eugeniusz30

  • Dokumenty288
  • Odsłony29 262
  • Obserwuję16
  • Rozmiar dokumentów2.3 GB
  • Ilość pobrań15 680

Karel Krejčí - praga. legenda i rzeczywistość

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :15.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Karel Krejčí - praga. legenda i rzeczywistość.pdf

eugeniusz30 SKANY2 historia rodowody cywilizacji
Użytkownik eugeniusz30 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 267 stron)

S P I S T RE Ś C I Spis ilustracji.................................................. Jak tworzyła się legenda o Pradze Podanie, mit i spóźniony dowcip historii Mit V yszehradu............................................ Praga królew ska............................................ Praga heroiczna i tragiczna......................... Praga fantastyczna...................................... Niezrozumiali św ięci...................................... Od „Budy” do „Złotej Kapliczki” . . . Praskie ta je m n ic e ...................................... Praga mieszczańska i ludowa . . . . P r z y p is y ......................................................... Indeks p o s t a c i............................................ 7 9 18 43 68 96 141 166 194 226 253 255

SPIS ILUSTRACJI NA WKŁADKACH między str. 80—81 1. Widok z Lorety na katedrę Sw. Wita. 2. Hradczańska Loreta ze słynnymi dzwoneczkami. 3. Klasztor na Strahovie, gdzie mieści się światowej sławy biblioteka. 4. Renesansowy pałacyk letni królowej Anny. 5. Fragment „Śpiewającej fontanny”. 6. Widok z Lorety na kościół Kapucynów. 7. Wejście do Zamku Praskiego z Pałacem Arcybiskupim. 8. Widok na bazylikę Sw. Jerzego z krużganku katedry Sw. Wita. 9. Romański fresk na sklepieniu bazyliki Sw. Jerzego. między str. 128—129 10. Pałac Schwarzenbergów na Hradczanach. 11. Gotycki wystrój kaplicy Sw. Wacława. 12. Widok z ogrodu Vrtbów na kościół Sw. Mikołaja. 13. Wieże mostowe na Małej Stranie i katedra Sw. Wita. 14. Widok ze schodów zamkowych na kościół Sw. Mikołaja. 15. Mała Strana — widok ogólny. 16. Ulica Miszeńska na Małej Stranie. 17. Fragment ulicy Nerudy z bocznym skrzydłem pałacu Schwarzenbergów. między str. 160—161 18. Gotycki Most Karola w zimie. 19. Rynek Staromiejski z kościołem Tyńskim. 20. Ratusz Staromiejski. 21. Fragment słynnego zegara, tak zwanego „Orloja”, na Starym Mieście. 22. Stare Miasto — Muzeum Smetany. 23. Romantyczna uliczka na Starym Mieście. 24. Kaplica Betlejemska. 25. Gotyckie krużganki Uniwersytetu Karola. między str. 208—209 26. Most Karola i staromiejska wieża mostowa. 27. Yyszehrad.

8 Spis ilustracji 28. Rotunda romańska Sw. Marcina na Vyszehradzie. 29. Slavin na Vyszehradzie — cmentarz wybitnych przedstawicieli kultury czeskiej. 30. Nowe Miasto — Wybrzeże Gottwalda. 31. Pomnik na Vitkovie. 32. Teatr Narodowy — „Złota Kapliczka” nad Wełtawą. 33. Dolna część placu Wacława. 34. Widok z Lorety na Hradczany. JAK TWORZYŁA SIĘ LEGENDA O PRADZE PODANIE, MIT I SPÓŹNIONY DOWCIP HISTORII Mógłbym nazwać tę książkę „legendą o Pradze”, gdyby wyraz ten w języku czeskim nie miał nieco zawężonego znaczenia i n-'e wy­ woływał zbyt jednostronnych wyobrażeń. U nas przez słowo „legenda” rozumie się zazwyczaj opowieść z życia świętego lub jakiejś innej osoby, która stała się przedmiotem kultu. A priori nadaje to słowu szczególnie ekspresyjne zabarwienie, zbożnie uroczyste, kultowe. W niektórych innych językach słowo „legenda” — po łacinie znaczące dosłownie „to, co należy przeczytać”, „co warte jest przeczytania” — ma trochę szersze znaczenie. Określa się nim rzeczywisty fakt, który staje się pożywką dla fantazji zbiorowej. Po niemiecku można powie­ dzieć „er wurde zur Legende” * nie tylko o świętym Wojciechu czy Jarosławie ze Sztemberku, ale i o Jarosławie Haszku, i to bez ironii. Legenda może się tworzyć wokół osoby, wydarzenia, miejsca, a nawet przedmiotu. Przybiera bardzo różnorodną postać, narasta, zmienia się i komplikuje w swojej wędrówce „od ucha do ucha”, od książki do książki, od miejsca do miejsca, od stulecia do stulecia. Pierwszym stadium tworzenia się legendy bywają plotki i anegdoty krążące o popularnych osobistościach, czy to będą władcy, wodzowie, po­ litycy, artyści, czy też rozbójnicy, mordercy, złoczyńcy i ich ofiary. Ale na tej samej zasadzie może się wytworzyć legenda w węższym i naj­ węższym kręgu wokół każdego, kto w jakiś sposób podrażni ciekawość otoczenia — ekscentrycznym trybem życia, dziwactwami, samotnictwem, podejrzanymi znajomościami, białymi plamami w swojej przeszłości. Każda ulica, każdy dom, a zwłaszcza każda galeryjka w starych kamie­ nicach miały takie legendy i legendarne postacie. Już tutaj rzeczywistość jest w najrozmaitszy sposób deformowana, uzupełniana, przystosowywa­ na do określonego celu czy puenty. Większość legend nie wychodzi poza to pierwotne stadium i nie prze­ żywa jednego pokolenia mieszkańców kamienicy, niektóre jednak wiodą dalej odrębną, samoistną egzystencję. I to nie tylko takie, które utrzy- on przeszedł do legendy (niem.)

10 Jak tworzyła się legenda o Pradze muje przy życiu sława i znaczenie historyczne ich nosiciela. Legenda na skutek różnych okoliczności może w ogóle oderwać się od osoby, z którą była złączona przy swoim powstaniu, i zaczepić się o jakieś określone miejsce, przeskoczyć na inną osobę, otrzymać nowe powiązania i jako motyw wędrowny będzie krążyć po świecie wówczas jeszcze, gdy ten, kto pierwszy ją opowiadał, i ten, kogo dotyczyła, już od wieków popadli w zapomnienie. Równolegle do tego rozwija się podobnie działająca informacja ustna, która nawet w dzisiejszych czasach postępu technicznego jest nader roz­ powszechniona, zwłaszcza w okresach burzliwych wydarzeń, kiedy po­ budzona fantazja zbiorowa gorączkowo pracuje nad ich interpretacją i przewidywaniami dalszego rozwoju. Taka fala legendotwórstwa zalała nas w okresie okupacji hitlerowskiej, zaś slang utworzył dla tego zja­ wiska trafne określenie „szeptana propaganda”. Ale również taka szeptana propaganda może się wyizolować z rzeczy­ wistości, która powołała ją do życia. Ci, co pamiętali pierwszą wojnę światową, w wielu opowieściach i anegdotach kolportowanych podczas ostatniej wojny poznawali to, co w nieco zmienionym kontekście opo­ wiadało się podczas wojny poprzedniej. Gdyby żyli przedstawiciele jesz­ cze starszych pokoleń, być może zdołaliby przesunąć źródło niektórych „aktualności” z czasów Hitlera do wojny austriacko-pruskiej w roku 1866, do wojen napoleońskich albo i dalej. Kiedy wybrane wytwory plotek, anegdot i szeptanej propagandy utrwalą się i ulegną oddaleniu w czasie od faktów będących przyczyną ich powstania, tak że stracą smak aktualności, stają się podaniami, które jednak nadal zachowują związek z określoną konkretną osobą, miejscem danego wydarzenia i momentem historycznym. Gdy i ta łączność znika, podania stają się baśniami. I na odwrót — jeśli kronikarze odnotują je w swoich dziełach, stają się historią, chyba że współczesny krytycyzm włoży je między bajki, uzna za wymysły albo fałszerstwa. Jeśli natomiast podejmą je pisarze-be- letryści, stają się literaturą. Zdarza się jednak, że zbiór takich legend, odpowiednio zinterpreto­ wany i wystylizowany, nabiera jeszcze głębszego znaczenia. Często bo­ wiem w osnutych legendą faktach następne pokolenia dostrzegają za­ czątki czegoś, co otaczają najgłębszą czcią i do czego pragną nawiązać, a wówczas legenda przeradza się w tradycję. Tradycja może powstać spontanicznie, ale może być również stworzona, sztucznie podtrzymy­ wana i rozpowszechniana; w takim wypadku jej istnienie zależy od tego, czy i w jakim sensie się przyjmie. Możemy zaobserwować tradycje powstające i zanikające, żyjące długie wieki, ale i takie, które zostały uśmiercone w samym zarodku albo urodziły się już martwe. Nierzadko Podanie, mit i historia II dochodzi do rywalizacji między nimi lub nawet do walki na śmierć i życie. Ale proces ten może pójść jeszcze dalej. Któraś z legend albo który z cyklów legendowych może nabrać symbolicznego znaczenia, a wów­ czas staje się mitem, obrazowo wyrażającym wiarę, pragnienia i zbożny szacunek wielkich zbiorowości. A więc wszystko to, od plotki towarzyskiej aż po mit religijny czy narodowy, można sprowadzić do wspólnego mianownika legendy. Wszelkie kategorie twórczości legendowej, niezależnie od podstawo wej cechy — osobliwości, zaspokajającej podrażnioną ciekawość, mogą mieć również zindywidualizowane zabarwienie w zależności od celu, jaki im wyznaczyła tworząca i kolportująca grupa. Bywają legendy złośliwe, których głównym celem jest obmowa, oszka- lowanie lub ośmieszenie. Ten rys przeważa zwłaszcza w pierwszej fazie ich rozwoju, kiedy mają raczej postać podwórkowych plotek; jednakże to pierwotne zabarwienie może niekiedy przylgnąć do ich nosicieli bądź na skutek działania wrogiego środowiska, w którym owe legendy krążą (dla całego chrześcijańskiego świata nie tylko Judasz, ale i Piłat jest złoczyńcą), albo po prostu na skutek wrodzonego ludziom upodobania do poniżenia tego, co wielkie, wzniosłe i podziwiane przez innych. Kiedy indziej zaś przeciwnie — legendy mają wyraźny charakter kul­ towy, sławiący, hagiograficzny. Szczególnie wówczas, gdy stają się tra­ dycją albo mitem. Ale istnieje i trzecia, interesująca kategoria legendy uwieńczonej ja­ kąś puentą, która w sposób bardzo wyraźny usiłuje oddać określoną sy­ tuację, scharakteryzować osobę albo wzmocnić dramatyczną wymowę wy­ darzenia historycznego, bądź z czysto formalnych powodów, bądź też w określonym, tendencyjnym celu. Szczególnie w owej trzeciej kategorii przejawia się działanie tego, co dowcipny i dyletancki filozof-schopenhauerysta W. L. Hertslet w swojej książce, poświęconej różnym fałszerstwom, które przeniknęły do historii, nazwał Der Treppenwitz der Weltgeschichte (wyd. VII, Berlin 1909). Ten termin i pojęcie u nas znane jest jedynie w postaci zwrotów obcojęzycznych, które w danym języku występują jako zwroty potoczne (esprit d’escalier, Treppenwitz). Terminem tym określa się pewną typo­ wą sytuację, w jakiej człowiek może się znaleźć. Ktoś idzie na jakieś prywatne albo oficjalne przyjęcie, gdzie wiele zależy od tego, co i jak powie, jakie wywrze wrażenie; idzie na egzamin albo rozmowę z kie­ rownikiem działu kadr instytucji, w której chciałby pracować; chce wy­ znać ukochanej miłość lub poprosić o jej rękę; ma się przedstawić wpły­ wowemu protektorowi albo swemu przyszłemu szefowi. Opanowuje go jednak trema, odgrywa tę scenę fatalnie, jąka się, mówi właśnie to, co

