barbellak

  • Dokumenty907
  • Odsłony86 192
  • Obserwuję102
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań51 496

Rylon Jayne - Powertools 02 - Morgans Surprise (nieof.)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :293.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Rylon Jayne - Powertools 02 - Morgans Surprise (nieof.).pdf

barbellak EBooki
Użytkownik barbellak wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 50 stron)

Jayne Rylon Powertools 02: Morgan's Surprise Tłumaczenie: Axse Beta: Shonaliii

Rozdział 1 Morgan wycelowała dmuchnięcie w płomień tańczący na szczycie świecy. - Czekaj! Za szybko! Nie pomyślałaś życzenia? – Kate wyszarpnęła talerz na którym znajdywało się okrągłe ciasteczko Morgan z trajektorią ciepłego powietrza. Pomarańczowy blask przygasł, ale nie zgasł. – Musi być coś czego sobie życzysz. Zmysłowe wizje paliły bardziej niż ogień roztapiający pokrytym odrobiną lukru jej wyśmienite ciastko w złotym basenie. Kolor przypominał Morgan o wygładzonej skórze jej sympatii. To powinno być zabronione dla Joea włóczyć się bez koszulki tak często. Spektakularne wspomnienia jego wystąpień wywołały jej fantazje w maksymalnie nieodpowiednich momentach dnia i dokonywały spustoszeń w jej snach. Kate była wystarczająco uprzejma, by nie nękać jej, podczas, gdy pozwoliła swojemu spojrzeniu spacerować i pożerać lśniącą powierzchnię doskonałych ramion Joea. Morgan westchnęła, gdy pomyślała o malowanym, drewnianym szyldzie, który zrobił ręcznie i który teraz wieszał nad oknem jej początkującej piekarni. Pomógł wymyślić jej nazwę w burzy mózgów. Słodkie Przyjemności. Taka przemyślana. I taka seksowna jak diabli. Zaskoczyło ją nawet to, że para nie buchała z jego mięśni. Jak on mógł pracować tak komfortowo w rześkim jesiennym powietrzu? Potrząsnęła głową. Wniosek nie usunie jej wszystkich niegrzecznych pomysłów sabotujących jej racjonalność. Brudne myśli kusiły ją na wiele sposobów, aby ogrzać tego „pana złota rączka”, gdy skończy pracę i dołączy do nich w środku. Morgan westchnęła, gdy pstryknięcie palców zwróciło jej uwagę na wprawdzie ładne wnętrze jej sklepu. Zajęło jej sześć miesięcy wszystko tak udekorować. - Musisz coś wybrać…może kogoś? Czy planujesz może poczekać, aż cały wosk skapnie na to urodzinowe ciastko? – zachichotała Kate. Morgan postanowiła zaprzeczyć jej zauroczeniu Joe, ponieważ było to daremne. Kate była jej najlepszą przyjaciółką od podstawówki. Szczęśliwa suka poleciła postawnego rzemieślnika i jego załogę zręcznych przyjaciół w godzinach szczytu letniego skwaru po tym jak zdobyła dla siebie kierownika załogi. Nie było mowy, by Kate nie zauważyła podobnego łaknienia u Morgan.

Załoga przyjęła dorywcze prace, organizując nędzną przestrzeń w otwartym centrum handlowym, które mieściło butik Morgan w zamian za ładunki dekadenckich smakołyków, które robiła. Cholera, ci chłopcy mogli zjeść. Zastanawiała się czy praca fizyczna tłumaczyła wilczy apetyt jaki mieli. Musiało być coś więcej niż machanie młotkiem, by wypalić te kalorie. Bóg wiedział, że znali jakiś sposób na dobrą kondycję i szczupłe ciało. Dziś upiekła ulubione ciasto Joe – tartę karmelowo jabłkową. Zasłużył na to i na więcej za jego uprzejmy gest. Dwóch klientów zatrzymało się mówiąc, że ten barwny znak przykuł ich uwagę. Dzięki niemu sprzedała ciastka czekoladowe z orzechami i sernik długo przed pośpiechem w pracy. Szkoda, że nie ma odwagi, by zaproponować mu coś bardziej grzesznego niż jej soczysty deser jako nagroda. Rozważyła to raz czy dwa wcześniej, ale nie mogła przestać się ślinić, by to zrobić. Zawsze szybki ruch wzmocnionych mięśni brzucha i kamiennych bicepsów Joea wytrącał ją z równowagi i zatracał ją w oparach pożądania. Stał się jej ulubionym smakołykiem tygodnie temu. Natychmiastowym uzależnieniem. Myśli o nim zostawiały w niej ból łaknienia – lub gorzej – nie spała przez niego w nocy. Przygryzła wargę, gdy sięgnął po coś na dach. Z miejsca na drabinie, jego ciało poruszyło się z siłą. - Cholera Kate. Nie sądzę, by urodzinowy duszek zaaprobuje to, co mam na myśli. – Morgan skrzywiła się na głupkowaty uśmiech na twarzy przyjaciółki. Trzy miesiące randek i dzikich nocy z jej chłopakiem Mikiem wywołał ciągły i nieustający jakby naćpany uśmiech u tej kobiety. Gorsze były jej maślane oczy, gdy miłość jej życia weszła do środka. Dusze Kate i Mikea były tak głęboko związane jakby piekło miało być w pobliżu. Zazdrość nie była do twarzy dziewczynie. - Duża 3-miesięcznica, nie przed weekendem w każdym razie- Morgan śledziła spojrzeniem Joea. - Wiem, ale ja i Mike będziemy wtedy poza miastem, więc liczy się dzisiaj. Poza tym nigdy się nie dowiesz, póki nie spróbujesz. – Kate uścisnęła rękę Morgan. – Czasem marzenia się spełniają. Uwierz mi. Taa. Znowu wyszczerzyła się w tym uśmiechu. - Wyraz twojej twarzy może taki pozostać, jeśli nie będziesz uważać. Kate spojrzała w prawo i rozpromieniła się. Morgan przełknęła ślinę, a następnie zamknęła oczy. Była zmęczona czekaniem, aż Joe ją gdzieś zaprosi. Za to spróbowała nowej taktyki.

Chcę mieć odwagę zaprosić go na randkę. Już czas ruszyć do przodu. Czas, by spróbować ponownie. Chcę móc podjąć ryzyko – być dziką choć raz w życiu. Gdy mrugnęła w kierunku bursztynowego jesiennego światła przechodzącego przez okno, Joe zniknął. Kosmiczny znak? A może potrzebował jakiegoś narzędzia ze swojej furgonetki? - Więc…Czy Joe jest jedynym facetem, który występował w tym życzeniu czy może też inni gorący pracownicy budowlani, których znamy też ujęłaś? Usta Morgan otworzyły się mimowolnie. Więcej niż Joe? Nigdy nie przyznałaby się do chęci posiadania tych tytanów dla siebie, ale Kate znała ją lepiej niż ktokolwiek. Morgan myślała o tym. Dużo. Sposób w jaki ci faceci płynnie pracowali nad projektami mówił, że ich więź była trudna do zignorowania. Gdy tłoczyli się na górze – w jej małym mieszkanku nad piekarnią – na piwie i ciasteczkach, zalewali ograniczoną przestrzeń testosteronem i czymś jeszcze bardziej nieuchwytnym. Ich koleżeństwo wykraczało poza partnerstwo. Przynajmniej tak pomyślała. Ale mogła wyobrazić sobie, że między żartami, wymownymi spojrzeniami i tajemnymi uśmiechami jest coś z kochanków niż z przyjaciół. Intymność mężczyzn mogła być wytworem jej bujnej wyobraźni, ale nie było opacznego rozumienia w ich rozłożonych ramionach. Zaakceptowali ją natychmiast, robiąc jej więcej niż przyjaciel przyjacielowi. Za każdym razem, gdy Morgan była świadkiem wzajemnej zależności między partnerami, jej umysł kręcił się wokół możliwości. Ale to nie oznaczało, że musi to mówić. - Czy nie jest to jedna z kardynalnych zasad przy życzeniach, że jeśli powiesz to się nie sprawdzą? - No weź, nie wierzysz chyba w te nonsensy? – Kate zażartowała, ale nie poruszyła nawet brwiami. – Przyznaj się. Zastanawiałaś się jak by to było mieć ich wszystkich w swoim łóżku. A przynajmniej wypalałaś prześcieradła z Joe w swoich snach. - Dobrze, świetnie. Jaka kobieta mogłaby się oprzeć? Są wyszlifowani, pracowici, zabawni, seksownymi jak grzech, a do tego są słodcy. Zauroczyłam się w Joe. Cholernie źle. Gorzej niż pożądałyśmy Bon Joviego w liceum. Jest silny, ale łagodny. Mogłabym mówić do niego przez dni. Zawsze zaskakuje mnie małymi rzeczami każdego dnia. I sposób w jaki wypełnia te podarte dżinsy sprawia, że mam za każdym razem zatrzymanie akcji serca, gdy się nachyla. Ale reszta załogi nie jest daleko z tyłu. Do diabła jestem tak rozproszona, że przypaliłam więcej ciasteczek odkąd są wokół niż przez całe swoje życie. - Najwyższy czas przyznać się do tego.

