andzia3382

  • Dokumenty184
  • Odsłony69 825
  • Obserwuję51
  • Rozmiar dokumentów256.9 MB
  • Ilość pobrań38 518

Torill Thorup - TOM 7

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :746.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Torill Thorup - TOM 7.pdf

andzia3382 EBooki Thorup Torill
Użytkownik andzia3382 wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 188 stron)

saga Cienie z przeszłości Torill Thorup

tom 1. Inga tom 2. Korzenie tom 3. Podcięte skrzydła tom 4. Pakt milczenia tom 5. Groźny przeciwnik tom 6. Pościg tom 7. Mroczne tajemnice tom 8. Kłamstwa tom 9. Wrogość tom 10. Nad przepaścią tom 11. Odrzucenie tom 12. Zaginiony tom 13. Waśń rodowa

tom 7. MROCZNETAJEMNICE

1 Padał mokry śnieg, ale Inga, która w pośpiechu wy- ruszyła do Storedal, ledwie to zauważała. Ciążyły jej ubrania nasiąknięte wilgocią, a przemoczone włosy spadały na oczy i zasłaniały widok. Ścieżka była śliska, ale jakimś cudem Inga zdołała się utrzymać na nogach, nie tracąc równowagi. Wciąż nie potrafiła wyjść z szoku. Wyznanie Mar- tina wstrząsnęło nią do głębi. Zbierało jej się na mdło- ści, ilekroć przypominała sobie, że skoro nie jego dziec- ka spodziewa się Gudrun, to znaczy, że zaszła w ciążę z Nielsem, swoim własnym ojcem, a mężem Ingi... Ta straszliwa prawda omal jej nie zabiła. Jej mózg jakby się wzbraniał przed przyjęciem tej obrzydliwości. Jedyne, co była w stanie teraz robić, to biec, biec do utraty tchu, aż poczuje w ustach smak krwi. Strasz- nie wyczerpana zatrzymała się nagle i oparła bezwładnie o pień brzozy. Dyszała ciężko, z trudem łapiąc oddech,' i przyciskała dłonie do żołądka, w którym jej się wszystko wywracało. Pochyliła się i zwymiotowała, ale w żołądku wciąż ją skręcało. Półprzytomna wyprostowała się w koń- cu, choć nogi miała jak z waty, wytarła usta i łzy. - Jak mogłam tego nie zauważyć? - zaszlocha- ła. - Jak to możliwe? 5

Kiedy Martin powiedział jej, że nigdy nie tknął Gu- drun, nagle zrozumiała wszystko, jakby poszczególne elementy układanki znalazły się na właściwym miejscu. Pojęła sens gestów i drobnych znaków, które docierały do niej w ostatnim roku, mimo że nie potrafiła złożyć ich w całość. Dopiero dziś otworzyła się przed nią cała prawda... Pomimo zawrotów głowy Inga ruszyła dalej, pnąc się krętą ścieżką. Migawki wspomnień i drobnych ostrze- żeń, których nie rozumiała, przesuwały jej się przed oczami. Dziwne trzeszczenie podłogi, które tłumaczy- ła sobie tym, że pewnie Gudrun albo Sigrid wstały wy- budzone z jakiegoś sennego koszmaru. Noc poślubna. Rozmowa Sigrid z Elen, którą przypadkiem podsłucha- ła... Znaczące spojrzenia służby, gdy Niels i Gudrun pojawiali się razem w kuchni. Oni wiedzieli! Domyślili się, że we dworze doszło do kazirodztwa... Inga skuliła się z rozpaczy, uświadamiając sobie, że też już dawno powinna zdemaskować wiarołomstwo męża. Jak mogła być taka naiwna? - A może nie chciałam wiedzieć? - zadała sobie py- tanie Inga. - Nie! Ależ tak! Może... Wiele wszak przemawiało przeciwko możliwości, że ojca i córkę łączy tak chorobliwy związek. Indze nie mieściło się wprost w głowie, że ta samodzielna i wład- cza Gudrun pozwalała się tak koszmarnie wykorzy- stywać. Inga często nawet współczuła swojemu stare- mu mężowi, kiedy Gudrun przygryzała ojcu kąśliwie. Ale to się odbywało za dnia, w obecności innych, Wte- dy Niels nie mógł upokarzać córki, tak jak to robił pod osłoną nocy. Pewnie dlatego Gudrun odnosiła się do ojca w taki nieprzyjemny sposób. Tak! Mściła się na nim wtedy, gdy nie mógł jej poniżać. Ten mój niepo- 6

