WSERIIUKAŻĄSIĘ:
tom 1. Inga
tom 2. Korzenie
tom 3. Podcięte skrzydła
tom 4. Pakt milczenia
tom 5. Groźny przeciwnik
tom 6. Pościg
tom 7. Mroczne tajemnice
tom 8. Kłamstwa
tom9. Wrogość
tom 10. Nad przepaścią
tom 11. Odrzucenie
tom12. Zaginiony
tom13. Waśń rodowa
tom 13.
WAŚŃ RODOWA
1
Gaupås1909rok
Wrześniowa noc miała barwę granatową. Na tle nie-
ba sylwetki drzew rysowały się jak czarne fragmenty
wycinanki. Panowała taka cisza, że Inga słyszała włas-
ny oddech. Z napięciem czekała, co jej ta noc przynie-
sie. Czy okaże się gorsza niż popołudnie poprzedniego
dnia? Nie, to niemożliwe, ostatnie godziny obfitowały
bowiem w zdarzenia brzemienne w skutkach.
Inga stłumiła jęk i pokręciła głową, by odgonić na-
trętne myśli. Wydawało się jej że wieczność cała minęła
od chwili, kiedy lensman ze swoimi ludźmi zjawił się w
Gaupås i oskarżył ją o zabicie Erlinga. Na szczęście
Kristian, jej ojciec, był przy niej i nie pozwolił panu
Thuesenowi na przesłuchanie córki. Bała się pomyśleć,
jak skończyłaby się wizyta lensmana, gdyby ojciec nie
udzielił jej wsparcia...
Zakręciło się jej w głowie i zacisnęła dłonie na szta-
5
chetach starego płotu. Lensman zdołałby wydusić z niej
prawdę. Ze łzami w oczach powiedziałaby mu, że zabi-
ła żniwiarza. Co gorsza zaś, uświadomiła sobie, drżąc
z przerażenia, mogłoby najść ją pragnienie, by zrzucić
z siebie ciężar winy i przyznać się, że to ona pchnęła Gu-
drun w objęcia śmierci...
Inga straciła głowę, kiedy lensman oświadczył, że
spotka się z nią tego wieczora po znalezieniu ciała
Erlinga. Powodowana panicznym lękiem pożegnała się
z Emilią, wyznała ojcu całą prawdę i uciekła. Arne, któ-
remu lensman przydzielił funkcję strażnika, usiłował ją
gonić, ale silny i władczy głos jej ojca osadził go w miej-
scu.
Wciąż czuła w sobie głuchy, nieutulony żal i nie miała
już sił, by się z nim mierzyć, by dalej żyć w kłamstwie.
Była jak osaczone zwierzę. Strach podsuwał jej jedyne
wyjście z sytuacji, najlepsze, choć tchórzliwe rozwiąza-
nie: targnąć się na własne życie. I wreszcie zaznać spo-
koju...
Inga pokręciła głową i wbiła wzrok w niebieska-
wą przestrzeń. Jak dobrze, że tak się nie stało. Zdarzył
się cud, Laurens i Kristian wreszcie przerwali barierę
milczenia i przyszli jej na ratunek. Kristian wyruszył,
by ukryć ciało Erlinga, a Laurens znalazł ją na Moseplas-
sen. Nie zdołał odwieść jej od samobójczego zamiaru,
ale zdążył chwycić ją, kiedy rzuciła się w przepaść.
Indze zabrakło tchu. Wtedy ogarnął ją gniew, ale te-
raz... Teraz znów chciała żyć i myślała o przyszłości. Pan
Thuesen nie znalazł ciała, a Kristian wyśmiał jego oskar-
6
żenią oparte na zeznaniach tak niewiarygodnego świad-
ka jak Ingebjorg z 0vre Gullhaug. Ingebjorg przyznała
zresztą, że powodowała nią zazdrość; tej pięknej jasno-
włosej dziewczynie zależało, by skłócić Martina i Ingę ze
sobą. Wobec stanowczej postawy ojca lensman musiał
przyznać, że bez ciała i solidnych świadków jego zarzut
ma kruche podstawy.
Oddychała już spokojniej. To był najdłuższy dzień
w je) życiu, wobec grozy tych wypadków bladły wszyst-
kie dotychczasowe zdarzenia i przeciwności losu...
Dwaj odwieczni wrogowie pogodzili się, pomyślała
z radością. Laurens i Kristdan połączyli siły, by wyrwać
ją ze szponów niebezpieczeństwa. Stała się w jakimś
sensie przyczyną, dla której zdecydowali się zakończyć
waśń trwającą ponad dwadzieścia lat. Powinna się z tego
cieszyć, ale wciąż nie znała całej prawdy. Przyjdzie na
to czas, pomyślała i odwróciła głowę ku ojcu. Kristian
wciąż trzymał dłoń na jej ramieniu. Jego bliskość napeł-
niała ją szczęściem, nigdy dotąd nie dotykał jej w taki
czuły sposób.
Ojciec obiecał, że tej nocy wyzna jej długo skrywaną
tajemnicę. Inga nie mogła się doczekać jego słów, ale ta
ciekawość była niczym wobec radości z faktu, że Kri-
stian wreszcie pokazał łagodniejszą stronę swojej natu-
ry. Miałaby naprawdę zaznać szczęścia trzykrotnie tego
samego wieczoru? Po raz pierwszy, gdy zdjęto z niej cię-
żar oskarżenia o morderstwo, po raz drugi, gdy dwaj od-
wieczni wrogowie przerwali milczenie, i po raz trzeci,
gdy wreszcie poczuła, że ojciec ją zaakceptował. To nie
7
do wiary, pomyślała i spuściła wzrok, kiedy Kristian za-
czerpnął tchu i zaczął opowiadać o zdarzeniu, które sta-
ło się zarzewiem nienawiści dwóch rodów.
Koń chciał przebiec kłusem ostatni odcinek drogi z
Gaupåsdo Storedal, ale Laurens ściągnął delikatnie
wodze i zmusił go do przejścia w stępa. Spodziewał się,
że Ragnhild będzie czekać na niego na progu, bo pewnie
paliła ją ciekawość. Aż dziw, że nie wyjechała ku nim,
dowiedziawszy się od Martina o jego spotkaniu z Kri-
stianem.
Pewnie jednak zrozumiała, że potrzebowali tej chwili
wyłącznie dla siebie. Ona czułaby się skrępowana i mog-
łaby odstraszyć Kristiana gwałtownością swoich reakcji
oraz krytycznymi, nieprzemyślanymi komentarzami. *
Zanim wybuchła rodowa waśń, Ragnhild i Kristian
byli dobrymi przyjaciółmi. Po tamtym brzemiennym
w skutki wydarzeniu Kristian zerwał z nimi wszelkie
kontakty. Oboje wiedzieli, dlaczego tak uczynił, ale Ragn-
hild zamknęła się w sobie i przy każdym przypadkowym
spotkaniu obrzucała Kristiana zaciętym spojrzeniem.
W ten sposób nie była w stanie go udobruchać, wręcz
przeciwnie, umacniała jego niechęć. Kristian i Ragnhild
nie różnili się pod tym względem, oboje twardo obsta-
wali przy swoim zdaniu i niechętnie przyznawali się do
błędów.
Dlatego też Laurens obawiał się reakcji żony na wieść
8
o tym, że tej nocy zdecydowali się położyć kres wielolet-
niej niezgodzie. Nie był pewien, czy Ragnhild uszanuje
ich decyzję.
Przy drzwiach wejściowych paliła się lampa. W pół-
mroku Laurens dostrzegł jakaś sylwetkę. Ragnhild mu-
siała usłyszeć szuranie kopyt o żwir i wyjść mu naprze-
ciw. Zeskoczył z konia, chwycił go za uzdę i zaprowadził
do stajni Nie śpieszył się, wytarł konia garścią słomy
i wlał świeżej wody do poidła. Wsypał też szczodrą por-
cję owsa do żłobu, a koń podziękował mu pełnym zado-
wolenia prychaniem.
Z radosnym uśmiechem na ustach Laurens zamknął
drzwi stajni Niezwykłe wydarzenia ostatnich godzin na-
pełniły szczęściem jego serce. Miał wrażenie, że zbudził
się z koszmarnego snu, i wciąż nie mógł uwierzyć, że od-
był spokojną rozmowę ze swoim byłym szwagrem...
- Co ja słyszę - zaczęła drżącym głosem Ragnhild,
kiedy Laurens podszedł do niej. Wydało mu się, że żona
marznie na wietrze, mimo że okryła ramiona szerokim
szalem.
- To zależy, gdzie skłonisz ucho - odrzekł wesoło
Laurens.
- Ze...- Zamachała bezradnie ramionami. - Martin
był bardzo tajemniczy, kiedy wrócił do domu. Domyśli-
łam się, że coś ważnego zdarzyło się w Gaupas, ale Mar-
tin kazał mi czekać na ciebie. Powiedział, że ty wiesz
więcej. Wydusiłam z niego tylko tyle, że razem z Kri-
stianem obroniliście Ingę przed oskarżeniem lensmana.