Serce Morgan zamarło nad głębokim dudnieniem za jej ramieniem. A poruszyło się, gdy szeroka dłoń spoczęła na jej szyi. Szarpnęła się na krześle, które odrestaurowali razem z Joem w zeszły weekend. Przebiegły łajdak złapał poryte winylem siedzenie, ratując ją przed upadkiem na podłogę. Zrobi dla niej to samo, gdy jej kolana nie pozbędą się galarety? - Wrobiłaś mnie – wpatrywała się w Kate, zdrada i upokorzenie spalały jej policzki. - Nie, przykro mi. – Jej najlepsza przyjaciółka stanęła wyciągając ręce, ale Morgan skoczyła w kąt, unikając jej chwytu. – Nie wiedziałam, że tam jest. Przysięgam. - Przeszedłem przez kuchnię. Zostawiłem swoje buty na zewnątrz, by nie nanieść błota. – Joe machnął w kierunku swoich skarpet. Jego uśmiech stał się dziki. – Ale nie żałuję tego, co usłyszałem. Pragniesz mnie. Niedobra. - Palant! - Być może. Ale tylko dlatego, że pozwoliłem temu gównu ciągnąć się tak długo. – Potarł dłońmi nad oczami. – Jesteś taka płochliwa. Planowałem te wszystkie rzeczy powoli. Myślałem, że jeśli nie będę naciskać na ciebie, poczujesz się przy mnie komfortowo. Z chłopakami. Chciałem dać temu szansę. Nie chciałem byś uciekła. - Powiedz mu dlaczego Morgan. – Łagodna rada Kate bolała. – Powiedz mu o… - Do diabła nie. Nie teraz. Nie po tym. – Morgan machała rękami w powietrzu. Blask bił od jej przyjaciółki, a ona sama czuła się jak skończona idiotka. - Kate może byłoby najlepiej gdybyś podzieliła się czymś swoim. Joe nigdy nie użył tak srogiego tonu w obecności Morgan nigdy wcześniej. Nie cierpiała tego jak to zwilżało jej majtki, gdy nie potrzebowała niczego innego niż ucieczkę. Nie mogła cofnąć swojej deklaracji. Na górze mogłaby lizać swoje rany. Może za rok albo za pięć mogłaby pokazać swoją twarz przed przyjaciółmi ponownie. - Ja…- druga kobieta zaczynała mówić, ale musiała odchrząknąć i zaczynała od początku. Dwa razy. Jej wahanie przykleiło do podłogi tenisówki Morgan. - Nie masz się czego wstydzić Kate. Niczego, co zrobiłaś. – Joe pogłaskał włosy jej przyjaciółki. Morgan musiała przełknąć ostre ukłucie zazdrości. Kate pokiwała głową. - Kiedy ja i Mike tylko zaczęliśmy się spotykać powiedziałam mu o swojej fantazji. Zastanawiałam się jak to by było mieć więcej niż jednego mężczyznę jako kochanka. W tym samym czasie. Załoga spełniła moje pragnienie. Podzielili się sobą ze mną. I Mike.

Jasna cholera. Czy Morgan dobrze usłyszała? - Mówisz, że… - Tak ciasteczko. Nasza szóstka urządziła sobie dymiący romans. Piekło na basenowym przyjęciu. – Cudowne zielone oczy Joea stały się szkliste jak pamiętała. – Nie zamierzam kłamać, załoga wcześniej miło spędzała czas. Z innymi paniami…czasem sami ze sobą. Wystawił dumnie szczękę jakby czekał na cios, wkurzając ją. Nie mogła powiedzieć jak bardzo to oświadczenie ją podnieciło? Przysięgłaby, że jej sutki właśnie wystawały przez bluzkę, a usta drżały. Tym razem reakcja nie miała nic wspólnego ze strachem. - Oczekujesz, że ucieknę krzycząc? Zwymyślam cię? – Ile kobiet odrzuciło go dowiadując się o jego skłonnościach seksualnych? - Może. – Wzruszył ramionami, następnie oparł się o ladę. Jego ramiona odprężyły się. - To nie jest coś, czego dowiadujesz się o swoich przyjaciołach codziennie. – Kate skrzywiła się, gdy Morgan skierowała na nią swoją uwagę. - Jak mogłaś myśleć, że cię osądzę? Zawsze przy mnie byłaś. – Morgan przechyliła głowę, gdy studiowała przyjaciółkę. – Jeśli już to podnoszę twój status szczęśliwej suki do królowej szczęśliwych suk. Cholera z tobą za niepodzielenie się szczegółami ze mną od razu. Co za korzyść mieć najlepszą przyjaciółkę, jeśli ona nie przybiega do ciebie chełpić się pięcioma najseksowniejszymi facetami na planecie, którzy ją zauroczyli? Kate uśmiechnęła się promiennie i od razu rzuciła się w ramiona Morgan. - Ale…jedno pytanie. – Wyczuła jak zarówno Joe i Kate wstrzymali oddechy, gdy próbowała powstrzymać rozczarowanie starając się, by jej ton brzmiał jednostajnie. – Dlaczego przypierałaś mnie do muru, bym wyznała jak bardzo pragnę Joea….? Wystraszył ją pomruk, gdy napotkała jego zielone oczy. - …jeśli ty masz już pierwszeństwo? Cholera, nie chciałem nadepnąć na żaden odcisk. – Jej żołądek szarpnął się na myśl o uszkodzeniu jej najdroższej przyjaźni. - Myślę, że powinnaś kierować się do niego. – Kate podała jej dłonie w stronę Joe. Zrobił kilkusekundową przerwę, zanim przemówił. - Między nami nie jest tak. To znaczy wiedzieliśmy, że Mike myśli na serio o Kate. Nigdy wcześniej nie widziałem go snującego się jak zagubiony szczeniak. Śmiałem się jak sprawiła, że miesiącami gonił swój ogon. Może dlatego biorę ostatnio niektóre z moich cholernych lekarstw. Kate zachichotała.