radny, słabowity małżonek, pomyślała Inga z obrzydze- niem i ciarki przeszły jej po plecach. Niepojęte, że był w stanie zmusić swą rosłą, dumną córkę do uległości. Przemoczone ubrania kleiły jej się do pleców, czuła, jak przenika ją chłód. Krople topniejącego śniegu zmie- szane ze łzami spływały po policzkach. Biedna, biedna Gudrun, myślała Inga. Nic dziwne- go, że stała się oziębła i nieczuła, skoro przeżywała taki uczuciowy koszmar. Indze zabrakło odwagi na zastano- wienie się, jak długo pasierbica była narażona na natar- czywość ojca. Zdyszana zatrzymała się na łagodnym zboczu przy- legającym do Storedal. Wciągnęła głęboko powietrze i po chwili odzyskała kontrolę nad oddechem. Miała nadzieję, że zastanie Gudrun samą, jeśli jednak nie, po- stara się, by mogły porozmawiać na osobności. - Uff, to ty wpadasz z takim hałasem? - prychnęła Gudrun, marszcząc spiczasty nos wystający na pyzatej twarzy. Inga stała sztywno w izbie, do której ją skierowano, nie wiedząc, od czego zacząć rozmowę. Tyle miała Gu- drun do powiedzenia! Zależało jej, by pasierbica zrozu- miała, że się o nią troszczy. Niepewnie popatrzyła na jej zaciśnięte usta i ostre, nieprzyjazne spojrzenie. Gudrun tymczasem siedziała oparta wygodnie w fo- telu, nie zapraszając Ingi ani gestem, ani spojrzeniem, by spoczęła obok. Jedynie jej silne palce zdradzały pew- ną nerwowość. Gniotąc spódnicę, zapytała: - Po co tu przybiegasz na łeb na szyję? Zaczynają mnie męczyć te ciągłe wizyty. Wszyscy koniecznie chcą wiedzieć, przekonać się na własne uszy! Tak, spodziewam się dziecka, Ingo! A skoro już wiesz, to możesz odejść. Inga nie zamierzała dać się tak łatwo odprawić. 7

Nie dziś. Nie zraził jej nieprzyjazny ton pasierbicy ani jej odpychający wzrok. Stała wciąż w tym samym miejscu. Kapało jej z ubra- nia i z włosów, więc na podłodze przy butach utworzyła się niewielka kałuża. Inga przyglądała się uważnie Gu- drun, bo nieoczekiwanie ujrzała ją w całkiem nowym świetle. Kierowana nagłym impulsem postąpiła krok naprzód i pogłaskała ją z czułością po policzku. Szybko jednak cofnęła rękę, bo gładka skóra parzyła opuszki jej palców, a Gudrun w odruchu przerażenia gwałtownie odwróciła głowę. - Byłam ślepa, Gudrun - zaczęła ostrożnie Inga. - Nie dostrzegłam, jak bardzo cierpisz. Wydawa- łaś mi się zła i nieznośna, teraz jednak rozumiem, dla- czego się tak zachowywałaś... Gudrun aż otworzyła usta ze zdumienia i wpatrywa- ła się w nią przez chwilę bez słowa. - A co to znowu za bzdury? - zapytała ostrym to- nem, odzyskawszy wreszcie mowę. - Całkiem ci się po- mieszało w głowie? Inga opadła na kolana i uścisnęła mocno chłodne ręce Gudrun. Spodziewała się, że Gudrun będzie się wy- rywać, prychając ze złości, ale ona siedziała nieporuszo- na, a w jej jastrzębim spojrzeniu czaiła się ciekawość. - Wiem, że to nie Martin jest ojcem twojego dziec- ka, Gudrun - odezwała się Inga cicho. Gudrun rozszerzyła oczy przerażona i napięła mięś- nie, usiłując uwolnić się z uchwytu Ingi. Po chwili jed- nak przestała stawiać opór, bo Inga trzymała ją mod- no, spuściła tylko głowę i zamknęła oczy. Inga sądziła, że pasierbica się na nią rzuci i będzie jej wygrażać, tym- czasem nic takiego nie nastąpiło. Zapadła cisza. - Nie potrafię tego pojąć... - podjęła nieśmiało po 8

chwili, patrząc na szorstkie dłonie Gudrun. - Jak Niels mógł zmuszać cię... Ta rozmowa okazała się trudniejsza, niż Inga przy- puszczała. Nie przywykła do milczenia Gudrun, któ- ra zwykle obrzucała ją pogardliwym spojrzeniem i nie szczędziła jej złośliwych uwag. - Musiało być dla ciebie straszne skrywać tak po- nurą tajemnicę! Na białą dłoń Ingi spadła łza Gudrun, po czym spły- nęła jej na kolana. Inga okropnie marzła i miała wraże- nie, że już nigdy nie poczuje w swym ciele przyjemnego ciepła. Lękała się nawet pomyśleć, jakie drastyczne sce- ny przypomniały się właśnie teraz Gudrun. Inga poklepała ją ze współczuciem po ramieniu i walcząc, by się nie rozpłakać, podjęła: - Nie ponosisz winy za to, co Niels ci zrobił. Nie mu- sisz się chować przed światem, by ukryć wstyd. A dziec- ko... - Inga przyłożyła dłoń do lekko zaokrąglonego brzucha Gudrun. - Na pewno otrzymasz pomoc w usu- nięciu niechcianej ciąży. - Skąd się dowiedziałaś o ojcu i o mnie? - odezwała się w końcu Gudrun. Inga drgnęła. Nie mogła przecież wyznać prawdy. Odpowiedziała więc wymijająco: - Doszły do mnie plotki, że jesteś w ciąży. Nie zamierzała wyjaśniać nic więcej. Otrzymała po- twierdzenie swoich najgorszych przypuszczeń. Nie wol- no jej jednak zdradzić tego, co w największym zaufaniu wyznał jej Martin. - Miałam pewne podejrzenia - dodała po chwi- li z powagą. - Bałam się jednak okropnie, że okażą się prawdziwe... Gudrun, w waszych wzajemnych stosun- kach z ojcem wiele mnie dziwiło, choć nie potrafiłam 9

