dareks_

  • Dokumenty2 821
  • Odsłony699 367
  • Obserwuję399
  • Rozmiar dokumentów32.8 GB
  • Ilość pobrań344 096

Pedersen Bente-Raija ze śnieżnej krainy 22-Mężczyzna w masce

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :495.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Pedersen Bente-Raija ze śnieżnej krainy 22-Mężczyzna w masce.pdf

dareks_ EBooki
Użytkownik dareks_ wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 54 osób, 48 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 206 stron)

BENTE PEDERSEN MĘŻCZYZNA W MASCE

1 Była niespokojna. Bała się. Bała się po raz pierwszy od czasu, gdy dała się wplątać w sieć półprawd i kłamstw. Maja nie spodziewała się, że ktoś z rodziny będzie szukał u niej schronienia. Z opowieści Reijo wysnuła wniosek, że z nich wszystkich najlepiej się ułożyło Knutowi. Był tym, który zdobył złoto, dobrobyt i szczęście. A teraz znalazł się u niej. Z żoną i dzieckiem. Niemal jak włóczęga. No, może nie tak całkiem biedny, miał pieniądze. Ale nie miał ziemi, w której mógłby zapuścić korzenie. Maja ulitowała się nad nim. Otworzyła szeroko drzwi posiadłości na wyspie Hailuoto, zadbała, by przybysze poczuli się jak w domu. Jej także było miło przebywać z rodziną. To prawda, że Knut zawsze pozostawał w najlepszej komitywie z Idą, ale był także bratem Mai. Podobał jej się mężczyzna, na którego wyrósł. Trudniej jej przyszło zaprzyjaźnić się z Anjo, jak zawsze zresztą z kobietami. Nie była to wina Anjo, tej miłej w obejściu, serdecznej Anjo. Maja to wiedziała. Nie nalegała, żeby zostali na długo. Ale nie mogła ich tak po prostu wyrzucić na ląd i zabronić odwiedzin. Knut mówił o znalezieniu czegoś własnego, ale nie spieszył się zbytnio. Zwlekał tak długo, że Maja zaczęła się niepokoić. Ona, pani na Hailuoto, bała się. Tak nazywali ją ludzie. Pani na Hailuoto. Wiedziała lepiej niż ktokolwiek, że nie było to tylko pochlebstwo. Te słowa zawierały nutę szyderstwa. Ludzie śmiali się z Williama Runefelta, że ożenił się z Panną Nikt Znikąd. Była więcej niż pewna, że dodawali przy tym, że nawet nie jest ładna. I mieli rację. Po prostu tak się ułożyło, że William Runefelt, najlepsza partia na wschód od rzeki Torne, pokochał właśnie ją. Obdarzył ją dostatkiem i poczuciem bezpieczeństwa, którego nikt inny by jej nie zapewnił. No i ochraniał jej brata. Jej własne uczucia schodziły wobec tego na drugi plan. Nadal przebywał w Niemczech. Zbyt gorąco marzył o wolnej Finlandii. W kraju wciśniętym pomiędzy żądnych potęgi obcych władców okazało się to niebezpieczne. Łatwo można było dowieść, że William stoi po niewłaściwej stronie. Gdy ujawniono spisek, pomógł

mu fakt, że jest synem Marcusa Runefelta. Ojciec uratował skórę zarówno jemu, jak i Ailo. Z upływem lat wybaczono mu tylko częściowo. Rozważano pozwolenie na jego powrót pod warunkiem, że będzie się trzymał w cieniu. William pisał, że o niczym innym nie marzy. Przygotowany był na poniesienie ofiar po to, żeby móc ujrzeć ją i syna. Syna, którego jeszcze nigdy nie widział. Maja nie była przekonana, czy William dotrzyma zobowiązania, że zapomni o swoich przekonaniach. Nie była pewna, czy ona sama jest gotowa na jego powrót do domu. Na Ailo czekała z utęsknieniem. A mąż... równie dobrze mógłby pozostać tam, gdzie jest. Jej dusza stwardniała z upływem czasu. Miała teraz dwadzieścia cztery lata. Była pełna gorzkich doświadczeń, ale czuła, że przeciwności losu ją umocniły. Sądziła, że jest wystarczająco silna, aby żyć w kłamstwie. Ale nie wzięła pod uwagę, że będzie gościła brata pod swym dachem. Innego brata. Powoli godziła się z myślą, że przetnie ostatnie więzy łączące ją z Ruiją bez względu na to, ile bólu jej to sprawi. Równie dużo bólu wynikało z ich podtrzymywania... Aż nadjechał Knut. I sprawił, że zaczęła się bać. Knut zauważył to i podzielił się swoim spostrzeżeniem z Anjo. Jej też takie myśli przychodziły do głowy. Oddalali się od domu, kierując w stronę zatoki. Był późny wieczór. Maja pisała list do męża. Wydawało się, że robi to cały czas. Nie byli pewni, czy wszystkie wysyłała. Ale pisała je. Co wieczór do późna w noc. - Była taka, gdy przyjechaliśmy? - spytał Knut. - Może to nasza wina? Anjo cofnęła się myślami wstecz, ale nie mogła znaleźć odpowiedzi. Nie wiedziała. Po prostu nie sądziła, że kiedykolwiek zdoła zrozumieć Maję. Starsza siostra Knuta jest i pozostanie dla niej zagadką. Gdy przybyli, pierwszym pytaniem było: „Jak się ma Reijo?”. Poza tym nie okazała szczególnego zainteresowania losami rodziny. Na tej wyspie stworzyła sobie własny świat i wydawało się, że jest jej tu dobrze. Anjo z lekka to przerażało. Ale właściwie rozumiała, dlaczego Maja tak uczyniła. Była przecież tu obca. Ona, Anjo, chyba inaczej by tu żyła. Ale tajemnicza Maja była interesująca. Na pewno trzymała wiele w ukryciu. Mimo że

nie okazywała specjalnej serdeczności, roztaczała pewien czar. - Maja ma wszystko - stwierdził Knut w zamyśleniu. Usiadł na trawie porastającej pas ziemi nad plażą. Wiatr rozwiewał mu włosy. Zachęcająco poklepał miejsce koło siebie. - Dlaczego więc jest mi jej żal? - Dlatego, że jesteś na tyle wrażliwy, żeby wyczuć w tym fałsz - odpowiedziała Anjo cicho. Ujęła męża pod ramię i oparła o nie policzek. Zamyślona, zapatrzyła się przed siebie. - Maja stara się udowodnić, że się jej powiodło. Chce, żebyśmy zauważyli to, i nic poza tym. Ale w głębi duszy jest samotna i nieszczęśliwa. Ma małe dziecko, a otoczona jest przez służbę, która dla niej pracuje. Za pieniądze. Mąż nie zdołał wciągnąć ją w swój świat, zanim odjechał. A ludzie jego stanu nie zwykli spełniać tego rodzaju dobrych uczynków, kochany Knucie. Nie zlitują się nad przebiegłą pannicą, która oplotła jednego z nich swoją siecią. - Maja zawsze była samotna - zauważył Knut zamyślony. - Tylko Rei jo, jako jedyny, znał ją naprawdę. I może Heino... Tak, no i Ailo. Ich łączyło coś specjalnego... - A ty? - spytała Anjo. - Nigdy ci nie ufała? - Dawniej tak - odparł. - Ale gdy Ida dorosła, okazało się, że to nasze charaktery bardziej do siebie pasują. Ona była pogodna. Łatwiej było z nią dzielić się tajemnicami. W Mai czaił się mrok. A to działa odstraszająco, gdy jest się tylko chłopcem. No i Maja uznała Ailo za swego najlepszego na świecie brata. Widywali się tak rzadko, że częściej rozmawiała z nim w myślach niż twarzą w twarz. Może najwygodniej było obcować z nim w marzeniach. O wiele trudniej przychodziło jej przestawać z tym, który mógł mieć potrzebę podzielenia się z nią myślami na co dzień... - To gorzkie słowa - rzuciła Anjo, roztrzepując Knutowi włosy. Już były trochę za długie, czas je podciąć. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie wielmożów, do których musieli zwracać się w Oulu, szukając Mai. Niektórzy mieli na głowach pudrowane peruki. Najwyraź- niej zaczynały obowiązywać wśród członków warstwy, do której należała teraz Maja. Anjo wyobraziła sobie męża w czymś takim i ledwo stłumiła śmiech. - Nieładnie tak mówić, Knut. To nie tylko wina Mai. Na pewno nie było jej łatwo w życiu! - Żadnemu z dzieci Raiji nie było łatwo w życiu - potwierdził Knut. - Jednak Ida i ja nie staliśmy się tacy. Maja zawsze się od nas różniła... Wzruszył ramionami. Ciasno objął żonę. Dobrze wiedział, że była czymś najwspanialszym, co mu się zdarzyło w życia Czuł, że mógłby się stać niezłym dziwakiem, gdyby los lub Najwyższy nie zesłał mu jej w porę. - Broniłbym Mai gołymi pięściami, gdyby zaszła taka potrzeba - wyznał cicho. - Gdyby