- Mike z całą pewnością ucieszy się z zemsty. - Gdy sprawy między nimi zaczęły być gorące on przyszedł do załogi. Powiedział nam o jej życzeniu. Nie mogę wyjaśnić jak jest z facetami. Nie jestem mocny w słowach. Ale mogę powiedzieć, że jesteśmy bliżej niż bracia. Komfort miedzy nami – łącznie z tym czego każdy potrzebuje i jakie są nasze granice. To nie oznacza, że jesteśmy w jakiegoś rodzaju związku. Poza Jamesem i Neilem. Oni prawdopodobnie są dożywotnią parą. Matko jestem pewien, że jest to tak klarowne jak błoto. Morgan nie zdawała sobie sprawy, że jej palce opierały się na jego napiętym przedramieniu. Wyjaśnienia nie przychodziły mu łatwo. Kącik jego ust uniósł się na ten kontakt. - Zgaduję, że zasadniczą kwestią jest to, że wzajemnie się szanujemy. Kate teraz jest jedną z nas. To nie oznacza nic ponadto niż myślisz. Wszyscy jesteśmy dorośli. Może nie jestem najbystrzejszym narzędziem w szopie, ale widzę, że ona i Mike są dopiero na początku swojej podróży. Jeśli będą chcieli podzielić się jakąś swoją radością z nami, wtedy z radością się przyłączymy. Jeśli nie, to też będzie dobrze. - Faceci z załogo spotykają się z innymi ludźmi cały czas. – Kate wystrzeliła jej przejmujące spojrzenie. Teraz albo nigdy. Morgan odetchnęła, potem modliła się, by urodzinowa magia spełniła jej życzenie. Choć tylko raz. - Więc…Jeśli zaproszę cię, by sprawdzić jutrzejszy jesienny festiwal, który odbędzie się w nocy…? - Zrobię to. – Joe objął ją jego gorącymi ramionami i ścisnął ciasno. Posłał jej pocałunek na czubek nosa zanim posmakował linię jej ust. Odsunęła się od niego, ale nie dociekał. Nie teraz. Nie z Kate wpatrującą się na nich z rękami zaplecionymi przed sobą, stojącą na palcach z rozszerzonymi oczami. Ale utrzymujące się mrowienie warg Joea obiecywały wiele, wiele więcej przyjemności w przyszłości. Morgan jęknęła, gdy liznęła miejsce, które podrażnił pieszczotą. Mmm…. - Znowu ukradłeś ciasteczka z kratki na gorące naczynia. Belgijska czekolada, której użyła do polewy lepiej smakowała zmiksowana z Joe. - Zajdę po ciebie. – Moc jego uśmiechu sprawił, że jej żołądek zaczął robić fikołki. – Jutro w nocy. Zabiorę cię spod piekarni o siódmej. - Kto zaopiekuje się…?

- Pozwól mi martwić się szczegółami. Lubisz moje niespodzianki, pamiętasz? Gwarantuję, że będziesz dobrze się bawić. Morgan starała się przekonać samą siebie, że będzie zadowolona z grzanego jabłecznika i z biegania przez wspaniały kukurydziany labirynt z tym mężczyzną u boku. Ale kiedy klepnął jej tyłek na odchodne, przysięgła, że nie zadowoli się niczym innym niż bardzo nieposłuszną jazdą na wozie z sianem.

Rozdział 2 - Wy dzieci bawcie się dobrze. I nie róbcie niczego, czego my byśmy nie zrobili. – Mike i Kate przeganiali ich spod piekarni mrugnięciem oczu i kiwnięciami głowami. - Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała wyjść. – Joe odwrócił się do Morgan mierząc wzrokiem rząd klientów. To przyciągało z wejścia od starej stodoły, która mieściła dostawców na corocznym festiwalu. Nie winiła głodnego tłumu. Asortyment słodkich ciastek wyglądał prawie tak smacznie jak jej randka. Prawie. - Nie. Wychodzimy, póki możemy. Sklep niedługo się wyprzeda. Ostatnie sztuki ciastek wyniosłam właśnie teraz. - Gratulacje. Wiedziałem, że nie minie dużo czasu zanim staniesz się popularna w reszcie miasta. - Dzięki. – Jej ogromny uśmiech oskrzydlony zabójczymi dołeczkami ukradł mu oddech. Rzadkie mignięcie sprawiło, że poczuł się jak fotograf na safari, który uchwycił nigdy wcześniej nie widzianą dziką naturę. Może, gdyby sprawy z jej piekarnią szły lepiej, Morgan uśmiechałaby się częściej. – Poza tym Kate jest mi coś winna za wczoraj. - Powiedziałbym, że ja jestem coś winien jej. Morgan odchrząknęła i poprawiła rąbek swojego jasnobrązowego swetra nad pasem jej wytartych dżinsów. Zastanawiał się czy puszysty materiał był tak super miękki na jakiego wyglądał. Z odrobiną szczęścia dowie się osobiście zanim noc się skończy. Hałaśliwy brzdąc skręcił gwałtownie na ich drogę, gdy uciekł swojej udręczonej matce. Joe objął swoją ręką łokieć Morgan i wyprowadził ją z tego chaosu. Tak. Sweter pieścił jego dłoń, kusząc, by dokopać się do ciepłego ciała pod nim. Cholera miał przesrane. Planował rozegrać wszystko powoli, ale tygodnie trzymania go na dystans zagroziły jego opanowaniu. Zmusił się, by jego chwyt stał się luźniejszy, bojąc się, by nie wystraszyć jej jeszcze bardziej. - Wszystko w porządku? – Pachnący wiśniami oddech Morgan pobudził tą część jego szyi, na której się oparła, by móc mówić do niego przy obecnym harmiderze. Musiała krzyczeć na całe gardło, być głośniejszą od pobliskiej stacji radiowej, która nadawała przez wzmacniacze.

- Uch…taa. – Powstrzymał jęk. – Spodziewam się, że spodoba ci się to, co zaplanowałem. - Zaplanowałeś? – Przechyliła głowę i zerknęła w górę na niego spod długich ciemnych rzęs, które podkreślały jej cudowne gołębie oczy. – Myślałam, że mieliśmy spędzić czas na festiwalu? - Coś w tym stylu – Joe uśmiechnął się na oczekiwanie w jej spojrzeniu. Uwielbiał jej zachwyt nad małymi przedmiotami i miał nadzieję, że tak samo zareaguje na to, co miał w zapasie dla nich na wieczór. Sposób w jaki się rozpromieniła przesunął coś w jego wnętrznościach. I sprawiło, że zastanowił się nad mężczyzną, którego poślubiła rok temu. Jakiego rodzaju spustoszeń ten dupek dokonał? Kate odmówiła powiedzenia mu jakichkolwiek szczegółów na ten temat pomimo, że mocno naciskał, ale było jasne, że ten kutas zranił Morgan. Głęboko. Chciał spróbować jak najlepiej umiał usunąć jej smutek, który wciąż w niej wyczuwał – miał nadzieję, że będzie kimś więcej niż tylko odskocznią dla niej. Ale zadowoliłby się uleczaniem jej. Gdyby mógł. Doprowadzał go szału fakt, że taka zdumiewająca kobieta ukrywa się przed światem i przed samą sobą. Wszystko po kolei kolego. - Co ty na to byśmy zaczęli od jazdy na sianie? Och cholera! Morgan zarumieniła się na tą propozycję. Joe wyrwał tą brudną myśl wczoraj z jej umysłu? Jeśli była tak przewidywalna dlaczego dalej drążył zamiast odepchnąć ją jak zrobił to Craig, gdy zdała sobie sprawę, że było to wszystko czego pragnęła? - Jesteś uczulona na siano czy coś? Nie zdawała sobie sprawy, że stała jak wryta dopóki dotyk jego ciepłych palców nie przypalił jej ramienia. - Uch, nie. Przepraszam. – Morgan przestudiowała niewielką rysę na jej czarnych skórzanych butach. Nie nosiła ich zbyt często, ale dodatkowe centymetry, które jej dały zminimalizowały różnicę między nią a Joe. W zamieszaniu przygotowań do festiwalu nie miała czasu na wypolerowanie ich. - Dlaczego sprawiam ci taki dyskomfort? – Jego pełen napięcia ton przykuł jej wzrok do jego przystojnej jeśli nie surowej twarzy. Kąciki jego pełnych warg ścisnęły się, jakby nie chciał mówić głośno. – Nigdy nie zrobię niczego czego nie chcesz. Ale jeśli czujesz się bardziej komfortowo zostając tu, to ja się zgadzam.