Czy to prawda, Laurens, że wystąpiliście razem? I o co
9
chodziło? - Zarzuciła go pytaniami, nerwowo przestę-
pując z nogi na nogę.
Laurens spojrzał na żonę ze współczuciem. Ragn-
łiild dowie się wkrótce, jaki zarzut postawiono Indze.
Wszystkie pleciugi ze wsi zlecą się, by nakarmić ją sen-
sacyjnymi szczegółami, ale na szczęście żadna z nich nie
zna prawdy. Nikt nie wiedział, że lensman miał powody,
by podejrzewać, że Inga przyczyniła się do zgonu Erlin-
ga. Nawet on jednak nie zdawał sobie sprawy, iż Inga
winna tyła jeszcze jednej śmierci...
Laurens potarł czoło zmęczonym gestem. Nie rozma-
wiał o tym z Ingą, Kristianem i Gulbrandem. Bez słów
zawarli pakt milczenia: ta mroczna tajemnica nigdy nie
wyjdzie poza ich krąg.
To nie była łatwa decyzja, bo Laurens nie zwykł taić
czegokolwiek przed Ragnhild. Ufał jej, ale w tę sprawę
nie zamierzał żony wtajemniczać. Przewiny Ingi były
zbyt wielkie, by podjąć takie ryzyko. Wprawdzie nie
przypuszczał, że Ragnhild zwierzy się komuś z sekretu,
ale wolał dmuchać na zimne.
- To prawda, spotkałem się z Kristianem w
Gaupåsi w istocie obaj broniliśmy Ingi przed
haniebnym oskarżeniem. Wyobraź sobie, że Ingebjorg
z 0vre Gullhaug twierdzi, że Inga zabiła jednego ze
swoich żniwiarzy...
- Co ty mówisz - przeraziła się Ragnhild. - Czy ta
biedna dziewczyna postradała zmysły?
- Na to wygląda - pokiwał głową Laurens i zaczerp-
nął tchu. Nadszedł właściwy moment, by przekonać
Ragnhild, że oskarżenie było wymysłem zazdrosnego
10
umysłu. - Całkiem niedawno zjawiła się u nas Hedvig
w nadziei* że wyswata własną córkę z Martinem. Bar-
dzo się rozczarowała, kiedy Martin odrzucił jej propozy-
cję! Nie ona jedna, mam wrażenie, że uczucia Ingebjorg
wobec Martina były szczere, a Hedvig niecnie je wyko-
rzystała. Przypuszczam też, iż Hedvig uknuła tę intrygę,
by oczernić Ingę i poróżnić ją z Martinem, a Ingebjorg
w swej naiwności dała się na to nabrać... Ragnhild
pokiwała powoli głową.
- Hedvig ma źle w głowie. Znienawidziła Ingę, kiedy
Kristian się z nią nie ożenił. To dziwne - dodała, mar-
szcząc brwi - nie rozumiem, dlaczego przelała gniew na
jego córkę.
- Natura kobieca jest nieodgadniona - zażartował
Laurens w nadziei, że Ragnhild zadowoli się tym ko-
mentarzem i przestanie drążyć temat. Westchnął z ulgą,
kiedy jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Masz rację, mój drogi mężu. Ta zadufana w sobie
kobieta zaczyna działać mi na nerwy. Jeśli jeszcze raz
skrytykuje naszą przyszłą synową, każę jej zamknąć bu-
zię na kłódkę!
Laurens przełknął ślinę i zwilżył suche gardło. Po-
szło lepiej, niż się spodziewał. Jeśli teraz Hedvig zwróci
się do Ragnhild, żona i tak jej nie uwierzy. Nawet gdyby
Hedvig mówiła prawdę...
Ragnhild wciąż nie miała dość.
- A więc pan Thuesen wystąpił z tym ciężkim oskar
żeniem, mimo że z Kristianem ujęliście się za Ingą?
Nie powinien najpierw przeprowadzić śledztwa?
11
Laurens zadrżał, kiedy uderzył w niego chłodny po-
dmuch wiatru.
- Przeprowadził. Wysłał ludzi na poszukiwanie ciała
Erlinga, ale wrócili z niczym.
- A więc zarzuty wobec Ingi są bezpodstawne...?
- spytała z nadzieją.
- Tak - odrzekł Laurens. - Lensman skarcił Hedvig
i Ingebjorg za marnowanie jego czasu. Powinien był
również zrugać je za oszczerstwa.
- Hedvig jest niepoprawna - wzruszyła ramionami
Ragnhild. - Sądziłam, że porażka w sądzie czegoś ją na-
uczyła, ale...
- Dlatego też powinniśmy odciąć się od iiiej, jeśli
znów coś zmyśli - stwierdził ostrzegawczo Laurens.
- Możesz być pewien, że tak postąpię - odrzekła wo-
jowniczo Ragnhild. - Biedna Inga, tyle przeżyła ostatni-
mi czasy. Małżeństwo z Nielsem, utrata dziecka, a teraz
*to... - Pokiwała głową z rezygnacją.
- Inga jest silna - powiedział Laurens - ale powin
niśmy traktować ją delikatnie, kiedy zostanie naszą sy
nową. - Jego słowa zabrzmiały jak polecenie, a nie rada,
ale Laurens nie dbał o to.
Ragnhild nie odpowiedziała, otworzyła szerzej drzwi
i wciągnęła go do korytarza.
- Dlaczego tak długo cię nie było? Martin wrócił
przed paroma godzinami... - Ragnhild wyszeptała te
słowa, jakby z góry obawiała się odpowiedzi.
Laurens nie poruszył się.
- Chciałem porozmawiać z Ingą...
12
- I z Kristianem?
W tonie jej głosu nie usłyszał ani nagany, ani wyro-
zumiałości. W bladym świetle lampy nie widać było jej
twarzy, tylko błyszczące oczy. Błyszczące od łez?
- Tak. - Laurens przeciągnął dłonią po włosach
i odwrócił wzrok. - Pogodziliśmy się, Ragnhild. Nawet
uścisnęliśmy sobie dłonie na znak, że waśń należy do
przeszłości.
Ragnhild wzdrygnęła się.
- Nie mówisz mi wszystkiego. Musiało zdarzyć się
coś ważnego, że Kristian zdecydował się na ten gest.
Coś, co do głębi wstrząsnęło jego duszą... Jeśli ten czło-
wiek w ogóle ją ma - dodała zjadliwie, potem umilkła
i zacisnęła powieki. Widać było, że usilnie próbuje zapa-
nować nad emocjami.
- Nie sądzisz, że oskarżenie córki o morderstwo
jest wystarczającym powodem? - spytał Laurens suro-
wo. - Gdyby nie nasza tam obecność, Inga siedziałaby
teraz w lochu w siedzibie lensmana. Tylko my mogliśmy
zapewnić jej alibi. Ja walczę o swoją siostrzenicę, a Kri-
stian o jedyną córkę!
- Nie bądź tego taki pewien - odrzekła tajemniczo
Ragnhild.
Laurens poczuł, jak narasta w nim irytacja. Co się
z nią dzieje? Dwuznaczna odpowiedź Ragnhild nie przy-
padła mu do gustu, ale nie miał siły, by z nią dyskuto-
wać.
- Potrzebne mi twoje wsparcie - powiedział zmę
czonym głosem, a po jego policzkach popłynęły łzy, któ-
13
rych nie zdołał opanować. - Najlepiej z nas wszystkich
powinnaś rozumieć potrzebę pojednania. Cenisz sobie
kontakt ze swoją siostrą, Ruth, a dla mnie związek z Kri-
stianem i Ingą jest równie ważny. Oboje przypominają
mi o Jenny... Wiesz, jak bardzo ją kochałem... Poczuł
dotyk ciepłej dłoni na policzku.
- Tak, wiem - szepnęła czule Ragnhild. - Wybacz
mi samolubne i bezmyślne słowa. Było ci tego brak przez
łata, Laurens. Nie stanę na drodze odradzającej się przy
jaźni.
Laurens chwycił jej dłoń i ucałował gorąco.
- To dobrze, to dobrze - powiedział, uśmiechając się
przez łzy.
- Pojednanie przyniesie spokój twojej duszy-doda-
ła Ragnhild i położyła głowę na jego piersi.
- Tak - odrzekł Laurens, obejmując żonę. - Znów
będę mógł z czystym sumieniem spojrzeć na własne od-
bicie w lustrze.
2
- Rozumiem, że od dawna starasz się dociec przy-
czyn naszego sporu - powiedział Kristian zdławionym
głosem. Odwrócił twarz ku Indze. W jego wzroku nie
dostrzegła wyrzutu.
- Tak - odrzekła cicho.
- To moja wina - stwierdził. - Powinienem był prze-
widzieć, że poszukasz prawdy na własną rękę.
Zapadła cisza.
Inga zwilżyła wargi koniuszkiem języka. Pytania cis- •
nęły się jej na usta, ale nie chciała go ponaglać. Poiry-
towany jej natarczywością, mógł znowu zaniknąć się
w sobie. To był drażliwy temat, więc dobrze rozumiała,
iż musi zebrać się na odwagę.
Kristian pokiwał głową ze smutkiem.
