2
Ilona Andrews
Burn For Me
Część pierwsza
Hidden Legacy
Tłumaczenie nieoficjalne dla: Translations_Club
Tłumacz: F.a.ll.e.n
Korekta: noir16
Redakcja techniczna: Isiorek
3
Drodzy czytelnicy...
Czuję, że zmierzaliśmy do tego pomysłu od dłuższego czasu.
Wszystko zaczęło się wraz z opowiadaniem „Of Swine and Roses”.
To historia dziewczyny ze świata, gdzie magia jest czymś normalnym,
codziennym oraz jej katastrofalnej w skutkach randki. Jest coś niezwykle
urzekającego w świecie, który stworzyliśmy na potrzeby tego
opowiadania. Magia istnieje wokół, magia jest dziedziczna, a rodzinne
firmy często są tworzone przez magiczne rody. Wyobraź sobie, że jesteś
pirokinetykiem, magiem władającym ogniem, który potrafi wytworzyć
gorąco i ogień z niczego. Powiedzmy, że potrafisz tworzyć szkło. Potrafisz
wygenerować odpowiedni rodzaj gorąca, by stworzyć piękne szklane tafle.
Twoje dzieci też są pirokinetykami. Być może pójdą w twoje ślady, a może
zajmą się metalurgią albo wstąpią do wojska i zostaną żołnierzem.
Taki prosty pomysł, ale wymaga wiele elastyczności i tworzy
konflikty. Prowadzi do żywego, świeżego świata.
Pozostawiliśmy tą historię i zajęliśmy się innymi pomysłami.
Następnie powstał świat Kinsmen, dwa opowiadania science fiction,
połączone z romansem i udoskonalonymi istotami ludzkimi. Żyli na
innych planetach, rządzonych przez rodziny, tak jak magia rządziła
kiedyś w Nowym Jorku.
Obecnie stworzyliśmy „Płoń dla mnie”. Powstało na bazie
wcześniejszych historii i nie możemy doczekać się aż podzielimy się tym z
wami. To historia kobiety, która żyje w świecie bardzo podobnym do
naszego, za wyjątkiem tego, że świat krąży wokół Domów, magicznych
dynastii. Posiadają korporacje, zdominowali politykę i tworzą sieć
wzajemnych powiązań. To historia przygód, widowiskowej magii i
niezwykłego romansu. Pomiędzy Nevadą Baylor, która wie gdy ludzie
4
kłamią, a Szalonym Roganem, miliarderem, magiem, który posiada wręcz
boską moc.
To zabawna i romantyczna historia, której pisanie stanowiło
przyjemność. Cieszymy się, że pracowaliśmy z wydawnictwem Avon nad
tą powieścią i mamy nadzieję, że sprawi wam tyle przyjemności co nam.
ŚŚwwiiaatt mmaaggiiii „„UUkkrryytteeggoo DDzziieeddzziiccttwwaa””
W 1863 roku, w świecie podobnym do naszego, europejscy
naukowcy odkryli Serum Ozyrysa, miksturę, która budziła w ludziach
magiczne zdolności. Wiele przeróżnych talentów. Jedni posiedli moc
władania zwierzętami, inni potrafili wyczuć wodę z odległości mil, a
niektórzy nagle zdali sobie sprawę, że mogą zabić wrogów za pomocą
wytworzonych w dłoniach błyskawic. Serum rozprzestrzeniło się po
świecie. Podawano je żołnierzom w nadziei, że siły zbrojne staną się
bardziej śmiercionośne. Serum zdobyli członkowie odchodzącej w cień
arystokracji, zdesperowani by utrzymać się przy władzy. Miksturę
kupowali bogacze, pragnący wzbogacić się jeszcze bardziej. W końcu
uświadomiono sobie konsekwencje budzenia boskich mocy u zwykłych
ludzi. Serum zostało zabezpieczone, ale było już za późno. Rodzice
przekazali dzieciom magiczne zdolności w genach, a to zmieniło na
zawsze bieg wydarzeń. Przyszłość całych społeczeństw zmieniła się w
ciągu kilku dekad. Ci którzy wcześniej zawierali małżeństwa dla pozycji,
pieniędzy i władzy, teraz żenili się dla magii, ponieważ potężna magia
potrafiła zapewnić wszystko.
5
Dziś, półtora wieku później, rodziny obdarzone potężną,
dziedziczną magią przekształciły się w dynastie. Te rodziny – Domy, jak
sami siebie nazywają – posiadają korporacje i własne dzielnice w obrębie
miast, a także wpływają na politykę. Opłacają prywatne wojsko, walczą ze
sobą a ich starcia niosą zniszczenie. W tym świecie im więcej posiadasz
magii, tym jesteś potężniejszy, bogatszy i ważniejszy. Niektóre moce są
niszczycielskie. Inne subtelne. Ale żadna z osób władających magią nie
powinna być lekceważona.
RRooddzzaajjee mmaaggiiii
W tym świecie magia przekazywana jest w genach, z pokolenia na
pokolenie. Zazwyczaj dana osoba posiada jedną dominującą moc. Można
wzmocnić i lepiej opanować swój magiczny talent poprzez ćwiczenia oraz
używanie tajemnych kręgów, ale nie można posiąść innego rodzaju magii.
Jeżeli urodziłeś się ze zdolnością miotania błyskawic z czubków palców,
nie nauczysz się władać wodą, bez względu na to, ile byś próbował.
Poniżej przedstawiona została lista niektórych magicznych zdolności.
6
MMoocc ŻŻyywwiioołłóóww
Ci, którzy posiadają magię
żywiołów, władają przyrodą. Niektórzy
mogą nagiąć wodę do swojej woli, inni
potrafią formować ziemię, a inni
wzniecać ogień albo prąd elektryczny.
Magia żywiołów potrafi dokonać wielkich
zniszczeń. Większość nią władających
pracuje w przemyśle. Największe Domy
kierują korporacjami przemysłowymi
bądź budowniczymi.
Pirokineza – władza nad ogniem.
Akwakineza – władza nad wodą.
Geokineza – władza nad ziemią.
Aerokineza – władza nad powietrzem.
Piorunokineza – władza nad błyskawicami.
7
MMoocc UUmmyyssłłuu
Magię umysłu najtrafniej
określić jako siłę woli. Do tej
kategorii należy większość mocy,
które opierają się na sile perswazji
danej osoby. Talenty umysłowe są
liczne i zróżnicowane, od telekinezy
którą można wykorzystać do
niszczycielskich celów, po
harmonizację, tworzącą piękne
kwiatowe kompozycje.
Telekineza – zdolność przemieszczania przedmiotów wolą umysłu.
Projekcja – zdolność przesyłania obrazów i uczuć do umysłów innych.
Terionologia – zdolność do panowania nad zwierzętami. Użytkownicy
znani są jako władcy zwierząt. Rzadko spotykana.
Harmonizacja – zdolność do zmiany otoczenia, aby wywołać określony
nastrój lub uczucie.
Elenchus – zdolność odróżniania prawdy od kłamstwa, znana jako
poszukiwanie prawdy. Wyjątkowo rzadka.
8
MMoocc SSeekkrreettnnaa
Słowo „ezoteryczna” oznacza
„rozumiana przez nielicznych”.
Zgodnie z tą definicją, ta tajemna
gałąź magii została słabo poznana
nawet przez tych, którzy nią władają.
Moc ezoterycznej magii pochodzi z
sekretnego świata, magicznego
miejsca poza normalnym bytem.
Takie zdolności często budzą
niepokój.
Energokineza – władza nad magiczną energią.
Przyzywanie – moc powoływania do życia stworzeń.
Ożywianie – moc ożywienia martwych przedmiotów.
Łączenie – moc stopienia bądź wchłonięcia czegoś z tajemnej
rzeczywistości do ludzkiego gospodarza, w celu nadania gospodarzowi
magicznych zdolności.
9
KKllaassyy ii DDoommyy
Władający magią dzielą się na pięć klas: Pomniejsi, Przeciętni,
Wielcy, Wybitni i Pierwsi. Przepaść pomiędzy Pomniejszym a Pierwszymi
jest olbrzymia. Na przykład pirokinetyk uznawany jest za Przeciętnego,
gdy potrafi stopić metr sześcienny lodu w ciągu minuty. W tym samym
czasie, Adam Pierce, Pierwszy, potrafi stworzyć ogień który stopi metr
sześcienny nierdzewnej stali.
Magia jest wszystkim w świecie Ukrytego Dziedzictwa. Daje moc,
bogactwo, bezpieczeństwo, więc większość rodzin stara się zdobyć jej jak
najwięcej. Ponieważ magiczne zdolności są przekazywane z pokolenia na
pokolenie, małżeństwa pomiędzy Pierwszymi a Wybitnymi częściej
wynikają z urodzenia i genetyki niż miłości.
Rodzina władająca potężną magią uważana jest za Dom, gdy liczy
przynajmniej dwoje Pierwszych na przestrzeni trzech generacji. Na
przykład, jeżeli twoja babka jest Pierwszą i ty jesteś Pierwszym, wasza
rodzina może ubiegać się o rejestracje w Szeregach Domów. Głowa
Domu, mężczyzna lub kobieta, posiada całkowitą władzę nad członkami
10
rodziny. Domy to małe, ekonomiczne imperia: kontrolują tereny w
obrębie miast, wynajmują najemników, nie stronią od biznesowych
„ciosów poniżej pasa”. Domy często spierają się ze sobą i wzajemne ataki
rywalizujących Domów należą do rzadkości. Zazwyczaj cywilni
funkcjonariusze służb trzymają się z dala od wewnętrznych konfliktów
Domów tak długo, jak nie naraża to zwykłych mieszkańców. Domy także
posiadają własny zarząd, Zgromadzenie, i choć Zgromadzenie nie ma
oficjalnego statusu w rządzie Stanów Zjednoczonych, to gdy przemawia,
jego głosu słuchają wszystkie ministerstwa.
