eugeniusz30

  • Dokumenty288
  • Odsłony29 423
  • Obserwuję16
  • Rozmiar dokumentów2.3 GB
  • Ilość pobrań15 754

Józef Bratko - gestapowcy

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :15.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Józef Bratko - gestapowcy.pdf

eugeniusz30 SKANY2 historia II wojna światowa
Użytkownik eugeniusz30 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 220 stron)

Skutecznie można zwalczać jedynie to, co się zna doskonale, gdyż tylko rozpoznanemu niebezpieczeństwu możemy zawczasu zapobiec. Stefan Row ecki m ajor Sztabu G eneralnego W arszaw a, w e w rześniu 1921 roku (Z przedm ow y do książki F erdynanda T ouhy T ajem nice szplegoztw a)

H kazuje się oto drugie wydanie „Gestapowców”. Urząd hitlerowski, który opisuję w tej książce, należał do naj­ ważniejszych organów władzy III Rzeszy. Jego pełna na­ zwa brzmiała: Der Kommandeur der Sicherheitspolizei und des SD im Distrikt Krakau. W skrócie: KdS albo Sipo u. SD. Po polsku: Urząd Komendanta Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Dystrykcie Krakowskim. Adres: Kraków, ulica Pomorska 2. Jednym z członów składowych tego urzędu była Geheime Staatspolizei, czyli Tajna Policja Państwowa; niemiecki skrót jej nazwy — gestapo — pozostał w świadomości Polaków jako synonim terroru, okrucieństwa i zdrady. Urząd Sipo u. SD przy ulicy Pomorskiej 2 w latach 1939— —1945 spełniał rolę centrali hitlerowskiej policji politycznej w okręgu (dystrykcie) krakowskim. Podlegały mu usytuowane w mniejszych miastach oddziały zamiejscowe (Aussendienst- stellen), policyjne komisariaty graniczne (Grenzpolizeikommi- ssariate) oraz mniejsze placówki (Nebenstellen) i policyjne po­ sterunki graniczne (Grenzpolizeiposten). Wszystkie prowadzi­ ły na terenach swojego stacjonowania podobną działalność jak jednostka macierzysta. Temat, który podjąłem, był więc interesujący, lecz nie z po­ wodu emocji, jakie towarzyszą niezmiennie podobnym opraco­ waniom. Nie chodziło o sensację. Zainteresowanie moje urzę­ dem Sipo u. SD przy ulicy Pomorskiej wynikało z przekona­ nia, że na obraz polskiej rzeczywistości okupacyjnej i tragedię Polaków złożyły się nie tylko akty terroru, kazamaty, areszty, szubienice, masowe mordy, ale w równym stopniu działalność specyficznych struktur hitlerowskich urzędów policyjnych, osobowości i zawodowe kwalifikacje ludzi, którzy owe urzędy tworzyli i kierowali nimi, oraz metody ich pracy. Sprawom 7

tym rzadko i wycinkowo poświęca uwagę powojenna litera­ tura — koncentrująca się zwykle na ukazywaniu walki, krzyw­ dy i cierpienia Polaków, a moim zdaniem domagają się one rozwinięcia i opisania. Jak powstawała ta książka? W końcu lat siedemdziesiątych przez blisko półtora roku ukazywały się na łamach Dzien­ nika Polskiego moje artykuły o organizacji krakowskiego urzę­ du Sipo u. SD, o gestapowcach i tajnikach ich pracy. Każda taka publikacja wywoływała żywy oddźwięk ze strony Czy­ telników. Listy, jakie wówczas otrzymywałem, nie tylko za­ wierały aprobatę podjętego tematu, lecz także zachęcały do głębszego zainteresowania się gestapo z ulicy Pomorskiej. Nie było to łatwe. Zarówno struktury urzędów gestapow­ skich, jak i technika ich pracy były zawsze okryte tajemnicą. Dokumenty, które ich dotyczyły, opatrywano znakiem taj­ ności. Utajniano wszystko: posługiwano się fałszywymi nazwi­ skami, zatajano struktury organizacyjne, a nawet stopnie służ­ bowe urzędników. W tej sytuacji jedynym źródłem, pozwa­ lającym na odtworzenie rzeczywistego obrazu tak specyficz­ nego tworu, za jaki należy uznać gestapo, mogły być tylko nieliczne zachowane dokumenty, uzupełnione relacjami osób pamiętających tamte zdarzenia. Wiele materiałów prawdopo­ dobnie przepadło na zawsze. Te, które były osiągalne, pozoT stawały w rozproszeniu i wymagały długotrwałych poszuki­ wań. Uwagę zwróciłem więc przede wszystkim na zbiory Okrę­ gowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich — Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie. Korzystałem również z ze­ znań gestapowców, składanych przed sądami polskimi i nie­ mieckimi, z archiwów konspiracyjnych — meldunków i ko­ munikatów podziemnego kontrwywiadu, z materiałów zgro­ madzonych w archiwach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krakowie, ze wspomnień i pamiętników rodzinnych uczestników tamtych wydarzeń, a niekiedy ich sprawców. Do znacznej części owych materiałów należało jednak po­ dejść krytycznie. Decydowały o tym dwa względy: atmosfera, jaka otacza sam temat, oraz okoliczności, towarzyszące po­ wstawaniu tych dokumentów. Chodziło w pierwszym rzędzie o zeznania i relacje byłych gestapowców, a zwłaszcza SS-Ober- sturmfuhrera Kurta Heinemeyera, na którego opinię nieraz się powołuję. Otóż w 1947 roku Heinemeyer wydany został Polsce i stanął tu przed sądem, oskarżony o zbrodnie przeciw 8 narodowi polskiemu. Równocześnie jednak wykorzystywano go jako świadka w innych procesach sądowych, także przeciw Polakom. Heinemeyer różnił się od innych urzędników Sipo u. SD właśnie brakiem oporów, gdy chodziło o składanie zeznań. Ale owe dokumenty już wtedy budziły niejedną wątpliwość. Pamiętać bowiem trzeba, że był to okres szczególny w życiu naszego narodu — koniec lat czterdziestych i pierwsza połowa pięćdziesiątych — sprzyjający zafałszowaniom historycznym. Heinemeyer miał jednak swą własną filozofię życia. „Byłem żołnierzem politycznym — twierdził. — Żołnierz pokonany na froncie musi złożyć broń. Inaczej zginie. Żołnierz politycz­ ny jest w analogicznej sytuacji, ale z tą różnicą, że złożenie przez niego broni polega na przekazaniu przeciwnikowi wszy­ stkich posiadanych informacji. Czy informacje te ocalą mi życie? Nie wiem. Mam nadzieję przeżyć”. Nadzieje gestapowca spełniły się. Zapłacił za swoją głowę setkami stronic protokołów i relacji. Odpowiednia selekcja tych materiałów pozwala odnaleźć wiele interesujących szcze­ gółów. Przekazane bowiem przez Heinemeyera informacje, mimo wielu wad, mają tę zaletę, że ich autorem był facho­ wiec. „Uważam siebie za doświadczonego urzędnika kryminal­ nego” — powiedział, gdy usiłowano podawać w wątpliwość jego kompetencje zawodowe. I tych jego opinii, które dotyczą technicznej strony działalności Sipo u. SD, nie sposób pod­ ważyć. ^ r Sprawą szczególnej troski była wiarygodność dokumentów z procesów sądowych i śledztw z lat pięćdziesiątych, czy pro­ tokołów przesłuchań prowadzonych przez oficerów śledczych b. Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Chociaż chodziło o wydobycie z nich tych informacji, które odnosiły się ściśle do tematu książki, to jednak trzeba było odrzucić wszelkie materiały, które wydawały się być fałszerstwem, czy zezna­ niami wymuszonymi. Inna sprawa to struktura książki. Kogoś mniej obeznanego z tematem dziwić może zastosowany układ, pozorna niespój­ ność opisywanych zdarzeń. Nie wynika to ani z przeoczenia, ani z braku poszanowania porządku. Rzecz jest zamierzona; struktura książki odpowiada bowiem strukturze urzędu Sipo u. SD, a większość rozdziałów następuje zgodnie z numeracją porządkową wydziałów, referatów i podreferatów. Problemem, z którym również należało się uporać, był spo­ sób przedstawiania Polaków, którzy wysługiwali się hitlerow- 9

com; problem moralny — pokazywać twarze tych ludzi, pisać ich nazwiska w pełnym brzmieniu? Pozornie nie budzi to wątpliwości: większość owych spraw jest już zakończona, wy­ powiedział się sąd, wyrażona została opinia społeczna, często jeszcze w czasie okupacji organizacje podziemne wykonały na zdrajcach wyroki śmierci. Ale co zrobić w sytuacji, gdy żyją ich rodziny? Z pewnością nie zasługują na pogardę, jakiej doznałyby w przypadku ujawnienia nazwisk ich skompromi­ towanych bliskich, najczęściej Już nieżyjących. Z tego względu część nazwisk zastąpiona została inicjałami uniemożliwiającymi identyfikację. Tak powstała książka, której wznowienie oddaję do rąk Czytelników. Od chwili, gdy po raz pierwszy pojawiła się w księgarniach, upłynęło kilka lat. Miałem już wtedy świadomość, że temat został zaledwie naszkicowany, że nie stworzyłem pełnego obrazu krakowskiego gestapo, że praca nie została ■zakończona. Dlatego czas, jaki upłynął od tamtego wydania, poświęciłem na poszukiwanie nowych materiałów. Dzięki dzie­ siątkom odkrytych dokumentów udało mi się nie tylko usu­ nąć niejedną wątpliwość, zweryfikować źródła, ale uczynić książkę o wiele bogatszą i chyba bardziej interesującą. Jak należało się spodziewać, metody działań gestapowskich, stosowane przeciw polskim organizacjom wolnościowym, na­ potykały na podobną broń. I właśnie ten aspekt działalności podziemia został uwzględniony tym razem szeroko. Książka ta jest w istocie swego rodzaju dokumentem hi­ storycznym. Intencją moją jednak było, aby stała się zarazem książką trafiającą do najszerszego grona Czytelników. Zasto­ sowana forma opracowania popularnego, mam nadzieję, urze­ czywistnia tę ideę, w niczym nie umniejszając wartości po­ znawczych. Urząd z Pomorskiej 2 zaciążył na życiu Krakowa bardzo mocno. Dziś jest tam miejsce pamięci narodowej. Po prawie czterdziestu latach w części pomieszczeń dawnej katowni ge­ stapo utworzono oddział Muzeum Historycznego. Zebrane eksponaty, zdjęcia i dokumenty przypominają o niemieckiej zbrodni, o męczeństwie i walce Polaków.

Kminie K to pierwszy posłużył się nazwą: gestapo? Hans Bernd Gisevius, niedoszły szef tego urzędu w Prusach twier­ dzi, że uczynił to na początku lat trzydziestych urzęd­ nik pocztowy w Berlinie. W celu ułatwienia sobie pracy nad korespondencją służbową dokonał praktycznego skrótu nazwy Ge/heime/ Sta/ats/po/lizei — Tajnej Policji Państwo­ wej. Nikt wtedy pewnie nie przeczuwał, że formacja ta ogarnie wkrótce Europę i stanie się najostrzejszym narzę­ dziem hitlerowskiego ludobójstwa, a Międzynarodowy Trybu­ nał Wojskowy w Norymberdze, osądzający po wojnie hitle­ rowskich paladynów, uzna gestapo za organizację zbrodniczą, rejestr jego zbrodni zaś określi słowami: „wygląda tak, jakby układała go ręka szatana”. Kiedy gestapo powstawało, naziści sięgali już po władzę, wkraczali na arenę dziejową Niemiec, swej „tysiącletniej Rze­ szy”. Ale historia nazizmu zaczęła się o wiele wcześniej, wraz z powstaniem partii w 1919 roku, aby poprzez walkę, eufo­ rię zwycięstwa, zakończyć się klęską. I była równocześnie historią działalności jednego człowieka — Adolfa Hitlera. Był Niemcem austriackim, człowiekiem pozbawionym per­ spektyw życiowych, jakby z marginesu społecznego — bez wykształcenia, majątku, na dodatek nie w pełni wiadomego pochodzenia. Jego ojciec Alois urodził się mianowicie jako nieślubne dziecko Marii Schicklgruber, która pracowała wów­ czas w domu wiedeńskiego Żyda Frankenbergera. Kim zatem naprawdę był dziadek Adolfa Hitlera? Nazwisko: Hitler poja­ wiło się później, kiedy Maria Schicklgruber wyszła za mąż za Johanna Hitlera, który usynowił Aloisa. Alois Hitler do­ rósł, ożenił się i spłodził syna Adolfa. Człowieka, który miał wstrząsnąć światem. Adolf Hitler miał trzydzieści lat, gdy spróbował swej szan­ 13