- Tamten dzień miał być dniem radości, a zakończył
się tragicznie. Razem z Laurensem i Ragnhild zamierza
liśmy świętować dwudzieste piąte urodziny Jenny i piątą
rocznicę naszego ślubu.
15
Głos ojca zabrzmiał chrapliwie, kiedy wymieniał
imiona szwagra i szwagierki. Może od dawna ich nie
wypowiadał? Może zapomniał, jak brzmią?
Kristian nie dostrzegł jej zamyślonej twarzy, tylko
ciągnął nieskładnie:
- Okazja była wyjątkowa, więc postanowiliśmy
uczcić ją wizytą u fotografa w Holmestrand. Musisz wie-
dzieć, że trzydzieści lat temu fotografia stanowiła po-
ważny wydatek. Sądziłem, że zdjęcie będzie dla nas miłą
pamiątką, lecz... - Urwał i potarł czoło. - Utrwaliło ob-
licza dwojga ludzi, których znienawidziłem. Chciałem je
zniszczyć, Ingo, podeptać i skruszyć na drobne kawał-
ki, ale Emma nie pozwoliła mi na to. Uznała, że kiedyś
znów zajmie honorowe miejsce na ścianie. Wtedy zdu-
miewało mnie to jej przekonanie, a teraz widzę, iż miała
rację. - Kristian uśmiechnął się gorzko.
- Emma to najmądrzejsza osoba, jaką znam - wtrą-
ciła ostrożnie Inga.
- Tak, nie chodziła do szkół, ale ma w sobie pokłady
mądrości - przyznał Kristian. - Tak więc Emma przeko-
nała mnie, bym je zachował. Byłem poruszony, ale nie
protestowałem, póki nie musiałem na nie patrzeć.
- Przechowywała je w komodzie w salonie.
- Skąd o tym wiesz? - spytał z lekką irytacją.
Inga spłoszyła się.
- Gd Emmy... - W tej samej chwili przyszło jej na
myśl, że śmiałość służącej może nie przypaść ojcu do
gustu, więc dodała: - Zdarzało mi się zaglądać do ko
mody, kiedy nikogo nie było w pobliżu.
16
Kristian pokręcił głową.
- No cóż, przynajmniej jesteś szczera.
- Zresztą widziałam je wcześniej - przyznała bez-
barwnym głosem. - W Storedal.
Kristian otworzył usta ze zdziwienia.
- A więc Laurens cały czas trzymał je na ścianie?
Sądziłem, że w nim również budziło złe wspomnienia.
Przynajmniej powinno było - dodał gniewnie.
Inga dostrzegła, że ojca ogarnęło rozdrażnienie.
- Zauważyłam je, kiedy byliśmy tam z Nielsem na
proszonym obiedzie. Przypuszczam, że zdjęcia nie zdję
to przez nieuwagę, bo Laurens bardzo się zdenerwował,
gdy zaczęłam je oglądać. I nie chciał odpowiadać na
moje pytania. Najdziwniejsze zaś było to, że usunięto je,
zanim wyjechaliśmy.
Kristian gwizdnął przeciągle.
-' Zobaczyłam je ponownie - ciągnęła łagodnie
Inga - dopiero... dopiero podczas wizyty u Martina. Może
Laurens przekonał się do ciebie po procesie. W końcu po-
dziękowałeś mu za złożenie świadectwa przeciw Hedvig.
- Wielkie mi podziękowanie - burknął Kristian.
- Podziękowałeś - powtórzyła zdecydowanie Inga.
Fakt pojednania wciąż nie dotarł do świadomości ojca.
Ciągle drażniło go brzmienie imienia Laurensa.
- Tak, tak-przyznał Kristian z zawstydzeniem.-Lau-
rens mógł odnieść po procesie wrażenie, że zbliżyliśmy
się do siebie. Byłem mu wdzięczny, że świadczył przeciw
Hedvig, nie sądziłem jednak, że znów zostaniemy przy-
jaciółmi.
17
Na wargach Ingi zagościł uśmiech.
- Aż do dzisiejszego wieczoru.
- Aż do dzisiejszego wieczoru - powtórzył Kristian.
Inga nie była dłużej w stanie powściągnąć ciekawo
ści.
- Co się zdarzyło po wizycie u fotografa, ojcze?
- Zjedliśmy obiad w restauracji. To też nie było regu-
łą w tamtych czasach - wyjaśnił - ale chcieliśmy, by Jen-
ny i Ragnhild na jeden wieczór oderwały się od dzieci
i garnków. Przy stole panowała miła atmosfera, gawę-
dziliśmy o wszystkim i o niczym.
- W przyjaznym tonie? - dopytywała się Inga.
- Tak.
- A potem?
- Tamtego wieczoru lensman zaprosił całą wieś na
tańce. Pan Thuesen wrócił właśnie do Botne, zdawszy
egzaminy w szkole policyjnej z wyśmienitymi wynika-
mi. Jego ojciec zamierzał uczcić fakt, że dwóch z jego
trzech synów dostało posady w więziennictwie. Trzeba
ci wiedzieć, że... że... Nie, to nie ma nic do rzeczy.
Inga zagryzła wargi. Odgadła, że ojciec zamierzał
wtrącić jakąś uwagę o starszym bracie pana Thuese-
na, strażniku z twierdzy Akershus, ale się powstrzymał.
Czyżby z nim też wdał się w spór? Wiedziała, że Kristian
odsiedział kilka lat w więzieniu w Oslo i mógł się tam
z nim spotkać. A może znów wyobraźnia płatała jej fi-
gle?
- Zabawa była huczna. Gospodarz, Finn Thuesen,
wynajął muzykantów, alkohol lał się szerokim strumie-
18
niem. Nikt nie ośmieliłby się powiedzieć, że pan Thue-
sen nie wie, jak uczcić sukces syna, który został lensma-
nem!
- Przecież ty nie pijesz alkoholu - odważyła się sko
mentować Inga. - To znaczy nie więcej niż jedną szkla
neczkę.
Kristian roześmiał się.
- Teraz nie, ale za młodu zdarzało mi się zaglądać
do kieliszka. Niestety tego, co zaszło tamtego wieczora,
nie mogę zrzucić na karb alkoholu... Nie byłem zbytnio
pijany, kiedy... kiedy popełniłem ten straszny błąd...
Inga zaczerpnęła powietrza i powoli je wypuściła. Oj-
ciec zbliżał się do sedna sprawy. Nigdy dotąd nie rozma-
wiała z nim w tak poufały sposób, więc nie wiedziała,
jak się zachować. Jednej rzeczy była świadoma: nie wol-
no go poganiać ani zrazić niewłaściwym słowem. Wtedy
z miejsca przerwałby rozmowę i odszedł. A to nie po-
winno się zdarzyć właśnie teraz, kiedy była tak blisko
poznania prawdy!
- Przetańczyliśmy z Jenny cały wieczór. Jenny cie
szyła się chwilą swobody. Nie zrozum mnie źle, Ingo,
mama otaczała twoich braci troskliwą opieką, ale każdy
człowiek potrzebuje odrobiny wytchnienia.
Inga pokiwała głową.
- Niestety zaczęliśmy się kłócić. Do dziś nie mogę
sobie przypomnieć, o co nam poszło, zapewne o jakąś
drobnostkę. O drobiazg, który doprowadził do trage
dii... Znasz mnie, Ingo, wiesz, że potrafię być uparty.
Jenny miała łagodną naturę, ale też potrafiła nieustępli-
19
wie bronić swojego zdania. Wtedy tak właśnie zrobiła,
rozzłościła się nie na żarty i urażona zostawiła mnie sa-
mego na środku parkietu. A ja, głupi osioł, pozwoliłem
jej odejść. A na dodatek poprosiłem inną kobietę do tań-
ca. Nie było w tym nic zdrożnego, ale nie powinienem
był wzmagać jej rozdrażnienia.
Jenny przyznała mu rację, ale nie powiedziała tego
głośno. Tamtą decyzję ojciec przypłacił wyrzutami su-
mienia, więc nie widziała powodu, by sprawiać mu do-
datkową przykrość.
- Kiedy gniew mi minął, zacząłem szukać Jenny. Są-
dziłem, że stoi gdzieś w gronie znajomych, ale powie-
dziano mi, iż poszła do domu.
- Do Svartdal? - zdumiała się Inga. - Przecież to
szmat drogi od siedziby lensmana!
- Tego nie byłem pewien. Dwór Storedal też był jej
domem. Uznałem za mało prawdopodobne, że Jenny sa-
! motnie ruszy do Svartdal w jesiennym mroku, więc po-
prosiłem Laurensa, by mi towarzyszył do rozstaju dróg.
Tam, gdzie nazwy dworów wyryte są na dwóch drewnia-
nych drogowskazach.
- Tak, wiem - szepnęła Inga, wstrzymując oddech
z podniecenia.