Morgan nie mogła się powstrzymać przed odwróceniem się wielkiej bryły jego klatki piersiowej i posłaniu mu szybkiego, jednorękiego przytulenia. - Dzięki za propozycje, ale to nie jest konieczne. Ufam ci. Szalone, ale prawdziwe. Spędziła większość lata z tym mężczyzną w pojedynkę, gdy pracowali nad jej sklepem lub gdy okrążali ja tak samo krzepcy przyjaciele. Zabawne, że nigdy nie onieśmielili jej w żadnej przestrzeni. Mając ich wokół czuła się bezpieczna. Jego uśmiech odpowiedział za niego, gdy złożył pocałunek na jej czole. Kontynuowali swój spacer w kierunku żwirowej drogi, gdzie kilka traktorów ciągnęła platformy wyłożone sianem czekając na pełne obłożenie pasażerami. Jego knykcie pogłaskały wrażliwą przestrzeń między jej palcami, gdy mieli splecione dłonie w luźnym uchwycie. Mieszanina dzieci skakała w górę po cukierki, rodzice cieszyli się rześkim, ale niezbyt chłodnym wieczorem, a młode pary wychodząc tego wieczora by podziwiać lokalne rozrywki wsiadali na wagony. Joe zatrzymał się, by podsadzić dziecko będące na luźnych belach, zanim samo nie skoczyło na równe nogi. Odwrócił się i zaoferował jej swoja dłoń. Przyjęła ją z przyjemnością. Szarpnął ją w swoje ramiona, gdy kilka kobiet poruszyło się, by zrobić dla nich miejsce. Gdy wyglądało na to, że zabraknie im miejsca, Morgan spojrzała w kierunku kolejnego wagonu. Zamiast podążyć w tamtym kierunku, Joe usadowił się w małej luce i posadził sobie ją na kolanach, zanim mogła zaprotestować. Nie żeby musiała to robić. Materiał jego marynarki miał boski zapach i szybko ogrzał jej policzek przyciśnięty do miękkiego materiału. Kobieta po prawej posłała Morgan zawistny uśmieszek zanim powróciła do rozmowy ze swoim przyjacielem. Ograniczona przestrzeń zmusiła Morgan do położenia rąk na umięśnionej klatce piersiowej Joe oddzieloną tylko przez cienką koszulkę. Te linie kusiły ją by zjechać dłonią niżej po mięśniach jego brzucha, ale się powstrzymała. Ledwo. - Wygodnie? – Trącił nosem jej skroń, podczas gdy jego ręce przebiegły wzdłuż jej kręgosłupa. Jedna dłoń wylądowała na jej kolanie, a druga na talii i dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie, by odpowiedzieć słowami, a nie mrucząc. - Bardzo. – Jasna cholera. Te mruczące westchnienie wychodziło od niej? Dzięki bogu za te przyzwoitki dookoła, ponieważ mogłaby ulec pokusie i odrzucić wszelką przyzwoitość i błagać Joe, by dotknął ją bardziej dogłębnie tu i teraz. - Koc? Morgan zamrugała w dół na człowieka machającego kocem w ich kierunku.

- Pewnie. – Joe puścił oko, podczas gdy jej usta rozszerzyły się do dużego O. – Nie chciałbym byś się przeziębiła. Dzięki pomocy starszego mężczyzny i jej randki była okryta w ciągu kilku chwil – trochę wytartym kocem – ale wraz z wędrującymi palcami Joe. Śmiała się, gdy prześledził wgłębienie tuż przy linii jej swetra. Wśród śmiechów innych pasażerów, nikt wydawał się tego nie zauważać. Uniosła brwi, gdy dłoń Joe objęła jej bok masując dolną część jej piersi. Nie było mowy, by ten ruch był przypadkowy. Ciepły uścisk uspokoił ją. Zrelaksowała się w otoczeniu jego ud, klatki piersiowej i ramion. Joe błysnął straszną imitacją niewinnego uśmiechu, a następnie zaczął zadawać jej pytania na temat nowego asortymentu, który chciała wprowadzić, by zwiększyć zyski w ciągu najbliższego pół roku. Rozmawiali o niepowodzeniach i sukcesach jej niedawnego testowego produktu, gdy traktor ciągnął ich wzdłuż wyboistych terenów w kierunku grządek dyni. Unikając wprawiania się w zakłopotanie myślała o rzeczach jakie ma do zrobienia w tym tygodniu. Tym sposobem mogła ignorować kontakt ich ciał ocierających się o siebie i uczucie twardej erekcji Joe wystającej z jego spodni przy jej biodrze. Zanim wyszła wieczorem otworzyła kosz lokalnych produktów, by użyć ich do tarty, którą chciała zaprezentować w tym tygodniu. - Lubisz dynie? Mam nowe przepisy do wypróbowania, gdybyś nie miał nic przeciwko zostania królikiem doświadczalnym. Jej pytanie zabrzmiało bardziej jak pisk. - Zjem cokolwiek od ciebie. Po dzisiejszym wieczorze czuję, że dynie będą moim ulubionym warzywem. Dzieci z przodu wozu zafałszowały głośno jakąś piosenkę i mogłaby przysiąc, że nie usłyszała go dobrze. Zanim mogła wyjaśnić, platforma przychyliła się lekko do zatrzymania. - Myślę, że to nasz przystanek. - He? - Schodzimy. Chodź, zobaczysz. – Joe postawił ją na stopy, gdy starszy mężczyzna zbierał od nich koce. - Nie zapomnijcie, że ostatni odjazd mamy o północy. Po tym czasie do swoich samochodów musicie dostarczyć się we własnym zakresie. Jeśli one nie zmienią się w dynie do tego czasu. – mężczyzna krzyczał swój dowcip.

Joe położył jedną rękę na poręczy i zeskoczył na ziemię z tak cholerna gracją, której ona nigdy by nie mogła wykrzesać. Objął dłońmi jej pas i podniósł ją z wozu jakby nie ważyła więcej niż torebka cukru pudru. Jej ciało ześlizgnęło się po każdym twardym calu jego ciała w dół. Och matko. Mężczyzna z wozu rzucił Joe latarkę, a następnie zwrócił się w ciemną stronę stodoły od której zaczęli. W hałasie wrzeszczącego tłumu i uruchomionego silnika diesla, noc wciąż dzwoniła jej w uszach. Winorośle zakręcone za ziemi, liście szeleszczące na delikatnym wietrze. Stanęli pośrodku pola dyń słuchając swoich oddechów i bicia serc. - Ok.? – Joe mówił łagodnie, ale jego pytanie mogłoby być równie dobrze strzelaniną. To przekroiło ciszę. – Twój telefon tu działa, gdybyś chciała zadzwonić po gliny i donieść na mnie, że cię uprowadziłem lub zmusić Mikea, by skopał mi dupę. - To nie będzie konieczne. – Zadrżała, ale to nie miało nic wspólnego ze strachem. Wszystko co robiła to czuła radosne podniecenie z powodu bycia sam na sam z mężczyzną o którym śniła od tygodni. Jej ciekawość urosła w sekundę. – Co tutaj robimy? - W tą stronę w prawo, zobaczysz. – Znowu chwycił jej rękę, splatając ich palce. Nagle to wystarczyło, żeby być tu z nim, idąc ramię w ramię wzdłuż szerszego rzędu w terenie. Snop światła świecił im od skraju do skraju, prowadząc Morgan na niebezpieczeństwo skręcenia kostki w jej śmiesznych butach tak wysokich, że stała na palcach. Obcasy sprawiały, że jej łydki wyglądały fantastycznie, ale nie sprawdzały się w uprawianej ziemi. Rząd zwęził się, zmuszając ja, by szła za Joe. Zamruczała, gdy włożył jej palce za pas swoich dżinsów. Tak ciepły. Ale nawet ta odległość uczyniła ten spacer zdradliwym w świetle księżyca. Kamienie i kawałki darni tylko czekały, by się potknęła. Potknęła się zanim jej oczy przyzwyczaiły się do jasnego światła latarki. Joe zatrzymał się przed nią. Przykleiła się do jego tyłu, zanim mogła powstrzymać siłę rozpędu. Czysta męska siła przywitała ją każdym calem od twardych czubków jej piersi przez miękkie podbrzusze trafiające w jego twarde pośladki. Morgan cofnęła się dziękując wszystkim mocom wszechświata, że nie mógł dostrzec jak twarz jej spłonęła i nie mógł poczuć zapachu jej natychmiastowego pobudzenia. Zamiast iść dalej, Joe przykucnął oferując jej swoje ramiona. - Wskakuj. To nie jest daleko, ale nie chcę psuć zabawy zanim jeszcze się nie zaczęła.

