>l/n Nieba Victora Segalena (1878—
1019), mało poza Francją znanego poety
ymbolisty, archeologa, a nade wszystko
ninologa, jest bez wątpienia najznaczniej
szym dziełem tego interesującego pisarza.
Powstało ono w 1910 roku, w czasie po
bytu Segalena w Chinach; pod tytułem
Kronika dni panowania pierwsze jego
strony opublikował autor w 1917 roku,
w almanachu literackim C. Cresa. Po la
tach zapomnienia powieść doczekała się
pełnego wydania w 1975 r. (Flammarion).
Nie jest to powieść stricte historyczna.
Kanwą jej wprawdzie są autentyczne wy
darzenia, których widownią były Chiny
u schyłku dynastii mandżurskiej (panowa
nie przedostatniego cesarza tej dynastii,
Kuang-Su, oraz regencja jego ciotki, ce
sarzowej-wdowy, osławionej Ts’y-hi, bar
dziej znanej pod imieniem Jehonala), au
tor jednak poczyna sobie z materią histo
ryczną dość swobodnie: zacieśnia ramy
czasowe akcji i popełnia inne jeszcze nie
ścisłości. [...] Powodują nim oczywiście
względy artystyczne — zagęszczenie atmo
sfery dramatycznej, jaskrawsze wydobycie
motywacji psychologicznych i politycznych
konfliktu pomiędzy młodym cesarzem, ro
zumiejącym konieczność wszechstronnej
modernizacji Chin (przede wszystkim
w aspekcie kulturalnym i politycznym),
a regentką uosabiającą najbardziej reak
cyjne i ciemne siły zmurszałego reżimu
mandżurskiego. [...]
U
n
VICTOR SEGALEN
Syn Nieba
OKRES * KUANG-SU, rok piętnasty, dwunasty księżyc,
dwudzieste trzecie słońce.
JA, Cesarz*, w Naszym Pałacu w Pekinie z wielkim usza
nowaniem otrzymałem ten Dekret od Naszej Matki, Cesa
rzowej-Regentki:
Dotychczas, ilekroć postanawiał skłonić się ku jakiejś
decyzji lub odłożyć na później jakąś sprawę, nie mogliśmy
uchylić się od obowiązku udzielania mu Naszych rad. Obar
czony od lat najwcześniejszych Mandatem Nieba-Władcy,
Cesarz z trudem dźwigał brzemię przodków i nader często
On sam, a także Książęta zanosili do Nas prośby o inter
wencję.
Otóż i zbliża się do wieku męskiego. Od dawna studiom
i zgłębianiu Etykiety raczy On poświęcać wszystkie wolne
chwile, które pozostawia mu Pałac. Jego postępy są wi
doczne, satysfakcja Nasza jest wielka. Wypada przeto,
aby przyjął i objął kierowanie całym Cesarstwem Pod
niebnym, spełniając w ten sposób życzenie Naszych Mini
strów i nadzieję Naszego Ludu.
Tak niechaj się stanie natychmiast po ceremonii za
ślubin.
Uszanujcie to.
Dalej: sekretne Postanowienie do ogłoszenia wewnątrz
Pałacu.
Polecamy, aby z dniem dzisiejszym — iżby podkreślić
uwagę, jaką nie przestaniemy otaczać Naszego Syna, i sto
sując się do zwyczajów, wypróbowanych podczas tylu peł
nych chwały poprzednich' panowań — przydano Jego Oso
bie specjalnego annalistę.
Niech urzędnik ten, pomijając wszystko, co jest zwy
kłym przedmiotem Historii oficjalnych, śledzi co dnia Jego
uczynki, zapisuje Jego słowa, kopiuje każdy z Edyktów,
który spłynie z Jego pędzelka.
Swoją cnotą, talentami kaligraficznymi, wielkim synow
skim oddaniem Wu K’o-liang, syn cenzora Wu K’o-tu *,
zasłużył sobie na objęcie tej funkcji.
Niech ją obejmie.
Komentarz Annalisty:
Jest to funkcja jedyna i przerażająca. Każdy uchyliłby
się od niej jako niegodny, gdyby inwestytura nie spły
wała z tak wysoka. Zrównany z cenzorami, których stra
szliwy obowiązek polega na udzielaniu słów nagany same
mu Władcy! annalista, niewolnik i proch, ważący się
zaledwie nędznym i drżącym pędzelkiem kreślić to, co
następuje, nie może pominąć nawet tego, co sam Cesarz
poleciłby uznać za godne zapomnienia. Ma on rozkaz czu
wania, aby nie uległy zatracie wbrew im samym najmniej
sze poruszenia, krótkie utwory poetyckie, decyzje z głębin
serca płynące.
Tego, co zbierze tajemnie annalista, nikt nigdy nie do
wie się ani od Ludu, ani od hołdowników. Inni, dysponu
jący inną władzą, wymażą wszystko, co należy. Nie wie
dzieć — to błąd. Wiedzieć za dużo — w jakże złym to
smaku! Wiedzieć skromnie — to, co godzi się wiedzieć
jako kiedyś istniejące.
Takie oto wielce przenikliwe zamiary zawarła racja
Stanu Matki przodków w tym tajemnym sekretnym po
stanowieniu.
Niech racja ta sankcjonuje, usprawiedliwia i legalizuje
wszystko, co dalej utrwalone zostanie drżącym pędzelkiem.
OKRES KUANG-SU, rok szesnasty, pierwszy księżyc, dzie
siąte słońce.
8
Cesarz, w wigilię wstąpienia na tron wskutek osiągnię
cia pełnoletności i abdykacji Regentki, zapragnął z Góry
Kontemplacji objąć jednoczesnym spojrzeniem cały Pałac
i potrójny pierścień murów Miasta *. Wielki Eunuch
z uszanowaniem zauważył, iż Górę Kontemplacji, nieco
obcą Pałacowi, widać ze wszystkich murów, ze wszystkich
mostów, ze wszystkich alej, uliczek i dziedzińców trzech
miast. A Cesarz nie może być widziany!
Świta przyciągałaby wszystkie spojrzenia. Piąć się bez
eskorty — niezbyt przystoi.
Cesarz mówi:
„Niewielka liczba... Niewielka liczba...”
Pięciu Eunuchów ze zwykłej służby postępowało za Oso
bą i otoczyło ją. Wśród tej szarej mgły Smok * ruszył
w drogę ku obłokom.
Wspomagany przez swą eskortę, zatrzymując się często,
dotarł On na szczyt zamieszkiwany przez pięć pawilonów
o błękitno-żółtych dachówkach, o dachówkach żółtych. Ze
szczytu Cesarz oglądał:
Prosto na południe rozciąga się łan wielkich żółtych da
chów, spiętrzonych ku Południu. Wzrok, kołysany przez
nie jak ptak nad powietrznymi dolinami, opada i wznosi
się powabnym ruchem. Nawet pod hełmem obłoków lśnią
one właściwym sobie blaskiem. Brak słońca? Pod przy
kryciem dachówek świecą uwięzionym ogniem. Są falami
wśród ciepłego żniwa, całym żarem lata na dostałym polu.
Kształt obejmującego je szańca to czcigodny ziemski kwa
drat, kw adrat będący miarą pól; Cesarz przypomina sobie,
jest Oraczem Domeny *.
On jednak, którego obecność napełnia co dnia wszyst
kie te Pałace, szybko odwrócił od nich oczy ku zachodowi.
Zimowe drzewa o wyschłych palcach nie skryły przed Nim
Trzech Jezior, Trzech Mórz: Południowego (gdzie na czci
godny rozkaz Regentki buduje się nowe schronienie, bar
dziej niż inne sprzyjające długiemu odosobnieniu, medy
tacji... Bo tylko wygięty most spaja je z całą ziemią). Po
tem Jezioro Środkowe. Północne, zawierające Wyspę, na
której lśni Biała Wieża.
Lecz ani Trzy Morza, ani nowy Pałac, ani całe Miasto
Cesarskie, osłaniające swym czerwonym murem Fioletowe
9
Miasto Zakazane, nie zatrzymały cesarskiego wzroku, który
przeniósł się ku Północy.
W stronie północnej zechciał On rozpoznać Wieżę Bę
bna, mającego dudnić na wojnę lub na jakieś wielkie nie
prawości. Jeszcze wyżej nader starożytną Wieżę Dzwonu,
który ma dźwięczeć na powrót wojsk — wierniej znaczą
cego spokojne godziny niż klepsydry opłakujące czas.
Nieznużone oczy Cesarskie przebiegły po wozach bojo
wych na murach o długości czterdziestu li *, których
szańce, bastiony, strażnice, dziewięć bram czuwają nad
Miastem Cesarskim, czuwającym nad Pałacem niby po
dwójna Marchia wasali na rubieżach Imperium.
Wreszcie na zewnątrz wszelkich murów Cesarz rozpo
znał w stronie południowej potrójny błękitny dach Świą
tyni Nieba i w tejże dzielnicy cały wielce zapracowany
Lud rolniczy i kupiecki. Ale On nie spoglądał naprawdę
ku Miastu zewnętrznemu, lecz dalej.
Cesarz rzekł:
— Co jest dalej, poza Miastem zewnętrznym?
Jeden z Eunuchów odpowiedział:
Wit lki Park dla cesarskich łowów.
— A za Parkiem?
•— Równina, wieś, kanały, rzeki i góry. Są też Cztery
Morza *.
-— A jeszcze dalej niż Cztery Morza?
— Nie ma już nic. Albowiem to jest Imperium, które
jest Środkiem, które jest wszystkim.
Ale oblicze Cesarza uparcie wypatrywało ku połud
niowi dymu tańczącego na widzialnym horyzoncie, jeszcze
dalej niż blanki najodleglejszych murów. A uszy Jego
wsłuchiwały się w jakiś niezwykły dźwięk, niesiony przez
ciszę ponad blankami.
Cesarz, czyniąc gest, wyrzekł niezwykłe słowa...
Sądzono, że usłyszano rozkaz wracania do Pałacu. Przy
gotowano drogę, otwierając na oścież bramę powrotną.
Cesarz odwrócił wzrok od Miasta i od horyzontu. Ujrzał
otw artą bramę i raczył zejść.
Bramę, zaraz po jej przekroczeniu, starannie zamknięto.
Tego samego dnia. Słowa strząśnięte z Jego pędzelka:
Deszcz na razie wstrzymał swoje Izy.
Skulił skrzydła żuraw rwący się w powietrze.
Schylony nad Imperium wstrzymuję swój wzlot,
kręci mi się w głowie i zamykam oczy.
Komentarz Annalisty:
W wierszach tych Cesarz pragnie zapewne ukazać sto
sowne wzruszenie, ogarniające Syna Nieba, kiedy — niby
z bardzo wyniosłego miejsca — rozważa on wszelkie po
ciągające go obowiązki. Myśl ta jest nader trafna. Uczucie
i kaligrafia są rodzaju poetyckiego.
Takie igraszki ukazują wielką uczoność Cesarza.
OKRES KUANG-SU, rok szesnasty, pierwszy księżyc, dwu
dzieste słońce.
Cesarz, po raz ostatni za czasu Regencji, poszedł tego
ranka paść na twarz przed Cesarzową-Wdową i błagać
0 ostatnie rady.
Regentka oznajmiła, iż spieszno jej dać sobie wreszcie
wytchnienie od spraw urzędowych.
Cesarz rzekł:
— Nie bez trwogi przestanę wspierać się na mojej
czcigodnej Matce!
Odrzeczono mu:
— Odtąd należy działać samemu. Czyż kobieta może
zachować tak długo pewność sądu? Usuwam się jako
wdowa. Niechaj Książęta nie wierzą już w moje istnienie.
Gdyby zaś Cesarz potrzebował moich rad, będę dlań niema
1 niewidoczna.
Cesarz, skłaniając się, rzekł:
— Zaprawdę, drżę z trwogi! Co robić? Nie potrafiłbym
rządzić pozbawiony rad.
Poradzono mu:
- Proszę się otoczyć ludźmi zdolnymi.
Cesarz rzekł:
— Proszę mi wymienić ludzi zdolnych!
Wymieniono księcia K ’ing i marszałka Żung-lu *.
Cesarz rzekł:
11
— Ich zdolności są tak wielkie, że wzbudzają we mnie
strach.
Wypowiedziano:
— Proszę ich zatrzymać; będą służyć do ostatniej kropli
krwi.
Cesarz rzekł:
— Miałem zamiar wziąć sobie Wielkiego Doradcę...
Potem imię, wyszeptane bardzo cicho. Ani Eunuchowie
strzegący wszystkich drzwi, ani służące Cesarzowej-Wdo-
wy, choć uważne, nie mogły donieść o tym wyborze.
Raczono się uśmiechnąć:
— Wybór Cesarza jest znakomity!
Cesarz rzekł:
■— Nie wiem już! Błagam moją Czcigodną Matkę, aby
nie skąpiła mi swoich opinii.
Odrzeczono:
— Nie, nie, wycofuję się. Na cóż zdałyby się moje
opinio? Czyż Cesarz ich nie uprzedził?
Cesar/ rzek):
.leszcze niczego nie dokonałem.
Odpowiedziano:
- Cóż! Należy działać. Nasz syn jest marzycielem. Nie
wątpliwie bywali wielcy Cesarze potrafiący marzyć i rzą
dzić. Nasz syn jest układaczem wierszy.
Cesarz, spuszczając w pomieszaniu wzrok, spostrzegł
obok Cesarzowe] małego wykwintnego pieska o różowej
sierści, zwanego W ariatem dla swoich ruchów żywych
i nierozumnych.
Cesarzowa-Matka, pieszcząc go żartobliwie, niby po
matczynemu, wyrzekła:
— Szczęście matki sięgać powinno znacznie dalej niż
szczęście syna. Toteż raduję się twoim szczęściem.
Cesarz z uszanowaniem podniósł pytające oczy. Zdawał
się nie wiedzieć o swoim szczęściu.
— Księżniczka Jehonala będzie ci niezawodną pomocą
we wszystkich sprawach Imperium. Ma ona wszelkie zalety
młodej Cesarzowej-Panującej. Tak, wraz z tobą cieszę się
z tego małżeństwa.
Cesarz, wzdychając i drżąc, rzekł:
— Poślubiam więc Księżniczkę Jehonalę?
Odpowiedziano:
12
— Wśród moich panien przybocznych wiele jest takich,
które pełne są ambicji. Cesarz zechciał wyróżnić jedną
z nich... Ale tylko księżniczka Jehonala zasługuje na pier
wszą pozycję.
Cesarz rzekł:
— Czyż nie jest ona siostrzenicą mej czcigodnej Matki?
Odpowiedziano:
— Czy mogłabym dać moje przyzwolenie komuś nie
godnemu? Wiesz dobrze (jako cytat):
Po wysepkach na rzece nawołują się perkozy. Dziew
czę pełne cnót zostaje towarzyszką mądrego Księcia,
Cesarz rzekł:
— Czyż odpowiedziałem kiedykolwiek na wołanie
Księżniczki?
Zganiono go:
— Nigdy! Oczywiście, nie widziałeś jej! Jest najbar
dziej godna. Moje powinszowania, że się na nią zgadzasz.
Cesarzowa-Wdowa wstała bezgłośnie. Młodziutkie służki,
tłoczące się wokół niej, towarzyszyły najmniejszemu jej
krokowi. Zniknęła w drzwiach zamaskowanych błękitnym
obiciem, prowadzących do jej własnych apartamentów.
Cesarz długo pozostawał z twarzą przy ziemi. Eunucho
wie poinformowali go, że nareszcie może się podnieść.
Podnosząc się, z twarzą mokrą od łez uszanowania,
Cesarz spoglądał długo na drzwiczki zamaskowane błękit
nym obiciem, którego wszelkie fałdki na powrót znieru
chomiały.
Powróciwszy do swoich apartamentów, Cesarz raczył
chwycić za pędzelek i strząsnąć zeń ten oto poemat:
Rozgłośne uderzenia młota utwierdzają osie mego od
świętnego wozu; z całą pompą winienem pójść przed nią.
Nie czuję głodu ni pragnienia.
Ale śpiewam jak przystoi: Chociaż nie mam dobrego
napitku, czy zechcecie pić? Choć nie ofiaruję wykwintne
go dania, proszę, jedzcie, choćby z uprzejmości!
Nie czuję głodu ni pragnienia.
Tymczasem pędzę swe mądre rumaki. Prężąc cugle,
niby struny lutni opierają się, stają dęba, ich dzwoneczki
dźwięczą; nie chcą mnie ciągnąć.
Ale oto z własnej woli drogę nagle zmieniły; niech
13
mnie niosą, zmiażdżywszy horyzont. Szczęśliwy wiatr dąć
zaczyna:
Oto widzę wreszcie tę Drugą!
Komentarz Annalisty:
Wiersz ten dwuznacznym jest uczyniony sposobem, bę
dąc częściowo zapożyczony z Księgi Wierszy, z drugiej
zaś strony komponuje się na nowo. Strofa „Rozgłośne ude
rzenia młota...”, tak zrytmizowana w swym małżeńskim
pośpiechu, słowo w słowo przynależy do pieśni czwartej,
malującej w duchu bardzo klasycznym oficjalną radość
nowo poślubionego. Ta sama uwaga dotyczy porównania
cugli do strun lutni.
Komentator jednak, nawet najbardziej czcią przejęty,
musi dać tutaj świadectwo swemu zdumieniu: poprzez tę
samą liczbę tych samych znaków rzeczywiste uczucia i tra
dycja jawią się tak do siebie niepodobne jak niemy żółw
do wróżebnego konia! Prawdziwy tekst zawierał: „Gdyby
nawet nie było wokół nas najlepszych przyjaciół, oboje
świętowalibyśmy naszą radość!” Oto zgodność.
Cesarz bez wątpienia dał dowód wielkiej biegłości, od
nawiając starożytne Ody. W ten sposób ukazał się jako
lepszy poeta niż dobry małżonek, dając wyrazowi literac
kiemu i brzmieniu rymów wyraźną przewagę nad radością
małżeńską. Nie ma potrzeby w tym okolicznościowym
utworze doszukiwać się innych zamiarów...
Chyba że chodziło tu, być może, o sprawienie przyjem
ności Księżniczce Ts’ai-jii, pannie przybocznej Cesarzowej-
-Wdowy, bardzo doświadczonej w takich igraszkach poezji
i miłości, i której na Rozkaz zaraz wręczono to Pismo.
Na uroczystość Zaślubin Władcy.
Na uroczystość zaślubin Władcy, Ministerstwo Etykiety,
proszone przez Cesarzową-Wdowę, poszukawszy rady
w Encyklopedii administracyjnej Imperium, opierając się
na czcigodnym przykładzie panowania K’ang-hi oraz
T'ung-czy,
w porozumieniu z Trybunałem Matematyki i Astronomii,
z Zarządem Pałacu, uznaje:
Ze jest rzeczą ważną, aby Cesarz miał małżonkę, potrą-
14
fiącą go wspomagać w kultywowaniu cnoty i zarządzaniu
Imperium, łagodnego charakteru, pilną i dobrze wycho
waną; i w sposób poniższy ustala ceremonią zaślubin:
Dzień poprzedzający datą zaślubin poświęcony będzie
przedstawianiu darów i oznajmieniu — za pośrednictwem
Trzech cennych Prezentów — woli Cesarza Cesarzowej-
-W ybranej.
Trzema Prezentami będą: Tabliczka złota, berło i pie
częć. Rozłożone one zostaną na dziedzińcu, na trzech sto
łach ustawionych kręgiem otwartym ku południu.
W pomyślnej chwili podejdzie Urzędnik Trybunału
Astronomii i obwieści: „Czas radości!”
Cesarz, w swojej szacie ze smokiem, przenikając z po
łudnia na północ poprzez zostawioną wolną przestrzeń,
niechaj natychmiast przyjdzie upewnić się, że Trzy wielkie
drogocenne prezenty — Tabliczka złota, berło i pieczęć —
godne są tego, by zostały ofiarowane w hołdzie. Niechaj
nadejście jego uświetnią dzwony, bębny, trąby, gongi, cym
bały i dymy kadzideł.
Zobaczywszy, iż Cesarz zasiada w Pawilonie Smolca,
wszyscy Urzędnicy Dworu i sześciu ministerstw po
trzykroć potrójnie uderzą czołem przed Prezentami. Potem
ten sam urzędnik powie:
„Zostanie odczytany Edykt pełnej dobroci i Najjaśniej
szej Cesarzowej”!
(Wszyscy Urzędnicy na kolanach, z twarzami ku północy.
Tylko Cesarz siedzi w Pawilonie Smoka.)
Urzędnik krzyknie: „Niechaj wiadoma będzie wola Ce
sarzowej!” i bez zwłoki, z twarzą zwróconą ku wschodowi,
pełnym czci głosem odczyta złotą Tabliczkę, gdzie zapisano
Pozwolenie, udzielone przez Cesarzową-Wdową na ślub
Cesarza z Księżniczką Jehonalą, pełną cnót i doskonałości
córką pana Czou, Marszałka Sztandarów.
W tej chwili trzykrotnie uderzą w gong. Muzycy ode
grają hymn „Władca trium fuje”.
Cesarz oddali się.
Wówczas ruszy orszak: wysoki urzędnik, ujmując
w obie dłonie Tabliczkę, powierzy ją W ielkiemu Mistrzowi
Ceremonii, który umieści ją na wozie Smoka. Potem pie
częć. Potem berło.
Przed wozem postępować będą Wysocy Urzędnicy po
przedzani przez sztandary. Za wozem — inne przystrojone
wozy wiozące girlandy z pereł, Szaty z Feniksem, inne
zwyczajowe prezenty. Wszystkie udadzą się do siedziby
pana, księcia Czou.
Tam na trzech stołach znów umieszczone zostaną Ta
bliczka, berło i pieczęć, które Książę oraz wszyscy męż
czyźni z jego rodziny przyjmą ze czcią, podobnie jak ko
biety — prezenty z szat i pereł.
Mistrz Ceremonii, rozkazawszy powstać Księciu i wszy
stkim krewnym płci męskiej, zakrzyknie: „Wysłuchajcie
woli Nieba!” Ojciec niechaj uklęknie, Urzędnik zaś po raz
drugi ogłosi Pozwolenie.
W tedy pojawi się Księżniczka-Wybrana, nosząca już
Szatę z Feniksem, z twarzą przysłoniętą przez kaskady
pereł. Wielki Mistrz obwieści: „Ci oto pełniący swe funkcje
urzędnicy, unosząc dłonie, w imieniu Tego, który zasiada
na Tronie Smoka, przekazują Księżniczce Jehonali, wraz
z berłem dla sprawowania władzy, Tabliczkę złotą i pie
częć, które udzielają jej władzy cesarskiej.
Zaraz też jeden z członków Han-lin * odczyta gratulacje
Akad* mii, objawiające Księżniczce powód, dla którego spo
śród wszystkich młodych księżniczek żyjących pod tym
Niebem Ją właśnie wybrano.
Wówczas jeden z Książąt Krwi, ujmując w obie dłonie
berło, podniesie je przed wszystkimi kobietami, z których
jedna krzyknie:
„Padnijcie na twarze”.
I, jako że owej wigilii żadna nie powinna go dotknąć,
powracający do Pałacu Urzędnik weźmie je z sobą. Ta
bliczka i pieczęć, oddane dwóm Eunuchom, na tę noc zo
staną jeszcze w apartamentach Narzeczonej-Władczyni.
Gdy tylko eskorta powróci do Pałacu, a bramy jego
zostaną zamknięte, jeden z Urzędników krzyknie: „Sto
sowne Ceremonie zostały spełnione”. Niechaj krzyk ten
powtarzają wszyscy czuwający i strażnicy, aż wyraźnie
zostanie on usłyszany na dziedzińcu Cesarza, gdzie po
wtórzy się go jeszcze.
W samym dniu zaślubin zebrane zostaną Prezenty ślub
ne, wśród których musi się znaleźć:
dwadzieścia przepysznych koni w uprzężach i z ozdobami.
Czterdzieści wozów.
16
Dwanaście siodeł inkrustowanych złotem, pokrytych fu
trem soboli.
Wędzidła i strzemiona złote i srebrne. Cugle z żółtego
jedwabiu.
Tysiąc sztuk atłasu.
Dwadzieścia kompletnych zbroi: łuków i futerałów, koł
czanów pełnych strzał.
Dwieście taelów * w czystym złocie w sztabkach.
Dziesięć tysięcy taelów srebrem w sztabach.
Cztery zu-i z zielonego jadeitu, przynoszące szczęście.
Dwadzieścia kadzielnic.
Haftowane poduszki, puchary z pozłacanej emalii, puchary
z jadeitu i złota, stoły z malachitu przybrane złotymi
owocami, lampy i latarnie, parawany i zasłony, branso
lety, pierścienie, naszyjniki, szpilki i nausznice — w ilości
nie ustalonej przez Etykietę.
Niechaj dzień cały poświęcony zostanie na przygoto
wanie drogi. Cała droga wysypana będzie żółtym piaskiem.
Osiem chorągwi tworzących poczwórny szpaler odpędzi
przechodniów, spowoduje zamknięcie drzwi i okapów, niby
tapetą przysłoni boczne uliczki. Oby żadne oko nie mogło
się przyglądać. Gdy tylko łucznicy dostrzegą jakieś, nie
chaj natychm iast je wyłupią.
Tenże orszak, sformowany u schyłku dnia w tym sa
mym miejscu Pałacu, ponownie w tym samym porządku
uda się do siedziby Księcia Czou, by przywieść stamtąd
Księżniczkę. Znów zaniesione zostanie berło, za nim zaś
dźwigana przez szesnastu tragarzy Lektyka Feniksa. Mu
zykanci odegrają hymn: „Przychodzimy po Feniksa”.
W siedzibie urzędnik niechaj po raz trzeci głośno ob
wieści Pozwolenie. Niechaj doda: „W chwili tej wola
dostojnego Cesarza oczekuje Księżniczki Jehonali jako Ce
sarzowej na tronie Smoka”. Postępuje naprzód lektyka
z szesnastoma tragarzami.
Zanim jednak Księżniczka zajmie w niej miejsce, nie
chaj Urzędnik Trybunału Matematyki, wspomagany przez
Urzędnika Trybunału Astronomii, wyliczy jak najdokład
niej pomyślną godzinę, tak aby wejście Księżniczki do
Pałacu nastąpiło bez żadnej pomyłki o północy. Wyli
czywszy, obaj zakrzykną: „Pomyślna godzina!”
Księżniczka przy pomocy matki i sióstr zasiędzie w lek
tyce. Spuszczone zostaną na nią wszystkie zasłony. Książę
17
Czou rzuci się na ziemię w kierunku Lektyki. Orszak wy
ruszy.