Wykluczenie z Domu, to najgorsza kara jaka może spotkać członka
rodziny. Tracisz nie tylko kontakt z tymi, których kochasz, ale też
bezpieczeństwo finansowe oraz wszystkie biznesowe wpływy. Bez
ochrony Domu stajesz się łatwym celem dla wrogów.
Poniżej przykład Domu Pierce
11
PPrroolloogg
- Nie pozwolę ci tego zrobić. Nie mogę. Kelly, ten mężczyzna jest
szalony.
Kelly Waller sięgnęła, by dotknąć dłoni męża w poszukiwaniu
wsparcia. Zdjął rękę z kierownicy i ścisnął jej palce. Pomyślała jak
dziwnie intymny może być taki dotyk. Ten dotyk, ogrzany dwudziestoma
latami miłości, służył jej za skałę w koszmarnym sztormie ostatnich
czterdziestu-ośmiu godzin. Bez niego oszalałaby.
- Nie skrzywdzi mnie. Jesteśmy rodziną.
- Sama powiedziałaś, że on nienawidzi rodziny.
- Muszę spróbować. W przeciwnym razie zabiją naszego chłopca.
Tom patrzył przed siebie szklistymi oczyma, pokonując autem
zakręt na podjeździe. Stare teksańskie dęby rozłożyły szerokie korony nad
trawnikiem upstrzonym żółtymi mleczami i różowymi jaskrami. Connor
nie dbał o ziemię. Jego ojciec wyplewiłby te chwasty…
Skręciło ją w żołądku. Po części chciała wrócić i jakoś odmienić
bieg zdarzeń z ostatnich dwóch dni. Część niej, chciała zawrócić
samochód. Za późno, powiedziała sama do siebie. Za późno na żale i
gdybania. Musiała stawić czoła rzeczywistości, bez względu na to, jak
przerażająca ona była. Musiała postąpić tak, jak powinna matka.
Podjazd doprowadził ich do otynkowanej ściany. Przeanalizowała
wspomnienia. Szesnaście lat to szmat czasu, ale była pewna, że mur nie
znajdował się tu wcześniej.
Brama z kutego żelaza blokowała wygięty wjazd. O to chodziło.
Żadnego odwrotu. Jeżeli Connor pragnął jej śmierci, jej magia, ta
odrobina jaką posiadała, nie wystarczy by go powstrzymać.
12
Connor był efektem trwających trzy pokolenia przemyślanych
małżeństw, mających na celu zwiększenie mocy i wpływów rodziny.
Oczekiwano, że stanie się godnym następcą Domu Rogana. Tak jak ona,
okazał się inny niż rodzice planowali.
Tom zaparkował samochód. – Nie musisz tego robić.
- Muszę. - Kłębiący się nad Kelly strach w końcu dopadł ją,
wywołując falę przytłaczającej niepewności. Zadrżały jej ręce. Przełknęła
próbując oczyścić gardło. – To jedyny sposób.
- Przynajmniej pozwól mi iść z tobą.
- Nie. On mnie zna. Ciebie może uznać za zagrożenie. – Ponownie
przełknęła, ale gruda w gardle nie zniknęła. Nigdy nie wiedziała, czy
Connor potrafił czytać w myślach, ale wiedziała, że zawsze był świadom
emocji. Nie miała wątpliwości, że są obserwowani i prawdopodobnie
podsłuchiwani. – Tom, nie sądzę, aby cokolwiek złego się stało. Jeżeli coś
się zdarzy, jeżeli nie wrócę, chcę abyś odjechał. Chcę abyś wrócił do domu
do dzieci. Znajdziesz w szafce za małym biurkiem, tym w kuchni,
niebieski segregator. Na drugiej półce. Są tam nasze polisy na życie, a
testament…
Tom włączył silnik. – Dość. Wracamy do domu. Sami sobie z tym
poradzimy.
Gwałtownie otworzyła drzwi, wyskoczyła i pobiegła do bramy,
obcasy uderzały w chodnik.
- Kelly! – Zawołał. – Nie!
Zmusiła się do dotknięcia żelaznej bramy. – To ja Kelly, Connor,
proszę wpuść mnie.
Żelazna furtka otworzyła się. Kelly uniosła głowę i weszła do
środka. Brama zamknęła się tuż za nią. Przeszła przez zakręt po
kamiennej ścieżce, wijącej się przez malowniczy zagajnik dębów,
13
krzewów z czerwonymi kwiatami oraz laurów. Ścieżka skręciła i Kelly
zatrzymała się jak skamieniała.
Wielki kolonialny dom z białymi murami oraz wyróżniającą się
kolumnadą znikł. W jego miejscu stał dwupiętrowy dworek w
śródziemnomorskim stylu, z kremowymi ścianami i czerwonym dachem.
Trafiła pod zły adres?
- Gdzie jest dom? – Wyszeptała.
- Zniszczyłem go.
Kelly odwróciła się. Stał obok niej. Pamiętała chudego chłopca z
wielkimi bladoniebieskimi oczami. Szesnaście lat później był wyższy od
niej. Jego włosy, kasztanowe gdy był młodszy, zmieniły się w ciemny
brąz, prawie czerń. Twarz, kiedyś kanciasta, nabyła kwadratowej szczęki i
hardych, męskich linii, które uczyniły go uderzająco przystojnym. Twarz,
wypełniona mocą, surowa ale prawie królewska… Taka twarz wzywała do
posłuszeństwa. Z taką twarzą mógłby władać światem
Kelly spojrzała mu w oczy i natychmiast pożałowała, że to zrobiła.
Życie zmroziło piękne, błękitne źrenice. Moc wrzała w ich głębi. Mogła
poczuć ją tuż pod powierzchnią, jak dziki, złośliwy prąd. Wrzała i kipiała,
szokująco przerażająca moc, obiecująca przemoc i zniszczenie, zamknięta
w klatce żelaznej woli. Dreszcz przeszył kark Kelly aż do podstawy
kręgosłupa.
Musiała coś powiedzieć. Cokolwiek.
- Dobry Boże, Connor, ten dom był wart dziesięć milionów
dolarów.
Wzruszył ramionami. – To było jak katharsis. Napijesz się kawy?
- Tak. Dziękuję.
Wprowadził ją przez drzwi do korytarza, a następnie po
drewnianych schodach z ozdobną, żelazną poręczą wszedł do
zabudowanego balkonu. Podążyła za nim, lekko oszołomiona, otoczenie
14
rozmazywało się aż usiadła w pluszowym fotelu. Za poręczą balkonu
rozciągał się sad, drzewa wiły się wokół stawów i malowniczej rzeczki. W
oddali nad horyzontem górowały niebieskawe wzgórza, jak odległa woda.
Poczuła kawę. Connor stał plecami do niej, czekając aż ekspres
wypełni filiżanki.
Wróć na znajomy grunt. Przypomnij mu kim jesteś. – Gdzie
huśtawka? – Zapytała. To było ulubione miejsce zabaw dzieci z rodziny
Rogana. Udawali się tam, gdy chciał poprosić ją o radę, miał wtedy
zaledwie dwanaście lat, a ona była zabawną kuzynką Kelly,
dwudziestoletnią i świadomą wszystkiego co dotyczyło nastolatków.
- Wciąż tam jest. Dęby urosły i nie zobaczysz jej z balkonu. –
Connor odwrócił się, postawił filiżankę przed nią i usiadł.
- Kiedyś sprawiałeś, że filiżanki lewitowały.
- Nie bawi mnie to już. Przynajmniej nie w taki sposób, jak to
pamiętasz. Dlaczego tu jesteś?
Kubek z kawą parzył jej palce. Odstawiła go. Nie zdała sobie nawet
sprawy, że go podniosła. – Oglądałeś wiadomości?
- Tak.
- Więc wiesz o podpaleniu w Banku Narodowym.
- Tak.
- Ochroniarz nie żyje, spłonął. Jego żona i dwoje dzieci przyszli w
odwiedziny. Cała trójka jest w szpitalu. Ochroniarz to policjant pracujący
tam po służbie. Nagranie kamery zidentyfikowało dwóch podpalaczy:
Adama Pierce’a i Gavina Wallera.
Czekał.
- Gavin Waller to mój syn, - odpowiedziała. Słowa brzmiały
obojętnie. – Mój syn jest mordercą.
- Wiem.
15
- Kocham mojego syna. Kocham Gavina całym sercem. Jeżeli
mogłabym oddać swoje życie za jego, to umarłabym za niego. On nie jest
złym człowiekiem. To szesnastoletni chłopiec. Szukał swojego miejsca, ale
poznał Adama Pierce’a. Rozumiesz to, dzieci idealizują Pierce’a. Jest ich
antybohaterem – mężczyzną który odszedł od rodziny i założył gang
motocyklistów. Charyzmatycznym zbuntowanym, niegrzecznym
chłopcem.
Głos nabrał gorzkiego i wściekłego brzmienia, ale nie mogła nic na
to poradzić.
- Wykorzystał Gavina do popełnienia tej zbrodni, a teraz
funkcjonariusz policji nie żyje. Żona policjanta i dwójka dzieci została
poważnie poparzona. Zabiją Gavina, Connor. Nawet jeżeli mój syn
wyjdzie trzymając ręce w górze, zastrzelą go. Zabił gliniarza.
Connor wypił kawę. Na jego twarzy panował spokój. Nie potrafiła
nic z niej odczytać.