Gdy po prostu stała i gapiła się, rzucił okiem ponad swoim ramieniem. - Dlaczego nie podoba cię się pomysł jechania na mnie? Jezu. Musiała również przyznać, że cieszyła się tą myślą zbyt mocno, albo zacząć udawać, że jej majtki nie zmoczyły się na wskutek ich kolizji i jego niegrzecznej aluzji. Bez żadnego sprzeciwu wspięła się na niego. Potężne przesunięcie się jego tułowia między jej udami wyzwolił jęk, zanim mogła go powstrzymać. Palcami pogładził tył jej kolan. Ruch mający ją uspokoić, wywołał gigantycznych rozmiarów hormonalne zamieszki. - Za szybko? – Joe zwolnił tempo zmniejszając jej podskoki i pieszcząc jej rdzeń każdym długim krokiem. Nie próbowała odpowiedzieć. Chwytając mocniej jego wyrzeźbioną pierś, opierając głowę na solidnym ramieniu poddała się głodowi, co wydawało się rozsądniejsze od wkurzania się na swoja utratę kontroli. Jej usta muskały jego szyję z każdym krokiem, ale przeciążenie jej percepcji uniemożliwiało jej wiercenie się. Jeśli poruszy głowę, jej twarde jak skała sutki pogładzą jego łopatki. Jeśli poprawi biodra, jej parująca cipka zadraśnie dolną część jego pleców. Dlaczego to znowu miał być taki zły pomysł? Jej język zasmakował ukradkiem kark Joe. Słony smak i dąb. Odchrząknął. Czyżby sprawiła, że jemu też było trudno mówić? Boże, miała nadzieję. - Jesteśmy na miejscu. – Powoli puścił jej uda upewniając się, że pewnie stanie na swoich chwiejnych nogach. Zwolniła uchwyt na nim w samą porę. Szkoda, że miejsce ich przeznaczenia jest oddalone o pięć mil. Joe odwrócił się do niej przodem, zasłaniając widok za nim. Wziął jej dłonie w swoje, gładząc kciukami ich wnętrze. Wtedy przeniósł się na jej oczy. - Nie patrz. Daj mi minutkę, ok.? - Czy teraz byłby odpowiedni moment, by ci powiedzieć, że ciemność nie jest moją ulubioną rzeczą? - Będę tu. – Głęboka barwa jego głosu wydawała się być przy niej, gdy przesunął się w lewo, potem w prawo, a następnie chwilę potem zamknął się na niej ponownie, tak że nie czuła się w ogóle samotna. Śmignięcie dotarło do jej uszu, chwilę przed gorącym i pomarańczowym światłem spływającym po jej policzkach. - Mogę już patrzeć?

- Pewnie. – Jego oddech łaskotał jej twarz, gdy stanął za nią, oplótł ramieniem jej pas i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Morgan zerknęła spomiędzy swoich palców. - Kurczę! Zasłoniła palcami widok. To nie mogło być to, na co wyglądało. Musiała chyba śnić. Ale gdy ponownie otworzyła swoje oczy, niespodzianka nie zniknęła. Jej szczeka była tak szeroko otwarta, że mogła połknąć garść robaków. Na szczęście rześkie powietrze trzymało je z dala od niej. - To znaczyło dobre „kurczę” czy te złe „kurczę’? Nie mogła natychmiast odpowiedzieć. Wielki węzeł ścisnął jej gardło, ponieważ ujrzała mały pawilon ukrywający ich przed chłodem. Ogień płonął pośrodku tej przestrzeni, wypełniając powietrze wonią jabłoni z sąsiedniego sadu. Rzeźbione lampiony z dyni każdej wielkości i kształtu otaczały granicę cementowej podłogi zwisając na drutach z krokwi oraz będąc ułożonymi na drewnianych filarach. Kilka mniejszych ozdabiało stół piknikowy na którym leżały poza tym Indiańska kukurydza, tykwa, jabłecznik i inne plony jesieni. Geometryczne kształty świeciły i poruszały się z blaskiem świateł herbaty. Ciepło i zaproszenie wypełniło całą przestrzeń. - Zrobiłeś to wszystko dla mnie? – Studiowała jeden z najpiękniejszych projektów, także nie mógł zobaczyć połysku wilgoci w jej oczach. - Zrobiłem to dla nas. – Wyszeptał jej w ucho, chwilę przed tym zanim objął palcami jej podbródek i przechylił jej szczękę pod takim kątem, że nie mogła zlekceważyć szczerości w jego spojrzeniu. – Chciałem, by nasz pierwszy raz razem był szczególny. Coś specjalne dla ciebie, wiem, że dla mnie będzie dobre.

Rozdział 3 - Pierwszy raz? – Morgan nie sprzeciwiała się naprawdę. Pożądała tego mężczyznę od tygodni, ale nie spodziewała się, że on to wyłoży w ten sposób. Lub roztopi osobiste pragnienie płynące miedzy nimi. Dlaczego nie mogła być taka jak on? - Cholera, nie chciałem, by to tak zabrzmiało ciasteczko moje. Miałem na myśli naszą pierwszą randkę, naszą pierwszą intymną rozmowę, nasz pierwszy obiad. Może nasz pierwszy pocałunek. – Gdy wciąż nie odpowiadała, zaczął się plątać. – Chyba, że…Mam na myśli, że pragnę cię Morgan. Cokolwiek ze mnie weźmiesz, jest twoje. Mam nadzieję, ale niczego nie zakładam. - Boże, jak to robisz? - Jak mówię te zawstydzające rzeczy? To całkiem proste. – Zaśmiał się. – Mam dużo praktyki. - Nie. Wciąż sprowadzasz skomplikowane kwestie do ich istoty. Zastanawiałam się trzy dni jak powiedzieć tobie to, co ty mi właśnie powiedziałeś – i prawdopodobnie spartaczyłabym to albo się zdenerwowała – ale twoje instynkty nigdy cię źle nie prowadzą. Naprawdę to w tobie podziwiam Joe. - Jestem prostym mężczyzną. – Przetarł dłońmi policzki. Były czerwone od ognia czy jej komplementu? - Jesteś dokładnie tym rodzajem mężczyzny jakiego lubię. Bezpośredni. Uczciwy, ale nie okrutny. Silny i hojny. To są świetne cechy. – Uśmiechnęła się. – Nigdy nie muszę zgadywać przy tobie. - A to jest ta dobra rzecz? Pokonała dzielącą ich odległość i pocałowała go w policzek zanim nie zaczęłaby wrzeszczeć. - To jest naprawdę dobra rzecz. Dziękuję. Za wszystko. To już jest jedna z najbardziej niezwykłych nocy mojego życia. - I od czego chcesz najpierw zacząć, by stała się jeszcze lepsza? - Możemy zobaczyć do czego nas to zwiedzie? - Pewnie. Oczywiście. – Jego uśmiech wrócił nawet większy niż wcześniej. – Co ty na to, byśmy zaczęli od obiadu? Jej brzuch odpowiedział za nią.