ktoś jej zagroził, powiedział o niej coś obraźliwego... Ale uważam, że w rodzinie powinniśmy oceniać się uczciwie. Myślę, że byłbym w stanie jej to wszystko powiedzieć wprost. - I zniósłbyś, gdyby ona odpłaciła ci tym samym? - spytała Anjo z nutką złośliwości. - Gdyby powiedziała ci prawdę o tobie, tak jak cię widzi? - Tak. Zamilkł na dłuższą chwilę. Zapatrzył się w niebieską dal. Dalej niż mógł dostrzec, znajdował się szwedzki brzeg. Na północy było wybrzeże fińskie, wcielone do Szwecji. - Myślę, że chcę tu mieszkać - powiedział z namysłem. - Chyba bym potrafił. Nie na tej wyspie, ale w tym kraju. Liczę się jednak z tym, że trudno będzie kupić ziemię. Przecież to właśnie dlatego tylu ucieka do Norwegii, bo w Suomi nie ma ziemi. Zgodnie z prawem dostaje ją najstarszy syn. - Knut nabrał powietrza i wypuścił je powoli. Podjął decyzję. - Ale z pew- nością nie wyjadę stąd, dopóki nie zrozumiem lepiej Mai. Zanim nie zdobędę zadowalającej odpowiedzi na pytanie, o którego zadanie prosiła mnie Ida... - O Ailo? - upewniła się Anjo cicho. Znała odpowiedź, napełniała ją chłodem. Knut skinął głową. - To nie jest takie oczywiste, jak Maja to przedstawia. Wiele szczegółów się nie zgadza, nie brzmi wiarygodnie. Czuję po prostu, że ona kłamie. Na tyle ją znam, że wyczuwam u niej fałsz. Wiesz, moja Anjo, według mnie Maja zaczęła się bać dopiero wtedy, gdy się tu zjawiliśmy. Z jakiegoś powodu nie chce, żebyśmy tu z nią byli. - Jak możesz tak mówić? Jest gościnna jak mało kto! Knut zerwał źdźbło trawy, wsunął między zęby i zaczął gryźć w zamyśleniu. - Nie mogła inaczej. Nie chcę powiedzieć, że nas nie lubi, bo to nieprawda. Ale się boi. I mogę się założyć o własną duszę, że to ma związek z naszą rozmową o Ailo. Oczywiście, mogła odchodzić od zmysłów, rozpaczając po ukochanym bracie. Rozumiem to. Ale to nie był ten rodzaj żalu. Nie czujesz tego, Anjo? Przecież zwykle świetnie wyczuwasz takie rzeczy... Nic takiego nie zauważyła. Maja nie była wylewna, ale to chyba też z powodu żałoby. - Jest coś, co tu się nie zgadza - mówił dalej Knut. - Coś, o czym Maja nie chce, żebyśmy wiedzieli. Ailo nigdy nie opuściłby Idy. Wiem to na pewno. Mógłby za nią umrzeć, ale nie mógłby jej złamać serca. - Przychodzi ci do głowy, że on mógłby żyć?! - spytała Anjo przerażona. - Wiesz, co mówisz, Knut? Zdajesz sobie sprawę, co to mogłoby oznaczać? Pokiwał głową. - Ale mam nadzieję, że to jednak nie to... - Więc trzymajmy się tej nadziei! - oświadczyła Anjo stanowczo. - Idzie jest teraz

dobrze z Sedolfem. Nie wiem, czy żyłaby tak spokojnie i zwyczajnie z Ailo. Różnił się bardzo od Sedolfa. Knut zaśmiał się, wstając. Pomógł żonie się podnieść i otrzepać z trawy. Nie żeby to było konieczne. Po prostu lubił jej dotykać. Wiedział, że jej także sprawia to przyjemność. - Ależ wy, kobiety, jesteście do siebie podobne... - naigrywał się. - Niewielu z was nie oczarowałyby ciemne oczy Sedolfa. Wystarczy ładny uśmiech i już topniejecie jak masło na słońcu! Anjo wysunęła usta do pocałunku i otrzymała go. Przytuliła się do męża. Jakże go kochała! Miłością cichą i spokojną, ale mocną jak nigdy dotąd. - Tak, jesteśmy podobne, Knut! - westchnęła. - Wystarczą ciemne oczy i młodzieńczy czar, a padamy jak muchy! Zawsze umieli się razem śmiać. Przeżywając coś razem, mogli podwajać radości i zmniejszać smutki. - Sedolf pasuje do Idy - twierdziła stanowczo Anjo. - Ailo był jak ogień. Ida też ma go pod dostatkiem. Mogliby się nawzajem w końcu zniszczyć. Nie twierdzę oczywiście, że się nie kochali, ale to było tak gwałtowne. Sedolf jest mniej niebezpieczny pod tym względem. Jest do Idy niepodobny. I wyzwala w niej nowe strony. Tak jak ona wydobyła jego dobre cechy. Zmienił się w takim stopniu, że nigdy byśmy tego nie podejrzewali... - To nie do wiary, jaka ty jesteś mądra! - westchnął Knut, całując jej czoło, nos i zatrzymując się dłużej na ustach. - Przecież jestem tak stara, że widziałam niejedno w życiu - uśmiechnęła się. Nie bała się żartów na temat własnego wieku po prostu dlatego, że to nie było niebezpieczne. Nagle, wśród uścisków i pocałunków, Anjo spoważniała. - Nie wiem, czy mam ochotę tu zostać... - stwierdziła z namysłem. Jej jasne oczy przesłonił jakiś cień. Knut wiedział, że w takich chwilach na nic by się nie zdało zagadywanie jej i odwracanie uwagi. - A zawsze marzyłam o Finlandii... Uwolniła się z jego objęć. Potrzebowała przestrzeni, swobody ruchów. Zeszła nad samo morze. Stanęła na ostatnich kamieniach. Fale niemal obmywały czubki jej butów. Ogarnęła ją dziecinna ochota na zrzucenie ich, podciągnięcie spódnicy i pobrodzenie po wodzie. Nie zrobiła tego, stała tylko i czuła gładzący ją po policzkach wiatr od morza. - Nigdy nie będzie tak jak w marzeniach - rzekła. - Nigdy całkiem tak. O marzeniach można decydować. A życie się przeżywa. Nie jest możliwe zmienić coś poza sobą. - Chcesz wracać? Do domu? - spytał Knut niepewnym głosem. Podszedł do niej blisko i położył ręce na jej ramionach. Tak bardzo chciał ją