sy w polityce w maleńkiej monachijskiej Niemieckiej Partii Robotniczej (Deutsche Arbeiterpartei — DAP, którą kiero­ wali ^Karl Harrer i Anton Drexler, dziennikarz i ślusarz. Wkrótce bawarskie piwiarnie stały się widownią jego pierw­ szych publicznych wystąpień. Zaczęły dziać się rzeczy nie­ zwykłe. Rok później^ rachityczna do niedawna grupka mona­ chijskich nacjonalistów była już trzytysięczną partią. W lu­ tym 1920 roku Gottfried Feder, inżynier i jeden z nielicz­ nych inteligentów partyjnych, opracował pierwszy program Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej (Natio- nalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei — NSDAP), ujęty w dwudziestu pięciu punktach, który teoretycznie przetrwał do ostatnich dni nazizmu. Tego samego jeszcze roku NSDAP nabyła na własność organ prasowy Vólkisćher Beobachter. Nie­ bawem Adolf Hitler osiągnął przywództwo partyjne. Dziesięć lat później, we wrześniu 1930 roku, nazistów wspierało już sześć milionów wyborców. Tym samym stali się drugą po socjaldemokratach frakcją w Reichstagu, dysponującą stu siedmioma mandatami poselskimi. Dwa lata wcześniej mieli ich zaledwie dwanaście. Burzliwe lata trzydzieste głębokiego kryzysu gospodarczego i wielkich napięć społecznych sprawiły, że przywódca NSDAP, Adolf Hitler stał się partnerem politycznym w państwie nie­ mieckim. Jego popularność i popularność partii nazistowskiej zwiększała się w tempie wręcz oszałamiającym. Rosła liczeb­ ność członków NSDAP (rok 1930 — 389 tysięcy, rok 1931 — 806 tysięcy, rok 1932 — 1 414 975 członków). Składali dekla­ racje partyjne drobnomieszczanie, rzemieślnicy, sklepikarze, robotnicy, chłopi, nauczyciele, studenci... Ale także ludzie bez zawodu i zajęcia, podobnie jak kiedyś sam Fiihrer. Trzynaście lat trwała walka, zanim otworzyły się przed Hitlerem drzwi gabinetów najwyższych urzędów w państwie. 30 stycznia 1933 roku złożył przysięgę przed blisko dziewięć­ dziesięcioletnim prezydentem Republiki, feldmarszałkiem Pau­ lem von Hindenburgiem na wierność konstytucji weimarskiej, iako nowy kanclerz Niemiec. Biorąc władzę w swe ręce i ob­ dzielając nią swoich partyjnych towarzyszy, przysięgali sobie, że nigdy dobrowolnie jej nie oddadzą. Pierwszy krok do jedynowładztwa miał wprawdzie Hitler za sobą, ale cel ostateczny był jeszcze bardzo daleko. Niemcy wciąż byłv republiką, obok NSDAP działały w państwie inne partie polityczne, jak komunistyczna i socjaldemokratyczna, które nigdy przecież nie wyrzekły się swego ideowego oblicza. 14 NSDAP miała zaś w tym czasie w rządzie zaledwie dwóch ministrów: spraw wewnętrznych — Wilhelma Fricka i Her­ manna Góringa — ministra bez teki. Co więcej, niecałe trzy miesiące wcześniej, w listopadowych wyborach 1932 roku, par­ tia komunistyczna zdobyła prawie sześć milionów głosow, a socjaldemokraci przeszło siedem. Sytuacja była zatem dla nazistów nagląca; należało się spieszyć. Hitler doskonale wie­ dział dokąd ma iść. Tę drogę dla siebie i swojej partu wyty­ czył jeszcze w 1923 roku. I wszystko, co miało się teraz zda­ rzyć, zawarł w książce „Mein Kampf”, napisanej w więzieniu, kiedy po nieudanym puczu w Monachium skazano go na pięć lat i skasowano jego NSDAP (odsiedział sześć miesięcy, po czym natychmiast odbudował partię). O tym, jakie będą Niemcy, miały zadecydować pierwsze miesiące roku 1933. Wódz NSDAP upatrywał swej szansy me w grze parlamentarnej (choć właśnie parlament miał mu po­ służyć za pretekst do zrealizowania jego planów), lecz sięgnął po inną metodę: przemoc i gwałt. Ale do tego, żeby ów mecha­ nizm terroru uruchomić, potrzebne było coś więcej, niż tylko strukturv partyjne. Tym czymś, co zapewniało siłę, były Sturmabteilungen — SA, czyli Oddziały Szturmowe NSDAP. W dziejach hitleryzmu, i później w policji nazistowskiej, właśnie owe SA odegrały rolę szczególną, choć same musiały u szczytu powodzenia zejść z pierwszego planu sceny poli­ tycznej. Historia ich była tak długa, jak historia partii. Na­ rodziły się w 1920 roku w Monachium, jak wszystko, co nazistowskie, tam się rodziło. Nazwa SA przyjęła sie później. Kadra, umundurowanie, brunatne koszule, znaki złamanych krzyży — przeszły z Freikorpsów, które po przegranej wojnie gromadziły zawiedzionych w swych ambicjach młodych ofi­ cerów, przedstawicieli drobnomieszczaństwa, ludzi poszukują­ cych dla siebie miejsca w społeczeństwie. Nad tą siłą objął dowództwo Ernst Rohm, człowiek z najbliższego grona towa­ rzyszy partyjnych Adolfa Hitlera. Był dawnym zawodowym oficerem, którego wybujałe asniracje zaprowadziły ostatecznie pod ścianę. Ale to stało sie później, na razie dowodził liczna, hałaśliwa armią SA — butnych, pewnych siebie młodych Niemców. Tych ludzi, owe SA — brunatne koszule, jak ich nazywano — wykorzystano nasteonie do obalenia demokracji. Becz zanim do tego doszło, w ich łonie w marcu 1923 roku ukształtowała sie nowa formacia, nod nazwą Sztafet Ochron­ nych NSDAP (Schutzstaffeln der Nationalsozialistischen Deut- schen Arbeiterpartei), które od roku 1925 znano już pod skró- 15

coną nazwą SS, pisaną często efektownymi starogermańskimi znakami runicznymi. Schutzstaffeln powstały jako szczególnie zaufany organ, przeznaczony do ochrony przywódców NSDAP i partyjnych zgromadzeń. Początek działalności SS był niezbyt ciekawy. Formacja przechodziła przeobrażenia, zmieniali się dowódcy, lecz pierwszeństwo należy się ostatniemu — Heinrichowi Him­ mlerowi. I choć od tamtego czasu upłynęły dziesiątki lat. postać Himmlera wzbudza nie mniejsze zainteresowanie, niż osoba wodza partii. Do NSDAP wstąpił późno, dopiero w roku 1925 i był początkowo adiutantem Gregora Strassera, anta­ gonisty Adolfa Hitlera. Ale wtedy partia była jeszcze zwarta i w niczym nie szkodziło to Himmlerowi. Wyróżniał się zaś jedynie tym, co potem zaszczepiał swoim esesmanom, mia­ nowicie absolutną lojalnością i poczuciem dyscypliny. W 1929 roku właśnie jemu Hitler powierzył przywództwo nad SS, których liczebność nie przekraczała jeszcze trzystu członków, i które wciąż podlegały sztabowi SA, a pośrednio Ernstowi Róhmowi. Heinrich Himmler studiował w młodości agronomię, sprze­ dawał nawozy sztuczne, prowadził hodowlę drobiu. Społeczna i nolityczną działalność zaczął od członkostwa SA. W 1923 roku uczestniczył w d u c z u w Monachium, krocząc u boku przywódców partyjnych ze sztandarem NSDAP. Gdv obejmo­ wał przywództwo SS był jeszcze bardzo młody, podobnie jak większość bojowników nazistowskich. Dziś nikt nie zaprzecza, że w tej ich młodości tkwił sekret niemałej części sukcesów partii i ich późniejszych olśniewających karier. Pozycja, jaką w strukturze organizacji nrzynartyjnych za­ częły zdobywać SS, sprawiła, że wokół tej formacji dość szyb­ ko wytworzyła się atmosfera swoistej odrębności. SS stawały się najwyraźniej organizacją dla wybranych, nazistowskiej elity. A działo się to oczywiście nie bez udziału samego Him­ mlera, który przede wszystkim umundurował swoich esesma­ nów odmiennie niż SA — w mundury z czarnego sukna, czarne wysokie buty, na kołnierzach mundurów czarne wy­ łogi, dystynkcje w formie gwiazd lub plecionej tasiemki, ko­ szule brunatne, czarne krawaty, trupie czaszki na czapkach, pasy rzemienne z futerałami z czarnej skóry na pistolet. Od­ świętne mundury były również z czarnego sukna, tyle że zdobione białymi obszywkami, długie spodnie i półbuty, czar­ ne krawaty i białe rękawiczki, a zamiast koszul brunatnych — białe. Każdy esesman musiał sam sprawić sobie uniform. 16 Jednak zasadniczy próg, który należało przekroczyć, żeby móc przywdziać czarny mundur SS, nie miał nic wspólnego z koniecznością tego wydatku; próg ten stanowiła obłędna teoria rasistowska. Jeszcze w czasie walki o władzę Himmler opracował reguły dla wstępujących do SS, które „udoskona­ lał” także potem. Były to wymogi tak osobliwe, tak dzi­ waczne, że trudno uwierzyć, iż mogły wyjść z kręgu władz państwa o wielowiekowej historii, w centrum Europy, prawie w połowie dwudziestego wieku. Podstawowym kryterium stała się — od początku najwyżej ceniona — cnota ślepej wierności, podniesiona do rangi ho­ noru. Do tego doszły następne: w SS nie było mianowicie miejsca dla niearyjczyków — organizacja musiała być naj­ czystsza rasowo. To zaś oznaczało najbardziej ogłupiające praktyki, którym w końcu poddały się bezkrytycznie tysiące Niemców. Można powiedzieć, że akt wstąpienia do SS stanowił swoisty rytuał. Najpierw były sprawy oczywiste: życiorys, kwestionariusz personalny, pytania o wykształcenie, zawód, stan cywilny; po czym pytania stawały się bardziej szczegó­ łowe: stosunek do NSDAP, partyjna grupa miejscowa, nazwi­ sko kierownika (uwierzytelniony odpis ankiety członkowskiej), służba wojskowa, ordery, wyróżnienia partyjne, sportowe, od­ znaki wojskowe, SA, znajomość języków, zasługi dla partii, kary sądowe, świadectwo policyjne; żeby przejść do zupeł­ nie" osobistych: ślub zawierany w kościele, czy w urzędzie stanu cywilnego, u wolnych — czy zamierza zawrzeć związek małżeński... I znowu: w kościele, czy w urzędzie? dlaczego? kiedy wystąpił z kościoła? sam? z rodziną? Jeszcze ciekawsza była kartoteka rodowodu esesmana — wykaz aryjskości, okre­ ślenie pochodzenia krwi niemieckiej aż po dalekich pradzia­ dów ze strony obojga rodziców... W małżeństwach dowodzili swej aryjskości oboje małżonkowie, u zaręczonych także narzeczona. W przypadkach wątpliwych, przy dziecku nie­ ślubnym, o czystości rasowej decydował Główny Urząd do Spraw Rasowych i Osiedleńczych (SS-Rasse und Siedlungs- Hauptamt). Ale czystość rasowa to nie tylko genealogia przodków. Oto następny dokument — kwestionariusz badawczy, a w nim pytania-rubryki: poważniejsze choroby dziedziczne, na­ łogi, rodzaj uprawianego sportu. Dalej: wygląd zewnętrzny, kształt głowy, twarzy, harmonia ciała, wzrost (do SS przyjmo­ wano kandydatów powyżej stu siedemdziesięciu centyme­ trów!. Kiedy esesman zawierał związek małżeński, narzeczona 17

musiała udowodnić, że zdolna jest do małżeństwa i macie­ rzyństwa. Gdy zaś wynik badań okazywał się negatywny, odmawiano wydania rozkazu zaręczynowego... Walter Schellen- berg napisał, że Heinrich Himmler tworzył swoje Schutzstaf- feln na wzór zakonu jezuitów. Tak wykształcony rasizm, po­ jęcia nadludzi i podludzi, zaprowadziły Schutzstaffeln — „ra­ sowo czystych Aryjeżyków” w czarnych mundurach —” do największej zbrodni: ludobójstwa. SS rozwijały się szybko. W ramach jednej organizacji z biegiem czasu wykształciły się formacje specjalistyczne, jak „Jednostki Trupich Czaszek” dla obozów koncentracyjnych oddziały dyspozycyjne, późniejsze Waffen SS i najtajniejsza z tajnych Sicherheitsdienst — SD, czyli Służba Bezpieczeń­ stwa Reichsfiihrera SS. SD po raz pierwszy pojawiła się w sierpniu 1931 roku w Monachium, na razie jako Służba Ic wywiadu partyjnego. W czasach gorących walk politycznych wywiad partyjny zajmował się głównie rozpoznawaniem za­ mierzeń przeciwnika — SPD, KPD, partii centrum — a nawet własnych słabości. Tworzyli ten wywiad starzy bojownicy NSDAP i dowódcy Schutzstaffeln, jeszcze nieliczni, stawiający się do służby na zasadzie honorowej przynależności. Zorganizowanie sprawnie działającego aparatu wywiadowczego wymagało jednak czegoś więcej, niż tylko dyscypliny partyjnej, mianowicie pewnej wiedzy zawodowej z tego zakresu. NSDAP nie miała takich fachowców, więc łatwo było znaleźć tu drogę do kariery. W takich właśnie okolicznościach wkroczył na scenę politycz­ ną Niemiec bardzo jeszcze młody Reinhard Heydrich, zale­ dwie dwudziestosiedmioletni, z kilkumiesięcznym stażem par­ tyjnym i w SS. Czy już wtedy w energicznym młodzieńcu widział Himmler przyszłego wykonawcę swoich strasznych planów? Po pierwszej wojnie światowej kilkunastoletni Heydrich należał krótko do J reikorpsów, ale był to epizod bez wpływu na jego późniejsze życie. Pochodził z rodziny, w której ojciec i dziadek byli muzykami: odebrał znakomite wychowanie, sam grał na skrzypcach. Matka wpoiła mu wiarę katolicką, ale on właśnie odrzucił religię. Był przystojny, wysporto­ wany i błyskotliwie inteligentny. W roku 1922, gdy miał osiemnaście lat, rozpoczął służbę wojskową w oficerskiej szkole marynarki wojennej. Cztery lata później był podporucznikiem w służbie czynnej. W 1928 roku zdobył specjalizację oficera łączności radiowej w służbie 18 wywiadu wojskowego Kriegsmarine. Ale wiosną 1931 roku, kiedy uwiódł córkę jednego z oficerów, jego kariera wojskowa nagle załamała się. Wpływowy ojciec dziewczyny spowodował usunięcie Heydricha z korpusu oficerskiego w atmosferze skandalu. O jego późniejszym losie nazisty zadecydował mo­ ment, gdy ojciec chrzestny zaprotegował go Himmlerowi. Pierwszy raz spotkali się 4 czerwca 1931 roku w Monachium. W ciągu dwudziestu minut Heydrich zaprezentował Reichs- fiihrerowi SS szkic przyszłych struktur wywiadu Sicherheits- dienstu. Dwa miesiące później był już szefem SD. Niedawny wyrzutek wojskowy sięgał po najmocniejszy atut służby par­ tyjnej: wywiad, który jednak Himmler proroczo pozostawił przy sobie, jako Sicherheitsdienst Reichsfiihrera SS (SD-RFSS). Partia szła w ofensywie — przez Niemcy przetaczała się fala zebrań, wystąpień bojówkarskich, propagandy... Wraz z nią toczyła boje SD. Ale jej liczebność wciąż nie była imponu­ jąca': SD zatrudniała zaledwie kilkudziesięciu etatowych pra­ cowników, opłacanych z funduszów partyjnych, i kilkuset współpracowników. Nauki, wyciągnięte przez nazistów z wydarzeń roku 1923, były bardzo przejrzyste — zwycięstwo zapewnić może tylko siła. Intensywnie rozwijali więc wszystkie przypartyjne for­ macje. Na początku 1933 roku, niezależnie od poparcia wy­ borczego, Hitler dysponował już około czterystutysięczną ar­ mią SA, pięćdziesięciotysięcznymi siłami SS i wywiadem par­ tyjnym SD. W tym czasie gestapo, jako wyspecjalizowana po- licyjno-kontrwywiadowcza formacja, jeszcze nie istniało. Po­ wstanie gestapo historia powiązała z osobą Hermanna Góringa, który wraz z Hitlerem, Róhmem, Goebbelsem należał do głów­ nych przywódców NSDAP. Wywodził się z bawarskich bo­ jowników partyjnych. Brał udział w puczu monachijskim, jednak pięć lat później był już deputowanym do Reichstagu, a w 1932 roku został jego przewodniczącym. Dzień po przejęciu władzy przez Hitlera, 31 stycznia 1933 roku, Hermann Góring został komisarycznym ministrem spraw wewnętrznych w Prusach. Nominacja ta łączyła się z dwiema niezwykle istotnymi okolicznościami: Prusy były najpotężniejszym krajem w Republice Weimarskiej, a policja pruska najlepiej zorganizowanym aparatem przymusu^ Edward Crankshaw w książce pt. „Gestapo — narzędzie tyranii” pisze: „W porównaniu z innymi krajami Zachodu Niemcy posiadały od dawna niezwykle rozbudowany aparat policyjny. W Pru­ sach policja niemundurowa składała się z policji kryminal­ 2* 19

