Nalini Singh
Prezent dla Kit'a.
źródło:
darmowe opowiadanie umieszczone na stronie www autorki
Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego
Korekta: veressa_22
„Kit!”
Kit naciągnął na głowę poduszkę.
„Kit!”
„Co?”
Najpierw poczuł falę skwierczącej energii, a potem jego wyciągnęła mu poduszę spod głowy.
„Wstawaj, pobudka braciszku.”
Prychnął na Rin'ę. „Czy musisz być skowronkiem?”
„A czy ty musisz być wrzodem na tyłku?” Przysiadła na jego łóżku i ręką zmierzwiła mu włosy.
„Przestań, jestem już żołnierzem.” Ale nie odsunął się od niej.
Rina uśmiechnęła się. „Mój mały braciszek żołnierzem. Moje serce aż całe drży.”
„Ugryzę cię – po mojej drzemce. Odejdź.”
Zamiast tego Rina pochyliła się i dała mu całusa w policzek. „Nie, za bardzo mnie kochasz. A teraz
podnieś swój leniwy tyłek z łóżka.” Powiedziała, gdy wychodziła z jego pokoju.
„Dlaczego? Jestem już po zmianie.” I był wystarczająco koci i by cieszyć się leniuchowaniem
w łóżku. Zwłaszcza, że była dopiero – przesunął się odrobinę i skupił swoją uwagę na zegarze
ściennym – siódma rano. W sobotę.
„Mam dla ciebie niespodziankę.” Zawołała z kuchni.
Zaciekawiła tym go. Leopard Kit'a nie był tak dociekliwy, jak niektórzy inni przedstawiciele jego
gatunku, ale słowo „niespodzianka” zdecydowanie działało na niego jak kocimiętka. I Rina
doskonale zdawała sobie z tego sprawę. „Czy to cała trupa nagich tańczących dziewczyn?”
„Może. Robię ci śniadanie, więc się pośpiesz, zanim wystygnie.”
Jego brwi uniosły się. Rina była jedną z największych twardzielek na świecie, ale naprawdę
traktowała go jak młodszego brata – zawsze wiedział, że będzie stała przy nim nawet w samym
środku piekła. Ale mimo tej więzi, nigdy go nie rozpieszczała. Więc przygotowanie śniadania było
rzadkością. Było to wystarczająco rzadkie, by poważnie go tym zaintrygowała.
Teraz już całkowicie rozbudzony wstał, wziął szybki prysznic, a potem ubrał się w dżinsy i białą
koszulkę. Przejechał grzebieniem po włosach i zdecydował, że jest gotowy, a potem poszedł za
zapachem naleśników z bananem i wiórkami czekoladowymi. „O matko.” Przykleił się do talerza,
który Rin'a właśnie położyła na stole.
„Cokolwiek zrobiłem, co wprawiło cię w tak dobry humor, obiecuję, że będę to robił co tydzień.”
Uśmiechnęła się, ze swoimi jasnymi blond włosami związanymi w kucyk wyglądała na
piętnastolatkę. „Jeżeli komukolwiek powiesz, że byłam taka miła, to włożę ci do łóżka pająki.”
„Ha.” Zrobił niezadowoloną minę, mimo pełnych ust. „Nie boję się pająków.”
„Tak, tak, twardzielu.” Siadła naprzeciw niego i szybko zjadła własne śniadanie. „Skończyłeś?”
Przytaknął. „Posprzątam, skoro ty gotowałaś.”
„Zostaw to na razie.” Skinęła głową w stronę drzwi i wstała. „Chodź na przejażdżkę przystojniaku.”
Zastanawiając się z powodu jej nastroju założył buty i poszedł za nią. Przewróciła oczami, gdy
podszedł do strony kierowcy i usiadła na miejscu pasażera. Nienawidził, gdy go ktoś woził, i choć
Rina też była osobnikiem dominującym, nauczyła się już, że to była jedna z rzeczy, o którą nie
warto było się kłócić. „Dokąd?”
„Do alei wodospadów.”