Najpierw urzędnicy niosący sztandary i parasole, potem
nosiciele latarń i pochodni, nosiciele kadzidła; następnie
chorągwie, potem Swaci; teraz muzykanci (ale milczący,
przez wzgląd na smutek wielce czcigodnej Księżniczki-
-Oblubienicy, opuszczającej swoją rodzinę). Potem eskorta
Książąt, potem Lektyka Feniksa.
Zewsząd dookoła i w tyle — Gwardia Cesarska.
Najsamprzód dwaj jeźdźcy-wysłannicy poniosą co koń
wyskoczy laskę zwiastującą przybycie. Zawiadomienie to
powtórzone zostanie trzykroć: przy wyjeździe, w połowie
drogi i nieco przed przybyciem.
Przybywającą niechaj przyjmie — rozwarłszy się po
środku — Brama Wielkiej Czystości i zaraz niech zamknie
się za Nią. Świta posuwać się będzie aż do Złotego Mostu,
gdzie wszyscy wysiądą. Urzędnik obwieszcza: „Oto przy
była Lektyka Feniksa! Niechaj rozbrzmi wszelka muzyka!
Niechaj zagrzmi bęben na Wieży Bębna i niech zaśpiewa
il/.won na Wieży Dzwonu”. Berło umieszczone na wozie
Smoka poprzedzać będzie Lektykę Feniksa. Swaci będą
im towarzyszyć. Dotarłszy zaś do komnaty Wielkiej H ar
monii, pójdą oni zdać sprawę ze swojej misji.
Wówczas wchodzą do komnaty: Tabliczka, berło oraz
pieczęć, i zostają umieszczone na trzech stołach. Następnie
przechodzi tam Lektyka, jej nosiciele natychmiast padną
na kolana, zasłaniając sobie twarze.
Księżniczki krwi i panny przyboczne, przedstawiające
Szczęście Rodzinne, ze czcią poproszą Cesarzową o opu
szczenie Lektyki i powiodą ją ze czcią na środek komnaty,
gdzie zasiądzie, patrząc ponad pieczęcią, berłem i Tablicz
ką w kierunku południowym.
Wtedy muzykanci zagrają: „Niechaj przyjdzie Zdo
bywca”. Pojawi się Cesarz okryty szatą Smoka.
Cesarz przybliży się i uniesie czerwoną zasłonę kryjącą
twarz Narzeczonej. Usiądzie z twarzą zwróconą ku połu
dniowi.
Dwaj wysocy urzędnicy naleją wina do dwu filiżanek
i klęknąwszy, podadzą je Smokowi i Feniksowi, którzy
wymienią je pomiędzy sobą: Smok wypije filiżankę podaną
Feniksowi, Feniks zaś wypije wino podane Smokowi,
i oboje skonsumują swój związek.
- - S y n N ieba
Tej nocy i jeszcze przez trzydzieści następnych znaj
dujące się w Pałacu Małżonków tapety, zasłony, poduszki
i wilgotne płótna do twarzy mają mieć kolor ciemno
czerwony.
Tak niechaj się stanie.
OKRES KUANG-St), rok szesnasty, drugi księżyc, dwu
dzieste szóste słońce.
Stało się. Postanowienia Cesarza zostały stosownie wy
pełnione.
OKRES KUANG-St), rok szesnasty, trzeci księżyc, pierw
szy dzień.
Od nader szlachetnego dnia Ceremonii ślubnej Cesarz
nie ujął pędzelka, jeśli nie liczyć poczynionych zwycza
jowych notatek, i nie wypowiedział ani jednego słowa
poza tymi, które przewidziane są zwyczajem na dni na
stępujące po zaślubinach Władcy.
OKRES KUANG-SU, rok szesnasty, trzeci księżyc, trzeci
dzień.
Wewnętrzna służba pałacowa, zasięgnąwszy zdania głó
wnego Astronoma, zdecydowała, że czas planetarny jest
odpowiedni do wybrania nałożnic Cesarskich.
I ze czcią zawiadomiła o tym Cesarza, który rzekł:
— Niech zostaną wybrane.
Wielki Eunuch zapytał, kiedy Cesarz sam zechce wy
znaczyć najgodniejsze. Cesarz nie zwrócił na to uwagi.
Wielki Eunuch sam przeto z największą troską zajął
się wyborem. Najpierw zapisał ich imiona, nazwiska rodo
we oraz wiek. Nie zostały dopuszczone młodsze niż dwu
nastoletnie ani starsze niż szesnastoletnie. Nie przyjął żad
nej, której ród nie byłby nieskazitelnie tatarskiego * pocho
dzenia, z „ośmiu chorągwi”. Pośród czterdziestu przedsta
wionych znalazło się dwanaście, które zwróciły na siebie
uwagę swą znajomością skromnego zachowania. Wszystkie
19
mają cechy znamionujące kobietę powabną: ich oczy są
małe, nosy niewielkie i delikatne, czoła płaskie jak czoła
cykad, szyje podobne do szyi pędraka, proste klatki pier
siowe, wzrost nie za mały i nie nadmierny, skóra bardzo
gładka na kształt skrzepłego tłuszczu, dłonie długie i szczu
płe, stopy nie zniekształcone, pięty szersze niż nasada
wielkiego palca.
Dwie z nich, o mniej powabnych ciałach, wyrównują
te niedoskonałości wielką wiedzą klasyczną i znaczeniem
swych rodów, mających prawo do Żelaznego Hełmu.
Poproszony znowu, Cesarz znowu odmówił. Wówczas
Wielki Eunuch zaprowadził je przed oblicze wielce Czci
godnej Cesarzowej-Wdowy, od której otrzymały zalecenia
i rady. Albowiem jest ona podobna czujnej matce, która,
choć Syn jej powołany został do najwyższych obowiąz
ków, nie zaniedbuje wszelkiej macierzyńskiej troski i nie
przestaje interesować się jego najżywszymi myślami i naj
skrytszymi igraszkami.
Pisano .lego pędzelkiem:
Jak łatwo jest kierować! Jak prostą rzeczą jest cnota!
Jakże dni są nieumiarkowane! Wszystko stosuje się do
Ceremonii!
Gdy piję, czynię to pobożnie. Gdy jem, sprawuję urząd
niby żółty satelita, nie mogący nie świecić codziennie.
Gdy jednak spoglądam ku Niej, czy nadal jest to w y
móg etykiety? To bowiem, co jej rzekłem, ceremoniału
nie pragnie:
„Czy rola pani podczas ceremonii zadowoliła ją? Jakaż
to radość dla młodej dziewczyny i nadzieja w ten sposób
podejść do Narzeczonej!”
Uśmiechnęła się, pokazując zęby...
Powiedziałem do niej: „Czy ma pani przyjaciółki po
śród dziewcząt, które dziesięć dni temu wstąpiły do Pa
łacu i których jeszcze nie widziałem?”
Spuściła głowę, aż zadźwięczały perły jej czarnej opaski.
Powiedziałem do niej: „Oto już jestem prawdziwym Ce
sarzem. Tylko pani jedyna w tym Pałacu udaje, że o tym
nie wie”.
2»
20
Odrzekła: „Nie wiem o tym ”.
I zaraz padła na twarz, podniosła się i uciekła.
Komentarz Annalisty: _
Wiersz ten znów skierowany został do Księżniczki
Ts’ai-jii, panny przybocznej Cesarzowej-Wdowy. Cesarz
wzmiankuje w nim wyraźnie szlachetne funkcje, które
piastuje i które czynią z Syna Nieba konieczny wzorzec
wszelkich cnót wskazywanych przez Mędrców. Przez poe
tyckie uszanowanie dla Księżniczki udaje on, że bierze
rozbrat ze swoją dostojną osobą, i wkłada w jej usta od
powiedź, na jaką nie ważyłaby się żadna ze zwykłych
Panien przybocznych — tak należy przypuszczać gwoli
ich czci — lecz jaka, wyrażona zwrotem tak subtelnym,
zręcznie kończy strofę. ^
Toteż jest to niewątpliwie przyjemne zmyślenie i ro
dzaj wytchnienia. Cesarz zupełnie pochłonięty jest spra
wami państwowymi i pomimo szczęśliwego wyboru no
wych nałożnic, żadnej jeszcze nie zaszczyciło jego we
zwanie.
OKRES KUANG-Stl...
Cesarz oddaje się całkowicie przygotowaniom do Ofia
ry. W czwartym miesiącu wypada uzyskać Deszcze. Dla
tego też wszystkie Sprawy pozostają w zawieszeniu. Aż
dotąd obowiązki te brał na siebie książę Kung, przez
wzgląd na wiek Władcy i pragnąc oszczędzić mu nużą
cych Postów. Teraz Cesarz jest sobą i sam postanowił,
co uczyni ze swoją Osobą, z postami i ofiarą.
Od świtu przebywa samotnie zamknięty w pałacu Wiel
kiej Czystości. Nie spotykał się z nikim. Nie przyjął żad
nego pokarmu. Tej nocy nie wolno mu dotknąć tabliczek
z wypisanymi imionami wybranych nałożnic. Jeśli to
uczyni, natychmiast uznać się ma za nieczystego i winien
wyznaczyć kogoś, kto go zastąpi — godniejszego od Siebie.
To, co się szykuje, jest straszne. Po wypełnieniu dwu
dniowego postu będzie musiał wyruszyć ku Świątyni Nie
ba, by otrzymać od niej łaskę zapładniającą. Wiosna się
kończy. Deszcze się spóźniają. Całe Imperium oczekuje
gestu, który On uczyni i który napoi ziemię.
21
Nikt nie może mu tam towarzyszyć. Niechaj się nie
waha, niechaj wejrzy w siebie uważnie, niech się oskar
ży. Lekcje, które otrzymał, wytyczają mu drogę, ale po
suwa się nią we własnym sercu. Kiedy wydany na łup
nocnej samotności, o trzeciej wigilii *, w Świątyni Postu,
w ciele swoim poczuje pustkę, a w myślach — noc, wów
czas całe Niebo, pełne potęgi, pełne mądrości, niechyb
nie wysłucha jego wołania. W tedy właśnie przed świtem
uda się pod błękitną Małą Kopułę, gdzie przybrany w dach
o miedzianych ćwiekach niby w wielki kapelusz ceremo
nialny błagać będzie o dobroczynne wody dla swego ludu.
Niechaj Cesarz nie waha się wówczas. Niech się nie za
chwieje, nie potknie, on sam, zdany na siebie, któremu
nikt nie może pomóc. Poprzez niego, Jedynego, Pośredni
ka, popłynie wtedy cała obfitość Niebios: runą kataraktą
wszystkie Rzeki pionowe, poleje się wszystek święty
Deszcz, Deszcz Łask obfitych, rosa plonów, ślina przy
szłości i soki ziemi.
Dekret otrzymany ze czcią:
Ja, Cesarz, po raz pierwszy za mojego panowania i sto
sownie do wyliczeń Trybunału Astronomii udam się do
Pawilonu Postu, a stam tąd do Pawilonu dla błagania
o Deszcze, tak aby zbiory były wysokie, mój lud syty,
pragnienia Nieba — spełnione. Uszanujcie to.
OKRES KUANG-SU...
Wędrowiec, który um knął duchom, ujrzawszy roz
wierające się gardziele ziemi i Niebo płaczące gwiazdami,
wzbrania się przed powtórnym wyruszeniem. Czy Cesarz
zgodzi się kiedykolwiek na powrót do przeklętego ogrodu?
Cóż on tam ujrzał! Cóż zobaczyliśmy! Czyż nie jest
dalszą zniewagą utrw alenie w literaturze nieszczęsnej
chwili, w której samo Niebo znieważyło Niebo — gdy
obłoki zgruchotały pałac chmur?
Annalista drżącym pędzelkiem musi pisać dalej. Naka
zuje mu to jego urząd.
22
Cesarz w drodze ku ofierze przekroczył właśnie mur;
zajmuje on środek wielkiej bram y Czeng-jang, jej połu
dniowe skrzydła same rozwierają się przed Nim. Zwia
dowcy, którzy przeszli przed nim, ujrzeli, jak południowe
niebo odziewa się w burzę. Zawahano się. Mówiono: „To
coś nieoczekiwanego na wiosnę. To opieszała chmura,
dym, złudzenie nocy”. Ale czarna opończa podnosiła się
chyżo, pożerała gwiazdy jedną po drugiej. Cesarz docierał
właśnie do bastionu Bramy, gdy na przekór wróżbom
grom wystrzelił blaskiem i spuścił potężny cios.
Kto może sądzić po znaku, nim poradzi się skorup? *
Wszystkie konie drżące w swoich skórach biegały w kółko
po arenie bramy, usiłując się wymknąć. Lektyka cesarska,
z nagła przechylona pod ulewą i na wietrze, otwarła swe
firanki. Podtrzymujący ją ramieniem naczelnik tragarzy
ujrzał tuż obok oblicze Cesarza, na którym błyskawica
zostawiła swój blady odblask, błyszczące oczy i nieru
chome policzki. Potem, jako że nie uczynił On żadnego
znaku, cały orszak znów ruszył w drogę pośród nocy
zagasłych latarń.
I oto gdy wyszli z Bram y i wydostali się popod Por
tykiem na Most ponad fosą wojenną, ujrzeli ku południo
wemu wschodowi wielki ogień bijący w niebo. Stróże
i strażnicy wysoko na m urach wykrzyknęli nieprzewi
dziane wezwania: dowiedziano się, że płomienie wychodzą
z Pałacu Nieba, z potrójnego dachu, że palą s ; drzewa
okalające dziedziniec, pawilony i pozłacana kopuła, Niebo
uderzyło Niebo.
Oby nigdy podobne zamieszanie nie spadło na Impe
rium! Sam Cesarz, słysząc wszystkie krzyki, nie rozsuwał
już żółtych zasłon. — Trzeba zawracać do Pałacu.
— Czy więc należy podać Tyły?
— Czy należy wracać cofając się?
W Księgach nic nie ma o takim zamieszaniu. Choć
nikt nie uczynił znaku, Książęta posuwali się już za Lek
tyką, która, zawróciwszy, przechodziła już przez mur.
Cały orszak zbliżał się do Zakazanego Fioletowego Miasta
jako najpewniejszego bastionu przeciwko nieprzewidzia
nemu. Po omacku otwierano bramy; przewodnicy przy
spieszali kroku. Smok ogonem naprzód wsuwał się na
powrót do swej jaskini.
23
Przed świtem Cesarz, który nie chciał spać, przyjął
wysłanników księcia King, potem zaś samego księcia, bę
dącego od czasu czuwania na modlitwie w Świątyni Nieba
świadkiem katastrofy. Wszystkich jeszcze napełnia zdu
mienie. Piorun spadł od frontu na tabliczkę noszącą znaki:
„Świątynia dla otrzymywania roku”. Potrójny dach spło
nął. Dziedziniec zrujnowany, okoliczne drzewa uschły, ich
soki zagotowały się. Kolumna z czerwonego drewna stoi,
lecz jej złoto poczerniało jak popiół z kości. Zaiste, jeśli’
rozważyć porę roku, cud staje się niewytłumaczalny; jeśli
zaś weźmie się pod uwagę miejsce — brzemienny jest
trwogą i groźbami dla pokoju Cesarstwa.
Przed świtem przybyli sekretarze, aby przedstawić Ce
sarzowi zredagowany Edykt odnoszący się do owego wy
darzenia; jego zakończenie nieuchronnie brzmi tak:
„...Pochylając się przed Niebem, świadomi ogromu Na
szych win, oskarżamy się przed Jego gniewem, wysta
wiając się na Jego karę.
Uszanujcie to”.
Cesarz rzekł: „Przystawcie pieczęć”.
Potem oddalił się, aby spać.
Cesarz nie spał. Ten cios Nieba zdaje się pogrążać go
w największym zdumieniu.
Pismo strząśnięte z Jego pędzelka:
Świadomi ogromu naszych win. Któż może być świa
dom swoich win? Oskarżam się przed Niebem; któż ośmie
liłby się oskarżać mnie przede mną?
Cóż dotychczas zrobiłem takiego, co z góry nie byłoby
nakreślone! Wszystko jest łatwe, wszystko regulują Cere
moniały:
Nie byłem niesprawiedliwy dla ludu. Nie skazywałem
na śmierć bez powodu — ani nawet gdy był powód. Nie
wydawałem sądów bezrozumnie i nieświadomie ani nawet
rozumnie i świadomie.
Nie podżegałem z rozmysłem do wojny — ani nawet
mimowolnie. Nie sprzeniewierzyłem się woli Nieba. Nie
uczyniłem dotąd niczego, co nie byłoby stosowne.
Niestety! Niczego dotychczas nie dokonałem. Nie na
śladowałem, wielkich przykładów. Niczego nie dokona
łem — oni złego, ani dobrego!
24
Ojcowie moi! Bardzo są wielcy i czcigodni. Czczą ich.
Czczą ich. Dokonali wszystkiego. — Na cóż mógłbym sią
ważyć — dobrego czy złego — czego oni już nie prze
wyższyli?
Dlaczego z ich powodu spada na mnie cios?
Z ich powodu. Czy ośmielą sią napisać? Napisałem to.
Pądzelek w biegu wyprzedza myśl. Z ich powodu. Za ich
winy, bez wątpienia. Ja jestem żywą ich osobą i pod tym
uderzeniem wszyscy oni zadrżeli we mnie. Związany
jestem z ich chwalebnym następstwem.
Uznają to i przyjmują: pieczętują i ogłaszam sprawie
dliwy dekret. Podnieście pieczęć, choćby ciężką. Przyłóżcie
ją, przyciśnijcie, wtłoczcie ją głęboko w moje serce.
Komentarz Annaiisty:
Tylko Cesarz ma to prawo stawiania znaków o nie
oczekiwanym zastosowaniu i nieprzewidzianych konse
kwencjach. Wolno wówczas czcić to, co napisane przez
innych ludzi byłoby bezbożne.
OKRES KUANG-SU... (kilka dni później)
U samego Cesarza można niekiedy zauważyć więcej
gorliwości i skrupułów niż u człowieka pospolitego. Taka
jest, jak się zdaje, jego postawa. Owe trzy dni, które
nastąpiły po nagłym nieszczęściu, Cesarz przepędził
w milczeniu, na czytaniu i spaniu. Nie wyszedł z Pałacu
ani na przechadzkę nad Jeziorami, ani na uroczystości
i przedstawienia dawane z okazji jakiejś rocznicy. Udał
się jedynie do Biblioteki i czerwonym pędzelkiem zapisał
kilka kolumn w Pam iętnikach Historycznych.
Bez wątpienia jest rzeczą ważną mieć głęboki sza
cunek dla Czcigodnych Annałów. Przyznajmy jednak, że
przyjęły one wszystko, wszystko zaakceptowały, wszystko
zanotowały. Zarówno największą harmonię, jak i krań
cowy zamęt. Otóż zdaje się, że podczas owych trzech dni
tylko to ostatnie przyciągnęło uwagę Cesarza. Ujawnione
fakty to jedynie rozpusta, niesprawiedliwe wyroki śmier
ci, zdrady i sprzeniewierzenia. Ten cesarski wybór, za
pewne nieświadomy, pokazuje, jak głęboka jest czcigodna
konfuzja. I wszystkich w Cesarstwie dobrych poddanych
kusiłoby oddanie się jej na pastwę, ale Matka Imperium,
która czuwa i chroni, rozproszyła właśnie — inspirując
ten oto dekret wyjaśniający — skrupuły i trwogę wska
zawszy, gdzie tkwi zło i kto naprawdę jest go winien.
Niechaj Cesarz gwoli pocieszenia serca raczy go prze
czytać i opieczętować zupełną swoją zgodą:
Dekret wyjaśniający:
„Pochyliwszy się ze czcią przed karą Nieba, zasięgnę
liśmy zdania naszych astrologów. Utrzymują oni zgodnie,
że wszystko w Cesarstwie w zbyt wielką stroi się dosko
nałość, aby pożar ów i piorun mogły być znakiem we
wnętrznej choroby; trzeba szukać na zewnątrz.
Rzeczywiście dzieje się tak, że od kilku lat zagra
niczni Barbarzyńcy, zrazu niezbyt liczni, wdzierają się
na Nasze terytorium , aby wymieniać swoje niepotrzebne,
zatrute paki towarów. Ich obecność jest zniewagą dla
Nieba. Chmura burzowa, z której wytrysła błyskawica
i ogień, jawnie nadbiegła, jak i oni, z południa i nieco
od strony morza. Nie ma wątpliwości, że Niebo pragnęło
wskazać na nich.
My jednak, przepełnieni dla nich litością, traktujący
ich tylko w sposób szczodrobliwie ludzki i troskę jedynie
okazujący dla handlu, zgadzamy się łaskawie nie razić
ich w odwecie. Co więcej, udzielimy im naw et Cesarskie
go posłuchania, o które od tak dawna zabiegają, iżby mogli
przynieść daniny i złożyć hołd. Potem znów rozmieszczeni
zostaną w miejscach na Wybrzeżu, aby ograniczyć ich złe
wpływy i by Niebo nie musiało się więcej srożyć.
Błagamy też Niebo, aby dozwoliło Nam podnieść z ruin
jego Świątynię.
Uszanujcie to”.
Cesarz z pełną uszanowania uwagą wysłuchał czyta
nia od początku do końca, okazując zdumienie najzupeł
niej słuszne, dekret ten bowiem nie wyszedł od niego. Je
go twarz była bardziej wymowna, niż mogłyby być wargi.
„Skłonił się” przed karą, wzgardliwie wysłuchał o „Bar
barzyńcach”, uśmiechnął się z pobłażaniem udzielając im
patentów i znów skłonił się głęboko, gdy lektor wyrzekł:
„Błagamy też Niebo”.
26
Potem przez długi czas nie mówił nic, nie uczynił
znaku. Wreszcie rzekł:
„Przystawcie pieczęć”.
Pieczęć była już przystawiona. Zajął się tym lektor
wysłany przez Cesarzową-Wdowę, aby — jak powie
dział — oszczędzić Cesarzowi odpowiadania na niepo
trzebne pytania, uniknąć przeszkadzania mu w medytacji
i skupieniu. Cesarz nie ujrzał go. Przeszedł do Pawilonu
Skupionego Spokoju.
Pisane Jego pędzelkiem:
Gdym zamknięty w sobie na kształt jeża w jaskini
lanc i gdy ważę to, co w sobie noszę,
Dziesięć tysięcy słońc nie rozświetliłoby mojej myśli
krążącej nad własną otchłanią. Wydając krzyk zapytuję
siebie:
Kto odpowie z czeluści mnie samego? Kto mnie odzieje
w jednolity pancerz? Kto pouczy mnie, kim jestem?
A gdy spoglądam ponad swoim życiem, gdy zdaję się
na laskę mych krążących Niebios,
Przodkowie, Dziesięć Tysięcy Cesarzy w niebie! K o g o
wybrać jako wzorzec, o nieba, k o g o wybrać?
Ale gdy spojrzę na nią — ona nie ma przodków i wol
na jest od kaprysów niepokoju, i żyje nie zadając sobie
pytań,
l tylko przeczysty księżyc toczy swój blaskiem lśniący
nefryt, a całe moje blade jezioro, o nieba, odbija jego
spokojną, cichą jednolitość.
Komentarz Annalisty:
Cesarz zapewne wskazał tu na różnorakie stany, które
niekiedy odrywają Syna Nieba od kontemplowania samego
siebie. Jednolity pancerz to znaczy zwarty ciąg zajęć
lub obowiązków, które, nosząc symetryczne miana, mie
szczą się w tym samym rozdziale Księgi Ceremonii. Jest
oczywiste, że cesarski poeta pragnie w tym niemożliwości.
(A to wynika z natury poety zaniedbującej często to, co
otrzymać można bez kłopotu.) Albowiem niezrównany
urząd Suwerena stawia Jego osobę poza jedynym stru
mieniem ojców rodzin, których zajęcie jest skromne
i mieści się w dwóch dłoniach.
27
A jeśli już Annalista śmie tak długo rozwodzić się
nad strofami — w sposób doskonały zresztą przestrze
gającymi prawideł poezji — to dlatego, że winien on
rozproszyć wszelkie wątpliwości, które mogliby tu umie
ścić inni komentatorzy, odnosząc je do jakiejś osoby
z pałacu. (Na podobieństwo Meng-tsy, żyjącego u boku
mistrza i nie pozwalającego na żadną dwuznaczność.)
Tak więc dwa znaki — Ts’ai-ju, świecący nefryt, są
na właściwym miejscu i nie m ają innej racji ponad szczę
śliwą eufonię. Cesarski poeta wie lepiej niż ktokolwiek,
że nie może w nim być wahań ani namiętności. Jeżeli
zaś niekiedy raczy wyrazić się w sposób wahający i na
miętny, to tylko dla subtelnej igraszki.
OKRES KUANG-StJ...
Za kilka dni przyjęcie wszystkich hołdowników, którzy
prosili o posłuchanie. Dyskutowano długo, aby ustalić,
czy udzieli się jednej audiencji i w której z sal Pałacu.
Trybunał Etykiety, rozważywszy sprawę drobiazgowo
wespół z Tsungli-jamen *, ustalił dwie audiencje w jednej
sali — Wielkiej Harmonii.
Tam właśnie co roku padają na twarze Książęta Mon
golscy, Muzułmanie z Ili i Krain przyległych, wysłannicy
Dalaj Lamy, władającego krajem Bod *, oraz króla Korei,
posłańcy od króla Annamu — aż do dnia, gdy Cesarz —
powodowany współczuciem, bo musieli odbywać bardzo
długą drogę z południa na północ — zwolnił ich z tego
obowiązku.
Inni, nie przybywający ani z Korei, ani z Mongolii,
ani z nowego Kansu, ani z zachodnich gór Kunlun, zwani
są cudzoziemskimi Barbarzyńcami (diabłami natomiast
przez pospólstwo), od synów Han * różnią się bowiem tak
bardzo, jak ludzie (jeśli za takowych można ich uznać)
różni są od tygrysów, a tygrysy od smoków.
Oto jak można ich odmalować. Na brodzie mają długie
włosy. Czoła plugawią im dziko rosnące kudły albo też
są one ponad miarę ogołocone z włosów. Nos, z którego
mógłby być dumny słoń ciągnący wóz. Skóra podobna
do skorupy ugotowanej krewetki. Każdy z owych wysłan
ników (jest ich dziesięciu) utrzymuje, że wysłało go takie
28
to a takie wielkie królestwo (bez żadnego prawa używają
znaku „wielki”), które zwą królestwem Anglów, Franków,
Teutonów, Rusów i inne, nie mające określonych tytułów.