nej (kripo), na której czele stał zakamuflowany hitlerowiec Artur Nebe, i policji politycznej, która stanowiła specjalny wydział I A”. Oto baza późniejszych wydziałów gestapo, o któ­ rych będzie mowa dalej. Stanowili ją urzędnicy kryminalni, zawodowcy policyjni, którzy jeszcze w latach zaciętych walk partyjnych w Niemczech chronili Republikę Weimarską przed wrogami politycznymi. Góring, trzymający w ręku atrybuty władzy, szczególnie mocno dzierżył ów specjalny wydział policyjny. Powód był prosty: jego kartoteki zawierały informacje o całym życiu politycznym w Prusach, a późniejszą jego rolę najtrafniej określił Franciszek Ryszka w swym „Państwie stanu wyjąt­ kowego”: „Policja polityczna miała być, rzecz jasna, organem służącym polityce bezpośredniego likwidowania wrogów ustro­ ju, ale na zasadach bardziej przemyślanych, dalekosiężnych (...) zgodnych z całym systemem legalności pozorów”. Któż zatem pozbawiałby się lekkomyślnie tak znakomitego instru­ mentu walki o władzę i wpływy? Wkrótce do gry o zawładnięcie policją wszedł następny z „wielkich”, Reichsfiihrer SS Heinrich Himmler, sprawujący na razie niezbyt jeszcze znaczące stanowisko państwowe: szefa bawarskiej Dolicji. Drogę do Berlina miał mu torować Kurt Daluege, członek SS, którego Goring powołał — jak pisze Alwin Ramme — do „nadzorowania wszystkich pruskich od­ działów policji”. Tymczasem szefem pruskiego oddziału po­ licji politycznej został zupełnie kto inny, mianowicie oddany Goringowi, i jego powinowaty, Rudolf Diels. Decyzję tę uzasad­ niały racje służbowe, gdyż Diels nie był kimś nowym w Berli­ nie. „Nie był także — pisze Crankshaw — żaden zakamuflowa­ ny nazista (...) Pracował w departamencie politycznym mini­ sterstwa, specjalizując się w zwalczaniu komunistów”. Już ta wstępna reorganizacja tajnej policji, miała wkrótce przynieść hitlerowcom owoce. 1 lutego 1933 roku prezydent Hindenburg rozwiązał Reichstag. Na 5 marca zapowiedziano nowe wybory. Ich wynik mógł przesądzić o tym, kto będzie sprawował władzę w Niemczech. I bynajmniej nie musieli to być naziści. Hitler, Goring i Goebbels żywo mieli w pamięci listopadowe wybory, kiedy NSDAP utraciła dwa miliony gło­ sów i trzydzieści cztery mandaty. Więc partia znowu ruszyła do gwałtownego ataku po pełnię władzy. Hitler wygłosił przez radio swoje wielkie przemówienie skierowane do narodu nie­ mieckiego. Upowszechnił się jego głośny slogan: „Niemcy, daj­ cie mi cztery lata czasu!”. Ale już zbliżała się decydująca noc. 20 Nigdy dotąd nie udało się odtworzyć treści tajnych narad nazistowskich przywódców. O godzinie 21.15 27 lutego nad Berlinem rozlała się nagle łuna ognia. Płonął Reichstag... Kilkanaście minut później przywódcy NSDAP spotkali się przy ogarniętym płomieniami Parlamencie. Nie było nigdy wątpli­ wości co do tego, że stary gmach został podpalony, a jedy­ nie — kto podłożył ogień. Pożar wybuchł dziwnie w porę. Oczywiście, z punktu widzenia nazistów. W płonącym gmachu znajdował się jeden człowiek, Marinus van der Lubbe, dwu­ dziestodwuletni Holender. Kiedyś należał do młodzieżowej organizacji komunistycznej, z której go wyrzucono. Przeby­ wał w Niemczech z paszportem holenderskim. Co robił w gmachu parlamentu, kiedy wszystko już płonęło? Gdy go schwytano miał obłęd w oczach. Nigdy nie udało się odkryć szczegółów konstrukcji tej największej prowokacji nazistów. Tylko to, że van Lubbe na pewno był jej ofiarą. Świadomą lub nieświadomą. Ale rolę, jaką mu wyznaczono — wypełnił. Jeszcze tej samej nocy kanclerz Adolf Hitler oskarżył komu­ nistów o przygotowywanie bolszewickiego powstania w Niem­ czech, do którego wybuchu sygnałem miał być właśnie ogień nad Reichstagiem. Nazajutrz prezydent Hindenburg podpisał dekret „o obronie narodu i państwa”. Następstwem tego kroku były masowe are­ sztowania działaczy komunistycznych i innych przeciwników politycznych NSDAP. Kazamaty policyjne zapełniały sie are­ sztowanymi. Atmosfera terroru i pogromu towarzyszyła Niem­ com udającym się do urn wyborczych. NSDAP zdobyła czter­ dzieści cztery procent głosów. Zaraz potem Goring po raz pierwszy podpisał dokument o utworzeniu obozów koncen­ tracyjnych. Zdelegalizowano partię komunistyczną, zawieszono wydawanie pism lewicowych. Naziści nie ustawali w gwałtownym ataku na pozycje za­ pewniające im pełnię władzy. Rosła potęga i ranga policji po­ litycznej. Aby uniezależnić ją od ogólnej struktury policji, w kwietniu 1933 roku Goring zdecydował się przekształcić Wydział IA w samodzielny departament. Z tą chwilą Diels przeniósł urząd do budynku przy Prinz Albrecht Strasse 8 * * Budynek wzniesiony w 1905 roku mieścił szkołę przemysłu arty­ stycznego, potem był użytkowany prywatnie aż do 1933 roku. Z po­ czątkiem maja przejęło go gestapo. Szczątki budynku zbombardowa­ nego podczas wojny zostały wysadzone w powietrze 15 czerwca 1958 roku. W trzydzieści lat potem odkopano fundamenty cel i schronów, lecz senat Berlina Zachodniego nie wyraził zgody, by upamiętnić ten osławiony obiekt. 21

w Berlinie. Równocześnie przeprowadzano czystkę kadrową w całej policji niemieckiej. Bez jakiegokolwiek zaopatrzenia eme­ rytalnego wyrzucono funkcjonariuszy związanych z komba­ tancką organizacją socjaldemokratów „Reichsbanner” (Sztan­ dar Rzeszy), „Stosstruppen” KPD — Związkiem Walki Czer­ wonego Frontu, wolnomularstwem, partiami i ruchami spo­ łecznymi zwalczającymi NSDAP. Zostali zawodowcy o nija­ kich zapatrywaniach, dla których służba policyjna była właści­ wie wszystkim — zaspokajała ich ambicje, zapewniała im byt materialny i była drogą do społecznego awansu. Tę kadrę uzupełniano teraz członkami SS. W gmachu przy Prinz Albrecht Strasse 8 zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Sprzyjała zaś temu ogarniająca wszystko atmo­ sfera szantażu, intrygi i mordu... Zrozumieć tamtą sytuację po­ maca relacja naocznego świadka, Hansa Bernda Giseviusa: „Żyliśmy w spelunce morderców (...) Nikt nie był pewien dnia ani godzinv. Te słowa stale mi powtarzał, o każdej porze dnia i noev, nie kto innv. lecz właśnie Nebe. który był prze­ cież członkiem partii hitlerowskiei, starym iej bojownikiem, i posiadał możnych protektorów (...) Do gmachu wchodził z za- sadv tajnym wejściem, trzymając rękę w kieszeni z bronią potowa do strzału (...) Niejednokrotnie upominał mnie ostro, bym idąc schodami w górę zachowywał większą ostrożność i nie szedł przv balustradzie (...) gdyż wówczas nie tak łatwo może mnie dosięgnąć kula. Aresztowanie funkcjonariuszy zda­ rzało sie tak często, że niemal uchodziło to naszei uwadze. Dowiadywaliśmy się czegoś bliższego o takich wydarzeniach doniero na skutek wiadomości ze szpitala lub kostnicy”. Anarat policji politycznej rozwijał się w dalszym ciągu bardzo intensywnie, ale teraz cześć stanowisk kierowniczych. tvch najbardziej znaczących, zagarniali dla siebie członkowie SS i SD. „Diels ustalił ponadto — pisze Alwin Ramme — że młoda kadra funkcjonariuszy gestapo pochodziła w zasadzie wyłącznie z szeregów SS”. A on sam „za swoje pionierskie zasługi (...) został przyjęty do SS, po czym awansowano go na stopień Standartenfuhrera”. Lecz „zasługi” te nie uchroniły Dielsa przed atakami; nie pomogło nawet powinowactwo z Goringiem. Oskarżono go o przynależność do partii komu­ nistycznej. Pewnej nocv bojówka ŚS zdemolowała jego miesz­ kanie. W odpowiedzi Diels ze swoimi policjantami wtargnął do meliny boiówkarzy. Ale wtedv przeciw niemu wystani! Himmler i Diels musiał uciekać. Uszedł do Czechosłowacji. Dopiero po pewnym czasie, mając gwarancje bezpieczeństwa 22 od Goringa, wrócił do Berlina, lecz nie odegrał już żadnej roli. 10 kwietnia 1933 roku Herman Goring został premierem Prus. I choć ogromne uprawnienia zapewniały mu między in­ nymi pełną władzę nad policją, nie zdobył się na oddanie komu innemu wydziału politycznego. Co więcej, dokonał wspo­ mnianego przekształcenia: 26 kwietnia wyłączył dotychczaso­ wy, samodzielny już przecież Wydział z gestii Prezydium Po­ licji, tworząc zeń Tajny Urząd Policji Państwowej (Geheime Staatspolizeiamt — gestapa), pod swym bezpośrednim zwierz­ chnictwem. Wówczas jednak miało się okazać, jak doskona­ łym graczem jest przebywający wciąż jeszcze w Monachium Reichsfuhrer SS. W ciągu roku Himmler zdołał przekonać Hitlera o korzyściach płynących ze scalenia wszystkich rodza­ jów policji, i zawładnąć nimi. I tym razem nie zawiódł go instynkt. 20 kwietnia 1934 roku Himmler zajął stanowisko zastępcy Goringa jako szefa gestapo. Wtedy także przybył do Berlina szef wywiadu SS, Reinhard Heydrich. Znowu byli razem — Himmler i Heydrich, teraz w sercu Rzeszy. Wiosną 1934 roku naziści mieli już za sobą rozbicie struktur organizacyjnych przeciwników politycznych. Przy­ wódców opozycyjnych partii i związków zawodowych wtrą­ cono do więzień, zamknięto w obozach koncentracyjnych. Nie­ którzy z prześladowanych uszli na emigrację. Ale kłopotów zaczęła nastręczać sytuacja wewnętrzna w NSDAP. W czerwcu 1934 roku czołowi przywódcy SA zaczęli buntować się. Gro­ ziło to rewoltą przeciw Hitlerowi. W ich dyspozycji były bo­ wiem najlepiej wyszkolone jednostki SA we wszystkich częś­ ciach Niemiec, liczące łącznie około czterech i pół miliona lu­ dzi. Ernst Rohm widział w nich nową armię niemiecką, która wchłonie Reichswehrę. Inni przywódcy, jak Gregor Strasser, najpotężniejszy konkurent Adolfa Hitlera do władzy, uwa­ żali, że NSDAP zatrzymała się w pół drogi przeobrażeń poli­ tycznych i społecznych w Niemczech. Jego brat Otto z nie­ wielką grupą niezadowolonych opuścił partię. W tej szczegól­ nej sytuacji miało okazać się, jak proroczą była decyzja Heinricha Himmlera zbudowania niezależnej od SA orga­ nizacji. Fiihrer miał za sobą Goringa i jego gestapo, Himmlera z SS i Heydricha z SD. 29 czerwca Hitler wykonał manewr, jakiego nie spodziewał się nikt: naziści stanęli przeciw nazi­ stom. Po zapadnięciu zmroku rozpoczęła się najzwyczajniejsza rzeź, która przeszła do historii pod nazwą „nocy długich noży”. W kazamatach gestapo i SS, w więzieniach i kosza­ rach wojskowych stracono bez wyroków Ernsta Róhma i in­ 23