wskazać konkretnie, co jest nie tak. Słyszałam przypad- kiem strzępki rozmów, trzeszczenie zakłócające nocną ciszę... i nagle te elementy układanki złożyły się w ca- łość. No i te plotki, które teraz sama potwierdziłaś. - Nie powinnaś się nigdy tego dowiedzieć, Ingo! - Gudrun odzyskała zwykłą pewność siebie i spoj- rzała macosze prosto w oczy. Inga poczuła bijącą od niej niechęć, zapewniła więc pośpiesznie cienkim głosem: - Nigdynikomu nie powiem o kazirodztwie. Gudrun wyrwała gwałtownie dłonie i odepchnęła Ingę, która zupełnie się tego nie spodziewając, straciła równowagę i upadła. Przerażona, nic z tego nie rozu- miejąc, podparła się rękami o podłogę. Gudrun zaś podniosła się z fotela, na którym do tej porysiedziała jak przyklejona, i stanęła nad klęczącą Ingą. Je;potężnasylwetkagórowateibudziławIndzegrozę. - Niczego nie rozumiesz, Ingo. Niczego. Taka jesteś pewna, że wiesz wszystko, a tymczasem mylisz się. My- lisz się, słyszysz! Inga jak porażona wsłuchiwała się w cichy, lecz twardo brzmiący głos Gudrun, zdradzający oznaki sza- leństwa. - Ubóstwiam dziecko, które we mnie rośnie! Na- reszcie i we mnie kiełkuje życie, życie, które poczęłam z radością. Inga najchętniej zasłoniłaby sobie uszy, ale nie była w stanie podnieść rąk, bo przerażenie całkiem pozba- wiło ją sił. Niemogła uwierzyć w to, co mówi Gudrun. - Myślisz, że to ojciec pozbawił mnie czci - za- śmiała się Gudrun groteskowo. - Nie, Ingo, to nie on do mnie przyszedł, ja pierwsza odwiedziłam jego sy- pialnię! - oznajmiła triumfalnie. - Już w rok po śmier- 10

ci mamy ukradkiem weszłam do jego łóżka i błagałam, by mnie przyjął. Wiesz dlaczego, Ingo? Inga pokręciła lekko głową, nie mając ochoty wysłu- chiwać dalszego ciągu. - A chcesz wiedzieć? - zapytała Gudrun i nie cze- kając na odpowiedź, dodała: - Domyślałam się, że po- trzebuje kobiety. Silnej kobiety, która umiałaby nim pokierować. Takiej jak ja! Indze zakręciło sję w głowie. Jak przez gęstą mgłę dolatywał do niej histeryczny śmiech. - Co ty mówisz? - wydobyła wreszcie z trudem, a jej głos zabrzmiał jak szept. Jąkając się, dodała: - Myśla- łam. .. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe... że córka... Ty tymczasem stoisz tu przede mną i sugerujesz... Gudrun przerwała jej brutalnie: - Nic nie sugeruję, Ingo. Opowiadam prawdę! Żadna inna kobieta nie kochała mojego ojca tak mocno jak ja. Trudno sobie wyobrazić coś gorszego, bardziej nie- dorzecznego, graniczącego z obłędem... - Boże, Gudrun! Przecież Niels jest twoim oj- cem - powtarzała Inga, kręcąc bezradnie głową. - Nie potrafię wprost pojąć, jak znosiłaś jego bliskość... - Nie masz pojęcia, Ingo, czym jest miłość. Nigdy nie rozumiałaś, że aby dostać, trzeba siebie najpierw dać. Miałam tylko jeden cel: zadbać jak najlepiej o ojca. Kiedy umarła mama, całkiem się załamał. Moim obowiązkiem jako córki było uczynić go na powrót szczęśliwym. Inga otrząsnęła się z pierwszego wstrząsu i wróciła jej jasność rozumowania. - Jesteś obłąkana, Gudrun! Obłąkana! Rozumiem, że Niels ciężko przeżywał śmierć żony, ale żadna córka będąca przy zdrowych zmysłach nie oddaje się z tego powodu własnemu ojcu! I żaden rozumny ojciec nie 11