- Jak dla mnie to brzmi świetnie. Oboje się śmiali, gdy usiedli na umocowanej ławce przy stole piknikowym pokrytej czarnym lnem. Joe usiadł okrakiem na desce po jej prawej stronie tak by mieć ją naprzeciw siebie. Lewą ręką pogłaskał jej włosy i ukradł całusa z jej policzka, zanim się przyznał. - Kate i reszta załogi pomogła mi wszystko zorganizować. Chłopaki wiedzą, że jesteś jak siostra dla Kate i są szczęśliwi, że w końcu robimy coś w tym stylu.. Pokazał gestem przestrzeni między nią i sobą. - Tak powiedzieli? – Patrzyła jak zanurzał się w grzanym jabłeczniku. Cynamon i goździki mieszały się z materiałem marynarki Joea czyniąc ją podnieconą przez mieszaninę zapachów wokół niej. - Nie musieli. – Joe schował kosmyk jej włosów za ucho. – Mogę powiedzieć o sposobie jak grali przy tobie i jak bardzo wkurzali mnie, gdy czekali aż umówię się z Tobą. - Co jeśli nie zaakceptują mnie? Joe poczekał aż nie skończył obtaczać świeżych plastrów jabłek w karmelu z orzechami i coś, co wyglądało na przyprawionego kurczaka z bakłażanem i innymi warzywami z zamykanych torebek. - Posłuchaj Morgan. Zdaje sobie sprawę, że to co powiedziała ci Kate ostatnio mogło namieszać ci w głowie. Nie jestem pewien, czy sam to rozumiem. Nie ma żadnych żelaznych praw dotyczących załogi i kobiet, z którymi się zabawialiśmy. – Joe podążył tropem palca do kącika jej ust, gdzie był zbłąkany kawałek pianki z jej napoju. Podniósł palec do swoich ust i wylizał go do czysta. – Ustalmy jasno jedną rzecz. Gdyby załoga byłaby wystarczająco szalona i nie zaopiekowała się Tobą jak ja, to nadal bym od ciebie się nie oddalił. Nie mógłbym. Jej żołądek ścisnął się przy tym stwierdzeniu. Prawie tak mocno jak zassał koniuszek swojego palca z pianką z jej ust. Pożądanie przeszło jej myśli, gdy wyobraziła sobie jego język przy jej sokach z tak przyjemnym wyrazem twarzy. A co by było gdyby nie tylko Joe był tym pożerającym ją? Mogłaby poradzić sobie z trzema innymi mężczyznami tak silnymi i męskimi jak on? Czy nadal by ją chciał, gdyby nie mogła? - Co jest między nami, jest między nami. Cokolwiek innego, co zadecydujemy robić lub nie może przyjść później. Ale jestem ciekaw. Nie powiedziałaś wczoraj dużo. Co sądzisz o tym co powiedziała ci Kate? - To było gorące! – Zakryła usta z przerażeniem klaskając w nie dłonią. Nie chlapnęła tego wprost.

Joe roześmiał się, a następnie nadział na widelec kurczaka i uniósł go do góry. Wziął do ręki kawałek mięsa ugotowanego na parze i skierował do jej ust. Zebrała myśli, gdy przeżuwała. Półmisek pikantnych przystawek zachwycił jej kubki smakowe. - Mmm. To jest pyszne. - Wiesz jak niebezpiecznie jest gotować dla szefa kuchni? Jajka zawiązały się w supeł, gdy próbowałem wybrać idealne rzeczy. - Powiedziałabym, że sobie dobrze poradziłeś. Nawet bardzo dobrze. – Przełknęła kawałek cydru i chwyciła byka za rogi. Może przecież być tak dzielna jak jej randka. – I tak jestem całkowicie podniecona pomysłem załogi, ale również mnie to przeraża. Nie chcę byś myślał, że jestem zdzirą. Ja, um, za bardzo mi na tobie zależy, by rujnować to wszystko w jedną noc zabawy. - Morgan. – Postawił na stole kubek z taką siłą, że aż płomień ze świec zamigotał. – Gówno prawda. Tak właśnie myślisz? Że radość pary z innymi ludźmi, którzy cię znają i szanują jest tym samym co sypianie z jakimkolwiek człowiekiem, który się napatoczy? Jeśli tak jest, to w takim razie to nie jest dla ciebie. - Cholera, teraz uraziłam ciebie. – Przygryzła wargę. – Chciałam powiedzieć, że czasem mężczyźni nie wiedzą czego chcą. Fantazja, która w teorii brzmi świetnie może potem zmienić sposób w jaki ktoś na ciebie patrzy. To może zabić dobre rzeczy. Nie chcę tak ryzykować. Jej warga zadrżała. - Hej, hej. Przepraszam. Nie chciałem cię zasmucić. – Joe pogłaskał jej ramię. Z jego oczu zrobiły się szczeliny. – To właśnie zdarzyło ci się z twoim ex? Ten cymbał zaproponował ci spełnienie twoich marzeń, a potem odepchnął cię, gdy już sobie pobzykał? Skupiła się na smakowitym posiłku, który przygotował Joe. Wszystko było lepsze niż pozwolić się temu zmarnować. Bo gdyby myślała o Craigu, wszystko smakowałoby jak karton. - Zrobił tak. – Joe przysunął się bliżej, dopóki gorąco jego ud nie oplotło jej. – Cholerny drań. Morgan odłożyła swoje sztućce na talerzu, gdy objął ją. Pokrył jej twarz delikatnymi muśnięciami warg chociaż jego nogi drżały z tłumionej furii. - Tak, podsunął taki pomysł mi w głowie. Chciał spróbować trójkąta z inną kobietą. Zgodziłam się na to. Nie, to brzmiało jakbym chciała przeprowadzić eksperyment. Byłam ciekawa i podobało mi się to. Ona była miękka i bujna. Tak różne dla mężczyzny. To po prostu było coś, czego nie chciałam cały czas.

- Jasna cholera, to brzmi gorąco. - Taa, ale obiecał mi, że spróbujemy trójkąta z innym mężczyzną jak już zrobimy to z kobietą. Tylko to nigdy nie wyszło. Powiedział mi, że to złe być z kimś innym, gdy jesteśmy zakochani. Rzucił mnie i poprosił o zwrot pierścionka. - Co za samolubny skurwiel. - Coś w tym rodzaju. Tak naprawdę stwierdził, że polubił ją bardziej. Są teraz razem. Widziałam ich w sklepie warzywnym wkrótce po tym. Miała na sobie mój diament. Jakiś z moich starych znajomych powiedział mi, że żyją z jeszcze jedną kobietą. Naprawdę miałam szczęście. Wszystko rozpadło się zanim wzięliśmy ślub i mieliśmy dom albo dzieci. Zanim zbytnio nie zainwestowałam w to wszystko. - Tak się nigdy nie stanie ze mną Morgan. – Joe położył ją ostrożnie na swojej klatce piersiowej. – Kochałbym każdą minutę, gdy spełniałbym twoje marzenia. I jestem pewien jak cholera, że nie zmieniłbym potem zdania o tobie. Oczekiwałbym takiej samej akceptacji ze strony mojego partnera. Bóg wie, że zrobiłem wiele rzeczy, których kobiety nie tolerują. - Masz na myśli zabawy z załogą? - Tak. – Popatrzył prosto w jej oczy. – Lubiłem seks z nimi. Dotykałem ich, byłem dotykany, raz nawet spróbowałem pieprzyć Jamesa, ale to naprawdę nie dla mnie. Nie zrozum mnie źle. To było gorące. I nie przestaje szanować go mniej z powodu jego stylu życia. Tak jak powiedziałaś, po prostu nie chcę tego przez cały czas. Przełknęła ślinę, gdy wyobraziła sobie dwóch mężczyzn razem. Surowa moc i gracja jaką obaj posiadali byłaby zdumiewająca do oglądania. Jęknęła. Joe zaśmiał się. - Dobrze wiedzieć, że to cię nie odpycha. - Wręcz przeciwnie. Więc czego chcesz przez większość czasu? - Kobiety uczciwej i otwartej ze swoimi potrzebami. Kogoś, kto mnie rozśmiesza, kto na mnie działa. Nie jestem bogaty, ani też geniuszem, ale nigdy cię nie zawiodę. Pragnę kogoś, kto będzie taki dla mnie. Kogoś, kto będzie ze mną w złych chwilach. Bez względu na to, co zrobimy lub nie razem. Morgan nie mogła czekać ani sekundy dłużej. To było, jakby ukradł te słowa z jej duszy. Oparła się jego uściskowi, objęła ręką jego kark i szarpnęła go do gorącego pocałunku. Ich usta przyssały się do siebie jak części dopasowujące się w całość. Poczuła smak przypraw i słodyczy ich posiłku, który zmieszał się z jego niepowtarzalnym smakiem. Gdyby mogła wydobyć jego przepyszność i zabutelkować, byłaby dożywotnio ustawiona.