uszczęśliwić, ale teraz nie był pewien, czy jej marzenia zgadzały się z jego marzeniami. Czy gdzieś po drodze się nie rozdzieliły... - Do domu? - powtórzyła jego słowa. - Nie mamy już domu. Nie możemy przecież wrócić i zażądać od Idy zwrotu gospodarstwa. Ono już jest tylko jej i Sedolfa. Do nas nie należy. Nie mamy do czego wracać, kochanie... - Żałujesz? Wolałabyś, żeby tak się nie stało? Wtedy zaśmiała się swoim dobrym śmiechem. Podniosła kamień, zamachnęła się ręką mocno, po męsku, i rzuciła najdalej jak potrafiła. Niesprecyzowane marzenia znikają równie szybko, jak toną kamienie. - Żałuję? - Chwyciła męża za ręce i okręciła się z nim. - Żal nic nie pomoże, Knut. Nic a nic. I nie sądzę, żebym chciała tam wracać. Jeżeli w ogóle chciałabym gdzieś być, to w Alcie, gdzie czułam się jak w domu... - Siedzi tam namiestnik, który niechętnie nas widzi... - stwierdził Knut sztywno. - Ale było to ładne miejsce, które uważałem za swój dom. Może mógłbym tam żyć, moja Anjo. Razem z tobą mógłbym żyć gdziekolwiek! - Chyba chcę wrócić do Norwegii. Mimo wszystko - stwierdziła Anjo. - Czy to źle? - Wcale nie - odparł. - Niech minie kilka lat. Może jednak pomieszkamy u Mai. Przecież niedługo wróci ten jej mąż. Przyznaję bez bicia, że bardzo jestem ciekaw, jaki on jest. Jak to jest pomiędzy nimi. Może to brzydko, ale to prawda. Ciekaw jestem człowieka, który obdarował Maję tym wszystkim... - A ty byś tego nie zrobił dla kobiety, którą kochasz? - spytała Anjo, drocząc się. - Oczywiście - uścisnął ją znacząco. Szli plażą. - Nie o to mi chodzi. Nie rozumiem po prostu, jak mężczyzna z jego sfery mógł się aż tak zakochać w Mai... Anjo dała mu kuksańca w bok. Była zła za Maję. - Ona ma coś w sobie, więcej, niż jesteś w stanie dostrzec. Czasami się zastanawiam, czy ty nie jesteś całkiem ślepy, Knucie Karlssonie Elvejord! - Nie, no wiem, że jest ładna pod bliznami - stwierdził Knut zrezygnowany. - Źle mnie zrozumiałaś. Jednak ona nie jest miła. Zamyka się przed ludźmi. Wysuwa kolce na wszystkie strony. Nie jest taką kobietą, dla której można poświęcić wszystko. - On tego nie zrobił - stwierdziła Anjo. - Dał jej to, co miał, ale nic nie poświęcił. Rozzłościł ojca; nie on pierwszy, nie ostatni. Nawet w jego... sferze są tacy, którzy żenią się z miłości... - Nie sądzę, żeby on miał być lepszy od nas - odparł Knut. Zauważył znaczącą pauzę, jaką żona zrobiła przed słowem „sfera”. Ale nie słyszał, że sam zrobił to wcześniej. - Ma po prostu więcej do stracenia niż ja...

Anjo potrząsnęła głową i pogłaskała po policzku tego swego męża. Knut niedługo skończy dwadzieścia trzy lata, pomyślała. Chwilami wydaje się dojrzały i mądry, a chwilami niedorosły. Teraz słyszała chłopca. Ale nie powiedziała tego na głos, rozzłościłoby go to. - On ją bardzo kocha. A wtedy nie pomaga żadne lekarstwo - stwierdziła. - W Mai jest coś szczególnego, Knut. Nawet jako jej brat nie mogłeś tego nie zauważyć. Sądzę, że owo coś działa mocniej na mężczyzn, choć i ja to czuję. Ona nie jest byle kim. Już to wcześniej zauważyłam. Kopnął kamień tak mocno, aż potoczył się w stronę wody. - Tak, ona jest córką swojej matki - rzucił cierpko. - Mama też miała w sobie coś. Tak wszyscy mówili, choć nikt nie potrafił tego wyjaśnić. Ida jest równie ładna jak ona. Ja mam oczy i upór Raiji. A Maja odziedziczyła całą resztę, nawet jej moc... - Ja widziałam twoją matkę, nie zapominaj o tym - odpowiedziała żona. - W Raiji było coś niewytłumaczalnego. Nie drwij z tego, Knut. To było coś szczególnego, mimo że trudnego do nazwania. I coś takiego widzę też w twojej siostrze. Raija była nie tylko bardzo ładna. Miała w sobie więcej, zawsze tak twierdziłam. Maja nie jest równie uderzająco piękna, ale ma to coś. Przysięgam. Ufam tylko, że jej to nie unieszczęśliwi jak twojej matki. Knut dotknął ostrożnie kosmyka włosów, który wysunął się z ciasno splecionego warkocza żony. Sprawił, że jej twarz jeszcze zyskała na łagodności i delikatności. - Tyle w tobie troski o nas wszystkich, moja Anjo. Jesteś zbyt dobra jak na naszą rodzinę. Jej śmiech zatarł wrażenie jego słów; przekonał go, jak bardzo się myli. Właśnie to jest rodzina dla niej. Knut i jego bliscy. Knut po raz nie wiedzieć który dziękował wyższym siłom, że zesłały mu właśnie Anjo na żonę. Ciepłą, dobrą Anjo. Anjo, która uczyniła go na powrót człowiekiem. - Powinieneś poważnie z nią porozmawiać, Knut - stwierdziła. - Mnie się to nigdy nie uda. Nie dopuszcza mnie blisko, zamyka się w sobie, jeśli dotykam jakichś osobistych spraw. Ty jesteś jej bratem. Poza tym umiesz rozmawiać z kobietami, jesteś delikatny i czuły, gdy chcesz. Skrzywił się. - Stare, zapomniane sztuczki - zapewnił ją. - Coś takiego nie robi wrażenia na Mai, zapewniam cię, moja Anjo. Nie potrafił przekazać żonie, jak bardzo czuje się odrzucony przez Maję. Jakby siostra spisała go na straty dawno temu, jakby nie przedstawiał dla niej żadnej wartości ani jako człowiek, ani brat. Nikt nie umiał tak okazać obojętności jak ona. Wystarczyło, że spojrzała

chłodnymi oczami pozbawionymi uczuć. Bolało go to, bo ją kochał. Kochał od zawsze. Nic nie mogło tego zmienić. - Pozostaniemy tu, póki co - zdecydował w końcu. - Nie wiem tylko, czy to będzie miły pobyt. Mam nadzieję, że mój list dotarł do Reijo i że on zdoła odpowiedzieć. - Jeśli on zużyje tyle samo czasu na odpowiedź, ile ty na napisanie listu, możemy się spodziewać wiadomości około świąt Bożego Narodzenia - zaśmiała się Anjo. - Pamiętasz, że Maja nic nie dopisała od siebie? Nawet nie pozdrowiła? Anjo pokiwała głową. - Maja ma swoje powody - stwierdziła. Współczuła Mai. Pragnęła z całego serca, aby jej mąż wkrótce powrócił. - Najbardziej drażni mnie właśnie ten jej upór - odparł Knut. Szli skarpą ciągnącą się wzdłuż plaży. Wietrzyk przyjemnie chłodził im twarze. Byli już na tyle blisko domu, że nie musieli trzymać się utartych ścieżek. Dobrze poznali okolice. Były to ramy ich świata. Albo świata Mai... - Musi mieć swoje powody - twierdziła uparcie Anjo. - Łatwo jest osądzać. Trudniej starać się kogoś zrozumieć na tyle, żeby dać mu spokój. A może wręcz zacząć podziwiać... Knut objął żonę, oglądając się na morze. Musiał jeszcze raz na nie popatrzeć, zanim wrócą. Uświadomił sobie, jak bardzo tęskni za fiordem Lyngen. Fiordem otoczonym potężnymi skałami niczym strażnikami. Zatoka Botnicka była inna. Nie miała w sobie tej dzikości, ale pozwalała uciszyć tęsknotę za domem choć na chwilę. - Chyba zmierza tu jakaś łódź - zmrużył oczy, wpatrując się w kierunku północy. - Maja nie wspominała, że oczekuje gości. Anjo pokręciła głową. - Powinniśmy wrócić - oznajmił Knut. - Nigdy nie wiadomo, kogo tu niesie o tak dziwnej porze... Anjo zebrała spódnicę i pobiegła, trzymając męża za rękę. Nie byli przyzwyczajeni do odwiedzin na Hailuoto. Może dlatego się przestraszyli.