pozwala na coś takiego... Twoje dziecko jest owocem kazirodztwa. Może urodzić się upośledzone... Pasierbica tylko prychnęla pogardliwie. - Czy ty w ogóle masz serce? - Inga wstała i zde- sperowana chwyciła Gudrun za ramiona. Potrząsnęła nią mocno, starając się przemówić do rozsądku. - Nie zastanawiasz się nad dzieckiem, które masz wydać na świat? W ogóle cię nie obchodzi, że dziecku przyjdzie cierpieć z powodu swego pochodzenia? A jeśli napraw- dę ma jakąś skazę? Nie możesz donosić tej ciąży! - do- dała Inga niemal błagalnie. - Na Boga, Inga, czy ty naprawdę niczego nie rozu- miesz? Pomimo twoich ponurych przepowiedni zamie- rzam urodzić to dziecko! - oświadczyła Gudrun, pro- stując dumnie kark. - Ty naprawdę jesteś egoistką. Wszystko inne jest u ciebie na drugim miejscu. Poświęcasz nawet własne dziecko! Jak możesz być taka bezwzględna? Inga puściła Gudrun, splatając dłonie w geście roz- paczy. Szare oczy Gudrun zasnuły się mgłą, a skrzydełka nosa pobielały. - Nie masz prawa mnie osądzać! Wiem, że będę dobrą matką. Inga ugryzła się w język, starając się powstrzymać od złośliwości, ale nie wytrzymała. - Nie zapomniałam, że omal nie zabiłaś maleńkiej Emilii. Gdybym nie znalazła chusteczki z solą, zadała- byś mojej córce długą i okrutną śmierć. Usiłowałaś za- bić swoją przyrodnią siostrę! Gudrun nic nie odrzekła. Stała tylko, kierując w stro- nę okna zacięty wzrok. - Ujawniło się wówczas w tobie zło, które najlepiej 12

świadczy o tym, że obca jest ci zdolność okazywania troski innym. Twoje dziecko jest równie niewinne jak Emilia. I nawet jeśli urodzi się zdrowe, to plotki o ka- zirodztwie na pewno się rozejdą. Uwierz mi, Gudrun, ludzie dowiedzą się o waszym grzesznym związku. W dwóch susach Gudrun doskoczyła do Ingi i wy- cedziła: - Daruj sobie te pouczenia. Wiem, co ludzie we wsi sądzą o kazirodztwie. Ale co z tego? - zaśmiała się chrapliwie z wyraźnym triumfem. - I tak nic się nie ośmielisz powiedzieć, Ingo! Ojciec cieszy się we wsi po- wszechnym szacunkiem. Wątpliwe, by ktoś ci uwierzył, jeśli okażesz się na tyle głupia, by ujawnić nasz związek. Ludzie pomyślą, że zwariowałaś i że jesteś zazdrosna. Zazdrosna o własną pasierbicę! Inga odsunęła się od Gudrun. Była pewna, że nikt nie uwierzy w jej zazdrość o Nielsa, uświadomiła so- bie jednak, że nie nakłoni Gudrun, by jej posłuchała. Zrezygnowanym głosem podjęła jednak ostatnią próbę przemówienia jej do rozsądku. - Martwię się o twoje dziecko, Gudrun. Bądź roz- sądna i pozbądź się płodu. W odpowiedzi Gudrun przemaszerowała przez izbę, otworzyła drzwi i wskazując na Ingę drżącym palcem, zawołała: - Precz! Precz z mojego domu! Nie masz tu, do diab- ła, nic do roboty! Inga przeszła przez próg, spodziewając się, że za- trzasną się za nią z hukiem drzwi. Ale nie. Odwróciła się więc zaintrygowana, a wówczas Gudrun rzuciła jej ostatnią przestrogę: - Jeśli piśniesz choć jedno słowo o naszej dzisiejszej rozmowie, Ingo, to... 13

- To co? Grozisz mi? - zapytała Inga, siląc się na odwagę, choć serce ściskał jej strach. - Sama sobie na to odpowiedz - odparła Gu- drun. - Nie masz żadnych dowodów. - Daruj sobie, Gudrun. Dziecko jest wystarczają- cym dowodem! Gudrun udawała,że nie słyszy. - Jedno słowo, Ingo, jedno słowo... - A jeśli dziecko nie wystarczy, poszukam innych dowodów. Gudrun cofnęła się, a twarz jej pobladła: - Nieośmielisz się! Inga odwróciła się, rzucając na odchodnym przez ramię: - Poczekaj, Gudrun, a sama się przekonasz!

