aniolek47

  • Dokumenty50
  • Odsłony2 411
  • Obserwuję4
  • Rozmiar dokumentów69.2 MB
  • Ilość pobrań1 423

§ Fathallah Judith - Chuda

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

§ Fathallah Judith - Chuda.pdf

aniolek47
Użytkownik aniolek47 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

Gość • 3 lata temu

Nie mogę pobrać dokumentu

Transkrypt ( 25 z dostępnych 240 stron)

Chuda

agrest------61 ananas------32 ananas z puszki, 1 plaster------38 anchois, filet------15 arbuz------12 awokado------118 babeczka śmietankowa------135 babka piaskowa------432 bagietka francuska------214 bakłażan------24 bakłażan smażony na oleju------300 bambus konserwowy------39 banan------136 baranina bez kości------234 baranina, łopatka------241 baranina, udziec------195 barszcz czerwony------87 barszcz z uszkami------350 baton Bounty------145 baton Kitekat------85 baton Mars------275 baton Milky Way------135 baton Snickers------310 beza------110 bigos domowy------93 bigos popularny------139 bliny ziemniaczane------253 boeuf Strogonow------222 borówki------61 bób------36 brokuły------27 brukselka------44 brukselka z wody z bułką tartą i masłem------129 brzoskwinia------53 brzoskwinie suszone------295 bułka grahamka------106 bułka kajzerka------120 bułka maślana------124 bułka pszenna------125 buraki------46 buraki ćwikłowe, ćwikła------49 buraki zasmażane------90 cappuccino z mlekiem, 1 filiżanka------60 cebula------28 chałka------274 chałwa------531 cheesburger------308 chipsy ziemniaczane------552 chipsy ziemniaczane, 1 sztuka------10 chleb graham, 1 kromka------96 chleb lecytynowy, 1 kromka------120 chleb pita------333 chleb pszenny, 1 kromka------108 chleb pumpernikiel, 1 kromka------96 chleb razowy na miodzie, 1 kromka------95 chleb razowy, 1 kromka------98 chleb sitkowy, 1 kromka------98 chleb słodowy, 1 kromka------102 chleb z otrębami, 1 kromka------103 chleb zwykły, 1 kromka------102 chleb żytni, 1 kromka------110 chrzan------68 ciastka markizy------358 ciastka tortowe z galaretką------311 ciastko karpatka------442 ciasto drożdżowe ze śliwkami------178 ciasto kokosowe------406 ciasto kruche ze śliwkami------218 cielęca pieczeń duszona------240 cielęca wątróbka------124 cielęce klopsiki mielone------249 cielęcina w potrawce------112 cielęcy kotlet panierowany------426 coca cola (200 ml)------82 croissant------282 crunchips------51 cukier biały------400 cukier biały, 1 łyżeczka------40 cukier waniliowy, 1 paczka------32 cukinia------16 cykoria------11 cynamon------104 cytryna------36 czarne jagody------61 czekolada, 1 kostka------22 czekolada do picia w proszku, 1 filiżanka------140 czekolada gorzka, 1 tabliczka------520 czekolada kremowa, 1 tabliczka------560 czekolada mleczna, 1 tabliczka------560 czekoladowa posypka do deserów------421 czekoladowy mus------219 czereśnie------48 czosnek, 1 ząbek------3 daktyle suszone------272 delicje, ciastka------400 dorsz, filety smażone panierowane------278

Chuda Judith Fathallah Wydawnictwo Znak Kraków 2007 przeąoĿyąa Magdalena Zielićska

dorsz, kotlet mielony------260 dorsz po grecku, 1 porcja------230 dorsz w sosie pomidorowym, konserwa------102 dorsz wędzony------52 draże arachidowe------547 drobiowa wątróbka------134 drobiowe serca------119 drops owocowy, 1 sztuka------18 drożdże prasowane------130 drożdże suszone, 1 paczka------26 drożdżówka z makiem------345 drożdżówka z marmoladą------323 dynia------23 dzik, szynka------93 dżem niskosłodzony, 1 łyżka------33 dżem truskawkowy, 1 łyżka------50 dżem wysokosłodzony, 1 łyżka------50 eklerka z kremem------120 endywia (sałata)------17 fanta (200 ml)------82 fasola biała, sucha------346 fasola czarna, sucha------345 fasola kolorowa, sucha------343 fasola mungo------329 fasolka cięta w zalewie, konserwa------20 fasolka po bretońsku------154 fasolka szparagowa------36 fasolka szparagowa z bułką tartą------115 faworki------476 figi------47 figi suszone------300 flaki------320 flądra wędzona------53 frytki------226 galaretka owocowa w proszku------316 gęś, tuszka------140 gin (20 cl)------60 gołąbki w sosie pomidorowym------117 granat------104 grejfrut------70 groch, suchy------354 groszek w zalewie, konserwa------79 groszek z marchewką------73 groszek zielony, strąki------43 groszek zielony z masłem------99 gruszka------56 gruszki suszone------328 gruszki w syropie------50 grzyby suszone------350 gulasz sojowy z jarzynami------75 gulasz wieprzowo-wołowy------197 gulasz wołowy------149 guma do żucia, 1 listek------7 hamburger rybny------423 hamburger z serem------308 hamburger------255 herbata mrożona słodzona------33 herbatnik, 1 sztuka------45 herbatniki w czekoladzie------462 homar------91 indyk, białe mięso ze skórą------159 indyk, filet------109 indyk, tuszka------56 irysy, cukierki------420 jabłecznik------275 jabłka suszone------341 jabłko------36 jajka przepiórcze------149 jaja sadzone------180 jajko, 1 sztuka------ok.80 jajko, białko------18 jajko, żółtko------64 jarmuż------49 jeżyny------63 jogurt 2% tłuszczu, 1 szklanka------155 jogurt 2,5% tłuszczu , 1 szklanka------175 jogurt 0% tłuszczu z owocami, 1 szklanka------48 jogurt naturalny 2,5% tłuszczu, 1 szklanka------150 jajecznica na słoninie------130 kabaczek------20 kaczka, mięso z piersi------294 kaczka, mięso z udka------331 kaczka, tuszka------198 kakao na mleku, 1 szklanka------179 kakao, 1 łyżeczka------21 kalafior------16 kalafior z wody z bułką tartą------70 kalarepa------24 kapary, łyżka stołowa------3 kapusta biała------28 kapusta biała zasmażana------77 kapusta biała, surówka------76 kapusta czerwona------36 kapusta czerwona, sałatka------99 kapusta kiszona------16 kapusta kwaszona, surówka------77 Tytuł oryginału Monkey Taming Copyright © Judith Fathallah 2006 Projekt okładki i ilustracja na okładce Sylwia Kowalczyk Projekt typograficzny Katarzyna Skawińska Adiustacja Katarzyna Szklanny Korekta Paulina Lenar Katarzyna Onderka Łamanie Irena Jagocha Copyright © for the translation by Magdalena Zielińska ISBN 978-83-240-0813-1 Zamówienia: Dział Handlowy, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37 Bezpłatna infolinia: 0800-130-082 Zapraszamy do naszej księgarni internetowej: www.znak.com.pl