- Nie jesteś mi nic winien. Nie rozmawialiśmy przez ostatnie
dwadzieścia lat, odkąd rodzina się mnie wyrzekła.
Przełknęła ponownie. Odmówiła podporządkowania się ich
poleceniu poślubienia nieznajomego o właściwym zestawie genów.
Oznajmiła im, że chce decydować o swoim własnym życiu. Usłuchali i
pozbyli się jej jak śmiecia… nie, nie myśl o tym. Pomyśl o Gavinie.
- Jeżeli istniałoby jakieś inne wyjście, nie zawracałabym ci głowy.
Ale Tom nie ma żadnych wpływów. Nie mamy władzy ani potężnej magii.
Nikogo nie obchodzi co się stanie z nami. Wszystko co teraz mam, to
nasze dziecięce wspomnienia. Zawsze mogłeś do mnie przyjść, gdy miałeś
kłopoty. Proszę pomóż mi.
- Czego ode mnie oczekujesz? Masz nadzieję na uniknięcie
wiezienia?
16
Zauważyła ślad cynicznej niechęci w jego głosie. – Nie. Chcę, aby
aresztowali mojego syna. Chcę procesu, transmitowanego w telewizji,
ponieważ gdy Gavin spędzi choć dziesięć minut na miejscu dla
oskarżonego, każdy zrozumie kim on jest: zagubionym, łatwowiernym
dzieciakiem. Jego brat i siostra powinni zobaczyć, że nie jest on
potworem. Znam mojego syna. Wiem, że to co zrobił zjada go od środka.
Nie chcę by zginął, zastrzelony jak zwierzę, nie mając nawet szansy
powiedzieć rodzinie człowieka, którego zabił, jak bardzo tego żałuje.
Łzy spłynęły jej na policzki. Nie obchodziło jej to. – Proszę
Connor. Błagam cię o życie mojego syna.
Connor wypił kawę. – Nazywam się Szalony Rogan. Nazywają
mnie też Rzeźnikiem i Plagą, ale Szalony to najczęściej używany
przydomek.
- Znam cię...
- Nie, nie znasz. Znałaś mnie przed wojną, gdy byłem dzieckiem.
Powiedz mi, kim jestem teraz?
Presja jego spojrzenia spoczęła na niej.
Zadrżały jej usta i powiedziała pierwsze, co przyszło jej na myśl. –
Jesteś seryjnym mordercą.
Uśmiechnął się, jego twarz miała chłodny wyraz. Żadnej radości,
żadnego ciepła, tylko okrutny drapieżnik obnażający zęby. – Minęło
czterdzieści osiem godzin od podpalenia i dopiero teraz tu jesteś. Musisz
być naprawdę zdesperowana. Byłaś u kogoś jeszcze? Jestem twoją
ostatnią nadzieją?
- Tak.
Jego źrenice rozbłysły elektrycznym niebieskim błękitem.
Spojrzała w nie i przez ułamek sekundy dojrzała prawdziwą moc, jaka
leżała za nimi. Jakbyś patrzył w twarz lawinie, zanim połknie cię w
17
całości. W tej chwili zrozumiała, że wszystkie opowieści o nim były
prawdziwe. Był zabójcą i szaleńcem.
- Nie obchodzi mnie czy jesteś diabłem, - wyszeptała. – Proszę,
przyprowadź do mnie Gavina.
- Dobrze, - odpowiedział.
Pięć minut później dotarła do podjazdu. Oczy miała pełne łez.
Próbowała przestać płakać, ale nie mogła. Osiągnęła to, po co tu przyszła.
Ulga była przytłaczająca.
- Kelly, skarbie! – Tom złapał ją.
- Zrobi to, - wyszeptała, zszokowana. – Obiecał, że odnajdzie
Gavina.
18
RRoozzddzziiaałł 11
Wszyscy mężczyźni to kłamcy. Kobiety również. Zrozumiałam to
mając zaledwie dwa latka. Babcia zapewniła mnie, że jeżeli będę siedziała
spokojnie jak grzeczna dziewczynka, to zastrzyk dawany przez lekarza nie
będzie bolał. Wtedy mój dziecięcy umysł po raz pierwszy połączył to
niepokojące odczucie, wywoływane przez mój magiczny talent z
kłamstwem innych osób.
Ludzie kłamią z wielu powodów: by ocalić swoją skórę, by
wydostać się z kłopotów, by uniknąć zranienia czyjś uczuć. Manipulatorzy
kłamią, by dostać to czego chcą. Narcyzi kłamią, aby zrobić większe
wrażenie na innych i samych sobie. Niepijący alkoholicy kłamią, by
odbudować swoją poszarganą reputację. A najczęściej ze wszystkich
kłamią ci, którzy najbardziej nas kochają. Życie to wyboista droga, a oni
chcą nam ułatwić ją tak, jak tylko to możliwe.
John Rutger kłamał ponieważ był draniem.
Nic w jego wyglądzie nie mówiło „Witaj, jestem podłą istotą”. Gdy
wyszedł z hotelowej windy wydawał się całkowicie sympatycznym
mężczyzną. Wysoki i wysportowany, o brązowych, lekko pofalowanych
włosach, przyprószonych odrobiną siwizny na skroniach, która nadawała
mu dystyngowanego wyrazu. Twarz przedstawiała odnoszącego sukcesy,
atletycznie zbudowanego mężczyznę po czterdziestce: męska, ogolona,
emanująca pewnością siebie. Wyglądał jak przystojny, dobrze ubrany
ojciec na meczu ligi młodzików, zagrzewający do gry swoje dzieci.
Zaufany makler giełdowy, który nigdy nie oszuka klienta. Mądry,
odnoszący sukcesy, solidny jak skała. A piękna rudowłosa kobieta
trzymająca go za rękę, nie była jego żoną.
19
Żona Johna miała na imię Liz i dwa dni temu wynajęła mnie,
abym dowiedziała się czy ją zdradza. Przyłapała go na zdradzie dziesięć
miesięcy wcześniej i powiedziała mu, że kolejny raz będzie ostatnim.
John i rudowłosa przeszli przez hotelowy korytarz.
Siedziałam w poczekalni w holu, częściowo ukryta za krzaczastą
rośliną. Udawałam, że jestem zaabsorbowana komórką, a w tym czasie
mała cyfrowa kamera ukryta w czarnej, robionej na drutach torebce,
nagrywała zakochane ptaszyny. Torebka została wybrana właśnie ze
względu na dekoracyjne dziurki.
Rutger i jego partnerka zatrzymali się kilka kroków ode mnie.
Wściekle strzelałam ptakami w drwiące zielone świnki na ekranie. Idźcie
dalej, nic ciekawego się tutaj nie dzieje, to tylko młoda blondynka
bawiąca się telefonem obok krzewów.
- Kocham cię, - powiedziała rudowłosa.
Prawda. Uwiedziona naiwniara.
Świnki zaśmiały się do mnie. Naprawdę byłam kiepska w tej grze.
- Też cię kocham, - odpowiedział spoglądając jej w oczy.
Znajoma irytacja zrodziła się we mnie, jakby niewidoczne muchy
bzyczały wokół głowy. Moja magia zadziałała. John kłamał. Cóż za
niespodzianka.
Zrobiło mi się przykro z powodu Liz. Byli małżeństwem od
dziewięciu lat, mieli dwoje dzieci, ośmioletniego chłopca i czteroletnią
dziewczynkę. Liz pokazała mi zdjęcia, gdy mnie wynajęła. Teraz jej
małżeństwo miało zatonąć jak Titanic, a ja obserwowałam zbliżającą się
górę lodową.
- Naprawdę mnie kochasz? – Zapytała rudowłosa, spoglądając na
niego z całkowitym uwielbieniem.
- Tak. Przecież wiesz o tym.
Magia znów zabuzowała. Kłamstwo.
20
Dla większości ludzi kłamstwo jest stresujące. Przeinaczanie
prawdy i wymyślanie prawdopodobnych, alternatywnych wersji
rzeczywistości wymaga dobrej pamięci i bogatej wyobraźni. Gdy John
Rutger kłamał, robił to prosto w twarz, spoglądając w oczy. I wydawał się
naprawdę przekonywujący.
- Chciałabym abyśmy byli razem, - odpowiedziała rudowłosa. –
Jestem zmęczona ukrywaniem się.
- Wiem. Ale nie nadszedł jeszcze właściwy moment. Pracuję nad
tym. Nie martw się.
Mój kuzyn prześwietlił jego rodowód. John nie był powiązany z
żadną ważną magiczną rodziną, której korporacje posiadały Houston. Nie
miał kryminalnej przeszłości, ale i tak coś w sposobie w jaki się
zachowywał nie dawało mi spokoju. Mój instynkt mówił, że jest
niebezpieczny, a ja ufałam swoim przeczuciom.
Sprawdziliśmy także karty kredytowe. John nie mógł sobie
pozwolić na rozwód. Jego kariera maklera giełdowego była owocna ale
nie oszałamiająca. Był zadłużony po uszy. Majątek jaki miał, został
zamrożony w akcjach i wyjęcie go byłoby kosztowne. Wiedział to i podjął
kroki by zatrzeć swoje ślady. On i rudowłosa przyjechali osobno, w
odstępie dwudziestu minut. Oceniając po napiętej linii pleców
prawdopodobnie wyjdzie pierwszy, a ten nieskrępowany pokaz uczuć w
holu nie był częścią jego planu.
Rudowłosa rozchyliła usta, John nachylił się i posłusznie ją
pocałował.