nych funkcyjnych SA najwyższych stopni — do Standarten- fiihrera. Kulę dostał członek kierownictwa NSDAP, Gregor Strasser. W krótkim czasie zginęło około półtora tysiąca lu­ dzi. Partia została oczyszczona. Na SS, w nagrodę za rozgro­ mienie przeciwników politycznych, spłynęły przywileje; Schutzstaffeln wyniesione zostały do samodzielnej formacji NSDAP. Nazywano je odtąd „światopoglądowym zakonem nar- tii”. Himmler zaś zdobył sobie u boku Fiihrera pozycję, z któ­ rej nie pozwolił się zepchnąć nikomu. A rozgromione SA, choć istniały nadal, już nigdy nie odbudowały swej pierwotnej potęgi. Z chwilą gdy SS pozbyły się konkurencji, wywiad Sicher­ heitsdienst rozprzestrzenił się na terytorium Rzeszy, z par­ tyjnej służby wywiadowczej przekształcając się w służbę in­ formacyjną partii i państwa, opartą na stałej kadrze etato­ wych pracowników. Wywodzili się oni z rodzin kupieckich i rzemieślniczych, spośród studentów i ludzi z cenzusami naukowymi, mieli nieposzlakowaną przeszłość, zasługi dla NSDAP i, oczywiście, oredyspozycie do pracy w wywiadzie. Przyjęcie do SD zakładało członkostwo partii, co wszelako nie bvło obowiązkowe, natomiast obowiązkową była przyna­ leżność do SS, każdy zaś członek SS... należał do NSDAP.”Oto istota nazistowskiej władzy: w potrójnej strukturze i jedności światonoglądowo-politycznej. W drugiej połowie lat trzydziestych, w bogatej, choć krót­ kiej jeszcze historii Sicherheitsdienstu nastąpiło ważne wyda­ rzenie: powstał Główny Urząd SD (SD-Hauptamt — SDHA). Równocześnie dokonywały się dalsze zmiany w policji. Pół­ tora roku po wymordowaniu przywódców SA, 10 lutego 1936 roku gestapo otrzymało przywileje wyjątkowe. Stanęło poza prawem, ściślej — ponad prawem. Żadnej instytucji państwo­ wej nie przysługiwało prawo ingerowania w jego działalność. 17 czerwca tego samego roku Himmler wziął następną przesz­ kodę: będąc nadal Reichsfuhrerem SS, został także szefem niemieckiej policji (Chef der Deutschen Polizei). Dokonała sie tym samym unia personalna dwóch najpotężniejszych orga­ nizmów: partyjnych SS i państwowej policii. Kilka dni później Himmler wprowadził w policii koleine zmiany. Oddzielone mianowicie zostały od siebie Policja Po­ rządkowa (Ordnungspolizei — orpo) i Policja Bezpieczeństwa (Sicherheitspolizei — sipo). Wyodrębnione w ten sposób sipo składało się z dwóch formacji: Policji Kryminalnej (Kriminal- 24 polizei — kripo) i Tajnej Policji Państwowej (Geheime Staats- polizei_ gestapo). I dla tych dwóch formacii utworzono teraz jeden wspólny organ zwierzchni: Główny Urząd Policji Bez­ pieczeństwa. W czerwcu 1938 roku wydano zarządzenie o obo­ wiązku przynależności wszystkich funkcjonariuszy policji do SS. Choć nie zostało ono nigdy zrealizowane w pełni, było w swej istocie jeszcze jednym ważnym aktem unifikującym SS i policję. .. Połączenie potęgi SS ze sprawnością zawodowców policji państwowej dawało nazizmowi przeogromną siłę. Nastąpiło to w tym samym czasie, gdy dojrzało do spełnienia najśmielsze z dążeń hitleryzmu: podbój świata. Fiihrer widział już nowe zadania dla swej policji. 1 września 1939 roku jej funkcjo­ nariusze wkroczyli do Polski. Równocześnie z agresją przy­ gotowywano w Berlinie ostateczne już zmiany w strukturze Policji Bezpieczeństwa. Heinrich Himmler wprowadził je 27 września, kiedy dogorywały walki w Polsce. Utworzony został wtedy Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (Reichssicher- heitshauptamt — RSHA), organ niezależny iuż od Minister­ stwa Spraw Wewnętrznych, w którym Himmler połączył wre­ szcie Sicherheitspolizei i Sicherheitsdienst, a zwierzchnictwo nad nimi powierzył Reinhardowi Heydrichowi. Tak oto młody, obiecujący skrzypek w ciągu zaledwie kilku lat stanął na czele najpotężniejszej policji świata. Mógł zagrozić każdemu... Cała ta doskonała, albo prawie doskonała, machina RSHA składała sie z siedmiu departamentów (Hauptamt), będących w rzeczywistości poszczególnymi służbami policii i SD. I tak departamenty I i II, pod nazwą ,,Verwaltung und Recht” (Ad­ ministracja i Prawo), obejmowały sprawv kadrowe, szkol­ nictwo zawodowe i polityczne (przeiete częściowo z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa), wszelką administracje, więziennictwo, służby wartownicze. Tę ważną agendę policji Himmler po­ wierzył zasłużonemu naziście, członkowi SD, prawnikowi, dr. Wernerowi Beśtowi. Best bvł druga po Heydrichu osobistością w RSHA. Ale od połowy 1940 roku, po rozdzieleniu departa­ mentów, szefem I (Administracji) został „krakauer” Bruno Streckenbach, o którym będzie jeszcze mowa przy innej okazii. Sicherheitsdienst otrzymał aż trzy departamenty: III, VI i VII. Już z tego wyliczenia można wywnioskować, że właśnie ^D stawała sie siła dominującą państwowego aparatu władzy. Zyskała miano stróża ideologicznego policji. Dwa z tych de­ partamentów: III i VI, były istną potęgą. Gromadzono tam 25

bowiem wszelkie informacje dotyczące państwa i świata. De­ partament III zajmował się wywiadem wewnętrznym, czyli tym wszystkim, czym interesował się dotąd wywiad partyjny SS. Miał zatem wgląd w każdą dziedzinę życia, nie wyłącza­ jąc partii. Z jego powstaniem wiąże się wielka kariera Otto Ohlendorfa. Był zaledwie trzydziestodwuletnim mężczyzną w chwili gdy Heydrich i Himmler powierzali mu stanowisko szefa departamentu III, lecz zaliczał się już do starej gwardii nazistów. Był prawnikiem, wyjeżdżał do Włoch, gdzie kontak­ tował się z tamtejszymi organizacjami faszystowskimi, praco­ wał w Instytucie Gospodarki Światowej w Kilonii. Z takim przygotowaniem poświęcił się zawodowej działalności w ruchu nazistowskim, zostając funkcjonariuszem SD. (Wojnę kończył w stopniu SS-Gruppenfiihrera i generała policji. W 1951 roku, osądzony za zbrodnie przeciw ludzkości, zawisł na szubienicy.) W departamencie VI, czyli Amt VI RSHA, koncentrowały się sprawy wywiadu zagranicznego. Wszystkie części świata, oznaczone kryptonimami z liter alfabetu i cyfr; centrala Ber- lin-Schmargendorf; centrale specjalistyczne, techniczno-radio- we; podsłuch na wszystkich zakresach fal; fałszerstwa doku­ mentów, walut różnych krajów świata; szkoły szpiegowskie, sabotażu, dywersji łączności... Siatki agentów w różnych częś­ ciach kuli ziemskiej, wielkie afery szpiegowskie — udane, mniej udane, lub zupełnie nieudane... I mocna konkurencja dla wojskowej Abwehry admirała Wilhelma Canarisa. Tym wszystkim miał kierować Heinz Jost, stary członek partii. Przy końcu lat dwudziestych, jeszcze jako student prawa, zo­ stał członkiem NSDAP. W 1933 roku był już dyrektorem po­ licji w Giessen, a w roku następnym funkcjonariuszem SD i SS-Sturmbannfiihrerem. Wywiadem zagranicznym SD kie­ rował Jost dwa lata, potem ustąpił ze stanowiska, jego miejsce zaś zajął o pięć lat młodszy Walter Schellenberg. Z nazwis­ kiem tego nazisty wiązać się będzie cała dalsza historia zagra­ nicznej służby informacyjnej Sicherheitsdienst. Schellenberg, który także był prawnikiem i członkiem SS, pierwsze^ swoje kontakty z SD nawiązał na płaszczyźnie taj­ nej współpracy o charakterze konfidenckim. Potem 'pracował w gestapo, wreszcie w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa. Zdolny, inteligentny, w 1944 roku awansował na SS-Briga- defiihrera. W historii Niemiec hitlerowskich zaznaczył się oba­ leniem Wilhelma Canarisa i podporządkowaniem Służbie Bez­ pieczeństwa wszystkich agend Abwehry. Karierę zakończył 26 prawie bezboleśnie, skazany w 1949 roku jedynie na sześć lat więzienia. Utworzony nieco później departament VII miał charakter instytutu naukowego i zajmował się sprawami światopoglą­ dowymi. Szefem był tam Franz Six, doktor filozofii, profesor uniwersytetów w Królewcu i Berlinie. Wcześniej kierował Wydziałem II w Głównym Urzędzie SD. W roku 1939, z gro­ nem najbliższych sztabowców Heydricha, zajmował się przygo­ towaniem napadu na Polskę, tworzył plany przyszłych zbrodni. Pozostałe dwa departamenty: IV i V, przeznaczono dla Sicherheitspolizei. Departament IV tworzyło gestapo. Siła tej formacji była ogromna, nie tylko dlatego, że wkrótce we wszystkich placówkach rozsianych po Europie gestapo osią­ gnęło stan zatrudnienia zbliżony do liczby czterdziestu tysięcy urzędników, ale przede wszystkim dzięki nieograniczonym uprawnieniom i zawodowej biegłości. W gestapo została stara kadra rutynowanych policjantów, która posiadała wiedzę i do­ świadczenie, a równocześnie potrafiła zasymilować się w no­ wych warunkach. Tym potężnym aparatem, w istocie trudną do wyobrażenia machiną brutalności i zbrodni, przez całą wojnę, aż do roku 1945, kierował bawarski policjant z monachijskiej dyrekcji policji, Heinrich Muller. Wszystko, czego dokonało gestapo, firmowano ieeo imieniem. Zanim objął eksponowane stanowisko w RSHA, przeszedł ciekawą drogę. Urodził się w roku 1900 i dziś miałby około dziewięćdziesięciu lat, ale ile przeżył naprawdę — tego do końca nie wiadomo. Mając lat czternaście uczył się zawodu montera w Bawarskich Zakładach Lotniczych w Monachium. W siedemnastym roku życia bvł żołnierzem — lotnikiem, a dwa lata później już asystentem kryminalnym w policji. W 1934 roku Himmler i Heydrich ściągnęli go do Berlina, z równoczesną nominacją na SS-Untersturmfuhrera. Był jed­ nostka o dużej inteligencji, ale zarazem zdolną maczać palce w najbrudnieiszych sprawach. W ciągu dwóch lat awansował do stopnia SS-Obersturmbannfuhrera i nadinspektora poli­ cyjnego. W roku 1937 otrzvmał tytuł nadradcy rządowego i radcy kryminalnego, przeskakując trzy stopnie w hierarchii służbowej. W SS awansował na Standartenfuhrera. Kiedy zawładnał departamentem IV, przylgnęło doń szy­ dercze przezwisko: GestaDO-Muller... Istotnie, wzbudzał strach •u najbardziej zaufanych hitlerowców. Słuchał jedynie trzech: 27

Hitlera, Himmlera i bezpośredniego szefa w RSHA — Heydri- cha; potem Kaltenbrunnera. W październiku 1944 roku otrzymał Krzyż Rycerski Wo­ jennego Krzyża Zasługi z Mieczami za wprowadzenie uspraw­ nień w pracy gestapo. W SS uhonorowano go odznaką Starej Gwardii i honorowym sztyletem Reichsfiihrera SS. Partia na­ dała mu Order Krwi. Był do końca wierny Fiihrerowi. Ostatnią egzekucję wykonał 28 kwietnia 1945 roku, tuż przed jego samobójczą śmiercią. Rozstrzelał wtedy na rozkaz wodza szwagra Hitlera (przez siostrę Ewy Braun), generała SS Her­ manna Fegeleina za dezercję (Fahnenflucht), to jest samo­ wolne opuszczenie bunkra Hitlera i przebranie się po cywil­ nemu w oczekiwaniu końca. Potem Muller zaginął. Nikomu dotąd nie udało się dowiedzieć, co działo się z Mul­ lerem w ostatnich dniach wojny ani tego, jaką skończył śmiercią, gdzie i kiedy? Jesienią 1945 roku spod ruin Reich- skanzelei wydobyto szczątki, które zidentyfikowano jako zwłoki Mullera, na podstawie znalezionych przy nich doku­ mentów i odznaczeń. Na okazanych rodzinie w Monachium legitymacjach nie było już zdjęć, przyjęto jednak, iż znale­ zione szczątki rzeczywiście należą do byłego szefa gestapo. Zwłoki pochowano na cmentarzu garnizonowym w Berlinie, ale to, co nastąpiło dużo później, pozwala przypuszczać, że Muller swoją najlepszą operację kryminalną zostawił na ko­ niec kariery policyjnej. 1 lipca 1958 roku firma Pelz z Ber­ lina postawiła Mullerowi nagrobek z inskrypcją: „Nasz kocha­ ny tatuś Heinrich Muller, urodzony 28 IV 1900, poległ w Ber­ linie w maju 1945”. Nagrobek zamówiła mieszkanka Berlina. Muller żył w separacji z pozostawioną w Monachium żoną, z którą miał dwoje dzieci. W Berlinie, z nieformalnego związ­ ku miał ich prawdopodobnie kilkoro. Wydaje się, iż to kochan­ ka zleciła wykonanie nagrobka. Jednak wielu ludziom nie dawała spokoju myśl, że czło­ wiek, który dowodził gestapo, dysponował nieograniczonymi możliwościami fałszowania i kamuflażu, mógł zginąć pod ce­ glanym murem, niczym prosty feldfebel, kiedy tylu innych zachowało życie. Z końcem września 1963 roku otwarto gro­ bowiec Mullera i zbadano pochowane w nim szczątki. Oka­ zało się, że należą do trzech różnych osób. Tak oto zatarł za sobą wszelkie ślady Heinrich Muller. Zupełnie inaczej skończył Artur Nebe, który w 1939 roku został szefem departamentu V RSHA — Kriminalpolizei. Nebe należał od dawna do NSDAP i SS. Był SS-Gruppenffihrerem 28 i generałem porucznikiem policji. Karierę urzędnika krymi­ nalnego zaczynał w 1921 roku w Prusach. Przez długie lata żył i pracował podobnie jak Muller, cicho i dyskretnie, ale głowę dał o wiele wcześniej niż inni: jako wtajemniczony w spisek na życie Hitlera z 20 lipca 1944 roku, został stra­ cony 5 marca 1945 roku. . Tak pokrótce przedstawiała się partyjno-policyjna machina, której forpoczty wkroczyły w 1939 roku do Polski, żeby utwo­ rzyć tu swe komendy.