Uśmiechnął się na myśl o pięknym skrawku lasu, który tak nazwali będąc dziećmi. Usiadł
wygodnie i złapał za kontrolki do ręcznej jazdy.
„Więc jak ci idzie z kociakiem, który się w tobie zauroczył?” Powiedział, gdy jechali przy
akompaniamencie porannej mgły.
Jęknęła. „Zamknij się.”
„Bylibyście fajną parą, choć pewnie musiałabyś nauczyć go paru ruchów.”
„Mów tak dalej narwańcu.” W jej głosie głośno i wyraźnie przebrzmiewał kot.
Śmiejąc się nadal jechał przez piękną dolinę Yosemite. Drzewa przybrały delikatniejszy wygląd na
skutek szeptów mgły. „Więc nadal podlegasz pod Dorian'a?”
„Tak.”
„Jak ci idzie?” Wiedział, że miała problemy z Barker'em — facet zakochał się w niej, a Rina była
zbyt silna, by zaakceptować rozkazy od faceta, który pozwalał jej przejąć wodzę w innym aspekcie
życia.
Wydała z siebie pomruk zadowolenia. „Regularnie kopie mnie w jaja.”
„Yyy, Reen? Ale ty ich nie masz.”
„Według niektórych, mam. I to włochate i duże.” Uśmiechnęła się. „Dorian jest w porzadku. Zna
się na swoich sprawach. Gdybym potrafiła strzelać tak jak on…”
„Nie masz wystarczającej cierpliwości.” Chłodna i analityczna część jego umysłu znała zalety
i słabości każdego w Ciemnej Rzece. „Ale masz umiejętności i zdolności by być wyjątkowym
żołnierzem pierwszej linii.”
„Dorian też tak powiedział.” Posłała mu przeszywające spojrzenie. „Dorastasz Kiciu.”
Zawarczał.
A ona uśmiechnęła się układając się wygodnie w swoim siedzeniu. „Rok temu nie powiedziałbyś
czegoś takiego.”
„Rok temu myślałem, że jestem niezwyciężony.” Zaparkował na wydzielonym obszarze do
parkowania pojazdów, wysiadł i poszedł znajomym szlakiem. „Uwielbiam to. Uwielbiam być
tutaj.” Jego leopard rozciągnął się, zadowolony i skory do zabawy. „Chcesz później pójść
pobiegać?”
„Tak.” Tym razem jej uśmiech miał w sobie cień smutku.
Objął ją ramieniem. „Ej, co ci jest?”
„Później.”
Spacerowali w ciszy, aż doszli do powalonego pnia, który był ich osobistym wyznacznikiem.
Z tamtego miejsca mogli widzieć całą dolinę piękną, skąpaną w mgle.
„Gdy byłeś szkrabem, a ja miałam dwanaście lat, Tata powiedział mi coś.” Powiedziała Rina,
siadając na kłodzie obok niego.
„Tak?” Pierś Kit'a zacisnęła się na wspomnienie rozmazanej twarzy jego ojca.
„Powiedział, że wie, że istnieje szansa, że jego i mamy nie będzie w pobliżu, by zobaczyć jak
stajesz się dorosły.”
Kit przytaknął. W tych czasach większość ludzi żyła długo ponad sto lat, ale mama jego i Rin'y nie
tylko urodziła ich późno. Urodziła się z chorobą genetyczną, której nawet nauka krańca XXI wieku
nie mogła wyleczyć. Kit miał swoją mamę aż do czternastu lat. Jego ojciec żył jedynie kilka lat
dłużej – wystarczająco długo, by Rina skończyła osiemnaście lat, a Lucas obiecał, że jej i Kit'owi
nigdy niczego nie będzie brakowało.
„Tęsknię za nimi jak jasna cholera.” Powiedział. „Chciałbym, żeby Tata mógł mnie teraz zobaczyć,
wiesz? Byłby ze mnie bardzo dumny, że stałem się żołnierzem. A mama, rozpieszczałaby nas jak
szalona, bez względu na to ile mielibyśmy lat.”