Liz zapłaci nam tysiąc dolarów, gdy dostarczę jej dowód. Tylko tyle
mogła pobrać bez wiedzy Johna. Niewiele, ale nie mogliśmy sobie
pozwolić na odrzucenie tego zlecenia, a w porównaniu do innych to było
całkiem proste. Jak tylko wyjdą z hotelu, ja ruszę do bocznego wyjścia,
powiadomię Liz i odbiorę naszą wypłatę.
21
Hotelowe drzwi otworzyły się na oścież i Liz Rutger wkroczyła do
holu.
Wszystkie moje komórki nerwowe zareagowały. Dlaczego?
Dlaczego ludzie mnie nie słuchają? Dokładnie ustaliliśmy, że nie zrobi
niczego na własną rękę. Nigdy nic dobrego z tego nie wychodziło.
Liz zobaczyła jak się całują i zbladła jak ściana. John zszokowany
puścił kochankę. Rudowłosa w przerażeniu gapiła się na Liz.
- To nie tak jak wygląda, - odpowiedział John.
To było dokładnie tym, na co wyglądało.
- Cześć! – Odezwała się Liz, zaskakująco głośno łamiącym się
głosem. – Kim jesteś? Ponieważ ja jestem jego żoną!
Rudowłosa odwróciła się i uciekła w głąb hotelu.
Liz odwróciła się do męża. – Ty.
- Nie róbmy tu tego.
- Teraz martwi cię co inni zobaczą? Teraz?
- Elizabeth. – Jego głos wibrował jak rozkaz. Och.
- Zniszczyłeś nas. Zniszczyłeś wszystko.
- Posłuchaj…
Otworzyła usta. Zajęło jej chwilę wymówienie słów, jakby musiała
je wymusić. – Chcę rozwodu.
Pracowałam w rodzinnym biznesie odkąd skończyłam
siedemnaście lat i precyzyjnie określiłam moment, gdy adrenalina
pobudziła organizm Johna. Niektórzy czerwienieli i zaczynali krzyczeć.
Inni sztywnieli – ci, których paraliżował strach. Za dużo presji i tracą
rozum. John Rutger zobojętniał. Wszystkie emocje odpłynęły z jego
twarzy. Otworzył szeroko oczy, a za nimi bezwzględny, kalkulujący umysł
oceniał sytuację z chłodną precyzją.
22
- Dobrze, - powiedział John cicho. – Porozmawiajmy o tym. Tu
chodzi o coś więcej niż tylko my. Mamy dzieci. Chodź, zabiorę cię do
domu. – Sięgnął po jej ramię.
- Nie dotykaj mnie, - syknęła.
- Liz, - odpowiedział całkowicie rozsądnym tonem, jego oczy
skupione jak u drapieżnika, niczym bezwzględne spojrzenie snajpera
namierzającego cel. – To nie jest rozmowa na hotelowy korytarz. Nie
róbmy sceny. Jesteśmy ponad to. Poprowadzę.
Nie mogłam pozwolić Liz wsiąść z nim do auta. Jego oczy mówiły
mi, że jeżeli pozwolę mu uzyskać nad nią kontrolę, nigdy więcej jej nie
zobaczę.
Ruszyłam szybko i stanęłam pomiędzy nimi.
- Nevada? – Liz mrugnęła, zaskoczona.
- Wyjdź stąd, - nakazałam jej.
- Co to ma znaczyć? – John skupił się na mnie.
Dobrze, patrz na mnie, nie patrz na nią. Jestem większym
zagrożeniem. Zasłoniłam ciałem Liz, stając pomiędzy nimi.
- Liz, idź do samochodu. Nie jedź do swojego domu. Udaj się do
domu członka rodziny. Natychmiast.
Mięśnie na szczęce Johna zadrżały, gdy zacisnął zęby.
- Co takiego? – Liz spoglądała na mnie.
- Wynajęłaś ją, by mnie szpiegowała. – John wzruszył ramionami i
obrócił szyję jak bokser rozluźniający się przed walką. – Wprowadziłaś ją
do naszego prywatnego życia.
- Już! – Warknęłam.
Liz odwróciła się i uciekła.
Uniosłam ręce w powietrze i cofnęłam się do wyjścia, upewniając
się, że kamera hotelowa ma mnie w kadrze. Za mną drzwi skrzypnęły, gdy
Liz wybiegła.
23
- Już po wszystkim panie Rutger. Nie jestem zagrożeniem.
- Ty wścibska suko. Ty i ta harpia tkwicie w tym razem.
Przy recepcji pracownik gorączkowo wciskał przyciski na telefonie.
Gdybym była sama, odwróciłabym się i uciekła. Niektórzy nie
odpuszczają bez względu na nic. W mojej pracy pobyt w szpitalu wraz z
rachunkiem którego nie mam za co opłacić, bo nie pracuję, leczy z tego
nawyku naprawdę szybko. Mając wybór uciekałabym jak zając, ale
musiałam dać Liz czas by zdołała dotrzeć do auta.
John uniósł ręce w górę, ugiął je w łokciach, kierując wnętrze dłoni
ku górze. Rozsunął palce, jakby trzymał dwie niewidzialne śnieżne kule.
Poza maga. Cholera!
- Panie Rutger, proszę tego nie robić. Zdrada nie jest karana przez
prawo. Nie popełnił pan jeszcze żadnego przestępstwa. Proszę tego nie
robić.
Patrzył na mnie zimnym, twardym wzrokiem.
- Wciąż możesz odejść wolno.
- Sądziłaś, że możesz mnie upokorzyć. Myślałaś, że mnie
zawstydzisz. - Jego twarz pociemniała, gdy magiczne cienie przesuwały
się po skórze. Drobne czerwone iskry zamigotały nad jego dłońmi i
rozbłysły. Żywe purpurowe błyskawice tańczyły sięgając czubków palców.
Gdzie do diabła podziała się hotelowa ochrona? Nie mogłam
obezwładnić go pierwsza – to byłaby napaść, a nie mogliśmy pozwolić
sobie na oskarżenie – za to on mógł.
- Pokaże ci co spotyka ludzi, którzy próbują mnie upokorzyć.
Odskoczyłam na bok.
Grom rozbrzmiał. Szklane drzwi hotelowe roztrzaskały się. Fala
wybuchu uniosła mnie z podłogi. Dostrzegłam fotel z holu lecący w moim
kierunku. Uniosłam ręce, obracając się w powietrzu. Prawym ramieniem
uderzyłam w ścianę. Fotel trafił mnie w bok i twarz. Ała.
24
Spadłam obok kawałków ceramicznej donicy, która przed dwoma
sekundami mieściła w sobie roślinę i po chwili zerwałam się na nogi.
Czerwone iskry znów zamigotały. Był gotów na Rundę Drugą.
Mówią, że ważąca pięćdziesiąt dziewięć kilo kobieta nie ma szans
w starciu z atletycznie zbudowanym stu kilowym mężczyzną. To bzdura.
Po prostu musisz zdecydować, że chcesz go zranić i dokładnie to zrobić.
Chwyciłam ciężką donicę i rzuciłam nią w niego. Roztrzaskała się o
jego pierś, wytrącając go z równowagi. Podbiegłam do niego, wyciągając
paralizator z kieszeni. Zamachnął się na mnie. Był ciężki i szybki. Trafił
mnie w brzuch. Łzy napłynęły mi do oczu. Skoczyłam naprzód i wbiłam
paralizator w jego szyję.
Przeszył go prąd. John wybałuszył oczy.
Proszę niech straci przytomność. Proszę.
Otworzył usta. Po czym zesztywniał i runął jak kłoda.
Uklękłam obok szyi, wyciągnęłam plastikową opaskę zaciskową z
kieszeni, wyprostowałam mu ręce i związałam go.
John warknął.
Usiadłam obok niego na podłodze. Czułam ból na twarzy.
Dwóch mężczyzn pojawiło się przy bocznych wejściach i podbiegło
do nas. Na uniformach mieli napisane „Ochrona”. Jasne, teraz jesteście.
Dzięki Bogu za odsiecz.
W oddali zamigotały policyjne syreny.
Sierżant Munoz, krępy mężczyzna, dwa razy ode mnie starszy,
zerkał na nagranie z kamer ochrony. Obejrzał je już dwukrotnie.
- Nie mogłam mu pozwolić, by zabrał ją do samochodu, –
odezwałam się. Posadzili mnie na fotelu. Ramię bolało a kajdanki na
rękach nie pozwalały go rozmasować. Przebywanie tak blisko policjantów
25
budziło we mnie niepokój. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, ale wiercenie
się sprawiałoby wrażenie nerwowości.
- I słusznie, - odpowiedział Munoz dotykając ekranu zatrzymując,
gdy John Rutger sięgał ku żonie. - To go wydało. Facet zostaje przyłapany
ze spuszczonymi spodniami i nie mówi „Przepraszam, nawaliłem”. Nie
prosi o wybaczenie ani się nie wścieka. Zachowuje spokój i próbuje
pozbyć się żony.
- Nie sprowokowałam go. Nie zrobiłam mu nic, dopóki nie
próbował mnie zabić.
- Widzę. - Obrócił się do mnie. - Twój paralizator to model C2.
Wiesz, że działają z odległości pięciu metrów?
- Nie chciałam ryzykować. Jego magia wyglądała na elektryczną i
sądziłam, że może zablokować prąd.
Munoz potrząsnął głową. - Nie, był energokinetykiem. Zwykła
magia energii wraz z wiedzą jak jej użyć, podziękuj za to armii
amerykańskiej. Ten facet jest weteranem.
- Ach. - To wyjaśniało czemu Rutger zachował opanowanie.