SCHEMAT STRUKTURY PO L IC JI PO L IT Y C Z N E J I I I RZESZY (według stanu z roku 1940) STAATSPOLIZEISTELLEN KRIMINALPOUZEI REICHSFUHRER SS SZEF POLICJI NIEMIECKIEJ W MINISTERSTWIE SPRAW WEWNĘTRZNYCH HEINRICH HIMMLER SZEF POLICJI-BEZPIECZEŃSTWA l SŁUŻBY BEZPIECZEŃSTWA REINHARD HEYDRICH SZEF POLICJI PORZĄDKOWEJ KURT DALUEGE DEPARTAMENT SPRAWY PERSONALNE DEPARTAMENT PRAWNO- ADMINISTRACYJNY DEPARTAMENT II URZĄD DOWÓDZTWAADMINISTRACJA, PRAWO (Yerwaltung u. Recht) INSPEKTORZY POLICJI DEPARTAMENT III PORZĄDKOWEJ WYWIAD WEWNĘTRZNY WYŻSI DOWÓDCY SSDEPARTAMENT IV I POLICJI OEHEIME STAATSPOLIZEI (Gestapo) ADMINISTRACJA OGÓLNA W ZAKRESIE DEPARTAMENT V USPRAWNIEŃ K.RIM NALPOLIZEI POLICYJNYCH (Kripo) DEPARTAMENT VI IdS (KdS, BdS) WYWIAD ZEWNĘTRZNY DEPARTAMENT VII ANALIZY I STUDIA ŚWIATOPOGLĄDOWE

S T ® rzygotowania do agresji przeciw Polsce hitlerowski apa- F rat bezpieczeństwa skoncentrował w swoim najbardziej zaufanym organie — mianowicie w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa w Berlinie. Stamtąd sterowano opera­ cjami antypolskimi zanim wybuchła wojna, tam gromadzono informacje, które miały zapewnić policyjny sukces po ataku na Polskę. Sicherheistdienst, choć nie osiągnęła jeszcze w tym czasie doskonałości zawodowej, posiadała już jednak spore doświadczenie zdobyte w działalności wywiadowczo-policyjnej w Austrii i Czechosłowacji, a także wcześniej, w latach utrwa­ lania reżimu nazistowskiego we własnym kraju. W maju 1939 roku w Głównym Urzędzie SD utworzył Heydrich centralę (Zentralstelle) o kryptonimie „IIP ”, którą rządził — wówczas jeszcze SS-Standartenfiihrer ■— dr Franz Six. Pod jego właśnie kierunkiem powstawał wywiadowczy obraz życia naszego narodu, jego ideologii, kultury, nauki, ekonomiki... Chodziło o zgromadzenie możliwie pełnej wiedzy, potrzebnej do likwidacji przywódców życia społecznego i do złamania oporu Polaków po odniesieniu zwycięstwa militar­ nego przez Wehrmacht. Ale nie tylko Sicherheitsdienst służyła Hitlerowi w przygo­ towaniu napadu na Polskę; nie była jedyną centralą szpiegow­ ską III Rzeszy. Równolegle z wywiadem SD działała w Niem­ czech o wiele starsza, obrosła tradycjami Abwehra — organ wywiadu wojskowego. Zainteresowania swoje kierowała prze­ de wszystkim na armię, obiekty strategiczne i przemysł zbro­ jeniowy. Wartki potok przeróżnych informacji szpiegowskich płynął do Berlina również kanałami dyplomatycznymi i poprzez naj­ różniejsze agendy współpracy międzynarodowej. 3 — G esta p o w c y 33

Cały południowy rejon naszego kraju, więc także Kraków, rozpracowywała wrocławska placówka Abwehry, mająca swe biura w gmachu Wehrmachtkommando VIII przy Globitzstras- se. Była jedną z najpotężniejszych, jej agenci sięgali daleko na polskie terytorium — poprzez Śląsk do Krakowa, Central­ nego Okręgu Przemysłowego, aż po wschodnią granicę pań­ stwa. Z Wrocławia oddziaływał także ośrodek Sicherheitsdienst. A w Krakowie, przy ulicy Basztowej 15, miał swoją oficjalną placówkę konsulat generalny Rzeszy. Pracowali w nim, oprócz zawodowych dyplomatów, zakamuflowani oficerowie wywia­ du i ich współpracownicy. Po aneksji Austrii wywiad hitlerowski w Krakowie umocnił się jeszcze bardziej, przejmując poufne kontakty konsulatu austriackiego.^ Na teren Krakowa sięgała agentura wielu in­ nych ośrodków wywiadu niemieckiego: z Frankfurtu nad Odrą, z Berlina, Gdańska, a nawet Królewca. Gromadzone po wojnie materiały dotyczące hitlerowskiego wywiadu zawierają liczne ^informacje o okolicznościach wysyłania do Krakowa szpiegów, ujawniają ich nazwiska, niekiedy późniejsze losy. Większość z nich przeszła później do służby w policji i kontr­ wywiadzie. Służba wywiadowcza jest zawsze wykładnią zamierzeń po­ litycznych i militarnych. W każdym państwie i w każdym czasie. I one właśnie warunkują różnorodność jej działań. Więc decyzja Hitlera o podboju Polski uruchomiła natychmiast wszystkie służące temu celowi mechanizmy wywiadowcze. Czymże była choćby „piąta kolumna”? Armią nie do zwalcze­ nia. Wskazania szły z central szpiegowskich. Zaczynało się sielsko — od spotkań koleżeńskich i śpiewania piosenek, lekcji w szkołach mniejszości narodowej niemieckiej, kazań podczas nabożeństw protestanckich; potem były wakacyjne wyjazdy do Rzeszy, szkolenie w ośrodkach wywiadu; później — szpie­ gostwo, na koniec — dywersja. Wokół Krakowa bogatym ży­ ciem narodowym tętniły trzy liczne skupiska mniejszości nie­ mieckiej: w Nowym Sączu, pod Mielcem i w Bielsku. Żeby zahamować ten zmasowany impet wywiadowczy, na­ leżało wznieść odpowiednio silną barierę. Śląska i Małopolski bronił Samodzielny Referat Informacyjny (SRI) przy Dowódz­ twie Okręgu Korpusu V w Krakowie*. Gdy działalność wy­ * Samodzielny Referat Informacyjny DOK V był jednym z jede­ nastu, jakie działały na terenie kraju w latach międzywojennych. Pod­ legał dowódcy korpusu, a w sprawach kontrwywiadu — Oddziałowi II 34 wiadowcza osiągnęła wymiar totalny i wojna stała się nie­ unikniona, środowiska niemieckie poddano dodatkowo rozpra­ cowaniu policyjnemu. W tym celu w 1939 roku w Brygadzie Politycznej Urzędu Śledczego powołano sekcję antyniemiecką. Lecz na rozwinięcie działalności operacyjnej, pogłębionej agen- turalnie, najzwyczajniej zebrakło czasu. W końcu sierpnia było już bardzo gorąco. Wtedy Abwehr- stelle Breslau i centrale Sicherheitsdienstu przeszły do dzia­ łalności sabotażowo-dywersyjnej. W nocy 28 sierpnia o godzi­ nie 23.18 w przechowali bagażu na dworcu kolejowym w Tar­ nowie eksplodowała bomba zegarowa, przywieziona z Bielska przez Antoniego Guzego. Zginęło dwadzieścia osób cywilnych, a trzydzieści pięć zostało rannych. 29 sierpnia wyleciał w po­ wietrze most kolejowy na Kamienicy, na linii Nowy Sącz — Kamionka. Akcję tę zorganizowała grupa kolonistów sądeckich. Oto jeden z zapisów powojennych — relacja „Kazka”: „Prze­ ciw nim prowadziłem śledztwo. Ustaliłem, że Stuber, ten co miał sklep przy ulicy Jagiellońskiej, sportowy, narzeczony Jackerównej i Jecker wysadzili most”. Urząd Śledczy areszto­ wał wtedy jedenaście osób. Na początku września aresztantów przetransportowano do więzienia w Tarnowie. Kiedy Niemcy bombardowali już linie kolejowe, policja albo straż więzienna (tu jest luka w dokumentacji) rozstrzelała wszystkich pod Baranowem. Polski kontrwywiad toczył bój z hitlerowską agenturą do ostatnich godzin wolności. Aresztowano jeszcze jedną grupę Niemców; w tym samym czasie pod Krakowem, na torach przy stacji kolejowej w Podłężu, odkryto i unieszkodliwiono bombę zegarową na dwie godziny przed eksplozją; na Plan­ tach patrole policyjne znajdowały podrzucane materiały wy­ buchowe w puszkach od konserw firmy „Pudliszki”. Wywiad, który zawsze był podporą militaryzmu niemieckie­ go, stał się teraz ważnym instrumentem podboju. Służył wier­ nie Hitlerowi. Nikomu nie udało się ujawnić pełnej liczby Sztabu Głównego (Wydział II B). Posiadał ekspozytury w Katowicach i Bielsku. W jednostkach wojskowych (pułkach,_samodzielnych bata­ lionach) działalność kontrwywiadowczą prowadzili oficerowie informa­ cyjni. Na czele SRI stał kierownik, któremu podlegały referaty: ochro­ ny, narodowościowy, budżetowy, kancelaria, sekcja wywiadowców, ra­ dio. SRI DOK V zatrudniał około jedenastu pracowników. Ostatnim kierownikiem był kpt. Tadeusz Klocek. We wrześniu 1939 ^roku opuścił kraj i przez Rumunię przedostał się do Francji, następnie do Anglii. W Londynie pracował w Oddziale II Naczelnego Wodza. s* 35

agentów głębokiego wywiadu Rzeszy, którzy pomogli rozszy­ frować tajemnice naszego kraju w przededniu wojny. Ta nie­ widzialna armia musiała być jednak znaczna, zważywszy na późniejsze wydarzenia. Centrale hitlerowskiego wywiadu zdo­ łały zgromadzić w swych tajnych archiwach dokumenty, o któ­ rych świat nie miał się nigdy dowiedzieć. Tą kartą zdrady i szpiegostwa zagrano w Berlinie w sierpniu 1939 roku. Od­ niesienie zwycięstwa Hitler powierzył Wehrmachtowi. Utrzy­ manie zdobyczy — kontrwywiadowi i policji. Na początku września 1939 roku wkroczyli na krakowską ziemię funkcjonariusze policji kryminalnej, gestapo i SD __ starzy towarzysze partyjni z czasów kiedy ich Fiihrer sposobił się do przejęcia władzy w Niemczech. Wszyscy mieli ukoń­ czone szkoły policyjne, wielu średnie wykształcenie ogólne, a niektórzy uniwersyteckie dyplomy. Ich akcję w Polsce za­ szyfrowano kryptonimem „Tannenberg”. Przybyli zorganizo­ wani w oddziały specjalne (Einsatzkommandos — EK) w ra­ mach grupy operacyjnej (Einsatzgruppe — EG) „Wiedeń” *. Do tej specjalnej służby powołano ich przy końcu sierpnia z urzędów policyjnych Rzeszy. Gustaw Schielke, rocznik 1896, policjant od 1923 roku, sekretarz kryminalny stapo w Hano­ werze i SS-Untersturmfuhrer, wymaszerował do miejsca kon­ centracji 20 sierpnia „w grupie 10—12 urzędników policji. Byli kryminalnymi asystentami, ludźmi przeważnie młodymi i przynależącymi do SS”. Inny gestapowiec z Krakowa, zeznający po wojnie przed polskim sądem, radca kryminalny z Bremy, Max Muller po­ wiedział o tym: „Zgłaszających się dzielono na oddziały (Kom- mandos). Jednocześnie otrzymaliśmy mundury połowę koloru szarego, podobne do mundurów wojskowych, ale z tą różnicą, że nasze mundury miały kołnierze wykładane, na kołnie­ rzach zaś naszywki (Kragenspiegel) koloru czarnego. Po prze- mundurowaniu poszczególne oddziały przewieziono samocho­ dami w Sudety, a po rozpoczęciu kroków nieprzyjacielskich przeciwko Polsce, oddziały te wysłano w kierunku wschodnim”. Niebawem uporządkowano nazewnictwo grup i oddziałów, któ­ re operowały już na terenach przyfrontowych, nadając im numerację na wzór wojskowy. Dotąd grupy nosiły nazwy * Grupa operacyjna „Wiedeń” była jedną z sześciu grup policyj­ nych, które, przydzielone do poszczególnych armii, wkroczyły 1 wrze­ śnia 1939 roku na ziemie polskie. 36 miast, w których powstały. Grupa „Wiedeń” * otrzymała nu­ mer I, a oddziały wchodzące w jej skład — od 1 do 4. Liczyły od stu do stu pięćdziesięciu ludzi. Dowodzili nimi: dr Ludwig Hahn, dr Bruno Muller, dr Alfred Hasselberg, dr Karl Brun- ner. Wszyscy w stopniu SS-Sturmbannfiihrerów, z policyjny­ mi tytułami radców rządowych. A całą wiedeńską grupą — SS-Brigadefiihrer Bruno Streckenbach. Einsatzgruppe otrzymała przydział do 14 Armii generała Wilhelma Lista, która uderzyła na Polskę ze Śląska, Moraw i Słowacji. Jako oficera łącznikowego do sztabu armii odko­ menderował Streckenbach swego zastępcę, SS-Sturmbannfiih- rera i radcę rządowego, Waltera Huppenkothena. Specjalnością grupy były mordy i pacyfikacje. Szczególne zarządzenie dla Einsatzgruppe Policji Bezpieczeństwa przewidywało „zwalcza­ nie wszelkich elementów wrogich Rzeszy i antyniemieckich w kraju nieprzyjacielskim na tyłach walczących wojsk”. Oficjal­ nie nazywało się to oczyszczaniem terenu z resztek sił prze­ ciwnika, ustępującego pod naporem pancernych zagonów; w praktyce zajmowano obiekty przemysłowe, wyznaczano za­ kładników, likwidowano osoby uznane za niebezpieczne. 7 września sztab grupy kwaterował w Krakowie, tego dnia spłonęła tu wielka synagoga. W niedzielę 10 września na ulicy Wielickiej zabito pierwszych krakowian. Trzynastu. Przebieg akcji był typowy dla Sipo u. SD. Funkcjonariusze dyspono­ wali przygotowaną już wcześniej listą poszukiwanych. Przy­ jechały auta pełne Niemców, którzy otoczyli ulicę, strzelali, rzucali granaty do piwnic... Później zabrali owych trzynastu. Nie wiadomo, co było przyczyną tej akcji terrorystycznej. Istnieją na ten temat dwie wersje: pierwsza mówi o zemście za ucieczkę osób znajdujących się „na czarnej liście”, druga, że była to akcja odwetowa za strzał oddany z wiaduktu do przejeżdżających samochodów z wojskiem niemieckim. Ro­ dziny bezskutecznie szukały swoich najbliższych, bo wszelki ślad po nich zaginął. Prawie rok cały upłynął, aż kiedyś psy rozgrzebały ziemię przy murze cmentarza żydowskiego i ktoś dostrzegł ludzką stonę, wystającą z ziemi. Rozkopano ziemię w tym miejscu i odkryto ciała trzynastu zabitych mężczyzn. Zwłoki przewieziono do Zakładu Medycyny Sądowej. Zacho­ wały się akta z oględzin, w których stwierdzono, że męż­ czyźni zginęli od postrzałów oraz strzaskania czaszek. Z meldunków, jakie sztab Einsatzgruppe wysyłał do Ber­ lina, wynika, że stacjonował w „głównym odwachu policyj­ nym” przy ulicy Siemiradzkiego. Kilka dni później przybył 37