2 Maja zachowywała się z godnością królowej. Nie mogła się tego od nikogo nauczyć, to płynęło z jej wnętrza. Knut i Anjo, zdyszani, powiedzieli jej o łodzi. Bali się, że to jacyś nieproszeni goście. Maja na służbie miała pół tuzina mężczyzn i tyle samo kobiet. Jeśli ktoś zamierzałby wyrządzić jej krzywdę, nie napotkałby szczególnego oporu. Obecność Knuta i Anjo w niewielkim stopniu zmieniała sytuację. Ale Maja nie okazywała strachu. Zamknęła go w sobie, jak wiele innych uczuć. Tylko ktoś, kto ją dobrze znał, mógł go u niej dostrzec. Nie poczyniła żadnych przygotowań. Poprosiła tylko Anjo, żeby poszła na górę i zajęła się dziećmi. Knutowi pozwoliła zostać. Czekała. Przybysz najwidoczniej dobrze znał dom, bo bez wahania odnalazł salon. Wszedł bez pukania. Był wysokim mężczyzną. Starszym, ale nadal przystojnym, zauważył Knut. Miał siwe włosy, lecz coś tak żywotnego w sobie, że zapominało się o wieku. Jasne, błękitne oczy omiotły pomieszczenie. Zauważyły każdy przestawiony sprzęt. Choć wzrok przybyłego tylko na krótko zatrzymał się na Knucie, ten wiedział, że przybysz zdążył wyrobić sobie o nim zdanie. Z pewnością niezbyt wysokie. - Witam cię, teściu - rzekła Maja. Nie dygnęła, wskazała mu tylko ręką fotel, niegdyś jego własny. Ujrzała błysk złości w spojrzeniu niespodziewanego gościa. Bawiło ją to. Tego nie mógł jej odebrać. Marcus Runefelt nigdy nie zaakceptował wyboru partnerki dokonanego przez swego jedynego syna. Kiedyś, gdy była nieustępliwą żoną Heino Aalto, nawet ją podziwiał. Ale nigdy by nie przypuszczał, że ta kobieta zdoła zauroczyć jego syna do tego stopnia, że poprosi ją o rękę. Według niego Maja nie była kobietą, z którą można się żenić. Możliwe, choć nie rozumiał tego jako mężczyzna, że można się dać nią oczarować. W takim wypadku członek jego sfery zapewnia takiej kobiecie byt. Ale ożenek to gruba przesada. Mimo to Marcus Runefelt nie obwiniał Mai o te polityczne głupstwa, jakich dopuścił się jego syn. Nawet narzeczona, którą wybrał dla Williama i która dała mu kosza, też dała się w to wciągnąć. Ona, jej mąż i brat tkwili w tym po szyje. Brat w końcu poszedł po rozum do głowy. Gdyby William też tak uczynił, nie siedziałby teraz w Niemczech. - To nie jest pewnie wizyta towarzyska - zaczęła Maja słodkim tonem - ale mogę chyba zaproponować ojcu coś do picia?

Usiadł ciężko. Machnął dłonią, odmawiając. Nie chciał, by go czymkolwiek podejmowała. Po raz pierwszy postawił tu swoje stopy od czasu ślubu syna. Gdyby nie to, że nie mógł zrzec się syna, swojego dziedzica, nie przybyłby i teraz. Nawet z wizytą towarzyską. - Kto to jest? - spytał, nie patrząc na Knuta. - To mój brat - odpowiedziała Maja, siadając na wprost teścia. Nie dała poznać, że się boi. Jej spojrzenie nie ustępowało nawet na cal. Knut nie zmienił miejsca. Widział ich oboje jednocześnie. To Marcus Runefelt musiałby się odwrócić, by na niego spojrzeć. Czego pewnie i tak nie zrobi. - Masz wielu braci? Czuła wyraźnie ironię w głosie teścia. - Jeszcze tylko tego - odpowiedziała z uśmieszkiem. - Możesz się mu przyjrzeć, ojcze! W swoim czasie mówiono, że oboje mamy oczy naszej matki. Mieliśmy tę samą matkę, ale nie tego samego ojca. Ailo i ja mieliśmy tego samego ojca, ale inne matki... Siwe, krzaczaste brwi ściągnęły się ze złością. Nie pozwoli się sprowokować. - Utrzymujesz kontakt z Williamem? Pokiwała głową. - Chce wrócić? - Jeżeli będzie mógł - odparła zdecydowanie. Maja, jaką widział przed sobą, była Knutowi obca. Nie przypuszczał, że może taka być. Teraz wierzył, że mogła zauroczyć każdego mężczyznę. Nie była już przygarbioną, samotną siostrą. Nie Mają, która nigdy nie miała zalotników. Mają, która niemal nienawidziła swoich sióstr za ich urodę i gładkie policzki. Anjo mówiła prawdę: w Mai było coś, czego nie da się wyrazić słowami. Coś, co wiązało jak lina, może jeszcze mocniej, niebezpieczniej. Nigdy wcześniej nie widział Mai wychodzącej naprzeciw wyzwaniom z diabelskim błyskiem w oczach, który sprawiał, że miodowa otoczka jej źrenic błyszczała jak słońce. Albo zorza polarna. - Czy będzie się hamował? Trzymał język za zębami? - spytał Marcus Runefelt. Użył zwrotu, którego by nigdy nie użył wobec równych sobie. Coś w Mai sprawiło, że chciał być wulgarny. - Tak twierdzi - odparła. - Chce wrócić za wszelką cenę. - Uśmiechnęła się. - Ale nie za taką, którą byś pewnie zapłacił, by się mnie pozbyć, ojcze. Na tyle nie ma dosyć wygnania, żeby się na to zgodzić. Nie pozbędziesz się mnie. Mam dziecko, które jest jego synem. Ty może wolisz o tym nie pamiętać, ale William na pewno nie zapomni. Marcus wiedział, że Maja ma rację. Bawił się tylko taką myślą, ale nie zamierzał jej tego zaproponować, nawet żeby ją zirytować. - Nic mnie nie obchodzisz, Mario - odparł. - Chcę tylko, by mój syn powrócił do domu. Chcę, żeby był przy mnie, gdy będę umierał. Żeby przejął mój majątek.

- A twój wnuk? - spytała Maja niewinnie. Zmierzyli się spojrzeniami. - Wtedy nie będę już żył - odpowiedział jej najpotężniejszy człowiek w Tornedalen. Maja nie naciskała więcej. Też nauczyła się nie przekraczać pewnych granic. - Możesz sprowadzić Williama do domu? - spytała tylko. - Pod warunkiem, że nie będzie angażował się w politykę - odrzekł. - To zdecydowane żądanie. Może zajmować się handlem, może żyć jak chce i gdzie chce. Nic mu nie będzie odebrane, zachowa swoje przywileje. Ale nie wolno mu mieć cokolwiek do czynienia ze sprawami kraju. Maja pokiwała głową. To jej odpowiadało. Tak było bezpieczniej także dla niej. I tak Finowie niewiele mogli zmienić. I tak kosztowałoby to więcej, niż było warte. - Czy to nie jest zasadzka? - spytała nagle. - Całe życie ojciec kupował coś i sprzedawał. Czy nie jest to próba sprzedania własnego syna? Błękitne oczy cisnęły błyskawice. Runefelt zerwał się z fotela i stanął tuż przed Mają, drżąc z tłumionych emocji. Knut zrobił krok do przodu, spodziewając się, że ten człowiek zaraz uderzy jego siostrę. Ona jednak siedziała tak samo spokojnie, z leciutkim uśmieszkiem na wargach. Wybuch teścia przekonał ją o jego uczciwych intencjach. Marcus Runefelt wypuścił powietrze z płuc, oddychając ciężko. Odwrócił się od niej plecami. - Zapomnę, że o to spytałaś - powiedział cicho. - Zapomnę, bo pytałaś z troski o niego. Udowodniłaś, że przynajmniej dobrze mu życzysz. Mam obietnicę na papierze, że William może powrócić. Nic mu się nie stanie, jeśli będzie się trzymał z dala od polityki. Z kieszeni surduta wyjął sztywny papier i wręczył Mai. Rozwiązała jedwabną wstążkę i rozprostowała dokument. Dłonie jej drżały, gdy go czytała. Ledwie rozumiała niektóre szwedzkie słowa, ale ukrywała to, by nie dać satysfakcji teściowi. Czytała, nie spiesząc się. Odcyfrowała nawet podpis: Karol Gustaw Tessin. Napotkała spojrzeniem wzrok Runefelta. - Obraca się ojciec w wysokich kręgach - stwierdziła nie bez podziwu. Karol Gustaw Tessin był jedną z potężniejszych osób w królestwie. Był przywódcą Stronnictwa Kapeluszy. Członkiem Rady Państwa. Marszałkiem generalnym i prezydentem kancelarii. I dobrym przyjacielem następcy tronu. Jeżeli ten człowiek złożył swój podpis pod zapewnieniem, że nic złego nie spotka Williama, gdy wróci, mogła czuć się bezpiecznie. Co więcej, pismo zawierało jeszcze jedno sformułowanie. Wspomniany był w nim nie