Napływ adrenaliny nie był dla niego niczym nowym. To, że był
energokinetykiem nabrało teraz sensu. Pirokinetycy władają ogniem,
akwakinetycy panują nad wodą, a energokinetycy dysponują surową,
magiczną energią. Nikt nie znał natury tej energii, ale to dość powszechny
rodzaj magii. Jak to możliwe, że Bern przeoczył to prześwietlając historię
Rutgera? Jak wrócę do domu będę musiała zamienić parę słów z
kuzynem.
Gliniarz w mundurze wetknął głowę za drzwi i oddał Munozowi
moją licencję. - Jest czysta.
Munoz otworzył kajdanki, zdjął je i wręczył mi torebkę z kamerą.
Następnie komórkę i portfel. - Mamy twoje zeznanie i zabierzemy kartę
pamięci. Odzyskasz ją później. Idź do domu, przyłóż jakiś lód do szyi.
2 Ilona Andrews Burn For Me Część pierwsza Hidden Legacy Tłumaczenie nieoficjalne dla: Translations_Club Tłumacz: F.a.ll.e.n Korekta: noir16 Redakcja techniczna: Isiorek
3 Drodzy czytelnicy... Czuję, że zmierzaliśmy do tego pomysłu od dłuższego czasu. Wszystko zaczęło się wraz z opowiadaniem „Of Swine and Roses”. To historia dziewczyny ze świata, gdzie magia jest czymś normalnym, codziennym oraz jej katastrofalnej w skutkach randki. Jest coś niezwykle urzekającego w świecie, który stworzyliśmy na potrzeby tego opowiadania. Magia istnieje wokół, magia jest dziedziczna, a rodzinne firmy często są tworzone przez magiczne rody. Wyobraź sobie, że jesteś pirokinetykiem, magiem władającym ogniem, który potrafi wytworzyć gorąco i ogień z niczego. Powiedzmy, że potrafisz tworzyć szkło. Potrafisz wygenerować odpowiedni rodzaj gorąca, by stworzyć piękne szklane tafle. Twoje dzieci też są pirokinetykami. Być może pójdą w twoje ślady, a może zajmą się metalurgią albo wstąpią do wojska i zostaną żołnierzem. Taki prosty pomysł, ale wymaga wiele elastyczności i tworzy konflikty. Prowadzi do żywego, świeżego świata. Pozostawiliśmy tą historię i zajęliśmy się innymi pomysłami. Następnie powstał świat Kinsmen, dwa opowiadania science fiction, połączone z romansem i udoskonalonymi istotami ludzkimi. Żyli na innych planetach, rządzonych przez rodziny, tak jak magia rządziła kiedyś w Nowym Jorku. Obecnie stworzyliśmy „Płoń dla mnie”. Powstało na bazie wcześniejszych historii i nie możemy doczekać się aż podzielimy się tym z wami. To historia kobiety, która żyje w świecie bardzo podobnym do naszego, za wyjątkiem tego, że świat krąży wokół Domów, magicznych dynastii. Posiadają korporacje, zdominowali politykę i tworzą sieć wzajemnych powiązań. To historia przygód, widowiskowej magii i niezwykłego romansu. Pomiędzy Nevadą Baylor, która wie gdy ludzie
4 kłamią, a Szalonym Roganem, miliarderem, magiem, który posiada wręcz boską moc. To zabawna i romantyczna historia, której pisanie stanowiło przyjemność. Cieszymy się, że pracowaliśmy z wydawnictwem Avon nad tą powieścią i mamy nadzieję, że sprawi wam tyle przyjemności co nam. ŚŚwwiiaatt mmaaggiiii „„UUkkrryytteeggoo DDzziieeddzziiccttwwaa”” W 1863 roku, w świecie podobnym do naszego, europejscy naukowcy odkryli Serum Ozyrysa, miksturę, która budziła w ludziach magiczne zdolności. Wiele przeróżnych talentów. Jedni posiedli moc władania zwierzętami, inni potrafili wyczuć wodę z odległości mil, a niektórzy nagle zdali sobie sprawę, że mogą zabić wrogów za pomocą wytworzonych w dłoniach błyskawic. Serum rozprzestrzeniło się po świecie. Podawano je żołnierzom w nadziei, że siły zbrojne staną się bardziej śmiercionośne. Serum zdobyli członkowie odchodzącej w cień arystokracji, zdesperowani by utrzymać się przy władzy. Miksturę kupowali bogacze, pragnący wzbogacić się jeszcze bardziej. W końcu uświadomiono sobie konsekwencje budzenia boskich mocy u zwykłych ludzi. Serum zostało zabezpieczone, ale było już za późno. Rodzice przekazali dzieciom magiczne zdolności w genach, a to zmieniło na zawsze bieg wydarzeń. Przyszłość całych społeczeństw zmieniła się w ciągu kilku dekad. Ci którzy wcześniej zawierali małżeństwa dla pozycji, pieniędzy i władzy, teraz żenili się dla magii, ponieważ potężna magia potrafiła zapewnić wszystko.
5 Dziś, półtora wieku później, rodziny obdarzone potężną, dziedziczną magią przekształciły się w dynastie. Te rodziny – Domy, jak sami siebie nazywają – posiadają korporacje i własne dzielnice w obrębie miast, a także wpływają na politykę. Opłacają prywatne wojsko, walczą ze sobą a ich starcia niosą zniszczenie. W tym świecie im więcej posiadasz magii, tym jesteś potężniejszy, bogatszy i ważniejszy. Niektóre moce są niszczycielskie. Inne subtelne. Ale żadna z osób władających magią nie powinna być lekceważona. RRooddzzaajjee mmaaggiiii W tym świecie magia przekazywana jest w genach, z pokolenia na pokolenie. Zazwyczaj dana osoba posiada jedną dominującą moc. Można wzmocnić i lepiej opanować swój magiczny talent poprzez ćwiczenia oraz używanie tajemnych kręgów, ale nie można posiąść innego rodzaju magii. Jeżeli urodziłeś się ze zdolnością miotania błyskawic z czubków palców, nie nauczysz się władać wodą, bez względu na to, ile byś próbował. Poniżej przedstawiona została lista niektórych magicznych zdolności.
6 MMoocc ŻŻyywwiioołłóóww Ci, którzy posiadają magię żywiołów, władają przyrodą. Niektórzy mogą nagiąć wodę do swojej woli, inni potrafią formować ziemię, a inni wzniecać ogień albo prąd elektryczny. Magia żywiołów potrafi dokonać wielkich zniszczeń. Większość nią władających pracuje w przemyśle. Największe Domy kierują korporacjami przemysłowymi bądź budowniczymi. Pirokineza – władza nad ogniem. Akwakineza – władza nad wodą. Geokineza – władza nad ziemią. Aerokineza – władza nad powietrzem. Piorunokineza – władza nad błyskawicami.
7 MMoocc UUmmyyssłłuu Magię umysłu najtrafniej określić jako siłę woli. Do tej kategorii należy większość mocy, które opierają się na sile perswazji danej osoby. Talenty umysłowe są liczne i zróżnicowane, od telekinezy którą można wykorzystać do niszczycielskich celów, po harmonizację, tworzącą piękne kwiatowe kompozycje. Telekineza – zdolność przemieszczania przedmiotów wolą umysłu. Projekcja – zdolność przesyłania obrazów i uczuć do umysłów innych. Terionologia – zdolność do panowania nad zwierzętami. Użytkownicy znani są jako władcy zwierząt. Rzadko spotykana. Harmonizacja – zdolność do zmiany otoczenia, aby wywołać określony nastrój lub uczucie. Elenchus – zdolność odróżniania prawdy od kłamstwa, znana jako poszukiwanie prawdy. Wyjątkowo rzadka.
8 MMoocc SSeekkrreettnnaa Słowo „ezoteryczna” oznacza „rozumiana przez nielicznych”. Zgodnie z tą definicją, ta tajemna gałąź magii została słabo poznana nawet przez tych, którzy nią władają. Moc ezoterycznej magii pochodzi z sekretnego świata, magicznego miejsca poza normalnym bytem. Takie zdolności często budzą niepokój. Energokineza – władza nad magiczną energią. Przyzywanie – moc powoływania do życia stworzeń. Ożywianie – moc ożywienia martwych przedmiotów. Łączenie – moc stopienia bądź wchłonięcia czegoś z tajemnej rzeczywistości do ludzkiego gospodarza, w celu nadania gospodarzowi magicznych zdolności.
