! Boże, przywróć mi czyste serce i odnów we mnie siłę ducha! - Ze złożonymi rękami szeptała coraz szybciej: - Okaż mi miłosierdzie, o Panie! Okaż miłosierdzie grzesznemu człowiekowi. Ja, grzeszna istota, pragnę zbawienia. Wybacz mi moje grze chy! Słowa płynęły cicho z jej ust, a w czasie modlitwy prze- suwały jej się przed oczami obrazy. Widziała Erlinga wy- chodzącego z lasu, siebie siłującą się z Czarnulką i klacz galopującą przez łąkę... Gdy pojawiły się kolejne obrazy stającej dęba rozjuszonej klaczy, która powaliła Erlinga na ziemię, Inga skuliła się z bólu. W jej uszach wciąż po- brzmiewał odgłos przecinających powietrze kopyt i trzask miażdżonych kości. Czoło pokryło jej się perlistym potem. Przycisnęła dłonie do skręcającego ją żołądka. Zacisnęła powieki, by odpędzić wspomnienia, ale wówczas jeszcze wyraźniej pojawił się obraz zbroczonego krwią Erlinga, niedającego znaku życia. Bezwiednie pokręciła głową i jęknęła cicho pod wpływem duchowych męczarni. - Drogi Boże Wszechmogący - modliła się, na nowo składając ręce. Nie była zbyt religijna, ale teraz jak nigdy potrzebowa- ła wsparcia z góry od Tego, który w dniu sądu ostateczne- go przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Ze wstydem przypomniała sobie, że wczesnym ran- kiem życzyła Erlingowi śmierci. Oczywiście w jednej 19

chwili tego pożałowała, ale mimo wszystko przemknęła jej taka myśl. Teraz czuła się podwójnie winna, bo nie dość, że przyczyniła się do jego tragicznej śmierci, to w głębi serca tego pragnęła. Nie ma dla mnie wybaczenia, pomyślała Inga ze smut- kiem. Przyjdzie mi wąchać zapach piekielnej siarki! Na placu przed kościołem Inga starannie unikała spot- kania z panem Thuesenem. Gorączkowo wmieszała się w gromadę służących, ale nie była w stanie uczestniczyć w rozmowie. W zamyśleniu przysłuchiwała się, jak dyskutują na temat nowego pastora. - Całkiem przystojny z niego mężczyzna - zachicho- tała Eugenie i mrugnęła porozumiewawczo. - Moim zdaniem jest trochę za stary - odparła Marle- nę. - Na pewno po czterdziestce. - Owszem - potwierdziła Eugenie rozbawiona. - Zna- komita partia dla dojrzałych pań. Tylko patrzeć, jak wnet zaczną go odwiedzać stare kwoki, te spragnione mężczyzn paniusie z rozterkami duchowymi. Młode kobiety wybuchnęły zgodnym śmiechem. - Jestem ciekawa - ciągnęła Eugenie, ściszając głos - czy taki pastor robi to wyłącznie po bożemu? - Ale o czym ty mówisz? - spytała Marlenę, nie zro- zumiawszy aluzji. - No, czy kocha się po bożemu - wyjaśniła Eugenie, zarumieniwszy się po uszy, zawstydzona własną odwagą. Kristiane i Marlenę zachichotały, ale nie odpowiedzią- ły. Do Ingi dotarło niejasno, że słowa Eugenie dały im 20

pożywkę dla wyobraźni, która podsunęła dość szczegó- łowe obrazki. Sama nie była w stanie zawracać sobie gło- wy tym, jakie pozycje preferuje pastor w chwilach intym- nych. Przypuszczała zresztą, że duchowni nie różnią się pod tym względem zbytnio od innych mężczyzn. Pastor stał na schodach prowadzących do kościoła i przyjmował od parafian życzenia powodzenia w posłudze. Oczywi- ście lensman ustawił się obok pastora i jak Inga zauważyła z daleka, usta mu się nie zamykały. Lensmanowi wyda- wało się najwyraźniej, że z racji uprzywilejowanej pozycji należy mu się większa uwaga pastora. Indze nie przeszkadzało bynajmniej, że pan Thuesen jest zajęty. Najchętniej ulotniłaby się stąd czym prędzej. Zdenerwowana nie mogła ustać spokojnie. Chodziła więc po placu w tę i z powrotem, starannie omijając wzrokiem lensmana. Obawiała się bowiem, że gdy na nią spojrzy, przypomni mu się umowa z Erlingiem i zapyta ją, gdzie jest parobek. Nie mogła jednak tak po prostu stąd odejść. Dziedzi- niec kościelny był miejscem spotkań spragnionych poga- wędki gospodarzy i służby. Wszyscy z utęsknieniem wy- czekiwali niedzieli, wolnego od pracy dnia, kiedy mogli wreszcie zobaczyć się z innymi mieszkańcami wsi, poroz- mawiać o żniwach, o pogodzie, pochwalić się zakupiony- mi końmi i podzielić krążącymi po okolicy plotkami. Inga zerknęła w stronę stojącego w grupce mężczyzn Gulbranda. Staruszek, zadowolony, iż może odpocząć i po- gadać z parobkami z okolicznych dworów, wprost tryskał humorem i co rusz wybuchał rozbrajającym śmiechem, rozchylając usta szeroko, a jego zielone oczy błyszczały. Nie, nie może mu przerywać takiej miłej pogawędki. 21