2 Sigrid przeciągnęła się, odchylając w tył obolałe barki. Usiłowała się rozluźnić, ale w pozycji siedzącej było jej niewygodnie. Oparła się jednak znów o oparcie krzesła. Nie odłożyła na bok pamiętnika Elen. Przekartkowała gruby zeszyt, opuszczając lata od 1846, i zatrzymała się na 1851 roku, kiedy to urodziła się jej mama. Dziś Bóg nas obdarzył cudowną maleńką dziew- czynką. Waży ponad trzy kilogramy, ma silne kończyny, po dziesięć paluszków u nóg i rąk. Włosy jasne, ale sądzę, że z czasem jej ściemnieją. Jej mali bracia bardzo się cie- szą, że urodziła im się młodsza siostrzyczka. Nazwiemy ją Andrine. Mama ważyła ponad trzy kilo, gdy przyszła na świat, uśmiechnęła się Sigrid. Niecierpliwie pominęła pierw- sze sześć lat życia aż do roku 1857, uznając, że Andrine od urodzenia nie była ucieleśnieniem zła... Anna, biedulka, przypomina maleńkie pisklę sroki. Ma drobne ramionka, cienkie rzadkie włoski. Często choruje. Nie mam pojęcia, jak jej pomóc. Często biorę ją do siebie do łóżka. To dziecko potrzebuje bardzo dużo ciepła. 15

Notatka w kilka miesięcy później: Ach, te dzieci! Przed chwila po drugim śniadaniu Andrine podkradła się do śpiącej Anny. Uszczypnęła ją i ukłuła, a potem zaczęła wyrywać młodszej siostrze wło- sy. Nakrzyczałam na nią, ale ona powiedziała, że Anders i Arne kazali jej to zrobić. Chłopcy zaprzeczają. Sigrid pomrugała, by zwilżyć suche, piekące oczy. Czy tak ujawniło się po raz pierwszy zło tkwiące w ma- mie? Skrzywdziła młodszą siostrzyczkę z własnej nie- przymuszonej woli czy może faktycznie namówili ją do tego bracia? Na to pytanie Sigrid nigdy już nie otrzy- ma odpowiedzi. Wydało jej się jednak dziwne, że dwaj chłopcy w wieku dziewięciu i dziesięciu lat chcieliby dręczyć chorą siostrzyczkę. Dziś, kiedy wróciłam z obory, dokonałam przeraża- jącego odkrycia. Andrine zdjęła fajerki z pieca, szufelką sięgnęła do rozżarzonego popiołu i rozsypała go na pod- łodze! Przeraziłam się, że spali się nam izba! W całym tym zamieszaniu szarpnęłam ją za ramię i chciałam ją wypchnąć na dwór, ale wówczas nasza córka uderzy- ła w histeryczny płacz. Nie miałam czasu się nią zająć w tamtej chwili, bo usuwałam żar z podłogi, by nie wy- palił trwałych śladów w deskach. Andrine zaś klaskała w dłonie i podskakiwała, zupełnie jakby ją coś opętało. Nie mam odwagi powiedzieć o tym Audunowi, bo wiem, że bardzo by się rozgniewał Zawsze powtarza, że dzieci powinny bawić się na dworze. Duży podniszczony dywan zakrył nadpalone deski. Mam nadzieję, że mąż nie za- uważy szkód... 16

Sigrid walczyła ze łzami. Jakaż ta mama była okrop- na! Dziennik Elen nie jest przyjemną lekturą, pomyślała, powstrzymując się od płaczu. Mimo że w pewnym sen- sie została na to przygotowana, to jednak bolało ją, gdy widziała czarno na białym, że mama była zupełnie inną osobą niż ta, którą znała. Choć z drugiej strony opisy w zeszycie dotyczyły dzieciństwa okropnej Andrine, któ- ra z czasem oczywiście mogła się zmienić. Sigrid prze- cież zapamiętała swoją mamę jako troskliwą i miłą. Tak naprawdę wspomnienia były dość mgliste, ale w sercu Si- grid nosiła obraz oddanej i gotowej do poświęceń mamy, która siadała na brzegu łóżka, śmiała się i żartowała z có- reczkami, a potem gasiła światło, całowała je przed odej- ściem i mówiła z miłością „dobranoc". Czy Elen miała rację, sądząc, że Andrine jest opęta- na? Bez wątpienia takie sprawiała wrażenie, bo normal- ne dziecko byłoby przerażone, gdyby wysypało żar na podłogę. Mama zaś tańczyła zachwycona. Sigrid przeszły ciarki po plecach i poczuła, że znów ściska ją w żołądku. Przeżyliśmy ciężkie chwile, ale na szczęście wygląda na to, że Anna zaczyna wracać do zdrowia. Już nie sy- pia przed południem. Nie ma ochoty. Włosy jej zgęstniały i nabrały połysku. Cieszę się każdą chwilą z nią spędzoną. Czeszę jej włoski i stroję ją. Wiem, że Andrine tego nie lubi, zazdrość nie znika z jej twarzy, staram się jednak, by zro- zumiała, że chorym należy się pociecha i troska. Dla Sigrid mściwe spojrzenia mamy nie było za- skoczeniem. Wyobrażała sobie tę sytuację: dwie małe dziewczynki, jedna bledziutka, z zaczerwienionymi oczkami i lichymi włoskami, niczym miauczący kotek leżała zwinięta w kłębuszek na kolanach Elen w młod- 17