do Krakowa sztab oddziału operacyjnego 2/1 Bruno Mullera i zajął na swą siedzibę zespół gmachów przy ulicy Pomorskiej. 13 września Bruno Streckenbach zawiadomił Berlin o spra­ wie dużej wagi; meldunek dotyczył mianowicie efektów po­ szukiwań przez Einsatzgruppe I pracowników byłego niemiec­ kiego konsulatu generalnego w Krakowie, poszukiwań podję­ tych natychmiast po wkroczeniu do miasta. Z treści meldunku wynika, że Niemcom udało się na razie ustalić jedynie pewne okoliczności zniknięcia dyplomatów. Oto ów ciekawy doku­ ment: „Niemiecki konsul gneralny w Krakowie, August Schillinger, wraz z pięcioma urzędnikami konsulatu został w nocy z 2 na 3 września 1939 roku uprowadzony przez polską policję. Konsul holenderski przejął ochronę konsulatu i prze­ kazał placówkę dowódcy Einsatzgruppe. Czterech innych pra­ cowników konsulatu ukryło się i zdrowi przebywają w Kra­ kowie. Los konsula generalnego nie jest znany”. Co się wydarzyło tamtej wrześniowej nocy? Wiadomo, że dyplomatów uprowadzili wywiadowcy z sekcji antyniemiec- kiej Brygady Politycznej Urzędu Śledczego. Auta z dyploma­ tami odjechały z Krakowa w stronę Katowic. Na tym infor­ macja się urywa. Zważywszy jednak na kierunek jazdy mamy podstawy sądzić, że dla sipo dalsze losy tych ludzi nie były tajemnicą. Jednym z konwojujących był przodownik służby śledczej Karol Macioł. 17 września Streckenbach zameldował w Berlinie, że dwa dni wcześniej rozkazał rozstrzelać w Krakowie dwudziestu trzech Polaków, wśród których znajdowali się ci, „którzy zor­ ganizowali komórkę informacyjną dla polskiej armii”. Nie udało się dotąd ustalić o jaką „komórkę informacyjną” cho­ dziło. Być może był to tylko pretekst. Niebawem wydarzyło się coś, co po wojnie znalazło od­ bicie w ciekawym dokumencie tłumaczonym z angielskiego, zatytułowanym: „Polskie Biuro do Spraw Zbrodni Wojennych. Skarga polska nr 29”. Na stronie 8, w punkcie 13, czytamy: „Armia pod dowództwem oskarżonych (...) Wilhelma von Lista zajęła Kraków (...) Niemieccy oficerowie zaczęli wizytować sklepy (...) 17 września 1939 aresztowano około pięćdziesięciu żydowskich właścicieli sklepów. Zabrano ich na Rynek, gdzie wręczono im nie naładowane rewolwery i kazano im mierzyć do żołnierzy niemieckich ustawionych jak na rozstrzelanie. Scenę tę sfotografowano. Następnie aresztowanych Żydów prze­ transportowano do Niemiec. Wzięto ich do Norymbergi, Frank­ furtu i Eisenach. Tam prowadzono ich przez ulice z wielkimi 38 tablicami na piersiach i napisem: Diese verflluchten Juden schossen auf unsere tapferen Soldaten (Ci przeklęci Żydzi strzelali do naszych dzielnych żołnierzy). Na ofiary pluto i rzucano w nie kamieniami. Nie dawano im pożywienia ani wody. Po około dziesięciu dniach odwieziono ich z powrotem do Krakowa i umieszczono w barakach”. 12 października 1939 roku Hitler dokonał ostatecznego uni­ cestwienia państwa polskiego, podpisując dekret o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa, który wszedł w życie 26 tego miesiąca. Gubernatorem generalnym uczynił Hansa Franka. Frank był towarzyszem partyjnym Hitlera już w latach dwudziestych w Monachium. Szczycił się zawsze tymi swoimi związkami z Fiihrerem. Równocześnie był człowiekiem wy­ kształconym, doktorem prawa, i w latach poprzedzających zdobycie władzy przez nazistów bronił wodza i jego Parteige- nossen przed trybunałem sprawiedliwości. Potem w nagrodę piastował wiele wysokich stanowisk: ministra sprawiedliwości Bawarii, Reichsleitera NSDAP, ministra Rzeszy i posła do Reichstagu. W czerwcu 1933 roku założył w Monachium Aka­ demię Prawa Niemieckiego (Akademie fur deutsches Recht) — placówkę naukową pracującą nad ukształtowaniem niemiec­ kiego prawa zgodnie ze światopoglądem narodowosocjalistycz- nym — i został jej prezydentem. Przyjeżdżał więc do Krakowa człowiek odpowiadający w pewnym sensie naukowej randze miasta, a także ktoś już tu znany. Oto w roku 1936, kiedy Herman Góring polował w Puszczy Białowieskiej z prezydentem Ignacym Mościckim, Hans Frank bawił w Warszawie, a potem złożył wizytę w Kra­ kowie. Była ona wyrazem istniejących wcześniej kontaktów Franka z tym miastem. Jeden z profesorów Uniwersytetu Ja­ giellońskiego, Fryderyk Zoll był członkiem korespondentem jego monachijskiej Akademii, wyjeżdżał tam na coroczne sesje naukowe. Wizyta miała — jak się wydaje — charakter kur­ tuazyjny; wieczorem, po spotkaniu w Uniwersytecie Jagielloń­ skim odbył się raut z udziałem przedstawicieli nauki i sztuki. Przybyli zaproszeni profesorowie, artyści, muzycy... Frank ści­ skał dłonie krakowianom i bawił się świetnie. Kiedy o godzi­ nie dwudziestej drugiej trzydzieści raut zakończył się, arty­ styczne towarzystwo ruszyło „w Polskę”, do... „Cyganerii”, zwanej wówczas „Teatralną” na „Dans la brousse Bal w dżungli”. Późną nocą przybył tam i Frank z towarzystwem... 26 października Hans Frank proklamował Generalne Gu­ bernatorstwo. Ukazały się wielkie, dwujęzyczne afisze z dru- 39

karni „Deutsche Lodzer Zeitung”, opatrzone jego podpisem. „Pod sprawiedliwą władzą zapracuje każdy na swój chleb po­ wszedni” — pisał Frank do Polaków, ale zaraz ostrzegał: „wszel­ kie próby oporu (...) niszczone będą z bezwzględną surowością za pomocą potężnego oręża Wielkiej Rzeszy Niemieckiej”. Twór pod nazwą Generalgouvernement składał się z pięciu dystryktów: krakowskiego, warszawskiego, radomskiego, lu­ belskiego, a od roku 1941 — po wybuchu wojny niemiecko- -radzieckiej — także galicyjskiego, z siedzibą władz we Lwowie. Na obszarze 110 tysięcy kilometrów kwadratowych hitlerowcy usiłowali zapanować nad czternastoma i pół milionami ludzi, a następnie redukować ich liczbę znanymi sobie metodami. Na stolicę GG wyznaczono Kraków, siedzibą gubernatora i je­ go rządu został Wawel, którego nazwę Niemcy pomijali, uży­ wając określenia Burg (zamek). Wprowadzono wszędzie administrację niemiecką, Polakom zostawiając funkcje drugorzędne i służebne. Z chwilą powstania GG jednostki Sipo u. SD (owe Einsatz- kommandos) przeszły do działań opartych o instrukcje opra­ cowane w Berlinie przez specjalistów wywiadu i policji. Orga­ nizmy policyjne zaczęły bardzo szybko nabierać swoistych form. Powstały urzędy nieznane dotąd w Polsce. Rozkaz zmieniający dotychczasowy kształt organizacyjny policji ukazał się 20 listopada, podpisany przez osobistość nu­ mer dwa w RSHA, dra Wernera Besta, „w zastępstwie” szefa Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa Reinharda Heydricha. Kierowano go do licznych adresatów — dowód­ ców i komendantów na całym terytorium Polski, a nawet w Królewcu i Wrocławiu; przesyłano do wiadomości „panom namiestnikom Rzeszy” i „panom nadprezydentom”. Na mocy tego rozkazu Kraków pozostawał w obszarze działania Ein- satzgruppe I i jej specjalnych oddziałów. Kto choć trochę interesował się policją Niemiec z czasów Adolfa Hitlera, wie, że ogarnięcie jej struktur nie jest łatwe. Aparat ten, już w swoim zewnętrznym wymiarze ogromny, stawał się jakby mało przejrzysty. Aresztowany po wojnie gestapowiec Gustaw Liske napisał o tym policyjnym molochu, że „chorował na chroniczne przeładowanie dowódcami, urzę­ dami dowódców i organami nadzorczymi”. Liske pisał wręcz: „Stał się domeną ludzi szukających najzwyczajniej dla siebie żłobu”. Ale nie dopowiadał rzeczy najistotniejszej, choć pisał swoją relację już z pewnego dystansu czasowego i miał okazję przemyśleć niejedno. Otóż prócz „szukania żłobu” były inne 40 SCHEMAT STRUKTURY POLICJI W PIONIE RZĄDU GG

aspekty, w hierarchii ważności stojące o wiele wyżej; wyni­ kały z podstawowych założeń nazistowskiego systemu rządze­ nia państwem. Chodziło o zawładnięcie przez nazistów naj­ czulszym aparatem władzy państwowej, jakim była zawsze policja, i stworzenie niezawodnych jej struktur. Natomiast owa mnogość dowództw, komend i urzędów, powodująca po­ zorny chaos w zakresie kompetencji i podległości służbo­ wych — gdy rozkazy krzyżowały się, a niekiedy wykluczały wzajemnie, była w rzeczywistości znakomicie pomyślaną me­ todą rządzenia. W tej sytuacji bowiem nikt nie czuł się mocny, wszyscy pilnowali się wzajemnie, wszyscy wzajemnie się gry­ źli, a każda kontrowersja, każda sporna sprawa, musiała trafić do Berlina. Tam zapadały decyzje. Gustaw Liske pisał o tym po wojnie: „Biada, gdy jakiś urząd wyskoczył z szeregu”. Kiedy więc rozkaz z 20 listopada ujrzał światło dzienne, w tzw. Generalnym Gubernatorstwie natychmiast wyłoniło się kilka ośrodków policyjnego dowodzenia. Ten, który stanowi główny przedmiot niniejszych rozważań nosił nazwę: Befehls- haber der Sicherheitspolizei und des SD im GG — BdS. W tłu­ maczeniu na polski brzmi ona: Dowódca Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa. Zatem nie urząd, lecz człowiek, do­ wódca... I wszystkie powojenne relacje, pisane w więzieniach przez byłych funkcjonariuszy policji hitlerowskiej, w ten właś­ nie sposób ujmują nazwę tej policyjnej jednostki. Lecz dla uniknięcia^ dwuznaczności, w tej książce nazywa się ją „urzę­ dem dowódcy”, co bliższe jest naszym pojęciom i odczuciu językowemu, a w niczym nie zmienia treści. Urząd Dowódcy Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeń­ stwa centralny dla Generalnego Gubernatorstwa, a więc pod­ stawowego terytorium Polski, powstał w Krakowie, a pierw­ szym jego dowódcą uczyniono SS-Brigadefiihrera i dyrektora rządowego policji Bruno Streckenbacha, tego samego, który jeszcze niedawno, dowodząc Einsatzgruppe I, bawił tu w dro­ dze z Wiednia, a potem krótko przebywał w Łodzi jako do­ wódca policyjny przy naczelnym dowódcy wojskowym armii „Wschód”. Wypada przeto opowieść o urzędzie BdS zacząć właśnie od Streckenbacha. Urodził się i wychował w Hamburgu w rodzinie urzędnika celnego. Kiedy w 1918 roku ukończył gimnazjum, dogasała pierwsza wojna światowa, zmieniająca oblicze Europy, a i w Hamburgu działy się rzeczy bardzo ciekawe. Oto 8 listopada władzę w mieście przejęły Rady Robotniczo-Żołnierskie, lecz zaraz przeciw nim wyruszyły Freikorpsy. W ich szeregach 12 znalazł się młody Bruno Streckenbach. Potem, nie ma­ jąc wyuczonego zawodu, Streckenbach należał przez pewien czas do Werwolfu, praktykował w firmie importowej, był ko­ respondentem prasowym — wciąż jeszcze daleki od nazizmu. Dopiero w grudniu 1930 roku wstąpił do NSDAP, kiedy partia liczyła prawie pół miliona członków. Rok później przyjęto go do SS i niebawem otrzymał stopień SS-Untersturmfiihrera. Już w SS związał się z partyjną służbą wywiadowczą. Ten krok otworzył mu drogę do pierwszego szeregu bojowników „rewolucji narodowosocjalistycznej”. Partia hojnie płaciła za wierność. W październiku 1933 roku dowodził policją poli­ tyczną w Hamburgu; miesiąc później, kiedy naziści święto­ wali dziesiątą rocznicę puczu w Monachium, był już SS-Sturm- bannfuhrerem i radcą rządowym policji. Zaraz potem podpo­ rządkował swój urząd Himmlerowi, więc Reichsfuhrer wyna­ grodził mu to stopniem SS-Standartenfuhrera i tytułem nad- radcy rządowego. Kariera Streckenbacha należała do wyjątkowo błyskotli­ wych. Od czasu kiedy otrzymał pierwszy stopień dowódczy, upłynęły zaledwie cztery lata, on zaś szczycił się już posia­ daniem honorowego pierścienia z trupią czaszką i sztyletu otrzymanych od Reichsfuhrera SS. Urząd BdS, który tworzył teraz w Krakowie, miał spełniać rolę szczebla pośredniego między RSHA a powstającymi rów­ nocześnie urzędami komendantów Sipo u. SD we wszystkich pięciu dystryktach GG i zarazem ich organu nadzorczego. Nie wymyślono zatem w tej materii niczego nowego, BdS powielał bowiem istniejące w Rzeszy od 1936 roku podobne urzędy inspektorów Sipo u. SD (IdS) dla okręgów politycz­ nych (Gau) odpowiadających prowincjom Rzeszy. Strecken­ bach, jeszcze jako SS-Standartenfuhrer, był do wybuchu woj­ ny inspektorem w Hamburgu, co pozwoliło mu zdobyć do­ świadczenie przydatne w sprawowaniu podobnych funkcji do­ wódczych. Niemcy kroczyły już wtedy drogą podbojów. Przed po­ licją stawały nowe zadania; także przed krakowskim urzędem Befehlshabera Sipo u. SD. Miał je określone jasno: ekstermi­ nacja narodu polskiego i zniweczenie niepodległościowych dą­ żeń Polaków. _ Jaki zatem był ów urząd? Oto jeden z dokumentów sporzą­ dzony w języku niemieckim przez funkcjonariusza Strecken- bachowego urzędu, Wiktora Forstera, który swoje relacje spi­ sywał po wojnie, przebywając w polskim więzieniu: „Organi­ 43