12 Jak tworzyła się legenda o Pradze jest najmniej stosowne. Gdy już jest po wszystkim, a nieszczęśnik wy­ szedłszy znajdzie się na schodach (stąd „schodowy” *), raptem ciśnie mu się na myśl to wszystko, co powinien był powiedzieć. Kiedy potem opo­ wiada znajomym o tym zdarzeniu, powtarza nie to, co rzeczywiście mó­ wił, lecz to, co mu dodatkowo podsunął spóźniony dowcip. Zdaniem Hertsleta takim typowym fuszerem, któremu z opóźnieniem przychodzi na myśl, co i jak należało wyreżyserować, co kto i przy jakiej okazji powinien bjd powiedzieć albo zrobić, jest historia. Zresztą stwier­ dzili to już przed nim inni, na przykład Heinrich Heine: „...również na wielkiej scenie świata toczy się to zupełnie tak samo jak w szmirze, i tutaj są spici bohaterzy, królowie, którzy zapomnieli swej roli, kulisy, które nie zostały w porę usunięte, głośne szepty z budki suflerskiej...” (Ideen. Das Buch Le Grand, XI). W takich kłopotliwych sytuacjach historia ucieka się do spóźnionego dowcipu. Dzieje świata roją się od takich ulepszeń ex post. Niekiedy są one dziełem osoby, którą można zidentyfikować; kronikarza, autora pa­ miętników albo pisarza-beletrysty — stworzony przez nich obraz prze­ słonił dokumentarną rzeczywistość. Często jednak autor pozostaje nie­ znany, a dalej pracuje mechanizm przekazu. Ktoś gdzieś, dajmy na to profesor podczas wykładu, powie, że ktoś tam przy jakiejś okazji mógłby powiedzieć to i to, słuchający jednym uchem student zamieni tryb wa­ runkowy na oznajmujący, zostanie to zanotowane w kronikach, wejdzie do historii i spóźniony dowcip stanie się faktem. Do tej kategorii należy znaczna część słynnych powiedzeń, w dodatku przekazywanych sobie przez postacie historyczne. Te same powiedzenia i anegdoty przypisuje się Aleksandrowi Wielkiemu, następnie Cezarowi, a po nich najróżniej­ szym wodzom wszystkich stuleci. Podobnie dziedziczone są powiedzenia władców, uczonych, polityków itp. Spóźniony dowcip przesuwa również daty, aby nadać wydarzeniom bardziej dramatyczną wymowę i spoistość, z naturalnego toku faktów konstruuje efektowne sceny teatralne. U nas na przykład z powodzeniem można prześledzić, jak spóźniony dowcip stopniowo opracowywał znaną scenę pojedynku oratorskiego Rokycany z Żiżką oblegającym Pragę. Od XVIII wieku na całą tę misterną konstrukcję, zestawioną z fan­ tazji i rzeczywistości, rzuca się krytyczna wiedza historyczna. Bezli­ tośnie demaskuje i niszczy plotki, anegdoty, podania, udowadnia dzia­ łanie spóźnionego dowcipu, podważa tradycje i mity. Jeżeli jednak nie zadowala się dokumentalnym stwierdzeniem faktów, wówczas na odsłonięte fragmenty szkieletu rzeczywistości historycznej na­ * E sp r i t d’e s c a lie r v dosłownym przekładzie znaczy „dowcip na schodach”, „dowcip schodowy”. ■ Podanie, mit i historia IM nosi nową warstwę legendy — hipotezę naukową. Często bowiem nawet bardzo trafne i na prawdziwie naukowych podstawach oparte hipotezy nie mogą przekroczyć pewnego stopnia prawdopodobieństwa, dalej zaś pozostaje vacuum; problem, czy i w tych wypadkach nie mamy do czy­ nienia z fantazją, wciąż jest otwarty. Ponadto wokół poważnej wiedzy pleni się wiedza dyletancka, która w swoich hipotezach popuszcza wodzy najbujniejszej fantazji. Różne interpretacje mitologiczne, etymologiczne i inne często są bezpośrednią kontynuacją legendotwórstwa. Do tego wszystkiego dochodzą najzwyklejsze pomyłki, niekiedy do rozpowszech­ nienia legendy może się przyczynić nawet błąd drukarski. Z innej strony atakuje legendę, a zarazem dalej ją rozwija, parodia literacka. Parodiować można wszystkie odmiany legendy: podania, tra­ dycje, mity, hipotezy naukowe, ba, nawet samą poważną wiedzę histo­ ryczną. Na przykład bardzo skutecznym środkiem jest przesunięcie ka­ nonizowanego przez legendę lub historię wydarzenia w sferę podwórko­ wych plotek, jak to zrobił Szekspir w Troilusie i Kresydzie, a jeszcze cyniczniej Offenbach w Pięknej Helenie. Podobnie postępował Wolter z legendą, tradycją, mitem i przekazem historycznym o Dziewicy Orleań­ skiej, Puszkin z rzymskim podaniem o królu Tarkwiniuszu i powstaniu republiki, a także G. B. Shaw, u nas Machar i wielu innych. Wszystkie te różnorodne odmiany legendy nie żyją w odosobnieniu, lecz ciągle stykają się i potykają ze sobą, wzajemnie się zapładniają i pożerają jak bakcyle w kropli wody. Plotki i anegdoty złośliwe walczą z plotkami i anegdotami kultowymi, często jednak wywierają na siebie nawzajem wpływ, nadając temu samemu zdarzeniu przeciwstawny sens. Walczą ze sobą, niekiedy wręcz na śmierć i życie, tradycje i mity. Spóź­ niony dowcip ulepsza historię, literatura ją beletryzuje, wiedza historycz­ na oczyszcza i błędne mniemania zastępuje hipotezami. Plotki awansują do rangi podań, podania — tradycji i mitów, wchodzą do historii, po czym znów są spychane do swojego błahego znaczenia i zastępowane innymi. Ośmieszona lub zdemaskowana tradycja spada do poziomu bajki, poważne wydarzenia historyczne są parodystycznie interpretowane jako plotki. Produktem tego skomplikowanego mechanizmu jest obraz prze­ szłości, który wytwarza się w świadomości zbiorowej. Wszystkie te warianty legendotwórcze z powodzeniem możemy zade­ monstrować na cyklu podań tworzących legendarne zaranie naszych dzie­ jów. Na temat rzeczywistości, z której owe podania się zrodziły, można jedynie snuć domysły. Jest to domena hipotez naukowych, skazanych na to, by pozostały hipotezami. Można je interpretować symbolicznie jako mity związane z przyrodą albo jako odbicie dawnej obyczajowości, i tak się też zdarzało. Jeśli nie odrzucimy możliwości, że w ogóle coś takiego, przynajmniej w przybliżeniu, kiedyś się zdarzyło — a absolutnie wyklu-

14 Jak tworzyła się legenda o Pradze czone to nie jest — niełatwo jest przestylizować podania ze wzniosłej postaci tradycyjno-kultowej na starodawne plotki. Wprawdzie w zamierzchłej przeszłości plotka na pewno wyglądała inaczej niż jej ewentualna rekonstrukcja z wieku dwudziestego, ale nie­ wątpliwie istniała i tak samo jak dzisiaj jej obiektem byli zwłaszcza ci, których stanowisko, w dodatku uzyskane wskutek tak niezwykłego awan­ su społecznego jak w wypadku Przemyśla, wyniosło nad pozostałych. Toteż dość uzasadniona jest hipoteza, chociaż równie dobrze może to być tylko nie potwierdzone przypuszczenie, że nawet te podania, które stały się podstawą tradycji i kultu, wśród współczesnych krążyły także w opacznej wersji, oszczerczej i złośliwej. Zresztą widać to po cyklu vyszehradzkim w tej formie, w jakiej się dochował do naszych czasów. Nie wszystkie podania i nie wszystkie ich wersje mają ów sławiący cha­ rakter, który przeważa w cyklu. Pierwszą uchwytną formą legendy Przemyślidów jest ta, którą ex fabulosa narratione senum * zanotował kronikarz Kosmas. Wtedy już dystans czasu sprawił, że rzeczywiste zdarzenia, plotki albo symbole re­ ligijne stały się podaniami, z których częściowo spontanicznie, częściowo sztucznie tworzy się tradycja. Przemyślidzi zwyciężyli w walce o władzę, zaś ich otoczenie nadało charakter kultowy opowieści o ich pochodzeniu i osadzeniu na tronie. Rodząca się i umacniająca tradycja dynastyczna staje się zarazem tradycją państwową. Jednakże ta państwowa tradycja dynastyczna pozostaje w pewnej sprzeczności z religią państwową, gdyż przodkowie rodu panującego byli poganami. Z pomocą przychodzi spóźniony dowcip, wkładający w usta pogańskiej księżny Libuszy proroctwo o przyszłej sławie Pragi, która ma się zakładać przede wszystkim na tym, że rozkwitną w niej „dwa drzewa oliwne”, tj. święty Wacław i święty Wojciech. W podobny spo­ sób, na podstawie domniemanego proroctwa, został ocalony dla chrze­ ścijaństwa pogański poeta Wergiliusz. Legendę Przemyślidów jako tradycję państwową umocnił i niejako usankcjonował Karol IV wprowadzając do obrzędu koronacyjnego kró­ lów czeskich momenty przypominające pochodzenie założyciela pierwszej w Czechach dynastii panującej. Oczywiście wraz z formowaniem się tradycji cykl przemyślidzki nadal się rozwijał i ulegał odmianom na kartach późniejszych kronik i w ustach ludu. Był poszerzany o dodatkowe podania (podanie o Bivoju), a nawet, jak się zdaje, wchłaniał również świeże plotki. Na dworze Luksembur­ gów w Pradze prawdopodobnie krążyły plotki paryskie, a ponieważ nie * na podstawie bajecznych opowieści starców (łac.)