„To szaleństwo pamiętać wszystko”. Brian Friel, Przekłady

kapusta włoska------32 kapuśniak ze słodkiej kapusty------68 kapuśniak z kapusty kwaszonej------50 karczochy------61 karmelki light------185 karmelki tradycyjne------392 karp, tuszka------102 karp w galarecie------127 karp z wody------100 kasza gryczana na sypko------141 kasza gryczana sucha------359 kasza jęczmienna perłowa sucha------367 kasza jęczmienna pęczak sucha------346 kasza manna sucha------353 kasza perłowa na sypko------126 kasza z pszenicy kuskus sucha------360 kaszanka------250 kasztany------194 kawior prawdziwy, 1 łyżeczka------13 kefir 1,5% tłuszczu, 1 szklanka------112 kefir 2% tłuszczu, 1 szklanka------115 keks owocowy------378 ketchup pomidorowy------101 ketchup pomidorowy, 1 łyżka------20 kiełbasa husarska------462 kiełbasa kabanos------319 kiełbasa krakowska------145 kiełbasa krakowska sucha------352 kiełbasa metka------347 kiełbasa myśliwska------395 kiełbasa parówkowa------310 kiełbasa pasztetowa------348 kiełbasa salami------420 kiełbasa szynkowa------154 kiełbasa zwyczajna------210 kiełki lucerny------30 kiełki sojowe------29 kiełki sojowe z puszki------35 kiwi------40 klopsiki cielęce mielone------250 kluski kładzione------168 kluski lane------96 knedle ze śliwkami------170 kompot jabłkowy, 1 szklanka------200 kompot truskawkowy, 1 szklanka------200 koncentrat barszczu czerwonego, 1 łyżka------15 koncentrat pomidorowy 30%------110 koniak (4 cl)------112 konina bez kości------108 konserwa turystyczna------217 koperek------18 kopytka z masłem------152 kotlet z drobiu panierowany------380 kotlet schabowy------237 kotlety mielone wieprzowo-wołowe------287 kraby------84 krakers, 1 sztuka------10 krewetki------106 królik, mięso bez kości------128 krówki, cukierki------419 krupnik z kaszy jęczmiennej------44 kukurydza w puszce------23 kukurydza, 1 kolba------220 kukurydza, nasiona------86 kukurydziane chrupki------348 kura, tuszka------142 kura w galarecie------194 kurczak, białe mięso bez skóry------114 kurczak gotowany w jarzynach------108 kurczak pieczony------182 kurczak, 1 skrzydełko surowe------109 kurczak, 1 udko surowe------194 kuropatwa------53 kutia------700 leszcz, tuszka------102 likier cura çao (2 cl)------80 lin, tuszka------74 lody bakaliowe------216 lody kakaowe------166 lody mleczne------110 lody mleczne, 1 kulka------28 lody mleczno-owocowe, 1 kulka------29 lody śmietankowe, 1 kulka------39 lukier ciemny------613 lukier jasny------628 łosoś, tuszka------202 łosoś wędzony------180 majonez, 1 czubata łyżka------155 mak------545 makaron gotowany, dwujajeczny------105 makowiec------348 makrela w sosie własnym------167 makrela wędzona------155 makrela, tuszka------180 Malaga (5 cl)------80 maliny------65

Podziękowania Serdecznie dziękuję mojej agentce, Sarah Manson, a także Charliemu Sheppardowi i całej załodze z Random House. Praca z Wami była ogromnie pouczającym doświadczeniem i wielką przyjemnością. Dziękuję też przyjaciołom z college’u świętego Dawida w Cardiff za nieustające wsparcie i zachętę do podążania za swymi marzeniami.