Joe przesunął się i przez chwilę pomyślała, że ma zamiar ją odepchnąć. - Nie, zostań. - Nie idę nigdzie bez ciebie. Będzie nam tam wygodniej. – Szarpnął głową w przeciwległym kierunku za ogniem. Czarne płótno zostało rozwieszone po trzech stronach, sprawiając wrażenie prywatności – chociaż puste pole nie stanowiło zagrożenia, że ktoś ciekawski będzie ich podglądał – jelenie mogły przyjść będąc skuszone światem i ciepłem ogniska. - Ale tak mocno pracowałeś przy tym obiedzie. – Idea trwonienia jego zadumy prowadziła wojnę z wilczym apetytem na jego dotyk. - Czasem wolę zjeść deser przed głównym daniem. – Przygryzł jej wargę i zerwał ją z ławki. – Wiesz, że bardzo lubię słodycze. - Właśnie tak nazywałeś to przez te wszystkie dni? – Śmiała się na chwilowe zaskoczenie w jego oczach. Cholera, była zaskoczona szczerością do której ją zainspirował. Prawie jak stara ona. - Och, tak. Pozwól, że ci pokażę.

Rozdział 4 Morgan owinęła nogami biodra Joea tym razem dogadzając sobie jego wypukłym, twardym wałem znajdującym się pomiędzy jej nogami. Przeniósł ich na tyły, gdy pożerała jego usta i wkładała palce w jego włosy, które wyhodował aż do ramion. Gdy wszedł do osłoniętej przestrzeni i przechylił ją do przodu myślała, że za chwilę dotknie tyłkiem twardą, chłodną podłogę pełną brudu. Za to, osunęła się na dekadencką stertę koców znajdujących się na wierzchu pluszowego materaca wypełnionego pierzem. Miejsce było oświetlone większą ilością świec z dyń z wyrytymi sercami, których zdawało się, że płomienie lizały jej wnętrzności. Joe zrzucił marynarkę z ramion i skopał buty. Poszła za jego przykładem lub raczej chciała iść, ale powstrzymał jej niezdarne szarpanie się ze swetrem nad głową delikatnym dotknięciem. - Pozwól mi skarbie. Proszę. – Jego lubieżne spojrzenie ostrzelało ją od stóp do głów. – Myślałem o tej chwili milion razy. Jak mogła mu się oprzeć? Ręce opadły jej wzdłuż ciała, gdy poddawała się jego kaprysom, roztapiając się coraz bardziej, gdy tak zwlekał. - Tak, tak właśnie lubię. Zaopiekuję się tobą. – Joe rozpiął jej buty i zdjął je z nóg odrzucając je w bok w stronę rzuconego płaszcza. Pewny masaż jego palców na jej bolącym podbiciu stopy sprawił, że zaczęła się wić. Szarpnął róg pluszowej kołdry zapraszając ją pod nią. - Powinno być tam miło i ciepło. Dave pomógł mi przerobić podkładkę do ogrzewania materaców, by zasilać ją akumulatorem samochodowym. Jest dobry w takich gównach jak to. Nie jestem pewien czy to nas nie porazi. Zaśmiała się. - To jest moje szczęście. Och, więc przynajmniej ten, kto nas znajdzie zobaczy, że odeszliśmy szczęśliwi. - Nawet nie masz pojęcia. – Joe uśmiechnął się promiennie, gdy ułożył ją pod puszystym nakryciem. Prześledził jej kości policzkowe, a następnie zakręcił włosy na palce. Morgan wstrzymała swój oddech, gdy zdjął koszulkę. Powietrze uszło z niej pośpiechem, gdy rozpiął dżinsy. Jej szeroko otwarte oczy śmigały pomiędzy jego twardymi sutkami, a lekko zarośniętymi szlakiem zaczynającym się na tarce z mięśni na brzuchu

i zbiegającym w dół aż do rozpiętego rozporka. Zdjął skarpety pokazując swoje seksowne stopy i wtedy spotkał jej gorliwe spojrzenie. - Jesteś na to gotowa? Nie jest za późno, by się zatrzymać. - Nie ośmielisz się. Chcę byś mnie trzymał – skóra przy skórze. - Cholera tak. – Obnażył ze spodni swoje mocne pośladki i chwycił jej uda jednym zamachem masywnych rąk. Przełknęła. Miał idealną męską postawę jak boski posąg. Opalona skóra sprawiała, że chciała ją lizać, by odkryć, że smakuje jak słony karmel. Żaden też mizerny figowy liść nie dałby go rady zasłonić. Morgan zwilżyła usta, gdy jego penis podskoczył, gruby i twardy naprzeciw jej wnętrzu ud. - Wpuść mnie ciasteczko lub nie będzie wiele do oglądania. Jest tutaj potwornie zimno. - Tobie zimno? Niemożliwe. – Zaśmiała się i zaprosiła go, by położył się obok niej szerokim ruchem ramienia. – Tu jest ciepło i przytulnie. Myślę, że już zaczęłam się trochę pocić. - Cóż mogę powiedzieć, tak działam na dziewczyny, gdy jestem nagi. - I na niektórych facetów. – Morgan dodała, gdy położył się obok niej łaskocząc ją za karę. Zachichotali razem jak dzieci opowiadające nieprzyzwoite żarty, przewracając się pod ciepłymi kocami, robiąc bałagan w tej doskonalej scenerii. Chryste czy kiedykolwiek tak bardzo cieszyła się w łóżku z mężczyzną? Gdy ich chichoty ucichły, Joe połknął resztki jej uśmiechu w niepohamowanym pocałunku. Nie było nic śmiesznego w sposobie jakim to robił. Jego język sunął po rozchylonych ustach, by odkrywać wierzch jej dziąseł. Najpierw miękki, a potem twardy, gdy się naprężał i rozluźniał – pchał i wycofywał – wilgotny wirował w jej wnętrzu. Drażnił. Degustował. Morgan wpatrywała się w głęboką zieleń jego oczu, widząc jak ściemniały, gdy był podniecony. Zanim nie miała jeszcze dość podniósł się na ramionach. - Teraz coś o deserze. Joe zanurkował pod nakryciem, usadawiając się między jej nogami. Ramionami objął jej uda i zaczął ją torturować kładąc brodę na jej wzgórku jednocześnie bawiąc się jej brzuchem. Mięśnie zadrżały pod jego badawczymi pociągnięciami. Śledził skoki i spadki jej