9 KKllaassyy ii DDoommyy Władający magią dzielą się na pięć klas: Pomniejsi, Przeciętni, Wielcy, Wybitni i Pierwsi. Przepaść pomiędzy Pomniejszym a Pierwszymi jest olbrzymia. Na przykład pirokinetyk uznawany jest za Przeciętnego, gdy potrafi stopić metr sześcienny lodu w ciągu minuty. W tym samym czasie, Adam Pierce, Pierwszy, potrafi stworzyć ogień który stopi metr sześcienny nierdzewnej stali. Magia jest wszystkim w świecie Ukrytego Dziedzictwa. Daje moc, bogactwo, bezpieczeństwo, więc większość rodzin stara się zdobyć jej jak najwięcej. Ponieważ magiczne zdolności są przekazywane z pokolenia na pokolenie, małżeństwa pomiędzy Pierwszymi a Wybitnymi częściej wynikają z urodzenia i genetyki niż miłości. Rodzina władająca potężną magią uważana jest za Dom, gdy liczy przynajmniej dwoje Pierwszych na przestrzeni trzech generacji. Na przykład, jeżeli twoja babka jest Pierwszą i ty jesteś Pierwszym, wasza rodzina może ubiegać się o rejestracje w Szeregach Domów. Głowa Domu, mężczyzna lub kobieta, posiada całkowitą władzę nad członkami
10 rodziny. Domy to małe, ekonomiczne imperia: kontrolują tereny w obrębie miast, wynajmują najemników, nie stronią od biznesowych „ciosów poniżej pasa”. Domy często spierają się ze sobą i wzajemne ataki rywalizujących Domów należą do rzadkości. Zazwyczaj cywilni funkcjonariusze służb trzymają się z dala od wewnętrznych konfliktów Domów tak długo, jak nie naraża to zwykłych mieszkańców. Domy także posiadają własny zarząd, Zgromadzenie, i choć Zgromadzenie nie ma oficjalnego statusu w rządzie Stanów Zjednoczonych, to gdy przemawia, jego głosu słuchają wszystkie ministerstwa. Wykluczenie z Domu, to najgorsza kara jaka może spotkać członka rodziny. Tracisz nie tylko kontakt z tymi, których kochasz, ale też bezpieczeństwo finansowe oraz wszystkie biznesowe wpływy. Bez ochrony Domu stajesz się łatwym celem dla wrogów. Poniżej przykład Domu Pierce
11 PPrroolloogg - Nie pozwolę ci tego zrobić. Nie mogę. Kelly, ten mężczyzna jest szalony. Kelly Waller sięgnęła, by dotknąć dłoni męża w poszukiwaniu wsparcia. Zdjął rękę z kierownicy i ścisnął jej palce. Pomyślała jak dziwnie intymny może być taki dotyk. Ten dotyk, ogrzany dwudziestoma latami miłości, służył jej za skałę w koszmarnym sztormie ostatnich czterdziestu-ośmiu godzin. Bez niego oszalałaby. - Nie skrzywdzi mnie. Jesteśmy rodziną. - Sama powiedziałaś, że on nienawidzi rodziny. - Muszę spróbować. W przeciwnym razie zabiją naszego chłopca. Tom patrzył przed siebie szklistymi oczyma, pokonując autem zakręt na podjeździe. Stare teksańskie dęby rozłożyły szerokie korony nad trawnikiem upstrzonym żółtymi mleczami i różowymi jaskrami. Connor nie dbał o ziemię. Jego ojciec wyplewiłby te chwasty… Skręciło ją w żołądku. Po części chciała wrócić i jakoś odmienić bieg zdarzeń z ostatnich dwóch dni. Część niej, chciała zawrócić samochód. Za późno, powiedziała sama do siebie. Za późno na żale i gdybania. Musiała stawić czoła rzeczywistości, bez względu na to, jak przerażająca ona była. Musiała postąpić tak, jak powinna matka. Podjazd doprowadził ich do otynkowanej ściany. Przeanalizowała wspomnienia. Szesnaście lat to szmat czasu, ale była pewna, że mur nie znajdował się tu wcześniej. Brama z kutego żelaza blokowała wygięty wjazd. O to chodziło. Żadnego odwrotu. Jeżeli Connor pragnął jej śmierci, jej magia, ta odrobina jaką posiadała, nie wystarczy by go powstrzymać.
12 Connor był efektem trwających trzy pokolenia przemyślanych małżeństw, mających na celu zwiększenie mocy i wpływów rodziny. Oczekiwano, że stanie się godnym następcą Domu Rogana. Tak jak ona, okazał się inny niż rodzice planowali. Tom zaparkował samochód. – Nie musisz tego robić. - Muszę. - Kłębiący się nad Kelly strach w końcu dopadł ją, wywołując falę przytłaczającej niepewności. Zadrżały jej ręce. Przełknęła próbując oczyścić gardło. – To jedyny sposób. - Przynajmniej pozwól mi iść z tobą. - Nie. On mnie zna. Ciebie może uznać za zagrożenie. – Ponownie przełknęła, ale gruda w gardle nie zniknęła. Nigdy nie wiedziała, czy Connor potrafił czytać w myślach, ale wiedziała, że zawsze był świadom emocji. Nie miała wątpliwości, że są obserwowani i prawdopodobnie podsłuchiwani. – Tom, nie sądzę, aby cokolwiek złego się stało. Jeżeli coś się zdarzy, jeżeli nie wrócę, chcę abyś odjechał. Chcę abyś wrócił do domu do dzieci. Znajdziesz w szafce za małym biurkiem, tym w kuchni, niebieski segregator. Na drugiej półce. Są tam nasze polisy na życie, a testament… Tom włączył silnik. – Dość. Wracamy do domu. Sami sobie z tym poradzimy. Gwałtownie otworzyła drzwi, wyskoczyła i pobiegła do bramy, obcasy uderzały w chodnik. - Kelly! – Zawołał. – Nie! Zmusiła się do dotknięcia żelaznej bramy. – To ja Kelly, Connor, proszę wpuść mnie. Żelazna furtka otworzyła się. Kelly uniosła głowę i weszła do środka. Brama zamknęła się tuż za nią. Przeszła przez zakręt po kamiennej ścieżce, wijącej się przez malowniczy zagajnik dębów,
13 krzewów z czerwonymi kwiatami oraz laurów. Ścieżka skręciła i Kelly zatrzymała się jak skamieniała. Wielki kolonialny dom z białymi murami oraz wyróżniającą się kolumnadą znikł. W jego miejscu stał dwupiętrowy dworek w śródziemnomorskim stylu, z kremowymi ścianami i czerwonym dachem. Trafiła pod zły adres? - Gdzie jest dom? – Wyszeptała. - Zniszczyłem go. Kelly odwróciła się. Stał obok niej. Pamiętała chudego chłopca z wielkimi bladoniebieskimi oczami. Szesnaście lat później był wyższy od niej. Jego włosy, kasztanowe gdy był młodszy, zmieniły się w ciemny brąz, prawie czerń. Twarz, kiedyś kanciasta, nabyła kwadratowej szczęki i hardych, męskich linii, które uczyniły go uderzająco przystojnym. Twarz, wypełniona mocą, surowa ale prawie królewska… Taka twarz wzywała do posłuszeństwa. Z taką twarzą mógłby władać światem Kelly spojrzała mu w oczy i natychmiast pożałowała, że to zrobiła. Życie zmroziło piękne, błękitne źrenice. Moc wrzała w ich głębi. Mogła poczuć ją tuż pod powierzchnią, jak dziki, złośliwy prąd. Wrzała i kipiała, szokująco przerażająca moc, obiecująca przemoc i zniszczenie, zamknięta w klatce żelaznej woli. Dreszcz przeszył kark Kelly aż do podstawy kręgosłupa. Musiała coś powiedzieć. Cokolwiek. - Dobry Boże, Connor, ten dom był wart dziesięć milionów dolarów. Wzruszył ramionami. – To było jak katharsis. Napijesz się kawy? - Tak. Dziękuję. Wprowadził ją przez drzwi do korytarza, a następnie po drewnianych schodach z ozdobną, żelazną poręczą wszedł do zabudowanego balkonu. Podążyła za nim, lekko oszołomiona, otoczenie
14 rozmazywało się aż usiadła w pluszowym fotelu. Za poręczą balkonu rozciągał się sad, drzewa wiły się wokół stawów i malowniczej rzeczki. W oddali nad horyzontem górowały niebieskawe wzgórza, jak odległa woda. Poczuła kawę. Connor stał plecami do niej, czekając aż ekspres wypełni filiżanki. Wróć na znajomy grunt. Przypomnij mu kim jesteś. – Gdzie huśtawka? – Zapytała. To było ulubione miejsce zabaw dzieci z rodziny Rogana. Udawali się tam, gdy chciał poprosić ją o radę, miał wtedy zaledwie dwanaście lat, a ona była zabawną kuzynką Kelly, dwudziestoletnią i świadomą wszystkiego co dotyczyło nastolatków. - Wciąż tam jest. Dęby urosły i nie zobaczysz jej z balkonu. – Connor odwrócił się, postawił filiżankę przed nią i usiadł. - Kiedyś sprawiałeś, że filiżanki lewitowały. - Nie bawi mnie to już. Przynajmniej nie w taki sposób, jak to pamiętasz. Dlaczego tu jesteś? Kubek z kawą parzył jej palce. Odstawiła go. Nie zdała sobie nawet sprawy, że go podniosła. – Oglądałeś wiadomości? - Tak. - Więc wiesz o podpaleniu w Banku Narodowym. - Tak. - Ochroniarz nie żyje, spłonął. Jego żona i dwoje dzieci przyszli w odwiedziny. Cała trójka jest w szpitalu. Ochroniarz to policjant pracujący tam po służbie. Nagranie kamery zidentyfikowało dwóch podpalaczy: Adama Pierce’a i Gavina Wallera. Czekał. - Gavin Waller to mój syn, - odpowiedziała. Słowa brzmiały obojętnie. – Mój syn jest mordercą. - Wiem.
15 - Kocham mojego syna. Kocham Gavina całym sercem. Jeżeli mogłabym oddać swoje życie za jego, to umarłabym za niego. On nie jest złym człowiekiem. To szesnastoletni chłopiec. Szukał swojego miejsca, ale poznał Adama Pierce’a. Rozumiesz to, dzieci idealizują Pierce’a. Jest ich antybohaterem – mężczyzną który odszedł od rodziny i założył gang motocyklistów. Charyzmatycznym zbuntowanym, niegrzecznym chłopcem. Głos nabrał gorzkiego i wściekłego brzmienia, ale nie mogła nic na to poradzić. - Wykorzystał Gavina do popełnienia tej zbrodni, a teraz funkcjonariusz policji nie żyje. Żona policjanta i dwójka dzieci została poważnie poparzona. Zabiją Gavina, Connor. Nawet jeżeli mój syn wyjdzie trzymając ręce w górze, zastrzelą go. Zabił gliniarza. Connor wypił kawę. Na jego twarzy panował spokój. Nie potrafiła nic z niej odczytać. - Nie jesteś mi nic winien. Nie rozmawialiśmy przez ostatnie dwadzieścia lat, odkąd rodzina się mnie wyrzekła. Przełknęła ponownie. Odmówiła podporządkowania się ich poleceniu poślubienia nieznajomego o właściwym zestawie genów. Oznajmiła im, że chce decydować o swoim własnym życiu. Usłuchali i pozbyli się jej jak śmiecia… nie, nie myśl o tym. Pomyśl o Gavinie. - Jeżeli istniałoby jakieś inne wyjście, nie zawracałabym ci głowy. Ale Tom nie ma żadnych wpływów. Nie mamy władzy ani potężnej magii. Nikogo nie obchodzi co się stanie z nami. Wszystko co teraz mam, to nasze dziecięce wspomnienia. Zawsze mogłeś do mnie przyjść, gdy miałeś kłopoty. Proszę pomóż mi. - Czego ode mnie oczekujesz? Masz nadzieję na uniknięcie wiezienia?