tylko młody Runefelt, lecz także Ailo. „William Runefelt i jego przyjaciel.” Marcus Runefelt wiedział o tym, lecz mówienie o jakimś tam Lapończyku byłoby poniżej jego godności. Serce Mai biło tak głośno, że myślała, iż wszyscy je słyszą. Gdyby Marcus Runefelt wiedział, jak to sformułowanie było dla niej ważne... Ale się nie domyślał. Maja starannie złożyła papier i znów przewiązała go wstążką. - Mogę mieć nadzieję, że mój syn go dostanie - oświadczył sztywno Runefelt. - Przekaż mu, że nie musi się już obawiać powrotu. Że jego ojciec też mu wybaczył. Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. - Dziękuję - rzuciła Maja, gdy prawie wychodził. Zatrzymał się na chwilę. Spojrzał jej w oczy. Narodziło się pomiędzy nimi zrozumienie. Nie przyjaźń, nawet nie szacunek. Ale zrozumienie. - William otrzyma to szybko - dodała. Mężczyzna opuścił pokój. - Oto mój czarujący teść - oznajmiła Maja z gorzkim uśmiechem, odkładając dokument na sekretarzyk. Knut miał wielką ochotę zobaczyć pismo, ale nie chciał prosić. A Mai najwyraźniej nie przeszło to przez myśl. - Marcus Runefelt we własnej osobie. Ojciec Williama. Miłościwie panujący nad Tornedalen... Maja przerwała i spojrzała na Knuta z rozpaczą. Po chwili rzuciła mu się na szyję. Wtuliła twarz w jego ramię, mocząc je łzami. - Nawet nie spytał o Henrika! Nawet nie chciał go zobaczyć! Cóż to za człowiek, Knut? Cóż za dziadek?! Knut nie umiał odpowiedzieć. W jego rodzinie dzieci były ważne. Poświęcano im wiele uwagi i miłości. Były punktem centralnym wszystkich pokoleń. Pozwolił Mai się wypłakać. Teraz to nie była jego silna siostra. Maja, którą znał z domu. Ani ta, którą niedawno poznał. To była jeszcze jedna Maja... - Niedługo wróci William - pocieszał ją, gładząc po wstrząsanych szlochem ramionach. - Może wtedy zmięknie... Płakała bez słów. Wypłakała łzy, których by nikt nie zobaczył. Wobec Knuta mogła stracić opanowanie. Był jej bratem. Nikt inny by tego nie ujrzał. Maja miała zapuchniętą twarz, gdy go puściła. Pociągnęła nosem i uśmiechnęła się. - Wyglądasz zupełnie tak, jakbyś była dziewczynką - wyrwało się Knutowi. Maja sięgnęła do szpilek we włosach. Rozpuszczone, spłynęły jej na plecy. Były nadal gęste i czarne. Otarła twarz grzbietem dłoni. Nie wyglądała już godnie i po królewsku.

- Nikt pewnie nie widział tak pani na Hailuoto - rzuciła i opadła na fotel, który zajmował wcześniej Marcus. - Nie, on nie zmięknie - kontynuowała myśl. - Szczyci się tym, że jest surowy. Surowy, ale sprawiedliwy. Gdyby miał więcej synów, odwróciłby się od Williama. Ale ponieważ William jest jedyny, a on sam zaczyna odczuwać swoje lata, to robi, co może. - Ktoś wysoko postawiony? - Knut skinął głową w stronę dokumentu, krzyczącego bielą z blatu sekretarzyka. - Tak wysoko, że kolejny to następca tronu lub sam król - odparła Maja. - To Tessin - spojrzała na Knuta, czy to nazwisko coś mu mówi. Potrząsnął głową. - Światowy człowiek - cmoknęła zamyślona. - On jest marszałkiem generalnym, a jego żona ochmistrzynią na dworze następcy tronu. Przywódca Stronnictwa Kapeluszy. Prezydent kancelarii. Jedna z bardzo waż- nych osób, Knut. Nikt mi nie powie, że mój teść nie umie się wkręcić we właściwe kręgi. Nawet nie chcę wiedzieć, jak tego dokonał. Stać go na wszystko. - Ale oznacza to, że William naprawdę może wrócić do domu? Pokiwała głową. - Jeśli zgodzi się na milczenie w sprawie polityki i porzucenie marzeń o fińskiej Finlandii. - A czy chce wrócić? Maja długo patrzyła bratu w oczy. Na jej ustach błąkał się nieodgadniony uśmiech. - To może zabrzmi dziwnie, Knut... To jest coś, o czym nigdy nawet nie marzyłam. O czym nigdy bym nie przypuszczała, że się mi przydarzy. To przecież Elise była tą piękną. Potem Ida. Ja mogłam tylko marzyć, że ktoś się ze mną ożeni. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że ktoś mógłby mnie ubóstwiać, obdarzyć miłością przesłaniającą rozsądek. A jednak spotkało mnie to. I to więcej niż jeden raz... Oparła się wygodnie w fotelu. Jedną nogę przerzuciła mało po kobiecemu przez poręcz. Zaszeleścił drogi materiał, wykrochmalona halka. Knut poczuł lekkie zażenowanie. Wiedział, że rozmawia z nim w zaufaniu, że mówi więcej, niż kiedykolwiek wcześniej. Że się odsłania. Mimo to czuł się dziwnie. Głównie dlatego, że pozornie wiedział o niej wszystko. A teraz okazywało się, że nie wiedział nic. - William mnie ubóstwia - rzekła Maja. Głowę miała odrzuconą na oparcie fotela. Knut nie mógł dostrzec, czy miała zamknięte oczy. - Gdyby William musiał wybierać pomiędzy mną a Finlandią, wybrałby mnie. Oczywiście, dziecko umacnia go w tej decyzji. On wróci. Wyślę ten list jutro z rana. Na pewno jakiś statek z Oulu go zabierze. A jeśli nie, są inne, które odbijają z innych portów i płyną do Niemiec czy Danii. Pieniądze załatwią wszystko, mój drogi Knucie. Stała się tak pewna siebie, tak bezwzględnie pewna swojej wartości, że aż

wyrachowana. Musiała taka być, stwierdził Knut. Ale nie wiedział, czy to mu się podobało. Kobiety jego życia były łagodniejsze, przynajmniej z pozoru. - Szokuję cię? - spytała nagle, siadając prosto. Wyglądała dokładnie jak dawna Maja z jego wspomnień. Knut wziął do ręki srebrną wazę. Jego palce przebiegały wzdłuż kwiatowego wzoru u jej podstawy. Wydawało mu się, że rozpoznaje kwiaty z domowych traktów, ale chyba mu się wydawało. Pewnie twórca wazy wyrzeźbił to z wyobraźni. Oczy Mai śledziły z napięciem jego dłonie. Czyżby waza była aż tak cenna? - Zmieniłaś się - stwierdził i usiadł na brzegu fotela. Nadal miał trudności w obcowaniu z tym dobrobytem. Najlepiej mu się siedziało na skrzyni z drewnem w domku na cyplu. - To wszystko mnie zmieniło - odparła, obejmując gestem cały pokój. - Musiałam, żeby sobie z tym poradzić. Inaczej wilki połknęłyby mnie ze smakiem. Musiałam stać się równie twarda jak one. A moje maski są równie dobre jak te przywdziewane przez innych, Knut. Tutaj nie jest ważne, kim jesteś, ale ile masz pieniędzy. Wszystko się na tym opiera. Knut nie do końca podzielał zdanie Mai. Nie był równie cyniczny. Sam miewał kontakty z przedstawicielami władzy, ale nadal uważał, że można żyć po swojemu. I żyć dobrze, będąc sobą. - Pewnie chcesz, żebyśmy się wyprowadzili przed powrotem twojego męża - powiedział Knut, patrząc Mai prosto w oczy. - Długo go nie było. Nie powinniście mieć cudzej rodziny w domu. Będziecie potrzebować spokoju, żeby znów się zbliżyć... Maja uśmiechnęła się krzywo. W oczach zamigotał jej jakiś wyzywający blask. - William i ja nigdy nie byliśmy ze sobą blisko w ten sposób. Nawet nie wiem, czy potrafimy. Miłość pomiędzy nami jest nierówno podzielona, mój Knucie. William mnie ubóstwia. Ja za niego wyszłam. - Zapatrzyła się przed siebie pustym spojrzeniem. - Czasem zastanawiam się, czy chcę, żeby on wrócił. Czy nie byłoby najlepiej, gdyby tam pozostał na za- wsze. Najlepiej dla nas. Zanim zaczęlibyśmy na siebie źle działać. Zanim byśmy się znienawidzili... - Przecież może się zdarzyć, że go pokochasz - zauważył Knut ostrożnie. Starał się nie zdradzić, że dopiero teraz go zaszokowała. - Przecież może się zdarzyć, że mama wróci z Rosji - zażartowała smutno Maja. - Czy nie na to Reijo wciąż liczył? Aż wreszcie przestał... Ja nie mam takich marzeń. To bez sensu... - Po dłuższej chwili ciszy dodała: - Sądzę, że powinniście zostać. Nie bójcie się powrotu Williama, on łatwo się zaprzyjaźnia, lubi ludzi. A jeśli będziecie chcieli sobie kupić coś na własność, pewnie wam pomoże. Chyba go nie wykluczą z towarzystwa, a raczej przytulą do