- Na szczęście Laurens zgodził się mi pomóc. Gdy-
byśmy nie znaleźli Jenny przed rozstajem dróg, mieli-
śmy się rozdzielić: Laurens miał udać się do Storedal,
a ja do Svartdal. Tamten dzień był piękny, ale wieczorem
niebo zaciągnęło się ciężkimi chmurami. Kiedy ruszyli-
śmy w drogę, rozpętała się taka ulewa, że w ciągu paru
20
minut przemokliśmy do suchej nitki. Nic sobie z tego
nie robiliśmy, ale łoskot kropel o dachy domów, drzewa
i ziemię sprawiał, że nie słyszeliśmy odpowiedzi na na-
sze wołanie.
- Często się kłóciliście? - spytała ostrożnie Inga. Za-
wsze sądziła, że związek matki i ojca był zgodny.
- Nie - odrzekł zdecydowanie Kristian - co tylko
pogarsza sprawę. Tamtego dnia dobrze się bawiliśmy
i niepotrzebnie zakończyliśmy go kłótnią. Chociaż...
Nie byliśmy źli na siebie, raczej rozczarowani własnym
zachowaniem i nieustępliwością.
Inga uśmiechnęła się.
- Sądziłam, że nikt nie jest tak bezkompromisowy
jak ty - wypaliła i zdziwiła się własną zuchwałością.
- To prawda - odrzekł Kristian. - Czasami jednak
Jenny miała tego dość. Wtedy robiła się równie nieprze-
jednana.
- Unikaliście się wtedy i patrzyliście na siebie kosym
wzrokiem?
Kristian przeciągnął dłonią po przystrzyżonej bro-
dzie.
- Zmieniłem się, Ingo. Kiedyś byłem bardziej...
spolegliwy. Domagałem się szacunku wobec siebie i ła
two wpadałem w złość, ale wobec Jenny... Wobec Jenny
mój gniew był krótkotrwały. Miała w sobie coś takiego,
że prędzej czy później jak zbity pies błagałem ją o litość.
Dla niej zrobiłbym wszystko. Wszystko!
Wiedziałam o tym, pomyślała Inga. Zawsze miała
wrażenie, że ojciec gotów był całować ziemię, po której
21
stąpała matka. Władczy i nieprzystępny dla obcych, wo-
bec niej był łagodny i uprzejmy.
- Pamiętam, że zerwał się silny wiatr i strumienie
deszczu biły nas po twarzach. Nie widzieliśmy dalej niż
na parę metrów. Uznaliśmy wreszcie, że Jenny udała się
do Storedal. Wykrzykiwaliśmy jej imię, ale nikt nie od
powiadał...
Inga poczuła się nieswojo. Te wspomnienia musiały
sprawiać ojcu ból, przecież tyle lat starał się ukryć je
przed światem! Zmusił ją do małżeństwa z Nielsem tyl-
ko po to, by oddalić ją od Martina. Imał się przeróżnych
sposobów, żeby nikt nigdy nie opowiedział jej o tam-
tej brzemiennej w skutki nocy... A teraz stał przed nią
z pochyloną głową i zduszonym głosem opowiadał jej
o wszystkim. To było niepojęte.
- Mieliśmy właśnie rozdzielić się na skrzyżowaniu
dróg, kiedy dobiegł nas jakiś pisk. Zdrętwieliśmy obaj,
nie wierząc własnym uszom. I wtedy usłyszeliśmy go po
nownie, odrobinę głośniejszy, przeszywający pisk, który
bez wątpienia wydobywał się z gardła Jenny. Rzuciliśmy
się przed siebie, krzyczeliśmy jej imię, ale nie odpowie
działa. Zrozumieliśmy wówczas - Kristian zaczerpnął
tchu - że ktoś zmusił ją do milczenia!
Inga zacisnęła powieki. Serce zabiło jej gwałtownie,
a na czoło wystąpiły krople potu. Zrozumiała, co ojciec
ma na myśli. Matka padła więc ofiarą napadu? Zrobiło
się jej niedobrze i musiała przełknąć ślinę, by zabić
kwaśny smak w ustach. Nietrudno było domyślić się, ja-
kimi motywami kierował się napastnik.
22
- Skoczyliśmy między drzewa jak dzikie zwierzęta,
krzycząc przeraźliwie w nadziei, że przestraszymy prze
śladowcę i uwolnimy Jenny z jego rąk... Tylko jedna
myśl krążyła mi po głowie w czasie pogoni: jaką karę
wymierzę temu człowiekowi, jeśli go złapię. Wyobraźnia
podsuwała mi przerażające obrazy, przepełniało mnie
pragnienie zemsty. Jak wulkan musi znaleźć ujście dla
lawy, tak i ja musiałem zaspokoić żądzę odwetu...
Wyrażał się bardzo górnolotnie, ale Inga uznała,
że słowa właściwie oddawały uczucia.
- Nie pomyślałeś, że ten człowiek mógł nie popełnić
czynów, które dyktowała ci fantazja?
Kristian odwrócił głowę i spojrzał na Ingę udręczo-
nym wzrokiem. Jego oczy zaszkliły się, oddychał cięż-
ko.
- Czasami przeczucie nas nie myli. Wiedziałem,
że ten człowiek ją skrzywdził. Po co ukrywałby ją przed
nami?
Inga nic nie odpowiedziała. Ojciec miał rację.
- Ten straszny widok, który ujrzeliśmy z Lauren-
sem... - Kristian zdjął rękę z ramienia Ingi, zakrył dło
nią twarz i zdusił łkanie. - Najpierw dostrzegłem jej
przerażone oczy, mokre, pozlepiane włosy, krwawiącą
ranę na policzku. Nagie ciało i bieliznę poskręcaną wo
kół kostek...
Inga złapała się płotu. Dreszcz przeszył jej ciało aż po
koniuszki palców. Zadrżała, bo ta bolesna historia doty-
czyła jej matki, ale także dlatego, że nie spodziewała się
szczęśliwego zakończenia. Jenny nie straciła życia, ale to
23
zdarzenie zamieniło jej życie rodzinne w koszmar. Kri-
stian ukarał napastnika i za ten czyn trafił na wiele lat do
twierdzy Akershus.
Nie rozumiała jednak, dlaczego nieprzyjaźń Kristia-
na i Laurensa wzięła początek tamtej nocy. Czyżby Lau-
rens próbował powstrzymać go przed wymierzeniem
sprawiedliwości tamtemu człowiekowi? Czy to byłby
wystarczający powód, by poróżnić oba rody? Gdyby na-
wet Laurens tak postąpił tamtej nocy, ojciec mógł doko-
nać zemsty po czasie. Słyszała zresztą, że Kristian i jej
wuj zrobili tó razem. Tysiące myśli przebiegło jej przez
głowę.
- Co było dalej, ojcze? Co mu zrobiliście?
Kristian poruszył się niespokojnie.
- Lepiej nie pytaj, Ingo. Na Boga, lepiej nie pytaj!
3
Słowa Kristiana przyprawiły Ingę o dreszcze. Kiedyś
spytała Nielsa, czy ojciec zabił jakiegoś człowieka, i Niels
wzburzony zaprzeczył. Zrobił to, by ją chronić? A może
nie chciał ujawnić zbrodniczego czynu Kristiana? Czas
domysłów minął, nadeszła pora, by poznać prawdę...
Bała się jej, wiedziała, że nie będzie łatwa. ' - Ten szatan
w ludzkim ciele - zaklął Kristian, mimowolnie
zaciskając pięści - nie uciekł. Trzymał Jenny w
żelaznym uścisku. Zakrył jej usta dłonią, sądząc, że
nie natkniemy się na nich.
Inga zamknęła oczy. Wbrew jej woli wyobraźnia pod-
suwała obraz matki, zbrukanej i poniżonej przez obcego
człowieka. Ziemia była rozmokła, z drzew ściekały stru-
mienie wody. Dopiero zaczął się sierpień, ale noce zda-
rzały się mroczne, zwłaszcza podczas rzęsistego deszczu.
Napastnik mógł mieć nadzieję, że Kristian i Laurens go
nie znajdą.
- Straciliśmy panowanie nad sobą - ciągnął ojciec,
25
nie zauważywszy, że się zamyśliła. Inga odgoniła my-
śli i skupiła uwagę na jego słowach. - Pociemniało mi
w oczach, rzuciłem się na niego z dziką furią. Podniosłem
go za kołnierz koszuli i pasek od spodni i odciągnąłem od
Jenny... Jenny poczołgała się wstecz, usiłując się okryć.
Pamiętam, że płakała, a jej szloch przeszywał mnie jak
noże. Nie byłem w stanie myśleć rozsądnie. Jedno tylko
wiedziałem na pewno: to moja wina. Nie powinienem był
pozwolić jej odejść. Knut nie poszedłby za nią i...
- Knut? - przerwała mu Inga. - Kto to jest Knut?
Udała, że nie wie, o kogo chodzi. W innym razie mu-
siałaby przyznać się, że otworzyła jego kuferek i ukrad-
kiem przejrzała dokumenty, które w nim trzymał.
Nie odważyła się przeczytać ich dokładnie, ale to imię
wyryło się jej w pamięci.
- Knut LevordB0gger Olsen-powiedział wolno oj
ciec - był najmłodszym synem lensmana. Dwaj starsi
* wyszli na ludzi, ale Knut wolał karty, alkohol, muzykę
i kobiety. Jeśli kobiety opierały się jego zalotom, brał je
siłą. Żadna nie złożyła zażalenia na syna urzędnika poli-
cyjnego - dodał sarkastycznie. - Nikt nie wierzył, że sta-
ry lensman osadzi go w więzieniu.