szym, niż ją poznała, wydaniu. Z ukrycia wychodziła druga dziewczynka, słodka i śliczna, ale ze spojrzeniem pełnym nienawiści. 1 Sigrid nie miała już siły kartkować pamiętnika. Uznała, że kiedy indziej, o ile starczy jej odwagi, poczy- ta o kolejnych zdarzeniach zanotowanych przez Elen. Ale jedno musiała wiedzieć od razu. Z pulsującym bó- lem w skroniach i szumem w uszach otworzyła pamięt- nik na stronie, gdzie zaczynały się zapiski z 1860 roku. Wreszcie dowiem się prawdy o dramatycznym losie Anny, przemknęło jej przez myśl. Przełknęła głośno śli- nę i z zapartym tchem pogrążyła się w lekturze. Ojcze Wszechmogący, daj mi siłę! Daj mi siłę, bym mogła się ulitować nad jej nędzną duszą... Usłysz moje wołanie, o Panie! Przeżywam straszliwe katusze, zapisując na tych kartkach tragiczne nieszczęście, które dotknęło naszą małą rodzinę wczoraj wieczorem. Jak zdołam, jak dam radę żyć dalej po czymś takim..:? Rozmazane w wielu miejscach plamy świadczy- ły o tym, że kartka zapewne nieraz przemokła od łez. Nie było wątpliwości, że Annę spotkała okrutna śmierć, najgorsza z możliwych. Biedne maleństwo! Ale serce Si- grid krwawiło także ze współczucia dla Elen, którą bo- leśnie dotknęła strata dziecka. Pomyśleć tylko, patrzeć bezradnie, jak córka umiera poparzona wrzątkiem! Po- przez zasłonę łez Sigrid czytała dalej: Ostatni dzień przed Wigilią zaczął się tak pięknie... Audun zabrał dzieci i razem poszli po choinkę. Wspól- nie wybrali drzewko o wąskim pniu i prostych gałęziach. 18

Cieszyliśmy się, że ustroimy je, kiedy już wszyscy wyką- pię się w balii. Kiedy Audun się wyszykował, wyszedł zajrzeć do ko- nia i krów. Anders i Arne też już byli gotowi. Woda w ba- lii tymczasem zdążyła ostygnąć, a ponieważ była brudna, została wylana. W chwili nieuwagi, gdy napełniałam ba- lię świeżą, zimną wody, Andrine chwyciła stojący na pie- cu żeliwny kociołek z wrzątkiem... Co myślała? Czy nie zdawała sobie sprawy, że jest dla niej za ciężki? Sigrid zaszlochała. A więc nie ma wątpliwości. To mama spowodowała śmierć siostry! Dobry Boże! Gdybyś mógł usunąć z mojej głowy ten koszmar! Nie wiem dokładnie, jak to się stało. Chłopcy siedzieli przy stole i wycierali się w ręcznik, a Anna, rozebrana, prze- bierała nogami z radości, zeza chwilę będzie się kąpać. Czy powinnam przykazać dzieciom surowo, by żadne z nich, łącznie z chłopcami, nie ważyło się dotykać garnka z wrzątkiem? Z perspektywy czasu wiem, że tak właśnie po- winnam była postąpić. Ale przecież zarówno Audun, jak i ja wielokrotnie ostrzegaliśmy dzieci, że łatwo się oparzyć. Gładkie uchwyty wyślizgnęły się Andrine z rąk. Ko- ciołek spadł na nagie, szczupłe plecki Anny i wprost na nią wylał się cały wrzątek... Sigrid wytarła nos. Rozsądek nakazywał jej zamknąć pamiętnik, ale czuła równocześnie, że musi poznać całą prawdę. Musi się dowiedzieć, jak to się stało. Zdawało jej się, że w pomieszczeniu unosi się swąd spalenizny, i poczuła mdłości. Przełknęła nerwowo ślinę, żeby się pozbyć pieczenia w przełyku. 19

Ręce wciąż mi się trzęsą. Najchętniej położyłabym się w łóżku, by się już nigdy nie obudzić. Ale może drzemie we mnie siła, której nie jestem w pełni świadoma? Siła, która nie pozwala mi się poddać? Rozdzierający krzyk Anny, krzyk, który wciąż dźwięczy mi w uszach, wstrząs- nął mną dogłębnie. W jednej chwili uchwyciłam całą scenę. Podbiegłam do Anny, dźwignęłam ciężki garnek, chwyciłam dziecko na ręce i włożyłam do balii w nadziei, że zimna woda ją ochłodzi i przyniesie ulgę... Wciąż pamiętam własny krzyk, przypominający wycie rannego zwierzęcia, i rozdzierający płacz chłopców. Pa- miętam wołanie Auduna, który pojawił się w drzwiach. Staliśmy wszyscy bezradni, patrząc, jak nasza mała dziewczynka przemienia się w monstrum... Sigrid poddała się. Nie zdołała dłużej powstrzymy- wać łez. Drżąc na całym ciele, rozpaczała nad losem dziecka, którego nie znała, a które mimo wszystko było jej bardzo bliskie. Modliłam się, Ojcze, do Ciebie. Czemu mnie nie wysłuchałeś, kiedy Cię najbardziej potrzebowałam? Nie słyszałeś mojej rozpaczy? Modliłam się, byś zago- ił rany Anny. Skoro jednak zadecydowałeś ojej śmierci, czemu kazałeś jej tak cierpieć? Sigrid zauważyła zmianę w pamiętniku. Na począt- ku babcia pisała pięknym równym pismem i zwracała się do pamiętnika jak do zaufanego przyjaciela. Teraz litery były koślawe, a ona wołała do Boga. W ciągu paru minut, które zdawały się trwać tak długo jak dzień sądu ostatecznego, na dłoniach i stopach Anny popę- kała miękka i jedwabista niegdyś skóra i zwisała niczym 20