Podanie, mit i historia 15 miały tu oparcia w rzeczywistości, przylgnęły do miejscowych obiektów i znalazły się wśród podań vyszehradzkich (Łaźnia Libuszy). W ten sposób podania stawały się literaturą, i to nie tylko w licencjach fabularyzacyjnych kronikarzy, ale i w różnych formach beletrystycznych jako wdzięczne tematy do opracowania nawet w zasięgu międzynarodo­ wym. To spowodowało dalsze ich rozszerzenie. Tym samym jednak ich powiązanie z rzeczywistością zostało jeszcze bardziej osłabione, toteż za granicą, gdzie pojęcia „Vyszehrad, Libusza, Przemysł” itp. nie łączyły się z żadnym skojarzeniem historycznym, okresem czy miejscem, podania przechodzą na obszar baśni. W wieku XVIII Libusza razem z Rybrcoulem (Liczyrzepą) dostaje się do zbioru ba­ śni niemieckich. Ale w tym samym okresie dochodzi do głosu nowoczesna metoda kry­ tycznych badań historycznych, którą znamionuje dążenie do ścisłego od­ dzielenia prawdy historycznej od produktów fantazji. Dzieło Gelasjusza Dobnera daje u nas początek kampanii krytycznej przeciwko relacjom kronikarzy, zwłaszcza Wacława Hajka z Liboczan, autora najbardziej szczegółowego opracowania podań vyszehradzkich. Kampania owa — jak zwykle towarzyszą jej nowe hipotezy i różne krańcowości — kontynuowa­ na jest przez cały wiek XIX i doprowadza aż do skrajnych herezji głoszą­ cych, że osoba, z której kronikarze wystylizowali swoją Libuszę, była mężczyzną. Ale ta działalność ściera się z innym prądem. Ruch romantyczny, któ­ ry nastąpił po krytycyzmie doby Oświecenia, widzi w tych starych poda­ niach, chociaż nie mogą być dokumentami historycznymi, dowód dawnej kolektywnej twórczości narodowej, świadectwo starodawności, wysokiej kultury i wysokich walorów moralnych narodu. To podejście odegrało u nas wielką rolę w procesie kształtowania nowoczesnego narodu. Z po­ dań vyszehradzkich staje się mit narodowy, który towarzyszy ruchowi czeskiego odrodzenia narodowego, a następnie również walkom prawno- państwowym. Mit ten oddziałuje na wszystkie dziedziny kultury narodo­ wej, a jego ukoronowaniem jest twórczość operowa Smetany, odczuwana jako najsilniejszy przejaw i wyraz nowożytnego patriotyzmu czeskiego. W późniejszym okresie to znaczenie podań zostało nieco osłabione, z jednej strony przez wiedzę krytyczną, która podważyła wiarę w nie­ mal nowoczesne wartości kulturalne, społeczne i moralne w życiu sło­ wiańskich pramieszkańców Czech, a zarazem w autentyczność Rękopisu Zielonogórskiego, głównego filaru mitu vyszehradzkiego — z drugiej zaś strony przez to, że nad tradycją romantycznej starożytności coraz więk­ szej przewagi nabywała rewolucyjna tradycja husycka. Niemniej — chociaż w słabszej mierze — mit nadal zachowywał siłę oddziaływania, przede wszystkim dzięki inspirowanym przez siebie dzie-

16 Jak tworzyła się legenda o Pradze łom artystycznym. Dlatego nie dotknęła go deformacja parodystyczna, która opanowała tylko gałąź uboczną, podanie o białogłowskiej wojnie. Jest to tylko jeden krąg legendowy, wokół którego tworzą się i wza­ jemnie przenikają niezliczone dalsze kręgi, nadal opracowywane przez pamięć zbiorową pospołu z fantazją zbiorową. Znajdują tu swoje odbicie wielkie wydarzenia historyczne, sławne rody i osobistości, lecz między nie wmieszane są również losy nic nie znaczących ludzi, które ukryty mechanizm wciągnął w tryby machiny napędzanej twórczą siłą fantazji zbiorowej. Przybierają tu najróżniejsze formy, często daleko odbiegają od rzeczywistości, która powołała je do życia, i żyją swoim własnym życiem. Wszystko to składa się na wielką, przez wieki pisaną i stale ulegającą pewnym zmianom legendę Pragi. W tworzeniu jej i utrzymywaniu przy życiu biorą udział wielkie zbiorowości, drobne grupy i jednostki. Nie­ które stronice pisze poprzez nieprzejrzany ciąg pokoleń cały naród, in­ ne zaś pojedynczy człowiek, i to nawet taki, co zaledwie przemierzył miasto jak Apollinaire’owski Le Passant de Prague (na marginesie: nie praski wędrowiec, tj. ten, który po Pradze chodzi, lecz ten, co Pragę przemierzył i zabrał z sobą nieco jej atmosfery), jeżeli uchwycone przez niego i zanotowane wrażenie znajdzie wrażliwych czytelników i pozosta­ nie w ich pamięci. Pewne stronice legendy stale są żywe, inne blakną albo popadają w niepamięć. Ci, którzy się zajmowali i zajmują przeszłością Pragi, zazwyczaj do­ strzegają ten kalejdoskop praskiej legendy tylko z jednej strony. Hi­ storycy usiłują ze splotu fantazji i rzeczywistości wyabstrahować czystą prawdę albo rozwijają jakąś swoją hipotezę (często czynią jedno i dru­ gie), folkloryści odnotowują podania, pisarze dalej beletryzują rzeczy­ wistość i fantazję, publicyści przytaczają plotki i anegdoty historyczne, ideolodzy powołują się na tradycję lub ją zwalczają. Książka ta stara się, o ile to w ogóle jest możliwe, uchwycić mecha­ nizm legendotwórczy we wszystkich jego częściach składowych, wyjaśnić ich skomplikowane współdziałanie. Jest rzeczą zrozumiałą, że dokonuje wyboru z nieprzebranego bogactwa materiału, lecz nic a priori nie od­ rzuca ani nie bagatelizuje. Nawet całkiem ewidentny wymysł, którego historyk w ogóle nie wziąłby pod uwagę, w tym połączeniu może wnieść coś interesującego. Autor oczywiście stara się zawsze utrzymać wyraźną granicę między tym, co możemy uważać za dowiedzione fakty, a tym, co jest płodem fantazji, jak również nie pozostawiać czytelnikowi wątpliwości co do pochodzenia poszczególnych relacji i stopnia ich wiarogodności. Od siebie nic nie dodaje, oprócz konstrukcji całości i prób interpretacji, przy czym, co zrozumiałe, musi operować hipotezami, które w wielu wypadkach

Podanie, mit i historia 17 nigdy nie zostaną ani potwierdzone, ani zbite; jednakże nie można się bez nich obejść. Rzecz oczywista, legendy Pragi nie można zamknąć. Jest to proces ciągły — nie tylko pisze dalsze stronice, na których nowe fakty podle­ gają nowym igraszkom fantazji, ale zmienia także spojrzenie na cały wytworzony w przeszłości obraz. Szkiełka układają się w nowe wzory, tworzą nowe konfiguracje. Coś niecoś oczywiście pozostaje niezmienne i stale dominuje w całym obrazie. Legenda wszakże nie tylko przetwarza i dotwarza, ale także eliminuje, jednak nie czyni tego świadomie, jak historia; niekiedy eliminacje te rzeczywiście są tendencyjne — dzieje się tak wówczas, gdy z określonego zestawu faktów sztucznie tworzy się tradycję. Ale przeważnie działa tutaj mechanizm pamięci zbiorowej rzą­ dzący się swoimi własnymi prawami, które często wydają nam się nie­ pojętym kaprysem albo wręcz samowolą. A więc i tutaj legenda wchodzi w konflikt z historią. Legenda tworzy się wokół żywej rzeczywistości już w trakcie jej roz­ woju, ale trwalszego kształtu nabiera dopiero po pewnym czasie, gdy działanie pamięci zbiorowej nie jest już tak zakłócane przez pamięć in­ dywidualną. Wprawdzie sami pomagamy tworzyć legendę tego, co prze­ żywamy, ale czytać ją będą dopiero przyszłe pokolenia. U w a g a Nie załączam do poniższej pracy pełnego wykazu źródeł, z których czerpałem, bowiem wykaz taki musiałby zawierać wszystkie bardziej i mniej znane zabytki piśmiennictwa związane z Pragą, a także szereg dzieł historycznych, historyczno-literackich i innych. Rezygnuję z tego, ponieważ nie chcę obciążać książki zbyt szczegółowym aparatem, ale przede wszystkim chodziło mi o to, aby w powodzi tytułów nie precy­ zujących ściśle, do czego się odnoszą, nie utonęły źródła takich danych, przy których istotne jest, aby czytelnik wiedział, skąd je zaczerpnąłem. Takie źródła podaję od razu bądź bezpośrednio w tekście, bądź w przy­ pisie. W przypadku źródeł ogólnie znanych ograniczam się do nazwiska autora (np. Hajek opowiada... mam na myśli: w swojej Kronice; według Palackiego... mam na myśli jego Historię; Svatek odnotowuje... mam na myśli Podania praskie itp.). Przy pracach mało znanych lub w wrypad- kach, gdy mogłyby powstać niejasności, podaję cały zapis bibliograficzny. I iTwaga ogólna: wdele mało znanych danych, zwłaszcza dotyczą­ cych opinią cudzoziemców o Pradze, czerpię z nieocenionej antologii fc/incy Schw&rza i Pawła Eisnera Miasto widzę ogromne..., wrydanej iW roku 1&40 w Pradze. W wypadku dzieł beletrystycznych opieram się frsi^pośredjtfio na tekstach przytaczanych utworów. 2 — P raga, legenda i rzec2yw istość