16 Zauważyła ślad cynicznej niechęci w jego głosie. – Nie. Chcę, aby aresztowali mojego syna. Chcę procesu, transmitowanego w telewizji, ponieważ gdy Gavin spędzi choć dziesięć minut na miejscu dla oskarżonego, każdy zrozumie kim on jest: zagubionym, łatwowiernym dzieciakiem. Jego brat i siostra powinni zobaczyć, że nie jest on potworem. Znam mojego syna. Wiem, że to co zrobił zjada go od środka. Nie chcę by zginął, zastrzelony jak zwierzę, nie mając nawet szansy powiedzieć rodzinie człowieka, którego zabił, jak bardzo tego żałuje. Łzy spłynęły jej na policzki. Nie obchodziło jej to. – Proszę Connor. Błagam cię o życie mojego syna. Connor wypił kawę. – Nazywam się Szalony Rogan. Nazywają mnie też Rzeźnikiem i Plagą, ale Szalony to najczęściej używany przydomek. - Znam cię... - Nie, nie znasz. Znałaś mnie przed wojną, gdy byłem dzieckiem. Powiedz mi, kim jestem teraz? Presja jego spojrzenia spoczęła na niej. Zadrżały jej usta i powiedziała pierwsze, co przyszło jej na myśl. – Jesteś seryjnym mordercą. Uśmiechnął się, jego twarz miała chłodny wyraz. Żadnej radości, żadnego ciepła, tylko okrutny drapieżnik obnażający zęby. – Minęło czterdzieści osiem godzin od podpalenia i dopiero teraz tu jesteś. Musisz być naprawdę zdesperowana. Byłaś u kogoś jeszcze? Jestem twoją ostatnią nadzieją? - Tak. Jego źrenice rozbłysły elektrycznym niebieskim błękitem. Spojrzała w nie i przez ułamek sekundy dojrzała prawdziwą moc, jaka leżała za nimi. Jakbyś patrzył w twarz lawinie, zanim połknie cię w
17 całości. W tej chwili zrozumiała, że wszystkie opowieści o nim były prawdziwe. Był zabójcą i szaleńcem. - Nie obchodzi mnie czy jesteś diabłem, - wyszeptała. – Proszę, przyprowadź do mnie Gavina. - Dobrze, - odpowiedział. Pięć minut później dotarła do podjazdu. Oczy miała pełne łez. Próbowała przestać płakać, ale nie mogła. Osiągnęła to, po co tu przyszła. Ulga była przytłaczająca. - Kelly, skarbie! – Tom złapał ją. - Zrobi to, - wyszeptała, zszokowana. – Obiecał, że odnajdzie Gavina.
18 RRoozzddzziiaałł 11 Wszyscy mężczyźni to kłamcy. Kobiety również. Zrozumiałam to mając zaledwie dwa latka. Babcia zapewniła mnie, że jeżeli będę siedziała spokojnie jak grzeczna dziewczynka, to zastrzyk dawany przez lekarza nie będzie bolał. Wtedy mój dziecięcy umysł po raz pierwszy połączył to niepokojące odczucie, wywoływane przez mój magiczny talent z kłamstwem innych osób. Ludzie kłamią z wielu powodów: by ocalić swoją skórę, by wydostać się z kłopotów, by uniknąć zranienia czyjś uczuć. Manipulatorzy kłamią, by dostać to czego chcą. Narcyzi kłamią, aby zrobić większe wrażenie na innych i samych sobie. Niepijący alkoholicy kłamią, by odbudować swoją poszarganą reputację. A najczęściej ze wszystkich kłamią ci, którzy najbardziej nas kochają. Życie to wyboista droga, a oni chcą nam ułatwić ją tak, jak tylko to możliwe. John Rutger kłamał ponieważ był draniem. Nic w jego wyglądzie nie mówiło „Witaj, jestem podłą istotą”. Gdy wyszedł z hotelowej windy wydawał się całkowicie sympatycznym mężczyzną. Wysoki i wysportowany, o brązowych, lekko pofalowanych włosach, przyprószonych odrobiną siwizny na skroniach, która nadawała mu dystyngowanego wyrazu. Twarz przedstawiała odnoszącego sukcesy, atletycznie zbudowanego mężczyznę po czterdziestce: męska, ogolona, emanująca pewnością siebie. Wyglądał jak przystojny, dobrze ubrany ojciec na meczu ligi młodzików, zagrzewający do gry swoje dzieci. Zaufany makler giełdowy, który nigdy nie oszuka klienta. Mądry, odnoszący sukcesy, solidny jak skała. A piękna rudowłosa kobieta trzymająca go za rękę, nie była jego żoną.
19 Żona Johna miała na imię Liz i dwa dni temu wynajęła mnie, abym dowiedziała się czy ją zdradza. Przyłapała go na zdradzie dziesięć miesięcy wcześniej i powiedziała mu, że kolejny raz będzie ostatnim. John i rudowłosa przeszli przez hotelowy korytarz. Siedziałam w poczekalni w holu, częściowo ukryta za krzaczastą rośliną. Udawałam, że jestem zaabsorbowana komórką, a w tym czasie mała cyfrowa kamera ukryta w czarnej, robionej na drutach torebce, nagrywała zakochane ptaszyny. Torebka została wybrana właśnie ze względu na dekoracyjne dziurki. Rutger i jego partnerka zatrzymali się kilka kroków ode mnie. Wściekle strzelałam ptakami w drwiące zielone świnki na ekranie. Idźcie dalej, nic ciekawego się tutaj nie dzieje, to tylko młoda blondynka bawiąca się telefonem obok krzewów. - Kocham cię, - powiedziała rudowłosa. Prawda. Uwiedziona naiwniara. Świnki zaśmiały się do mnie. Naprawdę byłam kiepska w tej grze. - Też cię kocham, - odpowiedział spoglądając jej w oczy. Znajoma irytacja zrodziła się we mnie, jakby niewidoczne muchy bzyczały wokół głowy. Moja magia zadziałała. John kłamał. Cóż za niespodzianka. Zrobiło mi się przykro z powodu Liz. Byli małżeństwem od dziewięciu lat, mieli dwoje dzieci, ośmioletniego chłopca i czteroletnią dziewczynkę. Liz pokazała mi zdjęcia, gdy mnie wynajęła. Teraz jej małżeństwo miało zatonąć jak Titanic, a ja obserwowałam zbliżającą się górę lodową. - Naprawdę mnie kochasz? – Zapytała rudowłosa, spoglądając na niego z całkowitym uwielbieniem. - Tak. Przecież wiesz o tym. Magia znów zabuzowała. Kłamstwo.
20 Dla większości ludzi kłamstwo jest stresujące. Przeinaczanie prawdy i wymyślanie prawdopodobnych, alternatywnych wersji rzeczywistości wymaga dobrej pamięci i bogatej wyobraźni. Gdy John Rutger kłamał, robił to prosto w twarz, spoglądając w oczy. I wydawał się naprawdę przekonywujący. - Chciałabym abyśmy byli razem, - odpowiedziała rudowłosa. – Jestem zmęczona ukrywaniem się. - Wiem. Ale nie nadszedł jeszcze właściwy moment. Pracuję nad tym. Nie martw się. Mój kuzyn prześwietlił jego rodowód. John nie był powiązany z żadną ważną magiczną rodziną, której korporacje posiadały Houston. Nie miał kryminalnej przeszłości, ale i tak coś w sposobie w jaki się zachowywał nie dawało mi spokoju. Mój instynkt mówił, że jest niebezpieczny, a ja ufałam swoim przeczuciom. Sprawdziliśmy także karty kredytowe. John nie mógł sobie pozwolić na rozwód. Jego kariera maklera giełdowego była owocna ale nie oszałamiająca. Był zadłużony po uszy. Majątek jaki miał, został zamrożony w akcjach i wyjęcie go byłoby kosztowne. Wiedział to i podjął kroki by zatrzeć swoje ślady. On i rudowłosa przyjechali osobno, w odstępie dwudziestu minut. Oceniając po napiętej linii pleców prawdopodobnie wyjdzie pierwszy, a ten nieskrępowany pokaz uczuć w holu nie był częścią jego planu. Rudowłosa rozchyliła usta, John nachylił się i posłusznie ją pocałował. Liz zapłaci nam tysiąc dolarów, gdy dostarczę jej dowód. Tylko tyle mogła pobrać bez wiedzy Johna. Niewiele, ale nie mogliśmy sobie pozwolić na odrzucenie tego zlecenia, a w porównaniu do innych to było całkiem proste. Jak tylko wyjdą z hotelu, ja ruszę do bocznego wyjścia, powiadomię Liz i odbiorę naszą wypłatę.