- A więc Finn - zamyśliła się Inga - przekazał urząd
średniemu synowi, Frederikowi, który teraz jest lensma-
nem.
- Tak, ale musisz pamiętać, że Frederik zasłużył so-
bie na to stanowisko. Uczył się i ciężko pracował.
- To prawda - pokiwała głową Inga - ale wracajmy
do Knuta. Rozumiem, że był to człowiek nieobliczalny.
26
saga Cienie zprzeszłości Torfil Thorup
WSERIIUKAŻĄSIĘ: tom 1. Inga tom 2. Korzenie tom 3. Podcięte skrzydła tom 4. Pakt milczenia tom 5. Groźny przeciwnik tom 6. Pościg tom 7. Mroczne tajemnice tom 8. Kłamstwa tom9. Wrogość tom 10. Nad przepaścią tom 11. Odrzucenie tom12. Zaginiony tom13. Waśń rodowa
tom 13. WAŚŃ RODOWA
1 Gaupås1909rok Wrześniowa noc miała barwę granatową. Na tle nie- ba sylwetki drzew rysowały się jak czarne fragmenty wycinanki. Panowała taka cisza, że Inga słyszała włas- ny oddech. Z napięciem czekała, co jej ta noc przynie- sie. Czy okaże się gorsza niż popołudnie poprzedniego dnia? Nie, to niemożliwe, ostatnie godziny obfitowały bowiem w zdarzenia brzemienne w skutkach. Inga stłumiła jęk i pokręciła głową, by odgonić na- trętne myśli. Wydawało się jej że wieczność cała minęła od chwili, kiedy lensman ze swoimi ludźmi zjawił się w Gaupås i oskarżył ją o zabicie Erlinga. Na szczęście Kristian, jej ojciec, był przy niej i nie pozwolił panu Thuesenowi na przesłuchanie córki. Bała się pomyśleć, jak skończyłaby się wizyta lensmana, gdyby ojciec nie udzielił jej wsparcia... Zakręciło się jej w głowie i zacisnęła dłonie na szta- 5
chetach starego płotu. Lensman zdołałby wydusić z niej prawdę. Ze łzami w oczach powiedziałaby mu, że zabi- ła żniwiarza. Co gorsza zaś, uświadomiła sobie, drżąc z przerażenia, mogłoby najść ją pragnienie, by zrzucić z siebie ciężar winy i przyznać się, że to ona pchnęła Gu- drun w objęcia śmierci... Inga straciła głowę, kiedy lensman oświadczył, że spotka się z nią tego wieczora po znalezieniu ciała Erlinga. Powodowana panicznym lękiem pożegnała się z Emilią, wyznała ojcu całą prawdę i uciekła. Arne, któ- remu lensman przydzielił funkcję strażnika, usiłował ją gonić, ale silny i władczy głos jej ojca osadził go w miej- scu. Wciąż czuła w sobie głuchy, nieutulony żal i nie miała już sił, by się z nim mierzyć, by dalej żyć w kłamstwie. Była jak osaczone zwierzę. Strach podsuwał jej jedyne wyjście z sytuacji, najlepsze, choć tchórzliwe rozwiąza- nie: targnąć się na własne życie. I wreszcie zaznać spo- koju... Inga pokręciła głową i wbiła wzrok w niebieska- wą przestrzeń. Jak dobrze, że tak się nie stało. Zdarzył się cud, Laurens i Kristian wreszcie przerwali barierę milczenia i przyszli jej na ratunek. Kristian wyruszył, by ukryć ciało Erlinga, a Laurens znalazł ją na Moseplas- sen. Nie zdołał odwieść jej od samobójczego zamiaru, ale zdążył chwycić ją, kiedy rzuciła się w przepaść. Indze zabrakło tchu. Wtedy ogarnął ją gniew, ale te- raz... Teraz znów chciała żyć i myślała o przyszłości. Pan Thuesen nie znalazł ciała, a Kristian wyśmiał jego oskar- 6
żenią oparte na zeznaniach tak niewiarygodnego świad- ka jak Ingebjorg z 0vre Gullhaug. Ingebjorg przyznała zresztą, że powodowała nią zazdrość; tej pięknej jasno- włosej dziewczynie zależało, by skłócić Martina i Ingę ze sobą. Wobec stanowczej postawy ojca lensman musiał przyznać, że bez ciała i solidnych świadków jego zarzut ma kruche podstawy. Oddychała już spokojniej. To był najdłuższy dzień w je) życiu, wobec grozy tych wypadków bladły wszyst- kie dotychczasowe zdarzenia i przeciwności losu... Dwaj odwieczni wrogowie pogodzili się, pomyślała z radością. Laurens i Kristdan połączyli siły, by wyrwać ją ze szponów niebezpieczeństwa. Stała się w jakimś sensie przyczyną, dla której zdecydowali się zakończyć waśń trwającą ponad dwadzieścia lat. Powinna się z tego cieszyć, ale wciąż nie znała całej prawdy. Przyjdzie na to czas, pomyślała i odwróciła głowę ku ojcu. Kristian wciąż trzymał dłoń na jej ramieniu. Jego bliskość napeł- niała ją szczęściem, nigdy dotąd nie dotykał jej w taki czuły sposób. Ojciec obiecał, że tej nocy wyzna jej długo skrywaną tajemnicę. Inga nie mogła się doczekać jego słów, ale ta ciekawość była niczym wobec radości z faktu, że Kri- stian wreszcie pokazał łagodniejszą stronę swojej natu- ry. Miałaby naprawdę zaznać szczęścia trzykrotnie tego samego wieczoru? Po raz pierwszy, gdy zdjęto z niej cię- żar oskarżenia o morderstwo, po raz drugi, gdy dwaj od- wieczni wrogowie przerwali milczenie, i po raz trzeci, gdy wreszcie poczuła, że ojciec ją zaakceptował. To nie 7
do wiary, pomyślała i spuściła wzrok, kiedy Kristian za- czerpnął tchu i zaczął opowiadać o zdarzeniu, które sta- ło się zarzewiem nienawiści dwóch rodów. Koń chciał przebiec kłusem ostatni odcinek drogi z Gaupåsdo Storedal, ale Laurens ściągnął delikatnie wodze i zmusił go do przejścia w stępa. Spodziewał się, że Ragnhild będzie czekać na niego na progu, bo pewnie paliła ją ciekawość. Aż dziw, że nie wyjechała ku nim, dowiedziawszy się od Martina o jego spotkaniu z Kri- stianem. Pewnie jednak zrozumiała, że potrzebowali tej chwili wyłącznie dla siebie. Ona czułaby się skrępowana i mog- łaby odstraszyć Kristiana gwałtownością swoich reakcji oraz krytycznymi, nieprzemyślanymi komentarzami. * Zanim wybuchła rodowa waśń, Ragnhild i Kristian byli dobrymi przyjaciółmi. Po tamtym brzemiennym w skutki wydarzeniu Kristian zerwał z nimi wszelkie kontakty. Oboje wiedzieli, dlaczego tak uczynił, ale Ragn- hild zamknęła się w sobie i przy każdym przypadkowym spotkaniu obrzucała Kristiana zaciętym spojrzeniem. W ten sposób nie była w stanie go udobruchać, wręcz przeciwnie, umacniała jego niechęć. Kristian i Ragnhild nie różnili się pod tym względem, oboje twardo obsta- wali przy swoim zdaniu i niechętnie przyznawali się do błędów. Dlatego też Laurens obawiał się reakcji żony na wieść 8
o tym, że tej nocy zdecydowali się położyć kres wielolet- niej niezgodzie. Nie był pewien, czy Ragnhild uszanuje ich decyzję. Przy drzwiach wejściowych paliła się lampa. W pół- mroku Laurens dostrzegł jakaś sylwetkę. Ragnhild mu- siała usłyszeć szuranie kopyt o żwir i wyjść mu naprze- ciw. Zeskoczył z konia, chwycił go za uzdę i zaprowadził do stajni Nie śpieszył się, wytarł konia garścią słomy i wlał świeżej wody do poidła. Wsypał też szczodrą por- cję owsa do żłobu, a koń podziękował mu pełnym zado- wolenia prychaniem. Z radosnym uśmiechem na ustach Laurens zamknął drzwi stajni Niezwykłe wydarzenia ostatnich godzin na- pełniły szczęściem jego serce. Miał wrażenie, że zbudził się z koszmarnego snu, i wciąż nie mógł uwierzyć, że od- był spokojną rozmowę ze swoim byłym szwagrem... - Co ja słyszę - zaczęła drżącym głosem Ragnhild, kiedy Laurens podszedł do niej. Wydało mu się, że żona marznie na wietrze, mimo że okryła ramiona szerokim szalem. - To zależy, gdzie skłonisz ucho - odrzekł wesoło Laurens. - Ze...- Zamachała bezradnie ramionami. - Martin był bardzo tajemniczy, kiedy wrócił do domu. Domyśli- łam się, że coś ważnego zdarzyło się w Gaupas, ale Mar- tin kazał mi czekać na ciebie. Powiedział, że ty wiesz więcej. Wydusiłam z niego tylko tyle, że razem z Kri- stianem obroniliście Ingę przed oskarżeniem lensmana. Czy to prawda, Laurens, że wystąpiliście razem? I o co 9