MIT YYSZEHRADU Cudzoziemcy odwiedzający dawną Pragę często przyrównywali ją do Rzymu, ponieważ podobnie jak Wieczne Miasto leżała na siedmiu wzgórzach. Współczesny prażanin z trudem by się ich doliczył, gdyż w tej rachubie nie uwzględniano wzniesień leżących extra muros, za mu­ rami ówczesnej Pragi, jak Żiżkov, Vinohrady, a nawet Letna. Za to Hradczany tworzyły wtedy dwa wzgórza, ponieważ występ, na którym stoi zamek królewski i katedra, od reszty wzniesienia był oddzielony głęboką fosą. Oprócz tych podwójnych Hradczan w skład owych siedmiu wzgórz wchodził Petrzyn, następnie Vyszehrad, Karlov i pagórek, na którym stoją kościoły Sw. Apolinarego i Sw. Katarzyny. Wzgórza, tworzące ramy dzisiejszej Pragi, można ułożyć w inny, nie­ mal symboliczny zestaw, który daje skoncentrowany przekrój czeskiej historii: Vyszehrad — Praga bajeczna, Hradczany — Praga królewska, Żiżkov — Praga heroiczna, Biała Góra — Praga tragiczna. Urbem conspicio fama quae sidera tanget. Miasto widzę ogromne, sławą gwiazd sięgające.* Tym heksametrem, który głęboko wrył się w tradycję dziejów naro­ dowych, legendarna mądra księżna Libusza obwieściła ponoć założenie miasta nad Wełtawą. Swoje prorocze widzenie urzeczywistnia następnie praktycznym nakazem, aby miasto, którego sławę ujrzała pośród gwiazd, rzeczywiście zostało założone w miejscu dokładnie przez nią oznaczo­ nym. Tak relacjonuje ten fakt Kosmas, najstarszy kronikarz czeski, a za nim wszyscy jego następcy. I chociaż później krytycyzm nowoczesnej historiografii podważył wiarę w autentyzm dawnych podań, proroctwo Libuszy nadal żyło w tradycji jako świadectwo minionej wielkości i gwarancja sławnej przyszłości nie tylko miasta, lecz całego narodu. Ciężkie klęski dotknęły naród, który zakładał Pragę. Były chwile, kiedy wydawało się, że miasto przeżyje naród. Jednakże nastąpił proces Wszystkie wiersze w przekładzie Józefa Waczkowa.

Księżna Libusza 19 odrodzenia narodowego, a w jego szczytowym okresie znów zabrzmiało proroctwo Libuszy jako manifestacyjny przejaw woli życia narodu. Mój drogi naród czeski dość ma sił, nic go nie zmoże, będzie w chwale żył! Tak śpiewała Libusza w finale opery Smetany podczas otwarcia Teatru Narodowego, i od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku śpiew ten roz­ brzmiewał podczas wszelkich uroczystości narodowych, w chwilach ra­ dości i triumfu, ale także w okresach zwątpienia i głębokiej depresji. Libusza Smetany śpiewa swoje proroctwo na Skale Vyszehradzkiej. W świadomości narodowej wyobrażenie mądrej księżny od dawna złą­ czyło się z tą historyczną siedzibą czeskich władców z rodu Przemysła. Ale nie zawsze tak było. Libusza Kosmasa w ogóle nie znała Vyszehradu. Wzniosła gród Libu- szin w pobliżu wsi Zbeczna, a więc opodal miejsca, gdzie według tego sa­ mego kronikarza stał również gród jej ojca, Kroka. Tu dokonała aktu założenia Pragi. Grodziszcze vyszehradzkie powstało dopiero po jej śmierci. Wzniósł je Przemysł dla obrony przed zbuntowanymi czeskimi amazonkami, które ufortyfikowały się na przeciwległym Dievinie. Po­ dobnie opisuje przebieg wydarzeń Dalimil i kilku innych kronikarzy (Neplach, Marignola). Dopiero Przibik Pulkava w czasach Karola IV umiejscawia proroctwo Libuszy na Vyszehradzie. Lokalizacja ta utrwala się potem i rozpowszechnia przede wszystkim pod wpływem Wacława Hajka z Liboczan, który nadając swojej Kronice zbeletryzowaną formę skupił wszystkie najstarsze podania czeskie wokół Vyszehradu i połączył w ten sposób szereg epickich opowieści w cykl vy- szehradzki; cykl ten odcisnął się w zbiorowej świadomości narodu naj­ pierw jako rzeczywistość historyczna, potem jako fantastyczna baśń, w końcu zaś jako symboliczny mit. Przed Hajkiem cykl vyszehradzki nie koncentrował się tak wokół Skały Vyszehradzkiej jak znany nam dzisiaj, a ponadto nie był pełny. Kosmas, Dalimil i ich pierwsi kontynuatorzy oprócz założenia Pragi opracowywali głównie dwa epizody cyklu: uczynienie Przemysła mężem Libuszy, a tym samym władcą ziemi czeskiej, oraz białogłowską wojnęł. Te dwa zdarzenia, które kronikarze od początku beletryzują i rozwijają, stoją u progu dziejów stolicy królestwa czeskiego. Najstarsze wersje podań vyszehradzkich krążą wokół różnych wzgórz w okolicy Pragi, znanych i nieznanych, mających nazwę i bez nazwy (Libin, Cłwrasten, Psary, Petrzyn i in.), by w końcu przylgnąć do Skały Vyszehradzkiej, która tworzy dla nich niezwykle sugestywną naturalną scenerię. Potem zbiegają się tutaj za nimi inne podania — rodzime i importowane, oparte na rzeczywistych faktach lub zmyślone — prze-

20 Mit Yyszehradu nikają się wzajemnie w różnych układach i ulegają dalszemu rozwinięciu. Hajek nie tylko znacznie rozbudował epicko przytaczane przez daw­ niejszych kronikarzy podania, ale wprowadził do cyklu vyszehradzkiego dwa nowe motywy, tak przy tym sugestywne, że utworzyły w nim wy­ raźne dominanty poboczne. Są to opowieści o silnym Bivoju oraz o ry­ cerzu Horymirze i jego koniu Szemiku. Pierwsza jest wariantem rozsze­ rzonego podania herbowego, pochodzenie drugiej opowieści, czy histo­ ryczne, czy też literackie, nie zostało dotychczas ustalone. Siłacz, który na cześć swej ukochanej, w tym wypadku książęcej córki Tetki, pokonał odyńca i żywego przyniósł na zamek vyszehradzki z pobliskich Kaw- czych Gór, oraz postać rycerza, który uniknął kary śmierci dzięki po­ kazowemu skokowi swego konia Szemika ze Skały Vyszehradzkiej na drugi brzeg Wełtawy — to typowe motywy poezji rycerskiej, lubującej się w tego rodzaju sportowych wyczynach bohaterów i ich koni. Bez względu na to, czy Hajek znalazł gdzieś swoje opowieści, czy też — jak mu wytykano — wymyślił je sam, jedno jest pewne: nadzwyczaj szczę­ śliwie wzbogaciły one w zakresie motywów i stylu całość cyklu vysze- hradzkiego. Szczególnie rycerz na koniu, rzucający się potężnym skokiem ze Skały Vyszehradzkiej, znakomicie uzupełniał postać księżny wiesz­ czącej z tej skały sławę swojego narodu i jego stolicy. Podania vyszehradzkie w ujęciu starych kronikarzy, zwłaszcza Hajka, są już wprawdzie nasycone duchem sławienia przeszłości narodowej, jednakże poszczególne ich epizody i postacie nie są jeszcze jednolicie wystylizowane na symbole mitu narodowego; uczynił to dopiero patrio­ tyczny romantyzm XIX wieku w swoich dziełach, od Rękopisu Zielono­ górskiego poczynając, aż po Libuszę Smetany i Zeyera. Szczególnie Kosmas, piszący swoją Kronikę w czasach, gdy stare wierzenia pogańskie nie zostały jeszcze całkowicie wyparte przez nową wiarę, nie może wybaczyć praojcom narodu czeskiego ich pogańskich praktyk. W charakterystyce mądrych córek Kroka stosuje antyczne porównania, które w jego rozumieniu wcale nie są pochlebne. Zielarkę Kazi przyrównuje do kolchidzkiej trucicielki Medei, Tetka, będąca „no­ sa wścibskiego kobietą bardzo” (tak przełożyli łaciński tekst uczeni wy­ dawcy zbioru Fontes rerum bohemicarum), kojarzy mu się z czarodziej­ ką Kirke, która, jak wiadomo, zamieniła towarzyszy Odyseusza w świ­ nie, wieszcząca Libusza przypomina mu Sybillę Kumańską. Wszystkie razem nazywa Eumenidami (w przekładzie „wścieklice”), a w swym gniewnym wypadzie przeciw czarom i gusłom czyni je odpowiedzial­ nymi za szerzenie i podtrzymywanie wśród Czechów wiary w pogań­ skie bóstwa. Jednakże pierwszy czeski kronikarz wyzwolił pogańską pramatkę książęcego rodu z tego pogańskiego zaklęcia zmyśleniem proroctwa Li-

