NORA ROBERTS
pisząca jako J.D.Robb
Psychoza
i śmierć
Tytuł oryginału DELUSION IN DEATH
I ujrzałem: oto koń trupio blady,
a imię siedzącego na nim Śmierć i
Otchłań mu towarzyszyła.
Pismo Święte, Apokalipsa wg św. Jana
TL R
Wołać będzie: mordować!
I spuści psy wojny.
William Szekspir
Rozdział 1
Po koszmarnym dniu w biurze nic tak nie
uspokaja starganych nerwów
jak „szczęśliwa godzina”. Bar „On the
Rocks” na Manhattanie nastawiony
był na zaspokajanie potrzeb
zwyczajnych ludzi pracy, lubiących
popijać
drinki za pół ceny, przegryzać je kulkami
ryżowymi z serem i psioczyć na
szefów albo obmawiać kolegów.
A także menedżerów, spragnionych kilku
głębszych gdzieś w pobliżu
biura, zanim wrócą do domów na
przedmieściach.
Od wpół do piątej do szóstej bar i
stoliki okupowali kierownicy
niższego szczebla, informatycy, asystenci
i sekretarki, wylewający się z
biurowych boksów, hal i
mikroskopijnych gabinetów. Niektórzy
przypominali rozbitków, wyrzuconych
przez fale. Inni o własnych siłach
wychodzili na brzeg, gotowi zanurzyć
się w gwar. Trafiali się i tacy, którzy
jedynie pragnęli napić się w samotności,
zazdrośnie strzegąc wywalczonego
skrawka terytorium.
TL R
O piątej w barze huczało jak w ulu,
barmani i kelnerki zwijali się jak w
ukropie, by obsłużyć tych, którzy już
mieli za sobą dzień pracy. Drugi z
półdarmowych drinków na ogół
poprawiał nastrój, więc dookoła
rozbrzmiewał śmiech, jedni beztrosko
paplali o błahostkach, inni próbowali
zrobić wrażenie na płci przeciwnej.
Ciepłe, złociste oświetlenie,
pobrzękiwanie szkła, darmowe orzeszki
w
glazurze sprawiały, że zapominano o
papierzyskach, raportach, afrontach i
pozostawionych bez odpowiedzi
wiadomościach.
Od czasu do czasu otwierały się drzwi i
stawała w nich kolejna ofiara
bezwzględnych nowojorskich
korporacji. Do środka wpadało chłodne,
1
jesienne powietrze wraz z ulicznym
hałasem. Ale po chwili znów robiło się
ciepło, przytulnie, swojsko.
Niektórzy wychodzili w połowie tej
najszczęśliwszej z godzin
(trwającej dziewięćdziesiąt minut
według czasu barowego). Obowiązki,
rodzina, randka odrywały ich od baru,
kierowali się do metra, miejskich
kolejek linowych, maksi – busów,
taksówek. Pozostali zamawiali
kolejnego
drinka, by spędzić jeszcze trochę czasu
w gronie przyjaciół i kolegów z
pracy, chwilę dłużej nacieszyć się
łagodnym oświetleniem, zanim zaleje
ich
ostre światło lub spowiją ciemności.
Macie Snyder siedziała przy wysokim
stoliku o blacie wielkości
talerza razem z Travisem, swoim
chłopakiem, z którym chodziła od trzech
miesięcy i dwunastu dni, najlepszą
psiapsiółką z pracy, CiCi, oraz Brenem,
kolegą Travisa. Macie od tygodni starała
się umówić CiCi z Brenem,
wymyśliwszy sobie randkę w dwie pary.
Tworzyli beztrosko paplającą
grupkę, Macie może była
najszczęśliwsza z nich.
Między CiCi i Brenem niewątpliwie
zaiskrzyło – świadczyła o tym
mowa ciała, a także kontakt wzrokowy –
a ponieważ CiCi parę razy napisała
TL R
do niej pod stołem SMS, Macie
wiedziała, że sobie tego nie uroiła.
Kiedy zamówili drugą kolejkę, zaczęli
napomykać o wspólnej kolacji.
Macie dała znak CiCi i złapała torebkę.
– Zaraz wracamy.
Przeciskając się między stolikami,
mruknęła coś pod nosem, kiedy
jakiś gość siedzący przy barze wstał i
trącił ją łokciem.
– Zróbcie przejście! – zawołała
pogodnie i wzięła CiCi za rękę.
Zbiegły wąskimi schodami i ustawiły się
w krótkiej na szczęście kolejce do
toalety.