małże------88 mandarynki w syropie------52 mandarynki we własnym soku------32 mandarynki------29 mango w syropie------77 mango------132 marchew------24 margaryna zwykła------720 marmolada, 1 łyżka------23 Marsala (5 cl)------55 Martini wytrawne (5 cl)------60 masło orzechowe------573 masło roślinne------747 maślak------29 maślanka 1,5% tłuszczu, 1 szklanka------70 mąka gryczana------333 mąka pszenna krupczatka------345 mąka pszenna poznańska------345 mąka pszenna wrocławska------341 mąka ryżowa------383 mąka sojowa------421 mąka ziemniaczana------340 melon------16 mielonka wieprzowa, konserwa------237 migdały słodkie------332 mintaj, tuszka------75 miód pszczeli------320 miód sztuczny------320 mizeria ze śmietaną------35 mleko 0,5% tłuszczu, 1 szklanka------88 mleko 2% tłuszczu, 1 szklanka------115 mleko 3,2% tłuszczu, 1 szklanka------145 mleko kozie, 1 szklanka------180 mleko sojowe, 1 szklanka------82 mleko zagęszczone niesłodzone, 1 łyżka------34 mleko zagęszczone słodzone, 1 łyżka------81 mleko zsiadłe, 1 szklanka------115 morele------48 morele w syropie------34 morszczuk, tuszka------70 mortadela------187 musztarda, 1 łyżka------15 naleśniki z kapustą------156 naleśniki z serem------240 napoleonka------194 nektarynka------67 Nutella------580 ogórek------8 ogórek kiszony------12 ogórek konserwowy------16 okoń, tuszka------83 olej roślinny------900 oliwa z oliwek------900 oliwki czarne, marynowane------350 oliwki zielone, marynowane------140 omlet bez dodatków, 1 sztuka------380 omlet z dodatkami, 1 sztuka------700–800 orzechy nerkowce, obrane------560 orzechy laskowe, obrane------634 orzechy pecan, obrane------687 orzechy pistacjowe, obrane------577 orzechy w czekoladzie------584 orzechy włoskie, obrane------650 orzechy ziemne, obrane------582 ostrygi------69 otręby pszenne------189 paluszki słone------385 papaja------80 papryka------19 papryka konserwowa------35 papryka nadziewana mięsem i ryżem------172 parówka------132 pączek------200 Pernod (2 cl)------68 pestki dyni------553 pestki słonecznika------560 pieczarki------28 pieczeń rzymska------204 pieczywo chrupkie z sezamem, 1 kromka------50 pieczywo chrupkie, 1 kromka------37 pierniki------366 pierniki w czekoladzie------410 pierogi leniwe------217 pierogi mięsne, mrożone------268 pierogi ruskie------167 pierogi z kapustą, mrożone------210 pierogi z kapustą i grzybami------250 pierogi z serem------238 pierogi z truskawkami------247 pietruszka, korzeń------52 pietruszka, natka------21 pigwa------35 pikling wędzony------137 piwo jasne (0,5 l)------230 placek drożdżowy z kruszonką------425 płatki kukurydziane, 1 łyżka------12

Cze˛s´c´ I Pocza˛tek

11 Za dużo zeżarłaś, wstrętna świnio. Potrafię określić, gdzie się to wszystko zaczęło. Nie k i e- d y, bo tego typu rzeczy nie zaczynają się nagle, w jednej chwili. Są raczej jak woda piętrząca się za tamą, przeczu- wasz je, ale nie potrafisz im zapobiec. Wreszcie tama pęka. Moja tama pękła w Niemczech. Był lipiec, przykre rodzin- ne wakacje, podczas których trzeba udawać, że jest OK i że jest się szczęśliwym, gdy tak naprawdę wszystko jest nieźle pokręcone. Miałam trzynaście lat i byłam obsesyjnie skupio- na na sobie. Nasza rodzina zmagała się wówczas z różnymi poważniejszymi kłopotami, ale dla mnie istniało tylko jedno źródło złego samopoczucia. Byłam gruba. Chodziliśmy na basen do ośrodka Atlantis. Cały czas bacznie obserwowałam odziane w bikini Niemki i czułam się fatalnie. „Gdybym tylko tak wyglądała – myślałam – by- łoby inaczej. Gdybym tylko była szczupła jak one, dałabym sobie ze wszystkim radę”. Ważyłam 64 kilo przy wzroście 155 centymetrów i w mojej wyobraźni cały czas się rozrasta- łam. Dosłownie. Codziennie rano przymierzałam tuziny ciu- chów, badawczo przyglądając się sobie w lustrze. Załamywa- łam się rozmiarem brzucha, bioder i ud. Założenie kostiumu kąpielowego po raz pierwszy w sezonie było prawdziwym koszmarem.