chodziło? - Zarzuciła go pytaniami, nerwowo przestę- pując z nogi na nogę. Laurens spojrzał na żonę ze współczuciem. Ragn- łiild dowie się wkrótce, jaki zarzut postawiono Indze. Wszystkie pleciugi ze wsi zlecą się, by nakarmić ją sen- sacyjnymi szczegółami, ale na szczęście żadna z nich nie zna prawdy. Nikt nie wiedział, że lensman miał powody, by podejrzewać, że Inga przyczyniła się do zgonu Erlin- ga. Nawet on jednak nie zdawał sobie sprawy, iż Inga winna tyła jeszcze jednej śmierci... Laurens potarł czoło zmęczonym gestem. Nie rozma- wiał o tym z Ingą, Kristianem i Gulbrandem. Bez słów zawarli pakt milczenia: ta mroczna tajemnica nigdy nie wyjdzie poza ich krąg. To nie była łatwa decyzja, bo Laurens nie zwykł taić czegokolwiek przed Ragnhild. Ufał jej, ale w tę sprawę nie zamierzał żony wtajemniczać. Przewiny Ingi były zbyt wielkie, by podjąć takie ryzyko. Wprawdzie nie przypuszczał, że Ragnhild zwierzy się komuś z sekretu, ale wolał dmuchać na zimne. - To prawda, spotkałem się z Kristianem w Gaupåsi w istocie obaj broniliśmy Ingi przed haniebnym oskarżeniem. Wyobraź sobie, że Ingebjorg z 0vre Gullhaug twierdzi, że Inga zabiła jednego ze swoich żniwiarzy... - Co ty mówisz - przeraziła się Ragnhild. - Czy ta biedna dziewczyna postradała zmysły? - Na to wygląda - pokiwał głową Laurens i zaczerp- nął tchu. Nadszedł właściwy moment, by przekonać Ragnhild, że oskarżenie było wymysłem zazdrosnego 10
umysłu. - Całkiem niedawno zjawiła się u nas Hedvig w nadziei* że wyswata własną córkę z Martinem. Bar- dzo się rozczarowała, kiedy Martin odrzucił jej propozy- cję! Nie ona jedna, mam wrażenie, że uczucia Ingebjorg wobec Martina były szczere, a Hedvig niecnie je wyko- rzystała. Przypuszczam też, iż Hedvig uknuła tę intrygę, by oczernić Ingę i poróżnić ją z Martinem, a Ingebjorg w swej naiwności dała się na to nabrać... Ragnhild pokiwała powoli głową. - Hedvig ma źle w głowie. Znienawidziła Ingę, kiedy Kristian się z nią nie ożenił. To dziwne - dodała, mar- szcząc brwi - nie rozumiem, dlaczego przelała gniew na jego córkę. - Natura kobieca jest nieodgadniona - zażartował Laurens w nadziei, że Ragnhild zadowoli się tym ko- mentarzem i przestanie drążyć temat. Westchnął z ulgą, kiedy jej twarz rozjaśnił uśmiech. - Masz rację, mój drogi mężu. Ta zadufana w sobie kobieta zaczyna działać mi na nerwy. Jeśli jeszcze raz skrytykuje naszą przyszłą synową, każę jej zamknąć bu- zię na kłódkę! Laurens przełknął ślinę i zwilżył suche gardło. Po- szło lepiej, niż się spodziewał. Jeśli teraz Hedvig zwróci się do Ragnhild, żona i tak jej nie uwierzy. Nawet gdyby Hedvig mówiła prawdę... Ragnhild wciąż nie miała dość. - A więc pan Thuesen wystąpił z tym ciężkim oskar żeniem, mimo że z Kristianem ujęliście się za Ingą? Nie powinien najpierw przeprowadzić śledztwa? 11
Laurens zadrżał, kiedy uderzył w niego chłodny po- dmuch wiatru. - Przeprowadził. Wysłał ludzi na poszukiwanie ciała Erlinga, ale wrócili z niczym. - A więc zarzuty wobec Ingi są bezpodstawne...? - spytała z nadzieją. - Tak - odrzekł Laurens. - Lensman skarcił Hedvig i Ingebjorg za marnowanie jego czasu. Powinien był również zrugać je za oszczerstwa. - Hedvig jest niepoprawna - wzruszyła ramionami Ragnhild. - Sądziłam, że porażka w sądzie czegoś ją na- uczyła, ale... - Dlatego też powinniśmy odciąć się od iiiej, jeśli znów coś zmyśli - stwierdził ostrzegawczo Laurens. - Możesz być pewien, że tak postąpię - odrzekła wo- jowniczo Ragnhild. - Biedna Inga, tyle przeżyła ostatni- mi czasy. Małżeństwo z Nielsem, utrata dziecka, a teraz *to... - Pokiwała głową z rezygnacją. - Inga jest silna - powiedział Laurens - ale powin niśmy traktować ją delikatnie, kiedy zostanie naszą sy nową. - Jego słowa zabrzmiały jak polecenie, a nie rada, ale Laurens nie dbał o to. Ragnhild nie odpowiedziała, otworzyła szerzej drzwi i wciągnęła go do korytarza. - Dlaczego tak długo cię nie było? Martin wrócił przed paroma godzinami... - Ragnhild wyszeptała te słowa, jakby z góry obawiała się odpowiedzi. Laurens nie poruszył się. - Chciałem porozmawiać z Ingą... 12
- I z Kristianem? W tonie jej głosu nie usłyszał ani nagany, ani wyro- zumiałości. W bladym świetle lampy nie widać było jej twarzy, tylko błyszczące oczy. Błyszczące od łez? - Tak. - Laurens przeciągnął dłonią po włosach i odwrócił wzrok. - Pogodziliśmy się, Ragnhild. Nawet uścisnęliśmy sobie dłonie na znak, że waśń należy do przeszłości. Ragnhild wzdrygnęła się. - Nie mówisz mi wszystkiego. Musiało zdarzyć się coś ważnego, że Kristian zdecydował się na ten gest. Coś, co do głębi wstrząsnęło jego duszą... Jeśli ten czło- wiek w ogóle ją ma - dodała zjadliwie, potem umilkła i zacisnęła powieki. Widać było, że usilnie próbuje zapa- nować nad emocjami. - Nie sądzisz, że oskarżenie córki o morderstwo jest wystarczającym powodem? - spytał Laurens suro- wo. - Gdyby nie nasza tam obecność, Inga siedziałaby teraz w lochu w siedzibie lensmana. Tylko my mogliśmy zapewnić jej alibi. Ja walczę o swoją siostrzenicę, a Kri- stian o jedyną córkę! - Nie bądź tego taki pewien - odrzekła tajemniczo Ragnhild. Laurens poczuł, jak narasta w nim irytacja. Co się z nią dzieje? Dwuznaczna odpowiedź Ragnhild nie przy- padła mu do gustu, ale nie miał siły, by z nią dyskuto- wać. - Potrzebne mi twoje wsparcie - powiedział zmę czonym głosem, a po jego policzkach popłynęły łzy, któ- 13
rych nie zdołał opanować. - Najlepiej z nas wszystkich powinnaś rozumieć potrzebę pojednania. Cenisz sobie kontakt ze swoją siostrą, Ruth, a dla mnie związek z Kri- stianem i Ingą jest równie ważny. Oboje przypominają mi o Jenny... Wiesz, jak bardzo ją kochałem... Poczuł dotyk ciepłej dłoni na policzku. - Tak, wiem - szepnęła czule Ragnhild. - Wybacz mi samolubne i bezmyślne słowa. Było ci tego brak przez łata, Laurens. Nie stanę na drodze odradzającej się przy jaźni. Laurens chwycił jej dłoń i ucałował gorąco. - To dobrze, to dobrze - powiedział, uśmiechając się przez łzy. - Pojednanie przyniesie spokój twojej duszy-doda- ła Ragnhild i położyła głowę na jego piersi. - Tak - odrzekł Laurens, obejmując żonę. - Znów będę mógł z czystym sumieniem spojrzeć na własne od- bicie w lustrze.