Wzdrygnęła się, gdy ktoś poklepał ją po ramieniu. Od- wróciła się gwałtownie, niemal gotowa do ataku, ale na- tychmiast się opanowała i rzuciła tylko: - Ależ mnie pan przestraszył... A niech to! - zdenerwowała się w duchu i ciarki jej przeszły po plecach. Zagapiła się na Gulbranda i nie za- uważyła nadchodzącego lensmana. Och, gdyby się zo- rientowała choć chwilę wcześniej, to przynajmniej spró- bowałaby wmieszać się w tłum... Inga przezornie odeszła na bok, by odciągnąć lensma- na od grupki ciekawskich służących. Na pozór spacero- wym krokiem skierowała się w stronę kamiennego ogro- dzenia od wschodu. - Coś szczególnego, lensmanie? - zapytała ze sztucz- nym uśmiechem. - Nieee - odparł przeciągle lensman. - Tyle tylko, że umówiłem się z Erlingiem na rozmowę. Mieliśmy się spotkać po mszy. Chciał mi przekazać jakieś informacje o próbie zabójstwa. - A to szkoda, że nie przyjechał z nami - odpowie- działa Inga, starając się, by głos się jej nie łamał. - Nie przyjechał? Co pani powie? - Pan Thuesen nie potrafił ukryć zaskoczenia. - Nie lubię trwonić cennego czasu! - Ależ doskonale pana rozumiem - odparła przymil- nie Inga. - No cóż, nie mogę się specjalnie skarżyć na Er- linga, bo jest bardzo pracowity, ale... Nie należy do osób, na których można zbytnio polegać. Rozumie pan... - Inga pochyliła głowę, modląc się w duchu, by Bóg wybaczył jej kłamstwo. - Erling posprzeczał się dość ostro z jedną ze słu- żących w Gaupås i od tamtej pory... zrobił się po prostu nie- 22

znośny. Chodzi wciąż naburmuszony. Proszę mu dać trochę czasu, panie Thuesen. Na pewno się u pana pojawi. - Głos jej niebezpiecznie się załamał, udała więc, że złapał ją ka- szel. Po chwili dokończyła: - Sama chętnie dowiedziałabym się, kto usiłował mnie zabić. Bo pewnie o tym chciał poroz- mawiać z panem Erling - dodała, usiłując odciągnąć my- śli lensmana od tragicznej śmierci Gudrun. - Może dowie- dział się czegoś więcej o tym, kto mnie napadł. Lensman pokiwał głową zamyślony. - Pani Gaupås, byłaby pani tak miła i zechciała przy- słać do mnie Erlinga za dwa dni? Teraz nie mam możli- wości przesłuchać świadka, ale we wtorek... - Oczywiście, panie lensmanie - obiecała przyjaźnie Inga. A kiedy lensman odszedł, odetchnęła z ulgą. Zrozpaczona oddaliła się od tłumu. Wokół słychać było śmiech i nawoływania, ona jednak nie była w stanie uczestniczyć w ogólnej wesołości. Niczym ranne zwierzę powędrowała powoli w stronę mogił, które znajdowały się na cmentarzu całkiem z tyłu. Ciągnęło ją w stronę grobu matki, ale powstrzymała się przed tym, by tam pobiec, świadoma, że miejsce to jest zbyt dobrze widoczne z koś- cielnych schodów. Mieliby mnie jak na dłoni, pomyślała rozdarta, bo jedyne, czego teraz pragnęła, to ukryć się przed wszystkimi. Płacz dławił ją w gardle, kiedy uklęknęła przy grobie swoich nieznanych dziadków. Umarli oboje na długo przed jej przyjściem na świat, ale mimo to czuła ich wzniosłą bli- skość. Z ociąganiem musnęła palcami inskrypcję „Mały Jorgen", widniejącą na nagrobku poświęconym wujkowi. 23