12 W drodze powrotnej z basenu mama zaczęła opowiadać o jakiejś strasznie grubej kobiecie, którą widziała: – Siedziała tam sobie z koszem piknikowym i po prostu jadła, cały czas jadła. Ręka jej tylko chodziła w tę i we w tę. Kanapka, kanapka, kawałek ciasta. Chciała przestać, ale nie mogła. Wydawało się, że chce, bo za każdym razem opusz- czała pokrywkę koszyka, jakby sobie mówiła: No dobra, już wystarczy, ale po kilku minutach znowu sięgała po jedzenie! A potem z basenu wyszła jej córka i... – Czy jej córka była gruba? – wtrąciłam. – Nie, chyba nie... Raczej nie, ale widać było, że ma ten- dencję do tycia – odparła mama. – Ale grubsza niż ja? – chciałam wiedzieć. – Tak, grubsza.... choć nie, może taka sama. Naburmuszyłam się. A więc jednak wyglądam, jakbym miała tendencję do tycia, tak?! No tak, prawdopodobnie tak. Ale co mogę z tym zrobić? Taka już jestem! Byłam i zawsze bę- dę gruba. Serki topione Dairylea doskonale mnie pocieszyły. – Nienawidzę tego, że jestem gruba! – jęczałam. Od wie- lu miesięcy to była moja mantra. Mama miała jej w oczywis- ty sposób dosyć, zatem nie po raz pierwszy zaproponowała, żebym się za siebie wzięła. – Będę cię wspierać, Jess – zachęcała. – Wiem, jak się to robi! Ruszaj się, pływaj! Kiedyś ciągle pływałaś... Potrafię go- tować dietetyczne posiłki, dawniej ważyłam przecież 50 kilo! To prawda. Widziałam film wideo, na którym mama by- ła młoda. Rzeczywiście wyglądała olśniewająco i była fanta- stycznie szczupła. Według mnie, nawet trochę za bardzo. – Jeśli naprawdę chcesz schudnąć – kontynuowała – po- mogę ci w tym, tylko nie poprzestawaj na mówieniu i weź się do roboty. Moją najmniej ulubioną emocją jest poczucie winy, ale upokorzenie plasuje się zaraz na drugim miejscu. Piekące upokorzenie o twarzy oblanej rumieńcem i zaciętym spojrze- niu. Byłam dumna – wciąż jestem w niektórych kwestiach,

13 choć staram się z tym walczyć. I oczywiście wtedy, głupia, poczułam się upokorzona, a moje pulchne policzki zapłonęły czerwienią. To była przecież rozsądna i konstruktywna uwa- ga, ale wtedy nie umiałam jej przyjąć. Małe, twarde nasionko urazy zakiełkowało w moim żołądku. „Dobrze, schudnę – myślałam. – Bardzo schudnę. Będę szczupła jak moje koleżanki. Pokażę wszystkim, że potrafię się odchudzić, i to szybko”. Nie po raz pierwszy tak postanawiałam. Zwykle przysię- gałam to sobie, leżąc nocą w łóżku: żadnej pizzy, lodów ani innych „niepoprawnych” rzeczy, które z mojej inicjatywy po- jawiały się w jadłospisie naszej rodziny. Dziwnym trafem jed- nak do rana moja silna wola topniała. Bagietka z szynką i se- rem na śniadanie zawsze świetnie zwalczała czającą się i po- woli pochłaniającą mnie depresję. Tym razem postanowienie poprawy było silne. Wytrwa- łam w nim całą noc i następny dzień. Wytrzymałam, gdy włóczyłam się nieprzytomnie po Heidelbergu. Nie mam po- jęcia, jak wygląda miasto, poza mglistym wrażeniem, że jest wielkie i że są w nim domy handlowe, ponieważ cały czas krytycznym okiem taksowałam samą siebie. Podczas autoka- rowej wycieczki po mieście starałam się ułożyć nogi tak, by nie wyglądały grubo, i bezwiednie przełączałam głos prze- wodnika w słuchawkach z angielskiego na francuski i na ja- kiś skandynawski. Pamiętałam o postanowieniu, gdy zjadłam zaledwie pół kanapki i parę gryzów jabłka na obiad oraz gdy odmówiłam zjedzenia czekolady kupionej przez mamę. – Jess! – protestował mój brat. – Zjadłaś dziś a n o r e k- t y c z n e porcje! Roześmialiśmy się. Ale gdy mój śmiech wybrzmiewał, zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Mała, przyjemna rzecz. Cichutki głos w mojej głowie powiedział: Brawo, Jess! Masz silną wolę – jesz tyle, ile szczupła osoba. Na podwieczorek zjadłam kilka winogron i wcale nie czu- łam głodu. Nikt już potem tego nie komentował, bo i tak

14 miesiącami bywałam markotna, miewałam zmienne nastro- je i unikałam towarzystwa. Przypuszczam, że myśleli, że to chwilowa fanaberia. Następnej nocy pożarłam paczkę chipsów. „A co mi tam – myślałam. – W końcu jestem na wakacjach!” „Proszę! – kpiłam potem z samej siebie, gdy już leżałam w białej hotelowej pościeli. – Ledwie wczoraj zdecydowałam się na dietę, a już to spieprzyłam!” To było do przewidzenia– powiedział cyniczny głos. – Przecież ty nigdy naprawdę nie schudniesz. Hotel był dziadowski. W nocy trzeba było schodzić na dół do ubikacji na korytarzu, no chyba żeby sikać do umywalki w pokoju. Pierwotnie mieliśmy zabukowany inny hotel, ale ślad po naszej rezerwacji zaginął. Fajnie, nie? Udawaliśmy, że wszystko gra i że jesteśmy całkowicie zadowoleni, bo każdy z nas w duszy borykał się ze swoimi problemami. Przez resztę wakacji ruszałam się więcej niż zazwyczaj. Spacery, pływanie, rower. Wciąż pamiętałam o moim posta- nowieniu i w restauracjach zawsze wybierałam sałatki, dzię- ki czemu czułam się dorosła i lepsza. Jeśli nawet zjadłam ka- wałek ciasta, rezygnowałam w zamian z jakiegoś posiłku. Najbardziej lubiłam ciasto z malinową galaretką i czekolado- wą pianką – pycha. Nic dziwnego, że po powrocie do domu spodnie były na mnie trochę luźniejsze. – Jessica – zagadnęła mama. – Jestem p r z e k o n a n a, że schudłaś w te wakacje! Zważ się, zobaczymy ile! Potrząsnęłam głową. Nigdy nie byłam za pan brat z wagą i już dawno temu nauczyłam się, że lepiej sobie w ten sposób nie pogarszać humoru. To samo dotyczyło diet i ćwiczeń. – Nie daj się prosić! – powiedziała mama, a i ja byłam już ciekawa. Sortowałyśmy pranie w łazience, waga była tak blisko... wyglądała tak niewinnie. Jaką krzywdę może mi zrobić to małe białe pudełko? Postanowiłam spróbować. – Ważę 61 kilogramów! – zawołałam uszczęśliwiona.