Rina dotknęła jego policzka. „Mieli w ciebie absolutną wiarę.” Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła
parę srebrnych nieśmiertelników.
Wpatrywał się w nie, gdy położyła mu je na ręce.
„Miałam ci je dać, gdy dostaniesz rangę żołnierza.”
Zalała go fala emocji, gdy przeczytał inskrypcję na pierwszym nieśmiertelniku. „Jesteśmy z ciebie
bardo dumni synu. Mama i Tata.” Drugi nieśmiertelnik rozmazał się, a on musiał mrugnąć kilka
razy, by przełknąć pęd uczuć, by móc ją przeczytać. Ten miał na sobie jego imię i nazwisko i rangę
żołnierza Ciemnej Rzeki, a na tyle imiona jego mamy, taty i Rin'y. Jego ręka zacisnęła się wokół
nich.
Gdy Rina wstała i odeszła trochę od kłody wiedział, że dawała mu prywatność, by mógł pogrążyć
się w żałobie, w pamięci, by docenić ten prezent. „Dzięki.” Wyszeptał w stronę niebios.
Na jego ramiona spadł delikatny płaszcz liści, tak jakby to była ich odpowiedź. Uśmiechnął się,
założył łańcuszek z nieśmiertelnikami i podszedł do Rin'y. „Dobra z ciebie siostra Reen.”
Walnęła go łokciem. „Cicho.”
Śmiejąc się wyciągnął w górę ręce. „Nikomu nie powiem, obiecuję.” Ale w prywatności umysłu
pomyślał, że mężczyzna, który będzie w stanie wygrać jej dzikie serce będzie cholernym
szczęściarzem.
„Choć bachorze, pobiegamy.”
Kit zawahał się. „Możemy zrobić to w ludzkiej formie?”
Oczy Rin’y powędrowały do nieśmiertelników. „Jasne.”
Nie mógł ich zawsze nosić – były zbyt cennym podarunkiem, by zaryzykować ich zgubienie
podczas zmiany postaci, ale dzisiaj, będzie je miał na sobie … i będzie czuł miłość rodziców
w każdym kliknięciu metalu o metal.
Nalini Singh Prezent dla Kit'a. źródło: darmowe opowiadanie umieszczone na stronie www autorki Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego Korekta: veressa_22 „Kit!” Kit naciągnął na głowę poduszkę. „Kit!” „Co?” Najpierw poczuł falę skwierczącej energii, a potem jego wyciągnęła mu poduszę spod głowy. „Wstawaj, pobudka braciszku.” Prychnął na Rin'ę. „Czy musisz być skowronkiem?” „A czy ty musisz być wrzodem na tyłku?” Przysiadła na jego łóżku i ręką zmierzwiła mu włosy. „Przestań, jestem już żołnierzem.” Ale nie odsunął się od niej. Rina uśmiechnęła się. „Mój mały braciszek żołnierzem. Moje serce aż całe drży.” „Ugryzę cię – po mojej drzemce. Odejdź.” Zamiast tego Rina pochyliła się i dała mu całusa w policzek. „Nie, za bardzo mnie kochasz. A teraz podnieś swój leniwy tyłek z łóżka.” Powiedziała, gdy wychodziła z jego pokoju. „Dlaczego? Jestem już po zmianie.” I był wystarczająco koci i by cieszyć się leniuchowaniem w łóżku. Zwłaszcza, że była dopiero – przesunął się odrobinę i skupił swoją uwagę na zegarze ściennym – siódma rano. W sobotę. „Mam dla ciebie niespodziankę.” Zawołała z kuchni. Zaciekawiła tym go. Leopard Kit'a nie był tak dociekliwy, jak niektórzy inni przedstawiciele jego gatunku, ale słowo „niespodzianka” zdecydowanie działało na niego jak kocimiętka. I Rina doskonale zdawała sobie z tego sprawę. „Czy to cała trupa nagich tańczących dziewczyn?” „Może. Robię ci śniadanie, więc się pośpiesz, zanim wystygnie.” Jego brwi uniosły się. Rina była jedną z największych twardzielek na świecie, ale naprawdę traktowała go jak młodszego brata – zawsze wiedział, że będzie stała przy nim nawet w samym środku piekła. Ale mimo tej więzi, nigdy go nie rozpieszczała. Więc