swej piersi. Nie ma to jak urodzić się ze srebrną łyżeczką opatrzoną herbem Runefeltów w buzi... Maja nie wiedziała, dlaczego tak mówi. Przecież to było niemal równoznaczne ze zdemaskowaniem! Jeśli William wróci, to razem z Ailo. A przecież dla Knuta i Anjo Ailo nie żył. Sama przekazała rodzinie tę wiadomość. Oni na pewno nie są głupi. Ukryć kogoś w domu, w którym mieszka tyle osób, graniczyło z niemożliwością. To szaleństwo. Ale nie cofnęła swoich słów. Nadeszły z jej wnętrza, stamtąd, dokąd nie dotarły jeszcze kłamstwa. Czuła, że naprawdę tego chciała. Może miała nadzieję, że się uwolni z tej sieci, w którą się wplątała? Nie mogła sobie wyobrazić, jak mówi Anjo i Knutowi, że zostali oszukani. Ale może sami to odkryją? Zdała się na los. Maja nauczyła się właściwie dobierać słowa, miała na to wystarczająco dużo czasu. Napisała wiele listów. Nie wszystkie wysłała, skończyły w płomieniach. Lubiła patrzeć, jak jej pismo pożera ogień, pozostawiając popiół i dym. Uderzyła ją przy tym myśl, że ogień bardzo często nawiedzał ich rodzinę. Zastanowiło ją to. Ale nie przestraszyło. Odkryła za to, że dobrą bronią - mimo swej niewinnej postaci - może być pióro. Mogło ubarwiać, dodawać, tłumaczyć na wiele sposobów... Potrzebowała tylko właściwych sformułowań. Nigdy nie było jej łatwo pisać do Williama. A on miał dar słowa. Pisał tak, że wszystko mogła sobie z łatwością wyobrazić, czuć, jakby sama to oglądała. Ona w pisanie listów musiała wkładać dodatkowy wysiłek, bo wiedziała, że mąż oczekuje od niej równie prawdziwych relacji. Nadeszła noc. Sama położyła synka spać. Nie było to oczywiście niezbędne. Od kobiet ze sfery, w którą weszła, nie oczekiwano, żeby zajmowały się dziećmi. Potomstwo traktowano jak zło konieczne. Im prędzej kobiety wydały dzieci na świat, tym szybciej mogły znów zacząć żyć beztroskim życiem. Dziećmi zajmowała się armia służących. Choroba uzależnienia od przyjemności dotarła z salonów Europy także na północ Skandynawii. Dla Mai chłopiec był wszystkim. Służba nazywała go małym Williamem. Maja nazywała go Henrikiem. Nazywanie go imieniem Reijo na co dzień było ponad jej siły. Reijo był tylko jeden... Siedziała samotnie, z piórem, kałamarzem i kartką grubego papieru przed sobą. Obok leżał dokument od Tessina. Zaczęła bez specjalnego wstępu.

Możesz wrócić do domu, William. Ty i Ailo. Twój ojciec tego dokonał. Przyjechał tu, pokłóciliśmy się w końcu. Nie sądzę jednak, żeby mnie nienawidził. To tylko stary człowiek, który chce odzyskać syna, a jest zbyt dumny, by powiedzieć to wprost. O wnuka nawet nie spytał. To mnie zraniło. Knut uważa, że jego stosunek do dziecka się zmieni, gdy wrócisz do domu. Jak widzisz, władze nie oczekują od ciebie niczego innego poza tym, żebyś poświęcił to, co, jak pisałeś, jesteś przygotowany poświęcić. Już wystarczająco długo cię nie było, William. Twój syn zasługuje na ojca. Ty zasługujesz na niego. Przerwała. Siedziała, niemal na strzępy szarpiąc pióro. Nie wiedziała, jak ma sformułować dalszą część... Jest pewien problem, który dotyczy Ailo. On nie może zostać w Niemczech. Chcę, żebyś go ze sobą zabrał. On jest moim bratem, nie powinien pozostać w obcym kraju Ale są tu Knut i Anjo, i na razie nie wyjadą. Sama ich o to prosiłam. Trudno jest zerwać więzy krwi. Rozumiemy się tak dobrze. Byłam taka samotna. A Henrik uwielbia mieć towarzysza zabaw. Może będziesz mógł pomóc Knutowi kupić coś własnego. Później. Spróbuj na początek ulokować Ailo gdzieś w Oulu. Na jedną noc. Potem może mieszkać w odległym skrzydle domu albo w którymś z domów po drugiej stronie wyspy. Rozejrzę się tam. Knut pod żadnym pozorem nie może się dowiedzieć, że Ailo żyje. Knut kontaktuje się z Reijo, a on z Idą. Wygląda na to, że Ida jest szczęśliwa z Sedolfem. Ailo sam wybrał. Już jest za późno na zmianę decyzji. Wiem, że on mnie zrozumie, William. Wiem, że się postara... Tak wiele napisała o Ailo, o bracie, dla którego miała tyle serca. Mało słodyczy oczekiwania wiązała z tym, któremu była poślubiona w obliczu Boga. Ale Maja nie mogła oszukiwać. William zresztą tego po niej nie oczekiwał. Wiedział doskonale, że lata rozłąki nie mogły zbudować pomiędzy nimi miłości. Mogli się tylko dzielić myślami. Miłością nie. Zresztą miłość na papierze jest niewiele warta.

3 Mai udało się wysłać list, który oznaczał wolność dla Williama i Ailo. Już był w drodze na południe. Ona sama wciąż błąkała się niespokojnie. Coraz częściej zakładała proste, jednokolorowe sukienki, które Anjo bez wahania nazywała sukniami roboczymi. Ona o wiele bardziej wolała te w kwieciste wzory. Maja znikała na całe dnie. Nie mówiła im, gdzie. Knut i Anjo niepokoili się o nią. - Miejmy nadzieję, że to z czasem minie - powiedział Knut. Siedział z żoną w ogrodzie. Lato dobiegało kresu, ale nadal cieszyli się piękną pogodą. Jeszcze kwitły kwiaty, dodając ogrodowi kolorów i uroku jak żadnemu innemu miejscu na północy Finlandii. Chłopcy bawili się na trawie. Dobrze było mieć towarzysza. Anjo uważała, że jest aż nazbyt ciepło jak na koniec lata. Dla niej mogłoby być już chłodniej. Czuła się ciężka i niezgrabna, mimo że lekko znosiła ciążę. Knut uważał, że to dlatego, że porównywała się z Mają. A Maja była bardzo drobna. - Cieszysz się na to dziecko? - spytała Anjo męża. Knut wyciągnął się na trawie. Dłoń położył delikatnie na wypukłym brzuchu żony, który dawał schronienie ich dziecku. Dziecku poczętemu z miłości. - Oczywiście, że się cieszę - uśmiechnął się czule. Anjo za każdym razem, gdy patrzyła na Knuta, wciąż widziała w nim wiele z chłopaka. Kochała go za to z podwójną siłą. On nigdy, przenigdy się nie zestarzeje. Zawsze będzie miał w sobie coś z dzikiej, nieokiełznanej młodości, której sama nie zaznała. Nawet nie mogła sobie jej wyobrazić, bo nigdy czegoś takiego nie przeżyła. Czasem Knut drażnił się z nią, mówiąc, że ona chyba nigdy nie była młoda. Potem śmiał się do niej tak ciepło, że mu wybaczała. Zapominała, że jest od niego o tyle starsza. Po prostu wiedziała, że tylko ona z nich dwojga czasami o tym myśli. On nigdy. Jego uczucie nie zależało od wieku. On kochał ją, i tyle. Nigdy jej nie powiedział, dlaczego, choć tysiące razy błagała go o to. I może właśnie to było wystarczającą odpowiedzią. Może nie powinna go naciskać. Może nie powinno się znać uczuć kochanej osoby aż tak dokładnie. Anjo zresztą też nigdy nie udało się nazwać swoich uczuć do Knuta. Wyrazić tego, co czuła, a co było tak wielkie i niewiarygodne. W żadnym z języków, które znała, nie znalazłaby