– No widzisz, z e s z c z u p l a ł a ś! – mama też się cie- szyła. – I zamierzam zgubić jeszcze parę kilo! – zapowiedzia- łam rozanielona. – OK, będę cię wspierać. Była połowa sierpnia. Tama pękła na dobre.

16 Jestem w połowie Arabką. Mój ojciec pochodził z Syrii, dlatego nazywam się Jessica Hassan. Miałam cudowne, idyl- liczne wręcz dzieciństwo, jak w telewizji. Ja, mama, tata, mój starszy brat i kot. Z gościnnym udziałem Nany. Mówi się, że osobowość człowieka kształtowana jest przez kilka pierwszych lat oraz że rodzina stanowi ochronę przed przyszłymi wstrząsami. To oczywiście mogą być bzdu- ry, ale naprawdę bardzo się cieszę, że doświadczyłam akurat takich pierwszych lat, nawet jeśli jedyne, co mi z nich zosta- ło, to fajne wspomnienia. Wszystko, co wydarzyło się póź- niej, było po części próbą odzyskania bezpowrotnie utraco- nego dzieciństwa. Mieszkaliśmy całą piątką (wliczając kota, nie Nanę) w do- mu z tarasem. Bardzo lubiłam naszą ulicę, bo w pobliżu było wiele dzieci i w lecie mogliśmy się razem bawić na zewnątrz. Ktoś z dorosłych stał w drzwiach i rzucał na nas okiem od czasu do czasu, więc reszta rodziców wiedziała, że jesteśmy bezpieczni. Chodziłam do dobrej szkoły podstawowej w sąsiedztwie. Na boisku graliśmy w klasy, a kiedy padało, robiła się na nim kałuża w kształcie wieloryba. W podstawówce słynęłam z inteligencji i z tego, że umiałam pisać. Pisałam od zawsze. W zerówce dzieci jeszcze niezdarnie ściskały ołówki w dło- niach, a ja produkowałam taśmowo trzystronicowe opowia-

17 dania. Mam wiele wad: jestem wyniosła, potrafię być upar- ta i zazdrosna, a czasami nadal egoistyczna, mimo że wiele razy utarto mi nosa. Ale j e s t e m inteligentna, to po prostu fakt. To genetyczne. Mój brat też jest błyskotliwy, i mama, a tato był najmądrzejszy z nas wszystkich. Mój tato był ciepłym i dobrym człowiekiem. Kiedyś i ja ta- ka byłam. W dzieciństwie wydawało mi się, że tato ma chyba ze stu przyjaciół, w większości Arabów, którzy często przy- chodzili do naszego domu. Podczas tych pełnych śmiechu spotkań brali mnie na ręce i podziwiali, a ja zachwycałam ich przedwcześnie rozwiniętym dowcipem i ciętym językiem oraz bujnymi lokami. Pławiłam się w pochlebstwach. Uwiel- białam siedzieć po turecku na środku salonu i słuchać ich mieszanych anglo-arabskich rozmów: – Grarrar rarrar suszarka rar. Bardzo mnie to bawiło. Jeden z Arabów był łysy i zwykł tak długo żartować, że ukradłam mu włosy, aż piszczałam ze śmiechu. Pewnego dnia zrobiłam dla niego perukę: paski pa- pieru pokolorowane brązową kredką, przyczepiane do głowy za pomocą taśmy klejącej. Wszystkim szalenie się podobała. No i oczywiście zawsze było dużo jedzenia – przepysz- ne, tuczące arabskie potrawy o nazwach, których nie potrafię wymówić. Te dni miały zapach ostrych przypraw i smak gę- stych sosów. Pamiętam, że tata w Boże Narodzenie zamiast naszych pieczonych ziemniaków jadł żółty ryż z rodzynka- mi. Zapytałam kiedyś o to – rodzice byli ciekawi, czy potra- fię zgadnąć. – No dalej! – żartowała mama. – Zobaczmy, jak bardzo jest wrażliwa! Nie znałam odpowiedzi, ale oni nie sądzili, że wiem, co oznacza słowo „wrażliwa”. Szybko więc załapałam. – Tatuś tęskni za Syrią – powiedziałam. Byli dumni, że na to wpadłam. Miłość była wszędzie, bo kochałam każdego przy tym stole, a ten stół i to ciepło, i nasz dom były dla mnie całym światem.