Księżna Libusza 21 buszy o założeniu Pragi; w jego ujęciu staje się ono apologią dwóch chrześcijańskich świętych, świętego Wacława i świętego Wojciecha, któ­ rych kultem zwycięska nowa religia zastępowała i wypierała kult sta­ rych bóstw pogańskich. Ta dosyć bezsensowna korektura, czyniąca z pogańskiej księżny admi­ ratorkę świętych nowej wiary, była bardzo potrzebna. Stare podania bowiem, objaśniające pochodzenie panującej dynastii, stawały się rów­ nież podstawą prawną dla jej roszczeń do korony czeskiej wobec rywali, a w tej sytuacji powiązanie założycielki rodu ze zwycięskim światopo­ glądem stanowiło ważny argument. Ponieważ Przemyślidom istotnie udało się założyć i umocnić państwo czeskie, ich tradycja dynastyczna stopniowo stawała się tradycją pań­ stwową. Potwierdził to władca z nowej dynastii, która przejdą sukce­ sję po Przemyślidach, Luksemburg, urodzony z matki Przemyślidówny, Karol IV, ustanowionym przez siebie nowym regulaminem koronacyj­ nym, wyraźnie nawiązującym do legendy Przemyślidów. Gdy o wiele później Habsburgowie usiłowali zniszczyć czeską tra­ dycję państwową i zastąpić ją własną tradycją dynastyczną, legenda vy- szehradzka stała się w pełnym znaczeniu tego słowa tradycją narodową, w końcowej fazie walk prawnopaństwowych wręcz antydynastyczną. Z drugiej strony jednak krzewiciele tradycji ustnej i czytelnicy kro­ nik traktowali historie z czeskiej starożytności jako zbiór krotochwil- nych opowiadań, rozrastający się na skutek włączania nowych mo­ tywów i tematów oraz wolnej adaptacji importowanych motywów wę­ drownych; te zaś mogą ulec jeszcze większemu odchyleniu od charakte­ ru wzniosłości, jakiego cykl z biegiem czasu nabywał pod wpływem wzmagającej się tendencji patriotyczno-apologetycznej. I tak w dawniejszych książkach o Pradze oraz w beletrystycznych opracowaniach jej pradziejów znajdziemy jeszcze jedno podanie doty­ czące Libuszy, przez dziewiętnastowieczną tradycję patriotyczną staran­ nie usunięte z cyklu, nawet nie z powodu niewiarygodności historycznej, lecz dlatego że pozostawało w jaskrawej sprzeczności z tworzącym się mitem narodowym. Podanie dotyczy malowniczego i dość zagadkowego ornamentu na Skale Vyszehradzkiej, który tworzą ruiny jakiejś budowli w samym środku skalnego cypla nad rzeką. Trzeźwa nauka uważa je za resztki starego wodociągu lub wieży strażniczej. Podanie nazywa je Łaźnią Libuszy i opowiada, że legendarna księżna kąpała się tu ze swoimi ko­ chankami, gdy zaś miała ich dosyć, strącała nieszczęśników przez zapa­ dlisko skalne do rzeki. Coś takiego mogła robić pogańska czarodziejka Kosmasa, ale w żadnym wypadku wieszczka narodowa Smetany. Historycy nie zajmowali się podaniami. Skoro wątpili w istnienie

22 Mit Vyszehradu samej Libuszy, nie należało wierzyć w jej kochanków, a skoro nie istniała ani Libusza, ani jej kochankowie, nie miał kto kogo strącać ze skały do rzeki. Folkloryści, jeśli wspominali o tym podaniu, odrzucali je jako nierodzimą germańską przymieszkę do mitologii słowiańskiej. Wprawdzie źródłem tego poglądu było przekonanie romantyków — wówczas również już obalone — o rdzennej słowiańskości mitów vysze- hradzkich, jednakże późne wystąpienie tego motywu świadczy o tym, że istotnie mamy do czynienia z późniejszym uzupełnieniem cyklu vy- szehradzkiego. Nie ulega bowiem wątpliwości, że jest to międzynarodowy motyw wędrowny; z różną lub też całkiem nieokreśloną lokalizacją często wy­ stępuje we francuskiej i niemieckiej literaturze XVI wieku. Stamtąd prze­ niknął ido podań vyszehradzkich. Można wszakże pokusić się o uściślenie drogi, jaką przebyło to niecne oszczerstwo, które spadło na naszą czcigodną księżnę. Niemal identycz­ ne podanie związane jest z nie istniejącą już dzisiaj wieżą paryską (la Tour de Nesle), która stała tuż nad Sekwaną. Pewna francuska kró­ lowa zwabiała tam ponoć żaków, zaś po wyrafinowanej lekcji artis ama- toriae zrzucała ich do rzeki. Jeden z nich, późniejszy słynny filozof Bu- ridan (1300—1358), ocalił się dzięki temu, że umiał pływać, i zdradził straszną tajemnicę paryskiej wieży. Pierwszą aluzję do tego podania czy też prawdziwego faktu znajdu­ jemy w wierszu słynnego poety francuskiego XV wieku, Franęois Vil- lona. Później ta ponura legenda bardzo się rozpowszechniła. Kierując się datami określającymi czas jej powstania szukano niesławnej bohaterki wśród królowych francuskich tej doby. Oprócz kilku innych podejrze­ wano o to zwyrodnialstwo również Blankę, pierwszą małżonkę króla Ka­ rola IV. Oczywiście nie jest to ta Blanka i ten Karol IV, których znamy z historii czeskiej. Chodzi o Blankę Burgundzką, pierwszą, wypędzoną żonę Karola IV Pięknego, króla francuskiego. Jednakże ten francuski Karol poprzez drugie swoje małżeństwo został szwagrem Jana Luksem­ burga, syn Jana przebywał na jego dworze i przy bierzmowaniu przy­ brał jego imię, które potem rozsławił jako król czeski i cesarz rzymski. Także wymieniona przez Villona Małgorzata Burgundzką oraz wszystkie pozostałe królowe, brane pod uwagę w związku z tym podaniem, okre­ sem i środowiskiem, bliskie były czeskim Luksemburgom. Toteż całkiem możliwe, że podanie przyszło do Pragi z Luksemburga­ mi i ich dworem, a później przylgnęło do zagadkowej ruiny w obsza­ rze wielkiego siedliska podań na Skale Vyszehradzkiej i utrzymało się tutaj w tradycyjnej nazwie tajemniczego zwaliska. Ale podanie o zbrodniczym przeznaczeniu vyszehradzkiej ruiny mia­ ło jeszcze jeden wariant, według którego król Wacław IV uśmiercał tam

Legendy kultowe i patriotyczne 23 swoich wrogów. Tak więc Łaźnia Libuszy stała się nierozłączną czę­ ścią drastycznego obrazu okrucieństw i zbrodni, jakie wrogie kroniki oraz legenda świętojańska wytworzyły wokół postaci króla, którego gnuśność rzekomo przyczyniła się do wybuchu rewolucji husyckiej. Dzisiaj panuje opinia, że obiekt na Skale Vyszehradzkiej, zwany Łaź­ nią Libuszy, wzniesiono podczas przebudowy Vyszehradu przez Karo­ la IV. W takim wypadku pierwszeństwo zyskałby oczywiście wariant do­ tyczący Wacława IV, ponieważ współcześni, którzy pamiętali powstanie tej budowli, nie mogli łączyć jej z dziejami pradawnej księżny, a ponadto znali niewątpliwie jej pierwotne przeznaczenie. Łaźnia Libuszy obróciła się w ruinę prawdopodobnie po zdobyciu Vyszehradu przez husytów i wtedy stała się siedliskiem legend z dawnej lub niedawnej przeszłości. Wprawdzie odnotowane w kronikach podania vyszehradzkie przeka­ zywane były jako fakty historyczne, a Hajek nawet opatrzył je ścisłymi datami, lecz późniejsza historiografia zaprzeczyła ich autentyczności i przesunęła je w dziedzinę przedhistorycznych baśni. Sam Vyszehrad natomiast istotnie był obiektem historycznym wiel­ kiej wagi już od zarania naukowo udokumentowanych dziejów ziemi czeskiej. Ale jego historia nic nie dodawała do cyklu pradawnych podań. Domniemana siedziba Libuszy pozostała filialną siedzibą rezydujących na Zamku Praskim władców z dynastii Przemyślidów i Luksemburgów, chociaż niektórzy z nich wybudowali tam sobie pałace i okresowo lub nawet stale w nich przebywali. Zwłaszcza Karol IV dokładał starań, by sława Vyszehradu rozbłysła na nowo. Nadał mu istotną rolę w ceremo­ niale koronacyjnym, a tron, łykowe łapcie i torba pierwszego czeskiego księcia miały przypominać monarchom starodawne, ale i demokratyczne pochodzenie ich władzy. Jednakże wkrótce po śmierci Karola Vyszehrad, jako baszta obronna popleczników Zygmunta, został zdobyty i zburzony przez husytów. Królowie czescy już tam nie powrócili. Ale i w okresie pohusyckim Vyszehrad pozostał bastionem Kościoła. Probostwo i kapituła vyszehradzka, założona w XI wieku przez Przemy­ ślidów, stały się dziedzicami vyszehradzkiej sławy. W tym środowisku zrodził się następnie nowy cykl podań, a raczej legend. Różnił się bar­ dzo od starych mitów pogańskich, jednakże w pewnych okresach, zwłasz­ cza w czasach kontrreformacyjnego baroku, niemal całkiem je przesła­ niał. Legendy te przeważnie mają charakter kultowy. Związane są z jakimś określonym przedmiotem, który następnie wykorzystywany jest, szcze­ gólnie przez propagandę kontrreformacyjną, do organizowania indywi­ dualnych i masowych pielgrzymek i zgromadzeń. I tak wierni pielgrzy­ mują na Vyszehrad do cudownego obrazu Matki Boskiej Deszczowej, chroniącej przed suszą i nieurodzajem, i do kamiennej trumny świę­