na to słów. Może tak samo czuł Knut? - Powinniśmy mieć dom dla tego malca - rzekł z lekkim smutkiem. - Dobrze nam tu - zaprotestowała Anjo, ale wiedziała, co miał na myśli. Ona też tęskniła za czymś, własnym. Pogładził pieszczotliwie twardy brzuch Anjo. Uwielbiała to, mówił o tym jej uśmiech. Lubiła takie leniwe, powolne pieszczoty... Nagle brzuch zafalował, jak zawsze niespodziewanie. Knut spojrzał na Anjo z szerokim uśmiechem, zachwycony tak, jakby to było coś naprawdę niezwykłego. - Mój syn mocno kopie - stwierdził, przykładając ucho do brzucha żony. Anjo pogłaskała go po jasnej czuprynie. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. - A może to twoja córka ma silne nogi? - przekomarzała się. Nie dał się sprowokować. Nie tym razem. Był po prostu szczęśliwy. - Może jest podobna do pozostałych kobiet w mojej rodzinie - zauważył. - No właśnie, a co też Maja robi całymi dniami? Powinna się czymś zajmować, a nie ganiać nie wiadomo gdzie jak jakiś włóczęga. Jest przecież panią. Wiesz, jak nazywają ją w Oulu? Spojrzał na Anjo. - Pani na Hailuoto - odpowiedział sam sobie. - No właśnie - rzekła. - To jej wyspa. Może tu robić, co jej się żywnie podoba. Może chodzić ubrana jak arystokratka lub włóczęga, wszystko wedle życzenia. Zerknęła na chłopców. Byli bardzo zajęci ustawianiem zagrody z szyszek. Ciekawe, kiedy im się to znudzi... - To musi być dla niej trudne - dodała w zamyśleniu. Spojrzała na Knuta spod wpółprzymkniętych powiek. Zastanowiła się, czy tak naprawdę żyła, dopóki on nie stał się częścią jej życia. A nawet jeśli tak, to jak jej się to udawało? - Przecież nie wie, czy on wróci. Nie wie, kiedy. Minęło już tyle miesięcy, od kiedy się widzieli. Tylko Bóg wie, jak było wcześniej między nimi. I tylko On wie, jak się między nimi ułoży. Na miejscu Mai też bym się włóczyła po lesie... Nie, oni nie mogli się domyślać, co Maja robiła całymi dniami, bo dobrze zacierała ślady. Znalazła to, czego szukała. Doszła do wniosku, że głupotą byłoby ulokowanie Ailo w ich domu. Każdy dom ma tyle własnych odgłosów. Gdy się w nim mieszka, można się ich nauczyć na pamięć. Zauważono by obce kroki.

Usłyszano, że skrzypią inne drzwi. Anjo i Knut nie są głupi. Maja wiedziała, że na pewno by się zorientowali, że ktoś nowy przebywa w domu. Nie potrzebowaliby na to wiele czasu. Po zachodniej stronie wyspy stało kilka domków, niektóre z nich całkiem odosobnione. W swoim czasie mieszkali tam służący lub ubodzy krewni. Jeden z tych domków był zbudowany z kamienia. W kraju drewna zbudowano kamienny dom! Był ładny. Miał w sobie coś wyjątkowego, czego nie miały inne domy, które Maja widziała. Zauważała to za każdym razem: coś magicznego w jego szarych ścianach obrośniętych pnączami. Nawet trudno było go zauważyć z powodu otaczającej go roślinności. Drzewa i krzewy rosły bardzo blisko. Kamienne ściany wtopiły się w otoczenie. Dom współgrał z naturą, mimo że postawiły go ludzkie ręce. Miał coś, co oczarowało Maję. Na tyle znała swego brata, że wiedziała, że on odczuje to samo. Natura zawsze przemawiała do Ailo. Wyrósł na jej łonie, był z nią ściśle związany. Dom miał kiedyś ogród. Maja odnalazła tu rośliny, których nigdy nie widziała tak daleko na północy. Nawet napotkała kilka krzewów różanych! Ułatwiło jej to wybór. To był dom dla Ailo. Oczywiście, mały, nie miał wielu pokoi, a na strychu nie można było się wyprostować. Ale Ailo zrozumie, że nie chciała go wygnać ze swego domu. To posłuży tylko jako tymczasowe schronienie. Jak tylko znajdą coś dla Kmita i Anjo, jej dom znów stanie się jego domem. Na zawsze. Ailo zrozumie. Zrozumie bez zbędnych słów. Poza tym on nigdy nie dbał o własność. Tam, skąd pochodził, dzielenie się z innymi było ważniejsze od posiadania. Wspólnota ważniejsza od pojedynczego człowieka. Ailo mieszkał w gorszych warunkach niż w tym domku, stwierdziła w końcu Maja. Ona też czasem tęskniła za prostotą i wolnością. Zamykała oczy i z lekką melancholią przywoływała w pamięci półmrok i zapach jurty gdzieś na płaskowyżach północy. Ailo się tu spodoba, pomyślała. Dom był już prawie gotów. Dużo czasu i trudu kosztowało wyrzucenie niepotrzebnych sprzętów, wyszorowanie wnętrza i wniesienie mebli i innych rzeczy. Jej ludzie spędzili na tym niejeden wieczór. Ale pracowali z radością.

Obiecali milczenie. Maja wtajemniczyła ich w sprawę. Pomogli jej. I Ailo. Po tym, jak poznali prawdę o jej bracie, gotowi byli dla niego na wszystko. Maja nie sądziła, żeby Knut i Anjo coś zauważyli. Zastanawiali się pewnie, czym zajmowała się całymi dniami, ale nie pytali. Przyzwyczaili się, że chadza własnymi drogami. Zawsze taka była. Maja uśmiechnęła się gorzko. Czasem wygodnie było mieć taką opinię, nawet wśród najbliższych. Praca dobrze jej zrobiła. Z radością pracowała fizycznie. Dobrze było się zmęczyć. Podnosić, przesuwać, myć, czyścić... Od tak dawna tego nie czuła. Maja odkryła, że jej tego brakowało! Zmęczenia. Nigdy nie przypuszczała, że przeżyje kiedyś coś takiego. Wspaniale było, klęcząc, szorować podłogę. Z jakiegoś powodu podłogi w tym kamiennym domku były z drewna. Wszystkie wyszorowała piaskiem. Siedziała potem, oglądając swoje zaczerwienione od wody dłonie. Damy ze sfery Williama na pewno skrzywiłyby się na ich widok, może nawet wzdrygnęły z obrzydzenia. Maja była szczęśliwa. Sprawiło to nie tylko zmęczenie. Zrozumiała, że jest jeszcze tą dawną Mają, że jest sobą. Ze potrafi jeszcze czegoś dokonać poza siedzeniem w fotelu z przyzwoleniem, żeby inni pracowali za nią. Uświadomiła sobie, jak niewiele razy po przybyciu na wyspę czuła się potrzebna. To przerażało. Teraz znów była człowiekiem, prawdziwym człowiekiem, a nie jakąś ozdobą, którą stawia się na stole i odkurza. W dodatku ozdobą nieszczególnie piękną... Z bliznami. Maja usiadła na schodach. Przed nią roztaczał się widok na Zatokę Botnicką. Sądziła, że Ailo go polubi. W ogrodzie nic nie zmieniła. Powinien pozostać, jaki jest, przynajmniej z zewnątrz. Nawet przychodziła tu różnymi drogami, aby nie wydeptać szczególnie jakiejś jednej ścieżki, która mogłaby kogoś skusić. Pomyślała o wszystkim. Maja wsparła głowę na ręku. Była zmęczona i zadowolona, ale także nieco przestraszona.

Oczywiście z powodu tego snu. Jeśli to w ogóle był sen. W życiu doświadczyła już przedziwnych stanów, które nie mogły być ani snem, ani rzeczywistością. Nigdy nie umiała ich odróżnić. Stało się to podczas jednej z bezsennych nocy. Często się jej zdarzały. Później Maja sądziła, że nie spała, gdy podniosła się z łóżka. Na koszulę nocną zarzuciła tylko szal. Boso poszła do altany. Wtedy też uważała, że nie śpi. Ale nie była pewna. To ją przerażało. Przerażało niemal na równi ze snem. Bo reszty nie przeżyła na jawie, mogła przysiąc. Ale nie mogła określić, jakiego rodzaju był to sen. Mogła o nim porozmawiać tylko z Reijo. Może jeszcze z Ailo. Bo obaj widzieli już ją w takim stanie. Obaj umieli ją uspokoić. Stała w obcej okolicy. Widziała otwarty krajobraz, ubogi w rośliny i dziki. Była noc. W oddali rozciągało się morze. Niedaleko płynęła rzeka, albo może była to zatoka. Jeżeli rzeka, musiała być bardzo szeroka. Coś jej jednak mówiło, że to rzeka. Stała przy grobie. Dziwnym, obcym grobie. Miał krzyż z jakby jednym ramieniem za dużo, krzywo przyczepionym albo częściowo zerwanym przez wiatr. Bo wiało. Krajobraz sprzyjał wiatrom. Obróciła się nieznacznie i ujrzała dom. Duży, ze stajnią i szopą. Nie mogła dostrzec szczegółów, tylko ciemne zarysy. Jak w domu, w którym straszy. Było zimno. Gdy się obudziła, miała przemarznięte stopy. Gdzieś daleko na niebie dojrzała odblask zorzy polarnej. Zorzy, do której czuła zawsze dziwny pociąg, jakby miała ją we krwi. Zorza rozbłysła na chwilę, przyciągając jej spojrzenie. Otoczyła lodowym płomieniem dom. Przez krótką chwilę Maja przedziwnie wyraźnie widziała jedno z okien. Nienaturalnie wyraźnie. Zobaczyła w nim jakąś postać. Coś jej mówiło, że zna tę osobę. Coś pchało ją ku niej, ale coś innego jej tego broniło. Broniło tak mocno, że aż ją bolało. To była kobieta. Zorza rozjaśniła się po raz ostatni. I zgasła. Pochłonęła ją ciemność nocy.