Anglowie zamieszkują wyspę leżącą niezmiernie daleko
na zachodzie, jest ich tam pełno. Nie mając ryżowisk
ani odpowiednich pól, zwiedzają inne kraje, usiłując znie
wolić najsłabsze spośród nich, aby najeść się do syta.
Teutoni składają się z brutalności i tłuszczu. Mają różowe
włosy. Ludzie z kraju Franków uważają się za najbar
dziej ogładzonych. Żywiołowość swoją i gadatliwość biorą
za prawdziwie ceremonialne zachowanie. Daleko im do
naszych poganiaczy wielbłądów. Inni, mówiący już to
językiem Franków, już to Teutonów, mają coś z jednych
i drugich. Uważa się, iż zamieszkują oni niewielki okręg
pośredni. Rozporządzają wieloma sztabkami złota. Co do
ludzi z kraju Rusów, to nie można pomieścić ich pośród
Bardzo Zachodnich, ponieważ zaludniają całą północną
stronę Mongolii. Położenie w pobliżu Im perium niewąt
pliwie pomogło im nabyć lepszych manior.
Pomimo wszelkich różnic łączy ich jedno: cześć, jaką
okazują Cesarzowi, ponieważ natarczywość, z jaką pragną
Go ujrzeć, rzucić się przed Nim na twarz, ofiarować Mu
daninę — powtarza się co dnia. I jeszcze to, że pomimo
tych różnic wszyscy są przecież nie synami, lecz odle
głymi poddanymi Jedynego Cesarza. Mogą liczyć (pomimo
swych przewin, a niekiedy buntów) na jego łagodność.
Ci, którzy u siebie cierpią głód, zostaną nasyceni. Ci, któ
rzy źle się rządzą, otrzymają rady. Syn Nieba zlewa
dobrodziejstwa Nieba na całą ziemię i na wszystkich,
nawet najmizerniejszych i najdzikszych spośród swych
poddanych.
OKRES KUANG-SU...
Cesarz postanowił przyjąć Hołdowników Mongolskich
dnia... tego miesiąca. Innych, dnia...
OKRES KUANG-SU...
Tsungli-Jamen zakomunikował właśnie Trybunałowi
Etykiety zdumiewające zapytanie Posłów Barbarzyńców
29
cudzoziemskich: pytają oni, dlaczego audiencja dla nich
następuje dopiero po audiencji dla Posłów Mongolskich,
a nie przed nią. W pałacu wszyscy książęta i Eunuchowie
uśmiechnęli się z politowaniem. Odpowiada się im deli
katnie, że potrzebują jeszcze pewnego czasu, aby dokład
nie zaznajomić się z zachowaniem i protokołem podczas
audiencji. Wysyła się im ten protokół.
OKRES KUANG-SU...
Hołdownicy Mongolscy zostali dziś przyjęci na audien
cji. Cesarz przywdział strój żółty w smoki. Cesarz przyj
mował w Sali Wielkiej Harmonii. Prezentam i były: futra,
błękitne kamienie, leciutkie jedwabie...
Cała ceremonia przebiegła bez zgrzytu. Hołdownicy
Mongolscy najbardziej spośród poddanych przestrzegają
etykiety i pełni są uszanowania.
OKRES KUANG StL .
Niewiarygodna wiadomość. Przewodniczący Trybunału
Etykiety zaatakowany został przez Tsungli-Jamen takim
oto skandalicznym zażaleniem: Niosący daniny mają god
ną uwagi czelność odmówić potrójnego Padnięcia po trzy
kroć na tw arz przed Cesarzem. Roztrząsana jest kwestia
wyrzucenia ich raz na zawsze z Imperium, z zatrzyma
niem ich prezentów i darów przynoszonych w hołdzie,
jako karą.
Tymczasem Cesarz w dobrotliwości swojej wyraził swe
zdanie. Nie będą padać na twarze. I tak nigdy nie zdoła
liby uczynić tego grzecznie. Nie będzie to naruszeniem:
jeden z Cesarzy T’angów dyspensował w ten sposób po
słów muzułmańskich twierdzących, że w ich kraju na
twarz pada się jedynie przed „Duchem Niebieskim”. (Cu
dzoziemcy skłonią się tylko, głęboko pochylając grzbiety.)
OKRES KUANG-SU...
Bezgraniczne zuchwalstwo! Wysłannicy cudzoziemscy
żądają teraz wjechania w krytych lektykach do Zakaża-
30
nego Fioletowego Miasta. Żądają też, by Cesarz zstąpił
z tronu dla odebrania własnymi rękami ich listów uwie
rzytelniających. Usłyszawszy tę propozycję Wen-siang,
wydelegowany dla prowadzenia układów i podejmujący
ich herbatą, uczuł takie oburzenie, że jego dokładne
dłonie skruszyły filiżankę, z gniewu.
OKRES KUANG-SU...
Dwaj funkcjonariusze Biura Muzyki zebrali dziś w sali
Tsungli-Jamenu Posłów cudzoziemskich, aby pouczyć te
źle wychowane dzieci, jak m ają trzymać ręce, i że zwal
nia się ich z padania na tw arz — co wykonaliby zapewne
bez dobrej woli ni miary; i jak mają wchodzić bez popy
chania się jak trzoda, nie stąpając też niby oddział zbroj
nych, i wreszcie, jaki jest właściwy ton, którym należy
odczytywać adresy Cesarzowi.
Ludzie w Pałacu dziwują się tym wszystkim środkom
ostrożności oraz temu, że są one konieczne wobec męż
czyzn w średnim wieku, spośród których wielu mieni się
być wykształconymi, doktorami, magistrami, niektórzy
zaś przypisują sobie tytuły Książąt, Diuków i Hrabiów,
choć Jedyny Cesarz, szafarz wszelkich zaszczytów, nie
zatwierdził ich. Pomimo tej zarozumiałości wierzyć się
wprost nie chce stwierdziwszy, że zupełnie są nieświa
domi owych gestów, które dziecko ze Środka wykona bez
mrugnięcia.
Troskają się tylko o jedno: ustalenie kolejności, w ja
kiej każdy z nich czytać będzie swą prośbę. Pierwszeństwo
otrzymał wysłannik Anglów. Nie tylko z tej przyczyny,
iż jest bardziej posunięty w latach; zauważyć można,
że ludzie ci chętnie traktują pozostałych jak wojowni
ków na swym żołdzie. W ystarczy zobaczyć, jak Frankowie
skłaniają się przed nimi albo we wszelkiej sprawie zasię
gają ich rady; zależność taka wydaje się tedy słuszna.
Wszyscy jednak, choć tak bardzo potrzebowali na
szych lekcji, przyjęli je z obraźliwą pogardą, żartując
naw et między sobą z gestów czcigodnego księcia Kung,
który w pouczanie ich wkładał całe swoje staranie. Tenże
musiał im w końcu powiedzieć:
31
„Nie wiecie, nie, nie wiecie, co to znaczy być dopu
szczonym przed oblicze... Zobaczymy, jak potraficie się
wtedy zachować...”
I przemilczał imię po dziesięćkroć tysięcy czcigodne —-
ze względu na nich, przez cześć dla Niego.
OKRES KUANG-SU...
Cesarz zdaje się zważać na wszystkie pogłoski o B ar
barzyńcach. Nie może posiadać nawyku obcowania z tymi
ludźmi. Zazwyczaj ignoruje się ich. Tylko z dobroci przy
gotowuje się audiencję. Cesarz, jakkolwiek dobrze uświa
domiony w kwestiach ceremoniału Wielkiej Czystości dy
nastycznej, w rzeczy samej nie może nie odczuwać nie
pokoju, gdy raczy przyjmować tych, których ceremoniał
nie obejmuje.
Niewątpliwie, aby uciszyć te myśli, bez żadnego obiek
tu godne samych siebie, posłał dzisiaj po Cesarskiego
Preceptora. Cesarz przyjął go zaraz po przybyciu, w ten
sposób przedłużając — jako łaskę dla Weng T’ung-ho * —
trw anie audiencji. Od momentu swej Pełnoletności u Wła
dzy Cesarz po raz pierwszy przyjmował wielce szanowa
nego doktora. Eunuchowie usunęli się, niedyskrecją bo
wiem jest posłyszenie słów Mistrza do Ucznia albo odpo
wiedzi Ucznia, nawet jeśli ten, Władający Osiemnastoma
prowincjami, nie wypowiedziałby niczego, co nie miałoby
wartości dźwięcznego nefrytu.
Mistrz zaraz potem pozwolił sobie na opowiedzenie
tego z dumą.
Gdy tylko padł na twarz, polecono go podnieść i wska
zano m u krzesło tak zaszczytne, że nikt nigdy nie ośmie
liłby się go przyjąć. Mistrz wybrał taboret obok drzwi.
Wyrażono pragnienie, aby przybliżył się do Osoby.
Następnie przypomniano otrzymane dobre pouczenia
i to, że Mistrzowie nigdy nie kończą swego zadania, lecz
dla dobra swych uczniów częstokroć bywają wzywani
do dalszego służenia swą opinią.
Mistrz odpowiedział, że w jego wątłej mocy nie leży
nic, ale że rozkaz Cesarza zmienia niedołężnego starca
w najmędrszego z doradców.
32
Wówczas z twarzą zatroskaną zapytano Mistrza, czy
w granicach Imperium nie pojawiły się jakieś zakłócenia
w prawach Nieba, czy coś nie mogło utorować drogi złym
siłom, krążącym wokół myśli lub strum ieni płynących
pod ziemią.
Mistrz odrzekł, że, jak się zdaje, wszystko jest bez
zarzutu; Wielki Znak dany przez Pożar, nadal trudno
wyjaśnić, w każdym razie jest on dziwny, a jedynymi,
którzy zań odpowiadają, są cudzoziemscy Barbarzyńcy.
Cesarz rzekł:
— Ale kimże oni w końcu są!
Mistrz uznał, że uczyni dobrze, pozwalając myślom Ce
sarza poigrać przez chwilę wokół tych niedawnych przy
byszów bez znaczenia. Powiedział:
— Niech Cesarz zezwoli jego niegodnemu poddanemu
przedstawić sobie kilka pism, które szybko i bez wysiłku
objaśnią go na tem at ich państw, prowincji, obyczajów
i tych zwyczajów, które są najbardziej do przyjęcia,
a przynajmniej tak można o nich wnosić. Historyjki te
nadają się do zabawienia Cesarza. Ułożone zostały w du
chu największej czci dla dzieł Kung-tsy (którego słowa
obficie są cytowane), wykazując bardzo dobrze, iż w nich
jest źródło wszelkiej mądrości i że dla odleglejszych skraj
ności przewidział on miejsce w swojej słusznej drodze
środkowej. Co się tyczy autora, jest nim młody uczony
z Kwantungu, niezbyt znany, ale który zdaje się odda
wać owym studiom nad obyczajami Barbarzyńców. Nazy
wa się, jak mówią, K’ang Ju-w ei *.
Cesarz zechciał przyjąć w darze te zabawne pisma.
OKRES KUANG-StL.
Książę Kung nie mylił się zgoła: lekcja udzielona B ar
barzyńcom była ostra. Zachodni Oddawcy Danin zapew
ne będą się wystrzegać rozgłaszania jej. Annalista, prze
ciwnie, na mocy specjalnego rozkazu Czcigodnej Matki
Cesarstwa musi ogłosić ją całemu ludowi i prawdomów
nymi komunikatami rozpowszechnić w najdalszych zakąt
kach osiemnastu prowincji.
Choć audiencja była krótka, ludzi tych raczono przy
jąć w Pałacu Wielkiej Harmonii.
33
Już u wejścia na m arm urowy dziedziniec pochwyciło
ich wzruszenie tak silne, że pobledli. Zatrzymywali się,
przestępując progi. Trzeba było popychać ich naprzód.
Tłumacze i doradcy zobaczyli wówczas, że pomimo po
wszechnego zakazu Posłowie noszą broń — długie, cienkie,
proste i ostro zakończone szable, obijające się im o nogi
i zawadzające. Było za późno, aby ją im odebrać, a zresztą
żaden spośród nich nie zdawał się dość wojowniczy, aby
jej użyć.
I weszli. I znaleźli się przed Obliczem...
Na skutek wielkiej łaski i wyjątkowego potrakto
wania nie padli na twarze, lecz głęboko skłonili głowy,
zginając plecy i pochylając do tyłu swoje cienkie
szable.
Każdy po kolei miał odczytać swój adres. Rozpoczął
wysłannik Anglów. Zaledwie wypowiedział kilka słów,
pochwyciło go takie drżenie, że nie mógł kontynuować.
Daremnie Cesarz, z wielką dobrocią przekraczając Proto
kół, polecił zadać mu kilka pytań i uspokoić. Anglik nie
potrafił odpowiedzieć. Potem stawili się następni, a każdy
ogarnięty był takim przerażeniem, że wypuszczał swój
papier z ręki, co — pomijając stan zamroczenia — było
ciężką obrazą Cesarza.
W tedy Książę Kung kazał służbie pałacowej wziąć
posłów pod ramiona, aby skrócić ich przestrach i pomóc
w przyzwoitym wycofaniu się i zejściu ze schodów. Kazał
ich zaprowadzić do innej, mniejszej i zamkniętej komnaty,
aby się uspokoili. Ale i tam ich przestrach był taki, że
zlani potem porozsiadali się nieporządnie, aby zaczerpnąć
tchu. Po czym, nie ośmieliwszy się przyjąć przygotowa
nego posiłku, pospiesznie uciekli.
Książę Kung pragnął ich odprowadzić, raz jeszcze sta
rając się ich uspokoić i mówiąc łagodnie: „A więc nie
chcieliście mi wierzyć; teraz wiecie, jak to jest! A prze
cież audiencję przygotowano jak najmniej okazale. Czyż
wam nie mówiłem? Być zaprowadzonym przed Oblicze
to nie drobnostka...”
I znowu, pozdrawiając ich złączonymi dłońmi, prze
milczał czcigodne imię — z litości dla nich, z szacunku
illa Niego.
: \\ N ieba
34
OKRES KUANG-SU...
Cały ten dzień Cesarz napełnił uśmiechem. Nieprzewi
dziane zdarzenia, jak przyjęcie cudzoziemców (choć nie
odbyło się ono dokładnie tak, jak opisywano je w notach,
i chociaż ludowi lepiej podawać tylko to, w co powinien
wierzyć, aby nie pobłądził) mocno, jak się zdaje, ubawiły
Cesarza.
Mistrz Weng nie mylił się. Temu, który od tylu lat
poświęca się studiom, trzeba niekiedy pozwolić na przy
glądanie się igraszkom dzieci — jako odpoczynek.
Tym samym być może ożywiony duchem Cesarz przy
jął wdzięczny wiersz, którego najszczęśliwsze rytm y czer
wonym pędzelkiem gorliwie podkreślił.
W takich oto subtelnych zabawach znajduje on upodo
banie.
OKRES KUANG-SU...
Dwaj Cenzorzy Imperium skierowali do Trybunału
Etykiety następujące Skargi i Prośby:
Pierwsze zażalenie: Wylew, bez powodu, rzeki Huai
spowodował śmierć wielu tysięcy mieszkańców pobrzeż-
nych, pięciuset siedemdziesięciu zwierząt oraz na więcej
niż rok wyrwał Imperium tereny pod zasiewy, równo
ważne dziewięciuset akrom żyznych gruntów.
Drugie zażalenie: Na granicach prowincji Szensi i Kan-
su wybuchł głód. Śmiertelność nie była duża, ludzie bo
wiem z wiosek, nauczeni poprzednimi klęskami głodu,
od razu zaczęli zjadać swoje martwe dzieci, i ponieważ
Wicekról tych prowincji natychmiast obiecał otworzyć
prowincjonalne spichrze ryżowe. Skoro otwarto je
i stwierdzono, że są pustki, braki uzupełnili dostojnicy.
Trzecie zażalenie: Drzewo, którego gałęzie i liście są —
jedne — gałęziami i liśćmi morwy, a drugie — łody
gami i kolankami czarnego bambusa, w ciągu jednej nocy
wyrosło w prowincji Kuei-czou.
Otóż wszelki nieład pojawiający się w przyrodzie
wskazuje na ukryty nieporządek w zarządzaniu Imperium.
Padając ze łzami na twarze, my, cenzorzy cesarscy
i m arni poddani, błagamy Jedynego Cesarza, by poprzez
35
zwrócenie się do Siebie i Osobiste wyznanie zechciał
zaradzić klęskom wzmiankowanym naszymi nędznymi
ustami.
Przeczytawszy Cesarz rzekł:
— Styl jest dobry. Ten uwór literacki przynosi za
szczyt obu autorom.
Potem Cesarz duchem i wzrokiem zdawał się wybie
gać gdzieś dalej, gdy opanowując się, -zapytał: „gdzie
i kiedy autorzy tej urzędowej Nagany zadali sobie śmierć?”
W tym momencie bez wątpienia raczył On nagle wspo
mnieć przykład dany przez Cenzora Wu K ’o-tu, ojca
Wu K ’o-lianga, annalisty (wiodącego tę relację): Wu K ’o-tu,
zaniósłszy pokornie do tronu „Uwagi na tem at sukcesji
na Tronie”, dodał: „Śpiew ptaka, który się dusi, jest śpie
wem żałosnym. Opinie tego, który ma umrzeć, są prze
nikliwe i słuszne”. I udusił się. I umarł.
Eunuch odrzekł, że ani jeden, ani drugi z autorów nie
zadał sobie śmierci. Wszystko wskazuje, że ani im to
w głowie.
Cesarz powiedział:
- - Czy przynajmniej uciekli?
Nic, obaj cenzorzy według zwyczaju nieco późno udali
się do swego biura w M inisterstwie Etykiety.
Cesarz polecił, by obaj Cenzorzy zaraz po przybyciu
do M inisterstwa stawili się u niego. Po tonie jego słów
nie można wnosić, aby w czasie tej audiencji usłyszeć
mieli pochwały i pochlebstwa.
OKRES KUANG-SU...
Dwaj Cenzorzy nie stawili się. Jeden i drugi schronili
się za szańce swych praw, których nie może dosięgnąć
żaden nakaz. „Na Imperium pokazała się skaza, na kuli
bez jednej plamki — pęknięcie o szerokości włosa, wska
zali na nie, jak tego wymaga piastowana przez nich
Funkcja. Ich usta nie przemówiły; ich pędzelki nie pisały
bez drżenia i jakże wielkiego zmieszania! A jednak po
wiedzieli i napisali”.
Zamiast nich stawił się marszałek Żung-lu, radca Ce
sarstwa.
3*
36
Cesarz powiedział:
— Nie pana wzywałem.
I na twarzy jego znaczyła się irytacja, którą pohamo
wać mogła tylko Grzeczność Cesarska i Opanowanie, gdy
powtarzał:
— Zganili mnie! Zganili mnie!
Żung-lu potrafił mówić z umiarem i przekonywająco.
Natychmiast wysłała go wielce czcigodna Cesarzowa-Wdo-
wa, iżby swoją obecnością złagodził ból Księcia.
Cesarz rzekł:
— Czy moja Czcigodna Matka wie o zniewadze, którą
Nam zadano?
Żung-lu, skłaniając się ze złożonymi dłońmi, odparł,
że wie.
Cesarz rzekł:
— Cesarzowa-Wdowa nie może się zgodzić, aby oskar
żano panowanie rozpoczęte pod jej auspicjami. Co myśmy
znowu takiego zrobili!
Żung-lu odrzekł, iż Nagana mówi tylko i dotyczy no
wego Rządu; że owa Nagana Cenzorska jest nietykalna.
Cesarzowa jednak — z myślą, by Cesarz dobrze się nad
nim zastanowił — dołącza do niej sekretny komentarz,
okazując przez to swoją wielką i uważną życzliwość,
którą nadal otacza wszystkie sprawy Imperium. Żung-lu,
z emfazą padając na kolana, odczytał to napomnienie:
Komentarz do Nagany. Nie porzucamy Naszego Syna
w tej pełnej kłopotów sytuacji, lecz przeciwnie, usiłu
jemy oświecić go Naszym podeszłym wiekiem i Naszymi
długimi latami. Chociaż podczas Naszego długiego pano
wania Cenzorzy nigdy nie musieli kierować do Nas takich
próśb, to przecież łatwo możemy wytłumaczyć powody
obecnej: powody jasne, a także te oto niejasne przyczyny.
Na zażalenie Nasze nie złożą się ani plagi głodu, ani
powodzie czy zauważone potworności, lecz fakt, że Ce
sarz ze zbytnią dobrotliwością odnosi się do Zamorskich
Diabłów. Jest to zarazem brak roztropności i godności.
Albowiem ci, co kładą palec na skraw ku Imperium,
wkrótce zapragną położyć na nim ciężkie dłonie.
Żung-lu, padłszy na twarz, czekał.
Cesarz zapytał:
37
— Jakąż to dobrotliwość okazałem Cudzoziemcom?
I dlaczego Relację tę rozpowszechniono w prowincjach?
Ja wiem dobrze, iż ludzie ci nie drżeli przede Mną.
Żung-lu, skłaniając się, szepnął: — Ona też dobrze
o tym wie. Ale jeśli oni nie zadrżeli — są to słowa Matki
Królestwa — to nie z winy Cesarza! W komnacie Cesarz
błądził wzrokiem wokoło niego! Cesarz zdawał się czekać
lub zapraszać. A kiedy skończyli oni swe zuchwałe mowy
(Czyż Cesarz nie zauważył tej zuchwałości?), Cesarz swoim
niemal łaskawym wzięciem skłonił ich do przybliżenia się
do Niego, aby wręczyć Mu na stojąco owe pisma, które
każdy Książę krwi ośmieliłby się Mu podać jedynie dłonią
wyciągniętą z dołu ku górze, z czołem na podłodze!
Cesarz rzekł:
— Ale skąd moja wielce Czcigodna Matka wie o tym
wszystkim?
— „Uczucie Matki Cesarstwa przebija m ury i prze
nika przez ściany z cegieł i jedwabiu”. Powtarzam Jego
słowa.
Cesarz rzekł:
— Cenzorzy! Niech oni raczej przyjdą, nie pan! Czy
pan jest cenzorem? Godzina się skończyła!
I podnosząc się z niecierpliwością, Cesarz dotknął nie
m al stopą czoła Żung-lu, który powstał zaraz i wyco
fał się.
Cenzorzy nie pojawili się. Ale zamiast nich dyżurny
lektor, który najpierw ponownie głośno odczytał Naganę
dodając, że ostateczne Skarcenie oraz odczytanie Nagany
po raz trzeci, głośniej, ma nastąpić w obecności Wielkiej
Rady, i to nazajutrz, o świcie.
Cesarz powiedział:
— Kto ośmieli się powiedzieć to przy mnie?
I Cesarz w swym dostojnym gniewie raczył uderzyć
stopą czoło leżącego na twarzy lektora. Potem usunął się
z pola widzenia ludzi.
Jeden tylko Eunuch poszedł za nim.
Gdy Cesarz przechodził z komnaty Niechybnego Po
koju do Budynku Wielkiej Sprawiedliwości, spostrzeżono
szereg młodych księżniczek, chowających się szybko po
dziedzińcach i ogrodach. Uciekały bezładnie ku aparta
mentom Cesarzowej-Wdowy. Cesarz kazał zapytać o ich
Imiona. Były to panny przyboczne i damy dworu. Cesarz
zechciał zatrzymać wzrok na jednej z nich, która zapewne
przez przyzwoitość i lepsze wychowanie nie uciekała rów
nie szybko, co jej towarzyszki. Była to księżniczka ls ’ai-ju.
Cesarz okazał pośpiech i polecił Eunuchowi przywo
łać ją. .
Za czym przeciął westybul z dwunastoma tabliczkami
dwunastu nałożnic, u boku których czuwał na ośmiodnio
wym dyżurze Główny Eunuch Li.
Tej nocy Cecarz nie wskazał żadnej tabliczki.
Księżniczka, wzruszona takim zaszczytem, natychmiast
podeszła do Cesarza, który się uśmiechnął. Przez chwilę
stał nic nie mówiąc, potem zaś:
— Śliczna Siostro, zjawiłaś się tu jak wietrzyk dmący
od obłoków.
Księżniczka:
— A więc są obłoki?
Cesarz rzekł:
— Obłoki nie czyniące deszczu na Niebie, lecz łzy
w oczach.
Księżniczka:
— Nie wiem, jak je rozpędzić. Tylko Cesarz może to
wiedzieć.
— Ja też tego nie wiem. Ale ty tu jesteś. Dlaczego
tu jesteś? Na co czekasz?
Księżniczka:
— Chciałam się ukryć, gdy Cesarz przywołał mnie
do siebie.
Cesarz rzekł:
— Ha! To prawda. Tego wieczoru nie chciałem pisać,
a ty czekałaś na odpowiedź. Och! te nasze wiersze!... Nie
chciałem pisać: pędzelek płakałby zamiast mnie.
Księżniczka:
— Cóż więc jest Cesarzowi?
— Przecież wiesz! Nie wiesz? W Środku wszyscy już
o tym wiedzą! Zganili mnie! Zganili mnie! Ale dlaczego
mnie wypytujesz... Ona (chyląc czoło, Cesarz uniósł złą
czone dłonie) na pewno ci o tym powiedziała... Ale dla
czego! Śliczna siostro, nie mów o tych rzeczach, choć ja,
mówiąc o tym tobie, odczuwam tajemną rozkosz. Choć
rzeczy te um ierają i rozpływają się, gdy wypowiadam je
do ciebie, W ietrzyku dmący na obłoki.
Księżniczka, osuszając swą bielizną z wonnego jedwa
biu zbolałe czoło Pana, odeszła cicho, by połączyć się
z towarzyszkami.
Pisane Jego pędzelkiem:
Zgadzam się na Jedną, czczą Drugą, rozpraszam się
w obawie przed własnymi uczuciami — powstrzymuję
się i wystrzegam, otaczam się myślami twardymi jak
wzniesione szable druhów.
Wybiorę Tę albo nie. Obracam imię wypisane na ta
bliczce. Pod tabliczką — pustka. Nic nie ma pod tabliczką.
Martwy liść, gładka powierzchnia.
Ale ta, której nie wybrałem, której nikt mi nie wska
zywał, której imienia me ma na liście, a wieku jej nie
zapisano na tabliczkach.
Przecież tylko przemówiłem do niej! Oto wszystkie
ukąszenia zmieniają się w rozkosz, znienawidzone imiona
oblekają się w barwy przyjaźni,
Oto ona pieści moje myśli i osusza je, tak jak jej jed
wabne szaty ocierają moje czoło.
OKRES KUANG-śU...