18 A potem, gdy miałam dziewięć lat, ten świat się zawalił. Są dni, które zapadają w pamięć na zawsze, choćby nie wiem jak mocno chciało się je zapomnieć. Więc, całkowi- cie niepotrzebnie, pamiętam, że tego dnia, siedemnastego listopada, miałam na sobie dżinsy i fioletową bluzę. Pamię- tam, że na obiad jedliśmy ziemniaki w mundurkach i że kot stroił fochy, bo Adam, mój brat, nadepnął mu na ogon. Pa- miętam, że kiedy zadzwonił dzwonek, było dwadzieścia po szóstej, i że ja otworzyłam drzwi. Co się robi na widok policjantów z ponurymi minami? (Zawsze chodzą w parach i zawsze wysyłają kobietę do infor- mowania o tych rzeczach – to taka tajna zasada policyjna). Co się robi, gdy tato nie wraca z pracy, ale się jeszcze o nie- go nie zaczęło martwić, a teraz już się wie, bez wątpienia, że gdy się jadło ziemniaka w mundurku i tuńczyka, gdy się roz- mawiało beztrosko i śmiało, on już nie żył? Tak było siedemnastego listopada. Wypadek samochodowy z winy drugiego kierowcy, śmierć na miejscu. Obaj nie żyją. Nie mieli żadnych szans. Nie został nawet nikt, kogo można by winić, nienawidzić – tylko pustka. Ale serio, co się wtedy robi? Oto, co zrobiła moja mama: późną nocą – a może to już był poranek? – usiadła na podłodze, objęła dwójkę swoich dzieci i powiedziała: – D a m y sobie radę. Chcę, żebyście o tym wiedzieli. Ma- my siebie i nie stracimy domu. D a m y sobie radę. A potem płakaliśmy. Trzy miesiące później, gdy wróciłam do szkoły, na kory- tarzu podeszły do mnie dwie dziewczynki i ze zgrozą w gło- sie zapytały: – Twój tato n i e ż y j e? – Tak – odparł mój głos. Przynajmniej jeden raz plotka była prawdziwa. To ja by- łam tą dziewczynką, której ojciec umarł, obiektem budzącym strach i trwogę.

19 Lata jednak mijały, życie toczyło się dalej, a my dawali- śmy sobie radę. Bo choć nie można się z tą sytuacją całkowi- cie pogodzić, da się ją jakoś przetrwać. Obchodziliśmy uro- dziny, urządzaliśmy grille, kociak wyrósł na kocura. A nawet, pewnego dnia, znowu pojawił się śmiech, choć jego ton był nieco wyblakły. Nauczyłam się robić z moją mamą różne rze- czy – tak jak dawniej szłam z tatą na rower, teraz szłam z nią na zakupy. To nie było to samo, nie mogło być, ale z czasem nabrało dla mnie wartości i stało się jedyne w swoim rodza- ju. Nie przytulała mnie i nie całowała jak on, to nie w jej sty- lu, ale dobrze wiedziałam, że mnie kocha. Poza tym byłam starsza i może już nawet nie potrzebowałam tylu całusów. A więc byliśmy we trójkę. Oczywiście, takiej straty nie można przeboleć. Czas nie leczy ran. W dowolnym momencie mogłabym przywołać roz- dzierający, bezbrzeżny ból i znowu stać się dziewięciolatką, która poznaje, czym jest cierpienie. Albo stać się sześciolat- ką: trzymać go za rękę, oglądać startujące samoloty i czuć zapach jego wody po goleniu, teraz tak dotkliwy. Ciągłość między mną a tamtą dziewczynką została niespodziewanie zerwana, lecz w każdej chwili potrafiłam tę lukę pokonać. Z biegiem czasu jednak robiłam to coraz rzadziej. Starzeliśmy się, a on nie. Już na zawsze pozostanie uśmiechniętym czter- dziestodwulatkiem z fotografii wiszącej na ścianie w salonie. Nasza trójka wprowadziła się do innego domu i pozosta- ła trójką, dopóki babcia nie zamieszkała z nami. Wprowadzi- ła się, bo zachorowała na parkinsona i miała postępującą de- mencję. Zaczęło się od sztywności mięśni i zapominalstwa, ale zanim skończyłam dwanaście lat, ledwo chodziła, mówi- ła bardzo niewyraźnie i nie pamiętała mojego imienia. Mo- mentami była jak za dawnych czasów, kiedy indziej widzia- ła dziwne rzeczy: koty do góry nogami na suficie albo jakieś dzieci w kącie. Niekiedy bywało to zabawne. – Znowu to dziecko, to z kwiatami – mówiła. A ja auto- matycznie odwracałam głowę, by na nie spojrzeć.