24 Mit Yyszehradu tego Longina, która ponoć, gdy husyci wrzucili ją do Wełtawy, wbrew prawom natury unosiła się na powierzchni wody; jedynie ciało świętego opadało coraz niżej, aż wytworzyło bezdenną głębię pod Skałą Vy- szehradzką. Nad tym miejscem, gdzie pogrążyło się w rzece, podobno zabłysły gwiazdy. Wyraźnie występuje tutaj tendencja kontrreformacyjna i pokrewieństwo z legendą świętojańską. Ale najpopularniejsze legendy vyszehradzkie wiążą się z postacią świętego Piotra, któremu od dawien dawna poświęcony był kościół vy- szehradzki. Pobożny król Karol IV, namiętny zbieracz relikwii, przywiózł na Vyszehrad kawałek kamiennej płyty z ołtarza jakiegoś włoskiego ko­ ścioła, wmurowanej tam podobno przez samego założyciela Kościoła ka­ tolickiego i pierwszego jego papieża. Postać tego świętego szczególnie nadawała się do obrony władzy ko­ ścielnej, której reprezentantką i nosicielką była również kapituła vy- szehradzka, przed ingerowaniem władzy świeckiej w jej kompetencje. Tej tendencji podporządkowana była także najstarsza vyszehradzka le­ genda o świętym Piotrze. W bazylice vyszehradzkiej był obraz, który kapituła kazała nawet zreprodukować na swojej pieczęci. Przedstawiał świętego Piotra, jak smaga kańczugiem po obnażonych plecach siedzącego człowieka. Tym karanym grzesznikiem był król Fryderyk z dynastii Przemyślidów, który podobno przywłaszczył sobie jakąś wieś należącą do kapituły vysze- hradzkiej i podarował ją swojemu faworytowi. W nocy zjawił się święty Piotr i własnoręcznie wymierzył mu karę za samowolny czyn. Król się pokajał, wieś zwrócił, a na łożu śmierci podobno zezwolił, aby kapituła odtworzyła tę poniżającą scenę na swojej pieczęci. I tak symboliczna scena ukorzenia władzy świeckiej przez głowę Kościoła wyobrażona na vyszehradzkiej pieczęci przez wieki głosiła nadrzędność władzy kościel­ nej, co tak zgorszyło cesarza Józefa II, że chciał zabronić kapitule uży­ wania tej prowokacyjnej pieczęci, a odstąpił od tej decyzji jedynie dlatego, że chodziło o monarchę z zamierzchłej przeszłości. Lecz postać karzącego świętego jeszcze intensywniej żyła w legendzie łączącej się z inną dziwną relikwią, która na pewien okres nawet zaćmi­ ła sławę Vyszehradu jako kolebki czeskich dziejów. Otóż na środku vyszehradzkiej świątyni długi czas leżały trzy po­ tężne odłamy wielkiej kolumny, nad nimi zaś ziała w stropie dziura, której jakoby nie dało się zamurować. Relacje odwiedzających Pragę, zwłaszcza w XVII i XVIII wieku, są świadectwem, jak ceniony był ten osobliwy rekwizyt i z jakim zapałem pokazywano go wszystkim gościom, nawet najdostojniejszym. Jego pochodzenie wyjaśniała następująca legenda: pewien vyszehradzki ksiądz założył się z diabłem (poszczególne warianty legendy różnie po-

Legendy kultowe i patriotyczne 25 dają powód zakładu), że szybciej odprawi mszę, niż diabeł przyniesie kolumnę z bazyliki Sw. Piotra w Rzymie. Zwyciężyłby diabeł, gdyby nie wdał się w to sam święty Piotr, który po drodze trzykrotnie strącił go wraz z kolumną do morza. Wskutek tego wysłannik piekła dobrnął na Vyszehrad akurat w chwili, gdy ksiądz kończył święty obrzęd, i z wściekłości cisnął kolumnę na ziemię tuż nad bazyliką yyszehradzką. Kolumna przebiła sklepienie i spadła na środek świątyni. Jej odłamy i nie dająca się zamurować dziura w stropie miały świadczyć o tym cu­ downym wydarzeniu. Podanie owo we wszystkich swoich wariantach należy do bardzo roz­ powszechnionych motywów wędrownych, jego odmiany występują w naj­ rozmaitszych okresach i środowiskach. Ale jest rzeczą interesującą, co sprawiło, że przywędrowało na Vyszehrad i zostało włączone do całkiem odrębnego kręgu mitów i baśni. Przede wszystkim, podobnie jak w wy­ padku Łaźni Libuszy, znajdował się tu zagadkowy obiekt niewiadomego lub zapomnianego pochodzenia: trzy odłamy kolumny w nawie bazyliki, a nad nimi dziura w stropie. Później uznano, że owe kawały kamienia zostały wstrzelone do świątyni przy którymś oblężeniu Vyszehradu. Nie­ którzy interpretatorzy w dbałości o to, by podanie we wszystkich punk­ tach znalazło naturalne wyjaśnienie, dodawali, że dowódca husycki, kie­ rujący palbą, nazywał się Czert. Nowsze badania skłaniają się raczej do poglądu, że kolumna pierwotnie służyła do odmierzania czasu. Prawdopodobnie odegrało tu rolę również wyobrażenie chłoszczącego świętego, utrwalone w pamięci ludzkiej przez obraz i pieczęć kapitulną, choć w owych czasach grzeszny król z rodu Przemyślidów dawno już zapadł w niepamięć. Oczywista, bardziej światli goście zwiedzający Vyszehrad nie zawsze przyjmowali to podanie z równą wiarą jak prosty lud. I tak w roku 1632 kurfirst saski podobno zakonkludował ostrożnie: „Mag’s wahr sein, mag’s auch nicht wahr sein.”* Ale wkrótce potem legenda została potwierdzona, i to przez najbardziej wiarygodnego świadka. W roku 1665 sekretarz konsystora praskiego otrzymał list z Rzymu od znajomego księdza, po­ chodzącego z okolic Kladna — list zawierał sensacyjną wiadomość. Ksiądz, znany egzorcysta, leczył opętanego przez diabła Szwajcara na­ zwiskiem Jakub Zimmermann (dane, jak widać, są bardzo dokładne) i po bardzo ciężkich zabiegach udało mu się wypędzić z jego ciała hordę diabłów o bardzo dźwięcznych imionach; w ciele nieszczęsnej ofiary pa­ noszyli się sami książęta piekieł — Dragon, Belzebub, Lucyper, Hodel, Psegzet i inni. Ku zdumieniu egzorcysty jeden z diabłów, imieniem Zar- dan, zaczął mówić po niemiecku i przyznał się, że to on przeniósł niegdyś Może to i prawda, a może nie. (niem.)

26 Mit Yyszehradu kolumnę z Rzymu na Vyszehrad. Było to doprawdy niezbite świadectwo i jeszcze w roku 1861 prałat vyszehradzki Wojciech Ruffer w Historii Vyszehradzkiej zamknął swą polemikę ze sceptykami apodyktycznym osądem: „Czart przyniósł tę kolumnę z Rzymu i inaczej nie godzi się mówić ani wierzyć. Zardan wiedział to najlepiej, skoro ją niósł.” Jednakże dla niektórych dowód ten nie był wystarczający. Egzorcysta zapomniał zapytać diabła, kiedy się to zdarzyło. Toteż gdy w roku 1695 paryski lekarz Charles Patin, dotknięty już sceptycyzmem zbliżającego się Oświecenia, zapytał swych przewodników po Vyszehradzie, kiedy to się stało, byli nieco skonsternowani. Powiedziano mu, że przed wieloma tysiącami lat. Lecz nawet kacerska poniekąd uwaga, że wobec tego świę­ ty Piotr bił się z czartem na tysiące lat przed swym urodzeniem i że równie dawno przed narodzeniem Chrystusa na Vyszehradzie była już odprawiana msza, nie zachwiała vyszehradzian w ich zbożnej wierze. Jeszcze ostrzej zareagował cesarz Józef II oświadczając, że w ko­ ściele ludzie powinni się modlić, a nie ględzić o diabłach; kolumnę kazał usunąć z kościoła, a dziurę w stropie zamurować. Kanonicy vysze- hradzcy, aby dogodzić cesarzowi i nie obrazić przy tym świętego Piotra, umieścili na zworniku sklepienia skrzyżowane klucze świętopiotrowe i od tej pory strop istotnie trzymał. Usunięte z bazyliki odłamy kolumny oglądał także drugi z następców Józefa, cesarz Franciszek I, który domniemany cud skwitował dobro­ dusznym dowcipem; kiedy opowiadano mu, że kolumna składa się z kilku rodzajów kamienia, z których jeden jest niezwykle cenny, drugi bardzo twardy, a trzeci cuchnie, najjaśniejszy pan podobno rzekł: „Ta kolumna cuchnie? Z tego by wynikało, że diabeł coś na niej zostawił.” W ten sposób niezależnie od Vyszehradu mitycznego zrodził się Vy- szehrad barokowy. Na bazie tych opowieści usiłowano wytworzyć tra­ dycję, przede wszystkim Jan Florian Hammerschmied (1652—1735), opo- wiadacz dawnych dziejów czeskich, interpretujący je w duchu patrio­ tycznym i kontrreformacyjnym. Jego obszerne dzieło Gloria et Maiestas Sacro-sanctae, regiae Wissehradensis Ecclesiae SS. apostolorum Petri et Pauli, które stało się punktem wyjścia dla historiografii vyszehradzkiej, przedstawia właściwie dzieje bazyliki i złączonej z nią instytucji kościel­ nej. Starodawne podania są tu jedynie swojego rodzaju wstępem, ele­ mentem centralnym natomiast, mitologizującym, są cuda świętego Piotra, diabelska kolumna i vyszehradzka Matka Boska Deszczowa. Przedziwne pomieszanie szczerego, gorącego patriotyzmu i zaintere­ sowania przeszłością narodu z klerykalną stronniczością upodabnia Ham- merschmieda do wielu jego następców w godnościach kościelnych na Vyszehradzie, zwłaszcza do odnowiciela chwały Vyszehradu w drugiej połowie XIX wieku, prałata Wacława Sztulca.