Dwaj cenzorzy stawili się przed Cesarzową-Wdową;
dwóm cenzorom pogratulowano. Tak przynajm niej powia
dają u każdych drzwi. Po nich w tej samej komnacie
przyjęto Książąt K ’inga i Kunga. Ten ostatni stwierdził,
że Cesarz nie zgodzi się nigdy na publiczne odczytanie
Nagany. Z najszlachetniejszych ust słychać nieco rozbieżne
zdania. Weng, Preceptor Cesarski, ze swej strony tw ier
dzi, że posunięcie to jest niesłuszne, niecelowe, i że jeśli
sam Cesarz nie zgadza się na nie, nie można tego zlekce
ważyć. Powracając od Cesarzowej-Wdowy, Książę K ’ing
wyrzekł te oto wielce roztropne słowa: że rezultat Skargi
cenzorskiej i jej skuteczność rytualna zwiększyłyby się
tylko, gdyby odczytano ją Władcy wbrew Jem u samemu.
Wygłodniali zostaną nasyceni, winni ukarani, Ojcowie
i Matki uhonorowani, jeśli Cesarzowi wbrew jego woli
40
udzieli się reprymendy, którą same wydarzenia wymie
rzają jego młodości i niedoświadczeniu.
Tymczasem Mistrz Weng zasugerował coś, co wyka
zuje wielką analogię do obecnej sytuacji. Wyrecytował:
„Ponieważ Cesarz Cz’eng był zbyt młody, aby rządzić
osobiście, rządy sprawował za niego diuk Czou. Ale umie
ścił na dworze własnego syna i nakładał na niego wszyst
kie przytłaczające obowiązki oraz cały surowy ceremoniał
Władcy ludzi, aby tym sposobem Cesarz nauczył się po
stępować jak Władca.
Kiedy Cesarz działał stosownie, Czou, padając na
twarz, pompatycznie mu winszował. Kiedy Cesarz mylił
się, Czou bezlitośnie chłostał Zastępcę”.
Powiedziawszy to, Mistrz Weng skłonił się przed Ksią
żętami Kung i K ’ing. Nie dodał komentarza, ale po apro
bującym spojrzeniu Książąt poznał, że wielkie znaleźli
upodobanie w jego wiedzy i owej stosownej aluzji.
K ’ing natychmiast kazał zawiadomić cenzorów, że
Władca otwarcie przyjmie ich zażalenia.
W Pałacu tymczasem drżą nadal, czy nie odmówi On
jeszcze, albo też czy podczas samej tej obraźliwej cere
monii nie okaże niecierpliwości i urazy.
OKRES KUANG-StT...
Cesarz powiedział:
— Dwa dni upłynęły. Za pierwszym razem, gdy woła
łem, moja śliczna siostra uciekła. Dzisiaj marzyłem o niej
nie mając nadziei, że się pojawi: oto i ona!
A więc służba mojej Czcigodnej Matce zostawia ci
jeszcze swobodę?
Księżniczka Ts’ai-jti nie odważyła się odpowiedzieć.
Bez wątpienia w słowach Cesarza obawiała się dosłyszeć
niezadowolenie lub też sprowokować je swoją odpowie
dzią. Cesarz dodał:
■— Jakiż to niezwyczajny moment! Niespodziewana
godzina. Godzina nieoczekiwana. Zobaczyć nie spodziewa
jąc się tego i mieć nie oczekując.
Przestał i podjął z większą mówiąc troską:
41
Ranek ten nie przystroiłby się dla mnie tak w y
kwintnie, gdybym posłuchał moich doradców. Popędzali
mnie. Odmówiłem. Czyż będę jeszcze ich słuchał?
Księżniczka rzekła:
— Niechaj mój Starszy Brat nie słucha swoich złych
doradców. Czyżby zapomniał, dokąd chcą go oni powieść?
— Nie zapomniałem. Mogę zapomnieć co innego, ale
nie to. Odmówiłem. Powiedziałem: nie chcę. Ale kto ci
powiedział, czego chcą doradcy?
Księżniczka pełnym szacunku gestem okazała, że sama
Cesarz...
Cesarz:
— Słusznie. Zapomniałem o tym.
Przez chwilę pozostawali w milczeniu. Cesarz powie
dział:
— Przepraszam, że przez cały czas mówię mojej ślicz
nej siostrze o nudnych i uciążliwych sprawach państwo
wych. Dlaczego ciągle jej o nich opowiadam?
Ale ona jedna w Pałacu nie przybiera skruszonej miny,
gdy mówię o tym, co mnie opanowuje i czego nie mogę
skryć przed wszystkimi.
Przy tych słowach wzrok Cesarza przyciągnęła biega
nina Eunuchów, powracających w strojach ceremonial
nych.
Zapytał: — Skąd oni przychodzą? Audiencja? Dlaczego
audiencja? Któż się na nią zgodził albo postanowił? Kto
był Przyjmującym? Kto się stawił?
Księżniczka usiłowała odwrócić jego umysł od przed
miotów, które zdawały się go niepokoić. Cesarz nie słu
chał jej. Jego wydłużone oczy stały się bardzo zirytowane.
Policzki przybrały barwę bladego nefrytu. Gdy sam uchy
lił obicia, ujrzał Głównego Preceptora, także w stroju
audiencyjnym. Cesarz cofnął się w głąb komnaty i usiadł.
Mistrz Weng po trzykroć padł na twarz.
Cesarz rzekł:
— Mistrzu. Skąd się tu wziąłeś? Kto był Przyjm u
jącym? Kto się stawił?
— Czyż ośmielę się mówić.
— Odpowiadaj.
— Powiem Cesarzowi, że wszystko, co go drażniło,
już skończone. Nagana została udzielona i przyjęta.
42
— Przez kogo?
Mistrz Weng wyrecytował w nader stosownej chwili:
„Ponieważ Cesarz Cz’eng był zbyt młody, aby rządzić
osobiście, rządy sprawował za niego diuk Czou. Ale umie
ścił na dworze własnego syna i nakładał na niego wszyst
kie przytłaczające obowiązki oraz cały surowy ceremoniał
Władcy ludzi, aby na tym przykładzie Cesarz nauczył się
postępować jak Władca.
Kiedy Cesarz działał stosownie, Czou, padając na twarz,
pompatycznie mu winszował. Kiedy Cesarz mylił się, Czou
bezlitośnie chłostał Zastępcę”.
Cesarz ze czcią wysłuchał tych starożytnych słów
i powiedział:
— Czyż więc syn twój jest do mnie podobny?
Ku swemu wstydowi Mistrz Weng wyznał, że nie ma
dziedzica płci męskiej.
Cesarz rzekł:
— Syn księcia krwi? Kto śmie być podobnym do mnie?
A znam ich wszystkich i nie widzę.
Preceptor nie śmiał odpowiedzieć.
— A więc człowiek z ulicy! przekupień! niewolnik'
Preceptor stwierdził, że uszlachcono go z tej okazji.
Cesarz wstał. Widzi Księżniczkę, która nie odważyła się
uciec ani się ukryć, idzie ku niej:
— Wzięli jakiegoś człowieka!
Do Preceptora:
— I to ty dałeś im tę radę! Gdzie jest ten niewolnik?
Każ mu przyjść tutaj, abym obejrzał się od stóp do głów!
Weng, drżący pod owym zagniewanym „ty”, kazał
zawołać człowieka. Ujrzano Drugiego Cesarza w szacie
ozdobionej smokami, o niepewnym kroku, z wydłużonymi
oczami i twarzą barwy bladego nefrytu. I padł na twarz
przed tamtym. Zmuszono go jednak do powstania i przyj
rzenia się sobie wzajemnie; Jeden i Drugi stali długo
twarzą w twarz.
Potem Cesarz odwrócił się odeń ze zgrozą jak od lustra
bez dna i obrazu. Jeszcze poszukał wzrokiem Księżniczki.
Ale już jej nie było. Cesarz zapłakał; odszedł, nie pod
niósłszy Preceptora leżącego ciągle na twarzy. Tamten,
zbity z tropu, stał nadal. Eunuchowie nie wiedzieli, co
robić —■czy go przepędzić, czy też skłonić się.
Wzięli jakiegoś człowieka! Odziali go w moje szaty!
Dali mu moją twarz i moje wzięcie! Posadzili go na
moim tronie. Jak przede mną padli przed nim na twarze!
Podwojono moją osobę — moją, Cesarza, Jedynego.
Ukradłszy moją Obecność, przyjął on zniewagę, którą ja
jedynie winienem przyjąć i która słodsza byłaby niż to!
Komentarz Annalisty:
Utwór o pięknej równowadze i pięknym rytmie; użyte
w nim przeciwstawne znaki dobrze uw ydatniają sprzecz
ność tematu.
Pisane Jego pędzelkiem:
OKRES KUANG-St)...
Odtąd wszystko wróciło do normy. Żadnej z pięciu pla
net nie ożywiają niezwyczajne poruszenia. Lud pasie się
w łagodności niby dobrze prowadzone woły. Drzewo,
0 którym doniesiono z prowincji Kueiczou, potworne,
zarazem morwowiec i czarny bambus, było świadkiem,
jak w ciągu jednej nocy uschło wszystko to, co było
w nim czarnym bambusem, i pozostało morwowcem. Przy
wrócony w naturze porządek jawnie wskazuje na zado
wolenie w Niebiosach.
Oczekuje się. Czeka się. Pory roku następować będą
po sobie w przewidzianym porządku. Rzeki poznają swe
drogi, a plaga Synów Han, sama z siebie umacniając tamy,
zasłuży sobie na miano Opiekuna. Urzędnicy wojskowi
1 cywilni od dziewiątej rangi do pierwszej: będą uczciwi
i sprawiedliwi — napęczniali łagodnoścą dla ludu. Woj
skowi wystrzegający się obrażania cywilów, ci zaś pogardy
dla wojskowych — więcej żądać nie można — jak w pier
wszych wiekach i w tym lśniącym królestwie Pierwszego
Żółtego, gdzie pochlebców i łotrów zdradza specjalne
ziele, feniks gniazdo sobie wije na dachach, a w ogrodach
baraszkują jednorożce.
Jeden tylko dysonans w tej harmonii, wprawdzie nie
w obrębie Środka i Osiemnastu prowincji, lecz w odle
głych posiadłościach Królestwa. Jeśli Marchie Zachodnie
44
i Północne są spokojne, to zgoła inaczej jest z królestwem
Korei, niepokojonym wielce przez najazdy Ludu Karłów *.
Książę wasal domaga się wsparcia. Cesarz postanowił
uczynić mu zadość. Wystarczą dwa tysiące dzielnych wo
jowników, a b y -wszystko wróciło do normy. Po czym Ce
sarstwo znów stanie się spokojne i wygładzone jak kle
pisko ubite razami cepów, i wyrównane pod młyńskimi
kamieniami, gotowe do nowego żniwa.
K arły bardzo są bezwstydne. Ludzie ci, o których
nigdy nie wiedziano, czy ich wyspa znajduje się w zależ
ności hołdowniczej, czy też niewolniczej, których hołdy
były rzadkie, a bunty częste, właśnie otwarcie zaprote
stowali przeciwko Najwyższej Władzy. Twierdzą, że nigdy
nie uznawali Cesarza i protestują przeciwko tak bardzo
zasłużonemu imieniu. Ich królestwo — mówią — nie jest
królestwem Karłów, lecz Królestwem Żi-pen, to znaczy
pochodzenia słonecznego. Zapominają, u kogo pobierali
nauki, i że wszystko, co wiedzą — nawet te dwa szla
chetne hieroglify, które pożyczają albo kradną — przyszło
do nich z Cesarstwa Hanów. Tylko przywary są ich praw
dziwą własnością: pycha, upór, popędliwość. Przeciwko zaś
dwóm tysiącom żołnierzy cesarskich oni wysyłają dwieście
tysięcy swoich.
Cesarz kazał przywołać M inistra Armii Lądowej i Mor
skiej i rzekł:
— Kiedy dowiemy się o zwycięstwie?
Wzdłuż całej drogi do Korei stoją w pogotowiu szybcy
kurierzy. Są także sygnały na wieżach strażniczych.
— Zarządzamy, aby natychmiast po otrzymaniu wia
domości, czy będzie to dzień, czy noc, zebrała się Wielka
Rada, abyśmy Sami mogli ją o niej poinformować.
Marszałek prosił Cesarza, by zechciał on zważyć, iż
nie wypowiedziano jeszcze wojny z całym ceremoniałem
ani też nie ogłoszono jej w Świątyni Przodków.
— Czyż mam wypowiadać wojnę buntownikom?
Marszałek wyznał, że ilość wojska nie jest wystarcza
jąca. Zawsze dobrze jest naśladować Nadzorcę Lasów,
który napiąwszy cięciwę swej kuszy, sprawdza, nim wy
puści strzałę, czy nałożył ją według prawideł.
Cesarz, uśmiechając się pobłażliwie i z rozbawieniem,
raczył zareplikować:
45
Ale pan nie ma kusz ani strzał, tylko straszną broń
palną, gotową do użytku.
Marszałek zwrócił uwagę, że przy silnych upałach broń
palna nie będzie całkiem pewna w użyciu.
— Cóż znowu! Czyż jeden pozbawiony broni żołnierz
spod naszych znaków niewart jest pięciu przeciwników
z tego ludu karłów?
— Tak, owszem. Dokładnie tak. Ale ci z roztropności
odmówią może walki wręcz.
— Niechaj ich do tego zmuszą — polecił Cesarz, wsta
jąc i przerywając audiencję.
Pisane Jego pędzelkiem:
Oby spokój serca rozciągnął się na nasze posiadłości:
Cesarz ma żołnierzy raczej po to, by zapewniać pokój,
nie wojnę.
Cesarstwo i Ziemia pod Niebem należą do nas! Czyż
owe sprzeniewierzenia krnąbrnych warte są tego, by dłu
żej się nimi zajmować?
Czyż warto, aby ich pognębić, męczyć choćby jednego
jucznego muła? Przyprawić o poty jednego konia jedno-
chodźca?
OKRES KUANG-SO...
Cesarz ogłosił właśnie w Świątyni Przodków, że
wkrótce rozpocznie się dławienie buntowników.
OKRES KUANG-StJ...
Aby wydać bitwę, K arły nie czekały na cesarskie na
pomnienie. Wiadomo, że wojska zetknęły się. Otrzymano
tajną pocztę. Nocą Książę Kung przybył do Pałacu. Za
pewne już niedługo intendentura Pałacu będzie musiała
przygotować uroczystość trium fu i zgniecenia wroga.
Tymczasem cały dom cesarski otrzymał polecenie przy
gotowania Konwoju i Eskorty. Gdy tylko wstał dzień
46
owego poranka, Eunuchowie każą zaprzęgać wozy i napy-
chają ubioram i kufry. Czy Cesarz, postępując w tym za
przykładem swych wielce znakomitych przodków, Sam
wyda rozkazy swoim wojskom i poświęci zwycięstwo?
Tak przecież robi wielki Cesarz. Czyż ten, który czuwa
nad Imperium jak kwoka nad kurczętami, może być
nieobecny, z dala od trium fu?
OKRES KUANG-SU...
Wieczorem tego samego dnia W nętrze nie wie, czego
się trzymać. Przygotowany konwój jest podwójny i prze
znaczony zarówno dla Domu wielce Czcigodnej Cesarzo-
wej-Wdowy, jak i dla świty Cesarza. Czy przed frontem
wojsk wolno jeszcze myśleć o wojnie? Ona sama, Mądra
Matka Królestwa, daje przykład urojonego wyjazdu, ze
wzburzeniem zaciskając w dłoniach swoje drogocenne
atrybuty, pieczęć noszącą znaki po tysiąckroć błogosła
wione:
Pieczęć Cesarzowej-Wdowy Ts’y-hi
i rezerwuje koszyk dla swych dwóch ulubionych piesków;
i obcięła paznokcie, i ogołociła swe drogocenne nesesery
z przyborami do manicure. Zaiste, Pałac nie wie, czego się
trzymać.
Nie ogłoszono żadnego Dekretu. Ani Cesarz, ani M ar
szałek Sztandarów nie wydali jeszcze żadnego rozkazu
dotyczącego rozmieszczenia Gwardii, Tygrysów, Nosicieli
Ogonów Leoparda i wszelkich atrybutów Syna Nieba,
gdy zechce on prowadzić wojnę.
Nikt także nie ma pojęcia, co będzie z łupem. Jedni
twierdzą, że wszystko zostanie spalone i zniszczone. Inni
proponują, aby zatrzymać bogatych zakładników.
Annalista musi teraz czuwać bardziej niż kiedykol
wiek, nie pomijając naw et tchnienia ani po dziesięćkroć
rozbrzmiewającego echa.
Albowiem Historia będąca Zwierciadłem czynów Ksią
żąt, rozlewiskiem faktów dokonanych, obszerną studnią,
w której przychodzi odbijać się wszystko, co drży w po
wietrzu, nie może pozwolić na umknięcie żadnej z tych
heroicznych chwil.
47
OKRES KUANG-Str...
Nocą. Dekret „pilny”, przed świtem.
„Wobec zuchwałości tych niewolników, ważących się
kierować swe kroki ku Naszej stolicy, postanawiamy, że
jedyną Naszą odpowiedzią będzie pogarda. Z całym
przeto dworem wycofujemy się poza Przełęcze Zachodnie,
w stronę Si-an, gdzie Autorytet Nasz nie może ponieść
żadnego uszczerbku. Generałom naszym zostawiamy...”
Cesarz znienacka kazał przerwać czytanie dekretu.
Więc dekret ten nie pochodził od Jego osoby?
Cesarz odrzekł:
— Wymażecie, wymażecie; podrzecie; podrzecie! Kto
kazał to napisać?
Jedynie Li, Eunuch Cesarzowej ■— który znajdował
się tam bez powodu albo wskutek zamieszania wśród służ
by — ośmielił się odpowiedzieć: „że jest rzeczą koniecz
ną uniknięcie świętokradztwa i że wiek oraz zdrowie
Matki Imperium nie pozwalają na jakiekolwiek ryzyko
zniewagi”.
Cesarz rzekł:
— I to właśnie miały być przygotowania do triumfu!
A oto i kurierzy zwiastujący zwycięstwo! Niechaj zosta
ną głośno odczytane wieści z armii — wszystkie wieści!
On, który winien wiedzieć wszystko, zdawał się nie
wiedzieć. Tak zresztą jak niepokój w umysłach, wzmagał
się zgiełk wokół Wielkiej Harmonii, a nawet w pomie
szczeniach kobiet. Śmiały pojawić się nowe, młodziutkie
nałożnice, wystraszone, z włosami nie zaplecionymi i nie
umalowanymi twarzami. Ponieważ drzwi trzaskały swo
bodnie, ludzie, których nie odsuwali zaaferowani gdzie
indziej Eunuchowie, zatrzymywali się, aby wysłuchiwać
decyzji.
Lektor wygłosił:
Raport generała...
„Wasz sługa..., wielki dygnitarz pełniący funkcję...,
drugi dyrektor kancelarii domniemanego spadkobiercy,
upadając do Waszych stóp, przedkłada Wam niniejszy
raport, w którym oznajmia, iż okręty japońskie zniena
cka zaatakowały nasze. Na podobieństwo piratów swoją
pogardę dla zasad przyzwoitości posunęli oni tak dale-
48
ko, że napadli nas bez zwyczajnego ostrzeżenia. Jak się
zdaje, oszukaństwo stało się ich drugą naturą.
Dnia... piątego miesiąca przestępnego zadął w iatr
i spadły deszcze w wielkiej obfitości, byliśmy krańcowo
zaniepokojeni.
Nazajutrz pogoda była piękna. Nieprzyjaciele pojawi
li się znienacka. Bitwa była straszna. Jeszcze trwa. Nie
można przewidzieć, przy kim zostanie zwycięstwo. Nie
mniej Wasz poddany na własne oczy oglądał zagładę
wszystkich naszych okrętów lub ich ucieczkę podczas bit
wy. Nie można wyrazić jego bólu. Wasz sługa uważa, iż
nie mógł on — skromny, biedny literat — z pałką bojową
w dłoni rzucić się naprzód, aby powstrzymać łotrowskie
lance naszych nieprzyjaciół i odepchnąć żelazne maszty
ogniem plujących dżonek; i że nie potrafił też popłynąć
o samych wiosłach, aby walczyć pod ogniem ich dział.
Zaczerwienił się wobec oficerów i żołnierzy. Jego serce
przytłacza ból i żal z tego powodu. Obecnie nie ma żad
nej pomocy i niebezpieczeństwo jest nadzwyczaj poważne.
Nieprzyjaciel zamierza zapewne maszerować na Waszą
Stolicę. Zaprawdę, zasłużyłem na wielką karę. Proszę Ce
sarza, aby najpierw postawił mnie przed sądem cywil
nym. Bezustannie leję łzy i błagam o ukaranie. Z najw yż
szą czcią adresuję ten raport do Cesarza”.
Cesarz, wysłuchawszy, powiedział:
— Rzeczywiście, byłoby rzeczą straszną, gdyby ci lu
dzie dotarli aż tutaj i spotkali moją wielce Czcigodną
Matkę. Przygotujcie więc wyjazd. Nie pod koniec dnia,
lecz o świcie, i nie tysiąc żołnierzy, lecz pięć tysięcy zbroj
nych spod sztandarów. I nie przez Tylną Bramę, lecz
przejdźcie pod Wielką Czystością, i nie w bezładzie, lecz
z pompą; lud będzie wiedział, że Matka Imperium, która
znajdzie się rychło pod ochroną dwu prowincji, wcale nie
musi obawiać się napastników.
I proście Moją Matkę, by od swego syna przyjęła wy
razy hołdu i pożegnania.
Główny Eunuch z uszanowaniem zauważył, że Dekret
mówi także o wyjeździe Cesarza.
Cesarz rzekł:
— Oto Nasz dekret.
Sam i na nowo podyktował ten oto nowy dekret:
49
„Przez szacunek dla Cesarzowej-Wdowy postanawiamy,
że pod długą eskortą zostanie Ona odprowadzona drogą
do Stolicy Zachodniego Spokoju*, tymczasem zaś My, po
kładając ufność w woli Czystego Władcy Nieba, pozosta
niemy w naszej Stolicy północnej*, aby odstraszyć najeźdź
ców”.
I nie czekając, aż Główny Sekretarz policzy hierogli
fy i sprawdzi redakcję, sam obiema dłońmi pochwycił
ciężką pieczęć nefrytową o rogu wyszczerbionym od tylu
lat i tak wielu kataklizmów dynastycznych, i oznaczył
nią Dekret; tymczasem jego głos, stając się głosem demo
na opętanego gniewem, powtarzał ostatnie jego polecenie:
Uszanujcie to.
Pisane Jego pędzelkiem:
Dobrze wniknąć w samego siebie! Rozliczne niebez
pieczeństwa czają się wokoło mnie, a także obok mnie,
a także we mnie.
Co do tych zewnętrznych, najeźdźców: niech się zbliżą!
wiele jest na szańcach worków z wapnem i piaskiem, na
wet wiatr ich oślepi.
Ale gdzież są moje wysokie mury? Gdzie przyczaję
się w głębi siebie i co odpowiem wewnętrznym doradcom,
którzy ranią bardziej niż oręż... Chcieli, abym wyjechał.
Tak, Wen-hien — o szlachetny mój przybrany ojcze! —
usunął się przecież przed Zamorskimi Diabłami aż do Że-
holu, grobowca przodków, ale po to tylko, by tam umrzeć.
Niechaj On i Inni wybaczą mi, że nie pójdę w ich śla
dy i że pragnę umrzeć tu, w tym miejscu, i że po raz pier
wszy dokonam tego, czego nikt mi nie podyktuje ani na
każe. Daję przykład. Postanawiam. Choć Syn Nieba, dzia
łałem z naiwnością śmiertelnika, który sam z siebie idzie
na lewo lub też na prawo. To dobrze. To coś nowego Je
stem: My, Cesarz.
Upojony niezwykłymi myślami, układam ten wiersz:
„Oto i wróg. Kohorty jego kroczą krokiem szarańcz,
a posuwa się on nieubłaganie jak morze.
Doradcy mówią mi: nie można oprzeć się morzu. Sza
rańczy nie wygnieciesz jednej po drugiej!
4 — S y n N ieba
50
Pełni roztropności i uszanowania, cofamy się wobec
plag; i wzbudzając w duchu swym pokorę, Cesarz wyjed
na u Nieba, że ci pożrą się nawzajem, a tamto, głębokie
jak Śmierć, zatrzyma się.
Ale ja, Cesarz, patrzę w spokoju, jak przybliża się
Ta i tamte.
Troskliwie unosząc rękaw, delikatnie kreślę ten po
emat’’.
Cesarz rzekł:
— Kto mi przerywa?
Ale pośród wyjazdowego ruchu i zamieszania panują
cego w najszlachetniejszych apartam entach nie było ni
kogo, kto by pilnował swoich drzwi. W taki to sposób
Mistrz Wcng mógł niespodziewanie znaleźć się w Obec
ności.
Cesarz raczył go nie wyrzucać, lecz głosem niewzru
szonym powiedział:
— Czy pan także przychodzi, aby nakłaniać mnie do
ucieczki? Musi pan wiedzieć...
Weng ośmielił się wrzucić swój głos pomiędzy słowa
Cesarza: przeciwnie, dowiedziawszy się o Postanowieniu,
pośpieszył, aby zakomunikować Cesarzowi, jak bardzo je
go dawny Mistrz uważa je za godne Syna Nieba.
Cesarz rzekł:
— Jestem panu wdzięczny za to potwierdzenie. Jest
pan jedynym człowiekiem, który w głębi ducha nie myśli
ganić mnie za nieoczekiwane postanowienie.
— Jakżebym śmiał? Skoro postanowienie to tak w ier
nie kontynuuje większość postanowień przodków! Skoro
odtwarza ono tak drobiazgowo i z takim uszanowaniem
to, czego przed nim dokonali najbardziej godni naślado
wania Cesarze! Niech Jedyny Cesarz będzie spokojny nie
ogłosił niczego niespodziewanego; byłoby to straszne. Nie
fantazjuje on bynajmniej. Nie wymyśla, postępuje za
przykładem, zgodnie. Pośród wszelkich rozpaczliwych
okoliczności postawa bohaterska jest jedyną, jaką przybrać
może pan Dziesięciu tysięcy wieków niby swą osobistą
zbroję! Czytamy, że Ming-ti nie chciał uciekać... i że Wu,
syn Wanga, kazał przywiązać się w Pałacu...