przygotowanie śniadania było rzadkością. Było to wystarczająco rzadkie, by poważnie go tym zaintrygowała. Teraz już całkowicie rozbudzony wstał, wziął szybki prysznic, a potem ubrał się w dżinsy i białą koszulkę. Przejechał grzebieniem po włosach i zdecydował, że jest gotowy, a potem poszedł za zapachem naleśników z bananem i wiórkami czekoladowymi. „O matko.” Przykleił się do talerza, który Rin'a właśnie położyła na stole. „Cokolwiek zrobiłem, co wprawiło cię w tak dobry humor, obiecuję, że będę to robił co tydzień.” Uśmiechnęła się, ze swoimi jasnymi blond włosami związanymi w kucyk wyglądała na
piętnastolatkę. „Jeżeli komukolwiek powiesz, że byłam taka miła, to włożę ci do łóżka pająki.” „Ha.” Zrobił niezadowoloną minę, mimo pełnych ust. „Nie boję się pająków.” „Tak, tak, twardzielu.” Siadła naprzeciw niego i szybko zjadła własne śniadanie. „Skończyłeś?” Przytaknął. „Posprzątam, skoro ty gotowałaś.” „Zostaw to na razie.” Skinęła głową w stronę drzwi i wstała. „Chodź na przejażdżkę przystojniaku.” Zastanawiając się z powodu jej nastroju założył buty i poszedł za nią. Przewróciła oczami, gdy podszedł do strony kierowcy i usiadła na miejscu pasażera. Nienawidził, gdy go ktoś woził, i choć Rina też była osobnikiem dominującym, nauczyła się już, że to była jedna z rzeczy, o którą nie warto było się kłócić. „Dokąd?” „Do alei wodospadów.” Uśmiechnął się na myśl o pięknym skrawku lasu, który tak nazwali będąc dziećmi. Usiadł wygodnie i złapał za kontrolki do ręcznej jazdy. „Więc jak ci idzie z kociakiem, który się w tobie zauroczył?” Powiedział, gdy jechali przy akompaniamencie porannej mgły. Jęknęła. „Zamknij się.” „Bylibyście fajną parą, choć pewnie musiałabyś nauczyć go paru ruchów.” „Mów tak dalej narwańcu.” W jej głosie głośno i wyraźnie przebrzmiewał kot. Śmiejąc się nadal jechał przez piękną dolinę Yosemite. Drzewa przybrały delikatniejszy wygląd na skutek szeptów mgły. „Więc nadal podlegasz pod Dorian'a?” „Tak.” „Jak ci idzie?” Wiedział, że miała problemy z Barker'em — facet zakochał się w niej, a Rina była zbyt silna, by zaakceptować rozkazy od faceta, który pozwalał jej przejąć wodzę w innym aspekcie życia. Wydała z siebie pomruk zadowolenia. „Regularnie kopie mnie w jaja.” „Yyy, Reen? Ale ty ich nie masz.” „Według niektórych, mam. I to włochate i duże.” Uśmiechnęła się. „Dorian jest w porzadku. Zna się na swoich sprawach. Gdybym potrafiła strzelać tak jak on…” „Nie masz wystarczającej cierpliwości.” Chłodna i analityczna część jego umysłu znała zalety i słabości każdego w Ciemnej Rzece. „Ale masz umiejętności i zdolności by być wyjątkowym żołnierzem pierwszej linii.” „Dorian też tak powiedział.” Posłała mu przeszywające spojrzenie. „Dorastasz Kiciu.” Zawarczał. A ona uśmiechnęła się układając się wygodnie w swoim siedzeniu. „Rok temu nie powiedziałbyś czegoś takiego.” „Rok temu myślałem, że jestem niezwyciężony.” Zaparkował na wydzielonym obszarze do parkowania pojazdów, wysiadł i poszedł znajomym szlakiem. „Uwielbiam to. Uwielbiam być tutaj.” Jego leopard rozciągnął się, zadowolony i skory do zabawy. „Chcesz później pójść pobiegać?” „Tak.” Tym razem jej uśmiech miał w sobie cień smutku. Objął ją ramieniem. „Ej, co ci jest?” „Później.” Spacerowali w ciszy, aż doszli do powalonego pnia, który był ich osobistym wyznacznikiem.