zacja urzędu BdS: Befehlshaber — jako szef urzędu, oso­ bisty referent dowódcy, adiutant względnie kierownik biura, dwie stenotypistki; Wydział I personalny; Wydział II gospo­ darczy z kasynem, biuro komendanta spraw dochodzeniowych UF (oficer śledczy), wydział — administracja i prawo VuR łącznie z biurem paszportowym; Wydział III SD wywiad; Wy­ dział IV — gestapo; Wydział V — kripo; Funkstelle — ra­ diowcy, krótkofalówka, połączenia radiowe BdS, dalekopisy tworzące techniczną służbę łączności, kierowcy, portierzy i do­ zorcy oraz stały polski personel gospodarczy w budynku i ka­ synie; obiekty podlegające BdS: Instytut Medycyny i Krymi­ nalistyki, gospodarstwo rolne w Kurdwanowie, Szkoła Sipo u. SD w Rabce łącznie z domem wypoczynkowym dowódców SS, dom wypoczynkowy BdS w Rabce, niedaleko dworca, pod nazwą Haus Annemarie, dom wypoczynkowy Haus Donauland”. Dziś wiadomo, że Forster nie ujawnił wszystkiego, bowiem przy BdS działał jeszcze Instytut Kryminalno-Techniczny (Kri- minaltechnisches Institut), kierowany przez SS-Hauptsturm- ftihrera Eduarda Michaelisa, podlegający w sprawach mery­ torycznych centrali berlińskiej. I na tej samej zasadzie — oficer łącznikowy departamentu VI RSHA. Befehlshaber i jego sztab założyli swoją kwaterę w najpięk­ niejszej dzielnicy miasta, w domu narożnym przy skrzyżo­ waniu Alej Trzech Wieszczów z ulicą Artura Grottgera (adres: Grottgera 1), przystosowując go do potrzeb policji. Na parte­ rze po lewej stronie, tuż za okienkiem z informacją, był pokój z dalekopisami, dalej sala sypialna dla służby wartowniczej i kierowców. Po prawej kancelaria oficera służbowego. Gabi­ net Befehlshabera znajdował się na pierwszym piętrze w cia­ snym, podłużnym pokoiku obok sali konferencyjnej, tu były też pokoje adiutanta, osobistych referentów, stenotypistek, poczty specjalnej i prywatne mieszkanie dowódcy. Wyżej — registratura akt personalnych, osobno akta i kartoteka gestapo i Sicherheitsdienstu. BdS zajmował oczywiście kilka innych budowli w Krakowie. Wydział kripo, na przykład, wraz z aresztami, znajdował się przy ulicy Lenartowicza 14, tam także były biura Wydziałów I i II, włącznie z biurem paszportowym, a na drugim piętrze Sicherheitsdienst; przy Lenartowicza 19 — biuro oficera śled­ czego, radiotelegrafiści, mieszkania urzędników. Opis ten świadczyłby o dużym rozmachu urzędniczym, lecz nie w tym przypadku, gdyż swej dowódczej funkcji Befehls­ haber nie wykonywał w pełni: „ani od siebie nie wydawał roz­ 44 kazów — pisze Forster — ani za swoim pośrednictwem nie przekazywał ich z Berlina dla pięciu mających mu podlegać komendantów Sipo u. SD w dystryktach”. Nie była to funkcja dowódcy z prawdziwego zdarzenia. Streckenbach, jeden z naj­ bardziej zasłużonych nazistów, znajdował się jakby na po­ boczu, przy równoczesnym zachowaniu całego splendoru wła­ dzy. Wyjaśnienia tego zjawiska należy szukać w mechaniz­ mach dowodzenia siecią urzędów Sipo u. SD. Otóż^ w ciągu całego wojennego pięciolecia do urzędów komendantów w dy­ stryktach prowadziły trzy drogi służbowe, trzy drogi rozka­ zodawcze. Główna, którą przepływało około osiemdziesięciu procent całej komunikacji służbowej, szła bezpośrednio od RSHA do komendantów Sipo u. SD w dystryktach. I była to droga najważniejsza — robocza, codzienna... Tą drogą RSHA i Urzędy KdS wymieniały korespondencję dotyczącą spraw operacyjnych, agentów, aresztowań, nie dopuszczając do tych tajników nikogo. Inna droga służbowa przebiegała w pionie SS: od Reichs- fiihrera i szefa niemieckiej policji, a od 1943 — Ministra Spraw Wewnętrznych Heinricha Himmlera do wyższego dowódcy SS i policji GG, następnie rozgałęziała się i przez jego pięciu dowódców SS i policji w dystryktach docierała do pięciu urzędów komendantów Sipo u. SD. Znowu „za plecami” urzę­ du BdS. Trzeci kanał rozkazodawczy w układzie rządowym General­ nego Gubernatorstwa przebiegał od Hansa Franka do sekre­ tarza stanu do spraw bezpieczeństwa, w jednej osobie wyż­ szego dowódcy SS i policji, następnie przez stałego referenta przy sekretarzu stanu dla sektora Sipo u. SD, a zatem Be­ fehlshabera, i przez niego do KdS. Befehlshaber nadzorował wykonanie owych zarządzeń, zdając później sprawozdanie se­ kretarzowi stanu. Ten system dowodzenia policją bezpieczeństwa pozostawiał właściwie na uboczu także wyższego dowódcę SS i policji (Hóherer SS u. Polizeifuhrer — HSSuPF), obdarzonego przecież najwyższym zaufaniem Heinricha Himmlera i odpowiedzial­ nego za umocnienie niemczyzny na Wschodzie. Sprawował ten urząd w 1939 roku nieco starszy wiekiem od Streckenbacha i znacznie bardziej zasłużony dla partii nazista, Friedrich Wil­ helm Kriigier (niegdyś zawodowy wojskowy, potem księgarz, w końcu lat dwudziestych dyrektor przedsiębiorstwa wywozu śmieci w Berlinie). Był członkiem SS i zaufanym Himmlera. W 1931 roku Reichsfiihrer SS umieścił go w sztabie SA, jako 45

odpowiedzialnego za szkolenie, a więc tuż pod bokiem szefa sztabu Ernsta Róhma. Kruger był wtedy jeszcze SS-Unter- sturmfuhrerem, ale w czerwcu 1934 roku, owej „nocy długich noży”, jego rzeczywista rola zaznaczyła się bardzo wyraźnie, a kariera od tego momentu przebiegała błyskawicznie. Gdy przyjechał do Krakowa w końcu 1939 roku był już w stopniu SS-Obergruppenfiihrera. W 1942 roku został sekretarzem sta­ nu w rządzie Franka. A mimo to działalność Sipo u. SD to­ czyła się poza nim. Zdarzyło się kiedyś, że w którymś z dystryktów KdS aresz­ tował kilka polskich osobistości, kiedy indziej znowu niemiec­ kiego Kreishauptmanna z powodu wykroczenia służbowego. Interwencje w tych sprawach dotarły do generalnego guber­ natora. Frank polecił sekretarzowi stanu zwolnić aresztowa­ nych. Sprawy drogą służbową trafiły następnie do Befehlsha- bera, potem do KdS, w którego rękach byli aresztowani, i tam utknęły. KdS sprzeciwił się poleceniom Franka i przedstawił argumenty uzasadniające pozostawienie aresztowanych w wię­ zieniu. Dalekopisy wymieniano tam i z powrotem. Befehlsha- ber stawał do raportu u sekretarza stanu. W końcu sprawa stała się niewygodna dla KdS, więc zameldował o niej w RSHA, w departamencie IV. Lecz zanim nadeszła z RSHA de­ cyzja, KdS na własną rękę przekazał aresztowanych do dyspo­ zycji Staatspolizei Kattowitz, szybko zawiadamiając o tym Amt IV w Berlinie, z góry pewny, że jego krok zostanie zaakcepto­ wany. W ten sposób usunął aresztowanych z zasięgu generalne­ go gubernatora, po czym lakonicznie poinformował BdS, że aresztowane osoby, zgodnie z dyrektywą RSHA, skierowano na terytorium Rzeszy, co uniemożliwia spełnienie poleceń gu­ bernatora. Tak komendant Sipo u. SD na szczeblu dystryktu wyprowadził w pole Franka, Krugera i Streckenbacha równo­ cześnie, a na dodatek zupełnie bezkarnie. Historię tę opisał Forster, ale nie podał nazwisk jej bohaterów, ani bliższych okoliczności; prawdopodobnie znał ją tylko ze słyszenia. Mimo tych ograniczeń Streckenbachowi pozostawał jednak ogromny obszar działania w zakresie organizacji urzędów Sipo u. SD niższych szczebli, środków łączności, szkolnictwa zawodowego, akcji represyjnych wprowadzanych na całym te­ rytorium GG, spraw socjalnych funkcjonariuszy policji, jed­ nolitej polityki personalnej, przepisów o bezpieczeństwie, czy dyscyplinie wewnętrznej... Dla podstawowego tematu tej książ­ ki szczególnie istotne było utworzenie w Rabce szkoły poli­ cyjnej (Schule der Sipo u. SD), będącej jedyną szkołą poli­ 46 cyjną tego typu w GG. Szkoła ta funkcjonowała przez wszyst­ kie lata wojny. Nigdy dotąd nie opracowano jej monografii, wiadomo jednak na pewno, że miała charakter wielonarodo­ wy: organizowano tam kursy dla Niemców, ale także dla Ukraińców i Polaków. W tym miejscu dotykamy po raz pierwszy osobliwego problemu kolaboracji, który pojawiać się będzie w tej książce jeszcze wielokrotnie. Organizatorem szkoły i jej pierwszym administracyjnym kierownikiem był Hans Kruger (nie mylić z sekretarzem stanu GG), Niemiec, który urodził się i wychował w Poznaniu. Po­ licyjne kursy zaczął organizować najpierw w Zakopanem, już w listopadzie 1939 roku. Do Rabki przeniósł szkołę w sierpniu następnego roku. Początkowo mieściła się w domu Marii Frenklowej, przeznaczonym na fundację dla dzieci żydowskich, a od października na stałe w gmachu Gimnazjum Żeńskiego św. Teresy. Wkrótce potem Kruger wyjechał do Berlina, a jego miejsce zajął Wilhelm Rozenbaum, urzędnik admini­ stracyjno-gospodarczy BdS, syn flisaka spod Hamburga. Ko­ mendantem szkoły do spraw dydaktyki był SS-Sturmbann- fiihrer i radca policyjny Dobiat. W ciągu krótkiego czasu, bo zaledwie do lata 1940 roku, Streckenbachowi udało się stworzyć na całym terenie GG bardzo sprawnie funkcjonujące mechanizmy policji bezpie­ czeństwa, które przetrwały wojnę niewiele się zmieniając. Ale aspiracje Streckenbacha były znacznie wyższe; podobnie jak kiedyś Himmler, on także spoglądał w stronę Berlina. W po­ łowie 1940 roku mogło się wydawać, że jego pozycja w poli­ cyjnej elicie władzy w Rzeszy jest ugruntowana — zacho­ wując stanowisko w Krakowie, kierował równocześnie depar­ tamentem I RSHA. Z Krakowem pożegnał się ostatecznie pół roku później, 14 stycznia 1941 roku, wielką fetą w komnatach wawelskich dla najwyższych dostojników hitlerowskich. Frank nazwał go wte­ dy „drogim brygadierem”, a utworzenie w Polsce Sicherheits- polizei — „dziełem jego życia”. Streckenbach natomiast okres pracy w Polsce uznał za jeden „z najpiękniejszych w swoim życiu”. Historia nazwała go później okresem ludobójstwa. Bruno Streckenbach wypełnił swoją misje w Polsce. Potem z łatwością wszedł w rolę osoby numer dwa w RSHA. Po odejściu Besta kierował najczulszym instrumentem władzy nazistowskiej: sprawami personalnymi Sipo u. SD, członków partii. SS, wychowaniem światopoglądowym... I był wyraźnie na fali. 47

W czerwcu 1941 roku przygotował Einsatzgruppen do udzia­ łu w agresji na ZSRR. W listopadzie, z okazji dnia partii, otrzymał awans na SS-Gruppenfiihrera i generała porucznika policji. Wkrótce potem jak 4 czerwca 1942 roku umarł Hey- drich, na skutek ran odniesionych w zamachu w czeskich Lidicach, Streckenbach objął obowiązki szefa RSHA. Był u szczytu. Brakowało mu jedynie formalnego awansu. Lecz tego ostatniego gestu nie doczekał się. W styczniu 1943 roku szefem RSHA został austriacki nazista, adwokat dr Ernst Kaltenbrunner — wyższy dowódca SS i policji w Austrii. Streckenbach z wierzchołka dowódczego RSHA spadł do roli kapitana Waffen SS. Pojechał na front wschodni w składzie 8 Dywizji Kawalerii SS. Dobił się jeszcze wprawdzie jej dowództwa, lecz nieuchronnie zbliżał się koniec wojny i Stre­ ckenbach dostał się do niewoli w Kurlandii. W 1945 roku władze radzieckie skazały go na 25 lat więzienia. Zwolniony po wizycie kanclerza Konrada Adenauera w Moskwie w 1955 roku, wrócił do Hamburga, gdzie lekarze orzekli jego nie­ zdolność do dalszego odbywania kary. Zmarł w swym rodzin­ nym mieście. Były esesman Gustaw Liske określił go jako najbardziej eleganckiego spośród dowódców Sipo u. SD w Kra­ kowie. Wiktor Forster nazwał go „sprawiedliwym, zdolnym, porządnym, przede wszystkim dalekowzrocznym szefem urzę­ du, z niezwykłym talentem organizacyjnym”. Tylko dla Pola­ ków wynikało z tego wszystko co najgorsze. Po wyjeździe Streckenbacha, nowym dowódcą w Krakowie został mniej błyskotliwy, ale również stary narodowy socja­ lista jeszcze z początku lat dwudziestych, SS-Brigadefiihrer i generał major policji Eberhard Schongarth, do niedawna inspektor Sipo u. SD w Dreźnie. Postać charakterystyczna, bo Schongarth był niezwykle nerwowy, mówił dużo, nieskładnie, i często popadał w konflikty. Mieszkał z żoną w willi z ogro­ dem przy ulicy Juliusza Lea. W życiu pozasłużbowym odda­ wał się nałogowi alkoholizmu, uwielbiał ucztowanie. Stano­ wisko, które przyszło mu piastować w Krakowie, przerastało go. Sam prostacki mechanizm zabijania nie wystarczał. Spra­ wowanie funkcji dowódczej wymagało inteligencji, zwłaszcza w rozgrywkach personalnych, a tej Schóngarthowi najwyraź­ niej nie starczało. W 1942 roku znalazł się w najciemniejszym okresie swej kariery, wtedy bowiem zbliżało się apogeum zbrodni na na­ rodzie żydowskim. 19 stycznia Schongarth wyjechał do Ber­ lina, a nazajutrz uczestniczył w konferencji u Heydricha nad 48 jeziorem Wannsee. Tam, w opustoszałym kąpielisku Wielkiego Berlina, przygotowano zagładę narodu żydowskiego w Euro­ pie, nazywając tę największą ze zbrodni „rozwiązaniem kwe­ stii żydowskiej”. Schongarth brał na siebie odpowiedzialność za wygubienie Żydów w GG. Dokument podsumowujący kon­ ferencję mówił o jedenastu milionach Żydów. W Generalnym Gubernatorstwie mieszkało ich około dwa i pół miliona. W Kra­ kowie kilkadziesiąt tysięcy... Wymordowanie tak olbrzymiej liczby ludzi wymagało czasu i odpowiednich przygotowań. Schongarth dokonał więc szyb­ kiej reorganizacji urzędów sipo niższych szczebli, powołując nowe placówki gestapo w rejonach większych skupisk Żydów. W każdym urzędzie znajdowały się referaty lub samodzielnie pracujący referenci do spraw żydowskich. Tam, skąd nie wy­ wożono Żydów do obozów zagłady, zabijano ich na miejscu. Odpowiedzialnymi za wykonanie zadania Schongarth uczynił kierowników jednostek policji bezpieczeństwa wszystkich szczebli. Masowe groby kopano niekiedy wprost pod ścianami urzędów policji. Rabczańskich Żydów Schongarth rozkazał wymordować na terenie Schule der Sipo u. SD, w obiekcie bezpośrednio jemu podporządkowanym. Mord zorganizował urzędnik BdS, kierownik administracyj­ ny szkoły, Willi Rozenbaum. Wraz ze swymi współpracowni­ kami zabił około czterystu osób. Kiedy stanął po wojnie przed sądem w Hamburgu, usprawiedliwiał się, że wszystko co robił, usankcjonowane było rozkazami dowódcy sipo. Meldowałem pisemnie i ustnie o egzekucjach — powiedział Rozenbaum. Schongarth opuścił Kraków latem 1943 roku, przeniesiony do Hagi, jako Befehlshaber Holandii. Na jego miejsce przybył najwybitniejszy zapewne spośród tej trójki dowódców — SS-Brigadefiihrer i generał major policji Walter Bierkamp, narodowy socjalista o wieloletniej przynależności do NSDAP i SS. Pracował kiedyś w służbie państwowej jako prokurator w Hamburgu, a wybrawszy karierę policyjną powiązał się z Sicherheitsdienstem i niebawem doszedł do najwyższych sta­ nowisk w sipo. Podobnie jak jego poprzednicy, on także przez pewien czas był inspektorem Sipo u. SD, w Dusseldorfie. Potem, do przyjazdu do Krakowa, dowodził Einsatzgruppe D i jej oddziałami na południowych krańcach Związku Radziec­ kiego, aż po Kaukaz. W dokumentach pozostawionych w polskich archiwach za­ chowała się szczegółowa charakterystyka Bierkampa. Był męż­ czyzną wysokim, barczystym, o niebieskich oczach, ciemno- 4 —Gestapowcy 49