zakrwawione łachmany. Wnet brzuch i plecy pokryły się czerwonymi bąblami, a ciałem wstrząsnęły skurcze. Gdy nasza córeczka przestała krzyczeć, a z jej ust wydobywało się jedynie majaczenie, zrozumiałam, Boże, że nas opuści- łeś. Zostawiłeś nas samych ze śmiercią... A może jednak nie? Może jednak okazałeś miłosier- dzie i wyzwoliłeś nasze dziecko? Kiedy śmierć składała pocałunek na czole Anny, ko- łysałam ją w ramionach, dotykałam ustami poparzo- nych policzków i uśmiechałam się do niej w nadziei, że ją uchronię od strachu przed tą ostatnią podróżą. Czy odpowiedziała na mój uśmiech, Panie, czy też był to grymas bólu? Nigdy się tego nie dowiem. Sigrid z trzaskiem zamknęła gruby zeszyt. Targana rozpaczą podkuliła nogi. W desperacji uderzała dłonią w okolice mostka. Miała wrażenie, że w sercu utkwiła ostra strzała i już pozostanie tam na wieczność. Zerwała się. Nie mogła usiedzieć w spokoju. Poczu- ła, że musi natychmiast wyjść, uciec od prawdy zawar- tej w przeczytanych słowach, uciec od szczegółów, które zdążyły już utkwić w podświadomości. Uciekła do Øvre Gullhaug. Biegła przez całą drogę, ale kiedy z daleka na dziedzińcu zauważyła Torsteina, zatrzymała się, by złapać oddech. Nie może przecież taka zdyszana pojawić się we dworze. - Sigrid! - zawołał radośnie Torstein, gdy zauważył jej przybycie. - Jak dobrze cię widzieć! Sigrid podeszła bliżej zawstydzona i unikając jego wzroku, zapytała: 21

- Możemy się przejść na pastwisko? Pytanie padło tak nieoczekiwanie, że Torstein zmar- szczył czoło zaskoczony propozycją Sigrid. - Właściwie to jestem zajęty, ale... - Uśmiechnął się i wykonał gest, wskazując ręką drogę prowadzącą w stronę wybiegu dla koni. - Coś się stało? - zapytał zaciekawiony. - Nie - odparła Sigrid, postanawiając w duchu, że kiedyś zwierzy mu się z tego wszystkiego, co ją tak męczy. Najpierw jednak musi ochłonąć i zyskać dystans do historii Anny i Andrine. Podeszła niepewnie parę kroków bliżej i ostrożnie przytuliła się do niego. - Sigrid! - jęknął Torstein i rozpromienił się ura- dowany, bo jeszcze nigdy bez namowy nie okazała mu swej sympatii. Sigrid uśmiechnęła się nieśmiało, tonąc w jego mu- skularnych ramionach. Dobrze było poczuć ich siłę i ciepło bijące od niego. Zmysłowa bliskość uspokoiła jej łomoczące serce. Na wybiegu konie poruszały się w tę i z powrotem, grzęznąc w błocie. Torstein oparł się o ogrodzenie i de- likatnie przyciągnął głowę Sigrid do swej piersi. Sigrid westchnęła zadowolona, czując, że pokonała w sobie opór. Strach przed zachłannymi męskimi rękami nie był w niej już tak silny. Ogarnęło ją poczucie bezpie- czeństwa. Uświadomiła sobie, że dobrze mieć kogoś, kto ją przytuli i o nią zadba.

3 Gudrun wyjrzała przez okno i z lękiem odprowadziła wzrokiem odchodzącą brzegiem pola Ingę. Stała nieru- chomo, póki macocha nie zamieniła się w ledwo widocz- ny punkcik, westchnęła głośno i ciężko osunęła się na fo- tel. Czuła, jak wokół serca zaciskają się szpony strachu. Co zrobi macocha teraz, gdy już wie o kazirodztwie? Wykrzyczy wszystko w gniewie Nielsowi, nie zważa- jąc na obecność służby? Gudrun obtarła z czoła zimny pot. Nie da się tego wykluczyć, bo Inga nie należy do osób, które ważą słowa, zwłaszcza gdy wpadnie w złość. Do diabła, zaklęła Gudrun, uderzając się pięściami po udach. Nikt nie powinien się dowiedzieć o miłos- nym związku pomiędzy nią a ojcem. Choć była dumna z łączącego ich uczucia, zdawała sobie sprawę, jak za- reagują ludzie, gdy się dowiedzą o kazirodztwie. Oboje z Nielsem dbali o dyskrecję, ale najwyraźniej jednak nie byli dość ostrożni. Ucisk w sercu nie ustawał. Ogarnął ją obezwładnia- jący strach. Na całej powierzchni głowy czuła dziwne ukłucia, ścierpły jej nogi i ręce. Zacisnęła zęby, aż za- bolała ją szczęka. Najchętniej poddałaby się rozpaczy i wypłakałaby bolesną niepewność i lęk. Nie! - przywołała się do porządku, prostując dum- 23