2 - Rozumiem, że od dawna starasz się dociec przy- czyn naszego sporu - powiedział Kristian zdławionym głosem. Odwrócił twarz ku Indze. W jego wzroku nie dostrzegła wyrzutu. - Tak - odrzekła cicho. - To moja wina - stwierdził. - Powinienem był prze- widzieć, że poszukasz prawdy na własną rękę. Zapadła cisza. Inga zwilżyła wargi koniuszkiem języka. Pytania cis- • nęły się jej na usta, ale nie chciała go ponaglać. Poiry- towany jej natarczywością, mógł znowu zaniknąć się w sobie. To był drażliwy temat, więc dobrze rozumiała, iż musi zebrać się na odwagę. Kristian pokiwał głową ze smutkiem. - Tamten dzień miał być dniem radości, a zakończył się tragicznie. Razem z Laurensem i Ragnhild zamierza liśmy świętować dwudzieste piąte urodziny Jenny i piątą rocznicę naszego ślubu. 15
Głos ojca zabrzmiał chrapliwie, kiedy wymieniał imiona szwagra i szwagierki. Może od dawna ich nie wypowiadał? Może zapomniał, jak brzmią? Kristian nie dostrzegł jej zamyślonej twarzy, tylko ciągnął nieskładnie: - Okazja była wyjątkowa, więc postanowiliśmy uczcić ją wizytą u fotografa w Holmestrand. Musisz wie- dzieć, że trzydzieści lat temu fotografia stanowiła po- ważny wydatek. Sądziłem, że zdjęcie będzie dla nas miłą pamiątką, lecz... - Urwał i potarł czoło. - Utrwaliło ob- licza dwojga ludzi, których znienawidziłem. Chciałem je zniszczyć, Ingo, podeptać i skruszyć na drobne kawał- ki, ale Emma nie pozwoliła mi na to. Uznała, że kiedyś znów zajmie honorowe miejsce na ścianie. Wtedy zdu- miewało mnie to jej przekonanie, a teraz widzę, iż miała rację. - Kristian uśmiechnął się gorzko. - Emma to najmądrzejsza osoba, jaką znam - wtrą- ciła ostrożnie Inga. - Tak, nie chodziła do szkół, ale ma w sobie pokłady mądrości - przyznał Kristian. - Tak więc Emma przeko- nała mnie, bym je zachował. Byłem poruszony, ale nie protestowałem, póki nie musiałem na nie patrzeć. - Przechowywała je w komodzie w salonie. - Skąd o tym wiesz? - spytał z lekką irytacją. Inga spłoszyła się. - Gd Emmy... - W tej samej chwili przyszło jej na myśl, że śmiałość służącej może nie przypaść ojcu do gustu, więc dodała: - Zdarzało mi się zaglądać do ko mody, kiedy nikogo nie było w pobliżu. 16
Kristian pokręcił głową. - No cóż, przynajmniej jesteś szczera. - Zresztą widziałam je wcześniej - przyznała bez- barwnym głosem. - W Storedal. Kristian otworzył usta ze zdziwienia. - A więc Laurens cały czas trzymał je na ścianie? Sądziłem, że w nim również budziło złe wspomnienia. Przynajmniej powinno było - dodał gniewnie. Inga dostrzegła, że ojca ogarnęło rozdrażnienie. - Zauważyłam je, kiedy byliśmy tam z Nielsem na proszonym obiedzie. Przypuszczam, że zdjęcia nie zdję to przez nieuwagę, bo Laurens bardzo się zdenerwował, gdy zaczęłam je oglądać. I nie chciał odpowiadać na moje pytania. Najdziwniejsze zaś było to, że usunięto je, zanim wyjechaliśmy. Kristian gwizdnął przeciągle. -' Zobaczyłam je ponownie - ciągnęła łagodnie Inga - dopiero... dopiero podczas wizyty u Martina. Może Laurens przekonał się do ciebie po procesie. W końcu po- dziękowałeś mu za złożenie świadectwa przeciw Hedvig. - Wielkie mi podziękowanie - burknął Kristian. - Podziękowałeś - powtórzyła zdecydowanie Inga. Fakt pojednania wciąż nie dotarł do świadomości ojca. Ciągle drażniło go brzmienie imienia Laurensa. - Tak, tak-przyznał Kristian z zawstydzeniem.-Lau- rens mógł odnieść po procesie wrażenie, że zbliżyliśmy się do siebie. Byłem mu wdzięczny, że świadczył przeciw Hedvig, nie sądziłem jednak, że znów zostaniemy przy- jaciółmi. 17
Na wargach Ingi zagościł uśmiech. - Aż do dzisiejszego wieczoru. - Aż do dzisiejszego wieczoru - powtórzył Kristian. Inga nie była dłużej w stanie powściągnąć ciekawo ści. - Co się zdarzyło po wizycie u fotografa, ojcze? - Zjedliśmy obiad w restauracji. To też nie było regu- łą w tamtych czasach - wyjaśnił - ale chcieliśmy, by Jen- ny i Ragnhild na jeden wieczór oderwały się od dzieci i garnków. Przy stole panowała miła atmosfera, gawę- dziliśmy o wszystkim i o niczym. - W przyjaznym tonie? - dopytywała się Inga. - Tak. - A potem? - Tamtego wieczoru lensman zaprosił całą wieś na tańce. Pan Thuesen wrócił właśnie do Botne, zdawszy egzaminy w szkole policyjnej z wyśmienitymi wynika- mi. Jego ojciec zamierzał uczcić fakt, że dwóch z jego trzech synów dostało posady w więziennictwie. Trzeba ci wiedzieć, że... że... Nie, to nie ma nic do rzeczy. Inga zagryzła wargi. Odgadła, że ojciec zamierzał wtrącić jakąś uwagę o starszym bracie pana Thuese- na, strażniku z twierdzy Akershus, ale się powstrzymał. Czyżby z nim też wdał się w spór? Wiedziała, że Kristian odsiedział kilka lat w więzieniu w Oslo i mógł się tam z nim spotkać. A może znów wyobraźnia płatała jej fi- gle? - Zabawa była huczna. Gospodarz, Finn Thuesen, wynajął muzykantów, alkohol lał się szerokim strumie- 18
niem. Nikt nie ośmieliłby się powiedzieć, że pan Thue- sen nie wie, jak uczcić sukces syna, który został lensma- nem! - Przecież ty nie pijesz alkoholu - odważyła się sko mentować Inga. - To znaczy nie więcej niż jedną szkla neczkę. Kristian roześmiał się. - Teraz nie, ale za młodu zdarzało mi się zaglądać do kieliszka. Niestety tego, co zaszło tamtego wieczora, nie mogę zrzucić na karb alkoholu... Nie byłem zbytnio pijany, kiedy... kiedy popełniłem ten straszny błąd... Inga zaczerpnęła powietrza i powoli je wypuściła. Oj- ciec zbliżał się do sedna sprawy. Nigdy dotąd nie rozma- wiała z nim w tak poufały sposób, więc nie wiedziała, jak się zachować. Jednej rzeczy była świadoma: nie wol- no go poganiać ani zrazić niewłaściwym słowem. Wtedy z miejsca przerwałby rozmowę i odszedł. A to nie po- winno się zdarzyć właśnie teraz, kiedy była tak blisko poznania prawdy! - Przetańczyliśmy z Jenny cały wieczór. Jenny cie szyła się chwilą swobody. Nie zrozum mnie źle, Ingo, mama otaczała twoich braci troskliwą opieką, ale każdy człowiek potrzebuje odrobiny wytchnienia. Inga pokiwała głową. - Niestety zaczęliśmy się kłócić. Do dziś nie mogę sobie przypomnieć, o co nam poszło, zapewne o jakąś drobnostkę. O drobiazg, który doprowadził do trage dii... Znasz mnie, Ingo, wiesz, że potrafię być uparty. Jenny miała łagodną naturę, ale też potrafiła nieustępli- 19
wie bronić swojego zdania. Wtedy tak właśnie zrobiła, rozzłościła się nie na żarty i urażona zostawiła mnie sa- mego na środku parkietu. A ja, głupi osioł, pozwoliłem jej odejść. A na dodatek poprosiłem inną kobietę do tań- ca. Nie było w tym nic zdrożnego, ale nie powinienem był wzmagać jej rozdrażnienia. Jenny przyznała mu rację, ale nie powiedziała tego głośno. Tamtą decyzję ojciec przypłacił wyrzutami su- mienia, więc nie widziała powodu, by sprawiać mu do- datkową przykrość. - Kiedy gniew mi minął, zacząłem szukać Jenny. Są- dziłem, że stoi gdzieś w gronie znajomych, ale powie- dziano mi, iż poszła do domu. - Do Svartdal? - zdumiała się Inga. - Przecież to szmat drogi od siedziby lensmana! - Tego nie byłem pewien. Dwór Storedal też był jej domem. Uznałem za mało prawdopodobne, że Jenny sa- ! motnie ruszy do Svartdal w jesiennym mroku, więc po- prosiłem Laurensa, by mi towarzyszył do rozstaju dróg. Tam, gdzie nazwy dworów wyryte są na dwóch drewnia- nych drogowskazach. - Tak, wiem - szepnęła Inga, wstrzymując oddech z podniecenia. - Na szczęście Laurens zgodził się mi pomóc. Gdy- byśmy nie znaleźli Jenny przed rozstajem dróg, mieli- śmy się rozdzielić: Laurens miał udać się do Storedal, a ja do Svartdal. Tamten dzień był piękny, ale wieczorem niebo zaciągnęło się ciężkimi chmurami. Kiedy ruszyli- śmy w drogę, rozpętała się taka ulewa, że w ciągu paru 20