20 Czasem widywała przerażające rzeczy, których nie potra- fiła nawet nazwać. Bywała okrutna: – Zawsze byłaś wyrodkiem, ty... – To ja, Nana, to tylko ja, Jess. – Ach... Tak – wypowiadane sceptycznie, jakbyśmy wszy- scy chcieli ją oszukać. Kiedy moja mama usiłowała podać jej lekarstwa, krzycza- ła: Trucizna! i zaciskała usta jak imadło. Kiedy indziej znów śpiewała. Przede wszystkim hymny lub piosenki popularne w latach trzydziestych. Jej łamiący się, piskliwy głos spra- wiał, że brzmiały jak parodie. Kołysała się podczas śpiewu. Pewnej nocy, gdy już zasypiałam, drzwi mojej sypialni otwarły się z hukiem. Mama stanęła w nich rozczochrana, z paniką w oczach. Zerwałam się z łóżka. – Jess – powiedziała, nerwowo bawiąc się kluczami. Światło wpadało z korytarza. – Muszę wyjść. – Co? – serce mi waliło. „To koniec. Zwariowała. Teraz mam przerypane”. – Adam utknął na przystanku autobusowym. Odwołano kurs. – Ale... Ona... Ja nie mogę.... – Jess, wrócę za piętnaście minut. Nie musisz do niej iść, zostań tu. – Ale... Mama nagle zrobiła coś niespodziewanego, spontanicz- nie podeszła i pocałowała mnie w czoło. Potem wyszła. Na dźwięk zatrzaskiwanych drzwi wejściowych przebiegły mnie dreszcze. Siedziałam tak w półmroku, kurczowo ściskając kołdrę. Czas płynął powoli, odmierzany uderzeniami mojego serca. I wreszcie stało się. Nieuniknione. – Laura? Laura? – to imię mojej mamy. A potem gorzej: – Jack! Jack był jej mężem, ojcem mojej mamy. Zmarł dwadzie- ścia lat przed moimi narodzinami. Nawoływanie ducha trwa-

21 ło: – Jack! Jack! – Potem zobaczyłam jej chwiejny cień, gdy gramoliła się na korytarz. Odruchowo się zerwałam – „O Bo- że, spadnie ze schodów!” – ale natychmiast zamarłam i tkwi- łam tak, nawet gdy usłyszałam, że potknęła się o regał. Coś zatrzeszczało, następnie rozległ się dźwięk rozbijanej figurki. – Gdzie to jest? Co oni z tym zrobili? Trach, trach. Patrzyłam, jak niewielkie porcelanowe damy roztrzaskiwały się na kawałki. – Jaaaack! – zawyła. „Muszę do niej iść”. Z walącym ser- cem wsunęłam stopy w tenisówki i wyłoniłam się z pokoju wprost w okropne światło. Babcia stała tam, skulona i niedołężna, niemal rozszarpu- jąc nasze pamiątki i fotografie. Moje zdjęcie z czwartej klasy leżało na podłodze. – Nana! – zawołałam, niepewnie wyciągając ręce w jej stronę. Z otwartymi ustami, drżąc ze strachu, odwróciła się ku mnie i spojrzała niewidzącymi, zamglonymi oczami. Prze- lękłam się wyrazu jej twarzy i cofnęłam o krok. Kobieta, którą znałam, znikła, a ja miałam przed sobą ducha, zaled- wie ludzką powłokę, trzęsącą się zjawę. Cofałam się, nie mog- łam nic na to poradzić, gdy wycelowała we mnie zakrzywio- ny żółty palec i zaskrzeczała: – Ty! Zobaczyła mnie czy też raczej zobaczyła coś w miejscu, w którym stałam. Nie obrzuciła mnie wyzwiskami – a słysza- łam już różne – ale ten oskarżycielski ton jej głosu, odraza, czysta n i e n a w i ś ć... Czy ja wcześniej spotkałam się z nie- nawiścią? – To ja, babciu – rozłożyłam ręce. – To tylko Jess. Zatoczyła się w moją stronę i ciężko upadła na potłuczo- ną porcelanę. Skowyt bólu wydobył się z jej piersi. Wrzasnę- łam i ruszyłam po telefon, ale w tej samej chwili usłyszałam chrobot klucza mamy w zamku.

22 Babcia złamała biodro podczas upadku i od tego czasu nie mogła już w ogóle chodzić. Spędziła w szpitalu trzy ty- godnie i jeden z lekarzy doradził nam umieszczenie jej w do- mu opieki. – Najpierw sama spróbuję się nią opiekować – powiedzia- ła mama stanowczo, rozpoczynając tym samym etap pracy dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie mogłam już po przyjściu ze szkoły opowiadać o swo- ich piątkach, nie mogłam liczyć na wsparcie i zapewnienia, że gdy dzieciaki wołają na mnie „grubas” albo „kujon”, są po prostu zazdrosne. Co się stało z naszą trójką? Skończyły się rodzinne obiady, skończyły się weekendowe wypady do kina. A noce! Noce były najgorsze. Pięć lub sześć razy bab- cia krzyczała: „Laura, Laura!”, albo, co gorsza: „Pomocy! Ra- tuuuunku!”. Mama musiała do niej wstawać, a ja leżałam w łóżku, nasłuchując i zamartwiając się, że mama się nie wy- sypia. Czułam się winna, że nie potrafię jej pomóc. Poczucie winy występowało na przemian z zazdrością: – Nie widziałam cię cały dzień! Dlaczego nie masz dla mnie czasu? Tak było po pewnym szczególnie złym dniu w szkole, kie- dy dzieciaki uznały, że najlepszą zabawą jest zabranie mi tor- by i rozrzucenie notatek. Przerzucały się nią ponad moją gło- wą na boisku – rzecz jasna, byłam za niska i za gruba, żeby im ją odebrać. Wróciłam wtedy do domu spocona, zgrzana, zapłakana, z brakującymi sześcioma stronami wypracowania na francuski. Moja matka o niczym nie wiedziała. – Myślisz, że mnie to wszystko bawi? – stała przy scho- dach, zmęczona i zła. – Nie... – Laura! Laura! Ratuuunku! Twarz mamy w sekundzie poszarzała. Przerażona sa- mą sobą, wściekła na babkę, pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi, usiadłam na podłodze. Przez kilka minut siedziałam w bezruchu. Rozpaczliwe lamenty: „Próbujesz