– Mówiłam ci!
2
– Wiem, wiem. Powiedziałaś, że jest
cudowny, pokazałaś mi jego
zdjęcie, ale w realu jest znacznie
fajniejszy. I taki zabawny! Randki w
ciemno zwykle są przereklamowane, ale
ta jest wspaniała.
– Posłuchaj, namówimy ich na kolację w
„Nino’s”. A potem my
ruszamy swoją drogą, a wy będziecie
musieli iść w drugą stronę, żeby
wrócić do domu. W ten sposób Bren
będzie miał okazję odprowadzić cię, a
ty możesz go zaprosić do siebie.
– No nie wiem. – Zawsze ostrożna,
kiedy umawiała się z chłopakami
(i dlatego nie miała nikogo od trzech
miesięcy i dwunastu dni), CiCi
zagryzła dolną wargę. – Wolę się nie
spieszyć.
– Nie musisz od razu iść z nim do łóżka.
– Macie wzniosła do góry
okrągłe, niebieskie oczy. – Zaproponuj
mu kawę albo, no wiesz, coś
mocniejszego. Możecie się trochę po –
wygłupiać. – Wbiegła do kabiny.
Naprawdę chciało jej się siusiu. – A jak
się pożegnacie, przyślij mi
wiadomość. Opisz wszystko z detalami.
CiCi weszła do sąsiedniej kabiny i też
zrobiła siusiu.
– Może. Zobaczymy, jak będzie na
kolacji. Może Bren wcale nie
TL R
zechce mnie odprowadzić do domu.
– Zechce. Jest super. Nie umówiłabym
cię z jakimś palantem, CiCi. –
Macie podeszła do umywalki,
powąchała mydło w płynie o zapachu
brzoskwiniowym i posłała szeroki
uśmiech przyjaciółce, kiedy ta do niej
podeszła. – Jeśli to wypali, będzie
bardzo fajnie. Możemy chodzić na
randki
w dwie pary.
– Bren naprawdę mi się podoba. Trochę
się denerwuję, kiedy spodoba
mi się jakiś facet.
– A ty podobasz się jemu.
– Jesteś pewna?
3
– Stuprocentowo – zapewniła ją Macie,
przyczesując krótkie blond
włosy, kiedy CiCi malowała usta
błyszczykiem. Jezu, pomyślała, nagle nie
wiedzieć czemu poirytowana.
Czy przez cały wieczór będzie musiała
ją zapewniać i uspokajać? –
Jesteś ładna, inteligentna i zabawna. –
Nie zadaję się z cymbałami, dodała w
duchu. – Dlaczego miałabyś się mu nie
spodobać? Boże, CiCi, wyluzuj i
przestań jęczeć. Przestań zgrywać
przerażoną dziewicę.
– Nie jestem...
– Chcesz się dać przelecieć czy nie? –
warknęła Macie i CiCi aż
rozdziawiła usta. – Zadałam sobie wiele
trudu, żeby to zorganizować, a teraz
ty chcesz wszystko zepsuć.
– Ja tylko...
– Kurde. – Macie pomasowała skroń. –
Rozbolała mnie głowa.
I to porządnie, doszła do wniosku CiCi.
Macie nigdy nie robiła
złośliwych uwag. No, cóż, może ona,
CiCi, rzeczywiście zgrywa
przestraszoną dziewicę. Troszeczkę.
– Bren ślicznie się uśmiecha. –
Spojrzała w wąskim lustrze na Macie.
TL R
Miała zielone oczy i karmelową cerę. –
Jeśli odprowadzi mnie do domu,
zaproszę go na górę.
– Zaczynasz mówić do rzeczy.
Wróciły na salę. Macie odniosła
wrażenie, że teraz hałas stał się jakby
większy niż wcześniej. Gwar głosów,
brzęk szkła, szuranie krzeseł jeszcze
wzmogły jej ból głowy.
Uznała, nie kryjąc rozgoryczenia, że
powinna sobie odpuścić tę
kolejkę drinków.
Kiedy mijały bar, jakiś mężczyzna na
chwilę zagrodził jej drogę.
Zirytowana odwróciła się i go
odepchnęła, ale już kierował się ku
wyjściu,
4
mamrocząc pod nosem słowa
przeprosin.
– Spadaj – bąknęła i przynajmniej mogła
na niego gniewnie spojrzeć,
kiedy się obejrzał i uśmiechnął, zanim
wyszedł.
– Dupek!
– Co się stało?
– Nic... Rozbolała mnie głowa.