blond włosach i orlim nosie. W przeciwieństwie do Schón- gartha, który miał usposobienie sybaryty, Bierkampa cecho­ wała niezwykła ruchliwość. Wobec podwładnych szorstki, ale prywatnie podobno świetny kompan, towarzyski, chętnie grał w skata i nie stronił od alkoholu, lecz pił umiarkowanie. Do Krakowa sprowadził z Niemiec żonę i trójkę dzieci. Bierkamę powie zamieszkali na blisko dwa lata w głównym budynku policyjnym przy ulicy Grottgera. Równocześnie Bierkamp przyciągnął za sobą do Krakowa znaczną grupę ludzi, z którymi związał się podczas walk Ein- satzgruppe D na kaukaskich rubieżach imperium Adolfa Hi­ tlera. Przyjechał z nim adiutant, berlińczyk, członek SD, Her­ mann Thielecke, z którym Bierkamp nie rozstawał się nigdy, nawet wówczas, gdy w ramach wojennych ograniczeń RSHA nakazało likwidację stanowisk adiutantów. Bierkamp rozkaz zwierzchników ominął, mianując Thieleckiego kierownikiem kancelarii i wszystko zostało po staremu. Wtedy także pojawili się w Krakowie tzw. hiwisi. Nie byli to Niemcy, lecz obcoplemienne kompanie kaukaskie, które walczyły w Einsatzgruppe D aż do jej rozwiązania. Bierkamp sprowadził hiwisów do GG i osadził w KdS we Lwowie i Lu­ blinie, skąd w rok później wymiótł ich front. Byli w nadzorze więzień, w oddziałach służby wartowniczej, część brała udział w zbrojnych akcjach terenowych przeciw oddziałom party­ zanckim i w pacyfikacjach. Hiwisi nosili szare uniformy SS z czarnymi „szpiglami”, ale bez oznak SD. Jakaś część hiwi­ sów przybyła także do Krakowa. Pracowali w majątku BdS w Kurdwanowie, a kilku znalazło zajecie przydające swoistego kolorytu Befehlshaberowi i jego urzędnikom. Było to w owym czasie, gdy Rzesza zaczęła dotkliwie odczuwać brak benzyny i wyszedł z Berlina rozkaz ograniczający używanie samocho­ dów służbowych. Befehlshaber sprawił wtedy swoim urzędni­ kom cztery parokonne dorożki, a woźnicami i stajennymi zo­ stali hiwisi. 9 lipca 1943 roku Hans Frank mianował Bierkampa człon­ kiem rządu GG. W wygłoszonym z tej okazji przemówieniu podkreślił, że czyni to w celu utrzymania kontaktu między organami Sicherheitspolizei a rządem. Bierkamp, który prze­ szedł twardą i bezwzględną służbę dowódczą na terenach objętych bezpośrednio wojną, nie wyobrażał sobie zapewne, że mógłby obecnie zostać pozbawiony wpływu na to, co dzieje się w GG. Przede wszystkim więc nie pozwolił się zepchnąć 50 w cień. Przełamując opory komendantów, zmusił ich do bezwzględnego posłuchu i przedkładania mu pełnej dokumen­ tacji o wszystkich wydarzeniach, także operacyjnych. Osią­ gnął to dzięki sile swej osobowości. Ale oprócz osobowości, jak się okazało, miał równie silne plecy. Latem 1944 roku przejechał przez Kraków pociągiem specjalnym powracający do Rzeszy z frontu wschodniego Reichsfuhrer SS. Z tej okazji na Dworcu Głównym zebrali się wszyscy SS-Fuhrerzy i do­ wódcy policji, żeby pozdrowić swego najwyższego przełożo­ nego. Kiedy pociąg zatrzymał się, Himmler wysiadł z salonki, zszedł na peron i najpierw wyraźnie to akcentując, przy­ witał się właśnie z Bierkampem. Świadkiem tej sceny był Wiktor Forster, który tak zapamiętał tamto wydarzenie: „Him­ mler pozdrowił Bierkampa szczególnie serdecznie i uścisnął mu rękę, klepiąc koleżeńsko po ramieniu; znalazł dla niego słowa pochwały i uznania, kiedy ten był szefem Einsatzgruppe D w Rosji, a także teraz, podczas sprawowania dowództwa Sipo u.SD. Innych pozdrowił raczej formalnie i chłodno, i nie poświęcał im więcej uwagi”. Odtąd już nic nie działo się za plecami Befehlshabera. Otrzy­ mywał kopie wszystkich dokumentów wysyłanych przez każ­ dy KdS do RSHA, włączał się do działań operacyjnych, zgła­ szał zastrzeżenia, rozkazywał... Decydował o obsadzie kadro­ wej, opiniował wnioski awansowe, zgadzał się albo odrzucał. Pracował prężnie i energicznie. W każdy piątek o dziewiątej rano zwoływał kierowników wydziałów i kierowników śled­ czych do głównego gmachu przy Grottgera 1. Raz w mie­ siącu odbywały się w Krakowie narady komendantów Sipo u. SD. Wysłuchiwał projektów i zamierzeń gestapo, Sicher- heitsdienst, Kriminalpolizei, po czym podejmował stosowne decyzje. 22 lipća na posiedzeniu rządu GG przedstawił kie­ runki działania podejmowane przez Sipo u. SD, a w szcze­ gólności „wprowadzanie” do polskich organizacji konfidentów. Dwa miesiące później, podczas ogólnej dyskusji nad problemem obrony GG, poinformował Franka o zamiarze stosowania w przyszłości pokazowych egzekucji ulicznych: „wyrok śmierci zostanie wykonany na miejscu napadu”. Jego działania sta­ wały się coraz okrutniejsze. Einsatzgruppe D, którą kiedyś dowodził, wymordowała przeszło dziewięćdziesiąt tysięcy lu­ dzi; nie liczył się z ludzkim życiem także w Krakowie. 10 października 1943 roku Frank wprowadził rozporządze­ nie o karze śmierci „za najmniejsze przewinienie”. O winie orzekały „sądy doraźne policji bezpieczeństwa” w urzędach KdS. 4* 51

A cała ta bezprzykładna maskarada, jakby na urągowisko, miała bogatą dokumentację procesową. Pod nagłówkiem do­ kumentu „oskarżenia” pisano nazwisko podsądnego, miejsce urodzenia, datę wydania wyroku, uzasadnienie, krótki opis faktów, materiału dowodowego. Niżej ■— podpisy „sędziów”, część wyjaśniająca, czy wydano wyrok śmierci przez rozstrze­ lanie, czy powieszenie, w którym dniu, o godzinie... Taki do­ kument przesyłano następnie Bierkampowi, który zatwierdzał wyrok. 6 sierpnia 1944 roku, po wybuchu Powstania Warszawskiego, Befehlshaber podpisał rozkaz skierowany do SS-Obersturm- bannfiihrera Joachima Ilmera, komendanta Sipo u. SD w Ra­ domiu, stanowiący jakby blokadę przeciwpowstaniową. Naka­ zywał mianowicie „zatroszczyć się wspólnie z Wehrmachtem 0 to, aby w większych miastach wziąć po dziesięć tysięcy zakładników, którzy z chwilą wybuchu powstania mają być natychmiast rozstrzelani”. W tym samym celu rozkazał are­ sztować w Krakowie kilka tysięcy osób i umieścić w obozach. Niebezpieczeństwo zaglądało Bierkampowi w oczy coraz natarczywiej. O Kraków miały się niebawem obić echa po­ wstania Słowaków. Wypróbowanym zwyczajem RSHA rozpo­ czął organizowanie specjalnego Einsatzkommando Sipo u. SD, na miejsce koncentracji oddziału wyznaczając właśnie Kra­ ków. Dowództwa nie objął osobiście, skala działań była o wie­ le mniejsza, niż kiedy dowodził pod Kaukazem; dowódcą słowackiego Einsatzkommando RSHA mianował SS-Sturm- bannfiihrera i radcę kryminalnego Hansa Liskego z KdS w Lublinie. Utworzenie EK nie nastręczało większych trudności. W dru­ giej połowie lata 1944 nie istniały już dwa z pięciu KdS, mia­ nowicie w Lublinie i Lwowie, skąd radziecka ofensywa wy­ miotła kadrę sipo. Nadwyżki mogły więc wymaszerować na Słowację. Sprawiło to zawód wielu mającym nadzieję na cie­ plarniany żywot z dala od frontów, w zacisznych gabinetach 1 luksusowych kasynach. Dekowników nigdy nie brakowało, ale w Krakowie było ich istotnie w nadmiarze. BdS rozrósł się wówczas do stu dwudziestu osób. Część tej niepotrzebnej kadry Bierkamp odprawił do Rzeszy. Jednak, co może się wydać zaskakujące, chętnych do wyjazdu nie było wielu. Bar­ dzo nie chcieli wracać zwłaszcza kawalerowie i samotne pan­ ny, nie mający w ojczyźnie zobowiązań rodzinnych. Więc do­ kumenty personalne opatrywano zawsze adnotacją, że rozkaz jest tymczasowy i będzie zmieniony, gdy tylko sytuacja wo­ 52 jenna na to pozwoli. Ale sytuacja wojenna nie pozwalała już na żadne złudzenia, bowiem kiedy latem 1944 roku front wschodni stanął w granicach krakowskiego dystryktu, żaden rozkaz dowódcy nie mógł już zmienić czegokolwiek. Zakres władzy Befehlshabera kurczył się i groził całkowitą likwidacją jego urzędu, a mimo to Bierkamp starał się stwarzać wrażenie, że nic złego się jeszcze nie dzieje, że Kraków się utrzyma i Wehrmacht znowu pójdzie do przodu. Wehrmacht do przodu jednak nie szedł, a do sipo napływały meldunki nie tylko z frontów, lecz i z okolic o wiele bliższych, o atakach na samo­ chody wojskowe i policji podczas przejeżdżania przez leśne drogi, co niepokoiło Bierkampa bardziej, niż sytuacja wojenna. Ograniczał przeto swoje podróże inspekcyjne po kraju do mini­ mum. Najdłuższe, trwające kilka dni podróże odbył po upadku Powstania Warszawskiego. KdS z Alei Szucha, pozbawiony przez powstańców siedziby, zmuszony był wynieść się (w zmniejszonym składzie) do siedziby swej Aussendienststelle w Sochaczewie; mniej więcej w tym samym czasie radomski KdS, ze względu na bliskość frontu, przeniesiono do Czę­ stochowy. Befehlshaber podróżował zawsze pod silną osłoną. Używał do podróży dwóch pojazdów: czteroosobowego samo­ chodu służbowego, w którym jechał z kierowcą i z jednym albo dwoma SS-Unterfiihrerami, oraz sześcioosobowego woj­ skowego samochodu z SS-Unterfuhrerami uzbrojonymi w pi­ stolety maszynowe i granaty. Kiedy samochody zbliżały się do okolic zagrożonych, osłona jechała około stu-dwustu me­ trów przed samochodem Befehlshabera. Gdy niebezpieczeństwo mijało, wóz dowódcy znowu wysuwał się na czoło. Zabezpie­ czenie było zresztą wszechstronne. Na przykład o wyjeździe Befehlshabera urzędnicy sipo w Krakowie dowiadywali się „najczęściej dopiero wtedy — zaprotokołowano przy jednym z zeznań — gdy Bierkamp ze swoją eskortą był już dawno w drodze i gdy się okazywało, że na wartowni brakuje per­ sonelu”. Zarówno w drodze jak i w urzędzie Bierkamp stale miał wokół siebie uzbrojonych wartowników. W marcu 1944 za­ rządził utworzenie dodatkowo wartowniczej służby alarmowej, niezależnie od stałej warty pełnionej przez volksdeutschów, czy obcoplemiennych w budynkach służbowych. Jednostka alarmowa w sile jeden SS-Fiihrer i ośmiu SS-Unterfiihrerów zaczynała pracę po zamknięciu biura. Nie wolno im było opu­ szczać budynku przez całą noc. Wyposażeni w hełmy i pistole­ 53