Cesarz powiedział:
51
— A też i to, że Cz’ung-czeng, którego pokonała Na
sza Czysta Dynastia, powiesił się w moich ogrodach na
drzewie, które za karę okuto w łańcuchy! Zabrzęczałem
owymi kajdanami, będącymi świadkiem; przeszedłem pod
żywym sklepieniem, co podtrzymywało Tamtego. M ury
także były otoczone przez buntowników. Ma pan rację,
wielce czcigodny mistrzu. Nie posuwam się do przodu.
Schodzę, następuję. Wyprzedzono mnie wszędzie.
A więc niech się pan wycofa razem z innymi.
Weng prosił, aby mógł zostać. Cesarz, znieruchomiały,
zamilkł ogarnięty wzruszeniem, którego nikt nie potrafił
pojąć, przybity.
Strząśnięte z Jego pędzelka:
Łańcuchy! aby zdusić myśl! aby skrępować wszelkie
wystające gałęzie. Więzy dla powiązania sukcesji.
Wibruje poprzez mnie wątek, którego jeden koniec
jest na końcu wieków, drugi zaś napina się już ku krań
cowi i nowemu rozpoczynaniu.
Komentarz Annalisty:
Ten ośmiowierszowy poemat, bardzo dyskretny, jak
to przystoi w chwili n epokojów, podkreśla wagę ciągłości
Funkcji. Nikt nie może lepiej opiewać jej wielkości niż
ten, który jest jej niewyrażalnym Wybrańcem. Toteż
w zamian wypada sławić nawet Tego, który harmonijnie
łączy stosowanie pędzelka ze strażą nad czerwoną pałką.
Ale czyż w tej słusznej równowadze nie naśladuje on
właśnie wzniosłego przodka z okresu K ’ien-lung? Oczy
wiście: naśladuje go.
OKRES KUANG-SU...
Do stolicy przybył dziś Kang-i, marszałek tatarski pro
wincji Kwangtung.
W ten sposób okazał posłuszeństwo wydanym uprzed
nio poleceniom, aby wierni poddani świętowali z całe
go serca sześćdziesiąte urodziny Matki Królestwa.
Aliści pośród owego rozgardiaszu różnych spraw głów
ny Astronom i drugi sekretarz Intendentury, odpowie
dzialni za inaugurację obchodów, nie mieli odwagi. A in-
>l/n Nieba Victora Segalena (1878— 1019), mało poza Francją znanego poety ymbolisty, archeologa, a nade wszystko ninologa, jest bez wątpienia najznaczniej szym dziełem tego interesującego pisarza. Powstało ono w 1910 roku, w czasie po bytu Segalena w Chinach; pod tytułem Kronika dni panowania pierwsze jego strony opublikował autor w 1917 roku, w almanachu literackim C. Cresa. Po la tach zapomnienia powieść doczekała się pełnego wydania w 1975 r. (Flammarion). Nie jest to powieść stricte historyczna. Kanwą jej wprawdzie są autentyczne wy darzenia, których widownią były Chiny u schyłku dynastii mandżurskiej (panowa nie przedostatniego cesarza tej dynastii, Kuang-Su, oraz regencja jego ciotki, ce sarzowej-wdowy, osławionej Ts’y-hi, bar dziej znanej pod imieniem Jehonala), au tor jednak poczyna sobie z materią histo ryczną dość swobodnie: zacieśnia ramy czasowe akcji i popełnia inne jeszcze nie ścisłości. [...] Powodują nim oczywiście względy artystyczne — zagęszczenie atmo sfery dramatycznej, jaskrawsze wydobycie motywacji psychologicznych i politycznych konfliktu pomiędzy młodym cesarzem, ro zumiejącym konieczność wszechstronnej modernizacji Chin (przede wszystkim w aspekcie kulturalnym i politycznym), a regentką uosabiającą najbardziej reak cyjne i ciemne siły zmurszałego reżimu mandżurskiego. [...] U n VICTOR SEGALEN Syn Nieba
OKRES * KUANG-SU, rok piętnasty, dwunasty księżyc, dwudzieste trzecie słońce. JA, Cesarz*, w Naszym Pałacu w Pekinie z wielkim usza nowaniem otrzymałem ten Dekret od Naszej Matki, Cesa rzowej-Regentki: Dotychczas, ilekroć postanawiał skłonić się ku jakiejś decyzji lub odłożyć na później jakąś sprawę, nie mogliśmy uchylić się od obowiązku udzielania mu Naszych rad. Obar czony od lat najwcześniejszych Mandatem Nieba-Władcy, Cesarz z trudem dźwigał brzemię przodków i nader często On sam, a także Książęta zanosili do Nas prośby o inter wencję. Otóż i zbliża się do wieku męskiego. Od dawna studiom i zgłębianiu Etykiety raczy On poświęcać wszystkie wolne chwile, które pozostawia mu Pałac. Jego postępy są wi doczne, satysfakcja Nasza jest wielka. Wypada przeto, aby przyjął i objął kierowanie całym Cesarstwem Pod niebnym, spełniając w ten sposób życzenie Naszych Mini strów i nadzieję Naszego Ludu. Tak niechaj się stanie natychmiast po ceremonii za ślubin. Uszanujcie to. Dalej: sekretne Postanowienie do ogłoszenia wewnątrz Pałacu. Polecamy, aby z dniem dzisiejszym — iżby podkreślić uwagę, jaką nie przestaniemy otaczać Naszego Syna, i sto sując się do zwyczajów, wypróbowanych podczas tylu peł nych chwały poprzednich' panowań — przydano Jego Oso bie specjalnego annalistę. Niech urzędnik ten, pomijając wszystko, co jest zwy kłym przedmiotem Historii oficjalnych, śledzi co dnia Jego uczynki, zapisuje Jego słowa, kopiuje każdy z Edyktów, który spłynie z Jego pędzelka. Swoją cnotą, talentami kaligraficznymi, wielkim synow skim oddaniem Wu K’o-liang, syn cenzora Wu K’o-tu *, zasłużył sobie na objęcie tej funkcji. Niech ją obejmie. Komentarz Annalisty: Jest to funkcja jedyna i przerażająca. Każdy uchyliłby się od niej jako niegodny, gdyby inwestytura nie spły wała z tak wysoka. Zrównany z cenzorami, których stra szliwy obowiązek polega na udzielaniu słów nagany same mu Władcy! annalista, niewolnik i proch, ważący się zaledwie nędznym i drżącym pędzelkiem kreślić to, co następuje, nie może pominąć nawet tego, co sam Cesarz poleciłby uznać za godne zapomnienia. Ma on rozkaz czu wania, aby nie uległy zatracie wbrew im samym najmniej sze poruszenia, krótkie utwory poetyckie, decyzje z głębin serca płynące. Tego, co zbierze tajemnie annalista, nikt nigdy nie do wie się ani od Ludu, ani od hołdowników. Inni, dysponu jący inną władzą, wymażą wszystko, co należy. Nie wie dzieć — to błąd. Wiedzieć za dużo — w jakże złym to smaku! Wiedzieć skromnie — to, co godzi się wiedzieć jako kiedyś istniejące. Takie oto wielce przenikliwe zamiary zawarła racja Stanu Matki przodków w tym tajemnym sekretnym po stanowieniu. Niech racja ta sankcjonuje, usprawiedliwia i legalizuje wszystko, co dalej utrwalone zostanie drżącym pędzelkiem. OKRES KUANG-SU, rok szesnasty, pierwszy księżyc, dzie siąte słońce.
8 Cesarz, w wigilię wstąpienia na tron wskutek osiągnię cia pełnoletności i abdykacji Regentki, zapragnął z Góry Kontemplacji objąć jednoczesnym spojrzeniem cały Pałac i potrójny pierścień murów Miasta *. Wielki Eunuch z uszanowaniem zauważył, iż Górę Kontemplacji, nieco obcą Pałacowi, widać ze wszystkich murów, ze wszystkich mostów, ze wszystkich alej, uliczek i dziedzińców trzech miast. A Cesarz nie może być widziany! Świta przyciągałaby wszystkie spojrzenia. Piąć się bez eskorty — niezbyt przystoi. Cesarz mówi: „Niewielka liczba... Niewielka liczba...” Pięciu Eunuchów ze zwykłej służby postępowało za Oso bą i otoczyło ją. Wśród tej szarej mgły Smok * ruszył w drogę ku obłokom. Wspomagany przez swą eskortę, zatrzymując się często, dotarł On na szczyt zamieszkiwany przez pięć pawilonów o błękitno-żółtych dachówkach, o dachówkach żółtych. Ze szczytu Cesarz oglądał: Prosto na południe rozciąga się łan wielkich żółtych da chów, spiętrzonych ku Południu. Wzrok, kołysany przez nie jak ptak nad powietrznymi dolinami, opada i wznosi się powabnym ruchem. Nawet pod hełmem obłoków lśnią one właściwym sobie blaskiem. Brak słońca? Pod przy kryciem dachówek świecą uwięzionym ogniem. Są falami wśród ciepłego żniwa, całym żarem lata na dostałym polu. Kształt obejmującego je szańca to czcigodny ziemski kwa drat, kw adrat będący miarą pól; Cesarz przypomina sobie, jest Oraczem Domeny *. On jednak, którego obecność napełnia co dnia wszyst kie te Pałace, szybko odwrócił od nich oczy ku zachodowi. Zimowe drzewa o wyschłych palcach nie skryły przed Nim Trzech Jezior, Trzech Mórz: Południowego (gdzie na czci godny rozkaz Regentki buduje się nowe schronienie, bar dziej niż inne sprzyjające długiemu odosobnieniu, medy tacji... Bo tylko wygięty most spaja je z całą ziemią). Po tem Jezioro Środkowe. Północne, zawierające Wyspę, na której lśni Biała Wieża. Lecz ani Trzy Morza, ani nowy Pałac, ani całe Miasto Cesarskie, osłaniające swym czerwonym murem Fioletowe 9 Miasto Zakazane, nie zatrzymały cesarskiego wzroku, który przeniósł się ku Północy. W stronie północnej zechciał On rozpoznać Wieżę Bę bna, mającego dudnić na wojnę lub na jakieś wielkie nie prawości. Jeszcze wyżej nader starożytną Wieżę Dzwonu, który ma dźwięczeć na powrót wojsk — wierniej znaczą cego spokojne godziny niż klepsydry opłakujące czas. Nieznużone oczy Cesarskie przebiegły po wozach bojo wych na murach o długości czterdziestu li *, których szańce, bastiony, strażnice, dziewięć bram czuwają nad Miastem Cesarskim, czuwającym nad Pałacem niby po dwójna Marchia wasali na rubieżach Imperium. Wreszcie na zewnątrz wszelkich murów Cesarz rozpo znał w stronie południowej potrójny błękitny dach Świą tyni Nieba i w tejże dzielnicy cały wielce zapracowany Lud rolniczy i kupiecki. Ale On nie spoglądał naprawdę ku Miastu zewnętrznemu, lecz dalej. Cesarz rzekł: — Co jest dalej, poza Miastem zewnętrznym? Jeden z Eunuchów odpowiedział: Wit lki Park dla cesarskich łowów. — A za Parkiem? •— Równina, wieś, kanały, rzeki i góry. Są też Cztery Morza *. -— A jeszcze dalej niż Cztery Morza? — Nie ma już nic. Albowiem to jest Imperium, które jest Środkiem, które jest wszystkim. Ale oblicze Cesarza uparcie wypatrywało ku połud niowi dymu tańczącego na widzialnym horyzoncie, jeszcze dalej niż blanki najodleglejszych murów. A uszy Jego wsłuchiwały się w jakiś niezwykły dźwięk, niesiony przez ciszę ponad blankami. Cesarz, czyniąc gest, wyrzekł niezwykłe słowa... Sądzono, że usłyszano rozkaz wracania do Pałacu. Przy gotowano drogę, otwierając na oścież bramę powrotną. Cesarz odwrócił wzrok od Miasta i od horyzontu. Ujrzał otw artą bramę i raczył zejść. Bramę, zaraz po jej przekroczeniu, starannie zamknięto. Tego samego dnia. Słowa strząśnięte z Jego pędzelka:
Deszcz na razie wstrzymał swoje Izy. Skulił skrzydła żuraw rwący się w powietrze. Schylony nad Imperium wstrzymuję swój wzlot, kręci mi się w głowie i zamykam oczy. Komentarz Annalisty: W wierszach tych Cesarz pragnie zapewne ukazać sto sowne wzruszenie, ogarniające Syna Nieba, kiedy — niby z bardzo wyniosłego miejsca — rozważa on wszelkie po ciągające go obowiązki. Myśl ta jest nader trafna. Uczucie i kaligrafia są rodzaju poetyckiego. Takie igraszki ukazują wielką uczoność Cesarza. OKRES KUANG-SU, rok szesnasty, pierwszy księżyc, dwu dzieste słońce. Cesarz, po raz ostatni za czasu Regencji, poszedł tego ranka paść na twarz przed Cesarzową-Wdową i błagać 0 ostatnie rady. Regentka oznajmiła, iż spieszno jej dać sobie wreszcie wytchnienie od spraw urzędowych. Cesarz rzekł: — Nie bez trwogi przestanę wspierać się na mojej czcigodnej Matce! Odrzeczono mu: — Odtąd należy działać samemu. Czyż kobieta może zachować tak długo pewność sądu? Usuwam się jako wdowa. Niechaj Książęta nie wierzą już w moje istnienie. Gdyby zaś Cesarz potrzebował moich rad, będę dlań niema 1 niewidoczna. Cesarz, skłaniając się, rzekł: — Zaprawdę, drżę z trwogi! Co robić? Nie potrafiłbym rządzić pozbawiony rad. Poradzono mu: - Proszę się otoczyć ludźmi zdolnymi. Cesarz rzekł: — Proszę mi wymienić ludzi zdolnych! Wymieniono księcia K ’ing i marszałka Żung-lu *. Cesarz rzekł: 11 — Ich zdolności są tak wielkie, że wzbudzają we mnie strach. Wypowiedziano: — Proszę ich zatrzymać; będą służyć do ostatniej kropli krwi. Cesarz rzekł: — Miałem zamiar wziąć sobie Wielkiego Doradcę... Potem imię, wyszeptane bardzo cicho. Ani Eunuchowie strzegący wszystkich drzwi, ani służące Cesarzowej-Wdo- wy, choć uważne, nie mogły donieść o tym wyborze. Raczono się uśmiechnąć: — Wybór Cesarza jest znakomity! Cesarz rzekł: ■— Nie wiem już! Błagam moją Czcigodną Matkę, aby nie skąpiła mi swoich opinii. Odrzeczono: — Nie, nie, wycofuję się. Na cóż zdałyby się moje opinio? Czyż Cesarz ich nie uprzedził? Cesar/ rzek): .leszcze niczego nie dokonałem. Odpowiedziano: - Cóż! Należy działać. Nasz syn jest marzycielem. Nie wątpliwie bywali wielcy Cesarze potrafiący marzyć i rzą dzić. Nasz syn jest układaczem wierszy. Cesarz, spuszczając w pomieszaniu wzrok, spostrzegł obok Cesarzowe] małego wykwintnego pieska o różowej sierści, zwanego W ariatem dla swoich ruchów żywych i nierozumnych. Cesarzowa-Matka, pieszcząc go żartobliwie, niby po matczynemu, wyrzekła: — Szczęście matki sięgać powinno znacznie dalej niż szczęście syna. Toteż raduję się twoim szczęściem. Cesarz z uszanowaniem podniósł pytające oczy. Zdawał się nie wiedzieć o swoim szczęściu. — Księżniczka Jehonala będzie ci niezawodną pomocą we wszystkich sprawach Imperium. Ma ona wszelkie zalety młodej Cesarzowej-Panującej. Tak, wraz z tobą cieszę się z tego małżeństwa. Cesarz, wzdychając i drżąc, rzekł: — Poślubiam więc Księżniczkę Jehonalę? Odpowiedziano:
12 — Wśród moich panien przybocznych wiele jest takich, które pełne są ambicji. Cesarz zechciał wyróżnić jedną z nich... Ale tylko księżniczka Jehonala zasługuje na pier wszą pozycję. Cesarz rzekł: — Czyż nie jest ona siostrzenicą mej czcigodnej Matki? Odpowiedziano: — Czy mogłabym dać moje przyzwolenie komuś nie godnemu? Wiesz dobrze (jako cytat): Po wysepkach na rzece nawołują się perkozy. Dziew czę pełne cnót zostaje towarzyszką mądrego Księcia, Cesarz rzekł: — Czyż odpowiedziałem kiedykolwiek na wołanie Księżniczki? Zganiono go: — Nigdy! Oczywiście, nie widziałeś jej! Jest najbar dziej godna. Moje powinszowania, że się na nią zgadzasz. Cesarzowa-Wdowa wstała bezgłośnie. Młodziutkie służki, tłoczące się wokół niej, towarzyszyły najmniejszemu jej krokowi. Zniknęła w drzwiach zamaskowanych błękitnym obiciem, prowadzących do jej własnych apartamentów. Cesarz długo pozostawał z twarzą przy ziemi. Eunucho wie poinformowali go, że nareszcie może się podnieść. Podnosząc się, z twarzą mokrą od łez uszanowania, Cesarz spoglądał długo na drzwiczki zamaskowane błękit nym obiciem, którego wszelkie fałdki na powrót znieru chomiały. Powróciwszy do swoich apartamentów, Cesarz raczył chwycić za pędzelek i strząsnąć zeń ten oto poemat: Rozgłośne uderzenia młota utwierdzają osie mego od świętnego wozu; z całą pompą winienem pójść przed nią. Nie czuję głodu ni pragnienia. Ale śpiewam jak przystoi: Chociaż nie mam dobrego napitku, czy zechcecie pić? Choć nie ofiaruję wykwintne go dania, proszę, jedzcie, choćby z uprzejmości! Nie czuję głodu ni pragnienia. Tymczasem pędzę swe mądre rumaki. Prężąc cugle, niby struny lutni opierają się, stają dęba, ich dzwoneczki dźwięczą; nie chcą mnie ciągnąć. Ale oto z własnej woli drogę nagle zmieniły; niech 13 mnie niosą, zmiażdżywszy horyzont. Szczęśliwy wiatr dąć zaczyna: Oto widzę wreszcie tę Drugą! Komentarz Annalisty: Wiersz ten dwuznacznym jest uczyniony sposobem, bę dąc częściowo zapożyczony z Księgi Wierszy, z drugiej zaś strony komponuje się na nowo. Strofa „Rozgłośne ude rzenia młota...”, tak zrytmizowana w swym małżeńskim pośpiechu, słowo w słowo przynależy do pieśni czwartej, malującej w duchu bardzo klasycznym oficjalną radość nowo poślubionego. Ta sama uwaga dotyczy porównania cugli do strun lutni. Komentator jednak, nawet najbardziej czcią przejęty, musi dać tutaj świadectwo swemu zdumieniu: poprzez tę samą liczbę tych samych znaków rzeczywiste uczucia i tra dycja jawią się tak do siebie niepodobne jak niemy żółw do wróżebnego konia! Prawdziwy tekst zawierał: „Gdyby nawet nie było wokół nas najlepszych przyjaciół, oboje świętowalibyśmy naszą radość!” Oto zgodność. Cesarz bez wątpienia dał dowód wielkiej biegłości, od nawiając starożytne Ody. W ten sposób ukazał się jako lepszy poeta niż dobry małżonek, dając wyrazowi literac kiemu i brzmieniu rymów wyraźną przewagę nad radością małżeńską. Nie ma potrzeby w tym okolicznościowym utworze doszukiwać się innych zamiarów... Chyba że chodziło tu, być może, o sprawienie przyjem ności Księżniczce Ts’ai-jii, pannie przybocznej Cesarzowej- -Wdowy, bardzo doświadczonej w takich igraszkach poezji i miłości, i której na Rozkaz zaraz wręczono to Pismo. Na uroczystość Zaślubin Władcy. Na uroczystość zaślubin Władcy, Ministerstwo Etykiety, proszone przez Cesarzową-Wdowę, poszukawszy rady w Encyklopedii administracyjnej Imperium, opierając się na czcigodnym przykładzie panowania K’ang-hi oraz T'ung-czy, w porozumieniu z Trybunałem Matematyki i Astronomii, z Zarządem Pałacu, uznaje: Ze jest rzeczą ważną, aby Cesarz miał małżonkę, potrą-
14 fiącą go wspomagać w kultywowaniu cnoty i zarządzaniu Imperium, łagodnego charakteru, pilną i dobrze wycho waną; i w sposób poniższy ustala ceremonią zaślubin: Dzień poprzedzający datą zaślubin poświęcony będzie przedstawianiu darów i oznajmieniu — za pośrednictwem Trzech cennych Prezentów — woli Cesarza Cesarzowej- -W ybranej. Trzema Prezentami będą: Tabliczka złota, berło i pie częć. Rozłożone one zostaną na dziedzińcu, na trzech sto łach ustawionych kręgiem otwartym ku południu. W pomyślnej chwili podejdzie Urzędnik Trybunału Astronomii i obwieści: „Czas radości!” Cesarz, w swojej szacie ze smokiem, przenikając z po łudnia na północ poprzez zostawioną wolną przestrzeń, niechaj natychmiast przyjdzie upewnić się, że Trzy wielkie drogocenne prezenty — Tabliczka złota, berło i pieczęć — godne są tego, by zostały ofiarowane w hołdzie. Niechaj nadejście jego uświetnią dzwony, bębny, trąby, gongi, cym bały i dymy kadzideł. Zobaczywszy, iż Cesarz zasiada w Pawilonie Smolca, wszyscy Urzędnicy Dworu i sześciu ministerstw po trzykroć potrójnie uderzą czołem przed Prezentami. Potem ten sam urzędnik powie: „Zostanie odczytany Edykt pełnej dobroci i Najjaśniej szej Cesarzowej”! (Wszyscy Urzędnicy na kolanach, z twarzami ku północy. Tylko Cesarz siedzi w Pawilonie Smoka.) Urzędnik krzyknie: „Niechaj wiadoma będzie wola Ce sarzowej!” i bez zwłoki, z twarzą zwróconą ku wschodowi, pełnym czci głosem odczyta złotą Tabliczkę, gdzie zapisano Pozwolenie, udzielone przez Cesarzową-Wdową na ślub Cesarza z Księżniczką Jehonalą, pełną cnót i doskonałości córką pana Czou, Marszałka Sztandarów. W tej chwili trzykrotnie uderzą w gong. Muzycy ode grają hymn „Władca trium fuje”. Cesarz oddali się. Wówczas ruszy orszak: wysoki urzędnik, ujmując w obie dłonie Tabliczkę, powierzy ją W ielkiemu Mistrzowi Ceremonii, który umieści ją na wozie Smoka. Potem pie częć. Potem berło. Przed wozem postępować będą Wysocy Urzędnicy po przedzani przez sztandary. Za wozem — inne przystrojone wozy wiozące girlandy z pereł, Szaty z Feniksem, inne zwyczajowe prezenty. Wszystkie udadzą się do siedziby pana, księcia Czou. Tam na trzech stołach znów umieszczone zostaną Ta bliczka, berło i pieczęć, które Książę oraz wszyscy męż czyźni z jego rodziny przyjmą ze czcią, podobnie jak ko biety — prezenty z szat i pereł. Mistrz Ceremonii, rozkazawszy powstać Księciu i wszy stkim krewnym płci męskiej, zakrzyknie: „Wysłuchajcie woli Nieba!” Ojciec niechaj uklęknie, Urzędnik zaś po raz drugi ogłosi Pozwolenie. W tedy pojawi się Księżniczka-Wybrana, nosząca już Szatę z Feniksem, z twarzą przysłoniętą przez kaskady pereł. Wielki Mistrz obwieści: „Ci oto pełniący swe funkcje urzędnicy, unosząc dłonie, w imieniu Tego, który zasiada na Tronie Smoka, przekazują Księżniczce Jehonali, wraz z berłem dla sprawowania władzy, Tabliczkę złotą i pie częć, które udzielają jej władzy cesarskiej. Zaraz też jeden z członków Han-lin * odczyta gratulacje Akad* mii, objawiające Księżniczce powód, dla którego spo śród wszystkich młodych księżniczek żyjących pod tym Niebem Ją właśnie wybrano. Wówczas jeden z Książąt Krwi, ujmując w obie dłonie berło, podniesie je przed wszystkimi kobietami, z których jedna krzyknie: „Padnijcie na twarze”. I, jako że owej wigilii żadna nie powinna go dotknąć, powracający do Pałacu Urzędnik weźmie je z sobą. Ta bliczka i pieczęć, oddane dwóm Eunuchom, na tę noc zo staną jeszcze w apartamentach Narzeczonej-Władczyni. Gdy tylko eskorta powróci do Pałacu, a bramy jego zostaną zamknięte, jeden z Urzędników krzyknie: „Sto sowne Ceremonie zostały spełnione”. Niechaj krzyk ten powtarzają wszyscy czuwający i strażnicy, aż wyraźnie zostanie on usłyszany na dziedzińcu Cesarza, gdzie po wtórzy się go jeszcze. W samym dniu zaślubin zebrane zostaną Prezenty ślub ne, wśród których musi się znaleźć: dwadzieścia przepysznych koni w uprzężach i z ozdobami. Czterdzieści wozów.