– Na pewno nic? Chyba mam tabletki
przeciwbólowe. Mnie też trochę
boli głowa.
– Zawsze musisz być najważniejsza –
wymamrotała Macie, a potem
wzięła głęboki oddech, żeby się
uspokoić. Jest w gronie dobrych
przyjaciół,
powiedziała sobie. Miło spędza z nimi
czas.
Kiedy znów usiadła, Travis puścił do
niej oko i ujął jej dłoń tak, jak to
zwykle robił.
– Chcemy zjeść kolację w „Nino’s” –
oświadczyła.
– Właśnie rozmawialiśmy, żeby pójść
do „Tortilla Flats”. W „Nino’s”
trzeba mieć rezerwację – przypomniał
jej Travis.
– Nie mamy ochoty na meksykańskie
żarcie. Chcemy iść do jakiejś
TL R
porządnej restauracji. Jezu, dorzucimy
się do rachunku, jeśli żal ci
pieniędzy.
Travis ściągnął brwi, na czole zrobiła
mu się wąska, pionowa
zmarszczka. Miał zwyczaj przybierać
taką minę, kiedy Macie palnęła coś
głupiego. Nienawidziła, kiedy to robił.
– „Nino’s” jest dwanaście przecznic
stąd, a meksykańska restauracja
właściwie tuż za rogiem.
Była już tak zła, że zaczęły jej się trząść
ręce; przysunęła twarz do jego
twarzy.
– Spieszy ci się gdzieś? Dlaczego dla
odmiany nie możemy zrobić
5
tego, na co ja mam ochotę?
– Właśnie teraz robimy to, na co miałaś
ochotę.
Zaczęli krzyczeć na siebie, ich uniesione
głosy zderzyły się z
panującym wokół gwarem. CiCi, czując
łupanie w głowie, spojrzała na
Brena.
Siedział z wyszczerzonymi zębami,
wpatrując się w kieliszek i
mamrotał coś pod nosem.
Wcale nie jest cudowny. Jest okropny,
tak jak Travis. Wstrętny. Tylko
chce się z nią przespać. Jeśli mu powie
„nie”, zgwałci ją. Pobije i zgwałci,
jak tylko nadarzy się okazja. Macie o
tym wiedziała. Wiedziała i skwitowała
to śmiechem.
– Pieprzyć was – powiedziała CiCi pod
nosem. – Pieprzyć was
wszystkich.
– Przestań tak na mnie patrzeć! –
krzyknęła Macie. – Dziwak.
Travis uderzył pięścią w stół.
– Zamknij jadaczkę.
– Powiedziałam „przestań”! – Macie
wzięła ze stołu widelec i
NORA ROBERTS pisząca jako J.D.Robb Psychoza i śmierć Tytuł oryginału DELUSION IN DEATH
I ujrzałem: oto koń trupio blady, a imię siedzącego na nim Śmierć i Otchłań mu towarzyszyła. Pismo Święte, Apokalipsa wg św. Jana TL R Wołać będzie: mordować! I spuści psy wojny. William Szekspir Rozdział 1 Po koszmarnym dniu w biurze nic tak nie uspokaja starganych nerwów
jak „szczęśliwa godzina”. Bar „On the Rocks” na Manhattanie nastawiony był na zaspokajanie potrzeb zwyczajnych ludzi pracy, lubiących popijać drinki za pół ceny, przegryzać je kulkami ryżowymi z serem i psioczyć na szefów albo obmawiać kolegów. A także menedżerów, spragnionych kilku głębszych gdzieś w pobliżu biura, zanim wrócą do domów na przedmieściach. Od wpół do piątej do szóstej bar i
stoliki okupowali kierownicy niższego szczebla, informatycy, asystenci i sekretarki, wylewający się z biurowych boksów, hal i mikroskopijnych gabinetów. Niektórzy przypominali rozbitków, wyrzuconych przez fale. Inni o własnych siłach wychodzili na brzeg, gotowi zanurzyć się w gwar. Trafiali się i tacy, którzy jedynie pragnęli napić się w samotności, zazdrośnie strzegąc wywalczonego skrawka terytorium.