mnie zabić!”, z łatwością przebijały się przez ściany. Ignoru- jąc hałasy, zaczęłam uzupełniać moje wypracowanie. Adam nie lubił rozmawiać o smutnych rzeczach. Często bywał poza domem. Kiedy wracał, zamykał się u siebie i grał na komputerze. Nigdy nie widziałam, żeby płakał. Tyłam. Miałam do zapchania długie samotne godziny między końcem lekcji a pójściem spać. I lodówkę za towa- rzyszkę. Serki topione Dairylea. Dwa, trzy. Potem pół pacz- ki. Przez chwilę czułam się winna, ale w ostatecznym roz- rachunku jakie to miało znaczenie? Komu zależało na tym, czy jestem gruba czy nie? Coś szybkiego do przygotowania na podwieczorek. Coś, co ja albo mama mogłyśmy po prostu włożyć do piekarnika: hamburgery z kurczaka albo pizza. Le- żenie na kanapie i podłe samopoczucie. „Gdyby tylko Tata tu był”.

24 Gdy wróciliśmy z tamtych wakacji w Niemczech, posta- nowiłam jeszcze trochę schudnąć, zanim rozpocznie się rok szkolny. Sama myśl o powrocie do szkoły już mnie frustrowa- ła – c o z a o k r o p n e m i e j s c e. Chyba dotąd nie udało mi się poradzić sobie z rozczarowaniem szkołą średnią. By- łam nikim, kolejnym bezosobowym numerem w dzienniku, który podchodził do egzaminów. Oczywiście, zdarzali się po- jedynczy nauczyciele, którzy mnie dostrzegali, jeśli znaleźli trochę czasu między stawianiem ocen a innymi wymagania- mi tej wyjątkowo stresującej pracy. Ale byłam jedną z wie- lu, podczas gdy dawniej byłam gwiazdą. Lekcje – nuda. Cha- otyczne i bezładne. Torby rzucane po klasie, tępi nauczyciele spoglądający na zegarki. Skrzekliwe baby ze stołówki mó- wiące: „Wynocha!”, gdy na zewnątrz lało jak z cebra. Kory- tarze w kolorze rzygowin. Jazgotliwy dzwonek. Oto szkoła średnia. Ach, no i jasne, dokuczali mi, że jestem gruba. Miałam przyjaciół – a właściwie tylko jedną przyjaciółkę. Rachel była jedyną osobą, na której wciąż mi zależało. – Nie jesteś gruba – zapewniała mnie, po tym jak mnie tak nazywano. Czasami mówiła: – Tak czy siak, nie ma znacze- nia, jak się wygląda, Jess. Niektórzy ludzie są tacy płytcy... „Co za głupota – myślałam poirytowana. – Jeszcze chwi- lę temu mówiła, że nie jestem gruba, a teraz sugeruje, że je- stem, co jest oczywiście prawdą. Po prostu nie można wie-

25 rzyć w to, co ludzie mówią”. Ale wciąż była moją towarzysz- ką, a ja bardzo jej potrzebowałam. Mama zgodziła się ze mną, że gdybym schudła ze cztery kilo przed rozpoczęciem szkoły, mogłoby mi to poprawić sa- moocenę. I gdy już zaczęłam, okazało się, że jestem całkiem niezła w traceniu na wadze. Jadłam zdrowe, urozmaicone posiłki i trzy razy w tygodniu chodziłam na basen. „Proszę – myślałam, spoglądając na basenowy zegar po pierwszym wyczerpującym razie – czterdzieści pięć minut”. I wychodzi- łam z wody. Szło ku lepszemu. Trzy tygodnie przed rozpoczęciem szkoły mama przyznała, że niestety nie daje sobie już rady, i wreszcie oddała Nanę do domu opieki. Może byłoby łatwiej, gdybym tak desperacko nie domagała się jej uwagi. Wystar- czył jeden dzień: lekarze kręcący się po domu w tę i we w tę, rozdzwoniony telefon i Nana znikła. Mama, w przeciwień- stwie do mnie, często ją odwiedzała. Powtarzałam sobie, że zrobię to kiedyś, w przyszłości. Gdy już będę szczupła i gdy będę na to gotowa. Teraz mama miała czas na przygotowy- wanie mi dietetycznych posiłków, ryb, warzyw. W naszym domu zawsze jadło się chude mięso i niskotłuszczowe sma- rowidła do chleba, a do McDonalda chodziło się w wyjątko- wych okolicznościach. Te dobre obyczaje ustąpiły wygodzie tylko na czas pobytu babci u nas. 59 kilo. Na tydzień przed rozpoczęciem szkoły ważyłam 59 kilo i wciskałam się w rozmiar 40. Gdy siedziałam przy komputerze i grałam w Dungeon Keeper, usłyszałam, jak mama rozmawia z wujkiem o naszej wizycie w Londynie. Mieszkają tam bracia mojego taty i dość często ich odwiedza- my. Odwiedziny w lecie oznaczały grilla w ogrodzie i basen. – Nie mogę się d o c z e k a ć, aż zobaczysz Jessikę – mó- wiła mama do słuchawki. – Zeszczuplała już prawie 6 k i l o i wygląda naprawdę świetnie. Więc gdy pojechaliśmy do Londynu, obsypywana byłam komplementami. Wierzyłam w nie i promieniałam radością.