Maja widziała i czuła, jak to się dzieje. Marzła i czuła, jak jej ciału odbierana jest siła. Jakby cała krew spłynęła z jej żył. Jakby uszło z niej życie. Ale nie bała się. Po prostu stała i pozwalała na to. Bo tak musiało to być. Stała tak w obcej okolicy, pod gwiazdami ułożonymi inaczej niż była przyzwyczajona, i ogarniał ją przedziwny spokój. Wszystko, co się działo, było właściwe. Zrozumiała to i zaakceptowała. Wiedziała, że sama była akceptowana i kochana. Że nic nie działo się na próżno. Było częścią większej całości. Widziała wyraźnie. Teraz poznała pozostałe części całości. Ale gdy się obudziła ze swojego najdziwniejszego snu, nic nie pamiętała. Czuła się tylko odrętwiała, zmarznięta i zmęczona. Bała się. To niewyjaśnialne stało się częścią jej życia już dawno temu. Pogodziła się z tym, że zdarzają się jej dziwne rzeczy. A teraz bała się, że ów dar, który tyle razy przeklinała, o który prosiła, żeby jej go odebrano, został jej odjęty. Bała się, że tak się stało, choć wcześniej sama błagała o to na kolanach. Tajemnicze dziedzictwo ciążyło jej jak przekleństwo, mimo że dzięki niemu mogła pomagać innym. Ludziom, którzy coś dla niej znaczyli. Nie czekała na list od Williama. Kiedy przyjedzie, to przyjedzie. Chodziło jej o Ailo. Zawsze istniała więź pomiędzy nią a Ailo. Dzięki temu dziedzictwu po Raiji, dzięki temu czemuś, czego nienawidziła, a jednak nie nienawidziła. Ale teraz nie czuła nic. Nie mogła uwierzyć, że Ailo o niej nie myślał. Że nie próbował do niej dotrzeć w myślach. On wiedział o łączącej ich więzi. A teraz nie mogła nawiązać z nim kontaktu. To ją przerażało. Nie była w stanie uwierzyć, że mogła ten dar, czy przekleństwo, stracić. To tak, jakby ziemia usuwała się spod jej nóg. Jeśli nie wyczuwała Ailo, mogło to oznaczać, że go już nie ma. Że nie żyje. Takie wyjaśnienie było jeszcze trudniejsze do zaakceptowania.

Dlatego pozwoliła się pochłonąć pracy. Dlatego tak często wracała do tego kamiennego domku. Chciała schować się przed wszystkimi. Nie mogła pozwolić, aby inni odkryli jej strach. Nie mogła się nim z nikim podzielić. Lękała się o kogoś, o kim wszyscy myśleli, że nie żyje. Maja westchnęła. Złamała gałązkę z suchym kwiatem róży. Była piękna, jednocześnie żywa i nieżywa. Przyprawiła ją o dreszcz. Maja podniosła się. Zamknęła drzwi na klucz i schowała go w ścianie pomiędzy kamieniami. Z różą w ręku poszła do domu jeszcze inną ścieżką. Nadłożyła sporo drogi. Potrzebowała tego. Jej dusza tylko tak mogła się uspokoić. Bo Maja wiedziała, że inaczej będzie płakać. Przystań ukryta była przed wzrokiem Anjo i Knuta. Nie zauważyli, że przybiła łódź. Nie widzieli mężczyzny schodzącego na ląd. Mężczyzny, który jakby przytulił wzrokiem wszystko, co zobaczył na ukochanej ziemi. Nie mogli widzieć jego uśmiechu. Byli tak zajęci sobą i chłopcami, że nie dostrzegli go nawet wtedy, gdy zaczął biec w kierunku domu. Gdy zwolnił, przerzucił płaszcz przez ramię i zatrzymał się na chwilę. Popatrzył w ich stronę zmrużonymi oczami i podjął wędrówkę stanowczym krokiem. Nie mogli wiedzieć, że przez chwilę sądził, iż kobieta jest jego żoną, a mężczyzna obok jej kochankiem. Nie mogli wiedzieć, że jego serce przestało bić na chwilę, dopóki nie zrozumiał, że widzi brata i szwagierkę Marii. Anjo i Knut zauważyli go dopiero, gdy usłyszeli zgrzyt kamieni pod jego butami. Anjo nigdy nie zapomni swego pierwszego wrażenia. Przybysz był wysokim mężczyzną. Stał chwilę w miejscu, a Knut zaraz rozpoznał w nim ojca Henrika. To nie mógł być nikt inny niż syn Marcusa Runefelta. Mąż Mai. Knut wstał i wyszedł mu na spotkanie. Wyciągnął rękę. Przy szwagrze wydawał się niski. - William Runefelt, prawda? - spytał. Mężczyzna pokiwał głową. Uśmiechnął się. Anjo spodobała się jego otwarta twarz, zauroczył uśmiech. Mężczyzna był dobrze zbudowany. Nietrudno było to dostrzec, a raczej trudniej odwrócić od niego wzrok, przyznała sama przed sobą. Był wąski w biodrach i szeroki w ramionach. Miał na sobie koloru bordo spodnie do kolan, kamizelkę w kwiaty i białą koszulę rozpiętą pod szyją. Fular, o ton jaśniejszy

od koloru spodni, wisiał rozwiązany. Płaszcz przewieszony przez ramię był koloru bordo, a wstążka, którą związał włosy, koloru fulara. Białe pończochy i pantofle z klamrami dopełniały całości stroju. Wyglądał jak książę z bajki, zaklęty królewicz powracający do pałacu. Knut przedstawił mu Anjo. Anjo odwzajemniła silny uścisk dłoni Williama i stwierdziła, że go lubi. Wyczuwała w nim ciepło. - Gdzie jest Maria? - spytał przyjemnym, niskim głosem. Małżonkowie wymienili spojrzenia. Anjo pomyślała o tej okropnej sukience, którą Maja założyła rano. Ona nie chciałaby powitać Knuta w takiej. A nie rozstawali się przecież na dłużej... - Maja... Maria - poprawił się Knut - chadza własnymi drogami. Poszła gdzieś z samego rana... Wzruszył ramionami. Uśmiech Williama był łagodny. Oczy zdradzały zrozumienie i tęsknotę. - Maria zawsze chadzała własnymi drogami - potwierdził. - Ma do tego prawo. Takich ptaków jak ona nie zamyka się w klatkach... Serce Anjo przepełniło wzruszenie. Ten mężczyzna wiedział, co to miłość! Spojrzenie przybysza zwróciło się w stronę malców. Ci, gdy zobaczyli obcego, odsunęli się na bezpieczną odległość. Teraz przypatrywali mu się tak badawczo, jak tylko dzieci potrafią. Twarz Williama złagodniała. Nie spoglądając w stronę Knuta i Anjo, jakby nie mógł oderwać wzroku od małego, spytał: - To on? Mój syn? Anjo wstała z wysiłkiem i podeszła do Henrika. Wzięła go za rączkę i podprowadziła do obcego olbrzyma. Przytrzymała malca przed sobą i pogładziła po włosach. William opadł na kolana. Twarz miał na wysokości twarzy tego dziecka, które było jego synem, w którym rozpoznawał siebie. I Marię. - To twój tata - powiedziała Anjo Henrikowi. - To twój tata, Henriku, który wreszcie przyjechał do ciebie! William podniósł chłopca ostrożnie, jakby był zrobiony z delikatnej porcelany. Wpatrzył się w dziecięcą zdziwioną twarzyczkę i przytulił małego. Po twarzy popłynęły mu łzy. Nawet nie próbował ich ukrywać. Pozwolił im płynąć.