nie kark. Nigdy nie dałam się złamać, więc teraz tym bardziej na to nie pozwolę. Jak nigdy dotąd potrzebny mi będzie upór i siła. Nie dopuszczę do tego, by Inga, ta uparta dziewucha, zyskała nade mną przewagę. Gu- drun wstała i wyprostowała się. Najważniejsze to uło- żyć dobry plan i przygotować się do starcia z Ingą. Jeśli uznam, że sama sobie z tym nie poradzę, będę musiała znaleźć kogoś, kto nienawidzi Ingi tak mocno jak ja... Tak, trzeba znaleźć silnego sprzymierzeńca, pomyślała i uśmiechnęła się zadowolona, bo wiedziała już dokład- nie, kto to powinien być! W głowie Ingi tymczasem zapanował kompletny chaos. Nie potrafiła uspokoić i uchwycić kłębiących się myśli, bo wymykały się podobnie jak płatki śniegu na wietrze. Gdy jednak uniosła twarz ku niebu, kilka białych śnie- żynek przylgnęło miękko do policzków, przynosząc im ochłodę. Inga dowlokła się do poskręcanej brzozy i wy- czerpana oparła się o czarno-biały pień, po czym osu- nęła się na wilgotny mech. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że przemokła jej spódnica. Nagie gałęzie nad jej gło- wą skojarzyły jej się z natarczywymi, zachłannymi palca- mi. Wydarzenia z ostatnich paru godzin nadal zdawały jej się jakimś sennym koszmarem. Pobiegła do Storedał, bo dręczyły ją wyrzuty sumienia i nie mogła sobie daro- wać, że wcześniej nie odkryła kazirodczego związku po- między Nielsem a Gudrun. Obwiniała się, że nie domy- śliła się, co się naprawdę dzieje pod dachem, pod którym zamieszkała. Teraz jednak zrozumiała, że błędnie oceniła sytuację. Wbrew temu, co przypuszczała, pasierbica Gu- drun nie była ofiarą. Przeciwnie, to ona okazała się my- 24

śliwym, krążącym wokół swojej zdobyczy. Ona pragnę- ła cielesnej bliskości ojca! Nie uważała tego za ohydne i grzeszne. Dla niej był to symbol prawdziwej miłości. Inga, przypomniawszy sobie wszystkie przykrości doznane od Gudrun, gdy została młodą gospodynią w Gaupås, poczuła rozpalającą się w niej nienawiść. Ileż musiała znieść upokorzeń! Najdotkliwiej jednak Gudrun ugodziła ją, usiłując pozbawić życia Emilię. Inga bolała nad tym, że pasierbica nieustannie zadaje jej jakieś ciosy, ale że gotowa była iść po trupach, by ją zniszczyć - do- słownie po trupie dziecka - wydawało jej się tak okrop- ne, że nie potrafiła tego nawet wyrazić słowami. Inga przyznawała uczciwie, że nie podjęła wysiłku, by dojść z Gudrun do porozumienia. Ale czy nie urato- wała pasierbicy od utonięcia? Ta tymczasem nie okaza- ła nawet najmniejszej wdzięczności. A teraz kiedy Inga przybiegła do Storedal pełna współczucia, gotowa za- pomnieć o nieprzyjaźni i wesprzeć biedną dziewczy- nę... Gudrun znów ją odtrąciła, ba, nawet zaczęła jej grozić. Czy Inga powinna dać sobie z nią spokój raz na za- wsze? Czy zdoła utrzymywać z nią dalsze stosunki? Inga wstała gwałtownie i nagle poczuła straszne zmęczenie. Była kompletnie wyczerpana. „Odpuszczasz sobie całkiem Gudrun? Na poważnie sądzisz, że to ona ponosi winę za kazirodztwo? Zastanów się, Ingo!" - usłyszała w swej głowie upominający głos. „Przecież Gudrun była jeszcze dzieckiem na początku tego haniebnego związku. Co z Nielsem... Czy to nie on, jako dorosły, powinien ponieść odpowiedzialność za wy- korzystywanie córki? Jego kara nie dosięgnie?" Nie ulega wątpliwości, że to jej własny mąż, ojciec jej dziecka, jest odpowiedzialny za ten tragiczny związek. 25