Legendy kultowe i patriotyczne 27 Natomiast barokowy patriotyzm o innym zabarwieniu, można rzec „balbinowskim” 2, wzbogacił podania vyszehradzkie o jeszcze jeden człon — do Skały Vyszehradzkiej przylgnął mianowicie wariant podania o bla- nickich rycerzach, które było reakcją na upadek narodu czeskiego i pod­ trzymywało nadzieję na podźwignięcie się z tego upadku. Również we wnętrzu Skały Vyszehradzkiej (zaś podług innej wersji we wnętrzu pobliskiej Skały Braniokiej) śpią ponoć rycerze, „jeźdźcy vyszehradzcy”, którzy w najcięższej dla narodu chwili przybędą mu z pomocą. Strzeże ich tam czeski lew o dwu ogonach; raz w roku wy­ chodzi na świat i ryczy w dolinę — jeśli ten ryk pozostaje bez odpo­ wiedzi, wraca do wnętrza skały, a rycerze śpią dalej. W powszechnej świadomości narodu podanie vyszehradzkie było przy­ tłoczone przez wersję blanicką, żyło jednak jako podanie lokalne i zostało tu uzupełnione osobliwym dodatkiem. Podobno hufiec vyszehradzkich rycerzy coraz bardziej rośnie w siłę, gdyż powiększają go ci, którzy utonęli w bezdennej głębi pod Skałą Vyszehradzką. I tak mityczne na­ rodowe wojsko stało się widmowym zastępem topielców. Nie koniec na tym, deformacja podania poszła jeszcze dalej, aż do zastosowania go w praktyce. Prawdopodobnie nauczyciele w miejscowych szkołach prze­ rabiali je na lekcjach, bo niedawno „jeźdźcy vyszehradzcy” naprawdę się pojawili, tylko że w całkiem nieoczekiwanej i niepożądanej postaci — ten tradycyjny przydomek przybrała osławiona banda chuliganów. Oczy­ wiście stało się to w czasach, kiedy mit Vyszehradu przekroczył punkt kulminacyjny swojego rozwoju i utracił aktualność. Włączenie blanickiej legendy do kręgu podań vyszehradzkich jest już wyraźnym znamieniem procesu polegającego na tym, że cykl opowiadań epickich — w których zbiorowa twórczość fabularyzacyjna osnuwała grubym kokonem trudne do wyłuskania ziarnka faktów historycznych — nabierał znaczenia symbolicznego, stawał się mitem narodowym. Głów­ nym motywem tego mitu był kontrast między dawną chwałą a obecnym upadkiem narodu. Przedtem podania vyszehradzkie nie zawierały tego akcentu. Były wprawdzie osnute pewnym nimbem starodawności, umacniającym po­ czucie dumy narodowej, ale nie wybijały się w jakiś szczególny sposób nad inne świadectwa o minionej sławie narodu przekazane przez kroni­ karzy. W dawnych czasach na przykład chrześcijański mit świętego Wacława oddziaływał o wiele silniej niż pogański mit vyszehradzki. W owym długim okresie, gdy Vyszehrad przestał być siedzibą kró­ lewską, a tym samym i miejscem, gdzie powstawała historia, jeszcze zaś nie stał się symbolem narodowym, gdy z ceremoniału koronacyjnego zniknęły łykowe łapcie i zgrzebna torba praojca pierwszego' rodu kró­ lewskiego, podania vyszehradzkie traciły swą doniosłość historyczną, lecz

28 Mit Yyszehradu zachowały powab beletrystyczny. Cieszyły się niesłabnącym powo­ dzeniem wśród czytelników jako interesujące historie, i to nie tylko wśród czytelników czeskich, ale i obcych, którym obojętna była ich treść narodowa. Na ich przykładzie można prześledzić ciekawy proces, jak starodawne opowieści o ziemi czeskiej, zapisane przez kronikarzy, przechodzą z historii poprzez literaturę do bajki, i to w szerokim zakre­ sie międzynarodowym. Kronika Hajka w niedługim czasie została przełożona na niemiecki, jego pierwszy kontynuator, biskup Dubravius, który przejął ze swego wzoru cały opis starożytnego okresu dziejów czeskich, pisał po łacinie, jak dawniej Kosmas i inni. Humanistyczny intelektualista Aeneas Sil- vius Piccolomini zapoznał z dziejami czeskimi przenikniętą duchem no­ woczesności, wykształconą Europę renesansową i w ten sposób podania vyszehradzkie rozeszły się po świecie i zapłodniły literatury różnych na­ rodów. Libusza wieszcząca, rozstrzygająca spór zwaśnionych braci i powołu­ jąca wprost od pługa na tron założyciela pierwszej czeskiej dynastii, a także Przemysł i szczegóły osadzenia go na tronie, czeskie Amazonki i Horymir ze swoim Szemikiem stają się w XVII i XVIII wieku ulubio­ nym tematem niemieckich powieści i dramatów, włoskich oper i innych dzieł literackich; z tej wdzięcznej studni tematów literackich czerpie również słynny dramatopisarz hiszpański Felix Lope de Vega. W osobliwej formie i w osobliwym celu wykorzystał motyw o księżnej Libuszy polski poeta barokowy Wacław Potocki w utworze napisanym w roku 1676 i jej imieniem zatytułowanym, a przeznaczonym prawdo­ podobnie do wystawienia przy jakiejś uroczystości weselnej. Jest to coś w rodzaju baletu, któremu towarzyszy wierszowany dialog. Apollo z dziewięcioma Muzami i z Pegazem na dokładkę tańczą drabanta i dy­ skutują przy tym, czy lepiej się żenić, czy nie żenić. Dyskusję zagaja Apollo opowieścią o Libuszy, „gładkiej dziewce”, która powodowana żądzą władzy nie chciała mieć nad sobą ni pana, ni męża. Rozmowa od­ biega od tematu i przechodzi w satyrę na kobiety, w końcu jednak dzieje Libuszy przechylają szalę na korzyść małżeństwa. Wprawdzie epicki te­ mat był dla polskiego autora jedynie pretekstem do snucia rozważań ogólnych, równie dobrze mógł być zastąpiony innym, lecz ojczyzna Li­ buszy nie jest dlań nie znaną krainą. Mówi, iż zdarzyło się to w „sław­ nym królestwie czeskim, graniczącym z Polską”, w czasach gdy dwu­ głowy „orzeł czy też sęp” nie wydarł mu jeszcze swobody wyboru wład­ cy. Zawarta w tym była aktualna aluzja polityczna, gdyż Polska broniła się przed absolutyzmem królewskim, jaki Habsburgowie zaprowadzili w Czechach. Do spopularyzowania podań yyszehradzkich w świecie najbardziej

Mit Yyszehradu w literaturze 29 przyczynił się pisarz niemiecki J. K. A. Musaus, włączając je — w bardzo swobodnej i wzbogaconej przez siebie interpretacji — do swego zbioru baśni ludowych (wychodziły w latach 1782—1786). Zbiór ten stał się kopalnią tematów dla wielu wybitnych i mniej wybitnych literatów niemieckich. W ten sposób Libusza ze swym legendarnym orszakiem znalazła się w towarzystwie ludowych oraz popularnych wśród ludu po­ staci ze świata baśni. Wszystkie te najrozmaitsze powieści, poematy i dramaty posługują się motywami vyszehradzkimi z całkowitą dowolnością, rozwijają je i ukła­ dają w barwne, często bardzo skomplikowane mozaiki epickich opowie­ ści, przeplecionych romansami miłosnymi, romantycznymi przygodami i scenami bojowymi. Z lakonicznych relacji Kosmasa, rozbudowanych przez Hajka, wysnuwa się równie bujna nić fantazji jak z podań o woj­ nie trojańskiej, Karolu Wielkim i jego bohaterskim Rolandzie oraz in­ nych błędnych rycerzach średniowiecza. Waleczne czeskie Amazonki są godnymi towarzyszkami odważnych, a zarazem powabnych, niekiedy na­ wet sentymentalnych pięknych dziewic harcujących na koniach po Euro­ pie i innych częściach świata w poematach Ariosta, Tassa i ich licznych kontynuatorów. Jednakże opracowania te pozbawione są zabarwienia na­ rodowego, toteż podania uważane są za międzynarodowe lub niemieckie. Jeśli nawet napomyka się w nich o Czechach, a zwłaszcza o Vyszehra- dzde, to bardzo niewyraźnie. Ta sytuacja uległa zmianie pod koniec XVIII wieku, kiedy niemiecki filozof-humanista J. G. Herder objawił Europie ogromną wartość zbio­ rowej twórczości ludowej, zaś w podaniach ze starych kronik dopatrywał się reliktów dawnej ludowej epiki bohaterskiej. W tym rozumieniu włą­ czył niektóre z nich do swego słynnego zbioru pieśni ludowych różnych narodów. Wśród nich znalazła się również opowieść O stole książęcym (Fiirstentafel, 1779), w której Herder na podstawie kroniki Hajka dał własną wierszowaną wersję historii księżnej Libuszy i Przemysła. Nieco później powstała podobnie opracowana romanca o Horymirze (Das Ross aus dem Berge, 1796). Wprawdzie obydwa utwory zostały zaliczone do pieśni niemieckich, ale u nas, gdzie ich czeskie pochodzenie było dobrze znane, to zaszczytne umieszczenie w zbiorze filozofa, który w in­ nym swoim dziele przepowiadał Słowianom wielką przyszłość, wywołało głęboki oddźwięk i stało się podnietą i wsparciem dla ruchu czeskiego odrodzenia. Prąd romantyczny — dla rozwoju którego dzieło Herdera było równie potężną sprężyną jak idee J. J. Rousseau — gruntownie zmienił stosunek czytelników do tego rodzaju tematyki. Silniej niż barwność fabuły utwo­ rów romantycznych zaczął działać czar świadectwa dawnych dziejów i zapadłej w otchłani niepamięci, a teraz wynurzającej się z niej za po-

30 Mit Yyszehradu średnictwem poezji, zamierzchłej kultury narodowej: z klechdy stawał się mit. Tak właśnie odbierał podania vyszehradzkie kontynuator Herdera w romantycznym odczuciu i entuzjazmie dla twórczości ludowej, zbie­ racz niemieckich pieśni ludowych Clemens Brentano. Wojny napoleońskie rzuciły tego frankfurckiego ziomka Goethego do Czech. Zachwycił się Pragą, jej pięknem i pełną chwały historią i w duchu romantycznego uwielbienia dla odległej przeszłości napisał tu swoją wierszowaną sztukę o założeniu Pragi (Die Grundung Prags, 1815); opracował w niej podania o Libuszy i Przemyśle. Planował dalsze podobne utwory, o wojnie biało- głowskiej i o początkach chrześcijaństwa w Czechach, lecz plany te speł­ zły na niczym. Sztuka kończy się patetycznie proroctwem Libuszy o przyszłej sławie Pragi, wiernie odtworzonym w całości podług Kosmasa i Hajka. W od­ różnieniu od Herdera, który nie znał Czech, Brentano miał świadomość narodowego charakteru tych podań i umiejętnie nawiązał do przepowied­ ni swego nauczyciela o wielkiej przyszłości Słowiańszczyzny, w jego czasach popartej zwycięstwem Rosji nad Napoleonem. Wspomina o tym w pieśni wstępnej, w której uzasadnia, dlaczego dedykował swój utwór „najdostojniejszej Słowiance”, wielkiej księżnie Katarzynie Pawłownej, księżnie Oldenburskiej, która w tym okresie odwiedziła Pragę. Kontynuatorami Herdera i Brentana w opracowywaniu tej tematyki byli niektórzy poeci czesko-niemieccy, przede wszystkim przyjaciel Pa- lackiego — Karol Egon Ebert; ich dzieła, utrzymane w duchu romantycz­ nego widzenia przeszłości, zawierają też silny akcent patriotyzmu lokal­ nego. Ale tematyka ta znęciła również nieprzyjaznego Czechom poetę habsburskiego Wiednia, Franza Grillparzera. W opracowaniach Herdera i Brentana Vyszehrad jako arena opisywa­ nych wydarzeń niemal nie występuje. Herder lokalizuje je w nieokreślo­ nym miejscu, Brentano jest dokładniejszy, ale z jego tekstu można wy­ wnioskować, że umiejscawia proroctwo Libuszy raczej na Petrzynie. Zrozumiałe, że te stare dzieje jeszcze bardziej fascynowały rdzennych Czechów, podsycając budzący się w nich patriotyzm. Na tych, którzy mieszkali w Pradze, czar starodawności działał jeszcze silniej dzięki sugestywnej naturalnej scenerii. Poza tym oczy romantyków widziały inaczej niż trzeźwe oko racjonalisty doby józefińskiego Oświecenia. Dla nich potężna skała, przekornie wrzynająca się w koryto Wełtawy, z ta­ jemniczą ruiną w niedostępnym miejscu pośrodku, była jakby stworzona do tego, aby ewokować prastare dzieje, zbliżone do tych, które fascy­ nowały przedromantyczną Europę w szkockich pieśniach Osjana. W do­ datku wrażenia wzrokowe były w początkach ubiegłego wieku wzmoc­ nione przez tło muzyczne. Ulubioną rozrywkę prażan stanowiły wówczas