21 Hotelowe drzwi otworzyły się na oścież i Liz Rutger wkroczyła do holu. Wszystkie moje komórki nerwowe zareagowały. Dlaczego? Dlaczego ludzie mnie nie słuchają? Dokładnie ustaliliśmy, że nie zrobi niczego na własną rękę. Nigdy nic dobrego z tego nie wychodziło. Liz zobaczyła jak się całują i zbladła jak ściana. John zszokowany puścił kochankę. Rudowłosa w przerażeniu gapiła się na Liz. - To nie tak jak wygląda, - odpowiedział John. To było dokładnie tym, na co wyglądało. - Cześć! – Odezwała się Liz, zaskakująco głośno łamiącym się głosem. – Kim jesteś? Ponieważ ja jestem jego żoną! Rudowłosa odwróciła się i uciekła w głąb hotelu. Liz odwróciła się do męża. – Ty. - Nie róbmy tu tego. - Teraz martwi cię co inni zobaczą? Teraz? - Elizabeth. – Jego głos wibrował jak rozkaz. Och. - Zniszczyłeś nas. Zniszczyłeś wszystko. - Posłuchaj… Otworzyła usta. Zajęło jej chwilę wymówienie słów, jakby musiała je wymusić. – Chcę rozwodu. Pracowałam w rodzinnym biznesie odkąd skończyłam siedemnaście lat i precyzyjnie określiłam moment, gdy adrenalina pobudziła organizm Johna. Niektórzy czerwienieli i zaczynali krzyczeć. Inni sztywnieli – ci, których paraliżował strach. Za dużo presji i tracą rozum. John Rutger zobojętniał. Wszystkie emocje odpłynęły z jego twarzy. Otworzył szeroko oczy, a za nimi bezwzględny, kalkulujący umysł oceniał sytuację z chłodną precyzją.
22 - Dobrze, - powiedział John cicho. – Porozmawiajmy o tym. Tu chodzi o coś więcej niż tylko my. Mamy dzieci. Chodź, zabiorę cię do domu. – Sięgnął po jej ramię. - Nie dotykaj mnie, - syknęła. - Liz, - odpowiedział całkowicie rozsądnym tonem, jego oczy skupione jak u drapieżnika, niczym bezwzględne spojrzenie snajpera namierzającego cel. – To nie jest rozmowa na hotelowy korytarz. Nie róbmy sceny. Jesteśmy ponad to. Poprowadzę. Nie mogłam pozwolić Liz wsiąść z nim do auta. Jego oczy mówiły mi, że jeżeli pozwolę mu uzyskać nad nią kontrolę, nigdy więcej jej nie zobaczę. Ruszyłam szybko i stanęłam pomiędzy nimi. - Nevada? – Liz mrugnęła, zaskoczona. - Wyjdź stąd, - nakazałam jej. - Co to ma znaczyć? – John skupił się na mnie. Dobrze, patrz na mnie, nie patrz na nią. Jestem większym zagrożeniem. Zasłoniłam ciałem Liz, stając pomiędzy nimi. - Liz, idź do samochodu. Nie jedź do swojego domu. Udaj się do domu członka rodziny. Natychmiast. Mięśnie na szczęce Johna zadrżały, gdy zacisnął zęby. - Co takiego? – Liz spoglądała na mnie. - Wynajęłaś ją, by mnie szpiegowała. – John wzruszył ramionami i obrócił szyję jak bokser rozluźniający się przed walką. – Wprowadziłaś ją do naszego prywatnego życia. - Już! – Warknęłam. Liz odwróciła się i uciekła. Uniosłam ręce w powietrze i cofnęłam się do wyjścia, upewniając się, że kamera hotelowa ma mnie w kadrze. Za mną drzwi skrzypnęły, gdy Liz wybiegła.
23 - Już po wszystkim panie Rutger. Nie jestem zagrożeniem. - Ty wścibska suko. Ty i ta harpia tkwicie w tym razem. Przy recepcji pracownik gorączkowo wciskał przyciski na telefonie. Gdybym była sama, odwróciłabym się i uciekła. Niektórzy nie odpuszczają bez względu na nic. W mojej pracy pobyt w szpitalu wraz z rachunkiem którego nie mam za co opłacić, bo nie pracuję, leczy z tego nawyku naprawdę szybko. Mając wybór uciekałabym jak zając, ale musiałam dać Liz czas by zdołała dotrzeć do auta. John uniósł ręce w górę, ugiął je w łokciach, kierując wnętrze dłoni ku górze. Rozsunął palce, jakby trzymał dwie niewidzialne śnieżne kule. Poza maga. Cholera! - Panie Rutger, proszę tego nie robić. Zdrada nie jest karana przez prawo. Nie popełnił pan jeszcze żadnego przestępstwa. Proszę tego nie robić. Patrzył na mnie zimnym, twardym wzrokiem. - Wciąż możesz odejść wolno. - Sądziłaś, że możesz mnie upokorzyć. Myślałaś, że mnie zawstydzisz. - Jego twarz pociemniała, gdy magiczne cienie przesuwały się po skórze. Drobne czerwone iskry zamigotały nad jego dłońmi i rozbłysły. Żywe purpurowe błyskawice tańczyły sięgając czubków palców. Gdzie do diabła podziała się hotelowa ochrona? Nie mogłam obezwładnić go pierwsza – to byłaby napaść, a nie mogliśmy pozwolić sobie na oskarżenie – za to on mógł. - Pokaże ci co spotyka ludzi, którzy próbują mnie upokorzyć. Odskoczyłam na bok. Grom rozbrzmiał. Szklane drzwi hotelowe roztrzaskały się. Fala wybuchu uniosła mnie z podłogi. Dostrzegłam fotel z holu lecący w moim kierunku. Uniosłam ręce, obracając się w powietrzu. Prawym ramieniem uderzyłam w ścianę. Fotel trafił mnie w bok i twarz. Ała.
24 Spadłam obok kawałków ceramicznej donicy, która przed dwoma sekundami mieściła w sobie roślinę i po chwili zerwałam się na nogi. Czerwone iskry znów zamigotały. Był gotów na Rundę Drugą. Mówią, że ważąca pięćdziesiąt dziewięć kilo kobieta nie ma szans w starciu z atletycznie zbudowanym stu kilowym mężczyzną. To bzdura. Po prostu musisz zdecydować, że chcesz go zranić i dokładnie to zrobić. Chwyciłam ciężką donicę i rzuciłam nią w niego. Roztrzaskała się o jego pierś, wytrącając go z równowagi. Podbiegłam do niego, wyciągając paralizator z kieszeni. Zamachnął się na mnie. Był ciężki i szybki. Trafił mnie w brzuch. Łzy napłynęły mi do oczu. Skoczyłam naprzód i wbiłam paralizator w jego szyję. Przeszył go prąd. John wybałuszył oczy. Proszę niech straci przytomność. Proszę. Otworzył usta. Po czym zesztywniał i runął jak kłoda. Uklękłam obok szyi, wyciągnęłam plastikową opaskę zaciskową z kieszeni, wyprostowałam mu ręce i związałam go. John warknął. Usiadłam obok niego na podłodze. Czułam ból na twarzy. Dwóch mężczyzn pojawiło się przy bocznych wejściach i podbiegło do nas. Na uniformach mieli napisane „Ochrona”. Jasne, teraz jesteście. Dzięki Bogu za odsiecz. W oddali zamigotały policyjne syreny. Sierżant Munoz, krępy mężczyzna, dwa razy ode mnie starszy, zerkał na nagranie z kamer ochrony. Obejrzał je już dwukrotnie. - Nie mogłam mu pozwolić, by zabrał ją do samochodu, – odezwałam się. Posadzili mnie na fotelu. Ramię bolało a kajdanki na rękach nie pozwalały go rozmasować. Przebywanie tak blisko policjantów
25 budziło we mnie niepokój. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, ale wiercenie się sprawiałoby wrażenie nerwowości. - I słusznie, - odpowiedział Munoz dotykając ekranu zatrzymując, gdy John Rutger sięgał ku żonie. - To go wydało. Facet zostaje przyłapany ze spuszczonymi spodniami i nie mówi „Przepraszam, nawaliłem”. Nie prosi o wybaczenie ani się nie wścieka. Zachowuje spokój i próbuje pozbyć się żony. - Nie sprowokowałam go. Nie zrobiłam mu nic, dopóki nie próbował mnie zabić. - Widzę. - Obrócił się do mnie. - Twój paralizator to model C2. Wiesz, że działają z odległości pięciu metrów? - Nie chciałam ryzykować. Jego magia wyglądała na elektryczną i sądziłam, że może zablokować prąd. Munoz potrząsnął głową. - Nie, był energokinetykiem. Zwykła magia energii wraz z wiedzą jak jej użyć, podziękuj za to armii amerykańskiej. Ten facet jest weteranem. - Ach. - To wyjaśniało czemu Rutger zachował opanowanie. Napływ adrenaliny nie był dla niego niczym nowym. To, że był energokinetykiem nabrało teraz sensu. Pirokinetycy władają ogniem, akwakinetycy panują nad wodą, a energokinetycy dysponują surową, magiczną energią. Nikt nie znał natury tej energii, ale to dość powszechny rodzaj magii. Jak to możliwe, że Bern przeoczył to prześwietlając historię Rutgera? Jak wrócę do domu będę musiała zamienić parę słów z kuzynem. Gliniarz w mundurze wetknął głowę za drzwi i oddał Munozowi moją licencję. - Jest czysta. Munoz otworzył kajdanki, zdjął je i wręczył mi torebkę z kamerą. Następnie komórkę i portfel. - Mamy twoje zeznanie i zabierzemy kartę pamięci. Odzyskasz ją później. Idź do domu, przyłóż jakiś lód do szyi.