przepony pod swetrem, pomalutku podnosząc kaszmir wyżej i wyżej robiąc miejsce dla swojego języka. Do czasu, gdy zbierał materiał poniżej jej biustonosza walczyła, by złapać oddech. Jego wilgotne wargi poruszały się po wrażliwych wierzchach jej żeber, pogarszając jej możliwości do oddychania. Jeśli wahałby się dłużej, wzięłaby sprawy w swoje ręce i przyśpieszyła cały proces. Morgan włożyła ręce pod nakrycie i chwyciła brzegi swetra przygotowując się do zdjęcia go, gdy szept przerwał jej ruch. - Czy kiedykolwiek chciałaś czegoś tak strasznie i tak długo, że jak w końcu to dostałaś to nie wiedziałaś w jakiej kolejności zacząć się tym bawić? - Tak! – Nie miała zamiaru tego wykrzykiwać, ale łaknęła go wszędzie i wszystkiego na raz. Oczekiwanie spychało ją na krawędź. – Zacznij rozbierać mnie szybciej. Wydał z siebie zduszony śmiech. Uległość nigdy nie wydawała się być mocną stroną Joea, lecz powiew chłodnego powietrza wpadającego przez lukę zastąpił jego żarliwy dotyk poniżej jej piersi. Przeskoczył szybko przez jej brzuch unikając jej wzgórka, nawet gdy wygięła się w luk w kierunku jego szczupłych palców. Doprowadzając ją do szału mężczyzna pieścił jej nogi dopóki nie sięgnął do jej stóp. Zdjął jej skarpety, pieścił jej kostki i łydki i cholernie ją zaskoczył, gdy ścisnął materiał przy wnętrzu kolan. Solidnym szarpnięciem pozbawił ją spodni. Dzięki Bogu nie założyła swoich obcisłych dżinsów. Serią uszczypnięć i liźnięć od kolan po wewnętrznej stronie ud Joe oznaczał sobie drogę do jej rdzenia. Nie wygłupiał się, gdy dotarł do jej nasączonych stringów. Jego palce złapały wąskie tasiemki po bokach, delikatnie je objął i zdjął powoli z niej bieliznę. Roztopiona żądza musowała w niej, płynęła w jej żyłach i wypływała z jej parującej cipki. Joe wyłonił się z ich kokonu z jedwabistym materiałem w zębach. Odrzucił je na bok ruchem głowy, targając swoje włosy tak, że palce ją aż zaswędziały by poczuć je między nimi ponownie. Widok, który powinien ją przerażać lub rozśmieszać jakoś dziwnie bardziej ją podniecał. Mógł recytować książkę telefoniczną, a i tak by ją podniecał. Zanim całkowicie zniknął z jej pola widzenia pod kocem, zatrzymał się jakby nie mógł oprzeć degustowaniu ponownie jej obrzękniętych warg. Morgan naprawdę nigdy nie cieszyła się z gry hokeja migdałkmi. Coś w tym zawsze wydawało się jej zbyt inwazyjne, zbyt osobiste, zbyt intymne. Całowanie Joea wniosło całkiem nowe znaczenie na złączanie ust.

Pasował do niej jakby byli uformowani do siebie, lubił wszystkie te same potrawy co ona i jakoś wiedział, gdzie skupić swoje wysiłki by odwrócić jej uwagę od przeszłości. Lizał wewnętrzne krawędzie jej warg, śledząc linię jej dziąseł. Wstrząs czystego pobudzenia przeleciał prosto do jej pochwy. W odpowiedzi wyciągnęła swoje ramiona, przytulając go do siebie, zachęcając żeby zrobił to jeszcze raz. Jęknął, opadając niżej i dostosował się. Zachwycili się, gdy po raz pierwszy ich nagie brzuchy i nogi dotknęły się. Jego szerokie ramiona objęły jej ręce, którymi rysowała małe półksiężyce. - Jezu! – Joe zagłuszył jej kwilenie. – Idealnie jest czuć ciebie na sobie. Jedwabista, miękka, seksowna i ciepła. Jego ręce jeździły po jej bokach jakby miała tam przymocowane szyny. Zmarszczył materiał swetra. – Podnieś się. Posłusznie podniosła ręce i usiadła, by pomóc zdjąć go przez głowę. Gdy odkrył jej dekolt, zniżył się by posmakować jej obfitego biustu. Jej super rozbudowany biustonosz pomagał jakoś je utrzymywać, ale zawsze wiedziała, że jej biust to poważny atut. - Przepraszam. – Joe wymamrotał spomiędzy jej bladych wzgórków. Wessał skrawek jej skóry tuż przy koronkowej granicy jej stanika w usta. Ciśnienie jego uścisku trochę paliło, lecz sprawiło, że jej sutki zamieniły się w twarde koraliki będąc ograniczonymi przez część jej garderoby. - Dlaczego przepraszasz? Tak doobrze. – Dyszała. – Więcej. Ustawił pod kątem swoją twarz, by móc mówić z ponad krągłości jej piersi. - Niektóre kobiety nie lubią mieć znaków na skórze. - Nie jestem „niektórą” kobietą. – Dowodząc posiadania jego własności, nawet chwilowych żądań czuła to jako oznakę honoru. - Z pewnością nie – liznął ładne filetowe miejsce, podczas gdy jego zręczne palce rozpięły jej stanik z wprawnym pstryknięciem. - I nie mam nic przeciwko, byś mnie oznaczał. – Morgan mogła przysiąc, że wstrzymał oddech, gdy uwolnił jej piersi jak gdyby były wytwornym darem. Chłodna noc powiała jej po sutkach marszcząc je do niewielkich rozmiarów. Fale kontrastującego ciepła promieniowały od mężczyzny nad nią, gdy opadł i złapał jedną pierś zębami, a drugą ściskając w dłoni. Wstrząs pobudzenia przeszedł przez jej zakończenia nerwowe, wstrząsając swoją reakcję również Joe. Jęczała długo i głośno podczas, gdy wilgotny czubek jego fiuta zostawiał

mokre ślady na jej udzie. Joe przeciągnął się po niej kontynuując pływanie po jej piersiach, karmiąc się nią aż po łuk jej bioder. Ten ruch zainspirował ją do szerszego rozłożenia kolan, by powitać go bliżej celu. Gdy wiła się jedną nogą wokół jego biodra, gładka główka jego fiuta odnalazła mokrą bruzdę jej cipki. Musiała go mieć w środku. Teraz. Oburzony krzyk uciekł z jej gardła kiedy wymknął się od jej bioder, które mogłyby go zmieścić w ściskającym kanale aż po trzon. - Czekaj. Muszę wziąć prezerwatywę. - Nie. – Chwyciła go za włosy przy skroniach, by zatrzymać go w miejscu, zbierając swoje rozproszone myśli wystarczająco długo, aby przekonać swojego kochanka do pozostania. – Biorę pigułki. Nie chce żadnych barier między nami. - Zawsze uprawiam bezpieczny seks. – Joe potrząsnął głową na tyle, ile mógł to zrobić w jej uścisku. – Nie robimy tego nigdy bez gumy. - W takim razie jesteś czysty. – Posłała mu wdzięczny uśmiech. – Jak ja. - Naprawdę? – Jego klatka piersiowa zmiażdżyła jej, gdy wziął głęboki oddech. – Goły. W tobie? - Tak. – Wiła się pod gorącym naciskiem jego ciała, próbując włożyć rękę między ich ciała, by naprowadzić jego penisa. – Teraz. Proszę! Biodra Joe zakołysały się, napierając zaokrągloną, wilgotną erekcją jej wejście. Ten pierwszy kontakt wycisnął na niej łzy. Przyjemność przechodziła miedzy nimi przy tak prostym połączeniu. Objął jej policzki swoimi długimi palcami, by obdarzyć ja serią subtelnych pocałunków chwilę przed tym, gdy zaczął w niej pracować. Oddech Morgan ugrzązł w płucach, po czym zaczął wychodzić z niej w szarpiących seriach. Jasna cholera, jest jeszcze większy niż na to wygląda – i to mówi samo za siebie. Kolejne małe posunięcie rozciągały zaciśnięte ściany jej cipki, gdy rozprowadzał jej wilgotność wzdłuż nabrzmiałej tkanki. - Przepraszam. – Skrzywiła się, gdy wszedł w nią nie więcej niż kilka centymetrów. – Minęło trochę czasu i Craig – facet z którym spałam – nie miał niczego podobnego do ciebie. - Jesteś wilgotna i taka ciasna. – Cofnął się, wywołując panikę w jej rozpalonym umyśle. – Nie chcę cię zranić. Musiała go mieć. - Nie! Joe uniknął jej ust, gdy próbowała zatrzymać go pocałunkiem. - Nie krzywdzisz mnie.