TL R O piątej w barze huczało jak w ulu, barmani i kelnerki zwijali się jak w ukropie, by obsłużyć tych, którzy już mieli za sobą dzień pracy. Drugi z półdarmowych drinków na ogół poprawiał nastrój, więc dookoła rozbrzmiewał śmiech, jedni beztrosko paplali o błahostkach, inni próbowali zrobić wrażenie na płci przeciwnej. Ciepłe, złociste oświetlenie, pobrzękiwanie szkła, darmowe orzeszki w
glazurze sprawiały, że zapominano o papierzyskach, raportach, afrontach i pozostawionych bez odpowiedzi wiadomościach. Od czasu do czasu otwierały się drzwi i stawała w nich kolejna ofiara bezwzględnych nowojorskich korporacji. Do środka wpadało chłodne, 1 jesienne powietrze wraz z ulicznym hałasem. Ale po chwili znów robiło się ciepło, przytulnie, swojsko.
Niektórzy wychodzili w połowie tej najszczęśliwszej z godzin (trwającej dziewięćdziesiąt minut według czasu barowego). Obowiązki, rodzina, randka odrywały ich od baru, kierowali się do metra, miejskich kolejek linowych, maksi – busów, taksówek. Pozostali zamawiali kolejnego drinka, by spędzić jeszcze trochę czasu w gronie przyjaciół i kolegów z pracy, chwilę dłużej nacieszyć się łagodnym oświetleniem, zanim zaleje ich
ostre światło lub spowiją ciemności. Macie Snyder siedziała przy wysokim stoliku o blacie wielkości talerza razem z Travisem, swoim chłopakiem, z którym chodziła od trzech miesięcy i dwunastu dni, najlepszą psiapsiółką z pracy, CiCi, oraz Brenem, kolegą Travisa. Macie od tygodni starała się umówić CiCi z Brenem, wymyśliwszy sobie randkę w dwie pary. Tworzyli beztrosko paplającą grupkę, Macie może była najszczęśliwsza z nich.
Między CiCi i Brenem niewątpliwie zaiskrzyło – świadczyła o tym mowa ciała, a także kontakt wzrokowy – a ponieważ CiCi parę razy napisała TL R do niej pod stołem SMS, Macie wiedziała, że sobie tego nie uroiła. Kiedy zamówili drugą kolejkę, zaczęli napomykać o wspólnej kolacji. Macie dała znak CiCi i złapała torebkę. – Zaraz wracamy. Przeciskając się między stolikami,
mruknęła coś pod nosem, kiedy jakiś gość siedzący przy barze wstał i trącił ją łokciem. – Zróbcie przejście! – zawołała pogodnie i wzięła CiCi za rękę. Zbiegły wąskimi schodami i ustawiły się w krótkiej na szczęście kolejce do toalety. – Mówiłam ci! 2 – Wiem, wiem. Powiedziałaś, że jest cudowny, pokazałaś mi jego
zdjęcie, ale w realu jest znacznie fajniejszy. I taki zabawny! Randki w ciemno zwykle są przereklamowane, ale ta jest wspaniała. – Posłuchaj, namówimy ich na kolację w „Nino’s”. A potem my ruszamy swoją drogą, a wy będziecie musieli iść w drugą stronę, żeby wrócić do domu. W ten sposób Bren będzie miał okazję odprowadzić cię, a ty możesz go zaprosić do siebie. – No nie wiem. – Zawsze ostrożna, kiedy umawiała się z chłopakami
(i dlatego nie miała nikogo od trzech miesięcy i dwunastu dni), CiCi zagryzła dolną wargę. – Wolę się nie spieszyć. – Nie musisz od razu iść z nim do łóżka. – Macie wzniosła do góry okrągłe, niebieskie oczy. – Zaproponuj mu kawę albo, no wiesz, coś mocniejszego. Możecie się trochę po – wygłupiać. – Wbiegła do kabiny. Naprawdę chciało jej się siusiu. – A jak się pożegnacie, przyślij mi wiadomość. Opisz wszystko z detalami.
CiCi weszła do sąsiedniej kabiny i też zrobiła siusiu. – Może. Zobaczymy, jak będzie na kolacji. Może Bren wcale nie TL R zechce mnie odprowadzić do domu. – Zechce. Jest super. Nie umówiłabym cię z jakimś palantem, CiCi. – Macie podeszła do umywalki, powąchała mydło w płynie o zapachu brzoskwiniowym i posłała szeroki uśmiech przyjaciółce, kiedy ta do niej
podeszła. – Jeśli to wypali, będzie bardzo fajnie. Możemy chodzić na randki w dwie pary. – Bren naprawdę mi się podoba. Trochę się denerwuję, kiedy spodoba mi się jakiś facet. – A ty podobasz się jemu. – Jesteś pewna? 3 – Stuprocentowo – zapewniła ją Macie, przyczesując krótkie blond
włosy, kiedy CiCi malowała usta błyszczykiem. Jezu, pomyślała, nagle nie wiedzieć czemu poirytowana. Czy przez cały wieczór będzie musiała ją zapewniać i uspokajać? – Jesteś ładna, inteligentna i zabawna. – Nie zadaję się z cymbałami, dodała w duchu. – Dlaczego miałabyś się mu nie spodobać? Boże, CiCi, wyluzuj i przestań jęczeć. Przestań zgrywać przerażoną dziewicę. – Nie jestem...