minut przemokliśmy do suchej nitki. Nic sobie z tego nie robiliśmy, ale łoskot kropel o dachy domów, drzewa i ziemię sprawiał, że nie słyszeliśmy odpowiedzi na na- sze wołanie. - Często się kłóciliście? - spytała ostrożnie Inga. Za- wsze sądziła, że związek matki i ojca był zgodny. - Nie - odrzekł zdecydowanie Kristian - co tylko pogarsza sprawę. Tamtego dnia dobrze się bawiliśmy i niepotrzebnie zakończyliśmy go kłótnią. Chociaż... Nie byliśmy źli na siebie, raczej rozczarowani własnym zachowaniem i nieustępliwością. Inga uśmiechnęła się. - Sądziłam, że nikt nie jest tak bezkompromisowy jak ty - wypaliła i zdziwiła się własną zuchwałością. - To prawda - odrzekł Kristian. - Czasami jednak Jenny miała tego dość. Wtedy robiła się równie nieprze- jednana. - Unikaliście się wtedy i patrzyliście na siebie kosym wzrokiem? Kristian przeciągnął dłonią po przystrzyżonej bro- dzie. - Zmieniłem się, Ingo. Kiedyś byłem bardziej... spolegliwy. Domagałem się szacunku wobec siebie i ła two wpadałem w złość, ale wobec Jenny... Wobec Jenny mój gniew był krótkotrwały. Miała w sobie coś takiego, że prędzej czy później jak zbity pies błagałem ją o litość. Dla niej zrobiłbym wszystko. Wszystko! Wiedziałam o tym, pomyślała Inga. Zawsze miała wrażenie, że ojciec gotów był całować ziemię, po której 21
stąpała matka. Władczy i nieprzystępny dla obcych, wo- bec niej był łagodny i uprzejmy. - Pamiętam, że zerwał się silny wiatr i strumienie deszczu biły nas po twarzach. Nie widzieliśmy dalej niż na parę metrów. Uznaliśmy wreszcie, że Jenny udała się do Storedal. Wykrzykiwaliśmy jej imię, ale nikt nie od powiadał... Inga poczuła się nieswojo. Te wspomnienia musiały sprawiać ojcu ból, przecież tyle lat starał się ukryć je przed światem! Zmusił ją do małżeństwa z Nielsem tyl- ko po to, by oddalić ją od Martina. Imał się przeróżnych sposobów, żeby nikt nigdy nie opowiedział jej o tam- tej brzemiennej w skutki nocy... A teraz stał przed nią z pochyloną głową i zduszonym głosem opowiadał jej o wszystkim. To było niepojęte. - Mieliśmy właśnie rozdzielić się na skrzyżowaniu dróg, kiedy dobiegł nas jakiś pisk. Zdrętwieliśmy obaj, nie wierząc własnym uszom. I wtedy usłyszeliśmy go po nownie, odrobinę głośniejszy, przeszywający pisk, który bez wątpienia wydobywał się z gardła Jenny. Rzuciliśmy się przed siebie, krzyczeliśmy jej imię, ale nie odpowie działa. Zrozumieliśmy wówczas - Kristian zaczerpnął tchu - że ktoś zmusił ją do milczenia! Inga zacisnęła powieki. Serce zabiło jej gwałtownie, a na czoło wystąpiły krople potu. Zrozumiała, co ojciec ma na myśli. Matka padła więc ofiarą napadu? Zrobiło się jej niedobrze i musiała przełknąć ślinę, by zabić kwaśny smak w ustach. Nietrudno było domyślić się, ja- kimi motywami kierował się napastnik. 22
- Skoczyliśmy między drzewa jak dzikie zwierzęta, krzycząc przeraźliwie w nadziei, że przestraszymy prze śladowcę i uwolnimy Jenny z jego rąk... Tylko jedna myśl krążyła mi po głowie w czasie pogoni: jaką karę wymierzę temu człowiekowi, jeśli go złapię. Wyobraźnia podsuwała mi przerażające obrazy, przepełniało mnie pragnienie zemsty. Jak wulkan musi znaleźć ujście dla lawy, tak i ja musiałem zaspokoić żądzę odwetu... Wyrażał się bardzo górnolotnie, ale Inga uznała, że słowa właściwie oddawały uczucia. - Nie pomyślałeś, że ten człowiek mógł nie popełnić czynów, które dyktowała ci fantazja? Kristian odwrócił głowę i spojrzał na Ingę udręczo- nym wzrokiem. Jego oczy zaszkliły się, oddychał cięż- ko. - Czasami przeczucie nas nie myli. Wiedziałem, że ten człowiek ją skrzywdził. Po co ukrywałby ją przed nami? Inga nic nie odpowiedziała. Ojciec miał rację. - Ten straszny widok, który ujrzeliśmy z Lauren- sem... - Kristian zdjął rękę z ramienia Ingi, zakrył dło nią twarz i zdusił łkanie. - Najpierw dostrzegłem jej przerażone oczy, mokre, pozlepiane włosy, krwawiącą ranę na policzku. Nagie ciało i bieliznę poskręcaną wo kół kostek... Inga złapała się płotu. Dreszcz przeszył jej ciało aż po koniuszki palców. Zadrżała, bo ta bolesna historia doty- czyła jej matki, ale także dlatego, że nie spodziewała się szczęśliwego zakończenia. Jenny nie straciła życia, ale to 23
zdarzenie zamieniło jej życie rodzinne w koszmar. Kri- stian ukarał napastnika i za ten czyn trafił na wiele lat do twierdzy Akershus. Nie rozumiała jednak, dlaczego nieprzyjaźń Kristia- na i Laurensa wzięła początek tamtej nocy. Czyżby Lau- rens próbował powstrzymać go przed wymierzeniem sprawiedliwości tamtemu człowiekowi? Czy to byłby wystarczający powód, by poróżnić oba rody? Gdyby na- wet Laurens tak postąpił tamtej nocy, ojciec mógł doko- nać zemsty po czasie. Słyszała zresztą, że Kristian i jej wuj zrobili tó razem. Tysiące myśli przebiegło jej przez głowę. - Co było dalej, ojcze? Co mu zrobiliście? Kristian poruszył się niespokojnie. - Lepiej nie pytaj, Ingo. Na Boga, lepiej nie pytaj!
3 Słowa Kristiana przyprawiły Ingę o dreszcze. Kiedyś spytała Nielsa, czy ojciec zabił jakiegoś człowieka, i Niels wzburzony zaprzeczył. Zrobił to, by ją chronić? A może nie chciał ujawnić zbrodniczego czynu Kristiana? Czas domysłów minął, nadeszła pora, by poznać prawdę... Bała się jej, wiedziała, że nie będzie łatwa. ' - Ten szatan w ludzkim ciele - zaklął Kristian, mimowolnie zaciskając pięści - nie uciekł. Trzymał Jenny w żelaznym uścisku. Zakrył jej usta dłonią, sądząc, że nie natkniemy się na nich. Inga zamknęła oczy. Wbrew jej woli wyobraźnia pod- suwała obraz matki, zbrukanej i poniżonej przez obcego człowieka. Ziemia była rozmokła, z drzew ściekały stru- mienie wody. Dopiero zaczął się sierpień, ale noce zda- rzały się mroczne, zwłaszcza podczas rzęsistego deszczu. Napastnik mógł mieć nadzieję, że Kristian i Laurens go nie znajdą. - Straciliśmy panowanie nad sobą - ciągnął ojciec, 25
nie zauważywszy, że się zamyśliła. Inga odgoniła my- śli i skupiła uwagę na jego słowach. - Pociemniało mi w oczach, rzuciłem się na niego z dziką furią. Podniosłem go za kołnierz koszuli i pasek od spodni i odciągnąłem od Jenny... Jenny poczołgała się wstecz, usiłując się okryć. Pamiętam, że płakała, a jej szloch przeszywał mnie jak noże. Nie byłem w stanie myśleć rozsądnie. Jedno tylko wiedziałem na pewno: to moja wina. Nie powinienem był pozwolić jej odejść. Knut nie poszedłby za nią i... - Knut? - przerwała mu Inga. - Kto to jest Knut? Udała, że nie wie, o kogo chodzi. W innym razie mu- siałaby przyznać się, że otworzyła jego kuferek i ukrad- kiem przejrzała dokumenty, które w nim trzymał. Nie odważyła się przeczytać ich dokładnie, ale to imię wyryło się jej w pamięci. - Knut LevordB0gger Olsen-powiedział wolno oj ciec - był najmłodszym synem lensmana. Dwaj starsi * wyszli na ludzi, ale Knut wolał karty, alkohol, muzykę i kobiety. Jeśli kobiety opierały się jego zalotom, brał je siłą. Żadna nie złożyła zażalenia na syna urzędnika poli- cyjnego - dodał sarkastycznie. - Nikt nie wierzył, że sta- ry lensman osadzi go w więzieniu. - A więc Finn - zamyśliła się Inga - przekazał urząd średniemu synowi, Frederikowi, który teraz jest lensma- nem. - Tak, ale musisz pamiętać, że Frederik zasłużył so- bie na to stanowisko. Uczył się i ciężko pracował. - To prawda - pokiwała głową Inga - ale wracajmy do Knuta. Rozumiem, że był to człowiek nieobliczalny. 26