Biedne dziecko, pomyślała ze smutkiem, przeżyło zaledwie pięć lat... Co za ironia losu, pomyślała Inga, wycierając oczy, że właśnie przed tym grobem przyszło mi wypłakiwać pełne goryczy łzy. To nie jest właściwe miejsce na użalanie się i rozpacz z powodu posłania Erlinga na tamten świat. To niemal absurd, niedorzeczność, myślała, czując, jak serce ściska się z żalu. Pochyliła się i stłumiła krzyk. Gardłowy dźwięk pró- bował wydobyć się z jej ust, ale zakryła je brzegiem sukni i zacisnęła histerycznie zęby. Oddychała ciężko i nierów- no i kołysała się nieprzerwanie na klęczkach. - Inga... Zerwała się na równe nogi, zanim w ogóle uświadomi- ła sobie, kto zwraca się do niej po imieniu. Głos brzmiał znajomo, mimo to doznała lekkiego wstrząsu, gdy obok zobaczyła ojca. - Tato... Kristian patrzył ponuro, a pod skórą w okolicach kości policzkowych drżały mu mięśnie. - Doszły mnie paskudne plotki - zaczął surowo, kop nąwszy na bok luźną kępkę trawy. - Plotki o tym, że Mar tin Storedal i ty... Inga przerwała mu, pokręciwszy głową. - Nie teraz, tato! Akurat w tej chwili nie zniosę twoich upomnień. To nasz wybór i niech tak zostanie. - Inga! - Ton jego głosu nie był już miły, lecz groź- ny. - Czy jesteś świadoma... - Nie - przerwała mu Inga. - I nie ciekawi mnie też, by to usłyszeć. Kristian oniemiał z przerażenia. 24

- Ależ Ingo, jestem twoim ojcem! I twoim obowiąz kiem jest mnie słuchać! Inga zwęziła powieki. - Stoimy przy grobie twojego brata, ojcze. Takie roz mowy tu nie przystoją. Kristian aż się cofnął na takie upomnienie. - W takim razie odejdźmy stąd. Możemy porozma- wiać przy bramie. - Nie - odmówiła Inga, czując, jak narasta w niej hi- steria. Zakręciło jej się w głowie, więc odruchowo chwy- ciła się koszuli ojca, by nie upaść. Oparła mu głowę na ramieniu i dzwoniąc zębami, wyszeptała: - Nie jestem w stanie myśleć teraz o przyszłości, ojcze... Wokół mnie dzieją się takie straszne rzeczy... Ojciec zesztywniał w odruchu niechęci, ale ku zdumie- niu Ingi nie odsunął się od niej. Żadne z nich nie przywyk- ło do takiego bliskiego kontaktu. Nigdy bym się do niego nie przytuliła, pomyślała Inga jak przez mgłę, gdyby nie to, że zakręciło mi się w głowie i omal nie upadłam. Po chwili już z opanowaniem i cierpliwością zapytał: - To kiedy zamierzałaś w takim razie porozmawiać ze mną o swoim związku z Martinem? Nigdy, pomyślała Inga z goryczą. Nigdy! Nie będziesz miał możliwości nas rozdzielić. - Ojcze - mruknęła, czując, jak uginają się pod nią nogi Gwałtownie, niczym lodowate masy wody w wodo- spadzie, spadła na nią gorączka. Poczuła ból w kończy- nach, a przed oczami zamigotała jej czerwona mgła. - Inga! - zawołał ojciec przestraszony i trzymając jej ramiona w żelaznym uścisku, postawił ją na nogi. - Co się z tobą dzieje? 25

Nie wiedział, jak ma się zachować w tej sytuacji, ale nie puścił jej, póki nie odzyskała równowagi. - Nie daję już rady - wyjąkała Inga spłoszona i przy- łożyła dłoń do piersi. W gardle ją dławiło. - Zrobiłam coś niewybaczalnego... coś okropnego, tato. Teraz dosięgnie mnie kara... - Nie mów tak - upomniał ją Kristian, ale w jego oczach błysnęła trwoga. - Co takiego zrobiłaś? - zapytał, jakby go korciło, by zmusić ją do odpowiedzi. Inga pokręciła głową udręczona. - Nie mogę tego zdradzić... Pozostała mi jedynie na- dzieja. Nie męcz mnie teraz, proszę. - Posłała ojcu błagal- ny wzrok. - Lepiej mi pomóż... Jeśli możesz. - Oczywiście, oczywiście - uspokajał ją Kristian, a na jego ogorzałej twarzy odmalowało się zwątpienie i zdzi- wienie. - Dziękuję - wymamrotała Inga i odeszła od niego na chwiejnych nogach. Droga powrotna była dla Ingi prawdziwą męczarnią. Sie- działa odrętwiała, mając nadzieję, że ta podróż nigdy się nie skończy. Nie chciała wracać do dworu, świadoma, że tam wszyscy będą się rozglądać za Erłingiem. A jeśli nie zjawi się do wieczora, być może ludzie zaczną go szukać... Zadrżała na całym ciele, przeniknięta lodowatym strachem. Czy ktoś wie o tej grocie? - zastanawiała się. Może od zawsze stanowi ulubioną kryjówkę bawiących się w cho- wanego dzieciaków z okolicy? Może Arne i Torę bawili się tam w rozbójników, gdy byli mali... 26