16 Dwanaście siodeł inkrustowanych złotem, pokrytych fu trem soboli. Wędzidła i strzemiona złote i srebrne. Cugle z żółtego jedwabiu. Tysiąc sztuk atłasu. Dwadzieścia kompletnych zbroi: łuków i futerałów, koł czanów pełnych strzał. Dwieście taelów * w czystym złocie w sztabkach. Dziesięć tysięcy taelów srebrem w sztabach. Cztery zu-i z zielonego jadeitu, przynoszące szczęście. Dwadzieścia kadzielnic. Haftowane poduszki, puchary z pozłacanej emalii, puchary z jadeitu i złota, stoły z malachitu przybrane złotymi owocami, lampy i latarnie, parawany i zasłony, branso lety, pierścienie, naszyjniki, szpilki i nausznice — w ilości nie ustalonej przez Etykietę. Niechaj dzień cały poświęcony zostanie na przygoto wanie drogi. Cała droga wysypana będzie żółtym piaskiem. Osiem chorągwi tworzących poczwórny szpaler odpędzi przechodniów, spowoduje zamknięcie drzwi i okapów, niby tapetą przysłoni boczne uliczki. Oby żadne oko nie mogło się przyglądać. Gdy tylko łucznicy dostrzegą jakieś, nie chaj natychm iast je wyłupią. Tenże orszak, sformowany u schyłku dnia w tym sa mym miejscu Pałacu, ponownie w tym samym porządku uda się do siedziby Księcia Czou, by przywieść stamtąd Księżniczkę. Znów zaniesione zostanie berło, za nim zaś dźwigana przez szesnastu tragarzy Lektyka Feniksa. Mu zykanci odegrają hymn: „Przychodzimy po Feniksa”. W siedzibie urzędnik niechaj po raz trzeci głośno ob wieści Pozwolenie. Niechaj doda: „W chwili tej wola dostojnego Cesarza oczekuje Księżniczki Jehonali jako Ce sarzowej na tronie Smoka”. Postępuje naprzód lektyka z szesnastoma tragarzami. Zanim jednak Księżniczka zajmie w niej miejsce, nie chaj Urzędnik Trybunału Matematyki, wspomagany przez Urzędnika Trybunału Astronomii, wyliczy jak najdokład niej pomyślną godzinę, tak aby wejście Księżniczki do Pałacu nastąpiło bez żadnej pomyłki o północy. Wyli czywszy, obaj zakrzykną: „Pomyślna godzina!” Księżniczka przy pomocy matki i sióstr zasiędzie w lek tyce. Spuszczone zostaną na nią wszystkie zasłony. Książę 17 Czou rzuci się na ziemię w kierunku Lektyki. Orszak wy ruszy. Najpierw urzędnicy niosący sztandary i parasole, potem nosiciele latarń i pochodni, nosiciele kadzidła; następnie chorągwie, potem Swaci; teraz muzykanci (ale milczący, przez wzgląd na smutek wielce czcigodnej Księżniczki- -Oblubienicy, opuszczającej swoją rodzinę). Potem eskorta Książąt, potem Lektyka Feniksa. Zewsząd dookoła i w tyle — Gwardia Cesarska. Najsamprzód dwaj jeźdźcy-wysłannicy poniosą co koń wyskoczy laskę zwiastującą przybycie. Zawiadomienie to powtórzone zostanie trzykroć: przy wyjeździe, w połowie drogi i nieco przed przybyciem. Przybywającą niechaj przyjmie — rozwarłszy się po środku — Brama Wielkiej Czystości i zaraz niech zamknie się za Nią. Świta posuwać się będzie aż do Złotego Mostu, gdzie wszyscy wysiądą. Urzędnik obwieszcza: „Oto przy była Lektyka Feniksa! Niechaj rozbrzmi wszelka muzyka! Niechaj zagrzmi bęben na Wieży Bębna i niech zaśpiewa il/.won na Wieży Dzwonu”. Berło umieszczone na wozie Smoka poprzedzać będzie Lektykę Feniksa. Swaci będą im towarzyszyć. Dotarłszy zaś do komnaty Wielkiej H ar monii, pójdą oni zdać sprawę ze swojej misji. Wówczas wchodzą do komnaty: Tabliczka, berło oraz pieczęć, i zostają umieszczone na trzech stołach. Następnie przechodzi tam Lektyka, jej nosiciele natychmiast padną na kolana, zasłaniając sobie twarze. Księżniczki krwi i panny przyboczne, przedstawiające Szczęście Rodzinne, ze czcią poproszą Cesarzową o opu szczenie Lektyki i powiodą ją ze czcią na środek komnaty, gdzie zasiądzie, patrząc ponad pieczęcią, berłem i Tablicz ką w kierunku południowym. Wtedy muzykanci zagrają: „Niechaj przyjdzie Zdo bywca”. Pojawi się Cesarz okryty szatą Smoka. Cesarz przybliży się i uniesie czerwoną zasłonę kryjącą twarz Narzeczonej. Usiądzie z twarzą zwróconą ku połu dniowi. Dwaj wysocy urzędnicy naleją wina do dwu filiżanek i klęknąwszy, podadzą je Smokowi i Feniksowi, którzy wymienią je pomiędzy sobą: Smok wypije filiżankę podaną Feniksowi, Feniks zaś wypije wino podane Smokowi, i oboje skonsumują swój związek. - - S y n N ieba
Tej nocy i jeszcze przez trzydzieści następnych znaj dujące się w Pałacu Małżonków tapety, zasłony, poduszki i wilgotne płótna do twarzy mają mieć kolor ciemno czerwony. Tak niechaj się stanie. OKRES KUANG-St), rok szesnasty, drugi księżyc, dwu dzieste szóste słońce. Stało się. Postanowienia Cesarza zostały stosownie wy pełnione. OKRES KUANG-St), rok szesnasty, trzeci księżyc, pierw szy dzień. Od nader szlachetnego dnia Ceremonii ślubnej Cesarz nie ujął pędzelka, jeśli nie liczyć poczynionych zwycza jowych notatek, i nie wypowiedział ani jednego słowa poza tymi, które przewidziane są zwyczajem na dni na stępujące po zaślubinach Władcy. OKRES KUANG-SU, rok szesnasty, trzeci księżyc, trzeci dzień. Wewnętrzna służba pałacowa, zasięgnąwszy zdania głó wnego Astronoma, zdecydowała, że czas planetarny jest odpowiedni do wybrania nałożnic Cesarskich. I ze czcią zawiadomiła o tym Cesarza, który rzekł: — Niech zostaną wybrane. Wielki Eunuch zapytał, kiedy Cesarz sam zechce wy znaczyć najgodniejsze. Cesarz nie zwrócił na to uwagi. Wielki Eunuch sam przeto z największą troską zajął się wyborem. Najpierw zapisał ich imiona, nazwiska rodo we oraz wiek. Nie zostały dopuszczone młodsze niż dwu nastoletnie ani starsze niż szesnastoletnie. Nie przyjął żad nej, której ród nie byłby nieskazitelnie tatarskiego * pocho dzenia, z „ośmiu chorągwi”. Pośród czterdziestu przedsta wionych znalazło się dwanaście, które zwróciły na siebie uwagę swą znajomością skromnego zachowania. Wszystkie 19 mają cechy znamionujące kobietę powabną: ich oczy są małe, nosy niewielkie i delikatne, czoła płaskie jak czoła cykad, szyje podobne do szyi pędraka, proste klatki pier siowe, wzrost nie za mały i nie nadmierny, skóra bardzo gładka na kształt skrzepłego tłuszczu, dłonie długie i szczu płe, stopy nie zniekształcone, pięty szersze niż nasada wielkiego palca. Dwie z nich, o mniej powabnych ciałach, wyrównują te niedoskonałości wielką wiedzą klasyczną i znaczeniem swych rodów, mających prawo do Żelaznego Hełmu. Poproszony znowu, Cesarz znowu odmówił. Wówczas Wielki Eunuch zaprowadził je przed oblicze wielce Czci godnej Cesarzowej-Wdowy, od której otrzymały zalecenia i rady. Albowiem jest ona podobna czujnej matce, która, choć Syn jej powołany został do najwyższych obowiąz ków, nie zaniedbuje wszelkiej macierzyńskiej troski i nie przestaje interesować się jego najżywszymi myślami i naj skrytszymi igraszkami. Pisano .lego pędzelkiem: Jak łatwo jest kierować! Jak prostą rzeczą jest cnota! Jakże dni są nieumiarkowane! Wszystko stosuje się do Ceremonii! Gdy piję, czynię to pobożnie. Gdy jem, sprawuję urząd niby żółty satelita, nie mogący nie świecić codziennie. Gdy jednak spoglądam ku Niej, czy nadal jest to w y móg etykiety? To bowiem, co jej rzekłem, ceremoniału nie pragnie: „Czy rola pani podczas ceremonii zadowoliła ją? Jakaż to radość dla młodej dziewczyny i nadzieja w ten sposób podejść do Narzeczonej!” Uśmiechnęła się, pokazując zęby... Powiedziałem do niej: „Czy ma pani przyjaciółki po śród dziewcząt, które dziesięć dni temu wstąpiły do Pa łacu i których jeszcze nie widziałem?” Spuściła głowę, aż zadźwięczały perły jej czarnej opaski. Powiedziałem do niej: „Oto już jestem prawdziwym Ce sarzem. Tylko pani jedyna w tym Pałacu udaje, że o tym nie wie”. 2»
20 Odrzekła: „Nie wiem o tym ”. I zaraz padła na twarz, podniosła się i uciekła. Komentarz Annalisty: _ Wiersz ten znów skierowany został do Księżniczki Ts’ai-jii, panny przybocznej Cesarzowej-Wdowy. Cesarz wzmiankuje w nim wyraźnie szlachetne funkcje, które piastuje i które czynią z Syna Nieba konieczny wzorzec wszelkich cnót wskazywanych przez Mędrców. Przez poe tyckie uszanowanie dla Księżniczki udaje on, że bierze rozbrat ze swoją dostojną osobą, i wkłada w jej usta od powiedź, na jaką nie ważyłaby się żadna ze zwykłych Panien przybocznych — tak należy przypuszczać gwoli ich czci — lecz jaka, wyrażona zwrotem tak subtelnym, zręcznie kończy strofę. ^ Toteż jest to niewątpliwie przyjemne zmyślenie i ro dzaj wytchnienia. Cesarz zupełnie pochłonięty jest spra wami państwowymi i pomimo szczęśliwego wyboru no wych nałożnic, żadnej jeszcze nie zaszczyciło jego we zwanie. OKRES KUANG-Stl... Cesarz oddaje się całkowicie przygotowaniom do Ofia ry. W czwartym miesiącu wypada uzyskać Deszcze. Dla tego też wszystkie Sprawy pozostają w zawieszeniu. Aż dotąd obowiązki te brał na siebie książę Kung, przez wzgląd na wiek Władcy i pragnąc oszczędzić mu nużą cych Postów. Teraz Cesarz jest sobą i sam postanowił, co uczyni ze swoją Osobą, z postami i ofiarą. Od świtu przebywa samotnie zamknięty w pałacu Wiel kiej Czystości. Nie spotykał się z nikim. Nie przyjął żad nego pokarmu. Tej nocy nie wolno mu dotknąć tabliczek z wypisanymi imionami wybranych nałożnic. Jeśli to uczyni, natychmiast uznać się ma za nieczystego i winien wyznaczyć kogoś, kto go zastąpi — godniejszego od Siebie. To, co się szykuje, jest straszne. Po wypełnieniu dwu dniowego postu będzie musiał wyruszyć ku Świątyni Nie ba, by otrzymać od niej łaskę zapładniającą. Wiosna się kończy. Deszcze się spóźniają. Całe Imperium oczekuje gestu, który On uczyni i który napoi ziemię. 21 Nikt nie może mu tam towarzyszyć. Niechaj się nie waha, niechaj wejrzy w siebie uważnie, niech się oskar ży. Lekcje, które otrzymał, wytyczają mu drogę, ale po suwa się nią we własnym sercu. Kiedy wydany na łup nocnej samotności, o trzeciej wigilii *, w Świątyni Postu, w ciele swoim poczuje pustkę, a w myślach — noc, wów czas całe Niebo, pełne potęgi, pełne mądrości, niechyb nie wysłucha jego wołania. W tedy właśnie przed świtem uda się pod błękitną Małą Kopułę, gdzie przybrany w dach o miedzianych ćwiekach niby w wielki kapelusz ceremo nialny błagać będzie o dobroczynne wody dla swego ludu. Niechaj Cesarz nie waha się wówczas. Niech się nie za chwieje, nie potknie, on sam, zdany na siebie, któremu nikt nie może pomóc. Poprzez niego, Jedynego, Pośredni ka, popłynie wtedy cała obfitość Niebios: runą kataraktą wszystkie Rzeki pionowe, poleje się wszystek święty Deszcz, Deszcz Łask obfitych, rosa plonów, ślina przy szłości i soki ziemi. Dekret otrzymany ze czcią: Ja, Cesarz, po raz pierwszy za mojego panowania i sto sownie do wyliczeń Trybunału Astronomii udam się do Pawilonu Postu, a stam tąd do Pawilonu dla błagania o Deszcze, tak aby zbiory były wysokie, mój lud syty, pragnienia Nieba — spełnione. Uszanujcie to. OKRES KUANG-SU... Wędrowiec, który um knął duchom, ujrzawszy roz wierające się gardziele ziemi i Niebo płaczące gwiazdami, wzbrania się przed powtórnym wyruszeniem. Czy Cesarz zgodzi się kiedykolwiek na powrót do przeklętego ogrodu? Cóż on tam ujrzał! Cóż zobaczyliśmy! Czyż nie jest dalszą zniewagą utrw alenie w literaturze nieszczęsnej chwili, w której samo Niebo znieważyło Niebo — gdy obłoki zgruchotały pałac chmur? Annalista drżącym pędzelkiem musi pisać dalej. Naka zuje mu to jego urząd.
22 Cesarz w drodze ku ofierze przekroczył właśnie mur; zajmuje on środek wielkiej bram y Czeng-jang, jej połu dniowe skrzydła same rozwierają się przed Nim. Zwia dowcy, którzy przeszli przed nim, ujrzeli, jak południowe niebo odziewa się w burzę. Zawahano się. Mówiono: „To coś nieoczekiwanego na wiosnę. To opieszała chmura, dym, złudzenie nocy”. Ale czarna opończa podnosiła się chyżo, pożerała gwiazdy jedną po drugiej. Cesarz docierał właśnie do bastionu Bramy, gdy na przekór wróżbom grom wystrzelił blaskiem i spuścił potężny cios. Kto może sądzić po znaku, nim poradzi się skorup? * Wszystkie konie drżące w swoich skórach biegały w kółko po arenie bramy, usiłując się wymknąć. Lektyka cesarska, z nagła przechylona pod ulewą i na wietrze, otwarła swe firanki. Podtrzymujący ją ramieniem naczelnik tragarzy ujrzał tuż obok oblicze Cesarza, na którym błyskawica zostawiła swój blady odblask, błyszczące oczy i nieru chome policzki. Potem, jako że nie uczynił On żadnego znaku, cały orszak znów ruszył w drogę pośród nocy zagasłych latarń. I oto gdy wyszli z Bram y i wydostali się popod Por tykiem na Most ponad fosą wojenną, ujrzeli ku południo wemu wschodowi wielki ogień bijący w niebo. Stróże i strażnicy wysoko na m urach wykrzyknęli nieprzewi dziane wezwania: dowiedziano się, że płomienie wychodzą z Pałacu Nieba, z potrójnego dachu, że palą s ; drzewa okalające dziedziniec, pawilony i pozłacana kopuła, Niebo uderzyło Niebo. Oby nigdy podobne zamieszanie nie spadło na Impe rium! Sam Cesarz, słysząc wszystkie krzyki, nie rozsuwał już żółtych zasłon. — Trzeba zawracać do Pałacu. — Czy więc należy podać Tyły? — Czy należy wracać cofając się? W Księgach nic nie ma o takim zamieszaniu. Choć nikt nie uczynił znaku, Książęta posuwali się już za Lek tyką, która, zawróciwszy, przechodziła już przez mur. Cały orszak zbliżał się do Zakazanego Fioletowego Miasta jako najpewniejszego bastionu przeciwko nieprzewidzia nemu. Po omacku otwierano bramy; przewodnicy przy spieszali kroku. Smok ogonem naprzód wsuwał się na powrót do swej jaskini. 23 Przed świtem Cesarz, który nie chciał spać, przyjął wysłanników księcia King, potem zaś samego księcia, bę dącego od czasu czuwania na modlitwie w Świątyni Nieba świadkiem katastrofy. Wszystkich jeszcze napełnia zdu mienie. Piorun spadł od frontu na tabliczkę noszącą znaki: „Świątynia dla otrzymywania roku”. Potrójny dach spło nął. Dziedziniec zrujnowany, okoliczne drzewa uschły, ich soki zagotowały się. Kolumna z czerwonego drewna stoi, lecz jej złoto poczerniało jak popiół z kości. Zaiste, jeśli’ rozważyć porę roku, cud staje się niewytłumaczalny; jeśli zaś weźmie się pod uwagę miejsce — brzemienny jest trwogą i groźbami dla pokoju Cesarstwa. Przed świtem przybyli sekretarze, aby przedstawić Ce sarzowi zredagowany Edykt odnoszący się do owego wy darzenia; jego zakończenie nieuchronnie brzmi tak: „...Pochylając się przed Niebem, świadomi ogromu Na szych win, oskarżamy się przed Jego gniewem, wysta wiając się na Jego karę. Uszanujcie to”. Cesarz rzekł: „Przystawcie pieczęć”. Potem oddalił się, aby spać. Cesarz nie spał. Ten cios Nieba zdaje się pogrążać go w największym zdumieniu. Pismo strząśnięte z Jego pędzelka: Świadomi ogromu naszych win. Któż może być świa dom swoich win? Oskarżam się przed Niebem; któż ośmie liłby się oskarżać mnie przede mną? Cóż dotychczas zrobiłem takiego, co z góry nie byłoby nakreślone! Wszystko jest łatwe, wszystko regulują Cere moniały: Nie byłem niesprawiedliwy dla ludu. Nie skazywałem na śmierć bez powodu — ani nawet gdy był powód. Nie wydawałem sądów bezrozumnie i nieświadomie ani nawet rozumnie i świadomie. Nie podżegałem z rozmysłem do wojny — ani nawet mimowolnie. Nie sprzeniewierzyłem się woli Nieba. Nie uczyniłem dotąd niczego, co nie byłoby stosowne. Niestety! Niczego dotychczas nie dokonałem. Nie na śladowałem, wielkich przykładów. Niczego nie dokona łem — oni złego, ani dobrego!
24 Ojcowie moi! Bardzo są wielcy i czcigodni. Czczą ich. Czczą ich. Dokonali wszystkiego. — Na cóż mógłbym sią ważyć — dobrego czy złego — czego oni już nie prze wyższyli? Dlaczego z ich powodu spada na mnie cios? Z ich powodu. Czy ośmielą sią napisać? Napisałem to. Pądzelek w biegu wyprzedza myśl. Z ich powodu. Za ich winy, bez wątpienia. Ja jestem żywą ich osobą i pod tym uderzeniem wszyscy oni zadrżeli we mnie. Związany jestem z ich chwalebnym następstwem. Uznają to i przyjmują: pieczętują i ogłaszam sprawie dliwy dekret. Podnieście pieczęć, choćby ciężką. Przyłóżcie ją, przyciśnijcie, wtłoczcie ją głęboko w moje serce. Komentarz Annaiisty: Tylko Cesarz ma to prawo stawiania znaków o nie oczekiwanym zastosowaniu i nieprzewidzianych konse kwencjach. Wolno wówczas czcić to, co napisane przez innych ludzi byłoby bezbożne. OKRES KUANG-SU... (kilka dni później) U samego Cesarza można niekiedy zauważyć więcej gorliwości i skrupułów niż u człowieka pospolitego. Taka jest, jak się zdaje, jego postawa. Owe trzy dni, które nastąpiły po nagłym nieszczęściu, Cesarz przepędził w milczeniu, na czytaniu i spaniu. Nie wyszedł z Pałacu ani na przechadzkę nad Jeziorami, ani na uroczystości i przedstawienia dawane z okazji jakiejś rocznicy. Udał się jedynie do Biblioteki i czerwonym pędzelkiem zapisał kilka kolumn w Pam iętnikach Historycznych. Bez wątpienia jest rzeczą ważną mieć głęboki sza cunek dla Czcigodnych Annałów. Przyznajmy jednak, że przyjęły one wszystko, wszystko zaakceptowały, wszystko zanotowały. Zarówno największą harmonię, jak i krań cowy zamęt. Otóż zdaje się, że podczas owych trzech dni tylko to ostatnie przyciągnęło uwagę Cesarza. Ujawnione fakty to jedynie rozpusta, niesprawiedliwe wyroki śmier ci, zdrady i sprzeniewierzenia. Ten cesarski wybór, za pewne nieświadomy, pokazuje, jak głęboka jest czcigodna konfuzja. I wszystkich w Cesarstwie dobrych poddanych kusiłoby oddanie się jej na pastwę, ale Matka Imperium, która czuwa i chroni, rozproszyła właśnie — inspirując ten oto dekret wyjaśniający — skrupuły i trwogę wska zawszy, gdzie tkwi zło i kto naprawdę jest go winien. Niechaj Cesarz gwoli pocieszenia serca raczy go prze czytać i opieczętować zupełną swoją zgodą: Dekret wyjaśniający: „Pochyliwszy się ze czcią przed karą Nieba, zasięgnę liśmy zdania naszych astrologów. Utrzymują oni zgodnie, że wszystko w Cesarstwie w zbyt wielką stroi się dosko nałość, aby pożar ów i piorun mogły być znakiem we wnętrznej choroby; trzeba szukać na zewnątrz. Rzeczywiście dzieje się tak, że od kilku lat zagra niczni Barbarzyńcy, zrazu niezbyt liczni, wdzierają się na Nasze terytorium , aby wymieniać swoje niepotrzebne, zatrute paki towarów. Ich obecność jest zniewagą dla Nieba. Chmura burzowa, z której wytrysła błyskawica i ogień, jawnie nadbiegła, jak i oni, z południa i nieco od strony morza. Nie ma wątpliwości, że Niebo pragnęło wskazać na nich. My jednak, przepełnieni dla nich litością, traktujący ich tylko w sposób szczodrobliwie ludzki i troskę jedynie okazujący dla handlu, zgadzamy się łaskawie nie razić ich w odwecie. Co więcej, udzielimy im naw et Cesarskie go posłuchania, o które od tak dawna zabiegają, iżby mogli przynieść daniny i złożyć hołd. Potem znów rozmieszczeni zostaną w miejscach na Wybrzeżu, aby ograniczyć ich złe wpływy i by Niebo nie musiało się więcej srożyć. Błagamy też Niebo, aby dozwoliło Nam podnieść z ruin jego Świątynię. Uszanujcie to”. Cesarz z pełną uszanowania uwagą wysłuchał czyta nia od początku do końca, okazując zdumienie najzupeł niej słuszne, dekret ten bowiem nie wyszedł od niego. Je go twarz była bardziej wymowna, niż mogłyby być wargi. „Skłonił się” przed karą, wzgardliwie wysłuchał o „Bar barzyńcach”, uśmiechnął się z pobłażaniem udzielając im patentów i znów skłonił się głęboko, gdy lektor wyrzekł: „Błagamy też Niebo”.