Mit Yyszehradu w literaturze 31 przejażdżki łodziami wokół Skały Vyszehradzkiej, a towarzyszyła im gra na rogach leśnych, których dźwięki odbijały się od masywu skalnego potężnym echem. Toteż mit vyszehradzki z silnie dźwięczącym akcentem świętej tra­ dycji narodowej i wyraźnie występującym motywem Skały Vysze- hradzkiej rozwinął się już w literaturze odrodzenia czeskiego. Ale pełnię rozkwitu osiągnął dopiero w dziełach czeskich romantyków. Sztuki z tematyką vyszehradzką znajdujemy już w repertuarze „Budy” Thama; nie różniły się one wszakże od analogicznych sztuk niemieckich, może jedynie silniej podkreślanym patriotyzmem. Grupa poetycka Puch- majera odnosiła się do starych podań ze sceptycznym uśmieszkiem wieku oświeconego. Jej czołowy poeta, Sebastian Hnievkovsky, strawestował w stylu pieśni jarmarcznej legendę o diabelskiej kolumnie na Vyszehra- dzie, zaś bohaterskie wyczyny czeskich Amazonek opiewał w poemacie „komiczno-bohaterskim”. Tak więc w odradzającej się literaturze cze­ skiej mit vyszehradzki pojawił się w burleskowej deformacji. Nagle jednak nastąpiła zmiana. W roku 1816 Praga poznała kilka wierszy, które w przedziwny sposób wychynęły na światło dzienne. Mło­ dy, początkujący poeta czeski Józef Linda przy pisaniu używał jako podnóżka starej księgi. Pewnego dnia obejrzał ją dokładniej i na opra­ wie odkrył stary rękopis poematu, zaczynający się apostrofą: O, ty nasze słońce, Vyszehradzie mocny! Śmiało i hardo na stromej skale stoisz na postrach wszystkim postronnym. Toczy się bystra rzeka pod tobą, toczy się rzeka Wełtawa jara* Po czym następowało kilka strof o tematyce miłosnej. Z tych kilku strof sugestywnie przemówił do czytelników mit Vyszehradu. W lako­ nicznych słowach był tu nakreślony monumentalny wizerunek stromej skały, którą opływała bystra rzeka, przy czym obraz ten był wystylizo­ wany na symbol sławy narodowej, siły i odporności przeciw wszystkie­ mu, co obce. Ale największe wrażenie wywierał fakt, że archaiczny język poematu umiejscawiał go w czasach, gdy ze szczytu Skały Vyszehradz- kiej władała i sądziła księżna Libusza jako przedstawicielka czeskiej suwerenności narodowej i skąd przepowiedziała wielką przyszłość stolicy * Transponuję wiersz na język współczesny, ponieważ jego archaiczne formy w odczuciu współczesnego czytelnika niweczyłyby ich oddziaływanie estetyczne. W czeszczyźnie doby Machy brzmiały inaczej. Natomiast w cytowanych poniżej wierszach Rękopisu Zielonogórskiego archaizmy wzmagają oddziaływanie estetyczne, (przyp. aut.)

32 Mit Yyszehradu swego narodu. Poemat wszedł do literatury jako Pieśń pod Vyszehradem i początkowo wierzono w jego starodawność. Ten pierwszy akord romantycznego patriotyzmu czeskiego został nie­ bawem wzmocniony dalszymi odkryciami, jeszcze donioślejszymi. Odkry­ to Rękopis Królowodworski i Rękopis Zielonogórski. Nieliczne głosy po­ wątpiewania szybko zmuszono do milczenia. Naród uwierzył w prawdzi­ wość rzekomo starodawnych zabytków, zwłaszcza kiedy za ich przyczyną przeniknął do świadomości zagranicy i na ich podstawie zostało mu przy­ znane miejsce wśród narodów o najdawniejszej kulturze. Jedną z najistotniejszych cech tych zabytków była integracja różnych lokalnych patriotyzmów w ogólnonarodową świadomość czeskości. Dla­ tego Rękopisy dotyczą rozmaitych dzielnic Czech i Moraw, wśród których Praga zajmuje oczywiście pozycję naturalnego centrum i głowy. Znaleziony wcześniej Rękopis Królowodworski, odnoszący się prze­ ważnie do późniejszych okresów historycznych, opiewa najróżniejsze dzielnice. Lecz Praga jest tu zaprezentowana wspaniale odmalowanym krajobrazem, w którym widok na potężny Vyszehrad uzupełnia nie mniej sugestywny, a pod względem artystycznym jeszcze znakomiciej opracowany widok na lewy brzeg Wełtawy: Na wierchu, gdzie stawam, po kraj boru wszystka Praha milczy w jutrznim spaniu, Wełtawa się dymi mgłą zaranną, Za Prahą pobłękitniały góry, za górami siwy wschód przedświtu. Poematem vyszehradzkim w pełnym znaczeniu tego słowa jest nato­ miast Rękopis Zielonogórski, jakoby najstarodawniejszy. On również za­ czyna się opisem przyrody, będącym apostrofą do Wełtawy: Oj, Wletawo, przecz ty mieszasz wody, przecz ty mieszasz wody srebropiene? Zali cie kołysa łuta burza, co z szyrokich niebies zmięta tucze, głowy gor zielenych opłakawa, złotopiaskie ślozy wysypawa? Następujący po tej apostrofie opis sądu Libuszy nie jest wyłącznie romantyczną opowieścią, jak w innych starych opracowaniach, lecz su­ gestywnym poetyckim zobrazowaniem wysokiej kultury pramieszkańców ziemi czeskiej oraz ich demokratycznych ustanowień. Jak wiadomo, odkrycia Lindy i Hanki uznane zostały za falsyfikaty. Jednakże istota oddziaływania Rękopisów tkwiła nie tylko w rzekomej, zakwestionowanej później starodawności, ale w artystycznej sile widzę-

Mit Vyszehradu w literaturze 33 nia poetyckiego, które nie miało równego sobie w literaturze czeskiej zarówno w chwili odkrycia Rękopisów, jak i przez dobry dziesiątek lat później. Zwłaszcza cytowany trojaki motyw krajobrazu Pragi niemal wrósł w świadomość narodową i stał się niewyczerpanym źródłem na­ tchnienia czeskiej poezji, a także muzyki i sztuk pięknych. Znajduje odzwierciedlenie w poetyckich obrazach Vrchlickiego i Zeyera, zapładnia wyobraźnię plastyczną Manesa, Alesza i Myslbeka, dźwięczy w muzyce Smetany. Wcześniej jednak rozwija się w dziele poety, który w dobie znalezienia Rękopisów przeżywał „piękny, dzieciństwa swego wiek”, niebawem zaś wystąpił jako raagnus parens całej nowożytnej poezji czeskiej. Gdy w roku 1834 zmarł Józef Linda, Karol Hynek Macha w wierszu, któremu później nadano tytuł Na śmierć czeskiego poety, gorąco opła­ kiwał tego, co poetyckim słowem ożywił dawne czeskie dzieje: Pusta bez niego świątynia Klio, a Vyszehrad ongi sławny stoi jako królów kołyska i grób. Nie mamy żadnych wiadomości o jakichś bliższych stosunkach między odkrywcą Pieśni Vyszehradzkiej i autorem Maja. Jednakże wspomnienia ich współczesnych, a przede wszystkim same utwory Machy najlepiej świadczą, jak głęboko oddziałał na niego motyw Vyszehradu, tak silnie pobrzmiewający w owych mistyfikacjach. Jeden z jego najbliższych przyjaciół, Karol Sabina, w' swoich pracach poświęconych Masze kilkakrotnie wspomina o wspólnych przechadzkach na Vyszehrad i opisuje, z jakim wzruszeniem Macha spoglądał ze Skały Vyszehradzkiej na okoliczną krainę — tam kształtowało się jego widze­ nie poetyckie i szukało swego poetyckiego wyrazu. W jednym z tych wspomnień wkłada mu się w usta słowa: „Zaiste, gdyby mnie los w najodleglejsze krańce świata zagnał, nie mógłbym inaczej, lecz przywędrowałbym z czasem na stary Vyszehrad, by myśl swoją spojrzeniem nań pokrzepić! Nic na świecie nie wszczepiło mi się tak w serce i pamięć jak pieśń: «0, ty nasze słońce, Vyszehradzie mocny!*, i żadna jeszcze poezja tak silnie mną nie wstrząsnęła. Nie tylko przez wzgląd na to, co w niej tkwi, lecz w znacznie większej mie­ rze przez wzgląd na to, co we mnie obudziła i wciąż od nowa budzi, stała się dla mnie świętą. Zwraca myśl moją ku Vyszehradowi, ten zaś ku całym dziejom naszym. Ta vyszehradzka skała zaiste zda mi się ka­ mieniem mądrości czeskiej. Po cóż gdzie indziej go szukać? Tu oto stoi i kryje w sobie wszystko, co jest rdzennie czeskie i czysto narodowe. Winna by i poezja nasza mocniejszymi więzami złączyć się ze skałą ową, winna by i literatura nasza goręcej do niej przylgnąć, aniżeli to czyni. 3 — P raga, legenda i rzeczyw istość