Z tamtego miejsca mogli widzieć całą dolinę piękną, skąpaną w mgle. „Gdy byłeś szkrabem, a ja miałam dwanaście lat, Tata powiedział mi coś.” Powiedziała Rina, siadając na kłodzie obok niego. „Tak?” Pierś Kit'a zacisnęła się na wspomnienie rozmazanej twarzy jego ojca. „Powiedział, że wie, że istnieje szansa, że jego i mamy nie będzie w pobliżu, by zobaczyć jak stajesz się dorosły.” Kit przytaknął. W tych czasach większość ludzi żyła długo ponad sto lat, ale mama jego i Rin'y nie tylko urodziła ich późno. Urodziła się z chorobą genetyczną, której nawet nauka krańca XXI wieku nie mogła wyleczyć. Kit miał swoją mamę aż do czternastu lat. Jego ojciec żył jedynie kilka lat dłużej – wystarczająco długo, by Rina skończyła osiemnaście lat, a Lucas obiecał, że jej i Kit'owi nigdy niczego nie będzie brakowało. „Tęsknię za nimi jak jasna cholera.” Powiedział. „Chciałbym, żeby Tata mógł mnie teraz zobaczyć, wiesz? Byłby ze mnie bardzo dumny, że stałem się żołnierzem. A mama, rozpieszczałaby nas jak szalona, bez względu na to ile mielibyśmy lat.” Rina dotknęła jego policzka. „Mieli w ciebie absolutną wiarę.” Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła parę srebrnych nieśmiertelników. Wpatrywał się w nie, gdy położyła mu je na ręce. „Miałam ci je dać, gdy dostaniesz rangę żołnierza.” Zalała go fala emocji, gdy przeczytał inskrypcję na pierwszym nieśmiertelniku. „Jesteśmy z ciebie bardo dumni synu. Mama i Tata.” Drugi nieśmiertelnik rozmazał się, a on musiał mrugnąć kilka razy, by przełknąć pęd uczuć, by móc ją przeczytać. Ten miał na sobie jego imię i nazwisko i rangę żołnierza Ciemnej Rzeki, a na tyle imiona jego mamy, taty i Rin'y. Jego ręka zacisnęła się wokół nich. Gdy Rina wstała i odeszła trochę od kłody wiedział, że dawała mu prywatność, by mógł pogrążyć się w żałobie, w pamięci, by docenić ten prezent. „Dzięki.” Wyszeptał w stronę niebios. Na jego ramiona spadł delikatny płaszcz liści, tak jakby to była ich odpowiedź. Uśmiechnął się, założył łańcuszek z nieśmiertelnikami i podszedł do Rin'y. „Dobra z ciebie siostra Reen.” Walnęła go łokciem. „Cicho.” Śmiejąc się wyciągnął w górę ręce. „Nikomu nie powiem, obiecuję.” Ale w prywatności umysłu pomyślał, że mężczyzna, który będzie w stanie wygrać jej dzikie serce będzie cholernym szczęściarzem. „Choć bachorze, pobiegamy.” Kit zawahał się. „Możemy zrobić to w ludzkiej formie?” Oczy Rin’y powędrowały do nieśmiertelników. „Jasne.” Nie mógł ich zawsze nosić – były zbyt cennym podarunkiem, by zaryzykować ich zgubienie podczas zmiany postaci, ale dzisiaj, będzie je miał na sobie … i będzie czuł miłość rodziców w każdym kliknięciu metalu o metal.