26 Potem przez długi czas nie mówił nic, nie uczynił znaku. Wreszcie rzekł: „Przystawcie pieczęć”. Pieczęć była już przystawiona. Zajął się tym lektor wysłany przez Cesarzową-Wdowę, aby — jak powie dział — oszczędzić Cesarzowi odpowiadania na niepo trzebne pytania, uniknąć przeszkadzania mu w medytacji i skupieniu. Cesarz nie ujrzał go. Przeszedł do Pawilonu Skupionego Spokoju. Pisane Jego pędzelkiem: Gdym zamknięty w sobie na kształt jeża w jaskini lanc i gdy ważę to, co w sobie noszę, Dziesięć tysięcy słońc nie rozświetliłoby mojej myśli krążącej nad własną otchłanią. Wydając krzyk zapytuję siebie: Kto odpowie z czeluści mnie samego? Kto mnie odzieje w jednolity pancerz? Kto pouczy mnie, kim jestem? A gdy spoglądam ponad swoim życiem, gdy zdaję się na laskę mych krążących Niebios, Przodkowie, Dziesięć Tysięcy Cesarzy w niebie! K o g o wybrać jako wzorzec, o nieba, k o g o wybrać? Ale gdy spojrzę na nią — ona nie ma przodków i wol na jest od kaprysów niepokoju, i żyje nie zadając sobie pytań, l tylko przeczysty księżyc toczy swój blaskiem lśniący nefryt, a całe moje blade jezioro, o nieba, odbija jego spokojną, cichą jednolitość. Komentarz Annalisty: Cesarz zapewne wskazał tu na różnorakie stany, które niekiedy odrywają Syna Nieba od kontemplowania samego siebie. Jednolity pancerz to znaczy zwarty ciąg zajęć lub obowiązków, które, nosząc symetryczne miana, mie szczą się w tym samym rozdziale Księgi Ceremonii. Jest oczywiste, że cesarski poeta pragnie w tym niemożliwości. (A to wynika z natury poety zaniedbującej często to, co otrzymać można bez kłopotu.) Albowiem niezrównany urząd Suwerena stawia Jego osobę poza jedynym stru mieniem ojców rodzin, których zajęcie jest skromne i mieści się w dwóch dłoniach. 27 A jeśli już Annalista śmie tak długo rozwodzić się nad strofami — w sposób doskonały zresztą przestrze gającymi prawideł poezji — to dlatego, że winien on rozproszyć wszelkie wątpliwości, które mogliby tu umie ścić inni komentatorzy, odnosząc je do jakiejś osoby z pałacu. (Na podobieństwo Meng-tsy, żyjącego u boku mistrza i nie pozwalającego na żadną dwuznaczność.) Tak więc dwa znaki — Ts’ai-ju, świecący nefryt, są na właściwym miejscu i nie m ają innej racji ponad szczę śliwą eufonię. Cesarski poeta wie lepiej niż ktokolwiek, że nie może w nim być wahań ani namiętności. Jeżeli zaś niekiedy raczy wyrazić się w sposób wahający i na miętny, to tylko dla subtelnej igraszki. OKRES KUANG-StJ... Za kilka dni przyjęcie wszystkich hołdowników, którzy prosili o posłuchanie. Dyskutowano długo, aby ustalić, czy udzieli się jednej audiencji i w której z sal Pałacu. Trybunał Etykiety, rozważywszy sprawę drobiazgowo wespół z Tsungli-jamen *, ustalił dwie audiencje w jednej sali — Wielkiej Harmonii. Tam właśnie co roku padają na twarze Książęta Mon golscy, Muzułmanie z Ili i Krain przyległych, wysłannicy Dalaj Lamy, władającego krajem Bod *, oraz króla Korei, posłańcy od króla Annamu — aż do dnia, gdy Cesarz — powodowany współczuciem, bo musieli odbywać bardzo długą drogę z południa na północ — zwolnił ich z tego obowiązku. Inni, nie przybywający ani z Korei, ani z Mongolii, ani z nowego Kansu, ani z zachodnich gór Kunlun, zwani są cudzoziemskimi Barbarzyńcami (diabłami natomiast przez pospólstwo), od synów Han * różnią się bowiem tak bardzo, jak ludzie (jeśli za takowych można ich uznać) różni są od tygrysów, a tygrysy od smoków. Oto jak można ich odmalować. Na brodzie mają długie włosy. Czoła plugawią im dziko rosnące kudły albo też są one ponad miarę ogołocone z włosów. Nos, z którego mógłby być dumny słoń ciągnący wóz. Skóra podobna do skorupy ugotowanej krewetki. Każdy z owych wysłan ników (jest ich dziesięciu) utrzymuje, że wysłało go takie
28 to a takie wielkie królestwo (bez żadnego prawa używają znaku „wielki”), które zwą królestwem Anglów, Franków, Teutonów, Rusów i inne, nie mające określonych tytułów. Anglowie zamieszkują wyspę leżącą niezmiernie daleko na zachodzie, jest ich tam pełno. Nie mając ryżowisk ani odpowiednich pól, zwiedzają inne kraje, usiłując znie wolić najsłabsze spośród nich, aby najeść się do syta. Teutoni składają się z brutalności i tłuszczu. Mają różowe włosy. Ludzie z kraju Franków uważają się za najbar dziej ogładzonych. Żywiołowość swoją i gadatliwość biorą za prawdziwie ceremonialne zachowanie. Daleko im do naszych poganiaczy wielbłądów. Inni, mówiący już to językiem Franków, już to Teutonów, mają coś z jednych i drugich. Uważa się, iż zamieszkują oni niewielki okręg pośredni. Rozporządzają wieloma sztabkami złota. Co do ludzi z kraju Rusów, to nie można pomieścić ich pośród Bardzo Zachodnich, ponieważ zaludniają całą północną stronę Mongolii. Położenie w pobliżu Im perium niewąt pliwie pomogło im nabyć lepszych manior. Pomimo wszelkich różnic łączy ich jedno: cześć, jaką okazują Cesarzowi, ponieważ natarczywość, z jaką pragną Go ujrzeć, rzucić się przed Nim na twarz, ofiarować Mu daninę — powtarza się co dnia. I jeszcze to, że pomimo tych różnic wszyscy są przecież nie synami, lecz odle głymi poddanymi Jedynego Cesarza. Mogą liczyć (pomimo swych przewin, a niekiedy buntów) na jego łagodność. Ci, którzy u siebie cierpią głód, zostaną nasyceni. Ci, któ rzy źle się rządzą, otrzymają rady. Syn Nieba zlewa dobrodziejstwa Nieba na całą ziemię i na wszystkich, nawet najmizerniejszych i najdzikszych spośród swych poddanych. OKRES KUANG-SU... Cesarz postanowił przyjąć Hołdowników Mongolskich dnia... tego miesiąca. Innych, dnia... OKRES KUANG-SU... Tsungli-Jamen zakomunikował właśnie Trybunałowi Etykiety zdumiewające zapytanie Posłów Barbarzyńców 29 cudzoziemskich: pytają oni, dlaczego audiencja dla nich następuje dopiero po audiencji dla Posłów Mongolskich, a nie przed nią. W pałacu wszyscy książęta i Eunuchowie uśmiechnęli się z politowaniem. Odpowiada się im deli katnie, że potrzebują jeszcze pewnego czasu, aby dokład nie zaznajomić się z zachowaniem i protokołem podczas audiencji. Wysyła się im ten protokół. OKRES KUANG-SU... Hołdownicy Mongolscy zostali dziś przyjęci na audien cji. Cesarz przywdział strój żółty w smoki. Cesarz przyj mował w Sali Wielkiej Harmonii. Prezentam i były: futra, błękitne kamienie, leciutkie jedwabie... Cała ceremonia przebiegła bez zgrzytu. Hołdownicy Mongolscy najbardziej spośród poddanych przestrzegają etykiety i pełni są uszanowania. OKRES KUANG StL . Niewiarygodna wiadomość. Przewodniczący Trybunału Etykiety zaatakowany został przez Tsungli-Jamen takim oto skandalicznym zażaleniem: Niosący daniny mają god ną uwagi czelność odmówić potrójnego Padnięcia po trzy kroć na tw arz przed Cesarzem. Roztrząsana jest kwestia wyrzucenia ich raz na zawsze z Imperium, z zatrzyma niem ich prezentów i darów przynoszonych w hołdzie, jako karą. Tymczasem Cesarz w dobrotliwości swojej wyraził swe zdanie. Nie będą padać na twarze. I tak nigdy nie zdoła liby uczynić tego grzecznie. Nie będzie to naruszeniem: jeden z Cesarzy T’angów dyspensował w ten sposób po słów muzułmańskich twierdzących, że w ich kraju na twarz pada się jedynie przed „Duchem Niebieskim”. (Cu dzoziemcy skłonią się tylko, głęboko pochylając grzbiety.) OKRES KUANG-SU... Bezgraniczne zuchwalstwo! Wysłannicy cudzoziemscy żądają teraz wjechania w krytych lektykach do Zakaża-
30 nego Fioletowego Miasta. Żądają też, by Cesarz zstąpił z tronu dla odebrania własnymi rękami ich listów uwie rzytelniających. Usłyszawszy tę propozycję Wen-siang, wydelegowany dla prowadzenia układów i podejmujący ich herbatą, uczuł takie oburzenie, że jego dokładne dłonie skruszyły filiżankę, z gniewu. OKRES KUANG-SU... Dwaj funkcjonariusze Biura Muzyki zebrali dziś w sali Tsungli-Jamenu Posłów cudzoziemskich, aby pouczyć te źle wychowane dzieci, jak m ają trzymać ręce, i że zwal nia się ich z padania na tw arz — co wykonaliby zapewne bez dobrej woli ni miary; i jak mają wchodzić bez popy chania się jak trzoda, nie stąpając też niby oddział zbroj nych, i wreszcie, jaki jest właściwy ton, którym należy odczytywać adresy Cesarzowi. Ludzie w Pałacu dziwują się tym wszystkim środkom ostrożności oraz temu, że są one konieczne wobec męż czyzn w średnim wieku, spośród których wielu mieni się być wykształconymi, doktorami, magistrami, niektórzy zaś przypisują sobie tytuły Książąt, Diuków i Hrabiów, choć Jedyny Cesarz, szafarz wszelkich zaszczytów, nie zatwierdził ich. Pomimo tej zarozumiałości wierzyć się wprost nie chce stwierdziwszy, że zupełnie są nieświa domi owych gestów, które dziecko ze Środka wykona bez mrugnięcia. Troskają się tylko o jedno: ustalenie kolejności, w ja kiej każdy z nich czytać będzie swą prośbę. Pierwszeństwo otrzymał wysłannik Anglów. Nie tylko z tej przyczyny, iż jest bardziej posunięty w latach; zauważyć można, że ludzie ci chętnie traktują pozostałych jak wojowni ków na swym żołdzie. W ystarczy zobaczyć, jak Frankowie skłaniają się przed nimi albo we wszelkiej sprawie zasię gają ich rady; zależność taka wydaje się tedy słuszna. Wszyscy jednak, choć tak bardzo potrzebowali na szych lekcji, przyjęli je z obraźliwą pogardą, żartując naw et między sobą z gestów czcigodnego księcia Kung, który w pouczanie ich wkładał całe swoje staranie. Tenże musiał im w końcu powiedzieć: 31 „Nie wiecie, nie, nie wiecie, co to znaczy być dopu szczonym przed oblicze... Zobaczymy, jak potraficie się wtedy zachować...” I przemilczał imię po dziesięćkroć tysięcy czcigodne —- ze względu na nich, przez cześć dla Niego. OKRES KUANG-SU... Cesarz zdaje się zważać na wszystkie pogłoski o B ar barzyńcach. Nie może posiadać nawyku obcowania z tymi ludźmi. Zazwyczaj ignoruje się ich. Tylko z dobroci przy gotowuje się audiencję. Cesarz, jakkolwiek dobrze uświa domiony w kwestiach ceremoniału Wielkiej Czystości dy nastycznej, w rzeczy samej nie może nie odczuwać nie pokoju, gdy raczy przyjmować tych, których ceremoniał nie obejmuje. Niewątpliwie, aby uciszyć te myśli, bez żadnego obiek tu godne samych siebie, posłał dzisiaj po Cesarskiego Preceptora. Cesarz przyjął go zaraz po przybyciu, w ten sposób przedłużając — jako łaskę dla Weng T’ung-ho * — trw anie audiencji. Od momentu swej Pełnoletności u Wła dzy Cesarz po raz pierwszy przyjmował wielce szanowa nego doktora. Eunuchowie usunęli się, niedyskrecją bo wiem jest posłyszenie słów Mistrza do Ucznia albo odpo wiedzi Ucznia, nawet jeśli ten, Władający Osiemnastoma prowincjami, nie wypowiedziałby niczego, co nie miałoby wartości dźwięcznego nefrytu. Mistrz zaraz potem pozwolił sobie na opowiedzenie tego z dumą. Gdy tylko padł na twarz, polecono go podnieść i wska zano m u krzesło tak zaszczytne, że nikt nigdy nie ośmie liłby się go przyjąć. Mistrz wybrał taboret obok drzwi. Wyrażono pragnienie, aby przybliżył się do Osoby. Następnie przypomniano otrzymane dobre pouczenia i to, że Mistrzowie nigdy nie kończą swego zadania, lecz dla dobra swych uczniów częstokroć bywają wzywani do dalszego służenia swą opinią. Mistrz odpowiedział, że w jego wątłej mocy nie leży nic, ale że rozkaz Cesarza zmienia niedołężnego starca w najmędrszego z doradców.
32 Wówczas z twarzą zatroskaną zapytano Mistrza, czy w granicach Imperium nie pojawiły się jakieś zakłócenia w prawach Nieba, czy coś nie mogło utorować drogi złym siłom, krążącym wokół myśli lub strum ieni płynących pod ziemią. Mistrz odrzekł, że, jak się zdaje, wszystko jest bez zarzutu; Wielki Znak dany przez Pożar, nadal trudno wyjaśnić, w każdym razie jest on dziwny, a jedynymi, którzy zań odpowiadają, są cudzoziemscy Barbarzyńcy. Cesarz rzekł: — Ale kimże oni w końcu są! Mistrz uznał, że uczyni dobrze, pozwalając myślom Ce sarza poigrać przez chwilę wokół tych niedawnych przy byszów bez znaczenia. Powiedział: — Niech Cesarz zezwoli jego niegodnemu poddanemu przedstawić sobie kilka pism, które szybko i bez wysiłku objaśnią go na tem at ich państw, prowincji, obyczajów i tych zwyczajów, które są najbardziej do przyjęcia, a przynajmniej tak można o nich wnosić. Historyjki te nadają się do zabawienia Cesarza. Ułożone zostały w du chu największej czci dla dzieł Kung-tsy (którego słowa obficie są cytowane), wykazując bardzo dobrze, iż w nich jest źródło wszelkiej mądrości i że dla odleglejszych skraj ności przewidział on miejsce w swojej słusznej drodze środkowej. Co się tyczy autora, jest nim młody uczony z Kwantungu, niezbyt znany, ale który zdaje się odda wać owym studiom nad obyczajami Barbarzyńców. Nazy wa się, jak mówią, K’ang Ju-w ei *. Cesarz zechciał przyjąć w darze te zabawne pisma. OKRES KUANG-StL. Książę Kung nie mylił się zgoła: lekcja udzielona B ar barzyńcom była ostra. Zachodni Oddawcy Danin zapew ne będą się wystrzegać rozgłaszania jej. Annalista, prze ciwnie, na mocy specjalnego rozkazu Czcigodnej Matki Cesarstwa musi ogłosić ją całemu ludowi i prawdomów nymi komunikatami rozpowszechnić w najdalszych zakąt kach osiemnastu prowincji. Choć audiencja była krótka, ludzi tych raczono przy jąć w Pałacu Wielkiej Harmonii. 33 Już u wejścia na m arm urowy dziedziniec pochwyciło ich wzruszenie tak silne, że pobledli. Zatrzymywali się, przestępując progi. Trzeba było popychać ich naprzód. Tłumacze i doradcy zobaczyli wówczas, że pomimo po wszechnego zakazu Posłowie noszą broń — długie, cienkie, proste i ostro zakończone szable, obijające się im o nogi i zawadzające. Było za późno, aby ją im odebrać, a zresztą żaden spośród nich nie zdawał się dość wojowniczy, aby jej użyć. I weszli. I znaleźli się przed Obliczem... Na skutek wielkiej łaski i wyjątkowego potrakto wania nie padli na twarze, lecz głęboko skłonili głowy, zginając plecy i pochylając do tyłu swoje cienkie szable. Każdy po kolei miał odczytać swój adres. Rozpoczął wysłannik Anglów. Zaledwie wypowiedział kilka słów, pochwyciło go takie drżenie, że nie mógł kontynuować. Daremnie Cesarz, z wielką dobrocią przekraczając Proto kół, polecił zadać mu kilka pytań i uspokoić. Anglik nie potrafił odpowiedzieć. Potem stawili się następni, a każdy ogarnięty był takim przerażeniem, że wypuszczał swój papier z ręki, co — pomijając stan zamroczenia — było ciężką obrazą Cesarza. W tedy Książę Kung kazał służbie pałacowej wziąć posłów pod ramiona, aby skrócić ich przestrach i pomóc w przyzwoitym wycofaniu się i zejściu ze schodów. Kazał ich zaprowadzić do innej, mniejszej i zamkniętej komnaty, aby się uspokoili. Ale i tam ich przestrach był taki, że zlani potem porozsiadali się nieporządnie, aby zaczerpnąć tchu. Po czym, nie ośmieliwszy się przyjąć przygotowa nego posiłku, pospiesznie uciekli. Książę Kung pragnął ich odprowadzić, raz jeszcze sta rając się ich uspokoić i mówiąc łagodnie: „A więc nie chcieliście mi wierzyć; teraz wiecie, jak to jest! A prze cież audiencję przygotowano jak najmniej okazale. Czyż wam nie mówiłem? Być zaprowadzonym przed Oblicze to nie drobnostka...” I znowu, pozdrawiając ich złączonymi dłońmi, prze milczał czcigodne imię — z litości dla nich, z szacunku illa Niego. : \\ N ieba
34 OKRES KUANG-SU... Cały ten dzień Cesarz napełnił uśmiechem. Nieprzewi dziane zdarzenia, jak przyjęcie cudzoziemców (choć nie odbyło się ono dokładnie tak, jak opisywano je w notach, i chociaż ludowi lepiej podawać tylko to, w co powinien wierzyć, aby nie pobłądził) mocno, jak się zdaje, ubawiły Cesarza. Mistrz Weng nie mylił się. Temu, który od tylu lat poświęca się studiom, trzeba niekiedy pozwolić na przy glądanie się igraszkom dzieci — jako odpoczynek. Tym samym być może ożywiony duchem Cesarz przy jął wdzięczny wiersz, którego najszczęśliwsze rytm y czer wonym pędzelkiem gorliwie podkreślił. W takich oto subtelnych zabawach znajduje on upodo banie. OKRES KUANG-SU... Dwaj Cenzorzy Imperium skierowali do Trybunału Etykiety następujące Skargi i Prośby: Pierwsze zażalenie: Wylew, bez powodu, rzeki Huai spowodował śmierć wielu tysięcy mieszkańców pobrzeż- nych, pięciuset siedemdziesięciu zwierząt oraz na więcej niż rok wyrwał Imperium tereny pod zasiewy, równo ważne dziewięciuset akrom żyznych gruntów. Drugie zażalenie: Na granicach prowincji Szensi i Kan- su wybuchł głód. Śmiertelność nie była duża, ludzie bo wiem z wiosek, nauczeni poprzednimi klęskami głodu, od razu zaczęli zjadać swoje martwe dzieci, i ponieważ Wicekról tych prowincji natychmiast obiecał otworzyć prowincjonalne spichrze ryżowe. Skoro otwarto je i stwierdzono, że są pustki, braki uzupełnili dostojnicy. Trzecie zażalenie: Drzewo, którego gałęzie i liście są — jedne — gałęziami i liśćmi morwy, a drugie — łody gami i kolankami czarnego bambusa, w ciągu jednej nocy wyrosło w prowincji Kuei-czou. Otóż wszelki nieład pojawiający się w przyrodzie wskazuje na ukryty nieporządek w zarządzaniu Imperium. Padając ze łzami na twarze, my, cenzorzy cesarscy i m arni poddani, błagamy Jedynego Cesarza, by poprzez 35 zwrócenie się do Siebie i Osobiste wyznanie zechciał zaradzić klęskom wzmiankowanym naszymi nędznymi ustami. Przeczytawszy Cesarz rzekł: — Styl jest dobry. Ten uwór literacki przynosi za szczyt obu autorom. Potem Cesarz duchem i wzrokiem zdawał się wybie gać gdzieś dalej, gdy opanowując się, -zapytał: „gdzie i kiedy autorzy tej urzędowej Nagany zadali sobie śmierć?” W tym momencie bez wątpienia raczył On nagle wspo mnieć przykład dany przez Cenzora Wu K ’o-tu, ojca Wu K ’o-lianga, annalisty (wiodącego tę relację): Wu K ’o-tu, zaniósłszy pokornie do tronu „Uwagi na tem at sukcesji na Tronie”, dodał: „Śpiew ptaka, który się dusi, jest śpie wem żałosnym. Opinie tego, który ma umrzeć, są prze nikliwe i słuszne”. I udusił się. I umarł. Eunuch odrzekł, że ani jeden, ani drugi z autorów nie zadał sobie śmierci. Wszystko wskazuje, że ani im to w głowie. Cesarz powiedział: - - Czy przynajmniej uciekli? Nic, obaj cenzorzy według zwyczaju nieco późno udali się do swego biura w M inisterstwie Etykiety. Cesarz polecił, by obaj Cenzorzy zaraz po przybyciu do M inisterstwa stawili się u niego. Po tonie jego słów nie można wnosić, aby w czasie tej audiencji usłyszeć mieli pochwały i pochlebstwa. OKRES KUANG-SU... Dwaj Cenzorzy nie stawili się. Jeden i drugi schronili się za szańce swych praw, których nie może dosięgnąć żaden nakaz. „Na Imperium pokazała się skaza, na kuli bez jednej plamki — pęknięcie o szerokości włosa, wska zali na nie, jak tego wymaga piastowana przez nich Funkcja. Ich usta nie przemówiły; ich pędzelki nie pisały bez drżenia i jakże wielkiego zmieszania! A jednak po wiedzieli i napisali”. Zamiast nich stawił się marszałek Żung-lu, radca Ce sarstwa. 3*
36 Cesarz powiedział: — Nie pana wzywałem. I na twarzy jego znaczyła się irytacja, którą pohamo wać mogła tylko Grzeczność Cesarska i Opanowanie, gdy powtarzał: — Zganili mnie! Zganili mnie! Żung-lu potrafił mówić z umiarem i przekonywająco. Natychmiast wysłała go wielce czcigodna Cesarzowa-Wdo- wa, iżby swoją obecnością złagodził ból Księcia. Cesarz rzekł: — Czy moja Czcigodna Matka wie o zniewadze, którą Nam zadano? Żung-lu, skłaniając się ze złożonymi dłońmi, odparł, że wie. Cesarz rzekł: — Cesarzowa-Wdowa nie może się zgodzić, aby oskar żano panowanie rozpoczęte pod jej auspicjami. Co myśmy znowu takiego zrobili! Żung-lu odrzekł, iż Nagana mówi tylko i dotyczy no wego Rządu; że owa Nagana Cenzorska jest nietykalna. Cesarzowa jednak — z myślą, by Cesarz dobrze się nad nim zastanowił — dołącza do niej sekretny komentarz, okazując przez to swoją wielką i uważną życzliwość, którą nadal otacza wszystkie sprawy Imperium. Żung-lu, z emfazą padając na kolana, odczytał to napomnienie: Komentarz do Nagany. Nie porzucamy Naszego Syna w tej pełnej kłopotów sytuacji, lecz przeciwnie, usiłu jemy oświecić go Naszym podeszłym wiekiem i Naszymi długimi latami. Chociaż podczas Naszego długiego pano wania Cenzorzy nigdy nie musieli kierować do Nas takich próśb, to przecież łatwo możemy wytłumaczyć powody obecnej: powody jasne, a także te oto niejasne przyczyny. Na zażalenie Nasze nie złożą się ani plagi głodu, ani powodzie czy zauważone potworności, lecz fakt, że Ce sarz ze zbytnią dobrotliwością odnosi się do Zamorskich Diabłów. Jest to zarazem brak roztropności i godności. Albowiem ci, co kładą palec na skraw ku Imperium, wkrótce zapragną położyć na nim ciężkie dłonie. Żung-lu, padłszy na twarz, czekał. Cesarz zapytał: 37 — Jakąż to dobrotliwość okazałem Cudzoziemcom? I dlaczego Relację tę rozpowszechniono w prowincjach? Ja wiem dobrze, iż ludzie ci nie drżeli przede Mną. Żung-lu, skłaniając się, szepnął: — Ona też dobrze o tym wie. Ale jeśli oni nie zadrżeli — są to słowa Matki Królestwa — to nie z winy Cesarza! W komnacie Cesarz błądził wzrokiem wokoło niego! Cesarz zdawał się czekać lub zapraszać. A kiedy skończyli oni swe zuchwałe mowy (Czyż Cesarz nie zauważył tej zuchwałości?), Cesarz swoim niemal łaskawym wzięciem skłonił ich do przybliżenia się do Niego, aby wręczyć Mu na stojąco owe pisma, które każdy Książę krwi ośmieliłby się Mu podać jedynie dłonią wyciągniętą z dołu ku górze, z czołem na podłodze! Cesarz rzekł: — Ale skąd moja wielce Czcigodna Matka wie o tym wszystkim? — „Uczucie Matki Cesarstwa przebija m ury i prze nika przez ściany z cegieł i jedwabiu”. Powtarzam Jego słowa. Cesarz rzekł: — Cenzorzy! Niech oni raczej przyjdą, nie pan! Czy pan jest cenzorem? Godzina się skończyła! I podnosząc się z niecierpliwością, Cesarz dotknął nie m al stopą czoła Żung-lu, który powstał zaraz i wyco fał się. Cenzorzy nie pojawili się. Ale zamiast nich dyżurny lektor, który najpierw ponownie głośno odczytał Naganę dodając, że ostateczne Skarcenie oraz odczytanie Nagany po raz trzeci, głośniej, ma nastąpić w obecności Wielkiej Rady, i to nazajutrz, o świcie. Cesarz powiedział: — Kto ośmieli się powiedzieć to przy mnie? I Cesarz w swym dostojnym gniewie raczył uderzyć stopą czoło leżącego na twarzy lektora. Potem usunął się z pola widzenia ludzi. Jeden tylko Eunuch poszedł za nim. Gdy Cesarz przechodził z komnaty Niechybnego Po koju do Budynku Wielkiej Sprawiedliwości, spostrzeżono szereg młodych księżniczek, chowających się szybko po dziedzińcach i ogrodach. Uciekały bezładnie ku aparta mentom Cesarzowej-Wdowy. Cesarz kazał zapytać o ich
Imiona. Były to panny przyboczne i damy dworu. Cesarz zechciał zatrzymać wzrok na jednej z nich, która zapewne przez przyzwoitość i lepsze wychowanie nie uciekała rów nie szybko, co jej towarzyszki. Była to księżniczka ls ’ai-ju. Cesarz okazał pośpiech i polecił Eunuchowi przywo łać ją. . Za czym przeciął westybul z dwunastoma tabliczkami dwunastu nałożnic, u boku których czuwał na ośmiodnio wym dyżurze Główny Eunuch Li. Tej nocy Cecarz nie wskazał żadnej tabliczki. Księżniczka, wzruszona takim zaszczytem, natychmiast podeszła do Cesarza, który się uśmiechnął. Przez chwilę stał nic nie mówiąc, potem zaś: — Śliczna Siostro, zjawiłaś się tu jak wietrzyk dmący od obłoków. Księżniczka: — A więc są obłoki? Cesarz rzekł: — Obłoki nie czyniące deszczu na Niebie, lecz łzy w oczach. Księżniczka: — Nie wiem, jak je rozpędzić. Tylko Cesarz może to wiedzieć. — Ja też tego nie wiem. Ale ty tu jesteś. Dlaczego tu jesteś? Na co czekasz? Księżniczka: — Chciałam się ukryć, gdy Cesarz przywołał mnie do siebie. Cesarz rzekł: — Ha! To prawda. Tego wieczoru nie chciałem pisać, a ty czekałaś na odpowiedź. Och! te nasze wiersze!... Nie chciałem pisać: pędzelek płakałby zamiast mnie. Księżniczka: — Cóż więc jest Cesarzowi? — Przecież wiesz! Nie wiesz? W Środku wszyscy już o tym wiedzą! Zganili mnie! Zganili mnie! Ale dlaczego mnie wypytujesz... Ona (chyląc czoło, Cesarz uniósł złą czone dłonie) na pewno ci o tym powiedziała... Ale dla czego! Śliczna siostro, nie mów o tych rzeczach, choć ja, mówiąc o tym tobie, odczuwam tajemną rozkosz. Choć rzeczy te um ierają i rozpływają się, gdy wypowiadam je do ciebie, W ietrzyku dmący na obłoki. Księżniczka, osuszając swą bielizną z wonnego jedwa biu zbolałe czoło Pana, odeszła cicho, by połączyć się z towarzyszkami. Pisane Jego pędzelkiem: Zgadzam się na Jedną, czczą Drugą, rozpraszam się w obawie przed własnymi uczuciami — powstrzymuję się i wystrzegam, otaczam się myślami twardymi jak wzniesione szable druhów. Wybiorę Tę albo nie. Obracam imię wypisane na ta bliczce. Pod tabliczką — pustka. Nic nie ma pod tabliczką. Martwy liść, gładka powierzchnia. Ale ta, której nie wybrałem, której nikt mi nie wska zywał, której imienia me ma na liście, a wieku jej nie zapisano na tabliczkach. Przecież tylko przemówiłem do niej! Oto wszystkie ukąszenia zmieniają się w rozkosz, znienawidzone imiona oblekają się w barwy przyjaźni, Oto ona pieści moje myśli i osusza je, tak jak jej jed wabne szaty ocierają moje czoło. OKRES KUANG-śU... Dwaj cenzorzy stawili się przed Cesarzową-Wdową; dwóm cenzorom pogratulowano. Tak przynajm niej powia dają u każdych drzwi. Po nich w tej samej komnacie przyjęto Książąt K ’inga i Kunga. Ten ostatni stwierdził, że Cesarz nie zgodzi się nigdy na publiczne odczytanie Nagany. Z najszlachetniejszych ust słychać nieco rozbieżne zdania. Weng, Preceptor Cesarski, ze swej strony tw ier dzi, że posunięcie to jest niesłuszne, niecelowe, i że jeśli sam Cesarz nie zgadza się na nie, nie można tego zlekce ważyć. Powracając od Cesarzowej-Wdowy, Książę K ’ing wyrzekł te oto wielce roztropne słowa: że rezultat Skargi cenzorskiej i jej skuteczność rytualna zwiększyłyby się tylko, gdyby odczytano ją Władcy wbrew Jem u samemu. Wygłodniali zostaną nasyceni, winni ukarani, Ojcowie i Matki uhonorowani, jeśli Cesarzowi wbrew jego woli
40 udzieli się reprymendy, którą same wydarzenia wymie rzają jego młodości i niedoświadczeniu. Tymczasem Mistrz Weng zasugerował coś, co wyka zuje wielką analogię do obecnej sytuacji. Wyrecytował: „Ponieważ Cesarz Cz’eng był zbyt młody, aby rządzić osobiście, rządy sprawował za niego diuk Czou. Ale umie ścił na dworze własnego syna i nakładał na niego wszyst kie przytłaczające obowiązki oraz cały surowy ceremoniał Władcy ludzi, aby tym sposobem Cesarz nauczył się po stępować jak Władca. Kiedy Cesarz działał stosownie, Czou, padając na twarz, pompatycznie mu winszował. Kiedy Cesarz mylił się, Czou bezlitośnie chłostał Zastępcę”. Powiedziawszy to, Mistrz Weng skłonił się przed Ksią żętami Kung i K ’ing. Nie dodał komentarza, ale po apro bującym spojrzeniu Książąt poznał, że wielkie znaleźli upodobanie w jego wiedzy i owej stosownej aluzji. K ’ing natychmiast kazał zawiadomić cenzorów, że Władca otwarcie przyjmie ich zażalenia. W Pałacu tymczasem drżą nadal, czy nie odmówi On jeszcze, albo też czy podczas samej tej obraźliwej cere monii nie okaże niecierpliwości i urazy. OKRES KUANG-StT... Cesarz powiedział: — Dwa dni upłynęły. Za pierwszym razem, gdy woła łem, moja śliczna siostra uciekła. Dzisiaj marzyłem o niej nie mając nadziei, że się pojawi: oto i ona! A więc służba mojej Czcigodnej Matce zostawia ci jeszcze swobodę? Księżniczka Ts’ai-jti nie odważyła się odpowiedzieć. Bez wątpienia w słowach Cesarza obawiała się dosłyszeć niezadowolenie lub też sprowokować je swoją odpowie dzią. Cesarz dodał: ■— Jakiż to niezwyczajny moment! Niespodziewana godzina. Godzina nieoczekiwana. Zobaczyć nie spodziewa jąc się tego i mieć nie oczekując. Przestał i podjął z większą mówiąc troską: 41 Ranek ten nie przystroiłby się dla mnie tak w y kwintnie, gdybym posłuchał moich doradców. Popędzali mnie. Odmówiłem. Czyż będę jeszcze ich słuchał? Księżniczka rzekła: — Niechaj mój Starszy Brat nie słucha swoich złych doradców. Czyżby zapomniał, dokąd chcą go oni powieść? — Nie zapomniałem. Mogę zapomnieć co innego, ale nie to. Odmówiłem. Powiedziałem: nie chcę. Ale kto ci powiedział, czego chcą doradcy? Księżniczka pełnym szacunku gestem okazała, że sama Cesarz... Cesarz: — Słusznie. Zapomniałem o tym. Przez chwilę pozostawali w milczeniu. Cesarz powie dział: — Przepraszam, że przez cały czas mówię mojej ślicz nej siostrze o nudnych i uciążliwych sprawach państwo wych. Dlaczego ciągle jej o nich opowiadam? Ale ona jedna w Pałacu nie przybiera skruszonej miny, gdy mówię o tym, co mnie opanowuje i czego nie mogę skryć przed wszystkimi. Przy tych słowach wzrok Cesarza przyciągnęła biega nina Eunuchów, powracających w strojach ceremonial nych. Zapytał: — Skąd oni przychodzą? Audiencja? Dlaczego audiencja? Któż się na nią zgodził albo postanowił? Kto był Przyjmującym? Kto się stawił? Księżniczka usiłowała odwrócić jego umysł od przed miotów, które zdawały się go niepokoić. Cesarz nie słu chał jej. Jego wydłużone oczy stały się bardzo zirytowane. Policzki przybrały barwę bladego nefrytu. Gdy sam uchy lił obicia, ujrzał Głównego Preceptora, także w stroju audiencyjnym. Cesarz cofnął się w głąb komnaty i usiadł. Mistrz Weng po trzykroć padł na twarz. Cesarz rzekł: — Mistrzu. Skąd się tu wziąłeś? Kto był Przyjm u jącym? Kto się stawił? — Czyż ośmielę się mówić. — Odpowiadaj. — Powiem Cesarzowi, że wszystko, co go drażniło, już skończone. Nagana została udzielona i przyjęta.