– Chcesz się dać przelecieć czy nie? – warknęła Macie i CiCi aż rozdziawiła usta. – Zadałam sobie wiele trudu, żeby to zorganizować, a teraz ty chcesz wszystko zepsuć. – Ja tylko... – Kurde. – Macie pomasowała skroń. – Rozbolała mnie głowa. I to porządnie, doszła do wniosku CiCi. Macie nigdy nie robiła złośliwych uwag. No, cóż, może ona, CiCi, rzeczywiście zgrywa
przestraszoną dziewicę. Troszeczkę. – Bren ślicznie się uśmiecha. – Spojrzała w wąskim lustrze na Macie. TL R Miała zielone oczy i karmelową cerę. – Jeśli odprowadzi mnie do domu, zaproszę go na górę. – Zaczynasz mówić do rzeczy. Wróciły na salę. Macie odniosła wrażenie, że teraz hałas stał się jakby większy niż wcześniej. Gwar głosów, brzęk szkła, szuranie krzeseł jeszcze
wzmogły jej ból głowy. Uznała, nie kryjąc rozgoryczenia, że powinna sobie odpuścić tę kolejkę drinków. Kiedy mijały bar, jakiś mężczyzna na chwilę zagrodził jej drogę. Zirytowana odwróciła się i go odepchnęła, ale już kierował się ku wyjściu, 4 mamrocząc pod nosem słowa przeprosin.
– Spadaj – bąknęła i przynajmniej mogła na niego gniewnie spojrzeć, kiedy się obejrzał i uśmiechnął, zanim wyszedł. – Dupek! – Co się stało? – Nic... Rozbolała mnie głowa. – Na pewno nic? Chyba mam tabletki przeciwbólowe. Mnie też trochę boli głowa. – Zawsze musisz być najważniejsza – wymamrotała Macie, a potem
wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Jest w gronie dobrych przyjaciół, powiedziała sobie. Miło spędza z nimi czas. Kiedy znów usiadła, Travis puścił do niej oko i ujął jej dłoń tak, jak to zwykle robił. – Chcemy zjeść kolację w „Nino’s” – oświadczyła. – Właśnie rozmawialiśmy, żeby pójść do „Tortilla Flats”. W „Nino’s” trzeba mieć rezerwację – przypomniał
jej Travis. – Nie mamy ochoty na meksykańskie żarcie. Chcemy iść do jakiejś TL R porządnej restauracji. Jezu, dorzucimy się do rachunku, jeśli żal ci pieniędzy. Travis ściągnął brwi, na czole zrobiła mu się wąska, pionowa zmarszczka. Miał zwyczaj przybierać taką minę, kiedy Macie palnęła coś głupiego. Nienawidziła, kiedy to robił.
– „Nino’s” jest dwanaście przecznic stąd, a meksykańska restauracja właściwie tuż za rogiem. Była już tak zła, że zaczęły jej się trząść ręce; przysunęła twarz do jego twarzy. – Spieszy ci się gdzieś? Dlaczego dla odmiany nie możemy zrobić 5 tego, na co ja mam ochotę? – Właśnie teraz robimy to, na co miałaś ochotę.
Zaczęli krzyczeć na siebie, ich uniesione głosy zderzyły się z panującym wokół gwarem. CiCi, czując łupanie w głowie, spojrzała na Brena. Siedział z wyszczerzonymi zębami, wpatrując się w kieliszek i mamrotał coś pod nosem. Wcale nie jest cudowny. Jest okropny, tak jak Travis. Wstrętny. Tylko chce się z nią przespać. Jeśli mu powie „nie”, zgwałci ją. Pobije i zgwałci,
jak tylko nadarzy się okazja. Macie o tym wiedziała. Wiedziała i skwitowała to śmiechem. – Pieprzyć was – powiedziała CiCi pod nosem. – Pieprzyć was wszystkich. – Przestań tak na mnie patrzeć! – krzyknęła Macie. – Dziwak. Travis uderzył pięścią w stół. – Zamknij jadaczkę. – Powiedziałam „przestań”! – Macie wzięła ze stołu widelec i