42 — Przez kogo? Mistrz Weng wyrecytował w nader stosownej chwili: „Ponieważ Cesarz Cz’eng był zbyt młody, aby rządzić osobiście, rządy sprawował za niego diuk Czou. Ale umie ścił na dworze własnego syna i nakładał na niego wszyst kie przytłaczające obowiązki oraz cały surowy ceremoniał Władcy ludzi, aby na tym przykładzie Cesarz nauczył się postępować jak Władca. Kiedy Cesarz działał stosownie, Czou, padając na twarz, pompatycznie mu winszował. Kiedy Cesarz mylił się, Czou bezlitośnie chłostał Zastępcę”. Cesarz ze czcią wysłuchał tych starożytnych słów i powiedział: — Czyż więc syn twój jest do mnie podobny? Ku swemu wstydowi Mistrz Weng wyznał, że nie ma dziedzica płci męskiej. Cesarz rzekł: — Syn księcia krwi? Kto śmie być podobnym do mnie? A znam ich wszystkich i nie widzę. Preceptor nie śmiał odpowiedzieć. — A więc człowiek z ulicy! przekupień! niewolnik' Preceptor stwierdził, że uszlachcono go z tej okazji. Cesarz wstał. Widzi Księżniczkę, która nie odważyła się uciec ani się ukryć, idzie ku niej: — Wzięli jakiegoś człowieka! Do Preceptora: — I to ty dałeś im tę radę! Gdzie jest ten niewolnik? Każ mu przyjść tutaj, abym obejrzał się od stóp do głów! Weng, drżący pod owym zagniewanym „ty”, kazał zawołać człowieka. Ujrzano Drugiego Cesarza w szacie ozdobionej smokami, o niepewnym kroku, z wydłużonymi oczami i twarzą barwy bladego nefrytu. I padł na twarz przed tamtym. Zmuszono go jednak do powstania i przyj rzenia się sobie wzajemnie; Jeden i Drugi stali długo twarzą w twarz. Potem Cesarz odwrócił się odeń ze zgrozą jak od lustra bez dna i obrazu. Jeszcze poszukał wzrokiem Księżniczki. Ale już jej nie było. Cesarz zapłakał; odszedł, nie pod niósłszy Preceptora leżącego ciągle na twarzy. Tamten, zbity z tropu, stał nadal. Eunuchowie nie wiedzieli, co robić —■czy go przepędzić, czy też skłonić się. Wzięli jakiegoś człowieka! Odziali go w moje szaty! Dali mu moją twarz i moje wzięcie! Posadzili go na moim tronie. Jak przede mną padli przed nim na twarze! Podwojono moją osobę — moją, Cesarza, Jedynego. Ukradłszy moją Obecność, przyjął on zniewagę, którą ja jedynie winienem przyjąć i która słodsza byłaby niż to! Komentarz Annalisty: Utwór o pięknej równowadze i pięknym rytmie; użyte w nim przeciwstawne znaki dobrze uw ydatniają sprzecz ność tematu. Pisane Jego pędzelkiem: OKRES KUANG-St)... Odtąd wszystko wróciło do normy. Żadnej z pięciu pla net nie ożywiają niezwyczajne poruszenia. Lud pasie się w łagodności niby dobrze prowadzone woły. Drzewo, 0 którym doniesiono z prowincji Kueiczou, potworne, zarazem morwowiec i czarny bambus, było świadkiem, jak w ciągu jednej nocy uschło wszystko to, co było w nim czarnym bambusem, i pozostało morwowcem. Przy wrócony w naturze porządek jawnie wskazuje na zado wolenie w Niebiosach. Oczekuje się. Czeka się. Pory roku następować będą po sobie w przewidzianym porządku. Rzeki poznają swe drogi, a plaga Synów Han, sama z siebie umacniając tamy, zasłuży sobie na miano Opiekuna. Urzędnicy wojskowi 1 cywilni od dziewiątej rangi do pierwszej: będą uczciwi i sprawiedliwi — napęczniali łagodnoścą dla ludu. Woj skowi wystrzegający się obrażania cywilów, ci zaś pogardy dla wojskowych — więcej żądać nie można — jak w pier wszych wiekach i w tym lśniącym królestwie Pierwszego Żółtego, gdzie pochlebców i łotrów zdradza specjalne ziele, feniks gniazdo sobie wije na dachach, a w ogrodach baraszkują jednorożce. Jeden tylko dysonans w tej harmonii, wprawdzie nie w obrębie Środka i Osiemnastu prowincji, lecz w odle głych posiadłościach Królestwa. Jeśli Marchie Zachodnie
44 i Północne są spokojne, to zgoła inaczej jest z królestwem Korei, niepokojonym wielce przez najazdy Ludu Karłów *. Książę wasal domaga się wsparcia. Cesarz postanowił uczynić mu zadość. Wystarczą dwa tysiące dzielnych wo jowników, a b y -wszystko wróciło do normy. Po czym Ce sarstwo znów stanie się spokojne i wygładzone jak kle pisko ubite razami cepów, i wyrównane pod młyńskimi kamieniami, gotowe do nowego żniwa. K arły bardzo są bezwstydne. Ludzie ci, o których nigdy nie wiedziano, czy ich wyspa znajduje się w zależ ności hołdowniczej, czy też niewolniczej, których hołdy były rzadkie, a bunty częste, właśnie otwarcie zaprote stowali przeciwko Najwyższej Władzy. Twierdzą, że nigdy nie uznawali Cesarza i protestują przeciwko tak bardzo zasłużonemu imieniu. Ich królestwo — mówią — nie jest królestwem Karłów, lecz Królestwem Żi-pen, to znaczy pochodzenia słonecznego. Zapominają, u kogo pobierali nauki, i że wszystko, co wiedzą — nawet te dwa szla chetne hieroglify, które pożyczają albo kradną — przyszło do nich z Cesarstwa Hanów. Tylko przywary są ich praw dziwą własnością: pycha, upór, popędliwość. Przeciwko zaś dwóm tysiącom żołnierzy cesarskich oni wysyłają dwieście tysięcy swoich. Cesarz kazał przywołać M inistra Armii Lądowej i Mor skiej i rzekł: — Kiedy dowiemy się o zwycięstwie? Wzdłuż całej drogi do Korei stoją w pogotowiu szybcy kurierzy. Są także sygnały na wieżach strażniczych. — Zarządzamy, aby natychmiast po otrzymaniu wia domości, czy będzie to dzień, czy noc, zebrała się Wielka Rada, abyśmy Sami mogli ją o niej poinformować. Marszałek prosił Cesarza, by zechciał on zważyć, iż nie wypowiedziano jeszcze wojny z całym ceremoniałem ani też nie ogłoszono jej w Świątyni Przodków. — Czyż mam wypowiadać wojnę buntownikom? Marszałek wyznał, że ilość wojska nie jest wystarcza jąca. Zawsze dobrze jest naśladować Nadzorcę Lasów, który napiąwszy cięciwę swej kuszy, sprawdza, nim wy puści strzałę, czy nałożył ją według prawideł. Cesarz, uśmiechając się pobłażliwie i z rozbawieniem, raczył zareplikować: 45 Ale pan nie ma kusz ani strzał, tylko straszną broń palną, gotową do użytku. Marszałek zwrócił uwagę, że przy silnych upałach broń palna nie będzie całkiem pewna w użyciu. — Cóż znowu! Czyż jeden pozbawiony broni żołnierz spod naszych znaków niewart jest pięciu przeciwników z tego ludu karłów? — Tak, owszem. Dokładnie tak. Ale ci z roztropności odmówią może walki wręcz. — Niechaj ich do tego zmuszą — polecił Cesarz, wsta jąc i przerywając audiencję. Pisane Jego pędzelkiem: Oby spokój serca rozciągnął się na nasze posiadłości: Cesarz ma żołnierzy raczej po to, by zapewniać pokój, nie wojnę. Cesarstwo i Ziemia pod Niebem należą do nas! Czyż owe sprzeniewierzenia krnąbrnych warte są tego, by dłu żej się nimi zajmować? Czyż warto, aby ich pognębić, męczyć choćby jednego jucznego muła? Przyprawić o poty jednego konia jedno- chodźca? OKRES KUANG-SO... Cesarz ogłosił właśnie w Świątyni Przodków, że wkrótce rozpocznie się dławienie buntowników. OKRES KUANG-StJ... Aby wydać bitwę, K arły nie czekały na cesarskie na pomnienie. Wiadomo, że wojska zetknęły się. Otrzymano tajną pocztę. Nocą Książę Kung przybył do Pałacu. Za pewne już niedługo intendentura Pałacu będzie musiała przygotować uroczystość trium fu i zgniecenia wroga. Tymczasem cały dom cesarski otrzymał polecenie przy gotowania Konwoju i Eskorty. Gdy tylko wstał dzień
46 owego poranka, Eunuchowie każą zaprzęgać wozy i napy- chają ubioram i kufry. Czy Cesarz, postępując w tym za przykładem swych wielce znakomitych przodków, Sam wyda rozkazy swoim wojskom i poświęci zwycięstwo? Tak przecież robi wielki Cesarz. Czyż ten, który czuwa nad Imperium jak kwoka nad kurczętami, może być nieobecny, z dala od trium fu? OKRES KUANG-SU... Wieczorem tego samego dnia W nętrze nie wie, czego się trzymać. Przygotowany konwój jest podwójny i prze znaczony zarówno dla Domu wielce Czcigodnej Cesarzo- wej-Wdowy, jak i dla świty Cesarza. Czy przed frontem wojsk wolno jeszcze myśleć o wojnie? Ona sama, Mądra Matka Królestwa, daje przykład urojonego wyjazdu, ze wzburzeniem zaciskając w dłoniach swoje drogocenne atrybuty, pieczęć noszącą znaki po tysiąckroć błogosła wione: Pieczęć Cesarzowej-Wdowy Ts’y-hi i rezerwuje koszyk dla swych dwóch ulubionych piesków; i obcięła paznokcie, i ogołociła swe drogocenne nesesery z przyborami do manicure. Zaiste, Pałac nie wie, czego się trzymać. Nie ogłoszono żadnego Dekretu. Ani Cesarz, ani M ar szałek Sztandarów nie wydali jeszcze żadnego rozkazu dotyczącego rozmieszczenia Gwardii, Tygrysów, Nosicieli Ogonów Leoparda i wszelkich atrybutów Syna Nieba, gdy zechce on prowadzić wojnę. Nikt także nie ma pojęcia, co będzie z łupem. Jedni twierdzą, że wszystko zostanie spalone i zniszczone. Inni proponują, aby zatrzymać bogatych zakładników. Annalista musi teraz czuwać bardziej niż kiedykol wiek, nie pomijając naw et tchnienia ani po dziesięćkroć rozbrzmiewającego echa. Albowiem Historia będąca Zwierciadłem czynów Ksią żąt, rozlewiskiem faktów dokonanych, obszerną studnią, w której przychodzi odbijać się wszystko, co drży w po wietrzu, nie może pozwolić na umknięcie żadnej z tych heroicznych chwil. 47 OKRES KUANG-Str... Nocą. Dekret „pilny”, przed świtem. „Wobec zuchwałości tych niewolników, ważących się kierować swe kroki ku Naszej stolicy, postanawiamy, że jedyną Naszą odpowiedzią będzie pogarda. Z całym przeto dworem wycofujemy się poza Przełęcze Zachodnie, w stronę Si-an, gdzie Autorytet Nasz nie może ponieść żadnego uszczerbku. Generałom naszym zostawiamy...” Cesarz znienacka kazał przerwać czytanie dekretu. Więc dekret ten nie pochodził od Jego osoby? Cesarz odrzekł: — Wymażecie, wymażecie; podrzecie; podrzecie! Kto kazał to napisać? Jedynie Li, Eunuch Cesarzowej ■— który znajdował się tam bez powodu albo wskutek zamieszania wśród służ by — ośmielił się odpowiedzieć: „że jest rzeczą koniecz ną uniknięcie świętokradztwa i że wiek oraz zdrowie Matki Imperium nie pozwalają na jakiekolwiek ryzyko zniewagi”. Cesarz rzekł: — I to właśnie miały być przygotowania do triumfu! A oto i kurierzy zwiastujący zwycięstwo! Niechaj zosta ną głośno odczytane wieści z armii — wszystkie wieści! On, który winien wiedzieć wszystko, zdawał się nie wiedzieć. Tak zresztą jak niepokój w umysłach, wzmagał się zgiełk wokół Wielkiej Harmonii, a nawet w pomie szczeniach kobiet. Śmiały pojawić się nowe, młodziutkie nałożnice, wystraszone, z włosami nie zaplecionymi i nie umalowanymi twarzami. Ponieważ drzwi trzaskały swo bodnie, ludzie, których nie odsuwali zaaferowani gdzie indziej Eunuchowie, zatrzymywali się, aby wysłuchiwać decyzji. Lektor wygłosił: Raport generała... „Wasz sługa..., wielki dygnitarz pełniący funkcję..., drugi dyrektor kancelarii domniemanego spadkobiercy, upadając do Waszych stóp, przedkłada Wam niniejszy raport, w którym oznajmia, iż okręty japońskie zniena cka zaatakowały nasze. Na podobieństwo piratów swoją pogardę dla zasad przyzwoitości posunęli oni tak dale-
48 ko, że napadli nas bez zwyczajnego ostrzeżenia. Jak się zdaje, oszukaństwo stało się ich drugą naturą. Dnia... piątego miesiąca przestępnego zadął w iatr i spadły deszcze w wielkiej obfitości, byliśmy krańcowo zaniepokojeni. Nazajutrz pogoda była piękna. Nieprzyjaciele pojawi li się znienacka. Bitwa była straszna. Jeszcze trwa. Nie można przewidzieć, przy kim zostanie zwycięstwo. Nie mniej Wasz poddany na własne oczy oglądał zagładę wszystkich naszych okrętów lub ich ucieczkę podczas bit wy. Nie można wyrazić jego bólu. Wasz sługa uważa, iż nie mógł on — skromny, biedny literat — z pałką bojową w dłoni rzucić się naprzód, aby powstrzymać łotrowskie lance naszych nieprzyjaciół i odepchnąć żelazne maszty ogniem plujących dżonek; i że nie potrafił też popłynąć o samych wiosłach, aby walczyć pod ogniem ich dział. Zaczerwienił się wobec oficerów i żołnierzy. Jego serce przytłacza ból i żal z tego powodu. Obecnie nie ma żad nej pomocy i niebezpieczeństwo jest nadzwyczaj poważne. Nieprzyjaciel zamierza zapewne maszerować na Waszą Stolicę. Zaprawdę, zasłużyłem na wielką karę. Proszę Ce sarza, aby najpierw postawił mnie przed sądem cywil nym. Bezustannie leję łzy i błagam o ukaranie. Z najw yż szą czcią adresuję ten raport do Cesarza”. Cesarz, wysłuchawszy, powiedział: — Rzeczywiście, byłoby rzeczą straszną, gdyby ci lu dzie dotarli aż tutaj i spotkali moją wielce Czcigodną Matkę. Przygotujcie więc wyjazd. Nie pod koniec dnia, lecz o świcie, i nie tysiąc żołnierzy, lecz pięć tysięcy zbroj nych spod sztandarów. I nie przez Tylną Bramę, lecz przejdźcie pod Wielką Czystością, i nie w bezładzie, lecz z pompą; lud będzie wiedział, że Matka Imperium, która znajdzie się rychło pod ochroną dwu prowincji, wcale nie musi obawiać się napastników. I proście Moją Matkę, by od swego syna przyjęła wy razy hołdu i pożegnania. Główny Eunuch z uszanowaniem zauważył, że Dekret mówi także o wyjeździe Cesarza. Cesarz rzekł: — Oto Nasz dekret. Sam i na nowo podyktował ten oto nowy dekret: 49 „Przez szacunek dla Cesarzowej-Wdowy postanawiamy, że pod długą eskortą zostanie Ona odprowadzona drogą do Stolicy Zachodniego Spokoju*, tymczasem zaś My, po kładając ufność w woli Czystego Władcy Nieba, pozosta niemy w naszej Stolicy północnej*, aby odstraszyć najeźdź ców”. I nie czekając, aż Główny Sekretarz policzy hierogli fy i sprawdzi redakcję, sam obiema dłońmi pochwycił ciężką pieczęć nefrytową o rogu wyszczerbionym od tylu lat i tak wielu kataklizmów dynastycznych, i oznaczył nią Dekret; tymczasem jego głos, stając się głosem demo na opętanego gniewem, powtarzał ostatnie jego polecenie: Uszanujcie to. Pisane Jego pędzelkiem: Dobrze wniknąć w samego siebie! Rozliczne niebez pieczeństwa czają się wokoło mnie, a także obok mnie, a także we mnie. Co do tych zewnętrznych, najeźdźców: niech się zbliżą! wiele jest na szańcach worków z wapnem i piaskiem, na wet wiatr ich oślepi. Ale gdzież są moje wysokie mury? Gdzie przyczaję się w głębi siebie i co odpowiem wewnętrznym doradcom, którzy ranią bardziej niż oręż... Chcieli, abym wyjechał. Tak, Wen-hien — o szlachetny mój przybrany ojcze! — usunął się przecież przed Zamorskimi Diabłami aż do Że- holu, grobowca przodków, ale po to tylko, by tam umrzeć. Niechaj On i Inni wybaczą mi, że nie pójdę w ich śla dy i że pragnę umrzeć tu, w tym miejscu, i że po raz pier wszy dokonam tego, czego nikt mi nie podyktuje ani na każe. Daję przykład. Postanawiam. Choć Syn Nieba, dzia łałem z naiwnością śmiertelnika, który sam z siebie idzie na lewo lub też na prawo. To dobrze. To coś nowego Je stem: My, Cesarz. Upojony niezwykłymi myślami, układam ten wiersz: „Oto i wróg. Kohorty jego kroczą krokiem szarańcz, a posuwa się on nieubłaganie jak morze. Doradcy mówią mi: nie można oprzeć się morzu. Sza rańczy nie wygnieciesz jednej po drugiej! 4 — S y n N ieba
50 Pełni roztropności i uszanowania, cofamy się wobec plag; i wzbudzając w duchu swym pokorę, Cesarz wyjed na u Nieba, że ci pożrą się nawzajem, a tamto, głębokie jak Śmierć, zatrzyma się. Ale ja, Cesarz, patrzę w spokoju, jak przybliża się Ta i tamte. Troskliwie unosząc rękaw, delikatnie kreślę ten po emat’’. Cesarz rzekł: — Kto mi przerywa? Ale pośród wyjazdowego ruchu i zamieszania panują cego w najszlachetniejszych apartam entach nie było ni kogo, kto by pilnował swoich drzwi. W taki to sposób Mistrz Wcng mógł niespodziewanie znaleźć się w Obec ności. Cesarz raczył go nie wyrzucać, lecz głosem niewzru szonym powiedział: — Czy pan także przychodzi, aby nakłaniać mnie do ucieczki? Musi pan wiedzieć... Weng ośmielił się wrzucić swój głos pomiędzy słowa Cesarza: przeciwnie, dowiedziawszy się o Postanowieniu, pośpieszył, aby zakomunikować Cesarzowi, jak bardzo je go dawny Mistrz uważa je za godne Syna Nieba. Cesarz rzekł: — Jestem panu wdzięczny za to potwierdzenie. Jest pan jedynym człowiekiem, który w głębi ducha nie myśli ganić mnie za nieoczekiwane postanowienie. — Jakżebym śmiał? Skoro postanowienie to tak w ier nie kontynuuje większość postanowień przodków! Skoro odtwarza ono tak drobiazgowo i z takim uszanowaniem to, czego przed nim dokonali najbardziej godni naślado wania Cesarze! Niech Jedyny Cesarz będzie spokojny nie ogłosił niczego niespodziewanego; byłoby to straszne. Nie fantazjuje on bynajmniej. Nie wymyśla, postępuje za przykładem, zgodnie. Pośród wszelkich rozpaczliwych okoliczności postawa bohaterska jest jedyną, jaką przybrać może pan Dziesięciu tysięcy wieków niby swą osobistą zbroję! Czytamy, że Ming-ti nie chciał uciekać... i że Wu, syn Wanga, kazał przywiązać się w Pałacu... Cesarz powiedział: 51 — A też i to, że Cz’ung-czeng, którego pokonała Na sza Czysta Dynastia, powiesił się w moich ogrodach na drzewie, które za karę okuto w łańcuchy! Zabrzęczałem owymi kajdanami, będącymi świadkiem; przeszedłem pod żywym sklepieniem, co podtrzymywało Tamtego. M ury także były otoczone przez buntowników. Ma pan rację, wielce czcigodny mistrzu. Nie posuwam się do przodu. Schodzę, następuję. Wyprzedzono mnie wszędzie. A więc niech się pan wycofa razem z innymi. Weng prosił, aby mógł zostać. Cesarz, znieruchomiały, zamilkł ogarnięty wzruszeniem, którego nikt nie potrafił pojąć, przybity. Strząśnięte z Jego pędzelka: Łańcuchy! aby zdusić myśl! aby skrępować wszelkie wystające gałęzie. Więzy dla powiązania sukcesji. Wibruje poprzez mnie wątek, którego jeden koniec jest na końcu wieków, drugi zaś napina się już ku krań cowi i nowemu rozpoczynaniu. Komentarz Annalisty: Ten ośmiowierszowy poemat, bardzo dyskretny, jak to przystoi w chwili n epokojów, podkreśla wagę ciągłości Funkcji. Nikt nie może lepiej opiewać jej wielkości niż ten, który jest jej niewyrażalnym Wybrańcem. Toteż w zamian wypada sławić nawet Tego, który harmonijnie łączy stosowanie pędzelka ze strażą nad czerwoną pałką. Ale czyż w tej słusznej równowadze nie naśladuje on właśnie wzniosłego przodka z okresu K ’ien-lung? Oczy wiście: naśladuje go. OKRES KUANG-SU... Do stolicy przybył dziś Kang-i, marszałek tatarski pro wincji Kwangtung. W ten sposób okazał posłuszeństwo wydanym uprzed nio poleceniom, aby wierni poddani świętowali z całe go serca sześćdziesiąte urodziny Matki Królestwa. Aliści pośród owego rozgardiaszu różnych spraw głów ny Astronom i drugi sekretarz Intendentury, odpowie dzialni za inaugurację obchodów, nie mieli odwagi. A in-